Reaktory typu SMR boleśnie zweryfikowane. Jak wypada technologia, która ma zagościć w Polsce?
Małe reaktory modułowe to nagłośnione rozwiązanie, które miałoby być stosowane także na terenie naszego kraju. Ale czy taka technologia faktycznie wykazuje potencjał, który sprawi, że uda się go wykorzystać w praktyce?
Wspólną cechą reaktorów SMR stawianych w różnych częściach świata są… opóźnienia. Na przykład inwestycja w Chinach zajęła dwanaście lat, choć miała zostać zrealizowana trzykrotnie szybciej. W Rosji plan zakładał budowę reaktorów w trzy lata, lecz ostatecznie udało się tego dokonać po trzynastu. W Argentynie natomiast zamiast czterech lat budowa trwa już trzynaście i… końca nie widać.
Wydany raport nie nastraja zbyt optymistycznie. Stoją za nim przedstawiciele IEEFA (Institute for Energy Economics and Financial Analysis), którzy przyjrzeli się około 80 koncepcjom na realizację technologii SMR. Takowe pojawiły się w różnych częściach świata i znajdują się obecnie na zróżnicowanych etapach rozwoju.
Jak w ogóle definiuje się małe reaktory modułowe? Najprościej rzecz ujmując, chodzi o reaktory jądrowe, których moc nie przekracza 300MW. Pojedyncze takie urządzenie może dostarczyć energii dla nawet 30 000 domów, dzięki czemu mogłoby wystarczyć do spełnienia potrzeb energetycznych małego miasta. Oczywiście w teorii brzmi to świetnie, ale doświadczenie nauczyło nas, że rzeczywistość nie zawsze pokrywa się z oczekiwaniami.
Autorzy raportu nie pozostawili na obecnie rozważanych reaktorach SMR suchej nitki. Jak stwierdzili, tego typu urządzenia są jak na razie zbyt drogie, powolne i ryzykowne. Mówiąc dokładniej, ich budowa znacząco się przeciąga, co z kolei przekłada się na rosnące koszty takiego przedsięwzięcia. I to właśnie ten ostatni aspekt wzbudza największe wątpliwości wśród ekspertów zajmujących się tematem.
SMR, czyli małe reaktory modułowe, są zdaniem ekspertów zbyt problematyczne. Ich budowa trwa dłużej niż zakładano, a do tego dochodzą wysokie koszty
Poza tym naukowcy sugerują, że fundusze przeznaczane na rozwój tej technologii mogłyby trafić tam, gdzie dałoby się je wykorzystać szybciej i z mniejszą szkodą dla środowiska. Chodzi rzecz jasna o odnawialne źródła energii. Gdyby zainwestować środki z SMR w budowę farm fotowoltaicznych i wiatrowych czy projektowanie bądź produkcję akumulatorów, to być może efekt byłby lepszy.
Wspólną cechą reaktorów SMR stawianych w różnych częściach świata są… opóźnienia. Na przykład inwestycja w Chinach zajęła dwanaście lat, choć miała zostać zrealizowana trzykrotnie szybciej. W Rosji plan zakładał budowę reaktorów w trzy lata, lecz ostatecznie udało się tego dokonać po trzynastu. W Argentynie natomiast zamiast czterech lat budowa trwa już trzynaście i… końca nie widać.
Mimo to czołowi gracze na rynku, tacy jak Westinghouse czy NuScale przekonują, że będą w stanie zrealizować swoje zlecenia w ciągu 36-48 miesięcy. W przypadku GE-Hitachi zapewnienia są nawet bardziej śmiałe, gdyż mowa o czasie budowy wynoszącym zaledwie dwa lata. Mając na uwadze wszystkie te problemy, trudno sobie wyobrazić, by technologia SMR faktycznie okazała się tak rewolucyjna, jak mogliśmy jeszcze do niedawna wierzyć.
Małe reaktory atomowe miały powstawać w Polsce jak grzyby po deszczu pod koniec bieżącej dekady i tylko niektórzy eksperci nieśmiało wspominali, że ta technologia jeszcze nigdzie nie działa. Okazało się, że technologia technologią, ale cały projekt wywrócić mogą potencjalne koszty. Kontrahent KGHM nie wybuduje przez to swoich pierwszych reaktorów w stanie Utah.
Projekt budowy małych reaktorów atomowych w Polsce może być zagrożony
Kontrahent KGHM z NuScale Power nie wybuduje swoich pierwszych reaktorów w stanie Utah
Ryzykowny wzrost kosztów może przekreślić realizację projektu w Polsce
NuScale Power poinformowała w środę, że osiągnęła porozumienie z grupą energetyczną w Utah w sprawie zakończenia projektu małego reaktora modułowego. Akcje NuScale spadają o aż 34 proc.
“Pomimo znacznych wysiłków obu stron na rzecz rozwoju CFPP, wydaje się mało prawdopodobne, by projekt miał wystarczającą liczbę subskrypcji, aby kontynuować wdrażanie. Dlatego UAMPS i NuScale wspólnie ustaliły, że zakończenie projektu jest najrozważniejszą decyzją dla obu stron” — podała spółka w komunikacie.
