Pieski świat. Ustawa o zwierzątkach.

Pieski świat. Ustawa o zwierzątkach.

Izabela Brodacka

Szykuje się kolejny groźny bubel prawny. Grupa ludzi, którym wydaje się, że występują w obronie zwierząt złożona z polityków, aktorów, aktywistów różnych organizacji oraz – o zgrozo – podobno prawników skierowała do Sejmu obywatelski projekt ustawy „ Stop Łańcuchom”.

Jest to grupa samozwańcza, która uzurpuje sobie prawo do decydowania o losie całych populacji, których nie jest właścicielem. Nie ma w tej grupie naukowców, a także przedstawicieli Lasów Państwowych i Polskiego Związku Łowieckiego. Na pozór intencje projektantów ustawy wydają się być bardzo szlachetne- chcą oni raz na zawsze zlikwidować niepożądane ciąże u psów i kotów, topienie lub usypianie szczeniąt i kociąt oraz cierpienia wiejskich psów uwiązanych na zbyt krótkich łańcuchach.

Warto jednak zauważyć, że jest to filozofia fizycznej „eliminacji życia niewartego życia” (Vernichtung von lebensunwertem Leben) czyli programu realizowanego w III Rzeszy w latach 1939–1944, który przez współczesne totalitarne lewactwo został obecnie przeredagowany i polukrowany szlachetnymi intencjami. Aby starszy człowiek nie czuł dyskomfortu „ życia niewartego życia” należy go poddać eutanazji. Aby nieuleczalnie chore dziecko nie czuło się kiedyś wykluczone i gorsze od rówieśników najlepiej objąć je „protokołem terapii daremnej” i zagłodzić na śmierć. Aby koniki wożące turystów do Morskiego Oka z Tatrach nie przemęczały się należy zastąpić je meleksami wiedząc dobrze, że wszystkie te konie, co do jednego, wylądują w rzeźni. Żaden góral nie będzie przecież utrzymywał niepotrzebnego mu zwierzęcia.

Inicjatorzy ustawy mają na celu zlikwidowanie całej populacji zwierząt nierasowych przez przymusową kastrację wszystkich psów i kotów. Przypomina to jak żywo niemieckie projekty eugeniczne zakładające kastrowanie osób upośledzonych, przenoszących genetyczną chorobę albo tylko nie spełniających standardów nordyckiej rasy. Oczywiście (wbrew aktywistom ochrony zwierząt) nie należy przypisywać zwierzętom praw przysługujących tylko człowiekowi. Ustawy rzekomo chroniące zwierzęta nie powinny jednak pogarszać losu tych zwierząt a przede wszystkim nie powinny być idiotyczne i sprzeczne wewnętrznie.

Kastrowanie psów i kotów i tak jest obecnie bardzo popularne i ma pewne racjonalne przesłanki. Nie może być to jednak kastrowanie przymusowe. Konsekwentne stosowanie nieuchwalonej na szczęście jak dotąd ustawy oznaczałoby wytępienie całej populacji psów i kotów uważanych za nie wartościowe, bo nie spełniające wzorca jakiejś rasy, nie posiadające rodowodu czy nie zarejestrowane w Związku Kynologicznym.

Stanowi to cyniczne, a przede wszystkim pełne hipokryzji podejście do ochrony psów i kotów oraz do dobrostanu zwierząt, który autorzy definiują w swojej ustawie jako: „zespół warunków bytowania, utrzymania i przetrzymywania zwierząt, uwzględniający ich potrzeby w zakresie zarówno zdrowotnym, biologicznym i somatycznym, jak i w zakresie psychicznym, behawioralnym, społecznym i emocjonalnym, mający na celu osiągnięcie stanu uogólnionego zdrowia zwierzęcia i jego humanitarnego traktowania oraz zapewnienie zwierzęciu możliwości wyrażania naturalnych zachowań”.

