Jady trupie. Tuman krwawej mgły (10). Andrzej Juliusz Sarwa

Andrzej Juliusz Sarwa

Tuman krwawej mgły (10)
(fragment powieści)

Książkę można nabyć tutaj: https://ksiegarnia-armoryka.pl/Tuman_krwawej_mgly_Andrzej_Juliusz_Sarwa.html

Jady trupie

Rewolucja francuska – krew, śmierć, zło jawne i skryte. Wszystko, co dawne podeptano, opluto, zmiażdżono, zgilotynowano, a ową zmianę systemu społecznego i politycznego cechował niebywały dramatyzm.
Wprowadzanie republikańskiego porządku, który miał zastąpić monarchię i zarazem unicestwić chrześcijaństwo, którego miejsce próbowała zająć religia Rozumu nie było procesem bezbolesnym. O nie! Na setkach tysięcy zwykłych ludzi – mężczyzn, kobiet i dzieci, których tak naprawdę nic poza troską o codzienny chleb nie interesowało, za to, aby mogli już dłużej nie być podanymi króla, lecz szczwanych bezwzględnych despotów z gminu, wymuszono krwawą zapłatę. To za owe fikcyjne przywileje, za ów fikcyjny postęp, musieli oddawać życie…
A umierali oni nie tylko kładąc głowy pod gilotynę i nie tylko w Paryżu, jak się większości z nas może zdawać, lecz na terenie całej Francji, przez całe brutalne dziesięciolecie rewolucji w okresie od 1789 do 1799 roku – od kul, ciosów szabel, noży, pik i pałek, od stryka, od ognia, wody, od uduszenia, będąc mordowanymi „z urzędu” przez żołnierzy, ale też i rozjuszonych obłąkanych nienawiścią współobywateli. Większość zginęła za popieranie króla, Boga i dawnego ładu, mniejszość za popieranie nowych porządków.
Aż oszalali rewolucjoniści jęli mordować się nawzajem. Bo jak powiedział Danton,[1]
rewolucja, jak Saturn, pożera własne dzieci…
Choć apostołowie postępu głosili hasła: Liberté, Egalité, Fraternité, ou la Mort to w rzeczywistości z największą gorliwością realizowali nie to pierwsze, a ostatnie… i chyba można by było dodać do niego jeszcze jedno: Brutalité…[2]

A więc niszczono lub przemieniano wszystko. Wszystko…


I tak zdobyto Bastylię. Lud ogłoszono suwerenem i zajął on miejsce Boga. Zniesiono podział na stany, jednakowoż nie do końca zwalniając wieśniaków z obowiązków feudalnych, ogłoszono równość wszystkich wobec prawa, uchwalono też prawo do sprzeciwiania się i obrony przed uciskiem, wyłączając tych, którym rewolucyjne zmiany się nie podobały, wprowadzono wolność słowa, ale tylko dla głosicieli nowych idei, inni byli wrogami ludu i rewolucji, więc musieli zostać wymordowani. Ale i tego było mało.
Dokonano nowego podziału administracyjnego Francji, zlikwidowany ustrój cechowy, wprowadzono nowy system miar i wag, opodatkowano szlachtę i kler, upaństwowiono majątki kościelne, wprowadzono konstytucję cywilną kleru, ustanowiono też nowy podział administracyjny Kościoła we Francji, zakony skazano na wymarcie, biskupi mieli być powoływani bez zgody papieża więc formalnie doprowadziło to do schizmy.
Tego też było mało. Uchwalono konstytucję, więc król Francji i Nawarry przestał być już pomazańcem z Bożej łaski, a stał się królem Francuzów z woli ludu. Ale to na krótko. Ostatecznie monarcha został pozbawiony nawet pozorów władzy, tytułów, przywilejów i stając się zwykłym obywatelem szyderczo nazwanym obywatelem Kapetem,
21 stycznia 1793 roku został zawleczony na szafot.
Jego miejsce, choć bez tytułu, zajął najpierw Danton, a potem Robespierre…
A potem nasilił się terror i śmierć zdobywała coraz większą władzę, szaleństwo się wzmagało, Szatan triumfował… Lud Wandei nie mógł już tego zdzierżyć, ale obywatele z Paryża posiadali na to świetne lekarstwo…
I nie był to koniec, bynajmniej nie był to koniec, lecz zaledwie półmetek…
Setki tysięcy trupów gniło, a z trupów owych wysączały się ohydne miazmaty i jad, który przenikał i mózgi i serca i dusze i wgryzając się w Człowieka przenikał go wtedy i przenika aż po dziś dzień… na całym świecie…
Więc co? Czy to miała być zapowiedź jego końca? Końca świata? Kto wie?

Na myśl przychodzi starodawna XIII-wieczna jeszcze przepowiednia kardynała Huguesa de Saint-Cher[3], dominikanina, który zapowiadał:
Będą cztery rodzaje prześladowań przeciw Kościołowi Bożemu: pierwsze tyranów przeciw męczennikom; drugie heretyków przeciw nauczycielom wiary; trzecie adwokatów przeciw uczciwym ludziom; czwarte Antychrysta przeciw wszystkim.[4]

=-====================

Książkę w wersji papierowej można, klikając w poniższy link, kupić tu:
https://ksiegarnia-armoryka.pl/Tuman_krwawej_mgly_Andrzej_Juliusz_Sarwa.html

[1]Georges Jacques Danton (1759-1794) adwokat, jeden z najważniejszych przywódców rewolucji, pierwszy przewodniczący Komitetu Bezpieczeństwa Publicznego. To jemu się przypisuje największą ‘zasługę’ w zlikwidowaniu monarchii. Oskarżony o korupcję został zgilotynowany.
[2]Brutalność (fr.).
[3]1200-1263.
[4]Przekład za: Proroctwo z XIII wieku, [w:] „Ultra montes”, http://www.ultramontes.pl/proroctwo_z_xiii_wieku.htm [dostęp:
11.07.2019]. Oryginalny tekst proroctwa: Erunt quatuor genera persecutionum in Ecclesia Dei: prima tyrannorum contra martyres; secunda haereticorum contra doctores; tertia advocatorum contra simplices; quarta Antichristi contra omnes.

Przemiana. Mroczne Światło. Tuman krwawej mgły (9).

Andrzej Juliusz Sarwa

Tuman krwawej mgły (9) (fragment powieści)

Książkę można nabyć tutaj: https://ksiegarnia-armoryka.pl/Tuman_krwawej_mgly_Andrzej_Juliusz_Sarwa.html

Przemiana
Mroczne Światło

Ruszono tedy na Bastylię… I po cóż? By uwolnić przetrzymywanych tam więźniów, którzy wystąpiwszy przeciwko monarsze, zostali w ponure mury wtłoczeni niemiłosiernymi królewskimi wyrokami? Taką to właśnie propagandę rozsiewano po ulicach Paryża, ale przecie była to tylko propaganda, albowiem prawda wyglądała zgoła inaczej.

W rzeczywistości ruszono bowiem na ową twierdzę jedynie w tym celu, iżby zdobyć zgromadzony w niej zapas prochu i kul (bo broń zdobyto już wcześniej w arsenale przy Les
Invalides), ażeby móc toczyć walkę przeciw znienawidzonemu ustrojowi, niosąc na ustach hasła oświeconych łotrów: Liberté, Égalité, Fraternité, ou la Mort.[1]
Z tą wolnością różnie bywało, ale raczej jej ubyło niżeli przybyło.
O równości nie było nawet mowy, bo na miejsce starych elit wdzierali się koniunkturaliści, krętacze, oszuści, parweniusze, ludzie ambitni i pozbawieni skrupułów, sami pragnący stać się elitą.

Braterstwo? – puste słowo, chyba, że w złu. Jedynie pewna dla wszystkich bez wyjątku była śmierć. Ale tak zwany lud, czyli jak to się dawniej mówiło: motłoch, uwierzył nie faktom, ale propagandzie, bo 14 lipca 1789 roku w Bastylii żadnych znaczących politycznych skazańców po prostu nie było. Trzymało tam raptem kilku więźniów: czterech fałszerzy, dwóch wariatów, a do 2 lipca jeszcze jednego – zboczeńca, markiza de Sade[2] , którego na skutek jego wrzasków, iż mordują więźniów Bastylii ostatecznie przeniesiono do zakładu dla obłąkanych i do szturmu z 14 nawet tam nie dotrwał. I jeszcze jedno, to bynajmniej nie najbiedniejsi z biednych ruszyli na Bastylię, to nie oni wywołali zamieszki, to nie oni przelali pierwszą krew, lecz nie tacy znowu ubodzy sankiuloci[3] , którzy zapragnęli się mścić się na arystokratach. Byli to przede wszystkim ludzie, którzy w większości pochodzili z szeregów rzemieślników, sklepikarzy, a niekiedy także i drobnych urzędników. Ich przywódcy, choć często nazywali siebie prostymi robotnikami, w rzeczywistości mieli dobrze płatne zawody, a często bywali właścicielami warsztatów.
Za nimi zaś stali osobnicy z jeszcze wyższego – jakby to ująć – poziomu: bogata szlachta, część duchowieństwa, mędrkowie rozmaitej maści w większości należący do tajnych lóż nazywający siebie filozofami i tym podobne mętne indywidua…
Najbiedniejsi z biednych, jeśli się nawet gdzieś w owym tłumie zaplątali, to w tak skromnej liczbie, że nawet nie było ich widać. Zresztą, czego by tam mieli szukać? Wszak owi buntownicy, którzy wylegli na ulice stolicy, tak samo nimi pogardzali, jak i arystokraci. Przynajmniej na początku… Motłoch w ogromnej liczbie do zbuntowanych dołączył odrobinę później.


Gdy w Paryżu zdobywano Bastylię, na prowincji rozpętało się coś, co przyjęło nazwę Wielkiego Strachu.[4] Była to nieprawdopodobna panika, jaka wybuchła na początku rewolucji – między 17 lipca a 3 sierpnia. W kraju panował nieurodzaj, z Paryża dochodziły wieści o buncie, ktoś rzucił plotkę, że szlachta zawiązała „spisek głodowy”, aby zamorzyć głodem swych poddanych, że jakieś nieznane ręce podpalają zboża na polach lub że szlachta potajemnie kradnie ziarno, że złoczyńcy palą spichlerze. Pochopnie dano temu wiarę i w efekcie w wielu miejscach, wielu regionów Francji wybuchły zamieszki, które powoli przybrały krwawy obrót. Chłopi jęli się domagać unieważnienia przez wierzycieli skryptów dłużnych, a gdy to nie było realizowane, palili zamki, pałace, opactwa i plebanie.
Groza powszechnej oddolnej rewolucji, jaka mogła objąć cały kraj, wymykając się spod kontroli tych, którzy sterowali niezadowoleniem społecznym sprawiła, że gdy siłowe rozprawienie się ze zbuntowanym chłopstwem zawiodło, postanowiono rzecz całą wyciszyć i Zgromadzenie Narodowe dnia 4 sierpnia zniosło wszelkie przywileje feudalne ostatecznie kładąc we Francji kres temu pradawnemu porządkowi społecznemu. Chociaż jednak w zamorskich koloniach nie zniesiono niewolnictwa, ani też w kraju ciężarów z chłopstwa nie zdjęto… Tak czy inaczej – nadchodziło nowe…
Pamiętać wszelako należy, że w tym, co się działo nie było tak naprawdę niczego spontanicznego. Wszystko zostało na zimno wykalkulowane i wszystkim ktoś sterował.
A jakie były ostateczne cele, które dzięki tej – i następujących po niej rewolucji – miano zrealizować? Chyba da się je ująć w niewielu punktach: usunięcie Boga najpierw z przestrzeni publicznej, a potem także i z ludzkich serc, zdewastowanie wszelkiej religii, unicestwienie monarchii, zlikwidowanie prywatnej własności, unicestwienie państw narodowych, zlikwidowanie instytucji małżeństwa, indoktrynacja dzieci, zwana eufemistycznie edukacją, aby wyhodować z nich ‘Nowego Człowieka’, zlikwidowanie
poszczególnych rządów i zastąpienie ich jednym, światowym…Ale na trzeba było dużo, dużo czasu, a tu był zaledwie skromny początek…


Aby broń Boże buntownicy nie stracili zapału i ostro parli naprzód, iżby przygotować pusty plac, na którym mógłby się zainstalować nowy porządek świata, podsycano w nich nienawiść do tronu i ołtarza najrozmaitszymi bajkami, a najobrzydliwsza z nich była ta, iż królowa Maria Antonina na wieść, iż ludzie głodują, bo brakuje chleba, miała jakoby rzec: „Więc niech jedzą ciastka”.
Jak nietrudno się domyślić lud przyjął to za prawdę… a o to przecie sternikom rewolucyjnego zapału chodziło. Nienawiść do Austriaczki, umiejętnie karmiona, narastała z dnia na dzień coraz to większa i większa.
Czemu? Ano dlatego, iż Maria Antonina zdecydowanie się sprzeciwiała wprowadzaniu rewolucyjnych zmian i nie daj Boże z czasem mogłaby zyskiwać posłuch śród tych, którym powoli poczynały się otwierać oczy, że to, co się dzieje bynajmniej nie niesie ze sobą niczego dobrego, a grozę tylko i strach, wszechobecny strach, ból, krew i łzy…
Ciastek królowej nie starczyło przecie na długo, więc trzeba było postarać się o nowe paliwo. A ono już buchnęło potężnym płomieniem! Obrzydliwi pismacy, prezentujący się jako dziennikarze, publikowali najobrzydliwsze świństwa na temat Marii Antoniny przedstawiając ją jako pałającą żądzą mordu intrygantkę pragnącą za wszelką cenę wydać Francję na łup jej ojczystej Austrii. Ba! Mało tego, rozpuszczano o monarchini oszczerstwa jakoby była rozwiązłą lesbijką, a nawet i jeszcze gorzej, bezecną matką, współżyjącą ze swoim kilkuletnim synem!
Wrzenie jeszcze się nasiliło, nienawiść stała się jeszcze bardziej dorodna. Łgarstwo odniosło niesłychany triumf…
Ale tu już nie o Marię Antoninę chodziło ani o unicestwienie aktualnego porządku władzy i formy rządów, ale o całkowite, kompletne przekonstruowanie wszystkiego i wszystkich co dotychczas oświetlało, może i często zamglone, ale jednak częściej wyglądające zza chmur niż poza nimi skryte, Jasne Światło Prawdy.
I rozlało się Mroczne Światło Kłamstwa nad Paryżem i rozlewało się szerzej, na prowincję, aby z czasem zmroczyć i bliskie i odleglejsze kraje, a na końcu świat cały…
=-====================

Książkę w wersji papierowej można, klikając w poniższy link, kupić tu:

https://ksiegarnia-armoryka.pl/Tuman_krwawej_mgly_Andrzej_Juliusz_Sarwa.html

[1]Wolność, Równość, Braterstwo lub Śmierć (fr.).
[2]Markiz Donatien Alphonse François de Sade (1740-1814), to od jego nazwiska pochodzi miano zboczenia seksualnego – sadyzmu.
[3]Sans-culottes (fr.) – pogardliwa nazwa ludzi, którzy nie nosili krótkich spodni, jak arystokracja, lecz długie.
[4]La Grande Peur (fr.).

Kropla, która przelała dzban… Biedna Francja. Tuman krwawej mgły (8). Andrzej Juliusz Sarwa

Andrzej Juliusz Sarwa

Tuman krwawej mgły (8)

(fragment powieści)

Książkę można nabyć tutaj: https://ksiegarnia-armoryka.pl/Tuman_krwawej_mgly_Andrzej_Juliusz_Sarwa.html

Kropla, która przelała dzban…

Biedna Francja. Biedna ponad miarę. Nazywana słodką, ale jeśli ktoś się zagłębił w czeluście, rozpadliny i jamy, skryte przed oczyma tych, którzy stąpali po twardym gruncie powszedniości, odkryłby straszliwe występki, tajemnice potworne, niebywałe zbrodnie, mrok gęstszy od smoły i krew skrzepłą, i trupki dzieci narodzonych i nienarodzonych i trzewia zrobaczywiałe wyprute z ofiar tajemnych rytuałów i przepróchniałe kości porosłe pleśnią i cuchnące. A wszystko to splecione z rozpustą, z orgią, z wykwintem pałaców, beztroską, zabawą, życiem i użyciem bez miary, utkane w arras nadzwyczajny, barwny, lecz ponury.

A dodawszy do tego obłąkanych arystokratów, nawiedzonych filozofów, opętanych okultystów pokaże się nam gobelin infernalny, cuchnący i apokaliptyczny. I nie będzie w nim ni krzty słodyczy, ni strzępka nawet piękna, ni drobinki bojaźni Bożej. Będzie za to złowieszczość i groza mroczna i mgława…

Ci, którzy to widzieli, kręcili głowami rozglądając się dokoła z lękiem, bo wiedzieli, że Pan Bóg, zsyłając od lat wielu na ten kraj rozliczne klęski, chciał go przywieść do upamiętania. Lecz upamiętania nie było. Były za to przekleństwa i wygrażanie niebu pięścią, bo ludzie zapragnęli zająć miejsce Boga…

I Bóg to uszanował… bo Bóg zawsze szanuje decyzje człowiecze, nawet i te, które go wiodą ku zagładzie i na wieczyste potępienie…

* * *

Wiosną 1788 r. Francję nawiedziła susza, w lipcu zaś jakowaś niezwyczajna potworna burza gradowa, która przetoczyła się przez kraj i dokończyła dzieła zniszczenia na polach, co było powodem wyjątkowo słabych zbiorów zbóż i w efekcie straszliwego głodu. Gdybyż się to ograniczało tylko do zbóż, ale nie – nieurodzaj był na wszystko, na kasztany, oliwki, orzechy, winogrona i co tam jeszcze nadawało się do jedzenia.

Bogatsi jedli chleb i to raczej nieczęsto wypiekany z najpodlejszej mąki jęczmiennej albo owsianej na wpół zżartej przez robactwo, albo zapleśniałej, bo pełnowartościowej dla nich już nie stało, a który zapijali wodą, bo o winie mogli tylko pomarzyć. Ubodzy chleba nie widzieli wcale, próbując go zastąpić substytutem wypiekanym z mielonego siana zmieszanego z plewami, ale głodu to nie zaspokajało, dodatkowo przyczyniając się do licznych zachorowań na zaraźliwą dyzenterię, która u dzieci, starców i w ogóle słabszych osób na ogół kończyła się śmiercią w cierpieniach.

A potem nastała niezwykle surowa zima przełomu lat 1788 na 1789. Przednówek tego ostatniego roku był już nie tylko dla biedaków tragiczny. Był tragiczny dla wszystkich…

W powietrzu czuć było jakieś nowe nieszczęście, które musiało spaść na słodką Francję, bo głód ów z lat 1788-1789 był już tylko tą kroplą, która dzban przelała.

* * *

24 stycznia 1789 roku z Bożej łaski Arcychrześcijański król Francji i Nawarry, Ludwik XVI, ogłosił zwołanie Stanów Generalnych…

5 maja tegoż roku w Wersalu uroczyście zainaugurowano ich pierwszą sesję…

17 czerwca powstało Zgromadzenie Narodowe…

9 lipca przekształciło się ono w Zgromadzenie Konstytucyjne…

14 lipca runęły mury Bastylii…

=-====================

Książkę w wersji papierowej można, klikając w poniższy link, kupić tu:

https://ksiegarnia-armoryka.pl/Tuman_krwawej_mgly_Andrzej_Juliusz_Sarwa.html

Niespodzianka. Tuman krwawej mgły (7). Andrzej Juliusz Sarwa

Andrzej Juliusz Sarwa

Tuman krwawej mgły (7)
(fragment powieści)

Książkę można nabyć tutaj: https://ksiegarnia-armoryka.pl/Tuman_krwawej_mgly_Andrzej_Juliusz_Sarwa.html

Niespodzianka

Chociaż państwo Białeccy opuścili Sandomierz już pod koniec sierpnia roku 1787, to w podróży zbytnio się nie śpieszyli. A to z dwu powodów – pierwszym z nich była chęć zobaczenia przez hrabinę kawałka Europy, co też i realizowali, jadąc przez Wiedeń i Zurych, by potem skręcić na Besançon i dopiero stamtąd skierować się ku Paryżowi. Drugim zaś ten, że z początkiem września hrabiego jęły dopadać ataki podagry. Cierpiał niezmiernie, dlatego co rusz musieli się zatrzymywać, bo ból palucha, zmęczenie i gorączka uniemożliwiały jazdę. Cierpiący pan Białecki odwiedził w drodze niejednego medyka, lecz nie na wiele się owo zdało. Hrabina, troszcząc się o niego, a chcąc mu jakoś zrekompensować cierpienia, starała się jak mogła, by nie zabrakło tego, co mężowi najbardziej smakowało, a on uwielbiał, a więc: świńskiej golonki i mocnego piwa. W podróży
przez niemieckie kraje zdobycie owych przysmaków nie sprawiało żadnych trudności, ale już we frankofońskich kantonach Szwajcarii nie było o to łatwo.
Za to we Francji, tuż przy szwajcarskiej granicy, któregoś dnia, nie znalazłszy żadnego lekarza, przypadkiem trafili do jakiegoś faiseur de secrets[1], który zaoferował cierpiącemu panu Białeckiemu zamiast choćby ziół, czy innych naturalnych specyfików tylko odmówienie tajemnych formuł i pewne rady. A te ostatnie brzmiały: nie jeść mięsa, a już szczególnie wieprzowego, wołowego, dziczyzny, podrobów, odrzucić wszelkie trunki, a w szczególności piwo, jeść kapustę, sałatę, rukolę i nabiał – byle nie za dużo tego ostatniego, a z trunków co najwyżej lekkie wino i to tylko od święta.
I o dziwo, gdy się hrabia do owej rady, choć z przykrością, bo lubił dużo i tłusto zjeść, zastosował, choroba ustąpiła! Mogli wreszcie tedy przyśpieszyć i pod koniec stycznia minęli rogatki stolicy Francji. Pani Białecka z rozrzewnieniem patrzyła na mijane domy, kościoły, na płynącą dostojnie przez miasto Sekwanę, której nie skuły lody, które co roku skuwały Wisłę, na tłumy na ulicach, na niebo jakiejś innej barwy niż to nad Sandomierzem. Z lubością wdychała paryskie powietrze, przypominające jej lata młodości, chociaż bynajmniej nie przesycały go kwietne wonie, ale raczej niezbyt przyjemne zapaszki.
– Już, duszko, niedaleko. Jeszcze niewielki kęs drogi do ujechania i znajdziemy się przed naszym domem przy rue de la Tannerie! – rzekł hrabia.
– Wiem, wiem, poznaję przecie okolicę, ale oby jak najszybciej, bom mocno strudzona – odparła hrabina.


