Europa w uścisku Nowej Chazarii cz.I

Europa w uścisku Nowej Chazarii cz.I

Bartosz Kopczyński 3 kwietnia 2025 wtowarzystwie/europa-w-uscisku-nowej-chazarii-cz-i

Obraz tytułowy: Imperium Chazarskie ok. 750 r. https://commons.wikimedia.org/wiki/File:Khazaria750.png

Przedstawiamy pierwszą część z mini-cyklu, wprowadzającego w obecną sytuację geopolityczną. Przyszłość każdego z nas zależy od zmian w geopolitycznej układance, a ta ostatnio układa się po nowemu. Nie można jednak dowiedzieć się z mediów głównego nurtu, jak przebiega przebudowa. Media niezależne też nie wszystkie stają na wysokości zadania. Staramy się te braki uzupełnić i dostarczyć kompleksową wiedzę.

Oniemiały świat, a jeszcze bardziej oniemiała Europa Zachodnia przygląda się voltom globalnej polityki, które bardzo przyspieszyły po 2020 roku, nie wiedząc, co o tym myśleć. Trudno dziwić się zwykłym ludziom, którzy chcą się dowiedzieć, czy i jakie będą mieli jutro, skoro pogubili się specjaliści, eksperci, politycy, liderzy opinii publicznej. Zarówno ci prawdziwi, jak i podstawieni. Ludziom współczesnego Zachodu trudniej uwierzyć w to, co się dzieje niż ludziom wcześniejszych epok z trzech głównych przyczyn, mających podłoże mentalne. Po pierwsze, uwierzyli w koniec historii – że po rozpadzie ZSRR będzie już zawsze, tak jak jest – dobrobyt i bezpieczeństwo, i nie będzie gwałtownych przemian. Po drugie, naoglądali się tyle fikcji, że przestali odróżniać rzeczywistość od opowiadania o niej, myśląc, że takie rzeczy, jakie oglądają na ekranach dzieją się tylko tam i nie przydarzają się zwyczajnym ludziom. Po trzecie i najważniejsze, z wygody bytu pogrążyli się w rozkoszach zmysłowych i pogardzili wiarą swoich przodków, a wraz z nią – realistycznym myśleniem przyczynowo – skutkowym. Żyją więc jak komu wola, beztrosko, aż nagle na głowę zwala im się pandemia i wojna, a za nimi – rozpacz i panika.

Zobacz też:

Unijne zabójstwo Europy

Wojenne plany Unii Europejskiej

Wytłumaczyć, w czym sedno też łatwo nie jest, a to z dwóch głównych powodów. Pierwszy, iż nauczanie historii fałszowane jest mniej więcej od Oświecenia, ludzie mają więc już na wstępie niepełny lub zniekształcony obraz dziejów. A drugi, to że uparcie ktoś ciągle prawdę zniekształca. Aby więc zrozumieć to, co dziś się wokół nas dzieje, wpierw trzeba w przeszłość zamierzchłą się cofnąć. Dzisiejsze zdarzenia są skutkiem długotrwałych procesów, które nie zaczęły się wczoraj. To samo w sobie nic odkrywczego, każdy przeciętny znawca historii zdaje sobie sprawę z procesualnej i przyczynowo – skutkowej natury zdarzeń. Jeśli więc coś się dzieje, ma swoje przyczyny, sięgające nieraz w głąb dziejów. Szokiem natomiast będzie twierdzenie, że główne procesy europejskiej historii od rewolucji luterańskiej nie kształtują się całkowicie samoistnie, lecz podlegają sterowaniu. Nie znaczy to, że ktoś z jakiejś ukrytej loży steruje wszystkim, tak się nie da. Można jednak dostrzec pewne wpływy, ukryte manipulacje naturalnymi zdarzeniami na różnych płaszczyznach, modyfikujące nurt życia. Wpływy te układają się w pewne wzory, z których można odczytać prawidłowości, a dzięki temu do pewnego stopnia przewidywać prawdopodobieństwo zdarzeń przyszłych.

Ludzie dzielą się na dwie główne kategorie – tych, co chcą dobrze i tych, co chcą źle. Ci pierwsi stanowią przeważającą większość, dobro jest bowiem wpisane w naturę ludzką. Niestety, została ona skażona grzechem pierworodnym, przez co ludzie mają tendencje do błędów, co najczęściej przybiera postać ulegania instynktom, popędom i pożądaniom. Ludzie jednak w swojej większości starają się z grubsza realizować Boży plan, aby czynić sobie ziemię poddaną, współpracując z innymi ludźmi. Popełniają przy tym wiele błędów i popadają w grzechy, czasem przyjmują złe intencje, muszą się jednak jakoś z nich wydobywać, aby współpraca była w ogóle możliwa. Ogólnie rzecz biorąc, z ludźmi lekko nie jest, ale jakoś się da. Przynajmniej z tą większością, która z zasady chce dobrze. Jest też pewna niewielka część ludzkości, która chce źle. Nigdy jednak nie jest tak, że ktoś urodził się zdeterminowany do zła. Ludzie mają z urodzenia różne skłonności, ale potem podlegają wychowaniu, dojrzewają i sami decydują o swoim postępowaniu.

Są tacy ludzie, którzy świadomie wybierają czynienie zła innym ludziom, zwykle po to, aby odnieść korzyści cudzym kosztem, i trwają w tym aż do śmierci. To zatwardziali grzesznicy. Jest ich mniejszość, ale każdy kogoś takiego zna. Istnieje jednak pewna grupa ludzi, stanowiąca promil ludzkości, którzy wybierają zło nie tylko dla własnej korzyści, ale dla samego zła. Grupa ta posiada wielką wiedzę, dziedziczoną pokoleniowo, której początki giną w mroku dziejów. Biorąc jednak pod uwagę dogłębną znajomość natury ludzkiej, musi ta wiedza być tak stara, jak cywilizacja, co wskazuje na początki chronologiczne tej grupy. Z pewnością tradycje tych ludzi starsze są od nauczania historii. Ludzie ci dysponują nie tylko wiedzą pradawną, co już samo z siebie daje moc, ale jakąś dziwną przewagą, pozwalającą im realizować swoje ukryte cele kosztem innych ludzi, pozostając niewykrytymi. Można się jedynie domyślać, bo ludzie spoza grupy nie mają do tych tajemnic dostępu, że kryje się za tym świadoma współpraca z Lucyferem, pierwszym buntownikiem. Wszędzie bowiem w poczynaniach tych ludzi widać bunt przeciw Bogu i nienawiść do tego, co Bóg stworzył.

Wspomniana wiedza daje tym odwiecznym buntownikom wielką siłę, wiedzą bowiem wiele o ludziach, którym szkodzą, a ich ofiary zwykle nawet nie mają świadomości istnienia grupy i jej działań. Wiedza, którą się posługują ma charakter ezoteryczny – skrywający w głębi znaczenia, dostępne tylko dla wtajemniczonych, którzy dostąpili oświecenia. Dla profanów, czyli wszystkich pozostałych przeznaczone są znaczenia sfałszowane i pozorne, lub zgoła ich brak. Jest to zatem wiedza tajemna, dająca jej posiadaczom władzę nad zachowaniami ludzi, głównie poprzez biegłość sterowania potrzebami i pożądaniami. Jej posiadacze wierzą jednak, że oprócz władzy ich ezoteryczna wiedza daje im zbawienie i życie wieczne już tu, na ziemi. Ten system wierzeń zwie się gnozą od greckiego gnosis – wiedza, ezoteryczna oczywiście. Tak samo, jak wiedza, tak i sama grupa skrzętnie ukrywa swą tożsamość i samo swoje istnienie. Jakoś jednak trzeba ich nazwać, posługuję się więc konsekwentnie określeniem „gnostycy”, jako że widać wyraźnie, że grupa ta zarówno sama wyznaje gnozę, jak i używa jej w celu dezinformacji i paraliżu swoich ofiar. Mam jednocześnie świadomość, nieścisłości tego terminu, wielu jest bowiem innych użytkowników gnozy, nie należących do grupy. Używam jednak tego pojęcia w określonym kontekście wobec określonej grupy ludzi, których nie można nazywać ich własnym mianem z uwagi na cenzurę.

Cele gnostyków dzielić można na dwa nurty – energomaterialny i metafizyczny, a każdy z nich także rozgałęzia się dalej na dwa zakresy skutków – dla nich samych i dla innych ludzi. Cele energomaterialne to absolutne kontrolowanie całej energomaterii, która w ogóle podlega ludzkiej kontroli. Gnostycy dążą do tego, aby mieć samemu kontrolę pełną kosztem pozostałych ludzi, którzy tej kontroli mają zostać pozbawieni. Cele metafizyczne, pozamaterialne gnostyków to życie wieczne na ziemi w charakterze bogów, a dla reszty ludzi – potępienie wieczne w piekle. Tak sformułowane cele ukrywane są za ezoteryczną mową, występującą pod zwodniczymi postaciami: fałszywe religie, kłamliwe filozofie, obłudne ideologie, zwodnicza psychologia, spreparowana historia, dezinformacja. Każde kolejne pokolenie gnostyków przekazuje swoje cele i gnozę potomstwu. Każdy z gnostyków ma wiele możliwości zmiany celów, co jednak, jeśli występuje, spotyka się z wrogością, a czasem zemstą grupy. W połączeniu z władzą i możliwościami, jakie daje uczestnictwo w działaniach grupy, a także z indoktrynacją od dziecka sprawia, że dążenia gnostyków są trwałe i rozciągają się na tysiąclecia.

Początki działań gnostyków starsze są od określeń, jakie można im przypisać, a skoro powstali i rozwinęli się wraz z cywilizacją, oznacza to, że ich matecznik plasuje się w okolicach Bliskiego Wschodu – Sumer, Babilon, skąd rozeszli się po kolejnych powstających państwach, wszędzie zgłębiając sztukę najpierw jawnego, a potem ukrytego panowania. Wnioskując na podstawie podobieństw wierzeń, można założyć związki gnostyków ze starożytnymi kulturami Tybetu i Indusu. Nauczyli się przejmować wiedzę swoich ofiar, aby używać jej przeciwko nim, a potem przeciwko innym.

Nadrzędnym dążeniem gnostyków pozostaje władza, zatem ich wrogiem jest wszystko, co pozwala ludziom nie znajdować się pod obcym panowaniem, lecz samemu zorganizować życie społeczne: moralność, rodzina, suwerenna władza, własne państwo, własność prywatna, logiczne myślenie, wiedza. Dzięki własnym strukturom społecznym ludzie mogą zaspokajać swoje potrzeby i nie muszą korzystać z usług gnostyków. Za każdym razem takie korzystanie przywodzi korzystających do uzależnienia od pokus i ich zaspokajania, dostarczanych przez gnostyków. Z czasem ludzie, którzy się od nich uzależnili tracą chęć i zdolność do samodzielnego życia, a w końcu tracą możliwość własnej wolności. Swoje ofiary utrzymują gnostycy w posłuchu za pomocą kłamstwa, serwowanego za pośrednictwem mitu, tak, aby ich ofiary nie zrozumiały swojego położenia.

Rozwój cywilizacji i możliwości zaspokajania pożądań, dostępnych za pośrednictwem pieniądza dawał coraz większą władzę tym, którzy potrafili korzystać z tym nowoczesnych narzędzi. Wraz z rozwojem intelektualnym ludzkości pojawiły się jednak tendencje sprzeczne z celami gnostyków – etyka oparta na cnotach moralnych oraz filozofia realistyczna. To pozwoliło zrozumieć świat, innych ludzi i siebie, a następnie zacząć uszlachetniać stosunki międzyludzkie. Refleksji tej towarzyszyła też teoria ustroju i prawa. Mit stawał się zagrożony, wciąż jednak trzymał się mocno, jako, że myślenie logiczne i zachowania cnotliwe ograniczały się do niewielkiej grupy ludzi wolnych i zamożnych. Starożytność Grecji i Rzymu, pomimo wielkich osiągnięć została ufundowana na pogańskim niewolnictwie, połączone z wielkimi nierównościami i demonicznymi kultami. Nie było wtedy jeszcze metafizyki wystarczająco silnej, aby nadać sens ludzkiej przedsiębiorczości. Mit wciąż kierował ludźmi.

Wtedy nastąpiła największa rewolucja w historii ludzkości – Bóg, stwórca natury przyszedł na świat jako człowiek, aby przypomnieć ludziom ich powinności, nauczyć prawdziwej miłości, pokazać drogę mądrości. A nade wszystko, aby odkupić dusze i wskazać sens życia. Odtąd każdy człowiek niezależnie od narodowości mógł dostąpić zbawienia, poprzez wiarę i uczynki miłości, a żeby to zrozumieć, musiał zacząć myśleć logicznie nie tylko o Bogu, ale też o sobie, innych i świecie. Filozofia realistyczna i etyka cnót nagle ukazały sens swojego pojawienia się w myśli ludzkiej, i zaczęła się wielka podróż ludzkości – przez rafy grzechu i błędów do spokojnego oceanu społecznego panowania Chrystusa.

Takie zadanie dostali do wykonania uczniowie Chrystusa, wyznawcy Boga w Trójcy Jedynego. Ludzie dostali wszystko, aby zrozumieć świat i uczynić sobie ziemię poddaną. Jedną z konsekwencji tego dążenia jest refleksja filozoficzna, prawna i ustrojowa. Stosunki wewnętrzne dużych grup ludzkich mogły zostać uporządkowane w sposób racjonalny, efektywny, służąc ich naturalnym potrzebom, eliminując większość przemocy z życia społecznego. Powstała cywilizacja wysokich technologii, szanująca człowieka i jego interesy, a nie tylko władzę. Rozwinęła się nowoczesna nauka, a sztuka, ukazująca piękno, opiewała też dobro i prawdę. Stopniowo upowszechniło się sakramentalne małżeństwo jako podstawa rodziny, rodzącej i wychowującej nowych ludzi, która stała się podstawą ustroju społecznego i politycznego. Rozwinęła się własność prywatna, pozwalająca korzystać z dóbr doczesnych, oraz państwo narodowe, stojące na straży tego wszystkiego.

Gnostycy początkowo starali się przejąć kontrolę nad nowym sposobem myślenia. Szymon Mag, wielki i uczony autorytet gnozy, gdy poznał nowe możliwości próbował wykupić licencję na chrześcijaństwo. Spotkał się jednak ze stanowczą odmową Szymona Piotra, prostego rybaka, a jednak mądrzejszego od wszelkich mędrców gnozy. Wtedy zaczęła się kontrowersja, trwająca do dziś, walka o rząd dusz między gnozą, tajemną wiedzą dla wybranych z jednej strony, a prawdą dostępną wszystkim z drugiej. Gnosis contra Veritas ta walka rozpoczęła się w czasach apostolskich i trwa do dziś. Nie jest to jedyny powód nienawiści gnostyków do chrześcijaństwa. Bóg stał się dostępny dla wszystkich narodów, a władza polityczna straciła monopol na religię. Chrześcijaństwo nakazało to sfery rozdzielać. Miary goryczy dopełniło zniszczenie przez Rzymian pewnego miejsca, bardzo ważnego dla gnostyków. Nienawiść do wyznawców Chrystusa i do Rzymian zlała się w jedno, zapiekłe pożądanie zemsty, przechodzące z ojca na syna, obejmując wszelkie przejawy życia społecznego, umożliwiające życie, niezależne od mitu – małżeństwo, rodzinę, wychowanie dojrzałości według cnót, naród, suwerenne państwo, filozofię realistyczną, moralność chrześcijańską, religie katolicką, Kościół, własność prywatną.

Gnostycy zawsze mieli zamiary szerokie, obejmujące cały znany im świat. Wraz z rozwojem cywilizacji ich myślenie stawało się globalne, prowadząc do logicznego wniosku – ich odwieczne cele, zarówno materialne, jak i duchowe można realizować w warunkach, gdy zapanuje jedna władza polityczna, informacyjna, religijna, prawna i ekonomiczna, co wymaga, aby wewnętrzne podziały ludzkości zostały zatarte, aby zniknęły wszelkie naturalne więzy, łączące grupy ludzi, aby rozsypali się jak ziarnka piasku, bo wtedy będą skazani na jeden tylko łącznik, umożliwiający współpracę ludzi i zaspokajanie potrzeb – na władzę, kontrolującą wszystkie aspekty życia. Powstała koncepcja jednego globalnego państwa, rządzącego całą ludzkością. Ówczesna mapa świata ograniczona była do trzech kontynentów – Europy, Afryki i Azji, podzielonych pomiędzy różne kraje, ludy i władców. Starożytność nie dawała możliwości trwałego zjednoczenia takiego terytorium, przewidywano jednak rozwój ludzkości i pojawienie się takich możliwości w przyszłości. Badano przebieg szlaków handlowych, uznano bowiem słusznie, że to będzie najlepsza platforma do jednoczenia różnych obszarów, ludzie bowiem wciąż potrzebują różnych rzeczy, których sami nie wytwarzają, i są gotowi płacić za nie swoją energią i bogactwami. Im więcej kontaktów, tym więcej wymiany i przepływów, ale też uzależnień wszystkich, którzy z nich korzystają.

Z tych refleksji wyłoniło się spostrzeżenie – główna oś przepływów strategicznych przebiega wzdłuż połączonych kontynentów Eurazji. Kto będzie kontrolował główną magistralę przepływów, ten zdobędzie punkt wyjścia do panowania nad całą Eurazją i Afryką. Później odkryto nowe kontynenty, co powiększyło zakres globalnych przepływów i utwierdziło rolę głównej magistrali Eurazji. Ogląd na mapę pozwala stwierdzić, że jest to największa zwarta masa lądów na planecie, nazwano więc Eurazję Wyspą Światową. Wystarczy kontrolować główną magistralę Eurazji i jej przedłużenie na zachód – szlak atlantycki, łączący Europę przez Wyspy Brytyjskie z Ameryką, a cała reszta lądów prędzej czy później popadnie w zależność od Wyspy Światowej. Dążenia gnostyków, napędzane ich odwiecznym marzeniem w naturalny sposób skierowały się w tym właśnie celu – zapanować nad Wyspą Światową, poprzez kontrolę głównej magistrali Eurazji na linii wschód – zachód.

Obszar, przeznaczony do przejęcia nie był jednak tabula rasa, mieszkali tam ludzie, kierujący się systemem myślenia, tak bardzo znienawidzonym przez gnostyków. Wniosek był prosty – należy upiec dwie pieczenie przy jednym ogniu – zdobyć kontrolę nad terytorium i ukarać chrześcijaństwo. Jakież wielkie marzenia musiały pojawić się w gnostyckich umysłach, jak świetlane wizje musieli snuć, możemy tylko się domyślać, podziwiając zakres i rozmach działań, a także wielość użytych środków i determinację, trwającą wieki. Mając wielkie zasoby różnorodnej wiedzy, rozbudowaną sieć kontaktów transgranicznych, umiejętności handlowe i finansowe, wiedzę o ludzkich namiętnościach, potrzebach i ich zaspokajaniu z łatwością mogli wykazać swoją przydatność, szczególnie wobec władców i elit społecznych.

Do perfekcji również opanowali sztukę stwarzania fikcyjnej rzeczywistości za pomocą słów. Te wyjątkowe cechy pozwoliły im na wypracowanie metod, ujmowanych później w schematy działania, zmierzających do przejmowania wpływów kierowniczych w państwach. Na tamtym etapie ekspansji gnostykom zależało głównie na znalezieniu się w otoczeniu władców i możnych. To nie był jeszcze czas przejmowania władzy, na to trzeba było jeszcze długo poczekać. Ówczesne państwa były krzepko zarządzane przez swoich władców dynastycznych, względnie uzurpatorów, zdobywających władzę siłą. Na tamtym etapie rozwoju politycznego możliwe było uzyskanie wpływu na ośrodki decyzyjne państw, poprzez uzależnianie i omotanie władców oraz korupcję i degeneracje elit. Gnostycy wykorzystali swoją tajemną wiedzę o ludziach, przyglądając się elitom i nawiązując kontakty. Pieniędzy wszyscy potrzebowali zawsze, zawsze też ktoś okazywał się łasy na pochlebstwa, ktoś lubił horoskopy, ktoś inny opowieści hermetyczne, komuś można było podsunąć szczególnie urodziwą kobietę jako kochankę lub nawet żonę, zawsze też ktoś bał się ujawnienia kompromitujących dowodów. Stosując tak szeroki wachlarz środków dyskretnych wpływów, nie było trudno uzależnić od siebie osoby decyzyjne, aby ukrycie sterować ich decyzjami, a lud eksploatować w coraz większym zakresie.

Czytaj też:

Czwarta rewolucja amerykańska

Jak odzyskać niepodległość

Dopóki trwały wędrówki ludów, niewiele było państw, zdolnych do długotrwałego podtrzymania ukrytej władzy gnostyków. Warunki do ekspansji swojego anonimowego imperium znaleźli dopiero wtedy, gdy jako tako okrzepły państwa i ich władze. Przejęcie władzy przez gnostyków ma bowiem charakter korporacyjnego wrogiego przejęcia, a prowadzi długą drogą mozolnego budowania wpływów. Zanim na dobre ustaliły się państwa Europy Zachodniej, uwaga gnostyków skupiła się na obszarze kluczowym z punktu widzenia Wyspy Światowej, rozciągającym się na pograniczu Europy i Azji. W dorzeczu Dniepru, Donu i Wołgi, na terenach, przylegających do Morza Czarnego i Kaspijskiego powstało tam silne państwo, zwane Chazarią, będące federacją plemion, którym rządzili stabilni władcy, zwani kaganami, a przez ich ziemie przebiegały ważne szlaki handlowe, łączące Europę i Azję. Państwo to powstało w VII wieku, i początkowo jego mieszkańcy wyznawali niezbyt skomplikowaną wiarę, opartą na kulcie przodków, natury i szamanizmie. I nagle, w sposób, do dziś dla historyków niejasny kagan Chazarii Bulan, zwany też Sabrielem przyjął judaizm, wraz ze swoją elitą władzy. Niektórzy historycy twierdzą, że Bulana do konwersji namówiła małżonka – Serach, która była Żydówką. Działo się to między połową VIII a początkiem IX wieku. Za panowania bulanoweo syna Obadiaha nowa religia przeszła reformę w duchu judaizmu rabinicznego. Chazaria stała się więc państwem talmudycznym.

Nie było jednak dane cieszyć się długo nowymi możliwościami. Najazd Rusi Kijowskiej w roku 965 złamał potęgę państwa chazarskiego, a ostatecznie przestało ono istnieć w XI wieku. Przypadek to dziwny i niewyjaśniony, ze względu na brak źródeł historycy wciąż spierają się o wiele istotnych kwestii, dotyczących chazarskiego państwa. Zważywszy jednak historię dużo późniejszych inicjatyw i inwestycji na tym obszarze, można zaryzykować pewną hipotezę, na udowodnienie której nie ma wszakże dowodów, można jedynie wysnuć wnioski per analogiam. Hipoteza ta brzmi następująco: kaganat Chazarii został przez gnostyków wyznaczony do odegrania istotnej roli w przejęciu kontroli nad szlakami handlowymi Eurazji, jako ich narzędzie. Swojej roli jednak nie spełnił, został bowiem porażony przez Słowian z Rusi, po czym już się nie podniósł z upadku i stracił możliwości oddziaływania. Gnostycy, po niepowodzeniu projektu budowy posłusznego sobie państwa w centrum Eurazji, postanowili zamiar ten zrealizować , ale w innym miejscu – znacznie mniej podatnym na najazdy.

Ciąg dalszy nastąpi.

Polub nasz profil na Facebooku i śledź naszą działalność na bieżąco.

Trump i Vance kontra euro-globalna kamaryla [“Zełenski”]. O co idzie ta gra?

Trump i Vance kontra euro-globalna kamaryla [“Zełenski”]. O co idzie ta gra?

16.03.2025 Bartosz Kopczynski nczas/trump-i-vance-kontra-gnoza

Wołodymyr Zełenski i Donald Trump w Białym Domu. Foto: PAP/EPA
Wołodymyr Zełenski i Donald Trump w Białym Domu. Foto: PAP/EPA

Spotkanie Donalda Trumpa i J.D.Vance’a z Wołodymirem Zełenskim powinno znaleźć się w przyszłych podręcznikach historii. Słynna rozmowa była bowiem skutkiem całego splotu okoliczności i planów rozgrywających się przez 400 lat, aby skupić w jednym momencie ścieżki losu, które przez jedną decyzję mogą poprowadzić w nieznane.

Zrozumienie tej sytuacji wymaga szerokiej wiedzy, artykuł za krótki, aby wszystko rozwijać, streszczę więc główne wnioski wstępne, aby przejść do meritum.

Od początku XVII w. trwa nieustanny proces budowy państwa światowego na bazie istniejących struktur państwowych. Prowadzony jest przez grupę ludzi przekazujących swoje cele pokoleniowo. Używają trzech głównych systemów myślowych, przenikających się: Kabały, Talmudu, Gnozy, dlatego zwę ich gnostykami. Określenie nieprecyzyjne, ale użyteczne. Państwo światowe oznacza likwidację innych państw i narodów, wszyscy ludzie mają być jednolitym zasobem. Unia Europejska od początku realizuje ten projekt jako Paneuropa, oddział państwa globalnego. USA też od początku temu miały służyć, osiągając pozycję światowego hegemona, torującego drogę państwu światowemu. Prototypem rządu światowego jest ONZ i jej agendy, np. WHO.

