– Twelve years after a nuclear catastrophe triggered by a massive earthquake and tsunami, workers at the Fukushima No. 1 nuclear power plant in northeast Japan are preparing to release treated wastewater into the sea.
Operator Tokyo Electric Power Company Holdings (Tepco) says the water has been filtered to remove most radioactive elements, and calls the release both safe and necessary, but there has been domestic and international opposition.
Why does the water need to be released?
The site produces 100,000 liters of contaminated water daily. It is a combination of groundwater, rainwater that seeps into the area, and water used for cooling.
The water is filtered to remove most radionuclides, and more than 1.32 million tons of treated water was being stored at the site as of February. That accounts for 96% of storage capacity, so Tepco is keen to start releasing the water soon.
Under a plan approved by the central government, the process is expected to begin this spring or summer.
Is it safe?
Tepco says several filtering systems, including in its ALPS facility, remove most of the 62 radioactive elements in the water, including caesium and strontium, but tritium remains.
Experts say tritium is only harmful to humans in large doses, and Tepco plans to dilute the water to reduce radioactivity levels to 1,500 becquerels per liter, far below the national safety standard of 60,000 becquerels per liter.
The International Atomic Energy Agency (IAEA) has said the release meets international standards and „will not cause any harm to the environment.”
Neighboring countries, including China and South Korea, along with activist groups such as Greenpeace and some local residents are strongly opposed to the release.
Local fishermen fear the release would once again make consumers wary of buying their catch.
„We have suffered reputational damage since the disaster, and we will go through that all over again, starting from zero,” fisherman Masahiro Ishibashi, 43, said.
How will the water be released?
The operator is constructing more filtering facilities on the shore and a kilometer-long underwater pipe to release treated water over several decades.
„We don’t plan to release the water all in one go, it will be a maximum of 500 tons a day of the total 1.37 million tons of ALPS-treated water,” Tepco official Kenichi Takahara said.
„It will take 30 to 40 years, the time required for decommissioning the plant.”
The operator will cap the amount of radioactivity from tritium discharged at 22 trillion becquerels per year, which was the national annual standard for wastewater releases before the accident.
What has the reaction been?
Japanese diplomats have been briefing nearby countries on the plan, and Tepco is meeting local residents in a bid to win support.
Their latest project involves keeping fish in the treated water.
„Fish kept in the ALPS-treated water … do ingest tritium, to some extent. But once the animal is transferred to normal seawater, the level of tritium in the fish quickly lowers,” said Kazuo Yamanaka, who is in charge of the trials.
He keeps hundreds of flatfish and other sea creatures in several tanks at the plant — half with ordinary seawater and the other in treated wastewater, diluted to around the same level as the liquid that will be discharged.
He runs a live stream of the fish on YouTube, and plans to expand the trials to seaweed.
„When we spoke with local residents, they said they wanted to see fish living healthily in the ALPS-treated water,” he said.
„They said they would feel more reassured when they saw it, rather than just seeing data and numbers.”
It remains unclear whether Tepco’s efforts can win over fishing communities that are still struggling to recover from the disaster.
„I don’t think the fisheries of Fukushima will truly recover until the day the nuclear plant shuts down,” Ishibashi said.
Gdybyśmy chcieli zrezygnować z polityki klimatycznej UE, byłoby to jednoznaczne z wyjściem z Unii Europejskiej – ocenił premier Mateusz Morawiecki. Stwierdził, że nie da się „wepchnąć w narracje Poleksitu”.
===========================
W podkaście Jakuba Wiecha „Elektryfikacja” premier Mateusz Morawiecki był pytany, dlaczego w Polsce brakowało węgla.
Ponieważ od wielu lat byliśmy zmuszani do tego, aby zamykać kopalnie węgla. Przypominam sobie różne przemowy naszych szanownych oponentów w Sejmie, którzy apelowali, żeby zamykać kopalnie węgla kamiennego jeszcze szybciej, żeby dostosować się do tych mód współczesności jeszcze szybciej – wskazał premier, dodając, że „to dopiero wielki kryzys energetyczny końcówki roku 2021 i całego 2022 r. doprowadził do tego, że szereg elektrowni węglowych zostało na powrót uruchomionych w Europie Zachodniej i energetyka węglowa na krótko odzyskała swoją rentowność”.
Zdaniem szefa rządu „brutalna polityka” klimatyczna Unii Europejskiej, prowadzi do tego, że koszty uprawnień do emisji 1 tony CO2 znowu oscylują wokół 100 euro, a to spowoduje, że energetyka węglowa nie będzie opłacalna.
Ponieważ polityka klimatyczna UE jest rdzeniem polityki gospodarczej całej UE i wszyscy, którzy znają się na UE, wiedzą, że gdybyśmy sobie chcieli wyjść z polityki klimatycznej, tak po prostu zrezygnować z polityki klimatycznej UE, byłoby to jednoznaczne z wyjściem z Unii Europejskiej de facto – stwierdził Morawiecki. Zwrócił uwagę, że ci, którzy tak mówią, „radykałowie, z jednej czy drugiej strony, albo świadomie, albo nie świadomie chcą nas wepchnąć w narracje Poleksitu”.
[Wychodź, synku, wychodź co prędzej, nim ten idiotyzm się zawali z hukiem!! MD]
Ja nie dam się wepchnąć w narrację Poleksitu i wolę manewrować między tymi skałami, czasami ostrymi wystającymi skałami ponad wody. I co nam się do tej pory całkiem nieźle udaje, niż dać się wpuścić w taką pułapkę – podkreślił Morawieckie
Premier, pytany był też o to czy to oznacza, że nie popiera „narracji zniesienia ustawą dyrektywy ETS”, odpowiedział: To nie jest możliwe w planie europejskim. To proponują ci, którzy albo nie mają wiedzy, albo mają po prostu złą wolę w tej kwestii.
Ile powstanie elektrowni jądrowych w Polsce?
Premier powiedział także, że bardzo wierzy w projekt polskiej elektrowni jądrowej. Dlatego ruszyliśmy “z kopyta” z tym projektem i nie tylko w jednej odsłonie, ale w trzech, a wkrótce może nawet w czwartej – powiedział.
Przypomniał, że pierwszy projekt, państwowy, będzie realizowany razem z amerykańskim Westinghouse i „prawdopodobnie Bechtel, który jest w kooperacji z Westinghouse”. Drugi projekt będzie realizowany przez partnera koreańskiego z podmiotami prywatnymi: ZE PAK oraz PGE. Trzeci – wymienił premier – to projekt SMRów, czyli małych reaktorów jądrowych, rozwijany przez GE Hitachi i Orlen Synthos Green Energy.
Jest pełne wsparcie regulacyjne ze strony państwa polskiego w realizacji tych projektów – zapewnił premier.
Pytany, dlaczego jest tak wielu partnerów przy polskim programie energetyki jądrowej, premier odpowiedział: „czasami dzieje się tak dlatego, że inicjatywa poszczególnych partnerów jest tak wiarygodna i jednoznaczna, że ona uprawdopodabnia powstanie tych projektów w kilku obszarach”.
Premier zwrócił też uwagę, że stopień zaawansowania poszczególnych projektów jest różny. Np. partnerzy francuscy też rozwijają SMRy, ale nie są tak zaawansowani jak GE Hitachi, który ma technologię 3+. Ten projekt nie jest tylko projektem na deskach kreślarskich, ale projektem, który w 2029 r. ma szansę ujrzeć światło dzienne, już pierwszy reaktor ma szansę powstać na świecie, a wkrótce potem będą powstały takie reaktory w Polsce. Potrzebujemy takich reaktorów kilkadziesiąt – wskazał szef rządu.
Podobnie jest z partnerem koreańskim, który w Zjednoczonych Emiratach Arabskich wybudował elektrownie jądrowe, o czasie, w budżecie przyzwoitym, podczas gdy – niech się nie gniewają na mnie partnerzy francuscy – (…) elektrownia francuska w Olkiluoto w Finlandii czy Flamanville w Normandii była budowana o wiele dłużej niż założenia pierwotne i budżet był wielokrotnie przekroczony. I wreszcie partner amerykański, Westinghouse – to przecież jeden z największych dostawców rozwiązań dla energetyki jądrowej na świecie, bardzo wiarygodny partner, z którym rozmawialiśmy od 6 lat – powiedział premier.
Dopytywany, czy uwagi o partnerze francuskim należy traktować jako deklaracje, że nie będzie zaangażowany do trzeciej elektrowni, premier zapewnił, że tak nie jest i ta sprawa jest otwarta. Nie wykluczamy zaangażowania partnerów francuskich, ale nie wykluczamy również zaangażowania partnerów amerykańskich dla trzeciej lokalizacji elektrowni jądrowej. Ta kwestia jest cały czas jeszcze przedmiotem analiz technicznych, biznesowych, energetycznych, ale z drugiej strony – powiem bardzo jednoznacznie – jest również związana z przemyśleniami politycznymi – stwierdził Morawiecki.
O odpadach radioaktywnych w Polsce. Decyzje łobuzów i dyletantów. A pewnie też łapowników. To tykająca bomba jądrowa, której zapalnik został przed nami starannie schowany.
Mirosław Dakowski. 22. XII. 2022.
Od kilku dziesięcioleci w Polsce nie tyle decyzje w sprawach energetyki jądrowej, co propaganda na ten temat, zlecana jest niefachowcom. Decyzje istotne podejmowane są chyba daleko i przekazywane „do wykonania”.
Przez jakiś czas w drugim dziesięcioleciu XXI wieku próbą wykonywania formalnie zajmowali się geodeci z zawodu – Aleksander Grad z małżonką. Cytuję z tamtych czasów, już po kompromitacji: „Aleksander Grad złożył dymisję z funkcji prezesa spółki PGE EJ 1, Grad zostanie członkiem Rady Nadzorczej Tauron Polska Energia”. Potem, bezkarnie, bez śledztwa o wyjaśnienie, co zbudowano za użyte nasze 200 [ponad] milionów złotych – przeszli do biznesów prywatnych. Pozatem: Żona niejakiego GRADA [byłego ministra] ma zgarniać kokosy przez 30 lat!
Powtórzę, bo to charakterystyczne dla tematu: W tym czasie na propagandę pro-jądrową wydano i zwinięto ponad 200 000 000 zł, bez żadnych decyzji pozytywnych, merytorycznych.
