Janów k. Chełma
wykład ks. Macieja Glinki
Dlaczego nowa Msza nie jest katolicka?
początek 30.11.2024 r. (sobota), godz. 10.00
Nowa Msza: Zastąpienia Offertorium przez rabiniczną modlitewkę z Talmudu.
Craig Heimbichner Zawsze Wierni nr 1/2023 (224)
Istnieje bardzo wiele artykułów poświęconych kontrowersyjnym zmianom w liturgii Mszy, niewiele też można dodać do przenikliwej Krótkiej analizy krytycznej podpisanej przez kard. Ottavianiego [i kard. Bacciego] oraz obszernego studium z trzeciego tomu Rewolucji liturgicznej Michaela Daviesa. Nawet kard. Ratzinger przyznaje otwarcie, że reforma liturgiczna okazała się katastrofą. Dla prawdziwych katolików oczywiste jest, że w okresie posoborowym wierni znaleźli się w bagnie nacechowanym porzucaniem praktyk religijnych, powszechnym niedowiarstwem, niemoralnością, zanikiem szacunku dla sacrum, indyferentyzmem oraz przeniewierstwem. Widzieli, jak ich niegdyś ortodoksyjni przywódcy miotają się w ruchomych piaskach dwuznaczności.
Choć ten powszechny kryzys nie może być przypisywany wyłącznie zmianom w liturgii Mszy, istnieje pomiędzy nimi ważny związek, wciąż pozostaje bowiem aktualna ważna zasada lex orandi lex credendi. Często przeoczana była natomiast jedna z najbardziej subtelnych i zarazem bluźnierczych zmian. Mówiono nam, że offertorium zostało zastąpione „żydowskim błogosławieństwem stołu” – co już samo w sobie uznane zostać powinno za niestosowne.
Prawda wygląda jednak znacznie gorzej, gdyż offertorium zastąpione zostało modlitwą nie mającą związku z praktykami starotestamentowych Żydów, ale ułożoną przez odrzucających Chrystusa rabinów, którzy w pełni utożsamiali się z żądającym śmierci Zbawiciela Sanhedrynem. Szokująca prawda wygląda tak, że w nowej Mszy offertorium zastąpione zostało modlitwą pochodzącą ze stanowiącego klasyczny przykład „literatury nienawiści” Talmudu, atakującą Chrystusa Pana z bezprecedensową i niezrównaną gwałtownością oraz przewrotnością1.
Świętokradztwo to pozostało przez wiernych niezauważone i zasługuje na ujawnienie, jako jeszcze jeden powód, aby głośno domagać się przywrócenia liturgii, która uwielbia, a nie znieważa Tego, który ustanowił Mszę i odprawił ją jako pierwszy.
Offertorium było od dawna obiektem ataków wrogów Chrystusa i Jego Kościoła, jako że jednoznacznie wyraża ono przebłagalny aspekt Ofiary Zbawiciela, która odnawiana jest w sposób bezkrwawy na ołtarzach. Jak ostrzegał w swej encyklice Mediator Dei Pius XII, niektóre z prób przywrócenia dawnych tradycji były w istocie bezczelnymi oszustwami. Najjaskrawszym tego przykładem jest rzekome wskrzeszenie „żydowskiego błogosławieństwa stołu” z okresu pierwszych żydowskich konwertytów na chrześcijaństwo i zastąpienie nim tradycyjnego offertorium. Każe się nam wierzyć, że owo usunięcie offertorium oznacza powrót do wiary i liturgii Kościoła wczesnochrześcijańskiego, poza tym zaś przypomina nam o naszych żydowskich korzeniach.
Wszystkie te argumenty i wyjaśnienia są jedynie kłamstwami, a ich przewrotnej natury dowodzi fakt, iż przy ich pomocy udało się dokonać tego, co nie powiodło się Lutrowi – usunięcia z liturgii Mszy znienawidzonego przez niego offertorium. Po pierwsze, offertorium nie zostało zastąpione żydowskim błogosławieństwem stołu, ale – jak pokażemy dalej – rabinicznym błogosławieństwem zaczerpniętym z Talmudu.
Po drugie, Talmud nie został napisany za życia Chrystusa ani Jego apostołów – tak więc zawarte w nim modlitwy odzwierciedlać mogą jedynie tradycje pierwszych wrogów Kościoła.
W istocie Talmud powstał w Babilonie po odrzuceniu Mesjasza przez rabinów – i napisany został przez ludzi całkowicie zgadzających się z Jego odrzuceniem. Po trzecie, błogosławieństwo talmudyczne stanowi część obszerniejszego zbioru „błogosławieństw”, obejmujących również złorzeczenia pod adresem chrześcijan. Po czwarte, to, co obecnie znamy jako judaizm – skodyfikowana w Talmudzie rabiniczna mieszanina bluźnierstw i pogaństwa – nie ma żadnego związku z wiarą Starego Testamentu, jako że unieważnia jego nakazy (Mt 15, 1–9). Po piąte, zapożyczanie jakiejkolwiek modlitwy z Talmudu traktować należy jako zdradę Chrystusa, gdyż Talmud – palony z nakazu szeregu przenikliwych papieży – zawiera najpotworniejsze bluźnierstwa przeciwko Chrystusowi oraz Jego Matce, z których kilka przytoczymy w dalszej części.
Przed uzasadnieniem tych twierdzeń warto przypomnieć, że ojcowie II Soboru Watykańskiego zostali ostrzeżeni, iż ukryte siły judaizmu i masonerii zamierzają przeprowadzić podczas Soboru „zamach stanu” pod pretekstem „braterskiego pojednania” i „budowania mostów”.
Mam tu na myśli obszerną i dobrze udokumentowaną książkę The Plot Against the Church, opublikowaną pod pseudonimem Maurice Pinay. Jednym z jej autorów był ks. Saenz y Arriaga, obłożony później ekskomuniką za ujawnienie noszenia przez Pawła VI tzw. efodu Kajfasza – emblematu zawierającego liczne symbole masońskie i rabiniczne.
Powinno się również przypomnieć, że wolnomularzem był główny architekt nowej Mszy, abp Annibale Bugnini. Rewizja przeprowadzona w siedzibie włoskiej loży w roku 1976 doprowadziła do ujawnienia listy wysoko postawionych prałatów watykańskich, ich dat przyjęcia do masonerii, a nawet pseudonimów. Bugnini został przyjęty do masonerii 23 kwietnia 1963 r. i występował pod pseudonimem Buan2.
Począwszy od Klemensa XII (1738) liczni papieże potępiali oficjalnie wolnomularstwo – i nie bez powodu. Na jego wywrotowe cele wskazywały nie tylko makabryczne przysięgi ślepego posłuszeństwa przełożonym, za których złamanie groziła śmierć – czego przykładem może być znana sprawa Williama Morgana3 – ale również obrzędy przyjęcia do wyższych stopni, jak np. Rycerza Kadosh4, w trakcie którego kandydat przebija głowy zwieńczone koroną oraz tiarą papieską, co stanowi symboliczny atak na państwo i Kościół (obecnie w obrządku szkockim jest to stopień 30.)5. Ponadto przysięga stopnia mistrza Rytu Królewskiego Sklepienia zawiera słowa „dla dobra masonerii w ogólności, w szczególności jednak narodu żydowskiego”6.
Tak więc masoneria – jako instytucja – jest wyraźnie zobowiązana do walki z Kościołem i państwem chrześcijańskim oraz do służby interesom judaizmu wyrażonym w Talmudzie. Z powodów tych papieże dostrzegali zagrożenie, jakie stanowi owe wywrotowe tajne stowarzyszenie – i potępiali je w najsurowszych słowach7.
