Śmierć – na życzenie – z NFZ-u. Cywilizacja śmierci III

Śmierć – na życzenie – z NFZ-u. Cywilizacja śmierci III

Izabela Brodacka

„Niemal połowa oddziałów położniczych w Polsce przyjmuje mniej niż dwa porody dziennie”, wynika z analizy opublikowanej przez „Dziennik Gazetę Prawną”. Biorąc pod uwagę, że według wytycznych Ministerstwa Zdrowia „optymalna liczba porodów”, to 600 rocznie, najprawdopodobniej część oddziałów położniczych zostanie zamknięta jako nierentowna.

„Gazeta Prawna” opisuje również nową strategię ministerstwa zdrowia w sprawie znieczulenia przy porodzie. Znieczulenie ma być dostępne wszędzie. W tych miejscach, w których co najmniej 10 procent kobiet skorzysta ze znieczulenia przy porodzie naturalnym wycena porodu będzie wyższa. Stawka ma wzrastać proporcjonalnie do liczby znieczuleń. To teoretycznie ma zachęcić większe szpitale do przyjmowania rodzących.

Może to doprowadzić jednak do zamknięcia mniejszych porodówek, których nie stać na opłacanie etatu anestezjologa i dla których znieczulenia są zbyt drogie. Przy jednym porodzie dziennie pieniądze z NFZ nie wystarczą na utrzymywanie w gotowości personelu.

Logika tego wszystkiego jest następująca. Obecne władze forsują ze wszystkich sił aborcję na żądanie. Logicznie spójna z tym jest likwidacja oddziałów położniczych. Oznacza to pogłębiającą się katastrofę demograficzną. Nie będzie komu pracować na wypracowane emerytury starzejącego się społeczeństwa.

„Zaradzi” temu wprowadzenie eutanazji. Już nie tylko na żądanie lecz na przykład zaleconej przez sąd lub nawet przez trzyosobową komisję, która uzna, że komfort życia starego czy chorego człowieka jest zbyt niski aby pozwolić mu nadal żyć, należy więc go dla jego własnego dobra uśpić, realizując w ten sposób plan depopulacji globu.

Ktoś jednak musi pracować na nieustannie rosnącą liczebnie klasę próżniaczą. Ma temu zaradzić sprowadzanie „najeźdźców” czyli przyjętych w ramach relokacji przybyszy z krajów afrykańskich oraz z ogarniętej wojną Ukrainy. Lecz oni na ogół nie mają zamiaru pracować natomiast chcą korzystać z przywilejów socjalnych wypracowanych przez społeczność danego kraju, w tym przypadku Polski. To na nich trzeba będzie pracować biorąc pod uwagę fakt, że masowo będą uzyskiwać prawa do emerytury nie wypracowanej w Polsce oraz korzystać z przywilejów wprowadzonych po to w Polsce aby zapobiec katastrofie demograficznej. W ten sposób koło się zamyka.

Czy klasa rządząca czyli klasa w Polsce wyjątkowo próżniacza zaoszczędzi na zamykaniu oddziałów położniczych? W ekonomii i w socjologii stosuje się tak zwany rachunek ciągniony ale to raczej zbyt skomplikowane dla naszych (p)osłów. Dobrym przykładem jest sprawa leczenia kilkanaście lat temu tak zwanej stopy cukrzycowej ( aktualnych danych nie znam). Otóż większość szpitali decydowała się wówczas „leczyć” chorego, a raczej zapobiegać gangrenie przez amputację części jego stopy gdyż amputacja kosztowała wówczas szpital czyli społeczeństwo 3000 złotych natomiast leczenie zachowawcze kosztowało powyżej 12000. Lekarze decydujący się na obcięcie pacjentowi stopy czy nawet całej nogi wydawali się nie rozmieć, że generują w ten sposób o wiele większe koszty społeczne. Inwalida staje się niezdolny do pracy, przysługuje mu dożywotnia renta i droga przecież proteza, rana po amputacji wymaga na ogół dalszego pielęgnowania i wizyt u specjalistów, protezę trzeba naprawiać i zmieniać. To wszystko obciąża ZUS oraz NFZ czyli nas podatników.

Pikanterii temu rachunkowi ciągnionemu dodaje fakt, że ubezpieczenie zdrowotne jest przecież przymusowe. Każdy z nas – szczególnie ludzie starsi – wydał na to ubezpieczenie ogromną sumę. I właśnie tych starszych ludzi najczęściej poddaje się eutanazji po polsku czyli eutanazji przez zaniechanie.