W tym mniej więcej czasie również pewna pańcia, mówię o pani Trojanowskiej, która nie miała żadnych publikacji z energetyki jądrowej, była „szefową od spraw energetyki jądrowej”, a pieniądze i ułatwienia wystąpień w telewizjach i na konferencjach na propagowanie otrzymywał podszywający się pod profesurę propagandzista [od lat 60-tych zeszłego wieku !! ] Andrzej Strupczewski, który niestrudzenie kłamał – i dalej kłamie. Pisaliśmy o tym wielokrotnie. Skąd się wzięła Hanna Trojanowska? Przed dziesięcioleciem pisałem : Polowanie na profesurę profesora – a poszukiwanie prawdy .
Również w poprzednich dziesięcioleciach za biznes kupowania energetyki jądrowej wziął się niejaki Jacek M, zbieżność nazwisk z kanclerzem Niemiec jest zapewne przypadkowa, więc ją pominę. Otóż ten człowiek wziął ogromne prowizje, komuś obiecując, że przez swoje możliwości w rządzie przepchnie zakup przez Polskę jakiś reaktorów energetycznych. Gdy zaś się okazało się, że we władzach państwa jest skompromitowany jako agent [nieistotne już jakich mocarstw], żalił się swoim [i naszym] znajomym, skąd weźmie pieniądze na oddanie tej prowizji, które już przepuścił [przy wódeczce mówił kumplom, że to 5% od wartości kontraktu…]. No, ale życzliwi opiekunowie z zagranicy uczynili go, pewnie w nagrodę, prezesem jakiegoś banku, chyba się nazywał Solidarność- Rothschild ?
Obecnie w Polsce również jest dużo propagandy, pojawiają się artykuły żurnalistów, którzy najróżniejsze bajeczki podają do wierzenia jako „niewątpliwą prawdę”. Któryś z nich, nie pamiętam czy to był pan Wątróbka, czy Wiech, mówił o tym, że nie powinniśmy się obawiać o pozostające po pracy reaktorów odpady radioaktywne, bo tym zajmą się Panowie z zagranicy.
Ostatnio, w grudniu 2022 roku ujawniono, że narzucany przez bankruta jądrowego z Ameryki, Westinghouse kontrakt na budowę paru elektrowni jądrowych, nie zawiera jednak klauzuli zwrotu i ewentualnie utylizacji wypalonego paliwa przez Amerykanów.
Jednym z kłamstw szerzonych przez propagandystów jest to, że mówią: przecież można w zakładach utylizacji wypalonego paliwa odzyskać znajdujące się w paliwie pierwiastki rozszczepialne jak uran i wszystkie izotopy plutonu, „co rozwiązuje kwestię”.
Jest w tym totalna nieznajomość rzeczy i jednocześnie próba bezczelnego kłamstwa. Mianowicie, po pierwsze w zakładach tego typu jak la Hague we Francji odzyskiwano rzeczywiście pierwiastki rozszczepialne, ale były z tym związane ogromne koszty, oraz wiele spowodowanych przez radioaktywność, śmierci pracowników. To również generuje ogromne koszty. Zakład miał być zamknięty z tych powodów. Podobny zakład istniał też w Japonii, ale również okazał się tak niebezpiecznym, jak i niezwykle drogim w użytkowaniu.
Natomiast najważniejsze w tym jest to że to były zakłady tylko do wydzielenia, odzyskania części pierwiastków rozszczepialnych, właśnie jak uran i pluton.
[The non-recyclable part of the radioactive waste is eventually sent back to the user nation.]
Natomiast pozostaje cała masa fragmentów rozszczepienia [ponad 90% rozpadów w zużytym paliwie], która z powodu swojej radioaktywności będzie wydzielała ciepło, a również jeszcze groźniejsze promieniowania alfa i gamma, trwające niektóre przez dziesiątki lat, inne przez dziesiątki tysięcy lat [jak pluton-239, czas połowicznego rozpadu to 24 tysiące lat].
Otóż nigdzie na świecie nie ma składowisk, w których wysoko promieniotwórcze izotopy mogłoby być bezpiecznie składowane przez najbliższe 10 lat czy 50 000 lat !! Przeczytałem teraz, szukając materiałów do tego artykułu, informacje w jakiejś prasie pseudo-naukowej w Polsce, że – jakżeż – w Stanach Zjednoczonych jest Waste Isolation Pilot Plant, we wnętrzu skał granitowych miejsce składowania „odpadów radioaktywnych bezpieczne, do którego przywożą w beczkach odpady radioaktywne, są tam starannnie sprawdzane i składowane” – właśnie we wnętrzu masywu granitowego. Byłem poruszony.
Dopiero na koniec tego pochwalnego artykułów zauważyłem, że dotyczy to bardzo nisko aktywnych czyli nisko skażonych elementów jak jakieś rękawiczki, szpitalne tampony, fartuchy osób, które mogły otrzeć się o promieniotwórcze izotopy i podobne elementy. Są to elementy nie wymagające chłodzenia czyli bardzo nisko aktywne. Pozostałości po paliwie jądrowym są miliony a może nawet miliardy razy bardziej aktywne i one wymagają stałego chłodzenia przez najbliższe tysiące lat.
=================================
A sowieci wiedzieli lepie, oni niczego się nie boją:
Potworną katastrofą składowiska odpadów radioaktywnych, ukrywaną nawet przed rosyjskimi fizykami jądrowymi, był wybuch [termiczny, nie jądrowy !!], w Kisztym w kombinacie Majak [na Uralu]. 29 września 1957 r. wybuchły zbiorniki z radioaktywnymi odpadami. Siła wybuchu odpowiadała 70-100 tonom trotylu. Chmura radioaktywna objęła Czelabińsk, obwód swierdłowski i tiumeński. Promieniowanie osiadło na powierzchnia 20 tys km2, 5000 ludzi dostało dawkę powyżej 100 rentgenów. [To dane sowieckie, znacznie zaniżone].
=========================
Koncern Westinghouse, który stara się nam w Polsce wepchnąć swoje reaktory, których nikt na świecie praktycznie nie kupuje, ma jednak orędowniczkę w postaci takiej pani Żorżety, która po zwinięciu majątku trzech kolejnych mężów stała się na starość damą i dyplomatką. Parę lat temu była ambasadorem Stanów Zjednoczonych w Polsce, i z wielką nieudolnością i bezczelnością narzucała premierowi, rządowi między innymi konieczność zakupienia od jej kolegów z Westinghouse reaktorów jądrowych.
Okazuje się że gadania takiej pańci, w dziedzinie nauk ścisłych i logiki, totalnej idiotki, zostały przez władze w Polsce poważnie wzięte pod uwagę! Ostatnio podobno już został parafowany czy nawet podpisany kontrakt. Jednak, jak dowiedzieliśmy się z przerażeniem, nie ma tam klauzul o odbiorze wypalonego paliwa przez kontrahenta amerykańskiego.
Wskazuje to, że po stronie polskiej tą sprawą zajmują się tylko dyletanci, socjologowie, politycy i podobne nieuctwo. Głosy i wskazania uczonych są ignorowane.
Powtarzam więc z uporem;
Na świecie w roku 2022 nie ma [jeszcze??] ani jednego składowiska na elementy wysokoaktywne, czyli na wypalone paliwo z reaktorów, które by zapewniało bezpieczeństwo na lat kilkadziesiąt, nie mówiąc już o bezpieczeństwie i zapewnieniu energii do chłodzenia tych elementów na przestrzeni lat kilkuset. Czy warto wspominać, podkreślać, przypominać, że konieczne byłoby zapewnienie takiego bezpieczeństwa co najmniej na parę tysięcy lat? Dziś znalazłem następujące zdanie: „Finlandia jest pierwszym i jedynym krajem na świecie, który rozpoczął budowę stałego składowiska odpadów radioaktywnych na swoim terenie”. https://biznesalert.pl/finlandia-biznes-magazynowanie-odpadow-radioaktywnych/
Czy więc Polska skazana jest na naśladowanie tylu nieszczęsnych krajów, które nie wiedzą, co zrobić z piekielnie promieniującym wypalonym paliwem? Przecież w Fukushima jednym z najtrudniejszych problemów po katastrofie z 11 marca 2011 było i dalej jest –stopienie się [meltdown] zużytych prętów paliwowych MOX, składowanych „tymczasowo” na piętrze budynku reaktora nr 4.
Co chcecie zrobić, idioci, z gorącym kartoflem, tfu, gorącym tak termicznie, jak i jądrowo, rdzeniem?? Rdzeniami !!??!!
„Jakoś to będzie” ???
================
Przed 11 laty pisałem: Gdzie, jak i za ile będzie składowane paliwo?
O tym, gdzie, jak i za ile będzie składowane wypalone paliwo, ile realnie kosztować będzie zabezpieczenie na wieczne czasy zużytego reaktora, zwolennicy koncepcji jądrowej nie wspominają. Nieznany mi jest sposób uwzględniania kosztów śmierci dziesiątków tysięcy górników rud uranowych i pracowników zakładów wzbogacania uranu i oczyszczania plutonu. A koszty chorób? W analizie takiej muszą pozatem być jawnie uwzględniane tak koszty inwestycyjne, eksploatacyjne, jak i realne koszty paliwa. Tylko takie 'uogólnione koszty’ można i należy porównywać z kosztami produkcji energii z różnych źródeł kopalnych, z energii odnawialnych, czy też z kosztami zwiększenia potencjału energetycznego poprzez poszanowanie energii.
Polska w «świetnych», «sojuszniczych» rękach: Drag queen – «opiekun szczeniaków» odpowiedzialny za odpady jądrowe…
BEVERLY HILLS, CALIFORNIA – NOVEMBER 17: Sam Brinton during The Trevor Project’s TrevorLIVE LA 2019 at The Beverly Hilton Hotel on November 17, 2019 in Beverly Hills, California. (Photo by Tasia Wells/Getty Images for The Trevor Project)
Ostatnio, na wysokim stanowisku w Biurze Energii Nuklearnej amerykańskiego Departamentu Energii zatrudniona została drag queen – aktywista LGBTQ+, który między innymi “wykładał” tematykę tzw. kink [to perwersja md] na kampusach uniwersyteckich oraz udzielał wywiadów na temat “fetyszystycznego odgrywania ról”. W jednym z wywiadów Sam Brinton – dziś wysoki rangą funkcjonariusz Biden’a – omawia także uprawianie seksu ze zwierzętami.
