Syndrom polskiego inteligenta. Zorard.

Myśli nie do pomyślenia

Syndrom polskiego inteligenta

Zorard 30 kwietnia, 2025 zorard/syndrom-polskiego-inteligenta

Siostra Grzegorza Brauna, Monika, wyrzygała się publicznie na swojego brata w „Obłudniku Powszechnym”. Jej tekst jednak nie jest tylko ciekawym przypadkiem rozejścia się dróg najbliższej rodziny – jest skondensowanym przykładem syndromu polskiego inteligenta, którym pani Monika niewątpliwie jest. Można powiedzieć, że jest to kwintesencja tego, co na początku lat 90-tych zaprowadziło porządnych zwykle ludzi w objęcia „Gazety” Michnika a później TVN, tego, co zatruwa życie Polski od co najmniej końca XIX wieku.

Syndrom polskiego inteligenta, „człowieka na pewnym poziomie”, to wyjątkowo silny instynkt stadny rozwinięty wśród absolwentów wyższych uczelni „z dobrych rodzin”, którym od lat wpajano, że mają być uprzejmi, mili a przede wszystkim europejscy. A skoro europejski to znaczy postępowy – to i oni będą postępowi. Skoro zaś postęp nakazuje – na przykład – popierać zboczenia i choroby psychiczne, chwalić ich przejawy jako „miłość”, to inteligent będzie tak robił. Wszystko, byle być takim jak inni, byleby nie wyłamać się z kanonu, żeby „trzymać pewien poziom” i żeby nikt broń Boże nie pomyślał, że nasz inteligent nie jest inteligentem.

Jakie cechy ma polski inteligent?

Po pierwsze, absolutnie bezkrytyczne uwielbienie Zachodu. Kiedyś kochali się we Francji, po 1939 wyszła z mody i zastąpiły ją Stany Zjednoczone choć od niedawna Unia Europejska to największa miłość polskiego inteligenta. Największą dumą dla niego jest to, że umie mówić po angielsku a największą rozkosz daje mu kiedy jakiś Anglik, Francuz czy Niemiec poklepie go po plecach i przyjmie na parobka. Wówczas czuje się nobilitowany, bo w głębi ducha uważa, że bycie Polakiem to obciach i najchętniej by nim być przestał.

Z tego powodu dla polskiego inteligenta jednym ze szczytowych osiągnięć życia jest emigracja na Zachód. Z braku takiej możliwości zadowoli się powielaniem wszystkiego co robi Zachód. Promocja zboczeń? Oczywiście! Sprowadzanie murzynów i pakoli? My też chcemy. I tak dalej.

Po drugie, skrajny filosemityzm. Ponieważ wśród inteligencji w Polsce od dawna bardzo dużo było Żydów, w tym także przechrztów, polski inteligent na obraz Żyda ukształtowany przez legendy i mity od Jankiela poprzez Marka Edelmana po obraz kształtowany w Muzeum Żydów Polskich. Żyd w oczach polskiego inteligenta to miły, uprzejmy, inteligentny człowiek, któremu można zaufać, Polak lub przyjaciel Polski. Żadne negatywne informacje o Żydach nie przebijają się do świadomości typowego inteligenta a wyrażenie jakichś wątpliwości co do ich dobroci i pozytywnego wpływu na świat jest czymś, co przekracza jego wyobrażenie. Nawet jawne ludobójstwo uprawiane przez Żydów w Gazie w ostatnich miesiącach nie zmienia tej postawy polskiego inteligenta.

Po trzecie obrzydzenie wobec broni palnej i w ogóle przemocy. Polski inteligent bronią się brzydzi i do ręki jej nie weźmie. Z natury jest pacyfistą no chyba, że chodzi o „wbijanie Putina w ziemię” – ale to zawsze mają robić jacyś inni. Siebie samego w mundurze i z karabinem w ręku polski inteligent sobie nie wyobraża. Boksem czy karate się brzydzi. Ze sportów może uprawiać tenis i biegi, bo to modne i na poziomie.

