Czy chrześcijanin może być darwinistą?

Czy chrześcijanin może być darwinistą? [KONFERENCJA „WIARA I NAUKA” 2024 – dzień I]

pch24.pl/wiara-i-nauka

(PCh24.TV)

Coraz częściej nauka podlega ideologizacji i pomija się rzetelną debatę – podkreślił prezes Stowarzyszenia ks. Piotra Skargi Sławomir Olejniczak, otwierając drugą edycję konferencji Wiara i Nauka w Niepołomicach. Tymczasem – omawiane w pierwszy dzień – argumenty filozoficzne (zasada niesprzeczności), fizyczne (doskonała koherencja praw natury nakierowana na przetrwanie życia) i biologiczne dowodzą, że nie sposób na gruncie nauki zaprzeczyć faktowi stworzenia świata przez wyższy rozum i przez energię, która istniała, zanim powstała materia.

Konferencja „Wiara i Nauka”, odbywająca się w tym roku pod tytułem Powrót do hipotezy Boga, została zorganizowana przez Stowarzyszenie Kultury Chrześcijańskiej im. Ks. Piotra Skargi, Instytut Studiów Doktrynalnych, Collegium Intermarium i Discovery Institute.

Witając uczestników konferencji, prezes Sławomir Olejniczak wskazał, że dzisiejsza oficjalna narracja opiera się na fałszywym założeniu, iż wiara i nauka stoją w sprzeczności, podczas gdy człowiek jest jednością, a prawdy, który poznaje rozumem, muszą być ze sobą spójne. Tymczasem wmawia się na, że skoro światopogląd naukowy jest „nieomylny”, to wiarę należy odrzucić, przez co nawet w poważnych ośrodkach naukowych debata z argumentami katolickimi jest wykluczana. Nie boimy się myśleć i podejmować wyzwań, które są politycznie niepoprawne – podkreślił, otwierając konferencję.

Do tych słów powitania o. Michał Chaberek dodał, że już Arystoteles podkreślał, że cnota jest środkiem (tudzież szczytem) pomiędzy dwiema skrajnościami, natomiast dwie skrajności, które targają dzisiejszym społeczeństwem, to z jednej strony racjonalizm, a z drugiej strony fideizm (objawiający się wiarą bez rozumu). Konferencja „Wiara i Nauka” jest próbą przybliżenia nas do tego środka, jakim jest wiara rozumna.

Bycie chrześcijaninem i ewolucjonistą to sprzeczność logiczna

Pierwszy wykład wygłosił dr Jay W. Richards – filozof, członek Heritage Foundation i Discovery Institute, wykładający na Katolickim Uniwersytecie Ameryki w Waszyngtonie, redaktor antologii God and evolution. W wystąpieniu zatytułowanym Bóg, przypadek i ewolucja przedstawił kwestie logiczne, jakie wiążą się ze sporem pomiędzy zwolennikami darwinizmu i chrześcijańskiej wizji inteligentnego projektu, który stoi za stworzeniem i funkcjonowaniem świata.

Na wstępie prelegent zaznaczył, że obrońcy materializmu naukowego osiągnęli sukces nie dlatego, że mieli dobre argumenty oparte na faktach, ale dlatego, że byli bardzo dobrzy w graniu znaczeniami słów i bardzo skuteczni w marszu przez instytucje. Z tego powodu należy – jak podkreślił dr Richards – dokładnie omówić kwestie, które składają się na samą definicję ewolucji.

Ponadto, z socjologicznego punktu widzenia, częścią problemu jest to, że chrześcijanie ulegają pokusie ulegania zsekularyzowanej kulturze, ponieważ nie chcą wchodzić w konflikt ze środowiskiem naukowym i dlatego dostosowują się do materialistycznego, darwinowskiego światopoglądu, próbując się następnie jakoś „umościć” wśród sprzeczności, jakie leżą u jego podstaw. Naukowcy chrześcijańscy ulegający darwinizmowi pytają: Czy Bóg kieruje ewolucją? Aby zbadać, czy tak zadane pytanie jest w ogóle zasadne, prelegent pochylił się nad znaczeniami słowa ewolucja. Są bowiem różne znaczenia tego słowa ewolucja, a materialiści kierują nas do takiego rozumienia, jakie jest wygodne dla ich koncepcji.

Z filozoficznego punktu widzenia początkiem wszelkich rozważań na ten temat powinno być pochylenie się nad teistyczną wizją rzeczywistości. Polega ona na przekonaniu o istnieniu transcendentnej, doskonałej istoty, która jest w stanie zrobić wszystko, co jest logicznie możliwe – może przemieniać i przenikać świat materialny, zaś wszystko inne zależy od Boga. Bóg swobodnie i dobrowolnie stworzył świat (akt stworzenia nie jest konieczny – Bóg nie musiał stworzyć świata, tudzież akurat takiego świata) i może weń ingerować (mamy ti do czynienia przyczynami pierwszego i drugiego rzędu: oddziaływanie jako praprzyczyna i na poszczególne elementy). Bóg w opatrznościowy sposób nie tylko kieruje wszystkim, ale niektóre z celów jego kierowania są widoczne w stworzeniu (niewidoczne cechy Boga jak Jego natura są widoczne w stworzeniu – Bóg zostawia w ten sposób „odciski swoich palców”)

Każdy pogląd, jaki godzi się z chrześcijańskim rozumieniem Boga, musi się godzić z tymi zasadami – podkreślił dr Richards.

Co to jest ewolucja? – zapytał następnie, sięgając do genezy tej koncepcji. Teoria Darwina, jak przypomniał, narodziła się na wyspach Galapagos, gdzie Darwin pobrał próbki dawnych organizmów. Obserwował zięby, które mają grubsze bądź cieńsze dzioby w różnych miejscach i tak doszedł do szerokiego rozumienia ewolucji jako zmiany następującej w czasie. Stąd płynie pytanie, czy wszechświat zmieniał się w czasie i czy zmieniały się gatunki? Z teologicznego punktu widzenia nie ma nic kontrowersyjnego w tak rozumianej ewolucji, czego przykładem może być choćby proces tworzenia się gwiazd.

