Żeby odgiąć – nie trzeba przeginać.

Żeby odgiąć nie trzeba przeginać.

Izabela Brodacka

Żeby odgiąć trzeba przegiąć” – tę złotą myśl przypisuje się wielkiemu Mao. Nikt chyba ( poza zidiociałymi francuskimi lewakami) nie odważy się twierdzić, że Mao nie zrobił nic złego mordując i trzymając w obozach w imię komunistycznej idei miliony ludzi. Jeżeli się dobrze zastanowić prawdą jest zaprzeczenie złotej myśli Mao. Bo wszystko co w historii ludzkości powinno się tylko odgiąć zostało przegięte i na tym polegają – bardzo upraszczając – problemy współczesnego świata.

Na przykład zawsze nam się wydawało odrażające prześladowanie [mi -NIE md] homoseksualistów jakie miało miejsce choćby w Anglii do połowy XX wieku. Najsłynniejszymi skazanymi byli Alan Turing i Oscar Wilde. Jeszcze w połowie XX wieku w więzieniach Anglii i Walii kary za homoseksualizm odsiadywało ponad tysiąc osób. Dopiero niedawno masowe ułaskawienie ogłosił brytyjski polityk Sam Gyimah. Obejmuje ono również nieżyjących już gejów i biseksualistów. Oczywistym jest, że powinno się zaprzestać penalizowania tak zwanych preferencji seksualnych jeżeli nie są one związane z krzywdzeniem innych ludzi. Na tym polegałoby „odgięcie” i do tego powinno się ograniczyć działania na rzecz wolności spółkowania. Pomijając względy etyki chrześcijańskiej homoseksualizm nie jest racjonalny bo jest biologicznie bezowocny.

Większość krajów Europy przeżywa obecnie zapaść demograficzną i propagowanie homoseksualizmu jest niekorzystne społecznie. Jak powiadam należało zaprzestać karania, zabronić prześladowania i na tym poprzestać. Przegięciem czyli idiotyzmem jest wprowadzanie kilkudziesięciu płci oraz dywagacje naukowe na temat tego rzekomego fenomenu, a wyjątkowym idiotyzmem wprowadzanie w szkołach różnych tęczowych piątków i zapraszanie do przedszkoli facetów przebranych za baby aby czytali dzieciom bajeczki o misiu, który z chłopca stał się dziewczynką. Kształtowanie ludzi biologicznie bezproduktywnych ma taki sam sens jaki miałoby kształtowanie ludzi bezproduktywnych technicznie. Na przykład zaklejanie dzieciom rączek taśmą aby nie nauczyły się nimi operować i nigdy już nie były w stanie wkręcić śrubki, czy propagowanie analfabetyzmu i modnej ostatnio dyskalkulii. Natomiast inspirowanie dzieci do zmiany płci jest już nie tylko przegięciem, jest po prostu zbrodnią przeciwko ludzkości.

Podobnie większość z nas nie zalicza się do rasistów i dyskryminowanie jakiejkolwiek rasy uważa za odrażające. Odgięcie polegałoby na zniesieniu wszelkich form segregacji rasowej. Przegięciem jest natomiast rasizm à rebours sprowadzający się do specjalnego traktowania przedstawicieli ras kiedyś dyskryminowanych. Przegięciem są wszelkie kwoty przyjęć na uczelniach, łagodniejsze traktowanie Murzynów przez prawo, a nawet forsowanie nazywania przedstawicieli tej rasy Afroamerykanami.

Murzyn urodzony w Polsce nie ma nic wspólnego ani z Afryką ani z Ameryką więc nazywanie go Afroamerykaninem jest po prostu idiotyczne, a wymuszanie tego jest terrorem intelektualnym.

Wszyscy z przerażeniem reagujemy na akty przemocy wobec dzieci. Na bicie pasem, przypalanie papierosem czy bicie po głowie. Racjonalnym byłoby surowe karanie wszelkich takich przestępstw podobnie jak karze się podobne przestępstwa popełnione wobec dorosłych. Przegięciem jest przyznanie dzieciom nietykalności nie tylko fizycznej lecz również werbalnej. Nauczyciele są ostatnio pouczani, że karne odebranie dziecku telefonu będzie traktowane jako zabór mienia, a ostre zwrócenie uwagi jako przemoc psychiczna. W rezultacie uczeń może swobodnie nawymyślać nauczycielce od starych profesjonalistek ( to eufemizm) lub nałożyć nauczycielowi kosz na głowę, a nauczyciel nie może nawet zabrać mu na godzinę telefonu, którym dzieciak bawi się podczas lekcji.

Nikt rozsądny poza rozwydrzonymi bachorami badającymi granice swego okrucieństwa nie rozdepcze niepotrzebnie żaby, ślimaka czy mrówki. Jednak gdy przez twój dom maszerują niekończącym się sznurem mrówki faraona postulat ochrony wszelkiego życia traci swoją moc. Bez wahania i poczucia winy używasz preparatów trujących. Odgięciem byłoby zapobieganie niepotrzebnej śmierci i cierpieniu zwierząt. Być może propagowanie bezkrwawych łowów ( z aparatem fotograficznym) zamiast polowania. Przegięciem -zakaz polowania, a przede wszystkim ograniczanie hodowli, oraz wszelkie postulowane obecnie ograniczenia spożycia mięsa przez człowieka.

W świecie, którym rządzi łańcuch pokarmowy likwidacja wzajemnego zjadania się jest niemożliwa i utopijna. Co gorsza ograniczanie hodowli w imię troski o planetę może doprowadzić do powszechnego głodu a nawet do ludożerstwa jak to było swego czasu na Ukrainie. Doprowadził do tego w imię walki klasowej czyli walki o prawa robotników i chłopów Stalin. W rezultacie jego działań sztandarowy proletariat umierał w straszliwych męczarniach z głodu. Stalin chcąc zaszkodzić wrogowi klasowemu czyli белоруким zaszkodził przede wszystkim proletariuszom i chłopom, w imieniu których występował. Jego troska o proletariuszy okazała się dla nich zabójcza.

Niesłusznie uważa się, że programem każdej lewicy jest obrona skrzywdzonych i poniżonych. Tak powinno być. Realnie – lewica czy bardziej adekwatnie lewactwo szuka sobie proletariatu w imieniu którego będzie właśnie krzywdzić i poniżać. Lewactwo nie chce odginać lecz przeginać, nie chce ewolucji lecz rewolucji a rewolucja jak wiadomo sieje zniszczenie i w rezultacie pożera również własne dzieci. Czystki stalinowskie dotykały również jego wiernych towarzyszy, jego pretorianów.

Wpuszczenie do Europy imigrantów zapoczątkowało kolejną wędrówkę ludów, która prędzej czy później obróci się przeciwko tym przybyszom. Terror sanitarny wprowadzony w imię troski o zdrowie obywateli spowodował w Polsce przeszło 200 tysięcy tak zwanych nadmiarowych zgonów. Terror klimatyczny może spowodować globalną klęskę energetyczną i głód a propagowanie energetyki jądrowej jako czystej i bezpiecznej może wysadzić w kosmos „zieloną planetę” co raz na zawsze zlikwiduje wszelkie problemy ludzkości. Zginą wraz z planetą.

Prawda przeciw prawdzie

Prawda przeciw prawdzie

Izabela Brodacka

Jan Paweł II zapytany o najważniejsze zdanie Ewangelii, bez wahania powiedział: „ Poznacie prawdę, a prawda was wyzwoli”. „Tylko prawda jest ciekawa”- twierdził Józef Mackiewicz i chyba za to znienawidził go Michnik do tego stopnia, że ze wszystkich sił przeciwstawiał się wydawaniu dzieł Mackiewicza w Polsce. Wyraźnie wolał aby nie ujawniano niewygodnych dla jego środowiska prawd. „Cóż to jest prawda?” -zapytał Poncjusz Piłat. Arystotelesowi natomiast przypisuje się maksymę: „Amicus Plato, sed magis amica veritas” (Platon przyjacielem, lecz większą przyjaciółką prawda) 

Są trzy prawdy: świento prawda, tys prawda i gówno prawda”– twierdził Józef Tischner. Tischner spędził dzieciństwo w Łopusznej. Niedaleko od Łopusznej, pod Turbaczem jest bacówka, którą odwiedzamy od kilkudziesięciu lat. Na Polanie Sumolowej jest bacówka, do której swego czasu przyjeżdżał Tischner. Przychodził czasem po zapałki i na pogaduchy. Gdy wpadł w orbitę środowiska Michnika przestał się pojawiać. Zaczął natomiast przylatywać helikopterem aby koncelebrować mszę, która tradycyjnie odbywa się 15 sierpnia na Turbaczu i już nigdy nie zapomniał zapałek. Jak wynika z opracowania historycznego IPN z 2019 zatytułowanego „Klan – Służba Bezpieczeństwa wobec NSZZ „Solidarność”  Józef Tischner na początku lat 80. XX wieku był zarejestrowany przez SB początkowo jako kandydat do współpracy, następnie kontakt operacyjny, a w późniejszym okresie jako konsultant Departamentu MSW. Wyrejestrowano go 30 stycznia 1990 roku. Zmarł w roku 2000. Ciekawe jakby teraz nazwał te doniesienia. To byłaby jego zdaniem „świento prawda, tyz prawda czy gówno prawda”? Czy jak w słynnym filmie „Rashonom” Kurosawy przeciwstawiałby swoją prawdę innym prawdom?. Czy domagałby się zlikwidowania IPN?

Problem prawdy i kłamstwa dominuje nad naszym życiem politycznym i prywatnym.

Psychologowie namawiają zwykle swoich pacjentów do szczerości. Ja powiedziałabym – wręcz do ekshibicjonizmu. „Wykrzycz swój ból”- powiadają nakłaniając do rozliczeń z rodzicami za traumatyczne czy rzekomo traumatyczne przeżycia z dzieciństwa. „W rozmowach z partnerem mów szczerze o swoich potrzebach i pragnieniach, a nawet fantazjach erotycznych”, „Pisz w pamiętniku wszystko co ci przyjdzie do głowy” – zachęcają.

Rezultaty takiej ekshibicjonistycznej prawdomówności bywają jednak opłakane. Znam przypadek pary, która w wyniku terapii małżeńskiej, podczas której na polecenie terapeuty wykrzykiwali wzajemne pretensje, ostatecznie się rozstała i rozwiodła. Nasza kultura obyczajowa nigdy nie tolerowała nadmiernej szczerości graniczącej z ekshibicjonizmem. Dlatego jest oskarżana o propagowanie hipokryzji. Tymczasem hipokryzja – jak twierdzą mądrzy ludzie – jest przejawem szacunku dla cnoty. Poza tym szczerość bywa niemiła a czasem wręcz obrzydliwa.

Proponuję następujący eksperyment myślowy. Wyobraźmy sobie, że idziemy ulicą z kolegą, który jako osoba wzorcowo szczera i autentyczna dzieli się z nami swoim strumieniem świadomości. Mówi szczerze co myśli o mijającej nas dziewczynie, co miałby ochotę z nią zrobić, jak nienawidzi swojego szefa i jaką podłość chętnie by mu uczynił. Przyznajmy, że takie towarzystwo stałoby się dla nas nieznośne po kilku minutach. Każdy może sobie myśleć co chce lecz nie powinien dzielić się tym z otoczeniem również dla własnego dobra. Jeszcze gorszym pomysłem jest dzielenie się z małżonkiem czy partnerem wspomnieniami z poprzednich związków albo co gorsza porównywanie relacji. Opowiadanie o intymnych przeżyciach i seksualnych podbojach ograniczone było swego czasu do podkultury – nazwijmy to – szaletu w jednostce wojskowej. Jak mówiła ludowa mądrość: „Co kogo obchodzi z kim się ciotka wodzi”.

Współczesna obyczajowość z jednej strony zachęca do szczerości i autentyczności lecz z drugiej wprowadza zasady z tą szczerością i bezpośredniością całkowicie sprzeczne. Niewinny komplement na przykład: „ jak ładnie wyglądasz” może stać się podstawą oskarżenia o molestowanie seksualne, a nawet wyroku sądowego. Za dawnych dobrych czasów kobieta dziękowała za komplement gdy jej sprawił przyjemność, natomiast gdy sobie nie życzyła kontaktów z osobą formułującą ten komplement, albo miał on charakter niepożądanej zaczepki – całkowicie go ignorowała. Adorator który posunął się do zaczepki fizycznej ryzykował, że dostanie w pysk. Nikomu nie przyszłoby do głowy biegać do sądu ze skargą, że ktoś pochwalił nasz wygląd. Zastanówmy się czy nie jest schizofreniczną kultura w której zachęca się ludzi do opowiadania o swoich zboczeniach płciowych a penalizuje zwykły komplement. W której postuluje się legalizację aborcji na żądanie niezależnie od stopnia zaawansowania ciąży czyli popiera zabijanie dzieci zdolnych do samodzielnego życia a karze za wymierzenie dziecku zwykłego klapsa.

Cechą obecnej kultury, kultury postmodernistycznej jest niejednoznaczność i płynność. Manifestuje się to również w sprawie mody czy obowiązującego stroju. Kiedyś – upraszczając – pan nosił kontusz, a chłop sukmanę. Jak mówiło ludowe przysłowie: „ poznasz pana po cholewach” albo: „ każdy zbój ma swój strój”. Jak wiadomo strój jest językiem, sposób ubierania się ma coś znaczyć, coś niewerbalnie przekazać. Kilka lat temu była moda na wyłażące spod bluzki brudne ramiączka stanika. Brudne albo – nazwijmy to elegancko- w kolorze ecru. Nie wyobrażajmy sobie, że Idiotka paradująca z takimi pozornie brudnymi ramiączkami, albo w modnie podartych spodniach identyfikuje się ze światem biedy i marginesu społecznego. Wręcz przeciwnie – brudne ramiączka mają świadczyć, że jest ponad konwenanse i mieszczańskie obyczaje, że jest członkiem podkultury hipsterskiej. Dress code kłamie zatem potrójnie. Pozorne znamiona biedy mają świadczyć o niezależności, ale będąc regulowane przez modę świadczą – wręcz przeciwnie – o zależności od opinii środowiska. Gusta artystyczne też wyznacza moda. Żyjemy po prostu w sieci kłamstw. „Język kłamie głosowi, a głos myślom kłamie” jak powiada Gustaw – Conrad w Dziadach Mickiewicza

Znikły wszelkie bariery

Znikły wszelkie bariery

Izabela Brodacka

Fakt usunięcia sprzed Sejmu barierek, który obwieściła Jachira wyglądająca i zachowująca się jak zwykle, to znaczy jak uciekinierka z Tworek i wyśpiewująca treny na temat swojej miłości do wolności ma głębokie znaczenie symboliczne.

Filozofowie odróżniają jak wiadomo dwa pojęcia: „wolność od” i „wolność do”. Sejm X kadencji uzyskał niewątpliwie „wolność od”. Wolność od barierek, kultury, dobrych obyczajów, poprawnego języka, zdrowego rozsądku, a przede wszystkim od troski o Polskę i od wierności Konstytucji.

Kiedy pierwszego dnia obrad zwolennicy PiS odwoływali się do Konstytucji obserwujący obrady Sejmu mogli zarejestrować szczere rozbawienie Tuska i Budki. Kiedy głos usiłował zabrać minister Ziobro marszałek Hołownia wbrew regulaminowi ograniczył mu czas wypowiedzi, a sala gromko wyliczała sekundy jak znokautowanemu bokserowi.

Za dawnych dobrych czasów, które pamiętają już chyba tylko staruszkowie, czyli według młodzieżowej nomenklatury „dziadersi”, jeżeli ktoś zachowywał się niewłaściwie albo używał wulgarnego języka mawiało się, że zachowuje się w sposób nieparlamentarny lub wypowiada się nieparlamentarnym językiem. Obecnie to określenie powinno zmienić sens na przeciwny. Jeżeli ktoś przeklina czy wykonuje wulgarne gesty należy stwierdzić, że zachowuje się w sposób ściśle parlamentarny.

W pierwszych dniach obrad marszałek Hołownia wyraźnie nie panował nad salą sejmową. Choć wielokrotne pokrzykiwał jak belfer z podstawówki „proszę o spokój” zupełnie to nie działało. Swoją misję Hołownia postrzega w szczególny sposób. Obiecał sali podcast w mediach na co reakcją były бурные аплодисменты. Widać było, że sala sejmowa wyśmienicie się bawi, że obrady sejmu to dla nich igrzyska czy wręcz cyrk. W całkowitej sprzeczności z tym faktem jest deklaracja Hołowni, że chciałby żeby rodzice gdy media pokazują Sejm nie zasłaniali dzieciom oczu i nie zatykali uszu. To niemożliwe. Takie idiotyzmy jakie codziennie słyszymy można obecnie usłyszeć tylko w Sejmie. Sam Hołownia oświadczył na przykład, że na niesfornych posłów czekać będzie ciemny pokój. „A w ciemnym pokoju poseł Śmiszek” -dopowiedzieli dowcipnisie.

Nowy poseł Koalicji Obywatelskiej Marcin Józefaciuk, były dyrektor i nauczyciel siedmiu przedmiotów w Zespole Szkół Rzemiosła im. Jana Kilińskiego w Łodzi wyznał „Gazecie Wyborczej”, że jest neopoganinem oraz pasjonuje się metafizyką i medycyną alternatywną. „Współpraca z naturą, zawierzenie jej sile, próba dostosowania się do niej” – tłumaczył. Józefaciuk podlizywał się kiedyś totalnej opozycji sprzeciwiając się publicznie wprowadzeniu podręcznika do HiT prof. Wojciecha Roszkowskiego.  Oprócz bycia nauczycielem, Józefaciuk jest także dietetykiem, trenerem personalnym oraz mistrzem reiki i konchowania. Jak sam wyjaśnia, reika “to taki system uzdrawiania” a konchowanie „polega na tym, że wkłada się do ucha taki jakby komin i w nim spala się pewne rzeczy żeby usunąć syfy”. 

