Gruzini są drugą po Ukraińcach najliczniejszą grupą obcokrajowców w polskich więzieniach

„Gruzini są drugą najliczniejszą grupą obcokrajowców, którzy odsiadują wyroki w polskich więzieniach” – Paweł Moczydłowski

Marucha w dniu 2024-09-09 marucha/gruzini-sa-druga-najliczniejsza-grupa-obcokrajowcow-ktorzy-odsiaduja-wyroki-w-wiezieniach

„Jest to trudno wytłumaczalne, skąd jest taka zwiększona aktywność gruzińskich przestępców w Polsce i to w postaci takiej zorganizowanej, bardzo profesjonalnej niezwykle brutalnej” – mówił dr Paweł Moczydłowski, socjolog, kryminolog, były szef więziennictwa.

Na antenie TOK FM dr Paweł Moczydłowski powiedział, że Gruzini są drugą najliczniejszą grupą obcokrajowców, którzy odsiadują wyroki w polskich więzieniach. Jak podał Moczydłowski – „nie ma prostej odpowiedzi na pytanie” dotyczące wysokiej ilości przestępstw wśród Gruzinów mieszkających w Polsce. Ekspert przyznał jednak, że sprawa jest „niepokojąca”.

Dr Moczydłowski przypomniał, że w czasach Związku Radzieckiego oraz po upadku ZSRS „zorganizowany gruziński świat przestępczy miał silną pozycję w świecie przestępczym na tamtym obszarze”. „I trzeba powiedzieć, że świat zorganizowanej przestępczości gruzińskiej jest powiązany ze światem rosyjskim. Zastanawiająca jest taka zwiększona aktywność grupy przestępczej nieprzystająca do dominującej w Polsce społeczności ukraińskiej. W społeczności ukraińskiej – proporcjonalnie do jej liczebności – przestępczość jest mniejsza” – ujawnił były szef polskiego więziennictwa.

Statystyki przestępczości wśród cudzoziemców

Były szef polskiego więziennictwa Paweł Moczydłowski twierdzi, że musimy się liczyć z tym, że w polskich więzieniach będzie coraz więcej cudzoziemców.

W porównaniu do 2020 roku liczba obcokrajowców w polskich więzieniach wzrosła dwukrotnie. Połowę z nich stanowią Ukraińcy. Obecnie w więzieniach w naszym kraju przebywa 2407 cudzoziemców. Najwięcej wśród nich jest Ukraińców – 1261. Zajmujących drugie miejsce Gruzinów jest blisko cztery razy mniej – 330. Liczba osadzonych Białorusinów wynosi 146.

W maju br. pisaliśmy, że jak wynika z danych Komendy Głównej Policji przekazanych portalowi Kresy.pl, cudzoziemcy stanowią aż 40 proc. poszukiwanych przez policję w Polsce w związku z artykułem 148. KK (zabójstwo).

Z danych, które w 2023 roku publikowała „Rzeczpospolita”, wynikało, że „co piąte cudzoziemskie przestępstwo w Polsce popełnili Gruzini”. A tworzone przez obywateli tego kraju szajki specjalizują się przede wszystkim we włamaniach, rozbojach i napadach na kantory.

Do jednych z najgłośniejszych skoków doszło, gdy ukradziono cenne rękopisy z Biblioteki Uniwersytetu Warszawskiego.

Damian Drozd https://kresy.pl/

Polskie państwo ma chronić Polaków

Polskie państwo ma chronić Polaków

https://www.salon24.pl/u/lukaszwarzecha/1380065,polskie-panstwo-ma-chronic-polakow


95 procent sprawców przestępstwa prowadzenia w stanie nietrzeźwości w Polsce, popełnianego przez obcokrajowców, to Ukraińcy i Gruzini. Państwo nie tylko ma prawo, ale obowiązek – wobec własnych obywateli – wyciągnąć z tego wnioski i objąć te dwie grupy narodowościowe szczególnym nadzorem.

Rajd pijanego kierowcy wywrotki w Olsztynie wyglądał dramatycznie. Filmy, pokazujące jak ogromny pojazd taranuje inne samochody, znaki i latarnie, robi piorunujące wrażenie. Trzeba się zgodzić z policjantami mówiącymi, że cudem jest, iż nikt nie zginął. Z nieoficjalnych informacji wiemy, że kierowcą był 42-letni Ukrainiec. Nieoficjalnych, jako że policja – zgodnie z polityką wprowadzoną jeszcze za rządów PiS – odmówiła informacji o obywatelstwie i narodowości (proszę pamiętać, że to dwie oddzielne rzeczy) kierującego.

