Czy polscy hierarchowie [Ryś i Krajewski] „obdarują” migrantów wiarą?

Czy polscy hierarchowie „obdarują” migrantów wiarą?

Filip Adamus https://pch24.pl/czy-polscy-hierarchowie-obdaruja-migrantow-wiara

(PCh24.pl)

W ostatnim czasie dwaj polscy kardynałowie dosadnie krytykowali środowiska niechętne masowej migracji. Papieski jałmużnik, kard. Konrad Krajewski wraz z łódzkim ordynariuszem pokazali, że są zdeterminowani, by wpoić wiernym akceptację dla polityki otwartych granic.

Wśród wielu krytycznych uwag, jakie wybrzmiały po wypowiedziach obu hierarchów, pozostaje jeszcze jednak wątpliwość do rozwiania. Czy duchowni wspierający migrację zamierzają również wyjść naprzeciw obcokrajowcom z nauką wiary i sakramentalną posługą?

Skoro hierarchowie chcą, byśmy „obdarowywali” cudzoziemców – to przecież władza duchowna powinna uwijać się, by dać im to, co najcenniejsze  w naszej cywilizacji – wiarę. Czy tę swoją odpowiedzialność biskupi chętnie podejmą – czy poprzestaną na naiwnych radach, sami ignorując swoje obowiązki? 

W niedzielę 20 lipca w kościołach diecezji łódzkiej rozbrzmiał apel o otwartość wobec migracji oraz krytyka środowisk, które niekontrolowany napływ cudzoziemców do kraju uznają za niebezpieczeństwo. Kardynał Ryś – tak jednoznacznie, jak i jednostronnie – próbował wyjaśnić wiernym, dlaczego takie myślenie uważa za niechrześcijańskie. Łódzki ordynariusz podkreślił, że Polacy powinni traktować terytorium swojego państwa „gościnnie” i obdarowywać przybyszów, szukających wśród nas miejsca dla siebie. 

Protesty przeciwko masowej migracji zabolały nie tylko łódzkiego purpurata. Przeboleć ostrożnego nastawienia rodaków do napływu obcokrajowców i narodowych nastrojów nie może również kard. Konrad Krajewski. Papieski jałmużnik postanowił wykorzystać obecność wielu pielgrzymów z Polski na jubileuszu młodzieży, by odnieść się do polityki migracyjnej. Jak przekonywał, hasło „Polska dla Polaków” oznacza, że że nad Wisłą nie znalazłoby się miejsce dla Pana Jezusa.

Kardynalne braki

Skoro mamy obdarować cudzoziemców i zapewnić miejsce Chrystusowi wśród nas, to zdawałoby się, że purpuraci nie mogą już doczekać się chwili, gdy będą mogli ruszyć do ośrodków dla azylantów z chrystusową nauką wiary, objawioną w Jego Kościele. Diecezje powinny już szykować księży gotowych do głoszenia Chrystusa i odpierania przeciwnych mu błędów w egzotycznych językach oraz delegowanych do posługi wśród obcokrajowców duszpasterzy, a wreszcie przygotowywać świeckich do niesienia wiary cudzoziemcom w ich najbliższym otoczeniu. Z pewnością najlepsze przykłady polskich świętych: jak św. Maksymiliana Kolbe, czy św. Wojciecha tak właśnie kazałyby się sposobić na napływ obcych kulturowo migrantów.  

A jednak… w wypowiedziach obu kardynałów zabrakło refleksji o ewangelizacji, czy posłudze dla cudzoziemców. A przecież to powinno ich interesować przede wszystkim. Ani kardynał Ryś, ani jałmużnik papieski nie wspomnieli, że wraz z napływem migrantów Kościół w Polsce stanie przed obowiązkiem przekazu wiary tym ludziom. Tego najcenniejszego skarbu – z Bożej łaski ukrytego w polskiej „roli”.  

Zapału do takiej pracy – przynajmniej na razie – mimo zaangażowania w polityczną dyskusję o migracji kardynałowie Ryś i Krajewski nie wyrazili. Z tego powodu skierowaliśmy pytanie do archidiecezji łódzkiej, czy spodziewając się wzmożonego napływu obcokrajowców władza duchowna już rozważa, jak dotrzeć do migrantów z misją, powierzoną apostołom i ich następcom przez boskiego założyciela Kościoła.

Oto treść zapytania, jaką przesłaliśmy  do rzecznika archidiecezji łódzkiej oraz do wydziału duszpasterstwa kilka dni temu:

„(…)

Ostatni list kard. Grzegorza Rysia, przeczytany diecezjanom w kościołach w niedzielę 20 lipca, odbił się szeroko w mediach i wywołał żywą dyskusję o chrześcijańskiej postawie wobec migrantów.

W związku z jednoznacznym poparciem Jego Ekscelencji kard. Rysia dla migracji i spodziewanego zwiększonego napływu cudzoziemców chciałbym zapytać o programy duszpasterskie, jakie archidiecezja łódzka zamierza skierować do migrantów, by z jednej strony głosić im wiarę i skutecznie prowadzić misję wśród tych, którym obca jest wiara chrześcijańska, a z drugiej odpowiedzieć na zapotrzebowanie na posługę w innych językach.

Czy taka oferta jest już dostępna dla obcokrajowców lub na etapie przygotowywania?”. 

Na moment publikacji tekstu nie otrzymaliśmy żadnej odpowiedzi od diecezjalnych instytucji. 

Chrystus, czy Deklaracja Praw Człowieka?

Fakt, że Kościół angażuje się w sprawy społeczne nie dziwi i sam w sobie nie zasługuje na krytykę. Przeciwnie – my, katolicy, powinniśmy jak najbardziej szczerze oczekiwać, że hierarchowie – zbrojni w wierność depozytowi wiary, a tym samym doskonałą naukę moralną – dadzą nam wskazówki, jak oprzeć narodowe życie na chrześcijańskich podstawach. Postawa kardynałów Rysia i Krajewskiego budzi mimo tego szereg zastrzeżeń, które wskazali zarówno komentujący ich stanowisko księża, jak i świeccy. Na naszym portalu komentowaliśmy je dla państwa kilkakrotnie. Pozostaje wciąż jeszcze pytanie o to, jakie zadania duchowni traktują jako najbardziej palące. 

Leon XIII precyzyjnie wyjaśniał, jak postrzegać zaangażowanie Kościoła w sprawy społeczne. Warto sięgnąć po encykliki papieża, pamiętanego przecież szczególnie z „Rerum Novarum”, czy powołania „demokracji chrześcijańskiej”. Wyborem, który rozjaśni rozumienie tej kwestii będą na przykład „Graves de Communi”, czy „Immortale Dei”. Jak wskazywał ojciec święty, chrześcijańska religia rozróżnia między władzą doczesną, powołaną do dbania o potrzeby doczesne ludzi oraz władzą duchowną – Kościołem – mającym sprowadzać dobra, których mól nie żre, ani rdza nie niszczy. Mistyczne Ciało Chrystusa angażuje się w kwestie polityczne po to, by panujące stosunki nie utrudniały zbawczej misji. 

Tymczasem kardynałowie polskiego Kościoła zatroskanie wyrazili przede wszystkim tym, czy polskie granice będą otwarte na migrantów. Czy każdy będzie mógł skorzystać z – ponoć prawa – do osiedlenia się tam, gdzie sobie życzy. Dodajmy, że w wypadku kardynała Rysia – co zdaje się jego smutną specjalnością – nauka Kościoła w tym względzie ukazana została jedynie częściowo, Katechizm mówi bowiem nie tylko o prawie do migracji, ale również o możliwych ograniczeniach tej wolności. 

„Narody bogate są obowiązane przyjmować, o ile to możliwe, obcokrajowców poszukujących bezpieczeństwa i środków do życia, których nie mogą znaleźć w kraju rodzinnym. Władze publiczne powinny czuwać nad poszanowaniem prawa naturalnego, powierzającego przybysza opiece tych, którzy go przyjmują. Władze polityczne z uwagi na dobro wspólne, za które ponoszą odpowiedzialność, mogą poddać prawo do emigracji różnym warunkom prawnym, zwłaszcza poszanowaniu obowiązków migrantów względem kraju przyjmującego. Imigrant obowiązany jest z wdzięcznością szanować dziedzictwo materialne i duchowe kraju przyjmującego, być posłusznym jego prawom i wnosić swój wkład w jego wydatki”, mówi wszak ustęp 2241 Katechizmu Jana Pawła II. 

Kwestia przekazania wiary: przedstawienie migracji jako okazji do zdobywania dusz dla Chrystusa, nie pojawiło się ani u kardynała Rysia, ani u kard. Krajewskiego. Ten brak niepokoi. Dlaczego? Budzi niepewność, czy znamienici polscy hierarchowie pamiętają jeszcze o swoich obowiązkach i o zadaniach, jakie przed nimi stawia Chrystus. Pokazali bowiem, że gdy na ręce patrzy im lewica i międzynarodowe organizacje, szybko stają na baczność…Dali również dowód, że jeśli chodzi o przypominanie  obywatelom tego, co uznają za ich obowiązek, stać ich na śmiałość. Czy na podobną w wypadku zadań danych im bezpośrednio przez Boga- Człowieka.

Bo przecież to nie zabiegi o treść karty praw podstawowych są misją, z jaką Zbawiciel posłał swój Kościół na świat. Zadanie Mistycznego Ciała Chrystusa jest nadprzyrodzone – to przekaz wiary i prowadzenie ludzi do wiecznego zbawienia, do którego jest ona koniecznie potrzebna. W tym wypadku rzeczywiście nie ma miejsca na jakiekolwiek granice. Droga do zbawienia jest bowiem jedna dla wszystkich, a zadaniem wiernych – a nade wszystko duchownych ­– jest robić, co tylko możliwe, by wprowadzić na nią jak najwięcej pielgrzymów doczesności. Jeden wielki szlak migracyjny z tego łez padołu do wiecznej ojczyzny. Tu ruch trzeba rzeczywiście napędzać ze wszechmiar. 

Co więcej, łódzki ordynariusz w swoim liście pisał, że to migranci niosą nam wyjątkowe przesłanie, którego musimy wysłuchać… Czy to jednak nie my mamy głosić? Jeśli mowa o cudzoziemcach innej religii, to z pewnością. Czy nasz katolicyzm bardziej potrzebuje inspiracji innym, niż bliźni wiary – czyli zaczątku życia łaski i danej przez Boga prawdy o Nim samym? Taka myśl pasuje może do filozofii ks. Tischnera. Do nauczycielskiego mandatu, jaki Chrystus dał swoim apostołom, raczej niekoniecznie. 

Cudze ofiary, cudzy koszt

Zapewne wszyscy pamiętamy optymistyczne zapowiedzi Jana Pawła II, według których wstąpienie Polski w struktury Unii Europejskiej miało nieść nowe perspektywy misyjne, stanowić okazję do ewangelizacji zsekularyzowanego zachodu… Doskonale wiemy, jaką rolę unijne instytucje odgrywają dziś w promowaniu walki z chrześcijańską moralnością. Niestety – to co w życiu wiary jest dobrym dążeniem w polityce często jest brakiem realizmu i naiwnym idealizmem, który nie służy nikomu. 

Możemy zakładać, że w jeśli potraktujemy Polskę jako narzędzie nawracania cudzoziemców – skutek będzie bardzo podobny. Skończy się to pogorszeniem kondycji państwa i gorszym wywiązywaniem się go z właściwego mu zadania zabezpieczania dobra obywateli. Masowych konwertytów również chyba nie ma co się spodziewać. Cóż: Chrystus Pan powierzył zadanie niesienia wiary swojemu Kościołowi. Państwo takiego zadania nie ma. Jak uczył papież Leon XIII, władza polityczna winna Kościół wspierać w jego zadaniu i chętnie z nim współpracować, ale jako taka nie jest po to, by zabiegać o nadprzyrodzone skarby. 

Mimo wszystko jeszcze Jan Paweł II, zaskakująco zachęcając do eurointegracji, potrafił angażować się w projekty polityczne, mając z tyłu głowy to, co jest właściwym dążeniem Kościoła. Dziś nie możemy liczyć już nawet na podobne błędy w dobrej wierze. Zupełnie jakby to humanitaryzm i globalne projekty polityczne miały rozliczyć kardynałów Rysia i Krajewskiego z powierzonych im zadań w Dniu Ostatecznym. Wtedy to przecież nie za kształt prawodawstwa w kraju będą przede wszystkim odpowiadać.

Jest czego żałować… bo przecież tak łatwo wskazywać społeczeństwu ofiary, na jakie ma się zdobyć, samemu unikając kosztu. W końcu który święty stracił głowę za głoszenie otwartych granic? A ilu duchownych straciłoby je, idąc do strefy no-go, by opowiadać o fałszach Mahometa i prawdzie przyniesionej przez Chrystusa? Obrotni to rządcy, których postawiono nad nami w purpurze. 

Filip Adamus

Ryś [zawód: kardynał] ubogaca wiernych

„Wolna miłość” i „Kościół otwarty” przeciwko granicom

Filip Adamus https://pch24.pl/wolna-milosc-i-kosciol-otwarty-przeciwko-granicom/

(PCh24.pl)

Zbieg okoliczności, w którym „Kościół otwarty” i „wolna miłość” wspólnie występują przeciwko kontroli migracji jest pouczający.

===============================================

Niedawno w kościołach archidiecezji łódzkiej wierni doświadczyli zaskakującego wręcz zaangażowania biskupa w sprawy społeczne. Kardynał Ryś z werwą apelował o… „nawrócenie języka” w dyskusji na temat migracji. W specjalnym liście pasterskim wpajał diecezjanom otwartość na cudzoziemców. Jak przekonywał hierarcha, katolikowi nie wolno oponować, gdy człowiek korzysta ze swojego „prawa” do osiedlenia się tam, gdzie mu się żywnie podoba – nie ważne, jakie miałby przekonania i kulturę. Tym, którzy tak myśleć nie chcą ksiądz kardynał zalecał zaś milczenie.

W tym samym czasie zmartwionych masową migracją Polaków uciszyć chciała znana właśnie z „braku granic” aktorka filmów pornograficznych. Podobieństwo jej wypowiedzi i interwencji kardynała Rysia to pouczający zbieg zdarzeń.

Kard. Ryś ubogaca wiernych

Szeroko krytykowany i komentowany list pasterski łódzkiego ordynariusza odczytany został we wszystkich kościołach diecezji w niedzielę 20 lipca. Sednem dokumentu było przekonanie, że każdy człowiek ma swobodę wyboru miejsca zamieszkania, gdzie musi zostać przyjęty z jego przekonaniami, kulturą, językiem i religią. Atmosferę oporu wobec zmasowanej migracji kardynał Ryś uznał za „wiszące w powietrzu” zagrożenie zwycięstwa „hejtu, strachu przed obcym, stereotypów i nienawiści” nad „racjami ludzkimi i Ewangelicznymi”.

Analizując treść listu łódzkiego hierarchy trzeba przyznać, że jest on skrajnie jednostronny. Ostrożnej polityki migracyjnej wiernym popierać nie wolno, bo prawo do osiedlenia się wedle życzenia przysługuje każdemu. Co więcej, list epatuje nawet skompromitowaną logiką „ubogacenia kulturowego”, jakie gwarantować mają otwarte granice. 

„Otóż, aby kogoś przyjąć, nie wystarczy jedynie zaprosić go do domu, dać mu jeść i pić; może nawet, zaoferować mu nocleg. Co innego jest „konieczne”: KONIECZNE jest siąść u stóp przybysza i posłuchać, co ma do powiedzenia. A wtedy natychmiast człowiek z obdarowującego staje się obdarowanym – może przeżyć gościnność nie jako wysiłek, lecz jako bogactwo i łaskę”, uczył hierarcha. Oto logika „ubogacenia kulturowego” z ambony. Migrantów wykarmimy, sami utrzymamy – ale za to oni do nas przemówią ­­­­­­­­­­­­­– i wyniosą na inny poziom człowieczeństwa. Zdawałoby się, że w 2025 roku: gdy od tylu lat Europa krwawo weryfikuje tę propagandę, wprost nie sposób znowu po nią sięgać.  

Prawa dla migrantów 

List kardynała spotkał się z wieloma krytycznymi komentarzami. I słusznie. Nietrudno dostrzec, że próba oparcia polityki o wskazania w dokumentu oznacza chaos i niesprawiedliwość. Reguła prawa do życia w miejscu swojego wyboru nie może objąć wszystkich – bo zastosowana do migrantów odbiera taki sam przywilej rodzimym mieszkańcom.

Wyobraźmy sobie jedną z niewielkich wysp na Morzu Śródziemnym. Lampedusę lub Kanary. Tu i tu spotykamy olbrzymią presję masowej migracji. Wraz z nią zmienia się kompozycja ludnościowa – a dla mieszkańców relacje, w jakich uczestniczą, osoby i postawy, z jakimi się stykają, wygląd ich miast, okoliczności życia i pracy. Jedynie głupiec może powiedzieć, że ich wyspa pozostała takim samym miejscem. Zmienia się wraz z migracją. Przestaje być rodzime i własne, a staje się nieprzewidywalne. Co z prawem obywateli do życia w miejscu swojego wyboru? Czy oni akurat – inaczej niż migranci – są go pozbawieni? Cudzoziemcy mogą zmieniać ich dom – im jednak nie wolno liczyć na kontrolę sytuacji? Cóż to za specjalny status migrantów, że dane im wpływać na okoliczności życia swoje i lokalnej społeczności, ale rdzenni mieszkańcy mają pozostać bierni? 

Tym bardziej nieodpowiedzialne są słowa kardynała o konieczności zaakceptowania każdego przyjezdnego z jego przekonaniami i kulturą. Udajmy na chwilę, że traktujemy te wskazania poważnie: zatem gwarancję wjazdu do Polski musi mieć również muzułmanin marzący o narzuceniu nad Wisłą islamskiego prawa? Entuzjasta ISIS i Dżihadu także? A Pakistańczyk, którego nie dziwi stosunek seksualny z dziewczęciem przed okresem dojrzewania? A Ukrainiec promujący w mediach społecznościowych symbole organizacji odpowiedzialnej za ludobójstwo naszych rodaków lub wyśmiewający w internecie polskie wartości i patriotyzm (to akurat przypadek z życia wzięty)? Skoro każdy ma prawo do miejsca wśród nas, to dla takich gości Polska musi stać otworem. Co za szczęście, że będą oni mogli się wśród nas osiedlić i „obdarować” nas swoimi cennymi perspektywami.  

 Założenia kardynała Rysia są z jednej strony faworyzujące dla migrantów, z drugiej zwyczajnie niebezpieczne w praktyce. Nie ma w nich śladu refleksji o tym, jak zabezpieczyć interes i dobro rodzimej społeczności. Nie ma też nawet podstaw zrozumienia, że nasilona migracja oznacza silne konflikty tożsamości i interesów. Zaklęcie „gościnności” – nic ponad skompromitowane „Willkommenskultur” – ma wystarczyć. „Przyjmujemy wszystkich – potem się zobaczy”. „Najwyżej zginie z 10 Polaków – ale ilu osobom pomożemy”? Czy nie tak, ekscelencjo?

A może jednak logika kardynała Rysia ma w sobie jakąś pocieszającą perspektywę? Gdy już bez jakiejkolwiek troski pozwolimy, by nawet najbardziej niebezpieczne i zdegenerowane osobniki zawitały pod polskim niebem i stanie się tu zbyt nieznośnie – to wtedy sami możemy zostać migrantami. Przywileje będą po naszej stronie

Chaos bez granic

Stanowisko łódzkiego hierarchy wobec problemu migracji na kpinę nadaje się świetnie. Jeśli chodzi o przydatność w budowanie porządku społecznego jest już znacznie gorzej.

Łódzki ordynariusz każe nam myśleć o fenomenie masowego i zorganizowanego napływu cudzoziemców jak o spotkaniu zabłąkanego przybysza pod naszymi drzwiami… Gdyby nawet uznać to porównanie za trafne, to przecież jasne, że pozbawiona rozsądku „gościnność” nie sprawdzi się nawet w tym wypadku. 

Gdybyśmy spotkali jakiegoś włóczęgę wchodzącego do naszego domu przez okno lub piwnicę, tylko zupełny brak rozsądku mógłby kazać go „ugościć”. Tymczasem migranci koczujący na polskich granicach, czy zawracani z Niemiec, nie pukają do drzwi, a wdzierają się na terytorium kraju poza legalnymi procedurami. Fakt ten z niezrozumiałego powodu nie jest przez kościelnych promotorów otwartych granic brany pod uwagę.

Podjęcie decyzji o przyjęciu nieznajomego pod swój dach nawet dla ojca rodziny oznacza konieczność ostrożnego namysłu. Przecież na ryzyko oraz dyskomfort bliskich przystać możemy, kiedy to naprawdę konieczne – a nie dlatego, że ktoś o niewiadomych intencjach akurat poczuł potrzebę spędzenia u nas nocy. Jeśli jakiś katolicki rodzic wpuściłby nieznajomego, niezależnie od sugestii niesionych przez jego wygląd i stan, krążących wokół pogłosek o niebezpieczeństwie, wreszcie szczególnego nadzoru nad niespodziewanym gościem, to należy raczej objąć jego rozum modlitwą, niż stawiać za wzór.

