Szefowa berlińskiej policji Barbara Slowik zaleciła Żydom i homoseksualistom zachowanie szczególnej ostrożności w pewnych obszarach stolicy Niemiec. W niektórych dzielnicach Berlina wyrażana jest otwarta wrogość wobec Żydów – zauważyła Slowik.
Zasadniczo nie ma tak zwanych obszarów no-go, czyli takich, do których wstęp jest zbyt niebezpieczny. – Istnieją jednak obszary – i w tym momencie musimy być szczerzy – w których radziłabym osobom noszącym jarmułkę lub będącym jawnymi gejami lub lesbijkami zachować większą ostrożność – powiedziała Slowik w poniedziałek gazecie „Berliner Zeitung”.
Nie chcę „zniesławiać” żadnej konkretnej grupy ludzi jako sprawców – kontynuowała Slowik. Zauważyła jednak, że „niestety, istnieją pewne dzielnice, w których mieszka większość osób pochodzenia arabskiego, które również sympatyzują z grupami terrorystycznymi”. Wyraża się tam otwarty antysemityzm wobec osób pochodzenia żydowskiego.
To niemiecki slogan z czasów II Wojny Światowej. Szczególnie źle wspominają go Polacy, bo był symbolem niemieckiej buty i ucisku. Jednak slogan , który symbolizował całkowitą dominację, może powrócić w niespodziewany sposób , lekko zmieniony, i już nie jako symbol dominacji, a jako symbol całkowitej bezradności, by nie powiedzieć klęski.
Nur für Frauen.
„W ciągu ostatnich dziesięciu lat odsetek przestępstw na tle seksualnym w berlińskim transporcie publicznym (ÖV) wzrósł o 260 procent. W zeszłym roku doszło do 391 przestępstw. 89 procent ofiar stanowiły kobiety, a 90 procent sprawców stanowili mężczyźni.“
W odpowiedzi na ten stan , ekspert ds transportu z ramienia Partii Zielonych Antje Kapek, chce wprowadzić wagony tylko dla kobiet.
Na peronach powinny być wyraźnie oznaczone strefy z budkami alarmowymi i monitoringiem wideo. Oraz niektóre wagony, z których poza godzinami szczytu mogą korzystać wyłącznie kobiety. „Albo bezpośrednio za maszynistą, albo na końcu pociągu, jeśli tak jak w Tokio, jest drugi maszynista” – stwierdziła Kapek w oświadczeniu.
Trump wygrał, Scholz upadł. Niemcy przygotowują się na zmianę w USA
Paweł Chmielewski
Trump wygrał, Scholz upadł, Niemcy będą mieć nowy rząd. Jeżeli komuś wydawało się, że wraz z prezydenturą Trumpa to Polska stanie się najważniejszym sojusznikiem USA w Europie, niech patrząc na wydarzenia w Niemczech takie nadzieje porzuci.
Kiedy w styczniu 2021 roku prezydenturę w USA objął Joe Biden, w Niemczech formował się właśnie nowy rząd koalicyjny SPD, Zielonych i FDP. Obie strony doszły szybko do porozumienia w kluczowej dla Berlina sprawie: Waszyngton podjął decyzję o zezwoleniu na dokończenie budowy Nord Stream 2. Przygotowany w trójkącie Waszyngton-Berlin-Moskwa deal runął jednak w lutym 2022 roku. Niemiecka koalicja rządowa miała od tej pory gigantyczne problemy, które cały czas się spiętrzały.
Teraz koalicja upadła. W dniu, w którym ogłoszono zwycięstwo w wyborach prezydenckich Donalda Trumpa, kanclerz Niemiec Olaf Scholz wyrzucił z rządu szefa FDP Christiana Lindnera, a to oznacza przyspieszone wybory. Sondaże nie pozostawiają złudzeń: przewaga chadecji jest tak gigantyczna, że nowym kanclerzem będzie Friedrich Merz. Nie wiadomo jeszcze, kiedy dojdzie do wyborów: Scholz mówił o marcu, CDU naciska na wcześniejszy termin.
SPD, jak wiadomo, jest od lat silnie powiązana z Rosją. Przypadki Gerharda Schrödera czy Manueli Schwesig to absolutna klasyka. CDU siedzi o wiele głębiej w kieszeni Stanów Zjednoczonych. Sam Friedrich Merz przez wiele lat współpracował jako finansista z takimi amerykańskimi gigantami jak Mayer Brown czy BlackRock. Sektor medialny stojący za CDU to w prostej linii twór Amerykanów, którzy po 1945 roku potrzebowali w RFN swojego zaplecza. Wiązali ze sobą ludzi nawet poprzez przynależność do lóż masońskich, vide casus samego Axela Springera.
Dziś absolutnie kluczowy jest czynnik ekonomiczny. Donald Trump oznacza nową politykę gospodarczą – także wobec Europy. Może oczekiwać zdecydowanych ruchów Niemiec wobec Chin. Scholz gwarantowałby jedynie trudności, a niemiecki biznes potrzebuje w relacjach z USA spokoju, nie problemów.
A do tego… Cóż. W Niemczech stacjonuje dziś prawie 40 tysięcy amerykańskich żołnierzy. Nie zostali do RFN zaproszeni; są tam dlatego, że kraj został pokonany i podbity. Rządy w Berlinie mają w wielu sprawach samodzielność, ale – bez przesady…
Jeżeli ktoś miałby nadzieję, że wraz z prezydenturą Donalda Trumpa to właśnie Polska stanie się nagle jakimś najbliższym sojusznikiem USA w Europie, niech, po pierwsze, przypomni sobie poprzednią kadencję, a po drugie – niech spojrzy na to, jak pod nowy układ w Waszyngtonie mebluje się właśnie nowy niemiecki rząd.
Europę zalewa cukier z Ukrainy. Problem w tym, że nie jest on ukraiński tylko… niemiecki
Spółki cukrowe proponują plantatorom buraka ceny na przyszły rok niższe od tegorocznych, i to aż o 25 procent. Powodem jest zalew towaru napływającego do nas zza wschodniej granicy. Problem jednak dotyczy nie tylko Polski, lecz także innych państw UE.
Portal „Wieści Rolnicze” pisze o aż 23-krotnym wzroście importu cukru z Ukrainy przez kraje Unii Europejskiej. W dużej mierze chodzi o towar należący do spółek niemieckich. Przejęły one pokaźną część rynku w kraju, którego stosunkowo niewielkie obszary są dzisiaj objęte działaniami zbrojnymi.
„Według danych Eurostatu, jeszcze w roku 2021 do Krajów Wspólnoty wpłynęło około 14 840 ton, a rok później aż 10 razy więcej, bo ponad 148 000 ton cukru. Wielkość ta okazuje się być mała w porównaniu z kolejnym – 2023 rokiem, kiedy Ukraina eksportowała do UE prawie pół miliona ton cukru. Jest to wzrost o 2 240 %! (23-krotny) względem średniej z lat 2016 – 2021” – czytamy w tekście Doroty Andrzejewskiej.
Jak podkreśla portal, tylko jedna niemiecka spółka Pfeifer&Langen jest na Ukrainie właścicielem 6 spośród 30 wszystkich cukrowni. Zakłady P&L znajdują się w miejscowościach: Chorostkiw, Kosowa, Radechiw, Zbaraż, Czortkiw i Gnidawa. Ostatni z wymienionych został wykupiony przed rokiem. W ciągu jednego dnia potrafi przerobić 6 tysięcy ton buraków.
Według zaś witryny UkrAgroConsult, ubiegłoroczna łączna powierzchnia tamtejszych zasiewów buraka cukrowego przekroczyła aż o 30 tysięcy hektarów stan sprzed wojny (249 900 hektarów przy 220 tysiącach ha w roku 2021). Roczny plon u naszych wschodnich sąsiadów wynosi łącznie 13 mln ton buraków.
Bundestag uchwalił nowe przepisy odnoszące się do “ustalania identyfikacji płciowej”, czyli Selbstbestimmungsgesetz. Od 1 listopada u naszego zachodniego sąsiada “zmiana płci” stanie się dużo prostsza niż dotychczas.
Nowe sukcesy neołysenkizmu w Niemczech. Rządząca krajem, lewicowo-liberalna koalicja przeforsowała projekt ustawy, pozwalającej za pomocą oświadczenia urzędowego raz na rok, zmienić płeć, która jest podana w dokumencie tożsamości. Cała sprawa wywołuje niemałe zamieszanie, ponieważ procedura nie wymaga przedstawiania badań lekarskich, a przepisy dopuszczają także zmiany pod tym względem w dokumentach u dzieci i nastolatków.
Ustawa umożliwił ponadto umieszczanie tzw. “transseksualistów” w kobiecych zakładach karnych, co stwarza zagrożenie dla więźniarek na tle seksualnym. Takim posunięciem zraził do siebie dużą część Niemców, co popycha ich do wspierania AfD.
Według zdrowych psychicznie Niemców, ustawa przyczyni się ona do poważnych nadużyć oraz absurdalnych i niebezpiecznych sytuacji. Poza wymienionym przykładem o umieszczaniu transseksualistów w więzieniach dla kobiet, niektórzy mężczyźni z dużą dozą prawdopodobieństwa wykorzystają uchwalone zapisy, aby dostać się również do schronisk, saun czy szatni dla kobiet. Bezpieczeństwo kobiet mocno więc spadnie nie tylko w zakładach penitencjarnych, ale w ogólnie pojmowanej przestrzeni publicznej.
Przeciwnicy Selbstbestimmungsgesetz podnoszą też kwestię zawodów sportowych zdając sobie sprawę, że mężczyźni zaczną konkurować z kobietami, znacznie ułatwiając sobie zwycięstwo i zdobycie medalu ze względu na przewagę warunków fizycznych. W ten sposób ustawa o samostanowieniu zniszczy kobiecy sport i stanie się przyczyną licznych oszustw i nieuczciwej rywalizacji. Ostatnie napięcia i kontrowersje dotyczące występów na Igrzyskach Olimpijskich w Paryżu takich sportowców, jak chociażby Imane Khelif i Lin Yu-Ting tylko potwierdzają te przypuszczenia.
Krytycy ustawy podkreślają też kolejny, budzący wątpliwości element. Chodzi o wprowadzenie penalizacji i karania grzywną ujawnienia dawnej płci, czyli tak naprawdę cenzury wypowiedzi w mediach. Wystarczy bowiem wpis na platformach X bądź Facebooku odnoszący się do poprzedniej “tożsamości płciowej” “transseksualisty”, aby sąd wymierzył karę nawet do 10 tysięcy euro.
Poza tym z kłopotami zetkną się lekarze, gdyż bez posiadania wiedzy o biologicznej płci pacjenta, nie dobiorą odpowiednich metod leczenia, narażając jego zdrowie lub nawet życie. Konflikty mogą pojawić się też w zawodach związanych z obsługą klientów, bowiem niektórym zapewne zdarzy się zwrócić do transseksualnego pracownika niewłaściwym (z jego punktu widzenia) określeniem i narażą się na ukaranie.
Następnym groźnym zapisem, który wywołuje burzę jest wspomniana już zmiana płci przez osoby poniżej 18. roku życia. Teoretycznie czternastolatki muszą uzyskać zgodę opiekunów prawnych, lecz w przypadku jej braku sprawa trafi do sądu, a ten zapewne ogłosi niekorzystny dla rodziców wyrok. Według osób sprzeciwiających się nowemu prawu, nastolatki z różnych powodów, na przykład ulegając namowom skrajnie lewicowych aktywistów, będą dokonywać “tranzycji”, czyli przyjmować hormony i poddawać się operacjom o nieodwracalnych skutkach, a potem żałować swoich decyzji i cierpieć przez resztę życia.
Działacze ruchu sodomskiego nie ukrywają radości, ponieważ ich starania o liberalizację prawa o “uzgodnieniu płci” zakończyły się sukcesem. Myli się jednak ten, kto sądzi, że poprzestaną na jednym triumfie, gdyż obecnie naciskają na pociąganie do odpowiedzialności rodziców sprzeciwiających się zmianie płci u swoich dzieci.
Za jednego z najzagorzalszych zwolenników Selbstbestimmungsgesetz uważa się w Niemczech posła do Bundestagu, Markusa Ganserera, zboczeńca nazywającego się “Tessa”. Nawołuje on do stawiania przed sądem ludzi niezgadzających się na zmianę płci swoich dzieci za tortury i nieludzkie traktowanie. Nie wiadomo, czy rządząca obecnie koalicja ugnie się pod presją środowisk dewiacyjnych i uchwali tego rodzaju restrykcyjne przepisy, ponieważ obawia się negatywnej reakcji społeczeństwa i przegranych wyborów. Niemniej, wszystko wskazuje na to, że neołysenkizm osiągnął w tym kraju już bardzo wiele.
Niemcy zgodziły się otworzyć swój rynek pracy dla 250 tys. Kenijczyków – wykwalifikowanych i średnio wykwalifikowanych. Umowę w tej sprawie podpisali w piątek prezydent Kenii William Ruto i kanclerz Niemiec Olaf Scholz.
