Watykan jeszcze w tym roku przedłuży nieistniejące porozumienie z Chinami?

Watykan jeszcze w tym roku przedłuży nieistniejące porozumienie z Chinami?

watykan-przedluzy-nieistniejace-porozumienie-z-chinami

(Oprac. GS/PCh24.pl)

Jeszcze w tym roku Watykan zamierza odnowić tajne „porozumienie” z Chinami – sugeruje Steven W. Mosher, prezes Instytutu Badań Populacyjnych, powołując się na zapowiedź watykańskiego sekretarza stanu kardynała Pietro Parolina.

Parolin ma być autorem kontrowersyjnego „porozumienia”, które przygotowano w 2018 r., a później odnowiono w 2020 i 2022 r. Mosher zauważa, że „problemem jest jednak brak porozumienia, przynajmniej takiego w powszechnie rozumianym tego słowa znaczeniu”. O co chodzi?

Otóż strona watykańska opracowała warunki umowy, które zobowiązała się przestrzegać, a których nigdy nie zaakceptowała strona chińska.

Mosher wskazuje na godzinne spotkanie szefa watykańskiej dyplomacji z chińskimi przedstawicielami w 2018 r., podczas którego miało dojść do „wynegocjowania warunków umowy”, jak sugerowano w oficjalnym komunikacie Sekretariatu Stanu. Jednak podczas tego spotkania sekretarz stanu Stolicy Apostolskiej praktycznie milczał, słuchając strony chińskiej, po czym na koniec stwierdzono: „Czekamy tylko na podpis strony chińskiej”. Watykan cierpliwie czeka już sześć lat i wciąż ma nadzieję, że w końcu Pekin złoży podpis pod porozumieniem.

4 kwietnia 2023 r. Komunistyczna Partia Chin mianowała nowego biskupa Szanghaju Shen Bin, ignorując jakiekolwiek konsultacje ze Stolicą Apostolską, mimo że w Szanghaju był już mianowany przez Watykan biskup Thaddeus Ma Deqin. Od kilku lat chińscy komuniści stosują wobec niego areszt domowy.

Watykan początkowo wstrzymywał się z reakcją przez trzy miesiące, aż wreszcie – mimo oczywistego afrontu KPCH – 15 lipca 2023 r. papież Franciszek ugiął się przed faktem dokonanym, aprobując nowego biskupa Szanghaju.

Szef watykańskiej dyplomacji dopytywany, czy nie było to rażące naruszenie warunków porozumienia chińsko-watykańskiego, odparł, że KPCh „wydaje się lekceważyć ducha dialogu i współpracy ustanowionego przed laty między Watykanem a stroną chińską, a który znalazł punkt odniesienia w porozumieniu”. Kard. Parolin nie zdecydował się jednak nigdy upublicznić domniemanych warunków umowy. Tłumaczył, że „Tekst [umowy] jest poufny, ponieważ nie został jeszcze ostatecznie zatwierdzony”.

Istnieje więc wyłącznie „dokument roboczy” z warunkami i prośbą Watykanu o konsultację w sprawie mianowania biskupów, ewentualnie w sprawie „konsensusu” odnośnie konsultacji dotyczących mianowania nowych biskupów.

I to właśnie taki dokument funkcjonuje od 2018 r., jednostronnie odnawiany przez Stolicę Apostolską.

Mosher komentuje, że nawet, gdyby doszło do aprobaty umowy ze strony Pekinu, to  i tak nie miałoby to znaczenia, ponieważ „KPCH naruszyłaby je, zanim atrament wysechłby na papierze”.

Przywołał słowa sekretarza KPCH Mao Zedonga z traktatu o wojnie partyzanckiej: „Rewolucje rzadko idą na kompromis… Negocjacje zatem podejmowane są w podwójnym celu: zyskania czasu na wzmocnienie stanowiska (wojskowego, politycznego, społecznego, gospodarczego) oraz zmęczenia, sfrustrowania i nękania przeciwnika. Niewielkich, jeśli w ogóle, zasadniczych ustępstw należy się spodziewać ze strony rewolucyjnej, której celem jest jedynie stworzenie warunków umożliwiających zachowanie jedności linii strategicznej i gwarantujących rozwój sytuacji zwycięskiej”.

Mosher dodaje: „Innymi słowy, KPCh nigdy nie negocjuje w dobrej wierze, by osiągnąć rozsądny kompromis. Jej celem jest wszędzie i zawsze pokonanie swoich wrogów, którym w tym przypadku jest Kościół katolicki”.

Źródło: pop.org AS

Pope Francis, the War and the Holy Places. Palestine is the land that was sanctified by the life and death of the Saviour.

Pope Francis, the War and the Holy Places. Palestine is the land that was sanctified by the life and death of the Saviour.

by Roberto de Mattei pope-francis-the-war-and-the-holy-

If Christ is not proclaimed by those who should represent Him and call humanity to conversion, how can one marvel if the world is risking a war worse than all those that preceded it?

————————————–

There was great anticipation over the synod that opened at the Vatican on 4 October 2023, but three days later, on 7 October, international attention shifted to the Middle East, bloodied all at once by the brutal attack on Israel by Hamas. This event, preceded by the Russian invasion of Ukraine in February 2022, has constituted a new factor in disturbing the delicate global equilibrium, confirming the existence of a war on the West, which, at present, has its epicenter in Palestine, the land where the Redeemer of humanity lived and shed His blood.

Pope Francis has spoken out several times to condemn the war, call for the release of hostages and forestall the escalation of the conflict. But is this all that is to be expected from the Vicar of Christ?

Pope Francis could have taken this extraordinary opportunity to let the powerful of the earth hear his voice, together with that of the Synod Fathers gathered in assembly in Rome. What better opportunity to solemnly recall that the reason for wars, like that for all evils, lies in the accumulation of men’s public sins; that the ongoing wars are a punishment for the world’s estrangement from God and that the only way to achieve peace is respect for natural law and conversion to the Gospel?

