Opętanie i jego skutki. Moc i władza Kościoła nad wpływami szatańskimi [2]

Opętanie i jego skutki.
Moc i władza Kościoła
nad wpływami szatańskimi [2]. Andrzej Sarwa

Opętanie

''Opętani (energumeni), to ludzie podlegający na ciele nadzwyczajnemu, przemocą działającemu wpływowi złych duchów. (...) władza czarta nad fizyczną stroną człowieka, skutkiem której objawia się w tym człowieku, bądź habitualnie, bądź aktualnie, to gwałtowne i dręczące działanie czarta na czynności, władze i organa jego. Tego gwałtownego działania mocy ciemności dwojaki rozróżnia się rodzaj czyli stopień: opętanie - possessio, i obsiadanie - obsessio. Nazwy te dopiero w nowszych czasach nabrały ściśle określonego znaczenia, dawniej stale były używane zarówno jedne za drugie, co zresztą i dziś jeszcze się zdarza. W obsiadaniu czyli obsesji - która się także zowie circumsessio - moc szatana w słabym stopniu się objawia; wywiera tu wpływ swój, jakoby zewnętrznie tylko i w pewnych tylko czynnościach i chwilach, bez wewnętrznego posiadania. We właściwym zaś opętaniu - possessio, insessio - zły duch habitualnie [stale] ma mieszkanie swoje w fizycznej sferze istoty ludzkiej, opanowuje, o ile Bóg dopuści, organa zmysłowe i niższe władze duszy, i w różny, nieraz okropny sposób znęca się nad swoją ofiarą. Mieszkanie to, zarówno jak i owa przemoc nad władzami człowieka, ściąga się bezpośrednio tylko do fizycznej jego strony. Do istności duszy, do wewnętrznych i wyższych władz jej, szatan nie ma przystępu, jak go nie ma i anioł; mieszkanie w istności duszy, i bezpośrednie poruszanie wewnętrznych jej władz, jest wyłącznym prawem Boga, jak to, zacząwszy od św. Augustyna, uczą i dowodzą wszyscy teologowie. (...) W ciele zaś mieszka czart, w sposób określony - modo definitivo - jak mówi stara szkoła, i tylko jako czynnik poruszający, a bynajmniej nie w taki sposób, w jaki dusza mieszka w ciele, to jest jako jego forma żywotna; dlatego też nie może sprawować przez nie czynności żywotnych, ale czynności te, o ile od niego, jako obcego działacza, pochodzą, są wprost zewnętrznym przymusem sprawione. Z tego tylko względu poniewolne te, siłą i gwałtem wymuszone ruchy, pochodzą z wewnątrz, i w tym tylko się różnią od czynności przez obce ciało, drogą czysto materialnego przymusu wywołanych, że tutaj obcy czynnik jest natury duchowej, i nie z zewnątrz, ale w samymże ciele działa, a nawet i mieszka. (...) W języku kościelnym ludzie, temu smutnemu stanowi podlegli, zowią się energumeni, daemoniaci, arreptitii, niekiedy i maleficiati, o ile ta niedola ich przypisuje się tzw. maleficium czyli urokowi. (...)

Możliwość i rzeczywistość opętania

Rzeczywistość opętania jest faktem historycznym. (...) Tekst Pisma św. bardzo wyraźną robi różnicę między naturalną chorobą, czy obłąkaniem, a opętaniem od czarta; Ojcowie śś. także, owszem, nawet i pospólstwo, żydowskie czy pogańskie, dobrze umieli poznawać się na różnych cierpieniach: które rzeczywiście [były] szatańskie, a które tylko przyrodzone, albo urojone, albo udane, (...) byłoby nierozumnym zaprzeczenie faktu opętania, bo fakt ten polega na przyczynach, nie materialnych, ale duchowych i wolnych, mianowicie: na woli Boga, który dopuszcza to złe, wedle świętych ale ukrytych zamiarów Opatrzności swojej; i na woli czarta, który to złe sprawuje, i na woli człowieka, który odpowiednie do niego przynosi usposobienie. Aliści bardzo dobrze, jak każdy przyzna, może to być w planie rządów Boga nad światem, że w danym czasie chce okazać nad ludźmi miłosierdzie swoje, i w tym celu, dla zburzenia nierównie groźniejszej władzy piekła nad duszami, ciało w moc jego oddaje, ''na zatracenie ciała, aby duch był zachowan na dzień Pana naszego Jezusa Chrystusa'' (1 Kor. 5,5); i że znowu w innym czasie czyni sąd nad światem przeniewierczym, który, w rozmyślnym od poznanej prawdy odstępstwie, dobrowolnie wtrąca dusze w niewolę szatańską, i Boga i czarta się zapiera, i ani na to już nie zasługuje, by mniejszym złem opętania do zbawiennej bojaźni i Boga i czarta był nawrócony. (...)
Sposób antagonizmu czartowskiego objawia się w życiu pojedynczych ludzi: niezwykła świętość niechybnie napotyka na drodze swojej niezwykłe napaści ducha złego, i właśnie zwycięstwo nad tymi napaściami stanowi dla świętych i sprawiedliwych sposób i drogę do osiągnięcia nadzwyczajnej cnoty, i do utwierdzenia się w niej. Z tego punktu zapatrując się na dzieje i sprawy ubiegłego stulecia1, możnaby wnosić, że nie jest to bodaj pomyślną dla niego wróżbą, że z jednej strony niedowiarstwo i grzech w nim urosły do niebywałych rozmiarów, a z drugiej strony opętanie fizyczne, przynajmniej jawne i publiczne, stało się zjawiskiem bardzo rzadkim. Czy nie jest to może kara, i to straszna, za tak szeroko panującą w owym wieku apostazję, że Bóg czartowi pozwolił na tę taktykę, iż rzemiosło swoje jakoby incognito prowadzi, a tak tym pewniej dusze zaślepione w przepaść zapędza?

Przyczyny opętania

Z przyczyn często naturalnych i fizycznych nie mogą wyniknąć skutki inne, jak również czysto naturalne i fizyczne; choroba zatem fizyczna nie może sama przez się i bezpośrednio spowodować wdawania się mocy szatańskiej, ale może być dalszym i pośrednim do tegoż przysposobieniem. Hipochondria, i histeria, i wszelkie rozstrojenia systemu nerwowego, choć najczęściej z moralnych przyczyn pochodzą, to jest z gwałtownych i nieposkromionych namiętności, są to jednak, same przez się przypadłości i cierpienia zgoła fizyczne; rzadko jednak się zdarza (...) żeby przy rzeczywistym opętaniu i te cierpienia fizyczne się znalazły, jako tło i przygotowanie. 
Właściwie jednak i najbliższe do opętania przysposobienie ma charakter moralny: to jest grzech własny lub cudzy. Z pewnością nie byłoby opętania, gdyby nie było grzechu pierworodnego czy własnego. Niemowlęta także, choć ochrzczone, jak o tym świadczą św. Augustyn i św. Hieronim, podlegają niekiedy w ten sposób mocy złego ducha, czy to za grzechy rodziców, czy z innych niewiadomych nam wyroków Bożych. W ogólnej jednak zasadzie, tylko grzech własny, choćby to był i grzech powszedni, może dać powód do opętania. Bo ''czart nie inaczej w niewolę podbija człowieka, jedno przez wspólnictwo w grzechu.'' (S. Augus., De Civ. Dei, 10, 22), i wtedy tylko, jak uczą Ojcowie śś., szatan może posiąść ciało, gdy pierwej opanuje ducha i serce (...) Są wszakże wyjątki. W samejże Ewangelii mamy przykład człowieka, opętanego ''od dzieciństwa'' (Mar. 9.20). Nieraz nawet, choć w rzadkich bardzo wypadkach, ludzie wysokiej cnoty jakiś czas podlegali opętaniu, nie sposobem kary i pokuty, jak słusznie sądzić się godzi, za jakieś popełnione przez nich grzechy powszednie, ale raczej dla większego oczyszczenia, i upokorzenia, i uświęcenia wewnętrznego. (...) Lecz takimi ciemnymi drogami Bóg sam tylko mocen jest z ciemności wyprowadzić na światłość; byłoby to więc pokusą, albo i wyraźnym grzechem, gdyby kto, bez szczególnego i niewątpliwego natchnienia Bożego, przez rzekomą pobożność, i w celu osiągnięcia jakoby większego dobra, takiego złego pragnął. Przeciwnie, drugi ów rodzaj nagabywania czartowskiego, który wyżej nazwaliśmy obsiadaniem czyli obsesją, nierzadko zdarza się duszom do wyższej świętości powołanym. Owszem nawet u tych, których Bóg prowadzi drogą tzw. biernej modlitwy, i którzy znajdują się w stanie tzw. biernego oczyszczenia, nadzwyczajne i dotykalne nagabywania szatańskie poczytują się, nie już za wyjątek, ale za stałą regułę. (...) Skuteczną przyczyną opętania, jak już powiedzieliśmy, jest wpływ mocy szatańskiej i dopuszczenie woli Bożej. Celem tego dopuszczenia ze strony Bożej jest zawsze jakieś większe dobro - czy to sprawiedliwe ukaranie grzesznika, czy łaskawe oczyszczenie duszy niedoskonałej, czy doświadczenie i uświęcenie cnotliwego, czy wreszcie, pożytek ogólny, jak np. okazanie Boskiej mocy Kościoła, objawienie i wsławienie doskonałości Bożych.

Skutki,

jakie czart sprawuje na opętanym, nie tylko są w najwyższym stopniu bolesne i dotkliwe, ale z natury swej zgubne, t.j. wszelkiemu dobru przeciwne, i dla zbawienia duszy groźne. Szatan mocen jest, za pomocą różnych halucynacji skrzywić, albo i całkiem wstrzymać użycie zmysłów, uczynić człowieka ślepym, głuchym, albo niemym (...) mocen jest sprowadzić na opętanego ciężkie bóle i niemoce fizyczne (...), albo nawet i śmierć samą (...), może go popchnąć na różne niebezpieczeństwa, albo i do samobójstwa [częste samobójstwa wśród dzisiejszej młodzieży wyznającej satanizm mogą wskazywać na większą powszechność opętań, niż się powszechnie sądzi - przyp. A.S.]. Mocen jest organa zmysłowe usunąć z pod władzy duszy, i do wstrętnych czynów używać, np. organa mowy do wydawania ryków zwierzęcych, do sprośnych bluźnierstw; mocen jest sprawować zjawiska zadziwiające, ze zwyczajnymi prawami fizyki, i życia roślinnego, albo zwierzęcego niezgodne, jak np. objawy siły nadludzkiej, zawieszenie prawa ciężkości, podniesienie ciała w powietrze, albo obciążenie wagi jego aż do zupełnego unieruchomienia. Rzeczywistych jednak cudów, przewyższających wszystek porządek stworzenia, jak np. wskrzeszania umarłych, zdziałać nie może. Co się tyczy władz duszy, opętanie sprawuje potworne spaczenie wyobraźni i żądz zmysłowych, dusza podlega okropnym wyobrażeniom i uczuciom, myślom smutnym i szkaradnym, złośliwym i przeciwnym naturze pożądliwościom, i siłą niepowstrzymaną porwana, miota bluźnierstwa, i pieni się w szalonych wybuchach gniewu i wściekłości. Wszystko to najczęściej dzieje się nieświadomie, a więc moralnie za winę jej się poczytywać nie może. (...) W obsesji wpływ złego ducha nie tak silnie się objawia; ogranicza się do nękania duszy za pomocą halucynacji zmysłowych, przerażających urojeń wyobraźni i widzeń urojonych (od których częstokroć zaczyna się opętanie); ciało także doznaje bolesnych udręczeń, bicia, a nawet ran. Nieznośne także pokusy wszelkiego rodzaju zwykle takiemu stanowi towarzyszą. Ze wszystkich tych, niemałych z natury swojej utrapień, Bóg w tych, którzy Go miłują, przedziwne wyprowadza owoce. ''W tym boju'', tak uczy św. Augustyn, ''czart ma od Boga władzę kuszenia, a człowiek, rozkaz cierpienia. A skutek z tego taki, że duch w dziedzinie niższej zwycięża, ale w wyższej zwyciężony jest. Pokonywa ciało, które jest słabsze, ale pokonany jest od ducha, który jest mocniejszy. Albowiem przeciwko przemocy jego dusza wierna walczy cierpliwością, i przeciw chytrości jego, roztropnością; a tak do zgubnego zgodzenia się, ani przemocą zmusić jej, ani podstępem zwieść nie może.''

Moc i władza Kościoła
nad wpływami szatańskimi

Chrystus Pan władzę, jaką z natury swojej ma nad duchami ciemności, przelał na apostołów i uczniów swoich, zaraz po ich powołaniu (...); jakoż i Apostołowie i uczniowie, jeszcze w czasie przepowiadania Zbawiciela na ziemi, jak również i potem, w rzeczy samej po wiele razy tę władzę wykonywali. Po zmartwychwstaniu swoim, Zbawiciel tę władzę wysoką uczniom swoim powtórnie udzielił, i na wszystkich, którzy weń uwierzą, rozciągnął (...) Tak więc dar ten miał po wsze czasy pozostawać w Jego Kościele, i to w sposób dwojaki, jak uczą Ojcowie Kościoła: w sposób ogólny, z samej wiary wypływający, i dlatego na wszystkich wiernych się rozciągający; i w sposób szczególny, i jakoby urzędowy, do urzędu Apostołów i ich następców [biskupów - przyp. A.S.] przywiązany. (…)

UDRĘCZENI PRZEZ DEMONY

opowieści o szatańskim zniewoleniu

z różnych autorów zebrał, ale i własnym piórem opisał i do druku podał

Andrzej Sarwa

* * *

Książka niniejsza jest dostępna w wersjach papierowej:

wydawnictwo.armoryka@armoryka.pl

Wydawnictwo Armoryka Marta Elżbieta Sarwa

w postaci e-booka:

https://virtualo.pl/ebook/udreczeni-przez-demony-opowiesci-o-szatanskim-zniewoleniu-i5686/

i audiobooka:

https://virtualo.pl/audiobook/udreczeni-przez-demony-opowiesci-o-szatanskim-zniewoleniu-i795/

1To jest XVIII stulecia – przyp. A.S.

Opętanie. I cóż to takiego?

Andrzej Sarwa. Opętanie. I cóż to takiego?

Najbardziej rzeczowo kwestię zła, Szatana i opętań ludzi przez złe moce wyjaśniają hasła zawarte w trzech bardzo poważnych publikacjach kościelnych. A oto owe hasła:
	
''DIABEŁ - DEMON. - I. Wyrazy te, użyte w liczbie mnogiej, oznaczają anioły czyli duchy czyste, które na początku świata zbuntowały się przeciw Bogu, Stwórcy swojemu, i które zamiast posiąść wieczne szczęście, dziedzictwo aniołów dobrych, zostały skazane na wieczne męki w piekle; te same wyrazy, w liczbie pojedynczej, oznaczają jednego z liczby aniołów odrzuconych, a w najściślejszym tego słowa znaczeniu - wodza aniołów potępionych, który w języku biblijnym zowie się także Szatanem, Lucyferem, Belzebubem.
Istnienie diabłów i wodza ich (księcia czartowskiego) jest faktem niejednokrotnie i najwyraźniej potwierdzonym przez Pismo św. (Jan VIII, 44; Łuk. X 18; 2 Piotr, 4; Jud. 6; Apok. XII, 7 etc.); jest to prawda początków wiary sięgająca, istotowo z dogmatem grzechu pierworodnego związana, w nauce katolickiej o odkupieniu zawarta, w opisach życia Zbawcy opowiadana, przez Kościół Katolicki w zasadach moralności, w modlitwach i w obrzędach wyraźnie wyznawana, w praktyce, w jego rocznikach w historii duchów stwierdzona, dogmatycznie przez Sobór Lateraneński określona. Ilość diabłów niewiadoma, atoli przytoczone teksty każą się domyślać, że jest bardzo wielka. - Istnienie książęcia czartowskiego jest faktem nie mniej pewnym, jak w ogóle istnienie diabłów. Hierarchiczny ustrój ich klasy, czyli oddziały nie jest przedmiotem wiary, ale jest bardzo prawdopodobny ze względu na to, że Chrystus mówi o szatanach gorszych od jednego z nich, nequiores se (Łuk. XI, 26), co się tym tłumaczy, iż ci aniołowie, którzy posiadali wyższą naturę i łaskę, dopuścili się wyższej zdrady, zbrodni i złości. - Objawienie wątpić nam nie pozwala, że szatani wywierają wpływ na ludzi za pomocą bądź wrażenia i sugestii, bądź napaści i kuszenia albo też i opętania. 
Trzeba prawdopodobnie dodać, że oni też w życiu przyszłym będą dla potępionych narzędziem kaźni i tortur. Taki sam wpływ szatanów może się rozciągać - i niekiedy rzeczywiście się rozciąga - na istoty niższe od człowieka, bądź ze złej woli szatana, bądź też z wyraźnego dopuszczenia bożego. Stała tradycja Kościoła, podająca tłumaczenie wzmiankowanych w Piśmie św. faktów wróżbiarstwa i magii (Mat. XXIV; II Tes. 9), nie pozwala również zaprzeczać rzeczywistości, a tym bardziej możliwości wyraźnej lub niewyraźnej umowy człowieka z diabłem, zawieranej we wspólnych celach, których ostatecznym końcem jest walka człowieka z Bogiem i zguba dusz ludzkich. Wszystkie powyżej wyłuszczone punkty stwierdza ustanowienie egzorcystów przez Chrystusa Pana (Mat. XVI, 17) i przez Kościół Katolicki, który (...) przepisał im w swym rytuale pewien sposób postępowania, tudzież wskazał środki, jakie mają być przedsiębrane przy wykonywaniu tego trudnego obowiązku, w dzisiejszych czasach zastrzeżonego wyłącznie kapłanom.

