Polska zamierza zaakceptować kult Bandery

Witold Jurasz https://wiadomosci.onet.pl/swiat/polska-zamierza-zaakceptowac-kult-bandery-wczesniej-byl-gwaltowny-opor/qvtmc8k

Według informacji uzyskanych przez Onet z dwóch niezależnych źródeł w dyplomacji, władze Polski podjęły decyzję, żeby w relacjach z Ukrainą wyciszyć spór o gloryfikację Stepana Bandery i przestać przeciwko temu kultowi protestować. To mina podłożona pod stosunki polsko-ukraińskie.

Foto: Sergei Supinsky / AFP Demonstracja z okazji rocznicy urodzin Stepana Bandery, 1 stycznia 2022

Polska miałaby od tej chwili ograniczyć się do sprzeciwu wobec kultu naczelnego dowódcy Ukraińskiej Powstańczej Armii (UPA) Romana Szuchewycza oraz dowódcy UPA na Wołyniu Dmytro Klaczkiwskiego ps. Kłym Sawur, bezpośrednio odpowiedzialnych za mordowanie Polaków

  • Rola Bandery różni się od tej dwójki tym, że Bandera w czasie rzezi na Wołyniu siedział w niemieckim obozie. Ponosi natomiast odpowiedzialność polityczną i moralną. Ale nie znaczy to, że Bandera nie ma polskiej krwi na rękach. Był na wolności, gdy OUN dokonał pogromów Żydów we Lwowie w 1941 r. Zamordowani wówczas Żydzi byli jednocześnie Polakami
  • Rząd PiS najpierw w 2015 r. sprowadził całokształt relacji polsko-ukraińskich do sprawy Bandery. Teraz popada w drugą skrajność, całkowicie ten problem odrzucając

Informacje Onetu wydaje się potwierdzać wywiad szefa Kancelarii premiera ministra Michała Dworczyka, który w rozmowie z tygodnikiem “Sieci” zadaje pytanie “czy sami Ukraińcy będą potrafili uznać oczywiste dla nas czerwone linie i nie gloryfikować zbrodniarzy odpowiedzialnych bezpośrednio za mordowanie Polaków, takich jak np. Kłym Sawur?”

Żeby dobrze zrozumieć ten najbardziej kontrowersyjny element stosunków polsko-ukraińskich, trzeba przypomnieć kilka wydarzeń z II wojny światowej.

UPA i rzeź wołyńska

Ukraińska Powstańcza armia (UPA) była zbrojnym ramieniem banderowskiej frakcji Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów (tzw. OUN-B). UPA w latach 1943-1944 przeprowadziła masową akcję eksterminacyjną Polaków zamieszkujących Wołyń oraz Galicję (Małopolskę) Wschodnią, czyli sąsiadujące z Wołyniem województwa lwowskie, tarnopolskie i stanisławowskie. Rzeź wołyńska (w potocznym tego słowa rozumieniu, bo obejmującą wszystkie ww. ziemie) pochłonęła od minimum 70 do nawet ponad 100 tys. ofiar. Dokładnej liczby zamordowanych nigdy nie ustalono, a pomiędzy historykami toczy się na ten temat spór.

Szerszym kontekstem dla Wołynia było złe traktowanie mniejszości ukraińskiej przez władze II Rzeczpospolitej. Ukraińcy byli w 20-leciu międzywojennymi obywatelami drugiej kategorii, choć stanowili ok. 15 proc. ogółu ludności, a w południowo-wschodnich województwach byli większością. Powyższe nijak nie może być jednak usprawiedliwieniem dla masowych mordów.

Działania UPA miały tymczasem charakter masowego ludobójstwa na Polakach. Mordowano cywilów, kobiety, dzieci, starców, wybijane były całe wsie. W niewyobrażalnie nieraz bestialski sposób.

To prawda, że polskie podziemie dokonało szeregu akcji odwetowych, w których również ginęli niewinni ludzie. Ale nie ma pomiędzy tymi działaniami znaku równości. Zbrodnie polskiego podziemia miały nieporównywalnie mniejszą skalę, były reakcją na działania UPA i przede wszystkim ich celem nie była eksterminacja całej ludności ukraińskiej.