W Kenii osoby poniżej trzydziestego piątego roku życia stanowią 80 proc. populacji, która wynosi około 57 mln (fot. Kate Darmody/Unsplash)
Niemcy zmagają się z poważnymi niedoborami siły roboczej w kluczowych branżach, dlatego starają się złagodzić ograniczenia wizowe, aby zachęcić wykwalifikowanych pracowników z zagranicy do pomocy w wypełnieniu luk. A przebywający z wizytą w Berlinie Ruto zaoferował pomoc, mówiąc, że podpisana umowa połączy młodą siłę roboczą Kenii z niemieckim przemysłem.
“Niemcy potrzebują siły roboczej z Europy i wielu innych krajów na całym świecie. To (podpisana umowa) może pomóc nam zrekompensować niedobór wykwalifikowanych pracowników” – powiedział Scholz.
Niemieccy eksperci twierdzą, że kraj potrzebuje około 400 tys. wykwalifikowanych imigrantów rocznie, ponieważ jego starzejąca się siła robocza się kurczy.
W Kenii natomiast osoby poniżej trzydziestego piątego roku życia stanowią 80 proc. populacji, która wynosi około 57 mln. Kraj ma też jeden z najlepszych systemów edukacji na kontynencie.
Podczas pobytu w Niemczech prezydent Ruto poprowadzi również okrągły stół z dyrektorami generalnymi niektórych z czołowych niemieckich firm. Niemcy są jednym z największych zagranicznych inwestorów w Kenii, a ponad 100 niemieckich firm prowadzi obecnie działalność w tym kraju.
Mamy uwierzyć, że grupa pijanych Ukraińców wysadziła Nord Stream bez żadnego wsparcia struktur państwowych!
26 września 2022 r. infrastruktura o kluczowym znaczeniu zarówno dla Niemiec, jak i dla całej UE została zaatakowana jak nigdy wcześniej w historii powojennej, pokojowej (przynajmniej formalnie) Europy. W pobliżu wyspy Bornholm, w połowie drogi między polskim a szwedzkim wybrzeżem, cztery eksplozje zniszczy masywne gazociągi Nord Stream I i II, które biegną wzdłuż dna Morza Bałtyckiego.
Bezpośrednie konsekwencje były ogromne. Jeśli chodzi o szkody dla środowiska, zbyt często obecnie pomijane, rurociągi były wypełnione metanem, gazem cieplarnianym, który w ogromnym stopniu przyczynia się do globalnego ocieplenia. Według ONZ jego efekt cieplarniany jest 80 razy większy niż dwutlenku węgla. Ponadto metan „jest głównym czynnikiem przyczyniającym się do powstawania ozonu przyziemnego, niebezpiecznego zanieczyszczenia powietrza i gazu cieplarnianego, narażenie na który powoduje milion przedwczesnych zgonów każdego roku”.
Dokładna ilość tego toksycznego gazu, który sabotażyści Nord Streamu spowodowali, że wydostał się do naszej wspólnej atmosfery, jest trudna do oszacowania, ale nie ma wątpliwości, że był duży i wszyscy bylibyśmy w znacznie lepszej sytuacji, gdyby pozostał w rurociągach. Wstępne szacunki wskazywały na pięciokrotność objętości uwolnionej podczas katastrofy metanowej w Kalifornii w 2015 r . Było to „największe znane uwolnienie metanu na Ziemi w historii USA”. Jego wpływ porównano do jazdy siedmioma milionami samochodów dziennie i przesiedlenie tysięcy ludzi.
Inaczej mówiąc, atak na Nord Stream wyznaczył kamień milowy nie tylko w europejskiej, ale i globalnej historii katastrof ekologicznych wywołanych przez człowieka. Ale wyciek w Kalifornii był przynajmniej wypadkiem – ten na Bałtyku, o wiele większy, był wynikiem celowego aktu ekoterroryzmu. Nic dziwnego, że Rob Jackson, klimatolog ze Stanford, szybko – i słusznie – doszedł do wniosku, że „ktokolwiek to zlecił, powinien zostać oskarżony o zbrodnie wojenne i trafić do więzienia”.
Jednak oprócz ekoterroryzmu atak na Nord Stream był oczywiście również aktem agresji przeciwko Niemcom jako państwu. A także przeciwko całej UE, jak podkreślił w czasie sabotażu Michaił Podoliak, notorycznie nieuczciwy główny doradca Władimira Zełenskiego na Ukrainie. Miał oczywiście rację. Rzeczywiście, był to tak poważny akt agresji, że powinien skłonić Niemcy i UE do szybkiego zidentyfikowania sprawców i podjęcia wobec nich drastycznych działań. Co więcej, jeśli terroryści mieli wsparcie państwa, co jest prawdopodobne biorąc pod uwagę złożoność ataku, to działania te powinny obejmować sankcje i zerwanie stosunków dyplomatycznych – jako minimum – po odwet wojskowy. A ponieważ Niemcy są członkiem NATO, słynny Artykuł 5 sojuszu – traktowanie ataku na jednego członka jako ataku na wszystkich – mógł być również łatwo zastosowany.
W tym czasie Podoliak bezczelnie kłamał o ważnym szczególe. Wbrew logice i faktom obwinił Rosję za ataki, która nie miała żadnego interesu w niszczeniu rurociągów, w które mocno zainwestowała, aby ułatwić handel energią z UE, co dawało pewien wpływ geopolityczny (chociaż propagandyści na Zachodzie, a zwłaszcza w Polsce, zawsze mocno wyolbrzymiali ten czynnik) i co, choć uśpione w momencie ataku, mogło zostać ponownie aktywowane.
Jak komik w Kijowie, który z pomocą zachodnich pryncypałów, takich jak Tim Snyder i Anne Applebaum ( żona Radosława Sikorskiego), zachwala ukraińską „demokrację”, „społeczeństwo obywatelskie” i wielką kosmiczną walkę o „wartości zachodnie”.
Ale podobnie jak w przypadku innych kłamstw reżimu Zełenskiego, kłamstwo Podoliaka o wielkich złych Rosjanach strzelających sobie w obie stopy naraz, celowo i po prostu dla zabawy, było wyjątkowe, ponieważ łączyło w sobie bycie całkowicie nieprawdopodobnym z byciem powszechnie RESPEKTOWANYM, przynajmniej na Zachodzie, a szczególnie w Niemczech. Absurdalne, jak to jest, po ataku na Nord Stream nastąpiły dwie rzeczy: minęły wieki, zanim jacyś zachodni urzędnicy oficjalnie wskazali sprawców; a zachodni politycy, główne media i tak zwani eksperci wciąż rozpowszechniali obraźliwie głupią historię o Rosji jako winowajcy.
Ponieważ wielu z nich będzie teraz próbowało zatrzeć ślady, przypomnijmy sobie dwa przykłady. Wiosną 2023 roku amerykańska ikona dziennikarstwa śledczego Seymour Hersh ujawniła, że Waszyngton prawdopodobnie był zamachowcem na Nord Stream, podczas gdy inne raporty zaczęły sugerować, że – w jakiś sposób – Ukraińcy byli w to zamieszani. Jednak nawet wtedy Carlo Masala, naukowiec z uniwersytetu niemieckiej armii, który zrobił karierę medialną, oportunistycznie powtarzając zachodnie punkty rozmów o wojnie informacyjnej, nadal próbował przedstawić wyłaniający się obraz jako operację „ pod fałszywą flagą ” . Innymi słowy, według Masali, podczas gdy możesz myśleć, że widzisz Amerykanów i Ukraińców tuż przed swoimi oczami, w rzeczywistości to – werble! – znowu Rosjanie.
Tyle o czapeczkach z folii aluminiowej i teoriach spiskowych, które są bardzo mile widziane w głównym nurcie Zachodu, o ile trzymają się linii.
Podobnie, Janis Kluge, regionalny „ekspert” z dużego berlińskiego think tanku, właśnie przyznał na X – z zadziwiającą, choć niezamierzoną auto-dyskredytacją – że jego niedorzeczna początkowa ocena obwiniania Rosji była – uwaga! – była błędna. Uważa, że właśnie pojawiły się „nowe informacje” . Ciekawostką jest oczywiście to, że informacje wykluczające Rosję jako możliwego sprawcę były dostępne od pierwszego dnia, a konkretne informacje o USA i Ukrainie jako o wiele bardziej prawdopodobnych podejrzanych pojawiły się niewiele później. Jednak dla Kluge’a, bycie o wiele wolniejszym w pozbywaniu się oczywistego elementu wojny informacyjnej Zachodu i Ukrainy, niż pozwala na to przyzwoita reputacja, wydaje się być nadal powodem do dumy.
Dzieje się tak, ponieważ teraz polega na tym, co jego zdaniem wydaje się być autorytatywnym źródłem, a mianowicie Wall Street Journal i niemieckich prokuratorów. To prowadzi nas do tego, jak i dlaczego atak na Nord Stream znów trafił do wiadomości. W końcu niemieccy prokuratorzy wydali nakaz aresztowania – tak, dobrze przeczytałeś: jeden nakaz – podejrzanego, a mianowicie skromnego ukraińskiego nurka o imieniu Wołodymyr.
W tym samym czasie Wall Street Journal opublikował sensacyjny i nieprzekonujący artykuł wyjaśniający dwie rzeczy: Jak to jednak zrobił Kijów; i – jak wygodnie – nie zrobił tego Waszyngton. Rzeczywiście, zgodnie z tą wzruszającą opowieścią o amerykańskiej prawości, CIA – znana z tego, że nigdy nie wspierała ani nie inscenizowała nieuczciwych, szalonych i brutalnych planów – próbowała powstrzymać Ukraińców przed realizacją jednego z nich. I to jest, jak mówi nam WSJ, „prawdziwa historia”. To jest moment, w którym możesz poczuć się swobodnie płacząc w obliczu tak wielkiej dobroci i uczciwości.
Przyjrzyjmy się bliżej. Pierwszą rzeczą, która sprawia, że artykuł WSJ jest wysoce podejrzany, jest to, że jest pełen politycznie wygodnych szczegółów. Czytelnicy dowiadują się, że Zełenski początkowo zaakceptował plan, ale potem był mu przeciwny, gdy świątobliwi Amerykanie powiedzieli mu, żeby przestał być tak niegrzeczny. Ale ówczesny naczelny dowódca sił zbrojnych Ukrainy, Walerij Załużny – człowiek, którego Zełenski zawsze nienawidził i który został zdegradowany do roli kolejnego nieudolnego ukraińskiego dyplomaty w Londynie – był oczywiście wciągnięty w atak od samego początku. Inny ukraiński oficer wymieniony z nazwiska – jeden z niewielu – w artykule WSJ i tak jest już sądzony. Ups, okazuje się, że to żadna wielka strata.
Czy musimy kontynuować? To parada kozłów ofiarnych, starannie skrojona, aby na razie wykluczyć Zełenskiego, a oczywiście także USA i wszystkich innych na Zachodzie, którzy mogli być w to zamieszani (Cześć, MI6) .
Następnie jest sposób, w jaki zarówno ruchy niemieckich prokuratorów, jak i artykuł WSJ są szybko wzmacniane i wykorzystywane przez inne główne media, próbujące upewnić się, że wszyscy otrzymają nową notatkę informacyjną o wojnie. Niemiecki Spiegel, na przykład, jest bezpośredni w kwestii przekazywania poprawnego – i raczej imbecylnego – przekazu propagandowego. Czytelnicy są w rzeczywistości upominani, że wraz z podaniem nazwiska jednego podejrzanego z Ukrainy „ wszelkie spekulacje na temat udziału Rosji lub USA” w ataku mogą zostać teraz „ograniczone”.
Co można w ogóle powiedzieć? Spróbujmy: Po pierwsze, udział Rosji nigdy nie miał sensu dla żadnego rozsądnego i bezstronnego obserwatora. Wstyd dla auto-cenzurujących i mobilizujących do wojny mediów, takich jak Spiegel, że kiedykolwiek traktowały to jako choćby odległe możliwe wyjaśnienie. Po drugie, udawanie, że podejrzenia wobec Moskwy i Waszyngtonu były równie prawdopodobne lub nieprawdopodobne, jest śmieszne. Po trzecie, ponieważ podejrzenia USA faktycznie zawsze miały idealny sens jako podejrzany numer jeden.
Oto prawdziwy wynik tego połączonego cyrku wojny informacyjnej mediów i polityki. Ale próba sprzedania nam nowego idiotyzmu, że zatem to nie były Stany Zjednoczone – w rzeczywistości Waszyngton próbował powstrzymać ten atak – jest mniej więcej tak wiarygodna, jak to, że laptop Huntera Bidena nie miał znaczenia dla polityki jego ojca wobec Ukrainy, czy że operacja Epsteina nie polegała na wciąganiu i szantażowaniu elity USA. To kolejna bzdura, którą jesteśmy zaproszeni przełknąć.
Nie, dziękuję. Już dość.
