Prof. Łęcicki przestrzega: Nie rodzice, nie Kościół, nie szkoła, ale media społecznościowe kształtują wartości młodzieży

Prof. Łęcicki przestrzega: Nie rodzice, nie Kościół, nie szkoła, ale media społecznościowe kształtują wartości młodzieży

https://wpolityce.pl/spoleczenstwo/716277-nasz-wywiad-prof-lecicki-tradycyjne-wartosci-moga-wygrac

„Popularne, ekranowe rozrywkowe wizje, łatwo przyswajalne, sugestywne, pokazujące inną niż chrześcijańską hierarchię wartości – czy nawet niekiedy antywartości – kształtują nową mentalność i obyczajowość bardzo odległą od zasad i tradycji katolickiej” – przestrzega w rozmowie z portalem wPolityce.pl prof. Grzegorz Łęcicki, teolog kultury, komunikacji i mediów.

wPolityce.pl: Jak pan patrzy na postępującą laicyzację w Polsce? Czy jest się czym niepokoić? Jakie skutki może ona przynieść?

Profesor Grzegorz Łęcicki: Laicyzacja rozumiana jako oderwanie rozmaitych form życia indywidualnego i społecznego od wpływu religii, a w przypadku Polski od chrześcijaństwa, stanowi zjawisko niebezpieczne i groźne, gdyż podkopuje fundamenty naszej tożsamości narodowej, duchowej tradycji, wartości, które ukształtowały naszą kulturę, obyczajowość, mentalność, państwowość. Postępująca laicyzacja, szczególnie w młodym pokoleniu, może skutkować wybieraniem światopoglądu innego niż chrześcijański. Rzeczywistość – także ta duchowa – nie znosi pustki. Miejsce chrystianizmu bywa zajmowane np. przez tzw. ekoreligię, ideologię różnych sekt, światopoglądy będące zlepkami nieraz najbardziej absurdalnych twierdzeń, a co najgorsze – podważających postrzeganie świata i człowieka zgodnego z normami Dekalogu i ideałami Ewangelii. Laicyzacja w dużym stopniu już doprowadziła do tego, że Kościół, także w Polsce – utracił autorytet powszechny i został zredukowany do autorytetu środowiskowego.

Jaką rolę odgrywają media w procesie laicyzacji w Polsce?

Zasadniczą. I to nie tylko ze względu na ujawnianie i nagłaśnianie skandali i przestępstw obyczajowych, ale także przez lansowanie w przekazach rozrywkowych, głównie filmach fabularnych i serialach telewizyjnych, stylu życia dalekiego od tradycyjnej moralności katolickiej. Wizja wolności pozbawionej odpowiedzialności oraz odniesienia do prawdy, dobra i piękna, a więc samowoli, poszukiwania wyłącznie przyjemności, łatwego zysku, przeczy chrześcijańskiemu nauczaniu o godności człowieka, jego powołaniu i celu ziemskiej egzystencji jako swoistej dzierżawy, z której przyjdzie zdać rachunek na sądzie Bożym. Popularne, ekranowe rozrywkowe wizje, łatwo przyswajalne, sugestywne, pokazujące inną niż chrześcijańską hierarchię wartości – czy nawet niekiedy antywartości – kształtują nową mentalność i obyczajowość bardzo odległą od zasad i tradycji katolickiej.

W jaki sposób media w Polsce przyczyniają się do osłabienia autorytetu Kościoła oraz wartości religijnych w przestrzeni publicznej?

Zadaniem mediów jest przekazywanie prawdy i komentowanie rzeczywistości. Niekiedy prawda bywa bolesna, nawet straszna. Niestety, na naszej tradycji medialnej boleśnie i szkodliwie odciska się nadal dziedzictwo propagandy PRL-owskiej, będącej narzędziem programowej ateizacji polskiego społeczeństwa. W III RP w warunkach pluralizmu medialnego rozwinęły się media lewicowe i liberalne, a więc dalekie – jeśli nie wrogie – wobec Kościoła, a więc zwracające uwagę głównie na problemy stanowiące okazję do podważania jego misji, autorytetu, pozycji społecznej. Niestety, u progu III RP Kościół nie wykorzystał dobrze szansy na stworzenie silnych mediów katolickich: ogólnopolskiej sieci diecezjalnych rozgłośni radiowych, prasowego dziennika katolickiego, telewizji. Dopiero toruńskim redemptorystom udało się powołać swoisty koncern medialny, którego zasięg i oddziaływanie jest jednak ograniczone. Osłabianie wartości religijnych w mediach dokonuje się m.in. przez przemilczenie, czego przykładem jest pomijanie aspektu religijnego w dyskusji o handlu w niedziele. Przemilcza się także zarówno historyczne, jak i współczesne zasługi Kościoła twórczo oraz inspirująco oddziałującego na różne dziedziny kultury i cywilizacji.

