Likwidacja polskości. Lewakom to właśnie wychodzi najlepiej

Likwidacja polskości. Lewakom to właśnie wychodzi najlepiej

Bartosz Kopczyński 8 marca 2025 pch/likwidacji-polskosci-lewakom-to-wlasnie-wychodzi-im-najlepiej

(PCh24.pl)

Zgodnie z przewidywaniami, osoba identyfikująca się jako „ministra edukacji” podpisała w ostatni czwartek projekty rozporządzeń w sprawie dwóch nowych przedmiotów – tzw. edukacja zdrowotna i tzw. edukacja obywatelska. Tak zwane, bo zawarte są w nich ukryte treści, o czym poniżej. W przygotowaniu znajduje się rozporządzenie zmieniające ramowe plany nauczania oraz rozporządzenie w sprawie szczegółowych kwalifikacji wymaganych od nauczycieli.

Pani Nowacka rozpoczynała urzędowanie pod hasłem odchudzenia podstaw programowych, aby ulżyć dzieciom, a jak dotąd dostarcza im nowych przedmiotów nauczania. Tzw. edukacja zdrowotna będzie co prawda nieobowiązkowa, ale zawdzięczamy to dwóm czynnikom – wielkiemu oporowi społecznemu oraz wyborom prezydenckim.

Możemy się spodziewać, że w niedługim czasie przedmiot ten również stanie się obowiązkowy. Póki co, trwają gorączkowe prace nad wprowadzeniem nowych przedmiotów do szkół, zwerbowaniem i przygotowaniem nauczycieli. Uruchomiono w tym celu darmowe studia podyplomowe.

Dzieje się to w sytuacji, gdy szkoły coraz bardziej odczuwają braki kadrowe nauczycieli normalnych przedmiotów nauczania. O tym jednak nie mówi się pod rządami Tuska, a za Morawieckiego przedstawiciele resortu wprost zaprzeczali istnieniu problemu. Problem jednak istnieje i staje się coraz bardziej palący, jednak od początku rewolucji w edukacji, czyli od połowy lat 90-tych konsekwentnie jest pomijany. Resort tradycyjnie zajmuje się czym innym – reformami, innowacjami, edukacją włączającą, nowymi przedmiotami, likwidacją polskiej szkoły. Tak jest w istocie – obecny rząd warszawski przystąpił do ostatecznej rozprawy z polską szkołą, aby zastąpić ją czymś innym.

Przyczyna jest zarazem prosta i skomplikowana. Jej prostota polega na tym, że skoro jesteśmy członkiem Unii Europejskiej i podpisaliśmy wszystkie cyrografy, to posłusznie i potulnie zgadzamy się na wszystkie metamorfozy i mutacje, jakim chce nas poddać unijna kamaryla. A chce ona zbudować państwo federalne, wprzód likwidując odrębność państw narodowych, a potem tożsamość narodową ludności. To stało się już tak oczywiste, że nikogo to nie dziwi, jakby wszyscy się z tym pogodzili i zaakceptowali, że nie będą Polakami, lecz obywatelami UE.

Obecna ekipa warszawska w wielką werwą i energią przystąpiła do dzieła likwidacji polskości, gdyż jako lewakom to właśnie wychodzi im najlepiej. W ich umysłach nie ma już państwa polskiego, a polski naród jest jak ropiejący wrzód, który trzeba szybko uzdrowić. Według nich uzdrowienie oznacza wprowadzenie do Polski wielkiej ilości imigrantów – najpierw ze Wschodu, potem z Południa, a także takie przerobienie umysłów Polaków, aby nie byli Polakami, a także by się nie rozmnażali. Ta innowacja zakłada również pozbawienie Polaków logicznego myślenia i zdolności do efektywnej pracy. Ten cel osiąga się głównie poprzez edukację włączającą, likwidację wiedzy, wymagań i ocen oraz eliminację nauczycieli przedmiotowych i nasycenie szkół nowymi „specjalistami”, zajmującymi się psychologią i pokrewnymi dziedzinami. 

Jest jednak dodatkowa komplikacja, kryjąca się w procesie likwidacyjnym polskiego szkolnictwa, polegająca na niedookreśloności tego, co ma powstać zamiast Polski i polskiej szkoły. Do niedawna myśleliśmy, że będzie to Unia Europejska. Ostatnio jednak Unia jakby się powiększyła, co widać na przykładzie awantur wokół wojny ukraińskiej. Oto bowiem Wielka Brytania, wcześniej Unię opuściwszy, teraz kroczy z nią za pan brat, a łącznikiem jest Ukraina, a właściwie jej zdolności do prowadzenia wojny z Rosją. Sojusz ten jest tak ścisły, że Europa chce wejść w nowy wyścig zbrojeń, nowe zadłużenie i militaryzację całej ludności. Nie mając zresztą po temu warunków, poza zadłużaniem się, to unijna kamaryla potrafi najbardziej.

