W obliczu przygotowań Unii Europejskiej do wprowadzenia podatków bezpośrednich dla siebie, badanie wykazało, że aż 70 % Polaków nie zdaje sobie z tego sprawy.

 <drignacynowopolski@substack.com>

W obliczu przygotowań Unii Europejskiej do wprowadzenia podatków bezpośrednich do swojego budżetu, nowe badanie wykazało, że aż 70 proc. Polaków nie zdaje sobie sprawy z nadchodzących zmian

Według Warsaw Enterprise Institute zdecydowana większość obywateli Polski (66-70 proc.) nie zdaje sobie sprawy, że Unia Europejska zamierza wprowadzić nowe podatki, które będą bezpośrednio zasilać budżet UE.

Podatki te obejmują mechanizm dostosowania granicznego w zakresie emisji dwutlenku węgla (CBAM), minimalny podatek w ramach filaru drugiego i częściowy transfer dochodów z systemu handlu emisjami (ETS).

To odkrycie nastąpiło w momencie, gdy Polska stoi w obliczu potencjalnej procedury nadmiernego deficytu prowadzonej przez Komisję Europejską, co może skutkować podwyższeniem podatków.

W odpowiedzi Warsaw Enterprise Institute zlecił Maison&Partners przeprowadzenie badania w celu oceny świadomości Polaków na temat ich zobowiązań podatkowych. Pomimo niedawnych kryzysów, takich jak pandemia, wojna i inflacja, które nadwyrężyły warunki finansowe, badanie wykazuje ogólnie pozytywny wynik, ale podkreśla znaczną lukę w świadomości dotyczącej polityki fiskalnej UE.

W ciągu ostatnich siedmiu lat polscy obywatele stali się bardziej czujni w kwestii swoich składek podatkowych, co zostało spowodowane trwającymi wyzwaniami gospodarczymi i nominalnymi podwyżkami płac. Prawie 80 procent Polaków spontanicznie wskazuje podatki jako główne źródło finansowania państwa, koncentrując się głównie na podatkach odliczanych od zatrudnienia, a nie na podatkach od towarów i usług.

Badanie pokazuje również, że świadomość różnych rodzajów podatków znacznie wzrosła w porównaniu do sytuacji sprzed siedmiu lat.

Podczas gdy w 2017 r. aż 21 proc. Polaków uważało, że w ogóle nie płaci podatków, dziś odsetek ten spadł do zaledwie 10 proc. Jednocześnie największa grupa Polaków jest świadoma płacenia podatku dochodowego od osób fizycznych (PIT) – przyznaje się do tego 74 proc., w porównaniu do 72 proc. w 2017 r. Tymczasem 59 proc. jest świadomych, że płacą podatek od wartości dodanej (VAT), w porównaniu do 42 proc. w 2017 r., a 50 proc. jest świadomych akcyzy na alkohol, wyroby tytoniowe i paliwo; wyniki te pokazują, że rzeczywiste zrozumienie tych rodzajów podatków jest mniejsze, niż mogłyby sugerować odpowiedzi ankietowe.

Postrzeganie systemu podatkowego jako niesprawiedliwego i skomplikowanego utrzymuje się, 87 procent Polaków opowiada się za jego uproszczeniem, a nadchodzące podatki UE zaskakują wielu. Obejmuje to podatki mające na celu wyrównanie szans konkurencyjnych w państwach członkowskich i rozwiązywanie problemów środowiskowych poprzez nowy podatek węglowy.

Gdy Polska radzi sobie z tymi zmianami, rząd może napotkać opór ze strony swoich obywateli, którzy są dobrze poinformowani o podatkach krajowych, ale mniej o europejskich strategiach fiskalnych. Ta rozbieżność podkreśla potrzebę lepszej komunikacji i edukacji w zakresie polityk podatkowych UE, gdy zaczną one wchodzić w życie.

https://rmx.news/article/most-poles-unaware-of-new-eu-taxes-study-reveals/

Nie będzie obiecanej niższej składki zdrowotnej. W jej miejsce zabiorą 9% dochodów “podatku zdrowotnego”.

Nowy podatek zamiast składki zdrowotnej

15/07/2024 zus-nowy-podatek-zamiast-skladki-zdrowotnej

Nie będzie niższej składki zdrowotnej. Nowa propozycja zakłada całkowitą likwidację składki i wprowadzenie w jej miejsce tzw. podatku zdrowotnego. Każdy przedsiębiorca miałby zapłacić dodatkowy podatek w wysokości 9% swoich dochodów.

Przypomnijmy, że obniżenie składki zdrowotnej i przywrócenie starego systemu rozliczeń opartych na stałej składce ryczałtowej było jedną ze sztandarowych obietnic złożonych przed wyborami przez partie tworzące obecny rząd. Powrót do niskiej, ryczałtowej składki zdrowotnej obiecali wówczas przedsiębiorcom zarówno politycy Koalicji Obywatelskiej, jak i politycy Trzeciej Drogi.

Koalicja Obywatelska zobowiązała się, iż w ciągu pierwszych 100 dni swoich rządów:

Wrócimy do ryczałtowego systemu rozliczania składki zdrowotnej.”

Z kolei Trzecia Droga obiecywała, iż:

Zaczniemy od regulacji składki zdrowotnej. Przez zmiany wprowadzone przez Polski Ład nie można odliczyć jej od podatku i de facto stała się ona nowym podatkiem. Cofniemy tę regulację.”

Co istotne, w dokumentach programowych Trzeciej Drogi znalazła się również:

Równa dla wszystkich składka zdrowotna zamiast podatku.”

Więcej na temat obietnic wyborczych w temacie składki zdrowotnej pisaliśmy w tym artykule.

Jest propozycja, nie ma przepisów

Niestety, pierwsze 100 dni rządów nie przyniosło żadnych rozstrzygnięć w kwestii nowej składki zdrowotnej. W końcu jednak, w marcu tego roku, minister finansów przedstawił wstępne założenia dotyczące nowego systemu rozliczeń.

Zgodnie z tą propozycją, większość przedsiębiorców miała zapłacić składkę w stałej miesięcznej kwocie. Według rządowych zapowiedzi, zmiany miały wejść w życie już od stycznia 2025 roku. O tym, ile wyniosłaby wysokość nowej składki zdrowotnej dla poszczególnych grup przedsiębiorców, pisaliśmy na tej stronie.

Niestety, na dzień dzisiejszy, tj. po 7 miesiącach po sformowaniu nowego rządu, Sejm nie zajął się kwestią zmian w składce zdrowotnej. Co więcej, do dnia dzisiejszego nie powstał nawet projekt ustawy, która takie rozwiązanie miałaby wprowadzać, a jedynym “konkretem” jaki poznaliśmy, jest… marcowa prezentacja ministra finansów. Co się zatem wydarzyło?

Nowy podatek zamiast składki

Okazuje się, iż propozycja obniżenia składki zdrowotnej dla firm spotyka się z coraz mniejszą przychylnością rządzących polityków. Coraz częściej jednak słychać płynący z ich ust przekaz, iż składki zdrowotnej nie należy obniżać, lecz wręcz przeciwnie – należy ją znacznie podwyższyć.

W wywiadzie udzielonym dla money.pl, wiceminister zdrowia Wojciech Konieczny poinformował o nowej propozycji zmian w składce zdrowotnej. Nowe rozwiązanie zakłada całkowitą likwidację dotychczasowej składki zdrowotnej i wprowadzenie w jej miejsce nowego podatku zdrowotnego:

“Dla etatowców i części przedsiębiorców nic się nie zmieni, bo w ich przypadku wprowadzimy 9% stawkę tego podatku, czyli tyle, ile dziś wynosi ich składka. Co do liniowców i ryczałtowców, to rzeczywiście może dojść do sytuacji, że będą płacić więcej, gdyż tak jak trzeba płacić podatki, tak trzeba będzie płacić podatek zdrowotny o wysokości 9%.”

Według nowej koncepcji, dodatkowy podatek zdrowotny miałby być płacony przez każdego przedsiębiorcę i każdego etatowca i miałby wynieść w każdym przypadku 9% dochodów.

