5 lat więzienia za prawdę? Powstrzymaj ustawę o “mowie nienawiści” TERAZ!

5 lat więzienia za prawdę? Powstrzymaj ustawę o “mowie nienawiści” TERAZ!

citizengo.org

5 lat więzienia za prawdę? Powstrzymaj ustawę o "mowie nienawiści" TERAZ!

petition author imageCitizenGO – rozpoczął tę petycję do posłów na Sejm RP – 2024/12/13

Wyobraź sobie Polskę, w której rząd decyduje, co możesz powiedzieć, a czego nie.

W której zwykła opinia może zaprowadzić Cię przed sąd, a nawet do więzienia. Brzmi jak dystopijna fikcja?

Niestety – to rzeczywistość, którą chce nam zafundować rząd Donalda Tuska i Minister Sprawiedliwości Adam Bodnar.

Na najbliższym posiedzeniu Sejmu (18-20 grudnia) odbędzie się pierwsze czytanie rządowej ustawy, która wprowadza orientację seksualną i płeć do listy „cech chronionych” w przepisach o tzw. „mowie nienawiści.”

Co to oznacza? Prokurator z urzędu będzie ścigał każdego, kto odważy się powiedzieć coś, co nie pasuje do narzuconej narracji.

Nazwiesz kobietę kobietą, mężczyznę mężczyzną? To wystarczy, abyś został oskarżony o „mowę nienawiści.” Jedno słowo, jedno zdanie – i możesz trafić przed sąd jak przestępca.

Rząd Donalda Tuska wraca do cenzury i represji rodem z komunistycznej Polski! Tak, możesz trafić do więzienia za to, że powiesz prawdę. Kara? Nawet 5 lat więzienia!

Ten skandaliczny projekt to nic innego jak narzędzie terroru – bat na konserwatystów, organizacje pro-life, ludzi wierzących i każdego, kto kto sprzeciwi się lewicowo-liberalnej ideologii.

Nie łudź się, że to dotyczy tylko „ekstremalnych przypadków.” Na Zachodzie takie prawo stało się narzędziem do zastraszania i tłumienia konserwatywnych głosów.

W Wielkiej Brytanii Caroline Farrow, matka pięciorga dzieci i dyrektorka kampanii CitizenGO, została aresztowana za to, że w komentarzu na portalu społecznościowym napisała prawdę o ideologii gender.

W Kanadzie osoby odmawiające używania narzuconych zaimków trafiają przed sąd.

W Niemczech konserwatywne organizacje są zamykane, a dziennikarze tracą pracę za krytykę LGBT.

Ta ustawa to początek. Jeśli nie zareagujemy teraz, kto będzie następny?

Ksiądz, który wygłosi kazanie o rodzinie? Matka, która powie, że nie chce edukacji seksualnej w szkole swojego dziecka? Może Ty, jeśli odważysz się powiedzieć prawdę?

Nie bądź obojętny! Podpisz petycję do posłów, aby zatrzymali ten skandaliczny projekt! Nie dla cenzury! Nie dla zastraszania!

Orwellian Chat Control Must Be Stopped – Now!

Chat Control Must Be Stopped – Now!

June 17, 2024 · Deutsche Version

Chat Control Must Be Stopped – Now!

With its legislative proposal known as “Chat Control,” the EU Commission is trying to establish an unprecedented mass-surveillance apparatus of Orwellian proportions in the European Union.

If EU citizens don’t stand up for privacy now, it may be too late.

This Wednesday, June 19, 2024, the EU Council could be voting on the controversial Chat Control bill.

Should it pass, the consequences would be devastating: Under the pretext of child protection, EU citizens would no longer be able to communicate in a safe and private manner on the Internet. The European market’s location advantage would suffer a massive hit due to a substantial decrease in data security. And EU professionals like lawyers, journalists, and physicians could no longer uphold their duty to confidentiality online. All while children wouldn’t be better protected in the least bit. On the contrary, Chat Control could have a negative impact on minors in particular.

What is Chat Control?

It doesn’t matter how the EU Commission is trying to sell it – as “client-side scanning,” “upload moderation,” or “AI detection” –, Chat Control is still mass surveillance. And regardless of its technical implementation, mass surveillance is always an incredibly bad idea, for a whole plethora of reasons. Here are just three:

1. Mass Surveillance is a Totalitarian Tool Incompatible with Democracy

2. Mass Surveillance Is Ineffective

3. Mass Surveillance Undermines Data Security

Of course, sharing CSAM is an absolutely intolerable, horrific crime that must be punished. Before CSAM can be shared online, however, a child must have suffered abuse in real life, which is what effective child protection should be trying to prevent (and what Chat Control does not focus on). For this and many other reasons, child protection organizations such as Germany’s Federal Child Protection Association are against Chat Control, arguing that it’s “neither proportionate nor effective.”

Besides, there’s no way of really knowing whether Chat Control would actually be (or remain) limited to CSAM. Once the mass-surveillance apparatus is installed, it could easily be extended to detect content other than CSAM without anyone noticing it. From a service provider’s point of view, the detection mechanism, which is created and maintained by third parties, essentially behaves like a black box.

What can you do?

Since the matter may be decided this Wednesday, June 19, 2024, time is a critical factor. If you’re a EU citizen, please consider contacting your government’s representative today, asking them to vote against Chat Control.

It may also help to take to the digital streets, spread the word online, and raise awareness for the EU’s dubious plan to establish an unprecedented mass-surveillance apparatus that would essentially nullify the right to data privacy and set a highly dangerous precedent in doing so.

What would Chat Control mean for Threema users in the EU?

While Threema would be subject to Chat Control, the business solution Threema Work would be out of scope according to our current knowledge. It’s still not entirely clear how Chat Control would have to be implemented by service providers, and it’s questionable whether such a blatant violation of the right to privacy would hold up in European courts.

What is crystal clear, however, is that there will never be a Threema version that’s spying on its users in any way, shape, or form. The reason Threema was created is to provide a highly secure, completely private, and anonymous means of communication. Once it’s no longer possible to offer such a service in the European Union, we will be forced to take consequences.

We will carefully consider all options (including legal actions, technical workarounds, etc.) first, and if we come to the conclusion that there’s no other way, we’ll call on fellow communication services to join us in leaving the EU.

O Unii Europejskiej można mówić tylko dobrze. Inne YouTube wycina. Targi książki w Łodzi.

O Unii Europejskiej można mówić tylko dobrze. YouTube nie chce, żebyście to obejrzeli [VIDEO]

6.04.2024 o-unii-europejskiej-mozna-mowic-tylko-dobrze

YouTube usunął kolejne nagranie z Tomaszem Sommerem
YouTube usunął kolejne nagranie z Tomaszem Sommerem

„Ten film został usunięty z powodu naruszenia Warunków korzystania z usługi YouTube” – taki napis zobaczą osoby, które spróbują obejrzeć rozmowę Tomasza Sommera z Tomaszem Cukiernikiem na YouTubie. Na szczęście są jeszcze inne platformy, na których można działać. Cukiernik i Sommer pojawią się natomiast na Targach Książki Patriotycznej w Łodzi.

„Nagrałem wczoraj z Tomaszem Cukiernikiem rozmowę o jego nowej książce. Wrzuciłem ją na Rumble a on na swojego YouTuba. Po kilku godzinach z YouTuba rozmowa zniknęła. Oni chyba cierpią na jakąś paranoję” – informuje redaktor naczelny Najwyższego Czasu! Tomasz Sommer.

Nagranie na swoim kanale Cukiernik promował wpisem: „20 lat w Eurokołchozie”. Gdy kliknie się w udostępniany przez niego link, zobaczymy napis „Ten film został usunięty z powodu naruszenia Warunków korzystania z usługi YouTube”.

Na szczęście istnieją wciąż platformy, które nie stosują tak zawziętej cenzury, choć nie pozwalają one tak dobrze zarabiać jak te największe.

Rozmowa Tomasza Sommera z Tomaszem Cukiernikiem wciąż jest dostępna w serwisie Rumble. Co takiego nie przeszło przez cenzurę YouTube’a?

Przekonajcie się sami:

Cukiernik: Poza Unią jest życie!

Targi książki patriotycznej w Łodzi z udziałem Autorów NCz!

Targi odbędą się w sobotę 6 kwietnia 2024 w godzinach 10-20, przy ul. Piramowicza 11/13 (wejście przez pierogarnię).

Będą autorzy NCz!: Tomasz Sommer, Stanisław Michalkiewicz, Leszek Szymowski, Janusz Korwin – Mikke, Tomasz Cukiernik, prof. Adam Wielomski.

O godz. 12 promocja najnowszej książki Tomasza Cukiernika „Dzwadzieścia lat w Unii. Bilans członkowstwa”.

Oprócz nich: Stanisław Srokowski, Marcin Rola, Piotr Szlachtowicz, dr Magdalena Ziętek Wielomska, prof. Jerzy Robert Nowak i inni.

Zapraszamy!

ABW: NCzas publikował informacje …zagrażające obronności, bezpieczeństwu państwa oraz bezpieczeństwu i porządkowi publicznemu.

Blokada NCzas.com. ABW odpowiada na pozew Sommera. „Ostre oceny” na portalu oko.press

22.03.2024 Autor:Redakcja NCzas nczas

Tomasz Sommer oraz ABW.
Tomasz Sommer oraz ABW. / foto: screen YouTube/PAP (kolaż)

Już w piątek 5 kwietnia rozpocznie się proces redaktora naczelnego „Najwyższego Czasu!” Tomasza Sommera z Agencją Bezpieczeństwa Wewnętrznego, związany z zablokowaniem portalu nczas.com w lutym 2023 roku. Sommer udostępnił w swoich mediach społecznościowych odpowiedź na pozew wystosowaną „w imieniu Skarbu państwa reprezentowanego przez Agencję Bezpieczeństwa Wewnętrznego zastępowanego przez Prokuratorię Generalną Rzeczypospolitej Polskiej”.

Przypomnijmy, że już przeszło rok temu ABW zablokowało bez podania przyczyny portal nczas.com. Obecnie tylko osoby, które odpowiednio zmieniły ustawienia swoich przeglądarek (instrukcja jak to zrobić TUTAJ), mogą wejść na naszą oryginalną stronę.

Państwo polskie wciąż cenzuruje „Najwyższy Czas!” pomimo tego, że jakiś czas temu władza w Polsce się zmieniła. Teraz, ponad rok od zablokowania portalu, rusza pierwszy proces, założony przez Sommera Skarbowi Państwa, reprezentowanemu przez ABW.

Sommer kontra ABW

Redaktor naczelny nczas.com udostępnił w swoich mediach społecznościowych odpowiedź na pozew, wystosowaną „w imieniu Skarbu państwa reprezentowanego przez Agencję Bezpieczeństwa Wewnętrznego zastępowanego przez Prokuratorię Generalną Rzeczypospolitej Polskiej”.

Zaprzeczono w nim między innymi temu, aby „dobra osobiste powoda były naruszone w wyniku wniosku Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego” oraz temu, aby „wniosek Agencji Bezpieczeństwa był niezgodny z prawem”. Ponadto podkreślono, że absolutnie, w żadnym wypadku motywacje złożenia wniosku nie były polityczne.

Zaznaczono, że rzekomo wniosek był uzasadniony oraz że został wykonany, z czym trudno polemizować. Dalej robi się jedynie ciekawiej. W piśmie notorycznie portal nazywany jest nczas.pl, a więc gdyby ktoś był złośliwy, mógłby uznać, że przez pomyłkę został zablokowany nie ten portal, co trzeba.

„Nie doszło do zablokowania dostępu do ww. portalu (nczas.pl – przyp. red.), skutkiem realizacji wniosku ABW było jedynie ograniczenie dostępności do tego portalu” – czytamy.

Ponadto portal rzekomo „publikował informacje mogące być uznane za zagrażające obronności, bezpieczeństwu państwa oraz bezpieczeństwu i porządkowi publicznemu”. Jakie miałyby to być treści, niestety póki co się nie dowiadujemy, gdyż podobno istniały podstawy do złożenia przez ABW wniosku, ale „z uwagi na objęcie tego dokumentu klauzulą »zastrzeżone« nie jest możliwe szersze odniesienie się do tych faktów” w trybie jawnym.

W odpowiedzi czytamy też, że portal „aktywnie uczestniczył w debacie publicznej i były pod jego adresem kierowane ostre oceny”. O co chodzi? Dowodem na „fakt istnienia w przestrzeni publicznej ostrych, negatywnych ocen działalności portalu” ma być artykuł opublikowany na portalu nczas.com pt. „Mierzyńska z oko.press szaleje. Po prawie 30 latach działalności odkryła »Najwyższy CZAS!« i Stanisława Michalkiewicza”.

Wspomniany artykuł, omawiający tekst opublikowany na portalu oko.press, pojawia się w piśmie jeszcze raz. W odpowiedzi ponownie podkreślono, że portal „uczestniczy w debacie publicznej w sposób bardzo wyrazisty i w konsekwencji bardzo wyraziste są sądy kierowane w debacie publicznej pod adresem tego portalu”. „Debata dotycząca treści jest ostra, padają w niej zarzuty daleko idące” – czytamy.

ABW w swojej odpowiedzi twierdzi zatem, że rzekomo na portalu nczas.com pojawiały się treści „zagrażające obronności, bezpieczeństwu państwa oraz bezpieczeństwu i porządkowi publicznemu”, ale o co chodzi jak na razie się nie dowiadujemy.

Dowiadujemy się natomiast, że pod adresem portalu były „kierowane ostre oceny”, których przykładem jest jeden artykuł portalu nczas.com, będący omówieniem tekstu z oko.press. Trudno powiedzieć, jaki w ogóle miałoby to mieć związek z blokadą portalu, ale widocznie ważny, bo przykład „negatywnej” i „ostrej” oceny jest powtarzany aż dwukrotnie.

Ostatecznie pozwany wnosi o oddalenie powództwa i zarządzenie od Sommera kosztów procesu. Pierwsza rozprawa już 5 kwietnia o godz. 10 w Sądzie Okręgowym w Warszawie. Zainteresowanych serdecznie zapraszamy.

Zachęcamy do wsparcia naszej działalności. 

Oto, co przeraża Prokuratorię Generalną Rzeczypospolitej Polskiej. Już pięć lat!

Mierzyńska z oko.press szaleje. Po prawie 30 latach działalności odkryła „Najwyższy CZAS!” i Stanisława Michalkiewicza

Dominik Cwikla 2.08.2019 nczas/mierzynska-z-oko-press-szaleje

Władymir Putin, Anna Mierzyńska i Tomasz Sommer/fot. PAP/EPA/Facebook Niech Cię widzą - Anna Mierzyńska/YouTube/nczas.com (kolaż)
Władymir Putin, Anna Mierzyńska i Tomasz Sommer/fot. PAP/EPA/Facebook Niech Cię widzą – Anna Mierzyńska/YouTube/nczas.com (kolaż)

Anna Mierzyńska, przedstawiana jako ekspert od mediów społecznościowych na łamach lewackiego portalu oko.press znowu wzięła się za rozwiązywanie zagadek ruskiej agentury i faszystowskiej męskiej dominacji prześladującej pokojowo nastawioną społeczność LGBT. Znalazło się miejsce na nasz portal i redaktora naczelnego. Mierzyńska „awansowała” nas na „liderów opinii Kremla”.

W tekście „Egzotyczna koalicja przeciw LGBT w Polsce: radykałowie religijni, skrajna prawica, Rosja i PiS” Mierzyńska snuje swoje fantazje na temat tego, jak to lewacki PiS rzekomo mobilizuje prawicę przeciwko pokojowemu, tolerancyjnemu i pełnemu miłości społeczeństwu spod znaku LGBT. – W trwającej ideologicznej wojnie nie chodzi bowiem o bezpieczeństwo dzieci czy wizję rodziny – lecz o władzę. Męską władzę – twierdzi autorka.

Wymienionych jest wiele organizacji i mediów, m.in. stop-seksualizacji.pl i „Opcja na prawo”, (ruskoagentyzm i „szerzenie treści anty-LGBT”), Ordo Iuris, Instytut ks. Piotra Skargi i „Magna Polonia”.

Znalazło się także miejsce na nas. Choć z wieloma błędami.

Wolnosc24.pl i nczas.com to strony należące do Fundacji Najwyższy Czas [do firmy 5S Media Sp. z o.o., co widać w stopce strony – red. nczas]. Redaktorem naczelnym jest Tomasz Sommer, od połowy lat 90. związany politycznie z Januszem Korwin-Mikkem – czytamy w tekście Mierzyńskiej.

Dziś najbardziej znaną twarzą Najwyższego Czasu jest Stanisław Michalkiewicz, zaś nczas.com we wspominanym wcześniej węgierskim raporcie [przygotowany przez Political Capital z maja – red. nczas] został opisany jako szerzący narrację antyzachodnią i antyestablishmentową. Dodałabym jeszcze antyunijną i antyimigrancką – pisze Mierzyńska.

