Płacimy Ukrainie za Starlinki [grubo ponad 330 mln. zł] , a oni je sprzedają?

Płacimy Ukrainie za Starlinki [grubo ponad 330 mln. zł] , a oni je sprzedają? Ministerstwo reaguje na doniesienia

20.03.2025 nczas/placimy-ukrainie-za-starlinki-a-oni-je-sprzedaja

W latach 2022-2024 Polska wydała prawie 323 mln zł na ponad 24,5 tys. terminali Starlink i ich abonament, które zostały przekazane Ukrainie. W tym roku szacowany koszt abonamentu ma wynieść ponad 77 mln zł.

Ministerstwo cyfryzacji w odpowiedzi na pytania PAP przekazało, że w latach 2022-2024 Instytut Łączności – Państwowy Instytut Badawczy (IŁ-PIB), na zlecenie Ministra Cyfryzacji, zakupił w celu „użyczenia” Ukrainie 24 560 terminali systemu satelitarnej łączności Starlink. Z tego w latach 2022-2023, czyli za rządów Zjednoczonej Prawicy, zakupiono 19 560 Starlinków, a pod koniec 2024 roku 5 tys. – dodano.

Podkreślono, że dzięki udostępnianiu terminali stworzone są „odpowiednie warunki dla zapewnienia łączności na terytorium Ukrainy”. Zwrócono uwagę, że pozwala to na świadczenie usług komunikacji elektronicznej obywatelom tego kraju przebywającym zarówno na Ukrainie, jak i w Polsce, w związku z działaniami wojennymi.

Ile Polska wydała na Starlinki dla Ukrainy?

Z danych udostępnionych przez MC wynika, że w latach 2022-2024 na Starlinki dla Ukrainy wydano prawie 323 mln zł, zarówno na terminale, jak i ich abonament, który trzeba opłacać co miesiąc.

Terminale zakupione do 2023 roku kosztowały 28,7 mln zł, a te kupione w 2024 r. (5 tys.) – ok. 9 mln.

Abonament obejmuje ponad 24 tys. terminali Starlink oraz 5 150 terminali udostępnionych przez inne podmioty. W ramach umów zawartych przez Ministra Cyfryzacji miesięczny koszt jednego abonamentu wynosi w przypadku standardowej usługi 528,90 zł brutto, a abonamentu specjalnego – 1 383,75 zł brutto.

Według przedstawionej prognozy, pomiędzy styczniem a wrześniem 2025 roku resort wyda na abonament Starlinków użytkowanych w Ukrainie ponad blisko 77,8 mln zł, a na terminale w Polsce 295 060 zł. Z udostępnionych danych wynika ponadto, że na polskie potrzeby zakupiono ok. 1000 Starlinków.

Ukraińcy sprzedają Starlinki w internecie

W ostatnim czasie coraz częściej na platformach sprzedażowych widać ogłoszenia o sprzedaży Starlinków przez Ukraińców. Ministerstwo cyfryzacji zapewnia, że to nie jest sprzęt kupiony przez polskich podatników.

Resort tłumaczy, że Instytut Łączności – PIB dysponuje szczegółowym spisem numerów seryjnych udostępnionych Starlinków oraz na bieżąco monitoruje także sposób ich użycia i konsultuje się w tym zakresie z ukraińskim partnerem tj. Ministerstwem Transformacji Cyfrowej (MTD) Ukrainy.

„IŁ-PIB wielokrotnie weryfikował ogłoszenia w serwisach internetowych i nigdy nie stwierdzono, by przedmiotem sprzedaży były udostępnione przez Polskę Starlinki” – podkreśliło Ministerstwo Cyfryzacji.

Do kiedy będziemy finansować Ukrainie Starlinki?

Ministerstwo przypomniało, że na mocy ustawy wsparcie w zakresie zapewnienia łączności za pośrednictwem terminali Starlink jest udzielane do 30 września 2025 r. Termin był już zmieniany ustawowo w związku z przedłużającym się konfliktem na terenie Ukrainy i wynikał ze stosownych decyzji wykonawczych Rady UE.

