Wandea – poligon lewicowych zbrodni

Wandea – poligon lewicowych zbrodni

https://pch24.pl/piotr-doerre-wandea-poligon-lewicowych-zbrodni/

Rozstrzeliwano ich i gilotynowano. Topiono i palono żywcem. Przebijano bagnetami i miażdżono. Metodycznie wymordowano kilkaset tysięcy ludzi, niemal połowę mieszkańców całej prowincji, a pamięć o tej zbrodni systematycznie wymazano. „Nie opłakała ich Elektra, nie pogrzebała Antygona” – słowa te, choć nie Wandejczykom poświęcone, oddają tragizm ich losu nie mniej, niż Wyklętych. Minęło już 230 lat lat od chwili, kiedy jedną kartką papieru skazano ich na okrutną śmierć.

Dwa rozkazy

Pierwszy dzień sierpnia to dla Polaków przede wszystkim data wybuchu powstania, w wyniku którego zniszczeniu uległa stolica naszego kraju, a około dwustu tysięcy jej mieszkańców poniosło śmierć. Rozkaz ich zgładzenia paść miał na wieść o wybuchu powstania z ust samego Hitlera, który, według generała von dem Bach-Zalewskiego, miał powiedzieć: „każdego mieszkańca należy zabić, nie wolno brać żadnych jeńców. Warszawa ma być zrównana z ziemią i w ten sposób ma być stworzony zastraszający przykład dla całej Europy.”

A tymczasem półtora wieku wcześniej, również pierwszego sierpnia, przesądzony został los innego powstania, które wybuchło w miejscu o nazwie również zaczynającej się na literę „W”.  Oto Konwent obradujący w Paryżu wydał rozkaz całkowitego unicestwienia Wandei – prowincji w północno-zbuntowanej przeciw rewolucji. Bandyci, jak zwolennicy Republiki nazywali powstańców, mieli być wystrzelani, lasy całej prowincji – wycięte lub spalone, pola uprawne – spustoszone, inwentarz żywy – skonfiskowany. Dowódcy republikańskich oddziałów wcielali rozkaz w życie z wyjątkowo rewolucyjną gorliwością, równając z ziemią setki wandejskich wsi i eksterminując ich mieszkańców.

Czymże zasłużyli sobie Wandejczycy na straszny los, który ich spotkał? Jakiej dokonali zbrodni? Dlaczego powstanie, do którego wybuchu doszło w marcu 1793 roku zostało przez Rewolucję uznane za śmiertelne zagrożenie?

Dlaczego Wandea?

Jak podkreślają historycy, Wandea była właściwie… rewolucyjnym tworem. To przecież władze republiki, wprowadzając nowy podział administracyjny kraju, który za nic miał sobie kształtujące się przez wieki więzi lokalnych społeczności, tradycje i obyczaje, stworzyły departamenty, będące zlepkami dawnych prowincji pociętych dla ulepienia nowej Francji na modłę „filozofów”. Tak stworzono „departament Vendee”, który obejmował część historycznej Andegawenii, Dolne i Górne Poitou oraz południową Bretanię. Teren ten nie należał nigdy do najbogatszych, zamieszkiwany był zaś przez ludność spokojną i trzymającą się z dala od polityki. Wyróżniała ją głęboka religijność, do której z pewnością przyczyniła się praca św. Ludwika Marii Grignon de Montfort, w początkach XVIII wieku szerzącego tu kult Najświętszego Serca Pana Jezusa, a także nabożeństwo do Matki Bożej i modlitwę różańcową.