Państwo ukraińskie zaś od początku stanowi narzędzie gnostyków do realizacji ich celów, m.in. likwidacji żywiołu polskiego. Komunizm w Rosji i Chinach oraz New Deal Roosevelta były dziełami gnostyków, korzystających z brytyjskich i amerykańskich finansów. Obecnie większość rządów Zachodu obsadzona jest przez figurantów, zdegenerowane kreatury, służące sprawie gnostyków.

Źródeł tej wiedzy jest wiele, m.in J.A. Komensky, H.G. Wells, E. Starr Miller, M.E. Jones, Epiphanius, S. Krajski, D. Reed, Ph. de Villiers, A. Sutton, C. Quigley, Jędrzej Giertych.

Od rozpadu ZSRR w 1991 r. wszystko zmierzało do globalnego państwa i rządu. Zaczęło się to zmieniać około 2008 r., gdy Rosja i Chiny rozpoczęły emancypację spod projektu globalnego. Wojnę ukraińską należy traktować jako próbę zatrzymania rosyjskiej niezależności od globalnych strategii. Działania wojenne wszczęła Rosja, ale została do nich sprowokowana i zachęcona przez polityków i służby z Zachodu. Wielki cios dla projektu globalnego przyszedł z USA, gdy wygrał Donald Trump, wróg globalizmu, zwolennik imperium amerykańskiego. Na jego stronę przeszła część amerykańskiego deep state i po 20 stycznia 2025 r. zaczęła się prawdziwa rewolucja. Obecna Ameryka Trumpa ma więc diametralnie inne cele niż Ameryka Bidena, która prowadziła na Ukrainie wojnę z Rosją rękami Ukraińców. Trump chce skupić się na odtwarzaniu potęgi amerykańskiej i w tym celu musi ułożyć relacje USA z Rosją i Chinami.

Wojna na Ukrainie nie tylko pochłania ogromne ilości energo-materii, ale też stanowi zarzewie większej zawieruchy, w którą USA musiałyby się zaangażować, co na dłuższą metę dla państwa amerykańskiego byłoby zabójcze. Podobnie sytuację postrzega Rosja, dlatego w interesie leży zawarcie pokoju. Jedynym zwartym obszarem siły, któremu zależy na kontynuowaniu i rozszerzeniu konfliktu, jest Europa, a dokładnie gnostycy, zarządzający zdalnie rządami, i bezpośrednio bankami. Wojna daje im krociowe zyski, natomiast niszczy państwa i narody, co sprawia, że łatwiej dają się zaganiać do państwa globalnego.

Umowa tzw. mineralna pomiędzy USA a Ukrainą zakłada eksploatację drogocennych złóż przez amerykańskie firmy. Zyski mają przypaść w połowie USA, w połowie Ukrainie, jednakże część amerykańskich zysków ma być reinwestowana na terenie Ukrainy. Umowa ta jest podstawą pokoju, musiała więc najpierw zostać wynegocjowana z Putinem. Oznacza to, że po zawarciu pokoju Trumpa Ukraina stanie się protektoratem amerykańsko-rosyjskim. Ukraińcy zyskają na tym pokój, spokój wewnętrzny, racjonalne rządy, stabilne dochody, czyli warunki do odbudowy i pokojowego życia.

Obecnie Ukraina jest zadłużonym po uszy bankrutem, niezdolnym do samodzielnego funkcjonowania, szarpanym przez zwalczające się koterie. Kraj wyniszczony wojną i wyludniony, rekrutów pozyskuje się z ulicznych łapanek. Pokój Trumpa daje też pewność, że Ukraina nie będzie używana przez siły zewnętrzne jako narzędzie destabilizacji całego regionu.

Zełenski przybył więc do Białego Domu, aby podpisać umowę, która wcześniej została uzgodniona w zasadniczych kwestiach, do uzgodnienia pozostały szczegóły. Umowę, która miała dać pokój Ukrainie i światu, miała zakończyć rozlew krwi, zniszczenia i wielkie koszty ponoszone głównie przez państwa Zachodu, także Polskę. Zełenski zasiadł obok Trumpa i Vance’a w Gabinecie Owalnym na briefingu prasowym. Później miało nastąpić podpisanie umowy, wspólna konferencja prasowa i oficjalny lunch. Stało się jednak inaczej.

Spotkanie trwające ok. 50 minut miało przebieg niespodziewany.

Prezydent Trump podkreślał wielkie pożytki umowy i pokoju, natomiast Zełenski cały czas przypominał o cierpieniach Ukraińców i odpowiedzialności Rosji. Zakwestionował dyplomatyczne wysiłki USA, twierdząc, że Putin nienawidzi Ukraińców i złamie każdą umowę, dlatego jakiekolwiek porozumienie jest niemożliwe, a negocjacje bezcelowe. Stopniowo wyłoniła się lista oczekiwań Zełenskiego:

  • Nie będzie żadnych negocjacji z Rosją, tylko wojna do jej ostatecznego pokonania.
  • Warunki pokoju obejmą reparacje dla Ukrainy. Zostaną one narzucone Rosji przez państwa Europy i Ukrainę, USA dołączą się jako uczestnik.
  • USA będą dalej wspierać wojnę, jak dotąd.
  • Jeśli USA wycofają się z wojny, będzie ona nadal prowadzona siłami Europy.
  • Nastąpi eskalacja konfliktu, tak że USA odczują go na sobie, a także zostaną obciążone odpowiedzialnością.

Okazało się więc, że Zełenski nie przyjechał ani po prośbie, ani po wdzięczności. Ten człowiek, odziany w dres z logo tryzuba, którego kadencja skończyła się w maju ubiegłego roku, pozwolił sobie na poważne impertynencje wobec swojego gospodarza. Zachowywał się wprost po chamsku, okazując postawę pełną wyższości i brak szacunku, także przez niestosowny strój. Przerywał Prezydentowi, z wiceprezydentem wdał się w pyskówkę. Zachował się niegrzecznie nawet na miarę prywatnego spotkania znajomych w knajpie, a był w centrum świata z jednym z najważniejszych ludzi. Coraz wyraźniej prezentował butę wobec wszystkich, pogardę wobec Rosjan i lekceważenie wobec gospodarzy. Zaprzeczał faktom, umniejszając rolę udzielonej Ukrainie pomocy, o Polsce w tym kontekście nie wspominając wcale. Trump najwyraźniej w pewnym momencie zorientował się, że ma przed sobą wysłannika ludzi, którzy przekazują mu ultimatum w formie uwłaczającej powadze urzędu Prezydenta i Stanom Zjednoczonym. Znosił impertynencje Zełenskiego długo, w końcu jednak doszedł do wniosku, że dość już tego. Nastąpiło to po tym, gdy prezydent Ukrainy zagroził prezydentowi USA eskalacją konfliktu z Rosją na terytorium USA.

Odpowiedź Donalda Trumpa nie była przeznaczona dla Zełenskiego, ale dla jego mocodawców. Trump odpowiedział im, że igrają III Wojną Światową i że nie mają żadnych silnych kart, prowadzenie wojny ukraińskiej zależy bowiem od amerykańskich dostaw, które Trump może wstrzymać, a wtedy gnostycy znajdą się w tarapatach. Potem zakończył część jawną i dziennikarze wyszli. Następnie odbyła się rozmowa za zamkniętymi drzwiami, która też nie zmieniła stosunku Zełenskiego, więc Trump nie miał innego wyjścia, jak wyprosić delegację ukraińską. Przygotowany lunch spożyła służba prasowa Białego Domu. Prezydent nie mógł przy jednym stole dzielić się chlebem z człowiekiem, który jest wrogiem jego i Stanów Zjednoczonych, i który chce takim pozostać.

Po wyjściu z Białego Domu Zełenski dzwonił do prezydenta Francji i sekretarza NATO, a potem wsiadł w samolot i poleciał do Wielkiej Brytanii, gdzie spotkał się z premierem Starmerem i królem Karolem III. W niedzielę 2 marca odbył się błyskawiczny szczyt militarny rządów europejskich. Z komunikatów po szczycie wynika, że euro-globalna kamaryla chce prowadzić wojnę dalej aż do „sprawiedliwego pokoju”, czyli całkowitego pokonania Rosji, po drodze dbając o „gwarancje bezpieczeństwa”, czyli zdolności ofensywne. Ustalili, że będą zadłużać swoje społeczeństwa jeszcze bardziej, do finansowania wojny użyją rosyjskich aktywów, które zajęli, i opracują plany dalszego wsparcia. Najbardziej aktualna obawa dla Polaków to możliwość prowokacji na naszej wschodniej granicy, aby rozszerzyć działania na Polskę i zmusić USA do wejścia w niekończący się konflikt.

Trzeba więc uważnie śledzić sytuacje na Wschodzie. Można się również spodziewać, że Trump też coś zrobi, i będzie to demontaż Unii Europejskiej, co akurat dla Polski byłoby sytuacją bardzo korzystną.

Trump i Zelenski. Historia prawdziwa, cz. II. Celem wojny na Ukrainie jest Wojna, a Zelenski nie przyjechał, aby podpisać umowę, ale by żądać.

Trump i Zelenski. Historia prawdziwa, cz. II

[Wg. ukraińskiego komika: Celem wojny na Ukrainie jest Wojna, a Zelenski nie przyjechał, aby podpisać umowę, ale by żądać od Trumpa dalszej wojny.]

Autor: AlterCabrio , 4 marca 2025

Trump ma prostą ofertę dla Zelenskiego: „załatwiłem wam najlepsze warunki życia, przestańcie walczyć, przestańcie ginąć, zacznijcie zarabiać i odbudowywać swój kraj”. I wtedy pada pytanie Zelenskiego o gwarancje bezpieczeństwa, czego Trump zrazu nie rozumie. Dla niego to jest jasne – układ dogadany jest z Putinem, uwzględnia interesy Rosji, więc nie będzie ona go naruszać co jest gwarancją trwałości układu. Amerykanie zaś będą tam ze swoimi firmami, czyli interesami, co jest drugą gwarancją. Trump nie rozumie, czego boi się Zelenski, USA będą dalej dostarczać Ukrainie wyposażenie wojskowe, ale dla armii obronnej, strzegącej terytorium państwa i bezpieczeństwa obywateli. I na to Zelenski się nie zgodził, dla niego „gwarancje bezpieczeństwa” oznaczają możliwości dalszego prowadzenia wojny z Rosją, aż zostanie pokonana i ukarana. To wyraźnie pokazuje odmienne cele wojny, przyświecające obu przywódcom.

−∗−

Zdjęcie tytułowe: LINK

Trump i Zelenski. Historia prawdziwa, cz. II

Niniejszy artykuł jest drugą częścią z dwóch. Opracowanie powstało na bieżąco jako komentarz do dynamicznych zmian geopolityki, co ma bezpośredni wpływ na naszą polską sytuację.

Druga część artykułu, koniecznie należy przeczytać cz.I:

Trump i Zelenski. Historia prawdziwa, cz. I

Mit o celach wojny

Prezydent Trump przygotował umowę amerykańsko – ukraińską, będącą warunkiem wstępnym zawarcia pokoju. Główną częścią, choć nie istotą tej umowy jest porozumienie co do organizacji wydobycia metali ziem rzadkich i podziału zysków pół na pół pomiędzy Ukrainę i USA, oraz refinansowanie części zysków w ukraińską infrastrukturę. Wielu ludzi, także w Polsce obruszyło się – jak tak można, Ukraińcy się wykrwawiają, a ten cyniczny Trump chce na nich zarobić. Unoszą się dalej emocjami, mówiąc o wartościach, godności, patriotyzmie, integralności terytorium. Podejście takie całkowicie ignoruje realia aktualne i historyczne, bazując na innych mitach, które opisałem wcześniej. Jakie są faktyczne cele wojny, zrozumiał prezydent Trump i każdy, kto potrafi myśleć dopiero w trakcie rozmowy w Gabinecie Owalnym, dzięki szczeremu zachowaniu Zelenskiego.

Kluczowym pojęciem są „gwarancje bezpieczeństwa”. Dla Trumpa to zaledwie 2% całego porozumienia, dla Zelenskiego kwestia zasadnicza, czyli 100 %. Rzecz w tym, że pojęcie bezpieczeństwa co innego znaczy dla Zelenskiego i globalistów europejskich, a co innego dla Trumpa i każdego normalnego człowieka. Trump podkreślił, że on jest specjalistą od umów, całe życie to robi i właśnie załatwił świetną umowę dla Ukrainy, którą powinien podpisać Zelenski, który reprezentuje Ukrainę, tym bardziej, że w sytuacji jest bardzo trudnej. Przegrywa wojnę, jego kraj jest niszczony, nie ma żołnierzy, jego ludzie giną, a on całkowicie zależy od pomocy z zewnątrz, głównie z USA, jest więc w głębokim impasie, z którego sam nie wyjdzie.

Teraz więc jego główny sponsor załatwił mu korzystne warunki zakończenia impasu i wyjścia na prostą, dzięki czemu ludzie przestana ginąć, zniszczenia ustaną, Ukraińcy wreszcie zaczną zarabiać na swoich zasobach, czego teraz nie robią, bo giną w walce. Trump wznosi się nad cele ideologiczne, on jest od biznesów, sam chce zarobić, ale najlepszy biznes robi się wtedy, gdy inni też na tym zarabiają, bo wtedy układ jest trwały, gdyż zgodny z interesami wszystkich stron, żadna więc go nie łamie.

Czytaj też:

Gdy zbudzi się naród-cz.2-twierdza kulturowa

Jak odzyskać niepodległość

Upadek Zachodu a sprawa polska

Trump ma prostą ofertę dla Zelenskiego: „załatwiłem wam najlepsze warunki życia, przestańcie walczyć, przestańcie ginąć, zacznijcie zarabiać i odbudowywać swój kraj”.

I wtedy pada pytanie Zelenskiego o gwarancje bezpieczeństwa, czego Trump zrazu nie rozumie. Dla niego to jest jasne – układ dogadany jest z Putinem, uwzględnia interesy Rosji, więc nie będzie ona go naruszać co jest gwarancją trwałości układu. Amerykanie zaś będą tam ze swoimi firmami, czyli interesami, co jest drugą gwarancją. Trump nie rozumie, czego boi się Zelenski, USA będą dalej dostarczać Ukrainie wyposażenie wojskowe, ale dla armii obronnej, strzegącej terytorium państwa i bezpieczeństwa obywateli. I na to Zelenski się nie zgodził, dla niego „gwarancje bezpieczeństwa” oznaczają możliwości dalszego prowadzenia wojny z Rosją, aż zostanie pokonana i ukarana.

To wyraźnie pokazuje odmienne cele wojny, przyświecające obu przywódcom. Trump dotąd myślał, że Ukraina broni się przed Rosją, więc jeśli Rosja przestanie ją atakować, zakończy walkę i wróci do pokojowego życia. Zelenski chce jednak czegoś innego – ukarania Rosji, i ciągłej walki aż do jej pokonania, co biorąc pod uwagę różnice potencjałów, w wykonaniu Ukrainy nie jest możliwe nigdy, wymaga więc zaangażowania największych dostępnych sił zbrojnych, czyli amerykańskich, co musi doprowadzić do konfliktu globalnego pomiędzy państwami atomowymi. Cel wojny Zelenskiego znajduje się nawet ponad Rosją, i jest większy, niż jej pokonanie i ukaranie – jest nim wojna dla wojny, która nie kończy się nigdy, zużywa zasoby, mieli narody i zabija ludzi.

Nie jest to oczywiście zdanie jego samego. Ludzie, którzy za tym stoją, których zwę globalistami – gnostykami lubią składać ofiary z ludzi, poprzez aborcję, eutanazję, tranzycję, sterylizację zdrowych ludzi, doprowadzanie do samobójstwa, wojnę, co wyraźnie wskazuje, że poza celami politycznymi – władza, i biznesowymi – zysk istnieje jeszcze jeden, ważniejszy cel, który przyświeca tym, którzy doprowadzili do wojny i chcą ją kontynuować. Jest to cel religijny – złożenie narodów Europy w ofierze Lucyferowi. Im bardziej więc decyzje przywódców europejskich stają się irracjonalne, tym mocniej realizują oni cel religijny – lucyferyczny. Tą świadomość należy zestawić z trzema jeszcze okolicznościami. Zelenski nie jest przywódcą demokratycznego państwa, wybranego z wolnego, świadomego narodu, tylko nominatem oligarchy Kołomojskiego, aktorem, grającym prezydenta, który na to stanowisko wyniesiony został z pozycji nadwornego trefnisia. Jego postępowaniem kieruje więc interes osobisty, związany z aktualnym mocodawcą. Państwo ukraińskie jest zależne od zewnętrznych potęg i zawsze tak było, a ludność Ukrainy nie stanowi narodu w naszym rozumieniu, tylko narodowość. Łącznik tożsamości narodowej i państwowej jest tam więc bardzo słaby. Te wszystkie determinanty państwa ukraińskiego należy podsumować:

  • brak wyraźnej tożsamości narodowej i państwowej, co skutkuje słabym przywiązaniem do państwa i podatnością na asymilację;
  • polityka państwa we wszelkich aspektach zależy od zewnętrznych potęg;
  • przywódca tego państwa zależny jest od mocodawców, reprezentujących zewnętrzne potęgi;
  • ci mocodawcy należą do ezoterycznych kręgów, mających cele polityczne (państwo światowe i jeden rząd), biznesowe (maksimum zysków, minimum kosztów) i religijne (składanie ludzi w ofierze dla Lucyfera). Im bardziej projekt jest zagrożony, tym bardziej cel religijny dominuje pozostałe.

Aktualnie państwo ukraińskie, wyznaczone do prowadzenia wojny z Rosją, która została wciągnięta i wyznaczona jako agresor, realizuje interesy nie narodu ukraińskiego, tylko globalistów – gnostyków. Obecnie są oni skupieni głównie w Unii Europejskiej i Wielkiej Brytanii, a Zelenski jest posłusznym wykonawcą ich polityki.

Głównym celem tej wojny jest prowadzenie wojny, rozszerzanie jej na inne państwa i narody, śmierć ludzi, marnotrawstwo zasobów, destabilizowanie krajów, zwiększenie zadłużenia państw do poziomu niespłacalności, przemieszczenia ludności, przestępczość, gwałty, wyzysk, bieda. Ani władze Ukrainy, ani jej ludność nie są obecnie w stanie sterować swoją polityką inaczej, niż w zależności od kogoś z zewnątrz. Jeśli będą zależeli od globalistów, będą nadal w wojnie. W tej sytuacji projekt Trumpa, przywraca elementarną racjonalność, przerywa działania wojenne i daje podstawy pokojowego bytu, zapewniając finansowanie państwa ukraińskiego i opłacalność dla USA.

W Gabinecie Owalnym zetknęły się więc dwie koncepcje sobie przeciwne – pokoju, reprezentowana przez Trumpa, uzgodniona wcześniej z Putinem, i wojny, uosobiona przez Zelenskiego, posłanego przez globalistów – gnostyków. Te dwie koncepcje nie są możliwe do pogodzenia, a obok siebie usiedli nie dwaj sojusznicy, lecz dwaj wrogowie, z czego początkowo Trump nie zdawał sobie sprawy, a co dobrze wiedział Zelenski. Pokojowa propozycja Trumpa została odrzucona przez Zelenskiego jako sprzeczna z interesami jego mocodawców, chociaż zgodna z interesem Ukraińców. Ani jednak obecny dyktator, ani jego mocodawcy nie reprezentują interesu Ukrainy, tylko swój, globalno – gnostycko – lucyferyczny. Wydaje się, że Trump zrozumiał to dopiero podczas spotkania.

Plan Trumpa

Jego inicjatywa zakończenia wojny i zaprowadzenia trwałego pokoju była jednym z głównych argumentów w kampanii wyborczej. Od razu po objęciu władzy nowy prezydent zabrał się do tej pracy, nawiązując rozmowy ze strona rosyjską. Obydwaj prezydenci nawiązali kontakt telefoniczny, odbywając regularne rozmowy, co potwierdził Trump podczas rozmowy z Zelenskim. Powstał roboczy zespół ekspertów, począwszy od spotkania delegacji obu państw w Stambule. Powstał projekt umowy handlowej między USA a Ukrainą. Zakładał on, że Ukraina stanie się czymś w rodzaju nieformalnego terytorium mandatowego, za którego bezpieczeństwo będą odpowiadały pospołu USA i Rosja, a gwarancją bezpieczeństwa Ukrainy będą interesy obydwu mocarstw, dzięki czemu Ukraina rozpocznie pokojową egzystencję.

Z punktu widzenia państwa upadłego, całkowicie zależnego, wyludnionego, częściowo zniszczonego i zadłużonego oferta uczciwa, gwarantująca stabilność polityczną i warunki do pokojowego rozwoju. Plan ten musiał zostać wcześniej ustalony z prezydentem Putinem, co oznacza, że do zawarcia pokoju pozostał już tylko jeden krok – podpis prezydenta Ukrainy i wprowadzenie planu w życie. Początkowo Zelenski odmawiał podpisania tej umowy, była więc ona negocjowana, aż została zaakceptowana przez obie strony, dzięki czemu było możliwe umówienie spotkania prezydentów USA i Ukrainy w Białym Domu na dzień 28 lutego 2025 r. Dla Trumpa ten dzień był bardzo ważny, i szykował się na swój wielki triumf.

Kontra Zelenskiego

Spotkanie w Gabinecie Owalnym przebiegło jednak zupełnie inaczej. Trump skupił się na pozytywnych skutkach porozumienia na przyszłość, kurtuazyjnie przechodząc do porządku dziennego nad przyczynami wojny i historią zawirowań poprzednich administracji USA. Dużo mówił, jakie pożytki dla USA i Ukrainy przyniesie nowa sytuacja. Natomiast Zelenski od samego początku próbował skierować uwagę i rozmowę na odpowiedzialność Rosji za cierpienia Ukraińców. Użył sztuczek emocjonalnych, pokazując fotosy ukraińskich jeńców w rosyjskiej niewoli. Konsekwentnie zmierzał do obciążenia Rosji całością odpowiedzialności za wojnę i uznania tego państwa za czyste zło, walczące z narodem ukraińskim z powodu nienawiści Putina.

Gdy Trump mówił o pokojowej współpracy, eksploatacji zasobów, odzyskaniu włożonych w Ukrainę środków i bogaceniu się, Zelenski odpowiedział, że wojna ma się toczyć aż do całkowitego pokonania Rosji, USA mogą odzyskać swoje należności konfiskując majątek, należący do Rosjan, a Rosja ma płacić reparacje. Według Zelenskiego, dopóki Rosja nie zostanie całkowicie pokonana, zawsze będzie atakować Ukrainę, więc Zelenski oczekuje od USA dalszych dostaw broni aż do całkowitego pokonania Rosji.

Trump odpowiedzialnością za wojnę obciążył administrację Bidena, o Putinie twierdził, że można z nim rozmawiać, jak z każdym innym przywódcą, a Rosję traktować jak każde inne państwo. Zelenski temu zaprzeczał coraz gwałtowniej, przywołując różne przykłady z przeszłości, kiedy Rosja nie dotrzymała zobowiązań.

W pewnym momencie doszło do wymiany zdań między wiceprezydentem J.D.Vance’em a Zelenskim, podczas której Vance mówił o drodze dyplomatycznej do zawarcia pokoju z Federacją Rosyjską. To zostało frontalnie zaatakowane przez Zelenskiego, który podważył jakiekolwiek możliwości dyplomatycznej drogi porozumienia z Rosją. To był kluczowy moment podjęcia decyzji.

W tym czasie Trump milczał, słuchał i zapewne to wtedy pojął, że celem wojny na Ukrainie jest Wojna, a Zelenski nie przyjechał, aby podpisać umowę, ale by żądać od Trumpa dalszej wojny. Oficjalnie przyjechał zawrzeć porozumienie, ale zrobił wszystko, aby do niego nie doszło.

Trump chciał pokoju, współpracy i bogacenia się, Zelensky niekończącej się wojny, a od Trumpa potrzebuje broni i dalszego zaangażowania, jeszcze większego, niż dotąd. Trump zorientował się, że nie ma do czynienia z partnerem biznesowym, ale z rywalem politycznym, który ma cele zupełnie inne, niż oficjalnie deklaruje. Zelenski nie przyjechał więc, aby wynegocjować lepszą umowę dla Ukrainy, ale by zmusić Trumpa do zupełnie innej umowy, i by narzucić mu warunki swoje, a raczej jego mocodawców.

Najwyraźniej Trump zdał sobie sprawę z tego, że ma obok siebie herolda globalistów – gnostyków, dążących do wiecznej wojny, który nie ma najmniejszego zamiaru akceptować czegokolwiek, co mają do zaoferowania Trump i Putin. Zelenski przekazał wyraźną wiadomość – „masz być cicho i słuchać, czego od ciebie chcemy, a potem grzecznie to wykonać”. Trump musiał szybko podjąć decyzję, co odpowiedzieć.

Ultimatum Zelenskiego

Wybrnięcie z sytuacji ułatwił mu sam Zelenski. Cały czas rządca Ukrainy zachowywał się konfrontacyjnie. Samym swoim strojem – ciemnoszarym dresem z logo tryzuba – okazał brak szacunku dla miejsca i gospodarza. Prezydent Trump ubrany był w garnitur w kolorach flagi państwowej. Zelenski został przyjęty jako gość w Gabinecie Owalnym Białego Domu, w miejscu nie byle jakim, szczególnie dla komika, awansowanego na prezydenta, który już nim przestał formalnie być.

