Premier Mateusz Morawiecki doskonale wie, że podwyższanie pensji minimalnej o 20 proc. to prosta droga do hiperinflacji. Doskonale wie, bo niedawno sam o tym mówił. Teraz podwyżkę o 20 proc. wprowadza.
Dlaczego to robi?
Rada Ministrów przyjęła rozporządzenie, zgodnie z którym od 1 stycznia 2023 r. minimalne wynagrodzenie ma wynosić 3490 zł brutto, a od 1 lipca 2023 r. minimalne wynagrodzenie za pracę ma wynieść 3600 zł brutto.
3600 zł brutto oznacza, że pracodawca realnie musi miesięcznie płacić ok. 4300 zł. Do pracownika trafi ok. 2750 zł, a resztę, czyli ok. 1550 zł pożre państwo.
Proponowana przez rząd podwyżka płacy minimalnej w 2023 r. w warunkach galopującej inflacji i kryzysu energetycznego uderzy w przedsiębiorców i zatrudnienie. Nakręcanie spirali płacowo-cenowej to droga w bardzo złym kierunku.
Od lipca 2023 r. płaca minimalna wzrośnie o 19,6 proc. Jeszcze w kwietniu br., podczas Europejskiego Kongresu Gospodarczego, Morawiecki mówił, że tego typu działania prowadzą do hiperinflacji.
– Otóż mamy także takich polskich twórców inflacji. To ci, którzy proponują, aby natychmiast podnieść wynagrodzenia np. o 20 proc. To są twórcy inflacji. Oni proponują taki scenariusz, z jakim mieliśmy do czynienia w Turcji. Niektórzy mają krótką pamięć, ale przypomnijmy sobie. Rok, dwa lata temu Turcja to inflacja na poziomie 12-15 proc. Brzmi znajomo? Dziś w Turcji inflację mamy na poziomie 60 proc. A więc ci, którzy proponują takie recepty, chcą doprowadzić do hiperinflacji. Dlaczego? Zapytajcie ich– mówił Morawiecki.
Dziś Morawiecki proponuje właśnie takie recepty, czyli doskonale wie, co robi. Dlaczego? Dlaczego Morawiecki chce doprowadzić do hiperinflacji?
Tauron podnosi ceny energii elektrycznej. Firmy i sklepy od września w strefie I w taryfie C11 zapłacą 2,18 zł za kWh. To wzrost opłaty za prąd o ponad 50 proc., w lipcu stawka w wymienionej taryfie wynosiła 1,41 zł za kWh – podaje portal DlaHandlu.pl.
Właściciele firm i sklepów otrzymali pisma od Tauronu. Dokument zawiera informacje o zmianie dotychczasowej zmiennej stawki energii elektrycznej w strefie I w taryfie C11.
Od września cena wyniesie 2,18 zł za kWh, czyli o 0,77 zł więcej za kWh niż w lipcu. Cena prądu we wskazanej taryfie i strefie wynosiła jeszcze kilka miesięcy temu 0,37 zł. Tauron w tym roku już siedmiokrotnie aktualizował stawki opłat z 0,37 zł gr na 0,49 zł, następnie na 0,69 zł, potem na 0,93 zł, w czerwcu stawka skoczyła do 1,16 zł, w lipcu do 1,41 zł, a od września do 2,18 zł.
Z informacji przedstawionej przez serwis DlaHandlu.pl wynika, że nowe stawki Tauronu uwzględniają tarczę antyinflacyjną i obowiązują do 31 października 2022 r.
Jednocześnie firma podaje, że w przypadku nieprzedłużenia tarczy cena prądu dla firm i sklepów w strefie I w taryfie C11 wzrośnie do 3 zł za kWh.
Ceny energii elektrycznej mogą wzrosnąć także dla gospodarstw domowych.
Nasi Umiłowani Przywódcy do tego stopnia odurzają się własną propagandą, że sprawiają wrażenie, jakby tracili kontakt z rzeczywistością. To chyba nieprawda, bo jeśli chodzi o sprawy prywatne, to dają dowody niezwykłej przytomności i zaradności, natomiast w sprawach państwowych idzie im zdecydowanie gorzej. To znaczy – w rządowej telewizji idzie im znakomicie i aktualne wcielenia pani red. Ireny Falskiej, co to w latach stanu wojennego informowała obywateli, co myślą, w osobach pań redaktorek Danuty Holeckiej i Edyty Lewandowskiej nie mogą się ich nachwalić – ale propaganda to jedna sprawa, a rzeczywistość, to sprawa druga. Jak wiadomo, podstawą polityki rządu „dobrej zmiany”, o ile takie postępowanie zasługuje na szlachetną nazwę „polityki”, jest pozbawiona wszelkich hamulców rozrzutność. Jest w tym racjonalne jądro, a nawet dwa; po pierwsze – Umiłowani Przywódcy są świadomi, iż większość obywateli nie zdaje sobie sprawy, że są przekupywani ich własnymi pieniędzmi i że będą w przyszłym roku na nich głosowali, zapewniając im w ten sposób nie tylko bezkarność, ale również kolejne cztery lata dobrego fartu, dzięki czemu wielu z nich będzie mogło pozakładać stare rodziny. Po drugie – skoro Nasz Najważniejszy Sojusznik nakazał nie stawiać żadnych granic rozrzutności w sprawie Ukrainy i Ukraińców, to przezorność nakazuje ukryć to w morzu rozrzutności ogólnej.
