Vaginessy i kiejkuty

Vaginessy i kiejkuty

Stanisław Michalkiewicz „Najwyższy Czas!”    27 marca 2025 vaginessy/i/kiejkuty

Czyżby zapadła decyzja o przejściu do ostatecznego zneutralizowania Konfederacji? Według mojej ulubionej teorii spiskowej, Konfederacja była wypadkiem przy pracy. Zarówno stare kiejkuty, jak i – przede wszystkim – niemiecka BND – miały pilnować, żeby nasza młoda demokracja nie wyszła poza ramy demokracji kierowanej. Jak wiadomo, demokracja kierowana tym się różni od demokracji spontanicznej, że w demokracji spontanicznej suwerenowie głosują jak chcą i na kogo chcą, podczas gdy w – I tak dalej – demokracji kierowanej, mają to surowo zakazane. Wolno im wprawdzie głosować – ale nie na tych, na których by chcieli, tylko na tych, na których powinni. A na których powinni? To jest właśnie jedna z największych tajemnic demokracji kierowanej, chociaż pewnych wskazówek może nam dostarczyć zarówno aktywność medialna warszawskiego Judenratu, jak i przedstawicieli stada autorytetów moralnych.

W stadzie autorytetów moralnych obowiązuje ścisła hierarchia; jednym autorytetom wolno formułować własne opinie – oczywiście pod warunkiem zgodności ze stanowiskiem Judenratu – podczas gdy innym – tylko powtarzać opinie autorytetów wyższych w hierarchii. W ten sposób stado reaguje stadnie i w rękach Judenratu, a także – współpracujących z nim starych kiejkutów – jest sprawnym narzędziem kształtowania opinii publicznej: „a my wszyscy…” – i tak dalej.

Wracając do Konfederacji, to była ona wypadkiem przy pracy. Wprawdzie i wcześniej pojawiały się podobne inicjatywy polityczne, ale to były ugrupowania jednorazowego użytku, powoływane przez stare kiejkuty gwoli wywołania wrażenia, że scena polityczna podlega procesom naturalnym – ale tak naprawdę chodziło o umocnienie duopolu, ustanowionego przez generał Kiszczaka w Magdalence, gdzie w gronie osób zaufanych naradzał się nad wykonaniem ustaleń Daniela Frieda z Departamentu Stanu i Władimira Kriuczkowa z KGB.

Taką formacją jednorazowego użytku był Ruch Palikota, czy Kukiz 15, a przede wszystkim – majstersztyk starych kiejkutów, wykonany w roku 2015 w celu przekonania Amerykanów, by starych kiejkutów wciągnęli na listę „naszych sukinsynów”. W 2014 roku, w związku z powrotem Ameryki do aktywnej polityki w naszym kącie Europy, trzeba było dokonać podmianki na pozycji lidera tubylczej sceny politycznej to znaczy – ekspozyturę Stronnictwa Pruskiego zamienić na ekspozyturę Stronnictwa Amerykańsko-Żydowskiego.

W tej sytuacji również stare kiejkuty uznały, że trzeba doszlusować do nowego kuratora. Amerykanie podobno początkowo się wahali, czy wciągać starych kiejkutów na listą wspomnianych sukinsynów, czy też spuścić ich z wodą. Ale czy to wskutek perswazji ubeków z Izraela, których zaproszono 18 czerwca 2015 roku do Warszawy na Międzynarodową Konferencję Naukową „Most”, czy z przezorności, zaproponowali starym kiejkutom, żeby pokazały, co potrafią. Ony się zakręciły i bodajże w tydzień zorganizowały partię polityczną „Nowoczesna” z panem Ryszardem Petru na fasadzie. I zanim jeszcze pan Ryszard zdążył otworzyć usta, by nam powiedzieć, jak zamierza przychylać nam nieba, już naród obdarzył to 11 procentami zaufania.

Objaśniam ten fenomen tak, że konfidenci WSI dostali rozkaz: w prawo zwrot! Do pana Ryszarda odmaszerować! – i jest partia i 11 procent zaufania.

Z Konfederacją było inaczej. Stare kiejkuty zaspały, podobnie jak w berlińskiej centrali BND i na tubylczej scenie pojawiło się coś, co nie miało prawa się pojawić. Stare kiejkuty miały potężny ból głowy, bo nie wiedziały, co z tym fantem zrobić, podobnie, jak Murzyni, co to na pustyni złapali grubasa. Też nie wiedzieli, co mu zrobić, więc w końcu ucięli… – no, mniejsza z tym.