Do Europejczyków, do Polaków także jeszcze nie dotarło, że wszystko, co narodowe musi zostać poświęcone Ukrainie. Wygląda więc na to, że Unia Europejska została poszerzona o Wielką Brytanię i Ukrainę. Gdzie w tym sens, zważywszy, że państwo ukraińskie prowadzi otwarty konflikt zbrojny, a Europa robi wszystko, aby się nie skończył?

Sens kryje się pod pojęciem Paneuropy, opisanej w książce Idealizm praktyczny, napisanej przez austriackiego arystokratę, Richarda Koudenhove – Kalergi w 1925 r. Zakłada on [postuluje, propaguje md] stworzenie jednego europejskiego państwa i jednego narodu. Państwa mają zostać wchłonięte politycznie, ekonomicznie i administracyjnie przez Paneuropę, natomiast naród ma powstać w drodze eugenicznej hodowli nowej rasy negroidów, poprzez masową imigrację z Afryki i Azji.

Projekt Paneuropy spodobał się Rotszyldowi (przedstawiać nie trzeba), który polecił go Maxowi Warburgowi (Wall Street, Rezerwa Federalna), a ten podał go dalej Bernardowi Baruchowi (Wall Street, doradca kilku prezydentów USA).

Po II Wojnie Światowej USA przejęła pieczę nad Europą i gładko wprowadzała w zjednoczenie. Oficjalnie była to Europa Schumanna, nieoficjalnie Europa federalna Spinelliego (komunistyczny Manifest z Ventonene), a tajemnie – Paneuropa.

Niedawno projekt zmodyfikowano, dodając element ukraiński. Państwo to stanowi narzędzie oddziaływania globalnego kapitału w tej części Europy i rezerwuar ludności do przesiedlania. W dokumentach unijnych Ukraińcy, którzy weszli do Polski i Europy Zachodniej po 24 lutego 2022 r. nie są nazywani „refugees” – uchodźcami, lecz „displaced”przesiedleńcami.

Teraz dopiero okazuje się, z jakiego powodu tak nagle masy ukraińskich uczniów zostały wprowadzone do polskich szkół. Teraz wiadomo, dlaczego na uczelniach prowadzi się prace nad wielokulturowością dla Polaków, dlaczego prowadzi się prace nad porównaniem podstawy programowej ukraińskiej i polskiej, dlaczego to wszystko finansuje UNICEF, ten sam, który promuje Gender Transformative Education – edukację, zmieniającą pojęcie płci, ten sam, który promuje edukację seksualną typu B wg standardów WHO, która od września wchodzi do polskich szkół. Przyczyna nazywa się Paneuropa, i zawiera ona w sobie nie tylko kraje Unii Europejskiej, ale również Wielką Brytanię i Ukrainę. W umysłach unijnej kamaryli i rządu warszawskiego już nie ma Polski i Polaków, istnieje Paneuropa i nowa rasa, a to, co jeszcze przeszkadza, należy czym prędzej przekształcić.

Temu przekształceniu sposobu myślenia i zachowań służą dwa nowe przedmioty – tzw. edukacja zdrowotna i tzw. edukacja obywatelska. Wszystko, co w edukacji zdrowotnej jest dobrego, już wcześniej było obecne w polskiej podstawie programowej. Argumenty, że nowy przedmiot nauczy zdrowych zachowań bledną w zestawieniu ze świadomością, że wiedza o zachowaniach prozdrowotnych, która była nauczana w polskiej szkole będzie teraz likwidowana w 2026 r. wraz z likwidacją polskiej podstawy programowej.

Argumenty, że nowy przedmiot nauczy ludzi zdrowego życia brzmią złowrogo, jeśli weźmie się pod uwagę, jak zdrowe życie i tzw. zdrowie społeczne postrzega WHO. Jakby tego nie nazwać, jest to życie zaszczepione, bezpłodne i kontrolowane przez władzę, i to szkoła ma być środowiskiem, w którym takie życie ma być obowiązkowo nauczane. Edukacja seksualna Polaków, tak samo, jak i pozostałych białych chrześcijan Europy ma ich przygotować do dwóch aktywności życiowych – masturbacji i prostytucji.

Już więc na poziomie odruchów popędowych mają być warunkowani do tego, aby zajmowali się przyjemnością, szli tylko tam, gdzie natychmiastowa korzyść, i by nie bronili swojego terytorium. Dla Paneuropy jest bardzo ważne, aby biali Europejczycy się nie rozmnażali, łatwiej będzie wyhodować nową rasę negroidalną, jeśli miejscowi będą wymierać bezpotomnie. Opróżnione terytorium łatwiej będzie zapełnić nową ludnością za pomocą transferów milionów z Ukrainy, Afryki i Azji. Jeśli Europejczycy sami wymrą bezpotomnie, obejdzie się bez czystek etnicznych w stylu Wołynia.