— Nasza praca z CFPP w ciągu ostatnich dziesięciu lat doprowadziła technologię NuScale do etapu komercyjnego wdrożenia; osiągnięcie tego kamienia milowego jest ogromnym sukcesem, który będziemy nadal rozwijać we współpracy z przyszłymi klientami — powiedział prezes i dyrektor generalny NuScale, John Hopkins. — NuScale będzie kontynuować, wraz z innymi naszymi klientami krajowymi i międzynarodowymi, wprowadzanie na rynek naszej amerykańskiej technologii SMR i rozwój amerykańskiej bazy produkcyjnej energetyki nuklearnej, tworząc miejsca pracy w całych Stanach Zjednoczonych. Dziękujemy firmie UAMPS za współpracę, która umożliwiła ten postęp” — dodał.
Kontrakt z KGHM
Warto w tym miejscu przypomnieć, że NuScale Power razem z KGHM miał postawić pierwszy mały reaktor atomowy (SMR) w Polsce, a ruszyć miał on w 2029 lub 2030 r. KGHM podpisując umowę w 2022 r. zainteresowany był większym reaktorem o mocy 77 MW niż ten, który miał być jako pierwszy postawiony w USA (50 MW). A konkretnie miała to być konfiguracja sześciomodułowa o łącznej mocy 462 MW z umiejscowieniem w Legnickiej Specjalnej Strefie Ekonomicznej. Wydano już nawet zgodę środowiskową. Może się okazać, że te plany trzeba będzie “zawiesić na kołku”.
W styczniu firma NuScale podała, że docelowa cena energii z elektrowni wyniesie 89 dol za megawatogodzinę, co stanowi wzrost o 53 proc. w porównaniu z poprzednimi szacunkami wynoszącymi 58 dol. To budzi obawy co do gotowości klientów do zapłaty — pisze Reuters.
89 dol. to 369 zł, a cena energii na TGE to obecnie 434 zł za MWh, przy czym były dni, jak 4-6 listopada, kiedy cena była poniżej 300 zł za MWh, a 15 października nawet poniżej 100 zł. W tej sytuacji rentowność inwestowania w podobny projekt staje pod znakiem zapytania.
“Niefortunna wiadomość”
Rzecznik Departamentu Energii po publikacji potencjalnej ceny wyprodukowanej przez SMR-y energii stwierdził, że to niefortunna wiadomość, ale dodał: “Wierzymy, że dotychczasowe prace nad CFPP będą cenne dla przyszłych projektów związanych z energią jądrową”.
“Chociaż nie ma gwarancji powodzenia każdego projektu, DOE nadal dokłada wszelkich starań, aby wdrożyć te technologie w celu zwalczania kryzysu klimatycznego i zwiększenia dostępu do czystej energii” – powiedział rzecznik.
Jak przypomina Reuters, w 2020 r. Departament Energii zatwierdził finansowanie elektrowni o wartości 1,35 mld dol. w ciągu 10 lat, znanej jako Projekt Energii Bezemisyjnej, z zastrzeżeniem środków Kongresu. Od 2014 r. NuScale otrzymało od działu około 600 mln dol. na wsparcie projektowania, licencjonowania i lokalizacji projektu.
NuScale planowało opracować projekt obejmujący sześć reaktorów o mocy 462 MW we współpracy z Utah Associated Municipal Power Systems (UAMPS) i uruchomić go w 2030 r. Kilka miast wycofało się jednak z projektu ze względu na wzrost kosztów.
Projekt trwa
John Hopkins, prezes i dyrektor generalny NuScale, powiedział w komunikacie, że firma będzie kontynuować, wraz z innymi klientami krajowymi i międzynarodowymi, wprowadzanie na rynek technologii amerykańskich małych reaktorów modułowych (SMR) i zwiększanie amerykańskiej bazy produkcyjnej w dziedzinie energetyki jądrowej.
NuScale ma nadzieję zbudować SMR oprócz Polski jeszcze w: Rumunii, Kazachstanie i na Ukrainie. Oczekiwano, że elektrownia NuScale w Utah będzie pierwszą elektrownią SMR, która uzyska licencję na budowę amerykańskiej Komisji Regulacji Jądrowej (NRC). Jednak NuScale stwierdziło, że wydaje się mało prawdopodobne, aby projekt miał wystarczającą liczbę subskrypcji, by kontynuować wdrażanie.
W drugim kwartale br. spółka miała 5,8 mln dol. przychodu i 29,7 mln dol. straty netto. Dysponowała 215 mln dol. w gotówce i nie była obciążona długami. W trakcie roku firma przewiduje, że środki pieniężne skurczą się o 102-142 mln dol. Oznacza to, że bez zasilenia zewnętrznego, jeśli nie pojawią się przychody, pieniędzy starczy na dwa lata działania, może mniej.