Kiedy jednak Konfederacja zaczęła wykazywać cechy trwałości, zapadła decyzja o jej neutralizacji, to znaczy – stopniowym upodobnieniu do innych partii jednorazowego użytku, które nie stanowią żadnego zagrożenia dla duopolu. Zaczęło się od czystek, których ofiarą padł Janusz Korwin-Mikke i Grzegorz Braun z kolegami – ale to był dopiero początek neutralizacji. Kiedy pan Sławomir Mentzen zaczął jeździć po powiatach gwoli kaptowania zwolenników, warszawski Judenrat wysłał za nim swoich zaufanych, żeby donosili o każdym jego kroku. Wreszcie przyszła kolej na Państwową Komisję Wyborczą. W dniach ostatnich PKW podjęła jednogłośną (!) decyzję o odrzuceniu sprawozdania finansowego Konfederacji za wybory do PE w roku 2024. Nooo, skoro zostały poruszone Moce Piekielne, to musiały odezwać się pudła rezonansowe. Toteż odezwało się pierwsze pudło w postaci pulchnej vaginessy z vaginetu obywatela Tuska Donalda, nazwiskiem Lubnauer Katarzyny. Ogłosiła ona, że pan Sławomir Mentzen jest kandydatem „groźnym”, podczas gdy „my” – to znaczy – chyba stare kiejkuty, bo któż by inny? – na „poważne czasy” potrzebujemy kandydata „poważnego”. A któż to taki? A któż by, jeśli nie pan Trzaskowski Rafał, co to i korzenie ma prawidłowe i nawet podwójne, bo obok jerozolimskich – również bezpieczniackie. Jakiż inny kandydat daje starym kiejkutom lepszą rękojmię, że wszystko będzie gites tenteges? Żaden – co do tego wątpliwości być nie może.

Jeszcze tylko w maju powinien dać głos pan generał Marek Dukaczewski, że jak wygra obywatel Trzaskowski Rafał, to on z tej radości otworzy sobie butelkę szampana.

Tymczasem nasz nieszczęśliwy kraj żyje tematem zastępczym w postaci zagadkowej śmierci pani Barbary Skrzypek. Pani Skrzypek chyba słusznie uchodziła za osobę, przed którą Naczelnik Państwa nie miał żadnych tajemnic, więc w ramach tak zwanych „rozliczeń”, prokuratura Ewa Wrzosek wezwała ją przed swoje oblicze, by poddać ją przesłuchaniu w tak zwanym krzyżowym ogniu pytań – bo oprócz prokuratury Ewy Wrzosek panią Skrzypek obrabiali jeszcze dwaj mecenasowie. I stało się, że dnia trzeciego pani Skrzypek wzięła i umarła. Prokuratura Ewa Wrzosek zaporowo zagroziła, że przy pomocy niezawisłych sądów zrobi marmoladę z każdego, kto będzie z tego incydentu wyciągał jakieś wnioski, więc nie będę się spierał.

Zwróciłbym natomiast uwagę, że Nieboszczka, zanim została zaufaną osobą Naczelnika Państwa, musiała być ciekawą postacią w ruchu robotniczym. Przez całe lata 80-te pracowała w Urzędzie Rady Ministrów i to w Kancelarii Tajnej w gabinecie kolejnych premierów i szefa URM, generała Michała Janiszewskiego. Kiedy w 1989 roku gen., Janiszewski przeszedł na stanowisko szefa Kancelarii Prezydenta Wojciecha Jaruzelskiego, wziął ze sobą również panią Barbarę Skrzypek. Czy to nie dlatego właśnie prokuratura Ewa Wrzosek w podskokach udostępniła jej zeznania panu red. Wojciechowi Czuchnowskiemu z Warszawskiego Judenratu, żeby stare kiejkuty nie denerwowały się, co tam pani Barbara prokuraturze Ewie Wrzosek powiedziała?

Stały komentarz Stanisława Michalkiewicza ukazuje się w każdym numerze tygodnika „Najwyższy Czas!”.