Tzw. edukacja obywatelska również jest bardzo zasadna z punktu widzenia Paneuropy. Czytamy w podstawie programowej, że tzw. edukacja obywatelska zapewni „przygotowanie uczniów do świadomego i odpowiedzialnego zaangażowania obywatelskiego w społeczeństwie demokratycznym”, że przedmiot będzie „budował i wzmacniał postawy patriotyczne młodych ludzi oparte na poczuciu tożsamości i dumie z przynależności do wspólnoty, troski o małą i dużą Ojczyznę, poczuciu odpowiedzialności za jej kształt”, będzie też kształtować „otwartość i szacunek względem innych, empatię i solidarność z innymi oraz zaangażowanie na rzecz dobra wspólnego”.

Oczywiście nie podaje się do publicznej wiadomości, jaka to będzie ojczyzna, jaka wspólnota, jacy inni, jakie dobro wspólne. Aby odszukać tą wiedzę, trzeba poszperać w licznych dokumentach, pisanych ezoterycznym językiem, stanowiących wspólny dorobek unijno – globalistyczny. Znajdziemy wtedy, że owa „edukacja obywatelska” ma źródła marksistowskie, a jej celem jest zmiana sposobu myślenia i zachowań uczniów, w ten bowiem sposób zostanie zbudowane nowe społeczeństwo nowego świata i zostanie wprowadzony socjalizm. Polscy uczniowie dostaną więc obowiązkowy „instruktarz socjalistycznej zmiany świata”, poprzez rezygnację z własnego narodu, państwa i własności prywatnej. Zamiast tego młodzi Polacy mają być gotowi na wszelkie poświęcenia dla Planety (pisanej z dużej litery – to u nich bóstwo) i uchodźców. Pod tym określeniem normalność rozumie nachodźców, przesiedlanych celowo przez unijną władzę w ramach Paneuropy.

Tkwimy już w tym po uszy, na masową skalę finansujemy rzesze przesiedleńców, w tym grupy banderowskie, umieszczone w Polsce. Pomału jednak Polacy się z tego otrząsają i dostrzegają problem. Szkoła za pomocą tzw. edukacji obywatelskiej ma utrwalić akceptację masowych przesiedleń, będzie bowiem nauczać, że to normalne i tak trzeba, a kto się nie zgadza, ten faszysta.

Poza akceptacją wymiany ludności młodzi Polacy będą uczeni zaangażowania na rzecz dobra wspólnego, co w dokumentach UE oznacza samorealizację w ramach mobilności edukacyjnej i pracowniczej, czyli systemowe przemieszczanie ludzi po całej Unii dla potrzeb gospodarki europejskiej. Ludzie w najnowszych dokumentach unijnych nazywani są wprost „siłą roboczą”. W ramach unijnej mobilności zarządzanie siłą roboczą prowadzone jest przez całe życie za pomocą narzędzi cyfrowej inwigilacji. Ostatnie dni przynoszą nam istotną zmianę, która zapewne znajdzie też odbicie w unijnych dokumentach. Paneuropa chce się zbroić, aby „wspierać” Ukrainę w wojnie z Rosją. Ma to objąć również wysyłanie na teatr walk wojsk paneuropejskich. Tak więc do przeznaczenia „siły roboczej” może za chwilę dojść „siła bojowa” Unii Europejskiej. Eliminacja rodzin, narodu, państwa i własności prywatnej jak najbardziej tu pasuje. Siła robocza i bojowa jest o wiele bardziej mobilna, gdy nie ma żadnych przywiązań poza władzą, która ich żywi pożywnym białkiem z robaków.

Choć to wszystko brzmi, jak teorie spiskowe powinniśmy się tego bać, gdyż to staje się już zagrożeniem nie tylko kulturowym, duchowym i psychicznym, ale także fizycznym. Kamaryla europejska, te ludzkie kukły, napędzane energią diabła nie cofnie się, dopóki nie napotka realnego oporu. Póki co, możemy więc spodziewać się, iż rząd warszawski będzie realizował wszystkie najbardziej szalone pomysły unijne, zarówno w polityce zagranicznej, jak też wewnętrznej.

Teraz więc należy się przygotować, że szkoła przez pewien czas będzie miejscem niebezpiecznym, gdzie zamiast wiedzy będzie indoktrynacja, deprawacja, inwigilacja i debilizacja, gdzie ponadto mogą pojawić się grupy agresywnych, bezwzględnych obcych.

