Jak w kalejdoskopie

Jak w kalejdoskopie

Izabela BRODACKA

Wiele osób zdumiewa zmienność poglądów, a przede wszystkim zmienność wyrażanych publicznie przez Donalda Tuska opinii. Tusk wydaje się nie liczyć z faktem, że pomimo przetrzepania i zniszczenia zasobów telewizyjnych istnieją nagrania jego licznych całkowicie sprzecznych z obecnymi wypowiedzi.

Nie tak dawno Tusk twierdził na przykład, że atakujący naszą wschodnią granicę przybysze z różnych egzotycznych krajów to biedni ludzie, kobiety i dzieci, którym należy się pomoc. Obecnie obiecuje skuteczną obronę polskich granic przed tymi nieproszonymi gośćmi, którzy okazują się w jego narracji być młodymi agresywnymi mężczyznami żądnymi zasiłków i zagrażającymi bezpieczeństwu społeczeństwa polskiego.

Kilka lat temu oskarżał o antyrosyjskość Jarosława Kaczyńskiego natomiast sam postulował przyjacielskie stosunki z Rosją „taką jaka jest”. Obecnie chce zorganizować komisję, której celem miałby być badanie rosyjskich wpływów w Polsce. Swoim wypowiedziom i ujawnionym w serialu „Reset” obciążającym dokumentom przeciwstawia całkowicie gołosłowne oskarżenia o prorosyjskość pod adresem Konfederacji i PiS.

Nie warto przytaczać innych całkowicie sprzecznych wypowiedzi tego człowieka. Przede wszystkim jesteśmy do tego przyzwyczajeni. Tusk miał godnego siebie prekursora w Wałęsie z jego słynnym: „jestem za, a nawet przeciw”. Poza tym Tusk miał godnych siebie prekursorów również w elitach władzy PRL.

Poglądy partyjnych aparatczyków też zmieniały się i ewoluowały. W spektrum tych zmiennych poglądów znalazło się odchylenie prawicowe, za które Władysław Gomułka wylądował nawet w pudle. Znalazł się filosemityzm, bo jak wiadomo żona Gomułki była Żydówką, a chyba żonę trochę kiedyś lubił. Przy kolejnym obrocie areny politycznej, w 1968 roku, Gomułka okazał się groźnym antysemitą uczestniczącym – przynajmniej werbalnie – w prześladowaniu Żydów i wygrażającym na wiecach polskim syjonistom. Natomiast Edward Ochab podobno często mawiał: „co Oni zrobili z tym krajem” jakby nie należał do Onych i w tej robocie nigdy nie uczestniczył. Córki Ochaba brylowały w opozycyjnych salonach i przechowywały (też podobno) w tapczanie ojca najbardziej tajne dokumenty. Oczywiście były to salony opozycji kontraktowej inaczej zwanej kawiorową, która przeprowadziła kontrakt Okrągłego Stołu w interesie partyjniaków zorientowanych skąd wieje wiatr historii tudzież we własnym nie tyle opozycyjnym, co zupełnie prywatnym interesie. Ideowi komuniści ku zdumieniu szarych zjadaczy chleba okazywali się w czasie transformacji ustrojowej być odwiecznymi, wiernymi zwolennikami kapitalizmu i liberalizmu gospodarczego, wręcz leseferyzmu.

Wróćmy jednak do chwili obecnej. Koalicja 13 grudnia, która głosowała przeciwko zbudowaniu na granicy zapory i zarzucała poprzedniej władzy bezzasadne wydanie na tą inwestycję 1,5 miliarda złotych twierdzi teraz, że wydano zbyt mało. Nowa władza chce budować skuteczne umocnienia za 10 miliardów. Pikanterii tej zmianie frontu dodaje fakt, że skuteczna zapora ma się składać przede wszystkim z mokradeł i bagien. Jak żartowano w czasach PRL- „Droga do socjalizmu prowadzi przez Moczary i Bagna z Gomułką, Motyką i Kociołkiem.” Słabo zorientowanym przypominamy, że Moczar, Bagno, Motyka i Kociołek byli to komunistyczni aparatczycy.

Minister Obrony Narodowej Kosiniak Kamysz twierdzi, że Tarcza Wschód złożona z bagien i moczarów to inwestycja priorytetowa, a jej ocena jest jak powiedział „zerojedynkowa” Zapomniał, że Platforma prawie w 100% głosowała przeciwko budowie tej zapory. Wstrzymał się od głosu poseł Marcin Kierwiński ale za to nie klaskał – jak twierdzi – na filmie Agnieszki Holland. Sama Agnieszka Holland choć nie odszczekała kłamliwych insynuacji zawartych w filmie „ Zielona granica” , choć walczyła o to, żeby było tak, jak było wydaje się zmieniać stosunek do Tuska. „ Spodziewałabym się po nim innego języka” stwierdziła w rozmowie z Żakowskim. „Co z was za katolicy, macie krew na rękach” wrzeszczała na granicy jakaś nieznana mi zupełnie aktorka, a poseł Franciszek Sterczewski biegał z reklamówką z kanapkami dla „nachodźców”.

Wszyscy Oni przed wyborami pospiesznie zmieniają albo przynajmniej łagodzą swoje zdanie. Marszałek Hołownia zmienił zdanie w sprawie budowy Centralnego Portu Komunikacyjnego czyli CPK zwanego przez dowcipnisiów „ Co Polacy Kombinują?”. CPK miał być przejawem gigantomanii poprzedniego rządu, miał być marnowaniem pieniędzy, a jego budowa powodowała wywłaszczanie ludzi z ziemi. Faktycznie nic takiego nie miało miejsca.

Prawdziwie wielką zmianę zapowiedziała wicemarszałek Niedziela. Odtąd będzie można wchodzić do Sejmu z psami. Oczywiście zaszczepionymi, oznakowanymi i w kagańcu. Pani Niedziela ogłaszając tę rewolucyjną zmianę w polityce państwa zapomniała, że swego czasu swobodnie łaziła po Sejmie suka Saba marszałka Dorna, a prześmieszne inwokacje do niej wygłaszał dotknięty chorobą filipińską Kwaśniewski. [Młodzi , nieoczytani pytają mnie, co to, więc wyjaśniam: był jak często, pijany w 3D; tym razem na Filipinach. md]

Posłanka Agnieszka Dominika Pomaska potwornie gorszyła się dotacjami rzędu 3 miliardów złotych na media publiczne za czasu rządów PiS. „Zapewniam, że z tym skończymy, że te pieniądze pójdą na leczenie nowotworów” – grzmiała. Obecny rząd dofinansował przejęte nota bene w bandycki sposób media publiczne kwotą 3,5 miliarda złotych. W ramach poprawy opieki nad ludźmi starymi likwiduje się dodatkowe emerytury, w ramach poprawy dostępu do mieszkań, które są jak twierdził Tusk prawem a nie towarem spowodowano, że ceny tych mieszkań poszybowały w górę, podobnie rosną ceny paliwa, a ceny energii powalą nas na kolana dopiero po wyborach. Wbrew zapewnieniom Tuska podpisany został pakt relokacyjny, a za każdego „nachodźcę”, którego nie przyjmiemy albo który ucieknie z naszego kraju będziemy płacić karę. W tej kwestii Tuska bezceremonialnie i niesolidarnie sypnął premier Francji Gabriel Attal.

Zdumieni tymi zmieniającymi się jak w kalejdoskopie obrazami nie rozumieją jaka jest podstawowa zasada, czyli принцип kalejdoskopu. Obrazki zmieniają się za każdym obrotem ale szkiełka pozostają te same.

=========================

MD: Gabriel Attal, jest pierwszym otwarcie homoseksualnym premierem Francji, ulubieńcem Macrona, też pedała.

Gdzie tu sens gdzie logika?

Gdzie tu sens gdzie tu logika?

Izabela Brodacka

W trosce o bezpieczeństwo dzieci, szkoły mają obecnie obowiązek żądać od każdej zatrudnionej osoby zaświadczenia, że nie figuruje ona w rejestrze pedofili. Dotyczy to również osób zupełnie przypadkowych i jednorazowych akcji. Na przykład szkoła zaprasza sokolnika aby dzieci mogły poznać tresowane przez niego ptaki. Dzieci to bardzo lubią, zabawa jest pouczająca, jednak większość indagowanych w tej sprawie treserów ptaków ma pełen portfel zamówień i nie ma najmniejszego zamiaru tracić czasu na załatwianie podobnych bezsensownych zaświadczeń. Bezsensownych, bo rejestr pedofili obejmuje tylko osoby już skazane za przestępstwa przeciwko dzieciom. Poza tym pokaz ptaków odbywa się w obecności nauczycieli, a często również rodziców i ewentualny ptasznik pedofil nie miałby najmniejszych szans aby zrealizować swoje podstępne plany.

Szkoły zatrudniające woźne, kucharki a nawet konserwatorów sprzętu (których przecież mógłby po prostu ktoś pilnować), toną więc pod zalewem papierków, sekretarki uginają się pod ciężarem biurokratycznych zadań narzuconych im przez pozorną troskę ustawodawcy o bezpieczeństwo dzieci, podczas gdy dokładnie w tym samym momencie (nie)rząd Donalda Tuska podejmuje decyzję o wprowadzeniu w polskich szkołach lekcji “edukacji seksualnej” opartej o standardy opracowane w Niemczech, a ukryte pod nazwą nowego przedmiotu “Edukacja zdrowotna”.
Autorem podstawy programowej tego przedmiotu, oraz koordynatorem zespołu odpowiedzialnego za stworzenie tej podstawy, ma być seksuolog Zbigniew Izdebski, współpracownik Światowej Organizacji Zdrowia (WHO) odpowiedzialnej razem z rządem Niemiec za “Standardy Edukacji Seksualnej” przewidujące uczenie dzieci masturbacji oraz wyrażania zgody na seks.

Izdebski od 2010 roku jest współpracownikiem czy nawet ekspertem Instytutu Kinseya, którego twórca przeprowadzał pedofilskie eksperymenty na dzieciach oraz uczniem polskiego seksuologa, Andrzeja Jaczewskiego, popierającego wprost legalizację seksu dorosłych z dziećmi.

Według standardów WHO udział w lekcjach seksu jest przymusowy, a za odmowę udziału w nich dzieci, grozi odmawiającym rodzicom nie tylko grzywna czy więzienie lecz nawet ( jak w Niemczech) odebranie dzieci i pozbawienie praw rodzicielskich.

W Polsce prześladuje się ludzi również za mówienie o zagrożeniach związanych z „edukacją seksualną”.  Na rok ograniczenia wolności został skazany prezes Fundacji Obrony Życia Mariusz Dzierżawski, a kierowca tej fundacji Jan Bienias został skazany na 30 000 kary za organizację akcji “Stop pedofilii”. Przeciwko Fundacji toczy się obecnie ponad 130 procesów sądowych.

Wedle Standardów WHO i BZgA (Bundeszentrale für gesundheitliche Aufklärung ) już czterolatki należy uczyć o masturbacji, u dzieci w wieku 6-9 lat należy rozwijać rozumienie pojęcia „akceptowalny seks” oraz przekazywać im informacje na temat „praw seksualnych dzieci”, a nieco starsze dzieci mają posiadać „umiejętności negocjowania i komunikowania się w celu uprawiania bezpiecznego i przyjemnego seksu.” 

WHO jest agencją należącą do Organizacji Narodów Zjednoczonych (ONZ) , która już jakiś czas temu wydała raport mówiący o tym, że państwa powinny szukać prawnych możliwości legalizacji współżycia między dorosłymi a nieletnimi, o ile tylko nieletni „zgodzą się” na takie współżycie.  
Alfred Kinsey kilkadziesiąt lat temu badał „przeżycia seksualne” niemowląt w wieku od 4 miesiąca życia zlecając pedofilom stymulację seksualną tych dzieci. W oparciu o “badania” Kinseya przeszkolono w USA oraz Europie Zachodniej tysiące tzw. “edukatorów seksualnych”, którzy następnie ruszyli do szkół, aby “edukować” dzieci, spełniając w ten sposób żądania aktywistów LGBT od dawna domagających się objęcia wszystkich dzieci “edukacją seksualną”. 

Wyczerpująco piszą o tym w książce „ Kinsey – Seks i oszustwo” wydanej w 2002 roku przez wydawnictwo „Antyk” Marcina Dybowskiego jej autorzy – Judith Reisman oraz Edward Eichel. Miałam okazję tłumaczyć tę książkę, a właściwie poprawiać jej tłumaczenie. Pamiętam, że wiele osób twierdziło, że te aberracje nigdy nas nie dotkną. Tymczasem na Zachodzie, a szczególnie w Niemczech, gdzie już kilkadziesiąt lat temu wdrożono Standardy WHO i BZgA edukacja seksualna obejmuje nauczanie masturbacji już od przedszkola, zachęcanie dzieci do rozwiązłości seksualnej i oglądania pornografii, namawianie do aktów homoseksualnych, promocję aborcji, oraz naukę wyrażania zgody na seks, w domyśle również z dorosłymi. Jak pisał w swoich pracach mistrz Zbigniewa Izdebskiego Andrzej Jaczewski:  
„Znane są opisy etnografów, z których wynika, że dorośli w szczepach pierwotnej kultury masturbowali dzieci ku ich zadowoleniu.” Logika, a właściwie brak logiki tego przekazu jest porażający.

Znane są przecież również opisy etnografów, z których wynika, że Inkowie składali bogom ofiary z dzieci, w rytuale dziękczynnym zwanym „capacocha”. Czy oznacza to, że mamy prawo, a może nawet obowiązek reaktywować te rytuały?

Można traktować onanizm dziecięcy jako nieszkodliwe stadium rozwojowe, a onanizm więzienny jako nieszkodliwą dewiację wynikłą z braku możliwości naturalnych kontaktów seksualnych. Jednak uczenie dzieci onanizmu ma dokładnie taki sam sens jaki miałoby uczenie ich dłubania w nosie, puszczania bąków lub nie kontrolowanego wypróżniania się. Cywilizowanie dziecka sprowadza się przecież do nauczenia go panowania nad własną fizjologią. I wręcz przeciwnie- nakłanianie do masturbacji opóźnia rozwój dziecka, cofa je do stadium przed-cywilizacyjnego, do kierowania się wyłącznie odruchami, do zachowywania się jak głupi pies, który z upodobaniem lecz bez najmniejszego sensu kopuluje nogę od stołu. I à propos – obecnie propaguje się, fundowanie sobie „psiecka” zamiast dziecka. Psiecko w roli dziecka, seks międzypokoleniowy, seks międzygatunkowy i jednocześnie kontrolowanie orientacji seksualnej sprzątaczek w rzekomej trosce o najmłodszych. To całkowity brak logiki, który ma na celu odebranie ludziom umiejętności oceny rzeczywistości.

Liber idiotorum III – a „Liber Chamorum”, „Liber Lizusorum”

Liber idiotorum III

Izabela Brodacka

Tytuł moich rozważań zapożyczyłam z dzieła Waleriana Nekandy Trepki „Liber Chamorum” zachowanego w rękopisie pochodzącym z 1626 roku. Mój dowcip językowy nie jest jednak oryginalny.

W 1991 roku Stefan Kobierzycki wydał Liber Lizusorum”. Jest to zbiór cytatów z wypowiedzi przywiezionej na sowieckich tankach elity władzy, która okrzepła jako samozwańcza elita intelektualna oraz – co gorsza – elita opozycji. Pozwolę sobie podać za panem Kobierzyckim wiersz i wypowiedź dwójki ludzi uważnych przecież, w późniejszych czasach za przedstawicieli elity naukowej i kulturalnej. Wszystkie inne cytaty są w tym samym stylu albo jeszcze gorsze. Pokrywa je mgła celowego zapomnienia.

———————-

Jerzy Ficowski 5.03.53.

Jeśli tak bardzo boli dziś

Świat bez Jego oddechu przeraził nas ciszą

to po to, aby jutro Stalinowską myśl

wcielać sercem pewniejszym od najtrwalszych przysiąg”

„Nowa Kultura” rok 1953 Nr 11

———————–

Leszek Kołakowski

znaczna część literatury krytycznej obozu katolickiego (..) w atakach na materializm tkwiła na tym samym straganowym poziomie, który wśród polskich krytyków materializmu i marksizmu reprezentują choćby ks. Pastuszka i ks. Piwowarczyk.” Myśl Filozoficzna 1953. Nr2

——————————–

Pozostałe zebrane przez Stefana Kobierzyckiego cytaty to wiersze Wisławy Szymborskiej, Tadeusza Różewicza, wypowiedzi Zygmunta Baumana czy Andrzeja Drawicza.

Czy ci ludzie nie rozumieli jakie szkody przynoszą społeczeństwu polskiemu instalując w nim stalinizm? Jeżeli nie rozumieli – byli idiotami, choć samozwańczo przypisywali sobie rolę elity intelektualnej, a potem rolę jedynej opozycji. Jeżeli rozumieli, a pomimo to popierali, współuczestniczyli w zbrodniach stalinizmu. Tertium non datur – innej możliwości nie ma. Sądzę, że mniej obciążające jest uznanie ich ex post za idiotów niż za stalinowców. Podobnie mniej obciążające jest dla współczesnych szkodników traktowanie ich jako idiotów niż jako zdrajców.

Marcin Święcicki krytykował CPK z punktu widzenia warszawskiego pasażera. Otóż – jak oświadczył – Warszawiacy musieliby dojeżdżać do CPK taksówkami co oznaczałoby, że dopłacą do podróży około 2 miliardów złotych. Mamy rozumieć, że tyle dopłaciliby wszyscy podróżujący Warszawiacy w ciągu roku, gdyż jeżdżą na lotniska wyłącznie taksówkami. To hipoteza nie poparta faktami. Ja na przykład, jak większość pasażerów, jeżdżę na Okęcie autobusem 175 a do Modlina z Dworca Centralnego w Warszawie specjalnym pociągiem. Ale kto zabroni bogatemu jechać taksówką z Warszawy nawet do Paryża?