– Moi kochani! – wicehrabia rzucił się w objęcia najpierw matki, a potem ojca. – Jakże za wami tęskniłem!
– I my za tobą, synku, też – pani Białecka nieskazitelnie białą batystową chusteczką osuszyła łzy, które zaszkliły się jej w kącikach oczu.
Trochę z boku, bliżej okna, stała piękna młoda kobieta.
Wicehrabia skinął głową, zachęcając ją w ten sposób, by zbliżyła się do przybyłych.
– A to… pozwolę sobie przedstawić… – Stanisław jąkał się i zacinał. – A to… to jest… de domo Maria Amelia Luísa Diana Pereira de Barbacena de Arau y Osório…
Ta dziwna prezentacja i jeszcze dziwniejsze nazwisko zaniepokoiły starego hrabiego.
– De domo, powiadasz wicehrabio? A po mężu?… – zwiesił głos i z niepokojem wpatrywał się w usta syna.
– Białecka… – wykrztusił Stanisław i poczerwieniał aż po czoło.
– Boże jedyny! – hrabina zachwiała się i byłaby upadła, gdyby lokaj w porę nie podsunął jej krzesła.
Zapadło drażniące milczenie. Nikt z obecnych nie miał odwagi, aby odezwać się pierwszy. Wreszcie hrabia się przełamał:
– Nie rozumiem, synu, nie rozumiem… pojąć nijak nie mogę… dlaczego? W skrytości? Potajemnie przed nami? Wszak wiedziałeś, że niedługo przybędziemy do Paryża. Bez rodzicielskiego błogosławieństwa? Jakże to? Jakże?
– Ojcze! Matko! Pokochałem ją tak żarliwą miłością, że każdy dzień zwłoki byłby dla mnie wiecznością piekielną!
Hrabia wzruszył ramionami, hrabina natomiast znów osuszyła łzy.
– Powiedz mi, pani… pani synowo… a ty? Czy kochasz wicehrabiego, czy tylko jego pieniądze?
Stanisław porwał się na nogi, ale zmilczał tę obelgę wymierzoną w jego wybrankę.
– A czy jedno nie może z drugim iść w parze? – Diana arogancko odpowiedziała pytaniem na pytanie.
– Miarkuj się! Nie jest ważne, i żeś żoną mojego syna!
Hrabia jął bacznie przyglądać się bezczelnej synowej.
– Pani mi kogoś bardzo, ale to bardzo przypomina… jakbym panią już gdzieś widział, chociaż to przecie niemożliwe… zapewne to podobieństwo… niebywałe… znałem przed laty pewną kobietę… tu w Paryżu… i to dobrze znałem…
– Istotnie, nie jest to ojcze możliwe, przecie Diana jest Meksykanką, chociaż wychowaną w górskich rejonach Katalonii.
– A bliżej?
– Niedaleko Núrii[2]
– A nie w bliskości zamku hrabiów d’Urgel y d’Osona aby?
– Nie, nie znam tamtych okolic – Diana wytrzymała spojrzenie teścia, który wgryzał się nieomal oczyma w jej oczy. Nawet nie mrugnęła, nie przymknęła powiek, on pierwszy odwrócił wzrok.
– Cóż, może to przypadkowe podobieństwo. Może…
– Skoroś nam, synku, taką grande surprise[3] sprawił, to nie pozostaje już nic innego, jak się nią ucieszyć – rzekła ze smutkiem w głosie hrabina.

=-====================

Książkę w wersji papierowej można, klikając w poniższy link, kupić tu:
https://ksiegarnia-armoryka.pl/Tuman_krwawej_mgly_Andrzej_Juliusz_Sarwa.html

[1]Uzdrowiciel leczący za pomocą tajemnych formuł inkantacyjnych, często inwokacji do świętych, które zazwyczaj są przekazywane z ojca na syna – w jakimś sensie odpowiednik słowiańskiego szeptuna.
[2]Núria – miasto w Katalonii nieopodal granicy francuskiej.
[3]Wielką niespodziankę (fr.).

Poradnik świadomych rodziców, cz. II

Źródło: https://ekspedyt.org/2024/08/14/poradnik-swiadomych-rodzicow-cz-ii

Bartosz Kopczyński

cześć pierwsza tutaj: https://dakowski.pl/poradnik-swiadomych-rodzicow-cz-i/

Prezentujemy nasz autorski krótki poradnik, opisujący współczesną edukację szkolną i wychowanie. Pokazujemy główne trendy, zjawiska i procesy, prostujemy pojęcia, obalamy mity, wskazujemy na zagrożenia. Nie ograniczamy się do mówienia, że jest źle. Wyraźnie pokazujemy, skąd wzięło się zło i komu służy. Największą wartością naszej skromnej pracy jest jednak wyraźne wskazanie, co trzeba zrobić, żeby było dobrze.

−∗−

Poradnik świadomych rodziców, cz. II z IV

Prezentujemy nasz autorski krótki poradnik, opisujący współczesną edukację szkolną i wychowanie. Pokazujemy główne trendy, zjawiska i procesy, prostujemy pojęcia, obalamy mity, wskazujemy na zagrożenia. Nie ograniczamy się do mówienia, że jest źle. Wyraźnie pokazujemy, skąd wzięło się zło i komu służy. Największą wartością naszej skromnej pracy jest jednak wyraźne wskazanie, co trzeba zrobić, żeby było dobrze.

Nasz poradnik prezentujemy w postaci trzech artykułów, zawierających treść w odcinkach. Czwarty artykuł cyklu będzie zawierał odnośnik, za pomocą którego będzie można pobrać całość w postaci dokumentu pdf. W imieniu całej Redakcji portalu oraz osób, zaangażowanych w powstanie tego poradnika, prosimy o rozpowszechnianie i udostępnianie. Im więcej ludzi przyjmie tą treść, tym szybciej wyjdziemy z dna otchłani.

Pisaliśmy o edukacji, wychowaniu i wiedzy:

Debilizacja-kabalistyczna zemsta na chrześcijaństwie-cz. VI

OTO CZĘŚĆ DRUGA:

II. CO JEST TERAZ

(lato 2024 r.)

Trwa okres przejściowy pomiędzy naszym, polskim systemem a docelowym systemem unijnym. Żeby uzasadnić wejście do EOE (Europejskiego Obszaru Edukacyjnego, inicjatywy Unii Europejskiej, patrz część I cyklu), doprowadzono polskie szkolnictwo do dysfunkcji. Od połowy lat 90-tych zaczęto wprowadzać elementy Edukacji Włączającej, które poważnie uszkodziły nasz system edukacji, który do tamtej pory, chociaż niepozbawiony wad, działał całkiem sprawnie. Zaczęto od rozrostu praw uczniów i ograniczania obowiązków. Następnie pod pozorem ochrony praw dzieci odebrano nauczycielom większość możliwości wychowawczych. Jednocześnie trwało psucie młodzieży poprzez antykulturę masową, wyrażające się w haśle „róbta, co chceta”. Wśród młodzieży rośnie zarówno agresja, jak i problemy psychiczne, natomiast maleje motywacja do nauki i pracy nad sobą. Jest to spowodowane trzema głównymi przyczynami: wpływem antykultury masowej, wadliwymi modelami wychowania, bałaganem w rodzinach. Na zjawisko należy spojrzeć w dwóch aspektach: wychowawczym i szkolnym.

Aspekt wychowawczy

Od ponad 30-tu lat na Polaków wywierany jest wpływ informacyjny, polegający na demoralizacji przez antykulturę masową. Telewizja, kino, prasa, reklama, Internet, media społecznościowe pełne są antywzorców i patologii pokazywanej jako wzór, szczególnie ze strony licznej rzeszy patocelebrytów. Kierunki tych oddziaływań zostały precyzyjnie skonstruowane w laboratoriach wojny psychologicznej, a ich celem jest osłabienie struktur społecznych i państwowych. W połączeniu z działaniami politycznymi i ekonomicznymi, jakie są wobec Polski i Polaków prowadzone od 1989 r. (plan Balcerowicza – Sachsa, wyprzedaż majątku narodowego, likwidacja przemysłu) dało to skutek niskiej dzietności i przyszłej zapaści demograficznej. Ma to również fatalny wpływ na relacje w rodzinach i proces wychowawczy.

Wpływ ekranów.

Spośród różnych destrukcyjnych wpływów obecnie na plan pierwszy wysuwa się smartfonizacja. Skutki masowego zastosowania tej technologii okazały się zabójcze już po kilkunastu latach. Osobisty ekran, wyświetlający kolorowe obrazki i emitujący dźwięki, w każdym miejscu i czasie. Szczególnie jest to szkodliwe dla dzieci i młodzieży, gdyż u nich dopiero wykształcają się struktury mózgowe, normy poznawcze i wzorce zachowań. Destrukcja odbywa się na czterech poziomach: biologicznym, psychicznym, poznawczym i etycznym.

Poziom biologiczny to deformacja kształtowania się dojrzałych struktur mózgowych, szczególnie płata czołowego. Ta struktura wykształca się najpóźniej, zwykle w wieku 21-25 lat. Jest ona m.in. odpowiedzialna za samokontrolę, związki przyczynowo – skutkowe, myślenie logiczne, planowanie strategiczne, empatię, współczucie. Wystawienie młodego człowieka na działanie ekranu w wieku dziecięcym powoduje zaburzenie uwagi, koncentracji i gospodarki hormonalnej. Pewne struktury wykształcają się nadmiernie, inne niezupełnie. Skutkiem jest zjawisko tzw. „cyfrowego mózgu”, co daje skutek zbliżony do autyzmu. Człowiek taki ma trudności z koncentracją, pamięcią, planowaniem, myśleniem logicznym, relacjami międzyludzkimi. Wtedy, gdy powinien być spokojny, jest nadpobudliwy, a gdy powinien wykazać aktywność, zachowuje bierność. Młodzież smartfonowa kiepsko nadaje się do nauki i do pracy. Uzależnienie od dopaminy powoduje, że musi sobie dostarczać coraz silniejszych bodźców wirtualnych, a jednocześnie jest coraz bardziej obojętna na świat realny.

Poziom psychiczny wyraża się w rosnącym rozdrażnieniu i niepokoju. Uzależnienie od silnych i częstych bodźców powoduje, że człowiek taki źle się czuje w realnej rzeczywistości i coraz częściej ucieka w świat wirtualnych złudzeń. Nie uczy się więc realnych sytuacji i właściwych zachowań, i poczytuje za zagrożenie wszystko, co nie jest jego osobistym wirtualem. W takim świecie człowiek nie napotyka na opór realnej materii, dlatego wydaje mu się, że możliwe są zachowania wszelkiego rodzaju. Młody człowiek jest przez to rozdrażniony i rozregulowany, przenosi zachowania, znane z wirtualu do świata realnego, nie zdając sobie sprawy z różnicy. Nastolatki smartfonowe to istoty bardzo emocjonalne, skłonne do gwałtownych reakcji. Jest to częściowo uzasadnione racją wieku, gdzie struktury mózgowe nie są do końca wykształcone. Jednak nastolatek powinien już umieć panować nad emocjami, tymczasem współczesna młodzież jest na emocjonalnym poziomie pięcioletnich dzieci, co im samym utrudnia jakiekolwiek pozytywne działania, rodzicom zaburza wychowanie, a nauczycielom – nauczanie.

Poziom poznawczy oznacza mniejszą wiedzę i umiejętności, niż mogłyby być. Pomimo wzrostu wiedzy ludzkości i powszechnego dostępu do niej młodzi ludzie wiedzą coraz mniej. Z powodów biologicznych i psychicznych są mniej skłonni do nabywania wiedzy, niż poprzednie pokolenia. Ogrom czasu, który spędzają wpatrzeni w smartfony uniemożliwia im uczenie się i rozwój intelektualny. Większość treści oglądanych przez młodych ludzi nie rozwija, tylko ogłupia. Jednocześnie oni sami utrzymywani są w złudnym przeświadczeniu, że skoro mają przy sobie dostęp do wiedzy ludzkości, to wiedzą wszystko, co skłania ich do aroganckiej przemądrzałości. W rzeczywistości jednak coraz więcej ludzi wie coraz mniej.

Poziom etyczny polega na dostarczaniu wprost do umysłów wadliwych wzorców zachowań. Są one transmitowane poprzez sugestywne obrazy, dlatego młodzi ludzie, nie znający realnego życia traktują to jak rzeczywistość. Pod względem etycznym większość tego, co trafia do młodych ludzi jest rynsztokiem ohydnego plugastwa i powinna być zakazana. Tak jednak nie jest, więc nasze dzieci wystawione są na wrogie oddziaływania. Poza bowiem spontaniczną głupotą, agresją, brzydotą i zepsuciem są obecne narzędzia socjotechniki, sprytnie umieszczone w treściach, na pozór niewinnych. To, co widzi każdy człowiek nie jest obojętne, lecz sterowane przez algorytmy, które ustawiają właściciele mediów internetowych. Algorytmy są szczególnie wyczulone na młodych ludzi, którzy dopiero kształtują swoją moralność i wiedzę. Treści demoralizujące aplikuje się celowo, w celu destabilizacji osobowości. Fala zaburzeń tożsamości płciowej i seksualnej pochodzi w większości z tego źródła.

Nowoczesne wychowanie.

Wadliwy model wychowawczy został w Polsce rozpowszechniony w latach 90-tych i trwa do dziś. Polega na odejściu od wychowania dziecka do dojrzałości i odwróceniu procesu – utrzymania człowieka dorosłego w dziecinnej niedojrzałości. Do niedawna obowiązywał wykształcony przez tysiąclecia wzór wychowania do cnót, na czele których stały: roztropność, sprawiedliwość, męstwo, umiarkowanie. Obecnie zostało to całkowicie odrzucone i w centrum wychowania postawiono dziecko jako bożka. Spontaniczność dziecka stała się wzorem do naśladowania dla dorosłych, a wraz z nią – niedojrzałość. Ludzie tacy są zwykle egoistami zapatrzonymi w siebie i swój osobisty interes. Nie obchodzą ich żadne inne sprawy poza osobistym dobrostanem. To antywychowanie w pełni zasługuje na nazwę chowu egotycznego, a jego produkty to Piotruś Pan i Królewna Świata. Ponieważ pozbawiono ich cnót, utracili też siłę duchową, stali się słabi i całkowicie nieodporni na stresy i trudy życia. Zwyczajna trudność od razu urasta do rangi tragedii całego życia. W połączeniu z wirtualem i wpływem antykultury łatwo popadają w depresje i myśli samobójcze. Stają się niezdolni do nauki, pracy i samodzielnego życia. Nie są w stanie założyć i utrzymać rodzin ani psychicznie, ani fizycznie. Ponieważ złe wychowanie jest powszechne, będzie rosła ilość ludzi dysfunkcyjnych i wymagających wsparcia finansowego, czyli pasożytów społecznych.

Bałagan w rodzinach wyraża się głównie rozwodami i innymi formami rozpadu więzi między rodzicami. Coraz częściej więź ta nie powstaje wcale. Nowocześni ludzie nie traktują małżeństwa jako wartości, zamiast tego najwyżej cenią osobistą samorealizację, co jest ślepym zaułkiem. Współcześni ludzie, pozbawieni wiedzy, źle wychowani, egoistyczni, coraz częściej bezmyślni, zanurzeni w wirtualu nie chcą i nie potrafią założyć funkcjonalnej rodziny. Nawet, jeśli próbują, ich związek rozpada się po krótkim czasie, ponieważ nie są zainteresowani jego trwaniem. Wydaje im się, że zmienność jest ważniejsza, niż stałość, a dobrobyt i bezpieczeństwo będzie zawsze. Na to psychiczne podłoże nakłada się wpływ antykultury masowej, który celowo wymierzony jest w rodziny. Piotruś Pan i Królewna Świata łatwo ulegają wrogiej propagandzie i żyją tak, jak widzą na ekranach – w serialach, reality show, u patocelebrytów. Sami źle wychowani, nie potrafią wychować swoich dzieci i oddają je w ręce specjalistów, zwanych psychologami. Ponieważ jednak są skupionymi na osobistym dobrostanie egoistami, adresują niekończące się roszczenia do całego świata. Od państwa domagają się socjalu, od szkoły – że nauczy i wychowa, sami jednak nie chcą lub nie potrafią w tym pomóc.

Szczególna rolę w tym całym procesie pełni rolę tzw. psychologia i jej specjaliści. Psychologia jako dziedzina wiedzy o człowieku została przejęta już 100 lat temu przez służby jako technika psychomanipulacji w wojnie informacyjnej. Większość współczesnych podejść psychologicznych została stworzona w laboratoriach. Z nich wywodzi się gros nowoczesnych podejść wychowawczych, edukacyjnych i terapii. Powstał cały przemysł psychologiczno – pedagogiczny, który wykorzystuje te techniki. Zwiemy go psychopedą. Jego specjaliści zawsze deklarują, że chcą wspierać – dzieci, rodziców, młodzież, nauczycieli. Bardzo często jednak pod pseudonaukowym żargonem kryje się chęć zarobku i kontroli.

Kobieta i mężczyzna

Unijni i globalni decydenci chcą skonstruować i zrealizować świat lepszy, niż Pan Bóg go stworzył. Uważają, że naturalne cechy kobiet i mężczyzn są niesprawiedliwe i powodują nierówności. Wszystkie polityki unijne, w ślad za globalnymi wprowadzają równość płci i likwidują zachowania, które uznano za stereotypy dotyczące płci. Oznacza to sztuczne zrównanie kobiet i mężczyzn. W przedszkolach wprowadza się wychowanie równościowe neutralne płciowo, w szkołach dziewczynki odciąga się od tego, co zwykle wybierają w sposób naturalny i kieruje się do zadań, zwykle wykonywanych przez chłopców, i tak przez całą unijną edukację. W każdym zawodzie ma być po równo kobiet i mężczyzn. W Unii według oficjalnej propagandy każdy może być tym, kim chce, co w praktyce oznacza, ze każdy będzie tym, kogo chce Komisja Europejska. Rzeczywiste predyspozycje osobiste nie mają znaczenia, tak samo, jak jakość wykształcenia nie ma znaczenia, grunt, żeby było po równo. Polityka wykształcenia i zatrudnienia nie odpowiada temu, co ludzie chcą naprawdę, ale odgórnemu planowi. Komuna miała centralne planowanie dotyczące produkcji i handlu, Unia centralnie planuje ludzi. Należy spodziewać się, że efekt centralnego planowania dla społeczeństwa będzie porównywalny ze skutkami centralnego planowania w komunistycznej gospodarce.

Seksualizacja

Kwestie, dotyczące płci ściśle wiążą się z seksem. Ta intymna sfera jest tak ważna dla życia ludzi, że musiała zostać uwzględniona w globalnym i unijnym centralnym planowaniu. Zachowania seksualne również mają zostać przejęte pod zarząd Komisji. Realizuje ona ściśle cele globalnej Agendy 2030 i wytyczne WHO, również w sferze seksu. Fachowcy tych gremiów bardzo się starają, żeby dzieci od najmłodszych lat wprowadzić w ten obszar i utorować im drogę do pełnego, równościowego dostępu do całego spektrum czynności seksualnych. Dzieci mają więc wiedzieć, jak czerpać przyjemność z seksu i masturbacji, jak uprawiać seks, aby był bezpieczny od infekcji i zapłodnienia, jak się sterylizować, jak nawiązywać bezpieczne relacje z różnorodnymi partnerami seksualnymi. Dorastająca młodzież ma mieć pełną wiedzę o antykoncepcji i aborcji i pełen dostęp do tych usług, a jest to sprytnie ukryte za parawanem profilaktyki. Dlatego właśnie w Polsce planowana jest zmiana – dotychczasowy przedmiot WDŻ (wychowanie do życia w rodzinie) został uznany za wsteczny i niepostępowy. Unia i obecny rząd bardzo troszczą się o zdrowie i dobrostan polskich dzieci, dlatego od 1 września 2025 r. WDŻ zostanie zastąpiony przez Wiedzę o zdrowiu. Na dzień pisania poradnika nie wiadomo jeszcze, czy przedmiot będzie obowiązkowy, należy się jednak spodziewać, że docelowo każde dziecko zostanie zmuszone do takiego kursu.

Warto dodać parę słów o skutkach seksualizacji. Jest to postrzeganie życia przez aspekt seksu i seksualności. Każda sytuacja i zachowanie jest rozpatrywana i oceniana przez seksualny pryzmat. W normalnym świecie takie cechy przejawiają maniacy seksualni, ale w rzeczywistości unijno – globalnej maniakiem ma być każdy. Jak dotąd, seksualizacja docierała do dzieci i młodzieży przez antykulturę masową, media, w tym Internet i reklamę. W spektrum tych oddziaływań mieści się powszechnie dostępna pornografia. Smartfon jest szeroką bramą do seksualizacji, a algorytmy precyzyjnie wyszukują młodych, którzy jeszcze nie mają stabilnej psychiki i poglądów życiowych, ulegają emocjom i z racji wieku są pod silnym wpływem Erosa. Seksualizacja przejmuje ich uwagę, odciąga od rozwoju intelektualnego i wypacza pojmowanie sfery seksualnej, a w ślad za tym zaburza zdolność do założenia i utrzymania stabilnych rodzin. Młodzi ludzie wciągani są w niezdrowe i przedwczesne zainteresowanie seksem. Zamiast uczyć się przydatnych rzeczy, czas marnotrawią na pornografię i głupoty. Pobudza to w nich silne emocje i zaburza koncentrację uwagi na nauce. Prowadzi do podejmowania przedwczesnych i ryzykownych zachowań seksualnych, szczególnie wśród dziewcząt. Dochodzi do coraz liczniejszych sytuacji, gdy młode kobiety, wchodzące dopiero w dorosłe życie mają już doświadczenia seksualne na miarę niegdysiejszych ulicznic. Technologie cyfrowe dają wielkie możliwości takich działań, od wrzucania do sieci roznegliżowanych zdjęć, poprzez nawiązywanie przelotnych kontaktów seksualnych, czynne uprawianie pornografii w charakterze aktora / aktorki, aż do prostytucji włącznie. Wiele młodych osób w ten sposób zarobkuje lub uzyskuje inne korzyści. Ich rówieśnicy patrzą na to i widzą, że jest to powszechnie akceptowane, a dorosły świat daje szansę niemal każdej dziewczynie, by została seksualną celebrytką i sexworkerką. Młodzi ludzie, wchodzący w wiek, w którym natura wymaga nawiązywania zdrowych relacji damsko – męskich, powinni mieć uporządkowaną sferę seksualną, aby potrafili zakładać rodziny, zrodzić i wychować potomstwo, budować funkcjonalne społeczeństwo. Tymczasem angażują się w sytuacje niebezpieczne dla zdrowia fizycznego, psychicznego i relacji społecznych. Bez uporządkowania sfery seksualnej nie będzie rodzin i dzieci, a bez nich – narodów, wydajnej gospodarki i systemu emerytalnego. Do polskich szkół od kilkunastu lat dobijają się organizacje pozarządowe, zajmujące się seksualizacją dzieci i młodzieży, finansowane przez zagraniczne fundacje. Polskie społeczeństwo walczy z tym, i jak dotąd udało się powstrzymać tą wrogą inwazję., Teraz zaś, gdy Polska wejdzie do EOE seksualizacja stanie się jedną z głównych składowych obowiązkowego programu nauczania, po znacznym ograniczeniu tradycyjnych przedmiotów. Jedno z istotnych działań tzw. „wiedzy o zdrowiu” opiera się na tzw. „wsparciu” psychicznym dzieci i młodzieży, które ma zadbać o ich dobrostan psychiczny. Zważywszy, że tzw. „zdrowie seksualne i reprodukcyjne” jest jednym z mocniej podkreślanych działań zarówno przez ONZ i jej agendy (WHO, UNICEF, UNESCO), jak i przez UE, należy się obawiać, że seksualizacja będzie dostarczana do młodych umysłów także poprzez działania specjalistów, rzekomo wspierających w kryzysach i problemach psychicznych.

Orientacje seksualne i gender

Seksualizacja początkowo realizowała się w ramach naturalnego porządku hetero, a jako wymóg systemowy pojawiła się w efekcie rewolucji obyczajowej na Zachodzie, której symbolem była rewolta 1968 r. Pierwszy etap seksualizacji miał na celu obalenie chrześcijańskiego porządku moralnego, trzymającego na wodzy popędy i instynkty, i poprzez działania na emocjach młodzieży zaburzyć jej kompas moralny. Do Polski ta fala dotarła w latach 90-tych. W efekcie to, co wcześniej było moralne stało się lekceważone i pogardzane, a to, co wcześniej niedopuszczalne awansowano do rangi powszechnej normy. Skutek w postaci ogólnej demoralizacji był łatwy do przewidzenia. Nie była jednak celem ostatecznym, lecz środkiem do celu, którym nieodmiennie jest trwała dysfunkcja społeczeństw i rozpad narodów. Rodziny albo nie powstają wcale, albo rozpadają się dotąd istniejące. Na skutek antykoncepcji, rozwiązłości i aborcji dzieci rodzi się mało, a te, które miały szczęście przyjść na świat pozbawione są wsparcia silnych rodzin i dobrego wychowania. W takim środowisku globalna gospodarka, będąca na usługach wielkich korporacji i instytucji finansowych poczyna sobie w państwach, jak chce. Taka jest właśnie ogólna przyczyna, dzięki której UE mogła sformułować cele barcelońskie, a państwa przyjęły je do realizacji.