Nową 9-procentową daninę zapłaciliby zatem nie tylko przedsiębiorcy rozliczający się według skali podatkowej, lecz również firmy na podatku liniowym, które obecnie płacą składkę zdrowotną w wysokości 4,9% dochodów. Dla liniowców, nowy system oznaczałby zatem podwyższenie daniny aż o 84% (zobacz szczegóły).

Pewną zagadką, niewyjaśnioną dotąd przez ministra, pozostaje pytanie o to, w jaki sposób dochód na potrzeby nowego podatku mieliby wyliczyć przedsiębiorcy rozliczający się ryczałtem oraz kartą podatkową.

Wiceminister Wojciech Konieczny ujawnił również, iż nowy system ma zapewnić dodatkowe wpływy do budżetu NFZ w wysokości aż 32 mld zł rocznie. Oznacza to, że o taką właśnie kwotę, każdego roku, pomniejszane byłyby zarobki polskich przedsiębiorców w wyniku wprowadzenia nowego podatku zdrowotnego.

Gigantyczna podwyżka podatków, więc i cen – już od stycznia.

Gigantyczna podwyżka podatków już od stycznia. Oto scheda rządów PiS

gigantyczna-podwyzka-podatkow

W 2024 roku zapłacimy państwu znacznie więcej danin niż w tym roku. Wiele opłat powiązanych jest z inflacją oraz wyższą płacą minimalną. W górę o 15 proc. pójdą m.in. podatki i opłaty lokalne. A likwidacja tarczy na żywność i podwyżki cen energii przyniosą skokowy wzrost cen w sklepach. Będą też nowe podatki. Sprawę opisał portal money.pl.

Gigantyczna podwyżka podatków już od stycznia. Inflacja w wysokości 15 proc. oraz skokowa podwyżka płacy minimalnej o 19 proc. będą miały swoje odbicie w wysokości podatków, opłat, mandatów, grzywien i składek ZUS. Pojawią się też nowe daniny, w związku z zobowiązaniami, które rząd PiS wziął z Brukseli.

Musimy liczyć się ze skokowym wzrostem cen żywności. Rząd PiS nie uwzględnił w przyszłorocznej ustawie budżetowej tarczy na podstawowe produkty żywnościowe, które objęte są stawką 5 proc. VAT. Jakby było mało, w górę średnio o 70% pójdą ceny energii, co oznacza, że wzrosną też podatki płacone przez producentów i dostawców żywności. Koszty standardowo bowiem zostaną przerzucone na konsumentów.

Rządząca ekipa zapowiedziała co prawda, że nie wprowadzi żadnych nowych danin, ale – z uwagi na zobowiązana, które rząd PiS-u złożył w Brukseli w związku z pieniędzmi na Krajowy Program Odbudowy – obietnicy tej nie uda się dotrzymać.

Zgodnie z podpisaną w listopadzie ubiegłego roku umową z Komisją Europejską dotyczącą tzw. kamieni milowych, PiS zobowiązał się wprowadzić w 2024 r. nowy podatek – jednorazową opłatę od pojazdów spalinowych. Uiszczą ją właściciele starych i wysokoemisyjnych aut. Jak czytamy w projekcie ustawy, jej stawka podstawowa będzie wynosiła 500 zł.

Również od nowego roku wejdzie w życie nowy podatek od plastiku. Wyniesie 25 groszy i pobiorą go przedsiębiorcy prowadzący handel detaliczny i hurtowy oraz punkty gastronomiczne, którzy sprzedadzą klientom produkty jednorazowe z tworzyw sztucznych.

Daniną tą będą również obarczeni przedsiębiorcy, którzy używają tworzyw sztucznych jednorazowego użytku.

Od stycznia 2024 roku zostanie także przywrócony podatek minimalny. To nowa danina wprowadzona przy okazji Polskiego Ładu. Będzie nakładana na spółki i grupy kapitałowe, które osiągnęły stratę lub niski poziom dochodowości. Wyniesie ona 10 proc. podstawy opodatkowania.

Co prawda rząd nie przewidział na 2024 r. nominalnych wzrostów podatków, opłat czy danin, ale i tak będzie dużo drożej niż jest w tym roku.

Z powodu podwyżki płacy minimalnej, która w przyszłym roku wzrośnie rekordowo, bo aż o 19 proc., przedsiębiorcy zapłacą wyższe składki ZUS. Obecnie podstawowy ZUS wynosi miesięcznie 1418,48 zł. W przyszłym roku będzie to już 1600,27 zł.

Od wysokości płacy minimalnej uzależnione są również górne limity mandatów skarbowych i grzywien. Podwyżki tych opłat będą dwukrotne, bo od 1 stycznia 2024 roku płaca minimalna wzrośnie do 4224 zł, a od 1 lipca do końca grudnia 4300 zł.

To oznacza, że od 1 stycznia 2024 roku mandaty skarbowe będą wynosiły od 422,40 zł do 21 120 zł, a od 1 lipca 2024 r. od 430 do 21 500 zł.

Grzywna za wykroczenie skarbowe wymierzana przez sąd wyniesie od 1 stycznia 2024 roku od 422,40 zł do nawet 84 480 zł, a od 1 lipca 2024 roku – od 430 zł do 86 tys. zł. Za przestępstwa skarbowe kary wymierzane przez sądy mogą natomiast sięgać 40,55 mln zł (do czerwca), a następnie do 41,28 mln zł.

Dla porównania, w tym roku maksymalna wartość mandatów skarbowych do końca czerwca tego roku wynosiła od 349 zł do 6980 zł, a od lipca 2023 roku – od 360 zł do 7200 zł.

Od przyszłego roku możemy spodziewać się również znaczących podwyżek podatków lokalnych oraz opłat, których wysokość powiązana jest z inflacją. Wzrosną one maksymalnie o 15 proc. Dla porównania, w tym roku były to podwyżki nieprzekraczające 12 proc.

Rady gmin i miast będą mogły po Nowym Roku podnieść stawki podatków od nieruchomości do maksymalnie 1,15 zł za m kw. – w przypadku prywatnej nieruchomości, a dla lokali, gdzie prowadzona jest działalność gospodarcza – do 33,10 zł za m kw. Przykładowo, właściciel małego sklepu o powierzchni 40 m kw. zapłaci w przyszłym roku 1324 zł, czyli o 172,8 zł więcej niż w tym roku.

Podatki od nieruchomości i gruntów są znaczącą pozycją w budżetach samorządów. W dużych aglomeracjach sięgają nawet 22 proc. wszystkich dochodów. Polski Ład i zachęcanie przez rząd przedsiębiorców do przechodzenia na ryczałt ewidencjonowany spowodowały znaczący ubytek w miejskich i gminnych kasach. Samorządy mają udział w PIT i CIT, ale nie od ryczałtu.

W 2024 roku zapłacimy nie tylko więcej za nieruchomość czy grunt, ale również za psa oraz stragan. Posiadanie pupila będzie wiązało się już z wydatkiem 173,57 zł. W tym roku opłata ta wynosiła 150,91 zł.

Również właściciele straganów odczują podwyżki. Opłata targowa wzrośnie do maksymalnie 1096,39 zł za dzień. Obecnie najwyższa stawka to 953,38 zł.

Drożej będzie również w uzdrowiskach i miejscowościach turystycznych. Gminy będą mogły pobierać opłaty uzdrowiskowe sięgające nawet 6,21 zł dziennie. W przypadku obszaru ochrony uzdrowiskowej będzie to 4,54 zł dziennie. Obecnie jest to odpowiednio: do 5,40 zł maksymalnie oraz do 2,80 zł za dzień.

Więcej zapłacą rolnicy i właściciele szklarni. 19 października GUS podał średnią cenę skupu żyta za 1 dt (kwintal, czyli 100 kg). Jest ona podstawą do ustalenia podatku rolnego. Wyniosła za ostatnie 11 kwartałów 89,63 zł, a w zeszłym roku było to 74,05 zł. To oznacza, że rolnicy w przyszłym roku zapłacą o 21 proc. podatku więcej niż w tym roku.

Z kolei podatek dla gruntów gospodarstw rolnych za hektar przeliczeniowy wyniesie 224,08 zł (obecnie jest to 185,13 zł), a za pozostałe grunty rolne – 448,15 zł (w tym roku opłata wynosi 370,25 zł).