Marcin Święcicki ma bardzo pracowity życiorys. Sekretarz KC PZPR, minister współpracy z zagranicą w rządzie Tadeusza Mazowieckiego, poseł licznych kadencji Sejmu, działacz Klubu Inteligencji Katolickiej, stypendysta Uniwersytetu Harvarda, dyrektor ośrodka analitycznego w Kijowie, prezydent miasta Warszawy, przewodniczący Komitetu Budowy Muzeum Historii Żydów Polskich. Święcicki troszczył się jak wiadomo o historię kultury żydowskiej w Polsce.

Nie wiem czy pan Święcicki pamięta swoje relacje z niejakimi Mętlewiczami i swoje u nich wizyty przy ulicy Odyńca. Kusi mnie żeby mu te wizyty przypomnieć poświęcając temu specjalny tekst. Pan Tomasz Mętlewicz, zapewne w ramach troski o kulturę żydowską, wyłożył sobie wjazd do garażu macewami z żydowskich cmentarzy. Mój ojciec, choć nie był wielkim filosemitą zagroził Mętlowiczowi zredukowaniem uzębienia jeżeli nie zmieni tego wjazdu do garażu. Mętlewicz łaskawie przełożył macewy na drugą stronę, tak, że nie było widać, że jeździ po płytach nagrobnych. Sfotografowałam kiedyś pana Mętlewicza przed bramą naszego domu. Wiatr odchylił połę jego płaszcza, pod którą ukrywał menorę.

Proces grupy Mętlewicza ruszył 1.12.1975 roku. Ich proceder trwał ponad 20 lat. Grupa zajmowała się nielegalnym wywozem dzieł sztuki i antyków oraz rozprowadzaniem wśród klientów w Polsce ogromnych ilości przemycanego do kraju złota. Obliczono, że było to w sumie aż 16 ton. Kluczową rolę pełnił parasol ochronny, roztaczany nad uczestnikami procederu przez Służbę Bezpieczeństwa oraz prominentnych polityków. Pisała o tym Monika Luft w książce „Pejzaż z przemytnikiem. Jak wywożono z PRL dzieła sztuki i antyki”. Dodam, że Mętlewicz spokojnie wyjechał wraz z rodziną z kraju.


Marek Balt, europoseł Nowej Lewicy, w programie “Gość Wiadomości” w TVP Info powiedział, że temperatura na Ziemi może w ciągu roku wzrosnąć nawet o 700 st. C. Balt pomnożył po prostu 2 st. C przez 365 dni roku kalendarzowego. Tymczasem według najbardziej pesymistycznych raportów średnia temperatura na ziemi wzrosła od czasów przedindustrialnych nawet nie o 2 st. C lecz o około 1,2 st. C. Do informacji pana Balta.. Temperatura wrzenia wody w warunkach normalnych to 100 st. C. Różne białka mają różne temperatury denaturacji ( ścinania) lecz dla człowieka niebezpieczna jest temperatura już powyżej 41,5 st. C.

W 2022 roku Małgorzata Kidawa- Błońska aby zdyskredytować pomysł odbudowy Pałacu Saskiego stwierdziła: „Wybudowali to Rosjanie jako nasi zaborcy. To nie było nigdy historycznie związane z Polską”. Do wiadomości pani Kidawy – Błońskiej. Historia budowy pałacu sięga połowy XVII wieku a do rozbiorów doszło przeszło 100 lat później. Pierwotnie na miejscu pałacu stał dwór Tobiasza Morsztyna. którego spadkobierca Jan Andrzej Morsztyn na miejscu dworu wybudował po 1661 piętrowy barokowy pałac z czterema wieżami. 

3.011.22 roku Ryszard Petru stwierdził: „Inflacja może osiągnąć 25%” Jak się okazało we wskazanym okresie wynosiła poniżej 6% czyli Petru pomylił się o 19 punktów procentowych. Ponieważ jak pamiętamy Petru ma kłopoty z liczeniem nawet do 6, ta mylna diagnoza nie powinna nikogo dziwić. Jedyne co może dziwić to jak mógł przez całe lata funkcjonować jako doradca Balcerowicza.

Lecz przecież Balcerowicz też się nie popisuje. W rozmowie z dziennikarzem „ Super Expressu” żądał sprywatyzowania „Orlenu” pomimo osiągniętego wówczas przez firmę zysku operacyjnego w wysokości około 34 mld złotych za pierwsze trzy kwartały 2023 roku. Jak widać – jaki pan taki kram.

Liber idiotorum II. Na własne życzenie Trzaskowskiego mamy prawo nazywać go dupiarzem.

Liber idiotorum II

Izabela BRODACKA

  1. Poseł Marcin Józefaciuk wystąpił w Sejmie z następującym przemówieniem :„jak powiedział klasyk religia jest jak pewien męski organ: jest całkiem w porządku gdy ktoś go ma i jest z niego dumny ale jeżeli ktoś wyciąga go na zewnątrz i macha nam przed nosem to już mamy pewien problem”. Nawet stary komuch Czarzasty ocenił tę wypowiedź jednym zdaniem: „marne to było”. Dopytywany przez dziennikarza jaki narząd miał na myśli Józefaciuk oświadczył, że mózg. Czy mamy zatem rozumieć, że Józefaciuk jest dumny ze swego mózgu, lecz przez przyzwoitość powstrzymuje się od publicznego nim machania czy raczej, że myśli tym czym można machać?
  2. Język śląski czyli „ godkę” rekomendowała posłom Ewa Kołodziej, też poseł (poślica?) prezentując im śląskie laleczki beboki . Kiedyś – jak stwierdziła – straszono nimi w celach wychowawczych śląskie dzieci. Jedną z tych kukiełek Ewa Kołodziej publicznie, na sali sejmowej, ofiarowała marszałkowi Hołowni. Ten ostatni minoderyjnie dopytywał się czy jest do kukiełki podobny. Odtąd mamy zatem prawo na własne życzenie Hołowni nazywać go bebokiem, tak jak na własne życzenie Trzaskowskiego mamy prawo nazywać go dupiarzem. Jak pamiętamy sam się tak nazwał i też wydawał się być z tego dumny. Podobnie jak poseł Józefaciuk dumny jest ze swego, zdolnego do ruchu wahadłowego, organu.
  3. 6.05.2024 roku w dniu międzynarodowej konferencji poświęconej problemom bezpieczeństwa Radosław Sikorski raczył oświadczyć: „ Pozwólmy Putinowi zastanawiać się co zrobimy”. Powiedzieć, że „gdy konie kują żaba łapę podstawia” byłoby bardzo łagodnym komentarzem do kolejnej z wypowiedzi Sikorskiego dzięki którym przejdzie do historii – historii głupoty. To nie pierwszy taki wybryk słynnego Radka.

W 2014 roku w rozmowie z ówczesnym ministrem finansów Jackiem Rostowskim Sikorski powiedział: „Polsko -amerykański sojusz to jest nic niewart. Jest wręcz szkodliwy, bo stwarza Polsce fałszywe poczucie bezpieczeństwa (…). Bullshit kompletny. Skonfliktujemy się z Niemcami, z Rosją, i będziemy uważali, że wszystko jest super, bo zrobiliśmy laskę Amerykanom. Frajerzy. Kompletni frajerzy. Problem w Polsce jest taki, że mamy bardzo płytką dumę i niską samoocenę. Taka murzyńskość”.

W 2022 roku Amerykańskie media szeroko pisały o Radosławie Sikorskim, który na Twitterze zasugerował, że za wyciekiem z dwóch gazociągów Nord Stream 2 stoją Amerykanie. “Thank you, USA” – skomentował europoseł PO i wówczas były minister spraw zagranicznych.

W 2014 roku gdy Sikorski wychodził ze spotkania z ukraińskimi opozycjonistami w Kijowie powiedział: „Jeżeli nie podpiszecie porozumienia, będziecie mieli stan wojenny i wojsko na ulicach. Wszyscy będziecie martwi”.

Słowa te zostały nagrała kamera brytyjskiej telewizji ITV News Europe. Ostatecznie porozumienie zostało podpisane.

Natomiast w 2007 roku po zwycięskiej dla PO kampanii Sikorski pod adresem PiS skierował następujące słowa: „Jeszcze jedna bitwa, jeszcze dorżniemy watahy!”. Te ciepłe słowa są najlepszym dowodem wyjątkowych predyspozycji Sikorskiego do służby w dyplomacji.

  1. Dariusz Joński, pierwsze miejsce na liście kandydatów KO do Parlamentu Europejskiego za datę wybuchu Powstania Warszawskiego uważa rok 1988 a ogłoszenia stanu wojennego -1989

5)Jak napisał Konrad Berkowicz (cytuję):

<Róża Thun właśnie powiedziała w dyskusji ze mną w radiu TOK FM „ jak będą samochody spalinowe zeroemisyjne to będzie można nimi jeździć”. Powtórzyła to dwukrotnie. Rozumiecie z jakimi wariatami mamy do czynienia?>

Europoseł ugrupowania zwanego powszechnie „trzecią nogą” Róża Thun raczyła mu odpowiedzieć: „Czy to takiego wysiłku wymaga Biedaczku zrozumienie, że to nie muszą być elektryki ( co Pan sugeruje) , nikt nie wyznacza technologii, są różne, tylko mają być zero-emisyjne? Jeśli Pan zrobi spalinowy spełniający te wymogi, bo tylko spalinowym chce Pan jeździć, to nikt Panu nie zakaże go wprowadzić na rynek, Powodzenia i miłego weekendu”.

Wiele osób uważa, że słabą stroną obecnych i kolejnych rządów jest fakt, że składają się one wyłącznie z humanistów. O zakupie i podawaniu ludziom szczepionek decydował ekonomista, o energetyce jądrowej decydują psychologowie czy historycy czyli humaniści. Na wydziałach przyrodniczych popularna była kiedyś definicja: „humanista to ten kto w żaden sposób nie może zrozumieć definicji logarytmu”. Tym bardziej nie rozumie fizyki jądrowej, statystyki czy wirusologii. Dosadnie swoją opinię na temat humanizmu sowieckiej władzy wyraził Osip Mandelsztam udręczony zsyłkami, na które skazywano go na osobisty rozkaz Stalina. Napisał: „Я не знал, что мы попали в руки гуманистов” ( Nie wiedziałem, że wpadliśmy w łapy humanistów). Ja jako osoba bardziej prostoduszna, a może wręcz prostacka napiszę wprost: „Я не зналa, что мы попали в руки дураков” ( Nie wiedziałam, że jesteśmy w rękach durniów).

Pan Berkowicz jako człowiek racjonalny zakłada, że osoba mówiąca o zero-emisyjnym samochodzie spalinowym musi być  wariatem. To optymistyczne podejście do tego co się dzieje. Wariat to człowiek chory, należy mu się uwaga i troska, ale nie musimy go słuchać ani mu wierzyć. Nawet jeżeli twierdzi, że jest Chrystusem albo Napoleonem. Niebezpieczny natomiast jest wariat nie rozpoznany, a jeszcze bardziej niebezpieczny jest zwykły głupek. Głupek za kierownicą, głupek przy frezarce, głupek w kabinie dźwigu i – co najgorsze – głupek przy władzy. Zwykły głupek, który źle rozmieści kontenery w ładowni samolotu może spowodować jego katastrofę i śmierć setek osób. Zwykły głupek, który dla żartu przestawi zwrotnicę tramwajową może spowodować niebezpieczne w skutkach zderzenie pojazdów. Zwykły głupek, który ma władzę może spowodować nieobliczalne, a czasem nieodwracalne szkody. Praktycznie nieodwracalne jest na przykład zlikwidowanie kopalni przez jej zalanie wodą. Nieodwracalne jest skażenie radioaktywne po eksplozji w elektrowni atomowej. Nieodwracalne dla jednostki jest poddanie się operacji zmiany płci.

Strzeżmy się idiotów.

Dyktatura ciemniaków czyli liber idiotorum

Dyktatura ciemniaków czyli liber idiotorum

Izabela Brodacka

„Liber generationis plebeanorum” czyli „Księga rodów plebejskich”, zwana „Liber Chamorum”, to dzieło Waleriana Nekandy Trepki zachowane w rękopisie pochodzącym z 1626 roku. Wydane drukiem po raz pierwszy w 1963. Księga ma na celu ośmieszenie fałszywej szlachty czyli podszywających się pod cudze nazwiska i herby samozwańców. Wyliczono alfabetycznie 2534 nazwisk osób bezpodstawnie przypisujących sobie przynależność do stanu szlacheckiego. Poczet ten otwiera Abramowicz, furman z Biecza, a zamyka Żyznański szewc z Chęcin. Dzieło Trepki poza kompromitowaniem samozwańczych, rzekomych arystokratów i ziemian ma spore walory literackie.

Furman z Biecza ( swoją drogą to piękne miasteczko w Beskidzie Niskim) miał pełne prawo do swojej plebejskiej godności i powinien w tej kwestii brać przykład z dumnych tatrzańskich górali. Ośmieszał się jednak przypisując sobie arystokratyczne pochodzenie. Podobnie szewc z Chęcin. Nie bez przyczyny mawiało się w Polsce: „ pilnuj szewcze kopyta” co oznacza: „ rób to co potrafisz i nie podszywaj się bez sensu pod cudze herby”.

Po wdrożeniu w Polsce sowieckiego ładu nasi walczący o demokrację socjalistyczną notable i wysławiający ten ład literaci jak jeden mąż powinni być wpisani do współczesnej im „Liber Chamorum”. Nie dlatego, że nie mieli arystokratycznego pochodzenia lecz dlatego, że upodobali sobie cudze mieszkania, cudze dwory i pałace, cudze meble i fortepiany. Zadawali szyku w tak zwanych „domach pracy twórczej”- w będącym własnością Radziwiłłów Nieborowie, w należących do Potulickich Oborach a nawet w zamku Niedzicy gdzie utworzono dom pracy twórczej historyków sztuki. Zajmowali ukradzione przez dekret Bieruta cudze wielopokojowe mieszkania podczas gdy prawowici właściciele tych mieszkań gnieździli się w suterynach. Egalitaryzm komunistycznych notabli od początku był tylko pretekstem do rabunku, a ich „twórczość” (częściej twórczość ich żon) sposobem usankcjonowania tego rabunku. Któż dziś pamięta te wszystkie „ Pamiątki z celulozy” i podobne im socrealistyczne brednie. Kto chciałby zachwycać się obrazem Aleksandra Kobzdeja pod tytułem: „ Podaj cegłę”.

Wśród „demokratów” wkrótce zapanowała moda na doszukiwanie się arystokratycznych czy ziemiańskich przodków i popisywanie się serwisami i sztućcami przydzielonymi im przez władze czyli przez ich kumpli z komunistycznych jaczejek. Wiele obrazów zrabowanych w pałacach i dworach, podobno w celu umieszczenia ich w Muzeum Narodowym, zostało oddanych komunistycznym notablom w depozyt, a księga depozytów dziwnym trafem zaginęła. Wprawdzie przy rekrutacji na studia dzieci komuchów powoływały się na plebejskie pochodzenie ich rodziców, lecz w sytuacjach towarzyskich starały się o tym szybko zapomnieć.

Nie ma w tym nic niezwykłego. Podobno w USA liczba osób twierdzących że są potomkami osadników, którzy 16 września 1620 roku, przybyli do Ameryki na małym kupieckim galeonie „Mayflower” sięga obecnie kilkunastu milionów, a podróżników było tylko około stu. Potrzeba podszywania się jest jak widać ponadczasowa.

W naszych trudnych czasach podszywanie się pod arystokrację jest już właściwie passé, ważniejsze, bo przynoszące większe szkody społeczeństwu jest podszywanie się idiotów pod ludzi rozumu.

Czas więc na współczesną „Liber idiotorum”

  1. Paulina Henning- Kloska minister klimatu i środowiska powiedziała : „ energię będziemy produkować z prądu”. Ustawę o wiatrakach musiał pisać jej lobbysta i musiał jej pilnować na sali sejmowej, żeby się nie zbłaźniła referując  tę ustawę.
  2. Ewę Kopacz warto zacytować dosłownie: „Przypomnę strasznie dawne czasy. Wtedy, kiedy jeszcze były dinozaury, a ludzie nie mieli jeszcze żadnych strzelb, nie mieli broni nowoczesnej, która pozwoliłaby im je zabić. Wie pani, co robili? Rzucali kamieniami w tego dinozaura. Wiadomo, że od jednego rzucenia tym kamieniem na pewno dinozaur nie padł. Ale jeśli przez miesiąc, dwa miesiące rzucali tymi kamieniami, to go na tyle osłabili, że mogli go pokonać” – mówiła Ewa Kopacz w programie “Fakty Opinie”. Pomyliła się o 60 milionów lat gdyż dinozaury wyginęły około 60 milionów lat przed pojawieniem się człowieka.
  3. Urszula Zielińska zadeklarowała szybką redukcję emisji CO2 o 90%. Raczej nie umie liczyć procentów. [Ona to oświadczyła w Unii Europejskiej, w imieniu Polski]
  4. W czasie swojej kariery politycznej Ryszard Petru, zasłynął licznymi wpadkami i przejęzyczeniami.

O sędzim Igorze Tulei Petru powiedział “sędzia Stuleja”. Mówił również o dokonywaniu aborcji w “12-20 miesiącu ciąży. Zresztą oba pojęcia “ciąży” i “aborcji” też zdarzało mu się traktować jako synonimy, gdy w rozmowie z dziennikarzami opowiadał o “ograniczeniu możliwości dokonywania ciąży”. Kilka lat temu podczas konferencji prasowej mówiąc o systemie edukacji ówczesny lider „Nowoczesnej” oznajmił przed kamerami: „Po świętach, przypomnę, jest sześciu króli”.

