Zabawa w pomidora

Zabawa w pomidora

Myślenie podstawowe

Tylko prawda jest ciekawa

czyli dyskurs naukowy w Polsce i na świecie


Wśród popularnych rozrywek  małych dzieci jest zabawa “w pomidora”.

Jedno dziecko zadaje drugiemu różne pytanie, zaś pytany maluch odpowiada cały czas”: pomidor.
Wygrywa to dziecko które wymyśli takie pytanie które rozśmieszy drugie.

Wygląda to na przykład tak:
– jak się nazywasz?
pomidor
– co masz na nosie?
pomidor
– a co masz w portkach?
pomidor
itp, itd.

Dlaczego zabawę w pomidora przypominam?

Ano dlatego, gdyż stała się ona podstawą współczesnego dyskursu “naukowego”, w Polsce i na świecie, od czasu “odpalenia” pandemii covid-19. [Oj, wcześniej też… MD]
Od tego czasu świat medycyny i nauki podzielił się na dwie grupy: skorumpowanych przez firmy farmaceutyczne, (i ci na każde zadane im pytanie odpowiadają: pomidor a jest ich 99,9%) oraz nie skorumpowanych którzy próbują zadawać pytania skorumpowanym i w odpowiedzi słyszą” pomidor!

W praktyce wygląda to tak.
Załóżmy, że chcę przeprowadzić wywiad ze skorumpowanym profesorem medycyny, którego opłacają koncerny farmaceutyczne, oraz instytucje rządowe.

JA:
Szanowny panie profesorze, w 2019 roku w polskim Sejmie miał prelekcję Sefano Montanarii, który prowadzi we Włoszech laboratorium badające szczepionki przed ich wprowadzeniem na rynek. Odkrył on w szczepionkach takie składniki jak:
– rtęć: silna trucizna
– aluminium: silna trucizna
– formaldehyd: trujący składnik klejów
– skwaleń
– żelazo, chrom, nikiel
– tytan
– wolfram
– fosfor, krzem
– chrom, wapń, chlor, siarka, fosfor, silikon,  tlenek węgla.
– bar
– bizmut, ołów
– galaretki wieprzowe  ze skór świń (zawierają trujący glifosat )
– komórki abortowanych płodów ludzkich
– komórki pozyskane z tkanek psów
– komórki pozyskane z nerek małp zawierające wirus SV 40
. Komórki jajowe gąsienicy błyszczki.
– setki (!!)innych związków chemicznych. Na przykład szczepionki z Francji. Było w niej 295 różnych komponentów. 42 z nich było absolutnie nieznanych w chemii.

Jeśli ktoś jest ciekawy w jaki sposób podane wyżej związki chemiczne niszczą zdrowie dzieci, zachęcam do przeczytania całego wystąpienia dr Montanatri. ( http://www.pospoliteruszenie.org/chemiczny%20syf.html )

JA:
-czy mogły pan profesor wyjaśnić, w jaki sposób gnój chemiczny i organiczny zwany szczepionką  służy zdrowiu i zapobiega chorobom? Szczególnie intryguje mnie obecność w szczepionkach komórek jajowych gąsiennicy błyszczki

PROFESOR:
– pomidor

JA:
– czy mógłby Pan podać choćby jedno badanie naukowe które potwierdza skuteczność jakiejkolwiek szczepionki, bo polskie ministerstwo zdrowia takiego badania nie posiada? I nikt takiego badania nie jest w stanie przedstawić, choć na szczęśliwca czeka nagroda 100 tysięcy dolarów

PROFESOR:
-pomidor.

JA:
-obecnie gardłuje Pan za wyszczepieniem dzieci (w tym chłopców) na raka szyjki macicy, od kiedy to chłopcy posiadają macicę? 

PROFESOR:
– pomidor

JA:
– a gdybym tak, zasrany profesorku, skorumpowany i zdemoralizowany, zawszony kundlu, kopnął ciebie w dupę i poprawił z glana w krocze, to co byś miał w portkach?

PROFESOR:
-pomidor.

Tak działa dyskurs naukowy w Polsce: skorumpowani “olewają” nie skorumpowanych i żadne argumenty do nich nie docierają, a nawet nie chcą ich poznać.
Tak zwane “Sądy lekarskie” pozbawiają prawa wykonywania zawodu medyków i naukowców nie skorumpowanych za to, że ci propagują badania naukowe, które przed erą kowida były  powszechnie uznawane, zaś obecnie psują interesy firm farmaceutycznych.
Argumenty i dowody przedstawiane w sądach lekarskich przez nie skorumpowanych, są kwitowane wyrażeniem “pomidor”  i bez zapoznania się z nimi odrzucane.