Mieszkańcy Wandei dość entuzjastycznie popierali na początku rewolucyjne przemiany w kraju, jednak już w 1790 r. ich zaangażowania malało, a w kolejnych latach zmieniło się w otwartą wrogość. Nasilające się prześladowania religii katolickiej oraz uwięzienie króla Ludwika XVI, sprawiły, że nawet ci prości chłopi zaczęli sobie zdawać sprawę z rewolucyjnego szaleństwa. Kiedy 21 stycznia 1793 r. w Paryżu stracono króla, w Wandei zaczęło wrzeć. Sygnałem do wystąpienia stała się jednak uchwała Konwentu z 24 lutego 1793 r., na mocy której przeprowadzić miano pobór 300-tysięcznego wojska do obrony Republiki przed zbrojną interwencją nowej koalicji. Powołując się na prastary przywilej nadany im przez królów, Wandejczycy poczęli odmawiać stawienia się przed komisjami poborowymi. Próbowano ich jednak do tego zmuszać, co było kroplą, która przelała czarę goryczy. W Cholet, mieście położonym w centrum departamentu, z początkiem marca wybuchły zamieszki. 11 marca zaczęła się jeszcze spontaniczna, ale już wykazująca znamiona jakiegoś zorganizowania akcja powstańcza – pod bronią stanęli bowiem chłopi z kilkuset wandejskich parafii, zaciekle atakując organy rewolucyjnej władzy.

Dlaczego ruszyli do walki? Odpowiedzią niech będą proste słowa późniejszego wodza powstania Maurycego d’Elbee: „Przysięgam na honor, że aczkolwiek pragnąłem monarchii, nie miałem żadnych szczególnych zamiarów i byłbym żył jak uległy obywatel pod każdym rządem, który by mi dał spokój oraz swobodę praktykowania mojej wiary.”

Wielka Armia Katolicka i Królewska

W ciągu trzech pierwszych dni insurekcji chłopskie oddziały opanowały większą część prowincji, z wyjątkiem większych miast. We wsiach spontanicznie powstawały komitety parafialne. Już 13 marca kilka tysięcy powstańców przeprowadziło udany szturm na Cholet. Miasteczko stało się siedzibą władz powstańczych, jednak z ich powołaniem czekano aż do wystąpienia dołączy się szlachta. Chłopi bowiem, widząc brak koordynacji swych działań, zwrócili się do doświadczonych w bojach arystokratów i przedstawicieli drobnej szlachty, z których wielu przeszło służbę w armii, z prośbą o objęcie przywództwa nad swymi oddziałami. Kiedy, nie bez wahania co do szans na sukces militarny, część szlachty przyłączyła się do powstania, poparli je również tzw. oporni księża, którzy nie zgodzili się na złożenie przysięgi wierności republice.

Armia powstańcza nie przypominała regularnego wojska, pomimo, że po pierwszych większych sukcesach przyjęła nazwę Wielkiej Armii Katolickiej i Królewskiej. Stanowiła ona właściwie federację kompanii parafialnych, przewodzonych przez miejscowego dziedzica w asyście proboszcza. Posiadała, owszem, stały trzon, który stanowiło kilkuset szlachty i kilka tysięcy chłopskiej młodzieży. Pozostali jednak rozchodzili się po bitwie do domu, aby w razie sygnału stanąć pod bronią. Wandejczycy byli dobrymi strzelcami, ale niewielu miało doświadczenie wojenne, najbardziej odpowiadała im więc walka typu partyzanckiego.

Wielka Armia Katolicka i Królewska różniła się od rewolucyjnych oddziałów nie tylko gorszym uzbrojeniem, brakiem regularnych mundurów i wyobrażeniami Najświętszego Serca Pana Jezusa, widniejącymi na piersiach walczących i ich sztandarach. Charakterystyczne były też jej obyczaje: powstańcy modlili się przed każdym posiłkiem, wymarszem i bitwą, a podczas przemarszów śpiewali tradycyjne pieśni religijne.

Dowódcy tej armii też nie byli zwykłymi żołnierzami. Jacques Cathelineau, w chwili wybuchu powstania był woźnicą, ale jako niezwykle pobożny człowiek cieszył się u chłopów wielkim autorytetem. Jego mądrość, prawość i zdolności przywódcze sprawiły, że w bardzo krótkim czasie został jednym z przywódców chłopskich oddziałów, a po kilku miesiącach wybrano go naczelnym wodzem Wielkiej Armii Katolickiej i Królewskiej. Wkrótce jego postać otoczył niemal religijny kult. Żołnierze zwali go „świętym z Anjou”.