II. Przeciwko powyższej nauce walczą następujące zarzuty: 1-o Czy naprawdę istnieją i czy istnieć mogą aniołowie t.j. duchy czyste, mające istnienie poza materią? A jeżeli istnieją, to czy mogą być złymi? Czy Bóg mógł stworzyć złe anioły? A jeśli stworzył ich dobrymi, to czy mogli oni stać się złymi? - 2-o Czy można przypuścić, żeby duchy czyste, a zwłaszcza te, które się stały złymi, mogły oddziaływać na świat materialny i wywoływać fizyczne zjawiska, przez chrześcijanizm im przypisane. Dlaczego dobroć i wszechmocność boska nie przeszkadza im źle czynić, Jeśli to prawda, że mogą szkodzić ludziom? Widocznie wiara w istnienie diabłów jest rezultatem ciemnoty ludzkiej i zabobonu - 3-o I w rzeczy samej, tak zwana magia łatwo się tłumaczy podstępem jednych, a łatwowiernością drugich; kuszenie i nagabywanie diabelskie są zjawiskami porządku fizjologicznego i patologicznego, nieco tylko zaostrzone i trochę jaskrawsze, niż zwyczajne cierpienia; dawniejsze opętania diabelskie są identyczne z dzisiejszym pomieszaniem zmysłów, z histerią, epilepsją; dzisiejsze media, spirytyści, hipnotyzerzy i somnambulicy w średnich wiekach nazywali się magami, czarnoksiężnikami, opętanymi; nowoczesna wiedza rzuciła światło na te mniemane ciemności piekielne i wykazała więcej nierozumu i okrucieństwa w sądach duchownych i świeckich, prowadzących procesy o czarnoksięstwo, aniżeli w pospólstwie łatwowierności; tam gdzie uciekano się do pośrednictwa kata, powinien był stosować swą dobroczynną sztukę lekarz, ale i lekarze ciągnęli jarzmo powszechnej głupoty. - W końcu owe ustępu Biblii, w których ukazuje się wiara w czarty, można tłumaczyć w sposób zupełnie naturalny, wcale nie obrażający ani rozumu, ani wiedzy. 
- Takie oto są w skróceniu główniejsze zarzuty, krążące pomiędzy nami, odnośnie do nauki chrześcijańskiej o czartach i ich sprawach. Odpowiedzmy na nie pokrótce.
1-o Najpierw weźmy pod rozbiór zarzut pozytywistyczny, który podaje nam w wątpliwość istnienie, a nawet możliwość istnienia duchów anielskich. Jeżeli istnienie istoty czysto duchowej jest niemożliwe, to i Bóg istnieć nie może, to i dusza ludzka z natury swej duchowa, acz posiada czynności w porządku zmysłowym i organicznym, również istnieć nie może; tym sposobem wpadamy w gruby materializm. (...)
Szatani nie są też z natury źli, stworzył ich bowiem Bóg dobrymi, swoją łaską uświęcił i przeznaczył do wiecznej i doskonałej świętości w niebie. Obok tego jednak obdarzył ich Bóg wolną wolą i wystawił, podobnie jak wszystkich innych aniołów, na próbę przed ostatecznym ubłogosławieniem.
Ale szatan i zwolennicy jego próby tej nie wytrzymali i upadli. Pismo św. wspomina o tej próbie, teologowie zaś rozmaicie ją tłumaczą. Najprawdopodobniej ci źli aniołowie zamierzali dojść bez nadprzyrodzonej pomocy Boga do nadprzyrodzonego celu, który im Bóg przeznaczył; i występna pycha, na widok której zdumieni jesteśmy nierozumem i przewrotnością tych duchów, a która jest możliwa ze względu na warunki, w jakich duchy te stworzone zostały, ta występna pycha, powtarzam, słusznie ukarana została potępieniem. Jeśli zaś winnym nie pozostawiono czasu ani łaski do żalu, to dla tego, że udzielona im od Boga wyższość natury i łaski, powinna była zabezpieczyć ich od wszelkiego dobrowolnego upadku. Lecz nad człowiekiem bardziej do grzechu skłonnym i ułomnym, Pan Bóg większą miał litość i miłosier- dzie i dlatego obiecał mu i zesłał Pocieszyciela.
2-o Oddziaływanie złych duchów na świat materialny również jest możliwe, ponieważ wszyscy aniołowie od początku byli stworzeni do życia w świecie, a popełniony przez niektóre anioły grzech nieposłuszeństwa nie odmienił ich natury. Gdyby anioł nie mógł działać w świecie materialnym, dlatego że jest duchem, to czyżby Bóg, duch czysty, mógł stworzyć świat? Czyżby mógł wprawić go w ruch, kierować nim i rządzić? Czyżby dusza ludzka mogła zamieszkiwać, ożywiać i poruszać ciało? A jeśli Bóg i dusza ludzka mogą działać w porządku fizycznym, dlaczegożby anioł nie mógł posiadać takiej samej mocy? A jeżelibyśmy ani Bogu, ani duszy, ani aniołom, którzy zajmują pośrednie stanowisko między Bogiem i duszą, nie chcieli przyznać takiej mocy, to wówczas upada wszelka religia naturalna, wszelkie objawienie, na nic się nie zda psychologia i moralność; i znowu wpada się w najgrubszy materializm; stąd w dalszym ciągu trzebaby wnioskować, że Bóg nie stworzył świata, i świat nie objawia Boga, że Bóg nie mógł objawić tego, w co wierzy chrześcijanizm, że dusza jest zwyczajną funkcją mózgu, a anioł zwyczajnym płodem tej funkcji. Takie wnioski jasno dowodzą fałszywości powyższych przypuszczeń.
Nie trzeba jednak sądzić, żeby czyny diabelskie całkowicie były niezależne od Boga. Niepodobna bowiem przypuszczać, żeby złe duchy miały nieograniczoną wolność gwałcenia ustanowionego porządku. Złość ich nie przekracza pewnych określonych granic, gdyż mądrość i dobroć Boga ustawicznie czuwa nad nimi i o tyle zezwala na złe, o ile ono przyczynia się do ostatecznego szczęścia człowieka, chyba że ludzie z własnej winy dobrowolnie stają się ofiarą szatana. Atoli wierzymy, że nikt nie jest kuszony i napastowany ponad siły, i że pomoc łaski boskiej zawsze przychodzi w porę temu, kto szczerze pragnie ją otrzymać, ażeby uniknąć grzechu i pozostać wiernym Bogu; to też bardzo słusznie św. Augustyn porównuje w jednym miejscu szatana do owych brytanów, które strzegły wejścia do domów Rzymian, i o których pewna starożytna mozaika przestrzega gościa: cave canem. Szatan, według Augustyna, jest jakby na uwięzi i tych tylko kąsa, co nierozważnie zbyt blisko podchodzą ku niemu. A więc złość jego ostatecznie przyczynia się do szczęścia ludzi.
Wiadomo, że ciemnota i zabobonność pogańska w różnych epokach i pośród rozmaitych starożytnych narodów przypisywały szatanom takie figle i takie psoty, że ich za nic miano. Wiemy też, że przesądy i zabobony pogańskie nie wygasły całkowicie wśród chrześcijan; że one to zaciemniały umysły prostaczków w średnich wiekach i nawet w nowszych czasach one straszyły i dręczyły lud prosty. Z tym wszystkim jednak przesady te nie wypływają z prostej i prawdziwej nauki Kościoła, którą przed chwilą wyłożyliśmy, a której jedynym źródłem jest objawienie boskie. Ani niedorzecznej fantazji ludowej, ani dziwacznych i śmiesznych nadużyć nie można przypisywać Kościołowi i nie można miotać za to błotem. Kościół boleje nad nadużyciami i nad błędem tych, co mylnie pojmują i błędnie stosują jego naukę, i nie może być odpowiedzialny za nadużycia poszczególnych osób.
3-o Wiemy również dobrze, iż historia magii przepełniona jest faktami zmyślonymi, wątpliwymi albo po prostu naturalnymi; lecz pomiędzy tymi faktami bywają i takie, które zdrowa filozofia przypuszcza jako możliwe, rozsądna krytyka uznaje za rzeczywiste, a w których prawdziwa teologia odnajduje cechy diabelskie. Teologia bowiem stosując zasadę przyczynowości do faktów dokładnie zbadanych drogą krytyki historycznej, jest w możności sprawdzić, czy takowe fakty przekraczają zakres sił przyrodzonych, jak również, czy można je przypisać działaniu przyczyn nadprzyrodzonych dobrych, t.j. Bogu, aniołom lub świętym. Skoro się sprawdzi te dwie okoliczności, na pewno będzie można wnioskować, że fakty te są dziełem diabelskim; jeżeli zaś pozostanie wątpliwość co do natury skutku, to taka sama wątpliwość pozostanie co do natury przyczyny. Taka tedy jest prawdziwa nauka Kościoła, oficjalnie przyjęta w słynnym rozdziale de Exorcisandis, w tytule IX Rytuału Rzymskiego; takie są wnioski, wypływające z nauki, zawartej w Biblii i w Tradycji, o stosunkach człowieka z diabłem, i o sądach, jakie mamy o nich wydawać. Kościół - w nauczaniu dogmatycznym - od powyższych zasad nigdy nie odstąpił; nie można go więc czynić odpowiedzialnym za nadużycia, na jakie nauka jego była wystawiona. Kościół nigdy nie zaprzeczał, aby nasze pokusy nie były częstokroć subiektywnymi, i aby nie dały się wytłumaczyć za pomocą danych fizycznych i moralnych, wśród których żyjemy, ale nic więcej nad to zaprzeczać nie mógł, albowiem tym samym zaprzeczałby możliwości i rzeczywistości napaści i przemocy szatańskiej, które w teorii poznać można po pewnych cechach, określonych przez teologię, a które w praktyce częstokroć bardzo trudno należycie rozróżnić.
Gotowi jesteśmy przyznać, że niektóre niedostatecznie jeszcze zbadane wypadki psychologiczne brano za opętanie diabelskie; ale niepodobna iżby zdrowy rozum zgodził się na to, że nie było nigdy żadnego wypadku opętania, i że to wszystko, co daje się widzieć dziwnego w historii zboczeń umysłowych i zjawisk nadzwyczajnych w porządku umysłowym, moralnym, fizjologicznym i psychologicznym, tłumaczy się stanem chorobliwym; wiara w objawienie biblijne zawsze będzie się sprzeciwiała podobnemu tłumaczeniu powyższych faktów. Żaden stan chorobliwy nie będzie w możności nagle udzielić człowiekowi dokładnej znajomości obcego języka, ani jakiejkolwiek nauki przedtem i potem nigdy nie posiadanej, ani odgadywania tajemnic nigdy nie przewidzianych i fizycznie do wytłumaczenia niepodobnych. Ani choroby umysłowe, ani histeria, ani stan hipnotyczny nie stawiają człowieka poza prawami świata fizycznego i nie udzielają mu sił całkowicie niezgodnych z jego fizycznym ustrojem.
Fakty opowiadane przez Ewangelię tudzież przez apostołów i przez najuczeńszych i najświętszych Ojców Kościoła można bardzo łatwo sprawdzić. Św. Paulin którego wymienia Bergier (''Demoniaques''), zaświadcza, iż widział opętanego, który chodził po sklepieniu Kościoła, głową na dół obrócony, i mimo to potrafił w porządku utrzymać swoje ubranie. Sulpicjusz Severus (ibid.) widział opętanego, który na widok relikwii św. Marcina uniósł się w powietrze z rękoma rozkrzyżowanymi. Fernel, lekarz Henryka II, i słynny protestant Ambroży Paré wzmiankują o pewnym opętanym, który mówił po grecku i po łacinie, chociaż się nigdy nie uczył tych języków. (...) Cechy powyższych faktów, naszym zdaniem, są całkowicie nadnaturalne, ale nie są z pewnością boskie, a zatem są diabelskie.
4-o Nauka o czartach, w granicach przez kościół wskazanych, jest z pewnością objawiona. Daremnie usiłowano by zastosować do tekstów biblijnych, z których naukę tę czerpiemy, zręczną naturalistyczną egzegezę, gdyż teksty te wyraźnie sprzeciwiają się takiemu tłumaczeniu. Chrystus Pan usuwa wszelką wątpliwość pod tym względem, gdy mówi o szatanach jako istotach obdarzonych rozumem i wolą, osobowych i na złe wylanych. On sam przemawia do nich, walczy, jeśli wolno tak się wyrazić, przeciwko nim, wypędza ich, głosi się ich nieubłaganym przeciwnikiem, daje swym uczniom władzę egzorcyzmowania i wypędzania ich z opętanych, których wyraźnie odróżnia od chorych. Przed Nim i po Nim natchnieni pisarze mówią w podobny sposób o naturze i działaniu szatana, tak że ostatecznie zmuszeni jesteśmy wybierać jedno z dwojga: albo wierzyć w osobowość i rzeczywiste działanie diabłów, albo też odrzucić Biblię, tradycję i wiarę Kościoła katolickiego''1.

Skoro z wyżej przytoczonego tekstu dowiedzieliśmy się tyle o szatanie, demonach, ich naturze i ich stosunku do człowieka, najwyższa pora zająć się teraz kwestią opętania, czyli tego szczególnego wpływu demona (bądź demonów, ponieważ w opętaniu jednostki może brać udział nie jeden tylko upadły anioł, lecz większa ich liczba) na osobę ludzką.

UDRĘCZENI PRZEZ DEMONY

opowieści o szatańskim zniewoleniu

z różnych autorów zebrał, ale i własnym piórem opisał i do druku podał

Andrzej Sarwa

* * *

Książka niniejsza jest dostępna w wersjach papierowej:

wydawnictwo.armoryka@armoryka.pl

Wydawnictwo Armoryka Marta Elżbieta Sarwa

w postaci e-booka:

https://virtualo.pl/ebook/udreczeni-przez-demony-opowiesci-o-szatanskim-zniewoleniu-i5686/

i audiobooka:

https://virtualo.pl/audiobook/udreczeni-przez-demony-opowiesci-o-szatanskim-zniewoleniu-i795/

1(„Słownik apologetyczny wiary katolickiej”, podług D-ra Jana Jaugey,a, opracowany i wydany staraniem X. Władysława Szcześniaka, Mag. Teol. i grona współpracowników, Warszawa 1894, t. I, s. 574 – 579.).

Duchami nazywają się zbiorowo wszystkie istoty stworzone, istniejące poza światem materialnym, bezcielesne, obdarzone siłą myślenia, czucia i chcenia, a zatem aniołowie, szatani i dusze ludzi zmarłych.

Duchami nazywają się zbiorowo te wszystkie istoty stworzone, istniejące poza światem materialnym, bezcielesne, obdarzone siłą myślenia, czucia i chcenia, a zatem aniołowie, szatani i dusze ludzi zmarłych.

================

[Ostatnia, dwunasta, – u mnie – część książki ANDRZEJA SARWY „OPOWIEŚCI CZYŚĆCOWE

czyli opowieści prawdziwe o objawianiu się dusz czyśćcowych”

=====================

DUCHY

Duchami, światem duchów nazywają się zbiorowo te wszystkie istoty stworzone, istniejące poza światem materialnym, bezcielesne, obdarzone siłą myślenia, czucia i chcenia, słowem istoty duchowe, a zatem aniołowie, szatani i dusze ludzi zmarłych. W ściślejszym znaczeniu przez wyrażenie duchy, świat duchów, rozumiemy najbliżej pomiędzy duchami względem człowieka stojące dusze ludzi zmarłych, a zatem znajdujące się w niebie, czyśćcu i piekle. (…) niekiedy zachodzi (…) szczególny z nimi stosunek, nazywany widzeniem duchów, pokazywaniem się duchów: pierwsze wyrażenie oznacza podniesienie wewnętrznego zmysłu w widzącym; drugie oznacza, że zetknięcie się ze światem duchów zawarunkowane jest więcej ze strony pokazującego się niż widzącego. Właściwie mówiąc, o zmysłowym widzeniu, ducha substancji niematerialnej, mowy być nie może; gdy widzenie takie ma miejsce, a nie jest czczym złudzeniem zmysłów, tam musi pośredniczyć przystępna dla czułości naszego zmysłu materia. Widzący i pokazujący się, muszą się spotykać w dziedzinie widzialnej. Mysteriozofowie też twierdzą, że chociaż w śmierci duch odłącza się od ciał, wszakże pozostaje mu jeszcze pewna uduchowiona pozostałość fizyczna, i że ta pozostałość fizyczna pozwala zmarłemu pokazać się ludziom żywym, a żywemu widzieć ducha zmarłego. Wiara w takie pokazywanie się pośmiertne znajduje się u prawie wszystkich ludów starożytnych i łączy się z wiarą w nieśmiertelność duszy. W najdawniejszej greckiej mitologii duszę (psychi), po oddzieleniu się jej od ciał, jako cień, widmo, idol on, prowadzi Hermes w pozaświaty, skąd środkami czarodziejskim może wywołaną (…). Pokazywanie się ducha nazywali Grecy jasma, widziadło, dhma, strach, i w późniejszych czasach uważali te pokazywania się nie za coś nadzwyczajnego, ale za zwykłą dla ludzi zmysłowo żyjących pośmiertną karą. Krążeniem koło grobów, pokazywaniem się ludziom żyjącym, odpokutować mieli zmarli swoje niedbalstwo w doskonaleniu ducha nieśmiertelnego. Stara mitologia łacińska zna także życie dusz ludzi zmarłych (manes) i ich pojawianie się na siłę zaklęcia. Rozróżnia nawet pomiędzy nimi pewne klasy: lemures nazywały się w ogóle dusze zmarłych: lares dusze dobre, czczone jako opiekuńcze bóstwa domowe; larvae dusze złe, dusze nocne, upiory. Późniejsi Rzymianie wierzyli podobnie w widma: powszechne było u nich przekonanie, że dusze zamordowanych pokazują się w miejscu morderstwa. Ludy germańskie i słowiańskie wierzyły także w pośmiertne pokazywanie się dusz. Dawni pisarze kościelni nie zaprzeczali faktu pokazywania się duchów u pogan, ale przypisywali to działaniu szatana, tak Tertulian (De anima c. 57), św. Hieronim (Comment. in Mt. VI 31), pseudo-Justyn (Ouaest. et Resp. ad Orthod. 52. n. 3) biblijne opowiadanie 1 Kr. 28. l… tłumaczyli w ten sposób, że wywołaną została nie dusza Samuela, ale złudny obraz w postaci Samuela, i to w skutek działania diabelskiego. Tymczasem św. Justyn (Apol. I c. 18 n. 15 i D/a/, cum tryph. c. 105), Orygenes (Horn. in 1 Reg. 28), Sulpicjusz Severus (Hist. sacr. I c. 36) w zjawieniu tym widzą rzeczywistą duszę Samuela. Kościół o pokazywaniu się duchów w szczególności nic nie uczy, uznaje je jednak, jako podchodzące w ogóle pod kategorią zjawisk cudownych. Teologowie dla zapobieżenia tak teoretycznym w tym względzie błędom, jak i praktycznym zabobonom, dotykali często tego przedmiotu. Święty Tomasz (Summa p. 3. suppl. q. 69 a. 3) na pytanie: „czy dusze będące w niebie lub w piekle mogą stamtąd wychodzić?” odpowiada, że nie może być tu mowy o takim wychodzeniu i wyzwalaniu się z właściwego im stanu, jak gdyby miejsca te nie były im wyznaczone na stały pobyt, że możliwe jest tylko chwilowe tych miejsc opuszczenie, i że to opuszczanie nie może się dziać według praw natury, lecz jedynie według praw opatrzności Bożej. Toż samo rozumie się i o duszach w czyśćcu przebywających (…) tj. że dusza nie może podług własnego upodobania opuszczać choćby na chwilę miejsca swego pobytu pośmiertnego. Święty Augustyn dopuszcza takie fakty jako nadzwyczajną rzadkość i sam opowiada (De cura pro mortuis agenda) o św. Feliksie, że ten pokazał się mieszkańcom Noli w czasie oblężenia miasta. Święty Hieronim broni przeciwko Wigilancjuszowi pokazywania się świętych. Historia kościelna podaje wiele faktów takich [zjawień]. W ogóle pokazywanie się duchów, jak je uznają teologowie katoliccy, nie otwiera bynajmniej drogi zabobonom, ani nie pozwala na niepokojenie umysłów, ponieważ przyznają je oni wyłącznie opatrznej woli Bożej”. (Encyklopedia kościelna X. Michała Nowodworskiego, Warszawa 1874, t. IV, s. 365-367)

* * *

Książka niniejsza jest dostępna w wersjach papierowej:

wydawnictwo.armoryka@armoryka.pl

Wydawnictwo Armoryka Marta Elżbieta Sarwa

Sandomierz 27-600, ul. Krucza 16.

O niezwykłym przeżyciu księcia Lubomirskiego. Widzenie św. Brygidy o czyśćcu.

O niezwykłym przeżyciu księcia Lubomirskiego.