Takiego upadku medycyny i nauki jeszcze w historii świata nie było. Takiego skurwienia  setek tysięcy ludzi (a wskali świata miliony), którzy za pieniądze  gnoją uczciwych lekarzy i naukowców, oraz wdeptują w błoto miliony współobywateli, historia jeszcze nie odnotowała!!

Pomidor!


Anthony Ivanowitz
03.09.2024r.
www.pospoliteruszenie.org 

Prof. Leszek Marks o zmianach klimatu: Jeżeli ktoś jest czynny zawodowo, to nie może prawdy ujawniać

Prof. Marks o zmianach klimatu: Jeżeli ktoś jest czynny zawodowo, to nie może tego ujawniać

18.08.2024 Jakub Zgierski o-zmianach-klimatu-czynny-zawodowo-to-nie-moze-ujawniac

Prof. Leszek Marks
Prof. Leszek Marks. / foto: screen YouTube: Radio WNET

Czy tzw. konsensus naukowy w sprawie globalnego ocieplenia to fikcja, a badacze boją się podważać mainstreamową narrację o zbliżającej się katastrofie klimatycznej? O tym z prof. Leszkiem Marksem, byłym szefem Państwowego Instytutu Geologicznego i emerytowanym wykładowcą geologii na Uniwersytecie Warszawskim, rozmawia redaktor „Najwyższego Czasu!” Jakub Zgierski.

Jakub Zgierski: – Nawiążę do głośnej sprawy z kwietnia tego roku. Państwowy Instytut Geologiczny (PIG-PIB) podał wówczas informację odnośnie wpływu człowieka na klimat. Chodzi oczywiście o globalne ocieplenie. To była narracja podważająca tzw. konsensus naukowy w tej kwestii. Później PIG się z tego wycofał, a m.in. Pan padł ofiarą zmasowanej krytyki. Jak to wyglądało od środka? Jakby mógł Pan zdradzić kulisy tej sprawy.

Prof. Leszek Marks: – Wyglądało to w ten sposób, że odbywały się wówczas Dni Ziemi. Jestem emerytowanym profesorem Państwowego Instytutu Geologicznego, ale zwrócono się do mnie z prośbą o przygotowanie odpowiedniej informacji, ponieważ wiadomo było, że od lat zajmuję się zagadnieniami klimatu. Zresztą geologia – praktycznie rzecz biorąc – bazuje na zmianach klimatu, nie tylko w ostatnim czasie, ale w ogóle od początku istnienia Ziemi. Można powiedzieć, że historia Ziemi jest w pewnym sensie historią klimatu. Wobec tego zwrócono się do mnie, abym przygotował materiały do depeszy, którą miałaby przedstawić Polska Agencja Prasowa (PAP). Mogłyby z tego później skorzystać różne redakcje. Przygotowałem te materiały i zostały one zaakceptowane, a później wysłane do PAP. O ile ja zrobiłem to w formie bardziej zwartego tekstu, to PAP przeredagował całość i opublikował w formie bardziej przejrzystej. To korzystnie wpłynęło na odbiór, bo pewne myśli zawarte w tekście zostały wyraźnie od siebie oddzielone. Na końcu została jeszcze dołożona część dotycząca geochemii gleb, która nie była przygotowana przeze mnie.

Wydźwięk mojego tekstu był nie tyle przeciw ogólnej narracji dotyczącej ocieplenia, ile redukował rolę człowieka, który miałby wyłącznie wpływać na zmiany klimatu teraz i w przyszłości. Na początku zareagowały różne gremia propagujące wyłączność wpływu działalności człowieka na współczesne ocieplenie oraz Ministerstwo Klimatu i Środowiska. Następnego dnia na stronie Instytutu pojawił się komunikat w zasadzie potwierdzający to, co zostało zawarte w depeszy PAP. Może troszkę wyłagodzono temat, ale generalnie główny wydźwięk był mniej więcej podobny. Po paru godzinach ten komunikat został zastąpiony kolejnym, którego treść już była diametralnie inna, co wskazuje na to, że nie został on opracowany przez pracowników Instytutu. Generalnie rzecz ujmując, muszę powiedzieć, że dostałem po tym wszystkim dużo wyrazów wsparcia, przede wszystkim ze strony geologów. Mogę oszacować, że mniej więcej 3/4 tego środowiska podziela moje poglądy. Ponadto dotarło do mnie wiele słów wsparcia od innych osób zarówno z kraju, jak i zagranicy, także od moich dawnych studentów sprzed wielu lat, co sprawiło mi dużą przyjemność. Potem miałem okazję podzielić się swoimi poglądami na temat zmian klimatu w licznych wywiadach dla telewizji, radia i prasy.

