W kolejnym odcinku podcastu “Jan Pospieszalski Rozmawia #155” rozmawiamy z Bartoszem Kopczyńskim, autorem książki “Poradnik świadomego narodu”, o zagrożeniach dla polskiej edukacji i społeczeństwa. Gość wyjaśnia, jak globalne plany destrukcji prowadzą do zubożenia intelektualnego narodu poprzez manipulację systemem szkolnym. Gość omawia również rolę masonerii, gnostyków oraz rewolucji kulturowej w niszczeniu tradycyjnych wartości. Podcast zachęca do refleksji nad obroną suwerenności i tożsamości narodowej. Bartosz Kopczyński to prawnik, z zawodu przedsiębiorca. Badacz współczesnych prądów ideologicznych w edukacji. Prezes Towarzystwa Wiedzy Społecznej w Toruniu oraz członek Ruchu Ochrony Szkoły. Współzałożyciel Instytutu Wiedzy Społecznej im. Krzysztofa Karonia.
Archiwum autora: Krzysztof Zabrzeski
Marian Banaś – służby poza kontrolą….
Do kogo należy Marsz Niepodległości

Zdjęcie tytułowe: Marsz Niepodległości 2011 https://commons.wikimedia.org/wiki/File:Warszawa,_Marsz_Niepodleg%C5%82o%C5%9Bci_2011_33.jpg
źródło: https://wtowarzystwie.pl/do-kogo-nalezy-marsz-niepodleglosci/
Kolejny, szesnasty już Marsz Niepodległości przeszedł ulicami Warszawy. Jeden z liczniejszych i bodaj najspokojniejszy. Frekwencja około 300 tysięcy ludzi, pomimo przeszkód i zamknięcia Dworca Centralnego.
Czytaj też:
koniec po-pis-u część pierwsza
Spokój, bo w tym roku nie było zwyczajowych lewackich prowokacji wzdłuż trasy Marszu, jak również nie było agresywnych działań służb porządkowych. Widać, że jeśli obce siły zostawią Polaków w spokoju, Polacy zachowują spokój i robią wielkie rzeczy w pokoju. Każde doświadczenie Marszu jest wielkim przeżyciem osobistym i wspólnotowym, a tegoroczne było szczególnie sympatyczne.
Na Marszach w latach ubiegłych działy się różne rzeczy, z zamieszkami łącznie. Zawsze jednak były to jakieś bezczelne prowokacje lewackich grupek, reprezentujących zagraniczny kapitał, lub działania służb, współpracujących z lewactwem i wysługujących się temu samemu kapitałowi. W 2020, w apogeum plandemii, gdy polskojęzyczna władza zabroniła wychodzenia z domu i ograniczyła swobodę Marszu, ludzie i tak przyszli i poszli znaną trasą. Zostali wtedy zaatakowani na rogu Alei Jerozolimskich i Nowego Światu, najpierw kamieniami i butelkami z dachu budynku, potem przez zbrojnych funkcjonariuszy służb porządkowych, wyraźnie dążących do wywołania zwady. Drugi atak nastąpił w okolicy dworca Warszawa Stadion. Milicjanci użyli broni palnej, granatów hukowych, gazu i pałek. Za te haniebne czyny i za wydanie haniebnych rozkazów nikt jak dotąd nie został rozliczony, ani nawet nie powiedział zwykłego „przepraszam”. W tygodniach poprzedzających Marsz 2020 roku też działo się dużo. Służby rozpędzały demonstracje antyplandemiczne, traktując ludzi broniących wolności ze szczególną brutalnością. Wtedy też ulice dużych miast Polski, w szczególności Warszawy ujrzały pandemonium masowego rozwydrzenia i zepsucia: tak zwany strajk tak zwanych kobiet, cykl rewolucyjnych poruszeń, wyraźnie sterowanych z zewnątrz. Wówczas, mimo że dzicz demolowała miasto, łamiąc wszelkie zasady i ograniczenia, mimo że hordy zdziczałych ludzi zaatakowały zabytki, że wylały się na ulice najbardziej ohydne i plugawe zachowania post-ludzkiej czerni, domagającej się prawa do składania ofiar z ludzi Molochowi, służby były bardzo asertywne i zasadniczo nie przeszkadzały dzikusom w demolowaniu miast. Dopiero gdy patrioci przyszli spokojnie uczcić Święto Niepodległości, wówczas polskojęzyczne służby dały upust swoim frustracjom i agresji. Ludzie odpowiedzialni za te haniebne czyny brali udział w tegorocznym Marszu, szczególnie jeden starzec, któremu raczej bliżej do masońskich świątyń Brukseli, niż do polskiej niepodległości. Co robił tam ten człowiek, nie wiedział pewnie on sam, być może ktoś mu kazał, pardon, zalecił, aby się tam pojawił i udawał polskiego patriotę.
Sukces Marszu Niepodległości polega na tym, że jest to oddolna i spontaniczna, a zarazem planowa inicjatywa ludzi, którzy z całej Polski zjeżdżają się tam dlatego, bo chcą, a nie dlatego, bo ktoś im płaci. Dlatego Marszu nikt nie przejął ani nikt nie zwalczył – nie da się bowiem przejąć ludzkiej woli, jeśli człowiek chce z niej korzystać. Nie da się przejąć ludzkich pragnień, jeśli człowiek ma świadomość, czego pragnie on sam, a nie ci, którzy chcą nim sterować. Jeszcze kilka lat temu, przed plandemią wielu Polakom wydawało się, że dusza polska została już trwale zmieniona. Wzorce nowego Polaka lansowane były w mediach: ludzie nijacy i zboczeńcy bez tożsamości, zajmujący się osobistą wygodą, doraźnym jedzeniem i piciem, byle jaką rozrywką i sfałszowaną informacją. Zdrowy rozsądek, patriotyzm i wiara przodków zostały według tych przekazów skazane na niebyt, chwilowo jeszcze kultywowane przez niedobitki zacietrzewionych prostaków na wymarciu. Te nowe poglądy utwierdzane były przez liczne tęczowe sotnie płatnego lewactwa, będącego narzędziem międzynarodówki globalistów-kabalistów w małych czapeczkach. Tymczasem okazało się, że świadomość narodowa Polaków, mimo, że tłamszona i rozrywana, odżywa wciąż i wesoło świeci jasnym płomieniem. Wraz z tożsamością rośnie świadomość sytuacyjna i pojawiają się projekty odzyskania i utrzymania niepodległości. Marsz bowiem nie idzie tak naprawdę jako święto tego, co jest, ale jako wezwanie do zrobienia tego, czego jeszcze nie ma.
Nie udało się więc wrogom zlikwidować polskiej duszy lub jej przejąć. Wciąż jest dość wielu Polaków, którzy chcą być Polakami, wyznają wiarę swoich przodków i chcą swoje idee przenieść na następne pokolenia. Rozpoznają tez zdrajców i fałszywych patriotów, nawet, jeśli musi to potrwać jakiś czas. Obcy Udający Swoich i zdrajcy utracili zasłony, ich fałszywe tożsamości i zdrady wyszły na jaw, i nie zdołają już odzyskać rządu dusz nad Polakami. Ci zaś przestali już bezkrytycznie oddawać cześć satanistycznej Unii i masońskiej Ameryce i nie dali się wciągnąć do wojny ukraińskiej w obronie Głównego Złodzieja Ukrainy. Polacy w przyspieszonym tempie przestają wierzyć oszustom i poszukują swojej własnej drogi. To już jest pewne i wiadome – szataniści, masoni i małoczapeczkowi utracili rząd dusz nad Polakami, który dzierżyli przez większość ostatniego stulecia.
Do rozpatrzenia będą następujące kwestie: jaka będzie rola Nawrockiego, kto wyleci z prawicy, a raczej kto na niej pozostanie, i jaką drogą ta pozostała, autentyczna, ideowa prawica podąży. Kwestia Nawrockiego jest prosta: czy będzie prezydentem, czy preżydentem, to się okaże w ciągu około 2 lat. Kto wyleci, a kto zostanie na prawicy, to kwestia fundamentalnego sporu, z którego nie zdają sobie sprawy nawet ludzie, będący w jego centrum. Jest to spór między światopoglądem liberalnym a narodowym. Są to dwie przeciwne sobie postawy życiowe, na dłuższą metę nie do pogodzenia, liberał nie będzie bowiem wrażliwy na nic, w czym nie będzie miał osobistego zysku w krótkim horyzoncie czasowym. Liberał jest bowiem wyznawcą idei Lukrecjusza, że prawdziwe jest to, co można skonsumować zaraz, nie będzie więc przejmował się jakimś interesem narodowym i wiarą przodków, to są dla niego mrzonki i fikcje. Liberał prędzej czy później pójdzie za pieniądzem, czyli do małoczapeczkowych, którzy go kreują. Dopóki te dwie postawy nie zostaną oddzielone, a ich wyznawcy nie opowiedzą się jasno po jednej z dwóch stron: bożka zysku Mammona lub narodu, prawica nie będzie prawdziwą prawicą. Trzecia kwestia będzie najważniejsza: jaką drogą podąży prawdziwa prawica, oczyszczona z pseudoprawicy. Potrzebna jest wiodąca idea, która połączy ludzi i pokieruje ich działaniami. Nad tą wiodącą ideą prace trwają i są już bardzo zaawansowane. Kto więc będzie prawdziwym patriotą, kto na poważnie będzie chciał budować Wielką Polskę, ten się nie zawiedzie.