Wspomniany już Maurycy Gigost d’Elbee służył w kawalerii armii saksońskiej Augusta III, króla Polski, później zaś przebywał w swej posiadłości La Loge-Vaugirault. Do powstania przyłączył się niechętnie, pod namową swych chłopów, szybko jednak stał się jednym z najpopularniejszych przywódców, szefem sztabu armii powstańczej, zaś po śmierci Cathelineau – jej generalissimusem, czyli naczelnym wodzem. Nazywano go Ojcem-Opatrznością, gdyż w każdej sprawie zalecał zdanie się na Opatrzność, a obok pobożności i odwagi znany był z miłosierdzia, opanowania i skromności. Warto wspomnieć też innych wybitnych przywódców, jak Henri hrabia de La Rochejaquelein, markiz Charles de Bonchamps, Louis-Marie de Lescure, czy walczący jeszcze do 1796 roku Francois Charette de La Contrie.

Okrucieństwa „niebieskich”

Wojna od początku miała wyjątkowo brutalny charakter. Głośne były zwłaszcza wyczyny oddziałów bezlitosnego rzezimieszka Franciszka Westermanna, do którego później przylgnęło miano „rzeźnika Wandei”. To jego żołdacy nie brali jeńców, palili wsie i mordowali wszystkich napotkanych ludzi, gwałcili kobiety, zaś małe dzieci rozrywali na strzępy! Okrucieństwa zdarzały się też po stronie Wandejczyków, jednak generałowie wkładali wiele wysiłków w powstrzymywanie chłopów od rzezi. Wielokrotnie uwalniano republikańskich jeńców, wzięci do niewoli Wandejczycy nie mogli natomiast liczyć na miłosierdzie.

Niemniej jednak pierwsze miesiące powstania to niemal nieprzerwane pasmo jego sukcesów militarnych. W kwietniu insurgenci pokonali wojska republikańskie pod Chemille, Abrais i Coron. W początku maja zwyciężyli pod Breissure, następnie zdobyli Thouars, Parthenay i Fontenay. Wreszcie w czerwcu ciężkim szturmem wzięli Saumur, gdzie mieścił się sztab wojsk republikańskich, a następnie przejściowo opanowali Angers. Wydawało się, że droga do Paryża stała przed nimi otworem.

Zamiast ruszać na stolicę, postanowiono opanować Nantes, by połączyć się z Bretanią, na terenie której operowały antyrepublikańskie oddziały szuanów. Jednak Bitwa o Nantes okazała się pierwszą klęską Wandejczyków, stracili oni w niej bowiem swego ukochanego wodza – Cathelineau. Jego następca – d’Elbee pokonał jeszcze w lipcu idące z głębi Francji wojska interwencyjne pod Chatillon, Vihiers i Pont De Ce, co zapewniło wyczerpanej Wielkiej Armii Katolickiej i Królewskiej chwilę wytchnienia. Niedługą jednak, bo przeciw Wandei skierowane zostały dodatkowe siły, na czele których stanął generał Kleber. Ten natychmiast ruszył pod Cholet, gdzie 17 października zwyciężył Wandejczyków. Ciężkie rany odniósł d’Elbee i powstanie znów straciło kolejnego wodza. Po nieudanym rajdzie nad kanał La Manche, w nocy z 13 na 14 grudnia 1793 roku generałowie Kleber i Marceau rozgromili 30-tysięczną armię powstańczą na ulicach miasta Le Mans. Tysiące insurgentów oraz ich rodzin zostało wymordowanych, sześć tysięcy niedobitków republikanie dopadli i otoczyli 23 grudnia pod Savenay. Większość zginęła. Około tysiąca Wandejczyków poddało się wreszcie po otrzymaniu obietnicy darowania im życia, jednak i oni zostali wymordowani.

„Zamiatanie ogniem”

Powstanie zostało utopione we krwi. Zaczęły się potworne represje, które przerodziły się w zorganizowane ludobójstwo. Zaraz po bitwie pod Savenay w samym tylko Angers rozstrzelano 1890 osób ustawionych w ośmiu szeregach. W Rennes zgilotynowano 90 osób i rozstrzelano 700. W Nantes rozpoczęły się masowe egzekucje nie podzielających republikańskich wartości kapłanów katolickich. Chcąc usprawnić zabijanie, zaczęto ich gromadzić w barkach, które następnie zatapiano w Loarze. Tych, którzy się wyswobodzili, dobijały szablami specjalne ekipy na łodziach pływających po rzece. Tak zamordowano co najmniej 350 księży. W tym samym okresie utopiono tam i zastrzelono około 9000 powstańców i członków ich rodzin, w tym wiele kobiet z małymi dziećmi.

