Dziennikarze ukraińskiego kanału śledczego ujawnili szereg przykładów korupcji przy odbudowie zniszczeń w obwodzie kijowskim na Ukrainie.
Korupcja przy odbudowie wyzwolonego z rąk Rosjan obwodu kijowskiego. Setki milionów hrywien przeznaczonych na odbudowę północnych krańców obwodu, które na początku zeszłego roku ucierpiały w wyniku rosyjskiej inwazji na pełną skalę, zostały przekazane podejrzanym wykonawcom. O sprawie informuje ukraiński kanał dziennikarski na YouTube Bihus.info.
Z raportu wynika, że odbudowa obwodu kijowskiego pogrążyła się w chaosie i nadużyciach, ponieważ kontrakty z wykonawcami podpisywane były bezpośrednio, bez przetargów, a same kontrakty często nie były upubliczniane.
Do najbardziej uderzających przykładów należy rekonstrukcja ulicy Wokzalnej w miejscowości Bucza, która słynie z dużej kolumny rosyjskiego sprzętu wojskowego zniszczonego tam na początku wojny na pełną skalę. Kontrakt o wartości 200 mln hrywien (5,4 mln dolarów) na remont ulicy wygrała bez przetargów rodzina biznesmena Serhija Cybulskiego z obwodu rówieńskiego.
Cybulski powiedział, że po wyzwoleniu Buczy jego rodzina przywoziła do miasta chleb, spotykała się z lokalnymi władzami i proponowała pracę przy odbudowie. Nie potrafił podać dokładnej liczby obiektów, które Bucza powierzyła mu do renowacji, a brak niektórych umów w systemie Prozorro tłumaczył tym, że ustnie uzgadniał je z miejskimi urzędnikami.
-W Kodeksie cywilnym jest artykuł, który pozwala nam zawierać ustne umowy – powiedział dziennikarzom biznesmen.
Inne przykłady wątpliwych umów związanych z odbudową obwodu kijowskiego to:
-Firma z błędem w nazwie prawnej, której przyznano 40 mln UAH (1,08 mln USD) -Spółka powiązana z otoczeniem Ołeksija Kuleby, byłego szefa kijowskiej obwodowej administracji wojskowej i obecnego zastępcy szefa Kancelarii Prezydenta, która otrzymała 250 mln UAH (6,74 mln USD), -Firma, która może być częścią programu zamówień publicznych, 40 mln UAH, -Uwikłana w postępowanie karne spółka należąca do syna byłego wiceprezydenta Sewastopola, który w 2014 roku stanął po stronie rosyjskich okupantów, 240 mln UAH (6,47 mln USD), -Firma powiązana z deweloperem Andrijem Wawryszem, która mogła udaremnić naprawę dachu wielopiętrowego budynku w miejscowości Borodyanka, – Wójtowie niektórych rad miejskich i wiejskich w ogóle nie chcieli rozmawiać z dziennikarzami Bihus.info o odbudowie.
Władze miejskie Buczy tłumaczą chaos towarzyszący przetargom i ich dokumentowaniem jako wynikiem wojny na pełną skalę i pośpiechu. Z kolei szef obwodu Ołeksij Kuleba powiedział dziennikarzom, że organy ścigania powinny zająć się kryminalnymi tropami kontrahentów.
Zapewnił, że kierowana przez niego administracja regionalna nie była świadoma udziału wątpliwych firm; wykonawców wybrano spośród lokalnych przedsiębiorców. Osobiście miał nie prowadzić z nikim negocjacji ani nie podpisywał umów.
Według niedawnego badania przeprowadzonego na zlecenie Transparency International Ukraina, 73 procent Ukraińców i 80 procent przedstawicieli biznesu uważa, że korupcja jest głównym zagrożeniem dla odbudowy Ukrainy.
==============
mail:
Nowak! Daj klawiszom po milionie, prokuratorowi z dyche – i jazda!!
Ukraińscy spadkobiercy antysemity Stepana Bandery i amerykańscy neokonserwatyści pochodzenia żydowskiego prowadzą wspólną krucjatę przeciwko Rosji.
W Kijowie rządzą polityczni zwolennicy Stepana Bandery, którego Organizacja Ukraińskich Nacjonalistów (OUN) była zaangażowana w masowe mordy na tle [m.inn. md] antysemickim. Obecny reżim ukraiński jest szczególnie mocno wspierany przez amerykańskich neokonserwatystów, których czołowi przedstawiciele mają w większości żydowskie korzenie z Europy Wschodniej. Łączy ich nienawiść do Rosji. W dalszej części oba nurty zostaną zbadane politycznie oraz przeanalizowane zostaną wspólne motywy i potencjalne sprzeczności.
Reżim w Kijowie, będący kontynuacją tradycji Stepana Bandery, jest wspierany przez państwa NATO i jego rzekomo „antyfaszystowski” polityczny i medialny establishment. Tak więc Barak Obama, Jean-Claude Juncker i Angela Merkel, którzy sprawowali urząd podczas przewrotu na Majdanie, nie mieli problemu, a Joe Biden, Ursula von der Leyen i Annalena Baerbock nie mają problemu z przeoczeniem kultu morderczych antysemitów, takich jak bojowników UPA i współpracą z prawdziwymi nazistami.
Większość zachodnich polityków zasadniczo robi to, co dyktują wiodące siły w USA za pośrednictwem różnych sieci transatlantyckich. W Waszyngtonie był to ostatnio nurt neokonserwatystów, fanatycznych ideologów i antyrosyjskich fanatyków.
Ci ludzie stali już za przewrotem na Majdanie w Kijowie w latach 2013/14, za wojną z Donbasem, za stale rosnącym zbrojeniem Ukrainy i jej formacjami neonazistowskimi, za zapowiedzią przyjęcia Ukrainy do NATO i za wprowadzeniem broni nuklearnej USA stacjonowałyby tam rakiety, za odrzuceniem rosyjskich propozycji wzajemnych gwarancji bezpieczeństwa pod koniec 2021 roku, za zintensyfikowanym atakiem na Donbas w styczniu 2022 roku.
Ron Paul, były republikański kongresman i krytyk amerykańskich interwencji w Iraku i na Ukrainie, mówi o 100 miliardach dolarów, które Kongres zatwierdził na sfinansowanie „Projektu Ukraina” neokonserwatystów. Uważa on, że Ukraina stanie się kolejną porażką polityki zagranicznej w historii Stanów Zjednoczonych – po tym, jak setki tysięcy zostało zabitych po obu stronach w służbie odwiecznego dążenia amerykańskich neokonserwatystów do „zmiany reżimu” w Rosji (1).
A generał A. D. Dominique Delawarde, były szef wywiadu i walki elektronicznej w sztabie planowania armii francuskiej i oficer łącznikowy w Kolegium Sztabu Połączonego Armii Stanów Zjednoczonych w Fort Leavenworth w stanie Kansas, powiedział w marcu 2023 r.:
„Dzisiaj nie mam wątpliwości, że najbardziej skrajna frakcja amerykańskich neokonserwatystów nadal stoi na czele działań NATO, których celem jest rozczłonkowanie Rosji. Osoby te są wyraźnie zidentyfikowane i można je nazwać: Blinken, Nuland, Sullivan, Garland, Mayorkas, Janet Yellen są najbardziej znane. (…) Oni nie działają w interesie swojego kraju, ale podtrzymują neokonserwatystyczną wizję jasno przedstawioną przez think tank Project for a New American Century. Są niepoprawni, ucieleśniają twardą frakcję amerykańskiego „Deep State”” (2).
Kim więc są ci neokonserwatyści? Co to jest ten prąd? Ruch neokonów pojawił się w latach 70. wokół grupy wybitnych intelektualistów. Niektórzy z nich byli pierwotnie lewicowcami pochodzenia żydowskiego z Europy Wschodniej, którzy odrzuciwszy najpierw sowiecki stalinizm, a potem także antysyjonizm lewicy z 1968 r., stali się coraz bardziej zwolennikami imperializmu Stanów Zjednoczonych. Oprócz głównego bohatera, Irvinga Kristola, byli to także Max Shachtman, Nathan Glazer, Daniel Bell i Irving Howe. Inni wcześni neokonserwatyści byli pod wpływem politologa z University of Chicago, Leo Straussa i klasycznego uczonego z Yale University, Donalda Kagana. Ten ostatni jest teściem Victorii Nuland, zastępcy sekretarza w Departamencie Stanu USA.
Wśród przywódców neokonów byli Norman Podhoretz, Irving Kristol, Richard Perle, Paul Wolfowitz, Elliot Cohen, Robert Kagan (syn Donalda) i jego żona Victoria Nuland. Podobnie ekonomista Jeffrey Sachs, który sam odgrywał wątpliwą rolę jako doradca Banku Światowego w sprawie neoliberalnej terapii szokowej w Rosji na początku lat 90-tych, później zajął krytyczne stanowisko, trafnie wskazując, że głównym przesłaniem neokonserwatystów jest to, że Stany Zjednoczone w każdym regionie świata muszą sprawować dominację militarną. To przeciwdziałałoby pojawiającym się regionalnym mocarstwom, które pewnego dnia mogłyby rzucić wyzwanie globalnej lub regionalnej dominacji USA, w szczególności mając na uwadze Rosję i Chiny (3).
W tym celu wojsko USA powinno zostać rozmieszczone w setkach baz wojskowych na całym świecie, a Stany Zjednoczone powinny być przygotowane do prowadzenia wojen z wyboru, jeśli to konieczne. Organizacja Narodów Zjednoczonych powinna być używana przez Stany Zjednoczone tylko wtedy, gdy jest to przydatne do ich celów. Podejście to zostało po raz pierwszy nakreślone przez Paula Wolfowitza w jego projekcie wytycznych dotyczących polityki obronnej (DPG) dla Departamentu Obrony w 2002 r. W projekcie tym wezwano również do dalszej ekspansji NATO w Europie Środkowo-Wschodniej. A Wolfowitz dał jasno do zrozumienia już w 1991 r., że Stany Zjednoczone będą prowadzić operacje zmiany reżimu w Iraku, Syrii i innych byłych sowieckich sojusznikach.
Według Sachsa, neokonserwatyści stanowczo opowiadali się za rozszerzeniem NATO o Ukrainę, jeszcze zanim w 2008 roku za rządów George’a W. Busha jr. stał się to oficjalną polityką USA. Postrzegali członkostwo Ukrainy w NATO, jak przekonywał Robert Kagan w 2006 roku, jako klucz do regionalnej i globalnej dominacji USA. Już wtedy otwarcie przyznał, że doprowadzi to do „bitwy o Ukrainę” (4).
Podczas gdy Kagan formułował politykę, jego żona Nuland pod rządami George’a W. Busha jr. pełniła funkcję ambasadora USA przy NATO. Ponadto Nuland była asystentką sekretarza stanu Baracka Obamy do spraw europejskich i euroazjatyckich w latach 2013-2017, gdzie była zaangażowana w zamach stanu na Majdanie przeciwko prorosyjskiemu prezydentowi Ukrainy Wiktorowi Janukowyczowi, a obecnie jest podsekretarzem stanu Joe Bidena, który kieruje polityką USA wobec wojny na Ukrainie.
Osoba Nuland bardzo wyraźnie pokazuje, że neokonserwatyści nie są związani z żadną z dwóch partii systemowych w USA, ale reprezentują własny nurt, który wywiera wpływ na obie partie. W administracji George’a W. Busha Paul Wolfowitz był zastępcą sekretarza obrony, a Richard Perle był kluczowym doradcą Departamentu Obrony jako przewodniczący Komitetu Doradczego Rady Polityki Obronnej, obaj odegrali kluczową rolę w egzekwowaniu amerykańskiego ataku na temat Iraku.
W dzisiejszym rządzie Joe Bidena sekretarz stanu Anthony Blinken, sekretarz skarbu Janet Yellen, minister spraw wewnętrznych Nicholas Mayorkas, prokurator generalny Merrick Garland i doradca ds. bezpieczeństwa narodowego Jake Sullivan są uważani za neokonserwatystów obok sekretarza stanu Nuland. Ten prąd kontroluje bardzo ważne obszary – politykę zagraniczną, finanse, wewnętrzny aparat represji oraz sądownictwo.
Ocena neokonserwatystów jako nurt
Uderzające jest to, że wielu czołowych neokonserwatystów pochodzi z rodzin o żydowskim pochodzeniu z Europy Wschodniej. Dotyczy to – poza Sullivanem – wspomnianych obecnych członków rządu: dziadek Blinkena pochodzi z Kijowa, dziadkowie Nulanda z Mołdawii, przodkowie Yellen z Polski, rodzina Garlanda z carskiej Polski/Litwy, Mayorkas jest kubańskim zesłańcem, ale jego przodkami byli rumuńscy Żydzi . I nie inaczej jest ze starszym pokoleniem neokonów: Donald Kagan urodził się na Litwie, ojciec Wolfowitza pochodzi z polsko-żydowskiej rodziny, Kristol ma rosyjsko-żydowskich przodków, a rodzina Podhoretza pochodzi z Galicji.
Jacob Heilbrunn, obecny redaktor wpływowego amerykańskiego czasopisma National Interest, założonego przez Irvinga Kristola, opisał neokonserwatystów jako „ruch żydowski” w swojej książce z 2008 roku „Wiedzieli, że mają rację: powstanie neokonserwatystów”. Nie tylko prawie wszyscy jej bohaterowie są Żydami, ale jej filozofia polityczna jest również autentycznie żydowska (5).
Według Heilbrunna neokonserwatyści to „dobrze zorganizowana grupa, której korzenie sięgają lat czterdziestych XX wieku. To wtedy grupa młodych trockistów z New York City College zaczęła przeciwstawiać się stalinizmowi. Ci sami ludzie stali się demokratami i antykomunistami po II wojnie światowej (…). Ale dopiero pod koniec lat 60. to, co dziś znamy jako program neokonserwatywny, pojawiło się w odpowiedzi na lekceważenie reżimów komunistycznych i antysyjonizm lewicy z 1968 roku. Neokonserwatyści, pierwotnie zwolennicy Partii Demokratycznej, zwrócili się do Republikanów z apelem o twarde stanowisko wobec Związku Sowieckiego (…) i pomogli Reaganowi dojść do władzy. Ich ostatnia sztuczka: przygotowania do wojny w Iraku” (6).
Według Heilbrunna neokonserwatyzm to „nastawienie umysłu ukształtowane przez doświadczenia żydowskich imigrantów i Holokaust”. W oczach neokonserwatystów protestanckie elity Stanów Zjednoczonych nie zrobiły wystarczająco dużo, aby zapobiec mordowaniu europejskich Żydów. Dlatego stworzyli „kontr-establishment”, aby nakłonić amerykańską politykę, aby nie dopuściła do drugiego holokaustu (7).
Doświadczenie dyskryminacji i prześladowań jest z pewnością głęboko wpisane w zbiorową pamięć historyczną wschodnioeuropejskich rodzin żydowskich. Dotyczy to nie tylko Holokaustu, ale wykracza poza niego. Dotyczy to zarówno pamięci o antysemityzmie w carskiej Rosji, jak i antysemickich nastrojów, którymi stalinizm – zwłaszcza w walce z opozycjonistami pochodzenia żydowskiego – wielokrotnie się posługiwał. Podsyciło to również postawy antyrosyjskie i antysowieckie w żydowskim środowisku emigracyjnym.
W połączeniu z rozczarowaniami co do pozytywnej socjalistycznej przyszłości w Europie, w której wielu Żydów od dawna widziało nadzieję na wyjście z ich dyskryminacji, doprowadziło to do skupienia się z jednej strony na syjonizmie, a z drugiej na USA jako „ „prawdziwej” utopii. Dla Irvinga Howe’a, który pochodził ze wschodnioeuropejskiej rodziny żydowskiej i został trockistą w latach 30., a później znanym literaturoznawcą, autorem i neokonserwatystą, Stany Zjednoczone zawsze pozostawały „ziemią obiecaną” (8).
Stany Zjednoczone jako „ziemię obiecaną” dla Żydów i siłę ochronną dla Izraela, taka jest przynajmniej ukryta logika neokonserwatystów, muszą być następnie bronione i wzmacniane wszelkimi sposobami, a ich globalna hegemonia musi być skonsolidowana i uczyniona nie do zdobycia. Globalizm jednego świata jest odpowiednią ideologią do tego, a NATO, a zwłaszcza armia amerykańska, są jego zbrojnym ramieniem.
To wysoce absurdalne, że opowiadanie się za globalną hegemonią USA i jej „pełną dominacją” w ciągu ostatnich 20 lat, rzekomo po to, by zapobiec nowemu holokaustowi, doprowadziło do poparcia politycznych spadkobierców Stepana Bandery i Dywizji SS Galizien.
Dzisiejsza Rosja również nawiązuje do starszych tradycji historycznych, ale nie do carskiego antysemityzmu. Raczej dla Władimira Putina i jego zwolenników sowiecka wojna z nazizmem stanowi centralny aspekt rosyjskiej tożsamości narodowej. Pod rządami sowieckimi niewątpliwie były pewne podteksty antysemickie, ale ogólnie antysemityzm był zwalczany – a Armia Czerwona uratowała miliony Żydów przed nazistowskimi okupantami i ich kolaborantami, nie tylko na Ukrainie, ale w całej Europie Wschodniej, wyzwalając ocalałych z nazistowskich obozów śmierci (8).
Finansowanie i uzbrajanie zwolenników Bandery w Kijowie, a docelowo także stowarzyszeń Azow, czyli sił w tradycji masowego mordu eliminacyjnego antysemityzmu, przeciwko tej sowiecko-rosyjskiej tradycji jest albo chore, albo cyniczne. Możliwe, że niektórzy neokonserwatyści stali się tak zideologizowani i fanatyczni w swojej gloryfikacji USA i swojej antyrosyjskiej nienawiści, że potrafią postrzegać rzeczywistość tylko całkowicie jednostronnie i ignorować pewne aspekty – z tym wkraczają w obszar upośledzenia umysłowego .
Możliwe też, że niektórzy neokonserwatyści są tak cyniczni, że skreślają ukraińskich fanów Bandery jako „pożytecznych idiotów” i mięso armatnie w walce z ciemną Rosją. Tacy cynicy nie przejmowaliby się tym, że większość ofiar wojny na Ukrainie to cywile i poborowi, którzy nie sympatyzują z nazizmem i że wojna wzmocniła nacjonalizm i banderyzm wśród ludności ukraińskiej. Ale być może w nurcie neokonserwatystów ideowe zaburzenia percepcji mieszają się z cynizmem.
Neokonserwatyści i banderowcy
Wydaje się oczywiste, że rząd USA, na który wpływ mają neokonserwatyści, chce walczyć z Rosją „do ostatniego Ukraińca”. Wątpliwe jest, czy ekstremistyczni neokonserwatyści po porażkach w Iraku i Afganistanie będą w stanie wysłać na Ukrainę żołnierzy amerykańskich na dużo większą skalę niż dotychczas. Ponieważ większość amerykańskich patriotów nie chce prowadzić amerykańskich chłopców na rzeź dla skorumpowanego reżimu w Kijowie.
Należy mieć nadzieję, że racjonalne siły w amerykańskiej elicie, od wielkich kapitalistów, takich jak Elon Musk, po korporację RAND i Pentagon, zapobiegną pełnej eskalacji w kierunku otwartej wojny z Rosją. Neokonserwatyści wokół i za Bidenem nie powinni działać racjonalnie, ale raczej ideologicznie aż do histerii. Będą miotać się, stojąc plecami do ściany. Wątpliwe, czy mają jeszcze moc w kręgach decyzyjnych zepchnięcia świata w przepaść.
Wspomniany były francuski generał Delawarde uważa, że gang podżegaczy wojennych należy zdestabilizować „poprzez wskazanie i potępienie przed całym światem ich najbardziej wpływowych członków. Nie wolno nam na to pozwolić, bo tych kilku wpływowych, ale szalonych neokonserwatystów igra z życiem naszych współobywateli i naszych dzieci”.
Ziemia „nie jest stołem pokerowym dla kłamców, dla małej globalistycznej elity neokonów, gdzie stawką może być rozczłonkowanie Rosji za wszelką cenę. Może to posunąć się aż do unicestwienia całej ludzkości lub jej części. Musimy powstrzymać tych maniaków, destabilizując ich i nazywając ich po imieniu przed światową opinią publiczną. Nasi współobywatele muszą wiedzieć, kto stoi za wojną i kto popiera jej kontynuację i dlaczego” (10).
Zidentyfikowanie i nazwanie niebezpieczeństwa, jakie ruch neokonserwatystów stwarza dla świata, nie oznacza wspierania jakichkolwiek spisków „żydowskich”. Większość Żydów jest sceptyczna, a nawet wrogo nastawiona do banderowskiego reżimu w Kijowie.
A państwo izraelskie, które zwykle kieruje się linią polityki zagranicznej USA, [jest raczej odwrotnie: to ogon mach psem. MD] do tej pory, w przeciwieństwie do większości państw zachodnich, bardzo niechętnie wspierało Ukrainę – ponieważ izraelska opinia publiczna doskonale zdaje sobie sprawę z tego, które siły polityczne nadają ton w Kijowie.
OUN wykorzystała okupację nazistowską w latach 1941-1944, aby w dużej mierze pozbyć się Żydów i Polaków oraz zbliżyć się do swojego celu, jakim jest jednorodna narodowo Ukraina. Dzisiejsi banderowcy i lud Azow na Ukrainie mogą wierzyć, że wykorzystują USA, Wielką Brytanię i NATO do swoich nacjonalistycznych celów „oczyszczenia” kraju ze wszystkiego, co rosyjskie, zabijając w ten sposób, wypędzając lub ukrainizując ludność rosyjskojęzyczną, by ostatecznie móc zachować ich terytoria.
To może częściowo zadziałać. Ogólnie rzecz biorąc, ogon nie macha psem. Ostatecznie ukraińscy nacjonaliści są instrumentalizowani dla interesów imperium USA, a ich „bohaterstwo” i poświęcenie na polu bitwy obiektywnie służą programowi globalistycznego wielkiego biznesu kierowanego przez USA.
W tej chwili banderowców i neokonserwatystów, zjednoczonych w nienawiści do Rosji, łączy wojna. W mało prawdopodobnym przypadku zwycięstwa Ukrainy lub, co bardziej prawdopodobne, w przypadku rozbioru kraju, sprzeczności między tymi dwoma nurtami ostatecznie powrócą. To, że ukraińscy antysemici i naziści, po tym, jak zostali wykorzystani jako pomocnicy w ekspansji NATO przeciwko Rosji, zostaną odstawieni na tor boczny z błogosławieństwami programu globalistycznego, nawet w przypadku zwycięstwa, leży w logice sprawy. Różnorodność, wielokulturowość, sponsorowana przez ONZ pozaeuropejska imigracja, niszczenie narodów, „programy szczepień” WHO i LGBTQ+ raczej nie zachwycą banderowców i wywołają pewne napięcia.
Bezwstydna koalicja banderowców z tak wpływowymi na Zachodzie neokonserwatystami pokazuje coś jeszcze: oskarżenia o antysemityzm w coraz większym stopniu stają się politycznym instrumentem dominacji w USA i Europie Zachodniej, zwłaszcza w Niemczech i Austrii.
Używają go partie systemowe i media tam, gdzie spodziewają się na tym skorzystać, czyli uciszyć dysydentów. Na przykład wszelka krytyka żydowskiego George’a Sorosa, a nawet nieżydowskiego Billa Gatesa lub banków została zniesławiona jako antysemicka.
Jednocześnie ci sami politycy głównego nurtu i dziennikarze ignorują lub bagatelizują często agresywny i brutalny antysemityzm wielu muzułmańskich migrantów sprowadzonych do kraju w ramach neoliberalnej polityki migracyjnej (11). I chwalą reżim w Kijowie, który jest w tradycji Stepana Bandery – ponieważ wykorzystują go do swoich celów geopolitycznych. Te sprzeczności pokazują, że traktowanie antysemityzmu przez główny nurt globalizmu jest demagogicznym nadużyciem.
Eric Angerer
Tłumaczył Paweł Jakubas, proszę o jedno Zdrowaś Maryjo za moją pracę.
Nie miał biletu, zaczął się szarpać z kontrolerem, ciosem w twarz powalił go na podłogę. Sprawcą okazał się mieszkający w Rzeszowie 18-latek z Ukrainy.
Do całego zdarzenia doszło we wtorek, 25 lipca, w autobusie linii nr 2. Na przystanku przy alei Kopisto w Rzeszowie do pojazdu weszli kontrolerzy. Gdy autobus był już na ulicy Lisa-Kuli, okazało się, że jeden z pasażerów nie miał biletu.
– Między nim a kontrolerem doszło do przepychanki. Gapowicz złapał za szyję kontrolera, uderzył go w twarz. Kontroler upadł. Kierowca, widząc zdarzenie, zamknął drzwi i pojechał na policję – mówi Maciej Chłodnicki, rzecznik Zarządu Transportu Miejskiego w Rzeszowie.
Interweniowali funkcjonariusze Komisariatu Policji I przy ulicy Jagiellońskiej. Ustalili, że poszkodowanym jest 48-letni kontroler ZTM. – Nie wymagał pomocy medycznej – twierdzi podkom. Tomasz Drzał z Komendy Miejskiej Policji w Rzeszowie.
Sprawcą pobicia kontrolera okazał się 18-letni obywatel Ukrainy, który od pewnego czasu mieszka w Rzeszowie. – Został wylegitymowany, policjanci pojechali z nim do mieszkania, by sprawdzić, czy rzeczywiście mieszka pod podanym adresem – wyjaśnia Drzał.