Pierwsza fala rewolucji seksualnej odniosła swój zamierzony skutek, jednak uwolniona seksualność tradycyjna nadal stanowi potencjalne zagrożenie dla globalnych i unijnych planistów. Zawsze bowiem, gdy kobieta i mężczyzna wchodzą w relację intymną, może pojawić się między nimi naturalna głębsza więź uczuciowa i poczucie odpowiedzialności za drugą osobę. Nietrwały związek seksualno – emocjonalny może zmienić swój charakter i stać się tradycyjną rodziną, nastawioną na prokreację. To pragnienie miłości, stałego związku, zrodzenia i wychowania potomstwa jest bowiem wpisane w samą naturę człowieka i na dłuższą metę nie da się go fałszować nawet za pomocą wyrafinowanej socjotechniki. Konieczny stał się więc drugi, genderowy etap rewolucji seksualnej.

Zamiar ten realizowany jest dwoma łączącymi się torami. Tor pierwszy to aberracje seksualne, każące tradycyjnym dwóm płciom łączyć się nie między sobą, ale pośród siebie. Zjawisko to istniało zawsze na marginesie kultury jako odstępstwo i wyraz dekadencji. Jednak dzięki potężnym środkom, zainwestowanym w organizacje walczące o „prawa” mniejszości oraz we wszechobecną propagandę, wypełniającą obecną antykulturę masową zmieniono powszechną świadomość, i ludzie traktują dziś te zjawiska jako coś normalnego. Następnie potężne organizacje globalne i europejskie uznały równorzędność tej formy zaspokajania pożądań. Wprowadzono do polityki tych organizacji stały element, głoszący że orientacje mniejszościowe były zawsze dyskryminowane przez zacofaną większość. Uczyniono więc z tej formy aktywności seksualnej prawo człowieka, a z jej uczestników ofiary prześladowań. Nakazano najpierw ogólną akceptację, a potem afirmację takich zachowań, a organizacje, mające w swej agendzie walkę o domniemane prawa tych ludzi stały się wszechpotężne. Państwa zostały zmuszone do zmiany swojej polityki, a narody zostały wydane na pastwę aberracji. Zrównano osoby o niekonwencjonalnych praktykach seksualnych w prawach z małżeństwami i rodzinami. Same zmiany w prawie nie mają co prawda takiej siły, aby wpłynąć na naturalne ludzkie zachowania. Jednak dzięki temu zrównaniu antykultura masowa dociera na masową skalę do młodych ludzi. Ponieważ panuje ogólna deprawacja, rozpad rodzin, brak dobrego wychowania, zaburzenie normalnych ról płciowych, młodzi ludzie są słabi psychicznie, zdezorientowani, podatni na wpływy i nieodporni na psychomanipulację. Smartfonizacja dała bezpośredni dostęp do umysłów młodych ludzi tym, którzy potrafią używać algorytmów i mają zamiar zaburzyć reprodukcję narodów. Każda młoda osoba przez swój smartfon znajduje się na celowniku tęczowych algorytmów, a każdy kryzys psychiczny jest skrzętnie wyzyskany do zmiany jej myślenia i zachowań – z normalnych na zaburzone.

W ten sposób młodzi ludzie wprowadzani są do magicznego świata różnorodności zachowań seksualnych. Są przekonywani, że normalne relacje seksualne i społeczne są konstruktem społecznym i wyrazem przemocy ze strony patriarchalnego, heteronormatywnego, opresyjnego społeczeństwa. Młodzi ludzie zostali wstępnie rozbici psychicznie i przekonani, że wszystko, czego chcą, powinno być akceptowane przez ich rodzinę, otoczenie i cały świat. Każde zawahanie nastroju odbierają jako zewnętrzną przemoc tradycyjnego społeczeństwa, które ich nie rozumie. Młodzi ludzie, wcześniej pozbawieni sensu życia rozpaczliwie próbują go sobie nadać. Łączy się to z obsesyjnym dążeniem do bycia w centrum uwagi, co jest konsekwencją chowu egotycznego – przyjętego modelu wychowania, stawiającego dziecko w centrum. Jako jedyny ratunek podsuwa się młodym wejście do świata wolności, różnorodności, powszechnej miłości i akceptacji, i jest to świat tęczowy.

O ile zmiana zachowań seksualnych jest odwracalna, o tyle zmiana tożsamości płciowej często pociąga za sobą interwencje medyczne, czego już odwrócić się nie da. Młode osoby, które nie mają jeszcze w pełni wykształconego płata czołowego, a są w stanie emocjonalnego amoku nie zdają sobie sprawy z konsekwencji swoich decyzji. Mogą natomiast liczyć na „wsparcie” ze strony przemysłu, jednoczącego specjalistów z zakresu psychologii, psychiatrii i medycyny. Gdy wejdą na tą drogę, stają się ich najlepszymi, bo dozgonnymi klientami.

Najnowszy trend seksualizacji wykorzystuje technologie cyfrowe, umożliwiając spersonalizowaną pornografię. Dziś młody człowiek, używając technologii do pornografii może skorzystać z narzędzi tzw. sztucznej inteligencji i dzięki aplikacjom i algorytmom wykreować sobie awatara – wirtualną postać, idealnie dopasowaną do jego upodobań, która na jego ekranie będzie spełniać jego najskrytsze fantazje. Wszystko to dostępne 24h, w zaciszu własnych czterech kątów, bez wychodzenia z domu, bez wysiłku i tanio. Taki młody klient globalnych korporacji informatycznych nie musi nawet opuszczać miejsca zamieszkania, aby poszukać drugiej osoby do zaspokojenia popędu, wystarczy mu cyberseks, czyli zaawansowana masturbacja.

Drugi etap rewolucji seksualnej jest więc genderowo – cyfrowy. Skutkuje tym, że młodzi ludzie angażują się w relacje seksualne, które z natury rzeczy nie doprowadzą ani do powstania normalnej rodziny, ani do prokreacji. Po konsekwentnej „korekcie” płci powrót do pierwotnych funkcji płciowych i społecznych nie jest już możliwy, co oznacza utratę możliwości spłodzenia i zrodzenia potomstwa. Z kolei uzależnienie od cybermasturbacji zamknie jej użytkowników w domach, tak, że nawet nie będą chcieli wyjść na świat i poszukać sobie kogoś do pary. Jest to konglomerat zachowań, których skala destrukcji społecznej dopiero ujawni się w ciągu najbliższych dekad.

Aspekt szkolny

Podłoże wychowawcze ma wielki wpływ na to, co dzieje się w szkołach. Rodzice, dzieci i młodzież przynoszą do szkół swoje sytuacje osobiste i problemy, i każdy oczekuje, że szkoła sobie z tym poradzi. Tymczasem szkoła i cały system organizacji oświaty są celowo uszkadzane od trzydziestu lat.

Zmiany w szkolnictwie

Na początku lat 90-tych, po zakończeniu epoki PRL-u Polska zaczęła starania o przyjęcie do struktur Europy Zachodniej. Wówczas otworzyliśmy się na całe spektrum wpływów, płynących od organizacji ponadnarodowych. W powszechnej świadomości większości Polaków istniał imperatyw – gonić Zachód! Ale Zachód nie był już tym, co nam się wydawało, rak zepsucia, pochodzący z organizacji ponadnarodowych toczył już jego ducha. Dążenie do zmian ogarnęło gorączką wszystkie kolejne ekipy rządzące, i każda chciała dokonać gruntownej reformy oświaty, za każdym razem powodując chaos, co nadal trwa w najlepsze. Większość tych „reform” była inspirowana i finansowana z zagranicy, a cele były dwa – zdestabilizować istniejący system po to, aby wprowadzić system nowy. Wielkim krokiem na tej drodze była reforma Buzka z lat 1998-1999, gdzie wprowadzono dwuwładzę ministerstwa i samorządu, zmieniono strukturę szkół, wprowadzając gimnazja, zmieniono maturę na testową, i generalnie sposób nauczania i sprawdzania wiedzy przystosowano do systematyki testów PISA. Wszystko miało trzymać się schematów, odpowiadających organizacjom ponadnarodowym.

Równocześnie zachodziły też inne procesy. Pod wpływem zachodnich trendów pracodawcy zaczęli wymagać co najmniej matury, przez co młodzi ludzie ruszyli hurmem na studia. Wraz z utratą części bazy przemysłowej redukowano kształcenie w zawodach technicznych, rozwijając humanistykę niskich lotów. Uwolniono tzw. „rynek edukacyjny”, dzięki czemu powstała znaczna liczba nowych uczelni, zwykle oferujących niski lub zgoła fikcyjny poziom nauczania. Pojawiły się zagraniczne fundacje, powiązane z globalnym kapitałem, organizacjami ponadnarodowymi i rządami państw zachodnich, które wspierały przemiany społeczne w krajach dawnego bloku sowieckiego, szczególnie w Polsce. Dzięki ich wsparciu i finansom powstały organizacje pozarządowe, które podjęły ścisłą współpracę z ministerstwem edukacji. Dostarczały i nadal dostarczają wytycznych i wzorów do zmian w oświacie, przejęły też kluczowy wpływ na kształcenie i szkolenie nauczycieli. Uczelnie zostały opanowane przez stypendystów zagranicznych fundacji, którzy przyjęli poglądy marksistowskie i w tym duchu zaczęli zamieniać pedagogikę na antypedagogikę. Jednocześnie media, kształtujące opinię publiczną zostały niemal w całości przejęte przez te same siły, które inspirowały kierunek zmian w Polsce.

Suma tych wpływów złożyła się na obecną sytuację w oświacie. Zaczęło się od zmian w świadomości. Przyjęto fałszywą wizję młodego człowieka, który jest już w pełni ukształtowany i świadomy, który potrafi sam sobie wyznaczyć cele życiowe i edukacyjne, któremu nie wolno narzucać, czego ma się uczyć i jak zachowywać, bo sam z siebie będzie się uczył i dobrze zachowywał. Rozbudowano katalog praw ucznia, a zredukowano obowiązki. Nauczycielom zakazano pod groźbą kary kryminalnej utrzymywać dyscyplinę w klasie. Oceny, odpowiedzi ustne, pisanie wypracowań, zadania domowe, klasówki – to wszystko zostało określone jako stresujące, obciążające i zbędne. Uznano, że skoro uczeń nie musi niczego, to jego zadania powinien przejąć system. Zaczęto domagać się od szkoły, aby uczniowie umieli, chociaż szkole odebrano większość środków dyscyplinujących i motywujących uczniów. W efekcie tych i wyżej opisanych procesów poziom umiejętności uczniów zaczął spadać. Równocześnie trwał wielki atak propagandowy na szkołę.

Wroga propaganda

Stworzono mit „pruskiej szkoły”, która wedle propagandy i „postępowych” pedagogów jest źródłem wielkiego zła. Wedle nich, uczniowie nie uczą się dlatego, że szkoła jest przestarzała, stresuje, zmusza i ogranicza. Przestarzałość szkoły polega jakoby na nieprzystawaniu do nowoczesnych technologii i sposobów życia, bo wciąż są ławki, nauczyciel stoi frontem do klasy, są podstawy programowe, obowiązki i oceny. To wszystko młodych ludzi wielce stresuje, ogranicza i zniechęca do nauki na resztę życia. Gdyby uczniowie mogli uczyć się tego, czego chcą, kiedy chcą i w jaki sposób chcą, wtedy każdy byłby na miarę Einsteina i Skłodowskiej, i wówczas Polska wzniosłaby się na wyżyny. Tak mówią „postępowcy”, na łamach polskojęzycznych mediów, w organizacjach pozarządowych finansowanych z zewnątrz, na szkoleniach finansowanych przez UE i ONZ. Wszystkie te opowieści są mitami i bajkami. W rzeczywistości „pruska szkoła” dopiera ma nastać wraz z Europejskim Obszarem Edukacyjnym, a o pruskości szkoły nie decydują wcale ławki, sprawdziany, podstawy, obowiązki i oceny. Decyduje koncepcja prawdy. W naszej obecnej szkole prawda jest obiektywna, istnieje niezależnie od dyrektora, nauczyciela i ucznia, i jest przekazywana uczniom w procesie nauczania. W EOE o tym, co jest prawdą będzie decydowała Komisja Europejska, i wtedy dopiero szkoła stanie się w pełni pruska.

Wdrażanie Edukacji Włączającej

Od połowy lat 90 – tych trwał inny jeszcze proces – wprowadzania Edukacji Włączającej. Do zwykłych szkół zaczęto przyjmować dzieci niepełnosprawne intelektualnie, które wcześniej uczęszczały do szkół specjalnych. Płacono duże pieniądze za każdego niepełnosprawnego ucznia w zwykłej szkole, a ponieważ dzięki kolejnym reformom placówki były notorycznie niedofinansowane, przyjmowały wszystkie sposoby zyskania dodatkowych funduszy. Początkowo niepełnosprawnych uczniów umieszczano w klasach integracyjnych, ale od 2017 r. każdy uczeń z każdym rodzajem niepełnosprawności, zaburzenia i upośledzenia musi zostać przyjęty do każdej szkoły, którą wybiorą rodzice. Pogłębia to chaos, utrudnia nauczanie i sprawia, że jego poziom trzeba obniżać. Innym powiązanym zjawiskiem jest plaga tzw. orzeczeń, czyli dokumentów, wystawianych przez poradnie, stwierdzających jakąś dysfunkcję. Nakłada to na szkołę i nauczyciela dodatkowe obowiązki dostosowania nauczania i wymogów do każdego ucznia z osobna. Założenie pierwotnie jest słuszne – pochylić się nad trudnościami osób, które z powodów obiektywnych mniej mogą. Jednak w praktyce większość orzeczeń spowodowana jest lenistwem uczniów i rodziców, stanowiąc powszechne nadużycie. W statystykach natomiast wychodzi, że mamy rosnącą ilość uczniów ze specjalnymi potrzebami edukacyjnymi (dalej: SPE). Dodajmy do tego ciągłe zmiany przepisów, w większości zbędne i chaotyczne, liczne obowiązkowe dla nauczycieli szkolenia o niskiej wartości merytorycznej, za to zakłamujące rzeczywistość w duchu marksistowskim. Nauczyciele są systemowo odciągani do nauki, zalewani papierami i zmuszani do działań pozanaukowych.

Uznano z czasem, że w szkole najważniejsze wcale nie jest nauczania, lecz dobrostan psychospołeczny uczniów, czyli ich dobre samopoczucie w różnorodnej grupie. Szkole i nauczycielom zaczęto dokładać ciągle nowych obowiązków, a nauczanie przesuwano na szary koniec. Szkoła powoli staje się miejscem unijnego wychowania i opieki. Skoro uczniowie nie chcą się uczyć, to zawsze jest wina szkoły, dlatego musi ona zachęcić uczniów i przyciągnąć ich uwagę. Dyrekcja i nauczyciele w desperacji zaczęli stosować tzw. innowacyjne i kreatywne metody nauczania, do czego byli zachęcani przez siły, powiązane z organizacjami ponadnarodowymi. Główne inicjatywy to Ocenianie Kształtujące i neurodydaktyka. Generalnie znakomitą większość „postępowych” spełnia postulat: nauka pretekstem do zabawy, ta pretekstem do tresury.

W ramach założenia, że szkoła ma być atrakcyjna, ma się dużo dziać, nie może być nudno i stresująco wprowadzane są fantazyjne ewenty – dzień kropki, misia, liczby pi, spódniczki, języków obcych, strajk klimatyczny i wiele innych. Zawsze wtedy następuje zakłócenie toku nauczania. Wszyscy się przebierają, nikt się nie uczy. Uczniowie pospołu z rodzicami traktują obowiązek szkolny bardzo lekko, nagminna jest plaga nieobecności. Młodzież wybiera sobie, na jakie lekcje chodzi, a rodzice im to usprawiedliwiają.

Specjalne potrzeby edukacyjne

Odkąd na początku lat 90-tych pojawiła się dysleksja, szkołę nawiedził przybierający na sile strumień różnych SPE (specjalnych potrzeb edukacyjnych). Pierwotnie diagnozowanie tych dysfunkcji miało na celu wykrycie tych uczniów, którzy mają jakiś problem, który nie zależy od ich woli oraz pomoc w uczeniu się. Jednak rzeczywistość bardzo oddaliła się od szlachetnych założeń. Dysfunkcje zaczęły się mnożyć, ulegając modom. Poczciwa dysleksja rozwinęła się do kilku odmian, pojawiła się dysgrafia, dysortografia, dyskalkulia, ADHD, zespół Aspergera, afazja, obniżona sprawność intelektualna, spektrum autyzmu, nawet zaburzenia koncentracji stały się specjalną potrzebą. Każdy posiadacz takiej dysfunkcji może obecnie liczyć na przychylne nastawienie specjalistów i wystawienie orzeczenia – specjalnego przywileju, na mocy którego szkoła i nauczyciele muszą dostosować proces nauczania do jego indywidualnych potrzeb. Obecnie każdy rodzic, którego dziecko wymaga poświęcenia większej uwagi może pójść tą drogą, i jest to wstydliwie przemilczana tajemnica poliszynela. Zwykle z tych możliwości korzystają ludzie, kierujący się naturalnym mechanizmem lenistwa. Teoretycznie orzeczenie zawiera wskazówki, jak uczeń powinien pracować nad sobą, aby wyrównać swoje braki, to jednak zwykle jest pomijane i pozostaje tylko obowiązek szkoły do indywidualnego dostosowania. Ostatnio w modzie jest mutyzm, czyli zaburzenie mowy. Mutyzm może być wybiórczy, co oznacza, że jego beneficjent nie mówi tylko w określonych sytuacjach, np. w szkole, lub wobec określonych osób, np. nauczyciela. Cały obowiązek dostosowań spada na nauczycieli, którzy teoretycznie muszą dla każdego ucznia z orzeczeniem sporządzić specjalny program, a później go realizować i ewaluować. Zwykle w każdej klasie jest takich osób kilka, czasem nawet kilkanaście. W praktyce zadania te są niewykonalne, więc cała działalność indywidualnych dostosowań jest formalną fikcją. Oficjalny cel tych procedur, czyli optymalny rozwój każdego ucznia nie jest osiągany, natomiast realizuje się cel nieoficjalny – zaburzenie procesu nauczania, ponieważ obowiązki administracyjne, nałożone na nauczycieli skutecznie zagarniają ich czas i odbierają energię.

Kreatywność i innowacyjność

Pojęcia te są zaklęciami współczesności i w swojej wersji pseudonaukowej wdarły się też do szkoły. Proces nauczania, wykoślawiony z powodu dysfunkcji wychowania oraz celowo zaburzany z wnętrza systemu powoduje liczne frustracje nauczycieli i rodziców. W sukurs idą heroldowie postępu – nowocześni antypedagodzy, którzy chcą naprawić świat. Zwykle tacy ludzie, zanim wejdą do szkół z projektami odbywają szereg szkoleń, promowanych i finansowanych przez organizacje i instytucje ponadnarodowe, za pośrednictwem organizacji pozarządowych. Jest ich multum pod różnymi hasłami, ale pewne cechy przewijają się prawie zawsze. Kreatywność, innowacyjność, interaktywność, postęp, rozwój potencjału, najnowsze osiągnięcia nauki, przedrostek „neuro” – są ich desygnatami. Walczą one zawsze z tradycyjną edukacją, używając zestawu dyżurnych zaklęć: pruska szkoła, skostniały system, model XIX-wieczny, metoda podawczo – receptywna, nauczanie frontalne. Programy te mają dwie drogi wejścia do systemu: odgórny – przez ministerstwo, i zwykle jest to wykonaniem jakiejś umowy, zawartej przez rząd z UE, UNESCO lub UNICEF. Wówczas w skali kraju odbywa się cykl szkoleń i kursów dla nauczycieli, w których biorą udział uczelnie, a potem przydział grantów dla placówek na realizację celów wrogich Polsce sił. Druga droga jest oddolna – prywatne organizacje wchodzą indywidualnie do szkół, oczywiście za zgodą ministerstwa. Zdarzają się między nimi wartościowe inicjatywy, jednak większość zawiera indoktrynację i stara się odciągnąć nauczycieli i uczniów od normalnego toku nauczania. O wiele lepsze rezultaty przyniosłoby zaprzestanie szalonych innowacji i skupienie się na konsekwentnej realizacji programu nauczania, to jednak jest nudne, mało postępowe i ma złą prasę. Dużą rolę w upowszechnianiu tych działań ma wadliwy system awansu zawodowego nauczycieli, który mało docenia rzetelną pracę z uczniami, natomiast zmusza pedagogów do innowacji, nawet, gdy są kompletnie pozbawione sensu.

Problemy psychiczne

Wszyscy już wiedzą, że dzieci i młodzież zmagają się z rosnącymi problemami psychicznymi, depresjami, myślami samobójczymi, mało kto jednak zadaje sobie trud, aby znaleźć ich źródło. Zamiast tego mamy szereg opracowań i badań pseudonaukowych, które mają nagłośnić problem i zmusić system do działania. Jeśli przyjrzymy się modnym badaniom, dotyczącym stanu psychicznego młodzieży, dowiemy się, że główne ich przyczyny są trzy – szkoła, społeczeństwo i rodzina. Po stronie szkoły wskazywana jest presja, związana z realizacją programu nauczania i ocenny charakter systemu. Po stronie społeczeństwa są to patriarchalne wzorce kulturowe, które narzucają toksyczny wzorzec męskości i nie mają tolerancji dla indywidualności i odmienności. Po stronie rodziny specjaliści wykazują przemoc, przejawiającą się przez presję wychowawczą, zmuszanie do osiągnięć szkolnych oraz narzucanie własnych norm kulturowych. Wymienia się również wpływ technologii cyfrowych, ale ogranicza się go do zmęczenia ekranowego i presji grupy. Z takich przyczyn jednak wyciąga się wnioski, i są one jednoznaczne – należy stworzyć system wsparcia psychicznego i wbudować go w szkołę, a właściwie przebudować szkołę tak, aby cała stała się takim systemem, co jest zgodne z charakterem EOE. W tym systemie, obok tradycyjnych nauczycieli musi znaleźć się armia specjalistów psychologicznych, którzy będą zabiegać o dobrostan uczniów. Mają oni dwa główne obszary działań: szkołę i rodzinę. W szkole mają zmieniać jej klimat, czyli usuwać wszystkie elementy, zaburzające dobrostan, głównie nauczanie, wymogi i oceny. Co do rodziny, specjaliści mają rozpoznawać objawy przemocy, a w razie ich wykrycia podejmować interwencje, zarówno wewnątrz szkoły, jak i angażując instytucje zewnętrzne – opiekę społeczną, policję, sądy. Na początku 2024 r. w szkołach zaczęto przyjmować strategie ochrony małoletnich przed przemocą, co jest pokłosiem nowelizacji ustawy Kodeks rodzinny i opiekuńczy. Wykrywaniem przemocy mają zajmować się nie tylko specjaliści, ale też zwykli nauczyciele. O swoich podejrzeniach muszą informować specjalistów szkolnych, którzy obowiązani są zawiadamiać służby. Według specjalistów, prowadzących modne badania stanu psychicznego przemoc zyskała nowy wymiar. Poza tradycyjną przemocą fizyczną, która zostawia łatwe do identyfikacji ślady promuje się teraz przemoc psychiczną, która nie ma co prawda widocznych objawów, ale specjaliści są w stanie ją zdiagnozować, np. gdy uczennica uczy się dobrze i nie jest wyzywająco ubrana. Tak więc normalne cechy szkoły (nauczanie, wymaganie, ocenianie) i rodziny (dobre wychowanie) według specjalistów są przemocą wobec dzieci, którą należy ścigać. Jest to spójne z Oceną Funkcjonalną, która w ramach EOE ma wejść do wszystkich szkół i dla wszystkich uczniów. Dla porządku dodam, że większość opinii tzw. ekspertów, dotyczących przyczyn problemów psychicznych młodzieży jest błędna, a część nawet fałszywa.