„Ministerstwo Cyfryzacji do tej pory nie otrzymało informacji o ewentualnym wstrzymaniu świadczenia usług w ramach zakupionych przez Polskę terminali systemu satelitarnej łączności Starlink. Nie mamy też informacji o ew. rozmowach dotyczących zastąpienia systemu Starlink innym rozwiązaniem” – podkreślono.

Operatorem konstelacji Starlink jest firma Starlink Services LLC, która w całości jest własnością SpaceX, spółki miliardera Elona Muska. Według danych, jakie SpaceX udostępnił pod koniec lutego na swojej stronie internetowej, na orbitę wyniesiono w sumie 7946 satelitów. Z tego 6751 jest aktywnych.

Co to jest Starlink?

Co to jest Starlink? Megakonstelacja, którą trudno zastąpić

10.03.2025 nczas/starlink

Elon Musk. / Foto: Pixabay
Elon Musk. / Foto: Pixabay

Starlink to największa na świecie konstelacja sztucznych satelitów. Niezależnie od stanu infrastruktury na ziemi, udostępniają internet i zapewniają łączność. Jakość i sprawność połączenia, jaką daje Starlink, wynika z dużej liczby satelitów i jest trudna do zastąpienia.

Operatorem konstelacja Starlink jest firma Starlink Services LLC, która w całości jest własnością SpaceX, spółki miliardera Elona Muska. Według danych, jakie SpaceX udostępnił pod koniec lutego na swojej stronie internetowej, na orbitę wyniesiono w sumie 7946 satelitów. Z tego 6751 jest aktywnych.

To właśnie duża liczba satelitów jest cechą, która czyni Starlink wyjątkowym. Karol Wójcicki, popularyzator astronomii i autor strony „Z głową w gwiazdach”, nazywa Starlink mega-konstelacją. Zwraca uwagę, że od początku ery kosmicznej do wyniesienia pierwszego starlinka na orbicie okołoziemskiej znajdowało się łącznie 3-5 tysięcy satelitów. Starlink podwoił tę liczbę.

„Żeby ten system działał prawidłowo i sprawnie, to przebywając w dowolnym miejscu na Ziemi, musimy być w zasięgu co najmniej kilku takich satelitów. Ta sieć będzie działała tylko wtedy, gdy na orbicie będzie bardzo dużo satelitów” – wyjaśnił Wójcicki.

Satelity sieci Starlink poruszają się nad Ziemią przeciętnie na wysokości około 550 kilometrów nad poziomem morza, czyli na tak zwanej niskiej orbicie okołoziemskiej, typowej dla wielu satelitów telekomunikacyjnych. Okrążenie naszej planety zajmuje pojedynczemu starlinkowi około 90 minut.

Duża liczba satelitów na orbicie prowadzi do tego, że połączenie z internetem, jakie zapewnia Starlink, jest dobrej jakości. „Dodatkowo to, że te satelity są na niskiej orbicie okołoziemskiej, sprawia, że sygnał z Ziemi do tych satelitów, jak i pomiędzy nimi, gdy jest ich tak dużo, podróżuje bardzo krótko. Dlatego opóźnienie łączności w tej sieci, tzw. ping, jest bardzo krótki. To pozwala uzyskiwać duże prędkości transferu danych i używać go np. podczas podróży” – wskazał rozmówca PAP.

Starlink powstał z myślą o odbiorcach cywilnych. Miał dostarczać szybki, szerokopasmowy internet do dowolnego miejsca na Ziemi w sposób bezprzewodowy, pozwalający na niezależność od infrastruktury naziemnej. „W Europie może się to wydawać zbędną przyjemnością, ale ktokolwiek podróżował chociażby po Stanach Zjednoczonych, na pewno zdaje sobie sprawę, jak dużym wyzwaniem w wielu regionach jest zasięg telefonii komórkowej, nie mówiąc już o szybkim internecie. Między innymi na takie potrzeby odpowiedzią jest Starlink” – powiedział Wójcicki.