Widzenie św. Brygidy

„Widziałam miejsce ciemne, straszne i przepaść ognistą, a nad nią duszę, jakoby obleczoną ciałem… Straszne płomienie z głębiny wznosiły się ku niej i paliły ją z taką mocą, że pory jej ciała zdawały się być otwartymi żyłami, z których tryskał ogień… I słyszałam duszę wołającą pięć razy: Biada!… Biada mi, żem tak mało kochała Pana Boga, chociaż łaskami Jego hojnie obdarzona byłam!… Biada mi! żem się nie bała sprawiedliwości Jego! Biada mi! żem szukała haniebnych rozkoszy ciała! Biada mi! żem pragnęła bogactwa, zaszczytów i chwały! Biada mi! żem słuchała ciebie Szatanie, któryś prowadził mnie do złego. –Natenczas anioł rzekł do mnie: Przepaść ta jest piekłem, kto w nią wejdzie, nigdy Boga nie ogląda. Nad tą przepaścią jest miejsce największych mąk czyśćcowych. – Dusza, którą widzisz, cierpi upalenie ognia pożerającego… zasmucona jest ciemnością… wielce poniżona i zawstydzona i przerażona jest widokiem szatanów – a jednak w tych wszystkich mękach jest pocieszona wspomnieniem swoich dobrych uczynków. – Jest drugie miejsce oczyszczenia, gdzie męki są mniejsze. Dusze tam pozostające, podobne są do słabych, powoli odzyskujących siły i piękność. – Nareszcie jest trzecie miejsce, wyższe nad tym, czyściec duchowy, gdzie dusze cierpią tylko straszną mękę tęsknoty za Bogiem”. (O czyśćcu i duszach czyśćcowych, [w:] „Głosy Katolickie”, 1901. s. 8-9)

Objawienie w Zamora

„W klasztorze dominikańskim, w Hiszpanii, pokazał się jednemu z Ojców Dominikanów przyjaciel jego, zakonnik św. Franciszka, cały ogniem gorejący, mówiąc mu: „że jest zbawiony z miłosierdzia Bożego, lecz cierpi wiele w czyśćcu za mnóstwo drobnych uchybień, za które nie żałował za życia. Nic na świecie, dodał, nie może ci dać pojęcia tej strasznej męki!” I wtedy położył na stole rękę i natychmiast głęboki znak został wypalony jakby od żelaza rozpalonego. Stół ten zachowano na pamiątkę i dotąd go pokazują”. (O czyśćcu i duszach…, s. 9)

Widzenie o. Hipolita Scealvo

„W życiu świątobliwego o. Hipolita Scealvo, z zakonu OO. Kapucynów, czytamy, że miał wielkie nabożeństwo za dusze czyśćcowe i między innymi co dzień o świcie odmawiał officium za zmarłych. Gdy tak dnia jednego modlił się w chórze za dusze jednego z nowicjuszy, tej nocy zmarłego, ten objawił mu się w jaskrawych ognistych płomieniach, i mówił mu, że z polecenia Bożego przychodzi wyznać swoją winę i prosić o pokutę, którą o. Scealvo, jako przełożony jego, ma mu naznaczyć. O. Scealvo bez namysłu wyznaczył mu pokutę do prymy, tj. do pierwszej modlitwy, którą bracia zakonni rano w chórze odmawiają. – Na to słyszy głos tej duszy czyśćcowej: „O serce bez litości, o ojcze bez miłosierdzia nad cierpiącym synem. Czyż można taką dać pokutę za małą winę? Czyliż nie wiesz, jak straszne są męki ognia czyśćcowego? O pokuto bez miłosierdzia!” – Ojciec Scealvo struchlał cały!… Wpadł na pomysł… i w tej chwili biegnie do dzwonka i zwołuje zakonników do kościoła, opowiada im swoje widzenie, i każe zaraz odmawiać prymę… Przez 20 lat, które żył, nie mógł zapomnieć tego zdarzenia, i często je w swoich kazaniach opowiadał”. (O czyśćcu i duszach…, s. 9-10)

O zjawieniu się Anny Potockiej

W klasztorze PP Benedyktynek w Przemyślu ukazywała się po kilkakroć razy jednej zakonnicy dusza Anny Potockiej, żony Salezego Potockiego z Krystynopola. – Ostatnią razą w obecności komisji Biskupiej (…) i na dowód prawdy wypaliła jej na ręce ogniem krzyż. (…) Obszerny opis tego wraz z aktami komisji Biskupiej czytałem w kronice OO. Bazylianów w Krystynopolu, gdzie ciało Potockiej spoczywa”. (O czyśćcu i duszach…, s. 10-11)

Pokutujący Benedyktyn

„W opactwie OO. Benedyktynów w Latrobe, w Ameryce, ukazywał się od 18 września r. 1859 jeden zmarły Benedyktyn przez 2 miesiące, i powiedział w obecności drugiego jeszcze brata, że od 77 lat cierpi w czyśćcu za to, że nie odprawił siedmiu Mszy obowiązkowych, i prosił o tychże odprawienie. X. Opat Wimmer ogłosił to w gazetach”. (O czyśćcu i duszach…, s. 11)

Objawienie się hr. Łosiowej

„W Brzuchowicach koło Przemyślan, pokazała się dusza 19 lipca 1750 roku w jasny dzień Heleny z Cetnerów hr. Łosiowej, zmarłej 26 maja tegoż roku, prosząc o ratunek i na dowód prawdy wypaliła ślad ręki na stole. Syn jej hr. Józef Łoś dał ten stół z obszernym opisem na marmurowej tablicy do kościoła parafialnego w Przemyślanach, gdzie do dziś dnia się znajduje”. (O czyśćcu i duszach…, s. 10)

Objawienie się Teresy Giotti

„Roku 1859 w klasztorze PP. Franciszkanek we Foligno, koło Asyżu, ukazała się dusza zmarłej zakonnicy Teresy Giotti, następczyni swej na urzędzie, Annie Felicji – cała w ogniu, i wypaliła, na dowód prawdy, na drzwiach ślad swej ręki. Powiedziała, że straszne męki cierpi i że skazana jest na 40 lat czyśćca za niektóre drobne wykroczenia przeciw ubóstwu zakonnemu, i za to, że nie równym sercem kochała swe siostry zakonne. Powiedziała, że przychodzi z polecenia miłosierdzia Boskiego prosić o pomoc i ratunek. Po kilku dniach, gdy wiele modlitw i uczynków pokutnych, zwłaszcza Mszy św. za nią ofiarowano, pokazała się ponownie – dziękując za pomoc i oświadczając, że jest z czyśćca wybawioną i że idzie do nieba. Z polecenia ks. Biskupa z Foligno i zarządu miasta otworzono jej grób, wyjęto ciało z grobu i przyłożono rękę zmarłej do wypalonego śladu w drzwiach i przekazano, że ślad wypalony najzupełniej odpowiadał drobnej ręce zmarłej zakonnicy. Drzwi z wypalonym śladem zachowują się po dziś dzień w kościele. X. Biskup Segur widział na własne oczy te drzwi i ślad ręki w nich wypalony i opisał to zdarzenie obszernie w swym dziełku: »Jest piekło«”. (O czyśćcu i duszach…, s. 11-12)

Zjawienie się Antoniego Korso

Świątobliwy brat Korso, zakonu św. Franciszka, którego dla jego świątobliwego życia nazywano powszechnie aniołem ziemskim, po śmierci nie poszedł prosto do nieba, ale za pozwoleniem Bożym okazał się infirmarzowi klasztornemu bardzo smutny. Ten ochłonąwszy ze strachu – zawołał: „Cóż to? brat Antoni w czyśćcu? Mniemałem, żeś już w chwale niebieskiej?… I cóż cierpisz?…”.

– Ach, odpowie tenże, cierpię straszną mękę tęsknoty za Bogiem, bo jeszcze do oglądania Jego nie jestem przypuszczony. I choćbym cierpiał wszystkie cielesne katusze piekła znośniejszym by mi były, niźli ten ogień, który mnie pali i dręczy…

– Jest to srogi głód, niszczące pragnienie, od którego dusza usycha i kona, i skonać nie może. Nikt ze śmiertelnych tej strasznej męczarni pojąć nie zdoła. Módl się za mną i poleć mnie modlitwom wszystkich braci. Dopomóżcie mi do połączenia się z Bogiem! Dajcież mi Boga!… Ach! dajcie mi Boga mego!” (O czyśćcu i duszach…, s. 24-25)

Pokutująca Francuska

„W pewnym klasztorze we Francji, r. 1863, jedna z zakonnic wychodząc z celi, ujrzała wielką światłość i usłyszała, że ktoś ją woła po imieniu. Bardzo strwożona zrazu nic nie odpowiedziała – potem widząc przed sobą postać ludzką – więcej ośmielona, zapytała się zjawiska, kto jest i czego potrzebuje. – „Jestem siostrą twoją Zofią… pamiętasz, jak ci wczoraj mówiono, żeś podobna do siostry Zofii, zmarłej 7 lat, a tyś mnie w duchu prosiła o przyczynę za sobą, jeżeli jestem w niebie, a jeślim zatrzymana w czyśćcu, ofiarowałaś za mnie odpusty następnego dnia. Za ten czyn miłości P. Bóg pozwala mi prosić cię o wsparcie, którego bardzo potrzebuję. Ach! módl się za mnie i proś przełożonej, żeby mnie zaleciła modłom zgromadzenia, abym co prędzej Boga oglądać mogła”. – Po kilku dniach zakonnica ta słyszy znów wołanie – i widzi światłość dokoła, a dusza znów prosiła o pomoc: aby ze swej tęsknicy zwolnioną była, dodając, że wprawdzie odprawiono za nią wszystko, co reguła zakonna na siostry zmarłe naznacza, ale teraz nikt już na nią nie pamięta. – „Jeśli uczynicie mi miłosierdzie, przez całą wieczność będę wam wdzięczna”. Odprawiono więc za nią różne modlitwy i ofiarowano wiele Mszy św. i Komunii św. Od tego czasu zakonnica ta siostrę Zofię, jakby we mgle ustawicznie widziała przy sobie. Im więcej się modlono, tym zjawisko stawało się jaśniejszym i wyraźniejszym. – Trzy inne zakonnice widziały również tę duszę przed jej ostatecznym wybawieniem. Nareszcie po kilku tygodniach, ukazała się ostatni raz jaśniejąca blaskiem chwały – jako idąca już do nieba”. (O czyśćcu i duszach…, s. 25-26)

Wizja św. Gertrudy

„Świętej Gertrudzie pokazała się po śmierci dusza jednej bardzo (…) świątobliwej zakonnicy, mówiąc, że jest zatrzymana w czyśćcu za to, że w ostatniej chorobie zbytnich ulg i pociech szukała”. (O czyśćcu i duszach…, s. 30)

Objawienie bł. Weroniki

„U Bollandystów czytamy w życiu bł. Weroniki, iż miała od Boga objawione straszne męki czyśćcowe dusz zakonnych za małe nieposłuszeństwa, za niedbalstwa w odprawianiu ćwiczeń duchowych, za lekkie szemranie itd. Po tym widzeniu, cała smutkiem zdjęta i wielką boleścią i przerażeniem, poczęła wołać płaczliwym głosem: „Ach! ach! co za straszne męki dziś widziałam, co za straszne katusze!” To mówiąc popadła w wielką gorączkę i na dowód prawdy na całym jej ciele pokazały się znaki, wielkości dłoni, jakby płomienie ogniste”. (O czyśćcu i duszach…, s. 30-31)

Zjawienie się br. Konstantyna

„Brat Konstantyn, zakonu OO. Kapucynów, mąż świętości życia i słynący cudami za życia i po śmierci, pokazał się w kilka dni po swej śmierci jednemu z kapłanów tegoż zakonu. A gdy od niego zapytany o drugim życiu, odpowiedział: „Ach! bracie, jak straszne są sądy Pańskie! Całkiem różne od sądów ludzkich i mniemań! Co się żyjącym zdawało cnotą, od Pana Boga, który wszystko sprawiedliwie mierzy – często osądzone jest jako za występek! Ja wprawdzie z miłosierdzia Boskiego dostąpiłem zbawienia, ale 3 dni byłem w czyśćcu, które mi się zdawały, prawdę ci mówię – jakby 3 tysiące lat – a to za niektóre błędy, których za życia anim za wykroczenie uważał”. (O czyśćcu i duszach…, s. 32-33)

O niezwykłym przeżyciu księcia Lubomirskiego

„Książę Lubomirski, jak sam o tym opowiadał, napisał książkę przeciw nieśmiertelności duszy i miał ją już oddać do druku… gdy przechadzając się po swym ogrodzie, spotkał łzami zalaną wieśniaczkę, która do nóg mu się rzuciła i ze łzami go prosiła o jałmużnę na pogrzeb i na Mszę św. za duszę swego męża, dopiero co zmarłego – dodając, że on może w czyśćcu ratunku potrzebuje – a ona biedna nie może ani jednej Mszy św. zamówić. – Książę, choć w nieśmiertelność duszy nie wierzył – ale jakoś zmiękł – i od niechcenia dał jej sztukę złota…

W 5 dni potem, gdy książę w swym pokoju odczytywał swój bezbożny rękopis, ujrzał przed sobą stojącego wieśniaka, który mu rzekł: –„Przychodzę ci, książę, podziękować za twą jałmużnę. Jestem mężem tej ubogiej kobiety, która cię przed kilkoma dniami prosiła o jałmużnę na Mszę św. za mą duszę… Uczyniłeś jej i mnie miłosierdzie, Pan Bóg pozwolił mi przyjść ci podziękować”. To rzekłszy znikł – a książę do głębi przerażony i przejęty – nawrócił się i swój rękopis spalił i odtąd był przykładem cnót chrześcijańskich i uczynków miłosierdzia”. (O czyśćcu i duszach…, s. 43)

* * *

Z różnych autorów zebrał, ale też i własnym piórem opisał

ANDRZEJ SARWA

OPOWIEŚCI CZYŚĆCOWE

czyli opowieści prawdziwe o objawianiu się dusz czyśćcowych (11)

Książka niniejsza jest dostępna w wersjach papierowej:

wydawnictwo.armoryka@armoryka.pl

Jako ofiara jedna Mszy Świętej od piętnastu lat męki uwolniła umarłego

Jako ofiara jedna Mszy Świętej od piętnastu lat męki uwolniła umarłego

Ojciec Iwo, dominikanin, niegdyś prowincjał w Ziemi Świętej, odprawiając jutrznię w kościele, naraz ujrzał przed sobą jakowegoś mnicha w plugawy habit przyodzianego.

– Kim jesteś, i czego tu szukasz? – zapytał Iwo.

– Jak to? Nie poznajesz mnie? Wszak jestem twoim przyjacielem, który niedawno rozstał się z życiem. Po zgonie trafiłem do czyśćca, gdzie wyznaczono mi piętnaście lat srogiej męki.

– Aż tyle? – zdumiał się prowincjał, znał bowiem zmarłego i wiedział, że ów za żywota stawiany był jako wzór wszelkich cnót zakonnych.

– Ach! Sprawiedliwość Boska wie co czyni. Zaprawdę zasłużyłem na ów wyrok solennie. Gdybyś jednak zechciał okazać mi pomoc – na co miłosierdzie Najwyższego zezwoliło – to módl się w mojej intencji.

Skoro więc tylko rozedniało, Iwo przybrawszy się w szaty kapłańskie, podjął sprawowanie Najświętszej Liturgii, a pokonsekrowawszy hostię, tak mówił:

– Panie! Wszak nie jesteś okrutniejszy od Szatana. Błagam Cię i proszę, przez wzgląd na nieprzebrane miłosierdzie Twoje, wyzwól z więzienia czyśćcowego umiłowanego brata mego i przyjmij go do chwały wiekuistej.

A słowa te, z wielkim łez wylewaniem, powtarzał po wielokroć, tak że odprawianie Mszy Świętej niepomiernie się wydłużyło.

Następnej nocy, gdy Iwo znów modlił się w kościele, ponownie ujrzał owego zmarłego brata. Tym razem już nie w sukni plugawej, ale z jaśniejącego bisioru.

– Dobrze, że przez łaskę Bożą uprosiłeś u Pana skrócenie moich mąk, żeś mnie nie zawiódł i próśb mych nie zlekceważył. Oto dobry Bóg darował mi dalsze wypłacanie się sprawiedliwości Jego i oddał mnie tobie. Będąc tedy wybawionym z czyśćca, idę w towarzystwie duchów błogosławionych do niebieskiej ojczyzny, I wyrzekłszy to, zaraz znikł.

O dziwnym rozkazaniu św. Pachomiusza

Gdy św. Pachomiusz pewnego razu wizytował jeden z klasztorów, które miał pod swoją władzą, akurat trafił na pogrzeb pewnego zakonnika, który za życia nieświątobliwie się prowadził.

Pogrzeb był okazały, ze śpiewaniem psalmów i kadzeniami. Sam zaś umarły – zgodnie ze zwyczajem – w szaty kapłańskie przybrany. Skoro mnisi ujrzeli zbliżającego się św. Pachomiusza, jęli go błagać, by i on uczcił zmarłego, przyłączając się do okazałego pogrzebu.

Świątobliwy starzec miast tego rozkazał:

– Natychmiast przerwijcie kadzenia, a trupa rozdziejcie z szat kapłańskich, po czym cicho i bez rozgłosu złóżcie go do ziemi i usypcie nad nim mogiłę.

Skoro wszyscy jęli się oburzać na świętego za takie jego niemiłosierne postanowienie, które umarłego – w ich mniemaniu – krzywdziło, a rodzinie przynosiło despekt, Pachomiusz rzekł tak:

– Wszyscy wiecie, że ów zmarły niepoczciwe życie prowadził, i że Pan każe mu owo odpokutować w czyśćcu (a mówił to będąc pod natchnieniem Ducha Świętego). Wystawny pogrzeb, jaki zamierzaliście mu urządzić, trupowi i tak by w niczym nie pomógł, duszy zaś, która odeszła w zaświaty, przydałby jedynie dodatkowych, a wcale nie lekkich, mąk. Mając więc zmiłowanie nad nim, oszczędźcie mu tego dodatkowego bólu. W modlitwach tylko wstawiając się za nim.

Wtedy to obecni przy pochówku pojęli, że św. Pachomiusz podejmując taką właśnie decyzję, kierował się nieuprzedzeniem i niechęcią, ale miłosierdziem względem zmarłego.

Dlatego też uczyniono, jak im był rozkazał i w cichości, po pogrzebaniu zwłok, każdy poszedł w swoją stronę.

Nie godzi się umarłych obmawiać

Pewien szlachcic leżąc na łożu, a nie mogąc zasnąć, bo akurat pełnia była, począł przemyśliwać nad złym życiem pewnego swego znajomego, który niedawno był umarł.

Wynajdował mu różne grzechy i uchybienia – słowem niczego dobrego nie chcąc w nim dostrzec, i o samo złe go oskarżał.

Aż oto naraz, nie wiadomo skąd kiedy, ów umarły, o którym nasz szlachcic tak źle myślał, stanął przed nim, a doskonale był widoczny w blasku księżyca, który przez szeroko rozwarte okno zaglądał.

Zjawa jakiś czas milczała, by w końcu tymi się ozwać słowami:

– Przyjacielu, przestań o mnie źle myśleć, a jeżelim ci coś złego uczynił, albo w czym uchybił, z całego serca wybacz. Po śmierci bowiem trafiłem do czyśćca, gdzie srodze jestem męczony. Nie przysparzaj mi boleści ty jeszcze, a raczej wspomóż modlitwą.

Ponieważ leżący w łożu szlachcic nie należał do lękliwych, zapytał zjawę, za jakież to przewiny najsroższe cierpiała męki. W odpowiedzi usłyszał:

– Za to, żem na jednym cmentarzu w pojedynku krew przelał i za to, iżem z rannego suknię zdarł i ją sobie przywłaszczyłem. A suknia ta teraz, w czyśćcowej otchłani, bardziej mi ciąży niźli niebotyczna góra!

Gdy szlachcic przyobiecał pod słowem honoru, że pewnego zacnego i świątobliwego pustelnika uprosi, iżby się modlił w intencji owego zmarłego, ten mu oznajmił na koniec:

– Z wdzięcznością za obiecane poratowanie wyjawię ci, co jest dla ciebie ważniejsze od wszelkich innych rzeczy na świecie. Otóż, po upływie dwu lat, licząc od chwili obecnej, umrzesz. Masz czas, szykuj się na śmierć. Pokutuj, abyś uniknął losu, jaki mnie przypadł w udziale.

Dopowiedziawszy słów tych, widziadło znikło.

Przepowiednia owa zaś spełniła się co do joty, a szlachcic wziąwszy do serca słowa zjawy, dotychczasowe życie odmienił i zgromadziwszy wiele zasług, skoro owe dwa lata minęły, pobożnie zasnął w Panu.

Jako dusze zmarłych wspomogły księcia Euzebiusza

Dwoje książąt ustawicznie walki między sobą wiodło. Jeden pochodził z Sardynii, a Euzebiusz mu było na imię, drugi zaś z Sycylii Ostergisem zwany.

Euzebiusz wielkie miał staranie około dusz czyśćcowych, licznymi je wspomagając ofiarami. Ba! Mało tego! Jedno z miast swoich niejako umarłym na własność oddał. Bowiem wszelkie dochody, jakie ono przynosiło, przeznaczał na Msze i jałmużny mające dusze z ognia czyśćcowego ratować.

I stało się, iż wróg jego, książę sycylijski Ostergis, najechał owo miasto, podstępnie je zdobył i dla siebie zagarnął.

Jak nie trudno się domyślić, książę Euzebiusz wraz z wiernym sobie rycerstwem, ani myślał pozostawić zdobyczy w rękach najeźdźcy. Bał się jednak, że sromotną klęskę poniesie, ponieważ siły nieprzyjacielskie o wiele liczniejsze były od jego własnych.

Gdy tak się tym trapił, stojąc na szczycie baszty zamkowej, oto dostrzegł, iż w kierunku jego siedziby zbliża się nieprzebrana liczba zbrojnych. Armia tak ogromna, że aż po horyzont się ciągnąca. A każdy z owych zbrojnych przy–odziany był w białą zbroję, płaszcz biały, dzierżył w dłoni biały proporczyk i siedział na białym koniu, białym czaprakiem okrytym.

Czym prędzej Euzebiusz posłał swych ludzi ku owemu wojsku, aby zasięgnęli języka kim są i po co tu zmierzają.

Skoro posłowie wrócili, przekazali księciu najmilszą z wieści, jakich mógł oczekiwać:

– Oto, panie nasz, Bóg ci na pomoc przysyła swoje zastępy, aby odbiły z rąk nieprzyjacielskich miasto, któreś na pożytek dusz w czyśćcu cierpiących ofiarował.

I tak się stało.

Najeźdźca przestraszony niezliczoną liczbą zbrojnych, którzy ostro zażądali, by czym prędzej zagrabione miasto i ziemię opuścił, posłusznie wycofał się do swego kraju.

Tymczasem Euzebiusz wiedziony ciekawością ośmielił się zapytać zbrojnych, kim by oni byli, czyby nie aniołami samymi.