Istniejące amerykańskie elektrownie jądrowe, które są dużo większe niż SMR, zapewniają prawie połowę praktycznie bezemisyjnej energii wytwarzanej w USA. SMR miały pasować do zastępowania zamykanych elektrowni węglowych i lokalizacji w odległych miejscach.
Zwolennicy nowej technologii twierdzą, że projekt jest bezpieczniejszy niż dzisiejsze reaktory — pisze Reuters. Jak dotąd jedynie projekt SMR firmy NuScale został zatwierdzony przez NRC. Publiczne pieniądze amerykańskie na rzecz NuScale zostały przyznane w ramach pozakonkurencyjnego narzędzia finansowania, które wprowadzono przed przyjęciem ustaw energetycznych i klimatycznych za rządów Joe Bidena.
=============================
Wizja „małego atomu” w Polsce się oddala? Jest dementi KGHM
Amerykanie wstrzymali właśnie swój pierwszy projekt SMR w Utah. Akcje NuScale spadły na nowojorskiej giełdzie o 34 proc.
===========================
Ledwo pojawiła się informacja, że amerykański NuScale wycofał się z budowy w stanie Utah pierwszych, małych reaktorów atomowych, a przyszła nowa mocna wiadomość. Według nieoficjalnych informacji pozyskanych przez “Rzeczpospolitą” Amerykanie wypowiedzieli umowę KGHM. KGHM po kilku godzinach to zdementował. Wizja polskiej energii z atomu jeszcze w tej dekadzie jest bardzo niepewna.
Amerykańska firma NuScale wypowiedziała umowę o rozwoju małych reaktorów jądrowych polskiemu gigantowi miedziowemu KGHM – dowiedziała się “Rzeczpospolita”. Kilka godzin później w serwisie X (dawniej Twitter) KGHM zamieścił komunikat z dementi.
Amerykanie wstrzymali właśnie swój pierwszy projekt SMR w Utah. Akcje NuScale spadły na nowojorskiej giełdzie o 34 proc. Ich też zapytaliśmy o losy z kontraktu z KGHM.
Problemem z kontynuacją projektu w USA okazały się koszty produkcji energii w SMR. W styczniu firma NuScale podała, że docelowa cena energii z elektrowni wyniesie 89 dol. za megawatogodzinę, co stanowi wzrost o 53 proc. w porównaniu z poprzednimi szacunkami wynoszącymi 58 dol. To budzi obawy co do gotowości klientów do zapłaty za budowę elektrowni — pisze Reuters.
NuScale Power zakończył projekt energetyczny małego reaktora modułowego (SMR) w Utah, co obniżyło akcje firmy o 20 procent. Stawia to pod znakiem zapytania pozostałe projekty SMR w USA oraz w Polsce.
Jak podaje Reuters, w 2020 roku Departament Energii zatwierdził 1,35 mld dolarów na kolejne 10 lat dla elektrowni Carbon Free Project. Od 2014 roku NuScale otrzymała od departamentu około 600 mln dolarów na wsparcie projektowania, licencjonowania i lokalizacji projektu. Firma planowała opracować projekt sześciu reaktorów o mocy 462 MW razem z Utah Associated Municipal Power Systems (UAMPS) i uruchomić go w 2030 roku. Jednak ze względu na wzrost kosztów, kilka miast wycofało się z projektu.
W opublikowanym komunikacie John Hopkins, prezes i dyrektor generalny NuScale, zaznaczył, że firma będzie kontynuować współpracę z innymi krajowymi i międzynarodowymi klientami, aby wprowadzić na rynek amerykańską technologię małych reaktorów modułowych (SMR) i zwiększyć bazę produkcji energii jądrowej.
Według informacji podanych przez Reuters oczekiwano, że NuScale w Utah będzie pierwszym reaktorem SMR, który uzyska licencję na budowę od amerykańskiej Komisji Nadzoru Jądrowego. Jednak zdaniem firmy jest mało prawdopodobne, aby projekt miał wystarczającą liczbę zainteresowanych, aby kontynuować jego wdrażanie.
Jak podało w styczniu NuScale, docelowa cena energii z elektrowni wynosi 89 dolarów za 1 MWh, co stanowi wzrost aż o 53 procent w porównaniu z poprzednimi szacunkami. Budzi to obawy dotyczące gotowości klientów do zapłaty. Do tej pory jedynie projekt SMR firmy NuScale został zatwierdzony przez amerykańską Komisję Dozoru Jądrowego (Nuclear Regulatory Commission, NRC).
NuScale ma nadzieję na budowę reaktorów SMR również w Rumunii, Kazachstanie, na Ukrainie i w Polsce. W lutym 2022 roku KGHM podpisało umowę z NuScale w sprawie rozpoczęcia prac nad wdrożeniem SMR-ów w Polsce. W lipcu 2022 roku KGHM zwróciło się do Państwowej Agencji Atomistyki (PAA) z wnioskiem o tzw. opinię ogólną dla wybranego przez siebie modelu reaktora. Otworzyło to proces zmierzający do dopuszczenia amerykańskiej technologii SMR na polski rynek.