Gdy to się potwierdziło, 18-latka zwolniono. – Zarzutów jeszcze mu nie przedstawiono – zaznacza Tomasz Drzał. Policja prowadzi postępowanie pod kątem „naruszenia czynności narządów ciała i kierowania gróźb karalnych” pod adresem kontrolera.
Sam poszkodowany wniosek o ściganie sprawcy złożył dzień po zdarzeniu, 26 lipca. Kontroler może też pozwać 18-latka na drodze cywilnej. – To już jego osobista decyzja, kontroler aktualnie jest na zwolnieniu lekarskim – mówi Maciej Chłodnicki.
Niedawno aresztowano na Ukrainie wysokiego rangą wojskowego, który odpowiadał za mobilizację do wojska. Podpadł, bo kupił sobie dom w Hiszpanii za kilka milionów euro. Wyreklamowanie od służby można łatwo przełożyć na pieniądze.
Teraz biuro prokuratora generalnego Ukrainy poinformowało o wykryciu w tym kraju dużej grupy pomagającej Ukraińcom unikać obowiązkowej służby wojskowej podczas wojny z Rosją. W ramach śledztwa przeprowadzono prawie 100 przeszukań w 10 obwodach kraju i w Kijowie.
Według śledczych pracownicy regionalnych komend uzupełnień przy współpracy z członkami wojskowej komisji lekarskiej i osobami trzecimi zorganizowały system wydawania orzeczeń o uznaniu mężczyzny za niezdolnego do służby wojskowej w związku z jego stanem zdrowia.
Taka usługa kosztowała średnio… 6 tys. USD. Otrzymane orzeczenia mężczyźni wykorzystywali na ogół, by wyjechać za granicę – podaje w komunikacie biuro prokuratora generalnego.
Obowiązek wojskowy obejmuje na Ukrainie mężczyzn w wieku 18-60 lat. Jest też, poza złym stanem zdrowia kilka wyjątków.. Biorąc pod uwagę liczbę unikających służby, można jednak się zastanawiać nad skalą tego typu korupcji.
Z okazji osiemdziesiątej rocznicy rzezi wołyńskiej, podczas której Ukraińcy z niespotykanym okrucieństwem, któremu dziwowali się nawet Niemcy, wymordowali co najmniej 100, a być może 150 lub nawet 200 tysięcy Polaków na Wołyniu i w Małopolsce Wschodniej – bo nie było przy tym księgowego, który by te ofiary policzył – odbyły się przedstawienia z udziałem JE abp. Stanisława Gądeckiego oraz pana premiera Mateusza Morawieckiego.
Przedstawienie z udziałem Ekscelencji odbywało się według formuły „przemawiał dziad do obrazu – a obraz do niego ani razu”. Ekscelencja zaprezentował bowiem swemu rozmówcy, greckokatolickiemu arcybiskupowi Światosławowi Szewczukowi, listę polskich oczekiwań w ramach „dążenia do prawdy” i „pojednania”. Tamten spokojnie wysłuchał tej tyrady, po czym udzielił przewielebnemu arcybiskupowi Gądeckiemu odpowiedzi wymijającej.
Wspomniał tam o „obustronnych ranach”, mając pewnie na myśli podobno autentyczny przypadek, kiedy to ukraiński rezun, zarzynając kolejnego Polaka, skaleczył się w rękę – a poza tym nietrudno sobie wyobrazić, jakie katusze musieli przeżywać biedni Ukraińcy, wyrzynając całe polskie wsie.
„Ulitujcie się nad nami, biednymi zbirami” – czytamy u Dostojewskiego. Jednym słowem: pełna symetria, w całkowitej zgodności z podstawową tezą ukraińskiej polityki historycznej, według której w 1943 roku na Wołyniu i Małopolsce Wschodniej trwała „wojna domowa”. Jest to teza oczywiście fałszywa, bo żeby można było mówić o „wojnie” – wszystko jedno: domowej czy nie – muszą być przynajmniej dwie strony wojujące.
Tymczasem tam niczego takiego nie było. Była jedna strona mordująca i druga mordowana, a celem tego przedsięwzięcia było stworzenie narodowi ukraińskiemu odpowiedniej przestrzeni życiowej, z której – mówiąc nawiasem – korzysta do dnia dzisiejszego, zaświadczając przed światem, że zbrodnia jednak popłaca.
Ani kroku wstecz
Krótko mówiąc: Ukrainiec nie cofnął się nawet o krok – bo jak inaczej ocenić sformułowanie, że pojednanie „wymaga wzniesienia się ponad zwykłą miarę sprawiedliwości, zwłaszcza ze strony tego, który w większym stopniu – często w sposób uzasadniony – czuje się ofiarą”. Najwyraźniej ukraiński hierarcha oczekuje, że Polacy, którzy „czują się ofiarami”, łaskawie dodając, że „często w sposób uzasadniony”, „wzniosą się ponad zwykłą miarę sprawiedliwości” – a skoro tak, to kto wie, czy nie będą musieli przyzwyczaić się do kultu Stefana Bandery? Jak pisze Stanisław Lem w „Głosie Pana” – „nawet konklawe można doprowadzić do ludożerstwa, byle postępować cierpliwie i metodycznie”.
Pewne światło na tę sprawę rzuca spostrzeżenie abp. Światosława Szewczuka, który wspominał o „balsamie Ducha Świętego”, którym ma być „dialog i przebaczenie”. Tym razem wygląda na to, że dysponentem wspomnianego „balsamu” jest amerykański prezydent Józio Biden – bo nietrudno się domyślić, że przedstawienie w warszawskiej katedrze w ogólnych zarysach wyreżyserowali pierwszorzędni fachowcy z Departamentu Stanu – o czym świadczy deklaracja we wspólnym „orędziu”, że Ukraińcy tym razem walczą za wolność „naszą i waszą”. Ta podawana do wierzenia teza ukraińskiego Sztabu Generalnego stanowi znakomity pozór moralnego uzasadnienia dla prezentowanej przez Ukraińców wobec całego świata postawy roszczeniowej, a wobec Polski – nawet mocarstwowej, o czym przekonaliśmy się z wystąpień ambasadora Zwarycza i szefa ukraińskiego IPN pana Drobowycza.
Inna sprawa, że przecież nie można głośno mówić, iż Stany Zjednoczone w roku 2014 kupiły sobie Ukrainę za 5 miliardów dolarów, żeby wkręcić ją w maszynkę do mięsa i w ten sposób „osłabiać Rosję” – jak w niepojętym przypływie szczerości zeznał amerykański sekretarz obrony Lloyd Austin. No a teraz pojawiły się skrzydlate wieści, że Amerykanie prowadzą dyskretne rozmowy z Rosją – prawdopodobnie o tym, jakby tu tę całą kłopotliwą Ukrainę jakoś korzystnie sprzedać. I co będzie, co Ekscelencje napiszą w kolejnym pojednawczym orędziu, gdy już sprzedadzą?
Duch tchnie, kędy chce
Z kolei pan premier Morawiecki, jak przystało na polityka szykującego się do wyborów, pojechał na Ukrainę, gdzie odwiedził miejsca po dwóch wsiach wymordowanych i zrównanych z ziemią przez UPA: Ostrówki i Puźniki, gdzie zaćwierkał zgodnie z potrzebą chwili: „Nie możemy na to (to znaczy na wbijanie przez Putina klina między Ukraińców i Polaków – SM) pozwolić – szczególnie w tym czasie, kiedy ukraińscy żołnierze walczą o swoją wolność i niepodległość, ale także o nasze bezpieczeństwo i naszą przyszłość”. Brzmi to niepokojąco, bo skoro Ukraińcy tak się poświęcają dla naszego bezpieczeństwa i przyszłości, to jak już kurz opadnie, pewnie przedstawią nam rachunek.
A jeśli kurz nie będzie chciał opaść, to pewnie będziemy musieli dotrzymać im towarzystwa – zwłaszcza gdy na szczycie NATO w Wilnie nie dojdzie do wypracowania „jednolitej strategii wobec Ukrainy” – o czym wspominał wcześniej były sekretarz generalny NATO, a obecnie doradca prezydenta Zełenskiego, pan Anders Rasmussen. Pan premier Morawiecki oświadczył też, że „nie spocznie”, dopóki „ostatnia ofiara zbrodni wołyńskiej nie zostanie odszukana”. Gdybyśmy przywiązywali wagę do tego, co mówi pan premier Morawiecki, musielibyśmy obawiać się o jego zdrowie, a nawet życie – bo trudno sobie wyobrazić, żeby pan premier wytrzymał bez odpoczynku następne 80 lat.
Na szczęście nie musimy do takich deklaracji przywiązywać wagi, bo po wyborach wszystkie te zaklęcia zostaną zapomniane, podobnie jak została zapomniana deklaracja o pojednaniu między narodami polskim i rosyjskim, podpisana w sierpniu 2012 roku w Warszawie – z jednej strony przez JE abp. Józefa Michalika, a z drugiej przez patriarchę Moskwy i Wszechrusi Cyryla. Nawiasem mówiąc, również tamta deklaracja była rezultatem słynnego „resetu”, jakiego 17 września 2009 dokonał amerykański prezydent Barack Obama, który już wtedy musiał dysponować „balsamem Ducha Świętego” i posmarował nim gdzie i kogo było trzeba. Ale potem zmienił zdanie, posmarował pięcioma miliardami dolarów Ukrainę, dzięki czemu dzisiaj „balsam Ducha Świętego” smaruje Ukraińców, a kto wie, czy również nie JE abp. Stanisława Gądeckiego?
Ukraińscy spadkobiercy antysemity Stepana Bandery i amerykańscy neokonserwatyści pochodzenia żydowskiego prowadzą wspólną krucjatę. Perwersyjna koalicja
Ukraińscy spadkobiercy antysemity Stepana Bandery i amerykańscy neokonserwatyści pochodzenia żydowskiego prowadzą wspólną krucjatę przeciwko Rosji.
Część 1/2.
W Kijowie rządzą polityczni zwolennicy Stepana Bandery, którego Organizacja Ukraińskich Nacjonalistów (OUN) była zaangażowana w masowe mordy na tle antysemickim. Obecny reżim ukraiński jest szczególnie mocno wspierany przez amerykańskich neokonserwatystów, których czołowi przedstawiciele mają w większości żydowskie korzenie z Europy Wschodniej. Łączy ich nienawiść do Rosji. W dalszej części oba nurty zostaną zbadane politycznie oraz przeanalizowane zostaną wspólne motywy i potencjalne sprzeczności.
29 czerwca 2023 roku prestiżowy Uniwersytet Stanforda w Kalifornii postawił na imponującą symbolikę: po raz kolejny powitał członków neonazistowskiego ukraińskiego batalionu „Azow”. I tym razem w wydarzeniu wziął udział wpływowy politolog z USA Francis Fukuyama. Nie znalazł się tam przypadkowo, ale gorąco podziękował jednemu z członków Azowa „za jego służbę i bohaterstwo podczas bitwy o Mariupol”, wyrażając tym samym swoje „poparcie dla Ukrainy na jej pewnej drodze do zwycięstwa” (1).
Fukuyama słynie z tego, że w 1992 roku postulował ostateczne zwycięstwo kapitalizmu i liberalnej demokracji, a tym samym – niesłusznie – „koniec historii”. Nie oznacza to, powiedział wówczas Fukuyama, że „nie będzie już więcej ważnych wydarzeń, ale że nie będzie dalszego postępu w rozwoju podstawowych zasad i instytucji, ponieważ wszystkie naprawdę ważne kwestie zostałyby ostatecznie wyjaśnione”. Uniwersalizacja zachodniej liberalnej demokracji postrzegał Fukuyama jako „ostatnią formę ludzkich rządów” (2).
W latach 90. liberał Fukuyama dał się poznać jako zagorzały neokonserwatysta, czyli członek amerykańskich jastrzębi militarystów. Był członkiem niesławnego obecnie think tanku Project for a New American Century, który otwarcie opowiadał się za globalną hegemonią Stanów Zjednoczonych. Publicznie poparł brutalne obalenie Saddama Husajna po ataku na wieże World Trade Center z 11 września, mimo że nie było dowodów na to, że iracki władca miał z tym coś wspólnego.
Później, po zniszczeniu Iraku i powieszeniu Saddama, Fukuyama publicznie zdystansował się od neokonserwatystów, wzywając między innymi do „demilitaryzacji” amerykańskiej „wojny z terroryzmem”. Jednak dzisiaj ten sam człowiek śpiewa w chórze popierających Ukrainę przeciw Rosji marzenie wszystkich neokonserwatystów – trwałe osłabienie Rosji – i jednocześnie nawołuje do dalszej militaryzacji, czyli przeciwko negocjacjom pokojowym do czasu osiągnięcia przez Ukrainę militarnego powodzenia.
Takie usytuowanie wyraźnie pokazuje sprzeczności w panującej ideologii.
Ponieważ Fukuyama poparł Joe Bidena – z powodu „rasizmu” Donalda Trumpa. Ale nie ma problemu z zabieganiem o względy ukraińskich neonazistów.
Fukuyama jest zatem doskonałym przykładem intelektualistów medialnych zachodniego reżimu, doskonale zorientowanych w „dwójmyśleniu” i „nowomowie” George’a Orwella „1984” (3).
Dywizja OUN i SS Galizien.
OUN powstała w Wiedniu w 1929 roku. Celem organizacji nacjonalistycznej była niepodległość Ukrainy. W tym samym roku OUN rozpoczęła zbrojną walkę z państwem polskim, które wówczas rządziło [obecną md] zachodnią Ukrainą. Otrzymała wsparcie od niemieckiej Reichswehry i Litwy. Dokonywano napadów na urzędników państwowych, podpaleń i rozbierania torów, co jesienią 1930 roku doprowadziło do masowych kontrataków militarnych ze strony państwa polskiego.
Wraz z napływem młodych Ukraińców OUN kontynuowała próby destabilizacji państwa polskiego i nasiliła działania partyzanckie w Polsce. Powstanie chłopskie w powiecie leskim zostało stłumione przez 4000 polskich żołnierzy i policjantów przy pomocy lotnictwa. OUN dokonywała zamachów na polskich polityków, m.in. ministra spraw wewnętrznych Bronisława Pierackiego w 1934 r., ale także na Ukraińców chętnych do współpracy z Polską. W rezultacie presja państwa polskiego na Ukraińców uległa dalszemu zwiększeniu i zniszczeniu uległo ponad 90 cerkwi.
W międzyczasie OUN rozszerzyła swoje kontakty z niemiecką Reichswehrą i niemieckimi tajnymi służbami. Od 1938 roku OUN pod przewodnictwem nowego przewodniczącego Andrija Melnyka obrała kurs silnie zorientowany na nazistowskie Niemcy. OUN postrzegała nazistowską inwazję na Polskę jako początek wyzwolenia przez Niemców. Jednak na kongresie w Krakowie w 1940 r. podzielili się na „melnykistów” (OUN-M), w większości starszych emigrantów, i „banderowców” (OUN-B), w większości młodszych zwolenników lidera Stepana Bandery z doświadczeniem w walce podziemnej (4).
W 1940 roku Wehrmacht utworzył „Bataillon Nachtigall” i „Bataillon Roland” z członków OUN-B na okupowanych ziemiach polskich, które zostały rozmieszczone podczas inwazji na Ukrainie podczas kampanii rosyjskiej. Po wkroczeniu Wehrmachtu do Lwowa 30 czerwca 1941 r. część sił policyjnych przejęły milicje utworzone przez OUN-B.
Tam pogromów na żydowskich mieszkańcach miasta dokonywali głównie członkowie batalionu „Nachtigall”. Niemieccy żołnierze w dużej mierze trzymali się z dala od tych zamieszek. Ale Wehrmacht również nie przerwał publicznego polowania: rozkaz zabraniał użycia siły zbrojnej przeciwko ukraińskim milicjantom (5).
Leon W. Wells, Żyd, który przeżył pogromy lwowskie, pisze o banderowskiej OUN w swoim raporcie Ein Sohn Hiobs: „Żydzi bali się Banderowców nawet bardziej niż SS-manów, bo miejscowi Ukraińcy rozpoznawali Żyda znacznie łatwiej od Niemców” (6).
Jednostki niemieckie zostały entuzjastycznie przyjęte przez dużą część ludności, kiedy zaatakowały Związek Radziecki na zachodniej Ukrainie. Szczególny hołd otrzymał batalion „Nachtigall”, który był obchodzony jako „Batalion Stepana Bandery” i otrzymał nie tylko kwiaty, ale także klękanie i modlitwy.
„Zabić Żydów i komunistów!” żądali zachodni Ukraińcy na tablicach ogłoszeniowych w dużym formacie i ścianach budynków. „Niech żyje Stepan Bandera, niech żyje Adolf Hitler!” skandowały ogromne tłumy zachodnich Ukraińców, gdy Niemcy wkraczali.
Bardzo niewielu zachodnich Ukraińców musiało być motywowanych przez nazistów, większość była antysemitami na długo przed przybyciem Niemców. Zachodni Ukraińcy entuzjastycznie uczestniczyli w wojnie z Żydami. Odpowiadało to rezolucji przyjętej przez „Drugi Wielki Zjazd Bandery-OUN” w Krakowie w kwietniu 1941 r., który określił Żydów jako „najbardziej niezawodny filar sowieckiego reżimu i prekursorów moskiewskiego imperializmu na Ukrainie” (7). .
Sam Stepan Bandera pracował dla niemieckich tajnych służb pod pseudonimem Konsul II, założył batalion czystki Nachtigall i był odpowiedzialny za wymordowanie setek tysięcy Żydów, Polaków i Rosjan. Na przykład we wschodniej Galicji ekscesy mordów we wczesnej fazie okupacji miały miejsce, zdaniem Saula Friedländera, „bez widocznego udziału Niemców”.
Oprócz OUN-B szalała też zachodnioukraińska „Dywizja SS Galizien”, rekrutująca dużą liczbę członków OUN-M, przez co społeczność żydowska w Galicji, czyli ponad 540 tys została praktycznie całkowicie eksterminowana . Według Klausa Kellmanna większość zachodnio-ukraińskich Żydów nie została uprowadzona ani deportowana, ale zamordowana w masowych strzelaninach na otwartym polu lub na własnym podwórku, często przez ludzi, których znali przez całe życie (8).
OUN chciała „czystej etnicznie” Ukrainy, bez Żydów, bez Polaków i bez Rosjan. Dla OUN masowe mordy na Żydach były ważnym krokiem w „oczyszczaniu” narodu. „Zamordujemy Żydów, udusimy Polaków, ale musimy zdobyć Ukrainę” – tak brzmiała popularna piosenka OUN (9).
O skali współpracy zachodniej Ukrainy świadczą masowe mordy Żydów w Kijowie. Podczas gigantycznej masakry nad osławionym wąwozem Babi Jar pod Kijowem wisiał ogromny transparent z napisem „Wypełniamy wolę narodu ukraińskiego” po ukraińsku. Przez dziesięć dni, począwszy od 29 września 1941 r., dwa bataliony ukraińskich policjantów, jednostka wojskowa OUN-B, Wehrmacht i niemiecka służba bezpieczeństwa rozstrzelały w niekończących się salwach 33 771 osób (9). Mówi się, że zabójstwo miało tak psychologiczny wpływ na żołnierzy Wehrmachtu, że stres ten został przedstawiony na konferencji w Wannsee jako argument za utworzeniem komór gazowych. Spośród 1500 katów około 1200 było Ukraińcami, a 300 Niemcami.
Później doszło do rozbieżności między hitlerowskimi okupantami a OUN – co do kwestii stworzenia własnego państwa na wzór ustaszy-Chorwacji, któremu sympatyzował Wehrmacht, ale który został kategorycznie odrzucony przez Adolfa Hitlera i Heinricha Himmlera. Niektórzy przywódcy OUN byli tymczasowo przetrzymywani w uprzywilejowanych warunkach. W przeciwieństwie do Dywizji SS Galizien, OUN i jej formacje wojskowe „Ukraińska Powstańcza Armia” (UPA) działały częściowo samodzielnie.
Mimo to ich walka nadal była skierowana przede wszystkim przeciwko armii sowieckiej oraz żydowskiej, polskiej i rosyjskiej ludności cywilnej. Nadal byli pomocnikami hitlerowskiego okupanta i jego polityki eksterminacji. Stepan Bandera, Andrij Melnyk i ich faszystowska i antysemicka OUN byli odpowiedzialni za zabójstwo setek tysięcy Żydów, Polaków i Rosjan. 84 000 zachodnich Ukraińców zgłosiło się do służby w SS, a kolejne 200 000 mordowało w organizacjach kolaborujących z OUN/UPA (10).
Do czerwca 1941 r. na terenach dzisiejszej Ukrainy mieszkało około 2,7 mln Żydów, z czego 1,6 mln zostało zabitych przez niemieckich okupantów i ich ukraińskich sojuszników.
Około 100 000 Żydów przeżyło „pod ziemią” w lasach i z partyzantami. Latem i jesienią 1941 r. opór Armii Czerwonej umożliwił ucieczkę w głąb Związku Sowieckiego ok. 900 tys. Żydów, głównie ze wschodniej Ukrainy. Jednak ukraińscy funkcjonariusze policji pomocniczej z oddziałów Wehrmachtu i OUN nadal rozstrzeliwali Żydów, którzy wiosną 1944 r. uciekli do lasów (11).
Reżim Majdanu i batalion Azow
Podczas gdy w Niemczech i Austrii każdy krytyk obecnej polityki imigracyjnej lub reżimu covidowego jest szybko zniesławiany jako „nazista”, a nawet krytyka Billa Gatesa (który nie jest pochodzenia żydowskiego) jest piętnowana jako antysemita, globalistyczny establishment przeocza kult Stepana Bandery, a nawet hojnie go pomijają gangi nazistowskich morderców na Ukrainie – co służy obecnym interesom USA, NATO i globalistów.
To ignorowanie wykorzystania prawdziwych nazistów do ich celów w imponujący sposób pokazuje, jak bardzo instrumentalne i priorytetowe dla rządów UE i mediów zachodniego reżimu jest naprawdę „antyfaszyzm” i odrzucenie antysemityzmu.
Na Ukrainie w latach 2013-14 wybrany rząd został obalony w wyniku gwałtownych protestów na kijowskim Majdanie. Najbardziej radykalnymi i decydującymi siłami były ugrupowania skrajnie prawicowe, a mianowicie skrajnie prawicowa partia Swoboda i bandyci z tzw. Prawego Sektora, obie siły w tradycji ukraińskich nazistowskich kolaborantów. Byli to prawdziwi naziści, zarówno w swojej ideologii, jak i brutalnej praktyce terroru. Mimo to siły te, które od miesięcy szkoliły się w lasach, były od lat sponsorowane przez USA, ale Zachód poparł zdominowany przez nazistów pucz na Majdanie. Niemniej zastępca sekretarza stanu USA Victoria Nuland i inni zachodni politycy zbratali się z nazistowskimi bandytami na Majdanie.
Kiedy w przeważającej mierze rosyjskojęzyczna ludność południowo-wschodniej Ukrainy wyszła na ulice przeciwko nacjonalistycznemu puczowi, to czołowe prawicowe grupy ekstremistyczne brutalnie przywróciły miasta takie jak Mariupol, Słowiańsk-Kramatorsk i Charków z powrotem pod kontrolę reżimu w Kijów.
A Prawy Sektor zmobilizował swoich faszystowskich zbirów do Odessy, wtargnął tam na wiec antymajdanowy 2 maja 2014 r. i ostatecznie podpalił dom związkowy, w którym schronili się antymajdanowi działacze; W domu spłonęły żywcem 42 osoby, inne, próbujące uciekać zostały zlinczowane przez ukraińskich faszystów. Jurij Odarchenko , nowo mianowany gubernator Chersoniu po masakrze, nazwał nawet Hitlera wyzwolicielem w przemówieniu publicznym. W zachodnich mediach wydarzenia były ukrywane lub trywializowane, ponieważ imperializm UE wspierał ukraińskich nacjonalistów przeciwko Rosji (12).
Po tym, jak zrobiły to już ugrupowania nacjonalistyczne, rządząca wówczas partia Swoboda we Lwowie wzięła udział w marszu w 2014 roku z okazji 71. rocznicy powstania Dywizji SS Galicja. W miastach Iwano-Frankiwsk i Tarnopol nazwano ulicę po podziale. Kibice zachodnio-ukraińskiego klubu piłkarskiego Karpaty Lwów użyli sztandaru z insygniami ukraińskiego SS. W mieście Czerwone na zachodniej Ukrainie odbyło się nabożeństwo żałobne za poległych żołnierzy dywizji SS, w którym uczestniczyli przedstawiciele regionalnej administracji państwowej, podczas którego statyści i weterani nosili mundury dywizyjne.
W wojnie domowej, która nastąpiła we wschodniej Ukrainie, faszystowskie gangi morderców z Prawego Sektora również odegrały ważną rolę w tzw. batalionach ochotniczych Azow, Ajdar i tak dalej. Na przykład Azow powstał pod dowództwem znanego neonazisty Andrija Biletskiego. Oświadczył, że misją Ukrainy jest „poprowadzenie białych ras świata w ostatniej krucjacie (…) przeciwko podludziom prowadzonym przez Semitów”.