Lecz oni zaprzeczyli:

– Jesteśmy duszami zmarłych, które dzięki twoim dobrodziejstwom i jałmużnom, dostąpili chwały wiekuistej.

Potem zaś owi zmarli pożegnawszy się z księciem tąż drogą, którą przyszli, odeszli.

Nepotyzm przyczyną mąk czyśćcowych

Opat pewien, wśród podległych sobie mnichów wielkie poważania mający, a odznaczający się prawdziwą, a nie udawaną pobożnością i życiem ponad wszelki wyraz cnotliwym, umierając postanowił, przez względy rodzinne, namówić zakonników, iżby właśnie jego krewniaka, gdy czas po temu nadejdzie, obrali swoim opatem.

Stary opat umarł, a jego życzeniu stało się zadość.

Ponieważ żył świątobliwie i świątobliwie umarł, wszyscy byli przekonani, iż trafił wprost do niebiańskiej szczęśliwości. Tymczasem, razu pewnego, ukazał się on swemu krewniakowi, lamentując przy tym okrutnie.

Krewniak strachem zdjęty zapytał o powód jego narzekań. Umarły zaś odpowiedział:

– Jęczę i lamentuję, bo gorę!

– Ty goresz? Dlaczego?

– Bom z twego powodu trafił do czyśćcowej otchłani. Miast bowiem słuchać głosu Bożego, afektem ku tobie zaślepiony, ciebie poleciłem na swego następcę, i z tejże to przyczyny Bóg skazał mnie na czyściec.

Szczery żal za grzechy nawet zbrodniarza ratuje przed piekłem

Pewien młodzieniec szlachetnego rodu, z fantazji raczej, niźli z powołania, postanowił wstąpić do zakonu cystersów i po złożeniu ślubów, święcenia kapłańskie przyjął.

Krewniak jego, który był biskupem miejscowej diecezji, na próżno odwodził go od tego zamysłu. Nic owo nie pomogło.

Przeminął rok jeden i drugi, a naszemu młodemu mnichowi znudziło się klasztorne życie. Porzucił zatem zakon, zzuł z siebie habit i przywdział świeckie szaty.

Nie sporo mu jednak było wracać do rodziców, bo wstyd mu było iż nie wytrwał w zakonie. Nie bardzo wiedząc co ze sobą począć, przystał do bandy zbójców, I rychło tak się wyszkolił w bandyckim rzemiośle, że stał się najokrutniejszym spośród zbrodniarzy, budząc grozę nawet u najokrutniejszych z nich.

Ponieważ życie każdego z nas ma swój kres nadszedł też kres i owego występnego mnicha. Oto w jakiejś potyczce, śmiertelnie raniony, jął żegnać się już z doczesnością. Przed śmiercią jednak odezwały się w nim wyrzuty sumienia i poczuł prawdziwy, a szczery żal za grzechy.

Poprosił tedy kamratów, iżby przywiedli doń kapłana, by móc przed nim oczyścić się z grzechów i uzyskawszy rozgrzeszenie, przejść na drugą stronę żywota.

Gdy przybył pleban, nasz mnich uczynił przed nim szczere wyznanie. Oświadczył, iż jest kapłanem, zbiegiem z cysterskiego klasztoru. Że przez te wszystkie lata, kiedy był członkiem zbójeckiej bandy, zbroczył ręce krwią setek niewinnych ludzi, których pozbawił życia, na dodatek rabując ich mienie. Wyznał ponadto, iż zgwałcił wiele tak panien, jak i mężatek, nie przepuszczając nawet zakonnicom. Teraz zaś, stanąwszy w obliczu śmierci, szczerze żałuje tego zła, jakiego się dopuścił i ze łzami w oczach o rozgrzeszenie błaga.

Pleban, który owej spowiedzi słuchał, miał jakoweś dziwnie twarde serce, bowiem spowiadającemu się, tak powiedział:

– Grzechy twoje są tak straszne, że nie są godne odpuszczenia.

Darmo kajał się umierający, darmo żebrał litości i o absolucję prosił. Pleban uparł się i nawet nie chciał słyszeć o udzieleniu rozgrzeszenia.

Wtedy ex-mnich rzekł:

– Jeśli tak, to przynajmniej, na drogę wieczności, posil mnie Ciałem Pańskim.

– Czyś oszalał?! – zawołał ksiądz. – Jeśli cię nie chcę rozgrzeszyć, to udzielę ci Komunii Świętej?!

– Ha, skoro tak, to pozwól przynajmniej, że za moje niezliczone i potworne zbrodnie, sam sobie wyznaczę pokutę.

– Cóż, na to jedno mogę się zgodzić – łaskawie skinął głową pleban, a zaraz potem zapytał: – A jakąż to pokutę sobie wyznaczysz?

– Dwa tysiące lat mąk czyśćcowych – odrzekł mnich-rozbójnik i z tymi słowami na ustach skonał.

Gdy o jego śmierci dowiedział się kuzyn biskup, zdjęty litością, zarządził, iżby we wszystkich podlegających mu kościołach i klasztorach przez rok modlono się w intencji owego umarłego, i polecenie to skrzętnie było wypełnione.

Gdy się ów rok skończył, po mszy sprawowanej przez biskupa, za ołtarzem stojąc, ukazał się mu zmarły. Blady był, wyschły, nędzny, w odzieniu żałobnym.

Kiedy go biskup zapytał jak się miewa i skąd przybywa, odparł:

– W mękach jestem i z mąk przychodzę, ale dziękuję miłości twojej, iż rok ten, dla jałmużny i modlitw twoich, także dla dobrodziejstwa Kościoła świętego, o tysiąc lat męki moje skrócono, którem w czyśćcu cierpieć miał. A jeśli jeszcze przez następny rok także o mnie staranie mieć będziesz, całkiem uwolniony od kary zostanę.

Usłyszawszy to biskup uradował się i dzięki Bogu składał, i oczywiście zarządził kolejny rok modłów w intencji zmarłego mnicha – rozbójnika.

Gdy zaś rok ów minął, a biskup Mszę Świętą sprawował, ponownie ukazał mu się umarły i rzekł:

– Dla twojej usilności i miłosierdzia jestem wyratowany z mąk czyśćcowych i już do wesela mego Pana wchodzę. A owe dwa lata waszych modlitw i ofiar są mi poczytane za dwa tysiące lat.

Od tamtej pory już go ów biskup nigdy nie widział.

Lata cierpień w ciele, niczym są wobec jednej chwili w czyśćcu

Razu jednego pewien człek zachorował i cierpiał okrutne bóle. Cierpiał zaś tak srodze, że co dzień usilnie błagał Pana Boga o to, by zesłał nań śmierć, iżby już więcej się nie męczył.

Pan zamiast śmierci posłał doń anioła, który powiedział tak:

– Nasz Wszechmogący Stwórca daje ci do wyboru albo śmierć i trzy dni czyśćca po niej, albo jeszcze rok życia w ciele, cierpiąc tak, jak cierpisz teraz. Skoro jednak ów rok przeminie, pójdziesz prosto do nieba.

Rok, a trzy dni? Chory nie długo się zastanawiał. Wybrał czyściec.

Zatem stało się zadość jego życzeniu. Umarł i trafił do ognistej otchłani. Po upływie jednego dnia, ponownie nawiedził go anioł i zapytał, czy nadal trwa przy swym poprzednim postanowieniu.

Ale nasz umarły z oburzeniem wykrzyknął, że został oszukany, bowiem nie jeden dzień, jak twierdzi anioł, lecz wieki całe już się w ogniu smaży.

Posłaniec Pański, niezrażony tymi wyrzutami, wyjaśnił duszy, co następuje:

– Nie długością czasu, ale nieznośnością męki oszukany jesteś, a rzeczywiście: zaledwie dzień jeden w miejscu tej męki przebywasz! Nie lękaj się przecie. Pan zmiłował się nad tobą i zezwolił, żebyś do swego ciała powrócił.

O jakże ochotnie zgodził się na to nasz zmarły!

I tak jak miał wcześniej zapowiedziane, przez cały rok cierpiał z powodu choroby, potem zaś zawiedziono go wprost do raju.

Czyściec jako rzeka wrzącej smoły

Opisując dziwne widzenie Yinfridus albo Bonifacius w liście do siostry pewnego zmartwychwstałego człowieka, tak mówi:

Umarły brat twój widział miejsce przedziwnej uciechy, na którym piękni ludzie bawili się i weselili. A z tego miejsca dziwna jakaś słodkawa wonność do nozdrzy dochodziła.

Anioł, który mu towarzyszył, twierdził, że jest to część raju.

Ale oprócz raju ujrzał też rzekę toczącą miast wody potoki wrzącej smoły, a ponad brzegami jej przerzucony był zamiast mostu tylko pień suchego drzewa.

Po pniu owym przechodziły dusze, a wiele z nich spadało z niego. Niektóre we wrzącej smole całe się zanurzały, inne do pasa, jeszcze inne do kolan, a jeszcze inne ledwo do kostek. Po czym wychodziły na brzeg oczyszczone i jaśniejące.

Anioł przewodnik wyjaśnił, iż są to dusze, które w ten sposób przechodzą męki czyśćcowe, aby potem już godnie, dostąpić chwały wiekuistej i zamieszkać w świętym mieście, niebieskim Jeruzalem.

O duszy, która się uradowała z narodzin dziecka

Pewien człowiek, który był umarłym, a ożył, opowiadał potem, iż będąc w czyśćcu widział takie oto zdarzenie:

Oto dusza jedna, w samym największym ogniu gorejąca, nagle zawołała:

– O jakież to szczęście mnie spotkało!

A gdy ją zapytano o powód tej radości, odrzekła:

– Oto aniołowie mi objawili, że w tej minucie dziecko się narodziło, które w przyszłości zostanie kapłanem i podczas pierwszej mszy, jaką odprawi, mnie od mąk czyśćcowych wyzwoli.

W myślistwie się kochający nadmiernie, ciężką mękę cierpiał

Pewien człowiek nabożny wpadłszy w zachwycenie, widział pewnego żołnierza pogrążonego w czyśćcu. Chociaż żołnierz ów był czysty, dobry, uczynny i pobożnie żywot pędzący, trafił do ognia, bowiem w myślistwie zbytnio się kochał.

Kara zaś jego tak oto wyglądała:

Na jego ręku siedział ptak, który go w twarz, w ramię, w ręce kłując, sztukami mięso z owych miejsc wyrywał i w ten sposób pokutującego okrutnie dręczył.

A gdy ów człowiek w zachwyceniu będący pytał, czemu by to cierpiał, skoro tak przyzwoicie żył i praw Boskich nie łamał, żołnierz powiedział:

– Przykazania Boskie zachowywałem, nigdy nikogo w najdrobniejszej rzeczy nawet nie oszukał, tyle tylko żem ponad wszystko umiłował polowanie z ptakami, czyniąc z tego zajęcia bożka nieomal, I z owej przyczyny tak okrutną i ciężką mękę cierpię. A trwać to będzie do czasu, aż całkowicie oczyszczony zostanę.

Pokutujący zamilkł na chwilę, a potem znów począł mówić:

– Jeśli masz politowanie nade mną, proś Pana Boga w mojej intencji, i powiedz też synom i powinowatym, żeby mnie jałmużnami i modlitwami i świętymi ofiarami ratowali, albowiem nieopisane męki cierpię.

Człowiek nasz, o którym na początku wspomnieliśmy, skoro z zachwycenia wyszedł, nie zapomniał o prośbie duszy pokutującej, ale ją co do joty wypełnił, skarbiąc sobie wdzięczność u niej, a zasługę u Boga.

* * *

Z różnych autorów zebrał, ale też i własnym piórem opisał

ANDRZEJ SARWA

OPOWIEŚCI CZYŚĆCOWE

czyli opowieści prawdziwe o objawianiu się dusz czyśćcowych (10)

Książka niniejsza jest dostępna w wersjach papierowej:

https://ksiegarnia-armoryka.pl/Opowiesci_czysccowe_o_objawianiu_sie_dusz.html

oraz elektronicznej:

https://virtualo.pl/ebook/opowiesci-czysccowe-i129334/

Czyściec według św. Franciszki Rzymianki. I innych Świętych.

Czyściec według św. Franciszki Rzymianki ANDRZEJ SARWA

„Ogień czyśćcowy różni się wielce od ognia piekielnego. Ten ostatni przedstawia się św. Franciszce jako płomień czarny; ogień w czyśćcu jest jasny i czerwony. Widzi ona – nie w czyśćcu, ale na zewnątrz – Anioła Stróża po prawej, Szatana kusiciela po lewej stronie. Anioł Stróż przedstawia Bogu modły ofiarowane przez żyjących za dusze w czyśćcu cierpiące. Co do modlitw ofiarowanych za te dusze, które sądzimy być w czyśćcu, a których tam nie ma, przeznaczenie ich według św. Franciszki jest następujące: Jeśli dusza, którą sądzimy być w czyśćcu, jest w niebie i modlitw naszych nie potrzebuje, modlitwa idzie na pożytek innych dusz w czyśćcu pozostających, a także na pożytek tego, który modły zanosi; jeżeli dusza, którą sądzimy być w czyśćcu jest w piekle, modlitwa za nią zaniesiona idzie całkowicie na pożytek osoby modlącej się i nie rozdziela się na inne dusze jak w razie poprzednim.

Święta Franciszka widzi w czyśćcu trojakie pomieszczenie, niejednakowo straszne i bolesne. Te części dzielą się jeszcze na oddziały. Wszędzie kara jest ustosunkowana do grzechu, do jego rodzaju, przyczyn, skutków i innych okoliczności”. (Ernest Hello, Oblicza świętych, Warszawa 1910, s. 57)

Czyściec w opisie S. Joanny a Jesu Maria

„Prowadzono mnie też wpośród czyśćca. Są tam równie okropne męki i utrapienia jako i indziej (czyli w piekle – przyp. red.), z tą jednak różnicą, że miejsce to jest miejscem pokoju, a nie złorzeczenia; bo tu Pana Boga nie przeklinają, i owszem, chwalą i błogosławią. To zaś najcięższe jest, co cierpią, że zatrzymani są, i Pana Boga nie widzą jeszcze. Wreszcie insze wszystkie męki prawie też są, jakom pierwej w piekle wspominała. O, gdyby to niektórych ludzi napomnieć i nastraszyć mogło! którzy grzechy niektóre lekce sobie ważą. Odpowiadają, kiedy się im o tym mówi, że Bóg nie jest takim jako my skrupulantem. O jak nie dobrze wiadomi są co się na tamtym świecie dzieje! wszystkie tam ściśle roztrząsają tak dalece, iż dziwna zgoła zdałaby się rzecz widzieć, gdyby wolno było, co się tam dzieje, kiedy surowie jedno słówko wolniejsze dla żartu wyrzeczone karzą”. (O żywocie wielebney panny siostry Joanny a Jesu Marya, druk XVII-wieczny, s. 67)

Jako błogosławiona Siostra Joanna a Jesu Maria duszom czyśćcowym pomagała

„Błogosławiona Joanna bardzo była litościwa i miłości wielkiej ku bliźnim. Do tego oczyma widziała i sama doznała okrutnych mąk czyśćcowych [za życia w ciele, na ziemi – przyp. red.], a uważała też, że w onych mękach będące dusze były przyjaciółkami Boga i w tejże łasce zostawały. Dlatego (…) politowanie miała nad zatrzymaniem ich w onym więzieniu i nic bardziej nie miała w staraniu, jako aby onych z tego więzienia na wolność wyzwolić, torując im drogę do wiecznej chwały. Utrapienia, umartwienia, boleści i pokuty jej do tego jedynie zmierzały, aby przez takowe dobre uczynki (…) ratować dusze z mąk czyśćcowych (…) mogła. (…) [Dusze czyśćcowe] Joannę na wszystkich miejscach oblatywały jako kurz promienie słoneczne i chodziły za nią, gdzie się tylko obróciła. Odnajmowała każdą [z dusz] oblubienicy Chrystusowej, jak długo i na wiele lat do czyśćca jest naznaczona, oraz i męki, które ponosiła. Obstępowały czasem ją i ogniem, silnie przypalały tak, iż wszystkie jej ciało z ciężkim bólem gorzało, i kości się paliły. Z tej tedy przyczyny i doświadczenia osobistego srogich mąk czyśćcowych, tym pilniej i silniej modliła się za dusze w czyśćcu będące. Kiedy raz Chrystus Pan oblubienicy swej niebezpieczeństwo królestwa tego hiszpańskiego dla ciężkich i różnych grzechów przed oczy przedłożył, tak usilnie turbowała się o to i starała przebłagać Majestat Boży, iż o duszach w czyśćcu będących zapomniała. Przyszedł tedy Piątek Wielki, gdy wszystkie klasztoru tego siostry odprawowały Męce Bożej, rozpamiętywając uroczyste nabożeństwo. Ksieni pierwsza dusze w czyśćcu będące siostrom swym polecała. Joanna tego nie usłyszawszy dobrze, pyta się jednej siostry co pani ksieni mówiła. Gdy zaś dowiedziała się, że dusze w czyśćcu będące zalecone są ich modlitwom, rzekła: „– Insze i pilniejsze dla nas potrzeby są: błogosławione dusze są na miejscu bezpiecznym, niech nieco poczekają. Tylko co to Joanna wymówiła, zaraz uczucie żelazną ręką ognistą, która całe ramię jej objęła i prawie spaliła, tak iż z bólu wielkiego bardzo zawołała: „– Gorę! Palę się!” Trwała ta męka przez czas niemały. Na ten czas doświadczeniem samym za sprawiedliwym dopuszczeniem Bożym poznała, iż na całym świecie większej potrzeby nie masz, nad potrzeby dusz w czyśćcu będących.

Nad to zawsze jej Bóg objawił srogość i rozliczność mąk czyśćcowych, i one do cierpienia i modlenia się za te dusze pobudzał. (…) [Urban VIII papież] skoro zszedł z tego świata, zaraz dzień zejścia jego S. Joannie był objawiony, i ona dosyć czyniąc powinności swoje, do których się zobowiązała, usilnie o wyzwolenie duszy jego modlitwami swymi starała się z czyśćca go wydobyć. Pokazał się jej sam papież, ale zewsząd tak wielkimi ogarniony mękami, iż stanu jego duszy poznać nie mogła. Nie przestawała za niego gorąco i płaczliwie modlić się, bijąc się dyscyplinami i biczami różnymi, a nadto wiele innych umartwień sobie zadając, jednak zawsze w tymże nędznym stanie zostającego go widziała, ani zdało się być co pociechy onej i czasem, kiedy w pokazaniu się powtórnym pytała o stan jego, odpowiedział jej, że nie ma pozwolenia od Boga oznajmić jej o stanie swym. Odpowiedź ta ciężkością napełniła serce Joanny (…) silniej tedy modlitwą swą nastąpiła i uprzykrzyła się Majestatowi Boskiemu, ale Bóg jakby zdał się nie słyszeć jej próśb. Ale ona tym bardziej prosiła. Nie mógł dłużej ignorować próśb oblubienicy Chrystus Pan, więc ją w końcu poinformował, że męka papieża skrócona być nie może i dopełnić się musi”. (O żywocie wielebney panny…, s. 74-79)

* * *

Siostra Joanna a Jesu Maria była Hiszpanką i żyła w latach 1564-1650. Doświadczała wielu przeżyć mistycznych.

Czyściec w objawieniach św. Brygidy Szwedzkiej

Święta Brygida Szwedzka była córką Birgera, – księcia z królewskiego rodu szwedzkiego – i Sugridy, pochodzącej także z królewskiego domu Gotów. Brygida urodziła się około roku 1303 w Szwecji, a zmarła w Rzymie w 1373 roku.

Chociaż żyła w małżeństwie, jej życie odznaczało się niezwykłą surowością. Wiele się modliła i umartwiała ciało na najróżniejsze sposoby. Szczególną łaską, jaką wyświadczył jej Pan Jezus, były objawienia, które zebrane zostały w wielką i grubą księgę. Objawienia te zostały uznane przez Kościół. Brygida po śmierci męża założyła zakon od imienia fundatorki zwany brygidkami. Jej objawienia – chociaż bardzo trudne i hermetyczne, (mimo iż niektóre z nich dawno się już zdezaktualizowały), godne są lektury, niosą bowiem ze sobą wiele pożytku duchowego.

Przykłady odnoszące się do czyśćca, miejsca i stanu dusz tam cierpiących, zaczerpnięto właśnie z księgi objawień tej wielkiej szwedzkiej świętej. Niektóre z nich nie robią większego wrażenia, niektóre zaś są wręcz drastyczne, ba! tracące horrorem!