But the Vicar of Christ should also recall that Palestine is the land that was sanctified by the life and death of the Saviour, and appeal for the protection of Jerusalem and those Holy Places which, together with the city of Rome, home of the Chair of Peter, represent the heart of the world.

The Church has always claimed the right of ownership or custody over the Holy Places, venerated and made pilgrimage destinations since Christian antiquity. Devotion to the Christian shrines of Palestine began with Constantine, who, after the Council of Nicaea in 325, gave orders to some of the bishops present that they should go to Jerusalem to identify the places of the Passion and Resurrection of Jesus Christ and build churches there. Saint Helena, mother of Constantine, also took part in the search for the precious relics. Five basilicas were built: the first on the site of the Holy Sepulchre, a second in Bethlehem over the Grotto of the Nativity, a third on the Mount of Olives where the Ascension of Our Lord took place, a fourth in the garden of Gethsemane and the last in Nazareth. We owe to Saint Jerome and his group of Roman Patricians, who settled in Bethlehem towards the end of the fourth century, the first hospices and lodgings for pilgrims. Thus began a pilgrimage movement interrupted by the Muslim domination of Palestine which lasted, with alternating phases, until 1917.

When, in 1071, the Seljuk Turks conquered Jerusalem, there began a period of persecution against Christians that roused the indignation of Christendom and gave birth to the great movement of the Crusades, with the intention of liberating the Holy Sepulchre. At the end of this epic struggle, the Franciscans were made responsible for devotion to the Christian shrines and for their defense, preserving them over the centuries through countless vicissitudes. The mission of the Friars Minor in the Holy Land was regularised both with the two bulls Gratias agimus and Nuper carissimae of Clement VI (1342) and with the pact between the king of Naples and the sultan of Egypt Qalāwūn. The rights of Catholics were confirmed and expanded for three centuries by all the sultans of Egypt, who were interested in commercial relations with Europe until Palestine was occupied by the Ottoman Turks, who reinstated the oppression. In the same period, Greek Orthodox monks settled in Jerusalem. A long and intractable dispute then began between the Catholic clergy and the Eastern schismatics, aggravated in the following centuries by the claims of Russia, which asserted rights of protection over the Orthodox religion throughout the Levant.

In 1847, Pope Pius IX restored the Latin Patriarchate of Jerusalem, vacant since the time of the Crusades, with the brief Nulla celebrior. On 11 December 1917, as the Ottoman Empire crumbled, the English general Edmund Allenby liberated Jerusalem from the centuries-old domination of Islam. Out of respect for the Holy City, Allenby and his officers dismounted and went on foot through the Jaffa Gate, accompanied by the military representatives of Italy, France and England. Christendom rejoiced, but the hopes for a complete liberation of the Holy Land were soon disappointed.

In the years in which the State of Israel was born, and war was raging between Jews and Arabs in Palestine, Pope Pius XII dedicated three encyclicals to the Holy Places: Auspicia quaedam of 1 May 1948, In multiplicibus curis of 24 October 1948 and Redemptoris nostri cruciatus of 15 April 1949.

In the first encyclical, the pope recalled that a particular subject keenly afflicted and distressed his heart: 

“We mean to refer to the Holy Places of Palestine, which have long been disturbed. Indeed, if there exists any place that ought to be most dear to every cultured person, surely it is Palestine, where, from the dawn of antiquity, such great light of truth shone for all men, where the Word of God made flesh announced, through the angels’ choir, peace to all men; where, finally, Christ hanging on the Cross acquired salvation for all mankind, with arms outstretched as if He were inviting all nations to fraternal harmony; and where He consecrated His precept of charity with the shedding of His blood.”

In the second encyclical, he stated: 

“[I]t would be opportune to give Jerusalem and its outskirts, where are found so many and such precious memories of the life and death of the Saviour, an international character which, in the present circumstances, seems to offer a better guarantee for the protection of the sanctuaries. It would also be necessary to assure, with international guarantees, both free access to Holy Places scattered throughout Palestine, and the freedom of worship and the respect of customs and religious traditions.”

In the third encyclical, Pius XII renewed his appeal for:

“[T]he rulers of nations, and those whose duty it is to settle this important question, to accord to Jerusalem and its surroundings a juridical status whose stability under the present circumstances can only be adequately assured by a united effort of nations that love peace and respect the right of others. Besides, it is of the utmost importance that due immunity and protection be guaranteed to all the Holy Places of Palestine not only in Jerusalem but also in the other cities and villages as well. Not a few of these places have suffered serious loss and damage owing to the upheaval and devastation of the war. Since they are religious memorials of such moment—objects of veneration to the whole world and an incentive and support to Christian piety—these places should also be suitably protected by definite statute guaranteed by an ‘international’ agreement.”

Plans for the international protection of Jerusalem and the Holy Places were never realized, and the flow of pilgrimages continued in a context of latent conflict. Today, war has exploded in te land where He who was announced by the prophets as “the Prince of Peace” (Is 9:6) was born and died, and threatens to spread to East and West.

But if Christ is not proclaimed by those who should represent Him and call humanity to conversion, how can one marvel if the world is risking a war worse than all those that preceded it?

Co robić z wątpliwym nauczaniem Franciszka? Rozwiązanie jest proste: Posiadamy bardzo bogate dziedzictwo, które pochodzi z dwudziestu wieków rozwoju doktryny chrześcijańskiej.

Co robić z wątpliwym nauczaniem Franciszka? Rozwiązanie jest banalnie proste

https://pch24.pl/co-robic-z-watpliwym-nauczaniem-franciszka-rozwiazanie-jest-banalnie-proste/

(PCh24TV)

Jak traktować niejednoznaczne, niejasne czy zgoła sprzeczne z nauką Kościoła wypowiedzi papieża? Sam Franciszek wręcza katolikom klucz do rozwiązania problemu, uważa Leonardo Lugaresi, profesor patrystyki z Uniwersytetu Bolońskiego. Jest banalnie proste: Franciszek podkreśla, że doktryna się nie zmienia. Skoro tak, to gdy mówi niejasno – trzeba odwoływać się konsekwentnie do jasnej nauki jego poprzedników i traktować ją tak, jakby to on ją głosił. 

