Maryja: W chwilach najgorszego zamętu, kiedy ludziom będzie się wydawało, że zło triumfuje, wtedy wybije Moja godzina. Quito.

Objawienia Matki Bożej w Quito w 16/17 wieku Mariannie Berriochoa – za XX wiek.

W chwilach najgorszego zamętu, kiedy ludziom będzie się wydawało, że zło triumfuje, wtedy wybije Moja godzina: zdetronizuję pysznego, przeklętego szatana, zetrę go pod moimi stopami i zrzucę w przepaść piekielną. W ten sposób Kościół uwolniony zostanie na końcu od jego okrutnej tyranii.

https://www.przymierzezmaryja.pl/cierpienia-matki-marianny,6084,a.html


Na przełomie XV i XVI wieku żyła w Quito, w Ekwadorze pewna zakonnica hiszpańska, której mało znane, ale niezwykłe życie ma związek z naszymi czasami. Matka Marianna Jesus Torres y Berriochoa była mniszką koncepcjonistką, która zdecydowała się wziąć na swoje ramiona niewyobrażalne cierpienia, by zadośćuczynić za grzechy XX wieku.



Pewnego dnia 1582 roku młoda zakonnica modliła się przed Najświętszym Sakramentem w kaplicy klasztoru sióstr koncepcjonistek w mieście Quito. Nagle usłyszała przerażający grzmot. Po chwili prawie w całej kaplicy zapadły ciemności. Tylko główny ołtarz pozostał oświetlony. Siostra ujrzała otwarte tabernakulum i wyłaniającego się z niego ukrzyżowanego Pana Jezusa. Obok Zbawiciela stali, jak na Golgocie: Najświętsza Maryja Panna, św. Jan Ewangelista i św. Maria Magdalena. Pan Jezus bardzo cierpiał.

Zakonnica usłyszała głos: – To jest kara dla XX wieku. Wówczas jej oczom ukazały się trzy miecze, unoszące się nad głową Zbawiciela z napisem na pierwszym z nich: „Będą karać herezje”, na drugim – „Będą karać bluźnierstwa” i na trzecim – „Będą karać grzechy nieczystości”. Potem Matka Boża zwróciła się do młodej mniszki tymi słowami: – Moja córko, czy chcesz poświęcić się za ludzi, którzy dopuszczą się tych grzechów w XX wieku?

Tak, jestem gotowa – odpowiedziała. I w tym samym momencie trzy miecze przebiły jej serce. Siostra Marianna padła martwa, doznając wcześniej ogromnej męki…

* * *


Przełożona zakonu, a także inne mniszki zaniepokojone nieobecnością siostry Marianny zaczęły jej szukać. Odnalazły ją, a właściwie jej zimne ciało w kaplicy. Siostry przeniosły je do celi, położyły na łóżku i natychmiast wezwały lekarza Don Sancho oraz braci franciszkanów, którzy w sposób szczególny byli związani z klasztorem. Lekarz potwierdził zgon młodziutkiej koncepcjonistki. Siostry rozpoczęły przygotowania do pogrzebu. Do drzwi klasztoru zaczęli dobijać się liczni mieszkańcy Quito, którzy po raz ostatni chcieli ujrzeć ciało ich ukochanej dobrodziejki. Siostra Marianna, mimo młodego wieku, słynęła bowiem już wtedy z niezwykłej świętości, dobroci oraz cudów.

Tymczasem, po przebiciu serca trzema mieczami, Marianna znalazła się przed obliczem Boskim. Bóg, nie znajdując w całym jej życiu żadnej niegodziwości, zwrócił się do niej tymi słowami: – Przyjdź do Mnie ukochana córko i odbierz wieniec, który ci przygotowałem u zarania świata.



Jednocześnie, w tym samym czasie na ziemi trwały modlitwy sióstr, ojców franciszkanów oraz zwykłych ludzi, którzy zawodzili z powodu śmierci młodziutkiej mniszki. Wzdychając i płacząc, prosili Boga, aby przywrócił do życia ich „ukochanego anioła” i obrończynię przed siłami zła.

Chcąc się przychylić do tych modlitw płynących z ziemi, Chrystus przedstawił Mariannie dwie korony: jedną niebywałej piękności i drugą – z lilii przeplataną cierniami. Następnie kazał jej dokonać wyboru, przypominając, że ta pierwsza oznacza, iż pozostanie już na zawsze w chwale niebieskiej, a druga – że wróci na ziemię, by na nowo cierpieć. Siostra Marianna poprosiła Pana Jezusa, by to On dokonał za nią wyboru. Zbawiciel jednak odmówił. Wtedy przemówiła Matka Boża: – Opuściłam chwałę niebieską i wróciłam na ziemię, by chronić moje dzieci. Chcę, żebyś mnie naśladowała i wróciła na ziemię, bo twoja obecność tam jest niezbędna dla dobra mojego zakonu.

Matka Boża przepowiedziała również, że jeśli zabraknie osób, które tak jak ona poświęcą się dla zadośćuczynienia za grzechy XX wieku, wówczas Quito spotka straszna tragedia. Słysząc to, pokorna dziewica zgodziła się wrócić na ziemię i stała się ofiarą przebłagalną za grzechy herezji, bezbożności i nieczystości naszych czasów. 

Zatem Bóg wrócił zakonnicę mieszkańcom Quito…
 

* * *


W nocy 17 września 1588 r. Marianna otrzymała stygmaty. Po tym zdarzeniu straszliwe chorowała i przez pięć miesięcy nie ruszała się z łóżka. W tym czasie kusił ją szatan, który wmawiał jej, że wszystko, co robi, nie ma sensu, że jej życie to jedno wielkie oszustwo. Krążył wokół jej łóżka, przybierając postać ohydnego węża, którego widziała już wcześniej podczas burzy, jaka się rozpętała na oceanie, gdy płynęła na statku z Hiszpanii do Ekwadoru. Pewnej nocy, nie mogąc już udźwignąć tej męki, zwróciła się o pomoc do Matki Bożej, by jej ulżyła w cierpieniu. Przez krótką chwilę mogła odetchnąć, podziwiając Piękną Panią… 

W Wielką Sobotę 1589 r. – po straszliwych mękach, jakie siostra Marianna przechodziła w Wielki Piątek, gdy Bóg ukazał jej wizję herezji i nadużyć, które miały drążyć Kościół w naszych czasach – siostry ponownie wystawiły jej ciało w trumnie, przekonane, że odeszła do Pana. Jednak już następnego ranka siostra Marianna z woli Bożej znowu powróciła do życia, by dalej móc cierpieć dla Niego.
 

* * *


Życie mniszki pełne było niezwykłych wizji i zdarzeń. W 1589 r. została matką przełożoną klasztoru. Ale i tutaj borykała się z wieloma trudnościami.


2 lutego 1594 r. matka Marianna, modląc się długo w kaplicy chóralnej, ujrzała Piękną Panią, która kazała się tytułować Matką Bożą Dobrego Zdarzenia. Na lewej ręce trzymała Dzieciątko Jezus, a w prawej – pastorał wykonany z próby złota niespotykanej na ziemi. Matka Boża Dobrego Zdarzenia (Nuestra Seńora del Buen Suceso) wielokrotnie ukazywała się siostrze Mariannie, przepowiadając, że klasztor poświęcony Jej Niepokalanemu Poczęciu będzie chciał zniszczyć za wszelką cenę szatan, ale mu się to nie uda. Przepowiedziała bunty sióstr i wiele nieszczęść XX wieku, a także gwałtowną śmierć katolickiego prezydenta Ekwadoru, który miał poświęcić kraj Najświętszemu Sercu Pana Jezusa. Pocieszała Mariannę, mówiąc jej, jak bardzo podobają się Panu Jezusowi cierpienia znoszone za grzechy XX wieku i zapewniała ją, że nigdy nie straci odwagi.

Matka Boża miała powiedzieć, że w XIX wieku Ekwadorem będzie rządził prawdziwie chrześcijański prezydent i że zginie on śmiercią męczeńską na tym samym placu, gdzie znajduje się klasztor koncepcjonistek. Prezydent miał poświęcić republikę Ekwadoru Najświętszemu Sercu Jej Syna i dzięki temu poświęceniu przez wiele lat w kraju miała być zachowana wiara.

Przepowiednia Matki Bożej sprawdziła się co do joty. W 1859 r. prezydentem Ekwadoru został Gabriel Garcia Moreno. Człowiek niezwykle odważny, błyskotliwy i szczerze kochający Boga. W ciągu kilku lat swojego urzędowania wprowadził ważne reformy, które podniosły ten kraj pod każdym względem: moralnym, edukacyjnym, gospodarczym. Dokonał również publicznego aktu poświęcenia Ekwadoru Najświętszemu Sercu Pana Jezusa. W czasie drugiej kadencji prezydent Moreno brał udział w procesji, która szła ulicami Quito w Wielki Piątek. Niósł ogromny drewniany krzyż. Wówczas to loża masońska podjęła decyzję o zamordowaniu katolickiego prezydenta. Gabriel Garcia Moreno zginął 6 sierpnia 1875 r., gdy wracał z Mszy św. do pałacu prezydenckiego. Zabójcy dopadli go na placu centralnym, gdzie znajduje się klasztor koncepcjonistek. Zanim wydał ostatnie tchnienie, zanurzył palec w swojej krwi i napisał na ziemi: „Dios no muere!” – „Bóg nie umiera!”. W tym samym czasie na obrazie z wizerunkiem Matki Bożej Dobrego Zdarzenia, znajdującym się w katedrze w Quito, pojawiły się łzy.

Matka Boża Dobrego Zdarzenia wielokrotnie ukazywała się siostrze Mariannie i przepowiadała dzieje XIX oraz XX wieku. Mówiła o bolesnym zepsuciu obyczajów, zniszczeniu niewinności dzieci i cnotliwości kobiet, panowaniu masońskich praw, o profanacjach, bluźnierstwach, o kryzysie Kościoła i duchowieństwa, jednocześnie zapowiadając, że w chwilach najgorszego zamętu, kiedy ludziom będzie się wydawało, że zło triumfuje, wtedy wybije Moja godzina: zdetronizuję pysznego, przeklętego szatana, zetrę go pod moimi stopami i zrzucę w przepaść piekielną. W ten sposób Kościół oraz ten kraj uwolniony zostanie na końcu od jego okrutnej tyranii.

Powiedziała także siostrze Mariannie, że dopiero po trzech wiekach od jej śmierci objawienia te będą na nowo odkryte, a nabożeństwo do Niej, zwłaszcza w XX wieku będzie cudownie owocować w sferze duchowej i doczesnej, kiedy zepsucie obyczajów będzie prawie powszechne, a cenne światło wiary niemal zgaśnie.

Matka Marianna po przeżyciu pięciu lat straszliwych mąk dla wyzwolenia duszy zbuntowanej zakonnicy, które znosiła z anielskim posłuszeństwem, zmarła opatrzona świętymi sakramentami w 1635 r.

W 1906 r. podczas remontu klasztoru odnaleziono trumnę z jej ciałem, które było nienaruszone.
Agnieszka Stelmach
Artykuł z PzM 51 marzec/kwiecień 2010

“Paaanie… !! Cudów nie ma !” – Loreto.

Paaanie… !! Cudów nie ma ! Loreto.

Carol Byrne https://www.traditioninaction.org/HotTopics/f184_Dialogue_93.htm

Tradycja loretańską nadal chętnie kojarzona jest z mitem. W epoce nowożytnej pojawiły się zarzuty, że był to czysty wymysł, „niemożliwy do pogodzenia z naturą rzeczywistości historycznej”. Takie stanowisko zajmowali dwudziestowieczni moderniści, którzy działali w oparciu o założenie, że cudów nie należy brać pod uwagę, gdy nastawiamy się na “naukową” analizę wydarzeń z przeszłości i ustalanie ich historycznej wiarygodności. Jest to nadal przeważający model myślenia wśród “postępowych” katolików.

Jednak, odcinając się od nadprzyrodzonych źródeł boskiej interwencji, zerwali też wszelkie więzi z tym, co jest  najprawdziwsze w świecie realnym, a który, jak sami twierdzą, potrafią wyjaśniać.

Głównym fałszywym zarzutem, wysuwanym wobec tradycji loretańskiej, był zarzut łatwowierności tych, którzy ją przyjęli i uznali, nie dysponując jednocześnie rozsądnymi dowodami ani wiedzą. Aby obronić tradycję loretańską, wykażemy, że istnieją podstawy zarówno dla prawdziwie katolickiego, jak i intelektualnego przekonania, że Święty Domek, z różnymi przystankami po drodze, został rzeczywiście w cudowny sposób przetransportowany z Nazaretu do Loreto.



Po pierwsze, należy uznać, że możliwym jest, aby Bóg działał poza prawami rządzącymi światem fizycznym, nie naruszając przy tym naturalnego porządku; oraz że cuda, które On chce uczynić, nie są sprzeczne z naturą, ale są ponad nią i poza nią. Po przyjęciu tego podstawowego założenia, przechodzimy do nieuchronnego wniosku, że możliwość zaistnienia takiego wydarzenia nie może być uznana za absurdalną przez kogokolwiek, kto wierzy w Boską Opatrzność i posługę Aniołów.

Będziemy kontynuować nasze dociekania w oparciu o założenie, że tradycja ta ma prawo do poważnego traktowania, zwłaszcza przez katolików.

Rozważmy następujące fakty, które stanowią przekonujący dowód na autentyczność cudownych translokacji Świętego Domku pod koniec XIII wieku:
– Ustne świadectwa zatwierdzone przez Kościół w niespełna 20 lat po przybyciu Świętego Domku do Loreto;

– Świadectwo niezliczonych cudów dokonanych w Świętym Domku i udzielonych tam łask Bożych;

– Tradycja 700 lat nieprzerwanej akceptacji tego fenomenu przez świat katolicki

– Pobożność setek świętych (1) i niezliczonych pielgrzymów, którzy odwiedzali to miejsce;

– Naukowa ocena zapisów historycznych;

Istotne dowody naukowe uzyskane dzięki eksperckiej analizie materiałów z których zbudowano Święty Domek,  potwierdzające jego pochodzenie z Palestyny, wykluczające możliwość jego odbudowy w Loreto;



– Wypowiedzi ponad 40 papieży w oficjalnych dokumentach potwierdzających tożsamość Świętego Domku z Nazaretu i tego z Loreto oraz przyznających pielgrzymom odpusty;

– Przyznanie zgody na Oficjum i Mszę w 1699 r.

Każdy z tych dowodów ma wielką wagę epistemologiczną; razem posiadają one wewnętrzną spójność, która nadaje całej tradycji loretańskiej zdecydowaną wiarygodność logiczną. Kto, w rzeczy samej, może z przekonaniem przeciwstawić się tym dowodom? Nigdy tego nie czyniono, o czym przekonamy się później, analizując zarzuty różnych “sceptyków loretańskich”.

XIX-wieczny kapłan, ks. James Spencer Northcote (2), znawca starożytności chrześcijańskiej i wybitny archeolog, po przestudiowaniu historii Świętego Domku doszedł do wniosku, że każdy, kto wyszydzałby jego cudowne Przeniesienie, znalazłby się w niewdzięcznej sytuacji:

“Zakładałby on, że jest inteligentniejszy od wielkiej rzeszy wiernych, którzy przez wieki czcili to sanktuarium i uznawali jego historię za prawdziwą. Zakładałby, że jest mądrzejszy od Świętych i od papieży, którzy wydali tak wspaniałe świadectwa o prawdziwości tej historii, i bardziej roztropny niż Święta Kongregacja Obrzędów, która zatwierdziła fakt Przeniesienia.” (3)

Każdy, kto odrzuca koncepcję cudownego “lotu”  lub, bardziej poprawnie, wielokrotnych “lotów”  Świętego Domku, bez uprzedniego rozważenia nagromadzonych dowodów przedstawianych przez Kościół, mógłby słusznie zostać oskarżony o irracjonalność albo złą wolę.

Dokumenty mogą ginąć, ale tradycja trwa

Jeśli ktoś oczekuje, że sięgnie po zestaw dokumentów opisujących zniknięcie Domku z Nazaretu w 1291 r. i jego ostateczne pojawienie się w Loreto w 1295 r., będzie mocno rozczarowany, gdyż oryginalny materiał źródłowy powstały w czasie  Translokacji został albo zagubiony albo zniszczony; a do XV w. nie opublikowano żadnych relacji historycznych dotyczących Translokacji.

Nie daje to jednak podstaw do sceptycyzmu, gdyż wiarygodność cudów opiera się na innym rodzaju dowodów niż te, których dostarczają współcześni “historycy – rewizjoniści” oceniający wydarzenia w kategoriach czysto naturalistycznych.

Taką uwagę poczynił papież Pius X w liście skierowanym za pośrednictwem kardynała sekretarza stanu, do Arcybiskupa Rouen, w którym wymienił “podstawowe zasady i reguły prawdziwej metody historycznej i apologetycznej, realizowane, z autorytetem doktrynalnym przynależnym osobom i misji jaką pełnią, których dumą i obowiązkiem jest stanie na czele obrońców czystej ortodoksji.” (4) Innymi słowy, wiarygodność spoczywa na autorytecie przywódców Kościoła, którzy stoją na straży ortodoksyjnej doktryny.

Ostrzegał, że wiarygodności prawd nadprzyrodzonych nie można szukać w “nadętych pozorach próżnej erudycji”, która pochodzi z pseudonauki, i zachęcał “osoby o dobrych intencjach (…) do odkrywania, nawet w przypadku braku dokumentów pisanych, oczywistych dowodów prawdziwości tego, w co się wierzy na podstawie tradycji, roztropnie nadzorowanej i weryfikowanej.” (5)

Jakie jednak istniały dowody i na ile są one przekonujące, biorąc pod uwagę, że pierwsze dokumenty się nie zachowały? Niektórzy historycy z XV wieku, zachęceni przez papieży, konsultowali i zapisywali wiele świadectw pochodzących od XIII-wiecznych pielgrzymów, zarówno z Nazaretu, jak i Loreto, dbając o to, by świadectwa te przetrwały  nawet po utracie oryginalnych dokumentów.

Wynika z nich, że pielgrzymi, którzy odwiedzili Nazaret przed 1291 r., zgodnie zeznawali, że Święty Domek znajdował się w krypcie bazyliki, którą zbudowali nad nim krzyżowcy.  Św. Ludwik IX, król Francji, wysłuchał w 1251 r. Mszy Św. w tej samej komnacie, w której Anioł zapowiedział Najświętszej Maryi Pannie przyjście Chrystusa. (6) Tradycja korzystania ze Świętego Domku jako kościoła trwała po jego przeniesieniu do Loreto, gdzie również stał się miejscem pielgrzymek tysięcy katolików z całego świata.

Co to jest “tradycja Loreto”?

Najstarsza spisana historia sanktuarium w Loreto pochodzi z połowy XV wieku, kiedy to O. Pietro di Giorgio Tolomei (znany zazwyczaj jako Teramano), jego proboszcz w latach 1450-1473, sporządził swoją relację w języku łacińskim, opierając się na informacjach znalezionych w miejscowych archiwach. (7)

Początkowo było to skromne streszczenie zawieszone na ścianie Domku-Kościoła dla informacji odwiedzających pielgrzymów, ale osiągnęło międzynarodową sławę po opublikowaniu go w języku włoskim w 1472 roku. (8) Wartość relacji Teramano polegała na tym, że dostarczyła ona potomnym kronikę żywej tradycji jego czasów, która była rozpowszechniana od 1291 roku. Źródło to można zatem uznać za podstawę całej tradycji Loreto.

Można go podzielić na trzy główne części.

Po pierwsze, Teramano prześledził szczegółowo drogę Świętego Domku z Nazaretu przez Dalmację (dzisiejsza Chorwacja) i różne miejsca we Włoszech aż do jego lokalizacji w Loreto w pobliżu miasta Recanati. Jego informacje opierały się nie tylko na dokładnej kwerendzie  archiwów, ale także na oświadczeniach, złożonych pod przysięgą, przez godnych zaufania mieszkańców, którzy relacjonowali to, co widziały i słyszały poprzednie pokolenia w czasie różnych translokacji Świętego Domku.

Wiarygodność ich oświadczeń opierała się głównie na średniowiecznej zasadzie fidedignorum assertio (zeznanie złożone przez “ludzi godnych zaufania”). (9) Dowody naocznych świadków nie wystarczały do uzyskania moralnej pewności; musiały współgrać z wiarą w rzeczy niewidzialne i potwierdzać istniejącą już tradycję. Była ona przekazywana i powszechnie akceptowana przez mieszkańców terenów, przez które przechodził Święty Domek, a także przez licznych pielgrzymów, którzy byli świadkami cudów w tych miejscach.

Po drugie, Teramano poświęcił część dokumentu słowom miejscowego pobożnego pustelnika, który opisał objawienie, jakie otrzymał od Matki Bożej, dotyczące Świętego Domku: a mianowicie, że jest to miejsce Wcielenia i dom Świętej Rodziny.

Po trzecie, Teramano wspomina również, że w 1296 r. wysłano z Recanati szesnastoosobową delegację, aby obejrzała miejsce, w którym znajdował się Domek Nazaretański, po którym pozostały jedynie fundamenty. Dokonali oni pomiarów, a po powrocie stwierdzili, że odpowiadają one dokładnie (“ad unguem”) (10) wymiarom Świętego Domku, który opuścił Nazaret, pozostawiając po sobie jedynie fundamenty.
Tak w skrócie wygląda tradycja loretańska. Można powiedzieć, że to niewiele, ale po wyciągnięciu wniosków z dostarczonych informacji i po przeprowadzeniu dalszych badań, które, jak zobaczymy, były dziełem późniejszych historyków i naukowców, wyniki są po prostu zdumiewające. Oznacza to, że Święty Domek, wbrew prawom fizyki, stał przez wieki bez fundamentów i zupełnie bez wsparcia jako  niemy świadek swojej własnej świętości  i cudownej translokacji.
Jak na razie, możemy z całą pewnością stwierdzić, że “tradycja Loreto” była przekazywana z ust do ust jako seria znanych zdarzeń i została potwierdzona podpisanymi i zarchiwizowanymi swiadectwami, które istniały, zanim zostały spisane przez Teramano.
c.d.n.
Dr Carol Byrne
tłum. Sławomir Soja

1. Wśród nich byli: Św. Franciszek Ksawery, Św. Ignacy Loyola, Św. Karol Boromeusz, Św. Alojzy Gonzaga, Św. Franciszek Salezy, Św. Benedykt Labre, Św. Alfons Liguori i Św. Teresa z Lisieux.
2. Ks. James Spencer Northcote DD (1821-1907) był konwertytą z anglikanizmu. Był wybitnym filologiem klasycznym z dyplomem pierwszej klasy Uniwersytetu Oksfordzkiego, a później zainteresował się archeologią. W uznaniu jego erudycji, w 1861 r. otrzymał od papieża Piusa IX tytuł Doktora Teologii i został mianowany przewodniczącym Oscott College w diecezji Birmingham.
3. J.S. Northcote, Celebrated Sanctuaries of the Madonna, P.F. Cunningham, 1868, s. 102.
4. AAS, 04, 1912, List od kard. Merry del Val do Arch. Frédérica Fuzeta z Rouen, 22 kwietnia, s. 355.
5. Tamże, s. 2.
6. Relację z wizyty króla w Nazarecie napisał jego spowiednik i biograf, Geoffroy de Beaulieu, OP, który towarzyszył mu podczas pielgrzymki do Ziemi Świętej. Jego biografia Vita Ludovici Noni (Życie Ludwika IX) była jednym z głównych świadectw w procesie kanonizacyjnym Ludwika IX, który odbył się w 1297 r.
7. Mniej więcej w tym samym czasie inną historię, podobną w treści do historii Teramano, napisał O. Giacomo Ricci, ale była ona mało znana, ponieważ przez wieki pozostawała w formie rękopisu. Wydano ją dopiero w 1987 roku pod pierwotnym tytułem Virginis Mariae Loretae Historia.
8. Miarą tego, jak wysoko ceniona była przez Stolicę Apostolską Summa Teramano, było przetłumaczenie jej w 1578 roku na polecenie papieża Grzegorza XIII na język grecki, arabski, słowiański, niemiecki, francuski i hiszpański, a następnie przymocowanie jej do ścian Sanktuarium dla dobra pielgrzymów. Później przetłumaczono ją na język angielski.
9. W średniowieczu, powszechną praktyką biskupów było zbieranie informacji z wypowiedzi świadków w sądach kościelnych, podczas wizytacji biskupich i przed trybunałami inkwizycyjnymi. Zeznania te były darzone zaufaniem opartym na wspólnym fundamencie Wiary. Biskupi pokładali wiarę w miejscowych, uznanych za godnych ich zaufania, a ci z kolei uznawali autorytet i władzę  biskupa.
10. Teramano użył tego wyrażenia (dosłownie “co do paznokcia”) na oznaczenie doskonałego dopasowania. Jako metafora zaczerpnięta z architektury, było ono powszechnie używane w czasach rzymskich przez rzeźbiarzy i kamieniarzy, którzy sprawdzali doskonałość swojej pracy, przesuwając paznokieć po dobrze dopasowanej spoinie.

Święty Domek Loretański; Modernizm w akcji już od początku XX wieku

Święty Domek Loretański; Modernizm w akcji już od początku XX wieku

Dr Carol Byrne https://www.traditioninaction.org/HotTopics/f176_Dialogue_92.htm
“Dla nas Nazaret i jego Święty Domek, wygnany, wędrujący, niesiony przez anioły, syryjski, dalmatyński, włoski, wszystkie po kolei, są miejscami konsekrowanymi, podwójnie konsekrowanymi przez ich dawne wspomnienia, a także przez ich dziwne, ciągłe trwające życie wśród lokalnych łask i skuteczny balsam Boskiej Obecności, niezwykłej i nienaruszonej”. (1)
Dla niewtajemniczonych, czyli tych, którzy nie znają nazaretańsko-loretańskiej historii Świętego Domku, słowa te muszą wydawać się zagadką wymagającą wyjaśnienia. Zostały one napisane w 1860 roku przez filipina, ks. Fryderyka Fabera, który poświęcił się Matce Bożej podczas pielgrzymki do Loreto w 1846 roku. (2)

[sam Domek jest wewnątrz MD]



W tym uroczym opisie, dokonanym, jego zwyczajem, w poetyckim stylu, zawarł całą historię Przeniesienia Świętego Domku z Nazaretu i trajektorię, jaką on przebył aż do obecnego miejsca spoczynku we Włoszech, przekazując jednocześnie sens wykraczający poza to, co dosłowne.

Wszystko, co najważniejsze, zgrabnie podsumowuje ks. Faber w swojej historii Świętego Domku:

– Jego “wygnanie” w 1291 roku, kiedy został cudownie uratowany przez interwencję anielską, aby zapobiec zniszczeniu przez Saracenów, którzy najechali Ziemię Świętą;- Jego krótki pobyt w Dalmacji i różnych miejscach we Włoszech przed osiągnięciem ostatecznego miejsca pobytu w Loreto;- Jego konsekrowany status jako relikwii Świętej Rodziny, która kiedyś w nim mieszkała;- Jego wpływ na pielgrzymów, by w sposób osobisty jednoczyć się z Jezusem, Maryją i Józefem;- Nieustanny strumień cudów i łask dla wielu, którzy wzywają imienia Matki Bożej w Jej Sanktuarium;- Jego zdolność do wzbudzania zachwytu religijnego i żarliwości w sercu pobożnego pielgrzyma.

==============================

Odrzucenie tradycji loretańskiej

To niezwykłe, że po siedmiu wiekach wiary w cudowne przeniesienie Świętego Domku do Loreto, większość katolików skłania się dziś ku protestanckiej wersji traktowania takich cudów jako “zabobonu” i ignorowania, określając mianem “latającego domu z Loreto”i materiału na bajki.

Taki sceptycyzm nigdy nie był zjawiskiem powszechnym w Kościele katolickim, aż do czasu infiltracji  modernistycznej pod koniec XIX wieku. Jej zwolennicy, którzy zaprzeczali rzeczywistości nadprzyrodzonej, wprowadzili wielu wiernych w błąd, przekonując, że Bóg nie może  interweniować w świecie i czynić cudów. W ten sposób podważali autentyczność relikwii lub jakichkolwiek fizycznych przejawów Bożej interwencji.

Ponieważ Święty Domek był jedną z najbardziej znanych i skutecznych relikwii na świecie, stał się on głównym celem modernistycznych ataków z wewnątrz Kościoła, dokonywanych przez katolickich księży na przełomie XIX i XX wieku. Więcej szczegółów na temat tego zjawiska podamy później, ale na razie wystarczy wskazać na jego znaczenie dla reformy kalendarza z 1960 r., która zlikwidowała święto Przeniesienia Świętego Domku.

“De-mistycyzacja” cudownych wydarzeń

Trudno się dziwić, że gdy modernizm osiągnął pełną dojrzałość w połowie XX wieku, rosnący Ruch Liturgiczny był pod jego głębokim wpływem, w oparciu o założenie, że wszystko, co dzieje się na tym świecie, musi mieć naturalne wyjaśnienie. W świetle tego, nie dziwi, że deklarowanym celem Komisji ekspertów powołanej przez Piusa XII, było “zharmonizowanie sprawdzonych tradycji z nowymi wymogami czasu.” (3) i ponowna weryfikacja “na podstawach historyczno-krytycznych.” (4)

Uznając to, Komisja zaakceptowała modernistyczną metodę “historyczno- krytyczną”, która stanowiła wygodną przykrywkę dla tych, którzy zaprzeczali lub przynajmniej podważali prawdę o cudach. Dla nich cuda nie były niczym więcej niż wytworami ludzkiej wyobraźni i należało je albo “odmistycznić”, albo wyeliminować. W związku z tym,  kalendarz miał być jak najbardziej oczyszczony ze świąt upamiętniających cudowne wydarzenia.

Wpływ modernistów

Doskonałym przykładem wpływowej postaci, która przyjęła metodę “historyczno-krytyczną” był ks. Hartmann Grisar (1845-1932), niemiecki jezuita, archeolog i profesor historii Kościoła na Uniwersytecie w Innsbrucku.

Według O. Martina Garcíi, przełożonego generalnego zakonu jezuitów w latach 1892-1906, O. Grisar “często wypowiadał się przeciwko wielu rzymskim tradycjom dotyczącym świętych i relikwii, nazywając je (…) legendami ciemnych zakrystianów i bezpodstawnymi bajkami wymyślonymi w średniowieczu i przekazywanymi przez łatwowiernych ludzi, a później przez pobożnych pisarzy bez wyczucia historycznego.” (5)

W 1900 roku O. Grisar wygłosił przemówienie na V Międzynarodowym Kongresie Uczonych Katolickich w Monachium. W swoim przemówieniu, które zostało szeroko zrelacjonowane, wezwał “pisarzy katolickich, wybitnych pod względem naukowym i  w zakresie badań krytycznych” do pozbycia się z Kościoła niektórych tradycji dotyczących cudownych wydarzeń, wymieniając w szczególności przeniesienie Domku Świętej Rodziny w Nazarecie do Loreto. (6)

Wynikało z tego nie wprost, że Kościół do tej pory, polecając wiernym święte miejsca i wydarzenia, czynił to zarówno bez zastosowania procedur naukowych jak i badań krytycznych w celu zbadania autentyczności ich nadprzyrodzonego pochodzenia.

Zawoalowane oskarżenie, jakoby wierni zostali oszukani przez kłamstwa i oszustwa (typowo protestanckie stanowisko), jest nie tylko oszczerstwem, ale łatwo je obalić dowodami historycznymi, i to szczególnie, jak zobaczymy później, w przypadku Świętego Domku w Loreto.

Jeden z historyków jezuickich, który był obecny na Kongresie, donosił, że prezentacja została przeprowadzona z “niejakim sarkazmem i przekorą” i ośmieszała cześć relikwii, “ku wielkiej radości protestantów, którzy już zaczęli piać z zachwytu w swoich gazetach”. (7)

Papież Pius X zdemaskował tę taktykę jako typową dla modernistów:

“Jeśli zajmują się historią, to po to, aby wyszukać i opublikować pod pretekstem mówienia całej prawdy i to ze źle skrywaną satysfakcją, wszystko, co wygląda dla nich jak plama na historii Kościoła. Pod wpływem pewnych  apriorycznych założeń, niszczą, jak tylko mogą, pobożne tradycje ludu i ośmieszają pewne, bardzo czcigodne, pochodzące ze starożytności, relikty.” (8)

Niestety, te antykatolickie idee stopniowo zyskały,  ku wielkiej uciesze protestantów, akceptację wśród wielu duchownych i hierarchów, którzy wiarę w cuda uznali za pobożny mit, nie do utrzymania w epoce nowożytnej.

Modernistyczne korzenie reformy z 1960 roku

To wyjaśnia, dlaczego gorliwcy z Komisji Liturgicznej z 1960 roku, zarażeni tym samym duchem pogardy, charakterystycznym dla wczesnych modernistów, usunęli tak wiele świąt wysławiających cuda, jako zjawiska “niehistoryczne”. Tutaj możemy dostrzec motyw zniesienia święta Przeniesienia Domku NMP, ponieważ uważali to za niezbędne do zaspokojenia potrzeb “współczesnego człowieka” (od którego, ich zdaniem, nie można było oczekiwać wiary w cuda).

Ponieważ jednak taki sceptycyzm nie był w tamtym czasie reprezentatywny dla ogółu katolików, mógł być narzucony jedynie odgórnie siłą, stąd totalitarny charakter reform liturgicznych, które wtedy nastąpiły.

c.d.n.
Dr Carol Byrne

tłum. Sławomir Soja


1. Frederick Faber, Betlejem, Londyn, Burns: Oates and Washbourne, 1860, s. 66.

2. John Edward Bowden, The Life and Letters of Frederick William Faber, D.D., Baltimore: John Murphy & Co., 1869, s. 277. Ks. Bowden odnotowuje słowa ks. Fabera: “Prawdę mówiąc to dziwne, że udałem się do Loreto, aby błagać o nabożeństwo do naszej Drogiej Pani, i że potem w dwóch uroczystych komuniach ślubowałem Jej moje życie, zdrowie, siłę, intelekt i zmysły, aby być Jej niewolnikiem i szerzyć Jej nabożeństwo. To wszystko dużej mierze z powodu konwertyckiej obawy braku tego wielkiego znaku predestynacji; a następnie, że powinienem myśleć o sobie, że byłem jak ten, jak wyraził to pewien biskup, który nigdy nie ‘ogrzewał się’, przy Maryi.” (Tamże, 293)

3. Święta Kongregacja Obrzędów, Memoria sulla riforma liturgica, 1948, n. 14.

4. Tamże., n. 16.

5. Apud David G. Schultenover, “Luis Martín García, the Jesuit General of the Modernist Crisis (1892-1906): On Historic Criticism”, Catholic Historical Review 89, n. 3, 2003, s. 445-446.

6. Alexander MacDonald, The Holy House of Loreto: a Critical Study of Documents and Traditions, New York: Christian Press Association, 1912, s. 324. Rt. Rev. Alexander MacDonald D.D. był biskupem Victoria, B.C., Kanada.

7. Schultenover, “Luis Martín García”, s. 453-454.

8. Pascendi, 1907, § 43.

Znaczenie Fatimy; S.L. Jaki i Św. Pius X

Krystian Zawistowski

1 Teza Jakiego-Duhema

Jakiś czas temu rozpowszechniałem tu krótką książkę “Cud Słońca według Metody Naukowej” [Cs]. Jej myśl przewodnia była taka, że skoro główną metodą nauki jest testowanie hipotez przez istotne predykcje, to znaczy, że cud słońca z Fatimy z 1917 jest mocnym dowodem na nadprzyrodzone pochodzenie objawień fatimskich. Wolnomyśliciele różnej maści, tłumacząc to jako masowe halucynacje i omamy, postępują w sposób pseudonaukowy.

Pominąłem tam jednak wtedy bardzo istotny wątek. Mianowicie, jeśli się nie mylimy, jako katolicy wierzący w Fatimę, to nic w tej historii nie powinno być przypadkowe, także odniesienie do nauki i empiryzmu. Powinien być za tym Boży plan, dlaczego ten jeden z największych cudów w historii wydarzył się akurat tam, akurat wtedy, akurat w takich okolicznościach.

Dziś mam nadzieję zaproponować odpowiedź, do czego będzie mi potrzebny jeden z najważniejszych katolickich uczonych XX wieku, o. Stanley L. Jaki OSB i dzieło zwane tezą Jakiego-Duhema. Według tej tezy nauki przyrodnicze zaczęły się w późnym średniowieczu, dzięki katolickiej teologii. Z Objawienia odczytano, że racjonalny Stwórca, Bóg, stworzył wysoce uporządkowany świat, wydzielając przyrodę ożywioną i nieożywioną. Ta ostatnia zaś rządzi się ustalonymi prawami, które można porównać do mechanizmu, albo formuły matematycznej. Stąd też wzięło się, jak mówi Whitehead “niewymazywalne przekonanie, że każde zajście może być idealnie skorelowane z bezpośrednimi przyczynami, by stworzyć ogólną regułę”, co jest niezbędną podstawą rozumowania naukowego. Nowa nauka prędko wydała owoce, uczeni tacy jak bp Oresme, Buridan, bp Robert z Lincoln, Roger Bacon, Św. Albert Wielki wytworzyli istotne postępy w dynamice, optyce, kosmologii i metodologii nauk ([SL2], s. 220-242).

Jaki (w “Science and Creation” i “The Relevance of Physics”), pokazuje, że wszystkie cywilizacje pogańskie rozumowały o świecie zupełnie inaczej i sposób ten dusił wszelkie naukowe starania w zarodku. Typowa tendencja pogańska to uosobienie i ubóstwienie sił przyrody, zgodnie z jakąś politeistyczną mitologią, co dalej na ogół prowadzi do emanacyjnego panteizmu. W fizyce narzuca to z kolei organiczny, werbalny i odrzucający doświadczenie opis świata. By to zilustrować rozważmy przykład: obecnie słyszy się, że Grecy odkryli kulistość Ziemi w oparciu o np obserwację faz Księżyca przez Arystotelesa. Naprawdę jednak było nieco inaczej, wierzyli oni w kulistość Ziemi w oparciu o aprioryczny dogmat i to przy okazji pozwoliło im przyjmować empiryczne dowody, jeśli jakieś się trafiły i były zgodne z ich przekonaniami. Jeśli zaś fakty przeczyły teorii to “tym gorzej dla faktów” (jak powie godny następca tychże pogańskich mędrców Hegel) – nawet najmądrzejsi z nich wierzyli w różne rażąco błędne wyniki. Arystoteles uważał, że strzała z łuku jest ciągle popychana przez powietrze uderzane cięciwą, podczas gdy w rzeczywistości opór powietrza spowalnia strzałę. Uważał też, że woda ochładza się szybciej, jeśli ją podgrzejemy, podczas gdy jest odwrotnie. Ziemia miewała wzdęcia i dreszcze, a planety (dawniej gwiazdy wędrujące) były poruszane przez rodzaj boskich intelektów. Dla poganina to “boskie” niebiosa były uporządkowane i przewidywalne, otaczający świat był dużo bardziej chaotyczny. Stąd dalej prosta droga do wróżbiarstwa z gwiazd, cieszącego się w antyku wielką estymą i teorii wiecznych cykli, że cała historia świata i ludzkości powtarza się co kilkadziesiąt tysięcy lat, gdy tylko gwiazdy powracają do tej samej pozycji.

Przypomnijmy tu logikę nauki Lakatosa i Poppera [CM], gdzie hipoteza jest potwierdzona, lub nie jeśli są na jej poparcie sprawdzone, istotne predykcje. A program badawczy jest naukowy, jeśli gromadzi dowody z doświadczenia w dużych ilościach i tworzy nowe możliwości testowania. Albo jest nienaukowy, jeśli zmienia hipotezy nie dając sprawdzonych predykcji, albo zbywając werbalnie fakty których nie może przewidzieć.

Mając to na uwadze ponownie rozważmy całe współczesne badanie naukowe w fizyce, chemii, czy naukach stosowanych opiera się, na tym “niewymazywalnym przekonaniu” o przyczynowej logicznej strukturze praw natury, i z pewnością mamy to przekonanie ze średniowiecznej teologii o Stwórcy. Należy więc stwierdzić, że istnienie Boga zostało dowiedzione w sposób naukowy, jako najważniejszy program badawczy w historii ludzkości. Oczywiście jest to pośrednia obserwacja, ale tak normalnie się robi w naukach takich jak fizyka, czy chemia.

Z drugiej zaś strony starożytny panteizm to kopalnia pseudonauki, obdarzonej możliwościami obrony przed doświadczalną weryfikacją. Wszak panteiści wcale nie wymarli po rewolucji naukowej, mimo, że podstawowe przesłanki ich obrazu świata, zostały obalone. Jaki wskazuje na renesansowych neoplatoników, Goethego, Hegla, Schellinga, Engelsa, czy Nietzschego. Do tych pierwszych zalicza się słynny dzisiejszy “męczennik nauki”, hermetyczny okultysta Giordano Bruno. Interesującym przypadkiem jest też sprawa Galileusza, o której pisał w szczegółach postmodernistyczny filozof Paul Feyerabend [PM]. Zbadanie oryginalnych źródeł każe sądzić, że to Kościół stosował się w tej sprawie do wskazań naukowej logiki, podczas gdy Galileusz rozpowszechniał niepotwierdzoną i półobaloną hipotezę jako fundamentalną prawdę. Mnie tu zdumiewa, że potrydencki kościół był zaskakująco nowoczesny, jeśli chodzi o metodę empiryczną. Nie sposób tam mówić już o “arystoteleikach”.

Pojawiały się też inne opisy naukowego świata i nieuchronnie kończyły jako nienaukowe i niemożliwe do pogodzenia z rzeczywistością. Można tu zaliczyć pozytywizm, logiczny pozytywizm, filozofię mechaniczną.

2 Św. Pius X i motu proprio z 1910

Niezmiennie Duch Święty przemawia ustami Kościoła w sprawach wiary, przez co dokumenty Magisterium są dobrym miejscem by szukać odpowiedzi. Ja jej nie szukałem zbyt skrupulatnie, zostawiam to tym, którzy znają się na tym lepiej, chciałbym jednak polecić pewien szczególny przypadek. Papież, Św. Pius X, ogłosił w 1910 motu proprio Sacrorum Antistitum, 7 lat (!) przed Fatimą i niecałe 4 lata przed wybuchem Wielkiej Wojny. Jest to dokument szczególny, ze względu na formę, zwłaszcza zaś fragment, przysięgę, do składania której Pius X zmusił wszelkie osoby dzierżące intelektualny autorytet w Kościele, dołączoną do uroczystego wyznania wiary. Niektórzy teologowie utrzymywali, że motu proprio to powinno być przyjęte jako nauczanie nieomylne, np u nas bp Sokołowski w publikacji z 1916 [Pm].

Pozwolę sobie zacytować trzy ustępy, z których pierwszy tyczy się poznania Boga rozumem, drugi cudów i nadprzyrodzonego pochodzenia chrześcijaństwa, a trzeci założenia Kościoła Katolickiego przez Chrystusa i ustanowienia przez Niego papiestwa.

Najpierw wyznaję, że Boga, początek i koniec wszechrzeczy, można poznać w sposób pewny, a zatem i dowieść Jego istnienia, naturalnym światłem rozumu w oparciu o świat stworzony, to jest z widzialnych dzieł stworzenia, jako przyczynę przez skutki.