Po czwarte sentymentalizm. Polski inteligent uwielbia różne łzawe magiczno-słodkawe historie takie, jakie serwował w swoich książkach Paulo Coelho. W tym kontekście polski inteligent wierzy w romantyczną miłość, medytację, jogę, magię wszechświata, pozytywne wibrację, energię kosmosu – i tak dalej. Do czego podchodzi nieufnie, to do Kościoła Katolickiego – akceptowalny jest w wersji rozwodnionej, w której najważniejsze jest to, że Pan Bóg jest super-miłosierny, więc można robić co się chce.

Po piąte wspomniany już wyżej silny insynkt stadny. Inteligent jak ognia boi się wykluczenia przez innych inteligentów. Z tego powodu nawet gdyby pomyślał jakąś myśl, która nie jest zgodna z etosem polskiego inteligenta to z pewnością nie podzieli się nią z innymi z obawy przed ostracyzmem.

To właśnie ten czynnik spowodował, że pani Monika Braun postanowiła publicznie narzygać na swojego brata – wybrała pozostanie w swojej kaście ponad więzy rodzinnie.

Po piąte tępota i ograniczenie umysłowe – wynik długotrwałej tresury przez system szkolny a także w domu (jeśli nasz inteligent jest nim w kolejnym pokoleniu). System szkolny obrabia materiał ludzki pod kątem posłusznego wyszczekiwania obowiązujących interpretacji i stwierdzeń podnosząc je do rangi dogmatu. Wszelkie samodzielne myśli, poszukiwania i własne zdanie są starannie tępione. Studia tylko pogłębiają ten problem. W efekcie mamy ludzi idalnie przygotowanych do bezkrytycznego przyjmowania oficjalnej propagandy – a także pracy w korpo i na państwowych etatach. A wiara w oficjalne przekazy to jedna z najważniejszych cech polskiego inteligenta.

Po szóste pogarda i poczucie wyższości wobec reszty społeczeństwa. Polski inteligent uważa się za najlepsze co jest w Polsce, za klasę wyższą i najważniejszą. Każdy, kto ma dyplom wyższej uczelni, a już zwłaszcza kto skończył prawo lub medycynę uważa się za półboga wobec innych. Jeszcze bardziej za półboga mają się ci, co tego dyplomu nie mają – oni jeszcze silniej do „inteligencji” aspirują a więc starają się ją naśladować (coś jak kiedyś fornale chcieli naśladować szlachtę) i jeszcze silniej gardzą „niższymi” od siebie tworząc swoistą piramidę pogardy.

W każdym razie dla typowego „polskiego inteligenta” poglądy, marzenia, przekonania tak zwanej „reszty” są całkowicie nieważne. Pogardę tą oczywiście nasz inteligent skrywa pod pozorami troski o „warstwy niższe”, które mają mu być posłuszne i wyznawać to samo co on (dlatego chce je „edukować”).

Ostatnio skrywanie tej pogardy coraz gorzej polskiemu inteligentowi wychodzi. Widać to szczególnie w dyskusjach PO vs PiS (choć PiS jest tak naprawde równie jak PO fałszywym wytworem marketingu politycznego).

Warto podkreślić, że polski inteligent nie jest wytworem PRL. PRL go tylko dodatkowo dopieścił i nobilitował („inteligencja pracująca”), ale istniał już wcześniej. To wynik przepoczwarzenia się próżniaczej szlachty. Jest jedną z najgorszych rzeczy jakie się Polsce przydarzyły na przestrzeni wieków – zaraz po Mickiewiczu, który zaszczepił w Polakach brednie Towiańskiego o „daninie krwi” i tak dalej. Brednie, które zresztą wytworzyły żyzną glebę do poźniejszego całkowitego oderwania polskiego inteligenta od rzeczywistości.

