Bomby ekologiczne w Polsce. Ministerstwo wie, ale nie powie. „Lista nadal nie została upubliczniona”. Z czego “w 231 zostały nagromadzone odpady niebezpieczne”
Rząd i Główny Inspektorat Ochrony Środowiska mają listę nielegalnych składowisk niebezpiecznych odpadów. Ale jej nie upublicznią. Nie pomogły zmiana rządu ani wyrok NSA – informuje w środowym wydaniu „Dziennik Gazeta Prawna”.
Gazeta przypomniała, że „Główny Inspektorat Ochrony Środowiska (GIOŚ), który sporządził listę bomb ekologicznych w kraju, utrzymywał najpierw, że nie może jej udostępnić, gdyż jest to dokument wewnętrzny”. „Informacje na temat konkretnych miejsc zostały pozyskane przez wojewódzkich inspektorów ochrony środowiska, w ramach działań kontrolnych” – dodano.
„GIOŚ twierdził, że są one niepełne i nie stanowią informacji publicznej na temat wszystkich miejsc nagromadzenia odpadów w kraju. I to pomimo tego, że wcześniej na listę GIOŚ powoływał się Jacek Ozdoba, były wiceminister środowiska na jednej z komisji sejmowych, twierdząc, że skala porzucania nielegalnych odpadów w Polsce jest »gigantyczna«. GIOŚ sprecyzował wówczas, że chodzi o 768 miejsc, z czego w 231 zostały nagromadzone odpady niebezpieczne” – czytamy w „DGP”.
Gazeta wskazuje, że łącznie chodziło o 3,86 mln t odpadów.
Wyrok Naczelnego Sądu Administracyjnego zapadł w grudniu zeszłego roku. Przypomniano, że „od czasu Ozdoby zmieniły się rząd, osoba na stanowisku generalnego inspektora i sytuacja prawna”. „W wyroku NSA podkreślił bowiem, że lista jest informacją publiczną pomagającą społeczeństwu »ocenić skuteczność wykonywania zadań przez organ powołany do kontroli przestrzegania przepisów chroniących środowisko naturalne«” – wskazuje „DGP”, dodając, że „nie zmieniło się tylko jedno: lista nadal nie została upubliczniona”.
Recykling to jedno wielkie oszustwo producentów tworzyw sztucznych. Firmy od lat wiedziały, że przetwarzanie plastikowych butelek na nowe opakowania jest nieopłacalne, a mimo to promowały tę praktykę. Teraz badanie Centrum Integralności Klimatycznej ujawniło prawdę. Czytaj także: Przebadano masła z supermarketów. Eksperci polecają tylko jedno
Tajemnica w końcu wyszła na jaw. Recykling to oszustwo
Producenci tworzyw sztucznych wiedzą od ponad 30 lat, że recykling nie jest ani ekonomicznie ani technicznie wykonalnym rozwiązaniem w zakresie gospodarowania odpadami z tworzyw sztucznych. Jak wynika z nowego raportu, nie powstrzymuje to ich od promowania tej praktyki.
„Firmy kłamały” – stwierdził Richard Wiles, prezes grupy ds. paliw kopalnianych w Centrum Integralności Klimatycznej (CCI), która opublikowała raport. „Czas pociągnąć ich do odpowiedzialności za szkody, które wyrządzili”. Przeczytaj też: Czy Niemcy stały się krajem wrogo nastawionym do samochodów?
Plastik wytwarzany z ropy i gazu jest niezwykle trudny w recyklingu. Proces wymaga skrupulatnego sortowania, ponieważ większość z tysięcy chemicznie różnych odmian tworzyw sztucznych nie może zostać poddana recyklingowi razem. To sprawia, że i tak już kosztowny proces staje się jeszcze droższy. Kolejne wyzwanie: materiał ulega degradacji przy każdym ponownym użyciu, co oznacza, że zazwyczaj można go wykorzystać ponownie tylko raz lub dwa razy.
Firmy nie tylko zatajały prawdę, ale i promowały nieopłacalny proceder
Z raportu wynika, że branża od dziesięcioleci wiedziała o wyzwaniach i nie dość, że ukrywała te informacje, to jeszcze promowała recykling w swoich kampaniach marketingowych. W badaniu wykorzystano wcześniejsze dane, a także nowo ujawnione dokumenty wewnętrzne ilustrujące zasięg tej trwającej ok. 30 lat kampanii.