Według dotychczasowych planów KGHM miało zrealizować sześć modułowych jednostek o łącznej mocy 462 MW. Zgodnie z przedstawionym wnioskiem miałyby one stanąć na terenie wielkopolskich gmin, Lubasz i Wieleń.
Pamiętam z czasów rządów PO hasło: „euro w terminie i boisko w każdej gminie”. Wtedy chodziło o mistrzostwa w piłce kopanej i boiska ze sztuczną trawą o wstrętnym zapachu, które Tusk ufundował na swoją pamiątkę ludowi pracującemu miast i wsi. Były to więc – jak mówili złośliwi -piramidy Tuska. Takie piramidy – jaki faraon.
Piramidy Tuska były śmieszne i kosztowne. Kosztowne dla podatnika, bo przecież nie dla Tuska. Piramidy rządu dobrej zmiany mogą natomiast okazać się naprawdę niebezpieczne. „Euro w terminie” oznaczałoby wprowadzenie w Polsce waluty euro. Zwolennikom tego rozwiązania nie życzę, żeby na własnej skórze poznali jego skutki. Zobowiązanie do wprowadzenia euro w Polsce zostało podpisane już dawno. Nie określono dokładnie terminu tego rozwiązania, ale wisi nad nami jak miecz Damoklesa.
„Reaktor w każdej gminie” to plan budowy małych reaktorów jądrowych, które miałyby zdaniem autorów tej koncepcji zabezpieczyć nasz kraj przed brakiem energii.
W Polsce w sprawach energetyki jądrowej wiążące decyzje podejmują politycy, którzy są z wykształcenia psychologami, socjologami czy historykami, a nie fizykami czy inżynierami. Zupełnie nie rozumieją i nie mogą zrozumieć zagrożeń tej technologii. Cieszyć się z zastąpienia jednego reaktora licznymi małymi reaktorami to tak jakby cieszyć się z faktu, że groźny zlokalizowany nowotwór rozsiał się po całym organizmie.
Politycy twierdzą, że podejmują swoje decyzje myśląc o losach kraju i losach wielu następnych pokoleń. Obawiam się jednak, że ich myślenie można opisać powiedzeniem przypisywanym Madame de Pompadour, kochance Ludwika XV:„après nous, le déluge”. Po nas choćby potop. W tym przypadku – po wyborach choćby potop. Rozumienie zagrożeń wynikających z zainstalowania w kraju drogiej, niebezpiecznej i wbrew obiegowym opiniom bardzo brudnej technologii całkowicie przekracza możliwości humanistów. Oczywiste jest, że każda władza ma swoich doradców. Ronald Reagan, średniej klasy aktor wygrał jak pamiętamy „gwiezdne wojny”, bo miał dobrych doradców.
Firmę Westinghouse, którą wybraliśmy bez przetargu poleciła podobno naszym rządzącym słynna Żorżeta. Znana z tego, że podczas rozmów z dziennikarkami drążyła temat ich sztucznych rzęs. Żorżeta na pewno nie rozumie praw rozpadu i nie widziała nawet z daleka żadnego reaktora. Ale śmiało doradzała naszym władzom nie w kwestii zainstalowania w Polsce amerykańskich fabryk lakieru do paznokci, lecz w kwestii zainstalowania reaktorów jądrowych. Jaka jest Żorżeta każdy widzi. Dlaczego jednak traktowali ją poważnie politycy? Dlaczego w kwestiach energetyki jądrowej nadal najczęściej wypowiadają się entuzjastycznie aktorzy i dziennikarze? Dlaczego w sprawach pandemii decydował w Polsce ekonomista, który powinien w najlepszym przypadku zarządzać spółdzielnią pracy chronionej „Zbędny Trud”?
Fakt, że rządzą nami profesjonalni humaniści to znak czasów. Я и не знал, что мы были в лапах у гуманистов” (Nie wiedziałem, że trafiliśmy w łapy humanistów) powiedział kiedyś Osip Mandelsztam. A tak naprawdę rządzą nami humaniści, którzy zostali profesjonalistami w zupełnie obcych im dziedzinach i to tylko de nomine. Absolwent SGH Adam Niedzielski ma być specjalistą w wąskiej dziedzinie wirusologii, a ekonomistka po socjologii na KUL Anna Moskwa specjalistką od energetyki jądrowej?
Z takimi specjalistami wygrywa zdrowy rozsądek szarego człowieka. Na współczesne szaleństwo reakcją może być tylko dowcip. Rosjanie mawiają –„Kовчег построен любителем – профессионалы построили Tитаник” (Arkę zbudował amator – profesjonaliści zbudowali Titanic). A oto dowcip rodzimy. Wykładowca uniwersytetu rozmawia z hydraulikiem na temat zarobków. „Jak to możliwe że pan za stukanie młotkiem zarabia więcej niż ja profesor, z doktoratem, z habilitacją, po wyższych studiach?”- mówi wykładowca. „Bo ja, w przeciwieństwie do pana, wiem gdzie trzeba stuknąć”- odpowiada hydraulik. Teraz autentyczna historia. Facet tłumaczy się w kościelnym sądzie metropolitalnym władnym unieważnić jego małżeństwo: „żona zarzuca mi, że jestem humanistą. To nieprawda, przysięgam, ja nie jestem żadnym humanistą, ja jestem zupełnie normalny, ja lubię baby”.