Ta taktyka jednak nie może być i nie jest do końca skuteczna, bo niezależnie od propagandy i ukrywania trwonienia pieniędzy obywateli za zasłoną patetycznych frazesów, skutki tego postępowania niestety objawiają się w straszliwej postaci inflacji, która – jak wiadomo – dodatkowo zżera zasoby obywateli sprawniej od kieszonkowca. Na to wyzwanie rząd „dobrej zmiany” odpowiada ustanowieniem „tarczy inflacyjnej”, która jest zarazem „antyputinowska”, co ma sugerować, że winowajcą zbliżającej się katastrofy finansowej jest „zbrodniarz wojenny” Putin. Wielu ludzi w to wierzy, bo chcą w coś wierzyć, a – jak to poczciwcom – nie mieści im się w głowach, że można być aż tak bezczelnym, z czego Umiłowani Przywódcy skwapliwie korzystają.
Tymczasem tak naprawdę, to przyczyną inflacji są – według kolejności chronologicznej – programy rozdawnicze, zapoczątkowane przez szlagier w postaci „500 plus”. Następnym czynnikiem była epidemia, a właściwie nie tyle ona sama, co prowadzona przez rząd „walka” ze zbrodniczym koronawirusem. Jak pamiętamy, polegała ona z jednej strony na zamykaniu całych gałęzi gospodarki, a z drugiej – na „wspieraniu” ofiar postępowania rządu.
To znakomity przykład trafności spostrzeżenia prezydenta Ronalda Reagana, że rząd nie rozwiązuje żadnego problemu, a tylko stwarza coraz to nowe.
Po epidemii nadeszła wojna na Ukrainie, która stworzyła naszym Umiłowanym Przywódcom nie tylko okazję do kolejnej rozrzutności, częściowo wymuszonej rozkazami Naszego Najważniejszego Sojusznika, który pod tym pretekstem chwycił za twarz całą Europę, a częściowo spowodowanej pragnieniem zaprezentowania się wobec niego jako wzorowego ormowca Europy. Niezależnie tedy od futrowania Ukrainy bronią i amunicją, rząd „dobrej zmiany” obciążył obywateli kosztami utrzymywania 3,5 mln obywateli Ukrainy, którym zapewnił pełny socjal.
W rezultacie inflacja powoli podpełza do 20 procent, a nie jest to przecież ostatnie słowo, bo słychać, że we wrześniu epidemia powróci, a wojna na Ukrainie – chociaż oczywiście musi zakończyć się ostatecznym zwycięstwem, bo taki jest rozkaz – to pewnie jeszcze nie teraz, bo ostatnio nawet pan red. Wyrwał napisał w „Onecie”, że Ukraina wojnę „przegrywa”, a 99-letni Henry Kissinger, który o polityce międzynarodowej coś tam musi wiedzieć, radzi Ukrainie, by wróciła do granic sprzed 24 lutego, to znaczy – pogodziła się z utratą Krymu i zbuntowanych obwodów. Prezydent Zełeński zawrzał na to gniewem i nawet nieubłaganym palcem wytknął Kissingerowi, że uciekał przed holokaustem, ale to świadczy tylko, że gotów jest firmować wojnę Stanów Zjednoczonych wraz z Sojuszem Atlantyckim z Rosją do ostatniego Ukraińca.
Identyczne pragnienie demonstrują Stany Zjednoczone, które właśnie odrzuciły ruską ofertę odblokowania czarnomorskich portów Ukrainy, a konkretnie Odessy, w zamian za złagodzenie sankcji, więc będą trzymali prezydenta Zełeńskiego tak długo, jak długo się da. Wygląda zatem na to, że wojna jeszcze potrwa, a ostateczne zwycięstwo, chociaż oczywiście gwarantowane, na razie oddala się w mglistość. To zaś oznacza, że Ukrainę trzeba będzie nadal futrować, zgodnie z dyspozycjami sekretarza Obrony USA pana Lloyda Austina, który każdemu z 40 państw uczestniczących w konferencji w Ramstein, wyznaczył w tym zakresie zadania.
Skoro my to wiemy, to trudno, żeby tego nie wiedział pan premier Morawiecki. Pewnie wie znacznie więcej, na przykład również to, że koszty obsługi długu publicznego znowu wyniosą w tym roku 50 mld złotych. Skąd tedy wziąć szmalec? To pytanie wielu ludzi doprowadziło nawet do zbrodni. Pan premier absolutnie nie wygląda na zbrodniarza, ale i na niego musi to jakoś działać. Najlepszym tego dowodem jest niedawna propozycja, z jaką zwrócił się pod adresem Norwegii – żeby ta podzieliła się z Polską zyskami z eksportu gazu i ropy. Rząd norweski wprawdzie odmówił, ale bardzo łagodnie, jakby miał świadomość, że zwraca się do człowieka o zachwianej równowadze psychicznej. Najgorsze jest jednak to, że propozycję pana premiera poparła pani minister finansów, co może zapowiadać pojawienie się epidemii jeszcze gorszej w skutkach od epidemii koronawirusa, a w dodatku skłania do podejrzeń, że jej ogniskiem może być rząd „dobrej zmiany”.
Drugą poszlaką wskazującą na zbliżającą się katastrofę finansową, jest wywieszenie przez rząd „dobrej zmiany” białej flagi, to znaczy – kapitulacja na całej linii wobec niemieckiego szantażu finansowego, prowadzonego pod pretekstem „walki o praworządność”. Zjednoczona Prawica przeszła do porządku nad dotychczasowymi wątpliwościami zarówno co do samego ulegania szantażowi, jak i likwidacji Izby Dyscyplinarnej Sądu Najwyższego, a nawet – tak zwanego „testowania sędziów”, czyli wprowadzenia możliwości wznawiania postępowania, jeśli tylko w dotychczasowym postępowaniu uczestniczył sędzia rekomendowany prezydentowi do nominacji przez „nową” Krajową Radę Sądownictwa, której za sprawą donosów składanych przez Volksdeutsche Partei na forum Parlamentu Europejskiego, nie uznaje Komisja Europejska, a także sędziowie z partii antyrządowej, rekomendowani jeszcze przez „starą” Krajową Radę Sądownictwa, w której zasiadały wyłącznie osoby z certyfikatem koszerności.