Z ujawnionych doniesień wynika, że znawcy branży w ciągu ostatnich kilku dziesięcioleci różnie określali recykling tworzyw sztucznych jako „nieekonomiczny”, twierdzili, że „nie można go uważać za trwałe rozwiązanie w zakresie odpadów stałych” i twierdzili, że „nie może trwać w nieskończoność”.
Autorzy raportu twierdzą, że dowody wskazują, że firmy naftowe i petrochemiczne, a także ich stowarzyszenia branżowe mogły złamać przepisy mające na celu ochronę społeczeństwa przed wprowadzającym w błąd marketingiem i zanieczyszczeniami.
Plastiki jednorazowego użytku
W latach pięćdziesiątych producenci tworzyw sztucznych wpadli na pomysł zapewnienia swoim produktom stale rosnącego rynku zbytu: jednorazowość. „Wiedzieli, że jeśli skupią się na jednorazowych [tworzywach sztucznych przyp. red.], ludzie będą kupować, kupować i kupować” – powiedział Davis Allen, badacz śledczy w CCI i główny autor raportu.
Na konferencji branżowej w 1956 r. Towarzystwo Przemysłu Tworzyw Sztucznych, grupa branżowa, powiedziała producentom, aby skupili się na „niskim koszcie, dużej objętości” i „eksploatacji” oraz starali się, aby materiały trafiały „do kosza na śmieci”.
W ciągu następnych dziesięcioleci branża informowała opinię publiczną, że tworzywa sztuczne można łatwo wyrzucić na wysypiska śmieci lub spalić w spalarniach śmieci. Jednak w latach 80.,branża zaczęła promować nowe rozwiązanie: recykling.
Około 20 lat później, w 2003 roku wieloletni konsultant handlowy skrytykował branżę za promowanie recyklingu, mówiąc, iż jest to „kolejny przykład tego, jak tematyka nienaukowa przedostała się do umysłów zarówno przedsiębiorców, jak i działaczy na rzecz ochrony środowiska”.
„To tylko kolejny przykład, nowa wersja oszustwa, które widzieliśmy wcześniej” – powiedział Allen. Źródło: pbs.org, climateintegrity.org, polskiobserwator.de
Centralne Biuro Antykorupcyjne kontroluje oświadczenie majątkowe Włodzimierza Karpińskiego, byłego sekretarza Warszawy i głównego podejrzanego w tzw. aferze śmieciowej. Jak poinformowała „Gazeta Polska”, śledczy sprawdzają też oświadczenie majątkowe złożone przez żonę byłego wiceministra skarbu Rafała Baniaka, kolejnego z podejrzanych w tej sprawie. Joanna Baniak do niedawna była dyrektorem stołecznego biura informatyki; nadzorował je Karpiński.
Włodarze Warszawy powinni podziękować prokuratorom za wykrycie procederu korupcyjnego w gospodarce odpadowej w stolicy, a nie ich atakować – ocenił…
Były minister skarbu za rządów PO-PSL Włodzimierz Karpiński został zatrzymany przez CBA w lutym. Wraz z kilkoma innymi osobami, w tym z byłym wiceministrem skarbu Rafałem Baniakiem, jest podejrzany o załatwianie wartych 600 mln zł kontraktów z Miejskim Przedsiębiorstwem Oczyszczania w Warszawie.
Karpiński usłyszał zarzut przyjęcia korzyści majątkowej w kwocie blisko 5 mln zł. Do tej pory przebywa w tymczasowym areszcie. Pod koniec marca został odwołany z funkcji sekretarza Warszawy przez Rafała Trzaskowskiego. Zasiadał również w radach nadzorczych spółek: Metro Warszawskie i Veolia.
Afera Karpińskiego i Baniaka
W połowie maja informowaliśmy, że przebywający w areszcie Karpiński złożył oświadczenie majątkowe za 2022 rok. Były sekretarz stolicy deklaruje, że nie ma żadnej gotówki w polskiej walucie. Miał jednak zgromadzić 500 euro, 2400 franków szwajcarskich i 1400 dolarów. Wszystkie te oszczędności objęte są małżeńską wspólnością majątkową. Posiada też papiery wartościowe na ok 38 tys. zł.
Za zasiadanie w radach nadzorczych spółek Metro Warszawskie i Veolia Karpiński zarobił w poprzednim roku kolejno 72 i 93 tys. zł. Za pracę stołecznego skarbnika zarobił z kolei 339 tys. zł. Ktoś wpłacił mu też zaliczkę na sprzedaż mieszkania w wysokości 50 tys. zł.