Alternatywne podejście do zmian klimatu od tej niby powszechnie akceptowanej koncepcji globalnego ocieplenia antropogenicznego jest potrzebne. Nauka rozwija się tylko wówczas, gdy rozmawiamy i dyskutujemy swobodnie, spierając się na argumenty, a nie wtedy, kiedy dopuszczalna jest tylko jedna, arbitralnie przyjęta koncepcja. Takie czasy już mieliśmy, doskonale je pamiętam i wiem, jak to wyglądało, gdy o pewnych rzeczach mówiło się tylko prywatnie, a nie publicznie. To był chory system, niedopuszczalny w państwie demokratycznym.

Można powiedzieć, że doszło do pewnej samokrytyki ze strony Instytutu. Ponadto w przestrzeni medialnej pojawiły się stwierdzenia, że to były informacje sprzeczne z ustaleniami nauki, jakieś spekulacje naukowe autora tekstu. Co więcej, fizyk i popularyzator nauki Tomasz Rożek uznał, że przez ten tekst pogłębi się podważanie wyników badań o zmianach klimatu. Czyli wszystko przez Pana.

Na pewno nie wszystko przeze mnie. W różnych krajach europejskich mam wielu znajomych i przyjaciół, którzy – generalnie rzecz biorąc – mają te same poglądy na przyczyny współczesnych zmian klimatu. Ale, jeżeli ktoś jest nadal czynny zawodowo, to nie może tego otwarcie ujawniać, bo wtedy najczęściej wiążą się z tym jakieś reperkusje.

Na antenie Radia Wnet stwierdził Pan wprost, że „naukowcy nie podejmują nieskrępowanej dyskusji o klimacie, bo boją się utracić granty”. Czyli nawet jeżeli ktoś się nie zgadza w środowisku naukowców, to lepiej się nie wychylać, bo nie będzie grantów, wyrzucą z uczelni albo pojawią się inne negatywne konsekwencje, tak?

Jeśli ktoś pełni funkcję dyrektora instytutu, kierownika zakładu albo dziekana wydziału, a wystąpi z takimi poglądami, to może się to odbić na jednostce, za którą jest odpowiedzialny. Konformizm takich ludzi można zrozumieć, bo oni czują się odpowiedzialni nie tylko za siebie, ale i za cały zespół.

A jak jest z tym konsensusem, że niby 99 proc. naukowców zgadza się co do globalnego ocieplenia? Większość z tych 99 proc. to są konformiści, którzy się boją i po prostu się pod tym podpisują?

Warto zobaczyć, jakiej profesji są to osoby – jaki dorobek w zakresie zmian klimatu mają ludzie, którzy wypowiadają się w tej kwestii w sposób rygorystyczny i jednoznaczny. Jak widzę w telewizji wypowiedzi tzw. ekspertów klimatycznych, to sprawdzam, jakie oni mają wykształcenie. Okazuje się, że wielu z nich nigdy nie zajmowało się klimatem. To często między innymi filozofowie, socjologowie, historycy, a więc osoby, które co prawda mogą się wypowiadać – mamy wolność słowa – ale nie są to profesjonaliści. Ten tzw. konsensus klimatyczny jest po prostu dosyć atrakcyjny, w wielu przypadkach także finansowo.

Na czym się właściwie zasadza ten cały konsensus? Cały czas pojawia się przekaz, że przeważająca większość tak twierdzi, więc ten 1proc. to jest – tak potocznie mówiąc – jakaś szuria.