Druga definicja – czysto biologiczna – to idea, że następuje zmiana genetyczna w organizmach, które mogą zmieniać się w odpowiedzi na zagrożenia zewnętrzne. Takie rozumienie również nie nastręcza kontrowersji, gdyż wystarczy spojrzeć na przykład skóry człowieka, która dostosowywała się do różnych warunków klimatycznych.

Gdy zaś dochodzimy do przekonania, że pewne organizmy mają wspólnych przodków – to samo w sobie nie musi również być sprzeczne z teologią. Ale mechanizm darwinowski zakłada intencję zaprzeczenia faktowi, że Bóg stworzył świat i że zaprojektował organizmy. Tu napotykamy na pierwszą sprzeczność, bo gdy przyjrzymy się choćby oku, to wygląda ono jak zaprojektowane, czemu nie są w stanie zaprzeczyć darwiniści, lecz jednocześnie twierdzą oni, że stoi za tym przypadek. Mamy więc do czynienia ze skomplikowanym mechanizmem, który „wygląda jak efekt projektu”, co przyznają darwiniści, ale w jakiś niewyjaśniony sposób miałoby to być efektem doboru naturalnego. Tu prelegent zaznaczył, że Darwin nie posiadał dzisiejszego stanu wiedzy o genetyce, dlatego jego tezy były w dużej mierze teoretyczne.

Prawdziwą kontrowersją jest idea powszechnego wspólnego pochodzenia, a więc rzekome pochodzenie wszystkich organizmów od jednego przodka. Teoretycznie Bóg mógłby tak uczynić (jak przekonują „chrześcijańscy” darwiniści), ale zwróćmy uwagę, że byłoby to sprzeczne z nauką o stworzeniu człowieka (czego nie trzeba rozumieć dosłownie jako utworzenie z gliny, lecz jako akt stworzenia przez Boga).

Darwin twierdził, że wszystkie organizmy pochodzą od jedngo przodka, a wszelkie zmiany nastąpiły wyłącznie wskutek przypadkowego doboru naturalnego, gdzie kluczowa jest właśnie rola przypadku i bezcelowy charakter tego procesu. Rozwija tę koncepcję Richard Dawkins, który opublikował głośną pracę Ślepy zegarmistrz, w której – wcielając się w obrońcę klasycznego darwinizmu – mówi o zjawiskach, które wyglądają jak mechanizm, jak projekt, ale zostały stworzone przez „przypadkowy” i „bezcelowy” mechanizm ewolucji.

Jest w tym sprzeczność logiczna, którą można wyrazić prostym pytaniem: Czy Bóg może nadawać kierunek czemuś, co kierunku nie posiada? Nie sposób obronić takiej tezy, jak podkreślił dr Richards, ponieważ, jak Bóg mógłby kierować niekierowanym procesem?

Autor wystąpienia zwrócił uwagę na historyczne uwarunkowanie, mianowicie na fakt, że do Darwina większość naukowców to chrześcijanie, którzy nie chcieli, by ich teorie były sprzeczne z przynajmniej ogólnie rozumianą teologią. Natomiast Darwin próbował wprowadzić „neutralność” względem Boga – oderwanie od „zobowiązań teologicznych”.

Jak wskazuje Eliot Sober, amerykański filozof nauki, jeżeli nie chcemy, by zajmował się ową losowością, która jest osią teorii Darwina (z ang. random oznacza coś, nie posiada planu, celu, wzorca; skoro zaś losowość zakłada bezcelowość, to nie ma mowy o teologicznej „neutralności”). Na przykładzie genetyki dowodził on, że nie istnieje żaden mechanizm fizyczny, który pozwalałby wykrywać, które mutacje będą korzystne i powodowałby ich wystąpienie. To kieruje nas do pytania o przyczynę Boską. Przecież działanie Boga nie jest bezpośrednio fizyczne.

Następnie dr Richads zaproponował swoiste ćwiczenie intelektualne, przedstawiając własną definicję ewolucji, która teoretycznie byłaby do pogodzenia z kreacjonizmem. Brzmi ona w skrócie następująco: Kiedy mówimy, że adaptacja genetyczna jest efektem doboru naturalnego, a nie istnieje fizyczny mechanizm, który by tym kierował (a poza tym odrzucamy implikację, że te mutacje są same w sobie wyjaśnieniem złożoności adaptacyjnej), to musimy dojść do przekonania, że istnieją inne, niefizyczne powody, które stoją za zmianami genetycznymi. Problem polega na tym, że nikt dziś nie odwołuje się do takiej definicji.

Dlatego też ściśle rozumiana ewolucja darwinowska jest sprzeczna z teologią chrześcijańską, a chrześcijańscy naukowcy, którzy nie mają z nią problemu, albo tłumaczą po swojemu wspomniane pojęcie losowości, nadając mu inne znaczenie i „po cichutku mają na myśli Boga” – albo są po prostu nieuczciwi intelektualnie, ponieważ „usuwając bezcelowość z darwinizmu zaprzeczamy darwinizmowi” – podkreślił dr Richards. Na koniec zaś zadał pytanie Czy mamy dość dobre dowody biologiczne potwierdzające ewolucję w rozumieniu darwinowskim?, o czym – jak wskazał – będzie mowa w następnych wystąpieniach.

Doskonałe „kosmiczne zestrojenie” przeczy teorii ewolucji

Drugi wykład wygłosił dr Brian Miller, fizyk, badacz inteligentnego projektu i felietonista „Science Today”. Wykład o tytule Kosmiczne precyzyjne zestrojenie jako argument na rzecz projektu skupił się wokół pytania:Czy świat wokół nas jest zaprojektowany?