Kiedy takie zasady zostały wprowadzone za rządów poprzedniej władzy, przypominałem, że jest to dokładnie ta sama metoda, jaką już ponad dekadę temu zaczęły stosować niemieckie służby i wymiar sprawiedliwości oraz karne niemieckie media. Motywacja również była ta sama: niemieckie instytucje tłumaczyły, że nie chcą wzbudzać antyimigranckich resentymentów, stąd po kolejnych gwałtach czy atakach nożowników zaprzestały nawet podawania imion sprawców. Bywało bowiem nierzadko tak, że ci mieli co prawda niemieckie obywatelstwo, ale imiona jasno zdradzałyby ich pozaeuropejskie pochodzenie. Takie postępowanie miało kilka skutków. Po pierwsze – dramatycznie podmyło zaufanie do państwowych mediów niemieckich. Po drugie – osłabiło poparcie dla partii głównego nurtu, w tym zwłaszcza dla rządzącego podczas kryzysu imigracyjnego tandemu CDU/CSU. Po trzecie – było jedną z przyczyn wzrostu poparcia dla antyimigracyjnie nastawionej Alternative für Deutschland.

W Polsce nie chodzi zwykle o Ibrahima czy Mohammada, ale o Dmytra czy Mykołę. Reszta pozostaje ta sama: nie podajemy narodowości, żeby nie wzmacniać antyukraińskiego sentymentu, i tak już coraz wyraźniej wśród Polaków widocznego. Przy czym chodzi tu nie o Ukrainę jako taką, ale o Ukraińców przebywających w Polsce. Nie tylko zresztą o nich. Trzeba tu bowiem przypomnieć, że w relacji do liczby imigrantów nacją najbardziej kryminogenną są Gruzini, Ukraińcy natomiast biją rekordy gdy idzie o liczbę wykroczeń i przestępstw popełnianych za kierownicą, w tym również przestępstw polegających na prowadzeniu pod wpływem alkoholu. A pamiętajmy, że do przestępstw nie wlicza się wykroczeń – w tym drogowych. Zaś do tej kategorii należy prowadzenie pojazdu po spożyciu alkoholu (od 0,2 do 0,5 promila). Gdyby uwzględnić i takie czyny, liczby mogłyby być jeszcze bardziej alarmujące.

W 2023 r. obcokrajowcy (przy czym trzeba pamiętać, że również ci będący w naszym kraju jedynie przejazdem) popełnili w Polsce 17278 przestępstw i jest to wzrost o 2,4 tys. w stosunku do roku 2022. Ponad połowę z ogólnej liczby stanowią Ukraińcy, ale też jest ich po prostu w Polsce najwięcej. Dalej – Gruzini i Białorusini. Przestępstwo prowadzenia pojazdu w stanie nietrzeźwości to niemal 30 proc. ogółu czynów: 4898 przypadków, z czego prawie wszystkie to Ukraińcy – ok. 70 proc. – i Gruzini – 25 proc. 3240 osób otrzymało zarzuty za kradzieże, a 2451 – za posiadanie narkotyków.

Zastanawiające jest skądinąd, że gdy zdarza się jakiś spektakularny przypadek pijanego kierowcy – o ile ma polskie obywatelstwo – natychmiast odzywają się głosy, aby radykalnie podwyższyć kary za takie działania. Wówczas wyciąganie wniosków na podstawie jednego przypadku jest w porządku. Gdy jednak sprawcą jest obcokrajowiec, z tych samych kręgów nie słychać apeli, aby na tej podstawie przedsiębrać jakieś kroki.

Oczywiście w obu przypadkach wyciąganie wniosków na podstawie pojedynczych przypadków jest nonsensem. Ale równie wielkim nonsensem jest twierdzenie, że to, czy sprawca jest imigrantem (uchodźcą) czy Polakiem, nie ma znaczenia. Owszem – ma znaczenie zasadnicze.