Prof. Lugaresi wysłał list do watykanisty Sandro Magistra, odnosząc się w nim do głośnej wymiany pism pomiędzy trzema kardynałami: Dominikiem Duką z Pragi, prefektem Dykasterii Nauki Wiary Victorem Fernándezem, jego poprzednikiem Gerhardem Müllerem. Duka wysłał do Fernándeza dubia dotyczące Komunii świętej dla rozwodników, na które prefekt odpowiedział; Müller uznał jednak tę odpowiedź za głęboko niewłaściwą – i udzielił własnej, publikując swój list do kardynała Duki.

Według Lugaresiego odpowiedź Müllera nie tylko jest nacechowana głęboką znajomością teologii; wskazuje też na to, jak należy traktować wątpliwe nauczanie Franciszka czy jego kardynałów.

Kluczowa jest ciągłość nauczania Kościoła.

Lugaresi w liście do Sandro Magistra wskazał, że papież zdaje się celowo wypowiadać niejasno.

„Taki modus operandi zakłada, że niejednoznaczność nie jest przypadkowa, ale istotowa; koresponduje to z płynną ideą prawdy, która stroni od jakiejkolwiek formy konceptualnej definicji, uważając ją za usztywnienie, które wysysa życie z chrześcijańskiego przesłania. Aksjomat, że «życie jest większe niż idea», do którego wielokrotnie odwoływał się papież Jorge Mario Bergoglio, jest w praktyce używany w taki sposób, aby złamać zasadę niesprzeczności i wynikające z niej twierdzenie, że nie można głosić jakiejś idei i jednocześnie jej przeciwieństwa” – napisał uczony z Bolonii.

„«Doktryna się nie zmienia», powtarzano tysiące razy, jak mantrę, wątpiącym i zaniepokojonym katolikom. To właśnie tutaj pojawia się argument Müllera, wskazując nam drogę z rozbrajającą prostotą «jaja Kolumba»: jeśli w odniesieniu do jakiegoś problemu magisterium Jana Pawła II i Benedykta XVI jest jasne i jednoznaczne, a magisterium Franciszka wydaje się niejednoznaczne i podatne na interpretację w kierunku przeciwnym do ich nauczania, to z zasady ciągłości wynika, że gdy my, wierni, czegoś nie rozumiemy (a papież tego nie tłumaczy), możemy spokojnie zwrócić się do jego poprzedników i podążać za ich nauczaniem tak, jakby to było jego nauczanie, ponieważ on sam gwarantuje nam, że nie ma żadnej nieciągłości” – wskazał profesor.

„W rzeczywistości religijnej zgody intelektu i woli można udzielić tylko temu, co rozumiemy poprawnie: nie możemy zgodzić się na stwierdzenie, którego znaczenie nie jest dla nas jasne” – dodał.

Kardynał Müller, napisał uczony, pokazał kierunek „w którym powinniśmy skierować nasze spojrzenie: my, katolicy, posiadamy bardzo bogate dziedzictwo, które pochodzi z dwudziestu wieków rozwoju doktryny chrześcijańskiej, a które w ostatnich latach zostało szeroko zbadane, wyartykułowane i zastosowane do współczesnych sytuacji i problemów, przede wszystkim dzięki pracy wielkich papieży, takich jak ci wspomniani powyżej. Tam możemy znaleźć odpowiedzi, których potrzebujemy. Podążajmy za tym, a nie będziemy błądzić” – podkreślił.

Prof. Lugaresi wskazał, że sytuacja wyglądałaby inaczej, gdyby papież Franciszek zaczął mówić o zmianie doktryny i zerwaniu. Tego jednak nie robi, nieustannie podkreślając, że doktryna się nie zmienia, że następuje tylko rozwój jej rozumienia. W tej sytuacji opisany powyżej klucz jest właściwym rozwiązaniem problemu.

Źródło: magister.blogautore.espresso.repubblica.it

Pach

Chrześcijaństwo a uczucia

Chrześcijaństwo a uczucia

#chrześcijaństwo #Kosciół #uczucia #wiara

chrzescijanstwo-a-uczucia

Ojcowie Kościoła twierdzili, że uczucia są domeną niższej, zwierzęcej części duszy. Religijność prawdziwa zaś jest domeną rozumu i woli, którym to władzom uczucia winny być podporządkowane. Doktorzy Kościoła do kwestii uczuć religijnych podchodzili z ogromną ostrożnością, zdając sobie sprawę, że mogą nas one prowadzić na manowce. Owszem, mogą one także ożywiać życie religijne, ale i w takiej sytuacji Tradycja Kościoła zauważa, że uczucia są ulotne, nietrwałe i niezależne od człowieka, a zatem duchowość na nich budowana będzie nosić te same znamiona.

Współczesna kultura postmodernistyczna wynosi uczucia na piedestał (postmodernizm jest w pewnym sensie nowym romantyzmem). Słyszymy więc, że najważniejszy jest głos serca; że należy podążać za uczuciem. Przekonuje się nas, że zło na świecie to skutek braku uczuć, który nazywa się często właśnie bezdusznością.

Uczucie staje się więc nie tym, co dzielimy ze światem zwierząt, ale tym, co rzekomo wyróżnia człowieka. Jeśli spojrzymy na rosnącą obawę przed takimi zjawiskami jak sztuczna inteligencja, zauważymy, że wielu się jej boi dlatego, że będzie to inteligencja pozbawiona uczuć i właśnie przez to będzie nieludzka. Nie boimy się więc braku rozumu, braku moralności, braku zasad i granic, ale boimy się braku uczuć. Tymczasem to właśnie uczucia bez rozumu, moralności i prawdy niechybnie prowadzą do katastrofy.