We wtorek 21.11.23 Sejm wznowił obrady. Jak powiedział bodajże poseł Suski sale parlamentarne były świadkami różnych dziwnych wydarzeń ale takiego kabaretu jak tego dnia nigdy nie było. Popularne i banalne stało się ostatnio nazywanie Sejmu cyrkiem. Jednak nazwanie go kabaretem jest bardziej właściwe. W cyrku niektóre numery są śmiertelnie poważne. Na przykład salto mortale czy tresura lwów. W kabarecie wszystkie służą rozbawieniu widzów.

Co gorsza Sejm to taki kabaret, którego aktorzy najlepiej bawią się sami swoimi dowcipami. Najpierw marszałek Hołownia wyłączył mikrofon posłowi Suskiemu. Potem kilkanaście minut spierano się o minutę przerwy. Tę minutę ostatecznie przegłosowano i natychmiast wznowiono obrady. Sprawę ustosunkowania się do zmiany traktatów europejskich zagrażających utratą suwerenności Polski Hołownia uparcie kierował do dyskusji w komisji. W pełnej świadomości, że w środę 22.11 o godzinie 12 w UE odbędzie się głosowanie w tej sprawie.

Poseł klubu Polska 2050 – Trzecia Droga ( Jak złośliwi mówią – Trzecia Noga ) Paweł Zalewski zgłosił natomiast wniosek o przejście do porządku dziennego i tym samym „zakończenie tyrad przedstawicieli PiS przesiąkniętych nienawiścią do UE”.

Zmiana traktatów UE to drobiazg wobec problemów przedstawionych przez panią Dorotę Niedziela z KO. Jako priorytet swojej działalności pani Dorota postuluje przeforsowanie wpuszczania psów do budynku Sejmu i do ogrodów sejmowych, bo sama ma pieska. Piesek pani poseł ma jak pamiętamy w Sejmie prekursora, słynną Sabę marszałka Ludwika Dorna. Saba swobodnie przechadzała się po Sejmie, była wyprowadzana przez borowców i doczekała się nawet inwokacji prezydenta Kwaśniewskiego. Brzmiała ona mniej więcej tak:„ Ludwiku Dornie, psie Sabo, błagam, nie idźcie tą drogą”. Pani Dorota będzie mogła się oczywiście powołać również na precedens konia Incitatusa, którego cesarz rzymski Kaligula uczynił senatorem oraz człowieka zwanego Koniem, którego tylko immunitet poselski broni przed prokuratorem.

Pusty śmiech budzą również kandydatury na ministrów nowego rządu pod egidą Tuska. Na ministra finansów proponuje się niejakiego Ryszarda Petru. Petru jak pamiętamy wsławił się stworzeniem całkowicie nowej algebry. Zgodnie z jej prawami 3=6. Gdy Petru ujawni pozostałe aksjomaty swojej algebry niewątpliwie zasłuży na nagrodę Nobla. Ministrem spraw zagranicznych ma szanse zostać Radosław Sikorski, który jak pamiętamy wsławił się wielce dyplomatycznym podziękowaniem Amerykanom za uszkodzenie gazociągu Nord Stream.

Wszystko przebija jednak faktyczne a nie hipotetyczne stanowisko europosła dla Włodzimierza Karpińskiego byłego ministra skarbu w rządzie Donalda Tuska, byłego sekretarza miasta w stołecznym Ratuszu, byłego prezes Miejskiego Przedsiębiorstwa Oczyszczania w Warszawie, który 9 miesięcy spędził w areszcie pod zarzutem przyjęcia łapówki. Karpiński na pewno nie jest żoną Cezara. A do zaszczytów w parlamencie europejskim takie jak jego kwalifikacje są pożądane. Nie będzie pierwszym łapówkarzem w tym gronie. Cóż dodać – jaki pan taki kram.

Mokotowska 50, czyli komuna wiecznie żywa. Święte prawo własności ukradzionej.

Mokotowska 50, czyli komuna wiecznie żywa. Święte prawo własności ukradzionej.

Izabela Brodacka

Znana wielu, a mi z autopsji, była po wojnie sprawa tak zwanych promes budowlanych. Komunistyczne władze nie radząc sobie z odbudowywaniem zniszczonej przez Niemców stolicy udzielały przedwojennym właścicielom nieruchomości zgody na jej odbudowanie zobowiązując się, że pozostanie ona we władaniu i użytkowaniu tych właścicieli. To zobowiązanie władz nazywało się właśnie „ promesą budowlaną”. Oczywiście komunistyczne władze nie miały najmniejszego zamiaru swoich zobowiązań dotrzymywać i w dniu zakończenia budowy do mieszkania czy willi wprowadzani byli na gotowe kwaterunkowi lokatorzy, najczęściej ze sfer ubecko- milicyjnych. Nie uczestniczyli w kosztach eksploatacji i ogrzewania budynku i żądali od właściciela wykonywania nawet najdrobniejszych napraw w użytkowanym mieszkaniu. Pamiętam, że cała nasza rodzina obsługiwała, również w nocy, piec centralnego ogrzewania, bo nie stać nas było na palacza, a ojciec klnąc jak szewc naprawiał lokatorom spłuczkę w toalecie i wymieniał uszczelki w kranach. Lokatorzy panoszyli się w cudzym ( należącym do siostry mojej matki) domu przekonani o swoich prawach.

Podobno mamy niepodległość, podobno komuna upadła lecz komunistyczna mentalność i sposób zarządzania społeczeństwem się nie zmieniły. Kilka miesięcy temu opisywałam sprawę pani Bargieł, której ojciec po wojnie przebudował rozpadający się baraczek czy magazyn na domek jednorodzinny o powierzchni przeszło 80 metrów kwadratowych. Oczywiście otrzymał wszelkie niezbędne pozwolenia. Już w wolnej Polsce gmina usiłuje wyeksmitować panią Bargieł do dwudziestometrowego lokalu socjalnego bez mowy o zwrocie poniesionych przez rodzinę nakładów, które niezależny ekspert (powołany przez sąd a nie przez panią Bargieł) wycenił na milion złotych. Z podobną sprawą mam do czynienia obecnie.

Dotyczy zabytkowej kamienicy przy ulicy Mokotowskiej 50 w Warszawie gdzie usiłuje się „wyrzucić” dyplomowanego muzyka z adaptowanego przez niego na mieszkanie strychu.

Historia jego prac adaptacyjnych rozpoczęła się w roku 1990. Muzyk otrzymał zgodę Wydziału Spraw Lokalowych Urzędu Dzielnicowego. Strych pochodził z wykazu pomieszczeń do adaptacji na cele mieszkalne zgodnie z Rozporządzeniem Ministra Budownictwa. Z różnymi kolejami losu artysta wybudował w oparciu o pełną dokumentację i wyłącznie za swoje pieniądze lokal, w którym z rodziną mieszka ponad 20 lat. Wymienił zniszczone elementy więźby, wzmocnił legary, ocieplił dach, zmienił pokrycie dachu i zmurszałe krokwie- wszystko pod specjalistycznym nadzorem budowlanym i za zgodą konserwatora zabytków.

Niespodziewanie gmina Śródmieście w 2021 r postanowiła wykonać remont na połowie dachu kamienicy nad mieszkaniem muzyka. Jednak przez ponad dwa lata nikt nie interesował się ani faktycznym stanem zachowania dachu (brak ekspertyz) ani pozostałą częścią dachu nad sąsiadami. Aktualnemu inwestorowi, który wpakował w przebudowę spore pieniądze przydzielono mieszkanie zamienne o znacznie niższym standardzie, nie dając żadnej gwarancji powrotu do przebudowanego lokalu. Co gorsza z zamiarem zniszczenia elementów stałej zabudowy lokalu i z pisemnym potwierdzeniem braku możliwości ich odtworzenia.

Pikanterii tej sprawie dodaje fakt, że nikt z decydentów nawet nie sprawdził jak wygląda faktyczny stan dachu od strony wnętrz. Nie ma też mowy o kwestiach odszkodowawczych a obiecana możliwość wykupu lokalu, pozostająca tak jak w przypadku pani Bargieł w sferze mglistych obietnic, została anulowana. Informacja o decyzji odsprzedania lokali mieszkańcom pojawiła się na tablicy w urzędzie przy Nowogrodzkiej ale została szybko zdjęta. Zgromadzono liczną korespondencję pomiędzy zainteresowanymi osobami a gminą, w której zmienia się powody remontu jak rękawiczki. Są liczne dowody, że to sprawa szyta grubymi nićmi i bezprawnie kontynuowana.

Opisywany problem zastanawia zwłaszcza w świetle częstego nadbudowywania pod pretekstem remontu kolejnego piętra nad dachami okolicznych zabytków.

Wniosek nasuwa się sam. Gdy potomkowie stalinowców osadzonych w skradzionych prawowitym właścicielom mieszkaniach wykupili te lokale za około 10% wartości rynkowej, sprzedaż mieszkań kwaterunkowych została wstrzymana. Faktycznie niektórzy szczęśliwcy zdołali również uwłaszczyć się za te 10%, zapewne by usankcjonować wykup apartamentów w Alei Róż, Alei Przyjaciół czy przy Szucha 16 zrabowanych przez komunę ich właścicielom. Obecnie przedwojennym właścicielom mieszkań proponuje się czasami ich wykup po cenie rynkowej podczas gdy w ramach fałszywej reprywatyzacji złodzieje kupowali kamienice, a właściwie roszczenia do kamienicy nawet za 50 złotych (taki rekord dotyczy kamienicy przy ulicy Hożej w Warszawie) i te kamienice „odzyskiwali”. W ten złodziejski proceder zaangażowane były sądy potwierdzające pełnomocnictwa podpisane przez osoby nie żyjące od przeszło stu lat, notariusze i adwokaci. Pewna pracownica ratusza powiązana podobno rodzinnie ze znanym adwokatem Robertem Nowaczykiem zajmującym się skupowaniem roszczeń uzyskała przeszło 40 milionów odszkodowania za nieruchomości których nigdy nie posiadała. Jak wyliczono w akcie oskarżenia prawnik wywalczył dla swoich klientów około 96 milionów złotych z tytułu odszkodowań, zwrot ponad 40 kamienic i działek. Nowaczyk wyratował się od odpowiedzialności prawnej współpracując z prokuraturą, a w lipcu tego roku uprzejmie młodo zmarł. Nic nowego się już od niego nie dowiemy.

Trzecia Rzeczpospolita odwołując się do tradycyjnych wartości zamieniła je w parodię. „Święte prawo własności” w III Rzeczpospolitej oznacza „święte prawo własności ukradzionej”, prawna ochrona praw nabytych nie znaczy po prosu nic. Ojciec pani Bargieł przeliczył się uważając, że przebudowując w zgodzie z promesą barak i zamieniając w domek jednorodzinny zabezpieczył swoją rodzinę. Artysta przeliczył się angażując finansowo i rzeczowo w przebudowę strychu przy Mokotowskiej 50. Urzędnik gminy jednym pismem jest w stanie anulować wszelkie podjęte wobec niego zobowiązania.

50 lat Cyrku Polskiego czyli elita przy władzy

50 lat Cyrku Polskiego czyli elita przy władzy

Izabela Brodacka, 18 listopada 2023

W 1970 roku, w 25 rocznicę powstania Sejmu, na ulicach Warszawy pojawiły się plakaty z tekstem „25 lat Cyrku Polskiego”. Na rozkaz rozjuszonej komunistycznej władzy specjalne grupy porządkowych zdzierały te plakaty, choć nie była to bynajmniej akcja małego sabotażu opozycji, a tylko zwykły zbieg okoliczności.  

Sale różnych szacownych instytucji niejedno w historii widziały. W październiku 1960 r. Nikita Chruszczow na Sali obrad ONZ walił butem w pulpit. W 2015 roku Bronisław Komorowski podczas wizyty w japońskim parlamencie najpierw wszedł w butach na fotel spikera, a później przywoływał generała Stanisława Kozieja słowami: “chodź, szogunie”. W październiku 2016 roku polityk brytyjski Steven Woolfe wdał się w bójkę z kolegą z partii Mike’m Hookem. Do incydentu doszło podczas spotkania wewnętrznego członków UKiP. (Partii Niepodległości Zjednoczonego Królestwa) w związku z decyzją deputowanego, który postanowił zmienić partyjne barwy i dołączyć do brytyjskich Torysów. W 2000 roku Gabriel Janowski zatruty podstępnie podanymi mu narkotykami skakał po ławach sejmowych i został wyniesiony z sali obrad przez straż marszałkowską.

Jednak takiego cyrku jakim jest obecny Sejm polski nigdy nie widzieliśmy.

Marszałkiem Senatu została Małgorzata Kidawa- Błońska. To przedstawicielka prawdziwej elity intelektualnej. Zdystansowała głębią swych wypowiedzi nawet Ewę Kopacz Trzeba pamiętać, że Ewa Kopacz jest autorką rewolucyjnej koncepcji wyginięcia dinozaurów, zgodnie z którą dinozaury wytłukli kamieniami pierwotni ludzie. Fakt, że pomiędzy erą w której żyły dinozaury a pojawieniem się homo sapiens jest różnica kilkudziesięciu milionów lat dla Ewy Kopacz nie ma najmniejszego znaczenia. To prawdziwy przewrót kopernikański w geologii i antropologii. Ewa Kopacz niewątpliwie otrzyma nagrodę Nobla, a przynajmniej doktorat honoris causa Uniwersytetu Makerere. Na ministra finansów KO proponuję niejakiego Ryszarda Petru. Petru jak pamiętamy wsławił się stworzeniem całkowicie nowej algebry. Zgodnie z jej prawami 3=6. Gdy Petru ujawni pozostałe aksjomaty swojej algebry niewątpliwie też zasłuży na nagrodę Nobla.

Marszałkiem Sejmu został Szymon Płaczliwy zwany odtąd Szymonem Rotacyjnym albo ze względu na szczególną urodę – laleczką Chucky. Jak mówią złośliwi ex-katolik i ex- talent. Wśród wicemarszałków jest Krzysztof Bosak ex- tańczący z wilkami (przepraszam, ex-tańczący z gwiazdami) oraz pani Dorota Niedziela z KO. Jako priorytet swojej działalności pani Dorota postuluje przeforsowanie wpuszczania psów do budynku Sejmu i do ogrodów sejmowych Dodajmy, że pies pani Doroty – jak sama oznajmiła wyborcom – waży tylko 4,5 kilograma czyli tyle co duży kot. Mogłaby go właściwie przemycać pod swetrem. Piesek pani poseł miał poza tym prekursora, słynną Sabę marszałka Ludwika Dorna. Saba, niby sznaucer, swobodnie przechadzała się po Sejmie, była wyprowadzana przez borowców i doczekała się nawet inwokacji prezydenta Kwaśniewskiego. Brzmiała ona mniej więcej tak ( cytuję z pamięci): „ Ludwiku Dornie, psie Sabo, błagam, nie idźcie tą drogą”. Pani Dorota będzie mogła się oczywiście powołać również na precedens Incitatusa, którego cesarz rzymski Kaligula uczynił senatorem. Incitatus mieszkał w marmurowej stajni, jadł ze żłobu z kości słoniowej, nosił uprząż wysadzaną drogocennymi kamieniami, chodził okryty purpurą i miał do dyspozycji osiemnastu służących. Pies Pani Doroty ma więc przed sobą wielką przyszłość a ona sama bardzo wiele do zrobienia dla społeczeństwa.

Wśród senatorów widzimy Rafała Grupińskiego z KO oraz Michała Kamińskiego. Rafał Grupiński to człowiek orkiestra. Był ministrem, wydawcą, pisarzem, członkiem licznych rad i fundacji. Wchodził w skład Rady Muzeum Historii Żydów Polskich Polin w Warszawie lecz zasiadał również kiedyś w radzie nadzorczej Przedsiębiorstwa Produkcyjno-Handlowego AGROPOL w Sokołowie. Michał Kamiński to taki Jaś Wędrowniczek ( bon mot zapożyczyłam od Witolda Gadowskiego) polskiej sceny politycznej. Z pewnością będzie mógł wykorzystać swoje doświadczenie w transferach.

Jak Państwo widzą piszę tylko o wybitnych postaciach. Bardzo ciekawie wygląda droga życiowa i polityczna Włodzimierza Karpińskiego. Karpiński przebywający w więzieniu w związku z aferą śmieciową w Warszawie obejmuje mandat europosła, który chroni go przed prokuratorem. Nic nowego – mecenas Giertych ukrywający się przed prokuratorem za granicą też zostaje posłem co daje mu chwilowo ochronę przed zbytnią dociekliwością śledczych. Mecenas Giertych z racji wykształcenia i praktyki kryminalnej ma najwyższe kwalifikacje aby zostać ministrem sprawiedliwości. To słuszna droga. Najlepszym ekspertem w sprawie podpaleń jest przecież piroman -z atem piromana powinno się zatrudniać jako naczelnika Straży Pożarnej. Jak wiadomo hakerów zatrudnia się do walki z przestępstwami komputerowymi.

Do ustawowej walki z hejtem w Internecie może być zatem powołany Krzysztof Brejza – jak sam podaje- zawód senator. Teraz będzie podawał- zawód poseł. Pamiętam jak za czasów komuny zaśmiewaliśmy się z pewnego generała lotnictwa, który w sądzie podał jako swój zawód – generał. Pomimo, że ten generał wysłał na pewną śmierć dwóch lotników większość społeczeństwa nabrała do niego sympa

tii. Powszechnie wiadomo, że większość ludzi zdecydowanie woli osoby śmieszne od poważnych. Nie bez przyczyny, swego czasu, gwiazdą internetowych filmików stał się niejaki Kononowicz z Białegostoku, lansowany przez internautów na prezydenta RP. Ludzie wolą również na ogół niezamierzony talent komiczny od profesjonalnego rozbawiania. Podobny jak pan Kononowicz talent miał niegdyś Władysław Gomułka.

Niezamierzony, lecz duży efekt komiczny to również jedyne rozsądne wyjaśnienie niesłabnącego poparcia dla Donka, pomimo braku jakichkolwiek realnych tego podstaw. Donek to specjalista najwyższej klasy. Swą pokerową twarzą mógłby konkurować z Buster Keatonem. A jego sejmowa drużyna obok profesjonalnych błaznów ma wielu utalentowanych amatorów.

