W ciągu zaledwie miesiąca do Polski przybyło ponad 2 miliony uchodźców wojennych. Wraz z nimi do kraju napłynęła potężna liczba aut. Według Straży Granicznej przybyło nam dokładanie 140 835 aut. Co dalej z tymi samochodami? Na razie ukraińskie samochody traktowane są jak pojazdy uczestniczące w ruchu międzynarodowym na podstawie postanowień tzw. Konwencji wiedeńskiej z 1968 r., której Polska i Ukraina są sygnatariuszami. Ministerstwo wyjaśniło także instytutowi Samar, który zainteresował się tym tematem, że na razie nie planuje tu specjalnych rozwiązań, mimo że Ukraina stosuje całkowicie inne (krótko mówiąc bardziej liberalne) przepisy dotyczące kontroli technicznej aut osobowych.
– Pojazdy krajów, które są stroną Konwencji wiedeńskiej i przebywają na terytorium Polski, powinny spełniać wymagania techniczne, o których mowa w Konwencji. Obecnie w Ministerstwie Infrastruktury trwają analizy porównawcze dotyczące warunków technicznych dla pojazdów oraz systemów badań technicznych w Polsce
oraz na Ukrainie. Analizy te mają na celu podjęcie stosownych decyzji w zakresie pojazdów zarejestrowanych na Ukrainie, a poruszających się na terytorium Polski – poinformował IBRM Samar Szymon Huptyś, rzecznik prasowy Ministerstwa Infrastruktury.
Badanie techniczne w Ukrainie? To kwestia… zaufania
Różnice w podejściu do kontroli stanu technicznego aut w Polsce i Ukrainie są diametralne, bowiem u naszych wschodnich sąsiadów pojazdy do 3,5 t dmc po prostu nie podlegają badaniom technicznym. Na ukraińskich dowodach rejestracyjnych nie ma w ogóle żadnej wzmianki o badaniu technicznym czy terminie jego ważności.
Trudno się zatem dziwić, że wiele z ukraińskich aut, delikatnie mówiąc, jest w dość opłakanym stanie. Z drugiej strony trzeba pamiętać, że tu mamy do czynienia z sytuacją wyjątkową, w której do prawa nie można podchodzić wyłącznie literalnie. Jednak co w sytuacji, gdy ukraińskie auto okaże się pojazdem stwarzającym poważne zagrożenie na drodze?
Jak przypomina Samar, polskie przepisy w takiej sytuacji pozwalają na “uziemienie” samochodu i odebranie dowodu rejestracyjnego auta na zagranicznych tablicach rejestracyjnych. Zatrzymany dokument pojazdu zarejestrowanego za granicą przechowuje przez 7 dni jednostka policji, Straży Granicznej albo Krajowej Administracji Skarbowej. Po upływie tego terminu dokument przekazywany jest przedstawicielstwu państwa, w którym pojazd jest zarejestrowany.
Obcokrajowiec, który chce odzyskać dokumenty w Polsce, musi wykonać dodatkową kontrolę techniczną pojazdu w polskiej stacji diagnostycznej. Jeśli auto zaliczy badanie, wystawiane jest zaświadczenie. Dopiero na podstawie tego dokumentu jest możliwe odebranie dowodu. Widząc, jak mało czasu dają polskie przepisy obcokrajowcom na załatwienie tych formalności i biorąc też pod uwagę trudną sytuację materialną wielu Ukraińców oraz barierę językową, dla wielu z nich ta ścieżka może okazać się zbyt trudna do pokonania.
Amerykański The Washington post przyznaje, że armia ukraińska wykorzystuje cywilną infrastrukturę do celów militarnych i w związku z tym Federacja Rosyjska może nie zostać pociągnięta do odpowiedzialności za zbrodnie wojenne, gdyż ostrzeliwanie przez nią budynków mieszkalnych może w przypadku stacjonowania w pobliżu zasobów militarnych Kijowa nie zostać uznane za celową zbrodnię wojenną.
Washington Post w obszernym artykule, w którym wyraźnie krytykuje ukraińską strategię obrony totalnej, powołuje się na specjalistów w zakresie prawa międzynarodowego i praw człowieka, takich jak Bill Chabas czy też Richard Weir.
Ponadto w ciągu ostatnich tygodni dziennikarze amerykańskiej gazety widzieli na własne oczy sprzęt militarny, taki jak rakiety przeciwczołgowe, działa przeciwlotnicze i transportery opancerzone, które zostały rozlokowane w pobliżu budynków mieszkalnych.
Na ulicach w dzielnicach mieszkalnych rozmieszczono także punkty kontrolne z uzbrojonymi ludźmi, barykady z worków z piaskiem oraz skrzynki z koktajlami Mołotowa. Ukraińscy obywatele sami skarżyli się Amerykanom, że w pobliżu infrastruktury cywilnej mają miejsce działania zbrojne, które np. uniemożliwiają nocą sen.
Richard Weir, ekspert organizacji Human Rights Watch stwierdza wprost, że ukraińskie wojsko, na mocy prawa międzynarodowego, zobowiązane jest do usunięcia sprzętu wojskowego oraz żołnierzy z terenów zamieszkałych przez ludność cywilną. Jeżeli tego nie zrobią, stanowić to będzie pogwałcenie prawa wojennego
Ukraińska armia odpowiada na te zarzuty, że gdyby posłuchali tych rad to właściwie mogliby nie bronić swoich miast. Współpracownicy ukraińskiego prezydenta z kolei twierdzą, iż w tym konflikcie międzynarodowe prawo humanitarne oraz prawo wojenne nie ma zastosowania, ponieważ, jak twierdzą, celem Putina jest zniszczenie narodu ukraińskiego. Dodaje, że nie może on przeszkadzać swoim rodakom w obronie ich domów, wolności, wartości i tożsamości.
Ukraińcy sami oprowadzają dziennikarzy z zagranicy po osiedlach mieszkaniowych, gdzie rozmieścili swoją infrastrukturę militarną. Weir zauważa, że jeżeli Rosjanie będą atakować cele cywilne w sposób nieproporcjonalny w stosunku do zagrożenia to nadal mogą zostać oskarżeni o zbrodnie wojenne. Jednak wówczas granica pomiędzy zbrodnią wojenną a atakiem na cel wojskowy jest dużo bardziej płynna – militaryzacja przestrzeni mieszkalnej tak czy inaczej musi skończyć się ofiarami wśród cywilów.
William Chabas, kanadyjski specjalista w dziedzinie międzynarodowego prawa karnego stwierdził, że Ukraina nie może używać ludności cywilnej jako żywych tarcz. Ukraińcy najpierw instalują swoje zasoby wojskowe w pobliżu obiektów infrastruktury cywilnej a następnie filmują rosyjskie ataki, chcąc w ten sposób za wszelką cenę wytworzyć materiał mogący posłużyć jako dowód na zbrodnie wojenne Rosji, który zostanie wykorzystany w międzynarodowym trybunale karnym w Hadze. Richard Weir z HRW zauważa jednak że jeżeli w pobliżu zniszczonego przez rosyjską armię celu cywilnego znajdować się będzie zasób militarny, to tezy o celowej zbrodni wojennej będzie można bardzo łatwo podważyć.
W stolicy Ukrainy – Kijowie – nie tylko domy ale także restauracje czy też biura zostały przekształcone w obiekty wojskowe obrony terytorialnej Ukrainy, co sprowadza na rezydujących tam ludzi śmiertelne niebezpieczeństwo i powoduje, że zabudowa Kijowa i innych miast jest tak czy inaczej niszczona, powodując przy tym śmierć niewinnych ludzi.
Bez względu na to jak patrzymy na konflikt ukraińsko-rosyjski stwierdzić trzeba jednoznacznie: ukraińska armia sprowadza swoimi działaniami na ludność cywilną śmiertelne niebezpieczeństwo i powinna za swoje działania co najmniej zostać surowo potępiona.
Vladimir Putin, Chief Rabbi Berel Lazar, businessman Viktor Vekselberg Courtesy of the Jewish Museum and Tolerance Center of Moscow
—————-
Three days after Russian forces invaded Ukraine, a prominent rabbi in Moscow offered a striking dissent.
“Stop the war!” Rabbi Boruch Gorin wrote on Facebook. He added, “This could cause fits of rage, but I have no other words now.”
It was not just the use of the word “war,” which Russia later banned from public discourse, that made the comment so remarkable. It was also because Gorin is a senior spokesperson for the Chabad-affiliated Federation of Jewish Communities in Russia and to Russian Chief Rabbi Berel Lazar — a Chabad rabbi whose ties to Russia’s bellicose president has earned him the derisive moniker “Putin’s rabbi.”
During Vladimir Putin’s 22 years in power, the Russian president has maintained a simple but effective relationship with the Chabad-affiliated rabbis of his country.
Under this symbiotic relationship, Putin helped Chabad pull off one of the most impressive Jewish revivals in modern times, eclipsing all their rival groups in Russia to bring Jewish practice and experiences to people who had little access to religious life under communism. Chabad’s star especially rose as Putin’s relations soured with the Russian Jewish Congress, a non-Chabad communal group, after that group criticized Russia’s war in Chechnya two decades ago.
Chabad, in turn, continued to abide by the Hasidic Orthodox movement’s willingness to work with government regimes as long as they don’t target Jews — a propensity that Chabad leaders define as partisan neutrality and that critics say reflects an inappropriate deference to power.
Russia’s Feb. 24 invasion of Ukraine has placed unprecedented strain on this arrangement, threatening what many view as a golden age of Russian Jewry and possibly Chabad’s place alongside Christian and Muslim counterparts operating under similar understandings with Putin.
In the weeks since the start of the war, Chabad in Russia has drawn criticism from abroad for failing to condemn a war that has caused untold death and turned millions of Ukrainians, including tens of thousands of Jews, into refugees. Meanwhile, Russian nationalists are criticizing the group, often in antisemitic terms, for not adequately backing Putin.
For Chabad, the push and pull is taking place amid an emotionally fraught conflict — Ukraine is in many ways the spiritual birthplace of the movement. Meanwhile, Chabad is also facing financial uncertainty with many of its deep-pocketed Russian backers suddenly severed from their wealth because of international sanctions.
The dynamics have Chabad of Russia engaged in a delicate balancing act aimed at maintaining safety and access to Jewish life for the country’s nearly 200,000 Jews.
“It’s a complicated situation. During times of war, people are not thinking rationally. Some think: You’re either with us or against us. We explain that bringing peace is the basis for any religious community, especially the Jewish one,” said Rabbi Alexander Boroda, president of the Federation of Jewish Communities in Russia. “But I can’t say everyone understands. Some people from other faiths — they expect us to support the military action.”
Gorin’s comments represented an early example of Chabad’s balancing act. Occurring amid rising nationalist sentiment and a witch hunt for so-called traitors, his call to end the war stood out as unusual in Russia.
Gorin told the Jewish Telegraphic Agency at the time that his position nonetheless represented that of Lazar and the rest of the Federation of Jewish Communities, a group with dozens of synagogues and community centers and hundreds of rabbis across Russia’s vast territory.
And on March 2, Lazar himself wrote a statement calling to “stop the madness so that no more people die.”
Lazar’s language was milder than Gorin’s, and certainly than the language used by some Jewish leaders abroad — such as the rabbis from the Union for Reform Judaism who in a statement condemned what they termed “Putin’s seemingly insatiable desire to fulfill his vision of a new Russian empire.” But it nonetheless set Lazar apart from other clergy in Russia, who are cheering on the Russian invasion and justifying it.
The views expressed — and not expressed — by Chabad’s leadership in Russia have drawn the attention of “other faith representatives” to the Federation of Jewish Communities of Russia, Boroda said. He declined to specify who those representatives were.
Multiple sources told Haaretz this week that the Kremlin is pressuring Jewish groups in Russia to support the war, including by threatening to shut down Jewish institutions if they do not. But Boroda said his group had not been pressured by the government to support the war, which in Russia is referred to as a “special military operation” by Putin’s fiat.
Still, he said, Chabad nonetheless had faced questions about its stance. “There are representatives from other faiths who want to come out with something general to support the military operation,” Boroda said. “We declined and there was more or less understanding to our position. We weren’t pressured and told we have no choice and had to pick sides here.”
Boroda drew criticism from abroad, including from a leading Chabad rabbi in Ukraine, after he spoke with the Interfax Russian news agency about the war in early March and the Jerusalem Post reported the contents of the interview.
In the interview, Boroda was asked about the Ukrainian state’s track record of celebrating the legacies of Nazi collaborators. Boroda condemned these activities, reiterating the position of his own group and many others, including the State of Israel and the World Jewish Congress. He also invoked the Holocaust while decrying vandalism of a Russian store in Germany, noting that Kristallnacht, the pogrom that is considered to be the beginning of the Nazi Holocaust against the Jews, featured vandalism of stores.
The Jerusalem Post interpreted Boroda’s answers as support for the “denazification” pretext offered by Putin himself for the invasion.
Boroda rejected that interpretation, noting that he did not link the glorification of Nazi collaborators with the current situation in Ukraine. He also did not comment directly on the war.
Boroda said his group is involved in sending humanitarian aid to Jewish communities in Ukraine, where Chabad is also the driving force of Jewish communal life. That aid is flowing through the world Chabad network, which transfers donations and supplies from Jewish communities in multiple countries, including Russia, and distributes those resources to Jewish communities in Ukraine, Boroda said.
Even within Russia, some would like to see Chabad in Russia take a firmer position against the war.
“They made a bunch of vague statements for peace, [but] they haven’t really said what Russian Jews really think about this terrible war and the dictatorship responsible for it,” said one Jewish person in Russia who for years has followed Chabad and Jewish community politics. The source, who said they were already taking a risk just speaking a Western journalist over the phone, spoke on condition of anonymity for fear of being imprisoned under new laws proscribing criticism of the war.
Putin has made clear his intolerance for criticism over the war beyond enacting laws punishing those who criticize it. In a speech on March 17, he said: “The Russian people will always be able to distinguish true patriots from scum and traitors and will simply spit them out like an insect in their mouth onto the pavement.”
Not long after that, a pig’s head with a blond wig was placed outside the home of a Russian-Jewish journalist deemed critical of the war. The perpetrators posted a piece of paper on the door of the apartment of the journalist, Alexey Venediktov, which featured a Ukrainian national symbol and the word “Judensau,” the German-language term for an antisemitic icon from the Middle Ages.
Statements like Gorin’s and Chabad’s humanitarian efforts in Ukraine have not gone unnoticed in ultranationalist circles.
“The Judeo-Christian church collects warm clothes for soldiers on both sides,” Sergey Shcherbatyuk, a blogger for the ultranationalist newspaper Gazeta Zavtra, wrote, referencing Chabad.