Tak, być humanistą to nie grzech. Niestety w Polsce i nie tylko w Polsce została naruszona stara dobra zasada: „pilnuj szewcze kopyta”. Pani Żorżeta powinna zapewne być kosmetyczką, a nie politykiem. Mój ulubiony dziennikarz, Rafał Ziemkiewicz dowcipny, inteligentny, wszechstronny, powinien wydawać kolejne znakomite książki. Nie powinien jednak nigdy wypowiadać się na temat energetyki jądrowej.
Energetyka jądrowa to nie jedyny gorący temat.
Od 13 marca trwał protest pracowników stadniny arabów w Janowie Podlaskim występujących przeciwko objęciu funkcji prezesa przez Hannę Sztukę. Sztuka wcześniej była głównym hodowcą w stadninie w Michałowie, gdzie zasłynęła konfliktami z pracownikami. Z Michałowa została zwolniona dyscyplinarnie, lecz wygrała potem w sądzie pracy. Dotychczasowy prezes Lucjan Cichosz, były senator i poseł PiS, z wykształcenia weterynarz, kierował stadniną od 2020 roku. Zdecydował się odejść z tej funkcji z powodu wieku. Janowska stadnina istnieje od 1817 roku. W PRL kierował nią Andrzej Krzyształowicz, od 2000 roku zaś jego wychowanek Marek Trela zwolniony w lutym 2016 roku. Jego następcą został Marek Skomorowski, który zasłynął stwierdzeniem, że choć nie miał styczności z końmi, jest przekonany że je polubi. Sztuka próbowała objąć funkcję w Janowie siłowo ale przegrała i wraca do Białki. Zamiast niej jako bodajże piątego z kolei prezesa zatrudniono Marcina Oszczapińskiego. Oszczapiński dotychczas związany był ze Stacją Unasieniania Krów w Bydgoszczy.
Prawdziwych znawców hodowli koni czystej krwi w Polsce nie brakuje. Podobnie jak znawców fizyki jądrowej. Byłoby kogo zapytać o radę. Do kierowania hodowlą arabów jak i energetyką jądrową nie wystarczą jednak właściwe poglądy polityczne i przeświadczenie, że się tę dziedzinę kiedyś pozna, a może nawet i polubi.
Energetyka jądrowa Anno Domini 2023. W sejmie- tylko propaganda – specjalistów na konferencję o EJ nie wpuszczono…
[W PL1 licznik wejść jest blokowany: Tam jest po dwóch dniach [ale systematycznie] mniej wejść, niż tegoż programu u mnie i na Legionie św. Ekspedyta. A powinno być ok. dziesięć razy więcej…. Możecie to sprawdzić. M. Dakowski]
40 minut
============================================
Energetyka jądrowa Anno Domini 2023.
Mirosław Dakowski, fizyk rozszczepienia, energo-analityk. 7 marca 2023.
Od paru dziesięcioleci nie ma istotnych postępów w technologiach zamiany energii rozszczepienia na energię użyteczne [elektryczna, cieplna czy mechaniczna]. Od trzech dziesięcioleci ilość reaktorów energetycznych waha się około 430 do 400, z tendencją raczej malejącą. Ich udział w globalnej produkcji energii zmalał.
Koszt budowy rośnie, od nierealnych 800 dolarów na kilowat, przez 2, 3, 4 000 dolarów na kilowat. W niektórych obiektach USA koszt ten doszedł do 8, nawet 10 000 dolarów na kilowat.
Groźne katastrofy ze stopieniem rdzenia [ Three Mile Island, Windscale, Czarnobyl, Fukushima] przekroczyły wiele tysięcy razy obliczone uprzednio prawdopodobieństwa takich katastrof.
Po Czarnobylu realna ilość ofiar śmiertelnych przekroczyła tysiące razy dane oficjalne. Koszt neutralizacji stopienia trzech czy czterech rdzeni Fukushima przekracza dziesiątki miliardów dolarów, a czas zakończenia tych prac oddala się na nieznaną ilość lat.
Koszt budowy dwóch jedynych po roku 2000 w Europie reaktorów energetycznych: Flamanville i Olkiluoto] przekroczył koszty planowane 3 do 4 razy, a czas oddania do użytku wzrósł z planowanych około 5 lat ponad 2 do 3 razy. Dotąd nie potrafiłem znaleźć danych o podłączeniu reaktora z Olkiluoto do sieci. Flamanville.. 19 December 2022: The loading of fuel into the Flamanville 3 EPR reactor in France has been put back again by at least six more months, with the estimated cost at completion increasing by a further EUR 500 million (USD530 million), EDF has announced.