Więcej o tym w kolejnych księgach Poradnika świadomego narodu:
Księga I: Historia debilizacji: https://sklep.instytutws.pl/ksiazki/20-poradnik-swiadomego-narodu-9788397591301.html
Księga II: Rewolucja bachantek: https://sklep.instytutws.pl/ksiazki/61-poradnik-swiadomego-narodu-ksiega-2-rewolucja-bachantek-bartosz-kopczynski-9788397591325.html
Smartony Samsunga z obowiązkową aplikacją z Izreaela. Użytkownicy boją się o dane

Social media zalewa fala postów twierdzących, że Samsung instaluje na telefonach Galaxy (serie A i M) „nieusuwalne izraelskie oprogramowanie szpiegujące”. W centrum burzy znalazła się aplikacja AppCloud, narzędzie znane od lat, stworzone jako platforma marketingowa mająca promować inne aplikacje. Nie zmienia to jednak faktu, że użytkownicy ponownie odkrywają jej obecność i zadają pytania o prywatność oraz przejrzystość działań producenta.
Początek zamieszania wiąże się z listem otwartym do Samsunga przygotowanym przez SMEX, organizację działającą na rzecz praw człowieka w cyfrowej sferze na obszarze Azji Zachodniej i Afryki Północnej. Autorzy zaapelowali o zaprzestanie wstępnego instalowania bloatware związanego z firmą o izraelskich korzeniach. W efekcie szybko pojawiły się spekulacje o możliwych powiązaniach AppCloud z państwowym gromadzeniem danych.
Aplikacja powstała w izraelskim ironSource, firmie przejętej przez amerykańskie Unity, znanej głównie z narzędzi dla branży gier i interaktywnych doświadczeń. Mimo to w niektórych środowiskach geopolitycznych sam fakt pierwotnego pochodzenia aplikacji uruchomił lawinę emocjonalnych reakcji.
Zarzuty dotyczące nieusuwalności
SMEX twierdzi, że AppCloud jest mocno zespolony z systemem i trudny do usunięcia bez roota. Po dezaktywacji miał powracać po aktualizacjach, co dodatkowo ma wywołać podejrzenia u użytkowników dbających o prywatność. Zarzut braku kontroli nad aplikacją powraca jak bumerang w dyskusjach o praktykach producentów urządzeń mobilnych.
Równolegle w sieci pojawiły się niepotwierdzone tezy o rzekomym przekazywaniu danych użytkowników do instytucji powiązanych z Izraelem. Brak dowodów nie powstrzymał jednak próby zbudowania narracji o rzekomym oprogramowaniu szpiegowskim.
Brak transparentności utrudnia obronę
Największym problemem AppCloud nie jest sama funkcja marketingowa, lecz brak łatwo dostępnej polityki prywatności. Nie ma możliwości sprawdzenia, jakie dane aplikacja może zbierać i przetwarzać, co dodatkowo podważa zaufanie użytkowników.
Kolejnym elementem układanki jest reputacja ironSource. Firma w przeszłości prowadziła program InstallCore, znany z instalacji niechcianych komponentów i omijania ostrzeżeń bezpieczeństwa. Choć AppCloud działa w innych ramach, historia firmy wraca przy każdej wzmiance o kwestiach prywatności.
Wrażliwe regiony reagują mocniej
Kraje WANA, w których obowiązują restrykcje dotyczące produktów firm izraelskich, traktują obecność AppCloud w telefonach producenta z Korei Południowej jako problem polityczny. W czasach zwiększonego napięcia na linii Izrael–Palestyna każdy element powiązany z izraelską technologią staje się tematem debat publicznych.
Społeczność wzywa Samsunga do reakcji. Oczekiwania obejmują możliwość całkowitego usunięcia AppCloud, pełną dokumentację dotyczącą danych i jasną deklarację o braku powiązań aplikacji z gromadzeniem informacji na poziomie państwowym. Rosnąca presja sprawia, że obserwatorzy rynku oczekują oficjalnego komunikatu producenta.
Samsung na razie milczy. W związku z lawiną spekulacji wiele wskazuje na to, że oświadczenie stanie się koniecznością, zanim sytuacja zostanie rozdmuchana poza poziom kontroli.
Żydowski Repnin na Marszu Niepodległości
Według definicji hipokryzja to „zachowanie lub sposób myślenia i działania charakteryzujący się niespójnością stosowanych zasad moralnych. Udawanie serdeczności, szlachetności, religijności, zazwyczaj po to, by wprowadzić kogoś w błąd co do swych rzeczywistych intencji i czerpać z tego własne korzyści”. Krótko mówiąc: jedno mówimy, inne robimy.
Pasuje to do opisu pewnego pana, który udał się na Marsz Niepodległości roku bieżącego, aby świętować niepodległość Polski, jednocześnie, miesiące wcześniej, a także kilka dni temu, domagając się realizowania przez rząd RP polityki obcego kraju. Ale robił coś jeszcze. Coś dużo gorszego. Bo mnie raczej średnio interesuje stosunek obcego dyplomaty do obecnego rządu warszawskiego, jakkolwiek wtrącanie w sprawy polskie jest oczywiście czymś niedopuszczalnym. Żydowski Repnin, ambasador Stanów Zjednoczonych Thomas Rose, nazwał najbardziej obecnie patriotyczną, prawicową i mającą związki z ideologią narodową partię polityczną w Polsce, Konfederację Korony Polskiej, a konkretnie jej przedstawicieli, „nienawistnymi kretynami”.

Czy wyobrażacie sobie państwo nazywać uczestników Marszu Niepodległości nienawistnymi kretynami i uczestniczyć w tym pochodzie? Czy wyobrażacie sobie państwo dyktować rządowi RP, jakim ten rząd by nie był, bo przecież Stany Zjednoczone ingerowały poprzez swoją ambasador Georgette Mosbacher także w politykę rzekomo prawicowego rządu PiS-u. A więc nawet wtedy nie chciały polskiej niepodległości, lecz podległości – wobec samych siebie. Wyobrażacie sobie państwo więc domagać się podległości Rzeczpospolitej wobec innego kraju i iść w Marszu NIEPODLEGŁOŚCI? Otóż żydowski Repnin, Thomas Rose, dokonał tego.
Kto to jednak był Mikołaj Repnin? Cóż to za osobistość, że ją wymieniam w tytule i wstępie do artykułu?
Mówiąc szczerze przed napisaniem tego tekstu wahałem się. Wahałem się, czy Thomasa Rose’a nazwać Repninem czy też Stackelbergiem. Dla osób, które niestety nie znają dosyć dobrze naszej historii od razu wyjaśnienie: ambasadorowie Repnin i von Stackelberg to dwaj ambasadorowie Imperium Rosyjskiego w Polsce w okresie rządów Katarzyny Wielkiej. A więc w XVIII wieku. Pomiędzy nimi była pewna różnica, aczkolwiek wcale nie taka duża. Otóż jeden z nich, a więc Repnin, wykonywał zadania polecone przez carycę Katarzynę. Ambasador Rosji Stackelberg natomiast rządził Polską w drugiej połowie wieku XVIII. O ile Repnin był przykładem obrzydliwego dyplomaty, który ingeruje w polskie sprawy i ustawia politykę zagraniczną i wewnętrzną Polski pod dyktando Rosji, o tyle ambasador Stackelberg po prostu rządził Polską, kiedy ta stała się krajem zależnym od Rosji. Był więc kimś znacznie gorszym niż Mikołaj Repnin, ambasador w latach 1764-1769. A z całą pewnością w pierwszym okresie obecności w Polsce Repnina.
Miałem więc pewien dylemat czy Rose’a określić Repninem czy też Stackelbergiem. Ponieważ jednak jeszcze całkowicie się nie skompromitował nachalnym ustawianiem do pionu Polaków, czy to z rządu, czy z opozycji (ale oczywiście zmierza w tym kierunku), jeszcze nie określiłem go Stackelbergiem, a więc najgorszym określeniem, jakie można nadać ambasadorowi obcego państwa rezydującemu w Polsce. Bo przecież nie każdy rosyjski ambasador carycy Katarzyny był Repninem albo Stackelbergiem. Ambasador Bułhakow na przykład był zupełnie inny, ale z powodu tego, iż w trakcie jego obecności w Rzeczpospolitej Rosja prowadziła wojnę na dwóch frontach. A więc potrzebowała przychylności Polaków dużo bardziej niż za rządów nad Wisłą von Stackelberga.
Jeszcze poczekamy więc kilka czy kilkanaście miesięcy i zobaczymy, czy awansuje do miana Stackelberga czy pozostanie Repninem. Żydowskim Repninem.
O ambasadorze Repninie z pewnością napiszę jeszcze dłuższy artykuł, gdyż jest to postać niezwykle interesująca w polskiej historii. A poza tym jest to postać, na której wzorują się obecnie dyplomaci (czy raczej pseudodyplomaci) z innych krajów. Warto więc ją opisać w bardziej rozbudowany sposób. Zwłaszcza w oparciu o XIX-wieczne polskie źródła, gdzie został on omówiony najobszerniej.
W tekście porównującym Repnina do Rose’a nie można jednak nie powiedzieć w skrócie skąd Repnin wziął się w Polsce i dlaczego. Wynika to oczywiście z konieczności porównania obu dyplomatów, aby czytelnik mógł sobie uzmysłowić, że obaj panowie w działaniu bynajmniej nie odbiegają zbyt mocno od siebie.
