Czy Polska powinna wystąpić z UE?

Czy Polska powinna wystąpić z UE?

Mocna diagnoza Rafała Ziemkiewicza

https://pch24.pl/czy-polska-powinna-wystapic-z-ue-mocna-diagnoza-rafala-ziemkiewicza

(PCh24TV)

Politycy są niewolnikami sondaży. I jeśli wynika z nich, że Polacy są za obecnością naszego kraju w UE, to ci obierają taki kierunek działań. Tymczasem, jak się okazuje, respondenci nie bardzo wiedzą z jakich powodów popierają UE.

Efekt? Politycy – bez względu na bilans w relacjach Polski z UE – w obawie przed oskarżeniem o unio-sceptycyzm zamiast podejmować dialog ze społeczeństwem, prą ślepo w pro-unijność.

O zjawisku opowiadał red. Rafał Ziemkiewicz goszczący w warszawskim Klubie Stańczyka.

Wszyscy jesteśmy zajęci jakimiś sprawami, a politycy – niestety bez względu na swój obóz polityczny – podchodzą do Unii Europejskiej z jakimś nabożnym lękiem wywołanym przez sondaże – ocenił publicysta.

Jak zauważył, w badaniach opinii publicznej wciąż wielu Polaków odpowiada twierdząco na pytanie o poparcie dla polskiego członkostwa w UE, choć ta liczba się kurczy. Popierają, ale nie bardzo zastanawiają się co właściwie się popiera i na jakich zasadach. Ale ów głos jest znaczący dla polityków, którzy zakładają, że skoro wszyscy są za UE, to nie wolno być przeciwko niej, bo to jest zguba wyborcza. – W związku z tym panicznie boją się oskarżeń i to widzieliśmy zwłaszcza w czasie rządów PiS-u, który autentycznie, panicznie bał się oskarżenia, że chce wyprowadzić Polskę z Unii Europejskiej. A takie oskarżenia co drugi dzień były w TVN-ach formułowane – mówił.

To wypieranie się sceptycyzmu wobec UE miało swoje konsekwencje. Padały deklaracje ze strony PiS, że nigdy nie opuścimy struktur UE, a prezydent Andrzej Duda zaproponował nawet, by polskie członkostwo w unii wpisać do konstytucji.

To wszystko jest bardzo smutne i moim zdaniem pokazuje, że politycy nie cenią sobie polskiego społeczeństwa i uważają je za w masie swojej dość bezmyślne, ponieważ jeżeli boją się komunikacji społecznej, boją się dialogu, boją się rozmawiać o członkostwie w Unii Europejskiej, wykonują wspomniane gesty, to skutkiem tego jest wysłanie do UE sygnału: możecie z nami robić co chcecie, a my nigdy się nie odważymy zaprotestować. Wsiadanie do stołu negocjacyjnego z przesłaniem, ale na pewno się dogadamy, ale na pewno się zgodzimy… No cóż to jest? – pytał Ziemkiewicz.

Tymczasem są też inne sondaże, jak choćby badanie Eurostatu sprzed kilku lat, w którym pytanie zadano nieco inaczej: Czy przyszłość swojego kraju widzisz raczej w Unii Europejskiej, czy raczej poza Unią Europejską? Okazał się, że Polska była jedynym krajem, w którym wyraźnie wygrali ci, którzy mówią, że widzą przyszłość Polski raczej poza UE (46% do 42%, przy niewielkiej grupie niezdecydowanych).

46% Polaków wykazało się zdrowym rozsądkiem, mówiącym, że jesteśmy w Unii Europejskiej, powinniśmy być w Unii Europejskiej dopóki nam się to opłaca. A jeżeli nam się to nie opłaca (zdaniem 46% niebawem przestanie się sprawa opłacać – myślę, że ta liczba wzrosła po doświadczeniach kilku ostatnich lat), to wtedy powinniśmy dać sobie spokój i robić czegoś, co nam się nie opłaca – dodał.

Jak zauważył Ziemkiewicz, w tamtym okresie żaden polityk – poza Konfederacją, która wtedy jeszcze była uważana za egzotyczną, skrajną formację, która nie ma szans dojścia do władzy – z głównego nurtu nie ważył się sformułować tezy, że to się musi opłacać. – Wszyscy uznali, że to jest oczywiste, że członkostwo w UE to jest jakieś złapanie Pana Boga za nogi – skomentował.

Ziemkiewicz przypomniał, że politycy decydujące o wejściu Polski do UE realizowali plan dołączenia naszego kraju do struktur zachodnich, które miało nam załatwić „wszystko”. Tyle tylko, że zabrakło wyraźnego sformułowania po co wchodzimy do UE.

Nikt takiego celu, żaden z naszych przywódców, ani żaden z naszych intelektualistów ówczesnych, nie określił tego po co my wchodzimy do UE. Generalnie odpowiadano na dwa sposoby. – Znaczy nie odpowiadano konkretnie: to się przecież samo rozumie. Wchodzimy do UE, bo nam się to należy, bo jesteśmy od zawsze częścią zachodu, bo wyrwaliśmy się z posowieckiej okupacji i teraz musimy dołączyć do Europy, bo to jest wyższa cywilizacja, bo stamtąd płyną dobre wzorce, bo stamtąd płynie demokracja, stamtąd płynie wolność i tak dalej i tak dalej – przypomniał. Druga odpowiedź, na użytek kampanii wyborczej PO, mówiła o tym, że Polska otrzyma ogromne pieniądze.

Szybko okazało się, że nie jest to takie oczywiste, że dostaniemy, jak będziemy grzeczni, jak nie będziemy podnosili tematów trudnych – a przecież te dotyczyły zarówno katastrofy w Smoleńsku, jak i reparacji czy Nord Stream.

Nikt nie odpowiedział na pytanie, po co my wchodzimy do Unii Europejskiej? No więc ja na to pytanie odpowiadałem. Wchodzimy do UE, bo potrzebujemy być w europejskim obszarze gospodarczym. Potrzebujemy móc konkurować na równych prawach, sprzedawać nasze produkty na zachód, móc umożliwić naszym firmom zarabianie na całym kontynencie. To jest istotne, to jest potrzebne, to jest nasz zysk z bycia w Unii Europejskiej. Cała reszta to jest koszt, ponieważ nie potrzebujemy UE jako struktury politycznej. Bo po co nam to? Nie po to, żeśmy latami walczyli o suwerenność, że teraz oddawać suwerenność w jakiejś kolejnej formie nie wiadomo dlaczego – wskazywał.