„Wolna miłość” i Kościół otwarty

Mimo tak płytkiego i jednostronnego postawienia sprawy, łódzki purpurat kazał tym, którzy nie zgadzają się z jego wizją polityki migracyjnej, po prostu zamilknąć. Bez podania żadnego źródła takiego sądu przekonywał, że otwarte granice trzeba przyjąć chcąc trzymać się „nauki Chrystusa i Jego Kościoła”. A przecież mówimy tu wyłącznie o kwestii społecznej. Jak każdą doktrynę Magisterium, katolicką naukę społeczną również trzeba brać na poważnie –  ale ostatecznie nie jest to pierwszorzędna materia wiary.

Rzecz dotyczy polityki – nie prawd boskich i moralności. Na nieomylne deklaracje nie ma tu zatem miejsca. Tym bardziej, że dyskusja dotyczy opinii współczesnych hierarchów wobec nowego problemu. Więcej tu zatem, niż w jakiejkolwiek innej dziedzinie, miejsca na „słuchanie wiernych” – o którym tak dziś głośno. A jednak – w tym wypadku nie ma o nim absolutnie mowy. Kto się nie zgadza – niech milczy.

Bierność Polaków zaniepokojonych perspektywą masowej migracji marzy się nie tylko kardynałowi Rysiowi. W podobnym czasie, co on inna szeroko znana postać oburzyła się na protesty przeciwko masowej migracji. Mowa o Sashy Grey – kobiecie, której nazwisko tak znane jest w świecie pornografii, że z kręgów obsceny przeniknęło do popkultury. Ikona zepsucia odwiedziła niedawno Kraków. Wyśmienita szansa, by usiąść u jej stóp i słuchać, co ma do powiedzenia – prawda? W końcu tak należy czynić wobec każdego gościa…

Podczas transmitowanego na żywo spaceru Grey dzieliła się ze swoimi słuchaczami niesmakiem, jaki wywołał u niej widok manifestacji przeciwko napływowi cudzoziemców. Oskarżyła protestujących o rasizm i faszyzm i wyraziła życzenie, by przeciwnicy otwartych granic „zamknęli się”.

Zbieg okoliczności, w którym „Kościół otwarty” i „wolna miłość” wspólnie występują przeciwko kontroli migracji jest pouczający.

Tak postępowe środowiska w Kościele, jak i kręgi rewolucji seksualnej są ofiarami niezrozumienia olbrzymiego znaczenia granic – w szerokim rozumieniu tego pojęcia. Sasha Grey jest w końcu ikoną braku granic moralnych – oderwania erotyki od ram, w których spełnia ona pożyteczną i budującą misję – to znaczy prokreacji i małżeństwa. Jeśli seksualność wymyka się za ten zakres, staje się destruktywna. Zamiast budować rodziny, niszczy tę podstawową komórkę życia społecznego. Zamiast wzbudzać nowe pokolenia walczy z życiem, by chronić własną frywolność.

Inkluzywność „Kościoła otwartego” również utrudnia mu pełnienie misji. Otwiera go za to szeroko na grzech i nie pozwala chronić dzieci bożych przed zgorszeniem. Normalizuje występowanie przeciwko prawu Bożemu i usypia sumienia, zamiast rozpalać je pragnieniem świętości. Ostatecznie zamiast prowadzić do wiecznej ojczyzny skupia się na budowaniu poczucia doczesnej wspólnoty. 

Granice wszędzie są koniecznością, by zachować porządek, czyli zmierzanie rzeczy do ich właściwego celu. Musi to rodzić pewną ekskluzywność. Wojsko nie przyjmuje każdego, bo nie byłoby zdolne do walki. Kościół nie może zapraszać każdego niezależnie od intencji i postępowania, bo nie będzie skutecznie prowadził do zbawienia. Społeczeństwo za to nie może przyjąć i zadbać o każdego, bo straci zdolność zabezpieczania dobra „swoich”. Tymczasem to właśnie – jak wskazuje klasyczna katolicka nauka społeczna – jest jego celem. Podkreślał to m.in. Leon XIII w „Immortale Dei”. Państwa i narody to nie globalne organizacje pomocowe, ale wspólnoty mające troszczyć się o dobro tworzących je rodzin. Jeśli przestaniemy o tym pamiętać, poniesiemy dotkliwy koszt tego zapomnienia. Naiwny humanitaryzm zaburza działanie wspólnoty, jak rozpasany erotyzm dewastuje małżeństwo. Co jest „dla wszystkich” tak naprawdę nie służy nikomu.

Porządek miłowania

Z tego powodu określając chrześcijańskie powinności warto trzymać się „porządku miłowania”. W niektórych kręgach w Kościele to niemodne, by o nim mówić. Tymczasem znaczenie „ordo caritatis” dla katolickiej doktryny jest absolutnie kluczowe. To nauka moralna wpisana nawet w… Dekalog.

Wszak Kościół, wyjaśniając Dekalog, wskazywał, że człowiek musi darzyć Boga rzeczywiście największą i w zasadzie jedyną absolutną miłością. Tylko Boga kochać można dla Niego samego. Bliźniego miłujemy już ze względu na tę jedyną bezwzględną miłość. Ale i bliźnich kochać nie można zupełnie „równo”. Przecież „czcij ojca i matkę swoją” to wyszczególnione przykazanie. Wiemy doskonale, że ten nakaz nie pozwala wszystkich rodziców świata traktować tak samo – ale każe darzyć własnych szczególnym względem. 

Porządek w miłości panuje z samego boskiego ustanowienia. Jak wyjaśniał na kartach Summy Teologii Św. Tomasz z Akwinu „ordo caritatis” każe nam najpierw miłować tych, którzy bardziej od nas zależą, którym więcej jesteśmy winni, którzy sami obdarzyli nas miłością i tych, z którymi łączy nas wspólna przynależność. Stąd najbardziej kochać mamy Boga, potem własną duszę, dalej najbliższych i braci w katolickiej wierze, przyjaciół, rodaków, wreszcie wszystkich ludzi. Gdyby nasze możliwości świadczenia dobra nie były ograniczone, moglibyśmy miłować wszystkich ludzi tak samo. Ale niestety – musimy wybierać i to roztropnie, komu okazywać dobro – bo zasobów i czasu niewiele.  

Reguła ta pozwala dokonywać trafnych wyborów moralnych. Dzięki niej ojciec rodziny nie porzuci bliskich, by dbać o bezdomnych, a matka nie odda się modlitwie za chorych pozwalając, by w jej domu panował chaos, a bliscy sami doświadczyli zaniedbania. Z tego samego powodu gospodarz, mając przyjąć gościa pod swój dach, zastanowi się, kim jest przybysz i czy nie zapowiada niebezpieczeństwa, odbierze broń przed wpuszczeniem nieznajomego za próg i będzie czuwał w nocy nad bezpieczeństwem najbliższych. 

Oczywiście, chrześcijański porządek miłowania nie pozwala nikogo od miłości oddzielić: bliźnimi są bowiem wszyscy. Nie można jednak w związku z tym apelować o beztroskie szafowanie dobrem wspólnoty narodowej tak, jak gdyby interesy migrantów miały obchodzić nas w pierwszym rzędzie.

Podobnie polityka migracyjna – która chce odpowiadać wymogom sprawiedliwości – musi cechować się zatem roztropnym ustawodawstwem, akceptować wjazd do kraju wyłącznie w ramach rozsądnego prawa, zabezpieczającego bezpieczeństwo i interes Polaków. Zgadzając się na inną postawę politycy ignorują obowiązek troski o własny naród, który powierzony jest im w szczególny sposób. A zaniedbać swoich na rzecz pomocy obcym – to naprawdę nie szczyt cnoty. Jednym jest umieć przystać na poświęcenie interesu własnej społeczności wobec konieczności moralnej. Chętnie szafować jej dobrem to coś zgoła innego. 

Kardynał Ryś postępuje doprawdy nierozważnie, zrównując troskę o własną społeczność z ksenofobią i hejtem. Jeśli jego ambicją jest walka z takimi postawami, to sam najbardziej szkodzi tym zamierzeniom, ośmieszając je naiwną retoryką. Na uczciwą dyskusję o chrześcijańskim stosunku do migrantów najlepiej wpłynie szeroki namysł oddzielający troskę o własny naród od niechęci do obcych. Pakowanie słusznych obaw do jednego worka z uprzedzeniami i nienawiścią skutkować może wyłącznie kompromitacją. 

W jednym mimo wszystko kard. Rysowi udało się jednak odnieść sukces. Dowiódł, że „Kościół otwarty” nie ma żadnego poważnego programu, poza narzucaniem wiernym posłuszeństwa wobec lewicowych utopii i poprawności politycznej. I pod tym względem żadnej różnorodności nie zamierza akceptować. Tego akurat ksiądz kardynał dowiódł bezdyskusyjnie.   

Filip Adamus 

“List pasterski” czyli wycieranie sobie Pismem św. na doraźny użytek

“List pasterski” czyli wycieranie sobie Pismem św. na doraźny użytek

https://teologkatolicki.blogspot.com/2025/07/list-pasterski-czyli-wycieranie-sobie.html

O wypowiedziach tej osoby była już mowa kilkakrotnie (tutaj i tutaj). Obecnie wygląda na to, że pozostaje on wierny swojej linii czyli oszukiwaniu publiczności, aczkolwiek poziom oszukiwania staje się coraz podlejszy. Tym podlejszy, że w formie “listu pasterskiego” nakazanego do przeczytania w niedzielę w parafiach, przez co rażenie staje się szczególnie perfidne.

Przy tej okazji należy wspomnieć, że – praktykowany chyba jedynie w Polsce – zwyczaj zastępowania homilii niedzielnej listem biskupa, konferencji biskupów czy nawet rektora KUL jest nadużyciem liturgicznym.

Homilia nie jest i nie powinna być odczytem, nawet niezależnie od mądrości czy braku mądrości odczytywanego tekstu, lecz ma być żywym, realnym nauczaniem wiary katolickiej podanym przez tego, który wygłasza. Mówiąc “nowocześnie”: ma być świadectwem wiary duszpasterza w danym miejscu i danej chwili, nawet jeśli jest on osobiście mniej mądry czy mniej inteligentny niż autor “listu pasterskiego”.

Kard. Ryś w swoim “liście pasterskim” na ostatnią niedzielę (20 lipca 2025) próbuje stworzyć pewien pozór homilii, przywołując czytania mszalne (z obrzędu Novus Ordo). Chciał widocznie sprawić wrażenie, że wszystko jest w porządku. Oczywiście biskup jako pierwszy ma prawo i obowiązek nauczania, a to nauczanie deleguje kapłanom do sprawowania tam, gdzie w danej chwili, w danej celebracji nie jest obecne. Z tego nie wynika jednak w żaden sposób, by miał prawo zastępować homilię, która jest częścią liturgii, swoim listem. 

Przejdźmy do treści owego “listu duszpasterskiego”, który zresztą wzbudził już sporo głosów krytycznych, nawet protestów. Póki co, nie zauważyłem krytyki teologicznej, a przecież powinna być ona kluczowa. 

Twierdzenie, jakoby Abraham w dzień po obrzezaniu wyczekiwał gości przy wejściu do namiotu, świadczy nie tylko o zupełnej ignorancji egzegetycznej, lecz o braku uważnego czytania Pisma św., przy tym to o bardzo bujnej a wypaczonej fantazji. O obrzezaniu Abrahama, jego syna i domowników jest mowa w poprzednim rozdziale (Rdz 17). Rozdział 18 zaczyna się od zdania, że Bóg ukazał się Abrahamowi, i nie ma tutaj żadnego odniesienia do chronologii. Jeśli ktoś twierdzi, że poszczególne rozdziały opisują poszczególne dni, to ani nie wie o specyfice Księgi Rodzaju (i w ogóle textów biblijnych), ani nie czyta choćby zdroworozsądkowo. 

Podobnie jest z Rysiową “interpretacją” miejsca, gdzie znajdował się Abraham. Nie trzeba mieć obfitej wiedzy geograficznej i historycznej, by wiedzieć, że w skwarze dnia wewnątrz namiotu jest najgoręcej, a wejście do namiotu daje zarówno cień jak też przewiewność. Nie ma więc podstaw budowanie narracji, jakoby Abraham dlatego znajdował się w tym miejscu, ponieważ chciał być gotowy na przyjęcie przybyszów. 

Owszem, ten fragment Księgi Rodzaju jest zwłaszcza w teologii i egzegezie wschodniej niekiedy nazywany “gościnnością Abrahama”. W tle znajdują się oczywiście ówczesne zwyczaje czyli typowa wschodnia gościnność, którą należy jednak rozumieć prawidłowo w kontekście kulturowo-historycznym.

Mamy tutaj do czynienia ze społecznością plemienną, która jest oczywiście różna od społeczeństwa państwa czy nawet już miasta. Plemię jednoczyły więzy krwi bardziej niż terytorium. Ktoś spoza pokrewieństwa, a zwłaszcza ktoś z innego środowiska kulturowego, nie mógł stać się członkiem plemienia, lecz najwyżej albo niewolnikiem, albo tymczasowym gościem. Plemiona nie dzieliły się swoim terytorium czy posiadłością, lecz albo brały obcych jako klasę niższą i służebną, albo przyjmowały jedynie jako podróżnych czyli na krótkotrwały pobyt. Nie było to więc nigdy przyznawanie im praw właściwych dla członków plemienia, ani tym bardziej stawianie obyczajów obcych na równi z własnymi.

Słynna gościnność wschodnia była więc wyznaczeniem i kulturalnym wyrażeniem granic swojego plemienia i też swojego terytorium, a nie naiwną otwartością na roszczenia przybyszów niezależnie od ich intencyj i zamiarów. 

Analogicznie należy powiedzieć: Jeśli by ktoś chciał przyjąć do swojego domu, na własnych koszt, dając mieszkanie i utrzymanie, kogoś obcego, gwarantując przy tym, iż ten obcy nie wyrządzi krzywdy ani komuś w rodzinie, ani tym bardziej komuś spoza rodziny, to sprawa byłaby zupełnie inna niż kwestia w obecnej dyskusji co do przyjmowania nielegalnych imigrantów z zagranicy.

Powyższe wymogi są wymogami minimalnymi.

Należałoby dodać aspekt pożytku społecznego obecności takiej osoby. Jeśli by np. dana osoba zamierzała szerzyć np. fałszywy kult czy fałszywą ideologię, stanowiąc przy tym zagrożenie dla osób czy społeczności spoza rodziny czy wręcz państwa, to byłby to również powód dla państwowej ingerencji w prywatne prawo przyjęcia danej osoby czyli niedozwolenia na takie przyjęcie.

Według katolickiej doktryny społecznej bowiem granicą praw indywidualnych jest zawsze dobro innych osób i to nie tylko materialne lecz także, a nawet przede wszystkim duchowe.

Innymi słowy:

Nawet jeśli ktoś chce przyjąć obcego do swojego domu i na swoje utrzymanie, bez obciążania w jakikolwiek sposób kosztami społeczności czy budżetu państwa, to ma prawo to uczynić jedynie wtedy, gdy ten obcy nie stanowi zagrożenia także dla dobra duchowego innych osób, czy to w danej rodzinie czy tym bardziej w szerszej społeczności. 

Oczywiście jest kwestia stwierdzenia tego zagrożenia. Są jednak dość proste kryteria, zarówno indywidualne jak też wspólnotowe.

Indywidualne to zwłaszcza zdolność i chęć do pracy, odpowiedni poziom moralny na poziomie przynajmniej prawa naturalnego.

Do kryteriów wspólnotowych należy zwłaszcza wyznawana ideologia oraz religia. Jeśli dana osoba wyznaje ideologię czy religię sprzeczną choćby w jednej kwestii z prawem naturalnym, to stanowi to ewidentne zagrożenie przynajmniej dla dobra duchowego innych osób i tym samym powód do odmowy pobytu takiej osobie ze strony społeczności i państwa, nawet jeśli ktoś chciałby prywatnie “ugościć” daną osobę. 

Szczególnie perfidne jest przywoływanie tego fragmentu z Księgi Rodzaju w kwestii nielegalnych imigrantów wobec zdania w 18,2-3:

A oddawszy im pokłon do ziemi, Abraham rzekł: O Panie, jeśli darzysz mnie życzliwością, racz nie omijać Twego sługi!

Jak łatwo dostrzec już choćby zdroworozsądkowo w kontekście, a jak wykładają to wszyscy Ojcowie Kościoła i teologowie, Abraham oddał tutaj cześć Bogu, nie obcym przybyszom. Według św. Augustyna byli to aniołowie posłani przez Boga. Inni Ojcowie Kościoła dodają, że w przybyciu tych trzech wysłańców Bożych nastąpiło pierwsze objawienie Trójjedności Boga, na co wskazują słowa Abraham skierowane do przybyszów w liczbie pojedynczej (“Panie”, “Twego”), nie w mnogiej.

Jeśli kard. Ryś w tych przybyszach widzi jakąkolwiek analogię do nielegalnych imigrantów, to albo nie potrafi czytać prostych słów ze zrozumieniem, zwłaszcza z uwzględnieniem egzegezy katolickiej i ogólno-chrześcijańskiej, albo po prostu bezczelnie oszukuje publiczność licząc na jej niezdolność do rozumienia prostych zdań. 

Kard. Ryś zmyśla, że Abraham “miał pragnienie gościnności“, czyli jakby tylko czekał, aby kogoś obcego ugościć. Nic z tego nie ma w tekście biblijnym. Nie ma też niż o “śmiertelnikach”, lecz jest mowa o trzech “mężczyznach” (Septuaginta: τρεις ανδρες). Text talmudycznych masoretów nie może być miarodajny, ponieważ jest skażony fałszerstwami antychrześcijańskimi. 

Kłamstwem jest zwłaszcza czasowe oddzielenie ukazania się Boga Abrahamowi od ujrzenia owych trzech “mężów”. Pierwsze zdanie (Rz 18,1) jednoznacznie łączy jedno z drugim przez składnię. Nie ma więc następstwa czasowego, lecz jest to opis jednego zdarzenia:

Objawienie Boga wydarzyło się w nawiedzeniu przez wysłańców Bożych, których liczba – według zgodnego zdania Ojców Kościoła i teologów chrześcijańskich – jest objawieniem Trójjedności Boga, zresztą stanowczo odrzucanej przez judaizm i islam. 

Kłamstwem jest także, jakoby Abraham ugościł “trzech obcych wędrowców”. Wszak poznał w nich kogoś, kogo nazwał “Panem” i oddał cześć okazywaną Bogu. 

Podobnie ma się rzecz z przywołaniem słów Pana Jezusa z Ewangelii św. Mateuszowej.

Otóż wystarczy czytać ten fragment (Mt 25, 31-45) ze zrozumieniem w kontekście bliższym i dalszym, by dostrzec, jak fałszywe i przewrotne jest posługiwanie się tymi słowami przez kard. Rysia.

Gdy bowiem Pan Jezus mówi i głodnych, łaknących, obcych, nagich, chorych i uwięzionych, jakby utożsamiając się z nimi, to z całą pewnością nie ma na myśli kogoś, kto płaci przemytnikom kilka tysięcy dolarów, żeby dostać się do Europy i tam żyć na koszt ludzi uczciwie pracujących.

Takie utożsamienie – prezentowane regularnie przez pseudo-katolickich pachołków lewaków i globalistów – jest fałszujące właściwy sens tych słów Ewangelii i bluźniercze względem Jezusa Chrystusa. 

Kolejnym szczytem fałszu i absurdu jest powiązanie goszczenia Pana Jezusa w domu Marty, Marii i Łazarza z przyjmowaniem nielegalnych imigrantów.

Czyżby kard. Ryś twierdził, że Pan Jezus był dla tej rodziny obcym przybyszem, domagającym się mieszkania i utrzymywania? Przecież to jest tak potężne zakłamanie i absurd, że nawet nie wymaga żadnego komentarza. 

Fałszem jest także twierdzenie, jakoby według katolickiej doktryny społecznej każdy miał prawo imigrować i osiedlać się tam, gdzie ma ochotę.

Otóż nie ma takiej zasady w całym nauczaniu Kościoła, a Ryś nie jest też w stanie wskazać dokumentu Magisterium, który by takową zasadę podawał.

Wręcz przeciwnie, gdyż z głównych zasad Magisterium w kwestiach społecznych – czyli subsydiaryzmu i solidaryzmu – wynika dokładnie coś innego, mianowicie konieczność odpowiedniej proporcji i harmonii między prawami i obowiązkami indywidualnymi z jednej strony, a prawami i obowiązkami zbiorowymi z drugiej.

Innymi słowy:

Z katolicką doktryną społeczną wprost sprzeczna jest praktyka polegająca na przyjmowaniu osób niechętnych i niegotowych i niezdolnych do odpowiedniego wkładu w dobro społeczeństwa i państwa, a nawet wręcz zagrażających temu dobru, przynajmniej przez życie na koszt społeczeństwa i państwa, gdyż do tego sprowadza się pobyt większości imigrantów przyjmowanych w Europie od dziesięcioleci. Do tego dochodzi zagrożenie realne życia i zdrowia, a przede wszystkim zagrożenie duchowe poprzez nawet nie ukrywany zamysł przejęcia Europy przez islam. 

Nie mniej fałszem jest twierdzenie, jakoby z jedności rodzaju ludzkiego wynikało prawo do dowolnego osiedlania się gdziekolwiek.

