Antyspecyzm [zrównanie rośliny, zwierzęcia i człowieka], czyli negowanie istnienia Boga

[Antyspecyzm – czyli zrównanie rośliny, zwierzęcia i człowieka md]

Zawsze Wierni nr 6/2024 (235) czyli: https://www.piusx.org.pl/zawsze_wierni/artykul/3280

ks. Arnaud Sélégny FSSPX

Antyspecyzm, czyli negowanie istnienia Boga

Antyspecyzm definiowany jest przez Larousse’a jako „wizja świata, która odrzuca ideę hierarchii między gatunkami – a zwłaszcza wyższość istot ludzkich nad zwierzętami – i przyznająca wszystkim jednostkom, niezależnie od przynależności gatunkowej, ten sam status moralny”. Pierwsza część niniejszej analizy przedstawia ową ideę tak, jak prezentowana jest ona przez jednego ze jej najzagorzalszych propagatorów. Część druga poświęcona będzie jej krytyce.

Ze światopoglądu takiego natychmiast wyłania się następująca konkluzja: antyspecyzm stanowi – w praktyce – negację istnienia Boga.

Do konkluzji tej dojść można na dwa sposoby. Jeden z nich polega na śledzeniu toku rozumowania autora i kolejnych etapów formowania się owego antyspecystycznego światopoglądu, pomimo iż on sam terminu tego nie używa.

Osobą, którą się tu zajmiemy, jest urodzony w Bonn w 1964 r. Peter Wohlleben, inżynier leśnictwa oraz autor przetłumaczonego na 32 języki i sprzedanego w ponad milionie egzemplarzy światowego bestsellera Sekretne życie drzew, wydanego w wersji niemieckiej w 2015 r., angielskiej w 2016, a francuskiej w 2017.

Innym jego bestsellerem jest Duchowe życie zwierząt, wydane w wersji niemieckiej w 2016 r., angielskiej w 2017, a francuskiej w 2018. Podczas gdy reakcje środowiska naukowego na pierwszą z tych pozycji były mieszane, druga spotkała się już z ostrą krytyką.

Sekretne życie drzew

Odkrycie myślącego drzewa

W trakcie lektury tej książki, której pełny tytuł brzmi Sekretne życie drzew. Zdumiewające fakty ze świata drzew, czytelnik napotkać może wiele twierdzeń zaskakujących dla osoby posiadającej jakąkolwiek wiedzę na temat przyrody, choćby tylko z osobistych obserwacji.

Pierwsze spostrzeżenie autora jest takie, że drzewa potrafią gromadzić informacje oraz je przekazywać. Prawdą jest, że pozostaje to na poziomie bardzo prymitywnym, zauważa jednak, iż pewne bodźce – chemiczne, fizyczne lub termiczne – wywołują u niektórych roślin reakcje, takie jak np. produkcja przez akacje w odpowiedzi na intensywny wypas zwierząt roślinożernych śmiercionośnych toksyn.

Musimy od razu podkreślić, że używanie w tym kontekście terminów „gromadzić” i „przekazywać” jest kontrowersyjne, ponieważ sugeruje posiadanie rodzaju pamięci i języka podobnych do tych, z jakimi mamy do czynienia u istot ludzkich. W przypadku „zaatakowanej” rośliny sygnał fizyko-chemiczny wysyłany jest niezależnie od obecności „odbiorcy”.

Wohlleben posuwa się jeszcze dalej, wyjaśniając, że drzewa mówią: emitują „ultradźwięki”, będące wynikiem czysto mechanicznego zjawiska – przykładowo przerwy w przepływie soków. Wedle naszego autora, używającego śmiałego porównania, jest to „krzyk pragnienia”. Od tego do stwierdzenia, iż drzewa coś czują, pozostaje tylko jeden krok – i autor krok ten wykonuje.

Jak podkreśla: drzewa cierpią. W jego odznaczającej się niezwykle sugestywnym stylem książce nadgryziona przez jelenia siewka dębu cierpi i umiera, podobnie jak dzik pożarty przez wilka. Może to być akceptowalne jedynie jako metafora, gdyż do odczuwania bólu potrzeba zarówno zmysłów, jak i scentralizowanej struktury, pozwalającej przekształcić informację w cierpienie.

Na koniec dochodzimy do najważniejszego: drzewa są inteligentne. Wyjaśnijmy od razu, iż według autora ich odpowiednik mózgu zlokalizowany jest w pniu lub korzeniach. Pobudza go to, co znajduje się powyżej: napływ informacji, chemiczna kontrola funkcji, sygnały elektryczne, język i cierpienie.

I autor konkluduje: „Od wielu lat toczy się wśród uczonych gorący spór – czy rośliny mogą myśleć, czy są inteligentne?”1. Jak jednak przyznaje, dyskusja na ten temat nieobecna jest w publikacjach uniwersyteckich.

Fakt ten bynajmniej go nie powstrzymuje: „większość badaczy powątpiewa (…), czy (…) można widzieć w korzeniach ostoję inteligencji, pamięci i emocji”, ponieważ – jak wyjaśnia – „pojawia się niebezpieczeństwo zatarcia granic między roślinami a zwierzętami”. Stwierdza jednak: „Podział roślina / zwierzę jest tak czy owak dokonany arbitralnie i zasadza się na sposobie pozyskiwania pożywienia; ta pierwsza prowadzi fotosyntezę, to drugie zjada istoty żywe”.

Jest to skrajnie uproszczony i błędny sposób przedstawienia problemu. Wrócimy do tego w dalszej części naszej analizy.

Drzewa i ich prawa

Od odczuwania i inteligencji do posiadania praw jest już tylko jeden krok. Wohlleben opowiada się za ochroną drzew – podobnie jak zwierząt – i zaprzestaniem klasyfikowania ich jako rzeczy. Powraca do swego pełnego metafor języka, mówiąc o pochłanianych przez ogień „zwłokach buka lub dębu”. „(…) papier wielu książek powstał z rozdrobnionych, specjalnie w tym celu ściętych (a więc zabitych) świerków i brzóz”.

Następnie pojawia się oskarżenie: „Wykorzystujemy żywe istoty, które są zabijane dla naszych celów, nie ma tu co tuszować prawdy”. Moglibyśmy w tym miejscu zauważyć, iż autor wspomnianej książki – sprzedanej w milionach egzemplarzy – stał się pośrednio współwinny tej „masakry”. On sam dopuszcza wykorzystywanie, potępia natomiast przesadę: „Czy nie czerpiemy ponad miarę z leśnego ekosystemu i czy oszczędzamy przy tym drzewom niepotrzebnego cierpienia, analogicznie do postępowania ze zwierzętami użytkowymi?”.

I wymienia prawa, jakimi cieszyć się powinny drzewa:

mają [one] prawo do zaspokojenia swych potrzeb społecznych, mają prawo rosnąć w prawdziwym leśnym klimacie i na nietkniętych glebach oraz przekazać swą wiedzę następnym pokoleniom. Przynajmniej część z nich powinna mieć prawo godnie się zestarzeć, a wreszcie umrzeć naturalną śmiercią.

Duchowe życie zwierząt

W ostatnim rozdziale swej książki [Duchowe życie zwierząt] Wohlleben stawia pytanie o możliwość posiadania przez zwierzęta duszy. Po kilku wymijających zdaniach, w których przyznaje, że sam nie wierzy w życie po śmierci, gdyż przerasta to jego wyobraźnię, przypisuje posiadanie duszy wszystkim zwierzętom. Co więcej, pojmuje tę duszę zwierzęcą na sposób duszy ludzkiej.

Jak sam przyznaje w posłowiu:

U zwierząt szukam chętnie analogii do ludzi, bo nie mogę sobie wyobrazić, że zasadniczo czują one inaczej.

Tym razem mamy do czynienia nie tyle z brakiem wyobraźni, co raczej jej nadmiarem:

(…) kto zrozumiał, że jelenie, dziki bądź kruki wiodą swoje własne, idealne życie i czerpią z niego mnóstwo radości, ten może zdoła okazać szacunek nawet maleńkiemu ryjkowcowi, który wesoły i zadowolony krząta się w ściółce starych lasów2.

Zwieńczenie tego uproszczenia stanowi ostatnie zdanie, które utożsamia szczęście ludzkie z wyrzutem hormonów. Tym samym sugeruje się, że także zwierzęta, które również posiadają takie hormony, zdolne są do pragnienia ożywiającego wyłącznie rodzaj ludzki. Asymilacja jest niemal całkowita.

Bilans

Wszystko to wynika w znacznej mierze z nieświadomości tego, czym jest w istocie życie, wszelkie życie. A także z błędnego postrzegania kosmosu, który jest harmonią – taka jest właśnie etymologia tego słowa – harmonią pomiędzy istotami, porządkiem ustanowionym przez Boga, będącego Najwyższym Dobrem całego stworzenia.

Jednakże – i jest to bardzo ważne – harmonia ta może istnieć jedynie pomiędzy różnymi i zhierarchizowanymi istotami. O absolutnej równości mówić możemy jedynie w odniesieniu do świata minerałów. To proste spostrzeżenie pokazuje, że antyspecyzm jest wprost sprzeczny z wolą Boga i stanowi odrzucenie Jego istnienia.

* * *

Czym jest życie?