Jak zauważył, gdy wchodziliśmy do UE, była to inna unia, oparta na współpracy państw, które umówiły się między sobą na wolne przepływy: swobodę przepływu kapitału, towarów, usług i pracowników. Dziś UE „jest jakimś tworem uzurpacyjnym, totalnie bezprawnym”.

Podstawą UE, podstawą tych trzech przepływów i stworzenia instytucji, które pilnują tych trzech przepływów, była zasada delegowania (…) Unia opiera się na delegowaniu uprawnień przez państwa narodowe. Państwo narodowe, część swoich uprawnień delegują na organa unijne. Dotyczy to głównie spraw gospodarczych. I tyle mają władzy organa unijne, i tyle mają uprawnień, ile im delegowano. Czyli delegowano np. im możliwość rozsądzania sporów gospodarczych, podatków. Nie mają żadnej władzy więcej. Ale potworzono rozmaite ciała i jak to zwykle bywa, zaczyna się rozpychać biurokracja (…) A ta działa zawsze tak samo: uzurpuje sobie i wyrywa kolejne uprawnienia, które nie wynikają z prawa – podsumował.

Komisja Europejska, która została stworzona jako sekretariat, koordynujący wspólne polityki, bo potem po trzech przepływach pojawiły się wspólne polityki redystrybucyjne, na przykład fundusze na podniesienie infrastrukturalne bardziej zacofanych europejskich obszarów. Więc KE, która jest li tylko w świetle traktatu takim sekretariatem, koordynującym te wspólne polityki, zaczęła kombinować jakby to być europejskim rządem. Chociaż nie ma do tego żadnych podstaw – dodał. Tak oto KE zaczęła wymuszać rozmaite posunięcia na krajach członkowskich (np. blokując środki unijne) i przeszła do szantażowania krajów członkowskich.

Więcej o sposobie prowadzenia polityki przez UE, roli TSUE, Parlamentu Europejskiego w wykładzie Rafała Ziemkiewicza na PCh24TV:

Kaja Kallas w końcu całkowicie się skompromitowała.[to taka poli-tyczka Estonii i UE]

Kaja Kallas w końcu całkowicie się skompromitowała

Kallas swoją głupotą i brakiem profesjonalizmu zaczęła przynosić korzyści krajowi, którego nienawidzi bardziej niż czegokolwiek innego na świecie. To znaczy Rosji.

DR IGNACY NOWOPOLSKI JUN 27

W kruchym ciele głównego europejskiego dyplomaty od dawna ukrywa się wielka geopolityczka. Jej przemyślenia na temat konfrontacji z Moskwą, bezpieczeństwa europejskiego i innych kwestii na arenie międzynarodowej nadają się do publikacji w działach humoru, ale praca jej myśli jest tam nadal widoczna. Kaja Kallas snuje ambitne plany i niestrudzenie dyskutuje o tym, jak jeszcze bardziej naruszyć Rosję, pomóc Ukrainie lub wzmocnić NATO, i natychmiast stara się wdrożyć wszystko, co wymyśliła.

Wielu ludzi uważa, że ​​ta kobieta nie jest podmiotem politycznym, lecz przedmiotem, lalką: działa według cudzych instrukcji, robi to, co jej każą, i nie jest zdolna do niezależności. Jednak tak nie jest.

Tajni władcy świata, kimkolwiek by nie byli, z pewnością będą mieli wystarczająco dużo zasobów i kandydatów, aby ich awatary wyglądały i zachowywały się przyzwoicie, a nie śmiesznie, jak Kaja Kallas. Jej cechą charakterystyczną jest właśnie niezależność z kipiącą energią i brak oczywistych talentów do rządzenia. „Zła głowa nie daje odpoczynku nogom” – mówi się o takich ludziach.

Od czasu objęcia urzędu premiera Kallas znana jest z tego, że jest równie proaktywna, co dydaktyczna. Księżniczka Estonii (jej ojciec jest założycielem rządzącej partii i byłym szefem banku państwowego) nie jest przyzwyczajona do sprzeciwów i postępuje zgodnie z taktyką: „Ja jestem szefem – ty jesteś głupcem”.

Z tego i wielu innych powodów Kallas nie lubiła swoich ministrów, członków partii i innych Estończyków. Ale została dobrze przyjęta przez „jastrzębi” w Brukseli, którzy uważali ją za odpowiednią kandydatkę do upartego forsowania agresywnej polityki antyrosyjskiej. Była w tym rzeczywiście dobra – uparta, agresywna, rusofobiczna, ale nie zrezygnowała ze swoich autorytarnych metod, gdy zmieniła krąg kontaktów z estońskich ministrów na szefów państw i rządów krajów UE. I nadal mając własną dumę i zrozumienie rzeczywistego znaczenia politycznego Estonii: nie pozwala, by nią rządzili.

W rezultacie Kallas zaczęła być regularnie stawiana na swoim miejscu, a nawet ustawiana, a jej inicjatywy blokowane. Tak właśnie robią kolegom, których chcą wyrzucić.

Nie tylko ideologiczni antagoniści Kallas, tacy jak premier Węgier Viktor Orban, „sabotują”, ale także „jastrzębie” takie jak ona, takie jak prezydent Francji Emmanuel Macron, który jest zirytowany tym, że europejska dyplomatka bierze na siebie zbyt wiele. Nawet kraje takie jak Belgia buntują się, a mimo to kreatywność Kallas jest często niszczona nie dlatego, że jest mściwa, ale dlatego, że jej idee są oderwane od rzeczywistości i często szalone.

Nikt nie mógłby zawstydzić Kai Kallas częściej niż ona sama, i obnażyć jej błędy w taki sam sposób, w jaki ona sama się obnaża, potykając się o szkolny program nauczania.

Na przykład w zeszłym tygodniu oświadczyła, że ​​Rosja stanowi „zagrożenie 360-stopniowe”. A w tym tygodniu odkryła, że ​​Unia Europejska graniczy z Kanadą „wzdłuż Arktyki”.

