Polska zastygła

 Jerzy Karwelis dziennik-zarazy/polska-zastygla

Młodsi tego nie pamiętają, ale Lech Wałęsa, który dla jednych jest memem, dla drugich wstydem, dla innych z kolei dość kłopotliwym samo-mianowanym dziadkiem rewolucji Solidarności, co to się odbyła dekadę po tym jak ludzie kamieniami ubili ostatniego dinozaura, był dla nas – ludzi czasów Solidarności Pierwszej – źródłem ludowych powiedzonek. Były to raczej mądrości chłopka-roztropka, a więc bardziej opisywały autora niż rzeczywistość. Oprócz tego opisywały one stan umysłów suwerena i to od razu od momentu niekonfrontacyjnego odzyskania darowanej wolności.

Dwa konie

Jest w tym i pewna, wspomniana, „mądrość ludowa”, i skrót sytuacji, w której się wtedy, zaraz po Okrągłym Stole, znaleźliśmy. Wiadomo – ludzie różnie się angażują a raczej są angażowani, Lechu sam wspominał o premierach-zderzakach, co to się będą zużywać, kiedy za kierownicą samochodu pt. Polska będzie siedział nasz elektryk, czy to zarzucając na zakrętach meandrów swego ego, czy to waląc w mur realnej polityki. Taki to był podział kompetencji. Ale ta dychotomia przywiodła mnie do innej refleksji. Ok, niech i tak będzie, jak z tymi końmi, ale co to oznacza w czasach nierewolucyjnych? Ano to, że możemy mówić o dwóch typach spersonalizowania polityka. W dodatku na tyle sprzecznych, że trudno znaleźć te cechy u jednego politycznego osobnika. A to byłby ideał. Tworzy to rozłączność postaw politycznych, czyli albo jestem sprawny w zdobyciu władzy (i jej utrzymaniu, choć to wcale nie tożsame), albo jestem sprawnym państwowcem. I to jest dylemat, a właściwie alternatywa rozłączna, której nie rozumiałem, bo to dwie różne sprawy. Bo dlaczegóż to władzę, czyli realizowanie pomysłu na kraj ma dostać ten, co to ładnie wygląda, złotouści po mediach i debatach, przerabia sondaże suwerena na bon moty, ściska łapki na wiecach i zsuwa w kampanii autobusem po kraju, mówiąc widzom-wyborcom to co mu wyszło z badań, że ci chcą usłyszeć.

Co to ma wspólnego ze sternikiem nawy państwowej, biegłego w przepisach, systemach, podległości instytucji państwa? Przecież to dwie różne osoby, style, temperamenty. A to oznacza, że ktoś udaje. Ten koń od biegu, udaje perszerona, ciągnącego wóz państwowy, może – czasem – być odwrotnie, że jakiś urzędnik udaje lidera ludzkich pragnień. To drugie mogę zilustrować postacią Balcerowicza, który był dość sprawnym urzędnikiem w realizowaniu ustalonych celów, ale miał tyle charyzmy, co księgowy przemawiający na wiecu. Ale mnie fascynuje ta pierwsza opcja – showmana, który udaje państwowca.

Gniadosz Donald

Tak, ten tekst będzie o Tusku, zgadliście. Wydaje mi się on przykładem takiego polityka, który ma skorupkę i nic w środku. To znaczy, z różnymi co prawda losami, ale zdobywa władzę, w ostatnią kampanię popracował, jak u Niemca, widać, że był aktywny, zadziałała frekwencja i osiem gwiazdek. Wielu się rozpływa na temat tej rekordowej frekwencji, ale dla mnie to przykład odwrotny – to nie święto demokracji celebrowane w coraz większym składzie, ale dowód na kompletne sprymitywizowanie polskiej polityki, skoro tak wielu ludzi ruszyło do urn odreagować swe negatywne uczucia, kupując kota w worku. I to Tusk ładnie rozegrał. Tyle zdobycie władzy – teraz jej utrzymanie. Też dobrze idzie, ale znowu – wszystko oparte na polaryzacji. Jak nie na tej „zewnętrznej” Polska uśmiechnięta versus okropny PiS, to „wewnętrznej” – na rozgrywaniu swoich w partii i koalicjantów, marszczeniu brwi, napuszczaniu jednych na drugich, osłabianiu każdego z osobna i spektakularnym przyciskaniu ich butem do podłogi. W końcu – na kokietowaniu mediów. Tu też idzie dobrze.