  1. Józefaciuk dyrektor szkoły, nauczyciel, poseł na Sejm, nie zna i nie potrafi się nauczyć od dziennikarzy zasad trójpodziału władzy. Kilka razy stwierdził w czasie wywiadu, że władzę wykonawczą sprawuje Sejm.
  2. Katarzyna Kotula, minister do spraw równości, życzy nam na Wielkanoc „widzialności transpłciowości”.
  3. Anna Orawiec, nota bene lekarz położnik, podczas debaty prowadzonej przez Roberta Mazurka odpowiadając na pytanie jednego z widzów stwierdza: „Z punktu widzenia biologii pasożytnictwo to jest sytuacja, w której jedna oso.. jeden organizm zabiera od drugiego i nie daje nic w zamian. I ciąża w pewien sposób jest taką sytuacją, ponieważ płód nie odżywia w żaden sposób kobiety. Więc jest pasożytem, ale większość kobiet jednak na to pasożytnictwo się decyduje i jest szczęśliwe z tego pasożyta, który jest w środku”.
  4. „Skoro natura nie zrobiła tego przekopu, to wydaje mi się, że to nie ma sensu. Gdyby natura chciała, żeby był tam przekop, to by był” – stwierdziła Małgorzata Kidawa-Błońska w rozmowie z dziennikarzem programu śledczego Anity Gargas na temat przekopu Mierzei Wiślanej.

Gdyby natura chciała, żeby oni wszyscy mieli rozum to by mieli.

Wallenrodyczność czyli wallenrodyzm

Wallenrodyczność czyli wallenrodyzm

Izabela BRODACKA

Część groźnie kryminogennych ustaw tworzy się czy podpisuje ze zwykłej głupoty czyli z nieumiejętności przewidywania jakie będą ich konsekwencje. Dobrym przykładem jest ustawa o zwierzętach, którą rodzono w bólach i w męce natychmiast po tym jak w Polsce zdaniem Szczepkowskiej skończył się komunizm (a tak naprawdę nigdy się nie skończył).

Wersja tej ustawy, którą recenzowałam pochodziła bodajże z 1997 roku. Duża część przepisów tej ustawy została uchylona lub zmieniona po wejściu do UE więc nie ma sensu obecnie z nimi polemizować. Traktuję je wyłącznie jako przykład głupoty ówczesnego ustawodawcy. Niewielki pocieszenie, że obecni ustawodawcy wydają się być jeszcze głupsi. Otóż większość prawdziwych znawców zwierząt, albo ludzi po prostu myślących, godziła się na różne paragrafy tej ustawy o zwierzętach uważając, że nikt podobnych nonsensów nie będzie stosował i że będą to przepisy całkowicie martwe.

Na przykład zgodnie z tą ustawą należało w każdym instytucie naukowym, wykorzystującym do badań zwierzęta, utworzyć specjalną komisję etyki, która przydzielałaby zwierzęta doświadczalne poszczególnym pracowniom. Komisje złożone były na ogół z pracowników administracji, sprzątaczek i portierów bo nikt z prawdziwych naukowców nie chciał brać udziału w tej kompromitującej hucpie. W rękach tych sprzątaczek były zatem losy wielu bardzo istotnych projektów badawczych. Innym martwym przepisem, był w tej samej ustawie zapis, że koń w żadnych okolicznościach nie może iść galopem z ładunkiem. Zapomniano przy tym (albo głupie i sentymentalne paniusie forsujące tę ustawę nie wiedziały o tym), że próby dzielności koni zimnokrwistych polegają właśnie na przepędzeniu konia z ładunkiem galopem. Jest to jednorazowa krótka akcja i służy wyłącznie selekcji hodowlanej, podobnie jak wyścigi konne są jedyną formą selekcji koni gorącokrwistych. Hodowcy i specjaliści pocieszali się, że będzie to ustawa martwa.

Nie ma ustaw do końca martwych – każdy idiotyzm można wykorzystać jako przysłowiowy kij na psa. Gdy zachodzi potrzeba uruchamia się taki pozornie martwy przepis. Wiele hodowców ogierów zimnokrwistych zrezygnowało z hodowli nie mogąc przeprowadzić legalnie selekcji i udokumentować odpowiednim protokołem. Zgoda na wprowadzenie ustawy o zwierzętach była wówczas poważnym błędem. Równie bezsensowne było wprowadzenie listy agresywnych ras psów i wymóg aby prawo do posiadania psa tej rasy było uwarunkowane pozytywnym wynikiem badania psychiatrycznego kandydata na właściciela. Intencje stworzenia tego przepisu były zapewne dobre. Chodziło o uchronienie ludzi, a przede wszystkim dzieci, przed pogryzieniami przez groźne psy. Jednak jak wiedzą wszyscy znawcy, psy najgroźniejszych ras potrafią być potulne wobec ludzi jak baranki, bo ich zachowanie zależy przede wszystkim od wychowania. Natomiast za najcięższe pogryzienia najczęściej odpowiadają mieszańce groźnych ras czyli w świetle prawa zwykłe kundle, których właściciele nie podlegają kontroli.

Sytuacje uzdrowić mogłoby wyłącznie egzekwowanie odpowiedzialności karnej a przede wszystkim finansowej, właściciela psa (niezależnie od jego rasy) wobec osób poszkodowanych. Właściciel groźnego psa mając perspektywę wypłacenia poszkodowanym ogromnego odszkodowania sam zastanowiłby się jak uchronić postronne osoby od kontaktu z jego zwierzęciem. Zupełnym nonsensem jest przy tym nadmierna troska prawa o przestępców. Jeżeli po podwórzu biega zły pies na łańcuchu prowadzonym po drucie tak aby w jego zasięgu był nie tylko dom lecz również zbudowania gospodarcze, na furtce umieszczone jest stosowne ostrzeżenie, a zamknięcie furtki uniemożliwia wejście dzieciom i analfabetom ktoś, kto pomimo tego wszedł, nie powinien być chroniony przez prawo. Właściciele domów oddalonych od wsi, a przede wszystkim starsi ludzie, muszą mieć możliwość obrony przed bandytami i złodziejami.

Rządy „ dobrej zmiany” zniechęciły do siebie elektorat wiejski równie jak poprzednia bezsensowną ustawą zwaną potocznie „ piątką dla zwierząt”. Jesteśmy ogniwem łańcucha pokarmowego i pretensje o to możemy kierować tylko do Natury albo do Stwórcy. Wyeliminowanie łańcucha pokarmowego jest zupełnie niemożliwe, zakaz spożywania mięsa mogą postulować tylko ludzie całkowicie oderwani od rzeczywistości, więc wybiórczy zakaz hodowli i uboju zwierząt futerkowych nie miał najmniejszego sensu.

Podobnie nie wolno podpisywać żadnych międzynarodowych ustaleń i konwencji których prawdziwe znaczenie i dalekosiężne konsekwencje nie są do końca jasne, albo się je lekceważy. Mateusz Morawiecki nie powinien i nie miał prawa podpisywać FIT for 55 czyli tych wszystkich konwencji klimatycznych. Nie powinniśmy się godzić na uzależnienie wypłat z KPO od spełnienia narzucanych nam warunków, tak zwanych „ kamieni” milowych. Morawiecki miał prawo weta lecz z niego nie skorzystał. To wszystko zrobił na własną odpowiedzialność wbrew stanowisku Suwerennej Polski. Patryk Jaki w rozmowie w radiu RMF FM sformułował to expressis verbis. W tej samej rozmowie Patryk Jaki podał jednak następującą definicję polityki: „ polityka to sztuka robienia tego co możliwe”. I und hier ist der Hund begraben (i tu jest pies pogrzebany) – jak mówią nasi sąsiedzi.

Za komuny każdy z kolejnych polskich Wallenrodów szczerze uważał,że podporządkowując się sowieckiemu totalitaryzmowi jest w stanie coś uratować, zrobić coś dobrego dla kraju. Nie mówię tu oczywiście o cynicznych karierowiczach i oportunistach, którzy wyłącznie dla kariery sprzeniewierzali się nawet własnym poglądom. Patryk Jaki stwierdził, że gdyby jego partia sprzeciwiła się stanowisku Morawieckiego- „ byłoby jeszcze gorzej“. Tymczasem pomimo poddaniu sie premierowi, aby nie dopuścić do rozłamu, sprawili, że – jak mówią młodzi ludzie – jest najgorzej. Tusk wygrał. Honorowe zwycięstwo PiS okazało się zwycięstwem pyrrusowym. Został przyjęty pakt o relokacji imigrantów.

Bo parafrazując Słowackiego: „Wallenrodyczność czyli wallenrodyzm wprowadził pewien do głupoty metodyzm”.

Totalitaryzm wiecznie żywy. Zielona mutacja.

Izabela Brodacka

Francja wpisała prawo do aborcji do konstytucji. Realnie grozi nam wpisanie „prawa do aborcji” do karty praw podstawowych. Znaczenie tych faktów jest ogromne i chyba nie doceniane. Jak świat światem kobiety dokonywały aborcji podobnie jak świat światem ludzie mordowali się nawzajem, okradali, oszukiwali i prześladowali. Zawsze było to zło, banalne zło. Wydawało by się zatem, że nic nie różni mordowania Żydów przez Niemców ( hitlerowców, faszystów, czy jak kto chce – nazistów) od niezliczonych morderstw w historii ludzkości. A jednak różni! Mordowanie Żydów było ludobójstwem.

Z ludobójstwem mamy do czynienia gdy na podstawie pewnej cechy wyklucza się jakąś grupę ludzi ze wspólnoty ludzkiej, wyjmuje się ich spod prawa. W przypadku Żydów tą wykluczającą cechą było pochodzenie etniczne. W przypadku nienarodzonych dzieci jest nią wyłącznie fakt przebywania w łonie matki. Nie jest nią nawet niezdolność dziecka do samodzielnego życia bo w USA dozwolona była w niektórych Stanach tak zwana „późna aborcja” podczas której zdolne do samodzielnego życia dziecko zabijało się wstrzykując trującą substancję do macicy matki. Zabijanie Żydów w hitlerowskich Niemczech nie było morderstwem, przestępstwem, usprawiedliwionym zabójstwem czy tragiczną konsekwencją wojny. Zabijanie Żydów było na mocy ustaw norymberskich obywatelskim obowiązkiem, a ścigani przez hitlerowskie prawo byli ci, którzy się z mordowaniem Żydów nie godzili. Wpisanie prawa do aborcji do konstytucji czyni z zabijania nienarodzonych dzieci niezbywalne prawo człowieka takie jak – paradoksalnie – prawo człowieka do życia. Ścigani przez sądy będą i już są ci, którzy się temu holokaustowi nienarodzonych przeciwstawiają. Nie bez przyczyny po II Wojnie Światowej proces niemieckich morderców odbywał się właśnie w Norymberdze, a niektórzy z nich zawiśli pokazowo na szubienicy.

Holokaust nienarodzonych też doczeka się – mam nadzieję – swojej Norymbergi. Stalinizm nie miał swojej Norymbergi i dlatego odradza się w konwulsjach jak odrastają obcięte głowy nie dobitego smoka. Nie chodzi tu wbrew pozorom o samych komunistów, ani o ich progeniturę roszczącą sobie prawa do dziedzicznych przywilejów. Stalinizmem nazywam tu każdą formę narzucania ludziom przemocą jakiejś utopii – wszystko jedno czy będzie to sprawiedliwość społeczna czy zielony ład. Utopia to koncepcja wydumana, z pozorami słuszności czy nawet szlachetności, lecz nie do zrealizowania bez terroru i ludobójstwa.

Zupełnie drugorzędną sprawą jest fakt, że twórcy i realizatorzy tych utopii nie stosują się sami do wyznawanych zasad. Komuniści, w tym polscy, lubowali się w niedostępnych dla społeczeństwa luksusach, w brylowaniu w domach wczasowych (domach pracy tfurczej, ortografia celowa ) utworzonych w zrabowanych dworach i pałacach oraz kawiorze kupowanym w sklepach za żółtymi firankami. Jak mówiono : „ naród pijał koniak ustami swoich przedstawicieli”.

Te wszystkie, ludzkie przecież, słabości można by im darować gdyby nie fakt, że ich następcy, ich mutanci znowu chcą terroryzować ludzi, ograniczać ich wolność przekonań, swobodę wychowywania według tych przekonań dzieci, ograniczać wolność ekonomiczną i swobodę poruszania się. Postulatorzy „ zielonego ładu”, który jest przecież współczesną formą marksizmu planują zamkniecie ludzi w „piętnastominutowych gettach”, zakazanie im poruszania się samochodami na które tych ludzi stać, oraz drastyczne ograniczenie liczby dozwolonych podróży samolotem, podczas gdy sami latają tam i z powrotem odrzutowcami na nikomu nie potrzebne spotkania i konferencje. Chcą zrujnować obywateli cenami energii, pozbawić przez zbrodnicze regulacje prawne własności mieszkań i domów.

Z marksizmem łączy ich zarówno dogmatyzm propagowanych bredni jak i zapał w niszczeniu wszelkich form swobodnej działalności ludzkiej, niszczeniu życia człowieka. Komunizm zawalił się pod ciężarem własnej nieudolności. Pochłonął jednak miliony niewinnych ofiar. Zielony ład też się zawali lecz nieuchronnie kosztem ofiar, których przypuszczalną liczbę trudno obecnie oszacować. Redukcja CO2 – równie fikcyjny i bezsensowny cel jak światowe rządy proletariatu może doprowadzić do „Wielkiego Głodu” nie tylko w Europie lecz na całym świecie. CO2 jest gazem życia, jest podstawowym surowcem asymilacji, a asymilacja roślin pierwszym etapem łańcucha pokarmowego. Powinien to rozumieć najgłupszy uczeń szkoły podstawowej ale nie rozumieją sprzedajni jak za czasów komunizmu uczeni. Do asymilacji potrzebne są wyłącznie chlorofil, światło słoneczne oraz CO2. I pomyśleć, że istnieją idioci, którzy chcieli zasłaniać słońce aby przeciwdziałać rzekomemu globalnemu ociepleniu.

Młodzi aktywiści ekologiczni, nazywający sami siebie „ostatnim pokoleniem” rzekomo płonącej planety przyklejają się w Warszawie do asfaltu aby zablokować ruch samochodowy. To następna cecha wspólna ekologizmu z komunizmem. Komunistyczni młodociani aktywiści, hunwejbini z czerwonego harcerstwa Kuronia jeździli rozkułaczać polskich chłopów rabując im ziarno siewne i zapasy żywności. Opisuje to Anna Bojarska w powieści z kluczem pod tytułem „ Czego nauczył mnie August”. Bez tych pożytecznych idiotów, (a może były to zwykłe młodociane szuje), sowietyzm byłby w Polsce trudniejszy do zainstalowania.

Wracając do CO2 – jak stwierdzono wzrost poziomu dwutlenku węgla w atmosferze przyczynił się do znacznego ożywienia roślinności na dużych obszarach świata, w tym w regionie Sahelu. Jak pokazują badania, w ciągu ostatnich 20 lat odnotowano tam o 14% większy wzrost roślinności, co przyniosło wymierne korzyści dla lokalnej bioróżnorodności i produkcji żywności. Ale cóż to obchodzi ideologów zielonego ładu, którzy chcą nas zagłodzić i karmić owadami. Zakaz stosowania paliw kopalnych może doprowadzić również do „Wielkiego Chłodu”. Ludzie będą umierać z wychłodzenia.

Przymiotem wykluczającym, wyjmującym spod prawa takim jak żydowskie pochodzenie w hitlerowskich Niemczech czy delikatne ręce w Kambodży Pol Pota jest jak widać samo człowieczeństwo.

=====================================

mail:

Pani Izabela Brodacka jest widocznie za młoda, i nie wie, że

w stalinowskim ZSRR obowiązywał zakaz aborcji (1936-54), czyli praktycznie do śmierci J. Stalina 

======================

IB:

P.S . Związek Radziecki jako pierwszy kraj na świecie zalegalizował w 1920 roku aborcję za sprawą komisarz ludowej do spraw społecznych Aleksandry Kołłontaj. Uważała ona, że w ten sposób wyeliminuje w Kraju Rad burżuazyjną obyczajowość . Wprawdzie Stalin uchylił na wiele lat to prawo w 1936 roku ale tylko dlatego, że potrzebne mu było mięso armatnie do czynnej walki o pokój, którą miał zamiar prowadzić czy kontynuować, a nie dlatego przecież, że troszczył się o prawo do życia nienarodzonych.  

Piękno zdeptane, kult brzydoty

Piękno zdeptane, kult brzydoty

Izabela Brodacka

Otrzymałam bardzo ciekawą książkę pana Janusza Szewczaka pod tytułem: „ Piękno zdeptane, kult brzydoty” wydaną w 2023 roku przez wydawnictwo „Biały Kruk”. Niedawno odbyła się promocja tej książki. Książka jest bogato ilustrowana i solidnie udokumentowana. Przedmiotem rozważań autora jest dominujący we wszystkich dziedzinach współczesnego życia kult brzydoty. Udało mu się ująć i pokazać na licznych ilustracjach to co niepokoi wielu ludzi, odrzuca ich od galerii malarstwa i sztuk teatralnych, czasami śmieszy lecz częściej budzi przerażenie. Jest tym nie sama brzydota, lecz jej kult. Pozwolę sobie do rozważań autora dorzucić własne obserwacje.

Współpracownik pani Magdy Gessler powiedział mi kiedyś, że prywatnie jest to osoba ciepła, kulturalna, życzliwa ludziom. Jej agresywny sposób zachowywania się w programie „Kuchenne rewolucje”- rzucanie talerzami, poniżanie obsługi i właścicieli wizytowanych restauracji i gospód, wyszukiwanie brudów w szafkach, jest wymuszane przez reżysera programu. Nie oglądam oczywiście podobnych głupot ale czasem czekając na film trafiałam na reklamę programu „Królowa przetrwania”. Występujące w reklamie, zaangażowane do tego programu dziewczyny wyglądały koszmarnie. Skrzeczały i wrzeszczały z wytrzeszczonymi oczami skacząc w kucki rozkraczone jak jakieś upiorne ropuchy. Zapewne na co dzień są to miłe i ładne dziewczyny a takie zachowanie wymuszał na nich format czyli formuła programu. Nigdy również nie zapomnę odcinka programu, który obejrzałam wiele lat temu. Dla niewielkiej nagrody – było to o ile pamiętam 1000 albo 1500 złotych- uczestnik programu musiał wykonać każde wymyślone przez prowadzącego zadanie. W odcinku, który obejrzałam ładna blondynka zgodziła się jeść zupę pomidorową jak pies z miski stojącej na chodniku. Gdy wstała z kolan ze łzami w oczach, z posklejanymi i ociekającymi zupą włosami, rozbawiony prowadzący pogratulował jej odwagi.