Najtrudniejszy problem

Kwestia Rzezi Wołyńskiej jest i pozostaje najtrudniejszym zagadnieniem w relacjach polsko-ukraińskich i jest najeżona kluczowymi detalami.

W Ukrainie po pomarańczowej rewolucji rozwijany jest kult UPA. Wprawdzie chodzi w nim głównie o antysowieckie działania armii, ale nie zmienia to faktu, że mamy do czynienia z kultem organizacji, która dopuściła się masowych mordów na Polakach.

Równocześnie trzeba też pamiętać, że kult ten nigdy nie przyjął masowego charakteru, a tzw. banderowcy (czy też politycy ukraińskiej skrajnej prawicy) nigdy nie dominowali w ukraińskiej polityce. W istocie nie odgrywali i nie odgrywają w niej żadnej większej roli.

Na dodatek prezydent Zełenski oraz kilku innych czołowych ukraińskich polityków mają żydowskie korzenie. To o tyle ważne w tej układance, że UPA mordowała także Żydów. Twierdzenie, że Ukraina jest państwem banderowskim (lub neonazistowskim), jest w takiej sytuacji absurdalne.

Swoje interesy ma też w tej sytuacji oczywiście Rosja, która próbuje usprawiedliwiać bandycką napaść na Ukrainę tym, że jest to państwo banderowsko-nazistowskie. Określenie to jest nieprawdziwe, ale utrudnia naszej dyplomacji jakiekolwiek podnoszenie kwestii gloryfikacji Bandery przez Ukraińców.

Za co odpowiada Bandera

Wydaje się, że z punktu widzenia nie tylko samej Polski, ale zwykłej prawdy historycznej nie da się zaakceptować pomników takich niewątpliwych zbrodniarzy jak wspomniani wyżej Szuchewycz czy też Kłym Sawur, którzy ponoszą bezpośrednią i niepodlegającą dyskusji odpowiedzialność za ludobójstwo dokonane na Polakach.

Sytuacja ze Stepanem Banderą jest bardziej skomplikowana. Bandera od 1941 do 1944 r. przebywał początkowo w niemieckim więzieniu, a następnie obozie koncentracyjnym (w wypadku tego ostatniego warunki, w których przebywał różniły się jednak zasadniczo od tych, które zazwyczaj kojarzymy z obozami koncentracyjnymi i przypominały bardziej komfortowy areszt). Pomiędzy historykami toczy się spór, czy Bandera w tym okresie miał kontakt ze swoją organizacją, a tym samym czy miał wpływ na eksterminację Polaków. Ale nawet jeśli nie miał, to ponosi za tę eksterminację polityczną i moralną odpowiedzialność. Dokonało jej w końcu zbrojne ramię założonej przez niego organizacji. Poza tym, Bandera zbrodni tej nigdy choćby jednym słowem nie potępił.

Mina pod relacjami z Ukrainą

Akceptacja przez polski rząd kultu Bandery jest błędem z kilku powodów.

Po pierwsze, kult Bandery prędzej czy później doprowadzi do zadrażnień w relacjach polsko-ukraińskich. Heroizacja Bandery to w istocie mina podłożona pod relacje polsko-ukraińskie. Nie ma bowiem żadnych wątpliwości, że Rosjanie będą próbowali eksploatować ten temat. Nie ma też żadnych wątpliwości, że w samej Polsce również nie brak polityków i sił politycznych, które będą żywiły się tym zagadnieniem.

Po drugie, akceptacja kultu Bandery napędzać będzie antysemityzm w Polsce. Już teraz słychać głosy dobiegające ze skrajnej prawicy, że Polska przyjmując inne normy w stosunku do takich zbrodni, jak ta w Jedwabnem i inne dla zbrodni popełnianych na Polakach, w istocie pokazuje swój brak suwerenności. Od tego do opowieści o Żydach rządzących światem naprawdę niedaleko.

Po trzecie, wycofanie się Polski ze sprzeciwu w stosunku do heroizacji Bandery może zagrozić istotnej z punktu widzenia Polski kooperacji w tym zakresie z Izraelem, z którym polska dyplomacja działała wspólnie, sprzeciwiając się kultowi UPA. O ile bowiem można dyskutować na temat odpowiedzialności Bandery za masowe zbrodnie na Polakach, to już nie ma żadnej wątpliwości, że był on na wolności wtedy, kiedy doszło do dwóch kolejnych pogromów Żydów we Lwowie w czerwcu i lipcu 1941.