Postać Repnina wiąże się ściśle ze śmiercią króla Augusta III Sasa i zestarzeniem się poprzedniego ambasadora Rosji Kejserlinga. Po tym jak August umarł, w Rosji doszło do narady, w której zdecydowano, że to Petersburg wybierze przyszłego króla Rzeczpospolitej. Ma być on jak najbardziej polski, bez jakichś zagranicznych Esterek przy boku, czy to Habsburżanki, Niemki czy chociażby Rosjanki rzecz jasna, i ma swoją elekcję zawdzięczać wyłącznie Rosji i być jej bezgranicznie oddanym.
Dlaczego jednak wybrano Repnina jako pomocnika starzejącego się Kejserlinga, jako de facto ambasadora (bo przecież Kejserling już tylko de iure, po sprowadzeniu Repnina, pełnił funkcję rosyjskiego najwyższego przedstawiciela w Polsce)? Cóż, po pierwsze, bo był młody. Po drugie, bo jego żona wywodziła się z polskiej szlachty. Wreszcie po trzecie i być może najważniejsze: znał się ze Stanisławem Augustem, agentem rosyjskim (ale także brytyjskim), którego Rosjanie wybiorą na tron Polski. Nie raz nie dwa balował z nim w Petersburgu. Mieli podobno także wspólne kochanki.
Caryca Katarzyna wybrała więc do ustawienia elekcji swojego kochanka Stanisława jego dobrego znajomego – Mikołaja Repnina. Człowieka, który tak naprawdę niewiele znał Polskę. Wiedział o niej tyle, co każdy inny Rosjanin. Ponieważ jednak znał Stanisława i wiedział, że będzie łatwą do sterowania marionetką, to właśnie jego delegowała do Polski rosyjska władczyni.
Rosjanie nie byli subtelni w swoich działaniach na rzecz elekcji Stanisława. Po prostu korumpowali polskie elity, tak polityczne jak i duchowe. Takie właśnie wytyczne otrzymywała rosyjska dyplomacja. I wywiązywała się ze swoich zobowiązań.
Ważnym elementem zabiegów na rzecz elekcji Stanisława Poniatowskiego była także osłona wojskowa Rosji dla stronnictw sprzyjających ich interesom. Te domagały się wsparcia Petersburga, a kiedy je otrzymywali, wywiązywali się z obietnic realizacji rosyjskiej racji stanu.
Repnin przybył do Polski 21 grudnia 1763 roku. Już dzień później poinformował Stanisława, że caryca udziela mu wsparcia. Kolejnego dnia doszło do narady w mieszkaniu przyszłego polskiego monarchy co do właśnie wysłania wojsk przeciwko politycznej konkurencji stronnictwa rosyjskiego. W dyspucie tej udział wziął Stanisław Poniatowski, jego brat, Czartoryscy, z których przecież wywodzili się Poniatowscy, oraz rosyjscy dyplomaci. Zaczęło się także korumpowanie przyszłego monarchy. Otrzymał on 3000 dukatów oraz obietnicę spłaty każdego długu wobec Rosjan. W zamian za realizowanie celów imperium.
Oprócz korumpowania polskich elit oraz wzywania im z pomocą rosyjskiego wojska, Repnin, już po elekcji rzecz jasna, w ordynarny sposób ingerował w polskie sprawy, wiedząc, że na czele państwa stoi skorumpowany przez niego człowiek, w dodatku słaby, chwiejny i kochający ponad wszystko Katarzynę Wielką, a więc przełożoną Repnina. Ta miłość była silny lewarem, którym Rosjanie rozgrywali polską politykę okresu drugiej połowy XVIII wieku.
Nie będziemy wspominać o każdym przykładzie takiej jawnej i ordynarnej ingerencji. Wymieńmy tylko kilka z nich. Te najbardziej znane i być może najważniejsze.
Po elekcji Stanisława Poniatowskiego na króla Polski Kejserling umiera a Repnin już de iure zostaje rosyjskim ambasadorem. Caryca Katarzyna przekazała mu 100 000 rubli na dalsze korumpowanie polskiej elity na rzecz Rosji. Ważnym elementem ingerencji była jednak kwestia dysydentów – mniejszości religijnych. Rosjanie doskonale zdawali sobie sprawę, że aby osłabić Polskę i wejść głębiej w jej politykę, należy osłabić kościół katolicki. Później swoją politykę zrewidowali — rewidowali ją kilka razy zresztą. Gdyż uznali, że za dużo protestantów w polskich władzach to za dużo wpływów Berlina. Ale instrukcje dla Repnina z początku były takie, aby sprawa dysydentów została przez niego wystawiona na sejm i aby kwestia ta została rozwiązana na korzyść Rosji a na niekorzyść spójności polskiej elity, jako elity wyłącznie katolickiej.
Ukraińcy będą przyszłą elitą Polski – znamy te słowa opcji amerykańskiej w Polsce z XXI wieku? Natalia Panczenko z polskim obywatelstwem, wysłana na szkolenia do USA? Czemu nie.
Sprawa dysydentów na sejmie koronacyjnym bardzo szybko upadła. Przywiązanie do kościoła okazało się zbyt duże. Jednak Rosjanie zaingerowali w polskie sprawy w jeszcze inny sposób. Aby osłabić związki Polski z zachodnimi ośrodkami władzy, konkurencyjnymi wobec Rosji, starali się, poprzez Repnina, nie dopuścić do ożenku Stanisława z Habsburżanką, promując portugalską infantkę. Rosjanie blokowali także wysyłanie polskich dyplomatów do Francji. Wpływów tego katolickiego kraju Petersburg również sobie nie życzył. Blokowali także przysyłanie zachodnich przedstawicieli do Polski.
Jednak najważniejszą znaną ingerencją w polską politykę Repnina było po prostu tworzenie nowego rosyjskiego stronnictwa w Polsce, wobec przejścia familii Czartoryskich, elekcyjnych stronników Rosji, na pozycje rosyjskosceptyczne. Owym stronnictwem była po prostu zawiązana w grudniu 1767 roku Konfederacja Radomska, która miała osłabić familię (początkowo agenturę rosyjsko-brytyjską) oraz rozwiązać sprawę dysydentów na niekorzyść Polski. Dzięki Konfederacji Radomskiej Polska stała się protektoratem Imperium Rosyjskiego.
Jeszcze przed zawiązaniem owej Konfederacji Repnin wprost groził wysłaniem na Polaków wojsk rosyjskich, gdyby cele polityki zagranicznej Petersburga nie zostały spełnione. Groził także detronizacją króla, czyli na dzisiejsze zamachem stanu, w Polsce. Król Stanisław, pomimo bycia produktem tajnej polityki Rosji, był akurat w tej sprawie mocno przeciwko rosyjskim interesom. Stąd groźby.
Inną znaną ingerencją Repnina w sprawy polskie było nakłonienie króla do tego, aby nowym prymasem Polski, po śmierci skorumpowanego przez Rosjan prymasa Łubieńskiego, został Gabriel Podoski. I oczywiście został nim.
O tym co działo się po Konfederacji Radomskiej pisać zbyt dużo nie będę. Polska, stając się rosyjskim protektoratem, stała się zależna od polityki zagranicznej Petersburga. To temat na inną, dłuższą dyskusję. Najważniejszą rzeczą wynikającą z powyższych ingerencji Repnina jest to, że poprzez swoje działania uczynił nasz kraj niesuwerennym. Tak skończyło się dla Rzeczpospolitej pobłażanie na butę, arogancję i ingerencję obcych dyplomatów w jej wewnętrzne sprawy. Teraz powiedzmy sobie trochę o żydowskim Repninie Rosie. Moglibyśmy w tym miejscu wspomnieć też o jego poprzedniczce Mosbacher ale zostawmy już tę kwestię. Wszyscy wiemy, że ją także możemy nazwać Repninem, tyle że amerykańskim, i Repninem w spódnicy. Zajmijmy się tym bezczelnym człowiekiem, który polskich patriotów, protestujących przeciwko zamienianiu ofiar żydowskich komunistów na jedną spaloną przez Niemców stodołę, nazywa „nienawistnymi kretynami”.
Niewiele wiem o Rosie. Niewiele materiału wszak jest o nim dostępnego w źródłach ogólnie dostępnych. Z tego co jednak udało mi się ustalić, był w przeszłości blisko żydowskich neokonserwatystów, byłych komunistów-trockistów, liberałów, lewaków i socjalistów, którzy zostali tzw. prawicowcami, aby realizować interesy izraelskie. Oraz czysto żydowskie, rzecz jasna, bo jedno nie wyklucza drugiego, a nawet się z nim wiąże.
Wiem, że Rose był doradcą wiceprezydenta USA Mike’a Pence’a, gorliwego syjonisty, ds. polityki względem Izraela. A więc pilnował, aby administracja Trumpa 1.0 nie zbaczała z proizraelskiej ścieżki, jako były wydawca „Jerusalem Post”. Pence i Rose mają się znać od 1991 roku. Podobno współpracował z Pencem przy okazji przemówień w Kongresie USA.
Czy jednak cokolwiek łączy Rose’a z polskimi elitami, tak jak Repnina łączyło ze Stanisławem Augustem? Wytropiłem jeden fakt z życia prezydenta Andrzeja Dudy, który wiąże go z Rosem.