Tymczasem na bezbronne wsie wyruszyły oddziały generała Turreau, uformowane w 20 kolumn, podążających z obrzeży prowincji koncentrycznie ku sobie i niszczących wszystko na swej drodze. Kolumny te zostały nazwane kolumnami piekielnymi, z powodu wyjątkowego okrucieństwa i sadyzmu. Mordowały kobiety, starców i dzieci. Młode dziewczęta topiono w studniach, gwałcono i przecinano na pół, kobiety ciężarne miażdżono pod prasą do tłoczenia wina. Małe dzieci nabijano na bagnety.

Równocześnie trwał rabunek całej prowincji. Wykorzystywano wszystko, w tym ciała uprzednio zamordowanych. W Angers zdejmowano z ofiar skórę i szyto z niej spodnie lub rękawiczki dla oficerów. W Clisson palono nawet zwłoki, by pozyskać z nich tłuszcz. Francuski historyk Reynald Secher skrupulatnie wyliczył w swej książce „Wandea, departament zemsty”, że istniejące dokumenty pozwalają stwierdzić, że ludność departamentu zmniejszyła się w ciągu kilku lat o co najmniej 117 257 osób (czyli 15 procent ogółu), a równocześnie w Wandei ubyło co najmniej 20 procent domostw.

Co szczególnie istotne, ludobójstwo to było oficjalnie zadekretowane przez rewolucyjne władze. Wszak, jak mówił Robespierre „ludem kieruje się przez rozum, a wrogami ludu przez terror”. Konwent zwracał się więc do swych żołnierzy: „Trzeba wytępić bandytów w Wandei”, a jego członkowie dodawali: „wyludnić Wandeę!” (Francastel), „pozamiatać armatami ziemię Wandei i oczyścić ją ogniem (Barere), „nie wolno pozostawić przy życiu ani jednego buntownika” (Carrier). Ten ostatni zresztą, członek Komitetu Ocalenia Publicznego, argumentował, że nie wolno pozostawiać przy życiu wandejskich kobiet, bo „są potworami”, zaś „dzieci w wieku trzynastu i czternastu lat podnoszą przeciw nam broń, a dzieci młodsze są szpiegami tych bandytów”. Inni członkowie Konwentu także byli zdecydowani: „wojna może zakończyć się tylko wówczas, gdy w Wandei nie będzie ani jednego mieszkańca”.

Suma strachów Rewolucji

Wreszcie jednak akcja ludobójcza została spowolniona przez zbytnie obłowienie się przez morderców mnóstwem zrabowanych dóbr, a następnie, po upadku dyktatury jakobinów, wstrzymana. Doszło jeszcze do kolejnego, znacznie mniejszego powstania, a sytuacja w departamencie uspokoiła się dopiero w czasie rządów bonapartystowskich. Jednak ludobójstwo nie zostało wcale osądzone, a Wandeę skazano po latach na kolejny dramat – zapomnienia. Reynald Secher nazwał go nawet zbrodnią „pamięciobójstwa”, dokonaną przez kolejne republiki francuskie, propagujące wielkość rewolucji 1789 roku i absolutnie nie zainteresowane w ujawnianiu jakichkolwiek jej ciemnych kart. Skalę zakłamania pokazuje słynna „Wielka Rewolucja Francuska” Julesa Micheleta, która stała się kanonicznym dziełem dla pokoleń historyków. Jej autor oczernia powstańców i przypisuje im najgorsze motywacje, pomniejszając przy tym zbrodnie republikanów, niczym stalinowscy propagandziści opisujący „reakcyjne, polskie bandy”.

