NIE PATRZMY NA ŚWIAT OCZAMI INNYCH – zawsze pytajmy: Gdzie tu Polska?

NIE PATRZMY NA ŚWIAT OCZAMI INNYCH – zawsze pytajmy: Gdzie tu Polska?

Krzysztof Baliński

Gdy pytaliśmy, kto będzie lepszy dla Polski, odezwały się głosy: „Donald Trump to przyjaciel Izraela”; „Uznał izraelską władzę nad Wzgórzami Golan”; „Kazał przenieść ambasadę z Tel Awiwu do Jerozolimy”; „Zlecił morderstwo generała Solejmaniego”. Tymczasem, najważniejsze powinno być podejście Trumpa do Polaków, a nie do innych nacji. Frasować powinna w pierwszym rzędzie nie izraelska suwerenność nad Wzgórzami Golan, ale żydowska suwerenność nad Polską. Niepokoić przenoszenie stolicy Polski do Kijowa, a nie z Tel Awiwu do Jerozolimy. I nie to, kto wydał wyrok na irańskiego generała, ale kto wydał wyrok na Grzegorza Brauna.

Nie nam też rozliczać Trumpa z podejścia do muzułmanów, bo my jesteśmy chrześcijanami, bo to, co z perspektywy USA jest antyislamskie nie musi być antypolskie. A jeśli w ogóle wypowiadać się w tym temacie, to w kontekście i po uwzględnieniu podejścia muzułmanów do chrześcijan w Lewancie. Bo Hamas to oddział skrajnie islamistycznego Bractwa Muzułmańskie, ponoszącego w znacznym stopniu odpowiedzialność za rzeź chrześcijan w Syrii i Iraku. Z muzułmanami z Hamasu różni nas także podejście do imigrantów, nie tylko muzułmańskich, ale i żydowskim. Bo mało nas urządza perspektywa przesiedlenia Żydów z Palestyny do Polski i zrobienia z naszego kraju drugiej Palestyny.

I w tym miejscu kilka konkluzji:

– Przyjmijmy na stałe filozofię postępowania: Nie zajmujmy się dobrostanem Ukraińców, Żydów, Palestyńczyków, ale Polaków i tylko Polaków.

– Weźmy sobie do serca słowa kardynała Wyszyńskiego: „Każdy naród pracuje przede wszystkim dla siebie, a nieszczęściem jest zajmowanie się całym światem kosztem własnej ojczyzny”.

– Zawsze zadajmy pytanie (sobie i innym):

Gdzie tu Polska? Gdzie tu Polak? Gdzie Polski Interes Narodowy. Co na w tym Polska zyskuje a co traci?

– Gdy gdzieś wybucha wojna, zawsze reagujmy: To nie nasza wojna, trzymajmy się od niej z daleka! Bo nie naszą wojną jest wojna w Palestynie (tak, jak wojna na Ukrainie i przyszła wojna Trumpa z Chińczykami).

I w tym miejscu pytanie: Czy znasz, chociaż jednego Palestyńczyka mieszkającego w Polsce, który wsparł Polaków w starciu z Żydami? Takiej solidarności nie widzimy także wtedy, gdy Polacy sprzeciwiają się napływowi milionów ukraińskich przesiedleńców. A wprost przeciwnie – wraz z ukraińskimi banderowcami okupują na zmianę pomnik Adama Mickiewicza na krakowskim Rynku, a należąca do Kataru, głównego sponsora Hamasu telewizja Al-Dżazira, którą śmiało można nazwać „arabską telewizją dla Arabów”, głównego interlokutora i źródło informacji o Polakach znajduje sobie w żydowskiej gazecie dla Polaków, z którą biadolą i leją łzy nad rasizmem Polaków, którzy nie chcą imigrantów.

Ale to nie wszystko – samozwańczy wódz Palestyńczyków w naszym kraju (i delegat Hamasu na Polskę) „odwdzięczył się” niedawno Polakom (zwłaszcza tym, dla których najważniejsze jest to, że „Donald Trump to przyjaciel Izraela, gdyż zlecił morderstwo irańskiego generała”) wypowiedzią na łamach żydowskiego portalu dla Polaków: Chcę jeszcze powiedzieć, że dzwonią do mnie różni ludzie, którzy mówią, że są ze mną, bo nie lubią Żydów. Chcę to jasno powiedzieć, że ja z takimi ludźmi wspólnego języka nie znajdę. Ten, kto nie lubi Żyda, nie będzie lubił też Araba. A w życiu liczy się to, by w przyjaźni wypić herbatę z każdym dobrym człowiekiem. Krótko mówiąc: nie tylko nie broni Polaków przed oskarżeniami, że wyssali antysemityzm z mlekiem matki, ale przyłącza się do żydowskiej nagonki na Polaków. I zastanawia tu, dlaczego nasi palestyńscy przyjaciele, którzy się z nim nie zgadzają, nie zalali mu jeszcze gęby gipsem?!

Jeszcze inne pytanie: Czy znają, chociaż jednego Palestyńczyka mieszkającego w Polsce, który stanął po stronie Polakami w sporze z Izraelem o mienie pożydowskie? A dziwi to tym bardziej, że Palestyńczyków, po utworzeniu państwa Izrael i po wypędzeniu z zajętych ziem, z mienia wyzuli bez odszkodowań Żydzi. Solidarność taka była szczególnie pomocna (i dla Polaków, i dla Palestyńczyków, i dla katarskiej telewizji) po tym, gdy, tuż po brawurowej akcji Hamasu, Stuart Eisenstat, specjalny doradca Departamentu Stanu do spraw Holokaustu pogroził Polakom: „Wysiłki i starania na rzecz restytucji mienia potomków tych, którzy przeżyli Holokaust i ofiar, których mienie zostało skradzione zyskały nowe momentum po masakrach, których dokonał Hamas. […] Tym, którzy mówią, że restytucja ‘to już przeszłość’, wydarzenia kilku ubiegłych tygodni uświadomiły, że to nie tak”. I gdy sekundowała mu Ellena Germain, specjalny wysłannik Departamentu Stanu ds. Holokaustu: „Zbrodnie Hamasu popełnione 7 października oraz egzekwowanie restytucji, kilkadziesiąt lat po tym, kiedy rabunek mienia miał miejsce, będą rozliczane, nieważne, ile to zajmie czasu. […] Podtrzymywanie wartości naszych liberalnych demokracji, tak spostponowanych wydarzeniami ostatnich tygodni, oraz oddanie sprawiedliwości tym, którzy przeżyli Holokaust. Nawet po upływie 80 latach. Nie będzie przedawnienia w rozliczaniu sprawców tych niegodziwych czynów.

Czy to znaczy, że wojna w Palestynie jest nam obojętna? Nie, bo możemy wyciągnąć z niej pożyteczne konkluzje: Można odnieść zwycięstwo nad jedną z najsprawniejszych armii świata. Można obalić mit wszechpotęgi Izraela, że „z Żydami jeszcze nikt nie wygrał”. Można wykiwać Mosad. Można wywołać wzrost nastrojów antyżydowskich w świecie i doprowadzić do tego, że krytyka Izraela stała się wiodącym tematem debat politycznych. Można wykazać, że dla Izrael i lobby żydowskiego nadchodzą ciężkie czasy. No i, wreszcie można wykorzystać, jako argument w zwalczaniu antypolonizmu i kontrowaniu antypolskiej polityki historycznej Żydów i Niemców.

Okazuje się, że Żydzi, mający w opinii światowej status ofiary, to  brutalni okupanci, faszyści, rasiści, którzy Palestyńczyków nazywają „ludzkimi zwierzętami”, którzy są za zagłodzeniem palestyńskich dzieci (bo „to przyszli terroryści”), którzy z Gazy zrobili ogrodzone drutem kolczastym olbrzymie więzienie dla dwóch milionów ludzi, swego rodzaju getto przypominające to warszawskie z czasów II wojny (z jedną różnicą, że nie ma w nim kolaborantów z Judenpolizei), w którym wybuchło powstanie i które tłumią tak, jak Niemcy likwidowali getto warszawskie. Krótko mówiąc: Było getto w Warszawie, było powstanie w getcie, była likwidacja getta przez Niemców (i Ukraińców). Jest getto w Gazie, jest powstanie w getcie i jest likwidacja getta. Dlaczego takie zestawienie jest ważne? Także dlatego, że Żydzi za współwinnych śmierci swych pobratymców w getcie uznają Polaków.

„Terroryści z Hamasu zaatakowali Izrael” – tak wyglądały paski w telewizyjnych serwisach informacyjnych i nagłówki gazet. Tymczasem to palestyński ruch oporu zaatakował najeźdźcę, który usuwa Palestyńczyków z okupowanych ziem i kolonizuje je, budując osiedla żydowskie. W tym miejscu przypomnijmy, że w 1942 roku miała miejsce brutalna i ludobójcza akcja kolonizacji Zamojszczyzny, polegająca na wysiedlaniu przez niemieckiego okupanta Polaków oraz osiedlaniu Niemców i Ukraińców. Część wysiedlonych wywieziono do przymusowej pracy w Rzeszy. Część trafiła do obozu koncentracyjnego w Majdanku, a pozostali zginęli. Niemiecka akcja spotkała się z oporem miejscowej ludności, i po tym jak polski ruch oporu przeprowadził zbrojne akcje odwetowe, Niemcy wysiedleń zaniechali. Przykładem – chroniona przez żandarmerię SS wieś Cieszyn, gdzie oddziały AK i BCh, nazywane przez Niemców terrorystami i bandytami zabiły 160 niemieckich kolonistów.

Taką „Zamojszczyzną” jest dziś, w jakimś sensie, Palestyna, gdzie wysiedlane są tysiące ludzi, a ich domostwa równane z ziemią. Przy tej okazji przypomnieć można Izraelczykom (i uzgadniającymi z nimi politykę historyczną Niemcom), że Hitler zadekretował politykę „Ostatecznego Rozwiązania Kwestii Żydowskiej” (Endlösung der Judenfrage) a dziś Żydzi w Gazie prowadzą politykę „ostatecznego rozwiązania kwestii palestyńskiej”.

Adam Michnik i jego żydowska gazeta dla Polaków oraz Agnieszka Holland i jej żydowskie filmy dla Polaków kolportują w świecie opinie o rasizmie Polaków. Tymczasem Izrael zbudował państwo o charakterze rasistowskim, jedyny tego rodzaju twór na świecie. Czy, zatem Polacy nie powinni przyłączyć się do głosów nawołujących do interwencji zbrojnej wobec izraelskiego reżimu, pod pretekstem „naruszania praw człowieka” i, po nakazie aresztowania Netanjahu wydanym przez MTS, dostarczyć go do Hagi? Zwłaszcza, że pod takim pretekstem, czyli „zbrodni” na dużo mniejszą skalę, USA i kilka państw UE, w tym Polska przeprowadziły „operację pokojową” w Iraku i powiesiły Saddama Husajna.

Piętnujmy też słowa antypolskiego rabina z Chabad-Lubawicz: „Nie ma bardziej humanistycznego wojska i bardziej humanistycznej polityki niż izraelska”. Demaskujmy „Gazetę Wyborczą” za apel: Jesteśmy świadkami największej od czasów Holokaustu masakry Żydów. Poparcie dla Izraela jest dziś więc przejawem człowieczeństwa. Zamiast rozliczać Trumpa, przypomnijmy słowa Jarosława Kaczyńskiego: „Państwo Izrael jest można powiedzieć przyczółkiem naszej kultury w tamtym świecie, świecie, z którym musimy współpracować i powinniśmy dążyć do tego, aby nasze sposoby myślenia i nasze ideały się zbliżały”. No i wredne słowa doradcy Dudy: „Tajne służby Izraela uchodzą za jedne z najlepszych na świecie, a dyplomacja za jedną z najbardziej stanowczych i nonszalanckich. Żydzi mogą sobie na to pozwolić, dzięki swojemu wyjątkowemu położeniu, jako enklawa cywilizowanego Zachodu, jego przyczółek na Bliskim Wschodzie”.

Czy ma to coś wspólnego z polską polityką historyczną? Ma! Bo narasta negatywna międzynarodowa kampania przeciwko Polsce. Bo ma miejsce zmasowany atak na polską pamięć historyczną. Bo Żydzi, Niemcy, nawet Ukraińcy biją nas raz po raz po twarzy (a my się tylko oblizujemy). Bo wszystkie państwa mają własną narrację historyczną, tylko nie my (my przyjęliśmy narrację naszych wrogów, a o swojej boimy się nawet myśleć). Bo została nam tylko polityka historyczna, ale i tej karty się wyzbywamy. Przykłady demolowania takiej polityki z ostatnich miesięcy: W oknie Pałacu Prezydenckiego zapłonęła świeca, „jako znak pamięci o cierpieniu i tragedii ofiar Wielkiego Głodu w Ukrainie”. Ale świeca taka nie zapłonęła z okazji rocznicy Krwawej Niedzieli na Wołyniu. Odkrycie kilku grobów w ukraińskim chutorze komentowali: „Przerażające. I nie da się nie porównać tego do Katynia”. A powinni byli pokazać podobieństwo pomiędzy mordami w Katyniu a mordami UPA w Hucie Pieniackiej (no i zaakcentować, że po „wyzwoleniu” tej mieściny, Ukraińcy natychmiast przystąpili do „derusyfikacji ulic” i już tam mamy aleję Bandery i ulicę Szuchewycza, czyli sprawców nie jednego, ale pięćdziesięciu Katyniów).

Dlaczego to takie ważne? Bo przypominanie zbrodni na Polakach to nasz główny oręż w zwalczaniu obowiązującego na świecie paradygmatu: Ofiarami wojny byli wyłącznie Żydzi, a prześladowcami anonimowi Naziści oraz Polacy. To także narzędzie w odpieraniu żydowski roszczeń majątkowych, w staraniach o reparacje od Niemiec, w walce z antypolską polityką historyczną Izraela i Niemców (zbieżną i koordynowaną). Weźmy przykład Izraela, który skutecznie narzucił światu dogmat o „wyjątkowości żydowskiego cierpienia” i nie dopuszcza do zrównywania innych ofiar z Holokaustem, bowiem status największej ofiary w dziejach ludzkości wiąże się z namacalnymi korzyściami politycznymi i materialnymi (co odczuwamy na własnej skórze). My (a raczej „Nasi”) nie tylko godzimy się na wykorzystywanie polskiej martyrologii przez naszych oprawców, ale sami ich wspomagamy, a nawet wyręczamy i podsuwamy pomysły. Przykład pierwszy z brzegu: Państwowy Bank Gospodarstwa Krajowego wynajął za trzy miliony dolarów dwie żydowsko-amerykańskie firmy PR, dla wsparcia… propagandy ukraińskiej na terenie USA. I czy nie mają racji ci, którzy twierdzą, że rządzący Polską na promowanie katów wydają tyle, że na ofiary już im nie starcza?

Na koniec, poza wyrazami potępienia barbarzyństwa Izraela i poza wyrazami solidarności z mieszkańcami Gazy, wykrzyczmy stanowczo: To nie nasza wojna! Z całego serca życzmy Palestyńczykom żyjącym w Polsce: Polski wolnej od Żydów, Ukraińców i wszelkiej maści imigrantów. A zamiast „Chwała Ukrainie” czy „Chwała Palestynie” śpiewajmy: „Jeszcze Polska nie zginęła”.

Krzysztof Baliński

TRUMP i ŚMIERĆ PORZĄDKU GLOBALNEGO

TRUMP i ŚMIERĆ PORZĄDKU GLOBALNEGO

Krzysztof Baliński

Powrót Trumpa oznaczałby śmierć porządku globalnego– obwieścił Juwal Noach Harari. Jego rozpaczliwy krzyk nie wziął się znikąd. Minione dwa lata zadały znaczące ciosy globalistom – na ostatnim Forum w Davos obrady zdominowały obawy o „deglobalizację”, a oficjalne motto sabatu czarownic głosiło: „Potrzeba odbudowy zaufania”. U nas, równie rozpaczliwy okrzyk wzniósł gen. Waldemar Skrzypczak. Komentując propozycję kandydata na wiceprezydenta, która miałaby „zakończyć wojnę kosztem ukraińskich terytoriów”, przestrzega: Nie warto kombinować z Donaldem Trumpem. W moim przekonaniu ci, którzy są jego zwolennikami, są wrogami Polski. Przypomnijmy, że ten generalski cymbał zapowiada, że wraz z Zełenskim, odbierze defiladę zwycięstwa w Moskwie.

Prawdziwą zapamiętliwość w oskarżeniach wobec Trumpa, przekraczających granice zawziętości, obsesji i nienawiści przejawia Anne Applebaum. Na łamach skrajnie lewicowego „The Atlantic” porównała Trumpa do największych zbrodniarzy w dziejach ludzkości. Według małżonki ministra spraw zagranicznych Rzeczypospolitej, Trump posługuje się taką samą retoryką jak Hitler, Stalin,  Mussolini, Mao i Pol Pot, ma takie same intencje jak oni i może urządzić „krwawą łaźnię”. W tym miejscu nie sposób wstrzymać się z refleksją: Już widzimy jej minę (skądinąd demoniczną), gdy 5 listopada ogłoszą zwycięstwo Trumpa. Amerykańskim gazetom wyborczym sekunduje A. Kwaśniewski: „Politycznych poglądów Trumpa trzeba się bać”. Ostrzega i wylicza: będzie reset USA z Rosją, zapłaci za niego Ukraina. Każe nam też bać się muru na granicy z Meksykiem.

W swoim przemówieniu w Detroit, Trump skrytykował pomoc dla Ukrainy, o którą prośby „nie ustają”. „Zełenski jest prawdopodobnie najlepszym komiwojażerem ze wszystkich polityków, jaki kiedykolwiek żył. Za każdym razem, gdy przyjeżdża do naszego kraju, wyjeżdża z 60 miliardami dolarów. Wraca do domu i ogłasza, że ​​potrzebuje kolejnych 60 miliardów. I to nigdy się nie kończy, nigdy się nie kończy. Jako prezydent, rozwiążę tę kwestię”. Na swoich wiecach wyborczych Trump podkreśla: Jesteśmy na granicy wybuchu III wojny światowej. Chcę, by wojna w Ukrainie się skończyła. Miliony ludzi giną bez sensu.

J.D. Vance, który przewodził w Senacie batalii o zablokowanie pomocy wojskowej dla Ukrainy, napisał: „Muszę być z wami szczery – tak naprawdę nie obchodzi mnie, co stanie się z Ukrainą w ten czy inny sposób”. Podkreśla, że czasami trzeba porozumiewać się ze złymi ludźmi: „Przecież w II wojnie światowej sprzymierzyliśmy się z Józefem Stalinem”. Według kandydata na wiceprezydenta, wojnę na Ukrainie mogłoby zakończyć porozumienie. „Wyglądałoby ono mniej więcej tak: Obecna linia demarkacyjna między Rosją a Ukrainą staje się strefą zdemilitaryzowaną. Jest mocno ufortyfikowana, aby Rosjanie nie dokonali kolejnej inwazji. Ukraina zachowuje suwerenność. Rosja otrzymuje od Ukrainy gwarancje neutralności – nie dołącza do NATO. Sfinansowaniem odbudowy Ukrainy zajęłyby się Niemcy”.

I tu pytanie: Czy zakończenie wojny nie leży w interesie Polski?


Czym podejście Trumpa różni się od podejścia tych, którzy sprzeciwiają się wciąganiu Polski do wojny? Czy hipoteza, że Trump jest za „białorusinizacją” Ukrainy, nie jest korzystna dla Polski, bo wtedy Ukraina byłaby państwem buforowym, a nie drugim Izraelem w Europie? Czy polski patriota nie powinniśmy powtarzać za Trumpem: Dlaczego wydawać miliardy na obronę granicy Ukrainy, a nie na obronę granicy przed nielegalnymi imigrantami? Zatem, nikt myślący w kategoriach interesu swego kraju nie powinien być zmartwiony powrotem Trumpa, a już z pewnością nie powinni to być Polacy.

Czy pomysły pokojowe Trumpa są niebezpieczne dla Polski? Czy pokój w  proponowanej formule, nie ośmieli Putina do testowania kolejnych krajów? Może tak się stać. Bo konfliktu  na Wschodzie nie wykorzystaliśmy dla umocnienia Polski, ale dla zdewastowania finansów państwa. Tuż po wybuchu wojny wydali 40 miliardów, a później w kolejnych transzach 100 miliardów na pomoc Ukrainie. Marnowali czas, bo uznali, że od pilnowania polskich interesów ważniejsza jest walka z polskim antysemityzmem i z „ruskimi onucami” oraz uczenie segregowania śmieci i miłości do pederastów. Inwestowali w wiatraki i nowe plastikowe nakrętki do butelek, prawie ćwierć miliarda złotych poszło na walkę z sezonowymi przeziębieniami, których śmiertelność wynosiła 0,23 procenta.

Ale to nie wszystko – to zapowiedź kolejnych klęsk. Na wszelkie pytania mają tylko jedną odpowiedź: Bij Moskala.Popełniają wciąż te same błędy. 11 lat temu poparli Majdan, czyli swego rodzaju ukraińską Magdalenkę i dorwanie się do władzy oligarchów. Nie widzieli, że Majdan finansował George Soros. Ten sam, który razem z Geremkiem i Michnikiem „wykombinowali” transformację Polski i… Balcerowicza. I ten sam, który założył i utrzymuje Fundację Batorego, zaplecze naszych rodzimych trockistów, którzy kiedyś przywędrowali w taborach dywizji NKWD, zmienili nazwiska i wprowadzili w Polsce komunizm.

Trump będzie prowadził nieprzewidywalną politykę zagraniczną. Będzie zagrożeniem dla stabilności i bezpieczeństwa na świecie – takie oskarżenia lansują żydowskie gazety dla Amerykanów i żydowskie gazety dla Polaków. Tymczasem, gdy spojrzymy wstecz, to widzimy, że za prezydentury Trumpa Ameryka żadnej wojny nie rozpoczęła, a toczące się wygaszała. Chiny nie zagrażały Tajwanowi, Rosja nie najechała na Ukrainę, Korea Północna przestała wysyłać rakiety nad Japonię i zniszczono Państwo Islamskie. To pod rządami Obamy doszło do zamętu w praktycznie każdym zakątku świata. Chiny zajęły Hongkong, a wojska amerykańskie tak wycofały się z Iraku, że powstał islamski kalifat. Co więcej, mieliśmy do czynienia z tzw. „arabską wiosną”, która skończyła się przejęciem władzy przez islamistów w kilku krajach arabskich. Taka sama jest administracja Bidena, która wojuje z całym światem. Nic więc dziwnego, że podpalona Europa z niecierpliwością czeka na strażaka zza oceanu.

W tym kontekście powinniśmy pamiętać, że stosunki z USA są kluczowe dla naszego bezpieczeństwa, że w interesie Polski jest wiarygodny, stabilny i silny sojusz z USA, że wbrew urojeniom euroentuzjastów nikt Ameryki w tym nie zastąpi. Jest gnębiona ogromnymi problemami i podzielona brutalnym konfliktem, ale innej Ameryki nie ma. I szkodliwe, a nawet sabotażem wobec państwa polskiego jest zaangażowanie pary Applebaum-Sikorski po jednej strony sporu w USA, bo zapowiada szalenie groźny i politycznie niebezpieczny scenariusz, w którym folksdojcz Tusk wyprawia dyplomatyczne harce w interesie Berlina, zainteresowanego wypchnięciem Ameryki z Europy. Pamiętajmy jednak przy tym, że Trump nic dla Polski nie zrobi, jeśli nie będzie to w interesie USA.

Wybory prezydenckie w Stanach Zjednoczonych tuż tuż, bo już 5 listopada. Większość Polaków nie zdaje sobie sprawy, ile od nich zależy. Zwycięstwo Donalda Trumpa może storpedować niemiecki zamysł budowy Ukropol i żydowski zamysł budowy Ukropolin. Anuluje też przyzwolenie Joe Bidena dla Berlina, aby, w zamian za sojusz strategiczny Berlin -Tel Awiw, w miejsce sojuszu z Putinem Niemcy urządziły sobie Europę po swojemu, co oznacza dla nas, Polaków państwo pozbawione suwerenności, które nie będzie mogło decydować o własnej polityce zagranicznej, gospodarczej, obronnej, a nawet o podatkach. I w tym miejscu trzeba powiedzieć Polakom: Coś jest w powietrzu, coś się czai, coś się święci.

„Donald Trump to ‘przyjaciel Izraela’. Wystarczy wspomnieć, że będąc prezydentem wielokrotnie wysługiwał się syjonistom, wydał rozkaz zrzucenia bomb na Syrię, kazał przenieść ambasadę USA z Tel Awiwu do Jerozolimy, uznał izraelską władzę nad Wzgórzami Golan, zlecił zabicie irańskiego generała Ghasema Solejmaniego – biadoli jedna z tych, która „nie dała się nabrać na Trumpa”. Tymczasem, po wyborczym zwycięstwie w 2016 r., Trump powiedział: „Wojna w Iraku była bardzo wielką pomyłką. Nigdy nie powinniśmy się tam znaleźć”. Potem oświadczył: „Wydaliśmy 4 biliony dolarów, aby obalić jednego człowieka (…) gdybyśmy przeznaczyli te pieniądze na budowę dróg i mostów, żyłoby nam się o wiele lepiej”. Kiedy zaczął mówić o neutralnym podejściu do konfliktu palestyńsko-izraelskiego, szybko przetestowali go – już następnego dnia pojawiły się karykatury hajlującego Trumpa z hitlerowskim wąsikiem. Bo wiedzieć trzeba, że nic tak nie jednoczy lobby żydowskie, jak zagrożenie pokojem na Bliskim Wschodzie oraz mówienie o „stawianiu na pierwszym miejscu interesów Ameryce”.

Przypomnijmy – pod pretekstem obalenia terrorysty, który miał popierać Ben Ladena i manipulować przy broni masowego rażenia, USA dokonały inwazji na Bagdad (w imieniu Polaków wojnę Arabom wydał Bronisław Geremek, a zagrzewała do niej Anne Applebaum). Na wojnie Polska nie zyskała nic. Koszty wyniosły 3 miliardy zł plus 720 milionów dolarów z umorzenia irackiego długu. W zamian, na otarcie łez, dostaliśmy zardzewiałą fregatę, fakturę na 12 miliardów za F-16, logo „okupanta Iraku” i wsparcie dla roszczeń hien cmentarnych spod znaku „Przemysł Holokaustu”. Dziś, w zamian za bezwarunkowe poparcie dla Netanjahu, też dostajemy faktury do opłacenia: zagrożenia terrorystyczne, ceny gazu i ropy, odciąganie uwagi USA od bezpieczeństwa Polski i „uchodźców. Podobnie postąpili, kiedy popierali Majdan, aby obalić jednego człowieka – Janukowycza, a dziś wydają miliardy, aby utrzymać przy władzy jeden człowiek – Zełenskiego.

Dziś jesteśmy wciągani w wojnę z Iranem, pod pretekstem obalenia krwawego ajatollaha, który popiera Hamas i manipuluje przy rakietach Hezbollah, u boku – jak zakomunikował rabin Szalom Dow Ber Stambler z Chabad-Lubawicz – „najbardziej humanistycznego na świecie wojska”. Izrael, który ma w zwyczaju walczyć gojami, co pokazała inwazja na Bagdad, powtarza jak mantrę, że „broni całego cywilizowanego świata” (a Polski w szczególności). Do wojny z Teheranem zachęca też „Gazeta Wyborcza”: Jesteśmy świadkami największej od czasów Holokaustu masakry Żydów. Poparcie dla Izraela jest dziś więc przejawem człowieczeństwa”.Przypomnijmy, że przy okazji beatyfikacji rodziny Ulmów rozpętano akcję wpajania Polakom przekonanie, że prawdziwym bohaterstwem jest poświęcenie swojej rodziny w imię ratowania Żydów.

A co na to wszystko „polski patriota, który nabrał się na Trumpa”? Po pierwsze – „prożydowskie gesty” Trump adresuje do protestantów-ewangelików, którzy stanowią główną bazę wyborczą Republikanów, i do amerykańskich katolików (których jest 52 miliony). I trudno wymagać, aby równocześnie zabiegał o muzułmanów czy hinduistów. Jeden z żydowsko-amerykańskich geostrategów wygadał się: „Jeśli zwycięży Trump, to źle dla Ukrainy, a dobrze dla Izraela. Jeśli Harris, to dobrze dla Ukrainy, a źle dla Izraela”. Którą zatem opcję powinniśmy wybrać? Czy nie pierwszą, bo Ukraina ma bezpośredni związek z polskimi interesami, a Izrael nie (a jeśli już, to tylko pośrednio, i polega na tym, że im bardziej Żydowie będą dostawać w dupę od Palestyńczyków, tym mniej będą nalegać na zwrot mienia. Dlatego, gdy słyszymy głosy: Trump nie jest przyjacielem Polski, bo jest przyjacielem Izrael i nie lubi Hamasu, to powinniśmy ripostować: „Co ma piernik do wiatraka!”. Polaków w pierwszym rzędzie martwić powinna nie izraelska suwerenność nad Wzgórzami Golan, ale żydowska suwerenność nad obozem w Auschwitz (i nad Jedwabnem). Niepokoić powinno nie przeniesienie stolicy Izraela do Jerozolimy, ale przenoszenie stolicy Polski do Kijowa.

Zmartwieniem Polaków nie powinno być to, kto wydał rozkaz zabicia gen. Solejmaniego, ale kto wydał polecenie uciszenia posła Brauna, i kto uśmiercił polskiego wolontariusza w Gazie. Nie ważne, czy Trump lubi Hamas, ale ważne, czy lubi Polaków. Nie uznawać krytycznych wobec Hezbollah wystąpień Trumpa za wymierzone w Polaków, bo nie zawsze to, co antyarabskie i antyislamskie jest antypolskie. Inny przykład to arabska i islamska imigracja do Polski. W tej kwestii różnimy się diametralnie. I tu pytanie do palestyńskich przyjaciół: Czy powrót Żydów z Palestyny do Polski postrzegają, jako naprawienie historycznej krzywdy? Czy cieszą się z napływu swoich ziomków do Polski?

Niejako uprzedzając złośliwe komentarze, podsumujmy: Oburzamy się poglądami Applebaum i naśmiewamy z gen. Skrzypczaka, a tymczasem w Polsce funkcjonuje silna (kto wie, czy nie najsilniejsza) formacja polityczna „Partia Kononowicza”. Przypomnijmy: w 2006 r. Krzysztof Kononowicz kandydował na urząd prezydenta Białegostoku, pod hasłem „Żeby nie było niczego”. Jeszcze inni, porażeni syndromem „najmądrzejszych we wsi”, wypowiadają się na każdy temat. A jeszcze innych (lub raczej „inne”) można podejrzewać, że swe poglądy kształtują upodobaniem do nie-białych mężczyzn.

A tak w ogóle – Nie zajmujmy się dobrostanem Żydów, Palestyńczyków, Ukraińców, ale troszczmy się o Polaków. Zawsze pytajmy: Gdzie tu Polska? Gdzie tu Polak? Gdzie Polski Interes Narodowy? Nie kierujmy się emocjami, bo to nie nasza wojna tak, jak nie naszą jest wojna Rosja-Ukraina. Nie przejmujmy się losem Palestyńczyków, bo oni sobie całkiem dobrze radzą. Zajmijmy się Polakami, którzy są w jeszcze gorszej sytuacji. Nie oznacza to, że z tego, co się dzieje w Palestynie nie można wyciągnąć pożytecznych konkluzji. Poza wyrazami współczucia oraz potępienia izraelskiego ludobójstwa i barbarzyństwa, pogratulujmy Palestyńczykom zwycięstwa nad „niezwyciężoną i jedną z najsprawniejszych armii świata”. Przez 75 godzin osiągnęli więcej niż wszystkie armie arabskie przez 75 lat. Pokazali, że izraelski żołnierz jest bohaterem, ale tylko w kokpicie samolotu F-16 zrzucającego bomby na kobiety i dzieci. Skompromitowali uważane dotychczas za perfekcyjne izraelskie służby specjalne (w których ręce oddaliśmy bezpieczeństwo państwa polskiego!). Okazał się, że Mosad jest sprawny tylko tam, gdzie może liczyć na V kolumnę. Pokazali, że Stalowa Kopuła (lub raczej Stalowa Mycka, bo tak ją nazywają sami Izraelczycy) jest dziurawa jak durszlak (a my ją właśnie zakupiliśmy!).

Izrael poniósł wielką klęskę polityczną. Runął mit żydowskiej wszechpotęgi. Okazało się, że Żydzi to brutalny okupant, który głodzi i morduje palestyńskie dzieci („bo to przyszli terroryści”), że to rasiści, którzy nie-Żydów nazywają „ludzkimi zwierzętami” i z Gazy zrobili „getto” (nawiasem mówiąc, czy nie zasadne jest skojarzenie Gazy z gettem warszawskim i z tłumieniem „powstania w getcie”?).

I rzecz najważniejsza – zbrodnicze poczynania Izraela stały się wiodącym tematem w kampanii wyborczej w USA. Oprócz wzrostu nastrojów antyżydowskich, pokazały zmęczenie Amerykanów uległością Bidena i Kongresu wobec ciągle rosnących izraelskich żądań. Amerykanie coraz częściej pytają: Czy nasz interes narodowy ma związek z bezpieczeństwem Izraela? Czy w naszym interesie są niekończące się wojny, które wykrwawiły i doprowadziły kraj do bankructwa?

Na koniec – życząc z całego serca Palestyńczykom wolnej Palestyny, życzę im … Wolnej Polski, wolnej od żydowskich i ukraińskich okupantów. A Polakom, zamiast „Chwała Palestynie” lub „Chwała Ukrainie” zalecam wznoszenie zawołania „Jeszcze Polska nie zginęła” lub bardziej aktualnego: „Co nam obca przemoc wzięła, szablą odbierzemy”.

Krzysztof Baliński

CZY NIE SPRZEDA NAS ŻYDOM i RUSKIM?

CZY NIE SPRZEDA NAS ŻYDOM i RUSKIM?

Krzysztof Baliński

„Czy nie poświęci Polskę na rzecz przemysłu holokaustu, czy nie sprzeda nas Ruskim? Trump to najbardziej pro-izraelski prezydent od czasów Trumana. To cynik prowadzony na sznurku przez lobby żydowskie, a podpisem pod ustawą 447 przekreślił wszystko, co powiedział pod pomnikiem Powstania Warszawskiego” – dywagują. Przy czym podszepty takie dyskretnie powiela nie tylko żydowska gazeta dla Polaków, ale i organ prasowy stronnictwa amerykańsko-żydowskiego, które za gwaranta utrzymania się przy władzy uznawało nowojorskie lobby żydowskie.

Kiedy latem 2020 r. bojówkarze palili i plądrowali Minneapolis i Seattle, na prawicowych portalach w Polsce sekundowały im chorobliwie antyamerykańskie typy, widzące w komunistycznej rebelii początek końca „Imperium Zła”, rzucające hasło „Śmierć Ameryce!”. Ale i kilka dni temu portal ze słowem „myśl” w tytule rzucił myśl: „Życzę Ameryce szybkiego i bolesnego upadku”. Do tego dochodzą podpowiedzi z Łubianki, że przed Amerykanami musimy uciekać pod opiekę Rosji, bo okupacja żydowska będzie jeszcze gorsza niż sowiecka.

O takich, jak autor tych słów, napisała: „Polski patriota, który nabrał się na Trumpa. Judeo-masońscy spece od pijaru doskonale wstrzelili się w jego gusta. Wypatruje rycerza na białym koniu, który ma uratować świat. Wszystko jest cyniczną grą. Bez względu na ‘wynik’ wyborów i tak rządzi ta sama, bezwzględna klika. Dla uśpienia czujności, należy dać ludziom ułudę. Trzeba podsunąć im ‘bohaterów’ wykreowanych na przeciwników złego systemu. Trump sam jest na usługach bandytów, którzy trzymają ludzkość w niewoli”. Jeszcze inny wtóruje: „Czasami łapię się na tym, że odczuwam jakąś sympatię dla Trumpa, jednak życzę zwycięstwa amerykańskiej komunistce. Dlaczego? Bo nie życzę dobrze Ameryce. A dlaczego Ameryka ma upaść? Bo opanowało ją plemię żmijowe, które ma jedyny cel – niszczenie i destrukcja, tak jak pasożyt zżera swego gospodarza”.

Jeszcze inny, który „nie dał się nabrać na Trumpa”, głosi „memento dla szabesgojów”: Trumpowi nie pomógł prożydowski serwilizm. Ale ten medal ma także drugą, ciemniejszą stronę. Jest nią jego oczywiste rozgoryczenie jako osoby, która zrobiła dla żydostwa więcej niż którykolwiek z poprzednich przywódców światowego mocarstwa. […] rysuje się nam obraz nadgorliwego szabesgoja, zaangażowanego w realizację żydowskich planów jak mało kto. Wydawało się, że szabesgoj z talmudycznym zapleczem w osobach zięcia i córki ma wystarczające „papiery” na lojalnego i zaufanego pachołka żydokomuny. Okazało się jednak, że poszedł w swoim serwilizmie jeszcze dalej. […] postanowił stać się żydem pełną gębą. Cztery lata temu, w głębokiej tajemnicy przed opinią publiczną, przeszedł na judaizm. Niestety, nawet tak karkołomna przewrotka nie pomogła. Tępiony jest przez swoich współbraci bardziej niż niejeden „antysemita”. Dzisiaj Trump to trup. Na razie trup tylko polityczny, lecz mimo to nadal włóczony przez amerykańską żydokomunę z iście szatańską perfidią.

Mitem jest, że był najbardziej prożydowskim prezydentem w historii USA. Mitem jest, że został prezydentem dzięki Żydom. Został nim wbrew Żydom. Że tak było, świadczy poparcie lobby żydowskiego dla Hillary Clinton w wyborach ‘2016 i dla Joe Bidena w wyborach ‘2020 oraz że wśród najbardziej jadowitych krytyków Trumpa są wyłącznie żydowskie nazwiska. Mitem natomiast nie jest, że był ofiarą „żydowskiego spisku”, że za jego obaleniem kryła się żydokomunistyczna rewolta i że chodziło w niej o to, aby stetryczały Biden przekazał władzę Kamali Harris, która zrealizuje agendę swego żydowskiego męża. Przypomnijmy też sekwencję wydarzeń: Poparcie republikańskiego establishmentu uzyskał dopiero wtedy, gdy zagroził, że wystartuje jako kandydat niezależny; Był „odszczepieńcem”, bo odrzucił „głębokie państwo”, które – według niego – opętało Partię Republikańską.

Że nie był najbardziej prożydowskim prezydentem w historii USA, świadczy to, że (nieliczni) Żydzi, którzy kręcili się w Białym Domu, zdradzili go (w tym zięć) i zdradził go Benjamin Netanyahu. „Pierwszą osobą, która pogratulowała Bidenowi to Bibi Netanyahu, człowiek, dla którego zrobiłem więcej niż dla kogokolwiek. Popełnił ogromny błąd. Nie rozmawiałem z nim od tamtego czasu. Jebać go” – to słowa byłego prezydenta na temat izraelskiego premiera, który z przyjaźnią z Trumpem obnosił się demonstracyjnie.

To prawda, że mając poważne kłopoty, próbował zneutralizować żydowskie lobby. To prawda, że ostentacyjnie obnosił się z filosemityzmem i ustępował Żydom w niektórych sprawach. Ale czy nie wychodził ze słusznego założenia, że nie można walczyć ze wszystkimi? Znienawidzony przez cały amerykański establishment, musiał przestrzegać kanonu, że prożydowskość jest ciągle podstawowym wymogiem politycznej poprawności, i nie sposób, w opozycji do tego lobby, wygrać.

Nie tylko nie uznawali go za filosemitę, ale oskarżali go o „antysemityzm”. No bo skąd wziął się w „Haaretz” tytuł „Ataki Trumpa na Antifę są atakami na Żydów”, i zawarta w tekście instrukcja: „Amerykańscy Żydzi nie powinni popierać Trumpa w wojnie z Antifą, ponieważ wybór antyfaszystów jako kozła ofiarnego jest z natury antysemityzmem”? Antysemityzmem było oskarżanie Sorosa o finansowanie sprawców zamieszek: […] skrajnie lewicowe ruchy antyfaszystowskie były obroną dla Żydów. Dlatego każdy Żyd w Ameryce powinien sprzeciwić się atakom Trumpa na antyfaszyzm. Spiskowa teoria o aktywistach Antify opłaconych przez Sorosa opiera się na rasistowskim wyobrażeniu, że czarni nigdy nie mogliby się zorganizować sami bez marionetkowego mistrza, a za sznurki pociąga międzynarodowe żydostwo”.

O antysemityzmie byłego prezydenta mają świadczyć słowa: „Żydzi myślą tylko o swoich interesach […] trzymają się zawsze w kupie”. Na swój sposób Trumpa „zdemaskował” Louis Farrakhan, radykalny murzyński lider Nation of Islam – gdy szef Ligi Antydefamacyjnej zarzucił Trumpowi, że nie wyrzekł się poparcia Farrakhana, ten ogłosił: „Trump jest jedynym liderem, który stanął przed społecznością żydowską i powiedział – nie chcę waszych pieniędzy”. Przypadkiem nie jest też, że wyspecjalizowana w tropieniu antysemitów ADL przodowała w krytyce Trumpa. A po jego odejściu triumfowała, bo firmowana przez Bidena administracja okazała się żydokomunistyczną rekonkwistą. W nowej bolszewickiej republice pojawiła się sprawa Polski – w osobie Trumpa utraciliśmy sojusznika, a władzę przejęli ci, w których oparcie znajdują roszczenia do pożydowskiego mienia. W Warszawie pojawił się też nowy ambasador USA (i zatęskniliśmy za Mosbacher).

„Nawet Żydzi przecierali oczy ze zdumienia – prawie wszyscy członkowie administracji to Żydzi […] Gdy Joe Biden ogłosił skład gabinetu, po żydowskim twitterze zaczął krążyć dowcip – w Białym Domu będzie minjan” (kworum modlitewne w judaizmie wynoszące 10 mężczyzn) – pisał żydowski „Forward”. Szefem personelu został Ronald Klain. Żydami są: sekretarz stanu Antony Blinken (i Victoria Nuland), sekretarz departamentu bezpieczeństwa wewnętrznego Alejandro Mayorkas, prokurator generalny Merrick Garland, szefowa Narodowej Agencji Bezpieczeństwa Anne Neuberger, koordynator służb wywiadowczych Avril Haines, zastępca dyrektora CIA David Cohen, sekretarz zdrowia Rachel Levine, dyrektor tamtejszego Sanepidu Rochelle Walensky i sekretarz skarbu Janet Yellen. Wszystkie urzędy, poza dwoma obsadzonymi przez Indiankę i Murzyna, objęli przedstawiciele tej mniejszości. Z tym że czarnoskóry sekretarz obrony urzędowanie rozpoczął od oświadczenia, że będzie pilnował praw mniejszości seksualnych. Prezydenckim doradcą ds. bezpieczeństwa został goj J.J. Sullivan, ale wkrótce okazało się, że to mąż Margaret Goodlander, dyrektorki biura planowania politycznego w Departamencie Stanu, głównej macherki od kolorowych rewolucji.

A jak było z gabinetem Trumpa? To był ewenement – w jego skład wszedł tylko jeden żyd. Według cytowanej wcześniej gazety, na 24 członków administracji Trumpa tylko trzech było nie-białych. Żydowska gazeta dla Amerykanów zastosowała jednak „specyficzne” kryterium rasowe – nie podała, że u Trumpa sekretarzem ds. zdrowia został Alex Azari, a sekretarzem obrony Mark Esper, obaj potomkowie maronickich (czyli katolickich) imigrantów z Libanu. Dowodem na to, że Trump to nie Ku Klux Klan, byli Murzyn i Chinka w jego gabinecie oraz to, że głosowało za nim wyjątkowo dużo Czarnych.