Niemniej jednak masoneria usiłowała zniszczyć Kościół od wewnątrz, zgodnie z planami ujawnionymi w roku 1884 przez msgr. Dillona i opublikowanymi rok później własnym kosztem przez Leona XIII – po tym jak ogłosił on encyklikę Humanum genus, najobszerniejsze papieskie potępienie wolnomularstwa8. Jednym z późniejszych zwycięstw masonerii w walce z Kościołem było zniszczenie liturgii, przeprowadzone – jak widzieliśmy – przez jednego z jej członków. Znamiona tej zdrady widoczne są dla wszystkich, którzy mają oczy oraz zachowali sensus catholicus – i nie ma potrzeby wymieniać ich tutaj. Należy jednak przypomnieć tło owego antychrześcijańskiego spisku, aby Czytelnik mógł zrozumieć w pełni znaczenie bluźnierczego zastąpienia offertorium niemal dosłownym cytatem z pism ludzi, którym – jak to wyrażają cytowane wcześniej słowa przysięgi mistrza Rytu Królewskiego Sklepienia – masoneria zobowiązana jest służyć.
Zgodnie ze współczesnym mitem „żydowskie błogosławieństwo stołu” ma swe źródło w kulcie z czasów Ezdrasza. Na kartach Pisma św. go jednak nie znajdujemy. Jakie jest więc jego pochodzenie? Wydana w latach 1901–1906 dwunastotomowa The Jewish Encyclopedia9 mówi nam, w artykule poświęconym błogosławieństwom, iż pochodzenie żydowskich „błogosławieństw” jest „tradycją rabiniczną” opartą na Talmudzie – księga Berakoth 33a. Talmud powinien jednak zostać odrzucony jako źródło historyczne – podobnie jak powinno się odrzucić zawarte w nim twierdzenia, iż Najświętsza Maryja Panna była „nierządnicą” (Sanhedrin 106a), że Adam utrzymywał stosunki seksualne ze wszystkimi zwierzętami w Edenie (Yebamoth 63a), że Jezus „nauczył się sztuk czarnoksięskich w Egipcie” (Shabbos 104b) czy też, że znajduje się On obecnie w piekle w jeziorze „wrzących ekskrementów” (Gittin 57a).
Trzeba zaznaczyć, że wspomniane wyżej ustępy oraz wiele innych, których autentyczność rabini przez długi czas negowali, pojawiły się w najnowszym i najbardziej autorytatywnym przekładzie Talmudu autorstwa Adina Steinsaltza. On sam w następujący sposób komentuje wcześniejsze okrojone i ocenzurowane wersje:
We wszystkich miejscach, w których Talmud czynił uwłaczające uwagi pod adresem Jezusa lub chrześcijaństwa w ogólności, komentarze były całkowicie wykreślane, a imię Chrystusa starannie usuwane […]10.
W swym dziele The Essential Talmud Steinsaltz poświadcza autorytet, jakim cieszy się Talmud Babiloński:
Do nowego ośrodka [Babilonu – przyp. tłum.] ściągnęli niebawem uczeni z całego kraju, przyciągając tysiące żądnych wiedzy uczniów11.
To, co Chrystus potępiał jako „tradycje starszych” (Mk 7, 1–13), rabbi Steinsaltz nazywa „prawem ustnym”, stwierdzając, że:
praca nad gromadzeniem i kodyfikowaniem niezwykle obszernego prawa ustnego trwała przez kilka pokoleń […]12.
Owo prawo ustne zostało ostatecznie spisane jako Talmud, którego najważniejszą i najbardziej autorytatywną wersję stanowi Talmud Babiloński. Relacjonując jego stopniowy rozwój, Steinsaltz zauważa, że:
ludźmi w oczywisty sposób najlepiej przygotowanymi do wyjaśniania rozmaitych zawiłości byli przełożeni wielkich akademii babilońskich z Sury i Pumbedity13.
Cieszyli się oni wielkim autorytetem – i konsekwentnie znaczenia nabrał także Talmud, stając się – na miejsce Starego Testamentu – główną księga judaizmu. „Historycznie rzecz biorąc – pisze Steinsaltz – Talmud jest głównym filarem kultury żydowskiej”14 – zwróćmy uwagę: Talmud, a nie Stary Testament. Ze spisanych talmudycznych tradycji ustnych, które Chrystus potępiał jako szczególne znamię faryzeuszy i uczonych w Piśmie, narodziło się to, co znamy obecnie pod nazwą judaizmu. I to właśnie z tej fałszywej religii, opartej na odrzuceniu Mesjasza, zaczerpnięto modlitwę, która zastąpiła tradycyjne offertorium.
Ktoś mógłby na to odpowiedzieć, że judaizm nie jest odrębną religią, ale jedynie wcześniejszą „fazą” przymierza nazywanego obecnie chrześcijaństwem15, a jego modlitwy skierowane są ostatecznie do tego samego Boga. Odpowiadając na tę całkowicie fałszywą charakterystykę – mylącą wiarę starożytnych Izraelitów z wymysłami faryzeuszy, silnie zakorzenionymi już w czasach Chrystusa – zacytuję powszechnie lekceważonego dziś doktora Kościoła. Święty Jan Chryzostom odpowiada rzeczowo:
Oczywiście, oni stanowczo stwierdzą, że wielbią Boga. Daleko im do tego, by tak mówić! Żaden żyd nie wielbi Boga. Kto tak mówi? Syn Boży. Gdybyście bowiem znali Ojca mego – powiada On – znalibyście także mnie. Jednak nie znacie mnie i Ojca mego. Jakież bardziej godne wiary świadectwo miałbym przytoczyć?16
Prawdziwym źródłem tzw. żydowskiego błogosławieństwa stołu jest wedle wszelkich dostępnych dowodów sam Talmud, ponieważ wobec braku jakiegokolwiek innego świadectwa nie można przypisywać pochodzenia starotestamentowego praktykom tych, którzy arbitralnie wymyślili tak wiele kontrowersyjnych tradycji, że zostali z tego powodu przy kilku okazjach surowo skarceni przez Chrystusa (Mk 7, 1–13; Mt 15, 1–9; Mt 23, 25–26). W wyjaśnieniu historii „błogosławieństw” przez The Jewish Encyclopedia czytamy, że:
z biegiem czasu wszystkie te błogosławieństwa przybrały ustaloną formę, i wedle r. Raba powinny być traktowane jako oficjalne (Ber. 40b); każde błogosławieństwo powinno zawierać imię Boże, a wedle rabbiego Johanna zawierać musi też odniesienie do Jego władzy królewskiej17.
Innymi słowy, to Talmud oraz jego rabiniczni autorzy narzucili formę błogosławieństwa, która została później bezczelnie wstawiona przez komisję Bugniniego do nowej Mszy.
W trakcie II Soboru Watykańskiego pojawiły się liczne głosy postulujące „pojednanie z judaizmem”. Stopniowo dokonywał się proces jego „dowartościowywania”, czego ukoronowaniem było przyjęcie deklaracji Nostra aetate, uwalniającej żydów od winy za śmierć Chrystusa18. Smagany biczem Holokaustu Kościół starał się na wszelkie sposoby dowieść swej sympatii dla Synagogi.
Niestety Paweł VI nie usłuchał napomnienia św. Jana Chryzostoma:
Skoro są tacy, którzy uważają synagogę za miejsce czcigodne, trzeba, abym im powiedział kilka słów. Dlaczego szanujecie miejsce, którym powinno się pogardzać, nienawidzić i od którego należy się trzymać z daleka? «Złożone jest tam Prawo i księgi proroctw» – odpowiadają. No i co z tego? Czyżby miejsce, w którym znajdują się takie księgi, stawało się miejscem świętym? Absolutnie nie! Z tego powodu tym bardziej nienawidzę synagogi i odwracam się od niej, ponieważ [żydzi], mając proroków, nie wierzą w nich, komentują Pismo, ale nie przyjmują jego świadectwa19.