Bardziej interesujące jest jednak to, co to wszystko oznacza i dlaczego dzieje się to teraz. Jeśli chodzi o implikacje, nawet jeśli dla dobra argumentu udajesz, że wierzysz w całą historię WSJ/niemieckiego prokuratora, stanowiska Niemiec, UE i NATO okazują się nie do utrzymania i zdyskredytowane. Jak zauważył anonimowy niemiecki urzędnik, „atak na taką skalę jest wystarczającym powodem, aby uruchomić klauzulę obrony zbiorowej NATO, ale nasza krytyczna infrastruktura została wysadzona w powietrze przez kraj” – to znaczy Ukrainę – „który wspieramy ogromnymi dostawami broni i miliardami w gotówce”.
Oznacza to, że polityka Berlina była tak przewrotna, że można ją uznać za zdradę. Dosłownie walczyła z niewłaściwym krajem. W związku z tym nie obroniła Niemiec przed potężnym atakiem i zamiast tego postanowiła nagrodzić agresora, Ukrainę. W normalnym kraju rząd już by upadł, a nie tylko stanąłby przed pytaniami w rodzaju „A co z niemieckimi służbami wywiadowczymi i wojskiem? Gdzie oni drzemali? Pod kamieniem na bałtyckiej plaży?”
A sprawy nie wyglądają dużo lepiej dla UE i NATO jako całości. Wielu, którzy odmawiają dalszego karmienia się idiotyczną propagandą, dojdzie do wniosku, że te organizacje są w istocie spiskami, systematycznie działającymi przeciwko interesom krajów i populacji, które udają, że chronią. Jeśli chodzi o Stany Zjednoczone, co jeszcze można powiedzieć? Oczywiście były zamieszane w atak, jak otwarcie groził prezydent Biden z wyprzedzeniem. Opowiadanie teraz głupiej historyjki, obwiniającej za wszystko Kijów i tylko Kijów, sprawia, że wygląda to po prostu głupio.
To prowadzi nas do pytania, dlaczego to wszystko dzieje się teraz. Kluczowym terminem jest tutaj bezduszność. Najlepszym wyjaśnieniem czasu tych nowych rewelacji jest to, że są one częścią porzucenia ukraińskiego pełnomocnika. Jaki lepszy sposób na wprowadzenie polityki porzucenia Kijowa niż uczynienie go jedynym kozłem ofiarnym ataku na Zachód? Ta operacja może potrwać trochę czasu, ale wyraźnie się rozpoczęła. Nie, to nie przypadek, że Berlin właśnie ogłosił, że znacznie zmniejszy swoje wsparcie wojskowe dla Ukrainy. Podobnie jak inni wcześniej, Kijów ma się nauczyć o amerykańskiej i zachodniej wdzięczności, w bardzo dotkliwy sposób.
Mieszkańcy Nadrenii przegrali z koncernem energetycznym, który buduje na tym terenie kopalnię węgla brunatnego.
Miejscowość Immerath jest stopniowo niszczona. W tym tygodniu dokonano wyburzenia katedry św. Lamberta – budowli utrzymanej w stylu neoromańskim, liczącej sobie 127 lat. Większość mieszkańców Immerath została przesiedlona, ich domy rozebrane, podobny los ma rychło spotkać także okoliczny cmentarz.
Pomimo wielu akcji protestacyjnych niemieckich chrześcijan, mieszkańców regionu, a nawet Greenpeace’u kościół, jak wcześniej większość wsi, został zniszczony, bo leży to w interesie korporacyjnym niemieckiego giganta RWE.
Od dnia wybuchu wojny na Ukrainie, a szczególnie gdy okazało się, że Rosjanom idzie całkiem dobrze, zarówno nowojorskie organizacje żydowskie jak i rząd Izraela, z dnia na dzień zrobiły się dla Polski bardzo miłe. Urwały się dywagacje o tym, co Polacy wysysają z mlekiem matki. Znikł temat „polskich obozów”. Fenomen wyjaśnić można tylko tak: Polska okazał się ważna dla lobby żydowskiego w USA, i opłacalna stała się przyjaźń z nami. Sielankę przerwała dziennikarka CNN, która zapytała Dudę, „czy polska pomoc dla Ukrainy nie jest próbą naprawienia krzywd polskich obozów koncentracyjnych”, i „Times of Israel”.Zamysł gazety oddaje tytuł – „W roszczeniach wobec Niemiec Polska domaga się odszkodowań za Żydów zabitych przez Polaków”. Tekst nie mówi tylko o reparacjach od Niemców, lecz głównie nawiązuje do oferty Jarosława Kaczyńskiego, kiedy to podczas prezentacji raportu o stratach poniesionych przez Polskę, zaproponował Żydom „udział w tym przedsięwzięciu, z odpowiednimi skutkami finansowymi”, kiedy rzucił pomysłutworzenia swoistego polsko-żydowskiego tandemu łączącegodochodzenie przez Polskę niemieckich reparacji z żydowskimi roszczeniami.
Paszkwil posiłkuje się wypowiedzią prof. Jana Grabowskiego: „Umieszczenie tych okrucieństw dokonanych na Żydach przez polskich cywilów i polskie władze na liście było absolutnie przerażające”. Nie podaje jednak, że „badania” Grabowskiego, w tym jego „naukowe” odkrycia, że „Żydom było łatwiej przeżyć w niemieckich obozach zagłady, niż wśród Polaków” i że z 3 milionów polskich Żydów eksterminowanych w Holokauście około 200 tysięcy zostało zamordowanych przez Polaków, współfinansuje żydowska Claims Conference, jedna z organizacji wymuszających na polskim rządzie zwrot mienia pożydowskiego. Że o „biznes holokaustu” chodziło, potwierdza przyłączenie się do akcji „Jerusalem Post”, która explicite, bez owijania w bawełnę stwierdziła: „Polskie roszczenia wobec Niemców i propozycja przyłączenia się do nich Izraela, to nic innego jak próba dalszego unikania restytucji mienia żydowskiego w Polsce”.
Do akcji dołączył prof. Maciej Gdula: „Domaganie się reperacji za zamordowanie 6 milionów polskich obywateli w czasie drugiej wojny światowej to odrażający cynizm polityczny. Śmierć tych ofiar nie ma ceny. Rolą Polski jest pamięć o II wojnie, a nie zarabiać na niej”. Głupotę „mózgu lewicy” usprawiedliwia to, że nie pobrał korepetycji od nowojorskich organizacji żydowskich, które brylują w wycenianiu i egzekwowaniu należności za śmierć swoich pobratymców. Nieuctwo Gduli wyjaśniać też może to, że sam korzysta z grantów niemieckiej Fundacji Friedrich-Ebert Stiftung, czyli że akurat jemu Niemcy reparacje wypłacają. Czy to samo odnosi się do Tuska? Czy w jego przypadku na poczet reparacji niemieckich dla Polaków nie trzeba zaliczyć dojczmarek, które wynosił w reklamówkach z konsulatu RFN w Gdańsku? No i reperacjami były też paczki z Niemiec wysyłane w stanie wojennym do Gdańsk dla tamtejszej opozycji.
Że o „biznes holokaustu” chodziło świadczy to, że na pomoc Grabowskiemu i Gduli pośpieszyła niemiecka „FAZ”: „Rząd Donalda Tuska uważa sprawę reparacji za zamkniętą. Warszawa życzy sobie teraz przede wszystkim silnego zaangażowania Niemiec na rzecz Ukrainy (…) „Taka postawa znajduje w Polsce duże poparcie wśród renomowanych naukowców”. Niemiecki cajtung nie pisze jednak, że owych renomowanych naukowców finansują Niemcy. Ta sama gazeta podała, że niemiecka minister ds. edukacji i badań naukowych wyraziła poparcie dla nowego rozwiązania prawnego forsowanego w Parlamencie Europejskim, dotyczącego „ochrony badań naukowych”. Niemiecka inicjatywa odnosi się do przypadku profesorów Jana Grabowskiego i Barbary Engelking, szykanowanych jakoby przez państwo polskie.
Jeszcze, co do paszkwilu „Times of Israel”. Odpowiedź na pytanie, co miał na celu, jest o tyle łatwa, gdy przypomnimy, że propagandowe kampanie wyłudzania odszkodowań od Polski zawsze wyprzedzają alarmujące raporty o wzroście antysemityzmu w Polsce. I tu zagadka: A może to „żydowscy przyjaciele” podpuścili Kaczyńskiego, aby bez wystarczającego przemyślenia, przy wyjątkowo niesprzyjającej koniunkturze zgłosił godną handełesa z warszawskich Nalewek propozycję Żydom? Bo istotą żydowskiej machinacji z roszczeniami jest oficjalne uznanie przez Polskę zasadności roszczeń, a wtedy do uzgodnienia pozostanie tylko ich wysokość.
Jakże trzeba być głęboko naiwnym albo głupim, żeby sądzić, że uchroni to Polaków przed zabiegami żydowskimi wokół zwrotu przez Polskę ich „mienia”, że ktoś w Tel Awiwie czy w Nowym Jorku uzna Polaków za równorzędnych partnerów i towarzyszy niedoli, i pozwoli wprowadzić do grona ofiar II wojny światowej. Taki układ jest zarezerwowany tylko dla Żydów. A nawet gorzej – „nasiżydowscyprzyjaciele” wrogo patrzą na zabiegi, które mają na celu wprowadzić Polaków i innych gojów do grona ofiar II wojny światowej.
Tu przypomnienie: Konrad Adenauer i David Ben-Gurion zawarli w latach 60. ubiegłego wieku tajny układ, w myśl którego Niemcy w pełni sfinansowały izraelski program budowy bomby atomowej. Ale za tak drogi prezent trzeba się odwdzięczyć. Dlatego rozpoczęła się akcja ściągania odpowiedzialności z Niemców i przerzucaniu jej na Polaków. Stąd „polskie obozy zagłady. Stąd paradygmat: „Polacy to antysemici, mordercy Żydów i złodzieje mienia żydowskiego, które muszą zwrócić”. Gideon Taylor, herszt szajki roszczeniowców stwierdził: „W restytucji mienia nie chodzi tylko o pieniądze, ale o opowiedzenie światu na nowo historii II wojny”. Według niego to, że Polska jest „jedynym krajem, który nie dokonał żadnej restytucji”, ma związek z „narracją o tym, iż Polacy byli ofiarami II wojny światowej”.
Czy, zamiast wzywać Żydów na pomoc, nielepiej kopiować ich metody? Żydzi dlatego nieprzerwanie narzucają światu dogmat o wyjątkowości żydowskiej martyrologii i nie dopuszczają na tym polu do żadnej konkurencji, bo status jedynej ofiary wiąże się z namacalnymi korzyściami materialnymi. Dlaczego nie przypominać zatem, że wojenne straty Polski w ludziach były nie mniejsze od żydowskich, a w majątku nieporównanie większe oraz że Niemcy wypłacili odszkodowania wszystkim, tylko nie nam?
Poprzedzające akcję wyłudzania odszkodowań od Polski alarmujące raporty gazet żydowskich dla Amerykanów i gazet żydowskich dla Polaków o wzroście antysemityzmu w Polsce, mają także na celu wpędzenie w kompleks winy samych Polaków. Tak, by sterroryzowani, nie śmieli nawet pisnąć, gdy przyjdzie do wypłacenia miliardów. Tymczasem ze strony władz warszawskich nigdy nie było woli politycznej, aby to zmienić. Zamiast walczyć z oszczerstwami i dawać odpór żydowskim roszczeniowcom, walczyli z „polskimi antysemitami”, to jest tymi, którzy roszczeniowców demaskowali.
Zadekretowali „Ziemię Polin”. Zaśmiecają świadomość Polaków o Żydach, naszych braciach i współgospodarzach tej ziemie. Eksponują wierność i oddanie państwu Izrael. Dali Mosadowi zielone światło na penetrację wywiadowczą Polski. Złożyli obietnicę oddania pod żydowski zarząd CPK. Zabiegi o „certyfikat koszerności” w sposób szczególny dotyczą Jarosława Kaczyńskiego. Na całej linii zawiodła wykoncypowana w jego kiepełe koncepcja, że pomocna mu będzie ochrona mafii żydowskiej, tej w Ameryce i tej w Polin. Biedak zapomniał, że obie szajki mają jeden wspólny i niezmienny cel, że nie odstąpią od swoich żądań majątkowych, że Polacy muszą zapłacić, a kasa musi się zgadzać. Kaczyńskiego nie naszła też refleksja, że tak, jak Amerykanie, mimo skrajnie poddańczych gestów, spuścili go z klozetową wodą, tak Żydzi, prędzej czy później, zrobią z nim to samo.
Myślą, że w przymilaniu się Żydom wystarczy być oddanym i szczerym filosemitą. Tymczasem Żydzi nie potrzebują w Polsce filosemitów, bo tych mają w nadmiarze. Potrzebują antysemitów, którzy grillowani i zastraszeni, zaspokoją ich roszczenia i wypłacą reparacje. Oskarżanie Polaków o antysemityzmto także taktyka negocjacyjna Żydów, środek nacisku w negocjacjach biznesowych. I właśnie dlatego nie chcą żadnego kompromisu, a ich świadomie przyjętym celem jest maksymalne podgrzewanie konfliktu.
