Dresy, leginsy i podarte jeansy to nie jest strój odpowiedni do sytuacji, w której stajemy przed Królem. A tak właśnie jest podczas Mszy świętej czy w ogóle podczas obecności w kościele. Ubiorem oddajemy szacunek ludziom, dlaczego nie robimy tego dla Boga? – pytają Agnieszka Ilińska i Agnieszka Michajluniów z Grupy dla kobiet Only4women Armia Maryi.
Skąd pomysł na akcję wzywającą do tego, by w maju chodzić w sukienkach?
W 2018 roku założyłyśmy grupę formacyjną dla kobiet pod nazwą „Only 4 women”. Jej celem jest ziemski i duchowy rozwój pod opieką Maryi, a także wzajemne wsparcie i podpora w budowaniu duchowości – również w trudnych życiowych sytuacjach – oraz odkrywanie piękna w każdej z nas.
Podczas wspólnych spotkań, które odbywają się w Niepokalanowie, czerpiemy radość i miłość od Niepokalanego Serca Maryi, aby jeszcze bardziej stawać się podobne do naszej Mamy.
Maj jest miesiącem szczególnie poświęconym Matce Bożej. Jako ukochane córki Maryi zapragnęłyśmy oddawać Jej cześć nie tylko poprzez modlitwę, ale także kobiecy ubiór.
Pomysł zrodził się ponad 3 lata temu. Wiele z nas dzięki temu wyzwaniu zmieniło styl ubierania się. Zaczęłyśmy większą uwagę zwracać na nasz ubiór podczas Adoracji i Mszy Świętej.
Jak Panie na co dzień wyrażają swoją kobiecość?
Jako kobiety pragniemy czuć się delikatne, kochane, szanowane, piękne. Ubiór jak najbardziej może być dodatkowym narzędziem, które nam o tym przypomina i sprawia, abyśmy właśnie takie się czuły.
Kiedyś ubierałyśmy jedynie spodnie i bardzo je lubiłyśmy. Jednak dziś, dostrzegając różnicę między strojem męskim a damskim, zdecydowanie bardziej kobieco odnajdujemy się w sukienkach.
Który moment odmienił Pań postawę?
Najkrócej mówiąc, nasze życie zaczęło się zmieniać od momentu spotkania Boga Żywego. Na początku tej drogi ubiór jeszcze nie miał dla nas większego znaczenia, lecz przede wszystkim Eucharystia, Adoracja Najświętszego Sakramentu i modlitwa. Pragnienia porzucenia elementów stroju męskiego, to jest spodni – tak bardzo rozpowszechnionych również u przedstawicielek płci pięknej – zrodziły się stopniowo, wraz z tym jak nasza relacja z Maryją stawała się coraz ściślejsza. Jako delikatna Mama dotykała Ona naszych serc swoim pięknem, kobiecością i pokorną postawą.
Zachęcanie do udziału w akcji spotyka się z żywym odzewem. Jak Panie na to reagują?
Cieszymy się, że tak wiele kobiet przyjęło to wyzwanie. Widzimy jak kapłani oraz mężczyźni świeccy również nas w tym wspierają. To daje radość.
Jednak nie brakuje i krytyki…
Krytyką się nie przejmujemy, ponieważ każde dzieło wychodzące z Bożych rąk zawsze będzie atakowane. Jesteśmy tylko narzędziami, którymi – jak wierzymy – posługuje się Pan Bóg. Ogromną łaską dla nas jest to, że On chce robić to właśnie przez nas.
Co z kobietami, które chciałby podjąć wyzwanie, ale na przykład do biura muszą zakładać spodnie ze względu na panujące w takich miejscach zasady?
Zdajemy sobie sprawę z tego, że są zawody, w których kobiety nie mają możliwości ubierać spódnicy czy sukienki. Dlatego zachęcamy, by pamiętały o nich chociażby wybierając się na Mszę Świętą czy adorację Najświętszego Sakramentu. Jeśli nie ma takiej możliwości nawet w tej sytuacji, bo na przykład wracamy z pracy i spieszymy się do kościoła, to nasz Pan widzi serce i pragnienie, jakie w nim się rodzi. Święty Ojciec Pio miał ogromne pragnienie miłowania Boga i ubolewał nad tym, że nie potrafi Go kochać tak bardzo, jak tego chciał. Pan Mu odpowiedział: „Pragnienie kochania Mnie już jest ogromnym kochaniem Mnie”. Wierzymy, że pragnienia kobiet, które nie mają możliwości zamienienia takich uczuć w czyn, są równie ważne jak tych, które je realizują.
W mediach pojawiają się sugestie, że to jedynie księża chcą aby kobiety nosiły sukienki. Co Panie na to?
Nasze wyzwanie nie jest narzucone przez Kościół ani kapłanów, ale cieszymy się, że wielu z nich nas wspiera i nie boją się tego mówić. Poprosiłyśmy Radio Niepokalanów o nagranie audycji na ten temat.
Te wszystkie wartości, które staramy się wyznawać między innymi poprzez naszą akcję, przekazały nam nasze Babcie i Mamy. Z czasem świat i pewne mody zaczęły zacierać granice, które przedtem byłym czymś naturalnym i oczywistym.
Czy nie jest tak, że księża niekoniecznie mają prawo mówić nam, jak my – kobiety, mamy się ubrać?
Kapłan ma prawo zakwestionować styl ubierania się, jeśli jest on gorszący i może pociągnąć do upadku duszy. Uważamy, że to jest ten czas, aby stanąć w prawdzie. Dresy, leginsy i podarte jeansy to nie jest strój odpowiedni do sytuacji, w której stajemy przed Królem. A tak właśnie jest podczas Mszy świętej czy w ogóle podczas obecności w kościele. Ubiorem oddajemy szacunek ludziom, dlaczego nie robimy tego dla Boga? Rozmowa kwalifikacyjna o pracę, wesele, uroczystości rodzinne czy przyjacielskie mają swoje wymagania dotyczące ubioru. Czy Pan Bóg nie jest godzien takiej uważności najbardziej?
Czy w przyszłości planują Panie kolejne akcje tego typu?