Otóż oprócz jedności rodzaju ludzkiego jest także podstawowa, ustanowiona przez Boga komórka społeczeństwa jaką jest rodzina. Rodzice, zwłaszcza ojciec rodziny, ma obowiązek zabezpieczyć byt i bezpieczeństwo swojej rodzinie. Analogicznie każda społeczność i państwo, które powinno być rodziną rodzin, ma obowiązek zabezpieczyć swoim obywatelom i rodzinom bezpieczeństwo zarówno materialne jak też dobro duchowe, popierając prawdziwą religię, jaką jest religia katolicka.

Wynika z tego prawo i obowiązek nieprzyznawania takich samych praw osobom spoza danego społeczeństwa i państwa, zwłaszcza gdy zagraża to bezpieczeństwu kogokolwiek w państwie.

Owszem, w sytuacjach nadzwyczajnych, gdy ktoś obcy jest zmuszony chronić swoje życie, wolno a nawet należy udzielić mu koniecznego schronienia tymczasowego, oczywiście na zasadach gościa i też z obowiązkiem uczciwej pracy na swoje utrzymanie.

Z całą pewnością z jedności rodzaju ludzkiego nie wynika darmowe, bez jakichkolwiek zobowiązań dzielenie się dobrostanem, a to choćby z tego powodu, że taka sytuacja demoralizuje zarówno przybysza jak też własnych obywateli przyzwyczajanych w ten sposób mentalnie do życia na czyjś koszt, co jest niczym innym jak kradzieżą. 

Ostatni temat “listu pasterskiego” to komisja ds. badania pedofilii w Kościele.

Właściwie nie ma to nic wspólnego z pierwszym tematem. To jest zapewne zagranie taktyczne. Kard. Ryś ma zapewne świadomość, że swoją linią w pierwszym temacie nie znajdzie ani uznania ani poparcia u większości Polaków, a nawet wręcz przeciwnie. Dlatego postanowił włączyć temat, który gwarantuje mu powszechne i szerokie poparcie i uznanie publiczności. Nie ma to oczywiście nic wspólnego z autentyczną troską o ofiary – rzeczywiste czy rzekome – tego typu czynów ze strony przedstawicieli hierarchii Kościoła. Mógł już dawno podjąć odpowiednie kroki, zresztą podane już od wielu lat w wytycznych wydanych przez Stolicę Apostolską.

Czynności komisji, którą stworzył i prowadził dotychczas abp Wojciech Polak – zresztą poplecznik poglądowy abpa Rysia – sprowadzały się do podlizywania się lewacko-liberalnym środowiskom i mediom, aż do zawożenia rzekomych ofiar pedofilii do Rzymu na spotkanie z Franciszkiem, tudzież do obłożenia wszystkich duchownych podatkiem na rzecz funduszu, z którego mają być wypłacane zadośćuczynienia rzeczywistym bądź rzekomym ofiarom.

Już sam pomysł takiego podatku jest przewrotny i podły. Wszak jakim prawem ktoś ma sięgać do kieszeni kogoś niewinnego na rzecz płacenia za kogoś winnego (rzeczywiście bądź rzekomo)?

To jest dość podłe działanie dla zapewnienia sobie sympatii i poklasku zarówno lewacko-liberalnych środowisk i mediów jak też naiwnej gawiedzi nie ogarniającej, na czym sprawa polega.

Według tej podłej zasady wymyślonej przez abpa Polaka i jego ekipę wszyscy duchowni w Polsce przez płacenie owej daniny muszą de facto uznać swoją winę ja występki – rzeczywiste bądź rzekome – znikomego odsetka przedstawicieli duchowieństwa. Zaiste przewrotne działanie, zwłaszcza w wykonaniu najwyższych przedstawicieli hierarchii Kościoła w Polsce. 

Mamy więc do czynienia niestety z następnym, a tym razem szczególnie głośnym epizodem działalności Grzegorza Rysia, która niestety nie odbiega od jego dotychczasowych fałszerskich poczynań nawet jeszcze z okresu krakowskiego przed karierą w hierarchii. Szczytu kariery sięgnął za poprzedniego pontyfikatu, co też nie jest przypadkiem. Tym bardziej potrzebny jest trzeźwy sprzeciw, wykazujący fałsz i błędy. 

Na koniec jeszcze istotna uwaga.

Otóż autor tegoż “list pasterskiego” usiłuje stworzyć wrażenie, jakoby przedstawiał czystą Ewangelię czyli nauczanie Kościoła (niby w ramach i według wzoru “gościnności” Abrahamowej oraz Chrystusowej zasady traktowania “obcych”). Co jest oczywiście kłamstwem, wobec wskazanych powyżej faktów.

Faktycznie zabiera on głos w aktualnej debacie społeczno-politycznej, opowiadając się jednoznacznie po stronie tych, którzy forsują i popierają przyjmowanie i osiedlanie nielegalnych imigrantów w Polsce i nie tylko, czyli środowisk skrajnie lewackich i antychrześcijańskich. Z pozycji wysokiego urzędu w hierarchii, który piastuje, niestety może wyrządzić szkodę wielu umysłom nieświadomym zakłamania i ślepo ufającym w kompetencję i prawowierność osoby na takim urzędzie.

Dzięki Bogu jednak podniosło się sporo głosów, głównie katolików świeckich. Oby też nie brakowało głosów teologów i duchownych, dających prawdziwą orientację katolikom oraz szukającym prawdziwego nauczania Kościoła. 

Autor: sacdrdjo o lipca 22, 2025

https://teologkatolicki.blogspot.com/2025/07/list-pasterski-czyli-wycieranie-sobie.html

Niezależna komisja apostołów powołana w święto Pesach, w sprawie zdrady Judasza

Niezależna komisja apostołów

powołana w święto Pesach,

w sprawie zdrady Judasza

https://gabriel-maciejewski.szkolanawigatorow.pl/niezalezna-komisja-apostolow-powolana-w-swieto-pesach-w-sprawie-zdrady-judasza

Gabriel Maciejewski

W mojej, bardzo subiektywnej ocenie, kardynał Ryś jest zdrajcą i szantażystą. Nawołuje w ostatnim liście pasterskim, by wierni mówili językiem jezusowym, a następnie zapowiada powołanie niezależnej komisji, która ma zbadać, kto w diecezji łódzkiej dopuszczał się molestowania nieletnich. To nie jest język jezusowy. I kardynał Ryś nie ma mocy, by określać dokładnie co nim jest, bo sam traktuje Ewangelię wybiórczo.

Taki sposób traktowania Pisma jest znany i służy on do dewastacji faktów, fałszowania intencji i wskazywania zasługi tam, gdzie jej nie ma, jest za to podstęp. Służy także temu, by odbierać głos innym, którzy nie mogą się wylegitymować autorytetem hierarchicznym, ani naukowym, a także publicystycznym. A wszystkie te atuty posiada ekscelencja. I przemawia do ludu z tych wyżyn. Czy lud powinien go słuchać? Nie, bo ma własny rozum, a jego pasterz ma nieczyste intencje. I wie w dodatku, że jeśli lud go posłucha, zrobi jeden krok dalej, nie będzie odwrotu.

Wszystkie dzisiejsze ważne sprawy przestaną mieć znaczenie, bo życie nasze zamieni się w przedpiekle. Z którego ani kardynał Ryś, ani żaden inny hierarcha nas nie wyrwą, przeciwnie – będą nas prowadzić coraz głębiej w te infernalne korytarze, gdzie będzie coraz więcej dylematów, coraz więcej nie dających rozstrzygnąć się rozumem spraw, aż wreszcie na samym końcu spotkamy imć Lucyfera, a on nas powita wesołym okrzykiem i zapyta – jak tu trafiliście, bracia? Ci zaś, którzy się w tę wędrówkę wybiorą, bo ja nie zamierzam, będą oglądać się lękliwie wokół i nie znajdą odpowiedzi na to proste przecież pytanie.

Szermowanie zapisami i cytatami z Ewangelii i Starego Testamentu, nie może przysłaniać nam spraw prostych i czytelnych, a te są następujące: przybysze z Ameryki Południowej nie są uciekinierami. Są tu sprowadzani do pracy przez ludzi, którzy uczestniczą w jakimś globalnym programie oszczędzania, zapewne nie pierwszym takim, przeprowadzanym na Ziemi. My tego nie potrafimy skojarzyć, albowiem wiedza istotna jest poza nami i tłumaczy nam się ich pobyt tutaj poprzez Ewangelię właśnie, gdzie nie ma o nich ani słowa, a nie poprzez historię i ekonomię, jakby należało czynić.

Kolejna kwestia: przybysze z Afryki są sprowadzani za pieniądze, z których się ich okrada. Na miejscu mówią im, że są w kraju, czy też regionie, gdzie w zasadzie wszystko mogą, a nawet jeśli zrobią coś naprawdę głupiego, nie będzie to miało znaczenia. Ludzie ci nie mają dobrych intencji, a słów kardynała Rysia nie potrafiliby zrozumieć, nawet gdyby im je odczytano w ich własnym języku. Nie są inżynierami, lekarzami, czy ekonomistami, za to niektórzy z nich są przestępcami i to oni decydują o tym, jakiej dynamiki nabiera grupa, w której się znajdują.

Kolejna kwestia: Europa powoli wycofuje się w paktu migracyjnego, proces ten będzie przyspieszał, a nasz kraj ma być jednym z etapów tego wycofywania, czyli jeśli nie uda się wyrzucić niechcianych gości do miejsc skąd przybyli trzeba ich wywieźć do Polski, a ewentualny sprzeciw Polaków spacyfikować hagadami o moralności, obowiązku chrześcijan wobec bliźnich i innymi podobnymi historiami. Tymczasem nie mamy przed sobą uciekinierów, ale ludzi siłą i decyzjami administracyjnymi wyrzucanych za wschodnią granicę Niemiec.

Kolejna sprawa: nawet jeśli przyjmiemy, że islam jest religią pokoju, mamy prawo wyrazić kwestię następującą – nie chcemy u siebie islamu. Koniec i kropka. Nie chcemy go i już. I niech kardynał Ryś przestanie nam tę religię reklamować, bo ona się nam wcale nie podoba. Tym bardzie go nie chcemy, im bardziej bogate arabskie kraje nie przyjmują swoich braci w wierze i nie dają im zakwaterowania oraz pieniędzy na różne wydatki.

W przeciwieństwie do kardynała Rysia, kojarzymy co nieco z historii i nie mieszamy jej ze Słowem Bożym, które dotyczy każdego z nas indywidualnie. Wiemy więc, że islam w Europie był i nie kończyło się to dla europejskich chrześcijan dobrze. I nie inaczej będzie tym razem. Nie kupujemy podstępnej retoryki kardynała Rysia, szczególnie zaś formuły – miejcie odwagę milczeć! To jest dialektyka diabelska, bo nawet nie marksistowska. Kardynał chce uciszyć wiernych za pomocą swojego autorytetu, a do tego jeszcze straszy swoich księży komisją niezależnych ekspertów, która – w razie gdyby któryś miał inne zdanie niż ekscelencja – zbada jego stosunek do nieletnich w czasie pełnienia posługi i nauczania religii.

Niech czym prędzej ekscelencja ujawni nazwiska członków tej niezależnej komisji, żebyśmy się mogli zapoznać z ich dokonaniami i dotychczasową karierą, a także postawić im kilka istotnych pytań.

Oczywiście drwię, nikt nie będzie z nami rozmawiał, bo nie jesteśmy godni tego, by z nami rozmawiać. Taki jest istotny sens wypowiedzi kardynała Rysia. Ludzie zaś, których wstawi do tej swojej komisji, będą zachowywali się jeszcze gorzej niż on. Jezus Chrystus nie powoływał, o ile pamiętam, żadnych komisji i nie prowadził śledztwa w sprawie Judasza i ewentualnej zdrady. Po prostu wskazał zdrajcę przed swoją męką. Czy to się ekscelencji nie układa w pewną metaforę? Mnie się układa, ale jej nie opiszę, bo nie jestem aż tak bezczelny.

Żyjemy w czasach, kiedy – jak za komuny czy Hitlera – odbiera nam się prawo głosu. Bo moglibyśmy powiedzieć coś, czego nie przewiduje plan zmiany globalnej ekonomii, ani niemieckie układy z islamem. Jedyne co jeszcze możemy robić to zadawać głupie i wyrażające bezradność pytania, trochę podobne do tych, które ja tu postawiłem, w wymowie jednak inne. Te pytania to – dlaczego oni zabijają? Czy to czasem aby nie podejrzane? Dlaczego kwota dzienna na ich utrzymanie jest większa niż niejedna miesięczna emerytura? I podobne sprawy, wyznaczają one dziś przestrzeń naszej wolności, i to jest więcej niż żałosne. My nie możemy stawiać dziś pytań ludziom, którzy nie mają moralności i nie są z nami we wspólnocie. Jeśli bowiem ktoś dla jakichś marnych zysków sprowadza tu pracowników z Ameryki Południowej, to nie jest członkiem wspólnoty. Chce ją zdewastować powołując się przy tym na wzrost PKB, czyli argumentuje tak samo, jak Balcerowicz przed swoją sławną reformą. Nie możemy dopuścić do tego, by podobna dewastacja przewaliła się przez nasz kraj, bo nie wyjdziemy z tego żywi. I nie osiągniemy życia wiecznego, co nam już zapowiedział ekscelencja Ryś.

Przede wszystkim musimy zmienić język debaty, nie możemy mówić o projektach globalnych, które realizowane mają być naszym kosztem, tak jakby chodziło o indywidualne wybory, w których decydujemy czy przyjąć pod dach pielgrzyma. To nie jest ta sytuacja. I kardynał dobrze o tym wie. Ucisza więc nas, a podobnie czynią ci, którzy mają narzędzia, by obecny stan rzeczy opisać, czyli ekonomiści i historycy. Jeśli tego nie zrobią, my to zrobimy – tutaj.

Na dziś to tyle. Postanowiłem przedłużyć promocję o jeden dzień. Zakończy się ona jutro.

https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/zydzi-w-polsce-sredniowiecze

https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/swieta-katarzyna-sienenska

https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/jerzy-ossolinski-biografia-ludwik-kubala

https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/jerzy-ossolinski-biografia-ludwik-kubala

https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/indie-w-plomieniach

https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/wczesna-historia-ubezpieczen-w-tym-umowy-pozyczki-morskiej

https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/porwanie-krolewicza-jana-kazimierza-gabriel-maciejewski

https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/wojna-domowa-w-polsce

https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/ludzie-zakonu

Kardynale Ryś; miej odwagę zamilknąć!

Kardynale Ryś; miej odwagę zamilknąć!

Tak jak w przypadku PLANdemii covidovej, taki i w kryzysie migracyjnym, “polski KK”, jest po stronie wrogów Polski i Polaków; to bardzo bolesne i dające dużo do myślenia. 

DR IGNACY NOWOPOLSKI JUL 20
Stanowczy apel kardynała ws. migrantów. "Miejcie odwagę zamilknąć"

Stanowczy apel kardynała ws. migrantów. “Miejcie odwagę zamilknąć”

List pasterski kard. Grzegorza Rysia został opublikowany w czwartek na stronie internetowej archidiecezji łódzkiej, a w niedzielę jest odczytywany we wszystkich kaplicach i kościołach diecezji. Jego treść wybrzmiała m.in. podczas mszy w łódzkiej archikatedrze.

Metropolita łódzki w pierwszych słowach listu podkreślił, że zdecydował się odezwać do wiernych w tej formie nie dlatego, żeby była ku temu jakaś specjalna okazja. Jak wyjaśnił, czyni to raczej w związku z ważnymi pytaniami, które szczególnie w ostatnich tygodniach “wiszą w powietrzu” i których nie wolno zostawić bez odpowiedzi.

W dużej części listu hierarcha odnosi się do sporu w kwestii migrantów i uchodźców, który od kilku tygodni i miesięcy “rozpala publiczną dyskusję”. Jak wskazywał, działania podejmowane w tej sprawie “nierzadko powołując się na chrześcijańskie motywacje – w istocie rzeczy z chrześcijaństwem nie mają wiele wspólnego“.

Hierarcha przypomniał, że katolicka nauka społeczna wyraźnie stwierdza, iż każdy człowiek ma prawo wybrać sobie miejsce do życia i ma prawo w tym miejscu być uszanowanym w swoich przekonaniach, kulturze, języku i wierze.

Chrześcijaństwo nie jest religią plemienną, lecz – jak uczy Sobór – objawieniem jedności całego rodzaju ludzkiego” – podkreślił kard. Ryś.

Uwaga Edytora: Jeśli Kardynał Ryś tak interpretuje “Chrześcijańskie prawo do rezydencji”, to może sam kardynał Ryś, da przykład i zakwateruje w swojej rezydenci kilkudziesięciu kolorowych? Dobrze by było, by Watykan również otworzył swe podwoje na masowe zasiedlenie przez nielegalnych emigrantów.

Według tej (nowej “nie plemiennej” interpretacji Nauki Chrystusowej), większość państw świata, od dawna, łamie “Nowe GLOBALISTYCZNE Objawienie Chrystusowe” poprzez kontrolę graniczną, system wiz, zameldowania, oraz prawa i/lub nakazu/zakazu pracy dla nielegalnych emigrantów.

Kardynała Rysia, oraz resztę niefrasobliwych hierarchów KK, zarówno w III RP, jak w Watykanie i innych państwach, należy pouczyć, że przekręcanie i/lub wkładanie w usta Jezusa, kłamliwych tez, jest śmiertelnym grzechem, zwłaszcza w wykonaniu tzw. “purpuratów”. Również zamykanie ust wszystkim członkom KK, nie jest dozwolone. Sam Chrystus przedstawił DOKŁADNIE w jednej z Ewangelii, jak należy pouczać grzeszników, więc próba zamykania ust przez hierarchów kościelnych, jest kolejnym grzechem ciężkim w ich haniebnym wykonaniu. Czas już najwyższy przestać milczeć i przyglądać się biernie tej stajni Augiasza, w którą przekształca się coraz bezczelniej “hierarchia KK”.

Polemika z listem pasterskim kard. Grzegorza Rysia ws. migrantów

Polemika z listem pasterskim kard. Grzegorza Rysia ws. migrantów: Nie jesteśmy tchórzami

19.07.2025 https://www.tysol.pl/a143889-polemika-z-listem-pasterskim-kard-grzegorza-rysia-ws-migrantow-nie-jestesmy-tchorzami

Według kard. Rysia, jeśli nie wypowiadacie się o migrantach niezgodnie z “rzeczywistą nauką Chrystusa i Kościoła” jesteście tchórzami, którzy nie mieli odwagi milczeć. Właśnie trwają w całej Polsce protesty antyimigracyjne. Jaka jest zatem ta “rzeczywista nauka” Kościoła?

Pikieta antyimigrancka we Wrocławiu Polemika z listem pasterskim kard. Grzegorza Rysia ws. migrantów: Nie jesteśmy tchórzami

Pikieta antyimigrancka we Wrocławiu / (mr) PAP/Maciej Kulczyński

Co musisz wiedzieć?

  • W liście pasterskim kard. Grzegorz Ryś napisał m.in.: “Proszę, jeśli decydujecie się uczestniczyć w dyskusjach – a już zwłaszcza publicznych – na temat właściwej relacji do uchodźców i migrantów – to chciejcie to czynić w głębokim zjednoczeniu z rzeczywistą nauką Chrystusa i Kościoła. Jeśli zaś nie – to proszę: miejcie odwagę przynajmniej w takich wpadkach zamilknąć i nie dokładać ognia do tak rozpalonej rzeczywistości”
  • Na list pasterski kard. Rysia odpowiedział dr Łukasz Bernaciński z Ordo Iuris
  • Dzisiaj w całej Polsce odbywają się antyimigranckie demonstracje

Od czasów Leona XIII Kościół uznaje, że ludzie mają prawo migrować w celu utrzymania siebie i swoich rodzin, co potwierdziła np. Konstytucja apostolska Exsul Familia Piusa XII z 1952 r. Kolejni papieże i Sobór Watykański II kontynuowali ten kierunek, choć np. św. Jan Paweł II podkreślał także prawo do nieemigrowania i zamieszkiwania swojej ojczyzny.

Ordo Caritatis

Jednocześnie od czasów św. Augustyna znana jest (i rozwijana przez np. św. Tomasza z Akwinu) w Kościele koncepcja ordo caritatis – porządku miłowania. Jej istota sprowadza się do stwierdzenia, że miłość powinna być uporządkowana hierarchicznie – najpierw należy dbać o najbliższych, a dopiero potem o osoby dalsze, w tym obcych. W kontekście migracji zasada ta pozwala właściwie zarządzać ograniczonymi zasobami państwa i Narodu oraz miarkować ryzyko w kontekście możliwości zapewnienia bezpieczeństwa najpierw najbliższym, później obywatelom, dalej osobom nie będącym pod jurysdykcją państwa.

W “rzeczywistej nauce” Kościoła sformułowano również prawa i obowiązki państwa przyjmującego jak i prawa i obowiązki imigranta. Kościół uznaje prawo państwa do:

  • Kontroli granic
  • Wymagania od imigranta przestrzegania prawa państwa przyjmującego
  • Troski o bezpieczeństwo swoich obywateli
  • Regulowania prawnego napływu imigrantów z uwagi na dobro wspólne.