Ktoś rzucił butelkę z jakimś płynem (którą żydowski prowokator rabin Schudrich nazwał „koktajlem Mołotowa”) w warszawska synagogę. Incydent potępił Duda, Tusk i wszystkie media. Na nogi postawili amerykańskiego ambasadora. Odezwał się ambasador Izraela. Bredząc o „tych, którzy starają się spalić relacje polsko-żydowskie”, wyraził żądanie: „sprawcy” (był tylko jeden, a więc chodziło mu o wszystkich Polaków?) „muszą być ukarani”. Wkrótce po tym opublikował wpis z podziękowaniem dla ambasadora Niemiec, gdy ten zamieścił na portalu X: „Nikt nie może cofnąć zniszczenia żydowskiego życia w Polsce podczas II wojny światowej. Możemy jednak pomóc pokazać, że życie żydowskie nadal tu kwitnie. Synagoga Nożyków w Warszawie jest tego potężnym symbolem. Uzgodniłem z Gminą Wyznaniową, że Niemcy wesprą renowację jej drzwi”. Szwab pominął, że żydowskie życie w Polsce zniszczyli jego rodacy, a zbrodnia odbywała się na terenie jednostki administracyjnej III Rzeszy o nazwie Generalne Gubernatorstwo. Innymi słowy – przedstawiciel nacji, który spalił całą Warszawę, mówi ozadośćuczynieniu polegającym na pokryciu kosztów renowacji drzwi.
Co do Jakowa Liwne – nie ustaje w pluciu nam w twarz, nie ma dnia, żeby nie obraził Polaków. Gdy hasło „Żydzi, wracajcie do Polski” wybrzmiało w Malmoe w czasie manifestacji przeciwko obecności Izraela w konkursie Eurowizji, napisał: Niektórym antysemitom wydaje się tęsknić za przywódcą palestyńskim, Aminem Husseinim, nazistowskim kolaborantem, który również chciał, aby Żydzi udali się do Polski, a dokładniej do komór gazowych w Polsce”. Krótko mówiąc, znieważył Polskę i wziął udział w kłamliwej antypolskiej propagandzie uprawianej od lat przez środowiska żydowskie. No bo, czym się różnią „polskie obozy” od „polskich komór gazowych”?
„Jest to coś, nad czym także polski rząd powinien pracować znacznie poważniej niż dotychczas (…) Kiedy widzę ludzi maszerujących po ulicach Warszawy, którzy skandują antysemickie hasła, to muszę przyznać, że nie różni się to od tego, co widzieliśmy w latach 30. XX w. na ulicach nazistowskich Niemiec. (…) Obojętność nie jest odpowiedzią. Nie była odpowiedzią podczas Holokaustu. Nie jest odpowiedzią także i dzisiaj”. W taką antypolską konwencję wpisała się „Gazeta Wyborcza”, która wywiad z żydowską „socjolożką” zatytułowała: „Atak Hamasu z 7 października był pełen cytatów z polskich pogromów Żydów i Zagłady”. Nie przytoczyła jednak żadnego cytatu, ani po arabsku, ani po polsku.
„Polska jest krajem bezpiecznym do życia dla Żydów – przekonują się o tym coraz częściej potomkowie ocalonych z Auschwitz. Przeprowadzają się do Polski, gdzie czują się bardziej chronieni niż w Europie Zachodniej” – taki Bekanntmachung zamieszcza w reportażu z Krakowa dziennik „FAZ”. Innymi słowy – Polska pod władzą folksdojcza to idealne miejsce na osiedlenie się Żydów. Uderza niekonsekwencja: Polska w niemieckiej gazecie jest przedstawiana, jako miejsce żydowskiej sielanki, gdy wcześniej ta sama gazeta opisała Warszawę jako „europejską stolicą antysemityzmu”. W reportażu nie zabrakło opisu krakowskiego Centrum Społeczności Żydowskiej, jako miejsca nad którym powiewają flagi polska, izraelska, ukraińska oraz… gejowska, co ma oznaczać, że znajdzie tu swoją przystań każdy Żyd, szczególnie pederasta. Gazeta przytacza wypowiedź dyrektora Centrum: „W Polsce łatwiej i bezpieczniej, być Żydem niż w jakimkolwiek kraju Europy zachodniej”. Jest też relacja o Alexie Dancygu, porwanym przez Hamas posiadaczu polskiego i izraelskiego obywatelstwa. Przekaz jest jasny: najlepiej osiedlić się w Polsce, a przed przeprowadzką do Polski zdobyć polskie obywatelstwo. Tekst nie oznacza, że niemiecka gazeta nagle zapałała miłością do Polski. Oznacza tylko tyle, że Niemcy promują plany zasiedlenia Polski swoimi Żydami, że dzięki nim wzmocnią swoje wpływy w Polsce, że przy ich pomocy odzyskają majątki z terenów utraconych po wojnie.
Skupieni na rozróbach ferajny Tuska, przeoczyliśmy kolejną brudną żydowską napaść na Polskę. W przededniu rocznicy wyzwolenia obozu Auschwitz, gościł w Polsce były prezydent Izraela Reuwen Riwlin. Podczas konferencji poświęconej „rosnącemu w Europie antysemityzmowi”, uderzając pięścią w stół wypowiedział wredne słowa: „Zostaliśmy tu wyrżnięci również przez Polaków”. W jego obecności, na trasie Marszu Żywych pojawił się wielki baner, na którym na tle flag Polski i Izraela zamieszczono napis po hebrajsku, po angielsku i po polsku: „Prosimy o wybaczenie za naszych przodków. Prosimy o wybaczenie za polski antysemityzm. Polscy chrześcijanie”. Kolejnym incydentem było umieszczenie na torach prowadzących do bramy obozu plansz z napisami po angielsku: „To jest polski obóz koncentracyjny”.
Uniwersytet Hebrajski przeprowadził badania. Wyniki okazały się szokujące: 54 procent Izraelczyków uważa, że Polacy są dokładnie w takim samym stopniu odpowiedzialni za Holocaust, jak Niemcy. 28 proc. uznaje „częściową” odpowiedzialność Polaków, a tylko 8 proc. sądzi, że Polacy „też byli ofiarami”. Izraelscy respondenci byli pytani także o antysemityzm. Jako najmniej antysemickie (21 proc.) oceniono Niemcy. Za najbardziej antysemicki kraj uznano Francję (55 proc. respondentów), a tuż za nią uplasowała się Polska (38 proc.) Najwięcej mieszkańców Izraela uznaje Niemcy za «przyjaciela Izraela» (53 proc.), a na samym końcu Polskę (19 proc.)”.
Inne, równie złe wieści – w okolicy Sejmupojawił się JonnyDaniels. Przedstawiany przez media i przez PiS jako wielki przyjaciel Polski i Polaków, gdy pojawiły się głosy żądające wznowienia ekshumacji w Jedwabnem, buńczucznie stwierdził: „Nawet jeśli 40 milionów Polaków podpisze petycję, to ekshumacji w Jedwabnem nie będzie”. A wiedzieć trzeba, że ekshumacja wykazałaby kłamstwo Grossa i obaliła moralną podstawę rekompensat za „udział Polaków w holokauście”. Pytanie, jakie wraz z Jojne pojawia się, brzmi: Kim naprawdę jest? Portal „Jewish News”, będący częścią „Times of Israel” nazwał Danielsa „aktywistą na rzecz restytucji mienia Holokaustu” (ang. „Holocaust restitution activist).
Wiedzieliśmy, że Tusk bardzo szybko ukręci łeb niemiecki reparacjom. Ale mało kto przypuszczał, że folksdojcze dopuszczą się czegoś, co nie mieści się w głowie – działające przy Uniwersytecie Wrocławskim Centrum im. Willy’ego Brandta i stowarzyszenie Konferencja Ambasadorów RPdomagają się rozliczenia tych, którzy śmieli domagać się zadośćuczynienia od Niemców za wojenne zbrodnie. Treść dokumentu jest szokująca, nawet jak na standardy antypolskich zaprzańców. Dążą nie tylko do tego, aby Polska nie dostał zadośćuczynienia należnego jej za zniszczenie tysięcy miast i wsi, zrabowanie majątku państwowego i prywatnego, ale by polscy podatnicy sfinansowali raport na temat „prywatnego niemieckiego mienia przejętego przez Polskę”.
Dodajmy, że grono byłych ambasadorów tworzących Konferencję składa się w 1/3 z Żydów, w 1/3 z kapusiów SB i w 1/3 z folksdojczów (a są i tacy, którzy łączą w sobie wszystkie trzy przymioty). Niekwestionowany lider jaczejki RyszardSznepf, to syn płk. Maksymiliana Schnepfa, który brał udział w Obławie Augustowskiej oraz Alicji, funkcjonariuszki MBP. Jego wuj Oswald Sznepf był stalinowskim sędzią, który wydawał wyroki śmierci na polskich patriotów. Sznepf jest prymusem, gdy chodzi o czytanie w myślach hersztów organizacji roszczeniowych. Jest członkiem żydowskiej loży B’nei B’rith, czyli praktycznie funkcjonariuszem ADL, zbrojnego propagandowego ramienia loży, artystów w sztuce szkalowania i zniesławiania oponentów. Przy czym mechanizm działania roszczeniowców polega na tym, że ADL młotkuje antysemitów, a organizacje roszczeniowe zbierają kasę. I jeszcze jedno – to właśnie w tej jaczejce Radek Sikorski znalazł rezerwuar nominacji dyplomatycznych – Sznepfa mianował ambasadorem wszystkich Polaków w Rzymie.
Nie tylko na haniebny wpis ambasadora Izraela, nie tylko na wredne słowa Konferencji Ambasadorów nie było reakcji. Oszczerstwa żydowskie i kłamstwa niemieckie przeszły bez echa. Tusk, dla którego polskość to „nienormalność”, nie zatroszczył się o dobre imię Polski. Rząd, jak zwykle, oficjalnie i urzędowo skapitulował. Kierowane przez Radka Applebauma polskie MSZ udaje, że problemu nie ma. Krótko mówiąc – zamiast dyplomacji mamy łajzy, którym uginają się nogi z obawy, że najmniejsza krytyka takich postaw to „antysemityzm wyssany z mlekiem matki”, a zamiast ministerstwa spraw zagranicznych mamy ministerstwo spraw obcych i spraw przegranych. Żydowski młot i niemieckie kowadło działają coraz bezczelniej. W Polsce bezkarnie hasa sobie żydowska i niemiecka piąta kolumna, trybiki w wielkiej machinie „Przedsiębiorstwa Holokaust”.
W Polsce ma miejsce sponsorowana z zewnątrz, prowadzona przy otwartej kurtynie akcja demolowania państwa i jego instytucji. Wpisuje się w nią usunięcie naszych bohaterów z gdańskiego muzeum, zmiany w listach lektur szkolnych, a nawet usuwanie z Facebooka wpisów, że Auschwitz założyli Niemcy. Jej finałem ma być nie tylko rezygnacja z reparacji wojennych, zwrot pożydowskiego i poniemieckiego mienia, ale także przekształcenie Polski w niemiecką kolonię. I jeśli Polacy się nie przebudzą, jeśli ten cieszący się poparciem wielomilionowej gawiedzi rząd przetrwa, to jest duża szansa, że ekipa namiestnika Berlina uwinie się z tym zadaniem do końca kadencji. A jeśli zagonią do tego pożytecznych idiotów, i przy braku sprzeciwu funkcjonariuszy Policji i żołnierzy WP oraz ciulowatości opozycji, to wystarczy im na to kilka miesięcy.
Czy nie jest montowany wspólny żydowsko-niemiecki front wobec Polski? Czy cała intryga nie skończy się tak: Nie dostaniemy reparacji od Niemców, ale wypłacimy im reparacje za mienie pozostawione na Ziemiach Odzyskanych; Niemcom pomogą w tym Żydzi, dzieląc się zdobytym łupem; Odszkodowania od Niemiec dla Polaków będą polegały na pokryciu kosztów renowacji drzwi synagogi zniszczonej po zamachu polskich antysemitów.
W niemieckim rządzie wybuchła afera wizowa. Pracownicy Ministerstwa Spraw Zagranicznych mieli poinstruować niemieckie ambasady, aby wpuściły tysiące Afgańczyków, Irakijczyków i Pakistańczyków do kraju, mimo iż ci albo w ogóle nie mieli dokumentów, albo były one sfałszowane – donosi niemiecki tygodnik „Focus”.
W ciągu ostatnich pięciu lat kilka tysięcy osób wjechało do Niemiec z niekompletnymi lub w sposób oczywisty sfałszowanymi dokumentami — czytamy na łamach tygodnika. Sprawa trafiła do prokuratury w Berlinie i Cottbusie. Śledztwem objętych jest kilku pracowników Ministerstwa Spraw Zagranicznych, którym kieruje polityk Zielonych Annalena Baerbock.