Mamy teraz okres świąt Bożego Narodzenia. One też są odrywane od swojego religijnego charakteru. Z czego to wynika? Dlaczego próbuje się „odseparować” od wiary katolickiej?

Propagandowa wizja historii, w tym przypadku rewolucji francuskiej 1789 r. utrwaliła jej obraz jako rzekomego zwycięstwa ideałów wolności, równości i braterstwa. Dopiero pogłębione studium, oczywiście nieobecne w popularnych przekazach propagandowych, pokazuje, że stanowiła ona fundamentalny etap współczesnej dechrystianizacji. Celem rewolucyjnych elit stało się bowiem oderwanie najstarszej córy Kościoła – Francji – od jej chrześcijańskich korzeni. Służyła temu zmiana kalendarza (zerwanie z rachubą czasu odwołującą się do roku narodzin Chrystusa i podziałem miesięcy na 7-dniowe tygodnie ), usuwanie imion świętych – i zastępowanie ich nowymi ( np. Fasola, Absynt, Federat, Filozofia ) oraz eliminowanie świąt chrześcijańskich na rzecz nowych, świeckich ( np. władzy ludowej, młodości, rolnictwa ). Idee dechrystianizacyjne ożyły we Francji na przełomie XIX i XX w.; wtedy proponowano zmianę nazw świąt kościelnych: Wniebowstąpienie chciano zastąpić „świętem kwiatów”, Wszystkich Świętych – „świętem wspomnień”, a Boże Narodzenie – „świętem narodzin i rodziny”. Walka z Kościołem i tradycją chrześcijańską odbywa się na różnych frontach. Jednym z nich jest próba podważenia sensu świąt katolickich, które mają głębokie uzasadnienie historyczne. Próba spłycenia znaczenia Bożego Narodzenia, zredukowania go wyłącznie do poziomu dawnej tradycji, kilku obrzędów i sprowadzenia tylko do emocjonalnego i komercyjnego wymiaru ma na celu przesłonięcie istoty Tajemnicy Wcielenia Syna Bożego, tego, że Syn Boży stał się człowiekiem i przyszedł na świat dla naszego zbawienia. Zagłuszanie tej prawdy może służyć nadawaniu Świętom Bożego Narodzenia nowego, świeckiego znaczenia i poprzestaniu na emocjonalnej afirmacji atmosfery rodzinnej, czy – jak to się czasem mówi w mediach – atmosfery „magicznej”.

Dlaczego osobom niewierzącym tak bardzo zależy na tych świętach? Nawet gdy nie uznają ich religijnego charakteru, to i tak obchodzą je w „świecki sposób”?

Każda niewiara ma swoją historię. Żyjemy w społeczeństwie wychowanym od ponad tysiąca lat w wierze i kulturze chrześcijańskiej. Fenomenem Świąt Bożego Narodzenia jest ich charakter rodzinny; dramat Józefa i Maryi poszukujących dachu nad głową w trudnej sytuacji bliskiego rozwiązania. Sytuacja egzystencjalna przemawiająca do każdego człowieka charakteryzującego się taką zwyczajną ludzką wrażliwością. Człowiek, nawet taki nowoczesny, współczesny, medialny, potrzebuje jednak symboli, rytuałów, oderwania od codziennej prozy i zwyczajności, pamięci o własnej przeszłości, rodzinnego ciepła. Święta Bożego Narodzenia zaspokajają te potrzeby; pewnie dlatego są obchodzone i przez niewierzących.

Mówiąc o laicyzacji wspomniał pan o tym, że szczególnie postępuje ona wśród ludzi młodych. Jak współczesne media, w tym media społecznościowe wpływają na młodych ludzi, w jaki sposób kształtują one ich charakter, ich poglądy i ich system wartości?