„Trzecie miejsce [pośmiertnego bytowania, mówi Matka Boska, czego świadkiem jest św. Brygida – przy. red.] jest czyściec, a ci, co w nim są potrzebują trojakiego miłosierdzia, bo trojako trapieni zostają. Trapią się w słuchaniu, bo nic lepszego nie słyszą tylko męki, karania i nędze; trapią się widzeniem, bo nic nie widzą, tylko swą nędzę; trapią się dotknieniem, bo czują gorącość ognia nieznośnego, i ciężkiego karania. Dajże im mój SYNU i Panie miłosierdzie Twoje, dla próśb moich. Odpowiedział SYN. Chętnie dla ciebie dam trojakie miłosierdzie im: naprzód słuchowi ich ulżę; widzenie uspokoi się, i karanie umniejszy się i skromniejsze będzie. Na ostatek, którzykolwiek od tej godziny są w największych mękach czyśćcowych, będą przeniesieni do średnich, albo miernych; a ci zaś którzy są w miernym karaniu, otrzymają wolniusieńkie karanie, a którzy zaś są w wolniusieńkim karaniu, przeniosą się do odpoczynku wiecznego. Odpowiedziała MATKA BOŻA: Niech ci będzie cześć i chwała wieczna Panie mój (…)” (Skarby Niebieskich Taiemnic to iest Księgi Obiawienia niebieskiego Świętej Matki Brygidy z Rodzaju królewskiego. Xiężnej neryckiey ze Szwecyey. Fundatorki S. Salvatora. Z łacińskiego na polskie przełożone przez Zakonnika Braci Mniejszych Ojców Bernardynów, Lwów 1698, s. 75)

Widzenie czyśćca w objawieniach św. Brygidy

„Nad ciemnościami zaś tymi [to znaczy ponad miejscem wiecznych mąk, piekieł – przyp. red.] jest największe karanie czyśćcowe, które dusze mogą znosić, a dalej od tego miejsca insze, gdzie jest mniejsze karanie, które nie jest insze jedno defekt sił w męstwie, w piękności, i podobnych rzeczach, jako przez podobieństwo powiadam: nie inaczej, jedno kiedyby kto był chory, a gdy ustała choroba, albo męka nie miałby siły, żeby po leku przyjść do siebie. Trzecie zaś miejsce wyższe jest, gdzie żadnej męki nie masz, jedno pragnienie przyjść do BOGA (…) Na pierwszym miejscu, nad ciemnościami jest wielkie karanie czyśćcowe, gdzieś widziała one duszę oczyszczającą się. Tam jest dotykanie czartów, tam przez podobieństwo pokazują się jadowici robacy, i podobieństwo zwierząt srogich. Tam jest gorąco i zimno, tam ciemności i zamieszanie, które pochodzą z karania, które jest w [położonym niżej – przyp. red.] piekle. Tam niektóre dusze mają mniejsze męki, a niektóre większe, wedle tego jako kto poprawił się z grzechów swoich na ten czas, którego dusza wraz z ciałem mieszkała”. (Skarby Niebieskich Tajemnic…, s. 227-228)

O straszliwych mękach pewnej duszy, które widziała św. Brygida

Pewna dusza wiele zła popełniła w życiu doczesnym, stanąwszy przed obliczem Najwyższego, z Jego dekretu oto męki musiała wycierpieć, aby do wiekuistej światłości być dopuszczoną:

„…widziałam, że jakoby wiązka niejaka była przywiązana do głowy na kształt korony, którą tak bardzo ściskała, że tył głowy pospołu z obliczem złączył się; oczy zaś wypadły z miejsc swoich, i wisiały na żyłkach, aż na jagodach (policzkach – przyp. A.S.); włosy też jakoby od ognia zgorzały i uschły, mózg się też rwał płynąc przez nozdrza, i przez uszy, język był wywieszony, i zęby powypadały; kości w ramionach były pogruchotane, i jakby powrozy skręcone; ręce złupione do szyi przywiązane, piersi zaś i żywot (brzuch – przyp. A.S.) tak mocno się z grzbietem łączyły, że żebra połamawszy się, serce ze wszystkimi wnętrznościami wywrócone rozpękło się; lędźwie zaś wisiały po bokach i kości pogruchotane wypadały, i ciągnęły się jako cienkie nici. (…)

I Sędzia na ten czas rzekł: dla Męki mojej, będzie jej otworzone niebo, pierwej z grzechów oczyściwszy się, tak długo będzie powinna cierpieć, chyba że będzie miał wspomożenie z dobrych uczynków żyjących ludzi na świecie”. (Skarby Niebieskich Tajemnic…, s. 227).

* * *

Z różnych autorów zebrał, ale też i własnym piórem opisał

ANDRZEJ SARWA

OPOWIEŚCI CZYŚĆCOWE

czyli opowieści prawdziwe o objawianiu się dusz czyśćcowych (8)

Książka niniejsza jest dostępna w wersjach papierowej:

https://ksiegarnia-armoryka.pl/Opowiesci_czysccowe_o_objawianiu_sie_dusz.html

oraz elektronicznej:

https://virtualo.pl/ebook/opowiesci-czysccowe-i129334/

O zakonniku, który za niedbalstwo w modlitwie do czyśćca trafił

Jałmużna za umarłych nie zostanie bez nagrody

Nie wszyscy mogą dawać wielkie jałmużny, ale i przy dobrej woli i małą ofiarą możemy wspomagać dusze cierpiące – aby zapewnić błogosławieństwo Boskie. Wdowa ewangeliczna złożyła dwa pieniążki, czyli jeden grosz, do skarbonki świątynnej, a Chrystus Pan pochwalił ją, iż dała co mogła.

Ten przykład naśladowała jedna uboga niewiasta neapolitańska, która zaledwie mogła wyżywić gromadkę drobnych dziatek. Mąż jej, ubogi wyrobnik pobożny i poczciwy, przynosił co wieczór nędzną zapłatę swej ciężkiej pracy. Jednego dnia niestety! ten biedny ojciec ujęty był i uwięziony za długi, a cały ciężar utrzymania rodziny spadł na nieszczęśliwą matkę, która nie miała innego sposobu życia, jak tylko pracę swoich rąk i ufność w miłosierdziu Bożym. Dzień i noc w serdecznej modlitwie błagała Boga o ratunek w tej niedoli, a szczególnie o uwolnienie męża, który jęczał w więzieniu nie za jakie występki, a biedna kobieta nie miała żadnej nadziei opłacenia tych długów.

Powiedziano jej o pewnym zamożnym obywatelu, który używał swego majątku na wsparcie nieszczęśliwych. Natychmiast uboga niewiasta starała się o napisanie prośby, w której wyraża swą nędzę i prosi o łaskę litościwego pana. Ale niestety, otrzymuje tylko drobną jałmużnę – mały pieniądz. Co począć i do kogo się udać? Zasmucona, zbolała nad wszelki wyraz, idzie do kościoła, a rzucając się do stóp Zbawiciela utajonego w Najświętszym Sakramencie, błaga o cud miłosierdzia dla swej nieszczęśliwej rodziny, bo próżna jest w ludziach nadzieja. Wtem jakby błyskawica uderza ją myśl, zapewne od Anioła Stróża, prosić o przyczynę dusz czyśćcowych. Słyszała od kogoś o ich cierpieniach i o wielkiej ich wdzięczności dla tych, którzy je wspierają. Pocieszona tym natchnieniem, idzie zaraz do zakrystii, składa swój pieniążek i prosi o odprawienie Mszy Świętej za dusze w czyśćcu. Jakiś litościwy kapłan tam będący, rozpoczął świętą Ofiarę, z którą ona swoje gorące modły łączyła, leżąc krzyżem na ziemi.

Powstała z tej modlitwy wielce wzmocniona i pocieszona na duchu, jakby pewną była, że ją Pan Bóg wysłuchał, I oto, gdy wracając do domu przebiega gwarne ulice miasta, zbliża się do niej jakiś poważny starzec i pyta: „czemu się tak smutną wydajesz?” Ona odpowiada wymownie o swoim utrapieniu. Nieznajomy słucha ją ze współczuciem, zachęca do ufności w Bogu, i oddalając się, wręcza jej list, prosząc, aby go zaniosła do wskazanej osoby. Biedna kobieta idzie prosto na oznaczone miejsce, a znalazłszy tam młodego człowieka, gospodarza domu, spełnia polecenie. Ten otworzywszy papier, z niezmiernym wzruszeniem, poznaje pismo swego ojca zmarłego od kilkunastu lat…

– Skąd masz ten list? Kto ci go dał? – woła nadzwyczaj zdziwiony.

– Panie! – rzecze przelękniona niewiasta – jakiś poważny mężczyzna spotkał mnie na ulicy, rozmawiał ze mną i kazał mi ten list przynieść do tego domu; nie wiem, co w nim napisano, nic mi o tym nie mówił.

Coraz więcej wzruszony i zdziwiony młodzieniec, czyta głośno list, jak następuje:

„Synu mój, twój ojciec dziś wybawiony jest z czyśćca przez tę ubogą niewiastę, która ci wręczy to pismo; z jej ofiary odprawiła się tego ranka Msza Święta, za dusze w czyśćcu, a Pan w miłosierdziu swoim przyjął ją na dopełnienie mego oczyszczenia: winniśmy jej przeto największą wdzięczność. Ta poczciwa kobieta jest w ciężkim niedostatku, polecam ją twojej opiece”. (A. Morawski, Cuda i Łaski…, s. 16-20)

Oczywiście nie trzeba chyba dodawać, iż syn ojca wybawionego z czyśćca suto zaopatrzył ową ubogą kobietę, zadbawszy o to, aby już nigdy nie zaznała niedostatku.

Jest to kolejny przykład, że miłosierdzie okazane duszom czyśćcowym sprowadza na nas cuda miłosierdzia Bożego.

O żołnierzach po śmierci o wspomożenie proszących

Około Roku Pańskiego 1078, nieopodal Wormacji, przez wiele dni i nocy obserwować można było wielkie dziwy. Oto wielka ilość zbrojnych – jednych pieszych, innych zasię konnych, pokazywała się okolicznym mieszkańcom, zgiełk czyniąc. A zdawało się jakby zastępy owe wychodziły z pobliskiej góry.

Zdarzenie owo wzbudzało nie tylko zdziwienie, ale i strach. Znalazł się jednak przecież mnich pewien, mieszkaniec Lunxurgeńskiego klasztoru, który wespół z kilkoma towarzyszami, zawiesiwszy sobie na szyi krzyż, wyszedł odważnie owym zbrojnym na spotkanie.

Skoro ich zagadnął kim są, skąd się tutaj wzięli i czego by żądali, usłyszał takową odpowiedź:

– Nie jesteśmy nocnym przywidzeniem, ani też żywymi ludźmi, lecz duszami, które niegdyś na tym świecie możnym panom służyły. Przed wielu laty w tym właśnie miejscu, w srogiej bitwie śmierć ponieśliśmy.

– A ponieważ bezbożny żywot pędziliśmy, karę teraz cierpieć musimy.

– Patrz na nas. Ubiór, zbroja, oręż, konie, które nam za życia służyły i niejednokrotnie były powodem grzechu, po śmierci stały się przyczyną straszliwych mąk. Wszystko, co teraz widzicie około nas, wszystko to jest dla nas ogniem, który nas pali, aczkolwiek wy go swymi śmiertelnymi oczyma nie widzicie.

A gdy zakonnik pytał, czy żywi mogą im jakoś pomóc i poratować, od tej samej duszy żołnierza usłyszał:

– Postami i modlitwami, a osobliwie ofiarami Ciała i Krwi Pana Jezusowej ratowani być możemy i o to prosimy.

Skoro skończył mówić, cała rzesza duchów jednym głosem zawołała po trzykroć:

„– Módlcie się za nami!”

I zaraz się zdało, jakby się wszyscy oni w ogień obrócili, a i góra sama, jakby ogniem gorzała, po niebie przetaczały się grzmoty, a korony drzew wydawały wielki szum.

O zakonniku, który za niedbalstwo w modlitwie do czyśćca trafił

W konwencie Poczęcia Najświętszej Panny w Parmie, roku 1541, umarł uważany przez wszystkich za nadzwyczaj świątobliwego ojciec Jan de Via.

Za życia przyjaźnił się on z równie nabożnym zakonnikiem, z bratem Ascentiusem.

Skoro po śmierci Jana Ascentius przez kilka dni trwał na modlitwie za spokój duszy swego przyjaciela, naraz ogarnęła go jasność wprost nie do opisania, a z owej jasności wyłoniła się postać zmarłego.

Tak straszny lęk zdjął Ascentiusza, że nie mógł wydusić z siebie ani jednego słowa. Ponieważ zjawisko to ciągle trwało, w końcu oswoiwszy się z nim nieco i wziąwszy na odwagę, zapytał, czego by umarły żądał od niego.

Ten zaś ozwał się w te słowa:

– Mimo świątobliwego życia, żarliwych modlitw, postów i pokut zaniedbywałem odmawiać Officium za umarłych, i chociaż Pan Bóg w miłosierdziu swoim mnie nie potępił, to jednak nie pierwej osiągnę chwałę wiekuistą i przekroczę bramy raju, aż wy żyjący w tym klasztorze dopełnicie tego, czegom ja nie dopełnił.

Po wyrzeczeniu owych słów, widzenie znikło.

Przestraszony i niemniej przejęty brat Ascentius powiadomił o zaszłych zdarzeniu gwardiana, a ów, nie zwlekając, zarządził to, o co prosiła pokutująca dusza ojca Jana de Via.

Po niejakim czasie tenże ostatni znów się ukazał swemu przyjacielowi, tyle że tym razem w daleko większej jasności, dziękując za spełnienie przedłożonej mu prośby, która dla umarłego miała tak kolosalne znaczenie.

Wartość Najświętszej Ofiary dla dusz czyśćcowych

Gdy ojciec Jan de Aluerna, franciszkanin, odprawiał Mszę Świętą w dzień zaduszny, ofiarując ją z takim uczuciem miłości i pobożności, że aż prawie popadł w zachwycenie, stał się świadkiem niezwykłego widzenia.

Skoro przy Mszy Świętej najświętsze Ciało Boże podnosił, ofiarując je Ojcu niebieskiemu, aby miłości tego, który na krzyżu wisiał wybawić raczył, ujrzał wprost niezliczoną liczbę dusz wychodzących z czyśćca, jakby wielość skier z pieca ognistego wystrzelający ku górze, i widział jak do ojczyzny niebieskiej wstępowały dla zasług Pana Chrystusowych, który dla zbawienia ludzkiego na krzyżu dał się przybić.

O mękach, jakie w czyśćcu cierpią niegodni mnisi

Mnich pewien – niestety historia nie przekazała nam ni jego imienia, ni czasu, w jakim żył – będąc bliskim śmierci, popadł w zachwycenie i zaprowadzony został w miejsce, kędy doznaje się szczególniejszych mąk.

To, co ujrzał, wprawiło go i w zdumienie i w przerażenie zarazem. Oto bowiem dostrzegał postaci demonów, które ponawdziewawszy na rożna niegodnych mnichów, równo ich nad ogniem piekły, a wrzący tłuszcz, który z nich wypłynął, skrzętnie zbierały i polewały nim spieczone tołuby.

Anioł, który był mu za przewodnika, widząc, że ów nie może ze spokojem patrzeć na owe męczarnie okropne, wyprowadził go stamtąd czym prędzej na miejsce ochłody i powiedział:

– Ci, których widziałeś, że ich w ogniu wielkim pieczono, nie służyli Panu ochotnie w bojaźni i z drżeniem. Nie dosyć przestrzegali karności Reguły, modlili się bez żarliwości. W świecie natomiast byli dworni, krotochwilni, cudze kąty nawiedzający, zbytek miłujący, gnuśni i lekkomyślni. Dlatego nie pierwej dostąpią chwały wiekuistej, aż się nie wypłacą Panu aż do ostatniego pieniążka.

Godzina w czyśćcu się zdaje wiecznością

Pewien zakonnik umierając prosił, aby opat podobnie tak jak wszystkich ten padół opuszczających, zaopatrzył go na śmierć świętymi sakramentami i dał mu rozgrzeszenie.

Ponieważ opat koniecznie musiał właśnie w tym czasie na pewien okres opuścić klasztor, nie przypuszczając, że mnich ów rzeczywiście prędko umrze, rzecz całą postanowił odłożyć do swojego powrotu.

Los sprawił, iż pod nieobecność opata konający rozstał się z tym światem.

Skoro opat powrócił, ciało umarłego nie było jeszcze pogrzebane. Opat zaś udawszy się do kościoła, ze smutkiem myślał, że nie spełnił prośby umierającego, narażając go przez to na cierpienia po przekroczeniu progu żywota.

Tak się jednak złożyło, że mnich ów umarł obciążony jedynie grzechami lekkimi, więc nie zasługiwał na wieczne potępienie i nie mógł być strącony do piekła ognistego.

Ze szczególnego pozwolenia Bożego pozwolono umarłemu objawić się bolejącemu nad jego losem opatowi, a gdy ów go ujrzał, umarły jął się domagać od niego przyobiecanego rozgrzeszenia i wyznaczenia stosownej pokuty.

Opat nie wiedząc, co by za pokutę zadać nieboszczykowi, rzekł:

– Jako zadośćuczynienie za twoje przewiny, masz przebywać w czyśćcu do momentu, aż twoje ciało zostanie pogrzebane.

Skoro to umarły usłyszał, tak okrutnie i tak rozpaczliwie krzyknął, że głos jego po całym opactwie się rozległ.

– Och! Ty niemiłosierny człowiecze! Skazałeś mnie na tak długie męki. Rozkazałeś mi tak długo trwać w ogniu, gdzie czas upływa zgoła inaczej niż w doczesności, a minuta równa się wiekom całym.

To wykrzyknąwszy – zniknął.

O ciężkości mąk czyśćcowych

Był pewien zakonnik dominikanin, nader pobożny i świątobliwy, który wielce się przyjaźnił z jednym minorytą.

Pewnego razu, podczas rozmowy dotyczącej wieczności i bytowania po śmierci w nowej rzeczywistości, niebacznie sobie obiecali, że (jeżeli taka by była wola Pańska), który z nich pierwszy z tego świata zejdzie, objawi się temu, który jeszcze pomiędzy żywymi się ostanie i o swoim stanie mu oznajmi.

Umarł tedy jako pierwszy franciszkanin minoryta, a po upływie kilku dni, gdy dominikanin był w refektarzu, ukazał mu się umarły, i gdy ze sobą przez chwilę rozmawiali, niektóre mu rzeczy bardzo dziwne, a dotyczące przyszłego żywota, powiedział, a w końcu i to, iż doświadcza niezmiernie ciężkich mąk czyśćcowych.

Na potwierdzenie tejże prawdy, położył rękę na stole i zaraz wypalił nią ognisty, głęboki ślad, który po dziś dzień w Armoreńskim Konwencie można oglądać, na dowód, że istnieje życie po śmierci, i że w tym życiu – kto winien – musi się wypłacać Boskiej sprawiedliwości.

* * *

Z różnych autorów zebrał, ale też i własnym piórem opisał

ANDRZEJ SARWA

OPOWIEŚCI CZYŚĆCOWE

czyli opowieści prawdziwe o objawianiu się dusz czyśćcowych (7)

Książka niniejsza jest dostępna w wersjach papierowej:

https://ksiegarnia-armoryka.pl/Opowiesci_czysccowe_o_objawianiu_sie_dusz.html

oraz elektronicznej:

https://virtualo.pl/ebook/opowiesci-czysccowe-i129334/

O żołnierzach po śmierci o wspomożenie proszących . Jałmużna za umarłych nie zostanie bez nagrody.

O żołnierzach po śmierci o wspomożenie proszących . Jałmużna za umarłych nie zostanie bez nagrody.

Nie wszyscy mogą dawać wielkie jałmużny, ale i przy dobrej woli i małą ofiarą możemy wspomagać dusze cierpiące – aby zapewnić błogosławieństwo Boskie. Wdowa ewangeliczna złożyła dwa pieniążki, czyli jeden grosz, do skarbonki świątynnej, a Chrystus Pan pochwalił ją, iż dała co mogła.

Ten przykład naśladowała jedna uboga niewiasta neapolitańska, która zaledwie mogła wyżywić gromadkę drobnych dziatek. Mąż jej, ubogi wyrobnik pobożny i poczciwy, przynosił co wieczór nędzną zapłatę swej ciężkiej pracy. Jednego dnia niestety! ten biedny ojciec ujęty był i uwięziony za długi, a cały ciężar utrzymania rodziny spadł na nieszczęśliwą matkę, która nie miała innego sposobu życia, jak tylko pracę swoich rąk i ufność w miłosierdziu Bożym. Dzień i noc w serdecznej modlitwie błagała Boga o ratunek w tej niedoli, a szczególnie o uwolnienie męża, który jęczał w więzieniu nie za jakie występki, a biedna kobieta nie miała żadnej nadziei opłacenia tych długów.