Nie potrwa to jednak długo. Paneuropa się chwieje, Unia Europejska pęka w posadach i zapewne nie przetrwa wyścigu zbrojeń.

Po tym rozpadzie i okresie turbulencji, po upadku tyranii Paneuropy, po ucieczce degeneratów i zdrajców, udających rządy ujawni się pilna potrzeba odbudowy struktur państwa, w tym też szkolnictwa. Będą potrzebni ludzie z tożsamością narodową i kulturową, potrafiący myśleć i pracować. Kto więc przytomny, niech pilnuje dzieci, aby ich nie zdeprawowano, niech sam edukuje z klasycznej wiedzy, niech daje narodową tożsamość, tradycyjną moralność i wiarę przodków. 

Niech szuka sojuszników w Koalicji na Rzecz Ocalenia Polskiej Szkoły, w stowarzyszeniu Nauczyciele dla Wolności, Rodzice Chronią Dzieci  i innych, wymienionych na stronie ratujmyszkole.pl. Warto też zapoznać się z poradnikami, dostępnymi na stronach Instytutu Ordo Iuris, oraz przeczytać już dostępny w sieci Poradnik świadomych rodziców.  W przygotowaniu znajduje się duży Poradnik świadomego narodu. Nade wszystko zaś – nie tracić wiary, nadziei i miłości, nie dać się zabić, zdeprawować i ogłupić. 

Bartosz Kopczyński

Towarzystwo Wiedzy Społecznej

Prof. Łęcicki przestrzega: Nie rodzice, nie Kościół, nie szkoła, ale media społecznościowe kształtują wartości młodzieży

Prof. Łęcicki przestrzega: Nie rodzice, nie Kościół, nie szkoła, ale media społecznościowe kształtują wartości młodzieży

https://wpolityce.pl/spoleczenstwo/716277-nasz-wywiad-prof-lecicki-tradycyjne-wartosci-moga-wygrac

„Popularne, ekranowe rozrywkowe wizje, łatwo przyswajalne, sugestywne, pokazujące inną niż chrześcijańską hierarchię wartości – czy nawet niekiedy antywartości – kształtują nową mentalność i obyczajowość bardzo odległą od zasad i tradycji katolickiej” – przestrzega w rozmowie z portalem wPolityce.pl prof. Grzegorz Łęcicki, teolog kultury, komunikacji i mediów.

wPolityce.pl: Jak pan patrzy na postępującą laicyzację w Polsce? Czy jest się czym niepokoić? Jakie skutki może ona przynieść?

Profesor Grzegorz Łęcicki: Laicyzacja rozumiana jako oderwanie rozmaitych form życia indywidualnego i społecznego od wpływu religii, a w przypadku Polski od chrześcijaństwa, stanowi zjawisko niebezpieczne i groźne, gdyż podkopuje fundamenty naszej tożsamości narodowej, duchowej tradycji, wartości, które ukształtowały naszą kulturę, obyczajowość, mentalność, państwowość. Postępująca laicyzacja, szczególnie w młodym pokoleniu, może skutkować wybieraniem światopoglądu innego niż chrześcijański. Rzeczywistość – także ta duchowa – nie znosi pustki. Miejsce chrystianizmu bywa zajmowane np. przez tzw. ekoreligię, ideologię różnych sekt, światopoglądy będące zlepkami nieraz najbardziej absurdalnych twierdzeń, a co najgorsze – podważających postrzeganie świata i człowieka zgodnego z normami Dekalogu i ideałami Ewangelii. Laicyzacja w dużym stopniu już doprowadziła do tego, że Kościół, także w Polsce – utracił autorytet powszechny i został zredukowany do autorytetu środowiskowego.

Jaką rolę odgrywają media w procesie laicyzacji w Polsce?

Zasadniczą. I to nie tylko ze względu na ujawnianie i nagłaśnianie skandali i przestępstw obyczajowych, ale także przez lansowanie w przekazach rozrywkowych, głównie filmach fabularnych i serialach telewizyjnych, stylu życia dalekiego od tradycyjnej moralności katolickiej. Wizja wolności pozbawionej odpowiedzialności oraz odniesienia do prawdy, dobra i piękna, a więc samowoli, poszukiwania wyłącznie przyjemności, łatwego zysku, przeczy chrześcijańskiemu nauczaniu o godności człowieka, jego powołaniu i celu ziemskiej egzystencji jako swoistej dzierżawy, z której przyjdzie zdać rachunek na sądzie Bożym. Popularne, ekranowe rozrywkowe wizje, łatwo przyswajalne, sugestywne, pokazujące inną niż chrześcijańską hierarchię wartości – czy nawet niekiedy antywartości – kształtują nową mentalność i obyczajowość bardzo odległą od zasad i tradycji katolickiej.