Dzięki konstelacji można mieć szybki internet np. podczas rejsu na oceanie lub lotu samolotem pasażerskim. Można go dostarczyć także tam, gdzie cywilna infrastruktura telekomunikacyjna została wyłączona, uszkodzona lub zniszczona, jak na przykład w Ukrainie, która walczy z rosyjską inwazją.

„To nie jest tak, że satelity +wiszą+ nad Ukrainą. Te satelity są w ciągłym ruchu. Ponieważ w całej konstelacji jest ich tak wiele, co najmniej kilkadziesiąt w danym momencie jest nad terytorium Ukrainy. Przebywają tam przez kilka sekund i lecą dalej, a następne wlatują w zasięg odbiorców na Ukrainie” – tłumaczył popularyzator astronomii.

„Pewnie gdyby Starlink zniknął z Ukrainy, to byłby to istotny problem, ale podejrzewam, że nie jest do końca prawdą to, co Elon Musk mówi, że doprowadziłoby to natychmiast do załamania frontu. Po stronie rosyjskiej nie ma odpowiednika Starlinka, a Rosjanie jakoś sobie radzą z komunikacją” – ocenił z kolei dr hab. Grzegorz Brona, były prezes Polskiej Agencji Kosmicznej, a obecnie prezes spółki Creotech Instruments działającej w sektorze kosmicznym.

Jednak i on przyznał, że zaletą Starlinka jest większa przepustowość w porównaniu z innymi rozwiązaniami.

„Jakość połączenia i jego sprawność obecnie jest trudna do zastąpienia przez rozwiązania innych operatorów” – powiedział natomiast Wójcicki, który sam jest użytkownikiem Starlinka.

Andrzej Wilk z Ośrodka Studiów Wschodnich zwrócił uwagę, że Starlinki są dla Ukrainy newralgicznym elementem. Wyjaśnił, że nad Ukrainą „24 godziny na dobę musi być pełna osłona satelitarna obszaru działań”. „Po prostu Europejczycy nie są w stanie tego udźwignąć” – ocenił ekspert w filmie opublikowanym przez OSW w ubiegłym tygodniu. Zwrócił przy tym uwagę, że francuska firma Eutelsat, twórca sieci OneWeb, ma obecnie ponad 600 satelitów.

Mniejsza liczba europejskich satelitów to mniejsza przepustowość sieci – przyznał Grzegorz Brona. Zwrócił jednak uwagę, że sieć OneWeb choć jeszcze się buduje, ale już osiągnęła zdolność operacyjną.

„OneWeb jest rozwiązaniem przeznaczonym dla biznesu. Obecnie ma znacznie mniej użytkowników i dzięki temu nie ma problemu przepustowością. Ale gdyby z dnia dzień pojawiło się 5 milionów użytkowników, jak ma Starlink, to problemy by wystąpiły z dnia na dzień” – ocenił.

Satelity sieci OneWeb są dalej od Ziemi, na orbicie około 1200 kilometrów. Dzięki temu jedno urządzenie obejmuje większy obszar planety. Do zapełnienia pełnego pokrycia liczba satelitów w konstelacji może być więc mniejsza, choć nadal nie rozwiązywałoby to ewentualnych problemów z przepustowością, jeśli liczba użytkowników się zwiększyła.

Rozwiązania konkurencyjne wobec Starlinka powstają, ale na razie nie osiągnęły takiej skali jak przedsięwzięcie Elona Muska. Pod koniec 2022 r. Unia Europejska zapowiedziała, że jej własna konstelacja Iris zagwarantuje dostęp do internetu na całym jej terytorium od 2027 roku.

Założyciel Amazona Jeff Bezos zamierza z kolei umieścić na orbicie konstelację Kuiper z 3,2 tys. satelitów; pierwsze prototypy umieścił na orbicie w październiku 2023 r. Natomiast Chiny chcą, żeby ich system Guowang liczył 13 tys. satelitów.