Dlaczego rewolucjoniści z taką zaciekłością postanowili zgładzić Wandeę, a później skazać ją na zapomnienie? Otóż była ona, żeby użyć współczesnego określenia, sumą wszystkich ich strachów. Była zbrojną kontrrewolucją, która pokazywała, że można z bronią w ręku przeciwstawić się rządom postępowych i oświeconych. Była reakcją ludu na niszczenie normalności przez tych, którzy rzekomo działają w imię ludu. Ujawniała wreszcie bandycką i antyludzką naturę rewolucji skrzętnie skrywaną przez szumne deklaracje o rozmaitych prawach i ponętne hasła. Podczas gdy zbrodnie dokonane przez Republikę w Wandei było inspiracją dla takich ludobójców, jak Hitler, Mao czy Pol-Pot, innym mały departament na Zachodzie Francji kojarzył się przede wszystkim z groźbą kontrrewolucji. Lenin, który uważnie studiował historię rewolucji francuskiej, gdy podjął decyzję o eksterminacji Kozaków, argumentował wszak: „To nasza Wandea”.

Piotr Doerre

Wolność, równość, braterstwo – ideały okupowanego Watykanu.

Wolność, równość, braterstwo – ideały okupowanego Watykanu. Spór o naturę ludzką

Autor: Redakcja , 12 grudnia 2023 ekspedyt/wolnosc-rownosc-braterstwo-idealy-okupowanego-watykanu

Wolność dla błędu i kłamstwa zrównanych w prawach z prawdą, a potem nad nią wywyższonych.

Równość czyli zakwestionowanie autorytetu Boga i hierarchii. Zrównanie do dołu, gdzie rządzi gust barbarzyńców i percepcja głupców.

Braterstwo to poufałość i zbratanie z wyznawcami ideologii zła i fałszywych religii – „ekumenizm” i „dialog”.

* * *

Polecamy wykład o drodze jaką przebyli maszerujący przez instytucje moderniści i heretycy odnosząc doczesny triumf w walce z Kościołem katolickim.

Czy i w jaki sposób idee rewolucji francuskiej, w tym negacja społecznego panowania Jezusa Chrystusa, Króla przeniknęły do wnętrza Kościoła?

=========================================

Sobór Watykański II jako rok 1789 w Kościele katolickim

_________________________________________________________________________

Grafika:Heinrich Aldegrever, właśc. Heinrich Trippenmecker niemiecki malarz, grafik, rysownik i złotnik epoki renesansu zaliczany do tzw. małych mistrzów. /Wiki/

Tagi:Rewolucja Francuska, Sobór Watykański II

My chcemy Chrystusa Króla – tylko pod tym sztandarem możliwa jest prawdziwa wolność.

Walka o wolność?

W ostatnim czasie wielu Francuzów wyszło na ulicę, manifestując przeciwko restrykcjom sanitarnym. W Paryżu, Marsylii, Lyonie oraz w dziesiątkach innych miast protestujący maszerowali krzycząc: „wolność, wolność” (liberté, liberté). Francuskie media z niepokojem zauważyły, że ich kraj został dotknięty totalitaryzmem typu chińskiego.

Od „wolności” do totalitaryzmu

Manifestacje odbywają się pod hasłami „wolności”, ale przecież rewolucja francuska też miała hasło „wolności” na sztandarach, a Francja uznawana była za jeden z bardziej liberalnych krajów. Cóż się nagle stało z tą słynną na cały świat francuską wolnością? Dla zrozumienia tej sytuacji warto sięgnąć po książkę Abp. Lefebvre’a Oni Jego zdetronizowali. Arcybiskup tłumaczy w niej, że odrzucenie społecznego panowania Chrystusa Króla musi konsekwentnie prowadzić do zniewolenia. Obserwując sytuację na świecie, zauważymy, że totalitaryzm, z którym mamy obecnie do czynienia, nie powstał na gruncie państwa chrześcijańskiego, ale na gruncie państw laickich, które odrzuciły Boże prawo, a co za tym idzie prawo naturalne.