Ale co jest w środku? Ja się zgadzam z Rafałem Ziemkiewiczem, który zdiagnozował, że Tusk… nie umie rządzić. Wedle prawidłowości z początku mego tekstu – gdyby to jeszcze w dodatku był państwowiec, to mielibyśmy cudowny zbieg zarówno cennych, jak i wykluczających się cech. Powiecie – jak nie umie rządzić, jak z siedem lat sprzed drugiego PiS-u rządził sobie lewą ręką przez prawe ucho i można było sobie jeszcze haratnąć w gałę? Tak, ale Tusk w latach 2007-2014 dostał deszcz złota z unijnych funduszy i było co dzielić. Nie przemęczając się zbytnio. I po tej labie, którą jeszcze Tusk skwitował pozostawiając w Polsce swą kopaczową namiestniczkę, suweren go i tak pogonił na następne osiem lat. Siedziało się więc w oślej ławce opozycji, czekało na lepszy fart, aż wreszcie weszło. Mamy władzę z powrotem.

Tusk jest więc takim koniem wyścigowym, jak mówił Lechu – do biegu. No, galopuje szybko, ale na krótkie dystanse. Aby więc było poczucie ciągłej formy, to trzeba robić coraz to nowe wyścigi. Wozu taki nie pociągnie. Prędzej będzie wyśmiewał poprzedników jak im nie szło, jak oszukiwali – nic nie ciągnęli z obiecanego, za to zaś obrok pobierali, nawet bokiem wynosili do swych prywatnych stajenek.

Wóz stoi, co najwyżej trzeba wytłumaczyć, że by się „pociągło”, ale Kaczor popsuł dwie ośki, wyniósł łożyska i jak tylko naprawimy – po serii publicznych procesów – to na bank pociągniemy. A więc jest bieganie w kółko, wałach Donald prowadzi, okrążenie za okrążeniem, wyprzedza swoich rywali na różne sposoby. A widownia to ogląda – dostaje co chce, bo wybrała tego konia, właśnie dlatego, że ładnie biega, jest szybszy (teraz) od reszty, zaś w sprawie nieciągnięcia wozu tak ładnie wszystko wytłumaczy. A więc wszyscy zadowoleni. Ale wóz stoi…

No dobra, ale na poważnie. Wiadomo – ideałem jest połączenie cech obu koni, nie w jednym osobniku, ale w systemie. Konie do wyścigu wygrywają, po czym biegają sobie już swobodnie, w dal…

Dla szpanu, bo inaczej widownia zajmowałaby się wyłącznie gonitwami, nie zaś robotą. Nie można, oprócz nałogowych hazardzistów plemiennych wzmożeń, siedzieć całe życie na wyścigach. Teraz pora na perszerony i przekazanie im zadań operacyjnych. Pod nadzorem politycznym, oczywiście. Urzędnik nie ma politycznego „czuja” do społecznych nastrojów, a te zmienne są, w przeciwieństwie do sztywności przepisów. I tak wespół-w zespół taki dyszel może dobrze popracować. Ale to wymaga stabilnej klasy urzędniczej, w dodatku zmotywowanej i pieniężnie, i patriotycznie. A tu te wszystkie dyskusje o stworzeniu takiej warstwy urzędniczej to bajki o Żelaznym Wilku. Gdzieś ktoś coś słyszał, jest za – zwłaszcza będąc w opozycji. Bo jak dobry los da władzę, to ważne stanowiska wypełnia się bardziej swoimi partyjnymi kolegami z łańcuszka zobowiązań, niż fachowcami. Jeżeli już, to się dubluje takie obsady za jednego fachowca – jeden kumpel. Jest tylko droższy chaos. Droższy, bo płacimy podwójnie, nie licząc kosztów niekompetentnego szkodnictwa, a chaos powstaje na poziomie kompetencyjnym, kiedy jakiś polityczny wynalazek stoi wyżej niż kompetentny fachowiec.   