The criticism comes amid increasing pressure on Chabad’s finances in Russia. Ever since the collapse of the former Soviet Union, Chabad of Russia has relied on a mix of donations from Russian philanthropists, including the billionaires known as oligarchs whose wealth accumulated through relationships with the state, plus government assistance and gifts from Western donors.
With those sources of funding, Chabad of Russia has built an array of buildings and institutions, including dozens of schools and ostentatious synagogues like the one headed by Boroda in Zhukovka, a wealthy suburb of Moscow. Chabad is opening synagogues and centers far beyond the capital, including in Arkhangelsk, home to the world’s northernmost Jewish community center, and in Tomsk, where Siberia’s largest Jewish community center recently opened.
The group was also instrumental in the development and construction of the $50 million Jewish Museum and Tolerance Center, which opened in Moscow in 2012 and was built with the support of the Russian government.
But now, many of the Russian-Jewish oligarchs who used to fund Chabad activities in Russia are under crippling sanctions that have tied up their funds in the West. That could make support from outside Russia more essential, according to Roman Bronfman, an Israeli former lawmaker who was born in Ukraine and is the author of a book on Russian-speaking Jewry.
“Chabad in Russia is between a rock and a hard place,” Bronfman said. “Especially now they need to work on their ties to the west, which are substantial anyway. They need to take public opinion in the west into account.”
Russian Jews, including the ones belonging to Chabad, “almost all have their origins in Ukraine, Moldova or Belarus,” Bronfman noted. This is because those countries were part of the Pale of Settlement, where Jews were allowed to live during Czarist times.
“Very few Russian Jews actually come from Russia. This means the invasion into Ukraine hit an emotional chord, preventing Chabad from siding all the way with Russian clergy supporting the war,” Bronfman said.
To Bronfman, what is happening in Russia right now represents “the collapse of the model on which Chabad has operated so far in Russia, in which they stay out of politics in exchange for government support.” This model, he said, restricts criticism by Chabad of the government but “is preconditioned on the freedom not to openly support the government and cheer it on, either. The war has drastically reduced this freedom.”
Misha Kapustin, a Reform rabbi who fled Crimea to Slovakia in 2014 after the Russian army annexed that part of Ukraine, also believes that Chabad of Russia has not spoken out against the war in any significant way.
Moral fortitude requires clergy to speak out against the war in Ukraine, he said. But he said he understands why Russian Chabad rabbis have not done this with more force.
“It’s easy for us to criticize but Russia is a dictatorship,” said Kapustin, who has previously criticized Chabad of Russia for being too close to the government. “So what should they do? Walk away from the communities they build? Abandon Jews there?”
Russia’s Chabad rabbis, Kapustin said, are “facing a very difficult choice.” It’s one that he doesn’t need to imagine making, because he made it already.
“I left Crimea precisely because I didn’t want to put myself in that position,” Kapustin said.
Chabad’s rabbis in Russia may not have that flexibility. Emissaries in the movement are expected to remain in their communities through thick and thin; many who left Ukraine in the war’s early days to usher their families and communities to safety have returned already.
And whatever happens with the war and with Putin’s leadership, there are potentially hundreds of thousands of Jews in Russia. While thousands of Russian Jews have departed for Israel and beyond since the war broke out, many of them fearing a return of the Iron Curtain, most have stayed.
Many of those who left “did so out of an initial reaction of panic,” Boroda said. He added, “They will return. It will not affect the revival of Jewish life in Russia, which we will continue to bring to new heights regardless of international politics.”
Ukrainians have a long history of murdering Jews. We do not need to save them. We need to save the Jews and get out of there. Time to abandon Ukraine.
There are about 200,000 Jews in Ukraine, but there are about 10 times more Jews who were murdered and buried there, and in the last century alone. Ukraine is a Jewish graveyard. We need to get out of there.
In fact, Jewish graves have been attracting Jews back to Ukraine, particularly to Uman, where Rebbe Nachman of Breslov is buried. We haven’t been able to escape yet because a large part of our nation is buried there. Many Jews still feel a strong attachment to them.
The dead will forgive us if we move on towards our Redemption. We do not need to live with the dead in that graveyard of a nation. Rise up from the ashes, O Israel, and abandon the lands of your torment. Time for all Jews to come to Israel, to the Land of the living.
A Jewish President in Ukraine
Ironically, we now have a Jew in charge of Ukraine (Volodymyr Zelensky). He is fighting for them and has chosen to remain. He might even be blocking Jewish men from leaving. He needs all men of fighting age to remain, to resist the Russian invasion. He is even calling for other Jews to fight for Ukraine.
We don’t need a Jew to fight for Ukraine. If anything, it could only make matters worse for Jews everywhere. The main benefit of a Jewish Ukrainian president would be if he had enough compassion for the Jews of that country to help them escape to Israel.
A Gentile leader could be ruthless to the Jews of Ukraine. He could blame them for all his problems. He could let the Ukrainians vent their anger upon them, or trap them in the crossfire, blocking their escape. Zelensky can help facilitate the exodus of hundreds of thousands of imperiled Jews to Israel.
Putin is Not Our Enemy
Vladimir Putin, the leader of Russia for the past 22 years, is not our enemy and we do not need to make him our enemy. He has been good to the Jews of Russia, raising up Jewish oligarchs to serve him and forcing Russians to respect the Jews there.
There are roughly 265,000 Jews in Russia, according to 2010 figures. Those Jews were previously free to traverse the world and come to Israel. With the tough sanctions currently in place, it is hard to fly out of Russia these days.
Bennett flew to Russia on a private jet, with US approval, to secure humanitarian corridors for Jews to escape the conflict, among other things. But it is not only the Jews of Ukraine who are at risk.
We need Putin as a friend to help secure the safety of Russian Jews. If possible, we need to help them escape as well, since US President Joe Biden seems hellbent on raising up a new iron curtain that could cut them off from Israel. This could include other nations with Jewish populations under Russian influence.
Putin helps secure the safety of many Jews who would otherwise be at risk. We should not be fighting against him to save Ukraine, and we certainly should not want to topple him. Ukrainian Jews would be safe under Putin’s protection. The same cannot be said of the Ukrainian militias rising up to resist a Russian occupation.
Ukraine Under Russian Occupation
Biden seems to have accepted that Russia would occupy Ukraine. He did so, even before the invasion, when Putin amassed a huge army at its borders. Biden encouraged Russia to attack when he said an attack was inevitable, and that America would not send troops to defend Ukraine.
What surprised the world was Zelensky’s fighting spirit. He roused Ukrainians to powerfully resist the Russian invasion. This was not expected, and it has only made matters worse. Now the West is strangling Russia with sanctions and supplying Ukraine with enough weapons to fuel a protracted war. Zelensky, a Jew, has become Putin’s foremost enemy.
Russia had mechanisms in place to control Ukraine, which were further upended by Zelenksy’s populist rise to power. How does a Jew rise to power in a place like Ukraine? Zelensky produced and starred in a tv series, ‘Servant of the People,’ in which he depicts a high school teacher who unexpectedly rises to power, after a video of him ranting against government corruption goes viral.
The tv show aired for three seasons, from 2015 to 2019. In 2018, Zelensky took advantage of its popularity, and his production team formed a political party under the same name as the tv show. In 2019, Zelensky was elected the president of Ukraine in a landslide victory.
Zelensky rose to power on an anti-corruption platform. Corruption in the former Soviet states is tied to the sale of state assets at huge discounts and the granting of monopolies to favorable parties, known as oligarchs.
The rise of the oligarchs is connected to Russia, and Russia wields political influence outside its borders through them. In the shadow of their demise, Russia is losing control. Zelensky has been steering Ukraine into the hands of the West, a process that is unacceptable to Putin.
Russians are willing to fight for Ukraine because it has been theirs for hundreds of years, and historically, Russian civilization originated there, in the Kievan Rus’. Kyiv is the capital of Ukraine, but ‘Rus’ is phonetically related to Russia, along with neighboring Belarus. Russians consider that region their historic heartland, and they refuse to see it fall to the West.
Russia has been “occupying” Ukraine for hundreds of years already. Perhaps Putin was willing to accept an independent and neutral Ukraine, but not a Ukraine aligned with the West, and certainly not one allied with NATO against him.
The Euromaidan protests, beginning in late 2013, lead to the ousting of the Russian-leaning Ukrainian President, Viktor Yanukovych, in early 2014. This was the impetus for Russia’s invasion of Ukraine in 2014 and its annexation of Crimea, which it feared would fall into Western hands. Zelensky’s rise to power in 2019 marked an even greater threat to Russia.
In 2019, Donald Trump was the President of the US. He helped reduce the tensions surrounding Ukraine. When Biden came to power in 2021, everything changed. Biden started off with a slap in the face to Putin, calling him a killer in March 2021. Tensions rapidly escalated after that concerning Ukraine, to the point of international crisis and ultimately war.
Not Our War
Western paramours have been seducing Ukraine to run off with them. They offer many economic incentives to the impoverished Ukrainians. Russia is not pleased with its estranged Ukrainian wife. We do not need to stand between them and take the fire. We need to get our people out of there.
It might even be in our interests to help Putin at this juncture, to let him end the war quickly and claim some sort of victory, not to turn this into a bloodbath that could topple him and destabilize the region.
Contrary to what people are saying these days, Putin remains a voice of reason and a friend of Jews in that dark region. Don’t expect there to be anyone better than him there.
And don’t let the media fool you. This is not a war for freedom. Ukraine will be subjected and exploited either way, most likely for its grain. Either Ukraine will serve the West and enrage the Russians, or it will realign its interests with Russia and the threat of a major conflict may be averted.
Our interests do not necessarily align with the interests of other nations in this conflict. Best if we stay out of it. Ukraine is not our war. Saving the Jews is. Time for Jews to abandon Ukraine.
Yshai Amichai is a father of six and an author with a legal education, whose books advocate upholding the Torah as a national Constitution. He may be contacted at: yshaia@gmail.com
Wielki przyjaciel Polski, jak do niedawna partia rządząca i media „niepokorne” nazywały Victora Orbana, praktycznie z dnia na dzień stał się wrogiem Polski i w dodatku „ruską onucą”. Zmiana oceny polityki Orbana dobitnie świadczy, jakimi ignorantami w sferze międzynarodowej są przedstawiciele kierownictwa PiS, z Kaczyńskim na czele. Nie kto inny tylko właśnie Jarosław Kaczyński był wpatrzony w Orbana, jak w obrazek, a po dojściu do władzy kopiował niemal wszystkie pomysły węgierskiego prezydenta, z wyjątkiem jednego – polityki międzynarodowej. Dlaczego zmiana oceny Orbana jest przejawem ignorancji? Z dwóch generalnych powodów, po pierwsze Orban zawsze był „ruską onucą”, po drugie kopiowanie wewnętrznej polityki Orbana bez powielania polityki zagranicznej, jest jak chodzenie na jednej nodze.
Prezydent Węgier nad swoim biurkiem i łóżkiem ma powieszone jedno postanowienie: „Először is Magyarország”. Dla tych, którzy nie znają węgierskiego tak biegle, jak piszący te słowa, wklejam tłumaczenie: „Po pierwsze Węgry”. U polityków słowa z reguły nie mają większego znaczenia i najczęściej służą jako narzędzie propagandy, ale dla Orbana to nie są słowa, tylko filozofia działania, modus operandi.
Wszystko, co robi Orban jest egoistyczną, do bólu realistyczną strategią ochrony węgierskich interesów i pomimo wieloletniej krytyki ze strony całego świata Orban nie zmienił absolutnie nic w swoim postępowaniu. Konsekwencja daje określone korzyści, w postaci rozwoju Węgier i wygrywania kolejnych wyborów przez partię Fidesz.
Dosłownie za kilka dni na Węgrzech odbędą się wybory parlamentarne i wszystko wskazuje na to, że znów partia Orbana będzie zwycięska. Jak to możliwe, przy takim nastawieniu prezydenta Węgier do „wojny” na Ukrainie? Odpowiedź nie jest prosta, w każdym razie nie dla Polaków, którzy żyją w swoim świecie romantycznych uniesień i moralnych zwycięstw. Prawdą jest, że sam Orban ma bardzo dobre relacje z Putinem, co się przekłada na biznesy z Rosją. Nie chodzi tylko o rosyjską ropę i gaz dostarczane na Węgry po cenie, o jakiej Polacy mogę pomarzyć, ale też elektrownię atomową na rosyjskiej licencji.
Takie uzależnienie węgierskiej gospodarki od Rosji na pierwszy rzut oka wydaje się mało rozsądne, ale jeśli weźmiemy pod uwagę uwarunkowania społeczne, to zbuduje nam się pełen obraz węgierskiej rzeczywistości. W ostatnim sondażu ponad 40% Węgrów uznało, że Putin słusznie napadł na Ukrainę, co dla Polaków z całą pewnością jest szokującą informacją. Podkreślę, że nie chodzi o to, czy Węgrzy martwią się losem Ukraińców, ale o to, że ponad 40% Węgrów kibicuje w tym konflikcie Rosji.
Zatem dla Węgrów tak jak dla Orbana nie liczą się żadne moralne dywagacje, ale wyłącznie węgierski interes. Sympatia dla Rosji pewnie ma wiele składowych, ale też wiąże się bezpośrednio z tym, co Węgier tankuje, na jakim gazie gotuje gulasz i z jakiej elektrowni dostaje rachunki. Rasowy polityk z taką wiedzą, szczególnie na parę dni przed wyborami, może zrobić tylko jedno – bezwzględnie wykorzystać. I tak też się dzieje, Orban wręcz sobie kpi z Zełenskiego, gdy ten używa zgranych szantaży emocjonalnych z użyciem kobiet i dzieci. Odpowiedź
Orbana na apel prezydenta Ukrainy, aby Węgry zaangażowały się w konflikt nie pozostawia złudzeń:
1. „Jestem prawnikiem. Pracuję z wiedzą, którą zgromadziłem w świecie prawa. Ktoś, kto jest aktorem, pracuje z wiedzą, którą zdobył jako aktor”.
2. „Polityka węgierska nie jest przyjazna dla Ukrainy ani prorosyjska, ale przyjazna Węgrom”.
W Polsce nie do pomyślenia i trzeba uczciwie przyznać, że ani PiS nie może iść krok w krok za polityką Fideszu, ani Kaczyński dosłownie naśladować Orbana. Polskie uwarunkowania są skrajnie odmienne i poparcie dla Rosji występuje na poziomie promili, czemu trudno się dziwić z uwagi na kontekst historyczny i współczesne bandyckie zachowania Putina wobec Polski.
Tyle tylko, że jak się uznaje Orbana za wybitnego polityka i wzór do naśladowania, to wypadałoby skopiować przynajmniej podstawy jego polityki: „Po pierwsze Polska”.PiS z Kaczyńskim mogli i powinni zachować dystans do tego, co się dzieje na Ukrainie, oczywiście nie w takim stopniu, jak Węgrzy, bo to w Polsce byłoby politycznym samobójstwem, ale w odpowiednich dostosowanych do polskich realiów proporcjach.