W jaki sposób media w Polsce przyczyniają się do osłabienia autorytetu Kościoła oraz wartości religijnych w przestrzeni publicznej?

Zadaniem mediów jest przekazywanie prawdy i komentowanie rzeczywistości. Niekiedy prawda bywa bolesna, nawet straszna. Niestety, na naszej tradycji medialnej boleśnie i szkodliwie odciska się nadal dziedzictwo propagandy PRL-owskiej, będącej narzędziem programowej ateizacji polskiego społeczeństwa. W III RP w warunkach pluralizmu medialnego rozwinęły się media lewicowe i liberalne, a więc dalekie – jeśli nie wrogie – wobec Kościoła, a więc zwracające uwagę głównie na problemy stanowiące okazję do podważania jego misji, autorytetu, pozycji społecznej. Niestety, u progu III RP Kościół nie wykorzystał dobrze szansy na stworzenie silnych mediów katolickich: ogólnopolskiej sieci diecezjalnych rozgłośni radiowych, prasowego dziennika katolickiego, telewizji. Dopiero toruńskim redemptorystom udało się powołać swoisty koncern medialny, którego zasięg i oddziaływanie jest jednak ograniczone. Osłabianie wartości religijnych w mediach dokonuje się m.in. przez przemilczenie, czego przykładem jest pomijanie aspektu religijnego w dyskusji o handlu w niedziele. Przemilcza się także zarówno historyczne, jak i współczesne zasługi Kościoła twórczo oraz inspirująco oddziałującego na różne dziedziny kultury i cywilizacji.

Mamy teraz okres świąt Bożego Narodzenia. One też są odrywane od swojego religijnego charakteru. Z czego to wynika? Dlaczego próbuje się „odseparować” od wiary katolickiej?

Propagandowa wizja historii, w tym przypadku rewolucji francuskiej 1789 r. utrwaliła jej obraz jako rzekomego zwycięstwa ideałów wolności, równości i braterstwa. Dopiero pogłębione studium, oczywiście nieobecne w popularnych przekazach propagandowych, pokazuje, że stanowiła ona fundamentalny etap współczesnej dechrystianizacji. Celem rewolucyjnych elit stało się bowiem oderwanie najstarszej córy Kościoła – Francji – od jej chrześcijańskich korzeni. Służyła temu zmiana kalendarza (zerwanie z rachubą czasu odwołującą się do roku narodzin Chrystusa i podziałem miesięcy na 7-dniowe tygodnie ), usuwanie imion świętych – i zastępowanie ich nowymi ( np. Fasola, Absynt, Federat, Filozofia ) oraz eliminowanie świąt chrześcijańskich na rzecz nowych, świeckich ( np. władzy ludowej, młodości, rolnictwa ). Idee dechrystianizacyjne ożyły we Francji na przełomie XIX i XX w.; wtedy proponowano zmianę nazw świąt kościelnych: Wniebowstąpienie chciano zastąpić „świętem kwiatów”, Wszystkich Świętych – „świętem wspomnień”, a Boże Narodzenie – „świętem narodzin i rodziny”. Walka z Kościołem i tradycją chrześcijańską odbywa się na różnych frontach. Jednym z nich jest próba podważenia sensu świąt katolickich, które mają głębokie uzasadnienie historyczne. Próba spłycenia znaczenia Bożego Narodzenia, zredukowania go wyłącznie do poziomu dawnej tradycji, kilku obrzędów i sprowadzenia tylko do emocjonalnego i komercyjnego wymiaru ma na celu przesłonięcie istoty Tajemnicy Wcielenia Syna Bożego, tego, że Syn Boży stał się człowiekiem i przyszedł na świat dla naszego zbawienia. Zagłuszanie tej prawdy może służyć nadawaniu Świętom Bożego Narodzenia nowego, świeckiego znaczenia i poprzestaniu na emocjonalnej afirmacji atmosfery rodzinnej, czy – jak to się czasem mówi w mediach – atmosfery „magicznej”.

Dlaczego osobom niewierzącym tak bardzo zależy na tych świętach? Nawet gdy nie uznają ich religijnego charakteru, to i tak obchodzą je w „świecki sposób”?

Każda niewiara ma swoją historię. Żyjemy w społeczeństwie wychowanym od ponad tysiąca lat w wierze i kulturze chrześcijańskiej. Fenomenem Świąt Bożego Narodzenia jest ich charakter rodzinny; dramat Józefa i Maryi poszukujących dachu nad głową w trudnej sytuacji bliskiego rozwiązania. Sytuacja egzystencjalna przemawiająca do każdego człowieka charakteryzującego się taką zwyczajną ludzką wrażliwością. Człowiek, nawet taki nowoczesny, współczesny, medialny, potrzebuje jednak symboli, rytuałów, oderwania od codziennej prozy i zwyczajności, pamięci o własnej przeszłości, rodzinnego ciepła. Święta Bożego Narodzenia zaspokajają te potrzeby; pewnie dlatego są obchodzone i przez niewierzących.