Również właścicieli szklarni czekają podwyżki, tyle że 15-procentowe. Podatek od szklarni wyniesie 15,69 zł za mkw, w miejsce obecnej stawki w wysokości 13,64 zł za mkw.

W górę pójdą również opłaty za środki transportu. Przykładowo, od samochodu ciężarowego o dopuszczalnej masie całkowitej powyżej 3,5 tony (ale poniżej 5,5 ton) podatek wyniesie 1173,19 zł, a powyżej 5,5 tony (ale mniej niż 9 ton) – 1957,12 zł. Za pojazd powyżej 9 ton opłata wrośnie już do 2348,52 zł.

Od nowego roku wzrośnie również akcyza na papierosy i to niemało, bo aż o 10 proc. oraz na alkohol – o 5 proc. Oznacza to, że za każdy tysiąc papierosów palacze zapłacą 303 zł, czyli o 27 zł więcej niż w tym roku.

NASZ KOMENTARZ: Pieniądze na rozwiązania socjalne i wdrażanie pomysłów eurokomunistów, nie biorą się z nieba. Jak wiadomo socjalizm = fiskalizm, dlatego Polacy będą jeszcze bardziej drenowani. Ku chwale Brukseli i patronującej jej idei komunistycznej.

Niezależnie od wyników wyborów – w podatkach nic się nie poprawi… Przyczyny.

Niezależnie od wyników wyborów w podatkach nic się nie zmieni

Prof. Witold Modzelewski Redakcja Konserwatyzm.pl

Kampania wyborcza w naszym kraju weszła już w fazę podatkową: wszystkie istotne (i nieistotne) partie polityczne prezentują swoje programy również w tej dziedzinie; niestety bez silenia się na jakąkolwiek oryginalność, wszyscy „upraszczają”, „obniżają” i obiecują „stabilizację”, czyli zmniejszenie ilości wprowadzanych zmian w przepisach podatkowych. Niekiedy idą jeszcze dalej i chcą zlikwidować niektóre podatki, a zwłaszcza tzw. PIT i składki na ubezpieczenie zdrowotne. W sumie racja, bo czym więcej wydaje się na ochronę zdrowia, tym szybciej wzrasta ilość chorych mimo, że naród cudownie wyzdrowiał z powszechnej do niedawna pandemii.

Niepotrzebnie znęcam się nad polityczną propagandą kampanii wyborczej, bo przecież dobrze wiemy, że nie ma ona jakiegokolwiek znaczenia. Były co prawda pewne wyjątki, ale raczej się nie powtórzą. Niezależnie od tego jaki „program podatkowy” wybiorą obywatele, podatkami w naszej ojczyźnie rządzić będą ci sami aktorzy, których postaram się pokrótce wymienić. I tak:

  • akcyzą rządzi kilka „międzynarodowych koncernów”, które zatrudniają byłych wysokich urzędników zajmujących się swego czasu tym podatkiem: ich zasługi są znane i w pełni doceniane, bo mają oni nawet zdolności nadprzyrodzone, zgłaszając uwagi do projektowanych przepisów, których jeszcze nie opublikowano; możemy być pewni: niskie opodatkowanie tzw. podgrzewaczy pozostanie,
  • podatkiem od towarów i usług rządzi kilka „renomowanych” firm zajmujących się na co dzień optymalizacją podatkową swoich klientów i robią to wyjątkowo skutecznie: do ich sztandarowych osiągnięć należy wieloletnie (lata 2011-2019) wyłączenie z efektywnego opodatkowania wielu branż, w tym zwłaszcza stalowej i elektronicznej a ich wysiłek na tej niwie miał pełne poparcie zarówno AntyPiSu jak i PiS-u,
  • wszystkimi podatkami będącymi dochodem budżetu państwa rządzi lobby informatyczne, które narzuca podatnikom coraz to nowe obowiązki związane z cyfryzacją, która „przecież musi kosztować”. Tak było, jest i będzie bo władza zawaliła w tej sferze przed laty podpisując umowy, których wyborcy nie mogą przecież zmienić. Im też wmówiono, że wraz z poszerzaniem się owej cyfryzacji następuje uszczelnienie podatków, więc nie powinni tu przeszkadzać. Niezależnie kto będzie rządzić, „nowoczesność” utożsamiana z cyfryzacją będzie uzasadniała wprowadzenie kolejnych setek zmian w przepisach podatkowych,
  • najważniejsze (i mniej ważne) problemy naszego prawa podatkowego nie są rozstrzygane w Polsce lecz na szczeblu organów Unii Europejskiej i tu nie mamy nic do gadania. Będziemy musieli implementować kolejne „pakiety” zmian równie mądrych jak osławione „raportowanie schematów podatkowych”. Co prawda podatnicy już dobrze wiedzą, że przestrzeganie nowych obowiązków wynikających z implementacji rozwiązań unijnych nie ma większego znaczenia, ale Komisja Europejska dopilnuje, aby legislacyjna biegunka towarzyszyła nam przez wiele następnych lat. Na kształt przepisów unijnych nie mamy i nie będziemy mieli żadnego wpływu a przede wszystkim nikt nie ma takich ambicji, aby istniała tu jakaś „polska polityka”: tam, podobnie jak u nas rządzi sojusz lobbystów branżowych („międzynarodowe koncerny”) i biznesu zajmującego się ucieczką od opodatkowania.

Nie należy nie doceniać roli również różnego rodzaju „załatwiaczy”, którzy co pewien czas potrafią pokazać swoją władzę. Bo największym dorobkiem ustrojowym nie tylko naszego kraju lecz również innych państw „realnego kapitalizmu”, jest swoista prywatyzacja podatków i prawa podatkowego: tu da się załatwić przyjęcie rozwiązań, które są „korzystne dla podatników” a często nawet wiadomo, o kogo tu idzie, bo się tym zaraz pochwali, a „wolne media” przyznają za to „prestiżowe nagrody”.

Wyborcy mogą więc spać spokojnie: politycy nie będą mieli jakiegokolwiek wpływu na politykę oraz prawo podatkowe: nasz ustrój jest nadzwyczaj stabilny.

Prof. Witold Modzelewski

Ranking podatników! Czyli jak zarobić miliardy bez podatku.

  1. ak-zarobic-miliardy-bez-podatku
Ranking podatników! Czyli jak zarobić miliardy bez...
Autor:Redakcja Foto:http://sxc.hu/

Ranking podatników! Czyli jak zarobić miliardy bez podatku.

Sezon rozliczeń PIT za nami. Każdy z nas co roku zastanawia się ile podatku będzie musiał przelać do urzędu skarbowego. Są jednak tacy, którzy przy miliardowych przychodach nie muszą się tym martwić… Płacą nic albo prawie nic.

Ministerstwo Finansów regularnie publikuje listę największych polskich podatników.

Postanowiliśmy się jej przyjrzeć i stworzyć specyficzny ranking, który pozwolił na stworzenie listy wstydu i listy chwały.

O tym kto zajął pierwsze, drugie i trzecie miejsce przeczytacie na końcu. Zaczniemy od ciekawostek.

Znikające podatki?! Czyli jak nie płacić lub płacić niewiele.

Na początek bierzemy na warsztat branżę logistyczną. Firmy w niej działające zna każdy z nas; DHL, InPost, DPD, UPS i tak dalej. Floty samochodów dostawczych z dobrze znanymi markami krążą po Polsce przez 7 dni w tygodniu. Kiedy je mijamy właściwie nie widzimy między nimi różnicy (no może poza autami InPost, z których patrzy na nas Wojtek Szczęsny). Kiedy jednak popatrzymy na sprawozdania finansowe tych firm różnice już są i to ogromne!

Okazuje się, że wszystkie firmy z branży logistycznej wygenerowały blisko 17 miliardów złotych przychodów. InPost, kierowany przez Rafała Brzoskę, odpowiada za 4,7 miliarda, a wszystkie pozostałe spółki niemal za 12 miliardów. Ciekawie robi się jednak kiedy popatrzymy na podatki, które (nie)popłynęły do budżetu państwa… Otóż InPost zapłacił blisko 190 milionów, a cała jego zagraniczna konkurencja w sumie jedynie 180 milionów. Jeszcze ciekawiej robi się kiedy popatrzymy na wskaźnik procentowy; w przypadku InPost podatek CIT stanowił ponad 4% przychodu, a w przypadku całej reszty jedynie 1,5%.