Chaos zarządzany

W szkołach zapanował organizacyjny chaos, narzucany odgórnie w sposób, opisany powyżej. Razem z nim szkoły musiały przyjąć chaos, płynący z dołu – ze strony źle wychowanej młodzieży i ich rodziców. Nie chcą się przyłożyć własną pracą, ale mają roszczenia. Szkoła jednak została pozbawiona większości narzędzi, i to powoduje nieład i frustracje. W połączeniu z niskimi zarobkami w zawodzie skutkuje to brakami nauczycieli, szczególnie przedmiotów ścisłych i zawodowych. Kolejne ekipy rządowe nie zrobiły w tym kierunki niczego, natomiast obficie finansują przeróżne szkolenia i studia podyplomowe Edukacji Włączającej i innych unijno – globalnych projektów.

Pisaliśmy o zagrożeniach suwerenności narodowej:

Zagrożenia polskiej suwerenności-część II-globalizm

Poważnymi atakami na polską szkołę były trzy wielkie wydarzenia – strajk nauczycieli, pandemiczne zamknięcie szkół i przyjęcie Ukraińców. Strajk wybuchł z powodów politycznych, a wymierne skutki łatwo wskazać: środowisko zostało podzielone i skłócone; podkopane zostało zaufanie społeczeństwa do instytucji szkoły i nauczycieli; sami nauczyciele poczuli się wykorzystani (bo tak było w istocie) i popadli w bierność. Dlatego teraz, gdy trzeba bronić szkoły przed Edukacją Włączającą i wrogim przejęciem przez Unię środowisko nauczycielskie w dużej mierze milczy. Drugim wydarzeniem było zamknięcie szkół podczas pandemii, co było decyzją całkowicie odgórną, podjętą na najwyższym, globalnym szczeblu. Spowodowało rozluźnienie dyscypliny, obniżenie gotowości szkolnej, problemy psychiczne młodych ludzi, wystawionych na oddziaływanie ekranów i oddzielonych od kontaktu fizycznego ze szkołą i rówieśnikami. Trzecim wydarzeniem było wprowadzenie do polskich szkół masy uczniów z Ukrainy i próba pod tym pretekstem zmiany naszej narodowej edukacji na wielokulturową. W dokumentach unijnych ta ludność z Ukrainy nie jest określana jako „refugees” – uchodźcy, tylko „displaced” – ludność przesiedlona, co wskazuje, iż proces ten mógł być w jakimś stopniu sterowany. Próba zmiany charakteru szkoły w ten sposób się nie powiodła, ale chaos się powiększył.

Krytyka obecnej szkoły płynie i z prawa, i z lewa, i od zwykłych ludzi. Tyle, że zazwyczaj nikt z krytyków nie wie, co krytykuje. Nie jest prawdą, że w szkole jest źle, bo są podstawy programowe, wymogi, obowiązki i oceny, bo właśnie to jest istotą szkoły. Problem polega na tym, że jest za mało realizacji podstawy programowej, za mało wymogów, a ocen albo nie ma, albo są opisowe, czyli niezrozumiałe, albo niesprawiedliwe, bo zawyżone. Problemem naszej oświaty nie jest to, że jest za mało nowoczesna, a za bardzo tradycyjna, tylko odwrotnie – na siłę stara się być nowoczesna i jest za mało tradycyjna, a dzieje się tak dlatego, że obcy mieszają się do naszych spraw i przekupują naszych decydentów.

Ciąg dalszy nastąpi.

Diana i wicehrabia. Tuman krwawej mgły (6). Andrzej Juliusz Sarwa

Andrzej Juliusz Sarwa

Tuman krwawej mgły (6)
(fragment powieści)

Książkę można nabyć tutaj: https://ksiegarnia-armoryka.pl/Tuman_krwawej_mgly_Andrzej_Juliusz_Sarwa.html

Diana i wicehrabia

Śliczna dziewczyna, spacerująca po Tuileriach[1] nieomal wpadła na wysokiego przystojnego szlachcica, który – chociaż nie on to zawinił zaistniałej sytuacji, lecz nieuwaga panny – uniósłszy rękę do tricorna[2] rumieniąc się poprosił o wybaczenie.
– Madamoiselle… – skłonił się raz jeszcze i podążył w dalszą drogę, ale jakoś nieszczęśliwie panna się potknęła i wpadła na równiutko przycięty krzak cisu.
Młodzieniec, jak łatwo się domyślić, natychmiast podążył jej z pomocą.
I wtedy spojrzeli na siebie. Chłopakowi zdało się, że ujrzał anioła, dziewczynie zaś, że potencjalnego kandydata do oskubania, któremu będzie można zawrócić w głowie. A wprawę miała w tym niemałą. Młody człowiek, podtrzymawszy nieznajomą do chwili, gdy już w pełni odzyskała równowagę, znów dotykając brzegu kapelusza przedstawił się:
– Jestem wicehrabia de Bialecki.
– Jak?… Jak masz, panie, na nazwisko? – dziewczyna wyraźnie mocno się zmieszała. – I… czym się pieczętujesz?
– Jestem wicehrabia Stanislas de Bialecki, a właściwie Stanisław Białecki herbu Leszczyc… Cóż ci to, pani? Jeszcze mocniej pobladłaś… zadrżałaś…
– Ach, nic, nic. Już mi lepiej… następny nagły zawrót głowy, ot i wszystko – wsparła się o jego ramię.
– Może lekarz ci potrzebny?
– Nie, nie… już mi lepiej… zdecydowanie lepiej…
– To dziękować Bogu. A pani? Jakie imię nosisz?
– Diana.
– Czy jest coś więcej? Wyglądasz na szlachetnie urodzoną… mimo prostej sukni…
– Na razie Diana powinno ci wystarczyć – uśmiechnęła się tajemniczo.
– Sądząc z akcentu nie jesteś rodowitą Francuską? – bardziej stwierdził, niż zapytał.
– Katalonką. Podobnie jak pan, wicehrabio. Nie męczmy się więc francuszczyzną i przejdźmy na rodzinną mowę.
– Oczywiście – szlachcic zgodził się skwapliwie, nie zastanawiając się skąd taka supozycja, iż jest Katalończykiem, bo jeśli mówił po francusku z niefrancuskim akcentem to bynajmniej nie z katalońskim przecie.
– Gdzie się, panie, urodziłeś?
– W zamku d’Urgel y d’Osona, alem się tam nie chował.
– A gdzie?
– Dzieckiem będąc rodzice zabrali mnie do Polski i tamem dorastał.
Wicehrabia wpatrywał się w twarz młodej Katalonki niczym oczarowany, a ona zmieszana nie miała odwagi odwzajemnić tego spojrzenia.
– A pani? Kim pani jest, mademoiselle?
– Ja? Och, nikim ważnym…
Rozstali się milczący, ale sercach obojga jęły wrzeć wulkany… w sercu Białeckiego gwałtownej miłości, która spadła nań niczym jastrząb na zająca, a w sercu dziewczyny potwornej nienawiści…


Stanisław nie mógł dospać i skoro świt, chociaż przypuszczał, że to nie ma najmniejszego sensu, gdy tylko niebo zaróżowiło się na wschodzie, przyodziawszy się, podążył prosto do Tuileriów. Kierował się wprost w owo miejsce, gdzie minionego dnia spotkał ową boginkę, która najwyraźniej, niczym prawdziwa Diana, złowiła go, więżąc jego serce w klatce miłości, mogącej nigdy się nie ziścić, niczym sen, który zdaje się być jawą, a gdy do jawy się powraca pozostaje po nim tylko uczucie bolesnego zawodu i gorycz niespełnienia.Zdumiał się. Nadzwyczaj się zdumiał i omal nie krzyknął z radości! Przy krzaku cisu stała, ona, Diana, bogini, ku której rwało się całe jego jestestwo.


Nie pamiętał, o czym rozmawiali… dzień rozsnuł niczym mroczny opar, niby iluzja, złudne urojenie. Gdy odzyskał pełnię władz umysłu i wparty na łokciu wpatrywał się w dziewczynę, która zasnęła w jego łożu i u jego boku, powziął postanowienie, że już odtąd na zawsze będą razem. Na zawsze… Czemu? Może dlatego, że to był jego pierwszy raz?…


– O! Słynna wróżka przybyła w moje progi! No, no! – zawołał kawaler Charles François de Guyard i nie słychać było w jego głosie ni cienia szyderstwa. Cóż cię, mademoiselle, sprowadza. Chcesz się ode mnie czegoś nauczyć, a może mnie nauczyć czegoś? A może jakiś inny powód cię tu przywiódł?
– Odgadłeś, kawalerze, inny powód – spojrzała wymownie na sługę, a Guyard oddalił go gestem.
– Zatem?
– Kawalerze, wiem, że mistrz z ciebie niezrównany.
– W czymże?
– W wielu dziedzinach, ale mnie interesuje tylko jedna.
– Czyli? Będę wdzięczny…
Przerwała mu:
– Kawalerze! Przygotuj dla mnie metrykę chrztu!
– Ba!
– Przecie dla ciebie to drobiazg.
– Zapewne masz rację, ale czy masz pieniądze?
– Pieniądze?… Niewiele.
– To i mówić nie ma o czym.
– Oddam ci się w zamian.
– Też mi interes!
– Kawalerze! Nie bądź potworem!
– A na cóż ci owa metryka?
– Pewien szlachcic chce się ze mną żenić. Poznałam go kilka dni temu. Przypadkiem.
– O! I już go kochasz jak nikogo dotąd? – Guyard roześmiał się gromko.
– Nie, kawalerze. Ja go nienawidzę – wysyczała przez zaciśnięte wargi.
– Zaczyna mnie to ciekawić. Po cóż więc chcesz wyjść za niego?
– Aby się zemścić.
– Aby się zemścić? Na nim? Wszak z twoich słów można wywnioskować, że go wcześniej nie znałaś, że to wszystko nagle, pod wpływem jakiegoś niedawnego impulsu.
– Nie, nie na nim. Na jego ojcu i matce… Chociaż przy okazji i na nim też…
– Opowiedz mi więcej, a ja się zastanowię.
– Dobrze, zatem niech pan słucha, kawalerze.
– Ale nie tutaj! Przejdźmy raczej do sypialni.
Skinęła głową na znak zgody i podniosła się z fotela…


– Zróbmy coś szalonego, pobierzmy się, ślub weźmy u pustelnika – już, zaraz, natychmiast! – Diana wpatrywała się z błaganiem i nadzieją w oczy Stasia Białeckiego. – Patrz, to moja metryka. Wicehrabia wziął papier, który mu podała. Istotnie, była to metryka chrztu, na której przeczytał: …Maria Amelia Luísa Diana Pereira de Barbacena de Arau y Osório urodzona i ochrzczona w Mérida w Meksyku, w kościele San Ildefonso, katedralnym diecezji Jukatanu…
Szlachcianka, bez wątpienia szlachcianka, ale przecie nie Katalonka!
– Jakże to, Diano? Nie pojmuję? Podałaś mi się za kogoś innego, a co innego czytam. Czemu twierdzisz, że jesteś Katalonką, skoro nią nie jesteś?

– I jestem i nie jestem. Podobnie jak ty. Tyś się urodził w Katalonii, a wychował w Polsce, ja się urodziłam w Meksyku, lecz wychowałam w Katalonii. Ot i cała tajemnica. Sercem jestem Katalonką… Rodzice mnie odumarli, stryj zabrał do Katalonii, ale i on rychło umarł, zostałam sama na świecie. Dalsi krewni przepędzili mnie precz. Jedyne com mogła uczynić, żeby przeżyć to przyłączyć się do trupy komediantów. Wicehrabia ze współczuciem i ze zrozumieniem pokiwał głową. Był zakochany, a więc pozbawiony rozsądku.


– Panie markizie – wicehrabia de Bialecki z bardzo poważną miną zwrócił do La Fayette’a – żenię się.

– Jakże to: żenię się? Tak nagle ni stąd, ni zowąd? I czemuż to i z kim – to przede wszystkim.
– Z pewną ubogą szlachcianką, sierotą, z panną Marią Amelią Luísą Dianą Pereira de Barbacena de Arau y Osório.
– Oh là là! Coś podobnego! Jakie nazwisko! A znane jest aby ono komu?
– To panna z kolonii! Nie będę badał jej genealogii. Kocham ją, ona mnie i to w zupełności wystarczy. Pieniędzy mi nie brakuje, więc ona ich mieć nie musi. Chciałbym prosić pana, markizie, o uczestnictwo w ślubnym obrzędzie.
– A kiedyż to on? I gdzie? Kto został zaproszony? Co z weselem? A przede wszystkim: dlaczego nie zaczekasz pan, wicehrabio, na rodziców? Wszak miesiąc czy dwa zwłoki nie zrobi wielkiej różnicy.
– Nie mogę bez niej żyć!
– O! To uczyń z niej kochankę!
Stanisław spuścił wzrok.
– Ach, rozumiem! – markiz parsknął śmiechem. – A właściwie to nie rozumiem… skoro jest twoją metresą, to po co ów ślub?!

Pan Białecki zrobił taką minę, jakby za chwilę miał się rozpłakać. To jeszcze bardziej rozbawiło La Fayette’a.

– Zaprawiony w boju żołnierz, pułkownik, bohater… Monsieur vicomte! Co też pan?! A zresztą – machnął ręką – twoje życie, twoja wola. To kiedy ten ślub?
– W najbliższą niedzielę.
– Pojutrze?! Toś mnie rychło w czas uwiadomił i zaprosił!
– Ano tak. Niechże mi pan, markizie, wybaczy. La Fayette wzruszył ramionami.
– A gdzież to?
– W pewnej pustelni, kęs drogi od Paryża.
– Hmm… markiz się stropił. – Chętnie bym ci usłużył, ale przez najbliższe dni kilkanaście nie mogę się ruszyć z Wersalu nawet na krótko.
– Liczyłem na pana – wyszeptał coraz smutniejszy pan Białecki.
Zapadła cisza. Kilka minut minęło im w milczeniu, aż naraz La Fayette uderzył się po udzie:
– Mam! O ile nie musi to być pustelnik, który gdzieś tam mieszka w dzikich ostępach, w leśnej głuszy. Nie mógłby, zamiast niego być biskup, tu na miejscu?
– Biskup? Skąd biskup? Jaki biskup?
– Przypadkiem nie tak dawno spotkałem w salonie hrabiny d’Adhémar pana de Savine[3], biskupa Viviers. Dzisiejszego wieczora wybieram się do niego na kolacyjkę. Zechciej mi towarzyszyć, a wszystko od ręki załatwimy. Ten pan udzieli wam ślubu o nic nie pytając, a jeśli nawet prawo kościele z jakiegoś powodu domagałoby się dyspensy, to wam jej od ręki udzieli. No bo przecie jest biskupem!
– A czemuż to tak?
– Bo to na poły wariat, a może i cały wariat, który ma tak zdumiewające pomysły, że gdyby je wcielił w życie, to już Kościół nie byłbym tym Kościołem, którym jest. Imaginuj sobie pan, wicehrabio, że on by chciał znieść Święta Wielkanocne, dopuścić niewyświęconych laików, zarówno mężczyzn, jak i niewiasty do wygłaszania kazań, wszystkich kapłanów wyświęcić na biskupów, jeść mięso w piątki i w Wielkim Poście, a nieszpory zastąpić śpiewem i pląsaniem młodych ślicznotek, no i wreszcie znieść hierarchię duchowną w ogóle, zrównując świeckich z kapłanami! Na szczęście to tylko jego mrzonki.[4]

Wariat! Jak nic wariat!
Niemniej owo biskup rzetelnie wyświęcony zatem sakramentu nikt nie podważy – markiz zachichotał.
=-====================

Książkę w wersji papierowej można, klikając w poniższy link, kupić tu:
https://ksiegarnia-armoryka.pl/Tuman_krwawej_mgly_Andrzej_Juliusz_Sarwa.html

[1]Ogrody Tuileries obok Luwru w Paryżu.
[2]Tricorne – trójskrzydły kapelusz. (fr.).
[3]Charles de La Font de Savine (1742-1814), katolicki biskup Savine, następnie biskup konstytucyjny Ardèche.

[4]Wprowadził je w życie, zostawszy biskupem konstytucyjnym.

Korzenie współczesnej Francji. Zbezczeszczenie królewskich grobów Saint-Denis, w 1793 roku

Bunt Szatana objawia się w odwróceniu porządku stworzonego przez Stwórcę, piękno zastępuje brzydotą, zmienia znaczenie znaczeń, wartości – wszystko na przeciwieństwo Bożego porządku. Sprowadza człowieka do aktu nie posłuszeństwa – wypowiedzenia przyjaźni z Bogiem. Ponieważ Stwórca szanuje wybór człowieka, akt wypowiedzenia posłuszeństwa musi być świadomy. Widać że Francja jako kraj upadła – jednym z z punktów zwrotnych w historii tego kraju, prowadzących do tego czym się stała, jest przejmująco opisane w powieści Sire przez Jean Raspail’a, zbezczeszczenie grobowców w Saint-Denis.

Książkę można nabyć tu: Jean Raspail,  Sire; też jest ten opis w jego KRÓL ZZA MORZA, Klub Książki Katolickiej , ul. Dąbrówki 7, 62-006 Dębogóra, e-mail: klub@kkk.com.pl  MD]

—————————————

Oto zatem odczytujemy znamienną kartę naszej rewolucji – zbezczeszczenie grobów Saint-Denis, dokonane z rozkazu Konwentu, w dniach 12-25 października 1793 roku. Trzynaście dni hańby. W śród zachęcających okrzyków podnieconego tłumu rozpoczęto w pobliżu bazyliki kopanie dwóch kwadrato­wych dołów. Pierwszy był przeznaczony na kości Bur­bonów, drugi zaś na szczątki Walezjuszy i Kapetyngów oraz innych królów spokrewnionych z tymi dwoma roda­mi, o ile by takowych znaleziono. Potem taranem wywa­żono drzwi krypty, w której na kilku różnych poziomach rzędami leżały trumny królów.

Pierwszym “tyranem” wyrwanym z wiecznego odpoczynku był dobry król Henryk IV. Kiedy odbito wieko trumny, jego ciało zdało się niemal nietknięte. W rozrzedzonym powietrzu krypty rozszedł się silny, aromatyczny zapach. Pięknie pachniał ten król. Czego nie można powiedzieć o pozostałych. Jego twarz zachowała się w niemal idealnym stanie ­broda śnieżnobiała, rysy niezmienione. Trupa wywle­czono z trumny i postawiono – niczym manekina ­opierając go o kolumnę. Otaczający go tłum z wrażenia wstrzymał oddech. Czy upadnie na kolana na znak na­leżnego władcy szacunku? Ale prawo tłumu nie zna wyjątków – ton nadaje zawsze najpodlejszy z podłych. Przepchnąwszy się do pierwszego rzędu, jakiś zuchwały żołdak “)’ciągnął z pochwy szablę i odciął pukiel kró­lewskiej brody, po czym – przy wtórze śmiechów i oklasków – uczynił z niej sobie sztuczne wąsy. Po nim do króla zbliżyła się jakaś megiera, która z całej siły spo­liczkowała władcę i ciało upadło na ziemię. Po kilku go­dzinach obelg i poniewierki, doprowadzone do niewy­obrażalnego stanu zwłoki króla bez ceremonii wrzucono – jako pierwsze – do przeznaczonego dla Burbonów dołu.

Ludwik XIII trafił doń nie poczęstowany nawet obelgą – za bardzo cuchnął. Za to z Ludwikiem XIV lud miał swoje porachunki. Jego ciało zostało rozprute nożem ­z brzucha wydostały się pakuły, którymi zastąpiono wnętrzności. Potem oprawca, tym samym nożem, siłą otworzył królowi usta, rozwierając zaciśnięte od siedem­dziesięciu lat szczęki. Wyrwawszy stamtąd spróchniały pieniek zęba, ukazał go tłumowi niczym trofeum. Tym ra­zem, obojętny na wydostający się z królewskich ust smród, lud zawył z rozkoszy. Do dołu wrzucono też kró­lową Marię Teresę – małżonkę Ludwika XIV i córkę Filipa IV Hiszpańskiego. Wpadła tam z głową wykrę­coną do tyłu i rozrzuconymi, uniesionymi ku górze no­gami – ona, tak cnotliwa za życia – co tłum powitał wulgarnym rechotem.

Nie lepiej potraktowano Marię Medycejską. Ciśnięto ją do dołu bardzo szybko, ponie­waż jej ciało miało konsystencję starego, lejącego się sera. Patrioci wydzierali sobie z rąk kilka włosów, które unosiły się na powierzchni tej smrodliwej mazi. Anna Austriaczka, dumna Anna, królowa płaszcza i szpady, została wrzucona do dołu w wielkim pośpiechu. Jej członki nie trzymały się już ciała, a zgromadzony wokół cuchnących jam motłoch zatykał sobie nosy.

Do dołu zwalono Burbonów, delfinów, następców tronu – doj­rzałych i małoletnich, dorosłe i niepełnoletnie królewny, kilku Orleańczyków, paru książąt Burgundii, Andega­wenii, Akwitanii, Bretanii i Montpensier, kilkoro zmar­łych przy narodzinach, których oklaskiwały zgromadzo­ne megiery, bowiem “ci przynajmniej długo nie pożyli”, jedną zabłąkaną tutaj księżniczkę z rodu Stuartów, księż­ne Parmy, Artois, Berry, Palatynatu i Turenne, Wielkie­go Kondeusza, a także wiele cór Francji, noszących imiona Maria, Maria Zefiryna, Maria Adelajda, Ludwika Maria, Maria Elżbieta, Maria Anna, których ciała wy­pływały z ołowianych trumien niczym zdroje śmierci. W bazylice trudno już było oddychać. Motłoch dyszał wściekle.Wtedy odkryto ciało Ludwika XV.

Bóg jeden wie, jak bardzo na niego czekano, by poka­zać, jak ów “umiłowany” król straszliwie był znienawi­dzony! Czyż nie mówiono, że umarł na syfilis, że zgnił za życia, a po śmierci nie został nawet zabalsamowany, gdyż balsamiści padali jak muchy, ledwie-się go dotknę­li? Wszystkich rozczarował. Jego trumna nawet nie cuchnęła. Ciało było dobrze zakonserwowane, skóra biała i świeża – zupełnie jakby dopiero go pochowano. Można by rzec, że król bierze kąpiel, gdyż ciało jego unosiło się na powierzchni obficie wypełniającego trum­nę roztworu morskiej soli. Gdy jednak wodę wylano, stała się rzecz straszna. Ciało “Umiłowanego” zaczęło się błyskawicznie rozkładać, aż został z niego jakby cień na dnie trumny, z której unosił się obłok potwornego smrodu. Podpalono mnóstwo prochu, wystrzelono nawet kilka salw w nadziei na oczyszczenie powietrza – jak podczas epidemii dżumy. Tak oddano hołd królowi Lu­dwikowi XV. Było to dnia 16 października 1793 roku, dokładnie w godzinie, w której na rozklekotanym wózku wieziono na szafot królową Marię Antoninę, stojącą tyłem do konia, z rękoma związanymi za plecami i wło­sami luźno opadającymi na kark. . .