Francuzi, którzy jeszcze niedawno cieszyli się wszelkimi wolnościami, dziś dziwią się, że nagle obudzili się w kraju przypominającym chiński komunizm. Zauważmy, że już w latach osiemdziesiątych Abp Lefebvre ostrzegał: „Liberalizm mocą tkwiącej w nim tendencji prowadzi do totalitaryzmu i do rewolucji komunistycznej. Można powiedzieć, że jest on duszą wszystkich nowożytnych rewolucji, a więc duszą rewolucji jako takiej […] liberalizm stanowi rewoltę człowieka przeciw porządkowi naturalnemu ustanowionemu przez Stwórcę – rewoltę, która prowadzi do państwa indywidualistycznego, egalitarnego, przypominającego obóz koncentracyjny”1. Dziś obserwujemy, jak ta zapowiedź realizuje się w liberalnych do niedawna krajach Europy. Francja, która chciała budować swoją tożsamość na hasłach „wolności, równości i braterstwa”, dziś jest krajem zniewolonym, pogrążonym w chaosie i wewnętrznych konfliktach.

Słowo „liberalizm” jest dziś różnie rozumiane i zwykle przytaczane w dyskusjach dotyczących ekonomii. Warto zatem zaznaczyć, że chodzi nam tutaj o liberalizm, który został potępiony w Syllabusie błędów Piusa IX. Dla szerszego zrozumienia tego zagadnienia Abp Lefebvre odsyła do książki Liberalizm jest grzechem, której autorem jest ks. dr Félix Sardá y Salvany. Stwierdza on, że podstawową zasadą liberalizmu jest całkowita niezależność człowieka od Boga. Owocem tej zasady są: „absolutna wolność kultu, zwierzchność państwa, świecka edukacja odrzucająca jakąkolwiek więź religijną, małżeństwo sankcjonowane i legalizowane wyłącznie przez państwo itd.; jednym słowem, które łączy wszystko, mamy SEKULARYZACJĘ, odmawiającą religii prawa do jakiejkolwiek czynnej ingerencji w problemy życia publicznego i prywatnego, jakie by one nie były. To prawdziwy ateizm społeczny”2.

Pod sztandarem Chrystusa Króla

Ks. dr Sardá y Salvany stwierdza następnie, że ten ateizm społeczny jest „światem Lucyfera, skrywającym się w naszych czasach pod nazwą liberalizmu, w radykalnej opozycji i ustawicznej wojnie przeciwko tej społeczności, jaką tworzą dzieci Boże – Kościołowi Jezusa Chrystusa”3.

Człowiek po odrzuceniu Boga i jego przykazań musi stać się nieuchronnie niewolnikiem diabła. Bez Chrystusa nie ma wolności, jest tylko niewola grzechu, ignorancji i zakłamania. Bez Chrystusa nie ma równości, jest tylko niesprawiedliwość, wyzysk i segregacja. Bez Chrystusa nie ma braterstwa, jest tylko tworzenie wciąż nowych podziałów i konfliktów. Jedyne wyjście z tej sytuacji to wcielenie w życie postulatu św. Piusa X: „Odnowić wszystko w Chrystusie” (Omnia instaurare in Christo).

Oto powody, dla których zamiast całkowitej wolności katolicy nie tylko we Francji, ale i na całym świecie powinni wznieść na sztandary postulat społecznego panowania Chrystusa. „My chcemy Boga” (Nous voulons Dieu), „My chcemy Chrystusa Króla” – tylko pod tym sztandarem możliwa jest prawdziwa wolność, oparta na wiecznej i niezmiennej prawdzie. Dążąc jedynie do ludzkiej wolności, skazujemy się na niewolę doczesności, międzyludzkich układów i ateistycznych rządowych elit. Jak zauważył Abp Lefebvre: „Wszystko co oznaczone etykietą «wolności», jest od dwóch stuleci otaczane nimbem prestiżu, jaki przyznano temu uznanemu za święte i nienaruszalne słowu. Ale właśnie przez to słowo giniemy, to właśnie liberalizm zatruwa tak cywilne społeczeństwo jak i Kościół”4.

Walka o wolność bez Boga skazana jest nie tylko na porażkę, ale jest kontynuacją bezbożnej rewolucji francuskiej. Potrzeba nam dziś raczej ducha mieszkańców Wandei, którzy szli pod sztandarem Najświętszego Serca Jezusa z napisem Dieu et Roi (Bóg i Król). Prawdziwą i konkretną drogę do wolności wskazał wielki francuski święty Ludwik M. Grignion de Montfort, który namawiał do oddania się w niewolę Chrystusowi przez ręce Maryi. Jego zdaniem człowiek jest albo niewolnikiem Chrystusa, albo niewolnikiem szatana – nie ma drogi pośredniej. Czy Francuzi pamiętają dziś o jego słowach?