Pierwsza kwestia to prawo opinii publicznej do wiedzy. Tego prawa nie trzeba w żaden szczególny sposób uzasadniać. Po prostu opinia publiczna ma prawo być poinformowana o tym, co definiuje sprawcę. I ma prawo budować na tym własne wnioski. Przeciwnicy informowania o narodowości sprawców, którzy twierdzą, że nie wolno tego robić, bo buduje to bezzasadnie złe emocje, gdyby chcieli być konsekwentni, powinni również sprzeciwiać się informowaniu o wieku sprawców. Przecież na tej podstawie opinia publiczna może zacząć odczuwać złe emocje wobec ludzi w wieku, dajmy na to, poniżej 30 lat.

Druga sprawa to ta, że oczywiście – Polacy również jeżdżą w stanie nietrzeźwości (aczkolwiek, jak wiele razy pisałem, liczba takich przypadków, a zwłaszcza sytuacji, gdy alkohol był faktyczną przyczyną wypadku, systematycznie się zmniejsza i alarmy w tej sprawie są czystą demagogią). To jest jednak, by tak rzec, nasza wewnętrzna sprawa. Już choćby dlatego, że nie możemy w żaden sposób „filtrować” polskiej populacji w Polsce, jak najbardziej natomiast możemy filtrować napływ imigrantów, a jednym z kryteriów tej filtracji powinna być skłonność poszczególnych nacji do popełniania przestępstw na polskim terytorium. W przypadku kryminogenności określonego rodzaju poszczególnych grup imigrantów mamy prawo do szczególnie uważnego ich monitorowania, podejmowania wobec nich działań nadzorczych albo wręcz podjęcia decyzji o niewpuszczaniu danej grupy na polskie terytorium (dotyczy to oczywiście obywateli krajów spoza UE).

Państwo ma w pierwszej kolejności obowiązek dbać o bezpieczeństwo własnych obywateli. Jeśli statystyka wskazuje, że obywatele państwa X popełniają w Polsce wyjątkowo dużo określonego rodzaju przestępstw, to państwo polskie nie tylko może, ale ma wręcz obowiązek wyciągnąć z tego wnioski. W przeciwnym razie zaniedbuje obowiązki wobec własnych obywateli.

Jeśli zatem ze statystyki wynika jasno, że wśród obcokrajowców zatrzymywanych na prowadzeniu w stanie nietrzeźwości dwie nacje stanowią 95% sprawców, to tak – mamy pełne prawo powiedzieć, że istnieje w Polsce problem z pijanymi Ukraińcami i Gruzinami za kółkiem. I mamy prawo oczekiwać, że państwo podejmie w tej sprawie działania – na przykład policja zacznie wyłapywać samochody na ukraińskich rejestracjach i rutynowo sprawdzać trzeźwość kierujących tymi pojazdami. Nie byłby to żaden przejaw dyskryminacji, ale normalna reakcja państwa na statystykę przestępstw, mająca na celu spełnienie obowiązku zapewnienia własnym obywatelom bezpieczeństwa.

Imigracja? Jakoś to będzie ?!?

Imigracja? Jakoś to będzie ?!?

Łukasz Warzecha imigracja-jakos-to-bedzie

Jeśli zagadnienie migracji pojawia się w obecnej kampanii wyborczej, to właściwie wyłącznie w karykaturalnej albo skrajnie powierzchownej postaci. Najnowsza odsłona tego dramatu czy może raczej farsy to afera wizowa.

Mamy tu trzy opowieści.

Pierwsza to opowieść obozu władzy. Zgodnie z nią były może jakieś nieprawidłowości, ale zostały szybko wykryte przez nasze dzielne służby, zaś za winowajców zabrała się już prokuratura. Nie ma wśród podejrzanych byłego wiceministra Piotra Wawrzyka, w sumie zaś może chodzić jedynie o kilkaset osób, które za sprawą układu korupcyjnego mogły się przedostać do Europy.  

Druga to opowieść największej partii opozycyjnej, zgodnie z którą mamy do czynienia z aferą tysiąclecia, a za sprawą układu w polskim MSZ na kontynent przedostały się setki tysięcy nielegalnych imigrantów, będących potencjalnymi terrorystami.