Epidemia covid19 – prawdziwa czy fałszywa- pozwoliła zrealizować w sporym zakresie światowy plan depopulacji powodując w Polsce jak wiadomo przeszło 200 000 (albo więcej) tak zwanych nadmiarowych zgonów. Byli to pacjenci, którym pod pretekstem pandemii odmówiono operacji ratującej życie, na przykład operacji usunięcia rozlanego wyrostka robaczkowego, czy operacji onkologicznej, albo opóźniano termin tej operacji tak długo, że pacjent jej nie doczekał. Byli to pacjenci wymagający na ogół długiej i kosztownej opieki i w dodatku już nie czynni zawodowo czyli generujący obciążające społeczeństwo koszty natomiast nie przynoszący zysków. Argument, że ci kłopotliwi pacjenci zapłacili z nawiązką za swoje leczenie zbierając składkę zdrowotną jako część przymusowego ubezpieczenia i że gdyby im choćby część tej składki zwrócić byłoby ich stać na opłacenie sobie kuracji w prywatnej placówce trafia wyłącznie do różnych liberałów pokroju Korwina-Mikke i pozwala im snuć przez długie lata utopijne wizje idealnego społeczeństwa liberalnego, w świecie zachodnim całkowicie passé.

Ginekolog i NFZ: Pacjentka w ciągu jednego dnia miała odbyć ponad 100 badań ginekologicznych i to w dwóch różnych miejscach.

Ginekolog i NFZ: Pacjentka w ciągu jednego dnia miała odbyć ponad 100 badań ginekologicznych i to w dwóch różnych miejscach.

Lekarze oszukują pacjentów i NFZ. Gigantyczne wyłudzenia

Tomasz Wypych lekarze-oszukuja-pacjentow-i-nfz-gigantycznie

Ginekolog w dokumentacji medycznej wykazał przeprowadzanie u jednej pacjentki 100 badań w ciągu jednego dnia i to w dwóch różnych gabinetach. Chciał w ten sposób wyłudzić refundację z Narodowego Funduszu Zdrowia. Okazało się, że to wierzchołek góry lodowej.

Ginekolog wyłudził z NFZ pół miliona

Sprawa wyszła na jaw przez przypadek. W 2016 r.  jedna z pacjentek ginekologa sprawdziła w Zintegrowanym Informatorze Pacjenta, z jakich świadczeń medycznych skorzystała podczas leczenia, ile Narodowy Fundusz Zdrowia zapłacił za to lekarzowi i ile wynosiła refundacja przepisanych leków. Z informacji NFZ wynikało, że tylko w ciągu jednego dnia miała odbyć ponad 100 badań ginekologicznych i to w dwóch różnych miejscach.

Kobieta napisała do NFZ w Poznaniu skargę. Fundusz przeprowadził kontrolę dokumentacji medycznej prowadzonej przez lekarza. Wyniki były tak zatrważające, że NFZ o sprawie zawiadomił prokuraturę. Okazało się, że z dokumentacji z lat 2008-2015 wynika, że ginekolog wykonywał dziennie po 60 różnych badań jednej pacjentce. Niektóre kobiety były u lekarza tylko raz, ale w dokumentacji prowadzonej przez oskarżonego zostały zapisane jako stałe pacjentki. Większość badań, które na ich nazwisko lekarz wykazywał w sprawozdaniach były fikcyjne i nigdy nie doszły do skutku. Chodziło tylko o to, by otrzymać z NFZ nienależną w tym przypadku refundację. W ten sposób ginekolog wyłudził ok. 500 tys. zł. Oprócz tego poza refundacją kosztów pobierał od pacjentek opłaty w ramach prywatnej wizyty, pomimo tego, że płacił za nie NFZ.

Nie widać końca procesu

Obok zarzutu wyłudzenia ginekolog usłyszał zarzut nakłaniania pacjentek do składania fałszywych zeznań. Miał je namawiać, by w prokuraturze powiedziały, że odbyły wszystkie wynikające z jego sprawozdań medycznych badania i nie płaciły za nie. Za zarzucane czyny grozi nawet do 10 lat więzienia. Oskarżony nie złożył wyjaśnień w sądzie, podobnie jak wcześniej w prokuraturze.
Akta sprawy liczą 43 tomy, w trakcie śledztwa ustalono bowiem, że nieprawidłowości dotyczą 1,3 tys. pacjentek. I tu zaczął się problem, bo wszystkie pacjentki trzeba przesłuchać. Proces toczy się już dwa lata, odbyło się 36 rozpraw i do tej pory udało się przesłuchać 500 świadków. – To jedna z największych spraw w kaliskim sądzie – przyznaje sędzia Edyta Janiszewska, rzecznik prasowy Sądu Okręgowego w Kaliszu, gdzie toczy się proces. – Na każdym terminie sąd przesłuchuje po około 20 osób. Zdarza się, że wezwani świadkowie nie stawiają się na rozprawę, co w niektórych przypadkach kończy się nałożeniem kary. To wszystko powoduje, że proces przedłuża się. Dlatego sędzia zastanawia się nad możliwościami proceduralnymi w celu przyspieszenia procesu, który w normalnym trybie może jeszcze potrwać kilka lat. Rozważa, żeby zeznania świadków odczytywać na rozprawie, co na pewno usprawniłoby postępowanie.