Uśmiech przez zaciśnięte zęby 

Ale zauważyliście? – zniknęła uśmiechnięta Polska. Gdzie te milusie uśmieszki? Widać, że niedowład w rządzeniu coraz ciężej zrzucać wyłącznie na ten straszny PiS, choć nawiązywanie do zastanej popisowskiej katastrofy zdarza się coraz częściej. Że nie wiedzieliśmy, że po PiS-ie jest aż tak źle. Ale to ma krótkie nogi, nawet gdyby to po części było – a jest – prawdą. Osiem gwiazdek nie najęło Tuska do tego, by skonstatował krajobraz po pisowskim Armagedonie, ale by Polska była uśmiechnięta – pstryk i benzyna za 5,19 zł, deszcze pieniędzy z Unii, szacun na salonach i pieniądz w Polaka kieszeni, bo PiS nie może już kraść. Oni się tam przestali uśmiechać. Chyba coś tam na górze wiedzą, czego my nie wiemy do końca. Że jest gorzej i będzie jeszcze gorzej. Teraz naciąga się tę gumkę od majtek, bo idą wybory i oszczędza się trosk elektoratowi. Ale od lipca przychodzą rachunki. I zapłaci je również Jagodno.

Mamy więc pechowy zbieg, bo władzę zdobył ten, co się na tym zdobywaniu zna, utrzymuje ją ten, co też to potrafi – ale gdzie ta Polska, się spytam? No, bo jak po środku, między zdobyciem a utrzymaniem władzy nic nie ma, to władza już tylko służy samej sobie. A taki układ jest tylko możliwy jeśli suweren godzi się, że jego wybraniec nie dowozi obietnic. To ciekawe – PiS zrobił sobie z wiarygodności fetysz, uważając, że wybieralność polega na spełnianiu obietnic i polepszaniu losu wybranych grup obywateli-wyborców. Może to i prawda, ale to nie na to, tylko na „fur Deutschland” postawił PiS w kampanii i przegrał. A mógł się chwalić, że dowiózł tu i tam, i tu i tam (rzeczywiście) Polakom się polepszyło. Ale przegrał z jedną-jedyną obietnicą, samospełniającym się zobowiązaniem – ***** ***. Czyli – jak zagłosujesz, to akurat to będziesz miał na drugi dzień. A jak obiecuje się tylko to, po czym ma się stać cud mniemany, to jak to dowieziesz, polityku, to się wywiązałeś. I ty głosujący, i ty – wybrany. A co potem? Ano okazuje się, że cudu nie ma, za to kasy coraz mniej.

Dlatego coraz mniej tej uśmiechniętej Polski. Śmieją się (nerwowo) naiwni, co to albo nie wiedzą co ich czeka, albo tacy, co to będą i kit z okien wydłubywać, byleby oglądać Kaczora jako świadka w kolejnym dętym spektaklu, jakim stały się komisje sejmowe. A więc, że tak powiem, bytowe rzeczy można nie dowozić, tyle, że nie ciągle. Naród jest przebodźcowany kolejnymi wrzutkami tematycznymi. Codziennie afera, a to miała być przecież domena czasów okropnego PiS-u. No, i jak tu znaleźć czas na uśmiech od ucha do ucha. Następuje zmęczenie materiału i szukanie jakiegoś spokoju. A tu nawet premier traci nerwy. A miał być ostoją spokoju – busolą pewności, siły argumentów. Nawet do brudnej roboty wybierał swoich kolegów, by wychodzić potem cały na biało, lejąc oliwę na wywołane przez samego siebie fale.

Polska w bursztynie (zastygnięta)

To jest jakiś impas dla Polski, to tak, jakby się zatrzymać w przedpokoju. Wywalić wszystkich za drzwi, samemu zaś utknąć pomiędzy wyborczym zwycięstwem a niemożnością (niechęcią? nieumiejętnością?) rządzenia. I to też nie widać, że tam ktoś się szarpie – ekipa rządząca słabiutka (nawet w porównaniu z PiS-em), Tusk na posiedzeniach rządu krzyczy, doprowadza ministrantki do płaczu, a więc chciałoby się zawinąć, choćby i do Brukseli, choćby i po pierwszych sześciu miesiącach pierwszego w życiu rządzenia, jak to czyni w ponad połowie swego poselskiego składu Polska 2050. Ta sytuacja to nie jest jakiś robaczek, który zastygł w bursztynie w pozie, z której wynika, że się dokądś wybierał zanim go zastała unieruchamiająca okoliczność. Nie – to jest pokaz nawet nie stagnacji, bo ta zakłada jakiś zatrzymany ruch. To bezruch od samego początku.