Już w kwietniu 2023 r. dziennik „Washington Post” podał, że Rosja próbowała zakłócać transmisję starlinków przy pomocy własnego systemu walki radioelektronicznej. W marcu 2024 r. demokraci z amerykańskiej Izby Reprezentantów wszczęli dochodzenie w sprawie zakupu starlinków przez Rosjan. Chodziło o potencjalne nielegalne pozyskanie terminali z innych państw – Rosjanie mieli m.in. „zapychać” sieć zapewnianą przez satelity, np. korzystając ze streamingu wideo wysokiej jakości.

W niedzielę Musk napisał na portalu X, którego także jest właścicielem, że jeżeli wyłączy system Starlink, to cały front na Ukrainie upadnie. W odpowiedzi minister spraw zagranicznych Radosław Sikorski podał, że starlinki dla Ukrainy finansuje polskie Ministerstwo Cyfryzacji kwotą około 50 milionów dolarów rocznie. Musk odpisał, że to mała część kosztów.

Dr hab. Grzegorz Brona podjął się próby wyliczenia, ile punktów dostępowych do internetu z konstelacji Starlink można utrzymać za 50 mln dolarów rocznie. Za punkt wyjścia przyjął pakiet mobilny o przepustowości 50 GB na miesiąc – przeznaczony dla biznesu i służb kryzysowych. SpaceX oferuje go w Polsce za 1125 zł miesięcznie, czyli 13,5 tys. zł rocznie (pakiety z większym limitem danych są droższe). Za 50 mln dolarów, czyli – w uproszczeniu – około 200 mln zł można opłacić działanie około 15 tysięcy punktów dostępowych w ciągu roku.

To wszystko przy założeniu, że cena będzie taka sama jak dla klientów indywidualnych. Jednak przy zakupie hurtowym – a z takim mamy do czynienia, jeśli chodzi o pomoc Polski dla Ukrainy – można spodziewać się niższej ceny. Jak niskiej? Brona przypuszcza, że jest ona dwu- lub nawet trzykrotnie niższa. Jeśli to prawda, możne się okazać, że za 50 mln dolarów Polska finansuje Ukrainie dostęp do 30-45 tysięcy punktów dostępowych do Starlinka. To o tyle prawdopodobne, że Kijów informował, że ma dostęp do około 42 tysięcy terminali, a Warszawa zakupiła i przekazała około 30 tysięcy.

Elon Musk zmieniał swoje podejście do wojny rosyjsko-ukraińskiej. Jeszcze na początku 2022 roku, tuż po rosyjskiej inwazji wysłał Ukrainie terminale do Starlinka. We wrześniu tego samego roku w liście do Pentagonu miał zażądać, by to administracja USA przejęła finansowanie użycia satelitów przez Ukrainę, co szacował na 400 mln dolarów rocznie. Gdy sprawa wyszła na jaw, ogłosił, że SpaceX nadal będzie finansować usługi dla Ukrainy.

Dwa prototypy satelitów Starlink znalazły się na orbicie w roku 2018, a rok później SpaceX zaczęło wynosić na orbitę urządzenia w wersji operacyjnej. W 2020 r. sieć została udostępniona pierwszym użytkownikom. 28 lutego 2025 r. Starlink poinformował, że liczba jego użytkowników przekroczyła 5 milionów w 125 państwach i terytoriach.

Początkowo sieć Starlink działała na szerokościach geograficznych, które mniej więcej obejmowały Stany Zjednoczone i południową Kanadę, a jednocześnie – część Europy. Wraz z uzupełnianiem kolejnych orbit o kolejne satelity zasięg sieci się zwiększał. Obecnie, jak podaje SpaceX, sieć jest dostępna w Ameryce Północnej, większości państw Ameryki Południowej i Środkowej, a także w Europie z wyjątkiem Rosji, Białorusi i niektórych państw Bałkanów Zachodnich. Dostęp do Starlinka ma także kilkanaście państw Afryki oraz Australia, Nowa Zelandia, Japonia, Indonezja, Malezja i Mongolia. Na liście jest także Jemen, gdzie od dekady trwa wojna domowa.