W sferze kultury hierarchia między rozumem, wolą i uczuciami została wyraźnie odwrócona. W kwestii religii dostrzec możemy podobny proces. Największe zamieszanie w tej kwestii spowodowała herezja modernizmu, pragnąca oprzeć religijność na uczuciu.

Według modernizmu religia to zwerbalizowany i zawarty w pewnym systemie owoc uczucia religijnego. Religijność ma zatem opierać się na uczuciach i w nich się wyrażać. Stąd właśnie taki ostry sprzeciw katolików tradycyjnych wobec nurtów pentekostalnych, w których uczucie zostało tak mocno wyeksponowane, że wydaje się elementem fundamentalnym. Oczywiście, tak zwani charyzmatycy nie zgodzą się z tezą, jakoby uczucie miało być dla nich celem – jest ono narzędziem.

Jednakże tak zwani katolicy tradycyjni, kiedy mówią o swoim przywiązaniu do starego rytu Mszy Świętej, również zaznaczają, że ten ryt ich do głębi porusza. A więc jednak uczucia. Przy czym, krytykując charyzmatyków, twierdzą, że wiara ma się opierać nie na uczuciach, ale na rozumie. Czy zatem chodzi jedynie o różnicę we wrażliwości?

Żeby się nad tym głębiej zastanowić, przyjrzyjmy się trzem podobnym sytuacjom: emocjonalnej reakcji na Mszy tradycyjnej, emocjom na Mszach, w których poprzez różne zabiegi staramy się poruszyć także sferę emocjonalną, i wreszcie emocjom, które poruszają człowieka na uwielbieniu charyzmatycznym bądź na modlitwie indywidualnej.

Zgodność formy z treścią

Przypadek pierwszy. W szczególnej przestrzeni, jaką jest liturgia, forma winna być podyktowana samą treścią oraz istotą liturgii i z niej wyrastać. Kiedy forma jest czymś przygodnym lub dołączonym z zewnątrz, wówczas zakłamuje ona treść. Wyjątkowość formy liturgicznej polega właśnie na tym, że wyłania się ona z samego wnętrza liturgii, z jej istoty i pozostając jako taka w ścisłym związku z tą istotą (a jednak w swojej postaci odpowiednia dla percepcji i wrażliwości człowieka) potrafi w sposób właściwy oddziaływać na uczucia, ukierunkowując je nie tylko na samą formę, ale na to, z czego forma się wyłania. Dlatego że forma, pobudzając uczucia, ukierunkowuje rozum na Misterium, katolik, doświadczając poruszenia na Mszy, przylgnie do samego Misterium i formy wyrażającej je – i ukocha Mszę z jej formą, nawet jeśli przestaną one pobudzać w nim sferę emocjonalną. Wydaje się regułą, że tradycyjny katolik, choć ceni sobie starą formę także ze względów estetycznych, to jednak nawet jeśli owych estetycznych uniesień nie doświadcza, wciąż pozostaje przekonany o wartości Mszy (i jej tradycyjnej formy) samej w sobie.

Gdyby forma nie wyłaniała się z liturgii, ale była jej przydana z zewnątrz (to przypadek drugi), taka forma niestety mogłaby nie prowadzić bezwzględnie i bezbłędnie do celu. Często bywa tak z Mszą, której forma jest tak kreowana przez kapłana, by jak najlepiej odpowiadała wrażliwości człowieka. Podobnie jest z modlitwą wspólnotową, na przykład charyzmatyczną (przypadek trzeci), kreowaną pod dyktando ludzkiej wrażliwości. Istnieje w takiej modlitwie niebezpieczeństwo, że nawet w sposób nieświadomy forma, która ma poruszać ludzką wrażliwość, stanie się celem samym w sobie (gdyż nie jest integralna z Misterium, jakiemu ma służyć). Owocem takiego skrzywienia będzie nieustanne poszukiwanie coraz to „lepszej” formy (czyli takiej, która lepiej oddziałuje na uczucia).

Manowce emocjonalności

Zatem w kwestii zależności między formą a istotą (treścią) nie można stawiać znaku równości pomiędzy tradycyjną formą Mszy Świętej a formą improwizowanej „Mszy koncertowej” (która zachowuje istotę, lecz forma z istoty nie wynika) czy spontaniczną modlitwą charyzmatyczną.

W pierwszym przypadku mamy do czynienia z formą idealnie przystającą do istoty, która oddziałuje na uczucia, rozum i wolę, prowadząc do przylgnięcia uczestnika liturgii do samego Misterium. W drugim przypadku mamy formę, wprawdzie sugestywną względem wrażliwości uczestnika Mszy, lecz nieprzystającą do istoty Mszy, przez co nie prowadzi ona do przylgnięcia do Misterium, ale zakłamuje samo Misterium i de facto odwodzi od niego. Dowodem słuszności tej tezy jest niegasnąca „troska duszpasterska”, szaleńczo wręcz pobudzająca kreatywność kapłanów w wymyślaniu coraz bardziej ekstrawaganckich elementów rzekomo uatrakcyjniających Mszę.

W trzecim przypadku z kolei mamy do czynienia z formą odpowiednią względem subiektywnej wrażliwości. Postulatywnie celem tej modlitwy i jej formy jest oczywiście Bóg. Nie jest to Bóg substancjalnie obecny w samym Misterium tejże modlitwy, jak to ma miejsce w liturgii. Adresata takiej modlitwy wskazuje ludzki intelekt i wola. Modlimy się do takiego Boga, jakiego rozpoznaliśmy naszym umysłem. Istnieje tu więc zawsze niebezpieczeństwo, że nasz obraz Boga będzie fałszywy. Uczucie nie jest w stanie ani sprowadzić obecności Boga (bo jest ona owocem łaski i sakramentów), ani spowodować przylgnięcia człowieka do Niego (bo to z kolei owoc łaski i woli ludzkiej). Uczucie to zdecydowanie za mało – może ono jedynie w sposób przygodny towarzyszyć prawdziwej relacji z Bogiem. Uczucie nie jest tożsame z dotknięciem łaski ani nie jest znakiem działania Ducha Pańskiego.