Jak zauważył na początku dr Miller, nauka nastraja nas dziś pesymistycznie. Dawkins twierdzi, że spojrzenie na przyrodę upewnia nas, że wszystko jest przypadkiem, zaś Lawrence Krauss stwierdza, że stanowimy jednoprocentową drobinę we wszechświecie i jesteśmy zupełnie zbędni. Spotykając się z taką myślą, jak wyznał prelegent, on sam utracił wiarę, a w toku swoich studiów rzucił Bogu swoiste wyzwanie, dające się streścić następująco: Jeżeli jesteś, udowodnij mi to, bo jestem naukowcem.

Po czym, jak opowiadał, tak się ułożyła jego droga naukowa, że przekroczył swój początkowy pesymizm, stwierdzając, że niewiele nauki może odwrócić człowieka od Boga, ale dużo nauki przywraca właściwy porządek. W toku swoich badań zanegował poszczególne głosy, takie jak Dawkins, a wobec złożoności procesów fizycznych musiał uznać istnienie ich praprzyczyny.

Zresztą, jak zwrócił uwagę, dyskusja na ten temat trwała już 500 lat przed Chrystusem. Demokryt głosił filozofię materialistyczną, twierdząc, że wszystko jest produktem materii, czasu i przypadku. Sprzeciwiał się on Sokratesowi, Platonowi i Arystotelesowi, którzy twierdzili, że za światem stoi rozum, którego dzieła poznajemy naszym rozumem przyrodzonym. To samo twierdzi św. Paweł, który angażował się w tę samą debatę, jako że byli wtedy epikurejczycy, którzy wywodzili się od Demokryta oraz stoicy, którzy od Platonem i Arystotelesem mówili o projekcie, który stoi za stworzeniem i funkcjonowaniem świata. Św. Paweł podkreślał, że „od stworzenia świata niewidzialne Jego przymioty – wiekuista Jego potęga oraz bóstwo – stają się widzialne dla umysłu przez Jego dzieła” (Rzym 1, 20).

Na przełomie XIX i XX wieku dokonano odkryć naukowych, które jasno wskazywały na projekt. Albert Einstein wysunął ogólną teorię względności, którą można wyrazić prostym równaniem oddającym związek pomiędzy masą a energią, a implikującym to, że wszechświat ma początek: wszechświat się rozszerza, więc to rozszerzanie musiało się zacząć w jakimś punkcie. [Początek Czasu oraz Przestrzeni. MD]

Fizycy hołdujący materializmowi chcą wierzyć, że materia jest wieczna i za Demokrytem przyjmują, że wszystko jest dziełem. Pod wpływem tego trendu w nauce sam Einstein zmienił w pewnym momencie swoje równanie i zwrócił uwagę na stałe kosmologiczne [dodał je jako “parametr do podkręcania – do dostosowania do rzeczywistości. MD], które określają energię kryjącą się za materią. Wszechświat w jego nowej teorii wydawał się statyczny. Było to jednak twierdzenie, którego nie dało się utrzymać, ponieważ mała zmiana spowodowałaby załamanie się całego wszechświata.

Nie udało się zatem zaprzeczyć początkowi wszechświata, a Einstein wycofał się z tych poglądów, uznając je za swój największy błąd, bo mógłby odkryć Big Bang, gdy nie przyjął w pewnym momencie tego rodzaju materialistycznych uprzedzeń.

Idąc dalej, dr Miller wskazał, że punkt, w którym zaczyna się świat, musiał być poza czasem i przestrzenią, gdzie musiał z kolei zaistnieć impuls energii, który dał początek materii i występującej w niej energii.

Takie twierdzenie odrzuca choćby Stephen Hawking, który wskazuje na „spontaniczne stworzenie”, czyli teorię, że wszechświat sam się stworzył. [Stanley Jaki wskazał Hawkingowi na dowody Goedla, których Hawking przedtem nie znał MD]

Ale – jak dowodził prelegent –  matematyka, która stoi za takim przekonaniem, pokazuje, że ta teoria nie wyjaśnia powstania wszechświata z niczego, ale zakłada, że wszechświat już istnieje. W powodu takich błędów metodologicznych – jak podkreślił – upadają teorie zaprzeczające istnieniu Stwórcy.

Równie zdumiewającym odkryciem jest to, że prawa fizyki zostały zaprojektowane w celu przetrwania życia – wskazał dr Miller. Zaproponował następnie ćwiczenie, abyśmy wyobrazili sobie, że ktoś daje nam możliwość tworzenia dowolnych wszechświatów przy pomocy konsoli z suwakami, która pozwala nam kontrolować składniki materii. Gdybyśmy przypadkowo ustawili suwaki i uruchomili mechanizm, to wszechświat nie mógłby podtrzymywać życia. Musimy bowiem wybrać dokładne wartości (takie jak: grawitacja, oddziaływanie spajające protony i neutrony, ilość pierwiastków i oddziaływanie między nimi, nasilenie oddziaływania atomowego, masa elektronów, tempo rozszerzania wszechświata, gęstość materii itd.). Potrzeba też niewyobrażalnej precyzji, by ustawić te wszystkie dane, aby osiągnąć cel, jakim jest podtrzymanie życia. Kolejnym argumentem w tym porównaniu jest poziom uporządkowania wszechświata, czy też poziom zestrojenia, który tak wysoki, że trudno to sobie wyobrazić.

Fred Hoyle, ateistyczny naukowiec, stwierdził w toku swoich badań, że zdrowy rozsądek podpowiada, iż musiał być jakiś super-intelekt, który kierował fizyką i biologią. Dowody płynące z nauki zmusiły go, by to przyjął.

Kolejnym przykładem doskonałego zestrojenia jest woda z jej niesamowitymi funkcjami. Może ona pochłaniać ciepło, nie zmieniając bardzo swojej temperatury – ta pojemność cieplna sprawia, że oceany stabilizują klimat, a w ludzkim organizmie woda pozwala utrzymać temperaturę ciała. Kolejna funkcja to chłodzenie przez parowanie (kiedy pocimy się, woda zamienia się w parę i absorbuje duże ilości ciepła). Widać to w całym ekosystemie, gdzie cykl życia zależy od cyklu parowania wody i absorbowania przez nią minerałów.