==========================
Nie ma w Europie, ani na świecie, bezpiecznych składowisk zużytego paliwa na potrzebny czas rzędu 1000 do 10 000 lat. Co najmniej tyle czasu bowiem zużyte paliwo musi być ciągle schładzane. Dwie wielkie katastrofy w Związku Radzieckim w Kisztym spowodowane były awarią chłodzenia odpadów. Ich skutki radioaktywne dla ludzi i zwierząt są większe, groźniejsze, niż z Czarnoryla.
Koszt wywozu z Polski zużytego paliwa musi być uwzględniony w kontrakcie. W Polsce nie ma miejsc na takie składowiska, a koszty przekroczyłyby dziesiątki miliardów dolarów. Inaczej będzie to potworna bomba zegarowa.
O strategii energetycznej Polski muszą decydować energo-analitycy, ekonomiści, nie zaś przypadkowi posłowie czy ministrowie [ ich zawód: polityk, socjolog, polonista itp.].
Lansowane ostatnio małe reaktory energetyczne nie są jeszcze sprawdzone, Polska nie powinna być ich poligonem doświadczalnym. Ceny energii elektrycznej z nich muszą być jednak wyższe niż z normalnych reaktorów energetycznych [efekt skali].
Energetyka jądrowa cechuje się koniecznością stałego utrzymywania mocy, OZE zaś odwrotnie – mają kapryśne, mało przewidywalne, zależne od pogody, zasilanie. Więc tak dla energii jądrowej, jak dla OZE [wiatr, fotowoltaika] konieczny jest priorytet rozwoju magazynowania energii, magazynów tak wielkich jak i lokalnych. Technologie są znane i wypróbowane: Elektrownia szczytowo-pompowe, magazynowanie przez wodór, przemiany fazowe, przemiany chemiczne [na przykład magnetyt plus wodór].
=========================
Więcej na te tematy:
Książki:
Mirosław Dakowski, O energetyce dla użytkowników i sceptyków, w wyd. Antyk,
Mirosław Dakowski, O to, co najważniejsze. Krzaczek na drodze lawiny, w wyd. Antyk
Elektrownie jądrowe w Polsce nie powstaną, ponieważ ich budowa jest zbyt droga. Problemem dzisiaj jest to, czy za 5 lat ludzie będą mieli energię, bo jest niemal pewne, że za 5 lat w Polsce pojawią się braki energii – mówi WNP.PL prof. Władysław Mielczarski z Politechniki Łódzkiej.
Koszt budowy 1000 MW w elektrowniach jądrowych w Europie wynosi ok. 10 mld dolarów, czyli blisko 40 mld zł. W przypadku Chin czy Zjednoczonych Emiratów Arabskich te koszty mogą być niższe, ale tam są inne standardy – np. te dotyczące bezpieczeństwa – uważa nasz rozmówca.
Małe reaktory jądrowe w Polsce mogą pojawić się najwcześniej ok. roku 2050. Tyleż że energia w nich produkowana będzie droższa niż w dużych reaktorach.
W Polsce będziemy przeciągać pracę starych bloków węglowych, ale luki wielkości 8 czy 10 tys. MW nie przeskoczymy. W efekcie za ok 5 lat będziemy mieli stopnie zasilania. To – zdaniem prof. Mielczarskiego – praktycznie pewne…
————————— Mówi pan, że w Polsce nie powstaną elektrownie jądrowe. Z czego ta opinia wynika? Prof. Władysław Mielczarski: – Ta opinia wynika z oceny stanu obecnego polskiej energetyki. Został on bardzo dobrze opisany w dokumencie Ministerstwa Klimatu i Środowiska “Sprawozdanie z wyników monitorowania bezpieczeństwa dostaw energii elektrycznej za okres od dnia 1 stycznia 2019 r. do dnia 31 grudnia 2020 r.”, który opublikowano w sierpniu 2021 r. Dokument jest podpisany przez Ministerstwo Klimatu, ale z materiałów, jakie tam się znajdują, wynika, że został on przygotowany przez Polskie Sieci Elektroenergetyczne (PSE). To słuszne posunięcie, ponieważ PSE ma najlepszą wiedzę o funkcjonowaniu systemu elektroenergetycznego. Z tego opracowania wyraźnie wynika, że aby zachować bezpieczeństwo dostaw energii to do roku 2030 trzeba wybudować od 8 tys. do 10 tys. MW dyspozycyjnych mocy wytwórczych. Dokument stwierdza, że od roku 2024 rozpoczną się braki w dostawach energii elektrycznej i że nie ma w tej chwili środków zaradczych, które by temu zapobiegły. Problemem dzisiaj nie jest budowa elektrowni jądrowych, lecz to, czy za 5 lat ludzie będą mieli energię… Elektrownia jądrowa w Polce może najwcześniej zostać wybudowana ok. 2040 r., czyli za późno. Skoro energii będzie brakowało za 5 lat, to braki mogą wystąpić także w dalszej przyszłości, więc elektrownia jądrowa tym bardziej będzie potrzebna… – W przypadku budowy elektrowni jądrowych w Polsce trzeba brać pod uwagę kilka istotnych elementów, które przemawiają za tym, że taka elektrownia nie powstanie. Po pierwsze: nie mamy