Trzecia opowieść to, jak się zdaje, dobrze udokumentowana historia, opisana przez Andrzeja Stankiewicza na portalu Onet, pokazująca wycinek działania korupcyjnego mechanizmu. Co ważne: poza jednym detalem – kwestią tego, czy Polska zaczęła działać sama na rzecz wykrycia patologii (jak twierdzi minister Stanisław Żaryn) czy dopiero pod wpływem informacji ze służb USA (jak twierdzi redaktor Stankiewicz) – wersja rządowa w niczym nie zaprzecza informacjom Onetu. A obraz, jaki się z nich wyłania, jest nawet nie tyle karykaturalny, co memiczny: były wiceminister, który wraz ze swoim 25-letnim asystentem, nachalnie przez niego zresztą promowanym, próbował wymuszać na konsulacie w Mumbaju wydanie wielokrotnych wiz Schengen dla indyjskich „filmowców”, którzy z filmem mieli tyle wspólnego, co ja z kolektywem „Stop Bzdurom” (tym od „Margota”).

To, co wokół tej sprawy się dzieje w obecnej kampanii wyborczej, jest symptomatyczne dla poziomu dyskusji o imigracji. Nawet antyrządowy portal OKO Press (mimo swojej jednoznacznej orientacji czasem publikujący rzetelne teksty) wskazuje, że twierdzenie, jakoby Polska sprowadziła setki tysięcy muzułmanów czy Hindusów, jest absurdalne i bezpodstawne. A tak właśnie zaczęli twierdzić politycy Platformy Obywatelskiej. Oczywiście, że tak nie było – zdecydowaną większość sprowadzanych co roku setek tysięcy obcokrajowców stanowili do ubiegłego roku obywatele Ukrainy i Białorusi. To się zaczęło z oczywistych przyczyn zmieniać po 24 lutego 2022 r., aczkolwiek wciąż nie radykalnie.

W dodatku w tej sprawie jasny ogląd sytuacji utrudnia pomieszanie ze sobą kilku kategorii danych, odnoszących się do liczby obcokrajowców (spoza UE), pracujących w Polsce. Jedną stanowią pozwolenia na pracę (ich wydanie jest warunkiem przyznania wiz pracowniczych), drugą – wizy pracownicze, trzecią – pierwsze zezwolenia na pobyt w Polsce cudzoziemców związany z pracą. To oczywiście wina rządzących, że nie prezentują danych w czytelnej dla obywateli, jasnej i klarownej formie.

Mimo to najważniejsze liczby są jednoznaczne. Pisałem już o tym w kilku miejscach: liczby pozwoleń na pracę dla obywateli krajów, mogących budzić wątpliwości, wzrosły znacząco w 2022 r. Spójrzmy na najbardziej problematyczną grupę imigrantów zarobkowych: Gruzinów. Policyjna statystyka (opublikowana niedawno przez „Rzeczpospolitą”) wskazuje, że choć liczbowo w przypadku cudzoziemców w statystykach przestępczości przodują Ukraińcy, to jednak relatywnie do liczby osób przebywających w Polsce najgorzej wypadają właśnie Gruzini. W dodatku w ich przypadku nie chodzi głównie o – jak u Ukraińców – jazdę po alkoholu, ale o przestępczość pospolitą: kradzieże, włamania, rozboje.

W 2018 r. pozwoleń na pobyt związany z pracą Gruzinom wydano 4733. Jeszcze w 2021 r. było ich 6651. Zaś w roku ubiegłym już 14748. Wiz pracowniczych obywatelom tego kraju wydano około połowy tej liczby: 8413 (pozwolenia na pobyt mają niejako opóźnienie w stosunku do osób wjeżdżających do Polski na podstawie wiz pracowniczych). Gruzini są w tej statystyce trzeci, po wciąż pierwszych Ukraińcach (214 tys.) oraz Białorusinach (130 tys.). W następnej kolejności są Hindusi (12126), Turcy (11774) i Mołdawia (8325).

Jeśli spojrzymy na liczbę pozwoleń na pracę (pierwszy krok do wydania wizy pracowniczej) Ukraina jest na pierwszym miejscu (ponad 85 tys. – co jest ogromny spadkiem w relacji do poprzednich lat), później są Indie (ponad 41,5 tys.), następnie Uzbekistan (ponad 33 tys.), później Filipiny (22,5 tys.), dalej Nepal (20 tys.), Białoruś (18 tys.) oraz Bangladesz (13,5 tys.), który jest jednym z najbardziej kontrowersyjnych kierunków sprowadzania imigrantów do pracy.

Jednocześnie po stronie rządzących nie ma nawet próby zmierzenia się z problemem migracji na poważnie. Suflowana jest wciąż ta sama retoryka: że wyłącznie PiS jest nas w stanie ochronić przed losem takim, jaki spotkał zachodnie społeczeństwa, gdzie imigracja stała się olbrzymim problemem. Przedstawiciele obozu władzy zapominają, że kłopoty między innymi Niemiec wzięły się właśnie ze sprowadzania masowo imigrantów zarobkowych.