Miasto stołeczne pobrało w ubiegłym roku od mieszkańców ponad 180 mln zł za dużo za gospodarkę odpadami, dlatego w tym roku musi obniżyć stawki za odbiór śmieci – uznała Regionalna Izba Obrachunkowa. Warszawscy radni PiS żądają, aby władze stolicy, której prezydentem jest Rafał Trzaskowski, jak najszybciej wprowadziły niższe opłaty za odbiór śmieci.
Przewodniczący Klubu Radnych PiS Dariusz Figura wyjaśnił na konferencji prasowej, że pod koniec zeszłego tygodnia do stołecznego ratusza wpłynęła opinia Regionalnej Izby Obrachunkowej ws. wykonania przez zarząd Warszawy budżetu za ubiegły rok.
Miasto „zarabiało” na śmieciach. Ogromne kwoty
RIO odniosła się w nim m.in. do faktu, że zrealizowane dochody miasta w ramach gospodarowania odpadami komunalnymi opiewały na kwotę 1,08 mld zł, a łączne wydatki związane z odbiorem i zagospodarowaniem śmieci wyniosły 895,7 mln zł. – Zatem nadwyżka dochodów z opłat od mieszkańców wyniosła ponad 180 mln zł – wyliczył.
– RIO wskazała, że tego typu „oszczędności” nie mogą być przeznaczone na inne cele. Muszą być one wykorzystane w ramach systemu gospodarki odpadami komunalnymi – podkreślił Figura.
Zwrócił uwagę, iż RIO podkreśliła w opinii skierowanej do ratusza, że zgodnie w przepisami „środki pochodzące z opłat za gospodarowanie odpadami komunalnymi, które nie zostały wykorzystane w poprzednim roku budżetowym, gmina wykorzystuje [tj. powinna !! md ] na pokrycie kosztów funkcjonowania systemu”.
W opinii RIO wskazano na potrzebę weryfikacji kalkulacji kosztów systemu gospodarki odpadami komunalnymi oraz wysokości pobieranych stawek.
– Znaczy to, że urząd bez zbędnej zwłoki powinien przedstawić projekt uchwały, która będzie stanowiła niższe ceny dla mieszkańców. Bo skoro są oszczędności w systemie, to te pieniądze powinny trafić do kieszeni mieszkańców – ocenił radny.
„Trzaskowski nieobecny”
– Te fakty są znane od dwóch, trzech miesięcy i nic w tej sprawie się nie dzieje. Mamy nieobecnego prezydenta, który nie podejmuje niezbędnych decyzji, także tych korzystnych dla warszawiaków – powiedział Figura.
Do zaciekłych klimatystów już dotarło, że wyrzucając z talerza mięso lub zbierając nakrętki nie uratują planety. Aby więc nadać sens nieskutecznym wyrzeczeniom, muszą z czynności dnia codziennego uczynić akt religijny: ubrać je w szaty „modlitwy” w intencji nowego, lepszego świata.
Kiedy ideę samoograniczania dla klimatu przedstawialiśmy jako substytut religii, niektórzy kazali nam popukać się w czoło. Przecież wieszczona apokalipsa klimatyczna, oraz niezbędna do jej powstrzymania rewolucja zostały dokładnie obliczone, zważone i zmierzone. Na wyprodukowanie 1 kg wołowiny, „marnujemy” 15 tys. litrów wody, koszt lotu samolotem jednego pasażera to 1,5 ton CO2 w atmosferze… Stopniowe ograniczanie standardu życia miało swoje racjonalne i wymierne uzasadnienie.
Tymczasem alarmistyczne apele i lata globalnej eko-propagandy nie przyniosły spodziewanych rezultatów. Strajkująca w obronie klimatu młodzież powoli zaczyna dostrzegać, że ich codzienne decyzje nie mają żadnego znaczenia. – Można to traktować bardzo ambitnie i zderzyć się z absolutnym przeciwieństwem poczucia wpływu, np. kiedy segregowane śmieci trafiają na to samo wysypisko – zauważa Dorota Masłowska, pisarka i dramaturg, tłumacząc coraz większe zniechęcenie pokolenia Grety Thunberg.
Jednocześnie orędownicy stylu zero-waste, wezwania do niejedzenia mięsa czy segregacji śmieci coraz częściej zaczynają ubierać w metafizyczne szaty. – Rutynowe czynności, które codziennie wykonujemy, które wiążą się z używaniem wody i powietrza, są momentem styczności naszego życia z (…) naszym istnieniem na planecie i funkcjonowaniem w kosmosie w bardzo szerokim kontekście – przekonywała Masłowska podczas konferencji Bomba Megabitowa w Krakowie.