Powiedziano jej o pewnym zamożnym obywatelu, który używał swego majątku na wsparcie nieszczęśliwych. Natychmiast uboga niewiasta starała się o napisanie prośby, w której wyraża swą nędzę i prosi o łaskę litościwego pana. Ale niestety, otrzymuje tylko drobną jałmużnę – mały pieniądz. Co począć i do kogo się udać? Zasmucona, zbolała nad wszelki wyraz, idzie do kościoła, a rzucając się do stóp Zbawiciela utajonego w Najświętszym Sakramencie, błaga o cud miłosierdzia dla swej nieszczęśliwej rodziny, bo próżna jest w ludziach nadzieja.

Wtem jakby błyskawica uderza ją myśl, zapewne od Anioła Stróża, prosić o przyczynę dusz czyśćcowych. Słyszała od kogoś o ich cierpieniach i o wielkiej ich wdzięczności dla tych, którzy je wspierają. Pocieszona tym natchnieniem, idzie zaraz do zakrystii, składa swój pieniążek i prosi o odprawienie Mszy Świętej za dusze w czyśćcu. Jakiś litościwy kapłan tam będący, rozpoczął świętą Ofiarę, z którą ona swoje gorące modły łączyła, leżąc krzyżem na ziemi.

Powstała z tej modlitwy wielce wzmocniona i pocieszona na duchu, jakby pewną była, że ją Pan Bóg wysłuchał, I oto, gdy wracając do domu przebiega gwarne ulice miasta, zbliża się do niej jakiś poważny starzec i pyta: „czemu się tak smutną wydajesz?” Ona odpowiada wymownie o swoim utrapieniu. Nieznajomy słucha ją ze współczuciem, zachęca do ufności w Bogu, i oddalając się, wręcza jej list, prosząc, aby go zaniosła do wskazanej osoby. Biedna kobieta idzie prosto na oznaczone miejsce, a znalazłszy tam młodego człowieka, gospodarza domu, spełnia polecenie. Ten otworzywszy papier, z niezmiernym wzruszeniem, poznaje pismo swego ojca zmarłego od kilkunastu lat…

– Skąd masz ten list? Kto ci go dał? – woła nadzwyczaj zdziwiony.

– Panie! – rzecze przelękniona niewiasta – jakiś poważny mężczyzna spotkał mnie na ulicy, rozmawiał ze mną i kazał mi ten list przynieść do tego domu; nie wiem, co w nim napisano, nic mi o tym nie mówił.

Coraz więcej wzruszony i zdziwiony młodzieniec, czyta głośno list, jak następuje:

„Synu mój, twój ojciec dziś wybawiony jest z czyśćca przez tę ubogą niewiastę, która ci wręczy to pismo; z jej ofiary odprawiła się tego ranka Msza Święta, za dusze w czyśćcu, a Pan w miłosierdziu swoim przyjął ją na dopełnienie mego oczyszczenia: winniśmy jej przeto największą wdzięczność. Ta poczciwa kobieta jest w ciężkim niedostatku, polecam ją twojej opiece”. (A. Morawski, Cuda i Łaski…, s. 16-20)

Oczywiście nie trzeba chyba dodawać, iż syn ojca wybawionego z czyśćca suto zaopatrzył ową ubogą kobietę, zadbawszy o to, aby już nigdy nie zaznała niedostatku.

Jest to kolejny przykład, że miłosierdzie okazane duszom czyśćcowym sprowadza na nas cuda miłosierdzia Bożego.

==================================

O żołnierzach po śmierci o wspomożenie proszących

Około Roku Pańskiego 1078, nieopodal Wormacji, przez wiele dni i nocy obserwować można było wielkie dziwy. Oto wielka ilość zbrojnych – jednych pieszych, innych zasię konnych, pokazywała się okolicznym mieszkańcom, zgiełk czyniąc. A zdawało się jakby zastępy owe wychodziły z pobliskiej góry.

Zdarzenie owo wzbudzało nie tylko zdziwienie, ale i strach. Znalazł się jednak przecież mnich pewien, mieszkaniec Lunxurgeńskiego klasztoru, który wespół z kilkoma towarzyszami, zawiesiwszy sobie na szyi krzyż, wyszedł odważnie owym zbrojnym na spotkanie.

Skoro ich zagadnął kim są, skąd się tutaj wzięli i czego by żądali, usłyszał takową odpowiedź:

– Nie jesteśmy nocnym przywidzeniem, ani też żywymi ludźmi, lecz duszami, które niegdyś na tym świecie możnym panom służyły. Przed wielu laty w tym właśnie miejscu, w srogiej bitwie śmierć ponieśliśmy.

– A ponieważ bezbożny żywot pędziliśmy, karę teraz cierpieć musimy.

– Patrz na nas. Ubiór, zbroja, oręż, konie, które nam za życia służyły i niejednokrotnie były powodem grzechu, po śmierci stały się przyczyną straszliwych mąk. Wszystko, co teraz widzicie około nas, wszystko to jest dla nas ogniem, który nas pali, aczkolwiek wy go swymi śmiertelnymi oczyma nie widzicie.

A gdy zakonnik pytał, czy żywi mogą im jakoś pomóc i poratować, od tej samej duszy żołnierza usłyszał:

– Postami i modlitwami, a osobliwie ofiarami Ciała i Krwi Pana Jezusowej ratowani być możemy i o to prosimy.

Skoro skończył mówić, cała rzesza duchów jednym głosem zawołała po trzykroć:

„– Módlcie się za nami!”

I zaraz się zdało, jakby się wszyscy oni w ogień obrócili, a i góra sama, jakby ogniem gorzała, po niebie przetaczały się grzmoty, a korony drzew wydawały wielki szum.

O zakonniku, który za niedbalstwo w modlitwie do czyśćca trafił

W konwencie Poczęcia Najświętszej Panny w Parmie, roku 1541, umarł uważany przez wszystkich za nadzwyczaj świątobliwego ojciec Jan de Via.

Za życia przyjaźnił się on z równie nabożnym zakonnikiem, z bratem Ascentiusem.

Skoro po śmierci Jana Ascentius przez kilka dni trwał na modlitwie za spokój duszy swego przyjaciela, naraz ogarnęła go jasność wprost nie do opisania, a z owej jasności wyłoniła się postać zmarłego.

Tak straszny lęk zdjął Ascentiusza, że nie mógł wydusić z siebie ani jednego słowa. Ponieważ zjawisko to ciągle trwało, w końcu oswoiwszy się z nim nieco i wziąwszy na odwagę, zapytał, czego by umarły żądał od niego.

Ten zaś ozwał się w te słowa:

– Mimo świątobliwego życia, żarliwych modlitw, postów i pokut zaniedbywałem odmawiać Officium za umarłych, i chociaż Pan Bóg w miłosierdziu swoim mnie nie potępił, to jednak nie pierwej osiągnę chwałę wiekuistą i przekroczę bramy raju, aż wy żyjący w tym klasztorze dopełnicie tego, czegom ja nie dopełnił.

Po wyrzeczeniu owych słów, widzenie znikło.

Przestraszony i niemniej przejęty brat Ascentius powiadomił o zaszłych zdarzeniu gwardiana, a ów, nie zwlekając, zarządził to, o co prosiła pokutująca dusza ojca Jana de Via.

Po niejakim czasie tenże ostatni znów się ukazał swemu przyjacielowi, tyle że tym razem w daleko większej jasności, dziękując za spełnienie przedłożonej mu prośby, która dla umarłego miała tak kolosalne znaczenie.

Wartość Najświętszej Ofiary dla dusz czyśćcowych

Gdy ojciec Jan de Aluerna, franciszkanin, odprawiał Mszę Świętą w dzień zaduszny, ofiarując ją z takim uczuciem miłości i pobożności, że aż prawie popadł w zachwycenie, stał się świadkiem niezwykłego widzenia.

Skoro przy Mszy Świętej najświętsze Ciało Boże podnosił, ofiarując je Ojcu niebieskiemu, aby miłości tego, który na krzyżu wisiał wybawić raczył, ujrzał wprost niezliczoną liczbę dusz wychodzących z czyśćca, jakby wielość skier z pieca ognistego wystrzelający ku górze, i widział jak do ojczyzny niebieskiej wstępowały dla zasług Pana Chrystusowych, który dla zbawienia ludzkiego na krzyżu dał się przybić.

O mękach, jakie w czyśćcu cierpią niegodni mnisi

Mnich pewien – niestety historia nie przekazała nam ni jego imienia, ni czasu, w jakim żył – będąc bliskim śmierci, popadł w zachwycenie i zaprowadzony został w miejsce, kędy doznaje się szczególniejszych mąk.

To, co ujrzał, wprawiło go i w zdumienie i w przerażenie zarazem. Oto bowiem dostrzegał postaci demonów, które ponawdziewawszy na rożna niegodnych mnichów, równo ich nad ogniem piekły, a wrzący tłuszcz, który z nich wypłynął, skrzętnie zbierały i polewały nim spieczone tołuby.

Anioł, który był mu za przewodnika, widząc, że ów nie może ze spokojem patrzeć na owe męczarnie okropne, wyprowadził go stamtąd czym prędzej na miejsce ochłody i powiedział:

– Ci, których widziałeś, że ich w ogniu wielkim pieczono, nie służyli Panu ochotnie w bojaźni i z drżeniem. Nie dosyć przestrzegali karności Reguły, modlili się bez żarliwości. W świecie natomiast byli dworni, krotochwilni, cudze kąty nawiedzający, zbytek miłujący, gnuśni i lekkomyślni. Dlatego nie pierwej dostąpią chwały wiekuistej, aż się nie wypłacą Panu aż do ostatniego pieniążka.

Godzina w czyśćcu się zdaje wiecznością

Pewien zakonnik umierając prosił, aby opat podobnie tak jak wszystkich ten padół opuszczających, zaopatrzył go na śmierć świętymi sakramentami i dał mu rozgrzeszenie.

Ponieważ opat koniecznie musiał właśnie w tym czasie na pewien okres opuścić klasztor, nie przypuszczając, że mnich ów rzeczywiście prędko umrze, rzecz całą postanowił odłożyć do swojego powrotu.

Los sprawił, iż pod nieobecność opata konający rozstał się z tym światem.

Skoro opat powrócił, ciało umarłego nie było jeszcze pogrzebane. Opat zaś udawszy się do kościoła, ze smutkiem myślał, że nie spełnił prośby umierającego, narażając go przez to na cierpienia po przekroczeniu progu żywota.

Tak się jednak złożyło, że mnich ów umarł obciążony jedynie grzechami lekkimi, więc nie zasługiwał na wieczne potępienie i nie mógł być strącony do piekła ognistego.

Ze szczególnego pozwolenia Bożego pozwolono umarłemu objawić się bolejącemu nad jego losem opatowi, a gdy ów go ujrzał, umarły jął się domagać od niego przyobiecanego rozgrzeszenia i wyznaczenia stosownej pokuty.

Opat nie wiedząc, co by za pokutę zadać nieboszczykowi, rzekł:

– Jako zadośćuczynienie za twoje przewiny, masz przebywać w czyśćcu do momentu, aż twoje ciało zostanie pogrzebane.

Skoro to umarły usłyszał, tak okrutnie i tak rozpaczliwie krzyknął, że głos jego po całym opactwie się rozległ.

– Och! Ty niemiłosierny człowiecze! Skazałeś mnie na tak długie męki. Rozkazałeś mi tak długo trwać w ogniu, gdzie czas upływa zgoła inaczej niż w doczesności, a minuta równa się wiekom całym.

To wykrzyknąwszy – zniknął.

O ciężkości mąk czyśćcowych

Był pewien zakonnik dominikanin, nader pobożny i świątobliwy, który wielce się przyjaźnił z jednym minorytą.

Pewnego razu, podczas rozmowy dotyczącej wieczności i bytowania po śmierci w nowej rzeczywistości, niebacznie sobie obiecali, że (jeżeli taka by była wola Pańska), który z nich pierwszy z tego świata zejdzie, objawi się temu, który jeszcze pomiędzy żywymi się ostanie i o swoim stanie mu oznajmi.

Umarł tedy jako pierwszy franciszkanin minoryta, a po upływie kilku dni, gdy dominikanin był w refektarzu, ukazał mu się umarły, i gdy ze sobą przez chwilę rozmawiali, niektóre mu rzeczy bardzo dziwne, a dotyczące przyszłego żywota, powiedział, a w końcu i to, iż doświadcza niezmiernie ciężkich mąk czyśćcowych.

Na potwierdzenie tejże prawdy, położył rękę na stole i zaraz wypalił nią ognisty, głęboki ślad, który po dziś dzień w Armoreńskim Konwencie można oglądać, na dowód, że istnieje życie po śmierci, i że w tym życiu – kto winien – musi się wypłacać Boskiej sprawiedliwości.

* * *

Z różnych autorów zebrał, ale też i własnym piórem opisał

ANDRZEJ SARWA

OPOWIEŚCI CZYŚĆCOWE

czyli opowieści prawdziwe o objawianiu się dusz czyśćcowych (7)

Książka niniejsza jest dostępna w wersjach papierowej:

https://ksiegarnia-armoryka.pl/Opowiesci_czysccowe_o_objawianiu_sie_dusz.html

oraz elektronicznej:

https://virtualo.pl/ebook/opowiesci-czysccowe-i129334/

Dbałość o duszę. Pamięć dusz o nas.

Dbałość o duszę

Zasłużony pisarz Walenty Wielogłowski opowiada: „Piotr Gamrat, biskup krakowski, z życia i pokuty do św. Magdaleny był podobny. Za młodu, świeckim będąc, życie prowadził rozpustne, mając do swoich swawoli towarzysza i przywódcę niejakiego Kurosza, czyli Kurozwańskiego. Z czasem jednak tknięty łaską Ducha Świętego dawne życie porzucił i kapłanem został. Doszedł do godności biskupa krakowskiego. Dla ubogich był miłosiernym, że na każdy dzień stu ich swoim chlebem żywił, i za nim chodziły zawsze dwa wozy naładowane kożuchami i inną odzieżą. Więc gdy kogo obdartego albo od zimna drżącego na drodze spotkał, nie tylko go przyodział, ale i obdarował. Raz w wigilię święta jakiegoś wybierał się na nieszpory do kościoła; w pokoju tedy sam siedząc, czekał, rychło mu dadzą znać, że czas już nadchodzi.

Tymczasem stanęła przed nim postać znajomej mu osoby, a mianowicie owego Kurosza, dawno już zmarłego. Zrazu począł się lękać, ale przyszedłszy do siebie, pytał Kurosza skąd przychodzi. Odpowiedział:

– Żyję i daleko szczęśliwszym życiem niż wy.

– Gamrat na to: Czy może być, abyś ty był zbawionym, któryś życie tak sprośne prowadził, o czym i ja wiem?

Wtedy Kurosz odpowiedział.

– W młodym wieku będąc w cudzych krajach, byłem w towarzystwie takiego, który bluźnił i lżył Matkę Boską, a ja zdjęty gorliwością o Jej honor, ująłem się i dzielnie broniłem. W dalszym życiu nigdy mi ta rzecz na myśl nie przyszła, aż wtenczas, gdy dusza moja z ciałem się rozstawać miała. Gdy słusznie sądu Bożego się lękałem, stawa przede mną Najświętsza Panna z orszakiem aniołów i rzuciwszy na mnie okiem miłosierdzia rzekła:

– Czyliż mój żołnierz, obrońca honoru mego ma zginąć? Wstawiła się tedy Najświętsza Panna za mną do Syna swego, a gdy się to stało, wzięła mnie skrucha serdeczna z obrzydzeniem dawnych nałogów. Prosiłem już nie ustami, ale sercem swoim o miłosierdzie Boskie i przyjął Bóg żal mój i gdym w nim skonał, nie potępił duszy mojej, ale ją między wybranych swoich policzył. Teraz mnie do ciebie posłał, żebym cię o bliskim życia schyłku przestrzegł. Tyle twoja litość nad ubogimi przed majestatem Bożym sprawiła, że ci miłosierdzie Boże zjednała. Wiedz, że za sześć miesięcy pewnie się z tym światem rozstaniesz. Masz więc jeszcze czas pokuty i przejednania Boga.

To wyrzekłszy, zniknął z oczu Gamrata, a on zlawszy się łzami, szczerze o poprawie życia i pokucie myśleć począł i nikogo tego dnia do siebie nie dopuszczając, nierychło potem poufałym sobie powiedział, co się z nim stało.

Oddał się cały pokucie i w sześć miesięcy potem (w r. 1545), jak mu przepowiedzianym było, zszedł z tego świata”. (Co warta dusza. Karta z życia Siostry Dominiki, Szarytki, z czasów wojny Francusko-Pruskiej w 1870 roku, Warszawa 1930, s. 23-26)

Pamięć dusz o nas

Ks. Jezuita Mrowiński pisze: „W gnieźnieńskim powiecie znajduje się wieś Czeszewo, która przed kilkudziesięciu laty należała do radcy sądowego śp. Szumana. Stracił on w późnym już wieku małżonkę i zamieszkał sam jeden, bo był bezdzietnym, dość obszerny dwór staropolski.

Dwór ten był stawiany, jak prawie wszystkie dawniejsze, z drewna i miał tę nierzadką na owe czasy osobliwość, że będąc pokrytym słomą, zaciekał, ile razy deszcz padał.

W kilku miejscach pokoju stawiano talerze na łóżkach, szafkach itd. dla chwytania przeciekającej wody. Oczywiście, że sufity i belki bardzo na tym cierpiały. – W kilka tygodni po śmierci żony, pan radca spał sobie najsmaczniej, nagle budzi się i widzi we drzwiach, prowadzących do drugiego pokoju, nieboszczkę, żonę swoją, która patrząc nań uprzejmie, kiwa palcem, żeby wstał i do niej się zbliżył. Zbudzony zapalił świecę, ale nic nie widząc, nie fatygował się, mruknął sobie: „imaginacja!” zgasił świecę i zasnął.

Po chwili ta sama postać żony w tym samym miejscu jemu się pokazuje i tak samo jak przedtem na niego kiwa. Radca zapalił świecę, ale że widzenie znikło, a on był bardzo trzeźwym człowiekiem i w żadne strachy nie wierzył, zgasił światło i usnął. Po chwili pokazuje mu się zmarła żona po raz trzeci w tym samym miejscu i kiwa nań z wielką usilnością.

Radcy było tego już za wiele, zapalił świecę, wdział na siebie szlafrok i wychodzi do drugiego pokoju, dokąd weszła żona; świeci, szuka, nie ma nikogo. Kiedy zmieszany trochę już się wraca do sypialnego pokoju, wtem słyszy łoskot i krach łamiących się belek, spadającego sufitu, który zdruzgotał łóżko i wszystko, co było w sypialnym pokoju. Z przestrachu upadł na ziemię, chmura kurzu zaległa salę, w której się znajdował. Wkrótce jednak przyszedł do siebie, a następnie opowiedział wszystkim to dziwne zdarzenie, o którym i ja słyszałem od jego bratanków, powszechnie szanowanych w Księstwie Poznańskim obywateli, z których jeden był prezesem Koła sejmowego polskiego w Berlinie”. (Co warta dusza…, s. 27-29)

Cuda miłosierdzia Bożego za przyczyną dusz czyśćcowych

Wilhelm Freyszen, sławny księgarz w Kolonii, otrzymawszy dwie znakomite łaski od Boga, w roku 1649, przez przyczynę dusz czyśćcowych napisał list do Ojca Jakuba Monfort, gorliwego szerzyciela nabożeństwa za zmarłych, przez wydanie książki pod tytułem: De misericordia defunctis exhibenda. List ten podajemy w całości.

„Piszę do Was, mój Ojcze, aby Wam oznajmić o dwojakim cudzie, którego doznałem z miłosierdzia Bożego, to jest uzdrowienie mojej żony i mojego syna. W dni świąteczne sklep mój zwyczajnie jest zamknięty; mając tedy więcej czasu, zabrałem się do czytania książki o nabożeństwie za dusze czyśćcowe, której wydrukowanie łaskawie mi powierzyć raczyłeś. Gdym jeszcze był zajęty tym czytaniem, oznajmują mi, że moje dziecko, czteroletni chłopczyk, ciężko zachorował; po kilku dniach tak mu się pogorszyło, że doktorowie nie mieli żadnej nadziei wyleczenia go, i już czyniono przygotowania do pogrzebu. W ciężkiej boleści mojej, zwróciłem się do Boga i przyszła mi myśl, że może go uratuję, czyniąc ślub na korzyść dusz czyśćcowych. Nazajutrz rano idę do kościoła i gorąco proszę Pana Boga, aby mnie wysłuchał, obowiązując się ślubem rozdać darmo sto egzemplarzy tej książeczki zachęcającej do miłosierdzia nad Kościołem cierpiącym, a rozdać je kapłanom i zakonnikom, aby z większym pożytkiem wypełnione były praktyki, które tam są wskazane.