Słowem, wszystko to odbywa się dlatego, że szczegóły zostały dokładnie dostrojone. W atmosferze widać też perfekcyjne proporcje tlenu i azotu, których nie mogłoby być za dużo, gdyż spowodowałoby to gnicie komórek.

Bóg tak drobiazgowo zaprojektował naturę, że te same właściwości tlenu i azotu, które pozwalają nam oddychać, pozwalają nam również produkować ogień – te same właściwości, które zapewniają życie, zapewniają rozwój cywilizacji – zauważył dr Miller.

Kolejny przykład, jaki wymienił, to długość fali światła, która jest idealna dla odbioru oka: Mamy piękną zbieżność projektu biologii i fizyki, która pozwala uzyskać wysokiej rozdzielczości obraz – mówił.

Wszystko to tak się zgadza, że niedorzeczne byłoby mówienie, że to wszystko powstało przez przypadek. Bóg zaprojektował świat, ale ludzie ukrywają tę prawdę – podkreślił prelegent, wskazując, że jedną ze strategii jest tu koncepcja „wieloświatu” zakładająca, że każdy z niezliczonych wszechświatów ma różne prawa fizyki, a my akurat trafiliśmy do takiego, który ma właściwe zestrojenie. Jednak każda teoria, która próbuje wyjaśniać wieloświat też musi posługiwać się właśnie pojęciem „zestrojenia”. Inteligentny projekt jest zatem czymś przed czym nie da się uciec – skwitował dr Miller.

Biologia również zaprzecza teorii ewolucji?

Ostatni wykład w pierwszym dniu konferencji „Wiara i Nauka” wygłosił prof. Douglas Axe, wykładowca biologii molekularnej w Biola University w Los Angeles, a wcześniej w Cambridge, założyciel Biologic Institute i czasopisma „BIO-Complexity”, autor publikacji w czołowych czasopismach naukowych oraz książki przetłumaczonej na polski pod tytułem Niepodważalne.

W wykładzie Dlaczego białka mówią „nie” ewolucji niekierowanej? omówił o innym poziomie „zestrajania” – o zestrajaniu życia. Zaczął od uwagi, że jego placówka nauka jest jednym z niewielu w USA, który poważnie traktuje koncepcję inteligentnego projektu.

Przytoczył wypowiedź prof. Alison Gopnik, że zanim dzieci osiągną wiek szkolny, zaczynają wskazywać na „projektanta”, którego istnienie wyjaśnia złożoność świata, choć jednocześnie propaguje pomysł, że powinniśmy nauczać teorii Darwina, aby właśnie w dzieciach nie rozwijało się to rozumowe pojęcie. Prof. Axe zadał sobie pytanie, jak to możliwe, że dzieci wpadają na coś podobnego?

Prof. Axe uważa, że w nauce dochodzimy dziś do momentu, jak z opowieści Hansa Christiana Andersena o nagim królu, gdzie jedynie dziecko – nie dbając o swoją reputację – ma odwagę stwierdzić to, co oczywiste, natomiast reszta broni jedynie przyjętych przekonań, nie bacząc na ich zgodność z rzeczywistością. Tymczasem prawdziwa nauka jest w stanie dowodzić właśnie tego, co zgodne z rzeczywistością i stwierdzalne przy pomocy nieuprzedzonego rozumu.

Przedstawił to na przykładzie pojęcie wynalazku, który potrzebuje spójności funkcjonalnej, by powstać. By coś wynaleźć musimy dojść do tego poprzez etapy, w których poszczególne elementy są tak uporządkowane, by móc pełnić funkcje prowadzące do wyższych poziomów, a ostatecznie do właściwego celu. Nie sposób, by na tych etapach coś funkcjonowało przypadkowo, ponieważ tylko osoba, które wie, do czego dąży, może właściwie zaprojektować poszczególne elementy.

[Oj, tak pokrętnie opisuje “złożoności nieredukowalne”, o których prosto piszę gdzie indziej CZY EWOLUCJONIZM JEST NAUKĄ. MATEMATYKA EWOLUCJI A LOGIKA EWOLUCJONISTÓW MD]

Podał prosty przykład: zupy z makaronem w kształcie literek. Żeby literki ułożyły się choćby w słowo „makaron”, potrzeba prawdopodobieństwa na poziomie 1 do 10 oktylionów, co jest praktycznie niemożliwe. A więc przełamanie chaosu pływających w zupie literek wymaga wpływu zewnętrznego ze strony podmiotu, który ma określony cel i projekt ułożenia, co w praktycznych wnioskach sprowadza się do wspomnianej obserwacji małych dzieci, że żeby w naturze wystąpiło coś uporządkowanego, to nie może to dziać się „przez przypadek”.

Wystarczy przyjrzeć się ludzkiemu organizmowi, w którym każdy organ składa się z wielu elementów składowych, aby mogły sprawować określoną funkcję. Sama złożoność komórki dorównuje złożoności fabryki. To samo ma miejsce na poziomie cząsteczkowym. Np. sam enzym ma złożoną strukturę, dzięki której pełni określoną funkcję, która prowadzi do tworzenie komórek białka. To jest fabryka na poziomie molekularnym – podkreślił prof. Axe.

W jednym białku jest np. około dwadzieścia aminokwasów, z których każdy ma swoją strukturę i tylko przy ich odpowiednim ułożeniu białko może powstać i funkcjonować. Porządek ma swoje źródło w informacji genetycznej. Są dziesiątki tysięcy różnych struktur budowanych przez sfałdowane białka w organizmach – wskazał prelegent. Nauka zadaje pytanie, jak trudne jest ułożenie tych elementów, by pełniły one swoją właściwą funkcję? Prof. Axe wykonał eksperyment, wskazując, że modyfikacja ułożenia poszczególnych elementów, sprawia, że stają się one niefunkcjonalne, natomiast prawdopodobieństwo ułożenia ich przypadkowo wynosi 1 na 10 do 77 potęgi.

