Dlaczego we Wrocławiu nie stanął pomnik „Rzeź wołyńska”?

Dlaczego we Wrocławiu nie stanął pomnik „Rzeź wołyńska”? My mamy problem nawet z Neptunem

Kiedyś nie można było o tym mówić, bo godziło to w sojusz ze Związkiem Radzieckim, teraz w sojusz z Ukrainą… A co z sojuszem z własnym narodem?

2024-07-19, Arkadiusz Franas dlaczego-we-wroclawiu-nie-stanal-pomnik-rzez-wolynska

Dolny Śląsk to region naznaczony. Tu od 1945 roku cały czas uciekano przed historią. Dosłownie i w przenośni. Tu szukali schronienia ci, których ścigano za walkę z niemieckim i sowieckim okupantem. Ale i w tym regionie często ukrywali się ich oprawcy. Przez lata nie mogliśmy mówić głośno o Armii Krajowej, Katyniu, inwazji Związku Radzieckiego na Polskę. Bo to godziło w sojusze. Nie mogliśmy też pamiętać, że Wrocław nazywał się Breslau. Teraz pojawiają się sugestie, by za głośno nie mówić o rzezi wołyńskiej. Bo też godzi w sojusz. Prawda jest taka, że dobry sojusz przetrzyma wszystko, a niegodziwym jest wmawianie naszym dziadkom i sąsiadom, że to co przeżyli oni i ich bliscy w 1943 roku to była fatamorgana.

Mija już tydzień od tej rocznicy, ale wolałem odczekać kilka dni aż skończy się ta kakofonia wokół upamiętniania tragicznych wydarzeń lipcowych na Wołyniu w 1943 roku. A także wokół odsłonięcia pomnika „Rzeź wołyńska”, autorstwa Andrzeja Pityńskiego, odlanego już w 2018 roku, którego nikt nie chciał i dopiero władze gminy Jarocin na Podkarpaciu zgodziły się postawić go na swoim terenie. Wszyscy, którzy odmawiali postawienia go swojej miejscowości, także na Dolnym Śląsku, tłumaczyli, że jego wygląd jest zbyt kontrowersyjny. W środku monumentu bowiem znajduje się wycięty krzyż, a w nim trójzębne widły, symbolizujące tryzub, na które nabite jest ciało dziecka. Jakby było to pierwsze w historii dzieło budzące emocje.

Polskie Ministerstwo Spraw Zagranicznych stwierdziło:  „Obawiamy się, że nie przysłuży się on upamiętnieniu ofiar, lecz instrumentalizacji ich tragedii przez osoby niechętne poszukiwaniu porozumienia pomiędzy oboma narodami w trudnych kwestiach historycznych”.

– Ten pomnik oddaje estetykę twórcy, dobrze że powstają pomniki ludobójstwa (…). Nie wygląda estetycznie, bo ludobójstwo wołyńskie było tak przerażające – powiedział o monumencie podczas odsłaniania Karol Nawrocki, prezes Instytutu Pamięci Narodowej, odpowiadając wszystkim „krytykom sztuki”.

A najlepszą odpowiedź naszym specom od polityki zagranicznej udzielił marszałek województwa Paweł Gancarz, który wziął udział w uroczystościach upamiętniających tę tragedię we Wrocławiu, gdy inni politycy woleli się na nich nie pokazywać.

 – 11 lipca obchodzimy Narodowy Dzień Pamięci Ofiar Ludobójstwa na Kresach dokonanego przez ukraińskich nacjonalistów. Dzień, który przez długie lata nie mógł doczekać się swojego miejsca w kalendarzu państwowych uroczystości. Dzisiaj z odwagą i podniesionym czołem mówimy o tych wydarzeniach, o których przez lata było cicho – stwierdził marszałek. – Tu na Dolnym Śląsku na nas spoczywa szczególna odpowiedzialność, bo jesteśmy w dużej mierze potomkami Kresowian, którzy w ostatnim stuleciu, a szczególnie w okresie wojennym, byli doświadczani tak boleśnie i wielokrotnie. Dzisiaj, pomimo tej trudnej historii, całym sercem i z pełną odpowiedzialnością oraz wszystkimi możliwościami, pomagamy narodowi ukraińskiemu. To trudne elementy, żeby pogodzić te rany w naszej wspólnej historii z odpowiedzialnością za dalsze losy państwa polskiego i ukraińskiego, dwóch sąsiedzkich nacji, narodowości, ale to natura ludzka, żeby wybaczać, przebaczać, ale także pamiętać. W naszym przypadku nie o zemstę, a o pamięć wołają ofiary.

Przytaczam całą wypowiedź, bo ona pokazuje, że bez problemu da się pogodzić te skomplikowane wątki. Jak się tylko chce. Bo jak dobrze dojrzałem na uroczystości obecny był także konsul Ukrainy, który zapalił znicz pod Pomnikiem Pomordowanych na Kresach.

I tylko środowiska lewacko-lewicowe mogą wyszydzać ludzi, którzy wyruszyli z naszego regionu na odsłonięcie wspomnianego pomnika na Podkarpaciu. Albo w kontekście zbrodni wołyńskiej głosić teorie w stylu „trzeba skończyć z tą traumą”. Problem w tym, że oni od dawna jakoś nie mogą sobie poradzić ze swoimi.

I może czas najwyższy zrozumieć, że ludzie, którzy przyjechali tu z Kresów od kilkudziesięciu lat czekają na rzetelne mówienie o tamtej tragedii, w której wielu potraciło całe rodziny. A także poważne zajęcie się tematem, ponieważ z powodu ciągłego przemilczania Rzezi wołyńskiej nawet dokładnie nie wiadomo, ilu ludzi wtedy straciło tam życie. Może nawet 200 tysięcy.

Kiedyś nie można było o tym mówić, bo godziło to w sojusz ze Związkiem Radzieckim, teraz w sojusz z Ukrainą… A co z sojuszem z własnym narodem?

Poza tym, Dolnoślązacy nie powinni jechać na Podkarpacie na odsłonięcie pomnika „Rzeź wołyńska” na drugi koniec Polski, ponieważ choćby w kontekście tego, co mówił marszałek, ten pomnik powinien stanąć w naszym regionie. I to może we Wrocławiu, nawet jak w mieście mamy inny poświęcony tym tragicznym wydarzeniom.

Tylko Wrocław ma od zawsze problem ze swoimi pomnikami czego najlepszym przykładem jest kilkunastoletnia batalia o Pomnik Żołnierzy Niezłomnych. Dość skutecznie jego budowę blokowały środowiska polityczne związane ze spadkobiercami esbeckiej tradycji. Ostatecznie udało się. Ów odsłonięty niedawno na Hubach wygrał nawet międzynarodowy konkurs architektoniczny. A ciekawostką jest fakt, że w zajezdni przy ulicy Legnickiej stoi wcześniejsza wersja Pomnika Żołnierzy Wyklętych. I już rozpoczęto starania, by także on znalazł miejsce w przestrzeni miejskiej.

Ktoś jeszcze pamięta walkę z Chrobrym na przełomie wieków? Inicjatorzy uczczenia pierwszego polskiego król kilka lat musieli się starać, by wreszcie stanął jego pomnik tam, gdzie przed wojną prężył się monument Wilhelma I. Niemcom w Breslau jakoś nie przeszkadzał pomnik ich pierwszego nowożytnego cesarza, a Polakom we Wrocławiu Bolesław Chrobry jakoś nie pasował. Przeciwnicy, podobnie jak przy „Rzezi wołyńskiej”, odwoływali się do estetyki, ale jakoś niewielu im uwierzyło.

Może chodziło o to, co o ojcu Chrobrego w swoim jedynym słyszalnym przez trzy kadencje senatorowania wystąpieniu wypowiedziała Barbara Zdrojewska? Podczas debaty o ustanowieniu 2016 roku Rokiem Jubileuszu 1050-lecia Chrztu Polski wyraziła wątpliwość, czy należy także uhonorować twórcę państwa polskiego Mieszka I.

To wszystko jest dziś spowite mgłą historii i możemy się zaledwie domyślać, jak się zachowywał i kim był Mieszko I, na podstawie tego, jak się zachowywali inni władcy tego typu w tym czasie i na terenie tej części Europy – orzekła. – I możemy sobie powiedzieć, można domniemywać, że był to zabijaka i zapewne palił, gwałcił.

A jak wiadomo, palenie szkodzi.

Tylko co my tu będziemy rozważać o pomnikach postaci historycznych. We Wrocławiu nawet Neptun ma słabą opinię. Fontanna z jego wizerunkiem do 1945 roku przez 200 lat stała na placu Nowy Targ. Podczas wojny uległa zniszczeniu. Od lat pojawiały się propozycje, by ją postawić na nowo. Tylko powstał problem. Jak ma wyglądać? Nawet ogłoszono konkurs na projekt. I co z tego… Dla jednych za nowoczesny, innym przeszkadza wersja, by odtworzyć wygląd historyczny. Nie pomogło, gdy po latach fragmenty wrocławskiego Neptuna pod Sycowem odnalazł dr Tomasz Sielicki. Odnalazł to niech się cieszy i już. W tej chwili nie ma mowy, by powrócił na swoje miejsce. Brzmi niedorzecznie, ale słyszałem i takie argumenty, że Neptun to Gdańsk. Czyli boimy się o sojusz z miastem zarządzanym przez prezydent Aleksandrę Dulkiewicz?!

Zostawmy ten wątek, bo w tekście o naprawdę poważnych sprawach robi się śmiesznie.

Nasze podejście do przeszłości można by pewnie skomentować wieloma słynnymi słowami począwszy od „Ten kto nie szanuje i nie ceni swej przeszłości nie jest godzien szacunku teraźniejszości ani prawa do przyszłości” marszałka Józefa Piłsudskiego, po przytaczane już motto obchodów rocznicy Rzezi wołyńskiej „Nie o zemstę, ale o pamięć wołają ofiary”. 

Jednak wracając do pomnika „Rzeź wołyńska” nie sposób nie przywołać słów księdza Isakowicza-Zaleskiego, jednego z członków komitetu honorowego jego budowy, który niestety nie doczekał odsłonięcia monumentu. Słów, które pokazują, że pomnik ten wcale nie musi dzielić, a ma łączyć:

„Pomnik, który nosi nazwę „Rzeź wołyńska” ma upamiętnić Polaków, ale też obywateli polskich innej narodowości, którzy zginęli z rąk nacjonalistów ukraińskich, to są Żydzi, Ormianie – moi przodkowie, Czesi na Wołyniu i przedstawiciele wielu innych narodowości, ale także sprawiedliwych Ukraińców. To chcę podkreślić, ten pomnik będzie też upamiętniał tych, szlachetnych Ukraińców – polskich obywateli, którzy ratowali Polaków i Żydów, a którzy często płacili za to straszliwą cenę, ginęli z rąk banderowców”.

,,Śmierć jednego Lacha to metr wolnej Ukrainy, albo będzie Ukraina, lechicka krew po kolana, Polaków w pień wyciąć.” – Roman Szuchewycz. Uroczystości w 117 rocznicę urodzin.

Jacek Boki 25 lipca 2024 kresywekrwi/na-ukrainie-oddano-powszechny-hold

[Bogata dokumentacja fotograficzna w oryginale. Nie mam sił, by każde zdjęcie osobno redagować. M. Dakowski]

Na Ukrainie oddano powszechny hołd zwyrodniałemu katowi Polaków, dowódcy bandyckiej UPA Romanowi Szuchewyczowi, w 117 rocznicę jego urodzin.

,,Śmierć jednego Lacha to metr wolnej Ukrainy, albo będzie Ukraina, lechicka krew po kolana, Polaków w pień wyciąć.” – Roman Szuchewycz, hołowny komandyr band UPA, zwyrodniały morderca Polaków, najwierniejszy obok Bandery kolaborant Adolfa Hitlera, bohater obecnej Ukrainy.

 

Obchody 117 rocznicy urodzin zwyrodniałego mordercy i kata Polaków na Kresach – Romana Szuchewycza w Iwano – Frankowsku, dawnym polskim Stanisławowie

Dokonałem wczoraj przekładu obszernych fragmentów ośmiu, spośród całej masy różnych artykułów, opublikowanych na portalach wszystkich ukraińskich mediów, zarówno tych samorządowych oraz rządowych, poświęconych hucznym obchodom, w dniach 27 – 30 czerwca 2024 roku, na całej Ukrainie – 117 rocznicy urodzin zwyrodniałego mordercy Polaków na Kresach, dowódcy UPA Romana Szuchewycza. Wszystkie artykuły o tym ogólnonarodowym, trwającym cztery dni wydarzeniu, są bogato zilustrowane wieloma zdjęciami, wykonanymi w czasie trwania tych rocznicowych obchodów, zorganizowanych w hołdzie temu kolaborantowi III Rzeszy i zbrodniarzowi wojennemu, z udziałem władz samorządowych, wszystkich miast i miejscowości całego kraju, przedstawicieli kultury, wykładowców akademickich i szkolnych oraz dawnych, żyjących jeszcze weteranów, rizunów UPA.

 Jednocześnie, kiedy w Polsce odsłonięto i poświęcono w końcu, po dziesiątkach lat oczekiwań w Domostawie na Podkarpaciu, przepiękny pomnik Rzezi Wołyńskiej, Śp. już dziś mistrza Andrzeja Pityńskiego, który niestety nie doczekał osobiście tej pięknej chwili, tego samego jeszcze dnia, wszystkie polskojęzyczne alfonsy i prostytutki, jak na komendę, niczym hieny rządne krwi, zawyły z oburzenia, że ten monument jest według nich strasznie kontrowersyjny, niedopuszczalny, że obraża on wysublimowane uczucia ukraińskich banderowców i wszystkich, obecnych, żyjących spadkobierców, a zarazem kontynuatorów i gloryfikatorów, zarówno w Polsce, jak i na Ukrainie, całej spuścizny ideowej i zbrodniczych czynów ludobójców z OUN UPA i SS Galizien, a przede wszystkim, że pomnik ten godzi w zadekretowaną przez nich, i wyłącznie ich wiecznotrwałą przyjaźń z banderowskim, całkowicie już dziś upadłym i skompromitowanym do cna nowotworem dzikich zsomalizowanych stepów ukraińskich, a tak naprawdę największą i najbardziej roszczeniową gangreną współczesnej Europy i świata, i że pomnik stworzony prze mistrza Pityńskiego, stanowi dla polińskich renegatów wręcz kamień obrazy, a jak to oficjalnie stwierdził dodatkowo w swoim żałosnym oświadczeniu rzecznik MSZ dystryktu Generalnego Gubernatorstwa 2 w Warschau, że będzie on także, a jakże – pożywką dla putinowskiej propagandy. Zapomniał przy tym całym, prezentowanym przez niego haniebnym służalstwie wobec banderowców, że to co uprawia on sam i jego szef, fałszywy hrabia z Chobielina, oraz cała ta oborowa ,,elita” Czeciej już dziś Ukro – Polin, to nie tyle nawet wyżyny prymitywnej propagandy dla debili, co po prostu zwyczajne kurewstwo, jakie cała ta pomagdalenkowa hołota uprawia od 35 lat trwania tego czysto diabelskiego tworu o nazwie Czarcia Erpe! A zadekretowana przez tych gnomów ich wiecznotrwała przyjaźń z banderlandem, skończy tak samo, jak inna pamiętna, również oficjalnie zapisana nawet w konstytucji PRL przyjaźń z ZSRR, która też miała trwać wiecznie, a po kilkunastu latach od jej oficjalnego wprowadzenia w życie, dosłownie skończyła na śmietniku. I tak sam finał spotka całą tą obecną szumowinę PRL – Bis, mieniącą się w uprawianej przez siebie, iście operetkowej bufonadzie – elitą polskiego państwa i narodu, co samo to stwierdzenie u każdego poważnego człowieka wywołuje jedynie wybuch niepohamowanego śmiechu, a która skończy dokładnie w ten sam sposób i w tym samym miejscu, gdzie ich poprzednicy, deklarujący pięćdziesiąt lat temu, takie same idiotyzmy, ubliżające nawet inteligencji ucznia pierwszej klasy szkoły podstawowej, które dziś powielają bez zastanowienia, kropka w kropkę, obecne Nikodemy Dyzmy z PO, PiS i ich przystawek. Tylko obecni polińscy jeliciarze, w tym całym swoim służalczym zapędzie, jaki każdego dnia uprawiają wobec największych wrogów naszego narodu i państwa, nawet wyprzedzając ich życzenia, zapominają o najważniejszym, a mianowicie, że w ogóle stracili z oczu, być może na skutek całkowitego pustostanu swoich umysłów, jakim się charakteryzują od zawsze w całej swojej zbiorowości, które to nieodwracalne i nieuleczalne braki w intelekcie, wyjaśniałyby poniekąd ich bezbrzeżną tępotę, iż pośród błyskawicznie zmieniających się, dosłownie jak w kalejdoskopie w obecnym czasie uwarunkowań geopolitycznych, kiedy na dobrą sprawę, nie można do końca przewidzieć z całą pewnością, co będzie za tydzień, miesiąc, czy też w jaki sposób i czyim ostatecznym zwycięstwem w tej grze o światowy tron, zakończą się ostatecznie te zmagania największych globalnych tytanów, których naocznymi świadkami jesteśmy, mogąc je oglądać na własne oczy, który spośród nich zdobędzie palmę pierwszeństwa w panowaniu i niepodzielnym władaniu wszystkimi pozostałymi, na kolejne dekady, a może i stulecia. 

 

Tak więc nasi obecni okupanci, mogą przy obecnym stanie rzeczy, nie mieć tyle szczęścia, co ich poprzednicy, że wyniosą z tego dzisiejszego zamieszania swoje głowy na własnych karkach. Więc na ich miejscu…warzyłbym słowa i nie szczekał jak kundel, któremu popuszczono wprawdzie łańcuch przy budzie o pół metra, ale przy tym wszystkim, michę z żarciem, odstawiając o metr dalej. Bo zachowując się w ten sposób, nie tylko mogą nie doczekać ostatecznego rozstrzygnięcia obecnego konfliktu dziejów, ale nawet wieczornego posiłku, od swoich panów, którym z takim oddaniem się wysługują, bo ci, gdy oni przestaną już im być potrzebni, tak jak przestała być już przydatna do czegokolwiek swoim ówczesnym panom, polska magnateria pod koniec XVIII wieku, tak oni dzisiaj, mogą zostać, jak zużyte i niepotrzebne już do niczego szmaciane pacynki, które przestały również bawić swoich właścicieli, anihilowani do cmentarnego niebytu. Historia, o której to największej nauczycielce życia, zdaje się, że również całkiem zapomnieli, zna wiele podobnych przypadków pechowców, którym się wydawało, że na samym końcu spotka ich oczekiwana i w pełni zasłużona przecież nagroda, za zdradę i służalstwo jakich się dopuścili, a zamiast tego spotkała ich kostucha. Nie inaczej może być i tym razem w ich przypadku. Któż to wie?

Jednocześnie we wszystkich tych polskojęzycznych ŚCIERWOMEDIACH, ani słowem nie zająknięto się nawet o czterodniowych, hucznych obchodach na banderowskiej Ukrainie 117 rocznicy urodzin, hołownego komandyra UPA R. Szuchewycza, którym to, festynowym wręcz obchodom ku czci tego ukraińskiego rzeźnika, w żaden sposób, ani przez jedną chwilę, nie przeszkodziła, trwająca tam ponoć straszna wojna, której jakichkolwiek śladów, nie było widać na żadnych z załączonych zdjęć do sprawozdań z tych panihyd, ani też na filmikach z tych wszystkich oficjałek opublikowanych w internecie.

 

Co więcej huczne, a właściwie wręcz bombastyczne obchody 117 rocznicy urodzin tego ukraińskiego dewianta, zwyrodnialca i sadystycznego mordercy naszych rodaków, nie tylko nie wywołały żadnego oburzenia, ale też i nie spowodowały wypowiedzenia, jakiegokolwiek choćby słowa protestu, ze strony tych polskojęzycznych gnid, które jak to już wielokrotnie wcześniej głośno oznajmiały, że oddawanie hołdu przez Ukraińców swoim narodowym bohaterom, w żaden sposób, nie może obrażać i nie obraża jakichkolwiek uczuć Polaków, nie godzą też one w żadne z naszych narodowych interesów, jak również i w polską pamięć historyczną, bo Ukraińcy… MAJĄ DO TEGO PRZECIEŻ PRAWO! Wedle tych haniebnych słów, jedynymi, którzy natomiast nie mają ŻADNEGO PRAWA, I KTÓRYM WRĘCZ NIE WOLNO NA WŁASNEJ ZIEMI GODNIE CZCIĆ, ANI NAWET WSPOMINAĆ, A O JAKICHKOLWIEK WIDOCZNYCH UPAMIĘTNIENIACH W MIEJSCACH PUBLICZNYCH, SWOICH RODAKÓW BESTIALSKO WYMORDOWANYCH NA 362 SPOSOBY, PRZEZ TYCH UKRAIŃSKICH HEROJÓW NA KRESACH II RZECZYPOSPOLITEJ, SĄ WYŁĄCZNIE POLACY! GDYŻ TAKIE FORMY UPAMIĘTNIANIA NASZYCH RODAKÓW WYMORDOWANYCH PRZEZ TE UKRAIŃSKIE POTWORY, SĄ WEDŁUG TYCH SZUMOWIN, NIEDOPUSZCZALNE, GDYŻ ONE WSZYSTKIE DOWODZĄ PONAD WSZELKĄ WĄTPLIWOŚĆ WOBEC CAŁEGO ŚWIATA, POLSKIEGO FASZYZMU I KSENOFOBII WYSSANYCH Z MLEKIEM MATKI, KTÓRE GODZĄ W ICH WIECZNOTRWAŁE SOJUSZE I RZEKOME PRZYJAŹNIE ORAZ DOBROSĄSIEDZKIE RELACJE TYCH POLSKOJĘZYCZNYCH BĘKARTÓW Z POTOMKAMI UKRAIŃSKICH LUDOBÓJCÓW. Więcej, te wszystkie gady, zarówno te tzw. dziennikarskie, jak i te polintyczne, mające czelność określać się mianem polskich przedstawicieli, do dziś nawet słowem, nie zająknęły się o tym fakcie, no bo po co Polacy maja w ogóle o tym wiedzieć? Przecież to niedobra jest im o tym mówić.

 

Również i o 81 rocznicy ukraińskiego ludobójstwa na Kresach, polskojęzyczny rynsztok, nie zająknął się nawet półgębkiem. A cenzura, jaką zastosował, by też nikt z zewnątrz w ich publikatorach, nie wspomniał o tym nawet w komentarzach, choćby czystym przypadkiem, wzniosła się w tych dniach na Mount Ewerest zamordystycznego knebla, przy której cenzura z czasów epoki stalinowskiej to było przedszkole, a ówcześni kontrolerzy myśli, gdyby jeszcze dzisiaj żyli i funkcjonowali w zawodzie, to mogliby się od obecnych funkcjonariuszy frontu ideologicznego zamordyzmu, zatrudnionych we wszystkich redakcjach, czy to czasopism, portali internetowych i wszystkich innych mediów bez wyjątku, by w nich 24 godziny na dobę, jak psy Pawłowa pilnować właściwego ideologicznie przekazu, mogliby się od nich uczyć sztuki medialnej kontroli absolutnie wszystkiego i sztuki kłamstwa, doprowadzonej przez nich obecnie do poziomu prawdziwej wirtuozerii. Gdyż tamci, starzy luminarze tej profesji kastratora myśli, to byli harcerze, przy obecnych funkcyjnych, całkowicie wymóżdżonych droidach medialnego Gestapo.

Nie wiem tylko, czy kiedy ten odpad, mieniący się, chyba tylko przez pomyłkę bądź dla kpiny, polskimi dziennikarzami i politykami, który ani z żadną formą polskości, ani tym bardziej z Polską, jako państwem narodu polskiego, nic wspólnego nigdy nie miał, nie ma i mieć nigdy nie będzie, zdaje sobie sprawę, że w chwilach, kiedy przeglądają się w lustrze, w czasie porannej toalety, to zwierciadłu na sami ich widok, zbiera się na wymioty.

Wracając do tych artykułów z ukraińskich mediów na temat obchodów w całym kraju 117 rocznicy urodzin dowódcy UPA Romana Szuchewycza, i to pomimo trwającej tam ponoć ,,straszliwej” wojny, która jak widać, ani przez chwilę nie przeszkodziła, ani też nie zakłóciła nawet na moment w przeprowadzeniu, choćby jednej takiej uroczystości, które to wszystkie obchody na jego cześć, jak przypomianm trwały przez całe pełne cztery dni!  