Jednak owo napomnienie doktora Kościoła jest nie tylko ignorowane, można wręcz powiedzieć, że stało się powodem papieskich przeprosin wygłoszonych w synagodze rzymskiej 13 kwietnia 198620.
O genezie modlitw zastępujących obecnie offertorium dowiedzieć się możemy z The Jewish Encyclopedia, która wymienia listę
błogosławieństw przepisanych przez Talmud i przyjętych w liturgii, a z których każde rozpoczyna się od formuły: «Błogosławiony jesteś, o Panie, nasz Boże, Królu wszechświata!»21.
Choć słowa te odnoszą się do liturgii judaizmu, jak na ironię talmudyczne błogosławieństwo powtarzane jest obecnie niemal dosłownie w nowej Mszy. Jednak jeszcze większym paradoksem jest fakt, że wersja łacińska bliższa jest Talmudowi niż tłumaczenie dokonane przez ICEL, brzmi bowiem: „Benedictus es, Domine, Deus universi”, co w dosłownym tłumaczeniu znaczy „Błogosławiony jesteś, Panie, Boże wszechświata”, podczas gdy powszechnie spotykane tłumaczenie na angielski ma postać: „Blessed are You, Lord, God of all creation” (Błogosławiony jesteś, Panie, Boże wszelkiego stworzenia). Różnica jest niewielka, jednak wersja łacińska dokładniej odpowiada tekstowi talmudycznemu. Tak więc ci, którzy pragnęliby „oczyścić” nową Mszę poprzez rygorystyczne trzymanie się wersji łacińskiej, domagaliby się w istocie ściślejszego podobieństwa modlitwy do błogosławieństwa talmudycznego.
Czytając Talmud oraz The Jewish Encyclopedia, staje się oczywiste, że formuła ta rozciąga się na wszystkie błogosławieństwa, a nie jedynie na błogosławieństwo stołu. Jak stwierdza wspomniana encyklopedia:
W II wieku forma i liczba ich były już ustalone, gdyż r. Meir pisze, iż każdy ma obowiązek odmawiania codziennie stu błogosławieństw22.
Należało do nich m.in. „błogosławieństwo” po wypróżnieniu się23, czy też podziękowanie, iż Bóg nie stworzył odmawiającego gojem.
Zasadnicza struktura zachowana została ostatecznie w osiemnastu błogosławieństwach. Rabbi Steinsaltz pisze:
Wielka Rada […] postanowiła ułożyć standardową modlitwę wyrażającą pragnienia i życzenia całego ludu. Stworzono osiemnaście błogosławieństw, z których każde odnosiło się pokrótce do jednej rzeczy. Modlitwa ta, która w zasadniczej części przetrwała do czasów obecnych i stanowi podstawę liturgii synagogi, zawiera trzy błogosławieństwa wstępne, trzy końcowe oraz dwanaście zawierających różne prośby i błagania24.
Na szczególną uwagę zasługuje jednak fakt, że odmawiane codziennie przez wyznawców judaizmu „błogosławieństwa” zawierają złorzeczenie pod adresem chrześcijan. Jak pisze prof. Izrael Shahak z Uniwersytetu Hebrajskiego:
W najważniejszej części modlitwy na dni powszednie – czyli w «osiemnastu błogosławieństwach» – znajduje się specjalne przekleństwo, wymierzone początkowo przeciwko chrześcijanom, żydom, którzy się przechrzcili, i innym heretykom żydowskim: «I odbierz odszczepieńcom nadzieję, a wszystkich chrześcijan zgładź natychmiast»25.
Steinsaltz komentuje to następująco:
Jedna ze zmian wprowadzonych do kultu wkrótce po zburzeniu [Drugiej Świątyni] nie była jednak związana z samą Świątynią, ale z problemem sekt heretyckich, gnostyckich i chrześcijańskich. […] Sprawy przybrały taki obrót, że mędrcy Sanhedrynu w Yavneh postanowili dodać do Shemoneh Esreh dodatkowe błogosławieństwo (będące w istocie przekleństwem) w odniesieniu do heretyków26.
Jak widzimy, formuła z nowej Mszy używana była nie tylko przy posiłkach i w wychodkach, ale również – co przyznaje niechętnie Steinsaltz – do złorzeczenia chrześcijanom.
Taka jest właśnie budząca słuszną odrazę geneza modlitwy, która w nowej Mszy zastąpiła offertorium. Trzeba to powiedzieć otwarcie: geneza ta jest bluźniercza oraz świętokradcza, gdyż – o czym świadczy dobitnie opublikowane tłumaczenie Steinsaltza – autorzy Talmudu przepełnieni byli nienawiścią do Chrystusa oraz chrześcijan27.
Fakt, że wersja modlitwy z nowej Mszy nie jest jawnie bluźniercza, nie usprawiedliwia bynajmniej jej użycia w liturgii katolickiej, podobnie jak nie usprawiedliwiałoby wstawienie do niej jakiegoś niewinnie brzmiącego ustępu z Księgi prawa28 satanisty Aleistera Crowleya w imię dotarcia do „błądzących” czy też „połączenia się z tymi, którzy posiadają pewne okruchy prawdy”. Odrzućmy całą tę ekwilibrystykę słowną i nazywajmy łopatę łopatą, a bluźnierstwo bluźnierstwem – głośno oraz stanowczo domagając się od Rzymu pełnego przywrócenia tego, co jest naszym prawem: Mszy niezrodzonej ze zdrady i nienaznaczonej świętokradztwem.
Ojcowie soborowi zostali bowiem należycie ostrzeżeni – podobnie jak sam Paweł VI. Przytoczmy ustęp z książki przesłanej każdemu biskupowi biorącemu udział w Vaticanum II
Stoimy w obliczu najhaniebniejszego spisku przeciwko Kościołowi. Jego wrogowie pracują nad zniszczeniem najświętszych tradycji poprzez wprowadzenie niebezpiecznych oraz służących ich celom reform. […] Odnoszą się obłudnie z pragnieniem unowocześnienia Kościoła i dostosowania go do obecnych warunków, w rzeczywistości chodzi im jednak o wyważenie jego bram, […] przygotowanie warunków do zniszczenia chrześcijaństwa. Wszystko to dokonać się ma na zbliżającym się Soborze Watykańskim. Mamy dowody na istnienie tajnego porozumienia, w ramach którego wszystko to zostało zaplanowane29.
Obecnie nie potrzebujemy już dowodów na istnienie zdradzieckiego spisku, widzimy bowiem na własne oczy skutki wprowadzenia posoborowych reform – w tym także reformy liturgii. A ręka nieprzyjaciela widoczna najwyraźniej właśnie w zastąpieniu offertorium słowami stanowiącymi znak rozpoznawczy innej religii, zaczerpniętymi z pierwszego antychrześcijańskiego tekstu w długiej historii opierania się przez rodzaj ludzki łasce Bożej.
Za „The Catholic Family News”, marzec 2004, tłumaczył Tomasz Maszczyk30.
14/02/2024przez antyk2013
Najświętsza Ofiara za Ojczyznę złożona będzie 18.02.2024 (niedziela) o godzinie 7.00 w parafii pod wezwaniem św. Jana z Kęt przy ul. Stoczniowców 23, 84-230 Rumia.
pch24/bp-athanasius-schneider-tradycyjna-msza-swieta-to-skarb-kosciola
Tradycyjna Msza święta wzrastała z Kościołem przez wieki a nawet przez tysiąclecia. To skarb, który bezpiecznie, jasno i pięknie wyraża autentyczną katolicką wiarę. Dlatego musi istnieć w Kościele i zostać przekazany następnym pokoleniom, mówi bp Athanasius Schneider.
