Piotr Wielgucki https://stowarzyszenierkw.org/polityka/w-polsce-jest-juz-okolo-800-000-ukrainskich-uczniow-i-nikt-nie-wie-co-z-nimi-robic/
Przed chwilą odbyła się konferencja Rafała Trzaskowskiego, utrzymana w wyjątkowo koncyliacyjnym tonie, prezydent Warszawy nawet pochwalił wrogiego ministra Czarnka, który ma się „wsłuchiwać w głos samorządowców”.
Sam też się wsłuchałem, w to co mówi Trzaskowski, chociaż zazwyczaj nie jest to łatwe. Padły konkretne liczby, dające sporo do myślenia, szczególnie w czasach, gdy mało kto myśli, a prawie wszyscy się wzruszają.
W Warszawie uczy się 280 tysięcy dzieci i młodzieży i ta liczba dotyczy wszystkich poziomów nauczania z wyjątkiem szkół wyższych. Jednocześnie Trzaskowski twierdzi, że do stolicy przyjechało 90 tysięcy uczniów z Ukrainy, co stanowi 32% polskich uczniów chodzących do warszawskich szkół.
W całej Polsce ma przebywać ponad 900 000 dzieci, z czego zdecydowana większość to potencjalni uczniowie. O ile przyjęcie 800 tysięcy polskich dzieci, zwłaszcza do szkół podstawowych, nie stanowiłoby większego problemu, o tyle ukraińscy uczniowie w 99% muszą pokonać barierę językową i to dopiero pierwsza poważna bariera.
Po dwóch latach pomoru polska edukacja leży i cienko piszczy, zdecydowana większość odpowiedzialnych nauczycieli mówi wprost, że wszystkie semestry objęte pomorem należałoby powtórzyć. Jak wiadomo takie kroki nie zostały poczynione czemu też trudno się dziwić, społecznie i politycznie jest to operacja nie do przeprowadzenia. Jedyne co pozostało, to próbować nadrobić stracony czas, ale do tego potrzeba spokoju i jasnego obrazu przyszłości.
Tymczasem na szkoły spadł kolejny gigantyczny problem, z którym „nauczyciele jakoś mają sobie poradzić”. W mniejszych miastach, gdzie do szkół trafi po kilkanaście dzieci w różnym wieku, wielkiego dramatu nie będzie, poza tym jednym, że kompletnie nikt nie wie czego te dzieci się mają uczyć, jakim ocenom podlegać i czy w ogóle mają trafić do dzienników i na listy oboczności.
W dużych miastach, jak Warszawa, Wrocław, Kraków, sprawy się mają zupełnie inaczej i nie mówimy już o kilkunastu uczniach na szkołę, tylko kilkuset. Trzaskowski wspominał o tym, jak się Czarnek pochyla nad uwagami samorządowców, ale nie mówił jakie to są uwagi. Gdy się tych rad i pomysłów samorządowców posłucha, to dopiero można się zacząć bać.
Chyba nikt nie jest w stanie policzyć większych i mniejszych reform w obszarze edukacji, ale pewne jest, że za chwilę czeka nas kolejna zmiana i to nie mała. Propozycje idą w dwóch kierunkach: złym i bardzo złym. Pierwszy kierunek najwyraźniej forsowany przez rząd, to automatyczne włącznie uczniów z Ukrainy do polskiego systemu edukacji. Wady tego pomysłu są oczywiste. Nie zyskują na tym polscy uczniowie, ponieważ sama bariera językowa będzie nauczycieli zmuszać do poświecenia znacznie więcej czasu dzieciom obcojęzycznym i Bóg jedyny wie, w jaki sposób mają się w ogóle porozumiewać. Dla ukraińskich uczniów to całkowity bezsens i z wyłączeniem socjalizacji nic nie zyskają na takiej „szkole”. Na Ukrainie jest zupełnie inny system i żeby było śmieszniej, tam obowiązują zlikwidowane w Polsce gimnazja, ale to szczegół, bo różnice w samym programie nauczania są gigantyczne i nie ma mowy o zachowaniu jakiejkolwiek ciągłości.
Drugi kierunek to budowanie ukraińskich szkół w Polsce i na temat konsekwencji tego pomysłu szkoda bić pianę. Jest to taki absurd, że naiwnie liczę na resztki inteligencji w szeregach PiS, co pozwoli od pomysłu odstąpić.
Nikt nie wie ile jeszcze ta zadyma na Ukrainie potrwa, nikt nie wie ilu ostatecznie ukraińskich uczniów w ogóle się zgłosi do polskich szkół, ale na pewno wiemy jedno. Na własne życzenie pakujemy się w kolejne poważne problemy i dzieje się to kosztem dzieci, na których znów eksperymentują politycy.
Praprzyczyną wszystkich problemów jest bezmyślność i podejmowanie wszelkich działań pod wpływem emocji oraz fatalnie pojętej solidarności. Polska zamiast realnie podchodzić do ogromnej fali uchodźców, otworzyła szeroko drzwi i stworzyła cały system zachęt, które sprawiają, że jesteśmy najbardziej atrakcyjnym krajem, bardziej od Niemiec.
Taka „empatia” pozbawiona rozumu skończy się całą serią kryzysów, za które zapłacą Polacy, nie wyłączając polskich uczniów.