Znajomi pracujący w telewizji mówili mi, że taką formułę licznych podobnych programów wymusza przeświadczenie, że podnoszą one oglądalność, bo ludzie lubią oglądać cudze poniżenie. Coś w tym musi być, bo jak inaczej wytłumaczyć popularne obecnie umieszczanie przez nastolatków w sieci filmików ośmieszających i poniżających ich kolegów. Rozwój techniki komputerowej ułatwił praktycznie bezkarne prześladowanie bliźnich.

Psycholog, twórca analizy transakcyjnej, Eric Berne w wydanej w 1964 roku książce pod tytułem: „Games People Play: The Psychology of Human Relationships” , a w Polsce pod tytułem: „W co grają ludzie. Psychologia stosunków międzyludzkich” stwierdza, że istnieją ludzie, którzy czują się wtedy lepiej gdy inni czują się gorzej. Ludzie ci podejmują różne gry, w których wypłatą jest ich satysfakcja odczuwana gdy udało im się popsuć komuś humor, postawić go w niezręcznej sytuacji, upokorzyć. Generalnie -gdy ten ktoś poczuł się gorzej. Coraz częściej myślę, że ludzie właściwie dzielą się na dwie grupy- tych którzy czują się gorzej gdy ktoś inny czuje się gorzej i tych którzy czują się wówczas lepiej.

Dla zrozumienia o czym mówi Berne przytoczę jedną z opisywanych przez niego gier. Otóż gość wyciera sobie buty naszą firanką. Jeżeli zwrócimy mu ostro uwagę naruszamy głęboko w nas wdrukowaną zasadę przyznającą gościowi wyjątkowe prawa, więc czujemy się źle. Jeżeli będziemy udawać, że nie zauważyliśmy wybryku gościa, albo zwrócimy mu uwagę zbyt miękko gość posuwa się dalej w swoich prowokacjach doprowadzając do otwartego konfliktu, w którym zawsze jesteśmy przegrani. Jeżeli potraktujemy gościa tak jak na to zasłużył okazujemy się być małostkowi i nieuprzejmi. Jeżeli nie potrafimy go zdyscyplinować – przegraliśmy rytuał dominacji.

Rytuały dominacji dzielimy ze światem zwierzęcym. Osoby nie znające zwierząt nie rozumieją dlaczego obcy duży pies kładzie im głowę na kolanach i warczy gdy próbują się wyzwolić od tych rzekomych czułości. Pies w ten sposób je dominuje. Podobnie gdy koń kładzie ci głowę na ramieniu nie musi to – choć może – być zwykłym przejawem sympatii. Niedzielni jeźdźcy są zdumieni gdy koń trzymając głowę na ich ramieniu nie pozwala im wyjść z boksu a potem przyciska ich do ściany. Wbrew wszelkim poprawnościowym bredniom trzeba konia ostro skarcić, najlepiej trzepnąć, gdyż eskalacja rytuału dominacji może się stać dla jeźdźca niebezpieczna.

Jak pisze Łysiak w swojej książce „ Stulecie kłamców” kiedyś przed rozkoszowaniem się brzydotą chroniły ludzi bariery społeczne. Przy czym wbrew pozorom brzydota nie jest bynajmniej związana z biedą. Góralskie chaty jakie można jeszcze obejrzeć w wysoko położonej osadzie Studzionki w Ochotnicy Górnej są piękniejsze niż uważna powszechnie i mylnie za architekturę góralską chałupa o wielospadowym dachu wzorowana na witkiewiczowskiej „Willi pod Jedlami”. Uboga góralska chałupa przypominała łemkowską chyżę. Połowę budynku zajmowali kiedyś ludzie, drugą bydło, a strych mógł służyć za stodołę. Takie budynki można było obejrzeć jeszcze w latach pięćdziesiątych dwudziestego wieku w rodzinnej wsi Juliana Przybosia Gwoźnicy. Taka chałupa stała jeszcze do niedawna w przysiółku Kołodzieje w Ochotnicy Dolnej choć służyła wyłącznie jako szopa.

We wsi zapanowały imitacje „Willi pod Jedlami” budowane według typowych projektów. Wyasfaltowano wszystkie kamieniste drogi prowadzące do wysoko położonych osad. Nie ma w tym nic dziwnego ani złego. Ludzie chcą korzystać ze zdobyczy cywilizacji, chcą dojeżdżać do swego domu samochodem a nie drabiniastym wozem i pięknoduchowskie załamywanie rąk nad utratą dawnego wyglądu wsi jest po prostu śmieszne. Jeżeli komuś marzy się kurna chata niech sobie taką chatę kupi i spędza w niej wakacje.

Panu Szewczakowi nie chodzi wcale o powrót do skansenu kulturowego. Jest świadom tego i pisze o tym, że kanony piękna zmieniają się. Niepokoi go kult brzydoty, to rozkoszowanie się, wręcz nasładzanie się (rusycyzm celowy i na miejscu) brzydotą, które jest – jego i moim zdaniem – wskaźnikiem stanu umysłu i ducha współczesnego człowieka.

Śmierć – na życzenie – z NFZ-u. Cywilizacja śmierci III

Śmierć – na życzenie – z NFZ-u. Cywilizacja śmierci III

Izabela Brodacka

„Niemal połowa oddziałów położniczych w Polsce przyjmuje mniej niż dwa porody dziennie”, wynika z analizy opublikowanej przez „Dziennik Gazetę Prawną”. Biorąc pod uwagę, że według wytycznych Ministerstwa Zdrowia „optymalna liczba porodów”, to 600 rocznie, najprawdopodobniej część oddziałów położniczych zostanie zamknięta jako nierentowna.

„Gazeta Prawna” opisuje również nową strategię ministerstwa zdrowia w sprawie znieczulenia przy porodzie. Znieczulenie ma być dostępne wszędzie. W tych miejscach, w których co najmniej 10 procent kobiet skorzysta ze znieczulenia przy porodzie naturalnym wycena porodu będzie wyższa. Stawka ma wzrastać proporcjonalnie do liczby znieczuleń. To teoretycznie ma zachęcić większe szpitale do przyjmowania rodzących.

Może to doprowadzić jednak do zamknięcia mniejszych porodówek, których nie stać na opłacanie etatu anestezjologa i dla których znieczulenia są zbyt drogie. Przy jednym porodzie dziennie pieniądze z NFZ nie wystarczą na utrzymywanie w gotowości personelu.

Logika tego wszystkiego jest następująca. Obecne władze forsują ze wszystkich sił aborcję na żądanie. Logicznie spójna z tym jest likwidacja oddziałów położniczych. Oznacza to pogłębiającą się katastrofę demograficzną. Nie będzie komu pracować na wypracowane emerytury starzejącego się społeczeństwa.

„Zaradzi” temu wprowadzenie eutanazji. Już nie tylko na żądanie lecz na przykład zaleconej przez sąd lub nawet przez trzyosobową komisję, która uzna, że komfort życia starego czy chorego człowieka jest zbyt niski aby pozwolić mu nadal żyć, należy więc go dla jego własnego dobra uśpić, realizując w ten sposób plan depopulacji globu.

Ktoś jednak musi pracować na nieustannie rosnącą liczebnie klasę próżniaczą. Ma temu zaradzić sprowadzanie „najeźdźców” czyli przyjętych w ramach relokacji przybyszy z krajów afrykańskich oraz z ogarniętej wojną Ukrainy. Lecz oni na ogół nie mają zamiaru pracować natomiast chcą korzystać z przywilejów socjalnych wypracowanych przez społeczność danego kraju, w tym przypadku Polski. To na nich trzeba będzie pracować biorąc pod uwagę fakt, że masowo będą uzyskiwać prawa do emerytury nie wypracowanej w Polsce oraz korzystać z przywilejów wprowadzonych po to w Polsce aby zapobiec katastrofie demograficznej. W ten sposób koło się zamyka.

Czy klasa rządząca czyli klasa w Polsce wyjątkowo próżniacza zaoszczędzi na zamykaniu oddziałów położniczych? W ekonomii i w socjologii stosuje się tak zwany rachunek ciągniony ale to raczej zbyt skomplikowane dla naszych (p)osłów. Dobrym przykładem jest sprawa leczenia kilkanaście lat temu tak zwanej stopy cukrzycowej ( aktualnych danych nie znam). Otóż większość szpitali decydowała się wówczas „leczyć” chorego, a raczej zapobiegać gangrenie przez amputację części jego stopy gdyż amputacja kosztowała wówczas szpital czyli społeczeństwo 3000 złotych natomiast leczenie zachowawcze kosztowało powyżej 12000. Lekarze decydujący się na obcięcie pacjentowi stopy czy nawet całej nogi wydawali się nie rozmieć, że generują w ten sposób o wiele większe koszty społeczne. Inwalida staje się niezdolny do pracy, przysługuje mu dożywotnia renta i droga przecież proteza, rana po amputacji wymaga na ogół dalszego pielęgnowania i wizyt u specjalistów, protezę trzeba naprawiać i zmieniać. To wszystko obciąża ZUS oraz NFZ czyli nas podatników.

Pikanterii temu rachunkowi ciągnionemu dodaje fakt, że ubezpieczenie zdrowotne jest przecież przymusowe. Każdy z nas – szczególnie ludzie starsi – wydał na to ubezpieczenie ogromną sumę. I właśnie tych starszych ludzi najczęściej poddaje się eutanazji po polsku czyli eutanazji przez zaniechanie.

Epidemia covid19 – prawdziwa czy fałszywa- pozwoliła zrealizować w sporym zakresie światowy plan depopulacji powodując w Polsce jak wiadomo przeszło 200 000 (albo więcej) tak zwanych nadmiarowych zgonów. Byli to pacjenci, którym pod pretekstem pandemii odmówiono operacji ratującej życie, na przykład operacji usunięcia rozlanego wyrostka robaczkowego, czy operacji onkologicznej, albo opóźniano termin tej operacji tak długo, że pacjent jej nie doczekał. Byli to pacjenci wymagający na ogół długiej i kosztownej opieki i w dodatku już nie czynni zawodowo czyli generujący obciążające społeczeństwo koszty natomiast nie przynoszący zysków. Argument, że ci kłopotliwi pacjenci zapłacili z nawiązką za swoje leczenie zbierając składkę zdrowotną jako część przymusowego ubezpieczenia i że gdyby im choćby część tej składki zwrócić byłoby ich stać na opłacenie sobie kuracji w prywatnej placówce trafia wyłącznie do różnych liberałów pokroju Korwina-Mikke i pozwala im snuć przez długie lata utopijne wizje idealnego społeczeństwa liberalnego, w świecie zachodnim całkowicie passé.

Cywilizacja śmierci II

Cywilizacja śmierci II

Izabela Brodacka

Francja jest pierwszym państwem na świecie, które wpisało do konstytucji prawo do aborcji, czyli zabijania nienarodzonych dzieci do 14 tygodnia życia. Wprawdzie nie pojawia się w tym zapisie słowo „prawo”, lecz „gwarantowana wolność” i nie ma mowy o zabijaniu, lecz o wyborze, ale przecież to tylko eufemizmy. 780 członków obu izb parlamentu zagłosowało za zabijaniem dzieci. Towarzyszy temu entuzjazm w mediach. Od dawna różne zboczenia podniesiono w tym kraju do rangi cnoty. Przez upodobanie do zboczeń upadł kiedyś Rzym, upadła starożytna Grecja, a obecnie upada cała Europa. Francja stojąc nad przepaścią zrobiła duży krok do przodu.

Jak zwykle proponuję państwu eksperyment myślowy. Wyobraźmy sobie, że do konstytucji jakiegoś kraju wpisano prawo do wyboru czy chcemy zabić uciążliwego psa sąsiadów, który przeszkadza nam nieustannym szczekaniem. Kodeks dopuszcza jak wiadomo prawo do obrony własnej gdy ktoś czy coś zagraża naszemu życiu lub zdrowiu, lecz nienarodzone dziecko, podobnie jak pies na łańcuchu nikomu nie zagraża tylko przeszkadza. Pojawienie się dziecka może przeszkadzać matce zmieniając jej tryb życia. Zabicie cudzego psa tylko dlatego, że szczeka wydaje nam się odrażające, a wpisanie tego prawa do konstytucji byłoby absurdalne, obrażające konstytucję i cały porządek prawny. Tym bardziej karygodne wydaje się być zabicie nie cudzego lecz własnego psa tylko dlatego, że nam przeszkadza. Osobą, która dopuści się takiego czynu zajmie się bez wątpienia prokurator, szczególnie gdy ten czyn został dokonany w okrutny sposób.

Jak jest zatem możliwe, że zabicie własnego dziecka z wyjątkowym okrucieństwem, bo przez pocięcie go żywcem na kawałki, może być uznane za czyn neutralny moralnie, niezbywalne prawo kobiety, które jest gwarantowane specjalnym zapisem w konstytucji? Jak ludzie mogą w to uwierzyć i to popierać?

Jak zawsze wszystko zaczyna się od zabiegów semantycznych. Wmawia się ludziom, że zabijane w łonie matki dziecko to nie człowiek, to płód, zlepek komórek, zygota. Jak zwykle w tym podejściu refleksję zastępuje sztywna procedura. Jeżeli można zabić dziecko do 12 tygodnia jego życia, to dlaczego nie można przesunąć terminu tego morderstwa o jeden dzień? Jeżeli do 12 tygodni plus jeden dzień to dlaczego nie plus dwa dni? I tak ad infinitum.

Terminy prekluzyjne i zawite nie mogą odnosić się do człowieka, mają sens tylko w odniesieniu do rzeczy martwych. Umowa najmu mieszkania wygasa w ostatnim dniu zapisanym w tej umowie. Prawo człowieka do życia nie może wygasać w jakimś prekluzyjnym czy zawitym terminie. Między innymi dlatego zniesiono w większości krajów karę śmierci.

Podobnym zabiegiem semantycznym sankcjonującym zbrodnię jaką jest pobieranie narządów od żywego jeszcze człowieka jest definicja śmierci mózgowej. W oczach lekarzy taki człowiek jest martwy i można go żywcem rozebrać na części zamienne. Nie trafia do nich argument, że muszą tego rzekomo martwego człowieka przed pobraniem narządów znieczulać, a przede wszystkim argument, że polskiemu profesorowi Janowi Talarowi udało się przywrócić do normalnego życia przeszło 1000 osób ze stwierdzoną śmiercią mózgową czyli śmiercią pnia mózgu.

Gdyby udokumentowano nawet tylko jeden taki przypadek należałoby definicję śmierci mózgowej uznać za niewłaściwą. Takim żywym dowodem jest Agnieszka Terlecka, którą po upadku z konia ojciec siłą wyrwał z rąk oprawców nie tyle w białych co w gumowych rękawiczkach i oddał pod opiekę doktora Talara. Dziewczyna żyje, skończyła studia, wyszła za mąż i urodziła zdrowe dziecko. To wszystko zreferował jej ojciec, pan Terlecki podczas konferencji poświęconej transplantologii, w której brałam udział. Obecni na sali przedstawiciele niezwykle silnego lobby transplantologicznego nie byli w stanie temu zaprzeczyć. Jest to lobby faktycznie niezwykle silne, bo związane z ogromnymi dochodami.

Do reklamowania społeczeństwu zgody na pobranie narządów używa się osób znanych i tak wybitnych intelektualnie jak Krystyna Janda. Głosiła ona hasło : „podziel się narządami” jakby można się było podzielić na przykład sercem (na marginesie – nowe władze powinny wpisać do polskiej Konstytucji prawo, że Krystyna Janda ma do końca życia grać wyłącznie role amantek, a prawnie zakazane jest proponowanie jej ról staruszek i czarownic.)

Natomiast profesor Talar za swe wybitne osiągnięcia został wynagrodzony rocznym zakazem wykonywania zawodu lekarza.

Państwo chińskie jak wiele totalitarnych państw handluje narządami pobranymi od więźniów skazanych na śmierć. Natomiast w Polsce jak w wielu innych rzekomo cywilizowanych krajach stosuje się definicję śmierci mózgowej czyli morduje ludzi, których być może udałoby się uratować. Vox populi nazywa wiejskich motocyklistów „dawcami”. Nie tylko dlatego, że jeżdżą nieostrożnie, lecz przede wszystkim dlatego, że jak głosi wieść gminna ( czyli vox populi) nikt ich nie ratuje, bo są z góry przeznaczeni do rozbioru na części zamienne. Wiadomo, że niezamożnych rodzin nie będzie stać na wytaczanie spraw sądowych lekarzom. Żadne statystyki nie ujmują podobnych przypadków. Podobnie znacząca jest ciemna liczba młodych osób, których nikt poza rodziną i fundacją Itaka nie szuka i które nigdy – żywe lub martwe -nie zostały odnalezione.

W medycynie współczesnej zdrowy rozsądek, uczciwość, moralność, empatię, a nawet przysięgę Hipokratesa zastąpiły procedury. Najlepszym tego dowodem jest fakt odwołania z dnia na dzień pandemii covid-19 gdy ze względu na wojnę na Ukrainie zaplanowano wpuścić do Polski miliony nie przebadanych ludzi. Tak jakby groźny koronawirus czytał zarządzenia i okólniki oraz stosował się do procedur.

Zawód lekarza z zawodu zaufania stał się zawodem kompletnego braku zaufania. W Holandii starsi ludzie boją się, że gdy zgłoszą się do lekarza czy do szpitala, przypadkowa komisja zadecyduje, że ich standard życia jest rażąco niski i dla ich własnego dobra należy ich poddać eutanazji czyli uśpić jak psa. Tyle, że oni wcale nie chcą umierać.

Zapanowała cywilizacja śmierci.