Światopogląd Azowa opisuje Centrum Bezpieczeństwa Międzynarodowego i Współpracy tego samego Uniwersytetu Stanforda, na którym ostatnio przebywał: „Azow i szerzej ukraińska skrajna prawica łączą klasyczne prawicowe motywy, w tym antysemityzm, etnocentryzm, homofobię i rasizmu, z bardziej populistycznymi ideami ekonomicznymi i apelami o większą rolę państwa w społeczeństwie”. Azowianie są zatem zaprzysięgłymi wrogami „kapitalistycznej liberalnej demokracji” Fukuyamy.
Azow chwyta symbolikę, której SS już używało, wielu ich bojowników ma wytatuowane swastyki i inne nazistowskie symbole. Ukraińskie wojsko i te nazistowskie bataliony, z których część otwarcie okazywała nazistowskie sympatie, były uzbrojone w broń z UE i USA oraz wyszkolone przez doradców polskich, brytyjskich, niemieckich i amerykańskich.
Jeśli zachodnie media głównego nurtu nie ukrywają całkowicie tych rzeczy, zwykle mówi się, że „w każdym społeczeństwie jest kilku nazistów i że te nazistowskie odniesienia w żaden sposób nie są w stanie zdobyć większości w społeczeństwie ukraińskim”, które wykazało słabe wyniki wyborów dla tych partii.
Chociaż może to nie być takie pewne w przypadku niektórych regionów zachodniej Ukrainy, to drugie z pewnością dotyczy całej Ukrainy – jeśli uwzględnisz rosyjskojęzyczną południowo-wschodnią Ukrainę. Zasadnicza różnica w stosunku do innych krajów polega jednak na tym, że reżim na Majdanie wspiera siły nazistowskie oraz finansuje i wyposaża ich formacje wojskowe. Wpływ jawnych nazistowskich następców na państwo i reżim jest znacznie większy niż ich odsetek w populacji.
Ogólnie reżim w Kijowie nie odnosi się pozytywnie do dywizji SS Galizien i nazizmu. Jego frontman ma nawet żydowskie pochodzenie, ponieważ zachodni mainstream zawsze ukrywał nazistowskie wpływy na Ukrainie. A naziści z Azow są ostatecznie pożytecznymi idiotami i mięsem armatnim dla NATO i globalistycznego ataku na Rosję. Ale to wcale nie poprawia sytuacji.
Jednostki Azowskie podlegają Ministerstwu Spraw Wewnętrznych, więc ukraiński reżim otwarcie dowodzi jednostkami nazistowskimi.
Azow otrzymał nawet najpierw zajęcie, a potem obronę strategicznie ważnego miasta Mariupola. Za swoją brudną robotę przeciwko mieszkańcom Donbasu bojownicy Azow otrzymywali podwójną pensję zwykłego żołnierza.
Sam Wołodymyr Zełenski pozytywnie odniósł się do Azowa, m.in. podczas transmisji na żywo w greckim parlamencie w kwietniu 2022 r., przedstawiając tych ludzi jako bohaterów (13). A w lipcu 2023 dumnie i demonstracyjnie sprowadził dowódców Azowa z Turcji. Taki hołd podnosi prestiż tych nazistów w nacjonalistycznych częściach ukraińskiego społeczeństwa. A przede wszystkim Azow to tylko wierzchołek skrajnie prawicowej góry lodowej na Ukrainie, pod powierzchnią wody jest powszechny kult nazistowskiego kolaboranta Bandery.
W całej Ukrainie burzone są pomniki żołnierzy radzieckich, a w ich miejsce wznoszone są pomniki antysemickiego masowego mordercy Stepana Bandery. Jeszcze przed wybuchem wojny na zachodniej Ukrainie znajdowało się 40 ponad-gabarytowych pomników i sześć poświęconych mu muzeów. Bandera jest czczony jako święty narodowy przez reżim zamachu stanu na Majdanie, uhonorowany znaczkami pocztowymi, upamiętnieniami i świętami państwowymi. Jego imieniem nazwano setki ulic, w tym główną ulicę w Kijowie.
Urodziny Bandery hucznie obchodzono już w Radzie, ukraińskim parlamencie, w 2018 roku.
Andrij Melnyk, który był ambasadorem Ukrainy w Niemczech od stycznia 2015 do października 2022 i nie był spokrewniony z przywódcą OUN-M, natychmiast po objęciu urzędu złożył kwiaty na grobie Bandery w Monachium i poza tym wydawał się wielbicielem nazistowskiego kolaboranta i zaprzeczył swojej odpowiedzialność za masakry (14).
A Zełenskiego, wychowany w języku rosyjskim, który został wybrany na podstawie obietnicy rozwiązania pokojowego, a następnie pomógł w eskalacji wojny, która podobno doprowadziła do uzależnienia od kokainy i eksplozji jego majątku osobistego (15), proklamował w kwietniu 2019 r.: „Są niezaprzeczalni bohaterowie, Stepan Bandera jest bohaterem dla pewnej części Ukraińców i to jest normalna i fajna rzecz. Był jednym z tych, którzy bronili wolności Ukrainy” (16).
Część 2 dotyczy z jednej strony korzeni amerykańskich neokonserwatystów w środowisku lewicowych Żydów pochodzenia wschodnioeuropejskiego i ich przemianie we wpływowy ruch agitatorów na rzecz globalnej dominacji USA, z drugiej strony ocenie tego politycznego ruchu i jego motywy, zwłaszcza w odniesieniu do Ukrainy.
Eric Angerer
Tłumaczył Paweł Jakubas, proszę o jedno Zdrowaś Maryjo za moją pracę.
Wygląda to na powtórkę z drugiej wojny światowej, gdy Stany Zjednoczone należały do koalicji antyhitlerowskiej, a amerykańskie banki finansowały Hitlera.
Przypomina o tym Song Hongbing w książce Wojna o pieniądz.
Szanowny Panie, przed kilkoma godzinami otrzymałem pismo wzywające Instytut Ordo Iuris do „niezwłocznego opuszczenia budynku PAST-y”. W rocznicę wybuchu Powstania Warszawskiego, zarządzająca tym historycznym miejscem Fundacja Polskiego Państwa Podziemnego postanowiła bezprawnie, sprzecznie z zawartymi umowami, usunąć nas ze względu na dbałość „o swój wizerunek również poprzez odpowiedni nabór najemców”. Stanęła przed nami konieczność walki o nasze prawa i możliwość dalszego, nieskrępowanego prowadzenia działalności Instytutu Ordo Iuris w naszej siedzibie.Tej samej, która z pomocą naszych Darczyńców została podniesiona z ruiny i przystosowana do nowoczesnych potrzeb pracy biurowej. Aby obronić nasze prawo i obowiązywanie zawartych umów, będziemy potrzebowali Pana pomocy. Instytut Ordo Iuris, który od lat reprezentuje nieodpłatnie w sądach organizacje patriotyczne, współpracuje z lokalnymi organizacjami w usuwaniu sowieckich obelisków i miejsc pamięci, całą swoją działalnością wpisuje się w słowa przysięgi Armii Krajowej „Być wiernym Ojczyźnie mej, Rzeczypospolitej Polskiej”. Jednak pomimo tych działań i realizowanej misji, a także pomimo terminowego wywiązywania się ze wszelkich płatności, Instytut Ordo Iuris dzisiaj otrzymuje cios od Fundacji Polskiego Państwa Podziemnego, która zarządza powierzonym jej przez Skarb Państwa warszawskim budynkiem PAST. Przed nami podobne szykany dotknęły Fundację „Łączka”, słynącą ze skutecznej walki o pamięć i dobre imię Żołnierzy Niezłomnych-Wyklętych. To prezes tej fundacji, znany historyk Tadeusz M. Płużański, zwrócił się o do nas o pomoc wobec ataków ze strony Fundacji Polskiego Państwa Podziemnego. Jego zasłużona organizacja również miałaby opuścić PAST. To nasza współpraca oraz wspólna audycja w Polskim Radiu 24, gdzie ujawniliśmy bezprawne praktyki nowych władz Fundacji Polskiego Państwa Podziemnego, stały się pretekstem do ostatecznej eskalacji bezprawia i próby pozbawienia nas siedziby w PAST. Wszelkie problemy zaczęły się wraz z nagłymi zmianami we władzach Fundacji Polskiego Państwa Podziemnego, na których czele stanął dawny polityk Unii Wolności Jacek Taylor, powołany na to stanowisko przez Światowy Związek Żołnierzy Armii Krajowej. Jeszcze niedawno porównywał obecną sytuację w Polsce… z czasami totalitarnych praktyk PRL. Teraz rozpoczął usilne działania zmierzające do usunięcia z historycznego budynku kolejnych patriotycznych organizacji. Nawet tych, które – tak jak Ordo Iuris – niedawno zgodziły się na podwyżkę czynszu, zawarły nowe długoletnie umowy najmu i zawsze terminowo wywiązują się ze wszelkich płatności. Dlatego w tej sytuacji, jestem zmuszony pilnie prosić o Pana pomoc. Jedno jest pewne – bez nacisku na Fundację Polskiego Państwa Podziemnego oraz na Światowy Związek Żołnierzy Armii Krajowej, Instytut Ordo Iuris stanie wobec widma utraty możliwości spokojnej pracy w swej siedzibie. ================================= To co można zrobić już dziś, to prosty telefon lub e-mail w naszej sprawie do Fundacji Polskiego Państwa Podziemnego (numer telefonu: 22 620 12 80 lub 22 624 14 77; adres e-mail: sekretariat@fundacja-ppp.pl) i Światowego Związku Żołnierzy Armii Krajowej (numer telefonu: 22 620 12 85 lub 22 620 12 87; adres e-mail: biuro@armiakrajowa.org.pl) z żądaniem honorowania zawartych z nami umów. =========================================== Wiem, że nie jesteśmy osamotnieni. Wierzę także, że obie te organizacje powinny zrozumieć, jak wielki błąd popełniają, usiłując bezprawnie wyrzucić nas z lokalu, który wynajęliśmy aż do 2033 roku! Dalsze używanie lokalu w PAST to dla nas gwarancja spokojnej pracy dla życia, rodziny i wolności. Międzynarodowe fundusze inwestycyjne, które są właścicielami znacznej części powierzchni biurowej w Warszawie, nie chcą wynajmować powierzchni Instytutowi Ordo Iuris. Jeżeli stracimy lokal w PAST, nasza działalność stanie pod znakiem zapytania. Dlatego musimy walczyć o nasze prawa i o wypełnienie zawartej z Fundacją Polskiego Państwa Podziemnego umowy najmu. Tym razem nie proszę o wsparcie dla rodzin, które reprezentujemy przed sądami, ani dla obrońców życia otoczonych opieką naszych adwokatów czy w sprawie ekspertyz słanych do ONZ.Po raz pierwszy proszę Pana o pomoc dla nas samych, ponieważ po raz pierwszy sami stajemy wobec tak poważnego zagrożenia. Jak już Panu napisałem, wynajęcie lokalu dla Ordo Iuris jest niezwykle utrudnione. Jednocześnie, jeżeli stracimy naszą siedzibę, w żaden sposób nie stać nas obecnie na nabycie własnej nieruchomości w Warszawie. Lokal, który pomieściłby cały zespół Instytutu oraz niezbędne powierzchnie na spotkania z Beneficjentami lub na konferencje prasowe, to wobec obecnych stawek nie mniej niż 8 000 000 zł… Wykorzystamy oczywiście wszystkie środki prawne dla wyegzekwowania naszego prawa używania lokalu w PAST na podstawie zawartej na kolejne dziesięć lat umowy najmu.W strategicznej perspektywie nie ma jednak innego wyjścia niż zakup własnej siedziby. Tylko tak zabezpieczymy na lata ciągłość i efektywność działalności Instytutu. Dlatego Zarząd Instytutu Ordo Iuris podjął decyzję o powołaniu wydzielonego funduszu na ten cel. Ośmielam się prosić Pana o wsparcie finansowe, niezależnie od prośby o telefony i maile w celu wywarcia presji na władzach Fundacji Polskiego Państwa Podziemnego i Światowego Związku Żołnierzy Armii Krajowej
Raz jeszcze, proszę o Pana pomoc. Z wyrazami szacunkuP.S. Przed nami wielka walka nie tylko o nasze prawa i wykonanie umów. To także walka o honor Fundacji Polskiego Państwa Podziemnego i Światowego Związku Żołnierzy Armii Krajowej, którym polski rząd powierzył historyczny budynek PAST… jako podstawę realizacji ich patriotycznej misji. Nie pozwólmy, by sprzeniewierzyły się pamięci polskich bohaterów. Instytut na rzecz Kultury Prawnej Ordo Iuris jest fundacją i prowadzi działalność tylko dzięki hojności swoich Darczyńców.
W szeregach niemieckich oddziałów wysłanych do tłumienia Powstania Warszawskiego znalazło się około 10 000 cudzoziemców, służących Berlinowi z najrozmaitszych pobudek.
„Obcoplemienni” żołnierze Hitlera to temat dość wstydliwy dla zwolenników historii uładzonej i ulukrowanej. Na obszarach okupowanych przez Niemców, szczególnie w zachodniej części Starego Kontynentu, wcale licznie występowali entuzjaści pangermańskiej Zjednoczonej Europy oraz ideologii pokrewnych narodowemu socjalizmowi. Nigdzie nie brakowało też typowych kolaborantów, gotowych zaoferować usługi stronie w ich mniemaniu najsilniejszej. Obok najemników czy poszukiwaczy mocnych wrażeń byli aktywiści, którym niemiecka broń miała pomóc rozstrzygnąć lokalne spory narodowościowe i polityczne. Niestety, w ogromnej liczbie wystąpili też szczerzy antykomuniści, zarówno z Europy Zachodniej, jak i z uciemiężonych przez czerwony totalitaryzm krajów Związku Sowieckiego, którym akces pod sztandary Hitlera dawał możliwość – jak wierzyli – wzięcia udziału w walce ze znienawidzonym bolszewizmem.
Niezależnie od intencji, jakie przyświecały cudzoziemskim wolontariuszom, Niemcy wykorzystywali ich zgodnie z własnych interesem, także do wykonywana najkrwawszych, najbardziej odrażających zadań.
Rzeź nad Wisłą
Warszawiacy, którym udało się przetrwać Powstanie, przedstawili mnóstwo świadectw o masakrach ludności dokonanych przez żołnierzy ukraińskich występujących u boku Niemców.
Wstrząsające były wspomnienia mieszkanki Woli Wandy Lurie, Polskiej Niobe, która cudem przeżyła własną egzekucję: „Do dnia 5 sierpnia przebywałam w piwnicy domu z trojgiem dzieci w wieku lat 11, 6, 3 i pół, sama będąc w ostatnim miesiącu ciąży. Tegoż dnia o godzinie 11-12 wkroczyli na podwórko żandarmi niemieccy oraz Ukraińcy […]. Zostałam wyprowadzona w ostatniej grupie. […] Trupy leżały w kilku miejscach po całej lewej i prawej stronie pierwszego podwórza. […] strzelali Niemcy i Ukraińcy w kark od tyłu. Zabici padali, podchodziła następna czwórka, by tak samo zginąć. […] Podeszłam więc w ostatniej czwórce razem z trojgiem dzieci do miejsca egzekucji, trzymając prawą ręką dwie rączki młodszych dzieci, lewą – rączkę starszego synka. Dzieci szły, płacząc i modląc się. Starszy, widząc zabitych wołał, że i nas zabiją. W pewnym momencie Ukrainiec stojący za nami strzelił najstarszemu synkowi w tył głowy, następne strzały ugodziły młodsze dzieci i mnie. Przewróciłam się na prawy bok. Strzał oddany do mnie nie był śmiertelny. Kula trafiła w kark z lewej strony i przeszła przez dolną część czaszki wychodząc przez lewy policzek. Dostałam krwotok ciążowy. Wraz z kulą wyplułam kilka zębów. Byłam jednak przytomna i leżąc wśród trupów widziałam prawie wszystko, co się działo dokoła”.
W III RP, na fali odgórnie promowanej, wciąż potężniejącej filoukraińskiej patologii umysłu, szereg polskojęzycznych dziejopisów usiłowało hurtowo podważać takie relacje. Zaprzeczano obecności w stolicy ukraińskich wielbicieli Hitlera, powołując się na fakt, że ich największej jednostki wojskowej – 14. Dywizji Grenadierów SS „Galizien” – rzeczywiście nie było w Warszawie. Sugerowano, że polscy świadkowie „musieli źle zapamiętać”, ewentualnie „pomylić” kolaborantów ukraińskich z rosyjskimi. Owszem, nie sposób z góry wykluczyć pomyłek w konkretnych zdarzeniach; tym niemniej sugestie, że warszawiacy „nie odróżniali języka rosyjskiego od ukraińskiego” nie brzmiały poważnie w przypadku obywateli miasta, w którym ledwie przed 29 laty dobiegło końca z górą wiekowe panowanie rosyjskie.
Dziś, dzięki wysiłkom uczciwych badaczy, wiemy już ponad wszelką wątpliwość, że teza o całkowitej nieobecności ukraińskich wojskowych w siłach tłumiących Powstanie jest nieprawdziwa. W momencie wybuchu walk na ul. Koszykowej stacjonowała ukraińska kompania Sicherheitspolizei. Ponadto ukraińskie pododdziały istniały również w ramach Schutzpolizei. Ukraińcy dominowali wśród 982 obcokrajowców służących w 34. policyjnym pułku strzeleckim, nie brakło ich również w szeregach Pułku Specjalnego SS Oskara Dirlewangera oraz w RONA.
Nawet nieobecność Dywizji „Galizien” w stolicy nie oznacza, że przeciw powstańcom nie skierowano żadnych żołnierzy tego związku taktycznego. W gmachu Wyższej Szkoły Nauk Politycznych stacjonował pododdział ukraiński w sile 100 ludzi; w trakcie walk o Redutę Wawelską został zabity jeden z jego podoficerów, a znalezione przy nim dokumenty potwierdziły przynależność właśnie do Dywizji „Galizien”. Ponadto dziesięciu podoficerów SS-Galizien zostało przydzielonych do grupy generała Heinza Reinefartha jako tłumacze; co najmniej jeden z nich zginął podczas walk.
Na Czerniakowie, a następnie w Kampinosie wystąpił Ukraiński Legion Samoobrony, zwany też Legionem Wołyńskim (w nomenklaturze niemieckiej 31. Schutzmannschafts-Bataillon der SD); podobnie jak SS-Galizien politycznie związany z melnykowską frakcją Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów (OUN-M). Legion znany był z szeregu zbrodni popełnionych na ludności Wołynia i Lubelszczyzny. W Warszawie potwierdził swą krwawą renomę, m.in. gwałcąc i mordując kobiety na ul. Bednarskiej oraz masakrując rannych w jednym ze szpitali. Pod koniec wojny Legion Wołyński wcielono w szeregi Dywizji SS „Galizien”. Po zakończeniu działań wojennych ukraińscy esesmani uniknęli ekstradycji do ZSRS, gdyż… przypomnieli sobie, że do 1939 roku byli obywatelami RP…
RONA
4 i 5 sierpnia 1944 r. przybyła na Ochotę specyficzna formacja. Jej żołnierze nosili mundury niemieckie, sowieckie bądź nawet ubrania cywilne. Był tu pułk wydzielony z Brygady Szturmowej RONA.
Rosyjska Wyzwoleńcza Armia Ludowa (Russkaja Oswoboditielnaja Narodnaja Armija) powstała w 1942 roku w okupowanej przez Niemców części Rosji, w obwodzie briańskim. RONA walczyła u boku Niemców przeciw bolszewikom zarówno na froncie, jak i podczas operacji antypartyzanckich. Gdy pod naporem Armii Czerwonej Niemcy zaczęli wycofywać się na zachód, RONA podążyła wraz z nimi. Żołnierzom towarzyszyły rodziny – w olbrzymim taborze znajdowało się łącznie około 30 000 osób. W owym czasie RONA dowodził Bronisław Władysławowicz Kamiński, urodzony na Witebszczyźnie syn Polaka (co do matki różni badacze sugerują narodowość polską, niemiecką bądź żydowską). W czasie rosyjskiej wojny domowej służył on w szeregach Armii Czerwonej, potem wstąpił też do partii bolszewickiej i kolaborował z NKWD, ale i poznał smak łagru w wyniku oskarżenia o krytykę polityki kolektywizacji oraz „współpracę z wywiadem polskim i niemieckim”.
Latem 1944 roku pieczę nad RONA przejął Reichsführer SS Heinrich Himmler. Wcielił on uciekinierów z Briańska w szeregi Waffen-SS, jako Brygadę Szturmową SS „RONA”. Kamińskiemu nadał stopień SS-Brigadeführera (generała brygady). Niedługo potem Himmler postanowił wysłać rosyjskich esesowców przeciw powstańczej Warszawie. Rozkaz nie wywołał entuzjazmu w taborze uchodźców. Kamiński na naradzie swego sztabu zadecydował, aby z każdego z czterech pułków RONA wybrać przynajmniej po 400 „nieżonatych żołnierzy” i utworzyć z nich nowy „pułk zbiorczy”. Ogółem udało się zebrać 1700 ludzi. Zdecydowaną większość z nich stanowili Rosjanie, choć nie brakło również Ukraińców i Białorusinów. Można podejrzewać, że podczas rekrutacji doszło do selekcji negatywnej, a do nowego oddziału wcielono liczny element zbójecko-kryminalny.
Horda
Dowództwo nad „pułkiem zbiorczym” RONA objął major Iwan Frołow. Do Warszawy wybrał się również osobiście Kamiński. Niemcy dowieźli samochodami jego wojsko na Ochotę, gdzie zaraz rozpętała się orgia przemocy.
Pułk Kamińskiego i Frołowa działał na podobieństwo dzikiej watahy. Zabijanie cywilów zaczęło się na ulicy Opaczewskiej, gdzie doszło też do grabieży domów prywatnych i podpaleń. Potem przyszły kolejne masakry – przy ulicy Grójeckiej, Korzeniowskiego, alejach Niepodległości… RONA uderzyła na Instytut Radowy oraz szpital przy ulicy Langiewicza, mordując tam pacjentów i członków personelu medycznego, dokonując też licznych gwałtów na pacjentkach, pielęgniarkach i siostrach zakonnych.
Na terenie „Zieleniaka” (targowiska warzywnego) utworzono obóz przejściowy dla mieszkańców wypędzonych ze swych domów; panowały tu koszmarne warunki higieniczne, brak było żywności i wody, a pijani ronowcy wywlekali z tłumu kobiety, a nawet małe dziewczynki, na których dokonywali zbiorowych gwałtów. Potem Niemcy próbowali przypisać Kamińskiemu zamordowanie kilku tysięcy mieszkańców Ochoty, choć w rzeczywistości większość zgładzili sami. Tym niemniej „pułk zbiorczy” RONA ponosi odpowiedzialność za co najmniej siedemset mordów na polskich cywilach.
Powstańcy okazali się wymagającym przeciwnikiem dla hordy Kamińskiego i poważnie uszczuplili jej szeregi. Za to łupiestwa dokonywane przez ronowców przybrały imponujące rozmiary. Ponoć każdy z żołnierzy pułku, któremu udało się powrócić z akcji warszawskiej posiadał po 15 do 20 złotych zegarków i inne dobra. Niemcy krzywo patrzyli na nieuzgodnione z nimi grabieże, a jawna niesubordynacja Kamińskiego wkrótce stała się powodem jego aresztowania i egzekucji. „Pułk zbiorczy” został przesunięty do Kampinosu, gdzie rychło zebrał cięgi od partyzantów AK.
Uczciwość nakazuje przyznać, że nie wszyscy podwładni Kamińskiego byli degeneratami. Niektórzy szczerze współczuli Polakom, a nawet przechodzili na ich stronę. Pewien polski cywil przesłuchiwany przez Niemców zeznał: „[…] widziałem pomiędzy walczącymi bandytami [tj. powstańcami – A.S.] kilku żołnierzy należących do oddziału Kamińskiego. Inni Polacy potwierdzają, że przynajmniej 30 z tych Rosjan, którzy mówili po rosyjsku i porozumiewali się z Polakami, przeszło na ich stronę”. Powyższa informacja znajduje przynajmniej częściowe potwierdzenie we wspomnieniach żołnierza AK Henryka Łagodzkiego ze Zgrupowania „Chrobry II”, który zapamiętał dwóch rosyjskich powstańców, dezerterów RONA, Eugeniusza Mulkina „Żeńkę” oraz N.N. „Miszkę” (ten ostatni poległ w polskich szeregach). Wśród partyzantów AK w Kampinosie wielkie wrażenie wywołał dziennik znaleziony przy poległym żołnierzu RONA Iwanie Waszeńko. Pod datą 4 sierpnia autor napisał: „Wkraczamy do miasta, żołnierze wyszukują ludność, dowódca kompanii rozstrzeliwuje znalezionych. Po co to? Co mają z tym wspólnego oni – te kobiety i dzieci?”. O Polakach Waszeńko wypowiadał się z podziwem: „Rozmawiam z Polakami o położeniu Warszawy. Oni twierdzą, że każdy naród chce mieć swoje własne państwo narodowe i że oni pragną mieć Niepodległe Państwo Polskie, na czele którego stałby lud. Jak zauważyłem, Polacy są najbardziej ceniącym wolność narodem, który kocha tylko swoją władzę i własne państwo narodowe”.