To „testowanie” musi doprowadzić do totalnego zdemolowania tubylczego wymiaru sprawiedliwości, o ile to, co się wyprawia w niezawisłych sądach, ma ze sprawiedliwością cokolwiek wspólnego. Najwyraźniej minister Ziobro i jego ekipa, zostali zmłotowani, bo Wielce Czcigodny poseł Kaleta dał do zrozumienia, że Solidarna Polska działa w warunkach „siły wyższej”. Nieomylny to znak, że pan premier Morawiecki w przepychance ze Zbigniewem Ziobrą odniósł chwilowe zwycięstwo, chociaż – po pierwsze – to on właśnie lekkomyślnie, czy może nawet bezmyślnie – co jest przypuszczeniem uprzejmym – wyraził zgodę na „mechanizm warunkujący”, który niemieckiemu szantażowi finansowemu wobec Polski i Węgier nadał pozory legalności, a po drugie – może okazać się pyrrusowe, bo Niemcy gwoli pacyfikowania obydwu tych państw, natychmiast znajdą jakiś nowy pretekst i przekażą stosowne instrukcje zarówno Volksdeutsche Partei, jak i niezawisłym sędziom. Może się tedy okazać, że biała flaga była wywieszona całkowicie niepotrzebnie – no ale takie są konsekwencje zaniedbań pana prezydenta Andrzeja Dudy, który nie wykorzystał wizyty prezydenta Bidena w Warszawie ani dla sfinansowania przez USA uzbrojenia dodatkowych 200 tys. żołnierzy, o których ma być powiększona nasza niezwyciężona armia, ani dla zmuszenia Niemiec do przerwania wojny hybrydowej, jaką prowadzą one przeciwko Polsce od 2016 roku i dla odblokowania pieniędzy. Niestety pan prezydent Duda bardziej zabiega o interesy ukraińskie, niż polskie, najwyraźniej uważając, że to przecież wszystko jedno, skoro Polska ma zostać do Ukrainy przyłączona.
Stały komentarz Stanisława Michalkiewicza ukazuje się w każdym numerze tygodnika „Najwyższy Czas!”.
[Umieszczam, bo Kanada i USA zawsze były spichrzem świata, w tym ZSRS, eksporterem zbóż. Argentyna i Afryka – wspaniałe ziemie, mogą wyżywić cały świat.. A tu – dupa… 16 spichrzów ziarna w USA – spaliło się, Kanada – żebrakiem… MD]
Блокируя выход из украинских портов груженых пшеницей зерновозов, Россия спасает от грядущего голода саму Украину
О «мародёрстве» Европы на Украине пишет в редакционной статье китайское издание GlobalTimes: «Теперь, когда зерно становится все более востребованным и стратегически важным, Запад еще раз продемонстрировал свою жадную и злую природу». Министр иностранных дел Канады Мелани Джоли предложила «помощь» Украине в налаживании поставок зерновых и обещала предоставить грузовые суда, которые перевезли бы украинскую пшеницу в Канаду.
Джоли заявила, что Запад должен действовать быстро, чтобы помочь Украине экспортировать растущие запасы зерна в ответ на обострение глобального продовольственного кризиса. «На Украине в элеваторах застряли миллионы тонн зерна», – завила канадский министр. А глава Европейского инвестиционного банка Вернер Хойер бьёт тревогу, заявляя, что «Украина сидит на ошеломляющем количестве пшеницы, которую она не может экспортировать, так как у нее нет выхода к морю».
Верховный представитель Евросоюза по иностранным делам и политике безопасности Жозеп Боррель на пресс-конференции по итогам заседания Совета ЕС в Брюсселе внёс свой вклад в крестовый поход Запада по «освобождению» одесских элеваторов, заявив: «Мы должны помогать Украине продолжать производить и экспортировать зерно и пшеницу».
К усилиям Запада по «освобождению» украинской пшеницы подключился Генсек ООН Антониу Гуттериш. Накануне совещания по продовольственной безопасности, которое прошло 19 мая в Совбезе ООН под председательством госсекретаря США Энтони Блинкена, Гуттериш предложил России сделку: в обмен на допуск калийных удобрений России и Белоруссии на западные рынки предоставить возможность вывезти зерно с Украины на Запад.
Россия в настоящее время не ведет никаких переговоров относительно подобной сделки, сообщаетTheWallStreetJournal со ссылкой на дипломатические источники.
До введения санкций против России США импортировали из РФ 6% необходимого им углекислого калия, 13% карбамида и 20% диаммонийфосфата. За год цены на удобрения в Америке подскочили в 2,3 раза. А с начала специальной военной операции ВС РФ – на 43%, достигнув исторического максимума.
Из-за возникшего в США дефицита минеральных удобрений американские фермеры стали засевать засевать поля соей, которая не требует удобрений. К концу апреля в США было засеяно лишь 7% от посевных площадей зерновых. Впервые с 1983 года по посевам соя обойдёт зерновые культуры.
Опрос, проведённый Quinnipiac University, показал, что уже 35% американцев экономят на еде. В Америке растет уровень официально зарегистрированных голодающих, число которых достигло 13%, как сообщаетTheWashingtonPost.
Глава Банка Англии Эндрю Бейли в своем выступлении в палате общин, сделал «апокалиптическое» предупреждение, пишетDailyMail, о резком росте цен на продукты питания, который вызывает «серьезное беспокойство». Особенно это касается пшеницы и растительного масла.