Joe Biden to „katolik”, ale nieźle zblatowany z Żydami. Jego synowie Beau i Hunter oraz córka Ashley weszli w związki małżeńskie z członkami, jak określają się sami Żydzi, „Plemienia”. Żona Beau urodziła Bidenowi dwóch wnuków. Hunter poślubił południowoafrykańską Żydówką i tuż przed ceremonią ślubną wytatuował sobie na bicepsie hebrajski napis identyczny z tatuażem narzeczonej – „Shalom”. Gdy córka Bidena przypieczętowała swój związek katolicko-żydowską ceremonią, prezydent USA odtańczył żydowski taniec hora. „Jestem jedynym irlandzkim katolikiem, którego marzenie się spełniło, ponieważ moja córka wyszła za mąż za żydowskiego lekarza” – wyraźnie zadowolony dowcipkował. A co do Trumpa – gdy go zapytano o córkę, wyraźnie zasmucony powiedział: „Tak, jedna z moich córek jest żydówką. To nie było planowane, po prostu tak się stało”.

Katolik Biden otoczył się Żydami, a protestant Trump otoczył się katolikami (a kandydat na wiceprezydenta przeszedł na katolicyzm). Trump i Biden zabiegali o głosy katolickich wyborców, ale na różne sposoby. Pierwszy odwołuje się do katolickiego wychowania, chodzi do kościoła z różańcem w ręku i przejawia troskę wobec imigrantów. Drugi broni życia nienarodzonych i skupia się na krytyce Bidena za jego podejście do aborcji. Wielu wyższych urzędników jego administracji to konserwatywni katolicy. No i żona Trumpa jest katoliczką.

„Czy nie poświęci Polski na rzecz przemysłu holokaustu? To przyjaciel Izraela i Żydów! Wystarczy wspomnieć, że za czasów jego prezydentury, doszło do uchwalenia ustawy 447, a Trump ją podpisał” – biadolą. A jak było naprawdę? Trump, podpisując ustawę, nie mógł wiedzieć, że chodzi o nas, bo w jej tekście nie pada słowo „Polska” – jest tylko mowa o krajach Europy Środkowej. Polska ambasada nie zrobił nic, żeby zapobiec jej procedowaniu w Senacie, nie miała żadnych wyprzedzających informacji o intrydze lobby żydowskiego, nie utrzymywała żadnych kontaktów z administracją Trumpa, nie współpracowała z Polonią. Miała za to ambasadora Schnepfa vel Sznepfa. Mało tego – gdy przedstawiciele Polonii podjęli próbę zapobieżenia uchwaleniu ustawy, Kaczyński wydelegował do Waszyngtonu ministra Marka Magierowskiego, tylko po to, by Polonię spacyfikować i jej starania storpedować.

Sprawę dodatkowo gmatwało to, że Trump, skupiony na wewnętrznych przepychankach z „głębokim państwem”, zaniedbywał resztę świat, z Polską włącznie. A także to, że z amerykańską żydokomuną walczył, a Kaczyński z tą hołotą układał się, Morawiecki chciał z nią tworzyć „biało-czerwoną drużynę”, i obaj byli gorącymi orędownikami przeflancowania stosunków Polski z Ameryką na stosunki polsko-żydowskie a w kontaktach z USA korzystali z usług żydokomunistycznych pośredników. Innymi słowy – mieli relacje z nowojorskimi Żydami a nie z Donaldem Trumpem.

Zapytany, dlaczego nie poruszył tego tematu podczas spotkania z Trumpem, Andrzej Duda odpowiedział: „bo strona amerykańska tego nie zaproponowała”. I tu kilka uwag: To nie prezydent USA, ale prezydent RP ma obowiązek zabiegać o interes Polski; Trump, gdy wróci do Białego Domu, nie będzie prezydentem Polski, lecz prezydentem USA i nie na nim będzie spoczywał obowiązek troszczenia się o polskie interesy; Trump nic nie zrobi dla Polski, jeśli nie będzie to w interesie USA; W obronie Polski nie kiwnie palcem, jeśli nie będzie to obrona Ameryki. Najlepszą tego ilustracją jest jego wpis na platformie X: „Amerykanie będą walczyli tylko tam, gdzie to służy interesom ich kraju, i tylko po to, by wygrać”. Także i z naszej strony w stosunkach z przyszłym prezydentem unikać trzeba będzie „murzyńskości” i „robienia laski”, a twardo negocjować – wypominając, że czasami mówi jednym głosem z naszymi oponentami. Z Trumpem można będzie zrobić interes, pod warunkiem, że po naszej stronie do rozmów z nim zasiądą obrońcy interesu narodowego Polski, a nie Ukrainy czy Izraela.

Kto zostanie nowym prezydentem USA, to ważne dlatego, że wybory w USA są inne niż wszystkie poprzednie, że konfrontacja polityczna staje się wojną cywilizacyjną, a nie tylko konkurencją programów politycznych dwóch partii, wojną totalną różnych światów, gdzie gra idzie o wszystko i nie będzie brania jeńców. Toczące się starcie to nie tylko wojna z Trumpem, ale także z nami, bo, kto popiera, a kto zwalcza Trumpa to nasza narodowa sprawa, bo linie podziałów politycznych w obu krajach są podobne, bo tu i tam, jak w soczewce widać, kto patriota, a kto zaprzaniec.

Jeśli Trump wygra, to rządząca Polską koalicja znajdzie się w położeniu nie do pozazdroszczenia, i będzie chciało się oglądać miny tych wszystkich, którzy trzymali kciuki za wiktorię Kamali. I czy nie jest to argument przemawiający za tym, aby kibicować Trumpowi? Jeśli cię to nie przekonuje, to może przekona to, że na Trumpa zagięli parol nie tylko amerykańscy Żydzi, ale i warszawski Judenrat z Michnikiem na czele. I tu prosta rada: Jeśli nie wiesz, co o danej sprawie sądzić, wystarczy zorientować się, co pisze „Gazeta Wyborcza”. Jeśli bardzo dobrze, to na pewno nie jest to w interesie Polski. Jeżeli bardzo źle to na 100 procent sprawa jest słuszna.

Trumpa powinniśmy lubić także dlatego, że za Kamalą jest von der Leyen oraz że dla kanclerza Niemiec, Trump to największe zagrożenie dla światowego ładu. Za takie uznał Trumpa niemiecka sondażownia YouGov – Trump „wygrał” z ajatollahem Iranu, prezydentem Chin i Putinem. No i jeszcze dlatego, że przeciw Trumpowi jest papież Franciszek, a za Kamalą jest Anne Applebaum, która kandydata połowy Ameryki nazwała „debilem i obłąkańcem”. A może do Trumpa przekona cię to, że dziadek męża Kamali (podobnie jak dziadkowie żony Radka Sikorskiego) urodził się w żydowskim sztetlu pod Gorlicami?

Wyobraźmy sobie sytuację: Chcemy wydalić z Polski tych, którzy wdarli się przez granicę z Ukrainą (tak, jak wdarli się do USA przez granicę z Meksykiem), a przy władzy jest Kamala. Jaki klangor wzniósłby się za Oceanem? A jak zareagowałby Donald, który zapowiada deportację milionów nachodźców i którego platforma wyborcza mówi o „odwróceniu destruktywnej polityki otwartych granic prowadzącej do tego, że nielegalni imigranci z całego świata krążą po USA”? No, bo, kto w Polsce stoi za imigrantami? Czy nie ci sami, którzy Trumpa znienawidzili za oskarżanie obozu Biden-Harris o sprowadzanie imigrantów „dla wymazania chrześcijańskiego oblicze Ameryki”, zarzucający Trumpowi, że „w szeregach swych zwolenników ma białych nacjonalistów, obawiających się, aby ich wnukowie nie stali się we własnym kraju znienawidzoną mniejszością”?

Czy za Trumpem nie przemawia to, że bezwzględnie ściga go żydokomuna za to, że nie mają nad nim kontroli i że powiedział: „Dla prezydenta najważniejszy powinien być interes własnego narodu”? Czy nie przemawia za nim zerwanie porozumień klimatycznych, rewolta przeciwko marksizmowi kulturowemu i tyranii politycznej poprawności, a także to, że stanął w obronie dzieci nienarodzonych, i „piekło zawyło” albo – jak pisał poeta – „zatrząsły się portki pętakom”? Czy Trump nie zyskuje w naszych oczach za to, że jak czerwona płachta na byka działa na sodomitów i na całe to antypolskie tałatajstwo, które z wytęsknieniem wyczekuje chwili, kiedy Kamala przejmie Biały Dom i będą mogli dalej ratować, zamiast Polski, klimat i uchodźców? Czy Trumpa nie powinniśmy lubić za to, że oskarżają go o szerzenie teorii spiskowych o Sorosie o o nazywanie oponentów „globalistami”? Czy za Trumpem nie przemawia to, że Republikanie to partia nacjonalistyczna, a Demokraci to partia internacjonałów i lewackich wariatów, popierających imigrację i mieszanie ras?

Polubmy Trumpa za słowa sprzed Pomnika Powstańców Warszawskich, które globalistyczny think tank opisał: „Swoim przemówieniem odrzucił ‘neokonserwatywny internacjonalizm Busha’, jak i ‘liberalny internacjonalizm Obamy’, a zainicjował ‘nacjonalistyczny internacjonalizm’ oraz przyrzekł, iż współpracować będzie ze swymi sojusznikami w obronie zachodniej cywilizacji”. Dla „The Atlantic”: „Wstrząsające było przywołanie pojęć takich jak ‘Zachód’ i ‘wartości Zachodu’, a przemówienie pełne było rasowej i religijnej paranoi”. To, co Trump powiedział było dla Polski przełomowe. Pierwszy raz od dekad zabrzmiał z Ameryki głos inny niż pedagogiki wstydu. Jego wizyta dała więcej niż wszystkie wizyty prezydentów Izraela i zrobiła dla Polski więcej niż wszyscy prezydenci III RP razem wzięci. W jego 7-minutowym przemówieniu było wszystko, czego Polska potrzebowała. Wystarczyło, by pokazać światu, że powstanie warszawskie to nie „powstanie” w getcie. Ujawniły to żydowskie media: „Podczas swej wizyty dał przyzwolenie na polski nacjonalizm […] Trump poparł prawicową narrację, według której Polacy byli ofiarami nazistów i nie odgrywali czynnej roli w mordowaniu Żydów […] jako pierwszy prezydent USA od kilkudziesięciu lat nie pojawił się przy pomniku Bohaterów Getta”.

Jest jeszcze inny powód, żeby Trumpa lubić – „trump” to po angielsku „zuch, chwat”, a „tusk” to po kaszubsku „kundel”. Co znaczy „tusk” w amerykańskim slangu więziennym też wiemy – to synonim agresywnego pederasty. I jeszcze jedno – Amerykanom można pozazdrościć Trumpa za stosowanie taktyki: Jeśli zostaniesz zaatakowany, to jedną trzecią sił przeznacz na obronę, a dwie trzecie rzuć do kontrataku. Nigdy nie przechodź do defensywy, zawsze szukaj słabych punktów przeciwnika i wygrywaj. A poza tym podobać nam się powinna rodzina Trumpa – małżonka o pięknej słowiańskiej urodzie.

Czy wygra wyścig z czasem? Czy zatrzyma pochód lewackiej zarazy? Czy stłumi żydokomunistyczną rabację? Czy tak, jak cztery lata temu wygra, bo zdoła przemówić do mieszkańców „głębokiej” Ameryki, którzy czują, że kraj jest w wielkim niebezpieczeństwie? A może dewiza „Make America Great Again” zainspiruje Polaków do hasła: „Aby Polska była polska”? I może spełnią się słowa Trumpa rzucone pod pomnikiem Powstańców Warszawy: Polska zwyciężyła. Polska zawsze zwycięży!

Krzysztof Baliński

DOBRY dla ŻYDÓW?

DOBRY dla ŻYDÓW?

Krzysztof Baliński

Czego tam nie było! Konwencję, na której Kamalę Harris oficjalnie przedstawiono, jako kandydata na urząd prezydenta, rozpoczęła modlitwa w wykonaniu arcybiskupa Chicago, który w ten sposób pobłogosławił aborcję. Bo w pobliżu stał wóz, w którym, na życzenie, można było przerwać ciążę, bez żadnych ograniczeń. Królowała aborcja, ale nie zabrakło gender ze wszystkimi jego odsłonami.

Dlaczego właśnie ją wysunięto na to stanowisko? Czy nie dlatego, że gdy Joe Biden wziął ją na swoją zastępczynię potrzebny był symbol multikulti w Białym Domu: kobieta, z mniejszości etnicznej, potomek imigrantów i najważniejsze – osoba nie biała.

Ale to nie wszystko – właściciele Bidena nakazali, aby była powiązana z żydokomuną. Kadrowe posunięcia w administracji Bidena potwierdziły tajemnicę poliszynela: Joe Biden i Kamala Harris to tylko figuranci; Firmowana przez Bidena administracja to bolszewicka, kontrkulturowa mafia; To nie Biden jest prezydentem, ale Soros i Zuckerbergi, a wspólnym mianownikiem żydo-komunistyczne pochodzenie oraz machinacja, że zdziadziały Biden przekaże władzę Harris, która spolegliwie zrealizuje agendę swego żydowskiego męża.

Przedstawiają ją jako „Afroamerykankę”, chociaż jej ojciec pochodzi z Jamajki, matka z Indii a wychowana została jako hinduistka. W Kongresie uznana została za najbardziej lewicowego senatora, wyprzedzając nawet Bernie Sandersa. Była za legalizacją marihuany, za imigracją, za kontrolą posiadania broni. Wspierała wszelkiej maści zboczeńców. Zasłynęła lobbowaniem za mordowaniem nienarodzonych dzieci (nawiasem mówiąc, nigdy w historii Ameryki nie było tak antykatolickiego tandemu – zarówno ona jak i Biden są zwolennikami aborcji do 9. miesiąca ciąży). Gdy przez Amerykę przewalały się rasowe rozruchy, a na ich czele stanął skrajnie radykalny i rasistowski ruch Black Lives Matter, opowiadający się za anihilacją białej rasy, Kamala zbierała kaucje dla tych, którzy puszczali z dymem i plądrowali amerykańskie miasta.

„The Spectator” pisze o błyskawicznej metamorfozie Kamali Harris, która z „bełkotliwej, chichoczącej, tępej polityczki ulega przemianie w „inteligentną, inspirującą, pełną siły i elokwentną propagatorkę wolności, sprawiedliwości i demokracji”. Inne alternatywne media opisują to tak: „Najbardziej spektakularna transformacja w historii amerykańskiej polityki. Teraz stała się centrystyczną polityk, błyskotliwą kandydatką na przywódcę wolnego świata”.

Gdy Żydowska Agencja Telegraficzna (JTA) omawiała kandydatów mających zastąpić Bidena, o Kamali Harris pisała: Jej największym atutem jest żydowski mąż Doug Emhoff. Gdy synowie Emhoffa nadali jej przydomek „Mamełe” („Momala” w pisowni angielskiej), który w jidysz oznacza „mamusia”, powiedziała: „W trakcie mojej kariery nosiłam wiele tytułów, ale ten znaczy dla mnie najwięcej”. Sam Emhoff skromnie przyznał, że „nie zdawał sobie sprawy, jak będzie ważny dla żydowskiej społeczności w Ameryce”. A „społeczność” odwdzięczyła mu się pochwałą jego roli, jako „comforter in chief to the Jewish community” (co się przekłada: główny pocieszyciel podnoszący na duchu społeczność żydowską) oraz uwagą, że po raz pierwszy w historii mezuza zawisła w rezydencji wiceprezydenta (i że odbył pielgrzymkę do rodzinnych stron pod Gorlicami). JTA dodaje: Harris, oprócz męża, ma inne żydowskie powinowactwa i koneksje: Do Senatu dostała się dzięki poparciu dwóch żydowskich senatorów z Kalifornii – Barbary Boxer i Dianne Feinstein. Nauki pobierała w żydowskiej szkole w Montrealu. Jeszcze jako dziecko zbierała fundusze dla Jewish National Fund.

Good for the Jews? (Dobry dla Żydów?) – taki tytuł JTA nadała tekstowi o kandydatach na wiceprezydenta, rozpatrywanych przez wierchuszkę Partii Demokratycznej. Każde nazwisko opatruje etykietką. Zacytujmy niektóre: Gubernator Illinois J.B. Pritzker to miliarder, dziedzic znanej żydowskiej rodziny hotelarskiej. Jego siostra Penny, to główny darczyńca w kampanii prezydenckiej Obamy, później sekretarzem handlu, a dziś specjalny wysłannik Bidena ds. odbudowy Ukrainy. Gubernator Colorado Jared Polis zasłynął tym, że jest pierwszą osobą LGBTQ wybraną na gubernatora stanu oraz że wziął czysto żydowski ślub ze swoim czysto żydowskim partnerem. O Marku Kellym (byłym kosmonaucie) JTA nie pisała. Pisała za to o jego żonie: „Była kongresmenka będzie mogła kontynuować tradycję żydowskiej żony wiceprezydenta. Gabrielle Giffords nie ukrywa swej żydowskiej tożsamości. Jej ojciec jest Żydem, a matka należy do sekty scjentologów. Swoje żydostwo potwierdziła w 2002 r. podróżą do Izraela zorganizowaną przez Komitet Żydów Amerykańskich, w ramach inicjatywy Project Interchange, która otacza opieką obiecujących młodych polityków. Jest znana z tego, że na rękawach nosi żydowską naszywkę. W 2021 r., po 20 latach nauki w żydowskiej kongregacji, w obecności męża przeszła bat micwa (uroczystość religijną związaną z wejściem dziewczyny w okres dorosłości), a rabin prowadząca ceremonię pożeniła przy tej okazji parę pod chuppa, żydowskim ślubnym baldachimem. Dalej JTA telegrafowała: Gdyby Kelly został wiceprezydentem, zainstalowana przez Emhoffa mezuza pozostanie na miejscu, i po raz pierwszy w historii prezydent i wiceprezydent będą mieli żydowskich małżonków.

JTA najwięcej miejsca poświęciła gubernatorowi Pensylwanii Josh (Joszua) Shapiro: Jest trzecim w historii stanu żydowskim gubernatorem. W trakcie kampanii wyborczej wyemitował spot reklamowy o tym, jak łączy kampanię wyborczą z przestrzeganiem szabatu. Podczas inauguracji przysięgał na trzy egzemplarze Biblii w j. hebrajskim. Zasłynął z tego, że wszczął śledztwo ws. seksualnych nadużyć w instytucjach katolickich i opublikował raport, w którym oskarżył setki księży i Kościół za kamuflowanie ich przestępstw. Zostałby pierwszym w historii USA żydowskim wiceprezydentem.

Gdy Kamala Harris ogłosiła, że kandydatem na wiceprezydenta jest Tim Waltz, podniosły się głosy oburzenia: Nie wybrała Shapiro tylko dlatego, że jest Żydem. I rzeczywiście – tzw. progresiści oskarżali go o popieranie przestępstw Izraela w Gazie i nadali ksywę „Joszua Ludobójca”. W obronie Waltza, murem stanęli żydowscy aktywiści. Odrzucili oskarżenia, że antysemityzm odegrał jakąkolwiek rolę. Przyznając równocześnie, że „musiała brać pod uwagę antysemicką bazę partyjną”. „Poglądy Shapiro i Waltza w odniesieniu do Izraela nie różnią się” – to senator Tom Cotton. Halie Soifer, szefowa Jewish Democratic Council of America dorzuciła: Harris i Waltz podzielają niezachwiane poparcie Shapiro dla Izraela”. Mark Mellman, szef „Demokratycznej Większości za Izraelem” podsumował: „Harris dobrała sobie Żydów na wiele ważnych stanowisk i sugestia, że decyzja jest antysemicka oraz że Żydzi nie są mile widziani w szeregach partii to absurd, uwzględniwszy, jak dużo Żydów zajmuje kierownicze stanowiska. No i wszyscy zgodnie odnotowali: mąż Harris jest Żydem. Z pomocą pospieszył Steve Hunegs, żydowski aktywista z Minnesota. W przesłanym dla JTA raporcie pisze: Tim Waltz jest dobrze znany żydowskiej społeczności i jest z nią silnie związany. Od zawsze adwokat pomocy dla Izraela i interesów Izraela. Mamy z nim i z jego ludźmi bardzo dobre robocze kontakty. Zwalcza antysemitów. Jego priorytetem jest edukacja o Holokauście. Mogę powiedzieć: To MENSCH. Tu wyjaśnienie: to największy komplement, jaki można dostać od Żyda; w języku jidysz oznacza kogoś, kogo należy podziwiać.

Kreują go na pospolitego Amerykanina, który nosi koszulę w kratę, czapkę bejsbolową i dżinsy, jest wielbicielem polowań, nie gromadzi oszczędności. Ale to tylko pozory. W rzeczywistości to skrajny lewak. W Minnesota wprowadził przepisy sankcjonujące pełną „wolność reprodukcyjną” (aborcja jest legalna w każdym momencie ciąży, aby jej dokonać nie trzeba czekać ustawowych 24 godzin) Chroni dostawców usług medycznych i pacjentów przed ściganiem, jeśli przeprowadzili aborcję w innym stanie. Wspiera organizacje LGBTQ. Jego stan stał się sanktuarium dla osób transpłciowych. Zalegalizował marihuanę. Ograniczył dostęp do broni. Wprowadził w szkołach darmowe tampony i podpaski (także w ubikacjach dla chłopców). Minnesota stała się sanktuarium dla nielegalnych imigrantów, pozwolił im na uzyskanie prawa jazdy, które w USA jest dokumentem tożsamości. Gdy wybuchły zamieszki po śmierci George`a Floyda, zwlekał dwa dni zanim skierował Gwardię Narodową. „Siedział i przyglądał się, jak miasto płonie” – to słowa Trumpa. Wraz z Harris kampanię wyborczą ogniskuje na ideologii. I tak właśnie para przez kolejne lata ma rządzić Ameryką.

Gdy pojawiły się głosy, że niewystarczająco popiera Izrael, że publicznie wezwała do „przerwania ognia” w Gazie i że jest jej bliżej do krytycznego wobec Izraela progresywnego skrzydła Partii, doradcy Harris (skądinąd wszyscy pochodzenia żydowskiego) ripostowali: To robota Republikanów, którzy usiłują wpłynąć na wyborców żydowskich. I rzeczywiście –Trump ucieka się do różnych sztuczek, w tym oskarżania Harris, że jest antysemitką. Zarzucił jej na przykład, że „zadała Izraelowi cios w plecy” nie biorąc udziału w połączonej sesji Kongresu, dla wysłuchania Netanjahu (chociaż udziału nie wziął też J.D. Vance i ponad setka innych kongresmenów). Gdy zamiast Shapiro dobrała sobie Waltza, Vance przygadywał: „Ugięła kolana przed antysemitami, antyizraelskim radykałami na lewicy”.

„Times of Israel” pisała: Prominentni Republikanie wykorzystują protesty na campusach, aby zademonstrować sojusz z Żydami, chociaż niektórzy z nich rozpowszechniali antyżydowskie teorie spiskowe. JTA telegrafowała: „Przez całe swoje życie była otoczona Żydami. Mezuza wisi w jej rezydencji. Jest żoną Żyda, który odgrywa wiodącą rolę w wysiłkach administracji na rzecz zwalczania antysemityzmu”. Gazeta cytuje anonimowego funkcjonariusza Białego Domu: „Podziela poparcie prezydenta dla Izraela. Rozczarowani polityką prezydenta Bidena będą też rozczarowani polityką prezydenta Harris”. Tym niemniej, gazeta dodaje: Mimo iż większość kongresmenów zdecydowanie popiera Izrael, wśród młodszych członków Partii narastają antyizraelskie nastroje. Niektórzy opowiadają się za czymś wcześniej nie do pomyślenia – warunkowaniem pomocy dla Izraela. „Odejście Biden to koniec pewnej epoki, prezydenta otwarcie identyfikującego się z syjonistami i uznającego się za syjonistę” – konkluduje JTA.

Kamala dobrała sobie Waltza, a Donald wybrał Vance’a, co jednoznacznie potwierdza, że obiera ultrakonserwatywny kurs w polityce wewnętrznej i izolacjonizm w polityce zagranicznej. Ma radykalne, prawicowe i nacjonalistyczne poglądy. Jest „na prawo” od Donalda Trumpa. Postuluje uczynienie z pasa granicznego z Meksykiem strefy wojennej. Nawołuje do masowych deportacji nielegalnych imigrantów. Sprzeciwia się jakiejkolwiek amnestii dla nieudokumentowanych cudzoziemców. Programy pomocowe dla niebędących obywatelami USA uważa za karygodne marnotrawstwo i rozdawnictwo pieniędzy podatnika. Podziela niechęć Trumpa do międzynarodowego zaangażowana USA. Głosi konieczność realizacji amerykańskich interesów narodowych, bez wtrącania się w konflikty europejskie. Uważa, że wspieranie Ukrainy jest naruszeniem doktryny izolacjonistycznej wytyczonej przez twórców amerykańskiej państwowości, naraża na ogromne wydatki oraz prowadzi do konfliktu nuklearnego. Gdy w Senacie przewodził batalii o zablokowanie pakietu pomocy wojskowej dla Ukrainy, w eseju dla „NYT” pisał: „Muszę być z wami szczery – tak naprawdę nie obchodzi mnie, co stanie się z Ukrainą w ten czy inny sposób”.

Proizraelskich ewangelików, jak mantrę recytujących, iż naturalnym domem dla Żydów jest Partia Republikańska, niepokoi wzrost znaczenia „skrajnie prawicowego skrzydła Partii”, które odrzuca proizraelską ortodoksję, opowiada się za izolacjonizmem i przywołuje antysemickie metafory. Na corocznym zjeździe Chrześcijan Zjednoczonych dla Izraela (Christians United for Israel) Sandra Parker, córka założyciela ruchu pastora Johna Hagee nawiązała do republikańskich kongresmenów, którzy sprzeciwili się ustawie mającej przyjąć definicję antysemityzmu. Tu przypomnienie: 21 Republikanów głosowało w maju przeciw ustawie, ponieważ definicja, jako przykład współczesnych przejawów antysemityzmu, podaje twierdzenie o odpowiedzialności Żydów za śmierć Chrystusa. W kuluarach zjazdu szeptano też o tym, że Trump grawituje wokół izolacjonistów, że zaproponował konwersję pomocy dla Ukrainy i Izraela w pożyczkę i że są w partii tacy, którzy kwestionują pomoc wojskową USA dla Izraela. Tu zaznaczmy, że dla Trumpa najważniejsi są protestanccy ewangelicy, bo to głównie dzięki nim wygrał w 2016 r. wybory. Tym niemniej, wielu wyższych urzędników jego administracji było konserwatywnymi katolikami. Katoliczką jest jego żona. Spektakularny był udział Trumpa w marszu obrońców życia przed kościołem w pobliżu Białego Domu, z Ewangelią w dłoni. Dzisiaj kampanię namierza też na białych wyborców katolickich pochodzenia irlandzkiego, włoskiego i polskiego.

Izolacjonizm był głównym powodem zaniepokojenia proizraelskich aktywistów partyjnych na konwencji w Milwaukee. Nawoływali do wyeliminowania Tuckera Carlsona (chociaż ten w trakcie konwencji siedział obok Trumpa i wygłosił główne przemówienie!). Relacjonujący to „Times of Israel” pisał: Carlson, który ma populistyczny talk show na X, jest izolacjonistą i gości w swym programie konserwatystów o antysemickich poglądach, popierających retorykę białych suprematystów oraz antysemicką teorię „Wielkiej Podmiany”. Zerwanie z dotychczasową polityką zagraniczną stało się ewidentne, gdy senator J. Hawley w Heritage Foundation wykpił coś, co nazwał „dwupartyjnym imperium neokonserwatystów na prawicy i liberalnych globalistów na lewicy”, którzy „razem tworzą coś, co można nazwać monopartią waszyngtońskiego establishmentu ponad podziałami”.

Najpierw usunęli Trumpa z mediów i ośmieszyli w żydowskich gazetach dla Amerykanów. Potem skazali w pokazowych procesach. Biden nawoływał do powstrzymanie go za wszelką cenę i rozkazał: „Trzeba go wziąć na celownik”. Aż wreszcie uciekli się do ostatecznego rozwiązania – chcieli go zabić. Trump stanowi zagrożenie nie tyle dla Demokratów, co dla „deep state” – głębokiego państwa, o istnieniu którego jako pierwszy znaczący amerykański polityk otwarcie mówił. Szczególnie rządy Obamy odcisnęły tu swoje piętno. To on poutykał w rządzie ludzi skrajnej lewicy o programie wrogim Stanom Zjednoczonym, którzy działali w destrukcyjny sposób w każdym segmencie administracji. Trump w 2016 r. powtarzał, że chce „osuszyć waszyngtońskie bagno”, ale nie zdał sobie sprawę, jak bagno jest rozległe i głębokie, i poniósł tego konsekwencje.

Dopiero od niedawna mówią, że Joe Biden wykazuje oznaki demencji i zniedołężnienia, mimo że wszyscy w Waszyngtonie wiedzieli, że nie jest tym, który rządzi. A to oznacza, że lobby głębokiego państwa podsuwało mu do podpisu różne ustawy. I jeśli Trump powróci do Białego Domu będzie musiał to rozliczyć, zrobić wielki audyt, oczyścić administrację publiczną z ludzi „głębokiego państw”, przeprowadzić prawdziwą rewolucję.

A co po drugiej stronie Atlantyku? Agencja AFP donosi: VictoriaStarmer, żydowska żona nowego premiera rzadko daje się fotografować. Wiemy tylko, że jej ojciec ma polsko-żydowskie korzenie, że ma dwoje dzieci, których imion nigdy nie ujawniła. Premier jest ateistą, ale żona przekazała swoim dzieciom żydowskie tradycje, w tym uczęszczanie do synagogi i szabasowe kolacje. Tyle AFP, a co media żydowskie? „Times of Israel” pisze: Keir Starmer był w Izbie Gmin świadkiem, jak antysemicka agenda i towarzyszące jej antysemickie ekscesy doprowadziły do tego, że połowa brytyjskich Żydów nosiła się z zamiarem emigracji, w przypadku wyborczego zwycięstwa Partii Pracy. Widział, że wrogość ówczesnego szefa partii Jeremy’ego Corbyna do Zachodu i sympatia dla ‘antyimperialistycznego’ globalnego południa zaczyna naruszać specjalne relacje brytyjsko-amerykańskie. Wybrany na szefa partii wyczyścił ją ze skrajnie lewicowego ekstremizmu i rasizmu. W rezultacie rząd, którym kieruje, szerzej uwzględnia troski brytyjskich Żydów, a decydującym posunięciem zapewniającym Żydów, że partia się zmieniła, było usunięcie Corbyna z jej szeregów.

Zrobił niezwykle dużo w kwestii antysemityzmu w Partii Pracy. To było szczególnie widoczne po ataku Hamasu” – powiedziała Claudia Mendoza, dyrektor wykonawczy brytyjskiego Jewish Leadership Council. „Gdy wracam myślami do zjazdu partii pod przywództwem Corbyna, to widzę dwa różne światy (mając na myśli powiewające na sali obrad palestyńskie flagi). Symbolicznym było wystąpienie Starmera po wyborze na szefa partii, w którym przeprosił, nieco przesadnie i zbyt pochlebczo, brytyjskich Żydów i zobowiązał się do wyplenienia z partii antysemityzmu. Za deklaracjami poszły czyny – usunął Rebekę Long-Bailey z gabinetu cieni, gdy ta w mediach społecznościowych podzieliła się artykułem zawierającym antysemicką teorię spiskową. Nienawiść Starmera do antysemitów ma także aspekt osobisty – jego żona jest Żydówką rygorystycznie przestrzegającą piątkowych szabasowych kolacji”. Dalej Mendoza mówiła: „Sądzę, że Partia Pracy spełniła swe obietnice w kwestii zwalczenia antysemityzmu. W wielu aspektach Keir Starmer poszedł dalej niż trzeba było lub od niego oczekiwano. Przykładem – przyznanie biorących miejsc na listach wyborczych Żydom”.

A co w Warszawie? O tym w innym tekście.

Krzysztof Baliński

DYPLOMACJA PAŃSTWA APPLEBAUM

DYPLOMACJA PAŃSTWA APPLEBAUM

Krzysztof Baliński

Trump to debil i obłąkaniec” – tak Anne Applebaum, małżonka ministra spraw zagranicznych Rzeczypospolitej nazwała faworyta w wyścigu do Białego Domu. Publicznie, w polskich i amerykańskich mediach ogłosiła, że kandydat połowy Ameryki to „mściwy, uzależniony od władzy stary obłąkaniec”. Początek niezły, a dalej opisuje, jak jej się widzi faworyt prezydenckich wyborów: „[…] ten występ (na konwencji Republikanów) wydawał się obłąkańczy, złowieszczy i przerażający. Teraz, po decyzji Bidena o rezygnacji ze starań o reelekcję, występ Trumpa jest już tylko obłąkańczy. Z jednej strony mamy urzędującego prezydenta, który zrozumiał swoje ograniczenia i w akcie patriotyzmu, bezinteresowności i w imię jedności partii postanowił oddać władzę. Z drugiej mamy byłego prezydenta uzależnionego od władzy, przywołującego te same obrazy katastrofy, które serwował osiem lat temu i kadry (Trumpa) po cichu szykujące się do demontażu praw amerykańskich kobiet i przekazania jeszcze więcej pieniędzy w ręce miliarderów przyjaznych Trumpowi”.

To bełkot. To bez sensu. Istotne jednak, że robi to małżonka konstytucyjnego ministra. Ale to i tak lepiej niż w książce „Matka Polka”, gdy o urzędującym wtedy w Białym Domu prezydencie pisała: „Jeśli ludzie są w stanie oddać głos na kogoś takiego jak Trump, który jest ewidentnie debilem, który nic nie rozumie, mówi sloganami na zmianę z hasłami rasistowskimi, wtedy trzeba zapytać, czy demokracja jest możliwa i czy jest potrzebna”. Inaczej mówiąc, obraża połowę populacji Ameryki. No, bo kim są ci Amerykanie, którzy debila wybrali? Prawdziwą zapamiętliwość przejawiała jednak w oskarżeniach Trumpa, że „tchórzliwy półgłówek nie wygrał, ale Putin narzucił go Ameryce”.

Tak pisała, gdy była prywatną osobą, a jej mąż zwykłym europosłem. Teraz to zupełnie co innego – jest osobą, której przypadła zaszczytna funkcja reprezentowania Polski i przemawiania w jej imieniu. Bo, czym innym są  teksty firmowane prywatnym nazwiskiem, a czym innym chamskie odzywki małżonki szefa polskiej dyplomacji. No i teraz wyobraźmy sobie rozmowy jej męża z Republikanami, którzy będą mieli większość w Kongresie i prezydenta w Białym Domu. Oczami wyobraźni już widzimy scenę – mąż prowadzi dyplomatyczne rozmowy w Waszyngtonie, a ktoś go pyta: Co tam u żonki słychać?

Strategicznym interesem Rzeczypospolitej jest utrzymywanie dobrych relacji z każdą administracją USA – bez względu na to, kto zostanie prezydentem. Polską racją stanu jest wiarygodny i silny sojusz z USA. I dlatego szkodliwe, a nawet zdradą stanu jest jawne zaangażowanie pary Applebaum-Sikorski po jednej strony sporu w USA i publiczne trzymanie kciuków za Kamalę Harris. Jeśli dodamy do tego, że Trumpowi wojnę wypowiedział osobiście Donald Tusk (przypomnijmy zdjęcie Tuska celującego w ułożonych w pistolet palców w plecy Trumpa, które sam wrzucił na swój internetowy profil), to ten typ działania i te „typy” przy władzy niewątpliwie przełożą się na stosunek Waszyngtonu do Polski, i to bez względu na to, kto zostanie prezydentem. Zapowiada to szalenie groźny i politycznie niebezpieczny scenariusz, w którym rząd Tuska wspiera Niemcy w ich politycznej konfrontacji z USA, w którym pachołek Berlina wyprawia dyplomatyczne harce w interesie Berlina zainteresowanego wypchnięciem Ameryki z Europy.

Applebaum napisała dwie książki o gułagach i jedną książkę kucharską, co pozwala jej żyć na wysokiej stopie. Gdy Sikorski w Sejmie wypełniał deklarację majątkową, podał tylko honoraria żony za książki, a w rubryce obok, że ma motocykl. Gdy w 2015 roku PO przegrało wybory, autentycznie cieszyliśmy się, że opuszcza nasz kraj i bierze Radka z sobą. Niespełna rok po tym jak otrzymała polskie obywatelstwo, Nowa Polka dała dyla z Polski. Tak jak wielu Polaków wygnanych wcześniej przez rządy PO za granicę w poszukiwaniu chleba, udała się do Londynu. Ale nie dołączyła do tych „na zmywaku”, lecz zatrudniła się w Instytucie Hercena kierowanym przez syna Michaiła Chodorkowskiego i finansowanym przez CIA, gdzie sowicie opłacana zajmuje się wygłaszaniem wykładów o tym, jak wciągnąć Europę do wojny z Rosją.

Ale to i tak drobnostka w porównaniu z tym, że została dyrektorem politycznym w Legatum Institute z siedzibą w Dubaju, gdzie, też sowicie opłacana, zajęła się głoszeniem demokracji w putinowskiej Rosji i w Iranie – kraju nieprzyjaznemu Emiratom i… Izraelowi. Tylko w pierwszym roku pracy zainkasowała z tego tytułu 800 tysięcy dolarów. Właściciel Instytutu pierwsze wielkie pieniądze zarobił w Rosji, w czasach Jelcyna. Swego czasu miał 4% udziału w akcjach Gazpromu. Później przegrał walkę o kontrolę nad kombinatem metalurgicznym. I chyba z tego powodu jest równie sfrustrowany, co Applebaum, której rodzina – przypomnijmy – pochodzi z Rosji, budowała komunizm i nosiła nazwisko Apfjelbaum.

Misja Legatum jest co najmniej dwuznaczna. Oficjalnie zajmuje się zbieraniem informacji o krajach „przechodzących transformację ustrojową od autorytaryzmu do wolnorynkowej demokracji”. Faktycznie jest instytucją szpiegostwa gospodarczego, zbierającą informacje służące inwestycjom kapitałów żydowskiego pochodzenia i finansowemu drenażowi krajów Bliskiego Wschodu, a jego dyrekcja wywodzi się wyłącznie ze środowisk żydowskich. I tu pytanie: czy żona ministra Rzeczpospolitej powinna być dyrektorem politycznym w tego rodzaju podejrzanej, finansowanej przez obce wywiady instytucji?

A Radek? Radek, gdy został posłem do Parlamentu Europejskiego też dorabiał w Dubaju, a do Londynu tylko dojeżdżał. Okazuje się, że niedaleko jabłko pada od… Applebaum. W lutym 2023 stał się bohaterem dziennikarskiego śledztwa, które wykazało, że od 2017 r. otrzymuje rokrocznie 93 tys. euro ze Zjednoczonych Emiratów Arabskich, i że Iran jest na forum PE regularnie atakowany przez Sikorskiego. Nasze „dociekliwe inaczej” media pisały o pieniądzach od Arabów, a chodzić mogło o pieniądze od Żydów buszujących w Emiratach Arabskich. I jeszcze jedno: australijski dziennikarz w tekście „Who is feeding Sikorski, as he grows fatter and fatter”, pisze: Za „wykonywanie innych zajęć” poza PE zarabia do 800 tys. euro. Nie ma przecież żadnych specjalnych talentów, ma raptem licencjat i mówi tylko po angielsku, tak jak setki milionów innych ludzi i wszyscy recepcjoniści w hotelach.

Mam dobrze zarabiającą żonę – odpowiedział z cwaniackim uśmieszkiem, pytany o sytuację materialną. To nie było tylko głupkowate obrócenie pytania w żart. To było przyznanie się, że polski minister komfort finansowy zawdzięcza dochodom swej cudzoziemskiej żony, że odpowiedzialny za polską politykę zagraniczną powiązany jest z zagranicznymi źródłami finansowania. To był także powód do zadania pytania: W jakim stopniu uzależnienie  od międzynarodowego pieniądza wpływa na decyzje szefa MSZ? I drugiego pytania: Czy ktoś chcący wpłynąć na prowadzoną przez niego politykę, nie daje pieniędzy jego żonie? Pominąwszy kwestie przyzwoitości, bo o honorze mowy tu być nie może, a Bóg-Honor-Ojczyzna nie jest dewizą jego działania, zapytać też należy: Czy takie powiązania finansowe nie wiążą Radka z zupełnie innym ośrodkiem lojalności niż Polska?

Na Ukrainie wykształciła się nowa klasa polityczna – Żydobanderowcy, którym nie przeszkadzają wyznawcy ideologii Bandery i Szuchewycza, byle by tylko nie rzucali haseł „Ukraina dla Ukraińców” i pałali nienawiścią do Rosjan. W Polsce czynny udział w promowaniu takiej narracji bierze Anne Applebaum, która tropiąc wszelkie przejawy nacjonalizmu w Polsce, przeszła do porządku dziennego nad skrajnie szowinistyczną ideologią, której nie przeszkadza, że ludzie, których bierze w obronę, mają na sumieniu śmierć setek tysięcy Żydów i która uważa, że nacjonalizm jest zły, gdy jest nacjonalizmem polskim, a jeśli jest antypolski, to wspaniale.

Na łamach gazety Michnika, Żydobanderówka dowodziła: „Nacjonaliści na Ukrainie to jedyna nadzieja tego kraju na ucieczkę od apatii, drapieżnej korupcji. Żaden bojownik o wolność nie wyobraża sobie utworzenia nowoczesnego państwa, a co dopiero demokracji, bez ruchu o nacechowaniu nacjonalistycznym. Tylko ludzie, którzy czują związek ze swoim społeczeństwem, kultywują język, historię, śpiewają narodowe pieśni i powtarzają narodowe legendy – będą działać w imieniu tego społeczeństwa”. To samo powtórzyła na łamach „The New Republic”, w tekście „Nationalism Is Exactly What Ukraine Needs (Nacjonalizm jest dokładnie tym, czego potrzebuje Ukraina): „Ukraińcy potrzebują więcej okazji, przy których będą mogli krzyczeć ‘Sława Ukraini – Herojam Sława’. Tak, to był slogan kontrowersyjnej UPA, ale został przystosowany do nowej sytuacji”. Innymi słowy – żona szefa polskiego MSZ jest za odrodzeniem nacjonalizmu na Ukrainie i szczuciem Ukraińców na Polaków.

Applebaum udziela nam takich lekcji poprawności politycznej nie pierwszy raz. Na marginesie konfliktu na Ukrainie małżonka naszego dżina z Chobielina, który za namową małżonki przejął po swoim poprzedniku doktrynę „Jesteśmy sługami narodu ukraińskiego”, odpowiednie instrukcje przekazuje nam przez „Wyborczą”. Jej prikaz jest prosty: Koszerne jest tylko to, co ja piszę na temat Ukrainy. Kropka i tyle.  A co do „dżina z Chobielina”, to coraz bardziej naglące staje się, kto go (wraz z ukraińskim nacjonalizmem) z powrotem zamknie w butelce.

Dla Ukrainy naraziliśmy na szwank wielowiekowe tradycje przyjaźni i współpracy z Węgrami. Znaczny w tym udział ma Applebaum-Sikorska. „Tak jak przekleństwem Białorusi jest przywódca, nie dość popularny, by pozostać u władzy bez uciekania się do przemocy, tak przekleństwem Węgier jest przywódca zbyt popularny, albo mający zbyt dużą większość, który może zmieniać prawa i konstytucję swojego kraju, by utrzymać się u władzy bez jakiejkolwiek przemocy” – napisała w „Washington Post”. W „Rzeczpospolitej” dorzuciła: „Gdy autorzy amerykańskiej konstytucji przestrzegali przed »tyranią większości«, mogli mieć na myśli Viktora Orbána”. Innymi słowy – rządzić z woli narodu, po uczciwie przeprowadzonych wyborach, w których dostał 2/3 głosów to przekleństwo i granica, poza którą wychylać się nie wolno, bo w przeciwnym razie Marines albo Grenzschutz na głowę spadnie.

Na tym nie poprzestała. Zabrała głos w sprawie uchwalonej przez węgierski parlament ustawy medialnej: „W ten sposób Orbán uknuł zemstę na dziennikarzach, którzy go nie popierali”. Przytacza przy tym słowa jednego z przyjaciół zawieszonego w obowiązkach służbowych w węgierskim radiu: „Na ostatnim zebraniu redakcyjnym nikogo nie torturowali”. Potomkowie węgierskiej i polskiej żydokomuny wiedzą przecież, że jeżeli nie zrobią zgiełku na cały świat o faszyzmie odradzającym się na Węgrzech, to zostaną poddani najstraszniejszej torturze – nie odzyskają utraconej władzy.