Byłem pełen nadziei. Gdym wrócił do domu, znalazłem lepiej syna mojego; prosił o posiłek, chociaż od kilku dni nie mógł przełknąć ani kropli wody. Nazajutrz zdrów był zupełnie, wstał poszedł na przechadzkę, jadł, jakby nigdy nie chorował. Przejęty wdzięcznością starałem się jak najprędzej dopełnić mego przyrzeczenia. Poszedłem do księży, prosiłem, aby ze stu egzemplarzy wzięli dla siebie, ile zechcą, a resztę, żeby sami rozdali kapłanom, zakonnikom, klasztorom; aby dusze czyśćcowe, moje dobrodziejki, miały z ich modlitwy ratunek…”.

(Tenże sam człowiek za wstawiennictwem dusz czyśćcowych wyprosił uleczenie śmiertelnie chorej żony, pomijam ów opis, jako bardzo podobny do poprzedniego). (A. Morawski, Cuda i Łaski Miłosierdzia Bożego, Warszawa 1892, s. 12-14)

* * *

Z różnych autorów zebrał, ale też i własnym piórem opisał

ANDRZEJ SARWA

OPOWIEŚCI CZYŚĆCOWE

czyli opowieści prawdziwe o objawianiu się dusz czyśćcowych (6)

OPOWIEŚCI CZYŚĆCOWE

================

Książka niniejsza jest dostępna w wersjach papierowej:

https://ksiegarnia-armoryka.pl/Opowiesci_czysccowe_o_objawianiu_sie_dusz.html

oraz elektronicznej:

https://virtualo.pl/ebook/opowiesci-czysccowe-i129334/

O czyśćcu, czyli o stanie raczej niż miejscu w zaświatach

Z różnych autorów zebrał, ale też i własnym piórem opisał

ANDRZEJ SARWA

OPOWIEŚCI CZYŚĆCOWE

czyli opowieści prawdziwe o objawianiu się dusz czyśćcowych (4)

CZYŚCIEC

Kościół katolicki naucza o czyśćcu, czyli o stanie raczej niż miejscu w zaświatach, gdzie przebywają przez pewien określony czas dusze wszystkich tych ludzi, którzy co prawda nie zmarli w stanie grzechu śmiertelnego, ale bądź to byli skażeni grzechami powszednimi, bądź też umierając nie zdążyli ponieść kar, jakie za przewinienia winni byli ponieść, żyjąc jeszcze w doczesności. A dla sprawiedliwości Bożej nie ma zasługi bez nagrody, jak również nie ma winy bez kary.

Ponieważ nic niedoskonałego nie może wejść do przybytków rajskiej szczęśliwości, logicznym się wydaje, iż Bóg powinien był utworzyć czyściec – miejsce ekspiacji za drobniejsze przewinienia, miejsce, w którym dusze zmarłych w pewnym określonym czasie zdołają się zupełnie wybielić, by móc osiągnąć niebieską nagrodę.

Tak więc czyściec jest potrzebny boskiej sprawiedliwości. Ale jest też potrzebny boskiej miłości. To właśnie owa miłość pozwala duszom, dla których najdrobniejszy nawet występek, czy niespłacony dług zamykały drogę do nieba, pozbyć się tego balastu ciągnącego je w dół, i w końcu – po odpokutowaniu – w pełni zjednoczyć się z Bogiem.

Kościół katolicki naucza, że żyjący mogą pomagać duszom czyśćcowym modlitwą, postami, dobrymi uczynkami, odprawianiem w ich intencji Mszy Świętej i przystępowaniem do Stołu Pańskiego.

A na co powołuje się Kościół, nauczając o czyśćcu?

Mimo iż w Piśmie Świętym tak Starego, jak i Nowego Testamentu słowo czyściec nie występuje ani razu, to jego istnienia można się domyślić z różnych tekstów biblijnych, które pozwolę sobie tutaj przytoczyć:

Dlatego powiadam wam: Każdy grzech i bluźnierstwo będą odpuszczone ludziom, ale bluźnierstwo przeciwko Duchowi nie będzie odpuszczone. Jeśli ktoś powie słowo przeciw Synowi Człowieczemu, będzie mu odpuszczone, lecz jeśli powie przeciw Duchowi Świętemu, nie będzie mu odpuszczone ani w tym wieku, ani w przyszłym. (Mt 12, 31-32)

Co oznaczają te słowa? Ano jedno, to mianowicie, iż chociaż śmierć człowiecza jest kresem zarówno zasługi, jak i winy, to przecież Bóg już „po tamtej stronie” może odpuszczać pewne grzechy.

A zatem konsekwentnie: jeśli nic skażonego nie może wejść do Królestwa Niebieskiego, więc nie tam owe grzechy mogą zostać odpuszczone, lecz w jakimś innym miejscu. To zaś, iż jest ono miejscem czasowych tylko cierpień nasuwa się samo.

Innymi fragmentami biblijnymi zdającym się w sposób alegoryczny wskazywać na istnienie czyśćca są te:

Według danej mi łaski Bożej, jako roztropny budowniczy, położyłem fundament, ktoś inny zaś wznosi budynek. Niech każdy jednak baczy na to, jak buduje. Fundamentu bowiem nikt nie może położyć innego, jak ten, który jest położony, a którym jest Jezus Chrystus, I tak jak ktoś na tym fundamencie buduje: ze złota, ze srebra, z drogich kamieni, z drzewa, z trawy lub ze słomy, tak też jawne się stanie dzieło każdego: odsłoni je dzień [Pański]; okaże się bowiem w ogniu, który je wypróbuje, jakie jest. Ten, którego dzieło wzniesione na fundamencie przetrwa, otrzyma zapłatę; ten zaś, którego dzieło spłonie, poniesie szkodę: sam wprawdzie ocaleje, lecz tak jakby przez ogień. (1 Kor 3, 10-15)

Sługa, który zna wolę swego pana, a nic nie przygotował i nie uczynił zgodnie z jego wolą, otrzyma wielką chłostę. Ten zaś, który nie zna jego woli i uczynił coś godnego kary, otrzyma małą chłostę. Komu wiele dano, od tego wiele wymagać się będzie; a komu wiele zlecono, tym więcej od niego żądać będą. (Łk 12, 47-48)

I uniesiony gniewem pan jego kazał wydać go katom, dopóki mu całego długu nie odda. Podobnie uczyni wam Ojciec Mój niebieski, jeśli każdy z was nie przebaczy z serca swemu bratu. (Mt 18, 34)

Pogódź się ze swoim przeciwnikiem szybko, dopóki jesteś z nim w drodze, by cię przeciwnik nie podał sędziemu, a sędzia dozorcy, i aby nie wtrącono cię do więzienia. Zaprawdę powiadam ci: nie wyjdziesz stamtąd, aż zwrócisz ostatni grosz. (Mt 5, 25-6)

Święty Paweł Apostoł w owym tekście z 1 Listu do Koryntian zdaje się mówić o tym, iż różne może być życie poszczególnych chrześcijan, opierające się na jednym z możliwych do przyjęcia dla nich fundamentów – na Jezusie Chrystusie. Dokonania przecież mogą mieć całkiem rozmaite – od wielkich i chwalebnych, po nic nie znaczące, które nie wytrzymają próby i ogień je strawi, ale chociaż sami ludzie, których czyny pochłonie ogień, poniosą przez to stratę, to jednak przez tenże ogień sami zostaną oczyszczeni.

Ponieważ ocena dokonań ludzkich będzie dopiero po śmierci, to i oczyszczenie przez ogień nie za życia, ale po przejściu do nieśmiertelności.

Prócz zacytowanych wyżej fragmentów nowotestamentowych, teologowie katoliccy powołują się także i na słowa zawarte w Drugiej Księdze Machabejskiej. A oto interesujący nas fragment:

Potem Juda zebrał wojsko i powiódł do miasta Adullam. Ponieważ zaś wypadł siódmy dzień, zgodnie ze zwyczajem oczyścili się i tam spędzili szabat. Następnego dnia w tym czasie, w którym należało już to wykonać, żołnierze Judy przyszli zabrać ciała tych, którzy polegli, i pochować razem z krewnymi w rodzinnych grobach. Pod chitonem jednak u każdego ze zmarłych znaleźli przedmioty poświęcone bóstwom, zabrane z Jamnii, chociaż Prawo tego Żydom zakazuje. Dla wszystkich więc stało się jasne, że to oni i z tej właśnie przyczyny zginęli. Wszyscy zaś wychwalali Pana, sprawiedliwego Sędziego, który rzeczy ukryte czyni jawnymi, a potem oddali się modlitwie i błagali, aby popełniony grzech został całkowicie wymazany. Mężny Juda upomniał lud, aby strzegli samych siebie i byli bez grzechu mają przed oczyma to, co się stało na skutek grzechu tych, który zginęli. Uczyniwszy zaś składkę pomiędzy ludźmi, posłał do Jerozolimy około dwu tysięcy srebrnych drachm, aby złożono ofiarę za grzech. Bardzo pięknie i szlachetnie uczynił, myślał bowiem o zmartwychwstaniu. Gdyby bowiem nie był przekonany, że ci zabici zmartwychwstaną, to modlitwa za zmarłych byłaby czymś zbędnym i niedorzecznym, lecz jeśli uważał, że dla tych, którzy pobożnie zasnęli, jest przygotowana najwspanialsza nagroda – była to myśl święta i pobożna. Dlatego właśnie sprawił, że złożono ofiarę przebłagalną za zabitych, aby zostali uwolnieni od grzechu. (2 Mch 12, 38-45 BT)

Powyższy fragment ma dowodzić, że odpuszczenie grzechów jest możliwe także i po śmierci, co ma – jak wiemy – uzasadniać katolicką naukę o czyśćcu.

Ale przecież teologowie, nauczając o czyśćcu, powołują się nie tylko na Biblię, lecz również na starochrześcijańską tradycję. A dokładniej na obyczaj modlenia się za zmarłych. Co czynili chrześcijanie już w pierwszych wiekach istnienia Kościoła:

Okazują to gorącymi, a nieraz niespokojnymi życzeniami ochłody dla tych dusz, obrony ich od zła, uchylenia od nich ciemności. Okazują to jeszcze wyraźniej samym faktem, że się modlą za nie i o modlitwy za nie na wszystkie strony proszą: rozumiejąc, że te dusze są w takim stanie, w którym czegoś brakuje i pomocy potrzebują. Najwyraźniej wreszcie to wierzenie w czyściec okazują przez rozróżnienie, jakie czynią między duszami: nie modlą się wcale za dzieci, które po chrzcie, bez zmazy grzechu poszły do Boga, ani za tych, którzy śmiercią męczeńską jak drugim chrztem oczyścili się doskonale; więc kiedy za innych się modlą, to dlatego, że przypuszczają u nich możliwość win niezupełnie zgładzonych. (Ks. J. Morawski, Świętych obcowanie, cz. 1, Komunia między duszami, Kraków 1904, s. 99-100)

Ponieważ według objawienia boskiego, po śmierci nie ma już ani zasługi, ani też winy, a zatem człowiek sam z siebie, nie jest w stanie odmienić swego losu i zaraz po sądzie szczegółowym trafia do miejsca ostatecznego przeznaczenia, to gdyby nie istniało miejsce, w którym możliwe jest oczyszczenie się z grzechów lekkich lub odbycie niedopełnionych kar, wszelkie modlitwy za umarłych nie miałyby najmniejszego sensu i nie wywoływałyby żadnych skutków.

Tymczasem od wieków Kościół modli się za zmarłych w grzechach. Uczy ponadto, że żywi poprzez swoje modlitwy i inne pobożne praktyki odbywane w intencji ulżenia cierpieniom osób znajdujących się w czyśćcu, mogą im nie tylko przynosić ulgę, ale i skracać czas oczekiwania na oglądanie Boga w wieczności.

* * *

Książka niniejsza jest dostępna w wersjach papierowej:

https://ksiegarnia-armoryka.pl/Opowiesci_czysccowe_o_objawianiu_sie_dusz.html

oraz elektronicznej:

https://virtualo.pl/ebook/opowiesci-czysccowe-i129334/

SĄD SZCZEGÓŁOWY – POKAŻĄ DUSZY JEJ CZYNY, ZWAŻĄ I OSĄDZĄ

Z różnych autorów zebrał, ale też i własnym piórem opisał

ANDRZEJ SARWA

OPOWIEŚCI CZYŚĆCOWE

czyli opowieści prawdziwe o objawianiu się dusz czyśćcowych (2)

SĄD SZCZEGÓŁOWY – POKAŻĄ DUSZY JEJ CZYNY, ZWAŻĄ I OSĄDZĄ

Natychmiast po tym, gdy dusza opuści martwe ciało, staje przed obliczem Chrystusa na sąd. Wszystkie czyny człowieka, zarówno dobre, jak i złe, zostają ujawnione i dokonuje się moralnej oceny umarłego, a potem feruje wyrok. Za życie dobre, przepojone miłością Stwórcy i bliźniego – nagroda, zaś za złe, pełne nienawiści i samouwielbienia kara. W chwili śmierci kończy się możliwość jakiejkolwiek zmiany swego losu, ponieważ nadszedł kres zasługi i winy, co wynika z dwu przyczyn. Po pierwsze: dusza odłączona od ciała, nie jest już pełnym, takim, jaki powstał w zamyśle Bożym, w chwili stwarzania, człowiekiem. Pozbawiona materialnej formy, z którą tworzyła psychofizyczną jedność, nie może działać. Po drugie zaś: czas wyznaczony na dokonanie wyboru pomiędzy Bogiem a Szatanem się skończył.

Czy sąd szczegółowy należy rozumieć jako analogiczny do ludzkiego, ziemskiego, kiedy to występują: sądzący, podsądny, oskarżyciel i obrońca oraz istnieje określona procedura prawna? Na pewno nie. To raczej dusza mając pokazane całe jej życie, dokonuje samooceny, uświadamiając sobie co wybrała, a Bóg swoim autorytetem to potwierdza.

Oto co na temat sądu szczegółowego pisze Ks. Marcin Ziółkowski:

Materią sądu szczegółowego są wszystkie myśli, słowa i czyny, począwszy od chwili, kiedy człowiek zaczął używać rozumu i wolnej woli, a tym samym rozeznawać dobro i zło. Całe więc życie moralne człowieka jest przedmiotem sądu szczegółowego; cokolwiek człowiek uczynił dobrego lub złego w tym życiu, z tego zdaje rachunek jego dusza na sądzie boskim. Jak ścisły i sprawiedliwy jest ten sąd, możemy przypuszczać ze słów Chrystusa:

„Powiadam wam, że z każdego słowa próżnego, które by ludzie wyrzekli, zdadzą sprawę w dzień sądu. Albowiem ze słów twoich będziesz usprawiedliwiony i ze słów twoich będziesz potępiony». (Mt 12, 36-37)

Sąd szczegółowy odbywa się za pomocą specjalnego oświecenia bożego, które duszy odsłania i ukazuje jej całe życie moralne. W chwili rozłączenia z ciałem dusza otrzymuje od Boga wlane idee poznawcze oraz specjalne światło. Dzięki tym wlanym ideom poznawczym, wzmocnionym przez działanie bożego światła, dusza intuicyjnie poznaje doskonale i jasno cały swój stan moralny, a więc wszystkie swoje zasługi i grzechy. Wszystkie dobre czy złe myśli, słowa i czyny z życia doczesnego na ziemi wychodzą na jaw. Światło boże oświecające umysł duszy jest tak silne, że dzięki niemu dusza poznaje jak najdokładniej i najbardziej szczegółowo wszystko, cokolwiek dobrego czy złego dokonała w ciele na ziemi.

Również na sposób specjalnego oświecenia bożego następuje wydanie wyroku. Dusza mianowicie poznaje intuicyjnie i jak najdokładniej swój stan moralny, uświadamia sobie również i to, że w tym momencie jest sądzona przez Boga i otrzymuje wyrok taki, na jaki sobie zasłużyła. Wyrok, który zapada na sądzie szczegółowym, natychmiast podlega wykonaniu. Dusza (…) natychmiast dostaje się do miejsca swego przeznaczenia. (…) Miejscem sądu szczegółowego jest miejsce śmierci. Gdzie człowiek umiera, tam też odbywa się sąd boży nad jego duszą. (…) Dusza (…) w momencie sądu nie poznaje bezpośrednio swego sędziego – Chrystusa (…) Dusza jednak w chwili sądu dzięki specjalnemu oświeceniu bożemu ma doskonałą świadomość, że w tym momencie Chrystus ją sądzi i na nią wydaje wyrok. (Ks. M. Ziółkowski, Eschatologia, Sandomierz 1963, s. 130-132)

Teraz rozpoczyna się dalsza część egzystencji, trwająca od momentu wydania wyroku aż do dnia zmartwychwstania ciał i Sądu Ostatecznego. Chociaż dusze zostały oddzielone od świata materialnego, to jednak zachowały z nim pewną, więź. Uczy o tym dogmat o świętych obcowaniu, podkreślający jedność Kościoła ziemskiego i pozaziemskiego. Żywi mogą pomagać umarłym modląc się za nich, i odwrotnie. Oczywiście z owej jedności są wyłączeni potępieni, ponieważ ani im nie można już pomóc, ani oni nie potrafią i nie chcą pomagać żyjącym. Zaabsorbowani wyłącznie sobą, zrozpaczeni i pogrążeni w piekle – cierpiący od ognia i od nienawiści – nienawidzący i Boga, i samych siebie, aż do bólu.

* * *

Książka niniejsza jest dostępna w wersjach papierowej:

https://ksiegarnia-armoryka.pl/Opowiesci_czysccowe_o_objawianiu_sie_dusz.html

oraz elektronicznej:

https://virtualo.pl/ebook/opowiesci-czysccowe-i129334/

Opowieści prawdziwe o objawianiu się dusz czyśćcowych (1)

Z różnych autorów zebrał, ale też i własnym piórem opisał

ANDRZEJ SARWA

OPOWIEŚCI CZYŚĆCOWE

czyli opowieści prawdziwe o objawianiu się dusz czyśćcowych (1)

ŚMIERĆ NIE JEST KOŃCEM ISTNIENIA

Według nauki Kościoła katolickiego, ziemskie życie człowieka jest tylko etapem na drodze ku wieczności. Nie należy zatem okazywać większego niż to oczywiście konieczne, zainteresowania dobrami materialnymi.

Człowiek jest istotą złożoną z dwu współzależnych elementów: materialnego ciała i niematerialnej duszy. Pierwszy z nich, którego istnienie jest ściśle uwarunkowane łącznością z drugim, podlega śmierci, a po niej zniszczeniu. Dusza natomiast po opuszczeniu ciała żyje nadal, jako z natury swej nieśmiertelna, ale mimo iż zachowuje wszelkie przymioty psychiczne żyjącego człowieka, w pełni nim nie jest, bo nie ma już żadnej możliwości działania na płaszczyźnie materialnej.

Śmierć zatem (czyli innymi słowy: ustanie wszelkich funkcji życiowych ciała) nie jest ostatecznym kresem istnienia, lecz zmianą formy trwania. Kończy się trwanie w czasie, a rozpoczyna w wieczności.

Człowiek jest istotą stojącą na pograniczu dwu światów: materialnego, bowiem zniszczalnym (co należy do jego natury) ciałem przypomina zwierzęta oraz duchowego, ponieważ nieśmiertelnością duszy podobny jest aniołom, a nawet samemu Bogu.

Niegdyś, na początku czasów, Stwórca obdarzył pierwszych ludzi nieśmiertelnością, warunkując ją jednak absolutnym poddaniem się ustanowionemu prawu. Jednocześnie jednak Adam i Ewa posiadali wolną wolę, czyli możliwość wyboru w postępowaniu i mogli to prawo zachować i żyć wiecznie, bądź je przekroczyć i umrzeć.

Wtedy na widownię ludzkości wkroczył Szatan. Niegdyś najpiękniejszy z aniołów, a na skutek buntu przeciwko Bogu – powodowany pychą – najszpetniejszy i ziejący nienawiścią ku Stworzycielowi.