Otóż w 2019 roku, przy okazji antyirańskiej konferencji w Polsce, sponsorowanej przez polskich podatników, Pence udał się do obozu koncentracyjnego Auschwitz-Birkenau, towarzysząc prezydentowi i jego małżonce. Rose udał się tam razem z nim. Był z nimi także Jared Kushner, którego Pence nazywa w swojej książce pt. „Tak mi dopomóż Bóg” (cóż za świętokradztwo) wnukiem „bojowników ruchu oporu podczas [tzw.] Holokaustu”. Kim byli naprawdę dziadkowie Jareda Kushnera?
Otóż byli członkami bandy terrorystyczno-rabunkowej zwanej otriadem Bielskich, który brał udział w mordach na polskiej ludności cywilnej na terytorium dzisiejszej Białorusi. Oraz w zabijaniu żołnierzy Armii Krajowej. Pisać w książce z Bogiem w tytule o członkach leśnej bandy współpracującej z komunistami i zabijającej cywilów i AK-owców jako o „bojownikach ruchu oporu” to trzeba mieć tupet. Albo być ignorantem (niepotrzebne skreślić).
Jest to jeden z nielicznych związków Rose’a z polskimi elitami sprzed 2024 roku, który udało mi się wytropić. Czy więc miał on wpływ na wysłanie go do Polski? Nie wiem i w tej sprawie nie pomogę. Co ciekawe prezydent Duda spytany o Rose’a w lutym bieżącego roku, ani słowem nie wspomniał o tym, że miał z nim pewne kontakty wiele lat wcześniej. Wspomniał jedynie o kontaktach sprzed kilku miesięcy.
Poza tym ważną kwestią odnośnie Rose’a jest to, że jego dyrektorem w gazecie „Jerusalem Post” był niejaki Richard Perle, jeden z czołowych neokonserwatystów Busha juniora oraz zwolenników konfliktów militarnych na Bliskim Wschodzie w interesie Izraela. Można się domyślać więc, że jeżeli dojdzie kiedyś, w trakcie obecności Rose’a w Polsce do kolejnego tego typu, to będzie on silnie lobbował na rzecz wsparcia go przez stronę polską.
Zaiście interesujące jest to, że nie ma go na angielskiej „Wikipedii”, a jest na polskiej wersji tej internetowej encyklopedii. Nic jednak tam ciekawego o nim nie napisano.
Rose, zanim jeszcze przybył do Polski po tym jak amerykański Kongres zaakceptował jego nominację, zdążył już wielokrotnie zaingerować w polskie sprawy, jakkolwiek nie pełniąc jeszcze wówczas funkcji ambasadora rzecz jasna. Np. wygrażając w sprawie wprowadzenia podatku cyfrowego, domagając się niewprowadzania go. Czy też robiąc to samo w kwestii przyjazdu do Polski, ściganego przez międzynarodowe sądy za ludobójstwo Palestyńczyków, Netanjahu. Dlatego też na razie otrzymał ode mnie jedynie przydomek Repnin pomimo jego wpisu na „X” z 13 listopada, w którym zasugerował Polsce konkretną politykę, zbieżną z interesem własnego kraju, pełniąc już de iure funkcję najwyższego przedstawiciela dyplomatycznego USA w Polsce. Bo do von Stackelberga jednak trochę jeszcze mu brakuje.
Nie można wszak przejść obojętnie wobec wydawania poleceń rządowi RP, jakikolwiek by on nie był, tym bardziej że jego poprzedniczka Mosbacher robiła to samo. A zwłaszcza wobec tego, że żydowski Repnin Rose nazywał przywództwo czwartej siły politycznej w Polsce, z około 10% poparciem, w tym chyba najbardziej patriotycznej i niepodległościowej siły, „nienawistnymi kretynami” tylko dlatego, bo ci zorganizowali legalny protest na terytorium Rzeczpospolitej. Protest przeciwko przykrywaniu żydowsko-komunistycznych zbrodni na narodzie polskim stodołą w Jedwabnym spaloną przez Niemców w okresie II wojny światowej. Wiem, że być może organizatorzy tej manifestacji i tego happeningu nie uważali, że Żydzi zamieniają i przykrywają swoje zbrodnie na Polakach spaloną stodołą (nie wiem tego zresztą) jednak do tego sprowadza się jedwabna narracja. Polacy mają czuć się winni spalonej przez Niemców stodoły i zapomnieć o tym, że Żydzi bili, torturowali i skazywali na śmierci polskich patriotów i niepodległościowców w okresie stalinizmu.
Bo byliśmy jedynym narodem Europy, który w okresie II wojny światowej nie podjął się zorganizowanej kolaboracji z Niemcami. I za to dostaliśmy UB-owskie katownie i kule w potylice dla resztek polskiej elity, której nie wybili Niemcy. Zachód Europy kolaborował, więc żydostwo ma na nich lewar w postaci konieczności ciągłego kajania się i przepraszania za współpracę z Hitlerem. Na Polaków lewara nie było, więc trzeba go było stworzyć. I dokręcać nim śrubę Polakom, aby chodzili przed Żydami i Amerykanami na kolanach. A przeciwników tego należy zwyzywać od najgorszych, aby ten lewar podtrzymać przy życiu, zwłaszcza w okresie żydowskiego ludobójstwa narodu palestyńskiego, rzeczy wyjątkowo obrzydliwej.
Jaka jednak jest konkluzja z obecności neo-Repnina w Polsce i jego przedambasadorskich oraz już ambasadorskich ingerencji oraz opluwania polskich patriotów? Cóż, konkluzja może być tylko jedna. Obecność Mikołaja Repnina w Rzeczpospolitej i jego ordynarne wtrącanie się w jej sprawy doprowadziło do uczynienia Polski protektoratem, krajem zależnym, Rosji. Krajem, którego politykę prowadziło obce mocarstwo. Rose nawet nie ukrywa, że chce, aby było inaczej i dzisiaj. Próbuje ustawiać do pionu obecny rząd warszawski, aby ten nie zbaczał z kursu realizującego interesy Waszyngtonu nad Wisłą, jednocześnie lżąc najbardziej patriotyczną opcję polskiej sceny politycznej.

Takiemu człowiekowi powinno się, w przypadku kontynuowania tego typu działań i prób zamiany stanowiska ambasadora na gubernatora kolonii podziękować i odesłać do miejsca zamieszkania. Chcesz wydawać rozkazy? Wstąp do amerykańskiego (albo żydowskiego) wojska i daj sobie spokój z dyplomacją. I co najważniejsze, daj spokój Polsce. Bo w tym kraju żyją jeszcze ludzie, którzy wiedzą, czym był terror okresu stalinizmu. I czasem wydarzyć się może, że ktoś podliczy liczbę tych ofiar i przemnoży przez 40% stanowisk kierowniczych. I przez odpowiednią sumę. Więc nie próbuj także wznawiać narracji 447.
Autorstwo tekstu i zrzutów ekranów: Terminator 2019
Źródło: WolneMedia.net
Źródłografia
5. https://wiadomosci.wp.pl/nowy-ambasador-usa-zna-historie-polski-jak-malo-kto-7122957271186240a
10. https://wszystkoconajwazniejsze.pl/pepites/thomas-rose-przyszly-ambasador-usa-w-polsce-sympatyzuje-z-naszym-krajem-andrzej-duda
14. https://x.com/USAmbPoland/status/1989010606624506162
16. Kraushar A., „Książę Repnin i Polska w pierwszem czteroleciu panowania Stanisława Augusta”, Kraków 1897.
17. Pence M., „So Help Me God”, Nowy Jork 2022.
18. Zamoyski A., „Ostatni król Polski”, Warszawa 2025.
Drastyczny spadek poparcia wobec przyjmowania Ukraińców
Bloomberg wyraża zaniepokojenie, a wraz z nim także polskojęzyczne media. Tyczy się to spadku entuzjazmu u Polaków, którzy mieliby nie wyrażać już takiej chęci jak na początku wojny rosyjsko-ukraińskiej w sprawie pomocy Ukraińcom. Od Bloomberga dowiadujemy się więc o tym, że wsparcie Polski dla Ukraińców załamuje się w niebezpiecznym momencie. Nic dziwnego, gdy obecnie wedle CBOS-u Ukraińskich uchodźców chciałoby przyjmować zaledwie 48 proc. Polaków, podczas gdy w 2022 r. miało to być 94 proc. Praktycznie więc nastąpił spadek o połowę, co jest klęską proukraińskiej linii politycznej w Polsce.
Koniec wielkiej miłości
Polsat alarmuje, że rośnie wrogość wobec Ukraińców. Połowa Polaków uważa, że pomoc wobec tego kraju jest zbyt duża. Jak więc głosi tytuł w tym jednym z głównych mediów “fala poparcia się wyczerpała”. Oprócz spadku poparcia wobec przyjmowania uchodźców z Ukrainy, rośnie również głos sprzeciwu, gdyż przeciwników jest 45 proc. “Polska policja poinformowała, że w 2024 roku w Polsce odnotowano 651 przypadków przestępstw popełnionych na obywatelach Ukrainy z powodu ich narodowości, a w ciągu pierwszych dziewięciu miesięcy tego roku – 477”. Polsat wskazuje, że oprócz tego wybory prezydenckie wygrał Karol Nawrocki, który prezentuje stanowisko odmienne od rządowego. On to zawetował ustawę, która przyznawać miała świadczenie 800 plus każdej rodzinie ukraińskiej. Sprzeciwił się do tego przystąpieniu Ukrainy do NATO oraz Unii Europejskiej. Tradycyjnie mówi się w tym przypadku o wykorzystywaniu tych nastrojów przez Rosję i jej propagandę.