Tymczasem mało zdolni uczniowie Orbana ruszyli w dokładnie przeciwnym kierunku, wymachując kuriozalnym hasłem na polskich sztandarach: „Po pierwsze Ukraina”.
Tak więc zakrojone na szeroką skalę sankcje nałożone na Rosję przez Zachód, rzekomo w odpowiedzi na inwazję na Ukrainę, nie mają na celu zdemolowania rosyjskiej gospodarki, ale wywołują wzrost cen ropy, tworząc potencjalne niedobory energii i żywności na Zachodzie i zaostrzając kryzys „kosztów życia” wywołany przez „pandemię”.
−∗−
W menu na dziś danie (oby nie) głodowe. Ogłaszane coraz to nowsze sankcje gospodarcze związane z konfliktem rosyjsko-ukraińskim, teoretycznie mają wywrzeć ujemny wpływ na kondycję ekonomiczną Rosji. Ale po bliższym przyjrzeniu się szczegółom wiele wskazuje na to, że ich skutek może być zgoła odmienny. Analiza autorstwa Kit Knightly.
Zapraszam do lektury.
___________ *** ___________
Czy Rosja jest PRAWDZIWYM celem zachodnich sankcji?
Gwałtownie rosnące ceny ropy, energetyczne i żywnościowe kryzysy na horyzoncie… czy to możliwe, że PRAWDZIWYM celem tej wojny gospodarczej jesteśmy my?
Pierwszy tweet, jaki zobaczyłem dziś rano, kiedy sprawdziłem swoją oś czasu, pochodził od analityka polityki zagranicznej Clinta Ehlircha, wskazującego, że rosyjski rubel zaczął już odrabiać straty po dołku spowodowanym przez zachodnie sankcje i jest prawie na poziomie przedwojennym:
Rubel rosyjski zbliża się do wartości sprzed inwazji. Sankcje miały na celu obniżenie jego wartości. Nie udało się im. pic.twitter.com/OLmVIsS34E — Clint Ehrlich (@ClintEhrlich) 29 marca 2022r.
Ehrlich stwierdza, że „sankcje miały na celu obniżenie wartości rubla lecz zawiodły”.
…na co jedyną reakcją może być: czy faktycznie „taki był cel”?
…a może, co ważniejsze, „czy rzeczywiście zawiodły”?
Bo tak naprawdę to raczej na to nie wygląda, prawda?
Jeśli już, to można uznać, że sankcje są w najlepszym razie nieudolne, a w najgorszym, zdumiewająco nieproduktywne.
To nie tak, że USA/UE/NATO nie wiedzą, jak okaleczyć gospodarki. Mają za sobą lata praktyki głodzenia mieszkańców Kuby, Iraku, Wenezueli i wielu innych, zbyt wielu by je tu wymienić.
Teraz można argumentować, że Rosja jest większą, bardziej rozwiniętą gospodarką niż tamte kraje i to jest prawda, ale USA i ich sojusznicy już wcześniej zdołali zaszkodzić rosyjskiej gospodarce dość drastycznie.
Jeszcze w 2014 roku, po „aneksji” Krymu, zachodnie sankcje były łagodne w porównaniu z niedawnymi bezprecedensowymi środkami, ale co najważniejsze, Stany Zjednoczone znacznie zwiększyły własną produkcję ropy naftowej, a następnie w tym samym roku (po wizycie sekretarza stanu USA Johna Kerry’ego) Arabia Saudyjska zrobiła to samo.
Mimo sprzeciwu innych członków OPEC – głównie Wenezueli i Iranu – Saudyjczycy zalali rynek ropą.
Rezultatem tych ruchów był największy od dziesięcioleci spadek cen ropy naftowej – ze 109 dolarów za baryłkę w czerwcu 2014 roku do 44 dolarów w styczniu 2015 roku.
To wepchnęło Rosję w pełną recesję i po raz pierwszy spowodowało spadek PKB Rosji pod przywództwem Putina.
I znów, zaledwie dwa lata temu, rzekomo w ramach rywalizacji z Rosją o udział w rynku ropy, Arabia Saudyjska po raz kolejny zalała rynek tanią ropą.
Tak więc Zachód wie, jak zaszkodzić Rosji, jeśli naprawdę tego chce – po prostu zwiększając produkcję ropy, zalewając rynek i zbijając ceny.
Ale czy tym razem Stany Zjednoczone zwiększyły produkcję ropy? Czy wsparli się na sojusznikach z Zatoki Perskiej, by ci zrobili to samo?
Absolutnie nie.
W rzeczywistości, w pięknie zsynchronizowanej narracji, Stany Zjednoczone twierdzą, że „nie są w stanie” zwiększyć produkcji ropy z powodu „braków w personelu” spowodowanych czymś, z czym wciąż się zmagamy, czyli Covidem.
Podobnie Arabia Saudyjska nie demoluje rynku ropy, ale celowo podnosi ceny.
Tak, teraz, gdy zachodni sojusznicy są uwikłani w rzekomą wojnę gospodarczą z Rosją, cena ropy gwałtownie rośnie i nadal może rosnąć.
To dobra wiadomość dla rosyjskiej gospodarki, która może nawet zrekompensować sobie szkody wyrządzone brutalnymi sankcjami.
Wysoka cena ropy i konieczność „niepolegania na gazie Putina” lub „odrusyfikowaniu” naszych dostaw energii bez wątpienia spowodują, że miliony zostaną przelane na tzw. „zieloną” technologię.
Te zachodnie sankcje są również wymierzone w inne części rosyjskiego eksportu, w tym eksport zboża i żywności w ogóle.
Rosja jest eksporterem netto, co oznacza, że więcej żywności eksportuje niż importuje. I odwrotnie, wiele krajów Europy Zachodniej polega na importowanej żywności, w tym Wielka Brytania, która importuje ponad 48% swojej podaży żywności.
Jeśli Europa odmawia kupowania rosyjskiej żywności, efektem netto jest to, że Rosja ma żywność… a Zachód nie.
I, podobnie jak w przypadku ropy, wzrost cen żywności raczej pomoże, niż zaszkodzi rosyjskiej gospodarce.
Weźmy na przykład pszenicę, której Rosja jest największym eksporterem na świecie. Zdecydowana większość tej pszenicy nie jest nawet sprzedawana do krajów zachodnich – lecz do Chin, Kazachstanu, Egiptu, Nigerii i Pakistanu – a więc nawet nie podlega sankcjom.
Niemniej jednak sankcje i wojna spowodowały, że ceny pszenicy wzrosły o prawie 30%.
A to akurat jest dobre dla rosyjskiej gospodarki.
Tymczasem, według CNN, USA do 2023r. prawdopodobnie wejdą w recesję, Francja już rozważa bony żywnościowe, a kraje na całym świecie mają zacząć racjonować paliwo.
Tak więc zakrojone na szeroką skalę sankcje nałożone na Rosję przez Zachód, rzekomo w odpowiedzi na inwazję na Ukrainę, nie mają na celu zdemolowania rosyjskiej gospodarki, ale wywołują wzrost cen ropy, tworząc potencjalne niedobory energii i żywności na Zachodzie i zaostrzając kryzys „kosztów życia” wywołany przez „pandemię”.
Należy zawsze uważać na każdego – osobę lub instytucję – kogo działania przypadkowo osiągają dokładne przeciwieństwo zamierzonego celu. To prosta zasada, według której należy żyć.
Przypomnijcie sobie, jak Orwell opisał ewolucję koncepcji wojny w “Roku 1984” roku: Jak widać, wojna jest teraz sprawą czysto wewnętrzną. W przeszłości grupy rządzące wszystkich krajów, choć mogły uznać swój wspólny interes, a tym samym ograniczyć niszczycielskie skutki wojny, walczyły ze sobą, a zwycięzca zawsze plądrował zwyciężonych. W naszych czasach już ze sobą nie walczą. Wojna jest prowadzona przez każdą grupę rządzącą przeciwko własnym poddanym, a celem wojny nie jest dokonywanie lub zapobieganie podbojom terytoriów, ale utrzymanie nienaruszonej struktury społeczeństwa.
Przypomnijmy, że w wyniku Covid przewidywano „najgorsze niedobory żywności od pięćdziesięciu lat”. Ale one nigdy się nie zmaterializowały.
Podobnie mieliśmy doświadczyć przerw w dostawach energii i prądu związanych z Covid. Poza niewypałem z „kryzysem paliwowym” w Wielkiej Brytanii, nigdy tak naprawdę nie wystąpiły.
Ale teraz wreszcie nadchodzą – bo wojna i sankcje.
Wzrost cen żywności, zmniejszenie zużycia paliw kopalnych, obniżenie poziomu życia, przelanie publicznych pieniędzy na „odnawialne źródła energii”. To wszystko jest częścią dobrze znanego planu, prawda?
Niezależnie od tego, co myślisz o Putinie, Żełeńskim, wojnie w ogóle czy ukraińskich nazistach, czas wreszcie stawić temu czoła.
Musimy zadać sobie pytanie: jaki dokładnie jest prawdziwy cel tych sankcji? I dlaczego tak doskonale wpasowują się w Wielki Reset?
PiS planuje sankcje dla… Polski Jarosław Kaczyński, specjalista od wywoływania małych niepokojów i drobnych nieporozumień miał genialny plan zaprowadzenia pokoju na Ukrainie. Funkcjonowało to w obiegu medialnym jako „misja pokojowa”. Przyjaciel prezesa, a przynajmniej jego […]
___________
Nowy Koszmarny Świat. Etap II – pandemia głodu Wspólność, identyczność, stabilność “Nowy Wspaniały Świat”. Aldous Huxley. Niektórzy zapewne błyskawicznie skojarzyli tytuł z „Nowym Wspaniałym Światem” Aldousa Huxleya, odczytywanym przez niektórych jako antyutopia. Dziś wiele rzeczy wskazuje, że poddawana […]
___________
W 1981 r. Jacques Attali mówi, jak zamierzają rozegrać epidemię „Przyszłość polegać będzie na znalezieniu sposobu na zmniejszenie liczby ludności. Zaczniemy od ludzi starych, bo gdy ludzie przekraczają 60-65 lat, to żyją dalej bezproduktywnie, a to drogo kosztuje społeczeństwo. […]
___________
Kontrola cen, ograniczenia podróży. Co jeszcze? Szok cen energii w połowie lat 70. doprowadził do redukcji maksymalnej dozwolonej prędkości na terenie kraju z 70 mil na godzinę do 55 mil na godzinę. Redukcja prędkości o 21% […]
___________
Wojna na Ukrainie i „huragan głodu” Wszystko wskazuje na to, że potrzebne są regionalne i lokalne systemy żywnościowe oparte na krótkich (lub przynajmniej krótszych) łańcuchach dostaw żywności, które będą w stanie poradzić sobie z przyszłymi wstrząsami. […]
Stacja CNN podała, że na terenie Polski trwają amerykańskie szkolenia dla Ukraińców. Wojska USA uczą, jak posługiwać się zachodnią bronią.
Według źródeł CNN zakres pomocy amerykańskiej obejmuje szkolenie ukraińskiej armii z obsługi sprzętu, który płynie na Ukrainę z Zachodu. Szkolenia te, jak twierdzą informatorzy stacji, odbywają się w Polsce. Informację potwierdził Onet.
Cała akcja jest tajna. – Wsparcie szkoleniowe armii ukraińskiej przez Stany Zjednoczone zaczęło się na długo przed obecną wojną. Pierwsi amerykańscy żołnierze zajęli się szkoleniem jednostek ukraińskich już po aneksji Krymu w 2014 r. – mówi rozmówca Onetu. Obecny atak Rosji na Ukrainę spowodował jednak, że szkolenie z obsługi zaawansowanych systemów uzbrojenia na jej terenie stało się trudne lub wręcz niemożliwe. Dlatego te zadania wykonywane są m.in. w Polsce. Nic więcej nie mogę powiedzieć – wskazuje oficer polskiej armii.
Raczej instruktaż niż szkolenie
Źródła CNN twierdzą, że chociaż wojska amerykańskie rzeczywiście dostarczają Ukraińcom pewnych instrukcji w bazie wojskowej w Polsce, nie jest to równoznaczne z regularnym szkoleniem. Chodzi o instrukcje związane z obsługą sprzętu wojskowego dostarczanego Ukrainie przez Zachód m.in. pocisków przeciwpancernych, pocisków przeciwlotniczych, broni strzeleckiej, w tym karabinów maszynowych i granatników, czy uzbrojonych dronów.
Podczas ubiegłotygodniowej wizyty w Polsce prezydent USA Joe Biden poruszył tę kwestię. – Wojska amerykańskie stacjonujące Polsce pomagają szkolić ukraińskich żołnierzy – wskazał. Jednocześnie podkreślił, że ich głównym celem jest wzmocnienie wschodniej flanki NATO.
Wsparcie nie od dziś
Onet przypomina, że wsparcie szkoleniowe USA dla Ukrainy rozpoczęło się już w 2014 roku, po aneksji Krymu przez Rosję. “Po aneksji Krymu i wybuchu wojny w Donbasie Stany Zjednoczone wysłały do Ukrainy instruktorów wojskowych, którzy pomagali jej w budowaniu armii według procedur NATO. Już wtedy zaczęły się również spore dostawy zachodniego sprzętu do Kijowa” – czytamy.
Duże zaangażowanie USA jest jedną z przyczyn zdecydowanej poprawy jakości funkcjonowania ukraińskiego wojska. Armia Ukrainy jest obecnie znacznie bardziej profesjonalna niż jeszcze kilka lat temu.
Prezydencie Zełenski, może Pan coś zrobi z handlem dziećmi w swoim kraju?!
Wojna jest strasznym doświadczeniem, które jednak tym bardziej pokazuje wartość życia, potrzeby moralnego ładu i człowieczeństwa. Tymczasem „postępowa” prasa francuska raczy nas kolejnym reportażem o dzieciach urodzonych przez ukraińskie surogatki na sprzedaż zachodnim „rodzicom”, które na skutek wojny znalazły się bez „odbiorców”.
Cytat opiekunki dzieci z „macierzyństwa zastępczego” , która w „bunkrze w Kijowie” mówi – „pracujemy 24 godziny na dobę”, ma zapewne rodzić współczucie, ale budzi złość na uhandlowienie dzieci, które prowadzi do takich tragedii.
W Polsce przyjmowane są przede wszystkim matki z dziećmi. Pomagamy dla życia, przetrwania rodzin. Tymczasem Ukraina prowadzi okropny proceder wynajmowania brzuchów matek do zarabiania pieniędzy, którego nie przerwała nawet wojna.