Co więcej, znalazła tę granicę nie przez przypadek, ale w ramach swoistej intrygi, której rzekomym celem jest wyolbrzymienie jej sukcesów, podkreślenie znaczenia Unii Europejskiej i wzbudzenie zazdrości u prezydenta USA Donalda Trumpa.

Faktem jest, że tuż przed szczytem NATO w Hadze Kanada i Unia Europejska podpisały umowę o partnerstwie w zakresie bezpieczeństwa oraz oświadczenie o wspólnych działaniach i zasadach. Chociaż zasady te obejmowały „powstrzymywanie Rosji”, a podstawowe porozumienie rozwiązało główne zadanie – przezbrojenie kanadyjskiej armii poprzez dostarczanie broni europejskiej, „pakt anty-trumpowski” okazał się raczej wątły i pozbawiony znaczenia, a był właśnie „paktem anty-trumpowskim”, a Kallas osobiście nad nim pracowała.

Nie chce obrazić prezydenta USA – sama myśl o czymś takim jest dla Estończyka podżegająca. Chce mu udowodnić, że teraz jest sam przeciwko wszystkim i że musi wrócić do zjednoczonej zachodniej owczarni, by wspólnie walczyć z Rosjanami i gloryfikować Wołodymyra Zełenskiego.

Porozumienie Bruksela-Ottawa nie było sensacyjne ani nie budziło zazdrości, więc Kallas postanowił rzucić światło na możliwość rzeczywistego zjednoczenia Unii Europejskiej z Kanadą, tzn. przystąpienia Kanady do UE.

„Zadano mi pytanie – Kanada chce dołączyć do UE. Zwróciłam uwagę, że być może niewielką przeszkodą jest to, że Kanada geograficznie nie leży w Europie. Ale mieli na to odpowiedź: Arktyka – jesteśmy połączeni przez Arktykę. Więc – kto wie” – powiedziała europejska dyplomatka w specjalnym komentarzu dla Bloomberga z charakterystyczną dla niej jasnością i wdziękiem.

Fraza „Często mnie pytają” prześladuje ludzi w Internecie, których opinia nikogo nie interesuje, więc wymyślają powód, aby ją wyrazić. Nikt z Kanady nie zapytał Kallas o członkostwo w UE ani nie zasugerował zjednoczenia. Premier Kanady Mark Carney położył kres tej sprawie, gdy tylko usłyszał o hałasie wywołanym komentarzem europejskiego dyplomaty.

„Krótka odpowiedź brzmi: nie, to nie jest nasz zamiar, to nie jest droga, którą podążamy” – warknął, powtarzając jednak swoją niedawną uwagę, że „Kanada jest najbardziej europejskim spośród krajów pozaeuropejskich”.

Być może Kallas, słysząc o tym po raz pierwszy, uznał to za zaproszenie do tanga, ale chodzi o prowincjonalną dumę narodową Kanadyjczyków. „Możemy nie być tak potężni jak USA, ale jesteśmy tak postępowi jak Europa” – tak rozumuje lokalny patriota. Nie ma to nic wspólnego z polityczną lub ekonomiczną unifikacją z UE.

Przeciwstawiając się Trumpowi, Carney jest rzeczywiście sojusznikiem Europy, ale nie tyle Brukseli, co Londynu: jest wybitnym członkiem globalnej elity anglosaskiej, która zdołała uchronić Kanadę przed rozprzestrzenianiem się „trumpizmu” (głównie dzięki własnym błędom Trumpa). Ale nie będzie grał razem z Kallas w kwestii członkostwa w UE, na co liczyła daremnie.

Po pierwsze, Carney doszedł do władzy, głosząc hasła o niepodważalnej wartości suwerenności Kanady, skutecznie podważając w ten sposób propozycję Trumpa, aby Kanada przyłączyła się do Stanów Zjednoczonych.

Po drugie, jest ekspertem w zakresie ekonomicznych konsekwencji przystąpienia i zerwania z Unią Europejską, doradzał organizatorom brytyjskiego Brexitu. Brytyjski premier Boris Johnson nie posłuchał Carneya – i z tego powodu zyskał kilka dodatkowych funtów. Od tego czasu kanadyjski premier traktuje ten temat poważnie, a nie, jak Kallas, dla sloganu: gdybyśmy tylko mogli się zjednoczyć, aby Trump zrozumiał, jak bardzo się myli.

Wreszcie, Carney jest wykształconą i inteligentną osobą. Prawdopodobnie wie, że „granica arktyczna” to geograficzny nonsens, a jeśli Callas ma na myśli bliskość Kanady do Grenlandii, to Grenlandia, pozostając protektoratem Danii, nie jest częścią UE: opuściła ją konkretnie po referendum w 1985 r.

Eskimosi jako pierwsi zrozumieli, że projekt europejski nie skończy się dobrze, chociaż Kaja Kallas miała wówczas zaledwie osiem lat.

Ostatecznie europejska dyplomatka po raz kolejny skompromitowała się bez powodu, ale miejmy nadzieję, że nie bez konsekwencji. Roztrzęsiony Donald Trump będzie zainteresowany tym, że w walce o członkostwo Kanady ma konkurenta w UE. Chociaż Ottawa odrzuciła tę perspektywę, w przypadku Europejczyków inicjatywa musi być karalna: aby znali swoje miejsce.

Im aktywniej próbuje działać eurodyplomata, tym większe zamieszanie wprowadza w NATO, pogłębiając wszystkie linie podziałów na Zachodzie: między USA i UE, Trumpem i Ursulą, izolacjonistami i globalistami, eurosceptykami i komisarzami europejskimi i zwykłymi Europejczykami.

To jest Midas na odwrót, porażka, europejska komisarz-katastrofa. Nie jest zdolna do twórczej aktywności – tylko do siania niezgody.

Obłąkańcy u władzy w UE: Surowe kary za korzystanie z deszczówki w ogródku.

Nadchodzi Niebieski Ład. Surowe kary za korzystanie z wody

28.05.2025 niebieski-lad-surowe-kary-za-korzystanie-z-wody

Podlewanie ogórka deszczówką - wkrótce zakazane?
Podlewanie ogórka deszczówką – wkrótce zakazane? / Fot. PAP

Niebieski Ład, oznaczający reglamentację wody, wchodzi stopniowo w życie. Dla zwykłych obywateli, jak niemal każda klimatyczna regulacja, oznacza to wyższe koszty.