Problem tkwi zatem w proporcjach. Forma ze swoją emocjonalnością może być tak dominująca, że stanie się albo celem samym w sobie, albo zacznie w sposób niezdrowy determinować obraz Boga (jako na przykład Boga uczuć) lub też samo uczucie przez swoją dominację może rodzić przeświadczenie, że jest probierzem, elementem czy uzasadnieniem autentyzmu relacji z Bogiem – co jest oczywiście nieprawdą.

Jeśli więc Misterium pobudza rozum, a poznanie Misterium rodzi emocje, to emocje są podporządkowane samemu Misterium. Jeśli emocje uznaje się za narzędzie pobudzania woli w akcie religijnym lub narzędzie determinujące samego Ducha Świętego, a nie za przygodny skutek aktu religijnego, to już w istocie błądzimy.

Jan Strumiłowski OCist

Tekst pochodzi z 94. numeru dwumiesięcznika „Polonia Christiana” – kliknij TUTAJ i zamów pismo

Ks. prof. Cisło: Antypolski klimat w Izraelu ma się dobrze

Ks. prof. Cisło dla Frondy: Antypolski klimat w Izraelu ma się dobrze

https://www.fronda.pl/a/Ks-prof-Cislo-dla-Frondy-Antypolski-klimat-w-Izraelu-ma-sie-dobrze,218124.html

To, czego przy wsparciu USA dopuszcza się Izrael, zresztą po bardzo mocnych rezolucjach ONZ, jest przestępstwem w świetle prawa międzynarodowego.


„Myślę, że przez taki sposób wychowania młodych Izraelczyków, tak właśnie traktują oni to, co polskie. Potem to owocuje tymi smutnymi dla nas zdarzeniami” – mówi o kreowaniu w młodym pokoleniu Izraelczyków obrazu Polaka-antysemity ks. prof. Waldemar Cisło, komentując kolejny atak na Nowy Dom Polski. Dyrektor polskiej sekcji PKWP w rozmowie z portalem Fronda.pl opowiedział również o coraz dramatyczniejszej sytuacji chrześcijan w Ziemi Świętej.

Fronda.pl: Chrześcijanie mieszkający w Ziemi Świętej alarmują, że ataki kierowane w ich stronę przez Żydów są już codziennością. Każdego dnia dochodzi do jakiejś formy agresji. Skąd wzięła się ta eskalacja przemocy i dlaczego dochodzi do niej akurat teraz? 

Ks. prof. Waldemar Cisło: Przybliżmy najpierw kontekst życia chrześcijan w Ziemi Świętej. To mała społeczność, która żyje w dramatycznej sytuacji. Dzięki przekazom medialnym wreszcie do naszej świadomości docierają różne wydarzenia, które tę pozycję chrześcijan taką właśnie czynią. Po pierwsze należy zwrócić uwagę, że chrześcijanie funkcjonują pomiędzy dwiema, bardzo silnymi i zwalczającymi się grupami – Żydami i Arabami. Ich sytuacja wygląda inaczej na terenie Izraela i inaczej na terenach okupowanych, ale w obu przypadkach jest bardzo trudna.

Wiemy choćby o instytucjonalnych przeszkodach, które utrudniały w Izraelu swobodne działanie zakonom, klasztorom, księżom. Pod pretekstem potrzeb wojskowych zajmowano tereny przy parafiach itd. Tego było bardzo dużo. Powstał związek funkcjonujących na terenie Izraela Kościołów, aby silniejszy był głos chrześcijan upominających się o swoje prawa u władz państwowych. Bardzo trudnym okresem były intifady, czyli próby ograniczenia nielegalnej ekspansji Izraela. Pamiętajmy, że działania Izraela były potępiane przez organizacje międzynarodowe. Było budowanie nielegalnych osiedli, działanie na zasadzie faktów dokonanych. Powstał potężny mur, który również bardzo utrudnił życie chrześcijanom i Arabom. Mają duże problemy z jego przekraczaniem, żeby choćby dostać się do pracy.

Również strona arabska utrudnia chrześcijanom życie. Arabowie też starają się wymuszać na nich pewne rzeczy. Próbują na przykład wykupywać ich domy i ziemię. Efekt jest taki, że chrześcijanie nie widzą innego rozwiązania niż emigracja. A o to właśnie chodzi zarówno Żydom, jak i Arabom.

Na to wszystko nałożyła się pandemia COVID. To był dla chrześcijan naprawdę trudny czas do przeżycia. Musimy być świadomi, że wyznawcy Chrystusa utrzymują się na terenach Ziemi Świętej przede wszystkich z usług turystycznych i wyrobu dewocjonaliów. Jeśli więc nie było turystów, w zasadzie byli odcięci od źródła utrzymania.

Teraz dochodzi do tego ta trudna sytuacja polityczna, która wreszcie uzmysławia naszym rodakom, jak dramatycznie tam jest. Nasilają się fizyczne ataki na świątynie i klasztory.

Ten wzrost przemocy rzeczywiście jest efektem przejęcia władzy przez “prawicowy” rząd?