Czy mam mówić dalej, Miłościwy Panie? Przyznaję, że to bardzo nieprzyjemny sposób wspominania dziejów Twego rodu w tamtych dniach 1793 roku, gdy Francja i Francuzi przestali kochać swoich królów. A może ta nienawiść ludu była tak naprawdę rodzajem hołdu zło­żonego sponiewieranemu Majestatowi? Znienawidzono  was tak bardzo, bo tak długo byliście wszystkim. Wasza kaźń była ceną za dobro, które kraj był wam winien, i wielkość, którą mu zapewniliście. Gdy dnia 21 stycznia 1793 roku, o dziesiątej dwadzieścia dwie, głowa Ludwi­ka XVI spadła do wiklinowego kosza, nad Paryżem, aż po ogrody Tuileries, zawisła wielka cisza i spoczęła na nieprzebranym tłumie. Nienawiść na chwilę zwolniła biegu i dokonała się ostateczna komunia Francji i jej kró­lów. Tej komunii już nie ma, Miłościwy Panie. Jej miej­sce zajęły obojętność i ignorancja, a w najlepszym razie – u tych Francuzów, którzy wiedzą o Twoim istnieniu (powinienem napisać: o tym, że przeżyłeś) – ta odrobi­na współczucia i wzruszenia, które wywołują sprawy z góry spisane na niepowodzenie. Sprawy przegrane. Czy to Ci wystarczy na całe życie? 

Ale wróćmy do bezczeszczenia grobów Saint-Denis. Może właśnie stamtąd mógłbyś czerpać siły i wolę bycia czymś więcej niż tylko wspomnieniem… Kiedy dół Burbonów się zapełnił, zajęto się tym prze­znaczonym dla Walezjuszy. W tej samej upiornej atmo­sferze przez dwa dni wrzucano doń ciała, których stos rósł tak szybko, że jeden z robotników zauważył, iż “zabrak­nie miejsca dla wszystkich”. Potem sprawy się skompli­kowały. By znaleźć wejście do grobowca Franciszka l, potrzeba było wielu próbnych wykopów i kreciego pełzania. Twórca College de France spoczywał tam wraz ze swą rodziną – matką, królową Ludwiką, żoną Klau­dią i trójką spośród ich dzieci. W zetknięciu z powie­trzem ich ciała zmieniły się w kleistą i cuchnącą maź, którą wiadrami – niczym ekskrementy – przeniesiono do dołu. To był ostatni władca, który śmierdział i wielu bardzo tego żałowało, gdyż smród podżegał do niena­wiści.

Ale od XVI wieku nie robiono już ołowianych trumien, zastępując je kamiennymi sarkofagami. Ciała zmarłych obracały się w nich w proch. Niektóre zostały wygotowywane, by w ten sposób oddzielić kości od mię­sa i pochować tylko szkielety obciągnięte skórą. Teraz kości i czaszki zagęszczały tę zupę w nieokreślonym ko­lorze, zmieszaną z gaszonym wapnem, niemal przele­wającą się przez brzegi dołu i będącą swego rodzaju kon­centratem, kwintesencją naszych królów. Przedstawiciele ludu pluli do niej, gdyż łup w postaci drogocennych przedmiotów nie spełnił ich oczekiwań. Nasi książęta często chowani byli w samej koszuli, bez biżuterii ani in­sygniów władzy królewskiej – na znak chrześcijańskiej pokory. Wraz z nimi do dołu wrzucono cały tłum dygni­tarzy, opatów, ministrów, konetabli, szambelanów, se­neszala de Beaucaire, kawalera de Barbazan, wielkiego Sugera, opata Saint-Denis, Bernarda Duguesclin i Leona de Lusignan, ostatniego frankońskiego króla Armenii i pierwszego z długiej listy chrześcijańskich uchodźców we Francji.. .Nigdy nie odnaleziono grobu Ludwika Świętego, także pochowanego w Saint-Denis. Łatwo sobie wyobrazić, jak gorliwie szukano tego króla – znienawidzonego podwój­nie: jako władca i jako święty – drążąc tunele z jednej krypty do drugiej. Na próżno. Jego wielki, opiekuńczy cień wciąż pochylał się nad starą, plądrowaną bazyliką. A najeźdźcy nie przestawali kopać. Było coś przerażająco świętego – jakaś świętość ludu, która przeciwstawia się świętości Boga i każe w Niego wątpić – w tym zapamię­taniu rabusiów cmentarnych, ryjących niczym termity w fundamentach pierwszych wieków, jakby nad prze­szłością panowało teraz nowe prawo życia i śmierci­, prawo wynikające w sposób naturalny z Deklaracji Praw Człowieka i Obywatela.

Wyczerpani, plujący i dławiący się padlinożercy zaczęli przekopywać tunel ku najstar­szym poziomom nekropolii. Szło im ciężko. Dnia 21 paź­dziernika 1793 roku, załatwiwszy się z grobowcem zmar­łego w 1223 roku Filipa Augusta, natrafili na teren zupełnie nieznany, po którym poruszali się bez planu i punktów orientacyjnych, kopiąc tunele, które trzeba było stemplo­wać i napowietrzać. Być może, prócz ciężaru wieków, za­częli czuć na swych barkach ciężar wstydu. Trudno im od­mówić zadziwiającej odwagi. Na światło dnia wywleczono i ciśnięto do dołu króla Ludwika VII Młodego i jego ojca, Ludwika IV Grubego, z którego została jedynie garstka jasnego prochu, potem Henryka I i jego małżonkę Annę, córkę króla wikingów z Kijowa, i jeszcze wielu innych, aż po Roberta II Pobożnego, drugiego z Kapetyngów, urodzo­nego w roku 970. Wraz z nim łupieżcy grobów przekroczy­li próg tysiąclecia, zmieniając jednocześnie dynastię, i za­puścili się w labirynt wąskich i pochyłych korytarzy nekropolii, leżących pod płytami chóru bazyliki.

Tutaj na wielu poziomach tłoczyli się Karolingowie i Merowingowie. Napisy na grobach były zatarte. W ka­miennych korytkach odnaleziono stosy kości, których anonimowość nie uchroniła przed wylądowaniem w dole Walezjuszy. Zidentyfikowano natomiast szczątki Karo­la Łysego, odnalezione wewnątrz małego, drewnianego i świetnie zachowanego kuferka, na którym widniał wy­raźny monogram. Wszystko to spoczywało wewnątrz kamiennego sarkofagu. Karol II Łysy, król Francji, sy­gnatariusz słynnego traktatu z Verdun podpisanego w 843 roku, być może prawdziwy twórca Twojego kró­lestwa po podziale cesarstwa Karola Wielkiego… Jego kuferek pływał przez kilka chwil na powierzchni wypełniającej dół mazi, wśród wielkich i smrodliwych bąbli, po czym zakołysał się niczym tonący okręt i znik­nął w odmętach królewskiej magmy.

Jednak ostatecznym tryumfem podłości stało się odna­lezienie szczątków Dagoberta I. Nareszcie! Zniszczono opactwo, zdewastowano bazylikę, unicestwiono nekropo­lię – wszystko po to, by teraz móc radośnie rozprawić sięz despotą, który dał ternu wszystkiemu początek, twórcą opactwa podniesionego do rangi królewskiego grobow­ca, Dagobertem, Salomonem Franków! Gdy po długiej, podziemnej harówce synowie ludu dotarli wreszcie do jego sarkofagu, ze zdurnieniem stwierdzili, że nie spo­czywał tam samotnie. Jego małżonka, królowa Nantylda, którą w tak romantycznych okolicznościach porwał z kla­sztoru, leżała obok niego w dwudzielnej skrzyni, teraz już będąc tylko małą kupką kości zawiniętych w kawałek jedwabnej tkaniny. Na skrzyni dało się jeszcze odczytać dwie wyryte inskrypcje: Hic jacet corpus Dagoberti oraz Hic jacet corpus Nantildis. Tryumf szybko przerodził się we frustrację, gdyż ten lubujący się w zbytku władca Me­rowingów kazał się pochować jak ostatni żebrak. Kości obojga rozłożono na kamiennych płytach posadzki. Ani jednego klejnotu, ani jednego złotego pierścienia! Ło­patą i miotłą połączono Dagoberta z Nantyldą i bez cere­monii wrzucono do dołu.

Dół Burbonów został zasypany dnia 16 października 1793 roku. Dół Walezjuszy i innych władców – dnia 25 tego samego miesiąca. W ten oto sposób dokonała się druga śmierć naszych królów, druga śmierć, Miłościwy Panie, wszystkich władców, których jesteś potomkiem. Oba doły wypełniono po brzegi. Oba zasypano ziemią. Oba starannie udeptano. Po obu przejechały ciągnięte przez konie walce. Przy obu postawiono straże, by unik­nąć ewentualnych manifestacji niewczesnej ludowej żar­liwości. Niepotrzebnie. Lud utracił pamięć. I do tej pory jej nie odzyskał. Na skutek licznych i przemyślanych za­machów na ciągłość historii Francji, po przeszło stu la­tach walczącego laicyzmu republikańskiego i gorliwego niszczenia wszystkiego, co święte, pamięć ludu zapadła w ciemną otchłań, skąd wydobyć ją może jedynie cud. Czy wierzysz w cuda, Miłościwy Panie? 

Nowi Światoburcy. Tuman krwawej mgły (5). Andrzej Juliusz Sarwa

Andrzej Juliusz Sarwa

Tuman krwawej mgły (5)
(fragment powieści)

Książkę można nabyć tutaj: https://ksiegarnia-armoryka.pl/Tuman_krwawej_mgly_Andrzej_Juliusz_Sarwa.html

Nowi Światoburcy [1]

Zdawać by się mogło, że czas grasowania po Francji awanturników i okultystów, którzy podobnie jak arystokratyczni obłąkani dewianci wręcz prowokowali zesłanie kary Bożej na kraj, który zanieczyszczali, znieprawiali i plugawili, minął wraz z wyjazdem za granicę dwóch najsłynniejszych spośród nich – hrabiego de Saint-Germaina i Giacomo Girolamo Casanovy kawalera de Seingalt. Ale tych zastąpił nie mniej godny sukcesor owych jegomościów, niejaki Giuseppe Balsamo, przypisujący sobie arystokratyczny tytuł hrabiego di Cagliostro, ale znany też jako hrabia Harat, kawaler Fenice, hrabia Phoenix, markiz del Anna, markiz Pellegrini, kawaler Belmonte, Melissa, Zichis…
Czyż to nie dziwne, a może śmieszne i żałosne zarazem, że w czasach kiedy filozofowie poczynali wmawiać narodom, iż najlepsze będą dla nich: Wolność, Równość, Braterstwo lub… Śmierć – choć o tej ostatniej nader oszczędnie wspominali – ci, którzy pragnęli rozbłysnąć na firmamencie oświeconej Europy, starali się dowodzić, iż należą do grona ludzi szlachetnie urodzonych, do lepszej, do świetniejszej rasy. Giuseppe Balsamo nie chciał być nawet zwykłym szlachcicem, on musiał być hrabią! Koniecznie!
A kim był w rzeczywistości? Tak naprawdę nigdy się tego do końca nie udało ustalić. Co do pochodzenia owego osobnika istnieje co najmniej kilka wersji. Otóż on sam twierdził, że ani rodzice, ani miejsce, ani data urodzenia nie są mu znane. Niektórzy dowodzą, że wywodził się z włoskiej, hiszpańskiej, bądź portugalskiej rodziny żydowskiej, co pośrednio zdawał się potwierdzać on sam, twierdząc, że jest uczniem – i pewnie też w pewnym sensie kontynuatorem misji hrabiego de Saint-Germaina czasami również podejrzewanego o żydowskie pochodzenie, ale też uczniem tajemniczego Altotasa, którego niektórzy
utożsamili z Haimem Samuelem Jakubem Falkiem, rabinem, kabalistą i alchemikiem.[2] Człowiek ten miał zdecydowanie piekielną reputację. Chrześcijańskie władze ścigały go za uprawianie czarnej magii, zaś żydowscy rabini za ujawnienie tajemnic kabały każdemu, kto tego zapragnął, nawet jeśli był chrześcijaninem, byleby za to dobrze zapłacił.
Ale funkcjonowała też wersja inna, taka mianowicie, że Cagliostro urodził się w ubogiej rodzinie w Palermo na Sycylii 8 czerwca 1743 roku, z rodziców Piotra Balsamo i Felicji Braconieri i na chrzcie nadano mu imię Giuseppe. Utożsamienie Cagliostra z Giuseppem Balsamo nie jest jednakowoż tak do końca pewne, opiera się bowiem w znacznej mierze na niewiarygodnych opowieściach nader śliskiego indywiduum, jakim był niejaki Theveneau de Morande.
[3]

Cagliostro po zawarciu znajomości z tajemniczym Altotasem, który chyba raczej nie był wcześniej wspomnianym kabalistycznym rabinem, a kimś jeszcze innym, i rozpoczęciu u niego edukacji, nabywał wiedzy tajemnej.
Obydwaj magowie udali się w długą podróż na Wschód uchodzący za kolebkę Tajemnicy. Ponoć dokładnie zwiedzili Grecję, a potem Egipt, na poły legendarną krainę, z której rzekomo pochodzić ma cała wiedza hermetyczna wszech ludów i wszech czasów.
Po powrocie do Europy zboczyli po drodze na Maltę, gdzie zostali serdecznie przyjęci przez Wielkiego Mistrza Zakonu Kawalerów Maltańskich, Pinto [4] , który również żywo zajmował się magią i hermetyzmem.
Cagliostro, Altotas i Pinto nawet przez jakiś czas pracowali razem. Tutaj też Cagliostro – podobno – przeszedł wymaganą inicjację i został przyjęty do Zakonu Różokrzyżowców.
Na Malcie ogłosił się Wielkim Koptą i jął przymierzać się do zorganizowania czegoś na kształt zakonu, którego struktura przypominać miała strukturę lóż wolnomularskich. W rzeczywistości jednak, chociaż Cagliostro za wszelką cenę usiłował udowodnić, że z bogobójczą masonerią nie ma nic wspólnego, głosił też same, co i ona, hasła. Aby jednak nie było żadnych niedomówień: Balsamo był również i zwyczajnym masonem, a ponoć też i członkiem tajnego Zakonu Templariuszy…
Jak któregoś dnia los postanowił zetknąć ze sobą Cagliostra i Altotasa, tak też innego rozdzielił ich ostatecznie i nieodwołalnie. A jak do tego doszło – nie wiadomo. Oto bowiem ni mniej, ni więcej, tylko pewnego razu Altotas prowadzący podówczas jakieś nader poważne badania alchemiczne… po prostu zniknął!
Na próżno próbowano rozwikłać zagadkę owego zniknięcia. Wierzący w nadprzyrodzone moce, im właśnie przypisywali porwanie starego czarownika. [5] Sceptycy na odmianę rozgłaszali, że wytłumaczenie owego faktu jest zgoła prozaiczne, że to bez wątpienia któryś z możnych tego świata, zostawszy nazbyt jawnie i bezczelnie oszukany i oskubany z pieniędzy, kazał cichaczem, a po kryjomu, skręcić Altotasowi kark. A jeszcze inni, uważali, że ów Altotas, to niemiecki, wywodzący się z Jutlandii, kabalista i alchemik Kölmer [6] , który pewnego dnia z Malty wyjechał do krajów rzeszy niemieckiej, gdzie jął przygotowywać
grunt pod założenie w Bawarii Zakonu Iluminatów – najtajniejszego z tajnych, który miał być czymś na kształt masonerii w masonerii i który rzeczywiście został powołany do życia w dniu 1 maja 1776 roku przez Adama Weishaupta [7] i tam energicznie zajął się budowaniem fundamentów pod unicestwienie starego światowego ładu, aby zastąpić go nowym, ale osobiście na powierzchnię nigdy już nie wypłynął i rzeczywiście ślad po nim zaginął.
Zniknięcie Altotasa bez wątpienia nie było na rękę hrabiemu, który z owego starca miał nieoceniony wprost pożytek, lecz ostatecznie dał sobie radę i bez niego.
Po przybyciu z Malty do Italii na jakiś czas zamieszkał w Rzymie. Wówczas to właśnie poznał prześliczną młodziutką Lorenzę Feliciani nazwaną później Serafiną, swoją wielką miłość i swoją ostateczną zgubę…
Cagliostro w 1776 roku pojawił się w stolicy Anglii, zaś 12 kwietnia 1777 roku został przyjęty do londyńskiej loży masońskiej Nadzieja, przynależnej do Ścisłej Obserwy.
Zostawszy masonem, wytyczył sobie nader szczytny i ambitny cel: postanowił zreformować
wolnomularstwo i zjednoczyć wszystkie loże, wszystkich obrządków i obediencji, narzucając im swój obrządek egipski powołując do życia Starożytny i Pierwotny Ryt Memphis-Misraim
[8] , a z siebie czyniąc kogoś na kształt wolnomularskiego papieża.
W tym celu zjeździł Europę wzdłuż i wszerz, spotykał się ze znaczącymi masonami, spotykał ze swedenborgianami, martynistami, filaletami (philalèthes), Rycerzami Phoenixa (Chevaliers du Phénix), spotykał się i z Weishauptem i jego uczniami – Iluminatami. Od nich to bez wątpienia przyswoił dla swego
obrządku idee oświeceniowe, unicestwienie religii katolickiej, tronu i ołtarza i zjednoczenia Europy w jedno, wielkie, laickie i demokratyczne państwo.
Owe magiczne obrzędy mistyczno-ezoterycznego rytu masońskiego Memphis-Misraim, ponoć pochodziły z Egiptu, a pierwotnie czerpały z hermetyzmu, gnostycyzmu, kabały, a po opracowaniu i ich przez Cagliostra także z okultyzmu, czarnej magi i wręcz – satanizmu.
W samej Francji Cagliostro nie działał długo i niezbyt szczęśliwie, zamieszany w aferę naszyjnikową, po kilkumiesięcznym pobycie w Bastylii został co prawda uniewinniony, ale i w 1786 roku wypędzony z kraju.
Odwdzięczył się za to przepowiednią, że we Francji wybuchnie rewolucja, Bastylia będzie zburzona, zaś król i królowa zostaną straceni… i sprawdziło się to… co do joty…
Cagliostro twierdził, iż jego niezwykły ryt egipski, do którego na równych prawach mogli przynależeć tak mężczyźni, jak i kobiety, może odrodzić jego członków zarówno fizycznie, jak i moralnie i przyprowadzić ich do absolutnej doskonałości.
Niestety jego marzenia o połączeniu wszystkich lóż nie ziściły się, a on sam nie tylko nie stanął na czele całego ruchu, ale w końcu po wygłoszeniu w Rzymie słynnej przepowiedni, w której oznajmił, że we Francji nasilą się rozruchy, zbuntowany lud pójdzie na Wersal, rozgorzeje krwawa rewolucja, która zmiecie z tronu Ludwika XVI, że ów straci życie razem z małżonką Marią Antoniną, św. Inkwizycja poważnie się zaniepokoiła, odczytując – i chyba niebezpodstawnie – że nie było owo żadnym przewidywaniem mających
dopiero nadejść zdarzeń, lecz zapowiedzią walki przygotowywanej przez tajną organizację i prewencyjnie
aresztowała Cagliostra. Stało się to 26 września 1789 roku. A w jego aresztowaniu ponoć pomogła ukochana żona Serafina…
7 kwietnia 1791 roku, po drobiazgowym procesie, ogłoszono wyrok Inkwizycji, podpisany przez papieża Piusa VI, skazujący hrabiego na karę śmierci, z zamianą na dożywotnie więzienie, bez prawa łaski. Oznaczało to, że Wielki Kopta nigdy już nie odzyska wolności.
Zmarł w twierdzy San Leo leżącej nad rzeczką Maracechia 26 sierpnia 1795 roku, o godzinie dwudziestej drugiej czterdzieści pięć. Pochowano go w niepoświęconej ziemi.
Jak głosi tradycja, gdy polscy żołnierze pod wodzą generała Jana Henryka Dąbrowskiego zdobyli zamek San Leo, rozkopali grób Wielkiego Kopty, wydobyli jego czaszkę i pili z niej wino…
Dokumenty z procesu Cagliostra do dziś pozostają tajne.


Iluminaci Bawarscy mający ogromny wpływ na nadchodzące w Europie przemiany, po zakazie działalności pod karą śmierci w roku 1787, bynajmniej nie zniknęli nagle ze sceny i chociaż rozbici i skłóceni działali nadal, ale prócz nich działali także inni mistrzowie tajemnicy, również przybierający nazwę i pozę nadzwyczajnie oświeconych. Byli nimi choćby Iluminaci Awiniońscy.
[9]
Loża owa założona w 1784 roku przez Dom Pernétiego [10] propagowała doktryny Swedenborga, Guillaume’a Postela [11] , Michaela Maiera [12] i Joachima Martinèsa de Pasqually [13] . Awiniończycy oczekiwali porażających i burzliwych wstrząsów wiodących ku przewrotom politycznym, oczekiwali wydarzeń potwornych i niesłychanych, oczekiwali, iż ziemia się rozewrze i połknie umarłych, oczekiwali wreszcie, iż oblicze świata ostatecznie się przemieni, bo objawi się Mesjasz…
Pernéty nie działał sam, miał bowiem za współtowarzysza znakomitego okultystę, hrabiego Tadeusza Grabiankę herbu Leszczyc [14] – starostę liwskiego, mistyka, kabalistę i alchemika, po części swedenborgianina i oczywiście także martynistę [15] , który z czasem ogłosił się nawet królem Nowego Izraela… ale nie zasiadł na Syjonie, jak mu się zapewne roiło, lecz zmarł w petersburskim więzieniu, być może z własnej ręki, być może otruty…
Nie oni to jednak odegrali kluczową rolę w dziejach świata, choć bez wątpienia przecierali diabłu ścieżki tam, gdzie ich do tej pory jeszcze nie było…

=-====================

Książkę w wersji papierowej można, klikając w poniższy link, kupić tu:
https://ksiegarnia-armoryka.pl/Tuman_krwawej_mgly_Andrzej_Juliusz_Sarwa.html

[1]Niszczyciele świata.
[2]Hayyim Samuel Jacob Falk, czyli Baal Shem z Londonu lub Doktor Falckon (1708-1782).
[3]Żyjący w latach 1741-1805 francuski szpieg i szantażysta.
[4]Manuel Pinto da Fonseca (1681-1773).
[5] Jak widać w XVIII-wiecznej oświeconej Europie sporo było takich tajemniczych zniknięć.
[6]Kölmer pozostaje najbardziej tajemniczym spośród wszystkich tajemniczych ludzi swoich czasów; w pierwszej chwili można się zastanawiać, czy nie był on kolejnym z kabalistycznych Żydów, działających jako tajni inspiratorzy magów, którzy pojawili się w centrum uwagi. Nazwisko Kölmer mogło być wariantem znanego żydowskiego nazwiska Calmer. (Nesta Helen Webster, The Dark Underground: Secret Societies and Subversive Movements, Amazon Edition, Seattle 2018, p. 191-192). [7]1748-1830.
[8]Memphis – Memfis, miasto w Egipcie; Misraim – po hebrajsku Egipt.
[9] Iluminaci Awiniońscy – Les Illuminés d’Avignon (ponieważ działali w Awinionie) byli również zwani Iluminatami z Góry Tabor – Illuminés du Mont-Thabor (od nazwy zamku Mont-Thabor w Bédarrides, w pobliżu Awinionu, gdzie się spotykali). (fr.).
[10]Dom Pernéty, czyli Antoine-Joseph Pernéty (1716-1796).
[11]Guillaume Postel (1510-1581) francuski językoznawca, astronom, kabalista i okultysta.
[12]Michael Maier (1568-1622) niemiecki lekarz i alchemik, doradca cesarza Rudolfa II Habsburga, okultysty.
[13]Ok. 1727-1774.
[14]Nauki hrabiego Grabianki (1740-1807) mogły wywrzeć wpływ na Towiańskiego, Mickiewicza, Słowackiego, a pośrednio być może na Piłsudskiego i… Jana Pawła II.
[15]Martynizm – doktryna Martinèsa de Pasqually jest częścią ezoterycznego chrześcijańskiego odłamu masonerii, m.in. oczekująca na nadchodzące zniszczenie materialnego Kościoła, by mogła zostać przywrócona doskonałość utracona w
wyniku grzechu Adama.