Mówiąc o laicyzacji wspomniał pan o tym, że szczególnie postępuje ona wśród ludzi młodych. Jak współczesne media, w tym media społecznościowe wpływają na młodych ludzi, w jaki sposób kształtują one ich charakter, ich poglądy i ich system wartości?

Wpływ tzw. grupy rówieśniczej jest jednym z elementów silnego oddziaływania na młodych ludzi. Wiedział o tym twórca skautingu, gen. Robert Baden-Powell, pionierzy polskiego harcerstwa, jak i twórca ruchu oazowego, ks. Franciszek Blachnicki. Media społecznościowe w dużym stopniu stały się dla swoich fanów i użytkowników podstawowymi autorytetami. Nie rodzice, nie nauczyciele, nie Kościół – ale media społecznościowe kształtują u młodych użytkowników światopogląd, modę, sposoby zachowania, myślenia, wartościowania, oceniania. Trafiają do nich przede wszystkim poprzez umiejętne posługiwanie się emocjami. Wyeliminowanie związanego z tradycją chrześcijańską ideału krytycznego, abstrakcyjnego myślenia i zdobywania wiedzy spowodowało nie tylko drastyczne obniżenie poziomu wykształcenia, ale przede wszystkim przemianę postrzegania hierarchii psychicznej struktury człowieka. Według doktryny chrześcijańskiej największym darem człowieka jest rozum, któremu powinna być podporządkowana wola, która z kolei powinna kierować uczuciami. Grzech pierworodny zaburzył ten porządek. Łaska Boża umożliwia jednak jego przywrócenie. Jeżeli natomiast za naczelną władzę człowieka uzna się emocje, to wtedy myślenie zdaje się niepotrzebnym i tylko uciążliwym wysiłkiem, wręcz balastem. Wiele przekazów w mediach społecznościowych opiera się i odwołuje wyłącznie do emocji, a że jest to lekkie, łatwe i przyjemne, to staje się bardzo chwytliwe i przekonujące. A jeśli do tego doda się jeszcze deprecjonowanie znaczenia nauki, wiedzy, pochwałę ignorancji i nieuctwa, to mamy do czynienia z jakąś formą współczesnego antyintelektualizmu. W mediach społecznościowych bardzo mocno wybrzmiewa akcentowanie subiektywnych poglądów i przekonań. Poszukiwanie prawdy obiektywnej jest jakby poza sferą zainteresowań i dociekań, bo one wymagają wysiłku intelektualnego, a przecież chodzi o to, by było tylko łatwo i przyjemnie. Niewymaganie wiedzy, brak kształcenia krytycznego myślenia, lansowanie postaw hedonistycznych i materialistycznych, kierowanie się modą, uczuciami, odruchami, sprzyja bierności, pesymizmowi, lenistwo intelektualnemu.

Dlaczego mówiąc o młodych ludziach, mówimy o pokoleniu „płatków śniegu”? Skąd się to wzięło?

To synonimiczna nazwa tzw. pokolenia Z, czyli młodych ludzi urodzonych na przełomie XX i XXI w., a więc wchodzących obecnie w świat dorosłych i na rynek pracy. (Niekiedy odnoszona jest do wcześniejszego pokolenia Amerykanów, urodzonych w latach 1980-1994). Pochodzenie określenia wyjaśnia się albo cytatem z książki „Podziemny krąg” albo z jej ekranizacji. Pokolenie definiowane jako „snowflakes” – „płatki śniegu” uważa się za mało odporne, nadmiernie delikatne, przewrażliwione na swoim punkcie, mało odporne na krytykę. Z drugiej strony docenia się jego wykształcenie i sprawność w dziedzinie nowoczesnych technologii komunikacyjnych, znajomość języków obcych, łatwość dostosowania się do aktualnego tempa życia.

Dlaczego w „pokoleniu płatków śniegu” mamy do czynienia z kryzysem własnej tożsamości i mniejszą dojrzałością niż w poprzednich pokoleniach?

Poprzednie pokolenia musiały włożyć więcej wysiłku w to, co osiągnęły. Start w dorosłe życie, szczególnie w krajach znajdujących się w Europie pod sowieckim panowaniem, był uwarunkowany zmaganiami z wieloma przeciwnościami wynikającymi z panującego ustroju politycznego i niewydolnego systemu gospodarczego. To, co dla ludzi Zachodu było naturalną, niewymagającą codziennością, to w naszym PRL-u było konieczną walką o przetrwanie i lepsze jutro. Od dzieciństwa życie zmuszało do walki – o lepszą szkołę, o podręczniki, o dostanie się i utrzymanie na studiach. Walka, zmaganie, wysiłek kształtuje charakter, buduje tożsamość, rozwija osobowość, przyspiesza dojrzałość i odpowiedź na pytanie „kim jestem – kim chciałbym być?” Dobrobyt rozleniwia.