Na stole i pod stołem

Po trzecim, zdalnym spotkaniu amerykańskiego prezydenta Józia Bidena z rosyjskim prezydentem Putinem (poprzednie spotkania odbyły się w czerwcu i lipcu), Biały Dom wstrzymał pomoc wojskową dla Ukrainy. Chodzi podobno o to, by w ten sposób „rozładować napięcie” na granicy Ukrainy z Rosją. Wszystko to być może, bo cóż to szkodzi prezydentowi Bidenowi, że zaprezentuje się światu w charakterze gołąbka pokoju – ale bardziej prawdopodobne jest to, że ad captandam benevolentiam Putina, podobnie jak Naszej Złotej Pani, prezydent Biden coś rosyjskiemu prezydentowi na Ukrainie obiecał i teraz ten prezent mu wręcza, ale w taki sposób, by stworzyć wrażenie, że nie było i nie ma żadnego prezentu, tylko szlachetna walka o pokój. Nie tylko zresztą on – bo pojawiły się doniesienia, że i Nasza Złota Pani, którą w dniach ostatnich na stanowisku kanclerza zastąpił Nasz Złoty Pan Ofaf Scholz, blokowała próby udzielenia Ukrainie wojskowej pomocy – tyle, że w ramach NATO.

Jeśli tak, to widać wyraźnie, że strategiczne partnerstwo niemiecko rosyjskie funkcjonuje w najlepsze, a i prezydent Biden próbuje reaktywować również strategiczne partnerstwo NATO-Rosja, proklamowane 20 listopada na szczycie NATO w Lizbonie, a następnie, w roku 2013, wysadzone w powietrze przez prezydenta Obamę. Pokrywane jest to oczywiście buńczuczną retoryką, ale taki parawan jest konieczny, skoro prezydent Biden, szykując się do ostatecznego rozwiązania kwestii chińskiej, musi wygaszać konflikty na wszystkich innych kierunkach. Dlatego też podczas konferencji prasowej w Białym Domu prezydent Biden nawet ofuknął dziennikarkę, która koniecznie chciała się dowiedzieć, kiedy USA wyślą na Ukrainę wojska. W odpowiedzi stwierdził, że wysyłanie wojska „nigdy nie było na stole”. I zapytał: „czy pani jest gotowa wysłać amerykańskich żołnierzy na wojnę na Ukrainie, by walczyć z Rosjanami na polu bitwy?” Wyobrażam sobie, jak musiało to zasmucić Wielce Czcigodnego posła Kowala, który już nie może wytrzymać, by walczyć o Ukrainę do ostatniego amerykańskiego, a także – polskiego żołnierza. Prezydent Biden zaś odwrotnie – jeśli zamierzałby wojować z Putinem, to oczywiście – do ostatniego żołnierza ukraińskiego.

Tymczasem Nowym Naszym Złotym Panem został przywódca niemieckich socjaldemokratów Olaf Scholz, który niedawno przybył w gospodarską wizytą do Warszawy. Nastąpiła ona zaraz po zakończeniu zwołanego z inicjatywy Naczelnika Państwa „szczytu” mającego wyrazić zaniepokojenie deklaracją budowy Unii Europejskiej jako państwa federalnego, która znalazła się w umowie koalicyjnej, zawartej przez SPD, Zielonych i FDP.

Wprawdzie pan premier Morawiecki, który już nie może doczekać się zablokowanych miliardów z Funduszu Odbudowy, składał się, jak scyzoryk, ale Nasz Złoty Pan był wobec tych umizgów nieugięty, w odróżnieniu od generała Jaruzelskiego, który bez sprzeciwu, chociaż z widocznym zażenowaniem, znosił natrętne uściski i gorące pocałunki natrętnego pana red. Michnika. Te sceny, tuż przed 40 rocznicą wprowadzenia stanu wojennego, pokazała rządowa telewizja, wywołując wściekłość Judenratu „Gazety Wyborczej”, która oskarżyła prezesa Kurskiego o „wykradzenie” archiwum pani Teresy Torańskiej, która te obleśne sceny nakręciła.