Od chwili utraty swego stanowiska w Raju, wykorzystujący każdą sposobność aby uczynić Bogu na złość, postanowił, że użyje do tego Pierwszych Rodziców. Skoro Bóg powiedział:

…z drzewa poznania dobra I zła nie wolno ci jeść, bo gdy z niego spożyjesz, niechybnie umrzesz. (Rdz 2,17)

on natychmiast zaprzeczył:

«Na pewno nie umrzecie! Ale wie Bóg, że gdy spożyjecie owoc z tego drzewa, otworzą się wam oczy i tak jak Bóg będziecie znali dobro i zło». (Rdz 3, 4-5)

Adam i Ewa dali wiarę Szatanowi i w efekcie utracili nieśmiertelność, bo:

Zapłatą za grzech jest śmierć. (Rz 6, 23)

A prawem sukcesji konieczność umierania przeszła na wszystkich ich potomków, I – jak uczy Kościół – nie ma nikogo, kto by nie podlegał temu prawu. Nawet Pan Jezus, z chwilą, gdy przyjął ludzkie ciało, mu się poddał.

Zatem wszyscy muszą umrzeć. Wiąże się z tym również w sposób istotny element niepewności: Kiedy? Dziś, jutro, za dwadzieścia lat? Skoro więc momentu śmierci nie można przewidzieć, należy żyć w taki sposób, aby do niej być stale przygotowanym. Jak więc trzeba to czynić, aby ów warunek wypełnić? Najpełniejszą odpowiedź znajdziemy w Ewangelii św. Łukasza, który przytacza przypowieść Jezusa o pewnym bogaczu, który zgromadziwszy znaczny majątek poczuł się zabezpieczony na przyszłość. Cieszył się ze swego bogactwa, planując oddanie się próżnowaniu. Cóż, kiedy przyszło mu umrzeć. Jego dorobek materialny okazał się niczym w oczach Najwyższego, a bogactw duchowych nie posiadał, bo nie zabiegał o nie, zaabsorbowany wyłącznie potrzebami ciała:

I opowiedział im przypowieść: «Pewnemu zamożnemu człowiekowi dobrze obrodziło pole. I rozważał sam w sobie: Co tu począć? Nie mam gdzie pomieścić moich zbiorów, I rzekł: „Tak zrobię: zburzę moje spichlerze, a pobuduję większe i tam zgromadzę całe zboże i moje dobra, I powiem sobie: Masz wielkie zasoby dóbr, na długie lata złożone; odpoczywaj, jedz, pij i używaj!” Lecz Bóg rzekł do niego: „Głupcze, jeszcze tej nocy zażądają twojej duszy od ciebie; komu więc przypadnie to, coś przygotował?” Tak dzieje się z każdym, kto skarby gromadzi dla siebie, a nie jest bogaty przed Bogiem». (Łk 12, 16-21)

Chrześcijanin powinien żyć inaczej: na pierwszym miejscu stawiać wartości duchowe, a na drugim dopiero materialne. To, że w dziejach (a i obecnie również) nie zawsze postępowano zgodnie z ewangelicznymi nakazami, jest już inną sprawą. Niemniej takie rozumienie doczesności – jako etapu na drodze ku wieczności jest kamieniem węgielnym doktryny katolickiej i świadczy o jej eschatologicznym charakterze.

Chociaż prawo śmierci jest powszechne i musi ona nadejść w pewnym określonym przedziale lat żywota, to jednak, jak informuje Biblia, względem dwu ludzi zostało ono zawieszone na niezmiernie długi czas. Chodzi tu o Henocha i Eliasza. O pierwszym czytamy w Księdze Rodzaju:

Żył więc Henoch w przyjaźni z Bogiem, a następnie znikł, bo zabrał go Bóg. (Rdz 5, 23-24)

Drugi natomiast został w ciele porwany do nieba w wozie ognistym, czego barwny opis znajdujemy w Piśmie Świętym:

Kiedy Pan miał wśród wichru unieść Eliasza do nieba, szedł Eliasz z Elizeuszem z Gilgal. Wtedy rzekł Eliasz do Elizeusza: «Zostańże tutaj, bo Pan postał mnie aż do Betel». Elizeusz zaś odpowiedział: «Na życie Pana i na twoje życie: nie opuszczę cię!» Zatem przyszli do Betel. Wtedy uczniowie proroków, którzy byli w Betel, wyszli do Elizeusza i powiedzieli do niego: «Czy wiesz, że Pan dzisiaj zabierze pana twego wzwyż, ponad twą głowę?’» On zaś odrzekł: «Również i ja to wiem. Milczcie!» Wtedy powiedział do niego Eliasz: «Elizeuszu! Zostańże tutaj, bo Pan posłał mnie aż do Jerycha». On zaś odrzekł: «Na życie Pana i na twoje życie: nie opuszczę cię!» Weszli więc do Jerycha. Wtedy uczniowie proroków, którzy byli w Jerychu, przybliżyli się do Elizeusza i powiedzieli do niego: «Czy wiesz, że Pan dzisiaj zabiera pana twojego wzwyż, ponad twą głowę?» On zaś odpowiedział: «Również i ja to wiem. Milczcie!» Wtedy rzekł Eliasz do niego: «Zostańże tutaj, bo Pan posłał mnie aż do Jordanu». Elizeusz zaś odpowiedział: «Na życie Pana i na twoje życie: nie opuszczę cię!» I szli dalej razem.

A pięćdziesiąt osób z uczniów proroków poszło i stanęło z przeciwka, z dala, podczas gdy oni obydwaj przystanęli nad Jordanem. Wtedy Eliasz zdjął swój płaszcz, zwinął go i uderzył wody, tak iż się rozdzieliły w obydwie strony. A oni we dwóch przeszli po suchym łożysku. Kiedy zaś przeszli, rzekł Eliasz do Elizeusza: «Żądaj, co mam ci uczynić, zanim wzięty będę od ciebie». Elizeusz zaś powiedział: «Niechby – proszę – dwie części twego ducha przeszły na mnie!» On zaś odrzekł: «Trudnej rzeczy zażądałeś. Jeżeli mnie ujrzysz, jak wzięty będę od ciebie, spełni się twoje życzenie; jeśli zaś nie [ujrzysz], nie spełni się». Podczas gdy oni szli i rozmawiali, oto [zjawił się] wóz ognisty wraz z rumakami ognistymi i rozdzielił obydwóch: a Eliasz wśród wichru wstąpił do niebios. Elizeusz zaś patrzał i wołał: «Ojcze mój! Ojcze mój! Rydwanie Izraela i jego jeźdźcze». I już go więcej nie ujrzał. Ująwszy następnie szaty swoje, Elizeusz rozdarł je na dwie części i podniósł płaszcz Eliasza, który spadł z góry od niego. Wrócił i stanął nad brzegiem Jordanu.

I wziął płaszcz Eliasza, który spadł z góry od niego, uderzył wody, lecz one się nie rozdzieliły. Wtedy rzekł: «Gdzie jest Pan, Bóg Eliasza?» I uderzył wody, a one rozdzieliły się w obydwie strony. Elizeusz zaś przeszedł środkiem. Uczniowie proroków, którzy byli w Jerychu, ujrzeli go z przeciwka, i oświadczyli: «Duch Eliasza spoczął na Elizeuszu». Wyszli zatem naprzeciw niego, oddali mu pokłon do ziemi i powiedzieli do niego: «Oto wśród twoich sług jest pięćdziesięciu dzielnych ludzi. Niechaj pójdą i poszukają pana twojego, czy go nie uniósł Duch Pański i nie spuścił na jakąś górę lub na jakąś dolinę». Lecz on odpowiedział: «Nie posyłajcie!» A gdy nalegali na niego zbyt mocno, powiedział: «Poślijcie!» Posłali więc pięćdziesięciu mężów, którzy szukali Eliasza trzy dni i nie znaleźli go. Skoro wrócili do niego, gdy przebywał w Jerychu, rzekł do nich: «Czyż wam nie powiedziałem: Nie chodźcie»? (2 Kr 12, 1-18)

Tych dwu proroków – Henocha (inaczej: Enocha) i Eliasza Bóg zachował przy życiu aż do czasów ostatecznych. Ks. Marcin Ziółkowski w swojej „Eschatologii” tak pisze:

Według tradycji ci dwaj mężowie ze Starego Testamentu dotąd nie umarli, lecz żyją gdzieś w miejscu Bogu wiadomym. „Nie wątpimy – mówi św. Augustyn – że Henoch i Eliasz żyją w tych ciałach, w których się urodzili”. Przed końcem świata mają oni znowu zjawić się na ziemi, aby przez głoszenie nauki Chrystusowej i nawoływanie ludzi do pokuty przygotować wszystkich na drugie przyjście Chrystusa. Ich specjalne posłannictwo na ziemi będzie przypadało na czasy panowania antychrysta i powszechnej apostazji ludzi od zasad wiary. Stąd według Ojców Kościoła Henoch i Eliasz mają stoczyć walkę z antychrystem i mają zginąć w tej walce męczeńską śmiercią. „Henoch i Eliasz żyją, – mówi św. Augustyn – zostali przeniesieni, i gdziekolwiek są, to żyją. A jeśli pewne przypuszczenie wiary na podstawie Pisma Bożego nas nie myli, to mają umrzeć. Wspomina bowiem Apokalipsa o dwóch cudownych prorokach, że umrą i wobec ludzi zmartwychwstaną i wstąpią do Pana. Przez nich rozumie się Henocha i Eliasza, jakkolwiek tam ich imiona są zamilczane”. (Ks. M. Ziółkowski, Eschatologia, Sandomierz 1963, s. 23)

Znamy już zatem katolicki pogląd na kwestię śmierci, jej nieuchronność i jednocześnie nieśmiertelność duszy. Cóż wobec tego czeka człowieka po przejściu owej granicy dzielącej dwa światy: doczesny i wieczny?

* * *

Książka niniejsza jest dostępna w wersjach papierowej:

https://ksiegarnia-armoryka.pl/Opowiesci_czysccowe_o_objawianiu_sie_dusz.html

oraz elektronicznej:

https://virtualo.pl/ebook/opowiesci-czysccowe-i129334/

POMROKA i OPAR

Andrzej Sarwa

Jakiś głos… kobiecy… ciepły, ale smutny zarazem:

– Słuchaj.

Jął więc nasłuchiwać. Jakieś głosy dobiegały z mrocznego oparu, zrazu niezbyt wyraźne, ale z czasem…

Męski chrapliwy tembr i ton nieznoszący sprzeciwu:

Zatem nic się nie nasila i nic się nie zmienia… a zmienić się musi… czas coraz krótszy, praca wciąż ta sama… Gdy osiągniemy to, iż ludzie uwierzą, że świat nie powstał na skutek jednorazowego aktu, lecz w wyniku powolnej ewolucji, że Bóg nie interesuje się światem, że Niosący Światło1 sprawuje nad nim pieczę, że nie ma piekła i nie ma kary i że po śmierci doświadczamy reinkarnacji, aby się doskonalićwygramy ważną bitwę.

– Ale czy wojnę? – z mglistego mroku doleciał czyjś głos.

– To długa droga – rzekł ten, który zdawał się przewodzić zgromadzeniu.

– Zatem wstąpmy na nią i to jak najrychlej. Co mamy przeforsować, by się zalęgło w ludzkich sercach, a potem wrosło w ich umysły i dusze? – powiedział ktoś inny.

Wiele.

– Staczajmy bitwę za bitwą.

Tak właśnie czynimy.

– Ile ich będzie?

– Wiele…

– Mów, Święty Bracie, Panie Przedświtu.

– Pierwsza z bitew to bitwa o rozumienie Boga nie jako kogoś osobowego, lecz bezosobowego, który skonstruował wszystko i jest Wielkim Architektem Świata, ale tylko architektem. Na razie potrzebne będzie uznawanie Jego istnienia, jednak – pod żadnym pozorem – nieakceptowanie Jego Kościoła. Lecz z czasem i takiego Boga trzeba będzie usunąć na dalszy plan, a potem całkiem zamazać i zatrzeć. Nie teraz jednak jeszcze… jeszcze nie teraz… Ważniejsza z bitew będzie o to, ażeby ludzie w swej masie uwierzyli, że istnieje wyłącznie rzeczywistość materialna, powstała sama z siebie, której Stwórca i jego prawa są zbędne, bo w zupełności wystarczają im ich własne prawa. Owe dwie wielkie bitwy i ważne zwycięstwa są nam nieodzowne, lecz to dopiero początek.

– A czy wygramy owe bitwy?

– Wygramy.

– Skądże ta pewność Święty Bracie?

Bo staczać je będziemy ludzkimi sercami i umysłami, które przeżarte są pychą i zarozumiałością. I pycha powygrywa wszystkie owe bitwy, uwierzywszy, że nie ma potrzeby istnienia ni Boga, ni ducha, bo wszystko to materia…

Zatem religia okaże się zbędna?

Nie, bo człowiek nie umie egzystować bez niej. Zabierzmy mu jednego Boga, a on natychmiast wynajdzie sobie innego. Aby zaś znów, siłą własnego rozumu nie odkrył Tego, któregośmy przed nim skryli, będziemy zmuszeni dać mu zastępczego. Najlepsze by jednakowoż było, aby każda z istot ludzkich uwierzyła, że sama dla siebie jest bogiem.

– Trudne.

Pozornie. Krytykujmy tę religię, której obecnie hołduje, wyszydzajmy dogmaty i praktyki, śmiejmy się z tego i wprawiajmy tym Świat w zakłopotanie, aż wszyscy uwierzą, że wierząc, tak jak dotychczas są śmieszni i że są żałośni. Bo ich najczulszymi strunami są duma właśnie i próżność. W każdej formie. A potem podrzućmy im indyferentyzm, niech uwierzą, że nie ma znaczenia, w co się wierzy. Upieczemy przy tym jeszcze jedną pieczeń – indyferentyzm religijny poprowadzi wprost do indyferentyzmu moralnego. A to już nie będzie wygrana bitwa, ale cała wielka kampania!

A dalej? Przecie to nie koniec.

– I owszem, nie koniec. Dalej wszczepimy w ludzkie umysły wiarę w racjonalizm – rozum i postęp społeczny, w to, że człowiek z natury jest dobry, a wiedza jest czymś pozytywnym, wiara natomiast czymś głupim, śmiesznym, obrzydliwym. A skoro tak, to ten świat, obecny świat – bo muszą uwierzyć, że innego być nie może – jest najcudowniejszym z możliwych, że doczesne życie jest nie tylko dobre, ale wręcz najlepsze i tylko w owym życiu można osiągnąć pełnię szczęścia i wszelką doskonałość. No i Świat-Wszechświat można poznawać wyłącznie poprzez doświadczenie i rozum. To w końcu doprowadzi ludzkość do bezbóstwa2 i wszelkich jego konsekwencji.

To nie będzie możliwe – znów ozwał się jakiś sceptyk – tron i ołtarz wzajemnie się wspierają.

– Zatem trzeba najpierw roztrzaskać trony, wytrzebić monarchów, a potem rozbić ołtarze.

Ktoś jednak będzie musiał zarządzać owym ludzkim bydłem… Rządy poszczególnych krajów do czasu nadal istnieć muszą.

Owszem, na razie. Ostatecznie jednak przymusowo będziemy indoktrynować i kazić ich potomstwo, dowodząc, że jest to przekazywanie zasobu pożytecznej i niezbędnej wiedzy, z której najważniejsza będzie ta, iż żadnego Boga nie ma, bo wszystko powstało przez przypadek. Gdy potem zlikwidujemy prywatną własność (oczywiście nie dla wszystkich) i zniszczymy narody, gdy zmieszamy rasy, podmienimy religie, będziemy ich wszystkich mocno trzymać za gardła. W dalszej kolejności unicestwimy małżeństwa, bo rozstrzygająca bitwa w naszej wojnie toczyć się będzie o małżeństwo i rodzinę właśnie, to jest bowiem kwestia kardynalna. Bez rodziny ludzkość ulegnie destrukcji. I mam nadzieję, iż nieodwracalnej. A wreszcie, gdy wmówimy ludziom, a oni w to uwierzą, że nawet płeć jest czymś umownym, czas zwycięstwa będzie tuż-tuż. na koniec z własnej woli ludzie wyrzekną się wolnej woli i wszelkiej, choćby nawet pozornej wolności. Paradoksalne? Owszem, ale tak się stanie. I już nie będzie jednostek, które by się różniły między sobą. Gdy zatem człowiek dobrowolnie się własnej woli pozbawi, tym samym zamknie sobie drogę powrotu do Tego, którego imię jest nam obrzydliwe… Miast ludzkości złożonej z wolnych i autonomicznych względem siebie istot będzie rój, sterowany przez jeden umysł i przez jedną wolę, złożony z ponumerowanych jednostek, których i myśli nawet zależeć będą od tej woli. Będzie to rój mający tylko jedno jedyne pragnienie – nieustającej sytości zmysłowej – życia, użycia i zaspokojenia. Ale i to do czasu…

A co potem?

– A potem rój sam się unicestwi, bo żadnej przyszłości przed takim tworem nie będzie, my zaś staniemy się jedynymi właścicielami i panami Świata.

A któż nam będzie służył? Wszak i zwierzęta nas nienawidzą i się nas lękają.

Zatem i zwierzęta trzeba będzie wymordować

Kto więc zostanie, by cześć nam oddawać?

I na to pytanie już nie padła odpowiedź. Dopiero po chwili przewodzący zgromadzeniu znowu się odezwał:

– A teraz pora zacząć nowy etap wojny. Uderzyć w fundamenty pradawnego ładu, wywołać chaos i tuman mgły krwawej, który oczadzi serca i zmami umysły.

– W co trzeba uderzyć?

– W owe dwa filary, które na podobieństwo naszych co Jachin i Boaz się zowią, tu Tron i Ołtarz mają na nazwiska.

Nie będzie łatwo, Święty Bracie i Panie Przedświtu.

Ale zacząć trzeba.

– I któż to zacznie i kimże on będzie?

Podłym pyszałkiem, którego wesprzemy… Bestią bez sumienia, Człowiekiem, Białogłowym Wodzem, przed którym jednak – ku przestrodze – poślemy na świat jego Jana Chrzciciela… na urągowisko… i jako znak tego, co nadciąga…

Cały ten wykład, cała ta przemowa…

– Co z nią? – zapytał ten, który przewodził.

– Chaotyczna bardzo. Trudno zrozumieć co, kiedy, dlaczego, w jakiej kolejności, co ważne bardzo, a co mniej jest ważne. W koło to samo, to samo, to samo. Zamiast tu siedzieć i słuchać nieskładnego gadania, starczyło wszystko wyłożyć nam w punktach.

– To wiedz na koniec, że ład i nowy porządek zrodzą się z chaosu… Tymczasem sprawić trzeba, by takich pieśni nie słuchali.

============================

Niemiły głos zamilkł, a on ujrzał las gęsty, bukowy, a przez las ten wąską drożyną szła zgarbiona babina, śpiewając:

A w sobotę po obiedzie

Chodził Pan Jezus po kolędzie,

I napotkał dziewkę w lesie,

A ta dziewka wodę niesie.

„Dziewko, dziewko, daj tej wody,

Ochłodzę się z tej ochłody”.

— „Kiej nieczysta —

Ja bym, Panie, wody dała,

Ale z drzewa liścia napadała”.

— „Dziewko, dziewko,

Kiejbyś ty taka była czysta,

Jak ta woda przezroczysta!

Trojeś dziatków porodziła

I w tej wodzie potopiła,

I samaś się w niej umyła.

Dziewka się tak przelękła,

Na kolana aż uklękła. —

„Dziewko, dziewko, nie lękaj się,

Do kościoła, spowiadaj się,

Do kościoła, do spowiedzi,

A tam kapłan Boży siedzi”.

Dziewka próg przestępuje,

Ziemia się pod nią rozstępuje.

Tam się długo spowiadała,

Aż się w proch rozsypała.

I przyjechał coś za pan,

W takiej postaci jak Szatan.

I złapał ci ją za włosy,

W rzucił ci ją w grób najgłębszy.

Trzydzieści trzy lat płynęło,

Wyrosła na niej mogiła,

Wyrósł ci na niej róży kwiat

I zapłakał jej cały świat.

Wyrosła, na niej lilija,

Zapłakała matka miła.

„Matko miła nie płacz ty mnie,

Masz tam w domu jeszcze ich dwie,

Karz je tam lepiej jako mnie:

Boś ty mnie źle karała,

W wszelkim mym grzechu ostała.3

A zatem? Jakaż ta spowiedź była?…

(Fragment nowej powieści Andrzeja Sarwy: „Majaki. Pomroka i opar”, nad którą aktualnie rozpoczął pracę).

1Lucifer (łac.).

2Bezbóstwo – ateizm.

3Wacław Aleksander Maciejowski, Legendy i pieśni ludu polskiego nowo odkryte, Warszawa 1860.