Zwróćmy też szczególną uwagę na rodzaj przekazu, jaki wyłania się na temat osoby Romana Szuchewycza, a także jego idei i czynów, w jakich ukazany został we wszystkich tych artykułach na jego temat, które zostały opublikowane w tych dniach, we wszystkich ukraińskich mediach, w których to tekstach, ordynarne kłamstwa, fałszowanie lub całkowite pomijanie niewygodnych faktów, zmyślenia, przeinaczenia i w końcu wyssane z dosłownego brudnego palca hagiograficzne wtrącenia do tych goebbelsowskich produktów, idą w zawody o lepsze z podobnymi wytworami całej hitlerowskiej propagandy, czasów III Rzeszy, której obecne państwo ukraińskie, jest dzisiaj dosłowną kalką, wręcz lustrzanym odbiciem. Otóż co możemy wyczytać z tych goebbelsowskich anonsów, których to tychże ukraińskich autorów wymienionych publikacji, prawdziwy ojciec duchowy i jednocześnie ich największy wzór i nauczyciel, funkcjonariuszy banderowskiej propagandy, dr. Josef Goebbels, gdyby dzisiaj żył i mógł zobaczyć na własne oczy owoce ich starań, byłby naprawdę z nich dumny, widząc na jakie wyżyny kłamstwa, oszustwa i nieustannego ogłupiania własnego społeczeństwa się wznieśli. Otóż możemy przeczytać, że ten zwyrodniały ludobójca, kat narodu polskiego Roman Szuchewycz był… ,,wybitnym ukraińskim działaczem politycznym, publicznym, mężem stanu i niezwykle wręcz błyskotliwym i fenomenalnym dowódcą wojskowym!”

Dalej dowiadujemy się z tych gadzinowych wytworów fantazji, nie tylko antypolskiej, bo również i antyludzkiej, w dosłownym tego słowa znaczeniu, banderowskiej propagandy, że, i tu obecna ukraińska, czysto nazistowska, gadzinowa propaganda, wzniosła się na sam szczyt swoich możliwości w kreowaniu wszelkich możliwych, nawet najbardziej absurdalnych i uwłaczających ludzkiemu rozumowi bezczelnych kłamstw i historii wyssanych z palca, stwierdzając bez cienia najmniejszego nawet wstydu i zażenowania, że: 

,,Przykład Romana Szuchewycza, jego odwaga i determinacja, stały się wzorem dla milionów walczących o wolność i sprawiedliwość na całym świecie!”

Od siebie dodam, że jeśli tak mieliby wyglądać i wzorować się w swoich ewentualnych działaniach i dążeniach, jacykolwiek ludzie, biorąc przykład i wzorując się na ideach, cechach charakteru i formie wszelkich działań na przykładzie osoby tego ukraińskiego bandziora i sadystycznego ludobójcy, jakim był Roman Szuchewycz, to strzeż nas Panie Boże, przed wszystkimi bez wyjątku, takimi bojownikami trudniącymi się swoją w takim przypadku, rzekomą walką o wolność i sprawiedliwość, ponoć dla dobra wszystkich innych, uciemiężonych ludzi na całym świecie, gdyż w takim przypadku, byłoby to dosłownie tym samym, co zaproszenie do swojego kraju, do swoich własnych domów – diabła z otchłani wraz z całymi hordami jego demonów. Dokładnie takim osobnikiem był ten bandyta i morderca w jednym Roman Szuchewycz i jego krwawe rezuny, którym przewodził, a nie żadnymi bohaterami, walczącymi o czyjąkolwiek wolność i uniwersalne zasady, których nigdy nie posiadali i którymi najzwyczajniej w świecie pogardzali. Te powyższe słowa, zawarte w jednym z ukraińskich artykułów, opublikowanych z tej właśnie okazji, to nie tylko nieprawdopodobna w swoim wymiarze kpina ze wszystkich, ale też i bezczelne szyderstwo ukraińskich szowinistów, rzucone przy tej okazji, z której nie mogli nie skorzystać, otwarcie w twarz nam Polakom!

Kolejną bujdą na resorach, wymyśloną przez banderowskich propagandystów z okazji 117 rocznicy urodzin hołownego komandyra band UPA – Romana Szuchewycza, jest historyjka mająca chwytać za serce, nie tylko naiwnych Ukraińców, ale również i ludzi innych narodowości, w tym i naiwnych do bólu polińskich frajerów, jakimi to rzekomo, humanitarnymi ideami kierował się przez całe swoje życie ten bandyta i psychopatyczny, cyniczny zbrodniarz:

,,Już na lwowskim procesie OUN w 1936 r., zapytany przez swojego prawnika, co skłoniło go do wstąpienia do OUN, odpowiedział: „Taki był porządek mojego serca”. Jeszcze bardziej efektownej odpowiedzi R. Szuchewycz, przebywając w więzieniu lwowskim w 1937 r., udzielił swojej żonie N. Szuchewycz-Bereżyńskiej, prosząc go o zaprzestanie działalności politycznej ze względu na bezpieczeństwo własnej rodziny. „Nie mogę nic zrobić” – powiedział – „ponieważ podoba mi się ten pomysł bardziej, niż tobie i mojemu synowi”.

Albo to ordynarne kłamstwo, że Szuchewycz i jego rezuny, którymi dowodził, nigdy nie kierowali się nienawiścią do swoich przeciwników, z którymi walczyli, ale wyłącznie miłością do Ukraińców, dla i za których walczyli. Walczyli za tych Ukraińców tak, że pałając do nich tak niesamowicie wielkim afektem… wymordowali, aż 80 tysięcy tychże, kochanych tak bardzo przez siebie rodaków, bo ci ośmieli się mieć inne zdanie na temat tego, jakie chcą mieć ukraińskie państwo, w którym nie chcą żadnych rządów, sprawowanych przez banderowców spod znaku OUN – UPA.

„Walczymy nie dlatego, że nienawidzimy tych, którzy stoją przed nami, ale dlatego, że kochamy tych, którzy są za nami”!

Ach, cóż za wzruszające słowa. Tylko nie bierzcie ich do siebie na poważnie. Bez jaj!

Wszystkie te zakłamane brednie, prymitywne blagi, historie wyssane z palca i zwykłe propagandowe bujdy, jakimi uraczyły swoich czytelników ukraińskie media w dniach 27 – 30 czerwca 2024 roku, by za ich pomocą uczcić zarówno 117 rocznicę urodzin swego prowydnyka Romana Szuchewycza i jednocześnie odwrócić w ten sposób choć na chwilę uwagę Ukraińców, od nadciągającej katastrofy, podnosząc ich na duchu, ckliwą opowiastką o osobie i rzekomym przykładnym życiu tego bandyty, które powinno być wzorem dla każdego obywatela Ukrainy, w obliczu domykającej się właśnie ostatecznej klęski ukraińskiej armii na wschodzie kraju oraz nieuniknionej katastrofy, czyli upadku Ukrainy, jako państwa, którego nic nie jest w stanie już zatrzymać, najtrafniej ilustruje pewna refleksja, dotycząca tego rodzaju ,,prawd”, wciskanych ordynarnie przez panujących, poprzez usłużnych im w takich sytuacjach inżynierów dusz, swym niczego nieświadomym poddanym, poczyniona przez jednego z bohaterów serialu ,,Janosik”, który był ongiś wypowiedział genialną uwagę do osoby swego kamrata, w odniesieniu do takowych właśnie koncepcji, która nigdy jak widać, nie traci na swojej aktualności, obnażając bezlitośnie, czym są naprawdę te wszystkie, ,,jedynie słuszne i niepodważalne racje panujących:

”I powiem ci Jędruś, że jest to Prowda, 

tys Prowda

i… Gówno prowda”

 

Jaśniej chyba nie trzeba.

Jednocześnie nie można okazywać obecnym Ukraińcom absolutnie żadnego wsparcia, ani tym bardziej jakiegokolwiek współczucia, dając się podpuszczać cynicznej grze uprawianej za każdym razem w takich sytuacjach, przez  medialny rynsztok na naszych emocjach, gdyż nie tylko nie wyciągnęli oni żadnych, ale to żadnych wniosków, zarówno ze swojej haniebnej, nie tak dawnej przeszłości, jak i obecnej sytuacji, brnąc dalej wbrew wszelkiemu rozsądkowi, w to samo bagno jeszcze głębiej, czego dowodem są chociażby deklaracje złożone przez uczestników obchodów 117 rocznicy urodzin R. Szuchewycza w Iwano – Frankowsku ( Stanisławowie ), że:

,,Nadal walczymy o Ukrainę taką, jaką widział ją Roman Szuchewycz”

A uczestnicy wiecu na cześć dowódcy UPA w Kałudze oznajmili:

,,Gorącym ogniem płoną w naszych sercach instrukcje Naczelnego Wodza UPA Romana Szuchewycza”

W obliczu takich wypowiedzi i nie pozostawiających żadnych złudzeń oficjalnych oświadczeń, jakie padały w tych dniach masowo, w czasie wszystkich uroczystości, odbywających się na całej Ukrainie, ku czci dowódcy UPA – Romana Szuchewycza, że jego duch jest i będzie obecny pośród wszystkich Ukraińców Zawsze i w każdym czasie, i że nadal będą oni walczyć, o takie państwo ukraińskie, jakie widział on w swoich wyobrażeniach i którego obraz nakreślił potem w swoich planach Roman Szuchewycz, a jego instrukcje są i pozostaną obecne w sercach Ukraińców, którzy dochowają im wierności zarówno dzisiaj i w przyszłości, trwając także w oparciu o nie – do samego końca, wypełniając każdą z nich z największą sumiennością, dokładnością i starannością co do przecinka, zgodnie z wolą wodza, aż do końca naszych dni. 

 

Zastanawiam się, jak ktokolwiek jeszcze, słysząc dziś takie, a nie inne, jednoznaczne w swojej wymowie publiczne deklaracje i przyrzeczenia składane podczas tych niedawnych panihyd, nie pozostawiające w swoim brzmieniu absolutnie żadnej furtki co do innych form, pokojowych rozwiązań problemów, dzielących Polaków z Ukraińcami, a tym samym nie pozostawiających najmniejszych nawet wątpliwości, co do dalszych zamierzeń i działań w przyszłości naszych południowo – wschodnich sąsiadów wobec nas, jak w takim przypadku, ktokolwiek jeszcze może się nadal karmić iluzjami, mając przed oczami niepodważalne fakty, co do ich dalszych planów i zamierzeń, trwać dalej w jakimś obłędnym amoku, że tym razem to już będzie inaczej, niż 80 lat temu. Wbrew tymże faktom i panującej rzeczywistości, opowiada dalej, niczym w pijanym zwidzie, jakieś niedorzeczne brednie, wydumane w swoim chorym umyśle, o obopólnych formach dobrosąsiedzkiego porozumienia, korzystnego dla obu stron, możliwego do osiągnięcia… z obecną Ukrainą i Ukraińcami.  Ktoś taki, nie tylko nie wie co mówi, ale w ogóle nie rozumie tego co twierdzi, i wygłaszając takie niedorzeczności, dowodzi jedynie tego, że egzystuje w jakiejś swoje własnej, alternatywnej rzeczywistości, zupełnie odmiennej od tej prawdziwej, tak jak obecny prezydent USA Joe Biden, lewitujący od czterech lat, czyli od samego początku swej kadencji, w jakiejś bliżej nieokreślonej nirwanie. A zegar tyka.

*****

 

Obchody 117 rocznicy urodzin Romana Szuchewycza w Iwano – Frankowsku

                  

Dziś w Iwano Frankowsku świętowano wspaniałą rocznicę! 83. rocznicę ogłoszenia Aktu Odrodzenia Państwa Ukraińskiego! A także 117. rocznicę urodzin Romana Szuchewycza – wybitnego ukraińskiego działacza politycznego, publicznego oraz naczelnego wodza UPA.

 

 

Jak zawsze przy wszystkich bez wyjątku takich okazjach, bałwochwalczego czczenia i oddawania hołdu banderowskim, zwyrodniałym ludobójcom, karnie i zawsze bardzo licznie stawiają się na takich satanistycznych obchodach, duchowni greckokatolickiej cerkwi, która sama ma swoje brudne sumienie, dosłownie unurzane w krwi polskich ofiar, do których bezlitosnego mordowania wzywała, święcąc narzędzia zbrodni banderowskich katów, i której większość ówczesnych duchownych brała osobisty udział w tej straszliwej eksterminacji Polaków, a dziś nadal kontynuuje to samo, co robili ich poprzednicy, święcąc dziś również masowo, pomniki tych samych ukraińskich bestii, które 80 lat temu, wymordowały na Kresach Rzeczypospolitej, prawie pół miliona naszych rodaków. Jak widać od tamtego czasu do dnia dzisiejszego, nic się nie zmieniło pod tym względem w postawie duchowieństwa greckokatolickiej cerkwi i nie należy nawet oczekiwać, by taka zmiana, kiedykolwiek się dokonała pośród jej całego obecnego duchowieństwa.

 

 

 Mordercy Polaków, jak widać żyją do dziś, mają się doskonale i zawsze pełnym składem zjawiają się na takich obchodach, Nie zabrakło ich i tym razem, by uczcić swego zwyrodniałego komandyra.

 

 

Idee Romana Szuchewycza zrodziły się w nowym pokoleniu Ukraińców, którzy dziś kontynuują walkę o ukraińską państwowość. 

 

 

 Pomimo trwającej wojny, tutaj nie widać jej wcale, w ogóle nawet im ona nie przeszkadza. Odwrotnie, odświętny, wręcz piknikowy nastrój i wcale liczne grono wyznawców hitlerowskiego kolaboranta i psychopatycznego mordercy bezbronnych polskich kobiet, dzieci i starców.

 

 

Nadal walczymy o Ukrainę taką, jaką widział ją Roman Szuchewycz: Silną, suwerenną i szanowaną w całym świecie, w której Ukraińcy czują się panami własnej ziemi. Wierzę, że z Bożą pomocą zwyciężymy! Dziękujemy obrońcom i wszystkim bojownikom za Ukrainę!

 

 

Źródło:

https://www.facebook.com/100050587955086/photos/1058910192471903/?_rdr 

Upamiętnienie 117. rocznicy urodzin Romana Osypowicza Szuchewycza, działacza politycznego i wojskowego, naczelnego wodza UPA

 

 

Dziś, 28 czerwca, w wigilię 117. rocznicy urodzin Romana Szuchewycza, we wsi Tjudyw odbyły się uroczystości upamiętniające wybitnego ukraińskiego polityka i męża stanu Romana Osypowycza Szuchewycza, polegające na złożeniu kwiatów pod pomnikiem naszego bohatera narodowego R. Szuchewycza. 

 

 

Roman Szuchewycz należy do najwybitniejszych postaci walki narodowowyzwoleńczej lat 30 – 50. ubiegłego wieku i stał się symbolem bohaterskiej walki o ukraińskie suwerenne, samostijne państwo. Naczelny wódz Ukraińskiej Powstańczej Armii (UPA), której szeregi liczyły około sto tysięcy żołnierzy, szef Sekretariatu Generalnego Głównej Rady Wyzwolenia Ukrainy (UHWR), szef Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów (OUN) ) na Ukrainie. 

 

Źródło:

 

https://kuty-rada.gov.ua/novini/vshanuvannya-117-yi-richnyczi-vid-dnya-narodzhennya-romana-osypovycha-shuhevycha-politychnogo-ta-vijskovogo-diyacha-golovnokomanduvacha-upa.html

W Biłohoroszczy zaprezentowano wystawę „RID. Oddział Romana Szachewycza: W służbie Narodowi i Ukrainie

 

 

W niedzielę 30 czerwca we Lwowie (ul. Bilohorszcz 76) odbyła się publiczna uroczystość, w czasie której upamiętniono i oddano hołd Wołodymyrowi i Romanowi Szuchewyczom, z udziałem urzędników państwowych, osób publicznych, historyków i muzealników. Poinformowało o tym ENT.

 

„Świętujemy dziś 117. rocznicę urodzin Naczelnego Wodza UPA, generała pułkownika Romana Szuchewycza w Biłohorszczy. Pamiętamy i oddajemy szacunek jego osobie! 

 

Sprawa ukraińska, za którą Roman Szuchewycz, Stepan Bandera, Jewhen Konowalec, Semen Petlura i miliony innych bojowników o wolność i niepodległość Ukrainy, wszyscy oni oddali swoje życie, za życie kolejnych pokoleń Ukraińców i zwycięstwo Ukrainy” – powiedział szef Komisji Kultury, Polityki Informacyjnej i Promocji Rady Obwodu Lwowskiego Światosław Szeremeta.

 

W ramach wydarzenia Miejska Instytucja Samorządu Obwodu Lwowskiego „Muzeum Historyczne Lwowa” zaprezentowała wystawę „RID. Oddział Szuchewycza: W służbie narodowi i Ukrainie”.

 

Źródło:

https://galinfo.com.ua/news/u_bilogorshchi_predstavyly_vystavku_rid_gilka_shuhevychiv_sluzhinnya_narodu_ta_ukraini_420562.html



W Tarnopolu zaprezentowano książkę – „Konspiracja. Materiały szkoleniowe dotyczące podziemnej i zbrojnej walki OUN i UPA”

 

Również Tarnopol, do dnia dzisiejszego, niestety nadal partnerskie miasto Elbląga, nie mógł być przecież gorszy w diabolicznej licytacji swej wierności i oddania czołobitnego hołdu hołownemu komandyrowi UPA Romanowi Szuchewyczowi i jego ,,nieśmiertelnym” ideom. Tam również odbyła się bowiem podniosła panihyda na cześć komandyra i jego ,,bohaterskich”, krwawych mołojców, tym bardziej jest to zrozumiałe, że to właśnie w Tarnopolu mieściła się główna kwatera UPA i samego komandyra, a to przecież zobowiązuje. Dlatego w takim przypadku rzecz jasna, nie mogło być inaczej! Znowu wprawdzie partniorom z bratniego Elbląga, rzygnięto tym sposobem prosto w ich głupie gęby, ale zdążyli się oni już do takiej formy pieszczot, ze strony swoich przyjaciół z Tarnopola przyzwyczaić i traktują to od dawna jako, taki osobliwy przejaw niewinnych, jowialnych żartów, które zawsze można ze zrozumieniem przyjaciołom z Ukrainy wybaczyć, co czynione jest zresztą nagminnie i co również przy okazji weszło już do stałego repertuaru, wprawdzie egzotycznych dla normalnych ludzi zachowań, które jednak zdążyły się przez ten czas stać w Elblągu zupełną normą i niejako też nową świecką tradycją, w tych chorych relacjach między obu miastami, w których to elblążanie, są nie tylko stroną nieustannie, na maxa poniżaną, ale nade wszystko bez żadnych sentymentów i litości dojeżdżaną, przez ukraińskie władze Tarnopola, i jeszcze przy każdej kolejnej, nadarzającej się po temu okazji, prani po pyskach, tak jak i ich włodarze, i okazujący jeszcze przy tym, za te wszystkie gesty, dowodzące braku jakiegokolwiek szacunku i wdzięczności wobec nich, taką samą, niewytłumaczalną, niewolniczą bierność i poddaństwo, wobec ukraińskich gangsterów z Tarnopola. Jak również charakteryzujący się zachowaniem, nacechowanym, zupełnie niepojętą, samobójczą uległością, świadczącą o całkowitym, dobrowolnym wyzbyciu się przez elblążan, nawet resztek instynktu samozachowawczego, wobec narodowych, zbrodniczych względem nas Polaków obyczajów, okazywanych na każdym kroku przez Ukraińców, a co jest już także totalnym dramatem, wyrażającym nawet swoją wdzięczność, za taką tresurę, której są od ponad dwóch lat poddawani, jak małpy w cyrku. Do takich bowiem właśnie zachowań przekonuje nieustannie Polaków, niczym jakiś degenerat, który wyprowadził już z naszego polskiego domu, wszystkie rodowe srebra, byle tylko zaspokoić za ich pomocą, codzienne potrzeby swojego kompana, błazna z Kijowa, w postaci możliwości zakupu dlań kolejnych ścieżek białego szaleństwa prosto ze świeżych dostaw z Medellin, na których nieustanne braki cierpi ten żałosny klaun, powtarzając od dwóch lat bez opamiętania w kółko, do wszystkich przywódców na całym świecie, jedno i to samo zdanie, składające się z tego samego jednego słowa: Daj, daj, daj! I które to fanaberie do spółki z wszystkimi magdalenkowymi, renegackimi ferajnami, stojącymi na czele nawy Czarciej Erpe, spełnia bez szemrania, jak tandetny prestygidytator, nasz ,,wybitny geniusz” intelektu Anżej Duda, kosztem nas Polaków, zupełnie nie przejmując się naszym dalszym losem, za to zawsze pamiętający o tym, by tak formalnie dla przypomnienia i jeszcze lepszego przyswojenia, zadeklamować nam swoją oklepaną formułkę: że to nie jest właściwy czas, ażeby na… takie drobiazgi w ogóle zwracać naszą uwagę i obrażać się za nie, na naszych ukraińskich przyjaciół i czynić im jeszcze z tego powodu, jakiekolwiek wyrzuty. Nie wolno tego robić pod żadnym pozorem, gdyż po pierwsze żywi się tym putinowska propaganda, a po drugie i najważniejsze, ukraińcy przechodzą przecież obecnie, takie ciężkie dla nich chwile, więc żeby odreagować swoje jakże trudne położenie, to muszą czasem przywalić Polakom, co powinno już być w pełni przez nas zrozumiane i  zaakceptowane, bo rozumicie polaczki, Rosjanom to oni coraz bardziej boją się odwinąć, gdyż wiedzą, że zwrotne jebnięcie, może okazać się dla nich tym ostatnim. Więc tym bardziej musimy wobec naszych ukraińskich braci i wypróbowanych przyjaciół, uzbroić się w chrześcijańską cierpliwość i tolerancję. A nawet nadstawić drugi policzek, a jeśli zajdzie i taka potrzeba chwili, to podłożyć nawet i własną głowę pod ich siekierę, byle tylko nasi bracia z Ukrainy, mogli się czuć w Polsce tak wolni, jak na swoich dzikich zsomalizowanych stepach. No bo jakżeby kurwa mogło być inaczej, prawda?

 

Z okazji 83. rocznicy ogłoszenia Aktu Odrodzenia Państwa Ukraińskiego i 117. rocznicy urodzin Naczelnego Wodza UPA Romana Szuchewycza – Muzeum Walki Narodowo-Wyzwoleńczej obwodu tarnopolskiego zaprasza mieszkańców i gości Tarnopola, do wzięcia udziału w prezentacji książki: „Spisek. Materiały szkoleniowe dotyczące podziemnej i zbrojnej walki OUN i UPA”. Autorami książki są: Serhij Volyjaniuk, Jewhen Fil i Oksana Wawryk. 


Wydarzenie odbędzie się 27 czerwca o godzinie 14:00.


Zaprezentowane w książce tematy, przedstawiają materiały szkoleniowe, konspiracyjne praktyki podziemia zbrojnego OUN, stosowane w latach 30.- 50. XX wieku, a także określają podstawowe metody i zasady postępowania osobistego, konspiracji i legalnego członkostwa w organizacji. Prace te były rozpowszechniane do wewnętrznego „tajnego” użytku. Książka będzie stanowić ważne źródło wiedzy na ten temat dla historyków, naukowców, lokalnych badaczy i wszystkich zainteresowanych obywateli naszego kraju, a także może stać się praktycznym materiałem, do zapoznania się ze specjalnymi strukturami wywiadowczymi i dywersyjnymi Sił Obronnych Ukrainy, mówią pracownicy Muzeum Walki Narodowo-Wyzwoleńczej obwodu tarnopolskiego.


Wydarzenie to odbędzie się w budynku administracyjnym „Muzeum Walki Narodowo-Wyzwoleńczej Obwodu Tarnopolskiego” – Tarnopol, ul. Medowa, 5. 

 

Wstęp wolny!

 

 

Źródło:



https://golos.te.ua/u-ternopoli-prezentuyut-knygu-konspiracziya-vyshkilni-materialy-z-pidpilnoyi-ta-zbrojnoyi-borotby-oun-i-upa/?utm_source=dlvr.it&utm_medium=facebook




W Kałuszy odbyły się obchody 117. rocznicy urodzin dowódcy UPA – generała chorążego Romana Szuchewycza

 

Kałuszanie zebrali się, aby uczcić pamięć dowódcy UPA, a także 83. rocznicę ogłoszenia Aktu Odrodzenia Państwa Ukraińskiego.

 

Dziś, 30 czerwca, pod pomnikiem Romana Szuchewycza odbyła się uroczystość patriotyczna. Wśród obecnych byli weterani, władze miasta i troskliwi Kałuszenie. Pamięć tamtych wydarzeń i 117 rocznicę urodzin Romana Szuchewycza uczczono minutą ciszy i złożeniem kwiatów pod pomnikiem dowódcy OUN – UPA.

Anton Mazur, zastępca szefa bractwa OUN w Kałuszczynie, opowiedział o walce Romana Szuchewycza o niepodległość Ukrainy, a także przypomniał o kontynuacji tej walki, która trwa do dziś. 


Kałuski poeta Bohdan Simkiw odczytał z kolei wiersz o wydarzeniach historycznych i powstaniu państwa ukraińskiego, a zespoły twórcze PC „Mineral” zaśpiewały pieśni patriotyczne. 

 

Źródło:

 

https://kalush.informator.ua/2024/06/30/u-kalushi-vidznachyly-117-tu-richnyczyu-z-dnya-narodzhennya-general-horunzhogo-upa-romana-shuhevycha/

 

„To był rozkaz mojego serca”. W 117. rocznicę urodzin Romana Szuchewycza

 


 

 

30 czerwca 2024 roku przypada 117. rocznica urodzin bojownika o państwowość ukraińską, Naczelnego Dowódcy Ukraińskiej Powstańczej Armii Romana Szuchewycza. 