Bétharram i Lourdes

Aby jeszcze lepiej zrozumieć, że po ludzku nie jesteśmy w stanie poradzić sobie z nowym światowym ładem, przyjrzyjmy się pewnej historii, która wydarzyła się we Francji. Dobrze znamy objawienia maryjne z La Salette i Lourdes, ale mało się mówi o innym objawieniu Matki Bożej, które miało miejsce w Bétharram w 1515 roku (dwa lata przed rewolucją protestancką). Dziewczynka chciała przejść na drugi brzeg rzeki Gave de Pau i zaczęła tonąć. Gdy była już prawie pewna, że umiera, i z trudem łapała ostatnie oddechy, ukazała jej się piękna Pani, która podała jej kawałek drewna. Dziewczynka złapała gałąź i szczęśliwie została wyciągnięta na brzeg. Dziś ta historia jest mało znana nawet we Francji, a szkoda. Pokazuje nam ona, że potrzebujemy ratunku, którym jest Niepokalana.

Na uczczenie tego wydarzenia w Bétharram zbudowano sanktuarium maryjne. Odwiedzała je również mała Bernardetta Soubirous ze swoją rodziną. W 1858 roku Matka Boża objawiła się jej również nad rzeką Gave de Pau, ale ponad 18 kilometrów od Bétharram, w Lourdes, gdzie dziewczynka mieszkała, a wybrała się, aby uzbierać drewno na opał. Warto wspomnieć, że w chwili objawień rodzina Bernadetty żyła w straszliwych warunkach materialnych. Odkąd jej rodzice z powodu trudności finansowych stracili młyn, rozpoczęła się dla nich trzyletnia tułaczka. Nie mając pieniędzy na mieszkanie, rodzina Soubirous co chwilę przeprowadzała się, aż w końcu wynajęła pokój w miejscu, które wcześniej było celą więzienną. Sześcioosobowa rodzina gnieździła się w ciasnej izbie, w której znajdowały się jedynie dwa łóżka, kilka podstawowych sprzętów i palenisko, które służyło do gotowania, a zarazem ogrzewało i oświetlało pomieszczenie. To właśnie ten moment skrajnej biedy wybrała Matka Boża na objawienie się Bernadetcie Soubirous i wyjawienie jej swojego imienia: „Jestem Niepokalane Poczęcie”. Oto przymiot Maryi, którego my nie posiadamy, gdyż ciążą na nas rany pozostałe po grzechu pierworodnym. Ta katolicka nauka jest całkowicie różna od liberalizmu, który odrzuca naukę o grzechu pierworodnym i opiera się na zasadzie naturalizmu, twierdząc, że ludzka natura jest całkowicie dobra i bez skazy.

W dniu 16 lipca 1858 roku, kiedy miało miejsce ostatnie objawienie w Lourdes, Bernadetta nie mogła podejść do groty, ponieważ teren został zagrodzony przez lokalne władze. Dziewczynka udała się jednak na drugi brzeg rzeki Gave de Pau i stamtąd spoglądała na Grotę Massabielską. Zobaczyła wtedy Matkę Bożą, która zdawała jej się piękniejsza niż zwykle. Dnia 16 lipca 2021 roku, w rocznicę ostatniego objawienia w Lourdes i w święto Matki Bożej z Góry Karmel, papież Franciszek wydał dokument ograniczający możliwość odprawiania tzw. Mszy trydenckiej w parafiach. W tym samym czasie z obawy przed koronawirusem uniemożliwiono ludziom dostęp do groty i basenów z cudowną wodą w Lourdes. Mimo to jest tam codziennie odprawiana Msza wszech czasów. Nieopodal cmentarza, na którym jest pochowana rodzina Soubirous, znajduje się przeorat Bractwa Kapłańskiego św. Piusa X oraz tradycyjne zgromadzenie Małych Służebnic św. Jana Chrzciciela. Przebywające tam siostry zakonne z pokorą i prostotą oddają się swoim codziennym obowiązkom, opiekują się chorymi, a także prowadzą dom pielgrzyma.