Karol Wójcicki zwrócił uwagę, że wysłanie na orbitę okołoziemską tak wielkiej liczby satelitów normalnie wiązałoby się z gigantycznymi wydatkami, ale SpaceX udało się zredukować koszty dzięki opracowaniu rakiety, która po starcie wraca na Ziemię i jest w stanie wielokrotnie latać w kosmos.

Pojedynczy Falcon 9, rakieta skonstruowana przez SpaceX, zabierał do ładowni nawet 60 satelitów sieci Starlinik w starszej wersji. Z czasem jednak ich masa rosła. O ile pierwsze starlinki były stosunkowo niewielkimi urządzeniami o masie 200-300 kilogramów, o tyle najnowsza wersja to już około 1250 kilogramów.

Ponieważ starlinki są wysyłane w kosmos grupami, niedługo po wystrzeleniu tworzą na niebie charakterystyczne formacje. Wyglądają wtedy jak ciąg świetlistych punktów, coś jakby sznur gwiazd lub kosmiczny pociąg. Z czasem jednak oddalają się od siebie i rozmieszczają na osobnych orbitach.

Spośród prawie 8 tysięcy satelitów, które wysłano w kosmos, część zakończyła już pracę. Jak wyjaśniał Wójcicki, poszczególne urządzenia mają ustalony czas przydatności do użycia i po jego upływie są deorbitowane i zastępowane nowymi. SpaceX podaje, że do tej pory w kontrolowany sposób z orbity okołoziemskiej sprowadzono do atmosfery 865 satelitów, kolejnych 329 jest w trakcie tego procesu. SpaceX podkreśla, że tylko jeden satelita nadal znajduje się na orbicie i jednocześnie nie ma nad nim kontroli.

(PAP)

CIEMNA STRONA POZOSTANIE CIEMNA. Elon Musk.

2022-06-24 https://www.oficyna-aurora.pl/aktualnosci/ciemna-strona-pozostanie-ciemna,p1142463304

  Sławomir M. Kozak www.oficyna-aurora.pl

Niewiarygodna jest naiwność, jaką wykazali się dziennikarze, kiedy na światło dzienne wydostała się wiadomość o chęci przejęcia komunikatora Twitter przez jednego z najbogatszych ludzi świata, 

Elona Muska, właściciela największej firmy przemysłu kosmicznego.

Pisząc o dziennikarskiej naiwności mam oczywiście na myśli dziennikarzy o rzekomo prawicowych poglądach, na co dzień walczących z dzisiejszą politpoprawnością i bożkami podsuwanymi nam do czczenia przez cynicznych „liderów”. Reszta bowiem, robi dokładnie i otwarcie to, czego od niej oczekują zleceniodawcy. A jednak, w cyklicznym wideo-komentarzu jednego z naszych czołowych dziennikarzy usłyszałem właśnie, że to dobry prognostyk, bo oznacza, iż Musk „stawia się” globalnemu establishmentowi. Dowiedziałem się też, że powinniśmy się cieszyć, ponieważ Elon Musk wchodząc ostatnio w otwarty spór z Billem Gates’em, dystansuje się od pozostałych przywódców Big Tech, a nawet będzie w nadchodzących wyborach sprzyjał Republikanom!

Otóż, zgodnie z tym, co pisałem w książce „TerraMar Utopia Elit”, właściciel firmy  Neuralink, która w nieodległej już przyszłości, planuje wszczepiać w nasze mózgi złącza komputerowe, nie kupuje komunikatora, „tylko dowody, masę różnych dowodów!”. A jego rzekoma przychylność dla przeciwników obecnej tyranii Demokratów, jest zwykłą grą na pokaz, w której to akurat jemu przypadła w udziale rola „dobrego policjanta”. Dlaczego akurat jemu? Ponieważ nie jest kojarzony z „ciemną stroną Mocy”, a przeciętny czytelnik, bądź widz, nie ma wiedzy na jego temat. Nie ma jej, bo żurnaliści albo milczą, albo mają nadzieję, że właśnie spełnia się ich „wizja” przejścia Mrocznego Jedi z wrogiego obozu na „stronę jasną”. Jednak, jak pisze o nich 

Wikipedia, „niewiele było przypadków, kiedy to głęboko zaprzedany Ciemnej Stronie Jedi zdołał z niej powrócić (…) zazwyczaj opuszczali obszary podlegające jurysdykcji Republiki, nierzadko stając się lokalnymi tyranami na planetach (…)”.