W izraelskim rządzie znalazły się skrajnie radykalne ugrupowania. Jeśli przekazy są prawdziwe, w ataku na Dom Polski udział brał nawet wiceburmistrz Jerozolimy. Sytuacja polityczna bardzo nas niepokoi, bo ona stwarza niejako instytucjonalne przyzwolenie na to, co się dzieje. Obawiam się, że jeśli nie zostaną podjęte bardzo radykalne kroki ze strony rządowej, to dojdzie do większego nieszczęścia. W końcu chrześcijanie nie wytrzymają tego naporu agresji. Mamy wiele relacji o różnych wymierzonych w chrześcijan przedsięwzięciach od naszych sióstr i braci, od księży i sióstr zakonnych. Słyszeliśmy to dramatyczne wyznanie łacińskiego patriarchy Jerozolimy, abp. Pierbattisty Pizzaballi. Myślę, że decydując o wyniesieniu go do godności kardynalskiej, papież Franciszek również chciał zwrócić uwagę na los chrześcijan w tym regionie.

Niedawno szerokim echem odbiła się ciekawa prowokacja dziennikarska. Reporter izraelskiej telewizji założył franciszkański habit i po kilku minutach został opluty na ulicach miasta, zaatakowany nie tylko słownie, ale również fizyczne. To jest właśnie obraz agresji, z którą spotykają się nasi franciszkanie i siostry zakonne, żyjący tam od wieków. Dzięki Bogu, teraz media nagłaśniają ten temat, więc jest szansa, że może nasze MSZ stanie tutaj na wysokości zadania i zajmie się również tymi sprawami.

Abp Pierbattista Pizzaballa mówi, że nawet dzieci plują w Jerozolimie na chrześcijan. Tego też doświadczył ten ubrany w habit dziennikarz. W pewnych środowiskach młodzi Żydzi są więc po prostu wychowywani na nacjonalistów. Tymczasem mówienie o tym problemie wywołuje oskarżenia o antysemityzm. Widzi Ksiądz Profesor jakieś nadzieje na interwencję społeczności międzynarodowej, czy dramat XX wieku stał się swoistym immunitetem dla żydowskich nacjonalistów? 

Ta wrażliwość oczywiście ma swoje uzasadnienie. Kiedy spojrzymy na Niemcy, to widzimy tam dramatycznie narastający antysemityzm. Wedle oficjalnych niemieckich danych, w ubiegłym roku odnotowano w tym kraju 2641 czynów karalnych motywowanych niechęcią do Żydów.

Trzeba jednak przy tym zauważyć, że to również jest pewna reakcja na to, co dzieje się w Izraelu. Obserwujemy przerażające sceny, gdzie siły izraelskie strzelają nawet do dzieci. Skala przemocy w Izraelu szokuje. Każdy Izraelczyk musi służyć w armii, mężczyźni i kobiety. To również powoduje później problemy, przenosi się także na izraelskie rodziny. Izrael zajmuje bodajże drugie lub trzecie miejsce na świecie, jeśli chodzi o agresję w rodzinach.

Dzieci mówią językiem, który słyszą od rodziców. Patrząc natomiast szerzej na ten problem, trzeba mieć świadomość, że wszelkie radykalizmy prowadzą do tragedii. Zwróćmy uwagę na Syrię, w której wojna trwa od 12 lat. Przed wojną życie chrześcijan w tym kraju nie było łatwe, ale wszystko było jakoś poukładane. Żyli z muzułmanami jako mniejszość, ale pracowali i funkcjonowali. Pamiętamy do czego doprowadziło pojawienie się islamskiego fanatyzmu. Do wojny, mordów, rzezi. Do tego wszystkiego, o czym słyszeliśmy w czasie rządów Państwa Islamskiego. Boję się, żeby fanatyzm żydowski w tym wydaniu nie doprowadził do podobnych zdarzeń na terenach Ziemi Świętej. To oczywiste, że sytuacja tam jest bardzo delikatna. Mówimy o miejscu trzech religii, w którym powstało państwo. Problemy są i będą. Nikt naturalnie nie odbiera narodowi izraelskiemu prawa do swojej ojczyzny. Sami Żydzi jednak, mając doświadczenie wieków życia pośród innych ludzi, powinni umieć uszanować bezpieczeństwo i prawo do wolności wyznawania religii przez inne wspólnoty, które na terenie Izraela funkcjonują od setek lat.

W Polsce oczywiście szczególnie dotknął nas ten atak na Nowy Dom Polski. Widzi Ksiądz Profesor to zdarzenie wyłącznie jako jeden z wyrazów narastającej nienawiści do chrześcijan, czy można doszukiwać się również jakiejś jej korelacji z niechęcią do Polaków?

O postawie wobec Polaków również trzeba mówić. Przypomnijmy tę głośną sprawę wycieczek izraelskiej młodzieży do Polski. Przecież one były organizowane w taki sposób, aby tworzyć w młodym pokoleniu Izraelczyków odbiór Polaków jako „żydożerców”.

W Izraelu kreowano obraz Polaka jako człowieka, który „antysemityzm wyssał z mlekiem matki” i temu służyły również szkolne wycieczki otoczone uzbrojonymi służbami. Przyjeżdżając do Polski, gdzie wedle wszelkich statystyk nie ma aż tylu aktów antysemickich, młodzi Żydzi byli ochraniani przez funkcjonariuszy z bronią palną. W Niemczech tymczasem, gdzie dochodzi do tysięcy aktów antysemickich, tego problemu nie było. Chodziło więc o fakty, czy o wytwarzanie i podtrzymywanie mitu Polaka-antysemity? Z jakichś, najpewniej politycznych względów, chciano wytworzyć obraz Polski jako kraju wybitnie antysemickiego. Nie dziwmy się więc, że teraz oglądamy tego skutki. Jeśli w pokoleniach młodych Izraelczyków przyjeżdżających do Polski budowano przekonanie, że tutaj chce się ich opluć, napaść, zabić, no to jakie później mogą mieć nastawienie do Polski? Zamiast budzić wzajemne zrozumienie i poznanie, to te wycieczki utwierdzały zasłyszany przez młodych ludzi od starszego pokolenia mit. Dlatego należy tutaj podkreślić wielką rolę ministra edukacji i nauki prof. Przemysława Czarnka, który wreszcie przerwał to błędne koło. Bo wycieczki izraelskiej młodzieży, zamiast przybliżać dwa narody, które dzielą trudną historię naznaczoną agresją Niemiec, jedynie pogarszały sytuację. W efekcie Polak jest przez Izraelczyków tak właśnie traktowany.