Tak, jak najbardziej. Nie będziemy rezygnowały z tego, co nam daje radość i pokój, a także wewnętrzne przekonanie czynienia dobra, tylko dlatego, że ktoś ma odmienne zdanie na ten temat. Całe to wyzwanie nie jest zresztą przymusem, a jedynie zaproszeniem. Od początku świata każdy z nas ma wybór drogi życia, a pierwszym Który nam tę wolność dał, jest właśnie Bóg. My wybrałyśmy właśnie tak, ponieważ w tym wyborze czujemy się wolne.
Życzymy miłego dnia. Obsługa sklepu internetowego: Kontaktowy numer telefonu: 509731913 Kontaktowy e-mail: sklep@debogora.comKontakt ze sklepemJeżeli nie chcesz otrzymywać od nas więcej wiadomości, możesz usunąć swój adres e-mail z bazy newsletter.Rezygnacja z newslettera
Kiedy mowa o wypadkach gietrzwałdzkich latem 1877 roku, jak do tej pory jedynych objawieniach maryjnych na ziemiach polskich oficjalnie uznanych przez Kościół, musi nasunąć się pytanie – dlaczego właśnie Gietrzwałd? Czemu Matka Boża upodobała sobie właśnie to miejsce?
Niedługo po tym, jak Gietrzwałd zyskał ogromną sławę, do wioski przybył pewien malkontent, by obejrzeć z bliska miejsce doświadczone cudem. Nieco dworował sobie, że to raptem „dwadzieścia kilka domów krytych staropolską słomą”. Nie omieszkał dodać kąśliwie: „Do uzupełnienia obrazu trzeba dodać, że wieś cała jest brukowana, ale brukowana nieznośnie, kto chybi kamienia, wpadnie w dół”.
W rzeczywistości rozmiary osady musiały być nieco większe, skoro liczbę mieszkańców szacowano wtedy na cztery setki dusz; wszyscy z wyjątkiem trzech byli katolikami. Tutejsza świątynia służyła jako kościół parafialny nie tylko miejscowym, ale również wiernym z 57 okolicznych wsi warmińskich i mazurskich, w których katolicy występowali jedynie w maleńkich wysepkach otoczonych protestanckim morzem. Nie sposób nie wspomnieć, że od dobrych kilku wieków przybywali w to miejsce także pielgrzymi z nawet odległych stron, aby modlić się przed słynącym łaskami Obrazem Matki Bożej Gietrzwałdzkiej. Owa podolsztyńska wioseczka okazała się więc zgoła nie najlichszą pośród warmińskich siół.
Wiara miejscowych została wystawiona na ciężką próbę. W roku 1772, po pierwszym rozbiorze Polski, Warmia znalazła się w granicach Prus. Zaborca dławił żelaznym chwytem swobodną myśl. Pruski bucior deptał polską tradycję i religię przodków. Sto lat po rozbiorze przyszedł dla tej ziemi czas najsroższy – epoka Kulturkampfu, germańskiej „walki o kulturę”. Polscy katolicy wydawali się stać na przegranej pozycji, wydani na żer wszechmocnego mocarstwa. A przecież w tym tragicznym położeniu nie pozostali sami.
W samo południe
Podobnie jak 19 lat wcześniej w Lourdes, i jak stanie się to za lat 40 w Fatimie, w Gietrzwałdzie Matka Boża ukazała się dzieciom.
Jeżeli ta czy inna maruda kręciła nosem na maleńkie rozmiary i ubożuchność sioła wybranego na miejsce objawień, to cóż mogła powiedzieć o dwójce wizjonerek? Ot, proste wiejskie dziewuszki, z pozoru niewyróżniające się niczym, o całkowicie sprzecznych charakterach i zdolnościach, z których jedna miała ogromne kłopoty w nauce, także religii. A jednak właśnie to dziecko jako pierwsze doznało łaski spotkania z Tajemnicą.
Wszystko zaczęło się w poniedziałek 27 czerwca 1877 roku, w samo południe. Trzynastoletnia Justyna Szafryńska wracała wraz z matką od proboszcza. Dziewczynka promieniała szczęściem, bo właśnie udało się jej zdać pomyślnie egzamin przed Pierwszą Komunią Świętą. Gdy Szafryńskie przechodziły obok kościoła, rozległ się dźwięk dzwonu. Justyna zwróciła się twarzą ku świątyni. Wraz z matuchną jęła odmawiać Anioł Pański. Nagle twarz dziecka zastygła w ekstazie. Jak wyznała potem przejęta, nad klonem obok plebanii ujrzała jasność niezwykłą, a w niej ubraną na biało kobiecą postać, z włosami opadającymi na ramiona, zasiadającą na złotym tronie, przed którym giął się w pokornym pokłonie anioł…
Pani Szafryńska, zdumiona (a pewnie i przerażona) relacją córki, w te pędy powróciła przed oblicze proboszcza. Ks. Augustyn Weichsel był Niemcem, choć dobrze dogadującym się z polskimi parafianami. Miał prawo nie dowierzać relacji jakiegoś wiejskiego dziecka. Swe wątpliwości zachował jednak dla siebie. Polecił Justynie przybyć nazajutrz w to samo miejsce, o tej samej porze. Wizje powtórzyły się, także w kolejne dni. 30 czerwca widzenia zaczęła mieć druga dziewczynka, dwunastoletnia Basia Samulowska.
Wizje powracały regularnie, niekiedy trzykrotnie w ciągu dnia, najczęściej w porze wieczornego nabożeństwa różańcowego. Dziewczynki rozdzielono i izolowano, aby uniemożliwić ewentualną zmowę i oszustwo, ale ich relacje były spójne. Wciąż występowała w nich „Jasna Pani”, niekiedy z Dzieciątkiem na kolanach, w otoczeniu aniołów. Dziewczynki zaczęły zadawać pytania.
– Kto ty jesteś? – chciały wiedzieć.
– Jestem Najświętsza Panna Maryja Niepokalanie Poczęta – usłyszały.
Wieść o objawieniach rozeszła się lotem błyskawicy. Do Gietrzwałdu jęły ściągać tłumy pielgrzymów i ciekawskich, i to z odległych stron, ze wszystkich trzech zaborów.