Winni sami Ukraińcy oraz uległa Polska
Tym czasem przecież nie brakuje przesłanek, aby wskazać że to sama Ukraina daje dużo powodów do tego aby z upływem czasu zniechęcać do siebie coraz więcej Polaków. Banderyzm jako oficjalna ideologia kraju, co najmniej dziesiątki miliardów złotych pomocy dla Ukrainy w formie sprzętu wojskowego, czy też darmowej opieki zdrowotnej dla Ukraińców Polsce, ostatnia sprawa z żołnierzami ukraińskimi leczącymi się w szpitalu w Stalowej Woli, obrażanie w prymitywny sposób polskiego prezydenta przez ukraińskiego prezydenta Witalija Mazurenkę nie mogły pozostać bez odpowiedzi zwykłych Polaków. To przekłada się na wyniki sondaży. To przecież ledwie część tego jak nieadekwatnie do wielkości pomocy reaguje Ukraina wobec Polski i Polaków. Z drugiej strony poraża uległość polskich władz zarówno poprzedniego rządu Zjednoczonej Prawicy, jak i obecnej uśmiechniętej koalicji. A jednocześnie odsyła się ludzi ze szpitali, gdyż brakuje pieniędzy na koniec roku na świadczenia zdrowotne, podczas gdy pieniądze znajdują się na pomoc naszemu sąsiadowi. Wielu do dzisiaj zapewne pamięta o tym jak Łukasz Jasina deklarował, że jesteśmy “sługami narodu ukraińskiego”. Najwidoczniej przekroczona została pewna granica, a polskojęzycznym mediom pozostało zamiast krytykować rząd i brak wdzięczności wobec naszej ofiarności ze strony ukraińskich władz przykrywać to jakimiś rzekomymi intrygami ze strony rosyjskiej propagandy. Tak jakby na codzień nie było propagandy ukraińskiej, amerykańskiej, brytyjskiej czy niemieckiej. Nie mówiąc już o okładaniu się propagandą przez medialne ośrodki związane z dwoma głównymi ugrupowaniami, de facto zgodnie działającymi zgodnie z interesem ukraińskim, a nie polskim.
Bartłomiej Doborzyński
MEMY 5 typów polityków….



















Bezsensowna wojna ideologii
Jak globaliści wykorzystują jedną stronę medalu, aby zmusić masy by błagały o tę drugą, i dlaczego ostatecznie poniosą porażkę.
Pod falami każdego globalnego wydarzenia społeczno-ekonomicznego i politycznego toczy się nieustająca, lecz często niezauważana bitwa. Wojna ta nie jest toczona tradycyjną bronią, lecz narracjami i faktami, dziennikarskimi zabiegami i cichymi, indywidualnymi aktami buntu. To konflikt definiowany przez dwie frakcje, skrajnie odmienne filozoficznie i duchowo.
Z jednej strony sieć korporacyjnych tytanów, elit, instytucji bankowych, międzynarodowych konglomeratów finansowych, think tanków i pionków politycznych. Nieustannie pracują nad ukształtowaniem psychologii publicznej i społeczeństwa zgodnie z wizją „Nowego Porządku Świata”.
Świat skrupulatnie scentralizowany, w którym to oni sprawują kontrolę nad każdym aspektem rządzenia, handlu, życia, a nawet wartości moralnych. Nazywam ich „globalistami”, terminem, którego sami czasami używają, można by dodać z nutą ironii.
Drugą stronę stanowi ruch, który wyłonił się naturalnie, spontanicznie, bez hierarchicznej struktury przywódczej. Kieruje nim jednak subtelnie przykład dawany przez różnych mentorów i aktywistów, związanych zestawem zasad zakorzenionych w prawie naturalnym.
To zróżnicowana koalicja osób religijnych, agnostyków i ateistów. To ruch ludzi ze wszystkich środowisk etnicznych i materialnych, zjednoczonych jedną, niezachwianą wiarą w jedną rzecz, co do której wszyscy się zgadzają – wrodzone, przyrodzone prawo do wolności. Będę ich kreatywnie nazywać „Ruchem Wolności”.
Globaliści, z ich łapami na sterach władzy, są dalecy od bycia dobrotliwymi strażnikami ludzkości, za jakich się uważają. Ich wizja scentralizowanego porządku świata to mrożąca krew w żyłach dystopia, w której wolności jednostki są poświęcane na ołtarzu zbiorowej kontroli. Ich teorie ekonomiczne, które propagują jako panaceum na globalne problemy, są jedynie narzędziami do konsolidacji władzy i bogactwa w rękach nielicznych.
Z drugiej strony, Ruch Wolności jest promykiem nadziei w tej nadciągającej ciemności. Jest świadectwem niezłomnego ducha ludzkiego, który pragnie wolności, bastionu przeciwko zalewowi globalizmu. Jego członkowie, poprzez indywidualne akty odwagi i buntu, zmieniają narrację naszych czasów, kwestionując status quo i śmiało marząc o świecie, w którym wolność nie jest przywilejem, lecz prawem z urodzenia.
Teorie ekonomiczne globalistów, takie jak ekonomia keynesowska, to nic innego jak pseudonaukowe uzasadnienia redystrybucji bogactwa i scentralizowanej kontroli. Opowiadają się za nadmiernymi wydatkami rządowymi jako sposobem na stymulowanie wzrostu gospodarczego, a jedyne, co to powoduje, to inflację, dewaluację waluty i obciążenie przyszłych pokoleń długiem. To jak leczenie objawów pacjenta bez zajęcia się chorobą podstawową, a co gorsza, tworzenie nowych schorzeń w tym procesie.
Tymczasem Ruch Wolności opowiada się za wolnością gospodarczą, opowiadając się za zdrową walutą, ograniczoną władzą państwową i prawdziwie wolnym rynkiem. Rozumieją, że prawdziwy dobrobyt pochodzi z indywidualnej przedsiębiorczości i innowacji, a nie z interwencji rządu. Wierzą w siłę wolnego rynku, który potrafi się sam korygować, efektywnie alokować zasoby oraz wspierać konkurencję i kreatywność.
W sferze polityki globaliści propagują fałszywą dychotomię lewicy i prawicy, tworząc atmosferę podziałów i polaryzacji. Manipulują spektrum politycznym, nastawiając ludzi przeciwko sobie, jednocześnie utrzymując władzę. To teatr polityczny, kukiełkowy spektakl mający na celu odwrócenie uwagi od ich prawdziwych celów.
Ruch Wolności, przeciwnie, przekracza te sztuczne podziały. Uznaje, że prawdziwa władza polityczna spoczywa w jednostce, a nie w partii politycznej czy instytucji rządowej. Opowiada się za powrotem do zasad konstytucyjnych, za ograniczoną władzą rządu oraz za ochroną praw i wolności jednostki. To ruch, który dąży do jednoczenia, a nie dzielenia, do wzmacniania pozycji, a nie do kontrolowania.
Ci, którzy uważają się za zwykłych widzów tej wojny, ci, którzy przymykają na nią oko, i ci, którzy są w błogiej nieświadomości, wszyscy są w poważnym błędzie. Ten konflikt dotknie każdego, nikogo nie pozostawiając bez uszczerbku.
To wojna o przyszłość ludzkości, zmaganie, które ukształtuje losy przyszłych pokoleń. Od jego wyniku zależeć będzie, czy nasze dzieci i wnuki będą miały swobodę wyboru własnej drogi, by rozwinąć swój prawdziwy potencjał, czy też zostaną skrępowane przez bezosobową, bezduszną technokrację, która niewiele dba o ich aspiracje i marzenia.
Jak zapewne się domyślacie, nie jestem bezstronnym obserwatorem tej bitwy. Są tacy, którzy w swojej intelektualnej arogancji próbują zbagatelizować ten konflikt jako zwykłą ideologiczną walkę, oskarżając obie strony o próbę narzucenia swojego światopoglądu reszcie ludzkości. Twierdzę, że takie osoby są żałośnie nieświadome prawdziwej stawki, o jaką ta gra się toczy.
Wojna między globalistami a ruchem wolnościowym nie jest błahą sprzeczką, lecz walką o samą duszę ludzkości. To bitwa między tymi, którzy dążą do kontroli, a tymi, którzy dążą do wyzwolenia, między tymi, którzy pragną dominować, a tymi, którzy pragną upodmiotowienia.
Globaliści, kierując się swoimi podstępnymi planami, dążą do stworzenia porządku świata, który tłumi indywidualność, kreatywność i wolność. Chcą narzucić ujednoliconą, wysterylizowaną wersję rzeczywistości, w której zniechęca się do różnorodności myśli, a nagradza konformizm. Podszywają się pod zbawców, obiecując utopię pokoju i dobrobytu, ale w rzeczywistości oferują jedynie dystopijny koszmar kontroli i ucisku.
Ruch Wolnościowy z kolei opowiada się za czymś zupełnie przeciwnym. Broni wolności jednostki, prawa każdego człowieka do życia według własnego uznania, o ile nie narusza to praw innych. Wierzy w siłę ludzkiego ducha, w potencjał każdego człowieka do osiągnięcia wielkości, jeśli tylko otrzyma wolność działania.