Prezydent USA mógłby go więc w ogóle nie przyjmować, jednak dla dobra sprawy administracja USA potraktowała go jak pełnoprawną głowę państwa. Mamy w Polsce wiele mądrych przysłów, jedno z nich brzmi: „nie masz większego chama, jak z chama zrobić pana”. Człowiek, traktowany jak prezydent Ukrainy, niegdysiejszy komik grający przyrodzeniem na fortepianie, głowa państwa, potężnie zadłużonego i zależnego został przyjęty przez swojego największego wierzyciela, prezydenta USA w Gabinecie Owalnym.

Tam Zelenski pozwolił sobie na niespotykane w historii dyplomacji impertynencje. Podważył wysiłki administracji Trumpa zmierzające do zawarcia pokoju; zakwestionował wynegocjowane zawieszenie broni z Rosją; obniżył prestiż międzynarodowy USA, zapowiadając, że porozumienie pokojowe zostanie zawarte przez Ukrainę i Europę z udziałem USA; przerywał wypowiedzi prezydenta Stanów Zjednoczonych, wchodził w słowo, nie pozwalał dokończyć; okazywał brak szacunku, butę i pychę, zachowywał się, jakby on tam był panem, a prezydent USA jego sługą. Do wiceprezydenta J.D. Vance’a zwracał się po imieniu jak do kolegi, mimo, że było to oficjalne spotkanie. To wszystko Donald Trump zniósł z wielką cierpliwością, w obecności personelu Białego Domu, wysokich urzędników amerykańskich, wyższych oficerów, dyplomatów, dziennikarzy. Wyjaśnił sam, że pozwala, aby ta sytuacja trwała tak długo, aby Ameryka się przekonała, z czym ma do czynienia.

Przyszedł jednak moment, który przelał czarę, gdy Zelenski zaczął wprost grozić Trumpowi, zapowiadając, że wojna, która trwa na Ukrainie przeniesie się do Ameryki. Zapowiedział mianowicie, że jeśli USA nie będzie nadal wspierać wojny z Rosją tak, jak dotychczas, wojna rozleje się tak, że USA odczują to pomimo odległości. W tym momencie Trump postanowił kończyć sprawę i dobitnie wyjaśnił Zelenskiemu, jaka jest jego sytuacja, jak bardzo jest zależny od USA, że nie ma żadnych atutów i jak niedobrze robi, nie podpisując umowy. Dobitna przemowa Trumpa skierowana była nie tyle do Zelenskiego, ile do jego mocodawców. Następnie wyproszono dziennikarzy i dalsze rozmowy toczyły się już za zamkniętymi drzwiami, krótko jednak, gdyż Trump uznał, że nie ma możliwości podpisania umowy i poprosił delegację ukraińską o opuszczenie Białego Domu. Nie zaproszono Ukraińców nawet na lunch, tylko w sposób jawny poczęstowano posiłkiem służbę prasową Białego Domu, o czym nie zapomniano poinformować.

Można wysnuć wniosek następujący. Trump zaproponował Zelenskiemu umowę ratującą jego kraj przed upadkiem, a jego samego przed poważnymi kłopotami. Umowa ta była częścią szerszego porozumienia z Putinem, dotyczącego pokoju na Ukrainie i nowej architektury bezpieczeństwa światowego. Trump myślał, że Zelenski reprezentuje Ukrainę i się zgodzi, ale na miejscu okazało się, że jego gość przyjechał w imieniu globalistów – gnostyków, nie po to, aby podpisać umowę, ale by przedstawić Trumpowi ultimatum – żądania jego mocodawców, używających obecnie państw europejskich do swoich celów. Żądania te można streścić następująco:

  1. USA nie będą prowadzić żadnych negocjacji z Rosją. Ewentualne negocjacje możliwe są tylko z inicjatywy globalistów, działających przez państwa Europy Zachodniej z udziałem Ukrainy, a USA mogą być co najwyżej doproszone bez głosu stanowczego.
  2. USA będą wspierać wojnę ukraińską tak, jak dotąd, niezależnie, jak konflikt dalej będzie przebiegał.
  3. Pokój z Rosją możliwy jest dopiero wtedy, gdy zostanie ona pokonana, tj. nie będzie w stanie dalej prowadzić wojny i zgodzi się na wszystkie warunki globalistów.
  4. Jeśli USA nie wejdą do powyższego porozumienia, wojna na Ukrainie będzie nadal prowadzona siłami Europy.
  5. Nastąpi eskalacja konfliktu i wciągnięcie do działań USA, które zostaną za to obciążone odpowiedzialnością.

Wynika z tego dobitnie zdumiewający obraz rzeczywistości. Celem wojny na Ukrainie jest prowadzenie wojny z Rosją. Charakter zmagań sprawia, że wojna ta ma potencjał długiego trwania. W jej trakcie przepalane będą zasoby narodów, one same po kolei będą wciągane do działań, a ludzie będą wciąż ginęli. USA jest zmuszane do zaakceptowania tego układu, a jeśli się nie zgodzą, może wybuchnąć III Wojna Światowa. Rządy Europy Zachodniej są zainteresowane przede wszystkim dwiema rzeczami: tzw. „sprawiedliwym pokojem” i tzw. „gwarancjami bezpieczeństwa”.

„Sprawiedliwy pokój” oznacza całkowite pokonanie Rosji, co zmusi jej władze do przyjęcia żądań globalistów. „Gwarancje bezpieczeństwa” dla Ukrainy to utrzymywanie tego państwa w zdolności do prowadzenia trwałej wojny. „Gwarancje bezpieczeństwa” dla Europy to zdolność dalszego wspierania państwa ukraińskiego w wojnie przeciw Rosji z możliwością wprowadzenia własnych narodów do działań.

Na to ultimatum Donald Trump nie przystał. Widać było, podczas wymiany zdań między Vance’em z Zelenskim, jak waży w myślach odpowiedź, zdanie wielkiej wagi, być może decydujące o losach świata. Gdyby zgodził się z Zelenskim, wysiłek państwa amerykańskiego zostałby skierowany na dalszą wojnę, z perspektywą jej stopniowej eskalacji, miałby jednak spokój od globalistów do końca kadencji. Skoro jednak się nie zgodził, musi spodziewać się ciągłych ataków na jego administrację, zaburzeń wewnętrznych, prób gwałtownej eskalacji wojny ukraińskiej.

Odrzucenie ultimatum Zelenskiego przez Trumpa było mocne i jednoznaczne. Odrzucił projekt III Wojny Światowej, co wyraził wprost. Nie dopuścił go do jednego stołu, co ma znaczenie symboliczne. Nie mógł podzielić się z nim chlebem, bo to oznaczałoby poddanie się Trumpa Zelenskiemu i Stanów Zjednoczonych globalistom.

To, co Trump powiedział i pokazał Zelenskiemu, nie było przeznaczone dla niego, on bowiem jest tylko posłańcem, ale dla tych, którzy go wysłali. Gdyby Trump uległ, losy świata potoczyłyby się zgodnie z planem, nakreślonym przez globalistów – gnostyków już 400 lat temu. Stało się jednak inaczej. W ciągu tych krótkich minut zapadły decyzje, które sprawiły, że plan przestał obowiązywać, a dalszy przebieg zdarzeń jest nieprzewidywalny.

Przyczyny zachowania Zelenskiego

Możemy się jedynie domyślać, dlaczego ukraiński komik próbował tak bardzo poniżyć Prezydenta USA. Przyczyna pierwsza to polecenia wydane przez globalistów, aby storpedował umowę, którą miał podpisać, i aby tak pokierował rozmową, by skompromitować Donalda Trumpa, a świat nabrał przekonania, że brak pokoju utrzymuje się przez jego emocje. To się nie udało, zamiast tego cały świat poznał arogancję i niestosowność Zelenskiego. Przyczyna kulturowa tkwi w normotypie turańskim, skojarzonym z myśleniem talmudycznym,, tym bardziej, że Zelenski w krótkim czasie awansował od estradowca do bohatera „wolnego świata”.

Przyczyna psychologiczna, to przyzwyczajenie do robienia wszystkiego bez konsekwencji. Przyzwyczaiła go do tego Europa, w szczególności Polska, wobec której mógł sobie pozwolić na każdą potwarz bez żadnej reakcji. Politycy polskojęzyczni jakoś tak się umówili, że każdy płaszczy się i przymila wobec tego osobnika, któremu wolno symbolicznie pluć w twarz nawet Prezydentowi RP. Przyzwyczajenie drugą naturą, myślał, że skoro można tak wobec Polski, to można wszędzie, i w osobie Trumpa doznał szoku, ten bowiem nie pozwolił się obrażać i wygnał impertynenta z domu.

Przyczyna najważniejsza – wie, że za nim stoją siły globalistów, używające państw Europy Zachodniej.

Co dalej

Natychmiast po wyjściu z Białego Domu Zelenski przeprowadził dwie rozmowy telefonichne – do prezydenta Emmanuela Macrona i Sekretarza Generalnego NATO Marka Rutte. Potem wsiadł w samolot i poleciał nie na Ukrainę, tylko do Londynu, gdzie jeszcze tego samego dnia został przyjęty przez premiera Wielkiej Brytanii Keitha Starmera i króla Karola III. Europejscy przywódcy zwołali na niedzielę 2 marca specjalny szczyt bezpieczeństwa „Zabezpieczając naszą przyszłość”, przy czym należy właściwie rozumieć, co znaczy słowo : naszą. W organizacji tej szybkiej narady dużą rolę odegrał premier rządu warszawskiego Donald Tusk, zaproszono też premiera Kanady Justina Trudeau, szefową Komisji Europejskiej Ursulę von der Leyen, prezydenta Turcji Erdogana, i oczywiście Wołodymira Zelenskiego.

Ciekawe towarzystwo: Macron, siłą łamiący swój naród, domniemany małżonek pedofila; Rutte, uśmiechnięty, miły pan na rowerze, który jako premier Holandii w czasie pandemii skasował Święta Bożego Narodzenia, a na ludzi nasłał esmanów z psami; Starmer, który tuszował proceder gwałtów imigranckich gangów na białych dziewczynkach, wsadzający ludzi do więzień za wpis w socjal mediach i za modlitwę; Tusk, o którym dobrze wiemy, słuchać hadko; Trudeau, pogromca Konwoju Wolności, klawisz Kanady, promotor eutanazji dla wszystkich, wsadzający ludzi za cokolwiek, Leyen, dostawczyni szczepionek obowiązkowo ratujących unijne życie. Zelenski z pewnością poczuł się wśród swoich.

Pomyśleć, komu prezydent nadał Order Orła Białego. Słuchać hadko.

Postanowienia szczytu nie są w całości jawne, warto jednak przeanalizować to, co wiadomo, ale to materia na kolejny artykuł.

——————-

Czytaj też:

Dlaczego wybuchła wojna na Ukrainie

Zachód jakiego nie znacie

Wschód i czego o nim nie wiecie

_______________

Trump i Zelenski. Historia prawdziwa. Cz.II, Bartosz Kopczyński, 4 marca 2025

Gnoza jako jedna z przyczyn satanizmu postrzeganego współcześnie jako lewicowość

Gnoza jako jedna z przyczyn satanizmu postrzeganego współcześnie jako lewicowość

Autor: CzarnaLimuzyna , 12 grudnia 2024

Vlada Mirkovic_pinterets

gnoza [gr. gnṓsis ‘wiedza’, ‘poznanie’], swoisty rodzaj wiedzy zapewniającej samozbawienie

„Wolność gnostyka wyznaczała także jego zachowania. Moralność gnostycka została określona przez wrogość do świata, pogardę wobec wszelkich światowych więzów. Oznaczało to pogardę dla prawa, przede wszystkim dla prawa Stwórcy. Gnostyk jako „zbawiony z natury” był wolny zarówno od fatum, jak i moralnego prawa”.

Gnoza… zadaliśmy kiedyś pytanie: kto trzyma końcówki tego powroza – z jednej strony lejce Rydwanu Pychy, z drugiej zaciskająca się pętla na szyi profana i niewolnika żyjących na samym dnie swoistej hipostazy utworzonej z gnostyckich urojeń – przejściowego piekła dla maluczkich nazywanego w rzadkich przebłyskach rozumu – totalitaryzmem.

Tytuł z okładki książki Marka Chodakiewicza oraz wydruk mojego artykułu “Czy lewica ma prawo wtrącać się do polityki?” /część pierwsza z roku 2014/ Polecam część drugą!

Zbieżność światopoglądu współczesnej lewicy z poglądami sekt gnostyckich po Chrystusie zauważył swego czasu Marek Jan Chodakiewicz w książce „O Prawicy i Lewicy”, co jest również zbieżne z moją wieloletnią obserwacją efektów w postaci zjawisk “na powierzchni”.

Dziś, postanowiłem udostępnić w istotnych fragmentach bardzo dobry tekst o gnozie innego znakomitego autora. Mam nadzieję, że będzie on stanowić dobry wstęp do rozważań i refleksji. Autorem jest wybitny patrolog i znawca tekstów gnostyckich Ks. prof. Wincenty Myszor. “Główne kierunki badań ks. Wincentego Myszora dotyczyły historii chrześcijaństwa w II i III wieku, a zwłaszcza historii społecznej. W tej dziedzinie przygotował obszerny wybór źródeł – zajmował się tekstami gnostyckimi II i III wieku, badał koptyjskie teksty z Nag Hammadi. Opublikował wiele tłumaczeń gnostyckich utworów z czasów wczesnochrześcijańskich, a także tekstów chrześcijańskiej literatury polemicznej”./Biografia/

FRAGMENTY

GNOZA (gr. gnṓsis [gnosis] — poznanie, wiedza) — wiedza o Bożych tajemnicach zastrzeżona dla pewnej elity (definicja zaproponowana na kongresie w Messynie w 1966).

Gnoza jest fenomenem w historii religii, ale także w historii duchowości i polityki; jest swoistą formą religijności albo ruchem religijnym czy tendencją w ramach danej religijności. Jako wiedza dla wybranych łączy się z pojęciem tajemnicy i staje się swoistego rodzaju religijnym samopoznaniem i rozumieniem świata.

Do gnozy odwołują się wszelkie postacie wiedzy tajemnej (hermetyzm, astrologia, nowożytna ezoteryka, ruch New Age, wolnomularstwo). W szerszym znaczeniu gnostyckimi można nazwać wszelkie poglądy, które wiedzę o faktach (naukową, filozoficzną) łączą z poglądami pozanaukowymi w ujęcie „całościowe”, które ma być „prawdziwą wiedzą” (np. gnostycy z Princeton).

W odniesieniu do polityki, gnoza oznacza całościową, totalną doktrynę polityczną, totalitaryzm. W ujęciu całościowym zakłada równocześnie osiągnięcie indywidualnego zbawienia, osiągnięcie wewnętrznej wolności od uwarunkowań zewnętrznych, od świata. Wrogie nastawienie do świata, pesymizm, protest wobec zastanego porządku ( nie mylić z protestem wobec nieporządku- przypis red.) określa podstawowe tendencje gnozy, ale nie jej historyczne uwarunkowania.

Najszerzej ujęta gnoza to każde bezkrytyczne przyjęcie jakiejś prawdy do wierzenia, przekonanie, które nie potrzebuje zewnętrznych dowodów.

Pojęcie gnozy zawarte jest także w przeświadczeniu, które łączy się z „elitarnym” przeznaczeniem, dostępnym ludziom wybranym; gnoza łączy się wtedy z okultyzmem, ezoteryzmem. Gnostyckimi są poglądy związane z dualizmem o charakterze metafizycznym (manicheizm) albo o charakterze dewolucyjnym (gnostycyzm), który negatywnie ocenia istnienie świata i przebywania człowieka w ciele.

Treść gnozy

Gr. słowo „gnṓsis”, poświadczone od czasów Heraklita, oznaczało najpierw sam akt poznania, rozumienia, następnie treść poznania, przedmiot tego aktu. Od czasów Platona gnoza oznaczała nie tylko umysłowe ujęcie wg danej teorii poznania, ale jednocześnie ogląd, wizję i zjednoczenie z poznawanym przedmiotem. Poznawany jest przede wszystkim Bóg — takie ujęcie łączy gnozy z wszelkiego rodzaju teozofią. Przedmiotem gnozy może być także poznanie, którego udziela Bóg, czyli doznanie i doświadczenie, które w związku z Bogiem otrzymuje człowiek. W tym sensie gnoza zbliża się do terminologii z zakresu mistyki. Możliwość poznania tajemnic Boga oznacza wybranie człowieka, zaliczenie go do elity.

(…)

Wartość gnozy widoczna jest także w tradycji żydowskiej. W gr. tekstach ST, w księgach mądrościowych, „poznanie Boga” pozwala człowiekowi na właściwy sposób życia i działania. Pojęcie gnoza w gr. pismach ST (także w NT) odziedziczyło treść starotestamentalną.

GNOZA rozwinęła się w judaizmie talmudycznym, zwł. w mistyce „tronu Boga” („merkawa”). Tendencje późnego judaizmu, zwł. o charakterze synkretycznym, można określić jako pregnozę. Brak w niej istotnego dla gnozy przeciwstawienia świata i Boga. Taka treść starotestamentowa gnoza najwyraźniej doszła do głosu, gdy gnoza (często jako [epígnosis]) w NT oznacza „uznanie”, „przyjęcie” Boga, a także wskazuje na dostęp do tajemnic Boga (Kol 2, 2), w czym zachowuje pewien ezoteryczny aspekt, gdyż nie jest dostępna dla wszystkich.

W Listach św. Pawła znajdziemy także krytyczne użycie terminu „gnoza” (2 Kor 13, 5; 1 Kor 8, 2 b — ironiczne określenie przeciw gnostykom). W świetle Listów św. Pawła, gnozę można osiągnąć w pełni dopiero w stanie zbawionym. „Być poznanym przez Boga” (Ga 4, 9) oznacza być zbawionym. Częściowy dostęp do gnozy eschatologicznej daje poznanie Jezusa (2 Kor 4, 6), udział w Jego cierpieniu i głoszenie go przez apostołów (tamże, 2, 14). W Listach Pawłowych i Pasterskich NT można znaleźć aluzje do „fałszywej gnozy” (1 Tm 6, 20); może to oznaczać aluzję do gnozy jako tajemnej wiedzy tylko dla wybranych, albo do treści gnozy jako wiedzy heretyckiej, czyli gnostycyzmu.

Nie wiadomo, czy autor Ewangelii św. Jana „sympatyzował” z gnozą, czy też ją zwalczał. Prócz ewentualnej polemiki z gnozą, wczesne chrześcijaństwo mogło także sprzyjać tendencjom gnostyckim. Jednak zarówno w judaistycznym nurcie gnoza, jak i we wczesnochrześcijańskim brak elementów dualistycznych.

GNOZA przeciwstawia się objawieniu w znaczeniu biblijnym, także jeśli chodzi o sposób osiągania poznania. GNOZA jest raczej objawieniem wewnętrznym, natomiast objawienie biblijne ma postać historyczną, jest objawieniem zewnętrznym. Czy w polemice antygnostyckiej na kartach NT chodziło o gnozę jako przeciwną objawieniu Jezusa, czy też o gnozę w znaczeniu gnostyckim (gnostycyzm), nie wiadomo. Związki wczesnego chrześcijaństwa z gnozą w postaci wpływów, a także polemik, nie zostały do końca wyjaśnione. Na podstawie późniejszej polemiki z gnostycyzmem wiadomo, że objawienie gnostyckie ma na celu przyjęcie wiedzy o sobie.

Gnostyk doświadcza, kim jest, a wiedza ta ma dla niego znaczenie zbawcze. Gnostyk przyjmuje wiedzę o sobie, aby siebie zbawić. Objawienie biblijne prowadzi do spotkania z Bogiem i do zbawienia przychodzącego z zewnątrz, od Boga.

Ostatecznym przedmiotem „wiedzy” w gnozie jest Bóg, ale przede wszystkim odpowiedź na pytanie: „kim jesteśmy? „skąd przyszliśmy?” „gdzie jesteśmy?” „gdzie zostaliśmy rzuceni?”, „ku jakiemu celowi spieszymy?”, „od czego zostaliśmy wykupieni?”, „czym jest narodzenie?”, „czym jest odrodzenie?” (Wypisy z Theodota, 78, 2), czyli gnoza jest wiedzą człowieka o własnym losie i zbawieniu.

Pojawienie się tej wiedzy w duszy człowieka sprawia, że człowiek uczestniczy w Boskiej egzystencji i przyjmuje wiedzę o swoim pierwotnym Boskim pochodzeniu. Wiedza ta nie tylko jest instrumentem zbawienia, ale w radykalnych formach sama stanowi jakąś formę zbawienia, gdy człowiek osiąga doskonałość istnienia dzięki gnoza Wiedza i osiągnięcie tego, co jest przedmiotem wiedzy, zbliża religijność gnostycką do mistycyzmu, w którym znika różnica między podmiotem a przedmiotem wiedzy.

GNOZA obejmuje także wiedzę o świecie, o jego pochodzeniu i przeznaczeniu. Wiedza ta może być rozbudowana bardziej w kierunku mitologii lub bardziej w kierunku filozoficznym.

GNOZA rozbudowana mitologicznie (jest to, zdaniem H. Jonasa, wtórna, sztuczna mitologia) rozwinęła wątki: stwórcy świata, władców świata („archontów”), wędrówki duszy, zbawcy, oraz odpowiedni symboliczny język (np. światła i ciemności, „obcości w świecie”).

W kierunku filozoficznym gnoza rozwinęła spekulacje na temat Boskiej pełni (pleroma), bytów-hipostaz, pochodzenia zła, spekulacje na temat liczb itp.). W ujęciu chrześcijańskim (np. u Klemensa z Aleksandrii lub Orygenesa) gnoza nie jest celem samym w sobie. Celem jest Bóg, którego gnoza nie obejmie.

GNOZA ma charakter ezoteryczny, natomiast chrześcijańskie objawienie przeznaczone jest dla wszystkich ludzi. Związki między chrześcijańskim ujęciem gnoza i niechrześcijańskim, gnostyckim (gnostycyzm), nie zostały jeszcze w pełni wyjaśnione. GNOZA w ujęciu dualistycznym została przejęta przez manicheizm.

(…)

W teologii Klemensa i Orygenesa można również znaleźć ujęcie gnozy jako wiedzy faktycznie przeznaczonej dla elity, jednak nie ze względu na elitarny charakter samej gnozy, ale raczej ze względu na faktycznie ograniczone możliwości jej przyjęcia przez prostych wiernych. Tradycję chrześcijańskiej gnoza kontynuowali ojcowie kapadoccy (zwł. Grzegorz z Nyssy) — ich ujęcie gnozy zbliża się do mistyki. Nurt gnozy rozwijał się w chrześcijańskiej teologii gr. związanej z neoplatonizmem oraz w niektórych nurtach wschodniego monastycyzmu (np. w pismach Ewagriusza z Pontu).

Sam Plotyn polemizował z gnozą o charakterze dualistycznym, natomiast w sposobie jego myślenia można znaleźć podobne wątki jak w gnozie.  Zaznaczyło się to zwł. w emanacyjnej strukturze bytu. Dualistyczne ujęcie opisu świata i człowieka, które Plotyn zwalczał, zakłada jednak istnienie głębszej, pierwotnej fazy monistycznej, czyli pierwotnej jedności wszystkich elementów duchowych. Wspólna jest również idea powrotu do tej pierwotnej jedności, opisana w języku religijnym jako zbawienie.

Bliższe ujęciu gnozy wydają się poglądy tych, których określano nazwą „eleuterian” (od gr. [eleuthería] — wolność), czyli te sekty, kulty i ugrupowania, których zwolennicy podkreślali znaczenie wolności, uwolnienie od więzów ze światem (te czasem łączono z więzami instytucji państwa lub Kościoła). Dualistyczny aspekt poglądów „Braci i sióstr wolnego ducha” (sekta z poł. XIII w. w Szwabii, Nadrenii, Holandii i płn. Francji) zaznaczył się w tym, że światowe panowanie przypisywali szatanowi, odrzucając porządek moralny oraz kościelny. Zwolennicy „wolnego ducha” nazwali siebie także „homines intelligentiae”, tzn. tacy, którzy osiągnęli głębsze rozumienie, albo „doskonali”, gdyż osiągali większą doskonałość od zwykłych wiernych, „adamitami”, bo przez swoje życie powracali do stanu Adama i Ewy przed grzechem (w takim kierunku związki malarstwa H. Boscha z „braćmi i siostrami wolnego ducha” interpretuje W. Fraenger).

Pierwszym tego rodzaju myślicielem gnostyckim był w średniowieczu Amalryk z Bène. W XIII w. nurt gnoza mogli podzielać begardzi i beginki odłamu kwietystyczno-panteistycznego. Do nurtu gnoza można zaliczyć pojawiające się z początkiem reformacji poglądy radykalnych anabaptystów, zw. także iluminatami lub spiritualistami.

(…)

Koncepcja gnozy pojawiła się także w żydowskiej mistyce kabały. Wyraźnie gnostycką strukturę myślenia wykazywał Izaak Luria (1534–1572), który starał się wyjaśnić związek Boga-Stwórcy i stworzonego świata: Bóg, stwarzając świat, „wycofuje się z obszaru świata”, świat jednak nie przeciwstawia się Bogu. Mistyka Lurii nie była dualistyczna, dlatego można ją nazwać gnoza w szerszym znaczeniu.