Zaś redaktor naczelny Tomasz Sommer w marcu na konferencji Fundacji PAFERE miał wystąpienie o znaczącym tytule: „Jak wyjść z Unii Europejskiej? Praktyczne wnioski z Brexitu” – oburza się autorka.

To miłe, że pani Mierzyńska wreszcie dostrzegła „Najwyższy CZAS!” funkcjonujący na rynku od 1990 roku, i Stanisława Michalkiewicza, który współpracuje z tygodnikiem od początku a przez kilka lat był jego redaktorem naczelnym. Poglądy od początku prezentujemy takie same – konserwatywne i wolnorynkowe, antyunijne i prolife. I jeszcze nie było Putina na Kremlu, ani nawet Federacji Rosyjskiej, tylko Związek Sowiecki, kiedy prezentowaliśmy konserwatywno-liberalne idee.

Należy jednak docenić fakt, że w swoich fantazjach nie nazywa nas już zwykłą „ruską agenturą”, lecz „liderami przekazu zgodnymi z linią Kremla”. Z takimi tezami pozostaje czekać, aż Tomasz Sakiewicz zaprosi panią Mierzyńską na wspólną kawę i ani się obejrzymy, a stanie się ona ekspertem mediów z obozu rządzącego w zakresie tropienia agentur. I kto wie – może uda się jej coś uszczknąć z rządowego koryta za nasze pieniądze?

Źródło: oko.press

ABW „aresztowało” książki. Władza centralna ma totalitarne zakusy.

ABW „aresztowało” książki

26.02.2024 abw-aresztowalo-ksiazki

Władza centralna ma – oczywiście w imię tolerancji i miłości – totalitarne zakusy na kontrolowanie tego, co kto czyta i uważa.

Autor:Dominik Cwikla

Tomasz Stala oraz logo ABW.
Tomasz Stala oraz logo ABW. / foto: screen BanBye/domena publiczna (kolaż)

W środę 21 lutego ABW weszła do siedziby Wydawnictwa 3DOM, by dokonać aresztowania „książek”. Pretekstem było rzekome negowanie holokaustu Żydów.

Na miejscu służby stwierdziły, że „nienawistnych” książek jest o wiele więcej niż tylko te, po które pierwotnie przybyto. Ostatecznie około 20 funkcjonariuszy „aresztowało” po jednej książce na głowę.

Sytuacja wydaje się być z jednej strony komiczna, z drugiej ukazuje, że nowa jaśnie nam panująca oligarchia zamierza rozprawić się siłowo z wszelkimi mediami nietrzymającymi jej strony. Przy okazji beton wyborczy obecnej ekipy rządzącej będzie usatysfakcjonowany – w końcu kto przeciw nim, ten faszysta. A w imię tolerancji trzeba niszczyć wszelkie oznaki rzekomego faszyzmu.

ABW weszło do wydawnictwa i… na działkę letniskową

Jak relacjonował w rozmowie ze mną w telewizji wRealu24 Tomasz Stala, szef wydawnictwa 3DOM, 21 lutego około godz. 6.30 do akcji wkroczyły trzy grupy operacyjne ABW. Stało się to na polecenie prokuratora Dariusza Psiuka. Pracuje on w Oddziałowej Komisji Ścigania Zbrodni Przeciwko Narodowi Polskiemu. Celem ok. dwudziestu funkcjonariuszy było „aresztowanie” książek.

Mundurowi wkroczyli do siedziby rejestrowej wydawnictwa, która znajduje się w prywatnym mieszkaniu Stali. Ponadto służby weszły również na jego działkę letniskową. Warto zaznaczyć, że w mieszkaniu właściciela przebywała w czasie „nalotu” żona Tomasza Stali, jego dzieci oraz matka.

Służbom przede wszystkim chodziło o książki zmarłego pod koniec maja 2010 roku Dariusza Ratajczaka. Został on w 1999 roku zawieszony, a następnie wydalony z Uniwersytetu Opolskiego, ponieważ wydał książkę „Tematy niebezpieczne”, w której znajdują się m.in. omówienia poglądów rewizjonistów holokaustu. Wytoczono mu również proces sądowy o złamanie art. 55 ustawy o IPN, tj. zaprzeczania zbrodniom narodowych socjalistów na Żydach w niemieckim obozie Auschwitz-Birkenau na terenie okupowanego Oświęcimia.

Wydawnictwo 3DOM wydało wspomnianą książkę w 2020 roku. Według prokuratora jest to złamanie rzeczonego przepisu.

W trakcie „akcji” prokurator zobaczył inne książki dotyczące tematyki żydowskiej. Wówczas skontaktował się z innym prokuratorem i przekazał, że wydawnictwo mogło złamać art. 256 Kodeksu Karnego (dotyczy on „propagowania nazizmu, komunizmu, faszyzmu lub innego ustroju totalitarnego”). Na skutek telefonu do wydawnictwa przyjechała policja gospodarcza z Częstochowy, by zarekwirować dziewięć kolejnych książek.

Kto trafił na indeks?

Pierwszym „nielegalnym” autorem jest ks. prof. Stanisława Trzeciak. Kapłan został zamordowany 8 sierpnia 1944 wraz z około 10 innymi osobami, gdy on i inni mieszkańcy Warszawy byli przeganiani z Woli do obozu w Pruszkowie. Trwało wówczas powstanie warszawskie. Kapłan przed wojną miał [jak krzyczeli żydzi md] antysemickie wystąpienia i chwalił Adolfa Hitlera za pozbawienie Żydów praw. W kontekście tego autora policja zabezpieczyła jego książkę pt. „Talmud o gojach a kwestia żydowska”. Co ciekawe publikacja nie została wydana przez 3DOM, tylko przez wydawnictwo Ostoja.

Wśród zarekwirowanych książek znalazły się także: „Księga Win Judy” wydawnictwa Magna Polonia, autorstwa Wilhelma Meistera, „Żydzi i Kahały – Tajne dokumenty ujawnione przez żyda ochrzczonego Brafmana”, „Protokoły Mędrców Syjonu ze wstępem krytycznym” wydane w tym roku.

Zabrano także trzy książki autorstwa jedynego żyjącego spośród „nielegalnych” autorów, tj. Radosława Patlewicza. Napisał on „Pogrom w Krakowie. Śledztwo historyczne”, „Mord rytualny w Rzeszowie? Śledztwo historyczne” oraz „Mędrcy Syjonu – Nowe Otwarcie”.

Nietrudno zauważyć, że wszystkie książki dotyczą Żydów lub kwestii żydowskiej. W związku nasuwa się pytanie, czy organ zajmujący się sprawą powinien nazywać się Komisją ds. Ścigania Zbrodni Przeciwko Narodowi Polskiemu?

Dlaczego teraz?

Tomasz Stala uważa, że to nie przypadek, że to właśnie teraz doszło do wejścia służb do jego mieszkania. Książki bowiem wydawane były na przestrzeni kilku ostatnich lat. Czy dopiero teraz ktoś w służbach zobaczył, co wydaje wydawnictwo 3DOM?

Stala zwraca uwagę na dwie kwestie. Po pierwsze nastąpiła zmiana władzy. Wielu funkcjonariuszy próbuje „wykazać się” w nowej, „tolerancyjnej” rzeczywistości, ścigając „wstrętnych faszystów” z Częstochowy. Po drugie Stala jest kandydatem na prezydenta Częstochowy w ramach nowego ugrupowania Alternatywa dla Częstochowy, scalającego prawicowe oraz miejscowe, niezależne środowiska. Miastem tym od dawna rządzą lewicowe siły, zresztą przy aprobacie mieszkańców.

Tomasz Stala uważa, że cała sytuacja jest po prostu politycznym atakiem. W mediach można będzie go bowiem przedstawiać w czasie kampanii wyborczej jako „podejrzanego o popełnienie przestępstwa”.

Walka z “prawicą”

Centralnym władzom może też wydawać się świetnym pomysłem „walka z faszyzmem” czy słynnym antysemityzmem. W końcu oto „dyktatura Kaczyńskiego” została odsunięta od władzy, a jaśnie nam panująca nowa oligarchia pod sztandarami LGBT, tolerancji, uśmiechu i KON-STY-TUC-JI już spostrzegła, że poza chęcią obalenia starego systemu niewiele ma ze sobą wspólnego. Widać to także po planach koalicyjnych – a może raczej ich braku – na nadchodzące wybory.

W związku z powyższym trzeba znaleźć najlepiej kilka tematów, które „utwierdzą w wierze” nie tylko elektorat, ale także samych polityków. Już wcześniej w Sejmie pojawiła się kwestia cenzurowania wypowiedzi dotyczących powiązań pedofili z homoseksualizmem. Jeszcze wcześniej skazano Mariusza Dzierżawskiego za to, że podawał publicznie dostępne i naukowo potwierdzone dane na ten temat. Ale to za mało.

Rządzący lewicowcy – od tych centrowych poprzez ludowych na skrajnych kończąc – potrzebują więcej punktów wspólnych na płaszczyźnie ideologicznej. Prawicowe wydawnictwa są świetnym punktem zaczepienia. Można bowiem zarzucać im łatwo brak tolerancji, antysemityzm, negowanie holokaustu, antyszczepionkizm, a jak się jakiś prokurator postara, to prawicowe wydawnictwa mogą stać się tymczasowo odpowiedzialne nawet za inwazję Marsjan. W końcu okres Wielkiej Histerii zwanej pandemią pokazał, jak duża część społeczeństwa potrafi wierzyć w totalne bzdury mimo publicznie dostępnych informacji.

Wolność poglądów i myśli

Choć sytuacja, w której służby specjalne wkraczają, by aresztować książki, wydaje się być zabawna, to w rzeczywistości wcale taka nie jest.

Po pierwsze non stop straszy się nas wojną. Ja za bardzo obecnie się taką ewentualnością nie przejmuję, jednak w państwie niezbudowanym z mokrego kartonu cały czas służby powinny czuwać nad bezpieczeństwem i wykrywać ewentualne zagrożenia, tak aby o ewentualnym ataku władza jak i naród były wcześniej poinformowane.

Tymczasem skoro ABW zajmuje się aresztowaniem książek, to znaczy, że raczej nie mogę oczekiwać, że na poważnie pilnują bezpieczeństwa państwa. I jako obywatel utrzymujący agencję, na wykrycie agentów jakiegokolwiek państwa w najbliższym czasie liczyć nie mogę.

Po drugie widać wyraźnie, że władza centralna ma – oczywiście w imię tolerancji i miłości – totalitarne zakusy na kontrolowanie tego, co kto czyta i uważa. Sam przeczytałem w przeszłości „Mein Kampf” Adolfa Hitlera, „Manifest komunistyczny” Karola Marksa, a nawet „Biblię Szatana” Antona Szandora LaVey’a. W żaden sposób nie przybliżyło to mojego myślenia w kierunku akceptacji narodowego socjalizmu, komunizmu czy satanizmu. I przypuszczam, że podobnie jest w zdecydowanej większości.

Natomiast próba rugowania dostępności jakichś książek, zresztą na wzór palenia książek niepoprawnych politycznie w III Rzeszy, może mieć efekt odwrotny do zamierzonego, czyli faktyczny wzrost nienawiści do Żydów czy też wzrost poparcia dla narodowego socjalizmu. Ale spokojnie – wówczas winę zwali się nie na lewicowy rząd, który próbował zakazywać dostępności książek, tylko na prawicowe wydawnictwa lub media. A ludzie to łykną – jak zwykle.

Cenzura prewencyjna. Uśśś !!! Wydawca 3DOM popełnił “zbrodnię na narodzie polskim”??

Aresztowanie nieprawomyślnych książek. Stala UJAWNIA kulisy akcji ABW w wydawnictwie 3DOM [VIDEO]

23.02.2024 Autor:KM aresztowanie-nieprawomyslnych-ksiazek

Tomasz Sommer i Tomasz Stala z wydawnictwa 3DOM.
Tomasz Sommer i Tomasz Stala

Spóźnieni funkcjonariusze, który zajechali po drodze na hot-doga, „aresztowanie” książek, przeszukania prywatnych posesji, nawet działki letniskowej.

-Powiedzieliśmy im, że jeśli wezmą po jednej książce, to wystarczy do zbadania czy są dobre czy złe. Natomiast powiedzieli, że jak znajdą kogoś z 2kg narkotyków, to nie zabierają 5g, tylko 2kg –

Tomasz Stala z wydawnictwa 3DOM mówi o kulisach akcji Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego w jego firmie.

W rozmowie z Tomaszem Sommerem na kanale NCZAS INFO Stala opowiedział o akcji ABW, podczas której zarekwirowano „nieprawomyślne” książki sprzedawane przez jego wydawnictwo.

Trzy zespoły służb, w sumie około 20 funkcjonariuszy, podjechało pod siedzibę wydawnictwa w środę, 21 lutego 2024 roku z samego rana. Jeden z zespołów miał lekkie opóźnienie, bo – jak usłyszał Stala podczas rozmów pomiędzy funkcjonariuszami – w międzyczasie panowie podjechali na stację Orlen po hot-dogi.

Gdy rozpoczęła się akcja ABW, Stali przedstawiono zaświadczenie, wniosek o przeszukanie – Chodziło książki, które wydałem półtora roku temu. One są penalizowane artykułem 55 ustawy o IPN – opowiadał.

Sommer nie dowierzał w cały obrót sytuacji i przypomniał, że w polskiej konstytucji istnieje konstytucyjny zakaz cenzury. Chcesz powiedzieć, że rozpoczęło się tworzenie jakiejś listy książek, ksiąg zakazanych? – pytał.

Stala odpowiedział, że zgodnie z art. 55 ustawy o IPN można zakazywać wolności słowa.

Artykuł ten był już zgłaszany do Trybunału Konstytucyjnego, ale sędziowie nie podjęli się orzeczenia. – Artykuł mówi, że można zakazywać wolności słowa, wolności badań naukowych i wszelkich innych wolności, jeśli dotyczy to zbrodni na narodzie polskim, aczkolwiek w moim przypadku nie chodzi o zbrodnię na narodzie polskim, tylko tym na „ż” – powiedział.

Autor zarekwirowanych książek zmarł w dziwnych okolicznościach

Jakie książki koniecznie chciało zarekwirować ABW? Chodzi o „Tematy niebezpieczne”, „Tematy jeszcze bardziej niebezpieczne” oraz „Tematy śmiertelnie niebezpieczne” śp. dr. Dariusza Ratajczaka. Pierwszą z tych książek napisał w 1999 roku, za co został wydalony z Uniwersytetu Opolskiego. Stala w 2022 roku wznowił wydanie publikacji.

Prezes wydawnictwa 3DOM przypomniał, że w 2010 roku, już po wydaniu dwóch książek, a przed wydaniem trzeciej, dr Ratajczak zmarł w dość dziwnych okolicznościach. – Został znaleziony martwy w zaparkowanym samochodzie pod opolskim marketem Karolinka. W poniedziałek. Co prawda sekcja zwłok wykazała, że do śmierci doszło w piątek, a jeszcze w sobotę auto było przeparkowywane, ale nikt w tym nie grzebał mocno. Zmarł to zmarł – rozkłada ręce Stala. Oficjalną przyczyną zgonu było zatrucie alkoholem.

Sommer jest w posiadaniu wydania pierwszej edycji książki i pokrótce przedstawił jej treść. – Mamy tam przedstawione argumenty tak zwanych rewizjonistów holokaustu. Są przedstawione argumenty pewnych ludzi i właściwie ciężko się tutaj do czegoś przyczepić – mówił Sommer i zapytał, jakie zastrzeżenia są do publikacji.

„Zbrodnią” doktora Ratajczaka było to, że nie dodał do nich komentarza. Tak doczytałem. Wszystko byłoby dobrze, ale mógł napisać, że ci ludzie są źli i w zasadzie oni się mylą. On po prostu przedstawił to w ten sposób, że są też takie głosy w tej dyskusji. Nie potępił ich, ani nie poparł, ale to było za mało – odpowiedział Stala.

Kulisy akcji ABW w wydawnictwie 3DOM

Jak przebiegała cała akcja ABW? Stala opowiada, że wskazał prokuratorowi, gdzie znajdują się książki, po które przyjechał. – Sprawa powinna się zakończyć w 15 sekund – uważa.

ABW, poza siedzibą firmy, postanowiło dodatkowo przeszukać prywatny dom Stali, kolejne biuro, a także… działkę letniskową. – Świecili pod domkiem holenderskim światełkami szukając tych książek w trawie – ujawniał.

Sommer pytał, na jakiej podstawie w ogóle książki zarekwirowano. Podejrzewa, że finalnie zostaną postawione zarzuty, ale przecież do wyroku jeszcze daleko. – Cenzura prewencyjna – odparł krótko Stala.

Zabrali wszystkie książki, nie po jednym egzemplarzu. Ba, zabrali też okładki tych książek, bo, jak wiesz, mam drukarnię – kontynuował Stala.