GLOBALIZM kontra „POPULIZM”
Globaliści od wieków stosują taktykę fałszywych dychotomii, dzieląc narody i ludy przeciwko sobie, aby wykorzystać wynikający z tego chaos. Jednak powyższa dychotomia jest prawdopodobnie najbliższa rzeczywistemu podziałowi, jaki kiedykolwiek zaprezentowali.
Wcześniejsze poparcie dla referendum w sprawie Brexitu w Wielkiej Brytanii, czy wybór Donalda Trumpa, wywołały falę propagandy ze strony mediów establishmentu. Przesłanie było takie, że za sprzeciwem wobec globalizacji stoją „populiści”, którzy doprowadzą do upadku krajów i światowej gospodarki. Innymi słowy, globalizm oznacza dobro, populizm oznacza zło.
Między globalistami a tymi, którzy dążą do wolnego, zdecentralizowanego i dobrowolnego społeczeństwa, toczy się prawdziwa walka. Zmienili oni jedynie niektóre etykiety i terminologię. Skuteczność tej strategii dla elit pozostaje kwestią otwartą, ale w pewnym sensie służy ona ich celom.
Użycie terminu „populista” jest tak bezduszne i oderwane od „wolności i swobód”, jak to tylko możliwe. Sugeruje nie tylko „nacjonalizm”, ale także egoistyczną formę nacjonalizmu. Globaliści liczą na to, że ludzie dostrzegą skojarzenie, iż egoistyczny nacjonalizm prowadzi do destrukcyjnego faszyzmu (tj. nazizmu). Dlatego, gdy słyszysz termin „populista”, chcą, żebyś pomyślał „nazista”.
Warto również zauważyć, że narracja o wzroście populizmu zbiega się z ponurymi ostrzeżeniami elit, że takie ruchy, jeśli będą nadal nabierać rozpędu, doprowadzą do globalnego załamania gospodarczego. Oczywiście, elity od lat organizowały załamanie gospodarcze, a jego skutki odczuwamy już od jakiegoś czasu. W przebiegłym posunięciu elity próbowały nadać ruchowi wolnościowemu miano „populistycznego” (nazistowskiego) i wykorzystać aktywistów wolnościowych jako kozły ofiarne w obliczu kryzysu finansowego, który same wywołały.
Czy społeczeństwo w pełni się na to nabierze? Nie jestem pewna. Myślę, że to zależy od tego, jak skutecznie ujawnimy ich strategię, zanim kryzys się zakorzeni. Nie mniej jednak elity poradziły sobie z kryzysem gospodarczym po mistrzowsku.
Nie ma rozwiązania, które mogłoby zapobiec jego rozwojowi. Nawet jeśli jutro wszyscy globalistyczni przestępcy staną przed sądem, a rządy odzyskają uczciwe przywództwo, nie da się zmienić sytuacji, a dekady walki będą konieczne, zanim gospodarki narodowe będą mogły ponownie rozkwitnąć.
KOMUNIZM kontra FASZYZM
To kolejna machinacja globalistów, przebiegła strategia rozbicia społeczeństw i wywołania chaosu, który następnie mogą wykorzystać do realizacji swojego planu scentralizowanej kontroli. Jeśli żywisz jakiekolwiek wątpliwości co do celowości faszyzmu i komunizmu, gorąco zachęcam do zapoznania się z drobiazgowo udokumentowanymi badaniami Antony’ego Suttona. Jego odkrycia są zbyt obszerne, by można je było tu odpowiednio podsumować, ale z pewnością warto się im przyjrzeć.
We współczesnym krajobrazie jesteśmy świadkami, jak elity takie jak George Soros finansują i wspierają najnowsze przejawy sił komunistycznych, ucieleśnione w grupach walczących o sprawiedliwość społeczną, takich jak Black Lives Matter. Kolektywistyczna gorączka i orwellowskie zachowanie tych obsesyjnie nastawionych na rasę podmiotów, w tym ruchu Black Lives Matter i feministek trzeciej fali, wywołują ostrą reakcję konserwatystów. Osoby te, znużone dyktowaniem im wszystkiego w każdej sprawie i w każdej chwili, osiągają punkt krytyczny. I to właśnie, moi przyjaciele, jest celem samym w sobie…
Aby zrozumieć stan Ameryki w 2024 roku, wystarczy spojrzeć wstecz na Europę w burzliwych latach 30. XX wieku. Kontynent został opanowany przez komunistycznych agitatorów, zarówno autentycznych, jak i sfabrykowanych przez sam establishment, podsycających niepokoje społeczne i niestabilność finansową. Elity sponsorowały i promowały wówczas faszyzm jako antidotum na komunizm. Nawet najbardziej umiarkowani konserwatyści, doprowadzeni do ostateczności przez nieustanną prowokację komunistów, w odpowiedzi przeobrazili się w coś równie potwornego.
Stany Zjednoczone mogą balansować na tej samej krawędzi, jeśli nie zachowamy ostrożności. Strzelaniny w Teksasie stanowią doskonałą okazję dla globalistów do realizacji swojego programu. Zastanówmy się nad tym przez chwilę: z jednej strony prezydenci z Partii Demokratycznej wzywają liberałów do przeciwdziałania brutalności policji poprzez dalszą federalizację organów ścigania. Z drugiej strony, niektórzy Republikanie argumentują, że bardziej zmilitaryzowana obecność policji jest rozwiązaniem, które powstrzyma grupy takie jak BLM przed dalszymi zakłóceniami porządku publicznego. Zauważcie, że jedynym oferowanym rozwiązaniem jest zwiększona obecność federalna na naszych ulicach.
Dostrzegam jednak istotną wadę w planie globalistów, polegającym na zorganizowaniu starcia komunistów z faszystami w USA, a wadą tą jest istnienie Ruchu Wolności. Ruch ten znacznie dojrzał pod względem obecności i wpływów w mediach. Obecnie dysponuje wystarczającą siłą, aby zneutralizować pewne aspekty narastających nastrojów faszystowskich wśród politycznej prawicy.
Jedynym realnym rozwiązaniem dla elit jest włączenie się w Ruch Wolnościowy. Jeśli uda im się zmanipulować zwolenników wolności, by poparli system faszystowski, będą o krok od całkowitego zwycięstwa. Jednak ten scenariusz jest wysoce nieprawdopodobny, biorąc pod uwagę niezachwiane przywiązanie zwolenników wolności do swoich zasad.
Elity mogą odnieść sukces w przekonaniu dużej części społeczeństwa do przyjęcia ich fałszywego paradygmatu, ale jeśli nie uda im się oczarować milionów ludzi tworzących Ruch Wolności, ich zadanie stanie się o wiele trudniejsze.
Kompas moralny kontra relatywizm moralny
Globaliści dążą do promowania relatywizmu moralnego jako środka kontroli, mając nadzieję na stworzenie społeczeństwa, którym łatwo manipulować i którym można rządzić. Niszcząc fundamenty dobra i zła, dążą do stworzenia świata, w którym ich wypaczone pragnienia i plany będą mogły rozkwitać bezkarnie. Jednak wrodzone ludzkie sumienie stanowi poważną przeszkodę w realizacji ich planów.
Sumienie nie jest produktem uwarunkowań społecznych ani norm kulturowych, lecz immanentnym aspektem ludzkiej psychiki. To głos w nas, który prowadzi nas ku dobru i odwodzi od zła. Nie jest to szara strefa otwarta na interpretację, lecz kompas, który wskazuje nam prawdę. Globaliści mogą próbować zaciemnić nasz osąd i zmylić zmysły, ale nie są w stanie wymazać naszego sumienia.
Pojęcie relatywizmu moralnego jest nie tylko niepraktyczne, ale i niebezpieczne. Dąży do zatarcia granicy między dobrem a złem, tworząc świat, w którym zło może maskować się jako dobro. To podstępna ideologia, która dąży do podważenia naszej moralności i zepsucia naszych dusz. Globaliści mogą promować ją jako środek postępu, ale jest ona jedynie narzędziem kontroli.
Ideologia relatywizmu moralnego może być wszechobecna w naszej kulturze popularnej, ale jeszcze się w pełni nie zakorzeniła. To dowód siły ludzkiego sumienia i naszego wrodzonego pragnienia sprawiedliwości i prawdy.
Kolektywizm kontra indywidualizm
W istocie, fundamentalną zasadą globalizmu jest poświęcenie suwerenności i indywidualizmu dla dobra ogółu. Jednak sama natura grup jest abstrakcyjna i istnieje tylko tak długo, jak długo jednostki należące do nich uznają je za żywotne.
Elity muszą przekonać ludzi, że indywidualizm jest zagrożeniem, a kolektywizm to jedyne rozwiązanie, które zapobiegnie katastrofom wyrządzanym przez tych, którzy dążą do niepodległości. Jednak większość katastrof, z którymi się mierzymy w skali krajowej lub globalnej, jest organizowana przez elity, a nie przez jednostki zbuntowane czy suwerenne państwa. Następnie wykorzystują te kryzysy, aby oczernić samą ideę suwerenności, piętnując ją jako barbarzyński relikt przeszłości, który należy wykorzenić.
Aby wzmocnić potrzebę kolektywizmu, globaliści muszą angażować się w relacje z ludźmi na poziomie psychologicznym. Choć ludzie mają wrodzoną potrzebę interakcji z innymi istotami, posiadają również wrodzoną tożsamość i dążenie do samodzielnego rozwoju bez ingerencji. Ludzie lubią być częścią grupy, o ile ich uczestnictwo jest zdrowe, dobrowolne i oparte na wyborze.