Aby zrozumieć niedorzeczność krytykowanej przez nas idei oraz jej nieadekwatność w odniesieniu do rzeczywistości, konieczne jest krótkie omówienie tego pojęcia.

Trzeba przede wszystkim podkreślić, że słowo „życie” jest terminem abstrakcyjnym, a nie konkretnym. Używane jest na określenie żyjących, ożywionych istot. Jednak samo w sobie oznacza wyłącznie kategorię istot. „Życie” nie istnieje, są jedynie istoty żywe.

Jest to ważne, ponieważ słowo to nie oznacza w istocie tego samego, gdy stosowane jest do różnych klas istot żywych. Życie ludzkie, życie zwierzęce czy też życie roślin absolutnie nie są tym samym. Z pewnością mówić możemy o podobieństwie, jednak nie o tożsamości3.

Podobnie jest, gdy mówimy o życiu Boga, życiu aniołów czy też życiu ludzkim. Choć używane jest to samo słowo, istnieją znaczne różnice, zwłaszcza jeśli porównamy życie Stwórcy do życia Jego stworzeń – aniołów lub ludzi.

Tak więc w naszym stworzonym świecie materialnym konieczne jest podzielenie istot żyjących na trzy kategorie: rośliny, zwierzęta i ludzi. Twierdzenie, że żyją, równoznaczne jest z uznaniem, że posiadają duszę, ponieważ z definicji (i z doświadczenia – to jednak inny temat) to, co żywe, różni się od nieożywionego dzięki tej części siebie, która pozwala na uznanie go za takie: zasadzie życia, duszy.

Już najprostsza obserwacja pozwala na odróżnienie rośliny od zwierzęcia oraz od człowieka. Różnica polega na duszy, jaką każde z nich posiada, a także rodzaju życia, jaki ona wywołuje i realizuje w połączonym ze sobą ciele.

Dusza wegetatywna

Niektórzy mogą być zdziwieni tym twierdzeniem o istnieniu duszy wegetatywnej, niemniej jest to prawda. Powinno się jednak pamiętać, aby nie przypisywać duszy wegetatywnej cech dusz ludzkiej: dusza ta znika całkowicie po śmierci rośliny.

Dusza wegetatywna posiada swoiste funkcje: odżywianie rośliny, jej wzrost i wreszcie jej rozmnażanie. To życie wegetatywne jest podstawą wszelkiego życia i funkcje owe posiadają wszystkie istoty żyjące – a przynajmniej rozmnażanie, jak w przypadku wirusa, który mówiąc ściśle, nie odżywia się ani nie rośnie.

Dusza zwierzęca

Dusza zwierzęca poza funkcjami wegetatywnymi – które realizuje w sposób doskonalszy od duszy roślinnej – posiada też inne funkcje, specyficzne dla zwierzęcia: zmysłowość powiązaną z pięcioma zmysłami (w przypadku zwierząt posiadających je wszystkie); zwierzęce namiętności, takie jak pociąg, pożądanie, strach lub gniew, instynkt; zdolność dostosowywania się, w pewnych granicach, do zmian otoczenia, np. w celu zdobycia pożywienia lub znalezienia partnera do rozmnażania; a wreszcie zdolność do przemieszczania się (w przypadku zwierząt ją posiadających).

Ważne jest, aby zrozumieć, że życie, które cechuje zwierzę, jest życiem określanym jako zmysłowe, jako iż opiera się ono na działaniu zmysłów. Życie wegetatywne nie jest dla zwierzęcia swoiste, posiada je ono jednak na swój własny sposób – życie to odpowiada za tworzenie kości i krwi, skurcze mięśni, zdolność do wydawania dźwięków etc. To proste spostrzeżenie pozwala zrozumieć, jakie wypaczenie rzeczywistości stanowi mieszający wszystkie stopnie życia antyspecyzm.

Dusza ludzka

I na koniec, stanowiąca najwyższy stopnień, dusza ludzka dodaje do funkcji wegetatywnych oraz zmysłowych swą własną aktywność, wynikającą z jej władz duchowych – w sensie ducha, a nie życia nadprzyrodzonego – ponieważ dusza ludzka jest duchem, stworzonym na obraz będącego duchem Boga. Ten duch ludzki, w odróżnieniu od będącego czystym duchem anioła, jest również duszą ożywiającą ciało.

Pierwszą cechą duszy ludzkiej jest jej nieśmiertelność. Istnieje ona po śmierci ciała, z którym była połączona, ponieważ – jako duch – posiada w sobie zasoby odrębnego życia, choć nieco osłabione poprzez utratę ciała.

Właściwym życiem duszy ludzkiej jest życie jej intelektu i woli, które są również duchowe i których istnienie oraz działanie nie jest zależne od ciała. Tak więc istota życia ludzkiego polega na poznawaniu prawdy, zarówno spekulatywnej (czysta wiedza), jak i praktycznej, a także na praktykowaniu cnoty.

Żadne zwierzę – i a fortiori4 żadna roślina – nie jest w stanie osiągnąć w najmniejszym choćby stopniu tego swoistego ludzkiego życia. Zwierzęta pozostają zwierzętami, którym jedynie ludzka wyobraźnia przypisuje niekiedy ludzkie uczucia. Może być to dobry sposób na zilustrowanie jakiejś nauki za pomocą bajki, jeśli jednak ktoś – na swe nieszczęście – weźmie tę bajkę za prawdę, utracić może zrozumienie, czym w istocie jest zwierzę.

Fałszywa równość

Często mówi się, że człowiek stworzony został przez Boga dla Niego samego, zaś Wszechświat dla człowieka. Nie takie jest jednak nauczanie św. Tomasza z Akwinu, który stwierdza, że Bóg pragnie przede wszystkim dobra Wszechświata, owej kosmicznej harmonii będącej najdoskonalszym stworzonym obrazem potęgi i dobroci Boga. We Wszechświecie tym człowiek zajmuje szczególne miejsce. Postawiony został nad wszystkimi innymi stworzeniami materialnymi.

Święty Tomasz wyjaśnia swą myśl w bardzo pięknym rozdziale Summy teologii (I, q. 47, a. 2) zawartej w traktacie o stworzeniu. Stawiając pytanie: „Czy nierówność rzeczy jest od Boga?”, odpowiada na nie:

Wobec tego należy odpowiedzieć, że mądrość Boga, jak jest przyczyną odrębności – rozmaitości rzeczy, tak jest przyczyną i ich nierówności (…).

Otóż odrębność formalna [między gatunkami] koniecznie wiąże się z nierównością. (…) Stąd też w przyrodzie gatunki wydają się być uporządkowane według stopni. I tak: związki (mixta) są doskonalsze od elementów, rośliny od minerałów, zwierzęta od roślin, ludzie od reszty zwierząt; a i w każdym z nich znajdują się gatunki: jeden doskonalszy od drugiego. A więc: jak Boża mądrość jest przyczyną odrębności, różnorakości rzeczy – a to dla doskonałości Wszechświata – tak również i nierówności5.

Doskonałość stworzenia zależy od stopnia, w jakim kocha je Bóg, a także od udziału w Jego własnej doskonałości. Uczy tego pięknie sam św. Tomasz: minerał stanowi odzwierciedlenie Boga, ponieważ istnieje; roślina – ponieważ żyje; zwierzę – ponieważ czuje i potrafi się przystosować (częściowo) do swego otoczenia; człowiek zaś, ponieważ posiada duszę, intelekt oraz wolę. Jest on więc czymś więcej niż jedynie odzwierciedleniem – jest obrazem.

Człowiek otrzymał zatem znacznie więcej niż wszystkie inne materialne istoty stworzone; jest tak, ponieważ jest on bardziej kochany przez Boga. Nie mówiąc już o tym, iż jego natura zdolna jest do przyjęcia najwznioślejszego daru, który upodabnia go do Boga w niezrównany sposób – łaski, czyniącej go dzieckiem Bożym i pozwalającej mu uczestniczyć w życiu samego Stwórcy.

To właśnie poprzez nierówność pomiędzy owymi naturalnymi porządkami oraz ich harmonię Wszechświat głosi chwałę Bożą.

Niedorzeczne prawo

Absurdem jest przypisywanie praw komukolwiek poza człowiekiem, czyli istotą ludzką. Postaramy się to pokrótce wykazać.

Prawo zakłada pewną równość

Zasadniczo prerogatywy są czymś przysługującym na mocy prawa, czy to naturalnego, czy to ludzkiego. Prawo jest przedmiotem cnoty sprawiedliwości. Co więcej, prawo jest relacją równości, ponieważ rodzi się z potrzeby porządku we wspólnocie. Równość ta nie jest materialna, ale moralna, ponieważ dotyczy działań człowieka, które musi on dostosować do działań innych, aby osiągnąć dobro wspólne.

Wszystkie te cechy wykluczają możliwość posiadania prawa przez kogokolwiek poza istotą ludzką: to właśnie z tego powodu antyspecyści chcą zrównać wszystkie istoty żywe, głosząc całkowitą (niemalże) równość między gatunkami.

Zdolność prawna

Osoba ludzka jest jednostką o naturze rozumnej, umożliwiającej jej rozumienie swego najwyższego dobra i zdolną do osiągnięcia w społeczności [naturalnej] doskonałości.

Wynika z tego zdolność prawna, która nie jest ani autonomią woli, ani wolnością, jaką ona zakłada, ani też pragnieniem władzy czy potęgi, ale zdolnością do solidarnego dążenia do celu wspólnego.

Obejmuje to poczucie odpowiedzialności, tj. możliwość dobrowolnego nakładania na siebie ograniczeń. Zakłada też zdolność do zrozumienia, że ograniczenie nakładane przez rozum lub prawo na wszelkiego rodzaju relacje społeczne, w celu osiągnięcia dobra wspólnego, jest faktycznie prawem.

Mówiąc w skrócie: zdolność prawna zakorzeniona jest w intelekcie, umiejscowiona jest w woli – i czerpie swe bezpośrednie uzasadnienie z możliwości prawa, a przede wszystkim dobra wspólnego.

Podmiot prawa

Każdy człowiek jest podmiotem prawa i otrzymuje zdolność prawną od swego Stwórcy.

Dusza ludzka stanowi obraz Boga. Taki właśnie, według św. Tomasza, jest raison d’être jej atrybutów.

W oczach filozofa wszystkie prerogatywy człowieka wynikają z rozumności jego natury. Jedynie człowiek posiada osobisty cel, do którego dąży.

Fundamentem praw osoby ludzkiej jest jej panowanie (dominium) nad Wszechświatem oraz własnymi działaniami. Dzięki swej wrodzonej dyspozycji jest on [człowiek] w stanie realizować dobro całego Wszechświata.

Czym jest owo panowanie? Obejmuje ono trzy elementy: podmiot, którego dotyczy relacja wyższości lub zwierzchnictwa; osobę lub rzecz, względem której zwierzchnictwo to jest wykonywane; oraz podstawę tej relacji, tj. władzę wynikającą ze statusu osoby rozumnej i wolnej.

Panowanie to przedstawiane jest jako psychologiczny i naturalny atrybut człowieka:

Człowiek zaś różni się od stworzeń nierozumnych tym, że jest panem swych czynów. Dlatego te tylko czynności zwą się właściwie ludzkimi, których człowiek jest panem. Człowiek zaś jest panem swych czynów dzięki rozumowi i woli6.

Panowanie to przekształca się we władzę moralną oraz prawną jedynie wówczas, gdy dotyczy przedmiotów rozumnych: „Dobroć woli zależy od rozumu z tego samego powodu, dla którego zależy od przedmiotu”7. Tak więc przedmiot rozważanego aktu stanowi podstawę, przyczynę oraz miarę władzy moralnej – i to w przypadku wszystkich cnót moralnych.

A drzewa?

Czy trzeba o to pytać? Jeśli mówimy o prawach zwierząt, roślin czy natury, to albo przenosimy się w świat fantazji, albo chodzi o uregulowanie obowiązków człowieka względem Wszechświata, w którym, od aktu stworzenia, Bóg umieścił go i który mu powierzył. Wówczas jednak jest to prawo narzucane przez człowieka samemu sobie: aby uniknąć zniszczenia środowiska, w którym żyje, zepsucia moralnego wskutek bezrozumnego okrucieństwa wobec zwierząt oraz dla poskromienia żądzy bogacenia się kosztem swych bliźnich lub potomków.

Podsumowanie

Antyspecyzm jest nie tylko nonsensem intelektualnym, ale stanowi też praktyczne zanegowanie istnienia Boga. Negowanie hierarchii bytów oraz porządku Wszechświata oznacza w istocie negowanie istnienia Boga. Na nich właśnie opierają się czwarta i piąta „droga”, którymi św. Tomasz dowodzi Jego istnienia.

Kwestionując je mniej lub bardziej otwarcie, antyspecysta pośrednio acz w sposób nieunikniony odrzuca istnienie Stwórcy – i sądząc, iż wynosi rośliny oraz zwierzęta do poziomu człowieka, degraduje w rzeczywistości siebie samego do ich poziomu.

Za fsspx.news tłumaczył Tomasz Maszczyk8.

Przypisy

  1. Wszystkie fragmenty książki The Hidden Life of Trees za: P. Wohlleben, Sekretne życie drzew, tłum. E. Kochanowska, Wyd. Otwarte, Kraków 2016.
  2. Tekst polski za: P. Wohlleben, Duchowe życie zwierząt, tłum. E. Kochanowska, Wyd. Otwarte, Kraków 2017.
  3. Chodzi tu o zasadę analogii, która jest kluczowa dla zrozumienia filozofii tomistycznej w ogóle – przyp. red.
  4. tym bardziej (łac.) – przyp. red.
  5. Tekst polski za: św. Tomasz z Akwinu, Bóg Stwórca; Aniołowie, przeł. P. Bełch OP, Veritas, London 1978, s. 35–36, „Suma Teologiczna” t. 4.
  6. Św. Tomasz z Akwinu, Cel ostateczny, czyli szczęście, oraz uczynki ludzkie, przeł. F. Bednarski OP, Veritas, London 1963, s. 7, „Suma Teologiczna” t. 9.
  7. Tamże, s. 191.
  8. tinyurl.com/antyspecyzm1 [oraz] tinyurl.com/antyspecyzm2 [dostęp: 11.09.2024].

Franciszek w Indonezji. Na czele nowej religii “Ku światłu”

Franciszek w Indonezji. Chrześcijaństwo i islam… wspólną drogą ku „światłu”

pch24.pl/franciszek-w-indonezji-chrzescijanstwo-i-islam-wspolna-droga-ku-swiatlu

(PAP/EPA/YASUYOSHI CHIBA / POOL )

Chrystus powiada o Sobie, iż jest światłością świata. Papież w Indonezji naucza, że światłością są chrześcijanie i muzułmanie. Zmierzają wspólnie ku ostatecznemu celowi na drodze braterstwa; a różnice w rytach i doktrynie są tylko powierzchnią, bo to, co naprawdę istotne, jest ukryte pod spodem.

Papież Franciszek udał się w podróż do Azji Południowo-Wschodniej: Indonezji, Papui Nowej Gwinei, Timoru Wschodniego i Singapuru. W krótkiej notce opublikowanej na PCh24.pl sugerowałem niedawno, że podróż ta może stać się okazją do zakomunikowania wielu stwierdzeń, które będą graniczyć z błędami indyferentyzmu religijnego. Niestety, to przewidywanie okazało się nazbyt optymistyczne: podczas spotkań z muzułmanami w Indonezji Franciszek konsekwentnie traktował ich tak, jakby nie potrzebowali żadnego nawrócenia, a islam był w pełni uprawnioną drogą, która prowadzi ich ku Bogu. W płaszczyźnie zarówno słów jak i symboli podróż stała się narzędziem utożsamiania Boga Trójjedynego z Allahem. Chrystus to wielki nieobecny papieskich wystąpień, a ostatecznym celem Kościoła i człowieka stało się prowadzenie drogą braterstwa „ku światłu” – bynajmniej nie w Chrystusie Panu.

Skupię się tu wyłącznie na tych działaniach i słowach Franciszka, które były adresowane do muzułmanów. Wyznawcy islamu stanowią lwią część populacji Indonezji i byłoby rzeczą naturalną, gdyby następca św. Piotra, spotykając się z nimi, starał się choćby w najdelikatniejszy możliwy sposób zachęcić ich do zainteresowania Osobą Zbawiciela. Nie chodzi bynajmniej o nachalne wzywanie do dołączenia do Kościoła katolickiego, ale o próbę takiego naświetlenia Pana Jezusa, żeby wywołać wśród islamskich słuchaczy pragnienie bliższego poznania Syna Bożego. Niestety: bazując na oficjalnych materiałach publikowanych przez Stolicę Apostolską można stwierdzić, że nic takiego nie miało miejsca. Papież Franciszek przez całą podróż konsekwentnie zachowywał się tak, jakby islam był absolutnie równoprawną religią. Mówiąc krótko: Ojciec Święty działał w pełnej zgodzie z literą deklaracji z Abu Zabi, którą w 2019 roku podpisał wraz z Wielkim Imamem z Al-Azhar w Kairze, Ahmadem al-Tayyebem, według której Bóg życzy sobie istnienia różnych religii.

4 września papież wygłosił w pałacu prezydenckim w Dżakarcie przemówienie adresowane do władz Indonezji. Zawarł w nim wiele pozytywnych elementów, na przykład potępienie aborcji oraz wezwanie do wielodzietności, co zasługuje na pochwałę. Niestety, gdy idzie o świadectwo religijne, było skrajnie niekatolickie. W całym wystąpieniu ani razu nie padło imię Pana Jezusa. Papież mówił wprawdzie o Kościele katolickim, ale jego misję przedstawił wyłącznie w kategoriach doczesnych. Stwierdził:

„Kościół katolicki służy dobru wspólnemu i pragnie wzmocnić współpracę z instytucjami publicznymi i innymi podmiotami społeczeństwa obywatelskiego, ale nigdy nie prozelityzuje i zawsze szanuje wiarę każdego człowieka. Kościół pragnie zachęcać do tworzenia bardziej zrównoważonej tkanki społecznej i zapewnić bardziej skuteczną i sprawiedliwą dystrybucję pomocy społecznej”.

Innymi słowy, Kościół w papieskim świadectwie skierowanym do wyznawców fałszywej religii został sprowadzony do roli organizacji dobroczynnej o celach wyłącznie materialistycznych.

5 sierpnia papież wygłosił przemówienie w największym meczecie Indonezji, Istiqlal w Dżakarcie, uczestnicząc w spotkaniu międzyreligijnym, gdzie obecni byli z natury rzeczy głównie muzułmanie (choć nie tylko oni). Rozpoczął od określenia meczetu mianem „wielkiego domu ludzkości”, do którego „każdy może wejść, robiąc miejsce dla tęsknoty za nieskończonością, którą każdy z nas nosi w sercach”.

Następnie papież zaczął mówić obrazowo o jedności islamu i chrześcijaństwa. Odwołał się do bardzo specyficznego rozwiązania architektonicznego związanego z meczetem Istiqlal. Otóż meczet ów znajduje się naprzeciwko katolickiej katedry Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny. Obie świątynie są połączone tunelem, który nazywa się „Tunelem Przyjaźni”.

Franciszek wykorzystał ten obraz, by przedstawić chrześcijaństwo oraz islam jako dwa porządki kulturowo-obrzędowe, które opierają się na tej samej głębokiej zasadzie, jaką jest dążenie do poszukiwania nieskończoności. Proszę uważnie przeczytać słowa papieża:

„Na powierzchni zarówno w meczecie jak i katedrze są przestrzenie, które są definiowane i odwiedzane przez swoich wiernych, ale pod ziemią w tunelu ci sami ludzie mogą spotkać się ze sobą i z perspektywą religijną drugiego. Ten obraz przypomina nam o ważnym fakcie, że widzialne aspekty religii – ryty, praktyki i tak dalej – są dziedzictwem, które należy strzec i szanować. Możemy jednak powiedzieć, że to, co leży “pod spodem”, co biegnie w podziemiach, jak “Tunel Przyjaźni”, jest jednym wspólnym korzeniem dla wszystkich wrażliwości religijnych: to poszukiwanie spotkania z boskością, pragnienie nieskończoności, które Wszechmocny umieścił w naszych sercach, poszukiwanie większej radości i życia silniejszego niż jakikolwiek rodzaj śmierci, które ożywia podróż anszego życia i nakłania nas do przekroczenia naszych granic, by spotkać Boga. Pamiętajmy tutaj, że patrząc głębiej, ujmując to, co płynie w głębinie naszego życia, to znaczy pragnienie pełni mieszkające na dnie naszego serca, odkrywamy, że wszyscy jesteśmy braćmi i siostrami, wszyscy jesteśmy pielgrzymami na naszej drodze do Boga, ponadto, co nas od siebie różni”.

Jak Państwo widzą, papież Franciszek bardzo wyraźnie sprowadza tutaj różnice religijne do tego, co powierzchowne, wskazując, że to, co naprawdę istotne – jest ukryte gdzieś pod spodem. Mamy do czynienia z klasycznym przykładem herezji modernistycznej, która wszystkie religie wywodzi od wewnętrznego i wrodzonemu każdemu człowiekowi poczucia boskości. Zarazem rzecz jest typowa dla środowisk wolnomularstwa deistycznego. Znamienne, że niepodległa Indonezja powstała przy dużym udziale masonerii, zaimplementowanej w tym kraju przez Holendrów; loże holenderskie są związane z masonerią anglosaską, która – w przeciwieństwie do masonerii dominującej dziś we Francji – nie jest ateistyczna, ale zasadniczo „deistyczna”. Papieska interpretacja „Tunelu Przyjaźni” wpisuje się w idee krzewione przez te grupy: nie chodzi tu wyłącznie o czysto praktyczną przyjaźń, ale o przejawiającą się na najgłębszym poziomie faktyczną (rzekomą) jedność islamu i chrześcijaństwa.

Być może jeszcze wyraźniej wybrzmiało to w krótkim przemówieniu, które Franciszek wygłosił w samym „Tunelu Przyjaźni”. Powiedział tam między innymi:

„Kiedy myślimy o tunelu, łatwo pojawia się nam obraz ciemnego przejścia. Może to być przerażające, zwłaszcza gdy jesteśmy sami. Tutaj jest jednak inaczej, bo wszystko jest oświecone. Chciałbym wam powiedzieć, że to wy jesteście światłem, które to oświeca; czynicie tak poprzez swoją przyjaźń, poprzez harmonię, którą krzewicie, wsparcie, którego sobie udzielacie, przez wspólne podróżowanie, które ostatecznie prowadzi was do pełni światła. My, którzy należymy do różnych tradycyji religijnych, mamy rolę do odegrania w niesieniu każdemu pomocy w przekraczaniu tuneli życia z oczami utkwionymi w świetle. Wtedy, na końcu podróży, będziemy w stanie rozpoznać w tych, którzy szli obok nas, brata i siostrę, z którym możemy dzielić życie i nawzajem sobie pomagać”.

W nauce Kościoła to Jezus Chrystus jest Światłem, które przychodzi ze Wschodu. W powyższej wypowiedzi papieskiej symbolika światła została jednak wykorzystana zupełnie inaczej. Ku światłu zmierzają nie tylko chrześcijanie, ale również muzułmanie – innymi drogami, niemniej jednak do dokładnie tego samego celu. Więcej nawet: podczas gdy nasz Pan Jezus Chrystus mówi o Sobie: „Ja jestem światłością świata4. Kto idzie za Mną, nie będzie chodził w ciemności, lecz będzie miał światło życia” (J 8, 12), papież Franciszek dokonuje jakby trawestacji tych słów, nazywając „światłem” chrześcijan i muzułmanów. Mamy do czynienia nie tylko z rozciągnięciem wymiaru światłości z chrześcijaństwa również na islam, ale także z przeniesieniem tego wymiaru z Boga-Człowieka na ludzi jako takich, co, znowu, zgodne jest z gnostycko-masońską koncepcją samooświecenia, która zakłada, iż przedzierając się poprzez różnorodne ryty i praktyki religijne człowiek odkrywa, iż jest tożsamy z bóstwem, w ten sposób osiągając pełnię swojego istnienia – w samym sobie.

W dalszej części Franciszek powiedział też:

„Przyjmując innych i szanując ich tożsamość, braterstwo wzywa ich na wspólnej drodze, którą kroczymy w przyjaźni, prowadząc ku światłu”.

Podczas gdy Chrystus Pan naucza, iż podążanie za Nim prowadzi do światła, papież Franciszek uczy, że do światła prowadzi chrześcijan i muzułmanów co innego, a mianowicie podążanie drogą braterstwa.

Innymi słowy, zbawienie zdaje się nie leżeć w Chrystusie, ale w braterstwie, co – czy nam się to podoba, czy nie – znowu odnosi nas do masońskich ideałów, wyrażonych lapidarnie w okrwawionym haśle francuskiej rewolucji.

Wszystkie papieskie cytaty pochodzą z oficjalnej strony Watykanu, każdy może je sprawdzić.

Paweł Chmielewski

Czworo bohaterów “niemieckiej wiary”: Jak zaprezentuje się przewodniczący niemieckiego episkopatu?

Czterech bohaterów hipokryzji: Jak zaprezentuje się przewodniczący niemieckiego episkopatu? Katholikentag

Diecezja Limburg, Niemcy, na czele z Georgem Bätzingiem, przewodniczącym niemieckiego episkopatu, wymyśliła cztery postacie dla swojej obecności na “Katholikentag” w Erfurcie w dniach 29 maja – 2 czerwca.

“Katholikentag” to przypominające festiwal narodowe spotkanie “katolików” w Niemczech, które odbywa się mniej więcej co 2-4 lata.

Czterej bohaterowie Bätzing to: Fantastic Rainbow, Dr Future, Captain Liberty i PaxMan (wszystkie nazwy oryginalnie w języku angielskim). Uczestnicy Katholikentag mogą zrobić sobie z nimi zdjęcie.

Postacie zostały narysowane przez ilustratora, który szkolił się w Warner Brothers i Walt Disney Studios:

– Dr Future jest bohaterką histerii klimatycznej i środowiskowej.

– Kapitan Liberty to bohaterka walcząca o “demokrację”, “wolność” i [bez sarkazmu] “wolność słowa”.

– Fantastic Rainbow to “niebinarna” postać promująca homoseksualność.

– Paxman przynosi pokój wszędzie tam, gdzie panuje niepokój.


Postacie takie jak Jezus Chrystus, Matka Boska, św. Józef i inne mają oczywiście niewielkie znaczenie w diecezji Bätzing.

Kabała – tajemnicza odsłona judaizmu. Sprawa „Starszego Brata” [Część 2]

Kabała – tajemnicza odsłona judaizmu. Sprawa „Starszego Brata” [Część 2]

pch24.pl/kabala-tajemnicza-odslona-judaizmu-sprawa-starszego-brata-czesc-2

Zainicjowany przez Sobór Watykański II trudny dialog między judaizmem a chrześcijaństwem niejako wymógł na katolikach uznawanie religii żydowskiej za silnie związaną z katolicką. Spójrzmy jednak na pewne aspekty judaizmu, które utrudniają katolikom postrzeganie tej religii jako „bratniej”.

Żydowski mistycyzm

Niektórzy Żydzi bardzo wcześnie, bo już na przełomie er, zaczęli poszukiwać dróg poznania sacrum poza Pismami natchnionymi przez Boga – oto początki tzw. kabały, przed którą przestrzegają dziś egzorcyści. Prawowierny do czasów mesjańskich kult lewicki przesiąknął ideami gnostyckimi i ezoterycznymi. Zaczęto tworzyć opowieści o dualizmie Absolutu, który rzekomo miał mieć swą jasną i ciemną stronę – była to próba wyjaśnienia obecności zła na Ziemi. Co więcej, w średniowieczu środowiska rabinistyczne zaczęły nawet akceptować ideę metempsychozy (reinkarnacji, wędrówki dusz). Znawca historii Żydów Benjamin Kerstein twierdzi, iż kabała reprezentuje żydowską formę tego, do czego dążą wszystkie tradycje mistyczne – to bezpośrednie i intymne poznanie boskości na poziomie wykraczającym poza intelekt. Związek kabały z judaizmem podsumowuje na swoim kanale na YouTube religijny Żyd Elijahu Josef Parypa – nazywa on kabałę “działem religii żydowskiej”.

Na przestrzeni wieków powstawały rozmaite dokumenty judaistyczne, jak np. kodeks Szulchan aruch autorstwa Józefa ben Efraima Karo – rabina, talmudysty, kabalisty i mistyka żyjącego na przełomie XV i XVI w. To właśnie on w pierwszej części tegoż pisma skodyfikował Chanukę – wynika z tego, że osoby odpowiedzialne za dzisiejszy kształt judaizmu, takie, jak wspomniany Józef ben Efraim Karo, pławiły się w kabale. Ta hermetyczna droga Żydów-mistyków opiera się na “wiedzy” i “mądrości”, jak wskazują najstarsze jej definicje. Według kabały “spożywanie z drzewa wiedzy” pozwoliło duszy ludzkiej w pełni się rozwinąć, a wąż tak naprawdę był pośrednikiem w realizacji planu Stwórcy.

Kabaliści stworzyli sobie niejako nowe uniwersum pełne archaniołów, duchów i innych nadprzyrodzonych sił, z którymi człowiek ma nauczyć się obcować, by osiągnąć stan “oświecenia”. Fundamentalne znaczenie w kabale ma tzw. Drzewo Życia, które składa się z 10 elementów zwanych sefirami. Funkcjonują one jako stopnie “emanacji boskiego światła” i stanowią kolejne poziomy wtajemniczenia w ów “mistycyzm”. Sefiry są połączone tzw. kluczami Salomona, czyli rodzajem dróg komunikacji między poszczególnymi szczeblami poznania.

Według kabalistów pierwszy człowiek Adam miał otrzymać tajemną wiedzę o świecie od anioła, a wiedza ta miała być przekazywana wtajemniczonym z pokolenia na pokolenie. Szczególną rolę przypisywano świętym literom hebrajskiego alfabetu, których wypowiedzenie mogło urzeczywistnić cele i zdarzenia.

Prof. Tyloch pisze: Główne założenia kabalizmu zostały przedstawione w księdze Zohar, powstałej ok. 1300 r., która w formie komentarza do Pięcioksięgu stara się wyjaśnić ukryty sens opowieści biblijnych i boskich przykazań.

Kabała przeżywała swój rozkwit w XII w. wśród Żydów hiszpańskich. Jak twierdzi prof. Tyloch, była ona połączeniem dawnej mistyki żydowskiej, babilońsko-perskiej astrologii, neopitagoreizmu i manicheizmu z mistyczną filozofią islamu. Przekazywała wiedzę tajemną o świecie tylko wtajemniczonym, wprowadzała system amuletów z napisami o magicznej mocy. Stworzyła też naukę o wcielaniu się obcej duszy w ciało człowieka oraz nauczała o wędrówce dusz. Jak kabalistyczna “teoria” wykorzystywana jest w praktyce? Praktyczny wymiar kabały obejmuje rytuały zdobywania i korzystania z mocy, aby wywołać zmiany w świecie (i w światach niebiańskich). Moc ta jest generowana poprzez przestrzeganie przykazań, przywoływanie i kontrolowanie sił anielskich i demonicznych oraz czerpanie z nadprzyrodzonych energii obecnych w stworzeniu. Prawdziwy mistrz tej sztuki realizuje ludzki potencjał bycia współtwórcą z Bogiem, gdyż postrzega Stwórcę i stworzenie jako kontinuum, a nie odrębne byty.

W zakresie zainteresowań kabalisty znajdziemy astrologię, wróżbiarstwo, alchemię, przywoływanie duchów, szkoły ezoteryczne, amulety, tajemnicze inskrypcje itp. W zbiorach Centralnej Biblioteki Judaistycznej znajdują się bardzo stare, kabalistyczne rękopisy. Można w nich dostrzec m.in. ilustracje astrologiczne – przedstawienia znaków zodiaku, które umieszczone są na jednej stronie obok menory, Gwiazdy Dawida, czy mojżeszowych tablic z Dziesięcioma Przykazaniami. Tymczasem Stary Testament mówi przecież jasno: Niechaj się stawią, by cię ocalić, owi opisywacze nieba, którzy badają gwiazdy, przepowiadają na każdy miesiąc, co ma się z tobą wydarzyć. Oto będą jak źdźbła słomiane, ogień ich spali. Nie uratują własnego życia z mocy płomieni. (Iz 47:13-14)

Kościół Katolicki wobec magii

Wiara w możliwość odkrycia znaczenia, zinterpretowania i wykorzystania dla własnych celów znaków zsyłanych przez siłę nadprzyrodzoną i wykorzystywanie takiej wiedzy w praktyce to wiara w magię. Ks. dr hab. Paweł Wygralak z Uniwersytetu Adama Mickiewicza w Poznaniu w publikacji „Zło magii w pastoralnych wskazaniach Ojców Kościoła” pisze:

Na magię składało się wiele różnych dyscyplin, wśród których należy wymienić m.in. astrologię, alchemię, wróżbiarstwo, nekromancję, oniromancję czy teurgię. Izydor z Sewilli w Etymologiach omawiając praktyki magiczne wymienia liczne techniki wróżenia: wróżenie z zachowania ptaków – auguria, auspicia, wróżenie z wnętrzności zwierząt – haruspicja, wróżenie z obserwacji zjawisk atmosferycznych, przede wszystkim w czasie burzy – aeromancja, wróżenie dzięki nawiązaniu kontaktu z umarłymi – nekromancja, wróżenie z użyciem wody – hydromancja, wróżenie z wybranych ksiąg – sortes sanctorum, przewidywania biegu życia człowieka na podstawie układu gwiazd w dniu narodzin – astrologia.

Oprócz wskazanych przez biskupa Sewilli świat starożytny znał jeszcze wiele innych metod wróżenia, jak np. ichtyomanteia – wróżby z zachowania się ryb w wodzie; pyromanteia – wróżenie ze sposobu palenie się drewna – znaczenie miał tu rodzaj płomienia, wydobywający się z niego dym, kierunek dymu; meteoromanteia – wróżenie z obserwowanych zjawisk atmosferycznych, przede wszystkim z błyskawic i grzmotów w czasie burzy; kleromanteia – wróżenie z ruchu najrozmaitszych przedmiotów, np. zawieszonych na nitce pierścieni; chiromanteia – wróżenie na podstawie linii na dłoni człowieka; arytmomanteia – wróżenie z cyfr. Znane były też formy wróżenia, które wymagały przelewu krwi człowieka.

Według autora olbrzymie znaczenie miało wypowiadanie określonych formuł oraz noszenie amuletów i talizmanów odczyniających uroki, chroniących przed nimi lub przynoszących szczęście.

Chrześcijaństwo rodziło się w czasie, gdy magia miała zastosowanie w praktyce. Władcy korzystali z usług magów lub druidów, na podstawie zdania „czarowników” czy astrologów podejmowane były strategiczne decyzje. Było to wówczas czymś naturalnym. Ks. Wygralak wskazuje, że celem praktyk magicznych było uzyskanie władzy nie tylko nad przyrodą, ale także nad losem istot i przebiegiem wydarzeń, co w sposób oczywisty kłóci się z ideą chrześcijańską, w której nadrzędną wartością jest ufność w Bożą Opatrzność.

Ojcowie Kościoła byli przekonani, że magia jest dziełem diabła, który nie tylko inicjuje takie praktyki, ale także w nich uczestniczy, a w końcu jest ich beneficjentem zdobywającym tym sposobem ludzkie dusze. Takie poglądy przedstawiał np. św. Jan Chryzostom czy św. Augustyn, który uważał ponadto praktyki magiczne za kult diabła. W nauczaniu Ojców Kościoła wszelkie praktyki magiczne były grzechem ciężkim – grzechem świętokradztwa, a także formą zniewolenia człowieka, który uzależniał się od magicznych rytuałów, przesądów i wróżbiarstwa.

Maria Piechocka-Kłos z Uniwersytetu Warmińsko-Mazurskiego w Olsztynie w publikacji „Wróżbiarstwo i praktyki magiczne w świetle dokumentów wczesnochrześcijańskich synodów oraz ustaw państwowych pierwszych cesarzy chrześcijańskich (IV–VI w.)” wykazała, że zarówno władze świeckie jak i kościelne późnego antyku, uważały praktyki magiczne za przejaw pogaństwa:

Jak wynika z zachowanych tekstów akt synodalnych, duchowni obradujący na synodach zwołanych w okresie od IV do VI w., ogłosili łącznie 16 kanonów, które dotyczyły bezpośrednio wróżbiarstwa lub magii, nakładają na chrześcijan, zarówno duchownych, jak i świeckich, różne zakazy i ograniczenia. (…) W większości przypadków biskupi nakazywali, aby adresaci kanonów, którymi są chrześcijanie, pod groźbą m.in. wykluczenia z Kościoła na okres próby i pokuty na kilka lat lub dożywotnio, powstrzymali się od tego typu praktyk.

Podobnie edykty cesarskie w tamtym okresie piętnowały praktyki magiczne. Oczywiście nie wszyscy władcy realizowali te zalecenia, jednak oficjalne stanowisko Kościoła było wyartykułowane jasno i jednoznacznie.

W średniowieczu podejście Kościoła do magii przeszło ewolucję, od traktowania jej jako zabobon, przez uważanie jej za iluzję demoniczną, aż po uznanie jej za herezję. Mediewista dominikanin  dr hab. Tomasz Gałuszka w artykule „Magia jako herezje” wskazuje, że dzięki powstaniu uniwersytetów i rozwojowi nauk filozoficznych i teologicznych zaczęto rozumieć, iż człowiek praktykujący magię, w istocie w sposób świadomy i dobrowolny wchodzi w kontakty z demonem, co oznacza, że taki człowiek znajduje się „w stanie głębokiego buntu”. Po roku 1576 Kościół oficjalnie uznał, iż wiara w astrologię kłóci się z doktryną o wolnej woli człowieka, w dokumentach papieskich potępiono praktyki magiczne i wróżbiarstwo, a jeśli jakieś przypadki wiązałyby się z herezją, mogły wejść w obszar zainteresowania Inkwizycji Rzymskiej.

Kabała nie dla katolika

Kabaliści twierdzą, że celem kabały jest zbawienie, zaś utożsamianie jej z ezoteryką czy okultyzmem świadczy o jej niezrozumieniu i uleganiu stereotypom, które odcinają kabałę od judaistycznych źródeł. Ja jednak uważam, że stanowisko Kościoła w kwestii amuletów, astrologii i ezoteryki jest na tyle jasne, że żaden katolik nie powinien mieć wątpliwości: nie wolno mu takich praktyk odbywać, nie wolno mu uczestniczyć w kabalistycznych rytuałach.

„Katolicy też mają przecież swoich mistyków” – mogliby polemizować zwolennicy mistycyzmu żydowskiego. Owszem, jednak mistycyzm katolicki dostępny jest dzięki Bożej łasce, jest stanem przebywania z Panem Bogiem. Mistycy katoliccy byli wielkimi Świętymi Kościoła – ćwiczyli się w cnotach, umartwiali się i pokutowali, a wszystko to z powodu miłości ku osobowemu Bogu, który Sam z Siebie zechciał ukazać się ludzkim oczom.

Tymczasem kabała to próba „poznania” Boga, a raczej natury „boskości” dzięki „wiedzy”, wtajemniczeniu i ezoteryce, rozszyfrowaniu starych zapisków, w celu przewidzenia przyszłych czynów Boga. W tym przypadku człowiek niejako chce zaklinać Boga zrywając jego konstytutywną zasłonę transcendencji.

„Nasza” Biblia także jest pełna symboliki i jej zrozumienie wymaga czasem wysiłku, lecz każdy, kto jest pokorny, bogobojny i prostoduszny ją zrozumie, gdyż Pan „objawił te rzeczy prostaczkom”, a bojaźń Boża to właśnie ten rodzaj mądrości, który jest potrzebny, aby zrozumieć Słowo.

Komu spodobała się kabała?

Nietrudno znaleźć przyczynę żywego zainteresowania europejskich stowarzyszeń inicjacyjnych, np. masonerii, kabałą – nieśmiertelne dla wolnomularzy motywy dualizmu, oświecenia, wtajemniczenia, wiedzy, czy samodoskonalenia znajdują oni właśnie w kabale konserwowanej po dziś dzień przez judaizm. Jednym z przykładów wpływu tych wierzeń na masonerię jest choćby wykorzystywanie przez nią heksagramu, czyli Gwiazdy Dawida pojawiającej się wielokrotnie na fartuchach wolnomularzy, w ich dokumentach i rycinach.

Nie jest to znak który towarzyszył Izraelitom, gdy trwali w stanie wierności Jahwe. Heksagram pojawił się u nich jako “przesącz” z pogańskich, kananejskich kultów, m.in. bożka Molocha, ku chwale którego żywcem palono niemowlęta. Ostatecznie symbol ten trafił na sztandar narodu żydowskiego i widnieje na nim do dziś. Jest przedstawieniem dualistycznej natury wszechświata: dobro – zło, dzień – noc, mężczyzna – kobieta, duch – materia, czynność – bierność etc., co perfekcyjnie koresponduje z filozofią wolnomularzy. Powiązania ze “sztuką królewską” są jedynie wierzchołkiem góry lodowej – heksagram zapuścił głębokie korzenie w ezoteryce, alchemii, astrologii i spirytyzmie, które, jak głosi Kościół, są w jawnej opozycji wobec Stwórcy i Jego praw.

Nietrudno się przekonać, iż ezoteryka wprost odwołuje się do szatana, którego wcale nie piętnuje, ani nie wyśmiewa. Upatruje w nim za to duchową siłę równą w potędze Bogu. Moc ta odpowiedzialna jest za mroczny pierwiastek zastanej rzeczywistości, z którym nie ma sensu walczyć, lepiej go ujarzmić, obłaskawić i wykorzystać w swej drodze ku oświeceniu. Ciekawa w tym kontekście jest kwestia stosunku kabały do złych duchów – na przykład demon Asmodeusz z Księgi Tobiasza jest przez kabalistów uznawany za byt dobroczynny, pożyteczny dla człowieka. Tymczasem Pismo Święte podaje, że Archanioł Rafał radził biblijnemu Tobiaszowi, jak nie paść ofiarą działań Asmodeusza, a ostatecznie nawet Anioł ten walczył i pokonał owego demona. Wiedząc, że Rafał to wysłannik Boga, a pełen pychy i zazdrości diabeł jest zbuntowany, od razu wiemy, kto jest dobry i życzliwy człowiekowi, a kto pragnie jego zguby. Kabała natomiast zdaje się nie kierować bezwarunkową „lojalnością” wobec dobra i niejako usprawiedliwia antagonistów Jahwe. Liczy się tutaj matematyczna „wartość bezwzględna” sił nadprzyrodzonych. Mniej ważne jest odpowiadające im dobro lub zło.

Inne tradycyjne komponenty filozofii kabały również wzbudziły zachwyt wśród europejskich mistrzów wiedzy tajemnej. Wspomniane wcześniej “klucze Salomona” przeniknęły do zachodniego ezoteryzmu jako tytuły okultystycznych traktatów z gatunku grimoire (fr. nieczytelne pismo), które zawierały instrukcje dotyczące m.in. wywoływania duchów, zmuszania ich do posłuszeństwa, przeklinania wrogów, odnajdywania skarbów etc. Stało się to w okresie wypraw krzyżowych, kiedy przedstawiciele cywilizacji łacińskiej przesiąknęli doktryną kabały po nawiązaniu ściślejszych kontaktów z Żydami w Ziemi Świętej. Tworzone na przestrzeni wieków “klucze Salomona” przedstawiają niezrozumiałe dla laika ryciny z gąszczem przedziwnych symboli, a wśród nich oczywiście Gwiazdą Dawida, znakami astrologicznymi, pentagramami i wieloma hebrajskimi frazami zaczerpniętymi z Talmudu.

Poszczególne sefiry z kabalistycznego Drzewa Życia również wykorzystywane były w praktyce przez okultystów. Ich nazwy własne, np Chochma, czy Bina nanoszone były na karty tarota i szeroko opisywane w hermetycznych dziełach Aleistera Crowleya – gnostyckiego “świętego”, który sam nazywał siebie Bafometem (diabeł), zakładał okultystyczne, para – masońskie zakony (np. Ordo Templi Orientis) i uważany jest za ojca Thelemy (pseudo – religii, której motto brzmi: Czyń wedle swej woli będzie całym Prawem). Tę samą kabalistyczną materię zgłębiał i przelewał na papier niejaki Eliphas Levi – francuski wolnomularz, mistrz czarnej magii i guru świata wiedzy tajemnej. Jego prace zawierały m.in. konkretny podział pentagramów na tzw. “dobre” i “złe”, a także mnóstwo odwołań do diabła i jego przymiotów. To właśnie z dzieł Leviego czerpał później obficie Anton Szandor la Vey – założyciel kościoła szatana. Dodam, że wśród pism Francuza, takich, jak Historia magii, Biblia wolności, czy Magiczny rytuał Sanctum Regnum znajdziemy również pozycję pt. Większe i mniejsze klucze Salomona

Judaizm dzieckiem kabały?

W nurt ortodoksyjnego judaizmu wpisuje się dorobek żyjącego w XVI w. palestyńskiego rabina Izaaka Lurii. Już jako młodzieniec był on doskonale obeznany z Talmudem, który jednak mu nie wystarczał, Izaak chciał bowiem doświadczyć prawdziwego mistycyzmu. Luria zafascynował się XIII – wieczną księgą Zohar, za sprawą której wszedł w świat kabały. Żydzi chasydzcy utrzymują, iż Luria często przyzywał zza grobu Eliasza, od którego przyjął tajemną wiedzę, a tą z kolei dzielił się z kilkudziesięcioma uczniami. Oczywiście talmudyczno – kabalistyczna szkoła Izaaka Lurii zakładała system stopni wtajemniczenia – sposób zwracania się do bytów duchowych i przywoływania ich wyjawiany był dopiero tym adeptom, którzy opanowali w zadowalającym stopniu podstawy kabały. Luria jest jedną z najważniejszych postaci dla Żydów – nadali mu oni nawet przydomek Święty Ari (Święty Lew), a podobny zaszczyt spotkał jedynie kilku rabinów w całej historii judaizmu. Od lat wielu Żydów udaje się do Safedu na grób Lurii, by się tam modlić i oddać hołd wielkiemu duchowemu przywódcy z minionych wieków. Widzimy więc, że kabała, tak silnie przecież przesiąknięta gnozą i ezoteryką, gnieździ się u podstaw dzisiejszego judaizmu, jest jego źródłem i silną motywacją.

Odzwierciedlenie tego stanu rzeczy widzimy choćby na przykładzie obecnej w naszym kraju chasydzkiej organizacji żydowskiej Chabad – Lubawicz, która już w samej nazwie kryje powiązania z kabałą: człon chabad jest akronimem nazw trzech sefir z kabalistycznego Drzewa Życia: Chochma (mądrość), Bina (zrozumienie) i Daat (wiedza). Prawdopodobnie jest to subtelne podkreślenie filarów działalności tej organizacji – “edukacja” i ”nawracanie” innych na judaizm. Przedstawiciele tego właśnie ruchu byli zaproszeni tuż przed Świętami Bożego Narodzenia do polskiego Sejmu, gdzie zapalali chanukowe świece. Warto zaznaczyć, iż ruch Chabad – Lubawicz jest aktywny w internecie – posiada m.in. stronę na Facebooku, gdzie spotkamy się z “mistycznymi” treściami – zamieszczane tam są praktyczne opisy gematrii (rodzaj żydowskiej numerologii), stare ilustracje z opisem “Amulet do domu. Jerozolima. Początek XX wieku”, a także grafiki z kręgiem symboli astrologicznych (znaki zodiaku).

Ten, kto odrzuca judaizm i żydowską kulturę, w istocie odrzuca Jezusa […] – pisze redaktor Tomasz Terlikowski dla portalu Więź. Jest zgoła odwrotnie – jak mamy akceptować judaizm i traktować go jako „starszego brata”, kiedy mamy świadomość bluźnierczych wobec Chrystusa talmudycznych treści oraz mnogich ezoteryczno – gnostyckich powiązań? Wiedząc o nich wszystkich, brakuje mi narzędzi, by próbować obalać tezę o „satanistycznych aktach”  odbywających się w sejmie. W najprostszym katolickim ujęciu wszystko, co związane jest z okultyzmem, poświęcone jest złemu, a my chrześcijanie mamy unikać „wszystkiego, co ma choćby pozór zła” (1 Tes 5, 22), dlatego niechrześcijańskie, kabalistyczne rytuały nie powinny odbywać się za przyzwoleniem i aprobatą katolików.

Niedawna niekonwencjonalna interwencja posła Grzegorza Brauna z pewnością wychodziła poza kanon ogólnie przyjętych w naszym kręgu kulturowym działań dyplomatycznych w stosunkach międzynarodowych, jak również w opinii wielu osób przekroczyła ramy savoir-vivre’u. Z drugiej strony, koncentrując się na wymiarze duchowym całej sprawy, cieszy fakt, że w sejmie działają jeszcze osoby o głęboko zakorzenionej katolickiej tożsamości, które wbrew „poprawności politycznej”, próbują zdejmować maski, za którymi kryje się „ojciec kłamstwa”.

Zofia Michałowicz

W stronę „religii klimatycznej”? Podczas COP28 powstanie międzyreligijny “Pawilon Wiary”. Czy Franciszek odprawi nabożeństwo do swej Paczamamy?

23 listopada 2023 pch24/w-strone-religii-klimatycznej-podczas-cop28-powstanie-miedzyreligijny-pawilon-wiary

W stronę „religii klimatycznej”? Podczas COP28 powstanie międzyreligijny tzw. Pawilon Wiary

#Ahmed Al- Tayyeb #COP28 #ekologizm #franciszek #Matka Ziemia #ONZ #Watykan #zmiany klimatu

W tym roku po raz pierwszy na Światowej Konferencji Klimatycznej ONZ pojawi się również międzyreligijny Pawilon Wiary. Na terenie obrad konferencji COP28 w Dubaju pawilon oficjalnie otworzą 3 grudnia papież Franciszek i wielki imam Uniwersytetu Al-Azhar w Kairze, Ahmed el-Tayeb.

Według autorów inicjatywy, Pawilon, utworzony przez Program Narodów Zjednoczonych ds. Środowiska (UNEP) i Muzułmańską Radę Starszych (Muslim Council of Elders) we współpracy z kilkoma organizacjami religijnymi, ma na celu podniesienie rangi zaangażowania organizacji religijnych w konferencję klimatyczną, a także promowanie współpracy między przedstawicielami religii a globalnymi decydentami. 

Czołowi przedstawiciele religii na całym świecie dostrzegają obecnie wyzwania związane ze zmianami klimatycznymi, powiedział Mohamed Abdel Salam, sekretarz generalny Muzułmańskiej Rady Starszych, w niedawnym wywiadzie dla amerykańskiego magazynu jezuitów „America”.

Odniósł się między innymi do międzywyznaniowego szczytu, który odbył się w Abu Zabi na początku listopada. Wtedy to około 30 zwierzchników religijnych opublikowało wspólny apel z myślą o COP28, wzywając m.in. do przyspieszenia transformacji energetycznej i do ochrony Ziemi oraz promowania modeli życia w harmonii z naturą.

Podczas Światowej Konferencji w sprawie Zmian Klimatu, która odbędzie się w dniach od 30 listopada do 12 grudnia w Dubaju, w Pawilonie Wiary oferowany będzie specjalny program. W jego przygotowanie zaangażowanych jest 70 pozarządowych organizacji religijnych, które działają w dialogu międzywyznaniowym na temat zmian klimatu, poinformował sekretarz generalny Muzułmańskiej Rady Starszych. Każdego dnia zaplanowano do sześciu wydarzeń mających na celu omówienie znaczenia dialogu międzykulturowego i międzyreligijnego w kontekście zmian klimatu.

Oczekuje się, że wezmą w nich udział przedstawiciele religii i eksperci z islamu, chrześcijaństwa, sikhizmu, judaizmu, hinduizmu, buddyzmu, zoroastryzmu, bahaizmu i religii tubylczych.

„Społeczności i organizacje wyznaniowe odgrywają kluczową rolę w walce ze zmianami klimatycznymi na świecie”, tłumaczył przewodniczący COP28 Ahmed al-Jaber w okresie poprzedzającym obecną konferencję klimatyczną w Dubaju. „Chcemy zapewnić, że COP28 wzmocni wezwanie światowych przywódców religijnych do wielu społeczności na całym świecie, aby zintensyfikowały i podjęły działania w sprawie zmian klimatu”, powiedział przewodniczący Światowej Konferencji Klimatycznej ONZ. 

KAI

https://pch24.pl/papiez-franciszek-pojade-do-dubaju-na-konferencje-klimatyczna-cop28/embed/#?secret=UUFPU7eDr7#?secret=qcQyWelezf

Ku ogólno-wojskowej religii humanizmu: Synod heretyków: metodystów i waldensów. Franciszek: “Niech będzie okazją do komunii”…

Ku ogólno-wojskowej religii humanizmu: Synod heretyków: metodystów i waldensów. Papież: Niech będzie okazją do komunii…

21.08.2023, .tvp.info-synod-metodystow-i-waldensow-papiez

Papież Franciszek wystosował telegram na synod metodystów i waldensów we Włoszech, życząc w nim, aby to zgromadzenie stało się okazją do „głębokiego doświadczenia Chrystusa”, który „prowadzi do pełni komunii z Nim i z braćmi”. W dniach 20–25 sierpnia w Torre Pellice koło Turynu obraduje synod z udziałem 180 delegatów, 30 gości zagranicznych oraz przedstawicieli innych Kościołów.

Telegram w imieniu papieża wysłał sekretarz stanu kard. Pietro Parolina. Franciszek zapewnił o modlitwie „uwielbienia Boga Ojca za dary otrzymane dzięki dialogowi ekumenicznemu, jak również za harmonijną współpracę między Kościołami”. Ojciec Święty życzył też, aby dni zgromadzenia były przeżywane jako „głębokie doświadczenie Chrystusa”, oraz aby „można wzrastać we wzajemnym poznaniu, żeby razem świadczyć o Ewangelii Jezusa”.

Synod na północy Włoch

Na corocznym spotkaniu metodystów i waldensów w Piemoncie zgromadziło się 180 delegatów z całych Włoszech i 30 gości zagranicznych i przedstawicieli ekumenicznych. Tematem tegorocznego synodu jest zaangażowanie kościoła w społeczeństwie, wiara i etyka.