Po drugie: zewnętrzne dowody Objawienia, to jest fakty Boże, przede wszystkim zaś cuda i proroctwa, przyjmuję i uznaję za całkiem pewne oznaki Boskiego pochodzenia religii chrześcijańskiej i uważam je za najzupełniej odpowiednie dla umysłowości wszystkich czasów i ludzi, nie wyłączając ludzi współczesnych.

Po trzecie: mocno też wierzę że Kościół, stróż i nauczyciel słowa objawionego, został wprost i bezpośrednio założony przez samego prawdziwego i historycznego Chrystusa, kiedy pośród nas przebywał, i że tenże Kościół zbudowany jest na Piotrze, głowie hierarchii apostolskiej, i na jego następcach po wszystkie czasy.

2.1 Poznanie Boga ze świata stworzonego.

Pierwsza część, “Boga można poznać w sposób pewny”, “w oparciu o świat stworzony, z widzialnych dzieł stworzenia”, jest niezmiernie istotna. Mamy poznać Boga rozumem nie w oparciu o argument ontologiczny, czy argument metafizyczny (np Ente de Essentia Św. Tomasza), czy na drodze pozaracjonalnego poznania (“basic belief”, uczucie religijne itd), ale “światłem rozumu”, jako przyczynę przez skutki, ze świata stworzonego.

Jeden tego rodzaju dowód to argument z projektu.

Świat biologiczny i naturalny pełen jest wyglądającej na zaplanowaną złożoności, skomplikowanych “maszyn” i ciągów przyczynowo skutkowych które nie mogły powstać przez przypadek. Wyczerpujące wyjaśnienie per analogiam, można znaleźć w starej “Apologetyce” ks. Bartynowskiego (w 1.3-1.4 [Ap], link w bibliografii).

Ja skupię się na wypisaniu szczegółów, co do tego, co wiadomo na ten temat współcześnie i zarazem jest przedmiotem zainteresowania uczonych.

– Niemożliwe jest by życie, w postaci pierwszych żyjących komórek powstało przez przypadek (problem abiogenezy).

– Wszechświat ma parametry fizyczne precyzyjnie dostrojone, do tego, by mogło istnieć życie.

– Nie istnieje naturalne wyjaśnienie biologicznej złożoności, a szczególnie ludzkiego rozumnego umysłu.

Drugi problem nazywa się precyzyjnym dostrojeniem i jest powszechnie znany w fizyce. Pierwszy problem można znaleźć w “Logic of Chance” (s. 386) E. Koonina [LC], znanego amerykańskiego biologa i genetyka (ateisty z resztą) a trzeci w artykule tegoż autora “Physical foundations of Biological Complexity” [PF]. W podobnym ujęciu problem abiogenezy podnosił o wiele wcześniej wybitny astrofizyk Fred Hoyle.

Notabene, bardziej wyrafinowani ateiści muszą w tych sprawach wierzyć w jakieś odpowiedzi. Wszystko to, co wskazuje na działanie Stwórcy jest zarazem praktycznie niemożliwe bez niego. Ściśle chodzi tu o rozbiegające wykładniczo nieprawdopodobieństwo. Jak to powiedział Hoyle, prędzej trąba powietrzna na złomowisku poskłada działający samolot, niż życie miałoby się zacząć przypadkiem. Jedno proponowane rozwiązania tego problemu (sam Hoyle był jednym ze współautorów) to założenie nieskończonego wszechświata, w czasie, lub przestrzeni. Wtedy dowolnie wielkie niemożliwości mogłyby się zadziać, na jednej z nieskończenie wielu planet. Niemniej, od kiedy wymyślona przez ks. Lemaitre teoria Wielkiego Wybuchu zebrała więcej dowodów, doktryna ta nie jest zbyt wiele warta, bo wedle naszej obecnej wiedzy wszechświat nieskończony nie jest. Co więcej, nie jest ona sobie w stanie poradzić z problemem fine tuningu, bo wieczny wszechświat ma tylko jeden zestaw parametrów.

Obecnie więc popularniejszy jest inny sposób, wynikły z hipotez zwanych teoriami superstrun. Przez 40 lat wśród tych hipotez niestrudzenie szukano jednej teorii wszystkich oddziaływać fundamentalnych, tzw. teorii wszystkiego, ale z punktu widzenia fizyki nie wskórano nic wartego uwagi. Dla argumentu z projektu teorie superstrun mają znaczenie ze zgoła innego powodu – badacze tychże teorii utrzymują, że musi istnieć wielka liczba różnych wszechświatów, co nazywa się Multiwersum (ang. Multiverse), a my, żyjemy w jednym, o dość przypadkowych własnościach.

Doktryna ta jest mocno atakowana za nienaukowość do kwadratu, bo Multiwersum wyjaśnia, dlaczego teoria strun nie ma żadnych predykcji, a z drugiej strony Multiwersum też nie da się przetestować, bo innych wszechświatów nie widać. Niemniej, pomimo tych problemów, doktryna ta jest przytaczana przez Koonina, Stengera (“God: Failed Hypothesis”), czy Dawkinsa (“God Delusion”) jako odpowiedź na argumenty z projektu. Chodzi tu o to, że jeśli istnieje wielka liczba wszechświatów, to dowolne niemożliwości mogły się zadziać w niektórych z nich. Równocześnie ludzie od teorii strun utrzymują, że może być ona uznana bez dowodów z doświadczenia. Oto dwa przykłady argumentów za tym (podał je R. Dawid, [Rd]):

– Nie ma innych alternatywnych teorii wszystkiego, mimo wytężonych poszukiwań.

– Podobne teorie fizyki cząstek elementarnych były skuteczne w przeszłości.

2.2 Teza Jakiego-Duhema jako argument teleologiczny.

Dodajmy teraz do tego nasza nową cegiełkę, jaką jest argument z projektu wynikający z tezy Jakiego-Duhema.

W oparciu o średniowieczny obraz Boga Stwórcy stworzono obraz świata zawierający matematyczne, przyczynowe, ustalone prawa natury. Obraz ten okazał się potwierdzony istotną predykcją i wielką liczbą wyników doświadczalnych, jako że znaleziono dużo takich praw i przetestowano je z wielką dokładnością, co doprowadziło do powstania nauki. Oto więc wiemy z doświadczenia, że Bóg katolicki istnieje.

Jest on trochę związany z argumentem z nieskończonego regresu Św. Tomasza. Anthony Flew [AF] odniósł go do praw natury, wskazując, że jeśli znajdziemy jakiś naturalny powód istnienia praw natury, to ten powód też będzie potrzebował wyjaśnienia. Oto nasz argument:

Wymieńmy parę obserwacji, które sprawiają, że przedstawiony argument jest bardzo istotny, i tworzy spójną całość z innymi argumentami z projektu.

Po pierwsze: nawet gdyby istniało inne wyjaśnienie tej sprawy, to dużo słabszy dowód nie może przeważyć dużo silniejszego. Ponieważ nasz dowód jest ustalony przez predykcję leżącą u podstaw większości znanych faktów naukowych, to druga strona musi dostarczyć równie dobrych, wielokrotnie powtórzonych istotnych predykcji. A to jest prawie na pewno niemożliwe.

Po drugie: ponieważ dowodem na istnienie Stwórcy jest przewidziana i potwierdzona postać praw natury, przyjęcie Multiwersum nic nie zmienia, Multiwersum nie jest żadnym rozwiązaniem tej kwestii dla ateistów. Podobnie z innymi tego rodzaju zabiegami jak wieczny wszechświat, czy nieskończony wszechświat – te dotyczą tylko niemożliwych zajść zlokalizowanych w czasie i przestrzeni, nie struktury wszechświata.

Po trzecie: Odpowiedź ateistów na inne argumenty teleologiczne opiera się na Multiwersum, i dalej na możliwości uzasadnienia istnienia Multiwersum. To z kolei Dawid opiera (m.i.) na fakcie, że nie ma innych alternatywnych kandydatów na teorię wszystkiego i na sukcesach podobnych teorii. Przyjmuje on tu następujące (ukryte) założenia. Że w ogóle powinna być jakaś teoria wszystkiego. Że istnieje rodzaj jednorodności praw natury. Że matematyczno-przyczynowy opis świata, co do zasady działa. Tak oto przyjął on wnioski z mojego argumentu, nie potrafiąc ich zapewne w żaden inny sposób udowodnić

W efekcie ateista by mieć odpowiedzi na tradycyjne argumenty z projektu, musi się odwołać do Multiwersum, albo czegoś podobnego. Jednocześnie próby uzasadnienia Multiwersum muszą przyznać rację argumentowi z tezy Jakiego-Duhema, więc tak uzupełniony argument z projektu jest nie do obalenia. Podobnie też można odpowiedzieć Kooninowi w [PF], który złożonośc biologiczną usiłuje tłumaczyć przez dość odległe analogie do zasady holograficznej i tuneli czasoprzestrzennych (inne hipotezy z fizyki matematycznej).

Na marginesie warto dodać, że Koonin poczynił tu dobrą obserwację, wskazując, że istotna złożoność biologiczna to tak naprawdę złożoność algorytmiczna (Kołmogorowa). Definicją jest tu najmniejsza długość programu komputerowego potrzebna, by wykonać daną czynność. Za przykład czegoś złożonego można założyć program robota, który musi przy użyciu zestawu narzędzi złożyć samochód.

Z drugiej strony zdolność tworzenia systemów złożonych w sensie Kołmogorowa bywa dziś uznawana za definicję inteligencji w środowiskach sztucznej inteligencji [JH]. Pytanie czy złożoność biologiczna jest przedmiotem inteligentnego projektu może wkrótce za tautologię ( oczywiście warto nad tą kwestią dokładniej pochylić przed wypowiedzeniem osądu.) Uważam więc, że można dowieść istnienia Boga w sposób pewny, rozumem, ze świata stworzonego.

“Gdy widzisz zegar słoneczny, albo klepsydrę wodną, widzisz, że wskazuje czas przez projekt, a nie przez przypadek. Jak więc możesz wyobrażać sobie, że we Wszechświecie nie ma celu i inteligencji, gdy zawiera on wszystko, wliczając w to te przyrządy i ich twórców?”

(Cyceron, De Natura Deorum)

2.3 Cuda i historia

Kolejne dwa punkty Papieża dotyczą cudów i historycznych początków Kościoła. Połączyłem je w jedno, bo skupię się głównie na cudach. Przysięga ta nazywa się przysięgą antymodernistyczną, od doktryny którą to tenże Pius X nazwał “sumą wszystkich herezji”. Nie będę jej tu przytaczał w całości, skupię się na modernistach jako “historykach” i skąd się moim zdaniem wzięli.

Musimy się cofnąć o 400 lat do momentu, gdy miało miejsce założenie protestantyzmu. Wszyscy reformatorowie natrafili na szereg problemów z zakresu teologii fundamentalnej swojej nowej wiary. Katolicy, jak Św. Franciszek Salezy [Lc], czy Sługa Boży Piotr Skarga wytykali im brak potwierdzenia wiary cudami, niemoralność, niezgodę w kwestii teologii, odwoływanie się do “niewidzialnego Kościoła” itd:

Skarga pisał w Żywocie Św. Ludgera:

“Niechże czytają, jaka wiara i od jakich ludzi od 600 lat do saskiej ziemi przyniesiona jest, a tą, którą niedawno (…) Luter przyniósł, a nie tylko jej cudami nie potwierdził, ale ją sprośnym żywotem pomazał, niech się słusznie brzydzą, bo nie jest to wiara Chrystusowa,”

Salezy w swojej polemice napisał [Lc]:

“Nikt nie powinien przypisywać sobie nadzwyczajnej misji, bez potwierdzenia jej cudami, bo, Boże uchowaj, gdzie byśmy byli, gdyby ten pretekst (…) był przyjęty bez dowodu? (…) Ariusz, Marcjon, Montanus, Messaliusz – czy nie mogliby być przyjęci do godności reformatorów (…).”

Reformatorowie nie wymyślili zadowalającej odpowiedzi. Kalwin w prefacji do swoich “Statutów Religii Chrześcijańskiej” pisze:

“Postępują nieuczciwie wymagając od nas cudów. Bo nie tworzymy nowej Ewangelii, tylko przechowujemy tą samą Ewangelię, której prawda jest potwierdzona cudami Jezusa Chrystusa i jego uczniów. Ale oni (katolicy) w porównaniu z nami mają dziwną moc, po dziś dzień nawet potwierdzają swoją wiarę ciągłymi cudami.”

Następcy przyjęli tą doktrynę bez większego komentarza, utrzymując, że cuda działy się za czasów Jezusa, ale nie później. Słaby punkt jej jest taki, że skoro coś nadzwyczajnego działo się dawno, a teraz się już nie dzieje, to łatwo sobie wyobrazić, że to jakiś fałsz czy błąd. Protestantyzm nie mógł zaadaptować katolickich cudów jako własne dowody, bo jednocześnie te dowody wskazują, że to katolicyzm jest prawdziwy. Musiał więc te dowody usunąć z widoku.

Myśl ta trafiła na podatny grunt po tragedii wojny 30-letniej. Jednym z najbardziej wyrafinowanych jej współautorów był Szkot, David Hume, jeden z najważniejszych przedstawicieli tak zwanego oświecenia. Napisał on argument przeciwko wierze w cuda. Według tego argumentu ([Cs] 5.8), możemy porównać ze sobą stopień wiary w świadectwo, do nieprawdopodobieństwa faktów, o których ono świadczy. Cud więc, z definicji wielki wyjątek w naturze, może być przyjęty tylko w oparciu o wyjątkowo dobre świadectwo. Wymienia on dalej kryteria takiego świadectwa, konkludując, że wiara w cuda wymaga iście cudownej głupoty: twierdzi, że ludzie z natury gonią za sensacją, że nigdy nie było dobrze potwierdzonego świadectwa wielu osób o cudzie, że w cuda obfitują głównie barbarzyńskie narody, albo też ciemni przodkowie narodów cywilizowanych itd.

W dość oczywisty sposób pisze on do protestantów, pokazując im współczesne cuda katolików w które oni nie wierzą, by podważyć starożytne cuda Apostołów. O tym, co z tego wynika dla katolików pisałem w szczegółach w ([Cs] 5.8) – to znaczy nic nie wynika. Jest duża różnica między wieloma cudami w każdym wieku, wliczając w to czasy obecne, a cudami tysiące lat temu (co więcej, Cud z Fatimy jak wskazałem, jest w stanie dobrze spełnić wszystkie jego kryteria).

Argument Hume’a tymczasem stał się logiczną podstawą studiów Pisma Św. (czy też innych pism chrześcijańskich) odrzucających a priori wszelki nadprzyrodzony ich charakter i lekką ręką podważających historie o cudach i zjawiskach nadnaturalnych jako fałszywe. Luki w narracji mogą być następnie zastępowane własnymi wymysłami. To właśnie jest jedną z najwazniejszych ideologicznych podstaw modernizmu.

Zauważmy tu jedną rzecz – Św. Pius X wymienia w takiej, a innej, kolejności po pierwsze argument na istnienie Boga z projektu, po drugie argument na nadprzyrodzone pochodzenie wiary z cudów, po trzecie historię Kościoła i papiestwa. Sądzę, że nie przez przypadek. Pierwszy punkt wzmacnia drugi bo bez obalenia go nie sposób założyć, że Boże interwencje są tak wyjątkowo nieprawdopodobne, by je odrzucać przeciwko dobrze potwierdzonemu świadectwu. A mając dwa pierwsze punkty ustalone, wiemy też z pewnością, że Zmartwychwstanie jest prawdziwe i założenie Kościoła przez Chrystusa jest prawdą. W świetle dwóch pierwszych punktów świadectwa Ewangelii nie świadczą o czymś nadzwyczajnym, tylko o tym, czego powinniśmy się spodziewać. Mamy z resztą na to i inne dowody, jak całun turyński. Moderniści jednak pominęli dwa pierwsze punkty, by zabrać się wyłącznie za historię, i to na ogół w sposób pełny pychy i zuchwalstwa, bo czcze spekulacje o tym, że 2500 lat temu było tak a tak, są przedstawiane szerszej publice jako “naukowe”.

Co się tyczy Fatimy, sądzę, że Cud Słońca wskazuje w osobliwy sposób właśnie na metodę naukową i przez to na powyższe rozumowanie. Właśnie logikę empiryczną musi poszarpać druga strona by utrzymywać po fakcie i przeciwko istotnej predykcji, że dziesiątki tysięcy osób naraz uległo sugestii. Moderniści nie mogą tu udawać, że argument Hume’a podważa ten cud, scjentyści, że nauka podważa religię, a protestanci, że cudów nie ma we współczesności. Ponadto, moim zdaniem, celem tej wskazówki jest wszystko to, co przedstawiliśmy wyżej. Prawdziwa nauka z jednej strony opiera się na uzasadnieniu przez istotne predykcje, a z drugiej jej początkiem jest katolicka teologia. Jedno i drugie wskazuje na Boga i tą drogą, wytyczoną w zarysie przez Piusa X, możemy dojść do poznania Go.

Drugą ważną sprawą w Fatimie są dwie wojny światowe, drugą miało zapowiedzieć “nieznane światło”, wielka burza magnetyczna z 25 stycznia 1938. Chcę zwrócić uwagę, że dla wojny również Teza Jakiego-Duhema ma wielkie znaczenie, bo tych samych myślicieli, których można zaliczyć do zwolenników dawno obalonego organicznego obrazu świata, można też znaleźć pośród inspiratorów Hitlera i bolszewików. Zalicza się tu Hegel, Engels, Nietzsche, zwykłe pogaństwo i okultyzm, od którego Hitler miał cały krąg specjalistów ([Rs] s. 244) i oparł o nie nową nazistowską religię, a także darwinizm w zastosowaniu do społeczeństwa ([Sny], s. 1-9). Być może warto by kiedyś porozmawiać o odpowiedzialności promotorów tego wszystkiego, gdy okazało się, że ideologie “podobnie jak komety mają ogony”.

Ciąg dalszy nastąpi.

K. Zawistowski

[SL1] Stanley L. Jaki “Relevance of Physics”, 1992, Scottish Academic Press

[SL2] Stanley L. Jaki “Science and Creation”, 1986, Scottish Academic Press

[LC] Eugene Koonin, “Logic of Chance”, 2012, FT Press.

[Ap] S. Bartynowski “Apologetyka Podręczna” (1.4 i 1.3), wg. wydania z 1948.

[Pm] Cz. Sokołowski, “Przysięga Antymodernistyczna. Studyum krytyczne” (s. 25), Warszawa 1916.

[PF] https://www.pnas.org/doi/full/10.1073/pnas.1807890115

[Rd] “The Significance of Non-Empirical Confirmation in Fundamental Physics” Richard Dawid, Why Trust a Theory? Epistemology of ModernPhysics. Cambridge University Press. pp. 99-119 (2019)

[Rus] Bertrand Russel, “Problems of Philosophy”, 1912, London,

[JH] “A Formal Definition of Intelligence Based on an Intensional Variant of Algorithmic Complexity” JOSE HERNANDEZ-ORALLO

[Lc] Francis de Sales, “Catholic Controversy”, s. 19, 1909, London

[PM] Paul Feyerabend, “Przeciw Metodzie”, Aletheia

[CM] “Criticism and the Methodology of Scientific Research Programmes”, Imre Lakatos, Proceedings of the Aristotelian Society

[AF] Roy Varghese, Anthony Flew, “There is a God” , 2007

[Cs] K. Zawistowski “Cud Słońca według metody naukowej.” https://stuff.kzaw.pl/entry2.pdf

[Rs] Roy Schoemann, “Zbawienie Pochodzi od Żydów”, 2003, Warszawa, wyd. ss. Loretanek

[Sny] T. Snyder “Black Earth”, NYC 2015

Cud Słońca [w Fatimie] – według metody naukowej.

Cud Słońca według metody naukowej.

Krystian Zawistowski

  • ©Krystian Zawistowski (2022)
  • Email: krystian.zawistowski@zoho.com

https://stuff.kzaw.pl/entry2.pdf
https://stuff.kzaw.pl/entry2.html

(Zalecam format PDF, o ile to możliwe, ze względu na zgodność z wersją papierową).

cena 18.50 zł + wysyłka od 6.5 zł (list polecony ekonomiczny pocztą, ewentualnie inna dostawa po uzgodnieniu).

Zamówienia: krystian.zawistowski@zoho.com .

=========================================

Spis treści

1 Wstęp 2

2 Wydarzenia z Fatimy 4

2.1 Od maja do października 1917 4

2.2 Cud z 13 października 1917 5

2.3 Wyjaśnienia przez halucynacje wzrokowe 6

2.4 Wyjaśnienia przez efekty meteorologiczne. 8

3 Nieprawdopodobna predykcja 9

3.1 Metodologia predykcji. 9

3.2 Predykcja Cudu w Fatimie 11

3.2.1 Wyjątkowość przepowiedni 11

3.2.2 Znaczenie słowa “cud”. 12

3.2.3 Potwierdzenie objawień przez cud 12

3.2.4 Powtarzalność – regularne objawienia i cuda. 14

3.2.5 Proces nienaukowy ze strony sceptyków 15

4 Inne uwagi i dygresje 15

4.1 Różne pojęcia metafizyki i ataki na nią 16

4.1.1 Pozytywizm 16

4.1.2 Atak Carnapa na metafizykę 17

4.1.3 Problem metafizyki irracjonalistycznej 18

4.2 Cuda, a przewaga teologii katolickiej nad innymi religiami i systemami metafizyki 19

4.3 Dygresja – falsyfikacjonizm 21

4.3.1 Falsyfikacjonizm według Poppera 21

4.3.2 Lakatos i Falsyfikacjonizm wyrafinowany 22

4.4 Błędne ataki falsyfikacjonistyczne 24

5 Sceptycy 26

5.1 Sceptycy krótko po Cudzie Słońca. 26

5.2 Nickell, Radford i inni 28

5.3 McClure, Schwebel, Rahner 31

5.4 Czy dało się sfotografować cud 32

5.5 Ci którzy nie widzieli cudu 33

5.6 Podsumowanie 34

5.7 Argument Hume’a, Richard Dawkins 35

5.8 O metodzie naukowej niektórych ateistów 38

5.8.1 Dennett, znowu Dawkins i ewolucja 38

5.8.2 Sam Harris i moralność naukowa 41

5.9 “Zgniećcie Bezecną!” 42

6 Załącznik. 44

7 Bibliografia 47

1 Wstęp

Cud “srebrnego słońca”, czy zwyczajowo Cud Słońca z Fatimy – to jedno z najważniejszych cudownych zjawisk jakie widziano we współczesności, a może nawet kiedykolwiek. Widzący objawienie przewidzieli czas i miejsce cudu – 13 października 1917 roku, w południe, na pewnym polu koło Fatimy w Portugalii. Tłum liczący dziesiątki tysięcy zobaczył świetlisty srebrny dysk, wykonujący rotacyjne ruchy i szereg innych nadzwyczajnych efektów.

Cud według świadectwa wizjonerów z Fatimy miał być dowodem na prawdziwość ich objawień, mówiących o potrzebie pokuty i nawrócenia, złym stanie moralnym ludzkości, istnieniu piekła, grzechach nieczystości, nabożeństwie do Matki Bożej itd.

Tezy tej pracy są następujące:

  1. Z wyprzedzeniem i publicznie przewidziano cud 13 października 1917 w południe, na polu obok Fatimy. W ustalonym czasie i miejscu tysiące ludzi widziały ruchome “srebrne słońce” i inne cudowne zjawiska (zob. 2).
  1. Sprawdzona przepowiednia jest twardym empirycznym dowodem nadprzyrodzonego pochodzenia. Przedstawione wyjaśnienia naturalne są nienaukowe i wadliwe (zob. 3.2).
  2. Ten i inne cuda katolickie dowodzą empirycznie, że wiara katolicka jest nadprzyrodzonego pochodzenia i stoi nieporównywalnie wyżej niż inne religie, ideologie, świeckie systemy metafizyczne itd (zob. 4.2).

Jest dla mnie ważne, by mówić w sensie relatywnym, pozostający w odniesieniu do jakiegoś wzorca. I tak nieprawdopodobne predykcje w nauce są czymś, co zapewnia obiektywny poziom uzasadnienia hipotez – na tyle na ile w ogóle coś takiego istnieje w filozofii nauki.

Jeśli mamy ten cud, publicznie przewidziany i widziany przez tysiące świadków – możemy rozsądnie wierzyć w jego prawdziwość, tak jak możemy wierzyć w dobrze uzasadnione fakty naukowe. Ponadto, mając ten i wiele innych cudów w religii katolickiej od wieków można dowieść, że ta religia jest lepiej uzasadniona niż inne religie.

Po przeczytaniu wielu różnych opinii, myślę że istnieje w tej sprawie duży pojęciowy bałagan. Po obydwu stronach zdarza się, że ktoś powie, że jest to zjawisko naturalne lub nie z takich czy innych powodów i jedne powody nie są w oczywisty sposób lepsze od drugich: “Nie ma zdjęcia srebrnego słońca”, “nie ma wyjaśnienia naturalnego”, “obserwatoria nic nie zarejestrowały”, “dlaczego cały świat tego nie widział” itd. Niektóre z tych stwierdzeń mogą występować zarówno na poparcie hipotezy naturalnej jak i nadprzyrodzonej: Frederico Oom kilka dni po wydarzeniu mówił, że między innymi dlatego, że obserwatoria na świecie nie zarejestrowały żadnych anomalii, to jest to fenomen kompletnie obcy nauce, którą praktykuje. Dla Dawkinsa podobna obserwacja wyraźnie sugeruje, że zjawisko było naturalne. Niektóre powody mogą być nawet prawdziwe, lub nie w zależności od przyjętego znaczenia – czy wyjaśnienie naturalne zakłada znane nauce fenomena, czy dopuszcza wymyślanie nowych? Czy świadkowie stojący w różnych miejscach o różnej elewacji mają widzieć to samo?

Istnieją więc różne niespójne ze sobą stwierdzenia postaci “Ponieważ X, to zjawisko było cudem”, albo “ponieważ X to zjawisko nie było cudem”, podane bez odpowiedzi na pytanie “dlaczego X ma w tej sprawie rozstrzygające znaczenie”. Lekarstwem na ten bałagan jest właśnie ocena w sposób relatywny, w odniesieniu do względnie uniwersalnych standardów poznawczych. Ponieważ mamy do czynienia z trafioną nieprawdopodobną predykcją, uważam że zjawisko było cudem. Taka ocena wynika z podstawowych przesłanek metody naukowej.

Pobocznym kontekstem tej pracy jest sprawa empiryzmu, pozytywizmu i krytyki religii np Davida Hume’a. Po pierwsze ta krytyka opiera się o przesłanki, których nie udało się uzasadnić. Po drugie, zwolennikom takiej filozofii można odpowiedzieć argumentami opartymi na nowoczesnym empiryzmie – zawartymi w tej właśnie pracy. Stary argument przeciwko cudom Hume’a może być wykorzystany jako standard, by uznać świadectwo o cudzie (Cud Słońca spełnia te warunki, a religia katolicka jest w stanie się przed nim dobrze obronić ) (zob. 5.7). Pozytywistyczny atak Carnapa przeciw metafizyce zaś może być wykorzystany, by pokazać, że katolicka metafizyka wyżej stoi od innych szkół (zob. 4.1)1.

W rozdziale 5 odpowiemy jeszcze różnym innym sceptykom piszącym na temat Fatimy, pokazując, że nie jest zgodna ta argumentacja z faktami i metodą naukową. W 5.7, 5.8 i 5.9 przyjrzymy się trochę dzisiejszej literaturze wolnomyślicielskiej i damy ogólną odpowiedź na nią.

2 Wydarzenia z Fatimy

2.1 Od maja do października 1917

Opiszę tu krótko przebieg wydarzeń, na podstawie ówczesnych artykułów prasowych i różnych książek: “God and the Sun in Fatima” Stanleya Jakiego [slj], “Fatima: the Full Story” Johna De Marchi [DM2] “Fatima in the Light of History” Idalino Costa Brochado [CB]. Część wniosków pochodzi też z artykułu Dalleura [Dl] i dyskusji Amorina u Jakiego która omawia i uzupełnia jego wnioski od strony 288 do 300.

Trzej młodzi pastuszkowie mieli wizję Matki Bożej każdego 13 dnia miesiąca począwszy od maja, w południe, na polu koło Fatimy ([slj], s.16). Podczas kolejnych objawień towarzyszył im coraz większy tłum ludzi, w czerwcu około 70, w lipcu około 2000. O ile postronni nie mieli wizji, to widzieli różne niecodzienne zjawiska. 13 czerwca i 13 lipca widziano w momencie objawiona błysk i grzmot, nagłą bryzę i małą chmurkę pojawiającą się nad dębem ostrolistnym w miejscu gdzie wizjonerzy widzieli Matkę Bożą. 13 lipca widziano po raz pierwszy świetlistą kulę szybującą w powietrzu. Łucja, jeden z wizjonerów ogłosiła 13 lipca (powtórzyła 19 sierpnia i 13 września), że 13 października w tym samym miejscu i czasie, co objawienia będzie cud ([slj], s. 15). Wydarzenia z 13 lipca, a zwłaszcza duży tłum gapiów, przykuły uwagę rządu Portugalii, który prześladując zaciekle Kościół i chcąc wymazać religię ze wszystkich dziedzin życia oburzył się bardzo na te religijne zbiegowisko. Prorządowe gazety, m.i. “O Seculo” i “O Mundo” napisały parę pogardliwych artykułów, a lokalny burmistrz Arturo Santos, zwolennik tegoż rządu przed kolejnymi objawieniami 13 sierpnia uwięził dzieci i usiłował je zmusić do przyznania, że całą sprawę zmyśliły. Tłum zebrał się na miejscu bez dzieci i zobaczył podobne efekty jak wcześniej, a także parę nowych ([slj], s. 18) (widziano różnokolorowe światło oświetlające cały krajobraz, a liście drzew wydawały się być kwiatami). Po tym przedstawieniu tłum poszedł do Santosa, dając mu do zrozumienia że ma wypuścić pastuszków, co ten zrobił dwa dni później. Późniejsze artykuły z “O Mundo” o tytułach “Szarlatani!” i “Oszukańcze Cuda” (18 i 19 sierpnia) głosiły, że jakieś dzieci przyciągały tłumy podstępnie wytwarzając “cuda”. 13 września zebrały się dziesiątki tysięcy ludzi, widziano m.i. świetlistą kulę szybującą ze wschodu na zachód, podobnie jak 13 lipca. Świadectwo o tym u De Marchiego pochodzi od ([DM2], 111) pewnego księdza, monsignora Quaresmy, który nadmienia, że nie wszyscy widzieli to widowisko. Jaki (s. 20) twierdzi, że kampania prasowa “wolnomyślicieli” zakończyła się wyraźnym fiaskiem, więc we wrześniu przestali oni pisać na ten temat. Dopiero rankiem 13 października “O Seculo” opublikowało ironiczny artykuł Avelino de Almeidy o tytule “W Pełni Nadprzyrodzone! Objawienia z Fatimy” ([slj], s 21 – pisze on m.i. że cuda dzieją się około południa), a sam Almeida udał się tego dnia na miejsce objawień z fotografem Judą Ruah. Potem napisał on dwa artykuły, [bla] których fragmenty cytuję w załączniku 1.

2.2 Cud z 13 października 1917

13 października na polu Cova da Ira zebrał się wielki tłum od 40 do 70 tysięcy ludzi. Od rana padał gęsty deszcz i były grube chmury, (Almeida pisze np o ludziach wyglądających jakby wyszli z wanny [bla], podobnie jak “A Beira Baxa” w załączniku – “deszcz lał się strumieniami”).

Sam cud opiszę na podstawie kilku świadectw, które fragmenty dałem w załączniku. Pochodzą one z gazet wydanych w 1917 roku, oprócz parę lat późniejszej broszury “Os Episodios Maravilhosos de Fatima” ([DCF], s. 565) w wypadku Jose Almeidy Garretta i listu Goncalo Xaviera Almeidy Garretta (obydwa napisane w grudniu 1917) – który był jednym z pierwszych naukowców zajmujących się tą sprawą. Świadectwa te spisano bezpośrednio po wydarzeniu (a nie np wiele lat po) i łatwo stwierdzić ich autentyczność, bo gazety rozprowadzono w dużej liczbie kopii. Ten zarys wydarzeń jest zgodny jak sądzę z resztą materiału (parę wyjątkowych przypadków wybrałem do omówienia w ostatnim rozdziale).

Około słonecznego południa (część świadectw używa strefy czasowej przesuniętej o 45 minut według Amorina, [slj] s. 290) przestało padać. Trzej widzący zaczęli widzieć objawienie Matki Bożej, które nie było widoczne dla innych osób (choć Almeida wspomina o niektórych, co widzieli “twarz Świętej Panny”).

Wiemy, że Łucja krzyknęła “O, tu jest, spójrzcie na słońce” ([DM2], s. 135), ale nie była słyszana przez większość tłumu – świadkowie o tym raczej nie wspominają. Jose Almeida Garrett “spojrzał w kierunku, który przyciągał wszystkie spojrzenia”, a “Correio de Beira” wskazuje, że spojrzenia instynktownie skierowały się tam, gdzie się rozpogodziło.

Równocześnie w przerwie między chmurami, które się rozstąpiły, ukazało się “srebrne słońce”, “srebrny dysk” itd. Okrągły obiekt uznany za Słońce przez świadków, jednak taki na który można było skupić wzrok bez dyskomfortu. Określano go jako “dysk” w kolorze macierzy perłowej, srebra, jak księżyc w pełni, zaćmienie Słońca itd. Jose Almeida Garrett, który (wg Stanleya Jakiego) wcześniej oglądał całkowite zaćmienie Słońca na żywo wskazuje na większą jasność niż przy zaćmieniu i dużo większe odczuwalne ciepło – podkreśla też błyszczącą fakturę i wyraźny brzeg dysku.

Wiele jest świadectw które wymieniają jedynie część efektów, ale nie ma tu sprzeczności – ktoś będąc ograniczony wielkością artykułu prasowego, albo własną pamięcią, czy zdolnością opisania pewnych zjawisk – mógł napisać mniej. Dłuższe materiały w [slj], [CB], [DM2] poruszają różne inne kwestie niż samo srebrne słońce.

Zjawisko trwało 8 do 10 minut i miało kilka etapów. Kilka razy srebrne słońce drżało i wirowało, otoczone jakby czerwonym płomieniem, rzucając iskry jak fajerwerk i mieniąc się różnymi kolorami. Czasami srebrne słońce “jakby” urwało się z nieba i opadało w kierunku ziemi, dając wyraźnie odczuć ciepło (por J.M. Almeida Garrett). Kiedy indziej oświetlało ono okolicę na różne kolory zmieniające się sukcesywnie – jednak nie każdy podaje takie same. Najczęściej wspomina się żółty i fioletowy, niektórzy wspominają inne. Zbiorcza analiza Diogo Amorina (cytowane u [slj], s. 295) – wskazuje, że były trzy podobne fazy – w każdej był zarówno “taniec”, spadanie “słońca” w stronę ziemi, a kolor światła w kolejnych fazach był czerwony, żółty i “niebieskawy” (nie ma jednak co do tego zgodności).

Niebo było zachmurzone z niewielkimi przejaśnieniami. Po 10 minutach niebo przejaśniło się i ukazało się “prawdziwe” Słońce w zenicie, świecąc tak jak zwykle, tak że nie dało się na nim skupić wzroku (G. X. Almeida Garrett).

Niewielka liczba osób widziała zjawisko poza tłumem, w odległości do 40 km, część twierdzi przy tym, że nie pamiętała o tym, że ma być jakiś cud czy objawienie. Na ten temat w szczegółach pisze Dalleur [Dl] – “srebrne słońce” z daleka widziano zawieszone nad Fatimą, nie zaś od strony południowej.

Jest to ważna obserwacja – bo zarówno świadkowie jak i interpretatorzy zakładali łatwo, że efekt miał coś wspólnego ze Słońcem, z dodatkiem jakichś naturalnych lub nie efektów atmosferycznych. Tymczasem srebrne słońce wydaje się być zjawiskiem podobnej natury jak to z 13 września i wcześniejszych objawień – “szybujący świetlisty glob”. Wskazuje na to nie tylko analiza Dalleura, ale wiele innych szczegółów w zeznaniach. Jose Maria pisze, że część chmur zdawała się przechodzić za “słońcem”, a część przed “słońcem”. Wielu świadków potwierdza efekt “urwania się z nieboskłonu” i pęd w kierunku Ziemi. Czytamy też, że “słońce” “strzelało iskry” tak jak to robią ” fajerwerki”, to znaczy – prawdopodobnie, że świecący obiekt wyrzucał z siebie świecące fragmenty jakiejś materii (w wypadku Słońca byłoby to niewytłumaczalne).

2.3 Wyjaśnienia przez halucynacje wzrokowe

Halucynacje spowodowane patrzeniem na słońce są przykładem wyjaśnienia, które tłumaczy czynnik przyczynowy – ale ma inne braki, jak się okazuje. Często cytowany w kontekście Fatimy artykuł prof. Auguste Meessen’a [ms] z 2005 roku opisuje 12 domniemanych cudów słońca, w tym także i cud w Fatimie.

Jego zdaniem łączy te wszystkie cuda słońca następujący obrót wypadków:

  • Szary dysk wydaje się być umieszczony między słońcem, a obserwatorem, ale świetlisty brzeg jest nadal widoczny.
  • Piękne kolory ukazują się po paru minutach na całej powierzchni dysku.
  • Słońce “tańczy”, rotując wokół środka z jednorodną prędkością (1 obrót/s).
  • Nagle słońce wydaje się jakby urywać z nieboskłonu i zbliżać do tłumu, czasem wykonując też ruchy w płaszczyźnie poziomej.
  • Po około 10 czy 15 minutach – słońce powraca do swojej normalnej jasności.

Pisze on następnie, że patrząc wprost na słońce udało mu się dostrzec szary dysk ze świetlistym brzegiem, co jest wynikiem głównie retinopatii i wybielenia fotoreceptorów, spowodowanych wpatrywaniem się w oślepiające światło słońca. Pozornego ruchu słońca prof. Meessen nie widział. Jego zdaniem dlatego, że nie patrzył na słońce wystarczająco długo, albo, że jego mózg wiedział już zbyt dużo – ale dowodów na to brak. Nie widział też, aby słońce urwało się z nieboskłonu, ani całego szeregu bardziej subtelnych zjawisk.

Nawet z takim częściowym wyjaśnieniem problemy zaczynają się już wcześniej. Przyjmuje się bez uzasadnienia, że cud z Fatimy to to samo co kilkanaście innych rzekomo podobnych cudów, bez analizy dowodów. Po pierwsze, gdyby tak akurat było, to Meessen powinien to uzasadnić. Po drugie, zdecydowanie nie wygląda aby tak było. Podstawowa przesłanka Meessen’a jest taka że ludzie patrzyli na oślepiające światło, mogąc uzyskać ww halucynacje – zakłada on konkretnie patrzenie na słońce. W Fatimie jednak można było patrzeć na “srebrne słońce” bez dyskomfortu – świeciło ono, nie oślepiając. Łatwo to odróżnić od tego co proponuje nam Meessen – zerkając kątem oka na Słońce zobaczylibyśmy jasną plamę światła – i dopiero wymuszone wpatrzenie się w nią mogłoby wyprodukować efekt który on proponuje (i ewentualnie uszkodzenie wzroku).

Nie tak sprawy miały się w Fatimie. Niżej dwa fragmenty z załącznika.

Jose Maria Almeida Garrett:

Zwróciłem się w kierunku magnesu który przyciągał wszystkie spojrzenia i zobaczyłem je jako dysk z jasno widoczną krawędzią, świetlisty i błyszczący – ale taki który nie ranił oczu. Nie zgadzam się z porównaniem które słyszałem w Fatimie – że to matowy srebrny dysk. Był to raczej czystszy, bogatszy, jaśniejszy kolor – coś jak połysk perły. Nie przypominał księżyca w pogodną noc – bo patrzenie nań sprawiało wrażenie, że to żyjący organizm. Nie był sferyczny jak księżyc i nie miał podobnej barwy, odcienia czy zacienienia. Wyglądał jak oszklone koło z macierzy perłowej. Nie mógł być pomylony ze słońcem widzianym przez mgłę (nie było wtedy mgły, z resztą), bo obraz nie był zamglony, ciemny i rozproszony. W Fatimie to (dysk – K.Z.) dawało światło i ciepło i widać je było wyraźnie – z łatwo widoczną krawędzią.”

” (…) Nadzwyczajne było to, że można było skupić wzrok na tym kotle światła i ciepła bez oślepienia źrenic ani bólu oczu.”

” Bojąc się, że mam wybielenie źrenic – nieprawdopodobne wytłumaczenie bo wtedy nie widziałbym nic na purpurowo, odwróciłem się, zamknąłem i zakryłem oczy. Gdy je znowu otworzyłem – krajobraz nadal był purpurowy.”

Avelino Almeida:

Widzimy jak ogromny tłum odwraca głowy w kierunku słońca które wygląda zza chmur w pełnym zenicie. Słońce przypomina matowy srebrny talerz i można na nie patrzeć bez najmniejszego wysiłku – nie pali i nie oślepia.”

Co ciekawe, Almeida Garrett (Załącznik) też próbował eksperymentu z patrzeniem na słońce, ale szło mu raczej o żółte światło które widział. Innych typowych dla Meessen’a obserwacji nie zapisał2.

Parę dni później spojrzałem wprost na słońce, przez kilka chwil. Odwracając wzrok widziałem nierówne, żółte plamki. Nie widziałem wszystkiego w tym samym kolorze, jakby ktoś ulotnił żółty topaz w powietrzu, ale kropki czy plamki, które podążały za ruchem oka.”

Nawet gdyby istniała możliwość, aby anomalia nie raziła wzroku i zarazem powodowała zwidy podobne do patrzenia na słońce, to sprzeczności jest więcej. Zjawisko zaczęło się natychmiast i równocześnie, przerwało się po 10 minutach. Niektórzy widzieli je niezależnie, w odległości wielu kilometrów od Fatimy, nie od strony Słońca.

2.4 Wyjaśnienia przez efekty meteorologiczne.

Tego dnia Słońce pośrodku Układu Słonecznego nie wykazało żadnych interesujących anomalii. Gdyby było inaczej widziano by to na całej Ziemi, a nie tylko w okolicy Fatimy. Wiemy jednak, że promienie światła mogą ulegać odbiciu i załamaniu przechodząc przez materię. Znamy wiele takich efektów w atmosferze: tęcza, rozpraszanie Rayleigha, halo, korona, chmury. Część badaczy szukało więc wyjaśnienia tego zjawiska właśnie w zaburzeniach meteorologicznych.

W wypadku fatimskiego cudu miałoby to działać tak, że światło słońca przeszło przez jakiś niewidzialny ośrodek oddziałujący na światło – na przykład powietrze o zmiennej gęstości, czy temperaturze – i to właśnie wyprodukowało opisane “blade słońce”. To znaczy, świadkowie widzieli słońce przez ten ośrodek – przez co obraz pozorny był w innym miejscu, miał inny kolor. Zaburzenia ośrodka wyprodukowały ruch obrazu pozornego, kolory czy nawet efekt opadania w kierunku ziemi.