W następnych miesiącach zaobserwowano prawdziwą eksplozję pobożności, liczne nawrócenia i konwersje, wzrost liczby powołań zakonnych, poprawę obyczajności. Pijacy wyzbywali się nałogu, młodzież wybierała życie w czystości. Bardzo wymowne pod tym względem jest świadectwo proboszcza Weichsela: „Owoce objawień są nadzwyczajne. W całej polskiej Warmii prawie we wszystkich domach różaniec jest wspólnie odmawiany. Podobnie w wielu parafiach diecezji Chełmińskiej, Poznańskiej i Wrocławskiej. Proboszcz Łomnicki z Diecezji Chełmińskiej i proboszcz Wątróbka z Dębia we Wrocławskiej Diecezji […] informowali nas obydwaj, że jakaś tajemnicza siła ciągnie tam pielgrzymów”.
Istotnie, pielgrzymi nadciągali fala za falą. Na trzydniowe obchody święta Narodzenia Matki Bożej (7-9 września 1877 r.) przybyło aż 50 tysięcy ludzi. Ogółem w ciągu trzech miesięcy objawień wioska przyjęła 300 tysięcy przybyszów ze wszystkich trzech zaborów. Powszechnie mówiło się nie tylko o rozkwicie żywej wiary, ale i poczucia wspólnoty narodowej. Szczególnie widoczne było to na Warmii, gdzie w poprzednich latach postępowało zniemczenie.
Ks. Walerian Kalinka pisał uradowany: „…Matka Boska, jako Królowa nasza, pojawiła się w tym zakątku ziemi polskiej, gdzie nikt już polskości się nie domyślał, jakby sama oznaczyć chciała granice państwa swojego”.
Administracja pruska, prasa rządowa oraz część duchowieństwa niemieckiego rozpętały niebywałą nagonkę na objawienia, jako „przejaw zabobonu”, „polskie knowania i oszustwo”, wręcz „obłęd religijny”. Do oskarżycieli dołączyła gromadka judaszów, tytułujących się mianem „myślących katolików”. Ks. Weichsel był przez nich publicznie wyszydzany, przeszedł też ponad 70 przesłuchań na policji, wiele razy zapłacił karę grzywny, kilkakrotnie wylądował w areszcie – ale swego zdania o objawieniach nie odwołał.
Łatwo zrozumieć wściekłość pruskich urzędników. Matka Boża przemówiła do dzieci po polsku. W oczach niemieckich władz popełniła w ten sposób niewybaczalny nietakt.
Dochodzenie
Tymczasem proboszcz Weichsel poinformował o sprawie biskupa warmińskiego Filipa Krementza. Ten zwołał specjalną komisję mającą zbadać prawdziwość objawień.
Wkrótce wizjonerki stanęły przed obliczem uczonych teologów, nie kryjących swego sceptycyzmu. Mieli oni możność obserwować zachowanie dziewczynek podczas wizji. Przesłuchano też wielką liczbę świadków. Wyniki prac komisji okazały się zaskakujące dla samych badaczy.
W sprawozdaniu komisja szczegółowo scharakteryzowała obie wizjonerki: „Obydwoje dzieci wydają się bezpretensjonalne, proste i naturalne, dalekie od jakiejkolwiek przebiegłości, skromne w swoich wystąpieniach. […] Już tu musimy przyznać, że w odpowiedziach odtwarzały to, co im rzeczywiście stało przed oczyma, absolutnie nie unikają refleksji nad objawieniami, które miały, lecz przyjmują je naturalnie, jak się im one nastręczają”.
Uczestniczący w badaniach ks. Augustyn Kolberg stwierdził szczerze: „Po wszystkich obserwacjach przyznaję, że chociaż przystąpiłem do sprawy ze znacznym niedowierzaniem, niedowierzanie to ustąpiło zaufaniu, że sprawa chwały Bożej i zbawienia dusz przybierze sprzyjający obrót”.
Po teologach wzięli się do pracy lekarze. Uznali oni, że posądzenia dzieci o symulację są bezpodstawne. Stwierdzono, że podczas objawień wizjonerki popadały w stan określony jako ekstaza. U dziewczynek obserwowano wówczas zwolnienie tętna, utratę ciepłoty ciała, brak reakcji na bodźce zewnętrzne.
Prowadzący badania ustalili, że gietrzwałdzki proboszcz był człowiekiem wielkiej uczciwości, dążącym do wyjaśnienia sprawy z maksymalnym obiektywizmem, który z objawień nie odniósł żadnych osobistych korzyści; spotkały go z tego powodu jedynie drwiny (w tym ze strony duchownych), aresztowania, szykany. Ruch pielgrzymkowy nie przysporzył miejscowej parafii zysków materialnych – przeciwnie, jedynie spore wydatki, jako że proboszcz dokładał starań, aby żywić tłumy peregrynujących i otaczać ich opieką. Stwierdzono też, że obie wizjonerki konsekwentnie odmawiały przyjmowania prezentów, jakimi próbowali obdarowywać je pielgrzymi, „chociaż rodzice są ubodzy i zewnętrzny wygląd dzieci wskazuje na niedostatek”.
W oku cyklonu
Wedle relacji wizjonerek twarz Maryi była niekiedy smutna i „pełna łez”. Maryja wypowiedziała słowa przestrogi: „Teraz, przed końcem świata, szatan obchodzi ziemie jak zgłodniały pies, aby pożreć ludzi”.
Mowa Jasnej Pani niekiedy bywała twarda.
– Zostaną ukarani! – zapowiadała, gdy dzieci pytały ją o pijaków i źle prowadzące się dziewczęta. A przecież oprócz słów napomnienia dawała też otuchę:
– Nie smućcie się, bo ja zawsze będę przy was.
Zapowiedziała, że prześladowania polskiego Kościoła ustaną, jeśli tylko ludzie wierzący będą się gorliwie modlić. A kiedy ludzie będą się lepiej modlić – „wszystko obróci się na dobro”.