Na Węgrzech zasady demokracji łamane są od dawna. Najpierw większość Węgrów zagłosowała na partię Orbána. Potem premier Węgier pokazał środkowy palec lichwiarzom z MFW. Gdy uchwalili nową konstytucję, w której znalazło się odwołanie do Boga, i nie uzgodnili tego z żoną Sikorskiego, doszło do furii międzynarodowych sił postępu, które swoje porachunki z Orbánem załatwiły przy pomocy połowicy polskiego ministra. I ciekawe byłoby ujawnienie, kto za taką nagonkę płaci i jak do tego wykorzystują Radka.

Nieprzypadkowo opinie Applebaum są zamieszczane w „Washington Post” (i przedrukowywane w „Wyborczej”). Nieprzypadkowo osiągnęła na świecie status opiniotwórczego eksperta ds. Europy Wschodniej. I nie przypadkowo media amerykańskie tytułują jej małżonka „minister Radek Applebaum”. Dla zarządzających tematem jest wyborem idealnym: Żydówka o rosyjskich korzeniach, publikująca w żydowskiej gazecie dla Amerykanów i żydowskiej gazecie dla Polaków.

Nowa Polka dorabia na saksach w Londynie i w Dubaju, ale nie porzuciła zakusów wobec Polski – chciała zburzyć Pałac Kultury w Warszawie. Złośliwi mówili, że po to, aby stworzyć ze szkaradnego wieżowca, autorstwa Daniela Liebeskinda, nowy symbol fajnej i uśmiechniętej Warszawy. Wciąż też poucza nas na Twitterze. Dlaczego akurat nas? Przecież świat, gdzie trzeba szerzyć demokrację jest tak duży.

We wrześniu 2019 dziennikarka „Newsweeka”, w wyścigu o fotel prezydenta lansowała Radka: „Ma znakomite kontakty międzynarodowe”. Wychwalała także potencjalną pierwszą damę: „To autorka światowej sławy. Taka para prezydencka mogłaby bardzo mocno wizerunkowo pomóc Polsce”. Także „Wyborcza” chce, aby Radek został Prezydentem, a ona Pierwszą Damą, ogłaszając ich „Człowiekiem roku”. Czy, jednak Applebaum nie powinna objąć fotela polskiego komisarza w Komisji Europejskiej? Mówi się przecież, że Unia potrzebuje więcej demokracji, a ona jest wybitną ekspertką w tej dziedzinie. A wszystko to w tym samym czasie, gdy w Londynie ukazał się tekst: „There is speculation in the Polish government and media that Sikorski is suffering from drug-related illness”. Oprócz narkotyków, nie podoba nam się fryzura kandydata na prezydenta – wygląda jak skrzyżowanie dwóch stylów fryzjerskich: na głupiego Jasia i na hitlerka.

Anna Applebaum wydała książkę „Żelazna kurtyna. Miażdżenie Wschodniej Europy 1944-1956”, w które opisuje okres stalinowski w Polsce oraz sztampowo wybiela rolę żydokomuny w montowaniu komunizmu w Polsce, i bardzo często mija się z prawdą. Choćby wtedy, gdy zrównuje zbrodnie banderowców z akcją Wisła: „W końcu czerwca 1947 siłom interwencyjnym udało się wreszcie, część z liczącej sobie 140 tys. społeczności ukraińskiej wypędzić z jej siedzib, wepchnąć do brudnych bydlęcych wagonów i przesiedlić na północ i zachód Polski. To był krwawy i bezwzględny proces, tak samo krwawy i bezwzględny jak wymordowanie mieszkańców Wołynia trzy lata wcześniej”. Rozpuszcza też inne kłamliwe oceny: NKWD i funkcjonariusze UB byli sojusznikami w walce z faszystowskim zagrożeniem w Polsce, a pamięć o Katyniu jest wyrazem nacjonalizmu. Wybiela też rolę Żydów w mordowaniu polskich patriotów – takich jak Salomon Morel, który sprawując nadzór nad więzieniem w Jaworznie, w sposób sadystyczny mordował piękną polską młodzież.

Jesteśmy narodem naznaczonym. Jeździ po nas, kto tylko chce. W przypominaniu, że jesteśmy obrzydliwymi antysemitami sekunduje Applebaum. Dla niej hasło „kupuj polskie” przypomina przedwojenne – „nie kupuj u Żyda”. A powiedziała to, gdy w Muzeum Polin, w jej obecności, młody żydowski naukowiec stwierdził, że mówienie o skorumpowanych sitwach u władzy jest „antysemickie”. Pod jej wywiadem dla Onet.pl. pojawiły się komentarze. „Niestety, nie mogę zalinkować mojego wywiadu dla dużego, polskiego portalu, bo komentarze pod nim są wulgarne, seksistowskie i antysemickie” – napisała na Twitterze. Sprawę skomentował też Radek:  „Wstyd mi przed żoną za antysemickie komentarze moich rodaków”.

Ciemnemu polskiemu ludowi pogroziła: „Może się okazać konieczne skończenie z anonimowością w internecie”. Podsunęła też pomysł w postaci „Policji Myśli”, która kontrolowałaby Internet, „na przykład w postaci organizacji społecznych lub dobroczynnych, które będą umiały rozpoznawać rozmyślnie kłamliwe wiadomości i zwracać na nie uwagę”. Inaczej mówiąc, ostrzega Polaków, że muszą myśleć poprawnie, bo inaczej dosięgnie ich ręka Salomona Morela.

Radek Sikorski zrobił bardzo dużo, by zepsuć relacje Polski z Waszyngtonem. Dziś gorliwie pomaga mu w tym żona. To  najgorszy polski minister spraw zagranicznych. Nie dość, że nie ma prezencji, że nie jest wymowny, że nie potrafi zawiązać węzła na krawacie i zamówić garnituru u dobrego krawca, to ma połowicę, która szkodzi Polsce. Ale słowo „połowica” nie oddaje treści. Bo to „większa połowa” i rzeczywisty minister spraw zagranicznych. A Radek? To pacynka udająca, że uprawia dyplomację.

Niespotykane kuriozum – stosunki ze światowym mocarstwem modeluje żona ministra, za pieniądze z podejrzanych źródeł. Tylko z tego powodu Sikorski powinien być zmuszony do dymisji. Sprawę wielce komplikuje to, że naszym państwem kierują elity, wykonujące polecenia z zewnątrz, że polska polityka to wypadkowa interesów różnych stronnictw, w tym stronnictwa państwa Applebaum. I tylko pomarzyć można, aby minister powiedział: Jestem sługą narodu polskiego. Na obronę Polski z pozycji innej, niż „sługa narodu ukraińskiego” nie można liczyć ze strony autora słów „Tu jest Polin”. Trudno też wyobrazić sobie w tej roli kogoś, dla którego „Polska to nienormalność”.

Krzysztof Baliński

=========================

ŻYDOWSKI MŁOT i NIEMIECKIE KOWADŁO

ŻYDOWSKI MŁOT i NIEMIECKIE KOWADŁO

Krzysztof Baliński

Od dnia wybuchu wojny na Ukrainie, a szczególnie gdy okazało się, że Rosjanom idzie całkiem dobrze, zarówno nowojorskie organizacje żydowskie jak i rząd Izraela, z dnia na dzień zrobiły się dla Polski bardzo miłe. Urwały się dywagacje o tym, co Polacy wysysają z mlekiem matki. Znikł temat „polskich obozów”. Fenomen wyjaśnić można tylko tak:  Polska okazał się ważna dla lobby żydowskiego w USA, i opłacalna stała się przyjaźń z nami. Sielankę przerwała dziennikarka CNN, która zapytała Dudę, „czy polska pomoc dla Ukrainy nie jest próbą naprawienia krzywd polskich obozów koncentracyjnych”, i „Times of Israel”. Zamysł gazety oddaje tytuł – „W roszczeniach wobec Niemiec Polska domaga się odszkodowań za Żydów zabitych przez Polaków”. Tekst nie mówi tylko o reparacjach od Niemców, lecz głównie nawiązuje do oferty Jarosława Kaczyńskiego, kiedy to podczas prezentacji raportu o stratach poniesionych przez Polskę, zaproponował Żydom „udział w tym przedsięwzięciu, z odpowiednimi skutkami finansowymi”, kiedy rzucił pomysł utworzenia swoistego polsko-żydowskiego tandemu łączącego dochodzenie przez Polskę niemieckich reparacji z żydowskimi roszczeniami.

Paszkwil posiłkuje się wypowiedzią prof. Jana Grabowskiego: „Umieszczenie tych okrucieństw dokonanych na Żydach przez polskich cywilów i polskie władze na liście było absolutnie przerażające”. Nie podaje jednak, że „badania” Grabowskiego, w tym jego „naukowe” odkrycia, że „Żydom było łatwiej przeżyć w niemieckich obozach zagłady, niż wśród Polaków” i że z 3 milionów polskich Żydów eksterminowanych w Holokauście około 200 tysięcy zostało zamordowanych przez Polaków, współfinansuje żydowska Claims Conference, jedna z organizacji wymuszających na polskim rządzie zwrot mienia pożydowskiego. Że o „biznes holokaustu” chodziło, potwierdza przyłączenie się do akcji „Jerusalem Post”, która explicite, bez owijania w bawełnę stwierdziła: „Polskie roszczenia wobec Niemców i propozycja przyłączenia się do nich Izraela, to nic innego jak próba dalszego unikania restytucji mienia żydowskiego w Polsce”.

Do akcji dołączył prof. Maciej Gdula: „Domaganie się reperacji za zamordowanie 6 milionów polskich obywateli w czasie drugiej wojny światowej to odrażający cynizm polityczny. Śmierć tych ofiar nie ma ceny. Rolą Polski jest pamięć o II wojnie, a nie zarabiać na niej”. Głupotę „mózgu lewicy” usprawiedliwia to, że nie pobrał korepetycji od nowojorskich organizacji żydowskich, które brylują w wycenianiu i egzekwowaniu należności za śmierć swoich pobratymców. Nieuctwo Gduli wyjaśniać też może to, że sam korzysta z grantów niemieckiej Fundacji Friedrich-Ebert Stiftung, czyli że akurat jemu Niemcy reparacje wypłacają. Czy to samo odnosi się do Tuska? Czy w jego przypadku na poczet reparacji niemieckich dla Polaków nie trzeba zaliczyć dojczmarek, które wynosił w reklamówkach z konsulatu RFN w Gdańsku? No i reperacjami były też paczki z Niemiec wysyłane w stanie wojennym do Gdańsk dla tamtejszej opozycji.

Że o „biznes holokaustu” chodziło świadczy to, że na pomoc Grabowskiemu i Gduli pośpieszyła niemiecka „FAZ”: „Rząd Donalda Tuska uważa sprawę reparacji za zamkniętą. Warszawa życzy sobie teraz przede wszystkim silnego zaangażowania Niemiec na rzecz Ukrainy (…) „Taka postawa znajduje w Polsce duże poparcie wśród renomowanych naukowców”. Niemiecki cajtung nie pisze jednak, że owych renomowanych naukowców finansują Niemcy. Ta sama gazeta podała, że niemiecka minister ds. edukacji i badań naukowych wyraziła poparcie dla nowego rozwiązania prawnego forsowanego w Parlamencie Europejskim, dotyczącego „ochrony badań naukowych”. Niemiecka inicjatywa odnosi się do przypadku profesorów Jana Grabowskiego i Barbary Engelking, szykanowanych jakoby przez państwo polskie.

Jeszcze, co do paszkwilu „Times of Israel”. Odpowiedź na pytanie, co miał na celu, jest o tyle łatwa, gdy przypomnimy, że propagandowe kampanie wyłudzania odszkodowań od Polski zawsze wyprzedzają alarmujące raporty o wzroście antysemityzmu w Polsce. I tu zagadka: A może to „żydowscy przyjaciele” podpuścili Kaczyńskiego, aby bez wystarczającego przemyślenia, przy wyjątkowo niesprzyjającej koniunkturze zgłosił godną handełesa z warszawskich Nalewek propozycję Żydom? Bo istotą żydowskiej machinacji z roszczeniami jest oficjalne uznanie przez Polskę zasadności roszczeń, a wtedy do uzgodnienia pozostanie tylko ich wysokość.

Jakże trzeba być głęboko naiwnym albo głupim, żeby sądzić, że uchroni to Polaków przed zabiegami żydowskimi wokół zwrotu przez Polskę ich „mienia”, że ktoś w Tel Awiwie czy w Nowym Jorku uzna Polaków za równorzędnych partnerów i towarzyszy niedoli, i pozwoli wprowadzić do grona ofiar II wojny światowej. Taki układ jest zarezerwowany tylko dla Żydów. A nawet gorzej – „nasi żydowscyprzyjaciele” wrogo patrzą na zabiegi, które mają na celu wprowadzić Polaków i innych gojów do grona ofiar II wojny światowej.

Tu przypomnienie: Konrad Adenauer i David Ben-Gurion zawarli w latach 60. ubiegłego wieku tajny układ, w myśl którego Niemcy w pełni sfinansowały izraelski program budowy bomby atomowej. Ale za tak drogi prezent trzeba się odwdzięczyć. Dlatego rozpoczęła się akcja ściągania odpowiedzialności z Niemców i przerzucaniu jej na Polaków. Stąd „polskie obozy zagłady. Stąd paradygmat: „Polacy to antysemici, mordercy Żydów i złodzieje mienia żydowskiego, które muszą zwrócić”. Gideon Taylor, herszt szajki roszczeniowców stwierdził: „W restytucji mienia nie chodzi tylko o pieniądze, ale o opowiedzenie światu na nowo historii II wojny”. Według niego to, że Polska jest „jedynym krajem, który nie dokonał żadnej restytucji”, ma związek z „narracją o tym, iż Polacy byli ofiarami II wojny światowej”.

Czy, zamiast wzywać Żydów na pomoc, nie lepiej kopiować ich metody? Żydzi dlatego nieprzerwanie narzucają światu dogmat o wyjątkowości żydowskiej martyrologii i nie dopuszczają na tym polu do żadnej konkurencji, bo status jedynej ofiary wiąże się z namacalnymi korzyściami materialnymi. Dlaczego nie przypominać zatem, że wojenne straty Polski w ludziach były nie mniejsze od żydowskich, a w majątku nieporównanie większe oraz że Niemcy wypłacili odszkodowania wszystkim, tylko nie nam?

Poprzedzające akcję wyłudzania odszkodowań od Polski alarmujące raporty gazet żydowskich dla Amerykanów i gazet żydowskich dla Polaków o wzroście antysemityzmu w Polsce, mają także na celu wpędzenie w kompleks winy samych Polaków. Tak, by sterroryzowani, nie śmieli nawet pisnąć, gdy przyjdzie do wypłacenia miliardów. Tymczasem ze strony władz warszawskich nigdy nie było woli politycznej, aby to zmienić. Zamiast walczyć z oszczerstwami i dawać odpór żydowskim roszczeniowcom, walczyli z „polskimi antysemitami”, to jest tymi, którzy roszczeniowców demaskowali.

Zadekretowali „Ziemię Polin”. Zaśmiecają świadomość Polaków o Żydach, naszych braciach i współgospodarzach tej ziemie. Eksponują wierność i oddanie państwu Izrael. Dali Mosadowi zielone światło na penetrację wywiadowczą Polski. Złożyli obietnicę oddania pod żydowski zarząd CPK. Zabiegi o „certyfikat koszerności” w sposób szczególny dotyczą Jarosława Kaczyńskiego. Na całej linii zawiodła wykoncypowana w jego kiepełe koncepcja, że pomocna mu będzie ochrona mafii żydowskiej, tej w Ameryce i tej w Polin. Biedak zapomniał, że obie szajki  mają jeden wspólny i niezmienny cel, że nie odstąpią od swoich żądań majątkowych, że Polacy muszą zapłacić, a kasa musi się zgadzać. Kaczyńskiego nie naszła też refleksja, że tak, jak Amerykanie, mimo skrajnie poddańczych gestów, spuścili go z klozetową wodą, tak Żydzi, prędzej czy później, zrobią z nim to samo.

Myślą, że w przymilaniu się Żydom wystarczy być oddanym i szczerym filosemitą. Tymczasem Żydzi nie potrzebują w Polsce filosemitów, bo tych mają w nadmiarze. Potrzebują antysemitów, którzy grillowani i zastraszeni, zaspokoją ich roszczenia i wypłacą reparacje. Oskarżanie Polaków o antysemityzm to także taktyka negocjacyjna Żydów, środek nacisku w negocjacjach biznesowych. I właśnie dlatego nie chcą żadnego kompromisu, a ich świadomie przyjętym celem jest maksymalne podgrzewanie konfliktu.

Ktoś rzucił butelkę z jakimś płynem (którą żydowski prowokator rabin Schudrich nazwał „koktajlem Mołotowa”) w warszawska synagogę. Incydent potępił Duda, Tusk i wszystkie media. Na nogi postawili amerykańskiego ambasadora. Odezwał się ambasador Izraela. Bredząc o „tych, którzy starają się spalić relacje polsko-żydowskie”, wyraził żądanie: „sprawcy” (był tylko jeden, a więc chodziło mu o wszystkich Polaków?) „muszą być ukarani”. Wkrótce po tym opublikował wpis z podziękowaniem dla ambasadora Niemiec, gdy ten zamieścił na portalu X: „Nikt nie może cofnąć zniszczenia żydowskiego życia w Polsce podczas II wojny światowej. Możemy jednak pomóc pokazać, że życie żydowskie nadal tu kwitnie. Synagoga Nożyków w Warszawie jest tego potężnym symbolem. Uzgodniłem z Gminą Wyznaniową, że Niemcy wesprą renowację jej drzwi”. Szwab pominął, że żydowskie życie w Polsce zniszczyli jego rodacy, a zbrodnia odbywała się na terenie jednostki administracyjnej III Rzeszy o nazwie Generalne Gubernatorstwo. Innymi słowy – przedstawiciel nacji, który spalił całą Warszawę, mówi ozadośćuczynieniu polegającym na pokryciu kosztów renowacji drzwi.

Co do Jakowa Liwne – nie ustaje w pluciu nam w twarz, nie ma dnia, żeby nie obraził Polaków. Gdy hasło „Żydzi, wracajcie do Polski” wybrzmiało w Malmoe w czasie manifestacji przeciwko obecności Izraela w konkursie Eurowizji, napisał: Niektórym antysemitom wydaje się tęsknić za przywódcą palestyńskim, Aminem Husseinim, nazistowskim kolaborantem, który również chciał, aby Żydzi udali się do Polski, a dokładniej do komór gazowych w Polsce”. Krótko mówiąc, znieważył Polskę i wziął udział w kłamliwej antypolskiej propagandzie uprawianej od lat przez środowiska żydowskie. No bo, czym się różnią „polskie obozy” od „polskich komór gazowych”?

„Jest to coś, nad czym także polski rząd powinien pracować znacznie poważniej niż dotychczas (…) Kiedy widzę ludzi maszerujących po ulicach Warszawy, którzy skandują antysemickie hasła, to muszę przyznać, że nie różni się to od tego, co widzieliśmy w latach 30. XX w. na ulicach nazistowskich Niemiec. (…) Obojętność nie jest odpowiedzią. Nie była odpowiedzią podczas Holokaustu. Nie jest odpowiedzią także i dzisiaj”. W taką antypolską konwencję wpisała się „Gazeta Wyborcza”, która wywiad z żydowską „socjolożką” zatytułowała: „Atak Hamasu z 7 października był pełen cytatów z polskich pogromów Żydów i Zagłady”. Nie przytoczyła jednak żadnego cytatu, ani po arabsku, ani po polsku.

„Polska jest krajem bezpiecznym do życia dla Żydów – przekonują się o tym coraz częściej potomkowie ocalonych z Auschwitz. Przeprowadzają się do Polski, gdzie czują się bardziej chronieni niż w Europie Zachodniej” – taki Bekanntmachung zamieszcza w reportażu z Krakowa dziennik „FAZ”. Innymi słowy – Polska pod władzą folksdojcza to idealne miejsce na osiedlenie się Żydów. Uderza niekonsekwencja: Polska w niemieckiej gazecie jest przedstawiana, jako miejsce żydowskiej sielanki, gdy wcześniej ta sama gazeta opisała Warszawę jako „europejską stolicą antysemityzmu”. W reportażu nie zabrakło opisu krakowskiego Centrum Społeczności Żydowskiej, jako miejsca nad którym powiewają flagi polska, izraelska, ukraińska oraz… gejowska, co ma oznaczać, że znajdzie tu swoją przystań każdy Żyd, szczególnie pederasta. Gazeta przytacza wypowiedź dyrektora Centrum: „W Polsce łatwiej i bezpieczniej, być Żydem niż w jakimkolwiek kraju Europy zachodniej”. Jest też relacja o Alexie Dancygu, porwanym przez Hamas posiadaczu polskiego i izraelskiego obywatelstwa. Przekaz jest jasny: najlepiej osiedlić się w Polsce, a przed przeprowadzką do Polski zdobyć polskie obywatelstwo. Tekst nie oznacza, że niemiecka gazeta nagle zapałała miłością do Polski. Oznacza tylko tyle, że Niemcy promują plany zasiedlenia Polski swoimi Żydami, że dzięki nim wzmocnią swoje wpływy w Polsce, że przy ich pomocy odzyskają majątki z terenów utraconych po wojnie.

Skupieni na rozróbach ferajny Tuska, przeoczyliśmy kolejną brudną żydowską napaść na Polskę. W przededniu rocznicy wyzwolenia obozu Auschwitz, gościł w Polsce były prezydent Izraela Reuwen Riwlin. Podczas konferencji poświęconej „rosnącemu w Europie antysemityzmowi”, uderzając pięścią w stół wypowiedział wredne słowa: „Zostaliśmy tu wyrżnięci również przez Polaków”. W jego obecności, na trasie Marszu Żywych pojawił się wielki baner, na którym na tle flag Polski i Izraela zamieszczono napis po hebrajsku, po angielsku i po polsku: „Prosimy o wybaczenie za  naszych przodków. Prosimy o wybaczenie za polski antysemityzm. Polscy chrześcijanie”. Kolejnym incydentem było umieszczenie na torach prowadzących do bramy obozu plansz z napisami po angielsku: „To jest polski obóz koncentracyjny”.

Uniwersytet Hebrajski przeprowadził badania. Wyniki okazały się szokujące: 54 procent Izraelczyków uważa, że Polacy są dokładnie w takim samym stopniu odpowiedzialni za Holocaust, jak Niemcy. 28 proc. uznaje „częściową” odpowiedzialność Polaków, a tylko 8 proc. sądzi, że Polacy „też byli ofiarami”. Izraelscy respondenci byli pytani także o antysemityzm. Jako najmniej antysemickie (21 proc.) oceniono Niemcy. Za najbardziej antysemicki kraj uznano Francję (55 proc. respondentów), a tuż za nią uplasowała się Polska (38 proc.) Najwięcej mieszkańców Izraela uznaje Niemcy za «przyjaciela Izraela» (53 proc.), a na samym końcu Polskę (19 proc.)”.

Inne, równie złe wieści – w okolicy Sejmupojawił się Jonny Daniels. Przedstawiany przez media i przez PiS jako wielki przyjaciel Polski i Polaków, gdy pojawiły się głosy żądające wznowienia ekshumacji w Jedwabnem, buńczucznie stwierdził: „Nawet jeśli 40 milionów Polaków podpisze petycję, to ekshumacji w Jedwabnem nie będzie”. A wiedzieć trzeba, że ekshumacja wykazałaby kłamstwo Grossa i obaliła moralną podstawę rekompensat za „udział Polaków w holokauście”. Pytanie, jakie wraz z Jojne pojawia się, brzmi: Kim naprawdę jest? Portal „Jewish News”, będący częścią „Times of Israel” nazwał Danielsa „aktywistą na rzecz restytucji mienia Holokaustu” (ang. „Holocaust restitution activist).

Wiedzieliśmy, że Tusk bardzo szybko ukręci łeb niemiecki reparacjom. Ale mało kto przypuszczał, że folksdojcze dopuszczą się czegoś, co nie mieści się w głowie – działające przy Uniwersytecie Wrocławskim Centrum im. Willy’ego Brandta i stowarzyszenie Konferencja Ambasadorów RPdomagają się rozliczenia tych, którzy śmieli domagać się zadośćuczynienia od Niemców za wojenne zbrodnie. Treść dokumentu jest szokująca, nawet jak na standardy antypolskich zaprzańców. Dążą nie tylko do tego, aby Polska nie dostał zadośćuczynienia należnego jej za zniszczenie tysięcy miast i wsi, zrabowanie majątku państwowego i prywatnego, ale by polscy podatnicy sfinansowali raport na temat „prywatnego niemieckiego mienia przejętego przez Polskę”.

Dodajmy, że grono byłych ambasadorów tworzących Konferencję składa się w 1/3 z Żydów, w 1/3 z kapusiów SB i w 1/3 z folksdojczów (a są i tacy, którzy łączą w sobie wszystkie trzy przymioty). Niekwestionowany lider jaczejki Ryszard Sznepf, to syn płk. Maksymiliana Schnepfa, który brał udział w Obławie Augustowskiej oraz Alicji, funkcjonariuszki MBP. Jego wuj Oswald Sznepf był stalinowskim sędzią, który wydawał wyroki śmierci na polskich patriotów. Sznepf jest prymusem, gdy chodzi o czytanie w myślach hersztów organizacji roszczeniowych. Jest członkiem żydowskiej loży B’nei B’rith, czyli praktycznie funkcjonariuszem ADL, zbrojnego propagandowego ramienia loży, artystów w sztuce szkalowania i zniesławiania oponentów. Przy czym mechanizm działania roszczeniowców polega na tym, że ADL młotkuje antysemitów, a organizacje roszczeniowe zbierają kasę. I jeszcze jedno – to właśnie w tej jaczejce Radek Sikorski znalazł rezerwuar nominacji dyplomatycznych – Sznepfa mianował ambasadorem wszystkich Polaków w Rzymie.

Nie tylko na haniebny wpis ambasadora Izraela, nie tylko na wredne słowa Konferencji Ambasadorów nie było reakcji. Oszczerstwa żydowskie i kłamstwa niemieckie przeszły bez echa. Tusk, dla którego polskość to „nienormalność”, nie zatroszczył się o dobre imię Polski. Rząd, jak zwykle, oficjalnie i urzędowo skapitulował. Kierowane przez Radka Applebauma polskie MSZ udaje, że problemu nie ma. Krótko mówiąc – zamiast dyplomacji mamy łajzy, którym uginają się nogi z obawy, że najmniejsza krytyka takich postaw to „antysemityzm wyssany z mlekiem matki”, a zamiast ministerstwa spraw zagranicznych mamy ministerstwo spraw obcych i spraw przegranych. Żydowski młot i niemieckie kowadło działają coraz bezczelniej. W Polsce bezkarnie hasa sobie żydowska i niemiecka piąta kolumna, trybiki w wielkiej machinie „Przedsiębiorstwa Holokaust”.

W Polsce ma miejsce sponsorowana z zewnątrz, prowadzona przy otwartej kurtynie akcja demolowania państwa i jego instytucji. Wpisuje się w nią usunięcie naszych bohaterów z gdańskiego muzeum, zmiany w listach lektur szkolnych, a nawet usuwanie z Facebooka wpisów, że Auschwitz założyli Niemcy. Jej finałem ma być nie tylko rezygnacja z reparacji wojennych, zwrot pożydowskiego i poniemieckiego mienia, ale także przekształcenie Polski w niemiecką kolonię. I jeśli Polacy się nie przebudzą, jeśli ten cieszący się poparciem wielomilionowej gawiedzi rząd przetrwa, to jest duża szansa, że ekipa namiestnika Berlina uwinie się z tym zadaniem do końca kadencji. A jeśli zagonią do tego pożytecznych idiotów, i przy braku sprzeciwu funkcjonariuszy Policji i żołnierzy WP oraz ciulowatości opozycji, to wystarczy im na to kilka miesięcy.

Czy nie jest montowany wspólny żydowsko-niemiecki front wobec Polski? Czy cała intryga nie skończy się tak: Nie dostaniemy reparacji od Niemców, ale wypłacimy im reparacje za mienie pozostawione na Ziemiach Odzyskanych; Niemcom pomogą w tym Żydzi, dzieląc się zdobytym łupem; Odszkodowania od Niemiec dla Polaków będą polegały na pokryciu kosztów renowacji drzwi synagogi zniszczonej po zamachu polskich antysemitów.

Krzysztof Baliński

POLAK, TUREK – DWA BRATANKI

POLAK, TUREK, DWA BRATANKI

Krzysztof Baliński

„Dramat współczesnej Armenii” – to temat wykładu profesora Tadeusza Trajdosa, wygłoszonego na spotkaniu zorganizowanym przez Centrum Edukacyjne Polska, z okazji – jak domniemywać – rocznicy ludobójstwa, gdy w 1915 roku śmierć z rąk Turków znalazło 1,5 miliona Ormian. Interesującego wykładu wysłuchałem. Głosu w dyskusji zabrać nie mogłem. Dlatego poniżej kilka refleksji.

Czy istnieje jakakolwiek „polska polityka zagraniczna”? Takie pytania stawiamy, gdy „polscy” dyplomaci wypowiadają się o Turcji. To dyplomacja na poziomie chłopców w piaskownicy. To chaotyczne miotanie się od ściany do ściany, bełkot i puste zaklęcia o „naszym przyjacielu przez wieki, Turcji”. Meandry polityki zagranicznej w wykonaniu warszawskiej dyplomacji trudno rozszyfrować (także dlatego, że klucz szyfrowy nie jest zdeponowany w ponurym gmaszysku MSZ w Alei Szucha, ale widoczny jest jej nowy wektor – strategiczne stosunki z Turcją (oczywiście obok strategicznego sojuszu z państewkiem leżącym w Palestynie i sojuszu z armią dowodzoną przez telewizyjnego komika, broniącą Polski przed Putinem).

To „zasługa” wszystkich ekip politycznych rządzących Polską po ‘89. Gdy przy kościele św. Mikołaja w Krakowie wzniesiono kamienny krzyż ormiański upamiętniający rzeź Ormian, protestował nie tylko ambasador Turcji, ale i polski MSZ. „Warszawa będzie ambasadorem Turcji w UE i chcielibyśmy Turcję widzieć w niedalekiej przyszłości, jako członka UE” – takie bzdury głosiła Ewa Kopacz. Grzegorz Schetyna bredził:Nasze relacje handlowe sięgają XV wieku, kiedy to sułtan zagwarantował swobody handlowe polskim kupcom. To przykład tureckiej przyjaźni i zaufania, z której polscy przedsiębiorcy korzystali przez wieki”. Bajdurzył także Witold Waszczykowski: „Polskę i Turcję łączy przyjaźń, która nie ma odpowiednika w historii politycznej […] będziemy robić, co tylko w naszej mocy, aby przywrócić stabilność na Bliskim Wschodzie,  wspólnie z naszym przyjacielem przez wieki, Turcją”.

Przy czym wypowiedź Schetyny przypomina przymilanie się Turkom bujdą, że demonstracyjnym pytaniem „Czy przybył już poseł z Lechistanu?”, miano rozpoczynać oficjalne audiencje u sułtana tureckiego, oczekując posła z Rzeczypospolitej, nieistniejącej już wówczas na mapie Europy. Tymczasem Turcja nie uznała rozbiorów Polski, nie z miłości do Polski, lecz dlatego, że toczyła krwawe wojny z Rosją. W ślad za głupawymi oświadczeniami, szły głupawe analizy: Polska i Turcja mają wspólne interesy w kwestii bezpieczeństwa narodowego, są państwami, które są zaniepokojone próbami odbudowy pozycji Rosji.

Do cytowanych doszlusował prezydencki minister Jakub Kumoch: „Turcja jest krajem, który najlepiej rozumie Polskę w kwestiach bezpieczeństwa. Stosunki są doskonałe, ponieważ między Polską a Turcją nie ma ani jednego problemu”. Dalej poszedł na całego, mówił o połączeniu „ogromnej potęgi Turcji i ogromnej potęgi Polski”. Złożył też deklarację: „Absolutnie chcemy, aby Turcja była członkiem UE”. Ale na tym nie koniec. Przystąpił do finezyjnej rozgrywki dyplomatycznej – udał się z tajną misją do Istambułu, by spotkać się z pewnym pohańcem (tak nazywano u Sienkiewicza Tatarów). Ale nie po to, żeby montować, jak otumaniony przez kabalistów Adam Mickiewicz, Legion Żydowski do walki z Rosją, lecz złożoną z islamistów z Krymu międzynarodową brygadę do walki z Rosją. Innymi słowy: Kiedyś mówiło się „Węgier, Polak, dwa bratanki”, i że Jan III Sobieski pogonił Turków pod Wiedniem. Dziś mówi się „Polak, Turek, dwa bratanki”, i że Turcy pomagają nam pogonić Ruskich pod Charkowem.

Armenia nie jest prorosyjska. Podejście Ormian do Rosji to wybór mniejszego zła. Wciśnięta między Azerbejdżan i Turcję, z pamięcią o tureckim ludobójstwie, skazana jest na Rosję, bez względu na to, kto rządzi w Moskwie. Innej siły zdolnej do pomocy Ormianom nie ma i nie będzie. Tu przypomnijmy, że Turcy, aby usprawiedliwić masakrę Ormian, oskarżyli ormiańskich przywódców o spiskowanie z Rosjanami. Przypomnijmy też, że Ormianie są na Kaukazie „od zawsze”, że Turcy przybyli tam w XI wieku, zajmując większą część historycznej Armenii, i że obecne granice Armenii wyznaczył Stalin.

Ale i Turcja nie jest antyrosyjska. Jej stosunki z Rosja są więcej niż poprawne, biznesowe doskonałe i odznaczają się daleko posuniętym pragmatyzmem. No i – Turcja pomaga Rosji omijać sankcje UE i NATO narzucone po wybuchu konfliktu ukraińsko-rosyjskiego. Dla prezydenta Turcji Erdoğana, współpraca z Putinem zwiększa pole dyplomatycznego manewru. Z tego powodu współpracuje z Szanghajską Organizacją Współpracy, aplikuje o członkostwo w BRICS. Turcja traci stopniowo wartość sojuszniczą dla NATO także dlatego, że podsyła islamistów na Synaj i do Libii, do walki z sojusznikami Waszyngtonu. Rosja natomiast ma paradoksalnie po swojej stronie kilka państw NATO, i ma potężny atut – jest kluczowym uczestnikiem wojny z Państwem Islamskim wspieranym przez Turcję.

Są i konflikty, ale nie dotyczą geopolityki, lecz stosunku do popieranych przez Turcję islamistów. Putin, angażując się w Syrii, zapobiegł eksterminacji syryjskich chrześcijan, w tym tych, których przodków mordowali sto lat temu Turcy. Przykładem niech będzie miasteczko Kasab na pograniczu z Turcją, jedyna miejscowość ormiańska, która ocalała po rzezi Ormian. To w pobliżu niej Turcy zestrzelili rosyjski samolot w trakcie walk toczonych pomiędzy wspierających armię Asada wojskami rosyjskimi, a wspieranymi przez lotnictwo tureckie terrorystami. Kilka dni później, przenikający z terenów Turcji, islamscy fanatycy zdobyli Kasab, kilkunastu Ormianom rytualnie ścięli głowy, sprofanowali kościoły, a 670 ormiańskich rodzin musiało salwować się ucieczką. Nawiasem mówiąc, w 1915 r.poza Ormianami zginęli aramejscy i asyryjscy wyznawcy Chrystusa, a 100 tysięcy chrześcijanek zostało wcielonych do haremów.

To przez Turcję wiodą główne szlaki przerzutu broni i rekrutów dla Państwa Islamskiego, którzy na opanowanych przy wsparciu Turcji terytoriach dokonują zbiorowych mordów na Wyznawcach Chrystusa, palą kościoły, gwałcą chrześcijanki, sprzedają je na specjalnie zorganizowanych targach niewolnic. To także Turcja, wspierając Azerbejdżan, przerzucała dżihadystów z Syrii. Tymczasem „polska” dyplomacja nie tylko ślepo popiera Turcję, ale zgłasza gotowość do wysłania polskich żołnierzy w obronę Turcji przed samolotami, które bombardują pozycje islamistów. Minister w rządzie PiS ujął to tak: „Razem z UE i NATO dokładamy starań, aby zapewnić pokój na Bliskim Wschodzie. Będziemy robić, co tylko w naszej mocy, aby przywrócić stabilność w regionie,  wspólnie z naszym przyjacielem przez wieki, Turcją”.

Najklarowniej wyłożył to Przemysław Żurawski vel Grajewski: Emocjonalne spojrzenie na konflikt azersko-ormiański, fałszywy obraz chrześcijańskiego narodu zagrożonego eksterminacją ze strony wojującego islamu, któremu to narodowi należy się nasza solidarność. Interesy Polski są odmienne niż te wynikające z tego sloganu. Wnioskami dla Polski powinny być: Polska i Turcja jako państwa członkowskie NATO znajdują się w sojuszu wojskowym; Armenia jest sojusznikiem Rosji wrogiej Polsce i dokonującej agresji na sąsiadów; Polska w żadnym wypadku nie ma interesu w popieraniu sojusznika Rosji; rywalizacja rosyjsko-turecka na Kaukazie leży w interesie Polski, zużywa bowiem zasoby Rosji i zawraca Turcję z powrotem ku Zachodowi. Przy czym cytowany profesor z długim nazwiskiem i z długim wąsem to nie byle kto – to doradca prezydenta RP i członek Rady Politycznej PiS.

To także członek sitwy polskich polityków i dyplomatów o dziwnej predylekcji do wygłaszania geopolitycznych bzdur, wyznających tylko jeden kanon polityki zagranicznej: Bij Moskala! Kiedyś proponował „stworzyć przeciw Rosji koalicję z Turcją, której Rosja zaszła za skórę w kwestii syryjskiej. Proste narzędzia jak zamknięcie wszystkich cieśnin czarnomorskich i bałtyckich dla rosyjskich statków. Ułatwiliby też sytuację Czeczeni i Tatarzy, a może Syberia głośniej domagałaby się autonomii. Krótko mówiąc – tak, jak małemu Przemkowi wszystko kojarzyło się z dupą – tak dużemu wszystko kojarzy się z Rosją. Zafiksowany na Putinie, Putinem tłumaczy wszystko. Działa wedle prymitywnego schematu: Wróg mego wroga jest moim przyjacielem. A wszystko w imię mrzonek, na których opiera się cała polityka wschodnia, gdzie Armenia niepoddająca się Rosji, ale też niemająca zamiaru z Rosją walczyć, jest wrogiem Polski. To takie pokrętne myślenie nakazuje „naszym” politykom wyznawać doktrynę: Po co wypominać Turkom 1,5 miliona zamęczonych na śmierć i ćwierć miliona chrześcijanek wcielonych do tureckich haremów, skoro Erdoğan broni Polski przed Putinem. 

Tymczasem wiedzieć trzeba, że Erdoğan to wychowanek islamistycznego ruchu powiązanego z Bractwem Muzułmańskim, że wywodzi się z najczystszej tradycji radykalnego, antyzachodniego islamizmu. Kiedyś wyrecytował wiersz tureckiego poety z wersetem: „Kopuły meczetów to nasze hełmy, a minarety nasze bagnety”. Na zwołanym w Stambule islamskim szczycie podniósł sprawę „odzyskania islamskich terytoriów okupowanych, Karabachu i Krymu”. Lansował też doktrynę, że problemy regionu można rozwiązać metodami radykalnego islamu, i że narzędziem do ekspansji islamu w całej Azji ma być Turcja. W swych wystąpieniach kilkakrotnie napomknął też o „wojnie religijnej pomiędzy krzyżowcami a półksiężycem”.

Na szczyt zaprosił Mustafę Dżemilewa, który reprezentował infiltrowanych przez Turcję Tatarów Krymskich, co do których istnieją dowody, że są przerzucani przez turecki wywiad do Syrii, gdzie walczą u boku Państwa Islamskiego. A co do Dżemilewa to przypomnijmy: W lipcu 2016 r. Radosław Sikorski ogłosił: „Pierwszym laureatem Nagrody Solidarności w wysokości 1 miliona euro został Mustafa Dżemilew”. Nie słyszeliśmy natomiast głosu Radka-Zdradka, gdy decyzją Erdoğana bazylika Hagia Sophia w Konstantynopolu, najwspanialsza budowla świata chrześcijańskiego I tysiąclecia naszej ery, zamieniona została w meczet.

A „nasi” dyplomaci niezmiennie opowiadają się za członkostwem Turcji w UE. Tymczasem wprowadzenie do tak osłabionego organizmu dynamicznej religijnie i  demograficznie Turcji pogłębi kryzys tożsamości i kulturową dekadencję Europy oraz doprowadzi do jej zupełnego rozkładu. Oznacza też, że partia Erdoğan będzie najsilniejszą partią w Parlamencie Europejskim. Stanowisko tym bardziej kuriozalne, że społeczności tureckie w Europie Erdoğan wykorzystuje jako dźwignię przeciwko krajom Zachodu. Sprzeciwia się też integracji i asymilacji muzułmanów w Europie. Turkom niemieckim powiedział: „Nigdy się nie integrujcie, integracja jest zbrodnią przeciwko ludzkości”. A to już jest równoznaczne z cywilizacyjną bombą zegarową.

Jeśli zastanowimy się nad tym, dlaczego w konflikcie armeńsko-azerskim Polska wybrała stronę turecką – to odpowiedź jest prosta. Trzeba tylko wyszukać, gdzie w tej układance jest Izrael. Reszta ułoży się sama. Tajemnica tkwi w tym, że wspieranie przez Turcję Azerbejdżanu i wspierany przez Turcję islamski ekstremizm wychodzą naprzeciw potrzebom państwa chazarskiego w Palestynie. Nie od rzeczy będzie też przypomnieć, że także podsyłanie przez Turcję przez Bałkany (i przez Białoruś) islamskich „uchodźców” jest w interesie Izraela.

Tu pojawia się pytanie: Czy nie stąd bierze się pęd dyplomatów korporacji Geremka do obsługi stosunków z Turcją? Kimbyli i są ambasadorowie Rzeczypospolitej w Ankarze? Andrzej Ananicz, Jakub Kumoch, Maciej Lang, wszyscy – ma się rozumieć zupełnie przypadkowo – Chazarowie. W Azerbejdżanie ambasadorem RP był jeszcze do niedawna znawca języka jidysz. Kuriozum jest obsada placówki w Kazachstanie, z akredytacją na Kirgistan, gdzie ambasadorem został Selim Chazbijewicz, b. szef Związku Tatarów w Polsce. Czy u Selima nie dojdzie do konfliktu lojalności, bo Tatarzy to Turcy Krymscy, odwiecznie prawa ręka Turka, a Kazachowie, Kirgizi, Azerowie to Turcy Kaukascy. I tu kolejne pytania: Dlaczego ambasadorem w Armenii nie zrobili polskiego Ormianina, a został nim Piotr Skwieciński, autor słów: „Dla Polski lepiej jest, żeby w Kijowie rządzili nie tylko banderowcy, ale nawet sam Bandera, niż odbudowa imperium rosyjskiego”?

Turcja ma duży potencjał sprawiania kłopotów z migrantami. Większość „uchodźców” koczujących za płotem na granicy z Białorusią przybyło z lotnisk tureckich. Można nawet mówić o synchronizacji działań tureckich z Mińskiem i Moskwą. I jeszcze jedno – Turcja pozwala sobie na to po wizycie prezydenta Dudy w Ankarze, po pomocy udzielonej przez polskich strażaków w pożarach w Turcji, po zakupie za 270 mln dolarów tureckich dronów i po wysłaniu przez Polskę kontyngentu wojskowego na południe Turcji, w celu pomocy Turkom w obronie ich granicy przed… napływem imigrantów. Krótko mówiąc – takiego tragicznego bilansu w polskiej polityce zagranicznej jeszcze nie odnotowano.