Przechodząc do szczegółów, Brinton – który sprzeciwia się “terapii konwersyjnej dla gejów” – został niedawno mianowany zastępcą asystenta sekretarza ds. usuwania zużytego paliwa i odpadów w Biurze Energii Nuklearnej Departamentu Energii. Posługuje się również pseudonimem “Sister Ray Dee O’Active” – czyli swoim alter ego jako drag queen.
Brinton jest aktywnym członkiem waszyngtońskiego oddziału stowarzyszenia drag queen znanego jako “Sisters of Perpetual Indulgence”, które wymienia go jako główny kontakt na swoich formularzach podatkowych z 2016 i 2018 roku. Podczas “Lawendowej Mszy 2021” zorganizowanej przez stowarzyszenie – Brintona można zobaczyć, jak zwraca się do Anthony’ego Fauci, który został uznany za “świętego”, używając określenia “Tatuś Fauci”.https://www.gonzaga.edu/news-events/stories/2021/10/19/lavender-mass-2021
Nowy urzędnik ds. nuklearnych w administracji Biden-Harris jest zaangażowany w aktywizm LGBTQ+ od czasów studiów; w wywiadzie dla Metro Weekly na temat tejże grupy podkreślił, że jest osobą “puszczalską”.
W innym wywiadzie Brinton wyjaśnia, w jaki sposób odgrywa rolę opiekuna tzw. “szczeniaka”.“Właściwie mam problem, kiedy przechodzimy od zabawy w szczeniaka do seksu”, wyjaśnia Brinton. “Na przykład, ‘Nie, nie mogę pozwolić ci skomleć w ten sposób, kiedy uprawiamy seks’, ponieważ nie chcę mieszać tego świata. To ciekawe, bo on nie musi wychodzić z trybu ucznia, żebym go pieprzył. To ja osobiście muszę go wyprowadzić z percepcji szczeniaka dla mnie. Ale wtedy nadal traktuję go jako uległego wobec mnie”.
Reaktor atomowy Penly 1 w elektrowni w Dieppe, w Normandii, został zatrzymany z powodu zagrożenia wywołanego korozją i problemami spoin. To piąty reaktor, którego pracę przerwano we Francji od grudnia – podaje w czwartek [13 stycznia 2022] dziennik „Ouest-France”.
Francuski instytut bezpieczeństwa nuklearnego IRSN poinformował, że na razie nie wiadomo, czy w reaktorze Penly 1 doszło do innych awarii.
W czterech reaktorach zamkniętych w grudniu również pojawiły się problemy spoin. „Wady wykryte w (czterech) reaktorach ostatniej generacji zostały stwierdzone w kolejnym reaktorze” – powiedziała agencji AFP wicedyrektor IRSN Karine Herviou, nie podając dodatkowych szczegółów.
W grudniu 2021 roku prezydent Francji Emmanuel Macron ogłosił, że energia atomowa to jedyna możliwość produkcji energii w sposób suwerenny. Podkreślił, że również eksperci uznali, iż energia atomowa jest częścią dekarbonizacji. Ogłosił też, że do roku 2030 jego rząd chce zainwestować miliard euro w małe nuklearne reaktory modułowe (SMR) w ramach programu nazwanego „Francja 2030”. [Ten się zna, pedzio jakiś… MD]
W 2020 roku Urząd Bezpieczeństwa Nuklearnego (ASN) zaproponował wydłużenia o 40 lat terminu eksploatacji 32 francuskich reaktorów atomowych o mocy 900 megawatów. Zgodnie z pierwotnym zamysłem, reaktory projektowano tak, by mogły wytwarzać energię elektryczną przez około 40 lat. [ A tajny raport Tanguy sprzed 30 lat ocenił prawdopodobieństwo stopienia rdzenia w ciągu 40 lat na ogromne 12%. Już dodano więc ponad 100 miliardów euro na „poprawę bezpieczeństwa”. MD]
Pomysł ten jest wciąż przedmiotem debaty we Francji, mimo że ASN zapowiedział że konieczne byłyby zmodyfikowanie siłowni, jak podwojenie lub nawet trzykrotne zwiększenie ilości wody używanej do schładzania rdzenia reaktora w razie poważniejszej awarii, poprawa bezpieczeństwa silosów, w których przechowywane jest paliwo jądrowe. Ponadto konieczne byłyby ulepszenia zabezpieczeń na wypadek zagrożeń jak powodzie czy ponadprzeciętne fale upałów. (PAP)
Umieszczam artykuł sprzed prawie 12 lat, bo dziś (16 grudnia 2021) piszą, że ten reaktor zacznie pracować..w 2021 roku. Usterki, pośpiech, eksplozja kosztów, chaos w fińskiej elektrowni jądrowej: zatrudnieni Polacy opowiadają, jak wygląda praca na budowie w Olkiluoto.Artykuł pochodzi z 12/2010 numeru tygodnika FORUM.To nie do uwierzenia, co wygadywał ten stuknięty kierownik robót. Po prostu nie dało się z nim pracować, ale to jemu powierzono zadanie budowy tego fragmentu reaktora – mówi polski budowlaniec Zbigniew Mulczyński. Ma na myśli swojego przełożonego, zatrudnionego przez francuską firmę budowlaną Bouygues. Budowa Olkiluoto 3, piątego komercyjnego reaktora atomowego w Finlandii, trwa już szósty rok i nasuwa na myśl wieżę Babel. W Olkiluoto na zachodnim wybrzeżu ponad 4000 robotników z 60 krajów wznosi pierwszą od lat, nową elektrownię jądrową w Europie. Głównym wykonawcą reaktora EPR jest francuski koncern atomowy Areva. To miała być pokazowa, najnowocześniejsza na świecie inwestycja, ale coraz bardziej przeistacza się ona w inwestycyjny koszmar – także dla robotników. Gdy budowanym obiektem jest reaktor atomowy, sprawa bezpieczeństwa ma priorytet. Wszystko powinno tu być ze względów bezpieczeństwa wykonane dokładnie, a nawet perfekcyjnie. Tymczasem zarówno francuska Areva, jak fiński inwestor Teollisuuden Voima (TVO) otrzymały już liczne ostrzeżenia ze strony fińskiego Urzędu Nadzoru Radiologicznego i Nuklearnego STUK. A co o jakości tych prac mówią sami robotnicy? Większość zatrudnionych pochodzi z Polski. Andrzej Miciak na przykład opowiada, jak wznoszono betonową konstrukcję. „Nawet kiedy gołym okiem widzieliśmy usterki , np., pomiędzy stalowymi dźwigarami brakowało elementów łączących, musieliśmy zalewać te miejsca betonem. Czasem spawy nie trzymały. Należałoby je zespawać na nowo – opowiada polski robotnik – ale nie było na to czasu. Owszem, chodzili inspektorzy, którzy mieli kontrolować jakość robót. Oni jednak nie tylko zamykali oko na usterki, ale wręcz nakazywali nam zakryć usterki warstwą betonu. Polski robotnik widział na własne oczy poważną usterkę, która musi mieć wpływ na funkcjonowanie całego systemu uziemienia – była to sprawa ważna dla bezpieczeństwa elektrowni. Andrzej Miciak nie jest jedyną osobą, która opowiada o niedoróbkach. Przedstawiciel fińskiej sekcji Greenpeace rozmawiał z kilkoma polskimi robotnikami z tej budowy. Dwaj z nich opowiedzieli o wszystkim pod własnymi nazwiskami, trzech innych wolało zachować anonimowość. Wszystkie rozmowy zostały nagrane, są w posiadaniu Greenpeace. Z nagraniami zapoznano redakcję „Helsingin Sanomat”. Ich treść może budzić niepokój. Jouni Silvennoinen z zarządu TVO, któremu jako inwestorowi podlega budowa Olkiluoto 3, zaklina się, że słyszy o tym wszystkim po raz pierwszy. „To wygląda na poważne zarzuty. A przecież inspekcje są planowane tak, aby móc jeszcze przed wylaniem betonu wyłapać usterki.” Tymczasem Polacy mówią, że prac przy spawaniu nieraz nie nadążano skończyć z powodu pośpiechu. „Jedna betoniarka nadjeżdżała za drugą i my wylewaliśmy beton, nawet jeśli konstrukcja nośna jeszcze nie była gotowa. Beton nie mógł czekać” relacjonuje budowlaniec Andrzej Miciak. Polacy twierdzą również, że nieraz czekano na decyzje, zmieniano je, brakowało właściwych planów konstrukcyjnych. „W październiku zauważyliśmy, że prace spawalnicze wymykają się niekiedy spod kontroli” – mówi Petteri Tiippana, dyrektor fińskiego Urzędu Nadzoru Radiologicznego STUK. Przyczyn jest kilka. Po pierwsze, jest tam bardzo wiele elementów do spawania, trzeba też znać specyficzne wymogi odnośnie spawania w elektrowni jądrowej. Tymczasem prace te zlecono tam wielu różnym podwykonawcom. Niektórych musieliśmy bacznie obserwować. Na budowie pracuje 4000 robotników z 60 różnych krajów, zatrudnionych na ogół za pośrednictwem zagranicznych agencji. 