Po zakończeniu operacji warszawskiej dowódca „pułku zbiorczego” major Frołow stanął przed obliczem przełożonych z RONA. Wspominał jeden z oficerów: „Wszedłem służbowo do pokoju, gdzie zebrali się oficerowie na czele z podpułkownikiem Biełajem, zastępcą Kamińskiego (sam Kamiński już wtedy nie żył) i słyszałem, jak przemawiający oficerowie potępiali bestialskie, sadystyczne działania Frołowa wobec ludności cywilnej Warszawy. Frołow próbował nieporadnie usprawiedliwiać się”.
Frołow zapłacił za swe zbrodnie dopiero po wojnie, przed sowieckim sądem. Do końca usiłował ratować skórę, łżąc w iście brawurowym stylu: „Fakty masowego rozstrzeliwania cywilów w Warszawie w ogóle nie są mi znane…”.
Dżihadyści Führera
W Warszawie siały grozę cztery bataliony muzułmańskie SS i Wehrmachtu, których żołnierze pochodzili z Kaukazu i Azji Środkowej.
W składzie Grupy Bojowej „Dirlewanger” działały dwa bataliony 1. Wschodniomuzułmańskiego Pułku SS. Byli to żołnierze narodowości turkmeńskiej, azerskiej, kirgiskiej, tadżyckiej, tatarskiej i uzbeckiej, razem dobre osiem setek bisurmanów dowodzonych przez niemieckich oficerów. Pułk utworzono pod patronatem duchowym Wielkiego Muftiego Jerozolimy, Mohammada Amina al-Husajniego, przede wszystkim z byłych jeńców sowieckich. Ponadto wystąpiły też pododdziały czysto azerskie – I/111 Azerbejdżański Batalion Polowy „Dönmec” oraz II Batalion pułku „Bergmann” (razem 14 oficerów i 1300 żołnierzy). Ogółem 2100 żołnierzy czterech mahometańskich batalionów stanowiło około 8 proc. początkowego stanu Korpsgruppe von dem Bach, rzuconej przez Niemców przeciw Powstaniu Warszawskiemu.
Krwawy szlak turkiestańskich i kaukaskich muzułmanów wiódł przez Wolę, Stare Miasto i Czerniaków. „Obcoplemieńcy” rozstrzeliwali cywilów, podrzynali im gardła kindżałami bądź palili ich żywcem. Między innymi Azerowie z Batalionu „Dönmec” dokonali rzezi ludności cywilnej na ulicy Inflanckiej, a turkiestańscy esesmani uczestniczyli w wymordowaniu rannych w warszawskich szpitalach (zob. szerzej: Dżihad 44,https://pch24.pl/dzihad-44-nieznana-historia-z-powstanczej-warszawy/).
Brunatna międzynarodówka
Cudzoziemskich legionów ochotniczych, jak i obcokrajowców rozproszonych po oddziałach niemieckich było bez liku.
W Warszawie bodaj najliczniejszy kontyngent (około 4000 żołnierzy) wystawili Kozacy – 209. kozacki batalion Schutzmannschaften (policji pomocniczej), 3. pułk Kozaków dońskich, 572. batalion kozacki, 580. dywizjon konny i inne oddziały. Uczestniczyły one zarówno w walkach w mieście, jak i w działaniach w Puszczy Kampinoskiej. Aktywny był też 13. białoruski batalion policyjny SS. W blokadzie Warszawy brał udział litewski 252. batalion wartowniczy. Blisko połowę żołnierzy Pułku Specjalnego Dirlewangera stanowili ochotnicy z terenów ZSRS, tacy jak Łotysz Imants Gutše, wzięty do niewoli przez powstańców. Od polskich kul poległo przynajmniej trzech norweskich esesmanów; Norwegowie (a także Belgowie, Duńczycy, Holendrzy) służyli w formacji SS-Röntgensturmbann, spotykano ich także u Dirlewangera.
Zupełnie odrębną kwestią jest postawa stacjonujących pod Warszawą wojsk węgierskich. Dowódca niemieckiej 9. Armii gen. Nikolaus von Vormann nie żywił złudzeń, co do możliwości wykorzystania ich przeciw Polakom: „Wojsko zostało serdecznie przyjęte przez ludność polską. Ujawniły się oznaki bratania. […] W imię starej, trwającej od wieków tradycyjnej przyjaźni między Węgrami i Polakami wzywa się Węgrów do wstrzymania się od wszelkiej akcji wojennej”. Mimo wszystko doszło do sporadycznych potyczek polsko-węgierskich, wymuszonych sytuacją. Były jednak i przypadki przechodzenia Madziarów na stronę polską i ich chwalebnego udziału w walce w powstańczych szeregach.
Brud polityki
Ponieważ obcokrajowcy na służbie III Rzeszy w większości akcji występowali wespół z Niemcami, wydaje się niemożliwe precyzyjne podliczenie wyrządzonych przez nich strat (innymi słowy ustalenie, ilu warszawiaków zginęło od kul Niemców, ilu zaś zabili Ukraińcy, Azerowie, Turkmeni czy Łotysze).
Ocenę zdarzeń utrudniają też manipulacje dokonywane z powodów politycznych. Niemieccy piewcy legendy „rycerskiego Wehrmachtu” i „dzielnych chłopców z Waffen-SS” chętnie zwaliliby całość win na formacje tubylcze z krajów okupowanych.
W okresie PRL komunistyczna propaganda doszukiwała się w oddziałach tłumiących Powstanie różnych „elementów antyradzieckich”, zwłaszcza „własowców” – to jest żołnierzy Sił Zbrojnych Komitetu Wyzwolenia Narodów Rosji generała Andrieja Własowa. Tymczasem ich obecność była niemożliwa z prostej przyczyny – Własow zdołał sformować swe wojsko dopiero do upadku Powstania, w listopadzie 1944 roku.
W III RP zakłamywanie historii w imię nachalnie lansowanej „odwiecznej przyjaźni z ukraińskim sąsiadem” nie skończyło się, niestety, na nieudanych próbach zanegowania udziału OUN-owców w zbrodniach w Warszawie. W kwietniu 2023 roku w stolicy Polski prezydent Ukrainy Wołodymyr Zełeński odbierał najwyższe polskie odznaczenie – Order Orła Białego, przyznany mu z powodów pozostających tajemnicą dla ogółu. Na tę okazję dowartościowany gość wystąpił w dresie zdobnym w symbolikę jako żywo przypominającą godło OUN-M (tryzub ze środkowym ostrzem w kształcie miecza).
Nie mnie osądzać, czy Jego Ekscelencja Zełeński przywdział owe emblematy z niedouczenia, czy też może postanowił z premedytacją plunąć gospodarzom w twarz? Pozostał jednak przykry obraz sfory polskich dostojników, prawdziwych sług łaszących się do swego pana, zupełnie obojętnych na obecność symboli, pod którymi ongiś rezuny z SS-Galizien i Legionu Wołyńskiego ochoczo rżnęły Lachów.
Widać sługom wcale to nie przeszkadzało.
Andrzej Solak
====================
historyk RP01 sierpień 2023
O Ukraińcach tłumiących Powstanie Warszawskie pisze także niemiecki historyk Guenther Deschner w pracy o powstaniu, wydanej w języku angielskim „Warsaw rising” (Londyn 1972). Niestety, ta dobra historia Powstania nie jest chyba w ogóle znana historykom polskim. Deschner pisze, że „Powstanie dało Ukraińcom idealną możliwość ujścia dla ich głęboko zakorzenionych antypolskich urazów”. Janina Popiel wspomina jak na krótko przed Powstaniem słyszała jak jeden z żołdaków ukraińskich mówił, że oddział ich przybył do Warszawy, aby „Lachiw rizaty” („Losy Polaków i Ukraińców” Dziennik Polski i Dziennik Żołnierza, Londyn 19.9.1966). – I mordowali Polaków! I to w jak barbarzyński sposób. Marek Hłasko w swym opowiadaniu „Drugie zabicie psa” (Kultura Nr 1-2 1965, Paryż) pisze: „…I nie uwierzyłaby chyba również i w to, że widziałem w czterdziestym czwartym roku w Warszawie, jak sześciu Ukraińców zgwałciło jedną dziewczynę z naszego domu a potem wyjęli jej oczy łyżką do herbaty; i śmieli się przy tym i dowcipkowali…”.
O tych zbrodniach ukraińskich mówiła cała powstańcza Warszawa i ludzie panicznie ich się bali. Zbigniew Zaniewski w książce „Powstanie i potem” (Londyn 1984) pisze: „…Nie lękała się śmierci, ani Niemców nawet, ale – o wstydzie! – przerażała ją możliwość dostania się w ręce „braci-Słowian” w niemieckich mundurach. Budziła siebie i innych po nocach, krzycząc że Ukraińcy… są już w bramie”. Dlatego, jak pisze Deschner, Polacy nie brali do niewoli Ukraińców (i SS-manów). Na plecach malowano im dużą literę „U” i rozstrzeliwano, albo, jak pisze Ukrainiec Lew Bykowskyj w swoich wspomnieniach z okresu Powstania „Polskie powstanie w Warszawie w roku 1944” („Zeszyty historyczne” Nr 5, Paryż 1964): „Do niebezpiecznych robót na pierwszej linii frontu powstańcy używali jeńców niemieckich, Volksdeutschów i Ukraińców”. O udziale Ukraińców w dławieniu Powstania piszą także inni Niemcy, przede wszystkim dowódca wojsk niemieckich dławiących Powstanie – gen. von dem Bach, który wykorzystywał Ukraińców, znających dobrze język polski, m.in. jako szpiegów, których wysyłał na stronę polską („Ostatni akt” w: „Drogi Cichociemnych” Londyn 1961) i niemiecki historyk Powstania Hans von Krannhals, autor książki „Der Warschauer Aufstand 1944…” (Frankfurt am Main 1962). Krannhals obwinia głównie nie-Niemców w niemieckich mundurach, w tym Ukraińców, za wszelkie potworności, które miały miejsce podczas Powstania. „Dzicz wschodnia” – mówił o nich gen. Reinefarth, a gen. Erich vom dem Bach wtórował mu: „Można uwierzyć w teorię Untermenscha” (Józef Mackiewicz „Nie trzeba głośno mówić” IL Paryż 1969).
Już w okresie drugiej wojny światowej Niemcy opracowali dokładny plan podporządkowania sobie terenów położonych za ich wschodnią granicą. Brutalna, masowa eksterminacja Polaków, Ukraińców czy Rosjan nie wchodziła w grę. Trzeba było poszukać „miękkich” rozwiązań, skutecznie wspomagających pomniejszenie niechcianych populacji. Postawiono zatem na promocję aborcji, rozdzielanie rodzin wskutek emigracji ekonomicznej, stłoczenie ludzi w miastach i „cichą sterylizację”. Tak osłabiane, niechciane narody miały się degradować do czasu, gdy pleniący się Niemcy będą mogli zastąpić „słabe” populacje.
Politykę Niemiec wobec ludności na okupowanych ziemiach polskich najlepiej opisują dokumenty wytworzone w czasie drugiej wojny światowej przez wysokich niemieckich funkcjonariuszy. Nie do przecenienia jest w tej kwestii memoriał Traktowanie ludności byłych obszarów Polski z punktu widzenia polityki rasowej autorstwa doktora Erharda Wetzela i Günthera Hechta opublikowany na łamach „Zeszytów Oświęcimskich”.
Nędza dla Polaków
Problem Polski oraz jej ludności postrzegali autorzy dokumentu dwupłaszczyznowo: jako rasowo‑polityczny oraz narodowościowo‑polityczny.
Rozpoczynają oni od dość dokładnej analizy polskiej populacji, próbując przedrzeć się przez – jak się okazało – rozbieżne polskie dane statystyczne dotyczące stanu polskiego społeczeństwa i liczby narodzin.
Liczba urodzin wśród mas polskich wynosi, według niezgodnych zresztą z sobą polskich spisów ludności, jakieś 30 do 32 narodzin na 1000 mieszkańców rocznie, wśród masy żydowskiej trochę poniżej 30, wśród polskiej, jak również żydowskiej inteligencji poniżej 26. Niemcy mieli we wschodnich obszarach rolniczych ponad 25, częściowo do 30 narodzin, w Polsce środkowej i Prusach Zachodnich – Poznańskiem: na wsi około 20, w miastach przeciętnie poniżej 15 narodzin rocznie na tysiąc mieszkańców – czytamy w dokumencie.
Niemcy dane skomentowali w dość jednoznaczny sposób, oceniając, że gdyby nie przesiedlenie Polaków z obszaru Rzeszy, to słuszne byłyby obawy, że polska ludność rozmnażałaby się dalej mniej więcej w tych samych rozmiarach jak przed wojną i dotychczas. To niebezpieczeństwo mogłoby jednak zostać usunięte, gdyby do kraju napłynęły nowe masy ludności i w ten sposób zwiększyłaby się gęstość zaludnienia. Już choćby dlatego, by przeszkodzić szybkiemu przyrostowi ludności tych terenów, przesiedlenie Polaków z obszaru Rzeszy w tę okolicę jest naglącą koniecznością.
W okresie, gdy powstawał dokument, rozwiązanie kwestii organizacji prawno‑państwowej tak zwanej pozostałej części Polski nie było przesądzone. Jednakże Niemcy zakładali, że Polska – zamieszkana przez Polaków i Żydów – będzie w przyszłości pod dominującym wpływem Niemiec. Przy czym nie było wątpliwości, że są to nacje rodzajowo obce i nienadające się do zasymilowania. Stąd też uznano, że niemieckie państwo nie ma żadnego interesu w narodowym i kulturalnym podniesieniu i wychowaniu ani polskiej, ani żydowskiej ludności pozostałego polskiego obszaru.
I ten problem Niemcy musieli jakoś rozwiązać. Proponowano dwa schematy działań. Obydwa rozwiązania polegały na tym samym założeniu: utrzymaniu Polaków i Żydów w jednakowy sposób na niskim poziomie życiowym i pozbawieniu ich wszelkich praw zarówno pod względem politycznym, jak narodowym i kulturalnym. Drugi wariant zakładał, że nieco lepiej traktowani będą Żydzi – mieliby oni otrzymać nieco więcej wolności w zakresie kulturalnym i gospodarczym, tak, że niektóre decyzje w sprawie zarządzeń administracyjnych i gospodarczych następowałyby przy współudziale żydowskiej ludności. Plan był taki, aby rękoma Żydów skrępować Polaków, a Żydom dać powód do ciągłych zażaleń i trudności.
Aborcja i eugenika dla „podludzi”
Niemców zupełnie nie interesował standard życia podbijanych nacji – byleby tylko był on na odpowiednio niskim poziomie. Zadbać należało wyłącznie o to, aby ewentualne choroby nie przenosiły się na teren Rzeszy. A jak Polacy i Żydzi będą korzystać z opieki lekarskiej, to już nikogo nie interesowało. Nie znaczy to jednak, że Niemcy nie byli zainteresowani stroną medyczną. Owszem, byli, a ich plan zakładał szeroki dostęp i promocję wszelkich środków ograniczających rozrodczość.
Spędzenie płodu musi być na pozostałym obszarze Polski niekaralne. Środki służące do spędzania płodu i środki zapobiegawcze mogą być w każdej formie publicznie oferowane, przy czym nie może to pociągać za sobą jakichkolwiek policyjnych konsekwencji. Homoseksualizm należy uznać za niekaralny. Przeciwko instytucjom i osobom, które trudnią się zawodowo spędzaniem płodu, nie powinny być wszczynane policyjne dochodzenia. Rasowo‑higienicznych zarządzeń w żadnym razie nie należy popierać. Podobna polityka miała dotyczyć Żydów.
Niemcy pracowali też nad metodami cichej sterylizacji. Doświadczenia w zakresie wykorzystania do tego celu promieni rentgenowskich prowadzone były w obozach koncentracyjnych. Opracowano specjalne, bezpieczne dla obsługi pomieszczenia, w których dokonywano próbnych sterylizacji poprzez naświetlanie jąder lub jajników. Metoda ta miała być skrycie wykorzystywana na masową skalę, ale wyniki eksperymentów uznano za mało satysfakcjonujące, szczególnie z uwagi na liczne skutki uboczne spowodowane przyjęciem nadmiernych dawek promieniowania. Jak w marcu 1942 roku pisał odpowiedzialny za wszelakie niemieckie programy masowej zagłady Victor Brack, te niedoskonałości eksperymentowanej metody narażały ją na dekonspirację.
Skazani na zagładę
O takich próbach w swoich zeznaniach z 10 stycznia 1947 roku wspomniał Rudolf Höss, komendant niemieckiego obozu koncentracyjnego Auschwitz‑Birkenau: Himmler kładł nacisk i przywiązywał wagę do wyszukania takiego sposobu sztucznego wywoływania bezpłodności, który działałby szybko, pewnie, mógł być przeprowadzany niespostrzeżenie i nadawał się do stosowania masowego. Pierwotny plan był taki, by płodności pozbawiać przestępców niekontrolujących swoich popędów oraz patologiczne grupy społeczne (pijaków, włóczęgów i tym podobnych). Osób takich nie obejmowała ustawa o zapobieganiu choremu dziedzicznie potomstwu, a ich rozmnażanie było uznawane za niecelowe. Niemcy nazywali to cichym rozszerzeniem tej regulacji. Plany poszły jednak dalej, bo Himmler zamierzał wykorzystać metodę Clauberga do zlikwidowania i biologicznego wyniszczenia narodu polskiego i narodu czeskiego.
Stał on na stanowisku, że oba te narody należy usunąć z zajmowanych przez nie terytoriów, które należały organicznie do niemieckiej przestrzeni życiowej. Jeszcze przed objęciem władzy przez narodowy socjalizm planował on przesiedlenie obu tych narodów na wschód – zeznał Höss.
Plany te nie były możliwe do przeprowadzenia w praktyce, stąd też Himmler godził się z tym, że Polacy i Czesi pozostaną w ramach niemieckiej przestrzeni życiowej, zorganizowani w formie zależnych od Rzeszy krajów wasalnych. Plan zakładał wytępienie wszystkich elementów, które nie chciałyby się podporządkować niemieckiemu zwierzchnictwu i kierownictwu. Właśnie temu celowi służyć miał sposób na wywoływanie bezpłodności testowany przez Clauberga na Żydówkach więzionych w Auschwitz.
Kolejne ciekawe zapiski dotyczące polityki wschodniej Niemiec pochodzą z 2 października 1940 roku i zostały zawarte w tajnej notatce sygnowanej przez Martina Bormanna, przybocznego Führera. Sygnalizował on, iż Adolf Hitler zainteresowany jest pozyskiwaniem dla Rzeszy własności ziemskich. Chodziło o zapewnienie wyżywienia wielkim miastom. Prócz ziemi potrzebna była tania – i co ważne, sezonowa – siła robocza. Oczywiście robotnicy ściągani byliby z Polski, a po zakończeniu zbiorów – odsyłani z powrotem.
Gdyby robotnicy przez cały rok pracowali w rolnictwie, wówczas sami zjedliby znaczną część tego, co zostało zebrane, a zatem jest całkowicie słuszne, ażeby z Polski przybywali do uprawy ziemi i do żniw sezonowi robotnicy – pisał Bormann. Bezwarunkowo należy baczyć, aby nie było żadnych polskich panów. Tam, gdzie istnieją, powinni – jakkolwiek może to brzmieć twardo – zostać wytępieni – ciągnął Bormann. Jak określił, Generalna Gubernia jest polskim rezerwatem, wielkim polskim obozem pracy. Polacy mają z tego korzyść, ponieważ utrzymujemy ich w zdrowiu, dbamy o to, ażeby nie wyginęli z głodu itd. Nigdy jednak nie wolno nam podnieść ich na wyższy poziom, gdyż wówczas staliby się anarchistami i komunistami – ostrzegał.
Asymilacja albo eliminacja
Taka wizja Polaka – jako najemnego, słabo opłacanego robotnika – znakomicie łączyła się z polityką osłabiania polskiej populacji. Jej tezy w piśmie z 12 grudnia 1941 roku do Centrali Przesiedleńczej w Łodzi wyłożył (bazując na elaboracie niewymienionego z nazwiska autora – honorowego członka służby bezpieczeństwa), Ernst Damzog, rezydujący w Poznaniu inspektor niemieckiej policji bezpieczeństwa, który zasłynął z masowych wysiedleń Polaków z Wielkopolski do Generalnego Gubernatorstwa.
Damzog wskazywał, iż celem polityki państwa jest niszczenie odrębności życiowej obcych narodowości za pomocą odpowiednich środków stosownych do panującego ducha czasów. Rozwiązania były zasadniczo dwa: asymilacja lub eliminacja.
Ludy pierwotne stosowały najczęściej tę ostatnią metodę. Jest to wprawdzie metoda twarda i brutalna, jednakże w ostatecznej konsekwencji prowadzi do naturalnego wyniku, polegającego na tym, że biologicznie silniejszy wchodzi w posiadanie większej przestrzeni życiowej – pisał Ernst Damzog.
Wróćmy jednak do bardziej „cywilizowanych” metod. To na przykład planowe wysyłanie na roboty do Rzeszy w pierwszej kolejności żonatych Polaków i zamężnych Polek. Przez to bowiem rozrywa się rodziny, co spowoduje, przy dłuższym tam zatrudnieniu, wydatne zmniejszenie liczby urodzeń.
Kolejną metodą była sterylizacja polskich warstw prymitywnych. Jak wskazano, postulatu tego oraz jego rezultatów nie można w żadnym wypadku porównywać ze skutkami metod eugeniki. Jak bowiem zauważono, ucisk gospodarczy, stosowany wobec prymitywnych warstw, nie przeszkodzi im w produkowaniu licznego potomstwa. Można więc położyć temu kres jedynie przez środki wypleniające. Ponieważ zaś warstwa ta najczęściej nie przedstawia w procesie pracy zbyt wielkiej wartości, można by, również z gospodarczego punktu widzenia patrząc, przyjąć odpowiedzialność za tę metodę. Oczywiście należałoby, stosując ją, zrobić szeroki użytek z pojęcia „chory dziedzicznie” względnie „społecznie niepotrzebny”. Rozchodzi się tutaj nie o negatywną metodę eugeniczną, lecz po prostu o sposób wyplenienia narodu.
Zakładano, że warstwy wyższe, społecznie wartościowe można znacznie osłabić już w przeciągu kilku pokoleń, gdyż na skutek zarządzeń godzących w rodzinę i jej sytuację gospodarczą, warstwy te zawierałyby małżeństwa dopiero bardzo późno, a i potem zmuszone by były świadomie ograniczyć liczbę potomstwa.
Osobą odpowiedzialną za realizację zagadnień rasowych i narodowościowo-biologicznych miał być lekarz urzędowy. Jego aktywność, jego zdolności i wiedza w tej niezmiernie ważnej życiowo dziedzinie nie będą ostatnim czynnikiem w kształtowaniu przyszłego, rasowego i narodowego oblicza okręgu Warty. Walka narodowościowa nie jest politycznym, lecz biologicznym zmaganiem, z którego zawsze wychodzi zwycięsko naród biologicznie silniejszy i życiowo dzielniejszy. Walka narodowościowa oznacza w swojej ostatecznej konsekwencji alternatywę: ty albo ja, a tym razem chcemy być tymi, którzy walkę poprowadzili lepiej.
Niemcy oczywiście nie skupiali się tylko na sprawie polskiej, bo plan wschodni był znacznie szerszy. Pisał o nim doktor Wetzel w piśmie z 27 kwietnia 1942 roku.
Polacy, których liczbę szacowano na 20–24 milionów, są najbardziej wrogo usposobieni w stosunku do Niemców, liczebnie najsilniejsi, a wskutek tego najniebezpieczniejsi ze wszystkich obcoplemieńców, których wysiedlenie plan przewiduje – diagnozował Wetzel. Jego zdaniem, Polacy są też narodem, który najbardziej skłania się do konspiracji. Niemniej jednak doktor Wetzel odżegnywał się od rozwiązania kwestii polskiej w sposób ostateczny, czyli poprzez masową eliminację.
Tego rodzaju rozwiązanie kwestii polskiej obciążyłoby naród niemiecki na daleką przyszłość i odebrałoby nam wszędzie sympatię, zwłaszcza, że inne sąsiednie narody musiałyby się liczyć z możliwością, iż w odpowiednim czasie potraktowane zostaną podobnie. Moim zdaniem, musi zostać znaleziony taki sposób rozwiązania kwestii polskiej, ażeby wyżej wskazane polityczne niebezpieczeństwa zostały sprowadzone do możliwie najmniejszych rozmiarów – postulował.
Bądźcie bezpłodni i nie rozmnażajcie się!
Wetzel pisał też o rozwiązaniu problemu Rosjan i Ukraińców poprzez stosowanie opisanych już metod zmniejszających i osłabiających populację oraz sprowadzenie liczby urodzin do poziomu leżącego poniżej liczby niemieckiej. Niemcy chcieli utrzymywać w lepszej kondycji społeczeństwo ukraińskie, które miało być przeciwwagą dla Rosjan. Tu Wetzel postulował jednak ostrożność, aby nie doprowadzić do sytuacji, w której to Ukraińcy zajmą miejsce Rosjan. Chodziło o „znośny” poziom rozmnażania.
Aby ten cel osiągnąć, Wetzel postulował zaniechanie na terenach wschodnich wszelkich zachęt (stosowanych w Rzeszy) mających na celu zwiększenie liczby narodzin. Na terenach tych musimy świadomie prowadzić negatywną politykę ludnościową. Poprzez środki propagandowe, a w szczególności przez prasę, radio, kino, ulotki, krótkie broszury, odczyty uświadamiające itp. należy stale wpajać w ludność myśl, jak szkodliwą rzeczą jest posiadanie wielu dzieci.