– Ten ryt wzrastał przez stulecia, a nawet przez tysiąclecia. Dojrzewała w nim cała miłość i wiara Kościoła. Dojrzała w nim naprawdę w pełni. Została wyrażona rytualnie w treści, w modlitwie, we wierze w Eucharystii. Ten ryt nie został stworzony ani wynaleziony przez jakąś komisję, ale wzrastał, począwszy od Apostołów aż po XX wiek – powiedział bp Schneider w rozmowie z niemieckim kanałem youtube’owym „Certamen – DE”.
– Osiągnął swoją pełną postać na długo przed Soborem Trydenckim. Czasami nazywa się go błędnie Mszą trydencką. To nie jest Msza trydencka. Mamy teksty, manuskrypty, na długo sprzed Soboru Trydenckiego, gdzie Ordo Missae jest identyczny. To oznacza, że Sobór Trydencki niczego nie zmienił. Nie chciał zresztą niczego zmieniać. Wprost przeciwnie; panowała wówczas swoista anarchia, również w obszarze liturgii. Wiele diecezji dokonywało zmian liturgicznych, coś wprowadzało, panował nieporządek. Reformacja protestancka przypuściła atak na wiarę w Eucharystię. Dlatego Sobór Trydencki poprosił papieża, by przedłożył całemu Kościołowi i uczynił obowiązkowym ryt rzymski, a więc jedną z najbezpieczniejszych form wyrazu katolickiej wiary w Eucharystii, ryt sprawdzony i tradycyjny. Chciano w ten sposób zakończyć chaos w liturgii i dać bezpieczne normy przeciwko nowinkom protestantów. Dlatego nazwałbym ten ryt «stałą formą rytu rzymskiego». Stała, a zatem trwała forma – wskazał bp Athanasius Schneider.
Jak dodał biskup, znamy teksty z początku II tysiąclecia, a zatem już z XI wieku, gdzie ryt Mszy świętej jest identyczny z tym, którą znamy jako tradycyjny ryt Mszy świętej. Przypomniał, że ta Msza święta była sprawowana przez niezliczonych świętych, uformowała niezliczonych świętych, stanowiła dla nich duchową ojczyznę. Tradycyjny ryt Mszy świętej nie powstał zresztą nagle na początku II tysiąclecia. Mamy dokumenty już z IX wieku, gdzie zawarty jest kanon ze wszystkimi znakami krzyża i ze wszystkimi rubrykami, tak, jak my go dziś znamy. Już w VI wieku papież Grzegorz Wielki pisał, że kanon należy odmawiać po cichu.
– Z tego względu Kościół nie powinien porzucać tej formy, ale ją przechować i przekazać następnym pokoleniom – powiedział biskup. – Jest to jedna z najbezpieczniejszych, najjaśniejszych i najpiękniejszych form wyrazu naszej wiary. Dlatego ta forma Mszy świętej musi istnieć w Kościele dalej – dodał.
Bp Athanasius Schneider mówił też o decyzji papieża Franciszka z 2021 roku ograniczającej możliwość sprawowania tradycyjnej Mszy świętej.
– Trzeba powiedzieć, że tak zwane motu proprio Traditionis custodes to niezwykle smutny dokument. Przejdzie do historii Kościoła jako wielkie nadużycie urzędu ze strony papieża. Papież nie otrzymał władzy od Jezusa, by umniejszać albo znosić Tradycję. Żaden papież nie może swobodnie dysponować wielkim skarbem tysiącleci, tradycyjną formą Mszy świętej. To nie leży w jego gestii. Papież nie jest wszechmocny. Także dla niego są granice. Tradycja jest granicą. To przekaz [wiary] wyznacza papieżowi granice: tutaj nie masz żadnej mocy. Dostrzegam w tej kwestii bardzo ciężkie nadużycie władzy urzędu przez papieża, który źle wykorzystuje swoją władzę. Papież bardzo wyraźnie ograniczył praktykę tej starodawnej formy Mszy świętej tym wiernym, którzy, by tak rzec, już się do niej przyzwyczaili – powiedział.
– [Papież] ogłosił nową formę Mszy świętej za jedyny wyraz wiary w Eucharystię, modlitwy, lex credendi. To nie jest właściwe. Jest to niezgodne z zasadą przekazywania wiary. Papież jest związany tą zasadą. Mamy nadzieję, że ten dokument będzie mieć krótki żywot, tak jak to działo się już z niektórymi dokumentami w historii Kościoła. Mamy nadzieję, że w przyszłości jakieś papież przywróci w całej pełni tradycyjną i trwałą formę Mszy świętej – podsumował.
Źródło: Certamen – DE Pach
Mszę Świętą sprawują wyłącznie kapłani. Pomysł “aktywnego uczestnictwa” jest sztuczny, chory i szkodliwy.
Dr Carol Byrne www.traditioninaction.org/HotTopics/f195_Dialogue_100.htm
Dla praktycznie wszystkich katolików sprzed SW II, idea “aktywnego uczestnictwa” we Mszy Św. przez członków zgromadzenia była nie do pomyślenia. Przez wiele wieków, kapłan był uważany za “człowieka Mszy” w takim sensie, że to on ponosił odpowiedzialność za wykonanie wszystkich jej modlitw i czynności od początku do końca.
Takie było oficjalne stanowisko Watykanu jeszcze w latach poprzedzających inaugurację ruchu liturgicznego. Na przykład w pierwszym tomie Ephemerides Liturgicae (1887), międzynarodowego czasopisma związanego z Kongregacją Obrzędów, myśl Kościoła w tej kwestii określono następująco:
“Msza Święta, zgodnie z jej powszechnie przyjętym znaczeniem, jest stałą strukturą ceremonii i obrzędów wykonywanych przez Kapłana podczas sprawowania Świętej Ofiary na ołtarzu. To właśnie potwierdza Kościół, gdy zobowiązuje wiernych do słuchania Mszy; tak rozumieją ją wierni, gdy przy niej asystują [tj. są obecni], kapłani, gdy ją sprawują”. (1)
Innymi słowy, każdy, kto chodził na Mszę, rozumiał, że jedynymi osobami mającymi w niej czynny udział są duchowni, a wrażenie to potęgował fakt, że bramy prezbiterium były podczas obrzędu zamknięte – i zaryglowane.
Takie rozwiązanie ilustrowało istotny fakt dotyczący Mszy Świętej, a mianowicie, że strefa sanktuarium jest Świętym Miejscem i że ceremonie tam dokonywane są sprawą duchownych, a nie świeckich. Powierzenie zgromadzeniu ról tradycyjnie zarezerwowanych dla kapłana musiało być poważnym wstrząsem dla wpojonego u większości katolików poczucia dobra i zła.
Niektóre wczesne świadectwa
XIX-wieczny katolicki kapłan, ks. Daniel Rock (2) – bardzo szanowany ekspert w dziedzinie liturgii i ceremonii kościelnej angielskiego średniowiecza – wyjaśnił tę kwestię w jeszcze bardziej jasny i wyraźny sposób:
” W pełnieniu tej świętej funkcji żadna rola nie jest przypisana ludowi. Ofiara jest składana przez kapłana w ich imieniu i dla ich pożytku. Całe działanie odbywa się między Bogiem a kapłanem. Nie jest również konieczne, aby lud rozumiał język Ofiary, czego dowodem jest to, że nie słyszy on najważniejszej i najbardziej uroczystej jej części.
“Lud uczestniczy i modli się, tak jak czynił to, gdy Zachariasz był w Świątyni: ale nie działa; nie wypowiada modlitw kapłana; nie ma nic wspólnego z rzeczywistym sprawowaniem Świętej Ofiary.” (3)
Współczesny Kościół przeszedł od “żadna rola nie jest przypisana ludowi” do “aktywnego uczestnictwa” wszystkich świeckich; i od tego, że nie mają oni “nic wspólnego z rzeczywistym sprawowaniem Świętej Ofiary” do zaaplikowanego przez SW II “lekarstwa” czyli “Kapłan powinien czynić wszystko przy aktywnym udziale ludu, a nigdy sam.” (4)
Tylko na podstawie tego faktu możemy ocenić, jak daleko od katolickiej prawdy odszedł Ruch Liturgiczny, nawołując do”aktywnego uczestnictwa” świeckich, opartego na ich “potrzebie” rozumienia słów wypowiadanych przez kapłana i odpowiadania na nie. Żaden z poprzednich papieży w historii Kościoła, włączając w to Piusa X, nigdy nie wskazywał na taką potrzebę.