1200 robotników przybyło z Polski. Polacy szczególnie krytycznie oceniają portugalskich brygadzistów, zwerbowanych przez francuską firmę budowlaną Bouygues – twierdzą, że są oni niekompetentni , mówią tylko po portugalsku i nie radzą sobie z pisaniem. Polscy robotnicy opowiadają, że gdy któremuś z nich skradziono kombinezon ochronny i trzeba było wypisać zamówienie na nowy, brygadzista nie umiał tego zrobić. Bazgrał coś jak uczeń pierwszej klasy, w końcu dał za wygraną. Zdaniem Polaków, na budowie wszystko idzie tak kiepsko, ponieważ fachowemu personelowi kierowniczemu i dobrym budowlańcom z Europy wschodniej i południowej nie chce się jechać za robotą do Finlandii – mają pracę u siebie. Przyjeżdżają tylko tacy, którzy nie są w stanie znaleźć pracy bliżej miejsca zamieszkania. Istnienie bariery językowej odnotowano w raporcie STUK już jesienią 2008 r. Jak tłumaczy dyrektor STUK Tiippana, „okazało się, że z powodu bariery językowej niektórzy robotnicy nie byli w stanie przekazać nadzorcom swoich obaw, związanych z bezpieczeństwem reaktora”. Według STUK wykryto jak dotąd 3000 usterek budowlanych, zawinionych zapewne najczęściej przez gorączkowy pośpiech i stres. Zbigniew Mulczyński, który pracował w Olkiluoto jako brygadzista, mówi: „Kto nie pracował dość szybko, słyszał od szefów: „albo to skończysz na czas, albo koniec z tobą, odeślemy cię do domu”. Jak człowiek pracuje w takim pośpiechu i stresie, usterki są nieuniknione. Te usterki należało wykryć i naprawić – na to jednak już nie starczało czasu. Wielu robotników twierdzi też, że zostali finansowo uderzeni po kieszeni. Polacy (którzy grozili strajkiem) twierdzą, że irlandzka agencja Rimec, która ich zatrudniła, liczyła sobie 24 euro za godzinę pracy robotnika – ale sama płaciła im tylko 8 euro za godzinę. Firma Rimec w trakcie budowy przeniosła swą siedzibę z Irlandii na Cypr. Jeden z Polaków, który wolał zachować anonimowość, opowiada, że już na miejscu kazano mu podpisać zmienioną umowę, mniej korzystną, która już np. nie przewidywała płatnego urlopu. „A kiedy zachorowałem, powiedzieli mi, żebym się zabierał do Polski i tam wykurował. Tyle, że nie miałem żadnego ubezpieczenia chorobowego”. Jednak również Finowie wcale nie są zadowoleni. „Olkiluoto okazało się dla nas kompletnym rozczarowaniem – mówi Kyösti Suokas z fińskiego związku zawodowego budowlańców. – Znalazło tam zatrudnienie tylko stu Finów. zdaniem Naszych ekspertów ściągnięto z zagranicy, liczną, tanią siłę roboczą, która pracuje byle jak.” Różne grupy patrzyły na te inwestycje z początku przez różowe okulary, sądziły, że to będzie łatwe – mówi Tiippana ze STUK. Kto był taki naiwny? „Dostawcy, ich klient w Finlandii, oraz opinia publiczna”. Inwestor TVO sądził z początku, że oferta francuskiego koncernu atomowego Areva – to prawdziwa gratka. Jednak okazało się, że tanią elektrownię jądrową można zbudować tylko przy pomocy taniej siły roboczej. Nie zwraca się wtedy uwagi na to, czy ci robotnicy są fachowi, a także czy znają języki i rozumieją, co się do nich mówi. Dużą rolę odegrał też pośpiech. Początkowo Olkiluoto 3 miało kosztować około 3 miliardów euro. Dziś mówi się, ze koszt wyniesie co najmniej 4,5 mld. Poza tym TVO traci dochody, jakich ten koncern się spodziewał ze sprzedaży energii już w latach 2009-2012. Kto poniesie finansowe konsekwencje opóźnienia, Areva czy TVO? „Mamy na ten temat różne poglądy, trwa postępowanie arbitrażowe” – mówi Silvennoinen w imieniu inwestora. A co mówią dziś polscy robotnicy? Zbigniew Mulczyński jest już z powrotem w Polsce i zapewnia, że jest szczęśliwy. „Cieszę się, że wyjechałem stamtąd. Pieniądze nie są najważniejszą rzeczą w życiu. Stres był tam nie do wytrzymania.”Atomowa fuszerka – Der Spiegel
Gdy kupujemy jaja czy jabłka na targu, wybieramy: towar powinien wyglądać jak świeży, kobiecie sprzedającej powinno dobrze patrzeć z oczu, najlepiej – powinna nam być znana choć od miesięcy. Wtedy wybieramy towar tańszy i płacimy od razu. Uczenie nazywa się to OVN(OVer Night).
Ja mam zwyczaj dodawać przekornie: Kupiłem taniej i lepszy produkt. Często jest to prawdą. Tak naturalne reguły stosują się jednak tylko do prostych zakupów.
Gdy młodzi (lub względnie młodzi) chcą kupić dom – w obecnych czasach zwykle muszą rozejrzeć się za kredytem. Czyli – kupić najpierw pieniądze, za przyszłe zobowiązania. Tu już powyższe kryteria są trudne do spełnienia. Sprzedawca pieniędzy to zwykle anonimowy BANK, warunki, jakie stawia, są zwykle dla normalnego człowieka mało zrozumiałe, część z nich (najważniejsza!) jest ukryta w postaci t.zw. fine print (drobny druczkiem). Raty, zmienne stopy, stopy wymiany, czy jakieś spekulacje na giełdzie określają ostateczny koszt zakupu naszego domu. Jest on zwykle znacznie, często wielokrotnie wyższy, niż przy zakupie za gotówkę. A kupujemy od rekino-podobnego, anonimowego banku, lub „od państwa”, cokolwiek by to ostatecznie znaczyło.
„Nietrafione inwestycje”
Gdy w swojej bezgranicznej bezczelności „tamci” (zwani eufemistycznie „finansistami”) się przeliczą, to padają nie tylko wielkie sieci przedsiębiorstw pożyczkowych (np. Fannie Mae and Freddie Mac), lecz i miliony kredytobiorców, czyli ludzi:
Wynagrodzenie rabusia: 400 mln dol. : „…Podczas zeznań przed komisją Kongresu, jeden z większych złodziei – szef upadłego banku inwestycyjnego Lehman Brothers, Richard Fuld Jr, przyznał, że otrzymał z firmy w ramach wynagrodzenia za pracę 400 mln dol. I pieniądze te może zachować dla siebie, mimo że doprowadził do bankructwa bank, a do ruiny miliony ludzi!…”
Padają też setki banków realizując przy tym zyski prezesów i rad nadzorczych. A mózgi tego rabunku np. Alan Greenspan (ponoć z Bełżca) i później Ben Shalom Bernanke – inkasują swoje potwornej wysokości prowizje i „przepraszają za nieudane inwestycje”. Miliony ludzi tracą dorobek życia.
Pojęcie „ceny” czegokolwiek traci w tej sytuacji sens.
Dochodzimy do transakcji zawieranych między konsorcjami banków, a np. rządami państw. Są jeszcze bardziej niejasne i zagmatwane. Przypomnę w charakterze ilustracji, że na początku lat 90-tych dług po PRL-u, po epoce Gierka, który jednak kazano nam spłacać, wynosił 23 miliardy dolarów. Niedługo narósł do 42 miliardów ówczesnych dolarów. O absurdach, których my, zwykli płatnicy, nie rozumieliśmy i nie rozumiemy, świadczą m.inn. następujące fakty: Papiery dłużne po-PRL-owskie chodziły na światowych rynkach wtórnych w cenie 11-16 % ich wartości nominalnej (por. FOZZ). Komuś się ten handel opłacił. Potem wielomiliardowe pakiety długów „skonsolidowano” (używano były też inne słowa-wytrychy), obniżono dwukrotnie (czyli do połowy!!), a banki i państwa, które „Gierkowi” pożyczały i tak miały ogromne zyski.
Podobnie jest teraz z „bankructwem” Islandii, Hiszpanii czy Grecji w UE.
Dla przykładu z dziedziny EJ: w USA dla ożywienia zamówień na elektrownie jądrowe rząd dawał gwarancje kredytowe (przejmował więc ryzyko – ale na barki obywateli). Pozwolił również, by urzędy regulujące ceny zgodziły się na nakładanie zwiększonych opłat na konsumentów. Powstał paradoks: „tańsza energetyka jądrowa –wyższe ceny energii elektrycznej”.
Olkiluoto i Flamanville
[Poniższe, zaznaczone italikiem analizy i rozumowania wzięte są z pracy: Steve Thomas Ekonomika energetyki jądrowej, odnośnik na dole artykułu *) ]
Te dwie elektrownie są szczególnie istotne, ponieważ stanowią jedyne obiekty generacji III+, które pozwoliły na zebranie już pewnych doświadczeń – chociaż jest to doświadczenie jedynie w zakresie budowy, a nie eksploatacji.
Olkiluoto
Fińskie zamówienie na Olkiluoto 3 przemysł jądrowy postrzegał jako szczególnie ważne, ponieważ zdawało się przeczyć znanej prawdzie, że liberalizacji rynków nie da się pogodzić z zamówieniami na siłownie atomowe. Złożone 3 grudnia 2003 roku zlecenie na budowę reaktora Olkiluoto 3 było pierwszym zamówieniem w Europie Zachodniej i Ameryce Północnej od czasu realizacji obiektu Civaux 2 we Francji (1993) oraz pierwszym zamówieniem na reaktor generacji III/III+ pochodzącym spoza regionu Pacyfiku. Od 1992 roku fiński sektor jądrowy starał się uzyskać zgodę parlamentu na piątą instalację w kraju. Projekt uzyskał ostatecznie akceptację w 2002 roku i bardzo ożywił całą branżę, a zwłaszcza koncern Areva NP. Przedstawiciele sektora zakładali, że obiekt ten będzie po ukończeniu instalacją pokazową i źródłem referencji dla potencjalnych przyszłych nabywców reaktorów EPR.
Finlandia jest częścią nordyckiego rynku energetycznego, obejmującego także Norwegię, Szwecję i Danię. Region ten uważa się powszechnie za najbardziej konkurencyjny rynek energii na świecie. Finlandia cieszy się także dobrą opinią jako kraj eksploatujący już na swoim terytorium cztery reaktory, więc pojawiły się wielkie nadzieje znalezienia odpowiedzi na liczne pytania związane z „renesansem energetyki jądrowej”. Jeżeli jednak przyjrzymy się tej transakcji bliżej, okaże się, że zawiera ona kilka elementów, które dowodzą, że nie została zawarta na warunkach reprezentatywnych dla pozostałych rynków.