Wśród zjawisk meteorologicznych należy najpierw rozważyć zjawiska zbadane i występujące regularnie. Przykłady potencjalnie podobnych to: parhelion, korona, halo, chmury pyłu czy lodu. Do tego, co zaobserwowano one jednak nie pasują. Parhelion może pojawić się jedynie w ściśle ustalonych pozycjach względem tarczy słonecznej. Zjawiska halo i pokrewne powstają wskutek odbicia i załamania światła na wielu kryształkach lodu unoszących się w powietrzu. Geometria obrazu jest ustalona geometrią kryształków i ich położeniem – i nie opisano ruchomych zjawisk tego rodzaju podobnych do “srebrnego słońca”. Stwierdzenie, że w Fatimie to mógł być parhelion można znaleźć u Joe Nickella [JN] (więcej na ten temat w 5.2).

Stanley Jaki [slj] i Diogo Pacheco Amorin ([slj] s. 290-300) wskazują na możliwość meteorologicznego wyjaśnienia – ale przy założeniu, że mowa o zjawisku niezmiernie rzadkim, którego do tej pory nauka nie była w stanie zbadać. Amorin pisze zarówno o rozproszeniu na kryształkach lodu, jak i o soczewce powietrznej (odpowiedzialnej za efekt opadania Słońca w kierunku ziemi), która powstała we wznoszącej masie gorącego powietrza znad Atlantyku – zaznaczając, że bardzo trudno dopasować wyjaśnienie i bardzo mało prawdopodobne by coś takiego wystąpiło w naturze. Jaki dodaje parę szczegółów o których nie wspomniał Amorin np to, że świadkowie widzieli zjawisko w odległości kilkunastu km od pola – co wyjaśnienie naturalne utrudnia. Podsumowuje swoją hipotezę soczewki powietrznej następująco (s. 348):

Nic z tego nie powinno być brane za dowód, że istnieje bezpośrednie wytłumaczenie ‘cudu’ słońca. Na początek, właśnie to że fakt nie może być wyjaśniony – stawia nas w obecności cudu. Nawet jeśli nazwa ‘cud słońca’ będzie znaczyła tylko, że przewidziano czas i miejsce wydarzenia (…) to powinno się pamiętać o trzech rzeczach: Po pierwsze: ta ewentualność jest czysto hipotetyczna. Po drugie, nic takiego nie zaobserwowano przed 13 października 1917. (…) Po trzecie: powyższe rozważania, nie są wyjaśnieniem cudu słońca w ścisłym sensie. Są one hipotezą i niczym więcej.”

Inne, podobne, wyjaśnienie zaproponował A. Wirowski [wir]. Zjawiska halo powstają na ogół dla kryształków w losowym położeniu, lub układających się względem osi symetrii dzięki ruchom powietrza lub sile grawitacji. By kryształki mogły wyprodukować ruchomy i spójny obraz jakiegoś obiektu musiałby istnieć mechanizm poruszający nimi w synchronizowany sposób. Wirowski stawia hipotezę, że naładowana elektrycznie chmura kryształków lodu mogłaby tak oscylować, według pewnego modelu teoretycznego. Te ostatnie wyjaśnienia są z tego co mi wiadomo, najbardziej spójnymi wyjaśnieniami Cudu Słońca jakie można znaleźć (to czy są one jeszcze wyjaśnieniami naturalnymi, czy nie jest dyskusyjne, np Jaki twierdzi inaczej, wskazując na cudowność przepowiedni).

Tak postawionym wyjaśnieniom można wytknąć sprzeczności tak jak robi to Dalleur [Dl] – wskazując na azymut “srebrnego słońca” dla odległych świadków, czy inne efekty które wymieniłem na wstępie opisując wydarzenia z 13 października – które wskazują na fizyczny obiekt, nie pozorny obraz Słońca.

Gdyby jednak ktoś chciał mimo to obstawać przy tych nieprawdopodobnych wyjaśnieniach meteorologicznych, albo nawet wymyślić inne nieprawdopodobne wyjaśnienie – jest to kompatybilne z moimi dalszymi argumentami, takie wyjaśnienie pozostaje nadal poza granicą znanych zjawisk naturalnych.

3 Nieprawdopodobna predykcja

3.1 Metodologia predykcji.

Bardzo istotną częścią powyższej historii jest to, że cud publicznie przewidziano, podając dokładnie czas i miejsce. Jest to mocny dowód, wedle powszechnie uznawanych sposobów rozumowania, każdy może to łatwo stwierdzić. Rozdział ten jest poświęcony uzasadnieniu, że jest to kluczowy dowód według standardów naukowych. Osoby zainteresowane tylko bardziej humanistyczną częścią tej pracy (np. suchymi faktami bez ich interpretacji) mogą tu przejść do rozdziału piątego.

Teorie fizyki czy chemii działają w sposób pewny i efektywny, bo trafnie przewidują rzeczy których nie moglibyśmy wcześniej wiedzieć w inny sposób. Wiarę w naukę można łatwo uzasadnić odnosząc się do wartości predykcyjnej. Obecne teorie fizyki zapewne będą nadal rozwijane i zmieniane, nie są więc całkowicie pewną prawdą – ale po ich imponujących predykcjach możemy ocenić, że są blisko. Bertrand Russell powiedział (cytowane w [ASo]):

Nauka nigdy nie jest zupełnie prawdziwa (”quite right“), ale rzadko jest zupełnie w błędzie i z reguły ma większą szansę mieć rację, niż teorie nienaukowe. Jest więc racjonalnym przyjąć ją, hipotetycznie.”

Głównym autorem opartej na predykcjach filozofii nauki był Karl Popper, W jego filozofii dobrą naukę wyróżnia stawianie i testowanie śmiałych predykcji (takich, które są nieprawdopodobne jeśli dana hipoteza jest nieprawdziwa) i rygorystycznie poprawianie hipotez w oparciu o negatywne dowody. Nosi ta filozofia nazwę ‘falsyfikacjonizm’3.

Jeśli jesteśmy w stanie dostać trafne predykcje otrzymujemy dowody hipotezy (jednak nie pewność, że jest prawdziwa) – tym lepsze, im bardziej nieprawdopodobne predykcje. Proces badawczy jest procesem testowania hipotezy i rozwoju. Jeśli zmieniamy hipotezę pod wpływem błędnego wyniku, to ta zmiana musi nam dostarczyć nowych trafionych predykcji – wtedy proces jest naukowy.

Jeśli hipoteza “wyjaśnia” jakieś zjawiska nic istotnego przy tym nie przewidując, to znaczy, że jest nienaukowa. Popper [PPop] wskazywał marksizm i psychoanalizę jako przykłady takich teorii. Marksizm, powiada Popper, był naukowy na początku, gdy stawiał jakieś konkretne predykcje, ale stał się pseudo-naukowym dogmatem, gdy po obaleniu tychże predykcji zaczęto dodawać hipotezy pomocnicze, by uzgodnić go ze znanymi faktami a posteriori. Imre Lakatos krytykował podobnie darwinizm4. Dziś z gruntu falsyfikacjonizmu Peter Woit krytykuję [pw] teorię superstrun, a za niezbyt dobrze udowodnione uważa się modele klimatyczne [CC]. W praktyce nie zawsze to, co robią naukowcy spełnia założenia tej metody – mogą istnieć inne przyjęte praktyki, jednak bez równie dobrego racjonalnego uzasadnienia, wtedy też dana teoria jest gorzej potwierdzone.

Z punktu widzenia argumentów apologetycznych, jeśli chcemy mówić o czymś, że jest naukowe mówiąc o stopniu wartości, czy prawdziwości (tak się używa na ogół słowa ’naukowe’) musi to być sprowadzone do racjonalnych przesłanek – metody. A ten, kto chce twierdzić, że nauka ma racjonalną metodę, musi prawdopodobnie przyjąć falsyfikacjonizm. Popper ([Lak2] s. 158) wspominał, że możemy albo wybrać falsyfikacjonizm, albo przyznać, że nauka jest nieracjonalna. Problem widziano przed Popperem – Russell w 1912 (ponad 20 lat przed falsyfikacjonizmem, [Rus], p. 107) podaje paradoks, że indukcja nie jest racjonalnie uzasadniona, ale bez zasady indukcji podstawowe zasady nauki nie są dowiedzione i nie muszą obowiązywać w przyszłości5.

Jeśli podważymy metodę, nie ma sensu pytać o naukowość. Można sprowadzić ją do opinii jakiejś społeczności “naukowej”, która nie musi mieć wcale niczego wspólnego z prawdą. Równie dobrze może istnieć inne gremium, które w tej samej sprawie twierdzi co innego. Argumenty w rodzaju “nauka jest sprzeczna z religią” mają wartość jedynie wtedy, gdy mówimy o empirycznie potwierdzonej nauce. Na przykład jeśli Dawkins i Dennett (zob. 5.8) chcą taki argument postawić, to będzie on tak mocny, jak umocowanie neodarwinizmu w metodzie naukowej6.

Metodą nauki postanowił się posłużyć w powyższym celu fizyk cząstek i propagator ateizmu Victor Stenger. Uznaje on nieprawdopodobne predykcje implicite za kluczowe kryterium naukowości i jednocześnie kryterium nieprawdziwości religii (“Bóg: Błędna Hipoteza” w rozdziale 6). Argumentuje on, że jeśli Bóg chrześcijan komunikuje się z ludzkością, to powinien dostarczyć jakichś dowodów istnienia – ryzykownych, potwierdzonych predykcji – a że tak się nie stało to prawdopodobnie znaczy, że Go nie ma. W obliczu tych zarzutów Stengera można by pewnie odpowiedzieć na parę sposobów:

  1. Niefalsyfikowalność jest też dobrym argumentem przeciwko teorii superstrun, makroekonomii, neodarwinizmowi i modelom klimatycznym.
  2. Konkurencją dla religii nie jest falsyfikowalna nauka jak fizyka czy chemia, a różne religie dla siebie nawzajem wraz z innymi nie mniej niefalsyfikowalnymi dziedzinami, które chcą ustalać wartości moralne, albo orzekać o tematach takich jak dusza, świadomość, czy życie po śmierci.

Ja jednak nie będę tego szerzej poruszał. Raczej zamierzam stwierdzić, że takie predykcje istnieją.

3.2 Predykcja Cudu w Fatimie

Twierdzę, że Wizjonerzy przewidzieli cud w ustalonym czasie i miejscu. Cud istotnie wystąpił. Wobec nieprawdopodobnej predykcji, która okazała się prawdziwa i braku adekwatnego wyjaśnienia naturalnego (ponad takie które jest hipotetyczne i nieprawdopodobne) należy uznać, że zjawisko było nadprzyrodzone.

3.2.1 Wyjątkowość przepowiedni

  1. Przepowiednia była wyjątkowa, inna niż spotykane w historii fałszywe proroctwa.

Co mogło skłonić tłumy ludzi, które przyszły oglądać “cud”, 13 października 1917 roku? Zapewne cuda które były tam 13 września, 13 sierpnia i wcześniej, o czym poinformowała szeroko prasa w rodzaju “O Mundo” (zarzucając oszustwo). Wielu ludzi widziało uzdrowienia, szybujący “świetlisty glob”, deszcz znikających kwiatów, czy gwiazdy w południe, a tłum rósł coraz bardziej z każdym miesiącem. Fakt, że cuda powtarzały się 13 każdego miesiąca przemawiał za przepowiednią o kolejnym cudzie w następnym miesiącu. To, czy ktoś wierzył w te cuda, czy nie, ma mniejsze znaczenie. Ci co nie wierzyli, jak ci z “O Mundo” czy “O Seculo” dobrze wiedzieli, że to co się dzieje, nie może być porównane do byle kaczki dziennikarskiej, choćby po wymykających się spod kontroli konsekwencjach. Czym innym jest więc obiecać cud, a czym innym pokazać cud i obiecać kolejny (i tak parę razy). Nawet jeśli nieprawdopodobne przypadki się zdarzają, to dużo rzadziej kilka razy z rzędu.

Tutaj więc zarzut, że to jedynie jedno z wielu znanych w historii proroctw się sprawdziło za którymś razem – wymagałby pokazania, że naprawdę było wiele porównywalnych, a nie sprawdzonych przepowiedni – a to moim zdaniem nie jest możliwe.

3.2.2 Znaczenie słowa “cud”.

  1. Słowo “cud” odnosi się do tego co widziano.

Cud to złamanie dobrze ustalonej regularności w naturze (np Hume w [Hum] Ch. X), naruszenie porządku natury itd. Cud również to nadzwyczajna interwencja Boga czy innego bytu niewidzialnego – takie znaczenie jest jednak problematyczne, bo bytu niewidzialnego nie widać, a czynnika przyczynowości tym bardziej. Osoba wierząca w takie byty może uznać coś za cud, a osoba niewierząca niekoniecznie. Jest koniecznym założyć pierwszą definicję, by móc sformułować stwierdzenie o rzeczywistości. Dla przykładu rozważmy stwierdzenie “cudów nie ma”. Przy pierwszym znaczeniu znaczy to “nie występują złamania regularności w naturze” – przy drugim znaczeniu znaczy to “nie występują boskie interwencje”. To pierwsze jest stwierdzeniem o rzeczywistości czy stanie faktów, to drugie stwierdzeniem metafizycznym. Sceptyk w nurcie pozytywizmu nie może zrozumieć tego jako drugie, bo to będzie jego zdaniem bezsensowne. Czy zakładamy w naszej komunikacji, że ktoś wypowiedział się w sposób bezsensowny, mając do wyboru sensowne rozumienie jego wypowiedzi? Spodziewałbym się, że jest to bardzo rzadkie i widziane jako błąd. Falsyfikacjonista (inny sceptyk z resztą) zaś nie jest zainteresowany tym, że stwierdzenie ma zawartość obserwowalną i nieobserwowalną (obserwacje naukowe mają nagminnie stopnie swobody) – tu demarkatorem jest, czy jest ono “nieprawdopodobne” – na przykład stwierdzenie może być na tyle niejasne, że zarazem nie jest nieprawdopodobnie – w tej sprawie patrz punkt wyżej. Sceptyk powinien więc rozumieć cud jako złamanie regularności w naturze (lub równoważnie). Po przykład można sięgnąć do ironicznego artykułu Avelino de Almeidy z porannego wydania “O Seculo” z ranka 13 października ([slj], s. 21) np fragment, że “nie wiadomo mu o żadnych uzdrowionych ślepcach i paralitykach” wskazuje przykłady tego, co uznaje się za cuda. Złamanie regularności w naturze 13 października nastąpiło – obrót wypadków był jak najbardziej nieprawdopodobny i wyjątkowy.

Na marginesie: po dziś dzień istnieją też inne inspiracje sceptycyzmu. Ślady takich poglądów można znaleźć w pisemkach “wolnomyślicieli” w sprawie Fatimy np pamflet z 1923 u [DM2] s. 247 i [DCF] s. 287, argumentuje, że “nic nie może przekroczyć praw Natury”, co pozwala odrzucać cuda a priori, niezależnie od obserwacji. Już w 1917 był taki pogląd mocno niespójny7.

3.2.3 Potwierdzenie objawień przez cud

  1. Treść objawień jest potwierdzona cudem i sprawa jest z naukowego punktu widzenia bardzo prosta.

W metodzie naukowej pracujemy nad hipotezą wyrażoną przez opis językowy, logiczny i matematyczny – ta hipoteza jest używana, by uzyskać predykcję, na ogół przez dodanie treści teoretycznej. Objawienie różni się od hipotezy – jest ono przekazem słownym i zmysłowym – hipoteza naukowa zaś jest abstrakcyjnym opisem rzeczywistości, który trzeba jakoś połączyć ze zmysłową obserwacją. Po drugie, hipoteza może być naukowa lub nie dopiero jako proces (zob. 4.3.2). Na ogół będą jakieś nietrafione predykcje i zmiany hipotezy pod ich wpływem, prawie każda hipoteza na początku jest obalona lub niefalsyfikowalna i dopasowywana do znanych obserwacji w procesie “odkrycia”. Dopiero testując warianty hipotezy, widzimy falsyfikowalność, lub jej brak, (ewentualnie widzimy niefalsyfikowalność natychmiast, jeśli nie ma predykcji).

Pod tym względem objawienie jest czymś bardzo prostym: “jakiś byt przekazał jakąś wiadomość słowną czy wizję” – nie wygląda ono tak jak hipoteza, bo nie ma złożoności związanej z opisem rzeczywistości naturalnej. W wypadku Fatimy częścią wiadomości była nawet predykcja o cudzie – więc pozostaje tylko sprawdzić predykcję, co można było zrobić, przy pomocy zmysłów. Jeśli jest ona prawdziwa, to objawienie musiał wytworzyć byt o możliwościach przekraczających znacznie możliwości naturalne i ludzkie. Oczywistość i prostota nie jest wadą.

Przetestowanie hipotezy naukowej jest często trudniejsze i obarczone większą niepewnością. Współczesne eksperymenty z fizyki cząstek zawierają aparaturę badawczą obsługiwaną przez tysiące osób. Może się ona składać z akceleratorów cząstek, zestawu czujników obsługiwanych przez elektronikę i farmy obliczeniowej do analizy danych. To wszystko pozwala odsiać niewielką część przypadków zawierające interesujące zjawiska i wykonać analizę. Wszystko to opiera się na różnych założeniach – detektory wykorzystują do pomiarów pewne procesy fizyczne, a analiza zakłada, że ustalona część produktów pochodzi z innych, wcześniej zbadanych procesów. Zakładamy, że aparatura i programy działają (po podjęciu rozsądnego wysiłku, by je przetestować). Jak widzimy, uzyskanie wyniku jest bardzo skomplikowane i opiera się na założeniach. W ogólności fizyka od dawna jest na tyle skomplikowana, że bardzo rzadko da się przetestować jakąkolwiek hipotezę w całkowitej izolacji, a przez to trudno coś w praktyce obalić przez doświadczenie – nazywamy to problemem Duhema-Quine. W jednym z tych cząstkowych eksperymentów zwanym OPERA zaobserwowano nadświetlne neutrina8 – i fizycy, zamiast wziąć wynik za dobrą monetę, zaczęli szukać problemu z aparaturą.

Po drugie, hipotezy naukowe istnieją wyłącznie jako mniej lub bardziej ’obalone’9 – przewidują i opisują jedne zjawiska i wielkości, a z innymi są sprzeczne. Przed mechaniką kwantową istniały dwa opisy światła: jako strumień cząstek, lub jako fala – za jednym i drugim były mocne empiryczne argumenty i nikt nie potrafił jednego z drugim połączyć. Zapomnianą w XIXw. teorię cząstkową Newtona wskrzesił Planck, by rozwiązać jeszcze inny paradoks teorii falowej, znany jako katastrofa w nadfiolecie. Dopiero szereg odkryć w latach 20. (hipoteza de Broglie, zasada nieoznaczoności) i sformułowanie mechaniki kwantowej pokazało istnienie nieobserwowalnych stanów które w makroskali mogą wytwarzać efekty falowe lub cząsteczkowe. Kilkaset lat wcześniej niezrozumienie natury światła zaważyło na tym, że uczeni nie byli w stanie dać wiary heliocentryzmowi Kopernika i Galileusza10. Teleskopowe obserwacje Galileusza były niezgodne z tym, co każdy dostrzeże gołym okiem, a on sam nie mógł tego wyjaśnić. Nie dało się wtedy wyjaśnić np okresowych zmian wielkości obrazu Wenus, niespójnych zarówno z teorią Kopernika, jak i Ptolemeusza – nie było wiadomo czym “Wenus” jest, choć dało się dokładnie przewidzieć, gdzie Wenus będzie za tydzień. Gdyby więc ktoś zgłaszał obiekcję, że przewidziano czas i miejsce cudu w Fatimie, ale nie podano dokładnego opisu, czym cud jest, albo że nie da się go rozpoznać bez odwołania się do szeregu istniejących praw naukowych – łatwo można tu dać odpowiedź. Teorie naukowe też ani nie przewidują wszystkich zjawisk, ani wszystkiego nie tłumaczą. Co więcej, rozpatrywane w ścisłej osobności (bez szeregu innych teorii) w ogóle mało co przewidują.

Operując na bezpośrednim doświadczeniu zmysłowym wielu ludzi jednocześnie – mamy do czynienia z bardzo prostą i dobrze uzasadnioną sytuacją. Ujęciem tych zagadnień jest definicja zdania obserwacyjnego z falsyfikacjonizmu typu “Popper1” u [Lak2]. Predykcja z Fatimy jest stwierdzeniem o wystąpieniu czegoś (s.2.), ograniczona w czasie i przestrzeni – ustalone miejsce, ustalony czas (z dokładnością do 1km, 1h możemy powiedzieć z dużym zapasem). Istnieje konieczny aparat empiryczny (bezpośrednia obserwacja zmysłowa wielu osób) i logiczny (predykcja wyrażona bezpośrednio w treści objawienia).

3.2.4 Powtarzalność – regularne objawienia i cuda.

  1. Cud z 13 października zarówno jako element regularności, jak też sam w sobie jest mocnym dowodem.

Wspomnieliśmy, że nauka ma pewną trudność zajmowania się pojedynczymi anomaliami – hipotezy naukowcy tworzą w oparciu o obserwacje widziane wcześniej, drogą spekulacji, prób i błędów. By hipotezę przetestować, najlepiej by efekt wystąpił ponownie. Oczywiście poza tym naukowcy formułują hipotezy o pojedynczych, dawnych (prehistorycznych) wydarzeniach (parę przykładów: endosymbioza, powstanie Wszechświata, powstanie Ziemi, abiogeneza) i badają je pośrednio.

Zobaczymy, że dowód z fatimskiego cudu jest lepszy niż te przypadki. Po pierwsze, mamy prostą hipotezę (tj nie musimy jej tworzyć od zera), która jest w stanie natychmiast coś bardzo dokładnie przewidzieć – to właśnie wydarzyło się w Fatimie i nie dzieje się zarazem w nauce. Cud z 13 października jest więc z naukowego punktu widzenia dowodem nawet gdyby rozpatrzeć go zupełnie osobno. Polegać na tym nie musimy, bo oto wspominaliśmy w 1., że objawienia Fatimskie i związane z nimi cuda działy się od kilku miesięcy z dużą regularnością. To samo miejsce, ten sam czas11 co miesiąc. Z łatwością można, słysząc o kilku objawieniach, wymyślić hipotezę, że za miesiąc też będą cuda i następnie ją przetestować na własne oczy – we wrześniu i wreszcie w październiku, zgodnie z daną otwarcie obietnicą. To co wizjonerzy mówili obiecując cud 13 października, było ściśle powiązane z tym, co każdy mógł rozstrzygnąć rozum. Cudów w Fatimie było oczywiście więcej, np te Hiacynty przed śmiercią [DM2] ( s. 200).

Częstym błędnym kontrargumentem, jest nadużycie następującego rozumowania: cud łamie pewną regularność w naturze, więc jest bardzo nieprawdopodobny. Trzeba więc bardzo mocnego dowodu, by ustalić cud, tak by wykluczyć fałsz, czy błąd12. To owszem, jeśli cud jest istotnie jedną anomalią przeciwko regularności. Ale czy może być złamanie regularności, jeśli jest ich wiele? Nawet jeśli nawet założymy małe prawdopodobieństwo, że cud jest prawdziwy, to i tak kilka z tych cudów jest pewnie prawdziwe. Jakie jest prawdopodobieństwo wybrać z talii króla pik? Ledwie 2%, 1 do 52. Jeśli jednak powtórzysz eksperyment 200 razy, prawie na pewno znajdziesz jakiegoś króla pik. Oto i dlaczego cuda fatimskie i inne katolickie są odporne na takie osądy – bo jest ich wiele13.

3.2.5 Proces nienaukowy ze strony sceptyków

  1. Istniejące wyjaśnienia sceptyków są przykładami nienaukowych, zdegenerowanych zmian hipotezy

Prostemu i pewnemu procesowi ze strony wierzących jest przeciwstawiony zgoła inny proces ze strony przeciwnej. Sceptycy – skonfrontowani z niewygodnymi dla siebie faktami, stosują zmiany zdegenerowane według falsyfikacjonizmu Lakatosa (4.3.2) – dodają złożoność i zmieniają hipotezę, nie dbając o empiryczne jej uzasadnienie. Hipoteza wierzących jest więc dużo lepiej uzasadniona z naukowego punktu widzenia.

Prześledźmy tenże proces myślowy strony przeciwnej na tle historii objawień. Pogląd, że cała sprawa objawień Fatimskich jest oszustwem pojawił się już latem 1917, od razu gdy sprawą zajęły się media. Wynikało z niego nieuchronnie, że prostaczkowie zostali w jakiś sposób wyprowadzeni w pole i dowiedzenie tego jest kwestią jedynie większej wnikliwości. Wspominaliśmy, że nic podobnego jednak się nie udało, ani burmistrzowi Santosowi, ani postępowym dziennikarzom. Obietnica cudu 13 października była dla nich pewnie kolejną okazją, by “zdemaskować” jakąś manipulację czy błąd – jednak obietnica się sprawdziła w nader dosadny sposób i to na oczach tysięcy ludzi. Państwo ci zaczęli wówczas wymyślać ’masowe sugestie’ itd14. Późniejsi sceptycy (rozwiniemy to w 5) dołożyli do tego halucynacje, słońca podwójne i inne efekty. Albo nawet nie dbając o to, by choć pobieżnie uzgodnić te teorie ze źródłami, albo komplikując je w duży sposób, bo system teoretyczny może wyjaśnić prawie cokolwiek, jeśli tylko się go dostatecznie skomplikuje. Nie widać jednak tu predykcji ani możliwości by odkryć jakąś wiedzę – na przykład zaproponować proces naturalny zjawiska i następnie pokazać, że inne kawałki układanki do niego pasują. Nie, piętrzy się zbiegi okoliczności, albo zakłada rzadkie i nieprawdopodobne zjawiska niewiele różne od samych cudów. Tyczy się to nawet lepszych tego rodzaju prób, które opisaliśmy w 2.3 i 2.4.

4 Inne uwagi i dygresje

Rozdział ten zawiera dygresje i treści nieco bardziej technicznie skomplikowane – nie są one niezbędne by uargumentować prawdziwość fatimskiego cudu. Najbardziej istotnym argumentem jest 4.2, będący argumentem za religią katolicką w oparciu o cuda i falsyfikacjonizm. Podrozdział 4.1 jest dość odległą dygresją. Odpiera popularne pozytywistyczne ataki i używa ich by wskazać koncepcyjną wyższość metafizyki katolickiej. Dalsze dwa podrozdziały dyskutują szerzej falsyfikacjonizm.

Czytelnik niekoniecznie tym zainteresowany może zostawić to sobie na później i przejść do kolejnego rozdziału 5, albo też przeczytać jedną z części oddzielnie.

4.1 Różne pojęcia metafizyki i ataki na nią

4.1.1 Pozytywizm

Na boku można się jeszcze zastanowić czy takie argument może świadczyć o pojęciach religijnych takich jak: Bóg, dusza, niebo, piekło itd. Często ataki na poglądy metafizyczne sprowadzają i sprowadzały się na ogół do pomysłów by uznać za dopuszczalną wiedzę o rzeczywistości tylko to co obserwowalne w sposób zmysłowy i wiedzę logiczną – co nazwiemy zbiorczo pozytywizmem. Pierwszy wpadł na pomysł David Hume ([Hum], Ch. 12) w XVIII wieku:

Jeśli weźmiemy do ręki jakąś księgę z teologii, czy metafizyki, na przykład, zapytajmy: Czy zawiera on jakieś rozumowanie abstrakcyjne o liczbach i wielkościach? Nie. Czy zawiera jakieś rozumowanie doświadczalne o faktach i istnieniu? Nie. Wrzućmy więc ją w ogień, nie może bowiem zawierać nic prócz iluzji i sofisterii.

Już na przełomie XIX i XX wieku nie dało się pogodzić tych poglądów z typowymi poglądami na temat nauki. Podczas sporu o teorię atomową fizyk-filozof Mach (pozytywista) obstawał, że nie można stwierdzić istnienia atomów bez bezpośredniego zaobserwowania, podczas gdy poparta obserwacjami teoria Boltzmanna wskazywała, że istnieją. Poglądy Macha nie zestarzały się dobrze. Rozwiązaniem zagadki dualizmu cząstkowo-falowego był abstrakcyjny obiekt, który dało się obserwować jedynie pośrednio (stan kwantowy.) W XX wieku już mamy prawdziwy wysyp teorii, które postulują różne abstrakcyjne obiekty obserwowane jedynie pośrednio i opisane skomplikowaną matematyką – np cząstki elementarne, horyzonty zdarzeń itd. Inny protoplasta pozytywizmu Comte utrzymywał, że nigdy się nie dowiemy, z czego zrobione są gwiazdy, ale jednak się dowiedzieliśmy.15

Dochodzi do tego brak spójnego systemu powiązania stwierdzeń o faktach ze stanami rzeczywistości, który by odpowiednio uwzględniał teorie naukowe. Jedną taką współczesną pozytywistyczną teorię znaczenia stworzył podobno Wittgenstein, albo raczej Koło Wiedeńskie na jego podstawie16 i wynika z niej, że na przykład ([Pop] p.4 s.40) teorie naukowe też są bezsensowne – nie jest więc przydatna jako kryterium sensowności17.

Jeszcze innym problemem jest problem indukcji, uzasadnienia twierdzeń uniwersalnych na podstawie obserwacji poszczególnych przypadków – indukcja nie ma ani dobrego racjonalnego uzasadnienia, ani też dowodów, by naprawdę miała większe znaczenie dla dociekań naukowych (Popper o tym pisze na początku [POP]).

Te problemy grzebią równie skutecznie nie tylko logiczny pozytywizm XXw., ale cały szereg jego poprzedników, którzy zostawili je do późniejszego rozwiązania. Tyczy się to zwłaszcza Hume’a i jego ataków na religię z punktu widzenia jego empiryzmu (na jego argument o cudach odpowiemy osobno w 5.7).

4.1.2 Atak Carnapa na metafizykę

Mimo ogólnej porażki logicznego pozytywizmu, warto tu przypomnieć kogo w pierwszej kolejności chcieli oni ugryźć i dlaczego. Rudolf Carnap w 1932 opublikował artykuł [Carn] pt. “Eliminacja metafizyki przez logiczną analizę języka”.

Celem ataku jest w pierwszej kolejności Heidegger18, a także Hegel, Fichte i inni z niemieckiej, czy kontynentalnej szkoły świeckiej metafizyki (a w dalszej kolejności inni filozofowie). Heidegger zdaniem Carnapa, wygaduje bezsensowne zlepki słów. Używa słowa “Nic” albo tak jak się to normalnie robi (kwantyfikator, słowo odnoszące się do braku czy też zera elementów – “nic tu nie ma”), albo jako rzeczownika (“a co z tym niczym?”) – co z kolei jest bez znaczenia. Podważa też standardowe pojęcie logiki- można się częściowo zgodzić z Carnapem przynajmniej w tym, że odcyfrowanie o co temu Heideggerowi chodzi jest bardzo trudne.

Dopisana w 1957 notatka mówi, że termin “metafizyka” odnosi się do “rzekomej wiedzy o esencji rzeczy, która przekracza świat empirycznie ugruntowanej indukcyjnej nauki. Metafizyka w tym sensie zawiera systemy takie jak te Fichtego, Schellinga, Hegla, Bergsona, Heideggera. Ale nie zalicza się do niej wysiłków by zsyntezować i uogólnić wyniki różnych nauk.”19

Dalej zabiera się on za wskazanie innych rzekomych nadużyć języka, na przykład czasownika “być”, o którym on twierdzi, że standardowo jest częścią jakiegoś predykatu20, a metafizycy go nadużywają mówiąc: “Ja jestem”, “Istnienie”, “Bycie” itd.

Nie wiem, czy ten atak jest skuteczny. Można sobie wyobrazić jakiś problem metafizyki: czy obiekty w świecie istnieją, tak jak je widzimy, czy raczej wszystko to symulacja (tzw “demon Kartezjusza”). Nie da się tego zbadać żadnym doświadczeniem, ale to nie znaczy, że używamy języka w sposób bezsensowny. Inna sprawa co z metafizycznej dyskusji wychodzi21.

Dalej pokażemy, że krytyka podobna do tej Carnapa może być użyta przeciw metafizyce irracjonalistycznej, nie zaś racjonalistycznej, co znowu może być wykorzystane przez katolicyzm.

4.1.3 Problem metafizyki irracjonalistycznej

Czy atak Carnapa może się tyczyć metafizyki katolickiej, której od koncepcji bytu i istnienia oderwać nie sposób? Trudno porównać Św. Tomasza do Heideggera. Bogusław Wolniewicz22 zaprezentował kiedyś diagram klasyfikacji filozofii. Ma dwie osie, z których jedną jest użycie logiki, a drugą naturalizm lub transcendentalizm. Naturalizm traktuje człowieka, jako część przyrody, transcendentalizm głosi, że człowiek wykracza poza przyrodę. Tomizm jest filozofią transcendentalną racjonalistyczną (i najważniejszym reprezentantem tego nurtu) – Heideggeryzm transcendentalną irracjonalistyczną. Jeden opiera się na wnioskowaniu logicznym, drugi zaś nie. Jest to dość kluczowa sprawa, na którą powołuje się Carnap atakując Heideggera – Heidegger otwarcie podważa logikę. Chcąc odszyfrować, co Heidegger myśli nie mamy do tego narzędzi. Chcąc zrozumieć, co myśli Tomasz, mamy logikę. Chcąc zrozumieć jakieś pojęcie możemy postawić hipotezę, co ono znaczy i sprawdzić, czy ta hipoteza jest zgodna z użyciem pojęcia. Załóżmy, że dane dzieło opisuje jakąś logiczną strukturę wnioskowania (teorię) – jeśli tak, to będziemy ją w stanie znaleźć przy pomocy logiki23.

“Irracjonalistyczny” zatem oznacza też, że nie ma teorii. Wolniewicz daje przykład późnego Wittgensteina “Dociekań Filozoficznych” jako programowego irracjonalisty – on mówi jawnie, że nie ma teorii i nie będzie, to co ma do zaprezentowania w “Dociekaniach” to zbiór uwag, pewna krytyka. Heidegger odrzuca logikę – więc nie ma teorii, ale w sposób zakamuflowany, ma wszak być jakieś wyższe poznanie “istnienia”. Atak podobny do tego u Carnapa może być skuteczny przeciw pewnego rodzaju zakamuflowanej metafizyce irracjonalistycznej. Mówi ona zagadkami, co do których nie można znaleźć rozwiązania. Na stwierdzenie, że ono musi jakieś być, można odpowiedzieć: dobrze, ale jak poznać to rozwiązanie? Nie ma podstawowych narzędzi. Metafizyka tomistyczna stoi wyżej od tychże szkół dzięki swojej “tendencji ku jasności”24.

W tym podziale transcendentalizm i naturalizm nie mają automatycznie lepszych, czy gorszych pretensji do rzeczywistości. Wskazuje nam ta klasyfikacja błąd, czy też wykręt logicznych pozytywistów – naturalizm nie wynika z żadnego kryterium logicznego, czy obserwacji. Usiłowano takie kryterium stworzyć, ale nie jest to rozwiązany problem, wbrew Carnapowemu stwierdzeniu, że “rozwój współczesnej logiki pozwolił dać nową i ostrzejszą odpowiedź na pytanie o poprawność i uzasadnienie metafizyki”. “Naturalizm jako sensowność”, czy jako “naukowość” w ideach Koła Wiedeńskiego demaskuje skutecznie Karl Popper: [POP] (s. 29).

Pozytywiści interpretują zazwyczaj problem demarkacji w sposób naturalistyczny, ujmują go tak, jakby należał do nauk przyrodniczych, (…) wierzą, że muszą dążyć do wykrycia pewnej różnicy (…) między naukami empirycznymi z jednej, a metafizyką z drugiej. Nieodmiennie starają się dowieść, że metafizyka jest jedynie czczą, nonsensowną gadaniną. (…) Gdybyśmy chcieli żeby wyraz “nonsensowny” (…) na mocy definicji oznaczał tyle co “nienależący do nauki empirycznej”, wówczas charakterystyka metafizyki jako nonsensu (…) byłaby trywialna, metafizykę bowiem zwykle definiuje się jako nieempiryczną.

Weźmiemy dalej ten pozytywistyczny pomysł, że to co naukowe to dobre, czy też sensowne i użyjemy do demarkacji tego systemu Poppera – to z kolei będzie miało bardzo zaskakujące konsekwencje. To, co tradycyjnie uznaje się za metafizykę, nie musi być wcale nieempiryczne (Mamy przecież to, co jest głównym tematem tej książki.)

4.2 Cuda, a przewaga teologii katolickiej nad innymi religiami i systemami metafizyki

Przyjmijmy więc metodę falsyfikacjonizmu jako kryterium podziału nauki i metafizyki. Cóż się wtedy stanie? Część rzeczy uważanych za nauki wyleci za burtę, albo chociaż będzie miała mniejsze pretensje do rzeczywistości, niż nauki “pierwszego chóru”. Neodarwinowska synteza, nauka o globalnym ociepleniu, psychiatria, neoklasyczna ekonomia, czy teoria superstrun w jej obecnym stanie to takie właśnie przykłady wątpliwych dziedzin.

Czy istnienie Boga w katolicyzmie jest sprawdzalną i potwierdzoną hipotezą? Myślę, że istotnie można to pokazać. Narzuca się najpierw problem (zob. 4.3.1), wspomniany przez Poppera, że stwierdzenia o istnieniu są co do zasady niefalsyfikowalne. Jednak wiemy, że (Popper podaje przykład pierwiastka hafnu): a) nauka polega na takich twierdzeniach o istnieniu b) istnienie czegoś można sfalsyfikować jeśli z własności tego czegoś wynikają konkretne efekty c) istnienie czegoś może wynikać z hipotezy, która jest falsyfikowalna.

“Istnieje Bóg” więc jest zdaniem niefalsyfikowalnym. “Istnieje Bóg, niewidzialny Byt o ogromnej (jak na ludzkie zdolności postrzegania) mocy – który komunikuje się z ludzkością przy pomocy objawień i cudów – zjawisk przekraczających ludzkie i naturalne możliwości i jest ich wiele w każdym wieku” to hipoteza. Hipoteza ta jest równoważna do postawionej przez Augustyna [Ag] w starożytności – on mówi, że cuda “nie przestały się dziać” i na potwierdzenie opisuje te mu współczesne – gdyby nagle 100 lat później cuda jednak przestały się dziać, to byłaby obalona.

Ta hipoteza jest bardzo dobrze przetestowana i opisuje pewien niezmienny element rzeczywistości. Cuda dzieją się wielokrotnie jak się działy w każdym pokoleniu. Wśród nich zaś są takie, jak ten z Fatimy, gdzie predykcja i inne wymienione okoliczności dają nam dużą pewność, że są istotnie cudami.

Gdyby cudów nie widziano przez dłuższy czas, to trzeba by wymyślić zmianę hipotezy i ta zmiana powinna być możliwa do przetestowania. Jeśli Augustyn może wyliczyć kilkanaście współczesnych cudów i twierdzi, że mógłby ich podać wiele więcej, a myśmy nie byli w stanie zrobić tego samego w XXI wieku, to by oznaczało, że coś się zmieniło. Ale nic takiego nie zachodzi – oto w samej Polsce 2008 mieliśmy cud eucharystyczny w Sokółce, a w 2013 Legnicy. Z uzdrowień Kościół liczy dziś tylko te najbardziej pewne i potwierdzone, wedle reguł ustalonych przez Benedykta XIV, lub podobnych.

W innych religiach można trafić na takie degeneratywne ’zmiany hipotezy’ – wobec cudów które miały być dawno temu, a nie ma ich dziś. Roy Schoemann, profesor Harwardu i konwertyta na katolicyzm zapytał kiedyś rabina: dlaczego żydowski Bóg nie przemawia od 2400 lat. Odpowiedź brzmiała bo Bóg nie znalazł nikogo, kto byłby tego wart – to jest właśnie przykład zmiany niemożliwej do przetestowania. Podobnie i Kalwin, nie mając cudów na poparcie swojej doktryny, musiał wymyślić, że cuda przestały się pojawiać w chrześcijaństwie po czasach apostolskich.

W takiej empirycznej definicji Boga nie ma nic o wieczności, wszechmocy i tak dalej – te rzeczy są z resztą możliwe do pojęcia jedynie częściowo. Musimy tu wprowadzić rozróżnienie między tym, co ustalić możemy naukowo (istnieje Bóg), a tym co Bóg objawił jako religię. Dociekanie naukowe, jako konieczną przesłankę potrzebuje tego, by wierzyć innym uczonym. Religia potrzebuje zaś uwierzyć świadectwu Boga, tj objawieniu, jest więc czymś innym. Stwierdzenia tego drugiego rodzaju nazywać można artykułami wiary – odkrycie ich przez interpretację objawienia jest przedmiotem teologii. Nie są one dokładnie tym samym, czym nauka25, ale różnica nie jest wcale wielka. Z racjonalnego punktu widzenia katolickie prawdy wiary stoją znacznie wyżej, niż dowolna ideologia czy hipoteza, która by chciała rozstrzygać o tych samych sprawach, nie odniósłszy adekwatnie się do istnienia Boga i wyżej wymienionych dowodów. Jeśli np Stenger żąda (rozsądnie) dowodu przez istotne predykcje i jedna religia może je podać, a inne nie – to znaczy przynajmniej tyle, że obiektywnie przetestowano nadprzyrodzone pochodzenie tejże religii. Jest więc Bóg i założył tą jedną religię. Niechże więc teraz, kto chciałby założyć inaczej, okaże taki sam albo lepszy dowód – by jedne dowody przeciwstawić drugim.

Nie mogą ich pokazać materialiści, neodarwiniści26, reformatorzy moralności pokroju Kinseya i Freuda27 albo i zwolennicy i założyciele różnych innych religii, niż katolicyzm. Nikt z nich (ani ich następców) tego zrobić nie może, o ile mi wiadomo.

To “kryterium Stengera” może poczynić ogromne spustoszenie zarówno w sporach religijnych, jak i szerszej dyskusji światopoglądowej. Gdyby je przyjąć, to nie tylko inne religie całkowicie tracą znaczenie, ale katolicyzm miałby potężny argument w każdym niemal sporze moralnym czy społecznym. Dodać do tego wystarczy kalkulacje ryzyka podobne jak np w sprawie globalnego ocieplenia28, a okaże się, że ignorowanie Fatimy i katolicyzmu to najbardziej tragiczna nierozsądność w dziejach ludzkości.

4.3 Dygresja – falsyfikacjonizm

Niżej przedstawimy w większych nieco szczegółach rozwój metody falsyfikacjonizmu, testowania i rozwoju teorii naukowych przez predykcje – co pozwoli przyjrzeć się pewnym bardziej zaawansowanym problemom.

4.3.1 Falsyfikacjonizm według Poppera

Wymienimy najpierw parę ważniejszych punktów z “Logiki Odkrycia Naukowego” Poppera [POP].

Zaczyna on od dyskusji problemu logiki indukcji (p. 1) tj uzasadnienia praw ogólnych z dużej liczby obserwacji – odpowiadając, że istniejące problemy z tą logiką są nierozwiązane, a zapewne niemożliwe do przezwyciężenia.

Następnie (p. 2) wprowadza on rozróżnienie procesu “rodzenia się nowego pomysłu” i procesu “jego logicznej analizy”. Tylko to drugie, argumentuje, jest istotne. Logika wiedzy sprowadza się do systematycznego sprawdzianu, jakiemu koncepcja powinna być poddana, by “poważnie ją wziąć pod uwagę”. To znaczy, powinno się jakoś ocenić, czy są dowody, a to czy inspiracją teorii była filozofia, sen, czy baśń o krasnoludkach jest prawie bez znaczenia.