Musk, to jedno z tysięcy nowych nazwisk, które w roku 1066, dotarło do Anglii wraz z podbojem normańskim. Genealodzy, z tego czasu i miejsca wywodzą korzenie naszego kosmicznego geniusza, wymieniając pośród jego przodków właścicieli ziemskich, szeryfów, a nawet biskupa. 

Elon, co wielu może zaskoczyć, jest imieniem hebrajskim. Oznacza „dąb”. W Biblii można je znaleźć kilka razy, odnosi się do trzech różnych mężczyzn i jednego miasta.

Według Tory, kiedy 

Kanaan podzielono pomiędzy 12 plemion Izraela, miasto Elon przypisano plemieniu Dan, którego nazwę z kolei, tłumaczy się, jako „sędzia”, od דין (din), oznaczającego – sądzić lub rządzić. Jest to stary czasownik, który najczęściej opisuje naturalną zwierzchność osoby wyższej, czyli mądrzejszej, silniejszej lub starszej, w przeciwieństwie do władzy  sprawowanej przez formalny rząd, czyli politycznie faworyzowanych i mianowanych urzędników. Plemię Dana, jako jedyne, nie jest wymienione w księdze Apokalipsy, prawdopodobnie dlatego, że popadło w bałwochwalstwo. Jak czytamy w 

Wikipedii, „bałwochwalstwo, to grzech w religiach abrahamowych, polegający w podstawowym znaczeniu na oddawaniu czci wizerunkom bogów czy bóstw – bałwanom, idolom”.

Zarówno w tradycji żydowskiej (Testament Daniela), jak wczesnochrześcijańskiej (Ireneusz z Lyonu) twierdzono, iż antychryst będzie pochodził z pokolenia Dana. Tyle, jeśli chodzi o etymologię. [szczegóły -czytaj Syn Cienistej Strony. Andrzej Juliusz Sarwa https://ksiegarnia-armoryka.pl/Syn_Cienistej_Strony_Andrzej_Juliusz_Sarwa.html ]

Elon Musk, jak podają encyklopedie, urodził się w r. 1971, w Pretorii i ma obywatelstwo południowoafrykańskie, kanadyjskie i amerykańskie. Aby uniknąć służby wojskowej, czmychnął z rodzinnej Południowej Afryki do Kanady, gdzie mieszkała rodzina jego matki. Pracował przy czyszczeniu kotłów w tartaku, w Kolumbii Brytyjskiej, gdzie wytrzymał dwa lata, a następnie przeniósł się do Toronto, by rozpocząć pracę w banku, w dziale komputerowym. Po otrzymaniu stypendium, rozpoczął studia na amerykańskim uniwersytecie Pensylwanii, gdzie uzyskał tytuł licencjata w dziedzinie fizyki, po czym przeniósł się na uczelnię Stanford, którą porzucił po … dwóch dniach, żeby założyć firmę zajmującą się oprogramowaniem sieciowym.