Ślepy, nieukierunkowany proces nie byłby w stanie stworzyć takiego „naszyjnika” połączeń molekularnych, który skutkuje stworzeniem funkcjonującego białka, a tym bardziej organizmu tak złożonego, jakim dysponuje człowiek.

Chociaż biolodzy mają rację, że można znaleźć podobne białka u szympansów, psów i pomidorów, to fakty są takie, że my jesteśmy bardzo, bardzo zróżnicowani i zupełnie inni od szympansów, psów czy pomidorów i choć jesteśmy do nich podobni, to żadna z tych istot nie jest w stanie zrobić tego, co my robimy. A możemy to zrobić, ponieważ zostaliśmy zaprojektowani w skrupulatny sposób. Słowem, jesteśmy tu, gdzie jesteśmy, ponieważ Ktoś tego chciał – zakończył prof. Axe.

Źródło: PCh24.pl oprac. Filip Obara

Zobacz relacje z zeszłorocznej konferencji „Wiara i Nauka”:

Relacje pisemne:

https://pch24.pl/niektorzy-chca-pochodzic-od-malpy-ale-co-naprawde-czyni-nas-ludzmi/embed/#?secret=SIuXOP00yc#?secret=zrJ57GkhWA

https://pch24.pl/teoria-ewolucji-oddala-od-wiary-konferencja-o-stworzeniu-i-inteligentnym-projekcie/embed/#?secret=JEpSZm5gWC#?secret=ID5qFQcVB2

Relacja wideo:

https://pch24.tv/inteligentny-projekt-przeciwko-mitom-darwina-zobacz-relacje/embed/#?secret=Tyb59WelUz#?secret=2NvYMUr7mP

Różnice i podobieństwa wiary w płaską Ziemię i w darwinizm.

Różnice i podobieństwa wiary w płaską Ziemię i w darwinizm. Z Turbacza 1.

Mirosław Dakowski, październik 2023

Dużo uwagi poświęcam ostatnio obu tym ciekawym hipotezom. Dla zwolenników obu – obie są – oczywiście odpowiednio dla ich wierzących – „teoriami”, sprawdzonymi przecież ciągle przez „tysiące danych doświadczalnych “.

Wśród osób przekonywujących mnie do oczywistości płaskiej Ziemi są głównie inżynierowie, jest projektant i budowniczy mostów i wiaduktów, też inżynier od budowy okrętów.

Wśród osobowości przekonywujących mnie, studentów i szerokie rzesze czytających do darwinizmu, są profesorowie, dyrektorzy Instytutów Ewolucjonizmu i gwiazdy mediów, celebryci.

Czemu??

Najpierw więc przytoczę podobieństwa.

Płaskoziemcy publikują i przesyłają mi teksty, schematy, rysunki, z których można wnioskować „w sposób oczywisty”, że Słońce jest na przykład w odległości 7.5 kilometra od Ziemi. Na argumenty rodzaju tego, że już Eratostenes w III wieku przed Chrystusem na podstawie właśnie pomiarów kątów rzucanych przez kijek w Aleksandrii oraz 1500 km na południe, koło pierwszej katarakty Nilu, zmierzył promień Ziemi z oszałamiającą na te czasy dokładnością 5%, płaskoziemcy odpowiadają zwykle, że „to była pomyłka lub bujda”. Ale przecież zmierzono przed Chrystusem, również poprawnie, odległość do Księżyca i Słońca, korzystając ze znanej uczonym Grekom trygonometrii.

Niedawno zostałem zaproszony do jednej z popularnych TV internetowych, gdzie miła i inteligentna pani redaktor przygotowała dla mnie niespodziankę, zabawną pułapkę. Mianowicie zaprosiła inżyniera z Gdańska, chyba inżyniera okrętownictwa, by wykazał na antenie nie tylko płaskość Ziemi, ale i to, że jest ona centrum Wszechświata.

Pani redaktor zaś chodziło o to, byśmy „wypracowali wspólnie pogląd” łączący jego przekonania z panującymi [i „niesłusznie jedynymi”] o rozmiarze Wszechświata, o początku Czasu [ 13.7 miliarda lat temu] itp. Była bardzo zawiedziona i rozgoryczona, że moja „kłótliwość” uniemożliwiła wypracowanie kompromisu. Nagrany już program nie poszedł oczywiście na antenę, a ja za to mam stały szlaban do tej TV.

Otóż cechą charakterystyczną tak teorii płaskiej Ziemi jak neo-darwinizmu i szerzej ewolucjonizmu naturalistycznego [to jest twierdzącego, że wszelkie zmiany czy rozwój pochodzą od mnóstwa zdarzeń przypadkowych, z których tylko najlepsze przeżywają] jest posługiwanie się pojedynczymi argumentami, nie zaś ich zespołem.

W nauce [mówię o naukach ścisłych, oczywiście] kryterium sensowności jakiejś hipotezy jest między innymi to, czy da się przy jej użyciu wytłumaczyć wszystkie, lub prawie wszystkie fakty. Gdy są to „prawie wszystkie”, radość badaczy jest ogromna – bo mogą teorię doprecyzowywać i rozwijać. A wszystkie – to się chyba nie zdarza, na szczęście. Rzeczywistość jest piękniejsza i bardziej skomplikowana.

Ale zadowalanie się zgodnością jednej cechy, czy właściwości z postulowaną hipotezą jest dowodem braku dobrego nauczania w szkole, dowodem nieuctwa lub umysłowego lenistwa. Czasem gorzej – dowodem upartego, ideologicznego zakłamania. O tym napiszę więcej w podsumowaniu.

W hipotezie Darwina, opartej na wielu poprzednikach [był tam i dziadek Darwina Erasmus, i Lamarck, A.R. Wallace i inni] uważa się, że nowe gatunki powstają przez skumulowanie się i dziedziczenie zmian przypadkowych, obecnie zwanych mutacjami. I w ten sposób uczy się, wmawia w kolejne już 7 czy 8-me pokolenie uczniów i wykształciuchów wiarę w hipotezy nie udowodnione.