A to, jak się zdaje, jest właśnie droga, na którą Polska wkracza. Różnica polega na tym, że Niemcy sprowadzali imigrantów – w olbrzymiej części Turków – do pracy we własnych firmach. Dzisiaj według oficjalnej statystyki w Niemczech mieszka około 1,5 mln osób z tureckim obywatelstwem, zaś łącznie osób o tureckim pochodzeniu jest blisko 3 mln. Na to nałożyły się problemy wynikłe z kryzysu imigracyjnego lat 2014-15.

Do Polski natomiast imigranci, w tym z krajów muzułmańskich, są sprowadzani przecież nie na zapotrzebowanie i „zamówienie” małych oraz średnich polskich przedsiębiorców, ale wielkich korporacji, w przeważającej części zagranicznych. Korporacje zyskują w ten sposób tanich pracowników, natomiast koszty obecności obcokrajowców – nie tylko finansowe, ale też społeczne – obciążają nasz kraj.

Próżno szukać w programach dwóch największych ugrupowań poważnego odniesienia się do problemu imigracji. Wiarygodność wiecowego przekazu Zjednoczonej Prawicy i Koalicji Obywatelskiej w tej sprawie jest w zasadzie żadna. Platforma Obywatelska ustawiała się zawsze po stronie proimigracyjnej, choć trzeba też przyznać, że wbrew kolportowanemu przez obecną władzę stereotypowi w latach 2014-15 Donald Tusk, jako przewodniczący Rady Europejskiej, nie był entuzjastą niemieckiej Willkomenskultur i niejednokrotnie dawał temu publicznie wyraz. Prawo i Sprawiedliwość z kolei nigdy nie przedstawiło żadnej poważnej strategii migracyjnej, pozostając na poziomie najprostszego, żeby nie powiedzieć: prymitywnego przekazu.

Na czym w takim razie polega problem i dlaczego mamy prawo domagać się, żeby partie, które chcą być uważane za poważne, zaprezentowały rzetelne programy zmierzenia się z zagadnieniem imigracji?

Najpierw trzeba sobie zadać pytanie, czy jakakolwiek masowa imigracja do Polski jest konieczna. Niestety, realistyczna odpowiedź jest taka, że prawdopodobnie nie będziemy w stanie jej na jakimś poziomie uniknąć – chyba że nastąpi coś, co radykalnie napędzi naszą demografię. Na to się jednak nie zanosi.

Opublikowana niedawno prognoza demograficzna GUS na rok 2060 jest zatrważająca. Według niej w wariancie optymistycznym mielibyśmy mieć wówczas 34,8 mln ludności, w środkowym – 30,4 mln, zaś w pesymistycznym – jedynie 26,7 mln. Miejmy zarazem świadomość, że byłaby to ludność w ogromnej części w wieku poprodukcyjnym, co oznacza, że radykalnie wzrosłoby obciążenie każdej pracującej w naszym kraju osoby, która musiałaby utrzymywać znacznie więcej osób niepracujących niż dzisiaj. Skończyłoby się to nakładaniem kolejnych obciążeń, a te z kolei byłyby impulsem do emigracji. Mielibyśmy zatem błędne koło. Najlepszym wyjściem, jako się rzekło, jest radykalnie zwiększenie dzietności. Niestety, statystyka pokazuje, że sprawy zmierzają raczej w odwrotnym kierunku. Pozostaje nam w tej sytuacji jedynie umiejętnie i roztropnie zarządzana imigracja, choć oczywiście patrząca perspektywicznie władza powinna równolegle zdiagnozować przyczyny niechęci do posiadania dzieci i starać się im przeciwdziałać.

Druga kwestia to ta, że imigracja puszczona na żywioł musi się skończyć źle. Przykładów tego mamy wystarczająco dużo: Niemcy, Francja, Szwecja, Włochy. Rozsądna polityka imigracyjna musi być posadowiona na kilku parametrach. Po pierwsze – wpuszczamy jedynie tyle osób, ile jest absolutnie niezbędne. Po drugie – bardzo skrupulatnie wybieramy, skąd te osoby przyjeżdżają, biorąc pod uwagę wskaźniki przestępczości w danym kraju, doświadczenia innych państw, bliskość kulturową, wyznawaną religię. Bywa też tak, że brak bliskości kulturowej nie musi oznaczać problemów. Tak jest choćby w przypadku Wietnamczyków lub Filipińczyków.