Dlatego, jak podkreśla, aby nie dać się przytłoczyć poczuciem absolutnego bezsensu, codzienne wybory na rzecz planety muszą stać się „aktem życzenia, żeby było lepiej, modlitwą o to, żeby ten świat uratować”. Przyjęcie paradygmatu religijnego, jawi się już nie tylko jako alternatywa dla bardziej uduchowionych, ale warunek przetrwania popadającego w marazm ruchu.
Moc życzeń
Społeczność wyrosła wokół „najbardziej naukowego faktu” ostatnich lat, coraz bardziej ujawnia swoje prawdziwe, kultyczne oblicze. Bo w rzeczywistości nie mamy do czynienia z osadzoną na gruncie teologicznym religią, ale myśleniem magicznym. Każącym wierzyć, że niespełniające swojego podstawowego zadania czynności, w jakiś sposób wpłyną na decyzje o globalnym znaczeniu.
To szamańskie podejście przypomina życzeniową postawę tęczowych środowisk, wierzących w magiczną moc neutralnych płciowo zaimków. Nawet jeżeli ideolodzy LGBT przekonają do swoich komunałów cały świat i choćby nie wiadomo jak realistycznie upodobnili się przeciwnej płci, to nigdy biologiczna kobieta nie zostanie mężczyzną. I na odwrót.
Jednak klimatyczne gusła stanowią dużo doskonalszą imitację religii. Znajdziemy w niej opowieść o swoistym Upadku/ grzechu pierworodnym, jakim jest rozwój cywilizacji. Wieszczona katastrofa spełnia rolę „Apokalipsy”; „grzechem” jest przykładanie ręki do szkodzących środowisku i bioróżnorodności działań, a „odkupienie” przychodzi poprzez eko-ascezę oraz „działalność misyjną” na rzecz zrównoważonego rozwoju.
Pogarda i beznadzieja
Jednak ofiary składane Matce Ziemi, zamiast kwitnięcia nadziei i miłości, znacznie częściej powodują wzrost chwastów pogardy, frustracji i zwątpienia. Wypełnianie przykazań ekologicznego dekalogu podobno pomaga „poczuć się lepiej”, wprowadzając zgodność pomiędzy tym co głoszę, a tym jak żyję. Jednak w obliczu domagających się racjonalizacji bezsensownych działań, owo poczucie przynosi tylko tymczasową ulgę, której nie sposób wypełnić coraz radykalniejszymi wyrzeczeniami.
Segregowanie śmieci, zakup ubrań z second handu czy jedzenie wyłącznie zdrowej żywności ma wzbudzać w nas poczucie wyjątkowości. Ale jednocześnie wywołuje pogardę wobec „niewrażliwej” na globalne wyzwania reszty. Wszak to przez nich: jedzących mięso, palących węglem, opornych na wiedzę denialistów klimatycznych wciąż znajdujemy się w czarnej dziurze! To oni marnują naszą całą zieloną krwawicę!
Powyższą filozofię ukazuje się często jako „najbardziej empatyczną” wobec stworzenia. Ale już nie wobec człowieka, przedstawianego jako bezmyślne, dążące do nieokiełznanej destrukcji zwierzę. W dodatku prowadzące do zagłady nie tylko siebie, ale również florę i faunę. W tej myśli, rozmnażanie wygląda jak największy „grzech ekologiczny”, a wzrost populacji jako jeden z głównych przeszkód na drodze do nowej, zrównoważonej rzeczywistości.
Przedstawiciele ruchu klimatycznego, jak każde pokolenie spod znaku no future, przestało już dostrzegać jakąkolwiek nadzieję. Pewni zbliżającej się katastrofy, oddają się w ręce bezsensownej, lecz przynoszącej chwilową ulgę totalnej destrukcji. Antropolog Magdalena H. Góralska, pytając gdzie podział się – jeszcze do niedawna tak wyraźny na ulicach naszych miast – gniew społeczny, stwierdza: „Naszym zadaniem jest nie dać żyć tym, którzy doprowadzili nas do sytuacji, w której się znajdujemy. Bo skoro koniec jest bliski i pewny, to dlaczego nie spalić tych ostatnich dni naszego życia w ten sposób?”
Człowiek odrzucający Boga uwierzy we wszystko. Jednak eko-gnoza – „wiara” pełna mroku i beznadziei, to wyjątkowo ponura alternatywa.