Nie wiadomo, w jaki sposób ten 1 proc. został wyliczony. Sięgając do raportów Międzyrządowego Panelu ds. Zmian Klimatu (IPCC), opracowywanych i publikowanych co kilka lat, trzeba przyznać, że jest w nich dużo dobrej, pełnej wiedzy naukowej, ale to dotyczy raportów grup roboczych, z których każdy może mieć nawet ponad tysiąc stron. Tam jest dużo wartościowego materiału napisanego przez naukowców, jednak większość ludzi propagujących tzw. konsensus klimatyczny zaznajamia się jedynie ze streszczeniem technicznym dla polityków, o objętości zwykle stu kilkudziesięciu stron, które jest przygotowywane przede wszystkim przez polityków. W nauce, a zwłaszcza w naukach doświadczalnych i przyrodniczych, wiarygodność koncepcji czy hipotez określamy w procentach prawdopodobieństwa oraz zawsze podajemy zakres niepewności. Do tego służą metody statystyczne, którymi się to określa, np. coś jest wiarygodne na 60 proc. Natomiast w tych streszczeniach technicznych IPCC wiarygodność i prawdopodobieństwo nie są określane z użyciem jakiejkolwiek metodologii, tylko jest to przegłosowywane w ograniczonym zespole, w którym na ogół nie ma specjalistów w temacie głosowania. Nie ma to nic wspólnego z metodami stosowanymi w nauce.

Jeżeli większość osób z tej organizacji coś twierdzi, to oni to po prostu przegłosowują, tak?

Tak, jeśli chodzi o te streszczenia techniczne. Wnioski w nich przedstawione często są niezgodne z materiałami zawartymi w raportach grup roboczych, które zwykle (nie zawsze) opierają się na wiarygodnych źródłach i zostały opracowane w większości przez fachowców. Znam niektórych naukowców, którzy przygotowywali fragmenty raportów grup roboczych, i często są to specjaliści o wysokim prestiżu naukowym.

Czyli naukowcy swoje, a politycy swoje?

Wyciągane wnioski są ukierunkowane politycznie. Jeśli sięgnie się do raportów grup roboczych, to w wielu przypadkach nie ma tam zwykle prawdopodobieństwa występowania określonych, prognozowanych zjawisk klimatycznych na poziomie 95 proc. czy 90 proc., tylko znacznie mniejsze.

Dziękuję za rozmowę.

Osobom zainteresowanym tą tematyką polecamy książkę prof. Piotra Kowalczaka „Zmiany klimatu. Polityka, ideologia, nauka, fakty”, która jest dostępna do zamówienia w naszej księgarni sklep-niezalezna.pl.

„Universita bandita” w Polsce. Mamy do czynienia ze zorganizowaną grupą przestępczą

„Universita bandita” w Polsce

Autor: Józef Wieczorek 16 lipca 2024

Przed kilku laty pisałem o konieczności działań wobec plag akademickich w Polsce na wzór włoskiej operacji „Universita bandita”.

Włosi zaniepokojeni patologiami akademickimi, a w szczególności ustawianiem konkursów na etaty, podjęli działania, aby patologię ograniczyć i wielu rektorów znalazło się na ławach oskarżonych. U nas takich działań się nie podejmuje, a proceder ustawiania konkursów na etaty traktuje się jako normę, a nie jako plagę!

Czarny rynek pisania prac dyplomowych, oferowanych przez wyspecjalizowane firmy, też nie jest skutecznie zwalczany. Może ten stan rzeczy zmieni afera korupcyjna w Polskiej Komisji Akredytacyjnej i Collegium Humanum, choć to tylko wierzchołek góry lodowej, która tak łatwo chyba się nie stopi.

Niemniej kilku rektorów, nie tylko głównego szefa Collegium Pawła C., już zatrzymało Centralne Biuro Antykorupcyjne, uznając, że mamy do czynienia ze zorganizowaną grupą przestępczą, degradującą nie tylko polską domenę akademicką, lecz także osłabiającą struktury państwa. Wystawiano bowiem, za korzyści majątkowe i osobiste, dokumenty ukończenia studiów MBA, które uprawniają do zasiadania w radach nadzorczych spółek z udziałem skarbu państwa.