Państwo przyjmujące ma przy tym obowiązek poszanowania godności osoby ludzkiej oraz podstawowych praw człowieka w odniesieniu do imigrantów (prawa do wolności, respektowania zakazu tortur, niewolnictwa oraz nadużywania przemocy). Pomoc udzielana na terenie państwa przyjmującego imigrantom w skrajnej sytuacji egzystencjalnej nie powinna być stygmatyzowana.

Kościół naucza o równowadze praw i obowiązków

Kościół zwraca także uwagę, że “państwa bogate” powinny przyjmować imigrantów poszukujących bezpieczeństwa w miarę możliwości i [dodatek autora] z uwzględniam praw państwa i zasady porządku miłości.

Kościół wskazuje także obowiązki imigrantów, do których zalicza:

  • wdzięczne szanowanie dziedzictwa materialnego i duchowego kraju przyjmującego
  • posłuszeństwo prawu państwa przyjmującego
  • wnoszenia wkładu w wydatki państwa przyjmującego.

Kościół nie naucza zatem o prymitywnym humanitaryzmie, lecz o równowadze praw i obowiązków imigrantów, jak i państw przyjmujących.

W świetle faktów i wydarzeń zarówno z Polski jak i innych państw Europejskich można postawić tezę, że państwo powinno jasno uregulować swoją politykę migracyjną zgodnie z chrześcijańskimi jej prawami i obowiązkami, Kościół zaś ma do wykonania gigantyczną robotę, którą chyba niestety w ostatnich latach zaniedbał, by imigrantów innych kultur i religii przekonać do respektowania “rzeczywistej nauki Chrystusa i Kościoła” – zarówno tej ogólnoludzkiej jak i w odniesieniu do samego zjawiska migracji.

[Dr Łukasz Bernaciński Doktor nauk prawnych. Wiceprezes Ośrodka Analiz Prawnych, Gospodarczych i Społecznych im. Hipolita Cegielskiego, Członek zarządów Instytutu na rzecz Kultury Prawnej Ordo Iuris oraz Fundacji Centrum Wspierania Inicjatyw dla Życia i Rodziny. Zastępca redaktora naczelnego czasopisma naukowego „Kultura Prawna”]

  • Autor: Łukasz Bernaciński Ordo Iuris

Rysie też chorują na wściekliznę. Nawet kardynalne.

Kard. Ryś w obronie migrantów.

Ujawniono treść listu.

„KAŻDY CZŁOWIEK ma prawo

wybrać sobie miejsce do życia”

17.07.2025 rysie/chore

[z nienawiści do Polski, czy do Prawdy?]

Kard. Grzegorz Ryś
Kard. Grzegorz Ryś Fot. PAP/Marian Zubrzycki

Kard. Grzegorz Ryś napisał list do wiernych, który ma zostać odczytany w kościołach Archidiecezji Łódzkiej w najbliższą niedzielę. Jego treść ujawnił portal RMF24.

Metropolita łódzki w liście do wiernych podkreślił, że zwraca się do nich „w związku z ważnymi pytaniami, które szczególnie w ostatnich tygodniach „wiszą w powietrzu” i których nie wolno zostawić bez odpowiedzi”. „Nie chodzi przy tym o naszą, lecz o Bożą odpowiedź!” – twierdził.

Hierarcha nawiązał do Pisma Św., by odnieść się do „dwóch niezwykle ważnych kwestii”. Jedną z nich jest „spór o uchodźców i migrantów”.

Według kard. Rysia, spór wokół kwestii migracji powoduje „działania, które – nierzadko powołując się na chrześcijańskie motywacje – w istocie rzeczy z chrześcijaństwem nie mają wiele wspólnego, godząc także w inicjatywy prawdziwie ewangeliczne, jak np. prowadzone (czy współprowadzone) od czasu wojny w Ukrainie przez kościelną CARITAS «Centra pomocy migrantom i uchodźcom»”.

„Hejt, strach przed «obcym», stereotypy, nienawiść stają się argumentem ważniejszym niż racje ludzkie i ewangeliczne” – grzmiał. Duchowny ocenił, że zgodnie z katolicką nauką społeczną „KAŻDY CZŁOWIEK ma prawo wybrać sobie miejsce do życia; i ma prawo w tym miejscu być uszanowanym w swoich przekonaniach, kulturze, języku i wierze”. Dalej napominał, że chrześcijaństwo to „PROŚBA: najpierw o NAWRÓCENIE JĘZYKA!”. Grzmiał również, że „panujący dyskurs zarówno godzi w przybyszów, jak i przetrąca inicjatywy, motywacje i siły tych, którzy chcą im pomóc”.

Przypomnijmy, że rząd warszawski postanowił bohatersko walczyć z kryzysem migracyjnym. Od 7 lipca na granicach z Niemcami i Litwą obowiązują kontrole graniczne. Reakcję polityków, po przeszło półtorarocznych rządach, wywołała znacząca zmiana nastrojów społecznych po serii tragicznych doniesień o przestępstwach – w tym zabójstwach i atakach – dokonywanych w Polsce przez imigrantów.

Heretyk Grzegorz Ryś [zawód – kardynał] poparł antypolską doktrynę globalistów

Heretyk Grzegorz Ryś poparł antypolską doktrynę globalistów

Kategoria: Archiwum, Polecane, Polityka, Polska, Świat, Ważne, Wiara

Autor: CzarnaLimuzyna , 20 lipca 2025

AIX

Grzegorz Ryś, który neguje teologię zastępstwa (1) oraz corocznie aktywnie uczestniczy w obchodach dni bez Jezusa i Maryi serwowanych maluczkim pod nazwą “dni judaizmu”, dorzucił do kolekcji swoich „osiągnięć” kolejną hucpę.

Jest nią poparcie w formie listu do odczytania w najbliższą niedzielę we wszystkich kościołach Archidiecezji Łódzkiej – poparcie dla ideologii zalewania Europy, w celu jej destabilizacji, masową migracją z rożnych części świata. Wbrew propagandzie lewicy nie jest to spiskowa teoria, lecz spiskowa praktyka dziejąca się na naszych oczach od wielu lat.

Szyldem lub jak kto woli listkiem figowym, który ma ukryć tę hucpę jest powołanie się na naukę Kościoła. Grzegorz Ryś zdaje się nie zauważać, że sztuczna migracja, bo z taką mamy do czynienia, stała się narzędziem wojny prowadzonej przeciw Europie, a ostatnio także przeciw Polsce.

Panie, wybacz mu, bo nie wie, co czyni

Nie wiem z jakich powodów hierarcha nowo tworzonego “kościoła zmieszanego” to czyni i nie wiem czy zdaje sobie sprawę ze szkodliwości swoich działań. Być może przyczyna jest podobna jak w pozostałych przypadkach, a zebrało się tego całkiem sporo. Kardynał, taki ma tytuł w Kościele katolickim nadany mu przez innego heretyka, Franciszka… kardynał Ryś od wielu lat przejawia karygodną słabość w stosunku do satanistów tworzących wiele podobnych projektów.

Kim są nachodźcy tworzący antyeuropejskie i antychrześcijańskie enklawy?

Nie znam żadnej innej religii, w której bóstwo nakazuje eksterminację chrześcijan, konkretnie nazwanych, a raczej konkretnie wskazanych. Tak więc Islam sam w sobie ma potencjał, by zniszczyć chrześcijaństwo, ponieważ jest z natury antychrystem, czy nam się to podoba, czy nie. /Muzułmanie szczerze nas nienawidzą/

Nikt nie broni Grzegorzowi Rysiowi realizować się w misji ewangelizacji świata ani w udzielaniu pomocy materialnej, najskuteczniej na miejscu, na obszarach najbardziej dotkniętych m.in. w Palestynie, na terenie współczesnego największego obozu koncentracyjnego, gdzie codziennie giną małe dzieci. Nikt też nie będzie stawiał żadnych przeszkód w pomaganiu polskiej owczarni coraz bardziej gnębionej i zewsząd atakowanej. Nie pamiętam, aby Ryś wypowiadał się w sprawie śmiertelnych ofiar, a takie już są, polityki migracyjnej w Polsce.

Aby nie przegadać ważnej sprawy zakończę tak: W tej chwili, aby ochronić polską wspólnotę, sytuacja wymaga nadzwyczajnych środków. Koniecznym jest zamknięcie granic oraz wyproszenie z polskiego Domu wszystkich zbójców. Zero tolerancji dla podobnych apeli i szkodliwej, oderwanej od rozumu i wiary propagandy.

________________________________________________

1) Od czasu Objawienia Pańskiego nie Synagoga z rabinami, ale Jezus Chrystus w Kościele jest “Drogą, Prawdą i Życiem”. Nowym Izraelem stał się Kościół katolicki. Pomimo tego “dary łaski i wezwanie Boże (dla żydów) są nieodwołalne”. “A i oni, jeżeli nie będą trwać w niewierze, zostaną wszczepieni. Bo Bóg ma moc wszczepić ich ponownie”. /Rz,11-23/

Lider dialogu z satanizmem [kard. Ryś] wydał oświadczenie

Lider dialogu z satanizmem

wydał oświadczenie

o niedawnych wydarzeniach

Autor: CzarnaLimuzyna , 12 lipca 2025

AIX

O których satanistów chodzi tym razem? O tych, o których Jezus mówi, że ich ojcem jest diabeł.

Wy macie diabła za ojca i chcecie spełniać pożądania waszego ojca. Od początku był on zabójcą i w prawdzie nie wytrwał, bo prawdy w nim nie ma. Kiedy mówi kłamstwo, od siebie mówi (zgodnie ze swoją naturą), bo jest kłamcą i ojcem kłamstwa. /Jana 8:44/

Z tegoż właśnie powodu, obchodzone od dłuższego czasu, tzw. dni judaizmu w Kościele katolickim są w praktyce dniami bez Jezusa i Maryi.

W krótkim oświadczeniu kapłana kościoła zmieszanego zostało użyte słowo “antysemityzm”. Niestety, Grzegorz Ryś użył go bez jasno oznaczonego desygnatu, a zasugerowane odniesienie jest fałszywe. Nie wydaje się też, aby autorowi chodziło o antysemityzm w formie ludobójstwa dokonywanego we współczesnym obozie zagłady, którym stała się Gaza.

Prawdopodobnie chodzi o Grzegorza Brauna, który nie negował zagłady, co jest mu insynuowane. Polski polityk zestawił „mordy rytualne” z hipotezą braku komór gazowych w Auschwitz w kontekście porównania reakcji na obydwa. Nie negował niemieckich zbrodni. Tzw. komory gazowe, czyli pomieszczenia w których Niemcy używali gazu, wedle niektórych ustaleń, nie znajdywały się w Auschwitz, ale w innych obozach. [A to, co tam stoi, zostało zbudowane po wojnie. Oryginalne komory Niemcy spalili. md]

Oświadczenie Grzegorza Rysia, heretyka na etacie, negującego „teologię zastępstwa” wpisało się w to o czym powiedział Braun.

I kto o tym mówi, ten zostanie oskarżony o straszne rzeczy, odsądzony od czci i wiary, talmudyści i holokaustyści i prawowierni będą się oburzali.

Oświadczenie

W związku z wydarzeniami z dnia 10 lipca czuję się w obowiązku przypomnieć, że:

  1. antysemityzm w każdej postaci jest, zgodnie z nauczaniem Kościoła, grzechem i złem moralnym;
  2. negowanie Zagłady jest kłamstwem i stawia człowieka po stronie oprawców, a nie ofiar.

kard. Grzegorz Ryś
Przewodniczący Komitetu KEP ds. Dialogu z Judaizmem

Kto ma ochotę nawinąć sobie w tym momencie trochę makaronu na uszy albo zachować spokój, temu polecam wyważony i dostojny komentarz Krystiana Kratiuka.

[gadanie – w oryginale md]

„Gość Niedzielny” i Żydzi, czyli psucie poważnej debaty. Ryś w akcji.

„Gość Niedzielny” i Żydzi, czyli psucie poważnej debaty

Paweł Chmielewski https://pch24.pl/gosc-niedzielny-i-zydzi-czyli-psucie-powaznej-debaty

(Oprac. PCh24.pl)

„Gość Niedzielny” ustami kardynała Grzegorza Rysia nakazuje akceptację nauczania II Soboru Watykańskiego. Kilka stron dalej to nauczanie jednak lekceważy, czyniąc tak chyba w imię jakiejś dziwacznej ideologii. Wszystko w najnowszym dodatku historycznym tego tygodnika.

„Gość Niedzielny” wypuścił nowy numer swojego czasopisma historycznego „Historia Kościoła”. Nadano mu tytuł: „Żydzi i chrześcijanie. Rodzina z problemami”.

W środku – wiele cennych treści i dobrych artykułów. Niestety, przemieszanych z wypowiedziami dziwnymi lub zgoła absurdalnymi.

Na przykład ks. prof. Mariusz Rosik zamieścił w „Gościu” obszerny i ciekawy tekst pt. „Czym współczesny judaizm różni się od biblijnego?” Na tytułowe pytanie autor odpowiada z erudycją i dobrze wyjaśnia różnicę, nad którą zastanawia się dziś wielu katolików.

W tekście padają jednak, dość zaskakująco, ważne słowa: „Na szczęście dziś prosta teologia substytucji, według której Izrael został zastąpiony przez Kościół, jest już nieaktualna”.

Teologia substytucji jest nieaktualna? Co to dokładnie znaczy? Czy Kościół katolicki nie jest Nowym Izraelem, tak, jak zawsze tego nauczano? Tego dotyczy jeden z najważniejszych aspektów debaty toczonej dziś w Kościele.

Profesor tego nie wyjaśnia; użycie przez niego określenia „prosta teologia substytucji” wskazuje na pewne rozróżnianie i dystans. Szkoda, że tej kwestii Autor nie pogłębia.

Tym większa to szkoda, że, „szczegółów” można się dowiedzieć dopiero od innego profesora, Jana Grosfelda. W rozmowie z Jackiem Dziedziną ogłasza on:

„Tzw. teoria substytucji, czyli zastąpienia jednego ludu wybranego drugim, jest czymś horrendalnym. Dlaczego? Bo mówi, że Bóg nie jest wierny, skoro zmienia swoje zdanie w sprawie najbardziej zasadniczej”.

Nauka Kościoła o zastąpieniu Izraela przez nowy lud Boży jest zatem „horrendalna”, czytamy w „Gościu”. Cóż…

II Sobór Watykański, deklaracja „Nostra aetate”: „Chociaż Kościół jest nowym Ludem Bożym, nie należy przedstawiać Żydów jako odrzuconych ani jako przeklętych przez Boga, rzekomo na podstawie Pisma świętego”.

„Kościół jest nowym Ludem Bożym”, mówi sobór. „Teoria… zastąpienia jednego ludu wybranego drugim jest czymś horrendalnym”, mówi Grosfeld. Jak to połączyć?

W tym samym wywiadzie Grosfeld ogłasza po prostu, że deklaracja soborowa to wynik… „zgniłego kompromisu”.

Skoro tak, to – jak można się domyślić – nie należy w ogóle przejmować się jej literą. Trzeba raczej przypisać jej „ducha zmian” – i głosić, co się akurat podoba, bo jakoby z tego „ducha” wynika.

Autor twierdzi, że z pomocą przychodzi posoborowe nauczanie papieży, zwłaszcza św. Jana Pawła II; nauczanie, które miałoby potwierdzać odejście od „teorii substytucji”.

Czy aby na pewno?…

Encyklika „Redemptoris Mater” św. Jana Pawła II: „[…] nowy Izrael… nazywa się Kościołem Chrystusowym, jako że Chrystus nabył go za cenę krwi swojej”. To cytat z „Lumen gentium” II Soboru Watykańskiego.

Katecheza Benedykta XVI z marca 2006 roku: [Ustanawiając dwunastu Apostołów] „Jezus chciał powiedzieć, iż nadszedł ostateczny czas, w którym ustanawia się nowy lud Boży, lud dwunastu plemion, który staje się teraz ludem powszechnym, Jego Kościołem”.

Skąd Grosfeld czerpie swoje mądrości, ostatecznie zatem nie wiadomo. Może chodzi o różne wypowiedzi Jana Pawła II rzucane przy okazji jakichś konferencji czy spotkań. Rzecz jednak w tym, że takie wypowiedzi nie konstytuują nauczania Kościoła w ten sam sposób jak dokumenty soborów czy encykliki. Jest jasne, że dziś Kościół nie głosi „prostej teorii substytucji”, to znaczy stara się oddzielić twierdzenie, że Kościół jest Nowym Izraelem, od twierdzenia, które wyprowadza z tego tezę o „przeklęciu” Żydów, jak to zresztą pokazała „Nostra aetate”. Do tego sprowadza się wiele wypowiedzi św. Jana Pawła II. Tę kwestię trzeba byłoby jednak obszernie i osobno omówić, ale – tego nie ma. Mamy proste i kategoryczne stwierdzenia, które w istocie fałszują rzeczywistość.

Na tym nie koniec poważnych problemów z tezami Grosfelda. Wywiad zawiera też sugestię, jakoby katolicka liturgia współ-przyczyniła się do Holokaustu. Grosfeld i Dziedzina wspominają Julesa Isaaca, który prosił Jana XXIII, by ten zmienił wielkopiątkową modlitwę o nawrócenie „perfidnych Żydów”. Grosfeld komentuje to słowami: „[M]iał świadomość, że słowa kreują i ugruntowują teologię zastępstwa, zaś posiłkując się tym fałszem ludzie zdolni są robić tak straszne rzeczy, jakich doświadczyli Żydzi podczas katastrofy”. Poprzez „katastrofę” Grosfeld rozumie Holokaust. Potem dodaje: „Myślenie o Żydach jako narodzie przeklętym, odrzuconym, niewiernym, otwierało drogę do unicestwienia ich”. Autor zauważa wprawdzie, że niemiecki nazizm był nie tylko antyżydowski, ale również antychrześcijański, ale, jak widać, nie wyciąga z tego wniosków. Mamy zatem w „Gościu” prostą narrację na temat, można powiedzieć, mimowolnej kolaboracji intelektualnej Kościoła katolickiego ze zbrodniami III Rzeszy. 

„Gwiazdą” numeru „Gościa” jest kardynał Grzegorz Ryś. Wypada, niestety, bardzo dziwnie. Czytelnikowi proponuje się najpierw artykuł, który został utkany z fragmentów książki kardynała na temat judaizmu. To przykra lektura: przytacza się nauczanie różnych autorów chrześcijańskich i synodów, które – z dzisiejszej perspektywy – mają „antysemicki wydźwięk”. Ambroży, Augustyn, Grzegorz Wielki, Leon VII… Fragmenty pokazują na przykład zalecenie tego papieża, zgodnie z którym Żydów należy albo przekonać do wiary chrześcijańskiej, albo też wypędzić z miast, w których mieszkają chrześcijanie. Brutalne, rzekłbyś nawet językiem wokeismu – „przemocowe”, prawda?

Problem w tym, że Leon VII pisał o tym… w X wieku. Przykładanie naszych norm obyczajowych i wzajemnej koegzystencji do sytuacji społecznej, materialnej oraz obyczajowej sprzed ponad 1 000 lat stanowi, mówiąc delikatnie, ciężkie nadużycie. W artykule jest kilka wyjaśnień kardynała, na przykład odnośnie stwierdzeń Grzegorza Wielkiego. Jednak z uwagi na charakter tekstu, zbudowanego z fragmentów, ogólna wymowa jest dość prosta: spójrzmy, jak Kościół przez wieki „ranił Żydów”.

Dalej przychodzi wywiad, który przeprowadził z kardynałem Jacek Dziedzina. Nie ma tu w zasadzie nic kontrowersyjnego. Hierarcha wygłasza dość oczywiste tezy, mówi o nauczaniu II Soboru Watykańskiego czy autorytecie Ojców Kościoła. Wskazuje, że wiele wypowiedzi autorów chrześcijańskich sprzed 1 000 czy 1 500 lat, które, kiedy czytamy je dziś, wydają się zajadle antysemickie, w momencie swojego powstawania bynajmniej takie nie były. Znakomicie, ale skoro tak – to po co był wcześniejszy tekst, którego jedynym owocem jest przekonywanie czytelnika do „antysemickiej natury” kościelnego nauczania?

Dalej jest najgorzej.

„Gość” opublikował tekst pt. „Źródła antyjudaizmu”, podpisany nazwiskiem kardynała Rysia. To nie artykuł, ale zestaw cytatów z autorów chrześcijańskich – zdań wyłącznie bardzo mocnych, nieledwie antyżydowskich. Na przykład: „Czy jest jakiś rodzaj zbrodni, którego [Żydzi] by nie popełnili?”. Inne mówią o „poniewieraniu religii chrześcijańskiej” przez Żydów czy nazywają ich „wrogami” lub też odmawiają wszystkim Żydom wiary w Boga. We wcześniejszym wywiadzie kardynał częściowo wyjaśnia kontekst niektórych z cytatów. Niestety, kto przeczyta sam „artykuł” pt. „Źródła antyjudaizmu”, ten zostanie z przekonaniem prowadzącym raczej do tezy sugerowanej przez Grosfelda.

Relacje chrześcijańsko-żydowskie są trudnym tematem, to jasne. Wpływa dziś na to nie tyle historia i teologia, co przede wszystkim polityka. Pytanie: po co podejmować to skomplikowane zagadnienie w taki sposób, jak zrobił to „Gość Niedzielny”?