W XVI i XVII w. w Niemczech i Francji pojawił się ruch różokrzyżowców. Wprawdzie jest on raczej zbliżony do okultyzmu, to jednak w pismach różokrzyżowców pojawia się także pojęcie gnoza. (…)

Gnoza w XX w. Współcześnie gnoza przypisywana jest różnym tendencjom religijnym i ideologicznym, przy czym w użyciu tego pojęcia zaznacza się również brak ostrości. Wyraźnie widoczne są elementy gnoza w pismach R. Steinera, przedstawiciela teozofii i twórcy antropozofii. Jego związki z antyczną gnozą były drugorzędne, widoczne natomiast jest podobieństwo struktury myśli. Steiner przywiązywał wielką wagę do gnostycznego, tzn. ponadrozumowego poznania Boga i siebie.

(…)

Te i inne ruchy religijne są kontynuacją gnozy na poziomie popularnym. Na „wyższym” poziomie tradycję gnozy kontynuują tacy autorzy, jak GNOZA Wehr, K. Dietzfelbinger, pisarze zorientowani na New Age.

Nowoczesna gnoza pojawia się także w badaniach filozoficznych —u autorów, którzy przyjmują znaczenie gnozy, ale także u tych, którzy ją krytykują. Do badaczy o skłonnościach gnostycznych należy zaliczyć C. J. Junga, który nie tylko nawiązywał do antycznej gnoza (w Septem Sermones ad mortuos), ale także rozwijał gnostyckie idee w spekulacjach na temat archetypów i zbiorowej nieświadomości. O psychologii Junga można powiedzieć, że jest gnostyczna. Jeśli za GNOZA Quispelem przyjmiemy gnoza za „mityczny wyraz doświadczenia samego siebie”, to w pierwszym rzędzie dotyczy ona psychologii Junga. Jung wniósł jednocześnie wiele obserwacji w badania gnozy.

Badania historycznych postaci gnozy prowadzili uczeni z kręgu Eranosa (luźno zorganizowane stowarzyszenie…). Najwyraźniej przedstawił je Quispel w definicji gnozy jako religii światowej, której podstawowym motywem jest zbawienie jaźni człowieka, dzięki „jaźni boskiego bliźniaka”, do której człowiek ma dążyć i na którą musi się otworzyć. Prócz badań naukowych, ściślejszy krąg „wtajemniczonych” Eranosa kierował się ku światopoglądowi „odnalezienia siebie”, uwolnienia od światowego zła, ku samozbawieniu. Krytyczne spojrzenie filozofii nie znajdywało zwolenników w kręgu sympatyków Eranosa. Polityczną gnozę przedstawiał jej przeciwnik — E. Voegelin. Za realizatorów gnostycznego myślenia uznał Voegelin zwolenników „totalnego myślenia politycznego” (faszyzm, komunizm).

Związki ideologii narodowego socjalizmu z gnozą stały się przedmiotem osobnych studiów innych autorów (H. Strohm, J. Iwersen). Gnostyczne inspiracje dostrzegał w tendencji odrzucania zastanej sytuacji, w poglądzie, że zło świata wynika z organizacji świata, a nie z wolnej woli człowieka, że zło świata da się w tym życiu naprawić i że jest to możliwe dla człowieka, a więc zbawienie pozostaje w zakresie ziemskich wysiłków. Środkiem takiego zbawienia jest, wg gnoza politycznej, wiedza.

Polityczna gnoza jest, w stosunku do klasycznej postaci, formą nową. Nie nawiązuje do Boga pozaświatowego. Jednocześnie jest myślą podobną, gdyż jest realizacją samozbawienia, czyli wiedzą o sobie, o boskiej naturze człowieka.

Związki z gnozą ukazują również ruchy New Age. Najwyraźniej z gnozą łączy New Age koncepcja świadomości człowieka. Świadomość ta łączy go w sposób naturalny z Bogiem, a raczej z bóstwem. Boski, wg zwolenników New Age, jest świat, co wyłącza ten nurt z kręgu dualistycznej gnoza (gnostycyzmu). Idea samozbawienia, brak odniesienia do osobowego Boga w New Age wskazują na tzw. nową religijność.

Koncepcję gnozy we współczesnych formach nowej religijności, także w New Age, można nazwać nową formą gnoza, czyli neognozą.

Treści tego pojęcia wskazują na kontynuację gnozy, ale także na elementy odmienne i nowe.

ks. prof. Wincenty Myszor

________________________________________

Zachęcam do przeczytania całości: PDF dostępny w sieci pod tym [ adresem ]
Podkreślenia w tekście- moje.
Grafika: painting of Vlada Mirkovic / Pinterest

Judasz, zbawienie i potępienie. O pełzającej rewolucji gnostyckiej w Kościele

Judasz, zbawienie i potępienie. Paweł Lisicki o pełzającej rewolucji gnostyckiej w Kościele

pch/judasz-zbawienie-i-potepienie-o-pelzajacej-rewolucji-gnostyckiej-w-kosciele

Niemal wszystkie pisma gnostyckie, takie jak tzw. Ewangelia Judasza, opierają się na swego rodzaju odwróceniu porządku dobra i zła stąd też różne sekty gnostyckie programowo głosiły na przykład pochwałę łamania prawa moralnego. Chodziło o to, żeby przez zbawić się przez grzech. Zdaniem gnostyków prawo moralne to prawo, które wiąże człowieka w sumieniu i jest dziełem złego Demiurga, złego Boga. Dlatego też zbawienie można uzyskać albo łamiąc to prawo, albo nie uznając go. Ci, którzy go nie uznawali, musieli to zamanifestować. Ci zaś, którzy chcieli je złamać i wyjść ze „szponów złego Demiurga”, musieli odwrócić wszystkie znaki i przez to ze złego Apostoła zrobić „ostatniego sprawiedliwego”, który poprzez swoją zdradę przyczynił się do naszego zbawienia – mówi w rozmowie z portalem PCh24.pl Paweł Lisicki, redaktor naczelny tygodnika „Do Rzeczy”, ekspert programu „Ja, Katolik. EXTRA” na antenie PCh24 TV.

Szanowny Panie Redaktorze, pozwolę sobie zacząć naszą rozmowę od sarkazmu, co podkreślam, żeby nie było co do tego wątpliwości. Skąd w Panu aż tyle nienawiści? Pytam, bo zapewne taki wniosek nasunął się modernistom, progresistom i innym „nowoczesnym” i „liberalnym” katolikom po przeczytaniu Pana eseju pt. „Judasz i wyrok potępienia”. Niejednokrotnie słyszałem od współczesnych teologów i kapłanów, że Kościół nikogo nie potępił, ani nigdy kategorycznie nie orzekł, że ktoś po śmierci trafił do piekła. W związku z tym jak może Pan Redaktor łączyć Judasza z potępieniem i sugerować, że taki zapadł na niego wyrok?

Kościół został założony przez Chrystusa i ma być wierny Chrystusowi. W tej konkretnej sprawie, nawet jeśli któryś z oficjalnych głosów reprezentujących Kościół ogłosiłby, że Judasz nie został potępiony, to przypominam, iż Judasza potępił sam Pan Jezus. Rozumiem więc, że ci teologowie, którzy twierdzą, że takiego głosu nie było mają tylko jedno wyjście: mogą oni uważać i głosić, że opisane w Nowym Testamencie słowa Pana Jezusa dotyczące Judasza – że wstąpił w niego zły duch; że jest tym, który wydał Chrystusa na śmierć; że jest synem zatracenia; że „byłoby lepiej dla tego człowieka, gdyby się nie narodził” (Mt 26, 24) – przez stulecia były źle interpretowane i źle odczytywane, a oni sami lepiej wiedzą, co Pan Jezus miał na myśli. To by jednak prowadziło nas do swego rodzaju przewrotu, do osobliwej autonomizacji Kościoła. Okazałoby się, że porzuciwszy naukę swojego Mistrza i Założyciela, Kościół sam zacząłby ustanawiać swoją własną naukę przeciwną temu, co mu zostało przekazane.

Można oczywiście twierdzić, że wszystkie te słowa i twierdzenia Pana Jezusa, są nieprawdziwe, że pochodzą z późniejszych źródeł. To jest postawa charakterystyczna dla teologii liberalnej, protestanckiej. Jeśli przyjmiemy ją za własną, wówczas w ogóle stracimy podstawę, jaką dla autorytetu Kościoła musi zawsze być Pismo Święte. No bo jeśli jasne, wyraźne, jednoznaczne i niebudzące żadnych wątpliwości wypowiedzi Chrystusa Pana w różnych Ewangeliach o Judaszu zostaną odrzucone, podważone, uznane za nieważne, niebyłe i nieistotne, to taki sam manewr można zastosować do każdej innej wypowiedzi, każdego innego słowa Syna Bożego. Nic się nie ostoi.

To by nas prowadziło do wniosku, że w ogóle nie ma Objawienia Bożego, nie ma Słowa Bożego, a cała Tradycja apostolska, która od wieków stanowi nienaruszalny depozyt dla Kościoła jest nieważna i nieistotna.

Ale przecież sam generał jezuitów nazywany „czarnym papieżem” ojciec Arturo Sosa w 2018 roku komentując słowa prefekta Kongregacji Nauki Wiary kardynała Gerharda Müllera o nierozerwalności małżeństwa, stwierdził, że w czasach Pana Jezusa nie było dyktafonu pozwalającego nagrać Jego słowa… Skoro takie słowa padają z ust ważnej postaci w Kościele…

Chrześcijanie od zawsze przyjmowali naukę Chrystusa, nie w oparciu o to, że ktoś im puścił nagranie z dyktafonu, czy nie, tylko w oparciu o zeznania, wyznania świadków bezpośrednich; tych, których Chrystus sam wybrał. Tych, którzy swoją prawdomówność potwierdzali gotowością śmierci. To mocniejsze niż jakikolwiek dyktafon.

Kiedy dokonała się zdrada Judasza, a Apostołowie zebrali się w Jerozolimie, aby uzupełnić kolegium Dwunastu ostatecznie wybrano Macieja. Stało się to w drodze losowania spośród dwóch kandydatów. Kto mógł zostać wybrany? Najważniejszym kryterium było to, że kandydat musiał towarzyszyć Panu Jezusowi od początku, czyli od chrztu Jana, aż do Jego śmierci i zmartwychwstania. Musiał być on w związku z tym obecny przy Chrystusie przez cały okres publicznego nauczania i w chwilach największych wyzwań. By wejść do Dwunastu musiał wszystko widzieć i słyszeć.

Słowo „martyr” pierwotnie oznaczało świadka w sądzie, świadka sądowego, człowieka powołanego w czasie procesu po to, żeby poświadczył jakiś fakt, czyli to, co mógł dostrzec swoimi albo wzrokiem, albo co mógł usłyszeć swoimi uszami. Więcej. Miał to być człowiek, co do którego istniało przekonanie, że jest rzetelny, że jest wiarygodny, nie oszukuje, nie ulega emocjom, nie kreuje rzeczywistości. Takimi świadkami byli właśnie Apostołowie, którzy byli świadkami, do których możemy mieć pełne zaufanie. Byli to ludzie posiadający prawdziwą wiedzę na temat życia i śmierci Jezusa Chrystusa. Z Nim jedli i pili, patrzyli na Jego cuda i słuchali Jego nauk. Byli przez Niego posłani. Zawsze fizycznie byli obecni tam, gdzie dokonywały się wielkie rzeczy Boże.

Trzeba również pamiętać, że ludzie w starożytności dysponowali nieporównywalnie lepszymi od nas technikami mnemotechnicznymi. Dzisiaj ten cały ogrom informacji, z jakim mamy do czynienia jest najczęściej zapisywany już nawet nie na papierze, tylko gdzieś w wirtualnej chmurze, na dyskach komputerów, w telefonach etc. W starożytności takich możliwości nie było. W związku z tym trzeba było ćwiczyć własną pamięć, co Żydzi na przykład robili od najmłodszych lat. Mamy przekazy mówiące o tym, że w bardzo wczesnym okresie, czasem od czwartego, czasem od piątego roku życia ćwiczono chłopców właśnie do tego, żeby zapamiętywali ogromne partie materiału, aby mogły potem z pamięci przywoływać różne fakty.

Krótko mówiąc: pamięć uczniów Chrystusa, pamięć Dwunastu, pamięć Apostołów, sprawiała, że możemy mieć bardzo daleko idące zaufanie co do autentyczności przekazu Nowego Testamentu. W ich oczach Jezus był Prorokiem, potomkiem Dawida, boskim Synem Człowieka. Od początku zatem chwili zachować w pamięci wszystkie Jego czyny i słowa. Można sądzić, że jeszcze gdy żył notowali Jego nauki i zapisywali opowieści o Jego czynach. Potem wielokrotnie powtarzali w pamięci przekazy. Apostołowie nie potrzebowali dyktafonów, ponieważ taką rolę pełniła ich pamięć. Co więcej: nie była to pamięć martwa, to znaczy taka, że oni tylko przekazywali suche, nagie fakty. Apostołowie przekazywali bowiem fakty z interpretacją, z kontekstem etc.

Jeśli więc Ewangelie przekazują nam wiedzę na temat tego, co działo się z Judaszem i w jaki sposób był traktowany przez Chrystusa jego czyn, to możemy mieć pewność, że naprawdę było.

Dlaczego w związku z tym fakty zawarte w Ewangeliach są tak często poddawane reinterpretacjom albo „odczytywane na nowo”? Dlaczego do Ewangelii jest tak mocno krytyczne podejście, a jako prawdę objawioną, której nie należy badać, tylko przyjąć jako pewnik podchodzi się do tzw. Ewangelii gnostyckich, m.in. Ewangelii Judasza, czyli gnostyckiego apokryfu odnalezionego kilkadziesiąt lat temu?

Sama kwestia wszystkich możliwych przeinaczeń Ewangelii, to temat na kilka osobnych, bardzo długich rozmów. Nie ulega jednak dla mnie żadnej wątpliwości, że kluczowym jest tutaj przypadek Judasza i zmiana podejścia do zdrajcy Chrystusa.

Żyjemy w epoce, w której ogół ludzi jest przekonanych o tym, że zostaną zbawieni. Dzieje się tak, ponieważ i do Kościoła wkradła się w bardzo niepokojący sposób swego rodzaju ideologia powszechnego zbawienia czy też może raczej teologia powszechnego zbawienia. Jest ona inna stroną szerzącego się od wieków kultu człowieka. Chwałę Boga zastępuje kult człowieka, jego rzekomej nieskończonej godności. Człowiek staje się quasi Bogiem. A zatem musi być zbawiony.

Pierwowzorem tej teologii jest stary błąd Orygenesa, który został potępiony zresztą przez Sobór w Konstantynopolu w 553 roku. Według Orygenesa wszyscy ludzie zostaną zbawieni. Co tam zresztą ludzie… Jego zdaniem również wszystkie złe duchy, demony zostaną zbawione, co stoi w jaskrawej sprzeczności z licznymi wypowiedziami Chrystusa Pana.

Niestety od okresu Oświecenia ten „radykalny optymizm zbawczy”, czyli przekonanie, że wszyscy ludzie zostaną zbawieni, przeniknął do Kościoła i dzisiaj zbiera coraz większe żniwo. Zaczęło się m.in. od tez głoszonych przez Karla Rahnera, według którego wszyscy ludzie są chrześcijanami, nawet jeśli o tym nie wiedzą. Nieważne w co i jak wierzą świadomie, nieświadomie są „anonimowymi chrześcijanami”. Nawet ateiści przeżywają własną egzystencję i tym samym „anonimowo” wierzą. W tym ujęciu wiara nie ma żadnej treści.

Podobne tezy głosił Henri de Lubac. Jego zdaniem również niewierzący zostaną zbawieni dzięki temu, że wierzący w ich imieniu przyjmują chrzest, o którym tamci nie wiedzą etc.

Takich różnych teorii mających uzasadnić, że Chrystus jednoczy się z każdym człowiekiem na wieki i każdego zbawi jest całe multum. Wszystkie one mają wywyższyć naturalnego człowieka. Są one ukrytą forma bałwochwalstwa człowieka. Zamiast stać się przebóstwiony dzięki łasce, okazuje się on naturalnym bogiem z urodzenia.

Żeby ta fałszywa teologia zdobyła uznanie trzeba pozbyć się potępienia Judasza. Judasz stanowi swego rodzaju przypadek graniczny. Gdyby się udało „ocalić” Judasza wszystko byłoby łatwiejsze. Gdyby udało się oficjalnie ogłosić, że stanowcze, jednoznaczne słowa Chrystusa potępiające Judasza i jego zdradę Syna Człowieczego to jakieś „ojcowskie upomnienie”, „wezwanie Judasza do rozeznania sytuacji”, „wyraz miłosierdzia” i w związku z tym czyny Judasza absolutnie nie pociągają za sobą żadnej kary, to wówczas otwiera się droga dla wszystkich. Oznaczałoby to bowiem, że nie ma już takiego czynu, takiego zła, takiej niegodziwości, za którą człowiek jest potępiony. A jeśli tak, jeśli Judasz nie jest potępiony, to tym bardziej nie można potępić już kogoś, kto dopuścił się „mniejszych zbrodni”.

Właśnie dlatego Judasz jest kluczem. Obalenie jego potępienia, tak wyraźnego w Nowym Testamencie, jest sposobem by przyjąć ideologię powszechnego zbawienia, uniwersalnego zbawienia wszystkich ludzi. Właśnie dlatego tak wielu teologów próbuje odwracać kota ogonem i nadawać nowy sens postawie Judasza oraz całkowicie pomijać bądź albo zmieniać przekaz zawarty w Ewangeliach.

Stąd również tak wielkim uznaniem cieszą się różnego rodzaju pseudo-ewangelie, bo tak należy nazywać te dokumenty. Gdybyśmy bowiem chcieli mówić o Ewangelii, to musielibyśmy mówić o zapisie przekazu świadków, tak jak to jest w przypadku czterech Ewangelii kanonicznych, o opisie historycznym, o ludziach, którzy byli na miejscu, widzieli, słyszeli, którzy byli wiarygodnymi świadkami. 

W przypadku tzw. Ewangelii Judasza ogromna popularność tego gnostyckiego apokryfu bierze się stąd, że odwraca on cały porządek rzeczy. Okazuje się, że Judasz jest „tym dobrym” i nie można go potępiać. Że w zasadzie był postacią tragiczną a to dlatego, że to on najbardziej i najmocniej zaufał Chrystusowi, a Chrystus zaufał jemu powierzając mu misję „zdrady Syna Bożego”.

Niemal wszystkie pisma gnostyckie, takie jak tzw. Ewangelia Judasza, opierają się na swego rodzaju odwróceniu porządku dobra i zła stąd też różne sekty gnostyckie programowo głosiły na przykład pochwałę łamania prawa moralnego. Chodziło o to, żeby przez zbawić się przez grzech. Zdaniem gnostyków prawo moralne to prawo, które wiąże człowieka w sumieniu i jest dziełem złego Demiurga, złego Boga. Dlatego też zbawienie można uzyskać albo łamiąc to prawo, albo nie uznając go. Ci, którzy go nie uznawali, musieli to zamanifestować. Ci zaś, którzy chcieli je złamać i wyjść ze „szponów złego Demiurga”, musieli odwrócić wszystkie znaki i przez to ze złego Apostoła zrobić „ostatniego sprawiedliwego”, który poprzez swoją zdradę przyczynił się do naszego zbawienia.

Nieważne, jakie jest Prawo Boże, jakie jest prawo moralne i czy ktoś go przestrzega czy złamie, bo i tak będzie zbawiony. Mało tego teologia powszechnego zbawienia stanowi wręcz zachętę do łamania Prawa Bożego, bo zawsze zostaniemy uratowani przez Boże Miłosierdzie. Nie ma więc dobra i zła; jest tylko zbawienie, nie ma potępienia. Czegokolwiek człowiek nie zrobi to i tak po śmierci trafi do nieba. W tej koncepcji jedynym prawem jest bezprawie. Człowiek pozbywa się sumienia i nie odczuwa potrzeby pokuty i zadośćuczynienia za swoje grzechy. Dlaczego miałoby tak być, skoro nie stoi ponad nim żaden sędzia? Pojęcie Bożej sprawiedliwości, zostaje wymazane. Zostaje nam tylko jakieś pseudo-miłosierdzie. Bóg nie może człowieka potępić, bo przyznałby, że jest okrutny. Nowa teologia bierze Boga w jasyr, szantażuje Go. Albo zbawi wszystkich, albo jest okrutnikiem.

Mówię pseudo-miłosierdzie, ponieważ samo miłosierdzie jest bardzo ważnym aspektem działania Bożego, ale tylko wtedy, jeśli jednocześnie myślimy o Bogu jako o Bogu Sprawiedliwym. Miłosierdzie bez sprawiedliwości jest pojęciem całkowicie pustym, a ono niestety w taki sposób jest często przedstawiane. Co więcej: takie podejście czy takie uznanie, że wszyscy zostaniemy zbawieni,  jest wypisz, wymaluj dokładnie tym, co przez wieki teologia katolicka określała jako jeden z najcięższych grzechów. To był ten grzech pychy, grzech przesadnego zaufania w miłosierdzie Boże.

Jak to się stało, że wielu współczesnych teologów głosi tezy, które przez Kościół były wielokrotnie i jednoznacznie potępiane; tezy, które przeczą zdrowemu rozsądkowi; które zaprzeczają Nowemu Testamentowi, to oczywiście temat na osobną rozmową. Wracając jednak do głównego wątku, czyli do Judasza. Niezbawiony Judasz jest niewygodny dla progresistów, ponieważ stanowi on zaprzeczenie teorii powszechnego zbawienia.

To jest tak jak z kwantyfikatorem. Jeśli istnieje chociaż jeden przypadek negujący powszechną prawdę, to prawda już nie jest powszechna. W tym wypadku oznacza to, że nie wszyscy zostaną zbawieni, a jak nie wszyscy, to ktoś zacznie się zastanawiać: „A może ja też nie zostanę zbawiony?”. I to jest oczywiście coś, z czym ci teologowie, publicyści etc. nie są się w stanie pogodzić.

Doszliśmy więc do sytuacji absurdalnej, że tezy i ideologie anty-chrześcijańska są często uznawane i głoszone jako rzecz należąca do depozytu wiary. Właśnie dlatego jest lansowane hasło, że to Judasz był pierwszym męczennikiem za wiarę, że to on był najgorliwszym uczniem Chrystusa o to on w pełni wykonał wolę Zbawiciela. To dlatego również Judasz jest przeciwstawiany świętemu Piotrowi, który trzy razy zaparł się w Pana Jezusa, a mimo to dzierży klucze Królestwa Niebieskiego? To dlatego Judasz jest przeciwstawiany Dobremu Łotrowi, któremu Pan Jezus obiecał na Krzyżu, że jeszcze tego dnia będziesz z Nim u Ojca w niebie?

Tak. Jest to efekt przeniknięcia do Kościoła nauk gnostyckich, czyli odwrócenia wszystkich wartości, czy też przewartościowania wszystkich wartości. To jest koncepcja zła, które – że tak powiem – nie jest złem. Zło jest tutaj nieuchronnym momentem rozwoju dziejów, czymś wręcz koniecznym dla rozwoju. Bez zła nie byłoby dobra, a dobro rośnie przechodząc przez zło.

Judasz tu idealnie pasuje, bo jest koniecznym elementem tego rzekomo wykonywanego przez Boga planu. Wszystko to oczywiście ma się nijak do przedstawień ewangelicznych. Cała ta koncepcja, cała ta konstrukcja jest wyłącznie konstrukcją pseudofilozoficzną, wynikającą z ludzkiego chciejstwa i z potrzeby pewności bycia zbawionym.

To jest po prostu psychologizowanie i budowanie teologii i filozofii w oparciu o naszą potrzebę zabezpieczenia się. Widzi mi się zastępuje obiektywne Słowo. Oznacza to zerwanie z tym, co historyczne; z tym, co przekazane; z tym, co objawione; z tym, co jasne i z tym, co wyraźne.

Oczywiście każdy z nas może sobie tworzyć dowolną teorię. Ktoś może uznać, że wszyscy jesteśmy krasnoludkami. Ktoś inny może ogłosić, że w ramach rozwoju dziejowego za chwilę przemienimy się w maszyny parowe albo w komputery. Każdy więc może wygłaszać dowolną tezę. Język ludzki ma bowiem tę zdolność, że za jego pomocą tworzymy zdania. Jedne są sensowne, inne nie. Jedne odpowiadają rzeczywistości, a inne nie etc. Natomiast jeśli mówimy o Judaszu poważnie, odwołując się do Nowego Testamentu, to żadna z hipotez mówiących o jego zbawieniu nie ma podstaw.

Przepraszam, ale ludzie, o których rozmawiamy, którzy tworzą tę nową teologię, którzy posiłkują się gnozą etc. mają już gotową odpowiedź na Pana wątpliwości: Apostołowie po prostu nie lubili Judasza, dlatego wybrali go na kozła ofiarnego i to na niego zrzucili całą winę. To tak samo jak z teoriami o Żydach – ich też Apostołowie mieli nie lubić i dlatego to oni zostali obarczeni winą za śmierć Chrystusa, a nie Rzymianie…

Cóż mogę powiedzieć? Wielu wrogów Kościoła od wieków twierdziło, że Ewangelie w takiej postaci jak do nas dotarły tak naprawdę zawierają przekaz zafałszowany przez Apostołów.