i nie będziemy mieli na to pieniędzy. Dzisiaj koszt budowy 1000 MW w elektrowniach jądrowych w Europie wynosi ok. 10 mld dolarów, czyli blisko 40 mld zł. W przypadku Chin czy Zjednoczonych Emiratów Arabskich te koszty mogą być niższe, ale tam są inne standardy np. te dotyczące bezpieczeństwa. Drugi powód to sprzeciw opinii publicznej. Już dzisiaj duża część społeczeństwa jest przeciwko budowie elektrowni jądrowych, a ten odsetek jeszcze wzrośnie, kiedy wyznaczy się lokalizację elektrowni. Po trzecie: na elektrownię jądrową nie zgodzi się społeczność międzynarodowa, a szczególnie – niemiecka. Niemcy już dawno zaczęli protestować przeciwko elektrowniom jądrowym w naszym kraju; premier Brandenburgii wysyłał oficjalne listy do polskiego rządu. Niemcy nie zgodzą się, by sąsiad za płotem postawił im elektrownię jądrową… Kolejny argument? Niewystarczająca infrastruktura przesyłowa. W raporcie Ministerstwa Klimatu dobrze opisano, jakie problemy sieciowe widać dzisiaj w Krajowym Systemie Elektroenergetycznym (KSE). PSE SA już dzisiaj ma olbrzymie problemy z przesyłaniem energii z farm wiatrowych z północy Polski na południe… Bo większość farm wiatrowych pracuje na północy, bo tam bardziej wieje, ale większość odbioru jest na południu.
Jeżeli jeszcze wybudujmy morskie farmy wiatrowe o mocy 5,9 tys. MW, a takie są plany, to nie będziemy w stanie przesłać wyprodukowanej tam energii, ponieważ do 2030 r. nie zbudujemy 5 linii 400 kV z Pomorza na południe Polski – do województwa śląskiego, małopolskiego i dolnośląskiego. A zatem dajmy sobie spokój z elektrowniami jądrowymi, bo gdy je wybudujemy to kłopoty z przesyłem energii będą jeszcze większe… Niedawno prezydent Andrzej Duda rozmawiał z prezydentem Emannuelem Macronem a premier Mateusz Morawiecki – z prezesem EDF. A zatem coś chyba jest na rzeczy? – Prowadzimy grę ekonomiczno-polityczną z Francją – na zasadzie, że może od was kupimy elektrownie jądrowe, a wy nas poprzecie w głosowaniach w instytucjach UE. Francuzi szukają rynków zbytu dla swoich technologii jądrowych; mają u siebie duży przemysł jądrowy, a na świecie jest niewielu chętnych na ich technologię. Budowane bloki Olkiluoto 3 i Flamanville 3 mają wieloletnie opóźnienia i duże przekroczenia kosztów… To może amerykanie z Westinghouse? – Właścicielem Westinghouse pozostaje fundusz inwestycyjny z Kanady; oni nie mają wystarczających środków. Westinghouse kończy budowę dwóch bloków w Stanach Zjednoczonych – i tam także są duże opóźnienia i przekroczenia kosztów. Ostatnio wiele się mówi o małych, modułowych reaktorach. Może to jest wyjście dla Polski? – Małe reaktory jądrowe to odległa perspektywa. W Polsce mogą one powstać znacznie później niż duże reaktory, może gdzieś ok. roku 2050-60. Warto pamiętać, że małe reaktory jądrowe to nie jest nowy pomysł – nad tym pracuje się od wielu lat. Podejmowano wiele prób – np. wojsko USA próbowało budować takie reaktory, aby mieć dostęp do energii w miejscach dalekich od sieci, jak Alaska czy Grenlandia. I takie próby zawsze źle się kończyły. Udało się wykorzystać małe reaktory jedynie w przypadku okrętów podwodnych, lodołamaczy i lotniskowców. Niemcy w latach 60. wybudowali jeden statek handlowy z napędem jądrowym, ale potem dali sobie z tym spokój… Na świecie jest prowadzonych wiele projektów małych modułowych reaktorów, ale jeszcze żaden z nich nie ma zatwierdzenia ze strony Komisji Dozoru Jądrowego w Stanach Zjednoczonych. Jedynie projekt Nu Scale dostał od amerykańskiego dozoru ogólną zgodę na zastosowanie technologii. Warto zdawać sobie sprawę, że koszty tej technologii będą olbrzymie. To nie tak, że jeśli blok 1000 MW kosztuje 10 mld dolarów, to mały blok 200 MW będzie kosztował 2 mld dolarów… Blok 200 MW wymaga ok. 1/3. kosztów dużego bloku, co oznacza, że energia w nim wyprodukowana będzie o ok. 30 proc. droższa niż w przypadku dużych jednostek! Skoro małe reaktory działają na okrętach podwodnych i lotniskowcach, to dlaczego mają nie działać na lądzie… – Proszę nie żartować… W przypadku zastosowań wojskowych można zapomnieć o kwestiach ekonomicznych, które nie są brane pod uwagę. To nie są zastosowania cywilne. Gdyby budowa cywilnych małych reaktorów jądrowych była tania i prosta, no to na całym świecie wszyscy już by te reaktory mieli.