 

Roman Szuchewycz, podobnie jak wielu jego współpracowników, świadomie wybrał drogę narodowego rewolucjonisty i za główny sens swojego życia uważał działalność w szeregach ukraińskiego ruchu wyzwoleńczego. Już na lwowskim procesie OUN w 1936 r., zapytany przez swojego prawnika, co skłoniło go do wstąpienia do OUN, odpowiedział: „Taki był porządek mojego serca”. Jeszcze bardziej efektownej odpowiedzi R. Szuchewycz, przebywając w więzieniu lwowskim w 1937 r., udzielił swojej żonie N. Szuchewycz-Bereżyńskiej, prosząc go o zaprzestanie działalności politycznej ze względu na bezpieczeństwo własnej rodziny. „Nie mogę nic zrobić” – powiedział – „ponieważ podoba mi się ten pomysł bardziej, niż tobie i mojemu synowi”.

 

 

Źródło:


https://www.khm.gov.ua/uk/content/ce-buv-nakaz-mogo-sercya-do-117-richchya-vid-dnya-narodzhennya-romana-shuhevycha

 

 

Roman Szuchewycz: Symbol niezłomności w czasach walki

 

Pomnik zwyrodniałego i socjopatycznego kata Polaków na Kresach Romana Szuchewycza w Kałudze

30 czerwca przypada 117. rocznica urodzin Romana Szuchewycza, legendarnego bojownika o wolność i niepodległość Ukrainy. Gmina Kaługa uczciła majestatyczną postać generała chorążego UPA. 


Roman Szuchewycz jest symbolem niezłomnego ukraińskiego ducha. Przez całe życie, mimo licznych prób i niebezpieczeństw, walczył o wolność Ukrainy. Jego odwaga i determinacja, stały się przykładem dla milionów walczących o wolność i sprawiedliwość na całym świecie!

Dziś, gdy Ukraińcy po raz kolejny są zmuszeni bronić swojej ziemi przed najeźdźcami, gorącym ogniem płoną w naszych sercach instrukcje Naczelnego Wodza UPA Romana Szuchewycza: „Walczymy nie dlatego, że nienawidzimy tych, którzy stoją przed nami, ale dlatego, że kochamy tych, którzy są za nami”!
 

Tak, to dla Ukrainy i Ukraińców Roman Szuchewycz zdecydowanie i oddanie walczył o wolność. Nasi dzielni Obrońcy robią teraz to samo. I będziemy stać do końca! Roman Szuchewycz wierzył w zwycięstwo, my też!

Niezłomność ukraińskiego ducha, zasiana przez naszych przodków, rośnie głęboko w naszych duszach i doprowadzi Ukrainę do wymarzonego celu. I ta walka będzie ostateczna. Roman Szuchewycz naprawdę by tego chciał! 

Źródło:

https://kalushcity.gov.ua/news/ro35

 

 

 

W obwodzie horodenkowskim uczczono 74. rocznicę śmierci Romana Szuchewycza

Wczoraj, 3 marca 2024 r., we wsi Tyszkiwce w obwodzie horodenkowskim, odbyło się nabożeństwo żałobne z okazji 74. rocznicy śmierci Naczelnego Wodza UPA, generała chorążego Romana Szuchewycza, po którego zakończeniu złożono kwiaty pod pomnikiem Romana Szuchewycza.

 

Źródło:

https://kl.informator.ua/2024/03/04/na-gorodenkivshhyni-vshanuvaly-74-tu-richnyczyu-vid-dnya-zagybeli-romana-shuhevycha/

 

Wyszukał, przetłumaczył na język polski, opracował, wstępem opatrzył i opublikował – Jacek Boki

23 – 24 Lipiec 2024 r.

 

Mój kanał na Telegramie, na który wszystkich zapraszam.

t.me/tragediakresow


Będę zobowiązany za wsparcie mojej działalności, gdyż bez waszej pomocy, nie tylko nie dałbym rady robić tego co robię, ale również, nie miałoby to żadnego sensu. Jeśli Polacy nie będą wspierać patriotów i mediów przez nich prowadzonych, to będą mieli w końcu tylko media Sorosa i jemu podobnych sług tych, których ojcem jest diabeł.
 

PKO BP SA Numer konta: 

44 1020 1752 0000 0402 0095 7431
Z dopiskiem: WSPARCIE DZIAŁALNOŚCI BLOGA KRESY WE KRWI

 

Odsiecz, która nie nadeszła. Dlaczego Armia Krajowa nie zareagowała, gdy Ukraińcy mordowali Polaków na Wołyniu?

Odsiecz, która nie nadeszła. Dlaczego Armia Krajowa nie zareagowała, gdy Ukraińcy mordowali Polaków na Wołyniu?

ihistoryczne/dlaczego-armia-krajowa-nie-zareagowala-gdy-ukraincy-mordowali-polakow

Anna Baron-Jaworska Przy tekście pracowała także Maria Procner

Rzeź wołyńska stanowi jedną z najmroczniejszych kart w historii relacji polsko-ukraińskich. Mordy na Polakach w latach 1943–1945 pochłonęły od 80 do nawet 130 tysięcy istnień. Ofiar mogło być znacznie mniej, lecz zabijanym… nikt nie pomógł. Gdzie była AK, gdy UPA wyrzynała naszych rodaków?

Z pomocą broni, prymitywnych narzędzi rolniczych – siekier, wideł i cepów – oraz gołymi rękami w latach 1943–1945 ukraińscy nacjonaliści wymordowali dziesiątki tysięcy Polaków. Jak to się stało, że dobrze zorganizowane i funkcjonujące Polskie Państwo Podziemne na to pozwoliło? Dlaczego Armia Krajowa tak późno zareagowała na eksterminację polskich mieszkańców Wołynia?

Zignorowane wołanie o pomoc

Błędy oraz spóźnione reakcje Komendy Głównej AK na sytuację na Wołyniu wynikały w dużej mierze z lekceważącego stosunku do przekazywanych z tego terenu raportów. Nie było bowiem tak, że KG nie wiedziała o napiętej sytuacji i rosnącej ukraińskich narodowców względem Polaków.

—————————————–

Gdyby 27 Wołyńska Dywizja Piechoty AK powstała wcześniej, bilans ofiar rzezi byłby zdecydowanie zmniejszy. Dlaczego powołano ją do życia dopiero w 1944 roku?

Wszelkie działania podziemia były jednak przede wszystkim nastawione na wsparcie powszechnego powstania przeciw Niemcom. Niestety, polscy przywódcy w tym względzie wykazali katastrofalny w skutkach brak orientacji w realiach. Jak zaznacza Dariusz Faszcza:

Informacje o rosnącym zagrożeniu ludności polskiej na Wołyniu początkowo były traktowane w Warszawie z niedowierzaniem. Wynikało to z fałszywej opinii panującej w kierowniczych ośrodkach polskiego państwa podziemnego o małym uspołecznieniu mieszkańców Wołynia, ich przychylnym nastawieniu do Polaków w związku z większym dorobkiem rządów polskich na tym terenie, a przede wszystkim z lekceważenia aspiracji narodowych Ukraińców i wpływów jakie wśród nich miała OUN.

Partyzancka przysięga żołnierzy 27 Wołyńskiej DP AK, zima 1944. Gdzie byli ci żołnierze, gdy Polacy zamieszkujący Wołyń potrzebowali ich najbardziej?

Dowódców Armii Krajowej zgubiło również przekonanie, że wszelkie działania, które mogą im grozić ze strony Ukraińców, będą skoncentrowane na terenach Galicji Wschodniej i – już po pokonaniu niemieckiego okupanta – we Lwowie, jak miało to miejsce w 1918 roku po upadku Cesarstwa Austro-Węgierskiego. Wołyń w oczach decydentów z AK był krainą lojalną i niestanowiącą problemu, o czym wspominał generał Grot-Rowecki jeszcze pod koniec maja 1942 roku.

Bańkę mydlaną optymizmu, która miała dowodzić dobrej sytuacji tych terenów, współtworzył również oficjalny Biuletyn Informacyjny. W nim to rozwodzono się nad propolskimi postawami ukraińskich mieszkańców Wołynia, zarówno w 1942, jak i marcu 1943 roku, gdy mordy na Polakach stały się już faktem. Jak wymienia Piotr Zychowicz w książce „Wołyń zdradzony, czyli jak dowództwo AK porzuciło Polaków na pastwę UPA”:

Warszawa żyła w błogim przekonaniu, że ze strony wołyńskich Ukraińców Polakom nie grozi żadne poważniejsze niebezpieczeństwo, bo:

1. Wołyń zamieszkany jest przez uległych, poczciwych i słabo uświadomionych narodowo ruskich chłopków.
2. Ukraińskie masy Wołynia nastawione są pozytywnie wobec Polski, bo pamiętają okres łagodnych rządów wojewody Henryka Józewskiego.
3. Organizacja Ukraińskich Nacjonalistów jest na Wołyniu słaba i nie cieszy się takim poparciem jak w Galicji Wschodniej.
4. Konflikt polsko-ukraiński na Wołyniu da się rozwiązać za pomocą negocjacji.

Artykuł powstał m.in. w oparciu o najnowszą książkę Piotra Zychowicza „Wołyń zdradzony, czyli jak dowództwo AK porzuciło Polaków na pastwę UPA”, która ukazała się nakładem wydawnictwa Rebis.

Niestety to, co chcieli widzieć przywódcy w stolicy, nie pokrywało się z tym, co widzieli oraz raportowali Ci, którzy znajdowali się na miejscu. I choć do centrali docierały niepokojące doniesienia, nikt w 1942 roku nie traktował ich poważnie.

W Warszawie trwano w przekonaniu, że raporty są wyolbrzymione. Poza tym nadrzędnym celem było przecież pokonanie Niemców. Z tym przeświadczeniem powołano w końcu Okręg Wołyń AK na czele z pułkownikiem Kazimierzem Bąbińskim, który początkowo dowodził nim z okręgu lwowskiego.

Problemy wołyńskiego podziemia

W porównaniu do innych obszarów, niegdyś wchodzących w skład II Rzeczypospolitej, na Wołyniu struktury Armii Krajowej zaczęto budować późno. Nie bez znaczenia był fakt, że – wbrew temu, co uważano w stolicy – ziemia wołyńska nie sprzyjała Polakom od wybuchu II wojny światowej. Jak słusznie sygnalizuje Dariusz Fraszka:

na taki stan wpływ miała (…) planowana i konsekwentnie realizowana polityka deportacji ludności polskiej, aresztowania oraz pobór dwóch roczników do Armii Czerwonej. Doprowadziło to do znacznego zmniejszenia liczby ludności polskiej na terenie Wołynia. Trzeba również pamiętać, że działania te wymierzone były w najbardziej wykształcone i politycznie świadome grupy społeczne, a to z kolei miało poważny wpływ na możliwości konspiracyjno-wojskowe na tym terenie.

Tymczasem z perspektywy dowództwa Polskiego Państwa Podziemnego w Warszawie Wołyń wydawał się odległą prowincją. Oczywiście została mu wyznaczona rola w szykowanym planie powstania powszechnego, ale miała ona polegać przede wszystkim na odcinaniu przez tamtejsze oddziały AK niemieckich dostaw z frontu wschodniego.

fot.archiwum rodzinne pani Marii Zagorowskiej/domena publiczna

Kazimierz Bąbiński nie znał podległego mu terenu, co również przyczyniło się do opóźnienia akcji ratunkowej. Na zdj. oficerowie baonu KOP Troki: ppłk K. Bąbiński i por. S. Zalfresso-Jundziło, Troki 1934 rok.

Była to jedna z głównych przyczyn tego, że słynna 27 Wołyńska Dywizja Piechoty AK powstała w 1944 roku – w czasie, gdy rzeź powoli stawała się już historią. Z tego względu jej działania miały charakter przede wszystkim odwetowy. Jak wspominała jedna z członkiń 27 DP: „jednostka zajmowała się przede wszystkim walką z Niemcami, ale z Ukraińcami również zdarzało się stoczyć potyczki. Pamiętam, że na naszym terenie znajdowała się ukraińska wieś Gnojno. Nasi udali się do tej wsi, spalili parę domów i zabili w odwecie cywilów”.

Jeszcze długo po kulminacji mordów banderowców dokonywano aktów zemsty. Nastąpiły one jednak w zdecydowanej mierze post factum – były odpowiedzią na dawny krzyk o pomoc, która nadeszła za późno dla wołających.

Co więcej, pułkownik Bąbiński, pseudonim Luboń, który stanął na czele wołyńskiego podziemia, nie znał podległego mu terenu. Był to dla niego obszar nowy i obcy. Wyposażony w wytyczne ze stolicy, dopiero w marcu 1943 roku przedostał się do Kowla, gdzie na własne oczy zobaczył jeden z pochodów ocalałych Polaków, o których pisze Piotr Zychowicz:

Do miast zaczęły napływać upiorne widma. Najpierw pojedynczo, potem grupkami, grupami, a w końcu całymi kolumnami. Widma te okazały się ludźmi. Ledwie powłóczącymi nogami, słaniającymi się z wycieńczenia. W strzępach wisiały na nich popalone ubrania, a rozszerzone w niemym przerażeniu oczy świadczyły, że przeszli przez piekło.

Był to niewątpliwie moment przebudzenia dla Bąbińskiego, kiedy „(…) zrozumiał, że Komenda Główna Armii Krajowej zupełnie nie przygotowała go do wyzwań, z którymi musiał się teraz mierzyć. A instrukcje, które otrzymał na odprawie w Warszawie, w ogóle nie przystają do wołyńskiej rzeczywistości”.

fot.Lonio17/CC BY-SA 4.0

Ośrodki samoobrony w województwie wołyńskim w 1943 roku.

Skazani na samoobronę

Luboń, gdy w końcu przejrzał na oczy, zaczął wysyłać do stolicy raporty o zatrważającej sytuacji, którą zastał na miejscu. Warszawa otrzymywała wiadomości o masowych rzeziach, których ofiary były liczone w setkach już w kwietniu 1943 roku. „Morderstwa odbywały się w sposób straszliwy” – alarmował Bąbiński. – „Palenie żywcem, rąbanie, wykręcanie stawów”.

Jednocześnie donosił o jednostkach samoobrony, które organizowała lokalna ludność polskiego pochodzenia; chwalił się nawet, że powstają one na jego rozkaz. Tyle tylko, że Polacy w rzeczywistości wpadli na ten pomysł znacznie wcześniej, wychodząc z założenia, że czekanie na pomoc zewnętrzną może jedynie zaprowadzić ich szybciej do grobu. Metodyczne działania w celu zatrzymania rzezi AK podjęła natomiast dopiero po tym, jak apogeum mordów minęło. Jak relacjonuje Grzegorz Motyka:

Masakry z 11 lipca 1943 roku skłoniły Kazimierza Banacha i pułkownika Kazimierza Bąbińskiego do współdziałania. 19 lipca wspólnie wydali rozkaz o scaleniu Państwowego Korpusu Bezpieczeństwa i administracji cywilnej z wojskiem. Następnego dnia dowództwo AK podjęło decyzję o natychmiastowym tworzeniu oddziałów partyzanckich, które miały uzyskać gotowość 28 lipca.

Dla dziesiątków tysięcy pomordowanych Polaków było już jednak za późno. Pomoc przyszła poniewczasie i okazała się niewystarczająca. Ponadto, wbrew temu, co pisał pułkownik Kazimierz Bąbiński, podległe mu struktury nie dokonały niemal żadnych akcji likwidacyjnych banderowskich prowodyrów. Jeszcze wiosną 1943 roku zbrodniarze mogli na Wołyniu czuć się zupełnie bezpiecznie. Kilka wyroków „w imieniu Rzeczypospolitej” – w Łucku i Włodzimierzu Wołyńskim – wykonano dopiero w drugim półroczu 1943 roku.

Artykuł powstał m.in. w oparciu o najnowszą książkę Piotra Zychowicza „Wołyń zdradzony, czyli jak dowództwo AK porzuciło Polaków na pastwę UPA”, która ukazała się nakładem wydawnictwa Rebis.

Jednak nie tylko opieszałość ze strony dowództwa miała wpływ na opóźnienie działań podziemnego wojska na Wołyniu. Jak podkreśla Piotr Zychowicz w książce „Wołyń zdradzony”:

Zlekceważenie siły UPA, kurczowe trzymanie się absurdalnych planów powstańczych i obojętność Komendy Głównej nie były bowiem jedynymi powodami zdumiewającej bierności Armii Krajowej. Kolejnym niezwykle bulwersującym powodem było to, że przywódcy polskiego podziemia na Wołyniu się… pokłócili (…).

Stronami tego konfliktu był z jednej strony wołyński dowódca Armii Krajowej pułkownik Kazimierz Bąbiński „Luboń”, z drugiej zaś – wołyński delegat rządu na kraj Kazimierz Banach posługujący się pseudonimem „Jan Linowski”.

Ten pierwszy – piłsudczyk, były żołnierz Legionów i peowiak, wyraźnie nie przepadał za drugim – działaczem radykalnego społecznie i sekowanego za czasów sanacji Stronnictwa Ludowego. I z wzajemnością. Panowie zamiast działać wspólnie na rzecz lokalnej ludności, rywalizowali o władzę. Dochodziło między nimi do karczemnych awantur, na przykład o to, które struktury powinny zajmować się walkami z UPA (Bąbiński opowiadał się za przekazaniem tego w gestię Podziemnej Policji, tymczasem Banach chciał zbroić ludność).

Tymczasem kiedy oni spierali się o to, kto powinien kierować akcją ratowania Polaków, sama akcja stała w miejscu.

Czemu odsiecz nie nadeszła?

Oczywiście nie wszystkie działania AK w tym czasie należy oceniać negatywnie. Mimo zamieszania i dezorganizacji panującej na szczytach struktur Polskiego Państwa Podziemnego, w historii Wołynia nie brakuje również przykładów heroicznej walki lokalnych przywódców oraz działaczy.

Zwłoki zamordowanych Polaków podczas napadu UPA na kolonię Lipniki 26 marca 1943 roku. Gdyby Armia Krajowa zareagowała szybciej, ofiar mogłoby być znacznie mniej.

Warto tutaj wspomnieć chociażby Henryka Cybulskiego „Harry’ego” i Ludwika Malinowskiego „Lwa”, których szeroko zakrojone i bohaterskie akcje obronne były solą w oku banderowców. Ich poświęcenie pozwoliło nie tylko uratować wiele polskich istnień, ale także doprowadziło do znacznego osłabienia sił ukraińskich narodowców w 1944 roku.

Niestety, nie można nie zadać pytania: co by było gdyby… Gdyby reakcja przyszła szybciej? Gdyby raporty nie były ignorowane? Gdyby wsparcie zostało wysłane wcześniej? Wreszcie gdyby posiłki były liczniejsze? Jak wylicza Piotr Zychowicz w „Wołyniu zdradzonym”:

Latem 1943 roku, gdy ludobójcze mordy na wołyńskich Polakach sięgnęły szczytu, miejscowe struktury Armii Krajowej nie mogły udzielić rodakom żadnej poważniejszej pomocy. Wynikało to z pięciu zasadniczych powodów:

1. Struktury polskiej konspiracji na Wołyniu powstały zbyt późno.
2. Wołyńska AK, konsekwentnie lekceważąc zagrożenie ze strony UPA, nie sformowała oddziałów partyzanckich, które mogłyby bronić żyjących tam Polaków.
3. AK kurczowo trzymała się antyniemieckich planów powstańczych i większą część swoich wysiłków skupiała na szykowaniu się do operacji „Burza”.
4. Skuteczne działanie wołyńskiego podziemia paraliżował ostry konflikt między dowódcą AK a delegatem rządu na kraj.
5. Wołyńska AK – mimo wielu apeli i próśb – nie doczekała się dostaw broni i ludzi z centralnej Polski.

Najbardziej niepokojącym jest jednak fakt, iż faktyczna lista powodów była jeszcze dłuższa.

Bibliografia:

  1. Anna Herbich, Dziewczyny z Wołynia, Znak Horyzonty, Kraków 2018.
  2. Dariusz Faszcza, Komenda Okręgu AK “Wołyń” wobec eksterminacji ludności polskiej w 1943 r., „Niepodległość i Pamięć” 20/3–4 (43–44), s. 73–97, 2013.
  3. Grzegorz Motyka, Od rzezi wołyńskiej do akcji “Wisła”. Konflikt polsko-ukraiński 1943–1947, Wydawnictwo Literackie, Kraków 2013.
  4. Piotr Zychowicz, Skazy na pancerzach. Czarne karty epopei Żołnierzy Wyklętych, Dom Wydawniczy Rebis, Poznań 2018.
  5. Piotr Zychowicz, Wołyń zdradzony. Czyli jak dowództwo AK porzuciło Polaków na pastwę UPA, Dom Wydawniczy Rebis, Poznań 2019.

Sprawdź, gdzie kupić „Wołyń zdradzony. Czyli jak dowództwo AK porzuciło Polaków na pastwę UPA”:

Wołyń zdradzony

Wołyń zdradzony

Piotr Zychowicz

TaniaKsiazka.plksiążka 35,13 złIdź do sklepu »
chodnikliteracki.plksiążka 35,16 złIdź do sklepu »
tantis.plksiążka 35,52 złIdź do sklepu »
Paskarz.plksiążka 35,81 złIdź do sklepu »
swiatksiazki.plksiążka 36,87 złIdź do sklepu »
Matras.plksiążka 36,99 złIdź do sklepu »
znak.com.plksiążka 37,10 złIdź do sklepu »
Woblink.comksiążka 37,10 złIdź do sklepu »

Łukasz Warzecha o słownych atakach na pomnik wołyński: „to zwykłe zaprzaństwo”

15 lipca 2024 pch24/o-atakach-na-pomnik-wolynski-to-zaprzanstwo

Łukasz Warzecha o słownych atakach na pomnik wołyński: „to zwykłe zaprzaństwo”

(Fot. PAP/Darek Delmanowicz)

Odsłonięcie pomnika ofiar rzezi wołyńskiej w Domostawie na Podkarpaciu spotkało się ze zmasowaną krytyką mediów lewicowo-liberalnych. Oburzony „salon” wytyka autorom tego przedsięwzięcia „sianie nienawiści”, odwracając uwagę od faktów historycznych, które stały się przyczynkiem do powstania i realizacji projektu.

Atmosferę wzbudzaną wokół pomnika skwitował na Twitterze (X) Łukasz Warzecha.

„Ten jazgot z różnych stron na pomnik ofiar ukraińskiego ludobójstwa, który stanął wreszcie po latach na krańcu Polski w małej miejscowości z odważnymi radnymi i wójtem, jest czymś wyjątkowo obrzydliwym. Mówiąc wprost – to jest zwykłe zaprzaństwo” – czytamy w komentarzu publicysty.

Historyk, profesor Stanisław Żerko przypomniał, że „żaden naród podczas II wojny światowej nie dokonywał zbrodni ludobójstwa w tak okrutny sposób, jak Ukraińcy”.

„A dzisiaj na Ukrainie sprawcy tych zbrodni są czczeni, stawia im się pomniki, przedstawia się jako bohaterów” – dodał naukowiec.

Autor profilu Adrián Caracán na Twitterze wkleił grafikę obrazującą liczbę ukraińskich upamiętnień zbrodniczej organizacji OUN – UPA, odpowiedzialnej za masową zbrodnię na Wołyniu i w Małopolsce Wschodniej.

„Gdyby liczba ulic, placów i pomników na cześć nazistów z UPA na Ukrainie wywoływała choć w połowie tak negatywną reakcję ukrofilów i lewaków jak jeden polski pomnik na cześć ofiar UPA, to byłoby względnie dobrze” – ocenił.

Z kolei Ewelina Barszcz nawiązała do oskarżeń o „sianie nienawiści” i „rozdrapywanie ran”:

„Ten pomnik nie ma koić, ma przypominać. Przypominać bestialstwo Ukraińców na Wołyniu, być wyrzutem sumienia. Na grobach pomordowanych złożymy kwiaty i postawimy anioły jak tylko Ukraina pozwoli na ekshumacje i godny pochówek” – napisała.

Autor profilu „Jan III Sobieski” na X przypomniał zaś: „Pomnik jest taki właśnie, i taki ma być, bo rzeź była okrutna!”.

„Niektóre środowiska skupiają się na odbieraniu Polakom prawa do przypominania o naszych cierpieniach. Wszyscy mają to prawo, Żydzi, Romowie,  a nawet Niemcy. Ale cierpienia Polaków są niewarte wspominania” – stwierdził internauta.