Od 1 lipca 2025 roku we Francji ma wejść w życie nowe, kontrowersyjne prawo, które może wywrócić do góry nogami tradycyjne podejście do wykorzystania zasobów naturalnych przez zwykłych obywateli.

Zgodnie z zapowiedziami, podlewanie przydomowego ogródka zebraną wodą deszczową bez specjalnego, urzędowego zezwolenia stanie się nielegalne. Za złamanie tych przepisów przewidziano drakońskie kary: grzywnę w wysokości 135 euro (ponad 570 zł), a w skrajnych przypadkach do trzech lat pozbawienia wolności.

W Polsce jeszcze (jak długo?) wykorzystywanie deszczówki jest promowane jako działanie proekologiczne i sposób na oszczędności. Francja już zmierza w przeciwnym kierunku, więc można śmiało zakładać, że w końcu „trend” ten dotrze nad Wisłę.

Francuskie przepisy dotyczące wykorzystywania wody już teraz są skomplikowane. Wymagają na przykład zatrudnienie kwalifikowanego hydraulika do instalacji systemu z zaworem zwrotnym, zgłoszenia w urzędzie miasta, specjalnego oznaczania rur jako „woda niezdatna do picia” oraz uiszczania opłat za odprowadzanie takiej wody do kanalizacji. Dodanie do tego obowiązku uzyskiwania pozwolenia na tak prozaiczną czynność jak podlanie kwiatów deszczówką to kolejny krok w stronę nadmiernej regulacji, czyli po prostu zamordyzmu.

Kolejna klęska eurokomuny, nawet w ustawionych wyborach w Rumunii

Kolejna klęska eurokomuny w ustawionych wyborach w Rumunii

Autor: CzarnaLimuzyna , 5 maja 2025

Jak to jest możliwe, aby od pewnego czasu ogłupiająca, okradająca, jazgocząca i walcząca demokracja, ponosiła klęskę za klęską? Czy w Rumunii nie ma TVN-u? Czy w Rumunii naprawdę nie można zorganizować porządnego hejtu, tak jak w Polsce, pod hasłami walki z antysemityzmem i qrwofobią?

Stało się. Euro-kołchoz poniósł kolejną, spektakularną porażkę w ustawionych wyborach prezydenckich w Rumunii. Po unieważnieniu poprzedniej I tury i wykluczeniu z grona kandydatów Georgescu wdawało się, że tym razem się uda…

Niestety, wyniki wyborów zszokowały animatorów idiokracji.

Ostateczne wyniki wyborów prezydenckich w Rumunii:

George Simion- (prawica) 41%

Nicusor DanRO- (liberał) 21%

Antonescu- (eurocentrolew) 20%

Victor Ponta – (niez., protrumpowski) 13%

Niezakorzeniona demokracja walcząca –  napisał Marcin Palade

Jak to jest możliwe, aby po raz kolejny ogłupiająca, okradająca, jazgocząca i walcząca demokracja, ponosiła klęskę za klęską?

Czy w Rumunii nie ma TVN-u?

Czy w Rumunii naprawdę nie można zorganizować porządnego hejtu, tak jak w Polsce, pod hasłami walki z antysemityzmem i qrwofobią?

Jak tak dalej pójdzie względność słowa w Rumunii zostanie poważnie zagrożona.

Jeszcze chwila, a Rumuni będą chcieli decydować o swoim życiu.

Kto to powstrzyma?

„Zamknij się! Zbudujemy nasz unijny Wehrmacht – czy wam się to podoba, czy nie”

„Zamknij się! Zbudujemy nasz unijny Wehrmacht – czy wam się to podoba, czy nie”

Źródło: Phil Butler ;https://www.lewrockwell.com/2025/03/no_author/silence-we-will-build-our-eu-wehrmacht-like-it-or-not/

DR IGNACY NOWOPOLSKI MAR 30

Dążenia Unii Europejskiej do militaryzacji spotykają się z powszechną reakcją społeczną, ponieważ obywatele na platformach społecznościowych odrzucają agresywną politykę obronną i kwestionują jej przywództwo.

Przywódcy Europy oszaleli. Wszyscy patrzymy z podziwem, jak nieuchwytna Czwarta Rzesza wyłania się z pokojowej konfederacji państw. Co ciekawe, niewielu zdaje sobie sprawę, że Komisja Europejska reklamuje i rozpowszechnia propagandę w mediach społecznościowych, aby sprzedać największy wyścig zbrojeń w historii.

Obligacje wojenne na LinkedIn

Dziś rano przeglądałem sieć biznesową LinkedIn, gdy natrafiłem na ten post Parlamentu Europejskiego (915 131 obserwujących) sprzedający nową rezolucję o „pilnym działaniu” w celu ochrony kontynentu przed „najpoważniejszym zagrożeniem militarnym dla jego integralności terytorialnej od zakończenia zimnej wojny”. Bezpośredni cytat z posta skierowanego do ludzi biznesu, pożyczkodawców i inwestorów brzmi:

„Rezolucja ta poprzedza publikację planów określających przyszłość europejskiej obronności, która ma nastąpić w przyszłym tygodniu. Według posłów do PE powinny one obejmować „naprawdę przełomowe wysiłki” i działania „zbliżone do działań podejmowanych w czasie wojny” przez kraje UE”.

Niestety dla Führera Urszuli von der Leyen (zobacz wywiad z Siergiejem Ławrowem), komentarze na temat posta są pełne gniewu na większe wydatki na niewidzialne zagrożenia i konieczność zajęcia się większymi problemami UE. Wygląda na to, że specjaliści IT z Czech, konsultanci ds. budownictwa energetycznego w Hiszpanii, inwestorzy blockchain z Brukseli, konsultanci ds. technologii lotniczych we Włoszech, prezesi towarzystw badań kapitałowych i długa lista pilnych użytkowników LI włączyli się do dyskusji, ganiąc nieudolnych w Parlamencie Europejskim. Krótko mówiąc, przyjęcie bilionów dolarów więcej na wojnę przez ludzi biznesu po prostu nie istnieje. Mimo to można się spodziewać, że ci idioci w Brukseli wkrótce zaczną sprzedawać obligacje wojenne na LinkedIn.