Wpływ tzw. grupy rówieśniczej jest jednym z elementów silnego oddziaływania na młodych ludzi. Wiedział o tym twórca skautingu, gen. Robert Baden-Powell, pionierzy polskiego harcerstwa, jak i twórca ruchu oazowego, ks. Franciszek Blachnicki. Media społecznościowe w dużym stopniu stały się dla swoich fanów i użytkowników podstawowymi autorytetami. Nie rodzice, nie nauczyciele, nie Kościół – ale media społecznościowe kształtują u młodych użytkowników światopogląd, modę, sposoby zachowania, myślenia, wartościowania, oceniania. Trafiają do nich przede wszystkim poprzez umiejętne posługiwanie się emocjami. Wyeliminowanie związanego z tradycją chrześcijańską ideału krytycznego, abstrakcyjnego myślenia i zdobywania wiedzy spowodowało nie tylko drastyczne obniżenie poziomu wykształcenia, ale przede wszystkim przemianę postrzegania hierarchii psychicznej struktury człowieka. Według doktryny chrześcijańskiej największym darem człowieka jest rozum, któremu powinna być podporządkowana wola, która z kolei powinna kierować uczuciami. Grzech pierworodny zaburzył ten porządek. Łaska Boża umożliwia jednak jego przywrócenie. Jeżeli natomiast za naczelną władzę człowieka uzna się emocje, to wtedy myślenie zdaje się niepotrzebnym i tylko uciążliwym wysiłkiem, wręcz balastem. Wiele przekazów w mediach społecznościowych opiera się i odwołuje wyłącznie do emocji, a że jest to lekkie, łatwe i przyjemne, to staje się bardzo chwytliwe i przekonujące. A jeśli do tego doda się jeszcze deprecjonowanie znaczenia nauki, wiedzy, pochwałę ignorancji i nieuctwa, to mamy do czynienia z jakąś formą współczesnego antyintelektualizmu. W mediach społecznościowych bardzo mocno wybrzmiewa akcentowanie subiektywnych poglądów i przekonań. Poszukiwanie prawdy obiektywnej jest jakby poza sferą zainteresowań i dociekań, bo one wymagają wysiłku intelektualnego, a przecież chodzi o to, by było tylko łatwo i przyjemnie. Niewymaganie wiedzy, brak kształcenia krytycznego myślenia, lansowanie postaw hedonistycznych i materialistycznych, kierowanie się modą, uczuciami, odruchami, sprzyja bierności, pesymizmowi, lenistwo intelektualnemu.

Dlaczego mówiąc o młodych ludziach, mówimy o pokoleniu „płatków śniegu”? Skąd się to wzięło?

To synonimiczna nazwa tzw. pokolenia Z, czyli młodych ludzi urodzonych na przełomie XX i XXI w., a więc wchodzących obecnie w świat dorosłych i na rynek pracy. (Niekiedy odnoszona jest do wcześniejszego pokolenia Amerykanów, urodzonych w latach 1980-1994). Pochodzenie określenia wyjaśnia się albo cytatem z książki „Podziemny krąg” albo z jej ekranizacji. Pokolenie definiowane jako „snowflakes” – „płatki śniegu” uważa się za mało odporne, nadmiernie delikatne, przewrażliwione na swoim punkcie, mało odporne na krytykę. Z drugiej strony docenia się jego wykształcenie i sprawność w dziedzinie nowoczesnych technologii komunikacyjnych, znajomość języków obcych, łatwość dostosowania się do aktualnego tempa życia.

Dlaczego w „pokoleniu płatków śniegu” mamy do czynienia z kryzysem własnej tożsamości i mniejszą dojrzałością niż w poprzednich pokoleniach?

Poprzednie pokolenia musiały włożyć więcej wysiłku w to, co osiągnęły. Start w dorosłe życie, szczególnie w krajach znajdujących się w Europie pod sowieckim panowaniem, był uwarunkowany zmaganiami z wieloma przeciwnościami wynikającymi z panującego ustroju politycznego i niewydolnego systemu gospodarczego. To, co dla ludzi Zachodu było naturalną, niewymagającą codziennością, to w naszym PRL-u było konieczną walką o przetrwanie i lepsze jutro. Od dzieciństwa życie zmuszało do walki – o lepszą szkołę, o podręczniki, o dostanie się i utrzymanie na studiach. Walka, zmaganie, wysiłek kształtuje charakter, buduje tożsamość, rozwija osobowość, przyspiesza dojrzałość i odpowiedź na pytanie „kim jestem – kim chciałbym być?” Dobrobyt rozleniwia.

Jakie kolejne pokolenie zostanie wychowane przez współczesną szkołę, w której zapewne coraz większe znaczenie będą miały różnego rodzaju „postępowe  pomysły”?