Ksiądz osobiście spotkał się w Izraelu z takim traktowaniem?

Wielu naszych turystów w Izraelu spotyka się z przejawami niechęci. Sam doświadczyłem godzinnego przesłuchiwania na lotnisku, gdzie zadawano mi bezczelne pytania. Pytano na przykład, dlaczego jadę do Betlejem, skoro mogę zostać w Jerozolimie. Wiadomo, że nasza organizacja pomaga w wielu trudnych regionach świata, a Izrael nie jest przyjacielem wielu z tych państw. Mam przykre doświadczenia z praktycznie każdego wyjazdu do tego kraju i myślę, że wielu z naszych pielgrzymów również doświadczyło podobnego traktowania na lotnisku. To są małe rzeczy, z tym można żyć. One uzmysławiają jednak istnienie tego antypolskiego klimatu. Nie mam na to dowodów, ale myślę, że przez taki sposób wychowania młodych Izraelczyków, tak właśnie traktują oni to, co polskie. Potem to owocuje tymi smutnymi dla nas zdarzeniami.

Obok powszechnych ataków na chrześcijan i chrześcijańskie miejsca kultu, najbardziej niepokoją nas działania ‘prawicowych” organizacji żydowskich, które dążą do wysiedlenia z Jerozolimy chrześcijan i muzułmanów. Grupy osadnicze, sięgając po iście gangsterskie metody, starają się przejmować chrześcijańskie i muzułmańskie nieruchomości. Mają przy tym cieszyć się cichym wsparciem prawicowych polityków. Na ile realne jest zagrożenie, że za kilkadziesiąt lat chrześcijan w Jerozolimie po prostu nie będzie?

To wszystko jest w naszych rękach. Pierwszą rzeczą, która jako ludziom wierzącym przychodzi nam do głowy, jest oczywiście modlitwa o pokój. To może zrobić każdy z nas!

Pomoc Kościołowi w Potrzebie prowadzi akcję „SOS dla Ziemi Świętej”. W jej ramach rozprowadzamy wytwarzane przez chrześcijan w Ziemi Świętej dewocjonalia. Na święta kupujemy naszym bliskim prezenty. Warto zdecydować się na taki różaniec czy inną pamiątkę. Te dewocjonalia wiążą nas emocjonalnie z Ziemią Świętą, a jednocześnie kupując je, pomagamy tamtejszym chrześcijanom się utrzymać.

Apelujemy też do pielgrzymów z Polski, aby zatrzymywali się w hotelach prowadzonych przez chrześcijan. W takich dramatycznych momentach, jak intifady czy pandemia koronawirusa, kiedy zamierał ruch turystyczny, chrześcijańscy właściciele hoteli zazwyczaj ograniczali pracownikom pensje, ale ich nie zwalniali. Na przykład franciszkanie, gdy było trudno, ograniczyli pracownikom pensje do połowy. To im pozwalało na skromne utrzymanie swoich rodzin. Inni o to nie dbali i zwyczajnie zwalniali pracowników. Dlatego tak ważną rzeczą jest, abyśmy jako pielgrzymi korzystali z usług transportowych czy hoteli, w których pracują chrześcijanie. W trudnych momentach to ma naprawdę ogromne znaczenie. Bo kiedy turystyka ma się dobrze, to oni sobie poradzą. To są pracowici i zaradni ludzie.

Jeszcze kilkanaście lat temu burmistrzem w Jerozolimie był chrześcijanin. Dzisiaj jest to nie do wyobrażenia, bo tak się zmniejszyła liczba chrześcijan. To pokazuje ten problem. W wielu regionach Ziemi Świętej chrześcijanie stanowią mniej niż 1 proc. ludności. Tendencja, właśnie przez sytuację ekonomiczną i polityczną, wciąż jest spadkowa. Wydarzenia, o których teraz rozmawiamy, będą jeszcze nasilały presję na chrześcijan, aby dla ratowania swojego życia i przyszłości swoich dzieci wybrać emigrację. A to jest niestety zabójstwo. Liczby są dla nas dramatyczne. Jeśli tego nie powstrzymamy, to rzeczywiście, za kilkadziesiąt lat ziemska ojczyzna Chrystusa pozostanie bez chrześcijan. Niestety, takie zagrożenie jest realne.

Wspomniał Ksiądz Profesor o nominacji kardynalskiej dla abp. Pizzaballi. To ważny symbol. Stolica Apostolska powinna podjąć jeszcze jakieś działania, aby poprawić tę sytuację?

Stolica Apostolska podejmuje różne działania. Funkcjonuje Nuncjatura Apostolska, są stosunki dyplomatyczne. Ale dobrze wiemy, że Izrael działa na zasadzie faktów dokonanych. Robi to pod pretekstem obrony prawa Izraelczyków do istnienia ich państwa, choć nikt poza kilkoma państwami arabskimi tego prawa nie neguje. Postawa izraelskich władz zawsze cieszy się bardzo mocnym poparciem Stanów Zjednoczonych. Dzięki sile ekonomicznej i sile izraelskiej armii, każde powstanie jest deptane wojskowym butem. Widzimy te smutne obrazki, kiedy młodzi Arabowie stają z kamieniami naprzeciwko czołgów. Są pacyfikacje obozów. To wszystko jest bardzo brutalne. Oczywiście nie polemizuję z koniecznością obrony. Arabowie nie zawsze są aniołami. Sami widzimy na naszej wschodniej granicy, do czego podburzani i prowokowani przez różne wrogie nam siły są zdolni. Natomiast to, czego przy wsparciu USA dopuszcza się Izrael, zresztą po bardzo mocnych rezolucjach ONZ, jest przestępstwem w świetle prawa międzynarodowego.