Ostatnie objawienie, 160-te z rzędu, miało miejsce w dniu 16 września, kiedy w Gietrzwałdzie poświęcono i intronizowano figurę Niepokalanej Dziewicy. Zgromadzeni na wieczornym nabożeństwie różańcowym nagle usłyszeli dziwne odgłosy, a przed ich oczami ukazały się jakieś koszmarne zjawy. Wierni struchleli, gdy na zewnątrz świątyni rozległo się przeraźliwe wycie potępionego. Zerwał się potężny wicher, zewsząd słychać było szczęk broni i łopot ptasich skrzydeł. Przerażenie udzieliło się dwóm obecnym w świątyni pruskim żandarmom, dotąd czujnie obserwującym wiernych – jeden zdarł z głowy służbowy hełm i rzucił się na kolana, zaś jego kolega po fachu wybiegł z kościoła i uciekał ogarnięty paniką, hen, na oślep…
Tylko dwie wizjonerki zachowały spokój, obie jakby zatopione w innej rzeczywistości, bezpieczne niczym w oku cyklonu. Potem przytoczyły ostatnie słowa Matki Bożej:
– Odmawiajcie gorliwie różaniec!
Niepodległość wyszła z Gietrzwałdu
Wielu uznało gietrzwałdzkie objawienia za najistotniejsze wydarzenie w dziejach narodu polskiego między upadkiem Powstania Styczniowego a odzyskaniem niepodległości. Ks. dr hab. Krzysztof Bielawny ujął to słowami: „Niepodległość wyszła z Gietrzwałdu!”.
W stulecie objawień biskup warmiński Józef Drzazga, na mocy dekretu prymasa Polski kardynała Stefana Wyszyńskiego, w porozumieniu ze Stolicą Apostolską, uznał objawienia za wiarygodne, nie sprzeciwiające się wierze i moralności chrześcijańskiej. Kardynał Karol Wojtyła pisał wówczas: „Tę prawdę o polskiej kulturze, o jej korzeniach, o jej genealogii, o prawach jej rozwoju trzeba nam uświadomić sobie w dniu dzisiejszym, kiedy przypominamy stulecie Objawień Matki Bożej w Gietrzwałdzie. Wtedy bowiem, przemawiając polskim językiem do polskich dzieci, Maryja ujęła się za dziedzictwem chrześcijańskim całej polskiej kultury. Potwierdzała w swych macierzyńskich ustach polskie słowo. A ludzkie słowo, polskie słowo, jest tym szczególnym towarzyszem życia i kultury człowieka, życia i kultury narodu”.
***
Począwszy od roku 2019, w ramach przygotowań do Jubileuszu Dwóch Tysięcy Lat Odkupienia, w Gietrzwałdzie odbywają się coroczne spotkania modlitewne „Pokuta 2033”, w intencji wynagrodzenia Jezusowi i Maryi za grzechy Polaków, szczególnie popełnione przeciw świętości Boga i Kościoła oraz przeciw życiu. Ów modlitewny maraton zaplanowano na 14 lat, podczas których co roku rozważana będzie kolejna stacja Drogi Krzyżowej.
Wcześniej, 30 czerwca 2018 roku w Gietrzwałdzie odbył się ogólnopolski Dzień Pokuty, na który ściągnęło ponad 20 tysięcy pielgrzymów z całego kraju. Porywającą homilię wygłosił wtedy biskup łowicki Józef Zawitkowski.
– Sto lat odzyskanej niepodległości, a my wciąż zniewoleni! Do Gietrzwałdu idę, bym się z opętania uwolnił, bo wolność sumieniem się mierzy! – wołał hierarcha. Powołał się tu na słowa papieża Piusa IX: „Starajcie się usuwać przyczynę waszej niewoli, którą jest grzech”. Dalej mówił, że należy słychać Boga, nie ludzi. Że ustawa o aborcji i eutanazji byłaby zbyteczna, gdyby ludzie przestrzegali przykazania Nie zabijaj! Że należy rozliczyć afery i złodziejstwo, i to do ostatniego szeląga, ale przecież człowiekowi wierzącemu powinno wystarczyć zwykłe: Nie kradnij! Że ludzie byliby piękni urodą czystego serca i czystych oczu, ale odrzucili przykazanie Nie cudzołóż!, i poplątali miłość z łajdactwem, małżeństwo z partnerstwem, „i tym grzechem zgniją narody”.
– Chcemy sobie odpowiedzieć na pytanie: dlaczego Polacy mądrzy, bogaci i pobożni popadli w niewolę, a Polskę wymazano z mapy Europy? Odpowiedź jest prosta: bośmy byli głupi i chwaliliśmy się naszymi grzechami: dumnym liberum veto, kłamstwem, warcholstwem, zdradą, złodziejstwem, pogardą dla chłopów, pychą i głupotą – stwierdził z goryczą ksiądz biskup, by zakonkludować: – Niewiele w nas zostało Boga, Honoru i Ojczyzny.
Był to prawdziwy Dzień Pokuty, bo mowa łowickiego hierarchy chłostała niczym bicz. Ale biskup Józef nie poprzestał na karceniu naszych przywar. Stawiając diagnozę choroby, nie zapomniał o recepcie na uzdrowienie. Przypomniał ufność, z jaką pokolenia rodaków szukały opieki Matki Bożej w sytuacjach krytycznych, dał też wskazówki, które złożyły się na nasze polskie współczesne Non possumus:
– Nie mów fałszywego świadectwa ani w domu, ani w kościele, ani w gazecie, ani w radiu, ani w telewizji, ani w internecie, ani w parlamencie Unii Europejskiej! Bo przysięgałem z Konopnicką: Nie będzie Niemiec pluł nam w twarz!… Nie będzie uchodźca rządził w moim domu, bo przysięgałem: Twierdzą nam będzie każdy próg, tak nam dopomóż Bóg! Więc przysięgi nie zmienię. A gdyby ktoś w moim domu krzyż zdjąć usiłował i dzieci nam germanił, to ten nie jest z Ojczyzny mojej. Dajcie nam żyć, pracować i modlić się spokojnie w rodzinnym domu, gdzie Panem jest Jezus, a Królową Jego Matka.
Kazanie na uroczystość Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny
St. Mary’s (Kansas),15 sierpnia 1979 r. Pięć lekcji Maryi .