Zniechęcać też miały koszty, jakie powoduje posiadanie dzieci. Rozwijane miały być bowiem postawy konsumpcyjne, w myśl: ile więcej mogę mieć dla siebie, nie mając dzieci. Kobiety od ciąż miała odstraszać propaganda groźnych dla zdrowia porodów, która przy okazji napędzałaby zapotrzebowanie na środki zapobiegawcze. Przemysł produkujący tego rodzaju środki musi zostać specjalnie stworzony. Nie może być karalne zachwalanie i rozpowszechnianie środków zapobiegawczych ani też spędzenie płodu. Należy też w pełni popierać powstawanie zakładów dla spędzania płodu.
Postulowano też kształcenie akuszerek i felczerek specjalizujących się w przeprowadzaniu sztucznych poronień. Ich wysoka fachowość miała wzbudzać zaufanie. Rozumie się samo przez się, że i lekarz musi być upoważniony do robienia tych zabiegów, przy czym nie może tu wchodzić w rachubę uchybienie zawodowej lekarskiej godności – wskazywano. Stawiano też na propagowanie dobrowolnej sterylizacji, niezapobieganie śmiertelności niemowląt – ba, wręcz postulowano, aby nie edukować matek w zakresie pielęgnacji niemowląt.
Niemcy chcieli utrzymywać taką politykę do czasu, w którym oni sami byliby w stanie zasiedlić tereny wschodnie. Całkowite biologiczne wyniszczenie Rosjan nie może tak długo leżeć w naszym interesie, jak długo nie jesteśmy sami w stanie zapełnić tego terenu naszymi ludźmi. W przeciwnym bowiem razie inne narody objęłyby ten obszar, co również nie leżałoby w naszym interesie. Naszym celem przy wprowadzeniu tych środków jest tylko to, ażeby Rosjan o tyle osłabić, ażeby nie mogli nas przytłaczać masą swoich ludzi.
Niemcy dążyli bowiem do niezagrożonego przewodnictwa na kontynencie europejskim.
Marcin Austyn
* * *
Wykorzystane fragmenty dokumentów pochodzą z opracowania zawartego w „Zeszytach Oświęcimskich” nr 2 (1958), s. 43-50, publikowanych przez Wydawnictwo Państwowego Muzeum w Oświęcimiu.
Tekst pierwotnie ukazał się w magazynie Polonia Christiana
Kibice Śląska Wrocław walczą o prawdę: “Ukraińcy mordowali dzieci na Wołyniu”, “80 lat haniebnego milczenia za nami. Wołyń ’43”. “Przemilczane ludobójstwo, bo ofiary były Polakami”.
[ Winter pisze: „Skandal na meczu ekstraklasy. Kibice rozwiesili antyukraińskie transparenty” md]
“Ukraińcy mordowali dzieci na Wołyniu”, “80 lat haniebnego milczenia za nami. Wołyń ’43” – takie i jeszcze ostrzejsze transparenty pojawiły się na trybunach podczas meczu Śląska Wrocław z Zagłębiem Lubin. To nie pierwszy raz, kiedy wrocławscy kibice wznoszą antyukraińskie hasła.
==================
Kibice Śląska Wrocław znów o sobie przypomnieli. W marcu tego roku Komisja Ligi ukarała klub grzywną w wysokości 15 tys. zł za to, że pod koniec lutego podczas meczu z Lechem Poznań kibice z Wrocławia wywiesili transparent z napisem: “To nie nasza wojna”. Wcześniej w październiku zeszłego roku na trybunach stadionu Tarczyński Arena pojawiło się hasło: “Stop ukrainizacji Polski”. Teraz kibice z Wrocławia poszli o kilka kroków dalej. Wywiesili cały szereg “antyukraińskich” transparentów, w tym jeden ogromny, nawiązujący do zbrodni na Wołyniu.
Roszkowski: Rewolucja cywilizacyjna toczy się na 3 poziomach
Miesięcznik WPIS\
Prof. Roszkowski: Rozwija się już badania nad teorią i praktyką manipulacji. Wiedza z tej dziedziny może nas jeszcze uratować
W kulturowej wojnie, która toczy Zachód, używa się na razie słów i wyroków sądowych, ale ofensywa „progresistów” nabiera ostrości. W wielu państwach obrońcy status quo są atakowani nie tylko w sferze publicznej, na przykład na Facebooku czy Twitterze, ale na drodze sądowej – pisze prof. Wojciech Roszkowski w swoim eseju opublikowanym w nowej książce „Tyrania postępu”.
Kulturalni ludzie śpią spokojnie, zadowoleni z coraz większego dobrobytu i coraz większej wolności i myślą o spokoju w domu rodzinnym. Większość w ogóle nie zauważa, że pod tym domem i pod tą rodziną ktoś ryje. Mamy bowiem do czynienia z prawdziwą rewolucją cywilizacyjną. Rewolucja ta rozgrywa się na trzech poziomach.
Antropologia
Poziom pierwszy, najbardziej ogólny, dotyczy filozofii człowieka, czyli antropologii. Gilbert K. Chesterton napisał przed laty: „Różnica zdań co do systemu podatkowego jest powszechnie akceptowana. Różnica zdań co do ludzkiej egzystencji jest uznawana za nieważną i nie wypada o niej wspominać (…) I to właśnie nazywa się oświeceniem” . (…)
Myśląc o pozytywnych celach swojego życia, chrześcijanie Zachodu na ogół uciekali się dawniej do myśli o zbawieniu. Później zaczęto odchodzić od wiary w „inny świat” i w drugiej połowie XX wieku coraz częściej myślano o „pogoni za szczęściem” (pursuit of happiness). Z biegiem czasu, gdy zdano sobie sprawę, jak ulotne jest pojęcie szczęścia, zamieniono je na pojęcie „zaspokajania potrzeb”. Niewidzialnymi idolami stały się na Zachodzie wolność i postęp. „Jeśli w imię postępu mamy się poruszać ‘do przodu’ – pytał jednak ks. prof. Piotr Mazurkiewicz – to skąd wiemy, gdzie jest ‘przód’ a gdzie ‘tył’?”. Ubóstwienie postępu prowadzi do uznania, że „zbawienie” człowieka przychodzi „z zewnątrz” – poprzez politykę. Nic jednak samo z zewnątrz nie przychodzi.
Ateizm jest podstawą polityki większości państw zachodnich. Unijni sekularyzatorzy ograniczają wolność religijną nie wprost, ale poprzez przepisy, które mają działać ograniczając religię. Jako przykład podać można zakaz dyskryminacji kobiet w przypadku kapłaństwa czy zakaz zabraniania katechizacji przez innowierców lub ateistów. Kuriozalną ilustracją tego procesu były „lekcje o niczym” (les cours de rien) w szkołach belgijskich, oparte na założeniu, że żadna etyka religijna, a nawet „niezależna”, nie jest dostatecznie „neutralna”. W Unii powstała swego rodzaju „świecka teokracja”, oparta na sakralizacji prawa stanowionego, i to interpretowanego na sposób czysto polityczny .
Wykluczanie religii ze świata polityki prowadzi do fatalnych skutków. Religijność jest bowiem częścią ludzkiej natury. Po wyparciu Boga, a nawet prawa naturalnego, pojawia się w niej natychmiast masa idoli, które Go zastępują. Jaką przyszłość ma więc cywilizacja zachodnia, skoro w miejscu natury umieszczono w niej kulturę, która wszak obejmuje nieograniczone możliwości wyrażania uczuć czy pragnień, a rozum pozbawiono dawnego znaczenia? (…)
Błędne koło „niezależnej etyki” ateistycznej widać doskonale w kwestii praw człowieka. Rozkład cywilizacji zachodniej został przyspieszony przez pozytywizm prawniczy. Doprowadził on do stałego poszerzania katalogu praw człowieka, co prowadzi do ich relatywizacji. Okazuje się bowiem, że nie wynikają one z ludzkiej natury, ale są skutkiem działań politycznych. W przypadku „nowych” praw chodzi już o prawo do bycia wszystkim, kim chce się być. Ludzka racjonalność schodzi na plan dalszy, zagłuszona wrażeniami i emocjami. (…)
Innym ciosem w cywilizację zachodnią jest uznanie „postprawdy”, czyli sytuacji, w której „sama kategoria prawdy została uznana za coś nieistotnego, bezwartościowego, pozbawionego znaczenia w komunikacji między ludźmi, także w polityce” . Zamiast prawdy uprawnione stają się osobiste przekonania i emocje, co rujnuje wymiar sprawiedliwości i obrót gospodarczy zarazem. Z zanikiem stosowania pojęcia prawdy wiąże się zanik pojęć dobra i zła. Chaos w tej dziedzinie pogłębia ideologia multikulturalizmu, zrównująca wszystkie elementy różnych kultur bez uwzględnienia leżących u ich podstaw wartości. Jeśli bowiem rzecz dotyczy zwyczajów kulinarnych lub odzienia, to pół biedy, jeśli jednak chodzi o tolerowanie zabijania nadliczbowych córek, przymusowe „obrzezanie” kobiet, poligamię, „honorowe” zabójstwa, nie mówiąc o niewolnictwie, to systemowi, w którym lansuje się tego rodzaju multikulturalizm, grozi zagłada.
Procesy rozkładu cywilizacji zachodniej można dobrze zilustrować coraz szerszą akceptacją wywodzącej się z marksizmu „antropologii nieograniczonej”, w której człowiek może zmieniać swoją naturę w sposób niemal dowolny, a więc w dużej mierze stwarza się sam. „Antropologia nieograniczona” jest zbieżna z marksizmem kulturowym głoszonym jeszcze w latach trzydziestych przez włoskiego komunistę Antonio Gramsciego. Ponieważ ujrzał on niedostatki ekonomicznego myślenia o człowieku przez Marksa, zaproponował, by rewolucję społeczną zacząć od przemian obyczajowych. W tym samym duchu wypowiadał się Altiero Spinelli, patron jednego z gmachów Parlamentu Europejskiego, główny promotor „Manifestu z Ventotone” (1941). Ich sukcesorzy byli ideowymi liderami młodzieżowej rewolucji lat sześćdziesiątych, która wychowała politycznych przywódców współczesnej „liberalnej lewicy”, takich jak piewca pedofilii Daniel Cohn-Bendit . Jako zawodowi rewolucjoniści, zwolennicy tego podejścia do życia wykazują ogromny temperament dyskusyjny i niezwykłą nieraz agresję wobec poglądów tradycyjnych, tak jakby zagrażały im one osobiście. (…)
Z materialistycznego podejścia progresistów do świata wynikają dość nieoczekiwane konsekwencje. Człowiek winien według nich dbać o przyrodę, choć nie bardzo wiadomo, skąd bierze się odpowiedzialność za nią, skoro sam człowiek jest jej częścią. Czy małpa dba o przyrodę? Jej troska o nią nie jest chyba większa niż troska żaby, ślimaka czy konika polnego. Wszystkie elementy przyrody co najwyżej współzależą od siebie, ale trudno powiedzieć, by ponosiły jakąś osobistą odpowiedzialność za przyrodę. Dla materialistów istnieje tylko jeden powód, by dbać o przyrodę, mianowicie wtedy, gdy traktują ją jak Matkę Ziemię, istotę metafizyczną. Materializm zmierza więc do kultu przyrody i jest formą panteizmu.
Równie szkodliwe efekty wywołały próby pozbawiania człowieka społecznej cechy jego natury. W starożytności i średniowieczu różne szczeble organizacji społecznej, od rodziny przez plemię aż do państwa, uznawane były za zjawiska naturalne. Dopiero Thomas Hobbes i Jean Jacques Rousseau zakorzenili współczesne mniemanie, że „naturalny stan” człowieka polega na egoizmie i anarchii, a organizacja społeczna jest wynikiem umowy między ludźmi. Teoria „umowy społecznej” utorowała drogę społeczeństwu obywatelskiemu, ale zabiła w ludziach poczucie naturalności związków między nimi. Kontrakt stał się podstawą nie tylko życia społecznego i gospodarczego, ale także rodzinnego. (…)
Panseksualizm i ideologia gender
Jedną z ukrytych broni rewolucji cywilizacyjnej jest wywindowanie na szczyt ludzkich potrzeb seksu traktowanego w kategoriach przyjemności bez odpowiedzialności, a więc „bezpiecznego”. Co więcej, poza wszechobecnością tak rozumianego seksu w domenie publicznej, w podobnym duchu wychowuje się dzieci. Jakie są bowiem cele „edukacji seksualnej”? Ktoś naiwny mógłby sądzić, że pojęcie to odnosi się do uczenia dzieci wszystkiego, co dotyczy ludzkiej płciowości zgodnie z wiekiem, w którym sprawy z tym związane mogą być przez dzieci zrozumiane i przyswojone. Wobec tak sformułowanego programu nauczania trudno podnieść zastrzeżenia. Tymczasem edukatorzy seksualni mają swoją agendę. Problem w tym, co jest „wszystkim” w tym nauczaniu i w jakim wieku można odpowiednie treści przekazywać. Niestety, „Standardy edukacji seksualnej w Europie” Światowej Organizacji Zdrowia (WHO), stanowiące rzekomy wzorzec edukacji seksualnej, jednoznacznie promują hedonizm i dążą do przyspieszenia aktywności seksualnej dzieci, na przykład akceptując masturbację dzieci w wieku do czterech lat .
Narzucanie tych standardów szkołom jest zabiegiem ze wszech miar szkodliwym, tym bardziej, że i tak „edukacja” pozaszkolna w postaci internetu, mediów czy mody krzewionej wśród rówieśników dokonała już poważnych spustoszeń w podejściu młodego pokolenia do seksu. Każdy dorosły i w miarę rozgarnięty człowiek powinien zdawać sobie sprawę z wagi psychiki oraz moralności w relacjach damsko-męskich, powinien wiedzieć, w jakim wieku zaczyna się pojawiać zainteresowanie, a w jakim – zrozumienie różnic płci, jak różnie odczuwają swoją seksualność kobiety i mężczyźni, jak szybko dojrzewają dziewczynki, a jak szybko – chłopcy, jak różnie podchodzą do spraw aktywności seksualnej jedne i drudzy, jakie konsekwencje psychiczne i moralne rodzą się w wyniku podejmowania tej aktywności i w jakim wieku człowiek zaczyna być w pełni dojrzały emocjonalnie. „Edukatorzy seksualni” wiedzą lepiej. Treścią nauczania są dla nich kwestie fizjologii oraz osiągania satysfakcji. To jest ich „wszystko”. Odpowiedzialność za swoje czyny i za losy drugiego człowieka jest im obojętna. Edukatorzy ci są w istocie erotomanami i erotomankami pragnącymi wciągnąć jak najmłodsze dzieci w swoje wcale nie tak niewinne igraszki. Niepokoją się jedynie o „bezpieczeństwo” seksu, czyli o choroby i niepożądane ciąże. Oburzają się jedynie, gdy ktoś chce prawnie ograniczać wiek legalności aktywności seksualnej. Granica między tak rozumianą „edukacją seksualną” a pedofilią jest płynna.
Przez tysiąclecia różnica płci była jednym z głównych tematów ludzkiej kultury, dziś sprowadza się ją do czystej przyjemności i fizjologii. Współcześni „edukatorzy seksualni” po prostu zabijają kulturę. Nie ukrywają tego zresztą, lansując „rewolucję seksualną” jako nowy etap rewolucji . Dzieciom i młodzieży mówi się więc o tolerancji i miłosierdziu, a w rzeczywistości skupia się uwagę na seksualności bez zobowiązań, a nawet lansuje się swobodny wybór płci i „płynność” orientacji seksualnej. Trafia to do młodzieży szkolnej w fazie „homofilnej”, w wieku, gdy chłopcy i dziewczęta wolą przebywać w swoim towarzystwie i wkraczając w okres dojrzewania nie czują się pewnie ze sobą i z płcią przeciwną. Dlatego też obserwujemy wśród młodzieży wzrost problemów z identyfikacją płciową. Jest on w sposób oczywisty rezultatem operacji tworzenia nowego człowieka.
Obok panseksualizmu na zachodnią scenę wkroczyła ideologia gender. Jej zwolennicy gwałtownie protestują przeciw nazywaniu swych nauk ideologią. Jak jednak inaczej można nazwać pomysł oparty na tezie, że społeczne role mężczyzn i kobiet nie mają wiele wspólnego z płcią biologiczną i że są produktem kultury? Wyzwolenie człowieka z przynależności do jednej z dwóch płci jest równie głupim celem jak wyzwolenie człowieka z konieczności pracy. Co prawda, wśród ludzi występuje niewielki procent osób o niejasnej orientacji seksualnej, podobnie jak wśród innych gatunków role seksualne bywają odmienne od dwupłciowego standardu, to jednak standardem ludzkim jest podział na dwie płcie, związany z prokreacją. Nazywanie w rodzinie matki i ojca „rodzicem 1” i „rodzicem 2” jest absurdem. Nikt inny niż matka i ojciec razem nie mogą być rodzicami. (…)
W ideologii gender wyróżniono już kilkadziesiąt rodzajów (gender) ludzi w odniesieniu do ich orientacji seksualnej. Dokonano tu więc epokowego „odkrycia”, że ludzie występują nie w dwóch postaciach, wynikających z podstawowej różnicy płci, która ostatecznie służy prokreacji, ale w większej liczbie równoprawnych postaci. „Odkrycie” to można by nazwać wymysłem chorej wyobraźni, gdyby nie fakt, że jest ono obecnie lansowane przez potężne lobbies akademickie, medialne i polityczne .
Konsekwencje tego „odkrycia” były i są niezwykle dalekosiężne. Przejawiają się one w pojęciu gender mainstreaming, które oznacza mniej więcej tyle, co włączenie walki z biologicznym podziałem ludzi wedle płci do szeroko rozumianych działań politycznych i ekonomicznych. Podobnie jak było to w przypadku komunizmu, ideologowie gender używają dwóch rodzajów broni: znieczulającej i zastraszającej. Propaganda gender opiera się na żądaniu tolerancji, przeciwników gwałtu na naturze ucisza się zaś pomówieniem o dyskryminację. Tymczasem to ideolodzy gender dyskryminują oponentów przezwiskami typu „homofob” lub „transfob”. Ideologia gender, określana popularnie skrótem LGBT i uzurpująca sobie miano nauki, jest w istocie pochodną marksizmu. Poza wymienionymi podobieństwami obu ideologii warto zwrócić uwagę na wrogość rzeczników gender do religii i Kościoła, odwoływanie się do walki politycznej jako środków osiągania postępu, i to walki, w której stosuje się wszelkie możliwe chwyty, łącznie z masową propagandą, zastraszaniem i odpowiedzialnością zbiorową, a nawet przymusem bezpośrednim.
Ideologia gender nie ma nic wspólnego z nauką. Przyznał to ostatnio jeden z pionierów tej ideologii, Christopher Dummit . Głosząc społeczną i kulturową, a nie biologiczną istotę płciowości, ideolodzy gender lansują jednocześnie jeden zasadniczy wyjątek od tej reguły: homoseksualizm. Dla „genderystów” homoseksualizm ma bowiem charakter genetyczny i nie daje się zmienić pod wpływem społeczeństwa i kultury. Akcje informacyjne o możliwości terapii homoseksualistów są blokowane, tak jak stało się to w 2014 roku z akcją Core Issues Trust w Wielkiej Brytanii. Jej szef, dr Mike Davidson, były gej, twierdzi, że homoseksualizm jest bardziej sprawą wyboru niż genów i jest z tego powodu nieustannie atakowany przez środowiska gejowskie. Również wedle badań Massachusetts Institute of Technology w Bostonie homoseksualizm jest związany głównie z oddziaływaniem środowiska i kultury, tak jak tego właśnie chcą zwolennicy gender, a nie z jakimkolwiek uwarunkowaniem genetycznym.
Wedle ideologów gender instytucjami, które utrwalają hierarchizację ról społecznych, zgodnie z męskim „seksizmem”, są małżeństwo i rodzina, a macierzyństwo wyklucza kobietę ze sfery publicznej, skazując ją na pozostawanie w sferze prywatnej. To małżeństwo i rodzina ma więc być głównym powodem cierpień kobiet, a macierzyństwo jest podstawą ich dyskryminacji w rolach publicznych. Ideałem byłoby więc „wyzwolenie” kobiet od macierzyństwa, a w idealnym społeczeństwie, całkowicie wolnym, role publiczne byłyby przydzielane niezależnie od płci biologicznej . W oczywisty sposób wyzwolenie kobiet od rodzicielstwa zapowiada jednak rychły koniec cywilizacji opartej na takim ideale. Oczywiście cywilizacji zachodniej, bo inne systemy kulturowe i religijne nie ulegają genderyzacji. (…)
Transhumanizm
Wśród współczesnych transhumanistów jedno z czołowych miejsc zajmuje Max More, założyciel Extropy Institute, który sformułował główne założenia ideologii. Jej składnikiem jest wiara w stały postęp, którego ostatecznym celem jest osiągnięcie nieśmiertelności dzięki przekształceniu struktury biologicznej człowieka za pomocą biotechnologii i teorii krytycznej. Innym założeniem transhumanizmu jest, wedle More’a, „praktyczny optymizm”, czyli myślenie pozytywne eliminujące religię i refleksję egzystencjalną jako przeszkody na drodze postępu. Środkiem działania mają być inteligentne technologie, pozwalające przekraczać ograniczone zdolności człowieka. Budowa nowego człowieka ma następować wraz z budową nowego społeczeństwa. „Społeczeństwo otwarte” ma być w myśl transhumanistów oparte na totalnej wolności umożliwiającej postęp. Należy więc likwidować statyczne struktury społeczne i chroniące je autorytety. Na drodze do stworzenia „nowego człowieka” nic nie może ograniczać nowych pomysłów, poza swoiście rozumianym kryterium racjonalności. (…)
Wiara w postęp nauki jest fundamentem ideologii, które już nieraz doprowadziły do katastrof. Wiara ta oparta jest w dodatku na dość wątłych podstawach. Jest wiarą w naukę, która ostatecznie nie daje więcej pewności niż wiara. Rozwój wiedzy o świecie w ostatnich dziesięcioleciach jest tego dobrym dowodem, co znakomicie wykazał toruński fizyk kwantowy i kognitywista prof. Grzegorz Osiński. Autor nie zatrzymuje się nad analizą pułapek transhumanizmu, ale prowadzi czytelnika przez świat współczesnej nauki i filozofii przyrody. Wskazuje, że od momentu wykrycia superpozycji kwantów tłumaczenie istoty Wszechświata opiera się na coraz bardziej skomplikowanych obliczeniach matematycznych, a matematyka jest ścisłym sposobem objaśniania świata, ale opartym zawsze na systemie aksjomatów, a więc wstępnych założeniach, które można rozumieć jako akty wiary. Mówi o tym obowiązujące dziś twierdzenie o nierozstrzygalności Kurta Gödla, które nota bene nie wyłącza kryterium prawdy .
Jeśli transhumaniści planują skanowanie mózgu i transfer ludzkiego umysłu, to powinni chyba najpierw jednoznacznie wyjaśnić, czym jest czas i przestrzeń, skoro wiemy, że jedyną stałą wielkością we Wszechświecie jest prędkość światła (300 000 km/sek) a więc iloraz przestrzeni i czasu, a także jak rozumieć zasadę superpozycji kwantów, a więc zjawisko lokacji cząstek elementarnych wedle zasad rachunku prawdopodobieństwa. Wreszcie fundamentalne pytanie, na które fizycy kwantowi nadal nie potrafią znaleźć odpowiedzi, brzmi: jaka jest relacja i jak przebiegają procesy w obrębie ludzkiego organizmu żyjącego w skali mezo, ale złożonego z cząstek elementarnych występujących w skali mikro.
