Wołyń. Przebaczenie wymaga skruchy.

Wołyń. Przebaczenie wymaga skruchy.

Krystian Kratiuk: przebaczenie-wymaga-skruchy

W stosunkach Polaków i Ukraińców wciąż krwawi niezabliźniona wołyńska rana. A zbliżenie naszych narodów wywołane wojną i masową migracją, zamiast rozpoczęcia operacji tej rany przyniosło… udawanie, że ona nie istnieje. Ale nie tak przecież załatwia się problemy między chrześcijanami. Piszący te słowa wie, co mówi – jest wnukiem ocalonej z Wołynia.

Ludzie grzeszą – to niestety oczywiste. Bywa, że w sposób okrutny grzeszą i całe ludzkie masy, narody. Zbrodnia wołyńska pozostaje przykładem grzechu wyjątkowo nieludzkiego, przykładem zdziczenia, być może nawet grupowego opętania.

Jako Polacy padliśmy jego ofiarą i jedynie my mamy prawo przebaczyć grzech popełniony przeciwko nam. Możemy to uczynić jako naród (choć wyegzekwowanie tego będzie niezwykle trudne), mogą to zadeklarować nasi przedstawiciele – a więc polskie władze; mogą też zrobić to w naszym imieniu biskupi.

Zarówno Polacy, jak i Ukraińcy, to chrześcijanie, którzy znają nauczanie o warunkach dobrej spowiedzi. Dla porządku jednak przypomnijmy, należą do nich: rachunek sumienia, żal za grzechy, mocne postanowienie poprawy, szczere wyznanie win i zadośćuczynienie Panu Bogu i bliźniemu.

Czy winni zbrodni sprzed osiemdziesięciu lat (ich potomkowie albo przedstawiciele świeccy lub duchowni) spełnili któryś z tych warunków? Czy udawanie, że nic się wtedy nie stało, albo kłamanie, że „Polacy na Wołyniu zginęli, bo trwała regularna wojna polsko-ukraińska”, spełnia warunek rachunku sumienia czy żalu za grzechy? Albo szczerego wyznania win?

Czy gloryfikowanie banderowców, dążenie do beatyfikacji duchownych błogosławiących siekiery rezające Polaków spełnia warunek mocnego postanowienia poprawy? Czy brak miejsc upamiętnienia ofiar, brak cmentarzy, brak choćby symbolicznych prób zwrócenia ich dobytku potomnym może spełniać warunek zadośćuczynienia Bogu i bliźnim?

W dyskusji o Wołyniu – o ile w ogóle gdziekolwiek się taka odbywa – padają porównania do roku 1965 i słynnego orędzia polskich biskupów do niemieckich: Wybaczamy i prosimy o wybaczenie. Orędownicy machnięcia ręką na pamięć o ofiarach pytają, czy nie możemy po osiemdziesięciu latach wybaczyć Ukraińcom, skoro potrafiliśmy po dwudziestu latach wybaczyć Niemcom. Ale to faryzejskie podejście do sprawy. Niemcy bowiem w latach sześćdziesiątych nie odwoływali się do nazizmu, nie nazywali ulic i placów imieniem Goeringa, nie stawiali pomników Hitlerowi, nie negowali zbrodni dokonanych w imieniu ich narodu. Co więcej, odbyły się publiczne procesy nazistów i wielu z nich sprawiedliwie ukarano. A cały świat dowiedział się o ich zbrodni i ją potępił. Nakręcono o niej tysiące filmów, by nigdy więcej się nie powtórzyła.

A Ukraińcy? Wciąż czczą banderowców, często negują lub relatywizują własne zbrodnie, przez dziesiątki lat nie uczcili pomordowanych, blokowali próby zbudowania im cmentarzy.

Często słyszymy, że „nasi bracia ze wschodu” szukają dziś własnej tożsamości, a przez całe dekady uczono ich w ZSRR, że UPA była po prostu antynazistowską organizacją walczącą z Niemcami. I że nic nie wiedzą o Wołyniu. Czy jednak trzydzieści lat niepodległości to mało, by powiedzieć prawdę swojemu narodowi?

Prezydent Aleksander Kwaśniewski potrafił przeprosić w imieniu Polaków za zbrodnię w Jedwabnem (sic!), której najpewniej Polacy nie popełnili – był to typowy gest polityczny, ale także mający edukować społeczeństwo w taki sposób, w jaki życzył sobie tego postkomunistyczny prezydent. Skoro więc on potrafił przepraszać, głosząc nieprawdę, to czy ukraińscy przywódcy nie mogliby zdobyć się na takie gesty wobec Polaków, w oparciu o prawdziwe wydarzenia? Czyż nie tak edukuje się masy?

Wojna oraz chrześcijańska postawa Polaków wobec uciekinierów z Ukrainy powinny być momentem, w którym relacje między naszymi narodami zaczną znów opierać się właśnie na zasadach chrześcijańskich. Pokazaliśmy przecież, że jesteśmy gotowi na bezprzykładne wybaczenie – zgodnie z nawoływaniem Jezusa, by czynić to siedemdziesiąt siedem razy. Ale chrześcijańską postawą muszą wykazać się obie strony tej trudnej relacji – jedni bowiem udzielają rozgrzeszenia, ale drudzy o nie proszą.

I wtedy możemy wspólnie ruszyć w świat i opowiedzieć mu o tamtej zbrodni – tak jak o swoich krzywdach opowiadają Żydzi. Możemy wtedy wspólnie z braćmi ze wschodu ustanawiać i nagłaśniać nagrody, choćby dla „Sprawiedliwych wśród Ukraińców Wołynia”, pisać o nich książki czy kręcić filmy. Dopiero wtedy.