Jakie kolejne pokolenie zostanie wychowane przez współczesną szkołę, w której zapewne coraz większe znaczenie będą miały różnego rodzaju „postępowe  pomysły”?

Jednym z grzechów pierworodnych III RP było zaniechanie stworzenia takiej ogólnej filozofii szkoły, która odpowiadałaby wymogom i wyzwaniom nowych czasów i jasno określiła swoje cele zarówno edukacyjne, jak i wychowawcze. Jednym z największych, o ile w ogóle nie największym zaniedbaniem, było całkowite pominięcie edukacji medialnej. To, co jest niemal żywiołem dzieci i młodzieży, pozostaje poza sferą zainteresowania polskiego szkolnictwa lub jest gdzieś na marginesie. Polska szkoła wciąż niestety jest przedmiotem eksperymentów, niestety – także walki politycznej, ideologicznej. Brak harmonijnego łączenia wiedzy o przeszłości, tożsamości i tradycji narodowej z nauczaniem mającym przygotować do dorosłego życia, profesjonalizmu, może skutkować formowaniem pokolenia osób chwiejnych, indyferentnych, naiwnych, łatwo ulegających nowym modom i ideologiom, a więc łatwo poddających się manipulacjom i niewymagających wiele od siebie.

Czy w pana ocenie tradycyjne wartości, wiara katolicka i związany z nią system, są jeszcze w stanie wygrać batalię o dusze młodych ludzi? Czy da się odwrócić ten trend, który przychodzi do nas z Zachodu, oderwania człowieka od tradycji? A jeżeli się da, to jak tego dokonać?

Nie wolno się poddawać! Jest wiele środowisk, które próbują się przeciwstawiać rozmaitym destrukcyjnym ideologiom współczesnego świata. Niewątpliwie byłoby łatwiej, gdyby wszystkie instytucje pedagogiczne działały wspólnie w tym samym kierunku, czyli rodzina, szkoła i Kościół. Niestety, tak się teraz nie dzieje, ale… nic nie trwa wiecznie. Jeśli liberalno-lewicowe państwo – podobnie jak dawniej komunistyczne – usiłuje ideologizować szkołę i wychowanie, to mogą się temu przeciwstawiać rodziny, a ich potężnym sojusznikiem powinien być Kościół. W świecie pluralizmu medialnego i cyberprzestrzeni stanowiącej dla młodych alternatywę wobec rzeczywistości realnej, powinna się pojawiać coraz szersza oferta portali i mediów tradycyjnych, katolickich, prawicowych skierowanych do młodych użytkowników.


Grzegorz Łęcicki – dr hab., emerytowany prof. UKSW, teolog kultury, komunikacji i mediów, warszawiak z urodzenia (1958) i wychowania, absolwent „Żoliborskiej Jedynki” i ATK, dziennikarz prasowy i radiowy, edukator medialny, nauczyciel akademicki, autor monografii naukowych i popularnonaukowych o Kościele, mediach i relacjach interpersonalnych.

Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/spoleczenstwo/716277-nasz-wywiad-prof-lecicki-tradycyjne-wartosci-moga-wygrac

Takie będą Rzeczypospolite, jakie ich młodzieży chowanie.

Lewica ustami pani minister oświaty zapowiedziała oprócz
podwyższenia płac nauczycieli likwidację prac domowych.
Propozycja ta wpisuje się w program kokietowania nieletnich.
W niższych klasach zamiast ocen rysuje się uśmiechnięte lub
smutne buźki, wiele szkól wprowadziło samocenę uczniów nie
rozumiejąc że realizują w ten sposób koncepcje
wychowawcze niejakiego Makarenki, a obecnie chce się
zwolnić uczniów od pracy własnej. Oczywiście projektodawcy
planują obciążenie nauczycieli dodatkową pracą z uczniem w
szkole. Pomijam problem przekupywania nauczycieli
obiecywanymi i chyba tylko obiecywanymi podwyżkami. Jako
wieloletni doświadczony belfer z całą odpowiedzialnością
stwierdzam – zadawanie prac domowych jest koniecznością,
bo niezbędna jest praca własna uczniów. Moim uczniom
zawsze tłumaczyłam. Przeczytaj sobie podręcznik konnej
jazdy, wszystko jest zrozumiałe więc siądź na konia i wygraj
Wielką Pardubicką albo nawet zwykłą gonitwę płaską na
Służewcu. Bez treningu nawet podczas przejażdżki
rekreacyjnej w lesie spadniesz ze spokojnego konia na
pierwszym zakręcie. Albo przeczytaj podręcznik narciarstwa,
wszystko wydaje ci się jasne więc zjedź z Kasprowego. Albo
przeczytaj podręcznik żeglarski i weź rumpel do ręki przy
silnym wietrze. Prawie pewne, że wywrócisz łódkę. Teoria
teorią ale operowanie łódką, samochodem czy skuteczne
jeżdżenie konno lub na nartach wymaga wielu godzin własnej
pracy, wielu godzin treningu. Specyficzna pamięć mięśniowa
umożliwia unikanie przy uprawianiu tych dyscyplin
podstawowych i groźnych w skutkach błędów. Podobny efekt