Jeżeli ma chodzić o ukazywanie prawdy – to konieczne jest unikanie publikacji, które tworzą zupełnie mylny obraz tych relacji. Takimi są właśnie pozbawione kontekstu „zestawienia”, które podaje „Gość” czytelnikom. Nie można też ignorować nauczania II Soboru Watykańskiego, jak manifestacyjnie robi to jeden z autorów magazynu.

Zamieszczanie podobnych tekstów obok cennych artykułów, na przykład pióra ks. prof. Stanisława Adamiaka, ks. prof. Mariusza Rosika czy prof. Rafała Łatki, jest wyrządzaniem szkody zarówno tym autorom, jak i samej debacie. Szkoda.

Paweł Chmielewski

Kard. Ryś, protestantyzm i synodalny model ekumenizmu dla Polski

3 stycznia 2025 pch24.pl/kard-rys-protestantyzm-i-synodalny-model-ekumenizmu

Kard. Ryś, protestantyzm i synodalny model ekumenizmu dla Polski

(Oprac. PCh24.pl)

W Archidiecezji Łódzkiej kontakty katolików z protestantami są coraz ściślejsze. Kardynał Grzegorz Ryś realizuje w ten sposób zasadnicze wskazania procesu synodalnego. Czy model Łodzi będzie wzorcowy dla całej Polski?

Relacje z protestantami w Łodzi

W Archidiecezji Łódzkiej zacieśnia się w ostatnich miesiącach i latach współpraca z protestantami.

29 grudnia 2024 roku kardynał Grzegorz Ryś postanowił w nietuzinkowy sposób rozpocząć świętowanie Roku Jubileuszowego, który ogłosił papież Franciszek. Obchody rozpoczęły się nie w archikatedrze, ale w parafii luterańskiej. Kardynał zaprosił w tamtym dniu wiernych na godzinę 18:30 do zboru pw. św. Mateusza. Wierni wysłuchali tam Ewangelii, odczytano im również bullę papieską o Roku Jubileuszowym. Dopiero po wizycie w zborze zebrano się i ruszono procesyjnie do łódzkiej archikatedry.

Trzy lata wcześniej dość podobnie kardynał zachował się w związku z inauguracją Procesu Synodalnego. Wtedy zaprosił do swojej katedry Marka Izdebskiego, jednego z głównych duchownych kalwińskich w Polsce. Izdebski wygłosił z ambony kilka uwag na temat synodalności, opowiadając o tym, jak problemy sprawowania władzy rozwiązany jest w jego kalwińskiej wspólnocie.

Już po zakończeniu Synodu o Synodalności 27 października 2024 roku kardynał Ryś ogłosił, że dokona ekumenicznej zmiany w archidiecezji. Postanowił zaprosić do pracy w Radzie Diecezjalnej jednego z łódzkich protestantów.

W Archidiecezji Łódzkiej intensywna jest też współpraca z protestantami w przestrzeni duchowości zielonoświątkowej (pentakostalnej). Chodzi o wspólnoty charyzmatyczne. Przykładowo w lutym 2022 roku między innymi pod patronatem Archidiecezji odbyło się tam spotkanie „Już czas!” w którym obok katolickich duchownych uczestniczyli również pastorzy i liderzy grup protestanckich. W informacjach przedstawiano rzecz jako spotkanie „liderów Kościoła”, sugerując wyraźnie, że Kościół katolicki oraz wspólnoty protestanckie w jakiś sposób tworzą już jeden „Kościół”.  

Synod o Synodalności

Ekumeniczne ukierunkowanie Archidiecezji Łódzkiej pod rządami kardynała Grzegorza Rysia doskonale odpowiada intencjom Synodu o Synodalności. W najbliższych miesiącach będziemy najpewniej świadkami wielu dużych wydarzeń ekumenicznych, a to w związku z 1700. Rocznicą Soboru Nicejskiego. Sobór obradował późnią wiosną i latem 325 roku. Wprost odnosi się do niego punkt 139 „Dokumentu końcowego” Synodu, gdzie czytamy o 1700. rocznicy między innymi jako okazji „wprowadzania form synodalności wśród chrześcijan wszystkich tradycji”.

Jedną z takich form synodalności może być reinterpretacja prymatu papieskiego. W punkcie 130 „Dokumentu końcowego” czytamy o tym, że proces synodalny „pomógł na nowo spojrzeć na sposoby sprawowania posługi Biskupa Rzymu w świetle synodalności”. Po podkreśleniu roli biskupa Rzymu dla Kościoła proponuje się nową refleksję nad wykonywaniem posługi Piotrowej. Jak mówi punkt 134, należy prowadzić tę refleksję „z perspektywy zbawiennej decentralizacji”, w tym sensie, by przeprowadzić studium teologiczne i kanoniczne celem określenia, „które kwestie powinny być zastrzeżone dla papieża (reservatio papalis), a które mogą zostać przekazane biskupom w ich Kościołach lub grupach Kościołów”.

Decentralizacja i ekumenizm

W tym momencie wydaje się, że pozostajemy wyłącznie na gruncie Kościoła katolickiego. Decentralizacja i wydzielenie kwestii zastrzeżonych wyłącznie dla papieża – to elementy budowania nowego systemu relacji władzy między Kościołami lokalnymi a Stolicą Apostolską. W praktyce rzecz dotyczy tego, co komu przysługuje: czy krajowy episkopat albo nawet tylko jeden lub kilku biskupów mogą wprowadzać swoją własną „interpretację” doktryny i moralności lub też nowatorskie rozwiązania duszpasterskie i liturgiczne? Jeżeli tak – to w jakim zakresie? Odwołanie się przez „Dokument końcowy” do terminu „zbawienna decentralizacja”, który pochodzi od papieża Franciszka, wskazuje wyraźnie na kierunek „ogałacania” władzy papieskiej na rzecz wzmacniania Kościoła „na miejscu”. Innymi słowy, na skutek synodalnej reformy papiestwa papież ma móc mniej, a biskup i jego struktury synodalne – więcej.

„Dokument końcowy” Synodu o Synodalności wskazuje jednak, że reforma papiestwa ma dotyczyć również wymiaru ekumenicznego. W punkcie 137 tego tekstu czytamy: „Jednym z ważniejszych owoców Synodu 2021-2024 jest wzmożone zaangażowanie ekumeniczne. Potrzeba znalezienia «takiej formy sprawowania prymatu, która […] byłaby otwarta na nową sytuację» stanowi fundamentalne wyzwanie zarówno dla misyjnego Kościoła synodalnego, jak i dla jedności chrześcijan”.

„Dokument końcowy” odwołuje się następnie do ważnego tekstu Kurii Rzymskiej na temat ekumenizmu z 2024 roku; za chwilę napiszę o nim więcej. Tu wskażę tylko, jakie na podstawie tego tekstu wnioski wysuwa Synod o Synodalności. Chodziłoby o „reinterpretację lub oficjalny komentarz do dogmatycznych definicji Soboru Watykańskiego I na temat prymatu”. Ponadto należałoby przeprowadzić „rozróżnienie zakresów odpowiedzialności papieża, promowania synodalności oraz poszukiwania modelu jedności opartego na eklezjologii komunii”, co pozwoliłoby otworzyć „obiecujące perspektywy dla drogi ekumenicznej”.  Według „Dokumentu końcowego” Synodu „posługa jedności Biskupa Rzymu” powinna być uznawana przez wszystkich chrześcijan za „posługę miłości”.

Nowe rozumienie papiestwa

Jak zatem konkretnie miałby zmienić się prymat? „Dokument końcowy” Synodu odwołał się do tekstu, jaki 13 czerwca 2024 roku opublikowała watykańska Dykasteria ds. Popierania Jedności Chrześcijan. Tekst nosi tytuł „Biskup Rzymu. Prymat i synodalność w ekumenicznych dialogach i w odpowiedziach na encyklikę Ut unum sint”. Jego autorem jest szwajcarski kardynał Kurt Koch, osoba o zasadniczo dość konserwatywnych poglądach, jakkolwiek zaangażowana w dialog ekumeniczny i stąd dość otwarta na różne „nowinki” w tym względzie, nawet jeżeli stroniąca od największych patologii w stylu ekumenizmu niemieckiego (np. Komunia dla protestantów). Tekst ma w sumie 150 stron. Sam w sobie nie posiada autorytetu nauczycielskiego – to raczej zbiór pewnych refleksji oraz wniosków. Jako że do tekstu odwołał się jednak „Dokument końcowy” Synodu o Synodalności, wskazując go jako drogowskaz w sprawach ekumenizmu, nie można odmówić mu dużej wagi.

W dokumencie z 13 czerwca Dykasteria pod kierunkiem kardynała Kocha zaproponowała „reinterpretację” nauczania I Soboru Watykańskiego. Chodziłoby o to, aby oddzielić od siebie to, co w tym nauczaniu niezmienne, od tego, co tymczasowe. Dokument nie wskazuje na nic konkretnego, ale można domyślać się, że chodziłoby o jakieś ponowne, wyraźne wyodrębnienie nieomylnych wypowiedzi papieskich od pozostałych. Mogłoby to w praktyce wyraźniej ukazać prawosławnym i protestantom te momenty, w których biskup Rzymu domaga się posłuszeństwa – a jeżeli byłyby to momenty bardzo ogólne, odwołujące się do podstaw wiary chrześcijańskiej, to potencjalnie mogłoby to znaleźć ich akceptację i w ten sposób otworzyć drogę do uznania papieskiego „prymatu w miłości”. Dokument kardynała Kocha wskazuje też, że należy położyć nacisk nie tyle na nieomylność papieża – co raczej na „nieomylność Kościoła”. W tekście wskazuje się, że papież nie stoi „ponad Kościołem”, to znaczy że jego nieomylność nie jest związana z żadną z politycznych funkcji, które sprawuje, ale wynika z faktu jego umiejscowienia w Kościele Chrystusowym.

Eklezjologiczna puszka Pandory

Tutaj otwiera się przysłowiowa puszka Pandory. „Nieomylność Kościoła” wymaga dalszych wyjaśnień, a przede wszystkim zdefiniowania tego, czym jest… Kościół. W teologii po II Soborze Watykańskim używa się chętnie określenia „Lud Boży” dla opisania Kościoła. Konstytucja soborowa „Lumen gentium” mówi też o nieomylności Ludu Bożego – o tym, że ogół wiernych nie może zbłądzić w wierze. Nazywa się to sensus fidei fidelium – zmysłem wiary wierzących. Międzynarodowa Komisja Teologiczna – jedno z najważniejszych katolickich gremiów teologicznych, poddane Kurii Rzymskiej – wskazywało kiedyś w obszernej analizie, że istnieją pewne określone warunki „uprawniające” do udziału w sensus fidei. To życie łaską sakramentalną, życie modlitewne czy też – to bardzo ważne – przyjmowanie całości nauki Kościoła.

Jednak w procesie synodalnym dochodzi do reinterpretacji tego nauczania. Dokumenty synodalne nie mówią już o żadnych warunkach – poza jednym, chrztem. W punkcie 23 „Dokumentu końcowego czytamy: „Poprzez chrzest wszyscy chrześcijanie uczestniczą w sensus fidei. Dlatego jest to nie tylko zasada synodalności, ale także podstawa ekumenizmu”. Jeżeli tak, to należy uznać, że można słuchać luteranina albo kalwina, bo jako ochrzczony uczestniczy on w sensus fidei – jest członkiem szerokiej chrześcijańskiej wspólnoty, która nie może zbłądzić we wierze. Jak to połączyć z faktem odrzucania przez tegoż szeregu dogmatów – nie jestem w stanie wytłumaczyć, chyba, żeby uznać na drodze „reinterpretacji” te dogmaty za drugorzędne. W każdym razie wyłania nam się z tego obraz, gdzie można zapraszać luteranina albo kalwina do udziału w różnych kościelnych aktywnościach, słuchać jego nauczania etc. – tak, jak to się dzieje do pewnego stopnia w Archidiecezji Łódzkiej.

Dokument kardynała Kocha mówi jeszcze o innych zmianach dotyczących prymatu, na przykład wyraźnego oddzielenia funkcji papieża jako „strażnika jedności” chrześcijan od jego funkcji jako „patriarchy Zachodu” czy „prymasa Kościoła łacińskiego”. Chodziłoby tu o pokazanie prawosławnym i protestantom, że niektóre papieskie decyzje czy zarządzenia wynikają z jego „zachodniej” funkcji, a co za tym idzie, nie muszą być przez nich traktowane jako potencjalnie zobowiązujące i ograniczające w ten sposób ich autonomię. Dokument odwołuje się wprost do idei „decentralizacji”. To pokazuje, że „decentralizacja” Kościoła jest bardzo szerokim przedsięwzięciem. Ma zmienić nie tylko relacje władzy pomiędzy biskupem Rzymu a Kościołami lokalnymi, ale – o ile będzie do tego obustronna wola – również relacje między Stolicą Apostolską a wspólnotami niekatolickimi. Jeżeli wszyscy uznaliby „prymat miłości” papieża, to może mogliby zostać uznani za faktyczną część Kościoła powszechnego – nawet mimo odrzucania jakichś dogmatów?

Łódź modelem dla całej Polski?

Jak widzi Czytelnik, w sprawie ekumenicznego charakteru Kościoła synodalnego więcej jest pytań niż odpowiedzi. Rzecz dopiero się wykuwa. Nie ma jednak wątpliwości, że kardynał Grzegorz Ryś, inaugurując Rok Jubileuszowy w luterańskiej parafii w Łodzi, idzie zdecydowanym krokiem w stronę, jaką wskazuje Synod o Synodalności. Należy się spodziewać, że ekumeniczny model życia kościelnego kształtujący się w jego archidiecezji będzie z biegiem czasu coraz silniej promowany jako model docelowy i właściwy dla wszystkich.

Jakąś szansą na to, że nie zatrze to do końca konturów katolickości w Polsce jest to, że protestantów mieszka w naszym kraju relatywnie niewielu; stąd wysiłki ekumeniczne będą natrafiać w wielu diecezjach w konieczny sposób na znaczącą trudność. Czy ta naturalna bariera wystarczy – zobaczymy.

Paweł Chmielewski

Kiedyś skandal zza Odry, dziś norma w Archidiecezji Łódzkiej. Abp Ryś pobłogosławił „szafarki nadzwyczajne” Komunii Świętej.

Kiedyś skandal zza Odry, dziś norma w Archidiecezji Łódzkiej. Abp Ryś pobłogosławił „szafarki” Komunii Świętej.

https://pch24.pl/kiedys-skandal-zza-odry-dzis-norma-w-archidiecezji-lodzkiej-abp-rys-poblogoslawil-szafarki-komunii-swietej

(fot. Piotr Tumidajski/FORUM / Forum)

Obraz braku poszanowania dla eucharystycznego kultu poprzez przekazywanie go bez realnej przyczyny świeckim od dłuższego czasu trapi Kościół. Jego szczególnie uderzającym przykładem było dla wielu polskich wiernych zetknięcie z praktykami liturgicznymi na zachodzie Europy, gdzie kompetencje udzielania Najświętszego Sakramentu rozszerzono nawet na kobiety – niemogące otrzymać święceń kapłańskich. Niestety – decyzją łódzkiego ordynariusza, abp. Rysia, te wzorce zza Odry przenikną także do naszego kraju. Podczas sobotniej Mszy św. hierarcha pobłogosławił 3 „szafarki” nadzwyczajne.

Jak podaje portal dzienniklodzki.pl, już od ostatniej niedzieli 21 maja trzy kobiety, włączone w szeregi nadzwyczajnych szafarzy Komunii Świętej przez abp. Rysia, pełnią posługę w swoich parafiach. Ceremonia błogosławienia świeckich podejmujących te funkcję, która „nadzwyczajną” pozostaje już tylko z nazwy, odbyła się w bazylice katedralnej pw. Św. Stanisława Kostki w Łodzi.

Jak informuje medium, dwie z nowych szafarek związane są ze wspólnotami religijnymi – ekumenicznym „Chemin Neuf” oraz z „Mocnymi w Duchu”.

Instytucję Nadzwyczajnych Szafarzy utworzono po Soborze Watykańskim II jako instytucję wsparcia dla kapłanów, po którą sięgać miano – jak mówi sama nazwa – tylko w wyjątkowych sytuacjach, gdy sam ksiądz nie byłby w stanie zapewnić wiernym przyjęcia Najświętszego Sakramentu. Wcześniej kompetencja udzielania Ciała Pańskiego zarezerwowana była jedynie dla duchownych.

„Tak jak Chrystus konsekrował swoje Ciało podczas Ostatniej Wieczerzy, a następnie udzielił Apostołom Komunii św., tak też do posługi kapłana należy konsekrowanie, a następnie udzielanie Komunii. (…) Kapłan jest pośrednikiem między Bogiem a ludźmi (…) skoro składa on Bogu ofiary ludu, tak też przekazuje ludowi dary przez Boga uświęcone. (…) Cześć i szacunek wobec Najświętszego Sakramentu wymaga, by stykał się on tylko z tym, co poświęcone”, nauczał Św. Tomasz z Akwinu.

„Paweł VI w 1972 roku ogłosił motu proprio Ministeria Qauedam w którym zdecydował się na gest o niesamowitej mocy: brutalne rozerwanie związku między kapłaństwem a szeregiem czynności dokonywanych podczas liturgii.

Papież Montini podpisując Ministeria Qauedam zdecydował o zlikwidowaniu subdiakonatu oraz wszystkich czterech niższych święceń (ostiariatu, egzorcystatu, lektoratu i akolitatu), tworząc nowatorsko dwie posługi. Jego wolą było, aby posług tych Kościół święty udzielał już nie tylko katolikom przygotowującym się do święceń kapłańskich, ale także katolikom świeckim. Można zaryzykować tezę, że po zmianie z 1972 roku kolejny krok w postaci dopuszczenia kobiet do obu tych posług był jedynie kwestią czasu”, diagnozował z kolei na łamach PCh24.pl Paweł Chmielewski.

Do niedawna szafarstwo nadzwyczajne, jak i inne posługi w Kościele, zarezerwowane było dla mężczyzn, aby nie wprowadzać w błąd wiernych co do faktu, że sakrament kapłaństwa, dla którego wszystkie funkcje świeckich są formą wyręczenia – udzielany może być jedynie kandydatom płci męskiej. To z kolei skutek – jak podkreślał m.in. w Ordinatio Sacerdotalis Jan Paweł II – wolnej decyzji Chrystusa, który sam stał się mężczyzną i na swoich apostołów powołał wyłącznie mężczyzn.

Podkreślić trzeba wyraźnie, że wbrew feministycznej narracji historycznej zarezerwowanie funkcji kapłańskich dla mężczyzn nie wynika z dyskryminacji, ale z różnicy powołań obu płci.

źródła: dzienniklodzki.pl, PCh24.pl  FA

“Proroctwo” kardynała Rysia: [Jego] przyszły Kościół nie będzie Kościołem rzymskokatolickim.

“Proroctwo” kardynała Rysia: Przyszły Kościół nie będzie Kościołem rzymskokatolickim.

Autor: CzarnaLimuzyna , 19 lutego 2025

Jakiś czas temu, ze względu na rodzaj prezentowanych poglądów, obdarzyłem kardynała Rysia tytułem teologa kościoła zmieszanego. Przy innej okazji używając  słowa „dostojnik”, spotkałem się z ripostą. Jeden z internautów poprawił mnie, pisząc „odstojnik”.

Czy określenia te pasują do roli, jaką odgrywa kardynał w procesach zachodzących ostatnio w Kościele? Przedstawiam kilka wątków z rozmowy kardynała Grzegorza Rysia z redaktorem Pawłem Chmielewski z PCH24. Na końcu wstawiałem film z wywiadem.

W końcówce wywiadu kardynał stawia tezę, że dzisiejszy Kościół katolicki jest jednym z pobudowanych wielu domków, które dopiero odtworzą Świątynię Pana, która dziś leży w gruzach. Będzie to Kościół wszystkich chrześcijan.

Regułą wiary dzisiejszego Kościoła jest Sobór Watykański II

To zdanie wypowiedziane przez kardynała Rysia, powołującego się na Franciszka, jest być może kluczem do zrozumienia jego poglądów, które w niektórych kwestiach wydają się błędne lub heretyckie. Z tego zdania wypływa też różnica pomiędzy „zwyczajnym” a „nadzwyczajnym” rytem (liturgią). Odpowiadając na pytanie o liturgię kardynał powiedział:

Zwyczajna forma pełniej wyraża aktualną wiarę Kościoła (od Soboru Watykańskiego II)

Nadzwyczajna forma jest w Kościele dobrze widziana i proszę bardzo, ale z całą świadomością, że została stworzona na tym etapie, gdzie Kościół swoją wiarę wyrażał trochę inaczej.

Kardynał powiedział, że zainteresowanie Watykanu rytem nadzwyczajnym bierze się z nieodpowiednich poglądów zwolenników tej liturgii. Potwierdził też, w odpowiedzi na pytanie redaktora Chmielewskiego, że reforma liturgii nie jest jeszcze zakończona, a chodzi o to, aby ludzie przeżywali ją w sposób zaangażowany (aktywne uczestnictwo).

Judaizm i teologia zastępstwa

W ogrodach Watykanu III AIX

Ta część rozmowy odnosiła się do Teologii zastępstwa i judaizmu. Przypomnę, że głoszona przez prawie XX wieków teologia zastępstwa oznacza zastąpienie starego narodu wybranego – nowym. Kardynał Ryś i inni moderniści pod wpływem żydowskiego lobby twierdzą, że Synagoga I Kościół pozostają w tragicznym podziale, który był pierwszym podziałem w Kościele.