Rocznica waldensów

W 2024 roku waldensi będą świętować 850. rocznicę powstania we francuskim mieście Lyon ruchu religijnego Piotra Waldo. Wśród waldensów w 1205 roku doszło do rozłamu; powstały wówczas dwa ruchy – Ubodzy z Lombardii i Ubodzy z Lyonu. W XIII w. arcybiskup Jan z Lyonu obłożył założyciela ruchu ekskomuniką, a następnie uczynił to też papież. W 1215 roku na soborze laterańskim IV uznano naukę waldensów za heretycką.

Ubodzy z Lyonu po śmierci Walda w większości wrócili do Kościoła katolickiego. Ruch Ubogich z Lombardii w 1532 roku za przyczyną protestantów ze Szwajcarii przyjął doktrynę kalwińską, po czym w XIX wieku stał się początkiem istniejącego obecnie Kościoła Ewangelickiego Waldensów.

Włoscy waldensi są obecnie częścią Unii Ewangelickich Zborów Waldensów i Metodystów we Włoszech, liczącej około 30 tys. wiernych. Waldensi należą do wyznania protestanckiego. 

“Ekumeniczna” wspólnota w Taizé? A Kościół potępił „pan-chrześcijaństwo” jako zło

Ekumeniczna wspólnota w Taizé? A jednak Kościół potępił „panchrześcijaństwo” jako zło

taize-a-kosciol-potepil-panchrzescijanstwo-jako-zlo

#brat Alois #brat Mateusz #brat Roger #ekumenizm #Taizé #wspólnota Taizé

Nie każdy, który Mi mówi: „Panie, Panie!”, wejdzie do królestwa niebieskiego, lecz ten, kto spełnia wolę mojego Ojca, który jest w niebie. (Mt 7, 21).

Na ustach wszystkich jest znów wspólnota w Taizé. Jej dotychczasowy „przeor” Alois Löser odchodzi, zastąpiony przez anglikanina Andrewa Thorpe’a („brat Mateusz”). Wspólnota Taizé bywa wychwalana jako modelowy przykład ekumenizmu. Katolicy i protestanci żyją w niej razem, do wspólnoty pielgrzymują tysiące młodych z różnych „denominacji” chrześcijańskich. Do Taizé jeździ bardzo wielu Polaków, zabieranych tam entuzjastycznie przez proboszczów i biskupów.

Trzeba uczciwie przyznać, że wspólnota Taizé wykonuje gigantyczną pracę. Problem jednak w tym, że nie jest to praca na rzecz Kościoła katolickiego, tylko niekatolickiego „panchrześcijańskiego” pseudo-kościoła, potępianego przez papieży.

Wspólnotę założył Roger Schütz, szwajcarski protestant, ordynowany w 1944 roku na pastora w Neuenburg. Schütz wywołał skandal w 2005 roku, kiedy podczas Mszy pogrzebowej św. Jana Pawła II przyjął Komunię świętą. Udzielił mu jej sam kard. Józef Ratzinger. Schütz miał wówczas prawie 89 lat. Szwajcarskie media podały wówczas, że Schütz nie przeszedł na katolicyzm, ale Komunię świętą przyjmuje już od lat, bo „od dziesięcioleci bierze udział w celebracji Eucharystii” w Taizé; miałby też „wielokrotnie” otrzymywać Komunię świętą w Watykanie za pontyfikatu św. Jana Pawła II.

Jeżeli Schütz rozpoznawał prawdę w Kościele katolickim, to dlaczego do niego nie przystąpił? To ciekawy sposób świadczenia na rzecz Chrystusa: pozostawać świadomie i celowo poza Mistycznym Ciałem Chrystusa.

Ku czemu zmierza wspólnota w Taizé? Chce dawać wspólne chrześcijańskie świadectwo wiary w Chrystusa? Jeżeli tak, to pytanie, dlaczego od kilku lat zaprasza się do niej również muzułmanów – młodzi wyznawcy Allaha przyjeżdżają do Taizé razem ze swoim imamem i dyskutują o religii – w duchu „Dokumentu na rzecz powszechnego braterstwa” papieża Franciszka i imama Ahmada Al-Tayyeba z 2019 roku, gdzie padły słynne heretyckie słowa o różnorodności religii.

W istocie wspólnota w Taizé jest typowym wyrazicielem idei panchrześcijańskiej, którą wyraźnie jako zło (sic) potępił Pius XI w encyklice Mortalium animos z 1928 roku. Krytycy powiedzą: ale to przedsoborowe, a co za tym idzie – „przedekumeniczne” nauczanie. To prawda, jest przedsoborowe, a jednak Kościół nie narodził się wraz z Vaticanum II. Pius XI potępiał ruch panchrześcijański, bo ruch ten żyje fałszywym złudzeniem: że można budować jedność chrześcijan poza Rzymem, a co za tym idzie – poza prawdą. Dziś Taizé jest tylko jednym z elementów tego ruchu, który rozwija się przede wszystkim w niezliczonych grupach charyzmatycznych, które całkowicie odrzucają podziały na katolików i protestantów.

Te podziały są, owszem, tragiczne – wszyscy powinni znajdować się w jednym i tym samym Kościele. Jednak Kościół, który będzie oparty na panchrześcijańskim duchu Taizé, będzie Kościołem fałszu.

Wspólnota Taizé wśród uśmiechów i pozornie pięknej retoryki o braterstwie i jedności podkopuje rzymski fundament Kościoła, a ten fundament założył sam Chrystus. Jego wolą jest, aby wszyscy zostali zebrani w jednym świętym, powszechnym i apostolskim Kościele – a nie by wymawiali Jego imię, pozostając w heretyckich wspólnotach.

Prawda czasami boli, ale nie przestaje być prawdą. 

Paweł Chmielewski

“Dom Rodziny Abrahama” – centrum humanistycznej religii synkretyzmu – „Ludzkiego Braterstwa”. [Robaków też ?]. Międzyreligijny kompleks Franciszka zainaugurowany.

“Dom Rodziny Abrahama” – centrum humanistycznej religii synkretyzmu – „Ludzkiego Braterstwa”.

MD

Międzyreligijny kompleks Franciszka zainaugurowany

https://gloria.tv/post/2jUqEay3uo1QD8U3uoY8nEWMz

Kompleks noszący wdzięczną nazwę “Dom Rodziny Abrahama”, który obejmuje kościół, meczet i synagogę został zainaugurowany 16 lutego w Abu Zabi.


Placówka będzie dostępna od 1 marca. Odwiedzający będą musieli dokonywać rezerwacji wstępu, ale raczej nikt nie spodziewa się tłumów.
Trzy identyczne świątynie – fałszywie symbolizujące “równość” wszystkich religii, które, jakby nie patrzeć, stoją ze sobą w sprzeczności – zostały nazwane kolejno: Meczet Imam Al Tayeb, Kościół pw. Św. Franciszka oraz Synagoga Mojżesza i Bena Maimona.
Za ideą przyświecającą budowie kompleksu stoi heretycki Dokument z Abu Zabi poświęcony Ludzkiemu Braterstwu [który przy okazji wyklucza katolików]. Dokument został podpisany przez Franciszka w 2019.


—————————

Z internetu:

Kompleks międzywyznaniowy w Zjednoczonych Emiratach Arabskich, w którym mieści się nowa synagoga, zostanie otwarty w czwartek [23 II. 2023] po południu podczas ceremonii rozpoczynającej serię wydarzeń w weekend.

Dom Abrahamowy, położony na wyspie Saadiyat w Abu Zabi, zawiera synagogę,  meczet i kościół. Pierwotnie miał zostać otwarty w 2022 roku. Po ceremonii otwarcia w piątek rano odbędzie się konferencja poświęcona stosunkom między wyznaniami.

W synagodze miejscowa społeczność żydowska odprawi szabatowe modlitwy pod przewodnictwem naczelnego rabina Jehudy Sarny. W wyniku deklaracji utworzono radę międzywyznaniową do nadzorowania projektów promujących tolerancję i nazwaną Wyższym Komitetem Braterstwa Ludzkiego. Dom Rodzinny Abrahama był jej pierwszą inicjatywą.

„To ważna okazja dla wszystkich, którzy wierzą w moc wiary i człowieczeństwa. Pomoże budować mosty między przywódcami religijnymi i społecznościami, a także wspierać pokój i harmonię w czasach, które zbyt często definiowane są przez różnice” – powiedział rabin M. Bruce Lustig, starszy rabin waszyngtońskiej kongregacji hebrajskiej i żydowski przedstawiciel komitetu .

ZEA znormalizowały stosunki z Izraelem w 2020 r. w ramach Porozumień Abrahamowych, w których pośredniczyła administracja byłego prezydenta USA Donalda Trumpa. Projekt Domu Rodziny Abrahamów, autorstwa znanego architekta Davida Adjaye, został zaprezentowany podczas drugiego spotkania komisji w Nowym Jorku w 2019 roku.

Zjednoczone Emiraty Arabskie są już domem dla synagogi w Dubaju, utworzonej w 2008 roku. Nowa, usankcjonowana przez państwo synagoga oznaczałaby znaczący krok naprzód w publicznym kulcie judaizmu w państwie Zatoki Perskiej.

=============================================

mail:

Mail:

W tych wszystkich, jakże przyjacielskich między sobą, wierzeniach, mówi się z respektem o Szatanie. Może dodać i jego świątynię? Przecież mądre przysłowie głosi „Panu Bogu świeczkę, a diabłu ogarek”