Podana w 2004 roku cena kontraktowa Olkiluoto 3 wynosiła 3 mld EUR za elektrownię o mocy 1 600 MW. Następnie w publikacjach pojawiały się kwoty 3,2 mld oraz 3,3 mld EUR, Fiński organ dozoru jądrowego STIJK zatwierdził plany bezpieczeństwa obiektu w marcu 2005 roku, a w sierpniu 2005 rozpoczęto pierwsze istotne prace budowlane. W czasie gdy podpisywano kontrakt, jego cena stanowiła równowartość ok. 3,6-4 mld USD (w zależności od przyjętej wartości kontraktu), albo w przeliczeniu ok. 2250-2475 USD/kW (przy kursie 1 EUR= 1,2 USD). Koszt ten obejmował finansowanie projektu oraz dwa rdzenie reaktora; bez uwzględnienia odsetek kapitałowych i uwarunkowanych inflacją wzrostów cen (mówi się również o cenie „Overnight”) koszty za kilowatogodzinę byłyby zatem trochę niższe, chociaż koszty finansowe – o czym poniżej – przy bardzo niskim oprocentowaniu kredytu (2,6%) były niskie.
Chociaż opublikowane koszty znacznie przewyższały docelową wartość dla branży, podawaną jeszcze kilka lat wcześniej (1 000 USD/kW), krytycy i tak postrzegali je jako próbę przyciągnięcia klientów atrakcyjną ceną. Areva NP próbowała namówić EDF oraz przedsiębiorstwa niemieckie od końca lat 90. XX wieku do złożenia zamówienia na EPR i istniały obawy, że w przypadku nieotrzymania w miarę szybko żadnego zlecenia zacznie tracić kluczowych pracowników, a sama konstrukcja stanie się przestarzała. Areva NP potrzebowała także swoistego „okna wystawowego” dla technologii EPR, a Olkiluoto 3 mogłoby posłużyć jako źródło referencji przy kolejnych zamówieniach. Dodatkową zachętą było to, że na życzenie klienta Areva zaoferowała projekt „pod klucz”, z gwarancją stałej ceny końcowej, a także wzięła na siebie odpowiedzialność za zarządzanie budową oraz za obiekty towarzyszące, czyli znacznie większy zakres prac niż tylko dostarczenie „części jądrowej” obiektu. Były to zadania, w których realizacji Areva nie miała wprawy. W przypadku 58 reaktorów PWR dostarczonych przez poprzednika Arevy NP (Framatome) do Francji oraz na rynki zagraniczne (m.in. do Chin i RPA) tymi pracami i usługami zajmował się EDF.
Jak wynika z innych źródeł, projekt Olkiluoto borykał się z poważnymi trudnościami od rozpoczęcia budowy [por. Nabici w REAKTOR (Finowie) ]. W marcu 2009 roku przyznano, że ma on co najmniej trzy lata opóźnienia i przekroczył planowane koszty o 1,7 mld EUR. W sierpniu 2009 roku Areva NP ujawniła, że szacunkowe koszty osiągnęły poziom 5,3 mld EUR, co przy kursie wymiany 1 EUR=l,35 USD oznaczałoby w przeliczeniu 4 500 USD/kW.
Kontrakt stał się także przedmiotem zażartego sporu między Arevą NP i fińskim klientem, Teollisuuden Voitna Oy. Areva NP domaga się odszkodowania w wysokości ok. 1 mld EUR za rzekome błędy TVO, które z kolei – w kontr-pozwie z 29 stycznia 2009 roku – żąda od Arevy 2,4 mld EUR za opóźnienia w realizacji projektu.
Nie wydaje się prawdopodobne, żeby udało się rozwiązać wszystkie problemy, które doprowadziły do opóźnień i przekroczenia budżetu. Ostateczny koszt projektu będzie znacznie wyższy niż planowano. Rezultatem pozwu i kontr-pozwu Arevy i TVO będzie ustalenie – w ramach arbitrażu – jaka część nadwyżki kosztów przypadnie na daną firmę. Niezależnie od tego jest jednak jasne, że obawy inwestora co do kosztów i perspektyw ukończenia obiektu są w dalszym ciągu uzasadnione.
Flamanville
EDF zamówił ostatecznie reaktor EPR w styczniu 2007 roku. Ustalono, że nowy obiekt zostanie umieszczony w wykorzystywanej już przez EDF lokalizacji – Flamanville. Moc reaktora zwiększono do 1 630 MW, a prace rozpoczęto w grudniu 2007 roku. W maju 2006 EDF ocenił koszt projektu na 3,3 mld EUR. Według ówczesnego kursu (1 EUR=1,28 USD) stanowiło to równowartość 2590 USD/kW. Koszt ten nie obejmował jednak pierwszego załadunku paliwa, więc łączne koszty OVN były trochę wyższe. Kalkulacja nie obejmowała także kosztów finansowych.
EDF nie zdecydował się na projekt „pod klucz” obejmujący obiekty towarzyszące i postanowił sam zarządzać podwykonawcami – np. w zakresie dostawy turbogeneratora. Nie wiadomo, w jakim stopniu wpłynęły na tę decyzję złe doświadczenia z Olkiluoto, a w jakim potrzeba podtrzymywania własnego potencjału i umiejętności.
W maju 2008 roku francuski urząd dozoru jądrowego zarządził tymczasowe wstrzymanie prac z powodu problemów z jakością wylewanej betonowej płyty fundamentowej obudowy bezpieczeństwa. W związku z tym Areva skorygowała swoje prognozy i stwierdziła, że obiekt zostanie ukończony w 2013 roku (czyli z rocznym opóźnieniem). Jednak w listopadzie 2008 roku EDF oświadczył, że opóźnienie jest do nadrobienia, a budowa zostanie ukończona w pierwotnym terminie (2012). EDF przyznał także, że prognozowany koszt budowy Flamanville wzrósł z 3,3 do 4 mld EUR. Suma ta stanowiła wtedy w przeliczeniu (po kursie l EUR= 1,33 USD) równowartość 3 265 USD/kW, czyli zdecydowanie więcej niż w przypadku ceny kontraktowej na Olkiluoto (wg. pewnej wersji oficjalnych danych), ale znacznie poniżej poziomu cen w Stanach Zjednoczonych oraz rzeczywistych kosztów fińskiego obiektu. Ponadto związki zawodowe pracowników zatrudnionych w projekcie twierdziły, że budowa Flamanville ma co najmniej dwuletnie opóźnienie. Przedstawiciel Arevy sugerował, że koszt instalacji EPR wyniesie przynajmniej 4,5 mld EUR, chociaż nie wspomniał, czy chodzi o koszty OVN.
Stany Zjednoczone
Dużo najnowszych prognoz kosztorysowych przedsiębiorstw nadeszło ze Stanów Zjednoczonych. Szacunki te mogą okazać się bardziej wiarygodne niż szacunki z innych krajów, ponieważ przedsiębiorstwa w USA muszą przedłożyć wiarygodne wyliczenia, aby uzyskać gwarancje kredytowe. Powinny także udokumentować koszty (które będą ponosić) stanowym urzędom regulacji. Do szacunków amerykańskich można już także dodać dane z trzech rozstrzygniętych przetargów oraz doświadczenia z Olkiluoto i Flamanville.
Tabela : Koszty budowy elektrowni jądrowych w USA
Obiekt
TechnologiaSzacunkowy koszt (w mld USD)Szacunkowy koszt w USD/kW
Bellefonte 3, 4
AP 1000
5/6-10/4*
2 500-4 600
Lee l, 2
AP 1000
11*
4900
Vogtle 3/ 4
AP 1000
9,9
4190
Summer 2/ 3
AP 1000
H/5
4900
Levy l/ 2
AP 1000
14
5900
Turkey Point 6, 7
AP 1000
15-18
3100-4500
South Texas 3, 4
ABWR
17
6500
Grand Gulf
ESBWR
10+
6 600+
River Bend
ESBWR
10+
6600+
Bell Bend
EPR
13-15
8 100-10 000
Fermi
ESBWR
10
6600+
*) te szacunki to „koszty OVN”, czyli over night, czyli tak, jakbyśmy wyjęli portmonetkę i zapłacili. Pozostałe zawierają koszty odsetek
————
W tabeli zestawiono najnowsze szacunki kosztów budowy elektrowni jądrowych w USA. Z tabeli tej wynika kilka spostrzeżeń. Pierwsze jest takie, że większość szacunków – zwłaszcza tych najlepiej dopracowanych – dotyczy konstrukcji AP 1000. Razem z ABWR są to jedyne dwie konstrukcje, które mają za sobą procedurę dopuszczeniową NRC (chociaż obie są teraz ponownie oceniane) – i łatwiej jest oszacować koszty budowy, ponieważ konstrukcja jest zbliżona do ostatecznej. Trudno jednak wyciągnąć jednoznaczne wnioski na podstawie tej tabeli – poza takim, że obecne szacunki okazują się co najmniej cztery razy wyższe niż koszty podawane przez branżę jądrową (1000 USD/ kW) jeszcze pod koniec lat 90. ubiegłego wieku oraz że pod koniec 2009 roku koszty nie przestawały rosnąć. Podstawa podanych kosztów jest zróżnicowana: niektóre obejmują finansowanie, a inne koszty przesyłu, bezpośrednie porównania nie są więc wiarygodne.
Podsumowanie
Jest oczywiste, że w ciągu ostatnich dziesięciu lat koszty budowy nowych elektrowni jądrowych wzrosły kilkukrotnie – prawdopodobnie ponad pięciokrotnie – i nie widać żadnych oznak spowolnienia tempa tego wzrostu. Doświadczenia z przeszłości dowodzą, że wszędzie tam, gdzie ustalono rzeczywiste koszty budowy, okazywały się one znacznie wyższe niż ich szacunki. Natomiast większą trudność sprawia określenie, czy bieżące szacunki są faktycznie znacząco wyższe od kosztów rzeczywistych, a jak tak, to dlaczego szacowane koszty wzrosły aż w takim stopniu.
Najnowsza brytyjska elektrownia jądrowa, Sizewell B, która nie przeżywała istotnych trudności podczas budowy, kosztowała ok. 3 mld. GBP, co pokrywało się z ówczesnymi szacunkami i odpowiadało także kosztom elektrowni amerykańskich, ukończonych w latach 90. Być może konstruktorzy zakładali, że nowe elektrownie – pozbawione „bagażu”, którego zastosowanie stało się konieczne w reaktorach, aby sprostać wymogom bezpieczeństwa po awariach w Three Mile Island i w Czarnobylu – będą mogły spełnić te wymogi dzięki znacznie prostszym konstrukcjom (tańszym i skuteczniejszym). Możliwe, że takie postrzeganie problemu okazało się iluzją, a konstrukcje nie stały się wcale mniej skomplikowane. Wydaje się, że konieczność zapewnienia ochrony przed skutkami uderzenia samolotu również okazała się bardziej uciążliwa, niż przewidywała branża jądrowa.