Taki pogląd jest niedorzecznością. Kościół został założony przez Jezusa Chrystusa w oparciu o Nowe Przymierze.

Bo dary i wezwanie Boże są nieodwołane

– uzasadnia podczas rozmowy obalenie teologii zastępstwa kardynał Ryś, skrzętnie jednak omijając to co pisał Św. Paweł.

Dary nie zostały odwołane, a wezwanie trwa i jest wezwaniem do wiary w Jezusa Chrystusa. Żydzi mogą być zbawieni, „jeżeli nie będą trwać w niewierze, zostaną wszczepieni. Bo Bóg ma moc wszczepić ich ponownie”.

“Powiesz może: Gałęzie odcięto, abym ja mógł być wszczepiony. Słusznie. Odcięto je na skutek ich niewiary, ty zaś trzymasz się dzięki wierze. Przeto się nie pysznij, ale trwaj w bojaźni. Jeżeli bowiem nie oszczędził Bóg gałęzi naturalnych, może też nie oszczędzić i ciebie. Patrz więc na dobroć i surowość Boga. Surowość wobec tych, co upadli, a dobroć Boga wobec ciebie, jeżeli tylko wytrwasz przy tej dobroci; w przeciwnym razie i ty będziesz wycięty. A i oni, jeżeli nie będą trwać w niewierze, zostaną wszczepieni. Bo Bóg ma moc wszczepić ich ponownie. Albowiem jeżeli ty zostałeś odcięty od naturalnej dla ciebie dziczki oliwnej i przeciw naturze wszczepiony zostałeś w oliwkę szlachetną, o ileż łatwiej mogą być wszczepieni w swoją własną oliwkę ci, którzy do niej należą z natury”. /Rz,19-24/

– Co to znaczy, że Izrael dzisiaj dalej jest wybrany (…) jakby to Ksiądz mógłby zdefiniować? – pyta Chmielewski

–  To znaczy, że Pan Bóg dalej w nim działa. Jako w swoim wybranym ludzie – odpowiada kardynał.

–  Kim jest ten lud? – nie ustępuje Chmielewski – Kto tworzy ten lud Izraela?

Kardynał Ryś: To są wierzący Żydzi.

Paweł Chmielewski: Niezależnie z jakiej gałęzi i sekty?

Kardynał Ryś : Niezależnie, tak. Judaizm nie jest jednolity na pewno, natomiast pewnie przejdziemy do tego, jak chrześcijaństwo nie jest jednolite.

Paweł Chmielewski: Czy jest tak, że judaizm jest drogą zbawienia? Dzisiaj, dzisiejszy judaizm.

Kardynał Ryś : Ale nie na takiej zasadzie, że są dwie równoległe drogi zbawienia…

Ale nie na takiej zasadzie, że są dwie równoległe drogi zbawienia, że jest chrześcijaństwo, jest judaizm. Dlaczego nie? Dlatego, że wszystkie dokumenty Kościoła, po ten włącznie z roku 2015 podkreślają, że zbawienie wszystkich jest w Jezusie Chrystusie. I każdy człowiek, który dostępuje zbawienia na jakiejkolwiek drodze, dostępuje go przez Jezusa Chrystusa. Także Żydzi.

(…)

Kardynał Ryś: Ewangelizacja w odniesieniu do Żydów jest inna niż w odniesieniu na przykład do Pogan. To ten dokument chce pokazać, że nasze relacje z Żydami są inne. Są inne, że ja spotykając się z Żydem mam poczucie spotkania w rodzinie, takie tam pada określenie. W rodzinie, nie na zewnątrz, nie z kimś, kto jest spoza. Nie mam doświadczenia rozmowy międzyreligijnej, jeśli już tam jest takie pojęcie ukute, rozmowy wewnątrzreligijnej.

(…) Ale dlaczego? No bo właśnie, bo rozmawiam z kimś, kogo Jan Paweł II nazwał moim bratem, albo rozmawiam z kimś, kogo mój papież Benedykt XVI nazwał moim ojcem. Rozmowa z ojcem o wierze to jest bardzo poważna rozmowa. Ja takie kilka razy w życiu prowadziłem.

„Judaizm i chrześcijaństwo mają wspólną matkę i są bliźniakami”

Na stwierdzenie redaktora Chmielewskiego, że „ judaizm współczesny jest zbudowany na negacji Jezusa Chrystusa, trochę tak jak Islam. I w tym sensie nie można zupełnie utożsamiać współczesnego judaizmu z tym judaizmem czasów chrystusowych” kardynał Ryś odpowiedział: „Może nie jestem aż takim ekspertem, ale bałbym się powiedzieć, że judaizm dzisiejszy jest zbudowany na negacji Jezusa Chrystusa i że to jest najważniejszy punkt odniesienia dla tego, czym judaizm jest. Myślę, że nie”.

Kardynał powołując się na  dokument z 2015 roku stwierdził, że „judaizm i chrześcijaństwo mają wspólną matkę i są bliźniakami” (…) My kończymy z przekonaniem, że Izrael przestał być narodem wybranym. To na pewno z tym kończymy. Co do tego nie ma wątpliwości.

Dialog z protestantami. „Ile myśmy się nauczyli, Ile myśmy się nauczyli”

Kardynał Ryś: Aktualna definicja ekumenizmu, która mnie zawsze bardzo dotyka i ona jest znowu sformułowana przez Jana Pawła II w Ut unum Sint, a papież Franciszek ją powtórzył ze dwa razy, myślę, do tej pory. To ta definicja mówi o wymianie duchowych darów. (…) papieże zachęcają nas (…) Do tego kroku, który idzie dalej, który się nazywa wymianą duchowych darów.

Paweł Chmielewski: Jakie dary mogą mieć ci, którzy nie chodzą do spowiedzi,  odrzucają wiele dogmatów katolickich, etc., etc.  Czy nie jest trochę tak, że te dary ostatecznie będą zatrute?

Kardynał Ryś: Jakie dary mają? Mają część darów tych, które my mamy także. I teraz, czego my możemy się nauczyć? Tego, w jaki sposób Duch Święty uczy ich przeżywania tych darów. No, ten sposób może być inny niż nasz. Czyli chodzi o takie instrumentalne kwestie. I teraz, ponieważ mamy na przykład taki dar, fantastyczny, absolutnie fantastyczny dar, jakim jest Księga Pisma Świętego. (…) Ile myśmy się nauczyli od naszych braci protestantów) metod czytania Biblii, interpretowania tekstu. Ile myśmy się nauczyli. Naprawdę.

Paweł Chmielewski: Nie ma w ocenie księdza Kardynała takiego ryzyka, że w tej beczce miodu będzie jednak zawsze, w sposób konieczny, łyżka dziegciu.

Kardynał Ryś: Pan jest jednak mistrzem podejrzeń…

Kościół przyszłości

Kardynał Ryś powołał się na osobliwy tekst kardynała Cantalamessy, porównując i zrównując Kościół katolicki do innych Kościołów. Zanim zacytuję wyjaśnię, że kardynał używa sformułowania katolicki w znaczeniu „powszechny”.

Mówi, postawiliście sobie domy. Każdy mieszka w swoim domu. Ci mają drewniany, tamci to mają z kamienia itd. Jest tylko jeden dom, który leży w gruzach. To jest świątynia Pana. Cantalamesa to odniósł do kościołów.

Paweł Chmielewski: To agresywne stwierdzenie, żeby kościół rzymskokatolicki był jak ta leżąca w gruzach świątynia Pana

Kardynał Ryś: Nie, właśnie nie. Nie, właśnie nie. Właśnie nie kościół katolicki leżący w gruzach, tylko może być tak, że my jesteśmy jednym z tych kościołów, które sobie pobudowaliśmy sobie domy i bardzo dobrze się każdy z nich czuje. Katolicy fantastycznie się czują w swoim domku, ale obok zaraz jest domek luterański, potem jest kalwiński, potem prawosławny, a potem są setki wolnych kościołów.

Paweł Chmielewski:  Jednak nasz dom jest tym domem.

Kardynał Ryś: Każdy sobie zadbał o swój domek, tylko świątynia Pana leży w gruzach.

Paweł Chmielewski: To znaczy, nie jest trochę tak, że jednak ta świątynia to Kościół rzymskokatolicki, a inne domy, że tak powiem, powstały nielegalnie?

Kardynał Ryś: Tośmy już odpowiedzieli (…)

Paweł Chmielewski: Ale rozumiem, że ma ksiądz kardynał taką nadzieję, nawet jeżeli ona jest mało realistyczna, że jednak kiedyś, przynajmniej duża część tych dzisiaj oddzielonych domków zostanie opuszczonych i wszyscy wprowadzą się do domu, jakim jest kościół katolicki.

Kardynał Ryś: Nie. Ja mam nadzieję na to, że będzie jeden kościół wszystkich chrześcijan i że to będzie pełna jedność, czyli także przy Eucharystii.

Paweł Chmielewski: Z papieżem, czyli kościół rzymskokatolicki.

Kardynał Ryś: Nie. Będzie to kościół Jezusa Chrystusa. Będzie katolicki, święty, apostolski, jeden.

Baner „Chrzest czy obrzezanie”? Komentuje kardynał Kościoła mieszanego Zbyś Gul

Baner „Chrzest czy obrzezanie”? Komentuje kardynał Kościoła mieszanego Zbyś Gul

Autor: CzarnaLimuzyna , 19 stycznia 2025

– Nie za bardzo wiadomo w jaki sposób mielibyśmy wypełnić tę lukę zwłaszcza jeśli chcemy być w zgodzie z tym, czego naucza dzisiejsze filisterium naszego Kościoła mieszanego.

Słowa kardynała odbiły się szerokim echem. Najpierw od najbliższego otoczenia – ścian i sklepienia, rezonując cichym klaśnięciem w opróżnionych – na czas skupienia – głowach zgromadzonych dostojników, by w chwilę potem zostać wessane przez wytworzoną w ten sposób próżnię.

Ten baner jest antyludzki

Oryginalna wypowiedzi na temat banera „Chanuka czy Boże Narodzenie” jest autorstwa kardynała Rysia wymienionej przeze mnie obediencji.

– Ten baner jest antyludzki, antyeuropejski, nie wiem, czy jest antysemicki, ale na pewno jest antychrześcijański. Jeśli ktoś po raz kolejny stawia taką ‘alternatywę’ w Europie, to robi rzecz niedopuszczalną.

Katolicki baner jest rzeczą Niedopuszczalną?

Dlaczego zwolennik synodalności nie powiedział po prostu, że baner nie jest żydowski, lecz użył takich właśnie słów na jego określenie, pozostanie gorzką tajemnicą jego intelektualnego podniebienia. Nie jest za to tajemnicą, że kardynał Kościoła mieszanego z uporem heretyka organizując co roku w Kościele katolickim “dni bez Jezusa i Maryi “, wpisuje się antykatolicki nurt.

Aby nikt nie pozostał z uczuciem niedosytu wyjaśnię, że obediencja, do której przystał swego czasu kardynał, twierdzi, że dzieło zbawienia dokonuje się nie tylko w Kościele katolickim, ale również w Synagodze.

Co powstrzymuje w takim razie od przejścia na judaizm wyświęconego swego czasu na katolickiego kapłana Grzegorza Rysia? Są dwie odpowiedzi.

Pierwsza: kardynał Rys nie musi nigdzie przechodzić, bo już jest w nowym Kościele. Poprzedni Kościół, wedle jego własnych słów „mylił się”.

Drugiej odpowiedzi udzielił Stanisław Michalkiewicz:

Minął kolejny Dzień Judaizmu. Na razie jeszcze na judaizm nie przechodzimy, bo Żydowie nie potrzebują konwersji katolickiego duchowieństwa na judaizm. Ono jest im potrzebne raczej do rozmydlania chrześcijaństwa, więc gdyby przeszło na judaizm, byłoby im potrzebne, jak psu piąta noga. Z żydowskiego punktu widzenia pożytek z katolickiego duchowieństwa jest wtedy, kiedy lansuje ono wśród katolickich mas pogląd o wyższości judaizmu nad chrześcijaństwem”.

O autorze: CzarnaLimuzyna

OBALAMY MITY. W „Dniu Judaizmu” poznaj prawdę na temat nauk Żydów i roli Kościoła

OBALAMY MITY. W „Dniu Judaizmu” poznaj prawdę na temat nauk Żydów i roli Kościoła

https://pch24.pl/obalamy-mity-w-dniu-judaizmu-poznaj-prawde-na-temat-nauk-zydow-i-roli-kosciola

(Oprac. GS/PCh24.pl)

Tydzień Modlitw o Jedność Chrześcijan w Kościele katolickim w Polsce poprzedza zawsze wyjątkowe w skali świata wydarzenie: Dzień Judaizmu w Kościele. Zaraz, zaraz… Żydzi odrzucają Chrystusa, nauki Talmudu są wobec Zbawiciela wręcz wulgarnie obraźliwe – a katolicy obchodzą dzień żydowskiej religii w Kościele?

Tak to właśnie wygląda – i to już od 27 lat, a znaczna część biskupów nie kryje, że jest z tego dumna. Są nawet tacy, którzy oczekują celebrowania Dnia Judaizmu w każdej polskiej parafii.. 

Trudno jest dowiedzieć się z oficjalnych kościelnych wystąpień w Dniu Judaizmu, o co tak naprawdę chodzi we współczesnej religii żydowskiej. Dominują, jak zawsze, fałszywe banały o tym, że Żydzi są naszymi „starszymi braćmi w wierze”, albo że nie da się zrozumieć religii katolickiej bez zrozumienia wiary żydowskiej.

Jak jest naprawdę? O tym piszemy w szeregu tekstów, które w tym miejscu proponujemy Państwa lekturze. Zamiast tkwić w oparach filo-judaistycznej poprawności politycznej – lepiej dowiedzieć się, jak naprawdę wyglądają nauki żydowskie i jaki był zawsze stosunek Kościoła katolickiego wobec judaizmu.

https://pch24.pl/mit-starszych-braci-w-wierze-pawel-lisicki-o-blednym-podejsciu-do-zydow/embed/#?secret=f1Cqd4rbF0#?secret=ynpshcCeLa

https://pch24.pl/prawdziwy-izrael-i-falszywy-judaizm-jak-nauka-o-rownoleglym-przymierzu-ma-sie-do-magisterium-kosciola/embed/#?secret=LfNuirkQrT#?secret=Q2HCY7Iz4X

https://pch24.pl/kard-rys-pragnie-obchodow-dni-judaizmu-w-kazdej-parafii-inaczej-potwierdzamy-dzielo-zaglady/embed/#?secret=D8hQsze9OS#?secret=ivnmJ0cfWn

https://pch24.pl/sekrety-chabad-lubawicz-dr-anna-mandrela-o-wplywowej-zydowskiej-sekcie/embed/#?secret=VH90ANc0VX#?secret=QxqxB9r3BC

https://pch24.pl/ks-chrostowski-o-zydach-nie-ma-dwoch-rownoleglych-drog-zbawienia/embed/#?secret=l0r6LFCvPa#?secret=OMLjXMVkFq

https://pch24.pl/judaizm-wobec-ideologii-lgbt-kiedys-obrzydliwosc-dzisiaj-teczowe-gwiazdy-dawida/embed/#?secret=yRkCkWVjMe#?secret=ShnSo8SLoi

https://pch24.pl/bracia-w-wierze-czy-talmudyczni-nacjonalisci-sprawa-starszego-brata-czesc-1/embed/#?secret=gnuJkoMGvu#?secret=kLQqITRuWb

https://pch24.pl/kabala-tajemnicza-odslona-judaizmu-sprawa-starszego-brata-czesc-2/embed/#?secret=RUp1bNg531#?secret=DT931iYULG

https://pch24.pl/porwanie-swietych-wielka-wojna-i-powrot-chrystusa-lisicki-o-chrzescijanskich-syjonistach/embed/#?secret=by1HS2rm60#?secret=z0NEuOX6U5

Dzień Judaizmu: Żidowstwujuszczij” Ryś, “kardynał” – jakiej religii?

Kard. Ryś pragnie obchodów Dni Judaizmu w każdej parafii. „Inaczej potwierdzamy dzieło Zagłady”

https://pch24.pl/kard-rys-pragnie-obchodow-dni-judaizmu-w-kazdej-parafii-inaczej-potwierdzamy-dzielo-zaglady

(fot. PAP/Albert Zawada)

Kard. Grzegorz Ryś w zdumiewający sposób przekonuje, dlaczego Dni Judaizmu w Kościele, powinny odbywać się nie tylko w każdej diecezji, ale w „każdej polskiej parafii”. W jego ocenie, obojętność na wspólną przeszłość polsko-żydowską stawia nas po stronie współpracowników Holokaustu.

Kościół katolicki w Polsce 17 stycznia obchodzi “Dzień Judaizmu”. Centralne obchody odbędą się w Szydłowcu i w Radomiu. Z tej okazji w Warszawie odbyła się konferencja prasowa z udziałem kard. Grzegorza Rysia, przewodniczącego Komitetu ds. Dialogu z Judaizmem przy Konferencji Episkopatu Polski.

„Ważny wymiarem obchodów jest obszar pamięci” – powiedział kard. Grzegorz Ryś. „Czy pamiętamy, o tych ludziach, którzy żyli między nami? Czy chcemy o nich pamiętać, czy też – nie? Jeśli o nich nie pamiętamy, to naszą niepamięcią, naszą obojętnością tak naprawdę potwierdzamy dzieło Zagłady” – stwierdził hierarcha. „Kościół jest ostatnią na świecie wspólnotą, która powinna się do takiej niepamięci przyczyniać” – dodał.

Kard. Ryś zwrócił uwagę, że od Soboru Watykańskiego II w Kościele katolickim podkreśla się „wyjątkowość relacji” z Żydami, mającej zupełnie inny wymiar niż dialog z islamem czy innymi religiami. „Naszym wspólnym korzeniem jest judaizm biblijny i objawienie biblijne – przekonywał. „Mniej więcej z tego samego korzenia wyrosło chrześcijaństwo i po-biblijny judaizm rabinistyczny. Dialog między tymi rzeczywistościami dla Kościoła katolickiego jest budujący” – powiedział kard. Ryś.

Przypomniał, że zgodnie z obecnym nauczaniem w Kościele, „nie można obarczać Żydów winą za śmierć Chrystusa”, a „antysemityzm – jakkolwiek motywowany – jest grzechem”.

Kard. Ryś zaznaczył, że „nie wystarczy, aby Dzień Judaizmu odbył się w Szydłowcu i w Radomiu”. „Dobrze, jeśli odbędzie się w każdej diecezji, a najlepiej, jeśli znajdzie swój jakikolwiek refleks w każdej katolickiej parafii w Polsce” – powiedział.

PAPpap logo / oprac. PR

Kard. Ryś, protestantyzm i synodalny model ekumenizmu dla Polski

Kard. Ryś, protestantyzm i synodalny model ekumenizmu dla Polski

https://pch24.pl/kard-rys-protestantyzm-i-synodalny-model-ekumenizmu-dla-polski

(Oprac. PCh24.pl)

W Archidiecezji Łódzkiej kontakty katolików z protestantami są coraz ściślejsze. Kardynał Grzegorz Ryś realizuje w ten sposób zasadnicze wskazania procesu synodalnego. Czy model Łodzi będzie wzorcowy dla całej Polski?

Relacje z protestantami w Łodzi

W Archidiecezji Łódzkiej zacieśnia się w ostatnich miesiącach i latach współpraca z protestantami.

29 grudnia 2024 roku kardynał Grzegorz Ryś postanowił w nietuzinkowy sposób rozpocząć świętowanie Roku Jubileuszowego, który ogłosił papież Franciszek. Obchody rozpoczęły się nie w archikatedrze, ale w parafii luterańskiej. Kardynał zaprosił w tamtym dniu wiernych na godzinę 18:30 do zboru pw. św. Mateusza. Wierni wysłuchali tam Ewangelii, odczytano im również bullę papieską o Roku Jubileuszowym. Dopiero po wizycie w zborze zebrano się i ruszono procesyjnie do łódzkiej archikatedry.

Trzy lata wcześniej dość podobnie kardynał zachował się w związku z inauguracją Procesu Synodalnego. Wtedy zaprosił do swojej katedry Marka Izdebskiego, jednego z głównych duchownych kalwińskich w Polsce. Izdebski wygłosił z ambony kilka uwag na temat synodalności, opowiadając o tym, jak problemy sprawowania władzy rozwiązany jest w jego kalwińskiej wspólnocie.

Już po zakończeniu Synodu o Synodalności 27 października 2024 roku kardynał Ryś ogłosił, że dokona ekumenicznej zmiany w archidiecezji. Postanowił zaprosić do pracy w Radzie Diecezjalnej jednego z łódzkich protestantów.

W Archidiecezji Łódzkiej intensywna jest też współpraca z protestantami w przestrzeni duchowości zielonoświątkowej (pentakostalnej). Chodzi o wspólnoty charyzmatyczne. Przykładowo w lutym 2022 roku między innymi pod patronatem Archidiecezji odbyło się tam spotkanie „Już czas!” w którym obok katolickich duchownych uczestniczyli również pastorzy i liderzy grup protestanckich. W informacjach przedstawiano rzecz jako spotkanie „liderów Kościoła”, sugerując wyraźnie, że Kościół katolicki oraz wspólnoty protestanckie w jakiś sposób tworzą już jeden „Kościół”.  