Wjazd bez dokumentów
Ministerstwo twierdzi, że chodzi „zaledwie o dwa tuziny przypadków”. Jak wynika z dziennikarskiego śledztwa magazynu „Focus” było ich jednak znacznie więcej. Nawet kilka tysięcy.
Do kraju wjechali nie tylko Afgańczycy, ale także Syryjczycy, Turcy, Pakistańczycy i obywatele różnych krajów afrykańskich, i to z najwyraźniej zmanipulowanymi dokumentami. W instrukcji MSZ dla ambasad było jasno zaznaczone, że „jeśli nie mają dokumentów, to nie szkodzi” — czytamy na łamach pisma.
Jak wynika z e-maila, do którego dotarli dziennikarze, przedstawiciel Ministerstwa Spraw Zagranicznych nalegał, aby pracownik ambasady republiki federalnej w Islamabadzie wydał wizę mężczyźnie, który rzekomo uciekł z Afganistanu. Mimo, że ambasada w Pakistanie jednoznacznie uznała, że paszport Mahammada G. został sfałszowany, otrzymał on wizę na podróż do Niemiec.
Fałszywy paszport, co to robi za różnicę? — miał napisać w e-mailu pracownik MSZ. Jak donosi „Focus”, dochodzenie prokuratury dotyczy kilku pracowników MSZ. Ministerstwo potwierdziło tę informację.
Trzy śledztwa są prowadzone przez prokuratury w Berlinie i Cottbusie. Dotyczą one indywidualnych przypadków, w których pojawiają się pytania dotyczące dokumentów używanych przy wjeździe do kraju — podał resort w oficjalnym komunikacie. Nie jest jasne, ile wiz wydano osobom ze sfałszowanymi dokumentami i ilu z nich przebywa już w Niemczech. Focus pisze o „kilku tysiącach osób”, które przybyły do Niemiec w ciągu ostatnich pięciu lat.
Większość złożyła wniosek o azyl. Byli to przede wszystkim Syryjczycy, Afgańczycy i Turcy — twierdzi „Focus”. Dla Annaleny Baerbock afera wizowa staje się coraz większym problemem. Fakt, że śledztwo zostało rozszerzone, potwierdza to, o czym donoszą media: brak kontroli tożsamości Afgańczyków chcących wjechać do Niemiec było działaniem systematycznym. Motywowanym najwyraźniej ideologicznie.
Hipokryzja
Może warto przy tej okazji przypomnieć jak Berlin zareagował na domniemaną aferę wizową w ubiegłym roku w Polsce. Niemieckie władze zażądały od Polski „szybkiego i pełnego wyjaśnienia” ich zdaniem „poważnych” zarzutów. Wezwały polskiego ambasadora, i domagały się „pilnych wyjaśnień dotyczących liczby wydanych wiz i narodowości osób, którym je przyznano”. A kanclerz Olaf Scholz obwinił Polskę za większą migrację do Niemiec.
Nie chcę, żeby [ludzie] byli przepuszczani z Polski, a potem my mamy dyskusję o naszej polityce azylowej — powiedział. Niemcy naprawdę są bezczelni i zuchwali. Bo jak się okazuje, tych migrantów sami wpuszczali. Przez swoje własne ambasady. A biznes się najwyraźniej kręcił w najlepsze.
Spojrzenie z niemieckiej perspektywy (oczywiście nieoficjalnej).
Po tych wszystkich latach „demokracji” w Niemczech nawet najbardziej uparty „demokrata” zdał sobie teraz sprawę, że ta tak zwana demokracja to fikcja. To, co jest tam napisane, nie jest treścią. Gdyby demokracja była produktem, mało kto by ją kupił. Jak to się mówi: „Kiedy twoja reputacja zostanie zrujnowana, żyjesz w bezwstydny sposób”. Dlatego politycy po prostu wykonują polecenia swoich panów w Waszyngtonie. Nie ma nawet znaczenia, co obecnie mówi Ustawa Zasadnicza. Nie ma już znaczenia, czego chcą ludzie.
Porównanie z latami dwudziestymi XX wieku jest niemal oczywiste. Rządy przychodzą i odchodzą. Nic się nie zmienia na lepsze. Politycy obrażają się nawzajem w domu, który rzekomo jest parlamentem. Tymczasem problemy z każdym dniem stają się coraz większe. Jednak politycy oddają się swojej ulubionej rozrywce: zajmowaniu się sobą. I tworzą emocje, którymi biją ludzi. Aż do absurdu.
Dzisiejszy wniosek jest taki sam, jak 100 lat temu: albo w parlamencie zasiadają niewłaściwi ludzie, albo cały system to oszustwo. Co masz na myśli? Ciągle borykamy się z tymi samymi problemami, których po prostu nie da się rozwiązać. Nie gwarantuje się nawet podstawowych, godnych usług dla obywateli. W 2024. Pomimo całej tej gównianej technologii. Czy cały „postęp” to tylko oszustwo?
Trzecia wojna światowa jest tuż za rogiem
W 1929 roku Amerykanie spowodowali upadek systemu gospodarczego. A ponieważ Niemcy mieli poważne kłopoty z Amerykanami, cała dobra zabawa w Ameryce rozbiła się na miliony kawałków i pozostawiła po sobie tylko nieszczęście. Jak się stamtąd wydostać? To proste: musiała wybuchnąć wojna. I tak się stało.
Czy Ameryka ma dziś siłę, aby wywołać kolejną katastrofę gospodarczą w Europie, zwłaszcza w Niemczech? Naturalnie. A co z planowaną wojną? Absolutnie świetnie. Działa już na małym ogniu i trzeba go tylko napompować do piekła większą ilością oleju. Personel też jest gotowy: wszyscy mali idioci, którymi można łatwo manipulować.
Od dwóch lat w mediach słyszymy, że Ukraina (a więc i Zachód) wygra wojnę. Nie, nadal nie ma wzmianki o porażce, która już nastąpiła. Wojna była już dawno przegrana, a w sumie zginęło ponad milion osób. Po co? Zupełnie za nic.
Ponad milion ofiar. A Scholz wciąż się uśmiecha. Cierpienie tych wszystkich ludzi mu nie przeszkadza. Scholz nie jest człowiekiem. To polityk, zmora naszych czasów. Politycy po prostu grają. Nawet igrają z wojną. Ze śmiercią. Bóg nie może im przebaczyć, ponieważ oni dokładnie wiedzą, co czynią.
Niemcy są już głęboko zaangażowane w tę wojnę na Ukrainie. To tylko zasługa Władimira Putina, który do tej pory przymykał oczy, wiedząc, że Niemcy nie są panami swojego losu. Wie o naszym statusie wasala pod rządami Amerykanów.
Jeżeli jednak myśliwce F16 wkrótce wejdą na wojnę i można je w jakikolwiek sposób powiązać z Niemcami, lub jeśli rakiety manewrujące, które wkrótce uderzą w Rosję, pochodzą z Niemiec i dlatego są programowane przez Niemców i pod ich kontrolą w swoim celu, wtedy rozważania Rosjan dobiegną końca. I wtedy?
Nie, Amerykanie nie przyjdą Niemcom z pomocą. Po pierwsze dlatego, że nie mogą, a po drugie przede wszystkim dlatego, że nie chcą. Niemcy ich nie obchodzą. Wzniosą nawet kieliszek za ostateczny upadek tej Republiki Federalnej Niemiec, ponieważ ten potwór, ta „Republika Federalna” została kiedyś, bardzo sprytnie, przez nich stworzona, a teraz wreszcie złożona w ofierze bogu Mamonie na ołtarzu kapitalizmu , po wysokich zwrotach. Niemiecki los od 1871 roku.
Ponieważ Niemcy stracili kontrolę nad własnym losem. Niestety trzeba to powiedzieć w ten sposób: Wasze życie, życie Waszych dzieci i wnuków jest w rękach osób chorych psychicznie. W Ameryce i w Niemczech. Ludzie po prostu jeszcze tego nie zauważyli. Nie chcą tego zauważyć. Nie wolno ci tego zauważyć. I tak wszyscy tańczą, odurzeni, wciąż tańcząc, z pełną nadziei wiarą w swoją niewinność, na już dudniącym wulkanie, z pewnością w naiwnej nadziei, że zostaną oszczędzeni.
Musisz wiedzieć: Rosjanie są przygotowani na tę wojnę. Putin wystarczająco wcześnie zdał sobie sprawę, że NATO (Ameryka!) chciała tej wojny. Absolutnie. Dlatego eskalacja NATO nie ma końca. Nie, nie chodzi o Ukrainę. Chodzi o zniszczenie Europy, zwłaszcza Rosji i Niemiec. Wszystkie inne kraje to nic innego jak dobrowolne ofiary pionków.
Prezydent Serbii Aleksandar Vucic powiedział kilka dni temu w wywiadzie dla szwajcarskiej gazety „Die Weltwoche”, że przygotowuje teraz swój kraj do wielkiej wojny, którą uważa za nieuniknioną. Dlaczego? Ponieważ Ameryka wierzy, że nie może przegrać tej wojny. Na pewno nie Rosja, bo Rosja walczy o swoje istnienie. Wulkan w Europie nadal się nagrzewa. Jak każdy wulkan, pewnego dnia musi eksplodować.
W 2014 roku dziennikarz i publicysta Jens Berger wyskoczył z pytaniem „Kto jest właścicielem Niemiec?”. Było to mocne uderzenie. W jego książce opisano sytuację finansową kraju i zdiagnozowano wyraźną dysproporcję pomiędzy bogatymi i biednymi.
Marzenie o egalitarnym społeczeństwie, pozbawionym zmartwień materialnych, dobiegało końca. Dziesięć lat później Niemcy się budzą, ale są bardzo skacowani. Koronawirus, kryzys ukraiński i energetyczny szczególnie dotknęły klasę średnią. Sytuacja pogarsza się z tygodnia na tydzień. Dla Bergera był to wystarczający powód, aby całkowicie zrewidować swój ówczesny bestseller. Rezultaty są druzgocące: przepaść między bogatymi i biednymi jest tak duża, że istnieje pilna potrzeba działania.
Od 1-go do 1-go
Według badań Bergera, 226 najbogatszych Niemców posiada majątek pięciokrotnie większy niż majątek 40 milionów najuboższych Niemców razem wziętych. Na podstawie tych okoliczności dziennikarz demaskuje jeden lub dwa mity, np. o szerokiej klasie średniej. Dziś nawet ci, którzy mają dobre dochody, ogromną ich część muszą wydawać na czynsz. Na koniec miesiąca niewiele zostaje, szczególnie dla tych, którzy mieszkają w dużych miastach. Dlatego klasa średnia, a zwłaszcza klasa niższa, mają trudności ze zdobywaniem bogactwa. Dzieje się tak ze względu na stale rosnące składki na ubezpieczenie społeczne, które wynikają również z faktu, że na przykład świadczenia emerytalne są coraz bardziej prywatyzowane. Zgodnie z tezą Bergera, w przypadku wstrzymania finansowania przy minimalnym zwiększeniu ustawowej stawki składki, standardowa emerytura wzrosłaby. W obecnej sytuacji seniorzy w dużej mierze muszą żyć w ubóstwie, nie mając dostępu do żadnego majątku.
Emerytury kapitałowe
Jednakże świadczenia emerytalne oparte na kapitale mają dziś znaczenie systemowe dla systemu finansowego, pisze Berger: „Gdyby odjąć tylko niewielką część z 2291 miliardów euro, które towarzystwa ubezpieczeniowe i banki są winne niemieckim gospodarstwom domowym za pośrednictwem długoterminowych produktów inwestycyjnych, to wywołałoby to wstrząsy w systemie finansowym” – brzmi odpowiedź na tytułowe pytanie. Berger wymienia właścicieli i superbogatych, warte miliardy dolarów dynastie rodzinne, a także spekulantów wojennych i kryzysowych ostatnich lat. Wyjaśnia, w jaki sposób budowali swoje bogactwo i jak je powiększali. Ale niekoniecznie o tym jest jego książka. Istota leży w związku pomiędzy bogactwem i władzą. Berger wyjaśnia to powiązanie z różnych perspektyw i opisuje, jak wyłania się ono politycznie i społecznie: „Ci, którzy posiadają bogactwo, mają również wpływ na inicjowanie zmian społecznych i kierowanie debatą polityczną”.
Dyktat instytucji finansowych
Największą władzę, zarówno ekonomiczną, jak i polityczną, mają zapewne towarzystwa ubezpieczeniowe i grupy finansowe. Nie tylko wyznaczają strategię korporacji, w które są zaangażowane, ale także wywierają ogromny wpływ na parlamenty. Berger wyjaśnia, dlaczego mogą to zrobić: większość krajów jest zadłużona u tych firm i polega na ich pieniądzach, zwłaszcza w przypadku nowych emisji obligacji rządowych. Aby zwiększyć skłonność do zakupów dużych firm ubezpieczeniowych i instytucji finansowych, chętnie dostosowują się one do nich również z politycznego punktu widzenia.