Sandro Magister: Franciszek krytykuje “prozelityzm”. A to jest NAWRACANIE. O nawracaniu Chinek w XVII wieku.

Sandro Magister: Franciszek krytykuje prozelityzm. A to jest NAWRACANIE.

Co powiedziałby jednak o nawracaniu Chinek w XVII wieku?

to-nie-prozelityzm

Papież Franciszek często krytykuje prozelityzm. Zrobił to także ostatnio w kilku wywiadach. Pytanie jednak, co powiedziałby wobec świadectwa nawracania Chińczyków w XVII stuleciu; praktyka pokazuje bowiem, że zwłaszcza dzięki licznym nawróceniom kobiet zaczęła rozwijać się w Chinach pomoc ubogim. Pisze o tym na swoim blogu watykanista Sandro Magister.

W wywiadach udzielanych przy okazji 10. rocznicy pontyfikatu, Franciszek wrócił do swojej standardowej krytyki „prozelityzmu”. Franciszek powołuje się zawsze na Benedykta XVI i Pawła VI, by uzasadnić swoją koncepcję ewangelizacjo jako cichego dawania świadectwa.

Sandro Magister: Jednak także poprzedni papieże wskazywali, że samo świadectwo nie wystarcza. Przykładowo Paweł VI zwracał uwagę na konieczność jego wyjaśniania.

Powstaje zatem pytanie, co myślał sobie Franciszek czytając niedawno artykuł autorstwa o. Federico Lombardiego SJ opublikowany na łamach „La Civiltà Cattolica”, w którym opisano wysiłki jezuickich misjonarzy na rzecz rozprzestrzeniania chrześcijaństwa w Chinach w XVII wieku. W 1627 było w Chinach 13 000 katolików, w 1636 roku już 40 000, w 1640 – 60 000, a w roku 1651 – 150 000.

[Wg wiarygodnych informacji [ Michel O’Brian] na początku III tysiąclecia w Chnach chrześcijanami było 10% ludzi – . MD]

O. Lombardi skupił swój opis na ewangelizacji chińskich kobiet, które w tamtejszej kulturze starano się szczególnie zamykać przed światem zewnętrznym. W 1589 roku kilka szanownych chińskich matron został ochrzczonych przez o. Matteo Ricciego w Zhaoqing na południu kraju. Rokiem przełomowym był 1601, kiedy do Shaozhou przyjechał o. Nicolò Longobardo; miał chińskiego ucznia, który chrzcił kobiety z wyższych sfer; one z kolei niosły chrześcijaństwo innym kobietom, nawet o niższym statusie społecznym, co było wówczas nieledwie cudem.

Szczególnie egzotyczna była dla Chinek praktyka spowiedzi, zwłaszcza w związku z faktem wyznawania po cichu grzechów mężczyźnie, w dodatku cudzoziemcowi. Ze względu na wymogi kulturowe, jezuici siadali w pokoju przedzielonym na pół zasłoną, poprzez którą rozmawiali z Chinką, nie widząc jej; w tym samym pomieszczeniu była zawsze obecna jeszcze inna osoba, na tyle jednak daleko, by nie słyszeć samej spowiedzi.

Jezuici starali się trafić również do pałacu cesarskiego – i do samego cesarza. Protagonistą tych wysiłków był o. Adam Schall von Bell z Niemiec, który przyjechał do Pekinu w 1623 roku. Chińscy urzędnicy poprosili go o pomoc w opracowaniu reformy kalendarza. W 1635 o. Schall nawrócił wpływowego eunucha, który rozprzestrzenił następnie Ewangelię pomiędzy kobietami w pałacu. Ojciec Schall ochrzcił wiele z nich. W 1644 upadła dynasta Ming; część gałęzi rodziny musiała uciekać z Pekinu na południe. Pretendent do tronu cesarskiego, Yunli, dał swojemu nowonarodzonemu synowi imię Konstantyna, by w ten sposób wskazać na jego przyszłą rolę jako chrześcijańskiego cesarza Chin.

O. Lombardi opisał następnie historię Kandydy, prawnuczki Xu Guanggi, członka dynastii Ming, konwertyty, jednego z przyjaciół o. Matteo Ricciego. Kandyda miała ósemkę dzieci, owdowiała w wieku 30 lat, co dało jej relatywnie dużą swobodę działania. Zarządzała przedsiębiorstwem związanym z wyrobem jedwabiu, dzięki czemu dysponowała dużymi środkami finansowymi – i wykorzystywała je dla wsparcia misjonarzy oraz biednych, do budowy kościołów i kaplic etc.

Kandyda oddała się szczególnie ewangelizacji kobiet, dbając o to, by otrzymywały pobożne lektury w języku chińskim. Udało jej się też stworzyć kościoły tylko dla kobiet, tak, że Chinki mogły uczestniczyć w Mszy świętej bez obecności jakichkolwiek mężczyzn, poza kapłanem i ministrantem. Kandyda zajmowała się też sierotami, niewidomymi, organizując dla nich specjalne przybytki z pomocą. Gdy do Europy powracał jej mistrz duchowy o. Philippe Couplet, Kandyda powierzyła mu 300 chrześcijańskich książek napisanych po chińsku przez misjonarzy. Znajdują się dziś w Bibliotece Watykańskiej. Książki miały przekonać Rzym, że Kościół w Chinach jest żywotny i gotów na to, by posiadać własne duchowieństwo i celebrować liturgię w języku chińskim.

Kandyda była postrzegana jako święta; podobnie należy na nią patrzeć również i dzisiaj, podkreślił w swoim artykule o. Federico Lombardi.
„Święta, która była w stanie przysporzyć wierze chrześcijańskiej wielu prozelitów – tak, jak nakazuje to Ewangelia” – podkreślił Sandro Magister.

Źródło: magister.blogautore.espresso.repubblica.it pach