Grzegorz Osiński zauważa, że pojęcie upływu czasu jest zbędne przy analizie układu cząstek elementarnych i pyta, „czy oznacza to, że czas pojawia się dopiero na poziomie makro”, czy też raczej mezo, w którym żyje człowiek ? Na to fundamentalne pytanie nie znamy odpowiedzi. Czym jest bowiem człowiek, który niewątpliwie przeżywa czas starzejąc się, podczas gdy cząstki elementarne, z których jest zbudowany, czasu nie znają? Czy język matematyki jest związany z ludzką świadomością, czy też jest uniwersalnym sposobem opisu świata, niezależnym od tej świadomości? Czy Ogólna Sztuczna Inteligencja da nam odpowiedź na te wątpliwości? Być może biotechnolodzy potrafią stworzyć coś, czego istoty do końca nie potrafią przewidzieć. Miła perspektywa. Wedle metafory Goethego są oni uczniami czarnoksiężnika, tyle że jeśli coś pójdzie nie tak, kto będzie czarnoksiężnikiem, który zaradzi konsekwencjom ich lekkomyślnych działań? (…)
Negatywne skutki „cyfrowego” sposobu przekazywania i pozyskiwania informacji świetnie opisał niemiecki neurobiolog Manfred Spitzer, wskazując na to, że używanie komputera przez kształtujące się dopiero umysły dzieci i młodzieży nie tyle rozwija, co bardziej hamuje ich rozwój. Dzieci i młodzież używają komputerów przede wszystkim do gier. Opóźnia to ich zdolność do koncentracji, utrudnia umiejętność czytania, a także ogranicza rozwój kontaktów społecznych. Liczne badania potwierdziły negatywny w zasadzie wpływ wyposażania szkół niemieckich i amerykańskich w laptopy na poziom nauczania. Wysiłek intelektualny, wykonywany dotąd przy zdobywaniu wiedzy, miał samoistne znaczenie w ugruntowywaniu wiedzy i umiejętności. Obecnie zaś ograniczany jest przez klikanie myszą. Również umiejętność pokolenia sieci zwana szumnie „wielozadaniowością” jest w istocie fikcją. Eksperymenty neurologiczne wykazały bowiem, że młodzież wykonująca jednocześnie wiele czynności przy pomocy mediów cyfrowych, często już przy pomocy interfejsów dotykowych, tylko pozornie potrafi je koordynować. W normalnych warunkach wykazuje jednak mniejszą podzielność uwagi i sprawność w rozwiązywaniu wielu problemów w krótkim czasie 25. Neurobiolodzy niedwuznacznie wskazują, że tradycyjne czytanie dłuższych tekstów uruchamia korę wizualną, słuchową oraz płaty ciemieniowy i skroniowy, wpływając na aktywność mózgu i kształtując jego większe zdolności poprzez głębsze zapamiętywanie. Głębsza pamięć daje zaś większe możliwości analizy rozumowej informacji. Myślenie zaś jest ważniejsze od samego zdobywania informacji. (…)
Środki działania
Na koniec trzeba powiedzieć wyraźnie, że nie mamy do czynienia z akademickimi sporami, z debatami wyrafinowanych uczonych i ekspertów, ale z wojną kulturową, a na wojnie wszystkie środki są dozwolone. Rozważając przemiany we współczesnej demokracji liberalnej, ks. Mazurkiewicz zauważył za Chantal Delsol rolę drwiny i szyderstwa jako narzędzi walki ideologicznej. Dotyczy to w rosnącej mierze stosunku wojujących liberalnych demokratów do chrześcijaństwa, które jest przedstawiane nie tylko jako zabobon, ale wręcz rzecz śmieszna. Drwina i szyderstwo stosowane są wybiórczo. Delsol pyta „dlaczego wolno się wyśmiewać z Chrystusa, a nie wolno wyśmiewać Auschwitz?” . W walce o „postęp” wymyślono całą masę słów, mających na celu wyłączenie adwersarzy z dyskusji. Słowa „homofob”, „faszysta” lub „putinista”, nie mówiąc już o dalej idących inwektywach, są stosowane nagminnie, żeby wykluczyć poglądy nie pasujące do narracji rewolucyjnej.
W kulturowej wojnie, która toczy Zachód, używa się na razie słów i wyroków sądowych, ale ofensywa „progresistów” nabiera ostrości. W wielu państwach obrońcy status quo są atakowani nie tylko w sferze publicznej, na przykład na Facebooku czy Twitterze, ale na drodze sądowej. Przykładów agresji zwolenników aborcji, seksualizacji dzieci czy też samodzielnego określenia płci przez osoby niezrównoważone emocjonalnie wobec rzeczników normalności jest mnóstwo. (…)
Armiami progresistów dowodzą politycy „głównego nurtu” Zachodu, ale ich szeregi są finansowane przez potężne organizacje.
Powstaje na koniec pytanie, komu może zależeć, żeby przekonywać ludzi, że mogą być kim chcą, ale jednocześnie winno ich być mniej, bo zagrażają Planecie (pisanej właśnie z dużej litery), że winni się bawić seksem, a nie myśleć o skutkach tych zabaw, że wreszcie winni przestrzegać „politycznej poprawności” i tak dalej. Elicie, która ma pieniądze i wpływy polityczne, jest na rękę, że ludzie wierzą w katastrofę klimatyczną, że zajmują się rozważaniami o sensowności zmiany płci, prawem do toalet unisex, że gotowi są bronić interesów mniejszości nawet wbrew interesowi większości, do której należą, czy też, że obawiają się posądzenia o „homofobię”, „męski szowinizm” czy „faszyzm”. Ludźmi obawiającymi się wyrażać samodzielne opinie, ludźmi wierzącymi tylko w to, co „tu i teraz” łatwiej manipulować, łatwiej ich urobić w kampaniach politycznych czy komercyjnych. Kiedy im się wmówi, że najważniejsze są rzeczy nieważne, że potrzebują rzeczy niepotrzebnych lub że powinni walczyć o rzeczy, na które nie mają wpływu, pozostanie im bierna akceptacja politycznego status quo. Ludzie zmanipulowani nie zauważą nawet, że powtarzają slogany, które szkodzą im samym lub ich najbliższym. Będą się czuli „nowocześni”, pozbawieni przesądów oraz wrażliwi na rzekome krzywdy manipulatorów. Osłabieni mentalnie będą ich łatwiejszym przedmiotem obróbki. Nie przypadkiem na niektórych wyższych uczelniach amerykańskich rozwija się już badania nad teorią i praktyką manipulacji. Wiedza z tej dziedziny może nas jeszcze uratować.
Tekst jest fragmentem eseju prof. Wojciecha Roszkowskiego zamieszczonego w najnowszej książce Białego Kruka pt. „Tyrania postępu”.
Ukraina nie stała się państwem przyjaznym. Mamy do czynienia z dużą ukraińską armią, wytrenowaną na wojnie, która w momencie, gdy zajdzie pokój będzie wracała do domów, rozczarowana, bo żadne obietnice wobec żołnierzy nie zostaną spełnione… sfrustrowana, agresywna. Jak sobie z tym poradzimy z syndromem ogromnej armii ukraińskiej, która będzie rozpuszczona do domów.
Jak sobie poradzi nasza policja (…) z wytrenowanymi bandytami z Ukrainy. Mówmy o tym wreszcie głośno, bo nadszedł czas.
Witold Gadowski i Łukasz Warzecha byli gośćmi programu Łukasza Karpiela “Prawy prosty. Plus”. Obydwaj publicyści poruszyli wątki, które z premedytacją są cenzurowane w mediach głównego nurtu. Prezentujemy krótkie streszczenie w formie wybranych cytatów oraz polecamy zapis filmowy całej rozmowy.
Zełensky jest marionetką – postacią totalnie wykreowaną
„Zełensky jest postacią totalnie wykreowaną. Nie jest samodzielną figurą, jest postacią od A do Z wykreowaną czyli od serialu „ Sługa narodu” poprzez odrywanie roli bohaterskiego prezydenta Ukrainy. Nawet najsłynniejsze zdanie: ‘nie potrzeba mi taksówki, potrzeba mi amunicji’ jest zdaniem napisanym przez CIA. Potem został wystylizowany na żołnierza. To co robi pan Zełensky jest przygotowywane przez całą grupę oligarchów ukraińskich, którzy mają interes w tym, aby rabunkowo traktować polska gospodarkę i polskie państwo”. – powiedział na wstępie Witold Gadowski.
Naszym postępowaniem dotychczas tuczyliśmy ukraińską oligarchię. Ustami oligarchów jest pan Zełensky, który sam ma na koncie okrągłą sumkę.
Łukasz Warzecha zaczął od kwestii „ukraińskiego rolnictwa”
Istnieje ok. 300 firm, takich holdingów słupów, które są w gruncie rzeczy ogniwami, ogniskami korupcji w państwie ukraińskim.
W tym kontekście Warzecha zwrócił uwagę na polskie postacie życia publicznego, które reprezentują interesy ukraińskie w Polsce. Wymienił dwa nazwiska: Pawła Kowala i Cezarego Kazimierczaka, który stwierdził, że Polska “powinna przestać blokować ukraiński import”.
W dalszej części rozmowy redaktor Warzecha zaznaczył, że problem dotyczy nie tylko zboża, ale także owoców.
Trwanie w proukraińskim stuporze nie daje się usprawiedliwić
Według Warzechy nastąpiło przesuniecie środka ciężkości polityki ukraińskiej z Polski na Niemcy. Niestety, w polityce polskiej nie nastąpiła refleksja strategiczna. Polscy politycy stoją jak słupy soli. [A może to „słupy” – w potocznym sensie? md]
Witold Gadowski zwracając uwagę na poważne zagrożenia związane z pobytem Ukraińców w Polsce, zauważył, że mają oni więcej praw niż obywatele polscy.
“Polacy są zdenerwowani, Polacy są zawiedzeni, Polacy są rozczarowani, a goście zachowują się jak gospodarze. I co więcej nie będzie możliwości ich stąd wyrzucić, jak się skończy wojna, bo oni będą chcieli tutaj urządzać się po swojemu. „Po swojemu” nie możemy im pozwolić…
Ukraina nie stała się państwem przyjaznym. Mamy do czynienia z dużą ukraińską armią, wytrenowaną na wojnie, która w momencie, gdy zajdzie pokój będzie wracała do domów, rozczarowana, bo żadne obietnice wobec żołnierzy nie zostaną spełnione… sfrustrowana, agresywna. Jak sobie z tym poradzimy z syndromem ogromnej armii ukraińskiej, która będzie rozpuszczona do domów.
Jak sobie poradzi nasza policja (…) z wytrenowanymi bandytami z Ukrainy. Mówmy o tym wreszcie głośno, bo nadszedł czas”.
Opisując postawę polityków Gadowski stwierdził: “Dziś mamy elitę (polityczną), którą kreuje ambasada amerykańska ambasada. Zamiast dbać o interesy państwa polskiego dbaliśmy o interesy wyimaginowanej Ukrainy”.
„Nie ma takiego państwa jak Ukraina ze snów pana Dudy”
Gadowski i Warzecha zwrócili również uwagę na wzrost przestępczości z udziałem Ukraińców i Gruzinów, których do Polski wpuścił PiS.
Duda jest tchórzem niewrażliwym na polskie losy – określił w kontekście Wołynia postawę Andrzeja Dudy, Witold Gadowski
Oceniając postępowanie Dudy redaktor Warzecha powiedział: Nie wiem jakie znaleźć słowa, aby nie narazić się na ściganie z kodeksu karnego z artykułu dotyczącego znieważenie głowy państwa.
„Masoneria polska 2023. Ostatni etap” – książka Stanisława Krajskiego, str. 59
Do koncernów zaangażowanych w przejmowanie rządów dusz zaliczają się również wielkie firmy skupiające się na produkcji towarów materialnych, takie jak, między innymi, American Express, Mazda, Coca- Cola, Marlboro, KFC, Nike, Hershey, Lewis, Pepsi, Wrigley, McDonalds.
Sprzedając swoje produkty odwołują się do pomocy „ducha” oraz „handlują”, niejako przy okazji, „stylem życia”. Wyznaczając go wyznaczają tym samym wszystko to, co w istocie przynależy do religii, moralności, filozofii i ideologii. Amerykańskie firmy sprzedając swoje produkty „Sprzedają Amerykę”, ale taką Amerykę jaką same wykreowały.
Skutek jest między innymi taki, że np. mieszkańcy Afryki (czy Europy) siedzą w swoim kraju w restauracji Kentucky Fried Chicken, popijają coca-colę, słuchają nagrań Whitney Houston lub oglądają w telewizji jeden z programów globalnych stacji satelitarnych, które nadają w ich języku.
Propagowany styl — pisze B. R. Barber – jest w pełni amerykański, ale potencjalnie ma charakter globalny, ponieważ korporacje całkiem dosłownie mogłyby podchwycić hasło: my jesteśmy światem – we are the Word.
Styl jaki proponuje Ameryka jest niespójny i sprzeczny, ale wielce kuszący, mniej demokratyczny niż kultura fizyczna: młodzieńczy i zamożny jak yuppie, po kowbojsku nieokrzesany, czarowny jak Hollywood,. nieskrępowany niczym rajski ogród, wyrozumiały dla błędów, wyczulony na problemy społeczne, politycznie poprawny, przepojony atmosferą wielkiego centrum handlowego. . .
Zauważmy, że opisany wyżej, proponowany obraz i styl życia jest w sposób wyraźny częścią typowego uwiedzenia, dokładnie takiego jakiego dokonuje sam Szatan. Firmy te dokonują takiego uwiedzenia przede wszystkim za pośrednictwem szeroko rozumianej reklamy.
Szokujące ustalenia dziennika „The Kyiv Independent”. Według ukraińskich dziennikarzy Piotr „Broda” Kapuściński, który miał być związany niegdyś z mafią pruszkowską, obecnie używający nazwiska Sasza Kuczyński, jest wysokim dowódcą międzynarodowego legionu na Ukrainie i ma odpowiadać za liczne nadużycia, a niektóre jego rozkazy żołnierze określają mianem „misji samobójczych”.
Wstrząsające ustalenia „The Kyiv Independent”
Ukraiński dziennik „The Kyiv Independent” opisuje szokującą historię żołnierzy z Międzynarodowego Legionu Obrony Terytorialnej Ukrainy, którzy twierdzą, że zgłaszają nadużycia swoich dowódców ukraińskim organom ścigania już od dawna. Ich pisemne zeznania trafiły nawet do parlamentu i na biurko prezydenta Wołodymyra Zełenskiego. Z tekstu wynika jednak, że żołnierze nie widzieli reakcji ze strony władz, dlatego w ostateczności zwrócili się do dziennikarzy.
Zdaniem dziennikarzy kierownictwo skrzydła Międzynarodowego Legionu walczącego na Ukrainie ma być zamieszane w różne naruszenia, w tym nadużycia, kradzieże i wysyłanie nieprzygotowanych żołnierzy na nieprzemyślane, a nawet samobójcze misje.
„Jednym z dowódców jednostki i częstym przedmiotem skarg żołnierzy jest rzekomy były członek organizacji przestępczej z Polski, poszukiwany w kraju za oszustwa. W jednostce Legionu zajmuje się koordynacją operacji wojskowych i logistyką. Żołnierze oskarżają go o nadużywanie władzy poprzez nakazywanie żołnierzom plądrowania sklepów, grożenie podwładnym bronią oraz molestowanie seksualne legionowych lekarek” – informuje „The Kyiv Independent”.
W publikacji poinformowano, że „działania Saszy Kuczyńskiego wyróżniają się rozległością domniemanych przewinień”.
„Oprócz wysyłania żołnierzy na misje samobójcze, legioniści twierdzą, że Kuczyński zmuszał ich do pomocy w plądrowaniu sklepów. Żołnierze powiedzieli «Kyiv Independent», że jest on również ciężkim pijakiem, który nadużywa swoich podwładnych. (…) Inny żołnierz, amerykański Żyd, powiedział, że żydowscy żołnierze doświadczyli antysemityzmu ze strony Kuczyńskiego. (…) Kuczyński domagał się udziału w sprzęcie i wyposażeniu, które żołnierze kupowali dla swoich bliskich rówieśników z legionu. Gdy żołnierz odmówił ich wydania, Kuczyński wymierzył w niego pistolet (…). Według innego amerykańskiego legionisty Kuczyński molestował również lekarki w ich jednostce, używając wobec nich seksualnie sugestywnego języka. (…) medyczki skarżyły się, ale nikt nic z tym nie zrobił. Zagraniczna lekarka, którą znał, a która była molestowana przez Kuczyńskiego, nie jest już w Legii i od tego czasu opuściła Ukrainę” – podaje dziennik. Co jeszcze bardziej szokujące, do dziś Kuczyński pozostaje na swoim stanowisku dowódcy w Legii, mimo skarg podwładnych i mimo tego, że zgodnie z ukraińskim prawem nie może jako obcokrajowiec pełnić kierowniczych funkcji w armii.
W rozmowie z „The Kyiv Independent” Kuczyński odmówił rzeczowego komentarza nt. powyższych zarzutów.
– Odniesienie się do tych pytań należy do prokuratury wojskowej. Bez komentarza. Jestem zajęty – powiedział Kuczyński.
Bellingcat: Sasza Kuczyński to Piotr „Broda” Kapuściński
Dalej dziennik informuje, że Sasza Kuczyński to nie jest prawdziwe nazwisko mężczyzny. Jego prawdziwa tożsamość to rzekomo Piotr „Broda” Kapuściński, były członek organizacji przestępczej z Polski – słynnej mafii pruszkowskiej – który uciekł na Ukrainę po kilkukrotnym wejściu w konflikt z prawem w Polsce.
„Nasi koledzy z grupy dziennikarstwa śledczego Bellingcat przeprowadzili porównanie zdjęć Saszy Kuczyńskiego, dostarczonych przez żołnierzy, ze zdjęciami Piotra Kapuścińskiego z polskich mediów. Wyniki potwierdzają wniosek, że zdjęcia przedstawiają tę samą osobę” – podaje „Kyiv Independent” i dodaje, że w Polsce Kapuściński jest poszukiwany za oszustwa i grozi mu do ośmiu lat więzienia.
Uciekł z Polski w 2014 roku, a dwa lata później pojawił się ponownie na Ukrainie. W październiku 2016 roku na Ukrainie prowadzono przeciwko niemu śledztwo w sprawie rozboju i napaści seksualnej, ale postawiono mu tylko zarzut rozboju. W listopadzie 2016 roku został zatrzymany i spędził ponad rok za kratkami.
Warszawa poprosiła Kijów o ekstradycję Kapuścińskiego w 2017 roku, ale władze ukraińskie powiedziały, że najpierw same go osądzą.
Po wybuchu wojny na Ukrainie wstąpił do wojska, a sądy zawiesiły jego sprawę. Według dziennikarzy „The Kyiv Independent” „kryminalna przeszłość nie przeszkodziła Kapuścińskiemu w dostaniu się do legionu i uzyskaniu tam kierowniczej funkcji”. Zgodnie z ukraińskimi przepisami skazańcy lub osoby, wobec których toczy się postępowanie karne, mogą służyć w wojsku. W legionie Kapuściński nazywa siebie pułkownikiem, chociaż jako cudzoziemiec nie może zajmować stanowisk kierowniczych w wojsku.
W Polsce Piotr „Broda” Kapuściński jest poszukiwany listem gończym. Szuka go jednostka policji z Łodzi, a jego dane znajdują się w ogólnodostępnej bazie poszukiwani.policja.pl.
Wołodymyr Zełenski potępił „zdradę” posła przyłapanego niedawno na spędzaniu wakacji w luksusowym hotelu na Malediwach. Okazuje się, że kiedy jedni są na froncie, innym wojna w niczym nie przeszkadza, a nawet jest okazją do korupcji. Niedawno aresztowano także pułkownika, który kupił sobie dom w Hiszpanii za 4 miliony euro.
Takie sytuacje mocno denerwują zwykłych Ukraińców, którzy muszą ponosić pewien wysiłek wojenny, a nawet walczyć na froncie. Dom deputowanego Jurija Aristowa został przeszukany po ujawnieniu jego pobytu w pięciogwiazdkowym hotelu na wyspie na Oceanie Indyjskim, co miało zapewne złagodzić „gniew ludu”..
Jurij Aristow to 48-letni deputowany prezydenckiej partii „Sługa ludu”. Ukraińska Służba Bezpieczeństwa (SBU) i Państwowe Biuro Śledcze (DBR) „przeprowadziły rewizje w domu posła, który odpoczywał na Malediwach pod pretekstem podróży służbowej ”- poinformowała SBU w komunikacie prasowym. DBR z kolei bada „legalność” wyjazdu Jurija Aristowa.
Po tych doniesieniach prasowych David Arakhamia, przewodniczący grupy prezydenckiej w parlamencie, powiedział, że wzywa do „natychmiastowego zawieszenia” deputowanego w jego grupie parlamentarnej.
Marszałek ukraińskiego parlamentu Rousłan Stefańczuk ujawnił, że otrzymał rezygnację od Jurija Aristowa z funkcji wiceprzewodniczącego komisji parlamentarnej ds. bezpieczeństwa narodowego, obrony i wywiadu. Głos zabrał też sam prezydent Zełenski, który powiedział, że wybór „wysp i kurortów w czasie wojny” to „zdrada interesów państwa” i mówił o „wściekłości”.
To nie jedyny taki przypadek. Na Ukrainie powtarzają się oskarżenia o rozmaite formy korupcji, a ukraiński pułkownik został nawet aresztowany w Kijowie. Pełnił funkcję komisarza armii na obwód odeski i odpowiadał za mobilizację ukraińskich żołnierzy. To niezła pokusa przyjmowania łapówek np. za odroczenie służby. Pułkownik jest podejrzany o korupcję i defraudacje. Ze swojej oficerskiej pensji kupił sobie nawet dom w Hiszpanii za… cztery miliony euro. To jedna z wielu spraw korupcyjnych prowadzonych na Ukrainie.
=========================
mail: Przecież sam Wołodymyr Zełenski dał przykład. Jego nieruchomości rozrzucone są po całym świecie, a majątek liczy się w setkach milionów dolarów.
Bezkrytyczna, ślepa wiara w szczepionki jest dominującą świętą krową współczesnej medycyny. (Tak się składa, że jest to również jego dominująca dojna krowa). Jest to quasi-religijne, dogmatyczne przekonanie, a nie solidna teoria naukowa lub empirycznie poparta zasada kliniczna.
Rozwiązania problemów ze szczepionkami w dziesięciu zdaniach
Bezkrytyczna, ślepa wiara w szczepionki jest dominującą świętą krową współczesnej medycyny. (Tak się składa, że jest to również jego dominująca dojna krowa). Jest to quasi-religijne, dogmatyczne przekonanie, a nie solidna teoria naukowa lub empirycznie poparta zasada kliniczna.
Szczepionki budzą kontrowersje od czasu ich wprowadzenia wieki temu. Dopiero od bardzo niedawna istnieje sztywno egzekwowana ortodoksja w środowisku medycznym, że szczepionki muszą być jednogłośnie uważane za „bezpieczne i skuteczne”, bez zadawania pytań.
Jeszcze nowsza jest praktyka oczerniania i szufladkowania każdego, kto kwestionuje tę doktrynę, jako heretyka: „antyszczepionkowca”. W rzeczywistości, według słownika Merriam-Webster, najwcześniejsze znane użycie tego wszędobylskiego obecnie epitetu miało miejsce dopiero w 2001 roku.
Wiara religijna ma ogromny potencjał dobra w społeczeństwie, ale kiedy jest błędnie przedstawiana jako nauka, jej wyniki są żałosne i śmiertelne. „Bezpieczne i skuteczne” nie jest naukowym skrótem ani nawet sloganem reklamowym. To jest mantra. „Antyszczepionkowiec” to nie kategoria osób, to oskarżenie o herezję. I tak jak krytycy szczepionek są heretykami, tak arcykapłani szczepionek, Faucimi tego świata, ludzie, którzy według ich własnych słów „reprezentują naukę” – są fanatykami.
Czy dla ciebie to naprawdę brzmi jak nauka? Galileo, Semmelweis i kilku innych mogłoby się z tym nie zgodzić.
Każda uczciwa osoba, która przeżyła erę COVID-19 w Stanach Zjednoczonych, przyzna, że Departament Zdrowia i Opieki Społecznej (HHS) ze swoją długą „zupą alfabetyczną” agencji [CDC, NIH (z jej NIAID), FDA (z jej CBER) itp. itd.] promowali i powtarzali tę mantrę o „bezpiecznych i skutecznych” szczepionkach przeciw COVID-19 przez całą erę intensywnego publicznego strachu.
Każda uczciwa osoba przyzna również, że media głównego nurtu gorliwie powtarzały i wzmacniały mantrę o „bezpiecznej i skutecznej” oraz podsycały strach, a jednocześnie bezwzględnie atakowały wszystkich, którzy kwestionowali ten dogmat, nazywając ich „antyszczepionkowcami”, a czasem wręcz „mordercami”.
Niewiele lub wcale nie wspomniano – lub nie pozwolono wspomnieć – o gigantycznych zachętach finansowych i innych powiązaniach tych potężnych podmiotów z producentami szczepionek, ani o zaangażowanych bilionach dolarów.
Od takich dogmatów religijnych, zwłaszcza tych nieustannie wpajanych przez potężne siły w ekstremalnych warunkach, trudno się uwolnić.
Czytelnikom, być może znającym ludzi, którzy popadli w sztywną, dogmatyczną wiarę w niezawodność szczepionek, proponuję 10 poniższych zdań.
Podziel się nimi z przyjaciółmi, rodziną i współpracownikami, którzy nie potrafią ponownie rozważyć dogmatu o szczepionkach, zwłaszcza z tymi, którzy bezkrytycznie patrzą na aktualne harmonogramy szczepień. Poproś ich, aby uważnie przeczytali każde z 10 poniższych zdań, jedno po drugim, i zadali sobie pytanie: czy to zdanie wydaje mi się prawdziwe, czy fałszywe? Jeśli wydaje się fałszywe, na jakiej podstawie uważam, że jest fałszywe? Następnie przejdź do następnego i zrób to samo.
(Niektóre zdania są skomplikowane, ale jestem przekonany, że inteligentny laik zrozumie je wszystkie).
Kiedy już przebrną przez wszystkie 10 zdań, zachęć znajomych, aby zapytali samych siebie:
Czy naprawdę wierzą, że każde dziecko w Stanach Zjednoczonych powinno otrzymać 20 lub więcej różnych szczepionek przed ukończeniem 18 roku życia? .
Czy szczepienia powinny kiedykolwiek być obowiązkowe? .
Czy jako wykształcone, wolne społeczeństwo nie powinniśmy systematycznie przeglądać oficjalnych zaleceń dotyczących szczepień i, tak jak zrobilibyśmy to z przepełnionym pudełkiem tabletek babci, zredukować je do naprawdę niezbędnego minimum? .
Czy nie powinniśmy przywrócić autonomii pacjentów w stosunku do ich własnego ciała?