Twórcy tej ustawy reprezentują, w swej nieuleczalnej głupocie, być może nawet nieświadomie, interesy skupionych w Związku Kynologicznym hodowców psów rodowodowych i hodowców rasowych kotów. Jak wiadomo ceny rodowodowych psów i kotów są niezwykle wysokie i nie każdego jest stać na ich zakup. Wiele osób woli zresztą z różnych przyczyn hodować zwykłe kundle. Przede wszystkim kundle są zdrowsze od psów rasowych. W hodowli psów rasowych trudno uniknąć chowu wsobnego, czyli krzyżowania egzemplarzy spokrewnionych, co wzmacnia wady genetyczne. Poza tym wzorzec eksterieru rasowego psa wymusza dobór egzemplarzy przeznaczonych do rozpłodu pod kątem pożądanej wizualnie, lecz niekorzystnej medycznie cechy.

Na przykład suki zarejestrowanej w 1893 roku w Stanach Zjednoczonych rasy Boston terier nie są na ogół w stanie urodzić swego jedynego szczeniaka siłami natury, rodzą przez cesarskie cięcie, albo giną przy porodzie. Natomiast owczarki niemieckie ( zwane w Polsce alzackimi) były selekcjonowane pod kątem charakterystycznej sylwetki – cechuje ją głębokie kątowanie, czyli ułożenie kończyn tylnych i kości biodrowej w stosunku do linii kręgosłupa. Mówiąc prościej mają wyżej bark niż zad. W rezultacie prawie 100 % populacji owczarków niemieckich cierpi na dysplazję stawu biodrowego. Nie bez przyczyny policyjny zakład tresury psów w Sułkowicach chętniej skupuje mieszańce niż psy rodowodowe gdyż mieszańce są zdrowsze, bardziej wytrzymałe i bardziej inteligentne. Psy rasowe szczególnie dużych ras, są bardziej chorowite i żyją o wiele krócej niż zwykłe kundle. Trzymanie pasa rasowego oznacza dla właściciela duże kłopoty i koszty. Jest to przede wszystkim wysoka cena szczeniąt, większe wydatki na weterynarzy, oraz droga „ zbilansowana” – jak się to pisze w reklamach – karma. Jeżeli ktoś nie ma zamiaru prowadzić hodowli i zarabiać na sprzedaży szczeniąt, a chce mieć tylko przyjaciela albo stróża podwórka inwestowanie w pasa rodowodowego nie ma dla niego żadnego sensu. Ludzkim niezbywalnym prawem jest prawo do wybrania sobie na przyjaciela zwykłego kundla.

Poza tym uszczuplanie puli genetycznej zwierząt jest zawsze poważnym błędem.  W 1859 roku pewien Anglik przywiózł do Australii króliki, by móc na nie polować. Sytuacja szybko wymknęła się spod kontroli, a populacja królików wzrosła z czasem do około 10 miliardów. Zwierzęta zniszczyły środowisko naturalne i doprowadziły do wyginięcia kilku rodzimych gatunków. Dla potrzeb walki z królikami sprowadzono do Australii kaktusy meksykańskie. Obecnie Australia z najwyższym trudem zmaga się z ich plagą,

Przetrzebienie populacji dzikich kotów już zaowocowało w dużych miastach w Polsce plagą szczurów, które jak wiadomo przenoszą liczne choroby zakaźne i pasożytnicze. W Warszawie szczury bezceremonialnie spacerują w samym centrum miasta. Zajęły stworzoną przez człowieka niszę ekologiczną.

Rząd ulega „zielonej” lewicy. Premier powoła pełnomocnika ds. zwierząt. Co głupsze zwierzęta – zachwycone. Casting.

Rząd ulega „zielonej” lewicy. Premier powoła pełnomocnika ds. zwierząt. Co głupsze zwierzęta – zachwycone.

https://pch24.pl/rzad-ulega-zielonej-lewicy-premier-powola-pelnomocnika-ds-zwierzat/

(fot. Pixabay)

Premier Mateusz Morawiecki wydał zarządzenie ustanawiające funkcję pełnomocnika ds. zwierząt. Do jego zadań będzie należała m.in. współpraca z krajowymi i zagranicznymi organizacjami pozarządowymi, instytucjami międzynarodowymi czy „promowanie pozytywnych zachowań wobec zwierząt”. Z decyzji rządu zadowolona jest przede wszystkim lewica i organizacje „prozwierzęce” znane z kampanii oczerniających rolników. Obecnie przy ministrze rolnictwa działa już pełnomocnik ds. ochrony zwierząt. Jest nim Wojciech Kurkowski.