Źródła: Twitter (X) RoM

Tysiące Polaków na odsłonięciu pomnika „Rzeź Wołyńska”. W mediach oficjalnych – cisza

Takiej frekwencji chyba nikt się nie podziewał Tysiące polskich patriotów zjechało się do Domostawy na Podkarpaciu aby wziąć udział w odsłonięciu pomnika „Rzeź Wołyńska” autorstwa śp. Andrzeja Pityńskiego i oddać hołd pomordowanym i leżącym nadal w bezimiennych dołach Ukrainy przodkom. Uroczystości oficjalnie rozpoczęły się o godzinie 11-tej, ale już od wczesnych godzin porannych ludzie zjeżdżali się na plac przed pomnikiem. Na dwie godziny przed rozpoczęciem najbliższe miejsce parkingowe można było znaleźć dopiero niecały kilometr od pomnika.

Licznie zgromadzeni uczestnicy mieli ze sobą flagi narodowe. Uroczystości rozpoczęła polowa Msza Święta, po której wygłoszono okolicznościowe przemówienia. Następnie odsłonięto i poświęcono pomnik oraz złożono wieńce i kwiaty.

Odlana w brązie rzeźba przedstawia orła, którego korpus jest umieszczony w płomieniach, a na skrzydłach umieszczono nazwy miejscowości, których mieszkańcy zostali wymordowani przez Ukraińców. W środku monumentu znajduje się wycięty krzyż, a w nim trójzębne widły, na które nabite jest ciało dziecka. U podstawy pomnika z jednej strony znajduje się rodzina z dziećmi w płomieniach, a z drugiej – także w płomieniach głowy dzieci nabite na sztachety płotu. Pomnik wraz z cokołem mierzy 20 merów wysokości.

Pomnik przez dłuższy czas nie mógł znaleźć swojego miejsca, postępowi włodarze wielu miejscowości nie chcieli go postawić na swoim terenie: Rzeszów, Toruń, Jelenia Góra, Stalowa Wola. W efekcie monument stanął przy trasie Via Carpatia w okolicy Domostawy (pow. niżański, gm. Jarocin). Pomnik stoi na uboczu, trzeba specjalnie się w to miejsce wybrać, ale mimo tego nie przeszkodziło to tysiącom patriotów wziąć udział w jego odsłonięciu.

Na odsłonięciu nie było żadnych oficjalnych władz państwowych.

Licznie pojawili się jedynie politycy Konfederacji m.in. Grzegorz Braun, Włodzimierz Skalik, Roman Fritz, Krzysztof Tuduj, Tomasz Buczek, Bartłomiej Pejo, Karolina Pikuła, Andrzej Zapałowski i inni. Polityków koalicji rządzącej oczywiście nie było. Nie było także posłów PiS, co powinno dać ich prawicowym zwolennikom mocno do myślenia.

Pomimo niechęci władz państwowych, obecnych i poprzednich, pomnik znalazł swoje miejsce, a Polacy pokazali, że pamiętają ukraińskie zbrodnie i chcą godnie pochować swoich przodków, których ciała nadal leżą w bezimiennych dołach na Ukrainie. Obyśmy doczekali Ich godnych pochówków.

Relacja VIDEO z uroczystości poniżej:

==============================

mail:

Ale i w Kościele sandomierskim także cisza… chociaż Domostawa leży w granicach diecezji sandomierskiej, na uroczystości nie pojawił się biskup sandomierski, ani nie wysłał oficjalnego przedstawiciela…  bardzo to smutne… 

Prawdziwa liczba polskich ofiar ukraińskiego ludobójstwa

sobota, 13 lipca 2024 kresywekrwi/prawdziwa-liczba-polskich-ofiar

Prawdziwa liczba polskich ofiar ukraińskiego ludobójstwa

Zwłoki pomordowanych mieszkańców wsi Lipniki w powiecie Kostopolskim na Wołyniu. 26.03.1943 roku bandy UPA zamordowały tam 182 osoby

Witalij Masłowskij w swojej książce pt. ,,Z KIM I PRZECIW KOMU WALCZYLI NACJONALIŚCI UKRAIŃSCY W LATACH DRUGIEJ WOJNY ŚWIATOWEJ”, pisząc o ofiarach zamordowanych przez bandy OUN i UPA, w województwach wschodnich II RP, pisze, że tylko w pierwszych kilku tygodniach niemieckiej okupacji Galicji – Małopolski Wschodniej 1941 roku, ukraińskie bojówki OUN, batalion Nachtigall i ukraińska policja pomocnicza w służbie III Rzeszy, wymordowały ponad 40 tysięcy ludzi. A do połowy roku 1944 tylko w kilku powiatach woj. Lwowskiego ponad 70 tysięcy Polaków. Natomiast do końca 1944 roku, łącznie ponad 200 tysięcy samych Polaków tylko w Małopolsce Wschodniej, nie licząc Wołynia. A i tak, jak pisze Masłowski, nie jest to pełna liczba polskich ofiar, wymordowanych przez OUN i UPA, gdyż do dziś ( a pisał te słowa w pierwszej połowie lat 90ych XX wieku – dop. Jacek Boki ) brak jest pełnej dokumentacji, a także dostępu do niej w archiwach ukraińskich, by ustalić faktyczną, czyli rzeczywistą liczbę wymordowanych przez banderowców Polaków w latach 1939-1949.

 Następnie, na kolejnych stronach swojej znakomitej i bardzo dobrej, pomimo ogromnych trudności, jakie napotkał podczas pisania swej książki, przytacza prawdziwe liczby naszych rodaków, bestialsko zamordowanych przez OUN – UPA na Kresach II Rzeczypospolitej i obecnych ziemiach południowo wschodniej Polski. Jakże różnią się one i to wręcz nieprawdopodobnie, od zupełnie świadomie zaniżanej i zakłamywane i to w sposób bezczelny liczby polskich ofiar zagłady, jaką zgotowali im ukraińskie bestie z OUN – UPA i SS Galizien, jak również ich ukraińscy sąsiedzi, przez wszystkie kolejne reżimy III RP od 1989 roku, będące na usługach ukraińskich szowinistów z zaoceanicznego i zachodnioeuropejskiego, a dziś również i kijowskiego prowydu OUN – UPA, a także nazistowskiego rządu w Kijowie, którego polecenia i to wszystkie bez wyjątku, spełniają bez szemrania! Czego przykładem chociażby całkowicie nielegalna umowa podpisana przez Tuska z Zełenkim w Warszawie o formowaniu nazistowskiego, ochotniczego legionu ukraińskiego i dalszym bezwarunkowym wspieraniu finansowym upadłego państwa banderowskiej Ukrainy we wszystkim, bez jakiejkolwiek wzajemności drugiej strony tego ,,porozumienia”, zawartego bez zgody Sejmu. I tak również dzieje się w kwestiach historycznych na linii Warszawa – Kijów, że polskojęzyczni usłużni wobec władzy dosłownie we wszystkim pseudo historycy, a w szczególności ci z tzw. IPN, od 27 lat istnienia tej całkowicie antypolskiej instytucji, fałszują na wszelkie możliwe sposoby historię ukraińskiego ludobójstwa narodu polskiego i zaniżają, jak tylko mogą rzeczywistą liczbę polskich ofiar tej zgotowanej naszym rodakom przez Ukraińców rzezi.

Wołyń 130 tysięcy zamordowanych Polaków.


Małopolska Wschodnia 220 tysięcy zamordowanych Polaków.


Lubelszczyzna, ponad 20 tysięcy zamordowanych przez bandy UPA.


Podkarpacie, ponad 20 tysięcy zamordowanych przez banderowców i ponad 140 tysięcy wypędzonych przez rezunów naszych rodaków, poddanych straszliwemu, niewyobrażalnemu wręcz terrorowi.


To łącznie daje około 400 tysięcy, bestialsko zamordowanych przez ukraińskie potwory, naszych rodaków na Kresach, jak również obecnych ziemiach kresowych obecnej Polski. A i tak, jak pisze Witalij Masłowśkij są to nadal liczby… NIEPEŁNE! Nie zostały też w przytoczonych tutaj danych, polskie ofiary batalionów policyjnych SS Galizien i ukraińskich zwyrodnialców służących w hitlerowskich formacjach zagłady, takich jak Brygada  Oberführera Oskara Dirliwangera oraz Brygada SS RONA, Brigadeführera Bronisława Kamińskiego, bestialsko tłumiących Powstanie Warszawskie, ,,wsławione” straszliwymi rzeziami cywilnych mieszkańców stolicy Polski Formacje obu tych niemieckich potworów bez żadnych ludzkich uczuć, odznaczały się wyjątkowym barbarzyństwem, mordując i gwałcąc tysiące cywilnych mieszkańców oraz jeńców wojennych.

 

Aby uzmysłowić czytelnikom, z jakiego rodzaju potworów składały się, zarówno oddziały dowodzone przez Dirliwangera, jak i Bronisława Kamińskiego, pozwolę sobie przytoczyć, krótki fragment wspomnienia bestialskiej zbrodni dokonanej przez rzeźników Oskara Dirliwangera, spisanego już po zakończeniu wojny przez jednego z żołdaków tego niemieckiego psychopaty, który brał w niej osobisty udział. Opisuje on w jaki sposób były mordowane w Warszawie małe polskie dzieci, z których jedna z zastosowanych tu metod mordu, wskazuje pośrednio, do demonów jakiej to nacji, ta właśnie forma bestialskiego mordowania, należała do… ulubionych! 

,,Wysadziliśmy drzwi, chyba do szkoły. Dzieci stały w holu i na schodach. Dużo dzieci. Rączki w górze. Patrzyliśmy na nie kilka chwil, zanim wpadł Dirlewanger. Kazał zabić. Rozstrzelali je, a potem po nich chodzili i rozbijali główki kolbami. Krew ciekła po tych schodach. Tam w pobliżu jest teraz tablica, że zginęło trzysta pięćdziesięcioro dzieci. Myślę, że było ich więcej, z pięćset.”

Pytam się więc, kto każe bez żadnego zastanowienia recytować na okrągło wszystkim, to bezczelne kłamstwo wzięte dosłownie z sufitu, bez przytoczenia do dziś, jakiegokolwiek, choćby li tylko jednego źródła tych bredni, o rzekomych tylko stu czy niespełna dwustu tysiącach Polaków, wymordowanych przez Ukraińców na Kresach w latach 1939 – 1949, gdy PRAWDZIWA LICZBA POLSKICH OFIAR UKRAIŃSKIEGO LUDOBÓJSTWA, W PIERWSZYM PRZYPADKU JEST CZTERO LUB PIĘCIOKROTNIE WYŻSZA, A W DRUGIM PRZYPADKU… DWU I PÓŁ KROTNIE!!! 


Tak wiec, nie żadne sto czy dwieście tysięcy, jak zaniżono liczbę zamordowanych dzisiaj i licząc nadal na brak zainteresowania tą kwestią większości obecnego pokolenia Polaków, niestety proceder zakłamywania faktycznych danych, dotyczących naszych rodaków wymordowanych przez Ukraińców w latach drugiej wojny światowej i mordowanych jeszcze kilka lat po jej zakończeniu, kontynuuje się nadal. Celem szumowin i zdrajców, którzy go wciąż uprawiają bez żadnych zahamowań, jest ostateczne zamiecenie tego ludobójstwa narodu polskiego pod dywan i wymazanie go z naszej polskiej historii, by zadowolić w ten sposób swego amerykańskiego hegemona oraz pogrobowców Bandery, Szuchewycza i wszystkich pozostałych ludobójców z OUN – UPA. Mimo trwających ciągle prób zakłamywania prawdy o tym ludobójstwie, prawda wbrew oczekiwaniom kłamców, fałszerzy historii i sprzedajnych, polskojęzycznych, politycznych szulerów i zwyczajnych zdrajców, niestety dla nich, wbrew ich oczekiwaniom i staraniom, mimo to z coraz większą mocą wychodzi na światło dzienne i nie da się jej na powrót wepchnąć do ciemnicy. 

Faktyczna liczba bestialsko wymordowanych przez ukraińskie formacje zagłady w służbie Adolfa Hitlera i III Rzeszy oraz przez ukraińskich sąsiadów, sięga w rzeczywistości, czy to się komuś podoba, czy nie… PÓŁ MILIONA NASZYCH RODAKÓW! Odpowiada ona dokładnie tej cyfrze, którą w 1994 roku, w czasie swojej wizyty w Warszawie podał w swym przemówieniu, ówczesny pierwszy prezydent niepodległej Ukrainy – Leonid Krawczuk mówiąc:

,,Nie ukrywamy i nie przemilczamy. W czasie drugiej wojny światowej ukraińscy szowiniści zabili około pół miliona Polaków na Kresach Wschodnich przedwrześniowej Polski. Również przez kilka lat po wojnie płonęły polskie wsie i ginęli ludzie. Szowinizm ukraiński to wrzód na zdrowym ciele ukraińskiego narodu, to wyrzut naszego sumienia względem narodu polskiego.”

                                                               Leonid Krawczuk – prezydent Ukrainy 

Zdjęcia przedstawiające zbrodnie na Wołyniu, popełnione przez OUN-UPA na ludności polskiej w lutym 1944 r. w Maciejowie. 

 

 Ofiary napadu band UPA na pociąg, na trasie Bełżec – Rawa Ruska 16 czerwca 1944 roku w okolicy wsi Zatyle 

 

Rodzina Rudnickich – zamordowana przez UPA we wsi Chobułtowa, powiat Włodzimierz

Zamordowana cała rodzina Rudnickich we wsi Chobułtowa, powiat Włodzimierz Wołyński

 

 

 Rodzina Karpiaków z Latacza, powiat Zaleszczyki, na której UPA dokonała mordu 14 grudnia 1943 r.: Maria Karpiak – lat 42, matka; Józef – lat 23, syn; Genowefa – lat 20, córka; Władysław – lat 18, syn; Zofia – lat 8, córka; Zygmunt – lat 6, syn

 


 

Szczątki ofiar ukraińskich bestii z UPA z Ostrówek i Woli Ostrowieckiej wydobyte z dołów śmierci podczas ekshumacji w sierpniu 1992 roku

Listopad 1944, Zezawa, powiat Zaleszczyki, woj. Stanislawow. Pogrzeb członków rodziny Jaremowiczów, zamordowanych 11.11.1944 przez bojówki ukraińskie

 Ofiary napadu Ukraińców na wieś Netreba, 3 X 1943 r.

 

 

 

Ofiary zbrodni ukraińskich na Kresach Wschodnich

 Ciało nagiej kobiety przerżniętej piłą przez ukraińskich nazistów

  Ofiary napadu UPA na kol.Katerynówka w pow.łuckim na Wołyniu w nocy z 7 na 8 maja 1943 roku. Bestialsko zamordowanych zostało 28 Polaków i dwie rodziny polsko – ukraińskie. Jedno z tej trójki dzieci z rodziny mieszanej polsko – ukraińskiej

 Podjarków, powiat Bóbrka, województwo lwowskie. Zamordowana przez bandy UPA rodzina Kleszczyńskich. – Podjarków 16 Sierpień 1943 rok.

  Zwłoki pomordowanych mieszkańców wsi Lipniki w powiecie Kostopolskim na Wołyniu. 26.03.1943 roku bandy UPA zamordowały tam 182 osoby

 

Ekshumowane ciała polskich ofiar ukraińskich rzeźników z UPA

 

 Zwłoki członka rodziny Szurowskich zamordowanych przez rezunów z UPA w piątek wielkanocny 1943 rok

 Ofiary bestialskich zbrodni UPA na Wołyniu

 Podjarków, powiat Bóbrka, województwo lwowskie. 16 sierpnia 1943. Kleszczyńska, członkini polskiej rodziny w Podjarkowie, jest ofiarą ataku OUN-UPA. Skutkiem ciosu siekierą napastnika, który próbował odciąć jej prawą rękę i ucho oraz wywołanych udręk, jest okrągła rana kłuta lewego barku oraz szeroka rana na przedramieniu prawej ręki , prawdopodobnie z kauteryzacji. [Przypalanie]

 Obrazek posiada pusty atrybut alt; plik o nazwie obraz-115.png

 WŁADYNOPOL powiat Włodzimierz, województwo łuckie. Rok 1943. Na planie zamordowana dorosła kobieta o nazwisku Szajer i dwóje dzieci. To polskie ofiary banderowskiego terroru, zaatakowane w domu przez OUN-UPA. Fotograf nieznany.

Zamojszczyzna, województwo lubelskie 1942 rok. Zwłoki zamarzniętych, nieznanych polskich dzieci – wspólne dzieło hitlerowców i ukraińskich szowinistów, w wyniku realizacji ściśle tajnego planu Generalplan Ost oraz Ukraine aktion.

 =====================================================================

O tych bestialskich zbrodniach ludobójstwa dokonanych przez Ukraińców na narodzie polskim, nie wolno dziś głośno mówić, bo to obraża wysublimowane uczucia pogrobowców bandytów z OUN – UPA i narusza sojusze warszawskich renegatów i zupełnie jawnych zdrajców, którzy ze swoją zdradą nawet się nie kryją, ale przeciwnie, obnoszą się z nią publicznie i jeszcze głośno się tym chlubią! Za otwarte głoszenie prawdy o ukraińskim ludobójstwie dokonanym na naszych rodakach przylgnie do każdego, kto odważy się tą prawdę głosić, nie tylko łatka ruskiego agenta Putina, ale co gorsza, zdrajcy, którzy zarządzają dziś z woli zaoceanicznego hegemona naszą Ojczyzną, mogą człowieka oskarżyć o… zdradę, bo ujawniasz i nagłaśniasz, niewygodną dla nich prawdę, którą najchętniej wdeptaliby buciorami na metr w głąb. Ta szmaciakowa ćwierćinteligencja nie jest w stanie nawet wymyślić czegoś mądrzejszego, bo taki wysiłek umysłowy, najzwyczajniej w świecie ich po prostu przerasta. Nie są do niego zdolni. Dlatego powielają po starej bolszewii, z której się wywodzą te same teksty o godzeniu w sojusze i wyłączni9e Ich wiecznotrwałe przyjaźnie, które rozpieprzą się w drobny mak, tak samo jak skończyły na śmietniku wiecznotrwałe sojusze ich tatusiów i mam, oraz Ich dziadziusiów i babć. To kwestia czasu i z tego co już widać na horyzoncie zdarzeń, niedługiego, jak warszawiwskie Bolki na siłę wbite z kufajek w garnitury, które ich uwierają, jako zupełnie nienaturalny dla nich ubiór, będą niedługo zmuszeni śpiewać z zupełnie innego klucza, na cześć i chwałę władcy, którego dziś jeszcze opluwają. Cóż to będzie za widok.

 

Dlatego też wszystkie, ale to absolutnie wszystkie i to bez żadnego wyjątku obecne publikacje, które powtarzają to bezczelne, kłamstwo, że na Kresach Ukraińcy zamordowali pomiędzy sto a dwieście tysięcy naszych rodaków, jest bezmyślnym powtarzaniem i powielaniem antypolskiego kłamstwa, gdy polskich ofiar było pomiędzy 400 a 500 tysięcy. I dlatego właśnie, te obecne publikacje na ten temat, mają wyłącznie wartość makulatury. I zarówno one wszystkie oraz wydawnictwa je publikujące oraz autorzy tego kłamstwa, powinni być wszyscy oskarżeni, ścigani i odpowiadać karnie przed sądami w ten sam sposób, w jaki dziś jeszcze ściga się i karze za tzw. ,,kłamstwo oświęcimskie”. 

Pomniki ukraińskich bestii z OUN – UPA i cześć oddawana im przez Ukraińców, to według polskojęzycznych banderowców i warszawiwskich renegatów, nie może w żaden sposób obrażać, jakichkolwiek uczuć Polaków, a nawet jeśli, to nie jest to  i tak żaden problem, bo kto by się tym przejmował?

 

Pomnik Stepana Bandery w partnerskim mieście Elbląga – Tarnopolu


 

Pomniki kata Polaków, dowódcy ludobójczej UPA Romana Szuchewycza i huczne uroczystości ku jego czci w miejscowościach Biłhoroszcze na tarnopolszczyźnie i w polskim Stanisławowie, przemianowanym na Iwanofrankiwsk

Duchowny prawosławny poświęcający w Orzewiu pomnik-krzyż ku czci Dmytro Kłaczkiwśkiego vel Kłyma Sawura, organizatora ludobójstwa na Wołyniu w 1943 roku. Fot. Wikipedia

 Pomnik ukraińskiego zwyrodnialca i psychopaty, dowódcy UPA Północ Dmytro Kłaczkiwśkiego – Kłyma Sawura w Zbarażu, który obok Bandery i Łebedia wydał osobisty rozkaz totalnej, fizycznej eksterminacji polskiej ludności Wołynia.

Pomnik Dmytro Kłaczkiwśkiego w Równem

 

  Pomnik Waffen SS – Galizien na cmentarzu Łyczakowskim we Lwowie

==================================

 Według warszawskich renegatów wszystkie te pomniki ku czci tych zwyrodniałych ludobójców Polaków, stawiane masowo na Ukrainie, a także setki ulic, parków, skwerów i budynków użyteczności publicznej w żaden sposób nie obraża uczuć Polaków i nie ubliża Polsce, jako państwu. Polsce według narracji tych szumowin, szkodziłoby za to teraz i to bardzo, gdyby władze włączyły się w upamiętnianie pomordowanych Polaków na Kresach, bo szkodziłoby to obecnie “naszemu wypróbowanemu sojusznikowi”, jakim jest Ukraina, a posłużyłoby Putinowi. Nóż się i to dosłownie otwiera człowiekowi w kieszeni, gdy słyszy takie debilizmy. Ale czegóż innego można się dziś spodziewać po osobnikach, mających IQ niższe od najbardziej tępej małpy.

 Jacek Boki 13 Lipiec 2024 r.

Źródła:

Witalij Masłowśkij – ,,Z KIM I PRZECIW KOMU WALCZYLI NACJONALIŚCI UKRAIŃSCY W LATACH DRUGIEJ WOJNY ŚWIATOWEJ” – Wydawnictwo Nortom – Wrocław 2001 r.

Niech przemówią fakty 

 

https://kresywekrwi.blogspot.com/2019/04/niech-przemowia-fakty.html

Konfederacja: Umowa Polski z Ukrainą nieważna, Tusk przed Trybunał Stanu

 https://www.rp.pl/polityka/art40793371-konfederacja-umowa-polski-z-ukraina-niewazna-tusk-przed-trybunal-stanu 

 Bestie na służbie zbrodni: Oskar Dirlewanger

 https://www.1944.pl/artykul/bestie-na-sluzbie-zbrodni-oskar-dirlewanger,5087.html

 Śmierć Bronisława Kamińskiego. Kat powstania warszawskiego zginął z rąk Niemców

https://wielkahistoria.pl/smierc-bronislawa-kaminskiego-kat-powstania-warszawskiego-zginal-z-rak-niemcow/

 Duda otwarcie pluje Polakom w twarz.

  https://kresywekrwi.blogspot.com/2023/07/wnuk-hromenki-otwarcie-pluje-polakom-w.html

 Będę zobowiązany za wsparcie mojej działalności, gdyż bez waszej pomocy, nie tylko nie dałbym rady robić tego co robię, ale również, nie miałoby to żadnego sensu. Jeśli Polacy nie będą wspierać patriotów i mediów przez nich prowadzonych, to będą mieli w końcu tylko media Sorosa i jemu podobnych sług diabła.

PKO BP SA Numer konta: 44 1020 1752 0000 0402 0095 7431


Z dopiskiem: WSPARCIE DZIAŁALNOŚCI BLOGAKRESY WE KRWI

Ludobójstwo wciąż trwa. Bo sprawcy ciągle zacierają ślady i są w tym bezkarni.

Dariusz Piechaczek

Ludobójstwo wciąż trwa

Zbrodnie dokonane przez Ukraińców z Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów (OUN-B) i Ukraińskiej Powstańczej Armii (UPA) na polskiej ludności w latach 1939-1947 zamieszkującej wschodnie, przedwojenne terytoria II RP były ludobójstwem.

Co do tego nikt w Polsce nie powinien mieć wątpliwości. Niech zamilkną na zawsze wszyscy ci, którzy w tej kwestii, próbują zakłamywać historię, próbują kluczyć, definiować na nowo pojęcia i podążać za polityczną poprawnością. Definicja ludobójstwa, którą stworzył polski prawnik żydowskiego pochodzenia Rafał Lemkin, mówi wprost: „Ludobójstwo jest zbrodnią przeciw ludzkości, która polega na celowym wyniszczeniu w całości lub części grup etnicznych, religijnych, rasowych lub społecznych…” Zabijanie niewinnych ludzi, tylko dlatego, że byli Polakami, było próbą celowego wyniszczenia całej grupy narodowej. Było ludobójstwem! Cały problem dzisiaj polega jednak na tym, że ludobójstwo to, jeszcze się nie skończyło. Nadal trwa. Trwa, bo sprawcy ciągle zacierają ślady i są w tym bezkarni.