Pacjenci wykryli nieprawidłowości

Przypomnijmy, że to niejedyna tego typu sprawa w Polsce. W województwie lubuskim ginekolog i okulistka dopisywali dodatkowe wizyty i świadczenia swoim pacjentom, a wykazując je w sprawozdaniach do Narodowego Funduszu Zdrowia otrzymywali większą od należnej refundację. Kierowali też chorych na badania do placówek, gdzie była za to pobierana opłata, ale w dokumentacji zaznaczali je jako świadczenia finansowane przez NFZ. Tutaj także otrzymywali zwrot nieponiesionych kosztów. W ten sposób Lubuski Oddział NFZ stracił prawie 120 tysięcy złotych.

Do podobnej sytuacji doszło w Katowicach, gdzie lekarka poświadczała nieprawdę w dokumentacji medycznej z zakresu okulistyki raportując badania, których nie wykonała. Wyłudziła z NFZ 52 tys. zł. W sprawie przesłuchano ponad 1 tys. osób, a lekarka usłyszała 900 zarzutów. Kilka lat temu w jednej z poradni logopedycznych w województwie łódzkim do rozliczenia z NFZ zgłoszono 10,7 tys. wizyt, ale okazało się, że faktycznie odbyło się tylko 3 tys. Tutaj wyłudzono refundację na kwotę 250 tys. zł. A poradnia okulistyczna w tym samym województwie stworzyła opisy fikcyjnych porad na kwotę 3,5 mln. zł.
– Zgodnie z informacją przekazaną przez oddziały wojewódzkie NFZ, w ubiegłym roku wpłynęło blisko 6 tys. zgłoszeń od pacjentów, który za pośrednictwem Internetowego Konta Pacjenta przekazali informację o stwierdzonych nieprawidłowościach. W toku postępowania za zasadne uznano 2,2 tys. zgłoszeń. Wartość zakwestionowanych zasadnie świadczeń wyniosła 236 tys. zł  – mówi Salonowi24 Andrzej Troszyński,  Rzecznik Prasowy Centrali NFZ. – Wszystkie zgłaszane do NFZ sprawy są szczegółowo wyjaśniane. Oddziały wojewódzkie NFZ w takich przypadkach interweniują, zwracając się o wyjaśnienia do placówek, które sprawozdały zakwestionowane przez pacjenta świadczenia.

Zaciskanie pasa – na pacjentach.

Zaciskanie pasa na pacjentach.

https://nczas.com/2022/10/04/media-zaciskanie-pasa-na-pacjentach/

Będzie mniej pieniędzy na skrócenie kolejek, nowe leki czy nowe rodzaje leczenia. Powód? Na barki NFZ zostaną zrzucone zadania, które do tej pory finansował budżet państwa – informuje we wtorek „Dziennik Gazeta Prawna”.

Może chodzić o ok. 7 mld zł (a być może kilkanaście miliardów), które wydawało do tej pory Ministerstwo Zdrowia z pieniędzy budżetowych. Teraz – jak wskazuje „DGP” – te zadania ma przejąć NFZ, nie otrzymując jednak na to dodatkowych pieniędzy.

Chodzi o częściowe finansowanie szczepień (obowiązkowych, czy na COVID-19), ale też leczenia hemofilii, HIV/ AIDS, ratownictwa medycznego oraz leków dla seniorów.

Do tej pory szły na to środki z osobnego źródła, czyli z budżetu państwa. Teraz koszty te ma przejąć NFZ zasilany ze składek.

„Ministerstwo Zdrowia w odpowiedzi na pytania »DGP« wyjaśnia, że taki ruch zwiększy przejrzystość wydatków i poprawi koordynację, gdyż fundusze będą zarządzane przez jedną instytucję. Jednak przyznaje, że nowych pieniędzy dla NFZ nie będzie” – informuje gazeta.