Ludzie są jednak z natury plemienni, z psychologicznymi i biologicznymi ograniczeniami co do wielkości preferowanego plemienia. Profesor Robin Dunbar, wybitny psycholog ewolucyjny w latach 90. XX wieku, odkrył poznawczy limit liczby osób, z którymi jedna osoba może utrzymywać stabilne relacje. Liczba ta waha się od 100 do 200 osób. Podobnie, istnieje ograniczenie co do wielkości grup efektywnych w porównaniu z nieefektywnymi, przy czym efektywne plemiona i społeczności zazwyczaj liczą od 500 do 2500 osób.
Ludzki umysł nie adaptuje się dobrze do rozległych grup plemiennych, a idea „globalnego plemienia” spotyka się z oporem. Ludzie lepiej funkcjonują w mniejszych grupach i nie tolerują przymusu przynależności do jakiejkolwiek grupy, zwłaszcza większej.
Może to wyjaśniać poczucie izolacji, jakiego doświadczają mieszkańcy obszarów miejskich, mimo że otaczają ich miliony sąsiadów i setki znajomych. Nadal czują się osamotnieni, ponieważ brakuje im funkcjonującej grupy o akceptowalnej liczebności.
Choć wielkie rzesze ludzi mogą być zjednoczone wokół donośnego ideału, który jest głównym powodem powstawania narodów, to właśnie na tym kończy się dobrowolne zrzeszanie się. Globalistyczny kolektywizm jest sprzeczny z naturą człowieka. Ludzie instynktownie rozpoznają go jako akt siły i ucisku i nieuchronnie będą się opierać jego fałszywej plemienności, gdy zaczną dostrzegać jego prawdziwą naturę.
CAŁKOWITA KONTROLA KONTRA RZECZYWISTOŚĆ
Dążenie globalistów do całkowitej kontroli jest nie tylko nieosiągalne, ale i fundamentalnie błędne. Cel całkowitej mikrokontroli jest matematycznie i psychologicznie niemożliwy do osiągnięcia, a ich urojeniowe dążenie rodzi słabość.
Zasada nieoznaczoności Heisenberga ilustruje ten problem, ponieważ głosi, że każdy, kto obserwuje system w działaniu, może nadal wpływać na jego zachowanie pośrednio lub nieświadomie w sposób, którego nie byłby w stanie przewidzieć. To ograniczenie prowadzi do powstania nieznanych wartości, uniemożliwiając przewidywalność i uniemożliwiając pełną kontrolę nad systemem.
Zasada ta odnosi się również do psychologii człowieka, co odkryli psychoanalitycy leczący pacjentów. Obserwator nigdy nie jest w stanie obserwować pacjenta bez pośredniego, nieprzewidywalnego wpływu na jego zachowanie. Dlatego też nigdy nie można uzyskać całkowicie obiektywnej analizy pacjenta.
Elity dążą do systemu, dzięki któremu będą mogły obserwować i wpływać na nas wszystkich w najdrobniejszych szczegółach, nie wywołując przy tym reakcji, których by się nie spodziewały. Jednak prawa fizyki i psychologii uniemożliwiają taki poziom kontroli. Zawsze będą istniały nieznane ilości, wolni radykałowie i nieprzewidywalne czynniki, które mogą zniszczyć nawet pozornie idealną utopię.
Co więcej, dowód niezupełności Kurta Gödla dostarcza matematycznego wyjaśnienia zmagań elit z nieznanymi wielkościami i ich nieuchronnej porażki. Praca Gödla dowiodła, że nieskończoność jest samo-inkluzywnym paradoksem, którego nie da się zdefiniować za pomocą matematyki.
Bertrand Russell, znany globalista, niestrudzenie pracował nad udowodnieniem, że cały wszechświat można rozłożyć na liczby. Jednak wysiłki Russella okazały się bezowocne, a dowód Gödla później obalił jego teorię. Russell sprzeciwiał się dowodowi Gödla, ale bezskutecznie.
Matematyczny dowód Gödla zniszczył samo sedno ideologii globalistycznej, dowodząc, że globalistyczne aspiracje do boskości nigdy się nie spełnią. Wiedza człowieka ma swoje granice i granice tego, co może on kontrolować. Globaliści nigdy się z tym nie pogodzą, bo gdyby to zrobili, wszelkie wysiłki podejmowane przez dekady, jeśli nie wieki, byłyby bezcelowe.
Kwestia ta jest niewiadomą. Czy społeczeństwo ludzkie może kiedykolwiek zostać w pełni zdominowane, czy też akt buntu przeciwko opresyjnym systemom jest częścią natury? Ciągłe zainteresowanie establishmentu ideą „samotnego wilka” i szkodami, jakie może wyrządzić jedna osoba działająca wbrew dyktatowi systemu, sugeruje, że elity obawiają się nieprzewidywalnych reakcji, które mogłyby podważyć ich autorytet.
Prawdziwa moc kształtowania tego świata zawsze leżała w twoich rękach. Wybieraj mądrze!
Dlatego globaliści są skazani na porażkę. Nigdy nie poznają wszystkich niewiadomych. Nigdy nie będą w stanie kontrolować wszystkich wolnych radykałów. Zawsze będzie bunt. Zawsze będzie ruch na rzecz swobód.
Cały ich utopijny schemat koncentruje się wokół potrzeby wyeliminowania niewiadomych. Jednak kontrola na tych poziomach jest tak krucha, że staje się bezużyteczna i śmiertelnie niebezpieczna.
W swojej arogancji zignorowali ostrzeżenia samych nauk, które czczą, i ostatecznie wyryli swój los w kamieniu. Choć mogą pozostawić po sobie ślad zniszczenia, jest to już zapisane: nie zwyciężą.
GIGA Paka memów na listopad


aajajaj!







































Prasówka Ad Arma
ŻYDOWSKI FASZYZM WKRACZA DO POLSKI – STANOWISKO KONFEDERACJI KORONY POLSKIEJ WS. PROJEKTU UCHWAŁY RZĄDOWEJ
Konfederacja Korony Polskiej stanowczo sprzeciwia się zapisom projektu uchwały Rady Ministrów w sprawie przyjęcia dokumentu „Krajowa Strategia przeciwdziałania antysemityzmowi i wspierania życia żydowskiego na lata 2025-2030” (dalej: KS). KKP traktuje rządowy dokument jako bardzo groźny, bo realizujący politykę światowego lobby żydowskiego – przeciwko interesowi państwa i narodu polskiego. Próba wprowadzenia go w życie nosi więc znamiona zdrady narodowej. Aby to zrozumieć, należy umieścić KS w szerszym kontekście. W KS główną rolę pełni tzw. robocza definicja antysemityzmu IHRA, ze strony polskiej wstępnie przyjęta w 2016 roku przez rząd Beaty Szydło, a ostatecznie przez ministra kultury Piotra Glińskiego w 2021 roku. Brzmi ona: „Antysemityzm to określone postrzeganie Żydów, które może się wyrażać jako nienawiść do nich. Antysemityzm przejawia się zarówno w słowach, jak i czynach skierowanych przeciwko Żydom lub osobom, które nie są Żydami, oraz ich własności, a także przeciw instytucjom i obiektom religijnym społeczności żydowskiej.” Diaspora żydowska uczyniła z tej „definicji” rdzeń swojego programu supremacji, wokół którego utkano szczegółowy program podporządkowania sobie narodów. Program przyjął ostateczną wersję w 2018 roku podczas odbytej w Wiedniu konferencji „An end to Anti-Semitism!” („Koniec z antysemityzmem!”). Program nie jest anonimowy, podpisali się pod nim: Armin Lange, Ariel Muzicant, Dina Porat, Lawrence H. Schiffman i Mark Weitzman. Oryginał dokumentu został opublikowany w języku angielskim, przy wsparciu New York University, Tel Aviv University i University of Vienna. Jego druk sfinansował Mosze Kantor, prezydent Europejskiego Kongresu Żydów, przy współudziale kancelarii Federalnej Republiki Austrii. W dokumencie zawarto drobiazgowy katalog zaleceń, który można streścić jednym zdaniem: narzućmy gojom realizację naszych interesów za ich własne pieniądze i ich własnymi rękami. Właściciele praw autorskich nie udzielili polskiemu wydawcy zgody na tłumaczenie i publikację dokumentu. Wydawca dokonał więc jego omówienia, które jest dostępne na stronie 3dom.pro pt. „Mędrcy Syjonu. Nowe otwarcie”. Każdy, kto się z nim zapozna, co stanowczo polecamy, ten zorientuje się, że punkty katalogu nie mają charakteru postulatów, ale dyrektyw.
Pośród nich znajduje się na przykład wymóg, by poszczególne państwa przeznaczyły ze swojego budżetu 0,02% PKB rocznie na zwalczanie tzw. antysemityzmu, zaś każda organizacja wydatkowała minimum 1% swoich środków na ten sam cel. Nota bene: Konfederacja Korony Polskiej nie zamierza spełniać tych życzeń. Obecny warszawski rząd Donalda Tuska przystąpił do wykonywania tego szczegółowego katalogu zupełnie niesłychanych uzurpacji żydowskich, podsuwanych przez lata nieżydowskim narodom z hucpiarską bezczelnością. „Krajowa Strategia przeciwdziałania antysemityzmowi i wspierania życia żydowskiego na lata 2025-2030” ma uruchomić znaczne środki finansowe i skierować wiele instytucji publicznych – od policji po placówki naukowe PAN – na tory walki z urojonym „antysemityzmem”. Ma także stworzyć nowe instytucje – o charakterze donosicielskim. Szeroki zakres postulowanych poczynań na rzecz obcego, roszczącego sobie prawo władcze nad Polską lobby, obejmujący bez mała wszystkie dziedziny życia, na które posiada wpływ państwo polskie – jest całkowicie bezprecedensowy. Dlatego czujemy się w obowiązku ostrzec Rodaków i zaapelować: Żydowski faszyzm zagraża naszemu porządkowi prawnemu, Polacy, nie pozwólmy na to!