Ukryci dyktatorzy
Wyróżniają się tu trzy firmy: BlackRock, Vanguard i State Street. Berger poświęca im dużo miejsca i ilustruje siłę, jaką zgromadziły na przestrzeni ostatnich kilkudziesięciu lat. Nie mówiąc już o majątku. W zasadzie ci trzej gracze są zaangażowani we wszystkie duże firmy i zawsze osiągają zysk, niezależnie od tego, czy kraje zostaną zniszczone w trakcie wojen, czy odbudowane po nich, czy zostanie ogłoszona pandemia, czy transformacja energetyczna. „Większość akcji znajdowała się kiedyś w wolnym obrocie” – pisze Berger. „Dopiero koncentracja tego free floatu na inwestorach instytucjonalnych, grupach finansowych, funduszach, firmach ubezpieczeniowych i bankach doprowadziła do podniesienia kwestii władzy w spółkach. Jeśli dziś ponad 80 procent akcji znajduje się w rękach sektora finansowego, kwestia władzy została oczywiście rozstrzygnięta raz na zawsze”.
Dać bogatym, odebrać biednym
Podejmowanie decyzji dotyczących procesów gospodarczych nigdy nie było bardziej niedemokratyczne niż obecnie, zauważa Berger. Jednak nie tylko zajmuje się objawami, ale także wskazuje przyczyny. Leżą one w osobie kanclerza Gerharda Schrödera, którego Agenda 2010 utorowała drogę neoliberalnej transformacji. Choć reformy rynku pracy sprawiły, że duża część społeczeństwa ma obecnie coraz mniej swobodnie rozporządzanych dochodów, to jednocześnie systematycznie zmniejszano obciążenia podatkowe osób zamożnych.
Udziałowcy bez prawa głosu
Takie historyczne wycieczki są szczególnie ekscytujące, gdy na przykład Berger opisuje mechanizmy tak zwanej Deutschland AG i porównuje je do teraźniejszości lub gdy śledzi triumf funduszy ETF i wyjaśnia stojącą za nimi kalkulację mocy: „Kupowanie różni się od bezpośredniego nabycia akcji. W przypadku funduszy i ETF-ów prawa głosu związane z posiadaniem akcji nie przechodzą na klienta. To nie Ty, ale Twoja firma inwestycyjna sprawuje władzę związaną z posiadaniem akcji spółki. Chociaż pośrednio posiadasz część spółek poprzez ETF, nie masz nic do powiedzenia w tych spółkach”.
Zrozumiale o manipulacjach
Bez wątpienia wiele można się dowiedzieć z nowego wydania. Wem gehört Deutschland? zawiera bogatą wiedzę ekonomiczną. Napisana jest mądrze i jednocześnie zrozumiale, choć autor nie szczędzi terminologii biznesowej i ekonomicznej. Objaśnieniom towarzyszą grafiki i statystyki. Tym samym Berger pokazuje, jak państwo stosuje najróżniejsze sztuczki, aby ukryć lub zniekształcić prawdziwą sytuację finansową, tak że na przykład przeciętna populacja na papierze wygląda na bogatszą niż w rzeczywistości. Jego książka ukazuje się w czasie, gdy społeczeństwo niemieckie jest głęboko podzielone – jak wynika z lektury – nie tylko pod względem politycznym i ideologicznym. Możliwe, że także tutaj jest to ze sobą powiązane.
O pakcie migracyjnym i sytuacji w Polsce, która eskaluje wraz z kolejnymi doniesieniami o obecności imigrantów w różnych zakątkach kraju, mówił w Telewizji Republika poseł Prawa i Sprawiedliwości Zbigniew Kuźmiuk.
– Red. Aleksandra Fedorska w korespondencji ze stroną niemiecką ustaliła, że zwrotów imigrantów, tylko od stycznia do kwietnia, mieliśmy 3,5 tysiąca. Wiceminister tego rządu mówi zaś o dwustu ludziach. Atakował naszych posłów, pokrzykując, skąd mamy takie informacje. Jeśli strona niemiecka zawiadamia o tych liczbach, a polski rząd udaje, że nic o tym nie wie, to nie jest to dobra forma ochrony polskich interesów – zarzucił oponentom.
Tłumaczy, że „zgodnie z prawem azylowym Niemcy mają prawo w ciągu 48 godzin cofnąć do kraju sąsiedniego imigranta,
ale muszą spełnić cztery warunki”:
Ten człowiek nie chce u nich złożyć wniosku o azyl;
Trzeba udowodnić, że ten człowiek trafił do Niemiec przez Polskę;
Jeżeli złożył wniosek o azyl, należy poczekać na jego rozpatrzenie;
Polska strona musi być informowana o każdym pojedynczym fakcie zawrócenia.
Zapewnia, że „jeżeli niemiecka policja przejeżdża przez granicę i zostawia tę rodzinę to żadnego z tych warunków nie spełniła, a polskie państwo na to nie reaguje, rząd jest daleki od stanowczego podejścia do tej sprawy”. – Jeśli rząd będzie się tak zachowywał to oznacza, że takich dyspozycji nie ma polska Straż Graniczna – wskazał.
Wsparcie finansowe dla imigrantów
I dalej: „Przyjęto dyrektywę unijną, zgodnie z którą warunki wsparcia finansowego dla imigrantów muszą być jednakowe w całej Europie. Do tej pory było tak, że pomoc niemiecka czy francuska była na tyle atrakcyjna, że ci ludzie wędrowali tam, gdzie otrzymywali największe pieniądze”.
Wskazał, że „jeśli warunki finansowe będą takie same, nie będzie motywacji, by się przemieszczać”.
– Osoba bezrobotna w Polsce będzie otrzymywała takie świadczenie, jakie wynika z prawa – a więc bardzo niskie i przez pół roku – a osoba, która trafi do Polski nielegalnie, będzie otrzymywała dwu-trzykrotnie większe, będzie miała prawo do mieszkania, a czas wsparcia finansowego będzie znacznie dłuższy. Jeśli rząd to zaakceptuje, czeka nas bunt społeczny – podsumował.
Dyrektywa 2024/1346 – wstrząsająca lektura azylowa. Imigranci mogą mieć lepiej, niż obywatele kraju UE | Niezalezna.pl
Strona niemiecka zawróciła na terytorium Polski ponad 3,5 tysiąca cudzoziemców
(Polsko-niemieckie przejście graniczne Słubice -Frankfurt nad Odrą. Fot. Łukasz Dejnarowicz / Forum)
Od początku roku 2024 do końca maja na całej zachodniej granicy Polski strona niemiecka zatrzymała 7371 cudzoziemców próbujących nielegalnie przekroczyć granicę polsko-niemiecką – podał w piątek Lubuski Urząd Wojewódzki.
Strona niemiecka zawróciła na terytorium Polski 3 578 osób, z czego 2 238 to obywatele Ukrainy. Czynności administracyjne wszczęto wobec 549 osób.
Dane pochodzą z Polsko-Niemieckiego Centrum Współpracy Służb Policyjnych, Granicznych i Celnych w Świecku.
„Radiowóz niemieckiej policji przekroczył przejście graniczne w Osinowie Dolnym i po polskiej stronie zostawił rodzinę imigrantów z Bliskiego Wschodu – informuje nas czytelnik. Do zdarzenia doszło w piątek 14 czerwca około godziny 9-tej. Policyjny radiowóz z Niemiec zaparkował na parkingu, wysiadło z niego kilka osób pochodzenia bliskowschodniego – dwie dorosłe osoby i trójka dzieci
Według relacji świadków radiowóz odjechał a pozostawione osoby zaczepiały przechodniów i udały się w kierunku jednego z dużych dyskontów. Na miejscu była przybyła polska policja, poinformowano również straż graniczną. Do tej pory jednak nie udało nam się uzyskać informacji od służb, czy osoby, które zostały przywiezione zostały zatrzymane i czy są to nielegalni imigranci…”
=======================================
MD: Ci osobnicy ubrani w mundury policajów powinni był zatrzymani, przesłuchani – i najpewniej osadzeni w areszcie jako przemytnicy ludzi.
W przytułkach w Zielonej Górze i okolicy, pomocy szuka coraz więcej arabskich i murzyńskich nachodźców, wydalonych z Niemiec. Ma to związek z falą ich wydaleń z Niemiec. Berlin wyrzuca niechcianych ludzi do Polski, korzystając z nieudolności proniemieckiej ekipy Tuska.
Niemcy masowo odsyłają nachodźców do Polski. Dziennikarka Aleksandra Fedorska ujawniła, że ponad 3,5 tys. migrantów odesłali Niemcy do Polski w ciągu kilku miesięcy, a polski rząd przymyka oko na ten problem. Ludzie zaangażowani w pomoc cudzoziemcom obawiają się, że liczba osób wydalanych przez Niemców nabierze jeszcze bardziej na sile.
“Od miesięcy w Lubuskiem wrze i bije się na alarm, ale władze nie chcą nic słyszeć o problemach. Straż Graniczna w Tuplicach, która przejmuje tych wydalonych z Niemiec ludzi, może działając nawet w dobrej wierze, wciska im zaledwie kartkę do ręki z punktami pomocy dla imigrantów” – napisała Fedorska.
Dziennikarska pisze również o dokumentach wskazujących na to, że “Niemcy wykorzystują niezdecydowanie polskich władz i z zasady decydują, że osoby bez dokumentów wydalane są do Polski”. Polska Straż Graniczna ma akceptować wywody Niemców, które “nie są ani logiczne, ani rzeczowe, ani zgodne z prawem”.
Bartosz Sulczewski, który prowadzi zielonogórską noclegownię powiedział dziennikarce, że ludzie, którzy trafiają do niego z posterunku granicznego w Tuplicach, są przerażeni. – Czasem mijają trzy doby, nim zrozumieją, że nie są w więzieniu. Większość z nich nie wie, co to jest noclegownia – wyjaśnił.
Sulczewski zapewnił, że do Polski trafiają z Niemiec mężczyźni w sile wieku, w przedziale wiekowym 30–40 lat. Zaznaczył, że cudzoziemcy funkcjonują jakby poza społecznością, która mieszka w noclegowni. Nie integrują się z nią.
Jak przeprowadzane są wydalenia niechcianych nachodźców z Niemiec do Polski wskazuje przypadek osoby określanej przez niemiecką Straż Graniczną z Frankfurtu nad Odrą jako „Jammal”. Inspekcja policji federalnej wydała w stosunku do niego zakaz wjazdu do Niemiec. Wydalono go do Polski, jak zapisane jest w dokumencie z 13 maja 2024 roku. Niemieccy policjanci pisemnie informują, że wydalają Jammala, bo kojarzą go z wydarzeniem, do którego doszło niedaleko jego lokalizacji i było nieuprawnionym wjazdem na terytorium Niemiec. Nie podają na to jednak dowodów.
Dokument sporządzony przez policję niemiecką nie został podpisany przez Araba, mimo to i tak został wydalony do Polski. W międzyczasie pojawiły się dokumenty wskazujące na to, że Niemcy wykorzystują niezdecydowanie polskich władz i co do zasady decydują, że nachodźcy zatrzymani w Niemczech bez dokumentów, wydalane są do Polski.
NASZ [magnapolonia] KOMENTARZ: Wygląda na to, że wojnę hybrydową przeciwko Polsce prowadzą nie tylko Łukaszenka z Putinem, ale także Scholz. Celem jest zrobienie z naszego kraju swoistego śmietnika na niechcianych Murzynów i Arabów którzy nie nadają się do pracy i normalnego życia w cywilizowanym kraju. Niestety, w Warszawie rządzi zdradziecka ekipa, która temu wszystkiemu przyklaskuje.
===============================
mail:
Nie do pojęcia. Na granicy wschodniej straszny Łukaszenko, parkany, straże, przepychanki, a na przyjaznej granicy zachodniej bez problemu, kto chce niech idzie
Niemcy: zmarł policjant brutalnie zaatakowany przez dżihadystę – nożownika
Śmiertelne konsekwencje miał atak dżihadysty na niemieckiego polityka ruchu antyislamskiego Michaela Stürzenbergera i potem – policjanta. Do brutalnego zdarzenia doszło w Manneheim. Pomimo interwencji lekarzy i natychmiastowej operacji, policjant zmarł w wyniku odniesionych ran.
W piątek podczas zgromadzenia publicznego w Mannheim na południowym zachodzie Niemiec doszło do straszliwych scen. Nieznany mężczyzna przerwał wystąpienie polityka Michaela Stürzenbergera i zaatakował go nożem. Brutalne ciosy poważnie raniły polityka, który przewrócił się na ziemię.
[O stanie głównej ofiary Michaela Stürzenbergera – nie wspominają nawet. md]
Atak dżihadysty chciał przerwać funkcjonariusz policji, który stanął w obronie zaatakowanego mężczyzny. Wówczas sprawca będący chyba w amoku dokonał śmiertelnych cięć. Poważnie ranił 29-letniego policjanta, a napastnika powstrzymały ewidentnie spóźnione strzały oddane w jego kierunku przez innych funkcjonariuszy.
