Zabierają majątki pod CPK. „Proponują 30-40 proc. wartości”. Gruby szwindel?

Interwencja

Dwadzieścia trzy miejscowości mają zniknąć z mapy w związku z budową Centralnego Portu Komunikacyjnego. Wywłaszczani ludzie są przerażeni proponowanymi cenami. Ich zdaniem to zaledwie 30-40 procent wartości ich majątku. Pani Lidii urzędnicy proponują za dom… 152 tys. zł.

Dom pani Lidii Jarzyny z gminy Baranów w każdym z trzech opracowanych wariantów Centralnego Portu Komunikacyjnego przeznaczony jest do likwidacji. Aby uniknąć wywłaszczenia, pani Lidia zgłosiła się do programu dobrowolnych nabyć. Właśnie otrzymała operat szacunkowy nieruchomości, w której mieszka z synem i jego rodziną.

– No, ale operat wyszedł tak licho i kiepsko, że nie ma mowy, żeby za te pieniądze to sprzedać i kupić sobie coś w tym stylu. Jakby zaproponowali około dwóch milionów, żebym mogła sobie kupić to, co mi się podoba, w którym miejscu bym sobie dobrze się czuła. A oni zaproponowali 880 tys. zł za prawie 6 hektarów ziemi i za te budynki. Sam dom wyszedł 152 tys. zł. To jest wartość odtworzeniowa domu, w którym mam ponad 100 metrów użytkowych plus jeszcze garaż, który w operacie w ogóle jest nieujęty, że tam jest garaż, kotłownia, to w ogóle tego nie widać – opowiada Lidia Jarzyna.

– Operaty szacunkowe robią niezależni rzeczoznawcy, oni tę pracę wykonują pod odpowiedzialnością zawodową, cywilną, karną, biorą odpowiedzialność za te wyceny, które nam przedstawiają. Nie możemy za te nieruchomości przepłacać. Jesteśmy spółką Skarbu Państwa, to są pieniądze publiczne, my możemy zapłacić wartość rynkową tego gruntu – odpowiada Konrad Majszyk ze Spółki Centralny Port Komunikacyjny.

– To jest śmieszna kwota 150 tys. zł za dom… I działka pod domem 9,70 zł… Jak w okolicy teraz sobie żądają po 150-200 zł w naszej gminie – dodaje Lidia Jarzyna.

Pani Jarzyna mogła tylko obejrzeć operat szacunkowy jej majątku. Nie dostała oryginału ani kopi.

– Pani [urzędniczka md] tylko przekładała kartki i pozwoliła mi zrobić zdjęcie paru stronom. Wspomnieli, że można złożyć zażalenie na ten operat, tylko do kogo, od czego się odwołam, jak go nie mam? W których miejscach mam się odwołać, jak mam wyrywkowe strony? – pyta pani Lidia.

Cena ziemi pod wykup ma być uśredniona, a to oznacza, że najwięcej stracą właściciele dużych gospodarstw i żyznych ziem. Rolnicy nie godzą się z tym, stąd niezadowolenie i protesty. Zapowiadają, że nie oddadzą swych gospodarstw dobrowolnie.

– Przez dwa lata oni kupili 12 hektarów (CPK twierdzi, że zainteresowanych programem odkupu gospodarstw jest 400 osób, mających w sumie 900 ha z planowanych pod inwestycję 2800 ha – red.). Ludzie się interesują, chcą się dowiedzieć, ile za to dostaną i okazuje się, że ceny są śmieszne, to jest 30-40 procent wartości – mówi Paweł Pałuba, którego gospodarstwo ma zostać przeznaczone do likwidacji pod CPK.

– Wszystko na to wskazuje, że to będą przymusowe wysiedlenia. Jeżeli zostanę i będę przebywał nadal w budynkach, wojewoda zleci egzekutorowi wywalenia nas stąd. Przyjedzie policja, przyjedzie straż, karetka… Będą wywalać nas z naszych nieruchomości – mówi Kamil Szymańczak, kolejny wywłaszczany.

Rolnicy zwracają uwagę, że pod inwestycje idą najżyzniejsze tereny pod Warszawą, są one także strategiczną rezerwą do wyżywienia mieszkańców stołecznej aglomeracji.

– Tutaj najlepsze osiem tysięcy hektarów ma być zalane betonem, a te osiem tysięcy ma być na początku, potem się będzie rozrastało. Dojdą koleje, drogi, kolejne hektary, które zostaną zabetonowane. I przestaną rodzić. Jeden taki hektar u nas w okolicy potrafi dać 10 ton pszenicy, to można naprawdę wyżywić masę ludzi – podkreśla Paweł Pałuba.

– Znam ten argument, on jest bardzo chętnie i często używany przez przeciwników inwestycji. Jeśli zastąpimy je nowoczesną infrastrukturą, która w przyszłości się zwróci, to nie będzie miało wpływu na wyżywienie Warszawy czy Polski, to jest zbyt mały ułamek gruntów – argumentuje Konrad Majszyk ze Spółki Centralny Port Komunikacyjny.

Skoro tak dobrze ma ta inwestycja zarabiać, ma być to najwyższa stopa zwrotu, jaka tylko może być, to skąd problem zapłacić kwoty za wywłaszczone ziemie czy za kupowane ziemie, dlaczego 99 procent właścicieli, pomimo tragicznej swojej sytuacji, nie sprzedaje ich? – pyta Kamil Szymańczak.

– Tak, ale to już kiedyś minister powiedział u nas na różnych spotkaniach, że jego żadne sentymenty nie obchodzą. Jak się ma dobrą pensję, swoją dobrą posadę, to się można nie kierować – dodaje Lidia Jarzyna.