Po trzecie – w przypadku doraźnych potrzeb przedsiębiorstw bierzemy pod uwagę przede wszystkim te polskie, a nie wielkie międzynarodowe korporacje.

Po czwarte wreszcie – i jest to punkt absolutnie najważniejszy – musimy dokładnie zaplanować politykę asymilacji tych imigrantów, których chcielibyśmy w Polsce zatrzymać. Trzeba tu podkreślić rozróżnienie między integracją a asymilacją właśnie. Integracja to poziom niżej, podczas gdy w przypadku tych, którzy mają trwale polepszyć nasze wskaźniki demograficzne, należałoby celować raczej w asymilację. Tu znów warto spojrzeć na mniejszość, która wydaje się znakomicie asymilować nie tylko w drugim pokoleniu: na Wietnamczyków. Szacunki dotyczące wielkości tej diaspory w Polsce mówią mało precyzyjnie o kilkudziesięciu tysiącach osób. Natomiast ważne jest, że Wietnamczycy urodzeni już w Polsce lub ci, którzy przyjechali tutaj jako dzieci czy w młodym wieku, asymilują się w zasadzie bezproblemowo. Mówią znakomicie po polsku, znają polską kulturę, mają polskich przyjaciół, dzieci chodzą do polskich szkół. (Jeśli chcą państwo zobaczyć, jak mogą w Polsce funkcjonować zasymilowani Wietnamczycy, polecam choćby kanał popularnonaukowy Emce Kwadrat, prowadzony od 2014 r. przez bardzo miłą Polkę wietnamskiego pochodzenia). I taka właśnie asymilacja powinna być naszym celem. Kierunki imigracji należy dobierać pod kątem podatności na działania asymilacyjne.

Oczywiście asymilacja nie nastąpi sama z siebie. Państwo musi mieć odpowiednią strategię. Polska jej nie ma. Nie ma zresztą również strategii integracji.

Trzeba wreszcie wspomnieć o wielkim ryzyku społecznym i politycznym, wynikającym z braku takiej strategii oraz z braku jakiegokolwiek imigracyjnego filtra.

Najlepiej dać tutaj za przykład ukraińskich uchodźców, przebywających obecnie w Polsce. Nie wiemy wprawdzie, jak duża ich część ostatecznie wyjedzie z Polski do innych krajów na Zachodzie albo wróci na Ukrainę. Można założyć, że całkiem spora – na to wskazywałyby opublikowane niedawno rezultaty badania zespołu pod kierownictwem dr. Roberta Staniszewskiego z Uniwersytetu Warszawskiego. Ukraińscy respondenci, przebywający w naszym kraju, w aż 47 proc. zadeklarowali chęć powrotu na Ukrainę po zakończeniu wojny, 3,3 proc. chce wyjechać do innego kraju, 16,5 proc. chce pozostać w Polsce przez jakiś czas po zakończeniu działań zbrojnych, zaś o osiedleniu się u nas mówi tylko 10,3 proc. Jeśli te deklaracje miałyby się spełnić, nie zrealizowałyby się nadzieje tej grupy komentatorów, którzy uważają, że ukraińscy uchodźcy będą ratować polską demografię.

Lecz nawet jeśli w Polsce pozostałoby w sumie niespełna 30 proc. spośród obecnie przebywających tu Ukraińców, wciąż byłaby to pokaźna grupa 200-300 tys. osób. Taka diaspora najpewniej nie uległaby asymilacji. Zresztą obecne relacje pomiędzy Polakami a goszczącymi u nas Ukraińcami, podobnie jak wcześniejsze doświadczenia z ukraińską imigracją zarobkową, wskazują, że Ukraińcy – być może paradoksalnie – nie tylko się nie asymilują, ale nawet słabo się integrują. Polacy i mieszkający dzisiaj w Polsce Ukraińcy to w zasadzie dwa światy, które się w dużej mierze nie przenikają. Ogólna socjologiczna prawidłowość jest taka, że im większa mniejszość, tym trudniej o jej integrację, o asymilacji nie mówiąc.