Tymczasem, przez te 150 lat intensywnego poszukiwania nie znaleziono żadnego gatunku, który był w ten sposób powstał, nie znaleziono również żadnego ogniwa pośredniego zwierząt w całej bardzo rozbudowanej paleontologii. Uczy się jednak bajeczek o drzewie eo-hippusów [„przodków” konia], czy przodków człowieka wśród małpoludów. „Matematyka ewolucji” Freda Hoyle, także jego poprzednicy i następcy [patrz CZY EWOLUCJONIZM JEST NAUKĄ. MATEMATYKA EWOLUCJI A LOGIKA EWOLUCJONISTÓW ] udowadniają jednoznacznie, że jakkolwiek liczne, to jednak pojedyncze mutacje są w porażającej większości negatywne, więc te pozytywne giną i się istotnie nie przekazują.

Matematyka wykazuje również, że hipotetyczne Wielkie Skoki Ewolucyjne, czyli istnienie kilku jednoczesnych mutacji pozytywnych, dają zerowy wynik przy szukaniu zmian pozytywnych. A gdyby taki Mutant jednak się pojawił, to nie znajdzie partnerki o tej samej sekwencji mutacji, więc zdechnie, czy umrze – kawalerem.

Takie i podobne, zupełnie jednoznaczne argumenty przeciw możliwości przypadkowego doboru jako motoru zmian, przyjmowane są przez darwinistów zażenowanym milczeniem, lub okrzykiem: „oj tam oj tam”. Karol Darwin wzorem wielu wielkich poprzedników, usiłował wykazać, że gatunki, już przecież istniejące, mogą same zmienić się w nowe. 150 lat badań, bezskutecznych poszukiwań form przejściowych temu przeczą.

Dlaczego ciągle dająca o sobie znać hipoteza płaskiej Ziemi jest wyśmiewana, a równie anty-naukowa, anty-logiczna, pokraczna hipoteza Darwina i darwinistów jest nazywana „teorią”, naukową wiedzą, czy „udowodnioną teoretycznie i doświadczalnie teorią”??

Otóż za żywotnością „płaskiej Ziemi” stoi niezmożona ciekawość, dociekliwość i nieufność ludzka, połączone ze szkolnymi brakami, nieuctwem w logice, matematyce. Nie jest jednak ona podpierana ideologią.

Co mają jednak zrobić dociekliwi ludzie, którym ich przewodnicy duchowi, czy duchy przewrotne wmówiły, wdrukowały, że żadnego Planisty, Stwórcy nie może być, że żadnego „początku czasu 13 miliardów lat temu” nie było, bo wszystko się toczy, od zawsze, od minus nieskończoności ??

Walczą oni pokoleniami na straconych intelektualnie pozycjach, bo za tę walkę [m.inn.] zostają profesorami, dyrektorami Instytutów i Projektów, stają się uznanymi i prominentnymi autorytetami i celebrytami.

Władza, sława i pieniądze są mocnymi argumentami, a tych ma ich mocodawca, uważający się za Władcę Świata, zawsze pod dostatkiem.

———————————————

Przypadkowość a planowość.

Wyznawcy różnych gałęzi „ewolucji przypadkowej ” nie mogą się zgodzić na jedną, jeszcze, ale istotną:

Mianowicie na zauważenie, że wszędzie w przyrodzie, we Wszechświecie wyraźnie widać plany tego co istnieje. Przecież jeśli odkryjemy jakiś stary manuskrypt, to nie zastanawiamy się, jak te plamki mogły same się ułożyć, lecz szukamy, kto i kiedy to napisał, i jaka jest treść tego manuskryptu.

Czemu coś tak szokująco prostego i jasnego jest ignorowane przez uczonych wyjaśniających „przypadkowe powstanie” Wszechświata, galaktyk, pierwiastków, planet wreszcie? No i – życia na Ziemi? Czemu ignorowana jest zupełnie, matematycznie i logicznie udowodniona, niemożność ewolucji chemikaliów w kierunku na przykład związków tak skomplikowanych, że z trudem ich strukturę rozumiemy, a na pewno nie potrafimy ich – umysłem całkiem przecież sprawnym – stworzyć.

Próby „stworzenia życia ” kończą się ciągle fiaskiem [ często kompromitacją i ujawnieniem fałszerstw – na przykład Olga Lepieszyńska]. A cytowane bez przerwy doświadczenie Ureya i Millera sprzed chyba 60 lat nic nie udowodniło, żadnej ścieżki czy dróżki w kierunku choćby perspektyw stworzenia życia nie ukazało, nie dało. A powtarzające się twierdzenia dostojnych profesorów i dyrektorów, że stworzenie życia „jest tuż za progiem, na pewno za rok dwa”, nie wywołują wybuchów śmiechu?

Złożoności nie redukowalne.

Wielu uczonych wskazywało i wskazuje, że istnieją struktury, których nie da się wykonać, wytłumaczyć przy pomocy przypadkowych kolejnych małych zmian. Argumentem szkolnym jest pułapka na myszy. Jej 7 czy 8 elementów [włączając serek czy kawałek boczku] jest tego przykładem. Żadne trzy, cztery czy sześć części nie stworzą „pierwocin” pułapki. Darwin, gdy był jeszcze młody, uczciwy i pełen nadziei, wskazywał na oko oraz skrzydło ptaków, jako na obiekty, bez wyjaśnienia powstania których to jego „teoria doboru naturalnego” nie może być uznana za teorię.

Tymczasem przez minione 150 lat poznano i zbadano kilkadziesiąt [ponad 38] niezależnych, różnych projektów oka. Wszystkie one należą do złożoności nieredukowalnych, tak jak i oszałamiająca tajemnica skrzydła pióra ptaków.

Czemu dyrektorzy Instytutów Ewolucji o nich nie piszą, nie dyskutują? Warto panowie, czas, panowie!