Ostatecznie prokuratura zarekwirowała więcej pozycji książkowych, niż początkowo planowała. „Nieprawomyślne” okazały się także książki Radosława Patlewicza: „Pogrom w Krakowie”, „Mord rytualny w Rzeszowie”, „Mędrcy Syjonu”, a także Stanisława Trzeciaka – „Program światowej polityki żydowskiej”, „Talmud o gojach a kwestia żydowska”, „Protokoły mędrców Syjonu ze wstępem krytycznym”, „Księga win Judy” oraz „Żydzi i kahały”.

Jak do tego doszło? – Trwały postępowania, przeszukania, pan prokurator zaczął chodzić u mnie po wydawnictwie, patrzył na tytuły książek i na okładki. I nagle mówi, taki lekko podniecony: „no, pod art. 55 to może nie podlega, ale pod art. 256 już tak” – opowiada.

Art. 256 brzmi: „Kto publicznie propaguje faszystowski lub inny totalitarny ustrój państwa lub nawołuje do nienawiści na tle różnic narodowościowych, etnicznych, rasowych, wyznaniowych albo ze względu na bezwyznaniowość, podlega grzywnie, karze ograniczenia wolności albo pozbawienia wolności do lat 2”.

Prokurator IPN dzwonił do koleżanki prokuratorki, opowiedział, co widzi i złożył zawiadomienie o możliwości popełnienia przestępstwa. Nie skończyły się jeszcze czynności ABW, a już przyjechała policja gospodarcza na zlecenie prokuratora częstochowskiego i zaczęli mi „aresztować” książki, które, poprzez spojrzenie na okładkę, mogą być… – mówił dalej Stala.

Ale jak to, „aresztować” książki? – nie dowierzał Sommer. – No „aresztować”, zabrali cały nakład. Dziewięć książek – odpowiedział.

Powiedzieliśmy im, że jeśli wezmą po jednej książce, to wystarczy do zbadania czy są dobre czy złe. Natomiast powiedzieli, że jak znajdą kogoś z 2 kg narkotyków, to nie zabierają 5g, tylko 2 kg. Tacy byli mądrzy – mówił dalej Stala. Dodał, że przecież książki wciąż może drukować i zastanawiał się, czy teraz ABW będzie codziennie przyjeżdżać sprawdzać stany magazynowe.

Cała rozmowa Tomasza Sommera z Tomaszem Stalą z wydawnictwa 3DOM do obejrzenia poniżej.

Tomasz Sommer

@1972tomek

Tomasz Stala: Odwiedziny gości z ABW!

0:09 / 41:23

Tomasz Stala: Odwiedziny gości z ABW!

4 683 Wyświetlenia

Czy historyk może świadomie mówić nieprawdę? Dr Ratajczak

Czy historyk może świadomie mówić nieprawdę?
Ratajczak-martwy

dakowski.pl/archiwum/pliki

            Media doniosły o znalezieniu ciała znanego historyka Dariusza Ratajczaka. Ta historia coś za bardzo przypomina rosyjskie doniesienia prasowe w których są opisy kolejnych niewygodnych dziennikarzy znajdowanych martwych lub pobitych przez nieznanych sprawców. Wydaje się, że po sukcesie operacji Smoleńsk 2010, również i te metody zaczną być szeroko stosowane w Polsce. Od wielu lat historyk był zaszczuty i prześladowany przez GW i środowiska z nią powiązane. Poniżej wywiad z  dr. Ratajczakiem z 2003 r.

Wywiad (Radio Rodzina, Wrocław, A.D. 2003 r.)

Janusz Telejko: Dzisiejszym gościem w Radio Rodzina jest dr Dariusz Ratajczak. Serdecznie witam, szczęść Boże.
Dariusz Ratajczak: Szczęść Boże.
J. Telejko: Panie Dariuszu, czy historyk może świadomie mówić nieprawdę?
D. Ratajczak: Nie, absolutnie nie może. Jest to rzecz nie do zaakceptowania. Głównym celem działalności historyka jest zbliżanie się do prawdy, poszukiwanie prawdy. W istocie prawda jest jedynym przyjacielem historyka. Owszem, historyk może błądzić, może popełniać błędy i często tak się dzieje. Powiem szczerze: ja prawdopodobnie też bardzo często nie mam racji, popełniam błędy – cóż, jestem tylko człowiekiem – zawsze jednak pragnę zbliżać się do prawdy. Historyk i prawda to powinno być jedno. Historyk powinien być skażony prawdą, skażony dążeniem do prawdy. Historyk świadomie podający nieprawdę jest w istocie propagandystą. Niestety, zjawisko to obserwujemy również w dzisiejszych “demokratycznych czasach”. Oczywiście nie tylko w Polsce, ale niech ona będzie podstawą naszej rozmowy, zgodnie z maksymą: “bliższa koszula ciału…” Dlaczego tak się dzieje? Otóż dlatego, iż ciągle – uwaga ta odnosi się przede wszystkim do “trzeciorzeczpospolitowych” historyków zajmujących się dziejami najnowszymi – historia przesiąknięta jest polityką. Podejrzewam nawet, że nadal pełni ona rolę nauki pomocniczej polityki, że, mówiąc wprost, zależna jest od bieżących interesów warstw rządzących. I to jest rzecz godna ubolewania, gdyż podobno żyjemy w wolnym Kraju. W jakiś sposób ma to związek z tą straszliwą socjalistyczno-postępową cenzurą (nazwijmy ją polityczną poprawnością), która zastąpiła po 1989 r. cenzurę realnego socjalizmu, komunizmu, marksizmu, czy jak go tam zwał. Po 1989 roku wielu historyków wpadło z “komunistycznego deszczu” pod “politycznie poprawną rynnę”, ale to jest też cenzura. Inna sprawa, że przyszło im to z łatwością. Kłamali za “komuny”, kłamią i teraz. To są ludzie o mentalności, nikogo nie obrażając, kelnera. Ja to nazywam dosadniej: ” kundlizm”. Oczywiście funkcjonują tylko dlatego, że po 1989 r. nie przeprowadzono zdrowej weryfikacji na wyższych uczelniach. A zresztą – gdzie ją tak naprawdę przeprowadzono?!

J. Telejko: Teraz wróćmy do historii dr Dariusza Ratajczaka, bo to też jest historia; był Pan znanym i lubianym wykładowcą na Uniwersytecie Opolskim.
D. Ratajczak: …byłem. Tak, byłem.
J. Telejko:…wybitnym naukowcem i znawcą Kresów Wschodnich, a obecnie pracuje Pan jako stróż nocny – dlaczego?
D. Ratajczak: Z bardzo prostego powodu – w 1999 roku opublikowałem publicystyczną książeczkę pt. “Tematy niebezpieczne”. W książce tej w jednym z podrozdziałów poruszyłem sprawę tzw. rewizjonizmu holokaustu, przytoczyłem tezy głoszone przez rewizjonistów holokaustu bez mojego komentarza autorskiego… i to się pewnym gremiom nie spodobało…
J. Telejko: Panie Dariuszu, kim są rewizjoniści holokaustu?
D. Ratajczak: Rewizjoniści holokaustu są środowiskiem złożonym z naukowców , dziennikarzy, publicystów. Przede wszystkim to prawdziwie międzynarodowe grono uważa, że żydowski holokaust nie był wydarzeniem wyjątkowym w XX wieku, że ten straszliwy XX wiek, który na szczęście skończył się, dotykał także tragediami inne nacje, inne narody: a więc Polaków, Cyganów, Japończyków, Ormian, Rosjan, Ukraińców itd. Dlatego twierdzą, że właściwie żadna nacja, żaden naród nie ma monopolu na cierpienie, w tym ciężko doświadczony podczas ostatniej wojny naród żydowski. Tymczasem dzieje się tak, że niektóre środowiska żydowskie chcą wmówić światu, że holokaust był jakby osią martyrologiczną XX wieku. Co więcej, osią martyrologiczną historii całego świata. Oczywiście tą podstawową rewizjonistyczną tezę uzupełniają inne poglądy. Na przykład taki, że podczas II wojny światowej nie zginęło 6 mln Żydów, tylko mniej. Ta teza jest o tyle do obrony, że jeszcze 15 – 16 lat temu twierdzono, że w straszliwej mordowni hitlerowskiej w Auschwitz – Birkenau zginęło 4 – 4,5 mln ludzi. Dzisiaj oficjalnie władze Muzeum Oświęcimskiego twierdzą, że milion, milion sto… No więc mamy w tym jednym przypadku różnicę trzech milionów. To są rzeczy, które trzeba badać i sprawdzać. Na tym polega praca historyka. Tymczasem możni tego świata twierdzą, iż “prawdy uświęcone” dyskusji nie podlegają. Czy na tym polega wolność badań naukowych? Czy nie nazwiemy tego cenzurą? A ja po prostu mówię: dajcie spokój historykom, zapewnijcie historii autonomię. Dajcie jej żyć. Właśnie – dajcie jej żyć. Czy żądam zbyt wiele?
J. Telejko: Kogo dotknęła i obraziła Pana publikacja “Tematy niebezpieczne”?
D. Ratajczak: Widzi Pan, to jest właśnie bardzo dziwne – chyba najmniej samych Żydów, dlatego, że głosów “anty-ratajczakowskich” w wydaniu środowisk ściśle żydowskich było stosunkowo mało i pojawiły się nieco później. Co więcej, chciałbym wymienić z nazwiska jednego polskiego Żyda, pana Jana Stopczyka- człowiek ten przeżył Auschwitz – który bardzo mocno mnie bronił. Wysłał nawet stosowny list na ręce opolskiej prokuratury z uwagą: “cenię Ratajczaka za odwagę, nie zamykajcie ust młodemu pokoleniu”. Natomiast “centralą” walczącą z moją skromną osobą była forpoczta “postępu” w Polsce – “Gazeta Wyborcza”, która całą sprawę nagłośniła i w ciągu 24 godzin ze znanego w Opolu i – tak jak Pan powiedział – lubianego wykładowcy stałem się banitą, czy ściganym infamusem. W ciągu kilkunastu godzin zostałem zawieszony w prawach nauczyciela akademickiego, a potem, po neostalinowskim wewnętrznym śledztwie, wyrzucono mnie z uczelni. I oczywiście założono przeciwko mnie sprawę sądową, która ciągnęła się miesiącami.
J. Telejko: …wiem, że się skończyła już ta sprawa. Jaki był werdykt sądu?
D. Ratajczak: Sprawa zaczęła się w 1999 roku a zakończyła w 2001. Ostatecznie warunkowo umorzono ją ze względu na niską szkodliwość społeczną. Ja wprawdzie w sądzie cały czas tłumaczyłem, że przecież nie wyrażałem własnego zdania co do tez głoszonych przez rewizjonistów holokaustu, podkreślałem, że jedynie referowałem problem (a to wolno mi było robić), chciałem także powołać stosownych ekspertów w osobach pp. profesorów Rainy i Bendera, ale sąd pozostawał niewzruszony. Uznał, że sam jest władny określić, czy referowałem poglądy, czy też się z nimi zgadzałem. Widzi Pan, od samego początku sprawa była “szyta grubymi nićmi”… Nie miałem zbyt wielkich szans, bo proszę zdać sobie sprawę z jednej rzeczy : jednostka wobec systemu jest niczym, tak samo, jak błogo śpiący na ulicy człowiek wobec walca kierowanego przez szaleńca. Mogę powiedzieć tak: zachowałem twarz, walczyłem o nią, ale na wyrok uniewinniający w 100% oczywiście nie miałem szans. Raz jeszcze powtórzę: sprawa była od samego początku “kręcona z góry”, szły dyrektywy z ministerstwa sprawiedliwości, że trzeba szybko “tego Ratajczaka załatwić”. Jeżeli bowiem nie zrobimy tego teraz, za chwilę pojawią się następni, którzy zaczną drążyć “bardzo niebezpieczny temat” . Mój Boże, czegóż to “nasze elity” nie wypisywały w tamtych czasach o mnie. Wysyłano mnie do zakładów psychiatrycznych, twierdzono, że moja sprawa może wpłynąć na stosunki polsko-żydowskie. Istna paranoja, “dom wariatów”. Taki to był cyrk i takie występujące w nim małpy. Doprawdy żyjemy w ciekawych czasach. I “ciekawi” ludzie nami rządzą.
J. Telejko: Panie Dariuszu, czy ukazały się już po Pana książce inne publikacje na ten temat, polskich autorów, czy naukowców ?
D. Ratajczak: Nie. Owszem, były artykuły, a raczej stosowne fragmenty, opisujące mój przypadek, natomiast takie publikacje ukazały się wcześniej.
Do roku 1999 publikował na ten temat pan Tomasz Gabiś w jego periodyku “Stańczyk”, ale, jak mówię, do roku 1999, bo proszę pamiętać, że wtedy to wszedł w życie artykuł 55 Ustawy o Instytucie Pamięci Narodowej ,w którym jednoznacznie stwierdzono, iż tych rzeczy nie można pod groźbą kary więzienia poruszać. Po prostu nie można – i już. To oczywiście cenzura. Ja, jako historyk nie mogę się z tym zgodzić. Chociażby dlatego, że cenzura to grób dla historii. Jakież to upokorzenie dla historyka: ktoś decyduje za niego, czym ma się zajmować, wyznacza granice badań…
J. Telejko: Panie Doktorze, kilka słów o Pana rodzinnym domu, Pana karierze, pasjach?
D. Ratajczak: Urodziłem się w Opolu w roku 1962, z tym, że jak większość mieszkańców tego miasta nie jestem autochtonem, czyli Ślązakiem. Ojciec pochodzi z Wielkopolski, ze Śremu, śp. moja mama z Chodorowa w byłym województwie lwowskim, czyli łączę w sobie tradycję wielkopolską z wpływami wschodnio-galicyjskimi, kresowymi. Pochodzę z patriotycznego domu; ojciec jest synem Powstańca Wielkopolskiego. Dziadek Michał uczestniczył również jako ochotnik w wojnie polsko-bolszewickiej. Kampanię zakończył w miejscowości Głębokie na Wileńszczyźnie. Natomiast w czasie I wojny światowej walczył pod kajzerem Wilhelmem. Brał udział w rzezi pod Verdun. Ja zawsze Bogu dziękuję, że pochodzę z normalnego polskiego domu nieskażonego jakimiś miazmatami lewicowości, marksizmu, czy innymi niemiłymi zdrowemu rozsądkowi rzeczami.
To jest bardzo ważne, gdyż to kim jesteśmy w 80% zależy od wychowania rodzinnego. Może dlatego jestem przerażony tym, co się obecnie dzieje z młodym pokoleniem. Otóż młode pokolenie opuszcza rodzinny dom bez świadomości bycia Polakiem. W konsekwencji tak często otaczają nas dzisiaj ludzie, o których można tylko powiedzieć: “polskojęzyczny tłum”. To jest przykre. Natomiast, jeśli chodzi o moje pasje… Historia jest moją pasją numer jeden, mam takie nawet szczególne hobby, a mianowicie dzieje klanów szkockich. Temat piękny, romantyczny i… bezpieczny. Poza tym lubię geografię polityczną oraz sport. Szczególnie piłkę nożną. Boleję, że w polskim futbolu na razie jest tak, jak jest. Ale to, co już przeżyłem, to przeżyłem. Myślę o mistrzostwach świata w piłce nożnej w 1974 i 1982 roku – tej radości nikt mi już nie odbierze.
J. Telejko: Jak Pan widzi swoją przyszłość naukową, Panie Doktorze? Sąd w zasadzie Pana uniewinnił, ale w opinii naukowców, historyków ciągle Pan jest oskarżany i “trędowaty”. Jest Pan “persona non grata” na każdej wyższej uczelni.
D. Ratajczak: Zgadza się. 20 października tego roku – czyli dosłownie za chwilę – kończy mi się okres karencji, bo zostałem zawieszony w prawach nauczyciela akademickiego do 20 października 2003 roku. Już złożyłem stosowne aplikacje do różnych wyższych uczelni, tak państwowych, jak i prywatnych . Wszędzie odpowiedź jest jedna: nie! Oficjalnie brak miejsc, a nieoficjalnie, przy kawie, dowiaduję się: “Wie Pan, tak naprawdę, gdyby to od nas zależało, to dawno byśmy pana zatrudnili, ale nie chcemy mieć kłopotów”. I to jest mocno podejrzane… co innego ludzie mówią prywatnie, a co innego oficjalnie. Kłopoty z odwagą cywilną, ot co! Ale faktem jest, że nie ma większych szans na zatrudnienie w instytucie naukowym, na uniwersytecie. Jestem realistą. Inna rzecz, że poglądów nie zmieniłem, do Canossy nie pójdę. A tego zapewne wymagałaby łaskawa zgoda na zatrudnienie mnie w instytucji związanej z wyuczonym przeze mnie zawodem.
J. Telejko: Porozmawiajmy teraz o naszej rzeczywistości. Sytuacja, która jest obecnie w Polsce przypomina troszeczkę sytuację tuż po “rewolucji” – rząd swoje, społeczeństwo swoje i ta przepaść między rządem a społeczeństwem pogłębia się. Mnoży się korupcja, afery. Jak Pan, jako historyk, ocenia obecną sytuację w Polsce? Czy nastąpi jakiś przełom i społeczeństwo dokona dobrego wyboru?
D. Ratajczak: Myślę, że ten przełom w końcu nastąpi. W historii Polski od co najmniej 200 lat mamy kłopoty z elitami politycznymi zaczynając od epoki saskiej, a kończąc na SLD. To musi się kiedyś skończyć . Ludzie wielkie nadzieje wiązali z AWS-em, ale jak Pan doskonale pamięta “nasi” zdradzili, stali się “onymi”. Wielkie nadzieje wiązano z SLD – znowu zdradzono naiwną masę. Społeczeństwo musi wreszcie jasno określić, czego i kogo chce. Musimy w końcu wybrać narodowe polskie elity – takie elity, które nas nigdy nie zawiodą. Ludzie nie są tacy głupi, jak się niektórym przedstawicielom elit politycznych wydaje. Jeżeli Polacy głosowali np. za Unią Europejską (ponad 70 %) i dzisiaj dowiadują się, że warunki naszej akcesji są fatalne, to po raz kolejny przekonują się, że pewni ludzie po prostu kłamią, więcej – kłamstwo jest organiczną cechą ich osobowości.