Atrapy demokracji czyli jak zostałam piratem

Atrapy demokracji czyli jak zostałam piratem

Izabela Brodacka

Od dawna z przykrością obserwuję pracowników zarządu oczyszczania miasta którzy gołymi rękami wygrzebują śmiecie z betonowych koszy przy skwerku na rogu Poznańskiej i Wspólnej w Warszawie. Ktoś nie pomyślał żeby te kosze miały metalową wkładkę umożliwiającą wyjęcie i przesypanie śmieci bez fizycznego kontaktu z nimi. Jeżeli pracownicy używają nawet gumowych rękawiczek nie chronią one przed skaleczeniem rozbitym szkłem, które przecież wrzuca się do kosza ( no bo gdzie?). Takie skaleczenie grozi gangreną . Próbowałam uczulić na tę sprawę urzędniczkę gminy Śródmieście ale odpowiedziała że nie będzie ze mną o tym rozmawiać bo nie mam w tej sprawie interesu prawnego. Nie zrozumiałam więc objaśniła, że gdybym była sprzątaczką (a czemu nie?), skaleczyła rękę szkłem, dostała gangreny i obcięto mi tą rękę to miałabym wówczas interes prawny. Gdybym natomiast wiedziona troską o anonimowych dla mnie pracowników zakładu oczyszczania miasta na własny koszt zainstalowała w betonowych koszach metalowe wkłady zostałyby one tego samego dnia wywiezione na śmietnik. Tak jak regularnie wywozi  się na śmietnik poidła dla ptaków, które dobre dusze umieszczają na rzeczonym skwerku. Nikogo nie obchodzą cierpienia ptaków w upalne dni. Troska o braci mniejszych realizowana jest w Polsce przez posłanką Jachirę wygłaszającą  brednie na temat gwałconych krów. Ta sama gmina kazała wywieźć karmnik dla ptaków, który umieściliśmy na trawniku naszego wewnętrznego podwórka wielkomiejskiej kamienicy, a gdy posadziłam koło śmietnika drzewko, to gdy podrosło zostało wycięte. Otrzymałam z gminy pismo, że są zobowiązani likwidować pirackie (sic!) nasadzenia. W ten oto sposób zostałam piratem. Nie powinnam się temu dziwić. Gdy w liceum, w którym pracowałam zorganizowaliśmy z kolegami (bezpłatne oczywiście) kursy przygotowawcze do egzaminów wstępnych na wyższe uczelnie, jedyną troską dyrektora było jak tę inicjatywę utrącić. Odmówiono nam udostępnienia klas na zajęcia więc przenieśliśmy spotkania do prywatnych domów. Ja na przykład prowadziłam lekcje na tarasie domu, w którym mieszkałam a dzieciaki dostawały kanapki i herbatę. Dyrektor szalał. „ Co panią obchodzą ich egzaminy i studia, niech idą na płatne korepetycje czy jakieś kursy”-wrzeszczał. 

Ta sama gmina Śródmieście zawraca głowę ludziom tak zwanym funduszem partycypacyjnym. Przeznacza się niewielką sumę żeby pozwolić obywatelom decydować w niezwykle istotnej dla nich sprawie na co wydać te pieniądze. Na przykład czy obywatele chcą na klombie posadzić bratki czy stokrotki. Albo czy chcą wydać pieniądze na ścieżki rowerowe czy na sadzenie drzew. W sprawie bratków miałabym być może interes prawny gdybym w tym głosowaniu uczestniczyła. Nigdy jednak nie uczestniczę w żadnych fikcjach bo tak jak nie lubię piwa bezalkoholowego i wyrobów czekoladopodobnych tak nie interesują mnie atrapy i namiastki demokracji. 

Jest wiele podobnych sytuacji. Na przykład zwracałam się kiedyś do prokuratury w sprawie chorej starszej bezradnej osoby bezczelnie okradzionej przez sprytnego hodowcę koni. Pomimo ewidentnych dowodów przestępstwa prokuratura przysłała mi zupełnie bezsensowne pismo umarzające postepowanie. W piśmie tym stwierdzono, że to ja rzekomo niekorzystnie rozporządziłam swoim mieniem pod wpływem porad oszusta. Widać było, że wpisano mechanicznie moje nazwisko do szablonu umorzenia dochodzenia nawet nie zapoznając się z moim pismem oraz dowodami. 

Zauważmy że w telewizji umieszcza się płatne reklamy nawołujące do interweniowania w sprawach pokrzywdzonych dzieci czy osób starszych i bezradnych. To tylko gra pozorów. W praktyce prawie każda interwencja kończy się tak jak w opisanym wyżej przypadku.

Swego czasu propagowano hasło: „myśl globalnie- działaj lokalnie”. Hasło to miało moim zdaniem znaczyć: „ myśl sobie co chcesz bo i tak, choć teoretycznie jesteś suwerenem, praktycznie nie masz wpływu na politykę i bieg wydarzeń, a zajmij się dokarmianiem kotków na podwórku”. Okazuje się, że dokarmianie kotków też jest poza naszym zasięgiem. Pewnego dnia na podwórku pojawił się sprowadzony przez administrację łowca z pętlą polujący na koty. Wprawdzie łowca został przez nas przepędzony lecz obrażone koty wyniosły się na inne podwórka. Teraz po naszym podwórku paradują szczury. 

Powiedzmy, że ktoś z dobrego serca dokarmia zaniedbane dzieci sąsiadów. Może narazić się na poważne przykrości. Nie ma na to zgody Sanepidu, nie ma badań, a każda taka bezinteresowna  inicjatywa jest właściwie bardzo podejrzana. Przecież  gdyby dobroczyńca miał rozum i odpowiednie koneksje założyłby fundację, wyciągał dotacje z budżetu, zatrudniał w fundacji znajomych i rodzinę i brylował w telewizjach. Natomiast gdyby ktoś z dobrego serca douczał matematyki czy angielskiego te same zaniedbane dzieci sąsiadów mógłby narazić się na podobne perypetie jakie miał masztalerz z pewnej stadniny, który kupował kolegom z pracy bułki na śniadanie. Okazało się, że choć koledzy nie płacili za tę usługę powinni odprowadzać podatek od „nienależnej” korzyści, którą uzyskali. 

Powiedzmy, że ktoś ma pomysł jak usprawnić działanie jakiejś instytucji i chciałby tym pomysłem się bezinteresownie podzielić. Nikt nie zechce go nawet wysłuchać. Pewien znajomy profesor uniwersytecki antyszambrował w różnych instytucjach w sprawie reformy programu matematyki. Delegowano do rozmów z nim jakieś urzędniczki, które co chwila patrzyły na zegarek. Zniechęcił się trwale do działania pro bono. Ja też mam swoją maleńką idée fixe. Jestem przekonana, że powinno się w Polsce prowadzić hodowlę i tresurę psów rasy bloodhound dla poszukiwań osób zaginionych. Psy tej rasy mają wielokrotnie lepszy węch od owczarków niemieckich czy labradorów, poza tym potrafią odróżnić zwłoki od osób żyjących i to zasygnalizować. Sprowadza się je w razie potrzeby z Niemiec płacąc za to ogromne sumy. Naprawdę znam się na psach ale co z tego. Nikt nie będzie słuchał pirata, czyli osoby nieuprawnionej instytucjonalnie do przekazywania wiedzy. 

Oprawcy trzymają się mocno

Oprawcy trzymają się mocno. Izabela BRODACKA

W tych dniach Wydawnictwo “Te Deum” udostępniło moje tłumaczenie z języka angielskiego książki chińskiej autorki Rose Hu pod tytułem: „Radość w cierpieniu. Z Chrystusem w chińskich więzieniach” Pomimo wręcz religianckiego tonu tej pracy, pomimo, że autorka była związana z bractwem Piusa X czyli z tak zwanymi Lefebrystami co dla wielu katolików głównego nurtu może być przeszkodą w odbiorze uważam, że pozycja ta jest niezwykle interesująca i godna uwagi.

Jestem świadoma, że niniejszym prezentuję nepotyzm, kryptoreklamę, jawną reklamę i autoreklamę. Oprócz tego można mi zarzucić brak szacunku do wyroków sądów rodzinnych, nie sprzątanie po psie oraz niestaranne segregowanie śmieci czyli siedem grzechów głównych społeczeństwa obywatelskiego. Moja odpowiedź jest prosta. Jak to mówią Francuzi „Je m’en fiche royalement”. W tłumaczeniu dosłownym: „ Gwiżdżę na to po królewsku”. W tłumaczeniu bardziej eleganckim: „ Nic mnie to nie obchodzi” W tłumaczeniu uwzględniającym specyfikę polskich powiedzonek: „ Mam to w nosie kościotrupie”. ( przez grzeczność popsułam rym).

Gwiżdżę na społeczeństwo obywatelskie modelu Poppera ( czytaj Sorosa) i jego zasady. Społeczeństwo, w którym cnotą jest płacenie podatków, zbieranie psich kup i segregowanie śmieci, a grzechem patriotyzm. Społeczeństwo, które jako zbrodnię traktuje wymierzenie dziecku klapsa, a które uważa mordowanie dzieci nienarodzonych za niezbywalne prawo kobiety. Zasady współczesnego społeczeństwa obywatelskiego są pozbawione elementarnej logiki, są po prostu głupie. Psia kupka rozkłada się na trawniku w ciągu tygodnia. Plastikowa torebka wraz z kupką przetrwa 200 lat.

Podobnie bezsensowne są koncepcje zielonego ładu, walki z emisją CO2 i inne idiotyzmy współczesnego zielonego totalitaryzmu.

Wracając do książki Rose Hu. Temat komunistycznych prześladowań katolików w Chinach nie jest w Polsce zbyt dobrze znany. Autorka tych wspomnień spędziła w więzieniach, aresztach i chińskich obozach pracy łącznie 28 lat. W potwornych warunkach urągających elementarnej godności ludzkiej. Aresztowania, przesłuchania, głód, zimno – te formy represji łatwo sobie wyobrazić. Można jednak poniewierać człowiekiem w jeszcze inny, po chińsku wymyślny i okrutny sposób. Na przykład reglamentując dostęp do ubikacji, a właściwie do kubła, który stojąc po środku ogromnej sali zajętej przez śpiących pokotem na ziemi więźniów spełniał rolę toalety.

Szczególnie przejęły mnie opisy specjalnych zebrań podczas których koledzy i przyjaciele oskarżonego o jakieś przestępstwo przeciwko komunizmowi poddawali go ostrej krytyce. Jak pisze Rose Hu jej najbliższe koleżanki z katolickiej szkoły wykrzykiwały: „ Rose Hu Jesteś podła, jesteś zdrajcą , nie chcemy mieć z tobą nic wspólnego”. Podobne seanse nienawiści odbywały się w czasach stalinowskich w Polsce. Nazywało się to potocznie „ rozrabianiem” kogoś. Ofiara była wskazywana przez POP (podstawową organizację partyjną) lub przez dyrekcję. Zdarzało się jednak, że prześladowania inicjował jakiś głupi, podły czy zazdrosny kolega. Podobnie odbywało się to w fabrykach, placówkach naukowych oraz w redakcjach. Niczego nie spodziewający się delikwent stwierdzał pewnego dnia, że ludzie nie odpowiadają na jego pozdrowienia, a nawet unikają z nim kontaktu wzrokowego. Rozeszło się już, że to on właśnie będzie „rozrabiany”. Za chwilę zwoływano zebranie partyjne, na którym obecność była przymusowa również dla bezpartyjnych. Jakiś gorliwiec przedstawiał kolektywowi zarzuty wobec „rozrabianego”, potem koledzy surowo go potępiali, na koniec oczekiwano od niego złożenia samokrytyki.

Moja ciotka pracowała po wojnie w redakcji „ Czytelnika”. Ponieważ miała za sobą przedwojenne studia dziennikarskie, a poza tym znała biegle kilka języków przyjęto ją do pracy pomimo niewłaściwego pochodzenia społecznego, bo ktoś musiał przecież poprawiać kardynalne błędy językowe popełniane przez różnych Putramentów i innych podobnie wybitnych pisarzy okresu socrealizmu. Ciotki nie było stać na okulary więc chcąc nie chcąc czytała rękopisy posługując się srebrnym lorgnon – jednym z nielicznych przedmiotów pochodzących z jej poprzedniego życia. Ktoś skojarzył nieszczęsne lorgnon z pochodzeniem klasowym więc nie spodziewająca się niczego ciotka została wzorcowo „rozrobiona” przez miłych kolegów. Ostatecznie jej nie wyrzucono bo nikt w tej redakcji nie operował poprawną polszczyzną. Jedni znali tylko rosyjski, inni nie znali chyba żadnego języka. Być może z wyjątkiem współpracującego z wydawnictwem Iwaszkiewicza, który jak wiadomo prezentował w każdej dziedzinie życia dwie twarze. Chętnie bawił się w ziemianina w Stawisku, posiadłości darowanej Annie Iwaszkiewicz przez jej ojca Lilpopa, lecz nie zaniedbał również wstąpienia 6 marca 1953 do Ogólnonarodowego Komitetu Uczczenia Pamięci Józefa Stalina Nie gardził również komunistycznymi przywilejami i zaszczytami. Stalinowcy tolerowali jego ziemiaństwo czy raczej podszywanie się pod ziemiaństwo w posiadłości córki Lilpopa. Wydawali mu w dużych nakładach powieści, w tym powieść pod tytułem „Sława i chwała” nazywaną powszechnie i raczej słusznie „Sława i chała”. W sprawie mojej ciotki Iwaszkiewicz wstrzymał się podobno od głosu co i tak graniczyło wówczas z bohaterstwem. Inni pisarze brylujący po wielu latach w różnych komitetach obrony robotników flekowali ją równo i solidarnie.

Wspomnienia Rose Hu dowodzą, że prześladowanie człowieka ma w istocie podobne motywy i formy niezależnie od szerokości geograficznej, koloru skóry, a nawet epoki. Dowodzą również, że zawsze znajdą się gorliwcy gotowi poprzeć każdą zbrodniczą ideologię. Przez oportunizm, w dobrej wierze czyli przez zwykłą głupotę –jak powiadają – groźniejszą od faszyzmu. Znajdą się również zawsze gorliwi wykonawcy, którzy nigdy nie poczują się winni, bo przecież tylko wykonywali rozkazy.

Obecnie prześladuje nas zielony ład. Nie należy jednak się poddawać. Przetrwaliśmy totalitaryzm brunatny, przetrzymaliśmy czerwony, przetrwamy i zielony.

Arki Noego? Bo czasy są niebezpieczne.

Arki Noego? Bo czasy są niebezpieczne.

Izabela Brodacka 8 marca 2023

Jeffrey Epstein znany jest w Polsce ze skandalu obyczajowego, który wywołało ujawnienie informacji o procederze wykorzystywania seksualnego przez niego dzieci, oraz o osobistościach światowych uczestniczących na jego zaproszenie w tych orgiach. Przez dłuższy czas było to tak zwaną ściśle strzeżoną, publiczną tajemnicą.

Umykał fakt udziału Epsteina w planowaniu różnych wydarzeń światowych. Przede wszystkim umknął fakt zbudowania przez Epsteina i innych możnych tego świata specjalnych schronów, w których mogliby przeczekać wojnę jądrową.

To nic nowego. Przez całe lata zimnej wojny Polska przygotowywała się na atak jądrowy. Schrony przeciwjądrowe posiadały różne instytucje państwowe, w tym szkoły. W podziemiach Liceum imienia Narcyzy Żmichowskiej w Warszawie, za pancernymi drzwiami, był też ogromny schron, który na szczęście służył tylko jako palarnia dla niesfornej młodzieży. Były też schrony prywatne. Komunistyczny aparatczyk, niejaki Ignacy Loga- Sowiński mieszkający w Warszawie przy ulicy Szarotki przechwalał się sąsiadom, a nawet przypadkowym przechodniom schronem, który wybudował sobie w ogródku z zapasami wody i żywności – jeżeli dobrze pamiętam- na dwa lata.

Natomiast w Szwajcarii przepisy nakazywały swego czasu budowanie schronów przeciwatomowych przy każdym domu. Można zauważyć, że możni i zbrodniarze tego świata wyjątkowo troszczą się o swoje bezpieczeństwo i jednostkowe przetrwanie. Do tych zbrodniarzy należał Adolf Hitler. Führerbunker czyli bunkier wodza to nazwa dwóch potężnych schronów umieszczonych pod Kancelarią Starej Rzeszy w Berlinie. Znany i wielokrotnie opisywany jest również kompleks bunkrów, schronów i baraków w mazurskim lesie koło Kętrzyna zwany Wilczym Szańcem (Wolfsschanze).Zwiedzający go widzą jak bardzo dbał o swoje bezpieczeństwo człowiek, który bez najmniejszych skrupułów nakazywał mordować kobiety i dzieci. Wbrew rewizjonistyczny tendencjom współczesnej niemieckiej polityki historycznej, w oficjalnym niemieckim podręczniku „ Historia i wydarzenia” (Geschichte und Geschehen ) przeznaczonym dla dzieci i młodzieży, w rozdziale opisującym prowadzoną przez Hitlera wojnę eksterminacyjną (Vernichtungskrieg) przytoczone jest expressis verbis jego przemówienie: „ dałem moim szwadronom śmierci rozkaz bezlitosnego wysyłania na śmierć mężczyzn, kobiet i dzieci polskiego pochodzenia i języka”.

Obecnie świat jest w stanie pełzającej wojny. Obok wojny na Ukrainie oraz konfliktu Izraela z Hamasem od lat trwa światowa wojna hybrydowa. I pomyśleć, że w tej sytuacji Koalicja 13 grudnia chce redukować liczebność polskiej armii. Nie jest do końca jasne jak obecnie wygląda w Polsce zabezpieczenie ludności cywilnej. Wprawdzie komendant główny Państwowej Straży Pożarnej generał brygady Andrzej Bartkowiak oraz wiceminister MSWiA Maciej Wąsik przedstawili w kwietniu „raport o stanie schronów” budzi on jednak sporo wątpliwości. Zgodnie z raportem zinwentaryzowano 234 735 obiektów budowlanych podzielonych na trzy kategorie: schrony, ukrycia i miejsca doraźnego schronienia. Według raportu w przypadku zagrożenia może się w nich schronić ponad 49 mln osób czyli więcej niż liczy populacja Polski Jednak schronów doliczono się ledwie 1903 (dla 300 tys. osób), a ukryć (też zaliczanych do budowli ochronnych) – 8719.