Proroctwo o siedemdziesięciu tygodniach. Część IV. ks. Paweł Murziński

Przygotowania propagandowe pod nową falę szczepień.

Media tak zwanego “głównego nurtu” rozpoczęły propagandowy “ostrzał” mający za cel zapędzenie ludzi do nowej fali tak zwanych szczepień, na jesieni tego roku.

Kanibalizm szczepionkowy – czy tak zwane Szczepany wiedzą, że w szprycach wpuszczono im do ciał ludzkie komórki, z reguły rakowe? W jednym z poprzednich artykułów streściłem pobieżnie wykład doktora Stefano Montanari, wygłoszony w polskim Sejmie w roku 2019, na temat chemicznego gnoju zawartego w tak zwanych szczepionkach.

(artykuł tutaj: http://pospoliteruszenie.org/gnoj%20.html )

Dr Montanari skupił się na chemicznych związkach dodawanych do szczepionek, w zdecydowanej większości silnych truciznach! To jednak nie wyczerpuje horroru “zaklętego” w każdej szczepionce! Decydujący w każdej szprycy jest “wkład” właściwy, to jest osłabiony wirus. Ponieważ wiemy, że nikt na świecie nie udowodnił, że wirusy istnieją, więc rodzi się pytanie: co oni dodają do szczepionek jako “wirusy”?

I tutaj wkraczamy w świat fikcji i zbrodni. Ponieważ oficjalnie wirusy istnieją (na tej wierze opiera się cały biznes szczepionkarski), więc trzeba je namnażać w ogromnej ilości, aby każda szpryca została w nie zaopatrzona. Do tego potrzeba “gospodarza”, na którym będą się te wirusy namnażać. To wiąże się z zapotrzebowaniem na ogromne ilość martwych resztek – ludzkich i zwierzęcych. Producenci szczepionek i ludzie pracujący w tym przemyśle beztrosko określają je mianem kultur i linii komórkowych lub substratu (podłoża). Nadają im zakodowane numery, aby ukryć fakt, że owe linie komórkowe to de facto kawałki ludzkich i zwierzęcych ciał.

Oto najczęściej używane “linie komórkowe”: Komórki diploidalne [zawierające podwójną liczbę chromosomów]. Pobrane z usuniętego płodu. Wykorzystane do produkcji szczepionki przeciwko ospie wietrznej. Komórki MRC-5. Komórki diploidalne pobrane w 1966 roku z tkanki płucnej chłopca rasy białej, którego matkę poddano aborcji w 14 tygodniu ciąży z powodu „zaburzeń psychiatrycznych”. Wykorzystane do produkcji szczepionki przeciwko żółtaczce typu A, wściekliźnie, ospie wietrzne i MMR (odra, świnka, różyczka). Komórki Hi-5. Komórki jajowe gąsienicy błyszczki. Wykorzystane do produkcji szczepionki HPV (wirus brodawczaka ludzkiego).

Komórki Vero. Pobrane w 1962 roku z aneuploidalnych [zawierających anormalną liczbę chromosomów] komórek nerkowych afrykańskiej zielonej małpy. Wykorzystane do produkcji szczepionki przeciwko japońskiemu zapaleniu mózgu, DTP (błonica, tężec, krztusiec), żółtaczce typu B, ospie wietrznej, rotawirusom oraz współczesnemu polio. Na marginesie warto wspomnieć, że szczepionka przeciwko polio wg Salka (IPV, tzw. inaktywowana) była zanieczyszczona wirusem Simian 40, obecnym w komórkach nerkowych rezusów, który prawdopodobnie jest jedną z przyczyn wysokiego wskaźnika zachorowań na raka.

Komórki MDCK (psie komórki nerkowe Madin-Darby’iego). Pobrane w 1958 roku z nerki dorosłej suki cocker spaniela. Wykorzystane do produkcji szczepionki przeciwko grypie sezonowej Flucelvax.Komórki WI-38. Pobrane w 1960 roku z tkanki płucnej 3-miesięcznego żeńskiego płodu rasy białej. Wykorzystane do produkcji szczepionki przeciwko adenowirusom oraz MMR. Komórki RA 27/3. Pobrane z poronionego płodu kobiety chorującej na różyczkę. Namnożone na komórkach WI-38, a następnie wykorzystane do produkcji szczepionki przeciwko różyczce.

Komórki CEM. Pobrane od 4-letniej białej dziewczynki chorującej na ostrą białaczkę limfoblastyczną. Komórki HeLa. Najszerzej wykorzystywane komórki liniowe świata. Pobrano je od czarnej kobiety Henrietty Lacks (bez jej zgody), która zmarła w 1951 roku na raka szyjki macicy. Naukowcy uwielbiają komórki nowotworowe szyjki macicy tej kobiety, gdyż jako pierwsze przetrwały i namnożyły się w hodowli. Dlaczego szaleńczy wyznawcy szczepionkowego kultu tak bardzo lubią substraty z komórek rakowych? Ano dlatego, bo CEM, HeLa i A549 są nieśmiertelne. Nieustająco multiplikują się, w nieskończoność; tak jak mają to w zwyczaju wszystkie inne komórki rakowe. Wystarczy zapewnić im tylko odpowiednią temperaturę i karmić dostateczną ilością cielęcej surowicy.

To wszystko. To oczywiście istne dobrodziejstwo dla wszystkich szczepionkowych czarowników, gdyż nie muszą już wydawać aż tyle pieniędzy co w przeszłości na zakup normalnych komórek linowych, które ostatecznie starzeją się i umierają. Więcej tutaj: https://anthony.neon24.org/post/170435,o-szczepieniach-po-raz-kolejny

Na koniec postawmy pytanie: jakie to wirusy namnażają czarownicy szczepionkowi na opisanych liniach komórkowych, jeśli nikt na świecie nigdy nie wyizolował żadnego wirusa, oraz nie ma żadnego dowodu, że wirusy istnieją? Cała ta zabawa z namnażaniem wirusów na liniach komórkowych ma tylko jeden cel: stworzyć “naukowy” pretekst do dodawania do szczepionek martwych tkanek ludzkich i zwierzęcych. To gwarantuje, że “szczepionka” wywoła chorobę (najczęściej raka), a jeśli organizm sobie z tym trupim “wkładem” poradzi, to wykończyć go mają tradycyjne trucizny opisane przez doktora Montanari!!

Oficjalne dane statystyczna pokazują, że im bardziej “wyszczepione” jest dane społeczeństwo, tym większa w nim zachorowalność i ilość zgonów z powodu nowotworów. Absolutnym liderem światowym w “wyszczepialności” dzieci, młodzieży i dorosłych są Węgry, w państwie tym zaszprycowanych jest prawie 100% populacji! Jednocześnie Węgry są nie kwestionowanym liderem światowym w zachorowalności i zgonach z powodu chorób nowotworowych. Najmniej zaszprycowana jest w Europie Malta (70% populacji), w państwie tym choroby i zgony nowotworowe nie stanowią problemu społecznego i w statystykach światowych Malta “wlecze się w ogonie” zgonów i zachorowań nowotworowych i ma najdłuższą na świecie przewidywalną długość życia(więcej na ten temat tutaj: http://pospoliteruszenie.org/Rak%20a%20szczepienia.html

W taki to naukowy sposób szczepionki kaleczą i zabijają dzieci i dorosłych i nie ma sposobu aby tych ostatnich wybudzić z telewizyjnego zauroczenia szczepionkarstwem! Dodawanie do szczepionek tkanek ludzkich oprócz zbrodniczego celu zatruwania ludzi, ma również znamiona jakiegoś kultu satanistycznego upodlenia ludzi, uprawiających kanibalizm nie wiedząc o tym!!

Anthony Ivanowitz

11.08.2024r.

Państwo demoliberalne jako struktura antynarodowa

Państwo demoliberalne jako struktura antynarodowa

Demoliberalne państwa zachodnie zatraciły charakter państw narodowych, gdyż nie służą już swoim narodom i nie reprezentują ich interesów. Po ostatnich wydarzeniach w Anglii coraz dobitniej widać, że tradycyjne role uległy odwróceniu – naród stał się dla demoliberalnego państwa największym wrogiem. Nadeszła era państw antynarodowych.

Radykalny wzrost znaczenia instytucji ponadnarodowych oraz innych czynników międzynarodowych (globalna finansjera, wielkie korporacje, rozmaite fundacje) w okresie po II wojnie światowej doprowadził do dezorganizacji dotychczasowej architektury politycznej świata. Czynniki ponadnarodowe uzyskały nad państwami narodowymi przewagę na tyle dużą, że zaczęły wykorzystywać państwa do realizacji swoich własnych interesów. Idealną ilustracją tego stanu rzeczy jest, chociażby realizacja przez państwa Agendy na rzecz zrównoważonego rozwoju ONZ, pakietu Fit for 55 oraz szeregu innych, radykalnych ekologicznych programów, stojących w sprzeczności z interesami narodowymi, a jednocześnie napędzających ogromne zyski ekonomiczne wielkich korporacji i globalnej finansjery, jak i zyski polityczne dla forsujących je organizacji jak ONZ czy Unia Europejska.

Procesy te, które na naszym portalu wielokrotnie dokumentowaliśmy innego rodzaju przykładami, charakteryzują się tym, że zachodzą na przestrzeni dekad, co czyni je niedostrzegalnymi dla przeciętnych Europejczyków – zarówno tych zainteresowanych sprawami życia publicznego, jak i tych obojętnych, wytresowanych przez aparat propagandowo-rozrywkowy do poświęcania swojego czasu na rzeczy nieistotne i autodestrukcyjne. Stąd też sytuacje, w których okazuje się, że zachodnie rządy podejmują działania ewidentnie sprzeczne z interesami swoich obywateli, u większości z nich wywołują albo niedowierzanie, albo niezrozumienie. Tymczasem taki stan rzeczy nie powinien dziwić nikogo.

Współczesne państwa demoliberalne podtrzymują jedynie iluzję kontynuacji tradycji państw narodowych, ponieważ pozwala im to zapewnić sobie lojalność społeczeństw je zamieszkujących. Zachowane zostają więc tradycyjne formy ustrojowe, a kluczową rolę odgrywa fasada demokracji, stwarzająca wśród demosu wrażenie, że to on decyduje o tym, kto sprawuje rządy. W licznych tekstach krytycznie opisujących demokrację liberalną wykazywaliśmy już, dlaczego takie myślenie rozmija się z prawdą, stąd też zainteresowanych tym, dlaczego wybory demokratyczne w dzisiejszym świecie zachodnim są jedynie iluzją, pozwalającą na łatwiejsze sterowanie masami, odsyłam do tych właśnie tekstów:

Tymczasem prawda jest taka, że współczesne państwa demoliberalne w świecie zachodnim są w zaawansowanej fazie procesu, za sprawą którego przyjmują coraz bardziej widoczne cechy państw antynarodowych. Poniżej postaram się ten czteroetapowy proces przybliżyć.

Proces transformacji państwa narodowego w państwo antynarodowe

Etap 1. Zdrada elit

Warunkiem wstępnym przekształcenia państwa narodowego w aparat antynarodowy jest zdrada elit, przede wszystkim polityków wysokiego szczebla. W dzisiejszych warunkach proces ten ma charakter korupcji moralnej – przypomina on bowiem klasyczną korupcję, lecz dokonywany jest w sposób, który nie jest jednoznacznie sprzeczny z prawem. Proces ten w dużym skrócie polega na tym, że politycy oddają swoje usługi czynnikom zewnętrznym, dbając o realizację ich interesów. Wyróżniamy pięć takich czynników:

a) organizacje ponadnarodowe – posiadające możliwość oferowania politykom intratnych posad w rozmaitych instytucjach o charakterze międzynarodowym, co wiąże się zazwyczaj z nieporównywalnie większymi zarobkami i możliwościami dalszej kariery w porównaniu do tych, stwarzanych przez państwo narodowe;

b) fundacje, instytuty oraz inne organizacje formalnie apolityczne o globalnym zasięgu działania – oferujące wyselekcjonowanym przez siebie jednostkom wielkie stypendia i radykalne ułatwienia na ścieżce kariery (m.in. Fundacja Open Society George’a Sorosa, Fundacja Rockefellera, Fundacja Rotschildów, Fundacja Klausa Schwaba). To, co cechuje polityków, zawdzięczających w dużej mierze swoje kariery protekcji takich instytucji to podwójna lojalność – fundacje te nie dotują bowiem młodych ludzi tylko po to, by tym żyło się lepiej, lecz oczekują w przyszłości zwrotu długu wdzięczności w postaci promowania oczekiwanych rozwiązań, postaw, ideologii;

c) globalna finansjera i wielkie korporacje – ze względu na nieograniczone zasoby finansowe i kontrolę nad mediami będące w stanie wykorzystywać opłacanych lobbystów i innych rzeczników swoich interesów poprzez kreowanie ich na „ekspertów”, forsujących określone – pożądane przez mocodawców – rozwiązania;

d) obce państwa – wpływające na politykę wewnętrzną i zewnętrzną państwa docelowego za pośrednictwem ukrytej w systemie agentury.

Etap 2. Zdrada instytucji zaufania publicznego

W dzisiejszym świecie kluczową rolę na tym etapie odgrywa przejęcie mediów, pozostających w zdecydowanej większości pod kontrolą następujących czynników:

a) wspomnianych wyżej skorumpowanych elit pod postacią tzw. telewizji publicznych;

b) wielkich korporacji, które kreują linię propagandową zbieżną z linią propagandową instytucji ponadnarodowych (wspólnota interesów);

c) w przypadku Polski kapitału zagranicznego, który wykorzystuje aparat propagandy do dezinformacji i dezorientacji społeczeństwa docelowego, przy jednoczesnej promocji rozwiązań prawnych oraz ideologii korzystnych z własnego punktu widzenia.

Ponadto istotną rolę na tym etapie odgrywa przejęcie innych obszarów mających znaczący wpływ na kształtowanie świadomości społecznej. Są to system szkolnictwa wyższego i edukacji oraz szeroko rozumiana sfera kultury (włącznie z przemysłem rozrywkowym). Antynarodowy aparat państwowy jest bowiem w stanie wykorzystywać wszystkie te narzędzia do wpajania społeczeństwu świadomości fałszywej oraz kształtowania postaw pożądanych z punktu widzenia systemu.

Etap 3. Zdrada służb mundurowych

Kolejnym warunkiem ustanowienia państwa antynarodowego jest wykorzystanie służb mundurowych przeciwko społeczeństwu, co niszczy naturalne i niezbędne dla właściwego funkcjonowania państwa poczucie wspólnych interesów i celów między służbami a narodem. Tradycyjnie zarówno siły zbrojne, jak i organy ochrony bezpieczeństwa i porządku publicznego powinny stać na straży bezpieczeństwa państwa i społeczeństwa. Może być jednakże tak – i dzieje się to dzisiaj w świecie zachodnim – że służby stoją na straży bezpieczeństwa samego państwa, ale nie społeczeństwa, które z punktu widzenia systemu zaczyna być postrzegane jako wróg i zagrożenie tego bezpieczeństwa (wracamy do casusu angielskiego).

Kluczową rolę odgrywa w tym aspekcie armia oraz policja, ale równie istotna jest postawa służb specjalnych, których działalność na co dzień jest przez społeczeństwo niedostrzegalna. W przypadku służb tajnych istnieje dodatkowe niebezpieczeństwo – możliwości ich działania na rzecz obcego wywiadu.

Etap 4. Zdrada wymiaru sprawiedliwości

Etap 4 zostaje zrealizowany, kiedy to wymiar sprawiedliwości przestaje egzekwować prawo takim, jakie ono jest, a zaczyna egzekwować je tak, jak oczekuje tego władza. Wówczas, ze względu na zapanowanie bezprawia, obywatel zostaje pozbawiony ochrony prawnej, którą zdrowy wymiar sprawiedliwości może zapewnić np. w przypadku nadużyć ze strony aparatu politycznego lub aparatu siłowego.

Po ostatecznym dopełnieniu się etapu 3. państwo antynarodowe wchodzi w stan demoliberalnego autorytaryzmu. Natomiast po domknięciu etapu 4. państwo antynarodowe wchodzi w stan demoliberalnego totalitaryzmu (choć na pozór brzmi to jak oksymoron, w obu przypadkach chodzi o demoliberalną fasadę dla autorytarnej/totalitarnej formy rządów).

Gdzie jesteśmy i dokąd zmierzamy?

III Rzeczpospolita znajduje się aktualnie na 3. etapie powyżej opisanego procesu, jako że doszło w naszym przypadku do definitywnej zdrady interesu narodowego przez elity oraz zdrady dużej części instytucji publicznego zaufania – z kluczową rolą mediów.

Jeśli chodzi o elity, zdrada dotyczy całej sceny politycznej. Dwa główne obozy od 19 lat dokonują ogromnych szkód na poziomie zarówno politycznym (realizując w pierwszej kolejności interesy państw obcych, instytucji ponadnarodowych oraz swoich własnych partii), jak i społecznym (celowo napędzając w społeczeństwie prymitywną, plemienną nienawiść dla własnych, partykularnych korzyści politycznych). W procesie destrukcji państwa polskiego jak najbardziej czynną i haniebną rolę odegrały wszelkiego rodzaju media mainstreamowe, służące jako prostytutki konkretnych obozów politycznych, czy też – w przypadku mediów z obcym kapitałem – do promocji i realizacji interesów państw obcych, co doprowadziło do tego, że – jak ująłem to niegdyś w innym tekście – ogromna część Polaków myśli dzisiaj kategoriami niemieckiego (lub amerykańskiego) interesu narodowego, zwalczając przy okazji wszelkie inicjatywy, które mogłyby pozytywnie przyczynić się do wzmocnienia pozycji państwa polskiego.

Pełne domknięcie etapu 3. i 4. na szczęście zdaje się na dzień dzisiejszy niewykonalne. Choć w ostatnich latach nie brakowało sytuacji, w których policja zachowywała się względem społeczeństwa w sposób haniebny (zwłaszcza w czasach tzw. lockdownów, lecz także m.in. w trakcie Marszu Niepodległości 2020, raniąc gumowymi kulami przypadkowych ludzi, czy tłukąc pałami rolników w trakcie niedawnych protestów), to mimo wszystko nie mamy dzisiaj powodów, by wierzyć, że przeciwko nam samym mogłaby obrócić się nasza armia.

Wręcz przeciwnie – to właśnie na przykładzie naszej armii możemy zobaczyć, jak wyglądają powyżej opisane przeze mnie procesy w praktyce. Zaprzedane elity, zaprzedane media i zaprzedane instytucje publiczne w ostatnich latach niejednokrotnie urządzały seanse nienawiści względem Wojska Polskiego i naszych żołnierzy. Pokazuje to, że z punktu widzenia zaprzańców, armia broniąca polskich granic i polskich interesów stanowi fundamentalny problem. Dlatego tym bardziej jako społeczeństwo musimy stać po stronie naszej armii i naszych żołnierzy, a każdą kanalię plującą na polski mundur, traktować jak kogoś, kto pluje w twarz nam samym.

Przeczytaj koniecznie: Poniżanie żołnierzy

Z niepokojem należy obserwować wszelkie próby dalszego upolitycznienia wymiaru sprawiedliwości, zarówno przez jeden, jak i drugi obóz polityczny, których nazw przez obrzydzenie, wymieniać nie będę. Widzimy, że nowa, autorytarna wykładnia mówiąca o stosowaniu „prawa tak, jak my je rozumiemy” jest dziś obecna w mentalności najwyższych kręgów władzy. Możemy więc zakładać, że polityczna presja na wymiar sprawiedliwości będzie z czasem wzrastać. Klucz to nie dopuścić do skrajnej ideologizacji prawa, do czego prą dzisiaj lewackie części składowe rządu, gdyż na przykładzie państw zachodnich możemy zaobserwować, jak kończy się wprowadzanie do systemu prawnego pojęć takich jak „mowa nienawiści” (w Szkocji liczba zgłoszeń tego „przestępstwa” doprowadziła do paraliżu pracę policji). Ideologizacja prawa prowadzić może jedynie do terroru poprawności politycznej i kneblowania ust ludzi, którzy nie zginają karku przed fałszywym, demoliberalnym bożkiem.

Co z Zachodem? Demoliberalizm autorytarny to dzisiaj na zachód od Wisły norma, a niektóre z państw zaczynają balansować na granicy demoliberalizmu totalitarnego. Wolność słowa w krajach takich jak Wielka Brytania, Francja, Niemcy czy Hiszpania istnieje już tylko w formie skrajnie ograniczonej, a więc wolnością słowa nie jest. Jest to iluzja wolności słowa, którą można dostrzec za każdym razem, gdy deszcz medialnej siarki spada na kogoś, kto przypadkowo powiedział o jedno słowo za dużo. Terror poprawności politycznej paraliżuje ludzi Zachodu do tego stopnia, że cenzura zaczyna okazywać się zbędna – ludzie sami nakładają na siebie autocenzurę. Czyż to samo nie dzieje się w naszym kraju, gdzie coraz więcej ludzi stosuje logikę – nie zgadzam się, ale…?

Teoretycznie jesteśmy w sytuacji o tyle komfortowej, że to, co dzieje się w naszym kraju – praktycznie na każdym poziomie – to procesy, które wcześniej miały już miejsce na Zachodzie. Możemy analizować to, co działo się w Stanach Zjednoczonych, Wielkiej Brytanii, Francji, Hiszpanii czy w Niemczech 10, 20, 30 lat temu i wyciągając wnioski nie dopuszczać do powielania błędów, które tam popełniono. Tymczasem w praktyce postępujemy całkowicie wbrew tej logice – robimy dokładnie te same błędy, po czym dziwimy się, że świat wokół nas zaczyna przypominać jeden wielki psychiatryk, w którym człowieka ogarnia paranoiczny strach przed powiedzeniem tego, co naprawdę myśli.

_________________

Państwo demoliberalne jako struktura antynarodowa, Dominik Liszkowski, 9 sierpnia 2024

UK – upadłe społeczeństwo – Nowości

A tu – sędzie odmówi zwolnienia za kaucją, nawet jeśli TYLKO przyglądałeś się demonstracjom

https://www.telegraph.co.uk/news/2024/08/09/judge-refuses-bail-riot-bystanders-belfast

69 latek skazany na (w sumie to może i dożywocie?) na 32 miesiące więzienia za udział w protestach https://www.theguardian.com/uk-news/article/2024/aug/08/pensioner-69-given-prison-sentence-for-violent-disorder-in-english-riots

Tuman krwawej mgły (3) – Francuskie drogi i dróżki . Andrzej Juliusz Sarwa.