Następnie opisuje on sposób dedukcyjnego sprawdzenia hipotez (p. 3). Mając hipotezę, należy wywieść jakieś nieprawdopodobne nieznane wyniki tejże hipotezy, to znaczy predykcje, których inaczej byśmy się nie spodziewali. Potem należy sprawdzić te wyniki przez doświadczenie, czy obserwację. Jeśli są one błędne to hipoteza powinna być obalona, jeśli prawdziwe to otrzymujemy dowód na potwierdzenie hipotezy.

Dalej (p. 4 – p. 8) porusza problem demarkacji, to jest oddzielenia zdań naukowych od nienaukowych, naukowych od metafizycznych, obiektywnych od subiektywnych itd. Pozytywiści usiłowali wówczas pozbyć się metafizyki, jako systemu bezsensownych pseudozdań, co zdaniem Poppera, sprowadza się niezmiennie do prób użycia do tego celu logiki indukcyjnej i wreszcie problemu indukcji. Zamiast tego, Popper proponuje podział na hipotezy przetestowane empirycznie i obiektywnie lub nie, według jego metody testowania hipotez. Zauważa też, że przyjmowanie przez pozytywistów kryterium sensowności zdań – jako redukowalnych do zdań atomowych, opisów czy obrazów świata, grzebie dodatkowo logikę indukcyjną, bo zdania uniwersalne tak zredukowane być nie mogą.

Szerzej dyskutuje on sprawę teorii naukowych, czyli (oględnie mówiąc) systemów zdań uniwersalnych, praw które obowiązują zawsze i wszędzie (oczywiście, nauka w praktyce nie ogranicza się do takich stwierdzeń, chce też rozstrzygać o jednostkowych wydarzeniach). W paragrafie 20. wspomina on pokrótce o tym, że można wprowadzać hipotezy pomocnicze, co należy traktować jako próbę skonstruowania nowego systemu i należy zadbać o to, by stopień falsyfikowalności teorii ciągle rósł (wykluczał i przewidywał więcej niż przedtem) i rósł nasz stan wiedzy o świecie. Jest to, jak zobaczymy, konieczne dla możliwości stworzenia zgodnej z naukową praktyką wersji falsyfikacjonizmu29.

Ważną obserwacją jest, że każde stwierdzenie egzystencjalne jest przeciwne jakiemuś stwierdzeniu uniwersalnemu: “istnieje jakiś biały kruk”, “nie ma białych kruków”. Popper stwierdza, że w jego systemie zdania egzystencjalne są niefalsyfikowalne tzn nieempiryczne – i jest to zasadniczy problem, bo na takich zdaniach nauka zdaje się polegać. “Nie możemy przeszukać całego świata” by sprawdzić, czy biały kruk istnieje, czy nie. Stwierdza on, że “potrzeba czegoś więcej”, by zdanie egzystencjalne mogło być przetestowane. Podaje przykład: naukowcy nieskutecznie szukali pierwiastka o liczbie atomowej 72 (hafn), dopóki Bohr nie przewidział paru własności tego pierwiastka. To znaczy, trzeba czegoś jeszcze, teorii, by zawęzić nasze pole poszukiwań. Robi on też rozróżnienie między “zajściami” i “zdarzeniami” (p. 23) rozróżniając pojedyncze zdarzenia od klas zdarzeń. Wskazuje, że pojedyncze zdarzenia są bez znaczenia dla nauki, nie wyjaśnia jednak z jakiego powodu.

Popper wprowadza dalej stopnie sprawdzalności (Rozdział VI, p. 31), przy użyciu pojęcia prawdopodobieństwa logicznego (bez związku z pojęciem szansy czy losowości). Chodzi o porównanie, jak wiele możliwych obrotów wydarzeń zabrania dane stwierdzenie. Tautologie (oczywistości, jak “2+2=4”) możemy przypisać logiczne prawdopodobieństwo 1 bo są zawsze prawdziwe (niezależnie od faktów ze świata), sprzeczności zaś (2+2=5) logiczne prawdopodobieństwo 0 – bo są zawsze fałszywe.

Wszystkie zdania empiryczne są gdzieś pomiędzy 1 a 0, i na ogół można porównać zdania relatywnie, ze sobą, jako mniej, lub bardziej prawdopodobne. “Gdzieś jutro będzie deszcz” jest bardziej prawdopodobnym zdaniem, niż ’Gdzieś w Berlinie będzie jutro deszcz’. A ’W Berlinie w dzielnicy Kopenick od 10 do 12 jutro będzie deszcz’ jest jeszcze mniej prawdopodobne. Falsyfikowalne, wysoce specyficzne zdania są jednocześnie mało prawdopodobne30. W rozdziale VII Popper zabiera się za problem prostoty, wskazując, że używający go (w jego czasach) nagminnie badacze epistemologii ani nie mówią w sposób spójny czym ona jest, ani tym bardziej, dlaczego ona miałaby być czymś pożądanym w hipotezie naukowej. Wskazuje następnie, że wprowadzona przez niego falsyfikowalność jest w stanie dobrze temu zaradzić, jeśli prostotę utożsamimy właśnie z nią. Geometria Euklidesowa, powiada Popper, jest prostsza od krzywoliniowej, bo łatwiej sfalsyfikować hipotezę, że opisuje ona np promienie światła. Możemy obmierzyć kąty trójkąta jaki tworzą trzy promienie świetlne (np przy użyciu luster i laserów) i spodziewać się, że suma powinna wynieść dokładnie 180 stopni. Jeśli to samo będziemy chcieli zrobić dla geometrii krzywoliniowej potrzeba będzie więcej pomiarów.

4.3.2 Lakatos i Falsyfikacjonizm wyrafinowany

Wokół teorii Poppera przez pierwsze dekady narosło trochę kontrowersji i niejasności. Część wynika z jego własnych poglądów i niemożliwości ich uzgodnienia z rzeczywistością – rewolucyjne pomysły rzadko rodzą się idealne. Część z ataków, które wykrzywiały jego poglądy.

Jednym z ważniejszych krytyków Poppera był Thomas Kuhn, historyk nauki i proponent naukowego relatywizmu. Wątpił on, że falsyfikacje teorii w ogóle istnieją w nauce – owszem istnieją anomalie, ale ich znaczenie jest inne. Myślę, że zadowalającą syntezę tematu, wraz z dopracowaną wersją falsyfikacjonizmu przedstawił w 1968 Imre Lakatos, na którego artykule z 1968 roku chciałbym się oprzeć. Wyjaśnijmy teraz trzy poglądy, które Lakatos nazywa w swoim znanym artykule Popper0, Popper1, Popper2 [Lak2] – gdzie prawdziwe poglądy Poppera leżą gdzieś pomiędzy Popperem1 a Popperem2. Popper0 zakłada, że nauka może z całkowitą pewnością odrzucić teorię na podstawie nieprawdopodobnych predykcji i obserwacji wyników tychże predykcji. Popperysta-0 uważa więc, że fizyka Newtona jest obalona jako fałszywa przez apsydalną precesję Merkurego (obserwacja podana na poparcie Ogólnej Teorii Względności Einsteina). Autor zaznacza, że Popper0 nie ma nic wspólnego z prawdziwym Karlem Popperem i jest błędną wulgaryzacją poglądów Poppera. Filozofia Poppera-1 opiera się na śmiałych i twardo odrzucanych hipotezach. Do tego potrzebuje “zdań obserwacyjnych” – to jest [Lak2] (s.153) “czasoprzestrzennie jednostkowych stwierdzeń o istnieniu czegoś” np ‘Jutro między 22:00 a 23:00 na danych współrzędnych +/- 1% zobaczymy kometę’. Co więcej musi istnieć doświadczalna metoda, by stwierdzić prawdę lub fałsz zdania i musi istnieć silny logiczny argument konsystencji lub nie wyniku obserwacji z hipotezą. Jeśli taka śmiała predykcja może być obalona (ponad rozsądną wątpliwość), to teoria musi być odrzucona. Jest poważny problem z Popperem-1 (wskazanie go Lakatos przypisuje Kuhnowi). Otóż Popper1 nadal głosi wyidealizowany model rzadko możliwy do zastosowania praktyce. Kuhn argumentował m.i. że kilka błędów nie może obalić obowiązującej w społeczności podstawowej teorii (dopiero duża kumulacja problemów, tj kryzys zmusza naukowców do szukania alternatyw). Inny problem jest taki, że wszystkie teorie od swojego początku są obalone wedle tej definicji (s. 163) – więc obalenia nie mogą “odgrywać dramatycznej roli w nauce”. Wymieńmy parę przykładów: katastrofa w nadfiolecie dla falowej teorii światła, problem eteru dla równań Maxwella, problem promieniowania elektronu w atomie, rozmiar obserwowalnych obrazów gwiazd (będących w istocie obrazem dyfrakcyjnym) dla teorii Kopernika i Ptolemeusza, obecny problem ciemnej materii. Wszystkie te wyniki falsyfikowały wiodące w danym momencie teorie, ale porzucenie tychże teorii z tego powodu byłoby skrajnie niepraktyczne.

Można wskazać inny problem – mamy wiodącą teorię taką jak Model Standardowy. Jesteśmy co do niej przekonani, że działa bardzo dobrze i wyczerpaliśmy jak na razie empiryczne możliwości testowania jej. Jak możemy tą teorię sfalsyfikować? Czy możemy podać eksperyment który może sfalsyfikować Model Standardowy? Nie może być to nic przetestowanego do tej pory (co do tych jesteśmy przekonani, że działają dobrze), a możliwości dalszego testowania się na razie wyczerpały. Wydawałoby się więc, że falsyfikowalność jest tym niższa, im lepiej przetestowana jest teoria – co jest bez sensu. Można by więc przyjąć, że teoria po przetestowaniu przez predykcje jest uznawana za falsyfikowalną, pomimo braku możliwości dalszego testowania.

Popper2 koncentruje się na rozwoju teorii, która jest testowana, lub zmieniana. Zmiany mogą być progresywne i degeneratywne. Teorii nie da się na ogół sfalsyfikować jednym wynikiem, ani jej całkowicie odrzucić – ale ważne jest co uczeni robią z problematycznym wynikiem. Jeśli zmiana w teorii generuje nowe predykcje, które mogą być testowane, albo jeśli np wyjaśniamy błąd eksperymentu będąc w stanie eksperyment naprawić i zademonstrować jego działanie – to jest to zmiana progresywna. Przy zmianach progresywnych przewidujemy i testujemy nowe informacje. Jeśli zmiana niczego nie przewiduje ale ‘tłumaczy’ przeszłe zjawiska, albo dostosowuje się do jednych błędnych predykcji, by dodać do tego inne też błędne, to jest zmiana degeneratywna. Nie jesteśmy w stanie przewidzieć nowych informacji, reinterpretujemy znane fakty – jako rzekomo efekt czegoś. Taka teoria jest nienaukowa, czy też bezużyteczna, bo nic nie przewiduje.

Obalenie i zastąpienie jednej kluczowej dla danej dziedziny teorii przez drugą trafia się rzadko, trwa dłuższy czas i zachodzi dopiero wtedy, gdy jest dostępna lepsza teoria. Jak zaznacza Lakatos (s. 163): “Nie może być obalenia (teorii) bez zaakceptowania lepszej teorii”.

4.4 Błędne ataki falsyfikacjonistyczne

Dodajmy małą dygresję do Poppera0, Poppera1 i Poppera2 z [Lak2]. Można spotkać dziś popularne, ale błędne zarzuty przeciwko religii, które wykorzystam do zarysowania lepiej pewnych kwestii.

Oto przykłady: “wiara w Boga jest niefalsyfikowalna, w innych słowach nie może być przetestowana, żeby zobaczyć, czy jest fałszywa.” [RSim], transsubstancjacja31 nie jest falsyfikowalna, bo nie można wykryć aby Hostia się zmieniła po przeistoczeniu (film na youtube [ff]).

Poglądy te mieszają zwulgaryzowany falsyfikacjonizm z obalonym pomysłem redukcji wiedzy do obserwacji zmysłowych. Popper0 jest w stanie oddzielić teorię naukową i obserwowalne predykcję tejże teorii. Na przykład nie widzimy Bozonu Higgsa32, ale mamy taką strukturę wnioskowania (opisaną językiem naturalnym i matematyką), której jest on częścią i jeśli założymy, że ona jest prawdziwa, to powinno być widać pewne obserwacje. Nie możemy sobie wziąć Bozonu Higgsa jako oddzielnego obiektu, której istnienie da się wykryć empirycznie bez odwołania się do treści teoretycznej.

Transsubstancjacja wynika z chrześcijańskiego Objawienia: jeśli jest ono prawdziwe, to transsubstancjacja też jest prawdziwa. Jeśli ktoś by chciał badać chrześcijaństwo przy użyciu falsyfikacjonizmu “Popper0”, to dopiero może się zastanowić czy ma ono jakieś predykcje i czy one się sprawdziły, a wyrywanie pojedynczych stwierdzeń bez zbadania, jak są logicznie uzasadniane, to błędny zarzut typu “strach na wróble”33.

Ta książka dyskutuje właśnie przykład nieprawdopodobnej predykcji cudu z objawienia prywatnego (w kontekście kilku innych regularnie powtarzających się, przewidzianych objawień). Są też inne cuda i inne dziedziny zjawiska nie będące stricte cudami. Na przykład, współpraca z łaską wedle podręczników katolickiej teologii mistycznej to proces z określonymi skutkami dla stanu ludzkiego ducha, które mogą być osiągnięte, jeśli człowiek ten proces przepracuje. Jest to predykcja którą można powtarzalnie zweryfikować i powiedzieć, czy działa, czy nie. Część takich efektów nie może być wyjaśniona w sposób naturalny – zwróćmy uwagę na przykład wielu Świętych i Męczenników, ich cuda, nadprzyrodzone cnoty, nadzwyczajną śmierć, nierozkładalne ciała po śmierci itd.

Drugi pseudoproblem polega na tym, że mówiąc o twardej falsyfikacji bez uwzględnienia założeń Poppera-1 i praktyki metody naukowej dostajemy argument tak dobry jak falsyfikacjonizm “Popper0” – czyli coś zarazem nierealnego do zastosowania i nieuzasadnionego logicznie. Jest to zawarte w wymaganiu by dało się sprawdzić, czy coś jest fałszywe. Popartą dowodami teorię niełatwo “spróbować obalić” – to jest prawie niemożliwe i bardzo rzadko występuje w rzeczywistości. Gorsza hipoteza czy teoria może być zastąpiona przez lepszą (według Poppera2) – co z definicji oznacza odtworzenie tych samych wyników plus dodanie lepszych – musi nastąpić zmiana hipotezy, a wpierw musi nastąpić powód tej zmiany.

Nie sposób zaatakować tak Kościoła, który niezmiennie przyznaje rozumowo (nie w sensie artykułów wiary) to samo: że jest Bóg i religia objawiona i daje coraz to nowe tego dowody w cudach i znakach. Dopiero proces zmian hipotezy może być nienaukowy – ale gdzież te zmiany34?

Po drugie: obalanie teorii nie dzieje się w próżni (Popper2), jedna teoria zastępuje drugą jeśli jedne dowody przeważą nad drugimi. Tu zaś fałszywie chce się “obalić” religię objawioną i niby zostawić próżnię, ale zarazem wślizgnąć do tej próżni jakąś swoją ideologię bez równego dowodu. Muszą oni uciec przed postawieniem jednej hipotezy przeciwko drugiej, bo ani równych dowodów katolickim dać nie mogą, ani katolickich dowodów podważyć uczciwie nie potrafią (por. 3.2.5).

Efektem jest “koncert życzeń”, w którym zawsze standard można w razie potrzeby podnieść, zażądać więcej, niż okazano itd – zaś sam krytyk będzie wierzył w to co chce, bez możliwości równorzędnej krytyki35.

Na marginesie zupełnie można by się zastanowić, co by się stało, gdyby nic nadzwyczajnego nie wydarzyło się 13 października. Pewnie większość ludzi nie porzuciłaby z tego powodu swojej wiary, natomiast ferwor by znacznie osłabł i byłby to niewątpliwie argument przeciwników religii katolickiej, bo tłum dorosłych okazałby się zwiedziony przez trójkę małych wizjonerów. Religia o nazwie Towarzystwo Strażnica (“Świadkowie” itd) słynie z nietrafionych predykcji końca świata – po takiej predykcji notowano wyraźny odpływ wyznawców, a władze kultu musiały pod naporem krytyki zwalać winę na “nadgorliwych głosicieli”. Gdyby ktoś pytał, czy można sprawdzić “czy religia chrześcijańska jest fałszywa”, można odpowiedzieć, że była taka okazja w Fatimie 13 października 1917 i wyszło, że nie jest fałszywa.

5 Sceptycy

Ten rozdział poświęcony jest polemice z opiniami różnych sceptyków, to znaczy niewierzących w nadprzyrodzone pochodzenie zjawiska z 13 października – czy to dopatrując się jego naturalnego wyjaśnienia czy też, rzadziej, stwierdzając, że nie sposób ustalić, co tam się stało. Nieliczne z nich, napisane od razu po wydarzeniu, zawierają różne cenne informacje do których warto się odnieść – mówię tu o F. Oomie i D. Pinto Coehlo. Warto przyjrzeć się też prasie antyklerykalnej, która o wydarzeniach z 13 października napisała niewiele, bardziej próbowała zdyskredytować ten cud i religijne rozruchy (2 miesiące później postępowy rząd został obalony w puczu Paisa).

Reszta pochodzi z lat 70., 80. lub późniejszego okresu. Większość tych prac, jak zobaczymy, nietrudno obalić, często nawet nie sięgając do lepszych źródeł. Chciałbym zaznaczyć, że takich samopodważających się prac sceptyków nie należy traktować jako dowodu na cudowność zjawiska, ani zwolnienie ze zdrowego krytycyzmu względem wiary w jakiekolwiek cuda i objawienia. Natomiast stało się tak, że takie rzeczy są szeroko rozpowszechnione i, że z tego, co mi wiadomo wielu ludzi bierze je za dobrą monetę. Ważne jest więc, by wyprostować te sprawy i dać katolikom lepsze podstawy do dyskusji z osobami, które takie rzeczy rozpowszechniają.

5.1 Sceptycy krótko po Cudzie Słońca.

Trudno powiedzieć, czy nasz pierwszy bohater jest sceptykiem, ale jest to niewątpliwie bardzo wartościowe świadectwo. Frederico Oom, dyrektor obserwatorium i profesor nauk przyrodniczych był zacytowany w “O Seculo” z 18 października w rozmowie z dziennikarzem. Stwierdził, że zjawisko “było kompletnie obce dziedzinie nauk którą on praktykuje”, a zapytany przez dziennikarza, czy mógł być to efekt psychologiczny dodał, że być może. Jako “wybitnego astronoma” zapytano go konkretnie co myśli ([slj] s. 42) o “zjawisku kosmicznym w Fatimie, o którym świadczą tysiące osób” – mówi “gdyby to było zjawisko kosmiczne to obserwatoria meteorologiczne i astronomiczne by je dostrzegły. I o to właśnie chodzi – one zawsze rejestrują każde zaburzenie w światowym systemie nieważnie jak małe. Więc widzicie sami…”. Dziennikarz następnie przerwał i zapytał: “Czy był to efekt psychologiczny?”, na co Oom odrzekł “Czemu nie? Może był to dziwny efekt psychologicznej sugestii. Tak czy inaczej, był on kompletnie obcy dziedzinie nauki którą uprawiam”.

Oom, specjalista od fizyki atmosfery i astronomii, stwierdza, że było to obce jego dziedzinie nauki – to znaczy nie był to efekt meteorologiczny, ani astronomiczny. Wiemy, że nie łatwiej jest też z “sugestią”, która sugeruje dziennikarz.

Domingos Pinto Coelho prawnik i aktywista monarchistyczny i katolicki pisze tak na łamach “A Ordem”([slj], s.55, [CB], s.157) w parę dni po wydarzeniu:

Deszcz zelżał, a do 13:45 przestał padać kompletnie. Słońce, do tej pory ukryte ukazało się pośród chmur, które poruszały się dość szybko. Przez zmienną gęstość okrywały Słońce przezroczystym całunem. Razem z tłumem, spojrzeliśmy z uwagą na Słońce przez chmury i widzieliśmy je w nowej postaci, nowej dla nas, podkreślamy. Raz otoczone czerwonawymi płomieniami, raz z pierścieniem żółci lub jasnego fioletu, raz wydawało się ożywione bardzo szybkim ruchem obrotowym, raz nawet pozornie urywając się z nieba, zbliżając się do Ziemi i dając mocne ciepło. Nie zaprzeczamy, te zjawiska, których wcześniej nie widzieliśmy wywarły na nas wielkie wrażenie.”

Dalej zaś:

Czy to co widzieliśmy ze Słońcem było nadzwyczajną rzeczą? Czy mogła być ona wyprodukowana w analogicznych okolicznościach? Właśnie analogiczne okoliczności spotkały nas wczoraj (niedziela, 14 października). Widzieliśmy takie same ruchy obrotowe, taką samą sukcesję kolorów. Nawiasem mówiąc nie polecamy czytelnikom powtarzać eksperymentu (patrzenia na słońce? K.Z. ), lekarz powiedział nam, że to niebezpieczne wystawiać źrenice na działanie silnego światła, takiego jak słoneczne. Mogą one skurczyć się tak mocno, że nigdy więcej się nie rozszerzą.”

Dalej zakłada on, że cud nie jest prawdziwy, ale nie komentuje na temat naturalnego wyjaśnienia. To co on widział 14 października wydaje się ważne. Napisał jednak niewiele i nie dał się dalej “pociągnąć za język” swoim adwersarzom na łamach “A Ordem”. Nie wiadomo np czy widział słońce urywające się z nieba i zbliżające do ziemi.

Sam rotacyjny ruch i kolory, które widział są bardzo rzadkim zjawiskiem w naturze, wiemy to od Amorina i innych naukowców. Jednak, jakimś sposobem widział je już następnego dnia. Czy mógł widzieć “drugi” Cud Słońca, bez trójki wizjonerów i tłumu? Warto wymienić tu parę szczegółów.

  1. Napisał, żeby nie powtarzać “tego” eksperymentu, bo lekarz powiedział mu, że “patrzenie na silne światło słoneczne” jest bardzo niebezpieczne – więc za drugim razem musiał on patrzeć na Słońce – i to na silne światło.
  2. Nie napisał on tego, co “O Seculo”, obydwaj Almeida Garretowie, “O Dia” i wiele innych źródeł uznaje za najważniejszy szczegół: na “słońce” można było patrzeć bez żadnego dyskomfortu bo wyglądało ono jak Księżyc, czy srebrny talerz.
  3. Pisze on coś niespodziewanego – “słońce” z 13 października nie oświetlało wszystkiego na kolorowo jak u innych, ale miało “pierścień”. Jest to niespotykane – ale pojawia się w innym miejscu – to jest u Meessen’a ([ms], s. 5), który opisuje, co widział, gdy sam wpatrywał się w słońce, chcąc zbadać hipotezę.

Pinto Coelho mógł więc wpatrywać się w słońce za drugim razem, zobaczyć to, co widział Meessen i nieświadomie dopasować do tego swoją wizję fenomenu z 13 października. Tłumaczy to dobrze jego lakoniczny opis tego drugiego zjawiska – jak pokazaliśmy Meessen, patrząc na Słońce, nie widział większości tego, co widziano w Fatimie. Meessen i Pinto Coelho zgodnie pokazują, że patrzenie na słońce w połączeniu z tym, by chcieć widzieć “cud słońca”, może wyprodukować jakieś umiarkowanie podobne efekty.

Sceptycyzm był rozpowszechniony w prasie przychylnej tamtejszej antyklerykalnej władzy, ale raczej wzbraniała się ona by twardo zaprzeczyć temu, co widziano 13 października. “A Republica” z 20 października (organ partii Ewolucjonistów) ([CB], s. 163) pisze “W pełni cudownie. Kolejny cud. Nasza Pani zamierza się objawić w Lizbonie” – chodziło tu, o to, żeby zdyskredytować widzących z Fatimy porównując ich do kogoś innego kto twierdzi, że ma objawienia. 28 października z kolei pisze artykuł pod tytułem “W pełni cudownie. Mamy piśmienne medium i uzdrowiciela od Jezusa. Misja Galilejczyka jest kontynuowana na ziemi”. Chyba ten nagłówek wystarczy za komentarz.

Podobne inne tego rodzaju media ([CB], s.163) – “A Lucta” z 18 października naśmiewała się trochę z tłumów śpiewających religijne hymny. “O Mundo”, dziennik najbardziej zainteresowany objawieniami już w sierpniu (to jest rzekomą naiwnością gapiów i rozruchami na tle religijnym) dołączyło się dopiero 20 października (wcześniej miało bunt pracowników). W krótkim artykule nazwało całą sprawę oszustwem uknutym przez jakichś hochsztaplerów, by zwieść prostaczków. Dostało się też byłemu już kompanowi de Almeidzie z “O Seculo”, zwanym tam “byłym seminarzystą”. O cudzie “słońca” nic nie napisało. “O Portugal” należący do stronnictwa premiera Costy napisało krótko, że widziano srebrne tańczące słońce, dodając trochę poetyckiego języka i ironii ([CB], s. 153), sugerując czytelnikom, że nie sądzi aby warto było przejmować się takimi rzeczami na poważnie.

5.2 Nickell, Radford i inni

Joe Nickell w książce “Looking for a Miracle” [Jn], rozdział ‘ “Miracle” at Fatima’ usiłuje stwierdzić sprzeczność w zeznaniach świadków cudu. Pisze, (s. 2236) że jedni świadkowie widzieli jak słońce kręciło się jak fajerwerk, inni, że “tańczyło” (co jest równoważnym określeniem), a jeszcze inni, że słońce spadało na tłum (ze świadectw wiemy, że te zjawiska następowały na przemian na przestrzeni 8-10 minut). Do tego twierdzi, że niektórzy widzieli kulę światła szybującą ze wschodu na zachód i deszcz białych kwiatków które znikały. A to ciekawe. Skąd wziął to ostatnie? Przypisy zdradzają, że przepisał z książki “Miracles” Scotta Rogo, [SR] s. 227 gdzie jest świadectwo monsignore’a Johna Quaremana (przekręcone, w [DM2] nazywa się on “Quaresma”). Jest jednak jeden szkopuł – to świadectwo jest z cudu z 13 września, a nie 13 października, co z resztą Rogo napisał. Nickell wymieszał zaś zeznania z 13 października, z tymi z 13 września i głosi, że zeznania są sprzeczne.

Cytuje on w tym ustępie jeszcze dwóch ludzi oprócz Scotta Rogo i to też jest ciekawe. Jeden, Gerard Larne nie odnosi się do oryginalnych materiałów nt Cudu Słońca, pisze tylko, że szło o “srebrne tańczące słońce” itd i podsumowuje, że skoro obserwatoria słoneczne na ziemi nie widziały żadnych anomalii na słońcu, to musiała to być masowa halucynacja. Szybko zmienia temat na zapiski Łucji która uważała, że zorze polarne z 1938 roku zwiastują karę Bożą, co jest widać znakiem ciemnoty, bo przecież zorza polarna to fenomen naturalny. Szkoda, że nie napisał, że ta zorza z 1938 to była widziana w basenie Morza Śródziemnego, a normalnie zorze widać tylko na dalekiej północy. O tym jaki to ma związek z cudem z 13 października, albo o tym, że chodziło tu nie o zorzę, a o drugą wojnę światową też wspomnieć nie raczy36. Drugi, Arvey na s. 70-71 również cytuje świadectwa ze Scotta Rogo – okazuje się, że to on jest autorem błędu zmieszania świadectw z września i października tj pisze o szybującej, świetlistej kuli. Poprawnie za to wskazuje, że deszcz białych kwiatków był we wrześniu – tą część więc Nickell wyprodukował samodzielnie.

Chcąc wytłumaczyć zjawisko Nickell cytuje parę słów z fragmentu świadectwa Jose Maria Almeidy Garret u Rogo [SR], s.230-231 (Rogo myli go z jego ojcem Goncalo Xavierem, profesorem, za Williamem Walshem) i Ignatiusa Pereiry i sugeruje, że skoro tłum ludzi patrzył na słońce wprost, to pewnie miały miejsce halucynacje wynikające z uszkodzenia wzroku w połączeniu z masową sugestią. Tylko, że: w sąsiednim zdaniu Jose Maria pisze, że widział “blade słońce” które nie oślepiało, a Rogo pisze, że Ignatius Pereira nie był w tłumie wokół Cova da Ira, a 9 mil od Fatimy, w szkole i widział zjawisko niezależnie od wizjonerów, tłumu i ich predykcji. O tym dlaczego nie uważam, żeby ten cud był skutkiem patrzenia na oślepiające światło albo sugestii pisałem wcześniej – to inna sprawa. Oddzielnie jednak trzeba wskazać, co Joe Nickell robi ze swoimi hipotezami mając dowody przeciwko nim przed swoim nosem.

Dodaje do swojego wytłumaczenia on jeszcze parhelion to jest słońce podwójne – statyczne zjawisko świetlne wynikające z rozproszenia światła na kryształkach lodu w powietrzu. O tym, że tańczące “blade słońce” wygląda inaczej niż parhelion się nie rozpisuje, natomiast dodaje, że w latach 80 w Los Angeles pojawił się parhelion no i niektórzy Katolicy myśleli, że to cud, wiec w Fatimie zapewne było tak samo. Pisze on tak (s. 2236) (tłumaczenie moje).

Kościół (…) zadeklarował, że te wydarzenia są wiarygodnym cudem. Sceptycy odpowiedzieli, że ludzie gdzie indziej na świecie patrzyli na to samo słońce i nie widzieli obrotów, a obserwatoria astronomiczne nie zaobserwowały odchyleń od normy. Więc lokalne zjawiska takie jak masowa histeria i słońce podwójne (parhelion) są bardziej rozsądnym wyjaśnieniem. Ta ostatnia możliwość zyskuje wiarygodność wobec stwierdzeń, że srebrny dysk miał zły azymut i elewację by być słońcem. Podobny fenomen wydarzył się w 1988 roku na katolickiej mszy na świeżym powietrzu w Los Angeles.”

Każde z tych zdań to błąd, albo sugerowanie czegoś co nim jest.

  1. Kościół uznał cud – sceptycy odpowiedzieli, że to nie cud bo blade słońce to nie gwiazda układu słonecznego. Ukryte założenie, że cud wymaga by słońce się poruszyło względem Ziemi, albo, że wierzący tak zakładają (wcale nie).
  2. Lokalne zjawiska TAKIE JAK “masowa histeria czy parhelion” – to znaczy lokalne zjawiska są lepszym wytłumaczeniem, parhelion jest lokalnym zjawiskiem – ale to nie znaczy, że parhelion jest lepszym wytłumaczeniem (wobec sprzeczności).
  3. Parhelion nie jest srebrnym dyskiem i jeśli ma inny azymut niż słońce to musi mieć jednocześnie zbliżoną elewację (parhelion poboczny). (Azymut też jest błędny, parheliony widać w okolicach kręgu halo o ustalonej odległości kątowej względem słońca, tymczasem “blade słońce” z oddali widziano pod różnymi azymutami, ale zawsze od strony Fatimy [Dl]).
  4. “Podobny fenomen wydarzył się w Los Angeles” – “podobny” bo ktoś uznał go za cud, nie podobny fenomen jak parhelion.

Jeszcze innym przedmiotem zainteresowania Joe Nickella jest ustalenie że Łucja dos Santos (jedna z trójki wizjonerów) nie jest wiarygodna, mówiąc delikatnie. Trudno zrozumieć, o co mu chodzi, pewnie ma być to jakiś argument, że Cud Słońca nie jest cudem. Cóż, wieści o tym, że 13 października ma się stać cud rozniosły się po całej Portugalii z wyprzedzeniem – to jest niepodważalne. Jedni pewnie je powtarzali w świątobliwym nastroju, a inni uważając za żart i bzdury, czy nawet argument przeciwko religii. A 13 października tłum ludzi widział w ustalonym miejscu i czasie tańczące “słońce”. To, że Łucja miała lepsza czy gorszą opinię w swojej wiosce, nie zmienia w tej sprawie nic.

Drugi sceptyk Benjamin Radtford, jest wyraźnie związany z Nickellem, bo głównie jego cytuje w swoich artykułach na temat Fatimy. Jeden z nich mówi o świadectwach, że ubrania świadków wyschły w cudowny sposób podczas cudu [BR]. Radtford usiłuje się z tym rozprawić następująco: skoro było widać Cud Słońca, to chmury nie mogły być gęste, z resztą w Portugalii o tej porze roku niewiele pada, a na zdjęciach ludzie mają złożone parasole Oznacza to, że pewnie nie padało mocno i ubrania nie były aż tak bardzo mokre, więc nie było żadnego cudu. To, że ludzie twierdzą inaczej jest jego zdaniem efektem sugestii.

Cóż, de Almeida, reporter z “O Seculo” [bla] pisze w swoich dwóch artykułach, że gęsty deszcz padał od 10 rano aż do objawienia, ludzie wyglądają jakby się dopiero co wykąpali, mają na sobie przyklejone mokre ubrania, a drogi zamieniły się w głębokie błoto. Radtford czytać niczego nie musi, oprócz Nickella z którego akurat słusznie wyczytał, że padał deszcz, a resztę historyjki ułożył sobie sam (o tym czy na zdjęciach widać ślady tego schnięcia ubrań pisze Dalleur [Dl], analizując cienie podczerwieni).

W drugim artykule [BR2], oprócz hipotezy z parhelionem wziętej od Nickella, Radford pisze tak: “Tak naprawdę, Fatima jest tylko jednym z setek objawień uważanych za objawienia Maryi Panny przez wieki”. Ciekawe, co to zdaniem tegoż Radforda są te objawienia, bo Kościół Katolicki aż tyle z pewnością nie naliczył. Są to mianowicie jego zdaniem: kupka wosku i sęk w płocie, a do tego Pan Jezus w Tortilli i bułka Matka Teresa z Kalkuty. To znaczy, rzeczona bułka przypomina twarz starej osoby w habicie i to tenże Radford porównuje do Cudu Słońca.

To co wielu ludzi wie o Cudzie Słońca pochodzi właśnie od Nickella i Radforda, których na przykład angielska Wikipedia, (popularne medium edytowane przez anonimowe osoby) cytuje jako szacownych badaczy. Wtórują temu różne inne strony i podcasty. Jeden z nich, polski podcast o nazwie “Stacja Ateizm” (Bogumił van den Broeck i Konrad Chrzan), cytuje Radforda i Nickella w [ST] (19:45), ale już z jeszcze innymi nowymi rewelacjami, których nie udało mi się nigdzie znaleźć. Radford i Nickell mianowicie ich zdaniem zajęli się “tropieniem oryginalnych raportów na temat tego co wydarzyło się w Fatimie” (no właśnie nie) i znaleźli “masę totalnie skonfliktowanych ze sobą zeznań” (nie masę a parę urywków, a konflikty wyprodukował Nickell z kimś drugim mieszając różne raporty). Dzieci widziały zaś rzekomo jak “Matka Boska miała skarpetki, była obwieszona biżuterią i miała całkowicie czarne oczy”.

Widać tu dobrze ogólny mechanizm. Na podstawie książki Rogo [SR], która cytuje kilka świadectw wziętych z [WW] powstało parę innych, okropnie stronniczych i coraz bardziej przekręcających to, co tam było napisane. Zmieszano świadectwa z cudu z września i cudu z października, dodano do tego różne dziwne hipotezy, masowe sugestie itd, nie dbając o to by je skonfrontować z oryginalnymi źródłami. Kolejni zaś cytowali się wzajemnie tworząc fikcję wiarygodności. Wreszcie do widzów choćby tego podcastu docierają bajki o tym, jak to Nickell z Radfordem tropili oryginalne źródła, podczas gdy w rzeczywistości ani ich na oczy nie widzieli, ani nie chcieli widzieć, ani nawet nie opracowali dobrze tych małych urywków które znaleźli u Rogo. Do tego ta dziwna historia z czarnymi oczami, biżuterią i skarpetkami – nie wiem skąd B. van der Broeck ją wziął, ale ja jej nie znalazłem ani u Nickella, ani u Radforda, ani w innych źródłach o Fatimie.

Błąd redukcjonizmu jak to ujmuje Dalleur ([Dl], s. 1), nie pojawił się od razu. Po objawieniach portugalski Kościół ogłosił swoje, Portugalię opanował prokatolicki rząd Salazara, a w innych środowiskach za granicą sprawa była nieznana. Po wojnie w USA wydano tłumaczenie książki Costa Brochado i książki De Marchiego i Walscha – a większość “sceptycznych” prac które cytuję wydano dużo później. Te prace stawiają coraz dziwniejsze hipotezy, które łatwo mogą być odrzucone po zbadaniu źródeł – trudno byłoby je stawiać krótko po wydarzeniu, gdy wiele osób jeszcze wiedziało, co tam się stało. W latach 90 w USA, gdy pisał np Joe Nickell sytuacja jest inna – jedni o tym w ogóle nie słyszeli, dla drugich to mit, a inni uwierzą w pierwsze z brzegu wytłumaczenie, o ile zgadza się z ich ideologicznymi przekonaniami. Nie ma przecież na pierwszy rzut oka powodów, by nie wierzyć jakiemuś Bogumiłowi, że naprawdę jakiś Nickell zbierał oryginalne dowody i natrafił na “masę sprzeczności”.

5.3 McClure, Schwebel, Rahner

Inna popularna książka to „Evidence for Visions of Virgin Mary” Kevina McClure [Mcc]. O cudzie z Fatimy pisze on w oparciu o kilka świadectw wziętych z De Marchiego (w tym “O Seculo”, “O Dia” i Jose Almeidy Garrett). Na s. 78 pisze, że nie da się zaprzeczyć, że coś całkowicie niezwykłego miało miejsce, natomiast inne czynniki powstrzymują go przed przyjęciem prostego wniosku, że to był cud. Te czynniki to: – Mimo obecności fotografów nie ma autentycznego zdjęcia fenomenu. – Tylko część tłumu (“być może mniej niż połowa”) widziała cud, jego zdaniem. – “Świadectwa nie są spójne, co rodzi wątpliwości co do obiektywności wydarzenia”

Niestety drugi i trzeci zarzut nie został poparty źródłami. Sam szukałem świadectw ludzi, którzy nic nie widzieli i znalazłem jedno bardziej wiarygodne – list markizy Isabel de Melo (np w [slj] s. 272) i parę krótszych wzmianek, z których część jest pewnie odniesieniami do tej samej osoby. Wiadomo, że Isabel de Melo była głęboko religijną osobą, 13 października stała niedaleko wizjonerów. Zanotowała, że ludzie w jej bezpośrednim sąsiedztwie widzieli cud i byli przerażeni. Ona zaś “mogła skupić wzrok na słońcu”, ale nie widziała poza tym nic nadzwyczajnego. Nie znalazłem śladów tego, by “połowa tłumu” nie widziała cudu. [MST] (od s. 372) wspomina też o Isabel de Melo. Angielska Wikipedia (przed 4 października 2021) wskazuje na Jakiego s. 170 i 232 – co jest błędem, s. 170 jest na temat innego wydarzenia z lat 20, a s. 232 opisuje przypadek pewnej Angielki, która widziała cud.

Nie ma niestety konkretów co do niespójności świadectw. McClure załącza kilka z nich bez większego komentarza, więc nie da się stwierdzić o co mu chodzi. Jeśli o te świadectwa chodzi, to artykuł z “O Dia” ([Mcc] s.80) opisuje niebieskie światło, podczas gdy np Almeida Garret wskazuje w analogicznym miejscu kolor fioletowy – to może wskazywać, że autorzy widzieli co innego w tym samym czasie. McClure może stawiać tu więc zarzut, że zjawisko nie było “obiektywne”, gdyż różni ludzie widzieli co innego. Różni ludzie oglądając srebrne słońce z różnych miejsc mogli widzieć trochę co innego – na przykład jedni mogli widzieć ametystowy a inni niebieski kolor . Amorin (u Jakiego [slj], s 294) twierdzi, że to możliwe przy meteorologicznym wyjaśnieniu, dla porównania cytuje artykuł meteorologiczny w którym “Słońce wydawało zielone ze środkowego pokładu statku, ale nie z niższego, lub wyższego”.

McClure ostatecznie nie daje prostej odpowiedzi na pytanie “cud, czy nie”. Przyznaje on, że fenomen jest unikalny i nie może być łatwo porównany z żadnym historycznym wydarzeniem. Wskazuje też na częściowe podobieństwo do wydarzeń typu UFO. Polecam uwadze czytelnika ten fakt, że dodanie do wniosków McClure’a moich rozważań o istotności nieprawdopodobnej predykcji przechyla szalę na stronę cudu, i że McClure zgadza się z moimi podstawowymi przesłankami.

McClure podobnie jak Rogo bywa wyrywany z kontekstu przez innych sceptyków. Np Lisa Schwebel ([Sch] s. 39) pisze tak

„Badając sprawę bliżej jest wiele problemów z cudem słońca. Nie tylko nie wszyscy widzieli fenomen ale są poważne nieścisłości co do tego co widzieli świadkowie. Rahner notuje że niektórzy widzieli jasnożółty wir a inni „cienki srebrny dysk”, jeszcze inni „coś jak macierz perłowa”. Co ciekawe, mimo obecności wielu reporterów i fotografów, McClure odkrył że „nie ma ani jednego zdjęcia które jest jakkolwiek autentyczne, a to które się na ogół pokazuje to tak naprawdę zaćmienie słońca gdzie indziej przed 1917”. Nie zapisano żadnej nietypowej anomalii meteorologicznej tego dnia. W odniesieniu do Cudu Słońca McClure pisze „Nigdy nie widziałem takiego zbioru wykluczających się zeznań przez 10 lat mojej pracy.”

Ten ostatni cytat pojawia się na stronie 71, u McClure – ale dotyczy objawień fatimskich, a nie samego Cudu Słońca. Pisze on o wymieszaniu materiału ze wspomnieniami Siostry Łucji i tym, że to jedyne dowody objawień. “Fotografów” z kolei Schwebel przerobiła na “wielu fotografów”.

Karl Rahner to teolog katolicki z nurtu Nouvelle Theologie. Cytat jest ciekawy – odnośnika nie ma, jest komentarz, że wszystkie cytaty z Rahnera są z “Vision and Prophecies” [Rah]. Jak wspominałem, “srebrny” dysk i “macierz perłowa” znaczy to samo w tym kontekście, a zjawisko miało różne etapy. Nie znalazłem tego cytatu w [Rah], choć trudno powiedzieć czy na pewno go tam nie ma – jest tam parę innych negatywnych wzmianek o Fatimie, więc mogłoby to być spójne. O cudzie słońca znalazłem to: (s. 82) “Te cuda (cuda potwierdzające wizje – K.Z.) nie mogą jednak sprawiać problemów, jak cud słońca, który nie był widziany przez wszystkich obecnych(…)” po czym następuje znany cytat Isabel de Melo. Rahner więc rozumie to tak, że jedna osoba która nic nie widziała wystarczy by opisać swoim czytelnikom cud słońca, a fakt jej obecności sprawia, że nie ma co się dalej przejmować cudem z którym są “problemy”, i w związku z tym także objawieniami fatimskimi.