Zaufanie społeczne do dyplomów i tytułów akademickich powinno jeszcze bardziej spadać, bo skala oszustw na drodze do ich uzyskiwania jest wielka. Wydawanie lipnych dyplomów to intratny interes, a takie dokumenty stały się obiektami mrocznego pożądania dla nader wielu. Okazało się, że mimo różnej orientacji politycznej beneficjenci tego procederu nie różnią się orientacją etyczną, akceptując zasady nikczemnego postępowania. To spuścizna nie do końca upadłego komunizmu, w którym zorganizowane, nieraz do dziś anonimowe, grupy przestępcze oczyszczały kadry akademickie z elementu o odmiennej orientacji etycznej. Najwyższy czas, aby przystąpiono też do likwidacji innych plag, także w uczelniach publicznych, i powołania Polskiego Ośrodka Monitoringu Patologii Akademickich, co postulowałem jeszcze w 2010 roku!

Ale taka POMPA nadal nie działa, więc plagi mają się dobrze.



youtube.com/embed

https://youtube.com/watch?v=ms-UKB_SCzY%3Ffeature%3Doembed

Tagi:„Universita bandita” w Polsce

Akademicy ! Pożądane myślenie krytyczne

Pożądane myślenie krytyczne

Józef Wieczorek  Pożądane myślenie krytyczne

Państwowe Wydawnictwo Naukowe opracowało poradnik pt. „Jak nauczyć studentów krytycz­nego myślenia i poprawnego dobierania źródeł”, co nie powinno budzić zdziwienia. Poziom krytycznego myślenia, nie tylko u studentów, zbliżony jest chyba do zera, o czym mogą świadczyć wyniki ostatnich wyborów parlamentarnych rozstrzygniętych w głów­nej mierze przez młodych. Nie mając zbytniego doświadczenia i perspektywy czasowej, narażani są na szkodliwy wpływ dezinformacji i manipulacji. Na uczelniach dominują orien­tacje lewicowo-liberalne, konformizm i klimat antykultury unieważniania. To ma także uwarunkowania historyczne, bo przez kilkadziesiąt lat budowania komunizmu krytyczne myślenie stanowiło zagrożenie dla jedynie słusznego systemu.

Uczący krytycznego myślenia i nonkonformizmu byli mar­ginalizowani, usuwani z uczelni, gdyż traktowano ich jako mających negatywny wpływ na młodzież akademicką. Ten stan rzeczy przetrwał do III RP z wyselekcjonowanymi kon­formistycznymi kadrami akademickimi, pozba­wionymi zdolności krytycznego myślenia, a nawet bojącymi się myśleć, mimo – jak się mówi – od­zyskanej wolności. Natomiast w wolnej Polsce nonkonformiści często jednak nie odzyskali wolności kontaktów ze studentami.

Kto ma zatem skłaniać studentów do refleksji, do kry­tycznego myślenia? Przejawy takich niepopraw­nych poczynań u nielicznych akademików prowadzą do mobbingu, do marginalizacji, przemilczenia, wykluczenia z posłusznego „autorytetom” środowiska. Takich nie zaprasza się na konferencje, nie mają wiele szans na awanse, na uzyskanie środków finansowych na badania. Nawet „doskonali” profesorowie, autorytety pedagogiczne, intencjonalnie dezinformują nie tylko akademicką społecz­ność, wprowadzają do obiegu publicznego fałszywe infor­macje, manipulują faktami, aby tylko zdyskredytować im niewygodnych. Unikają powoływania się na źródła, bo te mogą zmieniać lokalizację i wprowadzać w błąd [sic!].

Nie­stety PWN nie opracował do tej pory poradnika dla takich akademików, którzy bezkrytycznie, bezmyślnie zasłaniają się nieświadomością swojego postępowania.

A szkoda!

Gdzie są nasi akademicy?

Gdzie są nasi akademicy?


3.06.2024  Józef Wieczorek jwieczorek/gdzie-sa-nasi-akademicy

10 maja w stolicy przeszła około 300-tysięczna manifestacja sprzeciwu wobec Zielonego Ładu. Maszerowali głównie rolnicy i robotnicy z Solidarności z całej Polski, protestując przeciwko polityce UE, która może doprowadzić – nie tylko ich – do biedy i do utraty suwerenności przez Polskę. Akademików w tym tłumie nie było widać.

Manifestacja przechodziła przed bramą Uniwersytetu Warszawskiego, przed Pałacem Staszica – siedzibą PAN – i tam też nie było akademików, którzy demonstrowaliby swoje odmienne poglądy, zapraszaliby do debat nad Zielonym Ładem, czyli realizowaliby społeczną powinność ludzi nauki.

W czasach PRL akademicy byli bardziej widoczni publicznie, podczas corocznych marszów 1-majowych demonstrując swe poparcie dla władz komunistycznego państwa.