==========================

Odróżniać należy trzy szczeble ewolucji, które ideolodzy materializmu skutecznie mieszają i zakłamują:

A: Początek Czasu, powstanie i ewolucja Wszechświata czy potem pierwiastków i galaktyk. Czas zaczął się 13.7 miliarda lat temu, nie wiemy jak, z punktu osobliwego [biała dziura?] powstał pierwotny Wszechświat. Znane prawa fizyki tego nie tłumaczą.

B: Druga sprawa to powstanie życia na Ziemi. Logika, matematyka, chemia wspólnie wskazują, że prawdopodobieństwo tego powstania poprzez procesy przypadkowe jest równe dokładnie ZERO.

Musiał być Stwórca, Planista życia i jego bogactwa. Ewolucjoniści laiccy przeczą faktom, by zanegować Stwórcę.

Szatan to marksista, darwinista, ateista.

Paweł Lisicki demaskuje szatana i jego SYSTEM

Do czego dąży diabeł? Krótko mówiąc: diabeł chce nam zohydzić życie i pogrążyć ludzi w rozpaczy. Chce on uczynić z nas to, czym jesteśmy w jego oczach, czyli wyłącznie zwierzętami, żeby jakakolwiek myśl o Odkupieniu i Zbawieniu zniknęła, została wymazana – mówił w rozmowie z PCh24 TV Paweł Lisicki, redaktor naczelny tygodnika „Do Rzeczy”, autor książki „SYSTEM diabła. Blog z piekła rodem”.

Zdaniem Pawła Lisickiego diabeł „niejedną ma funkcję”, ponieważ jest jednocześnie humanistą, technokratą, darwonistą i innymi rewolucjonistami.

Diabeł na pewno jest radykalnym darwinistą, stąd zresztą zwraca się do człowieka bardzo często używając określenia małpa. To jest logiczne, ponieważ jest to zgodnie z przyjętym powszechnie rozumieniem. Jeśli przyjąć za dobrą monetę twierdzenie, że człowiek pojawił się na Ziemi jako forma zwierzęca i wyłącznie zwierzęca, że jest dalszą formą rozwinięcia małp, to nie przysługuje mu żadna osobna godność, ani żadna osobna wyższość, ani kategoria. W tym sensie diabeł jest darwinistą, bo widzi tę ciągłość między zwierzętami a ludźmi.

Pierwsza książka Darwina „O pochodzeniu gatunków” została opublikowana w 1859 roku. Nota bene Darwin nie używa w niej w ogóle określenia „ewolucja”. Ono się pojawia później w kolejnym wydaniu. W 1870 roku opublikowano z kolei książkę „O pochodzeniu człowieka”. Wtedy to myślenie ewolucjonistyczne absolutnie zaczęło dominować wśród ludzi wykształconych i stąd debaty na temat małpy i człowieka zaczynają się rozwijać.

Diabeł jest inżynierem społecznym. Sama inżynieria społeczna w wydaniu rozwiniętym zaczęła zbierać żniwo w wieku XVIII w epoce Oświecenia, kiedy po raz pierwszy zaczęto pisać o człowieku jako o maszynie.

Diabeł jest również materialistą. Może się to wydawać paradoksalne, ponieważ jest on duchem, ale przynajmniej co do człowieka i do świata zewnętrznego jest on wręcz radykalnym materialistą.

Diabeł to także marksista, co jest bardzo dobrze widoczne. Diabeł głosi tezę, że człowiek i natura są w zasadzie tym samym, że ludzki rozwój jest rozwojem wyłącznie naturalnym.

Paradoks polega też na tym, że diabeł jest również ateistą, ponieważ zdaje on sobie sprawę, iż jest duchem nieśmiertelnym, ale jednocześnie wie dobrze, że aby kontrolować ludzkość i zdobyć nad nią pełnię władzy musi krzewić ideę ateizmu, musi być radykalnym bezbożnikiem. To wynika wprost z jego „anonimowości”, bo jeśli anonimowość zapewnia mu sukces to jedną stroną medalu jest „brak diabła”, a drugą stroną „brak Boga”. Jeśli ktoś odrzuca istnienie diabła, to tym łatwiej odrzuci istnienie Boga, co jest jak najbardziej logicznym założeniem.

Do tego właśnie dąży diabeł. Chce on nam zohydzić życie i tak pogrążyć ludzi w rozpaczy, i tak uczynić z nich to, czym są oni w jego oczach, czyli wyłącznie zwierzętami, żeby jakakolwiek myśl o Odkupieniu i Zbawieniu zniknęła, została wymazana.

W związku z tym diabeł nie pełni tylko jednej funkcji, ale jest wszystkim: darwinistą, inżynierem społecznym, marksistą, radykałem etc. Diabeł myśli systemowo. Nie chciałbym, żeby zabrzmiało w ten sposób, iż lekceważę, albo pomijam kwestie, które są najczęściej opisywane w konkretnych przypadkach, kiedy mamy do czynienia z opętaniem: pojawia się diabeł, wstępuje w kogoś, przejmuje nad nim kontrolę i jedynym ratunkiem jest egzorcyzm. Ja tego nie neguję, wręcz przeciwnie – w książce „SYSTEM diabła” pokazuję takie przypadki. Ale nie wydaje mi się, żeby to było najbardziej niebezpieczną formą działalności diabła.

Jest kilka książek opisujących działanie egzorcystów. Ich misja jest ważna i potrzebna, ale moim zdaniem istotą działania diabelskiego obecnie jest, moim zdaniem, atak przeprowadzony pod znakiem tęczowej flagi, ideologii LGBT i niszczenia tych podstaw, które sprawiają, że człowiek może myśleć o jakimkolwiek zbawieniu, o własnej duszy i tożsamości. To wszystko to jest dzieło ideologii lansowanej przez diabła, a nie konkretnych przypadków opętań, chociaż te oczywiście też mogą mieć miejsce i też się mogą do tego przyczynić.