Przypomnijmy: polska dyplomacja nie tylko zabiega w Brukseli o zniesienie wiz dla Turków, tj. o usunięcie ostatniej zapory oddzielającej Polskę od nadsyłanych przez „przyjaciela przez wieki” „przyjaciół-uchodźców” i zniesienie kontroli ruchu między obozowiskami Państwa Islamskiego a Warszawą, ale zgodziła się, aby eunuchy z Komisji Europejskiej wypłaciły Turcji 6 miliardów euro haraczu za powstrzymanie fali imigrantów. I jeszcze jedno – do okupu dla Turków, 71 milionów dorzucił rząd Morawieckiego.

Armenia nie graniczy z Polską. Nie żyje tam żadna polska mniejszość. A jednak powinniśmy postrzegać ją w odmienny sposób. To kraj, z którym łączą nas wielowiekowe związki, obecność Ormian w Polsce, ich rola w naszej kulturze, i to że to kraj chrześcijański o losach równie tragicznych, co Polacy. Czy nie powinniśmy patrzeć na konflikt ormiańsko-azerski przez pryzmat interesów chrześcijan prześladowanych przez islamistów? Czy w tym konflikcie nie chodzi o starcie cywilizacji? Czy nasz stosunek do Armenii nie powinien być podyktowany wspólnotą cywilizacyjną?

Tymczasem Zbigniew Girzyński z PiS obwieścił: „Turcja jest z tego samego kręgu kulturowego, co Polska”. Czym nas okrutnie zaskoczył, bo zawsze myśleliśmy, że azjatycka Turcja to cywilizacja turańska, a Polska to – dogorywająca, co prawda, ale jednak – cywilizacja łacińska. Podobne cywilizacyjne zaprzaństwo widać w podejściu naszych mężów stanu do pomajdaniarskiej Ukrainy: Donbas to Azja, a jej zachodnia banderowska część to Europa; Oligarchowie ukraińscy to nie azjatyccy Chazarowie, tylko judeochrześcijanie. Nawiasem mówiąc Erdoğan to czystej wody antysemita, ale akurat to naszym łowcom antysemitów nie przeszkadza. A co do Ukrainy, to naszym geo-strategom zabrakło refleksji, że w wojnie na wschodzie chodzi także o wepchnięcie Polski w strefę wschodniej cywilizacji turańskiej.

„Nie” dla członkostwa Turcji w UE, nie oznacza „nie” dla Turcji. Erdoğan w wielu aspektach może być dla Polski wzorcem, jak prowadzić wielowektorową politykę zagraniczną. W przeciwieństwie do „naszych” polityków, ma prawdziwy geniusz negocjacyjny. Radzi sobie najlepiej we wszystkich konfliktach w regionie. Przykładem niech będą relacje z Rosją. Turcja należy do NATO, a zatem paktu wymierzonego w Rosję. Niemniej nie przeszkadza to jej występować w roli mediatora w wojnie rosyjsko-ukraińskiej oraz aplikować do członkostwa w grupie BRICS, której Federacja Rosyjska jest jednym z liderów. Można wręcz powiedzieć, że zwycięża wszędzie. Niestety dotyczy to także wiktorii na Kaukazie, gdzie pomogła azerskiemu „młodszemu bratu” zmasakrować Ormian.

Co roku, 24 kwietnia, w dniu w którym Ormianie upamiętniają swój holokaust, w Kongresie Stanów Zjednoczonych pojawia się projekt rezolucji o „tureckim ludobójstwie”, którą Kongres zawsze odrzuca. AIPAC, B’nai Brith i Amerykański Komitet Żydowski, w wysiłkach na rzecz utrącenia takiej rezolucji i zatuszowania zbrodni, współpracują z Turcją. Biorą wzór ze słynnego „cytatu armeńskiego” Adolfa Hitlera: „Naszą siłą jest nasza szybkość i brutalność. Dżyngis Chan rzucił miliony kobiet i dzieci na rzeź z premedytacją i z lekkim sercem – historia widzi w nim tylko wielkiego założyciela państw. To, co mówią o mnie słabe cywilizacje zachodnioeuropejskie, nie ma dla mnie żadnego znaczenia. Wydałem rozkaz – i zastrzelę każdego, kto wyrazi choć jedno słowo krytyki – że celem wojny nie jest osiągnięcie jakiejś linii geograficznej, ale fizyczna eksterminacja wrogów. Obecnie tylko na wschodzie umieściłem oddziały SS Totenkopf, dając im rozkaz nieugiętego zabijania bez litości wszystkich mężczyzn, kobiet  dzieci i starców polskiej rasy i języka, bo tylko tą drogą zdobyć możemy potrzebną nam przestrzeń życiową. Kto w naszych czasach jeszcze mówi o eksterminacji Ormian?”.

Nie tylko nie pozwalają na martyrologię armeńską. Nie pozwalają też na martyrologię Polaków. I dlatego, w kontekście dramatu współczesnej Armenii, mamy odpowiedź na pytania:Dlaczego nie będzie przeprosin za Rzeź Wołyńską? Dlaczego nie będzie zgody na ekshumację pomordowanych? Rządzące Ukrainą żydobanderowskie klany w tej sprawie nie ustąpią, bo wiedzą, że monopol na tym polu przysługuje tylko Żydom i że ich patron w Białym Domu nie zgadza się na martyrologię Polaków. I jeszcze inna refleksja: Ekshumacji w Jedwabnem nie chcą ofiary, a ekshumacji na Wołyniu nie chcą kaci.

Krzysztof Baliński

ZBAWIANIE ŚWIATA KOSZTEM WŁASNEJ OJCZYZNY

ZBAWIANIE ŚWIATA KOSZTEM WŁASNEJ OJCZYZNY

Krzysztof Baliński

Na początek cytat, i to nie byle kogo, bo samego Stefana kardynała Wyszyńskiego: Każdy naród pracujeprzede wszystkim dla siebie, a nieszczęściem jest zajmowanie się całym światem kosztem własnej ojczyzny”.

Polska to panna stara, brzydka i bez posagu” – to z kolei słowa Władysława Bartoszewskiego, czyli doktryna Polskiego Interesu Narodowego obowiązująca do dziś. Nic dziwnego, że bilans jest przygnębiający. Polskie interesy nie są zabezpieczone, stosunki z sąsiadami złe, od Rosji nieprzerwanie dostajemy cięgi, Ukraińcy dyktują treść uchwał Sejmu i pobierają coroczny haracz, maleńka Litwa rozmawia z nami jak mocarstwo, Łukaszenko ogrywa nas jak małe dzieci w piaskownicy. Czy nie dlatego, że otoczeni jesteśmy przez krzykaczy, którzy nie stawiają na pierwszym miejscu słów „polski interes narodowy”? Czy nie dlatego, że gdy pierwszy lepszy Żyd zmarszczy czoło, chowamy się po kątach, a polityką zajmują się notorycznie przegrywające miernoty? Czy nie dlatego, że Polska to jedyny kraj na świecie, który świadomie nie definiuje swojej racji stanu?

Przykłady z ostatnich dni. Nowe kierownictwo PAP wydało wewnętrzną instrukcję: Dziennikarz PAP nie może używać w depeszach sformułowania „racja stanu”, bo Szefostwo uznało je za „archaiczne” i „opisujące spolaryzowany świat z minionych stuleci”. „Wyzwaniem na kolejne lata dla Polski jest zdefiniowanie własnych interesów. Musimy wiedzieć, czego chcemy” – te porażające i szokujące słowa wygłosiła z dumą ministra w rządzie Donalda Tuska. W jednym, zwięzłym zdaniu zawarła brutalną prawdę – przyznała, że rząd nie zdefiniował jeszcze interesów własnego państwa. Grozę budzi to także dlatego, że sytuacja geopolityczna wymaga klarownej i silnej koncepcji suwerennego państwa oraz spójnej wizji rozwoju, szczególnie gdy Niemcy coraz sprawniej montują w UE swoje superpaństwo. Przykłady z ostatnich dni: Przeforsowanie w PE paktu migracyjnego, który zobowiązuje Polskę do przyjmowania tysięcy imigrantów z  Afryki oraz tzw. dyrektywy budynkowej, która doprowadzi większość polskich rodzin do ruiny.

Czy teza, że rząd nie realizuje polskich interesów nie jest za mocna? Odpowiedzią niech będzie dorobek jego pięciomiesięcznych rządów: Afera wiatrakowa, która uderzyła w Orlen i wspomogła niemieckiego Siemensa; Wycofanie się ze starań o reparacje od Niemiec; Sabotowania wszelkich inwestycji, które mogą być konkurencyjne dla niemieckiej gospodarki, w tym budowy CPK, portu kontenerowego w Świnoujściu i udrożnienia Odry.

Ile razy w ciągu tych 5 miesięcy rząd stanął po stronie polskiej racji stanu i  przeciwstawił się Berlinowi? Próżno szukać. I, czyniąc niemrawo przymiarki do zdefiniowania polskich interesów, rozważając, czego chce Polska, realizuje interesy innych.

Katarzyna Pełczyńska-Nałęcz z przytupem ogłosiła też, że „do Polski wpłynął właśnie największy przelew z UE w historii naszego członkostwa”. Nie powiedziała jednak, że pieniądze są niczym innym, jak pożyczką, i to nie taką zwyczajną, którą należy spłacić, ale zobowiązującą Polskę do wydania uzyskanego kredytu na konkretne cele, w tym na Zielony Ład, który dobije polska gospodarkę. „Interesów Polski” nie zdołali jeszcze ustalić, trudno zatem oczekiwać, że postawią niemieckim apetytom, jakiekolwiek granice. A te są niespożyte, i nie dotyczą jedynie gospodarki. Ministra napisała (ilustrując zdjęciem przelewu): „Bycie w Unii się opłaca, ale Unia to nie tylko pieniądze o czym zapomnieli nasi poprzednicy. Łączą nas wartości: demokracja, równe szanse, rządy prawa, wolności obywatelskie”. Czyli wpisanie do Konstytucji aborcji na żądanie, legalizacji związków homoseksualnych i adopcji dzieci przez homoseksualistów.

Ale to nie wszystko – obroną polskich interesów zajmują się notorycznie przegrywające patałachy. Nadzwyczaj „skutecznie” wtrynia do tego nos, słynący z rozlicznych talentów dyplomatycznych, Andrzej Duda. Na polecenie prezydenta USA udaje się do Trumpa, żeby odblokował w Kongresie pomoc dla Ukrainy. Podczas wizyty w Egipcie, już na płycie kairskiego lotniska złożył deklarację „Przyjechałem tu z misję zleconą mi przez Zełenskiego”. Pomińmy przy tym dyplomatyczne faux pas takie jak to, że zlecający Dudzie misję Zełenski, to postsowiecki, skrajnie proizraelski Żyd, i że do Kairu prezydent RP wybrał się w towarzystwie żydowskiej żony oraz żydowskich doradców.

Gdy Duda odbył telefoniczną rozmowę z prezydentem Iranu, wkrótce okazało się, że to Zełenski nakazał Dudzie przekonać Persa, aby Teheran nie sprzedawał broni Rosjanom. Pomijając już to, że rozmowa stworzyła okazję do antyirańskich tyrad i dała asumpt do napuszczania Polaków na Irańczyków, zapytać należy: Jakim trzeba być dyplomatycznym matołem i politycznym Kałmukiem myśląc, że Irańczycy posłuchają prezydenta kraju, który nie ma żadnej pozycji na Bliskim Wschodzie (bo uprzednio zniszczył stosunki ze wszystkimi krajami regionu), jest skrajnie proizraelski i gościł konferencję antyirańską? A tak w ogóle – czy prezydent RP musi spełniać polecenia prezydenta jakiegoś upadłego kraju.

20 czerwca 2022, na spotkaniu z ambasadorami RP, Duda wymienił priorytety polskiej dyplomacji. Poza udzieleniem schronienia przesiedleńcom (których „nazwał gośćmi z Ukrainy”), zaliczył do nich sankcje wobec Rosji (które „powinny być utrzymane dotąd, aż Ukraina nie powie, że można je zdjąć, a dopóki nie powie, to te sankcje trzeba zwiększać”). Wszystkie bzdury przebił mówiąc o dostawach broni. Odchodząc od napisanego tekstu, z głowy (czyli z niczego!) wygłosił następującą „myśl”: „To się może w głowie nie mieści, że Polska wysłała taką pomoc – ale faktycznie wysłaliśmy (…) wysłaliśmy prawie że bez zastanowienia. Innymi słowy – idiota szkodzi Polsce i jeszcze się publicznie swą głupotą chwali.

Pierwszy Dyplomata RP (i Pierwszy Dyplomatoł RP), po spotkaniu z Emmanuelem Macronem oświadczył: „Najlepiej by było, gdyby Rosji nie było”. Ale przykład idzie z góry „Polska powinna wesprzeć Izrael w konflikcie z Iranem”, bo „atak Iranu na Izrael był atakiem podobnie terrorystycznym jak atak Rosji na Ukrainę”, bo „zamiarem Iranu było zniszczenie Izraela”, a „jedynym, który zacierał ręce z powodu ataku Iranu na Izrael, był Władimir Putin” – palnął wiceminister Andrzej Szejna. Głupota czy prowokacja? To był nie tylko pokaz dyplomatycznego matołectwa. To była kwintesencja polskiej myśli strategicznej.

Inne objawy tej „myśli”: Szef kancelarii prezydenta: „Ukraina dostaje od Polski to, o co prosi”.  Szef kancelarii premiera: „Gdy otrzymamy środki z KPO powinniśmy pewną częścią wspomóc Ukrainę”. Europoseł: „Należy zwiększyć składki członkowskiej w UE, by stworzyć specjalny fundusz pomocowy dla Ukrainy”. Wiceminister w MSZ: „My jesteśmy gotowi do tego, żeby w tej sprawie działać w każdy możliwy sposób, który będzie przede wszystkim uzgodniony z Ukrainą. Jeżeli Kijów będzie chciał, my będziemy gotowi. Najważniejsze będą oczekiwania samej Ukrainy”. Także Jarosław Kaczyński ma w niej swój wkład: „W ten sposób realizuje się marzenie śp. prezydenta Lecha Kaczyńskiego”.

Polityką zagraniczną Polski, czyli definiowaniem polskich interesów zajmuje się ambasador Ukrainy, który arogancko poucza, wydaje polskim politykom rozkazy, a nawet traktuje, jak chłopców na posyłki. No i mamy: „Polski rząd powinien być ambasadorem interesów Ukrainy na świecie”; „Doceniamy przywództwo polski w rezygnowaniu z rosyjskich nośników energii i zablokowania handlu między Rosją, a innymi państwami, który przechodzi przez terytorium Polski”. Tymczasem Ukraińcy sami pozwalają na tranzyt rosyjskiej ropy i gazu i pobierają za to 5 mld dolarów”, i stosują z powodzeniem schemat: „Ukraina broni całego świata” (a Polski w szczególności). Krótko mówiąc: Wszyscy kierują się w stosunkach międzynarodowych własnym interesem, definiują go i bronią, a „nasi” przyjęli za doktrynę: „Jesteśmy sługami narodu ukraińskiego”.

„Jestem przekonany, że po zakończeniu negocjacji rząd tę umowę zawrze” – oświadczył niedawno w Wilnie Andrzej Duda. Mówił o umowie, która zobliguje nasz kraj do przekazywania określonego odsetka PKB na wsparcie wojskowe dla Kijowa. Dodał przy tym: „Nasza polityka tutaj jest stabilna, jednoznaczna i tutaj nie ma w Polsce wokół pomocy dla Ukrainy żadnego sporu […] Premier Tusk uzgodnił ze mną kwestie przystąpienia do porozumienia o wspieraniu Ukrainy, które podpisał nie tak dawno w Kijowie. Do tego porozumienia ma być zawarta umowa. Tego typu umowę podpisała już Łotwa i będzie co roku przekazywać Ukrainie pomoc wojskową o łącznej wysokości 0,25 proc. PKB. Ponieważ w przypadku Polski wartość PKB znacznie przekracza 3 biliony złotych, to 0,25% oznacza 10 miliardów złotych. I tak, dla przypodobania się „najważniejszemu sojusznikowi”, wmanewrują nas w rolę państwa służebnego, łożącego na potęgę Drugiego Izraela w Europie coroczną kontrybucję.

Rządy chwalą się zwiększaniem wydatków na zbrojenia. Ten Tuska z dumą ogłasza, że wyniosą ponad 4% PKB, czyli 150 miliardów. Równocześnie minister finansów oznajmił, że rząd wycofuje się z obietnicy wprowadzenia kwoty wolnej od podatku, uzasadniając to: „Jesteśmy w sytuacji prawie wojennej”. W tym samy czasie wydatki na ochronę zdrowia pozostaną na tym samym poziomie, a każdy, kto styka się z publiczną służbą zdrowia, doskonale wie, że nawet w przypadku poważnych chorób usłyszeć może: najbliższy możliwy termin wizyty za 2-3 lata. Komunikat jest zatem jasny: jeśli upierasz się przy korzystaniu z publicznej służby zdrowia, to umieraj pod przysłowiowym płotem. A to wszystko dlatego, że rządzący zadecydowali, iż najważniejszym jest wypchanie portfeli amerykańskich i izraelskich koncernów zbrojeniowych. Dlaczego zbroimy się po zęby, rezygnujemy z podstawowych potrzeb i skazujemy nasze wnuki na spłatę pożyczki zaciągniętej na zakup żelastwa? Dlaczego kupujemy F-35, gdy na wschodniej flance zaczyna zanikać wojna i zagrożenie? Gdzie więc wyślemy te najdroższe na świecie samoloty? Do obrony nieba nad Izraelem? A może z bombami nad Teheran?

Donald Tusk wypowiedział się w kwestii tzw. europejskiej tarczy antyrakietowej (nie wiedzieć dlaczego, nazywanej przez „Wyborczą” żelazną kopułą, chociaż ta izraelska nosi nazwę „żelazna mycka”): „Dla mnie jest nieistotne, kto ma jaki biznes w kwestiach zbrojeniowych czy obronnych. Dla mnie jest istotne to, kiedy Polska będzie bezpieczniejsza. I nie przeszkadza mi zupełnie, żeby nie było wątpliwości, że głównymi inicjatorami tej inicjatywy były Niemcy”. Tymczasem to jest niemiecki projekt biznesowy i tarcza finansowa chroniąca niemiecki przemysł zbrojeniowy oraz śmiertelny ciosem dla polskiego przemysłu zbrojeniowego.

Gdy na mównicy sejmowej kiwa się, jakby w takt muzyki klezmerskiej, wiceminister (a wkrótce ambasador wszystkich Polaków w Izraelu) Władysław Teofil Bartoszewski, to przypominają się słowa jego ojca, jakoby inspirowane polską mądrością ludową: „Bierz, kiedy dają, tańcz, kiedy grają, uciekaj, kiedy gonią, klękaj, kiedy dzwonią”? Teofil też uraczył nas takim cymesem. Gdy Izrael mordował Palestyńczyków w Gazie, stwierdził: „Żydzi są naszymi braćmi. Musimy się z państwem Izrael identyfikować”. Mówiąc o interesach Polski i ich obronie, warto wspomnieć o „zasługach” ojca Teofila na tym polu. W izraelskim Knesecie bił się w piersi za „antysemityzm Polaków”, mówiąc: „ta ciemnota, gdzieś tam na zapadłej prowincji, która opowiada jakieś głupstwa, a która dobrze czytać i pisać nie umie”.

Ojciec Teofila w Knesecie obwieścił też: Polska to ewenement. Proszę wskazać inny kraj w Europie, w którym w ostatnim 20-leciu trzech szefów dyplomacji było żydowskiego pochodzenia, jeden ma honorowe obywatelstwo Izraela, a obecny ma żonę Żydówkę”. Wkrótce jego syn będzie mógł ogłosić w Knesecie: Polska to ewenement. Proszę wskazać inny kraj w Europie, w którym premierem jest wnuk żołnierza Wehrmachtu, ministrem-koordynatorem służb specjalnych i ministrem sprawiedliwości Ukraińcy wychowani w nienawiści do Polaków. I pytanie, czy Teofil będzie godnym reprezentantem polskich interesów w Tel Awiwie jest tylko pytaniem retorycznym.

Sprawy jeszcze bardziej gmatwa to, że w MSZ nie tylko Bartoszewski, ale żaden inny zastępca ministra nie ma doświadczenia w dyplomacji. No i jest, jak jest. Sytuacja geopolityczna Polski jest niezwykle trudna. Ważą się losy naszego kraju. Potrzebna jest finezyjna dyplomacja. Potrzebni są profesjonalni dyplomaci. A mamy notorycznie przegrywające miernoty i przykłady dyplomatycznych posunięć, wręcz absurdalnie sprzecznych z fundamentalnymi interesami Polski. Sankcje wobec Rosji, które najbardziej uderzają w Polskę. Oddanie wszystkich zasobów Państwa do dyspozycji Ukrainy. Kłótnie ze wszystkimi sąsiadami (w tym narażanie wielowiekowych tradycji przyjaźni i współpracy z Węgrami). Retoryka obelg i inwektyw oraz obrażanie głów obcych państw, z których najłagodniejsze to knajacka odzywka prezydenta RP pod adresem Putina („Nie strasz, nie strasz, bo się zesrasz”) i słowa marszałka Sejmu o „wdeptaniu Putina w ziemię”. W tych kwestiach mamy, co prawda, konkurencję w państwach bałtyckich, ale to małe pocieszenie.

Zamiast trzymać się z daleka od konfliktów, które nas nie dotyczą, wsadzają palce między drzwi i futrynę. Przedkładają obce interesy narodowe nad interesami Polski, wdając się w gry, których zasad nie znają. Dając się wciągać w geopolityczne machlojki podsuwane przez trockistów zza Oceanu, stawiają aparat państwa w roli wykonawcy cudzych strategii. Odwracają nasz kraj na Wschód, wciągając go w tamtejsze konflikty. Nakręcają się wizją nowego wschodniego mocarstwa Trojga Narodów, nie pomni, że podobny wybryk Józefa Piłsudzkiego o mało nie zniszczył nowo powstałej II RP.

Na koniec cytat, też Stefanakardynała Wyszyńskiego: „Nie oglądajmy się na wszystkie strony. Nie chciejmy żywić całego świata, nie chciejmy ratować wszystkich. Chciejmy patrzeć w ziemię ojczystą, na której wspierając się, patrzymy ku niebu. Chciejmy pomagać naszym braciom, żywić polskie dzieci, służyć im i tutaj przede wszystkim wypełniać swoje zadanie – aby nie ulec pokusie ‘zbawiania świata’ kosztem własnej ojczyzny”.

Zawsze zadajmy sobie pytania: Gdzie tu Polska i gdzie Polski Interes Narodowy? Uczmy się od innych, nawet od wrogów. Gdy na świecie coś się wydarzy, w Mosadzie pytają: Jaki ma w tym interes Izrael? Nawet pospolity żydowski handełes zapytuje: Kto mi popilnuje interesu? Nie zajmujemy się zatem dobrostanem Ukraińców, Żydów, Palestyńczyków, ale Polaków, i tylko Polaków. Miejmy odwagę powiedzieć: Tonie nasza wojna, bo prowadzi do militarnej i politycznej klęski Polski, do katastrofy finansów publicznych, do zniszczenia jednolitości etnicznej naszego państwa, do koszmaru wielonarodowego tygla.

Krzysztof Baliński

ZASTRZELONY ZA ANTYSEMITYZM

ZASTRZELONY ZA ANTYSEMITYZM

Krzysztof Baliński

To był mord! To była klasyczna zbrodnia wojenna, dokonana z premedytacją. Wytłumaczenie jest proste: Główny cel to sterroryzowanie organizacji humanitarnych, blokada wszelkiej pomocy dla mieszkańców Strefy Gazy, zmuszenie Palestyńczyków do opuszczenia swych ziem, i tym samym „ostateczne rozwiązanie kwestii palestyńskiej”. Izrael zabił 33 tysiące Palestyńczyków, wśród których 20 tysięcy to dzieci. Zginęło 200 pracowników i wolontariuszy organizacji humanitarnych. Śmiercią głodowa zagrożonych jest 300 tysięcy mieszkańców Gazy. Krótko mówiąc, to pełzające ludobójstwo, które ma swoją nazwę – zbrodnia wojenna.

Po wypowiedziach ambasadora Izraela, rozpętała się burza. I choć żądania wydalenia go z Polski były powszechne, MSZ zrobiło to, co było do przewidzenia, czyli nic. Powód wydalenia go z Polski jednak był i jest. Z każdego słowa, gestu, wpisu w Internecie tego nominat skrajnie antypolskiego rządu Izraela przebijała bezbrzeżna pogarda wobec Polaków. Obsztorcował wicemarszałka Sejmu, zrównał mord na wolontariuszu ze zgaszeniem chanukowych świeczek, kłamał o antysemickich napisach „na co drugim budynku” w Łodzi.

Dlaczego doszło do akredytowania Jakowa Liwnego w Polsce? Tu przypomnijmy: w dyplomacji istnieje procedura zwana agrément. To wstępna zgoda państwa na przyjęcie określonej osoby w charakterze szefa misji dyplomatycznej obcego państwa. Przy czym państwo przyjmujące ma swobodę udzielenia bądź odmowy udzielenia agrément, i co więcej – w przypadku odmowy nie ma obowiązku jej uzasadnienia. Powody mogą wiązać się z osobą samego kandydata, na przykład z tym, że negatywnie wypowiadał się o kraju, w którym miałby być akredytowany.

Kto mu agrément udzielił? Polski MSZ, mimo że doskonale znało profil inkryminowanego. Dlaczego? Bo musiało, bo nie miało w tej sprawie nic do powiedzenia, bo pojawiła się pilna potrzeba nadzorowania ewakuacji posowieckich Żydów z Ukrainy (i to nie do Izraela, ale do Polski i nie na koszt Izraela, ale polskiego podatnika).

MSZ od lat ma poważny problem ze służeniem polskim interesom. Zgodziło się na to, aby Niemcy przysyłali nam na ambasadora wnuka adiutanta Hitlera, Ukraińcy wielbiciela Bandery, a Żydzi polakożercę. Pozwoliło na to, aby ambasador Niemiec montował spisek dla obalenia rządu, ambasador USA recenzował i pouczał ministrów, ambasador Ukrainy dyktował treść ustaw w polskim Sejmie, a ambasador Izraela bił rekordy żydowskiej chucpy.

Na pochyłe drzewo wszystkie kozy skaczą

Najbardziej symptomatyczna była pierwsza reakcja polityków. Niemrawa, obliczona na jak najszybsze „wygaszenie” sprawy. Duda zamieścił wpis o jakiejś „tragedii”, bez nazwania sprawców. Tu przypomnijmy jego haniebnie zachowanie w sprawie polskiej wolontariuszki Caritas, zamordowanej przez Izrael podczas bombardowania kościoła katolickiego w Gazie, i równoczesną troskę o los przebywającego w niewoli Alexa Dancyga. Wody w usta nabrał marszałek Sejmu, który jeszcze niedawno chciał „wgniatać Putina w ziemię”. Jego patron, poseł Michał Kobosko, który po zgaszeniu świeczek chanukowych nazwał „terrorystą” Grzegorza Brauna, odżegnał się od nazwania terrorystą izraelskiego żołdaka, który dokonał egzekucji na Polaku. O odpowiedzialności Izraela za śmierć Polaka nie powiedział nic Radek Sikorski. Przekazał jedynie kondolencje rodzinie wolontariusza, „który zginął podczas nalotu w Strefie Gazy”. I on był jedyną osobę, którą można było rozgrzeszyć. Bo na krytykę Izraela nie pozwala mu żydowska połowica, dzięki której media amerykańskie już go tytułują „minister Radek Applebaum”.

Za to reakcja Jakowa Liwnego była mocna. Jego kuriozalne oświadczenie było tak wiele mówiące, że warto przytoczyć je w całości:

Skrajna prawica i lewica w Polsce oskarżają Izrael o umyślne morderstwo we wczorajszym ataku, w skutek którego śmierć ponieśli członkowie organizacji humanitarnej, w tym obywatel Polski. Wicemarszałek Sejmu i lider Konfederacji Krzysztof Bosak twierdzi, że Izrael popełnia „zbrodnie wojenne” i terroryzuje organizacje humanitarne, aby zagłodzić Palestyńczyków. To ten sam Bosak, który do dziś nie zgodził się potępić masakry dokonanej przez Hamas 7 października i którego partyjny kolega, prawicowy ekstremista, zgasił gaśnicą chanukową menorę, którą zapaliliśmy w parlamencie w Warszawie. Wniosek: antysemici zawsze pozostaną antysemitami, a Izrael pozostanie demokratycznym Państwem Żydowskim, które walczy o swoje prawo do istnienia. Również dla dobra całego świata zachodniego”. Innymi słowy: Obywatel Polski został zastrzelony za antysemityzm.

Kto jest antysemitą?

Sięgnął tylko do przećwiczonego i skutecznego modus operandi. Kuriozalnych, wprost groteskowych definicji antysemityzm mają co niemiara. Antysemityzmem jest nie tylko upominanie się o zabitego Polaka, ale także hasło „Bóg, honor, ojczyzna” wznoszone przez uczestników Marszu Niepodległości. O antysemityzm można oskarżyć autora ironicznej wypowiedzi o wierszu noblistki, za wspomnienie Dmowskiego, za polemikę z Michnikiem, za użycie wyrazu „Żyd”, ale i też za pominięcie słowa „Żyd”, za krytyczne wyrażanie się o bandytach z UB i za pogląd, że nie w marcu 1968, lecz w latach 40. i 50. ubiegłego wieku była kulminacja terroru i zbrodni. Antysemitą możesz zostać, jeżeli twój dziadek nie był w KPP, a wujek w MBP.

Podczas debaty w Muzeum Polin, żydowski uczony stwierdził, że mówienie o skorumpowanych sitwach u władzy jest antysemickie. Wypowiedź premiera, że przy obsadzie stanowiska przewodniczącego Rady Oświęcimskiej będzie kierował się „polską wrażliwością”, rozsierdziła Barbarę Engelking-Boni (tą, dla której śmierć Żyda to „metafizyka”, a Polaka to „kwestia biologiczna”). Wg „Haaretz”, w zdecydowanej większości pomoc, której udzieliła Żydom chociażby rodzina Ulmów „nie była podyktowana altruizmem, ale chciwością polskich antysemitów”. Gdy na podorędziu nie ma „przestępstw z nienawiści”, pojawia się dr Bilewicz, z naukową tezą o istnieniu „antysemityzmu wtórnego”: „Kto się wypiera, kto neguje swoją odpowiedzialność za wiekowe prześladowania Żydów i za ich prześladowania najnowsze, kto zaprzecza, że jest winny i że jest antysemitą – ten jest antysemitą wtórnym”.

Kto jest antysemitą, a kto nie jest, tego wyraźnie nigdy się nie mówi. Potencjalnie jest nim każdy. Ponieważ wiedzą, o co w tym wszystkim chodzi, definicję antysemityzmu rozciągają tak szeroko, by można było pod nią podciągnąć wszystko, a nalepkę „antysemita” przykleić każdemu, kto krytykuje poczynania Żydów i kto zagraża ich interesom. „Żydów w Polsce nie ma, a antysemityzm jest” – tym stwierdzeniem rozpoczyna się każda żydowska wypowiedź. „Żydzi z Polski wyjechali, antysemici pozostali” – tak oznajmia szwedzki „Dagens Nyheter”. Tymczasem na co dzień i na każdym kroku doświadczamy intensywnej obecności Żydów w polityce i tematów żydowskich w mediach. Gdyby tą miarą mierzyć ich liczbę w Polsce, to można odnieść wrażenie, że mamy do czynienia z milionową, ruchliwą, ofensywną, dającą w sposób niezwykle agresywny, pozbawiony jakiejkolwiek delikatności odczuć swą wrogość i manifestującą swą nienawiść wobec Polaków, potężną mniejszością.

Po 1989 r. w relacjach żydowsko-polskich doszło do licznych prowokacji – prowokacji tak prymitywnych, że oczywistym było, iż chodziło o wywołanie antysemickich nastrojów, że wypowiedzi Michnika, Geremka, Urbana, że usunięcie krzyża z Oświęcimia, że prowokacje „artystyczne” Andy Rottenberg oraz udział Żydów uratowanych przez Polaków w antypolskich kampaniach miały oczywisty zamiar budzenia w Polakach niechęci do Żydów. To działalność „Wyborczej”, jej ataki na Polaków, ich tradycje i w ogóle na państwo polskie jest największym generatorem postaw antysemickich. A akurat tej gazety społeczność żydowska nie uznaje za antysemicką. To jednak nie zaniedbanie, to świadome i przemyślane podejście. I jeszcze jedno – gdyby nie było wyczarowanego przez nich antysemityzmu, musieliby wziąć się za jakąś uczciwą robotę, co byłoby dla nich prawdziwą tragedią, wszak z akcji polowania na „antysemitów” czerpią ogromne zyski.

W takim modus operandi Żydów wspomagają politycy z Polski. Przykłady z ostatnich dni: Gdy Grzegorz Braun skrytykował exposé premiera, Tusk ripostował tylko jednym argumentem – wypomniał Braunowi… antysemityzm. Gdy podczas przesłuchań w sejmowej komisji jeden z posłów zapytał Jarosława Kaczyńskiego, czy ma świadomość, że informacje zdobywane przez system Pegasus znalazły się w Izraelu i tym samym w Moskwie, został oskarżony o… antysemityzm. Przy czym sponsorowanie antypolonizmu jest wielowymiarowe. Bo jest nim dawanie milionów na „badania nad antysemityzmem. Bo jest nim sprzeciw wobec wznowienia ekshumacji w Jedwabnem. Bo jest nim eliminacja z życia publicznego osób, które tę dywersję wobec Polski i Polaków demaskują. „Antysemityzm prowadzi wprost do Auschwitz” – zawołał Dawid Warszawski, a prokuratora, który nie dość gorliwie ściga antysemitów oskarżył, że „podpisuje się pod Zagładą”. Czy są V kolumną? Nie zawsze. Niektórzy robią to tytułem okupu, żeby Żydzi nie nazwali ich antysemitami.

Walczą z „antysemityzmem Polaków” i deklarują jego całkowitą eliminację. Ale Żydów to nie cieszy! Dlaczego? Bo antysemityzm Polaków jest im potrzebny, bo w zaklinaniach polskich polityków widzą tylko jeden pożytek – przyznanie, że antysemityzm w Polsce istnieje, że jest poważnym zjawiskiem, że Polacy mają nieczyste sumienie i tylko błagają o najniższy wymiar kary. Żydzi nie potrzebują też filosemitów, bo tych, i to wyjątkowo namolnych, mają dużo, nawet w nadmiarze. Potrzebują antysemitów, którzy grillowani, wypłacą im 65 miliardów. Nie potrzebują też prezydenta, który epatuje żoną o semickim nazwisku, ale ministra finansów, najlepiej antysemitę, który przyniesie im w zębach czek na 65 miliardów.

Skupili się na zachowaniu ambasadora. Wmówili Polakom, że jest jedyną przyczyną burdy. Ograniczyli debatę do tego, czy wydalić go z Polski. Tymczasem w Polsce nie powinien był w ogóle się znaleźć, po wydaleniu z Tel Awiwu dwa lata temu ambasadora RP. Skądinąd nie tylko skrajnego filosemitę, ale i Semitę, co tylko potwierdza, że wydalenie było wymierzone w Polskę, a nie w jego osobę. Liwne nie powinien znaleźć się w Polsce także dlatego, że podziela słowa Icchaka Szamira – „Polacy wyssali antysemityzm z mlekiem matki”, że to ruski żyd patrzący na Polskę przez okulary Putina. I uznanie go za persona non grata powinno być tylko symbolicznym gestem, wyrażającym dezaprobatę wobec polityki Izraela.

Uprzedzenia Liwnego wobec Polaków to dalece nie wszystko, bo nie wypowiada własnych opinii, ale postępuje zgodnie z instrukcjami swego ministerstwa. A to oznacza, że z premedytacją do Warszawy przysłali patologicznego polonofoba. Nawiasem mówiąc, to obecny przełożony ambasadora, Israel Katz przypominał słowa Icchaka Szamira o Polakach, którzy „wyssali antysemityzm z mlekiem matki” i dodał: Nigdy wam (Polakom) nie wybaczymy! Wszystko to oznacza jedno: Izrael nie chce dobrych stosunków z Polską, i z pełną premedytacją wywołuje, pod byle pretekstem, konflikty. Widzi w Polsce chłopca do bicia, bo bez tego „rozsypuje” się cała „religia i przemysł Holokaustu”, której istotnym elementem jest „antysemityzm Polaków” i „współudział” w zagładzie. I akurat tu ambasador Liwne swą misję wypełnia wzorowo.

Gdzie jest polski MSZ?

Strategii nie było. Były za to nerwowe, chaotyczne, nieskoordynowane ruchy i wypowiedzi. Wszystkie, by przypadkiem nie narazić się złoczyńcom. Wszystkie dla wkupienia się w ich łaski. Jedyna „przykrość”, jaka Liwnego spotkała to wezwanie do MSZ, gdzie wręczono mu jakąś notę (podobno protestacyjną) i gdzie wydukał (też podobno) słowa „przepraszam”, bez sprecyzowania, za co (może za spóźnienie?). Na jaw wyszła nędza polskiej dyplomacji, która à priori zadekretowała, że Izrael to nasz „strategiczny sojusznik”, która wspiera Izrael na forach międzynarodowych i jest jego bezkrytycznym ambasadorem w UE, która rozdaje polskie paszporty Izraelczykom w tempie kilku tysięcy rocznie, która uznała Izrael za „przyczółek naszej cywilizacji”.

To MSZ wykoncypował, że jeśli wesprzemy Izrael w jego walce z arabskim otoczeniem, to w usłużnym dialogu uzyskamy status sojusznika i przyjaciela. To w MSZ wypichcili tezę, że „Izrael pomoże nam w walce z procederem cedowania zbrodni niemieckich na polskie ofiary” i udzieli pomocy w uzyskaniu odszkodowań od Niemców. Mrzonki wzmacniało naiwne założenie, że antypolonizm skupia się w lewicowych środowiskach żydowskich w USA, a w Izraelu rządzi zbratany z nami Netanjahu. Polityki takiej nie zmienili, gdy okazało się, że to gra pozorów, że opinia publiczna w Izraelu ma twarz Jana Tomasza Grossa, że to państwo rządzone przez jawnie polakożerczą ekipę, w którym nikt Polaków nie lubi, że „sojusznik” poprzez próby wyłudzenia 65 miliardów stwarza śmiertelne zagrożenie dla finansów publicznych Polski, że żądaniami, aby polskie ustawy były z nim konsultowane, zagraża suwerenności Polski, że narusza jej bezpieczeństwo, bo kuma się z Putinem.

Gdzie jest polski MSZ? Takie pytanie ciśnie się na usta, gdy po raz kolejny jesteśmy poniżani. Wyjaśnienie może być dwojakie: albo mamy do czynienia z V kolumną, albo z idiotami niezdolnymi do rozpoznania najprymitywniejszej intrygi. Skoro co kilka lat sytuacja się powtarza, to dlaczego MSZ nie jest na nią przygotowany? Dlaczego do łbów pracujących w nim urzędasów nie dociera, że to taktyka negocjacyjna Żydów, że Izrael nie tylko nie dąży do ułożenia stosunków, ale szuka zwady, że przypisywanie Polakom miana „wspólników Holokaustu” to wyłącznie środek nacisku i instrument w negocjacjach biznesowych, a awantury są tylko przykrywką w batalii o restytucję mienia pożydowskiego?

Zamiast dyplomacji mieliśmy tchórzliwy bełkot i łajzy, którym, gdy pierwszy lepszy Żyd zmarszczy czoło, uginają się nogi i chowają po kątach. Zamiast mężów stanu mieliśmy notorycznie przegrywające miernoty, którzy nie walczą o polskie interesy, ale o „certyfikat koszerności” wystawiany przez media żydowskie w Ameryce. A może w tym wszystkim chodzi o coś innego? Mówił o tym starożytny chiński strateg: „Kiedy walczysz za granicą, używaj lokalnych przewodników […] korzystaj ze współpracy istot najpodlejszych i najbardziej odrażających”. Co do „certyfikatu” (drugiej po „Polska to panna stara, brzydka i bez posagu” oficjalnej doktryny polskiej dyplomacji) – wszystko zaczęło się od podszeptów Ludwika Dorna (niegdyś prawej ręki prezesa PiS): „W światowych grach dyplomatycznych i wobec siły bardzo wpływowego lobby żydowskiego naszemu krajowi potrzebny jest ‘certyfikat koszerności’ ze strony Izraela, a tego nikt w polityce nie wydaje za darmo”.

Podsumujmy: Sekwencja wydarzeń zawsze taka sama, ikrajobraz po bitwie taki sam: Po stronie Polski: kapitulacja, bez najmniejszej nawet próby obrony, obłaskawianie agresorów, ich usprawiedliwianie oraz pacyfikowanie głosów krytyki. Po stronie Izraela: odrzucanie jakiegokolwiek kompromisu, maksymalne podgrzewanie konflikt i upokarzanie Polski oraz coraz większa zuchwałość. Zamiast odwagi potulność i tchórzliwe merdanie ogonkiem. Zamiast twardej riposty, „kontratak” z podkulonym ogonem i oblizywanie się, gdy walili w pysk na odlew. Zamiast głośno mówić – przejrzeliśmy wasze plany, nadal się uśmiechają, nadal powtarzają mantrę o „RP przyjaciół”, i odbudują relacje poprzez wyrafinowaną grę dyplomatyczną – wypłacenie kilkudziesięciu milionów na kolejny cmentarz żydowski, a polski rząd uda się in corpore do Jerozolimy, i weźmie (też in corpore) udział w ceremonii zapalenia świec chanukowych w Sejmie (tym razem z udziałem wicemarszałka Bosaka).

Izraelowi wolno wszystko. Nie przeprosi za mord na Damianie Sobolu, ale zażąda przeprosin za Grzegorza Brauna. Izrael nie wypłaci odszkodowanie dla rodziny zamordowanego, ale Polska wypłaci odszkodowanie dla rodzin ofiar Holokaustu, z dopiskiem – „zamordowanym przez polskich antysemitów”. No i raz jeszcze przeprosi za Jedwabne, za marzec ‘68, za „polskie obozy”. Nie ma jednak tego złego, co by na dobre nie wyszło – ambasador Izraela otworzył Polakom oczy na to, kto jest kim w Polsce.

Krzysztof Baliński

IMPERIUM SOROSA U WŁADZY. Baliński

IMPERIUM SOROSA U WŁADZY

Krzysztof Baliński

Proces cały koordynowałaFundacja Batorego – zdradził Adam Bodnar po zamachu na Trybunał Konstytucyjny.

Imperium Sorosa doszło do władzy w Polsce, a to najgorszy omen, jaki Węgier może sobie wyobrazić” – to Orban po zmianie rządów w Warszawie i po oficjalnym dołączeniu Polski do koalicji państw członkowskich UE, których celem jest zaduszenie Węgier pod pretekstem „przywrócenia praworządności”.

Cześć i chwała bohaterom” – krzyczeli – tak, jak podczas uroczystości honorujących Żołnierzy Wyklętych – aktywiści PiS po wyjściu z aresztu po kilkudniowej odsiadce Mariusza Kamińskiego i Macieja Wąsika. Nakaz kochania Kamińskiego, branie go na sztandary PiS i uporczywe przy nim stanie jest dziwne z jednego powodu: To Kamiński w znacznej mierze przyczynił się do wyborczej porażki PiS i to dzięki takim jak on mamy Tuska przy władzy.

Ale po kolei:

Fundację Batorego kontroluje i finansuje żydowski spekulant George Soros. Czyli Bodnar nieopatrznie przyznał, że rząd Tuska jest sterowany z zagranicy. Przyznał też, skąd wyrastają mu nogi, bo jego kariera nabrała tempa, kiedy został absolwentem założonego i finansowanego przez Sorosa Central European University w Budapeszcie, gdzie prowadzono hodowlę lewackich autorytetów, do budowy nowego świata bez państw i narodów. Kolejnym etapem w jego karierze była wiceprezesura w Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka, organizacji też powiązanej finansowo z Sorosem.

A co do Kamińskiego – jego poselski mandat został wygaszony po skazaniu prawomocnym wyrokiem w związku z udziałem w tzw.aferze gruntowej z 2007 roku, kiedy to Kamiński, wówczas szef CBA, zamiast ścigać aferzystów, zabrał się za Andrzeja Leppera, podrzucając koalicjantowi w rządzie świnię z odrolnieniem biedniackiej działki na Mazurach, co doprowadziło do rozpadu koalicji (a także do śmierci Leppera z rąk „seryjnego samobójcy”) i stworzyło pretekst do oddania władzy Tuskowi.