Sam tego chciałeś Grzegorzu Dyndało.

Sam tego chciałeś Grzegorzu Dyndało.

Izabela BRODACKA

Powiedzonko „Tu l’as voulu, Georges Dandin” pochodzi z komedii „George Dandin ou le Mari confondu” Molière’a. Tytuł tłumaczy się: „ Grzegorz Dyndała albo mąż zmieszany” Bohater komedii Molière’a to chłop, który żeni się przez snobizm ze szlachcianką i potem cierpi nieustannie poniżany przez żonę. Powiedzonko to, które stało się właściwie związkiem frazeologicznym oznacza, że ktoś narobił sobie problemów na własne życzenie.

Takich problemów narobili sobie ostatnio obywatele naszego kraju.

Polska? Polski już nie ma”. Tak powiedziała podobno posłanka PiS Anna Zawadzka wychodząc z posiedzenia Parlamentu Europejskiego. Miała zapewne na myśli, że jeżeli sprawy potoczą się według wybranego przez Niemców scenariusza utracimy niepodległość i niezależny byt.

Jeżeli posłanka ma rację ten ponury scenariusz zostanie zrealizowany właśnie na nasze własne życzenie. Od dłuższego czasu Niemcy wiodący główną rolę w UE dążą do zlikwidowania państw narodowych na rzecz federacji, superpaństwa, czy – jeżeli zechcemy tak ten twór nazwać – IV Rzeszy. Mówią o tym od lat otwartym tekstem. Kanclerz Gerhard Fritz Kurt Schröder występujący potem jako wspólnik i lobbysta rosyjskiego sektora energetycznego powiedział kiedyś, że załatwi czapką pieniędzy to czego nie załatwił Hitler zbrojnie, a obecny kanclerz Olaf Scholz w swoim programie wyborczym w sposób jawny umieścił plany federalizacji UE.

Pierwszy krok został już zrobiony. Komisja Europejska przegłosowała zmiany w traktacie Unii Europejskiej. Przede wszystkim zniesienie zasady jednomyślności. Zlikwidowanie prawa weta w 65 niezwykle istotnych kwestiach. Przymus wprowadzenia waluty euro. Ograniczenie do 15 liczby przedstawicieli państw w Komisji Europejskiej.

Wynika z tego że wiele państw, w tym zapewne Polska, nie będzie miało swego przedstawiciela. W projektowanym superpaństwie europejskim znikną państwa narodowe. Nasz kraj stanie się tylko mało znaczącym landem tworzonej właśnie IV Rzeszy. Bez prawa do podejmowania decyzji w najistotniejszych sprawach takich jak obronność, podatki, polityka zagraniczna. Przy oddaniu pod zarząd Unii gospodarki leśnej i rolnej.

Jedynym planem koalicji, która pomimo przegranych wyborów pretenduje do objęcia władzy jest zlikwidowanie wszystkiego co się da. IPN, CBA, TV-info, CPK. Oraz jeżeli nie zlikwidowanie to poważne ograniczenie liczebności armii polskiej. Inaczej mówiąc koalicja planuje, jak słynny pan Kononowicz, że nie będzie niczego. Zmiany w traktatach Unii Europejskiej będą wymagały ratyfikacji przez rządy państw członkowskich. Czy możemy liczyć, że rząd Tuska te zmiany odrzuci? Przecież Tusk po to został wysłany do Polski żeby realizować niemieckie plany a Ursula von der Leyen gratulowała mu stanowiska premiera na dwa lata przed wyborami. Budżetem, czyli liczeniem pieniędzy, ma się w nowym rządzie zamiar zajmować niejaki Ryszard Petru, który jak pamiętamy nie odróżnia trzech od sześciu. Doliczył się sześciu króli udających się do stajenki aby złożyć hołd Jezusowi.

PiS wpędził się w kłopoty też w pewnym sensie na własne życzenie. Nie wyciągnięto wniosków z historii Beaty Sawickiej. Wulgarna aferzystka i łapowniczka, specjalistka od „ kręcenia lodów” ,czyli oszustw, zyskała sympatię społeczeństwa jako zakochana kobieta, a nagłośnienie jej sprawy przyczyniło się do przegrania przez PiS wyborów w 2007 roku. Również niepotrzebne nagłaśnianie wybryków niejakiej Jachiry sprawiło, że ta zdecydowanie niezrównoważona osoba znalazła się w polskim parlamencie i musimy wysłuchiwać piramidalnych głupot, które opowiada. Przed wyborami wielokrotnie pokazywano w mediach Jachirę wściekle nakłuwającą igłą czy szpilką figurkę Jarosława Kaczyńskiego. Ja sama widziałam to kilka razy. Dla młodzieży była to świetna zabawa i dobra rekomendacja na (p)osła. Zresztą zgodnie z zasadą – niech mówią źle czy dobrze byle nie przekręcali nazwiska. Obecnie było podobnie – nieustanne mówienie o Tusku w negatywny sposób utwierdziło widzów w przeświadczeniu, że jest on bardzo ważną i wpływową osobą, a ludzie jak wiadomo lubią opowiadać się po stronie silniejszych. Należało lekceważyć tego ryżego kłamczucha i jak to się brzydko mówi zamilczeć go na śmierć. Również zupełnie niepotrzebnie na kilka dni przed wyborami zaprezentowano nagrania Banasia. To powtórka z Sawickiej. Nie ma sensu teraz dywagować czy lubimy identyfikować się z oszustami i krętaczami jak Sawicka czy opowiadamy się po stronie tych, których uważamy jak Tuska za wygranych. To zajęcie dla psychologów społecznych i socjologów na najbliższe lata.

O wiele istotniejsza jest jednak kwestia prawomocności wyborów. Jak wszyscy wiemy w czasie ostatnich wyborów kwitła turystyka wyborcza. Specjalna strona internetowa pozwalała wchodzącym na nią ocenić w jakim obwodzie wyborczym ich głos będzie miał największą siłę. Podział mandatów według metody d’ Hondta sprawia, że jeden głos we własnym obwodzie wyborczym może mieć wagę pięciu głosów w innym obwodzie. Autobusy z przeciwnikami PiS krążyły po kraju a ludzie pokazujący zaświadczenie uprawniające do głosowania w innej niż własna, związana z adresem zamieszkania, komisji byli wpuszczani do lokalu wyborczego, tworzyli ogromne kolejki i głosowali czasem prawie do rana. Nikt nie przestrzegał obowiązującego terminu zamknięcia lokalu wyborczego. Co gorsza honorowano kopie tych zaświadczeń tak, że te same osoby miały możliwość wielokrotnego głosowania. Zdumienie budzi fakt, że nikt nie podnosi tej sprawy w trybie protestu wyborczego w celu unieważnienia wyborów. Turystyka wyborcza była organizowana według specjalnie opracowanego przez matematyków algorytmu. To też nie jest zgodne z prawem wyborczym.

PiS jako partia oraz jej prezes Jarosław Kaczyński byli niestety przeciwni projektowi zmiany systemu wyborczego na system JOW- jednomandatowych okręgów wyborczych, który doskonale zdaje egzamin w dojrzałych demokracjach.

Nadszedł czas na otrzeźwienie. Trzeba zadać kłam stwierdzeniu Kochanowskiego, że Polak przed szkodą i po szkodzie głupi.

===============================

mail:

Jak?? Po szkodzie?? Podaj sposób !!

Wybuchowe panny niemłode

Wybuchowe panny niemłode

Izabela Brodacka

 

Rafał Trzaskowski słynie ze szczególnego wyboru finansowanych przez niego inicjatyw i osób. Szkoda, że Trzaskowski płaci tym ludziom z naszych pieniędzy. Nie wiem czy byłby równie hojny gdyby miał świadomość, że będzie musiał te pieniądze zwrócić. Przede wszystkim zauważmy, że Rafał Trzaskowski ma feblika do dam. Nie powinno nas to dziwić, przecież Trzaskowski sam nazwał się publicznie – excusez le mot- dupiarzem.

Pierwsza z hojnie dotowanych przez Trzaskowskiego pań to Jolanta Gontarczyk. Jej zasługi nie sposób przeceniać. Jolanta Gontarczyk była funkcjonariuszką bezpieki, której powierzono trudne zadanie rozbicia ruchu katolickiego skupionego w Niemczech wokół założyciela ruchu oazowego księdza Blachnickiego. Ksiądz Blachnicki kontaktu z Gontarczyk i jej mężem nie przeżył. Przez dłuższy czas łudzono się, że informacje na temat prawdziwej proweniencji niebezpiecznej pary (Jolanty Gontarczyk posługującej się pseudonimem Panna, a od pewnego czasu nazwiskiem Lange i jej męża o pseudonimie Yan ) tak zdenerwowała księdza Blachnickiego, że zmarł na serce. Niedawno zostało ujawnione, że ksiądz z całą pewnością został otruty. Jolanta Gontarczyk nie czekając na ewentualne działania śledcze z jej udziałem, spóźnione zresztą o przeszło 20 lat, zwiała właśnie do Nowej Zelandii, która nie ma z Polską umowy o ekstradycji przestępców.

Miałam nieprzyjemność być sąsiadką pani Gontarczyk vel Lange gdyż w nagrodę za swoje zasługi, po śmierci księdza Blachnickiego i ucieczce z RFN, Gontarczykowie otrzymali od miasta w prezencie mieszkanie w zabytkowej kamienicy przy ulicy Poznańskiej. Gontarczyk przyglądała mi się wrogo na podwórku a ja nie wiedząc kto to jest zastanawiałam się czym mogłam tę elegancką damę urazić. Swoje mieszkanie Gontarczykowie sprzedali gdy atmosfera w kamienicy stała się dla nich nieznośna. Ktoś wywiesił w gablotce administracyjnej artykuł pod tytułem (o ile pamiętam) „Zabójcza Panna”. Pewnego dnia na bramie pojawiła się powieszona na konopnym sznurze kukiełka z wyciętym z gazety zdjęciem Panny zamiast twarzy i wyciekającą jej z ust krwią. Sąsiedzi mieli również wiele zastrzeżeń do działalności Gontarczyk we Wspólnocie Mieszkaniowej ale tego nie będę opisywać bo nie chcę się w tym babrać. Jak powiedział jeden z sąsiadów: „różne tu profesjonalistki mieszkały i pracowały ale takiej jak ona jeszcze nie mieliśmy”. Jak się państwo domyślają słowo „profesjonalistki” jest tutaj eufemizmem. Gontarczyk vel Lange kręciła się zawsze przy lewicy ale nawet tacy jak Miller stare komuchy woleli się jej pozbyć. Uhonorował ją Rafał Trzaskowski kwotą około 2 milionów złotych przeznaczonych na propagowanie w szkołach zboczeń płciowych. „Swój do swego po swoje”- to najkrótszy komentarz jaki mi się nasuwa.

Kolejną damą futrowaną przez Trzaskowskiego jest dość leciwa Agnieszka Holland. Niestety jego wybór nie ma zapewne związku z wiekiem lecz z jej antypolską działalnością. Piszę „niestety” bo przekonywałam kiedyś bosmana w Iławie, który nie chciał wpuścić do przystani mojej łódki, że żaglówki, kobiety i wino im są starsze tym są lepsze. Popatrzył na mnie ponuro i powiedział – „wina mogę się ewentualnie napić”. Tak więc jestem prawie pewna, że Holland nie zauroczyła Trzaskowskiego swoim wdziękiem osobistym lecz działalnością kulturalną. Być może nawet nie samą działalnością kulturalną lecz potencjałem eksplozyjnym, który w niej tkwi. Pewien zwolennik PO powiedział, że posiada ona taką siłę eksplozji jak największa rosyjska bomba termojądrowa, nazwana Car-Bomba. Car miał moc ponad 60 megaton. 30 października 1961 roku został zrzucony z wysokości ponad 10 tys. metrów ze specjalnie przerobionego Tupolewa Tu-95. Wybuch był odczuwalny nawet na Alasce, a część skalistych wysepek po prostu wyparowała. Zwolennicy totalnej opozycji mają nadzieję, że dzięki filmowi Agnieszki Holland, a przede wszystkim dzięki jej pozycji artystycznej w świecie, PiS po prostu wyparuje i będą mieli zapewnioną władzę do końca życia a nawet aż do dziesiątego pokolenia. 

Faktycznie film Agnieszki Holland pod tytułem „ Zielona Granica” jest porażający. Poraża zakłamaniem, bezczelnością ale przede wszystkim nienawiścią do Polski. Nie ma sensu się zastanawiać czy tą nienawiść wyssała artystka z mlekiem matki, czy wyćwiczyła ja brylując w salonach warszawki, czy  nienawiść do Polski jest dobrze notowana w Niemczech i we Francji i zapewnia komercyjny sukces. Pani Holland zapomniała jednak, że Polacy nie gęsi i – parafrazując Reja – swój rozum mają. Poza tym niewielu z nich ma skłonności masochistyczne i lubi być chłostanym i poniżanym. Holland dobrze odnajduje się w roli dominy i jest z niej zapewne dumna ale nas – wyrażając się potocznie -nie kręcą takie zabawy. Jak wielu komentatorów sądzę, że film Agnieszki Holland był strzałem w totalna opozycję. Trafił w kolano w stopę czy jeszcze -à discrétion -gdzie indziej ale z całą pewnością trafił. Przeciwko Holland, a więc totalnej opozycji, zagłosują najprawdopodobniej obrażani i przedstawiani jako hitlerowcy pogranicznicy i ich rodziny. Powinni zagłosować mieszkańcy terenów przygranicznych, którym sporny mur zapewnił bezpieczeństwo. Być może z obrażanymi żołnierzami straży granicznej zechcą solidaryzować się żołnierze innych formacji i ich rodziny. Powinni solidaryzować się wszyscy Polacy. Dosyć mamy chyba pedagogiki wstydu realizowanej za pomocą takich kłamliwych książek jak „ Sąsiedzi” Grossa oraz filmów takich jak ” Zielona granica”. Antypolskie filmy nie są zresztą żadną nowością. Już w czasie II Wojny Światowej w amerykańskich filmach obecne były antypolskie stereotypy. Mówi o tym książka pt. “Hollywood’s War With Poland, 1939-1945” (Wojna Hollywood z Polską 1939-1945) 

Autor książki M.B.B. Biskupski jako przykłady podaje takie filmy jak “In Our Time” (W naszych czasach) i “None Shall Escape” (Nikt nie ucieknie), oba z 1944 roku, a także popularną komedię “To Be Or Not To Be” (Być albo nie być) z 1942 r. Wspólnym mianownikiem tych antypolskich wytworów jest biografia ich twórców. 

Głupcy na swobodzie

Głupcy na swobodzie 

Izabela BRODACKA

Wariat na swobodzie największą klęską jest w przyrodzie

” – przestrzegał Czesław Miłosz. Nie do końca zgadzam się z szacownym noblistą. Parafrazując jego słowa stwierdzam, że największą klęską w przyrodzie, w społeczeństwie i w polityce jest nie wariat lecz głupiec na swobodzie.

Pisałam już o tym lecz niektóre fakty warto przypominać.

Był to rok 1995. Obowiązywały wówczas egzaminy wstępne na wyższe uczelnie. Pewna znana mi nastolatka usiłowała dostać się na socjologię na UW. Egzaminy pisemne poszły jej znakomicie, z matematyki dostała najwyższą ocenę. Poległa na egzaminie ustnym. Postawiono jej pytanie: „świat z granicami czy bez granic?”  Opowiedziała się za pozostawieniem granic, które jej zdaniem chronią przed przenoszeniem się chorób zakaźnych oraz przenikaniem w niekontrolowany sposób do kraju różnych niepożądanych osób, choćby przestępców, a także niepożądanych towarów, choćby narkotyków. „Ależ pani ma kosmatą wyobraźnię młoda damo” – powiedział jeden z zasiadających w komisji głupców z profesorskim tytułem i rozbawiony przekonywał ze swadą, że dzięki liberalnej demokracji wojen na świecie nie ma i już nigdy nie będzie, epidemie dawno zostały opanowane przez szczepienia i politykę zdrowotną, a imigranci to doskonali fachowcy, którzy wzbogacą naszą kulturę i pozytywnie wpłyną na rozwój gospodarki.

Nie dość, że głupi to dodatkowo źle poinformowany bo wprawdzie w lipcu 1995 roku skończyła się wojna domowa w Bośni I Hercegowinie, której efektem był rozpad dawnej Jugosławii, a Unia Europejska zdążyła już inkorporować 15 państw, nadal jednak trwała wojna domowa w Somali i nie było żadnych gwarancji że nie wybuchną w Afryce inne wojny. Poza tym w 1995 roku rozpoczęła się I Wojna czeczeńska. Ciekawe co powiedziałby pan profesor na temat trwającej obecnie wojny na Ukrainie oraz na temat pandemii, która – prawdziwa czy sztucznie wywołana – objęła cały świat, przenosząc się bez przeszkód z kraju do kraju.

Premier Polski zapowiedział ostatnio przywrócenie kontroli na granicy ze Słowacją, przez którą przeciekają podobno do Polski nielegalni imigranci. Już nikt nie próbuje obecnie twierdzić, że są to świetni fachowcy, inżynierowie i lekarze. To nie są również biedni ludzie, którzy jak twierdziła pewna idiotka poruszają się w zimie wpław graniczną rzeką jedząc korzonki i – jak zaprezentowała w filmie kolejna idiotka- popijając szkłem z termosu celowo rozbitego i podanego przez pogranicznika. A raczej nie idiotka lecz wredna kłamczucha, która przemyca swoje fantasmagorie jako wizję artystyczną, a pożyteczni idioci traktują to jako opis rzeczywistości.

Głupców na swobodzie dzielę na wrednych idiotów i -jak ich nazwał Lenin -pożytecznych idiotów. Pożytecznych oczywiście dla naszych wrogów a nie dla nas. Wredni idioci opowiadają kłamstwa czyli jak to się dzisiaj mówi prezentują różne nieprawdziwe narracje, a pożyteczni idioci wierzą w te kłamstwa.