Zatem jest wielka potrzeba, aby Polacy uświadomili sobie, że są w tym narodzie naprawdę ludzie porządni, którzy mogą tworzyć narodowe elity. Trzeba tylko tych ludzi odnaleźć, trzeba tych ludzi zgrupować i trzeba na nich zagłosować. Taki jest m.in. cel działalności Stowarzyszenia Forum Polskie, którego mam zaszczyt być członkiem.
J. Telejko: Czy społeczeństwo polskie pójdzie jeszcze do wyborów?
D. Ratajczak: Myślę, że tak – i do wyborów parlamentarnych w Polsce i do tych europejskich. Będzie głosowało chyba po raz pierwszy na ludzi, którzy dadzą temu społeczeństwu gwarancje, że o losach Polski będą decydować Polacy, to jest środowiska nie tylko mówiące, ale przede wszystkim czujące po polsku. Stoimy u progu walki o wszystko… o być albo nie być naszej Ojczyzny. Na szczęście coraz więcej Polaków zaczyna zdawać sobie z tego sprawę.
J. Telejko: Czy ta Europa, do której wchodzimy; w której będziemy uczestniczyć, nie chce nas “zakwalifikować” jako obywateli drugiej kategorii?
D. Ratajczak: Drugiej albo nawet i trzeciej kategorii, Panie Redaktorze. Co więcej, Unia Europejska jest unią ponadnarodową, jest próbą stworzenia jakiegoś mega-europejskiego państwa. Ludzie kierujący Unią Europejską w ogóle nie myślą w kategoriach narodowych. Ich ideałem jest beznarodowe społeczeństwo manipulowane przez “jaśnie oświecone kręgi” polityczno-ekonomicznych “macherów”. UE jest próbą realizacji starego masońskiego marzenia o “superpaństwie”. W takim układzie nie mówmy, że będzie się rozwijała polska kultura narodowa i że pozostaniemy Polakami. Unia Europejska w jej obecnym kształcie jest śmiertelnym wrogiem idei państwa narodowego, względnie skrytą pod uniwersalnymi hasłami formą realizacji starych państwowo-narodowych celów Niemiec. I tak źle, i tak niedobrze. Dlatego naszą powinnością jest albo przekształcić ją w luźną konfederację państw narodowych, albo, jeżeli okaże się to niewykonalne, z tej Unii wystąpić z wielkim hukiem.
J. Telejko: Pana plany naukowe i autorskie – co Pan zamierza w najbliższym czasie opublikować? Może jakieś “tematy niebezpieczne”?
D. Ratajczak: W jakiś sposób tak. Tu jedna uwaga: historyk co rusz napotyka na tematy nie opracowane – nierzadko “niebezpieczne”. To nie jest tak, że Ratajczak znajduje “tematy niebezpieczne”. One po prostu są, one człowieka otaczają, a lata komunizmu, i nawet lata III Rzeczypospolitej, którą ja nazywam “PRL-em Bis”, spowodowały, że tych tematów jest coraz więcej.
Powracając do Pana pytania… Zamierzam w najbliższym czasie wydać książkę poświęconą represjom komunistycznym czy stalinowskim na Opolszczyźnie, czyli w moim regionie, w latach 1945-55. Właściwie tekst już jest gotowy – 600 stron – i prawdopodobnie będę musiał go trochę skrócić, bo jak Pan doskonale wie współczesne oficyny nie chcą wydawać takich opasłych tomów. Teraz obowiązuje inna moda: krótko i na temat. Ale książka, od razu mówię, będzie bardzo ciekawa.
J. Telejko: Panie Doktorze, na Opolszczyźnie dużo ostatnio się mówi o mniejszości narodowej, o tworzeniu odrębnego państwa śląskiego – w zasadzie tworzy się taki mit, że Śląsk chce się oderwać od Polski. Dlatego ci, którzy przyszli na Śląsk tak, jak Pana rodzice ze Lwowa, zaczynają się tego Śląska bać.
D. Ratajczak: Tak, zaczynają się bać i mają powody, żeby się bać. Nie załatwiono kwestii własnościowych. To tykająca bomba zegarowa w obliczu wstąpienia Polski do Unii Europejskiej. Proszę pamiętać, że prawo unijne będzie miało większą wagę od polskiego, czyli krajowego. Niemcy bezwzględnie wykorzystają tą sytuację, upomną się “o swoje”. To jest poważne państwo, oni wiedzą, co robią… Jeżeli ktoś myśli, że zachodni sąsiedzi Polski zapomnieli o byłych ziemiach niemieckich na wschód od Odry – żyje w krainie latających niedźwiedzi. Jeśli chodzi o Śląsk i Ślązaków… Zawsze uważałem, że Śląsk jest polski – to jest rzecz bezdyskusyjna. Nie ma Polski bez Śląska. Polska bez Śląska jest krajem nawet już nie drugorzędnym, ale czwartorzędnym.
Nie ma oczywiście czegoś takiego, jak “narodowość śląska” – jest to wymysł kilku spryciarzy zgrupowanych wokół pana Gorzelika i to jest oczywiście typowa, w istocie proniemiecka dywersja. Ci faceci napisali już nawet książkę o historii “narodu śląskiego”. Zachodzę w głowę, jak można napisać książkę o czymś, czego nigdy nie było?! Na Opolszczyźnie istnieje mniejszość niemiecka – ja nie odbieram tym ludziom prawa do tego aby czuli się Niemcami, ale trzeba znać pewne proporcje… Nie można na przykład twierdzić, że Ślązacy są etniczną częścią narodu niemieckiego, a Śląsk polsko-niemieckim “landem”. Zresztą zdecydowaną większość mieszkańców Opolszczyzny stanowią Polacy. Żyją wśród nas również Ślązacy o polskiej orientacji narodowej. Tych ludzi spotkała wielka niesprawiedliwość. Po 1945 r. byli prześladowani przez komunistów, wielu z nich wyjechało do Niemiec, ale ja do dnia dzisiejszego znam polsko-śląskie rodziny mieszkające pod Opolem, które dumne są z tego, że ich dziadkowie, czy pradziadowie walczyli w Powstaniu Śląskim po stronie polskiej. Oczywiście wielu opolskim Ślązakom zamącili w głowie liderzy niemieckiej mniejszości w rodzaju Heinricha Krolla. To są niebezpieczni ludzie, wilki w owczej skórze. Mają pieniądze, cieszą się poparciem ze strony bogatego “Vaterlandu” Jest to potencjalnie piąta kolumna. Na szczęście zauważam, że szeregi mniejszości niemieckiej na Opolszczyźnie rzedną. Chyba jest szansa, aby ponownie przyciągnąć śląskie masy do polskości. Trzeba to robić delikatnie szanując śląskie odrębności regionalne, śląską gwarę (naprawdę urokliwą), zwyczaje itd. Jedno jest wszak pewne: nie ma Polski bez Śląska. Generał de Gaulle miał rację. Najbardziej polskim z polskich miast jest… Zabrze! Dodam: i Opole… i Opole, historyczna stolica polskiego Górnego Śląska!
J. Telejko: Z “niepokornym” doktorem Dariuszem Ratajczakiem, historykiem, człowiekiem, który napisał książkę, która “poruszyła” całą Polskę, a obecnie jest nocnym stróżem, rozmawiałem dzisiaj w Radiu Rodzina.
Serdecznie dziękuje za przybycie do studia i za rozmowę.
D. Ratajczak: Dziękuję. Szczęść Boże.

================

Teksty d-ra Ratajczaka można znaleźć tu: www.dakowski.pl/archiwum/Ratajczak

Sprawa doktora Dariusza Ratajczaka – Fakty, daty

Jacek Bezeg   To z Archiwum: https://www.dakowski.pl/archiwum/pliki/index.2170_119.php
18.07.2010.
Sprawa doktora Dariusza Ratajczaka – Fakty, daty
Jacek Bezeg (2010-07-08)
http://www.ospn.opole.pl/index.php?p=art&id=362
Może na początek kilka oczywistości, bo może nie wszyscy wiedzą na czym polega zawód historyka i na czym polega zawód naukowca, oraz nauczyciela. To będzie “łopatologia”, ale szczególny sposób w jaki potraktowano doktora domaga się przypomnienia rzeczy oczywistych i podstawowych. Chcę pokazać jasno, kto zachował się niegodnie, kto nie był wierny swemu zawodowi, swemu powołaniu i wynikającym z niego podstawowym obowiązkom.
Po pierwsze historyk poszukując prawdy o minionych wydarzeniach powinien poznawać opinie innych historyków, fachowców z dziedzin mających związek z tymi wydarzeniami, no a przede wszystkim badać źródła, czyli dokumenty i przedmioty pozostałe po tych interesujących go zdarzeniach. Swoje działania i wnioski z nich wynikające prezentuje on w specjalistycznych naukowych publikacjach, by poddać je pod ocenę innych osób zainteresowanych badaniami danej tematyki. W toczącej się tym sposobem dyskusji powstaje coś, co nazywamy wiedzą. Bez sporów pomiędzy naukowcami toczących się na papierze i w bezpośrednich kontaktach mielibyśmy tylko zbiór rozmaitych hipotez i sądów, a nie wiedzę o tym co jest prawdą, a co fałszem. Ba, bez publikacji i sporów nie mielibyśmy nawet podstaw do przypuszczeń o prawdopodobieństwie takiej prawdziwości w odniesieniu do poszczególnych twierdzeń. Z kolei nauczyciel szczególnego rodzaju, bo nauczyciel akademicki ma za zadanie przygotowanie powierzonych mu studentów do roli takich właśnie naukowców, osób nie tylko posiadających rozeznanie w tym co jest przedmiotem studiów, ale i “zapalonych” do tego rozeznania pogłębiania i poszerzania. Co prawda tylko nieliczni z nich pozostają na uczelni jako jej kadra dydaktyczna i naukowa, ale pozostałym zdobyte nawyki dociekliwości i rozszerzania swej wiedzy na pewno się przydadzą.
Doktor Dariusz Ratajczak w ciągu swej jedenastoletniej pracy na Uniwersytecie Opolskim zyskał zasłużoną opinię nie tylko dobrego naukowca, ale i inspirującego dydaktyka. Jego wiedza i sposób jej przekazywania zjednywały mu zainteresowanie nie tylko studentów historii, ale i innych kierunków. Starając się zainteresowanie wiedzą historyczną wśród studentów podtrzymywać i rozwijać tworzył też teksty popularne, mające przyciągać i intrygować. Z takim właśnie zamiarem powstał między innymi zbiór esejów pod wspólnym tytułem “Tematy niebezpieczne”. Stał się on niestety pretekstem, tak pretekstem, bo trudno powiedzieć tu o przyczynie, do rozpętania przeciwko niemu kampanii nienawiści, oszczerstw i intryg, która trwa nawet po jego śmierci. Marzec 1999 – pierwsze wydanie “Tematów niebezpiecznych” gdzie na 4 stronach (z ogólnej liczby 100) przedstawione są poglądy tak zwanych “rewizjonistów Holokaustu”.
Książka jest nie tylko sprzedawana, ale i rozprowadzana wśród znajomych, kolegów na uczelni. Egzemplarz z imienną dedykacja trafia między innymi do rąk Rektora. Nikt nie znalazł w niej niczego niestosownego.
8 kwietnia 1999 – Gazeta Wyborcza zamieszcza list dyrektora Muzeum w Oświęcimiu J. Wróblewskiego do Rektora Uniwersytetu Opolskiego Sławomira Nicieji, imputujący Dariuszowi Ratajczakowi poglądy rewizjonistów i na tej podstawie żądający jego usunięcia z Uczelni. Dopiero w godzinach wieczornych Rektor zdecydował się na ostre i stanowcze potępienie “antysemity” i “rewizjonisty”. 9 kwietnia 1999 – Rektor zawiesza “winowajcę” w pełnieniu obowiązków (bez przedstawienia konkretnych zarzutów) i poleca Rzecznikowi Dyscyplinarnemu zajęcie się sprawą.
Rada Wydziału, która w 95% książki nie miała nawet w ręku, jednak jej autora potępia, odsądza od czci i wiary, żąda usunięcia, a nawet nazywa faszystą. Władysław Bartoszewski w wywiadzie dla GW przyznaje, że książki nie czytał, ale nie ma wątpliwości, że miejsce autora jest w szpitalu psychiatrycznym.
Rzecznik Prasowy Ambasady Izraela nie może zrozumieć “jak autor takiej książki” może pracować na Opolskim Uniwersytecie. 12 kwietnia 1999 – Rozmowa wyjaśniająca z W. Łukaszewskim Rzecznikiem Dyscyplinarnym UO. W jej trakcie, tak jak wcześniej, prezentował on zdecydowanie negatywne nastawienie do “faszysty” nie rozumiejąc swojej roli jako rolę sędziego, ale jako rolę oskarżyciela. 13 kwietnia 1999 – odwołanie się doktora od decyzji o zawieszeniu złożone do Uczelnianej Komisji Dyscyplinarnej 22 kwietnia 1999 – Komisja zwieszenie cofa. 23 kwietnia 1999 – Rektor powtórnie zawiesza doktora Dariusza Ratajczaka “dla dobra Uczelni”. Następne odwołanie skutkuje już, orzeczonym 13 maja, utrzymaniem w mocy decyzji Rektora.
Pojawiają się w tym czasie liczne głosy wsparcia i poparcia, na łamach prasy i w listach, w kraju i za granicą. Wypowiadają się między innymi profesorowie Rafał Broda, Mirosław Dakowski, Ryszard Bender, Peter Raina, a z dziennikarzy Rafał Ziemkiewicz.
Powstaje film dokumentalny “Kto jest faszystą” emitowany niestety tylko w lokalnej telewizji Wrocław. Ukazani w nim studenci UO z rozmytymi elektronicznie twarzami i zmienionymi głosami odważają się bardzo pozytywnie ocenić doktora Ratajczaka i jego działalność pedagogiczną. Padają takie słowa jak “erudyta” i “świetny wykładowca”. Na przełomie maja i czerwca 1999 uczelniana Komisja Dyscyplinarna zawiesza swoje postępowanie nie postawiwszy konkretnych zarzutów, a sprawą zajmują się prokuratura i sąd. 31 maja 1999 do Sądu Rejonowego w Opolu wpływa akt oskarżenia o to, że “publicznie i wbrew faktom zaprzeczał zbrodniom nazistowskim popełnionym w okresie drugiej wojny światowej na osobach narodowości żydowskiej”
7 grudnia 1999 zapada wyrok umarzający postępowanie. Co prawda sąd nie dał wiary wyjaśnieniom oskarżonego, “że nie podziela poglądów rewizjonistów Holokaustu, a jedynie je w swojej książce przytacza”, uznając akapit podsumowujący rozdział za opinię autora. W uzasadnieniu umorzenia stwierdzono, że inne wypowiedzi i pisma wykładowcy gdzie zdecydowanie i jasno informuje, iż z poglądami rewizjonistów się nie zgadza, zmniejszają skutki społecznej szkodliwości czynu
Od takiego wyroku apelację złożył Prokurator Rejonowy 30 grudnia 1999 żądając surowszej oceny czynu i surowszego ukarania podsądnego, jak i Dariusz Ratajczak 5 stycznia 2000 wnosząc o uznanie jego słów “Według rewizjonistów” i “Rewizjoniści uważają” zawartych w tekście książki, za dowód, iż przestępstwo nie zaistniało, i o uniewinnienie. 5 kwietnia 2000 Komisja Dyscyplinarna UO wymierza karę dyscyplinarną zwolnienia z Uczelni wraz z zakazem pracy w zawodzie nauczycielskim na okres lat trzech. W protokole z jej obrad jeszcze z grudnia 1999 jest adnotacja o konieczności zakupu książki celem jej przeczytania. Czy do kwietnia 2000 Komisja zdążyła się z nią zapoznać?
Uważając się za niewinnego i z powodu nie udowodnienia w trakcie postępowania postawionych mu zarzutów, doktor Dariusz Ratajczak złożył 18 kwietnia 2000 odwołanie od orzeczenia komisji uniwersyteckiej, do Komisji Dyscyplinarnej przy Radzie Głównej Szkolnictwa Wyższego. Niestety decyzją z 20 października 2000 utrzymuje ona w mocy zaskarżone postanowienie.
W ten sposób zostaje przerwana, a praktycznie jak się potem okazuje, zakończona jego działalność pedagogiczna i naukowa. 14 kwietnia 2000 Sąd Okręgowy wyrok uchylił i sprawa została przekazana do ponownego rozpatrzenia sądowi Rejonowemu. Pomimo wyżej przytoczonych argumentów, jak i innych użytych w mowie obrończej wykładowcy (4 grudnia 2001), jak na przykład ten, że w kontekście całej 100 stronicowej książki nie można mieć wątpliwości co do tego, jak autor ocenia nazistowskie zbrodnie, ponownie 11 grudnia 2001 zapada wyrok tylko umarzający postępowanie, tym razem warunkowo i na okres 1 roku. 16 stycznia 2002 Dariusz Ratajczak składa kolejną apelację tym razem zaskarżając wyrok powołuje się na urągające zdrowemu rozsądkowi wnioskowanie. .Stosowny fragment ekspertyzy brzmiał: “Relacjonując treści publikacji dotyczących nurtu rewizjonistycznego w sprawach żydowskich, doktor Ratajczak nie zajmuje wobec nich własnego stanowiska”. Wbrew wszelkiej logice wyprowadzono z opinii eksperta konkluzję o popieraniu tych poglądów przez autora. Dla odmiany w złożonej 18 stycznia 2002 apelacji Prokurator Rejonowy stosuje prostą logikę: “Jest autorem książki, to wszystko co w niej opisał, to jego poglądy”. 7 czerwca 2002 zapada wyrok Sądu Okręgowego w Opolu o utrzymaniu w mocy zaskarżonego wyroku.
Tyle podstawowych faktów wybranych trochę losowo z pokaźnej ich ilości zawartej w autobiograficznej książce „Inkwizycja po polsku czyli sprawa dr Dariusza Ratajczaka”, wydanej w roku 2003 przez wydawnictwo Wers w Poznaniu. Widzimy, że wydając opinie, postanowienia i wyroki, zabierając głos w publicznej dyspucie, liczono się nie tyle z faktami, z rzeczywistą treścią książki, co raczej z wyobrażeniami o niej i o autorze pewnych osób i środowisk. Ktoś, gdzieś tam, postanowił, że „taki człowiek” nie może tu być… No i go nie ma. Jego ciało spoczywa na cmentarzu w Opolu, kwatera XIII U. Dariusz Ratajczak nie żyje Pytania, pytania, pytania Pamięci Dariusza Ratajczaka Dariusz Ratajczak – wywiad z żołnierzem Waffen SS  
Z tekstów Dariusza Ratajczaka: Albo Polska będzie wielka, albo przestanie istnieć. Nie stać nas nawet na średniość. To będzie zadanie dla Waszego pokolenia. Jesteście je winni również cieniom tych, którzy zginęli w nierównej walce w pierwszych latach po zakończeniu II Wojny Światowej. – dr Dariusz Ratajczak
O mnie
Dariusz Ratajczak ( ur. 1962), historyk, absolwent Uniwersytetu Adama Mickiewicza w Poznaniu, doktor nauk humanistycznych. Do kwietnia 2000 r. adiunkt w Instytucie Historii Uniwersytetu Opolskiego. Autor ,,Polaków na Wileńszczyźnie 1939 – 1944’’ (Opole 1990); ,,Świadectwa księdza Wojaczka’’ (Opole 1994); ,,Krajowej Armii Podziemnej 1945-1952’’ (współautor, Opole-Gliwice 1996), ,,Tematów jeszcze bardziej niebezpiecznych’’ (Kociaty – New York 2001). W roku 1999 opublikował zbiór felietonów historycznych zatytułowany ,,Tematy niebezpieczne’’ (Opole 1999, Warszawa 1999, Boston 1999). W jednym z nich zreferował poglądy tzw. rewizjonistów holokaustu, co stało się powodem bezprzykładnych ataków na osobę autora ze strony publicystów ,,Gazety Wyborczej’’, tropicieli polskiego antysemityzmu oraz środowisk żydowskich – krajowych i zagranicznych.
http://www.blogger.com/profile/07543253606330920439