Takie podejście jest obecne np. w islamie. Wyznawcy Allaha też uważają, że Ewangelie nie są prawdziwymi Ewangeliami, że jest to zafałszowany przekaz Apostołów, że rzeczywistość i prawda były zupełnie inne, że tak naprawdę w „prawdziwych” Ewangeliach nie było mowy o Panu Jezusie jako o Synu Bożym, o tym, że On zasiada po prawicy Boga Ojca etc.

Podobne brednie możemy usłyszeć np. od Świadków Jehowy. Oni również uważają, że duża część Ewangelii została zafałszowana, by przypisać Jezusowi boskość.

W odpowiedzi na tego typu niemądre tezy jest jeden argument, którym posłużył się w debacie z Manichejczykami Święty Augustyn. Manichejczycy podnosili dokładnie te same argumenty o prawdziwości Ewangelii, jakie wyżej wymieniłem. Twierdzili, że zostały one zafałszowane, że w pierwotnej wersji wyglądały one całkiem inaczej. W odpowiedzi Święty Augustyn postawił im bardzo proste pytanie, które – mimo że minęło od tamtego momentu 1700 lat – nie straciło nic ze swojej siły. Pytanie to brzmiało: „Czy pokażecie mi niezafałszowane Ewangelie?”. Manichejczycy wzruszali wówczas bezradnie rękami, ale dalej mówili, iż wiedzą, że takie istnieją. Chociaż nie mają i nigdy nie mieli ich w ręku i tak twierdzili, że muszą one istnieć. To klasyczny przykład, kiedy to emocja i wola dyktuje rozumowi jaka jest prawda.

Dokładnie to samo pytanie możemy zadać wszystkim pseudo-teologom, którzy opierają swoje konstrukcje na rzekomych zafałszowaniach, twierdząc, że mają dostęp  do autentycznych Ewangelii. Niech je pokażą! Niech pokażą nam tę „autentyczną” Ewangelię, niezafałszowaną przez apostołów! Oczywiście nic takiego nie istnieje. Jest to wymysł, jest to zjawa, jest to kompletne chciejstwo i nic więcej.

Niestety ta sama mentalność, która była charakterystyczna dla Manichejczyków, potem dla muzułmanów, potem dla różnych innych sekt, jak Świadkowie Jehowy, charakteryzuje teologów liberalnych czy publicystów liberalnych. Przycinają oni sobie Ewangelię do swoich własnych potrzeb, a to, co im nie odpowiada, co sprzeczne jest z ich uczuciami, emocjami, pragnieniami, odrzucają, twierdząc, że to „nieautentyczne”. Potem tworzą z tej wycinanki dziwną konstrukcję i ogłaszają, że to jest właśnie ta prawdziwa i jedyna Ewangelia, w której to Judasz jest wielkim bohaterem. Nie są w stanie pogodzić się z potępieniem Judasza i co za tym idzie z istnieniem Piekła i co za tym idzie usuwają mówiące o tym fragmenty Pisma.

A co do Żydów i Apostołów, którzy rzekomo chcieli obciążyć ich odpowiedzialnością. Ta teza jest pod każdym względem niedorzeczna, chociażby z tego powodu, że wszyscy Apostołowie byli w sensie etnicznym Żydami. Zresztą do lat czterdziestych I wieku praktycznie wszyscy wyznawcy chrześcijaństwa byli Żydami etnicznymi. Zaczęło się to zmieniać dopiero od momentu, kiedy św. Piotr ochrzcił Korneliusza.

Napisałem na ten temat obszerną książkę „Krew na naszych rękach” i tam szczegółowo przedstawiłem, dlaczego ta koncepcja jest niedorzeczna. Przepraszam… Byłaby ona niedorzeczna i niewarta uwagi, gdyby nie funkcjonowała jako miarodajna opinia niektórych kół w Kościele. Jest to jednak temat, którym na kolejną, już chyba trzecią dłuższą dyskusję na przyszłość.

W Pańskiej książce „Epoka Antychrysta” papież przyjmuję imię Judasz… Czy to wszystko, o czym Pan tutaj powiedział, czy to całe posiłkowanie się gnostyckimi apokryfami, Ewangeliami Judasza, usprawiedliwianiem Judasza, robieniem z niego męczennika, etc. nie jest przejaw tego, że żyjemy w epoce Antychrysta czy też tego, że epoka ta zbliża się wielkimi krokami?

W jakimś sensie stąd właśnie wziął się mój pomysł, żeby obsadzić w roli eschatologicznego Antychrysta Judasza.

Mam wrażenie, że żyjemy w epoce, w której te wszystkie opinie tak zwanych teologów oraz hierarchów kościelnych mają jeden cel – ogłoszenie powszechności teologii uniwersalnego zbawienia. Kult człowieka ma wyprzeć kult Boga. Żeby ta wizja była spójna nikt nie może zostać potępiony.

Jest to teologia skrajnie niebezpieczna i skrajnie bezbożna, i dlatego – jak już wspominałem – dąży się do tego, by ogłosić Judasza świętym, zadeklarować, że jest on w Niebie, wśród zbawionych. Każdy, kto wyznaje teologię powszechnego zbawienia, musi prędzej czy później zmierzyć z granicznym przypadkiem Judasza. Jak można mówić o powszechności, uniwersalności zbawienia, o tym, że Chrystus zjednoczył się na zawsze z każdym człowiekiem, niezależnie od tego, czy ten o tym wie czy nie, jeśli zostawia się Judasza poza granicami szczęścia wiecznego, w piekle?

Dlatego w powieści przedstawiłem ostatniego papieża, który przybrał imię Judasza i wyniósł Judasza na ołtarze. Moim zdaniem to konieczna konsekwencja tej nowej teologii. Rozwija się ona w czasie. Z roku na rok obserwujemy jej postępy. U kresu pojawia się postać Judasza, zbawiciela, świętego, Judasza ofiary apostołów. To konieczny rezultat teologii powszechnego zbawienia.

Można to powiedzieć tak: wiara w uniwersalne i powszechne zbawienie wszystkich jest nową zdradą Judaszową. Współcześni teologowie, którzy przyjmują tę koncepcję zachowują się jak Judasz, który pocałunkiem wydał Syna Człowieczego.

Zgodnie z nową teologią nie rozróżnia się dobra i zła, nie ma podziału na wiernych i niewiernych Ewangelii, Prawo Boże nie istnieje, a nadprzyrodzona godność dziecka Bożego, którą zdobywa się przez chrzest, to zabobon. Liczy się tylko to, że Judasz się powiesił i cierpiał. Wynosi się na piedestał jego rozpacz i sam fakt upadku Judasza staje się jego usprawiedliwieniem. Cierpiał przecież i popadł w rozpacz nieskończony bóg, bo tym jest każdy człowiek, a więc należy mu się wybawienie. Skoro Judasz sam sobie wymierzył sprawiedliwość, nie licząc na Miłosierdzie Boże, bez skruchy i bez błagania o pokutę, to powinien być on wzorem do naśladowania. Nieskończona godność człowieka nie może zostać naruszona. Rozpacz i samobójstwo Judasza stają się nie tylko usprawiedliwione, ale wręcz pochwalone, wywyższone, uświęcone. Czym jest wydanie Syna Człowieczego na śmierć w porównaniu z rozpaczą zdrajcy? To perwersyjne rozumienie szerzy się w Kościele niczym rak.

Bóg zapłać za rozmowę.

Tomasz D. Kolanek

Siedem grzechów głównych gnozy

Siedem grzechów głównych gnozy

Zawsze Wierni nr 3/2023 (226) Robert Nelke, Sławomir Wełniński

zawsze_wierni

Herezja gnostycka ma swoje początki na przełomie I i II wieku po Chrystusie. Pomimo wielu odmian i form posiadała pewien wspólny wachlarz bluźnierstw, założeń i poglądów, które stały w opozycji do nauczania Kościoła katolickiego. Wyróżniamy dwa główne nurty myśli gnostyckiej: gnozę chrześcijańską oraz tę inspirowaną wierzeniami pogańskimi1.

1. Stwórca świata materialnego

Dla katolików stwórcą wszystkiego jest jeden, wszechmocny, wszechwiedzący i sprawiedliwy Bóg. Sam Bóg jest bytem doskonałym, przez fakt bycia Pierwszą Przyczyną, jest źródłem wszelkiego dobra. Zło zaś jest zawsze pewną wybrakowaną imitacją dobra i jako takie wynikiem wolnej woli bytów stworzonych, wpierw szatana i upadłych aniołów, a następnie również, począwszy od Adama i Ewy, ludzi skażonych grzechem pierworodnym. Ze względu na relacje pomiędzy nieskończonym i wszechmogącym Bogiem a ograniczonym stworzeniem, podobne zależności występują w stosunku dobra i zła, opisane już w pierwszych słowach Księgi Rodzaju i będące osią całego Bożego Objawienia.

Gnostycy z kolei, ze względu na odrzucenie tejże nauki zawartej w Księgach Starego i Nowego Testamentu, nie mogli zrozumieć problematyki istnienia zła, paradoksalnie nobilitując je i stawiając w sposób równorzędny i równoważny z dobrem poprzez nadanie mu rangi istnienia. Przyczynowość irracjonalnego (w koncepcji gnostyków) zła, którego nie da się uzasadnić, a które Bóg dopuszcza i pozwala na nie, była egzystencjalnym problemem każdej sekty gnostyckiej.

W koncepcjach gnostyków Bóg nie może być twórcą niedoskonałego świata, w którym istnieje zło. Nijak ma się to zatem do idei Boga, który jest dobry. Żeby wytłumaczyć cierpienia spotykające ludzi gnostycy zbudowali koncepcję bytu będącego twórcą i sprawcą zła. Tym kimś był demiurg2, niedoskonała i grzeszna emanacja Boga i jego dobroci. W zależności od przyjętej terminologii był to zazwyczaj zbuntowany anioł, upadły eon, mógł to być również Jahwe, Bóg Żydów, lub szatan, który w niektórych sektach gnostycznych (np. u Bogumiłów) przedstawiany jest jako brat Pana Jezusa Chrystusa.

Jest to koncepcja skrajnie pesymistyczna, zakładająca, że stworzenie i wszystko to, co od niego pochodzi, jest ze swej natury złe. Świat został stworzony przez złego demiurga przeciw Bogu, a więc świat materii jest w zależności od różnych poglądów poszczególnych odłamów tej sekty rezultatem grzesznego pragnienia albo nieszczęśliwego przypadku.

Demiurg, jako nierówny Bogu twórca świata materialnego, nie jest dla gnostyków bytem godnym czci i uwielbienia, natomiast sam Bóg, co najwyżej, jest stworzycielem demiurga. Świat stworzony przez taką niedoskonałą istotę, jest pełnym zła miejscem upadku. Gnostycy w swoich wizjach uznawali stworzenie jako akt grzechu3, buntu i pychy wobec porządku boskiego. Twórca świata miał z zazdrości do Prawdziwego Ojca stworzyć na swoje podobieństwo człowieka4, chciwego niewolnika. Zamknął dusze ludzkie w ograniczonych ciałach, dzięki czemu zatracają świadomość o swej prawdziwej, boskiej naturze. Wyjściem z tego stanu miałoby być zdobycie tajemnej wiedzy (gnozy) i zrozumienie swojej własnej boskości.

2. Odrzucenie Starego Testamentu

Wszystkie nurty gnostyckie co do zasady odrzucały Stary Testament, gdyż stwierdzały na jego podstawie przepaść pomiędzy Bogiem Nowego Testamentu, tj. Bogiem miłosiernym, a Bogiem Izraelitów, który według nich nie spełnia wymogów moralnych dla bycia, gdyż jest okrutny, w konsekwencji tego uznając Go za demiurga. Kanon swoich „świętych” ksiąg gnostycy ograniczyli do Ewangelii, spośród których najbardziej cenili sobie zwłaszcza mistyczną Ewangelię wg św. Jana (odrzucając jednak zawartą w niej jasną naukę o Boskości Pana Jezusa), rzadziej Ewangelię wg św. Łukasza, akceptowali także listy św. Pawła5. Do tego wybiórczego zbioru znanego nam z Nowego Testamentu należy dodać teksty apokryficzne, jak np. „ewangelie” wg św. Tomasza, św. Marii Magdaleny, Judasza etc.

3. Radykalny dualizm

Istotnym elementem pseudo-chrześcijańskiej doktryny gnostyckiej jest dualizm, czyli przywiązanie do równoważności przeciwieństw. W związku z nieprzezwyciężalnym problemem istnienia zła na świecie większość sekt gnostyckich zaaprobowało koncepcję dwóch bogów, wyrażającą się w postaci niezależnych od siebie radykalnych przeciwieństw. Z jednej strony był dobry Bóg Nowego Testamentu, z drugiej zły Bóg Starego Testamentu, ograniczony do jednego ludu, który z jednej strony strzeże i ochrania, ale jednocześnie brutalnie karci. Radykalizm tej koncepcji zasadza się na tym, że demiurg, który stwarza świat materialny, nie jest zbuntowanym aniołem, szatanem, tylko jest osobnym bogiem utożsamianym przez gnostyków z Bogiem Starego Testamentu. Gnostyk Boga Żydów nazywa „przeklętym bogiem”, ponieważ stworzył świat widzialny i zamknął przed człowiekiem bramę do wiedzy. W tym przypadku kosmologiczna opozycja Boga i materii połączona jest z etycznym dualizmem dobra i zła w człowieku.

„Gnostycki świat” dzięki temu został podzielony na świat duchowy, utożsamiony z boskim, i przeciwstawny mu świat cielesny, uważany przez nich za z gruntu zły. Duszę przeciwstawiono zatem ciału. Odpowiadające sobie przeciwieństwa muszą się połączyć, aby powstała harmonia. Miejscem spotkania tych światów jest dzieło stworzenia świata materialnego i człowieka. Człowiek jest syntezą dwóch różnych substancji pochodzących od różnych „bytów”, które są wieczne i od siebie niezależne, a pomiędzy którymi istnieje odwieczny konflikt. Świat materialny powstaje za przyczyną wykradnięcia przez demiurga boskiej energii, dzięki której mógł ją tchnąć w swoje dzieło stworzenia. Dzięki tej „energii” każdy posiada w sobie iskrę łączącą z Bogiem. W taki karkołomny, odrzucający kwestię grzechu pierworodnego i wolnej woli, sposób próbowano wytłumaczyć pochodzenie zła.

4. Metoda wyzwalająca

W wizjach gnostyckich posiadający iskrę boską człowiek jest uwięziony w materialnym świecie stworzonym przez złego demiurga. Nadrzędnym celem człowieka jest wyzwolenie pierwiastka duchowego (iskry) z materialnego świata za pomocą zdobywania tajemnej wiedzy. Sam proces „zdobywania” oznacza pójście za swym głosem wewnętrznym, za duchem bez pośrednictwa jakichkolwiek depozytariuszy wiedzy, innego autorytetu zewnętrznego (kapłanów, biskupów, ojców Kościoła), instytucji (jak np. Kościół) czy litery prawa, w tym prawa naturalnego. Nie ma jednego źródła interpretacji, każdy sam sobie może wytyczyć ścieżkę dotarcia i zdobycia wiedzy, czy to na drodze objawień, czy poprzez poznanie jej przez innych ludzi. Gnostycyzm czyni więc z religii doświadczenie indywidualne, gdzie praktyczne działanie było ważniejsze od dogmatu.

Stąd też pojawiły się różne interpretacje osoby Jezusa Chrystusa6. Można przyjąć, że dzięki posiadaniu tej iskry, człowiek może zbudować coś na podobieństwo mostu porozumienia, który prowadzi i łączy nas z bóstwem. Silne przeświadczenie o posiadaniu iskry prowadziło do twierdzeń, że ludzie mają możliwość, aby stać się Bogiem po wyzwoleniu się z więzienia, jakim jest ciało7. Jednakże owa boskość nie jest aktywizowana przez samo posiadanie iskry, ale przez praktyczne działanie8, takie jak medytacje czy kontemplacje (oczywiście, nie rozumiane w swoim prawdziwym, katolickim sensie), śmiałe wyruszanie w podróż w stronę Boga, nie czekając na Jego znak. Finałem tej podróży miało być zniszczenie własnego ego i indywidualnej woli, dzięki czemu zostałaby spełniona wola Boska. W nauce tej gnostycy często opierają się na słowach św. Pawła z listu do Galatów: „teraz zaś już nie ja żyję, lecz żyje we mnie Chrystus”, które jakoby miało potwierdzać ich wierzenia.

5. Doketyzm

Jest to jedna z doktryn gnostyckich, która kwestionowała podstawowe dogmaty wiary katolickiej poprzez alegoryczną interpretację Nowego Testamentu. Według gnostyków należy odrzucić literalną interpretację Biblii w kwestii narodzin i życia Jezusa. Fragmenty Pisma dotyczące narodzin Zbawiciela miałyby posiadać jedynie sens mistyczny i nie opisywać rzeczywistych zdarzeń.

Jak wierzyli posiadacze wiedzy tajemnej, Jezus nie mógł się narodzić jako człowiek, ponieważ nie był materialnym bytem, lecz jedynie jest postacią eteryczną, duchem bądź ciałem duchowym, które przewija się w rzeczywistości. Chrystus to tylko tchnienie, Słowo Boga na ziemi, które jedynie sprawia wrażenie, jakoby miało powłokę cielesną. W wyniku przyjęcia takiego punktu widzenia zaprzecza się odkupieńczej roli Jezusa Chrystusa, ponieważ nie mógł być On ukrzyżowany9, a w konsekwencji tego nie mógł również zmartwychwstać, pomimo jednoznacznych słów św. Pawła, że „jeśli Chrystus nie zmartwychwstał, to próżna jest nasza wiara” (1 Kor 15, 14). Przytoczone słowa Apostoła Narodów nabierają w kontekście gnostycyzmu tym większego znaczenia, że faktycznie gnoza odrzuca jako taką cnotę wiary, zastępując ją tajemną wiedzą.

6. Synkretyzm religijny

Miejscem narodzin gnozy były zazwyczaj miejsca styku wielu narodowości, które sprzyjały łączeniu różnych kultur, wierzeń, symboli, mitów bądź obrzędowości. Dochodziło do absorpcji inspiracji, zarówno z innych nurtów gnostyckich, jak i z różnych tradycji religijnych0. W związku z tym założeniem gnostycy uważali, że dobre jest wszystko to, co prowadzi do Boga (co może także przypominać indyferentyzm lub irenizm), dlatego też przeszczepiano do gnozy mantry buddyjskie, medytacje i inne praktyki modlitewne. Ze względu na odrzucenie możliwości materialnej obecności Boga we Wcieleniu oraz pod postaciami eucharystycznymi, jak również negację dalszych rozróżnień co do rodzajów Bożej obecności w świecie stworzonym – gnostycy przyjęli twierdzenie, jakoby Bóg był niejako wszędzie. Nie istnieje zatem jedna, konkretna ścieżka do Niego prowadząca, stąd w każdym systemie religijnym można znaleźć elementy, które mogą takową ścieżkę stanowić.

7. Reinkarnacja – Metempsychoza

Ze względu na wspomnianą powyżej inspirację systemami filozoficznymi i wierzeniami Dalekiego Wschodu – w koncepcjach gnostyckich dusza człowieka poprzez kolejne wcielenia i wędrówkę dąży do dojrzałości. Trwa to aż do czasu, gdy suma działań nagannych, dokonanych podczas kolejnych wcieleń, zostanie zrównoważona przez sumę uczynków dobrych. Kolejne wcielenia to kolejne stacje, na których człowiek zdobywa wiedzę. Przez cały ten czas człowiek kontempluje nad zrozumieniem ograniczeń świata materialnego i sensem istnienia, czego końcowym etapem jest na tyle silne wzbudzenie świadomości swojej iskry duchowej, że będzie ona chciała opuścić ciało, i jako fragment bóstwa powrócić do swojego pierwotnego źródła poprzez pogrążenie się w nicości.

Konkludując, człowiek w koncepcji gnostyków żyje w wielu ciałach, lecz jednocześnie nie jest żadnym z nich, a o tym, kim jest, decyduje jego świadomość. Idąc dalej, człowiek nigdy się nie narodził i nie może umrzeć, dlatego też nie musi zabiegać o wieczną szczęśliwość.

Podsumowanie

Wymienione powyżej „grzechy główne” gnozy można sprowadzić do wspólnego mianownika, jakim jest negacja Wcielenia. Gnostycy wyznawali pogląd, jakoby ciało Chrystusa nie było realne, ale posiadało tylko jego cechy zewnętrzne, a co za tym idzie – pozorne było nie tylko jego człowieczeństwo, ale i Męka, a zarazem samo Odkupienie rodzaju ludzkiego. Nie powinno zresztą dziwić, ponieważ wychodząc z błędnego założenia odnośnie do problematyki istnienia zła, gnostycy odrzucili naukę o grzechu pierworodnym, jak i moralnej odpowiedzialności człowieka za popełnione zło. Zatem, w wyniku tak skrajnie pesymistycznej wizji świata, samo Odkupienie stworzonego rzekomo przez złego demiurga świata byłoby nie tylko niekonieczne, ale i wręcz niemożliwe. Możemy zatem w gnostycyzmie dostrzec nie tylko źródło licznych herezji chrystologicznych powstałych w pierwszych wiekach istnienia Kościoła, ale również choćby samego protestantyzmu, głoszącego bardzo podobny pesymizm i fatalizm względem świata stworzonego.

Wreszcie, charakterystyczny dla gnozy synkretyzm religijny stanowi źródło indyferentyzmu i ideową podstawę dla ruchów ekumenicznych. Indywidualizm wiary, w wyniku pewnych modyfikacji dążących w kierunku uczuć, stał się podstawą dla doktryn modernistycznych. Z kolei na elementach metempsychotycznych oparły się nie tylko kosmologiczne dywagacje neo-modernistycznych teologów drugiej połowy XX wieku, ale również współczesne, pseudonaukowe ideologie głoszące rzekomą iluzję świata materialnego, którego pozory utrzymywane są przez na przykład komputerowe symulacje.

Przypisy

  1. Oba nurty gnozy równolegle rozwijały się i wzajemnie na siebie oddziaływały. Na przykład średniowieczny kataryzm czerpał z manicheizmu, a tenże przejął od Marcjona całą strukturę organizacyjną z podziałem na wtajemniczonych, którzy mają dostęp do wiedzy, i na pozostałych. Herezjarcha gnostycki Marcjon (podobnie jak twórca innej sekty gnostyckiej – Walenty) czuł się częścią powszechnego Kościoła i powoływał się na autorytet św. Pawła.
  2. Trzeba jednak zaznaczyć, że demiurg nie występuje we wszystkich systemach gnostyckich, a nawet jeśli, to w bardzo różnych odmianach.
  3. Rozprzestrzenianie się życia na ziemi dokonuje się za sprawą złego boga. Wcielenie się ducha dokonuje się w momencie narodzin, płód jest w całości dziełem złego pierwiastka, jest demonem w czystej postaci. Zaraża on złem nawet kobietę, która nosząc go w sobie, znajduje się w stanie nieodpuszczalnego grzechu aż do chwili rozwiązania, J. Duvernoy, Religia Katarów, Kraków 2000, s. 71; cyt. za: R. Konik, W obronie Świętej Inkwizycji, s. 34–35.
  4. Planety – włącznie z Ziemią – cały świat mineralny, roślinny i zwierzęcy są produktem sił Ciemności. Jest nim także człowiek – najpierw w mitologicznej postaci Adama i Ewy – którego stworzenie (przez połączenie diabelskiego ciała ze szczególnie dużą cząstką Światłości) jest parodią […] boskich aktów stwórczych – przeciwstawieniem się zbawczym działaniom separacyjnym, J. Prokopiuk, Mit manichejski, „Literatura na Świecie”, 1987, nr 12 (197), s. 96.
  5. Gnostycy upodobali sobie św. Pawła, Apostoła Narodów, gdyż wg ich interpretacji jego przeżycie na drodze do Damaszku uczyniło go wzorem dla tych wszystkich, którzy swego Boga znajdują poza istniejącymi tradycjami i instytucjami.
  6. Wśród katarów powszechna była wizja dwóch paralelnych światów i dwóch Chrystusów, dobrego i złego. Chrystus materialny/niedobry wziął sobie Marię Magdalenę za kochankę i miał z nią dziecko.
  7. Bogomiłowie, a za nimi większość sekt gnostyckich, twierdzili, że nasza egzystencja jest rodzajem więzienia, a nasza iskra została pochwycona w ciało.
  8. Dla przykładu: sekta messalian wyznawała, że poprzez wprawienie się w trans w czasie tańca wchodzi się w kontakt z wyższą świadomością.
  9. Według herezjarchy gnostyckiego Bazylidesa, poprzedzającego Walentyniana, na krzyżu umarł nie Jezus, ale Szymon Cyrenejczyk, sam zaś Chrystus miał stać z boku, niezauważony.
  10. Dobrym przykładem takiego procesu będzie manicheizm, który opiera się na radykalnym dualizmie ducha i ciała, światła i ciemności, dobra i zła. Twórca tej herezji – Mani – uważał się za wcielenie Jezusa, Buddy, Hermesa, Platona. Religia Maniego była synkretyczna, zawierała elementy m. in. zoroastryzmu, chrześcijaństwa i buddyzmu.

Wszechświat a fantazje głupków – grozą i gnozą wieje !