Oto problem ze szczepionkami, w 10 zdaniach:
Podobnie jak „antybiotyki”, „szczepionki” to duża i różnorodna klasa medykamentów i podobnie jak w przypadku wszystkich dużych klas medykamentów, różne produkty w tej klasie działają według różnych mechanizmów, z których niektóre są dość skuteczne, a inne nieskuteczne, niektóre są dość bezpieczne do odpowiedniego stosowania u ludzi, podczas gdy inne są obarczone skutkami ubocznymi i toksycznością, a zatem zakładanie, że jakakolwiek duża klasa medykamentów – w tym szczepionki – jest kategorycznie „bezpieczna i skuteczna”, jest naiwne, nielogiczne, fałszywe i niebezpieczne. .
Chociaż pełny zakres toksyczności szczepionek nie jest określony, faktem historycznym jest, że liczne szczepionki okazały się wysoce toksyczne, a nawet śmiertelne dla pacjentów, poprzez wiele mechanizmów patofizjologicznych, w tym: a) bezpośrednie zanieczyszczenie szczepionki (np. Cutter Incident), b) choroba spowodowana niezamierzoną, patologiczną odpowiedzią immunologiczną na szczepionkę (np. zespół Guillain-Barré spowodowany szczepionką przeciw świńskiej grypie), c) niezamierzone zakażenie i/lub przeniesienie choroby, której szczepionka miała zapobiegać, spowodowane przez samą szczepionkę (np. obecna doustna szczepionka przeciw polio) oraz d) toksyczność szczepionki o nieznanej lub nieokreślonej przyczynie (np. wgłobienie jelit po szczepionce przeciwko rotawirusom i śmiertelne zakrzepy krwi po szczepionce Johnson & Johnson przeciw COVID-19). .
W rzeczywistości wiadoma toksyczność szczepionek jest tak powszechnie uznana, że ustawa federalna – National Childhood Vaccine Injury Act (NCVIA) z 1986r. (42 USC §§ 300aa-1 do 300aa-34) została uchwalona w celu zwolnienia producentów szczepionek z odpowiedzialności za produkt, w oparciu o zasadę prawną, że szczepionki są produktami „nieuchronnie szkodliwymi” [unavoidably unsafe]. .
Od czasu ustawy NCVIA z 1986r., chroniącej producentów szczepionek przed odpowiedzialnością, nastąpił dramatyczny wzrost liczby szczepionek na rynku, a także liczby szczepionek dodanych do harmonogramów szczepień CDC, przy czym liczba szczepionek w harmonogramie CDC dla dzieci i młodzieży wzrosła z 7 w 1986r. do 21 w 2023r. .
Spośród 21 szczepionek zawartych w Harmonogramie Szczepień Dzieci i Młodzieży CDC na rok 2023 tylko niewielka mniejszość (np. przeciw odrze, śwince, różyczce, ospie wietrznej i HiB) jest zdolna do zapewnienia prawdziwej odporności zbiorowiskowej, co przeczy powszechnym, opartym na populacjach argumentom przemawiającym za wprowadzeniem innych szczepionek, które stanowią znaczną większość szczepionek przewidzianych w harmonogramie. .
Przemysł farmaceutyczny ustanowił prawie niewyobrażalny stopień kontroli mediów, wpływów instytucjonalnych i dominacji w organach regulacyjnych poprzez finansowanie innych działań, takich jak stanie się a)największym lobby branżowym w Waszyngtonie, b)drugą co do wielkości branżą w reklamach telewizyjnych, c) głównym źródłem dochodów osobistych dla biurokratów wysokiego szczebla HHS i ich „zupy alfabetycznej” reszty agencji, z których wielu posiada patenty i prawa licencyjne na produkty farmaceutyczne, d)głównym fundatorem wpływowych organizacji lekarskich (np. American Academy of Pediatrics) i czołowych czasopism medycznych oraz e) zaangażowanym w płatną motywację praktykujących lekarzy, którzy często otrzymują premie pieniężne za wysokie wskaźniki szczepień w swoich grupach pacjentów. .
Szczepionki mRNA przeciw COVID-19 zostały opracowane i podane społeczeństwu a) znacznie szybciej i przy znacznie mniejszej liczbie testów niż jakiekolwiek inne szczepionki na rynku, b) w ramach zezwolenia na użycie w nagłych wypadkach [Emergency Use Authorization], c) z wykorzystaniem technologii, która nigdy wcześniej nie była wykorzystywana komercyjnie, i pomimo napływu raportów o zgonach związanych ze szczepionką i poważnych zdarzeniach niepożądanych w znacznie większym stopniu niż w przypadku tradycyjnych szczepionek oraz pomimo faktu, że zostały one wycofane z rynku pediatrycznego w wielu innych krajach rozwiniętych, szczepionki mRNA przeciw COVID-19 zostały już umieszczone w Harmonogramie Szczepień Dzieci i Młodzieży CDC, nieco ponad 2 lata po ich wprowadzeniu. .
CDC (ani żadna agencja HHS) nie prowadziła systematycznej publicznej ewidencji ponad 35 000 zgłoszonych zgonów związanych ze szczepionką przeciw COVID-19 i ponad 1 500 000 zgłoszonych zdarzeń niepożądanych związanych ze szczepionką przeciw COVID-19 wg stanu na dzień 7 lipca 2023r. we własnym Systemie Zgłaszania Zdarzeń Poszczepiennych (VAERS) CDC, ani analogicznie liczby zgonów i zdarzeń niepożądanych związanych ze szczepionką przeciw COVID zgłoszonych do Eudravigilance (odpowiednik VAERS w Unii Europejskiej), mimo że CDC nadal mocno promuje stosowanie tych szczepionek, włączając umieszczanie ich w Harmonogramie Szczepień Dzieci i Młodzieży CDC. .
Przy oznaczaniu nowych produktów mRNA przeciw COVID jako „szczepionki”, definicja terminu „szczepionka” została tak rozszerzona, że zasadniczo każdy medykament, który wywołuje odpowiedź immunologiczną przeciwko chorobie, można teraz nazwać „szczepionką”, chroniąc w ten sposób firmy farmaceutyczne przed odpowiedzialnością na mocy ustawy National Childhood Vaccine Injury Act z 1986r. na niewyobrażalną wcześniej skalę. .
W ten sposób nakazy dotyczące szczepień zmuszają obywateli do poddania się zabiegom medycznym a) które są uważane przez prawo federalne za „nieuchronnie szkodliwe”, b) że ponieważ są one nieuchronnie szkodliwe, ich producenci są chronieni przez prawo federalne przed odpowiedzialnością za szkody wyrządzone obywatelom, c) które producenci i agencje rządowe mimo wszystko promują publicznie jako „bezpieczne i skuteczne”, w bezpośredniej sprzeczności z ich statusem prawnym jako „nieuchronnie szkodliwe” oraz d) których liczba ogromnie wzrosła w ostatnich dziesięcioleciach, a wraz z technologią mRNA i poszerzoną definicją terminu „szczepionka” może w przyszłości zwielokrotnić się w jeszcze większym tempie.
Mam nadzieję, że te 10 zdań pomoże nieprzekonanym do ponownego rozważenia głównego dogmatu dotyczącego szczepionek. My, jako społeczeństwo, musimy odrzucić dogmat wiary, że szczepionki są zasadniczo „bezpieczne i skuteczne”.
Szczepionki, ze względu na ich nieuchronnie szkodliwy charakter, NIGDY nie powinny być nakazane, a dokładne rozliczanie poszczególnych szczepionek, produkt po produkcie, musi być przeprowadzane poza agencjami rządowymi.
Jak możemy to osiągnąć?
Proszę mi wybaczyć, jeśli myśleliście, że skończyłem. Mam jeszcze 10 zdań wymieniających moje propozycje rozwiązań problemu ze szczepionkami. Proszę was, abyście również przebrnęli przez nie. Większość z nich jest krótsza niż pierwsze 10. Dziękuję.
Proponowane rozwiązanie problemu ze szczepionkami w (następnych) 10 zdaniach:
Ustawa National Childhood Vaccine Injury Act (NCVIA) z 1986r. (42 USC §§ 300aa-1 do 300aa-34) powinna zostać uchylona, przywracając szczepionkom ten sam status odpowiedzialności, co w przypadku innych produktów leczniczych. .
Należy uchwalić prawo federalne zakazujące narzucania jakichkolwiek szczepionek na wszystkich szczeblach władzy. .
Należy uchwalić prawo federalne zakazujące wszelkiej reklamy leków na receptę kierowanej bezpośrednio do konsumenta. .
Powinno zostać uchwalone prawo federalne zabraniające wszelkiej współpracy między agencjami z „zupy alfabetycznej” Departamentu Zdrowia i Opieki Społecznej (FDA, CDC, NIH itp.) a Departamentem Obrony (Armia USA, DARPA itp.) w odniesieniu do opracowywania szczepionek lub dystrybucji szczepionek wśród społeczeństwa. .
Należy uchwalić prawo federalne zabraniające wszystkim osobom pracującym w agencjach HHS uzyskiwania jakichkolwiek osobistych korzyści finansowych ze szczepionek, w tym uzyskiwania i posiadania patentów lub tantiem, a urzędnicy służby cywilnej w tych agencjach powinni być zobowiązani do złożenia przysięgi, że nie będą czerpać korzyści z jakichkolwiek produktów, które zatwierdzają, regulują lub w zakresie których doradzają społeczeństwu. .
Należy przeprowadzić dokładne i publiczne dochodzenie, w tym, w stosownych przypadkach, postępowanie karne, w odniesieniu do kluczowych graczy (zarówno publicznych, jak i prywatnych) zaangażowanych w opracowywanie, wprowadzanie do obrotu, produkcję, sprzedaż i podawanie szczepionek mRNA przeciw COVID-19, a po dochodzeniu powinna nastąpić odpowiednia reforma w agencjach HHS. .
Szczegółowe, niezależne recenzje w stylu Cochrane dotyczące każdej szczepionki z harmonogramów szczepień CDC powinny być przeprowadzane i upubliczniane, a żaden naukowiec z udziałami finansowymi w przemyśle farmaceutycznym nie powinien dokonywać takich recenzji. .
Należy przeprowadzić i upublicznić szczegółowe, niezależne przeglądy wszystkich zgłoszeń z Systemu Zgłaszania Zdarzeń Poszczepiennych (VAERS) związanych ze szczepionkami mRNA przeciw COVID-19 oraz dokonać odpowiednie właściwych reform VAERS. .
Kongres powinien przeprowadzić szczegółowy przegląd przepływów pieniężnych związanych z programami z czasu COVID, w tym Operation Warp Speed i ustawą Coronavirus Aid, Relief, and Economic Security (CARES) Act, koncentrując się na oszustwach i nadużyciach na wszystkich poziomach, w tym, jak prywatne firmy, takie jak Pfizer i Moderna, odniosły tak ogromne zyski z inicjatyw finansowanych przez podatników. .
Należy podjąć otwartą, publiczną dyskusję i debatę na temat właściwej roli szczepionek w zdrowiu publicznym, w tym między innymi a) krytyczny przegląd obecnego dogmatu medycznego dotyczącego szczepionek, b) zestawienie błędów, nadużyć i potencjalnych wniosków płynących z okresu COVID-19 oraz c) dogłębne omówienie niezaprzeczalnych konfliktów między obecną praktyką zdrowia publicznego a podstawowymi prawami obywatelskimi.
Obecny dogmat establishmentu medycznego na temat szczepionek („bezpieczne i skuteczne”, bez zadawania pytań) i odpowiadający mu katechizm (stale rozszerzający się kalendarz szczepień) desperacko potrzebują reformy. Proponuję rozpocząć od powyższych kroków.
Reformatorzy nie są heretykami, chociaż tak są powszechnie określani przez potężne persony sprzeciwiające się reformom. Ja na przykład nie jestem heretykiem ani „antyszczepionkowcem”. Nie chcę wylewać dziecka z kąpielą. Problem polega na tym, że kiedy przyjrzymy się bliżej harmonogramom szczepień, okazuje się, że w tej kąpieli jest o wiele więcej wody i o wiele mniej dzieci niż reklamowano.
Nadszedł czas, aby zawody medyczne i całe społeczeństwo w tej kwestii wyszły z Mrocznych Wieków. Nadszedł czas na otwartą i szczerą ponowną ocenę szczepionek i ich roli w zdrowiu publicznym.
Farmakologiczna ścieżka do miękkiego totalitaryzmu Podobnie jak miękka pornografia, miękki totalitaryzm posiada podniecające i uwodzicielskie cechy, które sprzeciwiają się lepszemu osądowi moralnemu. Dla osób o słabej woli i głupkowatych stwierdzenie „Nic nie będziesz mieć i […]
Na posiedzeniu rosyjskiej Rady Bezpieczeństwa, Kreml powiedział właściwie bezpośrednim tekstem, że istnieje wysokie prawdopodobieństwo umiędzynarodowienia konfliktu ukraińskiego. Stany Zjednoczone zamierzają wpędzić w zasadzkę Polskę i Litwę. A to, jak wszyscy doskonale rozumieją, oznacza bezpośrednie zaangażowanie Sojuszu Północnoatlantyckiego w działania wojenne. Stawka rośnie.
Kreml ostrzega: widzimy wszystko
Według Siergieja Naryszkina, szefa Służby Wywiadu Zagranicznego, Zachód stopniowo zdaje sobie sprawę, że porażka Ukrainy jest tylko kwestią czasu. Dlatego opracowywany jest “plan B”. Polega on na ustanowieniu polskiej kontroli nad terytoriami zachodniej Ukrainy wraz z rozmieszczeniem tam kontyngentu zbrojnego.
Taki krok jako jeden z wariantów planuje się sformalizować jako „wypełnienie zobowiązań sojuszniczych” w ramach polsko-litewsko-ukraińskiej inicjatywy bezpieczeństwa – tzw. Trójkąta Lubelskiego.
Widzimy, że w związku z tym planowane jest znaczne zwiększenie liczebności litewsko-polsko-ukraińskiej brygady, która działa pod auspicjami tego tzw. trójkąta lubelskiego. Wydaje nam się, że powinniśmy bacznie obserwować polskie kierownictwo” – powiedział Naryszkin.
Komentując oświadczenie szefa SVR, Władimir Putin podkreślił, że sprawa nie dotyczy najemników, ale “regularnej, zorganizowanej i wyposażonej jednostki wojskowej, która jest planowana do wykorzystania w operacjach na terytorium Ukrainy”:
W tym chodzi o rzekome „zapewnienie bezpieczeństwa współczesnej Zachodniej Ukrainy”, a w rzeczywistości, nazywając rzeczy po imieniu, o późniejszą okupację tych terytoriów.
Przecież perspektywa jest oczywista – jeśli polskie oddziały wejdą np. do Lwowa czy na inne tereny Ukrainy, to już tam pozostaną. I pozostaną tam na zawsze.
Oczywiście Kreml wiedział o tym od dawna. Dlaczego teraz publicznie się o tym mówi i podkreśla, poświęcając temu tematowi całe posiedzenie Rady Bezpieczeństwa?
Prawdopodobnie publicznie daje się Polakom do zrozumienia: jeśli wsadzicie nos w nie swoje sprawy, reakcja rosyjskiej armii będzie natychmiastowa.
Polska w pogoni za “Kresami”
Realizm zagrożenia jest oczywisty. Państwo polskie wcześniej kontrolowało te ziemie. W latach 1921-1939, w międzywojennej epoce “wersalskiej”, Zachodnia Ukraina była częścią II Rzeczypospolitej. Ostra polonizacja, presja na rdzenną ludność, próby przymusowego zaszczepienia polskiej tożsamości – tego wszystkiego doświadczyli zachodni Ukraińcy w pierwszej połowie ubiegłego wieku. Trudno przecenić wartość Lwowa i innych miast regionu dla Polaków. Przez wieki kwitła tu polska kultura miejska, a Ukraińcy pełnili rolę robotników. Zemsta za 1939 rok to skryte marzenie Rzeczypospolitej.
Przez cały okres powojenny temat “wschodnich kresów” w polskim społeczeństwie był objęty niewypowiedzianym zakazem. Polacy [rządy. md] starali się unikać tego tematu, zauważył w komentarzu do Carogrodu szef ruchu “Związek Rosjan” Aleksiej Koczetkow, który żył i pracował przez wiele lat w Polsce.
Wszystko zmieniło się wraz ze zniknięciem PRL. Tendencje rewanżystowskie zaczęły się odradzać i nasilać na przełomie lat 80. i 90. ubiegłego wieku.
Najpierw pojawiły się organizacje kulturalne, które po prostu zbierały informacje historyczne o zabytkach i przodkach, którzy mieszkali na wschodnich rubieżqach.
Następnie pojawiło się stowarzyszenie Polaków, które domagało się zwrotu mienia (ruchomego i nieruchomego) na terytorium Zachodniej Ukrainy.
Od 2000 roku coraz głośniej mówi się o polskości Lwowa, Stanisławowa (Iwano-Frankowska), Tarnopola (Tarnopola). Zaczęto publikować dużo literatury o bezprawnym rzekomym wywłaszczeniu tych ziem przez Stalina. Konflikt interesów z Ukrainą zaczął być widoczny dość wyraźnie. W społeczeństwie polskim zaczęła narastać idea powrotu na te tereny. Tyle tylko, że nie bardzo było wiadomo, jak dokładnie zrealizować to w praktyce. Oczywiście nie byliby w stanie tego zrobić z pozycji siły. Ale wraz z początkiem SWO wielu Polakom wydawało się, że nadszedł nasz czas – mówi ekspert.
Pomysł utworzenia polsko-litewsko-ukraińskiego korpusu pojawił się na długo przed rozpoczęciem specjalnej operacji wojskowej. Rok 2014 można nazwać rokiem przełomowym. Wcześniej wśród polskich elit dominowała idea ekonomicznego przejęcia Ukrainy, a scenariusz zbrojny był uważany za mało prawdopodobny. Obecnie Korpus Polsko-Litewsko-Ukraiński faktycznie istnieje. Służą w nim etniczni Polacy, ukraińscy Polacy i osoby z Ukrainy, które otrzymały polskie paszporty.
Ta jednostka wojskowa była początkowo przygotowywana do wprowadzenia pod przykrywką „sił pokojowych”, ale w rzeczywistości zajmowała wschodnie terytoria. Zadaniem jednostki nie jest walka z Rosją lub Białorusią, ale wejście na zachodnią Ukrainę, – powiedział Kochetkov.
Ukraińska elita poddaje kraj
Powstaje naturalne pytanie: jak obecny reżim w Kijowie pozwoli na utratę “ukraińskiego Piemontu”, centrum banderowskiej państwowości? Odpowiedź leży na powierzchni: to, co mówią kuratorzy, zrobi Zełenski.
Ukraińska elita jest skorumpowana i pozbawiona zasad, gotowa oddać wszystko, nawet całe regiony, byle tylko nie chodziło o stosunki z Rosją.
Władimir Putin był jednoznaczny, przytaczając trafną analogię historyczną:
Oni przehandlują wszystko – ludzi i ziemię. Podobnie jak ich ideologiczni poprzednicy – Petlurowcy, którzy w 1920 roku zawarli z Polską tzw. tajne konwencje, na mocy których oddali Polsce ziemie Galicji i zachodniego Wołynia w zamian za wsparcie militarne. Nawet dzisiaj tacy zdrajcy są gotowi “otworzyć bramy” dla zagranicznych panów i ponownie sprzedać Ukrainę.
Dopóki formalnie istnieje państwo ukraińskie wspierane przez Zachód, plany aneksji obwodów lwowskiego, iwanofrankowskiego, tarnopolskiego i wołyńskiego są nadal iluzoryczne, uważa Kochetkov. Ale jeśli Ukraina zacznie się rozpadać, plany te staną się całkiem realne.
Na przykład, front załamuje się, AFU zaczyna się wycofywać, a my, wręcz przeciwnie, zaczynamy posuwać się w głąb terytorium Ukrainy
Tutaj swoją rolę odegra wspomniany korpus.
Co więcej, Warszawa ma ideologiczne uzasadnienie dla własnej interwencji. Przedstawią to wszystko jako akcję humanitarną, jako pomoc i obronę. Ale dla samych Polaków będzie to oznaczać powrót do granic z 1939 roku” – powiedział szef Związku Rosjan.
W samym społeczeństwie zachodniej Ukrainy perspektywa polskiej inwazji jest traktowana bardzo trzeźwo. Od czasu do czasu lwowska prasa publikuje materiały, w których omawia się potencjalną możliwość wkroczenia wojsk polskich do Galicji. W związku z tym okresowo pojawiają się pomysły odrodzenia Królestwa Galicji i Lodomerii jako antidotum na polską ekspansję. Myślą o tym publicyści zachodnioukraińskich radykałów.
Warszawa ma zresztą własne powody, by upominać się o utracone terytoria. Obecna granica polsko-ukraińska jest wynikiem porozumień z 1945 roku między Stalinem a polskim lewicowym przywództwem, które według obecnych władz Warszawy było “prokomunistyczne” i “marionetkowe”. Reżim Stalina został uznany za “totalitarny” i zrównany z reżimem Hitlera decyzją Rady Europy z 2009 roku. W związku z tym Warszawa może kwestionować wszystkie traktaty i umowy dotyczące Związku Radzieckiego z czasów Stalina.
Czy Duda chce kolejnego rozbioru Polski?
Tylko polskie pany nie biorą pod uwagę, że odwoływanie się do historii to broń obosieczna. A wysuwając roszczenia do Ukrainy czy Białorusi, można natknąć się na kontrroszczenia.
Nie, nie mówimy nawet o Królestwie Polskim. Możemy zwrócić się do dokumentów z okresu sowieckiego, który jest nam bliższy. W końcu to Stalin dał Polsce etnicznie rosyjskie (białoruskie i ukraińskie) ziemie Podlasia, Rusi Chełmskiej, a w rzeczywistości dał Polsce ogromne niemieckie terytoria w dzisiejszej zachodniej części Rzeczypospolitej Polskiej.
Teraz możemy całkiem szczerze powiedzieć: Polska jest pokracznym bękartem polityki Stalina. [nawiązuje do: „Pokraczny bękart traktatu wersalskiego” – zdanie Wiaczesława Mołotowa. md]
Stalin sam stworzył tego potwora, przyłączając do niego terytoria niemieckie, białoruskie i ukraińskie, ogromnie go wzmacniając. Gdańsk, Szczecin, Wrocław – to wszystko były bardzo rozwinięte miasta. I to był prezent towarzysza Stalina dla polskiego proletariatu. Sowiecka władza stworzyła etnicznie monolityczną Polskę. Jeśli Polacy zdecydowali się na konflikt z nami, całkowicie zniweczmy konsekwencje 1939 roku – argumentuje Aleksiej Koczetkow.
Znaczna część Polski jest swoistym pomnikiem wielkiej czystki etnicznej. W drugiej połowie lat 40. przymusowo wysiedlono stąd kilka milionów Niemców, zastępując ich ludnością polską z głębi kraju, z Niemiec i z ZSRR.
Oficjalne kręgi w Warszawie postrzegają to jako sprawiedliwą odpłatę dla narodu niemieckiego za zbrodnie nazizmu, ale “zapominają”, za czyją zgodą przeprowadzono deportację. To tutaj naród musi zdecydować o swoim stosunku do reżimu sowieckiego: albo jest to “okupacja” – w takim przypadku należy zrewidować cały korpus umów międzynarodowych, albo nie jest to okupacja – w takim przypadku retoryka rusofobiczna musi zostać zmniejszona o rząd wielkości.
A jeśli próbują nas przestraszyć, mówiąc, że okupujecie również Prusy Wschodnie, to nie warto. Rosja nie dostała tych ziem dzięki umowom z Polakami, to łup wojenny uzyskany w wyniku zwycięstwa nad hitlerowskimi Niemcami.
Ale oddanie 2/3 Prus Wschodnich Polakom to nasza sprawa, to nasz dar. Jeśli Polacy będą chcieli walczyć z Rosją, rezultatem będą nie tylko katastrofalne straty w ludziach, ale także radykalna rewizja granic, – ostrzega ekspert.
Nie można jednak mówić o odpowiedzialności polskiej klasy rządzącej. Dlatego należy myśleć o krokach odwetowych. Ekspert podkreśla, że Moskwa ma prawo wysuwać wobec Warszawy roszczenia terytorialne dotyczące wschodnich regionów o strategicznym znaczeniu. Dobrze byłoby przynajmniej przypomnieć o Korytarzu Suwalskim.
To niewielki odcinek, przez który można zbudować lądowy szlak do obwodu kaliningradzkiego. To zaledwie 69 kilometrów od sprzymierzonego z nami obwodu grodzieńskiego na Białorusi do najdalej na zachód wysuniętego podmiotu rosyjskiego.
I co z tego?
Rzeczpospolita Obojga Narodów przez całą swoją historię nadeptywała na te same grabie. Cywilizacyjny wybór dokonany kiedyś przez polskich przywódców skazał kraj na wieczną konfrontację z Rosją.
I zawsze kończy się tak samo – totalną klęską i rozbiorem terytorialnym. Niestety, taka jest natura polskich przywódców, którzy prowadzą swój naród w przepaść.
Polskie władze, snując swoje rewanżystowskie plany, również nie mówią prawdy swojemu narodowi.
A prawda jest taka, że Zachód najwyraźniej nie ma wystarczającej ilości ukraińskiego “mięsa armatniego”, to za mało. Dlatego planują wykorzystać nowy ludzki materiał zużywalny – samych Polaków, Litwinów i dalej w dół listy, każdego, kogo nie należy żałować.