Wynika stąd, że w tych miejscach mogłoby się ukryć tylko około 1,5 mln osób. Strażacy dodali bowiem do schronów i ukryć 224 113 tak zwanych „miejsc doraźnego schronienia”. Do tej kategorii wliczyli piwnice i garaże w budynkach spółdzielczych, urzędach, obiektach samorządowych i budynkach należących do różnych podmiotów gospodarczych oraz szkoły i kościoły. MSWiA operuje wyliczeniami z 2021 roku, poza tym nie jest zbadany i określony stan tych budynków. Przeważająca ich część jest niestety w bardzo złym stanie technicznym. Nie ma w nich działających agregatów filtrowentylacyjnych, zbiorników na wodę oraz sanitariatów.

W kwestii zapewnienia schronień dla ludności na wypadek wojny państwa Europy można podzielić na cztery kategorie. Do pierwszej należą Dania i Szwecja, które zapewniają – przynajmniej teoretycznie – schronienie całej ludności. Do drugiej Słowacja która realizuje takie inwestycje w sposób ograniczony. Do trzeciej Czechy i Węgry gdzie takie budownictwo jest realizowane głównie przez prywatnych właścicieli. Do czwartej kategorii zalicza się w raporcie MSWiA Polskę i Niemcy jako kraje, które zrezygnowały z programu budownictwa ochronnego i co najwyżej konserwują istniejące zasoby. Jednak samorządy od wielu lat nie dostają na utrzymanie takich obiektów pieniędzy z budżetu państwa.

W naszej kulturze mocno zakorzeniony jest archetyp Arki Noego. Budujący schrony dla siebie i dla tych, których uważają za elitę kraju czy nawet elitę całego świata nie kierują się wyłącznie zrozumiałym przecież instynktem samozachowawczym. Ich groźne dla nas wszystkich myślenie ma jako istotny składnik rojenia o wychowaniu nowej rasy człowieka, którego gatunkowe przetrwanie chcą w ten sposób zapewnić. W pozornej sprzeczności z tymi rojeniami o Arce Noego jest sprowokowanie współczesnej wędrówki ludów i przywileje socjalne dla współczesnych Hunów.

Nikt nie jest chyba tak głupi, żeby nie rozumieć, że przywileje socjalne dla nielegalnych imigrantów zwiększają ich liczbę w europejskich krajach i prowokują przestępcze struktury czerpiące zyski z przywożenia tych ludzi. Niemcy osiągnęły już stan nasycenia przybyszami uniemożliwiający zapewnienie im locum. Dlatego przeforsowano pakt o relokacji nielegalnych imigrantów. Francja zawiesza przywileje socjalne dla imigrantów takie jak zasiłki i bezpłatne leczenie. Brakuje dla przybyszy nawet tymczasowego schronienia.

Nie jest jasne jak wygląda w Polsce zabezpieczenie mieszkań dla masowej imigracji na którą przystał rząd. W pierwszym zrywie szlachetnej dobroczynności uciekinierom z Ukrainy ofiarowywały mieszkania prywatne osoby. To się już skończyło. A czasy są niebezpieczne. Należy liczyć się z koniecznością zapewnienia schronienia milionom ludzi.

Dziwaczna statystyka

Dziwaczna statystyka

Izabela Brodacka

W mediach społecznościowych od pewnego czasu roi się od oskarżeń studentów kierowanych pod adresem ich wykładowców. Na przykład studentki wydziału pedagogiki Uniwersytetu Gdańskiego rok temu oskarżyły o mobbing jedną z wykładających tam pań. Podobno zwracała się do nich per „ idiotko”, szykanowała i poniżała. Władze uczelni nie dopatrzyły się jednak mobbingu. Mobbing jest zresztą niełatwo udowodnić. Pracujące w pewnej warszawskiej korporacji damy witały każde wejście ich koleżanki do pokoju otwieraniem szeroko okien. Doprowadziły ją do nerwicy wegetatywnej. W sądzie inspiratorka prześladowań przedstawiła zaświadczenie lekarskie, że ma astmę i wymaga stałej wentylacji. Sąd sprawę umorzył.

Wśród studenckich zarzutów bywają sprawy, które trafiają do prokuratora. W czerwcu 2019 roku na terenie Wojskowej Akademii Technicznej w  Warszawie doszło do tragicznego wydarzenia. Cywilni wykładowcy zorganizowali dla studentów zaliczenie zajęć sportowych polegające na marszobiegu w mundurze, z 5-kilogramowym obciążeniem, przy bezwietrznej pogodzie oraz temperaturze 27 stopni Celsjusza. Widać wuefiści oglądali zbyt wiele filmów amerykańskich. Jeden ze studentów po prostu zmarł, a sprawą zajęła się prokuratura.

Studenci Uniwersytetu Artystycznego w Poznaniu w 2023 roku nagłośnili problem molestowania, seksizmu, dyskryminacji, nadużyć i stosowania na tej uczelni wobec studentów przemocy. Podobne zjawiska występowały podobno również w Akademii Teatralnej w Warszawie. Jeden z profesorów tej uczelni został oskarżony o przemoc psychiczną oraz prowadzenie zajęć pod wpływem alkoholu. Do molestowania i przemocy miało również dochodzić w łódzkiej szkole filmowej, Akademii Sztuki w Szczecinie oraz Akademii Sztuk Teatralnych w Krakowie. Studentki oskarżyły reżysera o przymuszanie do nagości i „molestowanie bez dotykania”. W czasach kiedy komplement można uznać za formę molestowania o takie oskarżenia jest wyjątkowo łatwo. Uczelnie artystyczne jak widać są wyjątkowo podatne na takie incydenty. Albo pracownicy tych uczelni są wyjątkowo wrażliwi na urodę dziewcząt.

Przed kilkoma laty Niezależne Zrzeszenie Studentów opublikowało raport na temat mobbingu na wyższych uczelniach w Polsce. 45% ankietowanych nie zetknęło się ze zjawiskiem mobbingu, pozostali albo padli ofiarą prześladowania (32 %), albo byli jego świadkami lub znali nękanych studentów. Wśród form mobbingu najczęściej wymieniano wywoływanie strachu, poniżanie, nieprzyzwoite komentarze, ale zdarzały się tez pojedyncze przypadki przemocy fizycznej. Tylko co piąty student zdecydował się na zgłoszenie tego co go spotkało. Pozostali bali się represji.

Ten medal ma oczywiście dwie strony. Studenci podobnie jak i uczniowie bywają bezczelni, roszczeniowi i kłamliwi. Łatwość oskarżenia kogoś o molestowanie seksualne spowodowała, że przezorni wykładowcy egzaminują zawsze przy drzwiach otwartych albo przy świadkach. Nauczyciel nie ma prawa skutecznie wyrzucić bezczelnego ucznia z klasy. Obrażany, a nawet atakowany fizycznie, może tylko wezwać policję i to właśnie zalecają nauczycielom dyrekcje szkół. Poniewierany przez lata nauczyciel ma tylko jeden sposób wypłaty czyli zemsty. Może uparcie obniżać oceny, nie zaliczać klasówek, nie dopuścić ucznia do matury, zepsuć mu średnią.

Na to rzadko kto z uczciwych nauczycieli się zdecyduje, dlatego masowo odchodzą z zawodu. Nauczyciel nie może nawet na ucznia nakrzyczeć, ani szczerze się wypowiedzieć na temat jego umiejętności czy zdolności, bo to jest traktowane jako przemoc słowna. To samo dotyczy nauczycieli akademickich. Drugą stroną medalu są błędy popełniane przez wykładowców i nauczycieli oraz ich brak talentu dydaktycznego. Wielu wybitnych naukowców nie ma za grosz zdolności dydaktycznych. Powiem paradoksalnie – być może ludziom mniej utalentowanym czy słabszym intelektualnie łatwiej jest zidentyfikować się z kiepskim uczniem i rozumieć, że trzeba mu wszystko przystępnie wytłumaczyć.

Osobnym problemem jest rzetelność i racjonalność ocen.

Mam przed sobą autentyczny diagram słupkowy wyników egzaminu z matematyki na pewnej polskiej uczelni technicznej. Dodam, że studenci tej uczelni wypowiadają się bardzo dobrze na temat wykładowcy, twierdzą, że jest sympatyczny, kulturalny i życzliwy. Nie wchodzi więc w grę żadna forma mobbingu. Egzamin pisało około 220 osób więc jest to próba dość liczna. Co można zatem wyczytać z tej statystyki?

Większość przyrodniczych zjawisk losowych ma rozkład zbliżony do normalnego. Jest to i powinna być charakterystyczna krzywa dzwonowa. Jej maksimum odpowiada wartości średniej. Jeżeli ta wartość różni się od średniej właściwej dla większej populacji oznacza to, że próba jest obciążona.

Gdyby w pewnej badanej grupie chłopców najwięcej osób miało wzrost około 2 metrów byłoby jasne, że są to na przykład koszykarze. Gdyby w badanej grupie dorosłych dziewcząt najwięcej osób ważyło poniżej 50 kilogramów byłoby jasne, że są to modelki albo dżokejki.

Jeżeli jak widać na diagramie, 57% studentów otrzymało ocenę niedostateczną, czyli nie zdało egzaminu, a tylko 1% ocenę dostateczną, przy czym 14% studentów otrzymało piątki, coś jest zdecydowanie nie tak. Pierwszą hipotezę, że większość studentów to idioci należy odrzucić, bo żeby dostać się na uczelnię techniczną musieli oni zdać maturę z matematyki na odpowiednim poziomie. Druga hipoteza, że profesor beznadziejnie wykłada jest sprzeczna z wypowiedziami samych studentów, którzy bardzo go lubią i cenią. Trzecia hipoteza, że studenci zupełnie się nie uczą nadaje się do sprawdzenia lecz jest również sprzeczna z ich zeznaniami.

Najbardziej prawdopodobne jest, że wymagania egzaminacyjne z matematyki są źle postawione, że są nieadekwatne do poziomu studentów, do poziomu wykładu, do poziomu ćwiczeń czy do wszystkich tych czynników jednocześnie. Dziwi mnie tylko, że dobry i sympatyczny skądinąd wykładowca, w dodatku matematyk, nie zwrócił na to uwagi, że nie zdziwiła go ta statystyka, że nie próbował wytłumaczyć sobie i podopiecznym tego efektu.

„Gazeta Wyborcza” czyli „Правда”

„Gazeta Wyborcza” czyli „Правда”

Izabela Brodacka

Reporterzy »Gazety Wyborczej« przedstawiają w cyklu „Państwu już dziękujemy” osoby przeznaczone zdaniem redakcji do zwolnienia z pracy czy z pełnionych funkcji. „Kogoś na naszej liście brakuje? Prosimy o kontakt ”. Ten sam nagłówek we wszystkich lokalnych wydaniach „Gazety Wyborczej” z 21 października 2023 r. zwiastuje wkroczenie „GW” w rolę instytucji, która przygotowuje listy nazwisk ludzi do zwolnień, zachęca do ich piętnowania i do donosicielstwa. Twórca i redaktor tej gazety Michnik chcąc zdyskredytować jakieś wydarzenie albo jakąś postać używa frazy: „marzec mi się przypomina”. Publikowanie list osób przeznaczonych do zwolnienia i nakłanianie czytelników do przysyłania własnych kandydatów do prześladowań jakoś nie kojarzy się słynnemu Adamowi z klasyką komunistycznych czystek.

Dodajmy, że marzec też był przecież czysto komunistyczną czystką (gra słów celowa). Walczyły ze sobą dwie frakcje komunistycznego gangu. Według terminologii Jedlickiego Chamy I Żydy. Bardziej elegancko Natolińczycy i Puławianie. Klasyka czystek komunistycznych to jednak raczej czasy stalinowskie w ZSRR gdy NKWD przychodziło aresztować człowieka z egzemplarzem „ Prawdy” w ręku gdyż artykuł w „ Prawdzie” traktowany był jako bezsporny dowód jego winy. „Gazeta Wyborcza” weszła zatem w buty sowieckiej „Prawdy”. Sprawdza się na niej treść biblijnego przysłowia: „Wraca pies do wymiocin swoich, oraz: Umyta świnia znów się tarza w błocie” ( Biblia Warszawska) Jak podaje Wojskowe Biuro Historyczne 19 kwietnia 1943 r. sowiecki dziennik „Prawda” opublikował artykuł zatytułowany „Polscy pomocnicy Hitlera”, w którym oskarżył Polaków o kolaborację z Niemcami. Co nam to przypomina?

W 2010 roku z okazji 65 rocznicy swego powstania redakcja „Tygodnika Powszechnego” przygotowała wydanie specjalne, pod prowokacyjnym tytułem “Żydownik Powszechny”. Wśród autorów, których teksty znalazły się w specjalnym wydaniu, byli Władysław Bartoszewski, kard. Stanisław Dziwisz, Marek Edelman, Jan Tomasz Gross, Czesław Miłosz i Jerzy Turowicz. Nie zabrakło przełomowego tekstu prof. Jana Błońskiego “Biedni Polacy patrzą na getto”, który wywołał międzynarodową dyskusję, a także wyróżnionego nagrodą Grand Press artykułu ks. Stanisława Musiała “Czarne jest czarne”.
“Kto wie, gdzie byśmy dziś byli, gdyby nie artykuł Jerzego Turowicza +Antysemityzm+, napisany w 1957 r.? Jaki byłby stan naszych umysłów bez eseju +Biedni Polacy patrzą na getto+ Jana Błońskiego (1987)? Jak byśmy się bez niego i bez debaty, którą sprowokował, uporali choćby z problemem Jedwabnego? Mało kto zdaje sobie również sprawę, jaki byłby obraz polskiego katolicyzmu bez przełożonego na francuski, a potem na inne języki, artykułu +Czarne jest czarne+ ks. Stanisława Musiała (1997)…” – pyta redaktor „Tygodnika” ks. Boniecki.

Władysław Bartoszewski jak pamiętamy twierdził, że bardziej się bał w czasie okupacji niemieckiej Polaków niż Niemców. Jan Tomasz Gross swoimi rojeniami na temat wydarzeń w Jedwabnem skierował oczy świata na rzekomą kolaborację Polaków z Niemcami w ich planie wyniszczania Żydów. Przełomowy tekst Jana Błońskiego odegrał też znaczącą rolę w konstruowaniu długofalowej polityki historycznej Niemiec, której celem jest zdjęcie z Niemców odpowiedzialności za hekatombę II Wojny Światowej i Holokaust. A przynajmniej rozmycie tej odpowiedzialności przez wskazanie współwinnych.

„Jest takie powiedzenie, które jest bardzo celne w tej chwili i odpowiada rzeczywistości, z jaką mamy do czynienia: trzecie pokolenie UB walczy z trzecim pokoleniem AK. To się niestety tragicznie sprawdza” – stwierdził kilka lat temu historyk Leszek Żebrowski. Teraz możemy doliczyć się być może już nawet czwartego pokolenia UB. Przeciwnikami potomków AK są żyjący jeszcze już nieliczni ubowcy, ich potomkowie, oraz liczni beneficjenci Okrągłego Stołu i ich potomkowie. Jak inaczej można wytłumaczyć niedawne usunięcie pod pretekstem remontu symbolu Polski Walczącej ze ściany w Ministerstwie Klimatu i Środowiska. Pracownicy Ministerstwa oraz rzecznik prasowy tej instytucji to w większości ludzie młodzi. Dlaczego nienawidzą tego symbolu? “Wydawało się, że znak Polski Walczącej jest dla wszystkich Polaków symbolem świętym” – napisała zdumiona Beata Szydło w mediach społecznościowych.

Charakterystyczna kotwica -symbol Polski walczącej pojawiała się po raz pierwszy na ulicach Warszawy 20 marca 1942 r. Namalował ją prawdopodobnie na werandzie cukierni Lardellego harcmistrz Maciej Aleksy Dawidowski “Alek”. 26 marca 1943 roku Alek brał udział w akcji pod Arsenałem, której celem było odbicie Jana Bytnara „Rudego”. Otrzymał postrzał w brzuch, w wyniku którego zmarł. Kto może nienawidzić opisanych w „ Kamieniach na szaniec” bohaterów czasów okupacji niemieckiej? Komu przeszkadzają prezentowane przez nich wartości?

W kawiarni Parana w Warszawie pracowała kelnerka, która w wyniku postrzału z czasów okupacji miała poważny ubytek w czaszce. Zapytałam ją dlaczego nie stara się o niemieckie odszkodowanie. Odpowiedziała, że gdy wybrała się w tej sprawie do ZBOWiD-u napotkała wśród urzędników człowieka, który przesłuchiwał ją kiedyś w Gestapo. Przerażona wybiegła przed budynek ale ten człowiek poszedł za nią. „ To była wojna, wszyscy cierpieliśmy, po obydwu stronach. Teraz to nie ma znaczenia po której byliśmy stronie” – powiedział filozoficznie. Zrezygnowała raz na zawsze z kontaktów ze ZBOWiD-em. Filozofia życiowa konfidenta Gestapo a zapewne następnie konfidenta UB wydaje się przypominać obecną niemiecką historiozofię. Była wojna, w jej wyniku Polacy coś stracili, Niemcy też stracili część swoich terenów i właściwie to Polacy powinni płacić im odszkodowania i dziękować – jak Sikorski-za cywilizowanie naszego kraju. W kwestii donosów oraz niemieckiego cywilizowania odwołajmy się do Gałczyńskiego:

„Jeśli tak wszystko zacznie chwiać się
w tej biednej Polsce – ładny kwiat!
wtedy rozbiory, panie bracie,
i święta racja: Saisonstaat –
O czym poufnie i bez krzyku
donoszę, panie naczelniku”.