To zaś może z czasem doprowadzić do sytuacji, gdy ukraińska mniejszość zażąda przyznania jej pełnych praw obywatelskich i politycznych oraz zacznie na tej bazie tworzyć własną reprezentację polityczną. Byłby to naturalny proces i trudno byłoby o to mieć pretensję do Ukraińców. Natomiast jego konsekwencje społeczne mogą być dramatyczne. Wystarczy wyobrazić sobie sytuację, w której w jakimś 20-tysięcznym mieście Ukraińcy wygrywają wybory samorządowe i przejmują władzę. Tylko kompletny ignorant mógłby twierdzić, że nie stałoby się to źródłem olbrzymich napięć społecznych.

Strategia imigracyjna dla Polski powinna być jednym z głównych tematów publicznej debaty. Jeśli nie zamierzają jej podejmować partie polityczne, powinny się nim zająć organizacje pozarządowe, a przede wszystkim powinien tę dyskusję podjąć pan prezydent. Tak się jednak nie dzieje. Można odnieść wrażenie, że podobnie jak jest z wieloma innymi problemami, które w ciągu kilku lat zwalą się nam na głowę, tak i tutaj polityczna elita uważa, że jakoś to będzie.

Polska nie radzi sobie z imigrantami z Ukrainy. Brużdżą szczególnie młodzi Ukraińcy i bandyci – Gruzini.

Polska nie radzi sobie z imigrantami z Ukrainy

Autor: Redakcja , 25 sierpnia 2023 ekspedyt

W mediach kontrolowanych przez PiS często pojawiają się informacje o kłopotach z nielegalną imigracją na zachodzie. Propaganda wyborcza eksponuje ten wątek, wiążąc go z jednym z pytań w referendum związanym z tzw. nielegalną imigracją. Fakt, że kłopoty są związane również z legalną imigracją, a ostatnio w Polsce z legalną imigracją z Ukrainy jest zatajany przed opinią publiczną.

Rzeczpospolita już dwukrotnie pisała o składzie narodowościowym przestępców w Polsce. (Spośród cudzoziemców najwięcej przestępstw popełniają w Polsce Ukraińcy). W ostatnim artykule sprzed 3 dni, czytamy:

Z 4695 przestępstw popełnionych przez cudzoziemców w tym roku (do maja) Gruzini dokonali 901 – co piątego (połowę Ukraińcy – przy 1,5 mln osób ze zgodą na pobyt, a 277 – Białorusini, których jest 88 tys.). Ważne zezwolenia na pobyt ma 23 tys. Gruzinów.

Na polskich kontach w mediach społecznościowych pojawiają się filmy i zdjęcia dokumentujące zachowania Ukraińców w Polsce – eksponowanie symboliki banderowskiej oraz, co bulwersuje najbardziej, agresywne zachowania w formie ataków słownych i fizycznej napaści ukraińskich osiłków. Według niektórych komentarzy policja pomimo próśb polskich obywateli traktuje Ukraińców pobłażliwe lub w ogóle nie reaguje.

https://twitter.com/Krengiel69/status/1695032155821212150?ref_src=twsrc%5Etfw%7Ctwcamp%5Etweetembed%7Ctwterm%5E1695032155821212150%7Ctwgr%5E04c7d8046c91747678aa37bea2fe1302c948162f%7Ctwcon%5Es1_&ref_url=https%3A%2F%2Fekspedyt.org%2F2023%2F08%2F25%2Fpolska-nie-radzi-sobie-z-imigrantami-z-ukrainy%2F

Pojawiają się opinie, że jeszcze nigdy w historii atrapa polskiej państwowości – III RP nie była aż tak bezradna lub według innych opinii, jeszcze nigdy nie lekceważyła w tak ostentacyjny sposób bezpieczeństwa i godności Polaków faworyzując obcych Polsce – przedstawicieli innych cywilizacji i kultur.

Jedną z metod pacyfikacji lub urobienia polskiej opinii publicznej jest narracja o rzekomej “wspólnocie na gruncie wartości” i rzekomo “strategicznych interesów” pomiędzy Polakami a Żydami, Polakami a Ukraińcami. Część targowicy próbuje również postawić znak równości pomiędzy Polską a Niemcami lub Polską a UE imputując jednocześnie środowiskom patriotycznym podobny grzech zdrady w stosunku do Rosji.

====================

gnoje z filmiku ewidentnie nadają się do służby wojskowej. Pytanie, dlaczego walczą z Polakami w Polsce, a nie – Rosjanami na Ukrainie?
Czy nie są dezerterami i tchórzami?