Bezpośredni związek z tym ma to, że bracia Kaczyńscy bywali częstymi gośćmi w Fundacji Batorego. 14 lutego 2005 r. Jarosław gościł tam z wykładem O naprawie Rzeczypospolitej. Oto jego fragment:

„W 2002 r. radykałowie otrzymali w wyborach przeszło 30 procent. […] Jeżeli w Polsce dojdzie do sytuacji, w której połączą swoje siły, nie w jakiejś rewolucji, nie w wystąpieniach ulicznych, w wielkich strajkach, tylko przy urnie wyborczej, to będziemy mieli rządy Samoobrony […] Podkreślam raz jeszcze: istnieje niebezpieczeństwo zdobycia władzy w Polsce przez radykałów”. Co się zatem kryło za stworzeniem po wyborach, to jest po wykładzie, koalicji PiS-LPR-Samoobrona? Czy celem nie było zniszczenie „radykałów”?

I tak, PiS zagospodarował elektorat narodowo-katolicki, a PO lewicowo-liberalny, a cała rozgrywka dokonywała się w ramach jednego obozu ideologicznego, którego celem było – nie dopuścić za wszelką cenę do powstania realnego bytu politycznego, który mógłby stanowić alternatywę dla ludzi o poglądach katolicko-narodowych. Nie dziwiło zatem, że w czasie walki „na śmierć i życie” z opozycją, bracia Kaczyńscy skupiali swoje działania i gry służb na Samoobronie (i LPR). I wreszcie, dlaczego bracia Kaczyńscy oddali władzę mając 280 głosów w Sejmie, gdy wszystkie sondaże wskazywały, że w ewentualnych wyborach wygra PO? Czy nie mają zatem racji ci, którzy uważają, że przygotowania do oddania władzy zaczęły się w momencie wypowiedzenia cytowanych słów w Fundacji Batorego?

To był klasyczny przykład funkcjonowania nieformalnego układu PO-PiS, kiedy spór między „zaprzańcami” a „szczerymi patriotami” nie toczy się o interes narodowy, ale o to, kto lepiej będzie rządził Polakami w interesie kosmopolitycznego układu. Układu, który powstał po spisku w Magdalence, gdzie Kiszczak i jego konfidenci opijali pakt z żydokomuną, sprzedany Polakom w propagandowym cyrku przy okrągłym stole. Obecny system polityczny polegający na tym, że Fundacja Batorego (czyli finansujący ją żydowski grandziarz Soros) decyduje o tym, kto może być prezydentem a kto premierem, jest mutacją tamtego spisku, a polityczne spory i kłótnie toczą się tylko o to, kto ma „pierwszeństwo dziobania” i jakiekolwiek działania, które mogłyby zagrozić interesom spiskowców, były i są wszelkimi sposobami, bezpardonowo torpedowane. I świetnie to widać, kiedy oba pozornie wrogie ugrupowania, nie przestając atakować siebie nawzajem, pokazują, że nie mogą bez siebie żyć.

Świetnie to było też widać, kiedy wmawiając nam, że poza nimi nic nie istnieje, zgodnie okładały wspólnego dla nich wroga – tych, którzy sprzeciwiali się reżimowi sanitarnemu i tych, którzy zadawali niewygodne pytania o szczepionkach. I czy nie to jest powodem, że Tusk absorbuje opinię publiczną komisją śledczą ds. wyborów kopertowych, która niepotrzebnie wydała 76 mln, a nie bierze się za rozliczenie 140 miliardów wydanych na tarczę antycovidową, za wykończenie polskich biznesów przez pandemiczny lockdown, za tzw. Polski Ład, który przyniósł upadek setek tysięcy małych i średnich firm, za cios w polskie rolnictwo, najpierw przez „5 dla zwierząt”, a później przez niekontrolowany handel (i przemyt) zbożem z Ukrainy oraz za wygenerowanie gigantycznego długu publicznego?

W sprawach zasadniczych, w polityce względem Ukrainy polegającej na bezwarunkowym oddawaniu wszystkiego, w zielonym ładzie i w polityce energetycznej rząd Tuska trzyma twardo kurs rządu Morawieckiego. Innymi słowy – umowna władza i umowna opozycja maszerują osobno, a nawet pozorują waśnie między sobą, ale gdy dochodzi do forsowania spraw naprawdę poważnych, czyli takich, na których zależy Wielkiemu Bratu, stają się zwartą sitwą uderzającą razem we frajerów.

Układ świetnie widać na przykładzie prezydenta i premiera, niegdyś członków tej samej partii – Unii Wolności. Przypomnijmy: W 1993 roku  Geremek i Tusk powołali ugrupowanie, które z inicjatywy szefa Fundacji Batorego, Aleksandra Smolara przybrało nazwę Unia Wolności, a zastępcą przewodniczącego został Tusk. Przez 5 lat członkiem tej partii był Duda. Opuścił ją dopiero w chwili jej rozkładu, przyłączając się do PiS w momencie triumfu partii w 2005 r. A zatem, 10 maja 2015 r. w II turze wyborów prezydenckich spotkali się dwaj partyjni koledzy i nieważne, kto wówczas wygrał, bo na szczytach władzy wszystko zostało po staremu, a Duda pozostał do szpiku kości człowiekiem Unii Wolności, udowadniając prawdziwość tezy: Człowiek może wyjść z UW, ale UW nigdy z człowieka nie wyjdzie.

O planach zorganizowania przez Sorosa „polskiego Majdanu”, o grożącej Polsce kolorowej rewolucji szeptano od dawna. Przy czym, taka rewolucja nie zawsze ma na celu przewrót polityczny. Często chodzi o zwiększenie kontroli nad rządem już spolegliwym, wymuszenie na nim kolejnych ustępstw i przede wszystkim osłabienie jego narodowego komponentu. Polityków pozbawia się władzy nie tylko dlatego, że nie podobają się globalistom, ale także dlatego że nie są wystarczająco ulegli. Największy sukces Soros odniósł w Albanii. Obecny premier tego kraju i jego otoczenie w całości wywodzi się z fundacji Sorosa, a z politycznego punktu widzenia Albania jest komunistycznym protektoratem Sorosa. A to, że pierwszy kontakt międzynarodowy Bodnar nawiązał z odpowiednikami z Albanii, powiązanymi z albańskimi gangami przemytników ludzi i narkotyków, to już mało znaczący szczegół.

Krótko mówiąc, fundacje Sorosa są wszędzie tam, gdzie trzeba kogoś przy władzy umieścić lub od władzy odsunąć. A polityczne inwestycje Sorosa w Polsce (czyli tam, gdzie właśnie jednych od władzy odsunięto a drugich przy władzy umieszczono) dotyczą wyłącznie żydokomuny i mniejszości narodowych. Dowodem na to jest także to, że wybrany właśnie przez lud pracujący Warszawy na prezydenta miasta, to były stypendysta fundacji Sorosa. I jeszcze jedno – jedni i drudzy wiedzą, że losy dalszej ich kariery ważą się w kręgach Sorosa, a nie wśród wyborców w Polsce.

Co do kombinacji operacyjnej „Lepper” – 12 września, tuż przed zerwaniem koalicji, ni stąd ni zowąd ukazało się oświadczenie żydowskiej Ligi Antydefamacyjnej. Co w nim było? Ano, że Samoobrona (i LPR) jest antysemicką partią ziejącą nienawiścią do Żydów, że jej szef przejawia antysemickie fobie. W oświadczeniu znalazło się zalecenie: Usunąć z koalicji rządowej. Kilka dni później Jarosław Kaczyński zrywa koalicję, a jego brat ogłasza nowe wybory. Potem lansuje tezę, że rząd obalono, a powodem była walka z korupcją. Tymczasem prawda wyglądała inaczej: PiS posiadało stabilną większość w Sejmie; nikt Kaczyńskiego nie obalał; sam zrezygnował z władzy i sam przekazał ją Tuskowi.

Polityka kadrowa, ściganie antysemitów z natychmiastową egzekucją złapanego były i są identyczne w PiS i w PO. Identyczne jest też podejście do mniejszości, która w Polsce jest po jednej stronie barykady, tej która wspiera lewicowe patologie, gender, aborcję, demoralizację, walkę z kościołem, szkaluje wszystko co polskie, stoi po stronie pasożytujących na Polsce zagranicznych banków. I ucieczkę PiS i PO od wszystkich tematów związanych z aktywnością żydokomuny oraz brak woli oczyszczenia Polski z wpływów tego środowiska, można wytłumaczyć tylko taką okolicznością.

W Polsce nie dzieje się nic, co nie miałoby bezpośredniego lub pośredniego związku z Żydami. Weźmy „Pegasusa”, czyli system totalnej inwigilacji, kupiony przez Mariusza Kamińskiego w Izraelu (do którego trafiają wszystkie informacje zbierane przy inwigilacji). Po zeznaniu Jarosława przed sejmową komisję, media prawicowe rozpływały się w peanach, jak to „świadek” załatwił „członka” na cacy, że nie tylko intelektem, ale i dowcipem przewyższa wszystkich członków komisji razem wziętych. Tymczasem przesłuchanie wyglądała tak:

Zembaczyński: – Czy przeszło Jarosławowi Kaczyńskiemu przez myśl, że kupując program od Izraela udostępnia się dane temu krajowi? Że na końcu mogą po prostu stać Ruscy?

Kaczyński: – Panie członku, mogę panu powiedzieć tak: jakbyśmy kupili od kogoś innego, to nie moglibyśmy mieć takich podejrzeń? Czy pan jest antysemitą? Przykro jest mówić, ale jest pan antysemitą.

Zembaczyński: – Świadkowi się role pomyliły, to ja zadaje pytanie, a świadek odpowiada.

Kaczyński: – I ja odpowiadam, że pan jest antysemitą.

Czyli to „członek” załatwił „świadka” na cacy, przypominając, że za rządów PiS bezpieczeństwo państwa zostało oddane w łapy Mosadu (i to wtedy, gdy Netanjahu prowadził podejrzane gierki i machlojki z Putinem), wymuszając na „świadku” przyznanie się, że jego głównym kryterium oceny Polaków jest podejście do Żydów.

Tu przypomnijmy „zasługi” Kamińskiego w szczuciu na środowiska narodowe, w pacyfikowaniu „ekstremistów i antysemitów” i to, że to on wprowadził system rejestrowania „przestępstw z nienawiści”, czyli przekazał Siemoniakowi i Bodnarowi na złotej tacy narzędzia do rozprawienia się z oponentami. À propos – gdy Kamiński pozwalał stowarzyszeniu Otwarta Rzeczpospolita organizować „Warsztaty dla przełożonych w policji”, w celu „poznawania historii holokaustu, aby móc lepiej zwalczać przestępczość z nienawiści”, ówczesny rzecznik praw obywatelskich Adam Bodnar wespół z finansowaną przez Sorosa Helsińską Fundacją Praw Człowieka, szkolenia dla sędziów na temat, jak paraliżować polskie sądownictwo organizował w… Muzeum Polin, które wzniósł za grube miliony wyciągnięte z kieszeni polskiego podatnika Lech Kaczyński. Za komentarz do tego niech służy wpis znanego blogera: Jest pilne zapotrzebowanie na jakiś antysemicki transparent z protestu polskich rolników.

Nad protestami rolników unosi się duch śp. Andrzeja Leppera, który stał się dla tych wydarzeń istotnym punktem odniesienia, a nawet znakiem czasów. „Takich protestów nie było od czasów Leppera” – można przeczytać tu i ówdzie. Wyśmiewany i kreowany za życia na chama z obory nie tylko tryumfuje zza grobu nad swoim oprawcą Mariuszem Kamińskim, tryumfuje też jako ten, którego wysuwał nadzwyczaj trafne i profetyczne diagnozy o nadchodzącym kolonialnym usytuowaniu III RP w Unii Europejskiej.

Protesty obaliły wiele tabu. Pokazały koszty proukraińskiego amoku PiS i KO. Ujawniły antypolską V kolumnę na szczytach władzy, żarliwych obrońców mafijnych interesów ukraińskich oligarchów. Ukazały też smutne i groźne dla Polski prawdy. Rolnicy – 1,5 milionowa potęga, to ludzie, którym nie pozwolono stworzyć żadnej skutecznej organizacji politycznej. Najpierw pozwolili, aby niszczył ich Leszek Balcerowicz. Później przyglądali się bezsilnie dewastacji przedsiębiorstw skupu i przetwórstwa rolno-spożywczego. W kolejnych latach byli świadkiem niszczenia sieci handlu hurtowego i wprowadzania na ich gruzy zagranicznych marketów. Dali się skorumpować przez dopłaty unijne oraz zachęcić przez banki do zadłużania się, czemu sprzyjała kompradorska polityka wszystkich bez wyjątku rządów. Nie zbudowali też własnych elit ani partii politycznych (pomijając krótki epizod z Samoobroną), a PSL zdradziła, stając się partią antychłopską, której elity sympatyzują z globalistami. Przykład – pierwszym, który rzucił projekt powołania unii polsko-ukraińskiej był Kosiniak-Kamysz.

„Miastowym” też nie jest lżej. Bo w Konfederacji „Antysystem” posiada tylko jednego przedstawiciela, który przestrzega przed ukrainizacją, kontestuje obecność Polski w UE. Szli do październikowych wyborców z hasłem: „Wywrócimy im ten stolik”, ale niektórzy członkowie Konfederacja nie tylko stolika nie wywracają, ale wręcz się przy stoliku rozsiedli, raz po raz zachowując się wzorcowo czyli „systemowo”.

Niszczą rolnictwo. Niszczą oświatę. Zgodzili się na przyjmowanie nielegalnych imigrantów. Torpedują wszelkie konkurencyjne dla Niemiec inwestycje. Zrezygnowali z reparacji wojennych. Oddali zagranicy poważną część polskiej suwerenności. Przekształcają Polskę w coś na kształt atrapy państwa, kolonię bez własnej polityki zagranicznej. I robią to z wielką ostentacją. Dlaczego? Bo uznali, że to najlepszy moment, bo patroni PiS zdezerterowali, zdradzili i są pod całkowitą kontrolą Sorosa, bo ogłupieni i zastraszeni Polacy nie są zdolni do żadnego buntu.

Krzysztof Baliński

KAMIŃSKI DO PIERDLA! Krzysztof Baliński.

KAMIŃSKI DO PIERDLA!

Krzysztof Baliński

Putin ante portas. Katastrofa goni katastrofę. A u nas? Kamiński i Wąsik, Wąsik i Kamiński. 24 marca, kilka minut po dziewiątej, doszło do szarpaniny przed wejściem do Sejmu. Funkcjonariusze straży marszałkowskiej zatrzymali grupę posłów PiS z Jarosławem Kaczyńskim na czele, którzy próbowali wprowadzić do budynku Mariusza Kamińskiego i Macieja Wąsika. Ich zdjęcia z pełnymi gniewu twarzami oraz wymachującego pięściami Antoniego Macierewicza zapadają w pamięć. Nie tylko dlatego, że stały się przedmiotem drwin. Branie przez PiS na sztandar Mariusza Kamińskiego i Macieja Wąsika i uporczywe przy nich stanie jest irracjonalne także z innego powodu: To Kamiński w znacznej mierze przyczynił się do wyborczej porażki PiS.

Mandat Kamińskiego został wygaszony po skazaniu prawomocnym wyrokiem, w związku z udziałem w tzw.aferze gruntowej. Przypomnijmy: W 2007 r. PiS oddał władzę PO. Pretekst stworzył Kamiński, który, zamiast ścigać aferzystów, zabrał się za koalicjanta w rządzie, podrzucając Andrzejowi Lepperowi świnię z odrolnieniem biedniackiej działki na Mazurach.

Z tym że wcześniej, bo 12 września, ni stąd ni zowąd, ukazało się oświadczenie żydowskiej Ligi Antydefamacyjnej. Co w nim było? Ano, że Samoobrona i LPR są antysemickimi partiami ziejącymi nienawiścią do Żydów, że ich szefowie przejawiają antysemickie fobie. Oświadczenie zawierało zalecenie: usunąć z koalicji rządowej. Kilka dni później Jarosław Kaczyński zrywa koalicję, a jego brat ogłasza nowe wybory. Potem lansuje tezę, że rząd obalono, a powodem była walka z korupcją. Tymczasem prawda wyglądała inaczej: PiS posiadało stabilną większość w Sejmie; nikt Kaczyńskiego nie obalał; sam zrezygnował z władzy. I jeszcze jedno, najważniejsze: po przejęciu władzy Tusk trzymał Kamińskiego w CBA do 13 października 2009 roku!

Jak wyglądała Policja i ABW w 2015 roku, opisywać nie trzeba, bo jej opis („Ch.., dupa i kamieni kupa”) sporządził kumpel Mariusza, Bartłomiej. Kamiński pocieszał: „Na jesieni posprzątamy ten syf”, i zapewniał: „Polskie służby są przygotowane do tego, by sprostać wyzwaniom i zapewnić bezpieczeństwo Polakom”. Do cudownego uzdrowienia służb jednak nie doszło, a Andrzej Zybertowicz, doradca prezydenta, na temat reformy służb rzucił myśl: „Izraelski Mosad dlatego jest jedną z najlepszych tajnych służb, gdyż może liczyć na współpracę osób pochodzenia żydowskiego na całym świecie”. Taka reforma cieszyć nie mogła. Efektywność pracy służb zależy bowiem od tego, kto w nich pracuje. Służby odcięte od tkanki narodowej kraju działają jak w państwie podbitym. Dlaczego zatem adeptów do pracy w służbach nie szuka się w środowiskach patriotycznych, ale wśród rodzin z antykatolicką czyli żydokomunistyczną tradycją rodzinną, i wśród mniejszości ukraińskiej? Dlaczego kandydat wywodzący się z takich środowisk spokojnie przechodzi procedurę naboru, natomiast uczestnik marszów niepodległości jest postrzegany, jako polityczny ekstremista? Odpowiedzią na te pytanie może być to, że Kamiński deklaruje się jako ateista.

„Reformując” służby nie zaglądał głęboko w metryki podległych mu funkcjonariuszy, nie pytał o nazwiska rodziców i ich stopień pokrewieństwa z Dzierżyńskim albo z Berią. I jasnym staje się, dlaczego w Polsce mamy instytucje kluczowe z punktu widzenia bezpieczeństwa w stanie permanentnego kryzysu, i dlaczego połowa funkcjonariuszy ministrstwa, właśnie przekazanego w ręce Siemoniak i Bodnara, ABW to Ukraińcy. Pamiętajmy też, że polityczne inwestycje Sorosa w Polsce(czyli tam, gdzie właśnie kogoś od władzy odsunięto i przy władzy kogoś umieszczono) dotyczą wyłącznie żydokomunyi mniejszości narodowych i że wcześniej obrabiali nas Kamiński z Wąsikiem, a teraz Bodnar z Siemoniakiem.

Dużo pisano o tym, że po ‘89 wielu funkcjonariuszy MSW przeszło na służbę CIA, BND i Mosadu. Są rozliczne i namacalne dowody świadczące o  roli wywiadu brytyjskiego w karierze Radka Sikorskiego. Dzisiaj trzeba pisać o innym, szkodliwym dla polskiej racji stanu wyczynie Kamińskiego – dopuszczenie do panoszenia się w Polsce bezpieki ukraińskiej. Bo jest rzeczą oczywistą, że Amerykanie i Brytyjczycy wykorzystują ją do modelowania sytuacji wewnętrznej naszego kraju. Jak i rzeczą oczywistą jest, że preferują Ukraińców, bo są bardziej profesjonalni, tańsi i bardziej bezwzględni. Afera z nagraniem z podkarpackiego lupanaru z udziałem b. marszałka Sejmu oraz medal ukraińskiej „Bezpeky” dla redaktora naczelnego „Gazety Polskiej”, to tylko wierzchołek góry lodowej.

W latach 50. kilkunastu tysiącom obywateli ZSRR (obywateli, a nie Rosjan!) służącym w wojsku i MSW wydano polskie dowody osobiste. Gdy CIA pozyskiwała po wojnie do „pracy operacyjnej” na terenie ZSRR zbirów z OUN/UPA, to wciągnęła na listę „swych sukinsynów” także członków UPA, którzy pozostali w PRL. I czy nie dzięki temu tak wielu Ukraińców zrobiło po ‘89 kariery polityczne. I czy czystym przypadkiem jest, że w ABW, MSW, MON etniczny komponent ukraiński jest tak silny?

W listopadzie 2013 r. doszło do podpalenia budki przed ambasadą Rosji i potężnego propagandowego szczucia na środowiska narodowe. Gdy władzę objął PiS nagonka skończyła się, a minister od policji nawiązał nawet współpracę z organizatorami marszu. Jawna wrogość wróciła jednak dwa lata później. Policja, tak defensywna wobec ataków na kościoły, a nawet (jak skrzętnie odnotowała TVN) bijąca bojówkarzom Antify brawo, zmieniła postawę. Jaka była tego tajemnica? Kamiński stracił kontrolę nad policjantami, a Komenda Główna Policji zaczęła wsłuchiwać się w rozkaz Hanny Lis: „Wszystkich do pierdla”? Rząd zaczął powielać narrację poprzedników o „kibolach” i „nacjonalistach”, i mamić Polaków: z pandemią radzimy sobie kiepsko, zdusiliśmy gospodarkę, ale tylko my bronimy was przed zadymiarzami z Marszu Niepodległości. I jeszcze jedno – dla takiej narracji, rząd korzystał z osłony medialnej TVN.

Dlaczego za wrogów obrali narodowców, a nie Antifę i Lempart? Dlatego, że mentorem i wychowawcą (i dawcą genów?) Jarosława Kaczyńskiego był Jan Józef Lipski, przyjaciel mamy z czasów wspólnej pracy w Instytucie Badań Literackich (która przyznała, że jej synowie wychowywali się oraz kształtowali w oparciu o przekonania Lipskiego). 26 września 2006 r. brat Jarosława zawiesił na piersi swego wychowawcy Order Orła Białego. I nie byłoby w tym nic nadzwyczajnego, gdyby nie to, że kawaler tego najwyższego odznaczenia był masonem, który całe swoje życie poświęcił na walkę z katolicyzmem i z ruchem narodowym, a w swych publikacjach obarczał wszystkich Polaków winą za zbyt małą ofiarność w pomaganiu Żydom w czasie okupacji.

Po prowokacji z podpaleniem budki, Palikot pobiegł do ambasadora Rosji z donosem na „grupę bandytów inspirowanych przez środowisko związane z PiS i Radiem Maryja, o skrajnych poglądach narodowo-katolickich” (a Leszek Miller zwrócił się do Tuska o „lustrację środowisk faszyzujących”). Niewiele od petycji Palikota różniła się napaść Mariusza Kamińskiego na organizatorów Marszu, który określił jako „manifestację elementów skrajnych i faszystowskich”. Kilka miesięcy później rosyjskie MSZ opublikowało raport, w którym przypomniało „wielotysięczną demonstrację zorganizowaną przez radykalne ruchy nacjonalistyczne”. I co najciekawsze – oparło się na dorobku „naszego” poszukiwacza faszyzmu, który atak wykonał w iście kominternowskim stylu. Bo w tradycji i nawykach przybyłych do Polski w taborach armii sowieckiej agentów, było donoszenie w ambasadzie ZSRR na polskich „nacjonalistów” i oskarżanie oponentów politycznych o faszyzm. Kamiński nie pamiętał przy tym, jak po taki sam argument sięgali Kiszczak z Geremkiem, dla których happeningi Ligi Republikańskiej miały „znamiona faszystowskich wybryków”. Nie pamiętał też, jak „Wyborcza” oskarżała Ligę o podpalenie synagogi Nożyków, a na celowniku policji politycznej znalazł się on sam.

Na taśmach z „Sowa i Przyjaciele” pojawia się dziwne zdanie Bartłomieja Sienkiewicza: Czy jest to moment na uruchomienie tego rodzaju rozwiązania, czy nie. Bo ja mam poczucie, że jest to wariant OK, World Trade scenario. Krótko mówiąc – Sienkiewicz zmontował coś na kształt podpalenia Reichstagu, jako pretekst do spacyfikowania „ekstremistów i antysemitów”, a idiota Kamiński wykonał brudną propagandową robotę, i to w sposób świadomy. I, co ciekawe, po przejęciu MSW i ABW, intrygi Sienkiewicza nie rozliczył.

W styczniu 2018 r., po emisji reportażu TVN o polskich neonazistach wznoszących toast za Hitlera w lesie pod Wodzisławiem Śląskim, w polskich mediach widzieliśmy więcej swastyk, niż w Niemczech od zakończenia wojny. „Neonaziści świętują Hitlera”, „Polska coraz bardziej brunatna”, „Warszawa europejską stolicą faszyzmu” – tak wyżywali się dziennikarze zza Odry (i zza Wzgórz Golan). Doszło do tego, że w telewizji niemieckiej odbyła się debata o „fali nazizmu w Polsce”. Tym niemniej, na ten temat nie debatował Bundestag. Debatowano za to w Sejmie… z inicjatywy Mariusza Kamińskiego.

W ślad za reportażem rozpętali nagonkę na „polskich neonazistów”, a koordynatorem całej akcji zrobili Mariusza Kamińskiego, który zapowiedział „szybką i stanowczą reakcję państwa wobec propagujących w Polsce faszyzm”. Zapewnił, też, że „zlikwiduje faszyzm i nazistowskie organizacje w Polsce”. I nie tylko zapewnił – z furią przystąpił do akcji, a listy kandydatów do delegalizacji nie ograniczył do nazistów z krzaków pod Wodzisławiem, ale sięgnął do „tych nazioli z Marszu Niepodległości”. Kolejny antypolski strzał oddał, powołując rządowy Zespół ds. przeciwdziałania propagowaniu faszyzmu, czyli do przekonywania międzynarodowej publiki, w tym Niemców: Problem z faszyzmem w Polsce jest tak poważny, że rząd zmuszony był powołać specjalną instytucję do jego zwalczania.

Na lotnisku im. Szopena w Warszawie operują uzbrojeni Izraelczycy. Mają tam swoją policję, oznakowane auta na sygnałach i wydają Polakom polecenia. Towarzyszą też wycieczkom izraelskiej młodzieży. Zasadnym zatem jest pytanie: czy w Polsce mamy do czynienia z policją w policji i tym samym z państwem w państwie? Równie zasadnym jest pytanie: Dlaczego Kamiński (i jego patron) nie uchylił ustawy 1066, która dopuszcza udział obcych formacji zbrojnych w tłumieniu zamieszek w Polsce?

Izrael słynie z tego, że oszukuje swych sojuszników. Dowodem afera Jonathana Pollarda, który przekazywał Mosadowi (i pośrednio Moskwie) najgłębsze tajemnice CIA. Problem w tym, że agenci Mosadu, którzy działali przy Pollardzie, działali także przy Kamińskim. Rafi Eitan, b. szef Mosadu, a wcześniej oficer prowadzący Pollarda pojawił się w resorcie zajmującym się cyfryzacją. Razem z nim pojawił się Yossi Ciechanover, b. dyrektor generalny izraelskiego MSW. Innymi słowy – Kamiński, pod dyktando obu agentów, powierzył klucze do bezpieczeństwa Polski i podpisał porozumienia z Izraelem w sferze bezpieczeństw. I to wtedy, gdy Netanjahu dobijał różnych targów z Putinem. Głupota, czy działania zamierzone?

Inne pytania: Dlaczego Kamiński nic nie zrobił, aby pozbyć się pośrednika w dostawach ropy z Rosji do Polski, spółki należącej do Grigorija Jankelewicza? Dlaczego bezpieczeństwo Polskich Sieci Energetycznych powierzył Mosadowi? Dlaczego dopuścił do tego, żeby biuro Jarosława Kaczyńskiego pozostało przy ulicy Nowogrodzkiej, po sprzedaniu budynku izraelskiej firmie Metropol NH? Jak to możliwe, że partia ma siedzibę w nieruchomości należącej do obcej firmy, gdzie częste wizyty składał koordynator służb specjalnych i gdzieza zamkniętymi drzwiami, na tajnych konwentyklach spotykało się kierownictwo PiS?

Gdy Polska była bita po twarzy, gdy trzeciorzędny dyplomata z drugorzędnego państewka obsobaczał prezydenta i premiera, minister od policji głównego wroga dostrzegł w użytkownikach Twittera i ich „antysemickich” wpisach. Gdy Żydzi walili Polaków w pysk na odlew, Kamiński dywagował o wadach Polaków, o ich „ciężkiej chorobie antysemityzmu”. Gdy potrzebna była odwaga, tchórzliwie merdał ogonkiem. Po rejteradzie z ustawą o IPN pozostał nam w pamięci obraz ministra o buzi zbitego psa, wystraszonego, nieporadnego, budzącego litość i odrazę zarazem. Taki obraz dopełnił prezes PiS – gdy pełnił funkcję wicepremiera ds. bezpieczeństwa, do walki z Lempart i wściekłymi macicami, wezwał na pomoc… Kluby Gazety Polskiej. Suchej nitki nie zostawili na Kamińskim blogerzy: Jest bardzo podobny do Felka Dzierżyńskiego; Uderzające podobieństwo, te ślepia mówią same za siebie.

Widmo faszyzmu krąży nad Europą – takiej uległ obsesji. Do walki z „faszystami” powołał specjalne policyjne zespoły. W ślad za tym posypały się sukcesy. W Białymstoku antyterroryści zatrzymali kibiców terroryzujących mieszkańców miasta zawołaniem „Polska dla Polaków”. ABW wtargnęło do mieszkań uczniaków protestujących przeciw islamizacji Polski. Posadzili w areszcie Brunona K., „osobę motywowaną względami nacjonalistycznymi i ksenofobicznymi”, którego jedynym terrorystycznym czynem było nazwanie Tuska „ryżym bandytą”. Słuchając wypowiedzi człowieka odpowiedzialnego za bezpieczeństwo państwa, można było odnieść wrażenie, że największym i jedynym zagrożeniem dla Polski są antysemici.

Jeszcze innym „sukcesem” było sponiewieranie Wojciecha Olszańskiego, który – gdy na kaliskim rynku palono kartkę – mówił ze sceny: „Nie będzie już nigdy Polak Żydowi niewolnikiem!”, a tłum skandował: „Tu jest Polska, a nie Polin” i śpiewał Rotę. O co zatem oskarżał Olszańskiego? O spalenie symbolu Polin? O śpiewanie Roty? A może Kamińskiego i jego patrona najbardziej ubodło to, że mówiąc o Rosji, atakował sowiecką żydokomunę i, tym samym, jej przedłużenie na gruncie polskim, czyli tych, którzy Polską faktycznie rządzą?

Dopiero z raportu Żydowskiej Agencji Praw Podstawowych dowiedzieliśmy się, że w Polsce wprowadzono system rejestrowania przestępstw z nienawiści, i że jego celem jest zapewnienie MSW pełnego wglądu do przypadków takich przestępstw oraz zbieranie informacji o wszystkich dochodzeniach prowadzonych przez policję. Z raportu wynika, że system zasilany jest danymi z Fundacji Ochrony Dziedzictwa Żydowskiego i stowarzyszenia Otwarta Rzeczpospolita, które „zgłaszają incydenty antysemickie do prokuratury, policji lub innych władz w Polsce”. Nawiasem mówiąc ta ostatnia organizuje, we współpracy z Komendą Główną Policji, „Warsztaty dla przełożonych w policji”. W ich ostatniej odsłonie udział wzięło dwustu najwyższych rangą policjantów, którzy „poznawali historię holokaustu, aby móc lepiej zwalczać przestępczość z nienawiści”.

Lempart ogłosiła powołanie tymczasowego rządu, który „będzie negocjować z rządem warunki jego ustąpienia”. Prezes Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka wezwał do buntu lekarzy i sędziów. Wojnę Polsce wypowiedziała wiceprzewodnicząca Bundestagu. Do zagłodzenia Polski wezwała wiceprzewodnicząca Parlamentu Europejskiego. Medyczny Judenrat udzielił poparcia dla strajku macic. A Kamiński? W niepojętym zaślepieniu brnął w nakręcaniu spirali oskarżeń wobec antysemitów, ścigając się w tej osobliwej dyscyplinie z TVN i „Wyborczą”. Zamiast wyłapywaniem obcych agentów, zajmował się wyłapywaniem „antysemitów”, atakami na „ruskie onuce” i walką z portalem wRealu24. Ukarał też ojca, który wyprowadził do piaskownicy dzieci po 2-tygodniowej kwarantannie.

Afera wizowa to nie jest afera Piotra Wawrzyka. To jest afera Mariusza Kamińskiego. W MSW spraw wiz „pilnowała” ciągle ta sama ekipa następców Jakuba Bermana, których Kamiński nie kontrolował i nie rozliczał. To oni wydawali rocznie kilka wiz dla Polaków z Kazachstanu i kilkaset tysięcy dla Azjatów. To oni w lutym 2022 wpuścili do Polski bez żadnej kontroli 10 milionów Ukraińców (i 150 tysięcy Azjatów przebywających na Ukrainie). To oni nie uchylili przepchniętej w Sejmie przez poprzednika Kamińskiego ustawy o obywatelstwie, która umożliwia nabywanie polskiego paszportu przez osoby mające przodka z polskim obywatelstwem. A więc także potomkom Ukraińców służących w SS Galizien i wnukom Romana Szuchewycza.

Na koniec kilka pytań, retorycznych, tj. takich, na które nie dostaje się odpowiedzi:

– Co robić, żeby minister bezpieki był zadaniowany przez Polaków, a nie przez ambasadę Izraela czy Ukrainy?

– Czy nie mszczą się zaniechania pogromcy komunistów z dekomunizacją, ale nie podpowiadaną przez Komintern, nie z pytaniem, gdzie kto był tylko, co robił?

– Dlaczego przyjął „definicję antysemityzmu”, która w sposób oczywisty miała na celu „dorżnięcie watahy”, czyli tych, którym nie podobają się przywileje dla mniejszości?

– Czy nie był urabiany przy pomocy modus operandi, w którym chodzi o nieustanne mielenie tematu antysemityzmu i sprawdzanie, jak daleko można się posunąć w terroryzowaniu Polaków?

– Czy nie wiedział, że prędzej czy później, wezmą się też za niego, i też pokażą w telewizjach, prowadzonego w więziennych klapkach na posterunek prokuratury Bodnara, na oczach polskiej, żydowskiej i ukraińskiej gawiedzi?

– Czy nie wykonał posługi szabesgoja, tj. ubogiego nie-Żyda służącego za niewielkie wynagrodzenie do wykonywania czynności, które są zakazane Żydom, i co tak naprawdę w rządzie Morawieckiego „koordynował”?

To okazja do smutnych podsumowań: Buńczuczne wypowiedzi wobec Polaków i tchórzliwe milczenie wobec obcych. Zamiast walki, przymilanie się do wrogów Polski. Polacy chcieli Sobieskiego spod Wiednia, a dostali Kamińskiego i Morawieckiego, nawołującego: „Wszyscy Polacy jesteśmy biało-czerwoną drużyną”. Tymczasem potrzebne jest hasło Romana Dmowskiego: „Istnieją Polacy i pół-Polacy, a rasa pół-Polaków musi zginąć”. No i hasło: Kamiński do pierdla!

Krzysztof Baliński

DZIADEK W WEHRMACHCIE, DZIADEK W UPA, a z Polski kamieni kupa. Krzysztof Baliński.

DZIADEK W WEHRMACHCIE, DZIADEK W UPA, a z Polski kamieni kupa

Krzysztof Baliński

Niby odszedł, a jest – tak pisali osłupiali komentatorzy. Chodziło o Michała Dworczyka – który 13 października 2022 stracił stanowisko szefa Kancelarii Prezesa Rady Ministrów, a w rządzie pozostał. Gdy Morawiecki w specjalnym rozporządzeniu określił obowiązki nowego ministra bez teki na: „Realizacja zadań w ramach projektów dotyczących udzielenia wsparcia państwom sąsiednim”, stało się jasne, że Dworczyk stanął na czele utworzonego specjalnie dla niego resortu do spraw ukrainizacji Polski. Na zwołanej z tej okazji konferencji, chełpił się: „Czas, w którym pełniłem obowiązki szefa kancelarii obfitował w wiele ważnych zdarzeń i procesów, które do dziś wpływają na naszą rzeczywistość”. I tu nie łgał, bo (oprócz przewodzenia pandemicznej histerii rządu, która kosztowała 200 miliardów oraz zakontraktowania tylu szczepionek, że wystarczały na wyszczepienie stu milionów) to on kierował akcją przesiedlenia kilku milionów Ukraińców i w ciągu pół roku rozdał na ten cel 40 miliardów oraz dwa razy tyle na pomoc dla Ukrainy.

Jeszcze inne wyczyny Mychajło Dworczuka (bo tak się pierwotne, czyli właściwie nazywał) na polu ukrainizacji Polski: W 2022 r. złowieszczo zapowiedział „rząd rozpoczyna pracę nad rozwiązaniami, które pozwolą na uproszczenie procedur i możliwości związanych z osiedleniem się w Polsce wszystkich potomków mieszkańców I i II Rzeczypospolitej, którzy deklarują związek z Polską”. Wyraźnie mówił o „potomkach mieszkańców”, a nie potomkach Polaków, co jednoznacznie oznacza, że miał zamiar osiedlić w Polsce Ukraińców.

Tak więc, gdy Orbán nadawał obywatelstwo wszystkim Węgrom żyjącym na Ukrainie, Mychajło nadawał obywatelstwo ściąganym do Polski Ukraińcom. Po sprawach kresowych poruszał się jak po prywatnymfolwarku. Zmonopolizował politykę wschodnią, rozdawał kadrowe karty na polskich placówkach konsularnych na Wschodzie. Zasiadał we wszystkich możliwych gremiach zajmujących się Polakami za Granicą. I jeszcze jedno – w Wałbrzychu osiągnął bardzo dobry wynik w ostatnich wyborach do Sejmu.

„Nie mogę już dłużej milczeć. Z miłości do własnej Ojczyzny. Nie mogę udawać, że nie widzę tych hańbiących Polskę działań na granicy polsko-ukraińskiej. Przepraszam Was, drodzy ukraińscy Przyjaciele. To, co się dzieje, nie może być dziełem moich rodaków. Hańba i wstyd. przepraszam walczącą Ukrainę, przepraszam” – takimi szokującymi, pogardliwymi słowami obsobaczyła rolników, którzy przybyli Polsce na odsiecz, Eliza Dzwonkiewicz, konsul generalna RP we Lwowie. Ale to nie wszystko – przywołała wspomnienia ze swojej młodości, gdy dowiedziała się, że podczas powstania warszawskiego Rosjanie nie zgodzili się na lądowanie alianckich samolotów, przewożących pomoc dla Warszawy: Myślałam, że tak haniebnie mogą się zachować tylko ruscy. Byłam wówczas, jako nastolatka, przekonana, że tylko ruscy mogą spokojnie patrzeć, jak inny naród się wykrwawia. Że my, Polacy, nigdy byśmy czegoś podobnego nie zrobili. Podsumujmy zatem: porównała polskich rolników do Sowietów, oskarżyła o zadawanie ciosu w plecy Ukrainie i stwierdził, że nie są prawdziwymi Polakami. Tu przypomnienie – gdy 3 lata temu Ukraina zablokowała tranzyt pociągów towarowych jadących do Polski z Chin, Dzwonkiewicz milczała.

Kim jestkonsul, która „nie może bez obrzydzenia patrzeć na polskich rolników i choć przez jeden dzień być lojalnym funkcjonariuszem państwa polskiego? To bliska współpracowniczka Michała Dworczyka. To absolwentka ukrainistyki i (tak, jak Dworczyk) podyplomowego Studium Europy Wschodniej Uniwersytetu Warszawskiego. I tak, jak Dworczyk, wywodzi się z grupy tzw. harcerzy, którzy porobili kariery w strukturach państwa (podharcmistrz , członek Wydziału Wschodniego Naczelnictwa ZHR, kierownik Wydziału Polaków Poza Granicami Kraju). Od 2006 r., wraz z Dworczykiem członek zarządu Fundacji Pomoc Polakom na Wschodzie. W latach 2010-2016 stała na czele zarządu fundacji Banku Zachodniego WBK, tego samego, którego prezesem był Mateusz Morawiecki. A potem poszło jak z płatka – po objęciu władzy przez PiS została dyrektorem w Narodowym Centrum Kultury, potem tworzyła Fundację Polskiej Grupy Zbrojeniowej, aby w roku 2019 pojawić się w MSZ i (z rekomendacji Dworczyka) wyjechać do Lwowa. I jeszcze jedno – w latach 2002–2005 pracowała w Fundacji Ośrodka KARTA, wówczas gdy przeniknęli do niej Ukraińcy i zniszczyli archiwa dokumentujące zbrodnie UPA na Polakach.

Dlaczego na placówkę, wymagającą najwyższych kompetencji dyplomatycznych, wysłano dyletantkę? Bo posiadła podstawową kwalifikację – była znajomą Dworczyka. Humorystyczne było jej przesłuchanie w sejmowej Komisji ds. Łączności z Polakami za Granicą. Gdy okazało się, że jest absolwentem filologii ukraińskiej i zapytano, dlaczego wybrała takie studia, beztrosko odpowiedziała: aplikowałam na inny kierunek, ale zabrakło mi dwóch punktów. A o Lwowie miała do powiedzenia tylko to, że przed wojną był wielokulturowy, z ludźmi o poczuciu humoru. O innych sprawach i zadaniach konsula musieli przypominać posłowie. A i tak wszyscy zachwycali się, jaką to Rzeczpospolita będzie miała konsul.

Bulwersowała informacja – apologeta banderowców został dyrektorem Instytutu Kultury Polskiej w Kijowie. Robert Czyżewski, chwalący się ukraińskimi korzeniami, to wnuk Hryhorija Czyżewskiego, ministra spraw wewnętrznych Ukraińskiej Republiki Ludowej. Wikipedia pisze: doradca prezydenta RP, członek NZS i Federacji Młodzieży Walczącej, jeden z założycieli Ligi Republikańskiej. Co (poza chwaleniem się ukraińskimi korzeniami) głosił? „Może my, Polacy, powinniśmy zgrzytnąć zębami, niech im ten Bandera stoi, skoro się uparli. Bandera, człowiek, który walczył o wolną Ukrainę, zabijał polskich polityków. Przykro nam, Polakom? No przykro, ale w ostateczności nie on bezpośrednio mordował, ale wydawał rozkazy tak jak Hitler […] Jak się Ukraińcy uparli stawić mu pomniki, to może my powinniśmy odpuścić. Może niech przez polskie gardło przejdzie, że ten cel ukraiński jednak był słuszny. Strona polska również nie jest bez winy, bo reakcja polska w latach 1944/45 była brutalna i również naznaczona akcjami o charakterze zbrodni wojennych”.

Odnosząc się do narastającego sceptycyzmu ws. bezwarunkowego wspierania Ukrainy i postawy „sojusznika za darmo”, przywołał słowa Piotra Skwiecińskiego, dyrektora Instytutu Polskiego w Moskwie: Dla Polski lepiej jest, żeby w Kijowie rządzili nie tylko banderowcy, ale nawet sam Bandera, niż odbudowa imperium. I tak, jakoś dziwnie się składa, że Instytutem w Kijowie kierują wyłącznie Ukraińcy. Przykładem Jerzy Onuch, który wcześniej, w latach 1997-2005 był dyrektorem Centrum George’a Sorosa na rzecz Sztuki Współczesnej w Kijowie. W tym miejscu przypomnijmy, że instytuty są misją dyplomatyczną ministerstwa spraw zagranicznych, a ich zadaniem jest promocja Polski i jej kultury.