Proces ludobójstwa dzieli się na trzy fazy. Pierwsza, to planowanie ludobójstwa. Druga faza, to jego wykonanie. Trzecia, to zacieranie śladów. Z tym że faza trzecia rozpoczyna się w trakcie trwania drugiej fazy i trwa najdłużej. Zacieranie śladów ludobójstwa może trwać latami, bo sprawcy mogą robić wszystko, by prawda o zbrodniach, o metodach zabijania i w końcu o ilości ofiar nigdy nie ujrzała światła dziennego. Zacieranie śladów ukraińskiego ludobójstwa na Polakach trwa do dnia dzisiejszego i wszystko wskazuje na to, że nie prędko się zakończy. Ukraińcy zrobili wszystko, by rzeź Polaków, jaka wydarzyła się ponad 80 lat temu, nie była nazwana ludobójstwem. Mało tego. Pomysłodawców, głównych inicjatorów, podżegaczy i wykonawców obecne ukraińskie władze otoczyły ochroną przed odpowiedzialnością, wynosząc ich na piedestał historii jako bohaterów narodowych. I co najsmutniejsze i najbardziej bulwersujące, wydarzyło się to, przy pełniej akceptacji i bez najmniejszego sprzeciwu władz polskich.

Co musi się stać, by prawda zatriumfowała? By prawdę o bestialstwie, o liczbie ofiar i o miejscu ich pochówku poznali Polacy? Co musi się stać, by krzyk pamięci ofiar za bezimiennych i nieznanych grobów został usłyszany? Muszą przyjść inne czasy? Muszą przyjść inni rządzący? Sami Ukraińcy muszą się zmienić? Nieżyjący już prezydent Ukrainy – pochodzący z Wołynia – Leonid Krawczuk, powiedział kiedyś: „Nie ukrywamy i nie przemilczamy. W czasie II wojny światowej ukraińscy szowiniści zabili około pół miliona Polaków na Kresach Wschodnich przedwrześniowej Polski. Również przez kilka lat po wojnie płonęły polskie wsie i ginęli ludzie. Szowinizm ukraiński to wrzód na zdrowym ciele ukraińskiego narodu, to wyrzut naszego sumienia wobec narodu polskiego”.

Co pozostało dzisiaj z jego słów? Czy ktoś na Ukrainie w ogóle pamięta te słowa? Niestety nie pamięta i pamiętać nie chce. Za to widać dzisiaj place, ulice i szkoły nazwane na cześć zbrodniarzy. Widać Ukrainę pogrążoną w szaleństwie wskrzeszania i wywyższania banderowskich katów Polaków. Widać Ukraińców maszerujących z pochodniami ulicami ukraińskich miast, dumnie eksponujących nie tylko portrety Bandery i innych zwyrodnialców, ale także – o zgrozo – nazistowską symbolikę.

Obecna wojna za naszą wschodnią granicą nic nie zmieni w ukraińskiej mentalności. Nie łudźmy się. Nie wmawiajmy sobie, że będzie inaczej. Nie będzie nowych, ukraińskich bohaterów. Ludzie ginący o rosyjskich kul, nie zostaną nowymi autorytetami i wzorami do naśladowania. Chcielibyśmy żeby tak było, ale nie będzie, bo banderyzm głęboko wszedł w świadomość narodową Ukraińców. Mocno zagnieździł się w umysłach ludzi. Nawet nie zdajemy sobie sprawy, jak bardzo umysły młodych Ukraińców zatrute są neobanderowską ideologią i jak trudno będzie odtruć ich dusze.

Co możemy więc zrobić? Co powinno zrobić polskie społeczeństwo? Niech słowa, wypowiedziane przez – nie boję się użyć tego sformułowania – wielkiego Polaka, nieżyjącego już niestety kapelana środowisk kresowych ks. Tadeusza Isakowicza-Zaleskiego, którego miałem okazję poznać osobiście, będą naszą wskazówką. Niech jego słowa z 2016 r. wypowiedziane na łamach Gazety Krakowskiej, ale także w wielu innych miejscach i przy okazji wielu innych, ważnych uroczystości upamiętniających ludobójstwo, będą naszą drogą, którą dzisiaj każdy Polak powinien podążyć:

”Czas skończyć z fałszywą koncepcją, że przez przemilczenie da się zbudować dobre relacje polsko-ukraińskie. Właśnie dla dobra tychże relacji należy w pierwszej kolejności powiedzieć prawdę, a po drugie zorganizować właściwy pochówek ofiar zbrodni. Najbardziej bolesny dla ich rodzin jest fakt, że nie ma tych mogił. Po trzecie, należy tak zbudować stosunki polsko-ukraińskie, aby nie było gloryfikacji zbrodniarzy jako bohaterów narodowych (…) Nie chodzi o narzucanie, lecz o to, by nie bać się mówić prawdy. Jeśli strona ukraińska ma inne zdanie, to przynajmniej my, Polacy, przypominajmy, co wydarzyło się na Kresach Wschodnich i upominajmy się o godny pochówek naszych rodaków, którzy tam zginęli często męczeńską śmiercią”.

Czas skończyć z fałszem i zakłamaniem. Weźmy sprawy w swoje ręce. Jako społeczeństwo. Jeśli nie chcą tego robić rządzący naszą ojczyzną, to my powinniśmy to zrobić. Nie bójmy się przypominać światu o naszej narodowej tragedii. Nie bójmy się opowiadać nieświadomym Polakom o dramacie naszych rodaków i kto zadawał im śmierć. Kto był i jest winny. Nie bójmy się mówić o barbarzyństwie i piekle, jakie spotkało polskie kobiety i dzieci. Nie bójmy się mówić o odwadze tych, co bohatersko bronili się przed siekierami i widłami oprawców. Nie bójmy się głośno mówić, jak polscy politycy popełniają ogromny grzech zaniechania i jak nie wypełniają obowiązków wobec narodu. Nie bójmy się w końcu mówić całej prawdy o śmierci setek tysięcy ludzi. Nadszedł już jej czas. Nadszedł czas, by wreszcie zakończyć ludobójstwo!

Dariusz Piechaczek

(Klub Myśli Polskiej, Czechowice-Dziedzice)

81. rocznica Krwawej Niedzieli. 11 lipca UPA rozpoczęła ludobójstwo na Wołyniu

81. rocznica Krwawej Niedzieli. 11 lipca UPA rozpoczęła ludobójstwo na Wołyniu

11.07.2024 nczas./81-rocznica-krwawej-niedzieli-11-lipca-upa-rozpoczela-ludobojstwo-na-wolyniu

Kadr z filmu
Kadr z filmu “Wołyń”. / foto: screen YouTube

11 lipca 1943 r. ukraińscy nacjonaliści dokonali ataku na polskich mieszkańców 150 miejscowości na Wołyniu. W sumie w latach 1943-45 na Wołyniu, Podolu i w Galicji Wschodniej zginęło ok. 100 tys. Polaków i przedstawicieli innych mniejszości narodowych zamordowanych przez oddziały Ukraińskiej Armii Powstańczej i miejscową ludność ukraińską.

Zbrodnia wołyńska jest jednym z najbardziej dramatycznych epizodów II wojny światowej i losów Polaków. W przeciwieństwie do mordów dokonywanych przez okupantów niemieckich i sowieckich, ludobójstwo na Wołyniu było często popełniane przez sąsiadów ofiar, których przodkowie przez wiele dziesięcioleci zamieszkiwali wraz z Polakami te same wsie i osady.

Rzeź wołyńska nie była jednak spontanicznym wybuchem nienawiści, ale skutkiem długotrwałego oddziaływania ideologii nacjonalizmu ukraińskiego, który za główny cel stawiał sobie stworzenie niepodległej, jednolitej etnicznie Ukrainy przez wymordowanie i wypędzenie Polaków oraz przedstawicieli innych narodowości (m.in. Ormian i Żydów). Plan ten próbowano realizować już we wrześniu 1939 r., gdy doszło do pierwszych mordów na Polakach i ataków na polskie dwory.

Sprawcy zbrodni wołyńskiej to Organizacja Ukraińskich Nacjonalistów – frakcja Stepana Bandery, podporządkowana jej Ukraińska Powstańcza Armia oraz ludność ukraińska uczestnicząca w mordach swoich polskich sąsiadów. OUN-UPA nazywała swoje działania „antypolską akcją”. To określenie ukrywało zamiar, jakim było wymordowanie i wypędzenie Polaków, tak, aby Ukraina stała się krajem całkowicie jednolitym etnicznie.

Powinniśmy przeprowadzić wielką akcję likwidacji polskiego elementu. (…) Tej walki nie możemy przegrać i za każdą cenę trzeba osłabić polskie siły. Leśne wsie oraz wioski położone obok leśnych masywów powinny zniknąć z powierzchni ziemi” – napisał w tajnej dyrektywie jeden z dowódców UPA Dmytro Klaczkiwski „Kłym Sawur”. Dokument ten uznawany jest przez historyków za jeden z kluczowych dla podjęcia decyzji o masowych mordach na Polakach.

Wcześniej dochodziło do pojedynczych i nieskoordynowanych ataków na polskich mieszkańców Wołynia. Pierwszy masowy mord na ludności polskiej na Wołyniu został dokonany 9 lutego 1943 r. przez oddział Ukraińskiej Armii Powstańczej, który zamordował 173 Polaków we wsi Parośla I w powiecie sarneńskim. Zbrodnię popełniono w sposób niezwykle wyrachowany.

Dowódcy UPA przekonali mieszkańców wsi, że powinni dać się związać, bo to przekona Niemców, że gościli partyzantów pod przymusem.

Wpływ na nasilenie się fali zbrodni miało porzucenie w marcu i kwietniu 1943 roku przez policjantów ukraińskich służby na rzecz Niemiec i przejście w szeregi UPA. Wielu z tych policjantów brało wcześniej udział w zagładzie Żydów. W nocy z 22 na 23 kwietnia 1943 roku UPA spaliła osadę Janowa Dolina i zamordowała ok. 600 Polaków. Również tam mordu dokonano w sposób niezwykle brutalny.

Mordowano w okrutny sposób

Szczególne nasilenie zbrodni nastąpiło 11 i 12 lipca 1943 r. Zbrodnie na Polakach dokonywane były niejednokrotnie z niebywałym okrucieństwem, palono żywcem, wrzucano do studni, używano siekier i wideł, wymyślnie torturowano ofiary przed śmiercią a także gwałcono kobiety.

UPA atakowała bazy samoobrony polskiej na Wołyniu, w których chroniła się ludność, m.in. Przebraże, w którym uratowało się ok. 10 tys. Polaków. Tylko część baz samoobrony przetrwała. Pomocy bazom samoobrony udzielała partyzantka sowiecka, a także żołnierze niemieccy i węgierscy sprzedając amunicję i granaty. Polacy szukali ratunku uciekając do miast i miasteczek kontrolowanych przez wojsko niemieckie. Wielu z nich zostało wywiezionych na roboty przymusowe do Niemiec.

Określenie zbrodnia wołyńska dotyczy nie tylko masowych mordów dokonanych na terenach Wołynia, czyli byłego województwa wołyńskiego, ale także w byłych województwach: lwowskim, tarnopolskim i stanisławowskim (Galicja Wschodnia), a także województwach lubelskim i poleskim.

Ukraińcy mordowali nawet „swoich”

Z rąk nacjonalistów ukraińskich ginęły także rodziny polsko-ukraińskie, Ukraińcy odmawiający wzięcia udziału w zbrodniczej akcji oraz ratujący Polaków. Wydana przez Instytut Pamięci Narodowej „Kresowa Księga Sprawiedliwych”, opracowana przez Romualda Niedzielkę podaje, że Ukraińcy uratowali 2527 Polaków. Za tę pomoc 384 Ukraińców zapłaciło życiem. Od 2017 r. ratujący Polaków są odznaczani medalami Virtus et Fraternitas (Męstwo i Braterstwo) przyznawanymi przez prezydenta RP, na wniosek Instytutu Pileckiego.

Według szacunków polskich historyków ukraińscy nacjonaliści zamordowali kilkadziesiąt tysięcy Polaków. Według badań Władysława i Ewy Siemaszków na Wołyniu wymordowano około 60 tysięcy Polaków, 20-40 tys. w Galicji Wschodniej, co najmniej 4 tysiące na terenie dzisiejszej Polski. Terror UPA spowodował, że setki tysięcy Polaków opuściły swoje domy, uciekając do centralnej Polski.

Ukraina blokuje ekshumacje

Oddziały banderowców mordowały także przedstawicieli innych narodowości – Żydów, Czechów, Rosjan. Liczba ofiar wśród tych grup narodowych może sięgać według badań Grzegorza Hryciuka około 2 tysięcy osób. Zbrodnia Wołyńska spowodowała polski odwet, w wyniku którego według Grzegorza Motyki zginęło kilka tysięcy Ukraińców, w tym 3-5 tys. na Wołyniu i w Galicji Wschodniej.

Sprawa ekshumacji i określania wydarzeń na Wołyniu i w Galicji jako ludobójstwa i czystki etnicznej wciąż dzieli oba kraje. Ukraina nie tylko nie chce zgodzić się na ekshumacje ofiar, ale także umniejsza skalę zbrodni.

Specjalność UPA: Zaszywanie myszy w rozciętych żywcem brzuchach brzemiennych kobiet. Nie mów o Puźnikach.

10 lipca 2024 pch24.pl/nie-mow-o-puznikach-ofiary-zbrodni-upa-nie-zostana-pochowane

Nie mów o Puźnikach. Ofiary zbrodni UPA nie zostaną pochowane?

(fot. YouTube / GadowskiTV)

W sprawie odkrytej mogiły polskich ofiar straszliwej zbrodni Ukraińskiej Armii Powstańczej w Puźnikach Kijów nabiera wody w usta.

Jak wynika z naszych rozmów, nie wygląda to ani na przypadek, ani niekorzystny zbieg okoliczności. Jeśli w tej sprawie nie dojdzie do przełomu, tysiące pomordowanych Polaków leżących w bezimiennych grobach na Ukrainie zostanie skazanych na zapomnienie.

11 lipca mija kolejna – 81. rocznica – tzw. Krwawej Niedzieli na Wołyniu. To okazja do wspomnienia wszystkich ofiar zamordowanych przez ukraińskich nacjonalistów w trakcie II wojny światowej na terenie Wołynia, Podola czy Galicji Wschodniej. Choć mordy trwały kilka lat i ginęli w nich w większości Polacy (mordowano również Żydów i Ukraińców), to właśnie 11 lipca 1943 roku doszło do wyjątkowo krwawej rzezi. Wówczas to Ukraińcy dokonali skoordynowanych ataków na aż 150 miejscowości na Wołyniu.

Jak wiemy z licznych wspomnień, zbrodni dokonywano w bestialski sposób. I nie był to przypadek. Sprawcy dążyli do tego, by ich ofiary cierpiały kaźnie przed śmiercią. Chodziło o wzbudzenie lęku wśród mieszkańców terenów, na których grasowała UPA. Okrucieństwa doświadczali dosłownie wszyscy, którzy natknęli się na te zbrodnicze sotnie.

Gwałcono kobiety, ale też małoletnich. Dręczeni ludzie nierzadko umierali długo i w bólach, na skutek wymyślnych tortur. Jedną z wyjątkowo okrutnych i chętnie stosowanych było zaszywanie myszy w rozciętych żywcem brzuchach brzemiennych kobiet.

Zbrodnia wołyńska pozostaje do dzisiaj bardzo niewygodnym tematem dla polskich polityków. Konieczność udzielania wsparcia Ukrainie w walce z rosyjskich agresorem z niezrozumiałych powodów kłóci się im z obowiązkiem upominania się o polskie ofiary rzeźników z UPA. Porażkę na tym polu poniósł rząd Zjednoczonej Prawicy i prezydent Andrzej Duda, a ostatnio także premier Donald Tusk, który na spotkaniu z prezydentem Wołodymirem Zełeńskim zaznaczył, iż wszelkie trudne tematy w relacjach pomiędzy Polską a Ukrainą zostaną rozwiązane po wojnie.

Od wielu lat koronnym argumentem przeciwko upominaniu się o ofiary zbrodni wołyńskiej pozostaje całkowicie absurdalne stwierdzenie, że to „nie jest najlepsza pora”. Kiedy zatem nadejdzie właściwy moment?

Nadzieja w Puźnikach?

Nadzieja na to, że wreszcie coś ruszy w sprawie ekshumacji ciał Polaków pomordowanych przez Ukraińców, pojawiła się we wrześniu 2023 roku, kiedy to po 8 latach starań minister w rządzie Mateusza Morawieckiego, Michał Dworczyk ogłosił, że Kijów wydał zgodę na prace poszukiwawcze w Puźnikach, a ściślej: na terenie, na którym kiedyś znajdowała się wieś o takiej nazwie, w rejonie czortkowskim obwodu tarnopolskiego, na południe od wsi Zalesie. To już nie Wołyń, ale Podole. To tam właśnie bojownicy UPA dokonali jednej z ostatnich masowych zbrodni na Polakach.

Do mordu doszło w nocy z 12 na 13 lutego 1945 roku. Oddział ukraińskich prześladowców liczył mniej więcej 200 osób. Celem była oczywiście ludność cywilna. Prawdziwa masakra rozpoczęła się wówczas, gdy Ukraińcy odkryli kryjówkę kobiet i dzieci. Przerażonych i bezbronnych Polaków dźgano bagnetami albo tłuczono kolbami karabinów. Po dokonanym mordzie, ocaleńcy naprędce sporządzili prowizoryczną mogiłę, w której pochowano ciała ofiar.

Po latach starań w Puźnikach wreszcie rozpoczęto prace poszukiwawcze prowadzone przez badaczy z Uniwersytetu Szczecińskiego, z Polskiej Bazy Genetycznej Ofiar Totalitaryzmów pod przewodnictwem prof. Andrzeja Ossowskiego oraz Fundację Wolność i Demokracja, zajmującą się m.in. wspieraniem Polaków zamieszkujących dawne Kresy.

Ukraińska strona udzieliła wówczas zgody na prace poszukiwawcze, choć na szczeblu władz państwowych nie doszło do żadnego przełomu. Pamiętamy jeszcze z ubiegłego roku słynne obrazki premiera Mateusza Morawickiego samotnie stawiającego znicz w szczerym polu, pod ustawionym na szybko drewnianym krzyżem, czy prezydentów Andrzeja Dudę i Wołodymyra Zełeńskiego, którzy spotkali się w katedrze w Łucku, by złożyć dwa znicze, co ukraiński i polski prezydent dość pokrętnie określili „upamiętnieniem ofiar Wołynia”.

Puźniki jednak miały być koronnym dowodem na to, że w sprawie Wołynia nie oddaliśmy pola. Choć strona ukraińska unika nazywania tamtych wydarzeń po imieniu, to – argumentowali politycy poprzedniej ekipy rządzącej – liczą się fakty. A te miały być takie, że polscy i ukraińscy badacze poszukują ofiar zbrodni w podolskiej wsi. Prace trwały i wreszcie 27 października 2023 roku pojawiła się informacja o odkryciu zbiorowego miejsca pochówku pomordowanych. Zgodnie z planem, strona polska skierowała do Kijowa prośbę o zgodę na ekshumację. I od tamtego czasu wokół Puźnik zapadło milczenie. Dlaczego?

Smutny pan z SBU

Wygląda na to, że kwestia ekshumacji polskich ofiar zbrodni w Puźnikach utknęła w martwym punkcie. Co zrobiła strona polska? Wszystko, co należało. Wymagane dokumenty złożono jeszcze pod koniec ubiegłego roku. Ukraińcy twierdzili przez pewien czas, że dokumentacja nie jest pełna, więc Polacy uzupełniali ją kilkakrotnie. Wreszcie została przyjęta. Zgodnie z dalszą procedurą w następnym kroku powinna zebrać się specjalna komisja międzyresortowa, której zadaniem jest opiniowanie takich wniosków. Dopiero później miała zapaść decyzja w sprawie ekshumacji.

Tyle, że komisja jak dotąd nie zebrała się pomimo zapewnień, że sprawa zostanie załatwiona. Z naszych informacji wynika, że w ostatnich tygodniach temat ewentualnego zebrania komisji skutecznie odwlekano. Miała zebrać się najpierw w marcu, później w kwietniu, aż wreszcie pojawił się niezrozumiały klincz i… nadszedł okres wakacyjny, kiedy to komisja nie spotka się na pewno.

Co może zrobić w tej sprawie strona polska? Maciej Dancewicz, wiceprezes Fundacji Wolność i Demokracja uspokaja i twierdzi, że stara się być dobrej myśli. – Musimy czekać. Złożyliśmy niezbędną dokumentację i wierzę, że w najbliższym czasie, będzie możliwe uzyskanie takiej zgody od strony ukraińskiej. Liczymy też na wsparcie nowego polskiego ambasadora, bo wierzymy, że i on – jak jego poprzednik – będzie z nami współpracował na rzecz upamiętnienia polskich ofiar zbrodni wołyńskiej – mówi.  Zaznacza jednak, że jest bardzo ostrożnym optymistą, bo zgoda na ekshumację w Puźnikach faktycznie byłaby precedensem w polityce Kijowa.

Po polskiej stronie naciskać na decyzję władz ukraińskich mógłby polski rząd, bo choć prace prowadzi fundacja niezależna od władz państwowych (Instytut Pamięci Narodowej nie był dopuszczany do prac poszukiwawczych na terenie Ukrainy), to jednak pochowanie szczątków polskich ofiar należy traktować jako troskę o dobro wspólne a w związku z tym państwo ma obowiązek zająć się tą sprawą i wspierać takie działania. Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego jednak zamiast troszczyć się o ponad 100 tysięcy ciał Polaków leżących w bezimiennych grobach, zdaje się skupiać głównie na… trwającej wojnie na Ukrainie.

„Wszelkie prace związane z ekshumacją szczątków ludzkich wymagają ogromnej wrażliwości i uważności. Z uwagi na toczące się działania wojenne na terytorium Ukrainy wszelkie procesy związane z poszukiwaniem szczątków ofiar OUN – UPA są niezwykle utrudnione” – wyjaśnia nam resort kultury, choć trudno zrozumieć, dlaczego mielibyśmy zachowywać ogromną wrażliwość i uważność względem Ukrainy, a nie domagać się od naszych sąsiadów takiej wrażliwości i uważności dla Polaków, chcących pochować swoich krewnych.

Resort dodaje też, że to nie on był stroną wnioskującą o ekshumację, choć nadmienia, że do prac poszukiwawczych delegował obserwatorów.

Tyle wiemy oficjalnie. Nieoficjalnie jednak osoby związane z resortem kultury, które znają sprawę (proszą o zachowanie anonimowości), mówią nam, że sprawa wcale nie musi skończyć się dobrze. Strona ukraińska wysyła bowiem sygnały, że nie jest zainteresowana szybkim udzieleniem zgody na ekshumację. Władze w Kijowie z jednej strony argumentują, że trwa wojna i brakuje im osób, by delegować je do prac ekshumacyjnych, z drugiej: podobne prace trwają przy mogiłach żołnierzy niemieckich, którzy zginęli tam w czasie II wojny światowej.

To zrozumiałe, że Kijów jest dzisiaj zajęty czym innym. Ukraińcy z pewnością nie mają teraz nadmiaru kadr, a przecież muszą brać udział w ekshumacjach. Jednak kiedy słyszę takie tłumaczenie a potem czytam, że trwają prace poszukiwawcze i ekshumacyjne zabitych w czasie II wojny światowej to jestem skołowany – mówi jedna z osób z kręgów rządowych, która zna sprawę.  

Co więcej: Ukraińcy wiedzą, że temat nas interesuje. Jakiś czas temu ekipa z Polski wybrała się do Puźnik, żeby przyjrzeć się mogile, upewnić się, że jest w miarę zabezpieczona. Chwilę kręcili się wokół tego terenu i nagle pojawił się jakiś człowiek, nikt z miejscowych. Zaczął dopytywać co tu się dzieje, czy ekipa ma zgodę, by tutaj pracować. To wskazuje jednoznacznie, że miejsce jest pod obserwacją i strona ukraińska wie, że sprawa ma dla nas znaczenie – relacjonuje ta sama osoba.

Nie ruszać bohatera?

A zatem kwestia ekshumacji w Puźnikach zależy dzisiaj od decyzji politycznej. Niestety, wiele wskazuje na to, że nie zapadnie ona szybko. Polska nie jest dzisiaj wcale kluczowym partnerem strony ukraińskiej z punktu widzenia najważniejszego celu Kijowa, jakim jest zakończenie wojny z Rosją na korzystnych warunkach. Natomiast koszt zgody na ekshumację polskich ofiar mógłby być dla Ukraińców wysoki.

Bojownicy z Ukraińskiej Armii Powstańczej dla niektórych Ukraińców są bohaterami, w czym zresztą niemała zasługa prowadzonej od lat przez Kijów takiej, a nie innej polityki historycznej. Takim bohaterem wydaje się być też jeden z autorów zbrodni w Puźnikach, Petro Chamczuk „Bystry”. To postać ciekawa nie tylko dlatego, że odpowiada za zbrodnie na Polakach. Jest właściwie modelowym przykładem bohatera, jakich wiele lansują dzisiaj władze w Kijowie czy nacjonalistyczne środowiska ukraińskie, honorujące ludzi związanych z OUN i UPA, ale też z Waffen SS-Galizien.

Chamczuk początkowo służył w Armii Czerwonej, później dołączył do Schutzmannschaften (ochotnicze oddziały, które na terenach okupowanych przez Niemców dokonywały pacyfikacji), a później związał się z UPA. Ma on swój pomnik w Czortkowie, na terenie tego samego obwodu administracyjnego, na którym kiedyś leżały Puźniki.