Za „ The Angelus”, lipiec 2079, tłumaczył Tomasz Maszczyk
Zbawienie ze Wschodu? Zawsze Wierni nr 4/2022 (221), str. 109
==========
Drodzy Bracia,
chciałbym ukazać wam w kilku słowach, jak bardzo ważne jest, aby podczas tego bolesnego kryzysu, który przechodzi obecnie Kościół, Najświętsza Maryja Panna stała się naszym przewodnikiem oraz wzorem. Trzymając się Jej, możemy być pewni, że nie zbłądzimy na manowce. Patrzmy na Nią, zadawajmy sobie pytanie, co czyniła podczas swego życia, czego pragnie nas nauczyć, a zobaczymy, że uczy nas Ona tego, czego zawsze na przestrzeni dwudziestu wieków naucza Kościół.
Pierwszą wzmiankę o Najświętszej Maryi Pannie, zapowiadającą Jej rolę, znaleźć możemy w protoewangelii, w Księdze Rodzaju. Już wówczas przedstawiana jest jako królowa wyruszająca do boju, jako królowa zastępów, królowa armii gromadząca wokół siebie wszystkie moce niebieskie, wszystkie łaski Boże aby toczyć walkę. Walkę z kim? Z diabłem!
Sam Bóg zapowiada szatanowi: „Położę nieprzyjaźń pomiędzy tobą a Dziewica Maryją”. Tak więc Najświętsza Dziewica ma wroga. I mowa tu o nieprzyjaźni nie tylko pomiędzy Nią a szatanem, ale też pomiędzy potomstwem- szatana a potomstwem Maryi; pomiędzy światem, pomiędzy wszystkim reprezentowanym przez tych, którzy są dziećmi szatana, którzy walczą z Bogiem, którzy Nim gardzą a Synem Maryi, naszym Panem Jezusem Chrystusem, oraz tymi, którzy będą dziećmi Najświętszej Maryi Panny.
Istnieją więc na świecie z woli Boga – dwie armie: armia dzieci Najświętszej Maryi Panny oraz armia dzieci szatana. Bóg zaś położył pomiędzy nimi nieprzyjaźń, która trwać będzie aż do końca czasów, do końca świata. Konsekwentnie Maryja, już przed swymi zapowiedzianymi przez Boga narodzinami, wciąga nas do walki, swojej walki, która zakończy się Jej zwycięstwem. Do walki toczonej niekiedy w okresach bolesnych, trudnych i uciążliwych. Jeśli jednak podążać będziemy za Maryją, możemy być pewni naszego z Nią zwycięstwa.
Zwycięstwo, którego pragnie Najświętsza Maryja Panna, to triumf nad szatanem, a konsekwentnie – nad grzechem. Jest Ona symbolem tych, którzy nie chcą grzechu, którzy nie chcą okazywać nieposłuszeństwa Bogu. Jest to walka, którą Najświętsza Maryja Panna toczyć będzie na przestrzeni wszystkich wieków. Zapowiadając narodziny swej Matki, Bóg udziela nam wspaniałej lekcji, obwieszczając, że daje nam Matkę, niebieską Matkę, która toczyć będzie walkę. Będziemy więc walczyć wraz z Nią ze wspólnym wrogiem, którym jest szatan, oraz przeciwko tym wszystkim którzy jak on występują przeciwko Bogu.
Być może zauważyliście, że ostatnio w literaturze religijnej unika się wspominania o wrogach Kościoła, o wrogach Boga, o wrogach naszego Pana Jezusa Chrystusa. Pragnie się, aby ci wrogowie stali się naszymi braćmi. Zamiast zwalczać w nich grzech, który oddala ich od Boga, okazując im miłość, a więc starając się ich nawrócić, postępuje się w sposób, jak gdyby prawdziwe dzieci Maryi oraz ci, którzy nie chcą nimi być, byli w istocie braćmi. To jednak nieprawda. Musimy starać się sprawić, aby ludzie ci stali się dziećmi Maryi, nie możemy jednak uznawać ich za dzieci Boga, jeśli nie są Jej dziećmi.
Drugą lekcją, jaką dała nam Najświętsza Maryja Panna, gdy ukazał się Jej archanioł Gabriel, jest Jej wiara. Pierwszym, o czym wspomina Ewangelia, opisując zwiastowanie jest wiara Maryi. A Jej kuzynka Elżbieta pozdrawia Ją: Beata quae credidisti — „Błogosławionaś, któraś uwierzyła,”.
Tak, Najświętsza Maryja Panna wierzyła. W kogo, w co? Wierzyła, że Syn, który miał się z Niej narodzić, jest Synem Bożym; wierzyła w bóstwo naszego Pana Jezusa Chrystusa; wierzyła w bóstwo swego Najświętszego Syna.
Najświętsza Dziewica daje nam tu wspaniałą lekcję. Od tej pory żyje wyłącznie dla panowania swego Syna, dla chwały swego Syna, naszego Pana Jezusa Chrystusa. W największej pokorze sama mówi, że wybrana została ze względu na swą pokorę. Święta Elżbieta nie wahała się Ją wychwalać właśnie za to: „Błogosławiona jesteś, o Maryjo, ponieważ uwierzyłaś”. Także my musimy wierzyć, musimy wierzyć, że nasz Pan Jezus Chrystus jest Synem Bożym. Musimy wierzyć w całe nasze Credo, we wszystkie prawdy, które przekazała nam Najświętsza Maryja Panna, we wszystkie prawdy, którym dawała Ona świadectwo wobec apostołów, a oni przekazywali je dalej. Musimy zachować tę Wiarę nienaruszoną. Prośmy Maryję, abyśmy mieli wiarę taką jak Ona wiarę tak głęboką, tak silną, tak odważną jak Najświętsza Maryja Panna.
Trzecim wydarzeniem z życia Maryi, które pokazuje nam, w jaki sposób powinniśmy postępować, były gody w Kanie Galilejskiej. Jak pamiętacie, zabrakło wówczas wina i słudzy przyszli powiedzieć o tym Maryi. A co im Ona odpowiedziała „Czyńcie wszystko, cokolwiek powie wam mój Boski Syn”. Oto Ewangelia Maryi. Wszystko streszcza się w jednym zdaniu: „Czyńcie wszystko, co mówi wam Jezus”.