Robert Czyżewski to były prezes Fundacji Wolność i Demokracja (z poręczenia Dworczyka, który fundację założył i gra w niej pierwsze skrzypce). Fundacja ma możnych mecenasów: Orlen, KGHM, MSZ. Jak sama się reklamuje, jest organizacją pozarządową działającą w obszarze „pomoc Polakom na Wschodzie”. Jej partnerem jest Fundacja Pomoc Polakom na Wschodzie, też zasilana pieniędzmi rządowymi i też mająca statutowy zapis: Niesienie pomocy i wspieranie Polaków zamieszkałych w krajach byłego ZSRR. Okazuje się jednak, że obie zajmują się wyłącznie pomocą dla Ukraińców, że środki finansowe przeznaczane dla Polaków dziwnym trafem trafiają tylko do Ukraińców. Fundacja powołała Wschodni Fundusz Dobroczynności,  w ramach którego prowadzi zbiórkę pieniędzy „na rzecz ofiar wojny w Ukrainie, dla potrzebujących zarówno po polskiej jak i ukraińskiej stronie granicy uchodźców oraz osób w potrzebie, które przebywają w Ukrainie”. Na swojej internetowej witrynie epatuje: wyekspediowaniem 100 TIR-ów z pomocą humanitarną dla Ukrainy; ewakuacją 7,2 tys. ukraińskich rodzin z kompleksowym wsparciem rzeczowym i finansowym; pomocą dla kilkunastu ukraińskich szpitali wojskowych.

Ale to nie wszystko – Fundacja szczyci się: „Przy dystrybucji pomocy korzystamy z rozgałęzionej sieci kontaktów z organizacjami polskiej mniejszości narodowej, polskimi szkółkami i parafiami rzymskokatolickimi”. Tak więc, zamiast służyć Polakom na Wschodzie, przerabiają tamtejszych Polaków na sługi narodu ukraińskiego. A zamiast Polakom, pomagają ciemiężycielom Polaków. Nic też dziwnego, że żyjący na Ukrainie Polacy pytają, czy nie powinna nosić nazwę „Fundacja Nękania Polaków na Wschodzie”. Prezesem jej zarządu jest Mikołaj Falkowski (też pupilek Dworczyka, też absolwent Studium Europy Wschodniej), członkiem zarządu Robert Czyżewski i… Eliza Dzwonkiewicz.

Kiedy pojawiła się informacja, że nasz „strategiczny partner” wykonał wiekopomny gest – zezwolił na ekshumację mogił Polaków wymordowanych na Wołyniu, szybko okazało się, że zgoda dotyczy tylko jednej wsi i otrzymał ją nie IPN, czyli instytucja do tego powołana, ale Fundacja Wolność i Demokracja, i że jak nie było, tak nie ma zgody na ekshumację szczątków dzieci, kobiet i starców, leżących w tysiącach dołów śmierci. Okazało się też, że nie chodzi o ekshumację, ale jedynie o propagandowy gest mający na celu wypromowanie związanej z Dworczykiem inkryminowanej Fundacji, umocnienie lobby ukraińskiego w rządzie oraz o przyzwolenie Ukraińcom na wysuwanie kolejnych żądań, „w zamian za Puźniki”.

Do fundacji płynie rzeka rządowych pieniędzy. Tylko w latach 2017-2021 z różnych ministerstw i z Senatu otrzymała 64 mln zł dotacji, w tym tylko w 2021 r. 11 mln z kancelarii premiera, którą kierował… Michał Dworczyk. Jej prezes oficjalnie opisuje się jako „ekspert ds. oświaty na Ukrainie”. Członkiem rady programowej jest Rafał Dzięciołowski (b. działacz NZS i Federacji Młodzieży Walczącej), który jednocześnie pełni funkcję prezesa innej fundacji o identycznym profilu (Solidarności Międzynarodowej). To równocześnie wiceprezes Fundacji „Pomoc Polakom na Wschodzie”. W radzie fundacji zasiada Tadeusz Płużański, który milczy, że fundusze fundacji, zamiast na pomordowanych na Wschodzie, idą na potomków tych, którzy mordowali Polaków na Wschodzie.

RafałDzięciołowski, członek sitwy wyznającej tezę, że przeszkodą w budowaniu dobrych relacji z sąsiadami są Polacy, wraz z Marią Przełomiec brał udział w bitwie z polskością na Litwie. Nie protestowali, gdy mer Wilna nie zgodził się na odprawianie w wileńskiej katedrze mszy w j. polskim. Tolerowali politykę historyczną Litwy o „zbrodniach polskich okupantów”. Uznali reprezentację Polaków na Litwie za „ruską agenturę”. Sekundowała im ambasador Urszula Doroszewska, współpracowniczka Kuronia (tego od deklaracji: „Ja Polak ze Lwowa dumny jestem z tego, że Lwów jest miastem ukraińskim”). Nawiasem mówiąc, Radek Sikorski nadał Przełomiec odznakę Bene Merito („za działalność wzmacniającą znaczenie Polski na arenie międzynarodowej”). Takie samo odznaczenie wręczył prezesowi ukraińskiego IPN, gdy placówka ta właśnie zainicjowała program ustanawiania świętami narodowymi rocznic „zwycięstw zbrojnej formacji OUN-UPA nad okupantem polskim”.

W skład Rady Fundacji Pomoc Polakom na Wschodzie wchodzi Ukrainka Bogumiła Berdychowska, niegdyś wodząca rej w Kancelarii Lecha Kaczyńskiego, od którego zaczęło się to całe nieszczęście. W skład jaczejki sympatyków Bandery w Belwederze wchodził także Paweł Kowal, później zastępca Anny Fotygi w MSZ i eurodeputowany z ramienia PiS (głosował przeciw rezolucji potępiającej uhonorowanie Bandery tytułem „Bohatera Ukrainy”). Dziś jest posłem KO, dla którego liczy się tylko interes Ukrainy, który ostentacyjnie i bezczelnie reprezentuje ukraiński punkt widzenia. Ta zakała Sejmu na pierwszy rzut oka wydaje się kimś na kształt wioskowego głupka. Tu coś ugotuje, tam wspomni ciotkę z „Gazety Wyborczej” (Helenę Łuczywo). Ale kiedy przyjrzeć mu się bliżej, widzimy obrzydliwą proukraińskość, konsekwencję w antypolskiej podłości i nazwisko, które pojawia się wszędzie tam, gdzie pojawia się interes Ukrainy i naruszany interes Polski.

Najbardziej przeraża to, że Kowal został przewodniczącym sejmowej Komisji Spraw Zagranicznych. Kreuje więc polską politykę, a konkretnie politykę proukraiński. I nie ważne z ramienia jakiej partii zasiada dziś w Sejmie. Bo zarówno PiS jak i PO, w sprawach Ukrainy przemawiają jednym głosem, manifestując jednomyślność nieznaną od czasów Okrągłego Stołu. Drobne animozje wynikają jedynie z licytowania się, kto jest bardziej proukraiński i prześcigania w deklaracjach o wielkości pomocy, jaką Polska powinna udzielić.

Najmocniej atakowały media pisowskie. „Bulwersujące! Konsul RP we Lwowie gani polskich rolników!” – grzmiał portal wPolityce.pl., ten sam, który Polaków ganiących pomoc dla Ukrainy wyzywał od „ruskich onuc”. Dla ludu pisowskiego Dzwonkiewicz to „platformerski urzędnik i dyplomata”. Rzecz w tym, że z PO ma mało wspólnego, bo konsulem została w październiku 2019. W MSZ spekulują: Zostanie dyscyplinarnie odwołana, bo Radek Sikorski przymierza się do mocnego kadrowego zamieszania na ukraińskich placówkach. Tymczasem to jedna wielka bzdura – Sikorski jej nie odwoła, bo boi się mera Lwowa, bo Dzwonkiewicz dla ukraińskich mediów to bohaterka i „sprawiedliwa Polka”. Ale najtragiczniejsza w tym wszystkim jest świadomość, że nawet jeśli odejdzie ze Lwowa to żadnej pozytywnej zmiany nie będzie. Po prostu, miejsce protegowanej Dworczyka zajmie protegowana Kowala, i będzie Ukraińcom służyła i wchodziła w tyłek tak samo głęboko. Albo jeszcze głębiej.

Miała być „dobra zmiana”. A były dziwne roszady kadrowe. Wydawało się, że rząd PiS wypełni swe wzniosłe deklaracje. Rzeczywistość okazała się inna – los Polaków na Wschodzie złożyli na ołtarzu (lub raczej na stosie) relacji z Ukrainą. Ministrem został Jacek Czaputowicz, a wiceministrem Andrzej Papierz, obaj z anarchistycznej organizacji „Wolność i Pokój”, którzy wraz z Mychajło Dworczukiem dokonywali „finezyjnej” selekcji kadr w placówkach na Wschodzie i wcielali w życie doktrynę – walka o prawa dla mniejszości polskiej to przejaw konfliktowego i archaicznego nacjonalizmu. Zgotowali Polakom piekło, bo w Kijowie ambasadorem zrobili Jana Piekło, który bajdurzył o „epizodzie bratobójczej walki między Ukraińcami a Polakami”. A co do ministra, który Piekło wynalazł, to od ukraińskiego Czaputiwycz, dzieli go ledwie jedna literka. I nic dziwnego, że dziś wtóruje Dzwonkiewicz: „Rolnicy pomagają Rosji. Blokada granicy stawia Polskę po stronie Rosji”.

Po ’89, w MSZ sprawy wzięły w łapy dzieci i wnuki działaczy Komunistycznej Partii Zachodniej Ukrainy, polskie placówki dyplomatyczne na Wschodzie zamieniły się w etniczne enklawy, a ich obsada zajmowała się wszystkim tylko nie sprawami Polski.Geremka, co prawda, już nie ma, ale jego duch ciągle unosi się lub (jak, kto woli) straszy w ponurym gmaszysku MSZ. Kaczyński w ciągu ośmiu lat rządów niczego nie zmienił, nie tylko nie oczyścił MSZ ze złogów po synu rabina, ale dołożył własne w postaci Elizy Dzwonkiewicz. I Radek Sikorski może być mu wdzięczny za to, że przekazał mu MSZ w nienaruszonym stanie, takim, w jakim zostawił je w 2015 roku i że nic nie musi zmieniać.

Czy jest rzeczą normalną, że duża część konsulów na Wschodzie jest – jak mówił kresowy poeta – „nie z Ojczyzny mojej”?

Uderza, że nikt z wypowiadających się na ten temat, czy to ze strony szczeropolskiej (licencja ks. Cz. Bartnika), czy to z obozu kominternowców nie wymienia czynnika etnicznego. Mówi się o wszystkim, nawet o kolorze włosów i o preferencjach seksualnych, a nic o narodowości delikwenta. Równocześnie sitwa, która swymi mackami opanowała państwo wmawia nam, że jednorodność etniczna to anachronizm, a wszelkie rozważania o etnicznych korzeniach to „ohydne grzebanie w życiorysach”. A wszystko po to, aby nie wyszła na jaw porażająca prawda, kto rozdaje karty w dyplomacji. Temat można też drążyć refleksją: Dwa najwyższe stanowiska w Polsce obsadzają: wnuk żołnierza Wehrmachcie i wnuk bojca UPA. Nie mówiąc o innej, niespotykanej sytuacji – i prezydent i premier rekrutują się z jednej partii, której przewodził niegdyś Bronisław Geremek.

Relacje między Polską i Ukrainą są zafałszowane, bo po stronie polskiej określają je Ukraińcy. Gdy weźmiemy do ręki listę uczestników „dialogu”, to nie sposób doszukać się tam strony polskiej. Dialogują sami z sobą. Z Ukraińcami „ścierają się” krajowi adwokaci ukraińskiego nacjonalizmu. I jasnym stało się, że stosunki polsko-ukraińskie ktoś podmienił na stosunki ukraińsko-ukraińskie. Doszło do tego, że każda ukraińska łajza i uchodźczy żebrak czuje się uprawniony do wtrącania w polskie sprawy, napominania, pouczania, szantażowania, domagania się kolejnych przywilejów. Bronią przy tym zawzięcie monopolu na wszelkie kontakty z Kijowem. Są przy tym niezwykle elastyczni – przedwczoraj byli za partią Geremka, wczoraj za PiS, dziś są frakcją kaszubską. Nie chcą przy tym działać z otwartą przyłbicą. Bo tylko w atmosferze konspiracji możliwa jest sytuacja, że polski konsul we Lwowie podaje się za Ukraińca, a w Warszawie za Polaka.

W co grają polskie rządy? Dlaczego poświęcają polskie interesy na rzecz interesów ukraińskich i popierają żywioły nieprzyjazne Polakom? Dlaczego polskim obywatelem jest dziś łatwiej zostać potomkowi rezuna, niż Polakowi? Czy jest prawdą, że Polacy na Wschodzie są bardziej Polakami niż ci, co rządzą Polską? Dlaczego są dla rządzących kulą u nogi? Czy nie dlatego, że wadzą w „pojednaniu” z potomkami rezunów i przeszkadzają w podejrzanej kombinacji geopolitycznej z Ukropolin? Dla Polaka, po 17 września 1939, ostatnią osobą widzianą przed wywózką w bydlęcym wagonie był ukraiński sąsiad i żydowski funkcjonariusz NKWD. Dziś jest nią „przyjazna” twarz polskiego konsula nakazującego pogodzenie się z pomnikiem Bandery.

Krzysztof Baliński

JUDEJCZYKOWIE FALĄ NA NAS WALĄ.

JUDEJCZYKOWIE FALĄ NA NAS WALĄ

Krzysztof Baliński 2 luty 2023

24 stycznia 2023, w Parlamencie Europejskim odbyło się głosowanie w sprawie wyłączenia lasów z kompetencji krajowych i przeniesienie do wspólnej polityki leśnej. Media rządowe biły na alarm: Berlin chcą położyć łapę na polskich lasach.

1 września 2022, podczas prezentacji raportu o stratach poniesionych przez Polskę podczas wojny Jarosław Kaczyński zadeklarował: „Jeżeli by państwo Izrael było zainteresowane jakimś udziałem w tym przedsięwzięciu, udziałem oczywiście z odpowiednimi skutkami finansowymi w dalszym etapie, to my jesteśmy na tego rodzaju działania, tego rodzaju rozmowy – bo najpierw trzeba o tym rozmawiać – otwarcie”.

23 stycznia 2009, w ujawnionym przez WikiLeaks szyfrogramie, ambasador USA w Warszawie raportował o uzyskanym od marszałka Sejmu Bronisława Komorowskiego i premiera Donalda Tuska zapewnieniu, że pieniądze na pokrycie kosztów restytucji majątków pożydowskich rząd zamierza zdobyć sprzedając państwowe lasy.

Dużo wcześniej żydowski poeta Julian Tuwim utworzył rym „Judejczykowie falą na nas walą”, za który nieźle dostało mu się od Żydów.

Cztery informacje, cztery daty i cztery pytania: Kto podpuścił Kaczyńskiego, żeby właśnie teraz, w takiej formie, bez wystarczającego przemyślenia, bez przygotowania odpowiednich narzędzi, przy wyjątkowo niesprzyjającej koniunkturze, wystąpił do Niemiec o reparacje? Do czego odszkodowania są mu potrzebne, skoro przed wyborami nie zdąży nimi przekupić wyborców? Co jest mniejszym złem: lasy w łapach żydowskich, czy lasy w łapach niemieckich? A może to wszystko na jedno wychodzi?

Odpowiedź nadeszła bardzo szybko. „Times of Israel”, w tekście „W roszczeniach wobec Niemiec Polska domaga się odszkodowań za Żydów zabitych przez Polaków” napisał: „W wykazie 9293 wsi, w których miały miejsce nazistowskie okrucieństwa niemieckie znalazły się wsie, w których miały miejsce polskie pogromy na Żydach, w tym wieś Jedwabne, gdzie ponad 300 Żydów zostało żywcem spalonych przez etnicznych Polaków”. Atak przypuściła też dziennikarka CNN, pytając Dudę: Czy polska pomoc dla Ukrainy nie jest próbą naprawienia krzywd polskich obozów koncentracyjnych? W sprawie głos zabrał Tomasz Gross. Wg niego, 60 procent ofiar to byli Żydzi, obywatele polscy. A więc, jeżeli Polska uzyska reparacje, to tyle procent ma przypaść Żydom! Co mieli na celu, gdy przypomnimy, że akcję wyłudzania odszkodowań od Polski czynnie wspierają od lat, i że żądania zwrotu majątków pożydowskich zawsze wyprzedzają alarmujące raporty o wzroście antysemityzmu w Polsce?

Tymczasem, 10 września 1952, między Izraelem a Niemcami zawarta została w Luksemburgu umowa reparacyjna, w myśl której Niemcy wypłaciły Żydom 90 miliardów dolarów. Po kilku miesiącach Bolesław Bierut (lub raczej rządzący Polską triumwirat Berman-Minc-Bierut) zrzeka się reparacji wojennych od Niemiec. Zbieg okoliczności? Może zadziałały potężne siły nacisku zainteresowane tym, aby to Izrael otrzymał maksymalne odszkodowania kosztem innych poszkodowanych przez III Rzeszę? Może kierował się uczuciami sympatii wobec pochodzącej z Polski żydokomuny, która rządziła Izraelem? Czy rządzący dzisiaj Polską triumwirat Kaczyński-Morawiecki-Duda nie popełni podobnego przestępstwa?

W myśl porozumień luksemburskich odszkodowania nie trafiły do Polski, tj. kraju, którego obywatelami była większość pomordowanych, ale do Izraela, który w czasie holokaustu nie istniał i nie był stroną wojny. Rządzący Polską triumwirat Berman-Minc-Bierut zrzeka się reparacji wojennych od Niemiec i zgadza na uwzględnienie w umowach indemnizacyjnych odszkodowań za mienie pozostawione przez Żydów niemieckich na ziemiach, które po wojnie weszły w skład Państwa Polskiego (2578 nieruchomości o wartości 13 miliardów dolarów). Tymczasem ziemie te, na podstawie ustaleń Wielkiej Trójki w Poczdamie, przeszły pod jurysdykcję Państwa Polskiego bez żadnych odszkodowań. Zasadę naruszono przy zwracaniu mienia gminom wyznaniowym żydowskim (i ciągle narusza, bo proces jest dopiero na półmetku).

I tu pytania: Czy był to zbieg okoliczności? Czy nie chodziło o to, żeby „ulżyć” Niemcom w spłacie odszkodowań dla Żydów? Dlaczego utraty kwot, które za śmierć 3 milionów obywateli polskich przechwycił i przechwytuje nadal Izrael polskie władze w raporcie nie odnotowały?

W II wojnie światowej Polska utraciła 38% majątku narodowego (Francja 1,5%, a Wielka Brytania 0,85%). Tylko straty poniesione przez Warszawę są większe od strat Anglii i Francji razem wziętych. Z odszkodowań dla wszystkich ofiar III Rzeszy Polakom przyznano 2 procent, tj. 1,5 miliarda, a Izraelowi 90 miliardów dolarów. Ponadto Polska nie była bezpośrednim beneficjantem odszkodowań, lecz przysługiwało jej 15 procent reparacji dla Sowietów, którzy reparacjami nie podzielili się, za to kazali „sprzedawać” sobie węgiel za 15% wartości, co oznaczało grabież na 24 miliardy dolarów. Straty w zabitych i pomordowanych, w przeliczeniu na tysiąc mieszkańców, wyniosły w Polsce 222 obywateli (a 40 w ZSRR). Tymczasem po ‘89, za przyzwoleniem kolejnych ekip przy władzy, podjęto skuteczną akcję zaniżania liczby polskich ofiar i zawyżania ofiar żydowskich. Czy i w tym przypadku nie chodzi o zdejmowanie z Niemców odium zbrodni popełnionych na Narodzie Polskim i tworzenie obrazu, że w okupowanej Polsce zbrodnie popełniono wyłącznie na Żydach, że grabiono wyłącznie majątki żydowskie i że robili to jacyś naziści?

W 2014 r. Polska przystąpiła do wypłacania świadczeń tym, którzy przeżyli holokaust, czyli płacenia odszkodowań za zbrodnie na Żydach, których dopuścili się Niemcy. Funkcjonariusz MSZ uzasadnił to tak: „Do miesięcznych świadczeń kwalifikuje się każdy mieszkający w Izraelu, kto urodził się jako obywatel polski, ucierpiał podczas wojny pod okupacją niemiecką bądź też ukrywał się lub był zmuszony opuścić Polskę lub też urodził się po wojnie w rodzinie, która została zmuszona do opuszczenia Polski, a więc jako dziecko miał udział w ich losach i prześladowaniach. To samo dotyczy małżonka. To samo dotyczy kolejnej okupacji, sowieckiej, do roku 1956”. Utworzono nową kategorię beneficjentów odszkodowań – tych, „którzy doznali szkody na terenach należących do Polski”, czyli każdego przybyłego do Izraela bandyty z UB lub KBW („poszkodowanego” przez żołnierza wyklętego) lub każdego emigranta z Marca ’68, który uciekł przed polskim wymiarem sprawiedliwości. Doszło do absurdalnej sytuacji – Żyd, który przeżył niemiecką okupację, dzięki ukrywającemu go Polakowi, potem zatrudnił się w zbrodniczym MBP lub bandyckiej Informacji Woskowej, a później uciekł z Polski, dostaje comiesięczne wsparcie od swoich ofiar. Natomiast Polak, który przeżył niemieckie łapanki lub, narażając życie, ukrywał w czasie okupacji Żyda, a po wojnie był torturowany w kazamatach UB, z własnych podatków płaci co miesiąc odszkodowanie temu Żydowi. Kwoty są ogromne. Już w pierwszym roku obowiązywania ustawy ZUS wypłacił ćwierć miliarda. Sprawa jest skandaliczna także z innego powodu – oznacza włączenie się rządu RP do antypolskiej polityki historycznej Żydów i Niemców utrzymującej, że Polacy są współodpowiedzialni za holokaust. A także dlatego, że był to krok na drodze restytucji mienia żydowskiego.

Inna ważna okoliczność: Konrad Adenauer i David Ben-Gurion zawarli tajny układ, zgodnie z którym Niemcy w pełni sfinansowały izraelski program atomowy, w wysokości 5 miliardów dolarów. Ale za tak drogie prezenty trzeba się odwdzięczyć. Dlatego, w ślad za tym, rozpoczęła się akcja ściągania z Niemców odpowiedzialności za holokaust, akcentowania „współsprawstwa” innych narodów, wmanipulowania Polaków w zbrodnię Holokaustu oraz koordynacja niemieckiej i żydowskiej polityki historycznej. Interes Niemiec był jasny – pozbycie się garbu poprzez przerzucenie go na Polaków. Interesem środowisk żydowskich była kasa, czyli grabież mienia Polaków. Stąd zaciekła propaganda, mająca wbić do głów, że – jak ujął to prezydent Komorowski z okazji 70. rocznicy Jedwabnego – „Naród ofiar musiał uznać tę niełatwą prawdę, że bywał także sprawcą”. Stąd „polskie obozy zagłady”, film „Pokłosie” i książka Grossa. To proste, jak konstrukcja cepa – Polacy byli „sprawcami” i muszą za to zapłacić odszkodowania! Urobienie opinii zagranicznej to jedno. Drugie, to wpędzenie w kompleks winy samych Polaków tak, by sterroryzowani nie śmieli nawet pisnąć, gdy przyjdzie do wypłacenia miliardów.

Celnie opisał to ks. prof. Waldemar Chrostowski. Bezpośrednio po wojnie paradygmat brzmiał: Niemcy – prześladowcy, Polacy i Żydzi ofiary. Później pojawił się trójkąt: Niemcy – prześladowcy, Żydzi – ofiary, Polacy – świadkowie. O solidarności ofiar nie ma już mowy, rozpoczął się za to spór o „pierwszeństwo w cierpieniu”, w którym eksponowano głównie, a potem wyłącznie martyrologię żydowską, mówiono o absolutnej wyjątkowości zagłady Żydów, mnożąc zarazem pytania o rolę świadków. Pojawiły się też sugestie, że podczas gdy tylko nieliczni Polacy pomagali Żydom, inni byli całkowicie bierni, a jeszcze inni pomagali Niemcom. Tak formował się nowy paradygmat: Niemcy i Polacy – prześladowcy, Żydzi – ofiary. Dziś tę trafną diagnozę można uzupełnić: W miejsce prześladowców wstawiono „Nazistów”, kojarzonych coraz częściej z… Polakami. Gideon Taylor, herszt szajki w „bitwie roszczeniowej żydowsko-polskiej” stwierdził: „W restytucji mienia nie chodzi tylko o pieniądze, ale o opowiedzenie światu na nowo historii II wojny”. To, że Polska jest „jedynym krajem, który nie dokonał żadnej restytucji”, ma związek z „narracją o tym, iż Polacy byli ofiarami II wojny światowej”. Innymi słowy ubolewał, że traktowanie Polaków, jako ofiar wojny utrudnia restytucję mienia.

To z tego wzięło się, że „Times of Israel” przytacza wypowiedź prof. Jana Grabowskiego, autora „naukowego” odkrycia, że Żydom było łatwiej przeżyć w niemieckich obozach zagłady, niż wśród Polaków. Badania Grabowskiego finansują Fundacja Adenauera i Claims Conference,tj. organizacje będącą stroną porozumień luksemburskich, wymuszające na polskim rządzie zwrot mienia pożydowskiego. Ta sama niemiecka fundacja i ta sama roszczeniowa organizacja finansują działalność Forum Dialogu i Otwartej Rzeczpospolitej, które urządzają polowania na polskich antysemitów, czyli tych, którzy sprzeciwiają się grabieży polskiego mienia. Maciej Gdula, znany z oskarżania Polaków o udział w holokauście, powiedział w TVN: „Domaganie się reperacji za zamordowanie 6 milionów polskich obywateli w czasie drugiej wojny światowej to odrażający cynizm polityczny. Śmierć tych ofiar nie ma ceny. Rolą Polski jest pamięć o II wojnie, a nie zarabiać na niej”. Gdula korzysta z pomocy finansowej Fundacji Friedrich-Ebert, która dała mu grant na sfinansowanie raportu socjologicznego. I tu pytanie: To, że „naukowców” finansują Niemcy nie dziwi, ale dlaczego tłustymi naukowymi grantami obsypują paszkwilantów instytucje Państwa Polskiego?

No i wiadomość z ostatniej chwili: Niemcy, po corocznych negocjacjach z Claims Conference, wypłaciły dodatkowe pieniądze dla ocalałych z Holokaustu. Chodzi o 1,2 mld euro. Ale nie to najważniejsze – w imieniu strony żydowskiej, podczas uroczystej gali w berlińskim Muzeum Żydów, pieniądze symbolicznie odebrał Marian Turski, który – przypomnijmy – dopuszczony do głosu podczas obchodów 75. rocznicy wyzwolenia Auschwitz, ostrzegł: Jeśli Polacy nie będą przymilać się do Żydów, to prędzej czy później doprowadzą do drugiego Auschwitz, a nawet czegoś jeszcze gorszego. À propos, Turski (pierwotnie Mosze Turbowicz) aktywnie działał na pierwszej linii ideologicznego frontu w czasie komunistycznych zbrodni popełnianych na żołnierzach wyklętych. Podpisał też, razem z Lechem Kaczyński, akt erekcyjny pod budowę Muzeum Polin, które stało się symbolem sukcesu i potęgi żydokomuny, czymś w rodzaju gmachu Komitetu Centralnego PPR z czasów Bermana, Minca i Bieruta.

Stało się źle. Ale nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło – nadarza się okazja, aby podjąć ofensywę w polityce historycznej, aby mówić nieprzerwanie o zbrodniach niemieckie na Polakach, bo czym więcej mówimy o odszkodowaniach od Niemiec, tym mnie Niemcy (i Żydzi) mówią o „polskich obozach”. Przypominać, że odszkodowania dostali tylko Żydzi i to kosztem Polski. Sporządzać listy hańby pokazujące, kto jest za Polską, a kto za Judeopolonią. Uświadamiać, że nie możemy liczyć na rządzący Polską Triumwiratu, bo oni nic nie zrobią, bo to notorycznie przegrywające miernoty sparaliżowane strachem, że nie ma żadnej rządowej instytucji, która broniłaby dobrego imienia Polski, a jest za to multum takich, które skutecznie dbają o złą opinię o Polakach. Mówić o tym, że nie mamy ministerstwa spraw zagranicznych, a tylko jego atrapę. I wreszcie – wypominać, że na wynarodowioną hołotę, dla której na pierwszym miejscu liczy się interes niemiecki i żydowski, głosuje większość populacji. W Polsce nie ma elit zainteresowanych wygraniem bitwy, bo większość staje po stronie wroga, a sam Kaczyński jakikolwiek spór z Żydami traktuje, jako zagrożenie odrodzeniem endeckiej tradycji, której nienawidzi.

Czy, zamiast wzywać Żydów na pomoc, nie lepiej kopiować ich metody? Żydzi nieprzerwanie narzucają światu dogmat o wyjątkowości żydowskiego cierpienia i nie dopuszczają na tym polu do żadnej konkurencji, bowiem status jedynej ofiary wiąże się z namacalnymi korzyściami materialnymi. Dlaczego nie przypominać, że straty Polski w ludziach były nie mniejsze od żydowskich, a w majątku nieporównanie większe oraz że Niemcy wypłacili odszkodowania wszystkim, tylko nie nam? Pamiętać też należy, że Żydzi swój modus operandi z powodzeniem stosują, dzięki wsparciu szerokiej sieci sojuszników. Układajmy więc stosunki ze wszystkimi sąsiadami, zdobywajmy nowych sojuszników, budujmy koalicję światową wokół pamięci o zbrodniach na Polakach. A co do Niemców – zamiast wymuszać na nich dostawę czołgów dla Ukrainy, wymuszajmy, aby 1 Września głosili, że ponoszą wyłączną odpowiedzialność za zbrodnie na Polakach i na Żydach.

Gdy Zełenski przyrównał ofiary Mariupola do Holokaustu, izraelskie media i izraelski rząd nie zostawiły na nim suchej nitki. My robimy dokładnie odwrotnie – nie tylko pozwalamy Ukraińcom na propagandowe wykorzystywanie polskiej martyrologii, ale sami podsuwamy im pomysły. Przykładem przyrównanie zniszczenia Warszawy do zniszczenia kilka chałup w Mariupolu i odkrycia miejsca pochówku w ukraińskimchutorze do Katynia. Taką samą głupotą były wygłoszone z okazji rocznicy Powstania Styczniowego wypowiedzi o Ukraińcach walczących „ramię w ramię” z Polakami, gdy tak naprawdę przeważająca większość powstańców w województwie kijowskim zginęła z rąk ukraińskich chłopów. A z kim walczyli Kozacy? Z carem? No i ten Duda! Po wizycie na cmentarzu Orląt Lwowskich, którzy bronili Lwowa przed Ukraińcami, z miną wiejskiego przygłupa wygłosił zdanie: „Tak, stawaliśmy – nasze trzy narody – w powstaniu styczniowym (..) My wspólnie: Polacy, Litwini i Ukraińcy”. No i złożył kwiaty na grobach ukraińskich żołnierzy, którzy Lwów atakowali. Powstanie Warszawskie, Styczniowe, Katyń, mordy wołyńskie w służbie Ukrainy! To działalność antypolska, to plucie Polakom w twarz, to świadome i z premedytacją fałszowanie historii, to uprawianie historycznego szalbierstwa, którego ofiarą pada dobre imię Polski.

16 maja 2022 r. minister Michał Dworczyk ogłosił: Polacy sfinansują dwa programy pomocowe dla Ukrainy. Dobroczynny dla kobiet-żołnierzy uwolnionych z niewoli rosyjskiej i stałą pomoc dla sierot, które straciły ojców zabitych przez Rosjan. Szczegóły zdradziła wicepremier Ukrainy: „Program ma objąć pomoc materialną, w tym mieszkaniową, ponieważ wiele osób straciło domy”. Ale na tym nie koniec – Mychajło Dworczuk oświadczył: „Sami zadeklarowaliśmy chęć odbudowy obwodu charkowskiego”. Innymi słowy – odbudujemy Charków w ramach polskich reparacji dla Ukraińców. A że nie są to publicystyczne dywagacje, niech świadczy propozycja Szymona Hołowni, innego prominent a pochodzenia ukraińskiego. W rozmowie z PAP, wypowiadając się na temat reparacji od Niemiec, rzekł: „Ja dzisiaj w ramach domagania się reparacji dla Polski domagałbym się uzbrojenia Ukrainy”.  Czy to nie Polska, wykorzystując sprzyjającą koniunkturę, powinna wystąpić do Ukrainy o odszkodowania? Nie tylko za rakietę w Przewodowie, ale za ziemie i lasy wymordowanych Kresowiaków? Zwłaszcza, że Ukraina jest w przededniu wielkiej prywatyzacji, mienie pozostawione przez Polaków wpadnie niechybnie w żydowskie łapy, a wszystko skończy się jak zawsze – Żydzi wyrwą od Ukraińców, co trzeba, a my będziemy się tylko przyglądać.

Mamią nas tym, że wielomiliardowa „pomoc” dla Ukrainy nie narusza interesów Polaków, bo zostanie zrekompensowana wypłatami od Rosjan! Chodzi o postulat Morawieckiego dot. pozyskania kosztów „pomocy” przekazanej oligarchom ukraińskim i kosztów odbudowy ich majątków ze skonfiskowanych rosyjskich rezerw walutowych. W takiej sytuacji nie można wykluczyć, że wkrótce wystąpią z kolejnym pomysłem – dla udobruchania potomków Bandery i Szuchewycza, zwrócą im lasy w Bieszczadach oraz wypłacą rekompensaty i odszkodowania tak, jak w przypadku rent dla Żydów, no bo przecież oni też „doznali szkody na terenach należących do Polski”! A ci, w zamian, gdy Żydzi będą odbierać nam majątki, popilnują Polaków, jak strażnicy obozowi w Sobiborze i Auschwitz. I jeszcze jedno – dla wyszlamowania z Polski pieniędzy, stosują podobne, jeśli nie identyczne co Żydzi modus operandi. Przykładem ambasador Ukrainy w Berlinie, który na zarzut, że Ukraińcy „dokonywali masakr na Polakach”, zrównał Polskę z hitlerowskimi Niemcami i Sowietami. I jeszcze jedno – widzą, jak spolegliwi jesteśmy wobec roszczeń żydowskich. Czy transfery finansowe za wschodnią granicę, czy polityka historyczna polegająca na puszczaniu w niepamięć holokaustu Polaków na Kresach mają ze sobą coś wspólnego? Czy nie chodzi o odszkodowania dla Ukraińców? Czy 1 marca nie usłyszymy, że UPA to tacy polscy żołnierze wyklęci, którzy razem z AK na Wołyniu walczyli z Rosjanami? I czy 1 marca gazeta ukraińska dla Polaków mająca w tytule „Polska” nie urządzi powtórnie marszu żołnierzy wyklętych w barwach ukraińskich?

O ile prawdopodobieństwo uzyskania reparacji od Niemiec jest niewielkie, o tyle oferta Kaczyńskiego to ogromny krok naprzód w uznaniu zasadności żydowskich roszczeń. Istotą machinacji jest bowiem: oficjalne uznanie zasadności roszczeń, a do uzgodnienia pozostaje tylko ich wielkość. Czy intryga Kaczyńskiego nie skończy się tak: Nie dostaniemy reparacji od Niemców, ale wypłacimy reparacje Żydom, w tym odszkodowania za zbrodnie Niemców na Żydach. Nie dostaniemy od Niemców, ale za to Niemcy zaczną domagać się odszkodowań za mienie pozostawione na Ziemiach Odzyskanych, w czym pomogą im Żydzi, dzieląc się zdobytym łupem. To my wypłacimy Ukraińcom odszkodowania, sami zadawalając się poklepywaniem po plecach i pochwałą, że „Polska to mocarstwo humanitarne”.

Zgodzili się na odszkodowania za majątki Żydów niemieckich pozostawione na Ziemiach Odzyskanych; zarzucili ustawę reprywatyzacyjną, która mogła postawić tamę zakusom żydowskim na polskie lasy; znowelizowali ustawę IPN pod dyktando Mosadu, zrejterowali w sporze z Komisją Europejską. Dlaczego nie mieliby ustąpić w kwestii odszkodowań dla Żydów, Niemców, Ukraińców i wielu innych, którzy czekają w kolejce? Czy nie dlatego, że mają zakodowaną w genach skłonność do ustępstw? A może dlatego, że zdradzili, czyli popełnili przestępstwo i powinni być ścigani ze stosownego paragrafu KK?