5.4 Czy dało się sfotografować cud

Kevin McClure, Lisa Schwebel i inni ludzie cytujący McClure’a zarzucają, że Cudu Słońca z Fatimy nie dało się sfotografować, i, że jest to podejrzane. Moim zdaniem jest to spodziewane, jeśli uwzględnimy problemy ówczesnej fotografii. Zakładanie, że gdyby fenomen był obiektywny, to istniałaby jego fotografia uważam za nieuzasadnione.

Dalleur [Dl] podaje, że wszystkie dostępne fotografie z Fatimy z 13 Października 1917 to tak zwane “suche płyty” – jest to proces technologiczny używany do fotografii około 1880-1920 roku. Jak to zwykle w analogowej fotografii płytkę trzymano zasłoniętą od jakiegokolwiek światła, po to by na krótką chwilę naświetlić ją w aparacie fotograficznym. Potem w ciemni utrwalano obraz przez zanurzenie w chemikaliach – i dopiero wtedy było widać, czy zdjęcie wyszło czy nie. Jakość zdjęcia zależało więc mocno od umiejętności fotografa. Obraz utrwalano na płytach szklanych pokrytych emulsją związków srebra. W zależności od koncentracji emulsji płyta miała określoną czułość na światło (tzn mniej światła trzeba było by zaciemnić negatyw i wyprodukować obraz) i fotograf, mając na uwadze warunki oświetleniowe musiał obliczyć czas naświetlania i ustawienie przysłony. C. Lord [cl] omawia różne typy metod tego liczenia stosowanych w pierwszej połowie XX wieku. Jego zdaniem najpopularniejsze wtedy były różnego rodzaju tabele i kartonowe suwaki – zaś istniejące urządzenia pozwalały mierzyć jedynie oświetlenie otoczenia czy też światło rozproszone (aktynometry, mierniki ekstynkcyjne). Punktowy pomiar natężenia światła był możliwy dopiero w latach 30. Fotografowanie ruchomego, jasnego obiektu o nieznanej jasności byłoby więc nie lada wyczynem. Co więcej takie zdjęcie nie pokazywałoby detali otoczenia pozwalających na identyfikację tego, skąd ono pochodzi.

Jedyne zdjęcia z 13 października z Fatimy, o których wiem (te które analizuje Dalleur) zostały wykonane przez Judę Ruah, towarzysza Avelino Almeidy z “O Seculo”. Był on inżynierem z rodziny świeckich Żydów, a 13 października zastępował innego słynnego fotoreportera. Zdjęcia, które zrobił pokazują wyraźnie tłum wpatrzony w jakiś punkt na niebie (co samo w sobie jest jakimś dowodem), zaś niebo nad nimi jest na nich białą plamą bez szczegółów. Gdyby zamierzał sfotografować dynamicznie zmieniające się “blade słońce” jego szanse powodzenia byłyby niewielkie. Dalleur [Dl] (s. 21) wymienia inne możliwe problemy techniczne – ciężkie i wrażliwe na uszkodzenie urządzenia, konieczność posiadania dodatkowych przyrządów do fotografii astronomicznej, wilgoć i deszcz.

5.5 Ci którzy nie widzieli cudu

Jak pisałem, oprócz świadectwa Isabel Brandao de Melo nie ma innych podpisanych źródeł od osób które by nie widziały zjawiska. Może istnieć więcej tego rodzaju doniesień z drugiej ręki. Jaki pisze [slj] (s. 356) o tuzinie około, ale nie podaje więcej detali. Michael de la Sante Trinite [MST] od s. 372 pisze o paru niejasnych plotkach, które uważa za odnoszące się do Isabel de Melo albo też różnych przeinaczeń. W internecie można znaleźć inne tego rodzaju pogłoski, ale bez oryginalnego źródła.

Niektórzy piszą, że połowa niczego nie widziała (czyli ponad 20 tys osób), ale nie potrafią tego niczym sposób udokumentować: zaliczają się do nich McClure, Nickell i Radtford. Cytowanie się nawzajem daje pozory wiarygodności.

Mamy więc oprócz tego jednego świadectwa do kilkunastu innych osób które mogły niczego nie widzieć (ale nie wiadomo, czy istniały naprawdę). W [MST] (s. 377) wspomniano parę osób które rozmawiały ze świadkami i nie spotkały nikogo, kto nie widziałby cudu: De Marchiego, Hafferta i Richarda. Cytuje się też kanonika Lourenco który był świadkiem i jest przekonany, że wszyscy widzieli cud. Podobne wzmianki można znaleźć w świadectwie Avelino de Almeidy w Ilustracao Portugesa – więc to, co przytrafiło się de Melo było rzadkie. [MST] (s. 375) sugeruje, że de Melo mogła dostać jakiegoś szoku, sama przyznaje, że była “bardzo wstrząśnięta”, a jej doświadczenie jest mocno surrealistyczne (widziała zupełnie co innego, niż ludzie wokół niej). Myślę, że to dobra obserwacja.

Odkryłem, że psychologia zna takie przypadki (flashbulb memories37), gdzie osoba, po szokującym wydarzeniu jest pewna, że pamięta, co się stało, podczas gdy naprawdę stało się coś zupełnie innego. Na przykład pani R. T. miała tak, gdy usłyszała o eksplozji Challengera [RT] – jej świadectwo z dnia po eksplozji, jest sprzeczne z tym co napisała dwa i pół roku później (wbrew jej przekonaniu o pewności). Artykuł wspomina też intrygujące odkrycia E. Prince, która badała tego rodzaju świadectwa (np z katastrofy Challengera, lub zamachu na WTC). Stwierdziła, że w emocjonalnych wspomnieniach najważniejsze fakty są zapamiętane bardziej trafnie, drugorzędne detale zaś mniej i to wbrew pozornej pewności, że je pamiętamy.

Ile osób około widziało cud? Zgromadzonych było 40 do 70 tysięcy osób – ale spisanych świadectw jest oczywiście mniej. Może rozumowano, że nie ma potrzeby by było ich więcej, co można łatwo wykazać. Każdy negatywny punkt widzenia mógł być wypowiedziany – zwłaszcza gdyby ktoś nie widział ruchomego srebrnego słońca na miejscu zdarzenia – mógł się udać do “O Mundo” i “O Portugal” i napisać im znacznie lepszy artykuł niż oni sami – ale to się nie stało. Nikt nie podważał faktów, najwyżej interpretację faktów. To, co napisano w pierwszych miesiącach po wydarzeniu wyglądało więc na wystarczające.

Ci wszyscy badacze, którzy przepytywali świadków na miejscu zdarzenia lub później i stwierdzili, że “wszyscy widzieli cud” mogli się dowiedzieć o próbie rzędu 1000 osób, lub więcej. Jeśli jest to reprezentatywna próba, to cud widziało co najmniej 99% świadków. Czy może być niereprezentatywna w sposób istotny dla naszego osądu? Możemy sobie wyobrazić, że przepytywano na ogół świadków stojących w jakichś miejscach na polu, ale nie w innych. Czy takie osoby mogły nie widzieć cudu? Nie ma po tym śladów. Należy więc uznać, że prawie wszyscy widzieli cud słońca.

5.6 Podsumowanie

Wyliczyłem w tym rozdziale trochę obiekcji czy teorii sceptyków wraz ze swoimi odpowiedziami (można tu zaliczyć też Dawkinsa z kolejnego podrozdziału). Pogrzebanie ich z punktu widzenia pierwszej części pracy jest proste. Stawia się tu przeciwko potwierdzonej istotnej predykcji cudu różnego rodzaju wybrakowane wyjaśnienia, nie przejmując się niespójnościami z resztą materiału.

Jako dygresję38 spróbujemy też ocenić tą sprawę wychodząc z innych przesłanek. I tak świecka filozofia pod wpływem głównie Hume’a i Kanta utrzymuje, że raczej nie możemy poznać faktów o rzeczywistości z pewnością – możemy je jedynie poznać ponad rozsądną wątpliwość. Np biorąc jakiś fakt na przykład z matematyki 2+2=4 – nie możemy sobie wyobrazić, że jest inaczej (2+2=5?) – bo trafiamy na logiczną sprzeczność wynikającą ze znaczenia elementów zdania. Biorąc fakt o rzeczywistości: na przykład “Jan wczoraj jadł owsiankę” – możemy sobie wyobrazić, że wcale tak nie było – na przykład to nie była owsianka, a podobny w smaku substytut owsianki, albo na przykład pamięć, lub zmysły smaku i zapachu u Jana były w błędzie. Czy jest to wszystko niemożliwe? Raczej nie jest. Jak bardzo jest to prawdopodobne? Nie wiemy – matematyczne prawdopodobieństwo to szansa wystąpienia jakiegoś zdarzenia w granicy wielu równoważnych prób losowych. Możemy takie prawdopodobieństwo obliczyć tylko w sposób zbliżony i niedoskonały.

Prawie każdemu faktowi o rzeczywistości można zarzucić, że nie udowodniono go w sposób pewny i naprawdę mogło być inaczej, z nieznanym prawdopodobieństwem, tak jak ktoś sobie to akurat wyobraża. Filozof który chciałby tak twierdzić natrafia jednak na problem – nie może stosować tego zarzutu konsekwentnie, bo na przykład jedząc obiad musi jakoś trafić widelcem w kotleta i potem jeszcze do ust – inaczej umarłby z głodu (pożyczyłem to porównanie od Feynmana). Dopuszcza się więc udowodnione ponad rozsądną wątpliwość osądy o faktach, na podstawie doświadczenia i używamy ich, by kierować naszymi działaniami (na przykład w sądzie, w nauce, w codziennym życiu). Nie dopuszczamy obiekcji opartych na wyobraźni przeciwko faktom, bez uzasadnienia w oparciu o fakty. (Są sporadyczne wyjątki – ale atakowanie wybranych faktów ‘ad hoc’ do nich nie należy). Widzimy, że jest to konwencja powstała przez idealizację relacji idei (że znamy takie relacje z całkowitą pewnością) i przyjęcie, że to, co można pomyśleć jest możliwe, porównanie typowych osądów o świecie do tychże relacji, stwierdzenie, że w takim razie nie istnieją pewne osądy o świecie. To z kolei prowadzi do stwierdzenia, że konwencja ta jest mało przydatna dla naszych osądów o świecie, bo według niej nie wiemy prawie niczego. Zrozumienie jej pozwala nam jednak łatwo zdemaskować pewien gatunek wykrętów.

Reprezentują go Nickell i Radtford i tym podobni wyobrażając sobie, że w Fatimie wydarzyło coś zgoła innego, niż wiemy. Podobnie i Schwebel gdy twierdzi, że są “poważne wątpliwości”, bo nie ma np zdjęcia – znaczy to tak naprawdę, że Schwebel wyobraża sobie, jak to było z robieniem zdjęć w 1917 roku, zamiast poszukać informacji, jak było naprawdę.

Czymś trochę innym jest sprawa de Melo. Biorąc pod uwagę, że takich osób było bardzo niewiele (a prędzej jedna), mogę ją wyjaśnić w oparciu o znany efekt psychologiczny, flashbulb memories. Oczywiście to tylko wyjaśnienie, ale to nie szkodzi bo nie ma istotnie różnego alternatywnego wyjaśnienia. Ktoś mógłby ukuć argument psychologiczny w przeciwną stronę i mówić że to świadectwo Melo jest prawdziwe, a inni są w kuriozalnym błędzie, tak zwana “masowa sugestia” czy raczej masowa sugestia na odległość. Tylko, że musiałby to poprzeć faktami, że bywa tak, że tłum ponad tysiąca osób i, dodatkowo, takich w znacznej odległości od siebie może jednocześnie widzieć coś, czego nie ma. Bez tego “masowa sugestia” to tylko wytwór wyobraźni, (motywowanej ideologicznymi przekonaniami) postawiony przeciwko bardzo dobrze ustalonej prawidłowości, że nasze zmysły działają na ogół trafnie. Można też zrobić jak Rahner, uczepić się jednego szczegółu i sprawiać wrażenie, że ten szczegół miałby być rozstrzygający, a wszystko inne się nie liczy. “Sugestia” i “problemy” Rahnera to też przykłady nieprecyzyjnego użycia języka.

Wszystkie te obiekcje uważam więc za nieuzasadnione wobec faktu ustalonego ponad rozsądną wątpliwość – i raczej za efekt wyobraźni i wybiórczego traktowania materiałów źródłowych (przy okazji – dobrym rozwiązaniem problemu głodnego filozofa jest falsyfikacjonizm, może on metodą prób i błędów odkryć działającą teorię spożywania kotleta).

5.7 Argument Hume’a, Richard Dawkins

Na ostatku zostawię książkę “Bóg Urojony”, sprzedany w milionach egzemplarzy bestseller biologa Richarda Dawkinsa, jednego z popularniejszych trubadurów ateizmu na świecie. Na stronie 116 [RD], pisze on tak:

Pozornie, masowe wizje, tak jak doniesienia o 70 000 pielgrzymów w Fatimie w Portugalii w 1917 roku widziało „słońce które urwało się z nieba i opadało na ziemię” są trudniejsze do podważenia. Nie jest łatwo wyjaśnić jak tyle ludzi mogło mieć tą samą halucynację. Jeszcze trudniej jednak zaakceptować, że to się naprawdę wydarzyło bez zauważenia przez resztę świata – i to nie tylko zauważenia ale odczucia katastrofalnego zniszczenia układu słonecznego, wliczając w to siły bezwładności wyrzucające wszystkich w kosmos. Test na cud Davida Hume’a przychodzi na myśl „Żadne świadectwo nie wystarczy by uznać cud, chyba że jego fałsz byłby bardziej cudowny niż same świadectwo.”

Może się wydawać nieprawdopodobne, że 70 tysięcy osób mogło być jednocześnie zwiedzonych, albo ustalić masowe kłamstwo. Albo, że historia myli się twierdząc, że 70 tysięcy osób widziały tańczące słońce. Albo że jednocześnie widzieli miraż (kazano im patrzeć na słońce, co pewnie nie pomogło dla ich wzroku). Ale każde z tych pozornych nieprawdopodobieństw nie jest tak nieprawdopodobne, niż alternatywa: że Ziemia trzęsła się na swojej orbicie a Układ Słoneczny został zniszczony, czego nikt poza Fatimą nie widział.”

O ile nie uważam tego za specjalnie wartościową literaturę, to ta książka jest mi dość bliska. Można powiedzieć, że przebudziłem się, czytając. Po pierwsze nie wiedziałem wtedy wiele o cudach. O Fatimie wiedziałem niewiele, a o Cudzie Słońca chyba nic. Miałem przed sobą dowód na to, że niektórzy materialiści i darwiniści chętnie uwierzyliby w cokolwiek, jesliby tylko zgadzało się to z ich poglądami, wbrew “metodzie naukowej” którą podobno stosują. Jeśli obserwacja tysięcy osób nie wystarczy by coś ustalić, to czego możemy być pewni? Chyba nie ewolucji, jak pisze fizyk Thorsten Renk [tr] – liczba paleontologów którzy się zajmują wykopaliskami jest pewnie mniejsza – wszystko może być tak samo wielką mistyfikacją i kłamstwem (“zamiast wykopywać skamieliny z ziemi, składają je gdzie indziej”) (Dawkins pewnie by się nie zgodził, mawia, że jeśli ktoś w XXI wieku twierdzi, że nie wierzy w teorię ewolucji to kłamie albo jest niespełna rozumu). Jak w ogóle może istnieć nauka wobec tego, myślałem?

Ciekawe też jest, jakie argumenty Dawkins przedstawia. Argument Hume’a rozumie jako a priori (“cudów nie ma z definicji”) to nie jest dobre ujęcie tego argumentu (por. np z [Plat]). Taki argument jest słaby, czy nawet trywialny – jest on równoważny błędom potwierdzenia, gdzie ktoś odrzuca jakieś dowody, bo nie odpowiadają jego przekonaniom. Jak wspomniałem, cokolwiek można w ten sposób podważyć, także ewolucję. Czasami takie rozumienie przyjmują protestanccy apologeci (np William Lane Craig [LC]) gdy usiłują obronić (przed Humem) historyczność Zmartwychwstania Chrystusa.

Argument Hume’a przeciwko świadectwu o cudach – wyłożony w całym tekście “Enquiry Concernign Human Understanding”, “Chapter X: Of Miracles, Part I & Part II” []Hum[] składa się z dwóch części. Pisze on, że cud jest przekroczeniem praw natury, to jest dobrze ustalonej regularności w naturze – na podstawie poznania zmysłowego. Zauważa następnie, że możemy porównać ze sobą stopień wiary w świadectwo do stopnia tego jak nieprawdopodobne są fakty o których ono świadczy. Według Hume’a w świadectwa wierzymy dlatego – że są na ogół wiarygodne na podstawie naszego doświadczenia. Gdy więc świadectwo przeczy jakimś regularnościom które znamy z doświadczenia – możemy się spodziewać, że to raczej świadectwo jest nieprawdziwe. Na tej podstawie:

(Teza 1.) Żadne świadectwo o cudzie nie jest wiarygodne, no chyba że jego fałsz byłby bardziej cudowny niż sam cud.

To znaczy wiarygodne świadectwo o czymś nadzwyczajnym powinno być nadzwyczajnej jakości – tak by nie dało się łatwo zarzucić błędu czy fałszu. Zręczniejsza interpretacja A. Hajeka ([Plat]) brzmi tak – świadectwo jest wiarygodne jeśli to o czym świadczy jest bardziej prawdopodobne niż jego fałsz.
Nie odrzucamy cudów a priori jak Dawkins – Hume to podkreśla w pierwszych zdaniach części II. Wtedy dopiero stwierdza:

(Teza 2. ) Nigdy nie było żadnego wiarygodnego świadectwa o cudzie.

Na jego poparcie wskazuje 4 argumenty.

  1. Nie ma w historii cudu poświadczonego przez a) wystarczającą liczbę ludzi b) posiadających zdrowy rozsądek, dobre wychowanie i wykształcenie, c) praworządnych i o nieposzlakowanej reputacji. b) Nie ma ludzi świadczących się o faktach dokonanych w sposób jawny i w znanej części świata, by wykluczyć fałsz.
  2. Ludzka natura skłania się ku marzeniom o fantastycznych stworach i przygodach, a w połączeniu z duchem religijnym przekreśla zdrowy rozsądek. Człowiek religijny może konfabulować poddając się własnym marzeniom, czy też wiedzony pychą i zuchwalstwem, albo chęcią przysłużenia się świętej sprawie.
  3. W opowiadania o nadprzyrodzonych zjawiskach obfitują ludy “ciemne i barbarzyńskie” – a jeśli poddaje im się naród cywilizowany to na ogół dlatego, że przejął je od “ciemnych” przodków z powagą należną tradycji. Oszustwa i zabobon, pada u nich na podatny grunt, co jest potwierdzone zdaniem Hume’a przez obserwacje, że nic takiego nie dzieje się w czasach mu współczesnych.
  4. O cudach donoszą różne religie które nie mogą być jednocześnie prawdziwe.

O ile samym jego definicjom cudu i praw natury można trochę zarzucić, to nie będę tego rozwijał – w myśl przywileju wątpliwości zastąpiłem jedynie stwierdzenie “prawo natury”, “dobrze potwierdzoną regularnością”, tak jak to robi badacz Hume’a Alexander George (zob. streszczenie [EC]). Zarówno punkt 3. jak i przesłanki Tezy 1. odróżniają religię, która miała jeden cud, lub krótki okres cudów dawno temu, od religii, która miała cuda od dawna, w każdym wieku, aż po współczesność. By stawiać “regularność” przeciwko złamaniu tej “regularności” trzeba mieć do czynienia z wyjątkiem, sam Hume pisze, że “niewzruszone doświadczenie” ją ustaliło. Dla takiej religii doświadczenie już nie jest “niewzruszone”, więc może się ona takim zarzutom oprzeć. Nauka raczej ignoruje pojedyńcze anomalie39, ale zarazem zna przypadki dobrze opisanych rzadkich, niekontrolowanych zdarzeń – np supernowe, meteoryty, fale grawitacyjne – absurdem jest twierdzić, że przeczą one jakiemuś niewzruszonemu doświadczeniu. Tym sposobem religia katolicka kładąc na szali kilkaset co lepszych cudów może nieźle skorzystać na pomysłach Hume’a, gdyż sama się im może łatwo oprzeć, a konkurencja nie.

Wracając do cudu z Fatimy, która wydarzył się długo po śmierci Hume’a, jest to dobry przykład czegoś co dobrze odpowiada na wszystkie zarzuty z Tezy II.

Ad. 1, 2. Istnieje wiele spisanych świadectw – część z nich pochodzi od profesorów, arystokracji, a także niewierzących. Cud przewidziano publicznie, podając jego czas i miejsce, każdy mógł przyjść i sprawdzić sam, co dziesiątki tysięcy osób zrobiło. Niewierzący bez uprzedzeń natury religijnej dali świadectwo o “srebrnym słońcu”.

Ad 3. Cud wydarzył się we współczesności w Europie Zachodniej – nie w dawniejszych wiekach.

Ad 4. Różne religie donoszą o cudach, ale nie wszystkie dostarczają takich samych dowodów, nie wszystkie cuda są w stanie spełnić powyższe zarzuty. Religia która to może zrobić nie może być tu zrównana z tymi które nie mogą.

Jest to więc istotnie bardzo “cudowne” świadectwo. Możemy je uznać za prawdziwe ponad rozsądną wątpliwość.

Drugi zarzut Dawkinsa to przykład fałszywej alternatywy: albo kłamstwo/przywidzenia/błąd albo “układ słoneczny zniszczony/ziemia zatrzęsła się na orbicie”. Notabene, wierzący nie twierdzą ani jednego, ani drugiego.

5.8 O metodzie naukowej niektórych ateistów

Przy okazji Dawkinsa, zróbmy skromną dygresję. Pomoże nam to lepiej nakreślić rozpowszechnione nieporozumienia wokół metody naukowej, byc może odpowiedzialne za to, że rzadko rozumuje się w debacie publicznej z podstawowych przesłanek tejże metody. Dawkins jest przykładem nowego rodzaju “naukowych” ateistów z początku XXI wieku. Wśród innych można wymienić Daniela Dennetta (jest to naukowiec lub filozof materialista zajmujący się umysłem), nieżyjącego już dziennikarza Christophera Hitchensa i Sama Harrisa (zajmuje się badaniem świadomości, buddyjskimi praktykami duchowymi i środkami psychoaktywnymi). Ci czterej pewnego razu nazwali się “Czterema Jeźdzcami Apokalipsy” i nawet wydali wspólnie książkę.

Wszystkich ich dotyczy jeden problem, o którym pisałem szerzej w rozdziale o predykcjach. Nie będę rozsądzać między falsyfikacjonizmem, resztką logicznego pozytywizmu, a relatywizmem (na przykład), ale jaką filozofię byśmy nie wybrali, z tych względnie spójnych jak na dzisiejsze czasy, to pozycja tychże panów i tak będzie absurdem. Myślę, że mają liczne nienaukowe poglądy, jednak uważają je za naukowe, jednocześnie atakując religię jako nienaukową i rzadko mówiąc, co precyzyjnie mają na myśli. Dennettowi np [AG] zarzuca pseudonaukową retorykę i brak argumentów w jego popularnej książce na temat świadomości (“mimo wnikliwych i wartościowych detali, materialistyczny opis świadomości Dennetta jest poparty głównie retorycznym kuglarstwem”). Innym przykładem są niefalsyfikowalne ewolucyjne i socjobiologiczne poglądy Dawkinsa ([DD] s. 110, [tr]).

5.8.1 Dennett, znowu Dawkins i ewolucja

Skupmy się na chwilę na samej ewolucji. To co Renk Dawkinsowi wytyka jako błędne i obalone40, tzw silny adaptacjonizm, było przedmiotem ostrej krytyki w samej biologii ewolucyjnej już w latach 70. Można ten pogląd streścić tak: zakłada się bez dowodu, że wszystkie cechy organizmów powstały wskutek pędzonego doborem naturalnym przystosowania do środowiska41, następnie mając jakąć cechę układa się historyjkę jak ta cecha wyewoluowała, a następnie jest to przedstawiane jako dowód ewolucji42. Pogląd ten jest nienaukowy, zarówno z punktu widzenia falsyfikacjonizmu jak i indukcji logicznych pozytywistów. Wszelkie możliwe negatywne przypadki (tj gdzie to nie działa), można zamieść pod dywan dodając złożoności do hipotezy, a hipotezy alternatywne nie są stosownie zbadane. Gould i Lewontin [Gd] w głośnym artykule z 1979 przyrównują to do dr. Panglossa43, który wszelkie nieszczęścia tłumaczył pokrętnymi historyjkami44. Krytyka Goulda i Lewontina45 miała niemały wpływ na biologów, ale niektórzy, w tym także Dawkins z Dennettem, postanowili się do niej nie stosować (np. [RD] s. 167). Jeden i drugi argumentuje nadal na rzecz jakiejś tajemniczej potężności “adaptacjonistycznego myślenia” w oderwaniu od osądu, czy te wyjaśnienia są prawdziwe, albo uzasadnione z racjonalnego punktu widzenia. Dennett poświęcił temu podrozdział 9.1 w [DDn]:

Rozumowanie adaptacjonistyczne nie jest opcjonalne, jest sercem i duszą ewolucyjnej biologii. Choć może być uzupełniane i poprawiane, to myśleć o usunięciu jej z centralnej pozycji w biologii, to wyobrazić sobie nie tylko upadek darwinizmu, ale rozpad całej współczesnej biochemii i wszystkich nauk o życiu i medycyny.

Być może ma on rację, że porzucenie adaptacjonizmu to koniec darwinizmu. Wspominałem, że nowa synteza ewolucyjna tj nowa teoria ewolucji ani nie przypomina tego, co się powszechnie rozumie przez ewolucję46, ani nie da się łatwo wykorzystać do snucia materialistycznych hipotez. Przeciw wszystkiemu innemu muszę stanowczo zaprotestować. Nauki empiryczne mają określone racjonalne metody i nie sposób nagle udawać, że porzucenie jednej obalonej hipotezy ma na nie jakiś istotny wpływ. To, że medycyna, biochemia, czy genetyka upadnie bez darwinizmu to szalona spekulacja. Każda z tych dziedzin ma jakiś swój zestaw udowodnionych empirycznie (przez predykcje i doświadczenia) teorii, dla których prawdziwość darwinizmu nie ma żadnego znaczenia.47. Widzimy, że zamiast empirycznej, racjonalnej metody nauki usiłuje się nam tu przemycić zupełnie inną. darwinizm jest ’naukowy’ sam przez się i całkowicie niezbędny dla nauk o życiu, a jak coś się sprzeciwia darwinizmowi to sprzeciwia się samej ’nauce’. Dawkins ([RD])idzie nawet dalej. Wiara w potężność darwinizmu rozwiązuje wszelkie problemy, zarówno z samym darwinizmem i na zewnątrz jego (emfazy poniżej moje).

(s. 140). “Odkrycie, przez Darwina, działającego procesu, który robi bardzo nieintuicyjną rzecz, jest tym co sprawia, że jego wkład do ludzkiej myśli jest tak rewolucyjny i tak naładowany mocą by podnieść świadomość.

(s. 141-142) “Zaskakujące jak potrzebne jest takie podniesienie świadomości. Fred Hoyle był świetnym fizykiem i kosmologiem ale (tu Dawkins wymienia jego poglądy o biologi jako fałszywe, bez dalszego dowodu) sugerują, że potrzebował podniesienia świadomości przez dobrą ekspozycję na teorię doboru naturalnego. Na poziomie intelektualnym myślę że on rozumiał dobór naturalny. Ale potrzebujesz przesiąknąć doborem naturalnym, zanurzyć się w nim, popływać w nim by naprawdę dostrzec jego potęgę. “

(s. 188 ) “Najbardziej pomysłowym i potężnym dźwigiem odkrytym do tej pory jest Darwinowska ewolucja przez dobór naturalny. (…) Nie mamy równoważnego dźwigu dla fizyki. Jakiś rodzaj teorii Multiverse mógłby co do zasady zrobić taką samą wyjaśniającą robotę jak Darwinizm robi dla biologii. Ten rodzaj wyjaśnienia jest powierzchownie mniej satysfakcjonujący niż biologiczna wersja Darwinizmu, ponieważ ma większe zapotrzebowanie na szczęście. Ale zasada antropiczna pozwala nam postulować znacznie więcej szczęścia, niż ilość z jaką nasza ograniczona ludzka intuicja jest komfortowa. Nie powinniśmy tracić nadziei, że lepszy dźwig wyrośnie w fizyce, coś tak potężnego jak Darwinizm w biologii. “

Wybrano te fragmenty z Dawkinsowego argumentu, że Bóg “prawie na pewno” nie istnieje. Parę komentarzy słowem wyjaśnienia. “Dźwig” (o którym pisze i Dennett) to koncepcja powyższej filozofii, zgodnie z którą naukodarwinista powinien wyjaśniać świat tak, żeby go coraz bardziej rugować z niego kreacjonizm i Stwórcę. Cokolwiek, co mogłoby przywodzić na myśl Stwórcę jest zabronione i nazywa się “powietrznym hakiem” (ang. skyhook). Teoria jest na tyle potężna na ile może dostarczyć takich wyjaśnień. I tak na przykład argument fine tuning (biorący się z kosmologii argument na istnienie Boga) usiłuje się tu wyjaśnić przez teorię wielu wszechświatów (Multiverse) – inną nienaukową (zob. [pw]) hipotezę. ’Zasada antropiczna’ u Dawkinsa znaczy tyle, że różne nadzwyczajne nieprawdopodobieństwa mogły się zadziać biorąc pod uwagę, że jesteśmy na jednej z wielu planet zdolnych do zamieszkania. Na przykład jeśli (pisze Dawkins) prawdopodobieństwo powstania życia jest jak jeden do miliarda, to mogło się to zadziać na jednej z miliardów planet. Problem w tym, że też nie – to są znacznie, znacznie mniejsze szanse48.

Z racjonalnymi metodami nauki nic to wspólnego nie ma. Pojęcia takie jak “poziom świadomości” czy “nadzieja” są całkowicie poza ich zasięgiem – nie da się ich opisać obiektywnymi wielkościami, ani sprowadzić do racjonalnych przesłanek, ani nawet podać uniwersalnych definicji. Multiverse to najwyżej nietestowalna spekulacja, silny adaptacjonizm też (w praktyce). Argument z ’zasadą atropiczną’ się nie zgadza matematycznie. Wszystko to można opisać słowem ’metafizyka’. Można ją dalej sklasyfikować jako pseudonaukę: bo udaje ona naukę, nie mając ku temu podstaw i dalej jako irracjonalny naturalizm (przez porzucenie świadomego operowania przesłankami na rzecz nieświadomych władz umysłu).

Rachunek ’złożoności’ Dennetta i Dawkinsa z dźwigami i hakami ma, moim zdaniem, ten problem, że oni muszą jakoś odnieść złożoność hipotezy (np danego procesu adaptacyjnego) do złożoności tego, co ona usiłuje opisać (jakaś cecha organizmu). Do tego trzeba by ścisłej definicji złożoności, a nie widziałem, by jakąś podali. Naprawić się chyba tego nie da. Jeden wybór definicji, jakim jest złożoność Kołmogorowa (długość najkrótszego programu komputerowego, który mógłby wyprodukować jakieś obserwacje) jest dla nich dość bezużyteczny. Po pierwsze, nie mówi ta złożoność nic na temat bytów nieredukowalnych do algorytmów, jak człowiek albo Bóg, więc musi zrezygnować z ich badania a priori. Po drugie wtedy problem ewolucji byłby postaci “Czy da się wytwarzać złożoność algorytmiczną przy pomocy losowej optymalizacji”, co wygląda na trudną przeszkodę do pokonania. Alternatywnej definicji dostarczył Popper ([POP], r. VII), wskazując, że małą złożoność można zdefiniować przez dużą falsyfikowalność – tutaj notabene też oni nie poszaleją, bo trzeba by mieć moc predykcyjną i wyrzucać hipotezy, które nie działają. Widzimy tu przykład problemu z filozofią irracjonalistyczną o którym wspominaliśmy w 4.1.3. Co to jest “złożoność”? Nie wiadomo, choć czujemy, że to oczywiste. Ciekawe, czym jest “nauka” – powyżej wymknęło mu się, że teoria Multiverse to “wersja darwinizmu” (czyżby wznoszenie się ku darwinizmowi kosmicznemu49?) i jest to jedynie “powierzchownie” mniej satysfakcjonujące bo “ma większe zapotrzebowanie na szczęście”. Zgadzam się z tym, że neodarwiniści mają duże zapotrzebowanie na szczęście, dużo większe, niż im się wydaje.

5.8.2 Sam Harris i moralność naukowa

Sam Harris odkrył zaś, że “nauka” może ustalić wartości moralne W eseju “Clarifying the Lanscape” [SHa] tłumaczy, co on rozumie przez metodę naukową. Esej ten jest karkołomną próbą zrównania różnych niezbyt precyzyjnych metodologicznie dziedzin nauki (z jego własną “nauką” na czele) z fizyką.

Bronię zasadniczo jedności wiedzy, że granice między dyscyplinami są jedynie konwencjami”

Czasami jedność wiedzy jest bardzo łatwa to zobaczenia: czy jest naprawdę granica między prawdami fizyki i tymi biologii – nie.”

Łatwo stwierdzić, że fizyka (dobrze przetestowane teorie uczone w szkole i na studiach) jest czymś sympatycznym, bo pozwala nam przewidzieć z ogromną dokładnością to, czego w inny sposób byśmy wiedzieć nie mogli – inaczej rzecz się ma z biologią, i zupełnie inaczej z parapsychologią. Harris musi to zamaskować, gadając o jakichś losowych rzeczach bez znaczenia dla istoty problemu np:

Jestem zdziwiony, że niektórzy myślą o nauce w sensie tytułów naukowych, budżetów i architektury, a nie logicznych i empirycznych intuicji które pozwalają formułować uzasadnione sądy o świecie”

“Niektórzy” myślą o nauce w sensie jej metody, głównie zbioru przesłanek rozumowania naukowego. A intuicja to właśnie przekonania pojawiające się bezpośrednio, bez świadomego operowania przesłankami przy pomocy rozumu. Czyżby Harris miał takie pozarozumowe poznanie tego, co jest naukowe lub nie? Na to wygląda. Patrz, to jest “łatwe do zobaczenia”, że nie ma “granicy” między “prawdami” fizyki i biologii, po prostu on tak myśli i tak musi być.

Zauważmy, że “nauka” tu nie tylko definiuje wartości. Nauka Harrisa nawet ma wartości, oto więc epistemologia i aksjologia stały się jednym. Co to są te “wartości” nie wiadomo, ale Harris twierdzi, że jeśli światowej sławy genetyk Collins mówi, że Bóg obdarzył człowieka duszą nieśmiertelną, wolną wolą i moralnością, on te wartości “podważa każdym słowem”.

Część pozycji Harrisa i Dawkinsa byłaby do obronienia na gruncie twardego relatywizmu, zwłaszcza maksymy “wszystko się nada” Paula Feyerabenda. Problem w tym, że u Harrisa wcale nie “wszystko się nada” – na przykład różni religianci podważają wartości nauki. To jest gwóźdź programu – fizyk Stenger może usiłować wyrzucić za burtę religię – biorąc za metodę falsyfikacjonizm, ale wyfrunie za nią również i Harris i mu podobni. Harris takiego luksusu nie ma – zaś efekty tego konundrum widać wyżej.

5.9 “Zgniećcie Bezecną!”

Trudno się oprzeć wrażeniu, czytając kilku powyższych autorów z 5.8, że wybrałem akurat takich, którzy pasują do mojej hipotezy i sam popełniam błąd indukcyjny, który co rusz komuś zarzucam. Po pierwsze jednak, nie ja tu samodzielnie wybierałem. Richard Dawkins to profesor Oksfordu (obecnie profesor emeryt), członek Royal Society i laureat wielu nagród: naukowych, popularyzatorskich i “wolnomyślicielskich”50. Pochwalają jego prace nawet laureaci nagrody Nobla. Gdyby ci wszyscy ludzie mogli wynieść do tychże honorów kogoś znaczniejszego, bardziej sposobnego chorążego postępu, niewątpliwie by to zrobili. Nie robią tego. Jest wielu ateistycznych uczonych i filozofów których ja osobiście cenię wyżej niż Dawkinsa, tylko że oni piszą rzeczy, które dostarczają mi argumentów, jak widzieliśmy – nikogo takiego ze strategicznego punktu widzenia nie opłaca się promować. Podobnie twarzą ateizmu wynikającego z biologii ewolucyjnej nie może zostać Koonin, bo nagle wszyscy by przeczytali, że z życiem na ziemi to wcale nie jest taka prosta sprawa, jak dotychczas Dawkins twierdzi. Inni z wielkich mędrców tego świata zaś często nie są zainteresowani w ogóle sprawą religii (Feynman), przyznają się do ateizmu a priori (Lewontin), albo w inny sposób niespecjalnie pomagają51. Inteligencja i niewiara nie tworzy dobrego koryfeusza tej niewiary – potrzebna jest jeszcze specyficzna bezwzględność, w myśl wolteriańskiego credo “Écrasez l’infâme!” – “Zgniećcie bezecną”52.

Podobny obraz rozciąga się i w przeszłość – wspomnieliśmy w tej pracy trochę takich co uchodzą za mądrych, jeśli chodzi o filozofię. Na przykład Hume – którego argumenty katolicka religia obrócić na swoją korzyść. A co zaś z dziełami “filozofii popularnej”, literatury i dziennikarstwa? Weźmy na przykład “Słownik Filozoficzny” Voltaire (np “Wiara”, “Religia”, “Cnota”), czy “Wielkiego Inkwizytora” Dostojewskiego. Czy tam są jakieś rozumowania oparte na faktach, czy logice? Nie zauważyłem, najwyżej takie które można z łatwością obalić. Zostaje jedynie paszkwil. Ani jeden ani drugi nie osądził dobrze rozumem własnych poglądów. Taki oto atak im wystarczy, by osądzić najdonioślejszą tajemnicę istnienia – a przez to i siebie. Wielu innych atakuje od strony “historycznej”, w czym najwięcej udziału mają moderniści wyrośli z protestantyzmu53. Dowodzi się “historycznie”, że Ewangelia i doktryna Kościoła została w jakiś sposób sfałszowana. Zwłaszcza mówi się, że nie ma dowodów na dawne cuda Chrystusa, przemilczając przy tym większe nawet cuda współczesne jak Fatima. Inni oskarżają Kościół o odpowiedzialność za różne podłości, oszukując przy tym, albo rozdmuchując znacznie jakieś rzadkie sprawy. Ks. Ruotolo54 porównał całą tą grupę ludzi do tłumu krzyczącego “Na krzyż z nim” w Wielki Piątek. Z kim tak naprawdę? Z rozumem na krzyż – bo wszak Chrystus to Logos55 – Mądrość Przedwieczna. Cóż może człowiek potrzebniejszego sobie uczynić, niż rozstrzygnąć rozumem sprawy swojego istnienia, przyszłości i przeznaczenia? Albo cóż gorszego może sobie zrobić, niż wysilić ten rozum, by siebie zwieść i okłamać. Oto więc na krzyż, z rozumem i prawdą. Wiele wysiłku włożyli oni wszyscy by “Zgnieść bezecną”, ale nie szukali pilnie odpowiedzi, dlaczego to robią. Czy gdy się otrząśnie fałsz zostaje jakaś odpowiedź?

6 Załącznik.

Poniższe świadectwa są w źródłach w języku angielskim i zostały przeze mnie przetłumaczone na język polski, chyba by sprecyzowano inaczej. Pochodzą z książek Stanleya Jakiego [slj], Johna de Marchi [DM2], Idalino Costa Brochado [CB] i innych źródeł.

Świadectwo Jose Maria Almeidy Garret: ([DM2] s. 139, [CB] s. 175, [slj]), (oryginał po portugalsku w [DCF] s. 149 i w “Os Episodios…”, [DCF] s. 577)

Musiało być to około drugiej czasu urzędowego i około południa słonecznego. Słońce przebiło się przez gęste chmury i świeciło jasno i intensywnie. Zwróciłem się w kierunku magnesu który przyciągał wszystkie spojrzenia i zobaczyłem je jako dysk z jasno widoczną krawędzią, świetlisty i błyszczący – ale taki który nie ranił oczu. Nie zgadzam się z porównaniem które słyszałem w Fatimie – że to matowy srebrny dysk. Był to raczej czystszy, bogatszy, jaśniejszy kolor – coś jak połysk perły. Nie przypominał księżyca w pogodną noc – bo patrzenie nań sprawiało wrażenie, że to żyjący organizm. Nie był sferyczny jak księżyc i nie miał podobnej barwy, odcienia czy zacienienia. Wyglądał jak oszklone koło z macierzy perłowej. Nie mógł być pomylony ze słońcem widzianym przez mgłę (nie było wtedy mgły, z resztą), bo obraz nie był zamglony, ciemny i rozproszony. W Fatimie to (dysk – K.Z.) dawało światło i ciepło i widać je było wyraźnie – z łatwo widoczną krawędzią.”

Niebo było usiane lekkimi chmurami. Chmury przechodziły ze wschodu na zachód i nie przesłaniały światła słońca – dając wrażenie przechodzenia za nim – choć czasem białe cętki przybierały różową i niebieską barwę przechodząc przed słońcem. Nadzwyczajne było to, że można było skupić wzrok na tym piecu światła i ciepła bez bólu ani oślepienia źrenic. Fenomen, z wyjątkiem dwóch przerw gdy słońce wydawało się wypuścić promienie błyszczącego gorąca, które zmusiły nas by odwrócić wzrok, musiał trwać około 10 minut.”

Słońce nie było nieruchome i nie było to iskrzenie ciała niebieskiego – kręciło się wokół siebie. Nagle usłyszałem wrzawę, okrzyk przerażenia całego tłumu. Słońce wirując dziko jakby uwolniło się z firmamentu i ruszyło w stronę ziemi groźnie, jakby chcąc ją zmiażdżyć swoją wielką, ognistą masą. Okropne uczucie to było”

Podczas fenomenu, który właśnie opisałem były zmiany kolorów powietrza. Patrząc na słońce zauważyłem, jak wszystko ciemnieje. Patrzyłem na najbliższe obiekty, a potem aż po horyzont. Widziałem wszystko w kolorze ametystu. Obiekty wokół mnie, niebo i atmosfera, były w tym samym kolorze. Dąb nieopodal rzucał cień w tym kolorze na ziemię.

Obawiając się, że cierpię na uszkodzenie źrenic, nieprawdopodobne wyjaśnienie, bo wtedy nie widziałbym na purpurowo – odwróciłem się i zamknąłem oczy, zakrywając je rękami, by odciąć dostęp światła. Nadal będąc odwrócony, otworzyłem oczy i zobaczyłem tak samo purpurowy krajobraz.

Wrażenia nie przypominały zaćmienia i patrząc na słońce dostrzegłem, że atmosfera się oczyściła. Niedługo później usłyszałem wieśniaka nieopodal wołającego z zaskoczeniem: “Proszę spojrzeć, ta pani jest cała żółta”. I tak naprawdę wszystko, blisko i daleko, zmieniło się przybierając kolor żółtego adamaszku. Ludzie wyglądali jakby mieli żółtaczkę, (…) moja własna ręka była tego koloru.