Współczesny Kościół rzymsko-katolicki musi zmagać się nie tylko z jawną antykościelną propagandą właściwą środowiskom lewicowym, laickim, pozostającym w orbicie wpływów soc-liberalnego śmietnika ideologicznego, granice którego wyznacza polityczna poprawność. Prawda,to jest trudna walka, ale przejrzysta : przeciwnik dosyć jasno określa własne stanowisko,nawet nie stara się ukryć niechęci do Wiecznej Instytucji. Problem o wiele poważniejszy polega na tym,że istnieje także drugi, wewnętrzny front walki.
W tym wypadku przeciwnik Kościoła jest jeszcze bardziej niebezpieczny, działa jako ksiądz, znany teolog, prominentny dygnitarz w szatach duchownych…
Czasami tych szacownych dywersantów, ukrytych stronników lewicy, masonerii i herezji tytułuje się mianem katolewicy, inni mówią o kościelnych postmodernistach, czy progresistach. Mniejsza o terminy-ważne jest to, że u progu XXI wieku to mieszane towarzystwo świeckich i duchownych “katolików” opanowało wiele strategicznych przyczółków w Kościele i w jego pobliżu. Polska może nie jest jeszcze wzorcowym przykładem tego “blitzkriegu”, ale V Kolumna i u nas staje się coraz bezczelniejsza (bp.Pieronek, ks.Czajkowski, ks.Piotrowski), jawnie heretycka (ksiądz intelektualista Tischner),anty-tradycjonalistyczna, judaizująca (“Tygodnik Powszechny”, “Przegląd Powszechny”, “Więź”). Ludzie ci podważają dogmaty wiary, starają się-jak to się ładnie mówi- unowocześnić Kościół, propagują fałszywy ekumenizm, sprowadzający się np. do przenoszenia na grunt katolicki pojęć protestantyzmu, czy nawet (a może zwłaszcza) judaizmu.
 [  …  ]
To prawda, święty Piotr, czy św.Jan byli Żydami, lecz ich “tak” wobec Syna Bożego spotkało się ze sprzeciwem ze strony innych Żydów. Piotr, Paweł, Jan niewątpliwie należą do wybranego “narodu” chrześcijańskiego- podobnie jak inni Żydzi-chrześcijanie, chrześcijanie Polacy, Niemcy, Francuzi. Natomiast podstawowy trzon Żydów stworzył sobie całkiem nową religię, wywodzącą się wprawdzie ze Starego Testamentu, ale radykalnie zmienioną przez nową, nacyjną i ekskluzywną interpretację -wściekle anty-chrześcijański Talmud. Tak więc prawowitymi dziedzicami Starego Testamentu są chrześcijanie, natomiast Żydzi są odszczepieńcami, którzy świadomie odrzucili swe pierwotne wybraństwo mówiąc “nie” Chrystusowi. Oczywiście należy się za nich modlić -tak jak to czynił święty Maksymilian Maria Kolbe-by zawrócili ze złej drogi. Należy również cierpliwie przekonywać ich do prawd zawartych w katolicyzmie (bo taka jest istota katolickiego ekumenizmu: uporczywe przekonywanie do wyznawanej wiary).
http://wsercupolska.org/joomla/index.php/warto-przeczyta/6-warto-przeczytac/2877-katolewica-qzatroskaniq-dywersanci-dariusz-ratajczak-.html

W tym miejscu muszę nie tylko z obowiązku, ale i wewnętrznej potrzeby poruszyć kwestię arcyważną. Otóż uważam, że pomniejszanie liczby Żydów zamordowanych przez niemieckich hitlerowców nie jest formą “usprawiedliwiania” zbrodniarzy. Po pierwsze, nikt będący przy zdrowych zmysłach nie ściągnie z nich winy za wybuch wojny i dokonanie okrucieństw porównywalnych jedynie z działaniami Sowietów grubo przed wybuchem wojny i w trakcie jej trwania. Po drugie zaś, owo “wybielanie” nie jest problemem piszącego te słowa, a niektórych (nie lubię generalizować, a zatem powtarzam: niektórych) środowisk żydowskich, które obecnie starają się przerzucić część winy z zimnokrwistych Teutonów na inne nacje, w tym przede wszystkim Polaków. Wyrazem tego groźnego trendu jest chociażby fatalna warsztatowo, ale “medialnie nośna” ostatnia książka pióra J. T. Grossa. http://wsercupolska.org/joomla/index.php/warto-przeczyta/6-warto-przeczytac/2372-miliony.html

Od ponad pół wieku polityka wewnętrzna i zagraniczna Stanów Zjednoczonych są w dużym stopniu podporządkowane interesom Izraela – państwa, które istnieje i rozwija się dzięki amerykańskiej pomocy wojskowej i ekonomicznej.
Faktom nie można zaprzeczyć. Amerykańscy podatnicy przekazują rocznie Izraelowi 3,5 miliarda dolarów. Oblicza się, że od roku 1948 suma ogólnej pomocy USA dla państewka mniejszego terytorialnie od Belgii, o liczbie mieszkańców porównywalnej z Chorwacją, wyniosła 150 miliardów dolarów. A mówimy tylko o pomocy oficjalnej, bez uwzględniania „datków cichych” – chociażby w postaci amerykańskiej technologii wojskowej przekazywanej izraelskim siłom zbrojnym.
http://wsercupolska.org/joomla/index.php/komentarz-polityczny/8-komentarz-polityczny/2890-amerykaska-pita-kolumna.html

Różnego rodzaju lewicowcy – postępowcy przekonują nas, że winniśmy odrzucić używki, kompleksowo odtruć nasze organizmy a ogólniej wziąć się za siebie i za innych. Oczywiście każdy człowiek posiada jakiś tam rozum i sam decyduje o tym czy pije lub pali czy też wybiera leśne przebieżki powiększające objętość płuc lub – w skrajnych wypadkach – kończące się rozległym zawałem serca. Jego sprawa – i tyle. Natomiast wszelka propaganda ,,zdrowotna’’ to jeden z elementów politycznej poprawności; to kształtowanie nietolerancyjnego społeczeństwa spychającego na margines palaczy (żeby było jasne – nie zwłok, a cienkiej bibułki opasującej różne gatunki tytoniu),notorycznych pochłaniaczy cholesterolu i kogo tam jeszcze.
Żresz, pijesz, palisz – nie pasujesz do nas młodych, uśmiechniętych post-masonów, wyznawców New Age, wielbicieli jogi tantrycznej i filozofii zen. Jesteś nikim, robalem, glistą, gnojem, no chyba ze skończysz z nałogami (małe ustępstwo czynimy dla młodych biznesmenów działających na kulturalnym „haju’’). Dopiero wtedy zaistnieje możliwość – bardzo zresztą teoretyczna (w praktyce jako ludzki wrak nadajesz się tylko do łopaty) – zainstalowania ci ,,czipa’’ do główki byś gadał oraz zachowywał się jak ładniutka, demoliberalna ,,Barbie’’ lub jej męski odpowiednik, członek ,,Rotary Club’’, Ken. To truizm, ale postępowość serwowana nam przez obecnych władców świata polega na tworzeniu systemu zakazów i nakazów, które zamieniają nas w stado baranów reagujących do tego na wzór ,,sobak Pawłowa’’.
http://dariuszratajczak.blogspot.com/2009/01/niech-yje-zdrowie-heil-gesundheit.html

Jeżeli więc będziemy szukać odpowiedzialnych za wybuch II wojny światowej lub ferować wyroki, nie zapominajmy i o tym, że Niemcy były przygotowane jedynie do wojny europejskiej i to zasadniczo zorientowanej na wschód (Drang nach Osten).
Z drugiej zaś strony w wywołaniu konfliktu globalnego, w którym III Rzesza i jej sojusznicy nie mieli żadnych, absolutnie żadnych szans na zwycięstwo czy tylko znośny remis, zainteresowani byli demokratyczno-liberalni, kolaborujący od rewolucji bolszewickiej z Sowietami „krzyżowcy”, wśród których nie najmniejszą odgrywało zorganizowane i dobrane towarzystwo amerykańsko-europejskich elit żydowskich. W końcu to te właśnie kręgi, po niedawnym wykończeniu zbędnych już Sowieciarzy, rządzą niepodzielnie prawie całym światem. Do kolejnego, poprzedzonego okresem „burz i naporu” rozdania.
http://marucha.wordpress.com/2010/06/24/kto-wywolal-ii-wojne-swiatowa/

Zwyczaj izolowania niepoprawnych cudzoziemców wszedł bardziej papieskim od papieża Niemcom w krew. Żeby było śmieszniej, w ostatnich latach dotyczy on głównie Amerykanów mających nadal słowno-wolnościowe złudzenia. Na przykład Gerharda Laucka. Lauck, amerykański lewicowy narodowiec (jego poglądy polityczne zresztą kompletnie mnie nie interesują) został zatrzymany w Danii, a następnie przekazany przez obrzydliwie poprawnych potomków Wikingów jeszcze tchórzliwszym rodakom Waltera Modela. Ci oskarżyli go o wydawanie pisma, które miało admiratorów również w Niemczech. Domyślam się, że treść periodyku pozostawała w sprzeczności z duchem Konstytucji Republiki Federalnej. A ten jest jak najbardziej na czasie, to znaczy “tolerancyjny inaczej”. Początkowo nonkonformistę umieszczono w celi o powierzchni 9 m2 w najlepiej strzeżonym skrzydle hamburskiego więzienia nr VI. Tam kurtuazyjnie pewien urzędnik zapewnił go, iż żywy Niemiec nie opuści. Później przeniesiono aresztanta do więzienia nr I (także w Hamburgu).
http://wsercupolska.org/joomla/index.php/warto-przeczyta/6-warto-przeczytac/2914-czy-niemcy-to-idioci-dariusz-ratajczak-.html

W ubiegłym roku rozmawiałem sobie w granicznym, niegdyś sławnym Karniowie (Krnovie) z pewnym czeskim dziennikarzem piszącym dorywczo do lokalnych gazet w Opawie, do której (nawiasem pisząc) bliżej mi niż do Katowic Wielce Szanownego Pana Doktora Jerzego Gorzelika i innych „śląskich autonomistów”, drących „japy” („chcemy wolnego Śląska, koniec z państwem narodowym!”) za germańskie pieniądze. Gadaliśmy o stosunkach polsko-czeskich, Zaolziu, Kłodzku, Kożdoniu, czeskich koloniach na Wołyniu i… Opolszczyźnie (wieś Grodziec, czyli dawny Hradek/Friedrichsgraetz w okolicach Ozimka na trasie Opole-Częstochowa), Protektoracie, kolaboracji, krańcowo różnych formach niemieckiej okupacji Czech i Polski, cechach naszych narodów. Człowiek ten wcale nie był dumny z wielu fragmentów najnowszej historii swojego kraju. Potępiał Hachę, podkreślał, że jego rodacy mają skłonność do zbyt daleko idących kompromisów, że siedzą w tych swoich domkach- „daczach” w sobotnie popołudnia („a Polacy do upadłego handlują, kombinują, są mobilni, twórczy…”; „tylko, że para najczęściej idzie w gwizdek, bo okupuje nas socjalistyczna hałastra”- uspokajałem go), popijają piwko i marzą o nowej „Skodzie- Octavii”, udanym produkcie „Volkswagengruppe”. Wszelako podczas pożegnania rzucił od niechcenia, ale w dobrej wierze: „No, ale Pragę wybroniliśmy i świeci złotym blaskiem”.
„My też mamy Pragę, taką na prawo od Wisły, tam psy świecą czterema literami, ulicznice dają  za dychę i klawo jest” – burknąłem, a lico me wypełniła serdeczna, bratnia słowiańska krew…
http://www.koreywo.com/Ratajczak/dziwni_kolaboranci_adolfa_h.htm

Minęło czternaście lat od zamordowania dr. Dariusza Ratajczaka. GW: „Znaleziono ciało kłamcy oświęcimskiego”

Minęło osiem lat od zamordowania dr. Dariusza Ratajczaka

[W związku z atakiem ABW na 3DOM, na książki, na kulturę, przypominam.

Ciekawe, kiedy przyjdą do mnie i po mnie? MDakowski]

Zygmunt Bialas https://www.dakowski.pl/archiwum/pliki/index.23097_80.php

Każdy szanujący się historyk jest z natury rewizjonistą. Bo zadaje sobie pytania: czy aby na pewno?” – pisał opolski historyk.