No dobra – biedna ta Polska, jak zwykle. Tylko kto na tym korzysta? Pies już tam trącał, czy to zrobiono specjalnie, by wygrał taki imposybilizm, czy to genetyczny polski pech. I czy to zrobiły wraże plemiona tubylcze, czy zewnętrzni osłabiacze Najjaśniejszej. Ale korzysta na tym każdy kraj, który borykał się z polską konkurencją, każdy globalista, któremu obce są państwowe ambicje Polaków, wreszcie każdy członek urzędniczych elit Brukseli, do której Polska pod poprzednimi rządami nie pasowała w jej drodze do szaleńczej wersji postępactwa. Dlatego i Unia, i Niemcy się cieszą. Zaś zakompleksieni Polacy biorą to naiwnie za wyraz sympatii. A to tylko satysfakcja z polepszenia się możliwości realizacji interesów innych krajów. Ubezwłasnowolniona Polska staje się już coraz łatwiejszym podmiotem do europejskich rozgrywek, już nie przeszkadza, choć i tak za starych rządów – gardłowała tylko u siebie, że się nie podda, zaś podpisywała wszystko jak leci.

A czy PiS umiał rządzić? Pewnie trochę lepiej, niż koalicja nie tyle trzynastego grudnia, ale trzynastu partii. Ale przynajmniej miał jakąś wizję, narrację godnościową Polaków, że stać nas na windujące nasz potencjał, ale i dumę, projekty. A co my tu mamy? Z jednej strony jakieś liryczne zaśpiewy o uśmiechu, miłości i – uwaga! – pojednaniu. Tiaaaa… z rąk trzymających pałkę prawa „takiego jak je rozumiemy”. Z drugiej strony – brutalne widowiska dla publiki, jak się tarza w smole Kaczorów, czym się chyba przejmują już tylko patologiczni ultrasi.

Świat ucieka, my w formalinie niemożności. Jak w słoju z dawno już wyginiętym eksponatem.

Napisał i opublikował Jerzy Karwelis Wszystkie wpisy na www.dziennikzarazy.pl

======================

mail:

Autor pominął jedno skrótowe powiedzenie Wałęsy.
<<Jestem za, a nawet przeciw>>

W tych pięciu słowach zawarta jest cała dialektyka współczesna,
wszystkie wypowiedzi polityków od Lewej do Prawej strony,
i w Kraju i zagranicą.

RW

Doktor Greta Thunberg otrzyma kolejny doktorat honoris causa – z teologii. Może porozmawiać z Bolkiem jak doktor z doktorem…

Doktor Greta Thunberg otrzyma kolejny doktorat honoris causa – z teologii

Będzie mogła porozmawiać z Lechem Wałęsą jak doktor z doktorem…

greta-doktorat-z-teologii

Tzw. „aktywistka klimatyczna” Greta Thunberg otrzyma tytuł doktora honoris causa w dziedzinie teologii od Uniwersytetu Helsińskiego.

„W tym roku tytuł doktora honoris causa zostanie nadany łącznie 30 wybitnym osobom z całego świata” – podała w komunikacie uczelnia podkreślając, że jest to jej najbardziej zaszczytny tytuł. Wydział Teologiczny nada osiem doktoratów honoris causa 9 czerwca 2023 r. Jedną z osób, która zostanie wyróżniona w ten sposób przez najstarszy ośrodek akademicki w Finlandii, będzie szwedzka „aktywistka klimatyczna” Greta Thunberg.

Tytuł honorowy otrzyma również prezydent Finlandii Sauli Niinistö. Zostanie on odznaczony przez Wydział Filozofii podczas uroczystości, która odbędzie się 26 maja. Z kolei były minister środowiska Finlandii Lauri Tarasti otrzyma 26 maja tytuł od Wydziału Prawa.