Koszt l 000 USD/kW także nie był prawdopodobnie wynikiem procesu „oddolnego” (przyjmującego za podstawę opracowania projektowe ), lecz „odgórnego” (czyli rozważań, że takiego właśnie kosztu potrzeba, żeby zapewnić energetyce jądrowej konkurencyjność). Krótko mówiąc, cena l 000 USD/kW była narzuconym z góry celem, pozbawionym podstaw technicznych.
Realistyczna ocena kosztów dla ewentualnej EJ w Polsce
Obecnie reaktory mają moce rzędu 1 600 MW. Do szacunkowych porównań kosztów przyjmę koszt w przeliczeniu na 1 kW mocy elektrycznej z EJ.
W materiałach propagandowych lobbystów EJ jeszcze niedawno pisało się (i „udowadniało” na naukawych, propagandowych konferencjach), że koszt 1 kW do się ograniczyć do 1 tys. $. Gdy jednak przystąpiono do trochę poważniejszych rozmów, mówiono o 1.2 tys. $/kW.
Przed Fukushima propagandyści w Polsce przekonywali „rząd” że elektrownia z czterech reaktorów po 1600 MW może kosztować 32 miliardy złotych, tj. ok. 10 mld $. Dałoby to koszt znormalizowany do 1 kW: ok. 1600 $/kW.
Z tej „najnowszej” generacji reaktorów (zaprojektowanych jednak przed dwoma dziesięcioleciami) zwanej zachęcająco „3+” w Europie budowane są jedynie dwa reaktory: Flamanville we Francji (zamówienie z 2007 roku) i Olkiluoto w Finlandii. W maju 2006 EDF (Electricité do France) ocenił koszt uruchomienia projektu na 3.3 mld. EUR. Stanowiło to wtedy równowartość 2 600 USD/kW. Jednak jak zwykle przy budowie EJ, koszt wzrósł . W 2008 EDF szacowało go na ok. 4 mld. EUR, co wynosiło równowartość 3265 USD/kW (odnośniki i przeliczniki w dobrej, powyżej cytowanej źródłowej pracy „Ekonomika energetyki jądrowej . Aktualizacja” Steve Thomasa).
Koszty EJ w USA podane są w powyższej Tabeli. Są one bardziej wiarygodne, niż podawane w innych częściach świata, bo w USA przedsiębiorstwa muszą przedstawiać wiarygodne wyliczenia, aby uzyskać gwarancje kredytowe.
Rozrzuty kosztów są ogromne: od jednego do dziesięciu.
Nie uwzględniają kosztów składowania wypalonego paliwa z prostej przyczyny: NIGDZIE na świecie nie ma składowisk ostatecznych. Są więc one niewyobrażalnie drogie. Jedyny wyjątek, to składowisko w Finlandii, ale jest ono małe i jego bezawaryjne użytkowanie przez najbliższe 100 tysięcy lat budzi duże, coraz większe wątpliwości.
Co można odpowiedzieć na argument, że ”może inwestycja jest droga, ale .. prąd potem będzie tani..”. Jak widać z powyższych analiz, koszty kredytów, ryzyka, składowisk przyszłościowych, przeróbki paliwa i usuwania starych, silnie radioaktywnych elektrowni nie są jawnie uwzględniane w ocenach kosztów. Więc przerzucane są w ceny „prądu”, czyli na użytkowników. Obecnych i przyszłych. Nie widać żadnych przesłanek, by przy tak ustanowionych wkładach kapitałowych ceny energii elektrycznej dla użytkownika były niewielkie.
Konkluzje proste
Koszty EJ przez ostatnie pół wieku systematycznie i znacznie rosną.
Nie ma w EJ „efektu skali”, czyli zmniejszania kosztów jednostek ze wzrostem urządzeń.
Koszty najdroższej dotąd odmiany energetyki odnawialnej – słonecznej fotowoltaiki (PV) obniżają się tak szybko, że nawet one stały się już porównywalne z kosztami EJ.
Nowe zabezpieczenia i uwarunkowania EJ po FUKUSHIMA koleiny raz podniosą koszty EJ o 30-40 %.
Budowa elektrowni jądrowych, wspomnianych przez związanych z rządem propagatorów EJ, ma objąć cztery elektrownie po cztery reaktory po 1 600 MW każdy. Razem (docelowo??) 16 reaktorów. Czyli 25 GW mocy podstawowej, nie nadającej się do regulacji. Byłaby to więc katastrofa energetyki od strony podażowej.
Prof. Mielczarski, za informacjami płynącymi z ministerstwa gospodarki, ocenia koszt pierwszej elektrowni na 40 mld złotych, t.j. na poniżej 1 600 $/kW. Jak wykazaliśmy powyżej, jest to koszt co najmniej dwukrotnie niedoszacowany.
Nawet taki kosztorys w sposób oczywisty jest nierealizowalny z pieniędzy i kredytów dostępnych dla polskich firm energetycznych, polskiej gospodarki.
Zobaczmy jednak, jedynie jako ćwiczenie wyobraźni i umysłu, dalsze konsekwencje finansowania „najtańszej energetyki” dla Polski.
Jeśli za realną miarę kosztów weźmiemy stan finansowy reaktorów EPR (tych „na trzy plus”…) w Europie w budowie, to koszty te mieszczą się w widełkach między 3.3 k$/kW a 4.5 k$/kW. [Pamiętajmy, że w USA dochodzą jednak do 10 k$/kW ].
Przeliczmy to, dla uzmysłowienia sobie skali i wagi sprawy, na jedną elektrownię oraz na projektowane cztery.
Jedna: co najmniej 6.4 GW * 3.3 k$/kW = 21 Mld $ = 60 Mld zł
A góra widełek: 6.4 GW * 4.5 k$/kW = 29 Mld $ = 90 Mld zł
Pomnóżmy to przez cztery, bo jak wspominał nasz UKOCHANY PRZYWÓDCA, w planach ma 4 elektrownie:
Jest to między 240 miliardów złotych a 360 miliardów złotych
Jeśli uwzględnimy spodziewane podwyżki „po FUKUSHIMA” rzędu 40%, to zapłacić mamy:
Od 336 miliardów złotych, a góra widełek to 500 miliardów złotych.
Są to liczby niewyobrażalne nie tylko dla laika (mgr. historii, socjologii itp.) ale i dla inżynierów, fizyków , matematyków. Przy tak astronomicznych sumach niezbędne są gwarancje rządowe, co ewidentnie sprawi, że owe koszty poniesiemy my, nasze wnuki i prawnuki.
Czy mają może Państwo w portmonetce taką sumę, by zapłacić na warunkach OVN, czyli jak tej „babie z jajami” z początku artykułu?
Profesor Mielczarski i inni rozsądni energetycy wnioskują z takich i podobnych zestawień liczb, że Polska sobie EJ nie sprawi. Jest Pan optymistą, Profesorze. Miałby Pan rację, gdyby o losie gospodarki decydowali Polacy.
Dlatego na początku artykułu umieściłem rozdział „Nietrafione inwestycje”, jakby czego innego dotyczący.
Otóż komiwojażerowie EJ z USA i Francji mogą użyć „argumentu nie do odrzucenia”: [dodaję w 2021: Była taka, Żorżeta.. ]
My u was będziemy budować elektrownie jądrowe. Jeśli zbudujemy, będziemy mogli eksportować energię elektryczną na przykład do Niemiec, Francji czy Danii. Z zyskiem dla nas. A czy zbudujemy czy nie, inwestować będziemy (t.j. znajdziemy banki kredytujące) np. w zamian za przekazanie nam własności złóż gazu łupkowego oraz złóż węgla kamiennego. Nie potraficie przecież tego gazu wydobyć. Kopalnie zostały co prawda zniszczone w ostatnich 20-tu latach, więc dla was nie są wiele warte. A my już sobie z nimi jakoś poradzimy.
A jeśli technologia „na trzy plus” okaże się równie zawodna, jak dotychczasowe technologie EJ na przestrzeni pół wieku? A, to już wasz, tubylców, problem. Od Niemiec jest wystarczająco daleko, a i wiatry są tu zwykle zachodnie. To samo dotyczy składowisk wypalonego paliwa i starych, promieniujących reaktorów. Może spróbujecie upchać gdzieś za Uralem?
No, dawajcie sobie, dzielni Polacy, radę! Jeśli potrafiliście szarżować z lancami na czołgi, to i teraz dacie se radę!
No, NAPRZÓD do Postępu i Zwycięstwa!
Vive la Pologne!!
*) Steve Thomas, Ekonomika energetyki jądrowej, marzec 2010,
Polecam też inne publikacje Fundacji im. Heinricha Bőlla:
– Gerd Rosenkranz, „Mity energetyki jądrowej: Jak oszukuje nas lobby energetyczne”, oraz
– Antony Froggatt i Mycle Schneider, „Systemy na rzecz zmian: Energia jądrowa kontra efektywność energetyczna i źródła odnawialne”. Prace te analizują głównie osiągnięcia Europy zachodniej ,w szczególności Niemiec. Przypominam analizę sprzed 10 lat. Jest ciągle aktualna. Oczywiście – koszty w tym czasie wzrosły, a bezpieczeństwo ZMALAŁO. 4 grudzień 2021
Dodam jeszcze uwagę z 2013 roku, ciągle aktualną:
=====================geodetów spod Kłaja Gradów…
Oi ! Ostatni reaktor energetyczny w Japonii wyłączony. W ciągu ćwierćwiecza ilość reaktorów jądrowych energetycznych zmalała z ok. 440-tu do poniżej 400-tu. Koszt jednostkowy (za 1 MWe) wzrósł w tym czasie dwa do trzech razy, gdy w innych działach energetyki koszty szybko malały.
U nas – żywimy z EJ geodetę wioskowego Grada i jego rodzinę (też są to „eksperci”), a sprawdzeni, starzy oficerowie, jeszcze GRU i Informacji Wojskowej też testują swą wieczną niezbędność. I okupują prezesury, rabują profesury, dyrektury czy inne synekury. Co, Haniu, trzymamy się? [Taka była, zdaje się, Trojanowska?? Osiadła na swoim, jak rodzinka geodetów spod Kłaja, Gradów.]