Maryja kieruje te słowa nie tylko do służących z Kany, ale również do nas. Już na samym początku publicznej działalności Zbawiciela Najświętsza Maryja Panna mówi do nas, mówi do tych, którzy będą uczniami Chrystusa. A kiedy zwracać się będziemy do Niej, aby zapytać, jak powinniśmy postąpić w trudnych okolicznościach naszego życia, odpowie nam tak samo jak służącym podczas godów w Kanie: „Czyńcie wszystko, cokolwiek On warn mówi. Czyńcie wolę Chrystusa Pana. Zachowujcie przykazania naszego Pana Jezusa Chrystusa. Jeśli pełnić będziecie Jego wolę, będziecie zbawieni. Wówczas wasze dusze, które są być może niczym woda, przemienia się w wino, w szlachetne wino. Przepełnione zostaną łaską Pana, wszystkim, czego potrzebujecie, aby wypełniać przykazania Boże”. To trzecia lekcja, jaka daje nam nasza niebieska Matka.
Czwartą lekcją, której nam udziela, jest Jej obecność na Kalwarii, gdzie nie jest Ona kapłanem składającym ofiarę – jest nim bowiem sam nasz Pan Jezus Chrystus – jednak Najświętsza Maryja Panna jest tam obecna. Apostołowie uciekli, pozostał przy Niej jedynie św. Jan. Poprzez tę obecność na Kalwarii Dziewica Maryja pokazuje nam znaczenie Ofiary Krzyża, a konsekwentnie znaczenie Ofiary Mszy św. Jest Matką kapłanów. Jest Matka wszystkich wiernych. I przez tę obecność, stojąc przy swoim Boskim Synu, krwawiącym za nasze grzechy, Maryja ukazuje Go nam i mówi: „Patrzcie, jak bardzo was umiłował mój Boski Syn oddał całą swą Krew, którą dałam Mu w swym łonie, Krew, która pokrywa obecnie całe Jego ciało. Jego Serce zostało otwarte. Jego głowa jest przebita cierniami, Jego ręce i stopy są przebite wszystko to z miłości do was”. I będzie to trwało aż do końca czasów poprzez Najświętszą Ofiarę Mszy.
Tak więc Najświętsza Maryja Panna uczy nas wielkiej tajemnicy miłości naszego Pana Jezusa Chrystusa, uobecnionej w Ofierze Kalwarii, w Ofierze Mszy i w Eucharystii. Gdyż Ofiara Mszy daje nam także Eucharystię: Ciało i Krew Żertwy, które musimy spożywać, aby osiągnąć życie wieczne. Powiedział to sam Jezus Chrystus: „Jeśli nie będziecie spożywali Ciała mojego i pili Krwi mojej, nie będziecie mieli życia Wiecznego”.
Tak więc nasz Zbawiciel uczynił ten niewyobrażalny, niewiarygodny cud, prawdziwie dając nam swoje Ciało i swoją Krew jako pokarm i napój. Oto, czego dokonała wielka miłość naszego Pana Jezusa Chrystusa — i jest to lekcja, którą Dziewica Maryja daje nam poprzez swą obecność u stóp Krzyża swego Syna na Kalwarii.
I na koniec, ostatnią lekcją, która daje nam Najświętsza Maryja Panna, jest Jej obecność pośród apostołów w dzień Pięćdziesiątnicy. To za Jej pośrednictwem dane zostaną apostołom łaski, to poprzez Nią zstąpi na nich Duch Święty. Tego uczy nas Kościół. Apostołowie zostali tego dnia uświęceni przez Ducha Świętego dzięki wstawiennictwu i pośrednictwu Dziewicy Maryi. Ona sama nie potrzebowała już przyjmować Ducha Świętego przepełniona była Duchem Świętym. Archanioł Gabriel powiedział do Niej: „Bądź pozdrowiona, pełna łaski”. Tak więc nie musiała już otrzymywać Ducha Świętego.
Była tam jednak obecna, ponieważ pragnęła przekazać Ducha Świętego apostołom, gdyż Chrystus Pan pragnął, aby został On im przekazany a konsekwentnie Kościołowi właśnie poprzez Nią. Stała się tam prawdziwie Matką Kościoła, ponieważ to Ona poprzez swe pośrednictwo dała Ducha Świętego apostołom.
Tak więc Najświętsza Maryja Panna uczy nas kochać Kościół, kochać Ducha Świętego, którego otrzymujemy za pośrednictwem wszystkich sakramentów ustanowionych przez Zbawiciela, a zwłaszcza przez udział W Najświętszej Ofierze Mszy i Eucharystii. Tego właśnie uczy nas Maryja.
Musimy więc żywić najgłębsze oddanie Kościołowi i to właśnie dlatego, że jesteśmy mu oddani, bronimy naszej matki, bo Kościół Rzymskokatolicki jest naszą matką. I właśnie dlatego, że jesteśmy oddanymi synami Kościoła – ponieważ kochamy Kościół, ponieważ kochamy Rzym, ponieważ kochamy wszystkich prawdziwie reprezentujących św. Kościół katolicki bronimy naszej wiary, bronimy tego, co dała nam Najświętsza Maryja Panna.
Nie chcemy, aby zmieniano nasz Kościół. Nie chcemy innego Kościoła. Chcemy Kościoła Rzymskokatolickiego. Tego, który Najświętsza Maryja Panna przekazała apostołom w Duchu Świętym. To tego Kościoła chcemy. To ten Kościół kochamy – Kościół Matki Jezusa, Kościół Najświętszej Maryi Panny, Kościół Niepokalanego Poczęcia, Kościół Wniebowzięcia Matki Bożej. To jest Kościół, który czcimy, Kościół, któremu pragniemy pozostać wierni na zawsze. Tak więc błagamy tych, którzy sprawują władzę w Kościele, aby nie zmieniali naszego Kościoła, aby pozostali wierni Kościołowi Maryi, aby pozostali wierni Najświętszej Dziewicy, wszystkim lekcjom, jakich Ona nam udzieliła.