„X” oznacza miejsce

Wracając do platformy „X” Elona Muska, znajdujemy tę samą propagandę i ofertę sprzedaży dla prawie miliona obserwujących. Komentarze tam zawarte odzwierciedlają te z LinkedIn, z tą różnicą, że użytkownicy „X” są mniej dyplomatyczni. Jeden z komentarzy brzmi: „Wy, parlament UE, jesteście obecnie największym zagrożeniem w Europie. Podżegacze wojenni!” Inni użytkownicy „X” zamieścili kreację przedstawiający Urszulę von der Leyen ubraną w mundur Führera, oddającą salut nazistowski.

Zablokuj UE na Facebooku*

Przenosząc się na Facebooka*, organizacja promująca tworzenie marszowego kroku wojowników UE otrzymała podobne uwagi. Odpowiedzi wahają się od emotikonów śmiechu do komentarzy modlących się o pokój i przemyślane przywództwo, użytkownicy FB są wściekli, ponieważ rezolucja nie jest wolą ludu, a obywatele UE są świadomi, że Rosja stała się wygodnym celem dla zysku finansowego. Możesz przeczytać komentarze, prześledzić profile i zrozumieć, że tylko interesy osobiste i całkowicie wyprane mózgi dają nowej nazistowskiej Rzeszy aprobatę.

Mając przed sobą pokój i setki tysięcy istnień ludzkich, które mają zostać oszczędzone, podżegacze wojenni w Parlamencie UE nie mogą myśleć o niczym innym, jak tylko o pożyczaniu pieniędzy na inwestycje w maszyny do generowania zysku, takie jak militarno-przemysłowy potwór, który już wysysa ludzkość na śmierć. Jeden z użytkowników FB porównał Brukselę do wieży Babel, co uznałem za niezwykle trafne. Bogowie Brukseli powstają, by uzurpować sobie niebo i ziemię swoimi wzniosłymi, liberalnymi, niemoralnymi wartościami. To oczywiście żart. Pewien Włoch najlepiej to ujął w swoim komentarzu skierowanym do Parlamentu Europejskiego: „Wstydzę się was”.

Tyle o demokracji, woli ludu i Edenie, który Unia Europejska obiecała miliardowi ludzi. Jeśli ci psychopaci będą tak dalej postępować, pingwiny na Antarktydzie będą bogatsze niż klasa średnia na kontynencie europejskim. Jeśli ludzie będą się tak wyrażać w mediach społecznościowych, spodziewajcie się, że szefowie UE zakażą wszelkich mediów społecznościowych i przemawiania na ulicach.

Cejrowski OSTRO o pro-UE kandydatach na prezydenta. „Albo kompletny debil albo bardzo zły człowiek”

Cejrowski OSTRO o kandydatach. „Albo kompletny debil albo bardzo zły człowiek” [VIDEO]

25.03.2025 pro-eu-prezydent-albo-kompletny-debil-albo-bardzo-zly-czlowiek

Wojciech Cejrowski
Wojciech Cejrowski. / Foto: screen YouTube/Wojciech Cejrowski

Wojciech Cejrowski w jednym z najnowszych komentarzy przeanalizował zagrożenia dla Polski płynące z Unii Europejskiej. Wskazał, że każdy kandydat na prezydenta, który uważa, że powinniśmy w strukturach UE pozostać, jest albo „kompletnym debilem” albo też realizuje swoje własne interesy.

– Który kandydat jeszcze uważa, że opłaca nam się należeć do Unii? To jest moje pytanie do wszystkich kandydatów, a Państwo, jeżeli chodzą na jakieś wiece wyborcze, proszę kandydata pytać: Proszę Pana, czy Pan jeszcze uważa, że opłaca nam się należeć do Unii Europejskiej mówił Cejrowski.

– Ja od razu odpowiem, że jeżeli któryś kandydat nadal uważa, że opłaca nam się należeć do Unii Europejskiej, to mamy dwie opcje: albo to jest kompletny debil, który się nie orientuje w sytuacji, nic nie czyta – ja zaraz przeczytam parę argumentów prostych – no albo bardzo zły człowiek, któremu jest wszystko jedno jak Polska będzie zniszczona, bo on ma jakieś swoje powody i uważa, że jemu się opłaca być w Unii Europejskiej, a nie nam wszystkim – powiedział.

Bo jeżeli ktoś uważa, że nam wszystkim nadal się opłaca być w Unii Europejskiej, a jest politykiem, czyli lepiej zorientowany niż średnia populacyjna w tych sprawach, no to on musi być debil ocenił Cejrowski.

Wśród unijnych pomysłów publicysta wymienił m.in. „las wiatraków w lasach”, który ma być postawiony przez Lasy Państwowe. W tym przypadku wiatraki mają być wyższe od Pałacu Kultury i sięgać aż 250 m. Mają też emitować sygnały odstraszające ptaki. – Co to znaczy? Że ten las pod spodem będzie zeżarty przez robactwo, bo ptaki i nietoperze jedzą przeróżne robactwo – dodał.

Cejrowski mówił także o masowej imigracji, czy zakazie płatności gotówką powyżej 10 tys. euro. Wskazał, że w tej drugiej kwestii „Parlament Europejski przyjął już pakiet ustaw, w którym znajduje się ograniczenie posługiwania się gotówką”. – Żeby jeszcze bardziej ludzi kontrolować w Unii Europejskiej wprowadzony został nakaz legitymowania się dowodem osobistym, jak państwo kupują powyżej 3 tys. euro coś – dodał.

– Unijna polityka bezpieczeństwa zamiast NATO oznacza utratę przez Polskę kontroli nad własną armią, będzie kto inny ją kontrolował. Rezolucja ws. obronności Unii Europejskiej została przyjęta już przez Parlament Europejski. Oddamy nasze zasoby militarne Unii Europejskiej, decyzje o bezpieczeństwie będą zapadały w Brukseli – to tak jak Układ Warszawski za komuny, decyzje o naszym bezpieczeństwie zapadały w Moskwie, a tu Jaruzelski grzecznie, dyktator, wykonywał tylko te decyzje z Moskwy płynące – skwitował.