Inny wybitny człowiek Kościoła, kard. Nicholas Wiseman, pierwszy arcybiskup Westminsteru, był równie nieugięty co do wyjątkowej roli kapłana we Mszy Św: “Tam, gdzie głównym uczestnikiem jest kapłan, pełniąc wyłącznie własną posługę, reszta musi zadowolić się rozumowym złączeniem swoich modlitw z jego modlitwą, lub innymi słowy, z wykonywanym przez niego świętym obrzędem.” (5)
Ten punkt powtarza O. Thomas Bridgett w tych pamiętnych słowach:
“Jakże wielkim aktem katolickiego kultu jest Msza Święta, czyli bezkrwawa Ofiara Ciała i Krwi Jezusa Chrystusa. Jeden tylko stoi i składa tę budzącą podziw ofiarę; reszta klęczy wokół i łączy swoje intencje i modlitwy z jego intencjami; ale nawet gdyby nie było tam ani jednego wiernego, ofiara zarówno dla żywych jak i umarłych byłaby skuteczna i kompletna.” (6)
Tej pary nie da się pogodzić
Otworzyła się wielka przepaść w Kościele, między katolikami tradycyjnymi a progresywistami, w kwestii tego, kto jest, a kto nie jest uprawniony do sprawowania widzialnych i zewnętrznych obrzędów Mszy Św.
Po jednej stronie tej przepaści są ci, którzy podtrzymują tradycyjną naukę, że tylko duchowni mają prawo sprawować funkcje liturgiczne. Świeccy, natomiast, nie mają żadnej czynnej roli w obrzędach; uczestniczą duchowo we Mszy, nie wykonując żadnego z obrzędów, łącząc swoje modlitwy i intencje z czynnościami kapłana przy ołtarzu.
Po drugiej stronie są ci, którzy uważają, że przyjęta i zaakceptowana tradycja kultu katolickiego powinna zostać zastąpiona przez nową “teologię zgromadzenia liturgicznego”, według której, to właśnie zgromadzenie jest obdarzone kapłańską mocą sprawowania liturgii.
Dla nich Msza Św. jest dziełem ludu Bożego, a nie dziełem Boga dla ludu, dokonywanym na ołtarzu Ofiary, za pośrednictwem kapłana, w jego wyświęconej roli alter Christus.
W tym tkwi źródło podziału na stanowiska tradycyjne i progresywistyczne, które sprowadzają się do dwóch nie dających się pogodzić koncepcji Mszy i Wiary. Tradycyjny sposób uczestnictwa jest możliwy tylko dla tych, którzy rozumieją, czym naprawdę jest Msza.
Jednak obecne rozumienie Mszy przez większość katolików odeszło tak daleko od tego, czym było w całej historii Kościoła, że możemy mówić o całkowitej zmianie ich postrzegania Mszy i święceń kapłańskich. Niektórzy posuwają się nawet do heretyckiego stwierdzenia, że Msza nie jest Mszą bez aktywnego uczestnictwa ludu.
Mantrą, która zapowiada i podtrzymuje tę rewolucję, jest oczywiście “aktywne uczestnictwo” nakazane przez SW II.
Szkodliwość “nowej teologii liturgicznej”
Zaangażowanie świeckich w sprawowanie liturgii, opiera się na założeniu, że mają oni prawo do udziału w zarządzaniu i sprawowaniu własnej liturgii, stąd powstawanie w parafiach “komisji liturgicznych”, których członkowie planują liturgię według własnych potrzeb. Jednak odpowiedzialność za liturgię zawsze była wyłączną prerogatywą duchowieństwa, którego działania były ograniczone rubrykami ksiąg liturgicznych.
Kiedy rozważamy nauczanie Magisterium sprzed Soboru Watykańskiego II na temat Mszy i kapłaństwa, staje się jasne, że reformatorzy liturgiczni oparli swoje argumenty na ideach zaimportowanych z protestantyzmu, które oznaczają radykalne odejście od katolickiej tradycji teologicznej. Upierają się oni, że tradycja odziedziczona po Soborze Trydenckim jest obecnie przestarzała i musi być przemodelowana na nowych zasadach.
Po tym jak O. Beauduin zainaugurował Ruch Liturgiczny w 1909 roku swoim hasłem nawołującym do “demokratyzacji” liturgii, siłą napędową “aktywnego uczestnictwa” świeckich nie była bynajmniej troska o duchowe dobro ludu, ale bunt przeciwko “patriarchalnym strukturom” Kościoła. Ich celem było atakowanie przywilejów kapłańskich jako “elitarnych”, narzucenie “wspólnotowego” zaangażowania wszystkich w liturgię i podniesienie rangi świeckich poprzez powierzenie im ról zarezerwowanych do tej pory dla duchownych.
Jak w 1973 roku zauważył ks. J. D. Crichton, jeden z najwybitniejszych angielskich postępowych liturgistów, w odniesieniu do rozdawania Komunii Świętej przez osoby świeckie: “będą oni teraz mogli sprawować swoje kapłaństwo w sposób, którego być może nigdy nie przewidywali”. (7)
Jeśli Msza ma zachować swoją tożsamość, nie może być mieszania lub dzielenia obowiązków i odpowiedzialności między wyświęconymi szafarzami, a ludźmi w ławkach, nie może być alternatywy dla tradycyjnego rozumienia Mszy.
Widzieliśmy juź przykłady lekceważenia natury święceń kapłańskich, w praktyce realizowane przez reformy liturgiczne Piusa XII.
Spostrzeżenie ks. Crichtona o “kapłaństwie świeckich”, choć napisane już po narzuceniu wiernym Novus Ordo, jest równie odkrywcze jak spojrzenie we wsteczne lusterko. Widzimy w nim dynamikę reformatorów z początku XX w., którzy mknęli autostradą ruchu liturgicznego w kierunku wspólnego celu – stworzenia Nowej Mszy, która spełniłaby wszystkie ich strategiczne cele.
Wszystkie ręce na pokład
Przed pojawieniem się Ruchu Liturgicznego, żadne oficjalne rubryki Mszału Rzymskiego nie ustalały polityki “podziału pracy” między duchownych i świeckich, z wyznaczonymi zadaniami dla świeckich, które mają wykonywać razem z kapłanem. Jest to podstawowa zasada organizacyjna linii montażowej w fabrykach, gdzie poszczególne grupy pracują razem dla jak najbardziej wydajnej masowej produkcji towarów.
Msza nie jest jednak wspólnym przedsięwzięciem, w którym wszyscy obecni wierni dzielą się odpowiedzialnością za jej sprawowanie (jak tego wymaga zasada SW II o “czynnym uczestnictwie”), ale, jak wyjaśniał O. Nikolaus Gihr, jest “czynnością liturgiczną wykonywaną przez kapłana dla przebłagania i uwielbienia Boga, a także dla zbawienia wiernych.” (8)
Nalegając na “podział pracy” jako warunek sine qua non wszystkich liturgii Novus Ordo i narzucając go zarówno kapłanom jak i świeckim, współczesny Kościół wprowadził zupełnie inną koncepcję Mszy – jako wspólnego przedsięwzięcia “Ludu Bożego”. Dla katolików Novus Ordo skutkuje to wrogim przejęciem ról kapłańskich, przez agresywnych świeckich konkurentów. Dzieje się to dzisiaj na naszych oczach przy skwapliwym przyzwoleniu ich duchownych.
c.d.n.