I proszę was usilnie, moi drodzy Bracia, abyście byli zaczynem Kościoła katolickiego, tej miłości do Kościoła katolickiego, we wszystkich waszych krajach, we wszystkich waszych rodzinach, we wszystkich waszych domach. Pozostańcie dziećmi Maryi, módlcie się do Najświętszej Maryi Panny. Medytujcie nad lekcjami, jakie wam Ona daje. Będziecie Wówczas prawdziwymi katolikami. Nie możecie być dziećmi Najświętszej Dziewicy, w sposób pełny i święty, nie będąc najlepszymi dziećmi Kościoła katolickiego To właśnie upewnia nas, że jesteśmy faktycznie prawdziwymi synami Kościoła. Jestem więc przekonany, że kiedy wrócicie do siebie, będziecie prawdziwymi reprezentantami Kościoła katolickiego i że uczynicie wszystko, co w waszej mocy, aby trwał on pomimo wszelkich trudności oraz doświadczeń. Musimy wszyscy się dziś modlić, abyście byli prawdziwymi świadkami. Podobnie jak apostołowie otrzymali Ducha Świętego poprzez Dziewicę Maryję i wyruszyli, aby dawać świadectwo Ewangelii na całym świecie, tak też wy musicie być świadkami Dziewicy Maryi, Ducha Świętego, którego otrzymaliście poprzez Nią i dawać świadectwo waszej wierze w Boga, w naszego Pana Jezusa Chrystusa, świadectwo waszej miłości do Kościoła, gdziekolwiek moglibyście się znaleźć.
Opisy bitwy pod Lepanto oparte na ówczesnych kronikach katolickich nie wspominają o ważnym fakcie, który można znaleźć w źródłach muzułmańskich. Te ostatnie podają, że w pewnym momencie bitwy, gdy wojskom katolickim groziła klęska, flota turecka ujrzała na niebie majestatyczną i straszną Panią. Patrzyła na nich tak groźnym wzrokiem, że nie mogli tego znieść, stracili odwagę i uciekli.
Tocząca się bitwa była największą bitwą morską w historii, a całe chrześcijaństwo w zrozumiałym napięciu oczekiwało na jej wynik. W pewnym sensie to właśnie tam decydowała się przyszłość Europy. Protestantyzm spowodował pęknięcie w chrześcijaństwie, a wszędzie wybuchały wojny religijne.
Ponieważ wojska chrześcijańskie były potrzebne na różnych frontach, państwa katolickie prawdopodobnie nie byłyby w stanie stawić czoła inwazji muzułmanów na południowe Włochy, co byłoby normalną konsekwencją przegranej bitwy pod Lepanto.
Gdyby Włochy zostały zaatakowane, papież byłby zmuszony opuścić państwo papieskie, aby uniknąć dostania się do niewoli. Najprawdopodobniej nikt nie zdołałby powstrzymać naporu Turków na Europę Zachodnią.
W tej ogromnej bitwie brały udział trzy potęgi katolickie: Hiszpania, najpotężniejsze państwo tamtych czasów; Wenecja, która była bardzo bogata i dysponowała wówczas znacznymi siłami morskimi, oraz Genua. Była też mała flota papieska – to były całe siły materialne, jakie papież Pius V mógł zebrać, aby stawić czoła wspólnemu wrogowi.
W takiej atmosferze ogólnego napięcia rozegrała się ta bitwa. Opisy z tamtych czasów mówią o tym, jak straszna była to bitwa. Katoliccy żołnierze wskakiwali na muzułmańskie okręty, Turcy wchodzili na katolickie – jedna strona zabijała drugą, dokonując ogromnej rzezi. Statki tonęły tu i tam; żołnierze i rycerze w zbrojach unosili się na krótko na wzburzonych wodach, po czym zapadali się w głębiny, by spotkać śmierć. Ryczały armaty, ponad wrzawą słychać było okrzyki wściekłości i rozpaczy; wszędzie panował straszliwy zgiełk i ogromny chaos.
Wśród tego całego zamieszania dwóch ludzi modliło się do Matki Bożej, aby dała zwycięstwo katolikom. Na wzburzonych wodach pod Lepanto był to Don Juan z Austrii, dowódca katolickiej Armady; a w Rzymie był to Św. Pius V.
Można sobie wyobrazić, jak głębokiego opanowania i ogromnej samokontroli wymagało aby w kulminacyjnym momencie bitwy, pośród walczących ludzi, potrafić jednak dostrzec ogólny obraz sytuacji i i zauważyć, że sprawy idą w złym kierunku, mimo że żołnierze katoliccy walczyli jak najlepiej potrafili.
Pamiętając jednak o nauce naszej wiary, Don Juan postanowił walczyć do ostatniego tchnienia za sprawę chrześcijaństwa, wciąż mając nadzieję na interwencję Matki Bożej. Oznacza to, że człowiek ten ufał wbrew wszelkiej ufności. Wbrew wszelkim ludzkim okolicznościom, oczekiwał interwencji Matki Bożej.
I rzeczywiście, Matka Boża interweniowała. Pojawiła się na niebie, aby zagrozić wrogowi, a mahometańska flota uciekła. Jednak katoliccy żołnierze Jej nie widzieli. Im się nie ukazała. Katolicy mieli tę zasługę, że praktykowali ślepą ufność, czysty akt wiary. Dopiero gdy wróg doniósł później o cudzie, zrozumieli, że pomogła im w najgorszej godzinie.
Rycerze katoliccy, zwłaszcza ci, którzy byli dowódcami i zdawali sobie sprawę z ogólnego przebiegu bitwy, musieli poważnie myśleć o tym, że w wyniku klęski albo zginą, albo zostaną wzięci do niewoli i oddani Turkom. Ufali jednak Matce Bożej, że uchroni Ona sprawę chrześcijańską przed zagładą. Była to ogromna ufność z ich strony.
W tym samym czasie Św. Pius V modlił się w Watykanie. Brał też w którymś momencie udział w spotkaniu na temat watykańskich kwestii finansowych, co było bardzo ważne, ponieważ oznaczało grzech śmiertelny, gdyby ktoś ukradł pieniądze z Kościoła. Z tego też powodu Św. Pius V musiał uważnie analizować dane liczbowe, aby nie stać się współwinnym takiego grzechu.