Artykuły Avelino de Almeidy z “O Seculo” i “Ilustracao Portugesa” [bla], [DM2] s. 137

O Seculo” – 16 października 1917

Widzimy jak ogromny tłum odwraca głowy w kierunku słońca które wygląda zza chmur w pełnym zenicie. Słońce przypomina matowy srebrny talerz i można na nie patrzeć bez najmniejszego wysiłku – nie pali i nie oślepia. Można by powiedzieć, że trwa jakieś zaćmienie. Ale nagle wielka wrzawa się podnosi i najbliżsi widzowie krzyczą “Cud, cud”. Przed zdumionymi oczyma tych ludzi, których postawa przenosi nas do czasów biblijnych, którzy bladzi ze strachu patrzyli w niebo z odkrytymi głowami, słońce dygotało i wykonywało niewidziane nigdy wcześniej gwałtowne ruchy. “Tańczyło” wedle typowych określeń chłopów”

Ludzie wtedy zaczęli się dopytywać kto, co widział. Wielka większość widziała drżenie i taniec Słońca, inni potwierdzili, że widzieli twarz Świętej Panny, jeszcze inni przysięgali, że słońce wirowało jak fajerwerk i że zbliżyło się do Ziemi jakby chciało spalić ją swoimi promieniami. Niektórzy widzieli sukcesywne zmiany kolorów.”

Ilustracao Portugesa” – 29 października 1917

Widziałem, że deszcz przestał padać o przewidzianej porze. Gęsta masa chmur rozstąpiła się i słońce – dysk z matowego srebra pokazało się w zenicie i rozpoczęło swój konwulsyjny taniec, który wielka liczba osób porównała z tańcem serpentynowym, tak piękne i wspaniałe były kolory kolejno zdobiące tarczę słoneczną.”

Nie wystarczy to by zaspokoić twoje życzenie, ale moje oczy i uszy z pewnością nie widziały ani nie słyszały różnych rzeczy, a niewielu było takich których nie wzruszyła wielkość tego spektaklu, wyjątkowego i nade wszystko wartego badań i przemyśleń.”

prof. Goncalo Almeida Garret – 3 grudnia 1917 ([slj], [Dl], s.11, oryginał portugalski [DCF] s. 146)

” 1. Zjawisko trwało 8 do 10 minut 2. Słońce straciło oślepiającą jasność, przybierając niby ksieżycowy połysk, tak, że łatwo było je oglądać. 3. Trzy razy słońce wydawało się wirować na obrzeżach, strzelając iskry, jak znane fajerwerki. 4. Ten ruch, pojawiający się i przerywany trzy razy, był szybki. 5. Słońce stało się fioletowe a następnie żółte, rozpościerając ten kolor na ziemię, (potem – K.Z.) odzyskało swój blask i jasność, sprawiając, że nie można było na nie już patrzeć. 6. To wszystko stało się krótko po południu, w okolicach zenitu (co jest bardzo ważne). Nie uważam tego zjawiska za astronomiczne, ale atmosferyczne na tle słońca, z efektami blasku księżyca i rotacyjnego ruchu. Takie efekty są jednak nieprawdopodobne w zenicie, gdy wpływy meteorologiczne są słabe. “

Maria de Martel Patricio”, ” O Dia” z 19 października 2017 ([DM2] s.136, także [CB] i u innych)

Słońce wyglądało jakby okryte całunem, tak że można było na nie patrzeć. Odcień nieba, macierz perłowa, zmienił się w coś w rodzaju jaśniejącej srebrnej płachty, która rozerwała się, gdy chmury się rozstąpiły, a srebrne Słońce, spowite szarą jasnością welonu wydawało się kręcić i wirować, otoczone kręgiem cofniętych chmur. Wzbił się wtedy krzyk z każdego gardła, padliśmy na rozmokniętą ziemię, my tysiące i tysiące stworzeń Bożych, które wiara wzniosła ku niebu. Światło stało się niebieskawe w wybornym odcieniu, jakby z witraży wielkiej katedry rozlewając się na wielką gotycką nawę. (…) Niebieski powoli znikł i światło wyglądało jakby z żółtego witraża. Żółte plamy były na twarzach, białych chustkach i ciemnych, szarych spódnicach świadków. Pojawiły się wszędzie w dębowym zagajniku na skałach, na ziemi. Wszyscy płakali, modlili się ze zdjętymi czapkami, przejęci wspaniałym cudem na który liczono. Sekundy i minuty wydawały się godzinami, tak malownicze to było. Chmury płynęły z góry, w mglistym szarym świetle które okryło słońce. (…)”

A Beira Baixa”, z 20 października ([slj], 73)

Tysiące osób potwierdziło, że widziało to zjawisko. Deszcz lał się strumieniami. Przestał o przewidzianym czasie objawienia, jakby posłuszny głosowi”widzących” którzy powiedzieli, że nie będzie trzeba już trzymać parasoli otwartych.”

Słońce się pojawia, świeci dziwnym światłem, widziane jak gdyby było księżycem w pełni. Jego światło przechodzi stopniowe przemiany, raz czasem jakby dysk słoneczny był otoczony pierścieniem ognia, czasem jak srebrna metalowa miska. Wydaje się kręcić wokół swojej osi szybko i sprawia wrażenie urwania się z orbity i rzucenia się na Ziemię, produkując gwałtowne ciepło. Nikt w dobrej wierze niczemu z tego nie zaprzecza. Słyszeliśmy to od tych co to widzieli i listy przesłane z Fatimy to potwierdzają. Czy było to zjawisko naturalne, które powtórzyłoby się w identycznych warunkach atmosferycznych? Zjawisko elektryczne,jak niektórzy próbują twierdzić? Nie wiemy, ani nie myślimy, że do nas należy się wypowiedzieć na tak delikatny temat”

Diario de Noticias” ([CB], s. 153) z 15 października 1917:

Masowa sugestia natychmiast złapała te tysiące wierzących i ciekawskich. Wielka liczba osób otworzyła parasole – a dzieci nakazały je zamknąć; wówczas wedle świadectwa tysięcy osób – wydarzyła się dziwna rzecz. Słońce – wyglądające na dysk matowego srebra – poruszało się w okręgu – jakby napędzane elektrycznością – wedle świadectwa wybitnych ludzi którzy oglądali to wydarzenie”. I tysiące poddanych sugestii (kto wie czy nie zwiodło ich światło słońca, które pierwszy raz widzieli tego dnia) padło na ziemię, płacząc i trzymając się za ręce.”

Maria de Lemos Queiros, list do redakcji “Correio da Beira”, 11 listopada 1917 ([DCF], s.127 po portugalsku i [slj] s.107)

Minuty później (po tym jak Łucja powiedziała, że widzi objawienie, K.Z.), po przyjściu pastuszków, dokładnie w przewidzianym czasie (o godzinie pierwszej) przestało padać, a niebo do tej pory ciemne, rozpogodziło się trochę naprzeciwko obiecanego miejsca objawień, co instynktownie skierowało wszystkie spojrzenia w tamtym kierunku. Naprawdę była to chwytająca za serce scena, widziana przez 40 do 50 tysięcy ludzi. (…) Nie widzieliśmy Naszej Pani i nie uważamy się za tego godnych. Ale widzieliśmy potwierdzenie, nadprzyrodzone zjawisko słoneczne! (…) Jak mówiłam, o pierwszej, w miejscu gdzie chmury się rozstąpiły, ze zdumieniem ujrzeliśmy srebrny glob, kręcący się trochę i przykrywany tu i ówdzie przez chmury. To się powtórzyło 3 razy w odstępie 3-4 minut. (…) Po tym preludium, król nieba (Słońce – K. Z.), jakby przesłonięty przez chmury, ale nie całkowicie, ukazał się nagle w pełnym splendorze, bardzo różny od swojego zwykłego wyglądu, okryty czerwoną chmurą albo płomieniem. Po paru chwilach glob nerwowo drżał, jakby poruszany elektrycznością. Wydawał się rosnąć, próbując jakby przyspieszać i spadać na ziemię, wywołując moment strachu i radości.”

Joao Maria Lucio Serra, list opublikowany w “A Ordem”, 21 listopada, ([slj])

oglądali słońce na tle błękitnego nieba, bez uszkodzenia źrenic intensywnym blaskiem ani żadnych problemów ze wzrokiem, podczas gdy ono pojawiało się w różnych kolorach, kręcąc się szybko, a czasami wydawało się urywać z nieba i zbliżać do Ziemi.”

7 Bibliografia

[slj] Stanley, Jaki – God and Sun in Fatima, 1999, RealViewBooks

[CB] Idalino Costa Brochado, “Fatima in The Light of History”, 1955, Bruce

[pw] Why String theory is still not even wrong, wywiad z P. Woitem, J. Horgan, 2017 https://blogs.scientificamerican.com/cross-check/why-string-theory-is-still-not-even-wrong/

[DCF] Documentação Crítica de Fátima Seleção de documentos 1917-1930 https://www.fatima.pt/en/documentacao/f001-documentacao-critica-de-fatima-selecao-de-documentos-1917-1930

[JH] John Haffert, “Meet the witnesses of Miracle of The Sun” 1961

[DM2] John de Marchi “Fatima: The Full Story”, 1986

[WW] William Walsch “Our Lady of Fatima”, 1954

[bla] “O Seculo” i “Ilustracao Portugesa” o Fatimie, w przekładzie na angielski, John Nahrgang https://www.bluearmy.com/wp-content/uploads/2016/11/Episode-8_Newspaper-reports-from-Fatima-1917.pdf

[KP] Karl Popper, Stanford Encyclopaedia of Philosophy https://plato.stanford.edu/entries/popper/

[CC] Can we trust climate models?, J. C. Hargreaves and J. D. Annan, WIREs Clim Change 2014, 5:435–440. doi: 10.1002/wcc.288

[SM] Ellis, G., Silk, J. Scientific method: Defend the integrity of physics. Nature 516, 321–323 (2014). https://doi.org/10.1038/516321a

[Lad] J. Ladyman, ‘Understanding Philosophy of Science’, 2002, Routledge

[Mcc] „Evidence for Visions of Virgin Mary” Kevin McClure

[cl] PHOTOGRAPHIC EXPOSURE CALCULATION – A HISTORY, Chris Lord, dostęp 8.06.2022, https://www.brayebrookobservatory.org/BrayObsWebSite/HOMEPAGE/PHOTO_EXP_CALC_HIST.html

[Jn] “Looking for a Miracle”, Joe Nickell, wersja Kindle

[SR] “Miracles”, Scott Rogo, s. 227-232 ISBN 9780809255962

[GL] “Supernatural, Occult and the Bible”, Gerard Larne, 196

[AR] “Miracles, Opposing Points”, Arvey, s. 70-71

[Dl] “Fatima pictures and testimonials: in-depth analysis”, Philippe Dalleur, Scientia et Fides, Vol. 9 No. 1 (2021), https://apcz.umk.pl/SetF/article/view/SetF.2021.001

[BR] “Fatima Miracle Claims All Wet” Benjamin Radtford https://skepticalinquirer.org/2019/05/fatima-miracle-claims-all-wet/

[BR2] “The Lady of Fatima and Miracle of The Sun”, B. Radtford, 2013 https://www.livescience.com/29290-fatima-miracle.html [POP] “Logika Odkrycia Naukowego”, Karl R. Popper, Aletheia, 2002

[ST] Stacja Ateizm, “Cuda – Bóg”, dostęp 8.06.2022, https://youtu.be/PCMvkx-NYiw?t=1166

[Sch] Lisa Schwebel, “Apparitions, Healings, and Weeping Madonnas: Christianity and the Paranormal”, 2004

[Rah] Visions and prophecies, Karl Rahner, 1963

[MST] “The whole truth about Fatima : Volume 1 Science and the Facts” Michel de la Sainte Trinité, 1989, Buffalo NY

[MST2] “The whole truth about Fatima : Volume 2” Michel de la Sainte Trinité, 1990

[ms] Auguste Meessen, Apparitions and Miracles of the Sun, International Forum in Porto “Science, Religion and Conscience” October 23-25, 2003

[Plat] T. McGrew, Stanford Encylopaedia of Philosophy, “Miracles”, 2019, https://plato.stanford.edu/entries/miracles/#ImpHumMir

[PPop] S. Thornton, Stanford Encylopaedia of Philosophy, “Karl Popper”, 2021 https://plato.stanford.edu/entries/popper/

[LC] “The Problem of Miracles: A Historical and Philosophical Perspective”, William Lane Craig, dostęp 09.06.2022 https://www.reasonablefaith.org/writings/scholarly-writings/historical-jesus/the-problem-of-miracles-a-historical-and-philosophical-perspective

[SHa] Sam Harris, “Clarifying the Landscape”, 2014 https://www.samharris.org/blog/clarifying-the-landscape

[ff] “Falsyfikacja”, dostęp 8.06.2022, https://www.youtube.com/watch?v=kdErI6QKKDo

[DD] “Dawkins Delusion”, Harry Calahan, 2007, ISBN 9781847530950

[AG] ‘Dennett’s Rhetorical Strategies in “Consciousness Explained” ’, Anthony A. Derksen, Journal for General Philosophy of Science / Zeitschrift für allgemeine Wissenschaftstheorie Vol. 36, No. 1 (2005),

[Lak2] “Criticism and the Methodology of Scientific Research Programmes”, Imre Lakatos, Proceedings of the Aristotelian Society, New Series, Vol. 69 (1968 – 1969),

[RSim] “An Atheist in the Choir Loft”, Robert Simpson, s. 68

[RT] “You Have No Idea What Happened”, Maria Konnikova, dostęp 8.06.2022, https://www.newyorker.com/science/maria-konnikova/idea-happened-memory-recollection

[EC] “The Everlasting Check”, John Danaher, dostęp 8.06.2022, https://philosophicaldisquisitions.blogspot.com/2017/07/the-everlasting-check-understanding.html

[Lak3] 34–35, The Methodology of Scientific Research Programmes, 1978, Imre Lakatos, za artykułem “Imre Lakatos” na en.wikipedia.org.

[ASo] “Beyond the Hoax – Science as a practice”, A. Sokal, s. 178

[tr] “The miracle of the sun – a case study”, “Science and God”, Thorsten Renk, dostęp 8.06.2022, https://webhome.phy.duke.edu/~trenk/various/science_and_god.html

[Ag] Św Augustyn, “Miasto Boże”, 22:18 – O cudach.

[Rus] Bertrand Russel, s. 107. “Problems of Philosophy”, 1912.

[EML] “Elimination of Methaphysical Thought through Logical Analysis of Language”, Rudolf Carnap, translated by Arthur Pap, in “Logical Positivism”, edited by A. J. Ayer 1959, Free Press, NY

[RD] Richard Dawkins, “God Delusion”, Wyd. angielskie Kindle.

[DDn] Daniel Dennett, “Darwin’s Dangerous Idea”,

[Bon] Bonevac, D. John Calvin’s Multiplicity Thesis. Religions 2021, 12, 399. https://doi.org/10.3390/rel12060399

[Hum] David Hume, “Enquiry Concerning Human Understanding” https://courses.lumenlearning.com/modernphilosophy/chapter/david-humes-1711-1776-enquiry-concerning-human-understanding/

[Gd] S.J. Gould, R. Lewontin “Spandrels of St. Marco and the Panglossian paradigm”.

[Gd2] “Punctuated Equilibria: The Tempo and Mode of Evolution Reconsidered”, S. J. Gould, N. Eldredge, Paleobiology, Vol. 3, No. 2 (Spring, 1977),

[DNob] The Illusions of the Modern Synthesis, Denis Noble, Biosemiotics volume 14, pages 5–24 (2021) https://link.springer.com/article/10.1007/s12304-021-09405-3

[Yen] “Seeing is Believing: Constructing the Higgs Boson” Ch. Yen.

[KMro] “Przeszłość to Dziś I klasa cz. 2”, K. Mrowcewicz, STENTOR, 2005, Warszawa

[Fey] Paul Feyerabend, “Przeciw Metodzie”, Aletheia

[Carn] R. Carnap “Elimination of Metaphysics through Logical Analysis of Language”, Erkenntnis:60-81 (1932)

[Cob] W. Cobbett, “Historya Reformy Protestanckiej w Angliji i Irlandyji”, 1874, nakładem L. Rzepeckiego

[Den] H. Denifle, “Luter i Luteranizm: z oryginalnych źródeł”, 1917, Torch press (wyd. angielskie)

[Sny] T. Snyder “Black Earth”, s. 1-9. NYC 2015

[Aue] “The Authority of Obscurity: Fludd, Hamann, Heidegger, Kripke” D. Auerbach.

[Wol] “Dociekania Filozoficzne” L. Wittgenstein, PWN, przedmowa tłumacza B. Wolniewicza.

[Wol2] “Filozofia i Wartości t. 2”, “O sytuacji w filozofii współczesnej”, B. Wolniewicz, 2018, WUW

1 Podrozdział 4.1 i część punktów podrozdziału 3.2 są nieco bardziej techniczne i poświęcone uzasadnieniu tez i odrzuceniu obiekcji. Można zostawić je na później przy czytaniu.

2 ten fragment pochodzi z książki Jakiego, nie ma go w [DM2]

3 Falsyfikacjonizm wyrafinowany (zob. 4.3).

4 Lakatos stwierdził, że “nikt do tej pory nie znalazł żadnego kryterium demarkacji (tj podziału nauki i nienauki), wedle którego Darwin może być określony jako naukowy”.

5 Indukcja jest to rozumowanie, które z obserwacji jakiejś zależności wyprowadza ogólną zasadę. Np. “Widzę same białe łabędzie (obserwacje), więc wszystkie łabędzie są białe (zasada).” Do połowy XXw. widziano w indukcji głównego kandydata na metodę naukową, mimo braku racjonalnych podstaw (tzw problem indukcji). .

6 Neodarwinowska synteza, jest to jedna z teorii ewolucji opracowana do lat 60 – słowo ’synteza’ odnosi się do połączenia darwinizmu i genetyki Mendla – jednego z postulatów tejże teorii. Tzn niewielkie zmiany organizmów miałyby się akumulować do coraz większych zmian i wreszcie wytworzenia się gatunków. Podważono to jednak (np przez zapis kopalny [Gd2]), podobnie też część innych jej postulatów [DNob], ([Kn] s. 399). Biologowie proponują obecnie znacznie zmienioną teorię ewolucji. Ateistyczni aktywiści obstają czasem przy starszej wersji, może dlatego, że nowa spycha coraz większą część historii życia do rzadkich, prehistorycznych wydarzeń. Trudno wtedy podważać dowody cudów tu i teraz, zarazem utrzymując, że wie się, co zaszło milion lat temu.

7 Wobec masy wyników sprzecznych z dobrze ustalonymi teoriami naukowymi.

8 poruszające się szybciej niż światło, co jest niezgodne m.i. ze szczególną teorią względności

9 obserwacje Kuhna i Lakatosa zob. 4.3.2,

10 Zob. [Fey], indeks analityczny.

11 Wyjątek był w sierpniu, nie było objawienia 13 sierpnia bo Santos zamknął wizjonerów celem śledztwa. Zgromadzony tłum widział jednak cudowne zjawiska w ustalonym czasie i miejscu również bez wizjonerów.

12 Równoważne części I argumentu Hume’a (zob. 5.7).

13 Sceptyk dalej może założyć a priori, że cud jest jeszcze większą niemożliwością i że żadne świadectwo z doświadczenia nie wystarczy – ale jak on może to wiedzieć, skoro prawa naukowe zna z doświadczenia i jednocześnie chce to samo doświadczenie podważać.

14 O cudownych zjawiskach z Lourdes np pisał o. Kolbe w 1926: “Puszczano w ruch sugestię, hipotezę itd., ale i te środki nie wytrzymały krytyki, boć i jak że rozłupanej kości nakazać, aby się zaraz zrosła, albo dokonać, by miliardy mikrobów wedle życzenia (…) strawione płuca z powrotem wypluły…”- Rycerz Niepokalanej 5 (1926) 27. Jest to szeroko stosowana strategia. Św. Maksymilian Maria Kolbe, męczennik – zabity w 1941

15 Twórcą teorii gwiezdnej nukleosyntezy był wybitny astrofizyk Fred Hoyle, więcej o nim w 5.8.

16 Nie jest jasne, czy ona w ogóle była pozytywistyczna u Wittgensteina. Znawca Wittgensteina Wolniewicz wspomina zarówno o fundamentalnym niezrozumieniu Traktatu przez Carnapa i innych pozytywistów, jak i krótkim okresie quasi-pozytywistycznym u Wittgensteina pod koniec lat 20.

17 Wittgenstein w opublikowanych pośmiertnie “Dociekaniach Filozoficznych” postawił między innymi tezę, że nie może istnieć teoria odwzorowania zdań języka w stany rzeczywistości.

18 Martin Heidegger, zm. 1976, wpływowy filozof niemiecki

19 Widać w tej uwadze, że kocioł przygania garnkowi. Najpierw mówi o “empirycznie ugruntowanej indukcyjnej nauce” zakładając nadal że coś takiego w ogóle istnieje, a potem poprawia definicję ad hoc, pod to co mu pasuje.

20 “Jestem głodny”, “Jestem strażakiem”, “Jestem w domu” – po angielsku ma to więcej sensu, np w Continuous Tense

21 Często wychodzi niewiele. Hegel pisał zawiłe prace, z których część nie niesie znaczenia bardziej niż poezja, np Naturphilosophie. (zob. [AAM]). Heidegger polega na teologicznej i mistycznej retoryce, stwierdzeniach przypisujących mu sekretne bezpośrednie poznanie tajemnic “Istnienia” [Aue]. Więcej o tym za chwilę.

22 W przedmowie do polskiego wydania “Dociekań Filozoficznych” [Wol].

23 A przykład zdemaskowania “pozornie teoretycznego” tekstu współczesnej filozofii postmodernistycznej można znaleźć w [Wol2].

24 Od Tertuliana pochodzi metafora o “Dwóch Księgach”, Księdze Objawienia i księdze natury. Później powtarzali ją często protestanci. Warto zaproponować inną dwoistość: racjonalistyczne badanie natury – to znaczy nauki ścisłe i racjonalistyczne badanie Objawienia to znaczy tomizm. Ta analogia okazuje się trafna wobec naleciałości filozofii hermeneutycznej w innych wyznaniach chrześcijańskich np ([Bon] r. 6).

25 Przykład: słynny XIII-wieczny spór Św. Tomasza, Św. Bonawentury i Awerroistów o początek wszechświata dotyczył także tego, czy ten początek jest prawdą wiary, czy też może być dowiedziony rozumem.

26 zob. 5.8

27 O pseudonaukowości Freuda pisał Popper [PPop], mimo to jest to dziś jeden z najwięcej cytowanych autorów w psychologii (h-index 283). Kinsey zaś rozmyślnie fałszował wyniki na poparcie swoich “teorii”.

28 Sami klimatologowie przyznają, że na obowiązującą teorię o istotnej roli dwutlenku węgla nie udało się dostać dowodu w postaci istotnych predykcji [CC]. Niemniej, mając jako-takie potwierdzenie i wobec grożącego ryzyka wydaje się setki miliardów dolarów na kontrolę tego zjawiska. Polecałbym podobną zapobiegliwość też w innych sprawach.

29 fakt, że ten fragment jest dość krótki i niejasny (nierozróżnienie hipotezy od serii zmieniających się hipotez) spowodował, jak sądzę, kontrowersje

30 Obserwacja ta zdaniem Poppera (p. 72) grzebie indukcjonistyczne teorie by stworzyć jakieś ’prawdopodobieństwo’ hipotezy – bardziej ’prawdopodobne’ hipotezy są zarazem bardziej niefalsyfikowalne.

31 katolicki dogmat o realnej obecności Chrystusa w Eucharystii.

32 Jedyne co widzimy to produkty rozpadu, żyje ta cząstka bardzo krótko. Nie reaguje ona z fotonami, więc dla światła widzialnego jest przezroczysta. Wizualizacje, które pokazują fizycy są na ogół schematami trajektorii produktów rozpadu zob. [Yen]

33 Ciekawostka: o transsubstancjacji podobnie pisze Hume we wstępie do Ch. X [Hum], obracając protestancki argument o tym przeciwko samym protestantom

34 Można by tu podnieść znaną historię, że zmianą był heliocentryzm, natomiast ja się z tym nie zgadzam. Zob. “Przeciw Metodzie”a [Fey] (s. 234-238) Kościół nie wyciągnął ptolemeizmu z Biblii i Tradycji, a interpretował Objawienie w oparciu o obowiązującą teorię naukową, w którą na przełomie XVI i XVII wieku wierzyli prawie wszyscy eksperci (np Brahe i Magini). Nie jest to zmiana Objawienia.

35 My krytykować jednak będziemy, z ciekawymi skutkami np w 5.8.

36 Objawienia przewidziały dokładnie wojnę, choć proroctwa nie opublikowano drukiem przed jej wybuchem. Wiemy jednak, że Łucja w 1939 usiłowała interweniować w tej sprawie, wiedząc, że za chwilę będzie wojna zob [MST2], r. 2.10.

37 dosłownie: “wspomnienia-żarówki błyskowe”

38 Podrozdział 5.6 jest dygresją i można go pominąć.

39 robi to na ogół, ale nie zawsze, zob. 3.2.4

40 [tr], “Musings on evolution”

41 R. Lewontin [tr]: “podejście do studiów ewolucyjnych, które zakłada, bez dalszego dowodu, że wszystkie cechy morfologiczne, fizjologiczne i behawioralne organizmu są adaptacyjnymi, optymalnymi rozwiązaniami”

42 Przykład z [Gd]: “Harner (1977) proponuje, że ofiary z ludzi u Azteków, były adaptacją ewolucyjną spowodowaną ciągłymi brakami mięsa”. “Wilson (1978) używa tego jako głównej ilustracji adaptacyjnej, genetycznej predyspozycji do mięsożerności u ludzi.”

43 Bohater “Kandyda”, noweli-pamfletu Voltaire’a

44 Pangloss wierzy w leibnitzowską zasadę, że żyjemy w najlepszym z możliwych światów i jest w stanie zbyć wszelkie dowody przeciw temu przy pomocy skomplikowanych historyjek. Śmierć kompana Pangloss tłumaczy tak, że zatoka koło Lizbony istnieje właśnie po to, by mógł się on w niej utopić. Syfilis, którym się zaraził, tłumaczy jako konieczny skutek wyprawy Kolumba, dzięki której sprowadzono kakao i koszenilę.

45 S. J. Gould i R. Lewontin, profesorowie biologii na Harvard University, obydwaj ateiści i marksiści.

46 Listę darwinistycznych poglądów, które uległy znacznej rewizji można znaleźć u Koonina [Kn] (s.399). Autor ten jest wpływowym ekspertem biologii obliczeniowej i ewolucyjnej.

47 Raczej zachodzi zależność odwrotna: neodarwininiści bardzo chcieli uczepić się dużo bardziej wyrafinowanej metodologicznie genetyki, stąd “synteza”.

48 Fred Hoyle (którego Dawkins wspomina) obliczył nieprawdopodobieństwo na poziomie a Eugene Koonin . Żeby zapisać tą drugą liczbę w postaci ogólnej trzeba napisać ponad 1000 zer. Hoyle mawiał, że powstanie życia jest tak nieprawdopodobne jak to, że tornado na złomowisku poskłada działający samolot. Miliard (), albo kwintylion () to o wiele mniejsza liczba.

49 Dziwne, że Dennett i Dawkins zdają się nie lubić Teilharda de Chardin, który przypisuje jakiejś wersji ewolucji podobnie cudowne własności. Był to jezuita, który pisał o ewolucji całego Wszechświata i ludzkości w stronę tzw punktu Omega, który to jest jakimś wyższym kolektywnym stanem świadomości, a zarazem technologiczną osobliwością – punktem ogromnego postępu technologicznego i naukowego. Związane z tym roszczenia teologiczne ściągnęły na niego gromy z Rzymu.

50 Choć ostatnio zabrano mu jedną taką nagrodę pod zarzutem poniżania transgenderystów.

51 Wybitny fizyk S. Weinberg w 1999 wspominał jednego z murzyńskich niewolników, którego los znacznie się pogorszył, od kiedy właściciel przekonał się do jednej z sekt protestanckich popierających niewolnictwo. Konkluduje on, że religia to ’obraza ludzkiej godności’ i trzeba religii by ’dobrzy ludzie robili złe rzeczy’. Albo ktoś to weźmie na poważnie, bo przecież noblista musi być mądry. Albo zapali mu się lampka ostrzegawcza, bo nawet noblista żadnego lepszego argumentu nie wymyślił. Nie wie też, że np jezuici w XVII-XVIIIw. położyli wielkie zasługi w poprawie bytu Indian w Ameryce Płd.

52 oryginalnie „Wyznanie chrześcijańskie jest religią haniebną, podłą hydrą, która musi być zniszczona” (Voltaire, cytat w B. Wildstein, „Bunt i afirmacja”, 2020), albo „zburzyć to, co dwunastu łajdaków i błaznów zbudowało” (list Voltaire’a do d’Alemberta z 24 czerwca 1760 r.) Ciekawe, że się Voltaire’a i jego poglądy reklamuje bardzo w polskich podręcznikach szkolnych np. [KMro] s. 192. np: “Według Woltera nie istnieją żadne cuda, nie ma też świata nadprzyrodzonego, wszystko to jest bowiem sprzeczne z rozumem”

53 Który to historii wszak innej mieć nie może delikatnie mówiąc niechlubna. Jak to zakładanie protestantyzmu wyglądało zob. W. Cobbetta [Cob] o reformie w Anglii, i Deniflego [Den] o Lutrze. W tej pierwszej książce oberwało się znacznie i Davidowi Hume, który wszak wypłynął w Anglii na salony jako historyk. Okazuje się, że nieuczciwy i ogromnie zawzięty na katolicyzm.

54 Ks. Dolindo Ruotolo, Sługa Boży, mistyk, zm. 1970.

55 “światłość prawdziwa, która oświeca każdego człowieka”, zob. “Pierwsza Apologia” Św. Justyna, p. 22

Uzdrowienia w Lourdes a ateiści

[Znamy, ale ponieważ pamięć mamy doskonałą, tylko trochę krótką... MD]

https://dakowski.pl/index.php?option=com_content&task=view&id=18441&Itemid=46

Znany badacz cudownych uzdrowień w Lourdes, prof. medycyny Auguste Vallet twierdzi, że “medycyna nie zna takiej choroby, z której w Lourdes nie dokonałoby się w niewytłumaczalny dla nauki sposób, dobrze udokumentowane cudowne uzdrowienie”.

Dla wielu ludzi Lourdes i inne sanktuaria pozostają bardzo czytelnym znakiem Bożego działania. W ten sposób kochający Bóg apeluje do ludzkich serc z prośbą o nawrócenie, o otwarcie się na tajemnicę Jego Miłości. Niestety są jednak ludzie, których cuda te nie przekonują, ponieważ ich zdaniem nie są tak spektakularne i oczywiste, aby swoją oczywistością niejako zmusiły wszystkich do ich przyjęcia. Wszyscy sceptycy i różnej maści agnostycy i ateiści stawiają zarzut zawarty w pytaniu: dlaczego w Lourdes nikomu nie odrosła amputowana ręka czy noga? Według nich tylko wtedy daliby się przekonać. Tak argumentował swój brak wiary między innymi słynny pisarz Emil Zola, który chociaż był naocznym świadkiem cudownego uzdrowienia dwóch umierających kobiet to jednak nie uwierzył. Co więcej, napisał paszkwil zaprzeczający oczywistym faktom.

Trzeba tutaj jednak odnotować bardzo dobrze udokumentowany historyczny fakt, oficjalnie przez władze Kościelne uznanego cudu odzyskania amputowanej nogi po trzech latach od jej odcięcia. Ten niezwykły fakt miał miejsce 27.04.1641 r. w Saragossie w Sanktuarium Matki Bożej “Virgen del Pilar”. Trzeba tutaj mocno podkreślić, że jest to jeden z nielicznych historycznych faktów, które zostały bardzo precyzyjnie udokumentowane i co do jego autentyczności nie może być wątpliwości. Znany jest historykom jako “el milagro de Calanda”. Bardzo rygorystyczne badania historyczne stwierdzają, że młodzieniec Miguel-Juan Pellicer z miejscowości Calanda miał amputowaną poniżej kolana prawą nogę, która została pogrzebana na cmentarzu szpitala w Saragossie. Trzy lata po amputacji, po gorącej modlitwie do Matki Bożej, w nocy, w sposób niewytłumaczalny odcięta [i gdzieś tam przed laty zakopana… MD] noga została na nowo połączona z kikutem. Ten niezwykły cud odbił się głośnym echem w całej chrześcijańskiej Europie XVII w., ale i w XVIII prowokował nieudane próby jego kwestionowania ze strony racjonalistów Oświecenia.

Wracając do cudownych uzdrowień w Lourdes, warto tutaj przypomnieć jedno z nich, najbardziej szokujące lekarzy i obserwatorów. 16.02.1867r. Piotr de Rudder pracował jako robotnik u hrabiego du Bus de Ghisignies w Jabbecke (Belgia). Właśnie tego dnia upadło na jego lewą nogę ścinane drzewo i potrzaskało kości na liczne odłamki, co uniemożliwiało zrośnięcie. Na koszt hrabiego opiekowało się Piotrem po kolei kilkunastu lekarzy, jednak noga się nie goiła, tylko pokryła się zgangrenowanymi tkankami i ropiejącymi przetokami. Wszyscy lekarze, łącznie z profesorem Thiriart, chirurgiem dworu królewskiego, stwierdzili konieczność amputacji.

Chory jednak z uporem, pomimo strasznych cierpień, nie zgadzał się na odcięcie nogi. W tym też okresie w Oostacker pod Gandawą zbudowano kaplicę i grotę na cześć objawień Matki Bożej w Lourdes. Grota stała się sławna w Belgii, gdyż miały tam miejsce cudowne uzdrowienia. De Rudder postanowił udać się do Oostacker, by uprosić dla siebie cudowne uzdrowienie. 5 kwietnia 1875 r. poprosił żonę swego pracodawcy, panią du Bus, o pieniądze na podróż. Hrabina ogląda chorą nogę i notuje w dzienniczku: “De Rudder odwinął bandaże nasiąknięte ropą i krwią, czuć było nieznośny fetor. Widać było, jak oba końce złamanych kości wystawały z ran”.

7 kwietnia 1875 r. w towarzystwie żony udaje się do groty Oostacker. Złożono Piotra przed grotą, gdzie napił się wody ze źródła i siedząc przed figurą Matki Bożej żarliwie zaczął się modlić, prosząc o odpuszczenie grzechów i łaskę uzdrowienia. Nagle Piotr doznał dziwnego wstrząsu, odrzucił kule przeszedł kilka kroków, klęknął u stóp figury Niepokalanej i zawołał: Boże, jestem uzdrowiony! Jego żona z wrażenia zemdlała. Wszyscy obecni na widok tego, co się wydarzyło, z płaczem cisnęli się wokół cudownie uzdrowionego. Zdziwienie i płacz szybko przeszły w radość religijnego uniesienia. Spontanicznie uformowała się procesja z uzdrowionym Piotrem na czele, która kilkakrotnie obeszła grotę, śpiewając pieśni religijne. Później został przebadany przez komisję lekarską. Okazuje się, że noga w jednym momencie została całkowicie uzdrowiona, bandaże same opadły, złamane kości, piszczel i kość strzałkowa, same się zrosty, chociaż brakowało 6 cm kości, zniszczonych przez zgorzel w ciągu długich lat choroby, rany się zabliźniły. Dla wszystkich lekarzy, którzy leczyli Piotra, było oczywiste, że zdarzył się nieprawdopodobny cud. Kto dokonał tego dzieła? Naukowiec dr Le Bec napisał, że dla utworzenia fragmentu kości, który nagle zastąpił ubytek piszczelą i kości strzałkowej u połamanej nogi Ruddera, trzeba było 5 g wapnia. W organizmie chorego nie było tej ilości wapnia w stanie wolnym.

Skąd się więc ono wzięło?

Wszyscy lekarze, którzy leczyli Ruddera, po zbadaniu uzdrowionej nogi nawrócili się. Również hrabia du Bus, senator antyklerykalnej, masońskiej partii, zadeklarowany i walczący z Kościołem mason-ateista, kiedy zobaczył Ruddera wracającego w pełni zdrowia z pielgrzymki, nawrócił się. Powiedział wtedy do żony: “Nigdy nie wierzyłem w cuda. Lecz jeżeli de Rudder został uzdrowiony, to jest to prawdziwy cud. W ten cud ja wierzę”.

Czy jest możliwe, aby 6 cm brakującej kości w jednym momencie wzięło się z niczego?

Oczywiście, że cud ten jest mniej spektakularny od tego, który miał miejsce w Saragossie, ale również w Oostacker dokonało się stworzenie z niczego brakujących kości i ciała.

9 kwietnia dr Affenaer, lekarz Piotra de Rudder, ze łzami w oczach powiedział: “Jest pan uzdrowiony, Pańska noga jest nogą dziecka nowo narodzonego. Tego, czego nie potrafiła uczynić medycyna, mogła dokonać Maryja”.

Dr Van Hoestenbergke ze Stalhille, znany ateista, z pokorą pochylił czoło przed wszechmocą Boga. W czasopiśmie: “Revue des Ouestions Scientifigues” razem z dr Royer i dr Deschamps, opisał cud z naukową dokładnością, stwierdzając, że nie można tego uzdrowienia wyjaśnić siłami natury.

       To cudowne wydarzenie badała specjalna komisja złożona z 22 lekarzy, katolików; innowierców i ateistów. Uzdrowienie to było przedmiotem licznych badań, również w Holandii, Anglii, Niemczech, Włoszech. W r.1892 dr Hoestenberghe napisał do dr Boissaire: “Bytem niewierzącym, ale cud Piotra de Rudder otworzył mi oczy”. Przed cudem rodzinna wieś Piotra słynęła z niewiary i złych obyczajów. Po uzdrowieniu ludzie się nawrócili i wszyscy zaczęli chodzić do kościoła.

Piotr Rudder zmarł 22.03.1892r. Siedem lat później dr Van Hoestenberghe z ekshumowanego ciała Ruddera wyjmuje piszczele i kości strzałkowe i daje ostateczny dowód podwójnego złamania i uzdrowienia. Dr Diday, który wcześniej bluźnit przeciw świętości Lourdes, a potem stał się jej obrońcą, napisał: “Jeżeli ręka była Boża, to jednak ślad, który zostawiła, jest na wskroś ludzki”.

W Niebie obowiązuje kalendarz Juliański. Cud Ognia i cofanie się wód Jordanu.

[wskazuje na to tak Cud Ognia, jak i cofanie się wód Jordanu. Cud na Jordanie. Woda w rzece, wzburzona jak fale na morzu, zawraca i płynie w przeciwną stronę.

——————————-

http://cudognia.pl/promowany/podstawowe-informacje-2/

Rokroczny Cud Ognia w Jerozolimie Podstawowe informacje o Cudzie Ognia

23 kwietnia w Bazylice Grobu Świętego w Jerozolimie odbyło się wyjątkowe nabożeństwo. Jest ono co roku transmitowane przez stacje telewizyjne z całego świata. To ceremonia Świętego Ognia, który od ponad 1500 lat, w niewytłumaczalny sposób zapala lampę w Grobie Pańskim. Co na ten temat mówią historyczne źródła?

OGIEŃ NADPRZYRODZONY

Rokrocznie od ponad 1500 lat, po nabożeństwie pod przewodnictwem prawosławnego patriarchy Jerozolimy, lampa znajdująca się w Grobie Pańskim zapala się w nadprzyrodzony sposób za sprawą zstępującego z nieba Świętego Ognia.

Dzieje się to zawsze w prawosławną Wielką Sobotę (do XVI wieku Wielkanoc w tym samym terminie obchodził także Kościół Rzymskokatolicki[1]). Tysiące naocznych świadków oraz 70 przekazów historycznych (z okresu od IV do XVI w.) potwierdza, że zejściu Ognia często towarzyszą głośne grzmoty, błyski oraz samoistne odpalenia lamp i świec znajdujących się w różnych miejscach Bazyliki. Ponadto, przez pierwsze kilka minut od momentu zejścia, płomień świec odpalonych od lampy nie parzy.

NAGRANIE Z ZESZŁEGO ROKU (2021) roku

PRZEBIEG CEREMONII

Zstąpienie Świętego Ognia odbywa się rokrocznie w tym samym miejscu i w podobnym czasie. Współcześni archeolodzy zgodnie twierdzą, że Golgota i Grób Pański znajdujące się w jerozolimskiej Bazylice są autentycznymi miejscami kaźni, pochówku i Zmartwychwstania Jezusa Chrystusa. Nabożeństwo Świętego Ognia celebrowane jest w języku greckim pod przewodnictwem prawosławnego patriarchy Jerozolimy (obecnie jest nim Teofil III).

Przez lata ceremonia uległa jednej istotniej modyfikacji, dotyczącej obecności patriarchy w Grobie Pańskim. Do końca XV wieku Grób Pański podczas nabożeństwa był pusty i zamknięty przez muzułmanów. To oni nadzorowali przebieg ceremonii, grożąc śmiercią chrześcijanom w przypadku niezstąpienia Ognia lub odkrycia oszustwa. Fakt ten potwierdzają wszystkie historyczne świadectwa, począwszy od X w. (list biskupa Arethasa z 920 roku[2]) aż do roku 1480. Natomiast od XV w. do czasów współczesnych, w środku Grobu Pańskiego znajduje się patriarcha prawosławny, modląc się o zejście Świętego Ognia. Szczegółowy przebieg ceremonii znajduje się TUTAJ

MANUSKRYPTY/ŚWIADECTWA HISTORYCZNE

Głównym źródłem historycznych relacji zamieszczonych na stronie www.cudognia.pl jest książka Harisa Skarlakidisa[3] pt. „Holy Fire”[4]. Jej druga edycja, wydana w 2015 roku, zawiera aż 70 świadectw opisujących zstępowanie Świętego Ognia w okresie od IV do XVI wieku. W poszukiwaniu źródeł autor odwiedził największe zbiory manuskryptów w Europie (m.in. Bibliotekę Watykańską oraz biblioteki w Londynie, Berlinie, Monachium, Cambridge i Jerozolimie). Tym sposobem Skarlakidis odnalazł 15 świadectw na temat Cudu Ognia, których dotychczas nie przetłumaczono na języki nowożytne. Dodatkowo, autor po raz pierwszy dokonał tak obszernej analizy manuskryptów opisujących ceremonię. Książka zawiera świadectwa pochodzące ze źródeł m.in.: arabskich, greckich, ormiańskich i łacińskich.

PAPIEŻ, BŁOGOSŁAWIENI ORAZ KATOLICKIE DUCHOWIEŃSTWO

Pomimo współczesnej znikomej świadomości Cudu Ognia wśród zachodnich chrześcijan, to właśnie katolicy są autorami większości historycznych relacji opisujących i podkreślających nadprzyrodzony charakter ceremonii Świętego Ognia. Z 70 świadectw zebranych przez Skarlakidisa, autorami aż 38 są świadkowie wywodzący się ze świata łacińskiego. Wśród nich jest 14 Francuzów, 8 Anglików, 7 Niemców, 4 Włochów, 3 Islandczyków, 1 Belg oraz 1 Szwajcar. Duża część z nich to ważni przedstawiciele i hierarchowie Kościoła Rzymskokatolickiego: 3 błogosławionych (w tym papież Urban II), 6 biskupów, 3 księży oraz 12 zakonników. Ciekawa sytuacja miała miejsce w roku 1130, kiedy Święty Ogień wskazał przyszłego łacińskiego patriarchę Jerozolimy poprzez cudowne zapalenie trzymanych przez niego świec. Szczegółowy opis zdarzenia i cytat z historycznego źródła znajduje się TUTAJ.