Krzysztof Baliński

IDIOCI EKONOMICZNI i inni

IDIOCI EKONOMICZNI i inni


Krzysztof Baliński


Andrzej Lepper nazwał kiedyś prezesa NBP „idiotą ekonomicznym”. Ale na taki tytuł zasłużył sobie też Jarosław Kaczyński. Mówiąc o pomocy dla kijowskiego reżimu, ten samorodny talent ekonomiczny rzekł: „Nas stać, bo jesteśmy trzy razy bogatsi od Ukrainy”. Potępił też „niedobrych ludzi” zajmujących się hodowlą zwierząt futerkowych, ogłaszając program „Piątka dla zwierząt”, który – przypomnijmy – miał wprowadzić zakaz hodowli zwierząt futerkowych, uderzał w gałąź polskiego rolnictwa, zapowiadał likwidację całych gospodarstw i godził w eksport, w którym Polska jest potęgą. Ustawa była ideologicznym taranem torującym drogę koryfeuszom neomarksistowskiej rewolucji. No, bo dzisiaj zwierzęta futerkowe, jutro wyroby ze skóry, pojutrze produkcja mięsa. Ale to nie wszystko – przewidywała utworzenie w rządzie… rady ds. zwierząt.
Do takich ekonomicznych idiotyzmów doszlusowała Sylwia Spurek, postulując w PE zakaz wędkarstwa: Jeśli chcemy budować kulturę praw zwierząt, nie możemy stosować taryfy ulgowej dla wędkarstwa. Jej kompetencje podważyli nawet towarzysze partyjni w tym największym w Europie zgromadzeniu idiotów. Wcześniej postulowała zakaz jedzenia mięsa, bo „wszyscy jesteśmy zwierzętami”, i pełny zakaz hodowli zwierząt do 2040 r. Femiweganka, jak sama się nazywa, upomina się o prawa zwierząt pozaludzkich: „Nie ma praw człowieka bez praw zwierząt; nie ma praw zwierząt bez praw człowieka”. Spore poruszenie wywołała też protestem w sprawie braku paszy wegańskiej w unijnych stołówkach.
Swoją drogą warto byłoby poznać nazwisko profesora Uniwersytetu Łódzkiego, przed którymi obroniła rozprawę doktorską. W postulacie nadanie statusu obywatelskiego dla zwierząt nie odstawała w tyle profesor Magdalena Środzina z domu Ciupak, a przy nazwiskach idiotów raz po raz pojawia się profesorski tytuł. Gerard Labuda (też profesor, ale mądrzejszy) zdiagnozował: „Odsetek idiotów wśród profesorów jest taki sam jak wśród woźniców”. I jeszcze co do profesorów – Zbigniew Rau przyznał medal Bene Merito rabinowi Stamblerowi („za działalność wzmacniającą znaczenie Polski na arenie międzynarodowej”) wówczas, gdy kręgi żydowskie rozsyłały w świat przesłanie o „polskich obozach zagłady”.
Nie ominie cię kariera, kiedy idiota cię popiera
Problemy rolników nie pojawiły się 13 grudnia. Unijny pakiet dla rolnictwa i inne idiotyczne pomysły Zielonego Ładu (nie mówiąc o bezkrytycznym wspieraniu Ukrainy, kosztem polskich interesów gospodarczych) przyjął Morawiecki. Oprócz zboża wwożone są do Polski maliny, a tymczasem, w ramach programów pomocowych, rząd przekazał dotacje na zakładanie plantacji malin na Ukrainie, w tym kompleksowe wsparcie ekspertów, wyposażenie techniczne, 70 tysięcy sadzonek najlepszych odmian maliny i ekologiczne środki ochrony roślin. Przypomnijmy sobie też zbiórki darów żywnościowych dla Ukrainy, organizowane w supermarketach, czyli: Polacy zbierali chrust i zawozili go do lasu. Ale nie tylko zbierali – oni najpierw ten chrust kupowali!
A jak nazwać, jeśli nie idiotą ekonomicznym, ministra wojny, który wysadził w powietrze chińską inwestycję w Łodzi? W styczniu 2017, Agencja Mienia Wojskowego odwołała przetarg na sprzedaż 33-hektarowej działki w Łodzi, na której Chińczycy chcieli stworzyć wielki kolejowy terminal przeładunkowy i centrum logistyczne, jako część połączenia kolejowego Polska-Chiny i bramę pomiędzy Chinami i Europą (na początek tysiąc pociągów rocznie). Łódź straciła kilkuset milionów na rzecz konkurencji z Wiednia, Budapesztu i Bratysławy. To była decyzja Antka Macierewicza, który otwarcie krytykował koncepcję Nowego Jedwabnego Szlaku, bo „miała na celu wyeliminowanie wpływów USA oraz zakładała zlikwidowanie Polski jako niepodległego podmiotu”.
Antek zaangażował się za to w inną inwestycję – zawarł umowę, która zakłada nieodpłatne przekazanie Ukrainie sprzętu bojowego i niebojowego, wojskowego i cywilnego”, czyli wszystkich zasobów Państwa Polskiego. Umowa nie wyznacza górnej granicy pomocy, zawiera postanowienia, które rujnują finanse naszego kraju, pozbawiają suwerenności i pozwalają na przejęcie gospodarki Polski. Pojawia się też podejrzenie, że było to przygotowanie do innej umowy – udostępnienia wszystkich zasobów naszego państwa Izraelowi, na wojnę z Persją.
To prawda, że do 2015 byliśmy na drodze demontażu państwa. To prawda, że rządziła hołota i złodzieje, a Polska była pasem ziemi niczyjej między Niemcami i Rosją. To prawda, że mieliśmy premiera, który latał do Iraku po zapłatę za pomoc w likwidacji tego kraju oraz prezydenta, który nauczał Obamę, jak się robi bigos. To prawda, że dzięki wyborom w 2015, dużo nieszczęść dało się uniknąć. Jednak trudno oprzeć się wrażeniu, że PiS widział wroga (a nawet go szukał) gdzie indziej. Byli to przedsiębiorcy otwierający podczas pandemii restauracje i hotele, i byli nimi niewyszczepieni. Wrogiem nie był natomiast Tusk i jego ferajna, którym – co prawda – Jarosław Kaczyński groził „rozliczymy każdą aferę”, ale ani jednej nie rozliczył. Obiecywał też, że „będziemy mieli w Warszawie Budapeszt”, a mamy… przedmieście Berlina, czyli folksdojcza Tuska. À propos – Victor Orbàn, po spotkaniu z Jarkiem, powiedział kiedyś: „Spędziłem 6 godzin z człowiekiem szalonym”.
W tym miejscu coś nie co o hodowli idiotów. „Ministra” lub „feministra” Barbara Nowacka wygadała się: „Zmniejszymy zakres materiału z przedmiotów, które przez nauczycieli, ekspertów i uczniów są wskazywane jako najbardziej problematyczne. To m.in. fizyka, chemia”. Wg Nowackiej: „sprawa niezwykle ważna to ulżenie uczniom w szkolnych obowiązkach, ponieważ uczniowie są zmęczeni tzw. wiedzą bezużyteczną”. Głupia populacja – takie mają być pokolenia młodych Polaków po ukończeniu szkoły „nowackiej”. Ale nie wiedzą co ich jeszcze czeka: Nauka w klasach 1-3 tylko dla chętnych. Zlikwidowane zostaną matura, egzaminy, klasówki, oceny. Nauczyciele za zadanie pracy domowej będą karani, a ci, którzy nieopatrznie nauczyli się tabliczki mnożenia, eliminowani. Mało tego – Nowacka oznajmiła, że reforma była konsultowana „głównie z młodzieżą”, czyli z Brajankiem z IIc i Izaurą z IIIa.
Szkoła Główna Handlowa przemianowana zostanie wkrótce przemianowana na Nowacka Szkoła Ekonomiczna, w której poszczególne wydziały będą nosiły nazwy pokrywające się z nomenklaturą Bartłomieja Sienkiewicza z jego „H.., dupa i kamieni kupa”. A tabliczka mnożenia przeniesiona zostanie do programu pierwszego roku studiów ekonomicznych. Ale to nie wszystko – w ślad za tym prawa wyborcze otrzymają półgłówki z pierwszej klasy liceum. Bo co ma na celu Szymek Hołownia z podlizywaniem się do niedouczonej młodzieży?
Tu nie chodzi tylko o idiotkę. To są zamierzone działania. Tym jest ktoś zainteresowany. To komuś służy. Gdy Tusk kazał odchudzać programy nauczania, można by, parafrazując tekst starej kabaretowej przyśpiewki, zakładać, że nucił: „Głupi to ja jestem, ale nie aż tak”. Do wyjaśnienia pozostanie tylko, czy odgrywa rolę „pożytecznego idioty” lub jest piątą kolumną. Co do terminu „pożyteczny idiota” – stworzyli go antykomuniści w USA, dla osób działających jako agenci wpływu ZSRR. W KGB zwano takich „gównojadami”. Dlaczego zatem nie zastosować takiego terminu w odniesieniu do marszałka Sejmu, co to ma rabina prowadzącego z Chabad? Jeszcze inna sprawa: oprócz „idiotów pożytecznych” są „bezużyteczni”. Stąd widoczne i przebiegające w atmosferze napięć i sporów próby wymiany jednych na drugich.
Z głowy, czyli z niczego
Gdy słyszy się prezydenta, który strojąc głupawe miny głosi: „To się może w głowie nie mieści, że Polska wysłała taką pomoc – ale faktycznie wysłaliśmy (…) wysłaliśmy prawie że bez zastanowienia” – to musi chodzić o idiotę. W innym miejscu, z miną wiejskiego głupka, wykrzyknął: „Dozbrajanie Ukrainy jest politycznym nakazem chwili i Polska powinna przeznaczyć na ten cel wszystkie środki, nie pytając nikogo o zdanie!”. Gdy dodamy jego słowa: „Nie strasz, nie strasz, bo się zesrasz”, skierowane do prezydenta sąsiadującego z Polską mocarstwa, to mamy pełną wykładnię intelektu prezydenta wszystkich Polaków. Innymi słowy – szkodzi Polsce i jeszcze się głupotą chwali. Kto mu tak we łbie zamieszał? Bywalec Pałacu Prezydenckiego rabin Schudrich?
Dudzie w niczym w głupocie nie ustępują nowi zarządcy Polski. „Nie ma rzeczy ważniejszej niż wsparcie dla Ukrainy” – ogłosił w Kijowie Tusk i w ślad za tym, lekką rączką, przekazał 6,8 miliarda. „Putina wgnieciemy w ziemię” – to słowa Szymona Hołowni, formalnie drugiej osoby w państwie, pokazujące, że marszałkiem Sejmu może zostać każdy. Do poziomu cyrku, Sejm w poprzedniej kadencji sprowadziła już Małgorzata Gosiewska, najgłupsza twarz PiS. Rzadko bowiem się zdarza, żeby ktoś taki zaszedł tak wysoko. Jej kariera to: zakończona bardzo wcześnie edukacja gimnazjalna; księgowa w biurze poselskim, ślub z asystentem prezydenta i… wicemarszałek Sejmu, gdzie postanowiła zająć się polityką zagraniczną. I tutaj śmiech się kończył, a zaczynał dramat z jej dyplomatycznym credo: „Nasze poparcie dla Ukrainy jest bezwarunkowe”. No i te wizyty w batalionie „Ajdar”, nawiązującego do tradycji banderowskiej i nazistowskiej, oskarżanego o zbrodnie wojenne. Ale to nie wszystko – Kaczyński zrobił idiotkę szefową struktur partyjnych na Mazowszu.
Tymczasem biznesy ukrzywdzonych oligarchów ukraińskich kwitną. Wartość ich majątków przekroczyła 70 miliardów dolarów. Ihor Kołomojski, rezydujący w Genewie posiadacz paszportu izraelskiego, mówi, że jest ofiarą wojny z Rosją, że poniósł biznesowe straty, i jako demokratyczny oligarcha z utęsknieniem czeka na nowe miliardy. Gabinet Zełenskiego jest dokładnie tym, który zapowiedziała Victoria Nuland na Majdanie (gdy, przy pomocy idiotów z Polski, doprowadziła do przejęcia władzy w Kijowie przez oligarchów): „Fuck the EU”. Z tym że „wydymała” nie Unię, lecz Polskę, czyli polskich idiotów. Nawiasem mówiąc Nuland jest dziś nr 2 w Departamencie Stanu i znowu „dyma” warszawskich idiotów.
Co z wyprawy na Moskwę miała Polska? Z warszawskiej giełdy wyparowało 47 miliardów. Eksport do Rosji załamał się. Przed polskimi firmami pojawiło się widmo bankructwa. Zabrakło refleksji, że sankcje szkodzą bardziej Polsce niż Rosji. Nie przyszło otrzeźwienie, że ustawili się w roli głównego kraju, który walczy o sankcje, a sama Ukraina nie zamierza sankcji egzekwować, a ukraińscy oligarchowie robią w Moskwie wielkie biznesy. Krótko mówiąc, wyszliśmy na świrów, sami pozbawiając się ogromnego atutu i profitów w postaci korzystnego położenia kraju tranzytowego, wyłączając się z sieci drogowych i kolejowych połączeń łączących Europę z całą Azją.
Ale szykują nam inne nieszczęścia. W sytuacji, gdy administracja Bidena wycofuje się z ukraińskiej awantury, wciągnięcie Polski do wojny jest dobrym rozwiązaniem. I czy nie dlatego koalicja idiotów z PO i PiS (koalicja ponad podziałami, które w innych sprawach są nie do przezwyciężenia) zaczęła nawoływać do wojny z Rosją? Otwiera to wiele możliwości także przed Zełenskim i jego oligarchami. Ambasador Ukrainy w Warszawie wytknął, że jego kraj ponosi „najwyższe ofiary dla bezpieczeństwa Polski”. Skoro tak, to najwyższa pora, żeby i Polska poniosła ofiarę. Na przykład wypłacając rekompensaty wdowom i sierotom po pół milionie Ukraińców poległych dla „bezpieczeństwa Polski”, i odbudowując Ukrainę, w tym Muzeum Szuchewycza we Lwowie.
Dlaczego, zamiast trzymać się z daleka od konfliktu, który Polski nie dotyczy, wsadzają palce między drzwi i futrynę? Dlaczego zachowują się, jak ta żaba podkładająca łapkę, kiedy konia kują? Dlaczego nie nachodzi ich refleksja, że Polska niczego nie zyska w oczach świata tak, jak nie zyskała wysyłając żołnierzy do Afganistanu, i co najwyżej była traktowani, jako chłopcy do brudnej roboty? Krótko mówiąc – głupota lub zdrada (albo jedno i drugie?).
Podejrzewaliśmy, że Morawiecki grał Polską, żeby „dorobić się” jakiejś międzynarodowej synekury. Tymczasem pojawia się coraz więcej sygnałów świadczących o tym, że to głupek, który uwierzył w wiatraki, w CO2, w wirusa. I nie przestał w to wierzyć nawet wtedy, gdy ograli go jak dziecko w piaskownicy. A kim, jeśli nie wiejskimi niedouczonymi głupkami była cała ferajna poprzedniego rządu? Za odpowiedź wystarczy głupia, tępa, nalana gęba wicepremiera, przypominająca żula z Wołomina lub komendanta posterunku MO.
Coś musi być „na rzeczy” w przypuszczeniach, że rolą spiskowców z Magdalenki było takie ogłupienie Polaków, żeby, nie daj Boże, nie wybrali sobie jakiegoś mądrego przywódcę. I tylko przyjmując taką hipotezę, decyzje kadrowe Tuska mają sens. Wśród nowych ministrów są bohaterowie afery podsłuchowej, których genialne przemyślenia ujawniły tzw. taśmy kelnerów. Przyglądając się poczynaniom takiego Bartłomieja Sienkiewicza, śmiało można porównać go do kandydującego kiedyś na prezydenta naszego ogłupiałego kraju, Krzysztofa Kononowicza, który za swój program wyborczy obrał: „Żeby nie było niczego”. Co chciał nam powiedzieć Tusk, powierzając ministerstwa takim politykom, w sytuacji gdy to oni sami przyznawali, ze taśmy najbardziej przyczyniły się do przegrania wyborów w 2015 roku?
Klęska urodzaju czyli plaga głupoty
Nakaz zamknięcia kopalni Turów, to problemem niezwykle groźny. To element zmasowanego ataku na infrastrukturę energetyczną Polski. Bo zamknięcie kopalni nie tylko pozbawi prądu cały Dolny Śląsk, ale zlikwiduje 50 tysięcy miejsc pracy. Pierwszą reakcją tubylczej zidiociałej elity było: Zamknąć! Najbardziej jednak przerażało, że przekaz taki padł z ust wicemarszałek Sejmu i niedoszłej prezydent RP. „Kopalnię Turów trzeba wygaszać (…) Jeśli są kary, to trzeba je płacić” – oświadczyła Małgorzata Kidawa-Błońska. Polski rząd musi zgodzić się na zapłacenie Czechom 50 mln euro – przekonywała Małgorzata Tracz, przewodnicząca Partii Zieloni. Jej zdaniem to „zainwestowanie w przyszłość regionu, Czesi chcą wybudować wodociągi, studnie, tak, by zapewnić ludziom w regionie wodę. A węgiel będzie można kupić z czeskich lub niemieckich kopalniach”. I jeszcze coś o Kidawie – kradzież pieniędzy z OFE wyjaśniała tak: To są na pewno jakieś kwoty, które wynikają z różnych takich działań.
W idiotyzmach ekonomicznych nie ustępuje doktor nauk ekonomicznych Joanna Mucha. O nowym systemie podatkowym mówiła: „projekt bardzo innowacyjnego systemu podatkowego, który będzie dramatycznie prosty (…) natomiast jest on dość skomplikowany, by wyjaśnić, o co chodzi”. Ze sprawy Turowa płynie ważna lekcja – zabójcze dla gospodarki Polski pomysły przychodzą nie tylko od unijnych komisarzy, ale od tubylczych idiotów, którzy każde polecenie z Berlina wykonują jak rozkaz i to z mściwą satysfakcją. Jest jeszcze inna lekcja – wystarczą wybory i „prezydentem wszystkich Polaków” zostanie idiota.
Szefem Orlenu ma zostać Elżbieta Bieńkowska. Na taśmach kelnerów zasłynęła z: „Ale jaja, ale jaja” i „Za 6 tysięcy złotych pracuje tylko idiota albo złodziej”. W tym jednak przypadku idiotka będzie wykorzystana do czegoś poważniejszego – będzie kolejnym posunięciem mającym na celu obniżenie wartości Orlenu. Wcześnie była to ustawa wymuszająca na Orlenie pokrycie kosztów zamrożenia cen energii, na czym Orlen stracił 5,5 miliarda, polska giełda pikowała w dół, a niemiecka zareagowała wzrostami. Mało tego, posłanka PO forsująca tę ustawę, przyznała: „My braliśmy pod uwagę taką konsekwencję”. A czemu ma służyć obniżenie wartości największej polskiej spółki? Łatwiej będzie ją sprzedać Niemcom!
Dodajmy do tego przyjęcie euro, zablokowanie CPK, portu kontenerowego w Świnoujściu i użeglugowienia Odry. Odezwała się też idiotka bankowa Hanna Gronkiewicz Waltz, ekspertka od wszystkiego: „Nigdzie na świecie nie buduje się już wielkich lotnisk, bo się nie opłaca, koniec kropka”. Tu przypomnijmy mądrości ekonomiczne jej sponsora. Na spotkaniu z nowojorskimi biznesmenami Lech Wałęsa radził: Jedźcie do Polski zakładać biznesy, bo tylko na głupocie Polaków można zarobić pieniądze. A tak w ogóle – czy inteligentnym może być ktoś, kto ma w nazwisku człon „wał”?
Posłanka Agnieszka Pomaska rzekła w Radiu Z: „Można powiedzieć, że jeśli chodzi o wybitne osobistości, to mamy w Platformie klęskę urodzaju. Czasem widzimy rywalizację, ale mamy wspólny cel”. I rzeczywiście jest Ewa Kopacz, której przodkowie zabijali kamieniami dinozaury. Jest Wanda Nowicka, według której Bruno Schulz został spalony na stosie. Jest Dariusz Joński, dla którego Powstanie Warszawski wybuchło w 1988 r. i Bronisław Komorowski, który przekonywał, że Korfanty lubił się z Piłsudskim i szkoda, że nie pamiętali o mądrości: Lepiej milczeć i uchodzić za głupca, niż się odezwać i rozwiać wszelkie wątpliwości.
Przy innej okazji Pomaska palnęła: „Winniśmy Niemcom wdzięczność. Podzielili się z  Polską dostępem do szczepionki. To dlatego w Niemczech szczepienie nie idzie tak dobrze, jak by mogło”, a wg rzecznika ministra zdrowia, „szczepienia będą obowiązkowe, ale nie przymusowe”. Po takich deklaracjach mówienie, że to idioci staje się obowiązkowe, ale nie przymusowe. W głupocie (szczepionkowej) nie odstawał Szymon Hołownia: „PiS szczepi ludzi na potęgę, bo chce doprowadzić do wcześniejszych wyborów”. A do jakiej kategorii zaliczyć redaktora gazety mającej w tytule „polska”, który palnął: „Polak odmawiający szczepienia jest sowiecką kurwą. A won za Don sowiecka bladź”? Do kategorii „idiotów” czy „kurew”?
Wyrwać Polskę z rąk idiotów
Świat się walił. Larum grali. Na horyzoncie pojawiło się widmo gospodarczej zapaści. Najtęższe umysły świata deliberowały, jak kryzys pokonać. A u nas? Antykryzysową tarczą zasłaniali się tchórzliwie premier po studiach historycznych, minister finansów po technikum ogrodniczym, minister rozwoju po Muzeum PRL-u i odpowiedzialny za budżet i dyscyplinę finansową 28-letni wiceministrem finansów. Co przy tej ostatniej nominacji okazało się decydujące? Koledzy z licealnych czasów zapamiętali, że Piotruś był „wyszczekany” i że był finalistę olimpiady wiedzy o prawach człowieka.
W dzisiejszej Polsce toczy się jedna wielka wojna i mnóstwo potyczek. Fronty krzyżują się, krzyżują się obce wpływy. Na potężne i wyrafinowane naciski wystawiona jest nasza elita polityczna, czołobitna wobec obcych, gardząca polskimi interesami, kupcząca pozycją Polski w świecie, zwyczajnie głupia, składająca się z przypadkowych miernot. W Polsce ma miejsce demolowanie instytucji państwa oraz rabunek Polaków na niespotykaną skalę. I jest duża szansa, że ta „elita” uwinie się z tym do końca roku, a jeśli pomogą jej w tym pożyteczni idioci, to w kilka miesięcy.
Wiemy, kto to robi. Znamy nazwiska idiotów, których szubrawcy dobrali sobie do roboty. Ale pamiętajmy też o idiotach, którzy tych idiotów wybrali. Tu wiadomość z ostatniej chwili: Z sondaży wynika, że gdyby wybory prezydenckie odbyły się dziś, najwyższe poparcie zdobyłby Szymon Hołownia, do drugiej tury wszedłby Mateusz Morawiecki, a Rafał Trzaskowski zajął trzecią lokatę. Innymi słowy, skretynienie Polaków osiągnęło pożądany poziom i można już z nimi zrobić wszystko. Powtórzmy zatem na koniec: Polska nie jest biednym, pustynnym krajem. Polska nie jest nękana przez kataklizmy. Jedynym kataklizmem, jaki gnębi Polskę od lat są idioci przy władzy.
Krzysztof Baliński

Polska czy UkroPolin czyli Polska Palestyną Europy – Krzysztof Baliński

„PIS i PO jednomyślni wobec realizacji interesów kosmopolitycznego układu” – K. Baliński, dyplomata.

ważny wykład , warto poświęcić czas.

O ROK STARSI, O ROK GŁUPSI

O ROK STARSI, O ROK GŁUPSI

Krzysztof Baliński

Jedni marudzili: Dlaczego teraz? Drudzy: Dlaczego tak słabo i dlaczego tak późno? Inni, że użył proszkowej zamiast pianowej i gaśnicę uruchomił za wcześnie. Jeszcze inni, żeby przestał o tym mówić, bo przysłania inne ważniejsze tematy takie, jak wiatraki. A jeden to nawet napisał, że „po Braunowym wyczynie do Warszawy zjechali samiuteńcy szefowie CIA i Mosadu, i wszystko wskazuje na to, że spotkali się z paroma ważnymi tubylcami i wydali im jakieś dyspozycje”. Wszystkich pobiła gazeta redaktora „Spaślaka” (bo spasionego na rządowych reklamach), która posunęła się do oskarżenia, że gasił na polecenie Ruskich (i nic to, że w innej gazecie było zdjęcie, gdy Putina zapalał).

A sprawa ma się tak: Dziś nie ma ważniejszego tematu, niż judaizacja Polski i polskiego Kościoła.

A ci, którzy są innego zdania, odciągają uwagę nie od wiatraków, ale od własnego zaprzaństwa a nawet zdrady. A co do momentu uruchomienia gaśnicy, to miał wyczucie czasu i zrobił to w samą porę. No i w sam raz, bo w pierwszym dniu urzędowania nowego rządu, czyli finalnego etapu likwidacji Polski, bo przebudził naród, który śpi (a jeśli się na chwilę budzi, to tylko po to, żeby zagłosować na swych ciemiężców), bo zobaczył, że istotny sens i przesłanie chanuki to celebrowanie tryumfu talmudystów nad resztą świata. No i zobaczył, że jego apel #StopUkrainizacjiPolski nie działa, że rzuca go na wiatr, że jest głosem wołającego na puszczy.

A może podsumował wyniku wyborów i wyszło mu, że Chabad przejmuje władzę w Polsce? Że jeszcze nigdy nie było ich tylu u władzy. Że jednych podopiecznych Chabadu podmienili inni, że Dworczuka podmienili na Bodnara, Rau na Sikorskiego, a Kuchcińskiego na Kowala. Że wcześniej prześladował go Kamiński z Wąsikiem, a teraz Bodnar z Siemoniakiem. Że dotąd nękała go marszałek Witek (i szczekająca za jej plecami wicemarszałek Gosiewska) a dziś robi to marszałek Hołownia i wicemarszałek Czarzasty. No i zobaczył, że znowumamy prezydenta i premiera z jednego obozu politycznego, z jednej partii, z Unii Wolności, oraz że arbitrem w rozstrzygnięciach wyborczych i kłótniach o władzę, pieniądze i media, a także w sporach między samymi Polakami, są rabini z sekty Chabad. Wszędzie – Chabad. Gdzie nie spojrzysz – Chabad. Czego się nie dotkniesz – Chabad.

A może wyczytał, że Chrystusa zaciekle nienawidzą, że za największych wrogów uważają katolików i że Bóg stworzył świat wyłącznie dla nich, a wszyscy inni to śmiecie, których przeznaczeniem jest służenie Żydom? Może dotarły do niego słowa założyciela sekty „Słowiańskie bydło wypędzimy daleko na północ”, i że przywódca sekty, czczony i uznawany za żydowskiego mesjasza, w swych religijnych traktatach głosił: „Istnieje konflikt dwóch cywilizacji, żydowskiej, wybranej przez Boga, i cywilizacji gojów. Cywilizacja gojów powinna zniknąć z powierzchni ziemi. A pomógł mu szef żydowskiej gminy w Charkowie, który o Chabad powiedział: To nie jest byle jaka sekta, to są ludzie, którzy trzymają pod kontrolą szefów rządów czołowych krajów świata i spotykają się z nimi.

Może dotarło do niego, że do władzy powróciły partie, które w poprzednich rządach nigdy nie odstąpiły od narzuconego Polsce kursu, że to będzie rząd Sług Ukrainy, że w pro-kijowskim amoku będą równie zdeterminowani, ale bardziej skuteczni, że nie mają żadnych recept na odparcie zagrożeń dla Polski, w tym jej przemiany w państwo dwunarodowe, że będą się spierać na tematy zastępcze, że główny wysiłek skupią na trwaniu od wyborów do wyborów i szabrowaniu kolejnych kawałków publicznego mienia.

To wszystko nie wzięło się znikąd, nie pojawiło się nagle, niczym deus ex machina. To ma swoje historyczne tło. To – użyjmy modnego dziś słowa – kamienie milowe na drodze chabadyzacji Polski.

Pierwszym był powrót dowładzy żydokomuny, czyli przekazanie władzy Żydom nastręczonym Jaruzelskiemu przez Davida Rockefellera. Potem było manipulowanie transformacją ustrojową w Polsce. Bo, kto zakładał lub kto przejmował wszystkie partie powstałe w Polsce po 1989? Porozumienie Centrum, partia braci Kaczyńskich działała jak sekta, a przez swych członków nazywana była „zakonem” (co bloger odszyfrował: Jaki to zakon? Jezu-Icki!). KLD założony został przez „wojskówkę”, ale jego liderzy, oprócz oficerów prowadzących, mieli także rabinów prowadzących. Koszerni byli Bielecki i Lewandowski (a Tusk, chociaż tylko figurant, tylko obcoplemieńcem). A kto nadzorował ZChN i kto je rozwalił od środka? Z jednej strony judeochrześcijanin Marek Jurek, a z drugiej latający z chanuką Stefan Niesiołowski. A skąd się wzięła wolta Giertycha z LPR, i czy przypadkiem jest, że dziś jest pełnomocnikiem prawnym Chabad? A gdy już uchowała się jakaś partia czystopolska (licencja ks. Prof. Czesława Bartnika), to była wdeptywana w ziemię, a jej przywódcę mordowano rytualnie. I czy racji nie mają ci, którzy uważają, że Polsce nie można pomóc zakładając partię, bo w jej kierownictwie natychmiast pojawia się dwóch albo trzech Żydów?

Takim kamieniem milowym była grabież majątku Polaków. A kto za nią stał? Kto jest autorem słów: „Jest koszerny interes do zrobienia”, które padły podczas wizyty Rywina u Michnika, i stały się nie tylko mottem procesu grabieży, ale także mottem polsko-żydowskiej Love Story w biznesie i handlu? „Tęsknię za tobą, Żydzie!” – tak wołała przed laty Warszawa z murów swoich kamienic. Ta niby artystyczna prowokacja pod wszystkimi względami ziściła się – Polska stała się mekką izraelskiego biznesu, tysiące Izraelczyków upatrzyło sobie nasz kraj, jako pierwszą ojczyznę i, w rezultacie, nie było żadnej afery i przekrętu, gdzie w cieniu nie kryłby się żydowski geszefciarz.

A kto judaizował polski Kościół? Jeśli nie ta żydowska sekta szczególnie nienawidząca katolików? Kto ustanowił Dzień Judaizmu w Kościele? Biskupi o pseudonimach operacyjnych „Żydziński” i „Pierdolonek”, czyli, jak po zakrystiach mówiono: „agenci żydowscy w Episkopacie”). Kto dokonał mordu rytualnego na arcybiskupie Stanisławie Wielgusie? Kto dopuścił do tego, żeby Polaków ewangelizował, uczył katechizmu, a nawet wygłaszał do nich kazania, takie indywiduum, jak Hołownia? Dlaczego oświadczenie kardynała niczym nie różni się od „Aj, waj” rabina Chabadu. Kto przy beatyfikacji rodziny Ulmów rozpętał akcję wpajania Polakom przekonanie, że prawdziwym bohaterstwem jest poświęcenie swojej rodziny, w tym nawet nienarodzonego dziecka, w imię ratowania Żydów? A kto pozwolił na reaktywację loży B’nai B’rith i powołał Muzeum Polin? Kto jest autorem kłamstwa jedwabińskiego, gdy na polecenie rabinów wstrzymał ekshumację?

Kamieniem milowym były świece chanukowe, które, jako pierwszy, zapalił Aleksander Kwaśniewski, a jako stały zwyczaj wprowadził Lech Kaczyński.. Ten ostatni wziął udział w zapaleniu świec w warszawskiej synagodze, oświadczając przy okazji, że był to „ostatni akcent obchodów 90 rocznicy odzyskania przez Polskę niepodległości”. Zwyczaj kultywuje obecna Duda, który ubogacił ceremonię, oświadczając w 15. rocznicę pierwszej Chanuki: „To jest Polin, to jest miejsce dla nas wszystkich”, i dorzucając: „Po tym tysiącu lat trudno powiedzieć, ile każdy z nas ma w sobie krwi żydowskiej, bo ona po prostu jest, płynie w żyłach”. Czy tradycja świętowania Chanuki była wyrazem religijnego pluralizmu, czy raczej objawem poddaństwa? Czy nie była drogowskazem zmian, jakie zajdą w polskim Kościele i w Polsce?

Jeszcze inny kamień milowy (chociaż pomniejszy) to sesja Knesetu na Wawelu. Przy czym w tym przypadku – tak, jak z Chanuką w Sejmie – chodziło o zademonstrowanie, kto w Polsce rządzi. Za rządów PiS na polskiej scenie politycznej pojawili się nowi gracze – Jojne Daniels, od którego na kilometr czuć nie tylko Mosadem ale i Chabad, nałożył jarmułki na głowy lub raczej na łby połowy ministrów. Wystarczy wspomnieć zwierzenia ich rabina: „Morawieckiego, ówczesnego ministra finansów do mojego domu przyprowadził mój przyjaciel Jonny Daniels”. Z knajpianych taśm wiemy, że o tym, kto zostanie premierem polskiego rządu decydował Lejb Fogelman. I od tego czasu możemy mówić, że agenta o pseudonimach „Student” i „Jakub”, przejął od Stasi rabin prowadzący z Chabadu, nadał mu pseudonim „Krzywousty”, i kazał posyłać dzieci do prowadzonej przez Chabad żydowskiej szkoły w Warszawie.

W roku 2012  na rynku podziału łupów „Przedsiębiorstwa Holocaust” pojawiają się nowi gracze, którzy nie chcą bezsilnie przyglądać się, jak inne sekty sprzątają im łup spod nosa. Przy władzy w Warszawie jest sługa narodu niemieckiego, potrzebny jest więc nowe rozdanie i podmienienie go na sługę narodu żydowskiego. W tym celu rabini z Chabad Lubawicz obmyślają sprytny plan – dobijają targu z Jarosławem Kaczyński i inicjują, poprzez zmontowaną przez Mosad aferę znaną jako „afera taśmowa”, koszerny coup d’état. Za pomoc w dorwaniu się do władzy stawiają żądania, i dostają wiele. Mateusz Jakub Morawiecki i Adam Glapiński zaciągają u żydowskich lichwiarzy ogromne kredyty. W zamian oddają w pacht Lasy Państwowe, złoża naturalne, węzły energetyczne i ujęcia wody (a Polsce zostawiają długi). Część zaciągniętych kredytów przejmują podopieczni Chabadu na Ukrainie. Jako dodatkowe zabezpieczenie, uchwalają w Kongresie ustawę 447 i instalują w Warszawie żydowski bank JP Morgan, który transfery nadzoruje i prowadzi buchalterkę. À propos i jako komentarz do innego akapitu: Glapiński to kolejno wiceprzewodniczący PC, współzałożyciel warszawskiego oddziału KLD i członek ZChN.

Wiedział, jak szybko wprowadzany jest w życie projekt Judeopolonii(w jego zaktualizowanej i rozwiniętej wersji – Ukropolin i Niebiańska Jerozolima nad Morzem Czarnym). Wiedział, że to Polacy będą owemu drugiemu Izraelowi, pod pretekstem powojennej odbudowy, wypłacać haracz, co oznacza, że Polska będzie drugą Palestyną, a Polacy podzielą los Palestyńczyków. Wiedział, że zobowiązał się do tego w Kijowie Radek Sikorski-Applebaum. No i wiedział, że Ukraina to zamysł z gruntu germański, a Ukropolin niewiele różni się od niemieckiego projektu Mitteleuropy, i że stojący na czele polskiego rządu agent niemiecki, projekt zrealizuje w podskokach.

Po Okrągłym Stole staliśmy się Rzeczpospolitą Obojga Narodów (polskiego i żydowskiego) i sługami narodu żydowskiego. Po wybuchu wojny staliśmy się Rzeczpospolitą Trojga Narodów (polskiego, żydowskiego i ukraińskiego) i jeszcze sługami narodu ukraińskiego. Ale na tym nie koniec – taki twór ma się składać z żydowskiej elity, z kilkunastu milionów niemających nic do powiedzenia Polaków i z kilku milionów przybyszów z Dzikich Pól, którzy łupionych Polaków będą pilnować. A co do „sług narodu ukraińskiego” to wprowadźmy drobną korektę – chodzi o sługi ukraińskich oligarchów. Bo tak, jak ekipa Okrągłego Stołu skończyła w ramionach Starszych Braci z Izrael, tak Dobra Zmiana skończyła w ramionach żydowskich oligarchów z Ukrainy.

W ich całej miłości do Ukrainy nie chodzi o pułk Azow, nie chodzi też o Rosję, ale o Zełenskiego i oligarchów sowieckiego pochodzenia, żydokomunę powiązaną z oligarchami w Rosji i spowinowaconą z sektą Chabad, których trzeba wspomagać (a nie molestować w sprawie pomników Bandery), z których najbardziej wpływowym jest promotor urzędującego prezydenta – Ihor Kołomojski. Bo gdyby Putin zwyciężył, to zrobiłby z nimi to samo co z Chodorkowskim i Abramowiczem, czyli pozbawił majątków, a nawet życia..

Chcąc za wszelką cenę przypodobać się oligarchom oraz zabłysnąć przy okazji, jako „mocarstwo humanitarne” i prymus w udzielaniu pomocy, kompletnie lekceważyli koszty i konsekwencje dla podstawowych polskich interesów. Nie zwracali uwagi, że to kraj, gdzie kilkudziesięciu złodziei splądrowało 80 procent narodowego majątku, gdzie prezydentem jest podopieczny najpaskudniejszego oligarchy, że otwarcie na oścież granic Polski dla rabusiów jest, jak zaproszenie lisa do kurnika. Tak samo jest z ich podejściem do członkostwa Ukrainy w UE, bo chodzi o członkostwo oligarchów ukraińskich. Z tym samym mamy do czynienia, gdy każą nam wierzyć, że Polakom szczególnie szkodzi sprzedawanie polskich jabłek w Rosji, za to znakomicie ich zdrowie poprawia „techniczne” zboże od ukraińskich oligarchów. Przy czym analizy takie zawdzięczamy Ośrodkowi Studiów Wschodnich (założonemu przez Bartłomieja Sienkiewicza), który analizuje całodobowo sytuację na Wschodzie tak, abyśmy mogli zrozumieć różnice między dobrymi oligarchami na Ukrainie i złymi oligarchami w Rosji.

Ale to nie wszystko – do Polski przenoszą się podopieczni Chabadu (którzy już wcześniej dokonywali akrobacji finansowych w Amber Gold i GetBack) i zabierają się za grabież Polski. I w ten oto mało skomplikowany sposób ukraińscy oligarchowie stają się polskimi oligarchami, a ich nadzorcy z Chabad nadzorcami naszych polityków. Ale to nie wszystko, bo najbogatszy z ukraińskich oligarchów, przejmując biznes po polskim oligarsze wschodniego pochodzenia, kupił kamienicę w Warszawie, tuż pod oknami gabinetu Tuska i Sikorskiego. Czy aby nie po to, żeby pokazać, kto w Polsce rządzi? Po zagnieżdżeniu się na Ukrainie. Po przeniknięciu w struktury państwowe Ukrainy. Po całkowitym przejęciu Ukrainy, oczy Chabadu kierują się w stronę Polski, gdzie próbują wykroić dla siebie nowe żydowskie latyfundium (którego nazwę podpowiedział Duda) – UkroPolin. Bo nie jest tak, jak się niektórym wydaje, że w chanukowych ceremoniach chodzi o obrzędy religijne. Tu chodzi o przejęcie Polski we wszystkich aspektach.

Gdy pojawiła się teoria, że operację Hamasu zaprojektował Kreml, pojawiła się też teoria, że wojnę zainspirowali Żydzi z Chabad. Nieopatrznie wygadał się z tym izraelski minister ds. diaspory: „Ekstremistyczne, skrajnie prawicowe ruchy, przywołując żydowskie pochodzenie Zełenskiego, wykorzystują konflikt rosyjsko-ukraiński dla szerzenia antysemickiej propagandy o żydowskiej odpowiedzialności za wojnę”. Ale do wojny (dodajmy: dziwnej) nie doszło tylko z inspiracji Chabadu. Stoją za nią także nowojorscy neokonserwatyści, a ci – ma się rozumieć zupełnie przypadkiem – to żydki z Galicji, czyli z… Ukropolin.

Jak to jest, że na jeden gwizdek do zapalenia świeczek stawiają się prezydent, marszałkowie Sejmu i Senatu, ministrowie, redaktorzy naczelni gazet i chmara posłów ze wszystkich poróżnionych partii? Jak to jest, że w tej kwestii zapanowała jednomyślność nieznana od czasu Okrągłego Stołu i że w miejsce PRL-owskiego Frontu Jedności Narodu wytworzył się swoisty Front Chanukowy, złożony ze środowisk dotychczas walczących ze sobą na śmierć i życie? Jak to jest, że kard. Grzegorz Ryś oznajmia z miasta Łódź, że jest mu wstyd i przeprasza całą społeczność Żydów w Polsce? Skąd jedność ponad podziałami antychrześcijańskiej sekty żydowskiej, Episkopatu, biblistów z KUL, zwierzchnika Kościoła Ewangelicko-Augsburskiego, prawosławnych i grekokatolickich popów? Dlaczego przyłącza się do niej poseł, który mówił o „opiłowaniu katolików”?

Dlaczego w takt muzyki klezmerskiej kiwa się w Sejmie Teofil Bartoszewski? Czy dlatego, że inspiruje się (tak, jak ojciec) polską jakoby mądrością ludową,: „Bierz, kiedy dają, tańcz, kiedy grają, uciekaj, kiedy gonią, klękaj, kiedy dzwonią”? Jak to jest, że rudy, wredny i mściwy (jak nazwali go dzisiejsi sojusznicy z żydokomuny), słynący z wilczych ślepiów premier, spoglądając łagodnie w oczy dziennikarzom, mógł powiedzieć: „Wobec tak manifestacyjnego zła, reakcja wszystkich bez wyjątku była identyczna, nie widziałem żadnej różnicy między lewą stroną, prawą stroną i centrum, bo wszyscy zareagowali w taki sam sposób”? Kto pociąga za wszystkie sznurki? Kim jest tajemnicza niewidzialna ręka, a raczej macka, która tym steruje? I czy tą ośmiornicą jest ośmioramienny świecznik?

Krzysztof Baliński

[wielka Trójca: Shmuley Boteach, Szalom Ber Stambler, Lejb Fogelman ]

==============================

RŻNĄ GŁUPA a NACHODŹCÓW KUPA

RŻNĄ GŁUPA a NACHODŹCÓW KUPA

Krzysztof Baliński 29 września 2023

Kto w orędziu do narodu mówi o „największej aferze, z jaką mierzyliśmy się w XXI wieku”? – żydowski marszałek polskiego Senatu. Kto najbardziej aferę podgrzewa? – żydowska gazeta dla Polaków. Kto twierdzi, że niechęć wobec imigrantów prowadzi do holocaustu? – Agnieszka Holland. Kto żąda „Wpuśćcie tych ludzi do Polski! Kim są, ustali się później!” – Iwona Hartwich. Dlaczego Jaś Hartman, członek żydowskiej loży Synów Przymierza cieszy się, że „w Polsce za 20 lat może być więcej meczetów niż kościołów”? Dlaczego organ prasowy imigrantów przybyłych w taborach Armii Czerwonej pisze: „Polska za 25 lat będzie normalnym europejskim krajem, z kosmopolityczną, stolicą, pełnym cudzoziemców, a przez centra dużych miast przepływać będzie każdego dnia kolorowy, wielojęzyczny tłum”? Dlaczego redaktor naczelny „Krytyki Politycznej” żąda: „Polska powinna przyjąć nie 3,3, lecz 16 milionów Żydów, ponieważ to Polacy powinni znaleźć się w mniejszości?

To nie tylko skutek niefrasobliwości Angeli Merkel. To perfidny instrument wrogów naszej cywilizacji. Wędrówka ludów, likwidacja granic, mieszanie ras znakomicie przyspieszają upadek państw narodowych. Paul Johnson wyodrębnił cel, jaki judaizm stawia sobie wobec kultury chrześcijańskiej: Podważać spoistość społeczeństwa chrześcijańskiego przez propagowanie wielokulturowości i masową imigrację. Czy to przypadek, że otwarcia granic i wpuszczenia milionów imigrantów żądają ludzie o imigrancki pochodzeniu i o uchodźczych nazwiskach? Czy to przypadek, że za przyjęciem imigrantów są Michnik i Gross? Czy związku z tym nie ma to, że Joe Biden troszczy się o „integralność terytorialną” Ukrainy, a nie troszczy się o integralność terytorialną południowej granicy USA, przez którą przewalają się imigranci z całego świata, w tempie 250 tysięcy na miesiąc? Czy nie dlatego, że wraz z nim doszli do władzy marksiści pochodzenia żydowskiego, wcielający w życie tezę „granice są rasistowskie”? Czy nie profetyczne było ostrzeżenie Barbary Spectre: „Europa wchodzi w tryb wielokulturowości, a Żydzi będą znienawidzeni, ponieważ zawiadują tym procesem”? No i mamy, co mamy – społeczeństwa wielorasowe w Europie, wzorowane na USA, gdzie Żydzi rządzą, a biali użerają się z kolorowymi.

12 września premier powołał, w miejsce Piotra Wawrzyka, Jarosława Lindenberga, byłego redaktora „Gazety Wyborczej”, brata założyciela tej gazety, wysokiego funkcjonariusza MSZ od 1990 roku. Lindenberg karierę robił za urzędowania wszystkich ministrów. Po „odzyskaniu MSZ” przez PiS został dyrektorem gabinetu Anny Fotygi. Protegowanemu Geremka aura sprzyjała także w czasie „pontyfikatu” A. Kwaśniewskiego. Minister Dariusz Rosati nie tylko zagwarantował Geremkowi, będącemu wówczas formalnie w opozycji, stan posiadania, ale w sprawach kadrowych „jadł mu z ręki”. Przed komisją sejmową przesłuchującą kandydatów na ambasadorów stawali regularnie: jeden kandydat z partii Geremka i jeden z partii Rosatiego, a Geremek mówił: „To piękny dowód istnienia rozumnego układu politycznego”. Premier Oleksy, gdy jego niektórzy, mniej wtajemniczeni i mniej wyrobieni politycznie partyjni koledzy dawali wyraz zdziwieniu takim roszadom, kpił: „Pamiętajcie durnie o okrągłym stole!”.

Tu przypomnijmy: gdy Geremek kompletował swój zespół w MSZ, decydowało obce pochodzenie, bezpieczniackie przeszkolenie i rekomendacja Michnika. Przypomnijmy też, kogo bracia Kaczyńscy zrobili ministrem, gdy w 2005 roku „odzyskali MSZ”. Stefana Mellera, syn agenta Kominternu (a ministrem odpowiedzialnym za sprawy zagraniczne w Kancelarii Premiera Ryszarda Schnepfa, syna funkcjonariusza Informacji Wojskowej). To z tych samych powodów „Gazeta Wyborcza” mogła pozwolić sobie na szczerość, gdy w 2007 władze w MSZ objął Radek Sikorski, że „MSZ tak naprawdę kieruje ekipa skompletowana jeszcze przez Geremka”. Zapytajmy zatem: Czy w przypadku Lindenberga nie chodzi o uspokajający sygnał, że po 2015 nic się nie zmieniło, że MSZ tak naprawdę kieruje ekipa skompletowana jeszcze przez Geremka? Czy uchodźcze pochodzenie wielu ministrów w rządzie Morawieckiego nie jest „pięknym dowodem istnienia rozumnego układu politycznego”? I czy to przypadek, że w polskim MSZ polskiego chłopa z Kielc podmienili na Żyda, i że na kozła ofiarnego wyznaczyli figuranta ubeckich i geremkowskich złogów w MSZ, któremu wydawało, że jest wiceministrem? To wszystko to nie przypadek. To żelazna precyzja i logika postępowania w obsadzie kluczowych stanowisk.

Czego można spodziewać się po tej zmianie? Po pierwsze – nie zmianie, bo Lindenberg to stary i sprawdzony funkcjonariusz. Po drugie – jest z nacji handlowej i wizy też sprzeda, tylko więcej i drożej. Po trzecie – jest związany z Klubem Inteligencji Katolickiej, środowiskiem narkotyzującym się oparami chanukowych świec. W jednym z pierwszych numerów „Wyborczej” opublikował bluźnierczą i głupkowatą parodię Mszy Świętej. Ostentacyjne kpiny z katolików zgorszyły nawet „Tygodnik Powszechny”, który zrugał „pana Jarka”. Wkrótce po tym zniknął z gazety brata. Z uwagi na umiarkowany talent publicystyczny? Z potrzeby rzucenia na front dyplomatyczny? W MSZ jego kariera nabrała tempa, a szczególnego rozpędu nadało jej katolickie PiS. Tu inna uwaga: nowy podsekretarza stanu będzie odpowiedzialny nie tylko za wizy, ale także za dyplomację publiczną, czyli obronę dobrego imienia Polski w świecie. Przed oskarżeniami redaktora Michnika?

Podczas kampanii wyborczej mówi się o wszystkim, tylko nie o narodowości polityków. Tymczasem wszyscy zaangażowani w akcję podmiany ludności Polski to imigranci o uchodźczych nazwiskach. Oczywiście z poprzednich fal, kiedy to w ramach powrotu Polaków ze Związku Sowieckiego, wśród „repatriantów” było 65 procent Żydów, niemówiących po polsku, z miejsc tak egzotycznych jak Armenia. A czy przypadkiem jest to, że imigrantów z takim zapałem wpuszcza do Polski „żoliborska grupa rekonstrukcji historycznej sanacji”? Przypomnijmy, że Piłsudski przyznał polskie obywatelstwo 600 tysiącom Żydów, którzy wyemigrowali po I wojnie światowej z Rosji. Tak więc, po 80 latach, wracamy do realiów sanacyjnej II RP, i to bynajmniej nie pod względem terytorium.

Przeraża nie tylko zaplanowany, konsekwentny i skuteczny proces podmiany ludności. Przeraża także proces wyganianie Polaków z Polski. Zapoczątkował go Berman, kontynuował Kiszczak, przyspieszył Mazowiecki i Tusk, a finalizuje Morawiecki, ubogacając „ten kraj” milionami obcych, w dodatku często Polski nienawidzących. Pamiętajmy o systemowej ekspatriacji Polaków w stanie wojennym, o wyrzuceniu z Polski przez „ludzi honoru”, przy przyzwoleniu, a nawet za namową „demokratycznej opozycji”, 2 milionów młodych Polaków. Pamiętajmy, że to za namową Geremka i Michnika, Kiszczak skazał na banicję tysiące działaczy „S”, strasząc śmiercią, wręczając paszporty ze stemplem jednokrotnego przekroczenia granicy. I to, a nie internowanie Macierewicza, było największą zbrodnią.

Do drugiego wielkiego narodowego exodusu doszło po ’89. Liczby porażają – z Polski, uciekając przed „Zieloną Wyspą” Tuska, a potem „Dobrą Zmianą” Morawieckiego, wyemigrowało 4 miliony Polaków. To wielka narodowa katastrofa. Ci wszyscy, których Polska utraciła, mówią to samo: wyjechali,  bo w Polsce nie dało się żyć, bo nie mogli założyć rodziny, bo kredyty mieszkaniowe zżerały  większość dochodów. I tak cofnęliśmy się do epoki pierwszych Piastów, gdy podstawowym towarem eksportowym byli niewolnicy wywożeni z Polski przez żydowskich kupców. W sumie z Polski wygnali 8 milionów Polaków, 20 procent całej populacji. W ciągu 40 lat Polska straciła więcej ludności, niż podczas II wojny światowej.

Katastrofa demograficzna nie pojawiła się z dnia na dzień. Zasadniczą jej przyczyną jest brak mieszkań. Bo to liczba mieszkań wybudowanych w danym roku wyznacza z precyzją liczbę dzieci, jakie urodzą się 5 lat później. Tymczasem po ‘89 zlikwidowano budownictwo społeczne i instytucje wspierające budownictwo mieszkaniowe. Dla młodych Polaków stworzono ścieżkę „dostępu do mieszkania” poprzez kredyt bankowy we frankach, a najwięcej takich kredytów udzielił Bank Zachodni WBK, którym w latach 2007-2015 kierował Mateusz Jakub Morawiecki. W Krajowym Funduszu Odbudowy jest „Zielona energia”, jest „Zielona inteligentna mobilność”, a nie ma nic o mieszkaniach! Innymi słowy – Morawiecki przyszłość Polski przekazał w ręce żydowskich deweloperów i banksterów. Innymi słowy mamy patriotyczno-chrześcijańsko-narodowo-konserwatywny rząd, a politykę demograficzną Sorosa.