A skoro tak się sprawy mają obecnie na Ukrainie, to trudno oczekiwać, by Kijów prędko wyraził zgodę na ekshumację i pochowanie polskich ofiar Chamczuka.

Nawet jeśli już same ekshumacje niekoniecznie są problematyczne, to już związane z identyfikacją ofiar uroczystości pogrzebowe z pewnością nabrałyby rozgłosu. Ze strony polskiej pojawiłaby się oficjalna delegacja, którą należałoby odpowiednio uhonorować. W dodatku – i to kolejna potencjalna kość niezgody – pozostaje kwestia ewentualnego pomnika i tablicy upamiętniającej wydarzenia w Puźnikach. Tu już nie wystarczą pokrętne słowa o „ofiarach Wołynia”.

Badania? Bez zarzutu

Znacznie mniej problemów jest w relacjach pomiędzy badaczami. Zarówno polska ekipa pod kierownictwem wspomnianego prof. Ossowskiego jak i ekipa ukraińska współpracowali bez zarzutu. Dzisiaj kwestia rozbija się o politykę, ale same prace przebiegały bardzo sprawnie, choć – jak w rozmowie z nami podkreśla prof. Ossowski – warunki były ekstremalne. Do przeszkód należy zaliczyć nie tylko wojnę i trudny teren, ale też to, że Puźniki to dzisiaj po prostu teren pozbawiony jakiejkolwiek infrastruktury. Trzeba było rozeznawać z relacji świadków, gdzie mógł znajdować się dawny cmentarz, w pobliżu którego wykopano pospiesznie miejsce pochówku dla zabitych Polaków.

Skąd jednak pewność, że znaleziona mogiła to faktycznie „to miejsce”? – Odsłoniliśmy fragment mogiły. Wiemy ze wstępnych oględzin, że znajdują się tam głównie kobiety, być może także nastoletnie dzieci, które zginęły bardzo gwałtowną śmiercią. Na czaszkach wyraźnie widoczne są obrażenia – mówi prof. Ossowski.

Szef szczecińskiego zespołu badawczego, tego samego, który pracował przy poszukiwaniach i identyfikacji ofiar innych zbrodni na Polakach – między innymi brał udział w pracach na słynnej kwaterze „Ł” tzw. Łączce, gdzie zostały zakopane szczątki ofiar komunistycznego terroru – nie ma wątpliwości, że odnaleziona w Puźnikach mogiła, to właśnie miejsce spoczynku ofiar UPA.

Bez względu na to, czy strona ukraińska ostatecznie wyda zgodę na ekshumację, zespół Polskiej Bazy Genetycznej Ofiar Totalitaryzmów już przygotowuje się do identyfikacji szczątków. – Apeluję do wszystkich, którzy pochodzą z tamtego rejonu lub są związani z osobami, które tam zginęły o zgłaszanie się do nas, w celu pobrania materiału genetycznego. To procedura, która jest konieczna, byśmy mogli zidentyfikować ciała złożone w mogile. Dzięki temu krewni zabitych tam osób będą mogli ich pochować, jeśli oczywiście zostanie wydana zgoda na ekshumację – mówi prof. Ossowski.

Profesor na pytanie, jakie są szanse na godny pochówek, dostrzega raczej, że szklanka jest do połowy pełna. – Czekamy, aż strona ukraińska wyda zgodę. Zdaję sobie sprawę z trudności, jakie mają. Dla nas najważniejsze jest, by zrobić wszystko, co możliwe, żeby przywrócić tym ludziom człowieczeństwo i godnie ich pochować. Dlatego robimy to, co do nas obecnie należy, czyli przygotowujemy się do sprawnej identyfikacji tych szczątków – mówi szef szczecińskiego zespołu badawczego.

Oby miał rację. Jeżeli bowiem sprawa Puźnik zostanie schowana pod dywan przez władze w Kijowie, niewykluczone, że możemy na wiele lat zapomnieć o kolejnych etapach prac poszukiwawczych i ewentualnych ekshumacjach. Tym bardziej, że polskie władze nie starają się obecnie o kolejne zgody na poszukiwanie polskich ofiar zbrodni wołyńskiej. Na nasze pytanie czy ministerstwo kultury prowadzi obecnie prace związane z poszukiwaniem kolejnych grobów ofiar tamtych straszliwych wydarzeń, pada lakoniczna odpowiedź, że prace takie nie są prowadzone.

Konsekwencje pokpienia tematu ekshumacji w Puźnikach będą tragiczne. Krwawiąca rana pamięci o Wołyniu zostanie kolejny raz niezgrabnie obłożona kawałkami bandażu. I pozostaje tylko kwestią czasu, aż na nowo zacznie piec i doskwierać.

Krzysztof Gędłek

Relacje polsko – ukraińskie najpierw powinny być normalne, a dopiero potem dobre. Pomnik w Domostawie

Pomnik w Domostawie

konserwatyzm/pomnik-w-domostawie

Byłem w Domostawie, żeby zobaczyć w naturze pomnik autorstwa śp. Andrzeja Pityńskiego, poświęcony ofiarom ukraińskiego ludobójstwa – tak, właśnie ludobójstwa, a nie rzezi! – na Polakach w czasie II wojny światowej i lata po niej. Dotychczas uważałem, że to najmniej udane dzieło Mistrza Pityńskiego. Niestety tej oceny generalnie nie zmieniam, choć muszę ją złagodzić. Rzeźba robi ogromne wrażenie i przykuwa uwagę. Jeśli miała obrazować męczeństwo Polaków, mordowanych przez Ukraińców, to w pełni spełnia tę rolę.

Wokół powstania i lokalizacji pomnika nawarstwiło się wiele kontrowersji. W efekcie nad artystyczną jakością rzeźby zdecydowanie górę wziął polityczny kontekst jej miejsca w życiu publicznym. Dochodzą do mnie informacje, że przed jej oficjalnym odsłonięciem piętrzą się problemy organizatorów, czyli Społecznego Komitetu Pomnika „Rzeź Wołyńska”. Skąd ja to znam?.

Przypominają mi się problemy, jakie mieli organizatorzy rekonstrukcji w Radymnie w 2013 roku. To miało być wyjątkowe wydarzenie, pokazujące epizody z ludobójstwa Ukraińców z UPA na Polakach. Brakowało im wszystkiego oprócz zapału i wiary w sens doprowadzenia całego przedsięwzięcia do końca. Byli szykanowani, grożono im między innymi utratą pracy. Byli dezawuowani przez większość mediów z „Gazetą Wyborczą” na czele. Udało się posiać strach wśród potencjalnych sponsorów czy to samorządów, czy przedsiębiorców. O pomocy instytucji państwowych nie było mowy. Te dokładały starań, żeby przedsięwzięcie utrudnić. Nie mając znikąd pomocy zwrócili się do mnie. Byłem wówczas prezydentem Stalowej Woli. Ja się nie bałem. Miasto Stalowa Wola dało znaczącą pomoc finansową i organizacyjną. Rekonstrukcja odbyła się 20 lipca 2013 roku. Okazała się ogromnym sukcesem. Oglądało ją w Radymnie kilkadziesiąt tysięcy ludzi. „Wyborcza” i inne media zniechęcające do rekonstrukcji okazały się pożytecznymi idiotami, którzy tylko napędzili zainteresowanie tym wydarzeniem. Sukces odnieśliśmy również w wymiarze politycznym. Rekonstrukcja w Radymnie przełamała oficjalną zmowę milczenia nad zbrodnią UPA. Od tego wydarzenia ukraińskie ludobójstwo stało się oficjalnie obecnie w przedstawianiu stosunków polsko – ukraińskich. Symbolicznym tego faktem było stwierdzenie panów Jana Piekły (były ambasador w Kijowie) i Piotra Tymy (ówczesny prezes Związku Ukraińców w Polsce), którzy w „Polsacie” komentowali na żywo rekonstrukcję, że o to zawalił się ich kilkudziesięcioletni wysiłek w celu wymazania tego ludobójstwa z historii stosunków polsko – ukraińskich.

Zastanawiam się jakie skutki polityczne wywoła odsłonięcie pomnika w Domostawie. W odróżnieniu od rekonstrukcji w Radymnie, która była wydarzeniem jednorazowym, pomnik Andrzeja Pityńskiego będzie stał – miejmy nadzieję – przez stulecia. Przez swoją drastyczną formę nie pozostawi nikogo obojętnym. Czy będzie jakimś przełomem również w wymiarze politycznym? Sądzę, że spolaryzuje odnoszenie się Polaków do ukraińskiego ludobójstwa. Już wiadomo, że podobnie, jak w Radymnie, różne „oficjalne czynniki” boją się wspomóc finansowo i organizacyjnie prace związane z instalacją pomnika i zagospodarowaniem terenu wokół niego. Organizatorzy uroczystości nie mają co liczyć na prezydenta Stalowej Woli i chyba nie jest w tym momencie najważniejsze, że Stalowa Wola jest już faktycznie bankrutem. Wyczuwa się, że te „oficjalne czynniki” liczą na to, że w czasie odsłonięcia pomnika będzie panował organizacyjny bałagan, a najlepiej dla nich gdyby doszło do jakichś incydentów kompromitujących uroczystość. Z ich punktu widzenia byłoby jeszcze lepiej, gdyby udało się wmówić opinii publicznej, że za całym wydarzeniem stoi Rosja i Włodzimierz Putin osobiście. Jeśli organizatorzy odsłonięcia pomnika będą czytać mój tekst, to apeluję do nich, żeby się tymi zarzutami nie przejmowali i konsekwentnie zmierzali do zwieńczenia tego dzieła. Wbrew temu co można z wielu ośrodków usłyszeć, odsłonięcie pomnika w Domostawie leży w polskim interesie narodowym.

Nie należy się przejmować utyskiwaniami, że ten pomnik uderza w relacje polsko – ukraińskie. Że teraz nie czas na rozliczanie Ukraińców, bo prowadzą wojnę. Że ten pomnik podsyca nienawiść. Relacje polsko – ukraińskie najpierw powinny być normalne, a dopiero potem dobre. Dopóty Ukraińcy nie przyznają się do tego ludobójstwa i go nie potwierdzą, dopóki nie ma mowy o normalnych relacjach. A na przeprosiny powinniśmy machnąć ręką. Nie było ich do tej pory, więc nie żebrajmy, bo to tylko nas upokarza.

Wojnę Ukraińcy będą jeszcze prowadzić długo. W czasie tej wojny rośnie na Ukrainie kult ludobójców z UPA, więc tym bardziej po wojnie nie będzie na Ukrainie atmosfery rozliczenia się z ludobójstwa na Polakach. I na koniec jeśli pomnik w Domostawie symbolizujący wydarzenia historyczne, ma podsycać nienawiść, to co powiedzieć o gloryfikowaniu i stawianiu pomników na Ukrainie autorom koncepcji ludobójstwa i jej bestialskim wykonawcom?

A Państwo co myślicie o tym pomniku i czy wybieracie się do Domostawy?

Andrzej Szlęzak

O pomniku ofiar Rzezi Wołyńskiej. Skandaliczne słowa prezesa Związku Ukraińców w Polsce niejakiego Skórki..

Skandaliczne słowa prezesa Związku Ukraińców w Polsce. „Ten pomnik to przykład polskiej głupoty”

2.07.2024 nczas/skandaliczne-slowa-prezesa-zwiazku-ukraincow-to przykład-hajdamackiej-bezczelności

Pomnik Ofiar Ludobójstwa na Kresach Wschodnich w Domostawie. Foto: PAP
Pomnik Ofiar Ludobójstwa na Kresach Wschodnich w Domostawie. Foto: PAP

Rzeszowski oddział „Gazety Wyborczej” opublikował na swoich łamach wywiad z Mirosławem Skórką, prezesem Związku Ukraińców w Polsce. Prezes Skórka ostro zaatakował polskich działaczy, którzy doprowadzili do planowanego odsłonięcia we wsi Domostawa pomnika polskich ofiar Rzezi Wołyńskiej.

Przypomnijmy, że bardzo długo trwały poszukiwania lokalizacji pomnika. Władze wielu miast nie odważyły się na umieszczenie go na swoim terytorium. Ostatecznie zostanie on odsłonięty 14 lipca w miejscowości Domostawa na pograniczu województw podkarpackiego i lubelskiego.

Ta inicjatywa bardzo nie podoba się prezesowi Skórce, w brutalnych słowach zaatakował on polskich działaczy, którzy doprowadzili do urzeczywistnienia projektu. Jego zdaniem Polacy nie powinni teraz zajmować historią stosunków polsko-ukraińskich.

O ile w Ukrainie to teraz nie ma czasu na spory o historie, bo są kwestie o wiele ważniejsze (…) to ten pomnik zostanie uznany tam, jako jeszcze jeden przykład polskiej głupoty – mówił w wypowiedzi dla „GW”.

Dla niego pamięć i prawda historyczna, która wyraża się w poruszającym pomniku #RzeźWołyńska Pityńskiego, o setkach tysięcy pomordowanych Polakach, za co Ukraina nie przeprasza a na domiar złego bezczelnie gwarantuje ustawą z 2015, kult ludobojców z UPA , to “jeszcze jeden przykład polskiej głupoty” Związek Ukraińców w Polsce jak pisał Wiktor Poliszczuk Ukrainiec i Polak to jądro najbardziej zajadłego banderyzmu i powinien być zlikwidowany a nie dotowany przez polskie władzePo raz kolejny przedstawiciel tej instytucji swoją wypowiedzią dostarcza dowodów na powyższą rację. Te bezczelne słowa powinny spotkać się z reakcją władz.

Dokąd będziemy pozwalać na obrażanie Polaków ? https://rzeszow.wyborcza.pl/rzeszow/7,34962,31077056,drastyczny-pomnik-ktorego-nie-chcialy-miasta-stanal-we-wsi.html?do_w=166&do_v=779&do_st=RS&do_sid=1117&do_a=1117#S.popular-K.C-B.1-L.2.zw

Zdjęcie

Zdjęcie

Ostatnia zmiana:

Parafrazując słowa posła Grzegorza Brauna trzeba powiedzieć: nie będą nas Ukraińcy uczyć historii! Polacy powinni się licznie stawić na odsłonięciu pomnika żeby pokazać jak ważna jest dla nas pamięć o przodkach i szacunek dla pomordowanych, i wciąż niepochowanych Polaków. Ich szczątki leżące w bezimiennych dołach to hańba dla Ukraińców.

Uroczyste odsłonięcie pomnika zaplanowane jest na 14 lipca na godzinę 11-tą. Poniżej mapka lokalizacyjna.

Pomnik autorstwa wybitnego, nieżyjącego rzeźbiarza Andrzeja Pityńskiego, znajduje przy drodze ekspresowej S 19 w Domostawie. Z cokołem liczy 20 metrów wysokości. Oficjalna nazwa tego miejsca brzmi: Memoriał Ofiar Ludobójstwa na Kresach Wschodnich.

Monument przedstawia polskiego orła z wyciętym w piersi krzyżem, w którego pustej przestrzeni znajduje się ciało dziecka przebite ukraińskim tryzubem. W przyszłości w otoczeniu pomnika zostanie wzniesiona Ściana Pamięci z tabliczkami wszystkich miejscowości na Kresach, w których doszło do masowych zbrodni na Polakach.

======================================

mail:

A poza tym trzeba panu Skórce wyraźnie i wprost powiedzieć, że jeśli ktoś chce ten pomnik uznać za pomnik czyjejś głupoty, to tylko Ukraińców. W dodatku będzie pomnikiem nie tylko ukraińskiej głupoty, ale i wyjątkowego zbrodniczego prymitywizmu, jakby sprzed 2000 lat. 

Książki, które polecam – Profesora Edwarda Prusa

Książki, które polecam – Profesor Edward Prus

kresywekrwi-siazki-ktore-polecam JACEK BOKI – 4 WRZESIEŃ 2023 R.

Prof dr hab. Edward Prus –  1931 – 2007

 

Dzisiaj rozpoczynam cykl publikacji trzech lub może czterech tekstów dotyczących książek poświęconych zbrodniom ludobójstwa, dokonanym na Kresach Drugiej Rzeczpospolitej i obecnych ziemiach południowo – wschodniej Polski, przez ukraińskich szowinistów z OUN – UPA, SS Galizien i innych ukraińskich, kolaboracyjnych formacji zagłady w służbie III Rzeszy i Adolfa Hitlera. Cykl ten postanowiłem rozpocząć od przedstawienia całego dorobku naukowego i pisarskiego na ten temat, autorstwa NAJWYBITNIEJSZEGO polskiego historyka, zajmującego się tematyką ukraińskiego ludobójstwa narodu polskiego, oraz najlepszego polskiego eksperta w problematyce ukraińskiego integralnego nacjonalizmu, którego monumentalnym dziełem na ten właśnie temat, rozkładającym dosłownie tą kwestię na czynniki pierwsze, była jego znakomita, prawie czterystu stronicowa praca, pt. ,,Szatańskie igrzysko”.

 

To właśnie śp. Pan profesor Edward Prus był tym, który powołał do życia osobiście, a w wielu innych przypadkach był tym człowiekiem, który zainicjował i współtworzył większość najbardziej dziś znanych organizacji i stowarzyszeń środowisk kresowych w Polsce, które obecnie niestety płyną w tym samym nurcie tzw. ,,politycznej poprawności”, całkowicie zamilczając osobę Pana profesora Edwarda Prusa, jego zasługi dla polskiego ruchu kresowego, jego działalność społeczną, a nade wszystko jego przebogaty dorobek naukowy i pisarski na temat ukraińskiego ludobójstwa polskiej ludności Kresów i obecnych południowo – wschodnich ziem naszej Ojczyzny, nigdy nawet słowem nie wspominając, od chwili jego śmierci w grudniu 2007 roku, że ktoś taki jak profesor Edward Prus w ogóle istniał! Nie dzieje się to bynajmniej jakimś przypadkiem, czy innym zbiegiem okoliczności. Istnieje bowiem od samego początku na osobę Pana profesora Edwarda Prusa, niepisana Omerta, czyli zmowa milczenia, by nigdy w żadnych okolicznościach, nawet nie wymieniać jego nazwiska, a tym samym jego nieocenionych zasług dla sprawy ujawnienia hekatomby ukraińskiego ludobójstwa na Polakach, dorobku naukowego, a także decydującego wpływu na stopniowe odradzanie się całego ruchu kresowego w Polsce po roku 1989, który bez niego, nie byłby dziś wcale obecny w polskiej przestrzeni publicznej i to nawet w przysłowiowych powijakach. A wszystko to czynią osoby, które znały go za jego życia osobiście, wiele z nich zresztą zawdzięcza mu niemal wszystko to, co osiągnęły w tej dziedzinie badań naukowych i działalności społecznej na rzecz polskich Kresów. A mimo to nigdy, w żadnych okolicznościach, nie usłyszymy, by z ich ust, choćby tylko w jednym przypadku, zostało przez nie wymienione głośno imię i nazwisko profesora Prusa.

 

Za to ci sami ludzie, i to przy każdej okazji, nie mogą się powstrzymać od wymieniania przez wszystkie przypadki nazwiska ukraińskiego historyka, zajmującego się tą samą tematyką, a mianowicie profesora Wiktora Poliszczuka, którego odkrył i wprowadził do polskiego obiegu ruchu kresowego, nie kto inny, jak właśnie prof dr hab. Edward Prus, bez którego, nikt do dziś nawet by nie usłyszał o żadnym Wiktorze Poliszczuku! Na dorobek pisarski śp. profesora Edwarda Prusa składają się 22 książki wydane oficjalnie w głównym obiegu oraz dwie książki wydane przez Pana profesora własnym sumptem, jak również kilkaset artykułów, poświęconych tematyce ukraińskiego ludobójstwa dokonanego na Polakach, tematyki cerkwi greckokatolickiej i jej współudziału w zbrodniach ludobójstwa na narodzie polskim, jak również kwestiach stosunków polsko – ukraińskich, oraz tematyki polsko – ukraińsko – rosyjskiej. 

 

Pomimo upływu już 16 lat od śmierci Pana profesora Edwarda Prusa, pozostaje także nadal w pełnej mocy zlecenie na jego osobę, które dla środowisk ukrainerskich w Polsce, jak też dla wszelkiej maści polskojęzycznych renegatów, oraz koncesjonowanych przez obecną, pookrągłostołową niewładzę, samozwańczych ,,patriotów” i takich samych ,,narodowców”, którzy przy każdej nadarzającej im się po temu okazji i sposobności, stanowi dla nich swoistą okazję do wylewania na jego osobę całych kubłów oszczerstw, pomówień, pomyj i innych oskarżeń, nie mających żadnego pokrycia w jakiejkolwiek rzeczywistości i faktach, co przychodzi im tym łatwiej, że istnieje na ten uprawiany przez nich proceder, ciche i niepisane przyzwolenie, które daje im pewność, iż żaden z nich, chroniony przez obecny system bezprawia, obowiązujący w dzikim państwie, zwanym Czecią Erpe, nigdy nie odpowie za jakiekolwiek wypowiedziane przez siebie oszczerstwa, kłamstwa i pomówienia, za co niemal błyskawicznie zostałby postawiony przed sądem w każdym normalnym, cywilizowanym i szanującym się państwie świata, co nie odnosi się jednak i to w jakimkolwiek aspekcie do naszego polińskiego Nebenlandu. Dlatego wszyscy ci osobnicy są bezsprzecznie pewni tego, i nie mylą się w swoich rachubach, iż żadna tego rodzaju przykrość, za popełnione przez nich przestępstwa, przenigdy nie spotka się w bantustanie Ukro – Polin, z jakąkolwiek adekwatną do tego rodzaju czynów reakcją i potępieniem w odniesieniu właśnie do takich osobników, która w ten prosty sposób, już w zarodku położyłaby kres, wszelkim tego typu zapędom, kolejnych, potencjalnych kandydatów na tanich bohaterów, rwących się do łamania obowiązującego prawa, i w porę zapobiegła ewentualnemu naśladownictwu jakichkolwiek, antyspołecznych, wynaturzonych zachowań. Dlatego właśnie obecna, pomagdalenkowa Czecia Erpe, absolutnie niczym w swoim charakterze, nie różni się na dzień dzisiejszy, od dzikich, zsomalizowanych stepów Krainy U, mając tak samo jak tamta, w całkowitej pogardzie, jakiekolwiek zasady i cywilizowane normy, które stanowią o państwie prawa i regułach na jakich opierają się zdrowe, wzajemne ludzkie relacje społecznego współistnienia, i to bez względu na dzielące ludzi różnice światopoglądowe. A o przestrzeganiu ustanowionych, przez nią samą jej własnych praw, już nawet nie wspominając.

KRÓTKA NOTKA BIOGRAFICZNA

 

Prof. dr hab. EDWARD PRUS – historyk i politolog, pracownik naukowy i publicysta. Studiował na Uniwersytecie Warszawskim. Specjalizował się w dziedzinie stosunków polsko-ukraińskich, z zakresu tej problematyki uzyskał stopień doktora nauk humanistycznych. Habilitował się z historii na Uniwersytecie Adama Mickiewicza w Poznaniu. Początkowo jego badania naukowe obejmowały dzieje Cerkwi greckokatolickiej w Polsce, później skoncentrował się na sprawach skrajnego nacjonalizmu ukraińskiego i na zbrodniach popełnionych przez Organizację Ukraińskich Nacjonalistów oraz Ukraińską Powstańczą Armię na narodzie polskim, żydowskim i rosyjskim. Jest autorytetem w tematyce polsko-ukraińsko-rosyjskiej okresu drugiej wojny światowej. Jego zasługą było zainspirowanie badań nad ludobójstwem dokonanym na ludności z ojczyzny praojców. Pod jego kierownictwem naukowym działa we Wrocławiu Ogólnopolskie Seminarium Historii Kresów Wschodnich II Rzeczypospolitej wydające, pod auspicjami Stowarzyszenia Upamiętnienia Ofiar Zbrodni Ukraińskich Nacjonalistów, kwartalnik “Na Rubieży”. Jest członkiem honorowym kilku prestiżowych towarzystw naukowych – w kraju i za granicą. Opublikował ponad trzysta artykułów naukowych i popularnych w Polsce i na świecie. Jest autorem dwudziestu dwu książek, z których osiem zdobyło rozgłos międzynarodowy i stały się krajowymi bestsellerami:

Władyka świętojurski. Rzecz o arcybiskupie Andrzeju Szeptyckim, Warszawa 1986;

Herosi spod znaku tryzuba. Konowalec-Bandera-Szuchewycz, Warszawa 1986;

 Atamania UPA. Tragedia Kresów, Warszawa 1988

Bluff XX wieku, Londyn 1992

Kurhany. Dążenia galicyjskich nacjonalistów ukraińskich, BGW, Warszawa 1993

Operacja “Wisła” – fakty – fikcje – refleksje, Nortom, Wrocław 1994

UPA – armia powstańcza czy kurenie rizunów?, Nortom, Wrocław 1994

Holocaust po banderowsku – Czy Żydzi byli w UPA?, Nortom, Wrocław 1995

Laureat nagrody Fundacji płk.J.Sochockiego z Londynu. (Nagroda została przekazana na odbudowę kościoła w Załoścach). Doktor Honoris Causa Uniwesytetu w Axeter – Wielka Brytania.

http://btx.gd.pl/prus.html

Autor bardzo rzetelnie udokumentował przyczyny, przebieg oraz efekty przeprowadzonej operacji „Wisła”. Na skutek zbrodniczej polityki nacjonalistów ukraińskich na Kresach Wschodnich Rzeczypospolitej zamordowanych zostało w okrutny sposób ponad pół miliona Polaków, w tym kobiet i dzieci. Nacjonaliści ukraińscy przeprowadzający zaplanowaną czystkę etniczną na Polakach nie oszczędzali nikogo, mordowali m. in. kobiety w ciąży a także niemowlęta, zadając często swoim polskim ofiarom wymyślne tortury. Zanim nacjonaliści i faszyści ukraińscy z UPA przystąpili do mordów na Polakach, wymordowali tysiące Żydów. Do czasu przeprowadzenia operacji „Wisła” bandy UPA tylko na terenie obecnych województw rzeszowskiego i lubelskiego zamordowały ponad 20000 Polaków. W książce udokumentowano genezę operacji „Wisła” udowadniając że była wymuszona zbrodniczą działalnością band UPA i stanowiła jedyny skuteczny środek zapobiegający dalszym mordom na Polakach dokonywanym przez nacjonalistów ukraińskich w południowo – wschodniej Polsce. Tymczasem przedstawiciele nacjonalistów ukraińskich coraz natarczywiej i z coraz większym tupetem żądają rehabilitacji banderowców i upowców, oraz przyznania tej zbrodniczej organizacji praw kombatanckich.