AJ: Ogólna liczba ofiar w ciągu 25 lat od katastrofy na całym świecie przewyższyła milion. Nie wliczam w to poronień i narodzin martwych dzieci (a to będzie jeszcze kilkaset tysięcy)
W tym roku mija 25 rocznica katastrofy czarnobylskiej, tymczasem opinia publiczna jest nadal karmiona mitami o „nieznacznych skutkach ekologicznych i zdrowotnych” tej katastrofy, Kłamstwom i przemilczeniom odpowiedzialnych instytucji przeciwstawiają się od lat niezależni naukowcy. Z ,,Zielonymi Wiadomościami” rozmawia wybitny rosyjski biolog i ekolog, profesor ALEKSIEJ W. JABŁOKOW
REDAKCJA „ZW”: Panie profesorze: skąd u Pana – biologa i ekologa – zainteresowanie dziedziną energetyki jądrowej?
Prof. ALEKSIEJ JABŁOKOW: Moje zainteresowanie problemami energetyki jądrowej zaczęło się w 1988 roku. Byłem wtedy członkiem państwowej komisji ekspertów do spraw Południowo-ukraińskiej Elektrowni Atomowej i mogłem szczegółowo zapoznać się z budową i działaniem elektrowni jądrowych. Potem, już jako wiceprzewodniczący Komitetu d.s. Ekologii Rady Najwyższej ZSRR, miałem dostęp do wielu materiałów; zrozumiałem wtedy, że skażenie promieniotwórcze jest jednym z najboleśniejszych problemów Związku Radzieckiego. Jako doradca Prezydenta do spraw. ekologii i ochrony zdrowia miałem możliwość odwiedzić wszystkie ważniejsze zakłady atomowe w Rosji. Na początku lat dziewięćdziesiątych byłem przewodniczącym komisji rządowej, zajmującej się skutkami usuwania odpadów radioaktywnych do rosyjskich mórz, przewodniczyłem również komisji Rady Bezpieczeństwa Federacji Rosyjskiej do spraw awarii jądrowej w Tomsku-7. Jako przewodniczący państwowej komisji do spraw bezpieczeństwa ekologicznego przy Radzie Bezpieczeństwa Federacji Rosyjskiej zajmowałem się wieloma problemami związanymi z energetyką jądrową, w tym także skutkami katastrofy w Czarnobylu.
W toku tej działalności poznałem wielu zwolenników energii atomowej. Często się z nimi spierałem. W końcu napisałem długi artykuł w miesięczniku „Nowyj Mir” („Nowy Świat”), który zatytułowałem: Mitologia atomowa. To było chyba w 1993 roku. Ten artykuł przedrukował potem niemiecki „Der Spiegel”. Wówczas Aleksander Janszyn, wiceprzewodniczący Rosyjskiej Akademii Nauk zaproponował mi, żebym dokładniej przedstawił moje podejście do problemu energetyki jądrowej. Na początku były to prace komisji Rosyjskiej Akademii Nauk, zajmującej się dziedzictwem Władimira Wiernadskiego, po dwóch latach w Moskwie, w wydawnictwie Nauka, została wydana książka Mitologia atomowa (1997).
Centrum Polityki Ekologicznej Rosji, którego byłem wtedy prezesem, wydało jeden z rozdziałów tej książki w rozszerzonej wersji jako Mit o niewielkim znaczeniu skutków katastrofy w Czarnobylu (Moskwa, 2001). Jeszcze wcześniej, na dziesięciolecie katastrofy, byłem pomysłodawcą i redaktorem dwóch tomów Konsekwencje katastrofy w Czarnobylu(„Zdrowie środowiska i Zdrowie człowieka” Moskwa, 1996). Dwa razy przemawiałem w Kongresie USA na tematy jądrowe. W latach 2002 – 2003 byłem jednym z założycieli Europejskiego Komitetu do spraw Ryzyka Radiacyjnego.
RED: Niedawno w Nowym Jorku ukazała się książka pańskiego współautorstwa: Czarnobyl. Skutki katastrofy dla ludzi i środowiska. Jak doszło do napisania tej książki?
AJ: Bezpośrednią przyczyną naszej książki była wcześniejsza publikacja IAEA i WHO („Forum Czarnobylskie”, 2005),. w której prawdę o katastrofie wypaczono do takiego stopnia, że wraz z profesorem Wasilijem Nesterenko z Mińska, byłym dyrektorem Instytutu Energetyki Jądrowej, który po katastrofie w Czarnobylu w całości poświęcił się ratowaniu białoruskich dzieci, postanowiliśmy zebrać w jednej publikacji naukowe dowody mówiące o prawdziwych skutkach katastrofy. Podstawą książki była analiza około pięciu tysięcy publikacji, wydawanych przede wszystkim w językach słowiańskich, mało lub w ogóle nieznanych na Zachodzie.
RED: Czy książka Czarnobyl. Skutki katastrofy dla ludzi i środowiska była publikowana w krajach najbardziej dotkniętych: na Białorusi, Ukrainie, w Rosji?
AJ: Początkowo książka została wydana w Sankt Petersburgu w wydawnictwie Nauka. Jest szeroko dostępna, można ją ściągnąć z różnych stron internetowych. 26 kwietnia w Kijowie wyjdzie trzecie, poszerzone wydanie.
RED: Jak ocenia Pan skutki zdrowotne katastrofy w Czarnobylu. Na czym one polegają i jakie to są schorzenia?
AJ: Łatwiej jest mi powiedzieć, jakie choroby nie są związane z katastrofą.
W wyniku Czarnobyla znacznie wzrosły zachorowania na choroby układu krążenia, układu nerwowego, pokarmowego i oddechowego, a także na choroby układu moczowego. Częstsze stały się choroby endokrynologiczne i onkologiczne, zaburzenia układu odpornościowego, i rzecz jasna zaburzenia genetyczne. Dynamika zachorowań na poszczególne choroby jest różna. Niektóre z tych chorób były szczególnie widoczne w ciągu pierwszych 10 -15 lat, potem liczba zachorowań zmalała; liczba. zachorowań .na inne schorzenia wciąż rośnie.
RED: Jakie będą skutki zdrowotne napromieniowania dla następnych pokoleń? Jak to się odbiło na zdrowiu reprodukcyjnym?
AJ: Na razie możemy mówić tylko o pierwszych, początkowych skutkach, ponieważ radionuklidy (cez, stront, pluton i ameryk) jeszcze znajdują się w ekosystemach. Genetyczne konsekwencje pierwszego wybuchu w 1986 roku (wtedy napromieniowane radionuklidami z Czarnobyla w Europie było tysiąc razy większe) będą widoczne w ciągu kilku pokoleń. Oczywiście liczba ofiar będzie zmniejszać się wraz z upływem czasu.
RED: Dane dotyczące liczby ofiar śmiertelnych katastrofy są bardzo rozbieżne w zależności od źródeł. Według dostępnych w Polsce oficjalnych danych zginęło tylko ok. 100 osób. Jaka jest rzeczywista liczba ofiar według pana badań?
AJ: Ogólna liczba ofiar w ciągu 25 lat od katastrofy na całym świecie przewyższyła milion. Nie wliczam w to poronień i narodzin martwych dzieci (a to będzie jeszcze kilkaset tysięcy- jak uważa niemiecki badacz H. Scherb).
RED: Sto osób a milion, to szokująca rozbieżność: 10 tysięcy razy! Na czym polega różnica pomiędzy metodologią stosowaną przez Pana do oceny skutków zdrowotnych Czarnobyla, a np. metodologią autorów raportu Chernobyl Legacy (WHO, IAEA)? Chcielibyśmy, aby nasi czytelnicy mogli wyrobić sobie zdanie co do wiarygodności obu metod.
AJ: Oficjalna metodologia oszacowania liczby ofiar opiera się na dosyć umownej, indywidualnej dawce promieniowania. (która jest wyliczana na podstawie ogromnej liczby założeń, np. ile człowiek mógł wypić skażonego mleka, ile czasu znajdował się poza pomieszczeniem itp.). Poza tym współczynniki, które wykorzystuje się do wyliczenia ryzyka napromieniowania są bardzo niepewne (bazują na mało wiarygodnych danych o skutkach Hiroszimy i Nagasaki).
My wybraliśmy inne podejście badawcze.Porównaliśmy zachorowania i śmiertelność na silnie i słabo skażonych terenach, które według wszystkich innych wskaźników; z wyjątkiem stopnia skażenia promieniowaniem, są do siebie podobne. Takie wyliczenia są dostępne dla Rosji, Białorusi, Ukrainy, a także dla Szwecji i Norwegii. Okazało się, że w ciągu pierwszych 15 – 20 lat po katastrofie poziom śmiertelności na silnie skażonych terenach jest większy o około 4%. Opierając się na tych wynikach, można oszacować przybliżoną liczbę ofiar.
RED: Jak ocenia Pan skutki zdrowotne Czarnobyla w Polsce?
AJ: Według różnych wyliczeń do Polski dotarło około 1% szkodliwych substancji z Czarnobyla (jeśli wziąć pod uwagę cez-137). W niewielkim stopniu był skażony cały kraj, największe skażenie objęło około 3 – 4 tys. kilometrów kwadratowych. Skażenie to ma charakter plamisty i jakieś plamy obejmujące dziesiątki kilometrów kwadratowych mogły być nie wykryte. Jestem pewien, że jeśli przeanalizowalibyśmy statystyki dotyczące martwych urodzeń, poronień, zespołu Downa, śmiertelności noworodków – ślad po Czarnobylu będzie widoczny również w Polsce. Na niektórych terenach w znacznym stopniu wzrosła liczba problemów z tarczycą.
A’ propos, nie znalazłem map skażenia Polski innymi radionuklidami, oprócz cezu-137. A takie skażenie, krótko żyjącymi radionuklidami: jodem-131, tellurem-132, cezem-l34 i innymi było. Według prognoz M. Malko ogólna liczba zachorowań na raka tarczycy w Polsce w wyniku katastrofy wyniesie więcej niż 3200 przypadków (w tym około 900 śmiertelnych), białaczki – około 170 (w tym 120 śmiertelnych), innych typów raka – ponad 1700 (około 1000 śmiertelnych). A trzeba wiedzieć, że rak nie jest główną przyczyną zwiększenia się „poczarnobylskiej” śmiertelności. O stopniu skażenia radioaktywnego w Polsce znacząco i obrazowo mówi pewne zdarzenie: w czerwcu 1987 roku Bangladesz zwrócił Polsce 1600 ton mleka w proszku ze względu na jego niebezpieczną radioaktywność.