Pogromy te miały miejsce przy życzliwej postawie, a nawet za zachętą Niemców – na tej samej zasadzie, co dokonywane przez Polaków w tym samym dokładnie czasie pogromy Żydów na Podlasiu – ale nie zmienia to faktu, że ich organizatorami była Organizacja Ukraińskich Nacjonalistów, na czele której stał Bandera, który zresztą mordowania Żydów również nigdy nie potępił.

Izrael kultu Bandery nigdy nie zaakceptuje. A trzeba pamiętać, że mordowani we Lwowie Żydzi byli jednocześnie Polakami. Bandera, ponosząc odpowiedzialność już za tę jedną zbrodnię, ma na rękach krew tak żydowską, jak i polską.

Kompromis moralny bez korzyści

Przede wszystkim jednak rezygnacja ze sprzeciwu wobec kultu Bandery jest przykładem kompromisu moralnego, którego w polityce zagranicznej nie należy podejmować. W dyplomacji robi się czasem rzeczy moralnie niesłuszne po to, by uzyskać coś innego i na tyle ważnego, że w bilansie zysków i strat owo ustępstwo moralne staje się nieistotne. Czasem charakter moralny mają zyski i tym samym ustępstwo moralne w jednej sprawie, kompensowane jest wygraną w innej.

W tym wypadku nic takiego nie ma miejsca. Polska słusznie popiera Ukrainę w jej wojnie z Rosją i powinna to robić dalej. Nie musi natomiast jednocześnie zmieniać stosunku do Bandery.

Oba nasze kraje potrzebują siebie nawzajem. Ukrainie zależy na Polsce z oczywistych względów. Ale także Polsce zależy na Ukrainie, bo w naszym interesie jest, aby Ukraina nie przegrała trwającej od ponad trzech miesięcy wojny.

To wszystko jednak nijak od naszego stosunku do Bandery nie zależy.

Zawsze ten sam błąd

Rządy PiS w 2015 r. zaczęły się od gwałtownego zaostrzenia relacji z Ukrainą na tle kultu Stepana Bandery i innych liderów UPA. W lutym 2017 r. Jarosław Kaczyński w wywiadzie dla tygodnika “Do Rzeczy” stwierdził, że “Ukraina z Banderą do Europy nie wejdzie”. W lipcu tego samego roku ówczesny szef polskiej dyplomacji Witold Waszczykowski stwierdził, że Polska jest z powodu polityki historycznej Kijowa gotowa wręcz zawetować członkostwo Ukrainy w Unii Europejskiej.

Teraz PiS poszedł w drugą skrajność. Michał Dworczyk we wspomnianym wyżej wywiadzie dla “Sieci” tworzy fałszywą alternatywę. Oto Polska ma mieć rzekomo tylko dwie możliwości. Albo “postawić to (kult UPA – red.) jako warunek zaporowy, co może zablokować możliwości poważniejszej współpracy w przyszłości”, albo dla odmiany ograniczyć się do sprzeciwu jedynie wobec gloryfikacji Kłyma Sawura. Powyższy dylemat jest całkowicie fałszywy. Polska nie powinna i nie musi robić ani jednego, ani drugiego.

Patrząc na politykę zagraniczną PiS trudno nie odnieść wrażenia, że polega ona, nie tylko zresztą w tej sprawie, na płynnym przechodzeniu z jednej skrajności do drugiej. Takie działanie w polityce zagranicznej zawsze oznacza tylko jedno: niedojrzałość. Nieodpowiedzialną skrajnością i wyrazem niedojrzałości było uczynienie całokształtu relacji polsko-ukraińskich zakładnikiem Bandery. Równie nieodpowiedzialne i niedojrzałe jest całkowite zarzucenie problemu kultu tej postaci.

PiS, nie po raz pierwszy niestety pokazuje, że w polityce zagranicznej popełnia jeden i zawsze ten sam błąd. Najpierw licytuje tak wysoko jak się tylko da, a że zawsze przelicytowuje, to na końcu mówi pas i nie ugrywa niczego.