Niestety, jak ktoś zauważył (Ziemkiewicz?) w Polsce nie było warstwy biznesmenów-sklepikarzy czyli cwaniaków, którzy mogliby potem z sensem prowadzić sprawy państwa. Ten ekosystem okupowali bowiem do 1939 roku niemal całkowicie Żydzi (co, dodajmy, tłumaczy niechęć i podejrzliwość inteligenta wobec prywatnego biznesu, zwłaszcza małego).


A tak na marginesie ten fragment wyrzygu pani Moniki:

Ostatnia napaść na Gizelę Jagielską, ginekolożkę z Oleśnicy, przelała czarę. Zarówno sama dzikość tej napaści, kompletne lekceważenie norm prawnych i społecznych w poczuciu własnej nietykalności, jak i to, że ofiarą była lekarka wykonująca swoje obowiązki, kobieta identyfikująca się z innymi kobietami (tak jak ja) – sprawiają, że chcę wyrazić wzburzenie i smutek. Może nawet rozpacz. Nie po raz pierwszy mężczyzna chce zarządzać ciałem kobiety – tej i innych. Nie po raz pierwszy czuje się do tego w prawie. Tak poprzez fizyczny atak, jak i przez forsowanie regulacji mających dalej ograniczać ludzkie swobody. Po raz pierwszy jest to mój brat. 

każe mi podejrzewać, że i ona sama może mieć, że tak powiem, nieczyste sumienie w tym zakresie. Nazwanie wyjątkowo odrażającej morderczyni „lekarką wykonującą swoje obowiązki” każe mi się zastanawiać, czy aby pani Monice Braun temat zabijania małych dzieci nie jest znany bliżej.

Co właściwie napisał Morawiecki? Putin’s “Russkiy Mir” ??…

Myśli nie do pomyślenia

Zorard https://zorard.wordpress.com/2022/05/17/co-wlasciwie-napisal-morawiecki/

Wspomniałem na końcu ostatniego wpisu o artykule pana Morawieckiego w Daily Telegraph z 10 maja (tu wersja czysto tekstowa, obejście „paywall”).

Warto się pochylić nad tym, co on tam napisał i dlaczego jest to niebezpieczne. Krytyczne są tu trzy końcowe akapity:

Putin’s “Russkiy Mir” ideology is the equivalent of 20th-century
communism and Nazism. It is an ideology through which Russia justifies
invented rights and privileges for its country. It is also the grounds
for the story of “the special historical mission” of the Russian
people. In the name of this ideology Mariupol and dozens of Ukrainian
cities were razed as it sent Russian soldiers to war, convinced them
of their superiority, and encouraged them to commit inhuman war crimes
– the murder, rape and torture of innocent civilians. We also know
that this ideology is spurring the forcible displacement of Ukrainians
deep into Russian territory.

We cannot be under any illusions. This is not insanity but a
deliberate strategy that has already opened the gates to genocide.
“Russkiy Mir” is a cancer which is consuming not only the majority
of Russian society, but also poses a deadly threat to the whole of
Europe. Therefore it is not enough to support Ukraine in its military
struggle with Russia. We must root out this monstrous new ideology
entirely.

Just as Germany was once subject to denazification, today the only
chance for Russia and the civilised world is “deputinisation”. If
we do not engage in this task immediately, we will not only lose
Ukraine, we will lose our soul and our freedom and sovereignty, as
well. Because Russia will not stop at Kyiv. She has set out on a long
march towards the West and it’s up to us to decide where we stop
her.