Dr Carol Byrne
tłum. Sławomir Soja
1. “Missa, prout communiter accipit, est complexus omnium caeremoniarum rituumque, qui per Sacerdotem perficiuntur dum super altare sacrificat. Hanc intendit Ecclesia, cum ad illam audiendam fideles obligat, secundum hanc significationem accipitur a fidelibus cum ei assistunt, a Sacerdotibus cum eam peragunt”. Ephemerides Liturgicae, Rzym: Centro Liturgico Vincenziano, Edizioni Liturgiche, t. 1, 1887, s. 134.
2. O. Daniel Rock (1799-1871) był znany ze swojej ogromnej wiedzy i doświadczenia w dziedzinie średniowiecznej angielskiej liturgii, szat kościelnych i architektury. Gorliwość O. Rocka w przywracaniu chwały przedreformacyjnemu Kościołowi katolickiemu była tak wielka, że był on jednym z głównych inicjatorów przywrócenia Hierarchii w Anglii w 1850 roku.
3. Daniel Rock, Hierurgia: or the Holy Sacrifice of the Mass with Notes and Dissertations Elucidating its Doctrines and Ceremonies, 2 tomy, London: Joseph Booker, vol. 1, 1833, s. 294.
4. Ks. Ralph Wiltgen S.V.D. potwierdza: “W wywiadzie po głosowaniu, biskup Zauner powiedział mi, że cztery ważne cele lub zasady zostały odzwierciedlone w Konstytucji o Świętej Liturgii. ‘Pierwszą z nich jest to, że kult Boży musi być działaniem wspólnotowym; to znaczy, że kapłan powinien sprawować wszystko przy czynnym udziale ludu, a nigdy sam’. Stosowanie języka narodowego, powiedział, było koniecznym warunkiem takiego uczestnictwa.” (The Rhine Flows into the Tiber: The Unknown Council, New York: Hawthorn Books, 1967, s. 137)
Jest to odkrywczy wgląd w myślenie reformatorów liturgicznych, który został włączony do Nowej Mszy Pawła VI zgodnie z oficjalną interpretacją Konstytucji o Liturgii SW II.
5. Nicholas Wiseman, Essays on Various Subjects, 3 tomy, London: Charles Dolman, 1853, t. 1, s. 387. Kardynał chwalił perfekcję modlitw Boskiego Oficjum, w których część wiernych śpiewała odpowiedzi do psalmów, wersetów, antyfon itp. ponieważ było to zasadniczo nabożeństwo chóralne. Natomiast Najświętszą Ofiarę MszyŚw. uważał za należącą do innej kategorii, jedyną w swoim rodzaju.
6. Thomas Edward Bridgett, Ritual of the New Testament, Nowy Testament, London: Burns and Oates, 1887, s. 112-113. O. Bridgett rozróżnia nabożeństwa, “do których przyłącza się całe zgromadzenie, takie jak śpiewanie hymnów, odmawianie Różańca, stacje Drogi Krzyżowej, a zwłaszcza śpiewanie Nieszporów lub Kompleta”, dodając, że “Takie modlitwy są albo recytowane w języku narodowym, albo, gdy używa się łaciny, wymagają pewnego niewielkiego przeszkolenia u tych, którzy biorą w nich bezpośredni i aktywny udział.” (tamże, s. 114)
7. The Tablet, 28 kwietnia 1973 r.
8. Nikolaus Gihr, The Holy Sacrifice of the Mass; Dogmatically, Liturgically and Ascetically Explained,Freiburg: B. Herder, 1902, s. 329.
#Liturgia #Msza Święta #msza trydencka #papież #synodalność #Watykan
Stolica Apostolska planuje wprowadzenie zmian w katolickiej liturgii. Jakich? Chodzi podobno o to, aby stała się ona bardziej „synodalna” i „inkluzywna”. Ma być „przestrzenią spotkania” i „czerpania energii”. „Celebracje liturgiczne” mają pozwalać na „włączenie” tych, którzy są „wykluczeni” i redukować „protagonizm celebransa”, pozwalając na „prawdziwie aktywne uczestnictwo” wiernych. Co to może oznaczać w praktyce?
Transsubstancjacja… to nie dogmat?
W 2017 roku włoski liturgista, profesor Andrea Grillo z Papieskiego Uniwersytetu San’Anselmo w Rzymie napisał w mediach społecznościowych, że „transsubstancjacja nie jest dogmatem”, jako że „przeczy metafizyce”. Ktoś powie: opinia jednego z wielu liturgistów, w dodatku jakiegoś ewidentnego modernisty albo krypto-protestanta – czy warto się tym zajmować? Warto, jak najbardziej, bo prof. Grillo jest jednym z czołowych ideologów liturgicznych pontyfikatu obecnego papieża. To on na kilka lat przed ogłoszeniem Traditionis custodes zapowiedział, że Franciszek tylko „czeka na śmierć” Benedykta XVI, żeby „odwołać Summorum pontificum”. Grillo na długo zanim światło dzienne ujrzało motu proprio faktycznie spychające Mszę tradycyjną do narożnika, pisał też, jak powinna zostać uregulowana kwestia liturgii i jakie należy wprowadzić restrykcje… Cóż, nie był prorokiem – ale człowiekiem bezpośrednio zaangażowanym w prace na tym obszarze. Kiedy w styczniu 2021 roku papież przyjął wymuszoną wiekiem rezygnację kard. Roberta Saraha z urzędu prefekta Kongregacji ds. Kultu Bożego i Dyscypliny Sakramentów, droga do uderzenia w liturgię trydencką stanęła otworem. Stery w Kongregacji przejął abp Arthur Roche (od 2022 roku kardynał), człowiek wielkiego elektora Jorge Marii Bergoglia, czyli kardynała Cormaca Murphy-O’Connora. To również jeden ze spadkobierców abp. Annibale Bugniniego, autora posoborowej „reformy” – kard. Roche nosi na palcu jego pierścień biskupi. Niższe funkcje w Kongregacji przejęli natychmiast ludzie związani z Anselmianum, a więc duchowni koledzy Grilla. Dlatego gdy profesor ogłosił w 2017 roku, iż „transsubstancjacja nie jest dogmatem”, część watykanistów – jak bezkompromisowy Marco Tosatti – ostrzegła: to dowód, że na ten temat rozmawia się w najbardziej wpływowych rzymskich kręgach liturgicznych.
Dobrze więc, ale dlaczego przypominać o tym właśnie teraz? Innymi słowy, jaki związek słowa Grilla o transsubstancjacji mogą mieć z rzeczywistymi planami watykańskimi? Cóż: fundamentalny, bo na gruncie trwającego od 2021 roku Synodu o Synodalności Kościół katolicki czekają duże zmiany – i to na wielu polach. Jednym z nich będzie właśnie liturgia, o czym pouczył nas skrzętnie przygotowany przez ekipę synodalnych rewolucjonistów Dokument Kontynentalny z 24 października 2022 roku. Chodzi o tekst, jaki opublikował Sekretariat Synodu na podstawie ankiet spływających z całego świata. Tekst ten stanowi podstawę debat biskupów i świeckich w ramach grup kontynentalnych, które mają w zasadniczy sposób ukierunkować późniejsze obrady dwóch Synodów Biskupów w Rzymie.
Teraz przyjrzymy się krótko zapisom Dokumentu Kontynentalnego na temat liturgii, by w dalszej części wyjaśnić, co może to oznaczać w praktyce i jaki jest związek tego tekstu z „antytranssubstancjalną” narracją profesora Grillo.