[Przypominam artykuł prostujący, wyjaśniający sprzed 14 lat. Jest to konieczne, bo atak nielogicznych głupków na naukę wzmógł się. MD, czerwiec 2022

Mirosław Dakowski                                                                          maj 2008

===============================

A Maćko pomacał się znów po boku, w którym ugrzę­zło niemieckie żeleźce, i rzekł [do Zbyszka z Bogdańca md] stękając trochę:Drzewiej ludzie byli mądrzejsi – rozumiesz?  Po chwili jednak zamyślił się, jakby sobie przypominając jakieś dawne czasy, i dodał: – Chociaż poniektóry bywał i drzewiej głupi.

===================================

[Wobec dziwacznych wypowiedzi prof. Zbigniewa Jacyna-Onyszkiewicza
w NDz.
http://www.naszdziennik.pl/index.php?dat=20120505&typ=my&id=my13.txt przypominam artykuł sprzed 4-ch lat. Do pracy prof. Onyszkiewicza niedługo wrócę. MD ]

Streszczenie

Ostatnio nasiliły się ataki na podstawę nauk ścisłych, którą jest przyjęcie realnego istnienia świata materialnego oraz stanie na gruncie stałych zasad logiki. Ataki wychodzą głównie ze strony neo-czarownictwa oraz ateizmu materialistycznego, t.j. wiary w nie-istnienie Stwórcy. Najgroźniejsze jednak dla przetrwania nauk ścisłych jest totalne wątpienie, podważanie tak logiki, jak i np. zasad zachowania w fizyce, czy nawet stałości praw fizyki. Ten zbiór „metod wątpienia” nazywamy tu skrótowo post-modernizmem. W ostatnich dziesięcioleciach najbardziej zagrożony jest styk kosmologii z kosmogonią, dokąd uczonych prowadzą usiłowania unifikacji wszystkich czterech oddziaływań. Nauka (science), by przetrwać, musi oprzeć się na istniejącej filozofii realistycznej. Streszczenie uznałem za niezbędne ze względu na kakofonię poglądów, z którymi należy polemizować.

         Realny Wszechświat (Kosmos) jest tworem tak pięknym, nie znanym, pełnym fascynujących tajemnic, że setki największych umysłów, uczonych zajmuje się poznawaniem i badaniem tej Rzeczywistości. Ale są i inni, zajęci wymyślaniem nie-rzeczywistości, wszechświatów równoległych, czy pączkujących lub alternatywnych. Gdy fantazje te udekorowane są sporą dozą skomplikowanej matematyki i sosiku światopoglądowego, doskonale się sprzedają.

         Gdy piszą to utalentowani literaci z podkładem naukowym, jak Isaac Asimov, powstają ciekawe książki science fiction, np. moja ulubiona „Koniec Wieczności”. Analizuje się w niej dylematy ludzi, którzy wyszli poza Czas i sterują losami zwykłych czasowców. Wynikające stąd paradoksy są barwnie opisane. Na poziomie pastiszu jest np. śliczne widowisko telewizyjne St. Lema „Czarna komnata prof. Tarantogi”, gdzie Lem pokazuje, skąd wzięli się geniusze w przeszłości: Prof. Tarantoga w miejsce głąbów i pijaków, jakich znalazł obserwując przez swój chronoskop realnego Leonarda, Szekspira czy Newtona, podsyła tam swych, na chybcika podszkolonych asystentów, dla pewności z kompletem niedawno, krytycznie wydanych dzieł Newtona czy Szekspira, zwędzonych z biblioteki. Zabawa jest duża.

         Gdy jednak podobne pomysły opisują literackie bez-talencia, ubrane w togi Niewątpliwych Autorytetów Naukowych, często z użyciem Wzorów Matematycznych, z dyplomami różnych Wielkich Nagród, to sprawa staje się nudna ale i trudna. Myślę tu o nagrodzie Templetona, tak ostatnio rozdymanej i promowanej jako nagroda naukowa. W istocie nagrodzony został synkretyzm religijny. Trudno o tym pisać tak delikatnie, by nie tknąć jakiegoś Autorytetu w nadmiernie bolesne a wrażliwe miejsce.

Szamaństwo w Telegraph

         Pod koniec 2007 roku pojawił się w „opiniotwórczym” Daily Telegraph (Telegraph.co.uk) artykuł Wydawcy Naukowego (Highfield) lansujący matematyczne fantazje na temat … skracania wieku Wszechświata przez ludzi, fizyków i kosmologów, którzy usiłują zbadać t.zw. ciemną energię czy ciemną materię. Chodzi o dyskusje, próby obserwacji, czy wyrażanie opinii. Lansują jako wynik pracy uczonych bajki, że badania kosmologów wpływają np. na skrócenie czasu życia realnego Wszechświata. Piszą też w sosie języka naukowego, że „dowody na istnienie wszechświatów równoległych” przyspieszają nadzieje na podróże w czasie”. Jest to poparte zdaniami, że „są to najnowsze osiągnięcia mechaniki kwantowej”.

         Według jakichś wierzeń gnostyckich, nie mających NIC wspólnego z fizyką, obserwator zdarzeń ma istotny wpływ na te zdarzenia. Jest to porównywalne do „teorii”, wg. której np. pijąc filiżankę kawy wpływam swymi myślami na życiowe losy i powodzenie osoby, która tę kawę zebrała – lub na zbiór patrzyła. A nawet na jej przyszłość. Taką anty-nauką (a nie: para-nauką!) była też przez stulecia astrologia. Obecnie mają czelność ekstrapolować te fantazje na Wszechświat.

         Do stałego repertuaru sposobów dawnych czarowników (przykładowo: malowanie twarzy, taniec rytualny, grzybki czy dymy halucynogenne, modły do Jurnego Koguta), w XX w. doszło jeszcze zaklęcie w formie: „jak fizycy udowodnili..”, jak wykazują najnowsze obliczenia mechaniki kwantowej” itp. W przypadku pętli czasu należy dodać banały o paradoksie bliźniąt, różnych nurtach czasu u Einsteina itp., zależnie od elokwencji piszącego. To ostatnie zaklęcie stosuje się już od 80-ciu lat, więc od paru pokoleń twórczych fizyków. Z prawdziwymi osiągnięciami fizyków (czyli w świecie realnym!) nie ma to jednak, powtarzam, nic wspólnego.

         Można i należy stwierdzić, że jest to propaganda groźnych dla odbiorcy bajek i fantazji anty- czy też para-naukowych pod przykrywką nauki (pojmowanej w sensie science). Szerzej o bzdurności, ale i szkodliwości takich lansowań napiszę w konkluzjach.

         Daily Telegraph wmawia nam, że „udowodniono” na przykład, iż przez „prowadzenie obserwacji” Wszechświata, poprzez hipotetyczne „efekty kwantowe” (to modny zlepek słów), skracamy czas życia Wszechświata.

Świat realny

         Należy tu spróbować wyjaśnić, jaką rolę odgrywają w naukach ścisłych pojęcia realnego istnienia Wszechświata materialnego, oraz możliwości stosowania doń praw logiki. Zwykłej logiki [nie wielowartościowej, panowie szamani i panie czarownice!]. Nauki ścisłe (science, ang. i fr.) powstały tylko w tej cywilizacji, której myśliciele mieli pewność racjonalności Wszechświata, na długo zanim został on opisany przez nauki ścisłe (S. Jaki, Zbawca nauki, str. 83). Pewność taką mieli i przekazywali ją przyszłym pokoleniom twórczych fizyków – Jean Buridan i Nicolas d’Oresme, profesorowie scholastyki i fizyki na Sorbonie na początku XIV wieku. Przez nich i ich szkołę, na skutek realnego rozprzestrzeniania się ważnych pojęć we wspólnocie intelektualistów, uczonych Europy, mógł Kopernik przyjmować zasadę zachowania pędu w swych modelach i rachunkach, a Newton mógł powiedzieć, że widział dalej, bo stanął na ramionach geniuszów.

         Chodzi właściwie o pojęcie realności świata materialnego, jednoznaczność przepływu Czasu (zasada Przyczynowości), czy wiarygodność i stałość praw fizyki, z których podstawowym – pierwszym poznanym przez ludzi – było prawo zachowania pędu (impetus) . A podstawa tych przekonań scholastyka była wiara w Stwórcę Wszystkiego, w Jego Syna – Zbawcę i Trzecią Osobę Trójcy Świętej, Ducha Świętego. St. Jaki cytuje (Zbawca nauki, str. 84) :” Każdy czytelnik średniowiecznych tekstów łacińskich wie, że niewiele jest wersetów biblijnych cytowanych i wspomnianych tak często, jak zdanie z Mądrości Salomona (11,20) „omnia in mesura, numero et pondere disposisti” (czyli wszystko.. Bóg urządził według miary, liczby i wagi). To Księga Mądrości. Uczonych i osoby zainteresowane nauką zachęcam też do przeczytania Rozdz. 13 z Księgi Mądrości. Natchniony Autor mówi tam m. inn. (13,3) o tych, co „urzeczeni pięknem gwiazd uznali je za bóstwa, które rządzą światem”. I o „Twórcy piękności”.

Filozoficzne niedouki

         Dopiero w XX w., a szczególnie pod jego koniec, wśród fizyków pojawiło się przekonanie, a raczej dopuszczenie możliwości, że rzeczywistość materialna (Wszechświat) może być jedyną formą, w jakiej mógł go stworzyć Bóg. Dopuszczenie tej możliwości widać w pismach quasi-filozoficznych Einsteina, a także u Stevena Hawkinga. Por. ostatnie zdanie z jego „Krótkiej historii czasu” (str. 161): „gdy odkryjemy kompletną teorię (…), gdy znajdziemy odpowiedź na pytanie , dlaczego Wszechświat i my sami istniejemy, będzie to ostateczny tryumf ludzkiej inteligencji – poznamy wtedy bowiem myśl Boga”.

Przyczyny tak nieracjonalnego przekonania są, jak widzę, dwie:

1)     Faktem jest, że my, fizycy, tak pod jarzmem marksizmu (głównie, choć nie jedynie na Wschodzie), jak i wolnomyślicielstwa na Zachodzie, nie byliśmy uczeni na studiach porządnej, realistycznej filozofii nauki, ani jej podstaw matematycznych. Stąd powszechna również wśród największych fizyków XX wieku nieznajomość twierdzeń Gödla czy Tolmana, czy analiz St. Jakiego.

2)     Druga przyczyna – to pycha. Tylko pokora daje właściwą perspektywę uczonemu.

Tylko na tak wyjałowioną z Prawdy glebę nauki mogli się skutecznie rzucić szamani różnych odcieni, prorocy materializmu, marksizmu czy, co najgroźniejsze, głośni heroldowie tolerancji dla wszelkich poglądów i – nawet absurdalnych – fantazji. Pisze się o nich, że to mega-gwiazdy TV oraz radiowych programów. Czemu?

Specyfika matematyki wśród nauk

Powinniśmy sobie zdać sprawę, że matematyka może zajmować się dowolnymi, wymyślonymi (czy: wymyślnymi) strukturami, nie koniecznie istniejącymi realnie. Jednak człowiek wymyślający te struktury czy zależności funkcyjne (lub t.p., tu można wpisać wiele…), choć ma dużo inwencji i fantazji, a wymyślone przez niego budowle myślowe mogą być wewnętrznie spójne, nawet mogą być piękne, to… nie muszą być realne, związane ze światem rzeczywistym.

 Gdy młody fizyk, Albert Einstein, szukał sposobów opisania realnych własności obserwowalnego Wszechświata, zwrócił się do kolegi – matematyka z pytaniem, czy potrzebne mu narzędzie matematyczne istnieje. Zdziwił się, że tak, i przez parę miesięcy uczył się matematyki nie-euklidesowej, wymyślonej, zapostulowanej i sformułowanej przez Riemanna kilkadziesiąt lat wcześniej. Einstein zastosował to narzędzie do swojej ogólnej teorii względności. Ku zdziwieniu jego i wielu, ta matematyka poprawnie (i pięknie!) opisuje realną czaso-przestrzeń.

Myli się jednak każdy, kto uważa, że jeśli istnieje poprawna matematycznie teoria (przecież to narzędzie!) opisująca na przykład możliwość istnienia wszechświatów równoległych oraz przeskoków między nimi, to odzwierciedla ona rzeczywistość. W konfrontacji (czy zderzeniu) z realnością fizyczną, z prawami zachowania, np. energii czy pędu, a jest tych praw zachowania kilkadziesiąt, czy z podstawowymi prawami przyczynowości i logiki, takie modele czy narzędzia okazują się nieużyteczne. Odrzucane są przez rzeczywistość.

Stąd z taka pewnością piszę o identycznych genetycznie hitlerach , jako o szkodliwych bredniach, niegodnych fizyka. Zob. niżej o Kaku.

Żurnaliści mogą sobie takie bzdury wypisywać tylko wtedy gdy ich celem jest wierszówka, honorarium , lub podlizanie się Naczelnemu, a nie Prawda.

Racjonalność Wszechświata wymaga jego zgodności z matematyką i logiką (właśnie według miary i liczby…), ale nie odwrotnie! Matematyka nie musi odzwierciedlać rzeczywistości! Do napisania tych uwag skłonił mnie narastający w me®diach zalew bredni o wszechświatach równoległych. A również konsekwencje (realne!) akceptacji tych fantazji przez ludzi. Tak pisze o wszechświatach równoległych St. Jaki (Zbawca nauki, str. 106): „…Elementarny argument: wszechświaty te albo na siebie oddziałują, albo nie. W pierwszym przypadku stanowią jeden wszechświat. W przypadku drugim nie ma możliwości aby się czegoś o sobie dowiedziały, a w związku z tym pozostają dla nauki nieistotne”. Te zdania unicestwiają wszelkie popularne a nielogiczne dywagacje.

Post-modernizm

Przejdźmy do polemiki z niektórymi poglądami post-modernistów przedstawiających się jako uczeni. Posłużmy się przykładem, przypowieścią.

Zasadą ich nie jest, powtarzam, przekonywanie onieśmielonego czytelnika, że „2+2=6”. To domena kłamców. To częstsze u szamanów. Z tym łatwiej walczyć.

Nie jest też wyjaśnienie, że oczywiście, zawsze i wszędzie „2+2=4”. Tak twierdzą ludzie przywiązani do logiki.

Zasada post-modernistów to raczej rozważanie, w jakich warunkach – i przy jakich aspektach psychiki myślącego podmiotu właściwe jest przyjęcie, że widmo odpowiedzi na ten interesujący temat rozciąga się w zbiorze liczb rzeczywistych, a kiedy, (może??) sięga też do liczb zespolonych. Odkryciem mega-gwiazdy Show TV jest też wniosek, że w pewnych warunkach niektórzy mogą uważać, że „2+2=4” może być wzięta pod uwagę jako odpowiedź poprawna.

Oraz – czy taki wniosek może być poważnie brany pod uwagę przy obecnych uwarunkowaniach.

Co to za ludzie?

         Wśród tylu mega-gwiazd TV lub laureatów prestiżowych nagród, lub lansowanych poczytnych autorów na temat Hiper-przestrzeni, znaleźliśmy jedynie (głównie..) ludzi przyznających się do różnych odmian post-modernizmu, lub światopoglądu materialistycznego, czy nawet neo-marksizmu (sic!). Są też ateiści i piewcy względności prawdy. Np. szermujący „argumentem”, że jeśli fizyka opiera się na teorii względności, to znaczy, że wszystkie pojęcia, nawet Prawda, są względne. Część ludzi, odzwyczajonych od używania zdrowego rozsądku, już to łyka.

         A przecież większość uczonych to ludzie wierzący w Boga. Pracując w dziedzinie nauk ścisłych trudno nie wierzyć w Stwórcę. Porozmawiałem o tym zjawisku z kilkoma kolegami. Jeden, katolik, pracujący właśnie w teorii strun, o panu Kaku bardzo niewiele wiedział, o wehikułach czasu czy czapce-niewidce – nic. Zdenerwowała go nawet moja dociekliwość. „Ja interesuję się obiektami realnymi, materialnymi czy hipotetycznymi, ale ważnymi dla Rzeczywistości, nie zaś p..rdułami!”.

         I nic dziwnego, katolicy czczący przecież Stwórcę wszystkiego, w tym również realnego Wszechświata materialnego, nie mogą myśleć bez uśmiechu lekceważenia dla jałowości tez i pomysłów o Wiecznych Powrotach, czy Nieskończonym (w czasie i przestrzeni) świecie, czy wreszcie o wszechświatach równoległych. Ani wreszcie o Elan vital Bergsona czy wiecznej żywinie innych biedaków (intelektu, oczywiście).

Kaku

Motto: Spytano Wolfganga Pauliego (dobry fizyk), czy sądzi, że pewna szczególnie źle napisana i pomyślana praca jest błędna. Pauli: taka ocena byłaby zbyt łagodna – praca ta nie jest nawet błędna.

Steven Weinberg, Sen o teorii ostatecznej, str. 325.

         W Dzienniku z 26 kwietnia 2008 r. Anna Piotrowska, zapewne dziennikarka, publikuje wywiad z „jednym z najsłynniejszych naukowców świata”, fizyku (jak anonsuje już w tytule) – prof. Michio Kaku. Dziwne, ale o takim najsłynniejszym naukowcu świata jakoś ani ja, ani nikt z mych znajomych fizyków cząstkowców (to ludzie zajmujący się kwarkami, gluonami i ich strukturami) nie słyszał. Kolejny autorytet, kolejny fakt medialny. Pan Kaku pisuje popularne książki – oczywiście o Wszechświatach równoległych, Hiper-przestrzeni itp. Na pewno wywiad z p. Kaku był autoryzowany, więc brednie wydrukowane w setkach tysięcy egzemplarzy trzeba przypisać jemu, a nie jego rozmówczyni. W wywiadzie pisze m.inn. o tym, że jeśli, dzięki „pętli czasu” przeniesiemy się do przeszłości i zabijemy Hitlera, to „osoby, które tam spotykamy, jak na przykład Hitler, są genetycznymi bliźniakami znanych nam ludzi, ale tak naprawdę są kimś innym, bo żyją w innym wszechświecie. Jest to brednia gwałcąca wszelkie zasady logiki, a z fizyki – np. zasadę zachowania energii itp.

http://www.dziennik.pl/nauka/article162692/Wejdziesz_w_internet_za_pomoca_mysli.html

         Dalej pisze pani z Dziennika o Kaku – mega-gwieździe programów TV, że na studiach zaangażował się w tworzenie teorii strun, nazywaną czasami teorią wszystkiego. Można to skwitować tylko trzema złośliwostkami:

1)     Jeśli na studiach… tworzył, to nic dziwnego, że nie miał czasu na nauczenie się ani porządniej niezbędnej uczonemu ścisłemu filozofii, ani fizyki matematycznej (np. Gödel)

2)    Nic dziwnego więc, że ani on, ani gloryfikujący go dziennikarze nie odróżniają Rolls Royce’a od rolmopsa.

3)     Gödel zresztą udowodnił (i to przeszło 70 lat temu), że odległość pojęciową od którejś teorii strun (a jest ich mnóstwo) do Ogólnej Teorii Wszystkiego jest nieskończenie większa, niż od rolmopsa do Rolls Royce’a. Mimo, że Gödel nie znał teorii strun. Szerzej p. mój tekst „O uczciwości intelektualnej…”.

4)     Jeśli pan Kaku zajmuje się jakimiś załomkami teorii względności czy kwantów, które (cytuję) „dopuszczają możliwość” istnienia wielu koncepcji rodem z powieści s-f „na przykład podróży w czasie, teleportacji itp.” , to nic dziwnego, że jego osiągnięcia w dziedzinie tej fizyki, która bada świat realny, są zapewne poniżej możliwości takiej mega-gwiazdy intelektu.

         Odpowiedź Kaku na pytanie o tunele czasoprzestrzenne: „W centrum obracającej się czarnej dziury jest wirujący pierścień i wormhol. Kiedy przez niego przejdziesz, nic ci się nie stanie, tylko wkroczysz do równoległego wszechświata”. Dalsze brednie może czytelnik sam znaleźć i przeanalizować. To drugie nietrudne.

         W rzeczywistości:

         1) czarna dziura jest osobliwością, czyli ma nieskończoną gęstość i zerowy promień. Tylko t.zw. horyzont zdarzeń ma rozmiar!

         2) Wewnątrz horyzontu zdarzeń nie ma i nie może nie tylko być żadnych pierścieni, struktur, ew. pojazdów kosmicznych, ale nie ma nawet żadnych cząstek „elementarnych”. Tam istnieje tylko sumaryczna masa i moment pędu.

         3) To gradienty grawitacji (nieskończone) wszystko kruszą. Więc nic ci się nie stanie jest i zawsze będzie bełkotem. „Wkroczysz do równoległego wszechświata” – to przeczy wszystkim prawom logiki i fizyki.

         W tych (dość przypadkowo wybranych) zdaniach są same brednie.  Jak można to-to drukować, jak taka żurnalistka nie straci zawodu na zawsze? Bo ten Kaku (jako fizyk) to chyba wymyślony – na pośmiewisko czy pohybel nauce…  Celem tego eksperymentu dziennikarskiego jest chyba przebadanie (może pomiar), jak łatwo (po jakim czasie?) człowiek inteligentny przywyka – i akceptuje każda bzdurę. A później ją, jako już uznaną prawdę, powtarza i uznaje za swoją.

Heller

         Dużo się ostatnio pisze o ks. prof. Michale Hellerze. Omówię prezentowane przez niego poglądy na podstawie części książki „Początek jest wszędzie”, dostępnej na stronie www.wiw.pl/biblioteka/poczatek_heller/06.asp

         Michał Heller może mało precyzyjnie (dla mnie…) oddziela Wszechświat (realny) od „pojęcia słowa Wszechświat”. Daje to szczególnie bałamutne wyniki, gdy rozważa ewolucję jednego i drugiego. Przecież zupełnie czymś innym są zmiany poglądów ludzi (czy tylko uczonych) na wielkość i budowę Wszechświata (są to problemy poznawcze czy językowe ludzi), a czymś innym – realne zmiany realnego Wszechświata!

         Tę niejasność pogłębia jeszcze fakt, że Heller opisuje i promuje wyniki usiłowań, rozważań Lindego i Smolina, o których pisze: 

Nie wyklucza to bynajmniej, że tego rodzaju spekulacje mają podłoże filozoficzne i światopoglądowe. Czytając prace Lindego i Smolina (zwłaszcza popularne), trudno ustrzec się wrażenia, iż ważnym motywem ich napisania była chęć neutralizacji filozoficznego lub nawet teologicznego wniosku, jaki często wiąże się z modelem Wielkiego Wybuchu, a mianowicie, że świat miał początek.

         Te spekulacje, zwane czasami, choć błędnie, wizjami, pp. Lindego i Smolina o wszechświecie-matce, wszechświatach-dzieciach (ładniej brzmi: baby-universes) i nawet o.. darwinizmie wszechświatów (Smolin) i ich doborze naturalnym. Brrr! – co do poziomu logiki argumentów. Z drugiej strony już ćwierć inteligent może na ten temat gdakać. O tych obrońcach poglądów Marksa i Lenina (obrońcach przed prawdą o Stwórcy) wspominam jedynie dlatego, że lansuje ich fantazje fizyk i ksiądz katolicki. A matematyka znosi takie pomysły bez trudu, co wyjaśniam powyżej, w dziale Specyfika matematyki wśród nauk.

         O numerologii: Tenże ksiądz (Heller) w dziale „Nasze prawa fizyczne” rozważa też rolę … liczby 39 dla losów Wszechświata. Ukazuje parę wielkości, które różnią się o 39 rzędów wielkości, lub o 2*39 rzędów! Liczby te są dodatkowo naciągnięte, i to w połączeniu z rojeniami o ewolucji… stałych fizycznych. Sprawiłoby to przyjemność kabaliście z Góry Kalwarii czy Brodów, albo czarownikowi.

         Bo to tak : 39=3*13, a Wielki Trzynasty występuje nie tylko w „Nikodemie Dyzmie” Dołęgi-Mostowicza (zob.!), ale też u obecnych Władców Globalizmu. A może właśnie TO trzeba lansować? Z fizyką takie zabawki nie mają jednak związku. W omawianym rozdziale książki M. Hellera występują te zabawy numerologiczne wśród wielu, równie mało sensownych, skojarzeń. Gdzież tu zwartość, logika, i precyzja tekstów Doktora Anielskiego, proszę Księdza? Lub Komentatora (Averroes). A bez św. Tomasza nie mielibyśmy (może jeszcze teraz?) fizyki.

         O zawęźleniu rozumowań Hellera świadczy m.inn. to: Długo pisze o zmienności stałych fizyki i o konsekwencjach (ewentualnych) tych zmienności. A jednocześnie przyznaje, że „(w)szystkie dotychczasowe próby empirycznego stwierdzenia tej zmienności dały negatywne wyniki”. Oraz: „poznaliśmy aż dziewięćdziesiąt kilka procent całej kosmicznej historii (licząc od Wielkiego Wybuchu)”. Heller przyznaje, że wszystko w już poznanym świecie ciągle jest konsystentne z przyjęciem stałości tak praw, jak i stałych fizyki. To po cóż czytelnikowi mącić w mózgu, Profesorze?

Bezsens tuneli a ideologie

         Szkoła kopenhaska (interpretacja Heisenberga i N. Bohra) mechaniki kwantowej prowadzi do (to sformułowanie St. Jaki) dziwnego „logicznego salto”:interakcja, której nie można dokładnie zmierzyć, nie może dokładnie zaistnieć”. I ta, co najmniej dyskusyjna zasada, spowodowała „wyniesienie na tron” przypadku. Hipotezy wszechświatów równoległych są przypadkiem szczególnym tego zgwałcenia (może : podkulawienia, ochwacenia..) logiki.