Widać, że Nasz Złoty Pan będzie kontynuował rozpoczętą przez Naszą Złotą Panią w 2016 roku hybrydową wojnę z Polską i bez ceregieli próbował dyscyplinować nasz nieszczęśliwy kraj przy pomocy finansowych szantaży i dekretów ferowanych w podskokach przez dyspozycyjnych przebierańców z Europejskiego Trybunału Sprawiedliwości. W tej sytuacji minister Ziobro powiedział, że w takim razie Polska powinna wstrzymać się z zapłaceniem corocznej składki do Unii i wetować wszystkie decyzje wymagające jednomyślności, aż Bruksela przestanie się Polski czepiać. Najwyraźniej jednak taka poważna zastawka musiała wystraszyć i Naczelnika Państwa i jego kolaborantów, bo w lud poszedł uspokajający komunikat, że to jest „prywatny” pogląd pana ministra Ziobry, a nie stanowisko rządu. Nie wiadomo nawet, czy stanowisko rządu wyrażają odgrażania się pana ministra Rau w sprawie reparacji. Gdyby bowiem Rada Ministrów wystąpiła w tej sprawie do niemieckiego kanclerza z oficjalną notą, to co innego, a tak, to widać, że chodzi tylko o przedwyborcze uwodzenie wyznawców Jarosława Kaczyńskiego, na których już nie działa ani katastrofa smoleńska, a „Polski Ład” wzbudza uczucia mieszane.

Z jednej bowiem strony obietnice mnożą się jak króliki, ale jednocześnie inflacja drenuje zasoby obywateli sprawniej od kieszonkowca. W tej sytuacji któż by nie chciał dostać np. ponad 850 mld dolarów od Niemiec tytułem reparacji? Każdy by chciał, tym bardziej, że pan Jan Zbigniew hrabia Potocki już dawno tyle właśnie wyprocesował przed Europejskim Sądem Polubownym – Sądem Arbitrażowym w Ciechanowie, utworzonym przez regionalną Radę Biznesu w Opinogórze. Na razie jedynym beneficjentem kampanii reparacyjnej jest dyrektor utworzonego właśnie przez premiera Instytutu Strat Wojennych, w którym będzie wiele wesołych miejsc pracy. Wesołych – ponieważ reparacji będziemy „dochodzić” tak samo, jak od 2010 roku „dochodzimy do prawdy” w sprawie katastrofy smoleńskiej.

Tymczasem w kraju nasila się walka klasowa – jak to przy rozwoju socjalizmu – z tym, że z terenu ekonomicznego, przeniosła się na płaszczyznę medyczną. To oczywiste w sytuacji, gdy stare kiejkuty nakradły się podczas uwłaszczania nomenklatury, a Umiłowani Przywódcy doją naszą biedną ojczyznę teraz.

Toteż Propaganda Abteilung nieubłaganym palcem, jako wroga klasowego piętnuje obywateli niezaszczepionych, wobec których rząd obmyśla coraz to nowe metody prześladowań, a ormowcy, „sygnaliści” i „aktywiści” już przestępują z nogi na nogę z niecierpliwości, kiedy wreszcie zabrzmi trąbka do ataku. W tej sytuacji zabrał głos dygnitarz zatrudniony na operetkowej posadzie rzecznika praw obywatelskich wskazując, że prześladowania – owszem – ale powinny mieć umocowanie w ustawie, a nie doraźnych zarządzeniach pana ministra Niedzielskiego. Słowem – chodzi o to, by pałki miały przepisową grubość, a pociski – odpowiedni kaliber. Wtedy prawa obywatelskie będą zagwarantowane zgodnie z konstytucją, co do której są wątpliwości, czy jest nadrzędna nad prawem unijnym, czy nie. Obrońcy konstytucji, którzy gwoli jej popierania urządzali nawet seanse kicania z udziałem pana mecenasa Romana Giertycha, uważają, że ta cała tubylcza konstytucja podlega prawodawstwu unijnemu, podczas gdy niszczyciele konstytucji, powołując się na orzeczenie „trybunału Julii Przyłębskiej” – jak postępactwo, z inspiracji JudenratuGazety Wyborczej”, nazywa Trybunał Konstytucyjny – uważają, że w Polsce jest ona prawem najwyższym. Jak się okazuje, nieoczekiwana zmiana miejsc przytrafiła się nie tylko małpoludowi w popularnym niegdyś filmie pod tym tytułem, ale i małpoludom z kręgu żydowskiej gazety dla Polaków, którzy małpują, co tylko mogą.

Stanisław Michalkiewicz 19 grudnia 2021

Stały komentarz Stanisława Michalkiewicza ukazuje się w każdym numerze tygodnika „Goniec” (Toronto, Kanada). http://michalkiewicz.pl/tekst.php?tekst=5088