Synod o Synodalności

Ekumeniczne ukierunkowanie Archidiecezji Łódzkiej pod rządami kardynała Grzegorza Rysia doskonale odpowiada intencjom Synodu o Synodalności. W najbliższych miesiącach będziemy najpewniej świadkami wielu dużych wydarzeń ekumenicznych, a to w związku z 1700. Rocznicą Soboru Nicejskiego. Sobór obradował późnią wiosną i latem 325 roku. Wprost odnosi się do niego punkt 139 „Dokumentu końcowego” Synodu, gdzie czytamy o 1700. rocznicy między innymi jako okazji „wprowadzania form synodalności wśród chrześcijan wszystkich tradycji”.

Jedną z takich form synodalności może być reinterpretacja prymatu papieskiego. W punkcie 130 „Dokumentu końcowego” czytamy o tym, że proces synodalny „pomógł na nowo spojrzeć na sposoby sprawowania posługi Biskupa Rzymu w świetle synodalności”. Po podkreśleniu roli biskupa Rzymu dla Kościoła proponuje się nową refleksję nad wykonywaniem posługi Piotrowej. Jak mówi punkt 134, należy prowadzić tę refleksję „z perspektywy zbawiennej decentralizacji”, w tym sensie, by przeprowadzić studium teologiczne i kanoniczne celem określenia, „które kwestie powinny być zastrzeżone dla papieża (reservatio papalis), a które mogą zostać przekazane biskupom w ich Kościołach lub grupach Kościołów”.

Decentralizacja i ekumenizm

W tym momencie wydaje się, że pozostajemy wyłącznie na gruncie Kościoła katolickiego. Decentralizacja i wydzielenie kwestii zastrzeżonych wyłącznie dla papieża – to elementy budowania nowego systemu relacji władzy między Kościołami lokalnymi a Stolicą Apostolską. W praktyce rzecz dotyczy tego, co komu przysługuje: czy krajowy episkopat albo nawet tylko jeden lub kilku biskupów mogą wprowadzać swoją własną „interpretację” doktryny i moralności lub też nowatorskie rozwiązania duszpasterskie i liturgiczne? Jeżeli tak – to w jakim zakresie? Odwołanie się przez „Dokument końcowy” do terminu „zbawienna decentralizacja”, który pochodzi od papieża Franciszka, wskazuje wyraźnie na kierunek „ogałacania” władzy papieskiej na rzecz wzmacniania Kościoła „na miejscu”. Innymi słowy, na skutek synodalnej reformy papiestwa papież ma móc mniej, a biskup i jego struktury synodalne – więcej.

„Dokument końcowy” Synodu o Synodalności wskazuje jednak, że reforma papiestwa ma dotyczyć również wymiaru ekumenicznego. W punkcie 137 tego tekstu czytamy: „Jednym z ważniejszych owoców Synodu 2021-2024 jest wzmożone zaangażowanie ekumeniczne. Potrzeba znalezienia «takiej formy sprawowania prymatu, która […] byłaby otwarta na nową sytuację» stanowi fundamentalne wyzwanie zarówno dla misyjnego Kościoła synodalnego, jak i dla jedności chrześcijan”.

„Dokument końcowy” odwołuje się następnie do ważnego tekstu Kurii Rzymskiej na temat ekumenizmu z 2024 roku; za chwilę napiszę o nim więcej. Tu wskażę tylko, jakie na podstawie tego tekstu wnioski wysuwa Synod o Synodalności. Chodziłoby o „reinterpretację lub oficjalny komentarz do dogmatycznych definicji Soboru Watykańskiego I na temat prymatu”. Ponadto należałoby przeprowadzić „rozróżnienie zakresów odpowiedzialności papieża, promowania synodalności oraz poszukiwania modelu jedności opartego na eklezjologii komunii”, co pozwoliłoby otworzyć „obiecujące perspektywy dla drogi ekumenicznej”.  Według „Dokumentu końcowego” Synodu „posługa jedności Biskupa Rzymu” powinna być uznawana przez wszystkich chrześcijan za „posługę miłości”.

Nowe rozumienie papiestwa

Jak zatem konkretnie miałby zmienić się prymat? „Dokument końcowy” Synodu odwołał się do tekstu, jaki 13 czerwca 2024 roku opublikowała watykańska Dykasteria ds. Popierania Jedności Chrześcijan. Tekst nosi tytuł „Biskup Rzymu. Prymat i synodalność w ekumenicznych dialogach i w odpowiedziach na encyklikę Ut unum sint”. Jego autorem jest szwajcarski kardynał Kurt Koch, osoba o zasadniczo dość konserwatywnych poglądach, jakkolwiek zaangażowana w dialog ekumeniczny i stąd dość otwarta na różne „nowinki” w tym względzie, nawet jeżeli stroniąca od największych patologii w stylu ekumenizmu niemieckiego (np. Komunia dla protestantów). Tekst ma w sumie 150 stron. Sam w sobie nie posiada autorytetu nauczycielskiego – to raczej zbiór pewnych refleksji oraz wniosków. Jako że do tekstu odwołał się jednak „Dokument końcowy” Synodu o Synodalności, wskazując go jako drogowskaz w sprawach ekumenizmu, nie można odmówić mu dużej wagi.

W dokumencie z 13 czerwca Dykasteria pod kierunkiem kardynała Kocha zaproponowała „reinterpretację” nauczania I Soboru Watykańskiego. Chodziłoby o to, aby oddzielić od siebie to, co w tym nauczaniu niezmienne, od tego, co tymczasowe. Dokument nie wskazuje na nic konkretnego, ale można domyślać się, że chodziłoby o jakieś ponowne, wyraźne wyodrębnienie nieomylnych wypowiedzi papieskich od pozostałych. Mogłoby to w praktyce wyraźniej ukazać prawosławnym i protestantom te momenty, w których biskup Rzymu domaga się posłuszeństwa – a jeżeli byłyby to momenty bardzo ogólne, odwołujące się do podstaw wiary chrześcijańskiej, to potencjalnie mogłoby to znaleźć ich akceptację i w ten sposób otworzyć drogę do uznania papieskiego „prymatu w miłości”. Dokument kardynała Kocha wskazuje też, że należy położyć nacisk nie tyle na nieomylność papieża – co raczej na „nieomylność Kościoła”. W tekście wskazuje się, że papież nie stoi „ponad Kościołem”, to znaczy że jego nieomylność nie jest związana z żadną z politycznych funkcji, które sprawuje, ale wynika z faktu jego umiejscowienia w Kościele Chrystusowym.

Eklezjologiczna puszka Pandory

Tutaj otwiera się przysłowiowa puszka Pandory. „Nieomylność Kościoła” wymaga dalszych wyjaśnień, a przede wszystkim zdefiniowania tego, czym jest… Kościół. W teologii po II Soborze Watykańskim używa się chętnie określenia „Lud Boży” dla opisania Kościoła. Konstytucja soborowa „Lumen gentium” mówi też o nieomylności Ludu Bożego – o tym, że ogół wiernych nie może zbłądzić w wierze. Nazywa się to sensus fidei fidelium – zmysłem wiary wierzących. Międzynarodowa Komisja Teologiczna – jedno z najważniejszych katolickich gremiów teologicznych, poddane Kurii Rzymskiej – wskazywało kiedyś w obszernej analizie, że istnieją pewne określone warunki „uprawniające” do udziału w sensus fidei. To życie łaską sakramentalną, życie modlitewne czy też – to bardzo ważne – przyjmowanie całości nauki Kościoła.

Jednak w procesie synodalnym dochodzi do reinterpretacji tego nauczania. Dokumenty synodalne nie mówią już o żadnych warunkach – poza jednym, chrztem. W punkcie 23 „Dokumentu końcowego czytamy: „Poprzez chrzest wszyscy chrześcijanie uczestniczą w sensus fidei. Dlatego jest to nie tylko zasada synodalności, ale także podstawa ekumenizmu”. Jeżeli tak, to należy uznać, że można słuchać luteranina albo kalwina, bo jako ochrzczony uczestniczy on w sensus fidei – jest członkiem szerokiej chrześcijańskiej wspólnoty, która nie może zbłądzić we wierze. Jak to połączyć z faktem odrzucania przez tegoż szeregu dogmatów – nie jestem w stanie wytłumaczyć, chyba, żeby uznać na drodze „reinterpretacji” te dogmaty za drugorzędne. W każdym razie wyłania nam się z tego obraz, gdzie można zapraszać luteranina albo kalwina do udziału w różnych kościelnych aktywnościach, słuchać jego nauczania etc. – tak, jak to się dzieje do pewnego stopnia w Archidiecezji Łódzkiej.

Dokument kardynała Kocha mówi jeszcze o innych zmianach dotyczących prymatu, na przykład wyraźnego oddzielenia funkcji papieża jako „strażnika jedności” chrześcijan od jego funkcji jako „patriarchy Zachodu” czy „prymasa Kościoła łacińskiego”. Chodziłoby tu o pokazanie prawosławnym i protestantom, że niektóre papieskie decyzje czy zarządzenia wynikają z jego „zachodniej” funkcji, a co za tym idzie, nie muszą być przez nich traktowane jako potencjalnie zobowiązujące i ograniczające w ten sposób ich autonomię. Dokument odwołuje się wprost do idei „decentralizacji”. To pokazuje, że „decentralizacja” Kościoła jest bardzo szerokim przedsięwzięciem. Ma zmienić nie tylko relacje władzy pomiędzy biskupem Rzymu a Kościołami lokalnymi, ale – o ile będzie do tego obustronna wola – również relacje między Stolicą Apostolską a wspólnotami niekatolickimi. Jeżeli wszyscy uznaliby „prymat miłości” papieża, to może mogliby zostać uznani za faktyczną część Kościoła powszechnego – nawet mimo odrzucania jakichś dogmatów?

Łódź modelem dla całej Polski?

Jak widzi Czytelnik, w sprawie ekumenicznego charakteru Kościoła synodalnego więcej jest pytań niż odpowiedzi. Rzecz dopiero się wykuwa. Nie ma jednak wątpliwości, że kardynał Grzegorz Ryś, inaugurując Rok Jubileuszowy w luterańskiej parafii w Łodzi, idzie zdecydowanym krokiem w stronę, jaką wskazuje Synod o Synodalności. Należy się spodziewać, że ekumeniczny model życia kościelnego kształtujący się w jego archidiecezji będzie z biegiem czasu coraz silniej promowany jako model docelowy i właściwy dla wszystkich.

Jakąś szansą na to, że nie zatrze to do końca konturów katolickości w Polsce jest to, że protestantów mieszka w naszym kraju relatywnie niewielu; stąd wysiłki ekumeniczne będą natrafiać w wielu diecezjach w konieczny sposób na znaczącą trudność. Czy ta naturalna bariera wystarczy – zobaczymy.

Oskarżenie abp. Grzegorza Rysia o niszczenie obyczaju, kapłaństwa i Kościoła w Polsce.

https://citizengo.org/pl/210969-oskarzenie-abp-grzegorza-rysia-o-niszczenie-obyczaju-kaplanstwa-i-kosciola-w-polsce

===============================

Kard Arthur Roche

Prefekt Dykasterii ds. Kultu Bożego i Dyscypliny Sakramentów.

Wasza Eminencjo!

Kościół w Polsce ma ponad tysiącletnią historię i ponad tysiącletnie katolickie obyczaje. Polak, Kardynał Stanisław Hozjusz, był autorem kanonów na Soborze Trydenckim w obronie Mszy Świętej, realnej obecności naszego Pana Jezusa Chrystusa w Najświętszym Sakramencie i obrońcą sakramentu kapłaństwa.

Ponad tysiącletni obyczaj katolicki, szafowania sakramentami tylko przez kapłanów i przyjmowania Komunii Świętej tylko do ust i na klęcząco w Polsce podlega ochronie prawno – kościelnej: (Kan. 27) „Zwyczaj jest najlepszą interpretacją ustaw”.

Tymczasem przez ostatnie dwa lata, wbrew Prawu Kanonicznemu Episkopat Polski w sposób brutalny i bezczelny wymuszał na polskich katolikach wprowadzenie Komunii Świętej na rękę i rozdawanej przez świeckich szafarzy. Kilka dni temu doszło do kolejnego skandalu, który przelał czarę goryczy: abp. Grzegorz Ryś, który od lat gwałci wszystkie przepisy Prawa Kanonicznego, rujnuje rubryki liturgiczne, „wyświęcił” kobiety – zakonnice i świeckie dziewczyny na szafarki Najświętszego Sakramentu.

Prawo Kanoniczne mówi:

Kan. 207 – § 1. Z ustanowienia Bożego są w Kościele wśród wiernych święci szafarze, których w prawie nazywa się też duchownymi, pozostałych zaś nazywa się świeckimi.

Prawo to mówi, że szafarzami sakramentów są tylko osoby duchowne czyli kapłani. Wszelkie „święcenia” świeckich mężczyzn i kobiet są niegodziwe i nieważne. Służą tylko do niszczenia sakramentalnego kapłaństwa i niszczenia Kościoła. „Święcenie” świeckich szafarzy i szafarek w Kościele jest herezją i jest nieważne, ponieważ:

„W całym Kościele, co stanowi dogmat wiary, z ustanowienia Chrystusa Pana jeden jest tylko sakrament kapłaństwa, udzielający władzy duchownej i łaski do godnego sprawowania związanych z nim obowiązków. Jak jedną władzę daną Księciu Apostołów, jedną wiarę, jedną ofiarę Mszy świętej ustanowił Chrystus Pan, tak również dał nam jeden skarbiec sakramentów, czyli znaków udzielających łaski. W ciągu wieków poza sakramentami ustanowionymi przez Chrystusa Pana Kościół innych sakramentów nie ustanowił ani też ustanowić nie mógł, gdyż, jak poucza Sobór Trydencki (Conc. Trid. Sess. VII, can. I, de Sacram. in genere) siedem sakramentów Nowego Zakonu pokrywa się całkowicie z liczbą siedmiu sakramentów ustanowionych przez Chrystusa Pana, a władza Kościoła nie sięga istoty sakramentów, tj. tego, co w znaku sakramentalnym, w świetle źródeł boskiego objawienia, pochodzi z ustanowienia Chrystusa.” (Pius XII, Konstytucja apostolska „Sacramentum Ordinis”, o święceniach diakońskich, kapłańskich i biskupich, 30.11.1947).

Prawo Kanoniczne przecież stwierdza w kan. 207, że szafarzami są duchowni, czyli kapłani. Żaden kapłan ani biskup, ani nawet sam papież nie ma władzy nad istotą sakramentów. Więc nie może dowolnie „wyświęcić” sobie świeckich do czynności kapłańskich. Nie ma takiej mocy. Już Św. Doktor Kościoła Piotr Damiani, walczący z sodomią w szeregach duchowieństwa, stwierdzał istnienie sfałszowanych kanonów, tworzonych by oszukać duchowieństwo i wiernych i aby usprawiedliwić grzech. Jednak tworzenie fałszywych kanonów, jak pozwolenie na „święcenie” świeckich szafarzy, jest fałszywe, nieważne z punktu widzenia prawa kościelnego i nie ma żadnej mocy prawnej. Kościół nie ma mocy sakramentalnych czynności oddać świeckim a jeśli to czyni, nadużywa władzy i profanuje sakramenty.

Biskupi i kardynałowie pozwalający na takie nadużycia nie mogą się powoływać na posłuszeństwo, ponieważ Prawo Kanoniczne Kan. 750 stanowi:

„Wiarą boską i katolicką należy wierzyć w to wszystko co jest zawarte w słowie Bożym, pisanym lub przekazanym, a więc w jednym depozycie wiary powierzonym Kościołowi i co równocześnie jako przez Boga objawione podaje do wierzenia Nauczycielski Urząd Kościoła, czy to w uroczystym orzeczeniu, czy też w zwyczajnym i powszechnym nauczaniu; co mianowicie ujawnia się we wspólnym uznaniu wiernych pod kierownictwem świętego Urzędu Nauczycielskiego. Wszyscy więc obowiązani są unikać doktryn temu przeciwnych.”

Katolicy mają obowiązek wierzyć w zwyczajne nauczanie Kościoła, które „ujawnia się we wspólnym uznaniu wiernych”. Czyli w powszechności uznania przez cały Kościół i obecnie, i w historii. Nigdy w Kościele szafowanie sakramentami przez wiernych świeckich nie było powszechnie przyjęte. Było oznaką herezji i niewiary w sakramentalne kapłaństwo. Świeccy szafarze nie będą nigdy przyjęci przez „wspólne uznanie wiernych”, i żadna władza kościelna nie ma prawa takiego uznania wymagać. Wprowadzanie szafarzy świeckich nie podlega obowiązkowi wiary i uznania, bo jest nowością wprowadzaną brutalnie, wymuszaną na wiernych przez hierarchię. Powoduje rozłamy, zgorszenie, zamieszanie wśród wiernych. Nic, co wnosi zgorszenie, rozbija Kościół nie jest katolickie. Nie jest powszechne, nie jest ani sprawiedliwe ani słuszne. Jest antykatolickie.

Dlatego my wierni Kościoła Katolickiego w Polsce zwracamy się do Dykasterii ds. Kultu Bożego i Dyscypliny Sakramentów ze skargą i oskarżeniem:

Oskarżamy i żądamy ukarania polskiego Episkopatu za nieważne i niezgodne z Tradycją Kościoła „wyświęcanie” świeckich do szafowania sakramentów w Polskim Kościele i powodowania wielkiego zgorszenia wiernych tą praktyką.

Oskarżamy polski Episkopat za brutalne niszczenie w ciągu ostatnich trzech lat obyczaju polskiego chronionego prawem kanonicznym przyjmowania Komunii Świętej na kolanach i do ust i tylko od kapłanów. Zgorszenie i zniszczenie wnosi wymuszanie i wprowadzanie praktyki dawania Komunii Świętej do rąk wiernym. W Polsce nigdy nie było takiej praktyki ani obyczaju. Jest on wprowadzany brutalnie, z pogwałceniem wszelkich kościelnych ustaw. Zwyczaj bowiem ponad stuletni i niepamiętny ma moc przeważyć nad nowymi ustawami.

Zaskarżamy abp Grzegorza Rysia, ordynariusza łódzkiego o niszczenie sakramentalnego kapłaństwa przez nieważne i niezgodne z nauką Kościoła „wyświęcenie” świeckich a zwłaszcza kobiet do posługi szafowania sakramentów.

Nie zgadzamy się na wymuszanie na nas zmian w polskiej obyczajowości i kulturze katolickiej. Wprowadzenie kobiet jako służby ołtarza i szafarek to zaprowadzenie w Kościele w Polsce pogaństwa. To praktyki nawiązujące do pogańskiego nierządu sakralnego. Nie ma prawa żadna władza kościelna zmuszać zwłaszcza kobiet i dzieci do patrzenia na praktyki rodem z pogańskich świątyń, gdzie kobiety uprawiały sakralną prostytucję.

Praktyka zaprowadzona w łódzkim Kościele przez abp Rysia to jak zmuszanie cnotliwych i czystych matek, dziewic, małżonek do akceptacji i zachwycania się ideą, że parafialny burdel to cnotliwa i potrzebna rzecz. Zmiany wprowadzone w kulcie przez łódzkiego ordynariusza są dokładnie takim samym moralnym gwałtem wobec wiernych świeckich, jak ta sytuacja. Żądamy ukarania abp Rysia i zdjęcia gorszyciela z urzędu.

Żądamy zaprzestania niszczenia tysiącletnich katolickich obyczajów w Polsce!

Non possumus!

Na uzasadnienie naszego oskarżenia, w obronie kościelnego prawa, przeciwko fałszowaniu ustaw Kościelnych przytaczamy dokumenty Soborów i Synodów Kościoła, które dogmatycznie wypowiadały się na ten temat:

Kan 212 Kodeksu Prawa Kanonicznego:

§ 2. Wierni mają prawo, by przedstawiać pasterzom Kościoła swoje potrzeby, zwłaszcza duchowe, jak również swoje życzenia.

§ 3. Stosownie do posiadanej wiedzy, kompetencji i zdolności, jakie posiadają, przysługuje im prawo, a niekiedy nawet obowiązek wyjawiania swojego zdania świętym pasterzom w sprawach dotyczących dobra Kościoła, oraz – zachowując nienaruszalność wiary i obyczajów, szacunek wobec pasterzy, biorąc pod uwagę wspólny pożytek i godność osoby – podawania go do wiadomości innym wiernym.

Już papież Soter w 173 roku surowo skarcił kobietę, diakonisę, że śmiała dotknąć (!) naczynia liturgiczne. (Liber pontificalis).

ConstApost VIII 28, 6

Diakonisa nie błogosławi, ani nie spełnia żadnych czynności sprawowanych przez kapłanów lub diakonów, lecz strzeże drzwi i ze względu na obyczajność asystuje kapłanom przy chrzcie kobiet.

Synod w Nimes (1 października 396): „Niektórzy także zasugerowali, iż wydaje się, że potajemnie wbrew dyscyplinie apostolskiej, aż do tego czasu dopuszcza się kobiety do posługiwania jako diakonisy, na co jednak ponieważ jest niestosowne, nie zezwala dyscyplina kościelna i takie święcenia, uczynione wbrew zasadzie, mają być unieważnione: należy zadbać o to, aby nikt nie ważył się na to w przyszłości”.