Nasuwa się pytanie, którzy idiota jest gorszy – wredny czy pożyteczny?. Stalin zapytany co jest gorsze prawicowe czy lewicowe odchylenie w partii odpowiedział podobno: „ oba gorsze”. Za jego przykładem odpowiadam: „obaj gorsi”. Gdyby wredni głupcy jak Stalin i Hitler nie snuli wymyślonych przez ich spaczone umysły fantasmagorii świat nie doświadczyłby nieszczęścia stalinizmu i hitleryzmu. Gdyby nie oportunistyczni głupcy, którzy powielali i wcielali w życie te groźne brednie, niekoniecznie w nie wierząc, nie zginęłyby miliony niewinnych ludzi. Gdyby jednak liczni pożyteczni głupcy nie uwierzyli w te brednie ani Stalinowi ani Hitlerowi nie udałoby się przeprowadzić ich morderczych planów. 

Nie dajmy się zwariować. Nie zapisujmy się do grona pożytecznych idiotów, którzy przełkną każdą brednię, nie zauważając oczywistych sprzeczności.  Jeżeli Tusk chciał przyjąć tysiące imigrantów zaproszonych do Europy przez Merkel to jaki sens ma roztrząsanie przez niego sprawy kilkuset nielegalnie wydanych wiz? Jeżeli nasze władze pod pretekstem pandemii ograniczały liczbę uczestników rodzinnych spotkań i reglamentowały nawet dostęp do kościoła czy na cmentarz to zgodnie z jaką logiką przepuściły przez nasz kraj przeszło 7 milionów nieszczepionych i nieprzebadanych Ukraińców, a prawie dwóm milionom pozwoliły się osiedlić przyznając im pesel, prawa obywatelskie, bezpłatne leczenie, zasiłki i emerytury?

Albo zatem bzdurą była pandemia i nasze władze dobrze o tym wiedziały, albo przedkładają one interesy Ukraińców nad dobro obywateli własnego kraju. Jeżeli nawet to prawda, że nielegalnie wydane wizy uzyskiwano za łapówki to czy słynny doktor koperta, którego tylko immunitet chroni przed prokuratorem nie ośmiesza się bijąc w tej sprawie  na alarm?

Niedoszła studentka socjologii skończyła studia przyrodnicze i zajmuje się dydaktyką. Uczy matematyki. Jest bardzo zadowolona, że nie musi uczyć historii czy biologii. Biologia została znowu, jak za czasów Miczurina i Łysenki, zindoktrynowana. Wprawdzie nie musimy już wierzyć w dziedzicznie cech nabytych (na przykład mrozoodporności) i możliwość hodowania gruszek na wierzbie lecz każą nam wierzyć w jeszcze gorsze brednie. Choćby w globalne ocieplenie i słuszność walki z emisją CO2,  który jest przecież podstawowym surowcem asymilacji czyli gazem życia. Zmuszają również do popierania bredni genderowych.

Najlepszym dowodem pączkowania totalitaryzmu jest powrót obyczaju „rozrabiania” kolegów z pracy i ze studiów. Dokładnie jak za czasów Stalina gorliwi aktywiści uczelniani domagają się usunięcia ze studiów kolegów o niepoprawnych politycznie poglądach, a izba lekarska nagminnie odbiera prawo wykonywania zawodu lekarzom, którzy prezentowali inne niż obowiązujące poglądy na temat pandemii. Sądy, o których niezawisłość tak się troszczy UE skazują na karę bezwzględnego pozbawienia wolności dziewczynę, która wydarła innej szmacianą torbę tylko dlatego, że była to torba tęczowa, a więc niezwykle ideologicznie cenna. To czyste wariactwo.

Jeżeli jednak świat zwariował, jeżeli wokół nas są głupcy my musimy zachować zdrowy rozsądek.

Wraca nowe

Wraca nowe 

Izabela Brodacka

Wszyscy pamiętamy uroczą książeczkę dla dzieci Janusza Korczaka pod tytułem: „Król Maciuś Pierwszy”. Korczak dobrotliwie przekonuje w niej dzieci, że nie wystarczą dobre intencje i chęć dogodzenia wszystkim, że rządzenie państwem jest trudną i odpowiedzialną sztuką, a każdy błąd ma poważne konsekwencje.

Donald Tusk przez niektórych uważany za Króla Donalda Pierwszego nie ma raczej dobrych intencji. Jednak w czasie wyścigu obietnic związanym z kampanią wyborczą, chcąc dogodzić wszystkim, zdecydowanie prześciga innych kandydatów w proponowanych głupotach. Jedną ze stu idiotycznych obietnic Tuska jest obietnica zlikwidowania prac domowych zadawanych dzieciom i młodzieży, które nazwane zostało przez niego reliktem dziewiętnastowiecznego modelu oświaty. Cały system obowiązkowej oświaty powszechnej jest wynalazkiem dziewiętnastego wieku, ale jak na razie nikt nie kwestionuje jego skuteczności i poprawności poza libertarianami czy anarchistami, którzy jak słynny Kononowicz chcieliby żeby nie było niczego. Bezpłatnej oświaty, bezpłatnego lecznictwa, ubezpieczeń społecznych i innych instytucji współczesnego państwa. Tymczasem z powszechną oświatą jest podobnie jak z demokracją – jest to system pełen wad lecz jak na razie nie wymyślono nic lepszego. Zwolnienie od prac domowych, to znaczy zakaz zadawania prac domowych przez nauczycieli, oznaczałby zwolnienie ucznia z obowiązku samodzielnej pracy.

Tymczasem jak wiadomo nie wystarczy zrozumienie jakiegoś tematu czy problemu, które można uzyskać na lekcji, żeby się w tym temacie swobodnie poruszać, żeby zdobytą wiedzą operować. Nie wystarczy na przykład rozumieć zasady algebry żeby nie robić błędów rachunkowych w obliczeniach. Trzeba zdobyte umiejętności wyćwiczyć. Moim uczniom, którzy zgłaszają podobne jak Tusk idiotyczne postulaty nieodmiennie tłumaczę- wysłuchaj na przykład zrozumiałego dla ciebie wykładu na temat narciarstwa i zjedź z Kasprowego, albo wysłuchaj wykładu na temat konnej jazdy i wygraj wyścig, albo po zdaniu egzaminu z przepisów drogowych, bez lekcji jazdy, siądź za kółkiem. Bez treningu, bez wyrobienia sobie tego co można nazwać pamięcią mięśniową nie da się uprawiać żadnego sportu, ani prowadzić samochodu, ani wykonywać niezbędnych dla pracy inżyniera obliczeń. Uczniowi który pyta mnie do czego będą mu w życiu potrzebne „ tangensy i logarytmy” odpowiadam brutalnie-  „zapewniam cię, że jeżeli będziesz sprzedawał buraki na bazarze nie będą ci do niczego potrzebne”. Powinnam chyba dodawać- „ również  jeżeli będziesz politykiem a w szczególności europosłem nie będą ci do niczego potrzebne”.

Większość  uczniów rozumie znaczenie własnej pracy w zdobywaniu wiedzy, domagają się wręcz żeby im coś zadawać do domu, albo proszą o sprawdzenie nie zadanych wypracowań czy rozwiązanych dobrowolnie w domu zadań. Problem pracy samodzielnej ucznia można oczywiście rozwiązywać na różne sposoby. Można wprowadzić -jak we Francji -popołudniowe zajęcia szkolne podczas których uczniowie odrabiają lekcje pod kierunkiem nauczyciela. Można – jak w szkołach brytyjskich- wprowadzić instytucję tutora, który opiekuje się uczniem i pomaga mu w samodzielnej pracy. Prace domowe mogą nie być przymusowe. Ich przydatność dla miejsca na wyższej uczelni, czy dobrego wykształcenia gwarantującego później pracę weryfikuje życie. Tuskowi sekunduje w idiotycznych pomysłach Hołownia proponujący tęczowe paski na świadectwach co ośmiesza ideę wyróżniającego dobrego ucznia paska białoczerwonego. To tyko zwykła głupota i ukłon w kierunku środowisk LGBT. Naprawdę groźna jest jednak kolejna propozycja Hołowni. Chce on zlikwidować ocenę z zachowania, którą uważa za represyjną i wprowadzić w jej miejsce samoocenę uczniów. Hołownia jest zbyt młody, albo za słabo wykształcony żeby rozumieć, że budzi w ten sposób ducha Makarenki. Samocena uczniów, albo co gorsza ocena ich przez kolektyw były praktykowane w czasach stalinowskich. W mojej szkole podstawowej uczniowie, na których doniósł ktoś z kolektywu czyli gorliwy kolega o zetempowskiej mentalności, musieli składać na apelu samokrytykę przed całą szkołą. Do dziś pamiętam chłopczyka, który stojąc na apelu przed kolegami i nauczycielami nie mógł wydusić ani słowa a potem wypłynęła mu na oczach całej szkoły kałuża moczu z nogawki. Na drzwiach naszej klasy partyjna wychowawczyni, awansowana z PGR, umieściła specjalną skrzynkę, do której gorliwi wrzucali donosy na kolegów. Potem uczniowie musieli tłumaczyć się przed całą klasą a klasa oceniała ich postawę. To właśnie nazywało się wówczas samooceną albo oceną przez kolektyw. Była to replika podobnych seansów donosicielstwa, które odbywały się w zakładach pracy. Nazywane były potocznie „rozrabianiem kogoś”. Osoba  „rozrabiana” , wskazana przez tak zwany kolektyw czyli przez złośliwych, gorliwych albo po prostu głupich kolegów zmuszana była do składania publicznej samokrytyki, do upokarzania się przed dyrekcją i kapusiami uważającymi się za cenzorów moralności. Takie seanse podłości i nienawiści wzorowane były na sowieckiej Rosji gdzie skazani na karę śmierci składali przed partyjnymi kolegami samokrytykę a czasem dziękowali za otrzymany wyrok albo domagali się surowego wyroku również dla kolegów równie niewinnych jak oni. Wyroki były pokłosiem rozgrywek Stalina z kolejnymi ekipami uważanymi przez niego za konkurencję.

Natomiast na Uniwersytecie Warszawskim grupa hunwejbinów wśród których był Leszek Kołakowski sowieckim wzorem „rozrobiła” profesora Tatarkiewicza. Młodzi nie pamiętają tych ponurych czasów lecz powinni rozumieć, że ocena ludzi opiera się i powinna opierać na ścisłym podziale na oceniających i ocenianych. Pomieszanie tych grup oznacza zawsze albo stalinizm, albo nepotyzm i łapownictwo. Uczniowie krytykujący swoich kolegów albo podlizują się nauczycielom  łamiąc uczniowską solidarność grupową albo uczestniczą w zbiorowym oszustwie oceniając zaprzyjaźnionych kolegów zbyt wysoko. Zarówno Tuskowi jak Hołowni brakuje wyraźnie wykształcenia i umiejętności logicznego myślenia.

 Przekraczanie granic

 Przekraczanie granic  

Izabela Brodacka

     Miałam ostatnio okazję rozmawiać z mieszkającą w Paryżu koleżanką, która jest autorką wielu książek i wykładowcą filozofii, więc powinna chyba starać się myśleć logicznie. Kiedy wyraziłam swoją uzasadnioną dobrą opinię o stanie Białorusi pod rządami Łukaszenki zaczęła wykrzykiwać, że Łukaszenko jest zbirem i sługusem Putina i z tego samego faktu wynika, że na Białorusi jest i będzie skrajna nędza.

Dodajmy, że nigdy nie była na Białorusi, a swoje zdanie opiera jak sądzę na stanowisku francuskich sowietologów. Przyjmijmy, że Łukaszenko jest faktycznie wcielonym diabłem. Faktem jest również, że Łukaszenko organizuje graniczne burdy mające na celu destabilizację sytuacji w naszym kraju. Nieistotne czy robi to pod dyktando Putina czy rewanżuje się w ten sposób za udział naszych aktywistów w organizowanych przeciwko jego władzy puczach. W takim razie nie mamy innego wyjścia niż obrona przed nasyłanymi przez Łukaszenkę nielegalnymi imigrantami przywożonymi na granicę przez białoruskie służby i czynnie atakującymi polskich pograniczników. Łukaszenko – zgadzam się-  jest obecnie sługusem Putina, a ci uchodźcy są sługusami Łukaszenki odgrywającymi wyznaczone przez niego role. W tej sprawie stanowisko znajomej jest jednak całkowicie inne i zupełnie nielogiczne.

Wpisuje się w narrację Holland i całego środowiska. Środowiska wrogów Polski uważających się niesłusznie za polską elitę. Nie da się tych ludzi inaczej określić. Nielegalni imigranci zdaniem Holland i jej akolitów to biedni ludzie, którzy szukają swego miejsca na ziemi, a brutalne polskie służby im to uniemożliwiają.

Gdzie tu sens gdzie tu logika- jak powiedział mały Jasio, który zepsuł powietrze w klasie i został za to wyrzucony za drzwi. Tuwim powiedziałby natomiast, że 

 ci ludzie: patrząc – widzą wszystko  o d d z i e l n i e:

     Że dom… że Stasiek… że koń… że drzewo…

    Jak ciasto biorą gazety w palce

     I żują, żują na papkę pulchną,

     Aż, papierowym wzdęte zakalcem,

     Wypchane głowy grubo im puchną.

      To fragment wiersza Tuwima zatytułowanego „Mieszkańcy”. powszechnie znanego pod tytułem „ Straszni mieszczanie”. Tuwim w Drugiej Rzeczpospolitej miał wyraźnie kompleks obywatela drugiej kategorii, bo ziejąca z tego wiersza nienawiść do klas wyższych uosabianych dla niego przez mieszczaństwo wyraźnie przekracza postulaty i wymagania socrealizmu sformułowane przez Melanię Kierczyńską, a właściwie Melanię Cukier. Szkoda tonera i klawiatury na pisanie o tej ponurej postaci. 

Tuwim w podobnej sytuacji napisał: „szkoda papieru i atramentu tudzież peiperu i putramentu” nawiązując do równie ponurych postaci literatury polskiej tego okresu jakimi byli socrealistyczni pisarze Peiper i Putrament. Tuwim niewątpliwie był mistrzem słowa a to co przypisywał mieszczanom można odnosić raczej do głupców.

Kamieniem obrazy dla Holland, Jandy, Tokarczuk, licznych innych aktorów, pisarzy, a ogólnie rzecz biorąc ludzi sztuki i nauki jest fakt, że do głosu doszły w Polsce środowiska o innych niż oni poglądach, o innym zapleczu kulturowym, wdeptane kiedyś w ziemię przez komunę. Ja nazywam tych wszystkich, obrażonych na rządy dobrej zmiany, stalinowską grupą interesu. Ich rodziny albo oni sami instalowali w Polsce komunizm i dzięki temu stali się elitą w sensie dostępu do wszelkich dóbr. Były to zrabowane prawdziwym właścicielom mieszkania, cudze pałace, elitarne uczelnie i stypendia zagraniczne. Udało im się przejść suchą stopą przez czerwone morze komunizmu. W czasie gdy akowcy gnili w więzieniach stalinowska grupa interesu brylowała w cudzych pałacach. Udało im się również wepchnąć do opozycji a właściwie na czoło opozycji i w imieniu społeczeństwa dogadali się ze swoimi przy Okrągłym Stole. Wydawało im się, że taki stan będzie trwał wiecznie, że stali się jak brytyjska rodzina królewska niejako arystokracją rodową. Czy rządzą dobrze czy źle czy prowadzą się dobrze czy skandalicznie ich pozycja jest nienaruszalna. Gdy władza i przywileje zaczęły wymykać się z rąk przedstawicielom naszej arystokracji z sowieckim tankiem w herbie, ogarnęła ich wściekłość i nienawiść.

Jak ktoś słusznie powiedział obecna walka o władzę toczy się – symbolicznie rzecz biorąc- pomiędzy trzecim pokoleniem AK oraz trzecim pokoleniem UB. Ten podział się spetryfikował dlatego wydaje się, że w Polsce żyją dwa nienawidzące się plemiona. Jak Tutsi i Hutu. Ta walka pozornie polityczna tak naprawdę toczy się o pozycję i przywileje. Niestety  toczy się również o wartości. Lewica zawsze walczyła o władzę i przywileje zasłaniając się wartościami. Kiedyś był to egalitaryzm czyli powszechna równość. To wartość utopijna, traktowana przez komunistów tylko jako pretekst. Niestety dawali się na ich hasła nabierać liczni naiwniacy, lecz oczywiście w partii było więcej zwykłych oportunistów. Obecnie proletariatem zastępczym dla lewactwa są mniejszości seksualne, a programem walka z mitycznym globalnym ociepleniem i związana z nią transformacja energetyczna, aborcja i eutanazja. Ogólnie rzecz biorąc- likwidacja wartości cywilizacji łacińskiej. Komuniści mordowali wcielając siłą w życie swoje ideały. Ich ofiary- to jak sami mówili -były jak te wióry, które lecą przy rąbaniu drzewa. Obiecywali po osiągnięciu swego celu, czyli stanu powszechnej równości, powszechną szczęśliwość i złoty wiek ludzkości. Obecna lewacka ideologia jest o wiele bardziej niebezpieczna. Występując w obronie planety czy bardziej konkretnie klimatu, cywilizacja ta uznała za głównego wroga człowieka. Realizacja utopijnych celów nowego lewactwa związana jest nieuchronnie z depopulacją. Jest to cywilizacja śmierci. Oczywiście ginąć mają zwykli ludzie traktowani jak motłoch. Ma zamiar tworzyć się dla nich getta czyli miasta piętnastominutowe. Zamierza się odebrać im prawo do przemieszczania się Elita władzy będzie chroniona specjalnymi przywilejami. 

      A  Agnieszka Holland swoim filmem przekroczyła wszelkie granice. Granice przyzwoitości i lojalności. A przede wszystkim granice absurdu. 