W gronie trzech beatyfikowanych, którzy wychwalają nadprzyrodzony charakter i boskie pochodzenie Świętego Ognia znajdują się:
– błogosławiony papież Urban II[5] ,
– błogosławiony Piotr opat kluniacki[6] ,
– błogosławiony Ryszard z Saint-Vanne[7].
Opis i polskie tłumaczenie manuskryptów zawierających wypowiedzi dwóch ostatnich wymienionych znajdują się TUTAJ.

PAPIEŻ URBAN II

Mowa Urbana II w Clermont. Livre des Passages d’Outre-mer, of c 1474 (wikipedia)

27 listopada 1095 roku za murami miasta Clermont we Francji Papież Urban II oficjalnie ogłosił początek pierwszej krucjaty[8]. Tego dnia setki rycerzy, szlachty i duchownych słuchały z zapartym tchem słów, które natchnęły zebranych do walki z muzułmanami. Zgodnie z kroniką biskupa Balderyka z Dol (1050-1130) Urban II, zachęcając niezliczone tłumy do udziału w tym przedsięwzięciu, powiedział:

„Jak cenne byłoby wyczekiwane i nieporównywalne miejsce Grobu Pańskiego nawet gdyby Bóg zrezygnował z wykonywania tam corocznego cudu! Albowiem w dni Jego Pasji, gdy wszystkie światła w Bazylice i dookoła są zgaszone, zostają odpalone ponownie boskim nakazem. Czyje serce jest tak skamieniałe, bracia, że nie wzrusza go tak wielki cud? Wierzcie mi, ten człowiek jest bestialski i nieczuły, którego serce nie porusza do wiary tak cudownie wyraźna łaska.”[9]

Szczegółowy artykuł o mowie błogosławionego Urbana II znajduje się TUTAJ.

WYJĄTKOWE LATA 1100­–1101

Jak już wspomniano, Cud Ognia odbywa się regularnie od ponad 1500 lat w każdą prawosławną Wielką Sobotę. Liczne źródła dokładnie opisują jeden przypadek, gdy zdarzyło się to nazajutrz – w Niedzielę Zmartwychwstania.

W 1101 roku, pomimo kilkukrotnego powtórzenia nabożeństwa i nieprzerwanych żarliwych modlitw, Święty Ogień nie zstąpił w przeddzień Wielkanocy. Lampa znajdująca się w pustym i zamkniętym na klucz Grobie Pańskim zapaliła się dopiero następnego dnia. O wyjątkowości wydarzeń z 1101 roku może świadczyć fakt, że opisuje je aż 9 kronikarzy i świadków z Francji, Włoch, Niemiec, Anglii oraz Armenii[10].

Był to drugi i ostatni raz, kiedy nabożeństwu przewodził łaciński patriarcha Jerozolimy. Rok wcześniej (1100), pod przewodnictwem katolika, Święty Ogień pojawił się dopiero wieczorem. Gdy przez wiele godzin zstąpienie Ognia nie następowało, patriarcha Daimbert wygłosił kazanie, w którym obwiniał za zaistniałą sytuację niewyznane przed Bogiem grzechy zebranych wiernych (w większości byli to Krzyżowcy). Lampa zapaliła się dopiero po publicznej spowiedzi, podczas której wyznano „wiele obrzydliwych zbrodni”[11]. Mowa tu o rzezi ludności cywilnej i grabieży Jerozolimy dokonanej przez Krzyżowców rok wcześniej (1099)[12].

Wyjątkowy przebieg ceremonii, która odbyła się w roku 1101 możemy dokładnie opisać na podstawie wspomnianych 9 niezależnych źródeł historycznych. Nabożeństwo Świętego Ognia po raz drugi odbyło się pod przewodnictwem łacińskiego patriarchy Jerozolimy Daimberta. Mimo, iż hierarcha odprawił je zgodnie z przyjętym starożytnym rytem, Ogień znów nie zszedł o zwykłej porze. To, co działo się potem opisuje rzymskokatolicki zakonnik Ekkhard (zm. 1126) w swojej pracy „Hierosolymita”:

„(…) czekaliśmy aż do zmroku z pobożnością i cierpliwością, aby otrzymać światło z niebios. Byliśmy skupieni na zwyczajowych modlitwach, gdy z powodu naszych grzechów zostaliśmy ukarani przez niezstąpienie pożądanego niebiańskiego daru, o którym Chrześcijanie mówią, że zawsze otrzymują, nawet w obecności pogan. Spędziliśmy noc Niedzieli Zmartwychwstania [noc z soboty na niedzielę – przyp. red.] smutni i zniechęceni, bez odprawiania żadnego nabożeństwa liturgicznego. Wcześnie następnego dnia podążaliśmy boso śpiewając psalmy śpiewane na pogrzeb Pana i weszliśmy do Świątyni Pana w tamtym miejscu na górze Moria [Meczet na Skale – przyp. red]”[13]


Fragment manuskryptu z opisem Ekkeharda, MS Berlin Regius Lat. 295, fols. 121–134 [za: H. Skarlakidis, Holy Fire, wyd. 2, Ateny 2015, s. 114-115

Łacińscy wierni, zrozpaczeni z powodu niezstąpienia Ognia w Wielką Sobotę, wyszli niedzielnym rankiem do Świątyni Pana (kościoła utworzonego przez Krzyżowców w budynku Meczetu na Skale znajdującego się w miejscu zniszczonej Świątyni Salomona). Udali się tam w orszaku pokutnym prosząc Boga, aby zesłał im Święty Ogień, którego dotychczas nie otrzymali z powodu swoich grzechów.

Dalszy przebieg wydarzeń tego dnia wiernie opisują trzy łacińskie źródła historyczne: „Codex L”[14] , „Gesta regnum Anglorum”[15] autorstwa Williama z Malmesbury oraz „Gesta Francorum Expugnantium Iherusalem”[16]. Naoczne relacje przedstawione w manuskryptach podają, że po wyruszeniu rzymskokatolickich wiernych w stronę Wzgórza Świątynnego, przebywający w Bazylice Grobu Pańskiego prawosławni chrześcijanie odprawili własne nabożeństwo Świętego Ognia bez udziału łacińskich pielgrzymów i kleru. Zarówno w opisywanym roku 1101, jak i rok wcześniej, gdy Ogień zstąpił z wielkim opóźnieniem, katolicy zabronili prawosławnym hierarchom przewodniczyć nabożeństwu. Trzy wspomniane źródła historyczne opisują, że w 1101 roku lampa w zamkniętym na klucz Grobie Pańskim zapaliła się tuż po nabożeństwie Świętego Ognia odprawionym przez prawosławnych pod nieobecność łacińskiego patriarchy oraz rzymskokatolickich wiernych. Co ciekawe, klucz do Grobu Pańskiego posiadał łaciński zwierzchnik Daimbert, który dowiedział się o zstąpieniu Ognia, gdy schodził wraz z wiernymi ze Wzgórza Świątynnego.

Warto przytoczyć chociaż jedną z naocznych relacji. Poniżej pełny opis świadka wydarzeń, znajdujący się w manuskrypcie nazywanym „Codex L”:

„Gdy ludzie [rzymscy katolicy – przyp. red.] modlili się w Świątyni Pana, Grecy i Syryjczycy, którzy zostali w Bazylice Grobu Świętego, poszli z procesją dookoła Grobu wznosząc modlitwy do Boga, w rozpaczy tnąc swoje twarze i wyrywając włosy przy głośnych lamentacjach. Podczas powrotu naszych ludzi patriarcha [Daimbert – przyp. red.] został poinformowany, że długo oczekiwane światło pojawiło się w jednej z lamp w Grobie Pańskim i, że ci najbliżej mogli dostrzec jego rumiany kolor. Po wysłuchaniu tego on natychmiast przyspieszył kroku i otwierając drzwi od Grobu kluczem, który trzymał w ręce, od razu ujrzał od dawna pożądane światło jaśniejące w lampie.”[17]

Zapalenie się lampy w Grobie Pańskim nie stanowi końca wyjątkowych wydarzeń, które miały miejsce w Wielkanoc roku 1101. Relacje naocznych świadków pochodzące z 4 źródeł historycznych podają, że do niedzielnego wieczoru w Bazylice Grobu Świętego cudownie zapaliły się kolejne lampy. Bawarski opat Ekkehard[18] oraz włoski Krzyżowiec i historyk Caffaro[19] donoszą o 16 lampach, które zapalały się jedna po drugiej. Francuski historyk Guibert[20] (żył w XII w.) pisze o około 50 lampach, a angielski mnich William z Malmesbury[21] twierdzi, że tego dnia wszystkie lampy odpaliły się za sprawą niebiańskiego daru.

Opisane całkowite niepowodzenie łacińskiej ceremonii oraz zstąpienie Świętego Ognia po prawosławnym nabożeństwie sprawiło, że Krzyżowcy oddali przewodnictwo prawosławnemu patriarsze Jerozolimy. Mimo całkowitej dominacji łacińskiej w Jerozolimie w latach 1099 – 1187[22] ceremonia Świętego Ognia już po dwóch latach wróciła pod kierownictwo prawosławnego patriarchy.

Szczegółowy opis ceremonii Świętego Ognia w roku 1100 i 1101 znajduje się TUTAJ. W podlinkowanym artykule przedstawiono dodatkowe informacje i więcej cytatów z historycznych źródeł.

ZAKAZ PAPIEŻA GRZEGORZA IX ?

Wiemy z cytowanej wcześniej wypowiedzi błogosławionego papieża Urbana II (zm. 1099), że publicznie wychwalał on boskie pochodzenie i prawdziwość Cudu Ognia. Wyniesiony na ołtarze określa zstępowanie Ognia jako dokonywany przez Boga „wielki cud”. Człowieka, który nie jest poruszony przez ten cud, papież nazywa „bestialskim i nieczułym”[23]. Błogosławiony Urban II (zm. 1099) nie jest jedynym biskupem Rzymu, którego wypowiedzi na temat Świętego Ognia zachowały się w manuskryptach. Wypowiedź papieża Grzegorza IX (zm. 1241) pokazuje, że miał on inne zdanie niż jego beatyfikowany poprzednik. List papieża do łacińskiego patriarchy jerozolimskiego Gerarda z Lozanny jest obowiązującym do dziś oficjalnym stanowiskiem Kościoła Rzymskokatolickiego w sprawie Świętego Ognia:

„Rozumiemy, że kanony Grobu Pańskiego w Jerozolimie mówią, że ogień zstępuje z nieba na Grób Pański w wieczór Paschalny (…) Istotnie ponieważ Pan, jak im powiedzieliśmy, nie potrzebuje naszych kłamstw, komukolwiek kto ośmielał się w to wierzyć rozkazujemy naszą władzą aby w tym więcej nie brał udziału.”[24]

W liście z dnia 9 marca 1238 roku twórca papieskiej inkwizycji papież Grzegorz IX odrzucił autentyczność Cudu Ognia i zakazał wiernym Kościoła Rzymskokatolickiego uczestnictwa w tej ceremonii. W roku 1238 Święty Ogień zszedł po raz kolejny, tak jak miało to miejsce przez ostatnie 700 lat. Od wspomnianej daty w ceremonii nie uczestniczyli hierarchowie łacińscy. Czy w kolejnych latach wierni i duchowni Kościoła Rzymskokatolickiego przestrzegali zakazu Grzegorza IX? Czy nadal go przestrzegają?

Jak pokazują źródła historyczne, oficjalne stanowisko Kościoła Rzymskokatolickiego nie było respektowane przez wiernych i duchownych. Kronika Chronicon Sampetrinum Erforteme autorstwa zakonników z klasztoru św. Piotra w Erfurcie pokazuje, że już 29 lat po ogłoszeniu, zakaz nie był przestrzegany przez katolickich duchownych:

„AD 1267 (…) W Wielką Sobotę, podczas konsekracji Paschalnej świecy, ogień zstąpił z nieba w widzialny sposób i zapalił trzy z lamp olejnych, które były zamknięte i strzeżone wewnątrz Świętego Grobu. Wszystko, gdy było obecnych wielu franciszkańskich zakonników, wielu chrześcijan, syryjskich wiernych i nawet muzułmanów, pomimo braku oznak ognia wewnątrz kościoła. I z tego powodu powstała wielka radość i zadziwienie u tych, którzy to widzieli.”[25]

Kolejne opisy z 1483 roku[26] oraz z 1560 roku[27] mówią o udziale katolickich wiernych w nabożeństwie Świętego Ognia. Relacja naocznego świadka potwierdza, że w 1560 roku katolicki kler aktywnie uczestniczył w ceremonii. Wspomniane historyczne świadectwo jest ostatnim, w którym opisano udział w nabożeństwie duchownych Kościoła Rzymskokatolickiego.

22 lata później (1582) papież Grzegorz XIII zmienił sposób wyliczania Wielkanocy, który od czasu I Soboru Powszechnego w Nicei (325) obowiązywał we wszystkich Kościołach Chrześcijańskich. W wyniku reformy Kościół Rzymskokatolicki nie obchodzi już Wielkanocy w tradycyjnym terminie, w którym świętują wszystkie pozostałe starożytne Kościoły Apostolskie. Od 1582 roku do dziś duchowieństwo katolickie nie uczestniczy w ceremonii Świętego Ognia. Na podstawie opisanych źródeł historycznych można stwierdzić, że przyczyną takiego stanu rzeczy może być reforma kalendarza, a nie chęć gorliwego przestrzegania oficjalnego zakazu uczestnictwa wydanego przez Grzegorza IX w 1238 roku. Szczegółowy artykuł na ten temat znajduje się TUTAJ.

MUZUŁMANIE – NAJWIĘKSI SCEPTYCY

Obecnie większość katolików podchodzi sceptycznie do oceny prawdziwości Cudu Ognia. Jedną z przyczyn takiego nastawienia jest fakt, że od XV wieku podczas zstępowania Świętego Ognia patriarcha przebywa wewnątrz Grobu Pańskiego. Zachodni chrześcijanie dostrzegają w tej sytuacji możliwość dokonania oszustwa.

Do roku 1480 Ogień zstępował do zamkniętego na klucz Grobu Pańskiego, w którym nikt nie przebywał. Mimo okoliczności, które całkowicie wykluczały oszustwo, nie wszyscy islamscy władcy Jerozolimy chcieli uznać nadprzyrodzony charakter Świętego Ognia. Jak pokazują liczne świadectwa historyczne (także arabskie), nawet najbardziej sceptyczni muzułmanie musieli niejednokrotnie ugiąć się pod ciężarem dowodów.

Przykładem jest Saladyn – jeden z największych władców muzułmańskich. W roku 1192, kilka lat po zdobyciu Jerozolimy[28], Saladyn postanowił osobiście wykazać oszustwo Cudu Ognia. Dwa źródła historyczne [29]  zawierają relacje naocznych świadków z ceremonii z jego udziałem. Dzieło „Itinerarium Regis Ricardi” opisuje co wydarzyło się tego dnia:

„Przez pewien czas Saladyn i inni Turcy z uwagą patrzyli na modlitwy wielu chrześcijańskich jeńców w kajdanach, jak z łzami błagali o Miłosierdzie Boże. Nagle, na ich oczach, boski ogień zszedł i zapalił lampę! Od razu zaczęła jasno świecić. Gdy wszyscy to ujrzeli, byli dogłębnie poruszeni. Chrześcijanie głośnymi okrzykami radowali się i chwalili wielkość Boga, podczas gdy Saraceni, będąc zdumieni tak oczywistym cudem, negowali to, co widzieli i twierdzili, że ogień był przebiegłą sztuczką, wykonaną po to, by ich oszukać. Chcąc upewnić się w tej kwestii Saladyn rozkazał zgasić lampę, która została bosko odpalona. Gdy została zgaszona, odpaliło ją od razu boskie działanie. Niewierny rozkazał by zgasić ją drugi raz. Znowu, po raz drugi została odpalona. Trzeci raz zgaszona i trzeci raz odpalona. O wielka moc Boża! Co może oprzeć się niezwyciężonemu? Żaden zamysł nie sprzeciwia się Panu. Nikt nie oprze się Jego Woli. Sułtan był zdziwiony i boleśnie poruszony widokiem tego cudu i wiarą i modlitwą Chrześcijan. Natchniony duchem proroczym, ogłosił stanowczo: <<Bez wątpienia, albo niedługo opuszczę ten świat, albo stracę władzę nad tym miastem.>>. Przepowiednia go nie zawiodła, gdyż Saladyn umarł podczas kolejnego Postu.”[30]

Fragment narracji Ryszarda dotyczącej trzykrotnego zapalenia się lampy przed Saladynem. Corpus Christi College Ms. 129, fol. 68v, 12 wiek, Uniwersytet Cambridge [za: H. Skarlakidis, Holy Fire, wyd. 2, Ateny 2015, s. 155]

Źródła historyczne mówią o innych cudownych zjawiskach, które miały miejsce podczas prób ukazania Świętego Ognia jako oszustwa. Manuskrypty relacjonują, że w roku ok. 930[31] oraz w roku 1099[32] muzułmańscy władcy Jerozolimy zamienili knot lampy na żelazny drut. Mimo tego zabiegu, Święty Ogień zstąpił na lampę i sprawił, że metal zapłonął.

ŚWIADEK ZMARTWYCHWSTANIA W XXI WIEKU

Jak wygląda z bliska Święty Ogień? Autor książki „Holy Fire” Haris Skarlakidis przeprowadził wywiady z trzema hierarchami[33], którzy przewodniczyli ceremonii i klęczeli przy płycie grobowej modląc się o zstąpienie Ognia. Poniżej znajduje się fragment rozmowy z Metropolitą Abp. Chrystodulem, który przyjmował zstępujący Święty Ogień w roku 1998 i 1999. W tym okresie prawosławny patriarcha Jerozolimy Diodor nie mógł osobiście przewodniczyć ceremonii z powodu złego stanu zdrowia. Zapytany o to, co się działo się wewnątrz Grobu Pańskiego, Metropolita odpowiedział:

„Natychmiast zacząłem czytać specjalną modlitwę i gdy to już skończyłem, zauważyłem, że kamień grobowy zaczął się <<pocić>>. Wraz z upływem czasu, zjawisko stawało się coraz intenstywniejsze i wyglądało to jakby kamień był w całości pokryty płynną mirrą wydobywającą się z jego wnętrza. Równocześnie, poza płynną mirrą pojawiło się bardzo intensywne niebieskie światło, które pokryło cały kamień nagrobny. W tym momencie święta lampa cudownie zapłonęła.”[34]

Historyczne źródła pokazują jak ważny dla prawosławnych, katolików, a nawet muzułmanów był niegdyś Cud Ognia. Czy obecne zainteresowanie ceremonią jest równie duże? Można z całą pewnością stwierdzić, że Święty Ogień jest popularniejszy niż kiedykolwiek. W dawnych czasach chrześcijanie pragnący doświadczyć Cudu Ognia musieli dysponować bogactwem i czasem by wybrać się na wyprawę do Ziemi Świętej. Dziś wystarczy mała kwota na bilet lotniczy i po paru godzinach można znaleźć się w Jerozolimie. W dniach prawosławnego Wielkiego Tygodnia całe miasto jest wypełnione po brzegi wiernymi.

Prawosławni, którzy nie wybierają się do Ziemi Świętej, obserwują przebieg ceremonii Świętego Ognia w telewizji lub w Internecie. W krajach, w których większość mieszkańców jest wyznania prawosławnego, nabożeństwo jest transmitowane przez stacje telewizyjne. Warto dodać, że współcześnie Święty Ogień jest transportowany samolotami do wielu krajów. W tym roku po raz dwunasty, prawosławna delegacja dostarczy płomień do Polski kilka godzin po jego oczekiwanym zejściu. Dzięki temu Święty Ogień będzie obecny na nabożeństwach paschalnych, które rozpoczną się przed północą w cerkwiach w całej Polsce.


BIBLIOGRAFIA

[1]   Od IV w. do XVI w. cały świat chrześcijański włącznie z Kościołem Rzymskokatolickim obchodził Wielkanoc zgodnie z prawosławnym sposobem wyliczania tej daty ustanowionym podczas I Soboru Powszechnego w Nicei w 325 roku. Do dziś wszystkie starożytne kościoły apostolskie poza Kościołem Rzymskokatolickim świętują Wielkanoc w tradycyjnym terminie. Wikariusz Łacińskiego Pariarchy Jerozolimy dla Cypru O. dr Jerzy Kraj OFM pisze: „Dyskusję w sprawie celebracji Paschy zamknął w 325 r. I Sobór Nicejski podejmując decyzję, by Pascha była obchodzona w niedzielę po pierwszej pełni księżyca następującej po równonocy wiosennej oraz by jej data nie zbiegała się ze świętem żydowskim. Po wprowadzeniu w kościele katolickim reformy papieża Grzegorza XIII (1502–1585) utrzymano warunek wyznaczenia daty Wielkanocy na niedzielę po pierwszym nowiu wiosennym, pierwszy zaś, dotyczący rozbieżności dat paschy chrześcijańskiej i żydowskiej, pominięto. Kościół prawosławny odniósł się negatywnie do tej reformy i do dziś pozostał przy starym porządku kalendarzowym.”cyt. z: http://pl.radiovaticana.va/…

[2]   D. Sahas, Aretha’s ‘Letter to the Emir at Damascus, The Patristic and Byzantine Review 3 (1984), s. 77. [za: H. Skarlakidis, Holy Fire, wyd. 2, Ateny 2015, s. 58]

[3]  Haris Skarlakidis to badacz Świętego Ognia i autor pierwszej książki poświęconej historycznym relacjom z ceremonii. Autor odnalazł kilkanaście manuskryptów dotyczących Cudu Ognia, które nie zostały dotychczas przetłumaczone na języki nowożytne. Podczas licznych pobytów w Jerozolimie przeprowadził wywiady z trzema hierarchami, którzy przewodniczyli nabożeństwu. Wydana w 2011 roku pierwsza edycja Holy Fire została przetłumaczona na 7 języków (angielski, hiszpański, rosyjski, niemiecki, rumuński, serbski oraz włoski). Zarówno pierwsza, jak i druga edycja trafiły na listę bestsellerów książkowych w Grecji.

[4]    H. Skarlakidis, Holy Fire, wyd. 2, Elea Publishing, Ateny 2015

[5]    wspominany 29 lipca, Zob. Żywot błogosławionego http://www.brewiarz.pl/czytelnia/swieci/07-29c.php3

[6]    wspominany 11 maja, Zob. Żywot błogosławionego http://brewiarz.pl/czytelnia/swieci/05-11c.php3

[7]    wspominany 14 czerwca, Zob. Żywot błogosławionego http://catholicsaints.info/saint-richard-of-saint-vannes/

[8]   Szerzej o I wyprawie krzyżowej zob. S. Runciman, Dzieje wypraw krzyżowych, t. I, Warszawa 2009

[9]    A.C. Krey, The First Crusade: The Accounts of Eyewitnesses and Participants, Princeton 1921, s. 34. Zob. pełny tekst mowy papieża Urbana II w jęz. angielskim: http://www.cultus.hk/his5532_07/Urban_II/Balderic.html

[10]  H. Skarlakidis, Holy Fire, wyd. 2, Ateny 2015, s. 6

[11]   Guibert of Nogent, The Deeds of God through the Franks, trans. R. Levine, Rochester 1997, s. 262 [za: tamże, s. 188]

[12] Opis zdobycia Jerozolimy Zob.
http://silesia.edu.pl/slask/index.php?title=Anonimowa_relacja_o_zdobyciu_Jerozolimy_w_1099_roku

[13]   Niektóre zachowane łacińskie manuskrypty: MS Berlin Regius Lat. 295, fols. 121–134 oraz MS Paris Lat. 4889 Α, fols. 102–108,

[za: H. Skarlakidis, Holy Fire, wyd. 2, Ateny 2015, s. 114-115]

[14]   Za: tamże, s. 105-108

[15]   William of Malmesbury, Gesta Regnum Anglorum 4.379, tłum.: R.A. Mynors, R.M. Thomson, M. Winterbottom, Oxford Medieval Texts, Oxford 1998, s. 675 [za: tamże, s. 119]

[16]   Niektóre zachowane manuskrypty: Cambridge MS. 2079 KK, c. 1224; Paris Lat. 12945, fols. 1r–65v [za: tamże, s. 109-110]

[17]   Za: tamże, s. 105-108

[18]  Zakonnik Ekkehard (1050-1125) był opatem monasteru w miejscowości Aura w Niemczech. W roku 1101 przebywał w Jerozolimie.

[19]  Caffaro di Rustico da Caschifellone (ok. 1080 – 1166) – genueński dyplomata, admirał i historyk. Zob. https://pl.wikipedia.org/wiki/Caffaro_di_Rustico_da_Caschifellone

[20]  Guibert z Nogent (ur. ok. 1055, zm. 1124) – benedyktyński historyk, teolog i autor autobiograficznych pamiętników. Zob. https://pl.wikipedia.org/wiki/Guibert_z_Nogent

[21]  William z Malmesbury, łac. Gulielmus Malmesburiensis (ur. ok. 1080 lub 1095 w Wiltshire – zm. ok. 1143) – angielski historyk, żyjący w XII wieku, mnich w opactwie Malmesbury. Zob. https://pl.wikipedia.org/wiki/William_z_Malmesbury

[22]   Pierwszy okres panowania łacińskich Krzyżowców w Jerozolimie. W 1187 miasto zdobył Saladyn.

[23]    Fragment listu papieża Grzegorza IX, Zob. szczegółowe omówienie listu znajduje się w artykule:
http://cudognia.pl/promowany/zakazpapieza/

[24]    B. Ward, Miracles and the Medieval Mind, London 1987, str 122 [za: tamże, s. 95] Zob. łaciński tekst: Les registres de Grégoire IX, t. 2, 4151. tekst łaciński online: https://archive.org/stream/lesregistresdale02cathuoft#page/463/mode/2up

[25]   Chronicon Sampetrinum, ed. B. Stubel, in: Erfurter denkmaler, Halle 1870, s. 96. [za: tamże, s. 163]

[26]    Frater Felix Fabri, Evagatorium in Terrae Sanctae, Arabia et Egypti peregrinationem, vol. 1, ed.C.D. Hassler, Stuttgart 1843–49, pp. 340–41. [za: tamże, s. 198-199], Zob. szczegółowy artykuł zawierający cytat i opis: http://cudognia.pl/promowany/zakazpapieza/

[27] Khozhdenie kuptsa Vasiliia Pozniakova po Sviatym mestam vostoka, 1558–1561 [The journey of the Merchant Vasilii Pozniakov to the Holy Places of the East, 1558–1561], ed. by K.M. Loparev, PPSb, 6: 3.18, Kirshbauma 1887, s. 39–42. [za: tamże, s. 203-204] Zob. szczegółowy artykuł zawierający cytat i opis: http://cudognia.pl/promowany/zakazpapieza/

[28]   Wojska Saladyna wkroczyły do Jerozolimy w roku 1187.

[29]   Drugim źródłem jest: Ambroise, The Crusade of Richard Lion-Heart, trans. J. Hubert, New York 1941, pp. 321–322., [za: tamże, s. 156-158]

[30]   Itinerarium 5.16, tłum ang. H. Nicholson, Chronicle of the Third Crusade: a Translation of the Itinerarium Peregrinorum et Gesta Regis Ricardi, Aldgate 1997, s. 297, [za: H. Skarlakidis, Holy Fire, wyd. 2, Ateny 2015, s. 154-155]

[31]  List kleryka Nikity do cesarza Bizancjum Konstantyna VII Porfirogeneta z 947 roku. P. Riant, Archives de l’ Orient latin: publiées sous la patronage de la Société de l’ Orient latin, Paris 1881, pp. 275–82, [za: tamże, s. 66]

[32] Kronika z zakonu Monte Cassino (opis ceremonii z 1099 roku), J. Mabillon, Museum italicum, seu Collectio veterum scriptorum ex bibliothecis italicis, Paris 1687, s. 209-210. The work has also been published in the RHC Occ. collection, under the title Tudebodus Imitatus et Continuatus. See RHC Occ., vol. 3, p. 214-5. [za: tamże, s. 97-98]

[33] Obecnym prawosławnym patriarchą Jerozolimy Teofilem III, jego żyjącym poprzednikiem Ireneuszem oraz Metropolitą Eleftheroupolis Chrystodulem, który przewodniczył ceremonii w roku 1998 oraz 1999 w zastępstwie chorego patriarchy Diodora

[34]  

[za: tamże, s. 242]

« Mowa Papieża Urbana II (1095 r.)

Ogień Zszedł! »

Cud cudów

“Cud cudów”

19.11.2008. https://dakowski.pl/index.php?option=com_content&task=view&id=815&Itemid=46

            “Śledztwo” Vittorio Messoriego w sprawie najbardziej wstrząsającego cudu maryjnego

Włodzimierz Rędzioch [z Niedzieli, nr. 51-52, 1998 Przypominam, na stronie jest już coś na ten temat. Warto przeczytać całą książkę! MD]

            “Żaden wierzący nie byłby tak na­iwny, by prosić Boga o przywrócenie mu odciętej nogi. Tego rodzaju cudu, który byłby decydujący, nigdy nie od­notowano. Możemy też spokojnie stwierdzić, że nigdy go nie odnotuje­my”. Są to słowa Felixa Michauda, jed­nego z synów oświecenia, którzy pisali słowo “rozum” dużą literą i odrzucali zjawiska nadprzyrodzone, uważając je za przejaw ciemnoty zabobonnego ludu.

            Inny znany pozytywista i literat, Emil Zola, słynny również z pamfle­tów “kompromitujących” objawienia w Lourdes, napisał z ironią o wotach w grocie Massabielle: “Widzę wiele lasek, wiele kul. Lecz nie zauważyłem ani jednej protezy nogi”.Chciał przez to powiedzieć, że z wielu chorób moż­na się wyleczyć, również dzięki nie znanym jeszcze nauce siłom psychicz­nym człowieka. Lecz odcięta noga to zupełnie coś innego – gdyby nagle odrosła, mielibyśmy do czynienia z cudem, którego rozum nie mógłby podważyć.

            Jednak taki cud wydarzył się w 1640 r. w Hiszpanii, w małym mias­teczku Calandal Przez ponad trzy wieki panowała na ten temat zmowa milczenia. Warto więc dzisiaj przypomnieć to nadprzyrodzone wydarze­nie, którego ówcześni nie wahali się nazwać El milagro de los milagros (cudem cudów). 25 marca 1617 r. w dniu Zwiasto­wania Pańskiego w Calandzie, w pus­tynnym zakątku Aragonii, urodził się Miguel Juan Pellicer, drugie z ośmior­ga dzieci ubogich rolników, Miguela Pellicera Maya i Marii Balasco. Chło­piec był analfabetą i wraz z całą rodzi­ną pracował na roli. Gdy miał 19 lat, opuścił dom rodzinny i udał się do wu­ja, mieszkającego w okolicach miasta Castellón de la Piana, gdzie pracował jako najemny robotnik rolny. Pewne­go letniego dnia w 1637 r. Miguel Ju­an jechał na załadowanym zbożem wozie, z którego spadł i dostał się pod koła. Jedno z nich przejechało mu no­gę tuż pod prawym kolanem. Wuj naj­pierw zawiózł go do szpitala w Castel­lón, a następnie do oddalonej o 60 km Walencji. Zabiegi lekarzy nie odniosły jednak żadnego skutku i stan nogi po­gorszył się. Pellicer, choć bardzo cier­piał, postanowił udać się do Saragos­sy – słynnej ze znakomitego szpitala Real y General Hospital de Nuestra Seńora de Gracia i z sanktuarium Matki Bożej del Pilar, do której żywił on szczególne nabożeństwo.

            Warto dodać, że sanktuarium w Sa­ragossie to jedna z najważniejszych świątyń maryjnych na świecie. Trady­cja głosi, że sanktuarium powstało w miejscu, gdzie w 40 r. Apostołowi Jakubowi ukazała się Matka Boża stojąca na kolumnie (pilar).

            Niestety, tamtejsi lekarze stwierdzi­li rozległą gangrenę i postanowili am­putować Miguelowi nogę. Operacji dokonał znany w całej Aragonii prof. Juan de Estanga wraz ze swymi asy­stentami. Młody praktykant, niejaki Juan Lorenzo Garcia, zakopał odcię­tą “cztery palce pod kolanem” koń­czynę na przylegającym do szpitala cmentarzu.

            Po odbytej operacji Miguel Juan przebywał w szpitalu jeszcze kilka miesięcy, tzn. do wiosny 1638 r. Na­stępnie utrzymywał się z jałmużny (kanonicy opiekujący się sanktuarium Matki Bożej pozwolili mu żebrać przed świątynią). Wszyscy mieszkań­cy Saragossy (miasto liczyło wów­czas ok. 25 tys. mieszkańców) znali tego młodego i pobożnego pordiosero (żebraka), który codziennie rano uczestniczył we Mszy św. przed obli­czem Madonny del Pilar i nacierał swój kikut olejem z lampek oliwnych w świątyni.

            Po dwóch latach takiego życia, za namową księży z rodzinnego miastecz­ka, Pellicer postanowił wrócić do do­mu. Na początku marca 1640 r. roz­począł podróż, która trwała prawie ty­dzień. Chociaż ubodzy rodzice przy­jęli go z otwartymi rękami, Miguel Ju­an nie chciał być dla nich ciężarem, postanowił więc ponownie żyć z jał­mużny. Prosił o nią nie tylko miesz­kańców Calandy, ale także chłopów z okolicznych wiosek, gdzie udawał się na osiołku. Trzeba wyjaśnić, że w owych cza­sach żebractwo nie upokarzało czło­wieka, a wręcz było obowiązkiem lu­dzi kalekich, którzy nie mogli wykony­wać żadnej pracy. Pomaganie żebra­kowi było natomiast wyrazem ewan­gelicznej miłości, a równocześnie sposobem, by zasłużyć na wieczne zbawienie.

            W czwartek 29 marca 1640 r. w Ca­landzie zatrzymał się oddział żołnierzy królewskich, których zakwaterowano w prywatnych domach. Również ro­dzinie Pellicer przydzielono jednego z kawalerzystów – dano mu do dys­pozycji łóżko kalekiego syna, który przygotował sobie posłanie na podło­dze w izbie rodziców. Miguel Juan udał się na spoczynek tuż po godz. 22-giej. Mniej więcej pół godziny później do pomieszczenia, gdzie spał, weszła jego matka. Od razu poczuła miły, lecz nie znany jej zapach, następ­nie zdumiona zauważyła, że spod płaszcza, pod którym spał syn, wysta­ją dwie nogi. Przestraszona, zawołała męża, który stwierdził, że pod płasz­czem leżał rzeczywiście Miguel Juan z cudownie odrośniętą nogą. Sądząc po bliznach na łydce, była to ta sama noga, którą amputowano mu w Saragossie i zakopano na przyszpitalnym cmentarzu trzy lata wcześniej!

            Można sobie wyobrazić, co się póź­niej działo w domu rodziny Pellicer. Owej nocy w Calandzie nikt nie spał. W atmosferze ogólnego podniecenia dyskutowano na temat tego niezwyk­łego wydarzenia, którego wszyscy byli naocznymi świadkami. Ponieważ cudownie uzdrowiony wyjawił, że gdy „odzyskał” nogę, śnił, że znajduje się w kaplicy Matki Bożej dei Pilar i naciera kikut olejem z lam­pek oliwnych, wszyscy zgodnie przy­pisali ten cud wstawiennictwu Naj­świętszej Maryi Panny czczonej w Saragossie.

            Żołnierze, którzy spędzili tę niezwyk­łą noc w Calandzie, roznieśli sensa­cyjną wiadomość po okolicy. Dlatego też już w poniedziałek w miasteczku zjawił się proboszcz z sąsiedniego miasta Mazalon wraz ze swym wika­riuszem i notariuszem miejskim. Miguel Andru, notariusz królewski (nota­rio real), sporządził akt – dokument państwowy – z dokładnym opisem wydarzeń. Świadków cudownego od­zyskania kończyny przez Miguela Ju­ana były tysiące. Pochodzili oni z róż­nych miejscowości regionu i różnych środowisk społecznych, a poza tym byli to ludzie wiarygodni. Nic więc dziw­nego, że mimo rygorystycznie prze­prowadzonego procesu specjalnie powołana komisja kościelna nie miała zbyt wielkich trudności, aby stwier­dzić cudowny charakter wydarzenia.

            To wszystko, co działo się w Calan­dzie i w Saragossie, odbiło się wiel­kim echem w całej Hiszpanii. Wiado­mość o tym niezwykłym cudzie dotar­ła także do króla Filipa IV, który tuż po zakończeniu procesu, jesienią 1641 r., nie zawahał się zaprosić do siebie cu­downie uzdrowionego. W pałacu kró­lewskim w Madrycie miała miejsce niespotykana scena: Filip IV, w obec­ności całego dworu i korpusu dyplo­matycznego, uklęknął przed Pellice­rem i ucałował jego cudownie odzyskaną nogę. Zachował się wykonany przez Felixa Pescadora szkic zaginio­nego dziś fresku, który upamiętnia to wydarzenie.

            Tak jak już wspomniałem na po­czątku, o cudzie w Calandzie szybko zapomniano – poza Hiszpanią. Prze­wodniki turystyczne informują jedy­nie, że Calanda jest miejscem uro­dzenia znanego reżysera Luisa Bu­nuela.

            Dlatego należy wyrazić wdzięcz­ność Vittorio Messoriemu, który “cu­dowi cudów” poświęcił swą nową książkę. Przebywał on kilkakrotnie w Hiszpanii, odwiedzał miejsca zwią­zane z tym nadzwyczajnym wydarze­niem, prowadził skrupulatne poszuki­wania w archiwach państwowych i kościelnych, konsultował się z histo­rykami. Owocem jego pracy jest książ­ka popularyzatorska, napisana z dzien­nikarską werwą, a jednocześnie bo­gato udokumentowana i pełna głębo­kich refleksji. Autor książki udzielił mi wywiadu dla Niedzieli.

* * *

            Włodzimierz Rędzioch: – Od kilku lat na łamach ukazującego się we Włoszech miesięcznika „Je­sus” publikowane są pańskie arty­kuły zatytułowane “Taccuino ma­riano – “Notes maryjny”.  Skąd to zainteresowanie problematyką maryjną?

            Vittorio Messori: – Moja mi­łość do Maryi rodzi się zasadniczo z faktu, że przez Jej ciało został dany nam Chrystus. Wcielenie jest dziełem Boga, lecz realizuje się za pośrednic­twem Maryi, dzięki Jej “fiat“, dzięki Jej pokornemu i całkowitemu przyzwole­niu na plan Boga. Jestem przekona­ny, że w czasach kryzysu wiary, jaki obecnie przeżywamy, docenienie roli i miejsca Matki Bożej to najlepszy sposób, by spotkać Jezusa.

            – W tych dniach ukazała się Pań­ska nowa książka pt. “Il miracolo” (“Cud”). Jej podtytuł wyjaśnia, o jaki cud chodzi: “Hiszpania 1640 r. – «śledztwo» w sprawie najbardziej wstrząsającego cudu maryjnego”. W jaki sposób zrodziła się myśl na­pisania tej książki?

            – Książka, w której piszę o najbar­dziej wstrząsającym cudzie maryjnym, powstała prawie przez przypadek. Przeglądając katalog księgarni – antykwariatu, znalazłem wydaną we Fran­cji książkę poświęconą temu właśnie cudowi. Natychmiast ją kupiłem, choć myślałem, że chodzi o jakieś mitycz­ne opowiadanie lub o fakt znany jedy­nie z tradycji ustnej. Przekonałem się jednak, że jest to nieźle udokumento­wane wydarzenie. Udałem się więc do Hiszpanii i w Calandzie – miejsco­wości, gdzie zaistniał cud – próbowa­łem precyzyjnie i skrupulatnie zrekon­struować wszystkie fakty.

            – W tytule Pańskiej książki poja­wia się słowo “śledztwo“. W jaki sposób przeprowadził Pan “śledz­two” w sprawie cudu w Calandzie?

            – Prowadzenie dochodzenia nie było trudne, gdyż zachowało się bar­dzo wiele dokumentów. Już kilkadzie­siąt godzin po wydarzeniu notariusz królewski w obecności licznych świad­ków sporządził akt, który zachował się do dziś. Natomiast kilka miesięcy póź­niej odbył się publiczny proces, za­kończony uznaniem nadprzyrodzone­go charakteru zjawiska. Tyle jest do­kumentów świadczących o cudzie, że żaden uczciwy historyk nie może go negować. Wydarzenie jest tak wyjąt­kowe, tak dobrze udokumentowane, że świadomie możemy dotrzeć do progu Tajemnicy. Na zakończenie ra­cjonalnie przeprowadzonego procesu nasze serce może w pełni dostąpić radości wiary.

            Cud w Calandzie i dochodzenie w jego sprawie – to przykład odkrywa­nia prawdy poprzez rozum i wiarę ­temu właśnie poświęcona jest najnow­sza papieska encyklika Fides et ratio.

            – Hiszpanie nazywają cud w Ca­landzie „cudem cudów”. Jak wyjaś­ni Pan fakt, że ten cud par excel­lence – “cud cudów” jest prawie nieznany poza granicami Hiszpa­nii? Dodam, że w Polsce nic o nim nie wiadomo.

            – Nie należy zapominać, że w la­tach, gdy wydarzył się cud, Hiszpania przeżywała bardzo trudny okres swej historii (krwawa wojna trzydziestolet­nia, powstanie w Katalonii, oderwanie się Portugalii i części Niderlandów). Potem nastały czasy oświecenia, któ­re nie sprzyjały rozpowszechnianiu wiadomości na temat cudu. Ja też nic o tym cudzie nie wiedzia­łem. Lecz Duch Święty tchnie tam, gdzie chce! Może nastały wreszcie czasy, by odkryć na nowo cud w Ca­landzie.

            – Pozwoli Pan, że zacytuję zna­komitego pisarza Gilberta K. Ches­tertona: “Wierzący to człowiek, który akceptuje cud, jeżeli oczywi­stość faktów zmusza go do tego. Natomiast niewierzący to człowiek, który o cudach nie chce nawet dyskutować, ponieważ nie pozwa­la mu na to doktryna, którą wyzna­je i której nie chce się wyrzec”. Nie wydaje się Panu, ze ostatnio my, katolicy, chcemy być wielkimi racjonalistami, a mówienie o cu­dach wprawia w zakłopotanie rów­nież osoby wierzące?

            – Zauważam dziś wśród wierzą­cych dwie przeciwstawne postawy: z jednej strony mamy katolików, którzy zirytowani odrzucają zjawiska nad­przyrodzone, uznając je za niegodne “dojrzałej i dorosłej” wiary, z drugiej ­znajdują się ci, którzy wszędzie szu­kają cudów i wszędzie je widzą. Według mnie, wierzący nie może być zamknięty na znaki, również te nad­przyrodzone, które nam daje Bóg. Co więcej, powinien je doceniać jako owoce Bożej miłości i wsparcie dla naszej wiary i nadziei. Nie można jed­nak popadać w przesadę. Nie zapo­minajmy, że największym cudem jest Zmartwychwstanie Chrystusa i Jego stała obecność w Eucharystii. Jeżeli jednak Bóg pozwala na objawienia maryjne i na cudowne uzdrowienia w miejscach tych objawień, jeżeli daje nam w darze takich ludzi, jak o. Pio, dlaczego nie korzystać z tych darów i nie cieszyć się nimi? Misterium, na­wet w swych nadprzyrodzonych prze­jawach, nigdy nie obezwładnia nasze­go rozumu, który również jest wielkim darem Boga. Nakłania go natomiast pod przewodnictwem Ducha Święte­go do roztropnego, lecz odważnego otwarcia się na coraz to szersze hory­zonty życia wewnętrznego.