Jednym z grzechów pierworodnych III RP było zaniechanie stworzenia takiej ogólnej filozofii szkoły, która odpowiadałaby wymogom i wyzwaniom nowych czasów i jasno określiła swoje cele zarówno edukacyjne, jak i wychowawcze. Jednym z największych, o ile w ogóle nie największym zaniedbaniem, było całkowite pominięcie edukacji medialnej. To, co jest niemal żywiołem dzieci i młodzieży, pozostaje poza sferą zainteresowania polskiego szkolnictwa lub jest gdzieś na marginesie. Polska szkoła wciąż niestety jest przedmiotem eksperymentów, niestety – także walki politycznej, ideologicznej. Brak harmonijnego łączenia wiedzy o przeszłości, tożsamości i tradycji narodowej z nauczaniem mającym przygotować do dorosłego życia, profesjonalizmu, może skutkować formowaniem pokolenia osób chwiejnych, indyferentnych, naiwnych, łatwo ulegających nowym modom i ideologiom, a więc łatwo poddających się manipulacjom i niewymagających wiele od siebie.

Czy w pana ocenie tradycyjne wartości, wiara katolicka i związany z nią system, są jeszcze w stanie wygrać batalię o dusze młodych ludzi? Czy da się odwrócić ten trend, który przychodzi do nas z Zachodu, oderwania człowieka od tradycji? A jeżeli się da, to jak tego dokonać?

Nie wolno się poddawać! Jest wiele środowisk, które próbują się przeciwstawiać rozmaitym destrukcyjnym ideologiom współczesnego świata. Niewątpliwie byłoby łatwiej, gdyby wszystkie instytucje pedagogiczne działały wspólnie w tym samym kierunku, czyli rodzina, szkoła i Kościół. Niestety, tak się teraz nie dzieje, ale… nic nie trwa wiecznie. Jeśli liberalno-lewicowe państwo – podobnie jak dawniej komunistyczne – usiłuje ideologizować szkołę i wychowanie, to mogą się temu przeciwstawiać rodziny, a ich potężnym sojusznikiem powinien być Kościół. W świecie pluralizmu medialnego i cyberprzestrzeni stanowiącej dla młodych alternatywę wobec rzeczywistości realnej, powinna się pojawiać coraz szersza oferta portali i mediów tradycyjnych, katolickich, prawicowych skierowanych do młodych użytkowników.


Grzegorz Łęcicki – dr hab., emerytowany prof. UKSW, teolog kultury, komunikacji i mediów, warszawiak z urodzenia (1958) i wychowania, absolwent „Żoliborskiej Jedynki” i ATK, dziennikarz prasowy i radiowy, edukator medialny, nauczyciel akademicki, autor monografii naukowych i popularnonaukowych o Kościele, mediach i relacjach interpersonalnych.

Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/spoleczenstwo/716277-nasz-wywiad-prof-lecicki-tradycyjne-wartosci-moga-wygrac

Takie będą Rzeczypospolite, jakie ich młodzieży chowanie.

Lewica ustami pani minister oświaty zapowiedziała oprócz
podwyższenia płac nauczycieli likwidację prac domowych.
Propozycja ta wpisuje się w program kokietowania nieletnich.
W niższych klasach zamiast ocen rysuje się uśmiechnięte lub
smutne buźki, wiele szkól wprowadziło samocenę uczniów nie
rozumiejąc że realizują w ten sposób koncepcje
wychowawcze niejakiego Makarenki, a obecnie chce się
zwolnić uczniów od pracy własnej. Oczywiście projektodawcy
planują obciążenie nauczycieli dodatkową pracą z uczniem w
szkole. Pomijam problem przekupywania nauczycieli
obiecywanymi i chyba tylko obiecywanymi podwyżkami. Jako
wieloletni doświadczony belfer z całą odpowiedzialnością
stwierdzam – zadawanie prac domowych jest koniecznością,
bo niezbędna jest praca własna uczniów. Moim uczniom
zawsze tłumaczyłam. Przeczytaj sobie podręcznik konnej
jazdy, wszystko jest zrozumiałe więc siądź na konia i wygraj
Wielką Pardubicką albo nawet zwykłą gonitwę płaską na
Służewcu. Bez treningu nawet podczas przejażdżki
rekreacyjnej w lesie spadniesz ze spokojnego konia na
pierwszym zakręcie. Albo przeczytaj podręcznik narciarstwa,
wszystko wydaje ci się jasne więc zjedź z Kasprowego. Albo
przeczytaj podręcznik żeglarski i weź rumpel do ręki przy
silnym wietrze. Prawie pewne, że wywrócisz łódkę. Teoria
teorią ale operowanie łódką, samochodem czy skuteczne
jeżdżenie konno lub na nartach wymaga wielu godzin własnej
pracy, wielu godzin treningu. Specyficzna pamięć mięśniowa
umożliwia unikanie przy uprawianiu tych dyscyplin
podstawowych i groźnych w skutkach błędów. Podobny efekt