 

 

Szatańskie igrzysko to ostatnia praca zmarłego w 2007 roku prof. dr hab. Edwarda Prusa. Autor ukazał w szerokim kontekście historycznym działalność Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów (OUN). Książka przedstawia dzieje ukraińskiego nacjonalizmu, zbrodnicze założenia ideologii i programu oraz całkowitą zbieżność tego programu z wykładnią zawartą w Mein Kampf Adolfa Hitlera. W wyniku działalności OUN i Ukraińskiej Powstańczej Armii (UPA) na Kresach Wschodnich II Rzeczpospolitej, wymordowano w okrutny sposób kilkaset tysięcy Polaków, Żydów, Rosjan oraz tych Ukraińców, którzy sprzeciwiali się nacjonalistycznej ideologii OUN.

 

 

Zapomniany ataman to ukazana w szerokim kontekście historycznym biografia Maksyma Tarasa Bulby-Borowcia (1908-1981), jednego z przywódców nacjonalistów ukraińskich na kresach południowo-wschodnich Rzeczpospolitej w latach II wojny światowej. W przeciwieństwie do takich postaci jak Stepan Bandera czy Roman Szuchewycz, ataman Bulba inaczej zapisał się w pamięci Polaków na Wołyniu. Był zdecydowanym przeciwnikiem metod stosowanych przez banderowców i potępiał ich zbrodnie.

 

 


 

Autor ukazał genezę i skutki powołania przez nacjonalistów ukraińskich “rządu” Stećki we Lwowie w lipcu 1941 roku, zaraz po wkroczeniu wojsk niemieckich do tego miasta. W czasie istnienia tego rządu nacjonaliści ukraińscy dopuścili się w Małopolsce Wschodniej wielu zbrodni na Polakach i Żydach.

 

 


 

Książka Rycerze żelaznej ostrogi : oddziały wojskowe ukraińskich nacjonalistów w okresie II wojny światowej. Autor przedstawił w niej wszystkie ukraińskie, zbrodnicze formacje wojskowe w kolaboracyjnej służbie III Rzeszy

 

 


 

Pionierska praca autora na temat martyrologii Żydów i Polaków w czasie II wojny światowej na Kresach Wschodnich Rzeczpospolitej. W książce niezbicie udokumentowano zbrodnie nacjonalistów OUN-UPA dokonane na Żydach, najpierw pod komendą niemiecką, potem samodzielnie. Ogromna skala tych zbrodni zobowiązuje do tego ,że nie można przejść obok nich obojętnie, ani o nich zapomnieć.

 

 


 

Pionierska praca prof. Edwarda Prusa, wybitnego badacza stosunków polsko-ukraińskich oraz autora wielu cennych prac na temat zbrodni UPA. Stepan Bandera to jeden z organizatorów i przywódców zbrodniczej organizacji nacjonalistów ukraińskich, która tak krwawo i okrutnie zapisała się w historii Polaków na kresach południowo-wschodnich Rzeczypospolitej, a słowo “banderowcy” w XX wieku stało się synonimem ludobójstwa.

 

 


 

 

Pierwsza w polskiej literaturze biografia jednego z największych, obok Stalina i Hitlera, zbrodniarzy naszego wieku, Romana Szuchewycza – Tarasa Czuprynki, hetmana UPA i wielkiego inkwizytora OUN.

 

 


 

W Legendzie kresów autor udokumentował bohaterską walkę z bandami UPA bardzo młodych obrońców – harcerzy na Kresach Wschodnich II Rzeczypospolitej w okresie okupacji niemieckiej i sowieckiej. Harcerze Szarych Szeregów bardzo dzielnie i skutecznie bronili cywilna polską ludność Podola przed nacjonalistami UPA, gdy ich ojcowie po przejściu frontu wstąpili do Wojska Polskiego i opuścili rodzinne strony walcząc na froncie z Niemcami. Czytelnicy otrzymują drugie poprawione i rozszerzone wydanie książki o tragicznych losach Polaków na Podolu podczas II wojny światowej i po jej zakończeniu.

 

 


 

SS-Galizien” – pionierska praca prof. Edwarda Prusa na temat tej esesmańskiej dywizji policyjnej, utworzonej na Kresach wschodnich w 1943 roku, w której wiernie służyli Hitlerowi nacjonaliści ukraińscy. Dywizja powstała w wyniku usilnych starań nacjonalistów ukraińskich spod znaku Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów. Utworzenie tej dywizji stanowi niezbity dowód ścisłej współpracy nacjonalistów ukraińskich z hitlerowskimi Niemcami, której obecnie usiłują zaprzeczać. Zbrodniarze z tej dywizji, zapisali się bardzo krwawo w swej działalności uczestnicząc w karnych ekspedycjach i mordując bezbronnych Polaków na Kresach, z których najbardziej znana jest pacyfikacja Huty Pieniackiej, podczas której wymordowano w bestialski sposób ponad osiemset osób – kobiet, starców i dzieci. Za swoje zbrodnie, na skutek nieudolności polskich władz, nie ponieśli żadnej kary.

 

 

Hulajpole: burzliwe dzieje Kresów Ukrainnych (od słowiańskiego świtu do Cudu nad Wisłą)

 


 

Książka, w której omówiono kwestie dotyczące historii Ukrainy od czasów najdawniejszych aż do początku XX wieku. Autor skupił się przede wszystkim na związkach łączących ten obszar z Polską oraz wynikających z tego problemów.

Książka omawiające postaci trzech największych przywódców zbrodniczej Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów i Ukraińskiej Powstańczej Armii, takich jak Jewhen Konowalec, pierwszy przywódca OUN, Stepan Bandera, szef OUN – B i Roman Szuchewycz – dowódca UPA. Ich związków z niemiecka Abwherą i kolaboracji z hitlerowskimi Niemcami.

 

 


 

Książka profesora Edwarda Prusa przedstawiająca historię Bitwy pod Brodami, stoczoną przez Armię Czerwoną z dywizją SS Galizien w dniach 11 – 24 lipca 1944 roku.

 

 

Książka profesora Edwarda Prusa ukazująca największe spreparowane już w dobie II Wojny Światowej propagandowe kłamstwa, wytworzone przez Organizację Ukraińskich Nacjonalistów

 

 


 

Dzieje ludzkości pełne są “historycznych defektów”. Rozwój społeczeństw ludzkich i cywilizacji nie odbywa się harmonijnie i bez zakłóceń, bywa, że do rozwoju wkrada się “coś”, co można porównać do wirusa, które powoduje zwyrodnienie, jakie w przypadku organizmu ludzkiego nazywa się nowotworem.Takim nowotworem, ludobójczym w swoim wydaniu była Organizacja Ukraińskich Nacjonalistów i jej ludobójczy wytwór bandy UPA

 

 

Książka profesora Edwarda Prusa poświęcona OUN – M – Andrija Melnyka i kierowanym przez niego oddziałom ukraińskich nacjonalistów kolaborujących z III Rzeszą, którym to największym i jednym z najbardziej zbrodniczych tworów całej Drugiej Wojny Światowej była dywizja SS Galizien

 

 


 

“Wielka tragedia narodowa jaką niewątpliwie było wymordowanie w bestialski sposób ponad pół miliona Polaków przez nacjonalistów ukraińskich została udokumentowana. Dzięki rzetelnej i sumiennej pracy profesora Edwarda Prusa, Czytelnicy mogą poznać ten bezmiar zbrodni, jakiego dokonano na narodzie polskim na wschodnich kresach Rzeczypospolitej w czasie II wojny światowej. W monografii ukazano genezę, przebieg oraz skutki działania tej zbrodniczej organizacji jaką była UPA. Dodatkową zaletą tej książki jest to, że zawiera polemikę z tymi, którzy obecnie próbują zafałszować obraz tamtych jakże dramatycznych wydarzeń. Dzięki wieloletniej pracy profesora Prusa zbrodnia ludobójstwa nie zostanie zapomniana i będzie stanowić przestrogę dla całego cywilizowanego świata. Nie można sobie wyobrazić rzeczywistego pojednania między Polakami i Ukraińcami bez jednoznacznego potępienia przez stronę ukraińską bestialskich zbrodni popełnionych przez UPA na ludności cywilnej, polskich dzieciach, kobietach i starcach. W obecnej chwili, gdy próbuje się gloryfikować UPA i porównywać ją nawet do Armii Krajowej — rzetelna wiedza o tej zbrodniczej organizacji jest bardzo potrzebna.” (nota wydawnicza)

 

 


 

Profesor Edward Prus opisuje w tej książce dalszą polityczną działalność byłych kolaborantów Adolfa Hitlera i III Rzeszy z Europy Wschodniej i Południowo Wschodniej, ze szczególnym uwzględnieniem i rolą, jaką odegrali w tej późniejszej swojej działalności ukraińscy szowiniści spod znaku OUN – UPA, których ślady po dziś dzień odnajdywane są w setkach akcji dywersyjnych przeprowadzanych wspólnie przez amerykańskie służby specjalne CIA i DIA, we wszystkich niemal zakątkach świata, a pierwszą osobą, która pojawiała się w nich wszystkich jeszcze do połowy lat dziewięćdziesiątych ubiegłego wieku, był nie kto inny, jak sam we własnej osobie, były szef Służby Bezpeky OUN – Bandery – Mykoła Łebed, który był jedną z czterech decyzyjnych osób, jakie wydały osobiście rozkaz całkowitej fizycznej eksterminacji polskiej ludności Wołynia w lipcu 1943 roku.

 

 

 https://docer.pl/doc/xxn8s

 

Książka do pobrania w formacie PDF, dotykająca różnych aspektów ukraińskiego ludobójstwa dokonanego na Kresach II RP
 

 

 

Książka ukazująca dzieje współpracy i ochotniczej kolaboracji ukraińskich nacjonalistów z hitlerowskimi Niemcami przez cały czas trwania drugiej wojny światowej w latach 1939 – 1945. Książka bogato udokumentowana. Wydana w niewielkim nakładzie, własnym staraniem autora.

 

 

 

 

Większość z tych książek do nabycia we wrocławskim wydawnictwie NORTOM

 

https://nortom.pl/

 

email : nortom@nortom.pl

Tel. +48 728 349 367 – osoby prywatne i Allegro

 

 

 

Jacek Boki – 4 Wrzesień 2023 r.

Kibice Śląska Wrocław walczą o prawdę: “Ukraińcy mordowali dzieci na Wołyniu”, “80 lat haniebnego milczenia za nami. Wołyń ’43”. “Przemilczane ludobójstwo, bo ofiary były Polakami”.

Kibice Śląska Wrocław walczą o prawdę: “Ukraińcy mordowali dzieci na Wołyniu”, “80 lat haniebnego milczenia za nami. Wołyń ’43”. “Przemilczane ludobójstwo, bo ofiary były Polakami”.

[ Winter pisze: „Skandal na meczu ekstraklasy. Kibice rozwiesili antyukraińskie transparenty” md]

Wg.: Błażej Winter skandal-na-meczu-ekstraklasy-kibice-żądają-prawdy)

—————————-

“Ukraińcy mordowali dzieci na Wołyniu”, “80 lat haniebnego milczenia za nami. Wołyń ’43” – takie i jeszcze ostrzejsze transparenty pojawiły się na trybunach podczas meczu Śląska Wrocław z Zagłębiem Lubin. To nie pierwszy raz, kiedy wrocławscy kibice wznoszą antyukraińskie hasła.

==================

Kibice Śląska Wrocław znów o sobie przypomnieli. W marcu tego roku Komisja Ligi ukarała klub grzywną w wysokości 15 tys. zł za to, że pod koniec lutego podczas meczu z Lechem Poznań kibice z Wrocławia wywiesili transparent z napisem: “To nie nasza wojna”. Wcześniej w październiku zeszłego roku na trybunach stadionu Tarczyński Arena pojawiło się hasło: “Stop ukrainizacji Polski”. Teraz kibice z Wrocławia poszli o kilka kroków dalej. Wywiesili cały szereg “antyukraińskich” transparentów, w tym jeden ogromny, nawiązujący do zbrodni na Wołyniu.

——————————————————

Narodowy Lublin

@narodowylublin

Śląsk Wrocław dzisiaj bez ogródek.

“UKRAIŃCY MORDOWALI DZIECI NA WOŁYNIU”

“STOP UKRAINIZACJI POLSKI”

“JEBAĆ BANDEROWCÓW”

“JEBAĆ UPA”

Zdjęcie

·

2 944 Polubienia

Dialog dziada z obrazem

Dialog dziada z obrazem

Stanisław Michalkiewicz „Najwyższy Czas!”    18 lipca 2023 dialog

Z okazji 80 rocznicy rzezi wołyńskiej, podczas której Ukraińcy z niespotykanym okrucieństwem, któremu dziwowali się nawet Niemcy, wymordowali co najmmniej 100, a być może 150, lub nawet 200 tysięcy Polaków na Wołyniu i w Małopolsce Wschodniej – bo nie było przy tym księgowego, który by te ofiary policzył – odbyły się przedstawienia z udziałem JE abpa Stanisława Gądeckiego oraz pana premiera Mateusza Morawieckiego. Przedstawienie z udziałem Ekscelencji odbywało się według formuły „przemawiał dziad do obrazu – a obraz do niego ani razu”. Ekscelencja zaprezentował bowiem swemu rozmówcy grekokatolickiemu arcybiskupowi Światosławowi Szewczukowi listę polskich oczekiwań w ramach „dążenia do prawdy” i „pojednania”.

Tamten spokojnie wysłuchał tej tyrady, po czym udzielił przewielebnemu arcybiskupowi Gądeckiemu odpowiedzi wymijającej. Wspomniał tam o „obustronnych ranach”, mając pewnie na myśli podobno autentyczny przypadek, kiedy to ukraiński rezun, zarzynając kolejnego Polaka, skaleczył się w rękę – a poza tym nietrudno sobie wyobrazić, jakie katiusze musieli przeżywać biedni Ukraińcy, wyrzynając całe polskie wsie? „Ulitujcie się nad nami, biednymi zbirami” – czytamy u Dostojewskiego. Jednym słowem – pełna symetria, w całkowitej zgodności z podstawową tezą ukraińskiej polityki historycznej, według której, w 1943 roku na Wołyniu i Małopolsce Wschodniej trwała „wojna domowa”. Jest to teza oczywiście fałszywa, bo żeby można było mówić o „wojnie”, wszystko jedno – domowej, czy nie – muszą być przynajmniej dwie strony wojujące.

Tymczasem tam niczego takiego nie było. Była jedna strona mordująca i druga – mordowana, a celem tego przedsięwzięcia było stworzenie narodowi ukraińskiemu odpowiedniej przestrzeni życiowej, z której, mówiąc nawiasem – korzysta do dnia dzisiejszego, zaświadczając przed światem, że zbrodnia jednak popłaca. Krótko mówiąc, Ukrainiec nie cofnął się nawet o krok – bo jak inaczej ocenić sformułowanie, że pojednanie „wymaga wzniesienia się ponad zwykłą miarę sprawiedliwości, zwłaszcza ze strony tego, który w większym stopniu – często w sposób uzasadniony – czuje się ofiarą.” Najwyraźniej ukraiński hierarcha oczekuje, że Polacy, którzy „czują się ofiarami”, łaskawie dodając, że „często w sposób uzasadniony”, „wzniosą się ponad zwykłą miarę sprawiedliwości” – a skoro tak, to kto wie, czy nie będą musieli przyzwyczaić się do kultu Stefana Bandery? Jak pisze Stanisław Lem w „Głosie Pana” – „nawet konklawe można doprowadzić do ludożerstwa, byle postępować cierpliwie i metodycznie”.

Pewne światło na tę sprawę rzuca spostrzeżenie abpa Światosława Szewczuka, który wspominał o „balsamie Ducha Świętego”, który ma być „dialog i przebaczenie”. Tym razem wygląda na to, że dysponentem wspomnianego „balsamu” jest amerykański prezydent Józio Biden – bo nietrudno się domyślić, że przedstawienie w warszawskiej katedrze w ogólnych zarysach wyreżyserowali pierwszorzędni fachowcy z Departamentu Stanu – o czym świadczy deklaracja we wspólnym „orędziu”, że Ukraińcy tym razem walczą za wolność „naszą i waszą”. Ta podawana do wierzenia teza ukraińskiego Sztabu Generalnego stanowi znakomity pozór moralnego uzasadnienia dla prezentowanej przez Ukraińców wobec całego świata postawy roszczeniowej, a wobec Polski – nawet mocarstwowej – o czym przekonaliśmy się z wystąpień ambasadora Zwarycza i szefa ukraińskiego IPN pana Drobowycza.

Inna sprawa, że przecież nie można głośno mówić, iż Stany Zjednoczone w roku 2014 kupiły sobie Ukrainę za 5 miliardów dolarów, żeby wkręcić ją w maszynkę do mięsa i w ten sposób „osłabiać Rosję” – jak w niepojętym przypływie szczerości zeznał amerykański sekretarz obrony Lloyd Austin. No a teraz pojawiły się skrzydlate wieści, że Amerykanie prowadzą dyskretne rozmowy z Rosją – prawdopodobnie, jakby tu tę całą kłopotliwą Ukrainę jakoś korzystnie sprzedać. I co będzie, co Ekscelencje napiszą w kolejnym pojednawczym orędziu, jak już sprzedadzą?

Z kolei pan premier Morawiecki, jak przystało na polityka szykującego się do wyborów, pojechał na Ukrainę, gdzie odwiedził miejsca po dwóch wsiach wymordowanych i zrównanych z ziemią przez UPA: Ostrówki i Puźniki, gdzie zaćwierkał zgodnie z potrzebą chwili: „Nie możemy na to (to znaczy – na wbijanie przez Putina klina między Ukraińców i Polaków – SM) pozwolić szczególnie w tym czasie kiedy ukraińscy żołnierze walczą o swoją wolność i niepodległość, ale także o nasze bezpieczeństwo i naszą przyszłość”. Brzmi to niepokojąco, bo skoro Ukraińcy tak się poświęcają dla naszego bezpieczeństwa i przyszłości, to jak już kurz opadnie, pewnie przedstawią nam rachunek. A jeśli kurz nie będzie chciał opaść, to pewnie będziemy musieli dotrzymać im towarzystwa – zwłaszcza gdy na szczycie NATO w Wilnie nie dojdzie do wypracowania „jednolitej strategii wobec Ukrainy” – o czym wspominał wcześniej były sekretarz generalny NATO, a obecnie – doradca prezydenta Zełeńskiego, pan Anders Rasmussen. Pan premier Morawiecki oświadczył też, że „nie spocznie”, dopóki „ostatnia ofiara zbrodni wołyńskiej nie zostanie odszukana”.

Gdybyśmy przywiązywali wagę do tego, co mówi pan premier Morawiecki, musielibyśmy obawiać się o jego zdrowie, a nawet życie – bo trudno sobie wyobrazić, żeby pan premier wytrzymał bez odpoczynku następne 80 lat. Na szczęście nie musimy do takich deklaracji przywiązywać wagi, bo po wyborach wszystkie te zaklęcia zostaną zapomniane, podobnie jak została zapomniana deklaracja o pojednaniu między narodami polskim i rosyjskim, podpisana w sierpniu 2012 roku w Warszawie, z jednej strony przez JE abpa Józefa Michalika, a z drugiej – przez patriarchę Moskwy i Wszechrusi Cyryla. Nawiasem mówiąc, również tamta deklaracja była rezultatem słynnego „resetu”, jakiego 17 września 2009 dokonał amerykański prezydent Barack Obama, który już wtedy musiał dysponować „balsamem Ducha Świętego” i posmarował nim gdzie i kogo było trzeba. Ale potem zmienił zdanie, posmarował pięcioma miliardami dolarów Ukrainę, dzięki czemu dzisiaj „balsam Ducha Świętego” smaruje Ukraińców, a kto wie, czy również nie JE abpa Stanisława Gądeckiego?

Coś może być na rzeczy, bo kiedy ksiądz Tadeusz Isakowicz-Zaleski – jak piszą niezależne media głównego nurtu – „wtargnął” do Domu Arcybiskupów Warszawskich, gdzie JE abp Stanisław Gądecki i JE abp Światosław Szewczuk, po trudach przedstawienia w katedrze pili sobie z dzióbków, podpisując deklarację o pojednaniu, by następnie zaprezentować ją wspomnianym niezależnym mediom głównego nurtu, wezwano policję, która księdza Isakowicza-Zaleskiego i towarzyszące mu grono osób wylegitymowała. Spiritus flat ubi vult – powiadali starożytni Rzymianie, co się wykłada, że „Duch tchnie, kędy chce” – więc dlaczego miałby nie chcieć „natychać” prezydenta Józia Bidena, który z kolei inspiruje Ekscelencje, a za ich pośrednictwem – również policjantów?

Ambasador Ukrainy osiągnął szczyt bezczelności i opluwania Polski. To kosmici odpowiadają za Rzeź Wołyńską.

Ambasador Ukrainy osiągnął szczyt bezczelności i opluwania Polski. To kosmici odpowiadają za Rzeź Wołyńską.

Tak pisze o Rzezi Wołyńskiej..

szczyt-bezczelnosci-i-opluwania-polski-ambasador-ukrainy

Ambasador Ukrainy w Polsce, Wasyl Zwarycz, dodał wpis na Twitterze w 80. rocznicę Krwawej Niedzieli. Lepiej byłoby jednak, gdyby dyplomata odpuścił temat i nie napisał nic.

To jak pisze o ludobójstwie na Wołyniu, zakrawa bowiem na szczyt bezczelności i opluwania Polski.

Zwarycz w swoim wpisie ani słowem nie wspomina o sprawcach i ich narodowości, więc nie trzeba dodawać, że w opublikowanym przez niego tekście nie ma też śladu po jakiejkolwiek skrusze czy przeprosinach.

Z wpisu ambasadora wynika, że „ktoś Polaków na Wołyniu mordował”, ale nie wiadomo kto. Dyplomata zaznaczył natomiast, że były to wówczas tereny okupowane przez III Rzeszę.

Bezczelny wpis Zwarycza, choć upiększony ckliwymi frazesami o solidarności polsko-ukraińskiej, to nie tylko przejaw braku postępu ws. uznania przez Ukraińców ludobójstwa na Wołyniu – to wręcz krok wstecz.

11 lipca solidarnie z narodem polskim dziś oddaję hołd wszystkim cywilnym ofiarom – obywatelom ІІ RP, pomordowanym na okupowanych przez III Rzeszę terenach w latach II wojny światowej. Składam wyrazy współczucia wszystkim krewnym i bliskim ofiar” – napisał na Twitterze Zwarycz.

Ukraińcy i Polacy są przykładem solidarności dla całej Europy i wolnego świata! Tak to zostanie dla dobra teraźniejszego i przyszłych pokoleń. Musimy o to wzajemnie dbać, także w imię ofiar, którzy doznali bólu ludzkiej nienawiści, aby nigdy więcej nic takiego się nie powtórzyło” – pisze dalej dyplomatycznie.

W drodze uczciwej współpracy odp. resortów, historyków i badaczy, w duchu przyjaźni i wzajemnego zrozumienia, dalej jesteśmy gotowi razem poznawać karty wspólnej trudnej historii z myślą o godności każdego człowieka i należącym mu godnym pochówku tak w Ukrainie, jak i w Polsce” – kończy wpis Ukrainiec.

Nie ulega wątpliwościom, że za taki bezczelny wpis ukraiński ambasador powinien zostać wezwany na dywanik do MSZ i odesłany na Ukrainę. Trudno sobie wyobrazić, by niemiecki ambasador kluczył w ten sposób wokół tematu holokaustu lub innych zbrodni nazistowskich. Jeśli jednak by to zrobił, to skończyłoby się to światowym skandalem.