Policjant otrzymał kilka silnych ciosów długim nożem. Został zabrany do szpitala, gdzie przeszedł operację. Jego życie było zagrożone, dlatego wprowadzono go w stan śpiączki farmakologicznej. Niestety policjant zmarł w wyniku odniesionych obrażeń.
„Opłakujemy stratę policjanta, który oddał życie za nasze bezpieczeństwo” – ogłosiły władze regionu, w którym doszło do tragicznego w skutkach ataku. Burmistrz Mannheim Christian Specht zarządził wywieszenie od poniedziałku flag żałobnych na ratuszu.
Jak pisze agencja dpa, motyw 25-letniego sprawcy “jest jednak nadal niejasny”. Wiadomo jednak, że mężczyzna urodził się w Afganistanie i przybył do Niemiec jako nastolatek w 2014 roku.
Ilu jeszcze obywateli takich jak Michael Stürzenberger musi zostać zaatakowanych, zabitych lub rannych, aby przywódcy Niemiec zajęli się problemem islamskich imigrantów i zmienili swoją politykę?Aktualizacja: 1 czerwca 2024 rNa nowo opublikowanym materiale wideo z ataku widać policjantkę uciekającą z miejsca zdarzenia:
Zislamizowane Niemcy…Oto dodatkowy materiał filmowy z wczorajszego islamskiego ataku na naszego przyjaciela Michaela Stürzenbergera…To jest nowe, rozpowszechniane wideo, na którym widać policjantkę uciekającą z miejsca zdarzenia – szybkie przypomnienie: w Niemczech – policję uczy się, że islamscy migranci są…
Ze szpitalnego łóżka Michael Stürzenberger w wiadomości przesłanej do Telegramu przekazał następujące informacje o swoim stanie:„Wczoraj było naprawdę blisko. Właśnie przybyło czterech lekarzy na obchód.Rana kłuta w bok klatki piersiowej, skierowana w stronę płuc, mogła zagrażać życiu.Rana kłuta mojego uda trafiła w żyły i spowodowała znaczną utratę krwi. Miałem drugą ranę kłutą w nogę powyżej kolana, na szczęście bez uszkodzenia ścięgna.Uraz mojego ramienia jest stosunkowo niewielki.Pchnięcia w twarz były inne. Mam zszywki z boku szczęki. Górną wargę miałem zaszytą i otwartą ranę sięgającą aż do zębów.Ogromne podziękowania dla wszystkich lekarzy i chirurgów twarzy, którzy przybyli aż ze specjalistycznej kliniki.Co pojedynczy afgański „uchodźca” może zrobić z nożem…”
Od ponad dziesięciu lat polityk i były przewodniczący federalny partii „Die Freiheit”, Michael Stürzenberger, jest głośnym krytykiem islamu, organizując popularne prezentacje i przeprowadzając wywiady uliczne w Monachium w Niemczech. Jego działania często czyniły go celem; muzułmanie i ich dzieci wielokrotnie atakowali go fizycznie za podkreślanie tekstów z islamskich ksiąg religijnych oraz krytykę zachowania i wierzeń ich Proroka. Pomimo tych ciągłych gróźb niemiecki rząd wielokrotnie ścigał Stürzenbergera za „mowę nienawiści”, skutecznie pomagając i podjudzając jego agresorom, zamiast zwracać się do prawdziwych przestępców.
Michael Stürzenberger (59 l.) był przewodniczącym federalnym „Die Freiheit”. Jest członkiem ruchu obywatelskiego Pax Europa (BPE) i autorem blogów krytycznych o islamie
Dziś w Mannheim w Niemczech Stürzenberger został ponownie zaatakowany, tym razem ze śmiertelnym zamiarem. W szokującym ataku dżihadystów został brutalnie pchnięty nożem na wiecu zorganizowanym przez ruch obywatelski Bürgerbewegung Pax Europa (BPE).Wydarzenie, które trwało od 12:00 do 18:00, zakończyło się tragicznie, gdy około godziny 11:30 Stürzenberger został zaatakowany przez 25-letniego afgańskiego migranta Sulaimana A. Policja obezwładniła brodatego napastnika motywowanego religijnie, zadawszy jednak poważne obrażenia członkom BPE w Stürzenbergerm i pozostawiając młodego policjanta walczącego o życie. Wybuchło oburzenie w związku z nieudaną polityką otwartych granic niemieckiego rządu i słabą reakcją policji na atak.
Relacje naocznych świadków i bezpośrednie następstwa
Według relacji naocznych świadków atak był brutalny. Stürzenberger odniósł poważne rany kłute twarzy, z głębokim rozcięciem rozciągającym się od środka twarzy do wargi oraz dodatkowymi ranami kłutymi na nodze.
Widać ranę Stürzenbergera na nodze.
Został przewieziony do kliniki powypadkowej w Ludwigshafen, gdzie zajmują się nim lekarze, w tym ci, którzy leczyli Nikiego Laudę (austriackiego kierowcę wyścigowego) po jego poważnym wypadku w 1976 roku. 59-latek napisał do swoich 7300 obserwujących za pośrednictwem komunikatora „Telegram”, że dwuipółgodzinna operacja w klinice „poszła dobrze”.
Stürzenberger powiedział: „Wielkie podziękowania dla wszystkich zaangażowanych lekarzy, chirurgów, innego personelu medycznego i pielęgniarek. Oraz wszystkim funkcjonariuszom policji i stewardom BPE, którzy odważnie stawili czoła napastnikowi. Mam nadzieję, że policjant, który został dźgnięty nożem w szyję, i wszyscy inni ranni wkrótce wrócą do zdrowia”.
Zwrócił się do swojego kontuzjowanego przyjaciela z BPE w „Telegramie”: „Najlepsze życzenia szybkiego powrotu do zdrowia Moritzowi, który został pchnięty nożem w nogę i musiał przejść operację trwającą dwie godziny, oraz Paulowi, który został ranny w ramię i prawdopodobnie stracił dużo krwi. Odważnie odciągnął ode mnie domniemanego afgańskiego muzułmanina. Bez Paula wszystko mogłoby potoczyć się znacznie gorzej.
Przemoc nie skończyła się na Stürzenbergerze. Funkcjonariusz policji, próbujący chronić ekipę aktywisty, również został pchnięty nożem w plecy i szyję. Lekarze od wielu godzin walczą o życie młodego funkcjonariusza, ponieważ według doniesień „jest on w poważnym niebezpieczeństwie śmierci ”.
Specjaliści z zakresu medycyny sądowej i detektywi z wydziału zabójstw spędzili cały piątek na zabezpieczaniu dowodów z miejsca krwawej zbrodni na rynku. Afgański terrorysta został postrzelony przez policję, ale przeżył strzelaninę i został aresztowany.
koledzy i cywil opiekują się ciężko rannym policjantem po lewej stronie, pozostali opiekują się zastrzelonym zabójcą (po prawej na zdjęciu)
Rzeczniczka BPE, Stefanie Kizina, wydała oświadczenie w sprawie islamskiego ataku terrorystycznego, którego celem był zabicie Stürzenbergera.
Niepowodzenie interwencji policji
Incydent wywołał oburzenie z powodu braku natychmiastowej reakcji policji. Dziennikarz i działacz polityczny Martin Sellner skrytykował reakcję policji jako „karną”. Zauważył, że napastnikowi udało się dźgnąć Stürzenbergera przez długie 15 sekund, zanim interweniowała policja, a nawet wtedy omyłkowo obezwładnili jednego z pomocników Stürzenbergera zamiast napastnika. Właściwe działania podjęto dopiero po tym, jak napastnik dźgnął funkcjonariusza policji, co wydaje się wskazywać na poważną i znaczącą lukę w zabezpieczeniach i reagowaniu. Co więcej, nagranie wideo ukazuje, że funkcjonariuszkom nie udało się wyciągnąć broni w rozsądnym czasie i nie zareagować na atak terrorystyczny z jakąkolwiek skutecznością.
Reakcje polityczne i oburzenie społeczne
Rainer Wendt, szef związku zawodowego policji, swoim oświadczeniem na Welt.de dolał oliwy do ognia, sugerując, że „prawdopodobnie starło się kilku ekstremistów”. Komentarz ten spotkał się z szeroką krytyką za bagatelizowanie powagi ataku i nieuwzględnienie podstawowego problemu brutalnego ekstremizmu – islamu.
Lewicowe media wykorzystały okazję, aby wybielić islamski atak i oczernić ofiarę, Michaela Stürzenbergera, oraz jego wydarzenie, nazywając je „skrajnie prawicowymi” i innymi lewicowymi oszczerstwami. Sformułowali atak tak, jakby był wymierzony w policję, zamiast uznać go za atak na Stürzenbergera. Nie chcą, żebyście wiedzieli, że na całym Zachodzie ściga się islamskich krytyków i że napastnikiem był wyznawca szariatu muzułmański migrant, który próbował zabić Stürzenbergera za naruszenie islamskich przepisów dotyczących bluźnierstwa. Zgodnie z szariatem ci, którzy obrażają Mahometa lub Allaha, mają zostać straceni, podobnie jak ci, którzy bezczeszczą Koran lub dopuszczają się innych aktów bluźnierstwa. Tradycja ta rozpoczęła się od Mahometa, jak zapisano w hadisach i jego biografach, i ma ona również podstawy w Koranie.
W odpowiedzi na atak regionalne stowarzyszenie AfD (Alternatywa dla Niemiec) w Badenii-Wirtembergii zorganizowało demonstrację solidarności na rzecz Stürzenbergera. Celem wiecu, zaplanowanego na 7 czerwca, jest ukazanie niepowodzeń obecnego rządu w walce z islamskim ekstremizmem i masową migracją. Stephan Brandner, zastępca rzecznika federalnego Alternatywy dla Niemiec, wyraził swój szok i konsternację w związku z atakiem, wzywając do pilnych działań politycznych w celu ochrony obywateli.
Aktywizm i bitwy prawne Stürzenbergera
Stürzenbergerowi nie są obce ataki polityczne i fizyczne ze strony lewicowych rządów, mediów i islamskich zwolenników supremacji. Znany ze swojej niezachwianej ochrony Zachodu i krytyki importu islamskich zwolenników supremacji, stawił czoła licznym atakom prawnym i wyrokom skazującym ze strony państwa niemieckiego. Jego wysiłki obejmują petycję przeciwko budowie meczetu ogarniętego terrorem w Monachium oraz różne wystąpienia publiczne edukujące opinię publiczną na temat zagrożeń ze strony politycznego islamu. Działania te często stawiały go na celowniku zarówno organów prawnych, jak i radykalnych elementów społeczności.
Kłopoty prawne Stürzenbergera świadczą o szerszym problemie w społeczeństwie niemieckim. W sierpniu 2017 r. został skazany za zamieszczenie na Facebooku historycznej fotografii, oskarżony o nawoływanie do nienawiści wobec islamu. Jak donosi RAIR, pan Stürzenberger został uznany za winnego i skazany na sześć miesięcy więzienia (bez pozbawienia wolności) za zamieszczenie na swojej stronie na Facebooku zdjęcia wysokiego rangą przywódcy nazistowskiego i Wielkiego Muftiego Jerozolimy. To zdjęcie nie zostało poddane obróbce fotograficznej ani cyfrowo zmienione. Zamiast tego był to prosty historyczny artefakt z II wojny światowej. Prokuratura oskarżyła Stürzenbergera o „podżeganie do nienawiści wobec islamu” i „oczernianie islamu” poprzez publikację tej opartej na faktach fotografii. Jak pokazały prześladowania państwa wobec Stürzenbergera, Niemcy dokładają wszelkich starań, aby wymazać historię nienawidzących Żydów nazistów współpracujących z nienawidzącymi Żydów muzułmanami.
Niedawno groziło mu potencjalne siedem miesięcy więzienia za krytykowanie politycznego islamu na wiecu, a sędzia w jego sprawie stwierdził, że jego uwagi oparte na faktach wywołały u muzułmanów negatywny stres emocjonalny. Zobacz poniższy wywiad, jaki Stürzenberger przeprowadził z popularnym niemieckim vlogerem i aktywistą Oliverem Fleschem, mieszkającym na Majorce, na temat wyroku skazującego. Obejrzyj następujący film przetłumaczony przez RAIR:
W sierpniu 2022 r. RAIR doniósł o kolejnym brutalnym ataku, którego Stürzenberger doświadczył muzułmanów i ich dzieci, tym razem w Gladbeck. Został rzucony na ziemię i uderzony w głowę. Wyjaśnia: „W Gladbeck jest gniazdo os, które kopnęliśmy”.