W rewanżu byli uznawani za koryfeuszy nauki, no i cieszyli się zdecydowanie największym prestiżem zawodowym. Sformatowani na modłę przewodniej siły narodu, ulegli jednak degradacji, abdykując z poszukiwania prawdy. Dla zdobycia awansów i finansowania swej działalności gotowi są unieważniać wszelkie niewygodne fakty, które podważałyby narzucaną ideologię.

I dziś mamy deficyt debat o zdumiewającej walce z klimatem, podnoszeniu decydującej roli człowieka w jego zmianach, przy unieważnieniu roli Słońca czy aktywności wnętrza Ziemi. Do tej pory to klimat wpływał na człowieka w całej jego historii, a teraz podobno to człowiek ma dać sobie radę z procesami kształtującymi klimat, i ta ideologia ma nie podlegać dyskusji.

Co to ma wspólnego z nauką? Zdroworozsądkowe argumenty nieutytułowanych obywateli są bardziej przekonujące, a społeczna rola uczonych zdaje się spadać do zera, tak jak prestiż profesora się obniża (w tegorocznym rankingu prestiżu zawodów profesorowie spadli na szóstą pozycję).

Nadzwyczajna kasta akademicka formująca nasze elity nie zniża się do dialogu nie tylko z nieutytułowanymi, lecz także z naukowcami ośmielającymi się wątpić w skalę ludzkiej odpowiedzialności za zmiany klimatu, które zawsze istniały od milionów lat, i to na znacznie większą skalę, bez udziału człowieka.

Złudzenia ponadprzeciętności. Profesorski efekt Dunninga-Krugera.

Profesorski efekt Dunninga-Krugera

Zwieńczeniem efektu Dunninga-Krugera jest zainstalowanie w polskiej domenie akademickiej Rady Doskonałości Naukowej

18 Maj, 2024 profesorski-efekt-dunninga-krugera

W psychologii społecznej znane jest pojęcie złudzenia ponadprzeciętności zwane efektem jeziora Wobegon oraz efektu Dunninga-Krugera, błędu poznawczego, polegającego na tym, że niektórzy przekonani są o swojej nieprzeciętności, nadprzeciętnych kompetencjach i umiejętnościach w porównaniu z innymi ludźmi. Nietrudno zauważyć funkcjonowanie tych efektów w domenie akademickiej.

Na efekcie Dunninga-Krugera oparta jest w gruncie rzeczy akademicka siatka płac, odnosząca się do poziomu wynagrodzeń tytularnych profesorów jako osób uważanych za ponadprzeciętne. Można się jednak przekonać, że jest to jedynie złudzenie, błąd poznawczy, jako że osoby mniej utytułowane lub nieutytułowane często wykazują się większą inteligencją, kompetencjami i umiejętnościami (nawet w dziedzinach uprawianych przez profesorów), a prace doktorów bywają bardziej wartościowe, więcej wnoszące do gmachu nauki, niż prace profesorów.

Mimo to w naszym systemie profesorowie, jako osoby „hurtowo” ponadprzeciętne, mają otrzymywać 2,5-krotnie wyższe wynagrodzenie od przeciętnego. A nieprzeciętni, gdy są mniej utytułowani, mają zarabiać całkiem przeciętnie (lub jeszcze mniej), co nie stanowi trampoliny do uzyskiwania dużych osiągnięć naukowych. Niestety, efekt Dunninga-Krugera został określony na podstawie badań studentów, gdy poszukiwania w cyberprzestrzeni odniesienia tego efektu do gremiów profesorskich nie przyniosły rezultatów. Może mamy tu do czynienia z błędem poznawczym.

Jakby zwieńczeniem efektu Dunninga-Krugera jest zainstalowanie w polskiej domenie akademickiej Rady Doskonałości Naukowej, selekcjonującej rzesze akademików do doskonałości. U członków Rady, mimo że często niedoskonałych i niemających świadomości swych braków, zaznacza się złudzenie ponadprzeciętności (efekt jeziora Wobegon), co w konsekwencji może prowadzić do zatopienia naszej domeny akademickiej w takim jeziorze. Nasz niewydolny, nieefektywny system tytularny oparty jest jednak na takich złudzeniach. A co więcej, przeciętni obywatele mają zaufanie do telewizyjnych profesorów, ekspertów w każdej dziedzinie.