Minęło osiem lat od śmierci dr. Dariusza Ratajczaka. Jego rozkładające się zwłoki znaleziono 11 czerwca 2010 roku w samochodzie na parkingu przed supermarketem Karolinka w Opolu. Zmarł w nieznanych okolicznościach; przyjęto 29 maja 2010r. jako dzień jego śmierci.

Syn mec. Cyryla Ratajczaka, który był obrońcą Ryszarda Kowalczyka oraz działaczy Solidarności w czasie stanu wojennego, miał Dariusz dobrze zapowiadającą się przyszłość zawodową przed sobą. Był pracownikiem naukowym na Uniwersytecie Opolskim. W 1991r. ubiegał się o mandat poselski z ramienia Stronnictwa Narodowego. 

“Każdy szanujący się historyk jest z natury rewizjonistą. Bo zadaje sobie pytania: czy aby na pewno?” – pisał opolski historyk. Jakie były skutki takiej postawy? – „Pogrzeb odbył się w warunkach konspiracyjnych. Nikt niepożądany nie był poinformowany o terminie pochowania zmarłego. Obecni byli tylko członkowie rodziny i najbliżsi przyjaciele, w sumie kilkadziesiąt osób. Tablica na jego grobie informuje, iż zmarł 29 maja 2010 roku.

Nie można tu nie wspomnieć o osobliwym pożegnaniu ze strony „Gazety Wyborczej”, która wiadomość o śmierci swej ofiary umieściła pod tytułem „Znaleziono ciało kłamcy oświęcimskiego”. 

Co takiego napisał dr Dariusz Ratajczak, że spotkał się nie tylko z niezrozumieniem otoczenia, ale wręcz z szalonym atakiem “elit” politycznych z kręgu „Gazety Wyborczej” i innych opiniotwórczych środowisk? Że został wyrzucony z pracy, był sądzony i otrzymał wilczy bilet na całe swe życie? Że zmarł w wieku 47 lat w dziwnych i tajemniczych okolicznościach? – Odpowiedzią, przynajmniej częściową, są słowa dr. Ratajczaka:

Pisanie o stosunkach polsko-żydowskich jest czynnością ryzykowną. Szczególnie dla Polaka, który uważa, że stosunki te powinny być przedstawiane w oparciu o prawdę. Łatwo wtedy – paradoksalnie – narazić się na zarzuty o skrajny nacjonalizm, ksenofobię i „dyżurny” antysemityzm. Konsekwencje są zazwyczaj smutne: towarzyski bojkot (każdy ma takich znajomych, na jakich zasługuje), rasowy i wydawniczy „knebel”, ostatecznie – zawodowa śmierć”. – Nie tylko zawodowa, lecz faktyczna śmierć spotkała opolskiego historyka.

W 1999 roku wydał D. Ratajczak niepozorny zbiór artykułów pt. „Tematy niebezpieczne”. Dołączam do notki jeden z tekstów:

Dariusz Ratajczak: Okrucieństwa wojny

Każda wojna obfituje w okrucieństwa właściwe wszystkim wojującym państwom czy blokom państw. Problem polega jednak na tym, że po ich zakończeniu strona zwycięska eksponuje przede wszystkim własną martyrologię, przypisując pokonanemu przeciwnikowi cechy właściwe diabłu. Sama natomiast przedstawia się na podobieństwo świętego Jerzego gromiącego smoka – męża czystego, szlachetnego, bez skazy. Nie inaczej było i jest z konfliktem globalnym lat 1939-1945.

Mam nieodparte wrażenie, że młodzi ludzie postrzegają tę fatalną i samobójczą dla Europy wojnę jednostronnie, według schematu: ludobójczy Niemcy (tudzież Japończycy) – dobrzy Amerykanie, Anglicy, Rosjanie, wszelkiej maści partyzanci, konspiratorzy itd.

Rzeczywistość tymczasem – jak to ona – jest dużo bardziej skomplikowana. To prawda, hitlerowcy i potomkowie samurajów popełniali masowe zbrodnie. Zostały one rozpoznane, odpowiednio ocenione (być może nie zawsze) i ukarane. Nie one będą zatem przedmiotem naszych krótkich rozważań. My skupimy się na kilku przykładach okrucieństw popełnionych przez aliantów; potworności, które w społecznej świadomości uchodzić bądą za wojenną konieczność bądź słuszną odpowiedź na bezeceństwa popełniane przez nieprzyjaciela. Nie muszę dodawać, że nie zostały one poddane nie tylko osądowi prawnemu, ale i moralnemu.

Zwycięzcom nikt nie patrzy na ręce. Jedną z największych potworności ostatniej wojny było bezpardonowe bombardowanie niemieckich miast, ofiarą których padała głównie ludność cywilna. Inicjatywa tego barbarzyństwa bezsprzecznie należała do Brytyjczyków. W roku 1942 rząd Churchilla przyjął Plan Lindemanna postulujący zmasowane i umyślne nękanie z powietrza cywilów. Efekty nie dały na siebie długo czekać. W czasie 10-dniowego bestialskiego bombardowania Hamburga w roku 1943 zginęło od 60 do 100 tysięcy mieszkańców tego dumnego miasta, w tym wielu pracujących tam robotników przymusowych. Półtora roku pózniej dywanowe naloty anglo-amerykańskie na Drezno – miasto pozbawione znaczenia militarnego – pozbawiły życia do 90 tysięcy ludzi. Oblicza się, że w wyniku tego powietrznego terroryzmu poniosło ogółem śmierć 400 tysięcy Niemców.

Aby ukazać jego skalę, niech wolno mi będzie zastosować następujące porównanie: na jednego Brytyjczyka zabitego przez niemieckich lotników podczas wojny przypadało dziewięciu Niemców zabitych przez ich anglo-amerykańskich odpowiedników; na każdą tonę niemieckich bomb zrzuconych na Wielką Brytanię przypadało 315 ton aliantów spuszczonych na głowy Niemców. Jeszcze większe dramaty stały się udziałem cywilów japońskich tępionych bronią konwencjonalną i atomową. Po wkroczeniu na na obszar Rzeszy jak najbardziej alianckie oddziały Armii Czerwonej masowo gwałciły kobiety i mordowały niewinnych ludzi*. Podobnie postępowały na Węgrzech i w Austrii.

Rosjanie z premedytacją zatapiali bezbronne niemieckie statki przewożące cywilnych uchodźców; ofiarą tego bestialstwa padło kilkanaście tysięcy kobiet i dzieci. Podczas ucieczki [wygnania m,d] 15 milionów Niemców ze wschodnich terenów Rzeszy śmierć poniosło od 1 do 2 milionów ludzi. Częściowo były to ofiary mordów lub „specjalnego sowieckiego traktowania”. Podczas walk na wschodzie wielu niemieckich żołnierzy po dostaniu się do niewoli sowieckiej było natychmiast rozstrzeliwanych**, a ci którzy uniknęli szybkiej śmierci w zdecydowanej większości znaleźli ją w Kraju Rad jako jeńcy wojenni. Wykończono ich nadludzką pracą i niedożywieniem. Tylko garstka powróciła do Niemiec w roku 1955.

Podczas wojny w ramach Wehrmachtu i sił pomocniczych walczyło do 1 miliona sowieckich obywateli – ochotniczo lub właściwie przymusowo. Po wojnie Brytyjczycy i Amerykanie, którym się poddali, wydali tych prawdziwych nieszczęśników Sowietom (wcześniej zapewniali ich, że ekstradycja nie wchodzi w rachubę). Ludzie ci zostali wymordowani przez NKWD i jugosłowiańskich komunistów lub zesłani na pewną śmierć do gułagów. Dotyczyło to tak żołnierzy, jak i cywilów.

Wyzwalanie Europy Zachodniej również dalekie było od ideału. W roku 1944 na froncie włoskim operowała dywizja marokańska pod dowództwem „Wolnego Francuza”, generała Juin. Siała ona śmierć i zniszczenie między Neapolem a Rzymem. Marokańczycy zgwałcili do 3 tysięcy kobiet w wieku 11-86 lat, a nawet niektórych mężczyzn. 100 kobiet zamordowano. Podobny los spotkał 800 mężczyzn próbujących je chronić. „Liberatorzy” zniszczyli nadto 81% mieszkań i zabudowań gospodarczych, ukradli 90% zwierząt hodowlanych oraz przywłaszczyli sobie wszystkie co cenniejsze kosztowności należące do cywilnych Włochów.

W tej samej Italii podczas wojny Amerykanie ściśle współdziałali z mafijnymi zbirami, przyczyniając się do restauracji ohydnej COSA NOSTRA – organizacji powalonej przez Mussoliniego***. W wyzwolonych częściach Francji i Włoch szalały komunistyczne szwadrony śmierci mordujące bez wyroku (lub po parodii procesu) każdego, kogo uważali za kolaboranta. Ciekawe, przy okazji, co sami robili w latach 1940-1941, gdy Stalin i Hitler byli sojusznikami? Ich sowieckich kolegów natomiast natomiast instruowano by „porywali niemieckich żołnierzy, torturowali, a następnie wystawiali ich okaleczone ciała tak, aby zbrodnie te w oczach okupanta obciążały ludność miejscową”**** (chodziło o spowodowanie niemieckich represji, które przyciągały do partyzanckich oddziałów mieszkańców wsi i miasteczek).

Celem tego krótkiego wywodu nie było umniejszanie licznych okrucieństw dokonywanych przez państwa osi. Te są nie do obrony. Pragnąłem tylko uzmysłowić młodym ludziom, że sprzeciw wobec zbrodni musi obejmować ich ogół, ponieważ wszelka selekcja w tym względzie prowadzi do moralnego relatywizmu – źródła prawdziwego zła współczesnego świata.

Dariusz Ratajczak

* Drobny przykład. Jesienią 1944 r. żołnierze niemieccy odbili z rąk sowieckich wschodniopruską miejscowość Nemmersdorf. Zastali tam kobiety przybite żywcem gwoździami do wrót stodół, wielokrotnie zgwałcone dziewczęta, zamęczonych na śmierć starców.

** Było to zjawisko nagminne. Los taki spotkał np. wielu niemieckich żołnierzy broniących się w poznańskiej Cytadeli.

*** Wykonawcą zaleceń duce był prefekt Cesare Mori. Mafia może egzystować tylko w warunkach demokracji!

**** J.F.C. Fuller, The Decisive Battles of the Western World, London 1956, vol. 3, s. 438. 

PILNE! Zaczęły się naloty ABW na niezależne wydawnictwa. Konfiskują nakłady książek. 451° Fahrenheita.

PILNE! Zaczęły się naloty ABW na niezależne wydawnictwa

magnapolonia/pilne-zaczely-sie-naloty-abw-na-niezalezne-wydawnictwa

PILNE! Zaczęły się naloty ABW na niezależne wydawnictwa

Przed chwilą otrzymaliśmy informację o tym, że ABW nawiedziło wydawnictwo 3DOM. Oficjalnym powodem najścia były książki śp. dr. Dariusza Ratajczaka, wydane w roku 2022!

Na miejscu obecne były trzy zespoły służb, w tym ABW, policja, prokurator, łącznie  ponad 20 osób! Nawiedzona siedziba wyd. 3DOM i prywatne mieszkanie właściciela.

Nieoficjalnie dowiedzieliśmy się, że zgłoszenia z Art. 55. ustawy o IPN dokonało Muzeum Auschwitz-Birkenau.

Zarekwirowano:

– książki  autorstwa śp. dr. Ratajczaka – cały nakład

– książki autorstwa Radosława Patlewicza –  Pogrom w Krakowie – cały nakład

– książki autorstwa Radosława Patlewicza – Mord rytualny w Rzeszowie – cały nakład

– książki autorstwa profesora Stanisława Trzeciaka Program światowej polityki żydowskiej – cały nakład

– książki autorstwa Radosława Patlewicza – Mędrcy Syjonu – cały nakład

– książki autorstwa profesora Stanisława Trzeciaka –  Talmud o gojach a kwestia żydowska (wyd. OSTOJA) – cały nakład 

Protokoły mędrców Syjonu ze wstępem krytycznym – cały nakład

Księga Win Judy – Cały zasób (wyd. Magna Polonia)

Żydzi i kahały – Cały zasób (wyd. Magna Polonia)

NASZ KOMENTARZ: Tak właśnie wygląda wolność słowa, a w istocie cenzura prewencyjna i totalitaryzm ukryty pod maską demokracji. Kiedy WP.PL dokonało haniebnego ataku na nasze wydawnictwo, za wydanie Księgi win Judy, pisałem o tym, że to przymiarki pod wprowadzenie cenzury prewencyjnej i pod atak na niezależne wydawnictwa. Tzw. Prawica kawiorowa wolała nabrać wody w usta, przecież to nie po nich idą…

Warto przypomnieć, że kilka tygodni temu ujawniono, że nasze wydawnictwo znalazło się na tzw. liście proskrypcyjnej Ministerstwa Kultury, pod zarządem pułkownika Bartłomieja Sienkiewicza.

Nie bez znaczenia dla tej sprawy wydaje się też niedawno zorganizowana w Krakowie konferencja poświęcona tzw. “antysemityzmowi”, na której zjawił się m.in. Elon Musk.

https://sklep.magnapolonia.org/produkt/ksiega-win-judy/embed/#?secret=JMEVz2K0Vr#?secret=KKNo7RtRAK

Zawód PRZYSZŁOŚCI Sensitive Reader

Powinniśmy już książki chować,za chwile oryginalne wydania będą bezcenne ,ja chciałem oddać książki do biblioteki w Niepołomicach, nie przyjmują wydań przed 200x rokiem. Pewnie dlatego że brak cenzury.Znaczy operacja wdrażana od min 20 lat idzie małymi krokami. Krzysztof

Kowid: Za zgony zaszczepionych – w 74% przypadków odpowiada zastrzyk. Blokada informacji w „Lancet”

Kowid: Za zgony zaszczepionych w 74% przypadków odpowiada zastrzyk. Blokada informacji w „Lancet”

Badanie opublikowane w piśmie Lancet dotyczące autopsji ciał po szczepionce Covid wykazało, że 74% zgonów było spowodowanych przez zastrzyk – badanie usunięto w ciągu 24 godzin

Za zgony zaszczepionych w 74% przypadków odpowiada zastrzyk.

Informacja pochodzi z 06.07.2023 https://gloria.tv/share/qmntiEdExgqs3ZSCs6dfr3scn

Preprint, który oczekiwał na recenzję, został napisany przez wiodącego kardiologa dr Petera McCullougha, epidemiologa Yale dr Harveya Rischa i ich kolegów z Wellness Company i został opublikowany online w środę na stronie pre-print [the pre-print site ] prestiżowego czasopisma medycznego „Lancet”.

Jednak niecałe 24 godziny później badanie zostało usunięte i pojawiła się notatka stwierdzająca: “Ten preprint został usunięty, ponieważ wnioski z badania nie są poparte metodologią badania”.

Chociaż badanie nie przeszło żadnej części procesu recenzowania, notatka sugeruje, że naruszyło “kryteria przesiewowe”.
Oryginalny abstrakt badania można znaleźć w Internet Archive. Brzmi on (z moim podkreśleniem):
========================================
Szybki rozwój i powszechne wdrażanie szczepionek COVID-19, w połączeniu z dużą liczbą zgłoszeń zdarzeń niepożądanych, doprowadziły do obaw dotyczących możliwych mechanizmów uszkodzenia, w tym układowej dystrybucji nanocząstek lipidowych (LNP) i mRNA, uszkodzenia tkanek związanych z białkiem kolca, trombogeniczności, dysfunkcji układu odpornościowego i rakotwórczości. Celem tego systematycznego przeglądu jest zbadanie możliwych związków przyczynowych między podaniem szczepionki przeciwko COVID-19 a śmiercią za pomocą autopsji i analizy pośmiertnej.

Metody:

Przeszukaliśmy wszystkie opublikowane raporty z sekcji zwłok i „necropsy”[coś zbliżonego.. md] dotyczące szczepień przeciwko COVID-19 do 18 maja 2023 r. Początkowo zidentyfikowaliśmy 678 badań, a po przeprowadzeniu badań przesiewowych pod kątem naszych kryteriów włączenia włączyliśmy 44 artykuły, które zawierały 325 przypadków autopsji i jeden przypadek sekcji zwłok [necropsy].

Trzech lekarzy niezależnie dokonało przeglądu wszystkich zgonów i ustaliło, czy szczepienie przeciwko COVID-19 było bezpośrednią przyczyną, czy też znacząco przyczyniło się do śmierci.

Najbardziej
podatnym układem narządów na śmierć związaną ze szczepionką COVID-19 był układ sercowo-naczyniowy (53%), a następnie układ hematologiczny (17%), układ oddechowy (8%) i układy wielonarządowe (7%). W 21 przypadkach [badane zjawisko md] dotknęło trzech lub więcej układów narządów. Średni czas od szczepienia do zgonu wynosił 14,3 dnia. Większość zgonów miała miejsce w ciągu tygodnia od podania ostatniej szczepionki. Łącznie 240 zgonów (73,9%) zostało niezależnie uznanych za bezpośrednio spowodowane lub w znacznym stopniu przyczyniło się do szczepienia przeciwko COVID-19.