W moim przekładzie:

Putinowska ideologia „Russkiego Miru” jest ekwiwalentem dwudziestowiecznych ideologii nazizmu i komunizmu. Jest to ideologia, poprzez którą Rosja uzasadnia swoje zmyślone prawa i przywileje. To na jej gruncie opiera się bajeczka o „specjalnej historycznej misji” narodu rosyjskiego. W imię tej ideologii Mariupol i dziesiątki Ukraińskich miast zostało zburzonych, bo wysłała ona rosyjskich żołnierzy na wojnę z przekonaniu o ich wyższości i zachęciła ich do popełnienia nieludzkich zbrodni wojennych – morderstw, gwałtów i tortur na niewinnych cywilach. Wiemy również, że ta ideologia powoduje przymusowe przesiedlenia Ukraińców w głąb terytorium Rosji.

Nie możemy mieć żadnych złudzeń. To nie jest szaleństwo, ale celowa strategia, która już otworzyła bramy do ludobójstwa. „Russki Mir” to rak, który pożera nie tylko większość rosyjskiego społeczeństwa, ale jest także śmiertelnym zagrożeniem dla całej Europy. Dlatego nie wystarczy wspierać Ukrainę w jej wojennej walce z Rosją. Musimy całkowicie wykorzenić tą straszliwą ideologię.

Tak jak Niemcy zostały kiedyś poddane denazyfikacji tak teraz jedyną szansą dla Rosji i cywilizowanego świata jest „deputinizacja”. Jeśli nie rozpoczniemy tego zadania natychmiast, to nie tylko stracimy Ukrainę, ale także stracimy naszą duszę, naszą wolność i suwerenność. Bo Rosja nie zatrzyma się w Kijowie. Rosja rozpoczęła długi marsz na Zachód i to my musimy zdecydować gdzie ją zatrzymamy.

Zacznijmy od tego, że nawet w tych trzech akapitach jest pełno zwykłych kłamstw i manipulacji.

Po pierwszejak już pisałem – nie ma absolutnie żadnych dowodów na „dziesiątki zburzonych ukraińskich miast”. Jedynym, w którym naprawdę zniszczenia są znaczne – centrum miasta praktycznie nadaje się faktycznie do wyburzenia – jest Mariupol. Wszędzie indziej zniszczenia mają charakter powierzchowny, w ogóle nie ma mowy o zniszczeniu nawet dzielnic, że nie wspomnę o miastach.

Kłamstwem jest również twierdzenie, że rosyjscy żołnierze jadą na Ukrainę w przekonaniu, że są nadludźmi i będą mordować ukraińskich podludzi. Jest to bezczelne granie na europejskiej pamięci historycznej, w której zapamiętano w ten sposób nazistów, którzy faktycznie mieli ideę „uber” i „untermenshów”.

Żeby przekonać się, że jest to kłamstwo wystarczy znać rosyjski i posłuchać rosyjskich mediów, w tym wypowiedzi samego Putina skierowanych między innymi do tychże żołnierzy. Jest absolutnie jasne, że na masową skalę propaganda musi być spójna tj. nie można mówić czego innego całości społeczeństwa, a czego innego żołnierzom. Ewentualnie można mówić coś innego małym oddziałom specjalnym, ale nie masie żołnierskiej.

Oddziały niemieckie w czasie II Wojny działały tak jak działały, bo całemu społeczeństwu niemieckiemu wpajano tam od 1933 roku przekonanie o rasowej wyższości Niemców nad Słowianami (m.in. dlatego zarówno armia jak i cywile niemieccy zupełnie inaczej zachowywali się w okupowanej Francji czy Norwegii).

Tymczasem podstawowa i fundamentalna linia propagandowa Rosji jest taka, że Ukraińcy i Rosjanie są jednym narodem tak jak powiedzmy Ślązacy i Polacy. Wedle tego co mówi się żołnierzom ich zadaniem jest wyzwolenie części własnego narodu od okupanta, który wmówił tej części narodu, że są osobni i że mają być wrogami Rosji i Rosjan. I wygonienie z Ukrainy obcych i ich wpływów, które zagrażają Rosji. Jak zatem mieliby ci żołnierze masowo mordować ludzi, których uważają za swoich pobratymców?