Miłosierdzie gminy czyli dno piekła

Miłosierdzie gminy czyli dno piekła

Izabela Brodacka

Ludowe przysłowie mówi, że dobrymi intencjami jest wybrukowane dno piekła. Jest kilka spraw o których już pisałam i to wielokrotnie lecz nie umiem się z nimi pogodzić i przejść nad nimi do porządku dziennego.

Dręczą mnie losy ludzi, których wykończyło „miłosierdzie gminy”. „Miłosierdzie gminy” (tytuł noweli Marii Konopnickiej ) to dla mnie symbol niebywałego okrucieństwa dokonywanego w imię czyjegoś rzekomego dobra.

Pierwszy przypadek to historia sąsiada, na którego – oczywiście w najlepszych intencjach – doniósł do opieki społecznej rehabilitant. Fizjoterapeucie nie spodobał się bałagan w pokoiku emeryta. Podawałam sąsiadowi bezinteresownie posiłki i leki natomiast nie podejmowałam się (z przyczyn zwykłego lenistwa) odkurzać jego licznych książek i szorować podłóg. Opieka oddała sprawę do sądu rodzinnego a sąd skierował sąsiada wbrew jego woli do domu opieki społecznej. W tym domu staruszek przeżył tylko 6 tygodni. Zmarł na gangrenę wywołaną zakażeniem ranek cukrzycowych na nogach ( taki poziom higieny prezentują niektóre DPS-y ). Według opinii lekarza domowego mógł żyć jeszcze przynajmniej 10 lat. Znana adwokatka pani Zofia Adamowicz mówiła mi kiedyś, że w Polsce ludzie po ukończeniu 70 lat są praktycznie ubezwłasnowolnieni. Bezspornie miała rację. Rodzina a nawet sąsiad czy rehabilitant mogą oddać każdego wbrew jego woli do zakładu opiekuńczego, albo do szpitala.

Kolejnym przypadkiem o którym trudno mi zapomnieć jest historia pewnego znanego malarza. Syn nie mogąc doczekać się możliwości sprzedania jego mieszkania oddał go do domu starców przy ulicy Zawrat prowadzonego przez siostry zakonne. Towarzyszyłam znajomej malarza, która po jego rozpaczliwym telefonie postanowiła dowiedzieć się co się stało. Malarz błagał nas o przyniesienie mu papieru i kredek, bo nie chciał spędzać w zamknięciu bezczynnie czasu. Kiedy następnego dnia pojawiłyśmy się z zakupami siostrzyczki nas nie wpuściły. Syn przeniósł rzekomo ojca do innego zakładu. Telefon malarza był wyłączony. Nic nie mogłyśmy zrobić. Znudzony policjant z którym rozmawiałam powiedział, że nie jesteśmy rodziną malarza więc nie mamy w tej sprawie interesu prawnego a poza tym jeżeli ktoś ma 75 lat jego miejsce jest w przytułku, a w sprawy rodzinne policja nie zwykła się mieszać.

Podobny los spotkał znaną działaczkę ruchu obrony życia. Jej dzieci wywiozły ja do domu opieki oddalonego od Warszawy o przeszło 100 kilometrów i sprzedały jej mieszkanie. Nie wiem jak to zrobili, czy sfałszowali pełnomocnictwo, czy podstawili kogoś podobnego do starszej pani u notariusza. Staruszka błagała żeby zabrać ja do Warszawy nie wiedząc że jest praktycznie bezdomna a jej pamiątki, zdjęcia i dokumenty wylądowały na śmietniku. Córka tej pani, (tak zwana katoliczka postępowa) pracowała podobno w „Gazecie Wyborczej”. Miałam ochotę wywołać skandal opisując tę sprawę z nazwiskami ale powstrzymała mnie świadomość, że pani Maria tego nie chciałaby. Wkrótce zresztą zmarła.

W kolejnej znanej mi rodzinie dzieci oddały starych rodziców do zakładu pod pretekstem, że w ich mieszkaniu jest brudno. To najczęściej używany pretekst do pozbywania się staruszków i sprzedawania ich mieszkań. Starszy pan, przedwojenny oficer, nie chciał przyjmować otępiających go leków i usiłował uciec. Zatrzymano go siłą. Potraktował pielęgniarkę laską więc został przywiązany pasami do łóżka i zaopatrzony w cewnik. Nie zniósł upokorzenia i wkrótce zmarł.

Fałszywa troska opieki społecznej czy podłej rodziny sprowadza na starszą osobę ogromne nieszczęście. Wyrwana ze znanych jej warunków, zdezorientowana, terroryzowana przez chamskie pielęgniarki i salowe, ubezwłasnowolniona, pozbawiona własnego mieszkania i dostępu do własnych pieniędzy jest w sytuacji więźnia, z wyrokiem sądowym – tyle, że bez popełnienia przestępstwa. Nie muszę odwoływać się do osobistych wspomnień.

Przypomnijmy historię znanego pisarza Jerzego Szaniawskiego, którego w jego rodzinnym dworku w Zegrzynku więziła i dręczyła sadystyczna psychopatka Wanda Anita Michalina Szatkowska, która podobno przedtem włóczyła się tygodniami w okolicy jego posiadłości aby zwrócić na siebie uwagę pisarza i doprowadzić starszego pana do zawarcia znajomości, a potem cichego ślubu. Nie leczony, zamykany w chlewiku pisarz zmarł. Nie potrafili mu pomóc prominentni znajomi i przyjaciele, jak choćby Gustaw Holoubek i Joanna Iwaszkiewicz. Anita nie wpuszczała nikogo do domu strasząc wizytujących złymi psami. Po śmierci pisarza żyła przez nikogo nie niepokojona. W końcu podpaliła dworek, w którym żywcem spaliły się dwie przypadkowe osoby zamknięte na klucz. Anita wylądowała w Tworkach lecz wypuszczono ją, a postępowanie umorzono.

Podobnie tragiczne były losy Violetty Villas Violetta Villas zmarła 5 grudnia 2011 r. w Lewinie Kłodzkim. Miała 73 lata. Była dręczona i terroryzowana przez służącą, Elżbietę Budzyńską która ją zdominowała i przejęła nad nią pełną władzę. Nie dopuszczała do niej nikogo nawet syna.

Elżbietę Budzyńską, która zajmowała się piosenkarką, najpierw uznano za winną nieudzielenia pomocy i skazano na 10 miesięcy pozbawienia wolności, potem za winną psychicznego i fizycznego znęcania się. Usłyszała wyrok: 1,5 roku więzienia. Jednak nikt nie był w stanie pomóc piosenkarce w jej opresji. To jedyny znany mi zresztą przypadek gdy sprawca przemocy i ubezwłasnowolnienia starszej osoby został ukarany.

Przyczyną tego jest złe funkcjonowanie państwa i prawa w Polsce i nie tylko w Polsce. Formuła „ dla ich własnego dobra” sankcjonuje przemoc i dręczenie bezradnych osób. Dla jego własnego dobra został przecież zamordowany wyrokiem sądu brytyjskiego malutki Alfie Evans, a takich przypadków jest coraz więcej. Za nieład w domu są odbierane w Polsce dzieci, za nieład w domu starsze osoby zamykane są w domach opieki. Tymczasem – twierdzę – do niezbywalnych praw człowieka należy prawo do życia w nieładzie, a do niezbywalnych praw dziecka należy życie na takim poziomie jaki jest mu w stanie zapewnić własna rodzina.

Na bezrybiu i rak ryba

Na bezrybiu i rak ryba

Izabela Brodacka 13 stycznia 2024

Była rzecznik praw obywatelskich, była sędzia NSA oraz TK Ewa Łętowska zapytana czy użycie Kodeksu Spółek Handlowych do przejęcia i likwidacji TVP, PR i PAP było zgodne z prawem odpowiedziała: „ Z braku laku dobry i opłatek”. Mój komentarz na temat takich jak pani Łętowska autorytetów też pochodzi ze skarbca ludowych mądrości: „На безптичу и жoпа соловей” co się na język polski tłumaczy: „Na bezrybiu i rak ryba”. Jak przewiduje kodeks tłumacza przysłów i związków frazeologicznych nie tłumaczy się dosłownie i lepiej niech tak zostanie.

W tym rzecz, że w większości zagadnień społecznych i prawnych społeczeństwo polskie ma do dyspozycji jako ekspertów tylko takie jak pani Łętowska słowiki zastępcze, a właściwie ryby zastępcze czyli jak ja to mówię „wyroby czekoladopodobne”. Taki też jest skład obecnego (nie)rządu. Minister edukacji nie zna się na edukacji, minister obrony narodowej nie zna się na wojsku, minister zdrowia nie zna się na medycynie, a premier nie zna się na niczym. Sam kiedyś mówił, że gdyby nie wejście w politykę uczyłby historii w szkole podstawowej w Kościerzynie. Dlaczego w Kościerzynie nie pamiętam choć słyszałam to na własne uszy. Przyjaźniłam się z niektórymi chłopcami ze „Świetlika” gdy nikt w najśmielszych marzeniach nie przypuszczał, że którykolwiek z tych zwykłych robotników wysokościowych będzie rządził krajem i uczestniczyłam czasem w ich firmowych imprezach. Tusk w „Świetliku” odgrywał rolę marginalną i jego praktycznie nie znałam. Być może nie docenialiśmy jego prawdziwej roli.

Jak podała Rzeczpospolita szefem Orlenu ma zostać Elżbieta Bieńkowska. Bieńkowska zasłynęła komentarzem: “ale jaja, ale jaja, ale jaja” do uzyskanej od Pawła Wojtunika ( szef CBA za rządów PO-PSL) informacji o dokonanym na polecenie obecnego ministra kultury Sienkiewicza prowokacyjnym podpaleniu budki pod rosyjską ambasadą w czasie marszu Niepodległości w 2014 roku. Twierdziła też, że „za 6 tys. złotych pracuje tylko idiota albo złodziej”. [to było przed galopująca inflacją, złotówka warta była obecnych dwie do trzech. md]

Informacja o zatrudnieniu Bieńkowskiej na tym stanowisku to kolejne posunięcie mające na celu obniżenie wartości Orlenu. Ustawa o utrzymaniu zamrożenia cen energii, na które ma się złożyć jedynie Orlen w kwocie 15 miliardów złotych i do której w niejasny sposób dołączono część dotyczącą wiatraków spowodowała obniżenie rynkowej wartości spółki o 5,5 miliarda złotych. Informacja, że prezesem spółki ma zostać taka potęga intelektu jak Elżbieta Bieńkowska może dla wartości Orlenu okazać się katastrofalna.

Rząd Tuska znów obrał sobie za cel obniżanie wartości największych polskich aktywów i spółek, aby było łatwiej je sprzedać. To było już przerabiane w latach 90-tych poprzedniego wieku i za rządów PO-PSL w naszym stuleciu. Można by to traktować jak postępowanie głupiego Jasia, który zarzyna kurę znoszącą złote jajka lecz niestety jest jeszcze gorzej. Zarżnięcie kury jest właściwym zadaniem głupiego Jasia, któremu wrogowie gospodarza wypłacą za to kilka judaszowych srebrników. Do zarżnięcia kury, czy podpalenia stodoły głupi Jaś najlepiej się przecież nadaje.

Natomiast sam Sienkiewicz prezentujący się w rozmowach nagranych przez kelnerów jak prawdziwy menel ma najlepsze w tym rządzie kwalifikacje na ministra kultury. Polecenie podpalenia budki też potwierdza jego wysokie kwalifikacje moralne i zawodowe. Idąc dalej tym tropem – komendantem głównym policji powinna zostać babcia Kasia znana z szacunku do polskiego munduru a stanowisko komendanta straży granicznej powinna objąć Barbara Kurdej Szatan, wyjątkowo lubiana przez funkcjonariuszy tej straży.

Ten ponury żart jest bardzo bliski prawdy. Ministrem spraw zagranicznych został Radosław Sikorski, który zasłynął kilkoma niezwykle dyplomatycznymi wypowiedziami. Między innymi określając relacje polsko amerykańskie jako robienie Amerykanom przez Polaków laski oraz dziękując Amerykanom za wysadzenie gazociągu Nord Stream. Godnym swojego szefa wiceministrem spraw zagranicznych został Władysław Teofil Bartoszewski syn Władysława Bartoszewskiego. Teofil Bartoszewski nie oczyścił się nigdy z zarzutu obrabowania swego ojca chrzestnego, potomka kresowej rodziny ziemiańskiej, historyka sztuki Andrzeja Stanisława Ciechanowieckiego (herbu Dąbrowa). Ciechanowiecki zapłacił Teofilowi za studia w Cambridge, chciał go nawet usynowić. Ciechanowski założył dwie fundacje – Fundację Zbiorów im. Ciechanowskich, która wyposażyła Zamek Warszawski w ponad 3000 dzieł sztuki, oraz prywatną fundację Non Omnis Moriar do której przekazał swój własny majątek.  Władysław Teofil Bartoszewski założył swoją spółkę Max &Max Limited i za pieniądze Ciechanowieckiego bez jego wiedzy i zgody zakupił dla tej spółki kilka apartamentów w Warszawie. Kiedy jego dobroczyńca odkrył oszustwo i zażądał zwrotu mieszkań Bartoszewski sprzedał je obcym osobom. Prezesem spółki została żona Bartoszewskiego, przekazał jej wszystkie udziały  a w 2019 roku spółkę rozwiązano. Ciechanowiecki umarł w 2015 roku zobowiązując przed śmiercią fundację imienia Ciechanowieckich do walki o odzyskanie skradzionego majątku, który sąd wycenił na 17 milionów złotych. Co ciekawe obszernie pisała o tej sprawie Gazeta Wyborcza  z dnia 21 czerwca 2021 roku. Nadmieniam o tym przez tak zwaną ostrożność procesową. O zasługach ojca Teofila w szkalowaniu Polski i Polaków nie warto nawet wspominać. Za niemieckie pieniądze Władysław Bartoszewski gotów był twierdzić, że w czasie okupacji bardziej bał się Polaków niż Niemców, poza tym zasłynął jako autor bon motu, w którym nazwał Polskę „ brzydką panną bez posagu”.

4 stycznia 2024 roku chór zastępczych autorytetów (czyli zastępczych słowików) w liczbie 23 sztuk wystąpił do nowych władz z apelem o utrzymywanie prawdziwej ich zdaniem wersji historii. Właściwej to znaczy takiej, w której bohaterem narodowym ma nadal być donosiciel Wałęsa, a żołnierze wyklęci mają być zapomniani. Podpisani chcieliby żeby nowe władze potwierdziły ich bohaterstwo być może specjalną uchwałą. Nie warto wymieniać ich nazwisk.

Jaki pan taki kram.

!3 grudnia. Déjà vu – czyli powtórka z rozrywki.

!3 grudnia. Déjà vu – czyli powtórka z rozrywki.

Izabela Brodacka

!3 grudnia 2023 roku powrócił do Polski komunizm. Pomimo wygranej PiS w demokratycznych wyborach władzę przejęła koalicja zła. Sprzysięgły się siły ciemności, które bez żenady stosują przemoc oraz techniki zarządzania społeczeństwem wypraktykowane w komunistycznych czasach. Dokładnie jak 13 grudnia 1981 roku. W taki sam jak Jaruzelski sposób Tusk przejmuje media i usiłuje sterroryzować społeczeństwo. Jedyna różnica, że z przyczyn lokalnego a nie globalnego ocieplenia na ulicach Warszawy nie stoją obecnie koksowniki no i jak dotąd nie jeżdżą czołgi. Oraz fakt, że w czasach zamachu stanu z 1981 roku zadanie terroryzowania społeczeństwa powierzono wojsku i milicji a obecnie Tusk powierzył je zwykłym bandziorom.

Trudno mi uwierzyć, że istnieją ludzie, którzy obserwując w akcji tych wszystkich szubrawców, kłamców i błaznów ponownie na nich zagłosowali. Dopuścili żeby władzę przejęli ludzie nienawidzący Polski, nie ukrywający swej agresji, atakujący kościoły, plujący na policjantów, posługujący się wyjątkowo wulgarnym językiem. Kiedy Tusk zapowiadał, że pana Glapińskiego wyprowadzą z miejsca pracy jacyś „silni panowie” niektórzy sądzili, że to – jak się kiedyś mówiło- „austriackie gadanie” czyli chwyt retoryczny. Posługiwanie się silnymi panami i bandyckimi metodami nie mieści się w standardach jakiegokolwiek wolnego i cywilizowanego państwa. Jest wiele innych zdumiewających wydarzeń. W najśmielszych rojeniach trudno było przypuścić, że ministrem kultury może zostać człowiek który o państwie polskim mówił „…i kamieni kupa”. Chyba się nie mylę, że to właśnie on tak mówił.

Ci wszyscy troglodyci są dla mnie słabo rozpoznawalni. Rewolucja kulturalna Tuska odbywa się dokładnie według standardów sowieckich. Niszczone są dokumentalne cenne nagrania. Barbarzyńcy chcą aby społeczeństwo straciło część swojej historii, żeby nie miało przeszłości. A przecież jak powiedział marszałek Piłsudski : „Naród, który nie szanuje swej przeszłości nie zasługuje na szacunek teraźniejszości i nie ma prawa do przyszłości”.

Najistotniejsze jest jednak co innego. Nowy rząd będzie realizował wszelkie aberracje i idiotyzmy Unii Europejskiej posługując się terrorem i sprawdzonymi komunistycznymi metodami. Komuniści wprowadzali masę uregulowań i przepisów, które były uruchamiane wtedy gdy chcieli w kogoś uderzyć. Niewolili społeczeństwo metodą zatruwania mu życia. Na przykład maksymalna powierzchnia mieszkania i domu budowanego za własne pieniądze i własnymi siłami nie mogła przekraczać 110 m2. Znam przypadek rodziny, która zorientowawszy się, że powierzchnia budowanego przez nich domu wynosi 115 metrów kwadratowych zburzyła jedną ze ścian i otrzymała w ten sposób owalny pokój. Ze strony władz była to zwykła szykana, bez cienia racjonalności. Ludzie budujący we własnym zakresie domy odciążali przecież państwo od obowiązku zapewnienia im lokum.