Nagle wstał, prawdopodobnie pod wpływem nadprzyrodzonego natchnienia, i podszedł do okna pokoju, aby odmówić Różaniec. Podczas modlitwy otrzymał objawienie, że Don Juan z Austrii wygrał bitwę. Wrócił do stołu i powiedział: „Nie czas na rozmowy o interesach; naszym wielkim zadaniem jest obecnie dziękczynienie Bogu za zwycięstwo, które właśnie dał katolickiej Armadzie”.
Wieść o papieskim objawieniu rozeszła się po całym Rzymie i lud zaczął świętować. Niektórzy mogli wątpić w to objawienie i pytać: „Czy to rzeczywiście prawda?”.
Po kilku dniach przybył posłaniec, który zdał oficjalny raport. Papież wysłuchał relacji z uwagą, bez emocji, ze zwykłą sobie dostojnością i życzliwością. Następnie w Rzymie obchodzono wielkie święto, biły dzwony we wszystkich kościołach Wiecznego Miasta. Z Rzymu wieść o tym rozeszła się po całej Italii, a potem do całego chrześcijaństwa. Tak wyglądała wielka radość z powodu zwycięstwa pod Lepanto.
Czy płynie z tego jakaś nauka dla nas?
Na czym polegał największy heroizm rycerzy biorących udział w bitwie pod Lepanto? Nie była to odwaga stawienia czoła Turkom. Oczywiście, aby stawić czoła wrogom w bitwie, trzeba mieć odwagę, ale taką odwagę można znaleźć we wszystkich bitwach w historii. Moim zdaniem największym bohaterstwem katolików, którzy walczyli pod Lepanto, było bohaterstwo wiary w to, że bitwa zostanie wygrana przez Matkę Bożą w chwili, gdy wszystko wydawało się stracone.
Ten akt zaufania nie był aktem nierozważnym czy nieroztropnym, rodzajem rezygnacji z przyjęcia tego, co się wydarzy. Był to akt wierności pewnemu wewnętrznemu głosowi łaski, który zapraszał każdego do zawierzenia i modlitwy, aby Ona dała zwycięstwo.
Szczytny cel na przestrzeni dziejów często znajduje się w sytuacji podobnej do tej, w jakiej znaleźli się katolicy pod Lepanto. Po ludzku rzecz biorąc, wszystko wydaje się stracone, ale Matka Boża wkłada w nasze dusze nadzieję, że wygra bitwę dla większej chwały Bożej. Trzeba więc zaufać temu głosowi wbrew wszelkim prawdopodobieństwom i przeciwieństwom.
Niejednokrotnie porażka wydaje się nieunikniona, a pokusa każe mówić: „Obiecała, ale tak się nie stało. Wręcz przeciwnie, jest jeszcze gorzej”. Prawdziwe bohaterstwo polega na tym, by ufać nawet w najgorszych okolicznościach. Oznacza to odmowę ulegnięcia pokusie i odpowiedzenie: „Im gorzej się dzieje, tym bliżej jesteśmy Jej interwencji, ponieważ Matka Boża nie kłamie, a ja wiem, że ten głos, który przemawia we mnie, jest Jej głosem”.
Czy istnieje jakieś kryterium, według którego można rozpoznać, czy głos wewnętrzny pochodzi od Matki Bożej, czy nie? Tak, istnieje.
Kiedy perspektywa jakiejś przyszłej rzeczy sprawia, że jesteśmy przygnębieni, zniechęceni i mamy ochotę się poddać, to taka perspektywa zwykle pochodzi od diabła.
Z drugiej strony, jeśli perspektywa zrobienia czegoś bardzo trudnego, co normalnie wywołałoby strach, wywołuje jednak entuzjazm, daje siłę do praktykowania cnoty i budzi nadzieję na zwycięstwo w sytuacji prawie niemożliwej, to prawdopodobnie jest to głos łaski przemawiający w naszej duszy.
Czy łaska działa tylko w ten sposób? Nie. Często łaska inspiruje do pogodzenia się z okolicznościami. Matka Boża może nas prosić, abyśmy się pogodzili z porażką. Wtedy daje nam siłę do znoszenia cierpienia związanego z tą porażką. Na przykład Św. Teresa z Lisieux otrzymała taką łaskę, aby przygotować się na śmierć, a potem poszła do nieba.
Te dwie perspektywy są różne od siebie. Kiedy Matka Boża chce dać zwycięstwo, przygotowuje nas do tego, a nie do śmierci.
Potwierdza to reakcja Św. Piusa V na wieść o zwycięstwie pod Lepanto. Zwrócił się on do Boga i powtórzył modlitwę proroka Symeona: „Teraz odprawiasz sługę swego w pokoju, o Panie, zgodnie z Twoim słowem, bo oczy moje ujrzały moje zbawienie”. To znaczy: „Dokonała się ta szczególna rzecz, dla której się narodziłem, zwycięstwo, którego oczekiwałem na Twoją chwałę. W ten sposób moja misja została wypełniona. Teraz Ty możesz wziąć moją duszę, bo nie mam już nic do zrobienia na tej ziemi”.
Wielki Św. Pius V słyszał ten sam wewnętrzny głos, co rycerze pod Lepanto. W tym przypadku mają zastosowanie słowa naszego Pana: „Moje owce słuchają mego głosu, a Ja znam je i one idą za Mną” (J 10, 27).
Głos Matki Bożej przemawia do naszych dusz i mówi nam stanowczo: „Cywilizacja katolicka zostanie przywrócona, na ziemi zapanuje królowanie Maryi”. To jest głos, który dodaje nam odwagi do walki ze wszystkimi wrogami, w najgorszych warunkach i w opuszczeniu. Nie ma wątpliwości, że ten głos jest autentyczny.
To, co stało się z tymi rycerzami i żołnierzami pod Lepanto, stanie się również z nami. Odniesiemy zwycięstwo Matki Bożej.
To jest, moim zdaniem, wewnętrzne przesłanie, jakie Matka Boża – Wspomożenie wiernych przekazała w tamtej bitwie i jakie przekazuje nam dzisiaj. Prośmy Ją, aby dała nam potrzebne łaski, abyśmy byli mu wierni.