Potwierdzają to liczne inicjatywy rosyjskie takie jak dostawy żywności dla cywilów, organizacja korytarzy humanitarnych (charakterystyczną cechą kłamliwej propagandy, którą jesteśmy karmieni jest to, że z niej wynika, że to Rosjanie strzelają do ludzi korzystających z tych korytarzy itp. – problem w tym, że inicjatywa ich organizacji wyszła od Rosji, o czym się można było przekonać śledząc rosyjskie źródła – kwestia korytarzy humanitarnych pojawiła się tam parę dni zanim w naszych mediach pojawiły się oskarżenia), ogólnie dobre traktowanie ukraińskich jeńców wojennych (filmy, na których są maltretowani jeńcy, które się pojawiły pokazywały Ukraińców znęcających się nad rosyjskimi żołnierzami) i tak dalej. Przy tym Rosjanie apelują do ukraińskich żołnierzy o poddanie się i regularnie przekazują w Internecie namiary np. na kanały na Telegramie, gdzie mogą oni nawiązać kontakt i otrzymać instrukcje jak przejść na drugą stronę z minimalnym ryzykiem.

Mało tego – w rosyjskiej propagandzie dla wojska obecne jest hasło „nie zostawiamy swoich” i w tym kontekście pokazuje się rosyjskim żołnierzom, że ukraińskie oddziały porzucają swoich zabitych i rannych. Pokazuje się jako pozytywny przykład właściwej postawy, że rosyjskie oddziały chowają zabitych Ukraińców a rannym udzielają pomocy. Podkreślam, piszę tu nie o materiałach przeznaczonych dla zagranicy, ale o materiałach po rosyjsku, adresowanych do żołnierzy.

Ewentualny gniew i nienawiść żołnierzy skierowana jest na „nac-bataliony” czyli neo-nazistowskie ugrupowania klasy „Azova”, „Prawego Sektora” i tak dalej. Stąd np. kiedy w początkach oblężenia Mariupola rosyjskie posterunki kontrolowały opuszczających miasto cywili to rozbierali mężczyzn, bo wśród bojowników Azova modne są tatuaże ze swastykami i podobnymi symbolami. Tacy mogą się spotkać faktycznie z brutalnym traktowaniem, choć po prawdzie nie ma na to dowodów.

Podobnie Rosjanie podkreślali, że zagraniczni najemnicy nie mają praw zagwarantowanych konwencją Genewską i powinni się liczyć z ostrym traktowaniem. Jak to się dzieje rzeczywiście ciężko powiedzieć, ale tu rzeczywiście można również spodziewać się innego nastawienia żołnierzy, bo „najemnicy” są najczęściej doświadczonymi oficerami i żołnierzami z krajów NATO, głównie anglosaskich, którzy zostali tam skierowani jako „najemnicy” w ramach tzw. „plausible deniability„, czyli możliwości wyparcia się w razie pojmania związków z nimi przez ich państwa dla uniknięcia konfliktu bezpośredniego z Rosją. A to właśnie Anglosasów obwinia się w rosyjskich mediach o przerobienie Ukrainy na „anty-Rosję”, nawiązując do wielu wcześniejszych anglosaskich ataków i spisków wymierzonych w Rosję sięgając od 17 wieku.

Trzecie kłamstwo, to jakieś wywózki Ukraińców w głąb Rosji. Nic takiego nie ma oczywiście miejsca – przeciwnie, obywatele Ukrainy sami wyjeżdżają do Rosji od 2014 roku (w sumie do 2022 roku wyjechało ich tam kilka milionów). No chyba, że pan Morawiecki ma na myśli ewakuację ludności cywilnej z terenów DNR i ŁNR, która zaczęła się już 18-19 lutego. Ale ona również była dobrowolna.