Andrzej Juliusz Sarwa

Tuman krwawej mgły (3)
(fragment powieści)

Książkę można nabyć tutaj: https://ksiegarnia-armoryka.pl/Tuman_krwawej_mgly_Andrzej_Juliusz_Sarwa.html

Korespondencja

Najdrożsi Rodzice moi! Z panem markizem de

La Fayette, amerykańskim generałem i bohaterem, na dobre wróciłem do Europy dosłużywszy się w

Nowym Świecie pułkownikowskich epoletów.
– Popatrz ty duszko! – zawołał przepełnionym dumą głosem hrabia Białecki. – Nasz Staś dosłużył się pułkownikowskiej rangi, a takie było z niego ladaco!
– Czytajże dalej, czytaj! – hrabina, usłyszawszy pierwsze zdanie, z wrażenia aż dostała wypieków na twarzy.
– Dobrze już, dobrze – pan Białecki odchrząknął i kontynuował lekturę:
Wróciwszy tedy, zamieszkałem za namową pana markiza, w Paryżu, gdzie nas fetowano niebywale. Trochę chwały pana markizowej spłynęło i na mnie, bo wszystkim
opowiadał, jaki to byłem dzielny i jakem się zasłużył dla amerykańskiej wojny wyzwoleńczej, którą to złośliwcy zowią rewolucją, albo li też i buntem przeciw od Boga
danemu monarsze. Ale mniejsza o to.
Cały dwór podziwiał markiza, a i mnie, jakom już rzekł wcześniej, niejako przy okazji. Nawet sama królowa Maria Austriaczka[1] zaszczyciła mnie łaskawym słowem!
Tak więc – jakem wyżej nadmienił – mieszkam w Paryżu i zgodnie z zapewnieniami mojego protektora pana de La Fayette, zrobię wojskową karierę. Oczywiście,
jeśli się sprawdzą jego słowa, odniosę zapewne i sukces towarzyszki, a dzięki zasobności sakiewki nie będę się musiał przed nikim zginać, ani też nikogo o jakieś
szczególne względy prosić. Ergo – rysuje mi się raczej dobra przyszłość.
Byłbym szczęśliwy mieć Was, Najdrożsi Rodzice moi tutaj, przy sobie, abyście Wy się mogli cieszyć mną, a ja Wami. Czy zechcecie? Wasza wola. Na wszelki,
jednakowoż wypadek, zleciłem gruntowny remont twojego Ojcze starego domu przy rue de la Tannerie. Potrwa to około trzech-czterech miesięcy, bo po tylu latach,
gdy stał opustoszały, popadł w lekką ruinę, ale jak zapewniają renowatorzy nie jest jednak najgorzej i odzyska on dawny blask jak też i świetność.
Będą więc czekać na was wygodne apartamenta i kochający syn, który wdzięcznym Wam będzie za rychłą odpowiedź.
Pozostawajcie w zdrowiu!

Wasz zawsze
Staś.

W Paryżu dnia 9 Decembra, A.D. 1786
Hrabia skończył i spojrzał pytająco na żonę.
– Serce mi się rwie, do tego światła moich oczu, ale i obawiam się cokolwiek…
– I czegóż to, moja duszko? Wszak twój prześladowca, Ludwik XV już dawno zamknął oczy. Zresztą, gdyby nawet i nie, to gdzieżby cię tam pamiętał. Na tyle
panien, które się przez jego łoże przewinęło!
– Ale przecie nie brak innych, którzy mogą mnie pamiętać, mieć o mnie tę niedobrą wiedzę, a przecie za nic w świecie nie chciałabym zaszkodzić naszemu
Stasiowi!
– Napiszmy zatem do twego wuja, kawaleraVincenta de Bonald, aby zasięgnął języka w sprawie owych osób, na które byśmy nie chcieli się natknąć. – Kogo konkretnie masz na myśli? Wymieńże te nazwiska panie mężu. Ciekawam, czy to te same, które i mnie na myśl przychodzą.
– Hrabia de Saint-Germain, pan Casanova, pani Angélique de Grollée, markiz de Thibouville, markiza d’Urfé, markiza de Valbelle, hrabina d’Adhémar no wreszcie i pokojowa Adrienn. To chyba wszyscy? Czy tak?
Pani Białecka skinęła głową.
– Tak, to chyba rzeczywiście wszyscy.
– Zatem nie ma na co czekać! Zabieram się za pisanie listów! – zadzwonił na lokaja. – A dawaj tu papier, pióro, inkaust!
Gdy skończył pisać, poskładał listy, nakapał laku i odcisnął w nim sygnet ze swoim herbem.


Panie Hrabio!
Z największą skrupulatnością spełniłem prośbę, którą skierował Pan wraz z moją siostrzenicą, a Pańską Małżonką, ażeby się wywiedzieć jak najwięcej o osobach, które Pan Hrabia raczył wymienić w swoim do mnie liście. Zatem śpieszę donieść, iż hrabia de Saint-Germain po wyjeździe z Paryża, zagrożony aresztowaniem w roku 1760, gdzieś przepadł, później zaś pojawiły się pogłoski, iż zmarło mu się w lutym 1784 roku w którymś z
niemieckich krajów, chociaż nie brak takich, którzy gotowi są przysiąc, iż widzieli go po tym terminie i że hrabia żyje – tego jednak nie nie udało mi się zgłębić. Pan Casanova znowuż przez wiele lat mieszkał w Polsce, jako i Pan, Panie Hrabio mieszkasz (lecz z zapytania o niego wynika, żeście się nie spotkali), teraz natomiast podobno przebywa w Czechach. Markiz de Thibouville także w roku 1784, wyniszczony rozpustą, również oddał ducha, bodajże w miesiącu czerwcu, w Rouen. Pani Angélique de Grollée jakiś czas temu (jeśli mnie dobrze poinformowano), minionego lata zmarła na syfilis w domu dla obłąkanych w l’Hôtel-Dieu w Lyonie. Markiza d’Urfé zasię opuściła ten padół nader dawno temu, bo w roku 1775. Markiza de Valbelle, hrabina d’Adhémar jako jedyna żyje i to w dobrym zdrowiu i jest damą dworu królowej. Wreszcie pokojowa Adrienn – o niej niczego pewnego się nie dowiedziałem. Ktoś mi tylko napomknął, że najprawdopodobniej wyjechała do Nowego Świata, wyszedłszy wprzódy za mąż za jakiegoś kastylijskiego szlachetkę, ale za tę wiadomość głowy nie dam.
To już by było wszystko w kwestii zleconej mi przez Pana Hrabiego. Miło by mi było ujrzeć Państwa w Paryżu, lecz to przecie ani ode mnie nie zależy, ani też od nikogo innego, jeno od woli Państwa samych.
Pozostaję z wyrazami głębokiego szacunku i należnego poważania ―

Vincent de Bonald

W Paryżu dnia 5 Iuniusa, A.D. 1787
Hrabia skończył i spojrzał pytająco na żonę.
Przez jakiś czas milczała, ale wreszcie rzekła:
– Skoro tak, to nie należy spodziewać się jakowegoś niebezpieczeństwa, chociaż… może być rozmaicie.
– Zatem?
– Zatem… może pojedźmy do Paryża… Ja tak strasznie tęsknię za naszym synkiem…
– I ja także, ja także.


Wicehrabio! Synu!
Rozważyliśmy z Twoją Matką, coś nam zaproponował i chociaż serce nie ciągnie nas do Paryża, to przecie ciągnie do ciebie. Przeto gdy nas tylko uwiadomisz, iż dom przy rue de la Tannerie nadaje się znów do zamieszkania, przybędziemy tam.
Pamiętaj, żeś naszym jedynym szczęściem na tym smutnym świecie, zatem dbaj o siebie i bezmyślnie nie narażaj się na niebezpieczeństwa czy to utraty życia, czy to utraty duszy.
Bywaj zatem i do zobaczenia wrychle!

Ojciec

W Sendomirzu dnia 5 Augustusa, A.D. 1787
Hrabia, odczytawszy małżonce to, co napisał, złożył kartę i zapieczętował.
Hrabina westchnęła głęboko, bo chociaż często nocami jawił się jej Paryż w sennych marzeniach, to przecie przez te wszystkie długie lata głęboko wrosła w sandomierską ziemię i smutno się jej zrobiło na myśl, że trzeba ją będzie opuścić. Czy na zawsze? Czy na jakiś czas? Któż to mógł zawczasu odgadnąć?
Ruszyli w drogę…

=-====================

Książkę w wersji papierowej można, klikając w poniższy link, kupić tu:
https://ksiegarnia-armoryka.pl/Tuman_krwawej_mgly_Andrzej_Juliusz_Sarwa.html

[1]Marie-Antoinette de Habsbourg-Lorraine, czyli Maria Antonia Josepha Johanna de Lorraine (1755-1793), żona Ludwika XVI,
królowa Francji.

Prześladowanie Antiocha Epifanesa – pierwowzór Antychrysta cz III ks. Paweł Murziński

Grzegorz XVII: Papież, którego nie było…

Odtajnione dokumenty USA: Waszyngtoński i masoński zamach stanu, który doprowadził do wyboru Jana XXIII

Nad konklawe odbywającym się w 1958 roku zbierały się bardzo ciemne chmury.  Był to niezwykle burzliwy czas w Kościele, czas, w którym od pewnego czasu szykowały się zmiany, które miały później zachwiać tysiącletnią tradycją tej instytucji. Odszedł właśnie Pius XII, jeden z największych papieży w historii, mimo że w kolejnych latach po jego śmierci niektórzy liberalni historycy wraz z prasą tej samej orientacji prowadzili przeciwko niemu niesławną kampanię oszczerstw. Starali się przedstawić papieża Pacelliego jako kolaboranta nazistowskich Niemiec, podczas gdy istnieją dokumenty obalające to kłamstwo.

Jeśli był ktoś, kto od razu dostrzegł w Hitlerze poważne zagrożenie dla Europy, to był to właśnie sam Pius XII, który już we wczesnych latach swojego pontyfikatu pisał do różnych europejskich kancelarii, opowiadając się za potrzebą zamachu stanu w Niemczech w celu obalenia kanclerza wciągającego swój kraj, a następnie cały świat, w kolejną wojnę światową, dokładnie tak, jak chciały tego siły międzynarodowego syjonizmu https://insidethevatican.com/magazine/culture/proof-eugenio-pacelli-not-hitlers-pope/.

Pacelli został oskarżony o powiązania z nazizmem, podczas gdy papież natychmiast wyraził zdecydowane potępienie dla ruchu, który w rzeczywistości był wspierany od samego początku przez Światowy Kongres Syjonistyczny i jego sekcję w Niemczech, która podpisała nawet porozumienie z Fuhrerem, niesławną Haavarę, o której mówiliśmy przy poprzedniej okazji.

…………………………………

Porozumienie Haavara (hebr. הֶסְכֵּם הַעֲבָרָה Tłumaczenie: heskem haavara: “umowa transferowa”) była umową między nazistowskimi Niemcami a syjonistycznymi niemieckimi Żydami podpisaną 25 sierpnia 1933 roku. Umowa została sfinalizowana po trzech miesiącach rozmów prowadzonych przez Federację Syjonistyczną Niemiec, Anglo-Palestine Bank (pod kierownictwem Agencji Żydowskiej) i władze gospodarcze nazistowskich Niemiec. Było ono głównym czynnikiem umożliwiającym migrację około 60 000 niemieckich Żydów do Palestyny w latach 1933-1939[1]. https://en.wikipedia.org/wiki/Haavara_Agreement

………………………………..

Hitler nie narodził się z niczego. Hitler narodził się, ponieważ bardzo potężne kręgi w Nowym Jorku zapewniły mu ogromne finansowanie już w roku 1929, kiedy partia nazistowska była mało znacząca i daleka od zawrotnego wzrostu potęgi, jaki udało jej się osiągnąć w kolejnych latach.

Dowody na finansowanie partii nazistowskiej przez Wall Street zostały dostarczone już na początku lat ’30 XX wieku przez Sidneya Warburga, który w 1933 roku napisał książkę zatytułowaną „Finansowe początki narodowego socjalizmu”, w której szczegółowo opisał, w jaki sposób banki aszkenazyjskich finansistów w Nowym Jorku, w szczególności rodzina Rockefellerów, miały wszelki interes we wspieraniu politycznego wzrostu mesjasza nazizmu, aby następnie wciągnąć Europę w kolejny konflikt, który był niezbędny do osiągnięcia wcześniej ustalonych celów, takich jak narodziny ONZ, archetypu rządu światowego oraz państwa żydowskiego, prawdziwej obsesji rodziny Rothschildów.

Jesteśmy zatem świadkami zjawiska, które można nazwać projekcjonizmem. Kręgi, które stworzyły polityczną fortunę Hitlera, oskarżyły Watykan o to, że nie zrobił wystarczająco dużo, aby powstrzymać Hitlera, pomimo faktu, że Pius XII był pierwszym wielkim autorytatywnym głosem ostrzegającym przed niebezpieczeństwem stwarzanym przez nazistowskie Niemcy i pomimo faktu, że to właśnie głosiciele owego fałszywego oskarżenia pozwolili niemieckiemu kanclerzowi dojść do władzy.

Jakby tego było mało, do tegoż haniebnego oskarżenia należy dodać kolejne, mówiące, że nie zrobił wystarczająco dużo, aby pomóc Żydom, pomimo faktu, że źródło będące ponad wszelkimi podejrzeniami, tj. rabin Jerozolimy, Isaac Herzog, osobiście podziękował Jego Świątobliwości za jego wysiłki na rzecz ratowania Żydów prześladowanych przez nazistów, podczas gdy Światowy Kongres Syjonistyczny cieszył się z owych prześladowań, bez których narodziny państwa Izrael nigdy nie zostałyby osiągnięte https://www.jta.org/2010/03/11/ny/defends-pope-pius-xii.

Pontyfikat Piusa XII był kamieniem węgielnym tradycji katolickiej, więc potężne siły masońskie oraz typowe kręgi anglo-amerykańskie za wszelką cenę chciały zdecydowanego przerwania ciągłości duszpasterskiej Watykanu w celu osadzenia na tronie papieskim człowieka, który mógłby wprowadzić Kościół do świątyni nowoczesności oraz tzw. praw człowieka zrodzonych z nieszczęsnej rewolucji francuskiej.

Amerykański dziennikarz, Stephen Kokx, udostępnił na platformie X odtajniony dokument amerykańskiego Departamentu Stanu (z dnia 11 października 1958 r.) z czasów administracji Eisenhowera, człowieka bardzo blisko związanego z Izraelem, który ujawnia, że Waszyngton miał swojego własnego kreta wewnątrz konklawe, który informował Stany Zjednoczone o wszystkim, co działo się w pomieszczeniach Watykanu oraz w Kaplicy Sykstyńskiej. https://x.com/StephenKokx/status/1818127452301820114

Toczyła się zacięta walka o Kościół. Mocarstwa anglo-amerykańskie oraz różne amerykańskie instytucje globalistyczne, takie jak Bohemian Grove i Council on Foreign Relations, miały bardzo precyzyjną wizję przyszłości, która czekała ludzkość.

Instytucje te, jak powszechnie wiadomo, miały nadzieję na utworzenie światowego rządu, swego rodzaju autorytarnego molocha, który narzuciłby się całemu światu i przejął suwerenność poszczególnych narodów.

Inspiracją dla „marzenia” o zbudowaniu imperium globalnego jest “religia” wyznawana przez globalizm, która (co jest dziś oczywiste dla każdego uczciwego intelektualnie obserwatora), nie jest wyłącznie sekularyzacją i państwowym ateizmem jako ostatecznym i definitywnym celem. Sekularyzacja jest jedynie maską noszoną przez liberalizm, który po opadnięciu wszystkich zasłon, postanawia ustanowić globalny kult lucyferiański, a horrendalny pokaz na Igrzyskach Olimpijskich w Paryżu jest jedynie najświeższym przykładem ujawnienia prawdziwej tożsamości współczesnego “postępowego” i liberalnego świata.

Gdybyśmy chcieli cofnąć się jeszcze dalej w czasie, aby zrozumieć taką “filozofię”, moglibyśmy pochylić się nad listami, które założyciel Iluminatów z Bawarii, Adam Weishaupt, pisał do swoich wiernych współpracowników, którym wyjaśniał, że różnym wtajemniczonym nie należało mówić, iż sekta ta chce wyrugować chrześcijaństwo – co było tajemnicą zazdrośnie strzeżoną i ujawnianą wyłącznie adeptom wykazującym idealne cechy, aby służyć celom Iluminatom.

Owe kręgi nie mogły osiągnąć swojego celu bez uprzedniego wejścia do trzewi Kościoła Katolickiego, ponieważ istnienie tej instytucji oraz jej wierność katolickiej doktrynie wszechczasów już samo w sobie uniemożliwia powstanie rządu światowego i związanej z nim tajemnej religii. W tym miejscu, po raz kolejny doskonale pojmujemy to, co św. Paweł mówił o funkcji katechonu, koncepcji wyrażającej funkcję Kościoła polegającą na powstrzymywaniu naporu świata modernistycznego. Modernizm można uznać za rzekę, która chce zalać świat, a Kościół Katolicki za tamę, która powinna ją powstrzymać. Pomaga nam to zrozumieć, dlaczego w opinii jego wrogów, Kościół musiał zostać zinfiltrowany i podporządkowany.

Podczas konklawe w 1958 roku mieliśmy pełną manifestację owej infiltracji. Waszyngton uważnie śledził etapy wyboru nowego papieża, a źródło, które informowało Departament Stanu USA, miało nadzieję, że ludzie tacy jak kardynałowie Siri i Ottaviani, którzy byli uważani pod pewnymi względami za „przestarzałych” i mieli „nierealistyczny” pogląd na współczesne sprawy, nie zostaną wybrani na papieża, a to po prostu oznaczało, że ci dwaj kardynałowie byli uczciwi i nie byli gotowi dogadać się z tymi, którzy chcieli przekształcić Kościół w rodzaj nowoczesnej „katolickiej” świątyni praw człowieka.

Grzegorz XVII: Papież, którego nie było

To, o czym do dziś nie mówi się opinii publicznej, to coś, co można uznać za prawdziwy watykański zamach stanu.

Słyszymy wiele od samozwańczych „ekspertów watykańskich » o tzw. sede impedita oraz pontyfikacie Ratzingera, który nigdy nie został przerwany, ale nigdy nie słyszymy, aby owi «eksperci” wspomnieli o wydarzeniu, które zmieniło historię Kościoła i całego świata w latach następujących po konklawe z roku 1958.

O tym, co wydarzyło się pod sklepieniem Kaplicy Sykstyńskiej, opowiedział były agent FBI, Paul L. Williams, który zacytował odtajnione dokumenty Departamentu Stanu USA, w których przedstawiona jest prawdziwa historia tamtego, dramatycznego konklawe https://novusordowatch.org/fbi-consultant-cardinal-siri-elected-pope-1958/.

Po rozpoczęciu głosowania, większość wyraźnie opowiedziała się za kardynałem Sirim, legendarnym arcybiskupem Genui w latach 1946-1987 https://en.wikipedia.org/wiki/Giuseppe_Siri.

Siri, jak wspomniano wcześniej, miał reputację nieprzejednanego tradycjonalisty i był uważany przez samego papieża Piusa XII za jego najbardziej godnego następcę.

26 października 1958 r. wszystko wydawało się być zakończone, gdy ze słynnego watykańskiego komina wydobył się biały dym, a radio Stolicy Apostolskiej entuzjastycznie ogłosiło wybór papieża, który jednak nie pojawił się zgodnie z oczekiwaniami na balkonie Świętego Piotra, jak to się dzieje za każdym razem, gdy nowy papież jest wybierany przez konklawe.

W następnym głosowaniu Siri został ponownie potwierdzony, który wybrał również imię Grzegorz XVII, w ciągłości z papieżami, którzy potępiali zagrożenia modernistyczne, ale w owym momencie, kardynałowie francuscy sprzeciwili się wyborowi w otwarcie wywrotowym geście, prezentując wręcz fantomatyczną możliwość wybuchu zamieszek po komunistycznej stronie Żelaznej Kurtyny, gdyby genueński kardynał został papieżem.

Francuski manewr, niestety, odniósł pożądany skutek i Siri został zmuszony do złożenia rezygnacji w obliczu poważnego zagrożenia nie tylko dla jego osoby, ale i dla całego Kościoła. Czytając to, co powiedział ojciec Paolo Perrotta, istniała groźba, że Watykan może ucierpieć w wyniku ataku nuklearnego – o czym dowiadujemy się ze stron książki „Tajemnica pustego grobu Ojca Pio”  https://www.chiesaviva.com/tomba%20vuota.pdf napisanej przez Franco Adessę, współpracownika ojca Villi, bardzo bliskiego Ojcu Pio. Groźba ta została wypowiedziana już wcześniej przez Avro Manhattana, pisarza żydowskiego pochodzenia, który napisał, że jeśli Kościół nie przestanie „wtrącać się” w międzynarodowe sprawy polityczne, może go spotkać kara podobna do tej, jaka spotkała Japonię, ofiarę zrzucenia bomb atomowych na Hiroszimę i Nagasaki https://en.wikipedia.org/wiki/Avro_Manhattan.

Okultystyczne siły wywrotowe pracowały pełną parą, aby dokonać zamachu stanu w Watykanie, który, niestety, powiódł się, ponieważ Siri, pod tak poważnymi groźbami, zrezygnował. W roku 1985, podczas rozmowy z francuskim dziennikarzem Louisem Hubertem Remy, kardynał z Genui powiedział, że to, co wydarzyło się w tamtych dniach, było czymś naprawdę strasznym, co najwyraźniej po 27 latach nadal głęboko go szokowało. Siriego zastąpił człowiek wskazany przez Waszyngton i masonów. Pojawił się Angelo Roncalli, znany z komunistycznych sympatii i bycia inicjowanym członkiem masonerii francuskiej.

Według ojca Malachi Martina, wszystkie dowody na masońskie członkostwo Roncallego są przechowywane w Watykanie, a amerykański ksiądz ujawnił, że to francuski prezydent Vincent Auriol wprowadził Jana XXIII do masonerii https://en.wikipedia.org/wiki/Vincent_Auriol.

Auriol był również doskonale świadomy tego, że Roncalli miał skłonności pedofilskie, a ta straszna i niewymawialna tajemnica była strzeżona przez wysokie kręgi masońskie, które obiecały kardynałowi o komunistycznych sympatiach zostać papieżem pod warunkiem, że zainauguruje on sobór https://www.chiesaviva.com/tomba%20vuota.pdf.

Gorzki uśmiech wywołuje określenie, jakim liberalna prasa obdarzyła tegoż papieża, mówiąc o nim „dobry papież”, co pozwala zrozumieć, jakimi standardami „dobroci” kierują się ci ludzie.

Roncalli dotrzymał jednak obietnicy danej swoim mistrzom we francuskiej masonerii. Otworzył drzwi Kościoła na modernizm. Roncalli zapoczątkował ścieżkę Kościoła Liberalnego, która niestety nigdy nie została przerwana i na której każdy z papieży zasiadających na Tronie Piotrowym od roku 1958 nie jest już więcej nosicielem Prawd Wiary, których Kościół strzegł przez 2000 lat, ale wyrazicielem innego kościoła – fałszywego kościoła “praw człowieka” oraz kościoła tak zwanych „starszych braci”.

INFO: https://www.lacrunadellago.net/i-documenti-declassificati-usa-il-golpe-di-washington-e-della-massoneria-che-fece-eleggere-giovanni-xxiii/

Tuman krwawej mgły (2) – Francuskie drogi i dróżki . Andrzej Juliusz Sarwa.