Armia polska. Raport bez cenzury
Zobacz nowy film Łukasza Korzeniowskiego “Armia polska. Raport bez cenzury”. Politycy dużo mówią o zbliżającej się wojnie i grożącej nam agresji ze wschodu. Czy naprawdę jesteśmy na tyle silni militarnie, by konfrontować się z takim zagrożeniem? Jaki naprawdę jest stan polskiej armii? W filmie wypowiadają się eksperci: Marek Budzisz, gen. Leon Komornicki, Jacek Hoga oraz Krzysztof Tuduj.
Miś wiecznie żywy! Muzeum „sztuki nowoczesnej” w Warszawie kupuje dwie wanny za 800000 zł
Nie ma co komentować – oto Miś na miarę naszych możliwości:

https://boop.pl/rozne/dwie-wanny-za-800-000-zlotych-w-muzeum-sztuki-nowoczesnej-w-warszawie
Tajemnicze zgony – Jan Pospieszalski
Trump o „demokratach”
Rzeźba „Gaja” świeci czerwoną dupą za jedyne 301 tys. złotych w Busku Zdroju
Tłumaczenie czy przekład – Sławomir M. Kozak
Źródło: https://aurora.info.pl/tlumaczenie-czy-przeklad/
Przetłumaczyłem w swoim życiu setki tekstów. Dokonywałem też przekładów, choć z nimi miewałem problemy, bo jako autor wiem, jak twórca dba o każdy wyraz w napisanym przez siebie zdaniu. Dlatego, zawsze starałem się być jak najbardziej wierny oryginałowi. Z wielkim trudem przychodziło mi ingerowanie w czyjeś dzieło. A na czym w ogóle polega ta różnica? Wbrew pozorom, niewiele osób zapewne w ogóle się nad tym zastanawia. W dużym skrócie można przyjąć, że tłumaczenie jest jak najwierniejszym odwzorowaniem materiału źródłowego. Natomiast, kiedy w języku, w którym chcemy oddać treść oryginału nie ma bezpośrednich odpowiedników dla słownictwa wyjściowego, korzystamy z zamienników. Często dokonuje się wówczas z konieczności różnego rodzaju zbitek słownych, używa pojęć właściwych dla, jak podają opracowania specjalistyczne, kontekstu kulturowego, tradycji, a nawet stereotypów bliskich odbiorcy.
To praca, w moim przekonaniu, bardziej twórcza niż odtwórcza. I, jakkolwiek ktoś kiedyś powiedział, że poezja to jest właśnie to, co ginie w przekładzie, przeczą temu liczne, rewelacyjne dowody translatorskie. Ale to domena wyjątkowych artystów, a ja nie o nich chcę dziś pisać. Wprost przeciwnie.
Chcę napisać o osobnikach, którzy świadomie i z rozmysłem dokonują okaleczania języka polskiego, dla pieniędzy, ze zwykłego koniunkturalizmu wychodzącego naprzeciw politycznej poprawności. Tego typu indywidua powinny stawać pod publicznym pręgierzem, a przykłady ich perfidnej działalności winny być wytykane i osądzane. Tak się jednak, póki co, nie stanie, skoro nie potrafimy jako społeczeństwo być zgodni w kwestiach jeszcze większej wagi, bo godzących w nasz byt narodowy. Ale degradacja języka nie leży wcale tak daleko od tych najważniejszych spraw. Język polski jest nie tylko elementem kultury, który kształtował od pierwszych chwil naszą osobowość, jest obecny z nami i w nas, przez całe życie. Nawet ci, którzy Polskę opuścili nadal w nim myślą, śnią i z nim na ustach pożegnają ten świat. Język jest bowiem częścią składową tożsamości. Z tego przecież powodu dzisiejsi barbarzyńcy nawołujący do transhumanizmu, na pierwszy ogień wzięli wypaczanie pojęć, wymianę znaczeń funkcjonujących w języku polskim. Nie jest to wynik niedouczenia, czy bagatelizowania zasad formalnych, podstaw gramatyki i ortografii, jak mogłoby się wydawać. To niezwykle przemyślana i niszczycielska działalność, z którą należy konsekwentnie walczyć. Mediami nie zarządzają ignoranci, a dostrzegamy to zjawisko coraz powszechniej w wykonaniu podległych im pracowników frontu dezinformacyjnego, zalewających nas nowomową, globalistyczną, zniewalającą frazeologią. Sądziłem, pomny sformalizowanej mody na wukraińskość dziennikarską, że nic mnie już na tym polu nie zaskoczy.
Tymczasem, obejrzałem właśnie na jednej z platform filmowych obraz z gatunku thriller, który jakkolwiek niezbyt wysokich lotów, oglądało się w miarę przyzwoicie. I to był rzeczywiście thriller! Filmy anglojęzyczne mam zwyczaj oglądać w oryginale, z włączonymi napisami w języku polskim. I w pewnej chwili doznałem wstrząsu, widząc w tekście dialogu „tłumaczenie” (?) słowa „witness” w odniesieniu do kobiety, jako „świadkinia”! Nie zdążyłem się z tego na dobre otrząsnąć, minęło chwil kilka i usłyszałem wyraz „guest”, który też w formie żeńskiej pojawił się w podpisie, jako „gościnia”. To świnia, pomyślałem o „tłumaczu”! Bo to przecież nie mogło być dziełem przypadku czy błędu w procesie wklejania napisów. Wyjątkowo, postanowiłem odczekać do momentu, gdy po zakończeniu filmu przewinie się na ekranie cała „lista płac”.
Chciałem zobaczyć, co to za „tłumoczysko” przyłożyło rękę do tego aktu wandalizmu, gwałtu na umyśle widza, próby wtłoczenia mu nowego „stereotypu”. Ale pojawiło się tylko jedno nazwisko obok wyrazu „napisy”. Nic, poza tym. Nie wiem w związku z tym, czy był to ktoś odpowiedzialny tylko za ich wygenerowanie, czy także za przełożenie ścieżki dźwiękowej. Ale, skoro tłumacz się nie raczył pochwalić swoją pracą z imienia i nazwiska, to może pozostają w nim jakieś resztki polskości, i zwykłego poczucia wstydu. Choć myślę, że wątpię, jak mawiał klasyk.
Sławomir M. Kozak
Wszyscy grają do jednej bramki! Sławomir M. Kozak
Źródło: reduta.tv
Poradnik świadomego narodu – Historia debilizacji.
HISTORIA DEBILIZACJI
Sławomir M. Kozak
Szanowni Czytelnicy,
z przyjemnością informuję, że w ofercie Oficyny pojawiła się książka Bartosza Kopczyńskiego „Poradnik świadomego narodu. Księga I. Historia debilizacji”. Gorąco polecam!
Źródła dobrobytu i nędzy – czyli dlaczego Polska popada w ruinę
Na stronie rządowej pojawił się raport o pomocy dla Ukrainy w latach 2022-2023.
Państwo ma tyle pieniędzy ile ukradnie pracującym Polakom.
A ponoć naród jest Suwerenem! Zobaczmy zatem, jak nasi reprezentanci gospodarują pieniędzmi suwerena. Nie wspomnę o stratach – w zerwaniu stosunków gospodarczych z Białorusią i Rosją, imporcie bezcłowym z UA , niszczeniu rynku pracy poprzez zatrudnianie Ukraińców, przez co pracodawcy nie widzieli potrzeby podniesienia pensji. A zagrożenie bezpieczeństwa Polaków? Powiedzmy sobie prawdę – to że w Polsce jest wiele produktów droższych niż w DE, to że nie podnosi się II progu finansowego żeby łapać Polaków, to że na każdym kroku wprowadza się krypto podatki jak kaucje na butelki przy braku dostatecznej ilości butelkomatów (Vacik idzie dla Nie-Rządu a reszta zagranicę!) itd to efekt bratniej pomocy Ukrom. Zobaczmy wycinki z raportu:
taki przelicznik dla zabawy – ile pensji minimalnych netto składa się na miliard złotych 284808 pensji 🙂








Tu akurat wątpliwy dar:


Pomagamy nawet zwierzętom domowym Ukraińców:

A tego dziady nie liczą , więc pasowałoby dodać do tego zakup nowych czołgów i jakoś zbilansować to

Tak na szybko min 24mld złotych czołgi K2 w zamian za oddane za darmo Ukrom ( nie liczę że nie mamy przeszkolonych rezerwistów , nie liczę zaplecza do tych czołgów , nie liczę że w czasie wojny NA PEWNO Korea dostarczy nam części – przecież Korea jak Słowacja jest za miedzą

Abramsy (które przez swoją wagę nie mogą przejechać przez olbrzymią cześć mostów i wiaduktów w PL – spoko spoko w razie Wojny sie ję ewakuuje do Niemiec)




Raport TU: