Dziwna wojna ponownie

Dziwna wojna ponownie

Zorard 1 lipca, 2025 [a dziś, 5 sierpnia, pytania i sugestie ciągle aktualne.. MD]

Często rozsądnie jest poczekać z ocenianiem i komentowaniem różnych wydarzeń. I tak właśnie jest też w przypadku „wojny” Iranu z USA. O ile raczej rzeczywiście Żydzi pozabijali Persom fizyków atomowych i wyższych dowódców a z kolei Persowie faktycznie porozwalali Żydom rakietami różne obiekty (czy kogoś ważnego przy tym zabili, tego nie wiadomo, bo w miłującym demokracje i postęp Izraelu jest ścisła cenzura) to wielki atak USA na Iran i równie wielki odwet Iranu sprawiają wrażenie działań pozorowanych. No bo tak, najpierw USA bombardują opustoszałe zakłady a jedynym dowodem na ich działania są jakieś zdjęcia na których widać ponoć jakieś dziury a następnie Iran atakuje rakietami opustoszałe bazy USA w Katarze – opustoszałe, bo uprzejmie wcześniej uprzedził o swoich zamiarach. I co? I pstro. Ani nie nastąpiła blokada cieśniny Ormuz ani dalsza eskalacja…

Prawdę pisząc tym, co powodowało, że z pewnym niedowierzaniem podchodziłem do relacji medialnych to fakt, że… rynki finansowe w ogóle nie reagowały na dziejące się wydarzenia. Jeśli spojrzeć na 5-cio letni wykres cen ropy naftowej cała „wojna USA z Iranem” jest nic nie znaczącą malutką górką, która nawet nie doszła do połowy cen z okresu początków pierwszej „dziwnej wojny” na Ukrainie1.

Podobnie miały się też inne wskaźniki. Może to jest tak, że świat już tak zobojętniał na wojny a nawet ludobójstwo – wydarzenia w Gazie dzieją się niestety naprawdę – że jakieś tam drobne bombardowania nie robią już na „inwestorach” wrażenia. A może „inwestowanie” jest na tyle już domeną automatów, że bez twardych danych nie ma żadnych reakcji? Ostatecznie wyobrażenie o giełdzie jako miejscu gdzie mądrzy ludzie podejmują rozsądne decyzje o alokacji środków w działalność gospodarczą przynoszącą realne zyski jest z gruntu fałszywe. Mimo to jednak brak reakcji „rynków finansowych” daje mi naprawdę poważnie do myślenia.

Warto przy tym pamiętać, że funkcjonujemy w świecie, w którym zwykli ludzie mający dostęp do modeli takich jak Veo 3 Google są w stanie wygenerować całkowicie przekonywające filmy. Przyjmując rozsądną zasadę, że zakulisowa technologia wyprzedza tą jawną oznacza to, że tzw. „media głównego nurtu” z powodzeniem mogłyby pokazać nam obrazy ataków rakietowych, bombardowań i innych okropieństw, które się w ogóle nie wydarzyły.

Możliwe, że jednak jakieś bomby z jakiegoś B2 zrzucono gdzieś na jakieś góry i jakieś rakiety nadleciały nad Katar. Czemu zatem nic dalej się nie dzieje?

I tu można snuć różne domysły. Na przykład takie, że prezydent Trump w ten sposób oszukał swoich żydowskich panów bo z jednej strony zrobił to, co chcieli, ale zrobił to w taki sposób, że nic realnie nie zniszczył? Albo, że przed dalszym rozwojem wypadków powstrzymał panów z USA telefon z Pekinu albo z Moskwy z uprzejmą sugestią, żeby Iran zostawić w spokoju jeśli nie chcą sami spłonąć w nuklearnej zagładzie?

Oj, dziwna ta wojna Irańsko-Amerykańska. Kolejne z serii wydarzeń, których prawdziwy przebieg i przyczyny poznają dopiero nasze prawnuki z niszowych, specjalistycznych publikacji historycznych o naszej epoce. A to bardzo niepokoi mnie, bo nasze życie coraz bardziej zależy od procesów całkiem dla nas nieprzewidywalnych, od walk potężnych sił, których istnienia możemy się tylko domyślać.

  1. Przy okazji – wojna na Ukrainie to jednak naprawdę. Skąd wiem? Ano, dotarło już do mnie dostatecznie dużo relacji ze źródeł prywatnych o łapankach na Ukrainie, o powracających w trumnach albo i to nie ofiarach tych łapanek i tak dalej. Jeśli ludzie giną naprawdę, to coś się tam naprawdę dzieje. Ale znów – czemu mimo podobno zatrzymania pomocy z USA Rosjanie nie są jeszcze w Kijowie lub przynajmniej Odessie? ↩︎

Przebudzić żydowskie sumienia

Przebudzić żydowskie sumienia

2025-08-02 Agnieszka Piwar https://piwar.info/przebudzic-zydowskie-sumienia/

Jako dziennikarka spotykam wielu ludzi, lecz tylko nieliczni posiadają cechę, która szczególnie mnie porusza – pokorę, by przyznać się, także przed samym sobą, do błędnych przekonań, które kiedyś podzielali. Ich dawne opinie nierzadko były rezultatem ulegania propagandzie. Dopiero zderzenie z rzeczywistością i osobiste doświadczenia pozwoliły im otworzyć oczy i dostrzec prawdę.

Takie osoby stawiają prawdę ponad wygodę i przywileje, a w jej obronie potrafią znieść brutalną krytykę i ostracyzm ze strony własnego środowiska. Zauważyłam, że to właśnie ci nieliczni – zdolni do autorefleksji i odwagi – są najbardziej zdeterminowani, by zmieniać świat na lepsze. Z pewną ulgą odnotowałam, że postawy tego rodzaju obecne są także w niektórych środowiskach żydowskich.

Dowiedziałam się o nich z filmu Israelism” (2023), amerykańskiego dokumentu autorstwa Erin Axelman i Sama Eilertsena. Produkcja ta koncentruje się na sposobie przedstawiania konfliktu izraelsko-palestyńskiego w amerykańskich instytucjach żydowskich oraz jego wpływie na tożsamość młodych żydów w Stanach Zjednoczonych.

Film śledzi dwójkę młodych amerykańskich żydów – Simone Zimmerman i Eitana – wychowanych w duchu bezwarunkowego poparcia dla Izraela. Eitan służył w armii izraelskiej, a Simone broniła Izraela na kampusach uniwersyteckich. Po osobistym zetknięciu się z losem Palestyńczyków oboje przechodzą głęboką przemianę i dołączają do ruchu młodych żydów z USA, stanowczo krytycznych wobec Izraela.

Od idealisty do żołnierza IDF

Eitan w filmie opowiada, że dorastał w przekonaniu, iż Izrael jest centralnym elementem żydowskiej tożsamości – „naszą bezpieczną przystanią”, „naszym domem”. Wychowywano go w duchu dumy z Izraela jako miejsca, w którym żydzi mogą się chronić i być silni, a izraelska armia – IDF – była przedstawiana jako „najbardziej moralna armia świata”.

Izrael jawił mu się jako coś świętego, czystego, ponad wszelką krytyką – coś, czego nie wolno kwestionować. Chciał służyć w izraelskiej armii, traktując to jako swój obowiązek wobec „narodu żydowskiego” – chciał być jego obrońcą. Czuł, że to „honor” i „moralny imperatyw”.

Pod wpływem edukacji i tradycji rodzinnej Eitan wierzył, że armia broni wartości bliskich jego sercu – dobra, sprawiedliwości, przetrwania, nie dostrzegając, że może być narzędziem opresji. Dopiero konfrontacja z rzeczywistością okupacji zmieniła jego perspektywę.

Przyznaje, że wcześniej nie wiedział, iż ziemia, na której powstał Izrael, należała do Palestyńczyków. W jego wychowaniu Palestyńczycy byli postrzegani jako wrogowie, a ich historia i prawa do ziemi były ignorowane.

Tymczasem podczas służby w armii Eitan był świadkiem brutalnych praktyk wobec Palestyńczyków – nocnych najść na domy, rewizji, zastraszania rodzin, często bez konkretnego powodu. Obserwował, jak izraelscy żołnierze budzą dzieci, rozbijają meble i przeszukują mieszkania, siejąc strach i poczucie upokorzenia.

Najbardziej szokującym doświadczeniem było dla niego odkrycie istnienia dwóch systemów prawnych na tym samym terytorium – jednego dla Izraelczyków, drugiego dla Palestyńczyków. Zrozumiał, że nie ma tu mowy o równości czy demokracji, lecz o systemie apartheidu. Jako żołnierz musiał wykonywać rozkazy, które przeczyły jego moralności – blokowanie ruchu ludzi, ochranianie agresywnych osadników żydowskich, traktowanie palestyńskich cywilów jak zagrożenie.

Skrucha, zadośćuczynienie i… odrzucenie

To zderzenie idealistycznego obrazu Izraela, jaki znał z dzieciństwa, z brutalną rzeczywistością okupacji, doprowadziło Eitana do wewnętrznego kryzysu. Uświadomił sobie, że nie jest „obrońcą swojego ludu”, lecz częścią systemu opresji. Ta refleksja zapoczątkowała jego radykalną przemianę.

Eitan postanowił działać – nie chciał milczeć o tym, czego doświadczył podczas służby w izraelskiej armii. Dołączył do organizacji Breaking the Silence, zrzeszającej byłych żołnierzy IDF, którzy publicznie dzielą się swoimi świadectwami o łamaniu praw człowieka na terytoriach okupowanych. Zaczął mówić otwarcie o przemocy wobec cywilów, systemowym rasizmie i codziennych upokorzeniach, które były częścią okupacji. Jego celem stało się uświadamianie izraelskiej i międzynarodowej opinii publicznej, że okupacja nie jest „obroną Izraela”, ale brutalnym systemem kontroli i dominacji nad Palestyńczykami.

Mężczyzna zaryzykował nie tylko społeczne odrzucenie, ale także zerwanie więzi z własną wspólnotą. Rodzina i znajomi – zwłaszcza ci z pro-izraelskiego środowiska – odebrali jego przemianę jako zdradę. Wielu nie potrafiło zrozumieć, jak ktoś wychowany w duchu syjonizmu mógł publicznie krytykować armię, której był częścią, i stanąć po stronie Palestyńczyków.

Eitan mówi w filmie „Israelism”, że niektórzy bliscy zerwali z nim kontakt, inni próbowali go „naprostować”, a jeszcze inni traktowali go z podejrzliwością i rozczarowaniem. Jego wybór często spotykał się z oskarżeniami o „wspieranie wrogów Izraela” czy „nienawiść do własnego ludu”.

Mimo bólu i społecznego wykluczenia Eitan uznał, że nie może dłużej milczeć. Zrozumiał, że lojalność wobec prawdy i ludzkiej godności musi przeważyć nad potrzebą akceptacji w zamkniętym kręgu. Jego świadectwo, choć przez wielu uznawane za kontrowersyjne, stało się ważnym głosem sumienia w żydowskiej debacie o Izraelu.

Olśniona buntowniczka

Simone Zimmerman została wychowana w pro-izraelskiej rodzinie, w której Izrael był uważany za centralny element żydowskiej tożsamości. Dorastała w przekonaniu, że Izrael jest narodem obrońców, a wojsko (IDF) chroni żydów przed zagrożeniami zewnętrznymi. Wychowanie to opierało się na silnym poczuciu dumy narodowej i wiary w słuszność izraelskiej misji, szczególnie w kontekście historii Holokaustu. Początkowo, podobnie jak wielu innych, postrzegała Palestyńczyków głównie jako wrogów i zagrożenie dla izraelskiego bezpieczeństwa.

Przemiana Simone zaczęła się po intensywniejszym zderzeniu z rzeczywistością okupacji i systematycznym łamaniem praw człowieka. To, co ją najbardziej wstrząsnęło, to brutalność, z jaką traktowani są Palestyńczycy, zwłaszcza widok cierpienia cywilów, bezbronnych ludzi poddanych represjom, a także niewidoczność ich perspektywy w mainstreamowej narracji. Przede wszystkim jednak, uświadomiła sobie, że Palestyńczycy są ofiarami systemu apartheidu, a nie tylko przeciwnikami Izraela. Zrozumiała, że ich walka nie jest walką z żydami, ale o prawa do swojej ziemi, godności i wolności.

Zmiana zdania Simone na temat Palestyńczyków była wynikiem poznania ich historii i realiów życia pod okupacją, a także świadectw ludzi, którzy doświadczyli tych trudności. Zamiast widzieć Palestyńczyków jako wrogów, zaczęła dostrzegać ich jako ludzi z własnymi aspiracjami i prawami, którzy żyją pod systematyczną opresją.

Po swojej przemianie Simone zaczęła angażować się w działalność na rzecz praw człowieka, w tym przez organizację Breaking the Silence, skupiającą się na ukazywaniu brutalnych praktyk izraelskiej armii na terytoriach okupowanych. Stała się głośnym krytykiem izraelskiej polityki, broniąc praw Palestyńczyków i promując rozwiązania pokojowe.

W odpowiedzi na swoje poglądy Simone również spotkała się z ostrą krytyką i napiętnowaniem, szczególnie ze strony swojej rodziny i pro-izraelskiego środowiska. Często była oskarżana o zdradę i wspieranie „wrogów Izraela”. Wiele osób odwróciło się od niej, a niektórzy wyrazili publicznie niezadowolenie z jej decyzji, zarzucając jej, że „nienawidzi własnego ludu”.

Oprócz tego, Simone doświadczyła także gróźb i obelg – zarówno online, jak i w życiu codziennym. Grożono jej przemocą, a także obrażano ją na różnych platformach społecznościowych, nazywając „zdrajczynią” i „antysemitką”.

Zderzenie narracji

Twórcy filmu „Israelism” oddali także głos różnym obrońcom polityki izraelskiej, którzy reprezentują powszechnie przyjmowaną narrację syjonistyczną. Jeden z nich argumentuje, że Izrael ma prawo do samoobrony wobec zagrożeń ze strony Palestyńczyków i państw sąsiednich, a potęga militarna IDF jest niezbędna dla zapewnienia bezpieczeństwa. Inny podkreśla, że Izrael to jedyne państwo demokratyczne na Bliskim Wschodzie i bezpieczna przystań dla Żydów, szczególnie po doświadczeniach Holokaustu. Jeszcze inny wskazuje na moralny obowiązek Izraela, by bronić swoich granic i chronić swoich obywateli. Chociaż przytoczone wypowiedzi podtrzymują retorykę o konieczności obrony, film „Israelism” zestawia te argumenty z głosem ofiar – narodu palestyńskiego, od dekad doświadczającego okupacji, przemocy i systemowej dyskryminacji.

Szczególnie istotny w tej narracji jest głos Baha Hilo z Betlejem, który dzieli się świadectwem codziennego życia pod okupacją. Jako Palestyńczyk, opowiada o brutalności, represjach i nierówności w traktowaniu, jakiej doświadcza jego społeczność. Jego głos to nie tylko relacja świadka – to apel o człowieczeństwo. Hilo podważa stereotypy i wskazuje, że Palestyńczycy nie są wrogami, lecz ludźmi pozbawionymi podstawowych praw i wolności.

Obecność Hilo w filmie nie jest przypadkowa – to jego perspektywa, zwykle marginalizowana w dominującym dyskursie, pozwala widzowi spojrzeć na konflikt oczami uciśnionych. To głos rozpaczliwego wołania o sprawiedliwość.

Dokument „Israelism” obejrzałam dzięki temu, że pojechałam do Katowic na wykład Baha Hilo. To właśnie podczas tego spotkania dowiedziałam się o tej amerykańskiej produkcji. Nazajutrz wspólnie uczestniczyliśmy w pokazie filmu, zorganizowanym dla zainteresowanych mieszkańców Śląska. Seans wywarł na mnie ogromne wrażenie – oprócz wzruszenia, pojawił się przebłysk nadziei.

Uświadomiłam sobie, że walka o wolność Palestyńczyków nie sprowadza się wyłącznie do działań ruchu oporu spod znaku Hamasu, lecz toczy się także – a może przede wszystkim – poprzez edukację i uświadamianie. Fakty i argumenty przedstawione w filmie nie pozostawiają wątpliwości, po której stronie leży racja. Budujące jest to, że niektóre osoby wywodzące się ze środowisk żydowskich zaczęły to dostrzegać.

Warto odnotować, że film „Israelism” wywołał liczne kontrowersje, szczególnie na amerykańskich kampusach, gdzie podejmowano próby blokowania jego pokazów. Organizatorzy spotykali się z zarzutami o antysemityzm oraz presją ze strony administracji, darczyńców i środowisk pro-izraelskich. Z filmem walczyły również zorganizowane grupy, takie jak „Mothers Against College Antisemitism”, które wysyłały masowe skargi do władz uczelni.

Pojawiały się także doniesienia o interwencjach ze strony izraelskich konsulatów, które miały naciskać na kina, by nie wyświetlały filmu. Twórcy „Israelism” podkreślają, że ich intencją było ukazanie złożonej relacji między amerykańskimi żydami a Izraelem, a nie szerzenie nienawiści, i że reakcje te tylko potwierdzają potrzebę otwartej debaty.

Agnieszka Piwar

Artykuł został opublikowany w książce „Holokaust Palestyńczyków”.
Fot. Al Jazeera English (YouTube)

tutaj można postawić mi kawę

Irański prezydent Masoud Pezeshkian uderza w serce satanistycznego syjonizmu

Irański prezydent Masoud Pezeshkian uderza w serce satanistycznego syjonizmu.

https://vtforeignpolicy.com/2025/07/irans-masoud-pezeshkian-strikes-at-the-heart-of-satanic-zionism

Jeśli wiesz, że Logos jest po twojej stronie – i że nikt, nawet Szatan w całej swojej mocy, aby oszukać świat, nie może utrudniać pracy Logosa w historii ludzkości – wtedy powinieneś zawsze dążyć do pokoju i modlić się za tych, których serca i umysły zostały uwięzione przez siły szatańskie.

Podczas niedawnego wywiadu z Tuckerem Carlsonem, Masoud Pezeshkian, prezydent Iranu, politycznie i historycznie zdemontował wiele kłamstw i fabrykacji, które Benjamin Netanjahu od dawna utrwalał na temat Iranu i szerszego Bliskiego Wschodu. Podobnie jak jego poprzednik Mahmoud Ahmadinejad, Pezeshkian pozostał spokojny, opanowany i elokwentny, gdy odpowiadał na poważne pytania Carlsona z jasnością i przekonaniem.

Jeszcze bardziej godne podziwu w Pezeshkianie było to, że pośrednio przywołał Logos w rozmowie politycznej. Kiedy Carlson zapytał: “Czy wierzy Pan, że rząd izraelski próbował Pana zamordować?”, Pezeshkian odpowiedział:

“Próbowali, tak. Działali odpowiednio, ale zawiedli. Jako prawdziwy wierzący ufam, że w rękach Boga Wszechmogącego leży ustalenie, kiedy dana osoba umrze, a kiedy nie. Jeśli Bóg Wszechmogący zechce, możesz umrzeć nawet chodząc swobodnie po ulicach.”

Innymi słowy, ani Benjamin Netanjahu, ani reżim izraelski nie kontrolują historii, ani nie determinują przyszłości Logos – jak to ujmuje E. Michael Jones. I chociaż Logos może czasami działać w sposób, który rzuca wyzwanie ludzkiemu zrozumieniu, nigdy nie zaprzecza rozumowi – ponieważ sam rozum jest przejawem Logosu.

Spokojna, ale stanowcza postawa Pezeshkiana, zakorzeniona w metafizycznej prawdzie, w sposób dorozumiany obnaża moralne i duchowe bankructwo izraelskiego reżimu – reżimu, który nadal propaguje rozlew krwi i cierpienie na Bliskim Wschodzie, zwłaszcza w Gazie, gdzie zginęła niezliczona liczba niewinnych mężczyzn, kobiet i dzieci. To nie jest tylko opinia kogoś siedzącego za biurkiem piszącego polemikę; nawet izraelscy i syjonistyczni historycy, tacy jak Benny Morris, na swój sposób uznali te surowe realia. Nawet niektórzy żołnierze IDF wypowiadają się teraz, mówiąc, że zniszczenia w Gazie są moralnie naganne i muszą zostać zatrzymane. Izraelska gazeta Haaretz opublikowała niedawno artykuł stwierdzający:

“W rzadkim akcie sprzeciwu, pięciu izraelskich żołnierzy rezerwy mówi o tym, dlaczego odmawiają walki w Gazie – i domagają się zakończenia niszczycielskiej wojny Netanjahu. ‘Wiem, że jedynym celem tej wojny jest przetrwanie rządu – kosztem tysięcy dzieci z Gazy, zakładników, żołnierzy i naszego zbiorowego bezpieczeństwa.'”

Historycy tacy jak Jean-Pierre Filiu niedawno opisali Gazę jako “pola śmierci”. Stwierdził: „Teraz rozumiem, dlaczego Izrael odmawia dziennikarzom dostępu do przerażającej sceny w Gazie”.

Dlatego ludzie rozsądku nie powinni żyć w strachu tylko dlatego, że imperium syjonistyczne – wspierane przez pomocników, takich jak Stany Zjednoczone – rozszerzyło swój zasięg na cały region i uwiodło większość świata do zaakceptowania jego programu.

Dobrą wiadomością jest to, że Logos – który ma historię zadziwiania swoich wrogów – ostatecznie zwycięży.

Jak zauważył Hegel, Logos ma sposób rozwijania się w historii – zawsze działając na rzecz dobra, nawet w obliczu zła i niegodziwości człowieka. I ilekroć Logos ujawnia się w historii – nawet w teraźniejszości – poniża nas wszystkich, obnażając granice naszej wiedzy, naszą zdolność do uchwycenia głębokich metafizycznych prawd i głupotę tych, którzy łudzą się myśląc, że mogą zwyciężyć w tej kosmicznej walce bez Logos. Logos jest niezbędny, ponieważ same zdolności intelektualne i umiejętności retoryczne nie wystarczą, aby przekonać ludzi do porzucenia swojej satanistycznej ideologii i przyjęcia prawdy. Potrzeba mocy przekraczającej ludzkie zrozumienie – siły transcendentnej – aby zmienić nie tylko bieg historii, ale także serca samych ludzi.

Więc jeśli wiesz, że Logos jest po twojej stronie – i że nikt, nawet Szatan w całej swojej mocy, aby oszukać świat, nie może utrudniać pracy Logos w historii ludzkości – to powinieneś zawsze dążyć do pokoju i modlić się za tych, których serca i umysły zostały uwięzione przez siły szatańskie.

Iran stał po stronie Logosu od wieków, a fakt, że nawet jego obecny prezydent, Masoud Pezeshkian, nie opowiada się za przemocą ani wobec Stanów Zjednoczonych, ani wobec Izraela – pomimo rzeczywistości, że oba narody zaangażowały się w akty terroryzmu, aby zdestabilizować Iran – demonstruje, jak bardzo imperium syjonistyczne nadal przegrywa.

Jeśli twój wróg przyjmuje i opiera się na terroryzmie jako broni z wyboru, podczas gdy ty odrzucasz takie metody, to z pewnością jesteś ponad swoimi wrogami. Ich diaboliczne działania nie zniżą cię do ich poziomu, na którym przebywają szatan i jego sługusy.

To napisano w „Przekroju”, a nie w „Poradniku Antysemity”

To napisano w „Przekroju”, a nie w „Poradniku Antysemity”

Wysłane przez: Marucha w dniu 2007-05-11

Anna Szulc, Przekrój (publ. Onet.pl)

Młodzi Izraelczycy rozrabiają w Polsce

Lista strat po masowych wizytach izraelskiej młodzieży w Polsce jest długa i kosztowna

Rozpoczynają ją wypalone dywany w polskich hotelach, kończy trauma żydowskich nastolatków. I coraz częściej trauma tubylców.

Toskańczyk Roberto Lucchesini, od kilku lat mieszkaniec Krakowa, ostatnio prawie nie śpi. Zanim zacznie normalnie poruszać rękami, będzie musiał przejść długą rehabilitację. A wszystko po tym, jak w biały dzień na oczach przechodniów i kilkudziesięciu nastolatków zamkniętych szczelnie w autobusach zaopatrzeni w ostrą broń izraelscy ochroniarze skrępowali mu z tyłu ręce nad głową i skuli go kajdankami. Na środku krakowskiej ulicy. Chwilę przedtem Włoch na różne sposoby próbował zmusić kierowców autobusów, by wyłączyli silniki.

– Izraelczycy założyli mi kajdanki, rzucili twarzą w psie gówna i kopali – żali się Lucchesini. Następnie oprawcy po prostu odjechali. Włocha rozkuła dopiero policja.

Na krakowski Kazimierz, dawne żydowskie miasteczko, po którym zostały jedynie synagogi i ludzkie, często bardzo bolesne wspomnienia, Lucchesini przeniósł się z miłości do polskiej kobiety i polskiego miasta. Zamieszkał w kamienicy z widokiem na bożnicę.

– Wydawało mi się wtedy, że to najpiękniejsze miejsce na świecie – mówi. – Po pewnym czasie zrozumiałem, że miejsce, owszem, jest piękne, ale nie dla jego dzisiejszych mieszkańców.

Kopniaki zamiast odpowiedzi

Podobnego zdania jest również inna mieszkanka Kazimierza, urzędniczka Beata W., której izraelscy ochroniarze przetrzepali niedawno na jednej z ulic torebkę, zupełnie nie wyjaśniając przyczyn.

– Kiedy spytałam, o co właściwie chodzi, kazali mi się zamknąć. Posłuchałam, przestałam się odzywać, bałam się, że za chwilę każą mi się rozebrać do naga – irytuje się urzędniczka.

Odpowiedzi na pytanie nie otrzymał również młody polski Żyd, który jak zwykle w szabat kilka miesięcy temu chciał pomodlić się w swojej synagodze. Zapytał jedynie, dlaczego nie może wejść do świątyni. Zamiast odpowiedzi otrzymał kilka kopniaków.

– Widziałem to na własne oczy – mówi Mike Urbaniak, redaktor Forum Żydów Polskich i korespondent „European Jewish Press” w Polsce. – Widziałem, jak właściwie bez jakichkolwiek powodów mój kolega został brutalnie zaatakowany przez agentów ochrony z Izraela.

A wszystko to podobno w imię bezpieczeństwa izraelskich dzieci.

– Polakom trudno to może zrozumieć, ale ochrona towarzyszy młodym Izraelczykom na każdym kroku, i to zarówno w kraju, jak i za granicą – wyjaśnia Michał Sobelman, rzecznik prasowy ambasady Izraela w Polsce. – Taki wymóg stawiają rodzice dzieci, w przeciwnym razie nie zgodziliby się na jakikolwiek wyjazd. Ochroniarze pojawiają się zatem wszędzie tam, gdzie młodzież. Polska nie jest tu żadnym wyjątkiem.

Ale to w Polsce, jak wynika z relacji Mike’a Urbaniaka, Żydzi z Izraela skopali przed polską synagogą polskiego Żyda, po czym zaczęli mu jeszcze grozić więzieniem. I znów działo się to na oczach młodych ludzi z Izraela.

– Jest nam bardzo przykro, gdy słyszymy o takich incydentach – przyznaje Sobelman. – Każda z tych spraw jest szczegółowo wyjaśniana. Zrobimy wszystko, by do takich sytuacji więcej nie dochodziło. Być może trzeba będzie zmienić metody szkolenia naszych ochroniarzy, po to by zrozumieli, że Polska to nie Izrael, że skala zagrożeń w Polsce jest znikoma?

Profesor Moshe Zimmermann, szef Instytutu Historii Niemiec na Uniwersytecie Hebrajskim w Jerozolimie, uważa jednak, że problem nie dotyczy wyłącznie zachowania ochroniarzy. Jego zdaniem Izraelczycy zasadniczo uważają, że Polacy nie są dla nich równymi partnerami. I nie chodzi o to, że nie potrafią ich dzieciom zapewnić bezpieczeństwa.

– Nie są równymi partnerami do jakiejkolwiek dyskusji. Dotyczy to także wspólnej i dzisiejszej historii oraz polityki. Efekt jest taki, że młodzież izraelska widzi w Polakach ludzi drugiej kategorii, postrzega ich jako potencjalnych wrogów – wyjaśnia bez ogródek.

O tym, że profesor ma sporo racji, świadczyć może instrukcja postępowania z tubylcami rozdawana jeszcze kilka lat temu młodym Izraelczykom udającym się do Polski. Znalazł się w niej zapis: „Wszędzie będziemy otoczeni przez Polaków. Będziemy nienawidzić ich z powodu udziału w zbrodniach”.

– Programy przyjazdów naszych nastolatków są ustalane odgórnie przez izraelski rząd i są bardzo sztywne – wyjaśnia Ilona Dworak-Cousin, przewodnicząca Towarzystwa Przyjaźni Izrael–Polska w Izraelu. – Sprowadzają się właściwie do odwiedzania kolejnych miejsc zagłady Żydów. Z takiej perspektywy Polska to wyłącznie wielki żydowski cmentarz. I nic więcej. Spotkania z żywymi ludźmi dla tych, którzy przywożą młodych Izraelczyków do kraju naszych przodków, są bez znaczenia.

Mieszkaniec krakowskiego Kazimierza, pochodzenia żydowskiego, uważa, że nie ma w tym nic złego: – Izraelczycy nie przyjeżdżają do Polski na wakacje. Ich zadaniem jest poznać miejsca Zagłady i posłuchać o straszliwej historii swoich rodzin, historii, która często nie jest im opowiadana przez dziadków ze względu na zbyt duży ładunek emocji. Często się zdarza, że wyjeżdżający stąd młodzi ludzie płaczą, dzwonią do rodziców i mówią: czemu mi nie powiedzieliście, że to było aż tak straszne? Szczerze mówiąc, nie dziwię się, że nie mają ochoty na rozmowy o Lajkoniku.

Jednak według Ilony Dworak-Cousin brak kontaktu z Polakami sprawia, że izraelska młodzież coraz częściej zaczyna mylić ofiary z oprawcami. – Zaczynają myśleć, że to Polacy stworzyli obozy koncentracyjne dla Żydów, że to Polacy byli i wciąż są największymi antysemitami na świecie – dodaje Żydówka.

Wspomniany mieszkaniec Kazimierza jest zupełnie innego zdania. – Nie wierzę, by ktoś im mówił, że to Polacy zrobili. Dlatego nie muszą prowadzić jakichkolwiek dyskusji z młodymi Polakami.

Nastoletni skandaliści

Jednak zdaniem sporej części Izraelczyków instrukcję dla młodzieży ostatecznie wprawdzie zmieniono, ale podejścia do Polaków nie.

– Ktoś kiedyś w Izraelu zdecydował, że nasze dzieci, jadąc do Polski, muszą być szczelnie otoczone ochroną – mówi Lili Haber, przewodnicząca Związku Krakowian w Izraelu. – Ktoś zdecydował, że młodzi Izraelczycy nie mogą spotykać się z polskimi rówieśnikami, spacerować po ulicach. W rzeczywistości te wizyty nie są niczym więcej niż kilkunastodniowym, dobrowolnym pobytem młodzieży w więzieniu.

Dobrowolnym, ale też niezwykle kosztownym – 1400 dolarów od osoby. Na przyjazdy do Polski nie stać wszystkich rodziców młodych Izraelczyków.

– W dodatku, jak się okazuje, zbyt młodych na to, by oglądać miejsca kaźni – dodaje doktor Ilona Dworak-Cousin. – Traumatyczne przeżycia, jakie towarzyszą wizytom w kolejnych obozach śmierci, mają swoje konsekwencje. Dzieciaki stają się agresywne. I zamiast poznawać kraj przodków, kraj, w którym Żydzi w symbiozie z Polakami żyli prawie tysiąc lat, nastolatki z Izraela wywołują w nim kolejne skandale.

Zdarza się, że gdzieś między wizytą w Treblince a Majdankiem młodzi Izraelczycy spędzają czas na zamówionym przez hotelowy telefon striptizie. Zdarza się, że obsługa hotelowa musi zbierać ludzkie odchody z łóżek i umywalek. Zdarza się, że musi oddawać pieniądze za nocleg innym turystom, którzy nie mogą spać, bo Izraelczycy postanowili zagrać w hotelowym holu w piłkę nożną. O drugiej w nocy.

Sześcioletni Krzyś z Kazimierza też grał w piłkę. 15 kwietnia, w niedzielny wieczór, po tym jak strzelił dwa gole, chciał normalnie wrócić do domu. Domu położonego blisko synagogi, przed którą zgromadziły się na uroczystościach poprzedzających Marsz Żywych setki młodych Izraelczyków. Tuż przed ulicą Szeroką Krzysia zatrzymało kilku zdecydowanie niemiłych panów. – Dziś jest to teren półprywatny. Przejścia nie ma – usłyszał. Nie pomogły prośby chłopca, że jak nie wróci na czas do domu, jego mama będzie się denerwować.

„Bramkarze”, co ciekawe, tym razem polscy, i co jeszcze ciekawsze, w towarzystwie krakowskich policjantów, okazali się również głusi na prośby wycieczki Holendrów, którzy pół roku wcześniej zarezerwowali sobie kolację w restauracji przy ulicy Szerokiej. – To wolny kraj? – próbował upewnić się jeden z turystów.

W zwykły dzień na Szeroką można się dostać z kilku stron. W ten wieczór – z żadnej. Sama bezskutecznie próbowałam przedrzeć się przez bramki. Pomogli mi dopiero policjanci.

– Tu nie ma żadnych zakazów – przekonywali mnie chwilę później, choć stan faktyczny wskazywał na coś zupełnie innego.

– Wprowadziliśmy jedynie pewne ograniczenia w ruchu – wyjaśnia mi kilka dni później Sylwia Bober-Jasnoch z biura prasowego małopolskiej policji.

Policjanci nie mogą mówić inaczej. Oficjalnie polskie prawo nie daje możliwości odcięcia obywateli od ulic, przy których mieszkają. Nawet podczas imprez masowych, a uroczystości na Szerokiej taką nie były, mieszkańcy mają prawo wrócić do swoich domów, a turyści mają prawo zjeść obiad w restauracji. Także oficjalnie ochroniarze izraelscy nie mogą zatrzymywać i rewidować przechodniów.

Próbowałam się dowiedzieć więcej na temat praw agentów ochrony izraelskiej w Polsce. Najpierw w polskim Ministerstwie Spraw Zagranicznych, skąd odesłano moje pytania do… Ministerstwa Edukacji Narodowej. Wysłałam też pytania do ministra spraw wewnętrznych. Mimo wcześniejszych obietnic nie dostałam żadnej odpowiedzi. Chętny do rozmowy okazał się jedynie Maciej Kozłowski, były ambasador w Izraelu, obecnie pełnomocnik ministra spraw zagranicznych do spraw stosunków polsko-izraelskich

– Przepisy są nieprecyzyjne – przyznaje Kozłowski. – W zasadzie ochroniarze z obcego kraju nie powinni poruszać się po Polsce uzbrojeni, ale dla władz Izraela kwestie bezpieczeństwa są priorytetem. Próby przekonania izraelskiego rządu, że ich obywatele powinni korzystać z polskiej ochrony, na razie zakończyły się fiaskiem.

Samolot jak pole bitwy

Dla Roberta Lucchesiniego, jak też jego żony Anny i dwuletniej córeczki, postawa polskiego rządu, który w przeciwieństwie do Izraela swoim obywatelom nie potrafi zapewnić bezpieczeństwa, jest zupełnie niezrozumiała. Do priorytetów małżeństwa z Kazimierza oprócz poczucia bezpieczeństwa należą także spokój i cisza. Tymczasem włosko-polską rodzinę dzień w dzień budzi co rano głośny charkot silników polskich autobusów z grupami młodzieży z Izraela. Ich polscy kierowcy permanentnie łamią przepisy. Przy skwerku obok synagogi – naprzeciwko domu Roberta – mogą zgodnie z przepisami stać najwyżej trzy autokary, najwyżej 10 minut. Stoi znacznie więcej, godzinami. W dodatku z włączonymi silnikami. Powód? Bezpieczeństwo młodzieży – szybciej odjadą z miejsca zagrożenia, gdy silniki są uruchomione.

Poza tym młodym Izraelczykom trzeba serwować kawę. Bo chociaż Kazimierz to dziś dziesiątki kawiarni, nastolatki z Izraela do nich nie zaglądają. Mają to jasno powiedziane: zero kontaktów z otoczeniem, zero rozmów z przechodniami, zero uśmiechów i gestów.

Tak jest już od kilkunastu lat – z Polakami grupy izraelskie kontaktują się wyłącznie tam, gdzie muszą. Najpierw w samolotach.

– Samolot po wylądowaniu w Polsce młodzieży izraelskiej wygląda jak pole bitwy – przyznaje pracownik LOT proszący o anonimowość. – Najgorszy jest jednak stosunek tych dzieciaków do polskiej obsługi. Niedawno jedna ze stewardes dostała od młodego Izraelczyka w twarz. Tylko dlatego, że zbyt długo czekał na coca-colę.

Leszek Chorzewski, rzecznik prasowy LOT, przyznaje, że młodzież izraelska to trudny klient. – Wymaga nie tylko więcej uwagi niż inni pasażerowie, ale też zdecydowanie większych środków ostrożności – dodaje. Ta ostrożność to przedłużające się kontrole latających maszyn i lotnisk przeprowadzane przez służby izraelskie. To także bardzo wysokie wymagania ochroniarzy młodych Izraelczyków.

Na własnej skórze przekonała się o tym Katarzyna Łazuga, studentka z Poznania. Na jednym z polskich lotnisk uczestniczyła w zajęciach kursu pilotażu turystycznego. – Do pomieszczenia, w którym przebywaliśmy, weszli młodzi ludzie z Izraela – wspomina. – W chwilę później nasza grupa w pośpiechu musiała przerwać zajęcia i opuścić salę. Izraelscy ochroniarze kazali nam się wynieść, natychmiast i bez gadania. Bo… za bardzo gapiliśmy się na ich podopiecznych. Owszem, patrzyliśmy się na nich. Zwracali na siebie uwagę, byli wyjątkowo ładni.

Polaków młodzi Izraelczycy widują jeszcze tam, gdzie nocują – w polskich hotelach. O ile polskie hotele chcą ich jeszcze przyjmować. Spora część krakowskich zdecydowanie już nie chce.

– Raz na zawsze zrezygnowaliśmy z przyjmowania młodzieży izraelskiej – przyznaje Agnieszka Tomczyk, asystentka szefa sieci hoteli System w Krakowie. – Nie stać nas już było na wyrównywanie strat po jej wizytach.

Te straty to zdemolowane pokoje, połamane krzesła i stoły, ludzkie odchody w umywalkach lub koszach na śmieci albo jak w Astorii, innym krakowskim hotelu, wypalony dywan. Astoria także wycofuje się z grup izraelskich. Między innymi dlatego, że ochroniarze żydowskiej młodzieży wypraszali z hotelu gości, którzy po prostu im się nie podobali.

– Ja rozumiem, że izraelscy ochroniarze są wyczuleni na wszelkie niepokojące sygnały. Przyjechali z kraju, gdzie nieustająco wybuchają bomby, a młodzi ludzie giną w zamachach terrorystycznych – zapewnia Mike Urbaniak. – Tyle tylko, że Polska jest jednym z najbezpieczniejszych krajów w Europie. Tu, poza nielicznymi przypadkami, nie atakuje się Żydów, a żydowskie instytucje, co jest ewenementem na światową skalę, nie potrzebują żadnej ochrony.

Wielki biznes

Ochrony nie potrzebują także, o dziwo, chasydzi przybywający licznie do Polski z Izraela. W tym na przykład kilkudziesięciu ortodoksyjnych Żydów, którzy niedawno odwiedzili nasz kraj, bo chcieli pomodlić się przy grobie cadyka z Lelowa. Zjawili się też na krakowskim Kazimierzu bez asysty i bez cienia strachu.

– Bez żadnych oporów rozmawiali z zaciekawionymi ich wyglądem turystami, dla których pejsaci Żydzi są wciąż niecodziennym zjawiskiem – dodaje Urbaniak.

Na Kazimierzu chasydzi są zjawiskiem codziennym. Tak jak wycieczki młodzieży z Izraela. W tym roku ma przyjechać do Polski aż 30 tysięcy nastolatków. A z nimi 800 ochroniarzy.

Roberto Lucchesini zgłosił pobicie przez izraelską ochronę na polską policję. Sprawą zajęła się już krakowska prokuratura. W Izraelu także toczy się w tej sprawie śledztwo.

– Jego wyniki mają średnie znaczenie – uważa Ilona Dworak-Cousin. – Znaczenie ma jedynie to, czy młodzież, która odwiedza Polskę, nadal będzie ją traktować jak wrogi i zupełnie obcy kraj.

Zarówno Stowarzyszenie Przyjaźni Izrael–Polska, jak i Związek Krakowian w Izraelu próbują dziś przekonać władze swojego kraju, by nie wysyłały więcej nastolatków do obozów zagłady w Polsce. Szanse na to są niewielkie.

– Te wycieczki to przede wszystkim wielki biznes dla ich organizatorów – przyznaje Lili Haber. – W tym również dla izraelskich ochroniarzy.

Komentować mi się tego nie chce. Fakt, iż żydowscy ochroniarze bezkarnie panoszą się w Polsce, iż polska policja bezczelnie łamie prawo, aby zadowolić Żydów – jasno dowodzi, czyje interesy reprezentuje nasz „patriotyczno-prawicowo-katolicki” rząd.

GDZIE RZYM, GDZIE KRYM czyli – Gdzie Teheran, gdzie Warszawa. Krzysztof Baliński

GDZIE RZYM, GDZIE KRYM czyli Gdzie Teheran, gdzie Warszawa

Krzysztof Baliński

Wojna zaczęła się 13 czerwca. Trwała 12 dni. O co w niej chodziło? Izrael głosi, że „najbardziej humanistyczna” armia na świecie (copyright© by rabin Stambler) odniosła sukces unicestwiając irański program atomowy. Jeśli tak, to dlaczego nie doprowadzili wojny do końca i nie obalili reżimu ajatollahów? A może to Iran wygrał wojnę? A może amerykańskie bomby zrzucone na Iran to tylko fajerwerk i mistyfikacja, której celem było „wybawienie” Netanjahu z opresji?

Czas nazwać rzeczy po imieniu: To nie była wojna Trumpa z Iranem, ale potyczka Trumpa z Netanjahu, z której Trump wyszedł obronną ręką, bo nie dał się do wojny wciągnąć. Netanjahu nie chce dopuścić do normalizacji stosunków amerykańsko-irańskich, bo niczego bardziej się nie obawia, jak pokoju na Bliskim Wschodzie. Deklarowany przez niego cel – obalenie reżimu ajatollahów to propaganda, gdyż ajatollahowie z bombą są mu potrzebni do mówienia o „wiecznym zagrożeniu irańskim”. Netanjahu próbuje desperacko obalić zamysł Trumpa ze zmniejszeniem zaangażowania na Bliskim Wschodzie i skupieniu na innych regionach świata, a Trump uratował główny filar swej geopolityki – doktrynę MAGA.

Netanjahu poniżył prezydenta USA, ale znając Trumpa możemy być pewni, że raczej prędzej niż później weźmie na Netanjahu rewanż. W jaki sposób? Kolorową rewolucją czyli „regime change”, ale nie w Teheranie tylko w Tel Awiwie, i pomoże mu w tym to, że Izrael jest na progu wojny domowej. Tym samym zapisze się w dyplomatycznych annałach, jako jedyny amerykański prezydent, który nie pozwolił Netanjahu wodzić się za nos.

Nastąpił niespotykany wzrost nastrojów antyizraelskich i tym samym antyżydowskich. I to nie tylko w USA, ale na całym świecie. Amerykanie, zmęczenie ciągle rosnącymi izraelskimi żądaniami, coraz częściej zadają pytanie: Czy w interesie Ameryki są niekończące się wojny Izraela, które niemal doprowadziły kraj do bankructwa?

To nie koniec wojny Izraela z Iranem (i tym samym starcia Netanjahu z Trumpem). To tylko zawieszenie ognia, którego Netanjahu nie będzie przestrzegał (tak, jak nie przestrzegał poprzednich) i które będzie systematycznie naruszał, poprzez prowokowanie Iranu i prowokowanie Trumpa.

Wojna pokazała nie tylko siłę lobby izraelskiego, ale i siłę propagandy żydowskiej, której głównym wektorem jest: Każdy, kto mówi o stawianiu na pierwszym miejscu interesów Ameryki, każdy, kto mówi o „neutralnym podejściu do konfliktu irańsko-izraelskiego” i każdy, kto nie popiera z entuzjazmem zbrodni Izraela jest antysemitąi sojusznikiem terrorystów.

Netanjahu głosi, że broni całego cywilizowanego świata przed barbarzyńcami. Gdy prowadził naloty na Iran, jak mantrę powtarzał: „To wojna cywilizacji z barbarzyństwem”. Gdy pół roku temu bombardował Liban, w ONZ przemawiał: „Podczas gdy Izrael walczy z siłami barbarzyństwa pod wodzą Iranu, wszystkie cywilizowane kraje powinny stać za nim murem”. Gdy prowadził dywanowe naloty na szpitale w Gazie, w Kongresie ogłosił: „Irańska oś terroru staje naprzeciw Ameryki, Izraela i naszych arabskich przyjaciół. To zderzenie barbarzyństwa i cywilizacji”. Wcześniej to samo głosił w sprawie Iraku i też go posłuchali – wzięli udział w inwazja na Bagdad, a ta pochłonęła setki tysięcy ludzkich istnień, doprowadziła do powstania państwa islamskiego, potwornej wojny w Syrii, kryzysu z imigrantami oraz ludobójstwa w Gazie. A tak na marginesie: Czy nie przypomina to sytuacji, gdy nam zdołali skutecznie wmówili, że mały chazarski czyli azjatycki Żydek z Krzywego Rogu broni cywilizacji europejskiej przed Azjatą Putinem?

Hasło „America first” Trump rzucił po raz pierwszy w 2016 roku, przypominając, że awantura iracka przyniosła śmierć 4 tysiącom amerykańskich żołnierzy, że „wydaliśmy 4 biliony dolarów, aby obalić jednego człowieka”. Nie pozostawił też suchej nitki na elicie z obu partii (zaludnionej – nawiasem mówiąc – potomkami żydokomuny z Europy Wschodniej): „Pozbądźmy się ich i Ameryka znowu będzie wielka”. Przypomnijmy, że kiedy oświadczył: „Żaden kraj dobrze się nie rozwijał, jeśli swoich interesów nie stawiał na pierwszym miejscu”,lobby żydowskie wszczęło rwetes, bo każdy, kto mówi o neutralnym podejściu do konfliktów na Bliskim Wschodzie jest antysemitą.

Przypomnijmy też, że pod pretekstem obalenia Saddama, który miał produkować broń masowego rażenia, dokonali inwazji na Bagdad. Do wojny wciągnęli Polskę, a w imieniu Polaków wojnę Arabom wydał syn rabina. Na wojnie Polska nie zyskała nic. Koszty snów o potędze (bo za udział w agresji nasz sojusznik obiecał nam zostanie mocarstwem regionalnymi że będzie umierał za Gdańsk) wyniosły 3 miliardy zł i 720 milionów dolarów z umorzenia irackiego długu. W zamian, na otarcie łez, dostaliśmy od Amerykanów zardzewiałą fregatę, 40-letnie samoloty transportowe, rachunek na 12 miliardów za F-16, logo „okupanta Iraku” i roszczenia hien cmentarnych spod znaku Przemysł Holokaustu. Zarobili jedynie towarzysze z SLD. Za organizację ośrodka tortur w Starych Kiejkutach dostali od CIA 15 mln dolarów, a na intratną fuchę we władzach okupacyjnych Iraku załapał się Marek Belka. A Kwaśniewskiemu obiecali tylko stanowisko sekretarza generalnego ONZ.

Do wojny z Irakiem (tak, jak dziś do wojny z Iranem) zagrzewała Anne Applebaum. I wkrótce potem została dyrektorem politycznym w instytucie z siedzibą w Dubaju (którego właściciele są w 100 procentach Żydami), gdzie sowicie opłacana zajęła się głoszeniem demokracji w Iranie. Także Radek Applebaum, gdy był w Parlamencie Europejskim, dorabiał w Dubaju. W lutym 2023 stał się bohaterem dziennikarskiego śledztwa, które wykazało, że każdego roku otrzymuje z Dubaju przelew na 93 tysiące euro, i że na forum Parlamentu Europejskiego regularnie atakuje Iran. Nasze „dociekliwe inaczej” media pisały o pieniądzach z Emiratów, a chodziło o pieniądze od tych samych Żydów, którzy finansują jego żonę.

W tym miejscu refleksja: To nie nasza wojna (tak, jak nie naszą jest ta Ukrainy z Rosją) i trzymajmy się od niej z daleka. Weźmy sobie za credo słowa kardynała Stefana Wyszyńskiego: „Każdy naród pracuje przede wszystkim dla siebie, a nieszczęściem jest zajmowanie się całym światem kosztem własnej ojczyzny”. I zawsze zadajmy pytanie: Jaki w tym interes ma Polska? Nie oznacza to, że nasza sympatia powinna być po stronie Iranu, bo w interesie Polski jest maksymalne osłabienie Izraela, państwa Polsce wrogiego i do Polski zgłaszającego roszczenia. No i także dlatego, bo Izrael zbombardował Isfahan, po części polskie miasto, do którego w czasie wojny trafiły polskie sieroty ewakuowane wraz z armią gen. Andersa z Sowietów, i gdzie znajduje się polski cmentarz. Nawiasem mówiąc:Dlaczego ogłosili wrogami Rosję i Iran, dwa państwa, które żadnych roszczeń wobec Polski nie mają, a za najbliższych przyjaciół uznali Izrael i Ukrainę, dwa państwa, które roszczenia mają a nawet publicznie je głoszą?

Co jeszcze wspólnego mają Iran i Polska? To części większej układanki, obejmującej także Ukrainę i Rosję. I pytanie: „Gdzie Krym, gdzie Rzym”, czyli „Gdzie Warszawa, gdzie Teheran” nie może dziwić. Potwierdzają to redaktorzy dwóch rzekomo wrogich sobie gazet – Adam Michnik i Tomasz Sakiewicz oraz szefowie dwóch rzekomo wrogich sobie telewizji – TVN i TV Republika, zgodnie wzywający do rozprawienia się z „krwawym satrapą” na Kremlu i „krwawym ajatollahem” w Teheranie.

Uderza wyjątkowa jednomyślność „polskiej” klasy politycznej w podejście do „Wojny Perskiej” (copyright© by Grzegorz Braun). Drobne animozje wynikają jedynie z licytowania się, kto jest bardziej proizraelski i kto dla Żydów zrobi więcej. Tusk wobec wojny zachowuje się tak, jak każe mu kanclerz Niemiec. Mateusz Morawiecki, jak nakazuje mu zew krwi. AKaczyński? Jak mu podpowiada kolega z ławy szkolnej Lejb Fogelman, który oprócz zajmowania się prywatyzacją, fuzjami i przejęciami polskich przedsiębiorstw, nie przepuszcza żadnej okazji, żeby udzielać zbawiennych wskazówek krajowi, na którym pasożytuje: „Atak Izraela na Iran jest ‘polską racją stanu’ a interesy Polski tożsame z interesami Izraela”. Sekunduje mu Teofil Bartoszewski: „Żydzi są naszymi braćmi. Musimy się z państwem Izrael identyfikować”, a dla „Gazety Wyborczej”: „Poparcie dla Izraela jest dziś przejawem po prostu człowieczeństwa”. No i przypomnijmy, że przy okazji beatyfikacji rodziny Ulmów skutecznie wpojono Polakom przekonanie, że prawdziwym bohaterstwem jest poświęcenie swojej rodziny w imię ratowania Żydów.

Wielkim złudzeniem okazała się solidarność świata islamskiego, arabskich sąsiadów i „arabskiej ulicy” z Iranem. Urojeniem okazała się solidarność Palestyńczyków z Gazy, którym wcześniej Iran pomagał. Więcej solidarności niż „państwo palestyńskie” okazała odległa RPA. A jeśli ktoś pomógł, to opinia publiczna w Ameryce i w Europie. W tym miejscu informacja: Palestyńczycy, których gościmy w Polsce, odmówili udziału w konferencji żydoznawczej, a w tym samym czasie wzięli udział w paradzie pederastów i lesbijek w Warszawie.

Mitem okazało się też, że za Iranem stoi Rosja, a wielkim uproszczeniem mówienie, że to odwieczny przyjaciel Arabów i Irańczyków. Rosja jest w doskonałych relacjach z Izraelem. Można nawet pokusić się o nazwanie tego politycznym i militarnym sojuszem. Na Bliskim Wschodzie nastąpiło przypieczętowanie wspólnych interesów obu państw. Za rosyjskie koncesje na Bliskim Wschodzie Izrael uznał aneksję Krymu. Avi Dichter, były szef izraelskiej bezpieki zdradził: „Rosja nie jest naszym wrogiem i nie mamy problemu z jej stałą obecnością wojskową w Syrii […] to supermocarstwo i sojusznik chcący zająć strategiczną pozycję w regionie, co Izrael przyjmuje z zadowoleniem”. Uzupełnił go ówczesny minister obrony Izraela: „Rosjanie rozumieją nasze interesy, a my rozumiemy ich interesy”.

Gdy Putin składał swą pierwszą wizytę w Jerozolimie, prezydent Izraela wychwalał go jako „największego przyjaciela Izraela”, a premier witał słowami „Jesteś wśród braci”. Sam Netanjahu był w Moskwie kilkanaście razy. W kordialnych relacjach z Putinem jest nie tylko on. Duża część mieszkańców Izraela ma do Rosji sentyment, mówi po rosyjsku, zachowuje rosyjskie obywatelstwo, głosuje na Putina, a skupiająca imigrantów z ZSRR i Rosji partia Avigdora Libermana zwana jest izraelskim oddziałem partii Единая Россия. Elementem rosyjsko-izraelskich gierek jest nie tylko półtora miliona sowieckich Żydów, ale też kilkadziesiąt tysięcy imigrantów zatrudnionych w izraelskich resortach siłowych i w dyplomacji. Tamtejszy noblista Amos Oz, w wywiadzie dla jednej z polskich gazet, przyznał, że jego kraj stał się schronieniem dla co najmniej 20 tysięcy byłych oficerów KGB. I tu pytania: Czy FSB i Mosad współpracują tylko na Bliskim Wschodzie? Czy nie współdziałają w Polsce?

To, że Putin to najbardziej filosemickim przywódcą jest w Rosji delikatnym tematem i publicznie nie wolno go poruszać. Ale „Jerusalem Post” mógł napisać: „Przyjazny stosunek Putina do Żydów może wynikać z tego, że w dzieciństwie opiekowali się nim oraz karmili żydowscy sąsiedzi, zaś jego ulubionym nauczycielem był Żyd, i wielu jego przyjaciół to Żydzi. Putin słusznie zdaje sobie sprawę, że czystki Stalina i dyskryminacja Żydów, która trwała aż do upadku Związku Radzieckiego, zaszkodziła Rosji. Tak samo jak masowy eksodus sowieckich Żydów”. To samo zdradził nowojorski „Tablet”, w tekście pod tytułem „Putin i Żydzi”: „Putin ma reputację filosemity, a relacje z Izraelem oraz społecznością żydowską są dla niego bardzo ważne. Szacunek dla Żydów i jego osobiste zaangażowanie w sprawy tyczące rosyjskiego żydostwa na pewno są szczere. Jedną oligarchię mocno żydowską zastąpił swoją oligarchią. Ta nowa, której roszczenia do bogactwa polegają na niezachwianej lojalności wobec Putina, ma również licznych przedstawicieli żydowskich, takich jak jego przyjaciele z dzieciństwa, bracia Rottenbergowie”.

A co to ma wspólnego z Polską? Otóż, doskonałe relacje Izraela i Rosji są dla Polski zagrożeniem między innymi dlatego, że oba kraje koordynują swoje polityki historyczne, które mają antypolskie ostrze. Izrael przyjął stalinowską narrację w odniesieniu do II Wojny Światowej: Zaczęła się w 1941 r. w momencie agresji Nazistów na radziecki Lwów. Wcześniej wojny nie było, był tylko „pokojowy marsz” Armii Czerwonej na Wilno, Białystok i Lwów dla „ochrony mienia i życia Ukraińców i Białorusinów”. Polska odpowiada za wybuch wojny, bo sprowokowała Hitlera i nie wpuściła Armii Czerwonej, która spieszyła jej z pomocą. AK, w przerwach pozorowanych walk z Niemcami, zabawiała się strzelaniem do Żydów podczas antyradzieckiej manifestacji politycznej, jaką było Powstanie Warszawskie. No i pamiętajmy, że to Putin o przedwojennym ambasadorze RP w Berlinie powiedział: „Drań i antysemicka świnia”. Co prawda jest też autorem kilka korzystnych dla polskiej narracji wypowiedzi o rzezi wołyńskiej i o kulcie Bandery, ale zawsze składał je w kontekście rzezi na Żydach.

I jeszcze jedno – cytowana izraelska gazeta stwierdza: „Ukryte wsparcie Rosji dla skrajnie prawicowych antysemickich partii politycznych w różnych krajach należy rozumieć jako strategię destabilizującą te kraje, a nie wyraz wspierania ideologii antysemityzmu”. A dlaczego akurat to jest ważne? Bo w Polsce jest całkiem spora grupa takich, którzy liczą na wsparcie Putina w starciu z żydowskimi roszczeniowcami, którym marzy się rosyjski garnizon w Przemyślu, dla obrony przed pogrobowcami Bandery. Tymczasem w zamyśle Putin, na pozostawionej Zełenskiemu części Ukrainy ma powstać państewko w stylu Kosowa, które będzie destabilizowało Polskę.

Jaka jeszcze inna nauczka płynie z Wojny Perskiej?

– Izrael mógł bezkarnie bombardować Iran, który nie ma broni atomowej, a nie bombardował Pakistanu, który taką broń ma. Kadafi nie miał bomby atomowej i nie żyje, a Kim Dzong Un ma bombę i żyje, a nawet rozmawiał z Trumpem jak równy z równym.

– Liczmy tylko na siebie i zbrójmy się po zęby, a nie pozbywajmy się broni na rzecz Zełenskiego i żydowskich oligarchów.

– Nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło – broni się pozbyliśmy, przyszedł czas na pozbycie się generałów i wszystkich zaprzańców z obu partii, i za Trumpem, który o odpowiedzialnych za wojnę z Irakiem powiedział „Pozbądźmy się ich i Ameryka znowu będzie wielka”, róbmy to samo.

Krzysztof Baliński

Studium patologii: Czy istnieje plan syjonistów?

Studium patologii: Czy istnieje plan syjonistów?

RK

Ich plan to kontynuowanie eskalacji, dopóki nie zostaną zmuszeni do jej zaprzestania – przez niszczycielską wojnę, paraliżujące sankcje, wewnętrzny upadek, albo wojnę domową (najlepiej: wszystko naraz).

Syjoniści mają notorycznie martwy mózg i martwą duszę, ponieważ są zwiedzeni przez szatana. Oni doskonale wiedzą, że nie mogą przejąć Bliskiego Wschodu i podporządkować całej ludzkości swoim rządom. Byłoby to jedynym sposobem, w jaki mogliby cenzurować “krytykę Izraela” i powstrzymać opór na zawsze. Wiedzą, że to niemożliwe (chyba że Bóg wkroczy i interweniuje w ich psychopatycznym imieniu, co jest wykluczone z racji Bożego planu stworzenia).

Ich planem nie jest konkretne osiągnięcie; planem jest śmierć lub aresztowanie podczas podejmowania niszczycielskiej próby. To nie jest plan, ale odwieczna tęsknota, której nie są w stanie kontrolować. Oni muszą ponieść klęskę w czymś wielkim, a następnie opłakiwać zniszczenie i porażkę, tak jak tak bardzo lubią robić Żydzi aszkenazyjscy.

Uczynili żałobę i skargi na ludzkość centrum swojej kultury i tożsamości, i to jest dokładnie przestrzeń mentalna, do której chcą wrócić. To jedyna przestrzeń, w której poczują się bezpiecznie i jak w domu: kiedy są znienawidzeni i wszystko, co zbudowali, zostanie zniszczone. Dla nich taki scenariusz jest ostatecznym dowodem na to, że naprawdę zostali w wybrani przez Boga.

To brzmi psychotycznie, ale tak jest. Niemniej jednak, to jest ich chora zbiorowa tęsknota: próbować wielkich porażek i powrotu do pocieszającego poczucia prześladowań i nienawiści.

Dlatego robią te wszystkie sprzeczne z ludzką intuicją rzeczy (z punktu widzenia instynktu samozachowawczego). Chcą być powstrzymani. Pragną być oczerniani i znienawidzeni. Oni rozkoszują się odwzajemnioną nienawiścią znienawidzonych przez siebie gojów. To ich pociesza i koi. Kiedy są znienawidzeni, w swoim umyśle stają się ponownie wiecznymi Żydami, wypełniając wiernie dekrety starożytnej żydowskiej egzystencji.

Nie mają nic przeciwko byciu znienawidzonymi. Oni to uwielbiają i tym się skrycie delektują. Gdyby zdać sobie z tego sprawę, wszystkie irracjonalne zachowania żydów zaczynają mieć sens. Tu nie ma żadnej racjonalności.

Już dawno temu zachodnie mocarstwa powinny były to sobie uświadomić. Gdyby zatrzymali Izrael rok lub dekadę temu, mogli uratować siebie i swój system. Ale teraz stali się zbyt zaangażowani i znienawidzili samych siebie wskutek tej karygodnej bezczynności.

W swojej głupocie, niemoralności i korupcji, zachodnie mocarstwa czekają, aż Izrael odzyska zdrowe zmysły (których nigdy nie posiadał), aby opanować rzeczywistość, aby przestać ulegać haniebnym ludobójczym fantazjom. Ale powinni wiedzieć, że Izrael nigdy się nie zatrzyma, ponieważ chce być zmuszony do zatrzymania, a następnie złamany. Nie chce niczego innego i będzie nadal eskalować i szaleć, coraz bardziej spektakularnie, aż dostanie to, czego naprawdę pragnie jego serce: zniszczenie i demontaż żydowskiego państwa i kolejna poważna, historyczna żydowska katastrofa.

Zachodnie mocarstwa powinny były interweniować dawno temu, aby powstrzymać to szaleństwo i być może pomóc syjonizmowi wydobyć się z tej nieuleczalnej choroby. Ale oni tego nie zrobili, popełniając niewybaczalny grzech zaniechania. Może dlatego, że potajemnie podzielają to głębokie, perwersyjne życzenie autodestrukcji.

„Bibi zachowywał się jak szaleniec”: Biały Dom Trumpa podobno uważa, że Netanjahu „wymknął się spod kontroli”

„Bibi zachowywał się jak szaleniec”: Biały Dom Trumpa podobno uważa, że Netanjahu „wymknął się spod kontroli”

Źródło: https://www.mediaite.com/media/news/bibi-acted-like-a-madman-trump-white-house-reportedly-thinks-netanyahu-is-out-of-control/

DR IGNACY NOWOPOLSKI JUL 23

Według doniesień Biały Dom prezydenta Donalda Trumpa uważa, że premier Izraela Benjamin Netanjahu zachowuje się „jak szaleniec” — po ostatnich atakach Izraela na syryjskie cele rządowe.

Według nowego raportu korespondentów Axios, Baraka Ravida i Marca Caputo , Biały Dom uważa, że Netanjahu podważa wysiłki Trumpa zmierzające do osiągnięcia pokoju.

„Bibi zachowywał się jak szaleniec” – powiedział anonimowy urzędnik Białego Domu portalowi Axios. „Cały czas wszystko bombarduje”.

Inny amerykański urzędnik powiedział agencji Axios: „Netanjahu czasami zachowuje się jak dziecko, które po prostu nie chce się dobrze zachowywać”.

Sam Trump wściekle zadzwonił do Netanjahu po tym, jak Izrael zbombardował jedyny kościół katolicki w Strefie Gazy w czwartek. Po tym, jak Netanjahu powiedział Trumpowi, że bombardowanie było błędem, Trump zażądał od rządu Izraela publicznego oświadczenia w tej sprawie – co też uczynił.

Mimo obaw administracji dotyczących Netanjahu i reakcji Trumpa na czwartkowy atak, Axios donosi, że „nie jest jasne”, czy podziela on frustrację swoich doradców. Trump wielokrotnie bronił Netanjahu w ostatnich miesiącach – szczególnie w sprawie korupcji, z którą się mierzy.

„Byłem zszokowany, słysząc, że państwo Izrael, które właśnie przeżyło jeden z największych momentów w swojej historii i któremu zdecydowanie przewodzi Bibi Netanjahu, kontynuuje absurdalne polowanie na czarownice przeciwko premierowi z czasów Wielkiej Wojny!” – napisał Trump 25 czerwca. Dodał: „Bibi Netanjahu był WOJOWNIKIEM, jak prawdopodobnie żaden inny wojownik w historii Izraela”.

29 czerwca Trump zagroził także wstrzymaniem amerykańskiej pomocy dla Izraela, jeśli zarzuty wobec Netanjahu nie zostaną wycofane.

A mimo to ludzie w Gabinecie tracą zaufanie do premiera.

„Mam wrażenie, że każdego dnia dzieje się coś nowego” – powiedział anonimowy urzędnik USA w rozmowie z Axios. „Co do cholery?”

Amunicja w formie wiedzy: Baha Hilo i jego walka o wolność Palestyny

Agnieszka Piwar 2025-07-22 https://piwar.info/amunicja-w-formie-wiedzy-baha-hilo-i-jego-walka-o-wolnosc-palestyny/

Uważa, że wiedza to siła. Wychodzi z założenia, że nie powinniśmy kształtować swoich opinii na podstawie pogłosek. Opanowany, spokojny, serdeczny. Nie szuka poklasku ani zemsty. Zdeterminowany, ale cierpliwy. Palestyński edukator, Baha Hilo, oczarował mnie sposobem, w jaki zdecydował się walczyć o wolność. Poznaliśmy się jesienią 2024 roku w Katowicach, kiedy z cyklem wykładów przemierzał nasz kraj.

Baha Hilo to aktywny działacz, który poświęca się szerzeniu rzetelnej wiedzy o sytuacji politycznej i społecznej w Palestynie. W swoich wystąpieniach, wykładach i działaniach edukacyjnych konsekwentnie demaskuje dezinformację, oferując obraz oparty na faktach, a nie na mitach czy uproszczonych narracjach.

Jego misją jest ukazywanie prawdziwego oblicza konfliktu, a także krytyczna analiza sposobu, w jaki sprawa Palestyny bywa przedstawiana w mediach i międzynarodowych debatach. Hilo wielokrotnie podkreśla, że edukacja jest kluczowym narzędziem w walce o wolność – im większe zrozumienie, tym większa szansa na zmianę.

Działalność Hilo wykracza poza wykłady – obejmuje także upowszechnianie wiedzy o historii i kulturze Palestyny oraz nagłaśnianie problemów związanych z okupacją, propagandą i marginalizacją narodu palestyńskiego na forum międzynarodowym.

Strategia dezinformacji – celowa konfuzja

„Próbując zrozumieć, co naprawdę dzieje się w Palestynie, nie znajdowałem odpowiedzi – jedynie zamęt. Ten chaos w przedstawianiu sytuacji nie jest przypadkowy. To celowa konfuzja” – podkreślił Baha Hilo, rozpoczynając wykład przed publicznością ze Śląska. Prelegent przyznał, że nie miał gotowych rozwiązań dla „problemu palestyńskiego”, a zamiast klarowności napotykał sprzeczne informacje. W jego ocenie, źródłem tego stanu nie jest ignorancja, lecz przemyślana strategia dezinformacji.

„Izrael i Palestyna to dwa różne słowa, ale odnoszą się do tej samej geografii. Właśnie w tym, jak nazywamy to miejsce, tkwi problem. Najczęściej Palestynę nazywa się Izraelem. To nie są dwa odrębne miejsca – to ta sama ziemia” – mówił.

Baha Hilo zaprezentował mapę z izraelskiego Ministerstwa Rolnictwa. „Pokazując ją ambasadorowi Palestyny, powiedziałby, że to Palestyna. Ale ten sam dokument, w oczach ambasadora Izraela, przedstawia Izrael. To samo miejsce, dwie narracje” – zauważył.

Podobną sytuację nazewniczą, jak w przypadku Palestyny i Izraela, Hilo zauważył w Niemczech. „W języku angielskim mówimy ‚Germany’, po niemiecku – ‚Deutschland’. To te same Niemcy. Nikt nie twierdzi, że przyjechał do Germany, a potem wyjechał do Deutschland. Tymczasem w kontekście Bliskiego Wschodu słyszymy: ‚pojechałem do Izraela, a potem wyjechałem do Palestyny’” – zauważył.

„Jeśli wasza wiedza o tej ziemi ogranicza się do poznania jej przez pryzmat nazwy ‚Izrael’, nigdy nie zrozumiecie, co tam naprawdę się dzieje” – dodał Hilo.

Dla Palestyńczyków zmiana nazwy Palestyny na Izrael to nie tylko kwestia geograficzna, ale wręcz obraźliwa. „Gdyby mnie zapytano, dlaczego nie używam nazwy ‚Izrael’, odpowiedź jest prosta: zmiana nazwy to zapomnienie o naszej tożsamości, naszej historii” – podkreślił.

System pozwoleń – życie na cudzych zasadach

Choć Palestyna jest geograficznie niewielka – porównywalna z jednym polskim województwem – jej obecność w globalnych mediach przewyższa wiele innych państw, w tym Polskę. Jak zauważył Hilo, medialna ekspozycja nie przyczynia się jednak do rozwiązania problemu – przeciwnie, często go pogłębia. Palestyna bywa przedstawiana w sposób, który zamiast wyjaśniać, wprowadza zamęt i kreuje fałszywy obraz rzeczywistości.

„Jeśli urodzisz się w palestyńskiej rodzinie, jesteś skazany na opresję. Twoje życie jest ograniczone przez politykę, której nie możesz zmienić. Jeśli urodzisz się w żydowskiej rodzinie, twoje prawa są chronione przez prawo. Masz lepszy status, masz wolność. Palestyńczycy tego nie mają” – wyjaśnił prelegent. Hilo porównał sytuację Palestyńczyków do nierówności rasowej w Afryce, gdzie osoby urodzone w rodzinach białych miały wyższy status niż rdzenni mieszkańcy [por. apartheid w RPA].

Edukator wskazał na systematyczną kontrolę, jaką Izrael sprawuje nad Palestyńczykami. Mówił o punktach kontrolnych, przez które muszą przechodzić, by przemieszczać się po własnej ziemi. – Znam tę rzeczywistość, bo sam urodziłem się na tej ziemi. Jeśli nie masz izraelskiego pozwolenia, nie możesz się poruszać. Wszystko jest pod kontrolą – podkreślił.

– Mój brat Mohamed musiał opuścić Palestynę i nigdy nie może wrócić do domu. Ten sam rząd, który mnie wpuszcza, jemu odmawia – mówił. – Jeśli wy chcielibyście odwiedzić Palestynę, również potrzebujecie izraelskiego pozwolenia. Dlaczego? Bo to Izrael kontroluje każdą granicę tego kraju. Aby się tam dostać, musicie przejść przez izraelskie punkty kontrolne. Zrozumieliście? – zapytał, spoglądając łagodnym wzrokiem na widownię.

Hilo zaznaczył, że kontrola nad Palestyńczykami nie kończy się na przeszkodach fizycznych. Każdego dnia doświadczają oni ograniczeń swobód, które mają na celu całkowite podporządkowanie ludzkiego życia politycznym interesom. „To nie tylko sprawa przejść i punktów kontrolnych. To codzienna kontrola wszystkiego, co Palestyńczycy robią, mówią, i planują” – podsumował, podkreślając brutalność tego systemu.

Ideologia pod przykrywką wiary

Aby wyjaśnić początek konfliktu, prelegent wskazał, jak ideologia oparta na wierzeniach została użyta do uzasadnienia stworzenia Izraela. Odniósł się do roli religii [judaizmu] w kształtowaniu narracji na temat Palestyny i Izraela, porównując wiarę, która jest subiektywna i trudna do udowodnienia, do historii powstania Izraela. Zwrócił uwagę, że ideologia stojąca za stworzeniem Izraela opiera się na wierzeniach [„naród wybrany” przez Boga, etc.], które nie mają dowodów naukowych.

Baha Hilo podkreślił, że decyzja o utworzeniu „ziemi obiecanej” dla żydów na terenach Palestyny wynikała z przekonań, które nie podlegają tradycyjnej weryfikacji, podobnie jak inne teorie religijne. Przypomniał, że w 1897 roku, podczas I Światowego Kongresu Syjonistycznego w Bazylei, zapadła decyzja, aby Palestyna stała się miejscem wyłącznie dla żydów. Prelegent zauważył, że ta „wiara” w prawo żydów do ziemi Palestyny nie opiera się na faktach, lecz na ideologii.

Prelegent zwrócił uwagę, że wszystkie wydarzenia od powstania Izraela po dziś dzień są ze sobą ściśle powiązane. Dodał, że osoby wątpiące w przedstawiane tezy mogą sięgnąć po biografie uczestników tych procesów – wszystko jest dobrze udokumentowane. Zauważył, że proces kolonizacji, obejmujący zdobywanie nowych terytoriów i osiedlanie się na nich, nie był postrzegany jako przestępstwo, lecz jako norma polityczna i społeczna. Kolonializm traktowano jako porządek społeczny, który wszyscy – według ówczesnych kolonizatorów – powinni przyjąć.

Ku przestrodze, Baha Hilo nawiązał do tragicznej historii rdzennych ludów (m.in. Maorysów, rdzennych mieszkańców Ameryki Północnej), które w wyniku brutalnych działań kolonialnych spotkały się z eksterminacją, a ich istnienie zostało wymazane z historii. Podkreślił, że kolonizacja nie tylko zmieniała granice, ale prowadziła do głębokich strat kulturowych, społecznych i demograficznych, co miało miejsce nie tylko w Palestynie, ale i w innych częściach świata.

Wskazał także, że oprócz eksterminacji, kolonizacja często przybierała formę przymusowego przesiedlenia, czyli czystek etnicznych. Jako przykład podał Cypr, gdzie doszło do przymusowego przesiedlenia Arabów i muzułmanów na północ oraz chrześcijan na południe wyspy.

W odniesieniu do Palestyny zaznaczył, że decyzje podjęte na konferencji w Bazylei w 1897 roku zakładały usunięcie rdzennych mieszkańców Palestyny z ich ziem, co miało na celu ich przymusowe przesiedlenie. Od 1917 roku, kiedy Wielka Brytania przyjęła ten plan, a realizację rozpoczęto w 1919 roku, nie minął ani jeden miesiąc, w którym nie dochodziłoby do przesiedleń palestyńskich rodzin, miast i wiosek.

Bezgraniczna brutalność kolonialistów

Baha Hilo podkreślił, że to, co dzieje się dzisiaj w Gazie, wpisuje się w historyczny schemat, który przez dziesięciolecia zdominował Palestynę. Żeby to zobrazować, zaprezentował zdjęcia przedstawiające największe miasta Palestyny, część z nich wykonano w 1946 roku, inne w 1948 roku. Szczególnie widać na nich zniszczenia Jaffy – największego palestyńskiego miasta tamtych czasów.

Prelegent zaznaczył, że nie była to duża armia, która zniszczyła Jaffę, ale mimo to udało im się osiągnąć swój cel. Dodał, że dziś, patrząc na zniszczenia w Gazie, można dostrzec niemal identyczny obraz. Różnicą jest to, że współczesne działania wojenne wykorzystują znacznie większe siły zbrojne oraz zaawansowaną technologię – nowoczesne środki militarnego przymusu sprawiają, że te zniszczenia są jeszcze bardziej spektakularne.

Hilo wyjaśnił, że wojna nie kończy się po jej zakończeniu. Nie jest to tylko powrót do domu, jak wielu może sądzić. Celem tamtej wojny było usunięcie ludzi z ich ziemi i uniemożliwienie im powrotu. Dodał, że wydarzenia z 1948 roku, znane jako Nakba, wciąż określane są mianem pierwszego ludobójstwa, ponieważ tysiące Palestyńczyków zostały zamordowane lub zmuszone do przesiedlenia w ramach realizacji tego celu.

Prelegent zaznaczył, że choć niektórzy mówią o wojnie, zapominają, że po wojnie można wrócić do domu – czego Palestyńczycy nie mogli zrobić. I ta sytuacja trwa, nie zmieniając się od lat. Hilo stwierdził, że aby stworzyć żydowską ojczyznę w Palestynie, niezbędne było usunięcie Palestyńczyków, co stało się głównym celem tej polityki.

W tym kontekście Hilo przypomniał słowa pochodzącego z Polski przewodniczącego Agencji Żydowskiej (organ wykonawczy Światowej Organizacji Syjonistycznej). Dawid Ben Gurion, który w 1948 roku został pierwszym premierem Izraela, powiedział:

«Musi być jasne, że nie ma miejsca w kraju dla obu narodów. Jeśli Arabowie opuszczą go, kraj stanie się przestronny dla nas. Jedynym rozwiązaniem jest ziemia Izraela bez Arabów. Nie ma miejsca na kompromis. Nie ma innej drogi, jak tylko przenieść Arabów stąd do krajów sąsiednich – przenieść wszystkich, może oprócz kilku».

Baha Hilo przyznał, że te słowa, choć dziś brzmią przerażająco, były rzeczywistością, którą próbowano zrealizować. Zwrócił uwagę, że to szczególnie niezręczne, iż Polak, który od 1936 roku pełnił kluczową rolę w Światowej Organizacji Syjonistów, a potem został premierem Izraela, głosił takie poglądy, że nie ma miejsca dla Palestyńczyków w Palestynie.

Selektywne obywatelstwo i systemowa nierówność

Baha Hilo poruszył również kwestię izraelskiego prawa obywatelskiego, wskazując na jego selektywny i wykluczający charakter. Jak zauważył, zgodnie z obowiązującymi zasadami, osoba urodzona z matki żydówki może ubiegać się o izraelskie obywatelstwo. Proces ten jednak nie przebiega przez oficjalne kanały dyplomatyczne, lecz przez Światową Organizację Syjonistyczną – prywatną strukturę działającą na rzecz ideologii syjonistycznej.

– Znam wielu żydów, którzy mimo pochodzenia nie otrzymali izraelskiego obywatelstwa – mówił. – To pokazuje, że nawet wśród żydów prowadzi się selekcję według kryterium ideologicznego. Obywatelstwo nie jest prawem, lecz przywilejem dla tych, którzy pasują do państwowej narracji.

Prelegent zaznaczył, że system ten wyklucza także tych, którzy formalnie spełniają wymogi. Państwo Izrael decyduje, kto jest „właściwym” żydem – a więc godnym życia w kraju zbudowanym na założeniach ideologii syjonistycznej. Tym samym, obywatelstwo staje się narzędziem politycznej kontroli.

Hilo podkreślił także, że choć Izrael uchodzi za demokrację, wybory nie są wystarczającym kryterium, by tak o nim mówić. – W Korei Północnej również odbywają się wybory – zauważył – ale nikt nie uważa tego państwa za wolne i demokratyczne.

W Izraelu głosować mogą jedynie tzw. „Arabowie Izraelczycy”, czyli obywatele palestyńskiego pochodzenia mieszkający na terenie uznanym za Izrael. Jednak ich status społeczny i polityczny nadal nie jest równy wobec obywateli żydowskich. Z kolei Palestyńczycy żyjący na terenach okupowanych w ogóle nie mają prawa głosu – mimo że podlegają izraelskim decyzjom politycznym i wojskowym.

– Często słyszymy, że niektórzy Arabowie żyjący w Izraelu mówią, że „nie jest tak źle”, że „da się żyć” – mówił Hilo. – Ale to przypomina relacje ludzi, którzy z nostalgią wspominają niemiecką okupację, albo byłych niewolników nazywających przymusową pracę „nieopłacaną robotą”. Takie opowieści jednostek nie zmieniają faktu: w Izraelu równość obywatelska to fikcja. Strukturalna nierówność ma tu charakter instytucjonalny, a zasada równości – zdaniem tego państwa – po prostu „nie jest w porządku”.

Dom zniszczony, rachunek wystawiony

Kolejną ilustracją systemowej nierówności – jak podkreślił Baha Hilo – jest sytuacja Palestyńczyków zamieszkujących Wschodnią Jerozolimę. Po izraelskim przejęciu miasta w 1967 roku nadano im status tzw. „stałych rezydentów”. Oznacza to, że mieszkają na własnej ziemi, ale bez pełni praw obywatelskich – są traktowani jak obywatele drugiej kategorii.

Od tamtej pory władze izraelskie prowadzą systematyczną kampanię kolonizacji: niebieskie linie na planach urbanistycznych wyznaczają miejsca, w których zburzono palestyńskie domy, by zrobić przestrzeń pod budownictwo przeznaczone wyłącznie dla żydów.

Oficjalnie tłumaczy się to tym, że Arabowie „budują nielegalnie”. – Ale prawda jest taka – zaznaczył Hilo – że nie mają możliwości budować legalnie, bo nie otrzymują zezwoleń. W jednym tylko roku złożono 400 wniosków o pozwolenie na budowę – zatwierdzono zaledwie 17. Mimo to Palestyńczycy próbują – organizują materiały, budują własnym sumptem, mając świadomość, że ich dom może zostać w każdej chwili zburzony.

Czasem podejmują próbę obrony, zatrudniając izraelskich prawników i składając odwołania – wtedy dom może jeszcze przez jakiś czas pozostać nietknięty. Jednak po zakończeniu postępowania izraelskie służby pojawiają się i dokonują rozbiórki. – A co najbardziej absurdalne – mówił Hilo – właściciel otrzymuje rachunek za przeprowadzenie tej rozbiórki. Często jest to kwota przekraczająca 35 tysięcy euro.

Ten mechanizm najczęściej stosuje się w Jerozolimie, jednak podobne praktyki funkcjonują również na Zachodnim Brzegu.

Palestyńczycy jako intruzi na własnej ziemi

Baha Hilo wskazał, że najbardziej skomplikowany system represji prawnych i administracyjnych wobec Palestyńczyków funkcjonuje na Zachodnim Brzegu. Chociaż termin „Zachodni Brzeg” jest współczesny, w izraelskiej narracji często pojawia się nazwa „region Yad Vashem”. Bez względu na używaną nazwę, jedno jest pewne: terytorium to należy do Palestyńczyków, którzy są traktowani jak intruzi na własnej ziemi.

Hilo wyjaśnił, że izraelskie prawo wojskowe składa się z ponad 1600 rozkazów, których żaden żołnierz nie jest w stanie zapamiętać. Ta liczba sugeruje, że działania wojska opierają się na ogólnych założeniach, które nie zawsze są zgodne z etyką czy prawem międzynarodowym. Izraelscy żołnierze często uważają, że wszystko, co robią, jest zgodne z przepisami, mimo że w praktyce mogą one prowadzić do brutalnych i nielegalnych działań.

Z tego chaosu przepisów wynikają tragiczne pomyłki. Palestyńczycy, zwłaszcza młodsze osoby, nie zawsze wiedzą, jakie zasady obowiązują, co prowadzi do aresztowań i skazań za drobne przewinienia, które w innych warunkach zostałyby zignorowane. Izraelscy osadnicy łamiący prawo są traktowani w sposób szczególny, ponieważ w wieku 14 lat są uważani za nieletnich. Natomiast, gdy Palestyńczycy łamią izraelskie prawo wojskowe, są traktowani jak dorośli, niezależnie od wieku. Najmłodszy skazany Palestyńczyk miał zaledwie 8 lat, co unaocznia brutalność tego systemu.

Izraelska armia stworzyła system zamkniętych stref wojskowych, który obejmuje jedną trzecią Zachodniego Brzegu, co oznacza, że mieszkańcy tych stref nie mogą się swobodnie poruszać. Każde przekroczenie granicy strefy może skutkować brutalnym traktowaniem, w tym zabójstwem.

Zniszczono również ponad 48 tysięcy domów, zmuszając Palestyńczyków do migracji i pozbawiając ich szans na stabilne życie. Hilo zaznaczył, że zniszczenie domów i przemoc to nie przypadek – to narzędzie mające na celu złamanie ducha Palestyńczyków i zmuszenie ich do milczenia. Po 7 października 2023 roku represje tylko się nasiliły.

Zamknięte strefy wojskowe, punkty kontrolne i bariery fizyczne stworzyły system izolacji, który całkowicie uniemożliwia Palestyńczykom swobodne przemieszczanie się po swoim terytorium. Granice te dzielą nie tylko ziemię, ale także ludzi, utrudniając normalne życie i uniemożliwiając spotkania, a tym samym wspólną walkę o cele i prawa Palestyńczyków.

Historia podziału i ciągły brak zgody na rozwiązanie

Baha Hilo przypomniał, że korzenie konfliktu izraelsko-palestyńskiego sięgają ponad wieku. W 1917 roku Wielka Brytania, bez pytania o zdanie mieszkańców Palestyny, ogłosiła Deklarację Balfoura. Tym jednym dokumentem rozpoczął się proces politycznego podporządkowania Palestyńczyków. Już wtedy dało się wyczuć nadchodzący dramat – Palestyńczycy odrzucili deklarację, a ich głos został zignorowany.

Kolejne propozycje podziału Palestyny tylko pogłębiały poczucie niesprawiedliwości. Miały powstać trzy byty państwowe: Izrael – z 75% terytorium, Egipt – z 4%, a Jordania – z resztą. To z tej części wzięła się późniejsza nazwa „Zachodni Brzeg”. Dla Palestyńczyków był to absurd – nikt nie pytał ich o zdanie, a ich ziemię dzielono jak łup. Od początku sprzeciwiali się każdej próbie dzielenia ich ojczyzny, wiedząc, że oznacza to wymazanie ich praw i tożsamości – podkreślił Hilo.

Pomimo tych sprzeciwów, izraelscy przywódcy dalej forsowali podział – chcieli „rozwiązania”, w którym Palestyńczycy zostaną przesunięci do Jordanii, a teren Palestyny stanie się żydowskim państwem. Po 1993 roku nadeszła nowa formuła – tzw. rozwiązanie dwupaństwowe. Brzmiało jak kompromis: Zachodni Brzeg i Gaza miały należeć do Palestyńczyków. Ale z czasem stało się jasne, że były to puste deklaracje – ocenił palestyński aktywista.

Do 1999 roku Zachodni Brzeg rozbito na trzy strefy. Każda z nich miała inny stopień kontroli, ale to Izrael trzymał wszystkie klucze. Zamiast obiecanego państwa – więcej blokad, więcej posterunków, więcej kolonii. Obietnice wolności zamieniono na mapy opresji – zaznaczył Hilo.

W 2000 roku Izrael znów wyszedł z propozycją podziału. Brzmiała znajomo – Palestyńczycy dostaną „brązowe strefy”, ale większość ziemi pozostanie pod izraelską kontrolą. Nawet jeśli formalnie coś oddano, w praktyce miało to działać jak wynajem z zastrzeżeniem: nic bez zgody Tel Awiwu. Palestyńczycy odrzucili ten projekt. I kiedy w 2020 roku wrócono do niego w zmienionej formie – odpowiedź znów była jednoznaczna: nie.

Dla Palestyńczyków to nie tylko konflikt o granice. To walka o godność, o przetrwanie, o prawo do samostanowienia. A każda kolejna próba „rozwiązania” bez ich głosu i zgody tylko pogłębia ranę. Zamiast pokoju – ciągłe podziały, upokorzenie i cierpienie – podsumował prelegent z Palestyny.

Wystąpienie Baha Hilo odebrałam jako świadectwo człowieka, który uczynił swoje życie narzędziem oporu. Palestyńczyk wykazał, że systemowa nierówność nie kończy się na bombach i czołgach. Ma także subtelniejsze formy: prawa faworyzujące jednych, mapy zacierające narody, narracje, które odbierają tożsamość.

W świecie, w którym dominują uproszczenia i polityczne interesy, głos Hilo przypomina, że sprawiedliwość to nie pusty slogan. To historia, która nie kończy się na granicach – to opowieść o tym, jak łatwo zapomnieć o ludziach, którzy walczą o prawo do istnienia.

Agnieszka Piwar

cegiełka na działalność dziennikarską

Artykuł został opublikowany w książce „Holokaust Palestyńczyków”.

O Izrealu i jego nieświętej religii

Izrael i światowe religie; Cz. III

Uległość Trumpa wobec Izraela i rządzącego Stanami żydostwa, zaowocowała nowym niezwykle niebezpiecznym punktem zapalnym.

DR IGNACY NOWOPOLSKI JUL 14

Na wstępie trzeba, oddać sprawiedliwość Trumpowi, że zrobił wszystko co w jego mocy, by tylko taktycznie ugiąć się pod żądaniami Netanyahu i pro forma uderzyć w „irańskie obiekty nuklearne”, które były w momencie ataku ewakuowane.

Niemniej sama akceptacja, kolejnej zbrodni Izraela, polegającej tym razem na niesprowokowanym ataku dronami i rakietami na Iran oraz zamordowaniu wiodących naukowców i polityków tego państwa, rozpoczęła nowy rozdział w historii tego regionu, która zakończyła 80 letni okres, kiedy to plemię żmijowe powróciło do swego gniazda.

Jak zawsze, w kilku tysięczno-letniej historii tego plemienia, nie mogło ono znaleźć wspólnego języka ze swymi również semickim sąsiadami. Jak zwykle też uciekło się do zbrodni, by zapewnić swym „wybrańcom” to co im się rzekomo od Boga należy: czyli WSZYSTKO!

Gdyby plemieniu temu udał się podbój całego świata, to dalej rościło by ono pretensje do księżyca, Marsa, Słońca, całego układu planetarnego, całego Wszechświata. Bo to wszystko jemu, jego bóg-szatan dał w prezencie!

Starotestamentowe kłamstwa na ten temat wpajają od wieków nasi „chrześcijańscy duszpasterze” i inni wszelkiego wyznania i proweniencji!

I tak to narastająca agresja i zbrodnie Izraela, ponownie po dwu tysiącach lat, przemieniły tą połać, w ZIEMIĘ NIEŚWIĘTĄ.

W swym odwetowym ataku, Iran zdewastował znaczną część Izraela, ale powstrzymał się od ataków na obiekty sakralne, które z zasady respektuje.

Nie zmitygowało to Tel Awiwu, ani o jotę i nie zaprzestał on mordów palestyńskich kobiet i dzieci ani na sekundę.

Problem Ziemi Nieświętej nie został więc rozwiązany, ale znając plemię żmijowe, po wylizaniu ran, ruszy ono z amerykańską pomocą do kolejnego ataku. Tym razem Iran obiecuje pełną rozprawę z Izraelem. Czy dotrzyma słowa?

Czy zmiecie z powierzchni ziemi plemię żmijowe, by w końcu nastał pokój i Władza Boska?

Mam co do tego poważne wątpliwości, biorąc pod uwagę fakt, że Stwórca dał księciu kłamstwa swobodę konstruowania globalizmu ZIK?!

Ponadto, członkowie plemienia żmijowego zainstalowani się w prawie każdym państwie świata i nie ustają w swej szatańskiej kreciej działalności ani na chwilę!

Tak więc, prawdą jest to co zarzucają Trumpowi, że rozpoczyna wiele projektów, ale nie udaje mu się zakończyć ani jednego. No nie zupełnie, udaje mu się przyspieszyć nieuniknioną katastrofę ZIK. A to jest najważniejsze!

„Iluzja zwycięstwa”: Izraelski dziennikarz ujawnia cenzurę w Tel Awiwie

„Iluzja zwycięstwa”:

izraelski dziennikarz ujawnia cenzurę w Tel Awiwie

podczas 12-dniowej wojny

Źródło: https://www.presstv.ir/Detail/2025/07/09/750882/Israeli-journalist-Raviv-Drucker-Iran-aggression-Israeli-Military-Censor

DR IGNACY NOWOPOLSKI JUL 11
Scena zniszczonego budynku mieszkalnego w wyniku uderzenia irańskiej rakiety balistycznej w Bat Jam na okupowanych terytoriach, 15 czerwca 2025 r. (Zdjęcie izraelskich mediów)

Znany izraelski dziennikarz i komentator polityczny rzucił światło na wysoki poziom cenzury stosowanej przez izraelski reżim podczas niedawnej 12-dniowej wojny agresywnej przeciwko Republice Islamskiej, podkreślając, że izraelska policja groziła mu i uniemożliwiała mu filmowanie w miejscach, które były celem irańskich dronów i rakiet.

Raviv Drucker z izraelskiego Kanału 13 powiedział w programie telewizyjnym, że Izraelska Cenzura Wojskowa, czyli jednostka wywiadowcza izraelskiego wojska, której zadaniem jest przeprowadzanie cenzury prewencyjnej na okupowanych terytoriach, stała się narzędziem w rękach reżimu w Tel Awiwie, służącym do zniekształcania faktów.

Drucker podkreślił, że w pewnym przypadku izraelscy policjanci zabronili mu filmowania rozmiarów zniszczeń spowodowanych irańskimi atakami, mówiąc: „Kiedy pokazałem im moją legitymację prasową, ściszyli głos i powiedzieli: »Filmowanie jest tutaj zabronione, [izraelski cenzor wojskowy] tego nie pochwala«”.

Izraelski dziennikarz powiedział, że po przeczytaniu artykułu w The Telegraph o pięciu bazach wojskowych, które podczas wojny zostały zaatakowane przez irańskie rakiety, uświadomił sobie, że jedną z nich była ta sama baza, którą widział na własne oczy.

„Cenzura nie jest wprowadzana ze względów bezpieczeństwa, lecz po to, by chronić iluzję zwycięstwa. Celem nie jest uniemożliwienie dotarcia informacji do Irańczyków, ponieważ wiedzą oni dokładnie, gdzie ich celem są; celem jest raczej uniemożliwienie Izraelczykom poznania rozmiaru szkód, jakie ponieśliśmy” – powiedział Drucker.

Cenzura nie chroni tu ludzkiego życia, lecz narracje, i w tej sytuacji pojawia się poważne pytanie: czy dziennikarze powinni się podporządkować? Czy nadal jesteśmy strażnikami informacji, czy cichymi wspólnikami? Boimy się, że zostaniemy uznani za niepatriotów, dlatego wolimy być wspólnikami w kłamstwie. Ta cenzura uparcie ukrywa rzeczy, które są całkowicie jasne dla [prawie-] każdego dzięki dostępowi do internetu.

Izraelski komentator polityczny podkreślił, że cenzura nie będzie ukrywać informacji, które mogłyby zagrozić przyszłym działaniom reżimu, lecz raczej tuszować niepowodzenia, które już się wydarzyły.

„Sama cenzura [izraelskiego wojska] zdaje sobie sprawę, że jej historyczna rola uległa zmianie. Wcześniej chroniła życie żołnierzy, ale teraz chroni reputację polityków. W przeszłości ukrywała sekrety; teraz ukrywa rzeczy nagrane przez satelitę, opublikowane na Twitterze i przeanalizowane w Telegramie” – powiedział Drucker.

„Nie chodzi już o ochronę bezpieczeństwa, ale o propagandę. Nadal możemy to nazywać Izraelskim Cenzorem Wojskowym, ale między nami mówiąc, to po prostu kolejna grupa WhatsApp, do której kancelaria premiera wysyła polecenia”.

Izraelski urzędnik wojskowy przyznaje, że Iran uderzył w obiekty wojskowe podczas 12-dniowej wojny

Reżim izraelski rozpoczął w godzinach porannych 13 czerwca bezprecedensową falę agresji na irańską infrastrukturę wojskową i cywilną, w wyniku której zginęły setki osób, w tym kobiety i dzieci, a także kilkunastu wysokich rangą dowódców wojskowych.

W odpowiedzi irańskie siły zbrojne, dowodzone przez Korpus Strażników Rewolucji Islamskiej (IRGC), rozpoczęły potężną i bezprecedensową kampanię odwetową pod nazwą Operacja Prawdziwa Obietnica III przeciwko reżimowi izraelskiemu. Zaatakowano główne placówki wojskowe, wywiadowcze, przemysłowe, energetyczne i badawczo-rozwojowe na okupowanych terytoriach.

Reżim izraelski został zmuszony 24 czerwca do jednostronnego ogłoszenia zaprzestania agresji, co w jego imieniu ogłosił prezydent USA Donald Trump.

Zaszufladkowano do kategorii Wojna | Otagowano

Iran otrzymuje chińskie baterie rakiet ziemia-powietrze po porozumieniu o zawieszeniu broni z Izraelem

Iran otrzymuje chińskie baterie rakiet ziemia-powietrze

po porozumieniu o zawieszeniu broni z Izraelem

DR IGNACY NOWOPOLSKI JUL 11
Pojazdy wojskowe przenoszące rakiety ziemia-powietrze HHQ-9B biorą udział w paradzie wojskowej na placu Tian’anmen w Pekinie, 1 października 2019 r., z okazji 70. rocznicy powstania Chińskiej Republiki Ludowej.

Iran przejął chińskie baterie rakiet ziemia-powietrze, a Teheran szybko odbudowuje linie obronne zniszczone przez Izrael podczas ostatniego 12-dniowego konfliktu – poinformowały źródła Middle East Eye.

Dostawy chińskich baterii rakiet ziemia-powietrze nastąpiły po zawarciu 24 czerwca faktycznego rozejmu między Iranem a Izraelem, powiedział MEE arabski urzędnik mający wiedzę na temat informacji wywiadowczych.

Inny arabski urzędnik, który chciał zachować anonimowość ze względu na konieczność omówienia poufnych informacji wywiadowczych, stwierdził, że arabscy ​​sojusznicy USA wiedzą o wysiłkach Teheranu mających na celu „wsparcie i wzmocnienie” obrony powietrznej i że Biały Dom został poinformowany o postępach Iranu.

Urzędnicy nie podali, ile pocisków ziemia-powietrze (SAM) Iran otrzymał od Chin od zakończenia walk. Jeden z arabskich urzędników stwierdził jednak, że Iran płaci za SAM-y dostawami ropy naftowej.

Chiny są największym importerem irańskiej ropy naftowej. Amerykańska Agencja Informacji Energetycznej (EIA) w raporcie z maja zasugerowała , że ​​prawie 90 procent irańskiego eksportu ropy naftowej i kondensatu trafia do Pekinu.

Od kilku lat Chiny importują rekordowe ilości irańskiej ropy naftowej, pomimo sankcji USA, wykorzystując takie kraje jak Malezja jako węzły przeładunkowe, aby ukryć pochodzenie surowca.

„Irańczycy stosują kreatywne metody handlu” – powiedział MEE drugi arabski urzędnik.

Premier Izraela Benjamin Netanjahu i prezydent USA Donald Trump podczas spotkania w poniedziałek omówili kwestie Iranu i jego programu nuklearnego.

Pogłębianie relacji

Dostawy te oznaczają pogłębienie relacji Pekinu z Teheranem i następują w momencie, gdy niektórzy na Zachodzie zauważyli, że Chiny i Rosja zachowują dystans wobec Iranu w obliczu bezprecedensowych ataków Izraela.

Podczas konfliktu Izrael uzyskał przewagę powietrzną nad Iranem, niszcząc wyrzutnie rakiet balistycznych i mordując irańskich generałów i naukowców.

Mimo to rząd przetrwał ataki.

Udało mu się również kontynuować ostrzał rakietami balistycznymi Izraela, niszcząc multum newralgicznych miejsc w Tel Awiwie i Hajfie i innych miejscach, zanim Trump, w imieniu Izraela, poprosił Iran o zawieszenie broni.

Pod koniec lat 80. Iran otrzymał pociski manewrujące HY-2 Silkworm z Chin za pośrednictwem Korei Północnej, gdy ten prowadził wojnę z Irakiem.

Republika Islamska użyła tych pocisków do ataku na Kuwejt i tankowiec pływający pod banderą USA podczas tzw. wojen tankowców. W 2010 roku pojawiły się doniesienia, że ​​Iran otrzymał od Chin pociski przeciwlotnicze HQ9.

Uważa się, że Iran wykorzystuje rosyjski system S-300, który może zwalczać samoloty i bezzałogowe statki powietrzne, a także zapewniać pewną obronę przed pociskami manewrującymi i balistycznymi, a także starsze chińskie systemy i lokalnie produkowane baterie, takie jak seria Khordad i Bavar-373.

Kłamliwa zachodnia propaganda twierdzi, że systemy te mają ograniczoną zdolność zestrzelenia amerykańskiego samolotu bojowego F-35, którego operatorem jest Izrael, pomimo faktów zaprzeczających temu twierdzeniu i zademonstrowania pilota F-35 po wzięciu jego do niewoli w wyniku zestrzelenia tego “niezwyciężonego samolotu”.

Chiny sprzedają już Pakistanowi systemy obrony powietrznej HQ-9 i HQ-16. Według doniesień, chiński system HQ-9 ma również posiadać Egipt .

Nie Rosja, Iran otrzymuje ogromną nową dostawę rakiet od… | Objawienie pośród spotkania Netanjahu-Trump | Izrael

Hindustan Times – 9 lipca 2025 r.

Izraelskie media: Odbudowa zniszczeń po irańskich atakach zajmie lata

Odbudowa zniszczeń po irańskich atakach zajmie lata: izraelskie media

Z nowego raportu izraelskich mediów wynika, że ​​irańskie działania odwetowe przeciwko Izraelowi podczas 12-dniowej agresji sponsorowanej przez USA.

https://www.presstv.ir/Detail/2025/07/03/750537/Iran-US-Israel-Tel-Aviv-Ma-ariv-Erez-Ben-Eliezer-

DR IGNACY NOWOPOLSKI JUL 6

Zniszczone budynki po irańskim ataku rakietowym na Beit Yam na terenach okupowanych, 15 czerwca. (Zdjęcie: Reuters)

Hebrajskojęzyczna gazeta Ma’ariv, cytując źródła, poinformowała w czwartek, że w rejonie Tel Awiwu odnotowano najwięcej zniszczeń budowlanych na skutek irańskich ataków rakietowych.

W raporcie wskazano również, że co najmniej 200 dużych budynków zostało poważnie uszkodzonych, a dziesiątki z nich trzeba będzie całkowicie zburzyć.

Poważne zniszczenia dotknęły takie dzielnice jak Ramat Gan, Bnei Brak, Givatim, Holon, Beit Yam, Ramat Hasharon i Herzliya.

W wyniku trafienia rakiet w Tel Awiw, obszary Ramat Gan, Beit Yam, Holon i Bene Berak doznały znacznych zniszczeń” – czytamy w raporcie.

Erez Ben-Eliezer, planista obszaru Tel Awiwu, potwierdził również, że gęsto zaludniony obszar Tel Awiwu doznał największych zniszczeń podczas wojny narzuconej przez USA i Izrael przeciwko Iranowi. Stwierdził, że odbudowa co najmniej 200 poważnie uszkodzonych budynków zajmie lata.

Według izraelskich mediów i raportów ekonomicznych, Izrael poniósł szacunkowe 12 miliardów dolarów bezpośrednich strat w wyniku 12-dniowej wojny agresywnej z Iranem, a łączna suma strat może wzrosnąć do 20 miliardów dolarów.

Instytut Weizmanna: Jak irańskie rakiety uderzyły w serce izraelskiego centrum naukowo-wojskowego

Instytut Weizmanna: Irańskie rakiety uderzyły w serce izraelskiego centrum naukowo-wojskowego

Irańskie ataki rakietowe zniszczyły Instytut Weizmanna, ważny ośrodek badawczy powiązany z wojskiem, niszcząc dziesięciolecia pracy naukowej i ujawniając jego tajną rolę wojskową.

Straty obejmują wydatki na cele wojskowe, szkody spowodowane atakami rakietowymi, wypłaty dla poszkodowanych osób i przedsiębiorstw oraz naprawy infrastruktury.

Eksperci ostrzegają, że ostateczna suma może wynieść 20 miliardów dolarów, gdy tylko zostaną w pełni uwzględnione pośrednie skutki ekonomiczne i roszczenia cywilne dotyczące odszkodowań.

Jak wynika z danych opublikowanych przez prawicową gazetę „Israel Hayom”, jak dotąd do funduszu odszkodowawczego reżimu wpłynęło ponad 41 000 wniosków, a liczba ta jest znacznie większa.

Izraelska gazeta „Jedi’ot Achronoth” podała wcześniej, że skarb państwa poniósł już straty w wysokości 22 miliardów szekli (6,46 miliarda dolarów).

Wojsko izraelskie stara się teraz o dodatkowe 40 miliardów szekli (11,7 miliardów dolarów) na uzupełnienie zapasów broni, zakup dodatkowych myśliwców przechwytujących i broni ofensywnej oraz utrzymanie jednostek rezerwowych. Przed wojną wnioskowano o 10 miliardów, a później o 30 miliardów szekli.

Izrael zmaga się ze skutkami irańskich ataków rakietowych

Izrael zmaga się ze skutkami irańskich ataków rakietowych

Teraz wychodzi na jaw prawdziwa skala zniszczeń spowodowanych odwetowymi atakami rakietowymi Iranu.

Analitycy ekonomiczni ostrzegali, że przedłużanie wojny może doprowadzić gospodarkę Izraela na skraj załamania.[Nic to.. Wujek SAM każe wam dopłacić.. md]

13 czerwca Izrael rozpoczął niesprowokowaną agresję przeciwko Iranowi, atakując obiekty nuklearne i mordując wysokich rangą dowódców wojskowych i naukowców, a także zwykłych cywilów.

W odpowiedzi Iran wystrzelił setki rakiet balistycznych i dronów, które uderzyły w wiele newralgicznych i strategicznych lokalizacji w Izraelu, co potwierdziły izraelskie media.

Izrael został zmuszony do jednostronnego zaakceptowania zaproponowanego przez USA zawieszenia broni po poniesieniu ciężkich strat i nieudanej próbie zniszczenia irańskiej infrastruktury nuklearnej.

Źródło: https://www.presstv.ir/Detail/2025/07/03/750537/Iran-US-Israel-Tel-Aviv-Ma-ariv-Erez-Ben-Eliezer-

Ciche a bezczelne mocarstwo nuklearne

Ciche mocarstwo nuklearne

Marucha w dniu 2025-07-03 marucha/ciche-mocarstwo-nuklearne

Sednem niedawnej wojny na Bliskim Wschodzie były sprawy energii. Tej najpotężniejszej, ale też i najbardziej zabójczej. Energii atomu. Nie ma chyba bardziej zafałszowanego w skali globalnej tematu, niż nuklearny układ na Bliskim Wschodzie.


Przez Bliski Wschód przetoczyła się kolejna wojna. Na szczęście krótka, 12-dniowa. Jednak jej powody i uwarunkowania są zakłamywane na globalną skalę.

Wmawia się nam ciągle, że Iran jest zagrożeniem, że już za chwilę będzie miał broń jądrową, że może nią zaatakować Izrael i świat cały. I tak od ponad 30 lat. Przecież nawet amerykańskie wyrzutnie rakiet w Polsce i Rumunii, skierowane przeciwko Rosji, miały być – tak to oficjalnie uzasadniano – osłoną przez irańskimi pociskami balistycznymi z głowicami jądrowymi. Zakłamanie takie doskonale znamy z naszego podwórka, politycy i media latami straszyli nas legendarnym już dzisiaj „zakręceniem kurka” przez Rosję. Ale przy Izraelu i jego ataku na irańskie instalacje hipokryzja osiągnęła niebotyczne rozmiary.

Przejdźmy więc do faktów. Jeśli zadać sobie pytanie: kto na Bliskim Wschodzie posiada broń jądrową, to odpowiedź jest prosta: NIKT, oprócz Izraela.

I nic nie wskazuje na to, że Persowie pracują nad jej uzyskaniem. Oficjalnie utrzymują tę tezę amerykańskie służby wywiadu, a Międzynarodowa Agencja Energii Nuklearnej (IAEA) ogłasza, że nie ma żadnych dowodów na istnienie nuklearnego programu militarnego Iranu. A przecież jest to najbardziej restrykcyjnie kontrolowany program atomowy świata.

To podstawa do zrozumienia ostatnich wydarzeń, a poza tym trzeba podkreślić fakt, że Iran ratyfikował Układ o Nierozprzestrzenianiu Broni Jądrowej (NPT). Dopuszcza do swoich obiektów inspektorów IAEA i informuje publicznie o wzbogacaniu uranu. Jednak pomimo tego od prawie pół wieku znajduje się pod sankcjami i presją Zachodu. I jest przezeń uznany za zagrożenie tylko z powodu osiągnięcia wysokiego potencjału naukowego i technicznego w atomie.

Izrael, druga strona tego zbrojnego starcia, to dokładna przeciwność Iranu. Realnie dysponuje bronią jądrową (szacunkowo 80-200 głowic) i nigdy nie podpisał Układu NPT. Nie przyjmuje inspektorów IAEA i oficjalnie „nie potwierdza ani nie zaprzecza”, że prowadzi tajny program jądrowy.

„Wszyscy wiedzą”, jak jest realnie, a pomimo to Izrael cieszy się pełnym wsparciem informacyjnym, technologicznym i wojskowym Zachodu. Na dodatek uznawany za ostoję demokracji i ofiarę agresji… I co publicznie (a wbrew wielu europejskim państwom) zadeklarowała unijna „caryca” Ursula von der Leyen, Izrael „ma prawo się bronić”.

Izrael, który pół wieku temu wszedł w posiadanie broni jądrowej, osiągnąwszy status cichego mocarstwa nuklearnego, dzięki niej ma zapewnioną bezwzględną dominację w regionie. Ale tego mu mało. Rozpoczął kampanię, które przypomina starą sztuczkę kieszonkowców, gdy ograbiwszy ofiarę, krzyczeli „łapaj złodzieja!”. Na niej zbudował swoją pozycję dzisiejszy premier Netanyahu.

On już od 1992 roku krzyczy coraz głośniej o zagrożeniu nuklearnym ze strony Iranu. Najpierw jako młody parlamentarzysta Knesetu, później rozwinął swoją kampanię na Amerykę, chcąc wciągnąć Wielkiego Sojusznika w tę konfrontację. I znajduje możnych sojuszników, przypomnijmy choćby niedoszłego prezydenta McCaina, podśpiewującego „Bomb, bomb Iran…”, czy obecnego prezydenta Trumpa, publikującego takie kawałki na swoim social media. A dzisiaj także realnie bombardującego Iran.

Występy premiera Netanyahu wyszły na globalną arenę, gdy w ONZ prezentował światu (bo skwapliwie nagłaśniały go media) rysunek bomby, którą już, już miał mieć gotową Iran. A było to już 13 lat temu, a Iran wciąż jej nie ma, choć według żydowskiego premiera i globalnych mediów, jest wciąż… o włos od jej zbudowania.

Izrael wykorzystując swoje wpływy w Ameryce, a także w globalnym układzie władzy, próbuje nie dopuścić, by nuklearna karta wypadła mu z ręki. I stosuje wszelkie środki – od globalnej perswazji i zakłamania medialnego (która jest przyczyną napisania tego artykułu) aż do użycia przemocy. Najnowsza (słowo „ostatnia” tu z pewnością nie pasuje) wojna 12-dniowa, jest już którymś z rzędu przykładem użycia siły militarnej i aktem terroryzmu międzynarodowego, którego państwo żydowskie się dopuszcza.

Andrzej Szczęśniak https://myslpolska.info/

Zaszufladkowano do kategorii Wojna | Otagowano

Gorzki kąsek. I co przyszło Chazarom z tej wojny?

Gorzki kąsek. I co przyszło Chazarom z tej wojny?

Autor: pokutujący łotr , 2 lipca 2025

Mapa udanych ataków irańskich na Izrael podczas wojny 12-dniowej, zwana “mapą Larry’ego Johnsona”

Mimo usilnych starań izraelskich cenzorów, aby ukryć zniszczenia, jakie Iran wyrządził Izraelowi gradem pocisków balistycznych podczas wojny 12-dniowej, dostępne już są  informacje, które obalają mit, że Izrael miał niezwyciężoną obronę powietrzną. Ta mapa ujawnia miejsca, które były celem ataku Iranu. Na podstawie nagrań wideo z ataków w Hajfie i Tel Awiwie uważam, że mapa dokładnie przedstawia ogromną skalę irańskiego ataku.

Po raz pierwszy w swojej historii Izrael poniósł tak duże straty.

Według różnych doniesień izraelskich mediów, zniszczenia objęły budynki mieszkalne, infrastrukturę naukową (np. laboratoria w Instytucie Weizmanna w Rechowot), kompleks Ministerstwa Obrony Izraela i centra handlowe, takie jak Giełda Papierów Wartościowych w Tel Awiwie. Iran uderzył również w cel wojskowy w pobliżu Centrum Medycznego Soroka w Beer Szewie. Centrum medyczne zostało uderzone falą uderzeniową, która spowodowała rozległe uszkodzenia konstrukcyjne, wyciek chemikaliów i dziesiątki obrażeń. Izraelska prasa twierdziła, że ​​był to bezpośredni atak na Centrum Soroka, ale fakt, że nikt nie zginął, podważa to twierdzenie.

Iran uderzył również w następujące obszary mieszkalne, rzekomo atakując izraelskich oficerów wojskowych i wywiadowczych: Bat Jam: 9 zabitych, ~200 rannych; zniszczone wysokie budynki mieszkalne. Ramat Gan: dziewięć zniszczonych budynków, setki przesiedlonych. Hajfa i Tel Awiw: ataki w pobliżu kwater głównych wojska („Kirya”) i dzielnic cywilnych. Iran spowodował również poważne szkody w porcie w Hajfie i porcie w Aszdodzie (uwaga, nie miałem żadnych informacji o tym ostatnim, kiedy pisałem wczoraj), a także w rafineriach w Hajfie i Aszdodzie.

Izrael utrzymywał całkowitą niewiedzę na temat szkód w swoich obiektach wojskowych i wywiadowczych, ale miejsca wskazane na powyższej mapie wskazują, że Iran prawdopodobnie odniósł podobny sukces, jaki zaobserwowano w Hajfie i Tel Awiwie.

W sieci krąży wiele zdjęć i  filmów pokazujących Tel Awiw — przed i po. Centrum miasta to w wielu miejscach morze ruin. Izrael poczuł na własnej skórze, co zrobił Palestyńczykom w Strefie Gazy; jest to gorzki kąsek.

Fragment  komentarza Larry’ego C. Johnsona (z 27.06.25)


Larry C. Johnson jest byłym oficerem CIA i analitykiem wywiadu, a także byłym planistą i doradcą w Biurze Zwalczania Terroryzmu Departamentu Stanu USA. Jako niezależny wykonawca przez 24 lata prowadził szkolenia dla amerykańskiej wojskowej społeczności operacji specjalnych. Obecnie prowadzi stronę internetową Sonar21

Machina wojny wymknęła się spod kontroli – i idzie po CIEBIE | PŁK Douglas Macgregor

Maszyna wojenna wymknęła się spod kontroli – i idzie po CIEBIE | PŁK Douglas Macgregor

Wideo z polskim dubbingiem

DR IGNACY NOWOPOLSKI JUL 1

Maszyna wojenna wymknęła się spod kontroli — i nadchodzi po CIEBIE | PŁK Douglas Macgregor

Można napisy czytać Wstrząsająco odległe od oficjalnej opowieści i propagandy.

W razie kłopotów z nagraniem oryginał jest tu:

https://www.youtube.com/watch?v=DBIRAjoSB_M

Izrael pobił rekord Hitlera: Palestyńczycy w GAZIE otrzymują mniej kalorii niż Żydzi w niemieckich obozach koncentracyjnych

Izrael pobił rekord Hitlera: Palestyńczycy otrzymują mniej kalorii niż Żydzi w nazistowskich obozach koncentracyjnych

Doniesienia docierające z Gazy wskazują, że Palestyńczycy otrzymują obecnie mniej kalorii dziennie, niż przydzielano żydowskim więźniom w nazistowskich obozach koncentracyjnych w czasie Holokaustu. 

DR IGNACY NOWOPOLSKI JUL 1

Z zapisów historycznych wynika, że ​​nawet w Auschwitz więźniom wydawano trzy posiłki dziennie, dostarczające łącznie od 1200 do 1800 kalorii, podczas gdy Żydzi i sowieccy jeńcy wojenni otrzymywali od 700 do 1000 kalorii.

Posiłki zazwyczaj składały się z niesłodzonej herbaty lub kawy, litra rzadkiej zupy warzywnej, syntetycznego suplementu i czarnego chleba z margaryną lub serem — czasami kiełbasy w przypadku więźniów niebędących Żydami.

W przeciwieństwie do tego, wielu Palestyńczyków w Gazie podobno wegetuje na mniej niż 1000 kaloriach dziennie, często jedząc tylko jeden posiłek. Minimalne dzienne zapotrzebowanie kaloryczne dla człowieka wynosi 2100 kalorii.

Kryzys humanitarny, pogłębiony przez trwającą blokadę i działania militarne, doprowadził do oskarżeń, że głód jest celowo stosowany jako metoda kontroli.

Sytuację pogarsza śmiertelne niebezpieczeństwo związane z pozyskiwaniem pomocy humanitarnej. Naoczni świadkowie i organizacje humanitarne udokumentowały liczne incydenty, w których Palestyńczycy, w tym dzieci, zostali postrzeleni podczas próby zabrania żywności i wody.

Według izraelskiej gazety Haaretz żołnierze Sił Obronnych Izraela przyznali, że otrzymali rozkaz otwarcia ognia do cywilów szukających żywności i wody w konwojach pomocy humanitarnej, aby „rozproszyć” tłumy .

Krytycy twierdzą, że takie taktyki są równoznaczne z karą zbiorową i naruszają prawo międzynarodowe. W miarę jak narasta ogólnoświatowe oburzenie, wielu domaga się pilnego i niezależnego dochodzenia w sprawie tego, czy głód jest systematycznie wykorzystywany jako broń wojenna.

Żydowska tajemnica poliszynela. Dlaczego USA zaatakowały Iran?

Żydowska tajemnica poliszynela. Dlaczego USA zaatakowały Iran?

1.07.2025 Radosław Piwowarczyk nczas/zydowska-tajemnica-poliszynela-dlaczego-usa-zaatakowaly-iran

Donald Trump oraz Benjamin Netanjahu.
Donald Trump oraz Benjamin Netanjahu. / foto: PAP/EPA

Choć umiarkowane wypowiedzi prezydenta USA Donalda Trumpa wcale na to nie wskazywały, to już kilka dni po izraelskim ataku na Iran Stany Zjednoczone bezpośrednio dołączyły do wojny, chcąc zniszczyć irański program nuklearny. Eksperci wskazywali jednak, że takie działanie wcale nie było w interesie USA, a swoimi działaniami republikański przywódca może powtórzyć błędy Georga W. Busha, który w 2003 roku zaatakował Iran. Zrozumienie decyzji sprzecznych z amerykańską racją stanu jest możliwe dzięki poznaniu żydowskiej tajemnicy poliszynela, której istnienie potwierdził były premier Leszek Miller, ujawniając treść swojej rozmowy z Benjaminem Netanjahu.

W nocy z 12 na 13 czerwca 2025 r. Izrael rozpoczął kolejną wojnę na Bliskim Wschodzie, przeprowadzając ataki na cele w Iranie. Pretekstem do rozpoczęcia akcji, której nadano kryptonim Operacja Wschodzący Lew, było rzekome nieuchronne zbliżanie się Teheranu do zdobycia broni jądrowej, co w syjonistycznej narracji powraca nieustannie od lat 90. XX wieku i zdaje się mieć tyle wspólnego z rzeczywistością, co broń chemiczna, mająca znajdować się niegdyś w Iraku Saddama Husajna.

Stacja CNN dotarła bowiem do czterech osób związanych z kręgami wywiadowczymi w USA, według których kraj położony nad Zatoką Perską nie dążył w aktywny sposób do pozyskania broni jądrowej. Początkowo zresztą postawa władz Stanów Zjednoczonych była dość zachowawcza. Prezydent Trump oświadczył, że chce „dyplomatycznego rozwiązania kwestii irańskiego programu nuklearnego”, jednak izraelscy urzędnicy opowiadali mediom w zakulisowych rozmowach, że Waszyngton dał im „zielone światło”. Już po razach wymierzonych w irańskie cele premier Netanjahu nie przebierał w słowach, lecz zapowiedział, że kierowany przez niego rząd zrobi wszystko, co konieczne, by uchronić kraj przed „egzystencjalnym zagrożeniem”.

Powszechnie bowiem wiadomo, że – zgodnie z jedyną słuszną wersją geopolityki – państwo położone w Palestynie jest immanentnie zagrożone przez państwa arabskie, które odmawiają mu prawa do istnienia, i w związku z tym nieustannie musi się bronić. Sens izraelskiej postawy trafnie uchwycił Patrick Taylor, opisując zakulisową historię żydowskich elit wojskowych, które „uparcie bronią się przed pokojem”. Tym razem pretekstem do uderzenia było przyjęcie przez Międzynarodową Agencję Energii Atomowej rezolucji, w której skrytykowano Iran za niewywiązywanie się ze zobowiązań nuklearnych. Owo poczucie zagrożenia w miłującym pokój aż do krwi świecie zachodnim wzmogły takie wypowiedzi, jak ta Najwyższego Przywódcy Islamskiej Republiki Iranu Ajatollaha Alego Chameneia, który na początku czerwca stwierdził, że Teheran nie ma zamiaru zrezygnować z programu wzbogacania uranu, podkreślając przy tym, iż żądania Stanów Zjednoczonych są sprzeczne z ich interesem narodowym.

Ostatecznie, pomimo wcześniejszego tonowania nastrojów, w nocy z 21 na 22 czerwca USA dokonały ataku na obiekty nuklearne Iranu. Szczególnie istotne miało być zadanie poważnych zniszczeń silnie ufortyfikowanym zakładom wzbogacania uranu w Fordo, czego – zdaniem ekspertów – Izrael nie byłby w stanie dokonać bez pomocy zza Wielkiej Wody. W specjalnym orędziu telewizyjnym Trump ogłosił narodowi niewyobrażalny sukces i bezwstydnie zapowiedział, że „Iran, tyran Bliskiego Wschodu, musi teraz zawrzeć pokój”, a jeśli się na to nie zgodzi, to „przyszłe ataki będą o wiele większe i o wiele łatwiejsze”.

(Nie)skrywana tajemnica

Choć niektórzy dopatrują się niezwykle dużego wpływu Izraela w nadreprezentacji osób pochodzenia żydowskiego w amerykańskiej polityce i administracji rządowej, z uwzględnieniem stanowisk kierowniczych, to prawdziwa siła państwa położonego nad wschodnim wybrzeżem Morza Śródziemnego tkwi w zakulisowym wpływie izraelskich elit na działania Waszyngtonu. John J. Mearsheimer i Stephen M. Walt w książce „Izraelskie lobby a polityka zagraniczna USA” zauważyli, iż żydowskie lobby jest w stanie sprawić, by Stany Zjednoczone podejmowały decyzje sprzyjające nie ich własnym interesom, ale właśnie izraelskim.

W kontekście relacji amerykańsko-irańskich Mearsheimer i Walt odnotowali, że „Izrael i jego lobby starają się zapobiec zmianie kursu przez Stany Zjednoczone i wyciągnięciu ręki w kierunku Teheranu”, dążąc przy tym „do realizacji coraz bardziej agresywnej i nieproduktywnej polityki”, która nie służy racji stanu USA. Wskazano przy tym, że „Izrael wraz ze swoim lobby ciężko pracował nad tym, aby zarówno administracja [Billa] Clintona, jak i [George’a W.] Busha nie próbowały osiągnąć porozumienia z Iranem, i na każdym kroku odnosił w tym względzie sukcesy”. Nie inaczej wygląda sytuacja, kiedy u steru państwa znalazł się Trump, wielokrotnie prezentujący swój skrajny filosemityzm.

Już w czasie swej pierwszej kadencji republikanin spotkał się w Gabinecie Owalnym z rabinami z sekty Chabad-Lubawicz, a ubiegając się o ponowny wybór w 2024 r., 7 października, w rocznicę ataku Hamasu na Izrael, odwiedził grób rabina Menachema Mendla Schneersona. Niespełna miesiąc wcześniej Trump zapewnił, że był „zdecydowanie najlepszym prezydentem” USA dla Izraela, a także zapowiedział, że „będzie najlepszym przyjacielem, jakiego amerykańscy żydzi kiedykolwiek mieli w Białym Domu”. Ówczesny kandydat na prezydenta wskazywał również, że jeśli przegra, to część winy przypadnie właśnie tej grupie. Ostatecznie jednak udało mu się wygrać, a więc analogicznie można było uznać, że amerykańscy żydzi się do tego przyczynili, a skoro tak, to danego słowa trzeba było dotrzymać.

Trump nie wyróżnia się jednak szczególnie pod tym względem na tle swoich poprzedników. Mearsheimer i Walt ocenili, że „wpływy proizraelskiego lobby na amerykańskie postępowanie względem Iranu szkodziły interesowi narodowemu” USA, podobnie jak miało to miejsce w przypadku ataku na Irak czy polityki wobec Palestyńczyków. Zdaniem autorów, „sprzeciwiając się poprawie relacji i współpracy z Iranem, lobby wzmocniło irański beton partyjny, pogarszając tym samym sytuację Izraela”. Sytuacja, do której doszło w połowie 2025 r., jest jedynie konsekwencją polityki amerykańsko-izraelskiej względem Iranu od ponad 30 lat.

Odpowiedzi na nurtujące pytanie, jak to właściwie jest z tym lobby i czy to pies kręci ogonem, czy może jest odwrotnie, udzielił byłemu premierowi Leszkowi Millerowi sam Netanjahu. Po latach od pożegnania się ze stołkiem szefa rządu warszawskiego postkomunista zebrał się na szczerość i przedstawił widzom Polsat News relację z dwugodzinnego spotkania, jakie odbył w 1996 r. z ówczesnym premierem Izraela. Miller miał wtedy postawić Netanjahu pytanie, czy to „znaczące elity żydowskie w Stanach Zjednoczonych kierują Izraelem”, czy też „Izrael kieruje tymi elitami i jednocześnie kieruje Stanami Zjednoczonymi”, co wpisywałoby się w teorię spiskową, której wyznawcy określają północnoamerykańskie państwo USraelem.

Były premier opowiedział, iż „Netanjahu się uśmiechnął i powiedział: Niech Pan nie ma żadnych wątpliwości, to, co robi nasza diaspora w Stanach Zjednoczonych, potężna i wpływowa, to jest to, co my chcemy, żeby robiła”. W związku z tym – wypowiadając się jeszcze przed uderzeniem USA i zakładając, że nic się w omawianej z premierem Izraela kwestii nie zmieniło – Miller ocenił, iż „reakcja Stanów Zjednoczonych na to, co się tam dzieje, wynika z tego, czego chce Netanjahu”.

Nieprzypadkowo

Były poseł Konfederacji Dobromir Sośnierz przytomnie zauważył, że „Izrael raz za razem wciąga cały świat w swoje awantury na Bliskim Wschodzie” i to właśnie państwo żydowskie jest „niegojącym się ropniem na Bliskim Wschodzie”. Nietrudno jednak odnieść wrażenia, że wbrew naiwnym głosom polityka USA wobec Izraela nie wynika z jakichś błędów, ale ma swój początek w starannie opracowanej strategii, z tym że nieprzygotowywanej wcale w Białym Domu. Uderzenie USA nie było bowiem spowodowane szaleństwem i nieprzewidywalnością, jakie zarzucają Trumpowi media mętnego nurtu, ale silnym uzależnieniem od żydowskiego lobby, z którym amerykański przywódca nawet nie próbował skończyć, a wręcz przeciwnie.