Ukraina jest jednym z niewielu krajów na świecie, które zezwalają na surogację dla zagranicznych rodziców. Korzystają z tego mające zachcianki „rodzicielstwa” także pary homoseksualistów. Wojna od razu skazała takie dzieci na sieroctwo…
Kliniki zarabiające krocie na handlu dziećmi stworzyły teraz „zaimprowizowany żłobek w piwnicy”. „W dwupokojowym pomieszczeniu bez okien za żelaznymi drzwiami stoją wózki dziecięce” – opisuje sytuację France Info. To działania Biotexcomu, głównej agencji „macierzyństwa zastępczego” na Ukrainie, gdzie od początku wojny przyszło na świat 50 dzieci bez rodziców, a 450 surogatek będzie jeszcze rodzić.
Najmłodsze z dzieci ma cztery dni, najstarsze sześć miesięcy. „Matki zastępcze” podpisały dokument przekazania, ale kontrahenci nie byli w stanie przybyć po „towar”. Plany pokrzyżował Covid, teraz wojna.
Klientami są Francuzi, Włosi, Hiszpanie, Chińczycy, Kanadyjczycy… Ci ciekawe, te dzieci przed wywiezieniem za granicę są w teorii bezpaństwowcami. France info opisuje, że „dzieci w tym przedszkolu mają fikcyjną, tymczasową tożsamość. Karteczki samoprzylepne, fioletowe dla dziewczynek i niebieskie dla chłopców, przyklejane są do ich kołysek. Pielęgniarki zapisują na nich nazwiska matki zastępczej ponieważ dziecko nie ma jeszcze żadnych dokumentów”.
Dzieci wywożone są za granicę, los ich matek, które pozostają na Ukrainie pod bombami, już kontrahentów interesuje mniej. Na Ukrainie istnieje około dziesięciu agencji „macierzyństwa zastępczego” i jest to niezły biznes. Procedura surogacji kosztuje około 50 000 euro.
Dziś widzimy bohaterską Ukrainę, która stawia dzielnie opór potężnemu sąsiadowi. Jaka jest naprawdę ta Ukraina? Ta z karabinem w ręku, czy ta robiąca biznes na handlowaniu dziećmi? Prezydencie Zełenski, jeśli Pana kraj ma pokonać wroga, to powinien pokazać także swoją wyższość moralną. Walczycie, żeby chronić życie swoich obywateli, walczcie, by owo życie nie było przedmiotem praktyk handlowych…
Przed chwilą odbyła się konferencja Rafała Trzaskowskiego, utrzymana w wyjątkowo koncyliacyjnym tonie, prezydent Warszawy nawet pochwalił wrogiego ministra Czarnka, który ma się „wsłuchiwać w głos samorządowców”.
W Warszawie uczy się 280 tysięcy dzieci i młodzieży i ta liczba dotyczy wszystkich poziomów nauczania z wyjątkiem szkół wyższych. Jednocześnie Trzaskowski twierdzi, że do stolicy przyjechało 90 tysięcy uczniów z Ukrainy, co stanowi 32% polskich uczniów chodzących do warszawskich szkół.
W całej Polsce ma przebywać ponad 900 000 dzieci, z czego zdecydowana większość to potencjalni uczniowie. O ile przyjęcie 800 tysięcy polskich dzieci, zwłaszcza do szkół podstawowych, nie stanowiłoby większego problemu, o tyle ukraińscy uczniowie w 99% muszą pokonać barierę językową i to dopiero pierwsza poważna bariera.
Po dwóch latach pomoru polska edukacja leży i cienko piszczy, zdecydowana większość odpowiedzialnych nauczycieli mówi wprost, że wszystkie semestry objęte pomorem należałoby powtórzyć. Jak wiadomo takie kroki nie zostały poczynione czemu też trudno się dziwić, społecznie i politycznie jest to operacja nie do przeprowadzenia. Jedyne co pozostało, to próbować nadrobić stracony czas, ale do tego potrzeba spokoju i jasnego obrazu przyszłości.
Tymczasem na szkoły spadł kolejny gigantyczny problem, z którym „nauczyciele jakoś mają sobie poradzić”. W mniejszych miastach, gdzie do szkół trafi po kilkanaście dzieci w różnym wieku, wielkiego dramatu nie będzie, poza tym jednym, że kompletnie nikt nie wie czego te dzieci się mają uczyć, jakim ocenom podlegać i czy w ogóle mają trafić do dzienników i na listy oboczności.
W dużych miastach, jak Warszawa, Wrocław, Kraków, sprawy się mają zupełnie inaczej i nie mówimy już o kilkunastu uczniach na szkołę, tylko kilkuset. Trzaskowski wspominał o tym, jak się Czarnek pochyla nad uwagami samorządowców, ale nie mówił jakie to są uwagi. Gdy się tych rad i pomysłów samorządowców posłucha, to dopiero można się zacząć bać.
Chyba nikt nie jest w stanie policzyć większych i mniejszych reform w obszarze edukacji, ale pewne jest, że za chwilę czeka nas kolejna zmiana i to nie mała. Propozycje idą w dwóch kierunkach: złym i bardzo złym. Pierwszy kierunek najwyraźniej forsowany przez rząd, to automatyczne włącznie uczniów z Ukrainy do polskiego systemu edukacji. Wady tego pomysłu są oczywiste. Nie zyskują na tym polscy uczniowie, ponieważ sama bariera językowa będzie nauczycieli zmuszać do poświecenia znacznie więcej czasu dzieciom obcojęzycznym i Bóg jedyny wie, w jaki sposób mają się w ogóle porozumiewać. Dla ukraińskich uczniów to całkowity bezsens i z wyłączeniem socjalizacji nic nie zyskają na takiej „szkole”. Na Ukrainie jest zupełnie inny system i żeby było śmieszniej, tam obowiązują zlikwidowane w Polsce gimnazja, ale to szczegół, bo różnice w samym programie nauczania są gigantyczne i nie ma mowy o zachowaniu jakiejkolwiek ciągłości.
Drugi kierunek to budowanie ukraińskich szkół w Polsce i na temat konsekwencji tego pomysłu szkoda bić pianę. Jest to taki absurd, że naiwnie liczę na resztki inteligencji w szeregach PiS, co pozwoli od pomysłu odstąpić.
Nikt nie wie ile jeszcze ta zadyma na Ukrainie potrwa, nikt nie wie ilu ostatecznie ukraińskich uczniów w ogóle się zgłosi do polskich szkół, ale na pewno wiemy jedno. Na własne życzenie pakujemy się w kolejne poważne problemy i dzieje się to kosztem dzieci, na których znów eksperymentują politycy.
Praprzyczyną wszystkich problemów jest bezmyślność i podejmowanie wszelkich działań pod wpływem emocji oraz fatalnie pojętej solidarności. Polska zamiast realnie podchodzić do ogromnej fali uchodźców, otworzyła szeroko drzwi i stworzyła cały system zachęt, które sprawiają, że jesteśmy najbardziej atrakcyjnym krajem, bardziej od Niemiec.
Taka „empatia” pozbawiona rozumu skończy się całą serią kryzysów, za które zapłacą Polacy, nie wyłączając polskich uczniów.
Jakim błogosławieństwem jest krótka pamięć! Pozwala ona ludziom pozostawać w poczuciu słuszności, a nawet wyższości moralnej, by z tej wieży z kości słoniowej udzielać innym zbawiennych pouczeń. W przeciwnym razie o żadnej słuszności, ani wyższości moralnej nie można by mówić, co ludzi ambitnych musiałoby wprawiać w dysonans poznawczy, a nawet – w przygnębienie.
Błogosławiony charakter krótkiej pamięci jest widoczny ostatnio zwłaszcza w związku z wojną na Ukrainie, która została wykorzystana do dalszego tresowania mniej wartościowych narodów tubylczych do zachowań stadnych. Epidemia zbrodniczego koronawirusa przestała bowiem robić wrażenie, więc tę wojnę treserzy uznali za prawdziwy dar Niebios. W tej chwili nie chodzi już o stadne wzbudzanie paniki z powodu zbrodniczego koronawirua, który, jak zwykle, okazał się taktowny i politycznie wyrobiony.
Teraz chodzi o tresurę w zakresie moralnego oburzenia, które – za sprawą pierwszorzędnych fachowców od wzbudzania masowych nastrojów – pozwalają tresowanym w moralnej czystości czyściochom, uczestniczyć w polowaniach na czarownice w przekonaniu, że całemu światu a nawet Zaświatom oddają przysługę.
Toteż jeden przez drugiego demaskują pod każdym krzakiem ruskich agentów, wymyślają nie tylko zbrodniarzowi wojennemu Putinowi, jego zdemoralizowanym pomagierom, nie mówiąc już o „sołdatach”, którzy właśnie otruli się pasztecikami, podanymi im przez poczciwą ukraińską babuszkę, pewnie kuzynkę ten pani, co to słoikiem z kiszonymi ogórkami, czy może pomidorami – bo różne szkoły rozmaicie to wydarzenie przedstawiają – strąciła zbrodniczego rosyjskiego drona. Pokazuje to, że żywność, czy to w postaci pasztecików, czy kiszonek, na naszych oczach staje się bronią strategiczną. Nie muszę dodawać, że trucie nieprzyjaciół pasztecikami nie tylko nie wzbudza w nikim żadnych moralnych wątpliwości, tylko radość – a to, co dostarcza radości ludziom sprawiedliwym, nie może być moralnie podejrzane. Przeciwnie – najwyraźniej mieści się ono w nakazie miłowania nieprzyjaciół, bo podanie im pasztecików – wszystko jedno; zatrutych czy nie – z pewnością jest aktem miłosierdzia, dzięki któremu nieprzyjaciele ci wcześniej mogą zostać zbawieni, chyba, że zostaliby potępieni za działanie w służbie wojennego zbrodniarza Putina zamiast go zamordować i w ten sposób obalić.
Ta różnica w podejściu do zagadnień moralnych bierze się z rozróżnienia między wojnami sprawiedliwymi i niesprawiedliwymi. Kryterium tego rozróżnienia wydaje się proste: sprawiedliwą jest wojna którą albo my, albo nasi przyjaciele, niechby nawet doraźni, toczą z nieprzyjacielem, zaś wojną niesprawiedliwą jest ta, którą nasz nieprzyjaciel toczy z nami, albo nawet tylko z naszym doraźnym przyjacielem. Wynika z tego, że ta sama wojna może być jednocześnie i sprawiedliwa i niesprawiedliwa. Jak się okazuje, zagadnienia teologii moralnej wcale nie są aż tak skomplikowane, jakby się na pierwszy rzut oka wydawało.
Ta rewolucyjna teoria służy oczywiście podbudowaniu rewolucyjnej praktyki, bo w przeciwnym razie moglibyśmy mieć poważny kłopot z zakwalifikowaniem wojny, jako sprawiedliwej lub nie, a tak to wszystko jest jasne, dzięki czemu JE abp Stanisław Gądecki może nieubłaganym palcem wytykać patriarsze Moskwy i Wszechrusi Cyrylowi sprośne błędy Niebu obrzydłe, ponieważ wzdraga się on z potępieniem zimnego ruskiego czekisty, zbrodniarza wojennego Putina. Postępowanie patriarchy Cyryla jest bowiem tym bardziej godne potępienia, że Putina za zbrodniarza wojennego jednomyślnie uznał Senat Stanów Zjednoczonych, ten sam, który w roku 2017 jednomyślnie przyjął ustawę nr 447, a wiadomo, że co zostanie związane na ziemi, zwłaszcza na ziemi amerykańskiej, będzie związane również w Niebiesiech. W tej sytuacji nikt już nie może mieć wątpliwości, po czyjej stronie stanąć, kogo nieubłaganym palcem piętnować, a kogo podziwiać, jako jasnego idola.
I w tym właśnie momencie daje o sobie znać błogosławiony charakter krótkiej pamięci. Gdyby bowiem nie ona, to moglibyśmy popadać w dysonanse poznawcze. Weźmy na przykład taki kryzys karaibski, który omalże nie skończył się źle. Wszystko zaczęło się w roku 1959, kiedy to Fidel Castro na czele swoich partyzantów, obalił kubańskiego dyktatora Fulgencio Batistę, objął władzę i znacjonalizował wiele amerykańskich przedsiębiorstw, które na Kubie robiły rozmaite interesy. Trudno, żeby coś takiego mogło się Amerykanom podobać, toteż prezydent Kennedy pozwolił Centralnej Agencji Wywiadowczej, by zmobilizowała kubańskich emigrantów i żołnierzy najemnych, którzy obaliliby Fidela Castro i przywrócili na Kubie sprawiedliwość i porządek. W drugiej połowie kwietnia 1961 roku wojska te dokonały inwazji w Zatoce Świń, ale zostały zatrzymane, ponosząc wielkie straty, a ci, którzy nie zginęli, dostali się do niewoli, z której Stany Zjednoczone wykupiły ich później za wielkie pieniądze.
Na wszelki jednak wypadek Fidel Castro zacieśnił stosunki ze Związkiem Sowieckim, którego przywódca Nikita Chruszczow skorzystał z okazji, by na Kubie, pod nosem USA, zainstalować sowieckie pociski nuklearne. Tym razem sprawa była poważna, bo chociaż Kuba, podobnie jak Ukraina, była suwerennym państwem, które w związku z tym mogło przyjaźnić się, z kim tylko chciało i instalować na swoim terytorium takie uzbrojenie, jakie mu się żywnie podobało, to jednak Stany Zjednoczone nie mogły tolerować na Kubie broni, która mogłaby dosięgnąć znacznej części terytorium USA. Toteż prezydent Kennedy zarządził morską blokadę Kuby, a jednocześnie amerykańskie siły strategiczne zostały postawione w stan pogotowia na wypadek, gdyby sowieckie okręty, wiozące na Kubę broń jądrową i inne towary, nie zatrzymały się na rozkaz okrętów amerykańskich. Świat znalazł się na skraju nuklearnej Apokalipsy, ale tajniacy obydwu stron wynegocjowali kompromis, dzięki któremu pokój światowy został uratowany. Sowieci wycofali swoje rakiety z Kuby, w zamian za co Amerykanie wycofali swoje rakiety z Turcji, które wcześniej znalazły się tam w związku z prowadzoną przez USA polityką mocarstwową.
Warto przypomnieć, że mocarstwowość oznacza zdolność państwa do ustanawiania i egzekwowania swoich praw poza swoimi granicami. Egzekwowanie to dokonuje się albo przez podduszanie ekonomiczne, albo za pomocą siły zbrojnej, która oczywiście przechodzi do porządku nad suwerennością danego państwa. Dzięki temu zyskujemy pozór moralnego uzasadnienia, które potem pozwala na rozróżnienie, czy mieliśmy do czynienia z wojną sprawiedliwą, czy nie. Toteż nikomu, a zwłaszcza Senatowi USA, nie przyszło nawet do głowy, by w związku z inwazją w Zatoce Świń uznawać prezydenta Kennedyego za zbrodniarza wojennego. Przeciwnie – za sprawą odpowiedniego urabiania światowej opinii publicznej przez pierwszorzędnych fachowców od masowych nastrojów, prezydent Kennedy był powszechnie uważany za jasnego idola, podobnie jak dzisiaj – prezydent Zełeński.