Nie warto nawet przypominać, że żadne normy nie obowiązywały komunistycznych aparatczyków. Generał Krzemień opisywany przez Kisielewskiego w powieści „ Widziane z góry” jako generał Granit zajmował w kamienicy przy Szucha 16 zrabowanej przez komunę przedwojennym właścicielom mieszkanie o powierzchni bodajże 150 metrów kwadratowych. Mieszkanie to odkupiła od jego spadkobierców Monika Jaruzelska jakby nie wystarczała jej willa przy ulicy Ikara zrabowana przez komunę państwu Przedpełskim. Sam Kisiel z rodziną mieszkał też przy Szucha 16 czego się podobno wstydził nawet przed taksówkarzami. Przykro mi to wypominać ale amicus Kisiel sed magis amica veritas.

Analogiczną szykaną jaką było ograniczanie przez komunistów powierzchni budowanego własnym sumptem mieszkania jest obecnie zakaz ogrzewania domu tak zwanym „kopciuchem”. Terminy wymiany ogrzewania zależą od województwa, za ich nie dotrzymanie grożą bardzo wysokie grzywny. W województwach: kujawsko-pomorskim, lubelskim, wielkopolskim i zachodniopomorskim, wymianę należy ( należało) zrobić do 1 stycznia 2024 roku. Mieszkańcy województwa dolnośląskiego mają czas na wymianę ogrzewania do 1 lipca 2024 roku, a pomorskiego do 1 września 2024 roku. Natomiast w województwie lubuskim ostateczny termin wymiany starego ogrzewania wyznaczono na 1 stycznia 2027 roku.

To klasyczny przykład neokomunistycznego nonsensu. Nikt nie zmusi niezamożnych mieszkańców choćby mazurskich wsi do przejścia na bardzo drogie ogrzewanie gazowe czy elektryczne. Jeżeli będą do tego zmuszani zainstalują dla potrzeb kontroli piec gazowy a swojski kopciuch zejdzie do podziemia, do którego dostępu gospodarze będą bronić widłami i siekierą. Uruchomi to oczywiście w ludziach najgorsze instynkty i obyczaje. Prywatne porachunki będą załatwiane metodą donosu usprawiedliwianego „obywatelską postawą”. Poza tym została już uruchomiona typowa dla komunizmu fikcja prawna. Świadectwo energetyczne niezbędne przy sprzedaży a nawet wynajęciu mieszkania można otrzymać z zajmujących się tym procederem firm za niewielką opłatą w ciągu 24 godzin. Łatwo to sprawdzić zamawiając podobne świadectwo przez Internet. Oczywiście rzetelność tych świadectw ma być wyrywkowo sprawdzana lecz da to tylko zajęcie i zarobek firmom wystawiającym takie świadectwa oraz całej armii biurokratów i kontrolerów nie przynosząc żadnych realnych korzyści ani klimatowi ani społeczeństwu.

Zaczęło się „opiłowywanie katolików” zapowiadane przez Nitrasa, który w nowym rządzie pełni akurat funkcję ministra sportu i turystyki. Jego pałeczkę podjęła Barbara Nowacka, której w podziale łupów przypadło ministerstwo edukacji. Widać dobrze, że resorty są rozdzielane zupełnie przypadkowo, że są tylko nagrodą dla akolitów Tuska. Minister edukacji nie zna się na edukacji, minister obrony narodowej nie zna się na wojsku, minister zdrowia nie zna się na medycynie. Taki skład rady ministrów nawet bez „ministrów członków” to po prostu farsa,.

Historia lubi się powtarzać. Pierwszy raz jako tragedia drugi raz podobno jako farsa. Przetrzymamy i tę farsę. Przeżyliśmy ruska przetrzymamy i Tuska.

Złote rybki i trupy w szafie

Złote rybki i trupy w szafie

Izabela Brodacka

Pewien młody człowiek, student uczelni lotniczej, do którego prawdomówności mam zaufanie, bo jako uczeń zawsze przyznawał się uczciwie do swoich wybryków, opowiadał mi, że podczas nudnych lecz obowiązujących zajęć na siłowni chłopcy puszczają sobie transmisję obrad X kadencji Sejmu i zaśmiewają się do łez, bo lepszego kabaretu nie potrafią sobie wyobrazić. Dodam, że młody człowiek nie głosował na PiS, bo jak powiedział „te ponure dziadki nie mówią nic śmiesznego”. Tacy jak on i jego koledzy wybrali kiedyś do Sejmu na (p)osła Jachirę tylko dlatego, że bawiło ich obserwowanie jak wściekle nakłuwa szpilką figurkę Kaczyńskiego i dopisywali na kartach wyborczych: „Król Julian na prezydenta”. Do programu PiS nie mieli żadnych zastrzeżeń, nic ich nie obchodził podobnie jak nie obchodzi ich program PO. Kaczyński ich po prostu znudził.

Razem z moim byłym uczniem zastanowiliśmy się kto w ostatnich wyborach głosował na PO a raczej na KO. Przede wszystkim luzacy, tacy jak on znudzeni polityką młodzi ludzie. Co charakterystyczne – on i jego niepoważni koledzy traktują swoje studia bardzo poważnie. Dbają o kondycję, wspinają się w Tatrach, w skałkach i na ściance, ćwiczą na siłowni. Wiedzą wszystko na temat katastrof lotniczych, historii lotnictwa, czy nietypowych konstrukcji. Mając w planach zawód pilota czy kontrolera lotów liczą się z koniecznością podejmowania odpowiedzialności za życie innych ludzi.

Przerasta ich jednak perspektywa odpowiedzialności za życie większej zbiorowości takiej jak naród czy społeczeństwo. Głosują dla zabawy, a z obrad Sejmu czerpią rozrywkę. Faktycznie zarejestrowano dużą, niespotykaną dotąd, liczbę obserwujących obrady Sejmu. W czasie wygłaszania przez premiera Mateusza Morawieckiego expose, liczba osób oglądających na platformie YouTube obrady Sejmu X kadencji przekroczyła podobno 229 tysięcy, a potem nawet ponad 242 tysiące. Nie jest to jednak bynajmniej tak, że społeczeństwo zachwycają nowe porządki. Najbardziej typowy komentarz jaki słyszy się w sklepie czy na ulicy to: „ale cyrk”. W ten cyrk wpisuje się wybryk posła Brauna, który gaśnicą proszkową potraktował zapaloną w Sejmie menorę. Ten cyrk oglądało podobno kilkaset milionów widzów na całym świecie. Choć niewątpliwie trudno jest walczyć o sekularyzację państwowych instytucji celebrując w jednej z nich (teoretycznie najważniejszej) wybrany arbitralnie obrządek religijny, działania posła Brauna przyniosą zapewne więcej szkody niż pożytku.

Widać jakie spustoszenia w logicznym myśleniu uczyniła tak zwana polityczna poprawność. Ciekawe jaka byłaby reakcja licznych słabych intelektualnie (p)osłów, którzy teraz potępiają w czambuł Brauna gdyby w holu sejmowym zainstalowano szopkę świąteczną. Postępowcom europejskim przeszkadzają nawet medaliki na szyjach pielęgniarek w szpitalu czy w hospicjum.
Druga kategoria głosujących to – jak powiedział mój były uczeń – ludzie, którzy mają pamięć złotej rybki akwariowej. Już nie pamiętają wszystkich odrażających afer z czasów rządów PO. Zapomnieli o sprzedaniu kolejki na Kasprowy Wierch, o aferze Amber Gold, o próbie sprzedaży Lotu, o oddaniu śledztwa w sprawie katastrofy smoleńskiej w obce, wrogie ręce.

Trzecia kategoria to – jego zdaniem – ludzie, którzy mają inteligencję złotej rybki. Święcie wierzą w obietnice wyborcze, co gorsza w obietnice składane przez notorycznych kłamców. Nie rozumieją, że sprzedaż doskonale funkcjonujących spółek państwowych, które przynoszą Polsce ogromne zyski to działanie głupiego Jasia z bajki Kryłowa wzorowanej na klasyku jakim był La Fontaine. Związek frazeologiczny „ Tuer la poule aux oeufs d’or” oznaczający po polsku- „zabić kurę znoszącą złote jaja” funkcjonuje w sensie dowodu skrajnej głupoty w wielu językach świata

I ostatnia, najważniejsza kategoria to ludzie, którzy mają trupa w szafie. Tak się dziwnie składa, że jeżeli ktoś jest gorącym zwolennikiem rządów Tuska prawie zawsze okazuje się, że jego dziadek lub ojciec walczył z bandami ( czytaj z podziemiem niepodległościowym lub z AK), był wojskowym prokuratorem lub wprost funkcjonariuszem UB. Nic dziwnego, że popierają Tuska sami zainteresowani. Przecież obiecał likwidację IPN, jedynej instytucji, która zajmuje się nie skłamaną historią Polski, oraz obiecał przywrócenie ubekom wysokich emerytur przyznanych im za zbrodnie dokonane na polskim społeczeństwie. Nic dziwnego, że popierają Tuska ich dzieci. Zajmują zrabowane przez ich rodziców domy i mieszkania, robili karierę w PRL i podobnie jak Holland czy Janda chcą żeby „ było jak było”. Udało im się przejść suchą stopą przez czerwone morze komunizmu i różowe morze postkomunizmu. Chcą, żeby dalej było tak samo różowo. Nikt nie rozliczył zbrodni popełnianych przez ich przodków, nikt nie odebrał im przywilejów ani stopni naukowych zdobytych na propagowaniu marksizmu, zdobyli status opozycji jako rewizjonistyczni dysydenci, próbowali nobilitować jako „ ludzi honoru” nawet komunistycznych aparatczyków i oprawców i częściowo im się to udało. Przygotowaniem do tego ( ciśnie mi się na klawiaturę bardziej adekwatny termin -подготовка) było powstanie „warszawki” czyli salonu, w którym spotykali się ludzie kultury, dzieci komunistycznych aparatczyków a nawet sami aparatczycy oraz niektórzy przedstawiciele starej przedwojennej inteligencji. Na przykład w salonie państwa Karpińskich brylowały córki Ochaba, miłe i inteligentne dziewczyny. Jedna z nich Maryna była jak pamiętam świetną tłumaczką, a Zosia uczciwą nauczycielką. Nikt nie zgłaszał wobec nich żadnych zastrzeżeń bo przecież dzieci nie odpowiadają za winy rodziców. To że korzystają z przywilejów tych rodziców jakoś nam umykało. Trzeba przyznać córkom Ochaba, że – o ile wiem- nie biorą udziału w obecnych antypolskich seansach nienawiści.

To nie jest tak, że zasłaniam się poglądami jakiegoś mitycznego studenta. To postać – zapewniam – autentyczna i naprawdę odbyła się opisywana rozmowa. Wybrałam go sobie na swego porte-parole bo się z jego poglądami całkowicie zgadzam.

Kto mieczem wojuje

Kto mieczem wojuje

Izabela Brodacka 8-03-2015

Był to 68 rok. Pracowałam w liceum imienia Narcyzy Żmichowskiej. Ukończyłam zresztą tę szkołę. Łaciny uczyła w tym czasie pani Ludmiła Preiss. Bardzo ją szanowałam. Była wspaniałą nauczycielką, logiczną jak matematyk, o wielkiej wiedzy na temat starożytności. Nasze stosunki były jednak chłodne. Choćby z racji różnicy wieku. Poza tym pani Preiss była w PZPR. Niewielu pracowników Żmichowskiej mogło się takim osiągnięciem pochwalić. Były to chyba tylko dwie albo trzy osoby. W jawnym zresztą przeciwieństwie do uczniów a raczej ich rodziców. Czerwony establishment lubił posyłać dzieci do znanych dobrych szkół.

Pewnego dnia pani Preiss bardzo zbulwersowana powiedziała mi, że jej mąż został zwolniony z pracy bodajże w PAP ( nie jestem w stanie tego sprawdzić ) na fali czystek antysemickich. Oczywiście odbyło się to w dość odrażający sposób. Nikt go nie wezwał na rozmowę- dowiedział się, że nie pracuje od woźnego, a jego biurko było już zajęte. „No i co pani na to?” zapytała retorycznie czym trochę mnie zniecierpliwiła. „Kto mieczem wojuje ten od miecza ginie” – odpowiedziałam.

Gdy za kilka dni powiedziała, że chce ze mną na ten temat porozmawiać poczułam się nieswojo. Pomyślałam, że się obraziła. Tymczasem Pani Preiss powiedziała: „ Ma pani rację”. Nawet w sytuacji osobistego zagrożenia była w stanie racjonalnie myśleć. Może była to kwestia jej klasycznego wykształcenia.

W okolicach marca 1968 roku odszedł z pracy w instytucie fizyki, a potem wyemigrował Bronisław Buras.

Podobno nazwisko i imię zawdzięczał Marii i Bronisławowi Bochenkom ze Lwowa. Maria Bochenek w czasie okupacji dostarczyła aryjskie metryki małżeństwu Głowiczowerów: Henrykowi na nazwisko Bronisław Buras, a Zuzannie oddała własną metrykę. Faktem jest, że jako Bronisław Buras wykładał na fizyce i współpracował z Instytutem Badań Jądrowych w Świerku. Również szkolne podręczniki do fizyki były jego autorstwa. Jeżeli prawdą jest, że Buras nie miał formalnego wykształcenia w dziedzinie fizyki tym bardziej go podziwiam. Musiał być bardzo zdolnym człowiekiem. Profesor Dakowski wspomina, że kiedyś Buras patrząc na kopertę, gdzie było napisane: „profesor doktor Bronisław Buras” powiedział uśmiechając się: „ hm, cztery słowa, a żadne prawdziwe.”.

Spotkałam po 68 roku profesora Burasa w Kazimierzu Dolnym. Zaprosił mnie na kawę. Mógł mnie pamiętać tylko z tego, że zwykłam na korytarzu molestować jego uroczego psa spaniela, z którym przychodził do pracy. Powiedział z zadumą „ Wyszedłem z nauki dokładnie na tej samej zasadzie na jakiej do niej wszedłem”.

Dla mnie to świadczy, że był człowiekiem dużego formatu. Zdolnym do autorefleksji. Nie musiałam nic dodawać, zresztą nie pytał mnie o zdanie.

Zupełnie inaczej przebiegało moje „pomarcowe” spotkanie z Wilhelmem Billigiem. Pierwszy raz widziałam tego człowieka z bliska podczas wczasów w Świdrze w położonym nad samą rzeką ośrodku, należącym do instytutu łączności. Billig był wtedy ministrem łączności. W ośrodku rodzina Billigów zajmowała osobny budynek i przyrządzano dla niej osobno posiłki. Ani sam Billig, ani jego żona, ani zarozumiałe dzieci nie pospolitowali się z wczasowiczami. Byli wyjątkowo ważni i nadęci. Tak to widziałam oczami dwunastolatki i nie ma się nad czym dłużej rozwodzić. Potem widywałam Billiga z daleka na korytarzach instytutu Fizyki. Był wtedy pełnomocnikiem rządu do spraw wykorzystania energii jądrowej. Widziałam jak antyszambrowali u niego dobrzy naukowcy i jak wysoko nosił nos.

W czasie wakacji 1968 roku spotkałam w schronisku na Kondratowej dwóch starszych panów, którzy zapytali czy mogłabym im towarzyszyć w wycieczce na Czerwone Wierchy, bo boją się iść sami. Zgodziłam się, raczej z obowiązku. Wyglądali na słabych fizycznie. Twarz jednego z nich wydawała się mi znajoma wreszcie mi się przedstawił. W skurczonym małym staruszku nie rozpoznałam butnego, nadętego Wilhelma Billiga. Uszło z niego całe powietrze. Swoją sytuację skomentował po łacinie: qui gladio ferit, gladio perit (kto mieczem wojuje ten od miecza ginie) co świadczy, że też był zdolny do autorefleksji. Nie wytrzymałam i zapytałam kim jest z wykształcenia. Odpowiedział, że filologiem klasycznym. „Jaki tam filolog?”- powiedział mi potem złośliwy kolega jądrowiec, któremu relacjonowałam rozmowę z Billigiem. „To przecież znany krawiec mężczyźniany”.

Piszę o zupełnie przypadkowych spotkaniach z osobami, których prywatnie nie znałam, ale wpisywali się jakoś w panoramę tamtych czasów. Co jest ciekawe, że nigdzie nie znalazłam życiorysu profesora Burasa, ani Ludmiły Preiss. Mam na półce podręczniki szkolne napisane przez Burasa, ale taki człowiek nie istnieje. W czasach gdy byle szarpidrut ma w sieci swój życiorys. Znalazłam tylko kilka skąpych słów na temat Billiga. Przedstawiany jest jako inżynier i działacz partyjny.

Ponieważ sam przedstawiał się jako filolog klasyczny, a pani Preiss była faktycznie filologiem klasycznym jako stosowny komentarz nasuwa mi się tylko : sic transit gloria mundi.

Był jeszcze jeden emigrant marcowy za którym wielu tęskniło. Był to profesor Rachmiel Brandwain. Pod tym nazwiskiem znalazłam tylko życiorys rosyjskiego gangstera. A przecież profesor Brandwain był natchnionym wykładowcą, głębokim znawcą literatury francuskiej. Na jego wykłady przychodzili ludzie z innych wydziałów. Bardzo dziwnie mówił po francusku. Zapytany o to powiedział, że do nauki wjechał na sowieckim tanku, a wszystkiego nauczył się sam. Skąd mam wiedzieć czy mówił prawdę czy żartował? Myślę, że był oficerem politycznym w Czerwonej Armii, ale mogę się przecież mylić. Brandwain istnieje tylko we wdzięcznej pamięci jego studentów.

Dlaczego nie powstał film o tych emigrantach marcowych, którzy zapisali się dobrze w swoim środowisku i rozumieli w czym kiedyś uczestniczyli? Dlaczego musiano pochylić się nad bezwzględną morderczynią. Helena Wolińska, w przeciwieństwie do Wandy Gruz bohaterki nagrodzonego Oscarem filmu „Ida”, z całą pewnością nic nie zrozumiała ze swego życia.
Tekst drukowany w numerze 10( 403) Warszawskiej Gazety