Podobne rozterki i przygody z nauką były udziałem Jeffreya Epsteina, o czym można przeczytać w przywoływanej wcześniej książce mojego autorstwa.  Obaj dżentelmeni doskonale się zresztą znali. Celowo użyłem w tym zdaniu  eufemizmu na określenie obu tych osób oraz ich wzajemnych relacji. Nie łączyło ich bowiem żadne szlachectwo, a co najwyżej ta okoliczność, iż obaj nie musieli pracować, a energię poświęcali działaniom zmierzającym do zniewolenia innych. To członkowie tego samego, upiornego klubu, z tą tylko różnicą, że jednego z nich, zgodnie z nieobcym im kultem, złożono już w ofierze Molochowi

W działalności Muska największą rolę odgrywają dziś firmy  Tesla i 

SpaceX. Pierwsza słynie z produkcji samochodów elektrycznych. Ta druga stała się sławna w ostatnich miesiącach, z powodu widowiskowego wyniesienia w kosmos znacznych ilości satelitów. Czemu one służą? Łączności internetowej.

Starlink, to usługa umożliwiająca osobom posiadającym specjalne terminale, na połączenie z jednym z ponad 2400 satelitów, znajdujących się na niskiej orbicie okołoziemskiej. Terminale nie są powszechnie dostępne, a ich koszt nie pozwala na masowe użycie, co oznacza, że korzystającymi z nich są osoby i jednostki wyselekcjonowane, dla których łączność z Internetem jest kwestią żywotną. Satelity

Starlink służą przede wszystkim wywiadom z tzw. grupy Five Eyes (Australia, Kanada, Nowa Zelandia, Wielka Brytania, USA) i siłom wojskowym ich sojuszników, operującym za pomocą dronów.

Firma Muska wspierana jest przez układy i kontrakty rządowe od 20 lat, począwszy od pierwszych prób pozyskania dla „jego” pomysłów, możliwości wykorzystania rosyjskich rakiet, o co zabiegali w Moskwie amerykańscy oficjele już w r. 2002.  Wspiera ją zarówno CIA, jak i przemysł wojskowy USA. W r. 2006 Musk „wygrał” konkurs na współpracę z NASA w zakresie rozwoju technologii rakietowych, co dało mu kontrakt wart blisko 400 mln dol., a kiedy okazało się już w r. 2008, że SpaceX wszystko przejadł i spada po równi pochyłej, wymyślono dla niego kroplówkę w postaci zamówienia na kosmiczne usługi transportowe o wartości 1,6 mld dol.. Po kolejnych dwóch latach otrzymał też nisko-oprocentowaną pożyczkę (465 mln dol.) z  Departamentu Energii. W 2018, firmę Muska wybrała, dla wyniesienia na orbitę unowocześnionego systemu GPS, korporacja Lockheed Martin. Za tę usługę Musk pobrał 500 mln dol.. Jego firmy obsypywane są dotacjami i „zachętami” publicznymi, a wielomilionowe zamówienia na ekologiczne centra energetyczne składają u niego również poszczególne stany USA.

Sprzyja mu w tym oczywiście „walka z klimatem”, nie tylko zresztą w rodzimych Stanach Zjednoczonych. W jej ramach, rządy na całym świecie wprowadziły system kredytów dla pojazdów ekologicznych, zgodnie z którym określony procent produkcji każdej marki muszą stanowić pojazdy o zerowej emisji CO2. Tesla produkuje wyłącznie samochody elektryczne, więc z łatwością spełnia ten warunek, a pomimo tego, że nie jest nawet w pierwszej, światowej  dziesiątce producentów aut, to dzięki temu prostemu trikowi jest warta więcej, aniżeli wszyscy giganci z tej listy razem wzięci.

Elon Musk, którego dochody wzrosły w czasie „pandemii” kilkukrotnie, stojąc na podium najbogatszych ludzi globu, zapłacił w latach 2015-2018 podatki nie przekraczające łącznie sumy 70 tys. dol.! Ciężko przypuszczać, by w minionych dwóch latach cokolwiek się zmieniło na jego niekorzyść. Mistrzowskim osiągnięciem propagandowym jest oczywiście wykreowanie go na przedsiębiorcę prywatnego, niezależnego i do tego prawicowego. Jak widać, ten stereotyp dotarł także nad Wisłę, wspierając naiwne nadzieje o „walce na górze” w imię słusznej sprawy i lepszej przyszłości.

Felieton ukazał się w 25 numerze Warszawskiej Gazety.