Podobna sytuacja zaistniała w roku 2001, kiedy to po uderzeniu samolotów pasażerskich w Pentagon, wieże World Trade Center i w ziemię w Pensylwanii Stany Zjednoczone przyjęły doktrynę „ataku prewencyjnego”, przyznając sobie prawo „inwazji na dowolny kraj w dowolnym momencie”, jeśli tylko rząd amerykański uznałby, że z jakichś powodów byłoby to dla USA korzystne. We wrześniu 2002 roku Kongres USA stworzył pozory legalności w postaci rezolucji zezwalającej na użycie sił zbrojnych przeciwko Irakowi. Irak bowiem oskarżany był o posiadanie broni masowej zagłady, co potwierdzali liczni świadkowie, jako że już Rejent Milczek zauważył, że „nie brak świadków na tym świecie”. Prawdziwą przyczyną jednak było to, że Saddam Husjan zaczął się odgrażać, że w transakcjach eksportu ropy odejdzie od amerykańskiego dolara na rzecz euro lub japońskiego jena. Takiej zbrodni żaden miłujący pokój kraj nie mógł już tolerować. Toteż już od początku roku 2002, lotnictwo amerykańskie i brytyjskie, pod pretekstem ONZ-towskiej misji kontrolowania przestrzeni powietrznej Iraku, rozpoczęły nasilające się bombardowania, w celu zniszczenia irackiej obrony przeciwlotniczej. Te rajdy bombowe miały miejsce przed oficjalnym rozpoczęciem wojny na podstawie decyzji Kongresu 11 października 2002 roku. Oczywiście zarówno lotnictwo uderzeniowej koalicji, jak i odziały lądowe, starannie celowały w nieprzyjacielskich żołnierzy, unikając za wszelką cenę trafiania tamtejszych cywilów, a zwłaszcza dzieci. Wiarygodni świadkowie wielokrotnie widzieli, jak amerykańskie samoloty, w obawie przez skrzywdzeniem cywilów lub dzieci, wciągały z powrotem zrzucone już bomby oraz wystrzelone wcześniej pociski, dzięki czemu wszyscy myśleli, że żaden cywil podobno nie zginął.
Tak czy owak, sprawiedliwa wojna doprowadziła do obalenia Saddama Husajna, który nawet został przez niezawisły sąd skazany na śmierć przez powieszenie i powieszony, dzięki czemu nikomu już nie przychodziły do głowy pomysły, żeby dolar pozbawiać funkcji waluty światowej. Pewien kłopot sprawiała broń masowej zagłady, której z zagadkowych przyczyn nikt jakoś nie mógł znaleźć. Dopiero pan red. Bronisław Wildstein, nie ruszając się z Warszawy, wszystko wyjaśnił stwierdzając, że Saddam Husajn ukrył tę broń „w miejscach niemożliwych do wykrycia”.
Świat odetchnął z ulgą, chociaż w Iraku narastał chaos i przemoc, którego amerykańskie wojsko nie potrafiło opanować, aż wreszcie jesienią 2011 roku się wycofało do Kuwejtu, a wtedy się okazało, że mimo wspomnianych środków ostrożności, sami Amerykanie naliczyli aż 126 tysięcy zabitych cywilów, chociaż nie wiadomo, czy były wśród nich dzieci, czy ginęli wyłącznie cywile dorośli. Ale właśnie dlatego, że tak mało cywilów zginęło, prezydent Obama jesienią 2009 roku dostał pokojową Nagrodę Nobla, co pokazuje, że komitet noblowski tak samo miłuje pokój, jak prezydent Obama, który w tym czasie prowadził aż dwie wojny. Ale były to wojny o pokój, jako że każda wojna toczy się przecież o pokój – oczywiście z wyjątkiem wojen niesprawiedliwych, choćby takich, jaką na Ukrainie prowadzi zbrodniarz wojenny Putin – bo to jest wojna o wojnę. Toteż Putin żadnej pokojowej Nagrody Nobla nie dostanie, dzięki czemu jeszcze lepiej możemy się utwierdzić w podziale wojen na sprawiedliwe i niesprawiedliwe.
Myślę, że w takiej sytuacji również JE abp Stanisław Gądecki nie miałby najmniejszych wątpliwości, po czyjej stronie stanąć, co potępić, a co pochwalić, bo jak już padł rozkaz, że w ramach tresury wszyscy mamy wierzyć w to samo, to nie ma rady – wierzymy, albo przynajmniej udajemy, żeby sobie niepotrzebnie nie obciążać pamięci.
Stały komentarz Stanisława Michalkiewicza ukazuje się w każdym numerze tygodnika „Najwyższy Czas!”.
[Wstęp od Red. UME – www.Unser-mitteleuropa.com ]
Nie od dziś wiadomo, że na Ukrainie mieszkają nie tylko Rosjanie, którzy cierpią tam przez rządy nazistowskich nacjonalistów; żyją tam również inne mniejszości etniczne, np. Węgrzy czy Bułgarzy - tych ostatnich jest nawet paręset tysięcy, z czego bardzo niewielu zachodnich Europejczyków zdaje sobie sprawę.
Niezależnie od aktualnej propagandy wojennej, która poraża nas wszystkich każdego dnia, chcemy dziś przedstawić Państwu artykuł, który ukazał się cztery lata temu w bułgarskim magazynie internetowym "Zora News". Wówczas stosunkowo dla nas mało istotny, jest z pewnością wart przeczytania obecnie, ponieważ sposób, w jaki Ukraińcy traktują inne grupy etniczne, jest niewątpliwie jedną z przyczyn obecnej sytuacji wojennej na Ukrainie. W przeciwieństwie bowiem do Węgier czy Bułgarii, Rosja jest już w stanie ochronić rosyjską ludność Ukrainy przed nacjonalistami i brygadami nazistów.
Oto więc artykuł Mitko Shopova z 2017 r.:
ZAPOMNIANI BUŁGARZY NA UKRAINIE.
Od blisko czterech miesięcy, faszystowski rząd Ukrainy rozszerza – choć nieoficjalnie – politykę nienawiści, uprawianą dotąd w stosunku do rosyjskojęzycznej ludności Ługańska i Doniecka – na bułgarską mniejszość etniczną. Propagandowe klisze wypróbowanego już i sprawdzonego modelu „separatyzmu donieckiego i ługańskiego” są wykorzystywane do siania nienawiści wobec Bułgarów na całej Ukrainie, co może skłaniać również zwykłych Ukraińców do służby interesom i celom rządowej, oficjalnej propagandy antybułgarskiej. W tym też celu ponownie rozmieszcza się i u nas gangi budzącego postrach, nazistowskiego „Prawego Sektora”.
Należy pamiętać, że – mówiąc o mniejszości bułgarskiej na Ukrainie – mówimy o piątej co do wielkości grupie etnicznej, której skupiska koncentrują się głównie wokół Odessy (Besarabia) i na południe od Doniecka (Tawria), i nie jest to bynajmniej „204 574 osób”, jak oficjalnie podaje rząd ukraiński.
Z nieoficjalnych statystyk naszej społeczności wiemy, że liczba Bułgarów na Ukrainie przekracza 600 tys. osób: jest to około 800 tys. według prof. GKKK Bozhidara Dimitrowa (należącego do naszej mniejszości). W samym regionie Odessy, który stał się areną ostatnich zamieszek antybułgarskich, mieszka więcej Bułgarów (około 200 tys.), niż w dowolnie wybranych dwóch, przeciętnie zaludnionych, regionach Bułgarii.
Aby zrozumieć powagę sytuacji społeczności bułgarskiej na Ukrainie, należy przypomnieć zarówno chronologię kluczowych wydarzeń, jak i niektóre fakty i tendencje, które niestety nie odgrywają żadnej roli w krajowym dyskursie o problemach naszych rodaków na Ukrainie.
Jak się niedawno okazało, w bułgarskie Święto Narodowe 3 marca, ukraińscy naziści zbezcześcili pomnik bułgarskich ochotników w Bolgradzie (w obwodzie odeskim). Pokryli go żółtą farbą, po czym napisali niebieską (kolory ukraińskiej flagi narodowej) obraźliwe wezwanie: „Koffier – Wokzał – Sofia !” („Walizka – Na kolej – I do Sofii !”).
Jak można się było spodziewać, media w naszej ojczyźnie doniosły o tym akcie wandalizmu, natomiast oficjalne władze Bułgarii stały z boku, jakby w roli obserwatora – dokładnie tak samo, jak w przypadku profanacji bułgarskiej flagi narodowej podczas wizyty prezydenta Plewnelijewa na Ukrainie, dwa lata temu.
⏩ Odwiedziny w szpitalu z zapowiedzią wrzucenia granatu ⏪
18 maja bież. roku, pan Wasilij Kaszcz [w oryginale raczej „Kaszczy”, ale że nie jest to w tekście jednoznaczne a bułgarskiego nie znam zupełnie, więc konsekwentnie spolszczyłem dla uproszczenia - przyp. tłumacza na polski], radny miasta Biełgorod-Dniestrowie, wiceprzewodniczący Związku Bułgarów na Ukrainie, został zaatakowany przez działaczy „Frontu Ludowego”: oblany „zelonką” (środek dezynfekcyjny o trudnym do zmycia, zielonym kolorze), pobity i wrzucony do śmietnika – za głosowanie przeciwko oddaniu naszej ziemi nieuznawanemu przez nas Patriarchatowi Ukraińskiemu, pod budowę cerkwi ukraińskiej. Na skutek tego napadu prawie oślepł i musiał przejść poważną operację.
W rozmowie z mediami, zaatakowany P. Kaszcz bronił społeczności bułgarskiej, oraz ujawnił prawdziwy cel zamieszek – asymilację [czytaj, na zasadzie „tak - tak, nie - nie”: ukrainizację - przyp. tłumacza] Bułgarów:
„Nazywają nas «separatystami». Dlaczego ? Bo nie malujemy naszych ogrodzeń na niebiesko i żółto ? [Nie], dlatego że bronimy naszego punktu widzenia. Od dawna żyję pod presją i szantażem, a podczas niedawnego pobytu w szpitalu otrzymywałem nawet bezpośrednie groźby. Przyszedł do mnie przedstawiciel Radykałów i zażądał, abym wycofał zeznania. Powiedział, że jeśli tego nie zrobię, on wrzuci granat na oddział szpitala, na którym się leczę. Ale ja się i tak nie poddam, bo moi przodkowie żyli na tej ziemi już 300 lat temu. Będę walczył dalej, bo jestem pewien swoich racji !” – powiedział z przekonaniem P. Kaszcz.
31 maja ponad 300 przedstawicieli społeczności bułgarskiej w Besarabii wyszło na ulice i zablokowało ruch samochodowy przed budynkiem Urzędu Miasta Biełgorod-Dniestrowie. Manifestacja była skierowana nie tylko przeciw pobiciu Kaszcza i profanacji pomników, ale także przeciwko legalizacji naruszeń integralności naszej grupy etnicznej.
Hasła „Poroszenko, Bułgarów nie ruszaj”, „Poroszenko, powstrzymaj radykałów”, „Radykalni oraz ci, którzy pobili Kaszcza – do więzienia !” – wyraźnie pokazały, czego domagają się Bułgarzy. Niezadowolenie i protesty besarabskich Bułgarów wynikają nie tylko z nowego projektu ustawy Kijowa o dobrowolnym zrzeszaniu się władz lokalnych. Opublikowany 30 kwietnia br. projekt ustawy o nowym podziale gruntów, z którym nie zgadzają się Bułgarzy, przewiduje dosłowne rozwiązanie gromad wiejskich w Besarabii. Są to jednostki duże, nawet jak na bułgarskie, krajowe standardy - żyje w nich wielu Bułgarów, poczynając od 2 000 - 4 000 mieszkańców.
Jeśli ustawa wejdzie w życie, fundusze na szkoły, przedszkola i szpitale zostaną obcięte, a wiele naszych miejsc pracy zostanie utraconych. Bułgarzy na Ukrainie słusznie obawiają się, że w ten sposób rozpocznie się czystka etniczna. Zdają sobie sprawę, że robi się wszystko, aby nawet te nieliczne już prawa Bułgarom ukraińskim odebrać i całą grupę etniczną w Besarabii ostatecznie zlikwidować, w sensie prawno- administracyjnym.
Cztery dni po pobiciu P. Kaszcza, szef Lokalnego Stowarzyszenia Bułgarów i zarazem poseł do Rady Najwyższej w Kijowie, P. Anton Kisse – podjął nieśmiałą próbę obrony swojego zastępcy Kaszcza. Na specjalnej konferencji prasowej 22 maja poinformował, że domaga się przeprosin od ukraińskich nacjonalistów za pobicie swego zastępcy oraz wezwał ukraińską służbę bezpieczeństwa do współpracy w zbadaniu okoliczności incydentu. Jeśli ten apel pozostanie bez echa – zapowiedział P. Kisse – on skontaktuje się w tej sprawie z Brukselą. Ponownie władze centralne w Bułgarii nie udzieliły mu żadnego wsparcia. Mówi się już, że na przestrzeni ostatnich lat nasi rodacy na Ukrainie całkowicie stracili zaufanie do bułgarskich władz. Dlaczego tak jest, wyjaśniam poniżej.
„Chcemy zbadać całą sytuację – na czym polegała wina Wasilija Kaszcza, czy on w ogóle jest winny ? Zaś działania tych aktywistów muszą być ocenione pod względem prawnym. Nie ma wątpliwości, że opinię publiczną trzeba uspokoić, bo tak dalej być nie może. P. Kaszcz został legalnie wybrany i wyrażał swoje zdanie swoje zgodnie z regulacjami prawa” – powiedział Kisse.
Dalej oświadczenie dep. Kisse wyjaśnia, że w żadnym razie nie można mówić o bułgarskim separatyzmie. Jednak oficjalne kanały informacyjne władz w Kijowie, w tym - strony internetowe, za pomocą propagandowych insynuacji, powoli i agresywnie formują już obraz nowego wroga publicznego Ukrainy: „bułgarskiego separatyzmu” !
„Wszędzie na Ukrainie mówi się już o separatyzmie besarabskim. Nawet ludzie z centralnej Ukrainy boją się już przyjeżdżać do naszych osiedli. Państwo [ukraińskie] nie robi obecnie nic w sprawie manipulacji n/t rzekomego zagrożenia ze strony bułgarskiego separatyzmu” – powiedział niedawno BGNES nasz rodak, Bułgar z Besarabii, który prosił o anonimowość – Kiedy ludzie słyszą o nas na Ukrainie, w wielu miejscach od razu mówią: O, to wy jesteście tymi separatystami – mówi nasz rodak.