Zarządzenie szefa rządu w sprawie powołania Pełnomocnika Prezesa Rady Ministrów do spraw Ochrony Zwierząt wydane zostało 6 grudnia br. Zakłada, że pełnomocnika powołuje i odwołuje Prezes Rady Ministrów. Do jego zadań należy m.in. analiza obowiązujących regulacji prawnych związanych z ochroną zwierząt, w szczególności zwierząt bezdomnych; wypracowanie, w uzgodnieniu z właściwymi ministrami, propozycji zmian legislacyjnych związanych z ochroną zwierząt.

Zadania rzecznika to także wspieranie i promowanie przedsięwzięć mających na celu ochronę zwierząt, współpraca z organami administracji publicznej, organami jednostek samorządu terytorialnego i innymi podmiotami działającymi w obszarze ochrony zwierząt, w tym w szczególności z krajowymi i zagranicznymi organizacjami pozarządowymi, instytucjami międzynarodowymi; opiniowanie projektów aktów prawnych i innych dokumentów dotyczących ochrony zwierząt; promowanie pozytywnych zachowań wobec zwierząt.

Bardzo często podobne organizacje „prozwierzęce”, oprócz prowadzonej wybiórczo pomocy dla niektórych zwierząt, znane są głównie z kampanii oczerniających polskich hodowców. Ich wolontariusze bezprawnie wchodzą na posesje i kradną żywy inwentarz pod pretekstem „ochrony dobrostanu” zwierząt.

Obecnie przy ministrze rolnictwa działa już pełnomocnik ds. ochrony zwierząt. Jest nim Wojciech Kurkowski. Nie wiadomo jednak, czy to jemu zostanie powierzona nowa rola. Z nieoficjalnych informacji PAP wynika, że rozważana jest również kandydatura Kariny Daniszewskiej-Sroki, „działaczki prozwierzęcej” znanej z zaangażowania politycznego; wspierania strajków proaborcyjnych, postulatów LGBT+ czy kampanii opozycyjnych.

Szefowa Parlamentarnego Zespołu Przyjaciół Zwierząt Katarzyna Piekarska (KO – wcześniej SLD i ZL) powiedziała, że cieszy się z ustanowienia przy premierze pełnomocnika ds. zwierząt, choć jej zdaniem najlepsze byłoby powołanie niezależnego Rzecznika Praw Zwierząt.

***

Choć zwalczanie procederu znęcania nad zwierzętami jest oczywiście rzeczą chwalebną, to hasła „ochrony zwierząt”, przyjmowane w kluczu lewicowym, zbudowane są na niebezpiecznym fundamencie filozoficznym. Działalność „prozwierzęca” staje się aktywnym wyrazem procesu humanizacji zwierząt, najwyraźniej dostrzegalnego w przestrzeni semantycznej; zwierzęta mogą być „adoptowane” czy „poddane eutanazji”, a ich właściciel staje się „matką” czy „ojcem”. Z kolei kupno zwierzęcia z udokumentowanym rodowodem, w odróżnieniu od wzięcia ze schroniska jakiegoś mieszańca, uznawane jest za „rasizm”.

Naturalną konsekwencją takiej postawy jest sytuacja, gdzie zwierzętom – reprezentowanym przez rzecznika – chce nadać się „prawa” zakazujące, w mniejszym lub większym stopniu, wykorzystania ich przez człowieka. Ta „filozofia” najlepiej wyraża się w postulatach radykalnych wegan, chcących m.in. zakazać reklam nabiału, wprowadzenia podatku od mięsa, a docelowo – zakazania jakiejkolwiek hodowli. „Mięsożercom”, należy pozostawić jedynie zamienniki w postaci przypominających mięso produktów roślinnych, mięsa wyhodowanego laboratoryjnie (in vitro) czy stanowiących źródło białka insektów. 

Jednocześnie postawienie znaku równości pomiędzy zwierzęciem i człowiekiem prowadzi do „animalizacji” tego drugiego, odzierając go z roli pana i gospodarza ziemskich zasobów; istoty, której potrzeby wcale nie powinny być brane pod uwagę bardziej niż potrzeby roślin czy „istot pozaludzkich”, jak w tej filozofii określa się zwierzęta.