I tutaj pojawia się pytanie czy te wszystkie zagraniczne firmy działające w jednej branży są tak źle zarządzane, że przynoszą tak niski dochód swoim właścicielom? Czy może jednak powód jest inny…

Gdyby w przypadku DPD, Schenker, General Logistics, Fedex, DHL i UPS współczynnik CIT do przychodów był taki jak w przypadku InPost firmy te zapłaciłyby niemal trzy razy więcej podatku. I może właśnie w tym tkwi tajemnica? Może jednak kapitał ma barwy narodowe?

A teraz pora na analizę branży, którą znamy chyba jeszcze lepiej. Wzięliśmy pod lupę duże firmy handlowe, m.in. Auchan, Dino, Eurocash, Kaufland, Carrefour, NETTO, Makro Cash and Carry, Stokrotka czy Selgros (Transgourmet).

Wnioski analizy są niezwykle ciekawe. Badane spółki wygenerowały blisko 100 miliardów przychodów. Zerknijmy jednak na podatki zapłacone przez tych gigantów. Okazuje się, że założone przez Tomasza Biernackiego, Dino z blisko 14 miliardami przychodów stanowiącymi 14% przychodów wszystkich analizowanych spółek zapłaciło ponad 144 miliony CIT, kiedy cała reszta jedynie 270 milionów. Powyższa tabela wyraźnie obrazuje nietypowe zakrzywienie reguły;

Eurocash, Auchan, Kaufland, Carrefour, Netto, Makro Cash And Carry, Stokrotka, Selgros (Transgourmet) wygenerowały ponad 84 miliardy przychodu płacąc jedynie 270 milionów podatku, a polskie Dino w tym samym okresie wzmocniło budżet państwa kwotą 144 milionów przy przychodach wynoszących niecałe 14 miliardów. Jeszcze wyraźniej widać to kiedy popatrzymy na współczynnik zapłaconego CIT do przychodów. Dla Dino wynosi on 1,05% a dla całej reszty średnio 0,32% a więc ponad trzy razy mniej.

I znowu pojawia się pytanie: czy to Dino jest tak dobrze zarządzane czy może cała jego konkurencja wykazuje zysk do opodatkowania poza granicami naszego kraju?

Burza wokół propozycji “nowego podatku: Fundusz Ochrony Rolnictwa”. “To jawne okradanie ludzi”

Burza wokół propozycji “nowego podatku: Fundusz Ochrony Rolnictwa“. “To jawne okradanie ludzi”

Paweł Gospodarczyk podatki/burza

Fundusz Ochrony Rolnictwa to nowy pomysł rządu na wsparcie rolników, który budzi wielkie emocje. “Nagroda za głupie zarządzanie”, “okradanie ludzi” – to tylko niektóre komentarze. – Opłata na FOR zostanie przerzucona na konsumenta – mówi dyrektor Polskiej Federacji Producentów Żywności.

Fundusz Ochrony Rolnictwa (FOR) ma pomóc rolnikom, którzy muszą mierzyć się ze skutkami niewypłacalności firm nabywających ich produkty. Z pozoru rozwiązanie wydaje się atrakcyjne. Pieniądze gromadzone w funduszu mają pokryć straty, które producent poniósł z powodu bankructwa kontrahenta. Stanie się tak rzecz jasna pod warunkiem, że przedsiębiorca spełni określone kryterium.

Dlaczego w kontekście funduszu mówi się o “nowym podatku”? Co roku do FOR mają bowiem trafiać składki podmiotów, które zajmują się skupem, przechowywaniem lub przetwarzaniem produktów rolnych. Wysokość wpłat ma wynosić 0,25 proc. ceny netto wspomnianych towarów. Co oznacza, że rocznie do funduszu ma wpływać ok. 170 mln zł.

Już pod koniec lutegoproducenci żywności ostrzegali, że zmuszenie podmiotów do uiszczania wspomnianych wpłat, które branża nazywa wprost podatkiem, doprowadzi do wzrostu cen w sklepach.

Jednak zarzutów wobec nowego pomysłu rządu jest znacznie więcej. I płyną one z niemal każdej strony.

Fundusz Ochrony Rolnictwa jak rachunek bankowy

Jak czytamy w projekcie ustawy, FOR ma funkcjonować na podobnych zasadach co rachunek bankowy. Zgromadzone w nim pieniądze mają być wypłacane jako rekompensata dla rolników. Będzie nimi zarządzać Krajowy Ośrodek Wsparcia Rolnictwa (KOWR).

Jeśli więc rolnik sprzeda swoje produkty, a nabywca mu nie zapłaci, rolnik otrzyma pomoc z FOR. Pod warunkiem że przedstawi dokument potwierdzający, że kontrahent jest niewypłacalny.

“KOWR przed przyznaniem rekompensaty ze środków Funduszu wystąpi do podmiotu, który jest niewypłacalny, o potwierdzenie braku wypłaty z tytułu należności za zbyte produkty rolne” – czytamy w projekcie ustawy, który obecnie jest na etapie konsultacji społecznych.

Ceny pójdą w górę? Branża alarmuje

Projekt złożony przez Ministerstwo Rolnictwa i Rozwoju Wsi wywołał ogromne poruszenie, zwłaszcza wśród przedstawicieli sektora rolno-spożywczego.

W obecnych warunkach opłata na FOR zostanie przerzucona w całym łańcuchu produkcji i dostaw na finalnego konsumenta, co będzie dodatkowym impulsem inflacyjnym i finalnie obciąży budżety gospodarstw domowych – uważa Andrzej Gantner, dyrektor generalny Polskiej Federacji Producentów Żywności.

Nawet samo ministerstwo przyznaje, że utworzenie FOR skutkować będzie podwyżką cen – jednak szacuje, że niewielką – o 0,06 proc. Producenci ostrzegają jednak, że produkty spożywcze staną się jeszcze droższe.

Dodatkowy wzrost kosztów wynikający z nowej opłaty osłabi też konkurencyjność przetwórców i rolników. – Opodatkowani zostaną ci nabywcy, którzy kupują polskie produkty rolne. W efekcie wzrośnie zainteresowanie tańszymi produktami rolnymi, nawet jeżeli tylko o 0,25 proc., z zagranicy – mówi w rozmowie z money.pl.

W dłuższej perspektywie opłata może wpłynąć na spadek wartości produkcji rolnej w Polsce.

Zbiorowa odpowiedzialność rolników

Nasz rozmówca zwraca uwagę na jeszcze jeden problem. W projekcie nie uwzględniono kosztów, jakie poniosą przedsiębiorcy w związku z koniecznością obsługi nowej składki. – Ministerstwo uwzględniło te koszty po stronie KOWR. W sumie będzie to ok. 4 mln zł przeznaczonych tylko na obsługę administracyjną. Za biurokrację będą musieli zapłacić zarówno rolnicy, jak i przetwórcy, a w konsekwencji polscy konsumenci – mówi Gantner.

Wątpliwości przedstawicieli branży budzi też kwestia odpowiedzialności zbiorowej. – Podmioty wywiązujące się ze swoich zobowiązań wobec rolników zostaną obciążone kosztami cudzych, nieudolnych, nierzadko celowych i patologicznych działań – mówi nasz rozmówca i dodaje, że to “drastycznie niesprawiedliwe”.

– Jedyną uwagą do tego projektu powinien być wniosek do resortu rolnictwa o zaprzestanie procedowania projektu – podsumowuje.

Mleczarze zabierają głos

Podobnymi wnioskami w rozmowie z money.pl dzieli się Agnieszka Maliszewska, dyrektor biura zarządu Polskiej Izby Mleka. Jak zaznacza, branża mleczarska będzie największym płatnikiem FOR. – Mowa o kwocie ok. 75-78 mln zł – wyjaśnia.

– W przypadku mleka to może niestety wyglądać tak, że spółdzielnia kupująca je od rolnika zapłaci 0,25 proc. w ramach wspomnianej opłaty, ale jeśli sprzeda jego część, czyli tzw. mleko przerzutowe, do innej spółdzielni, która też już zapłaciła ten podatek, to nagle z tych 0,25 proc. robi się 1 proc. – zwraca uwagę Maliszewska.

W jej opinii wiele spółdzielni, szczególnie tych mniejszych, może temu nie podołać.

To nie jest dobry czas na tego typu ustawy i to nie tylko zdaniem przetwórców, ale także rolników. Z tego, co słyszę, oni już powiedzieli temu projektowi kategoryczne “nie”, dlatego, że może on w piękny sposób zniszczyć sektor rolno-spożywczy w Polsce. Dobrze zarządzana spółdzielnia nie może pokutować za to, że nieudolny menadżer rozłożył na łopatki inną spółdzielnię – mówi nasza rozmówczyni.

Co o upadłościach mówią liczby

Rząd chce wesprzeć rolników, choć w obliczu danych z Centralnego Ośrodka Informacji Gospodarcze, do których dotarła “Rzeczpospolita”, na usta ciśnie się pytanie, czy na pewno wybrał najlepsze rozwiązanie.

Jak czytamy, w 2022 roku upadłość zgłosiły trzy firmy zajmujące się sprzedażą hurtową zboża, tytoniu, nasion i pasz. Ponadto trzy firmy z tej branży poddano restrukturyzacji. “To wszystko w gronie blisko 5,2 tys. firm handlujących zbożem” – zaznacza “Rz”.

To jawne okradanie ludzi, którzy próbują coś zrobić dla produkcji rolnej w Polsce – nie kryje oburzenia przedstawicielka jednego ze skupów zboża na Lubelszczyźnie.

Sytuacja dotycząca cen zbóż jest dramatyczna, a dodatkowe obciążenie w postaci opłaty na FOR dobije producentów.

– Rzepak w ubiegłym roku o tej porze kosztował ponad 4 tys. zł za tonę, a dziś na cenniku mam wpisane 2,3 tys. zł. Rzepaku na rynku jest bardzo dużo, ale rolnicy magazynują go, bo sprzedaż za te pieniądze mija się z jakimkolwiek celem – tłumaczy. To samo dotyczy cen kukurydzy czy pszenicy.

Przygotowując artykuł, poprosiliśmy o komentarz Ministerstwo Rolnictwa i Rozwoju Wsi. Nawiązaliśmy do obaw, jakie ma branża rolno-spożywcza w związku z utworzeniem Funduszu Ochrony Rolnictwa.

Czekamy na odpowiedź.

KPO: Podatek od plastiku, podatek od ETS, podatek od „śladu węglowego”, podatek od zysków rezydualnych. Nowe: podatek cyfrowy, podatek od…

KPO: Podatek od plastiku, podatek od ETS, podatek od „śladu węglowego”, podatek od zysków rezydualnych. Nowe: podatek cyfrowy, podatek od transakcji finansowych, podatek korporacyjny.

Do tego dochodzą jeszcze koszty kamieni milowych: nowe podatki od autostrad i dróg ekspresowych (obecnie są darmowe) oraz podatki od samochodów spalinowych.

13.01.2023, https://www.fronda.pl/a/Jaki-mocno-o-KPO-Wylacz-oglupiajace-media-wlacz-myslenie-Wideo,209995.html

Europoseł Jaki mocno o KPO: Wyłącz ogłupiające media, włącz myślenie!

Dyskusje na temat KPO cały czas nie milkną. Wyliczenia na temat rzekomych korzyści ostro skomentował europoseł Solidarnej Polski Patryk Jaki. – Na spłatę KPO zaprojektowano nowe podatki unijne i podwyższenie składki członkowskiej. (…) Wyłącz ogłupiające media, włącz myślenie! – mówi na nagraniu opublikowanym w mediach społecznościowych.

– Zapłacimy za to od 143 do 153 mld euro, czyli wielokrotnie więcej, niż dostaniemy. (…)

Mówią ci, że KPO to świetny interes? Policzmy. Otrzymujemy 23,9 mld euro dotacji, 11,5 mld euro pożyczki. Spłacać będziemy to do 2058 roku – mówi dalej Jaki.

Kontynuując Jaki skazuje na koszty, jakie w związku z KPO zostaną nałożone na kraje Unii Europejskiej.

Na spłatę KPO zaprojektowano nowe podatki unijne i podwyższenie składki członkowskiej. Podatek od plastiku, podatek od ETS, podatek od „śladu węglowego”, podatek od zysków rezydualnych. Zapłacimy za to od 143 do 153 mld euro, czyli wielokrotnie więcej, niż dostaniemy – wyjaśnia dodając, że na tym nie koniec.

Poza tym należy wziąć jeszcze pod uwagę nowe podatki, a tych których kosztów jeszcze nie znamy. Są to: podatek cyfrowy, podatek od transakcji finansowych, podatek korporacyjny.

Co więcej, do tego dochodzą jeszcze koszty kamieni milowych, do których należy zaliczyć nowe podatki od autostrad i dróg ekspresowych (obecnie są darmowe) oraz podatki od samochodów spalinowych – wylicza polityk.

– Do tego jeszcze pisanie nam w obcych językach regulaminu Sejmu, ustaw sądowych. Jako jedyne państwo będziemy mieli taki test bezstronności sędziego i możliwość kwestionowania statusu sędziego – kontynuuje Jaki.

– Niemcy się śmieją, że traktują nas jak kolonię, rozwalają nam stabilność systemu prawnego – stwierdza.

– Transferujemy również część swojej suwerenności, bo dziś wszystkie wyżej wymienione środki trafiają do polskiego budżetu. A jak zgodzimy się je przekazać do UE, to zostaną tam na zawsze, również po spłacie KPO – podkreśla europoseł Solidarnej Polski.

– I jeszcze ci mówią, że to świetny interes. Wyłącz ogłupiające media, włącz myślenie! – tym stwierdzeniem kończy swoje nagranie Patryk Jaki.

Fenomen na skalę światową. Rząd chce opodatkować cukier… występujący w owocach.

MF planuje usunąć zapisy obejmujące zwolnieniem od tego obciążenia produktów, które naturalnie zawierają cukier, pochodzący z owoców.

https://obserwatorgospodarczy.pl/2022/11/29/fenomen-na-skale-swiatowa-rzad-chce-opodatkowac-cukier-wystepujacy-w-owocach

Jak podają analitycy Instytutu Staszica, tzw. opłata cukrowa, wprowadzona w 2020 r., budziła ogromne kontrowersje wśród przedsiębiorców i wśród ekspertów. Krytykowano między innymi fakt, że rząd – pod pretekstem “troski o zdrowie Polaków” – chce nałożyć na polskie firmy nowy podatek. Wskazywano, że rządowe prognozy przychodów z tego tytułu są znacznie zawyżone. Te przewidywania się spełniły i dzisiaj, mimo groźby kryzysu gospodarczego, szykowane są regulacje zaostrzające jeszcze ustawę i nakładające na przedsiębiorców kolejne obciążenia. Do czego może doprowadzić nowa opłata cukrowa w Polsce? 

Instytut Staszica ostrzega, że zmiany, proponowane pod pretekstem prac porządkujących pobór opłat, mogą mieć negatywne skutki dla branży rolno-spożywczej i wierzy, że w konstruktywnym dialogu na linii Ministerstwo Finansów – polskie firmy (również reprezentowane przez organizacje branżowe i organizacje pracodawców) uda się wypracować rozsądne rozwiązania.

Nowe obciążenia pod pretekstem porządkowania przepisów

Oficjalnie resort finansów projektowaną nowelizacją chce jedynie uporządkować obowiązujące już przepisy, argumentując, że powiązanie opłaty cukrowej ze sprzedażą detaliczną napojów powoduje szereg wątpliwości. Ministerstwo zwraca m.in. uwagę na niemożność objęcia opłatą produktów sprzedawanych przez Internet.

Instytut Staszica alarmuje, że zmiany te mogą mieć jednak inny rezultat:

Niestety, plany MF nie dotyczą tylko skuteczniejszego poboru opłaty, ale obejmują znaczące jej rozszerzenie. Opłata cukrowa objąć ma bowiem tak wartościowe produkty z owoców i warzyw, jak nektary i napoje z wysoką, co najmniej 20-procentową zawartością soku, w których nie ma dodatku cukru, a także naturalne soki, które nie mają dodatku cukru, ale do których dodawane są składniki zwiększające i ch wartości zdrowotne.

Nowa opłata cukrowa obejmie także napoje oddawane na cele charytatywne. Ministerstwo Finansów oficjalnie zapewnia, że „procedowany projekt nowelizacji ustawy o zdrowiu publicznym w zakresie opłaty od środków spożywczych (tzw. opłaty cukrowej) utrzymuje dotychczasowy zakres przedmiotowy ustawy i w żaden sposób go nie rozszerza”.

Z taką interpretacją nie sposób się zgodzić. Zakres produktów objętych opłatą cukrową istotnie się zmienia, jako że MF planuje usunąć zapisy obejmujące zwolnieniem od tego obciążenia produktów, które naturalnie zawierają cukier, pochodzący z owoców.

Jak podaje IS, wniosek jest oczywisty: pod pretekstem uściślenia przepisów ustawowych, rząd chce rozszerzyć opłatę cukrową na wartościowe napoje z owoców i warzyw, zawierające jedynie cukier naturalnie występujący w owocach.

Mamy do czynienia ze swoistą innowacją na skalę światową: opłatą od cukru naturalnie występującego w owocach. Nie ma więc wątpliwości, że cel regulacji nie ma nic wspólnego z polityką zdrowotną i jest czysto fiskalny. Ta proponowana zmiana przepisów zmusi producentów do zaniechania inwestycji w produkty wartościowe i zdrowe w przystępnej cenie. Należy się spodziewać, że skoro wartościowe produkty będą za drogie, nie będą kupowane albo też mogą zostać zamienione przez inne, pozbawione wartości zdrowotnych i tanie produkty bez zawartości soku owocowego. Zdaniem przedstawicieli branży spożywczej, wprowadzenie opłaty cukrowej na produkty bez dodatku cukru, typu sok z dodatkami lub wodą, spowoduje wzrost ceny tych produktów o ok. 10%. W dobie inflacji i rosnących cen żywności, takie dodatkowe obciążenie będzie bardzo odczuwalne dla polskich konsumentów – możemy wyczytać w stanowisku Instytutu Staszica.

Konsumpcja hamuje – podwyżki nie pomogą

Nieunikniona podwyżka cen na polskie nektary, wartościowe napoje, a nawet soki przyczynić się może do dalszego spadku konsumpcji. Wg danych GUS, konsumpcja żywności w Polsce w październiku br. spadła aż o 18,3% w stosunku rocznym. Przyrost odnotowały jedynie dwie branże: tekstylna i farmaceutyczna. Wyraźnie wyhamował m.in. wzrost sprzedaży żywności, który wyniósł jedynie 2,4% r/r – mimo tego, że w Polsce od lutego przybyły setki tysięcy uchodźców z Ukrainy, a więc dodatkowych konsumentów.

W ocenie ekspertów Polskiego Instytutu Ekonomicznego, w najbliższych kwartałach utrzyma się znaczne spowolnienie wzrostu sprzedaży detalicznej, z kolei analitycy Pekao SA mówią wręcz o ujemnej dynamice sprzedaży, co znajdzie odzwierciedlenie w stagnacji konsumpcji prywatnej. Polscy producenci żywności – i ich dostawcy – mają zatem przed sobą bardzo trudne miesiące.

IS dodaje również, że do tego dochodzą inne, negatywne czynniki – groźba recesji i przewidywanej długotrwałej wysokiej inflacji. Rosną ceny energii, surowców i koszty pracy. Polskie firmy stają w obliczu bardzo poważnych zagrożeń. Nowe obciążenia pogorszą ich sytuację, a skutkiem wdrożenia zapowiadanych rozwiązań będzie z pewnością spadek wykorzystania surowców na rynku owocowo-warzywnym.

W pierwszej kolejności skutki odczują dostawcy jabłek i owoców miękkich, takich jak czarna porzeczka, aronia, wiśnia i malina. Należy zauważyć, że bariera zapotrzebowania rynków światowych na owoce i ich przetwory, połączona ze spadkiem zużycia do produkowanych w kraju napojów, spowoduje dużą nadwyżkę owoców. Efektem będzie m.in. zmniejszenie wolumenu kontraktów przemysłu spożywczego z branżą rolniczą i sadowniczą. Spadek skupu owoców, głównie jabłek, wykorzystywanych do produkcji tego typu wyrobów, będzie odpowiadał produkcji ponad 500 średnich gospodarstw sadowniczych w Polsce, które tym samym stracą rynek zbytu – w dobie gospodarczego kryzysu.

Nowa opłata cukrowa w Polsce – regulacje wbrew rekomendacjom ekspertów

Nowe przepisy będą miały odwrotny od deklarowanego wpływ na zdrowie Polaków. Producenci w ostatnich latach poszerzyli swoją ofertę o liczne produkty na bazie przecierów i soków, otrzymywanych z krajowych owoców i warzyw, bez dodatku jakichkolwiek cukrów. Te starania zostaną przez ustawodawcę przekreślone przez wprowadzenie opłaty od nektarów i innych niesłodzonych napojów owocowych, zawierających jedynie cukry naturalnie występujące w owocach, a nawet od niektórych soków.

Konsumenci zaczną wybierać napoje tańsze, ze sztucznymi dodatkami. W dobie rosnących kosztów życia i rosnących cen taki wybór będzie nieunikniony. Przypomnijmy, że zgodnie z rekomendacją ekspertów żywieniowych, kategoria soków była i jest komunikowana jako jedna z pięciu porcji warzyw i owoców. Opodatkowanie soków z wartościowymi dodatkami jest działaniem dokładnie wbrew takiej rekomendacji.

[—] dalej w oryginale. Tu najważniejsze. MD

Podatki i kontrybucje w starożytnym Rzymie

Podatki w starożytnym Rzymie

Podatki w Rzymie były bardzo starą instytucją. Początkowo nie była to sprawa zbyt uciążliwa, gdyż wynosiły one około 1% wartości przedmiotu opodatkowania. Obciążały one własność obywatela, w tym że do tej kategorii należy zaliczyć także niewolników, których zaliczono do grupy szczególnej (instumentum vocale). W czasie wojny, bądź innych sytuacji wymagających większych nakładów mogły one podskoczyć do 3% wartości dobra podlegającego opodatkowaniu.
Jednym z najstarszych, był opłacany do 167 roku p.n.e. przez obywateli podatek gruntowy. Przywrócił go dopiero cesarz Dioklecjan w III wieku n.e.

Generalnie wyróżniano podatki zwyczajne (tributum ordinarium) i nadzwyczajne (tributum extraordinarium), które nakładano w określonych sytuacjach jak na przykład w celu pokrycia kosztów wojennych. Na ogół płacono w pieniądzu, chociaż w czasie kryzysów decydowano się na pobieranie ich w naturze.
We wszystkich prowincjach pobierany był podatek gruntowy (tributum soli). Poza tym pobierano również podatek osobisty (tributum capitis).
Reformę podatkową przeprowadzono dopiero za czasów Dioklecjana. Dla słabszych, mniej zamożnych warstw społeczeństwa wprowadzono tzw. pogłównie (capitatio). Wartość tej opłaty nie była wszakże dla wszystkich jednakowa. Podstawę dla obliczeń stanowił tzw. caput, który określał wartość pracy jednego kolona. Zależnie od wartości pracy osób uprawiających grunt, caput obejmowało różną ilość głów (capitatio humana) Posiadacze bydła płacili podatek wedle liczby zwierząt (capitatio animalium). Natomiast od biednej ludności plebejskiej pobierano pogłówne w opłacie ustalanej corocznie (capitatio plebeia). Od podatków przysługiwało określonym kategoriom osób zwolnienia np.: wdowy, dzieci.
Podatek gruntowy obliczano w stosunku do wartości gruntu. Podstawę stanowiło iugum, czyli obszar który mógł być utrzymany i obrobiony przez jednego człowieka z zaprzęgiem.
Wśród podatków szczególnych należy wyróżnić podatek spadkowy. Jego wartość została określona 5 procent wartości masy spadkowej. Jednakże i od tego występowały zwolnienia, w szczególności przy dziedziczeniu po najbliższych krewnych i przy małych spadkach do wartości 100.000 sesterców.

Oprócz podatków, skarb państwa czerpał zyski z cła (portorium). Podlegały mu wszelkie rzeczy. Od opłat tego rodzaju wyłączone były jedynie przedmioty potrzebne w czasie podróży i do własnego użytku, przy czym nie mogły być one, wedle oceny urzędnika, przeznaczone do celów handlowych. Aby nie wprowadzać niejasności, istniał prawny obowiązek zdeklarowania tych przedmiotów. Niedopełnienie tego obowiązku, mogło się wiązać z zarekwirowaniem przewożonych rzeczy.
Cło pobierano jako procent wartości towaru, przy czym różnił się on nie tylko w stosunku do pewnego gatunku rzeczy, ale jego wartość mogło być różna w poszczególnych zakątkach państwa.

Kontrybucja

Warto wspomnieć także o kontrybucji (contributio), występującym w okresie wczesnej republiki oraz prawdopodobnie w okresie królewskim rodzaju daniny nakładanej na pokonanych w wojnie przeciwników. Danina ta nie musiała być jedynym obciążeniem finansowym, jakie nakładano na pokonanych, jednak wyodrębnienie jej spośród innych środków majątkowych uzyskiwanych z tytułu zwycięstwa miało istotne znaczenie, jako że jedynym przeznaczeniem contributio był zwrot ludowi rzymskiemu dodatkowych, specjalnych podatków nałożonych w celu sfinansowania kosztów wojny. Podatki te, zwane tributum nakładano na poszczególne tribus(stąd nazwa podatku) – „rody” (o charakterze plemiennym) rzymskie, proporcjonalnie do ich zamożności i znaczenia, a następnie naczelnicy rozkładali dalej na poszczególne kurie, potem na rody właściwe, wreszcie na poszczególnych obywateli, stosownie do zamożności i znaczenia. Po ewentualnym zwycięstwie pieniądze tak zebrane były w całości zwracane, czemu właśnie służyła instytucja kontrybucji.

W okresie późniejszym, gdy tributum stracił pożyczkowy charakter i stał się zwykłym podatkiem, nazwa „kontrybucja” oznaczała po prostu daninę narzucaną pokonanemu przeciwnikowi.

Niewolnik w Rzymie miał lepiej od podatnika w Polsce?

Niewolnik w Rzymie miał lepiej od podatnika w Polsce? Korwin-Mikke liczy.

Na podst.: https://nczas.com/2022/09/25/niewolnik-w-rzymie-mial-lepiej-od-podatnika-w-polsce-korwin-mikke-liczy-foto

Czytając o historii tak bardzo potępiamy niewolnictwo, a tymczasem Janusz Korwin-Mikke udowadnia, że obecnie podatnicy w Polsce mają gorzej od niewolników w Rzymie.

Niewolnictwo (servitudo) w starożytnym Rzymie było zjawiskiem zupełnie powszechnym. Niewolnikiem (servi) można było zostać przez urodzenie, jako jeniec lub zdobycz wojenna. Można było również zostać sprzedanym do niewoli przez własną rodzinę lub stać się niewolnikiem przez niespłacanie długów.

Dzisiaj, gdy nie potrafimy wyobrazić sobie takiego systemu, przyjęło się uważać, że niewolnicy żyli w strasznych warunkach, a ich sytuacja była niezwykle ciężka. Może w przypadku osób pracujących przy wyjątkowo wymagających fizycznie zadaniach tak, ale jeśli chodzi o niewolników prowadzących warsztaty, będących nauczycielami, fryzjerami etc. to mogli oni sobie pozwolić na życie na całkiem niezłym poziomie.

Co więcej – nie jest prawdą, że pracowali za darmo. Niewolnik dostawał pieniądze za swoją pracę i z czasem mógł się nawet wykupić od swojego pana.

JKM przekonuje, że niewolnicy w Rzymie mieli lepiej od podatników w Polsce. Liczy, ile sługa musiał oddawać swojemu panu, a ile Polacy muszą oddawać państwu.

„Niewolnik pracujący poza domem musiał oddać swemu panu aż 90% zarobku (pewno oszukiwali…). Dziś podatki wynoszą tylko 85%, ale Rzymianin musiał niewolnikowi zapewnić jedzenie, odzież i łóżko. I nie kazał mu na ośle jeździć w zapiętych pasach. I mógł się wykupić, a my nie bardzo”.

Jakub Kulesza: Nałożyliście na Polaków okrutny podatek: Inflacja, VAT. Łupicie obywateli.

[VIDEO – w oryginale md] ]

https://nczas.com/2022/09/19/jakub-kulesza-nalozyliscie-na-polakow-okrutny-podatek-lupicie-obywateli-video/

Rząd chwali się, że dzięki przedłużeniu tzw. tarczy antyinflacyjnej o dwa miesiące, w kieszeniach podatników zostanie 7 miliardów złotych.

Jakub Kulesza z Konfederacji wskazuje, że przez szalejącą inflację w tym samym czasie do rządu trafi 9 miliardów złotych więcej tylko z tytułu podatku VAT.

Na początku wystąpienia sejmowego Kulesza przywołał cytat z Alexisa de Tocqueville’a, który mówił, że „nie ma takiego okrucieństwa ani takiej niegodziwości, której nie popełniłby skądinąd łagodny, liberalny rząd, kiedy zabraknie mu pieniędzy”.

Kulesza: Inflacja jest podatkiem. I to najgorszym podatkiem

Wprawdzie temu rządowi nie zabrakło pieniędzy, bo jak chwali się premier Morawiecki, wpływy wzrosły o 100 mld zł. To oczywiście wynika z podatku inflacyjnego, jaki nałożyliście. Bo tak, inflacja jest podatkiem. I to najgorszym podatkiem, ponieważ jest takim podatkiem, który można wprowadzić bez zmiany ustawy. Nie jest to też liberalny rząd, aczkolwiek to okrucieństwo sprowadza się do wprowadzania podwyżek podatków pod płaszczykiem obniżania podatków – mówił Kulesza.

Zaznaczył, że w związku z ograniczeniem czasowym, jaki obowiązuje w Sejmie, skupi się jedynie na podatku VAT.

Chwalą się państwo przedłużeniem tarczy inflacyjnej, czyli realizacją wielu postulatów Konfederacji, by obniżać podatki… I rzeczywiście na 10 miesięcy ta tarcza została wprowadzona, przez 10 miesięcy kosztowała państwa – czyli tak naprawdę podatnik zyskał – 35 mld zł i państwo chcą przedłużyć o kolejne 2 miesiące. I uwaga dla obywateli: ogromna obniżka podatków na sumę, można powiedzieć, ok. 7 mld zł. Tymczasem w ciągu tego roku wzrost wpływów z VAT-u wynikający z inflacji, do której doprowadziliście, wynosił o wiele więcej niż te 7 mld zł, bo ponad 9 mld zł – wskazał poseł Konfederacji.

„Państwo dorabiają się na tej inflacji, łupią obywateli po kieszeni”

Dalej Kulesza przypomniał, że „tymczasowo podniesiony VAT”, który miał obowiązywać przez dwa lata, obowiązuje już lat jedenaście, a rękę do tego zgodnie przyłożyły zarówno PO, jak i PiS.

Tak że poza tymi 7 mld, co państwo obniżają podatki, to wprowadzają państwo, przedłużają państwo taką podwyżkę podatków, która podatników kosztuje o wiele, wiele więcej, bo w skali roku jest to ok. kilkunastu miliardów złotych – mówił Kulesza.

Tak że proszę tutaj nie mamić obywateli, że robicie wielką tarczę inflacyjną i chronicie obywateli przed złą inflacją, którą „spowodował Putin”. Państwo dorabiają się na tej inflacji, łupią obywateli po kieszeni, doprowadzili państwo do tej inflacji, a teraz udają, że z nią walczą, wprowadzając jeszcze wyższe podatki, jeszcze bardziej napędzając inflację, już nie tylko poprzez płacę minimalną, także poprzez podnoszenie czy utrzymanie podwyższonych stawek VAT-u– podsumował Kulesza.

Naprawa “Polskiego Ładu” wymaga powołania ministra finansów i wyrzucenia wszystkich „ludzi z rynku”. To mógł być sabotaż.

Naprawa Polskiego Ładu wymaga powołania ministra finansów i wyrzucenia wszystkich „ludzi z rynku”. To mógł być sabotaż. Bo mógł.

Witold Modzelewski https://konserwatyzm.pl/modzelewski-naprawa-polskiego-ladu-wymaga-powolania-ministra-finansow-i-wyrzucenia-wszystkich-ludzi-z-rynku/

—————————

Po prawie dwóch miesiącach od wejścia w życie „Polskiego Ładu” w podatkach oraz po (prawie) czterech miesiącach od jego uchwalenia już wiemy, że władza nie umie poprawić popełnionych błędów. Ich ilość jest porażająca. Przypomnę, że przed 30 laty, gdy wprowadzono obecny podatek dochodowy od osób fizycznych (z dniem 1 stycznia 1992 r.), równo półtora miesiąca po tej dacie (15 lutego 1992 r.) zmieniono wszystkie istotne przepisy tej ustawy, w dodatku z mocą wsteczną od 1 stycznia 1992 r. i usunięto wszystkie wpadki i błędy balcerowiczowskiej wersji tego podatku.

Byli wtedy ludzie, którzy się na tym znali, umieli napisać obszerną nowelizację, wiedzieli co robią i mieli odwagę. Bo nie byli to „ludzie z rynku”, czyli dyletanci z „międzynarodowego biznesu podatkowego”, zresztą biznes ten wtedy nie istniał – na szczęście dla podatników oraz państwa polskiego. Niestety rządy od 2015 r. zaufały i wypromowały „ludzi z rynku”, którzy najpierw blokowali zapowiedziane przez premier Beatę Szydło uszczelnienie podatków, w tym zwłaszcza VAT-u, a teraz zafundowali największą i nieodwracalną klęskę (nie tylko wizerunkową) tej formacji.

Wieść gminna głosi, że autorem tych wpadek jest zdjęty obecnie z mediów szef rządowego Polskiego Instytutu Ekonomicznego, który uczył się podatków w tzw. wielkiej czwórce (jakże skromna nazwa) [Piotr Arak ? [Deloitte, PricewaterhouseCoopers, KPMG oraz EY (dawniej Ernst&Young)] ] .

Nauczył się widać tyle, ile wiedzieli jego pracodawcy. Nikt go dotąd nie wyrzucił, nikt nie powołał nawet komisji, która sporządziłaby jakieś poprawki. Widać, że „ludzie z rynku” również do tego się nie nadają (do czego się nadają?). Blokuje wszystko brak szefa resortu finansów, bo przecież przejęcie tej roli przez obecnego premiera jest fikcją.

Ze strony sympatyka obecnej większości pojawia się doń tylko jedna sugestia: niech Pan ustąpi, wyrzuci wszystkich „ludzi z rynku”, zatrudni nawet losowo wybranych urzędników  np. z izb administracji skarbowej – oni na pewno to zrobią lepiej, bo już gorzej się nie da.

Czas mija i wraz z nim szansa na naprawę tego, co jest skopane przez zarozumiałych dyletantów. Tak przynajmniej myśli większość  komentatorów, którym nie może przyjść do głowy, że to mógł być sabotaż. Bo mógł.

Od lat w biznesie (tym „międzynarodowym”) znany jest następujący scenariusz: wykorzystując chciwość podatnika należy wsadzić go na jakąś podatkową minę a potem zarabiać na jego kłopotach, bo on zapłaci dużo więcej za pozbycie się kłopotów niż za wszystkie korzyści podatkowe.

Nie można odrzucić tego podejrzenia. Jest również inna hipoteza: czy może ktoś zlecił owo szkodnictwo, bo „pisowskie rządy” mają wielu wrogów i zewnętrznych i wewnętrznych. Być może dzisiejsza „totalna opozycja” nie ma żadnych zahamowań. Jest do tego zdolna. W końcu trzeba „odsunąć od władzy rządy PiS”, zniszczyć wroga a cena nie gra roli. Liberałowie mieli i chyba wciąż mają również „wyśmienite relacje” z międzynarodowym biznesem zajmującym się ucieczką od opodatkowania. Może zlecenie przyszło zza granicy: jeśli tak, to na pewno musiało być „napisane cyrylicą”. Jest to jednak mało prawdopodobne, bo poza ciągłym ujadaniem na Rosję przez kilku dyżurnych „pożyteczniaków”,  obecna większość respektuje interesy rosyjskich eksportów na polski rynek, np. kupując miliony ton węgla ze szkodą dla polskich kopalń. Problem w tym, że „rządy PiS”, w tym zwłaszcza pod batutą obecnego premiera, miały (mają?) owe „wyśmienite relacje” z tym biznesem i nie rozwiązano jakiejkolwiek rządowej umowy z tzw. andersenami, które zawarto jeszcze w czasie rządów Platformy.

Co rusz będą ujawniane kolejne gafy wpisane do „Polskiego Ładu”: to równia pochyła do katastrofy wyborczej. Jednak „ludziom z rynku” można już gratulować: udało im się coś unikatowego. „Pisowskie rządy” uderzyły podatkami w swój elektorat i wciąż nie umieją wycofać się ze swoich błędów. Opozycja mogłaby przejąć władzę, gdyby się choć trochę nadawała do tej roli. Specjaliści od „ciepłej wody w kranie” mają dość wąski zakres kompetencji. Umieją jeszcze „haratać w gałę”, ale na wielkie rozgrywki jest jeszcze za zimno.

Jedyną szansą rządzących jest głęboki reset personalny: nowy rząd, w tym nowy szef resortu finansów, wiarygodny i odważny a przede wszystkim władający biegle językiem polskim, bo to dość rzadka umiejętność na tym stanowisku. Paradoks polega na tym, że napisanie poprawek do głupich przepisów jest dla kogoś kto zna się na podatkach czymś relatywnie prostym. W ciągu tygodnia można to zrobić, ale może to zrobić tylko ten, kto wie i wie, że wie. Tylko wtedy będzie miał odwagę bronić swoich koncepcji. I może zwyciężyć.

Polski Ład: Rząd stracił cnotę a rubelka nie zarobił – podsumował Kaźmierczak.

Polski Ład wyśmiany na antenie… TVP Info. To koniec jego występów w rządowej telewizji?

Wraz z początkiem 2022 roku zaczął obowiązywać Polski Ład, czyli największa rewolucja podatkowa od kilkudziesięciu lat. Rozwiązania wdrożone przez PiS zostały skrytykowane na antenie rządowej TVP Info. Ekspert ten już prawdopodobnie nigdy nie pojawi się w tej stacji.

Polski Ład w TVP Info skomentował Cezary Kaźmierczak, prezes Związku Przedsiębiorców.

Nie były to słowa, które spodobają się rządowi. Przekaz najwyraźniej wymknął się spod kontroli.

Polski Ład to rządowa propaganda – zaczął Kaźmierczak.

Następnie pytany był o beneficjentów Polskiego Ładu. – Wydaje mi się, że zbyt wielu nie będzie – podkreślił. Na uwagę prowadzącego, że według zapewnień rządowych na nowym systemie zyska 18 mln Polaków, Kaźmierczak tylko się zaśmiał.

A uwzględniając inflację, wielu dostanie niewiele. Trochę w filmie „Bruce Wszechmogący”, gdzie wszyscy wygrali centa albo pół centa w totolotka, żeby było „sprawiedliwie”. Jest to projekt bardzo źle przygotowany, o czym ostrzegaliśmy – kontynuował ekspert.

Bardzo ubolewam, że przegrałem walkę o Polski Ład. Dążyłem do tego, żeby zrobić w tym roku wyższą kwotę wolną od podatku na poziomie 30 tys. zł, a resztę odłożyć i zrobić to porządnie – mówił prezes ZPP.

Dzisiaj widać, jaki temu towarzyszy chaos. To bardzo dobra ilustracja rosyjskiego powiedzenia. Rząd stracił cnotę i rubelka nie zarobił – podsumował Kaźmierczak.[A czy kiedyś ją miał? M. Dakowski]

Oj, po tych słowach, już prawdopodobnie nigdy więcej w TVP Info nie wystąpi.

https://nczas.com/2022/01/06/polski-lad-wysmiany-na-antenie-tvp-info-to-koniec-jego-wystepow-w-rzadowej-telewizji-video/