To nie jest afera MSZ. To nie jest afera Wawrzyka, to jest afera Mariusza Kamińskiego z wąsikiem. Przy czym chodzi o wiceministra Wąsika Jana, bo gdyby chodziło o kalambur językowy, to napisalibyśmy, z uwagi na chorobę alkoholową inkryminowanego, „afera Mariusza Flaszki Kamińskiego”. Rządy się zmieniają, a w MSW spraw wiz „pilnuje” ciągle ta sama ekipa. Nie ma znaczenia, kto jest u władzy, bo Jakub Berman pozostawił po sobie godnych następców, których nikt nie kontroluje i nikt nie rozlicza. To oni wydają rocznie kilkanaście wiz dla Polaków z Kazachstanu i kilkaset tysięcy dla Azjatów. To oni wpuścili do Polski bez żadnej kontroli 10 milionów Ukraińców i, przy okazji, 150 tysięcy Azjatów przebywających na Ukrainie.

W sierpniu 2012 r. MSW przepchnęło w Sejmie ustawę o obywatelstwie. Jej przepisy dają możliwość nabywania polskiego paszportu przez osoby, które mają przodka z polskim obywatelstwem. A więc także potomkom Ukraińców służących w SS Galizien i wnukom Romana Szuchewycza. Zgodnie z ustawą, przyznanie obywatelstwa nie jest przywilejem, ale prawem, którego można dochodzić przed sądem. Tak więc, praktycznie każdy, komu przyznano status uchodźcy, po 2 latach spełnia warunki i ma do obywatelstwa ustawowo zagwarantowane prawo. W rezultacie, łatwiej jest dziś zdobyć polski paszport, niż prawo jazdy, a polskim obywatelem łatwiej jest dziś zostać Ukraińcowi, niż etnicznemu Polakowi z Ukrainy.

W 2007 r. Sejm uchwalił Ustawę o Karcie Polaka, z myślą o tych, którzy po wojnie zostali za wschodnią granicą lub w miejscach, dokąd trafili w wyniku sowieckich wywózek. Miała poświadczać ich narodowość, przywiązanie do polskiej tradycji i języka, ułatwiać kontakty z ojczyzną. Stanowi jasno i wyraźnie: „Jest to dokument potwierdzający przynależność do Narodu Polskiego”. Tymczasem Kartę przyznają głównie Ukraińcom, których związek z polskością polega na tym, że ich przodkowie mieli obywatelstwo RP. Karta umożliwia jej posiadaczowi od razu złożyć wniosek o stały pobyt, a rok pobytu wystarcza, by mieć polskie obywatelstwo. „Służby konsularne pracują nad milionem nowych wniosków o wydanie Karty, a zalecania MSZ są jasne: żadnych utrudnień, żadnych sprawdzeń, brać wszystkich jak leci. Możliwość uzyskania Karty ma każdy, kto pochodzi z kraju wchodzącego kiedyś w skład Związku Radzieckiego i mówi trochę po polsku. Polskie korzenie nie zawsze są nieodzowne” – zdradza „Die Welt”.

Powiązany z banderowską partią „Swoboda” portal opisał korupcyjny mechanizm pozyskania Karty. W rezultacie, wśród posiadaczy Karty znalazło się kilkanaście procent takich, którzy oficjalnie deklarują nie polską narodowość i odwołują się do ideologii UPA. Media ukraińskie otwarcie mówią, że za geszeftem kryją się funkcjonariusze polskich konsulatów, czyli – dodajmy od siebie – funkcjonariusze służb specjalnych, bo to one faktycznie i od dekad nadzorują i obsadzają swoimi konsulaty i Departament Konsularny MSZ. W całym procederze macza też palce Michał Dworczyk, herszt lobby ukraińskiego w rządzie, który nie tylko zmonopolizował tematykę współpracy z Ukrainą, ale i rozdaje karty w sprawach personalnych na polskich placówkach na wschodzie. A tak w ogóle – gdy przyjrzymy się ludziom rozdającym na prawo i lewo Kartę Polaka, to nie sposób nie zauważyć, że Polaków tam nie ma.

Co do zausznika premiera – swego czasu nieopatrznie wygadał się, że Rząd pracuje nad rozwiązaniami, które pozwolą na uproszczenie procedur związanych z osiedleniem się w Polsce wszystkich potomków mieszkańców I i II Rzeczypospolitej, którzy deklarują związek z Polską, co jednoznacznie oznacza, że zamierzają masowo osiedlać w Polsce niepolskie nacje. Gdy w lipcu 2022 Grzegorz Braun zwrócił uwagę, że przybysze z Ukrainy będą mogli ubiegać się o prawo stałego pobytu, a wkrótce po tym o obywatelstwo, został oskarżony o antyukraińską fobię i putinizm. Tymczasem Paweł Szefernaker – inny wiceminister pochodzenia uchodźczego poinformował, że Ukraińcy, którzy po rozpoczęciu rosyjskiej inwazji przybyli do Polski, mogą od 1 kwietnia występować o pobyt stały w Polsce. Od tego dnia prawo takie wydawane jest taśmowo. Równie szybko przesiedleńcom przyznają obywatelstwo. A to już prawdziwy milowy krok ku przekształceniu Polski w państwo wieloetniczne.

Dla Tuska – to największy aferzysta XXI wieku. A nic nie mówi o aferach z czasów Radka Sikorskiego, kiedy korupcja i przekręty wizowe były normą, i w których sam brał udział. Dlaczego nie drąży tematu zatrzymania na lotnisku w podkrakowskich Balicach przewodniczącego gminy żydowskiej z ryzą pełnomocnictw in blanco zalegalizowanych przez polski konsulat w Tel Awiwie, które posłużyły do „odzyskania” wielu kamienic, bo sąd nakazał pełnomocnictwa oddać i przeprosić? Dlaczego Tusk i Kaczyński milczą na temat afery z handlem wizami z 2016 r. na placówce w Ankarze, w którą byli zaangażowani oficerowie Agencji Wywiadu? Wszyscy zostali awansowani. Jeden z nich został nawet szefem Agencji Wywiadu, a wszyscy, którzy chcieli sprawę wyjaśnić, zostali usunięci ze służby. 

Dlaczego o sprawach ważnych i istotnych mówi się bardzo mało albo nie mówi się wcale? Dlaczego w kampanii wyborczej pomijają temat imigrantów? Dlaczego nie spierają się na temat wojny w którą możemy być wciągnięci, kosztów pomocy dla Ukrainy, finansów państwa, kontroli nad służbami? Dlaczego Polacy raz po raz dostają po pysku i tylko się oblizują? Co robić, aby nie oszukali nas po raz kolejny, abyśmy nie obudzili się w kraju, który nie jest nasz? Zadajmy pytania: W którym programie wyborczym jest zapowiedź otwarcia granic? Co zrobią, by zachęcić do powrotu Polaków ze Wschodu i powstrzymać eksodus Polaków na Zachód? Żądać odpowiedzi przed wyborami, żeby nie powtórzyła się sytuacja z 2015, kiedy to po kilku tygodniach odkryliśmy, że to nie ci, na których głosowaliśmy.

Słuchajmy też rady abp. Józefa Michalika: „Katolik ma obowiązek głosować na katolika, mason na masona, a żyd na żyda”. No i przywróćmy słowo „ZDRADA”.

Krzysztof Baliński

==========================

UKROPOLIN czyli PIĄTY ROZBIÓR POLSKI

UKROPOLIN czyli PIĄTY ROZBIÓR POLSKI

Krzysztof Baliński

3 listopada 2023 roku Żydowska Agencja Telegraficzna (JTA), a w ślad za nią żydowskie gazety w USA i w Izraelu doniosły: Stuart Eizenstat, specjalny doradca Departamentu Stanu do spraw Holokaustu, na „specjalnym” spotkaniu z dziennikarzami prasy żydowskiej oświadczył: Starania na rzecz restytucji mienia potomków tych, którzy przeżyli Holokaust i których mienie zostało skradzione,po masakrach Hamasu z 7 października, nabrały wiatru w żagle […] Tym, którzy mówili, że ‘to już przeszłość’, wydarzenia ubiegłych tygodni uświadomiły, że tak nie jest”.

Obok Eizenstata, na konferencji pojawiła się Ellen Germain, specjalny wysłannik Departamentu Stanu ds. Holokaustu oraz Mark Weitzman, dyrektor operacyjny Światowej Organizacji Restytucji Mienia Żydowskiego (WJRO).

Dnia następnego tenże Departament Stanu wraz z WJRO zwołał spotkanie, które nazwał „restitution meeting (poświęcone restytucji mienia), z przedstawicielami 14 państw, „które dokonują restytucji mienia żydowskiego”. Spotkaniu przewodniczył Stuart Eizenstat, a JTA napisała: Naziści, ich kolaboranci i sojusznicy obrabowali i skonfiskowali setki tysięcy majątków należącego do Żydów podczas i po II wojnie światowej. Starania restytucyjne, które prowadzą USA, a którym początek dał Stuart Eisenstata, doprowadziły do odzyskania tysięcy z nich, w tym wielu cennych dzieł sztuki. Kilka krajów, w tym szczególnie Polska ograniczyła możliwości restytucji mienia żydowskiego. Innymi słowy Eizenstat, ustami JTA, wystawił Polskę na ostrzał tych, którzy z obowiązku spłaty roszczeń żydowskich wywiązują się wzorowo. Na szczególną uwagę zasługuje wystąpienie Stuarta Eizenstata: „Wszyscy dyplomaci biorący udział w tym restitution meeting umieścili swą misję w kontekście 7 Października, i głównie ta data była przedmiotem ich zainteresowania. Najbardziej znaczące było podkreślanie przez wszystkich, że nienawiść wobec Żydów i wobec Izraela nie przeminęła”.

Według obecnej na „restytucyjnym” spotkaniu, Ellen Germain: Zbrodnie Hamasu popełnione 7 października oraz egzekwowanie restytucji, kilkadziesiąt lat po tym, kiedy rabunek mienia miał miejsce, będą rozliczane, nieważne ile to zajmie czasu. […] Podtrzymywanie wartości naszych liberalnych demokracji, tak spostponowanych wydarzeniami ostatnich tygodni, będzie powiązane z oddaniem sprawiedliwości tym, którzy przeżyli Holokaust. Nawet po upływie 80 latach. Nie będzie przedawnienia w rozliczaniu sprawców tych niegodziwych czynów. […] Mimo iż niektóre europejskie narody próbują poddawać rewizji historię Holokaustu, przez podkreślanie, że same były ofiarami, to USA muszą nieprzerwanie przypominać ciemne strony w ich przeszłości”. Ellen Germain zaznaczyła przy tym, że ostatnio odbyła szereg spotkań z liderami państw oddających hołd bohaterom, którzy stawiali opór sowieckim represjom. „Problem jednak w tym, że wielu z nich współpracowało także z nazistami w prześladowaniu Żydów – zaznaczyła na koniec. 

Ellen Germain swój urząd sprawuje od lipca 2021 roku, a jej biuro powołano w 1999 roku, po naciskach Stuarta Eizenstata na administrację Billa Clintona. Biuro sporządza raporty na temat tego, jak państwa sygnatariusze wywiązują się z postanowień Deklaracji Terezińskiej, wzywającej do wypłaty odszkodowań ofiarom Holokaustu i ich spadkobiercom. Biuro współpracuje ściśle z WJRO w wymuszaniu ustaw ułatwiających restytucję. Sama Ellen Germain swoją rolę w tym opisuje tak: Zachęcanie państw do wypłaty odszkodowań rodzinom Żydów pomordowanych i wygnanych podczas Holokaustu. Większość państw wypracowała już zaawansowane mechanizmy restytucji mienia i zmniejszają tym samym potrzebę nacisków ze strony USA. Ale niektóre, w tym Polska, dopiero będą musiały uchwalić stosowne ustawy.

Stuart Eizenstat to nie byle kto. Dziś to tylko specjalny doradca Departamentu Stanu do spraw Holokaustu, ale w przeszłości zastępca sekretarza skarbu, wysoki urzędnik Białego Domu i reprezentant prezydenta ds. restytucji mienia żydowskiego (w takim charakterze, dorabiając na boku, negocjował z Polską zwrot mienia pożydowskiego z ramienia WJRO i Claims Conference). To on stał na czele delegacji USA na konferencję praską, na której 47 państw przyjęło tzw. Deklarację Terezińską, która z biegiem czasu stała się wiążącym aktem prawa w kwestiach restytucji mienia pożydowskiego, w tym pomysłem na ustawę 447 i podstawą nacisków na Polskę. Dziś Eizenstat jest właścicielem prominentnej waszyngtońskiej kancelarii prawnej oraz członkiem wpływowej organizacji lobbingowej. I wkrótce okazać się może, że to jego kancelaria zajmie się sprawami roszczeń żydowskich wobec Polski.

Holokaustowi roszczeniowcy żądania reparacyjne przekazują najczęściej światu ustami Stuarta Eisenstata. To on jest autorem słów: „Jest rzeczą wysoce niemoralną, że rząd USA nie poparł żydowskich roszczeń wtedy, kiedy Polska przystępowała do NATO i do Unii Europejskiej. To Freedom House, amerykańska organizacja obrony praw człowieka, której wiceprezesem jest Eizenstat, w swoim raporcie uznała, że „rząd Polski osłabia głosy przeciwstawiające się narracji historycznej, która w dużym stopniu pomija udział Polaków w zbrodniach okresu II wojny światowej”. I wreszcie to on wywarł skuteczny nacisk na Szwajcarów, gdy Światowy Kongres Żydów oskarżył banki szwajcarskie o zawłaszczenie miliardów dolarów zdeponowanych jakoby przed lub w czasie wojny na kontach w szwajcarskich bankach przez Żydów, którzy zginęli później w obozach śmierci. Krótko mówiąc, wypowiedź Stuarta Eisenstata nie pojawiła się przypadkowo i, w kontekście ogólnego zamieszania wokół Polski związanego z wojną na Ukrainie i z przewrotem politycznym w Warszawie, źle wróżu Polsce. Zwłaszcza, że metody holokaustowych gangsterów stają się coraz bardziej wymyślne i wyrafinowane.

Dlaczego Eizenstat zabiegł, żeby przyjąć ustawę 447, i dlaczego ta ustawa jest tak niebezpieczna? Bo jest początkiem pewnego przemyślanego planu. Bo stanowi krok ku wszczęciu konkretnych działań przeciwko Polsce. Bo przewiduje coroczny raport sekretarza stanu dla Kongresu o stanie realizacji postanowień Deklaracji Terezińskiej. Bo gdy taki raport trafi do komisji finansów Senatu USA, to będziemy mieli powtórkę z casusu szwajcarskiego, rząd amerykański stanie się stroną w sprawie, odbędą się wysłuchania świadków, dojdzie do nacisków na Polskę, gróźb bojkotem, sankcjami oraz szantażu, że nie sprzedadzą Patriotów w najnowszej wersji.

Przy słowach Eizenstata stygmatyzujących Polskę, JTA dodała link do publikacji z 15 sierpnia 2021 roku, w której czytamy: „Kiedy Andrzej Duda podpisał ustawę ograniczającą roszczenia do holokaustowego mienia, Antony Blinken wyraził duże zaniepokojenie uchwaleniem tego prawa, podobnie jak żydowskie organizacje zajmujące się restytucją mienia, a izraelscy politycy nazwali ustawę antysemicką”. Publikacja cytuje ministra w rządzie izraelskim: „Polska zatwierdziła dzisiaj niemoralne, antysemickie prawo”. Przytacza także słowa izraelskiego premiera: „To ustawa zawstydzająca i haniebna, pogardzająca pamięcią o Holokauście”. Dalej w tekście mamy: W 2018 roku Polska wywołała podobne oburzenie ustawą penalizującą oskarżanie Polaków o zbrodnie z czasów Holokaustu, mimo iż wielu Polaków kolaborowało z Nazistami. Przy czym słowo „Naziści” pisze z dużej litery, czyli tak, jak narodowość. Co do Antony’ego Blinkena to przypomnijmy, że w liście do WJRO, zapewniając że „priorytetem jego działalności będą niezałatwione kwestie restytucji mienia z czasów Holokaustu”, oświadczył: „Jest rzeczą niepokojącą i nie do przyjęcia, że wiele krajów ciągle nie zakończyło prac nad restytucją lub odszkodowaniami za mienie bezprawnie skonfiskowane podczas Holokaustu […] My i nasi oddani szefowie misji zagranicznych będziemy działać, aby pomóc tym państwom w wywiązaniu się ze zobowiązań podjętych w ramach Deklaracji Terezińskiej”.

Dziennikarze Wirtualnej Polski opisali aferą z nielegalnym, masowym zwracaniem majątków Ukraińcom, Łemkom i Rusinom karpackim, w postaci połaci lasów zarządzanych przez Lasy Państwowe (i że 600 hektarów nieruchomości leśnych zwrócone także obywatelom Ukrainy). Państwo Polskie traci wielomilionowy majątek. Zgłaszane roszczenia sięgają miliardów złotych. W dodatku mamy do czynienia z patologicznym mechanizmem, kiedy za jedno wywłaszczenie przyznawane są trzy rekompensaty. Pierwsza – mienie zamienne na Ziemiach Odzyskanych lub kwoty wypłacone w ramach rozliczeń z ZSRR; Druga – zwrot gospodarstw dla tych, którzy powrócili na ojcowiznę po 1956 roku; Trzecia – rekompensata w wyniku decyzji wojewody. W tym miejscu przypomnijmy – na rzecz Ukraińców z terenów Karpat, po dokonaniu tuż po wojnie korekty granic Polski, w ramach wymiany ludności wypłacono Związkowi Sowieckiemu ustaloną sumę tytułem rozliczenia za pozostawione w Polsce mienie. Z kolei wysiedleni w ramach akcji Wisła otrzymywali, w zamian, nieruchomości na Ziemiach Odzyskanych, których wartość zawsze była wyższa od tych z Karpat. Sprawa jest bulwersująca także dlatego, że od września 2021 r. (po aferach związanych z „prywatyzacją warszawską”) obowiązuje nowelizacja Kodeksu postępowania administracyjnego, która uniemożliwia stwierdzenie nieważności decyzji administracyjnej wydanej kilkadziesiąt lat temu.

Co w tym najbardziej bulwersuje? Złodziejskie praktyki były tolerowano a nawet wspomagane przez polskie urzędy i polskie sądy, a w całą aferę zaangażowani są politycy wszystkich opcji politycznych. W tym Piotr Ćwik, były wojewoda małopolski, obecnie zastępca szefa Kancelarii Prezydenta RP, czyli urzędu polskiego lub raczej urzędu w Polsce najbardziej zukrainizowanego i zbanderyzowanego. Czy to wszystko nie przypomina zwrotu majątku przedwojennych gmin wyznaniowych żydowskich, gdzie skala roszczeń była równie gigantyczna, a przekręty równie chamskie? Czy i tu i tam nie działała V kolumna? Czy racji nie mają leśnicy z Przedsiębiorstwa Lasy Państwowe, którzy aferę nazwali „PIĄTY ROZBIÓR POLSKI”? Czy racji nie ma poseł Grzegorz Braun, z hasłem „Stop banderyzacji polskich lasów!”? I jeszcze jedno – termin „rozbiór Polski” używali Żydzi z Polski i Żydzi z organizacji roszczeniowych z Nowego Jorku, gdy odzyskiwali mienie przedwojennych gmin wyznaniowych żydowskich, czyli gdy wspólnie rabowali majątek Polaków. Przypomnijmy: W 1996 r. zawarta została potajemnie umowa między przedstawicielami polskich gmin żydowskich oraz WJRO i Światowym Kongresem Żydów dotycząca podziału wyszabrowanego majątku, w stenogramachz negocjacji widnieje zapis: „To teraz dokonamy rozbioru Polski i podzielimy się majątkiem żydowskim. My bierzemy Zachód, a wy Wschód. My Południe, a wy Północ”.

Także środowiska ukraińskie w Polsce, tj. zrzeszeni w Związku Ukraińców lobbyści, konsekwentnie drążą temat odszkodowań za mienie wysiedlonych podczas Akcji „Wisła”. Kilka lat temu Światowy Kongres Ukraińców wystąpił do Polski z żądaniem zwrotu tego mienia, a roszczenia poparła „Gazeta Wyborcza”. Przy czym ukraińskie żądania różnią się od żądań WJRO jedynie skalą nagłośnienia i kwotą roszczeń. I jeszcze jedno – Ukraińcy zobaczyli, jak słabi jesteśmy wobec nacisków żydowskich. Odnotowali też, że Żydzi oskarżają nas o różne niegodziwości, a my dla ich udobruchania, płacimy. I dlatego, dla wyszlamowania z Polski pieniędzy, zaczynają stosować te same metody – tak, jak Eizenstat oskarża Polaków o udział w Holokauście, tak ambasador Ukrainy w Berlinie zrównuje Polskę z hitlerowskimi Niemcami, mówi o „masakrach dokonywanych na Ukraińcach”, i głosi: „Ukraińcy byli uciskani przez Polaków w tak okrutny sposób, że trudno to sobie wyobrazić”.

A propos polskich lasów – przypomnijmy, że manipulował przy nich także Donald Tusk. W marcu 2008 r., na spotkaniu z przedstawicielami organizacji żydowskich w Nowym Jorku, obiecał rozwiązanie problemu restytucji mienia żydowskiego poprzez sprzedaż lasów państwowych. 23 stycznia następnego roku, w ujawnionym przez WikiLeaks szyfrogramie, ambasador USA w Warszawie raportował o uzyskanym od premiera (i od marszałka Sejmu) zapewnieniu, że pieniądze na pokrycie kosztów restytucji majątków pożydowskich rząd zamierza zdobyć sprzedając lasy. To także Tusk próbował w Sejmie, w nocy, tuż przed świętami Bożego Narodzenia 2014 r., dokonać zmiany Konstytucji RP otwierającej drogę do prywatyzacji lasów państwowych. Koalicji PO-PSL zabrakło pięciu głosów. Polskie lasy (i Konstytucję) uratowała tylko determinacja posłów opozycji. Ale niebezpieczeństwa nie zażegnali, bo złodzieje znowu sięgają po nasze lasy – Komisja Europejska podejmuje próby przejęcia kontroli nad polskimi lasami poprzez przeniesienie leśnictwa z kompetencji krajowych do kompetencji Brukseli. A gdy do tego dojdzie, to niemal jedna trzecia terytorium Polski będzie miała charakter eksterytorialny, Niemcy odzyskają przedwojenne ziemie, Żydzi odzyskają majątki i jeszcze utworzą sobie Ukropolin.

Filosemityzm i ukrainofilstwo PiS jest bez zarzutu. Z powodzeniem licytuje się na tym polu z PO. Problem w tym, że ociągało się ze sprzedażą lasów państwowych, podczas gdy wobec tych z PO, z PSL i Hołowni żadnych pozorów utrzymywać nie trzeba. Wystarczy dać im od czasu do czasu pudło z euro, lub stanowisko w spółce skarbu państwa, a zrobią wszystko, co trzeba. Wystarczy też popatrzyć, kto i z czyjej poręki dostał w Warszawie stanowisko premiera, i kto szczególnie był zainteresowany powrotem Tuska do Polski (przypominającym „powrót Lenina do Rosji” zorganizowany przez rząd Bismarcka). I pytanie, jak zachowa się Tusk przy zwrocie mienia żydowskiego i ukraińskiego oraz gdy pojawi się temat restytucji mienia niemieckiego, chociażby w mieście Zopott, jest pytaniem czysto retorycznym. Czy rządzące nami kosmopolityczne ekipy nie konspirują przed Polakami? Odpowiedź brzmi: Tak, zdecydowanie tak.Decyzja już zapadła. Polska zwróci potomkom rezunów lasy w Bieszczadach, a oni, w zamian, gdy Żydzi będą odbierać swe majątki, popilnują Polaków, jak ci strażnicy obozowi w Sobiborze i Auschwitz.

Krzysztof Baliński

============================

=========================

OPERACJA „DANCYG” i OPERACJA „GAŚNICA”

OPERACJI „DANCYG” i OPERACJA „GAŚNICA”

Krzysztof Baliński

Gdy 9 października przystąpiono do ewakuacji obywateli polskich z Izraela. Gdy w szybkim tempie 359 polskich komandosów, wojskowymi samolotami transportowymi wywiozło z Izraela ponad 1500 osób (i gdy media mówiły, że chodziło o polskich turystów i pielgrzymów do Ziemi Świętej), minister Zbigniew Rau oznajmił: „W Izraelu może przebywać nawet kilkanaście tysięcy osób z podwójnym polsko-izraelskim obywatelstwem”.

Gdy 13 listopada przystąpiono do akcji ewakuacji Polaków z bombardowanej przez Izraelczyków Strefy Gazy, polskie media informowały, że przebywający tam polscy obywatele proszą o pomoc: „Wyciągnijcie nas z tego piekła. Polski rząd pomógł ewakuować się Polakom z Izraela. Prosimy o taką samą pomoc dla Polaków w Gazie. Żyjemy w stałym zagrożeniu, niczym sobie na to nie zasłużyliśmy”.

Gdy media doniosły, że „w niewoli Hamasu w Strefie Gazy znajduje się historyk i rzecznik stosunków polsko–izraelskich Alex Dancyg, który ma również polskie obywatelstwo”, minister oświadczył: „Polska domaga się natychmiastowego zwolnienia naszego obywatela”. To jest forma terroryzmu, którą zdecydowanie potępiamy i będę także o tym rozmawiał z ambasadorami Palestyny i Egiptu – dodał. Krótko mówiąc – w sprawie obywatela Izraela zmobilizowano całą polską dyplomację i szybko okazało się, że chodzi nie o ewakuację Polaków, ale o ewakuację Dancyga.

Rząd izraelski zaprezentował grafikę z flagami 28 państw, „których obywatele stali się zakładnikami terrorystów”. Znalazła się na niej i flaga Polski, ale tylko dlatego, że celem było przekonanie, że Hamas zaatakował cały cywilizowany świat. Także media w Polsce przyznały, że polskie obywatelstwo Dancyga jest wątpliwe, a polscy urzędnicy nie znaleźli żadnych dokumentów w tej sprawie. „Sprawa obywatelstwa jest skomplikowana” – przyznał syn Alexa, który w Polsce szukał pomocy w uwolnieniu ojca. „Ale decydujące jest to, co powiedział podczas spotkania ze mną prezydent Andrzej Duda. Że mój ojciec jest takim samym obywatelem Polski jak wszyscy inni. Brakuje tylko formalnego wypełnienia dokumentów, co nastąpi wkrótce. Dla niego mój ojciec jest obywatelem Polski, który został uprowadzony. I chce zrobić wszystko, by pomóc mu się wydostać z niewoli”. „Polska jest szczególnie ważna, tam ma więcej przyjaciół niż w Izraelu – dodał.

Po spotkaniu, ambasador Izraela podziękował prezydentowi „za zaangażowanie i pomoc na rzecz uwolnienia naszych zakładników przetrzymywanych przez Hamas”. Nie omieszkał jednak dorzucić: „Przetaczające się przez różne miasta marsze pro-palestyńskie napełniają smutkiem. Udzielanie wsparcia terrorystom jest totalnym złem. To wyraz głębokiego antysemityzmu”. Na koniec pogroził: „Nie powinno być na świecie miejsca dla ludzi, którzy wspierają mordowanie Żydów”. Innymi słowy – publicznie, przed siedzibą prezydenta RP, wydał wyrok śmierci na uczestników warszawskiego marszu, którzy protestowali przeciw obrzucaniu bombami mieszkańców Gazy, w tym 29 obywateli polskich! A dlaczego użył słowa „naszych”? Ano dlatego, że ambasador Izraela w Warszawie zawsze zabiera głos, jakby był członkiem polskiego rządu.

7 listopada 2023 roku, w synagodze im. Nożyków w Warszawie odbyła się modlitwa żałobna „za ofiary Hamasu”. Poprowadził ją Michael Schudrich (którego media i Duda tytułują – „naczelny rabin Polski”). Udział w ceremonii wziął minister w Kancelarii Prezydenta RP Wojciech Kolarski. Na zakończenie odśpiewano hymn państwowy, ale nie Polski, lecz… Izraela, a głos zabrał Yuval Dancyg: Dla mojego taty Polska jest bardziej ojczyzną niż Izrael. I jeszcze jedno – tak, jak po „napadzie Putina na bratnią Ukrainę”, przy wejściu do Senatu RP wywieszono flagę Ukrainy, tak po „napadzie Hamasu na bratni Izrael”, wywieszono flagę Izraela. Podobnego bezeceństwa dopuścili się paulini z Jasnej Góry, którzy podświetlili sanktuarium w Częstochowie na barwy izraelskiej flagi, ignorując, że ci, z którymi się solidaryzują, dokonują ludobójstwa na mieszkańcach Gazy oraz regularnie opluwają i obrzucają kamieniami pielgrzymów z Polski.

I chyba dodawać nie trzeba, że gdy Dancyg już wyląduje w Warszawie na pokładzie prezydenckiego Boeinga, to na płycie lotniska powita go chlebem i solą oraz słowami „Witaj w Polin”, Andrzej Duda w towarzystwie Agaty Kornhauser-Dudy, Jurka Owsiaka i kardynała Rysia z miasta Łódź. A cała akcja ewakuacji Polaków, zakończy się ewakuacją Dancyga. Ale nie tylko o to w tym wszystkim chodzi. Dancyg będzie szpicą w ewakuacji tysięcy Żydów ze stojącej w ogniu Palestyny na terytorium Polin. Będzie początkiem Operacji Dancyg”, takiej odwróconej Operacji Most”.

Tu przypomnijmy: Kryptonim „Most” otrzymała operacja polegająca na przerzucie przez warszawskie lotnisko do Tel Awiwu kilkuset tysięcy sowieckich Żydów. Do udział w przedsięwzięciu zobowiązał się Tadeusz Mazowiecki na spotkaniu z szefem Amerykańskiego Kongresu Żydów. Całą operację sfinansowała spółka „Art-B”, założona przez żydowskich „artystów biznesu” (jak sami się nazwali), którzy wyprowadzili z polskiego systemu bankowego miliardy złotych, a pomysł na rabunek został podsunięty przez Mosad, który dał pierwszy milion na rozkręcenie interesu i który interesu pilnował. Innymi słowy – Izrael przeprowadził sobie repatriację ziomków za pieniądze ukradzione Polakom.

Ale to nie wszystko – w Polsce na Dancyga czeka nie tylko Duda, ale tłusta emerytura. Bo okazuje się, że kraj miodem i mlekiem płynący zapewnia nie tylko „uchodźcom” z Ukrainy, ale i „uchodźcom” z Palestyny, warunki, o których rdzenny Polak może tylko pomarzyć. Otóż 22 listopada 2016 zawarto z Izraelem umowę o zabezpieczeniach społecznych stanowiącą, że emerytury i renty wyliczone w Izraela są wypłacane przez ZUS w Polsce. Umowa długo utrzymywana była w tajemnicy. Opublikowano ją dopiero 5 lat po podpisaniu. A mamy w niej takie smaczki: Emerytury i renty, które Izraelczycy pobierają w Polsce, są wyliczane w Izraelu. Strona polska nie ma prawa weryfikować wiarygodności przedkładanych wniosków emerytalnych. Pobierający świadczenia nie muszą przebywać na terenie Polski.

Co w umowie najbardziej poraża? Zasada wzajemności! Bo, jak wiadomo, to Polacy przenoszą się do Izraela i dostają izraelskie paszporty, a do Izraela wybiera się prof. Barbara Engelking, której w Polsce, z konieczności naukowego opisu „antysemityzmu Polaków”, źle się żyje i chce zamieszkać w kibucu, pod gradem rakiet Hamasu. Izrael dokonuje ponadto starannej selekcji żydowskich imigrantów – nie wpuszcza tych, którzy mogliby obciążyć izraelski system emerytalny. Jaki jest zatem ukryty cel umowy i wielkich nadużyć, które stwarza? To proste: Zachęca do osiedlania się w Polsce. Jest mostem finansowym dla uchodźców z Izraela i dopełnia most powietrzny, którym Mazowiecki przerzucił sowieckich Żydów. Innym słowem – umowę zawarto pod kątem ewakuacji Dancygów z Palestyny.

Urodził się w Polsce. Współpracuje z jerozolimskim Instytutem Jad Waszem. Koordynuje polsko-izraelską wymianę młodzieży. Był kierownikiem kursów dla przewodników wycieczek młodzieży izraelskiej po Polsce. Współtworzył raport na temat obrazu Polski w podręcznikach dla uczniów izraelskich szkół średnich – tak ujawniła „Wyborcza”. Nie doniosła natomiast, jak Jad Waszem nastawia do Polski młodych Żydów, i w jaki sposób Dancyg organizował wycieczki do Polski. A tu włos staje na głowie. Na lekcjach historii dowiadują się, że Polska to ojczyzna antysemityzmu i Zagłady, że Polacy współdziałali w Holokauście, że to zawodowi mordercy Żydów. Przed przyjazdem ostrzegani są, że udają do kraju im wrogiego. Na miejscu wmawiają im, że jedyny sposób na przeżycie to ochrona izraelskich agentów, że oddalenie od grupy to pewna śmierć z rąk polskich nazistów, że nie wolno otwierać okien i drzwi pokoi hotelowych, bo wtargną przez nie antysemici i wymordują wszystkich, jak to robią od setek lat. Co jeszcze przewodnicy mówią? Jeden z nich, pokazując pięścią Pałac Kultury w Warszawie, obiecał: „Za 20 lat to wszystko będzie wasze”.

W połowie czerwca 2020 r., ministerstwo edukacji Izraela zawiesiło wyjazdy edukacyjne uczniów do Polski. Uzasadniło to problemami z bezpieczeństwem (a polskie MSZ, że nie może akceptować towarzyszących żydowskiej młodzieży ochroniarzy uzbrojonych w broń palną). Wiceminister Paweł Jabłoński nie krył radości: „Przywróciliśmy normalność w relacjach, bezpieczeństwo w Polsce zapewnia Polska a w Izraelu Izrael”. Jego szef Zbigniew Rau, ni z gruszki ni z pietruszki, oświadczył: „Wzmacniamy polsko-izraelskie relacje, dla wspólnego bezpieczeństwa”. A co do zawieszenia wycieczek – rzeczywistym tego powodem było uchwalenie przez Sejm ustawy mającej zapobiec przestępstwom wyłudzania mienia, którą w Izraelu oceniono, jako „uniemożliwiającą odzyskiwanie majątków utraconych przez Żydów w czasie II wojny światowej”, którą odpowiednik Rau w rządzie izraelskim uznał za „niemoralne, antysemickie prawo”, a izraelski premier za „zawstydzającą i haniebną, pogardzającą pamięcią o Holokauście”.

A co na to „Nasi”? „Polska zadbała o wzajemność i równowagę. Porozumienie gwarantuje także stronie polskiej możliwość organizacji polskich wizyt edukacyjnych w Izraelu na tych samych zasadach. Oczekujemy od strony izraelskiej podobnej otwartości na wizyty młodzieży polskiej w Izraelu” – ogłosił szef polskiej dyplomacji. Problem jednak w tym, że o wizytach polskiej młodzieży w Izraelu nikt nie słyszał, i oświadczenie należy rozumieć tak: Polska młodzież z „Nigdy Więcej”, z Muzeum Polin i ze szkoły Chabad (do której swoje dzieci posyłał Morawiecki), na koszt polskiego podatnika, w towarzystwie opłacanych przez Polskę ochroniarzy izraelskich, będzie zwiedzać Kneset i Instytut Jad Waszem.

Umowa, której treść ujawniła tylko strona izraelska, przewiduje, że izraelskie wycieczki mają być chronione przez polskie prywatne firmy ochroniarskie, ale… dopuszcza obecność agentów ochrony z Izraela, „po uprzednim tego zgłoszeniu i uzasadnieniu”. Wskazuje, że jej celem jest edukacja młodzieży obu krajów „w zakresie ich wspólnej historii” i zawiera rekomendowaną listę miejsc do zwiedzania. Umowa nie zmieniła nic. Stworzyła za to okazję do antypolskich wystąpień. Wg Jad Waszem, wśród zalecanych do zwiedzania instytucji są muzea poświęcone „żołnierzom wyklętym, którzy dopuszczali się mordów na Żydach”, a ekspozycje w rekomendowanych miejscach „ignorują udokumentowane aspekty udziału Polaków w mordowaniu Żydów”. Przedmiotem krytyki stało się nawet Muzeum Rodziny Ulmów w Markowej.

Po ceremonii podpisania porozumienia, izraelski minister pogroził Polakom: „Nigdy więcej antysemityzmu, nigdy więcej dyskryminacji innych ludzi, nigdy więcej chęci anihilacji Żydów na świecie. Musimy pamiętać, do czego może doprowadzić nienawiść, rasizm i antysemityzm”. Powiedział też, że jego kraj wspierał „Solidarność” i aspiracje Polaków do wolności w okresie reżimu komunistycznego. I rzeczywiście – CIA, poszukując kontaktów z opozycją w Polsce, zwróciła się do Mosadu. Także Ronald Reagan ujawnił, że miliony dolarów przekazał „opozycji demokratycznej” za pomocą siatki Mosadu. Wg Krzysztofa Wyszkowskiego, Amerykanie z CIA do dostarczenia pieniędzy wykorzystali siatkę agenturalną Mosadu w „S”, co spowodowało, że pieniądze docierały głównie do jednej frakcji opozycji i to było widać gołym okiem – ci dofinansowani za pośrednictwem Mosadu odróżniali się od polskiej biedoty. Do niecnych podejrzeń, że tak było, skłania też nadanie honorowego obywatelstwa Polski byłemu szefowi Mosadu Meirowi Daganowi. I nie jest wykluczone, że pewnego dnia szef Mosadu zostanie nie tylko honorowym”, ale Pierwszym Obywatelem Rzeczypospolitej.

Przyznanie obywatelstwo Dancygowi wpisało się w niezwykle sprawnie przebiegającą akcję rozdawania polskich paszportów Żydom, którzy uciekli z Polski w marcu ‘68. Rąbek tajemnicy uchylił Radek Sikorski, oświadczając w Senacie: Proponujemy nowość, a mianowicie to, aby w miejsce pojęcia Polonia i Polacy za granicą zacząć konsekwentnie stosować nowe pojęcie „diaspora polska” czy „diaspora narodowa”. Gdy zapytano go, o co mu chodzi, wyjaśnił: By być częścią „diaspory polskiej” nie trzeba mieć polskich korzeni. Naszym oddziaływaniem chcemy objąć wszystkich tych, którzy mają sentyment do Polski lub mają związki rodzinne lub historyczne z ziemiami historycznej Rzeczypospolitej. Diaspora polska to wszyscy, którzy Polsce dobrze życzą”. Uściślił też, że dotychczas stosowane określenie „Polonia” było zbyt „plemienne” i „wyznaniowe”, i nawiązał do „żyjącej w USA b. wpływowej, potężnej w mediach diaspory, która dysponuje potężnymi środkami, potrafi wpłynąć na politykę wobec Izraela”.Pochwalił się też osiągnięciami na niwie osiedlania w Polsce tej „potężnej diaspory”. Ja uważam – i wiem, że w marginalnej prasie to, co w tej chwili mówię, będzie odsądzone od czci i wiary, że jeżeli dzisiaj na przykład amerykańscy Żydzi zaczynają się starać o polskie paszporty – wydajemy 25 tysięcy polskich paszportów w USA – to to jest dobrze, a nie źle.

Paszporty „marcowym Żydom” nie rozdawał tylko Sikorski. Akcję rozruszał Aleksander Kwaśniewski, a tempa nabrała za Lecha Kaczyńskiego, który obywatelstwo przywrócił 15 300 „ofiarom polskiego antysemityzmu”, w tym osobiście i ostentacyjnie synom Oskara Szyji Karlinera, szefa stalinowskiego Zarządu Najwyższego Sądu Wojskowego, z którego udziałem ferowane były wszystkie wyroki śmierci na polskich patriotach, i który doprowadził do takiego opanowania stanowisk w tym zarządzie przez oficerów żydowskiego pochodzenia, że instytucję nazywano „Naczelnym Rabinatem Wojska Polskiego”.

Z nie mniejszą werwą akcję kontynuował rząd Tuska. W lutym 2008, w odpowiedzi na list otwarty Gołdy Tencer, minister Grzegorz Schetyna zadeklarował, że podlegli mu wojewodowie będą potwierdzać obywatelstwo „szybko i bardzo szybko”, a procedura ma być „wręcz błyskawiczna”. A co do Tuska to przypomnijmy, że w tym samym czasie zapowiedział wielki powrót Polaków z emigracji. Ale nie do końca był szczery, bo miał na myśli „Polaków”, którym jego minister rozdawał paszporty in blanco, czyli „Polonię Sikorskiego” z Tel Awiwu. Innym, żywym (chociaż wyglądającym jak wyschnięty trup) tego przykładem jest Lejb Fogelman. Z „Polonii Sikorskiego” rekrutują się też Michael Schudrich i Szalom Dow Ber Stambler, bohaterowie chanukowych ceremonii w Sejmie.

Szewach Weiss mówił o „ciemnych chmurach nad Izraelem”. Hamas zadał cios „najlepszej armii świata”. A Izraelczycy? Uciekają z pola walki, rozglądają się za bezpiecznym schronieniem i wiele wskazuje na to, że wybrali Polskę. „Trwająca dziś operacja przerzutu Żydów była przygotowywana kilka tygodni przed rozpoczęciem rosyjskiej inwazji na Ukrainę. Centrum dowodzenia znajduje się w hotelu Novotel w Warszawie” – mówił Szmul Szpak z Agencji Żydowskiej. Ale cyferki się nie zgadzają, bo zamiast 200 tysięcy, na lotnisko Ben Gurion pod Tel Awiwem dotarło 35 tysięcy, co może oznaczać tylko jedno – w Warszawie zostali (wyselekcjonowani jak na Umschlagplatz przez Policję Żydowską) starzy, tłuści, niedołężni, nienadający się do służby w wojsku i policji. Potwierdził to Duda, który podczas obchodów Chanuki w Belwederze, „za przyjęcie w Polsce imigrantów” podziękował… Żydom. I czy to właśnie nie było zapowiedzią Operacji Dancyg”, takiej odwróconej operacji Most”, sfinansowanej pieniędzmi ukradzionymi Polakom?

Cały świat dziwił się,że w Polsce odbyła się na Wawelu wyjazdowa sesja Knesetu. Cały świat dziwił się, że w polskim parlamencie odprawiane są żydowskie obrządki religijne. Cały świat dziwił się, że jedynym zmartwieniem polskiego prezydenta jest los Dancyga. Tylko Polacy się nie dziwili. A może Polski jużnie ma, a Polacy jeszcze o tym nie wiedzą? A może spełniła się obietnica izraelskiego przewodnika, że za 20 lat to wszystko będzie ich? A może rabini z Chabad Lubawicz już przejęli kontrolę nad Polską, i nie spotkało się to z jakimkolwiek sprzeciwem na arenie międzynarodowej?A może jest jeszcze o co walczyć, i panaceum na Operację Dancyg jest Operacja Gaśnica”? A może ratunkiem jest to, że na gaśnicę – w przeciwieństwie do broni palnej – pozwolenie Policji nie jest wymagane?

Krzysztof Baliński

=================================

mail:

Alex Dancyg – Urodził się w Warszawie jako drugie dziecko Niny (Nychy) i Marcina (Mordechaja) Dancygów. … Jego ojciec, Marcin Dancyg, był stalinowskim sędzią wojskowym. W 1957 roku Alex Dancyg wyjechał wraz z rodzicami do Izraela. Był członkiem młodzieżowej organizacji Ha-Szomer Ha-Cair.
wiecej: https://pl.wikipedia.org/wiki/Alex_Dancyg

=================================

mail:

Zamieszczone przez pana moje ostatnie dwa artykuły zostały zamieszczone na portalu arabskim (syryjskim) w języku oryginału oraz w języku arabskim i angielskim:

https://almustshar.sy/archives/11382

https://almustshar.sy/archives/11450

Z poważaniem

Krzysztof Baliński