Zapytany, co z tzw. świeckimi egzorcystami, którzy próbują „zastąpić” egzorcystów-kapłanów, czy tzw. świeccy egzorcyści są „żołnierzami diabła”, Paweł Lisicki odpowiedział:

Ludzie uwierzą we wszystko, jeśli im się to odpowiednio przekaże, np. że wystarczy wrzucić obrączkę po zmarłej żonie na trzy dni do szklanki z solą i za 3 dni jej „duch” przestanie prześladować męża i dzieci.

W „SYSTEMIE diabła” nie zajmuję się debatą na temat samych egzorcystów. Nie mam jednak wątpliwości, że opętanie, to najbardziej widowiskowa część działalności diabelskiej. Paradoks pokazuje, że gdyby to było tak uchwytne, to podstawowy warunek działalności diabła – anonimowość nie byłby spełniony. Dlatego wydaje mi się, że samych przypadków opętań relatywnie nie jest tak dużo, ponieważ gdyby było to tak powszechne jak niektórym się wydaje, to nie mielibyśmy tak ogromnego problemu z powszechnym ateizmem, z powszechnym odrzuceniem wiary. Gdyby tak łatwo ludzie mogli zobaczyć i doświadczyć osobowego zła to wielu z nich nawróciłoby się i uwierzyło w Ewangelię.

W związku z tym działalność tych „świeckich egzorcystów” to formuła handlowa i komercyjna. W szerokim planie ich działalność sprawia na pewno, że ci, którzy do nich przychodzą korzystają z podróbki duchowej, która w ostatecznym obrachunku może przynieść tylko szkody, ale to nie oni – nie świeccy egzorcyści wyznaczają kształt agory współczesnego świata.

W rozmowie poruszono również częściowo zapomnianej wizji papieża Leona XIII z 13 października z 1884 roku.

Papież Leon XIII doświadczył tego dnia prywatnego objawienia. Ono zostało później zapisane w dziennikach jego sekretarza, dzięki czemu wiemy o niej.

Leon XIII w czasie dziękczynienia po Mszy Świętej usłyszał dialog między Chrystusem a diabłem, w czasie którego usłyszał o pewnego rodzaju zakładzie. Najkrócej mówiąc: diabeł powiedział, że jeśli dostanie więcej sił, możliwości i władzy, to w ciągu 70-100 lat doprowadzi do upadku Kościoła.

Ta wizja bardzo przypomina zakład, który odnosił się do zakładu w Księdze Hioba, kiedy diabeł przybywa na zgromadzenie Synów Bożych, czyli Aniołów i jest uczestnikiem spotkania dworu niebiańskiego, gdzie dochodzi do sporu czy właśnie zakładu między nim a Bogiem. Zakład dotyczy tego czy Hiob wytrwa w swojej wierze. Pewnego rodzaju analogię mamy właśnie w wydarzeniu z 13 października 1884 roku.

Dodam tylko, że po tej wizji Leon XIII wprowadził na zakończenie Mszy Świętej dodatkowe modlitwy do św. Michała Archanioła.

Proszę teraz zobaczyć: mamy rok 1884. Od tego czasu minęło 137 lat. Łatwo porównać stan współczesnej cywilizacji ze stanem z końca wieku XIX nie pod kątem rozwoju technologicznego tylko pod kątem, który dla katolików powinien być najważniejszy, czyli duchowym, religijnym, miejsca Kościoła w życiu, znaczenia życia religijnego etc. Łatwo zauważyć, że rok 2021 to czas, kiedy Zachód praktycznie, albo w dużym stopniu wyparł się Boga.

Czy właśnie dlatego diabeł pisze na swoim blogu, który możemy przeczytać w książce „SYSTEM diabła”, że szczególnie nienawidzi Tradycji i Mszy Trydenckiej? – zapytał Tomasz D. Kolanek.

Oczywiście. Diabeł jest najbardziej radykalnym antytradycjonalistą, jakiego znamy z bardzo prostego powodu: jeśli prawdziwa jest teza, a tej będę bronił, że on nie chce być widziany, dostrzegany, bo to zapewnia mu sukces, to nie znosi, jeśli mu się ciągle przypomina o tym, że jest i działa. Jeśli ktoś nie chce być widziany, to nie chce, aby o nim mówiono. Przecież dotyczy to nie tylko diabła, ale każdego agenta, szpiega etc. to dąży do tego, aby wyrugować jakiekolwiek wzmianki o sobie z powszechnej świadomości. Jeśli jest tak, że groza związana z obecnością diabła jest bardzo mocno zakorzeniona w klasycznych tekstach liturgicznych, a w nowych dużo słabiej, żeby nie powiedzieć, że czasem jej w ogóle nie ma, to diabeł musi być wielkim przeciwnikiem, wielkim wrogiem tradycyjnej Mszy Świętej– podkreślił Paweł Lisicki.

Na koniec red. Lisicki zastanawiał się czy diabeł będzie chciał przyspieszyć czy opóźnić paruzję.

To jest najtrudniejsze pytanie i nie znam na nie odpowiedzi. Diabeł jest na pewno, tak jak powiedziałem marksistą, a co za tym idzie jest trochę niekonsekwentny. Z jednej strony chciałby on, aby świat w takiej formule jak obecna istniał jak najdłużej, bo wtedy najwięcej duch zostanie wciągniętych do piekła. Zakładając, że postęp świata przebiega w kierunku odreligijnienia i w związku z tym rośnie liczba ludzi niewierzących, to jemu tylko w to graj. Im więcej tym lepiej.

Ale z drugiej strony dialektycznie diabeł nienawidzi życia i cała jego działalność polega na tym, żeby człowieka zniszczyć, więc im szybciej do tego doprowadzi tym szybciej osiągnie sukces. To jest właśnie ta diabelska dialektyka, którą tylko Karol Marks mógłby zrozumieć. To jest jednak dylemat diabelski, na który odpowiedź znajdziecie Państwo w „SYSTEMIE diabła”.

Źródło: PCh24 TV https://pch24.pl/marksista-darwinista-ateista-pawel-lisicki-demaskuje-szatana-i-jego-system/