“Wszystko jest Bogiem, a więc również Ziemia jest Bogiem”. Zyskuje ona status osoby zasługującej na szacunek (Mother Earth – Matka Ziemia).

Epiphanius, Ukryta strona dziejów. Nowy Porządek Świata.…

Ukryta-strona-dziejow, str.503 inn.

Al Gore, członek CFR i Komisji Trójstronnej oraz (o czym była już mowa) ważna postać New Age wskoczył na zielonego konia ekologii i w czerwcu 1992 r. stanął na czele delegacji USA na Szczyt Ziemi w Rio de Janeiro. Zresztą będzie on systematycznie grał kartą ekologiczną zdobywając kolejne szczeble władzy i ubiegając się o prezydenturę. W ten sposób wpisze się on w cel, któremu służy na co dzień gęsta sieć działających w skali międzynarodowej stowarzyszeń: jest nim rozpowszechnianie tezy, jakoby szanse ludzkości na przeżycie były uzależnione od prowadzenia polityk regionalnych koordynowanych przez ogólnie uznany organ światowy. Jak wiemy, ruch New Age konsekwentnie działa na rzecz „inicjacji” jednostek, która jest pojmowana jako sposób na doprowadzenie wszystkich do ostatecznej, uniwersalnej Jedni. Co się z tym wiąże, jakiekolwiek różnice powinny stopniowo zaniknąć – nawet, jeśli w tym celu trzeba będzie ludziom wmówić, że są one chorym wytworem ich umysłu.

Owo założenie oznacza też, że konieczne będzie skrócenie dystansu dzielącego Boga i człowieka, zatarcie różnic między mężczyzną a kobietą, między sędziwym mędrcem a młodym sztubakiem, między geniuszem lub prężnym działaczem społecznym a ostatnim utracjuszem.

Mówimy tu jedynie o konsekwencjach logicznych konkretnych przesłanek filozoficznych. Jednocześnie odpowiada to temu, co stwierdzamy na podstawie obserwacji dzisiejszej rzeczywistości. Ta monistyczna doktryna prowadzi w prostej linii do panteizmu, gdzie wszystko jest Bogiem, a więc również Ziemia jest Bogiem. Przy okazji zyskuje ona status osoby zasługującej na szacunek (Mother Earth Matka Ziemia). Jeśli więc Ziemia jest Bogiem, każdy, kto poczuje się z nią ściśle zjednoczony, w har- monii z naturą, będzie w stanie łaski, a do niej (GAIA, co po grecku jest poetyckim odpowiednikiem słowa GHE „Ziemia”), powinien zwracać się jak do istoty boskiej, z należnym jej kultem.

Pod koniec 1992 r. Bill Clinton („Szczwany Bill”, jak nazywali go znajomi) został wybrany prezydentem Stanów Zjednoczonych przy ogromnym aplauzie mediów, które będą mu nieustannie kadzić. We Włoszech „Corriere della Sera” okrzyknął jego zwycięstwo mianem epokowego wydarzenia. Dnia 5 listopada pisał: „Jesteśmy na progu nowego Renesansu nacechowanego altruizmem, umiłowaniem sztuki, duchem współpracy i radości. Bill Clinton jest katalizatorem i nadzorcą tej niewiarygodnej, nowej ery. ”

Czyli dokładnie tak, jak zapowiedziała założycielka Lucis Trustu Alice Bailey: „Nadchodzą dobro, prawda i piękno. Ludzkość to sprawi (pod przewodem takich zuchów, jak Bill Clinton), a nie zewnętrzna, boska interwencja”.

Dnia 25 stycznia 1993 r. amerykański magazyn „Newsweek” nadał Williamowi Jeffersonowi Clintonowi tytuł „prezydenta New Age”. Później zresztą prasa co jakiś czas donosiła o tym, że Clinton i jego żona Hillary bardzo wsłuchują się w zdanie różnych guru New Age”. Pomimo jego „gaf”, które niekiedy wytykały mu media i mimo dość negatywnej oceny starego Davida Rockefellera, następca George’a Busha (masona 33 st) na stanowisku prezydenta USA nie jest aż takim naiwniakiem i luzakiem, na jakiego wygląda. Ukończył studia na Oxfordzie, po czym został przyjęty do ultra- elitamej „Rhodes Groupe”, jednego z wewnętrznych kręgów strefy WŁADZY powiązanego ze „Skull and Bones” – jak podał angielski „ The Economist” z 25 grudnia 1992 r., gdzie zamieszczono listę kilkunastu „najbardziej wpływowych stowarzyszeń świata zachodniego”.

Ujawniono przy tym, że wszystkie one wywodzą sie z Zakonu Iluminatów założonego w 1776 r. przez Weisshaupta.

Clinton, który otarł się też o uczelnie będące kuźnią kadr amerykańskiego Establishmentu (Uniwersytety w Yale, Georgetown i Waszyngtonie) jest ponadto członkiem CFR, Komisji Trójstronnej i Klubów Bilderberg.

Należy również przypomnieć za Pierrem F. de Villemarestem, że 9 września 1992 r., czyli w trakcie kampanii prezydenckiej, Clinton przemawiając jako gość B’nai B’rith (elitarnej masonerii żydowskiej) zarzucił Bushowi, że „na wyższych szczeblach jego administracji nie ma Żydów”. Jak wiadomo, ten fatalny błąd zostanie przez niego naprawiony, skoro tylko wprowadzi się do Białego Domu.

To w jakimś stopniu uwiarygodnia tezę katolickiego badacza globalizmu, Niemca Johannesa Rothkranza, wedle której ruch New Age jest zakulisowo sterowany przez B’nai B’rith. Zdaniem Rothkranza B’nai B’rith kontroluje szczyty spirytualistycznej masonerii „Rytu Palladystycznego” utworzonej w XIX w. przez Alberta Pikea. Pike, były generał wojsk Południa, był wysoko wtajemniczonym masonem. Jego nazwisko nadal kojarzone jest przede wszystkim z jego monumentalnym dziełem pt. „Morals and Dogma”, uważanym również dziś przez masonerię nieomal za Biblię. Podkreślmy, że jego myśl – której dzieło to jest odzwierciedleniem – w kapitalny sposób współbrzmi z doktryną teozoficzną.

==================

[odnośniki – w oryginale książki. MD]