Korwin-Mikke reaguje

Na haniebny wpis ambasadora Ukrainy zareagował Janusz Korwin-Mikke.

Poseł zadał dyplomacie kilka pytań za pośrednictwem Twittera:

Wasza Ekscelencjo…
Kto mordował?
Ukraińcy z OUN UPA!
Kogo?
Głównie Polaków!
Gdzie?
Na Wołyniu, na ówczesnym terenie Polski!
Czy zostało to rozliczone?
Oczywiście, że nie!
Mam nadzieję, że pomogłem…”.

Warzecha: Marsjanie mordowali

Na skandaliczny wpis ukraińskiego dyplomaty zareagował także Łukasz Warzecha. Napisał, że z wpisu ambasadora mogłyby wynikać, że to kosmicie odpowiadają za Rzeź Wołyńską.

Pewnikiem Marsjanie mordowali. To jest, przypominam, ambasador Ukrainy w Polsce. Jutro powinien być na dywaniku w MSZ. Będzie?” – napisał Warzecha na Twitterze, podając dalej wpis Zwarycza.

==========================

mail: To nie “persona non grata”. To bezczelny łobuz. A “tutejsi” tolerują?

Rau ! Rau ! Rau ! Rau ! Haniebny wpis szefa MSZ w 80. rocznicę „Krwawej Niedzieli”. Pisze o ofiarach „tamtejszych wydarzeń”

Rau ! Rau ! Rau ! Rau ! Haniebny wpis szefa MSZ w 80. rocznicę „Krwawej Niedzieli”. Pisze o ofiarach „tamtejszych wydarzeń”

Skandaliczny wpis na Twitterze zamieścił w 80. rocznicę tzw. Krwawej Niedzieli szef polskiego ministerstwa spraw zagranicznych Zbigniewa Raua. W kontekście kulminacji ukraińskiego ludobójstwa na Polakach szef MSZ pisze o „tamtejszych wydarzeniach” i modlitwie „za wszystkie ofiary konfliktów zbrojnych”.

„W 80. rocznicę rzezi wołyńskiej oddajemy hołd wciąż bezimiennym ofiarom tamtejszych wydarzeń” – napisał na Twitterze minister spraw zagranicznych Zbigniew Rau.

„Stajemy dziś w zadumie, pamiętając o szacunku i modlitwie za wszystkie ofiary konfliktów zbrojnych. Wierzymy, że tylko wspólne odkrywanie prawdy doprowadzi do trwałego pojednania” – kontynuował swoją wypowiedź minister Rau.

„Z uznaniem przyjmujemy wystąpienie Przewodniczącego Rady Najwyższej Ukrainy Stefanczuka w Sejmie oraz obecność prezydenta Zełenskiego obok prezydenta Andrzeja Dudy w katedrze w Łucku. To długo oczekiwane, potrzebne kroki we właściwym kierunku” – zakończył swój wpis minister Rau.

=====================

Zbigniew Rau

@RauZbigniew

W 80. rocznicę #RzeźWołyńska oddajemy hołd wciąż bezimiennym ofiarom tamtejszych wydarzeń. Stajemy dziś w zadumie, pamiętając o szacunku i modlitwie za wszystkie ofiary konfliktów zbrojnych. Wierzymy, że tylko wspólne odkrywanie prawdy doprowadzi do trwałego pojednania i .

Przypominamy: Wstrząsająca prawda o rzezi wołyńskiej. Tego nie przeczytasz nigdzie w oficjałkach!

Wstrząsająca prawda o rzezi wołyńskiej. Tego nie przeczytasz nigdzie!

https://pch24.pl/wstrzasajaca-prawda-o-rzezi-wolynskiej-tego-nie-przeczytasz-nigdzie/


Specjalnie dla naszych czytelników PRZYPOMINAMY wybrane – publikowane w RÓŻNYCH TERMINACH – materiały video oraz teksty opublikowane na portalu PCh24 dotyczące ukraińskiego ludobójstwa na Polakach. Aby zobaczyć całość artykułu lub filmu wystarczy kliknąć w tytuł.

Ks. Isakowicz-Zaleski: Dwukrotnie zabici. Przemilczana rzeź wołyńska [VIDEO]

https://pch24.pl/pchtv/ks-isakowicz-zaleski-dwukrotnie-zabici-przemilczana-rzez-wolynska-video/

Mój świętej pamięci ojciec napisał w swoim pamiętniku, że Kresowian zabito dwukrotnie: raz przez ciosy siekierą, drugi raz przez przemilczenie – mówi w rozmowie z PChTV ks. Tadeusz Isakowicz-Zaleski.

Na Wołyniu uderzono w samego Boga [VIDEO]

To była zbrodnia zaplanowana. To nie był przypadek – mówi w rozmowie z PChTV ks. prof. Józef Marecki. Zapraszamy do obejrzenia wywiadu Piotra Relicha.

Czy zamordowani przez ukraińskich nacjonalistów kapłani zostaną ogłoszeni błogosławionymi? [VIDEO]

Dr Leon Popek wygłosił wykład podczas konferencji „Ludobójstwo na kresach południowo-wschodnich, 1943-1944: aspekt eklezjalny i teologiczny”. Zapraszamy do obejrzenia.

Misterium nieprawości. Poruszająca refleksja Ks. prof. Franciszek Longchamps de Berier [VIDEO]

Wykład Ks. prof. dr hab. Franciszka Longchamps de Berier „Misterium nieprawości”, wygłoszony w Krakowie podczas konferencji naukowej „Ludobójstwo na kresach południowo-wschodnich 1943-44: aspekt eklezjalny i teologiczny”.

Wołyń 43. Bohaterowie i rezuny

https://pch24.pl/wolyn-43-bohaterowie-i-rezuny/

W niedzielny poranek 11 lipca 1943 roku ktoś załomotał do drzwi plebanii w Porycku, małym miasteczku w powiecie włodzimierskim, na Wołyniu.

Pamiętajmy: Niedziela, która spłynęła krwią Polaków

https://pch24.pl/pamietajmy-niedziela-ktora-splynela-krwia-polakow/

Wołyń to była walka cywilizacji. Starły się tam cywilizacja chrześcijańska, łacińska z cywilizacją bizantyjską. Część kapłanów Cerkwi prawosławnej i greckokatolickiej wypowiedziało wojnę Kościołowi. Święcili na przykład narzędzia zbrodni – mówi PCh24.pl Ewa Siemaszko, badaczka ludobójstwa dokonanego na wołyńskich Polakach podczas II wojny światowej.

Krwawy Wielki Piątek w Janowej Dolinie

https://pch24.pl/krwawy-wielki-piatek-w-janowej-dolinie/

Padł rozkaz by okoliczni Polacy zostali wymordowani do 15 kwietnia. Był więc już tydzień opóźnienia. Zbliżała się Wielkanoc, więc Ukraińcy zapowiadali, że na święta „pomalują jajka krwią Lachów”. Do zbrodni w Janowej Dolinie doszło pod osłoną nocy. Stacjonujący tam garnizon niemieckich żołnierzy mordowanych nie obronił.

Sielski pejzaż zamieniony w zakrwawione zgliszcza. Wołyń w pamięci pani Alfredy

https://pch24.pl/sielski-pejzaz-zamieniony-w-zakrwawione-zgliszcza-wolyn-w-pamieci-pani-alfredy/

Ukraińcy i Polacy żyli na Wołyniu w zgodzie, wśród pięknej przyrody tej krainy. Wojna wszystko zmieniła. Pod okupacją sowiecką nacjonalizm ukraiński, nie mógł się rozwinąć, bo był z całą brutalnością zwalczany przez NKWD, jako nurt wrogi Związkowi Sowieckiemu. Zupełnie inaczej odniósł się do niego okupant niemiecki, który latem 1941 roku zajął Ukrainę. Pani Alfreda Kołodzińska, była tego świadkiem.

Niemcy rozpoczęli okupację Ukrainy od eksterminacji Żydów. W tym celu wykorzystali nienawiść jaką wielu Ukraińców żywiło do wyznawców judaizmu. – Niemcy i oddziały Ukraińców zaczęli masowo mordować Żydów od lipca 1941 do zimy a potem trwało to do wiosny 1943 roku. Wszyscy Żydzi szukali ratunku. Polacy ich ratowali. U nas w gospodarstwie przechowywał się Żyd o nazwisku Wolf – mówi pani Alfreda.

Błogosławiony biskup Chomyszyn: Sprawiedliwy między łotrami

Gdyby władze w Warszawie i Kijowie z należytą energią propagowały pamięć o dokonaniach urodzonego 25 marca 1867 roku biskupa Grzegorza Chomyszyna, dzisiejsze relacje polsko-ukraińskie wyglądałyby zdecydowanie lepiej.

Kiedy beatyfikacja wołyńskich męczenników?

https://pch24.pl/kiedy-beatyfikacja-wolynskich-meczennikow/

Moim zdaniem  na Wołyniu mieliśmy do czynienia z czymś co można nazwać zbiorowym opętaniem i to wzmożone działanie diabelskie doprowadziło do tak strasznych wydarzeń. Amok jaki ogarnął morderców, dosłowne pławienie się we krwi, może być tego najlepszym dowodem – twierdzi ks. prof. Józef Marecki wykładowca UP JPII.

Dlaczego musimy pamiętać o ludobójstwach?

https://pch24.pl/dlaczego-musimy-pamietac-o-ludobojstwach/

Pamięć jest naszym jedynym orężem. Kiedy wypełnią się najczarniejsze scenariusze, to dzięki pamięci być może komuś, kiedyś, w jakimś okopie zaświta, że nie mogą przejść, bo jeśli przejdą, to nie oszczędzą rodziny i bliskich. A jeśli nawet śmierć zajrzy w oczy, to ktoś pogrzebie, opłacze, zapamięta.

Ewa Siemaszko: sprawcom ludobójstwa na Wołyniu można wybaczyć, ale pojednanie z Banderą na pomnikach jest niemożliwe

https://pch24.pl/ewa-siemaszko-sprawcom-ludobojstwa-na-wolyniu-mozna-wybaczyc-ale-pojednanie-z-bandera-na-pomnikach-jest-niemozliwe/

Rodziny ofiar ludobójstwa Polaków na Wołyniu i Kresach Wschodnich potrafią wybaczyć oprawcom, ale zdrowe relacje między Polską a Ukrainą trzeba budować na prawdzie historycznej i pojednaniu. Tego nie będzie, póki w Kijowie  ulice otrzymują za patrona Stepana Banderę, a zbrodniarzom budowane są pomniki.

Nie męczeństwo, tylko ludobójstwo

https://pch24.pl/nie-meczenstwo-tylko-ludobojstwo/

Wobec zbrodni dokonanych na Polakach przez OUN-UPA polskie państwo prowadziło dotychczas politykę pokrętną, pełną matactw, przemilczeń, fałszów i kłamstw. Nie było w stanie wypowiedzieć prawdy o zbrodni ludobójstwa – mówi w rozmowie z PCh24.pl Stanisław Srokowski, pisarz, nauczyciel akademicki, publicysta, autor m. in. kresowego zbioru opowiadań pt. „Nienawiść”.

To było ludobójstwo!

https://pch24.pl/to-bylo-ludobojstwo/

„Oni nas prześladowali i mordowali tylko ze względu na to, że byliśmy Polakami! To zdecydowanie było ludobójstwo” – opowiada w rozmowie z portalem PCh24.pl Stanisław Dębiec, Kresowianin, naoczny świadek tragicznych prześladowań Polaków na Wschodzie.

Ginęli, gdyż byli Polakami

https://pch24.pl/gineli-gdyz-byli-polakami/

Liczba zabitych znanych z nazwiska wzrosła, obecnie wynosi 22 113 osób. Ogólna suma, w której zawarte są ofiary znane z nazwiska, ofiary ustalone, ale bezimienne oraz szacunki pozostaje bez zmian, tj. 60 tysięcy. To są dane dotyczące tylko Wołynia, bo na pozostałych terenach popełnienia zbrodni ludobójstwa przez OUN-UPA zginęło co najmniej drugie tyle Polaków – mówi Ewa Siemaszko w rozmowie z PCh24.pl.

Przychodzimy nie po zemstę, ale po pamięć, prawdę i pochówki ofiar.

Przychodzimy nie po zemstę, ale po pamięć, prawdę i pochówki ofiar.

Ks. Isakowicz-Zaleski: Dopóki na Ukrainie będzie barbarzyński zakaz ekshumacji i pochówków, pojednanie i przebaczenie jest fikcją .

dopoki-na-ukrainie-bedzie-barbarzynski-zakaz-ekshumacji-i-pochowkow

W niedzielę 9 lipca odbyły się centralne uroczystości upamiętniające 80. rocznicę apogeum Rzezi Wołyńskiej. Obchody zostały zorganizowane przez środowiska kresowe.

W sobotę i niedzielę środowiska kresowe zorganizowały obchody 80. rocznicy Krwawej Niedzieli, na którą przypada apogeum Rzezi Wołyńskiej. 8 lipca odbyła się popularno-naukowa pt. „Należna prawda i pamięć – nie zemsta”.

Było to jedno z tych wydarzeń, związanych z 80. rocznicą apogeum Rzezi Wołyńskiej, podczas którego nie padały okrągłe, nic nieznaczące słowa i wyrazy ubolewania nad losem ofiar i ich bliskich. Jasno bowiem wskazywano, kto był katem, a kto ofiarą. Zadawano także kłam narracji przedstawiającej ukraiński szowinizm jako walkę o „wolną Ukrainę”. Wskazywano też, że banderyzm odradza się niczym hydra.

W niedzielę 9 lipca natomiast odbyły się uroczystości na pl. Piłsudskiego przy Grobie Nieznanego Żołnierza. Głos zabrał tam m.in. kapelan Rodzin Wołyńskich ks. Tadeusz Isakowicz-Zaleski.

My przychodzimy tutaj nie po zemstę, ale tak jak jest na naszych sztandarach, po pamięć, prawdę i pochówki ofiar. Różne rzeczy można zrozumieć, ale przecież obowiązkiem każdego chrześcijanina, także każdego Europejczyka i człowieka, który odwołuje się do wartości starożytnego Rzymu, czy Grecji, jest pochowanie zmarłych – wskazał ks. Tadeusz Isakowicz-Zaleski.

– Naszym wielkim bólem jest to, że pomimo pięknych słów, jakie padają, pomimo obietnic, pomimo zapewnień, deklaracji, potoku słów ciągle nie ma pochówku ofiar. Ponad stu tysięcy Polaków, głównie mieszkańców polskich wsi w Małopolsce Wschodniej, na Wołyniu, na Polesiu, na Lubelszczyźnie – zaznaczył.

– Nie ma grobów, jedynie od czasu do czasu ktoś tam przyjedzie i zapali znicz. Dlatego dzisiaj w 80. rocznicę apogeum ludobójstwa na Wołyniu, które było ludobójstwem na terenie całej ówczesnej Polski południowo-wschodniej, chcemy tutaj pod Grobem Nieznanego Żołnierza wołać przede wszystkim do rządzących Polską i Ukrainą: pochowajcie ofiary ludobójstwa! – zaapelował.

– Żadne deklaracje nie zastąpią tych pochówków. Dopóki ci biedni, najczęściej biedni polscy chłopi, pomordowani w tych wsiach nie zostaną pochowani, tak jak zostali pochowani oficerowie, którzy zginęli w czasie zbrodni katyńskiej, jak zostały pochowane ofiary Holocaustu Żydów i wielu innych ludobójstw, jakie miały miejsce, dopóki nie pochowamy tych osób i dopóki na Ukrainie będzie nadal ten barbarzyński zakaz ekshumacji i pochówków, to pojednanie i przebaczenie jest po prostu fikcją – skwitował.

[Kilka video – w oryginale. MD]

Bisurmanie i banderowcy

Bisurmanie i banderowcy

Stanisław Michalkiewicz  tygodnik „Goniec” (Toronto)    9 lipca 2023 bisurmanie

Stare kiejkuty – kiejkutami, tak samo, jak CIA – ale nie da się ukryć, że Naczelnik Państwa Jarosław Kaczyński musi być w czepku urodzony. Jak tylko ten cały pan Żalek, co to zanim trafił do PiS na posadę sekretarza stanu, to z niejednego komina wygartywał, zaczął chlapać, że pan Adam Bielan, słynny republikanin w łączności z PiS-em, utworzył organizację przestępczą i się nakradł, zaraz w podparyskim Nanterre policjant zastrzelił jakiegoś egzotycznego złodziejaszka, co to próbował uciec ukradzionym „mercedesem” – nawiasem mówiąc – na polskich numerach. Na taki sygnał inne egzotyczne złodziejaszki, co to zamieszkują przedmieścia Paryża, Marsylii i innych miast, gdzie cierpią straszliwe katusze z powodu „wykluczenia” oraz „stygmatyzacji”, aż francuski rząd, nie mogąc patrzeć na takie cierpienia, obsypuje ich socjalem, zaraz zaczęły palić samochody, rozbijać sklepy, rabować przechodniów – słowem – oddały się swoim ulubionym rozrywkom. Rząd – jak to rząd – w którym we Francji, od śmierci generała de Gaulle’a, zasiadają same eunuchy, bo jedynym mężczyzną w tym towarzystwie, jest pani Maryna Le Pen, najpierw strasznie się nasrożył i na ulicę wypuścił policję i wojsko – ale złodziejaszkowie myśleli, że będzie, jak zawsze – kiedy kurz opadnie policjanci zostaną oskarżeni o „przemoc”, a skruszony rząd powiększy im socjal – i tak, aż do następnego razu. Dodatkowej rozrywki dostarczą najwyżej „marsze przeciw przemocy”, kiedy to francuskie eunuchy, które na to wszystko muszą zarobić, wychodzą na ulice i maszerują, a złodziejaszkowie wszystkich możliwych odcieni przyglądają się temu z chodników i zataczają się ze śmiechu.

Prawdopodobnie złodziejaszkowie mają rację, skoro nawet pan Bernard Marqueritte, Francuz od lat mieszkający w Polsce twierdzi, że „Francji już nie ma”, bo „została skolonizowana” przez Arabów, Senegalczyków i wszystkich innych, kto tylko chciał. Może to prawda, bo odkąd generał Raul Salan został w 1962 roku aresztowany i skazany na dożywotnie więzienie, nikt we Francji nie wie, jak takie sprawy rozwiązywać. Generał Salan natomiast twierdził, że wystarczy zrzucić na Paryż dywizję, albo i dwie dywizje komandosów i zaraz wszyscy odzyskają poczucie rzeczywistości. Teraz jednak może być inaczej, bo złodziejaszkowie zaatakowali dom z burmistrzem w środku, a skoro piorun strzelił tak blisko, to może i eunuchowie wyzwolą się z zaczadzenia własną propagandą i każą policji i wojsku strzelać bez ostrzeżenia do każdego, kto po godzinie policyjnej znajdzie się na ulicy? Ale to zbyt piękne, żeby było prawdziwe, a poza tym – co nas to obchodzi? Sam tego chciałeś, Grzegorzu Dyndało!

Wróćmy tedy a nos moutons, czyli do Naczelnika Państwa, który do spółki z premierem Morawieckim właśnie demonstruje, jak to własną piersią zasłania Polskę przez bisurmanami. Polska, podobnie jak Węgry, nie wyraziła zgody na przymusową „relokację” migrantów, to znaczy – na przydzielanie każdemu państwu odpowiedniego kontyngentu bisurmanów i Murzynów. Nie wiadomo jednak, czy z tego powodu Polska i Węgry nie zostaną obciążone obowiązkiem zapłacenia Unii za każdego łebka, którego do siebie nie wpuszczą, jakichś pieniędzy. Pan red. Szymowski wyliczył, że może to Polskę kosztować jakieś 600 mln euro rocznie. Ładny interes! Jak jednak jest naprawdę – nie wiadomo – a nie wiadomo, bo ani rząd „dobrej zmiany”, ani też Volksdeutsche Partei Donalda Tuska, nie potrafią wyjaśnić, do czego właściwie Polska zobowiązała się wobec Unii w ratyfikowanych traktatach, a do czego nie. Jak bowiem pamiętamy, Donald Tusk jako premier tubylczego rządu oraz Książę-Małżonek, jako tubylczy minister spraw zagranicznych, 13 grudnia 2007 roku podpisali traktat lizboński bez czytania.

Czy przeczytał go przynajmniej prezydent Lech Kaczyński, który w 2009 roku ten traktat w imieniu Polski ratyfikował? To wcale nie jest takie pewne – bo że posłowie, którzy 1 kwietnia 2008 roku głosowali za ustawą upoważniającą go do ratyfikacji tego traktatu go nie czytali, to wydaje się pewne. Kto by tam czytał takie rzeczy, skoro starsi i mądrzejsi przeczytali? Toteż Naczelnik Państwa, któremu Francuzi przed jesiennymi wyborami zrobili taki prezent, natychmiast postanowił to wykorzystać i zapowiedział przeprowadzenie referendum w sprawie migrantów – czy ich chcemy, czy nie chcemy.

Jak większość, a może nawet wszystkie inicjatywy Naczelnika Państwa, to referendum jest typowym przedwyborczym działaniem pozornym. Jeśli bowiem Polska w traktatach zobowiązała się do tak zwanej „solidarności” we wszystkich głupstwach, które brukselscy wariaci wymyślą, to przeprowadzenie referendum niczego w prawno-międzynarodowej sytuacji Polski przecież nie zmieni. Zatem organizowanie tej hucpy nie ma żadnego merytorycznego uzasadnienia. Jeśli natomiast Polska w traktatach do niczego takiego się nie zobowiązała, to urządzanie referendum nie jest potrzebne, bo niby po co? Nie jest zatem potrzebne tak czy owak, ale na pewno zostanie przeprowadzone, bo znakomicie nadaje się ono do uwodzenia wyznawców Jarosława Kaczyńskiego i PiS.

Jak się okazuje – nie tylko ich. Oto szef Volksdeutsche Partei Donald Tusk, który do tej pory podlizywał się dobrym paniom w rodzaju pani Janiny Ochojskiej, która bardzo brzydko się starzeje i w zasadzie nie ośmielał się sprzeciwiać uszczęśliwianiu Polski migrantami, nagle, ni stąd, ni zowąd zadekretował, że „Polacy” muszą „odzyskać kontrolę nad swoim państwem i jego granicami”, bo Jarosław Kaczyński planuje sprowadzić tutaj mnóstwo bisurmanów. To może być prawda, bo mimo sprzeciwu w sprawie „relokacji migrantów”, do Polski po cichu napłynęły tłumy Pakistańczyków, Hindusów, Bengalczyków. Uzbeków, Tadżyków, nie mówiąc już o Ukraińcach, którzy zostali w dodatku obdarowani socjalem i emeryturami. Pakistańczycy, Bengalczykowie i inni wprawdzie pracują – co widać na ulicach miast, po których rozwożą pizzę. Jednak obrazki ze scen myśliwskich w Paryżu, które rządowa telewizja pokazuje na okrągło, działają odstraszająco, toteż nie można wykluczyć, że ktoś starszy i mądrzejszy powiedział Donaldu Tusku: „wiecie, rozumiecie, Tusk. Wy się opamiętajcie, bo będzie z wami brzydka sprawa”. Na takie dictum natychmiast przypomniał on sobie o granicach. Zaraz tedy pryncypialnie skrytykowała go moja faworyta, Wielce Czcigodna Joanna Scheuring-Wielgus, która z bisurmanami wiąże chyba jakieś zagadkowe nadzieje. Z tego powodu perspektywa jednej listy Volksdeutsche Partei, na której znaleźliby się kandydaci innych partii drobniejszego płazu, chyba w odległą przyszłość się oddala.

Tymczasem na 7 lipca, tuż przed 80 rocznicą rzezi wołyńskiej, Episkopat Polski razem z episkopatami ukraińskimi, to znaczy – grekokatolickiego ukraińskiego kościoła narodowego, prawosławnej cerkwi i rzymskich katolików, planuje podpisanie deklaracji o pojednaniu pod hasłem “przebaczamy i prosimy o przebaczenie”. Jest to formuła w stu procentach zgodna z fałszywą tezą ukraińskiej polityki historycznej, że w 1943 roku na Wołyniu i w Małopolsce Wschodniej trwała „wojna domowa”. Jest to teza fałszywa, bo żeby mówić o wojnie, wszystko jedno – domowej, czy nie – muszą być przynajmniej dwie strony wojujące. Tymczasem UPA nie była żadną stroną wojującą, tylko stroną mordującą Polaków, których ówczesne władze Rzeczypospolitej, ze strachu przed Churchillem, pozostawiły na pastwę okrutnych morderców. Nie było zatem „stron wojujących”, tylko strona mordująca i strona mordowana.

Skoro zatem Episkopat Polski zdecydował się ostentacyjnie żyrować ten oczywisty fałsz, to musimy postawić pytanie – którego właściwie Pana słucha – czy tego z Nieba, czy tego z Waszyngtonu?

Stały komentarz Stanisława Michalkiewicza ukazuje się w każdym numerze tygodnika „Goniec” (Toronto, Kanada).