istnieje przy praktykowaniu na przykład matematyki.
Zrozumienie tematu nie daje sprawności rachunkowej.
Obecnie uczniowie, a nawet studenci, mają problemy z
przekształcaniem wzorów, robią błędy przy sprowadzaniu
wyrażeń wymiernych do wspólnego mianownika, mają
kłopoty z jednostkami. W czasie lekcji nauczyciel najczęściej
sam rozwiązuje zadania na tablicy, więc bez rozwiązywania
zadań w domu uczeń nie ma szans na nabranie niezbędnej
sprawności rachunkowej.
Oczywiście organizacja współczesnej szkoły pozostawia wiele
do życzenia. Wśród uczniów popularne jest bliskie prawdy
stwierdzenie: „kiepskie liceum nie uczy i nie wymaga, dobre
liceum nie uczy ale wymaga”. Stąd rozwinięty rynek
korepetycyjny. Powszechny jest pogląd, że za większe
pieniądze nauczyciele prywatnie uczą skutecznie dzieci i
młodzież tego czego nie są w stanie czy nie chcą nauczyć ich
w szkole. Stąd mylne przeświadczenie, że wystarczy
nauczycielom dobrze zapłacić aby poziom szkoły poszybował
w górę. Mylne, gdyż za czasów realnego socjalizmu
nauczyciele byli jedną z najgorzej uposażonych grup
społecznych, a poziom oświaty był relatywnie wyższy. Mówię
tu o przedmiotach przyrodniczych i matematyce. Historia była
oczywiście zakłamywana a literatura kastrowana. Pisałam o
tym wielokrotnie i wiem, że się powtarzam, ale to ważne. Jak
pisałam w poprzednim tekście większość zadań ze zbioru
zadań do matematyki dla klasy V-VI szkoły podstawowej
Tadeusz Korczyca i Jerzy Nowakowskiego zdecydowanie
przerasta możliwości maturzysty wybierającego obecnie
maturę na poziomie podstawowym. Należy zadać sobie

pytanie jak to się stało, że w ciągu ostatnich lat przeciętny
maturzysta osiągnął poziom niższy od ucznia V klasy szkoły
podstawowej w PRL? Za PRL istniał wśród uczniów kult
olimpiad fizycznych i matematycznych. Większość nazwisk
wybitnych obecnie naukowców można odnaleźć na listach
nagrodzonych w tych olimpiadach. Często byli to ludzie z
małych ośrodków, którzy swój sukces zawdzięczali
prawdziwemu talentowi i uczciwej pracy. Nauczyciele z
oddaniem przygotowywali swoich uczniów do olimpiad. W
liceum Żmichowskiej znanym, świetnym nauczycielem fizyki
był pan Piotr Halfter organizator olimpiad fizycznych. Halfter-
jak głosiła wieść gminna- nie był wcale fizykiem lecz
matrosem. Nie wiem czy to prawda. Jego żona uczyła
rosyjskiego. Nie bardzo się lubiliśmy bo były to zaciekłe
komuchy, ale uczyli świetnie. Przeciętni nasi uczniowie, którzy
wyjeżdżali za granicę, byli tam uważni niemal za geniuszy.
Poziom nauczania w Polsce był o wiele wyższy niż w szkołach
publicznych we Francji czy w Stanach pomimo niskich
zarobków nauczycieli. Nie oznacza to bynajmniej, że nie
należy nauczycielom dobrze płacić. Oznacza tylko, że nie ma
korelacji dodatniej pomiędzy wysokością pensji nauczyciela a
poziomem oświaty. To jeden z tych mitów, podobnie
fałszywych jak słynny bon oświatowy, który miał wprowadzić
polską szkołę na wyżyny. Płacić trzeba dobrze, bon oświatowy
można stosować, lecz wysoki poziom nauczania może
zapewnić wyłącznie wysoki etos zawodowy nauczyciela i
wytężona praca własna ucznia. Rezygnując z pracy własnej
ucznia będziemy kształcić zbieraczy szparagów dla Niemiec.

Izabela Brodacka-Falzmann