Interpretacja:

Spójność obserwowana między przypadkami w tym przeglądzie ze znanymi zdarzeniami niepożądanymi szczepionki COVID-19, ich mechanizmami i związaną z tym nadmierną śmiercią, w połączeniu z potwierdzeniem autopsji i orzeczeniem o śmierci prowadzonym przez lekarza, sugeruje, że w większości przypadków istnieje wysokie prawdopodobieństwo związku przyczynowego między szczepionkami COVID-19 a śmiercią. Konieczne jest dalsze pilne dochodzenie w celu wyjaśnienia naszych ustaleń.

==============================

„Lancet” Study on Covid Vaccine Autopsies Finds 74% Were Caused by Vaccine – Study is Removed Within 24 Hours

To jest adres:

https://dailysceptic.org/2023/07/06/lancet-study-on-covid-vaccine-autopsies-finds-74-were-caused-by-vaccine-journal-removes-study-within-24-hours/

The paper, a pre-print that was awaiting peer-review, is written by leading cardiologist Dr. Peter McCullough, Yale epidemiologist Dr. Harvey Risch and their colleagues at the Wellness Company, as well as top pathologist Dr. Roger Hodkinson and others, and was published online on Wednesday on the pre-print site of the prestigious medical journal.

However, less than 24 hours later, the study was removed and a note appeared stating: “This preprint has been removed by Preprints with the Lancet because the study’s conclusions are not supported by the study methodology.” While the study had not undergone any part of the peer-review process, the note implies it fell foul of “screening criteria”.

The original study abstract can be found in the Internet Archive. It reads (with my emphasis added):

Background: The rapid development and widespread deployment of COVID-19 vaccines, combined with a high number of adverse event reports, have led to concerns over possible mechanisms of injury including systemic lipid nanoparticle (LNP) and mRNA distribution, spike protein-associated tissue damage, thrombogenicity, immune system dysfunction and carcinogenicity. The aim of this systematic review is to investigate possible causal links between COVID-19 vaccine administration and death using autopsies and post-mortem analysis. 

Methods: We searched for all published autopsy and necropsy reports relating to COVID-19 vaccination up until May 18th, 2023. We initially identified 678 studies and, after screening for our inclusion criteria, included 44 papers that contained 325 autopsy cases and one necropsy case. Three physicians independently reviewed all deaths and determined whether COVID-19 vaccination was the direct cause or contributed significantly to death.

Findings: The most implicated organ system in COVID-19 vaccine-associated death was the cardiovascular system (53%), followed by the hematological system (17%), the respiratory system (8%) and multiple organ systems (7%). Three or more organ systems were affected in 21 cases. The mean time from vaccination to death was 14.3 days. Most deaths occurred within a week from last vaccine administration. A total of 240 deaths (73.9%) were independently adjudicated as directly due to or significantly contributed to by COVID-19 vaccination.

Interpretation: The consistency seen among cases in this review with known COVID-19 vaccine adverse events, their mechanisms and related excess death, coupled with autopsy confirmation and physician-led death adjudication, suggests there is a high likelihood of a causal link between COVID-19 vaccines and death in most cases. Further urgent investigation is required for the purpose of clarifying our findings.

The full study does not appear to have been saved in the Internet Archive, but can be read here.

Without further detail from the Preprints with the Lancet staff who removed the paper it is hard to know what substance the claim that the conclusions are not supported by the methodology really has. A number of the authors of the paper are at the top of their fields so it is hard to imagine that the methodology of their review was really so poor that it warranted removal at initial screening rather than being subject to full critical appraisal. It smacks instead of raw censorship of a paper that failed to toe the official line. Keep in mind that the CDC has not yet acknowledged a single death being caused by the Covid mRNA vaccines. Autopsy evidence demonstrating otherwise is clearly not what the U.S. public health establishment wants to hear.

Dr. Clare Craig, a pathologist and co-Chair of the HART pandemic advisory group, says that in her view the approach taken in the study is sound. She told the Daily Sceptic:

The VAERS system [of vaccine adverse event reporting] is designed to alert to potential harms without necessarily being the best way of measuring the extent of those harms.

Quantifying the impact of deaths can be done by looking at overall mortality rates in a country.

However, this is imperfect as a deficit of deaths would be expected after a period of excess deaths, making the accuracy of any baseline dubious.

An alternative approach of auditing such deaths through autopsy is sound.

There may be a bias [in the study] towards reporting the autopsies of deaths where there was evidence of causation and the likelihood of causation might be exaggerated by that bias. For example, 19 of the 325 deaths were due to vaccine-induced immune thrombocytopenia and thrombosis (VITT) but these reports may be overrepresented because of the regulators’ willingness to acknowledge such deaths.

Nevertheless, it is important that attempts are made to quantify the risk of harm and censorship of these attempts, rather than open scientific critique, does nothing to help reassure people.

Dr. Harvey Risch, one of the study’s authors, told the Daily Sceptic he deems it “pure Government-directed censorship, even after the Missouri v. Biden injunction”. 

“Meanwhile, my colleagues are studying what they call ‘Long Vax‘, which is vaccine-caused damage. But of course that is a rare, rare, rare outcome, except that they seem not to be having any problem finding such individuals to enroll in their study,” he added.

Stop Press: Co-author Dr. Peter McCullough has defended the study in an interview with the Epoch Times, saying the project was approved through the University of Michigan’s School of Public Health, and the team used a standard scientific evaluation methodology known as the Preferred Reporting Items for Systematic Reviews and Meta-Analyses to evaluate studies for inclusion. He added that before removal, the study was experiencing “hundreds of reviews per minute” and is now on the Zenodo preprint server and currently under review at another high-level journal.

Nowe zdobycze na froncie walki o wolność słowa

Nowe zdobycze na froncie walki o wolność słowa

Dariusz Matuszak nowe-zdobycze-na-froncie-walki-z-wolnoscia-slowa


Kanada to jeden z tych postępowych, zawsze uśmiechniętych reżimów, który jest swego rodzaju pracownią doświadczalną, gdzie sprawdza się zaprowadzanie totalitarnego nowego światowego ładu. Na ludności doświadczalnej testuje się poszczególne rozwiązania. Kraj Klonowego Liścia specjalizuje się m. in. w walce z wolnością słowa i zaprowadzaniem cenzury. W Europie to jedna z niemieckich specjalizacji, więc i Berlin ma swoje nowe zdobycze w walce z wolnością słowa.

Przepisy dotyczące cenzury

Kanadyjska Komisja Radiowo-Telewizyjna i Telekomunikacji (CRTC) właśnie przystąpiła do opracowywania szczegółowych przepisów wykonawczych dotyczących cenzurowania treści w Internecie. To konsekwencja przyjętej pod koniec kwietnia nowelizacja tzw. Ustawy C 11 o przesyłaniu treści w sieci (Online Streaming Act).

W największym skrócie nowelizacja polega na tym, że ci którzy dystrybuują treści uznane przez tzw. weryfikatorów faktów (fact checkers), a więc w rzeczywistości cenzorów, za fałszywe mogą zostać aresztowani, sądzeni i skazani na więzienie. Owi weryfikatorzy mogą pochodzić z mediów publicznych, państwowych – np. we Francji jest nim agencja prasowa AFP (absolutnym skandalem jest to, że polski rząd pozwala na to by, francuska państwowa agencja prasowa, której nawet prezesa mianuje premier Francji sprawdzała, weryfikowała treści publikowane na polskich stronach Facebooka).

Cenzorzy mogą też być prywatni z niby pozarządowych organizacji samozwańczy weryfikatorzy tacy jak w Polsce Demagog finansowany m. in. przez rząd Stanów Zjednoczonych. Na marginesie można zauważyć, że mamy do czynienia z jakimś wielkim oszustwem blagą, kłamstwem związanym z funkcjonowaniem wielu tzw. NGO. Co to za organizacje pozarządowe skoro są przez rządy finansowane?

Wróćmy jednak jak mawiają Francuzi do naszych baranów. Rząd kanadyjski i CRTC zaprzeczają, że po wprowadzeniu kolejnych cenzorskich przepisów „siewcy kłamstw” będą wsadzani do więzienia, ale przeciwnicy nowego prawa wskazują na praktykę związaną z egzekwowaniem ustawy o tzw. mowie nienawiści. „Nienawistnicy” lądują za kratami.

Ale jest też nadzieja, bo praktyka wskazuje także na to, że opracowywanie przepisów wykonawczych zajmuje owej kanadyjskiej komisji radia telewizji etc. z reguły kilka lat. To czas na odwrócenie legislacji, którą od lat zaprowadza skrajnie lewicowy, totalitarny rząd Trudeau, – ale oczywiście najpierw Konserwatywna Partia Kanady musi wygrać wybory. Paradoksalnie kanadyjscy konserwatyści mogą uzyskać wsparcie mediów, które w zachodnim świecie niemal bez wyjątku wspierają rządy liberalne, czy wprost lewicowe. A to właśnie z powodu kolejnych konsekwentnych ataków na wolności słowa w wykonaniu rządzącej lewicy i rządu Trudeau.

Czytelnicy zapewne pamiętają jak PiS zaproponował, by pierwsze miejsca w pilotach do telewizorów miała TVP. Amatorzy, dzieci. W takiej Kanadzie przeforsowano ustawę, by dystrybutorzy treści w Internecie – media społecznościowe, platformy streamingowe, portale agregujące treści od różnych dostawców – Facebook, YouTube, Twitter etc, w sposób preferencyjny traktowały publicznego państwowego nadawcę CBC. Mają dbać o większe zasięgi dla jego treści, nadawać im priorytet tak, by się wyświetlały. Kanadyjska Komisja Radiowo-Telewizyjna i Telekomunikacji (CRTC) zastrzega, że nie będzie układać algorytmów i tłumaczy

Nie możemy nakazać serwisom przesyłu strumieniowego online korzystania z określonych algorytmów w celu promowania treści kanadyjskich i od rdzennych mieszkańców (Kanady). Istnieje wiele innych sposobów na ułatwienie wyszukiwania treści kanadyjskich i od rdzennych mieszkańców. Na przykład prowadzenie kampanii promocyjnych, lub prezentowanie treści na stronie głównej serwisu. Zbadamy te możliwościowi w ramach naszych konsultacji i czekamy na opinie wszystkich.

Czyli będzie jak z samochodami Forda. Można kupić w każdym kolorze pod warunkiem że w czarnym.

I tak dystrybutorzy treści jak Facebook, YouTube etc. wcale nie będą zmuszani do manipulowania algorytmami na rzecz CBC, tylko wystarczy, że będą ją nieustannie reklamować, a treści od niej zawieszać na górze strony i na pierwszej pozycji utrzymywać. Tak, by ilekroć Kanadyjczyk otworzy Facebooka, Twittera, YouTube etc. najpierw zobaczył co ma państwowa telewizja do powiedzenia.

Canadian Broadcasting Corporation to odpowiednik BBC, czy naszej publicznej TVP i Polskiego Radia. Finansowany jest głównie przez rząd, choć część wpływów pochodzi z reklam. Wyobrażacie sobie państwo histerię jaka by w Polsce wybuchła, jaki wrzask o zamachu na wolność mediów by się podniósł, gdyby ktoś coś takiego zaproponował. Protesty byłyby oczywiście słuszne, ale niech nikt się nie łudzi, że to w Polsce niemożliwe. Wystarczy, że do władzy dojdą takie postępowe moce uśmiechniętego, liberalnego totalitaryzmu jakie opanowały większość krajów Zachodu.

Nazywałoby się to tak jak w Kanadzie – realizacja prawa obywateli do rzetelnej informacji.

Co więcej, Trudeau i jego rząd chcą zmusić, by Facebook, Twitter, płaciły tym głównym dostawcom, których treści udostępnia. Argument jest taki, że dzięki nim zwiększa u siebie ruch i zarabia na tym. Jakiś sens w tym jest i tego domaga się wiele tradycyjnych mediów. Ale sprawa jest niejednoznaczna i można argumentację odwrócić. Mianowicie producent treści CBC powinien płacić Facebookowi, Twitterowi za jej dystrybucję. Platformy internetowe zwiększają im bowiem zasięgi – oglądalność, czytelnictwo, a zbudowanie i utrzymanie infrastruktury kosztuje. To gazeta płaci przecież kioskarzowi za to, że ją sprzedaje. Odwrotny argument byłby taki – płać nam kioskarzu za to, że wstawiamy gazetę do twej budki, bo dzięki temu więcej ludzi do niej przychodzi i inne towary kupuje.

Taki sens ma kanadyjskie rozwiązanie i to bardzo się internetowym gigantom nie podoba. Na dodatek każe im się reklamować kanadyjską telewizję państwową, zapełniać swoje strony jej postępowymi treściami i przemówieniami przewodniczącego Trudeau. Inaczej mówiąc media społecznościowe są zmuszane do preferencyjnego traktowana treści od kanadyjskiej telewizji, radia i jeszcze mają im za to płacić. Dlatego tez kanadyjscy konserwatyści mogą zyskać sojuszników w wielkich platformach Internetu i w prywatnych mediach, które w sieci muszą mierzyć się z konkurencją bardzo uprzywilejowanego państwowego nadawcy.

Niemcy wiodą prym w walce z wolnością

Na naszym kontynencie jest kilka państw, które biją się o pozycje czempiona w walce z wolnością słowa i w zaprowadzaniu cenzury i wśród nich nie mogło oczywiście zabraknąć Niemiec. W połowie kwietnia rząd Scholza obwieścił o pracach nad ustawą o „przemocy cyfrowej”. Zakłada ona, że sądy mogłyby skazywać użytkowników na „zamknięcie kont”. Inaczej mówiąc przestępca – siewca kłamstw i nienawiści nie mógłby nie tylko niczego publikować, ale też w danym medium czytać, czy oglądać. Nie maiłby do niego dostępu. W PRL funkcjonował zapis cenzorski. Objęci nim nie mogli niczego publikować, przedstawiać. Nie tylko jakichś tam treści, które cenzorzy uznali za fałsz albo mowę nienawiści (w PRL były to treści mogące wywołać niepokoje społeczne), ale w ogóle nic. Nawet wierszyka o kotku.

Nowe cenzorskie przepisy o walce z tzw. mową nienawiści i fałszywymi wiadomościami z pozoru nie wyglądają groźnie, ale trzeba je rozpatrywać w szerszym kontekście niemieckiej walki z wolnością słowa, zwłaszcza uchwalonej w 2018 roku ustawy NetzDG – Netzwerkdurchsetzungsgesetz (ustawa i egzekwowaniu prawa w sieci).

Zgodnie z nią platformy mediów społecznościowych z ponad 2 milionami użytkowników mają 24 godziny na usunięcie treści „wyraźnie nielegalnych” i 7 dni na usunięcie nielegalnych. Te „zwyczajnie nielegalne” to takie których nielegalność nie jest tak oczywista, ale jacyś cenzorzy uznali, że jednak są nienawistne, czy fałszywe. Ot, dajmy na to ktoś napisze, że von der Leyen jest skrajnie nieudolną, infantylną, wręcz żałosną przewodniczącą Komisji Europejskiej. Będą więc trwały narady czy to prawda, czy fałsz i jak bardzo nienawistne takie stwierdzenie jest. Jeśli portal nie usunie takiej nielegalnej informacji, powiedzmy o von der Leyen, może zostać ukarany nawet 50 milionami euro grzywny. Wyobraźcie sobie teraz Państwo, ze jesteście Facebookiem i ktoś na swoim profilu napisał, że były przewodniczący Komisji Europejskiej Juncker jest pijakiem. Co robicie – zostawiacie, czy usuwacie, bo Niemcy mogą wam 50 mionów euro zabrać?

Portale muszą też co pół roku składać raporty o cenzurowanych i usuwanych treściach. Indywidualnie można tez wylądować na 2 lata w więzieniu za obrażanie osób, czy grup ze względu na rasę, pochodzenie, religie, płeć orientacje seksualna etc.

System cenzorski więc się w Niemczech ostatecznie domyka. Skazany na zamknięcie kont całkowicie znika z przestrzeni cyfrowej. W niektórych przypadkach jakby niemal fizycznie nie istniał, w każdym razie staje się niewidzialny, niesłyszalny. Nie ma go. Istotą jest całkowite uciszanie ludzi i wręcz wyrzucanie ich poza nawias społeczny, bo przecież ogromna część naszego życia toczy się już w przestrzeni cyfrowej. Oczywiście można dyskutować czy egzekucja takiego prawa będzie technicznie możliwa, ale Niemcy mają wprawę w izolowaniu ludzi, tworzeniu gett więc i z tym sobie pewnie poradzi.