Ariergarda i awangarda 

Ariergarda i awangarda  Izabela Brodacka

Powszechnie wiadomo, że każda innowacja techniczna ułatwia życie lecz utrudnia opanowanie ewentualnej  awarii. Im urządzenie jest bardziej skomplikowane tym usunięcie awarii jest trudniejsze, a konsekwencje awarii bardziej poważne. Doświadczyłam tego wielokrotnie. W czasach dominacji płyt winylowych miałam dość prymitywny  gramofon, którego ramię było ustawiane ręcznie. Potem nabyłam gramofon o wiele droższy, z automatycznie ustawianym ramieniem  i od razu zaczęły się z nim kłopoty. Nieustannie się  psuło uniemożliwiając mi słuchanie muzyki (oczywiście wyłącznie klasycznej). Przeprosiłam się więc ze starym, niezawodnym gramofonem. Następne doświadczenie tego typu dotyczyło samochodu. Wracałam kiedyś ze znajomą w zimie, przy dwudziestostopniowym mrozie, całkowicie skomputeryzowanym samochodem. Komputer zepsuł się i okno nie dawało się zamknąć. Musiałyśmy zatkać okno poduszką – na szczęście taką miałyśmy w samochodzie. Potem samochód po postoju nie zechciał ponownie zapalić.

Zatęskniłam do samochodów uruchamianych korbą, z oknami otwieranymi też korbką, albo zamykanymi na zatrzask jak w citroenie deux chevaux. Takim samochodzikiem przejechałam kiedyś bez awarii całą Francję. Jeszcze bardziej niezawodny jest Muscel. Taki samochodem wybrałyśmy się z koleżanką na Białoruś zaraz po wycofaniu się z tego kraju sowietów. Na szosach spotykałyśmy tylko podobne Muscele i słynne Ziły 105 ( mawiano w Polsce: ził sto piać- trochę jechać trochę pchać ). Tak, że nie rzucałyśmy się w oczy a o to nam wówczas chodziło.

Wygodne, zautomatyzowanie pilotowanie samolotem stało się przyczyną licznych katastrof lotniczych. Wiedzę na ten temat czerpię między innymi z programu telewizyjnego „Katastrofy w przestworzach”. Swoją drogą – to, co zrobiono z katastrofą w Smoleńsku całkowicie odbiega od sprawdzonych procedur badania katastrof lotniczych.

Jeszcze inny przykład. Kiedy drzwi do chaty zamykało się na skobel nie było problemów z ich otwarciem w przypadku zepsucia tego prymitywnego zamka. Kłódkę można zawsze w ostateczności przepiłować. Znam przypadek gdy osoba, która zainstalowała w swoim mieszkaniu zamek otwierany telefonem nawet z innego kraju za pomocą specjalnej aplikacji, spędziła noc na klatce schodowej gdyż żaden ze ślusarzy nie potrafił sobie poradzić z tym zamkiem, a pancerne drzwi uniemożliwiły ich wyłamanie.

Bardzo wygodnie jest jadąc na weekend włączać przez telefon ogrzewanie czy ustalać temperaturę  w domku letniskowym. Gdy jednak aplikacja zawiedzie można przez cały weekend marznąć bo nie uda się ustawić termostatu. Nie da się również napalić w chacie choćby szyszkami, bo olejowy czy gazowy piec jest sterowany przez komputer, a poza tym w ogóle nie ma paleniska.

 Polecam bardzo zabawny filmik (https://www.youtube.com/watch?v=wCpISezG7fA ), który przedstawia perypetie człowieka jadącego elektrycznym samochodem z Wielkiej Brytanii do Iławy. Ma on poważne kłopoty z ładowaniem samochodu choć jest biegły w stosowaniu różnych aplikacji telefonicznych. Cóż ma powiedzieć w takiej sytuacji „ wykluczona cyfrowo” babcia? 

Rozwój techniki jest nieuchronny choćby ze względu na wygodnictwo ludzkie. Powoduje jednak jako efekt uboczny ogłupianie ludzi i pozbawia ich elementarnych umiejętności. Obecnie młodzi ludzie nawet we własnym mieście używają GPS i jak zauważyłam tracą przez to orientację przestrzenną. Błądzą nie tylko w lesie lecz potrafią opuszczając stację benzynową pojechać w przeciwnym do zamierzonego zwrocie. Na przykład jadąc do Zakopanego wracają przez pomyłkę do Warszawy i reflektują się dopiero wtedy gdy odezwie się GPS.

Dobry pilot gdy zawodzi automatyka wyłącza automatycznego pilota i przejmuje sterowanie ręczne. Automatyczny pilot ma ułatwiać prowadzenie samolotu a nie, jak to z tragicznym skutkiem często bywa, rządzić człowiekiem. Dobry pilot poradzi sobie mając wolant w ręku nawet w przypadku awarii. Nie bez powodu mawiało się kiedyś, że polscy lotnicy potrafili latać nawet na drzwiach od stodoły. Podobnie, ten kto potrafi dobrze jeździć konno na oklep zawsze poradzi sobie w siodle. Wybitna amazonka Paulina Wodzicka ukończyła kiedyś wyścig w Pradze nie sygnalizując utraty strzemienia, nie zmieniając nawet dosiadu. Komisja techniczna nie mogła w to uwierzyć więc jeden z członków komisji biegał po torze wyścigowym szukając zgubionego strzemienia. Większość jeźdźców amatorów po utracie strzemienia dobrowolnie wycofuje się z wyścigu, a pewien znany polski dżokej gdy odpięło mu się puślisko spadł z konia i wyścigu nie ukończył. Jak widać jeździł gorzej od Pauliny, więc jego nazwiska przez wyścigową solidarność nie podam. Amazonki wyginające się wdzięcznie w siodle podczas zajęć jeździeckich nie potrafią na ogół bez strzemion nie tylko galopować lecz nawet stępować. 

Sklepowa, która aby ustalić ile wynosi dwa razy dwa uruchamia kasę, po awarii kasy nie jest w stanie sobie poradzić nawet ze sprzedaniem kilograma buraków. To samo dotyczy młodzieży szkolnej. Dlatego wielu nauczycieli zabrania używania kalkulatora na lekcjach matematyki, co przez młodzież traktowane jest jako szykana. Kalkulator oczywiście jest wspaniałym urządzeniem i wygodnie jest z niego korzystać. Starsi ludzie pamiętają koszmar towarzyszący obliczeniom technicznym czy statystycznym gdy dysponowaliśmy tylko tablicami logarytmicznymi i suwakiem logarytmicznym. Jednak nie jest dobrze gdy ludzie nie znają podstawowych algorytmów rachunkowych i w przypadku jakiejś awarii są równie bezradni jak niektórzy współcześni kierowcy bez GPS.

Chciałabym być dobrze zrozumiana. Nie propaguję powrotu do jaskiń i oświetlania domów łuczywem. Nie pożądana jest jednak sytuacja takiego uzależnienia od sztucznej inteligencji, że osoba nie dysponująca GPS błądzi nawet w Lesie Kabackim. Nie do przyjęcia byłby również prawny nakaz używania GPS czy prawny zakaz oświetlania domu łuczywem. Prawo nie powinno się zmieniać w rytm zmiennych paradygmatów, które najczęściej są tylko niczym nie uzasadnioną hipotezą ad hoc, chwilową modą intelektualną. 

Król Julian na prezydenta

Król Julian na prezydenta

Izabela Brodacka

W trakcie wyborów prezydenckich w 2005 roku byłam z ramienia PiS mężem zaufania w jednej z mokotowskich komisji wyborczych. Ku mojemu  zdumieniu na bardzo wielu kartach wyborczych widniał dopisek: „ król Julian na prezydenta”. Nie rozumiałam o co chodzi dowcipnisiom, szczególnie, że głosy z różnymi, nawet wulgarnymi dopiskami okazały się ważne, dopóki zgorszone moją ignorancją wnuki nie namówiły mnie do obejrzenia ich ulubionego serialu:  „Pingwiny z Madagaskaru”. 

Kilka dni temu z prawdziwą przyjemnością obejrzałam odcinek „Pingwinów” poświęcony pandemii, która wybuchła w ZOO. Objawem choroby było nieznośne swędzenie. Dla bezpieczeństwa ZOO król Julian, narcystyczny lemur, zarządził kwarantannę chorych w akwarium, do którego wepchnięto ich jak worki z kartoflami, jednego na drugim. Warto posłuchać wypowiedzi króla Juliana na temat jego odpowiedzialności za losy całego ZOO. Jakbym słyszała naszych propagandzistów od szczepionek, maseczek i zamykania ludzi w domach. Król Julian jest poza tym esencją – jeżeli można tak powiedzieć- przezydenckości.  Esencją polityka, którego jedyną rolą jest pilnowanie żyrandola, lecz który swoimi chaotycznymi i megalomańskimi posunięciami przynosi społeczności ZOO wiele szkody. Po wielu latach zrozumiałam wreszcie o co chodziło dowcipnisiom z 2005 roku i bardzo się wstydzę, że nie widziałam tego wcześniej.

Wzorcem władcy absolutnego,  zawsze  słuchanego przez swoich poddanych jest również król z którym spotyka się Mały Książe, bohater słynnej powieści dla dzieci od roku do stu lat, którą napisał Antoine de Saint-Exupéry. 

Król podczas rozmowy przekazuje Małemu Księciu filozofię swojej władzy.  Otóż jeżeli władca chce być dokładnie wysłuchiwany przez swoich poddanych musi im wydawać wyłącznie rozsądne rozkazy.

„Si j’ordonnais à un général de voler une fleur à l’autre à la façon d’un papillon, ou d’écrire une tragédie, ou de se changer en oiseau de mer, et si le général n’exécutait pas l’ordre reçu, qui, de lui ou de moi, serait dans son tort?” Co znaczy:

„Gdybym nakazał generałowi latać jak motylek z kwiatka na kwiatek, albo napisać tragedię, albo zmienić się w morskiego ptaka i jeżeli generał nie wykonałby otrzymanego rozkazu to kto popełniłby błąd, on czy ja?” 

Mały Książę dobrze zrozumiał króla. Poza tym poczuł się trochę znudzony jego wywodami więc powiedział:

Si votre majesté désirait être obéie ponctuellement, elle pourrait me donner un ordre raisonnable. Elle pourrait m’ordonner, par exemple, de partir avant une minute”. Co znaczy:

Jeżeli Wasza Wysokość pragnie być dokładnie wysłuchany może mi wydać jakiś rozsądny rozkaz. Może mi na przykład rozkazać abym odszedł stąd przed upływem minuty”.

Ne mogłam się oprzeć przed zacytowaniem tych tekstów w oryginale bo podczas szkolnego międzynarodowego obozu językowego w Giżycku odgrywałam właśnie rolę króla i swoją rolę pamiętam do dziś. Małego Księcia brawurowo odegrała koleżanka Basia Sokół. Na marginesie. W szkolnych przedstawieniach zawsze grałam króla, mędrca albo smoka. Nigdy nie zagrałam królewny, księżniczki a nawet choćby tylko nieszczęsnej topielicy czyli Ofelii – a tak o tym marzyłam. Taki już jest mój podły los.

Kiedy Mały Książę poprosił króla żeby rozkazał słońcu zajść ten odparł, że czeka na sprzyjające okoliczności. Na planetoidzie numer 325 oprócz króla mieszkał – o ile dobrze pamiętam – tylko stary szczur. Król zaproponował księciu aby jako minister sprawiedliwości regularnie skazywał tego szczura na śmierć a potem go ułaskawiał. A Małego Księcia opuszczającego planetoidę zgodnie z wydanym rozsądnym rozkazem król mianował swoim ambasadorem.

Revenons à nos moutons – wracając do naszych baranów czyli do naszego tematu.

Wydaje mi się, że filozofia władzy jaką prezentuje król z planety Małego Księcia jest dokładnie filozofią władzy naszego obecnego prezydenta. On też usiłuje zawsze być rozsądny i wydawać wyłącznie rozsądne rozkazy. Nie chce rozumieć, że nie da się wszystkich zadowolić i trzeba czasami zdecydowanie opowiedzieć  się po jednej ze stron. Nie da się służyć Ukrainie ( takie sformułowanie padło w oficjalnej rządowej narracji)  oraz  przyjaźnić z jej dość operetkowym prezydentem i wytłumaczyć potomkom ofiar rzezi wołyńskiej, dlaczego bezskutecznie się walczy o prawo do godnego pochówku ich krewnych. Jeżeli Ukraińcy chcą budować swą tożsamość narodową w oparciu o kult Bandery nie mamy prawa w tym uczestniczyć. Doszukiwanie się zasług Bandery oraz symetrii wzajemnych krzywd jest dla nas po prostu niedopuszczalne. To tak jakby trawestując znane powiedzenie zapalić Panu Bogu tylko ogarek a diabłu całą świecę. Nie można cieszyć się, że wilk jest syty jeżeli owca została pożarta.  

W innych działaniach prezydenta też widać zdumiewającą niekonsekwencję.  Bez sensu jest inicjować reformę systemu prawnego i natychmiast tę reformę blokować. Albo wnosić poprawki do już przegłosowanej  i skierowanej tylko do podpisania  ustawy. Pragnienie żeby zadowolić wszystkich to syndrom Zeliga, któremu w Chinach robią się skośne oczy.  Trzeba wreszcie zrozumieć, że tak jak niemożliwa jest synkretyczna religia, niemożliwe jest stworzenie synkretycznej wersji historii. Interesy ludzkie są sprzeczne, podobnie sprzeczne są interesy narodowe. Sprawa sądowa, z której obydwie strony wychodzą usatysfakcjonowane wyrokiem jest jedną ze szlachetnych utopii. Podobną utopią okazał się koniec historii, który głosił Francis Fukuyama. Natomiast niefrasobliwe pisanie historii pod cudze dyktando grozi, że staniemy się w oczach świata winnymi wszystkich jego nieszczęść i wszelkich zbrodni. Forsowanie podyktowanej doraźnymi względami politycznymi wersji historii grozi również utratą narodowej tożsamości . Szczególnie niebezpieczne jest gdy doraźnie przyjęty paradygmat polityczny jest traktowany jak dogmat, a sprzeciwiający się jego wyznawaniu traktowani jak schizmatycy. Tak został potraktowany ksiądz Isakowicz Zaleski upominający się o pamięć o wołyńskim ludobójstwie nazywanym dla rozmycia odpowiedzialności tragedią.

========================

mail:

Dla ignorantów:

Kiepski ma pomysła – czyli wesele w Atomicach

Kiepski ma pomysła czyli wesele w Atomicach 

Izabela BRODACKA

W nachalnie powtarzanej reklamie energetyki jądrowej pojawia się rodzina państwa Atomickich. To typowi wykształceńcy. Gdyby pofantazjować trochę na temat tej rodzinki można założyć, że tatuś jest socjologiem, a mamusia psychologiem klinicznym. Obydwoje są przekonani że zjedli wszelkie rozumy, że znają się równie dobrze na wirusologii, wyścigach konnych zasadach dodekafonii i energetyce jądrowej. Tatuś pracuje jako head hunter na rzecz międzynarodowej korporacji, mamusia diagnozuje osoby nie przystosowane do życia we współczesnym społeczeństwie. Tacy ludzie działają według zasady– „ja wam rzucam myśl a wy go łapcie”.

Nie ustalono definitywnie autora tej rewolucyjnej zasady. Zdania są podzielone – jedni twierdzą, że był to Roman Werfel inni że Hilary Minc a jeszcze inni, że słynny generał gazrurka  – Kazimierz Witaszewski. Dodam, że Witaszewski funkcjonował swego czasu jako jednostka inteligencji. Jeden Witaszewski równał się jednej czwartej nogi stołowej. Dla nie znających specyfiki PRL mogę przybliżyć sposób działania naszych domorosłych reformatorów przywołując Ferdynanda Kiepskiego, bohatera znanego serialu. „Mam pomysła” twierdzi Kiepski i żąda natychmiastowego wcielania tego „pomysła” w życie.

Może to być projekt zastąpienia samochodu spalinowego samochodem elektrycznym. Nie ma znaczenia, że produkcja elektryków przynosi środowisku o wiele większe szkody niż produkcja i eksploatacja samochodów spalinowych, że elektryki w przypadku pożaru są gaszone przez kilkanaście godzin hektolitrami wody w specjalnych kontenerach, że są potwornie drogie.

Może to być również projekt zainstalowania w każdym mieście  małego reaktora jądrowego. Kiepski nie ma pojęcia o fizyce jądrowej, nic go nie obchodzą znane katastrofy elektrowni jądrowych i ich konsekwencje. Kiepski ma pomysła i koniec. Kiepski locuta causa finita. Kiepski uważa, że bawełniana szmatka na twarzy chroni przed covid- 19. To bez znaczenia, że jak twierdzą specjaliści taka zawilgocona oddechem szmatka działa jak szalka Petriego na której hoduje się bakterie i wirusy. Kiepski jest ekonomistą lecz bez wahania podejmuje wiążące decyzje w sprawach medycznych, można powiedzieć, że w sprawach życia i śmierci. Kiepski jest moralnie odpowiedzialny za blisko dwieście tysięcy tak zwanych nadmiarowych zgonów związanych z jego zarządzeniami lecz któżby pociągał Kiepskiego do odpowiedzialności prawnej. Kiepski jest z definicji kiepski intelektualnie więc jak góry u Goethego jest poza dobrem i złem. Nie podlega ocenie prawnej ani żadnej innej. Jak wykazują liczne badania część rzekomych szczepionek zawierała roztwór soli fizjologicznej czyli placebo. To bez znaczenia gdyż Kiepski nie ma oporów przeciw przeprowadzaniu eksperymentów na ludziach bez ich wiedzy i zgody. 