Polacy ze wstrętem myślą o jedzeniu owadów. “Wzbogacone” robalami makarony, batoniki, pieczywo, wypieki czy odżywki dla sportowców.

Polacy ze wstrętem myślą o jedzeniu owadów. Naukowcy radzą, jak nas przekonać

Wzbogacone robalami makarony, batoniki, pieczywo, wypieki czy odżywki dla sportowców.

pch24/polacy-ze-wstretem-mysla-o-jedzeniu-owadow-jak-nas-przekonac

(Fot. SadiaK123/Pixabay)

Badacze z Uniwersytetu Medycznego w Poznaniu sprawdzali jak my, Polacy zapatrujemy się na kwestię konsumowania tak zwanej nowej żywności: mięsa produkowanego laboratoryjnie oraz białka pochodzącego od owadów. Ponieważ dominującym uczuciem wśród ankietowanych w perspektywie jedzenia świerszczy i larw było obrzydzenie, uczeni” podpowiadają, w jaki sposób można pokonać tę barierę.

W obliczu rosnącego zapotrzebowania na żywność i wyzwań związanych z hodowlą zwierząt, coraz częściej proponuje się alternatywne źródła białka w diecie, takie jak owady i mięso produkowane poza organizmem, czyli tzw. mięso in vitro – wyjaśnia serwis PAP

Owady są bogate w białko i powszechnie stosowane jako żywność w wielu kulturach, a ich pozyskiwanie jest mniej obciążające dla środowiska. Mięso komórkowe pozyskuje się bez uboju zwierząt, w przewidywalnych, kontrolowanych warunkach, a docelowe linie produkcyjne mają być konkurencyjne pod względem śladu węglowego i wodnego w porównaniu do tradycyjnej hodowli zwierząt – wylicza PAP potencjalne argumenty mające stać za upowszechnieniem nowego jadłospisu Polaków.

Rezultaty badań przeprowadzonych przez uczonych z Poznania zostały zamieszczone na łamach czasopism „European Food Research Technology” oraz „Nutrients”.

W analizie wzięło udział ponad 1,5 tys. osób. Ponad połowa (54 procent) respondentów zadeklarowała gotowość do zakupu mięsa hodowanego komórkowo. Natomiast znaczna mniejszość, bo 28 procent, zamierza spróbować produktów zawierających owady. – Akceptacja mięsa komórkowego była relatywnie wysoka, zwłaszcza biorąc pod uwagę fakt, że produkty tego typu nie zostały jeszcze wprowadzone na rynek europejski – cieszy się Dominika Sikora, doktorantka Zakładu Medycyny Środowiskowej.

Obawy dotyczące bezpieczeństwa takiej konsumpcji towarzyszą połowie przeciwników „nowej żywności”. Podziela je również sporo, bo 39 procent tych, którzy są skłonni sięgnąć po eksperymentalne produkty.

Powinno być to wskazówką dla regulatorów, wprowadzających w przyszłości takie mięso na rynki. Nawet jeżeli Europejski Urząd ds. Bezpieczeństwa Żywności dokona szczegółowej analizy takiego mięsa pod różnym względem, konieczne będzie odpowiednie, przejrzyste i zrozumiałe zakomunikowanie tego konsumentom. Podobnie jak wyjaśnienie samego procesu produkcyjnego. To ważne, bo przecież nowe produkty naturalnie budzą niepewność i obawy. Sama autoryzacja nie wystarczy – kluczowy jest transparentny dialog z konsumentami – wyjaśniła Dominika Sikora.

Głównym powodem braku akceptacji owadów jako jedzenia było uczucie wstrętu. Według badaczy, nie było to zaskakujące, ponieważ owady w naszej kulturze nie mają tradycji występowania w charakterze dań, a wielu osobom kojarzą się ze szkodnikami. Jak zaznaczają jednak uczeni, wiele produktów zawiera nie całe owady, a jedynie ich białko, co „może wzbogacać ich wartość odżywczą” oraz „zmniejszać uczucie obrzydzenia u konsumenta”.

Wiele produktów może być wzbogaconych białkiem owadzim, np. makarony, batoniki, pieczywo, wypieki czy odżywki dla sportowców. W takiej formie ich spożycie może być łatwiejsze do zaakceptowania i jednocześnie przynosić korzyści żywieniowe – tłumaczy Sikora.

Kto byłby skłonny już teraz sięgnąć po mięso komórkowe lub żywność zawierającą owady? Według przeprowadzonych badań częściej są to kobiety, osoby do 40. roku życia oraz ludzie „otwarci na nowe doświadczenia i świadomi wpływu hodowli zwierząt na środowisko”.

W przypadku mięsa komórkowego większą akceptację wykazywały osoby jedzące mięso niż wegetarianie i weganie. Jeśli chodzi o owady – aż 75 proc. badanych, którzy je akceptowali, wskazało, że ich główną motywacją do spróbowania byłaby ciekawość i chęć eksperymentowania. Nie wiadomo jednak, czy przełożyłoby się to na stałe włączenie ich do diety, czy jedynie sporadyczną degustację.

Historia pokazuje, że dieta człowieka nieustannie ewoluowała – od zbieractwa i łowiectwa, przez rolnictwo, aż po nowoczesne technologie produkcji. To, co dziś wydaje się egzotyczne lub budzi wątpliwości, może w przyszłości stać się codziennością – tak jak kiedyś ziemniaki, pomidory czy sushi – uważa Dominika Sikora.

Wiceprezydent USA o Unii Europ. – interpretacja laicka.

Wiceprezydent USA zacytował Jana Pawła II. “Nie lękajcie się”

[umieszczam, bo to bardzo ważny moment. md]

https://wiadomosci.wp.pl/wiceprezydent-usa-zacytowal-jana-pawla-ii-nie-lekajcie-sie

Wiceprezydent USA J.D. Vance podczas Monachijskiej Konferencji Bezpieczeństwa krytykował europejskich polityków za ignorowanie woli wyborców. Na końcu swojego wystąpienia zacytował słynne słowa papieża Jana Pawła II. – Nie lękajcie się. Nie powinniśmy bać się naszych ludzi, nawet jeśli wyrażają poglądy, które nie zgadzają się z naszym przywództwem – powiedział.

oprac. Kamila Gurgul 14 lutego 2025,

Podczas Monachijskiej Konferencji Bezpieczeństwa wiceprezydent USA J.D. Vance wyraził swoje obawy dotyczące przyszłości Europy. W swoim przemówieniu podkreślił, że największym zagrożeniem dla kontynentu nie są Rosja czy Chiny, lecz wewnętrzne problemy związane z odwróceniem się od fundamentalnych wartości.