Orange, 8 listopada 441: By nie ustanawiać diakonis. Diakonis w żadnym wypadku nie należy ustanawiać.

Synod w Galii, ok 475-485 kan 41: Kobieta niech nie waży się chrzcić.

Synod w Orleanie III z 7 maja 538r: 18. Postanowiliśmy także, by na przyszłość żadnej kobiecie nie udzielać błogosławieństwa diakonatu ze względu na ułomność tego stanu.

Laodycea we Frygii, koniec IV wieku. „Kobietom zakazujemy wchodzenia do prezbiterium” kan 44.

Synod w Braga, rok 572, rozdz. 42: Niech nie wolno kobietom wchodzić do prezbiterium.

Synod w Auxerre rok ok 585, Kan 36-37: Nie wolno kobiecie przyjmować Eucharystii gołą ręką. Nie wolno kobiecie dotykać ręką korporału.

Synod w Rzymie, rok 494, Dekret ogólny papieża Gelazego. 11 marca 494 r: O kobietach, aby nie służyły przy świętych ołtarzach, to jest o takich, które domagają się tego, co jest przypisane mężczyznom.

„Usłyszeliśmy, że doszło do takiego lekceważenia praw Bożych, że pozwala się kobietom służyć przy świętym ołtarzu, i na to wszystko, co przeznaczone jest tylko służbie mężczyzn, wydano zgodę płci, której to nie przystoi. Chyba że cała wina, całe oskarżenie, i zbrodnia tych wszystkich przewinień, o których się dowiedzieliśmy, odnosi się do kapłanów, którzy na to pozwolili albo nie pozwalając, okazali, że publicznie tym występkom sprzyjają.

Jeśli jednak stało się to po otrzymaniu słowa od kapłanów, którzy wyznaczony sobie obowiązek w Kościele tak starają się zniszczyć, że chyląc się do tego co przewrotne i pogańskie, bez żadnego baczenia na chrześcijańskie zasady idą ku upadkowi.

Skoro napisano: Kto gardzi tym, co małe, szybko upadnie (Syr 19,1), co należy sądzić o tych, którzy zajęci ogromnymi i wieloma ciężarami niegodziwości, wieloma uderzeniami spowodowali wielkie spustoszenie, które jak się wydaje, nie tylko ich samych niszczy, ale wniesie do wszystkich Kościołów śmiertelną chorobę, jeśli nie znajdzie się na nią lekarstwo. Niech nie wątpią ci, którzy odważyli się na takie rzeczy, oraz ci, którzy przemilczeli te pomysły, że podlegają karze na własnym urzędzie, jeśli nie pospieszą się, aby odpowiednim lekarstwem leczyć śmiertelne rany. I jak mają zachowywać prawa biskupie ci, którzy ukrywają to, co się stało, a w domu Bożym, któremu przewodzą, działy się rzeczy przeciwne Kościołowi? Jak mogą być ludźmi Bożymi, jeśli nie tylko nie dbają o to, co przystoi, ale tylko patrzą na to, co mogą zyskać, i jak przeklęci idą za tym, co przeciwne. Dlatego większa jest zasada, którą powinny kierować się Kościoły i gdy cokolwiek dzieje się niezgodnego z zasadami Kościoła, każdy z biskupów winien zachować w pieczy znane mu kanony. A gdyby nie miał odpowiedniej wiedzy, powinien ufnie zasięgnąć rady, aby raczej nie było wymówki dla nieświadomych, że nie wiedząc, chciałby służyć temu, czego nie znał, i w ignorancji nie zatroszczył się o to, żeby wiedzieć, co ma robić.”

Na podstawie tych prawdziwych kanonów:

Żądamy jako wierni respektowania naszych obyczajów katolickich w Polsce.

Żądamy ukarania przez usunięcie z urzędu abp Rysia, który jest niszczycielem naszej Świętej Wiary, zwłaszcza małych dzieci w Polsce, a także niszczycielem sakramentalnego kapłaństwa, i polskich obyczajów katolickich.

Żądamy przywołania do porządku i upomnienia Episkopatu Polski, który gorszy świeckich wiernych i chyba w oczekiwaniu na watykańskie urzędy, niszczy katolicyzm w Polsce.

Niżej podpisani wierni katolicy polscy:

https://citizengo.org/pl/210969-oskarzenie-abp-grzegorza-rysia-o-niszczenie-obyczaju-kaplanstwa-i-kosciola-w-polsce

================================

mail:

Zgodnie z wielowiekową tradycją hierarcha, jak by uczynili jego liczni poprzednicy, wsadzi to pismo do szafy i nie raczy odpowiedzieć. Watykan ma doświadczenie z kreowaniem rozłamów w Kościele – w tym jest mistrzem, ale potem zawsze umywa ręce.

a

“Kardynał” Ryś chce zaprosić do rady diecezjalnej heretyków i pogan

Kardynał Ryś chce zaprosić do rady diecezjalnej heretyków i pogan

rys-chce-zaprosic-do-rady-diecezjalnej-heretykow-i-pogan

Heretyk Grzegorz Ryś, dzierżący funkcję metropolity łódzkiego, w celu destabilizacji i rozbijania polskiego Kościoła od środka, wpadł na kolejny skandaliczny pomysł. Tym razem chce wprowadzić do władz archidiecezjalnych osoby, które nie są katolikami.

Kardynał Ryś znów szokuje. – Będę chciał zaprosić do rady diecezjalnej przedstawicieli innych kościołów. Jeszcze ich nie mamy. (…) Myślę, że to zrobię w najbliższym czasie, nawet jeżeli to będzie wymagało jakichś zmian prawnych, statutowych, to wszystko jest do zrobienia – oświadczył podczas spotkania, które odbyło się w Łodzi w dniu 10 listopada br. Razem z profesorem Aleksandrem Bańką, delegatem na Synod o Synodalności w Rzymie, mówili tam o swoich doświadczeniach związanych z tzw. Synodem o Synodalności.

Kardynał nie wskazał, kto konkretnie zasiądzie w radzie diecezjalnej w Łodzi. Z jego słów wynika jednak, że chodzi głównie o heretyków protestanckich, względnie muzułmanów i żydów. Występujący wraz z nim profesor Aleksander Bańka powiedział z kolei, że jednym z owoców synodu w Polsce może być reformowanie różnych ciał, takich jak rady duszpasterskie czy ekonomiczne w parafiach.

Warto zauważyć, że kardynał Ryś rozpoczął tzw. proces synodalny w archidiecezji łódzkiej od iście „ekumenicznego” gestu. Zaprosił bowiem do uczestnictwa w imprezie Marka Izdebskiego, członek Kościoła ewangelicko-reformowanego, w którym pełni funkcję „biskupa”.  Herezjarcha został poproszony przez abp. Rysia aby opowiedział o “synodalnym ustroju swojej wspólnoty”. W trakcie jego przemowy, wierni mogli usłyszeć, że pojęcie władzy w Kościele katolickim „nie odpowiada duchowi Ewangelii”.

————————

NASZ KOMENTARZ [Magna Polonia] : Następnym razem heretyk Ryś powinien zaprosić na wykład dowolnego ortodoksyjnego rabina oraz lubelskiego przestępcę, “pastora” Pawła Chojeckiego. Ten pierwszy powie, że Jezus był magikiem i oszustem, dlatego też trzeba zlikwidować Kościół katolicki. Ten drugi dorzuci kilka wątków związanych z fekaliami. “Tolerancja”, “ekumenizm” i “synodalność” wdrapią się wówczas na wyżyny

Kardynał Ryś, Watykan i terror “synodalności”

13 listopada 2024

Kardynał Ryś, Watykan i terror “synodalności”

pch24.pl/kardynal-rys-watykan-i-terror-synodalnosci

(Fot: AA/ABACA / Abaca Press / Forum)

W ramach procesu synodalnego lansuje się w Kościele katolickim… nowe grzechy. Według organizatorów Synodu o Synodalności jednym z nich jest na przykład grzech przeciwko „synodalności” w postaci „braku uczestnictwa wszystkich”. Z kolei kardynał Grzegorz Ryś uważa, że krytyka rzymskiego synodu to… bluźnierstwo przeciwko Duchowi Świętemu.

Nowe grzechy

Finalny etap procesu synodalnego rozpoczął się w tym roku od zaskakującej sceny. W Bazylice św. Piotra w Rzymie Watykan zorganizował wielkie nabożeństwo pokutne pod przewodnictwem samego papieża. Wzięli w nim udział zarówno uczestnicy synodu jak i w ogóle wszyscy chętni; w nabożeństwo można było włączać się również on-line, a Watykan zachęcał do tego szczególnie ludzi młodych.

Ideą było przeprosić za „grzechy Kościoła”, nawet jeżeli ktoś osobiście nie miałby w danej sprawie nic na sumieniu. Stolica Apostolska przygotowała konkretną listę przewin. Brzmiała następująco:

grzech przeciwko pokojowi; grzech przeciwko stworzeniu, przeciwko ludności rdzennej, przeciwko migrantom; grzech nadużycia; grzech przeciwko kobietom, rodzinie, młodzieży; grzech używania doktryny jak kamieni, którymi się ciska; grzech przeciwko biedzie; grzech przeciwko synodalności / brak słuchania, wspólnoty i uczestnictwa wszystkich.

Jak nakazano, tak też zrobiono; zgromadzeni w Bazylice św. Piotra uderzyli się w piersi i przepraszali za wykluczanie z Kościoła kobiet, doktrynerstwo i niechęć do synodalnego włączania każdej i każdego.

Czytelnik zauważy, że Stolica Apostolska nie podała ciężaru grzechów; każdy mógł pewnie sam ocenić, ile waży jego, na przykład, niewielka skłonność do rozmawiania z protestantami, muzułmanami albo ateistami.

Inaczej sprawę przedstawił metropolita łódzki, kardynał Grzegorz Ryś. Wygłosił niedawno w swojej archikatedrze homilię, gdzie mówił wprost o bluźnierstwach przeciwko Duchowi Świętemu.

Przypomnijmy: chodzi tu o w pewnym sensie najcięższy z możliwych grzechów. Chrystus Pan mówi według Ewangelii św. Mateusza 12, 31-32: „Dlatego powiadam wam: Każdy grzech i bluźnierstwo będą odpuszczone ludziom, ale bluźnierstwo przeciwko Duchowi nie będzie odpuszczone. Jeśli ktoś powie słowo przeciw Synowi Człowieczemu, będzie mu odpuszczone, lecz jeśli powie przeciw Duchowi Świętemu, nie będzie mu odpuszczone ani w tym wieku, ani w przyszłym”.

Odnosząc się do tego strasznego grzechu kardynał Ryś powiedział, co następuje:

Bluźnimy przeciw Duchowi Świętemu kiedy mówimy na przykład o tym, że nic gorszego nie mogło spotkać Kościoła jak Sobór Watykański II. Bluźnimy przeciw Duchowi Świętemu kiedy mówimy, że nic nie rozumiemy z tego synodu, który dzieje się w Rzymie o synodalności… Bluźnimy przeciw Duchowi Świętemu, niestety, kiedy opatrujemy wielkim znakiem podejrzenia osobę i działanie Ojca Świętego. Ile jest w naszym życiu publicznym takiej otwartej krytyki papieża Franciszka”.

Słowa zostały nagrane i wyemitowane na kanale YouTube’owym archidiecezji łódzkiej w dniu 19 października; Czytelnik, jeżeli nie wierzy, może sprawdzić sam.

Czym są nowe grzechy

W przypadku watykańskiej listy grzechów niektóre są dość oczywiste, inne – mniej. „Grzech przeciwko pokojowi” może zostać łatwo przypisany tym, którzy wywołują niesprawiedliwą wojnę albo też posługują się w wojnie metodami niegodziwymi. Grzechy przeciwko rodzinie są oczywiste: promowanie rozwodów, dzieciobójstwa, antagonizowanie mężów i żon ideologią feministyczną czy genderową. Grzech przeciwko biedzie brzmi wprawdzie dość enigmatycznie, ale możemy sobie wyobrazić wyzyskującego pracodawcę albo też człowieka, który pracownikom po prostu nie płaci, a wreszcie też twórców i promotorów wysoce niesprawiedliwego systemu ekonomicznego, na przykład socjalizmu albo materialistycznego kapitalizmu.

Gorzej z używaniem doktryny jak kamienia. Pewnie, znamy przedstawionych w Ewangelii faryzeuszy i możemy szukać również współcześnie katolików, którzy wybierają sobie odizolowane cytaty z Pisma albo chwytają się jakiegoś zapisu Katechizmu i „tłuką” nimi adwersarzy, nie bacząc na miłosierdzie. Trudno jednak nie czytać tych słów w kontekście toczonych od lat debat wokół takich kwestii jak na przykład dyscyplina sakramentalna – dopuszczanie do Komunii świętej osób rozwiedzionych w powtórnym związku albo osób w związkach jednopłciowych, które nie chcą się bynajmniej nawracać. Jeszcze gorzej ze zrozumieniem grzechu przeciwko synodalności. Chociaż Franciszek ogłosił synod o synodalności w 2020 roku, a rok później nadał mu globalny wymiar, Stolica Apostolska do dzisiaj nie wypracowała jasnej i zrozumiałej definicji synodalności; tym trudniej o definicję tego, co miałoby być przeciwko niej „grzechem”.

Gdy chodzi o „listę kardynała Rysia” trudności tylko się piętrzą. Grzechy przeciwko Duchowi Świętemu są w Kościele katolickim dobrze znane. Tzw. Katechizm Piusa X wymienia ich sześć: o łasce Bożej rozpaczać; przeciwko miłosierdziu Bożemu grzeszyć zuchwałością; uznanej prawdzie chrześcijańskiej się sprzeciwiać; bliźniemu łaski Bożej zazdrościć; na zbawienne napomnienia być zatwardziałym; rozmyślnie trwać w niepokucie.

„Listę kard. Rysia” można skrótowo przedstawić następująco: fundamentalnie krytykować II Sobór Watykański; wątpić w sensowność synodalności; zdecydowanie krytykować Franciszka. Próba połączenia jednego z drugim wydaje się być skazana na porażkę, chyba, żeby krytyka soboru miała być „sprzeciwem wobec uznanej prawdy chrześcijańskiej”, a krytyka synodu „zatwardziałością na zbawienne napomnienia”, jako że synodalność prezentowana jest często przez swoich zwolenników w optyce „nawrócenia”. Gdzie podpiąć krytykę Franciszka, nie wiem.

O co tu chodzi?

Wydaje się, że celem zorganizowania przez Stolicę Apostolską przedsynodalnego nabożeństwa pokutnego z listą nowych grzechów było strategiczne zaprogramowanie debaty, jaka miała toczyć się w kolejnych tygodniach. Skoro Kościół winien jest tylu rzeczy, w ramach synodalnej odnowy należy znaleźć na nie odtrutkę. Gdy wczytamy się w dokument finalny synodu dojdziemy do wniosku, że w kluczowych kwestiach plan – jeżeli można mówić o jego istnieniu, zakładam jednak, że tak – został zrealizowany. W dokumencie synodu mówi się, na przykład, o szerokim włączeniu kobiet do struktur władzy w Kościele, a także o otwarciu debaty nad diakonatem kobiet. Sugeruje się też głębokie zmiany w liturgii tak, aby uczynić ją bardziej synodalną, co miałoby zakładać „uczestnictwo wszystkich” w akcji liturgicznej, w tym ludzi młodych. Słyszy się wiele o „różnorodności” Kościoła oraz o przedstawieniu doktryny zgodnie z lokalną kulturą, co z jednej strony rozwiązuje problem „grzechów przeciwko ludności rdzennej”, a z drugiej „używania doktryny jak kamieni”. Innymi słowy, zdefiniowawszy grzechy – synodalny Kościół wszedł na drogę „nawrócenia”, która ma te grzechy wykorzenić.

W przypadku kardynała Rysia, jak sądzę, można mówić o próbie zakończenia toczonych w Polsce dyskusji na temat roli i znaczenia soboru, celowości synodalności i samego pontyfikatu Franciszka. Jeżeli bluźnierstwem przeciwko Duchowi Świętemu miałoby być radykalne krytykowanie Vaticanum II, to zamilknąć powinni, zdaje się, ci, którzy przedstawiają sobór jako początek wielkiego kryzysu Kościoła; albo też ci, którzy w dokumentach soborowych dopatrują się otwarcia drogi do destrukcji doktrynalnej, choćby w takiej kwestii jak relatywizm religijny (Nostra aetate, Dignitatis humanae). Z synodem – jeszcze gorzej. Dosłownie kardynał Ryś powiedział przecież, że bluźni przeciwko Duchowi Świętemu ten, kto mówi, że nie rozumie, o co chodzi w synodzie. Jeżeliby potraktować to poważnie, bluźniercami należy nazwać nawet wielu kardynałów i biskupów, o świeckich, w tym dziennikarzach, już nawet nie wspominając. Skoro brak zrozumienia jest grzeszny, właściwe musi być zrozumienie. Jako że – jak wskazywałem – nie mamy wciąż jasnych definicji synodalności, zrozumienie musi opierać się po prostu na bezrefleksyjnej wierze w to, co serwują na temat synodalności ci, którzy ją organizują. Problem w tym, że – obok papieża – głównymi protagonistami synodalności są tacy kardynałowie jak Mario Grech czy Jean-Claude Hollerich. Grech mówił niedawno, że efektem synodalności byłoby wprowadzenie diakonatu kobiet; a Jean-Claude Hollerich – że zmiana nauki katechizmu na temat homoseksualności.

Z drugiej strony słyszymy jednak, na przykład od kardynała Rysia, że w synodalności nie chodzi o takie sprawy, ale o nawrócenie i wsłuchiwanie się. Jak w końcu jest, naprawdę trudno zrozumieć; skoro jednak trudność zrozumienia jest bluźniercza – to mamy aporię. Mam nadzieję, że kardynał Ryś pozwoli nam z niej wybrnąć i przedstawi jakiś autorytatywny wykład synodalności, tak, żebyśmy wszyscy wiedzieli, o co chodzi i nie musieli już grzeszyć brakiem zrozumienia. Mówiąc jednak poważnie, sugerowanie, że krytyka synodalności – bo o to przecież naprawdę chodzi – jest bluźnierstwem wobec Ducha Świętego, to po prostu wola skrajnie arbitralnego, by nie rzec brutalnego, zamknięcia ust jakimkolwiek krytykom.

To samo odnosi się do pontyfikatu Franciszka. Według kardynała Rysia bluźni ten, kto „opatruje znakiem zapytania” jego pontyfikat. Przypomnę, że w 2016 roku Franciszek ogłosił „Amoris laetitia”, gdzie zawarł treści, które różni biskupi interpretują zupełnie różnie – bo sam papież umieścił w tekście głęboko dwuznaczne przypisy. W 2019 roku po ulicach Rzymu obnoszono pogańską figurkę Pachamamy. W tym samym roku Franciszek ogłosił, że Bóg chce różnorodności religijnej, a ostatnio stwierdził w Singapurze, że sikhizm, hinduizm, islam i chrześcijaństwo są równymi drogami do Boga.

Nawet jeżeli ktoś bardzo by chciał zinterpretować to wszystko w duchu katolickim, to proces interpretacyjny, o ile ma być w jakikolwiek sposób oparty na racjonalności, musi jednak tu i ówdzie postawić znak zapytania; inaczej się tego wszystkiego komentować po prostu nie da. Skoro jednak stawianie znaków zapytania miałoby być bluźnierstwem, mamy do czynienia z wprowadzeniem do Kościoła swoistej Führerprinzip, zasady wodzowskiej – cokolwiek powie Wódz, my przyjmujemy ślepy na wiarę, bez jakichkolwiek komentarzy. Czy to jest katolickie? Czytelnik odpowie sobie sam.

Konkluzja

W mojej ocenie zarówno ze strony Watykanu jak i ze strony kardynała Rysia mamy do czynienia z agresywną operacją propagandową opatrzoną na przeforsowanie własnej wizji zmian w Kościele, przy odwołaniu – w przypadku metropolity Łodzi – do najcięższych możliwych sankcji. Trudno wyobrazić sobie katolika, który chciałby bluźnić wobec Ducha Świętego! Można odnieść wrażenie, że protagoniści Kościoła synodalnego nie są w stanie przedstawić na obronę własnego programu żadnych racjonalnych argumentów. Nie powołują się na Tradycję: Pismo Święte, Ojców, Doktorów, na literę dokumentów soborowych. Rzucają raczej hasła o „synodalnym nawróceniu”, „wsłuchiwaniu się” i „partycypacji”, oczekując, że wszyscy katolicy przyjmą je z wielką radością, nie pytając w ogóle o to, jaka jest podstawa tych haseł. O to właśnie należy jednak pytać. Gdzie jest źródło tych zmian? Co je sankcjonuje? Czy można wskazać jakiekolwiek konkretne elementy Tradycji Kościoła inne niż tylko „wola przywódcy”, które każą dziś, na przykład, udzielać Komunii świętej rozwodnikom, tworzyć wspólne rady z protestantami albo błogosławić pary LGBT?

Jeżeli awangardziści Kościoła synodalnego chcą naprawdę przekonać wszystkich do przyjęcia swojej optyki, niech argumentują. Na dzień dzisiejszy argumenty zastępuje jednak tani terror religijny i odwoływanie się do niekatolickiej i nierozumnej zasady wodzowskiej. Na to nie możemy się zgodzić.