Doktorat honoris causa to akademicki tytuł honorowy nadawany przez uczelnie osobom szczególnie zasłużonym dla nauki i kultury. Nie wymaga posiadania formalnego wykształcenia.

W 2019 roku Greta Thunberg została nagrodzona tytułem doktor honoris causa przez belgijski Uniwersytet w Mons za „wkład w podnoszenie świadomości na temat zrównoważonego rozwoju”. Z kolei w maju 2021 roku kanadyjski Uniwersytet Kolumbii Brytyjskiej przyznał Szwedce honorowy doktorat z prawa. Uczelnia wyraziła uznanie dla aktywistki za wzywanie światowych przywódców do podjęcia natychmiastowych działań przeciwko zmianom klimatycznym.

Mając 15-lat, Greta Thunberg przestała chodzić do szkoły, aby protestować przed budynkiem szwedzkiego parlamentu. W każdy piątek opuszczała zajęcia i kontynuowała swoją jednoosobową pikietę (tak powstała organizacja Fridays for Future).

W grudniu 2018 Greta wzięła udział w szczycie klimatycznym COP24 w Katowicach, dokąd przyjechała na zaproszenie sekretarza generalnego ONZ Antónia Guterresa. W kwietniu 2019 r wystąpiła na forum Parlamentu Europejskiego. W ostatnich miesiącach głośno było o Grecie Thunberg w kontekście protestów aktywistów przeciw wyburzaniu niemieckiej wsi Luetzerath, aby w jej miejsce wybudować kopalnię węgla. Szwedka ma dziś status „klimatycznej celebrytki”.

… NAJPIERW Lechu podgryziemy korzenie… [do Bolka]

…. NAJPIERW Lechu podgryziemy korzenie… Ś.p. Mirosław Marian Krupiński

Antoni Jasiński | 2022-08-27 https://naszepismo.pl/2022/08/27/najpierw-lechu-podgryziemy-korzenie/

MIREK Z LEWEJ DO LECHA: ” ...Najpierw Lechu podgryziemy korzenie…”’

DZIESIĄTA ROCZNICA ŚMIERCI

28 sierpnia 2012 r. zmarł Mirosław Marian Krupiński

Ś+P Mirosław urodził się 8 IX 1939 w Świniuchach (obecnie Ukraina). Absolwent Politechniki Wrocławskiej, Wydz. Inżynierii Sanitarnej (1964), studiów podyplomowych w zakresie technologii uzdatniania wody, oczyszczania ścieków i ochrony środowiska na Politechnice Warszawskiej.

Od IX 1980 w „S”; rzecznik prasowy MKZ w Olsztynie; w VI i IX 1981 delegat na I WZD Regionu Warmińsko-Mazurskiego, przewodniczący ZR, delegat na I KZD, wiceprzewodniczący KK. 13 XII 1981 przewodniczący Krajowego Komitetu Strajkowego.

16 XII 1981 po pacyfikacji Stoczni Gdańskiej im. Lenina aresztowany, przetrzymywany w AŚ w Gdańsku: z powodu choroby serca hospitalizowany, następnie w Bydgoszczy, w VII 1982 skazany wyrokiem Sądu Marynarki Wojennej w Gdyni na sesji wyjazdowej w Bydgoszczy na 3,5 roku więzienia, osadzony w ZK w Łęczycy, we wrześniu 1983 zwolniony na mocy amnestii; pozbawiony możliwości pracy w swoim zawodzie.

Mirosław Krupiński, Zaułki zbrodni

Od V 1987 na emigracji w Australii; inżynier konsultant w firmie Zyg Rytter & Partners w Sydney, nast. inżynier projektant w Water Authority of Western Australia w Perth i w Albany, od 2004 na emeryturze. Autor publikacji: Zaułki zbrodniAustralijska  przygodaAustralijskie migawki. Do 28 V1987. rozpracowywany przez Wydz. III WUSW w Olsztynie w ramach SOR krypt. Szaradzista. (z Encyklopedii Solidarności)

Mirosław Krupiński odpowiadaja Lechowi Wałęsie:

„Odpowiadanie na bełkot jest chyba najtrudniejszym rodzajem odpowiedzi jaką czlowiek może podjąć. Dlatego odpowiadanie na to co podpisał Lech Walesa (bo pisał to ktoś inny, biegły w pisaniu a nie podpisany) nie sprawia mi ani przyjemności ani satysfakcji. Uważam jednak że odpowiedzieć muszę i to odpowiedzieć niejako z urzędu w imieniu tych w wypowiedzi Pana oplutych. Jest to dla mnie tym trudniejsze że kiedyś byliśmy bliskimi współpracownikami i to Lech Walesa wysunął moją kandydaturę na wiceprzewodniczacego KK na I Zjeździe „S”, co po uzgodnieniu ze swoim Regionem (Warminsko Mazurskim), którego byłem wcześniej przewodniczacym – zaakceptowałem.

 Zacznę od przyznania pewnej marginalnej dla sprawy racji Wałęsie na którego publiczny list adresowany do ogółu Polonii tu publicznie odpowiadam: – Prawdą jest że na początku lat 80tych wyjechało z Polski wielu oportunistow, wielu wysłanych przez PRL agentów, wielu ludzi przedkładających wyjazd (najczęściej z rodziną) ponad więzienie czy represje – czasem bardzo dotkliwe i uniemożliwiające normalne życie. Pisze mi się to łatwo bo nie należę do żadnej z tych kategorii o czym L. Wałęsa wie.

Inna prawdą jest też, ze więcej ludzi wyjechało z III RP uciekajac przed ubóstwem i prześladowaniami nie wiele rożniącymi się od PRLowskich, wielu wyjechało z III RP równie slużbowo w czasie prezydentury Lecha Walesy i Aleksandra Kwasniewskiego  w celu inwigilacji i sterowania Polonią. Znów – jest mi łatwo o tym pisać bo i do tych kategorii nie należałem. Ludzie Ci zostali przez Pana & Consortes na wyjazd skazani, zmuszeni, lub służbowo wydelegowani...

Wyjechałem z Polski (a piszę o tym bo było zapewne wielu innych o podobnej motywacji) bo zaobserwowałem rozpoczynający się proces dawania sobie buzi  naszego byłego „Wodza” i jego wspólników z naszymi byłymi wrogami. Dla mnie i dla tych mnie podobnych alternatywą wyjazdu nie było więzienie, nie była śmierć głodowa, a chęcią wyjazdu nie była chęć poprawienie sobie bytu. Wrecz przeciwnie – ja zdawalem sobie sprawę, że wyjezdzając z pustymi kieszeniami bytu lepszego niz miałem w PRL (szczególnie przed uwięzieniem, które odsiedziałem W całości, BEZ ubiegania się o łaske ani O warunkowe zwolnienie) na emigracji sobie nie zbuduję.

O scenariuszu przyszłej Magdalenki, oczywiście bez jej nazwy i daty – wiedziałem od wczesnej wiosny roku 1983, a dowiedziałem się o nim w więzieniu w Łeczycy od FRASYNIUKA, który wybełkotał całą prawdę o planach mając mnie za swojego – no bo byłem wiceprzewodniczącym Związku z kandydatury Wałęsy, a poza tym kto, w pojęciu Frasyniuka, mógł taką świetną ofertę udziału odrzucić, nieprawdaż?
Jeszcze przez jakiś czas miałem wątpliwości czy „wiedzieć” znaczyło w przypadku Wałęsy „uczestniczyć” w planie. Watpliwości rozwiały się na początku roku 1986 (śledzłem uważnie dostępne relacje o sytuacji w możliwych źrodłach polskich, z bibułą konspiracyjną włącznie) i zagranicznych. Relacje te i widoczne dla mnie zjawiska potwierdzały mi zaawansowany już etap planu o jakim usłyszałem w ZK Łęczyca. Obrzydzenie jakie mnie wtedy opanowało było głównym powodem mojego wyjazdu.