         Nie powinno się brać poważnie pod uwagę hipotez (fantazji) stworzonych na podstawie ideologii. Najczęściej prowadzi to do obrony czy promocji tych ideologii. Jest to szczególnie niebezpieczne i oburzające, jeśli są to ideologie, które dały już krwawe żniwa, jak marksizm-leninizm, czy nacjonał – lub inter-nacjonał – socjalizmy. Zamykanie oczu na zbrodniczość ideologii może dać krwawe żniwo również w dziedzinach pozornie tylko odległych, jak fizyka czy kosmologia. Dlatego też, jeśli fizyk lub, częściej, ktoś podający się za fizyka wyciąga jako niepodważalne ideologie kłamliwe lub zbrodnicze, musimy koniecznie odbezpieczyć pistolet. Pistolet logiki i prostoty. W samoobronie, oczywiście. Tak obrony nauki ścisłej, jak i naszej, łacińskiej cywilizacji.

Nowikow a Lenin i czekisty

         Czytam książkę I. Nowikowa „Czarne dziury i Wszechświat” (Prószyński 1995). Można by wahać się przed stwierdzeniem, że ograniczał jego horyzonty uczonego prostacki materializm. Ale na pewno można stwierdzić, że ograniczało Nowikowa prostackie deklarowanie materializmu oraz ujawniona pewność, iż są to szczyty intelektu.

         Dla przykładu: „Czarne dziury i Wszechświat”, str. 144/145: „Czy materialista może mieć wątpliwość co do rozmiarów Wszechświata? Czy nie jest oczywiste, że przestrzeń rozciąga się w nieskończoność, bez ograniczeń, we wszystkich kierunkach?”. I dalej: „W dziejach nauki jedyny obraz świata, jaki był do zaakceptowania przez materialistów…” I cytat: (str. 148) „Nie ma na świecie niczego poza materią w ruchu, a materia nie może poruszać się inaczej, niż w przestrzeni i czasie. „ (Włodzimierz Lenin)

         [Uwaga w nawiasie: Co by było, gdyby teraz jakiś uczony podał cytaty z dzieł wielkiego przywódcy socjalistycznego Adolfa Hitlera, np. na temat świata, w którym planety (i Ziemia) krążą po orbitach w tunelach z lodu? A to autentyczne poglądy w NSDAP].

         Wracam do Nowikowa: W zakończeniu, po dyskusji śmierci cieplnej Wszechświata: „<Nie powinniśmy błagać przyrody o przywileje. Naszym zadaniem jest ich zdobycie>. Te dumne słowa słynnego przyrodnika są godne ludzkości”. Obaj, nieszczęśni, biorą pychę za dumę. I chyba nie zdają sobie sprawy, jak to obniża rangę ich wyników naukowych. Nie warto nawet szukać, co to za przyrodnik?

         Nowikow umieścił te zdania (str. 144/145) nie w archiwum śmiesznostek (takich na pewno groźnych!), ale… w środku rozdziału o zakrzywieniu przestrzeni. Publikował tę książkę już będąc dyrektorem Centrum Astrofizyki Teoretycznej w Kopenhadze w połowie lat 90-tych, więc zamieścił chyba nie ze strachu. Przed śmiesznością uratowałby go np. komentarz, iż takimi to bredniami musieli się zajmować astrofizycy w Zw. Sowieckim jeszcze w latach 60-tych, i to właśnie spowodowało zastraszająca lukę w rozwoju kosmologii w Zw. Sowieckim. W bardzo dobrej, popularyzatorskiej książce Nowikowa takich zgrzytów jest jednak sporo. I widać, jak ograniczają jego poglądy jako badacza, na przykład na temat przyszłości Wszechświata. Omawia bowiem tylko wariant rozszerzania się Wszechświata w odległej przyszłości, pomija zaś ewentualne zwinięcie się znów do Osobliwości.

         Szkoła (dobrych, t.j. zdolnych i twórczych) fizyków sowieckich i post-sowieckich charakteryzuje się nie tylko całkowitym nieobeznaniem w filozofii realistycznej, ale i najczęściej charakterystycznym dla człowieka radzieckiego niepoprawnym używaniem pojęć.

         Moi koledzy-fizycy rosyjscy, raczej radzieccy, często mówili mistika lub metafizika , gdy coś było nich niezrozumiałe czy mętne. A najgorszym określeniem niezrozumiałości było „eto scholastika”. Wogóle nie wiedzieli o ogromnej owocności metod scholastycznych dla Nauki. Używali też, jako zupełnie oczywistych, i świadczących o byciu na intelektualnym szczycie postępu, określeń my, marksisty, czy my, materialisty. Tak, jak ich koledzy i współpracownicy mówili o sobie my, czekisty. Mimo, że sama Cze-Ka Fieliksa Edmundowicza formalnie skończyła się pół wieku wcześniej. Dyskutowanie z tak ukształtowanymi umysłami o granicach poznania, lub o Początku, sprawia duże kłopoty.

Meckelburg a fizycy

Motto: W Międzynarodowym Instytucie Badań Jądrowych w Dubnej spotkałem kiedyś na konferencji dawno nie widzianego kolegę fizyka. Przy drugiej butelce Czinandali mówi: „A ja… pcham fizykę w bok  -???  – No, naprzód nie potrafię, w tył się nie da, więc pcham w bok…”

         Wspomnę o książce Meckelburga „Tunel w czasie”. Wydało to wydawnictwo nju-ejdżowe Uraeus w Gdyni (1994). Oczywiście autor przedstawiony jest jako publicysta naukowy. Wśród osób (powinienem użyć określenia osobowości) wymienionych przez autora, jako (z nim) wyruszające na odkrywanie nowych horyzontów, jest Däniken, jakiś redaktor naczelny pisma Esotera, egzo-psycholog, pani parapsycholog z Moskwy, spece od UFO, znawcy kół i innych znaków w zbożach. Więc nie byłoby o czym mówić.

         Ale… w tekście są cytaty z publikacji w poważnych czasopismach, są cytaty z prac prawdziwych fizyków: Kipa Thorn’a, Igora Nowikowa, Freda Hoyle’a, Johna Wheelera, czy Fritjöfa Capry. Ten ostatni (w popularnej Tao fizyki) porównuje taniec Shivy z torami cząstek elementarnych w polu magnetycznym. Ukazuje on co prawda swą ignorancję w fizyce przy wyjaśnianiu ogólnej teorii względności. Mój kolega, wykładowca ogólnej teorii względności, daje na ćwiczeniach studentom rozumowania Capry dla wykazania ich bzdurności. Jak łatwo ześlizgnąć się z nauki w para-naukę czy szamaństwo. Przez pychę czy ograniczoność horyzontów.

         Fizycy (jak cytowany przez Mekelburga J. Wheeler) często publikują swe luźne hipotezy i, gdy okazuje się np. pod wpływem wyników testujących je doświadczeń, że są niezgodne z doświadczeniem, o nich zapominają. Tak, jak i ich koledzy i uczniowie. To jest normalne. Jest to kolebanie łódką pomysłów i rzeczywistości, sprawdzanie, jakie hipotezy są do odrzucenia, więc w jakim kierunku należy dalej szukać.

         Ale są też tacy piszący, którzy odrzucone hipotezy uczonych traktują jako odkrycia. Ciągną oni biednych czytelników wzdłuż tuneli Wheelera, w czarną dziurę nielogiczności i bredni. To jest szkodliwe. Uważajmy.

         Realny, fizyczny Wszechświat jest tak piękny, fascynujący i tajemniczy, że rojenia o wszechświatach wydumanych, czy równoległych, można zasadnie uznać za objaw perwersji. Umysłowej,  oczywiście.

Weinberg i piękno

On n’a pas besoin de chercheurs, on a besoin de trouveurs…

Nie potrzebni są poszukiwacze, potrzeba nam znajdowaczy

         W pięknej książce Weinberga ”Sen o teorii ostatecznej” (Warszawa, Alkazar 1994) autor pokazuje, jak wielką siłą napędową przy odkryciach jest dążenie badaczy do Piękna, silniejszą może nawet, niż poszukiwanie Prostoty. Sukces wielu teorii zależy od (dobrego…) gustu i intuicji badacza.

         Teorii brzydkich i skomplikowanych, a poprawnie wyjaśniających badane zjawiska, jest dużo. Często narzeka Weinberg na nieznośnie brzydkie teorie. I, chyba zawsze, są one z czasem zamieniane na teorie ładniejsze, bardziej smukłe, można by też rzec: bardziej życzliwe. I te uwodzą badaczy. Ale – te są też bardziej prawdomówne! Przenoszenie tej zasady na życie osobiste uczonych często kończy się klęską. Bo jest nieuprawnione.

Piękno realnego świata

         Różne kwazary, podwójne gwiazdy neutronowe, czarne dziury, gigantyczne czarne dziury w centrach galaktyk, obserwowanie soczewkowania grawitacyjnego i tym podobne piękne a mało znane twory są odkrytymi lub poszukiwanymi obiektami czy zjawiskami realnego Wszechświata. Bogactwo nierozpoznanych zjawisk i oddziaływań jest na tyle wielkie, że wymyślanie jakichś tworów absurdalnych i nielogicznych jak wszechświaty równoległe może tylko zadziwić.

         Weinberg pod koniec swej książki zauważa postępujące znaczne zawężenie zainteresowań przyszłych uczonych (str. 292): „Dzisiaj studenci zajmujący się cząstkami elementarnymi uczą się modelu standardowego, matematyki i często niczego więcej”. I to jest bardzo groźne! Czym bliżej Istoty Rzeczy, tym szersze horyzonty myślowe powinien mieć badacz. Brak choć paro-miesięcznego kursu filozofii realistycznej widać też u Weinberga, gdy zbliża się w rozważaniach do granicy kosmologii z kosmogonią.

         Każdemu zaś, kto się tym pograniczem interesuje, sugeruję na początek staranne przeczytanie książek Stanley’a Jaki: „Bóg i kosmologowie” oraz „Zbawca nauki”.

AMDG

Gnoza – smok wielki, ryży, mający siedem głów i dziesięć rogów, a na głowach jego siedem koron…

Gnoza – smok wielki, ryży, mający siedem głów i dziesięć rogów, a na głowach jego siedem koron…

ks. Piotr Dzierżak FSSPX Zawsze Wierni nr 3/2023 (226)

https://www.piusx.org.pl/zawsze_wierni/artykul/3146

[—-] Dlaczego gnoza miałaby być czymś tak ważnym? Czy nie jest to tylko sprawa jakiejś grupy starożytnych bądź w najlepszym razie średniowiecznych sekt heretyckich, charakteryzujących się nienawiścią do materii, które już dawno nie zostały zgładzone i nawet zapomniane? Przecież – wydawałoby się – dzisiejszy człowiek raczej zbyt mocno tkwi w okowach materii, zapominając o swojej nieśmiertelnej duszy; trzeba mu wręcz przypominać o potrzebie duchowego doskonalenia się, zamiast przestrzegać przed tymi, którzy chcą go nauczyć odrazy do życia cielesnego.

Również i ten byłby w błędzie, kto by sądził, że zagadnienie gnozy wyczerpuje się całkowicie w kwestiach związanych z okultyzmem, ezoterycznym chrześcijaństwem czy masonerią, choć niewątpliwie wszystkie te wymienione zjawiska mają z gnozą bardzo wiele wspólnego.

Aby zrozumieć gnozę, najlepiej sięgnąć do Objawienia, do jej zapisanej w Piśmie Świętym części – a konkretnie zwrócić szczególną uwagę na sam początek i koniec zbioru ksiąg objawionych. I tak w Rdz 3, 4–5 czytamy:

I rzekł wąż do niewiasty: „żadną miarą nie umrzecie śmiercią. Bo wie Bóg, iż któregokolwiek dnia będziecie jeść z niego, otworzą się oczy wasze i będziecie jako bogowie, znając dobre i złe”.

Z kolei pewne zdanie z samego prawie końca Pisma, umieszczone w Ap 12, 3, ukazuje nam inny aspekt gnozy:

I ukazał się inny znak na niebie: oto smok wielki, ryży, mający siedem głów i dziesięć rogów, a na głowach jego siedem koron i ogon jego ciągnął trzecią część gwiazd niebieskich i zrzucił je na ziemię.

O ile pierwszy cytat w zadowalający sposób tłumaczy nazwę, gdyż słowo gnoza pochodzi od greckiego gnosis oznaczającego wiedzę, tak drugi ukazuje nam wieloaspektowość gnozy – siedem głów smoka połączonych cielskiem stanowi czytelne odniesienie dla wewnętrznego zróżnicowania tego zjawiska, stanowiącego pewną syntetyczną całość, mimo znacznych przeciwieństw i sprzeczności tkwiących między różnymi odłamami.

I dlatego ktoś, kto pojmuje gnozę jedynie fragmentarycznie, może paść ofiarą jednego jej nurtu, choć przed innymi umie się uchronić. Bowiem w świecie gnozy każdy znajdzie coś dla siebie: jeśli uważasz się za upadłego z niebios anioła zaklętego w powłokę cielesną – jesteś w domu; jeśli chcesz zgłębiać tajniki starożytnej wiedzy niedostępnej profanom – jesteś w domu; jeśli masz silne przekonanie, graniczące z pewnością, że wszystkie rzeczy we wszechświecie tworzą jedność, a ty jesteś częścią Absolutu – jesteś w domu; jeśli uważasz, że cielesność jest obrzydliwa i człowiek powinien przenieść swoją jaźń do komputera – jesteś w domu; jeśli uważasz, że dla dobra glonów i wodorostów powinieneś zrezygnować z posiadania dzieci – jesteś w domu.

Ale z drugiej strony: jeśli chcesz żyć pełnią życia kosztem innych, jak społeczny pasożyt, dysząc nienawiścią do tych bardziej od ciebie utalentowanych czy majętnych; albo jeśli chcesz dać upust swej zwierzęcej naturze, dopuszczając się największych bezeceństw – (paradoksalnie) również świetnie odnajdziesz się w świecie gnozy. Bo gnoza nie oznacza tylko ascezy: można przecież okazywać wzgardę materii poprzez najhaniebniejsze jej nadużywanie.

Jesteśmy więc w sytuacji człowieka walczącego z siedmiogłowym smokiem – by się skutecznie bronić, musimy uważać na wszystkie głowy naraz. A najlepiej zwracać baczną uwagę na sam korpus smoka, gdyż głowy nigdy się od niego zbytnio nie oddalą. Tym też ma być niniejszy numer ZW – próbą zdemaskowania owego cielska, pokazania, gdzie znajdują się (czy mogą się znajdować) szczeliny, przez które gnoza zacznie dostawać się do naszej duszy.

Bo to, że już od dawna żyjemy w świecie opanowanym przez gnostyków, nie powinno budzić w nas wątpliwości. Jeśli na poważnie głosi się poglądy negujące porządek naturalny w dziedzinie ludzkiej rozrodczości; jeśli traktuje się ludzką aktywność (intelektualną czy materialną) jako zagrożenie dla biologicznych ekosystemów, jednocześnie dążąc do całkowitego upadku społeczeństwa w dziedzinie ducha, moralności, intelektu (zniszczenie edukacji, skorumpowanie świata nauki), to przyczyną tego musi być coś poważniejszego niż tylko dążenie do zysku przez wielkie korporacje czy też łatwość kierowania ogłupiałym społeczeństwem, skądinąd tak pożądana przez demokratycznych polityków. Od zarania dziejów toczy się bowiem walka duchowa i to jest jeden z jej ważniejszych frontów.

Jeszcze i co do jednego nie wolno mieć nam wątpliwości: gnoza jest dziełem węża (smoka), wroga naszej natury – a on nigdy nie tworzy niczego nowego. Nawet gdyby z jakiegoś powodu chciał, to przecież nie potrafi. Umie tylko małpować, albo dosadniej: degenerować, wynaturzać to, co stworzył Bóg. Otóż nasz wróg nienawidzi nie tylko materii – jak pokazują historyczne doświadczenia z komunizmem (będącym de facto narzędziem gnozy) – jeszcze bardziej nienawidzi tego, co umysłowe, intelektualne. Po prostu nienawidzi bytu, ponieważ pełnią bytu jest właśnie Bóg.

Podsumowując, wąż obiecał ludziom wiedzę, będącą pierwotną formą gnozy – wiedzy, która ma dawać zbawienie. Zatem gnoza jest niczym innym, jak próbą samo-zbawienia. Już w tym tkwi jej niezwykłe bluźnierstwo – bowiem prawdziwym Zbawicielem jest tylko Bóg: Jezus Chrystus. Co więcej, jest On również naszym nauczycielem, dającym nam prawdziwą mądrość i wiedzę: Słowo, którym jest On sam.

Niniejszy numer ZW nieprzypadkowo kończy się artykułem przedstawiającym wizerunki Najświętszej Maryi Panny, pogromicielki smoka i węża. Ona jest w dziedzinie praktyki1 najskuteczniejszym lekarstwem na gnostycką chorobę.

Przypisy

  1. Analogicznie w dziedzinie teorii jest nią doktryna św. Tomasza z Akwinu, patrz artykuł na ten temat.

Gnoza tradycjonalistyczna. Baron von Ungern-Sternberg – Szalony Baron

Gnoza tradycjonalistyczna. Baron von Ungern-Sternberg.

cz. 1: Roman baron von Ungern-Sternberg – Szalony Baron

Zawsze Wierni nr 3/2023 (226) Arkadiusz Fryderyk Janczyło Szalony Baron

W kręgach katolickich i reakcyjnych, jeśli poruszany jest temat gnozy, zwykle wspomina się o współczesności jako o sekularnej formie tejże, a także o gnostyckiej naturze idei wolnomularskich. Znacznie mniejszą uwagę poświęca się natomiast egzystencji w czasach obecnych, w ramach szerokich kategorii, jakie ten termin obejmuje, antyrewolucyjnej oraz sakralnej formy tej antycznej tradycji filozoficznej. Tymczasem w kręgach młodych konserwatystów, nieraz zawiedzionych katastrofalnym stanem świata nowoczesnego oraz postchrześcijańskiego Zachodu, na popularności zyskują poglądy myślicieli perennialistycznych1, które są w znacznym stopniu inspirowane tym, co na potrzeby tego artykułu nazwanym zostanie gnozą tradycjonalistyczną. Choć poglądy polityczne pisarzy tej szkoły są nieporównywalnie mniej groźne niż gnostyków sekularnych2, a nieraz nawet w niemałym stopniu zgodne z wizją tradycyjnego katolickiego ładu społecznego, o tyle duchowa strona stanowi olbrzymie zagrożenie dla duszy. Jest ona niemożliwym do połączenia z wiarą Chrystusową błędnym światopoglądem, z całą pewnością wiodącym na wieczne potępienie – dokładnie niczym modernizm, na którego fałsz ma stanowić odpowiedź.

Artykuł ten jest pierwszym z serii artykułów pomyślanych jako przestroga przed szerzeniem się idei gnostyckich pośród przeciwników świata rewolucyjnego. W jej ramach zostaną omówione biografie i poglądy osób cieszących się pośród perennialistów3 wielką popularnością. W niniejszym artykule przedstawiona jest sylwetka jednego z prekursorów tegoż kierunku, czyli Romana barona von Ungern-Sternberg, znanego jako Szalony Baron.

Były już redaktor naczelny pisma, na którego łamach opublikowany zostanie ten artykuł, czyli ks. Jakub Wawrzyn FSSPX, napisał w przedmowie do poświęconego kwestii wschodniego schizmatyzmu numeru tegoż dwumiesięcznika, iż w czasie obecnym z racji upadku duchowego Okcydentu tłumnie poszukuje się płomienia metafizycznego odrodzenia Zachodu w tradycji Orientu. O ile ks. Wawrzyn wskazał wtedy przede wszystkim na tzw. prawosławie, to droga duchowych poszukiwań barona von Ungerna prowadzi jeszcze dalej na Wschód, od cerkwi schizmatyckich po pagody buddyjskie i jurty mongolskich szamanów.

Arystokrata ten, widząc upadek Europy w odmęty materializmu, zdecydował się zwrócić w kierunku Azji, aby tam odnaleźć żywe wartości metafizyczne. Poprzez swą wielką odwagę w trakcie I wojny światowej, a następnie bezkompromisową, wręcz straceńczą, walkę z bolszewikami w Rosji, jak i wyswobodzenie Mongolii spod chińskiej okupacji – stał się on postacią na wpół legendarną. Ze względu na jego tajemniczą duchowość, bezwzględne metody walki z rewolucjonistami oraz wielką charyzmę owiany jest on mitem, a wokół jego postaci prawda miesza się z fałszem, fakty z fikcją. Ze względu na kontrowersje otaczające życiorys barona nieraz niezmiernie trudnym jest odróżnienie faktów od plotek i kłamstw, z tejże racji jego biografię tutaj przedstawioną traktować należy krytycznie ze względu na liczne wykluczające się źródła. Wykorzystana ona zostanie jako klucz, umożliwiający odczytanie oraz zrozumienie idei manifestujących się w wypowiedziach i działaniach (powszechnie uznawanych za autentyczne) niesławnego szlachcica.

Curriculum vitae

Roman baron von Ungern-Sternberg4 urodził się w 1886 roku w austriackim mieście Graz. Pochodził z rodziny Niemców bałtyckich, jego arystokratyczny ród zamieszkiwał obecną Estonię (za życia barona ziemia ta znajdowała się w składzie Imperium Rosyjskiego) już od czasów średniowiecza. Pomimo germańskiego pochodzenia szlachcic czuł się związany przede wszystkim z państwem carów, szczycąc się długą historią służby jego przodków dla władców rosyjskich. Już w latach młodzieńczych dał się poznać jako awanturnik o skłonnościach do okrucieństwa. Został wydalony ze szkoły w roku 1905 ze względu na nieustające naganne zachowanie. Niebawem udał się walczyć na froncie w wojnie rosyjsko-japońskiej, nie jest jednak pewne, czy wziął udział w jakichkolwiek działaniach militarnych w trakcie tego konfliktu. Po powrocie z Mandżurii wstąpił do korpusu kadetów sił lądowych. W tym czasie zainteresował się popularnym w la belle epoque5 okultyzmem. Szczególnie zgłębiał buddyzm oraz hinduizm, pasjonując się orientalnymi tradycjami duchowymi. W tym okresie począł również wierzyć w magiczną moc amuletów. Po ukończeniu nauki na jego własną prośbę trafił do oddziałów kozackich stacjonujących w Azji, pragnąc poznać zwyczaje ludów Wielkiego Stepu. Kultura i cywilizacja ludów turańskich stała się ważnym obiektem ciekawości arystokraty. W 1913 roku wyruszył on do Mongolii, gdzie służył w formacji kozaków chroniącej konsulat rosyjski w mieście Kobdo. Podczas I wojny światowej (lata 1914–1916) walczył przeciw siłom niemieckim. W boju dał się poznać jako żołnierz wyjątkowo odważny, brawurowy, ale i porywczy. Był wielokrotnie odznaczany. Po dwumiesięcznym pobycie w więzieniu z racji wywołania bójki z innym oficerem von Ungern został w 1917 roku przeniesiony, aby walczyć przeciw Turcji Osmańskiej na Kaukazie. Wtedy to wraz z kozackim kapitanem Grigorijem Siemionowem organizował w Iranie oddziały złożone z asyryjskich ochotników.

Wstrząsem dla oficerów okazała się liberalno-burżuazyjna rewolucja lutowa, która obaliła samodzierżawną monarchię w Rosji, zastępując ją demokratyczną republiką rządzoną przez Partię Socjalistów-Rewolucjonistów. Mimo wszystko kontynuowali jednak służbę w armii. Obaj mężczyźni udali się w tym okresie do Azji Wschodniej celem zwerbowania regimentu złożonego z bliskich baronowi Buriatów. Wraz z wybuchem w tym samym roku komunistycznej rewolucji październikowej zdecydowali się walczyć z marksistami celem przywrócenia rządów imperialnych.

Wraz ze Siemionowem Ungern von Sternberg rozbroił grupę stacjonujących na granicy chińskiej zbuntowanych wojskowych, a następnie rozpoczął tworzenie armii, na czele której udał się walczyć przeciw bolszewikom na Zabajkalu. Do sił swych rekrutował Buriatów i Mongołów, wierząc, iż to „ludy konia” przyniosą Europie odrodzenie, odbijając ją z rąk demokratycznych rządów i przywracając system monarchiczny. Działając u boku swego przyjaciela z frontu kaukaskiego oraz korzystając ze wsparcia japońskiego, odniósł on liczne sukcesy militarne, co skutkowało nominacją na stopień generała majora. Stojąc na czele stworzonej przez siebie wielonarodowej Azjatyckiej Dywizji Konnej, stosował wzorem nomadycznych armii znanych z historii bezwzględne metody w walce ze swymi wrogami. Zaopatrzenie zyskiwał natomiast poprzez plądrowanie osad i rabowanie kupców. W 1920 r. główny przywódca Białej Gwardii na Syberii, admirał Aleksander Kołczak, odniósł porażkę, co skłoniło niewidzącego szans na zwycięstwo w tych warunkach atamana Siemionowa do odwrotu w kierunku Mandżurii. Baron von Sternberg natomiast udał się w kierunku – pasjonującej go jako ośrodka żywej tradycji duchowej – Mongolii, pozostającej w tym czasie pod okupacją armii chińskich watażków. Pragnął on wywalczyć niepodległość dla tej ziemi. Pomimo niepowodzenia (okupionego ciężkimi stratami) ataku na stolicę kraju w Urdze6 armia Niemca zdołała się przegrupować. Z poparciem lokalnej ludności i buddyjskich mnichów, stanowiących elitę kraju, ponownie przypuścił on natarcie na miasto, zdobywając je w lutym 1921 r.