            – Pańskie “odkrycie” cudu w Ca­landzie stało się także udziałem Czytelników “Niedzieli” i chciałem Panu za to gorąco podziękować. Korzystam także z okazji, by zaprosić Pana do naszego narodo­wego sanktuarium maryjnego – na Jasną Górę, której Pan jeszcze nie miał okazji nawiedzić, oraz do Re­dakcji “Niedzieli”, której siedziba znajduje się u stóp Jasnej Góry.

Kościół uznał 70-ty cud za wstawiennictwem Niepokalanej z Lourdes

http://www.pch24.pl/francja–kosciol-uznal-70–cud-za-wstawiennictwem-niepokalanej-z-lourdes,58203,i.html#ixzz56sUE2wHP

[Tak sobie zajrzałem do Archiwum… Co i Wam radzę... Kościół to nie tylko ta banda przebierańców koło Franciszka w Watykanie! MD]

===================================

W święto objawień Matki Bożej z Lourdes, biskup diecezji Beauvais – Jacques Benoit-Gonin, ogłosił niewytłumaczalne z lekarskiego punktu widzenia uzdrowienie s. Bernadette Moriau. Jest to 70-ty uznany i oficjalnie potwierdzony przez Kościół cud za wstawiennictwem Maryi Niepokalanej z Lourdes.

Francuska zakonnica ze Zgromadzenia Oblatek Najświętszego Serca Jezusowego s. Bernadette Moriau, cierpiała od końca lat sześćdziesiątych na paraliż okolic lędźwiowych i krzyżowych. Przejawia się on w niedowładzie kończyn dolnych z towarzyszącymi temu licznymi innymi zaburzeniami typu nerwowego. Od 1987 roku, chora nie mogła się niemal zupełnie poruszać.

Do cudownego uzdrowienia doszło 11 lipca 2008. Bp Benoit-Gonin przekazał tę wiadomość dopiero 11 lutego br., we wspomnienie Matki Bożej z Lourdes.

 Diecezja upowszechniła już wideo, na którym zakonnica mówi, że w lutym 2008 jej lekarz namówił ją na pielgrzymkę diecezjalną do Lourdes. „Nigdy wcześniej nie byłam tam jako chora (…), udałam się do tego miejsca, dzieląc radość wszystkich pielgrzymów. Poza tym w 2008 obchodziliśmy 150. rocznicę objawień” – wspominała s. Bernadette. Zaznaczyła, że gdy była w Grocie Objawień poczuła „tajemniczą obecność Maryi i małej Bernardki”, dodając, że „w żadnym wypadku” nie prosiła o uzdrowienie, ale raczej chciała „nawrócenia serca i siły w dalszym znoszeniu choroby”.

 Po powrocie do swej wspólnoty zakonnej w Besles koło Beauvais nastąpiło to, co Kościół katolicki uznał obecnie za 70-ty cud z Lourdes.11 lipca, w czasie naszej godziny adoracji i w łączności z sanktuarium, gdy ponownie czułam w swym sercu tę mocną chwilę przeżywaną w czasie błogosławienia chorych Najświętszym Sakramentem, gdy naprawdę odczuwałam obecność Jezusa, to doświadczenie się powtórzyło. Pod koniec adoracji doświadczam w swym sercu wrażenia ciepła i odprężenia całego mego bytu. Czuję się dobrze” – opowiadała francuska oblatka.

 Dalszy ciąg wydarzeń opisał bp Benoit-Gonin w oświadczeniu oficjalnym nt. cudu. – Po adoracji siostra wróciła do swego pokoju i tam usłyszała wewnętrzne wezwanie do zdjęcia z siebie tego wszystkiego, co miało jej choć trochę ułatwiać życie z chorobą: gorsetu, szyn podtrzymujących jej zwiotczałe kolana, wyłączenia stymulatora nerwowego itd. Uczyniła to i nagle zaczęła chodzić, bez niczyjej pomocy, całkowicie swobodnie. Na świadków poprosiła swe siostry, które nie mogły uwierzyć w to, co się stało – relacjonował biskup.

 Dodał, że zakonnica natychmiast udała się do swego lekarza, który potwierdził zmianę. Podobne orzeczenie wydali specjaliści. Potem uzdrowiona zakonnica stawiła się w Międzynarodowym Biurze Medycznym w Lourdes, które postanowiło rozpocząć procedurę stwierdzenia i określenia cudu.

 Nastąpiła długa seria licznych ekspertyz i badań. Po zgromadzeniu wszystkich materiałów wspomniane Biuro, złożone z lekarzy i specjalistów z wielu krajów jeszcze raz zbadało sprawę i na swym dorocznym zebraniu w dniach 18-19 listopada 2016 niemal jednogłośnie (przy jednym głosie sprzeciwu) orzekło, że uzdrowienie s. Bernadette „jest niewytłumaczalne przy obecnym stanie wiedzy naukowej”.

 Ostateczne uznanie tego orzeczenia lekarskiego za cud należy do władzy kościelnej, która musi to rozpatrzyć z teologicznego punktu widzenia. Biskup Beauvais wyjaśnił, że o całej sprawie powiadomiono go w lutym 2017. Należało też ustalić związek między uzdrowieniem a pielgrzymką siostry do sanktuarium.

 W rozmowie z paryskim dziennikiem „Le Figaro” hierarcha zapewnił, że nie znał wcześniej s. Bernadette, nie mógł więc wypowiadać się na temat jej doświadczeń i osobistych przeżyć. Jednocześnie podkreślił, że „dla Kościoła cud jest działaniem Boga, które mówi coś o Nim i o Jego planie wobec ludzkości”. Dodał, że cuda nierzadko dokonują się za pośrednictwem świętego, do którego się dana osoba modli. „W tym wypadku Bóg zadziałał przez Maryję Pannę, czczoną w Lourdes” – zauważył biskup Beauvais.

  Źródło: KAI WMa

Cud na Jordanie. Woda w rzece, wzburzona jak fale na morzu, zawraca i płynie w przeciwną stronę.


http://prawoslawnikatolicy.pl/category/all/cerkiew/cudowney-znaki-naszej-wiary/
Wody Jordanu w Ziemi Świętej według kalendarza juliańskiego święci w wigilię Chrztu Pańskiego patriarcha Jerozolimy ze strony izraelskiej i biskup Ammanu ze strony jordańskiej. Jordan, w miejscu gdzie przyjął chrzest Zbawiciel, stanowi naturalną granicę między tymi państwami.

Po odprawieniu Liturgii św. Bazylego Wielkiego na polowym ołtarzu patriarcha Jerozolimy Teofil III w uroczystej procesji udał się nad brzeg rzeki, aby dokonać obrzędu wielkiego oświęcenia wód.
Tradycja oświęcenia wód Jordanu sięga bardzo odległych czasów. Jeszcze w XIX wieku patriarcha zanurzał krzyż w wodzie stojąc w łodzi ustawionej na środku rzeki. Dziś krzyż, umocowany na sznurku i udekorowany wiązką kwiatów, patriarcha rzuca do wody na środek rzeki. W taki sam sposób, lecz nieco później, zanurza krzyż biskup Ammanu.
W tym roku na oczach tysięcy pielgrzymów wydarzył się wielki cud. Podczas pierwszego zanurzenia krzyża woda w rzece mocno zawirowała i wzburzyła się. Po trzykrotnym, zgodnie z tradycją, zanurzeniu woda w rzece, wzburzona jak fale na morzu, zawróciła i popłynęła w przeciwną stronę.

Cud ten trwał ponad godzinę. Zebranych ogarnęła wielka radość, ale i wielkie zdumienie. Pielgrzymi w religijnym zachwycie rzucali się do wody, tak że brzeg Jordanu, porośnięty w tym miejscu trzcinami i tamaryszkiem, został zdeptany w jednej minucie. Niektórzy rzucali do wody wiązanki kwiatów i kwiaty te płynęły po wodzie również w przeciwną stronę. Ktoś z pielgrzymów tak zapamiętale rzucił się do rzeki, że zapomniał zdjąć buty. Jeden pantofel popłynął wartko po wodzie także w przeciwną stronę. Gładkie jak lustro wody Jordanu po oświęceniu wzburzyły się…
Całe to zjawisko przypominało obraz z życia pierwszych chrześcijan, kiedy całe zgromadzenie w jedności ducha odczuwało obecność Boga. Nikt nie miał wątpliwości, że “przybliżyło się Królestwo Niebios”.
Cud ten powtarza się każdego roku, lecz nie w takiej skali. Po oświęceniu wody Jordan rzeczywiście zawraca i płynie w przeciwną stronę, jednak fale są niewielkie i zjawisko trwa dosyć krótko, dlatego nie każdy z pielgrzymów może je zauważyć.
Reakcje ludzi na to cudowne zjawisko były różne. Pewien rosyjski dziennikarz, człowiek już starszy, w wielkim zachwycie wykrzyknął: – Ja się po to urodziłem, aby taki cud zobaczyć. Rumuńska zakonnica powiedziała mi, że po powrocie z Jordanu przez trzy dni płakała. Zapytałam ją dlaczego. – Bo Bóg mocą swoją wodę w rzece zawrócił, a ja niegodna, nie boję się Go obrażać codziennie swoimi grzechami – odpowiedziała.
W żadnej Ewangelii nie zachowały się wzmianki o tym, że podczas chrztu Chrystusa woda w rzece zawróciła. Również święta tradycja o tym milczy.
Św. Sofroniusz, patriarcha Jerozolimy (żył w VII wieku), rozumiał słowa psalmu “Morze widziało to i uciekło, Jordan płynął wstecz” (114,3) jako proroctwo, że w czasie chrztu Chrystusa Jordan zawróci i popłynie w przeciwną stronę: “Jordan płynął wstecz, widząc ogień Boży, w ciele schodzącego do niego”. Widocznie w starożytności istniała pewna tradycja, z biegiem czasu zapomniana.
Jest jeszcze inne wytłumaczenie tego cudownego zjawiska. W historii Narodu Wybranego Jordan zawrócił bieg trzykrotnie: przed Arką Przymierza, gdy Jozue wprowadzał do Ziemi Świętej dwanaście pokoleń Izraela (Joz 3,14-17), przed prorokiem Eliaszem, kiedy przechodził Jordan, aby wznieść się do nieba w rydwanie ognistym (2 Krl 2,8) i przed prorokiem Elizeuszem, gdy płaszczem Eliasza rozdzielił Jordan na dwie części (2 Krl 2,14).
Ziemia Obiecana, do której Jozue wprowadzał dwanaście pokoleń Izraela, była starotestamentowym obrazem Królestwa Bożego, a rzeka Jordan jego granicą: “Gdy Izrael wychodził z Egiptu, Dom Jakuba spośród ludu obcego języka, stał się Juda jego świętością, Izrael jego Królestwem. Morze widziało to i uciekło, Jordan płynął wstecz” (Ps 114,1-3).
Dzisiaj również nikt nie wejdzie do Królestwa Bożego, jeśli nie przejdzie przez Jordan, tzn. nie przyjmie sakramentu chrztu, ponieważ baptysteizm symbolizuje Jordan, a chrzest jest sakramentem wprowadzającym na łono Cerkwi.

s. Maria (Jurczuk) Jerozolima Źródło: Przegląd Prawosławny

В КРЕЩЕНИЕ НА РЕКЕ ИОРДАН ЕЖЕГОДНО ПРОИСХОДИТ ЧУДО…Поворот реки Иордан на Крещение (видео, фото)

20.01.2021 https://volnogorskhram.com/%D0%B2-%D0%BA%D1%80%D0%B5%D1%89%D0%B5%D0%BD%D0%B8%D0%B5-%D0%BD%D0%B0-%D1%80%D0%B5%D0%BA%D0%B5-%D0%B8%D0%BE%D1%80%D0%B4%D0%B0%D0%BD-%D0%B5%D0%B6%D0%B5%D0%B3%D0%BE%D0%B4%D0%BD%D0%BE-%D0%BF%D1%80%D0%BE/?fbclid=IwAR2tyN2bQLZeHZdB-Ko1nezFCq7tsbhxbzPYxULUIzTkDbhPsLwhEfIhpTI

=================================

pięć minut

====================

Вхождение Иисуса Христа в воды Иорданские сопровождалось множеством знамений. Река Иордан течет с гор (высотой примерно 400 м), впадает в Генисаретское море (ныне озеро Киннерет), но на протяжении 300 метров не смешивается с его солеными водами, мощным потоком продолжает течение, пока не впадет в Мертвое море.

Река Иордан на карте

Когда Иисус принял крещение и на Него сошел Дух Святой, воды Иордана пошли вспять.

Это река Иордан. Место, где крестился Господь. Видно, как течение меняет направление. Это чудо происходит каждый год на Крещение

По христианской традиции, начиная с IV века,  местом Крещения Господня считается северная оконечность реки Иордан, расположенная в 8 км от города Иерихона вблизи греческого православного монастыря Пророка, Предтечи и Крестителя Господня Иоанна.

Более 2000 лет назад именно здесь произошло первое явление святой Троицы: Иисус Христос принимал крещение от Иоанна Предтечи в водах реки Иордан, когда на Него снизошел Святой Дух в виде голубя, а голос Бога-Отца свидетельствовал: «Сей есть Сын Мой возлюбленный, в Котором Мое благоволение»  (Мф. 3:17). В библейской традиции река Иордан – это граница, знаменующая собой вхождение в Землю Обетованную, которая считается прообразом Царства Небесного, благодати Христовой. Без крещения никто не войдет в Царство Небесное, и в этом таинстве все мы проходим свой Иордан…

Место крещения Христа ныне находится на территории государства Иордании, и местные власти только 19 января позволяют Патриарху совершать на берегу службу и освящать воду.

После молитвы владыки трижды одновременно забрасывают на длинных веревках серебряные кресты с привязанными к ним цветами и зелеными ветвями. Тут же выпускается пара голубей как символ сошествия Святого Духа.

Иерусалимский Патриарх Феофил III

Знамение поворота реки в обратном направлении с тех пор повторяется ежегодно: накануне Крещения православные пускают по реке деревянные кресты с зажженными свечами, река уносит их в Мертвое море, а 19 января неизменно приносит обратно! В этот же день обычно пресная вода Иордана становится соленой…

Множество паломников собираются на берегу

За этим действом следит великое множество приезжих: поэтому имеется колоссальное количество очевидцев, своими глазами видевших, как воды реки поворачиваются вспять, вода «играет», освящаясь святым духом, а ветви деревьев, растущих по берегам, опускаются так низко, что касаются поверхности воды.

Великое чудо и знамение, описанное в Библии, может увидеть множество людей. Как только после молитвы серебряные кресты с обоих берегов Иордана забрасываются в его спокойные воды, на глади реки появляется водоворот – и на несколько минут течение меняется. Над Иудейской пустыней разносится возглас восторга множества паломников. Трудно поверить своим глазам: как две тысячи лет назад, после того как Иисус Христос вошел в эти воды, Иордан снова изменяет свое течение.

Нo на место крещения Господня паломников пускают преимущественно два раза в году — накануне праздника Богоявления, когда совершается Великое освящение воды, и на Страстной седмице. Связано это с тем, что граница между государством Израиль и Королевством Иордания проходит по водам реки Иордан как раз в том месте, где по преданию совершилось Крещение Христово, и вся близлежащая территория находится под строгим контролем пограничников.

С надеждой на чудо

Развалины базилики на месте Крещения Господня

На фото подлинное место Крещения Господа в Иордании, руины древней христианской базилики, в которой отсутствовала алтарная апсида и прямо с алтаря вели ступени в Священный Иордан.

18 января 2021 года, в Крещенский сочельник, начальник Русской духовной миссии в Иерусалимеархимандрит Александр (Елисов) возглавил богослужения навечерия Богоявления в храме мученицы царицы Александры на территории Миссии. Его Высокопреподобию сослужили члены Миссии игумен Никон (Головко), иеромонах Дометиан (Маркарян), иеромонах Афанасий (Букин) и клирик Миссии диакон Илия Драчук.

После заамвонной молитвы был совершен чин великого освящения воды. Затем священнослужители окропили все помещения здания Миссии освященной водой.

В тот же день Блаженнейший Патриарх Иерусалимский Феофил III совершил чин великого освящения воды на месте Крещения Господня на реке Иордан в сослужении иерархов Иерусалимской Православной Церкви, духовенства Святогробского братства и представителей Поместных Православных Церквей в Иерусалиме.

По традиции перед освящением воды был совершен крестный ход. Верующие проследовали от монастыря святого Иоанна Предтечи в Каср-аль-Яхуде к берегу реки Иордан.

В крестном ходе и богослужении приняли участие начальник Русской духовной миссии архимандрит Александр (Елисов) и заместитель начальника Миссии иеромонах Дометиан (Маркарян).

Кондак Предтечи глас 6

Плотскаго Твоего пришествия убоявся,/ Иордан страхом возвращашеся;/ пророческое же служение исполняя,/ Иоанн трепетом спряташеся;/ Ангельския чини ужасахуся,/ зряще Тя, во струях плотию крещаема;/ и вси, сущии во тьме, озаряхуся,// воспевающе Тя, явльшагося и просветившаго вся.


Skamieniała i wskrzeszona piękna komsomołka Zoja

Tłumaczył Andrzej Leszczyński 4.1.2018 r.

https://web.archive.org/web/20180111011954/https://dakowski.pl/index.php?option=com_content&task=view&id=21836&Itemid=46

[Tam warto zaglądać, szukać. Tu wersja ze zdjęciami, wtedy nie potrafiłem. M. Dakowski]

===============================

Nie wolno wyśmiewać się ze świętości…

W 1956 roku młoda piękna komsomołka Zoja z przyjaciółmi spotykała Nowy Rok. Chłopak Zoi spóźniał się i Zoja, nie doczekawszy się jego, postanowiła tańczyć ze Świętym Mikołajem Cudotwórcą: zdjęła ze ściany ikonę i zaczęła z nią tańczyć. Na ostrzeżenia koleżanek, aby nie bluźniła, odpowiedziała: „Jeśli jest Bóg, to niech mnie ukarze!”. I nagle zastygła, jakby skamieniała i wrosła w podłogę z ikoną w rękach. Nie można było jej ruszyć z miejsca, ikony z rąk nie można było wyjąć, nie było widać żadnych zewnętrznych znaków życia. W okolicy serca było słychać ledwo wyczuwalny stuk. O wydarzeniu szybko dowiedziało się całe miasto, milicja bała się podchodzić do skamieniałej Zoi, lekarze nie mogli jej pomóc, kiedy usiłowali zrobić zastrzyk, to igły się łamały. Skamieniała Zoja stała przez 128 dni…

Co to było? Cud, czy kara Boża? … Zapewne i cud i kara…

SKAMIENIAŁA ZOJA (ros. – Стояние Зои). Opisy naocznych świadków cudu w Samarze

A wtedy Pan spuścił na Sodomę i Gomorę deszcz siarki i ognia z nieba. I tak zniszczył te miasta oraz całą okolicę wraz ze wszystkimi mieszkańcami miast, a także roślinność. Żona Lota, która szła za nim, obejrzała się i stała się słupem soli. (Księga Rodzaju 19: 24-26)

W 1956 roku, gdy Chruszczow był u władzy, wydarzyło się zdarzenie, które wstrząsnęło całym prawosławnym światem, słynne „Skamieniałe stanie Zoi” (ros. – „Зоино стояние”). Przypomnijmy krótko o tym cudzie, który wydarzył się w Samarze (wtedy – w Kujbyszewie).

Pracownica fabryki rur, niejaka Zoja, postanowiła wraz z przyjaciółmi powitać Nowy Rok. Jej wierząca matka była przeciwna zabawom w poście Bożonarodzeniowym, ale córka nie posłuchała. Wszyscy się zebrali, ale chłopaka Zoi, Mikołaja, nie było, gdzieś się zapodział, spóźniał się. Grała muzyka, młodzi tańczyli; tylko Zoja nie miała pary. Obrażona na swego chłopaka, zdjęła ze ściany ikonę Świętego Mikołaja*/ i powiedziała: “Jeśli nie ma mojego Mikołaja, to zatańczę ze Świętym Mikołajem”. Na perswazję przyjaciółki, aby tego nie robiła, odpowiedziała wyzywająco: “Jeśli istnieje Bóg, niech mnie ukarze!” I z tymi słowami krążyła w kółko. Na trzecim okrążeniu pokój nagle wypełnił hałas, pojawił się wicher, błyskawicą błysnęło oślepiające światło, a wszyscy wybiegli ze strachu. Tylko Zoja została z przyciśniętą do piersi ikoną Świętego – skamieniała, zimna jak marmur. Nie można było jej poruszyć z miejsca, nogi jej jakby zrosły się z podłogą. Wobec braku zewnętrznych oznak życia, Zoja jednak żyła: jej serce biło. Od tego czasu nie mogła ani pić, ani jeść. Lekarze czynili wszelkie możliwe wysiłki, ale nie mogli jej ożywić. Wiadomość o incydencie szybko rozeszła się po mieście, wielu przyszło zobaczyć “skamieniałą Zoję”.

Ale po jakimś czasie władze miasta opamiętały się: dojścia do domu zostały zablokowane, a do pilnowania wyznaczono oddział milicjantów. Przyjezdnym i ciekawskim odpowiadano, że nie ma tu żadnego cudu i nic się nie wydarzyło. Pilnujący domu nocami słyszeli krzyki Zoi: “Mamo! Módl się! W grzechach giniemy! Módl się!” Badanie medyczne potwierdziło, że bicie serca dziewczyny nie ustało, pomimo skamieniałości tkanek (nie udało się nawet zrobić zastrzyku: igły łamały się). Zaproszeni kapłani, po odmówieniu modlitw, nie mogli wyjąć ikony z jej zastygłych rąk. Ale w święto Narodzenia Chrystusa przyszedł Ojciec Serafim (Tiapoczkin, wtedy jeszcze Ojciec Dimitrij), odsłużył nabożeństwo ze święceniem wody i poświęcił cały pokój. Następnie wziął ikonę z rąk Zoi i powiedział: “Teraz musimy czekać na znak w Wielki Dzień”. Przed Świętem Zwiastowania NMP (ros. – Благовещения) pewien pobożny staruszek poprosił strażników, aby go przepuścili. Odmówiono mu. Pojawił się on również następnego dnia, ale i kolejna zmiana go nie przepuściła. Za trzecim razem, w dniu Zwiastowania NMP, straże go nie zatrzymały. Strażnicy słyszeli tylko, jak staruszek mówił do Zoi: “Nie masz już dość stania?” Minął jakiś czas, ale staruszek nie wychodził. Kiedy zajrzeli do pokoju, nie znaleźli go tam. Wszyscy świadkowie zdarzenia byli przekonani, że objawił się sam Święty Mikołaj.

Zoja stała przez 4 miesiące (128 dni), aż do Wielkanocy, która w tamtym roku była 23 kwietnia (6 maja zgodnie z nowym stylem). W noc przed Jasnym Zmartwychwstaniem Chrystusa Zoja głośno wołała: “Módlcie się! Przerażające, ziemia płonie! Cały świat ginie w grzechach! Módlcie się!” Od tego czasu zaczęła ożywać, w mięśniach pojawiła się miękkość, żywotność. Położono ją do łóżka, ale wciąż wołała i prosiła wszystkich, aby modlili się za świat, który ginie w grzechach, za ziemię płonącą w niegodziwościach. – Jak żyłaś? – pytano ją. – Kto cię karmił? – Gołębie, gołębie mnie karmiły – odpowiadała Zoja.

*/

Mikołaj z MiryŚwięty Mikołaj (gr. Άγιος Νικόλαος, łac. Sanctus Nicolaus), znany również jako Mikołaj z Bari – świętykatolicki i prawosławny. Najstarsze o nim przekazy pochodzą z VI wieku. Według średniowiecznej hagiografii żył na przełomie III i IV wieku, był biskupem Miry w 

Licji, wsławił się cudami oraz pomocą biednym i potrzebującym. Przez wieki był jednym z najbardziej czczonych świętych na Zachodzie i Wschodzie. Największe jego sanktuarium znajduje się we włoskim Bari. Współcześnie baśniowa postać wzorowana na świętym Mikołaju jest wykorzystywana w kulturze masowejprzy okazji świąt Bożego Narodzenia.

Sobór Watykański II zarządził rewizję kultu świętych w Kościele katolickim. Powołano komisję złożoną z teologów i historyków, która miała zaproponować usunięcie świąt tych postaci, których istnienia nie sposób było udowodnić. Zakwestionowała ona historyczność Mikołaja, co wywołało ożywioną dyskusję, w której znaczna część hierarchii i wiernych stanęła w obronie kultu świętego. Papież Paweł VI zdecydował się na rozwiązanie kompromisowe. W opublikowanym w 1969 roku Calendarium Romanum zniósł on święto 6 grudnia i postanowił, że tego dnia będzie obchodzone tzw. wspomnienie dowolne. Z kalendarza usunięto również średniowieczne teksty hagiograficzne poświęcone Mikołajowi, pozostawiając krótką notatkę opartą na Stratelatis z VI wieku. W motu prioprio Mysterii Paschalis Paweł VI uzasadnił: aby wprowadzić w życie postanowienia Soboru Powszechnego, usunięto z kalendarza ogólnego imiona niektórych świętych; zezwolono, aby wspomnienia pewnych świętych obchodzono według uznania i aby przywrócono ich kult, ograniczony do ich własnych krajów. Św. Mikołaj jest patronem: Albanii, Grecji, Rosji, Aberdeen, Antwerpii, Bari, Berlina, Bydgoszczy, Chrzanowa, Elbląga, Głogowa, Miry, Moskwy, Nowogrodu…

W kalendarzach w Polsce w dniu 6 grudnia jest zapis jako wspomnienie o Św. Mikołaju.

Dzięki modlitwom św. Mikołaja Pan Bóg zlitował się nad nią, przyjął jej skruchę i przebaczył jej grzechy. Wszystko, co się wydarzyło, poraziło mieszkańców Kujbyszewa i jego okolic tak, że wielu ludzi nawróciło się ku wierze. Spieszyli do cerkwi ze skruchą, nie ochrzczeni się chrzcili, ci, którzy nie nosili krzyża, zaczęli go nosić – dla proszących nie było wystarczająco dużo krzyży. Kiedy po latach Archimandrytę Serafima (Tiapoczkina) pytano o jego spotkanie z Zoją, on zawsze unikał odpowiedzi. Przypomina protojerej Anatolij Litwinko, duchowny z Diecezji Samarskiej: „Spytałem ojca Serafima:

Ojczulku, czy to ty wziąłeś ikonę z rąk Zoi?” Pokornie skłonił głowę. I po jego milczeniu zrozumiałem: on.” Ojczulek ukrył to ze względu na swoją pokorę. Również i władze mogłyby rozpocząć ponownie prześladowania jego ze względu na duży napływ pielgrzymów, chcących uczcić cudowną ikonę Świętego Mikołaja, która zawsze była w świątyni, gdzie służył ojciec Serafim. Z biegiem czasu władze zażądały usunięcia ikony, ukrycia jej przed ludźmi i została ona przeniesiona do ołtarza. Ostatnio prasa masowa ponownie zainteresowała się tą sprawą. Oto fragmenty z publikacji w „Komsomolskiej Prawdzie”: Wielu wierzącym w Samarze znana jest emerytka Anna Iwanowna Fidotowa.“W tamtych czasach w pobliżu domu Zoi byłam dwa razy” – mówi Anna Iwanowna – “przyjeżdżałam z daleka. Ale dom był otoczony przez milicję. I wtedy postanowiłam zapytać o wszystko jakiegoś milicjanta ze straży. Wkrótce jeden z nich – bardzo młody – wyszedł z bramy. Poszłam za nim i zatrzymałam go: “Proszę powiedzieć, czy to prawda, że ​​Zoja stoi?” On odpowiedział: “Pyta Pani dokładnie tak, jak moja żona. Ale nic nie powiem, a lepiej niech Pani zobaczy sama …” Zdjął czapkę z głowy i pokazał swoje zupełnie siwe włosy: “Widzi Pani?! To jest bardziej prawdziwe niż słowa. Przecież składaliśmy przyrzeczenie, nam nie wolno o tym mówić. Ale gdyby tylko Pani wiedziała, jak strasznie było mi patrzeć na tę skamieniałą dziewczynę!”

Całkiem niedawno pewien człowiek opowiedział coś nowego o cudzie z Samary. Okazał się nim szanowany w Samarze przeor (ros. – настоятель) Cerkwi Św. Zofii kapłan Witalij Kałasznikow: „Anna Pawłowna Kalasznikowa – ciotka mojej matki – w 1956 roku, pracowała w Kujbyszewie jako lekarz ”pierwszej pomocy” (w karetce pogotowia). Tamtego dnia rano przyjechała do naszego domu i powiedziała: “Wy tutaj śpicie, a miasto już dawno na nogach!” I opowiedziała o skamieniałej dziewczynie. Przyznała się (chociaż podpisała zobowiązanie), że właśnie teraz była w tym domu na wezwanie. Widziała zastygłą Zoję. Widziała ikonę Świętego Mikołaja w jej rękach. Próbowała zrobić nieszczęsnej zastrzyk, ale igły zginały się, pękały i dlatego nie mogła zrobić zastrzyku. Wszyscy byli zszokowani jej opowiadaniem. Anna Pawłowna Kalasznikowa pracowała jako lekarz w karetce pogotowia jeszcze przez wiele kolejnych lat. Zmarła w 1996 roku. Zdążyłem jeszcze na krótko przed jej śmiercią udzielić jej Sakramentu Chorych (Ostatniego Namaszczenia). Obecnie żyje jeszcze wielu z tych, którym opowiedziała o wydarzeniu z tego pierwszego dnia nowego roku.”

Walentyna Nikołajewna M. (Biełgorod) wspomina: “Przyjechałam do Ojca Serafima. Zatrzymałam się na noc w domu Marii Romanownej, gdzie zebrało się wielu przyjezdnych. Spać było ciasno, w pokoju duszno. Dwaj młodzi mężczyźni wstali i wyszli na dwór, na świeże powietrze, a za nimi i ja. Zaczęliśmy rozmawiać. Okazało się, że są z Kujbyszewa i uczą się w seminarium duchownym. Zacząłem ich wypytywać o stojącą Zoję. Kiedy to się stało, oni byli dziećmi. To właśnie ten cud doprowadził ich do wiary w Boga. Teraz przyjeżdżają do Ojca Serafima, po zostaniu jego duchowymi dziećmi. Twierdzili, że to właśnie Ojciec Serafim wziął ikonę z rąk Zoi. … Po nabożeństwie, starosta cerkwi matuszka Jekatierina Łuczina (po postrzyżynach mniszka Serafima) pyta: „Czy uczciłaś (przyłożyłaś się, ucałowałaś) cudowną ikonę Świętego Mikołaja?” Mówię do niej: „Tak”. A ona nie przestaje: “Do jakiej?” Wskazuję na wielką ikonę Św. Mikołaja – pod ścianą. A ona mówi: “Trzeba przyłożyć się – ucałować tę, która leży na anałoju (pulpicie). To ją nasz Ojczulek wziął ją od Zoi. Tylko nikomu nie opowiadaj, ponieważ nam zabronili o tym mówić. Ojczulka znowu mogą aresztować.”

Duchowe dzieci Starca zaświadczały, że z Kujbyszewa przyjeżdżała wierząca kobieta i gdy zobaczyła O. Serafima, to rozpoznała w nim tego kapłana, który wziął z rąk Zoi ikonę Św. Mikołaja. I, widocznie nie przypadkowo po błogosławieństwu Ojca Serafima w rakitnieńskiej świątyni przy ikonie Św. Mikołaja i Ukrzyżowania Zbawiciela (na Kalwarii) oto już trzydzieści pięć lat płoną lampy nieugaszone. Jelizawieta Konstantinowna Fofanowa, duchowa córka Starca pewnego razu zapytała Ojca: „Ojcze Serafimie, czy to Ojciec wziął ikonę od Zoi.?” Odpowiedział jej: „Dlaczego chcesz to wiedzieć? Nie pytaj mnie więcej o tym.” Inna bliska duchowa córka zapytała Ojca Serafima: „Ojcze, czy to Ty byłeś w Kujbyszewie i wziąłeś ikonę z rąk Zoi, dokonując cudu?” Starzec odpowiedział: „Moje dziecko, Bóg czyni cuda, a my, niegodni, otrzymujemy według naszych modlitw”.

Ze wspomnień Aleksandry Iwanownej A. : “W piątym tygodniu Wielkiego Postu w 1982 r. przybyłam do Rakitnoje. Odważyłam się zapytać: “Ojczulku, a gdzie jest ikona św. Mikołaja, którą wziąłeś od Zoi?” Spojrzał na mnie surowo. Zapadła cisza. Dlaczego przypomniałam właśnie o ikonie? W Kujbyszewie mieszkali moi krewni – na tej samej ulicy, co Zoja. Kiedy to się stało, miałam czternaście lat. Żeby ludzie nie gromadzili się w pobliżu domu, wieczorami oświetlenie było wyłączane. Krzyki Zoji przerażały wszystkich. Młody milicjant stojący na posterunku od tego wszystkiego osiwiał. Moi krewni, będąc naocznymi świadkami tego wydarzenia, stali się wierzącymi i zaczęli uczęszczać do świątyni. Cud “Skamieniałej Zoi” i wszystko, co jej się przydarzyło, został głęboko wryty w moją świadomość. Po surowym spojrzeniu O. Serafima przeszyła mnie myśl: „Ach, biada mi, biada”. Nagle Ojczulek powiedział: „Ikona leżała w świątyni na anałoju (pulpicie), a teraz znajduje się w ołtarzu (w ikonostasie). Były takie czasy, kiedy kazano ją usuwać. I dodał: “Jesteś pierwszą osobą, której to mówię”. Dwa tygodnie później Ojczulek zmarł.”

Oto co opowiedziała Klaudia Gieorgijewna Pietrunienkowa z Sankt-Petersburga, duchowa córka metropolity Nikołaja (Jaruszewicza): „Kiedy się wydarzył cud “Skamieniałej Zoi” (ros. – „Зоино стояние”), zapytałam władykę, czy był on w Kujbyszewie i czy widział Zoję. Władyka odpowiedział: “Byłem tam, modliłem się, ale ikony od Zoi nie wziąłem, – to jeszcze nie był ten czas. A ikonę wziął Ojciec Serafim (wówczas jeszcze Ojciec Dimitrij (pol.- Demetriusz).” Krótko przed śmiercią Ojca Serafima byłam w Rakitnoje. W świątyni, u góry, na prawo od tronu, widziałam ikonę św. Mikołaja w ozdobnej oprawie. Podczas rozmowy z ojcem Serafimem w jego celi zapytałam: “Ojczulku, czy u was na ołtarzu jest ikona Świętego Mikołaja – ta sama, którą miała Zoja?” “Tak,” – odpowiedział. O Zoi więcej już nie rozmawialiśmy.”

O wydarzeniach w Kujbyszewie opowiada protojerej (archiprezbiter) Andriej Andriejewicz Sawin, który był wtedy sekretarzem Samarskiej administracji diecezjalnej: „To się wydarzyło, kiedy biskupem był Jeronim (pol. – Hieronim). Rano zobaczyłem grupę ludzi, stojących w pobliżu tego domu. A wieczorem tłum się powiększył do tysiąca ludzi. Wystawione zostały posterunki. Ale ludzi początkowo nie ruszano – najwyraźniej wpływ miało pierwsze zamieszanie. To później zaczęto rozpędzać wszystkich. Ze zwykłego powodu: “Zakłócanie spokoju mieszkańców, ruchu pojazdów.” Ale tłum jednak wciąż rósł jak na drożdżach. Wielu przybywało nawet z okolicznych wiosek. Te dni były bardzo napięte. Ludzie naturalnie oczekiwali od nas wyjaśnień, ale żaden kapłan nie podchodził blisko do tego domu. Bali się. Wtedy wszyscy chodziliśmy po “cienkiej kładce”. Kapłani byli wtedy “na rejestracji” – zatwierdzani i odwoływani byli przez komisarza do spraw religijnych z komitetu wykonawczego partii. W każdej chwili każdy mógł zostać bez pracy i środków do życia. A tutaj taki wspaniały powód, aby załatwić z nami rachunki! Wkrótce wśród wierzących poszła plotka, że Zoi grzech przebaczono i zostanie ona wskrzeszona w dniu Świętej Paschy (pol. – Wielkanocy). Ludzie czekali, mieli nadzieję. Oddziały członków Komsomołu krążyły już na całego po mieście. Głośno “demaskowali”, zapewniając, że byli w domu i nic nie widzieli. Wszystko to tylko dodawało paliwa do ognia, więc nawet ci, którzy naprawdę nie wierzyli w cud, zaczęli w końcu wątpić: “Prawdopodobnie jednak ludowa wieść ma rację, choć nie we wszystkim; w domu przy ulicy Czkałowa jednak coś dziwnego się wydarzyło – nie ma wątpliwości!”

Arcybiskup Samarski i Syzrański Jewsiewij (pol. – Euzebiusz) jakby podsumowuje różne opinie na temat tego, co się stało: ”Świadkami tego cudu było wielu ludzi. Dowiedziałem się o tym w 1957 roku podczas studiów w seminarium. Nie było żadnych wątpliwości: to największy cud! W czasach, gdy wiara była prześladowana i wyśmiewana przez bezbożnych władców, ten przypadek cudownej manifestacji Boskiej mocy stał się sensacją. I nie tylko dla mieszkańców Samary. Cud z Zoją stał się lekcją dla wielu. Przecież do świętości należy odnosić się z czcią. To jest lekcja i dla ateistów: możesz nie wierzyć, ale nie dotykaj świętej rzeczy, w przeciwnym razie przyjdzie kara! Gdyby niewierząca Zoja nie dotykała świętej ikony, to nic by się nie stało. Było wiele podobnych cudów: kiedy bezbożni dotykali świętości, to byli rażeni, karani. Affonij w Jerozolimie przy pochówku Matki Bożej chciał przewrócić Jej trumnę i na oczach wszystkich Anioł Pański odciął mu ręce. Znane są przypadki, gdy człowiek zrzucał dzwon na ziemię, to wraz z dzwonem sam spadał na dół. Tak, w owych czasach ludzie bardzo potrzebowali cudu. Ale cuda są wtedy, gdy są potrzebne ludziom, kiedy Pan zdecyduje o tym”.

Po zabraniu ikony z rąk Zoi Ojciec Serafim (dawny Dimitrij – Tiapoczkin) został oczerniony, sfabrykowano na niego nową sprawę (o homoseksualizm – pederastię; odsiedział 3 lata w więzieniu – A.L.), a biskupa Jeronima (pol. – Hieronima) pozbawiono kierownictwa Diecezją Kujbyszewską.

Oto co w 1989 roku opowiadał przeor (ros. – igumen) Herman, mnich Optiny (w latach 50-tych służył w Soborze Katedralnym w Kujbyszewie): „Czego nie widziałem, o tym mówić nie będę, ale co wiem, to powiem. Ulicę otoczyli kordonem milicji, pobrano podpisy o nie rozgłaszaniu. Do przeora soboru zadzwonił pełnomocnik ds. religii i poprosił o ogłoszenie z ambony w najbliższą niedzielę, że żadnego cudu nie ma. Ojciec przeor odpowiedział: “Pozwól mi, abym pojechał popatrzeć i powiedział ludziom, to, co widziałem”. Pełnomocnik zastanawiał się przez chwilę i obiecał, że wkrótce oddzwoni. Powtórny dzwonek rozległ się po godzinie i przeorowi powiedziano, że ​nic ogłaszać nie trzeba. Ponieważ ludzie mieli dużo do powiedzenia na ten temat, to nawet lokalne gazety sowieckie nie mogły pominąć milczeniem tego cudu i próbowały przedstawić go jako “oszustwo kapłanów – popów”. Wkrótce po tym incydencie ojciec Serafim otrzymał trzy lata”.

Nie wolno było mu mówić o wzięciu ikony z rąk Zoi i po odbyciu wyroku wysłano go do służby w odległej wiosce Diecezji Dniepropietrowskiej, a następnie przeniesiono do wsi Michajłowskoje.

POSŁOWIE

Prasa sowiecka nie mogła milczeć o tym incydencie: odpowiadając na listy do redakcji pewien uczony potwierdził, że, rzeczywiście, wydarzenie z Zoją nie jest fikcją, ale jest przypadkiem tężca, jeszcze nieznanego nauce.

Ale po pierwsze, przy tężcu nie ma takiej kamiennej sztywności i lekarze zawsze mogą zrobić zastrzyk pacjentowi;

po drugie, przy tężcu pacjent może być przenoszony z miejsca na miejsce i leży, a tutaj stoi i

po trzecie, sam tężec nie nawraca człowieka do Boga i nie daje objawienia z góry, a przy Zoi nie tylko tysiące ludzi nawróciło się do wiary w Boga, ale swoją wiarę poświadczyły czynami: chrzcili się i zaczęli żyć po chrześcijańsku. Oczywistym jest, że to nie tężec był tego przyczyną, ale działanie samego Boga, Który przez cuda umacnia wiarę, aby uwolnić ludzi od grzechów i od kary za grzechy.

Co było dalej?

Do dziś w prasie rosyjskiej toczy się dyskusja o prawdziwości cudu. Prasa ateistyczna neguje i wyśmiewa to wydarzenie z 1956 roku. Hierarchia cerkiewna odnosi się do wydarzenia raczej z rezerwą. Nakręcono na temat skamieniałej Zoi filmy dokumentalne i film fabularny. W 2012 roku przy ulicy Czkałowa postawiono pomnik – kapliczkę ku czci Świętego Mikołaja Cudotwórcy. 12 maja 2014 roku dom ten spłonął. Niektóre media zamieściły wersje o podpaleniu. Całkiem możliwe.

Napis: Objawienie Świętego Mikołaja, Arcybiskupa Mir Likijskich, Cudotwórcy, na miejscu cudownego wydarzenia dot. Skamieniałej Zoi w styczniu 1956 roku

Znak na pamiątkę opisanego wydarzenia, postawiony przy ulicy Czkałowa, przedstawia rzeźbę Świętego Mikołaja Cudotwórcy, stojącego w ażurowej arce. Wbrew tytułowi nazwanego pomnika wizerunku Zoi w tej rzeźbiarskiej kompozycji nie ma. Imię jej jest tylko wspomniane na tabliczce, przymocowanej do podstawy arki.

Dalsze losy Zoi.

O dalszych losach Zoi Karnauchowej opowiadają ludzie różnie. Jedni uważają, że po trzech dniach od wskrzeszenia Zoja zmarła, inni są przekonani, że zmarła w szpitalu psychiatrycznym, a trzeci święcie wierzą w to, że Zoja przez długi czas żyła w monasterze i została skrycie pochowana w Ławrze Świętej Trójcy i Św. Sergiusza (ros. – в Троице-Сергиевой лавре).

Źródła:

Стояние Зои. Описания очевидцев Самарского чуда.

http://proza-pravoslavie.narod.ru/stoianie_zoi.html

Opublikowane 18 września 2017 r.

Каменная Зоя

http://www.pravmir.ru/kamennaya-zoya/

ЧУДО. Film fabularny (1:50:25)

https://ok.ru/video/87444884160

Каменная Зоя.Правда или вымысел.Документальный фильм (43:58)

https://www.youtube.com/watch?v=hSei51mQ9LI

Стояние Зои. Film video (20:01)