Бейли рассказал, что во время его визита в Киев министр финансов Украины, которая производит 10 процентов пшеницы в мире и является крупнейшим производителем подсолнечного масла, пожаловался ему на проблемы с экспортом продуктов питания… из-за продолжающейся спецоперации России.
Глава МИД ФРГ Анналена Бербок возложила на российские власти ответственность за рост цен на продовольствие и энергоресурсы, хотя по мировой экономике ударили санкции, введенные против РФ. Бербок обвинила Россию в том, что та якобы «ведет зерновую войну» и «блокирует порты, откуда могло бы быть вывезено зерно». Сейчас украинская пшеница вывозится из страны сухопутным путем, что гораздо дороже и, как отметил глава Продовольственной программы ООН Дэвид Бизли, «грузовики и поезда могут перевезти лишь малую долю украинского зерна».
«Помогая Украине “освободить ее пшеницу”, некоторые западные страны пытаются… воспользоваться несчастьем Украины, чтобы купить больше еды по относительно более низким ценам. Такой тип “мародёрства” показывает, что Запад эгоистичен даже в условиях кризиса», – отмечает Global Times.
Вывоз зерна и иной сельхозпродукции с Украины уже осенью может вызвать там дефицит продуктов питания. Такими будут последствия бездумного увеличения экспорта, включая стратегические запасы продовольствия, которым режим Зеленского расплачивается за военную помощь Запада.
В конце апреля Еврокомиссия (ЕК) полностью отменила пошлины и квоты на украинский экспорт сроком на год, то же самое сделала и Великобритания. Однако, по прогнозам Всемирного банка, украинскую экономику ожидает спад минимум на 45 процентов, причина которого в разрыве кооперационных цепочек с Россией, дороговизне и дефиците топлива, возникшим еще до начала спецоперации. Что касается собственно сельхозпродукции, о глобальной нехватке которой говорят в ООН, то снижение урожая на Украине и провал посевной были предсказаны экспертами еще в начале 2021 года из-за увеличения засушливых дней в году.
В итоге отмена квот обернулась бесконтрольным вывозом за рубеж пшеницы, кукурузы, подсолнечника.
Сейчас на Западе речь идёт о вывозе примерно 20 миллионах метрических тонн пшеницы и кукурузы, которые США и их союзники пытаются и вывезти с Украины. Это примерно половина прошлогоднего урожая, которую Украина оставила для внутреннего потребления и пополнения стратегического запаса зерна.
1 июня 2020 года советник главы МВД Украины Михаил Апостол сообщил, что Госрезерв пуст. Причина, по его словам, банальна: «Все это добро мыши съели». Мышей, однако, не нашли.
Бездумный вывоз пшеницы за границу привёл к тому, что Украина в 2022 году будет вынуждена закупать у Турции муку из украинского зерна, проданного в Турцию в прошлом году, заявил гендиректор объединения предприятий хлебопекарной промышленности «Укрхлебпром» Александр Васильченко.
Сегодня Украина, пожалуй, единственная страна мира, которая усиленно вывозит свои зерновые. Россия, Индия, Египет, Казахстан и Сербия запретили экспорт пшеницы из соображений продовольственной безопасности. Блокируя выход из украинских портов груженых пшеницей зерновозов, Россия спасает от грядущего голода саму Украину.
В Киеве же радуются, что несмотря на блокаду морских портов, нашли возможность наладить экспорт зерновых на Запад. Пшеницу, рожь, бобовые и масляничные культуры фурами и составами гонят в Европу.
О том, что будет есть сама Украина, распродающая свои запасы продовольствия, украинские власти не думают. Министр иностранных дел Канады Мелани Джоли предложила «помощь» Украине в налаживании поставок зерновых и обещала предоставить грузовые суда, которые перевезли бы украинскую пшеницу в Канаду.
1. Analiza dotycząca płac jest tym bardziej istotna, że wkrótce doznamy napływu taniej siły roboczej z Ukrainy, a Nowy Ład zwiększył koszt zatrudnienia. Bardzo szybko okaże się, że rynek pracownika zmienił się w rynek pracodawcy.
2. Wielu to zszokuje, ale naszym zdaniem stopy procentowe powinny wynosić 10-12%. Jeśli są bardzo niskie, to napędzają inflacje, a ona premiuje tych co biorą kredyt mimo, że nie powinni tego robić. Zadajcie sobie pytanie – kto rozsądniej wydaje pieniądze: osoby, które wypracowały lub zaoszczędziły jakieś środki, czy kredytobiorcy próbujący za wszelką cenę żyć ponad stan.
3. Zwlekanie z podnoszeniem stóp doprowadziło do mieszanki wybuchowej. Mamy obecnie bardzo drogie nieruchomości, spore prawdopodobieństwo podnoszenia czynszu (napływ Ukraińców) przy jednocześnie rosnącej gwałtownie racie kredytu. Gdyby podwyżki rozpoczęto w 2019 roku, przeszlibyśmy przez obecne zawirowania znacznie spokojniej.
4. Przewidujemy, że nieodpowiedzialne zachowanie NBP zainicjuje i przyspieszy proces wchodzenia Polski do strefy euro i to przy pełnej aprobacie społecznej. W końcu dotychczas głównym argumentem za utrzymywaniem waluty narodowej miała być niezależność i rzetelność polskiej polityki monetarnej. Okazało się, że rozwodniliśmy własną walutę nieporównanie bardziej niż zrobił to Europejski Bank Centralny.
5. Dla zwolenników teorii spiskowych – być może osłabianie złotego do tego stopnia, nie jest przypadkowe. NBP nie pracuje nad CBDC, a skoro tak to nakaz zniszczenia złotówki mógł nadejść z Banku Rozrachunków Międzynarodowych z Bazylei.
=======================
Jednym z efektów wybuchu wojny na Ukrainie było znaczące osłabienie się polskiego złotego względem większości walut. Jakby tego było mało, ropa naftowa zaczęła drożeć w bardzo szybkim tempie, co przełoży się w kolejnych tygodniach na wyższe ceny większości produktów i usług. O ile przed rosyjską napaścią oficjalna inflacja w Polsce zbliżała się do 10%, to możemy być pewni, że w marcu z hukiem przebije ten poziom.
Jak w tej sytuacji zareagowała Rada Polityki Pieniężnej, która wyznacza poziom stóp procentowych? Po niemal dwóch tygodniach od wybuchu konfliktu i po tym jak kurs EURPLN dotarł do rekordowego poziomu 5 złotych, RPP zdecydowała się podnieść stopy o 0,75% – z 2,75% do 3,5%.
Oczywiście w tej chwili prezes NBP oraz jego współpracownicy będą twierdzić, że za zamieszanie odpowiada Rosja, a stóp nie można podnosić zbyt szybko ze względu na sporą grupę kredytobiorców. To jednak mydlenie oczu. Jeśli przyjrzymy się dokładnie działaniom banku centralnego, to zobaczymy, że zrzucanie całej winy na wojnę na Ukrainie nie ma sensu.
Słabość złotego
Na początek tradycyjnie kilka danych, abyście mieli pewien punkt odniesienia. Poniższa grafika przedstawia inflację w poszczególnych krajach UE liczoną metodologią Eurostatu. W tym wypadku Polska zajmuje miejsce czwarte od końca.
Jeśli zerkniemy na krajowe statystyki to inflacja w Polsce w styczniu 2022 roku miała wynieść 9,2%. Jednocześnie do momentu wybuchu wojny na Ukrainie, RPP podniosła stopy do poziomu 2,75%. Oznacza to, że osoba trzymająca środki w polskiej walucie na koncie bankowym, traciła rocznie co najmniej 6,5%. Warto w tym miejscu przypomnieć, że część członków RPP jeszcze kilka miesięcy temu twierdziła, że inflacja jest „przejściowa”, w związku z czym nie było sensu reagować. Oczywiście za sprawą ich postawy, kredyt wydawał się tani, więc wiele osób nabywało nieruchomości z pomocą środków z banku.
Już przed wybuchem wojny na Ukrainie stało się jasne, że nie można mówić o przejściowej inflacji. Z kolei najnowsze założenia NBP na lata 2022-2024 całkowicie rozwiewają wątpliwości. Wynika z nich, że bank centralny spodziewa się w 2022 roku średniej inflacji na poziomie 10,8% (wcześniej zakładano 5,8%). Z kolei w 2023 roku miałaby ona znajdować się w przedziale 7-11%.
Oczywiście wojna dodatkowo bardzo komplikuje sytuację. Ostatecznie konflikt ma miejsce bezpośrednio za naszą wschodnią granicą. Istnieje też szansa, że wojna przybierze większy wymiar i Polska zostanie w nią wplątana. Mamy też gwarancję chaosu gospodarczego – w krótkim czasie przyjedzie do nas 1,5 – 2 mln uchodźców. Między innymi z tych powodów międzynarodowy kapitał uciekał od polskiego złotego. Te dwa tygodnie w połączeniu z wcześniejszą opieszałością banku centralnego doprowadziły do sytuacji, w której złoty osłabił się względem dolara (linia niebieska), euro (linia czerwona) i franka (linia żółta):
Źródło: tradingview.com
Oczywiście słabość złotówki w stosunku do wszystkich liczących się walut oznacza, że to co importujemy będzie dla nas droższe.
Co przed nami?
Mamy świadomość, że o drożyźnie sporo się już mówiło w poprzednich miesiącach. Niestety, to dopiero początek. Ucieczka od złotego w połączeniu z wojną na Wschodzie sporo zmieni. Pierwszy efekt wszyscy już widzieliśmy – na wielu stacjach cena za litr benzyny przebiła 8 złotych. Ceny ropy naftowej mają przełożenie na transport – w związku z tym im wyższa cena tego surowca, tym jest drożej w całej gospodarce.
Kolejna kwestia to fakt, że akurat Ukraina i Rosja to producenci żywności. Dodajmy do tego fakt, że już od pewnego czasu w górę szły ceny nawozów, teraz cały proces bardzo przyspieszył. Oznacza to, że te wszystkie uwagi o „drogich pomidorkach” trzeba zweryfikować, bo drogo to dopiero będzie.
Wojna to też zerwane łańcuchy dostaw. Chciałoby się rzec: po raz kolejny (wszyscy mamy w pamięci problemy wywołane przez lockdowny). Z Rosji do Europy Środkowej i Zachodniej trafia wiele produktów, przykładem jest chociażby stal, której w tej chwili praktycznie nie ma, a przecież rynek budowlany nadal jest rozgrzany. A zatem wiele osób będzie musiało zweryfikować koszty budowy, ponieważ w praktyce postawienie domu będzie znacznie bardziej kosztowne niż się wydawało.
Podsumowując, wydaje się, że na horyzoncie jest inflacja wyższa od tej, którą NBP zawarł w swoich najnowszych założeniach.
Reakcja banku centralnego
Być może część z Was zastanawia się dlaczego NBP nie reaguje bardziej stanowczo. Główny powód jest jasny – wyższe stopy procentowe, to droższy kredyt i gorsze nastroje społeczne. Tym bardziej, że w ciągu kilku ostatnich lat akcja kredytowa w Polsce szła pełną parą. Właśnie te działania wraz z polityką socjalną rządu sprawiły, że M3 (ogólna ilość waluty w obiegu) zaczęło rosnąć w coraz szybszym tempie. Tymczasem stopy procentowe nie były podnoszone nawet gdy M3 rosło w tempie o 17% w skali roku.
Źródło: opracowanie własne
Skoro raty kredytowe bardzo mocno uderzają w kieszenie Polaków (więcej o tym za chwilę), to automatycznie pojawia się presja, także ze strony rządzących, aby te podwyżki były ograniczone.
Może więc pora postawić sprawę jasno i głośno mówić o tym, że nie możemy przejmować się wyłącznie tą częścią społeczeństwa, która spłaca kredyt. Jeśli nie będziemy podnosić stóp procentowych w znaczący sposób, to kredytobiorcy na pewno na tym zyskają, ale po drugiej stronie znajdzie się sporo ludzi, którzy stracą. Będą to osoby oszczędzające, w przypadku których odsetki z lokat nawet w połowie nie zrekompensują inflacji. Będą to firmy, którym zwyczajnie łatwiej działa się w stabilnym otoczeniu, a nie w sytuacji kiedy inflacja rośnie z miesiąca na miesiąc. Dodatkowo pamiętajmy, że niskie stopy procentowe to stopniowo słabsza waluta, co przekłada się na drożyznę która dotyka wszystkich.
Zdajemy sobie sprawę, że wiele osób się oburzy i zwróci uwagę, że część kredytobiorców nie wytrzyma znaczących podwyżek stóp procentowych. Ale o tym trzeba było myśleć wcześniej! Na tym blogu raz po raz ostrzegaliśmy przed korzystaniem z taniego kredytu ze zmienną stopą. Trader21 kilkukrotnie dokonywał wyliczeń jak silnie mogą wzrosnąć stopy procentowe, a nawet przypominał co działo się na Ukrainie w 2014 roku.
Naturalnie w tym miejscu po raz kolejny trzeba też wspomnieć rolę jaką odegrał Narodowy Bank Polski. Ostatecznie jego przedstawiciele nie widzieli problemu w rosnących cenach nieruchomości. Tłumaczono wręcz, że dzięki dostępowi do kredytu, wielu Polaków mogło pozwolić sobie na własne mieszkanie. No to teraz zobaczymy efekty takiego podejścia, będziemy mieć najgorszy mix z możliwych, czyli wysokie raty kredytowe plus wysokie ceny nieruchomości.
Czy jednak można spodziewać się czegoś innego, skoro wśród członków Rady Polityki Pieniężnej są osoby, które twierdziły, iż „wyższe stopy będą oznaczać wyższą inflację”?
Dodajmy jeszcze, że przy okazji dyskusji na temat inflacji, często pojawia się stwierdzenie, iż „wynagrodzenia także rosną w szybkim tempie”. Według tej teorii wzrost płac ma rekompensować ludziom inflację. Do tego częstym punktem odniesienia jest średnia płaca. Przyjrzyjmy się tym kwestiom nieco bliżej.
Inflacja vs wynagrodzenia Najczęstszym argumentem rządzących, bagatelizujących wzrost cen jest wskazywanie na równoczesny wysoki wzrost płac w Polsce. Jeśli się chwilę zastanowimy to wzrost kosztów życia o 9% czy nawet 10% rocznie nie ma znaczenia, o ile tak samo lub bardziej wzrastają nasze pensje. Czy tak się dzieje? Faktycznie w zeszłym roku wzrost wynagrodzeń wynosił ok 8,5% przynajmniej jeśli odniesiemy się do oficjalnej średniej krajowej.
Niestety dane dotyczące wysokości wynagrodzeń, które publikuje GUS nie do końca wiernie odzwierciedlają rzeczywistość. Pewnie część z Was dowiadując się, że średnie wynagrodzenie w 2021 roku wynosiło 6644 zł brutto (4773 zł na rękę) złapie się za głowę i zada pytanie „Kto tyle zarabia?”. Będzie to prawidłowa reakcja, ponieważ 2/3 Polaków zarabia poniżej średniej krajowej, a dane publikowane oficjalnymi kanałami są mocno zawyżane i to na kilka sposobów:
1. Po pierwsze rząd chwali się średnią, a nie medianą wynagrodzeń. Ze statystycznego punktu widzenia to błąd, ponieważ na średnią duży wpływ mają wartości krańcowe. Małe grono osób zarabiających po kilka czy kilkanaście milionów rocznie jest w stanie wywindować średnią krajową znacznie powyżej wartości, z którą styka się przeciętny Kowalski. W praktyce ponad 50% ludzi zatrudnionych na polskim rynku pracy zarabia o wiele mniej, niż wynosi średnia krajowa, na co wskazuje mediana. Niestety medianą ani GUS ani politycy się nie chwalą. Czym jest mediana? To ustalenie wartości środkowej. Jeśli uznamy, że mediana zarobków wynosi 1 zł, oznacza to że 50% Polaków zarabia poniżej złotówki., a 50% zarabia więcej.
Jak ma się mediana do średniej zarobków? Tu niestety pojawia się problem, polegający na tym, że GUS dane dotyczące mediany publikuje rzadko (raz na 2 lata) i specjalnie się z tym nie afiszuje. Jeśli jednak porównamy dane historyczne dotyczące średniego wynagrodzenia i mediany to zauważymy, że ta druga jest niemal zawsze niższa o przynajmniej 20%.
Odnosząc dane historyczne do obecnej sytuacji, możemy wysnuć wniosek, że w 2021 roku mediana zarobków w Polsce wynosiła ok 5300 zł brutto lub 3818 zł na rękę. Czy te wartości nadal wydają się Wam za duże?