istnieje przy praktykowaniu na przykład matematyki.
Zrozumienie tematu nie daje sprawności rachunkowej.
Obecnie uczniowie, a nawet studenci, mają problemy z
przekształcaniem wzorów, robią błędy przy sprowadzaniu
wyrażeń wymiernych do wspólnego mianownika, mają
kłopoty z jednostkami. W czasie lekcji nauczyciel najczęściej
sam rozwiązuje zadania na tablicy, więc bez rozwiązywania
zadań w domu uczeń nie ma szans na nabranie niezbędnej
sprawności rachunkowej.
Oczywiście organizacja współczesnej szkoły pozostawia wiele
do życzenia. Wśród uczniów popularne jest bliskie prawdy
stwierdzenie: „kiepskie liceum nie uczy i nie wymaga, dobre
liceum nie uczy ale wymaga”. Stąd rozwinięty rynek
korepetycyjny. Powszechny jest pogląd, że za większe
pieniądze nauczyciele prywatnie uczą skutecznie dzieci i
młodzież tego czego nie są w stanie czy nie chcą nauczyć ich
w szkole. Stąd mylne przeświadczenie, że wystarczy
nauczycielom dobrze zapłacić aby poziom szkoły poszybował
w górę. Mylne, gdyż za czasów realnego socjalizmu
nauczyciele byli jedną z najgorzej uposażonych grup
społecznych, a poziom oświaty był relatywnie wyższy. Mówię
tu o przedmiotach przyrodniczych i matematyce. Historia była
oczywiście zakłamywana a literatura kastrowana. Pisałam o
tym wielokrotnie i wiem, że się powtarzam, ale to ważne. Jak
pisałam w poprzednim tekście większość zadań ze zbioru
zadań do matematyki dla klasy V-VI szkoły podstawowej
Tadeusz Korczyca i Jerzy Nowakowskiego zdecydowanie
przerasta możliwości maturzysty wybierającego obecnie
maturę na poziomie podstawowym. Należy zadać sobie

pytanie jak to się stało, że w ciągu ostatnich lat przeciętny
maturzysta osiągnął poziom niższy od ucznia V klasy szkoły
podstawowej w PRL? Za PRL istniał wśród uczniów kult
olimpiad fizycznych i matematycznych. Większość nazwisk
wybitnych obecnie naukowców można odnaleźć na listach
nagrodzonych w tych olimpiadach. Często byli to ludzie z
małych ośrodków, którzy swój sukces zawdzięczali
prawdziwemu talentowi i uczciwej pracy. Nauczyciele z
oddaniem przygotowywali swoich uczniów do olimpiad. W
liceum Żmichowskiej znanym, świetnym nauczycielem fizyki
był pan Piotr Halfter organizator olimpiad fizycznych. Halfter-
jak głosiła wieść gminna- nie był wcale fizykiem lecz
matrosem. Nie wiem czy to prawda. Jego żona uczyła
rosyjskiego. Nie bardzo się lubiliśmy bo były to zaciekłe
komuchy, ale uczyli świetnie. Przeciętni nasi uczniowie, którzy
wyjeżdżali za granicę, byli tam uważni niemal za geniuszy.
Poziom nauczania w Polsce był o wiele wyższy niż w szkołach
publicznych we Francji czy w Stanach pomimo niskich
zarobków nauczycieli. Nie oznacza to bynajmniej, że nie
należy nauczycielom dobrze płacić. Oznacza tylko, że nie ma
korelacji dodatniej pomiędzy wysokością pensji nauczyciela a
poziomem oświaty. To jeden z tych mitów, podobnie
fałszywych jak słynny bon oświatowy, który miał wprowadzić
polską szkołę na wyżyny. Płacić trzeba dobrze, bon oświatowy
można stosować, lecz wysoki poziom nauczania może
zapewnić wyłącznie wysoki etos zawodowy nauczyciela i
wytężona praca własna ucznia. Rezygnując z pracy własnej
ucznia będziemy kształcić zbieraczy szparagów dla Niemiec.

Izabela Brodacka-Falzmann