Rok czasu zajęło mi załatwienie formalności emigracyjnych i likwidacja swoich spraw w Polsce (od wyjścia z więzienia bylem pozbawiony pracy ale miałem zarejestrowaną i działającą pracownię projektową – jestem inżynierem). Wyjechałem 7 maja 1987 roku na zaproszenie i na koszt rządu Australii, który uznał moje kwalifikacje zawodowe za użyteczne w nowym kraju. Aby dopowiedzieć do końca – wyjechałem z „obrzydzenia” do życia w Kraju, gdzie rządzą bandyci a flirtują z nimi, już otwarcie, moi wcześniejsi współuczestnicy walki z tymże bandytyzmem politycznym. Pierwsze lata były emocjonalnie trudne i pracowite bo odbudowywałem swoją bazę życiową od zera, a wyjechałem mając lat prawie 48) . Do roku 1996 moje wiadomości o sytuacji w Polsce i o zaistniałych układach politycznych i mafijnych pochodziły głównie z listów od znajomych, rodziny i byłych kolegów z „S”. Treść tych informacji sprawiła że nigdy nie żałowałem swojej decyzji wyjazdu, aczkolwiek brakowało mi Polski i moich własnych wydeptanych w niej ścieżek.

   Od roku 1996 miałem dostęp do internetu, założyłem swoją witrynę internetową i zacząłem czytać i pisać o Polsce. W roku 1997 skończylem pisanie ksiazki „Zaulki Zbrodni”, dostępnej w całości na mojej witrynie wraz z głównymi dokumentami z opisywanego okresu (13 grudzien 1981 – 17 wrzesien 1983). Książka wywołała wiele odpowiedzi i zdziwienie że żyję i, że w ogole istniałem.

Dowiedziałem się że wraz z początkiem III RP zaczęto i przeprowadzono w Polsce dokładną czystkę moich Sbeckich, prokuratorskich i sądowych dokumentow i śladów istnienia. Zostało mi to co wywiozłem – a ponieważ zawsze byłem systematyczny i skrupulatny – zostały mi oryginalne wtórniki urzędowe tak pracowicie niszczonych w Polsce wałęsowskiej dokumentów.
Książkę i przed jej wydaniem drukiem i po jej wydaniu przekazałem do kilku adresatów, w tym do byłego Zarządu Regionu I „S” i do IPN równolegle ze składanym w roku 2001 wnioskiem o dostęp do dotyczacych mnie dokumentów.
Istnienie tej książki wywoływało często konsternacje, czasami strach. Bo dokumentowała to co w wyniku czystki miało nie istnieć.

Nie czuję się specjalnie wyróżnionym tą czystką – choć uważam że miała ona związek z moim rozstaniem się z Lechem Wałesą we wrześniu 1983 roku. Wiem że czyścili archiwa (w tym przypadku swoje, ale nie tylko) i Wałęsa i Michnik i cała grupa „autorytetów” zakłopotanych swoją rzeczywistą przeszłością. Ogladałem kilka filmów dokumentalnych, w tym posiadany do dziś film Nocna Zmiana, zawierający i ówczesne wyjaśnienia Lecha Wałęsy, i spoconego z miną zbitego psa Jacka Kuronia i bardzo zdenerwowanych innych obalaczy Rzadu Olszowskiego. Dotarła też do mnie, juz później, pewna ilość pokrewnych temu i podobnym wydarzeniom w III RP dokumentów, negatywów i relacji. Otrzymywałem opisy odbieranych przez moich byłych kolegów z ZR „S” dokumentów archiwalnych z zamazywanymi na czarno nazwiskami, co mnie samego zniecheciło do niepotrzebnej podróży po ich odbiór.

Tak wiec, Panie Wałesa, z pewnymi wyjątkami to nie wyjeżdżąjący z Polski Polacy zdradzili swój Kraj – to ich zdradzono i sprzedano i sprzedaje się do dzś zmuszając do emigracji zarobkowej na zasadach często bardzo zbliżonych do przymusowych robót w czasie WWII. Ci którzy Pana i pańską „Polskę” zdradzili wracają z Dworca Victoria w Londynie z dziurami w portkach. To oni padli łupem i ofiarą Pana prezydenytury i Pana kolesiów, libacje z którymi w Magdalence może Pan znaleźć na fotkach frontowej strony witryny „USOPAL”. Ja też je (i inne) mam, ale szkoda mi na nie miejsca na moich witrynach. Dlaczego? – Bo wstydzę się okresu swojej przedstanowojennej nieświadomości, w której uważałem Pana za człowieka uczciwego. Pragne Pana zapewnić, że w mojej drugiej Ojczyźnie – Australii czuję się znacznie lepiej niż z Panem czułbym się w obecnej Polsce. I myślę że nie czuję się w tym odosobniony.
 Mirosław Krupinski
b. przewodniczący ZR „S” Regionu Warminsko Mazurskiego
b. wiceprzewodniczący KK „S” po I Zjezdzie.
Albany, Western Australia 18 kwietnia 2006, ”