Małe Służebnice św. Jana Chrzciciela

Zgromadzenie początkowo nosiło nazwę Instytut Małych Służebnic Baranka Bożego, a jego założycielem był ks. René M. de la Chevasnerie SI, autor licznych publikacji m.in.: Klucz do szczęścia (La clef du Bonheur). W swoich pismach jezuita starał się łączyć duchowość św. Ignacego z Loyoli z małą drogą św. Teresy od Dzieciątka Jezus. Jego główna myśl była następująca: „Powinniśmy pamiętać o tym, że nie jesteśmy całkowicie niezależni, gdyż jesteśmy stworzeni, a zatem zależni od naszego Stwórcy, któremu powinniśmy się całkowicie oddać. Naszą zasadą powinno być: «Nic dla mnie, a wszystko dla Ciebie Panie»”. Jakże inny to duch od współczesnego indywidualizmu.

Ksiądz de la Chevasnerie podczas głoszonych przez siebie rekolekcji często spotykał osoby, które nie mogły zrealizować swojego powołania zakonnego z powodu wieku, słabego zdrowia lub innych przeciwwskazań. Postanowił wtedy założyć zgromadzenie, które przyjmuje wszystkie kobiety chcące poświęcić się Bogu – jedynym warunkiem była szczera intencja i rozeznanie woli Bożej. Instytut Małych Służebnic Baranka Bożego powstał w 1945 roku, a jego czcigodny założyciel zmarł w 1968 roku. Siostra, która pełniła w zgromadzeniu stanowisko ekonoma generalnego, po powrocie do Francji z misji w Kamerunie zauważyła, jak duch zgromadzenia jest niszczony pod wpływem posoborowych zmian. Zwróciła się o pomoc do Arcybiskupa Lefebvre’a i założyła zgromadzenie Małych Służebnic św. Jana Chrzciciela. Zakon się rozwijał i w 2011 roku siostry otworzyły nową fundację w Lourdes, przy której powstał przeorat FSSPX . W ten sposób mimo restrykcji sanitarnych, mimo zamkniętej groty, mimo Traditionis custodes w Lourdes księża Bractwa św. Piusa X codziennie odprawiają Mszę wszech czasów.

Podsumowanie

Te pozornie różne wątki, o których tu wspomniałam, łączy nie tylko Francja, ale także wynikająca z nich refleksja. Nasza cywilizacja umiera, a liczne dusze toną w rzece grzechów. Tylko od nas zależy, czy dostrzeżemy naszą Niebiańską Matkę, która czeka na nas na drugim brzegu, aby nam pomóc. Czy uchwycimy się podanego przez nią kija, który wyciągnie nas z nurtu rzeki prowadzącej do zatracenia? Czy w natłoku codziennych spraw i bieżących wydarzeń dostrzeżemy jej uśmiech? A przecież Triumf Niepokalanego Serca Maryi powinien być dla nas czymś oczywistym. Jak pisał Abp Lefebvre: „Najświętsza Panna zwycięży, zatriumfuje nad wielką apostazją, która jest owocem liberalizmu. To jeszcze jeden powód, aby nie siedzieć z założonymi rękami. Teraz musimy bardziej niż kiedykolwiek walczyć o społeczne panowanie naszego Pana, Jezusa Chrystusa. […] Jedyne, co wiem na pewno i czego uczy nas wiara, to przekonanie, że nasz Pan Jezus Chrystus musi królować tu na ziemi i to już teraz, a nie tylko kiedyś, na końcu czasów, jak chcieliby tego liberałowie”5.

Przypisy

  1. abp M. Lefebvre, Oni Jego zdetronizowali, Warszawa 2020, s. 29.
  2. ks. dr F. Sardá y Salvany, Liberalizm jest grzechem, Poznań 1995, s. 37.
  3. Ibidem, s. 39.
  4. abp M. Lefebvre, Oni Jego… , op. cit., s. 23.
  5. Ibidem, s. 263.
  6. https://www.piusx.org.pl/zawsze_wierni/artykul/3021 Zawsze Wierni nr 6/2021 (217) Anna Mandrela