Małe reaktory to prototyp testowany w Kanadzie i przeznaczony do instalowania w Polsce. Jak wiadomo prawo w Polsce zabrania instalowania eksperymentalnych urządzeń jądrowych. Cóż kiedy Kiepski miał pomysła a regulacje prawne niewiele go obchodzą. I tak nie ma przecież pojęcia o fizyce jądrowej a dyskusje z fachowcami w tej dziedzinie niewiele by zmieniły. Kiepski ma zresztą pod ręką fachowców dyspozycyjnych takich jak niezniszczalny Strupczewski, a przede wszystkim specjalistów od geopolityki którzy widzą w energetyce jądrowej okazję do zagrania na nosie Niemcom. Przyznam, że ten aspekt wprowadzenia w Polsce energetyki jądrowej przyjęłabym z prawdziwą schadenfreude pod warunkiem, że Kiepscy z właściwym im poziomem kultury technicznej nie wysadzą w powietrze całej planety, o której dobro tak się przecież  troszczą. Kiepskim wydaje się, że są niezwykle nowocześni i postępowi. Przewidział to Mrożek  (prorok jakiś – ki diabeł) i opisał w wydanym w 1959 roku satyrycznym opowiadaniu „ Wesele w Atomicach”. Nie ma sensu tego streszczać. Zacytuję dosłownie 

„Nadszedł dzień wesela. Trochę nieporęcznie wypadło, bo akurat w tym czasie zaczęli u nas przekształcać przyrodę. To, co było zalesione, ucywilizowano, ale za to zmelioryzowano, pustynie zaś zalesiono. Rzekę zawrócono, żeby płynęła w drugą stronę. W związku z tym droga do kościoła wypadła nieco dalej, zaś u mnie na podwórku powstała wielka tama o poważnym znaczeniu gospodarczym, tak że drzwi się całkiem nie odmykały i z trudnością można było wyjść z domu.” 

Jak to na wiejskim weselu – doszło do bójki lecz bójka była też bardzo nowoczesna.

 „Smyga zaszedł Piega i niespodziewanie wypalił go głowicą atomową, co ją miał schowaną za pazuchą. Pieg zatoczył się i zaczął promieniować, ale zdążył jeszcze guzik u surduta nacisnąć i z wyrzutni, co ją miał ukrytą w prawej nogawce, rakietę średniego zasięgu prosto w czoło tamtemu puścił. Byłby niewątpliwie Smygę wykończył, gdyby nie to, że mu ostatni człon rakiety nie odpalił i przez to nastąpiła dewiacja z kursu. Cofnął się Smyga, zakołysał i oparł o barierę cieplną, ale ta pękła i Smyga poleciał w głąb temperatury, przy stale wzrastającym jej współczynniku. – Ludzie, co robita?! – zawołał ojciec panny młodej, wskazując na staroświecki ścienny licznik Geigera”.

Narrator wraca z wesela do domu: 

„Noc była jasna, bo od zagrody, gdzie odbywało się wesele – takie promieniowanie biło, że bez trudu drogę znajdywałem. Szło się rześko, bo deszczyk radioaktywny też skropił raz i drugi. Trochę mi tylko to przeszkadzało, że czułem ssanie w organizmie, no, ale po zabawie – to rzecz zwyczajna – no i to, że zaczęły mi wyrastać dodatkowe nóżki, po trzy pary z każdej strony, zielony róg na czole, a na grzbiecie chitynowy pancerzyk. Jakoś jednak dobrnąłem do chałupy, przelazłem przez szparę w ramie okiennej i znalazłszy sobie zaciszne miejsce na listwie za szafą, z dala od pająków – zasnąłem spokojnie, rozpamiętując, jak to było na tym hucznym weselisku”.

Byłoby to bardzo zabawne gdyby nie lekcja jaką udzieliły ludzkości katastrofy w Czarnobylu i Fukushimie. Po obejrzeniu w sieci zdjęć  zatytułowanych: „ dzieci Czarnobyla” nawet największy entuzjasta energetyki jądrowej odzyska być może rozum. 

Nawróceni i odwróceni

Nawróceni i odwróceni  Izabela Brodacka

Jak się okazało dokładnie  2 lipca 2023 roku Donald Tusk stał się przeciwnikiem przyjmowania uchodźców. To historyczna data. Wszyscy pamiętają przecież jego wypowiedzi wspierające w 2015 roku  projekt przymusowej relokacji uchodźców, a także rozczulanie się nad tabunami usiłujących przedostać się do Polski nielegalnych imigrantów przywożonych na białoruską granicę przez białoruskie służby. Tusk zapomniał co mówił czy się nawrócił? W przypadku Tuska nawrócenia i odwrócenia są raczej chlebem powszednim nie ma się więc czym przejmować. Kilka lat temu zalegalizował swój związek z żoną biorąc ślub w kościele katolickim. Potem od kościoła się raczej odwrócił deklarując wspieranie aborcji na żądanie, a  ustami Nitrasa proponując opiłowywanie katolików. Takie nawrócenia i odwrócenia nie są jednak w naszej historii czymś niezwykłym. 

Starsi ludzie pamiętają prezydenta Bieruta, który w procesji Bożego Ciała trzymał ozdobną szarfę od monstrancji niesionej przez księdza. Zastanawialiśmy się wówczas czy nawrócił się na katolicką wiarę. Jak się okazało była to tylko mądrość etapu. Pamiętamy również, że Michnik nie tylko korzystał z opieki Kościoła lecz nawet podobno ochrzcił swego syna. W Komitecie Prymasowskim spotykała się elita kontraktowej opozycji. Potem Michnik uznał kościół katolicki za głównego nieprzyjaciela polskiej demokracji. Pamiętamy również Oleksego klęczącego przed obrazem Madonny w Częstochowie. Kiedy opowiadałam o tym z pewnym rozczuleniem znajomemu, bo tkwi w nas przecież biblijny archetyp syna marnotrawnego, kazał mi się zastanowić ilu ludziom Oleksy bezpowrotnie zniszczył życie. Tego się nie da jego zdaniem odkupić czczym gestem jakim jest manifestacyjne klękanie przed ołtarzem, które też było chyba tylko mądrością etapu.

Często słyszałam dyskusje na temat w jaki sposób tak zwana opozycja kontraktowa objęła rząd dusz i zmonopolizowała niepodległościowe dążenia Polaków. Otóż był taki moment gdy mówili oni dokładnie to co chcieliśmy słyszeć. Na własne uszy słyszałam podczas spotkania poświęconego obronie życia dzieci nienarodzonych organizowanego przez ruch Gaudium Vitae jak Jacek Kuroń indagowany o jego stosunek do aborcji powiedział, że jest przeciwnikiem aborcji i dodał niezwykle poetycko: „ gdy widzę cień za zasłoną to choć nie wiem co tam jest nie strzelam, bo mogę zabić człowieka, podobnie choć nie wiem od którego momentu płód staje się człowiekiem przez ostrożność chcę go chronić  w każdym stadium jego rozwoju”. Nie wiem co Kuroń mówiłby dzisiaj, wątpię jednak czy byłoby mu po drodze z Kają Godek. Ten sam Kuroń w białej czapce kucharza rozdawał bezdomnym zupę i pozował  na obrońcę  biednych ludzi. Na własne uszy  jednak słyszałam podczas jakiejś towarzyskiej imprezy, jak mocno znieczulony Kuroń, indagowany przez jakiegoś gorliwca o znaczenie słowa demokracja, powiedział: „ demokracja, demokracja- chamów trzeba za mordę trzymać i do roboty gonić i to jest właśnie ta cała słynna demokracja”. Sam Kuroń wyjaśnił strategię swojej formacji opisując jak jego zdaniem Indianie oswajali dzikie konie. Otóż Indianin wskakiwał na ogiera, przewodnika stada i przez pewien czas galopował w wybranym przez tego ogiera kierunku. Potem niespostrzeżenie zmieniał kierunek nawet o 180 stopni i wprowadzał w ten sposób całe stado do corralu. Dla znawcy koni są to oczywiście bzdury ale powyższa historyjka jest dobrą metaforą taktyki dzięki której kontraktowa opozycja wyprowadziła społeczeństwo polskie w maliny. 

Dobrym przykładem nawrócenia czy raczej odwrócenia (to termin używany w stosunku do agentów)  jest historia Romana Giertycha. 

Roman Jacek Giertych w latach 2001–2007 był posłem na Sejm IV i V kadencji, w latach 2006–2007 wiceprezesem Rady Ministrów i ministrem edukacji narodowej w rządach Kazimierza Marcinkiewicza i Jarosława Kaczyńskiego, był również prezesem Młodzieży Wszechpolskiej i Ligi Polskich Rodzin. Jako minister oświaty wprowadził sporo rozsądnych rozwiązań i był znienawidzony przez lewactwo i wszelakich postępowców. Byłam świadkiem jak wycieczka szkolna przyprowadzona przez panie nauczycielki pod gmach Ministerstwa Edukacji Narodowej w Warszawie ( w czasie niemieckiej okupacji siedziba gestapo ) przy ulicy Szucha ( w czasie sowieckiej okupacji  Aleja I Armii WP ) skandowała: „ Giertych do wora, wór do jeziora”. Obecnie Giertych jest nie tylko prawnikiem capo di tutti capi opozycji czyli Tuska, lecz zdecydowanie opowiada się we wszystkich kwestiach światopoglądowych po przeciwnej stronie politycznej niż obecna władza. 

Nasuwa się pytanie kim są ci wszyscy ludzie, ci odwróceni i nawróceni? Czy są to tylko zwykli oportuniści wyspecjalizowaniu w łowieniu nawet najsłabszych podmuchów wiatru historii? A może są podwójnymi agentami? Może potrójnymi? Może wielokrotnymi? A może wręcz agentami obrotowymi?

Badacze ze szkoły Pawłowa wykonali kiedyś ciekawe doświadczenie. Otóż gdy psu pokazywano trójkąt dostawał miskę, a gdy pokazywano koło – dostawał w łeb. Pies doskonale funkcjonował i nie był w najmniejszym stopniu sfrustrowany. Wtedy zaczęto pokazywać mu trójkąt, którego rogi się zaokrąglały. Pies zaczął wyć, przestał jeść i wkrótce zdechł.

Obawiam się, że społeczeństwo polskie, coraz większe jego część, jest w sytuacji tego psa.

Politycy wiodących formacji są zmienni w poglądach jak kurek na kościele, a my z konieczności staliśmy się przedmurzem obrotowym. Tęskniliśmy do Zachodu, który miał nas bronić przed sowiecką dziczą. Po to między innymi wchodziliśmy do Unii Europejskiej. Tymczasem Unia nie obroni nas przed Rosją, ani Rosja przed Unią. Co gorsza Niemcy, główny rozgrywający Unii Europejskiej porozumiewają się z Rosją nad naszymi głowami jak to wielokrotnie już było w historii. Francja też zawsze miała do Rosji feblika. Jak zwykle jesteśmy zupełnie sami. Jak ten zajączek z bajki Krasickiego, którego wśród serdecznych przyjaciół zjadły psy. Okazało się, że to właśnie z Zachodu docierają do nas objawy marksizmu kulturowego groźniejszego w dalekosiężnych skutkach od topornego marksizmu sowieckiego. 

Prorocy i prekursorzy 

Prorocy i prekursorzy 

Izabela Brodacka

Pewna moja uczennica usiłowała się kiedyś dostać na wydział elektroniki PW. Były to czasy gdy nie było komputerów natomiast przeprowadzano egzaminy wstępne na uczelnie. Sekretarka wydziału wywieszała określonego dnia listę wyników egzaminu z matematyki i fizyki, w kolejności alfabetycznej, a nie według rankingu wyników, a następnego dnia po zdjęciu tej listy, listę przyjętych. Dlaczego- nie chcę nawet zgadywać. Moja uczennica była osobą podejrzliwą, a może tylko życiową. Przepisała ręcznie listę wyników przed jej zniknięciem ( dziś sfotografowałaby ją telefonem) i porównała z listą przyjętych. Okazało się, że na studia się nie dostała, natomiast przynajmniej kilkanaście osób przyjętych na wydział miało o wiele gorsze od niej wyniki egzaminów. Zgłosiła się do dziekana wydziału. Zdenerwowany dziekan usiłował jej wytłumaczyć, że aby było sprawiedliwie połowę miejsc na wydziale przeznacza się dla kandydatów z najlepszymi wynikami , a następną połowę rekrutuje od końca listy rankingowej, czyli przyjmuje tych z najgorszymi stopniami. Po chwili dziekan zasłabł, stracił przytomność i pomimo interwencji lekarskiej zmarł. Uczennica oczywiście została przyjęta, studia ukończyła, lecz przez cały czas studiów ciągnęła się za nią opinia osoby, która zabiła dziekana.

Powinniśmy sobie uświadomić, że dziekan który zapewne doznał wylewu był prekursorem obecnego postmodernistycznego paradygmatu zabraniającego oceniania czegokolwiek i kogokolwiek. Trudno uwierzyć, że w tym stanie rzeczy odbywają się jeszcze jakieś zawody sportowe, olimpiady, mecze piłki nożnej, wyścigi konne i konkursy chopinowskie. 

Z naszej Warszawskiej Gazety dowiedziałam się, że Publiczna Szkoła Podstawowa w Śremie wprowadziła obecnie następujące zasady promowania uczniów. Otóż każdy uczeń otrzymuje świadectwo z paskiem. Pasek białoczerwony oznacza – świetnie mi idzie, pasek niebieski- wierzę w swoją moc, pasek zielony-najlepiej wychodzi mi odpoczynek. W ten sposób nie tylko obniża się znaczenie czerwonego paska na świadectwie lecz całkowicie likwiduje rywalizację w wynikach nauki i praktycznie realizuje hasło: „róbta co chceta”. Każdy uczeń ma według autorów tego projektu jakieś zalety. Jeden dobrze się uczy a drugi z pasją leniuchuje. Każdy zasługuje żeby docenić jego talenty. 

Zasada, żeby pod żadnym pozorem nie dzielić ludzi wydaje się na pozór szlachetna. Każdy podział na uczniów bardziej zdolnych i mniej zdolnych jest przecież zwykłą dyskryminacją. Zgodnie z tą zasadą wielu pedagogów postuluje obecnie całkowite zlikwidowanie w Polsce szkół specjalnych i włączenie dzieci z problemami intelektualnymi do klas integracyjnych szkół zwykłych. Wydają się nie rozumieć, że w ten sposób robią krzywdę przede wszystkim właśnie dzieciom z problemami psychologicznymi, mało zdolnym czy wręcz upośledzonym. W szkole specjalnej miałyby one szanse nauczyć się niezbędnych w codziennym życiu umiejętności, które pozwoliłyby im potem na samodzielne funkcjonowanie w społeczeństwie

Otrzymałam ostatnio dokument „ Procedura postępowania w sytuacji zaistnienia podejrzenia przemocy w rodzinie” . Wśród wymienianych w dokumencie oczywistych rodzajów kryminalnej przemocy fizycznej, wymienione są zabronione i penalizowane rodzaje przemocy psychologicznej takie jak: krytykowanie, kontrolowanie, ograniczanie kontaktów oraz przemocy ekonomicznej jaką ma być wydzielanie pieniędzy.

Zastanówmy się jakie środki wychowawcze mają zatem rodzice. Nie mogą krytykować, ani kontrolować dziecka źle się uczącego albo biorącego narkotyki bo jest to przemoc psychologiczna. Nie mogą zabronić niewłaściwych znajomości, bo jest to ograniczanie kontaktów, nie mogą odebrać kieszonkowego bo jest to wydzielanie pieniędzy. Wobec wybryków dziecka są praktycznie bezradni.

To nie są teoretyczne dywagacje. Rodzice szesnastoletniej uczennicy ze szkoły, w której pracowałam skarżyli mi się, że dziewczyna przyprowadza do domu przypadkowych partnerów i nigdy nie wiedzą kogo spotkają w nocy w kuchni czy w łazience. Gdy przestali dawać jej pieniądze oddała sprawę do sądu o alimenty i tę sprawę wygrała. Nie mogli wyrzucić jej z domu, choć dawała zły przykład młodszym dzieciom, bo chroniło ją prawo. Jej kochankowie pustoszyli lodówkę, czuli się w ich domu jak u siebie, łykali jakieś prochy i palili marihuanę. Jedyne co rodzicom doradzał pedagog szkolny to wzywanie policji. Nie chcieli jednak żeby córka była notowana za narkotyki, stale mieli nadzieję, że się opamięta. Próbowałam z nią porozmawiać tłumacząc, że przy jej trybie życia skończy jako prostytutka przy autostradzie. Nawymyślała mi, po czym doniosła do dyrekcji, że ją obraziłam. Odtąd w czasie lekcji całkowicie ją  ignorowałam. Poskarżyła się dyrektorowi, że ją poniżam przez manifestacyjne pomijanie jej przy wzywaniu uczniów do tablicy. Widać było, że wśród kochanków ma sprytnego doradcę prawnego. Dyrektor wygłosił do nauczycieli przemowę w stylu: „wicie rozumicie -nie trzeba się wychylać, takie są  przepisy i jesteśmy bezradni, jej nic już i tak nie pomoże, a my musimy być kryci”. Oczywiście, że był to skrajny przypadek i nie należy wyciągać z niego daleko idących wniosków. Nie jestem psychiatrą ani psychologiem i nie mam zamiaru analizować ukrytych, głębokich przyczyn jej postępowania. Nie wiem i nawet nie chcę wiedzieć co się z nią stało. Nie zrobiłam jeż żadnej krzywdy, dostała ode mnie promocję na wyrost, z najniższą oceną. Nie pracuję już w tej szkole.  Z innymi byłymi uczniami mam bardzo dobry kontakt, zapraszają mnie na śluby, chrzty i komunie dzieci oraz obrony prac doktorskich

Podobnie proroczym prekursorem okazał się Krzysztof Kononowicz, kandydat na prezydenta Białegostoku, europosła, a potem nawet na prezydenta RP, który zasłynął sformułowaniem: „nic nie będzie”.

Musimy sobie uświadomić, że wszystko co obecnie obserwujemy w kraju i na świecie to wypisz wymaluj wizje umierającego na wylew dziekana elektroniki i sympatycznego choć nieco opóźnionego w rozwoju kandydata na najwyższe stanowiska w kraju i za granicą.  

Dno piekła. „Dla jego własnego dobra”.

Dno piekła. „Dla jego własnego dobra”.