RED: Jakie były społeczne skutki katastrofy, co obecnie dzieje się z ewakuowana ludnością, czy mają pracę lub inne środki do życia, czy pomoc medyczna jest zabezpieczona?
AJ: Nie będę mówił o problemach społecznych, jestem biologiem i ekologiem. Przypomnę tylko, że koszty poniesione przez kraje dotknięte katastrofą w celu minimalizacji jej skutków są ogromne. Białoruś w niektórych latach traciła do 25% całego budżetu „na Czarnobyl”, Ukraina – do 5%, Rosja do 1%. W sumie, „czarnobylskie” wydatki tylko tych krajów wyniosły ponad 550 miliardów dolarów w ciągu 25 lat. A przecież Niemcy, Szwecja, Norwegia, Wielka Brytania i inne kraje do dzisiaj jeszcze wydają ogromne sumy.
RED: Co sądzi Pan na temat propozycji autorów raportu Chermobyl Legacy, aby odebrać ludziom zasiłki i przeznaczyć je na inwestycje we wspieranie. lokalnej przedsiębiorczości i biznesu?
AJ : Uważają oni, że „czarnobylskie” choroby są skutkiem radiofobii i strachu, a nie promieniowania. Jednak poziom radiofobii na skażonych terenach spada, a liczba zachorowań rośnie. I jaka może być radiofobia u myszy i żab, u których spotykamy takie same choroby jak u ludzi, żyjących na skażonych terenach?
RED: Co sadzi Pan na temat skutków zdrowotnych obecnej katastrofy w Fukushimie?
AJ: Katastrofa w Fukushimie jeszcze się nie skończyła, cały czas następuje tam wyciek radionuklidów. W gorszym wypadku skutki tej katastrofy mogą być cięższe niż w Czarnobylu. Wyliczenia prof. Ouisa Busby według stanu sprzed dwóch tygodni informują o możliwości pojawienia się w ciągu następnych 50 lat do 420 tysięcy dodatkowych zachorowań na raka (połowa z nich w pierwszym dziesięcioleciu).
RED: A jak ocenia pan skutki tej katastrofy dla rolnictwa?
AJ: Na kilku tysiącach kilometrów kwadratowych nie można będzie, jak dawniej, zajmować się rolnictwem – trzeba będzie zmieniać życie milionów ludzi. Będzie zniszczone lokalne rybołówstwo (do stu kilometrów od Fukushimy).
Czy skażenie morza będzie postępowało dalej – na razie nie wiadomo. Jednak może rozszerzyć się i do tysiąca kilometrów (bez względu na zmniejszenie się koncentracji dalej od źródła, może mieć miejsce bio-koncentracja i bio-akumulacja radionuklidów, w związku z którą w organizmach żywych koncentracja radionuklidów może być większa dziesiątki tysięcy razy).
RED: Czy na skażonych terenach istnieje monitoring dzikiej przyrody? Czy mógłby pan coś na ten temat powiedzieć? [około Czarnobyla md]
AJ: Zamknięcie tych terenów (trzydziestokilometrowa strefa) przyciąga wiele zwierząt, ponieważ nie ma tam presji antropogenicznej. Jednak badania pokazują w strefie wysoki poziom mutacji; możemy też obserwować inne negatywne skutki silnego napromieniowania. Z zewnątrz wszystko wygląda w porządku, jednak w rzeczywistości strefa – to „czarna dziura”, mieląca pule genowe. Mikro-ewolucyjne skutki katastrofy jeszcze czekają na wyjaśnienie.
RED: Był Pan kilka dni temu gościem kongresu w Berlinie na temat 25-lecia katastrofy w Czarnobylu. Czy może się Pan podzielić z naszymi czytelnikami wrażeniami z tej konferencji?
To była inicjatywa ruchu „Lekarze przeciw wojnie nuklearnej” (IPPNW), którzy w swoim czasie otrzymali Pokojową Nagrodę Nobla. W Berlinie w zasadzie odbyły się dwie konferencje – jedna oficjalna, na której wygłoszono rozmaite wykłady, i druga – publiczna, informacyjno-emocjonalna. Obie były na swój sposób ważne~ 26 kwietnia w Kijowie będą miały miejsce również dwie konferencje. Jedna oficjalna i druga – publiczna. Konflikt prawdy z półprawdami nadal będzie aktualny. Przypomnę, że już czwarty rok w Genewie, która jest siedzibą Światowej Organizacji Zdrowia ma miejsce bezterminowy’ protest: codziennie. od rana do wieczora dwoje, troje ludzi z plakatami: „Powiedzcie prawdę o Czarnobylu!”, „Przypomnijcie sobie przysięgę Hipokratesa!”, „Koniec niegodnemu porozumieniu z IAEA z 1959 r.”
RED: W jaką energię radzi Pan zainwestować polskiemu rządowi i dlaczego? Czy ma pan rady dla polskiego rządu?
AJ: Nawet część środków, które Polska planuje wydać na budowę pierwszej elektrowni atomowej (3-4 miliardy euro) starczyłaby na przekształcenie nie ekologicznych elektrowni węglowych w bardziej czyste. W Polsce (tak jak w każdym kraju świata) są niekończące się źródła niskotemperaturowej energii geotermalnej – w dowolnym miejscu można wywiercić dziurę w ziemi i na głębokości 1-2 kilometrów otrzymać wodę o temperaturze około 100 stopni. To zupełnie wystarczy dla dzisiejszych sposobów otrzymania energii elektrycznej. W Polsce są ogromne rezerwy gazu łupkowego. Energia atomowa w Polsce sprawi wiele kłopotów – ekologicznych, ekonomicznych i politycznych.
Ciągła zależność od dostaw paliwa jądrowego, nierozwiązane nigdzie na świecie ogromne problemy z przechowywaniem odpadów radioaktywnych i, oczywiście, nieunikniony wpływ nawet najmniejszych wycieków z elektrowni atomowej na zdrowie ludzi, nie mówiąc już o ryzyku nowego Czarnobyla czy Fukushimy – ponieważ nie ma bezpiecznych reaktorów atomowych, co by nie mówili na ten temat zwolennicy energii atomowej. Taniość energii jądrowej to jeszcze jedno wielkie kłamstwo jej protagonistów.
We Francji nie buduje się reaktorów czwartej generacji. W 2019 r. zawieszono tam ten projekt. Miał on stanowić kolejny etap rozwoju francuskiego przemysłu jądrowego. Projekt reaktora na neutronach prędkich (RNR) Astrid został wstrzymany przez francuską Komisję ds. Energii Atomowej i Alternatywnych Energii (CEA).
Zapytane przez „Le Monde” CEA przyznało, że „projekt budowy prototypowego reaktora nie jest planowany w perspektywie krótko- lub średnioterminowej”.
W dłuższej perspektywie CEA jest zainteresowana tzw. reaktorami czwartej generacji, które umożliwią zamknięcie cyklu paliwowego poprzez lepsze wykorzystanie zasobów uranu i zaproponowanie wielokrotnego recyklingu plutonu przy jednoczesnej minimalizacji wytwarzania odpadów. W styczniu tego roku na swojej stronie CEA napisała: „Czwarta generacja to reaktory, które są teraz projektowane, a których wdrożenie w przemyśle może nastąpić w latach 2040-50”.
Francja pracowała nad projektem „Astrid” (Advanced Sodium Technological Reactor for Industrial Demonstration) o wartości 5 mld euro. Jest to szybki reaktor chłodzony sodem [tj na szybkich neutronach MD] , który miał zostać zbudowany w zakładzie Marcoule (Gard).
Odpady konwencjonalnych reaktorów jako paliwo
Korzystając z doświadczeń eksperymentalnych reaktorów Phenix (250 megawatów elektrycznych (MWe) i Superphénix (1240 MWe), Astrid (600 MWe) miała wykorzystywać jako paliwo odpady konwencjonalnych reaktorów, jednocześnie wytwarzając mniej odpadów jądrowych i wykorzystując technologię sodową. Według Trybunału Obrachunkowego na koniec 2017 r. w ten plan zainwestowano prawie 738 mln euro.
Krytykowany przez Zielonych i niektórych specjalistów, jak fizyk jądrowy Bernard Laponche, rząd francuski zdecydował o zawieszeniu projektu w 2019 r. Ale nie zrezygnowano z niego.
Zapora lodowa, mająca powstrzymać dopływ wody gruntowej do zniszczonej elektrowni jądrowej w japońskiej Fukushimie, mogła częściowo stopnieć – poinformowała agencja Reutera. Operator elektrowni, firma TEPCO, zapowiedział jej wzmocnienie.
TEPCO wykryło topnienie zapory w czasie testów. Prace naprawcze mogą się rozpocząć już w grudniu – przekazał Reuters, powołując się na datowaną na czwartek prezentację przygotowaną przez operatora elektrowni.
Będzie to kolejne z szeregu kosztownych działań w celu zabezpieczenia obiektu po awarii spowodowanej przez katastrofalne w skutkach trzęsienie ziemi i tsunami z 2011 roku.
Jak działa zapora lodowa?
Zadaniem lodowej zapory jest ograniczenie dopływu wody gruntowej do zniszczonej elektrowni, gdzie w zbiornikach składowane są olbrzymie ilości wody skażonej radioaktywnymi substancjami.
1 mln ton skażonej wody trafi do oceanu
Zbiorniki są bliskie przepełnienia, a japoński rząd zatwierdził w kwietniu plan uwolnienia ponad 1 mln ton skażonej wody do oceanu, co wywołało protesty rybaków, części mieszkańców Fukushimy oraz rządów Korei Płd. i Chin.
Uwalnianie wody z Fukushimy ma się rozpocząć ok. 2023 roku.
Według zapowiedzi władz przed spuszczeniem do morza woda ma być przefiltrowana i rozcieńczona, by spełnić krajowe i międzynarodowe normy dotyczące zawartości radioaktywnych izotopów.
{Idiotyzm twórców tego wyjaśnienia: Jak można „rozcieńczać” COŚ, CO WPADA DO OCEANU??