Andrzej Juliusz Sarwa

Tuman krwawej mgły (2)

(fragment powieści)

Książkę można nabyć tutaj: https://ksiegarnia-armoryka.pl/Tuman_krwawej_mgly_Andrzej_Juliusz_Sarwa.html

Francuskie drogi i dróżki

Diana, niegdyś

Joana Estefania,

była bardzo zmęczona. Tak zmęczona, że chwilami nie umiała się opanować i przymykając oczy przysypiała. Ale nie
mogła sobie pozwolić, żeby już się udać na spoczynek. Czekała bowiem na ważnego klienta, na kogoś od kogo można się było spodziewać przyzwoitszych
pieniędzy za wróżbę, niż te parę sou od biedaków z miast, miasteczek i wsi, w których się zatrzymywali ze swoją trupą, wędrując francuskimi drogami i dróżkami.
W końcu jednak przegrała walkę z samą sobą i usnęła na dobre.
Drgnęła gwałtownie i obudziła się. Jak długo spała? Nie mogła się zorientować, ale chyba wystarczająco, by odrobinę odzyskać siły i jasność umysłu.
Otwarła oczy i uniosła głowę. Stał przed nią młody i dość szczupły mężczyzna o twarzy raczej pospolitej, szerokim czole, zaróżowionych policzkach, oczach
zielonych, regularnych brwiach, nosie prostym o rozdętych skrzydełkach, ustach dość pełnych i zaokrąglonym podbródku. Uszu nie można było ocenić, dlatego że
prawie poza połowę skrywała je jasna peruka. Szyi także nie mogła zobaczyć, bowiem osłaniał ją biały halsztuk. Przybysz ubrany był na czarno jak typowy
prowincjonalny adwokat.
Nim się odezwał zdążyła bacznie zlustrować jego na poły niewinną i naiwną, a na poły nad wiek poważną twarz. I nie wiedzieć dlaczego poczuła jak ogarnia ją
paniczny lęk.
– Mademoiselle – powiedział przybysz, kłaniając się sztywno. – Mademoiselle, co prawda ja w takie rzeczy nie wierzę, bo przecie to zabobon, ale z czystej ciekawości
chciałem spotkać się twarzą w twarz z kimś, kto cieszy się sławą osoby celnej w swych osądach i rzekomo trafnie przewidującą mające nastąpić zdarzenia. Uważam, że
nie ma w tym żadnej magii, a nadzwyczajna spostrzegawczość i trafność wyciąganych z tego wniosków. Chociaż… kto tego do końca może być pewny?…
– Pan mi pochlebia, monsieur.
– Ależ!… powtarzam tylko to, com zasłyszał u innych.
– Dziękuję.
Diana wyciągnęła ku przybyszowi ręce:
– Proszę podać mi prawą dłoń.
Spełnił to polecenie nieco się ociągając, jakby się bał, że to, co zaraz usłyszy w jakiś sposób zdeterminuje jego dalsze życie, los…
Diana dotknęła miękkiej, jakby zbyt miękkiej, zbyt delikatnej jak na mężczyznę dłoni przybysza i odruchowo ją ze wstrętem wypuściła, ale po ułamku sekundy
znów ją ujęła i przy blasku łojówki bacznie się wpatrywała w gmatwaninę linii rysujących się na jej powierzchni.
Trwało to zaledwie parę chwil, nie dłużej niż minutę, półtorej. Następny i następny zimny dreszcz przebiegł jej po plecach. Milczała.
– Nic nie mówisz, mademoiselle?
– Wybacz panie. Nie wiem co mam ci rzec…
– Wszystko, co ci się tam uroiło w twojej pięknej główce.
– Monsieur… monsieur… widzę nimb nad twoją głową, ale jakiś dziwny to nimb – więcej w nim mroku niż blasku. Paryż… tak… tam zamieszkasz… Francja na
twojej łasce i niełasce… przed tobą kroczy groza, a za tobą strach… krew… twoje ręce całe we krwi – odepchnęła jego dłoń z obrzydzeniem i trwogą… Twoje życie
będzie plagą dla Francji… śmierć cię dosięgnie w kwiecie wieku, a uraduje ona wielu… bardzo, bardzo wielu…
Mężczyzna nie mógł pojąć co znaczą te słowa, to zachowanie. Jeśli dziewczyna nie była szalona, jeśli jednak umiejętność zaglądnięcia poza zasłonę i zerknięcie w
przyszłość to jednak nie zabobon?
– Kończmy. Ile za te brednie?
Potrząsnęła gwałtownie głową, a na jej twarzy znów odmalowało się przerażenie.
– Nic, nic. Nie wezmę od was, panie, ani sou. Nie, nie! Bywajcie! Zostawcie mnie! Idźcie już, panie, idźcie!
– Nie pojmuję. Zapłacę tyle ile zwykle bierzesz.
– Od pana, monsieur – nic. Proszę, niech pan już idzie…
– Jak sobie życzysz, mademoiselle – wzruszył ramionami. – Gdybyś jednak kiedykolwiek potrzebowała pomocy, a ja mógłbym ci jej udzielić, to nie zawahaj się o
nią poprosić. Nazywam się Maximilien de Robespierre [1]. Jestem adwokatem. Zapamiętasz?
– Zapiszę sobie.
– O! Ty umiesz pisać?
– A jakże.
– Osobliwe.
– Więcej jest rzeczy osobliwych na tym podłym świecie, niż się panu może wydawać. Proszę już mnie zostawić samą.
Robespierre skinął głową na pożegnanie i wyszedł.


Diana wślizgnęła się do wozu.
– Mateo – potrząsnęła mężczyznę za ramię. Ale ten ani drgnął, a jedynie przestał chrapać. – Mateo! –
szarpała go dotąd, aż wreszcie otworzył oczy i usiadł na posłaniu.
– Co się stało.
– Zaprzęgaj, natychmiast zaprzęgaj i ruszajmy jak najdalej od tego miejsca.
– Teraz? W nocy? Co się stało?
– Był tu straszny człowiek. Boje się…
– Jaki człowiek, kto? Groził ci? Nam groził?
– Adwokat. Tak o sobie mówił. Przyszedł po wróżbę. Przeraził mnie.
– Czym?
– Nie wiem, nie wiem.
– ¡Lárgate de aquí![2] – zawołał rozzłoszczony mężczyzna.

Ale dziewczyna nie odpuszczała. Dopóty szarpała Matea, aż w końcu wstał, obudził resztę trupy, zaprzęgli
konie i ruszyli w dalszą drogę.
O świcie Arras zostało daleko w tyle.
Mateo gwałtownie rozbudzony trzymając lejce usiłował się zdrzemnąć, ale mu się to nie udawało – był
całkiem wybity ze snu. Jął tedy rozmyślać nad niełatwym życiem, nad biedą, która szarpiąc lud, szarpała
także ich. Komu bowiem były w głowie figle, występy czy błazeństwa, jeśli z niepomiernym trudem
zdobywali codzienną skąpą porcję chleba? Jedynie Diana jeszcze jako tako zarabiała i po prawdzie to ona
utrzymywała rozsypującą się trupę. Po wróżbę przychodziło bowiem jeszcze sporo osób, z których każda

spodziewała się usłyszeć obietnicę poprawy losu już, za chwilę… ale choć wszyscy mieli nadzieję, iż rok
1787 będzie wreszcie rokiem sytości, to jednak nie okazywał się takim.
Mateo przez jakiś czas zastanawiał się nad tym, czy dobrze zrobił, że się skierował ku Paryżowi, że może
lepiej byłoby ruszyć do Lille, a potem może do Gandawy?
Ostatecznie machnął ręką, skręcił w leśny dukt, zatrzymał konie, a sam wyciągnąwszy się na trawie obok
wozu przymknął oczy i odpoczywał czekając, kiedy reszta pasażerów bryki się ocknie.

[1]1758-1794.
[2]Zjeżdżaj stąd! (hiszp.).

Książkę można nabyć tutaj: https://ksiegarnia-armoryka.pl/Tuman_krwawej_mgly_Andrzej_Juliusz_Sarwa.html

Anglia zdradzona potrójnie

Oto rozpoczął się kolejny już etap cywilizacyjnego upadku Zachodu – etap buntu kontrolowanego. To tylko kwestia czasu aż płonąca Anglia przekaże „olimpijską” pochodnię postępu kolejnym zachodnioeuropejskim narodom.Przypomnijmy, że 29 lipca siedemnastolatek pochodzenia rwandyjskiego brutalnie zamordował trójkę niewinnych dzieci i ranił 9 innych osób, w większości także dzieci. Zdarzenie to sprowokowało falę społecznych protestów dobitnie pokazujących, że państwo brytyjskie stoi dzisiaj w opozycji do własnych obywateli. Wielka Brytania pod wodzą nowego laburzystowskiego premiera Keira Starmera wkroczyła w zaawansowaną fazę samounicestwienia, której symbolem powinna stać się podświetlona na różowo w solidarności z ofiarami rezydencja premiera przy 10 Downing Street – podświetlenie to było najbardziej „doniosłym” działaniem rządu w obliczu tej ogromnej tragedii.Jaka jest prawdziwa natura protestów, które rozlały się na terytorium całej Anglii? Otóż trzeba na nie patrzeć przede wszystkim jako na społeczną reakcję na gwałtowną, zbiorową utratę poczucia bezpieczeństwa. Po pierwsze doszło do brutalnego mordu w przestrzeni publicznej – w lokalnym domu kultury. Po drugie dopuszczono się mordu na najbardziej niewinnych istotach – małych dzieciach. Ciężko wyobrazić sobie okoliczności, które mogłyby jeszcze bardziej spotęgować wrażenie, że społeczny ład uległ totalnej destabilizacji. Ciężko wyobrazić sobie okoliczności, które jeszcze bardziej mogłyby rozbudzić emocje zszokowanego społeczeństwa.Zwyczajni Anglicy, mający dość politpoprawnego terroru, który szerzy się w Anglii od czasów premierostwa Tony’ego Blaira oraz odczuwający coraz większe poczucie zagrożenia i anarchii spowodowane kompletną cywilizacyjną dezintegracją państwa, wyszli na ulicę, by bardzo szybko dowiedzieć się, że to właśnie państwo jest ich największym wrogiem, a oni największym wrogiem państwa.Potrójna zdradaSpołeczeństwo brytyjskie zostało zdradzone potrójnie. Po pierwsze zdradził je rząd, który wykorzystując pełną moc aparatu propagandowo-mundurowego opowiedział się przeciwko swoim własnym obywatelom. I należy w tym miejscu wspomnieć, że przedstawiciele laburzystowskiego establishmentu, ze Starmerem włącznie, zupełnie inaczej wypowiadali się, kiedy 4 lata temu angielskie ulice płonęły przy okazji barbarzyńskich wybryków pod hasłem Black Lives Matter. Wówczas to laburzyści stali za protestującymi murem, potępiając wszelkie interwencje służb i stosując niewiarygodną słowną ekwilibrystykę, by usprawiedliwiać łamanie prawa.Po drugie zdradziły je media, tworzące fałszywy obraz rzeczywistości i nastawiające bierną część społeczeństwa przeciwko części czynnie protestujących. Aby uzyskać ten efekt, media zastosowały ulubioną (bolszewicką) strategię współczesnych zachodnich aparatów propagandowych – obłożenia wszystkich pałą „faszyzmu”. Oto epitety, jakimi antybrytyjskie media określają protestujących: faszyści, neonaziści, rasiści, islamofobi, skrajnie prawicowi ekstremiści oraz biali suprematyści. Media mainstreamowe całkowicie milczą na temat przyczyn protestów, jak gdyby wzięły się one z powietrza. Milczą też na temat wszelkich zajść, które mogłyby w negatywnym świetle ukazać postawę mniejszości muzułmańskiej, choć – na nieszczęście mainstreamu – od nagrań takich roi się w internecie, dzięki czemu demaskowana jest hipokryzja i obłuda głównego nurtu.Czy wśród protestujących Anglików nie dochodzi do aktów bezmyślnej i niepotrzebnej agresji? Bez wątpienia dochodzi. Każdy, kto był kiedyś na proteście lub masowym spędzie wie, że pojawiają się tam także ludzie, którzy dążą jedynie do bezmyślnej destrukcji. Nie jest to jednakże powód, dla którego wszystkich wzburzonych Anglików można nazywać faszystami i rasistami. To niebotyczny absurd, który wynika z całkowitego braku obiektywności i złej woli – cech charakterystycznych mediów XXI wieku. Podobnie jak w przypadku polityków należałoby cofnąć się pamięcią do burd ulicznych pod szyldem BLM, kiedy to reżimowi dziennikarze gimnastykowali się usprawiedliwiając bezmyślną demolkę przestrzeni publicznej i dziedzictwa kultury.Po trzecie społeczeństwo brytyjskie zostało zdradzone przez własne służby mundurowe. Niegdyś, kiedy Anglia przypominała jeszcze tolkienowski Hobbiton, policjanci cieszyli się tam ogromnym szacunkiem i społecznym zaufaniem. Policjanci angielscy byli integralną częścią lokalnej społeczności – swój obowiązek postrzegali nie tylko w kategoriach pilnowania porządku, lecz także czynnego wspierania społeczności w jej potrzebach. Tymczasem dzisiaj służby mundurowe w Anglii występują w takiej samej roli jak dobrze pamiętane przez Polaków ZOMO – występują przeciwko swoim współobywatelom, rodakom, z którymi łączą ich wspólne narodowe interesy.Ta potrójna zdrada brytyjskiego społeczeństwa nie pozostanie bez konsekwencji. Ten frontalny atak antybrytyjskich mediów na zwykłych Anglików stworzy potężną wyrwę pomiędzy systemem a społeczeństwem. System bowiem aktualnie przemienia się w narzędzie prześladowcze dla tego społeczeństwa – państwo, które już od wielu lat przypomina pod wieloma względami swoimi standardami państwo faszystowskie, odwraca kota ogonem i faszystami nazywa obywateli, którzy mają dość faszyzmu reprezentowanego przez system.Wbrew pozorom społeczeństwo angielskie nie jest wcale tak ogłupione propagandą, jak mogłoby się wydawać, patrząc na stan, w jakim znajduje się aktualnie Zjednoczone Królestwo. Skala protestów jest ogromna i gdyby uznać, że wszyscy protestujący są faktycznie faszystami, okazałoby się, że lada moment jakaś „faszystowska” partia przejmie w Anglii władzę w demokratycznych wyborach. Tymczasem w angielskim społeczeństwie odezwał się zwyczajny instynkt samozachowawczy. Nagle okazuje się, że jest tam ciągle wielu niewykastrowanych przez system mężczyzn, którzy rozumieją swój moralny obowiązek obrony kobiet i dzieci. To oni dzisiaj stają się dla tego systemu największym zagrożeniem, dlatego reakcja Starmera jest tak stanowcza i zarazem paniczna.Rząd Starmera ma bowiem wbrew pozorom żałośnie niski mandat społeczny do sprawowania władzy. W niedawnych wyborach parlamentarnych Partia Pracy otrzymała 9,7 mln głosów, co przełożyło się na wynik 33,7%. Jednakże ze względu na to, że w Wielkiej Brytanii obowiązują słynne, kukizowskie JOWy przełożyło się to na aż 411 mandatów, czyli 63,2% ogółu (Platforma Obywatelska z wynikiem ponad 35% ma w polskim Sejmie 42% mandatów). Brytyjskim wyborom warto przyjrzeć się jeszcze bliżej z innych względów. To właśnie te osławione JOWy stanowią ostatnią deskę ratunku dla konserwatywno-laburzystowskiego duopolu i pozwalają mu zachować hegemoniczny status w brytyjskiej polityce, podtrzymując fikcję systemu dwupartyjnego. Partia Pracy i Partia Konserwatywna otrzymały bowiem zaledwie 57,4% głosów. Dla porównania Platforma Obywatelska i Prawo i Sprawiedliwość w zeszłorocznych wyborach parlamentarnych otrzymały łącznie 66,08%! Czyż to nie swoisty paradoks?Paradoksów jest jednakże więcej. Prawicowo-eurosceptyczna partia Reform UK Nigela Farage’a pomimo ograniczonego dostępu do mediów uzyskała aż 4,1 mln głosów (14,3%), co dało jej… 5 mandatów, czyli tyle samo ile uzyskała Demokratyczna Partia Unionistyczna z wynikiem… 0,6%. Z kolei Liberalni Demokraci, którzy dostali 3,5 mln głosów (12,2%) zdobyli 72 mandaty. To już nawet nie paradoksy, lecz niedorzeczności!Ku przestrodzePomimo powszechnie panującego w polskim społeczeństwie kompleksu niższości względem Zachodu, Polacy bardzo często lubią chełpić się tym, że nie dopuściliśmy i nie dopuścimy, by z naszym krajem stało się to samo co z krajami Europy Zachodniej. W swojej ślepocie nie zauważamy, że w naszym kraju proces implementowania multikulturalizmu, identyczny jak ten, który na Zachodzie rozpoczął się kilkadziesiąt lat temu, został już de facto zainicjowany za rządów Prawa i Sprawiedliwości, które w tajemnicy przed swoimi obywatelami zaczęło do Polski sprowadzać setki tysięcy migrantów z państw o całkowicie odmiennym kodzie kulturowym.Jesteśmy więc na tym samym etapie, na którym kilkadziesiąt lat temu znajdowali się Anglicy, nomen omen być może najbardziej nacjonalistyczny naród w Europie. Nacjonalizm Anglików charakteryzuje się ich przeświadczeniem o własnej kulturowej wyższości i – co za tym idzie – moralnym prawem do pouczania wszystkich wokół w kwestiach tego co słuszne, a co nie. Stosunek społeczeństwa angielskiego do imigrantów – także tych z Europy Środkowo-Wschodniej – nigdy nie był szczególnie entuzjastyczny.Jak więc doszło do tego, że szowinistyczni Anglicy dopuścili, by ich państwo na przestrzeni kilku dekad zamieniło się w multikulturowy, wrzący kocioł? Otóż można to wyjaśnić bardzo łatwo. Wszystkie procesy implementacji multikulti na terytoriach państw zachodnich przed rokiem 2015 były zaplanowanymi, rozłożonymi na dekady procesami. Konsekwencją było to, że demograficzne i kulturowe przemiany w społeczeństwach zachodnich były początkowo przez te społeczeństwa całkowicie bagatelizowane, a nawet gołym okiem niedostrzegalne, zwłaszcza na prowincji. Jakkolwiek mijały lata i Anglicy, Francuzi, Holendrzy czy Szwedzi, na co dzień zajęci swoimi własnymi sprawami, pracą i rozrywką, zaczęli dostrzegać, że kiedy wychodzą na ulicę, nie jest to już ta sama ulica, po której chodzili 10 czy 20 lat wcześniej. Społeczeństwa Zachodu postawiono przed faktem dokonanym.Partie antyimigranckie na Zachodzie powstały dopiero wtedy, gdy multikulturalizm był już stałym, nieodzownym elementem nowej rzeczywistości. Natomiast w momencie, w którym nowa, długofalowa polityka migracyjna była w tych państwach wdrażana, społeczeństwo w swojej masie nie posiadało nawet cienia świadomości tego, jakie będą jej skutki za 20 czy 30 lat. Nie powinniśmy więc być tak pewni, że nigdy nie doszlusujemy do „zachodnich standardów”, bo może to nastąpić o wiele szybciej, niż się spodziewamy. Już dzisiaj można zaobserwować, że ta ogromna część społeczeństwa żyjąca na wsi oraz w małej i średniej wielkości miejscowościach, bardzo często nie ma zielonego pojęcia o tym, jak gruntownie zmieniła się struktura demograficzna dużych polskich miast.Płomień olimpijskiTak jak zasugerowałem na wstępie, na wydarzenia z Southport i ich konsekwencje należy patrzeć znacznie szerzej niż na zjawisko jednostkowe. Sytuacje tego typu mają na Starym Kontynencie miejsce od kilkunastu lat, ale rzadko kiedy spotykały się z aż tak żywotną reakcją ludności tubylczej, by władza musiała wykorzystywać pełną moc aparatu propagandowo-mundurowego do zdławienia i skompromitowania protestujących. Stąd też możemy zakładać, że nadszedł moment, w którym każde kolejne tego typu zdarzenie, będzie potęgować stan społecznego wzburzenia. Jest to kolejny etap społeczno-kulturowej rewolucji, która obejmuje cały świat Zachodu. To etap otwartego społecznego buntu.Reakcja na tego typu zajścia nie jest (jak wmawiają niemyślącym samodzielnie pelikanom media) pochodną rasizmu, faszyzmu czy innego rodzaju –izmu, nawet jeżeli wśród protestujących faktycznie znaleźli się jacyś rasiści lub faszyści, co jest oczywiście możliwe. Tego typu reakcje mają tło przede wszystkim czysto psychologiczne. Społeczeństwa zachodnie coraz bardziej odczuwają utratę poczucia bezpieczeństwa, jednej z absolutnie podstawowych potrzeb ludzkich na poziomie zarówno indywidualnym, jak i zbiorowym. Ludzie żyjący w strachu nie mogą funkcjonować normalnie, a im wyższe natężenie strach przybiera, tym bardziej nieprzewidywalne stają się ludzkie reakcje.Zachód nie ucieknie od konsekwencji takiego stanu rzeczy, gdyż zmiany demograficzne zaszły już za daleko i eskalacja jest jedynie kwestią czasu. Ten swoisty „płomień olimpijski”, którym płonie dzisiaj Anglia, może więc w każdym momencie rozlać się na resztę Europy, do czego wystarczy zaledwie iskra uwalniająca wrażenie utraconego bezpieczeństwa. Wówczas i inne europejskie narody zobaczą – tak jak i dziś widzą to Anglicy – że dla państw, które teoretycznie są ich państwami, to oni są wrogiem, a cały aparat propagandowy, który stanowią rzekomo „wolne i niezależne” media jest skierowany przeciwko nim.

Anglia zdradzona potrójnie, Dominik Liszkowski, 7 sierpnia 2024

źródło https://wtowarzystwie.pl/anglia-zdradzona-potrojnie/

5 najgłupszych wypowiedzi prof. Magdaleny Środy

Bułgarski parlament przeciwny promocji LGBT w szkołach

łach, która zakazuje wszelkiej popularyzacji “idei i poglądów związanych z nietradycyjną orientacją seksualną”. Za przyjęciem ustawy głosowało 135 deputowanych z 240-miejscowego parlamentu, podczas gdy 57 było przeciw, a 8 wstrzymało się od głosu.Impulsem do pilnego wniesienia noweli stała się ankieta przeprowadzona w szkołach na temat stosunku uczniów w wieku od 14 do 18 lat do osób LGBT. Inicjatywa, zorganizowana przez pozarządową fundację, spotkała się z dużym poruszeniem i negatywnymi reakcjami społecznymi. Kilka dni po upublicznieniu ankiety, nowelizacja została wniesiona do parlamentu i szybko procedowana. Dwa czytania odbyły się w środę.Kategoryczny zakaz promocji LGBT i podziały w parlamencieNowelizacja wprowadza całkowity zakaz popularyzowania “idei i poglądów związanych z nietradycyjną seksualną orientacją lub określaniem odmiennej od biologicznej płciowej tożsamości” w bułgarskich szkołach i przedszkolach. Za nowelizacją głosowali posłowie prawicowej partii Wazrażdane, lewicowej BSP, tureckiego Ruchu na Rzecz Praw i Swobód, partii Jest Taki Naród oraz część centroprawicowego GERB.Przeciw nowelizacji opowiedział się cały klub centrowej koalicji Kontynuujemy Zmiany-Demokratyczna Bułgaria. Zdecydowane stanowisko przeciwne przyjęciu ustawy podkreśla głębokie podziały polityczne w bułgarskim parlamencie dotyczące kwestii LGBT.Wieczorem, po przegłosowaniu nowelizacji, przed budynkiem parlamentu odbył się protest zorganizowany przez zwolenników koalicji Kontynuujemy Zmiany-Demokratyczna Bułgaria. Demonstranci wyrazili swój sprzeciw wobec ustawy, podkreślając “konieczność ochrony praw człowieka i równości”.

Źródło https://afirmacja.info/2024/08/08/bulgarski-parlament-przeciwny-promocji-lgbt-w-szkolach/?fbclid=IwZXh0bgNhZW0CMTEAAR0BJw3OmFzxfJt9OjIRxvEVaetStfxkAa_vxx3vmfoUHaZSqfPKD1n0-dQ_aem_QC6Z-80tGH9xjavJNilzlw