————————- Wróćmy do polskiej rzeczywistości. Co będzie, jak zacznie brakować energii? – Co się stanie, tego do końca nie wiadomo; na pewno będziemy się posiłkować importem energii, ale tu są ograniczone możliwości. W Niemczech także pojawiają się energetyczne braki, a będą one jeszcze większe po wyłączeniu elektrowni jądrowych. W Niemczech wszystkie główne siły polityczne – od lewa do prawa – są za tym, aby wyłączyć elektrownie jądrowe; nie sądzę, żeby to się zmieniło. Niemcy mogą nam pomagać w sytuacji, kiedy będzie dużo wiatru i będą pracowały elektrownie wiatrowe, ale jak wiatr nie zawieje ,to nam nie pomogą. Skończy się na tym, że w Polsce będziemy przeciągać pracę starych bloków węglowych, ale luki wielkości 8 czy 10 tys. MW nie przeskoczymy… W efekcie za ok 5 lat będziemy mieli stopnie zasilania. To jest praktycznie pewne. Firmy energetyczne wiedzą, jaka jest żywotność ich bloków. Z czego wynika ta zapaść inwestycyjna? – To jest złożona sprawa. Ważna jest tu kwestia koordynacji działania OSP, który jest odpowiedzialny za bezpieczeństwo funkcjonowania KSE, ale sam nie dysponuje zasobami, aby to bezpieczeństwo zapewnić. Z drugiej strony są firmy energetyczne, które mają zasoby, ale które nie są odpowiedzialne za bezpieczeństwo systemu energetycznego. PSE mówi, że brakuje nam mocy wytwórczych, ale samo nie jest w stanie nic zrobić. Firmy energetyczne nie wiedzą, czy mocy w systemie brakuje czy nie , ponieważ żadna firma nie ma całościowego poglądu. Co więcej, biznesem firmy energetycznej nie jest dbanie o bezpieczeństwo energetyczne. Co prawda pozapisywano w statutach spółek energetycznych, że mają one także dbać o bezpieczeństwo energetyczne, ale to są martwe zapisy. Brakuje centralnego regulatora, który powinien długoterminowo planować rozwój KSE. Takim koordynatorem powinno być Ministerstwa Aktywów Państwowych. Mamy zatem sytuację, że PSE nie ma możliwości zapewnienia bezpieczeństwa energetycznego, firmy mówią, że to nie jest ich biznes, a politycy, jak to politycy, patrzą tylko w perspektywie najbliższych wyborów… Czyli lepiej już było – Było cały czas gorzej… Decyzje podjęte w latach 2012-13 dotyczące budowy nowych bloków w elektrowniach Kozienice, Opole, Jaworzno oraz bloków w Płocku i Włocławku tylko przesunęły krytyczny punkt – nie zniwelowały wszystkich bolączek, ponieważ tych inwestycji było za mało. Ministerstwo Klimatu mówi o nowych mocach rzędu 8-10 tys. MW, które trzeba wybudować w ciągu 9 lat, a my w ciągu ostatnich 15 lat wybudowaliśmy niecałe 5 tys. MW i to dzięki brutalnym decyzjom rządu, łącznie z wyrzuceniem prezesa PGE, który nie chciał budować dwóch nowych bloków w Elektrowni Opole. Powodem obecnej sytuacji jest brak skoordynowanych decyzji na szczeblu politycznym.
Ta sytuacja pogarsza się. Jednym z problemów transformacji energetycznej jest to, że nie skoordynowaliśmy transformacji i nie zapewniliśmy odpowiedniej infrastruktury. Transformacja jest możliwa, pod warunkiem, że mamy infrastrukturę. Infrastruktura energetyczna z grubsza dzieli się na dwie części. Pierwsza to ta przesyłowa, która pozwoli rozwiązać problemy z przesyłem energii z elektrowni wiatrowych i jądrowych. Druga to moce wytwórcze – zawsze dyspozycyjne. My możemy sobie budować wiatraki i panele, ale muszą istnieć dyspozycyjne źródła, które będą produkowały energię, kiedy przyjdzie luty, będzie godzina 20, minus 15 stopni Celsjusza i nie będzie słońca i nie będzie wiatru… Ktoś wtedy energię musi wyprodukować. Społeczeństwa i przemysłu nie odłączymy, a jak przyjdą stopnie zasilania, to będzie chaos i załamanie gospodarki… https://www.wnp.pl/finanse/polska-nie-zbuduje-elektrowni-atomowych-za-5-lat-zabraknie-nam-energii,504396.html