Godzinami hordy muzułmanów rzucały w niego i osoby obecne na jego prezentacji „jajkami, zapalniczkami i różnego rodzaju twardymi przedmiotami”. Kobieta uczestnicząca w jego przemówieniu również została ranna w wyniku gwałtownego rzucania przez muzułmanina przedmiotami. Kobieta musiała zostać przewieziona karetką do szpitala. Pomimo ciągłych gróźb i przemocy, z jaką się spotyka, rząd spędza więcej czasu na przyłączaniu się do prześladowań, niż na jego ochronie.
Zachodni politycy i media nie chcą zająć się zagrożeniem ze strony islamskiej migracji. Zamiast tego walczą o uciszenie i ściganie takich osób jak Stürzenberger, Geert Wilders z Holandii, Rasmus Paludan w Danii, Éric Zemmour i Marine Le Pen z Francji, niemiecka partia AfD, belgijska partia Vlaams Belang, hiszpańska partia Vox i inni, którzy ujawniają problem.
Niemiecki rząd, podobnie jak inne kraje kontrolowane przez lewicę, nie chce ujawniać konsekwencji swojej polityki otwartych granic. Stürzenberger stale stanowi zagrożenie dla polityki imigracyjnej niemieckiego rządu, skutecznie demaskując radykałów, które w dalszym ciągu importuje. Na przykład RAIR donosił wcześniej, jak pan Stürzenberger rozmawiał z muzułmaninem, który z dumą popiera kary prawne nakładane przez islam za kradzież i cudzołóstwo – siekanie rąk i ukamienowanie. Zobacz poniższy film przetłumaczony przez RAIR
Podczas jednego z publicznych wystąpień Stürzenbergera podkreślił nienawiść, jaką niektórzy islamscy migranci przybywający do Niemiec żywią do Żydów. Niestety, Żydzi i chrześcijanie nie mogą już wychodzić na zewnątrz w Niemczech bez obawy o swoje życie i bycia nękanymi przez tak zwanych wzbogacaczy kulturowych. Obejrzyj następujący film przetłumaczony przez RAIR:
Wezwanie do zmian
Gwałtowny atak dżihadu na Stürzenbergera po raz kolejny uwydatnia pilną potrzebę ponownej oceny niemieckiej polityki imigracyjnej (zwłaszcza imigracji islamskiej) i integracji. Otwarta postawa narodu i brak odpowiedniej reakcji na zagrożenie stwarzane przez islam sprawiły, że obywatele znaleźli się na celowniku brutalnych i seksualnych ataków dżihadu. Ten ostatni incydent terrorystyczny stanowi ponure przypomnienie, że otwarte granice, poprawność polityczna wobec islamu i islamskiej imigracji oraz brak zdecydowanych działań ze strony lewicy będą miały tragiczne konsekwencje.
Ponieważ niemiecki rząd ponownie jest odpowiedzialny za import niebezpiecznych dżihadystów, pozostaje pytanie: czy rząd w końcu podejmie znaczące kroki w celu ochrony swoich obywateli, czy też będzie nadal przedkładał programy polityczne nad bezpieczeństwo publiczne? Atak na Michaela Stürzenbergera powinien być sygnałem alarmowym, którego nie można zignorować. Jednak pomimo codziennych islamskich ataków na niewinnych obywateli, lewicowy rząd w dalszym ciągu importuje muzułmanów, których ideologia stanowi wyraźne i aktualne zagrożenie dla krajów zachodnich, takich jak Niemcy.
Czterech bohaterów hipokryzji: Jak zaprezentuje się przewodniczący niemieckiego episkopatu? Katholikentag
Diecezja Limburg, Niemcy, na czele z Georgem Bätzingiem, przewodniczącym niemieckiego episkopatu, wymyśliła cztery postacie dla swojej obecności na “Katholikentag” w Erfurcie w dniach 29 maja – 2 czerwca.
“Katholikentag” to przypominające festiwal narodowe spotkanie “katolików” w Niemczech, które odbywa się mniej więcej co 2-4 lata.
Czterej bohaterowie Bätzing to: Fantastic Rainbow, Dr Future, Captain Liberty i PaxMan (wszystkie nazwy oryginalnie w języku angielskim). Uczestnicy Katholikentag mogą zrobić sobie z nimi zdjęcie.
Postacie zostały narysowane przez ilustratora, który szkolił się w Warner Brothers i Walt Disney Studios:
– Dr Future jest bohaterką histerii klimatycznej i środowiskowej.
– Kapitan Liberty to bohaterka walcząca o “demokrację”, “wolność” i [bez sarkazmu] “wolność słowa”.
– Fantastic Rainbow to “niebinarna” postać promująca homoseksualność.
– Paxman przynosi pokój wszędzie tam, gdzie panuje niepokój.
Postacie takie jak Jezus Chrystus, Matka Boska, św. Józef i inne mają oczywiście niewielkie znaczenie w diecezji Bätzing.
Niemiecka prokuratura zdecydowała o wypuszczeniu nożownika na wolność, bo – jak stwierdzono na podstawie zabezpieczonego monitoringu – „mógł działać w samoobronie…
– Tata na niego skoczył, bo chciał mnie obronić (…) Nie minęła chwila, a mój tata już leżał pod nim. Najpierw uklęknął i zaczął się wykrwawiać, a wtedy ten Turek uciekł – mówi nam pani Weronika, córka zasztyletowanego ponad miesiąc temu w Berlinie Polaka. Niemiecka prokuratura zdecydowała o wypuszczeniu nożownika na wolność, bo – jak stwierdzono na podstawie zabezpieczonego monitoringu – „mógł działać w samoobronie”.
Tyle, że ani adwokat, ani córka zamordowanego Polaka tych nagrań nie widziały, a sama policja przyznaje, że widać na nich, jak Turek dźga nożem ofiarę.
Tragedia w niedzielny poranek
W niedzielę informowaliśmy o tragicznym zdarzeniu, do którego doszło w połowie kwietnia w Berlinie, gdzie przed jednym z tamtejszych barów 50-letni Polak Piotr G. zginął od ciosów zadanych nożem.
Nożownikiem okazał się 32-letni Turek z niemieckim paszportem, ale mimo że kwestia dokonania zabójstwa przez niego Polaka (w dodatku z użyciem niebezpiecznego narzędzia) była bezdyskusyjna, nie zastosowano zabezpieczenia w postaci aresztu. Śledczy bowiem stwierdzili, że „mógł działać w samoobronie”.
Lokalne niemieckie media o sprawie informowały zdawkowo, nie ujawniając jej kontekstu, a także (co w tamtejszych realiach bardzo symptomatyczne) narodowości sprawcy i ofiary mordu.
Relację brata i szwagierki prezentowaliśmy w tekście poniżej.
Córka zamordowanego Polaka, niespełna dwudziestoletnia pani Weronika w rozmowie z Niezalezna.pl postanowiła opowiedzieć o szczegółach zajścia, którego była ofiarą, a także naocznym świadkiem.
Z soboty na niedzielę 14 kwietnia do baru, gdzie była zatrudniona przyszła znajoma jej kobieta ze swoim chłopakiem – 32-letnim Turkiem urodzonym w Niemczech, który także był bywalcem lokalu. – On w soboty często bywał w tym barze. Grał na automatach. Nie miał szacunku do kobiet, do nikogo, nawet do swojej dziewczyny – mówi nam pani Weronika.
– Kiedy kończyłam pracę i robiłam kasę zauważyłam, że zaczął bardzo źle się zachowywać w stosunku do mojej koleżanki z pracy. Przekroczył wszelkie granice, więc postanowiłam zainterweniować – dodaje.
W rezultacie 32-latek wyszedł z baru, a towarzysząca mu kobieta „kazała” naszej rozmówczyni go przeprosić.
– Więc wyszłam i zaczęłam go przepraszać, ale on zaczął do mnie krzyczeć (po niemiecku), że mam „wypier….ć”. Powtórzył to parę razy, a potem powiedział, że mnie zaraz uderzy. Nie wierząc, że może to zrobić, powiedziałam „no to dawaj”. I uderzył mnie dwa razy z pięści w twarz. Po pierwszym razie upadłam i kiedy jeszcze nie zdążyłam wstać, uderzył mnie drugi raz. – relacjonuje pani Weronika.
„Potem, kiedy wstawałam i dzwoniłam już do taty, to jego dziewczyna próbowała go zatrzymać i krzyczała: „co ty zrobiłeś!”. On ją odepchnął na krzesła, które mamy przy barze. Wtedy do niego krzyknęłam: „najpierw bijesz dziewczynę, a potem uciekasz!” – tłumaczy nam córka zamordowanego Polaka.
„Szedł do mnie z nożem”
Jak relacjonuje pani Weronika, kiedy przyjechał jej tata i zaczęła z nim rozmawiać nożownik znajdował się w oddali, ale zaczął iść w jej stronę. – Tata na niego skoczył, bo chciał mnie obronić, bo nie wiadomo czy on już szedł do mnie z tym nożem, bo bez powodu by go nie nosił – słyszymy.
– Nie minęła chwila, a mój tata już leżał pod nim. Najpierw uklęknął i zaczął się wykrwawiać, a wtedy ten Turek uciekł. Widziałam, jak tata upadł na kolana i się wykrwawiał. Potem upadł na plecy i dalej się wykrwawiał. Nie mogliśmy się dodzwonić po karetkę, a potem nie mogliśmy się jej doczekać. Albo im policja powiedziała, że już nie ma po co jechać… To wyglądało na jakieś zaniechanie – mówi nam wyraźnie łkając córka zamordowanego pana Piotra.
W miejscu, gdzie doszło do tragedii zainstalowany jest monitoring. Jak twierdzi niemiecka policja, jego zapis miał rzekomo wskazywać na to, że uzbrojony w nóż mężczyzna, mimo zeznań świadków wskazujących na jego niebywałą agresję „mógł działać w samoobronie”. – Nawet policja mi powiedziała, że na nagraniu widać, że on zabija mojego tatę i widać, że on ma nóż. I wiem tylko tyle, że policja zabezpieczyła to nagranie – tłumaczy.
Jednocześnie przyznaje, że ani ona, ani adwokat, tych nagrań nie widziały. – Pani adwokat powiedziała mi, że jedyne, za co ten człowiek będzie odpowiadał, to za to, że mnie uderzył. I nawet nie wiadomo czy będzie odpowiadał za to, że posłużył się nożem – dodaje kobieta.
– To jest bardzo niesprawiedliwe, że osoba, która zamordowała mojego tatę, wbijając mu nóż w brzuch może sobie chodzić wolno po Niemczech. Nie mogę w to uwierzyć, że zabrał życie człowiekowi i policja jeszcze może powiedzieć, że on może opuścić Niemcy i że – jak powiedziała mi adwokat – nie poniesie żadnych prawnych konsekwencji, z tego względu, że na tym wideo podobno widać, że on się bronił. A ja jestem pewna, że on szedł w moją stronę. Albo by mnie pobił jeszcze bardziej albo wbiłby ten nóż we mnie – mówi zrozpaczona pani Weronika.
Przyznaje jednocześnie, że „czuję się bardzo winna”, że zadzwoniła do ojca z prośbą o pomoc. – Nie wybaczę sobie tego, ale to nie usprawiedliwia tego, co ten mężczyzna zrobił. To nie jest mężczyzna, to jest potwór, bo zabrał komuś tatę, a wiem, że sam jest ojcem. To, że on nie poniesie żadnej odpowiedzialności dobija mnie. To, że teraz chodzi sobie gdzieś po Berlinie i może robić co chce, to jest nienormalne, niemożliwe… – dodaje.
Smutna refleksja
Córka zamordowanego pana Piotra przyznała, że we wtorek wieczorem wyjeżdża z Berlina i jej „noga już tu więcej nie postanie”. – Mam nadzieję, że ta historia coś da, że ludzie otworzą oczy na to, że tu nie ma czego szukać. Tu jest tylko krzywda i ludzie cierpią. To widać po tym, jak się tu przyjeżdża chociażby z Polski. Ludzie w Polsce są bardziej szczęśliwi niż ludzie, którzy są tutaj.
Zwraca też uwagę na nierówne traktowanie przez niemieckie władze, a zwłaszcza przez policję Polaków i np. osób pochodzenia tureckiego.
– Nie wiem, czy to jest tak, że mój tata nie miał niemieckiego dowodu, a ten Turek się tutaj urodził i uważają, że jest ważniejszy od mojego taty. To jest nieludzkie. Jestem w stu procentach pewna, że gdyby to zrobił mój tata, to byłoby całkiem inaczej. Czemu oni na to pozawalają? Wszyscy Turcy, którzy tutaj są, mogą sobie teraz myśleć, że mogą robić krzywdę innym ludziom. To jest nienormalne – zauważa nasza rozmówczyni.
„Ostatnio też była podobna sprawa, że facet, Turek, kogoś zabił. Wypuścili go, a kiedy pomyśleli, że trzeba by było go z powrotem zamknąć, to złapano go na lotnisku w Polsce, kiedy chciał odlecieć do Turcji. To jest pokazywanie im, że oni mogą robić co chcą. I na tym ucierpiała moja rodzina” – kończy pani Weronika.