W całej chronologii tych niefortunnych wydarzeń ani razu nie pojawia się żaden konkret n/t „separatystów”. Nasi rodacy podejrzewają, że oskarżenia o separatyzm celowo kształtują opinię publiczną, przygotowując grunt pod asymilację [czyt.: ukrainizację] Bułgarów.
Bułgarzy żyją w znacznym rozproszeniu na rozległym terytorium Ukrainy. Nie jesteśmy grupą etniczną tak liczną i zwartą terytorialnie, by móc domagać się autonomii, a tym bardziej secesji od Ukrainy, jak nasi rosyjskojęzyczni bracia z Doniecka czy Ługańska. I to jest nasz problem, który ułatwia władzom w Kijowie manipulowanie własnym społeczeństwem.
Poza tym, organizacje i stowarzyszenia założone przez Bułgarów na Ukrainie nigdy nie stawiały sobie takich celów. Nie chcemy autonomii terytorialnej a tym bardziej secesji naszych regionów z Ukrainy; chcemy jedynie autonomii kulturalnej, by zachować bułgarską kulturę, język, obyczaje i naszą ortodoksyjną wiarę.
Jest jeszcze jedna rzecz, która wydaje się umykać uwadze niektórych, co bardziej emocjonalnie nastawionych analityków, w bułgarskich kołach patriotycznych na Ukrainie. Wynika ona z braku jedności wśród naszych rodaków i braku silnych liderów – świadomych różnych niebezpieczeństw, zdolnych do prowadzenia walki w obronie interesu bułgarskiego na Ukrainie.
Oto rewelacje P. Artema Buzilu zamieszczone na stronie internetowej ukraina.ru, w sprawie sytuacji besarabskich Bułgarów w Odessie. Relacjonujemy jego opinię przede wszystkim dlatego, że P. Artem Buzilu jest jednym z ojców-założycieli Besarabskiej Rady Ludowej. Założona w 2015 roku, organizacja ta ma na celu wspieranie mniejszości w obwodzie odeskim, w obronie ich praw.
Buzilou uważa, że już podczas pierwszego poważnego konfliktu narodowościowego w Besarabii, mogą wybuchnąć znaczne niepokoje etniczne:
„Nie tylko Bułgarzy w Besarabii, ale także Mołdawianie, Gagauzi, Lipowianie i staroobrzędowcy są w opozycji do władz w Kijowie. Wskazują na to wyniki wyborów powszechnych w 2014 r. i lokalnych w 2015 r., w których najwięcej głosów otrzymał „Blok opozycyjny” i inne ugrupowania lewicowe, przeciwne obecnemu rządowi centralnemu”.
Główny problem polega jednak na tym, że te mniejszości narodowe nie mają silnych przywódców, a nawet bywają oni oportunistami, zwłaszcza gdy są pod presją, zajmując wtedy stanowisko zgodne z życzeniami władz w Kijowie. „[Nasi liderzy] od dawna obracają się we wszelkiego rodzaju strukturach władzy, dlatego często są skłonni iść na kompromis z rządem i domagać się od innych lojalności wobec reżimu” – mówi Bouzilou.
⏩ Konformizm ⏪
Nie ma wątpliwości, że precedensy, takie jak Wasilija Kaszcza, zdają się przeczyć twierdzeniom Bouzilou. Jednak zachowanie przewodniczącego Lokalnego Stowarzyszenia Bułgarów i posła do ukraińskiego parlamentu, P. Antona Kisse, na swój sposób potwierdza twierdzenia Buzilu.
Po tym, jak Kisse próbował publicznie odeprzeć ataki na społeczność bułgarską, niespodziewanie skonfrontował się z liderem „Prawego Sektora” w Odessie, Siergiejem Sternenko – który dosłownie oskarżył go o promocję międzynarodowego skandalu, który rzekomo wzmocnił antyukraińską postawę Rosji. Politolog Oleg Soskin, doradca byłego prezydenta Leonida Kuczmy, oskarżył całą bułgarską diasporę o separatyzm. Po czym, w duchu pośpiechu „walizkowo-dworcowego” – zaproponował deportację do Bułgarii prezesa Związku Bułgarów na Ukrainie, Antona Kisse !
Wszystko to najwyraźniej przestraszyło P. Kisse, który po prostu ustąpił: „Opinie dyskredytujące społeczność bułgarską na Ukrainie mają korzenie polityczne, ale to jest zadanie dla służb, które muszą wyjaśnić, kto za tym stoi”.
Oczywistym jest, że to dość niejednoznaczne stwierdzenie odwraca uwagę od sedna problemu. Co więcej, jest to swoisty dowód współpracy z oficjalną linią propagandową władz w Kijowie, dowód który nasuwa podejrzenia o rosyjską lub – nie daj Boże – bułgarską cichą ingerencję.
Rosja, obciążona obecnie wspieraniem ludności rosyjskojęzycznej w nieuznawanych przez Ukrainę republikach Doniecka i Ługańska, raczej nie pali się do podziału Ukrainy z pomocą rozsianych po niej społeczności Bułgarów. To fantasmagoria wymyślona przez szefa Służby Bezpieczeństwa Ukrainy, Wasilija Gricaka na konferencji o bezpieczeństwie państwa w Kijowie, w marcu br. – w celu uzasadnienia prześladowań Bułgarów.
Nie można też posądzać bułgarskich władz o podsycanie separatyzmu. Zwłaszcza, że słusznie można im zarzucić, iż całkowicie już porzucili rodaków za granicą. Jest niezaprzeczalnym faktem, że ani na pierwszą prowokację, ani na pobicie Wasilija Kaszcza, władze w Sofii i dyplomacja bułgarska nie zareagowały w sposób odpowiedzialny i właściwy.
⏩ Dyplomacja to sztylet w kieszeni ⏪
W imię niezrozumiałej - poza służalczością – poprawności politycznej i „euroatlantyckiej solidarności”, dyplomacja bułgarska ogłuszającym milczeniem daje świadectwo całkowitej obojętności wobec naszych rodaków na Ukrainie.
Zamiast stanowczego poparcia dla cierpiących prześladowania rodaków, usłyszeliśmy jedynie nieśmiałą i łagodną reakcję ambasadora nadzwyczajnego i pełnomocnego Bułgarii na Ukrainie, P. Krasimira Minczewa, który „wyraził zaniepokojenie” zbezczeszczeniem pomnika wyzwolicieli w Bolgradzie i pobiciem Wasilija Kaszcza – z tym, że to démarche ambasadora miało miejsce nie – przed władzą centralną w Kijowie, ale – wobec przewodniczącego odeskiej administracji miejskiej, Maksyma Stiepanowa.
W związku z niedawnymi prowokacjami przeciwko naszym rodakom na Ukrainie, ambasador Ukrainy w Sofii, Nikoła Baltadzhiev (zwany przez Rumena Vodenicharova „Lügensack”, pierwotnie besarabski Bułgar), nie został wezwany do Ministerstwa Spraw Zagranicznych w celu złożenia wyjaśnień. Nie został nawet o nic zapytany, a nasi dyplomaci nie podnieśli nawet kwestii mobilizacji ukraińskich Bułgarów, których wysłano na wojnę w Donbasie jako mięso armatnie, gdzie zginęło już kilkudziesięciu z nich.
Nawiasem mówiąc, odpowiedzi w tych kwestiach zostały udzielone już na samym początku konfliktu na Ukrainie, kiedy nasz premier Borysow zapytany, czy Bułgaria w jakikolwiek sposób interweniuje w obronie swoich rodaków tamże, odparł: „To ich [Ukrainy] obywatele, my moglibyśmy tylko przeszkadzać”. Stwierdzenie to stoi w ostrej sprzeczności z oburzeniem które powstało, gdy rosyjski prezydent Władimir Putin dyplomatycznie wspomniał, że „[już] listy przychodzą [do niego] z macedońskiej ziemi”. Ambasador Rosji został natychmiast wezwany do złożenia wyjaśnień, a nasz minister spraw zagranicznych i premier wygłosili oficjalne oświadczenia; wszystko to pod wzniosłym pretekstem „obrony interesów narodowych Bułgarii”.
Miesiąc później, były mistrz świata w szachach i obecny członek rosyjskiej Dumy Anatolij Karpow oświadczył, że cyrylica pochodzi z Bizancjum. Paradoksalnie, arcymistrz Karpow odwiedził Bułgarię na oficjalne zaproszenie przywódcy „Ataku” V. Siderowa, który po prostu milczał na temat nowego konfliktu.
Oczywiście, że nie ma potrzeby uczyć każdego obywatela Rosji historii Bułgarii. Ale to, że od ponad miesiąca milczy się o prześladowaniach naszych braci z Besarabii, którzy przez wieki zachowywali nasz język i tożsamość narodową, jest nienormalne.
⏩ Wszystko zależy od Boga ⏪
Zamiast wygłosić oświadczenie w sprawie bułgarskiego problemu na Ukrainie i poprosić MSZ o wyjaśnienie braku jakiegokolwiek oficjalnego stanowiska, patrioci rządzącej koalicji nie okazują najmniejszej solidarności.
Prounijne skrzydło władz Ukrainy przymyka również oko na masową eksterminację rosyjskojęzycznych obywateli tego kraju, na różne szykany i asymilację mniejszości etnicznych na Ukrainie. Jednocześnie wmawia się nam, że nieludzko traktujemy uchodźców spoza Europy i zachęca się nas do przyjmowania coraz większej liczby imigrantów, z których większość to potencjalni terroryści.
Opowieści o wznoszeniu największej bułgarskiej flagi na wzgórzu, organizowaniu studniówek w strojach ludowych, odwiedzinach diaspory podczas Świąt, uczestniczeniu w uroczystościach z dudami – dają smutne wrażenie, że nasi rodacy na Ukrainie zostali po prostu osieroceni.
Ukraina ich nie chce, zastrasza i terroryzuje; rząd bułgarski ich zawiódł, a nasza „ludowa nadzieja na władzę” – frakcja „Zednoczonych Patriotów”, która dąży do tej władzy od 28 lat – zdaje się dziś zapominać, co się z tą władzą robi, gdy już się ją ma.
Prezydent Poroszenko – coraz bardziej niewiarygodny nawet wśród własnego narodu, stawia na Ukrainie pomnik za pomnikiem, zawsze z „narodową troską” – a jednocześnie hordy prawicowych ekstremistów przeprowadzają czystki wśród ludności rosyjskojęzycznej i innych mniejszości etnicznych.
Najgorsze jednak jest to, że już nie widać dobrych perspektyw dla naszych ukraińskich rodaków, a po zniesieniu wiz dla Ukraińców do krajów UE – nie pozostaje im już nawet nadzieja na zbawienie, ale wyłącznie pewność nowej Kalwarii – puste gdakanie i wyludnianie się kraju, gdzie od stuleci żyli ich przodkowie, tak jak to stało się z młodymi Bułgarami w Ojczyźnie, a następnie z naszymi rodakami w Mołdawii.
Jednak ta historia mogłaby mieć szczęśliwe zakończenie. Bowiem żadna tyrania nie jest wieczna. Jak śpiewają w swojej piosence legendarni „Lube”: wszystko zależy od Boga, a bardzo mało od nas…
🌿
(Tłumaczenie z jęz. bułgarskiego - Redakcja UME)
(Źródło: Unser-mitteleuropa.com , 25.03.2022 r. Tłumaczenie z jęz. niem. - Opera/Google Translator, redakcja i adjustacja stylist. przekładu z niem. na polski, oraz drobne, niezaznaczone w tekście skróty - KotŁomojski)
file:///home/md/.cache/evolution/tmp/evolution-md-84xshr/Bulgaren-in-der-Ukraine.png
A oto zaledwie tylko kilka przykładów życiowych osiągnięć fajnego Stepana i jego równie fajnych druhów z OUN-UPA na niwie działalności na rzecz niepodległej samostijnej.
Zełenski: „Stepan Bandera jest fajny! https://youtu.be/uW4cyoC2dR0
To słowa obecnego prezydenta Ukrainy Wołodymyra Zełeńskiego wypowiedziane na temat osoby przywódcy Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów, odpowiedzialnego za bestialskie ludobójstwo prawie pół miliona Polaków na Wołyniu i Małopolsce Wschodniej, oraz na obecnych ziemiach kresowych południowo – wschodniej Polski, a także za śmierć ponad 150 tysięcy Żydów, wymordowanych przez ukraińską policję pomocniczą w służbie III Rzeszy, bandy UPA i SS Galizien.
I w tychże słowach wypowiedzianych przez prezydenta Ukrainy, nie byłoby raczej nic zaskakującego, gdyby nie to, że Wołodymyr Zełeński sam jest… Żydem. I człowiek ten czyni to zupełnie świadomie, gloryfikując jednego z największych zwyrodniałych morderców swojego własnego narodu i wielu innych potworów z OUN – UPA, SS Galizien i wielu innych ukraińskich formacji zagłady w służbie Adolfa Hitlera.
Co więcej ten sam Wołodymyr Zełeński, jest autorem rasistowskich dekretów wymierzonych w mniejszość rosyjską, zamieszkałą od wieków na ziemiach Ukrainnych, na których stanowili ludność rdzenną od zawsze, oraz tych Ukraińców, mających korzenie słowiańskie. Ten sam człowiek patronuje osobiście neonazistowskim batalionom Ukraińskim, które pacyfikowały przez osiem lat Donbas, a dziś używają cywilnej ludności takich miast jak Mariupol i wielu innych, jako żywych tarcz w walce z rosyjską armią. Prezydent obecnego państwa ukraińskiego zupełnie jawnie identyfikuje się z ideologią, symboliką i czynami ukraińskich nazistów, czego jak widać na powyższym filmie nawet nie stara się ukrywać. Jak widać nie przeszkadza mu to zarazem wcale, w oskarżaniu Rosjan o… antysemityzm, polegający na rzekomym zbombardowaniu przez nich miejsca pamięci Żydów zamordowanych przez Niemców i Ukraiński batalion SS Nachtigall pod dowództwem Romana Szuchewycza w Babim Jarze pod Kijowem 29 września 1041 roku. Hipokryzja i zakłamanie tego człowieka, nie ma żadnych granic. Dlatego zastanawia mnie, jak to jest możliwe, że są w Polsce ludzie, którzy wierzą w wypowiadane przez tego notorycznego kłamcę, deklaracje, za którymi nie idą nigdy żadne realne fakty, przyjmując bez sprawdzania ordynarne kłamstwa, za objawioną prawdę.
J.B. – 26 Marzec 2022 r.
A oto zaledwie tylko kilka przykładów życiowych osiągnięć fajnego Stepana i jego równie fajnych druhów z OUN-UPA na niwie działalności na rzecz niepodległej samostijnej.