Dokument Kontynentalny. Treść
Kwestii liturgicznych dotyczą bezpośrednio punkty 88 – 97 Dokumentu Kontynentalnego. Podobnie jak w całym tekście – ani razu nie pada tam określenie „ofiara”; słowo „Msza” pojawia się tylko raz jeden – odnośnie Mszy świętej w rycie przedsoborowym (pkt. 92). Zamiast tego tekst mówi niemal wyłącznie o „celebracjach liturgicznych”. Jest to samo w sobie określenie dla Kościoła ostatnich dziesięcioleci zwyczajne. Trudno jednak nie zauważyć jego otwartości interpretacyjnej i istotowej podatności na zręczne modelowanie w kierunku założonym przez jakąś grupę ideologiczną.
Pkt 89 Dokumentu Kontynentalnego mówi, że „Eucharystia… jest źródłem i szczytem dynamizmu synodalnego w Kościele”. II Sobór Watykański nauczał, że jest „źródłem i szczytem” całego „życia chrześcijańskiego”. Teraz „życie chrześcijańskie” zostaje zamienione na „dynamizm synodalny”, choć konia z rzędem temu, kto potrafiłby tę frazę racjonalnie i kategorycznie wyjaśnić, nie popadając w mętną paplaninę, która nie ma żadnego właściwego i obiektywnego sensu.
Ten sam pkt 89 głosi, iż „celebracja liturgiczna i modlitwa są przeżywane jako siła jedności i mobilizacji energii ludzkich i duchowych. Dominuje pogląd, że modlitwa sprzyja radości życia i poczuciu wspólnoty, ponieważ jest postrzegana jako punkt odniesienia, miejsce siły i oaza spokoju”. Podobnie brzmi pkt. 97, gdzie na podstawie syntez urugwajskich czytamy:
„Wszystkie otrzymane wypowiedzi mówią o celebracjach jako przestrzeniach, które mogą oferować natchnienie i pomoc w przeżywaniu wiary w życiu osobistym, rodzinnym i zawodowym, w dzielnicy i w samej wspólnocie”.
Punkt 91 mówi z kolei o „synodalnym stylu celebracji liturgicznej”, który będzie pozwalał na „na aktywny udział wszystkich wiernych w przyjęciu wszystkich różnic, docenieniu wszystkich posług i uznaniu wszystkich charyzmatów”. Miałoby to oznaczać szersze dopuszczenie do „aktywności” liturgicznej osób świeckich; Dokument zaleca refleksję „nad liturgią, która jest zbyt skoncentrowana na celebransie” a także nad sposobami „aktywnego uczestnictwa świeckich” czy też nad „dostępem kobiet do ról ministerialnych”. „Celebracja liturgiczna” ma stać się „bardziej żywa”, tak, by uczestniczyła w niej „cała wspólnota liturgiczna”, tj. kapłani, świeccy, młodzież i dzieci.
Tak jak wskazano wcześniej, w punkcie 92 mowa o sytuacjach „konfliktowych” i stwarzających „napięcia”. W tym kontekście Dokument Kontynentalny wskazuje na takie kwestie jak „wspólne sprawowanie Eucharystii” z niekatolikami oraz przede wszystkim na „relację do obrzędów przedsoborowych”. Dokument zwraca uwagę, że „Eucharystia… nie może stać się powodem konfrontacji, ideologii, rozdźwięku czy podziału”.
Zgodnie z pkt. 93 istnieją „wady praktyki celebracji”, które – uwaga – „zaciemniają jej synodalną skuteczność”. Główną wadą ma być „liturgiczny protagonizm kapłana” oraz „bierność uczestników” jak i „dystans przepowiadania od konkretu życia” czy też niska jakość homilii.
Dalej czytamy o „niepokojących sytuacjach”, które wiążą się z „utrudnieniem” lub „uniemożliwieniem” dostępu do Eucharystii. Obok takich kwestii jak brak kapłanów lub „opłaty za dostęp do celebracji” (?) pojawiają się tutaj wątki… rozwodników w nowych związkach oraz poligamistów (pkt 94).
Kolejny punkt (95) przekonuje czytelnika o możliwości „zróżnicowania liturgii na korzyść celebracji Słowa czyli momentów modlitwy, które w centrum stawiają medytację nad tekstami biblijnymi”.
We wcześniejszych punktach, niedotyczących wprost liturgii, można było też przeczytać o „powszechnym wołaniu” o dopuszczenie kobiet do diakonatu oraz o pojawiających się głosach na rzecz kapłaństwa kobiet. Wskazano również na możliwość tworzenia „nowych posług” dla osób świeckich.
Omówienie krytyczne treści Dokumentu Kontynentalnego
Dokument Kontynentalny wskazuje tym samym na ogólny kierunek modyfikacji, jakie miałyby być wprowadzane w liturgii. W kontekście wcześniej prowadzonych w Kościele debat na temat możliwych zmian w tym zakresie można wskazać na następujące postulaty:
– postrzegania „celebracji eucharystycznych” w większym stopniu jako okazji do spotkania lokalnej wspólnoty (najpewniej kosztem charakteru ofiarnego Mszy);
– włączania do tej wspólnoty „celebracyjnej” także tych katolików, którzy żyją w niezgodzie z nauczaniem Kościoła lub zgoła osób, które wcale do Kościoła katolickiego nie należą (wątek ekumeniczny);
– odejścia od skupienia się na Sakramencie Ołtarza, który jest postrzegany przez niektóre grupy jako „wykluczający” (rozwodnicy, poligamiści, niekatolicy; również homoseksualiści, o których mówi Dokument Kontynentalny w innym punkcie – 51);
– zmniejszenia liturgicznej roli kapłana, który miałby być w kolejnych aktach liturgicznych zastępowany przez osoby świeckie, a zwłaszcza przez kobiety mające otrzymać możliwość zostawania co najmniej diakonisami;
– zwiększenia „aktywnego” i „radosnego” wymiaru liturgii kosztem wymiaru kontemplatywnego, dziękczynnego i ofiarnego;
– zaostrzania restrykcji nałożonych na Mszę świętą w rycie przedsoborowym, bo katolicy z nią związani są postrzegani jako „ideolodzy”, którzy „wprowadzają podziały”.
Jak to wszystko mogłoby wyglądać w praktyce? O tym za chwilę, ale najpierw przyjrzymy się „problemowi” Eucharystii.
Co z Eucharystią?
Wróćmy najpierw do twierdzenia profesora Grillo o rzekomej niedogmatyczności transsubstancjacji. Jak wiadomo, transsubstancjację odrzucają protestanci. Wiąże się to w ogóle z ich spojrzeniem na liturgię. Jak wiadomo, dla Marcina Lutra i innych nauczycieli pseudo-reformacji Msza święta jako Najświętsza Ofiara była „największym zgorszeniem”, czy zgoła – przepraszam za słownictwo, ale to język herezjarchów – „obrzydliwością papistowską” czy wręcz „bałwochwalstwem rzymskiego Antychrysta”. Uważali oni, że Msza nie jest Ofiarą, bowiem Jezus Chrystus złożył taką ofiarę raz jeden i na zawsze, stąd nie można jej powtarzać.
Nadto protestanci negowali i negują samą istotę sprawowania Najświętszej Ofiary składanej przez kapłana w osobie Chrystusa, bo negują kapłaństwo urzędowe. Ich zdaniem wszyscy członkowie wspólnoty ochrzczonych mają identyczny status kapłański, więc można mówić tylko o „przewodniku”, „głównym celebransie”, który został oddelegowany przez formalny dekret wspólnoty do szczegółowego udziału w czynnościach liturgicznych, ale mógłby w gruncie rzeczy zostać zastąpiony przez każdego innego uczestnika wspólnoty.