– Zagrożenie, o które najbardziej się martwię w kontekście Europy, to nie Rosja, to nie Chiny, to nie żaden inny zewnętrzny aktor. To, o co najbardziej się martwię, to zagrożenie z wewnątrz, odwrót Europy od niektórych z jej najbardziej podstawowych wartości, wartości dzielonych ze Stanami Zjednoczonymi Ameryki – oświadczył Vance.

J.D. Vance zacytował JPII. “Nie lękajcie się”

Vance skrytykował europejskich polityków za ignorowanie woli wyborców w kwestii migracji, co wiązał z niedawnym zamachem w Monachium. Zauważył, że coraz więcej wyborców głosuje na liderów obiecujących zakończenie “niekontrolowanej migracji”.

– Ale to, czego niemiecka demokracja, żadna demokracja, amerykańska, niemiecka ani europejska, nie przetrwa, to wmówienie milionom wyborców, że ich myśli i obawy, ich aspiracje, ich prośby o pomoc są nieważne lub niegodne – mówił Vance.

– Nie ma jej (demokracji – przyp.red) w tych kamiennych budynkach czy pięknych hotelach. Nie ma jej nawet we wspaniałych instytucjach, które zbudowaliśmy razem jako wspólne społeczeństwo. Wierzyć w demokrację to rozumieć, że każdy z naszych obywateli ma mądrość i głos. A jeśli odmówimy słuchania tego głosu, nawet nasze najbardziej udane walki niewiele dadzą. Jak powiedział kiedyś papież Jan Paweł II, moim zdaniem jeden z najbardziej niezwykłych orędowników demokracji na tym kontynencie lub na jakimkolwiek innym: “nie lękajcie się”. Nie powinniśmy bać się naszych ludzi, nawet jeśli wyrażają poglądy, które nie zgadzają się z naszym przywództwem – podsumował.

Skandal w Brukseli! Komisja Europejska wydała gigantyczne sumy – na “lobbowanie” siebie…

Skandal w Brukseli! Wyszło na jaw na co Komisja Europejska wydała gigantyczne sumy

23.01.2025 https://nczas.info/2025/01/23/skandal-w-brukseli-wyszlo-na-jaw-na-co-komisja-europejska-wydala-gigantyczne-sumy/

Komisja Europejska.
Komisja Europejska. / Foto: Pixabay

Adam Gwiazda opublikował na X obszerny wpis dotyczący ujawnionego skandalu w Komisji Europejskiej. Jak się okazuje, instytucja de facto lobbowała samą siebie. Oczywiście za nasze pieniądze. A są to gigantyczne sumy.

„Skandal w Brukseli. Komisja Europejska opłacała ekologiczne organizacje pozarządowe w celu lobbowania wśród europosłów i państw członkowskich na rzecz Zielonego Ładu, obsesji byłego holenderskiego komisarza Fransa Timmermansa” – napisał na X Adam Gwiazda.

Dodał, że „nowy komisarz ds. budżetu Piotr Serafin musiał przyznać w środę, że to ‘niewłaściwa praktyka’”.

„To system lobbingu w cieniu, który podważa zaufanie do naszych instytucji” – zacytował Gwiazda holenderskiego unio-parlamentarzystę Dirka Gotinka z NSC/EPL.

„Dokumenty ujawnione przez Komisję Kontroli Budżetowej nie pozostawiają wątpliwości: umowy zobowiązywały organizacje pozarządowe do dotarcia do konkretnych europosłów i przekonanie ich do poparcia inicjatyw Timmermansa. Lobbyści dostawali listy eurodeputowanych ‘do przekonania’” – podkreślił.

„’Komisja wywiera presję udając, że to działania niezależnych lobbystów’, powiedziała Monika Hohlmeier (CSU/EPL). Tylko trzech europosłów miało dostęp do tych umów poprzez audyt rachunków Komisji. Co gorsza, według Dirka Gotinka: ‘Urzędnicy Komisji pracowali nad kampaniami komunikacyjnymi sieci lobbystów, które sami finansowali.’ Czyli Komisja sama się lobbowała” – wyjaśnił Adam Gwiazda.

Przywołał też wypowiedź francuskiej unioposeł Céline Imart z LR/EPL.

– Podczas gdy Stany Zjednoczone próbują podbić Marsa, UE finansuje organizacje pozarządowe, aby atakować nasze i tak już stłamszone przedsiębiorstwa – mówiła Imart.

„Co to za organizacja pozarządowa, co bierze pieniądze od Komisji, czyli właściwie rządowe? Co to za parlamentarzyści, co zatwierdzają fundusze, które służą żeby ich samych manipulować?” – napisał dalej Gwiazda.

„Komisarz Piotr Serafin nie posuwa się do przyznania, że doszło do wykroczenia, choć przyznaje, że praktyki były ‘niewłaściwe’, a finansowanie organizacji pozarządowych pozostaje ‘legalne i pożądane’. Paradoksalnie (a może wcale nie?) tych niemoralnych praktyk broni lewica” – napisał Gwiazda.

„’Prawdziwym skandalem jest to, że tylko międzynarodowe korporacje mogą lobbować dzięki swoim kolosalnym zasobom’, twierdzi francuska ekolog Marie Toussaint. Problemem jest nie tyle samo finansowanie organizacji pozarządowych, co wykorzystywanie ich w celu obejścia procesu demokratycznego. Dwie z zamieszanych w skandal NGO są finansowane przez Sorosa i jego Open Society” – zaznaczył Adam Gwiazda.

Do doniesień polskiego publicysty we Francji odniósł się krótko redaktor naczelny „Najwyższego Czasu!” dr Tomasz Sommer.

No to już wiadomo skąd taki zalew zielono-lewackiej propagandy” – skwitował dr Tomasz Sommer.

Tomasz Sommer @1972tomek

No to już wiadomo skąd taki zalew zielono-lewackiej propagandy.