Szansa na „zadziałanie” tego kłamstwa opiera się – ponownie – na wykorzystaniu ignorancji zachodnich czytelników, którzy zapewne są przekonani, że Ukraina to państwo jednolite etnicznie, gdzie wszyscy znajdujący się na jego terenie to Ukraińcy, oczywiście mówiący po ukraińsku. A tymczasem nie dość, że cały wschód Ukrainy zamieszkują w większości ludzie identyfikujący się jako Rosjanie, to w ogóle przytłaczająca większość Ukraińców w ogóle nie mówi w tym „języku” (jest sporne, czy to osobny język w ogóle czy gwara rosyjskiego). Zatem z tego, że ktoś zamieszkiwał na terenach Ukrainy w granicach z 1992 roku i posiada paszport wystawiony przez ukraińskie państwo nie można wnioskować, że ten ktoś w ogóle identyfikuje się jako Ukrainiec. Tymczasem w całej propagandzie – w tym także u nas – tak się to właśnie traktuje! Pan Morawiecki nauczony tym, że większość Polaków tego nie wie (myślą, że na Ukrainie jest podobnie jak unas) ma nadzieję, że i jego zachodni czytelnicy o tym nie wiedzą – i ma rację.

Co więcej, pan Morawiecki liczy na to, że jego czytelnicy myślą, że w Rosji współczesnej jest tak jak w byłym ZSRR, to jest przemieszczanie się jest reglamentowane, ograniczone. Oczywiście nic bardziej błędnego – owi „wywiezieni Ukraińcy” mogliby sobie spokojnie przejechać gdzie indziej, gdyby oczywiście istnieli.

Podobnie jak nie miało jak na razie miejsca nic, co można by nazwać ludobójstwem ani też nie ma żadnych dowodów na to, by Rosja chciała podbijać całą Europę. Rosja w ogóle nie ma ani takich ambicji ani możliwości. Co jednak szkodzi pokłamać trochę jeszcze, trochę jeszcze postraszyć ludzi kłamliwym chochołem, którego się zbudowało?

(zwróćcie uwagę jak prosto pisze się kłamstwa, a ile się trzeba napisać, żeby je obnażyć)

Wreszcie dochodzimy do głównej tezy artykułu – że „Russki Mir” to nowa ideologia, stworzona przez Putina i stanowiąca podstawę dla domaganie się przez Rosję jakichś wydumanych, sztucznych praw.

Co do pierwszej części to nawet polska Wikipedia podaje coś innego:

Pojęcie „świata rosyjskiego” [chodzi o „ruski”, to pojęcie jest o parę wieków starsze, niż „rosyjskość”. MD] ma dawne korzenie historyczne. W źródłach średniowiecznych definiowała cywilizację starożytnej Rusi. W dużej mierze historyczną dominantą w kształtowaniu się świata rosyjskiego jako cywilizacji były duchowe i moralne fundamenty Rosyjskiej Cerkwi Prawosławnej.

Najwcześniejsze zastosowanie terminu „Russkij mir” pojawiło się w zabytku staroruskiej literatury: „Słowo o odnowie dziesięciny w cerkwi” (XI w.), Kiedy wielki książę kijowski Izjasław Jarosławicz wychwalał wyczyn św. Klemensa Rzymskiego, – „…nie tylko w Rzymie, ale wszędzie: zarówno w Chersoniu, jak i w świecie rosyjskim”. Jednocześnie chodziło o okres przedpaństwowy w historii Słowian wschodnich.