Izabela Brodacka

Ludowe przysłowie mówi, że dobrymi intencjami wybrukowane jest dno piekła. Niezwykle szlachetną wydaje się na przykład zasada żeby pod żadnym pozorem nie dzielić ludzi. „Każdy podział na uczniów bardziej zdolnych i mniej zdolnych jest przecież zwykłą dyskryminacją”. Zgodnie z tą zasadą wielu pedagogów postuluje obecnie całkowite zlikwidowanie w Polsce szkół specjalnych i włączenie dzieci z kłopotami intelektualnymi do klas integracyjnych szkół zwykłych. Wydają się nie rozumieć, że w ten sposób robią krzywdę przede wszystkim właśnie dzieciom z problemami psychologicznymi, mało zdolnym czy wręcz upośledzonym. W szkole specjalnej miałyby one szanse nauczyć się niezbędnych w codziennym życiu umiejętności, które pozwoliłyby im potem na samodzielne funkcjonowanie w społeczeństwie. W klasie integracyjnej przeszkadzają innym dzieciom w nauce, są na marginesie życia towarzyskiego i nawet jeżeli nie są wyśmiewane i prześladowane, funkcjonują w najlepszym przypadku jako maskotki.

Tymczasem trzeba sobie uświadomić, że w życiu społecznym selekcja jest nieuchronna. Każdy przetarg, konkurs pianistyczny, rekrutacja do pracy wiąże się z odrzuceniem jednych i wygraną drugich. Udawanie, że można się kierować innymi zasadami jest zwykłą hipokryzją i przynosi efekt przeciwny do zamierzonego. Klasy integracyjne powinny być wyjątkiem, eksperymentem, wzorcem. Upowszechnienie ich przyniosłoby szkody wszystkim, a przede wszystkim dzieciom z problemami.

Inny ważny przykład. Wielkoduszny gest Angeli Merkel zapraszającej do kraju wszystkich chętnych przyniósł problemy, których nie potrafią rozwiązać nie tylko Niemcy i Francuzi lecz władze całej Unii Europejskiej. W Niemczech, Francji i Szwecji szerzy się przemoc ze strony wpuszczonych bez żadnej selekcji do kraju kryminalistów, imigranci nie chcą się integrować ani pracować, pustoszą budżety socjalne goszczących ich krajów. W wielu miastach są strefy „no go” do których nie wchodzi policja. Obecnie UE usiłując rozwiązać problemy, które sama stworzyła, wprowadza przymusową relokację uchodźców z Afryki i krajów Dalekiego Wschodu.

Takich przykładów jest wiele. Działacze ochrony zwierząt odbierają na przykład znanej mi starszej osobie żyjące w jej ogrodzie, czyli na swobodzie koty i „dla ich własnego dobra” je usypiają lub umieszczają w klatkach w schronisku. Kot jest zwierzęciem hierarchicznym i obecność innego kota nad jego głową jest dla niego torturą. Koty mogą przebywać w klatce tylko w razie bezwzględnej konieczności, na przykład w szpitalu dla zwierząt. „Obrońcy koni” nie pozwalają w przypadku kolki podnieść leżącego konia batem, po czym koń zdycha w męczarniach. Taka scena miała miejsce na szosie do Morskiego Oka gdy zaprzężony do bryczki przewożącej turystów koń dostał kolki, a zidiociałe paniusie nie pozwoliły młodemu góralikowi podnieść go z użyciem bata. co mogło uratować mu życie. Koń zdychał na oczach zrozpaczonego właściciela a paniusie podłożyły mu pod głowę torebkę. To wszystko sprawy znane mi z autopsji. „Dla jego własnego dobra” sąd umieścił przymusowo w domu opieki starego sąsiada bo kurator sądowej nie przypadły do gustu zakurzone książki w jego pokoju. Po dwóch miesiącach sąsiad zmarł na gangrenę. Zgodnie z opinią lekarki domowej przy jego, związanych z wiekiem, dolegliwościach mógł żyć jeszcze wiele lat w swoim bałaganie. W domu opieki ściany były zmywane myjką ciśnieniową ale nikt nie kontrolował cukrzycowych ranek na nogach staruszka, co doprowadziło go do gangreny i przedwczesnego zgonu.

W fałszywej, bo czysto formalnej, trosce o klimat wprowadzono ostatnio obowiązek załączania świadectwa energetycznego budynku do każdego aktu notarialnego i każdej umowy związanej z mieszkaniem. Utrudnia to dodatkowo obrót mieszkaniami i likwiduje rynek wynajmu mieszkań i tak istniejący w postaci szczątkowej ze względu na przepisy chroniące dzikich lokatorów przed wyrzuceniem ich z bezprawnie zajmowanego lokalu. W rezultacie ceny wynajmu szybują, więc wynajęcie mieszkania jest całkowicie niedostępne dla rodzin niezamożnych, których nie stać na zakup mieszkania na wolnym rynku. Kredyt nisko oprocentowany może okazać się dla niezamożnych rodzin pułapką gdyż gwarancje oprocentowania na poziomie 2% państwo daje tylko na 10 lat, a poza tym nawet przy tym niskim oprocentowaniu rata kredytu jest rzędu 3 tysięcy. W rezultacie troski o dzikich lokatorów i biednych wiele mieszkań stoi pustych. Niszczeją i nie przynoszą dochodu ich właścicielom. Ustawa dotycząca świadectw energetycznych nie przynosi nikomu korzyści z wyjątkiem być może firm specjalizujących się w sporządzaniu i wydawaniu takich świadectw. Niektóre z tych firm oferują dostarczenie świadectwa w ciągu 24 godzin co musi być fikcją.

Kuzynka wróciła niedawno z RPA. Jak powiedziała nigdy więcej tam nie pojedzie. W tym gorącym klimacie prąd wyłącza się codziennie na 8 godzin. Ludzie boją się wyjść na ulicę gdyż w miastach rządzą gangi. W 1990 roku Republika Południowej Afryki była najbogatszym krajem afrykańskiego kontynentu – dziś jest państwem trzeciego świata. Bezrobocie wynosi 30%, średnia długość życia jest poniżej 65 lat, a 10% mieszkańców cierpi na HIV.

Po likwidacji apartheidu nowy socjalistyczny [murzyńscy terroryści – komuniści md] rząd (Afrykański Kongres Narodowy) rozmontował gospodarką wolnorynkową i wprowadził ogromne przywileje socjalne.

Jak wskazuje jednak tak zwany współczynnik Giniego, po upadku apartheidu nierówności społeczne zamiast zmaleć poważnie wzrosły.

Jak napisał kiedyś Stefan Kisielewski: Socjalizm jest to ustrój, w którym bohatersko pokonuje się trudności nieznane w żadnym innym ustroju” co należy rozumieć, że socjalizm z najwyższym trudem rozwiązuje problemy, które sam stwarza. Jak się okazuje dotyczy to nie tylko socjalizmu. Dotyczy to wszelkich systemów w których państwo za bardzo troszczy się o obywateli. Za komuny krążyło trafne hasło: „Przestańcie się troszczyć o nasze dobro, bo tak mało nam już go pozostało”. Ja natomiast jako pointę wolę zacytować znane ludowe porzekadło: „co się polepszy- to się… popsuje”

I kto to mówi ? 

I kto to mówi ? Izabela Brodacka, oczywiście…

Wysłuchałam wypowiedzi byłego prezydenta Aleksandra Kwaśniewskiego na temat podpisania przez prezydenta Dudę ustawy o powołaniu komisji badającej wpływy rosyjskie w Polsce zwanej potocznie „Lex Anty Putin”, albo „Lex Anty Tusk”. Prezydent Kwaśniewski wieszczył katastrofę wizerunkową prezydenta Dudy wynikającą z faktu podpisania tej ustawy. Uważa, że ten czyn tak kompromituje Dudę, że oznacza koniec jego politycznej kariery. Jak rozumiem Kwaśniewskiemu nie chodziło o kompromitację w tradycyjnym, właściwym znaczeniu tego słowa. Chodziło mu raczej o to, że po zakończeniu kadencji prezydenta nikt nie będzie chciał wypłacać Dudzie, jak wielu innym byłym politykom, judaszowych srebrników w postaci honorariów za wykłady czy stypendiów i nagród różnych antypolskich fundacji i stowarzyszeń.

Mówi to człowiek, który po pijanemu wsiadał na oczach publiczności do bagażnika samochodu, który był pijany również podczas wizyty w Charkowie, na cmentarzu pomordowanych w Katyniu oficerów polskich, który ku radości ukraińskich studentów  bredził jak potrzaskany podczas wykładu w Kijowie tłumacząc im co oznacza jego zdaniem termin: „savoir-vivre”. Na własne oczy widziałam jak w liceum imienia Batorego wepchnął królową brytyjską do sali ujmując ją za łokieć, czego stanowczo zabrania protokół dyplomatyczny, a potem nie znoszącym  sprzeciwu tonem rozkazał jej jak psu: „sit down” co królowa skwapliwie wykonała. Z prawdziwym rozbawieniem wspominam jak upominał Ludwika Dorna i jego psa słowami: „Ludwiku Dornie, psie Sabo nie idźcie tą drogą”. To wszystko było naprawdę zabawne więc nic dziwnego, że Kwaśniewski króluje jako bohater licznych dowcipów, lecz nie jest to zachowanie godne męża stanu, prezydenta czy w ogóle polityka.

To zresztą typowe, że skompromitowani w tradycyjnym sensie tego słowa politycy są gratyfikowani po zakończeniu kadencji przez różne mniej czy bardziej formalne gremia. Wiluś Clinton nie przestrzegający zasad BHP przy używaniu cygara stał się wysoko opłacanym specjalistą od globalnego ocieplenia zwanego słusznie globalnym ocipieniem. Lech Wałęsa łamiący prawa statystyki sumami wygranymi w popularnego totka, w którym prawdopodobieństwo najwyższej wygranej jest jak jeden do około czternastu milionów, stał się wysoko opłacanym specjalistą od wszystkiego. Od historii Solidarności, historii własnej rodziny z naciskiem na elementy współżycia z żoną Danuśką, a ogólnie rzecz biorąc od historiozofii.

Trudno uwierzyć, że ktokolwiek chciałby wysłuchiwać tych bredni i jeszcze za to  płacić. Widać, że dla polityka  „życie po życiu” rządzi się zupełnie innymi niż prawa rynkowe zasadami. Jak wiemy w reklamie istnieje rynek gadających głów, a nawet taryfikatory honorariów za udział w reklamach. Każdy sportowiec, aktor czy celebryta ma swoją cenę, swoje miejsce w rankingu, te cenniki bywają publikowane więc każdy może poznać swoje zmieniające się notowania i starać się swoją pozycję poprawić. Nie dotyczy to jednak byłych polityków. Oni są opłacani z innej puli niż zyski ze sprzedaży szamponu czy pasty do zębów. A jaka to pula można się tylko domyślać. Fundacja Batorego futrowała, a nawet zatrudniała  w Polsce intelektualistów zaangażowanych w duraczenie ( jak to nazywa Stanisław Michalkiewicz) naszego społeczeństwa.

Jak inaczej można wytłumaczyć fakt, że znany nie żyjący już intelektualista Marcin Król w niewybrednych słowach nawoływał swego czasu do obalenia rządów PiS, nawet niedemokratycznymi metodami. Ostatnio podobny seans nienawiści zaprezentował znany aktor Andrzej Seweryn. Nie sposób bez zażenowania zacytować przesłania, które skierował podobno zupełnie prywatnie do swego wnuka. 

Natomiast we wrześniu ubiegłego roku inny znany aktor Adam Ferency podczas spotkania  z fanami w Świdnicy najpierw nieskładanie nawoływał, aby w wyborach nie głosować na Jarosława Kaczyńskiego, a po upływie pół godziny przerwał spotkanie. Ferency przyznał potem szczerze,  że był po prostu nietrzeźwy.

Gdyby szukać wspólnego mianownika tych wydarzeń jako pierwsza nasuwa się tak zwana  „choroba filipińska”, która dotknęła zarówno Kwaśniewskiego jak i Ferencego. Ale to chyba zbyt proste. Wszystkich ich łączy również to, że byli znani już za czasów PRL.  Ferency wsławił się rolami milicjantów oraz wrednych ubeków, do których to ról miał predyspozycje, że tak powiem, zewnętrzne i był tego całkowicie świadom. Rolą życia była jednak dla niego, moim zdaniem, rola cynicznego kamerdynera w serialu „Niania”.  Choć wytrzymałam tylko pół godziny tego wybitnego serialu mogę stwierdzić -to właściwe emploi Ferencego. Nie dociekając jakie były mechanizmy kariery w PRL można zauważyć pewien ich specyficzny rys. Za dawnych dobrych czasów aktor w społecznym odbiorze miał miejsce pokrewne jarmarcznemu kuglarzowi. Miał służyć rozrywce i tylko rozrywce. Rola aktora zmieniła się, przede wszystkim na zachodzie ze względu na wysokie zarobki pracowników fabryki marzeń. Ale dopiero w czasach PRL- bis aktor awansował w Polsce do roli proroka, wręcz wieszcza. Koniec komunizmu obwieściła społeczeństwu niejaka Szczepkowska. Bez niej nikt by nie zauważył zachodzących zmian.

Na temat czy komunizm naprawdę się skończył zdania są podzielone. Uważam, że po czerwonym komunizmie nadchodzi zielony, o wiele groźniejszy, grawitujący do czerni. Mający ambicie do władania całym życiem obywateli włącznie ze sposobem odżywiania się i poruszania. Komuniści zabraniali nam wyjazdów za granicę, lecz nie usiłowali jak ekologiści, a właściwie globaliści zamknąć nas w piętnastominutowych gettach. Co gorsza etapy rozwoju komunizmu są mylne i dla wielu trudne do rozpoznania. Tak w dziecięcej zagadce:  „Co to jest? Czarna jagoda. A dlaczego czerwona? Bo jeszcze zielona” 

Do udziału w marszu organizowanym przez Tuska nakłaniał Olbrychski, do eliminowania Jarosława Kaczyńskiego nakłaniał Ferency, a Andrzej Seweryn dał popis osobistej rynsztokowej kultury. Podobno w marszu brała udział elita. Faktycznie elita, rozpoznawalna po prawdziwie elitarnych hasłach pod którymi szła. 

Czyż nie jest tak, że od zasady: „dziel i rządź” bardziej skuteczna jest zasada: „strasz i rządź”?

Strachy na Lachy. Zarządzanie przez kryzys.

Czyż nie jest tak, że od zasady: „ dziel i rządź” bardziej skuteczna jest zasada: „ strasz i rządź”?

Izabela Brodacka

Tedros Adhanom Ghebreyesus 

dyrektor generalny Światowej Organizacji Zdrowia (WHO) twierdzi, że do kolejnej pandemii może dojść już w ciągu trzech najbliższych lat. Tym razem, jak podkreśla, poważne zagrożenie dla ludzkości stanowi ptasia grypa. Mimo że do tej pory choroba nie występowała u człowieka, istnieje realne zagrożenie przeniesienia się na niego szczepu H5N1. Jak podaje “Daily Mirror”, niepokój u Ghebreyesusa wzbudza fakt, że szczep H5N1 już został zidentyfikowany u niektórych  ssaków. Na ptasią grypę chorowały wydry, lisy i norki. Teoretycznie mógłby więc powtórzyć się scenariusz rozpowszechnienia się na świecie pandemii podobnej do COVID-19

Istnieje w teorii zarządzania coś takiego jak „zarządzanie przez kryzys”. (management by crisis) Nie wolno mylić tego z zarządzaniem kryzysem. Zarządzanie kryzysem to konieczność w sytuacji zaistnienia prawdziwego kryzysu. Kryzysem może być epidemia, wojna, trzęsienie ziemi, załamanie rynków walutowych. Zarządzanie przez kryzys to zupełnie co innego. To prowokowanie albo imitowanie kryzysu dla zrealizowania określonych celów -dla przejęcia władzy, dla wymuszenia określonych rozwiązań gospodarczych lub prawnych, a czasami także dla uzdrowienia sytuacji w firmie czy w korporacji. 

Dobrym przykładem zarządzania przez kryzys wydaje się być niedawna pandemia zwana przez wielu plandemią. Na temat celu imitowania pandemii czyli organizowania plandemii można snuć różne teorie spiskowe. Straszenie społeczeństwa jak widać bynajmniej się nie skończyło. W ciągu kilku ostatnich dni polskie media nie tylko odgrzewają z wielkim zapałem wszelkie „strachy na lachy” znane nam z dawnych lat lecz śpiewają unisono z dyrektorem WHO.

Przez kilka dni rozwodzono się nad kocią zarazą czy kocią grypą będącą odmianą ptasiej grypy, która nie tylko dziesiątkuje bezdomne koty lecz zagraża rzekomo innym zwierzętom, a nawet ludziom. Potem poważnie wyglądający pan, lekarz a może aktor ( raczej aktor bo mówił bzdury) rozwodził się nad straszliwymi konsekwencjami zarażenia bąblowcem jakim jest zainstalowanie się w mózgu pacjenta, jak się niefachowo wyraził, robali. W kolejnym programie straszono konsekwencjami wypicia wody zwierającej toksyny wytwarzane przez sinice. Znajome dzieci odmawiają teraz stanowczo jedzenia owoców, wyjazdu nad morze i kontaktu ze zwierzętami w tym nawet z moim małym domowym psem.

Tasiemiec bąblowcowy (Echinococcus granulosus, bąblowiec) to bardzo rzadka choroba pasożytnicza. To gatunek tasiemca, który w postaci dojrzałej żyje w jelicie cienkim psowatych ( pies, szakal, lis, wilk) oraz rzadziej u mięsożernych zwierząt domowych na przykład kotów. Człowiek jest dla bąblowca żywicielem pośrednim. Zarażenie następuje po spożyciu niemytych owoców leśnych, zanieczyszczonej odchodami wody lub przez bezpośredni kontakt z zarażonymi zwierzętami z rodziny psowatych lub z kotami. W żołądku lub jelicie żywiciela pośredniego z jaja wydostaje się onkosfera, która czynnie przedostaje się do krążenia i z prądem krwi dostaje się do narządów wewnętrznych, głównie drogą żyły wrotnej do wątroby, ale także do płuc, mięśni, kości, mózgu, oka, śledziony, nerek, tkanki podskórnej. W narządzie onkosfera przekształca się w kolejne stadium rozwojowe, jakim jest bąblowiec. 