Śp. Mirek Krupiński jest także autorem Propozycji Deklaracji Polonii Niezależnej, opublikowanej po raz pierwszy w Naszym Piśmie w której pisał m.in:

Działania będą miały na celu:= odkłamanie od 15 lat fałszowanej historii okresu PRL, stanu wojennego i okresu pomagdalenkowego – poprzez archiwizację i publikacje (również w formie książkowej) dokumentów i przekazów historycznych,

– prostowanie rozpowszechnionych już i wciąż rozpowszechnianych kłamstw dotyczących tego okresu/ piętnowanie antypolskich w swojej treści, formie i skutkach wywystąpień polskich polityków, mediów, historyków i propagandzistów oraz podobnych działań sił niepolskich ale Polski i Polaków dotyczących / publiczne opiniowanie rządowych i medialnych działań, ustaw i  regulacji urzędowych mających szkodliwy wpływ na stosunki pomiędzy Społeczeństwem Polskim i Polonią / przesyłanie rządom kraju zamieszkania informacji dotyczących patologii rządzenia w Polsce, życiorysów politycznych szkodzących Polsce polityków, przypadków korupcji, nadużywania lub łamania prawa (w aspekcie praw człowieka i obywatela),

-zapobieganie osiedlania się przez skompromitowanych i nie do końca rozliczonych polityków i prominentów polskich w krajach zamieszkania i działania Polonii Niezależnej,/ publikowania opisów dostrzeganych przypadków korupcji, prania lub deponowania nieuczciwie zdobytych środków finansowych, ukrytych a szkodliwych dla Polski transakcji itp w krajach zamieszkania Polonii.

(…) D).  Polonia Niezależna powita każdy uczciwy rząd polski i nawiąże z nim normalną i uczciwą współpracę./ Zawsze będzie jednak obserwować i analizować działania i skutki działań każdego rządu polskiego, nie wykluczając deklaratywnego zerwania z nim stosunków jeżeli pójdzie on w ślady opisywanych wyżej rządów pomagdalenkowych. / (…) E). Polonia Niezależna dołoży wszelkich starań aby kryminalne przestępstwa sprawujących władzę, fałszowanie historii czy też przedkładanie działań na korzyść sił obcych ponad działania na korzyść Polski zostały ujawnione i ukarane w majestacie prawa polskiego lub międzynarodowego. (…)

Niestety tym dokumentem nie zainteresował się wtedy, i aż do dzisiaj, żaden działacz, żadna organizacja polonijna, aby nie budzić „Demonów” – bo Polonia musi być apolityczna – więc Autor został skazany na zapomnienie!

 Mirek jeszcze zdrowy obiecywał mi kilkakrotnie przyjazd do mnie z Albany (WA) na Tasmanię – jak mówił – na ryby. i grzyby… Cieszył się ze swojej łódki motorowej na której pływał i łowił…Niestety nie zdążył! Św. Piotr zabrał go do swojej łodzi…

Powyższe zdjęcie wykonał jego kolega Alex Matwiejszyn  w Albany – w ostatnim miejscu Jego drogi życiowej. Dla Mirka łaską jest to, że On zza tamtej strony kurtyny już zna nie tylko od podszewki tajemnice – „Koni Trojańskich na Antypodach”, ale setki innych zakulisowych tajemnic, które my poznamy dopiero jak Tam z Mirkiem się spotkamy. A DZISIAJ W 10 ROCZNICĘ TWOJEJ ŚMIERCI ODPOCZNIJ MIRKU W POKOJU WIECZNYM. CZEŚĆ TWOJEJ PAMIĘCI .

I proszę… Zauważ Mirku, że dotrzymałem słowa, które Ci dałem w czasie ostatniej naszej rozmowy, kiedy się już wybierałeś TAM; więc poczytaj sobie dzisiaj – TAM…!

Antoni J. Jasiński