2. Drugim sposobem manipulowania danymi na temat wynagrodzeń jest branie pod uwagę tylko pewnego wycinka pracowników. Kwoty podawane przez GUS dotyczą ludzi pracujących w sektorze przedsiębiorstw zatrudniających ponad 9 pracowników. Oznacza to, że statystyka ta dotyczy ok 6 mln najlepiej zarabiających podczas gdy pozostałe 16 mln ludzi aktywnych zawodowo jest w niej pominiętych. Rozwiązaniem tego problemu jest tzw. dominanta liczona dla wszystkich zatrudnionych w Polsce. Pokazuje ona jakie wynagrodzenie jest wypłacane najczęściej. Niestety GUS tę wartość również podaje jedynie co 2 lata, a w mediach kompletnie o niej nie słyszymy. Przyglądając się danym historycznym, zauważymy jednak, że tak jak mediana stanowi zazwyczaj ok 80% średniej krajowej to dominanta jedynie 48% tej średniej. Możemy więc łatwo wyliczyć, że na koniec 2021 roku najczęściej otrzymywane wynagrodzenie wynosiło ok. 3189 zł brutto (2291 zł na rękę). Tymi wartościami niestety rząd już się nie chwali.
3. Oczywiście nie wszystkiemu są winni rządzący czy GUS. Nie jest żadną tajemnicą, że oficjalne zarobki w naszym kraju to jedno, a rzeczywiste dochody są tak naprawdę nieznane. W przypadku zatrudnionych w mikroprzedsiębiorstwach (1-9 osób) spotykamy się zazwyczaj z płacą minimalną, ale ponad 2/3 pracowników otrzymuje resztę wynagrodzenia „pod stołem”. W takim wypadku niestety nie wiemy jakie są realne wynagrodzenia i ile rosną rok do roku.
Podsumowując zgodnie z oficjalnymi danymi wzrost wynagrodzeń w naszym kraju nadąża za inflacją i wyniósł w 2021 roku 8,5%. Niestety wartości nominalne średniej wyliczanej przez GUS nijak mają się do rzeczywistych dochodów większości Polaków, które są od średniej znacznie niższe. O ile nie widzimy istotnego zagrożenia dla niezadłużonych gospodarstw domowych, to te które do niedawna wzięły kredyt w złotówkach mogą być w prawdziwych opałach.
Pułapka na kredytobiorców
Jeszcze w październiku 2021 roku można było wziąć kredyt hipoteczny o bardzo niskim oprocentowaniu. O ile marże się od tego czasu nie zmieniły i zazwyczaj wynoszą 2% to już oprocentowanie mamy zupełnie inne. Wiele banków do ustalenia oprocentowania stosuje WIBOR 3M. Według tej stopy banki udzielają pożyczek innym bankom i muszą ją uwzględnić również podczas udzielania kredytów swoim klientom. Przez wiele lat WIBOR stał w miejscu, jednak podnoszenie stóp procentowych wpłynęło na jego wzrost.
Wielokrotnie ostrzegaliśmy przed braniem kredytu o zmiennym oprocentowaniu, wskazując, że nagły wzrost stóp procentowych przełoży się na podwojenie lub nawet potrojenie raty kredytu. Trader21 pisał o tym w swojej książce już w 2019 roku, a wyraźnie ostrzegał przed konsekwencjami takiej decyzji w nagraniu „Jaka jest prawdziwa inflacja w Polsce?”.
Teraz jeśli już wiemy, ile wynoszą realne płace w Polsce i o ile oficjalnie rosną porównajmy je do potencjalnego wzrostu raty kredytowej. Gdy jeszcze jesienią 2021 roku WIBOR 3M wynosił zaledwie 0,21% zdecydowana większość osób decydowała się na zmienne oprocentowanie. Taki kredyt było najłatwiej uzyskać i taki był najtańszy. Czy aby na pewno?
W tym miejscu wychodzą braki w edukacji i patrzenie na kredyt jedynie w kategorii „tu i teraz”, a przecież to zobowiązanie, które na siebie bierzemy zazwyczaj na okres 20-30 lat. W poniższej tabeli możecie prześledzić ile wynosiła rata kredytu na kwotę 500 tys. zł na okres 30 lat gdy WIBOR był na poziomie 0,21% (zaledwie pół roku temu), ile wynosi teraz, a ile może wynieść jeśli stopy procentowe wzrosną do 10% czy 15%. Niemożliwe? Wprost przeciwnie całkiem realne, przewiduje się, że do końca tego roku stopy procentowe wzrosną do ponad 7%.
Jeśli teraz weźmiemy pod uwagę medianę zarobków na poziomie 3800 zł na rękę i porównamy ją z ratą kredytu to wnioski nasuwają się same. Dodajmy tylko, że nawet nie rozpatrujemy sytuacji, w której zdolność do wzięcia takiego kredytu uzyskało gospodarstwo domowe, w którym zarobki są na znacznie niższym poziomie, choć jeszcze pół roku temu wydawać by się to mogło całkiem realne.
Sprawdźmy teraz jak można było łatwo i tanio zabezpieczyć swoją ratę. Gdy pod koniec sierpnia robiliśmy porównanie kredytów hipotecznych o stałym oprocentowaniu, uzyskaliśmy średnią na poziomie 3,57%. Okres takiego finansowania wynosił zazwyczaj 5-6 lat po czym musimy renegocjować warunki kredytu. Mimo to mieliśmy możliwość zablokowania wartości raty, płacąc miesięcznie jedynie o 19% więcej w porównaniu do kredytu ze zmiennym oprocentowaniem. Przy ówczesnych stopach różnica była naprawdę niewielka. Obecnie rata takiego kredytu jest już o 50% większa, a zapowiada się, że będzie jeszcze gorzej.