Lwów pogromy ludności żydowskiej w czasie trwania tzw. ,,Dni Petlury” – (30 czerwca–2 lipca 1941 i 25–27 lipca 1941)
Ukraińscy ochotnicy do SS
Lwów pogromy ludności żydowskiej w czasie trwania tzw. ,,Dni Petlury” – (30 czerwca–2 lipca 1941 i 25–27 lipca 1941)
To zrozumiałe, że każdy nowy przywódca dobiera sobie swoich ludzi w rządzie według własnych upodobań, a szczególnie znajomości.
Nie inaczej postąpił Wołodymir Zeleński.
Rząd Ukrainy to w pierwszej kolejności:
– Prezydent Wołodymir Zeleński – komik
– Szef Kancelarii Prezydenckiej, Andrij Jermak – producent filmowy
– Szef Urzędu Prezydenckiego, Andrij Bodin , prawnik w branży rozrywkowej
– najwyższy doradca polityczny rządu, Sergiej Szeffey, autor komediowy
-wiceszef SBU (Służba Bezpieki Ukrainy) – Iwan Bakanow, przedtem dyrektor spółki produkcyjnej filmów komediowych
-szef doradców Narodowego Komitetu Obrony, Sergiej Siwoko , komik, partner w karierze komediowej Zeleńskiego. Serio.
To nie żarty. Show must go on! Nie słyszałam jednak, żeby Ronaldowi Reaganowi pomagali w rządzeniu kumple z Hollywood. Wtedy to były inne czasy. Poważniejsze.
Jeśli oprzemy się na dostępnych źródłach oraz dokumentach, które wyciekły, możemy z grubsza poznać zaangażowanie amerykańskich elit politycznych w wojskową działalność biologiczną na Ukrainie. Poniżej przedstawiamy próbę odtworzenia chronologii tego zaangażowania, choć nie jest to próba wyczerpująca. W tym prawdziwie diabolicznym planie jest wiele luk, które trzeba jeszcze uzupełnić.
1991 – USA uruchamiają program Nunn-Lugar, skierowany dla krajów byłego Związku Radzieckiego, mający na celu kontrolę/likwidację radzieckiej broni masowego rażenia, w tym broni biologicznej. Głównym wykonawcą programu została Agencja Obrony przed Zagrożeniami (DTRA), należąca do Pentagonu.
1993 – podpisanie umowy między Ukrainą a USA o zapobieganiu rozprzestrzeniania broni masowego rażenia.
2005 – podpisanie dodatkowego protokołu do umowy między ukraińskim Ministerstwem Zdrowia a DTRA o zapobieganiu rozprzestrzeniania technologii, patogenów i know-how, które mogą być wykorzystane do opracowania broni biologicznej. Jest to początek procesu przekazywania ukraińskiego wojskowego potencjału biologicznego w ręce specjalistów amerykańskich.
Lata 2000 – duże amerykańskie przedsiębiorstwa wojskowo-przemysłowe są zaangażowane w wojskową działalność biologiczną na Ukrainie.
2005-2014 – Black & Veatch Special Projects, kontrahent DTRA, buduje i modernizuje 8 bio-laboratoriów na Ukrainie, zamiast likwidować wojskową infrastrukturę biologiczną, jak pierwotnie ustalono. Jeden z tych obiektów, bio-laboratorium w Odessie, jest finansowany od 2011 roku w celu badania „patogenów, które mogą być wykorzystane w atakach bioterrorystycznych”.
2007 – pracownik Departamentu Obrony USA Nathan Wolfe zakłada Global Viral Forecasting Institute (później Global Viral), firmę biomedyczną. Misją statutową są niekomercyjne badania nad infekcjami transgranicznymi, w tym w Chinach.
2009 – Pasierb byłego sekretarza stanu USA Johna Kerry’ego, Christopher Heinz, oraz syn urzędującego prezydenta USA Joe Bidena, Hunter Biden zostaje zakładają Rosemont Seneca Partners.
2014 – Antykonstytucyjny zamach stanu na Ukrainie.
2014 – Hunter Biden dołącza do zarządu Burisma Holdings, ukraińskiej firmy energetycznej.
2014 – Metabiota, prywatna organizacja komercyjna specjalizująca się w badaniu zagrożeń pandemicznych, zostaje odłączona od Global Viral. Neil Callahan i John DeLoche, pracownicy należącej do Huntera Bidena firmy Rosemont Seneca Partners, zostają powołani do zarządu Metabioty. Global Viral i Metabiota zaczynają otrzymywać fundusze z Departamentu Obrony USA.
2014 – Metabiota wykazuje zainteresowanie Ukrainą i zaprasza Huntera Bidena, aby „zapewnić kulturową i ekonomiczną niezależność Ukrainy od Rosji”.
2014 – Metabiota i Burisma Holdings rozpoczynają współpracę nad nieznanym z nazwy „projektem naukowym na Ukrainie”.
2014 – Metabiota, Global Viral i Black & Veatch Special Projects rozpoczynają pełną współpracę w ramach programów Departamentu Obrony USA.
2014-2016 – Realizacja kontraktów Metabiota i Departamentu Obrony USA, w tym projektu na Ukrainie o wartości 300 000 USD.
2016 – obywatelka USA, Ulana Nadia Suprun, potomkini ukraińskich nazistów, zostaje mianowana p.o. ministra zdrowia Ukrainy. Program współpracy Departamentu Obrony Narodowej USA i Ministerstwa Zdrowia Ukrainy zostaje znacznie rozszerzony.
2016 – wybuch epidemii świńskiej grypy wśród pracowników ukraińskiego Ministerstwa Obrony pilnujących bio-laboratorium w Charkowie na Ukrainie; 20 osób nie żyje. Incydent zostaje zatuszowany.
2016 – były asystent sekretarza obrony USA Andrew Weber zostaje mianowany szefem działu globalnego partnerstwa firmy Metabiota.
2016 – EcoHealth Alliance, organizacja założyciela Global Viral, Nathana Wolfe’a, zostaje zaangażowana w badania nad koronawirusami przenoszonymi przez nietoperze w ośrodku badawczym w laboratorium w Wuhan, w Chinach.
2016 – DTRA i ukraińskie Ministerstwo Zdrowia przedłużają umowę po uzyskaniu zgody ukraińskiego Ministerstwa Obrony.
2019 – Pandemia zmutowanego koronawirusa nietoperzy COVID-19 rozpoczyna się od wybuchu epidemii w Wuhan.
24 lutego 2022 r. – rozpoczęcie operacji specjalnej armii rosyjskiej na Ukrainie.
24-25 lutego 2022 r. – szybka eliminacja szczepów w bio-laboratoriach na Ukrainie.
8 marca 2022 r. – podsekretarz stanu USA Victoria Nuland otwarcie potwierdza istnienie współpracy między USA a Ukrainą w zakresie patogenów.
Mail: Wyższy stopień niezrozumienia sytuacji (i socjotechniki) .Bardzo brak Prymasa Tysiąclecia.
Pomoc pomocą ale zaczynamy popadać w jakąś chorą paranoję. Nagle są miejsca w szpitalach, gumowy budżet rozszerzył się o kolejny „x+”, darmowy transport, brak kolejek do lekarzy a na grupach wystarczy dodać magiczne „z Ukrainy” i okazuje się, że można dostać nawet drapak dla kota i paczkę żwiru.
Stop.
Żeby nie było – mam wielu znajomych zza Buga ale do cholery nie zachowujcie się, jakbyśmy im byli cokolwiek winni. Naród, który nie zna swej historii skazany jest na jej powtórne przeżycie. I nie mówię tu tylko o Wołyniu, ale niech dotrze do Ciebie, że mieszkańcy tego kraju, którym wy teraz wysyłacie wszystko jak leci, robicie zbiórki, przywozicie pod swój dach rok 2019 ustanowili rokiem BANDERY.
W 2019 r. w Kijowie, nad którym tak teraz płaczecie, kilka tysięcy Ukraińców maszerowało pod czerwono – czarnymi sztandarami wykrzykując hasła, w rytm których polskie dzieci przybijane były gwoździami do drzwi stodół. Nie pokazali w TV? Niebywałe!
Kraj, który dziś płacze i skomle o naszą pomoc jeszcze 3 lata temu świętował 110 rocznicę urodzin kogoś, kto nie zasługuje nawet na miano człowieka. Nie odrabiacie lekcji a to się boleśnie kończy. Tak się traci tożsamość narodową, tak się znika z map świata.
Tydzień walki dzielnych Ukraińców z najeźdźcą, nie umniejszam. Jednak ilu z was 1 sierpnia wróciło myślami do dzieciaków, które w czasie Powstania Warszawskiego wysłano z patykami na czołgi? Przystanąłeś choć na minutę dla uczczenia ich pamięci? Wiesz jak długo trwało Powstanie? Bili się 63 dni !!! Na oczach całego świata, bez zrzutek, pomocy cywilom, bez transportów militarnych.
Ilu z was 1 września wywiesiło biało – czerwoną flagę wspominając polskie dzieciaki, które nie poszły do szkoły, za to obudziły się w piekle na ziemi?
Wyspa węży? To już kanon, nowy wymiar bohaterstwa. Wzór absurdu, niedorzeczności, zakłamania!
Pamiętasz jeszcze chłopaków z Westerplatte?
Pamiętasz obrońców Wizny? Wyobrażasz sobie, że maksymalnie 700 żołnierzy przez 3 dni mogło stawić opór ponad 40 tysięcznej armii, 350 czołgom i ponad 650 moździerzom? Leonidas i jego 300 Spartan mogłoby się sporo nauczyć od dowódcy odcinka Wizna. Nazywał się Raginis, kapitan Władysław Raginis.
Ilu z was choć przez sekundę 17 września pomyślało co czuli wasi rówieśnicy, którym armia sowiecka wbiła nóż w plecy? Wiesz co się stało 17 września?
A to, że Zelenski jako prezydent kraju nie opuścił go zaraz po „inwazji”? Też rewelacja! To powinno być oczywiste dla każdego mężczyzny znającego pojęcie honoru. Twój chłopak mówił, że w razie czego wsiadacie w pierwszy samolot do UK? Dobrze wybrałaś, możesz się przy nim czuć bezpiecznie.
Z drugiej jednak strony pomyśl, jakie jaja musiał mieć człowiek, który na własne życzenie dał złapać się i umieścić w obozie koncentracyjnym tylko po to, by udowodnić zachodowi do jakiego bestialstwa dochodzi w Auschwitz. Jakie jaja trzeba mieć by w obozie śmieci zorganizować ruch oporu i uciec by osobiście przedstawić ten horror aliantom! Był taki, nazywał się Pilecki, rotmistrz Witold Pilecki. Jeden z pięciu najodważniejszych ludzi na świecie, skazany po wojnie przez ubecje. Po pokazowym procesie zastrzelony strzałem w tył głowy w kaźni przy Rakowieckiej w Warszawie. Do dziś nie odnaleziono miejsca pochówku.
1 marca było jego święto, jego i jemu podobnych – ludzi, którzy nie pogodzili się z wynikiem zakończenia wojny i w okupowanej przez sowietow Polsce opuścili swe rodziny, by z lasu prowadzić walkę o niepodległość. Wywiesiłeś może nakładkę z biało – czerwoną flagą?
A może motyw wilka? Nie? Dlaczego? W TVN śmiali się z Żołnierzy Wyklętych, a więc uwierzyłeś, że byli źli, tak? Wiesz w ogóle kim był Lalek? Ostatni Wyklęty zastrzelony w obławie NKWD w 1963r, osiem lat po wojnie. Wachmistrz Józef Franczak nigdy nie przestał walczyć.
Słyszałeś o 316 polskich chłopakach, którzy pod osłoną nocy od 16 lutego 1941r zrzucani przez RAF na tereny okupowanej Polski – wrócili by walczyć? Wiesz kim byli Cichociemni? 4 marca zmarł ostatni z nich, nazywał się Aleksander Tarnawski, major Aleksander Tarnawski. Jasne, że nie słyszałeś, polskie media mają ważniejsze tematy.
Żeby nie było, ja nie mówię żeby nie pomagać. Mówię by otworzyć oczy bo wywieszane napisy: „jesteście u siebie” są przerażające. Nie są u siebie, nigdy nie będą. Dając im za dużo możemy kiedyś tego słono pożałować.
I jeszcze jedno. Należysz do dumnego narodu, pochodzisz z ziemi, która wydała na świat więcej bohaterów niż cała postępowa Europa razem wzięta.
Nie zapominaj, nie depcz historii, patrz szerzej.
Komentarz:
Pochodzę z dumnego narodu, jestem dumna z moich przodków. I dlatego pomagam. Pomagam tak, jak chciałabym, by pomagano Powstańcom. Pomagam tak, aby pokazać, że można. Pomagam z myślą o pomordowanych na Wołyniu, jako zadośćuczynienie za Ich krzywdy i cierpienia. Aby ich krzywda nie obrosła w nienawiść, ale w godność, w honor. Aby nienawiść, która była podłożem Ich nieszczęść przekuć w miłość. Aby “miłuj nieprzyjaciół” ziściło się na naszych oczach.
Czyli przedszkolom nie będzie opłacało się zajmować “jakimiś-tam polskimi dziećmi”; zastosowano sprawdzony już w trakcie tzw. “pandemii” schemat korupcji dopłatami (wtedy “kowidowymi” — powodującymi, że nie warto było szpitalom zajmować się pacjentami innymi, niż “kowidowi”). Nie jest możliwe, aby rządzący nie zdawali sobie sprawy, że niezawodnie będzie to budzić niechęć do przybyszów. Z tego prosty, samonasuwający się wniosek, że WŁAŚNIE O TO IM CHODZI. Dlaczego jednak miałoby o to im chodzić? Otóż przypomnijmy, jak przekonano zachodnią opinię publiczną, aby przestała interesować się zdradzoną i sprzedaną Polską, dając im jednocześnie coś w rodzaju “samorozgrzeszenia” dla tej zdrady; zorganizowano prowokację kielecką, która przekonała zachodnią opinię, że “tych dzikich Polaków lepiej oddać pod kontrolę nawet takich komunistów, bo zostawić ich na swobodzie, to przecież niepodobna”.
Otóż nieodparcie można odnieść wrażenie, że (nie)rząd warszawski zmierza do urządzenia “Prowokacji Kieleckiej bis” — ale takiej od razu w skali całego kraju. Znaczy: za pewien czas, zrozpaczeni coraz większym niedostatkiem Polacy — niedostatkiem, który niechybnie nastąpi w efekcie wzrostu opodatkowania i inflacji — zaczną bardzo nerwowo reagować wręcz na dźwięk języka ukraińskiego. Czemu w sumie nie można będzie się dziwić. A czemu aż taka skala prowokacja tym razem? A bo i stawka znacznie wyższa, skoro chodzi o zbudowanie “Polin” z połączonych Polski i Ukrainy. Tak więc trzeba mieć pewność, że to na pewno nastąpi — i to “najlepiej” w wielu miejscach naraz. Co Pan sądzi o takiej hipotezie? Czy nie wygląda to (niestety) wysoce prawdopodobnie? Uszanowanie, ZB
Wychowankowie domu dziecka po ukończeniu 18. roku życia mają dostawać dwa tygodnie na opuszczenie placówki. Po to, by zwolnić miejsce dla dzieci z Ukrainy. Dotychczas mogli w domu dziecka przebywać do czasu ukończenia nauki. „Jeżeli to zjawisko ma szerszą skalę, w żadnym razie nie sprzyja dobrej integracji” – komentuje Łukasz Warzecha, który stara ustalić się, czy to pojedyncze przypadki, czy działanie na szerszą skalę.