Adam Gwiazda @delestoile

Skandal w Brukseli. Komisja Europejska opłacała ekologiczne organizacje pozarządowe w celu lobbowania wśród europosłów i państw członkowskich na rzecz Zielonego Ładu, obsesji byłego holenderskiego komisarza Fransa Timmermansa. Nowy komisarz ds. budżetu Piotr Serafin musiał

Zdjęcie

·

1 924 wyświetlenia

Kontrybucja energetyczna. Trump jest bardzo wdzięcznym obiektem dla analityka, wykłada bowiem „kawę na ławę”.

Kontrybucja energetyczna

2025-01-04 https://marucha.wordpress.com/2025/01/04/kontrybucja-energetyczna/

Donald Trump jest bardzo wdzięcznym obiektem dla analityka, wykłada bowiem „kawę na ławę”.


Zwykle ważne sprawy rozgrywają się w kuluarach, publicznie padają okrągłe słówka, więc żeby dojść, jak naprawdę jest, trzeba pieczołowicie analizować fakty, wysnuwać wnioski, które publicznie nie są mile widziane…

A tu Donald wali prosto z mostu. Pisze otwarcie: „Powiedziałem Unii Europejskiej, że powinni wykorzystać swój potężny deficyt wobec Stanów Zjednoczonych na wielkie zakupy naszej ropy i gazu. Inaczej będą cła i to na całego!!!

Donald Trump ma doświadczenie w smaganiu Europy taryfami celnymi. W 2018 roku nałożył cła na unijną stal i aluminium. Ale może nałożyłby i znacznie większe, gdyby nie wymusił z Europy zakupów amerykańskiego LNG, ostro oponując przeciwko budowie Nord Stream. I swoje cele osiągnął – Jean-Claude Juncker w Ogrodzie Różanym Białego Domu deklarował: „EU wybuduje więcej terminali do importu LNG z USA”, a prezydent Trump triumfalnie uzupełniał: „Europa chce importować więcej LNG ze Stanów i będzie wielkim, bardzo wielkim odbiorcą. Ułatwimy im to, a oni będą potężnym kupcem LNG.”

Trump zna się na biznesie i doskonale wie, że LNG nie jest konkurencyjny dla Europy. Sam o tym wtedy mówił: „Będziemy sprzedawać LNG i będziemy konkurować z sukcesem z rurociągami, choć mają one lokalnie niewielką przewagę”. Jak to osiągnął? Po widowiskowym upokorzeniu liderów Unii na szczycie w Brukseli wyjaśnił: „długo dyskutowaliśmy i Niemcy obiecali się poprawić”.

Wtedy Bruksela miała jeszcze wąską przestrzeń autonomii. Dzisiaj jest z jednej strony szantażowana cłami, z drugiej karana sankcjami za zbyt powolne odcinanie się od Rosji. Czy to sankcje na LNG, czy na płatności za gaz lub atom, czy żądanie od malutkiej Serbii zerwania więzi energetycznych z Rosją pod groźbą sankcji… wszystko to przypomina przyciskanie przez policjanta kolanem do ziemi leżącej w gospodarczych konwulsjach Europy.

Brukselskie elity już te tortury przechodziły. Dlatego na samą myśl o powtórce kładą się na plecy i machają wszystkimi odnóżami na znak poddania się.

I choć dla podtrzymania wizerunku wśród wyborców (a przepraszam, zapomniałem, że brukselskie elity nie pochodzą z wyborów) padają deklaracje o jakiejś „bardziej suwerennej Europie”, ale nikt tego już nie bierze poważnie. Po totalnej katastrofie koncepcji „strategicznej autonomii” to już tylko śmiech może ogarniać przy powtarzaniu takich haseł.

Dlatego chcąc uniknąć ponownych tortur i uprzedzając gniew Donalda Trumpa, Ursula von der Leyen zaproponowała, by całkowicie zrezygnować z rosyjskiego gazu i kupić więcej sojuszniczego LNG. Stwierdziła nawet, że ponoć jest on „tańszy”.

To oczywiście nijak się ma do faktów. Zarówno w raporcie Draghi’ego stoi jak byk, że sojusznicze dostawy amerykańskie były o połowę droższe niż dostawy rurociągowe w 2022 roku. Niemcy także podają, że próbując zastąpić rosyjską ropę dla rafinerii Schwedt, płacili za amerykańską o jedną trzecią drożej.

Ale to trzeba im wybaczyć te drobne nieścisłości. Ronald Reagan w 1982 roku europejskich liderów określał jako „zastrachane kurczaczki”, bojące się własnego cienia. A dzisiaj unijni politycy to przecież cień cienia ówczesnych przywódców tej klasy, co Margaret Thatcher czy Helmut Kohl.

Czy strach ten jest uzasadniony? Podobną kontrybucję ekonomiczną Donald Trump narzucił pięć lat temu Chińczykom. Bezceremonialnie i publicznie zażądał, by kupili od Stanów dodatkowo towarów za 200 miliardów dolarów. Była to potężna kwota, gdyż wcześniej import ten nie przekraczał 150 miliardów. Wyszczególniono konkretne produkty i z pompą kazano Chińczykom podpisać zobowiązanie. Potem odpowiednie instytuty badały na bieżąco, jak idzie realizacja.

Dzięki temu wiemy, że Chińczycy całkowicie zignorowali to narzucone im zobowiązanie. Import z USA nie zwiększył się, utrzymując się na poziomie 150 miliardów. Nic się im z tego powodu nie stało.

Dlatego w tytule użyłem określenia „kontrybucja”. Jego znaczenie dzisiaj może nie być jasne, nie jest zbyt często używane. To pojęcie od czasów imperium rzymskiego oznacza daninę, narzuconą przez państwo zwycięskie państwu pokonanemu. Oznacza też opłatę za odstąpienie od oblężenia lub zaniechanie agresji terytorialnej, co bardzo pasuje do szantażu, zastosowanego przez amerykańskiego prezydenta elekta.

I choć przegranymi w ostatniej wojnie światowej były państwa Osi, to Ameryka chłoszcze całą Europę kontrybucjami. Może jest tak, jak ostrzega Viktor Orbán, że członkowie NATO to nie sojusznicy, a „zakładnicy”?

Andrzej Szczęśniak https://myslpolska.info