Choroba może rozwijać się długo, bez wyraźnych objawów, niezbyt zresztą  charakterystycznych. Bąblowiec tworzy w narządach żywiciela pośredniego, czyli człowieka, wolno rozwijające się cysty. Konsekwencje zakażenia bąblowcem mogą być oczywiście bardzo poważne. 

Listę podobnych zagrożeń można ciągnąć w nieskończoność.

Niewinne ukąszenie kleszcza może wywołać boreliozę. Nie leczona, wolno rozwijająca się borelioza prowadzi do poważnych chorób neurologicznych. Sama znam przypadek niezwykle energicznej kiedyś kobiety, instruktorki jeździectwa, która w wyniku przebytej i nie rozpoznanej w porę boreliozy jest praktycznie sparaliżowana.

Ale czy to znaczy, że powinniśmy zrezygnować z wakacyjnych wyjazdów a nawet ze spacerów w parku? Każde wyjście w góry w sezonie letnim grozi niespodziewaną burzą i porażeniem piorunem. Ale czy znaczy to, że mamy raz na zawsze zrezygnować z wycieczek? Czy można ustrzec się wszelkich niebezpieczeństw nie wychodząc z domu? Jak mówią dowcipni – „jeżeli ktoś ma pecha to w drewnianym domu cegła mu spadnie na głowę”. 

Chętni do straszenia ludzi mają w zanadrzu jeszcze wiele rozmaitych straszaków. Nie należy jeść tatara bo to grozi zapadnięciem na chorobę wściekłych krów. Choroba wściekłych krów ( BSE) jest uznawana za niebezpieczną zoonozę mogącą wywołać u ludzi wariant (vCJD) choroby Creutzfeldta -Jacoba. W imię walki z epidemią tej choroby wymordowano tysiące krów. Jednak jako straszak zdecydowanie wyszła z mody. Ostatnio zupełnie o niej nie słychać.

Wyszła z mody podobnie jak dziura ozonowa, która miała zagrażać naszej planecie tak jak teraz rzekomo zagraża emisja CO2. W imię walki z dziurą ozonową wyrzucono setki lodówek, ale obecnie całkowicie o niej zapomniano. Co roku w czasie wakacji czyli w sezonie ogórkowym powraca natomiast temat inwazji sinic. W tym roku straszy się wczasowiczów konsekwencjami przypadkowego łyknięcia wody zainfekowanej wydzielanymi przez nie toksynami.

Sinice to organizmy samożywne zaliczane do prokariotów ( podzbiór bakterii). Ostrzega się, że „nawet wdychanie powietrza nad zbiornikiem, w którym zachodzi zakwit sinic grozi poważnym zatruciem”. Dlatego zamykane są w kraju liczne kąpieliska. 

Zastanówmy się czemu to wszystko służy. Socjologowie, psycholodzy i politycy dobrze wiedzą, że ludzie zastraszeni są łatwiejsi do sterowania. Są gotowi zaakceptować zarządzenia naruszające ich prawa i żywotne interesy. Powoli można ich całkowicie sterroryzować i ubezwłasnowolnić.

Za naszą granicą toczy się dziwna wojna podczas której politycy różnych krajów zwiedzają Kijów, a zbuntowane rosyjskie  jednostki wojskowe maszerują sobie tam i z powrotem bez wyraźnego sensu. 

Czyż nie jest tak, że od zasady: „ dziel i rządź” bardziej skuteczna jest zasada: „ strasz i rządź”?

Osioł na moście czyli teoria reaktancji. [Poradnik dla władzę trzymających].

Osioł na moście czyli teoria reaktancji. [Poradnik dla władzę trzymających].

Izabela Brodacka 15 lipca 2023

W dzieciństwie zabawiano mnie opowieścią w jaki sposób Arab postępuje z osłem, który nie chce przejść przez most. Otóż Arab ciągnie osła za ogon udając, że nie chce dopuścić aby zwierzak przez ten most przeszedł. Wtedy uparty osioł na złość Arabowi przez most skwapliwie przechodzi. To były- jak pamiętam – opowieści dydaktyczne, którymi mnie karmiono gdy prezentowałam tak zwany ośli upór wobec poleceń dorosłych.

Z prawdziwymi osłami i ich narowami nie miałam do czynienia lecz wiele lat jeździłam na torze wyścigowym jako tak zwany jeździec amator. Jak wiele amatorek miałam kłopoty z trzymaniem koni podczas treningu. Otóż młode, dobrze karmione konie pełnej lub czystej krwi czyli folbluty i araby lubią galopować szybko. Jednak w czasie treningu koń nie może iść pełnym galopem, powinien iść galopem skróconym, czyli kentrować. Taki konik potrafi tak silnie ciągnąć wodze (w języku wyścigowym cugle), że po  kentrze jeździec nie może złapać oddechu, nie ma nawet siły rozluźnić mu popręgu. Jeżeli ktoś nie utrzyma konia i pozwoli mu ponosić, czyli iść pełnym galopem wyprzedzając inne konie, może to skończyć się wypadkiem, poza tym jest szkodliwe dla nóg konia. Doświadczeni jeźdźcy zawsze mi mówili, że bierze cugiel czyli ciągnie koń mocno trzymany i radzili zaczynać kenter na długim cuglu. „Jak na starcie złapiesz konia za łeb to się buntuje i zaczyna drzeć”- mówili.

To wszystko opisuje stworzona przez Jacka Brehma teoria reaktancji czyli teoria oporu psychicznego. Jej podstawą jest twierdzenie, że ludzie i zwierzęta reagują oporem na odebranie im swobody działania. Przez przekorę podejmują działania dla nich niekorzystne. Jak mówi ludowe porzekadło: „na złość tatuniowi niech mi uszy zmarzną”. Koń „złapany za łeb” czuje bolesny ucisk wędzidła ale gdy „weźmie cugiel i drze” wędzidło uciska go jeszcze  mocniej i musi go bardziej boleć. Wbrew ludzkiej, a może końskiej logice jednak tak właśnie koń postępuje.

Teoria reaktancji tłumaczy  również wyjątkową atrakcyjność rzeczy zabronionych  czyli „zakazanych owoców”. Psychologowie twierdzą, że charakterystyczne reglamentowanie seksu służyło we wszystkich kulturach podniesieniu jego atrakcyjności. Rewolucja seksualna przyniosła seksualności człowieka niepowetowane szkody zmniejszając atrakcyjność aktu seksualnego i sprowadzając go do banalnej fizjologii. Efektem tego jest wzrost we wszystkich społecznościach liczby osób aseksualnych, czyli zupełnie nie zainteresowanych seksem, a także liczba dewiacji, a przede wszystkim pedofilii. 

Teoria reaktancji może również tłumaczyć pewne polityczne wybory ludzi, szczególnie te dla nich niekorzystne, a praktyka reaktancji może służyć do manipulowania społeczeństwem. Uczciwie przyznaję, że do tych rozważań zainspirował mnie bardzo interesujący komentarz Witolda Gadowskiego.

Wszyscy pamiętają chyba niesławną panią Beatę Sawicką posłankę  PO, która w 2007 roku publicznie opowiadała o kręceniu lodów przy prywatyzacji służby zdrowia, dała się sprowokować agentowi Tomkowi i przyjęła z jego rąk łapówkę. Opublikowane taśmy z rozmowy Sawickiej z Tomkiem jednoznacznie ją obciążały, a poza tym oszustwa w służbie zdrowia dotykają przecież każdego obywatela. Powinno to zatem zapewnić wygraną PiS. Tymczasem po stronie Sawickiej opowiedzieli się jak na przekór nawet twardzi zwolennicy PiS  i opublikowanie tych taśm tylko partii zaszkodziło.

Tłumaczy to właśnie teoria reaktancji. Ludzie identyfikowali się z Sawicką, nie dlatego, że- jak twierdzili niektórzy publicyści- są sami mentalnie łapówkarzami i złodziejami, lecz na przekór zbyt nachalnemu przekazowi. Czyli – „na złość tatuniowi”. Efekty reaktancyjne mogą odegrać znaczącą rolę przy nadchodzących wyborach. Korzystanie z nich wymaga jednak dużego wyczucia. We wszystkich działaniach jest pewna granica, cienka czerwona linia, której przekroczenie wywołuje ten efekt. Na przykład pospieszne uchwalenie „lex anty-Tusk” napędziło moim zdaniem Tuskowi uczestników jego marszu. Ludzie – jak ten koń wyścigowy –  nie lubią gdy zbyt mocno chwyta się ich za łeb i biorą wtedy cugiel galopując często bez sensu, w nieokreślonym kierunku. Co ciekawe nieprawdopodobne chamstwo organizatorów marszu i opowiadających się po stronie opozycji artystów nie spowodowało tego efektu. Jak widać nie przekroczyli oni w ten sposób tej cienkiej, czerwonej, symbolicznej linii. Chamstwo czy wulgarny język nie naruszają poczucia wolności obywateli, nie chcą się oni czy nie potrafią zastanowić co się za tym chamstwem kryje.

Dobrym przykładem reaktancji jest właśnie obecny opór przeciwko powołaniu komisji do zbadania wpływów rosyjskich w Polsce. Taka komisja powinna przecież powstać już 30 lat temu.  W czasach Solidarności wszyscy poparliby ją bez zastrzeżeń.  Dużo się zmieniło przez te 30 lat. Naiwny entuzjazm zastąpiły gry polityczne. Ci najbardziej naiwni popierający kiedyś bezwarunkowo reformy Balcerowicza, Wałęsę, Mazowieckiego, Michnika i Geremka poczuli się oszukani. Oni nie zaufają już nigdy szlachetnym deklaracjom. Raz oszukani -każdego polityka będą uważali za oszusta, manipulatora i gracza. Komisję badającą wpływy rosyjskie w Polsce też uważają za grę polityczną, za narzędzie które może posłużyć do eliminacji przeciwników. I wbrew własnym interesom, „na złość tatuniowi” identyfikują się z góry z tymi skrzywdzonymi i jak Beata Sawicka poniżonymi. 

Inny przykład reaktancji to wyjątkowo duży przypływ chętnych do uczestniczenia we mszy trydenckiej odprawianej w kaplicy bractwa Piusa X w Radości po tym jak biskup Życiński nazwał lefebrystów szkodliwą sektą. [Dodam: A po haniebnych rekomendacjach kowidowych episkopatu – znów podwoiła się liczba wiernych – i kapłanów.. M. Dakowski]

Również wyraźny przyrost słuchaczy Radia Maryja po skrytykowaniu tego radia i oczernianiu Rydzyka przez gazetę Wyborczą oraz TVN. 

W okresie przedwyborczym prawa strona sceny politycznej powinna skorzystać z wyjątkowo dobrego doradcy PR. Trzeba bardzo uważać żeby nawet przypadkowo nie wywołać efektu reaktancji. Żeby ludzie nie poczuli się ograniczani w ich poczuciu wolności osobistej. Żeby im nie narzucano postaw i poglądów.

Skradzione dzieciństwo 

Skradzione dzieciństwo 


Izabela Brodacka

Pokazano małą dziewczynkę, która podczas marszu Tuska wykrzykiwała histerycznym głosikiem jakieś brednie na temat praw kobiet.

Cytuję dosłownie: 

 „Kobiety na początku nie miały swoich praw, były traktowane inaczej od chłopaków. Po co? Co zmienia płeć? 

– Kobiety dostały te prawa, a teraz PiS, co chce zrobić? Chce nam je odebrać! Po co? Jaka jest różnica? Kobiety mają te same prawa, co chłopcy! Co zmienia płeć? Nic! I po co oni to robią? Nie wiem, po to, aby nam życie uprzykrzyć”.  

Niewątpliwie była podpuszczona przez dorosłych. Ten potoczny termin jest tu bardziej na miejscu niż termin „inspirowana”.  Nieskładność jej wypowiedzi koresponduje z poziomem marszu i jego przesłaniem wyrażonym przez Andrzeja Seweryna. Seweryn był członkiem czerwonego harcerstwa, tak zwanych walterowców. nazwanych tak na cześć ich patrona, generała Świerczewskiego. To jak widać zaciążyło nad całym jego życiem.

Dziewczynka skojarzyła mi się natychmiast z Gretą Thunberg aktywistką ekologiczną, która wykrzykiwała na forum ONZ w podobnie histeryczny sposób: „ jak śmiecie?! ukradliście moje dzieciństwo”.

Jej międzynarodowa kariera musiała być inspirowana przez dorosłych. Ktoś ją na to forum wpuścił, ktoś dopuścił ją do głosu, ktoś sponsorował jej rejs przez Atlantyk. To właśnie ci ludzie ukradli jej dzieciństwo. Greta skutecznie odegrała swoją rolę. Otrzymała wiele nagród. Jej nazwiskiem nazwano również  jakieś żyjątka, co gwarantuje jej przejście do historii.  Jak mówi Stanisław Michalkiewicz to typowy autorytet wystrugany z banana, dodajmy – ze zgniłego banana. To niepełnosprawne umysłowo dziecko zostało wykorzystane przez dorosłych do ich własnych celów. Wykorzystano jej dziecięcą próżność, pychę i zwykłą głupotę.

Dobrym przykładem wykorzystywania dzieci dla zaspokojenia ambicji rodziców są młodociani zdobywcy wysokich gór. Wśród nich jest amerykański alpinista Jordan Romero, najmłodszy zdobywca Korony Ziemi. Na Mount Everest wszedł w wieku 13 lat i jest też najmłodszym zdobywcą tego szczytu. Jeszcze lepszym przykładem szaleństwa rodziców jest Selena Khawaja, nazywana górską księżniczką. Już w wieku 6 lat wspinała się w górach wysokich.  W wieku 9 lat zdobyła Spantik Peak o wysokości 7027 metrów. Jej ojciec wymarzył sobie jednak. że Selena zostanie najmłodszą zdobywczynią ośmiotysięcznika Broad Peak. Zanim wraz z ojcem w 2021 roku dotarła do bazy pod Broad Peak światowe media napisały, że już ten szczyt zdobyła. Było to wręcz zabawne, z licznych wypraw koczujących w bazie nikt nie dotarł wówczas nawet do obozu trzeciego. Ojciec  Seleny wybrał się pod Broad Peak ciężko chory, po jakiejś operacji z cewnikiem i workiem na mocz. Nic dziwnego, że wkrótce helikopter zabrał go do szpitala.

Ku zdumieniu wspinaczy zostawił córkę w bazie pod opieką oficera łącznikowego. Dziewczynka snuła się po bazie ale nie wyszła w góry i nigdzie nie dotarła. Zabrał ją kolejny helikopter. Co gorsza zaczęła konfabulować na temat swej bardzo rozsądnej rezygnacji ze zdobycia góry. Umieszczała wpisy na twitterze, w których groziła sprawą sądową ludziom komentującym nieodpowiedzialne zachowanie jej ojca i podającym lęk przed ekstremalną wspinaczką jako prawdziwą przyczynę jej decyzji. Nikt nie robił jej z tego zresztą zarzutu, to bardzo rozsądne, że się bała i całe szczęście, że nie podjęła próby zdobycia góry. Pomijając niebezpieczeństwa wspinaczki, długie przebywanie na tej wysokości, to znaczy w warunkach silnego niedotlenienia mózgu mogło wyrządzić jej niepowetowane szkody. Jednak dziewczynka podobnie jak Greta chciała zbudować całe swoje życie eksploatując szum medialny wokół niedoszłego na szczęście wyczynu. Zbyt szybko dorosła do zakłamanego świata mediów i reklamy. 

Żeby nie było nieporozumień. Zupełnie czym innym jest zabieranie dzieci na wycieczki w górach niskich czy nawet na wyprawy trekkingowe. Pewien Rosjanin zasłynął udziałem w trekkingu do bazy pod Mount Everestem z czteroletnim synem. Podobno mały był zachwycony tą, w zasadzie bezpieczną przygodą.

Bardzo liczne są przypadki wpychania dzieci w świat filmu i reklamy. Zmuszanie ich do udziału w stresujących castingach, ondulowania włosów, malowania paznokci. Pół biedy jeżeli dziecko jest równie próżne jak jego rodzice i czerpie satysfakcję z ról w serialach oraz z ocierania się na planie filmowym o znanych aktorów. Zdarza się jednak, że dziecko nienawidzi tego procederu, nie przekonują go wysokie zarobki, chciałoby korzystać z przywilejów dzieciństwa.

Nadmierne ambicje rodziców przejawiają się również przeciążeniem dzieci dodatkowymi zajęciami, wymaganiem żeby brały udział w konkursach i olimpiadach. Znam przypadki dzieci. które od rana do wieczora uczestniczą w różnych kursach i treningach, które z angielskiego są wożone na konną jazdę, basen czy ściankę wspinaczkową. Każde z tych zajęć samo w sobie może być rozwijające ale nadmierna ich liczba powoduje, że dziecko czuje się w opresji. Szczególnym przypadkiem są tu szkoły muzyczne. Wiadomo, że naukę muzyki trzeba zaczynać bardzo wcześnie i nie osiągnie się wyników bez morderczych ćwiczeń, do których dziecko trzeba zmuszać. Znam przypadek młodego człowieka, wybitnie uzdolnionego, realizującego w szkole podstawowej program liceum w ramach tak zwanego home schooling, który zapytany przeze mnie kim chciałby zostać odpowiedział, że chciałby wreszcie być normalny. Wymusił na rodzicach odebranie papierów ze szkoły muzycznej oraz oddanie go do zwykłego liceum. Nie chce koncertować, brać udziału w olimpiadach i się wspinać. Oczywiście może się zdarzyć, że będzie miał potem pretensje do rodziców, że go nie zmusili choćby do kontynuowania kariery pianistycznej. 

Proceder wykorzystywania dzieci jest dostrzegany przez władze wielu krajów. W Nepalu można uczestniczyć w wyprawach dopiero powyżej 16 lat, a w Chinach po ukończeniu 18 lat. Te ograniczenia drażnią wszelakiej maści libertarian. W wielu krajach zakazane jest wykorzystywanie dzieci w reklamie. Powinno się zakazać wykorzystywania dzieci przede wszystkim w polityce.