O nienaturalnych sytuacjach donoszą dwa różne źródła – dziennikarz Łukasz Warzecha oraz Kinga Szostko z Gdyni, która ostatnio zasłynęła z organizowania dużej pomocy dla uchodźców z Ukrainy.
O Szostko „Dziennik Bałtycki” pisał niedawno tak: „W ramach Fundacji Przedsiębiorcy Pomagają zgromadziła wokół siebie gigantyczne grono pomagaczy, skoordynowała wysyłkę gigantycznej pomocy rzeczowej, zorganizowała i uruchomiła ogromny magazyn przeładunkowy w Przemyślu, skąd ruszają kolejne transporty”. O pomocy ze strony Szostko pisały także inne duże media.
Szostko od kilku lat pomaga także w domach dziecka. W mediach społecznościowych ujawniła (potem informację usunęła, wyjaśniła też, dlaczego to zrobiła), że w jednej z takich placówek w Gdyni doszło do absurdalnej sytuacji. 18-letnia dziewczyna dostała nakaz opuszczenia placówki, bo trzeba zrobić miejsce dzieci z Ukrainy.
„Informację, którą wczoraj uzyskałam od jednej z wychowanek, zmroziła mnie. Dziewczyna ma dwa tygodnie na opuszczenie swojej placówki, bo MUSI zrobić miejsce dzieciom z Ukrainy. Kończy 18 lat i MA SIĘ WYPROWADZIĆ. Bo tak. Bo ma być miejsce, bo nie ma dyskusji. Nikogo nie obchodzi, że szkołę kończy w czerwcu. Potwierdziłam informację u dyrektora placówki, tak samo jak ja, uważa to za absurd” – poinformowała Szostko.
Następnie Szostko pyta, „dlaczego pomoc ukraińskim dzieciom ma się odbywać KOSZTEM naszych dzieci?”.
„Gdzie mają się podziać te dzieci? Rozumiem, że my, Fundacje, jak zwykle mamy zakasać rękawy i zapewnić im dom, a potem wejdzie Pan „cały na biało” i powie, że to jego zasługa?” – pyta.
Po pewnym czasie Szostko usunęła powyższą informację. Jak wyjaśnia w kolejnym wpisie na Instagramie: „Pomyślałam sobie, że to nie ja powinnam robić porządki, ujawniać afery, spiski, łamanie przepisów czy prawa, bo od tego są dziennikarze, organy ścigania i inni szczekacze. Ja chcę robić dobrą robotę. A przede wszystkim nie szkodzić, a już na pewno nie samej sobie, czy Dzieciakom z Domów Dziecka (…) Za dużo mówię, za dużo widzę, za dużo słyszę, upubliczniam. Od dzisiaj oficjalnie i uroczyście: zło zwalczam dobrem, a głupotę milczeniem”.
Poniżej usunięty wpis.
mail:
Wygląda na to, że takie rzeczy obecnie dzieją się ciągle i wszędzie. To nie może być, moim zdaniem, jedynie “głupota”; to wygląda na świadomą, cyniczną i wyrachowaną prowokację
Od kilku dni dostrzegam lekkie znużenie i coraz większe zdziwienie, tym co się dzieje na Ukrainie. Proces idzie wolno, ale do przodu, a biorąc pod uwagę poziom presji, począwszy od zmiany gramatyki języka polskiego, kończąc na niedorzecznych porównaniach do II Wojny Światowej, to nie ma co narzekać na tempo. Dopiero po dwóch latach „eksperci” orzekli, że można pójść do sklepu bez maseczki i nie grozi to wzrostem wypłaszczonej krzywej, zatem proces myślowy uruchomiony przy geopolityce, „zaledwie” po miesiącu, robi duże wrażenie.
Tylko na czym konkretnie polega ta zmiana postrzegania rzeczywistości? Póki co są to nieśmiałe pytania, w stylu: „oczywiście to wielka tragedia, giną ludzie i trzeba im pomóc, ale nie rozumiem…” i po „nie rozumiem” pojawiają się konkretne, choć ciągle dyplomatycznie wyrażane uwagi.
Jedni głośno się zastanawiają dlaczego Ukraińcy, którzy dostali 500+ mają darmową komunikację publiczną i leczenie, bez opłacania składek. Inni wskazują na preferencje przy wynajmowaniu mieszkań i akademików, jeszcze inni pytają, czy tu na pewno wszystko jest takie czarno-białe, jak pokazują w telewizji? Początek „wojny” był bardzo podobny do początku „pandemii”, jakieś 90% społeczeństwa powtarzało wyprodukowane przez polityków i dziennikarzy hasła bojowe i każde odstępstwo kończyło się linczem. Z biegiem czasu proporcje się zmieniają i gdybym miał je w tej chwili oszacować, to daje jakieś 25% do 75% i uważam, że to nie jest mało. Około 25% Polaków próbuje dochodzić, co się rzeczywiście dzieje i przede wszystkim, kto za to zapłaci. Polska na liście płatników netto zajmuje pierwsze miejsce i to z taką przewagą, że żaden inny kraj nie ma szans na wygraną. Za sprawą rządzących, co najmniej naiwnych, wzięliśmy na siebie odpowiedzialność ekonomiczną, polityczną i mało brakowało, żeby dołączyła odpowiedzialność militarna.
Nie ma na świecie drugiego takiego kraju, który wyłożył tak duże środki, materialne i niematerialne, na przyjęcie ponad dwóch milionów uchodźców z Ukrainy. Cały proces odbył się i nadal trwa kosztem Polaków, którzy nie tylko za wszystko płacą, ale jeszcze nie mogą się cieszyć takimi przywilejami, jakie nadano gościom z Ukrainy. W podobnych warunkach długo funkcjonować się nie da, w każdym razie nie da się funkcjonować w zgodzie i zrozumieniu. Gdy jedna strona ponosi wyłącznie koszty, a druga cieszy się przywilejami, konflikt jest nieuchronny.
Podobne procesy z wolna się uruchamiają i są związane nie tylko z bezpośrednimi relacjami pomiędzy gospodarzami i gośćmi, ale też z aktywnością polityków. Obraz bohaterskiego prezydenta Ukrainy bardzo sprawnie nakreślony przez odpowiednich fachowców, przestaje robić tak silne wrażenie, jakie robił w pierwszych dniach. Liczba przemówień w rożnych miejscach, te same chwyty retoryczne i ten san dres wojenny, w naturalny sposób prowadzą do zmęczenia materiału. Współczucie zamienia się w znudzenie, a znudzenie w irytację, tym większe, że coraz trudniej zrozumieć poszczególne zachowania i wypowiedzi prezydenta Ukrainy.
Boleśnie się o tym przekonał Jarosław Kaczyński, który proponował zorganizowanie „pokojowej misji NATO”. Prezydent Zełenski niemal zmiażdżył tę propozycję i w dodatku uczynił to w wywiadzie dla rosyjskich mediów. W tym miejscu wielu Polaków zadaje sobie pytanie: „Na litość boską, co to za dziwna wojna, na której prezydent napadniętego kraju, robi karierę w telewizji wroga?”.
Zwolennicy Kaczyńskiego i Zełenskiego jednocześnie, mają poważny dysonans poznawczy, my tu w Polsce żyły sobie wypruwamy, oddajemy ostatnią koszulę, wyprowadzamy ostatnie ciele z obory i takie podziękowanie dostajemy? Dysonansów będzie więcej, z bardzo prostego powodu, bo ta „wojna” nigdy nie była tym, co pokazywano w telewizji, czy raczej w Internecie i potem kopiowano w telewizji. Najłagodniej mówiąc jest to dziwna „wojna” i bardzo wiele wskazuję, że nie Ukraina, ale Polska będzie jedyną ofiarą, natomiast wszyscy pozostali na tym wygrają.
Już widać wygranych obecnego etapu wojny rosyjsko – ukraińskiej. To USA. Mają wreszcie realną szansę na takie osłabienie Rosji, które może doprowadzić do jej podporządkowania. Zarobią gigantyczne pieniądze na sprzedaży uzbrojenia i gazu, ponieważ na rynku tego paliwa zajmą miejsce Rosjan
Miałem wczoraj kilka spotkań we wschodniej części województwa podkarpackiego. Refleksje w większości smutne. Ponoć odwołano 90 procent rezerwacji w bieszczadzkich hotelach, pensjonatach itp. Znajomy kierujący ośrodkiem konferencyjnym ma pełny stan ukraińskich uchodźców. Z niepokojem powiedział, że nasilają się telefony od osób, które przyjęły Ukraińców do swoich domów, a teraz chcą żeby przekwaterować ich do tego ośrodka.
Pobyt amerykańskich wojsk i wizyta prezydenta USA nie tworzą zachęty do odwiedzania województwa podkarpackiego, no może z wyjątkiem jednej pizzerni z podrzeszowskiego Głogowa z której pizzę jadł prezydent Joe Biden z żołnierzami, a media to pokazały.
Wizytę Bidena odbieram jako nie zażegnanie któregokolwiek z polskich problemów, ale ich potwierdzenie i w nieodległym czasie ich nasilenie. Na tym etapie Biden jest przedstawicielem państwa, które na tej wojnie zrobi największy interes, a przyjechał do państwa, które na tej wojnie robi najgorszy interes. Według mnie wygląda to tak; istotą wojny rosyjsko – ukraińskiej jest konflikt USA z Chinami o dominację na świecie. Kluczem do wygrania tego konfliktu jest podporządkowanie sobie Rosji. Póki co, Rosja stara się być samodzielną potęgą. Nie było to na rękę ani Amerykanom, ani Chińczykom, ale Amerykanom bardziej. Biden powiedział, że wojna Rosji z Ukrainą będzie długa. Amerykanie znaleźli się w doskonałym położeniu. W ich planach Rosja ma tracić siły do tego stopnia, żeby stać się pionkiem (przypominam uwagę z poprzednich tekstów o „zdiełat Rossiju pieszkom”).
Ich mięsem armatnim są Ukraińcy, którzy myślą, że to wojna o całość i niepodległość ich państwa. Nawet jeśli tak jest, to Amerykanie dali już do zrozumienia, że ich celem nie jest wygrana Ukrainy, ale największe możliwe osłabienie Rosji.
Rola pożytecznego idioty w tym ustawieniu przypada Polsce. Polska ma być zapleczem dla tej wojny, a w razie czego również mięsem armatnim. Do tego ostatniego Amerykanie nie muszą namawiać. Są w Polsce wpływowi politycy, którzy do tego aż się rwą. Polska poza zwyczajowym poklepywaniem po ramieniu i pustymi gestami (jak mojej mamie podobało się przemówienie Bidena, zwłaszcza ostre słowa pod adresem Putina!) nie dostała nic. O pomocy gospodarczej nie było żadnych konkretów. Z problemem uchodźców trzeba sobie radzić samemu (ponoć Jarosław Kaczyński powiedział, że rząd nie będzie zabiegał za granicą o relokację uchodźców, ani o pieniądze na ich utrzymanie).
Dozbrojenie armii polskiej owszem, ale pod warunkiem, że Polska za amerykańską broń – bo tylko ta wchodzi w grę – zapłaci i na pewno nie w cenach preferencyjnych. Gwarancje bezpieczeństwa tylko werbalne. Z resztą to nic nowego od momentu wejścia do NATO. Niczego w tym nie zmienia wielokrotne zaklinanie się prezydenta Bidena na słynny artykuł 5 traktatu o NATO. Co to teraz znaczy powiedział sekretarz generalny NATO Jens Stoltenberg. Otóż ten norweski socjalista publicznie stwierdził, że w NATO nie ma żadnych procedur uruchamiających działanie artykułu 5, czyli co to praktycznie oznacza, że atak na jednego członka paktu, jest atakiem na wszystkich pozostałych. Nie wiadomo kto i kiedy ma wydać odpowiednie rozkazy. Nie wiadomo jakie siły mają być uruchomione.
Nie wykluczone zatem, że zanim NATO będzie gotowe do pełnego wsparcia Polski, to z Polski może być już kupa gruzów. W 1939 roku, zgodnie z umowami, Francja i Wielka Brytania wypowiedziały Niemcom wojnę, ale Polski to nie uratowało od klęski. Józef Beck bronił się, że przecież „moje traktaty zagrały”. Oby nie doszło po raz kolejny do sytuacji, w której „traktaty zagrają”, ale Polski już nie będzie. Niech nikogo nie myli, że specjalnie chroni nas obecność amerykańskiego wojska. Obecność Amerykanów w Gruzji nie powstrzymała Rosjan przed atakiem na ten kraj. Amerykanie nie zareagowali, a Izrael wyłączył systemy rakietowe sprzedane Gruzinom.
Martwią mnie spekulacje o tym, że Rosjanie chcą zamknąć ambasadę w Warszawie. Jeśli do tego dojdzie, to jakby następowało czyszczenie politycznej przestrzeni z instytucji i osób mogących hamować otwarty konflikt militarny.
Podsumowując można stwierdzić, że już widać wygranych obecnego etapu wojny rosyjsko – ukraińskiej. To USA. Mają wreszcie realną szansę na takie osłabienie Rosji, które może doprowadzić do jej podporządkowania. Zarobią gigantyczne pieniądze na sprzedaży uzbrojenia i gazu, ponieważ na rynku tego paliwa zajmą miejsce Rosjan.
Z kolei Polska to następny po Ukrainie przegrany. Już teraz Polska przegrywa gospodarczo na tej wojnie. Niczego nie zmieni tu fakt czasowego wzrostu politycznego znaczenia.
Trzeba pamiętać, że potencjalna wojna w Polsce, to nie kłopot dla Amerykanów. Dla nich to kolejna po Ukraińcach porcja armatniego mięcha, która osłabiać będzie Rosję i jeszcze dobrze zapłaci za broń na wojnę z tą Rosją. Bardzo mi brakuje w Polsce prezydenta, premiera czy choćby marszałka Senatu, który odważyłby się powiedzieć to, co premier Węgier Wiktor Orban. Orban mówiąc o wojnie rosyjsko – ukraińskiej powiedział, że w tym konflikcie Węgry stoją po stronie Węgier. Wiadomo jakie siły w Polsce stoją po stronie Ukrainy, USA czy Unii Europejskiej.
Nie widać w Polsce sił, które stoją po stronie Polski.