Po najeździe mongolskim w latach 1237–1240 Ruś została podzielona na dwa wieki. Jej zachodnia część (terytorium dzisiejszej Ukrainy i Białorusi) weszła w skład Polski i Litwy (później zjednoczonej w Rzeczpospolitą), a północno-wschodnia (dzisiejsza Rosja) pozostała pod jarzmem mongolsko-tatarskim, uwolnionym od niego dopiero w 1480 roku. W rezultacie świat rosyjski [chodzi o „ruski”, to pojęcie jest o parę wieków starsze, niż „rosyjskość”. MD]jako cywilizacja uległ zróżnicowaniu etnicznemu i językowemu:

Rosjanie (Wielkorusini) / j. rosyjski

Ukraińcy (Małorusini) / j. ukraiński

Białorusini / Białorusini/ j. białoruski

(Skopiowałem bo to jednak Wikipedia, nie wiadomo czy jutro nie zmienią na wersję aktualnie politpoprawną)

„Russkij Mir” to zatem nie jest pojęcie nowe, stworzone sztucznie przez Putina ale funkcjonujące od XI wieku (a więc około tysiąca lat)! I oznacza ono [w Rosji -od czasów Piotra I md] połączenie języka rosyjskiego i związanej z nim kultury i cywilizacji. W jakimś przybliżeniu odpowiednikiem jest np. „civilisation française”.

Bo – dodajmy – Rosjanie uważają się obecnie za osobną cywilizację, w czym upewnia ich aktualny stan cywilizacji europejskiej. Mówiąc o tym znany rosyjski historyk i analityk A. Fursow podkreśla zawsze, że rosyjska cywilizacja to inna wersja cywilizacji europejskiej, alternatywa, której korzeniem jest przede wszystkim prawosławie i osobne doświadczenie historyczne Rosji. W charakterystycznym stylu mówi, że „to nie jest ani dobrze ani źle – po prostu tak jest”, ale zwraca uwagę, że zachodnia „wersja” cywilizacji europejskiej ulega szybkiej degeneracji. W tym kontekście postrzega on rosyjską cywilizację jako nadzieję w ogóle cywilizacji europejskiej na przetrwanie.

Patrząc na stan kompletnej degrengolady, w jaką stacza się Zachód Europy i USA trudno się nie zgodzić, aczkolwiek z naszego punktu widzenia mamy ciągle nadzieję, że nasza, polska kultura i społeczeństwo takiego poziomu degeneracji nie osiągną.

Skoro już mowa o polskim punkcie widzenia to w jakimś przybliżeniu można powiedzieć, że [obecnie md] „Ruski Świat” jest to pojęcie zbliżone do „polskość” czy „kultura polska”. Różnica polega na tym, że Polska nie pretendowała nigdy do miana osobnej cywilizacji, osobnej kultury. Przeciwnie, Polska od wieków była kulturowo podporządkowana Zachodowi Europy i w niego wpatrzona – począwszy od przyjęcia chrześcijaństwa w jego katolickiej wersji po powiedzenie „co Francuz wymyśli, Polak pokocha”, które ma już grubo ponad 100 lat. W związku z tym nigdy nie pretendowano do stworzenia jakiejś „Polskiej cywilizacji”, jako bytu nie tylko językowo ale i kulturowo odrębnego od kultury niemieckiej, francuskiej czy ogólnie zachodnio-europejskiej. Rosja natomiast pretensje takie posiada i w sumie ma do nich pewne podstawy.

Zwróćmy teraz uwagę, że głównym prawem jakiego Rosja żąda dla siebie w związku z tymi pretensjami do bycia osobną cywilizacją jest prawo do odrębności i suwerenności. Innymi słowy Rosjanie nie chcą u siebie 72 płci, tęczowych piątków czy zboczeńców czytających dzieciom bajeczki o radości jaką daje im uprawianie sodomii. Nie chcą również jeść przerobionych robaków czy rezygnować z samochodów w imię Gai, bogini Ziemi. Chcą też mieć swoje tereny i swoje firmy, które nie będą zarządzane ani z USA ani z WHO czy ONZ. Byli gotowi na współpracę z Zachodem (ironią jest, że obecna ekipa i sam Putin to najbardziej prozachodnia ekipa na Kremlu od wieków), ale na warunkach poszanowania właśnie tego prawa do odrębności, do działania u siebie i po swojemu.