Nie chodzi nam o to by potępiać ludzi, którzy wzięli kredyt lecz by pokazać, że w sprawach finansowych naprawdę trzeba być rozważnym i przede wszystkim się edukować by nie popełniać takich błędów. Zabrzmi to niepopularnie ale, dlaczego reszta społeczeństwa ma cierpieć w wyniku coraz większej inflacji tylko po to by chronić grupę tych zadłużonych po uszy? NBP tego nie rozumie lub nie chce zrozumieć. W końcu członkowie RPP są z partyjnego nadania, a partia musi dbać przede wszystkim o wyniki w sondażach i przy urnie wyborczej.
Podsumowanie:
1. Analiza dotycząca płac jest tym bardziej istotna, że wkrótce doznamy napływu taniej siły roboczej z Ukrainy, a Nowy Ład zwiększył koszt zatrudnienia. Bardzo szybko okaże się, że rynek pracownika zmienił się w rynek pracodawcy.
2. Wielu to zszokuje, ale naszym zdaniem stopy procentowe powinny wynosić 10-12%. Jeśli są bardzo niskie, to napędzają inflacje, a ona premiuje tych co biorą kredyt mimo, że nie powinni tego robić. Zadajcie sobie pytanie – kto rozsądniej wydaje pieniądze: osoby, które wypracowały lub zaoszczędziły jakieś środki, czy kredytobiorcy próbujący za wszelką cenę żyć ponad stan.
3. Zwlekanie z podnoszeniem stóp doprowadziło do mieszanki wybuchowej. Mamy obecnie bardzo drogie nieruchomości, spore prawdopodobieństwo podnoszenia czynszu (napływ Ukraińców) przy jednocześnie rosnącej gwałtownie racie kredytu. Gdyby podwyżki rozpoczęto w 2019 roku, przeszlibyśmy przez obecne zawirowania znacznie spokojniej.
4. Przewidujemy, że nieodpowiedzialne zachowanie NBP zainicjuje i przyspieszy proces wchodzenia Polski do strefy euro i to przy pełnej aprobacie społecznej. W końcu dotychczas głównym argumentem za utrzymywaniem waluty narodowej miała być niezależność i rzetelność polskiej polityki monetarnej. Okazało się, że rozwodniliśmy własną walutę nieporównanie bardziej niż zrobił to Europejski Bank Centralny.
5. Dla zwolenników teorii spiskowych – być może osłabianie złotego do tego stopnia, nie jest przypadkowe. NBP nie pracuje nad CBDC, a skoro tak to nakaz zniszczenia złotówki mógł nadejść z Banku Rozrachunków Międzynarodowych z Bazylei.
(from $4 trillion in January 2020 to $20 trillion in October 2021)
Last year, we wrote a piece titled, “40% of US dollars in existence were printed in the last 12 months,” one of our most popular articles. On January 6, 2020, the US Federal Reserve had around $4 trillion dollars. However, a lot has changed since then. The Fed has accelerated its quantitative easing (widely referred to as money printing) to increase the liquidity of U.S. banks and inject trillions of dollars into the economy.
The Fed’s addiction to money printing has kept the party going for Wall Street while fueling inequality. Today, the stock market and cryptocurrency are at record highs while income and wages remain almost the same. The Federal Reserve continues to print more money further devaluing the dollars and enslaving millions of Americans.
Now a little over a year after our last piece, the Federal Reserve has updated the numbers. Sadly it’s no longer 40 percent of all U.S. dollars that were printed since 2020, not 50 percent and not even 70 percent. Since January 2020, the US has printed nearly 80% of all US dollars in existence.
To understand the magnitude of the Fed’s money printing, we need to go back 22 months ago. At the start of 2020, there was $4.0192 trillion in circulation. On January 4, 2021, the number increased to $6.7 trillion dollars. Then the Fed went into overdrive. By October 2021, that number climbed to $20.0831 trillion dollars in circulation.
[—]
What started as an emergency monetary policy to shield the economy from the COVID-19 pandemic in 2020 has led to further devaluation of US dollars. Since March 15, 2020, the Federal Research buys $80 billion in Treasuries and $40 billion in housing-backed securities each month, pushing the Fed’s balance sheet to $8.66 trillion as of December 7, 2021.
However, Fed’s asset and bond purchase are just is of the ways the Federal Research injects trillions into the economy. In addition, the U.S. government also issued stimulus checks to millions of employed Americans. Where did the money come from? The government had to borrow by selling its debt in the form of U.S. Treasury bonds and other types of securities. Then after the bonds are sold, the Federal Reserve gets to work and starts printing money.
Meanwhile, Fed’s excessive money printing is beginning to cause a devastating effect on the economy and people’s purchasing power. For example, the annual inflation rate in the US surged to 6.8% in November of 2021, the fastest rate since 1982.
At the rate we’re going, the Fed’s addiction to printing lead to further devaluation of the US dollar since money printing doesn’t necessarily increase productivity or economic output. What the Fed is doing now has been tried throughout history. The outcome is always the same. Take, for example, Germany. Between June 1921 and November 1923 in Weimar Germany, the highest monthly inflation rate rose by over 30,000%. Zimbabwe is another country with hyperinflation.
Meanwhile, money printing is nothing new. The Federal Reserve has been printing money since 1971 when the United States moved away from the gold standard in 1971 after President Nixon ended the convertibility of U.S. dollars to gold.
On Aug. 15, 1971, Former President Richard Nixon said in a speech, “I have directed [Treasury] Secretary Connally to suspend temporarily the convertibility of the dollar into gold or other reserve assets, except in amounts and conditions determined to be in the interest of monetary stability and in the best interests of the United States.”
In 1970, the average income was $9,400 and a new house was $23,400. Today, the cost of an average home is over $200,000.
Is Federal Reserve repeating the same mistakes of 1921 Weimar Germany?[To nie pomyłka, to zbrodnia. MD]