Wreszcie – i tu docieramy do sedna idei Grilla – według protestantów, nie ma transsubstancjacji. Marcin Luter odrzucał prawdę na ten temat, twierdząc, iż jest scholastycznym „absurdem” nauka Kościoła, iż pod postaciami eucharystycznymi obecny jest nasz Zbawiciel w tym sensie, iż postacie te zachowują przypadłości, ale tracą swoją substancję na rzecz substancji Ciała i Krwi Chrystusa. Luter nie wyjaśniał tego zbyt szczegółowo; dziś często pisze się w tym kontekście o konsubstancjacji, czyli o jednoczesnym współistnieniu substancji chleba i Ciała Pańskiego oraz wina i Krwi Pańskiej. Inni protestanci nie uznali nauki Lutra, przyjmując interpretację duchową (Kalwin) lub czysto symboliczną (Zwingli, Bucer, anglikanie). Dzisiaj większość światowych protestantów traktuje Eucharystię wyłącznie symbolicznie, idąc w tym za nauką zwingliańską, zwłaszcza w jej wersji anglikańskiej, spopularyzowanej później przez „kościoły” zielonoświątkowe, zwłaszcza te wyrastające z pnia metodystycznego. Tym samym dla wszystkich tych herezjarchów nauczanie Kościoła katolickiego jest błędne i gorszące, toteż nie chcieliby oni uczestniczyć we Mszy świętej (chyba, że mają to po prostu w głębokim poważaniu, jak na przykład protestanci w Niemczech, którym obojętnie jest, kto i kiedy rozdaje im „opłatki”).
Jesteśmy zatem w sytuacji, w której Msza święta Kościoła katolickiego bardzo silnie przeszkadza protestantom i nie pozwala na „postępy ekumeniczne”. Na tym jednak nie koniec: Msza święta wadzi też rozwodnikom, poligamistom, homoseksualistom i innym, którzy nie mogą przyjmować Komunii świętej, bo nie chcą żyć w zgodzie z nauką Kościoła.
Nowe nabożeństwa?
Stąd wydaje się możliwe i na gruncie pseudo-logiki rewolucyjnej w pełni uzasadnione, by utworzyć nowe synodalne nabożeństwa, które nie będą nikogo wykluczały. Odrzucenie nauki o transsubstancjacji jest mimo wszystko mało prawdopodobne, bo została z całą mocą wyłożona przez Sobór Trydencki, pod groźbą ekskomuniki dla każdego, kto by ją negował (co z Grillem?). Dlatego rozwiązaniem zadowalającym stronę rewolucyjną może być wprowadzenie nowego synodalno-ekumeniczno-inkluzywnego nabożeństwa, które:
– nie zachowa Eucharystii, albo Eucharystia będzie jedynie na marginesie „dla chętnych” już po nabożeństwie;
– nie będzie w niej kapłana, a jedynie przewodnik spotkania, dowolnej płci czy orientacji seksualnej;
– w centrum stać ma czytanie Pisma Świętego oraz nowatorskie obrzędy podkreślające „celebrację wspólnotowości”;
– obrzęd nie będzie wykluczać nikogo tak, aby tworzyć prawdziwie inkluzywną „dynamikę synodalną”.
A może zmiany we Mszy świętej?
W gruncie rzeczy stworzenie takiego nabożeństwa nie byłoby jeszcze najgorszym, co może nas spotkać. Oczywiście, stanowiłoby tragedię i niejednokrotnie prowadziłoby najpewniej do wielkich zgorszeń. Zachowana zostałaby jednak pewna jasność: tu jest katolicka Msza święta, a tu synodalno-inkluzywne spotkania celebracyjne. Pozwalałoby to katolikom na dystansowanie się od wynalazków środowisk rewolucyjnych i w miarę spokojne uczestnictwo we Mszy.
Nie można jednak wykluczyć, że plan jest bardziej „ambitny”, to znaczy obliczony na przekształcenie samej Mszy. Nie wiadomo obecnie nic na temat opracowywania jakichś nowych ksiąg liturgicznych, a zwłaszcza nowego Mszału, który moglibyśmy nazwać, antycypując – Mszałem Rzymsko-Synodalnym. Nie, takich informacji nie ma. Są za to konkretne zmiany. Po pierwsze, wskutek decyzji papieża Franciszka do kilku posług liturgicznych zostały dopuszczone kobiety – jako akolitki i lektorki. Na gruncie Synodu o Synodalności jest możliwe wprowadzenie dodatkowo diakonatu kobiet, a ponadto – zupełnie nowych posług. Sprawią one, że zachowany będzie, by tak rzec, znany nam schemat instytucjonalno-formalny liturgii, ale dokonana zostanie przy tym subwersywna wymiana treści. Będziemy mieć zatem osoby świeckie obojga płci i w różnym w wieku wykonujące rozmaite czynności, które dotąd sprawowali wyłącznie kapłani.
Niewykluczone są jednak również inne modyfikacje, bardziej strukturalne. Od 2020 roku pracuje specjalna komisja liturgiczna, która opracowuje nowy ryt – dla Amazonii. Wydaje się, że ten ryt może być eksperymentem mającym pokazać sposób nowej „inkulturacji” liturgii. Nie chodzi o to, byśmy mieli na Mszy świętej (czy na „celebracjach liturgicznych”) biegać w pióropuszach i oddawać hołd duchom przodków; raczej o to, by zaszczepić liturgii zasadę głębokiego czerpania z lokalnej kultury. W efekcie można byłoby zaakceptować – na przykład – liturgiczne błogosławienie związków jednopłciowych w Belgii, Holandii czy Niemczech (a może kiedyś i w Polsce?), bo to przecież odpowiada „lokalnej kulturze”. I tak dalej.
Czy tak musi być?
Powstaje pytanie: czy te lub inne zmiany w liturgii są nieuchronne? Wydaje się, że o ile możemy zastanawiać się nad skalą i kierunkiem poszczególnych zmian, to nie ulega wątpliwości sam fakt podjęcia dążeń do jakiejś przebudowy liturgii. Jak to się wyrazi, pozostaje otwartym, choć kierunki starałem się wyżej zarysować. W związku z tym istnieje poważne niebezpieczeństwo, że wielki chaos liturgiczny, który pojawił się w Kościele katolickim po 1970 roku, nie był bynajmniej ostatnim aktem bitwy o tradycję modlitwy Kościoła. Czekają nas kolejne, może ostrzejsze jeszcze trudności. Ktoś mógłby na to odpowiedzieć: dobrze, ale to problem tych, którzy chodzą na „posoborową” Mszę; na Vetus Ordo takich kłopotów nie ma. Bezpośrednio, tak – ale chcemy przecież jedności w Kościele. Dlatego to problem wszystkich bez wyjątku katolików – problem, a zarazem zadanie.
Paweł Chmielewski
Współautor ustawy mającej obarczyć pracodawców, przedsiębiorców czy… księży obowiązkiem segregacji osób na zaszczepione i niezaszczepione to… Czesław Hoc.
O pośle Prawa i Sprawiedliwości Czesławie Hocu stało się głośno gdy w telewizyjnym wywiadzie stwierdził, że policjanci będą przeprowadzać kontrole paszportów covidowych w świątyniach.
W programie stacji Polsat Hoc przybliżał szczegóły przygotowywanej przy jego udziale ustawy. Był między innymi pytany o to, kto miałby sprawdzać klientów hoteli czy restauracji. – W mojej ocenie oczywiście właściciele, ale będą posiłkować się służbami, strażą miejską czy policją – brzmiała odpowiedź.
Kolejne pytanie dotyczyło tego, czy do restauracji lub kościoła będzie mogła wejść policja w celu skontrolowania dopuszczalnej liczby osób znajdujących się wewnątrz: – Tak. W mojej ocenie tak – stwierdził poseł.
Te słowa spowodowały zrozumiałą falę krytyki. Trudno się dziwić, nawet w mrocznych komunistycznych czasach władze nie posuwały się raczej do zakłócania nabożeństw czy też Mszy świętych.
[na podst. portali. MD]