I to jest podstawowy i najważniejszy problem jaki Zachód ma z Rosją, że nie chce się ona poddać dostosowaniu na modłę zachodnią, że właśnie chce zachować odrębność nie tylko formalną ale i realną, nie tylko polityczną ale i kulturową, cywilizacyjną. Oraz, że – póki co – ma ona potencjał by globalistycznej inicjatywie „Great Reset” powiedzieć „NIE”.

W tym kontekście Morawiecki mówiąc o tym, że to straszna idea i powinna być wypalona żelazem mówi jak prawdziwy, rasowy globalista, przedstawiciel tej szajki, która zmierza to zniszczenia w ogóle dziedzictwa kulturowego narodów i przerobienia nas wszystkich na podatną na manipulację masę „europejczyków takiego-czy-innego-pochodzenia”. W tym kontekście jego opowiadania o tym, że w przeciwnym razie stracimy naszą suwerenność i duszę to ociekają obłudą.

Zwróćmy uwagę, że pisze on to dokładnie wtedy, kiedy ponownie rusza temat federalizacji Europy, który pozbawi m.in. Polskę nawet tych resztek suwerenności, które zachowała.

Ale odkładając te aspekty na bok Morawiecki powiedział właśnie Rosjanom, że ich kultura i cywilizacja powinna być wymazana z powierzchni ziemi. I oczywiście usunięty ma być Putin, czyli człowiek, który wyciągnął Rosję z nizin upadku jakiego zaznała za Jelcyna. A choć urodziły się od tamtej pory dwa pokolenia, to jednak wciąż żyje wielu Rosjan, którzy pamiętają jak to wyglądało. Rosja przez ostatnie dwadzieścia lat uczyniła ogromne postępy – choć oczywiście w dwadzieścia lat trudno odrobić dziesiątki lat gospodarczej zapaści systemu komunistycznego, która zaczęła się w latach siedemdziesiątych.

Morawiecki poszedł tu dużo dalej niż Biden czy Johnson, którzy głównie oskarżają Putina nie oskarżają jednak narodu rosyjskiego, Rosjan jako takich, nie wzywają do likwidacji Rosji jako kultury w jej obecnym kształcie. Nawet jeśli to myślą i tego by pragnęli to jednak nie mówią tego publicznie.

Dlaczego? No bo czym innym jest kiedy ktoś krytykuje mojego premiera czy prezydenta, a czym innym, kiedy ktoś nazywa moją kulturę „rakiem”. Jak Rosjanie mają na takie coś zareagować? A jak reagowałby Polak gdyby usłyszał, że polskość to rak a polską kulturę należy zlikwidować?

Jest to naprawdę dużo, dużo gorsze od incydentu z oblaniem farbą ambasadora Rosji w Polsce. Tamto to był incydent, w wykonaniu do tego ukraińskiej postępowej aktywistki, w którym państwo polskie można oskarżyć o zaniedbanie odpowiednich środków ostrożności i pobłażliwość dla sprawczyni. Ten zaś artykuł jest oficjalną wypowiedzią premiera Polski, który niestety w oczach Rosjan nas reprezentuje. I na który żaden rosyjski patriota nie może zareagować inaczej niż gniewem, który – co mam nadzieję mój tekst wyjaśnił – jest całkowicie uzasadniony.

Jest przerażające, że nikt – żadna siła polityczna – nie odcięła się jasno od tej wypowiedzi, nie potępiła jej i nie wskazała na to, że pan Morawiecki pisząc takie rzeczy nie wypowiada się w imieniu narodu.

Będziemy tego żałować, wstydzić się tych słów Morawieckiego niezależnie od tego jak historia potoczy się dalej.

W moim zastanawianiu się, czy Putin i rosyjskie państwo grają do jednej bramki z globalistami, z którymi są dogadani czy też przeciwko nim ten tekst stanowi silną poszlakę, że jednak Rosja usiłuję NWO powstrzymać a nie pomóc w jego ustanowieniu.