Mongolski przywódca Bogd Chan, uznawany za „Żywego Buddę” przez wyznawców religii księcia Siddharthy Gautamy7, został ponownie intronizowany. Podczas tej ceremonii władca Mongolii nadał baronowi tytuł chana. Mongolia została ogłoszona niepodległą monarchią teokratyczną pod rządami Bogd Chana. Niemiecki arystokrata objął władzę nad rosyjskimi osadnikami w kraju, zgodnie z prośbami przywróconego przez siebie na tron dostojnika duchowego udzielał pomocy ludności lokalnej, lecz rządzenie nią oddał w ręce samego „Żywego Buddy”, który cieszył się wśród swych poddanych autorytetem władcy absolutnego. W tym okresie zebrał pod swym przywództwem pokaźne i wielokulturowe siły złożone z Kozaków, Rosjan, Mongołów, Buriatów, Tatarów, Japończyków, Chińczyków, Polaków czy Tybetańczyków (być może wysłanych przez dalajlamę8). W czasie tym baron starał się dokonać reformy gospodarczej Mongolii, a także dbał o higienę i warunki sanitarne w Urdze, jako że były one niezmiernie złe.

Jego Azjatycka Dywizja Konna widziana była jako trzon mającej powstać w przyszłości regularnej armii chanatu. W stolicy zaprowadził on porządek publiczny, utrzymywany jednak drakońskimi środkami. W tym okresie zdobył olbrzymi szacunek ludności lokalnej ze względu na swe wybitne zdolności jeździeckie, szermierskie oraz strzeleckie, a także wielką charyzmę. Bolszewicy jeszcze w tym samym roku zaczęli przygotowania do inwazji na państwo, w którym stacjonował oficer. Wobec tego von Ungern zdecydował się przejąć inicjatywę i uderzyć na Syberię, aby wesprzeć trwające w Rosji antykomunistyczne powstania. Podzielił swe siły na dwie części, stając na czele jednej z nich. Dowództwo nad drugą powierzył natomiast swemu zaufanemu człowiekowi, Borysowi Riezuchinowi. Poniósł on jednak porażkę w boju ze znacznie silniejszym i lepiej uzbrojonym wrogiem, który po odparciu armii arystokraty zdobył Urgę, napotykając jedynie lekki opór. Niemiec jednak wciąż był niezwyciężony. Przystąpił do ofensywy, przedzierając się przez tereny komunistów, lecz widząc beznadzieję sytuacji, zdecydował się na odwrót do Tuwy, aby następnie udać się do Tybetu, kolejnego miejsca, które uważał za cytadelę sakralizmu9 w świecie ogarniętym materializmem. Ogłosił wolę dalszej walki przeciw rewolucji. Chcący jednak uciec do Mandżurii i niechętni do dalszej walki podkomendni barona zamordowali Borysa Riezuchina, a jego samego uwięzili oraz wydali marksistom. We wrześniu roku 1921 w mieście Nowonikołajewsk10 Roman von Ungern-Sternberg został w ramach procesu pokazowego skazany na śmierć przez rozstrzelanie, wyrok wykonano tego samego dnia.

Wizja rzeczywistości Szalonego Barona

O ile poglądy polityczne Krwawego Barona są w znacznej części możliwe do pogodzenia z katolicką teologią polityczną, jako że były one monarchistyczne, feudalne, reakcyjne, elitarystyczne, tradycjonalistyczne oraz kontrrewolucyjne (choć nie uniknęły one fałszu Orientu, jako że błąd w kwestii wiary niechybnie dotyka także sfery ideologicznej), to jego duchowość, przekonania moralne oraz filozofia są bezwzględnie sprzeczne z nauczaniem Kościoła.

Był on gnostykiem i w iście gnostycki sposób łączył w swej duchowości zupełnie różne od siebie religie. Nigdy nie wyrzekł się luteranizmu, jednocześnie zwracając się w stronę mistyki schizmatyzmu wschodniego. Nawiązywał do chrześcijańskich wierzeń eschatologicznych, w swych wypowiedziach szczególnie odnosił się do Apokalipsy św. Jana, uznając współczesne sobie wydarzenia za te przepowiedziane w Objawieniu, które otrzymał apostoł. W bolszewizmie widział Wielką Nierządnicę. Mówił także niejednokrotnie o osobowym Bogu pojmowanym po chrześcijańsku. Warto wspomnieć, iż swój umotywowany politycznie ślub z mandżurską księżniczką Ji wziął w ceremonii „prawosławnej”. Nawiązywał również do dziedzictwa katolicyzmu, czego przykładem jest jego przywiązanie do tradycji zakonu krzyżackiego, którego członkami byli niektórzy z jego krewnych żyjących w średniowieczu. Jednocześnie jednak pozostawał okultystą zgłębiającym czarnoksięstwo oraz tradycje ezoteryczne. Interesowała go filozofia religii dharmicznych11.

Związał się szczególnie z tybetańskim buddyzmem tantrycznym, który poprzez wtajemniczenie, magię oraz sekretne mantry powiązane z charakterystycznym systemem praktyk miał pozwalać na bezpośrednie doświadczenie natury rzeczywistości. Wierzył w moc amuletów oraz zaklęć, do boju ruszał z licznymi talizmanami mającymi zapewnić mu odporność na obrażenia w walce. Wspomina się, że Bogd Chan nadał mu godność kapłańską, tym samym włączając barona do duchowieństwa buddyjskiego. W naukach księcia Siddharthy Gautamy widział arystokrata żar żywych wartości duchowych oraz sakralizmu, pozostającego w kontrze wobec materializmu, jaki widział na Zachodzie. Pragnąc wskrzesić Imperium Mongolskie na czele ord nomadów z Wielkiego Stepu, chciał – wraz z przywróceniem monarchii – przynieść do Europy buddyzm, mający się stać (niczym w starożytnych Indiach) katalizatorem odrodzenia metafizycznego Okcydentu. Nie odrzucał jednak również pre-dhmarmicznych obyczajów mongolskich12, biorąc udział w obrzędach szamańskich i nawiązując kontakt z wróżbitami.

Także islam nie był baronowi obcy – wciąż pozostawał w kontaktach z dostojnikami muzułmańskimi świata azjatyckiego, ale również z taoistycznymi, konfucjańskimi, a także szintoistycznymi osobistościami z Chin oraz Japonii. Podczas swego pobytu w Urdze zachęcał do tolerancji religijnej oraz wielokulturowości. Mówi się, że jego pragnieniem było stworzenie panazjatyckiego mocarstwa, mającego być enklawą oporu przeciw rewolucji i jej ideałom. Przekonania Ungerna w kwestii religijnej były inspirowane gnostycką ideą o istnieniu ukrytej przed ludzkością pradawnej prawdy, która według perennialistycznych poglądów ma się manifestować we wszystkich tradycjach duchowych ludzkości. Jej poznanie ma prowadzić do zrozumienia tajemnic metafizycznego świata oraz duchowego powołania człowieka. Różne religie świata, noszące w sobie pierwiastki tej prawdy, miały prowadzić drogą moralnej ewolucji do stanu ideału, czy też bóstwa. Proces ten według von Ungerna powstrzymywała rewolucja, prowadząca wstecz do upadku i zezwierzęcenia.

Na straży tego procesu ewolucji duchowej stać miała grupa wybranych obdarzonych wiedzą tajemną na temat objawiającej się we wszelkich religiach prawdy. Elitarne zgromadzenie tych, którzy mają poznać – poprzez wtajemniczenie – sekrety sfery transcendentalnej, tym samym stając się awangardą duchowego odrodzenia ludzkości, prowadzącą ją do stanu bóstwa. Nietrudno dostrzec tutaj analogię do gnostyckiej idei, wedle której istnieje poznanie dostępne jedynie wybranym, wybitnym jednostkom. Zgodnie z nią baron założył Zakon Wojskowych Buddystów, mający być w zamyśle zamkniętą kastą mnichów-wojowników, dobraną spośród jego najbardziej zaufanych ludzi. Grupa ta miała kierować się surowym kodeksem honorowym na wzór japońskich samurajów. Miała przewodzić ludowi w dziele odrodzenia duchowego i bronić tradycji zbrojnie przed siłami rewolucji, niczym indyjscy kśatrijowie13. Miała ona jednocześnie prowadzić ożywione życie religijne, jak bliski Ungernowi zakon krzyżacki, choć rzecz jasna w duchu ezoterycznego perennializmu, a nie katolicyzmu. Ta gwardia barona, wzorem keszików14 Czyngis Chana, miałą zachować całkowitą lojalność swemu przywódcy i jego ideom, zwalczając bezlitośnie wszystkich tych, których wskazał on jako zwolenników materializmu. To właśnie członkowie gwardii przywieść mieli świat do ideału, a to dzięki swej szczególnej pozycji wynikającej z poznania wiedzy niedostępnej większości populacji oraz szczególnym ezoterycznym predyspozycjom, które doprowadziły ich do wtajemniczenia w tajniki świata metafizycznego.

Gnoza charakteryzuje się antykosmizmem15 oraz radykalnym transcendentalizmem16. Postrzega ona świat materialny jako więzienie, tym samym zajmując wobec niego stosunek wrogi, a za swój cel uznając wyzwolenie się z niego. Gnostycki transcendentalizm natomiast przeciwstawia sobie świat duchowy oraz materialny, ten drugi pojmując jako substancjalnie zły. W ciekawy sposób koresponduje to z – bliską von Ungernowi – filozofią buddyzmu, która postrzega materię jako iluzję, pragnąc oswobodzenia się z niej i przejścia w stan nirwany. Jest to wyraźnie widoczne w poglądach barona, który, w starciu poglądów rewolucyjnych z tradycyjnymi, widział walkę między rzeczywistością metafizyczną a fizyczną.

W jego wizji wszelkie siły wywrotowe były w istocie armiami profańskimi pragnącymi zniszczyć sacrum i cofnąć ludzkość do egzystencji na poziomie materii, niewolnictwa, zwierzęcia. Ostateczną konsekwencją materializmu według arystokraty miał być bolszewizm, postrzegany jako szczyt zła i upadłości profanum. Celem sił materii jest natomiast destrukcja wszelkich tradycji duchowych ludzkości. Jego Zakon Wojskowych Buddystów miał być awangardą budowy imperium wymierzonego w Zachód, który widział jako epicentrum materializmu, absolutne zaprzeczenie sakralności, jaką upatrywał w Azji. To państwo eurazjatyckie miało być rządzone zgodnie z naukami Buddy, myślą ezoteryczną oraz zasadą ochrony indywidualnych tożsamości kulturowych oraz religijnych. Celem była budowa ładu całkowicie duchowego, rozumianego jako uwolnienie się z więzienia materii, osiągnięcie stanu oświecenia, czyli stanu boskiego. Miało być to więc całkowite zaprzeczenie tego, co fizyczne i co buddyzm traktuje jako iluzję. Wielka wyprawa „ludów konia” wzorem dawnych konfederacji nomadów, wstrząsających światem, miała skruszyć świat świecki, aby na jego ruinach wyłonił się nowy Wielki Ułus17, będący bastionem transcendencji bezwzględnej, cytadelą chroniącą pierwiastek duchowy przed wrogim mu i niemożliwym do pogodzenia z nim elementem cielesnym, w którym nie będzie już miejsca na profanum. Jednocześnie miało być ono strzałą bezlitośnie obracającą w pył wszelkich materialistów, aby zapewnić przetrwanie systemów religijnych ludzkości. Odrzucenie bowiem świata fizycznego na rzecz absolutnego oddania się sferze sacrum miało ostatecznie doprowadzić ludzkość do stanu bóstwa.

Pochodną antykosmizmu (wiążącego się z odrzuceniem rzeczywistości materialnej jako ze swej natury złej i będącej jedynie więzieniem) jest obecny w gnozie tradycjonalistycznej radykalny ascetyzm wraz z zupełnie odmiennym od katolickiego postrzeganiem moralności. Oba te poglądy są wyraźnie widoczne w życiu barona von Ungerna. Mimo zdobycia w toku konfliktów znacznych bogactw materialnych wiódł on żywot spartański wzorem mongolskich wojowników, unikając wystawnego życia (spał na podłodze wraz ze swymi ludźmi, jedząc z nimi posiłki ze wspólnego kotła), a zdobyte dobra przeznaczając przede wszystkim na kampanie wojenne. Pomimo picia znacznych ilości alkoholu pozostawał zdyscyplinowany i wyjątkowo skuteczny jako wojownik. Jego podkomendni mieli zezwolenie na alkoholizowanie oraz narkotyzowanie się18, lecz w zamian von Ungern wymagał od nich tego samego, czego wymagał od siebie: dyscypliny oraz sprawności bojowej. Pogardzał wszelką słabością, przestępstwem oraz brakiem rygoru. Już w momencie dowodzenia armiami na Zabajkalu dał się poznać jako człowiek bezwzględny, zarówno wobec nieposłusznych podwładnych, jak i wobec swych wrogów. Kary, jakie stosował za wszelkie odchyły od swych przekonań, zarówno wobec bandytów, jak i swych wrogów ideologicznych oraz nawet najbardziej zaufanych członków Azjatyckiej Dywizji Konnej, były wyjątkowo okrutne i wykonywane publicznie. Już Dauria19 stała się znana jako katownia i miejsce straszliwych kaźni dla wrogów Niemca. Także porządek w Urdze utrzymywany był żelazną ręką. Brutalność rządów von Ungerna szczególnie dotknęła zamieszkujących w tym mieście rosyjskich osadników, pośród których tajna policja nieustannie wyszukiwała domniemanych lub faktycznych szpiegów. Pośród torturowanych i zamordowanych było wielu niewinnych. Katowski miecz nie oszczędzał nawet najbliższych współpracowników barona. Sam dowódca urzędu bezpieczeństwa, Leonid Sipajło, został z jego rozkazu stracony w stolicy Mongolii, gdyż z nieznanych przyczyn stracił zaufanie przełożonego. Srogość barona była tak wielka, że Mongołowie uznali go za reinkarnację Czyngis Chana lub wręcz samego boga wojny, Dźamsarana20. Aby w pełni zrozumieć opisane powyżej działania, trzeba odwołać się do wyznawanej przez von Ungerna antykosmicznej idei, charakteryzującej się nienawiścią do materii. To ona wykształciła w arystokracie osobowość, którą bliscy mu oficerowie opisywali jako bezemocjonalną, pozbawioną litości, bezwzględną i brutalną, absolutnie niewrażliwą na świat fizyczny i odczucia cielesne; osobowość stale skupioną jedynie na dążeniu do transcendentnego celu – oświecenia. Owe drakońskie środki miały w zamyśle wytworzyć nowego człowieka: absolutnie skupionego na rzeczywistości duchowej i głęboko obojętnego na świat fizyczny; człowieka, który byłby gorliwie i bezwzględnie posłuszny ideałowi, a którego jedyną misją byłoby doprowadzenie ludzkości do stanu bóstwa. Potencjalne stracenie niewinnego nie przerażało przywódcy, gdyż zgodnie z ideami buddyzmu, jeśli był on człowiekiem szlachetnym, odrodziłby się jako lepszy, wyższy byt. W konsekwencji baron przestał więc myśleć w tradycyjnych kategoriach dobra i zła.

Zarówno charakterystyka przekonań, jak i koleje życia barona von Ungerna ukazują wyraźnie, że gnoza tradycjonalistyczna nie stanowi remedium na kłamstwo modernizmu, gdyż sama w ogromnym stopniu zatruta jest błędami, a wszak lekarstwem na fałsz nie może być inny fałsz – takowym może być jedynie prawda, którą głosi Kościół katolicki. Z powyższego opisu wyłania się filozofia stanowiąca wielkie zagrożenie duchowe, będąca w istocie diabelską pułapką dla tych wszystkich, którzy – widząc zdegenerowanie antycywilizacji nowoczesnej – pragną postawić jej opór, lecz kierują swój wzrok w nieodpowiednim kierunku, nie zauważając, iż prawdziwe Dobro, Piękno oraz Prawda znajdują się w wierze Chrystusowej.

Katolicyzm versus gnoza

Na zakończenie dokonać należy krótkiego zestawienia nauki katolickiej oraz gnozy, wyznawanej m.in. przez Romana barona von Ungerna Sternberga:

1. Zgodnie z wiarą katolicką prawda i uświęcenie spoczywać mogą jedynie w jednej religii – tej prawdziwej. W konsekwencji nie jest możliwe zbawienie poza Kościołem. Inne religie z racji zaprzeczenia przynajmniej jednemu z elementów nauczania Kościoła (chrześcijaństwo jest integralne) są fałszywe i nie można poprzez nie dotrzeć do Prawdy, do Boga.

Natomiast z punktu widzenia gnozy rozmaite religie są jedynie niedoskonałymi drogami prowadzącymi do zbawienia i jako takie są jednocześnie zarówno prawdziwe, jak i nieprawdziwe. Prawdziwe, gdyż odsłaniają przed swymi wyznawcami elementy poszukiwanej prawdy, ale zarazem i nieprawdziwe, gdyż czynią to niedoskonale. Stąd gnostyk może być w tym samym momencie przywiązany do wielu sprzecznych ze sobą religii, w pewnym sensie będąc wyznawcą ich wszystkich – faktycznie jednak nie będąc wyznawcą żadnej z nich i na żadnej z nich nie poprzestając.

2. Według katolicyzmu celem człowieka jest osiągnięcie życia wiecznego, co w pełni możliwe staje się dopiero po śmierci. Istotą życia wiecznego jest oglądanie Boga „twarzą w twarz” – poznawanie Go tak, jak On sam widzi siebie. Wydaje się, że jest w tym pewne podobieństwo do gnozy (gr. gnosis – wiedza), jednak to tylko pozór, bowiem owo poznawanie nie jest jednak osiągane własną mocą czy wysiłkiem – jest ono łaską, a dokładnie jej pełnym rozwojem. Ponadto stan absolutnego, doskonałego poznania w ogóle nie jest możliwy na tym świecie.

Z kolei celem gnozy jest dotarcie do stanu oświecenia na ziemi i dokonuje się to wedle niej dzięki wybitnym cechom samego gnostyka oraz przejawianym przez niego formom aktywności.

3. Co więcej, według nauki Kościoła katolickiego nie istnieje ukryta wiedza zbawcza, do której nabycia powołane są jedynie wybrane, wyróżniające się jednostki. Każdy człowiek został przez Boga powołany do zbawienia i każdy człowiek może poznawać prawdę. Gdyby było inaczej, przeczyłoby to zarówno sprawiedliwości, jak i miłosierdziu Pańskiemu. Zbawienie osiąga się nie poprzez poznanie sekretnej wiedzy, ale poprzez uznanie realności wiary katolickiej, chrzest, posłuszeństwo woli Bożej oraz walkę duchową, celem rozwinięcia w sobie cnót w stopniu heroicznym.

Gnoza natomiast pojmuje zbawienie w sposób ekskluzywistyczny – wieczne szczęście nie jest możliwe do osiągnięcia dla wszystkich, lecz tylko dla wybranych, którzy jako nieliczni są w stanie dotrzeć do ukrytej wiedzy i potrafią według niej żyć.

4. Chrześcijaństwo nie uznaje świata materialnego za zły, gdyż został on stworzony przez Boga. Rzeczywistości metafizyczna i fizyczna nie znajdują się ze sobą w konflikcie. Stąd też celem człowieka nie jest uwolnienie się od materii, ale od grzechu. Ponadto gdyby nie grzech Adama w raju, nigdy by nie powstał – tak doskwierający nam i będący źródłem wielu grzechów – stan dysharmonii pomiędzy ludzką duszą a ciałem. Należy przy tym podkreślić, że nauka Kościoła katolickiego dzieli zło na moralne i fizyczne. Istotą tego pierwszego jest przewrotna wola stworzeń skutkująca grzechem – i to jest zarazem zło największe. Natomiast zło fizyczne (przejawiające się zniszczeniem i śmiercią bytów materialnych, a także poprzez ich defekty i wady) stanowi tylko konsekwencję niedoskonałości materii – niedoskonałości, ale nie zła!

Z kolei według gnozy materia jest w sposób trwały i konieczny związana ze złem – do tego stopnia, że zło w najgłębszej swej treści znajduje swoje przyczyny w materialnej części świata. Gubi się przy tym przewrotność i pychę stworzeń.

5. Asceza wedle wiary katolickiej nie ma na celu doprowadzenia człowieka do absolutnej obojętności na otaczającą go materię, ale zbliżenie go do Boga – a to poprzez ukazanie marności przemijających rzeczy tego świata. Dzięki niej człowiek wzmacnia swą wolę, uodparniając się na pokusy wynikające ze swej upadłej natury oraz z kuszenia szatańskiego. Obojętność na dobro fizyczne także jest grzechem (wszak istnieją uczynki miłosierdzia wobec ciała!).

Dla gnostyka asceza jest z kolei skutkiem ujmowania materii jako źródła wszelkiego zła.

Bibliografia

Książki

  • P. Słowiński, Książę przygody. Biografia Ferdynanda Antoniego Ossendowskiego, Warszawa 2022;
  • F.A. Ossendowski, Przez kraj ludzi, zwierząt i bogów, Łomianki 2022;
  • S. Kuźmin, Legendarny baron. Nieznane aspekty wojny domowej, 2004;
  • S. Kuźmin, Baron Ungern w dokumentach i wspomnieniach, 2004;
  • S. Kuźmin, Historia barona Ungerna. Doświadczenia z rekonstrukcji, 2011;
  • S. Kuźmin, Jak krwawy był Biały Baron?, 2013;
  • J. Palmer, Krwawy Biały Baron. Niezwykła historia rosyjskiego szlachcica, który został ostatnim chanem Mongolii, 2010;
  • C.F. Smith, Ungernowszczyzna – jak i dlaczego? Roczniki do historii Europy Wschodniej, 1980;
  • D.P. Perszin, Baron Ungern, Urga i Altanbulag, 1999;
  • W. Sunderland, Płaszcz barona. Historia Imperium Rosyjskiego w trakcie wojny i rewolucji, 2014.

Artykuły internetowe

  • https://xportal.press/?p=7326 [dostęp: 12.04.2023];
  • https://xportal.press/?p=10949 [dostęp: 12.04.2023];
  • https://axismundi.blog/en/2017/11/23/von-ungern-sternberg%27s-religiosity-between-shamanic-Buddhism-and-Christianity/ [dostęp: 12.04.2023].

Przypisy

  1. Myśl, według której wszelkie systemy duchowe ludzkości mają wspólne pochodzenie od pradawnej, metafizycznej Prawdy, jaką jest Tradycja Pierwotna.
  2. W rozumieniu tym: forma gnozy będąca faktycznie jej odwróceniem, w którym odrzuca się zupełnie świat duchowy na rzecz świata materialnego, a zdobycie wiedzy na temat tego drugiego uznaje się za klucz do wszelkiego poznania.
  3. Por. wyżej.
  4. Czasem można też spotkać się z innym sposobem zapisu nazwiska barona: Ungern von Sternberg – przyp. red.
  5. Okres w historii trwający od zakończenia wojny francusko-pruskiej do wybuchu I Wojny Światowej.
  6. Obecnie zwanej Ułan Batorem.
  7. Imię myśliciela znanego powszechnie jako Budda.
  8. Tytuł mistrza tybetańskiej szkoły buddyjskiej gelug. Jest to przywódca duchowy i świecki tego himalajskiego państwa, uznawany za reinkarnację Awalokiteśwary, istoty symbolizującej współczucie.
  9. W rozumieniu gnostyckim jest on absolutnym odrzuceniem świata materialnego na rzecz rzeczywistości duchowej.
  10. Obecnie Nowosybirsk.
  11. Termin oznaczający wywodzące się z Indii religie, takie jak hinduizm czy buddyzm, które odnoszą się w swej doktrynie do wieloznacznie rozumianej dharmy.
  12. Zwyczajów religijnych obecnych w Mongolii przed pojawieniem się w niej buddyzmu, należy do nich tradycyjny szamanizm ludów Wielkiego Stepu.
  13. Kasta hinduska złożona z wojowników oraz przywódców politycznych.
  14. Gwardia mongolskiego wielkiego chana.
  15. Antykosmizm jest to wrogie nastawienie wobec świata materialnego.
  16. Przeciwstawienie sobie dwóch pierwiastków: świata duchowego i świata materialnego. Ten pierwszy jest uznawany za dobry, drugi za zły.
  17. Tym terminem Mongołowie określali swoje państwo, znane w europejskiej historiografii jako Imperium Mongolskie.
  18. Warto wspomnieć tutaj o znaczeniu substancji psychoaktywnych w orientalnych tradycjach ezoterycznych.
  19. Dauria jest to kraina położona na terenie Syberii Wschodniej, będąca południową częścią Zabajkala. Podczas sprawowania kontroli nad tymi ziemiami celem utrzymania porządku stosował baron drakońskie metody, które wiązały się z okrutnym i publicznym torturowaniem oraz zabijaniem ofiar.
  20. Bóg wojny w wierzeniach staromongolskich oraz buddyzmie tybetańskim.