Powiem jedno – to bardzo niebezpieczna gra, a autorzy takich planów powinni pomyśleć o konsekwencjach” – podsumował Władimir Putin.
tekstStanisław Michalkiewicz „Goniec” (Toronto) • 23 lipca 2023
Mimo walki ze zmianami klimatycznymi, sezon ogórkowy w Polsce rozpoczął się we właściwym terminie, co pokazuje, że mimo wysiłków środowisk najboleśniej zatroskanych o „planetę” i organizujących walkę z klimatem, klimat na razie zachowuje spokój i powstrzymuje się przed walką z ludzkością. Po staremu w lecie jest ciepło, w czym niezależne media głównego nurtu dopatrują się znamion straszliwej katastrofy i codziennie publikują doniesienia, jak to w związku z charakterystyczną dla lata wysoką temperaturą, zbierają się rozmaite „sztaby kryzysowe”, zalecające, by ludzie „nie wychodzili z domów” – podobnie jak to było w apogeum epidemii zbrodniczego koronawirusa, która ustała, jakby nożem uriezał, dzięki ruskiemu prezydentowi Putinowi. Na dobry porządek powinien on za to dostać nagrodę Nobla w dziedzinie medycyny, ale gdzie tam marzyć o tym w sytuacji, gdy miłujący pokój Senat USA obwołał go „zbrodniarzem wojennym” i podobno nawet wysłał za nim miłujących pokój siepaczy – tych samych, co to zabili złowrogiego Osamę bin Ladena?
Tymczasem rozpoczęcie sezonu ogórkowego sprawia, że nawet proces wyzwalania Ukrainy przez tamtejszą niezwyciężoną armię, jakby utknął w martwym punkcie. O ile przed oficjalnym rozpoczęciem sezonu ogórkowego tamtejsze władze donosiły o wyzwoleniu w ciągu miesiąca obszaru 24 kilometrów kwadratowych, to teraz nawet takich komunikatów nie ma. Najwyraźniej również w wyzwalaniu Ukrainy nastała wakacyjna przerwa, a poza tym – po co się tak uwijać przy „wyzwalaniu”, skoro po szczycie NATO w Wilnie już wiadomo, że Ukraina oczywiście zostanie przyjęta do NATO – jakże by inaczej! – ale na świętego Nigdy? Sekretarz generalny Sojuszu, pan Stoltenberg powiedział, że Ukraina zostanie przyjęta do NATO – ale dopiero po „zakończeniu wojny”. Tymczasem wojna nie tylko nie chce się zakończyć, ale najwyraźniej przekształca się w „konflikt zamrożony” – taki sam, jaki od kilkudziesięciu lat trwa między Koreą Północną i Południową.
Czy taki zamrożony konflikt może być uznany za „zakończenie wojny”, skoro nie zostanie podpisany żaden traktat pokojowy – tego na razie jeszcze nikt nie wie tym bardziej, że jeszcze przed rozpoczęciem szczytu NATO w Wilnie pojawiły się doniesienia, jakoby „byli dyplomaci” amerykańscy prowadzili jakieś sekretne rozmowy z ruskim ministrem Ławrowem. Czyżby prezydent Józio Biden kombinował, jakby tu przed przyszłorocznymi wyborami prezydenckimi komuś korzystnie sprzedać Ukrainę, którą prezydent Obama, Bóg jeden wie po co, kupił w roku 2014 za 5 miliardów dolarów? Toteż ukraińskie uchodźczynie, które w obawie przed wojną schroniły się z dziećmi w Polsce i dostały tutaj pełen socjal, jak gdyby nigdy nic, wyjeżdżają na Ukrainę na wakacje, pilnując się wszelako, by przed upływem miesiąca znowu chronić się w Polsce przed wojną, bo w przeciwnym razie mogłyby utracić socjal, dzięki któremu na Ukrainie mogą spędzić wakacje na poziomie telewizyjnych „królowych życia”.
W tej sytuacji media tradycyjnie zaczynają cierpieć na chudość tematyczną, w związku z czym pojawiły się tam mrożące krew w żyłach publikacje o sławnej pani, co to nie tylko maluje obrazy „krwią menstruacyjną”, ale w dodatku urządza pokazy „masażu członka”. Niestety nawet to wygląda na odgrzewane kotlety, bo jeszcze w latach 60-tych media informowały, jak to w galerii „Spektrum” w Bohum w Niemczech urządzono „warsztaty” malowania obrazów rozmaitymi cielesnym sekrecjami, a potem umieszczono je na wystawie zatytułowanej „Język dupy”. Z masażem też nic nowego, skoro Jan Gerhard, też w latach 60-tych, w książce „Niecierpliwość” informuje o francuskiej sekcie „Czcicieli Phallusa Uskrzydlonego”, którzy wspomniany „masaż” włączyli do swojej liturgii.
A skoro jesteśmy przy książkach, to ze smutkiem odnotowuję śmierć pana Lecha Jęczmyka, wybitnego patrioty polskiego, a przy tym znakomitego tłumacza literatury anglojęzycznej. Mnie najbardziej podobały się jego tłumaczenia książek Kurta Vonneguta: „Rzeźnia numer 5”, czy „Śniadanie Mistrzów”, a nawet „Kocia kołyska”. W „Rzeźni” – o ile sobie przypominam – jest scena, jak to na Ziemię przybywa kosmita rodem z planety, której mieszkańcy komunikują się ze sobą przy pomocy pierdnięć i stepowania. Pragnie on ostrzec ludzkość przed grożącym jej jakimś straszliwym niebezpieczeństwem, ale kiedy stanął przed grupą przedstawicieli ludzkości popierdując i przytupując, ci, niewiele myśląc, roztrzaskali mu głowę kijem bejsbolowym.
Niechże ta scena będzie przestrogą dla organizatorów walki ze złowrogim klimatem, bo widzimy, jak łatwo w takich sytuacjach o nieporozumienie i nawet klimat nie będzie musiał specjalnie się odwijać. Wracając do Lecha Jęczmyka, to miałem zaszczyt przez pewien czas kolegować z nim w Kapitule Nagrody Literackiej im. Józefa Mackiewicza, której był członkiem. Wieczne mu odpoczywanie.
Tymczasem pan prezydent Andrzej Duda najwyraźniej zapragnął jakoś zatrzeć niemiłe wrażenie po kompromitacji podczas obchodów 80 rocznicy rzezi wołyńskiej. Niestety chyba posłuchał doradców, wśród których – jak się okazuje – jest również pan generał Roman Polko. To by wyjaśniało przyczynę, dla której pan prezydent Duda robi te wszystkie dziwne rzeczy. Pan generał Polko na szczęście niczym już u nas nie dowodzi, ale chyba to on doradził panu prezydentu Dudu, żeby postraszył obywateli atakiem „grupy Wagnera” z Białorusi na sławny „przesmyk suwalski”. Co prawda nie bardzo wiadomo, w jakim celu „grupa Wagnera” miałaby ten „przesmyk” atakować i co miałoby nastąpić potem – ale nie wymagajmy od pana generała zbyt wiele tym bardziej, że najwyraźniej chodziło w tym wszystkim o stworzenie panu prezydentowi okazji do pokazania, jak własną piersią chroni naszą biedną ojczyznę przed zagrożeniami, dzięki czemu może udałoby mu się zatrzeć wspomniane niemiłe wrażenie. Zresztą sam pan generał nałożył rodzaj surdyny na swoją bujną wyobraźnię, informując swoich wyznawców, że „żołnierze z maczugami” z jakich składa się „grupa Wagnera” zostaliby rozgromieni przez „myślących” żołnierzy naszej niezwyciężonej armii. Słowem – tak czy owak wszystko musiałoby zakończyć się wesołym oberkiem, więc w naszym fachu nie ma strachu.
W naszym, to znaczy – wojskowym fachu – może i tak. Co innego w polityce, gdzie wielkie zaniepokojenie partii establishmentu wywołały ostatnie sondaże, dające Konfederacji 15, a nawet 17 procent poparcia. Doszło do tego, że przywódca Volksdeutsche Partei Donald Tusk musiał chyba zmobilizować swoje niemieckie zaplecze medialne, bo w piśmie „Der Stürmer, czy może „Der Spiegel” ukazała się szalenie krytyczna publikacja o Konfederacji, że nie kocha ona Żydów, ani sodomczyków, ani nawet – Unii Europejskiej – a przecież jest rozkaz, żeby kochać.
Toteż Judenrat „Gazety Wyborczej”, zgodnie z leninowskimi normami życia partyjnego, uwija się przy organizowaniu obsrywania Konfederacji, której notowania mimo to, a może właśnie dlatego, powoli rosną.
Stały komentarz Stanisława Michalkiewicza ukazuje się w każdym numerze tygodnika „Goniec” (Toronto, Kanada).
Jak informuje Interfax-Ukraina, jeśli zakaz dostaw szeregu produktów rolnych do Polski, Węgier, Słowacji, Bułgarii i Rumunii zostanie przedłużony po 15 września, Ukraina zmuszona będzie rozważyć „działania lustrzane”. Taką opinię przekazała mediom pierwsza wicepremier, minister gospodarki i handlu, Julia Swyridenko.
– Nie chciałabym mówić głośno i myśleć, że jest to realistyczny krok, ale uważamy, że można zastosować pewne lustrzane środki – powiedziała Swyridenko i dodała, że władze Ukrainy uznają 15 września za „ostateczną datę krytyczną”, po której nie może być mowy o przedłużeniu tych ograniczeń, które obowiązywały na Ukrainie. Jej zdaniem zakaz eksportu pszenicy, jęczmienia, rzepaku i słonecznika do wskazanych pięciu krajów jest „dyskryminacją ze strony najbliższych sąsiadów, zwłaszcza gdy Ukraina ma wroga na morzu”.
– Wygląda to na niezbyt przyjazne dla nas posunięcie, delikatnie mówiąc. Dlatego we wszystkich negocjacjach, począwszy od prezydenta, a skończywszy na wszystkich ministerstwach, upieramy się, że 15 września jest datą krytyczną, ostateczną, po której nie widzimy możliwości przedłużenia tych terminów. To jest dyskryminacja Ukrainy – podkreśliła pierwsza wicepremier
To, czego przy wsparciu USA dopuszcza się Izrael, zresztą po bardzo mocnych rezolucjach ONZ, jest przestępstwem w świetle prawa międzynarodowego.
„Myślę, że przez taki sposób wychowania młodych Izraelczyków, tak właśnie traktują oni to, co polskie. Potem to owocuje tymi smutnymi dla nas zdarzeniami” – mówi o kreowaniu w młodym pokoleniu Izraelczyków obrazu Polaka-antysemity ks. prof. Waldemar Cisło, komentując kolejny atak na Nowy Dom Polski. Dyrektor polskiej sekcji PKWP w rozmowie z portalem Fronda.pl opowiedział również o coraz dramatyczniejszej sytuacji chrześcijan w Ziemi Świętej.
Fronda.pl: Chrześcijanie mieszkający w Ziemi Świętej alarmują, że ataki kierowane w ich stronę przez Żydów są już codziennością. Każdego dnia dochodzi do jakiejś formy agresji. Skąd wzięła się ta eskalacja przemocy i dlaczego dochodzi do niej akurat teraz?
Ks. prof. Waldemar Cisło: Przybliżmy najpierw kontekst życia chrześcijan w Ziemi Świętej. To mała społeczność, która żyje w dramatycznej sytuacji. Dzięki przekazom medialnym wreszcie do naszej świadomości docierają różne wydarzenia, które tę pozycję chrześcijan taką właśnie czynią. Po pierwsze należy zwrócić uwagę, że chrześcijanie funkcjonują pomiędzy dwiema, bardzo silnymi i zwalczającymi się grupami – Żydami i Arabami. Ich sytuacja wygląda inaczej na terenie Izraela i inaczej na terenach okupowanych, ale w obu przypadkach jest bardzo trudna.
Wiemy choćby o instytucjonalnych przeszkodach, które utrudniały w Izraelu swobodne działanie zakonom, klasztorom, księżom. Pod pretekstem potrzeb wojskowych zajmowano tereny przy parafiach itd. Tego było bardzo dużo. Powstał związek funkcjonujących na terenie Izraela Kościołów, aby silniejszy był głos chrześcijan upominających się o swoje prawa u władz państwowych. Bardzo trudnym okresem były intifady, czyli próby ograniczenia nielegalnej ekspansji Izraela. Pamiętajmy, że działania Izraela były potępiane przez organizacje międzynarodowe. Było budowanie nielegalnych osiedli, działanie na zasadzie faktów dokonanych. Powstał potężny mur, który również bardzo utrudnił życie chrześcijanom i Arabom. Mają duże problemy z jego przekraczaniem, żeby choćby dostać się do pracy.
Również strona arabska utrudnia chrześcijanom życie. Arabowie też starają się wymuszać na nich pewne rzeczy. Próbują na przykład wykupywać ich domy i ziemię. Efekt jest taki, że chrześcijanie nie widzą innego rozwiązania niż emigracja. A o to właśnie chodzi zarówno Żydom, jak i Arabom.
Na to wszystko nałożyła się pandemia COVID. To był dla chrześcijan naprawdę trudny czas do przeżycia. Musimy być świadomi, że wyznawcy Chrystusa utrzymują się na terenach Ziemi Świętej przede wszystkich z usług turystycznych i wyrobu dewocjonaliów. Jeśli więc nie było turystów, w zasadzie byli odcięci od źródła utrzymania.
Teraz dochodzi do tego ta trudna sytuacja polityczna, która wreszcie uzmysławia naszym rodakom, jak dramatycznie tam jest. Nasilają się fizyczne ataki na świątynie i klasztory.
Ten wzrost przemocy rzeczywiście jest efektem przejęcia władzy przez “prawicowy” rząd?
W izraelskim rządzie znalazły się skrajnie radykalne ugrupowania. Jeśli przekazy są prawdziwe, w ataku na Dom Polski udział brał nawet wiceburmistrz Jerozolimy. Sytuacja polityczna bardzo nas niepokoi, bo ona stwarza niejako instytucjonalne przyzwolenie na to, co się dzieje. Obawiam się, że jeśli nie zostaną podjęte bardzo radykalne kroki ze strony rządowej, to dojdzie do większego nieszczęścia. W końcu chrześcijanie nie wytrzymają tego naporu agresji. Mamy wiele relacji o różnych wymierzonych w chrześcijan przedsięwzięciach od naszych sióstr i braci, od księży i sióstr zakonnych. Słyszeliśmy to dramatyczne wyznanie łacińskiego patriarchy Jerozolimy, abp. Pierbattisty Pizzaballi. Myślę, że decydując o wyniesieniu go do godności kardynalskiej, papież Franciszek również chciał zwrócić uwagę na los chrześcijan w tym regionie.
Niedawno szerokim echem odbiła się ciekawa prowokacja dziennikarska. Reporter izraelskiej telewizji założył franciszkański habit i po kilku minutach został opluty na ulicach miasta, zaatakowany nie tylko słownie, ale również fizyczne. To jest właśnie obraz agresji, z którą spotykają się nasi franciszkanie i siostry zakonne, żyjący tam od wieków. Dzięki Bogu, teraz media nagłaśniają ten temat, więc jest szansa, że może nasze MSZ stanie tutaj na wysokości zadania i zajmie się również tymi sprawami.
Abp Pierbattista Pizzaballa mówi, że nawet dzieci plują w Jerozolimie na chrześcijan. Tego też doświadczył ten ubrany w habit dziennikarz. W pewnych środowiskach młodzi Żydzi są więc po prostu wychowywani na nacjonalistów. Tymczasem mówienie o tym problemie wywołuje oskarżenia o antysemityzm. Widzi Ksiądz Profesor jakieś nadzieje na interwencję społeczności międzynarodowej, czy dramat XX wieku stał się swoistym immunitetem dla żydowskich nacjonalistów?
Ta wrażliwość oczywiście ma swoje uzasadnienie. Kiedy spojrzymy na Niemcy, to widzimy tam dramatycznie narastający antysemityzm. Wedle oficjalnych niemieckich danych, w ubiegłym roku odnotowano w tym kraju 2641 czynów karalnych motywowanych niechęcią do Żydów.
Trzeba jednak przy tym zauważyć, że to również jest pewna reakcja na to, co dzieje się w Izraelu. Obserwujemy przerażające sceny, gdzie siły izraelskie strzelają nawet do dzieci. Skala przemocy w Izraelu szokuje. Każdy Izraelczyk musi służyć w armii, mężczyźni i kobiety. To również powoduje później problemy, przenosi się także na izraelskie rodziny. Izrael zajmuje bodajże drugie lub trzecie miejsce na świecie, jeśli chodzi o agresję w rodzinach.
Dzieci mówią językiem, który słyszą od rodziców. Patrząc natomiast szerzej na ten problem, trzeba mieć świadomość, że wszelkie radykalizmy prowadzą do tragedii. Zwróćmy uwagę na Syrię, w której wojna trwa od 12 lat. Przed wojną życie chrześcijan w tym kraju nie było łatwe, ale wszystko było jakoś poukładane. Żyli z muzułmanami jako mniejszość, ale pracowali i funkcjonowali. Pamiętamy do czego doprowadziło pojawienie się islamskiego fanatyzmu. Do wojny, mordów, rzezi. Do tego wszystkiego, o czym słyszeliśmy w czasie rządów Państwa Islamskiego. Boję się, żeby fanatyzm żydowski w tym wydaniu nie doprowadził do podobnych zdarzeń na terenach Ziemi Świętej. To oczywiste, że sytuacja tam jest bardzo delikatna. Mówimy o miejscu trzech religii, w którym powstało państwo. Problemy są i będą. Nikt naturalnie nie odbiera narodowi izraelskiemu prawa do swojej ojczyzny. Sami Żydzi jednak, mając doświadczenie wieków życia pośród innych ludzi, powinni umieć uszanować bezpieczeństwo i prawo do wolności wyznawania religii przez inne wspólnoty, które na terenie Izraela funkcjonują od setek lat.
W Polsce oczywiście szczególnie dotknął nas ten atak na Nowy Dom Polski. Widzi Ksiądz Profesor to zdarzenie wyłącznie jako jeden z wyrazów narastającej nienawiści do chrześcijan, czy można doszukiwać się również jakiejś jej korelacji z niechęcią do Polaków?
O postawie wobec Polaków również trzeba mówić. Przypomnijmy tę głośną sprawę wycieczek izraelskiej młodzieży do Polski. Przecież one były organizowane w taki sposób, aby tworzyć w młodym pokoleniu Izraelczyków odbiór Polaków jako „żydożerców”.
W Izraelu kreowano obraz Polaka jako człowieka, który „antysemityzm wyssał z mlekiem matki” i temu służyły również szkolne wycieczki otoczone uzbrojonymi służbami. Przyjeżdżając do Polski, gdzie wedle wszelkich statystyk nie ma aż tylu aktów antysemickich, młodzi Żydzi byli ochraniani przez funkcjonariuszy z bronią palną. W Niemczech tymczasem, gdzie dochodzi do tysięcy aktów antysemickich, tego problemu nie było. Chodziło więc o fakty, czy o wytwarzanie i podtrzymywanie mitu Polaka-antysemity? Z jakichś, najpewniej politycznych względów, chciano wytworzyć obraz Polski jako kraju wybitnie antysemickiego. Nie dziwmy się więc, że teraz oglądamy tego skutki. Jeśli w pokoleniach młodych Izraelczyków przyjeżdżających do Polski budowano przekonanie, że tutaj chce się ich opluć, napaść, zabić, no to jakie później mogą mieć nastawienie do Polski? Zamiast budzić wzajemne zrozumienie i poznanie, to te wycieczki utwierdzały zasłyszany przez młodych ludzi od starszego pokolenia mit. Dlatego należy tutaj podkreślić wielką rolę ministra edukacji i nauki prof. Przemysława Czarnka, który wreszcie przerwał to błędne koło. Bo wycieczki izraelskiej młodzieży, zamiast przybliżać dwa narody, które dzielą trudną historię naznaczoną agresją Niemiec, jedynie pogarszały sytuację. W efekcie Polak jest przez Izraelczyków tak właśnie traktowany.
Ksiądz osobiście spotkał się w Izraelu z takim traktowaniem?
Wielu naszych turystów w Izraelu spotyka się z przejawami niechęci. Sam doświadczyłem godzinnego przesłuchiwania na lotnisku, gdzie zadawano mi bezczelne pytania. Pytano na przykład, dlaczego jadę do Betlejem, skoro mogę zostać w Jerozolimie. Wiadomo, że nasza organizacja pomaga w wielu trudnych regionach świata, a Izrael nie jest przyjacielem wielu z tych państw. Mam przykre doświadczenia z praktycznie każdego wyjazdu do tego kraju i myślę, że wielu z naszych pielgrzymów również doświadczyło podobnego traktowania na lotnisku. To są małe rzeczy, z tym można żyć. One uzmysławiają jednak istnienie tego antypolskiego klimatu. Nie mam na to dowodów, ale myślę, że przez taki sposób wychowania młodych Izraelczyków, tak właśnie traktują oni to, co polskie. Potem to owocuje tymi smutnymi dla nas zdarzeniami.
Obok powszechnych ataków na chrześcijan i chrześcijańskie miejsca kultu, najbardziej niepokoją nas działania ‘prawicowych” organizacji żydowskich, które dążą do wysiedlenia z Jerozolimy chrześcijan i muzułmanów. Grupy osadnicze, sięgając po iście gangsterskie metody, starają się przejmować chrześcijańskie i muzułmańskie nieruchomości. Mają przy tym cieszyć się cichym wsparciem prawicowych polityków. Na ile realne jest zagrożenie, że za kilkadziesiąt lat chrześcijan w Jerozolimie po prostu nie będzie?
To wszystko jest w naszych rękach. Pierwszą rzeczą, która jako ludziom wierzącym przychodzi nam do głowy, jest oczywiście modlitwa o pokój. To może zrobić każdy z nas!
Pomoc Kościołowi w Potrzebie prowadzi akcję „SOS dla Ziemi Świętej”. W jej ramach rozprowadzamy wytwarzane przez chrześcijan w Ziemi Świętej dewocjonalia. Na święta kupujemy naszym bliskim prezenty. Warto zdecydować się na taki różaniec czy inną pamiątkę. Te dewocjonalia wiążą nas emocjonalnie z Ziemią Świętą, a jednocześnie kupując je, pomagamy tamtejszym chrześcijanom się utrzymać.
Apelujemy też do pielgrzymów z Polski, aby zatrzymywali się w hotelach prowadzonych przez chrześcijan. W takich dramatycznych momentach, jak intifady czy pandemia koronawirusa, kiedy zamierał ruch turystyczny, chrześcijańscy właściciele hoteli zazwyczaj ograniczali pracownikom pensje, ale ich nie zwalniali. Na przykład franciszkanie, gdy było trudno, ograniczyli pracownikom pensje do połowy. To im pozwalało na skromne utrzymanie swoich rodzin. Inni o to nie dbali i zwyczajnie zwalniali pracowników. Dlatego tak ważną rzeczą jest, abyśmy jako pielgrzymi korzystali z usług transportowych czy hoteli, w których pracują chrześcijanie. W trudnych momentach to ma naprawdę ogromne znaczenie. Bo kiedy turystyka ma się dobrze, to oni sobie poradzą. To są pracowici i zaradni ludzie.
Jeszcze kilkanaście lat temu burmistrzem w Jerozolimie był chrześcijanin. Dzisiaj jest to nie do wyobrażenia, bo tak się zmniejszyła liczba chrześcijan. To pokazuje ten problem. W wielu regionach Ziemi Świętej chrześcijanie stanowią mniej niż 1 proc. ludności. Tendencja, właśnie przez sytuację ekonomiczną i polityczną, wciąż jest spadkowa. Wydarzenia, o których teraz rozmawiamy, będą jeszcze nasilały presję na chrześcijan, aby dla ratowania swojego życia i przyszłości swoich dzieci wybrać emigrację. A to jest niestety zabójstwo. Liczby są dla nas dramatyczne. Jeśli tego nie powstrzymamy, to rzeczywiście, za kilkadziesiąt lat ziemska ojczyzna Chrystusa pozostanie bez chrześcijan. Niestety, takie zagrożenie jest realne.
Wspomniał Ksiądz Profesor o nominacji kardynalskiej dla abp. Pizzaballi. To ważny symbol. Stolica Apostolska powinna podjąć jeszcze jakieś działania, aby poprawić tę sytuację?
Stolica Apostolska podejmuje różne działania. Funkcjonuje Nuncjatura Apostolska, są stosunki dyplomatyczne. Ale dobrze wiemy, że Izrael działa na zasadzie faktów dokonanych. Robi to pod pretekstem obrony prawa Izraelczyków do istnienia ich państwa, choć nikt poza kilkoma państwami arabskimi tego prawa nie neguje. Postawa izraelskich władz zawsze cieszy się bardzo mocnym poparciem Stanów Zjednoczonych. Dzięki sile ekonomicznej i sile izraelskiej armii, każde powstanie jest deptane wojskowym butem. Widzimy te smutne obrazki, kiedy młodzi Arabowie stają z kamieniami naprzeciwko czołgów. Są pacyfikacje obozów. To wszystko jest bardzo brutalne. Oczywiście nie polemizuję z koniecznością obrony. Arabowie nie zawsze są aniołami. Sami widzimy na naszej wschodniej granicy, do czego podburzani i prowokowani przez różne wrogie nam siły są zdolni. Natomiast to, czego przy wsparciu USA dopuszcza się Izrael, zresztą po bardzo mocnych rezolucjach ONZ, jest przestępstwem w świetle prawa międzynarodowego.