CZYTAJ RÓWNIEŻ: Komisarz Jourova rozczarowana – za mało cenzury na Twitterze. Grozi, że pozbawi nas możliwościowi korzystania z mediów społecznościowych

========================

 Tigermoth #30973

Podzielam oburzenie . Jednak porównywanie do Orwella nie jest do końca trafne. Lepiej pasuje zestawienie z „Nowym wspaniałym światem” Huxleya . Wizja Orwella zakłada stosowanie twardego terroru podczas gdy ta przedstawiona przez Huxleya ukazuje dominację miękkich środków , które zniewalają siłą pozornych przyjemności . Stąd wspomnienie przez Autora o uśmiechniętym totalitaryzmie jest adekwatne . To co piszę nie oznacza , że jedna forma oddziaływania nie może się przeistoczyć w drugą ! Ale to już inna sprawa.

Interpelacja posła Brauna i żenująca w swej głupocie i bezczelności „odpowiedź” Sekretarza Stanu Żaryna [Stanisława].

Interpelacja posła Brauna i żenująca w swej głupocie i bezczelności „odpowiedź” Sekretarza Stanu Żaryna [Stanisława].

Jednym z nielicznych posłów, odważnie stających w obronie zagrożonej w Polsce wolności słowa, jest Grzegorz Braun.

Lider Konfederacji Korony Polskiej złożył 13 października br. interpelację poselską w sprawie blokowania dostępu do serwisu www.myslpolska.info . W interpelacji poseł, dążąc do wyjaśnienia podstaw prawnych działania polskiego rządu, zadał szereg szczegółowych pytań Ministrowi koordynatorowi służb specjalnych.

Odpowiedzi na interpelację udzielił Stanisław Żaryn, Sekretarz Stanu w Kancelarii Prezesa Rady Ministrów.

Ten partyjno-rządowy urzędnik całkowicie zignorował treść pytań posła. To kolejny popis arogancji obecnej władzy, najwyraźniej przeświadczonej o własnej bezkarności.

Poniżej zamieszczamy pełen tekst interpelacji posła Brauna oraz odpowiedzi Stanisława Żaryna.

Interpelacja posła Grzegorza Brauna:

Szanowny Panie Ministrze,

w marcu bieżącego roku na zlecenie Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego dla polskich internautów został zablokowany dostęp do strony www.myslpolska.info, stanowiącej serwis internetowy tygodnika „Myśl Polska”.

Według doniesień prasowych blokada dostępu nastąpiła na podstawie art. 180 ust. 1 ustawy Prawo telekomunikacyjne, a strona www.myslpolska.info znalazła się w gronie portali zablokowanych ze względu na szerzenie rosyjskiej dezinformacji.

Należy przy tym odnotować, że „Myśl Polska” jest obecnie najstarszym polskim tygodnikiem ukazującym się w sposób ciągły. Pierwszy numer „Myśli Polskiej” ukazał się 20 marca 1941 r. w Londynie. Pismo powstało jako organ emigracyjnego Stronnictwa Narodowego. W okresie stalinowskim w Polsce „Myśl Polska” znajdowała się w wykazie pism zakazanych przez cenzurę. Do przełomu październikowego w 1956 roku za posiadanie i czytanie pisma groziły ostre represje. W późniejszym okresie, począwszy od lat 70. XX wieku, „Myśl Polska” była półlegalna i dostępna w czytelni bibliotek miejskich. W 1993 roku redakcja pisma została przeniesiona do Polski, przy udziale m.in. Jana Tomasza Zamoyskiego.

Od pierwszego numeru do dzisiaj „Myśl Polska” prezentuje ciągłą linię programową, będąc tygodnikiem społeczno-politycznym o orientacji narodowo-demokratycznej. Jest zatem istotną częścią zasłużonego dla polskiej państwowości obozu narodowo-demokratycznego.

W związku z powyższym proszę o odpowiedzi na następujące pytania:

  1. Który podmiot (Policja, Biuro Nadzoru Wewnętrznego, Straż Graniczna, Służba Ochrony Państwa, Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego, Służba Kontrwywiadu Wojskowego, Żandarmeria Wojskowa, Centralne Biuro Antykorupcyjne czy Krajowa Administracja Skarbowa) wnioskował o zablokowanie dostępu do strony internetowej www.myslpolska.info ?
  2. Jakie konkretne fakty, publikacje lub wypowiedzi uzasadniały zablokowanie dostępu do strony internetowej www.myslpolska.info ?
  3. Kiedy te fakty, publikacje lub wypowiedzi miały miejsce, kto był ich autorem i jaki był związek autora z redakcją strony internetowej www.myslpolska.info lub tygodnika „Myśl Polska”?
  4. Na jakiej podstawie rząd uznał, że te fakty, publikacje lub wypowiedzi mogą zagrażać obronności, bezpieczeństwu państwa oraz bezpieczeństwu i porządkowi publicznemu (przesłanki z art. 180 ust. 1 ustawy Prawo telekomunikacyjne)?

Z wyrazami szacunku

Grzegorz Braun

=============================

Odpowiedź Stanisława Żaryna, Sekretarza Stanu w Kancelarii Prezesa Rady Ministrów:

Szanowna Pani Marszałek,

Odpowiadając na interpelację numer K9INT36517, Pana Posła Grzegorza Brauna, w sprawie blokowania dostępu do strony internetowej tygodnika „Myśl Polska”, uprzejmie informuję, że służby specjalne na bieżąco monitorują przestrzeń informacyjną Rzeczypospolitej Polskiej i dokonują jej analizy pod kątem pojawiających się zagrożeń, w tym zagrożeń hybrydowych w postaci operacji dezinformacyjnych. Zgodnie z ustawą z dnia 16 lipca 2004 r. Prawo telekomunikacyjne, jeśli połączenia telekomunikacyjne lub przekazy informacji mogą zagrażać obronności, bezpieczeństwu państwa lub bezpieczeństwu i porządkowi publicznemu, wskazane w ustawie podmioty są uprawnione do żądania zablokowania takich przekazów przez dostawców telekomunikacyjnych lub do dokonania takiej blokady.

Z poważaniem

z upoważnienia Ministra

Stanisław Żaryn

Sekretarz Stanu w Kancelarii Prezesa Rady Ministrów

Myśl Polska, nr 1-2 (1-8.01.2023)

=========================

Przestrzegają mnie bliscy w mailach i telefonie: Uważaj, jak można tak otwarcie, szczerze pisać o przedstawicielu władzy !

Odpowiadam: Nawet prosty dobry smak wymaga, byśmy pisali prawdę.

Wyjaśniam: Głupota, bo strasznie, żałośnie dezawuuje i ośmiesza stronę rządową.

Pozatem: Gdzież taki głupawo piszący ludzik znajdzie pracę po upadku tego rządu? Niedorzecznik następnego chyba…

A bezczelność, bo człeczyna decyduje się pisać całkowicie „od rzeczy”. Może to raczej bezwstyd? W tytule nie mogę wszystkich potrzebnych określeń użyć – nie zmieściłyby się.

==============================

mail:

Dziwne, że na tej samej podstawie prawnej pan Żaryn jeszcze nie zamknął TVN, GW, i wszystkich innych obcych antypolskich stacji i szmatławców.

Pozdrawiam AN

Rząd [“władza”] chce mieć wgląd w skrzynki mailowe Polaków. Oczywiście “dla naszego dobra”

Jeśli czujecie się zagrożeni przez fakt, że ktoś nie ma dostępu do logów waszych działań w skrzynkach e-mail, to mam dobre wieści: inwigilacja poczty elektronicznej Polaków wkrótce stanie się faktem. No dobrze, ale koniec głupich żartów, bo sprawa jest bardzo poważna.

Inwigilacja poczty elektronicznej Polaków przez rząd

Dobra wiadomość, o ile można o czymś takim mówić w tym przypadku, jest taka, że nikt nie chce wczytywać się w samą treść wiadomości. Chodzi tu jednak o inne metadane, które już mogą pomóc w ustaleniu zawartości i tematyki rozmowy. Dokładniej rzecz biorąc, to dostawcy poczty mają utworzyć specjalne dzienniki, w których będą rejestrowane poszczególne akcje użytkownika poczty. 

Co więcej, informacje o ich wykonywaniu mają być zapisywane co do sekundy. Oprócz tego w dzienniku ma się znaleźć adres IP i port przypisany użytkownikowi podczas danego połączenia. Zebrane w ten sposób informacje dostawca usług pocztowych ma przechowywać przez okres przynajmniej 90 dni i udostępniać je na prośbę organów ścigania. 

Jak podaje Dziennik Gazeta Prawna, zapis ten został podpisany przez podsekretarza stanu w Ministerstwie Obrony Narodowej Michała Wiśniewskiego. Ten argumentuje taki zapis tym, że „przestępcy korzystają z poczty elektronicznej”. Niby racja, ale jeśli dobrze się zastanowimy, to przestępcy korzystają z tego samego, co wszyscy inni ludzie. Inwigilacja poczty elektronicznej w takim wypadku to dopiero początek.

Nie można więc pokładać zbytniej wiary w takiej retoryce. W końcu idąc tym tokiem myślenia, można wymusić kompletną inwigilację obywateli i tłumaczyć to walką z przestępczością. Przestępcy prowadzą rozmowy? Nagrywajmy rozmowy. Przestępcy piszą wiadomości? Zachowujmy wiadomości. Przestępcy wychodzą na miasto i rozmawiają w kawiarni? Zamontujmy podsłuch pod każdym stolikiem w kawiarni. 

I, mimo że przestępcy stanowią znaczną mniejszość, to monitoring obejmie wszystkich, bo w końcu wszyscy mogą okazać się przestępcami. A jeśli komuś to się nie podoba, to zawsze znajdzie się ktoś bardzo krótkowzroczny, kto zacznie krzyczeć coś w stylu: skoro nie masz nic do ukrycia, to czego się boisz? Nie rozumiejąc, że pod płaszczykiem ochrony obywateli dostajemy system monitorowania i ich kontroli. 

Warto także przypomnieć, że Unia Europejska poszła w tym o krok dalej i już teraz chce skanować nasze wszystkie rozmowy przez komunikatory internetowe. Po co? No oczywiście dla dobra dzieci. W końcu to ma je chronić przed atakami ze strony osób, które zechcą je wykorzystać. A jeśli komuś nie spodoba się ten pomysł, to mogą zapytać: ale jak to? Chcesz, żeby wykorzystywano dzieci? 

I nie zrozumcie mnie źle: daleko mi do eurosceptyka, czy tym bardziej anarchisty. Po prostu jeśli ktoś mówi, że chce odebrać nam kawałek wolności i prywatności dla naszego dobra, to niekoniecznie to dobro ma na celu. A nawet jeśli, to po nim może przyjść ktoś, kto chce dla nas jak najgorzej i już ma odpowiednie systemy kontroli i nadzoru.

Jeśli więc ktoś jest przekonany co do tego, że obecny rząd chce tylko i wyłącznie naszego dobra, to niech pamięta, że ci drudzy też mogą wygrać wybory i przejąc wszystkie systemy, o których wyżej mowa. Inwigilacja poczty elektronicznej nie skończy się wraz z kadencją obecnego rządu.

Źródło: DziennikGazetaPrawna

“Nigdy więcej” – zamordyzmu !

23.09.2022 Stanisław Michalkiewicz https://prawy.pl/122218-stanislaw-michalkiewicz-nigdy-wiecej-zamordyzmu-felieton/

Może to nie jest jakiś specjalny powód do dumy, ale rzeczywiście, przez całe swoje dorosłe życie walczyłem z cenzurą. Kiedy w latach 70-tych przystąpiłem do konspiracji, z przyjacielem wydawaliśmy podziemne pismo “Gospodarz” – pierwsze podziemne pismo drukowane techniką typograficzną, na drukarni mojego pomysłu.

Potem związałem się z podziemnym wydawnictwem “Krąg” kierowanym przez Wojciecha Fałkowskiego, obecnie profesora i dyrektora Zamku Królewskiego w Warszawie i w ramach tej współpracy, w pierwszych miesiącach stanu wojennego wydrukowałem i zorganizowałem produkcję książki Andrzeja Alberta, czyli prof. Wojciecha Roszkowskiego “Najnowsza historia Polski”. Wkrótce udało mi się jeszcze wydrukować pierwszy numer pisma “Wezwanie”, kierowanego przez red. Tomasza Jastruna, w po wyjściu z obozu internowanych, wraz z kolegą Miszalskim zorganizowaliśmy i uruchomili podziemne wydawnictwo “Kurs” , w ramach którego wydaliśmy 40 numerów 62-stronicowego miesięcznika pod tym tytułem i 25 książek, wśród których znalazła się nawet książka dla dzieci, autorstwa Bronisławy Ostrowskiej “Bohaterski miś”. Nie wspominam o tym wszystkim, by się chwalić, tylko – by pokazać, że w walce z cenzurą o wolność wypowiedzi mam pewne doświadczenie i dokonania. Może nie tej rangi, co pan Tomasz Strzyżewski, którego miałem przyjemność osobiście poznać w Szwecji, a który w latach 70-tych wywiózł za granicę czarną księgę zapisów cenzorskich. Dopiero z jej lektury można się było bowiem zorientować, w jakich cęgach reżym komunistyczny trzymał każdą myśl.

========================

Wbrew pozorom walka o wolność słowa, o swobodę wypowiedzi, nie jest jakąś fanaberią inteligentów, tylko sprawą zasadniczą dla życia narodu. Chodzi o to, by naród tworzył żywą kulturę, bo to jest warunek sine qua non jego trwania właśnie jako narodu. Jeśli naród przestaje tworzyć żywą kulturę, zaczyna powoli zamierać, uwsteczniając się do poziomu narodowości, albo i głębiej. Warunkiem tworzenia żywej kultury jest autentyzm publicznego dyskursu. Jeśli z publicznego dyskursu zaczyna sie eliminować jakieś poglądy, czy jakieś tematy, dyskurs ten przestaje mieć sens, bo nie zachodzi w nim żadna wymiana myśli, a wszyscy tylko powtarzają jakieś mantry, zatwierdzone przez Panią Wychowawczynię. W rezultacie dyskurs publiczny staje się własną karykaturą, przestaje być autentyczny, a w związku z tym nie może już być inspiracją dla żywej kultury. Wskutek tego naród, jako wspólnota kultury, zaczyna zamierać, bo coraz mniej go spaja. I dlatego walka o swobodę wypowiedzi jest taka ważna nie tylko dla ludzi zajmujących się twórczością, ale i dla wszystkich pozostałych, nawet jeśli nie zdają sobie oni z tego sprawy.

Wydawało się, że kiedy “upadł komunizm”, a cenzura została zakazana przez art. 54 ust. 2 konstytucji, sprawa cenzury jest już zamknięta. Niestety okazało się inaczej. Jak słusznie zauważył ś.p. prof. Bogusław Wolniewicz, komunizm wcale nie “upadł”, tylko mutuje, przybierając rozmaite barwy ochronne. Komuniści zresztą zawsze to robili i dlatego nazywani byli “złodziejami szyldów”, bo albo podszywali się pod szermierzy wolności, albo – co zresztą zalecał Antoni Gramsci, autor nowej strategii komunistycznej rewolucji, w której pierwszym krokiem do zwycięstwa będzie uzyskanie panowania nad językiem mówionym – opatrywali tradycyjne i dobrze kojarzące się rzeczowniki przymiotnikami wypaczającymi ich sens pierwotny; np. wolność i “wolność prawdziwa”, demokracja i “demokracja socjalistyczna” krzesło i “krzesło elektryczne” – i tak dalej. Jak zauważył Sławomir Mrożek, “wolność prawdziwa” pojawia się tam, gdzie nie ma wolności zwyczajnej.

Programem pilotażowym obecnej strategii rewolucyjnej była młodzieżowa rewolta w roku 1968. Jak pamiętamy, odbywała się ona pod hasłem: “zabrania się zabraniać”, co niestety ograniczało się do bezładnego bzykania. Ale kiedy zapowiadany wtedy “długi marsz przez instytucje” zakończył się zdominowaniem ich przez komunistów, albo “pożytecznych idiotów”, którzy myślą, że to wszystko naprawdę, etap permisywizmu, czyli przyzwalania na wszystko, zaczął powoli ewoluować w stronę etapu surowości. Zwiastunem tej ewolucji była coraz większa liczba tematów i opinii zakazanych, aż wreszcie niektóre z nich stały się przedmiotem represji sądowej. Dzieje się to – co warto zauważyć – przy niezmienionym formalnie systemie prawnym, który swobodę wypowiedzi proklamuje z wielkim namaszczeniem, jako jedną ze zdobyczy wolności.

Tymczasem “pospolitość skrzeczy” i to coraz bardziej. Na przykład internetowa telewizja W Realu 24 została całkowicie wymiksowana z tak zwanych “mediów społecznościowych” i to nie na podstawie decyzji jakiegoś niezawisłego sądu, tylko anonimowego dobroczyńcy ludzkości. Tak całkiem anonimowy to on nie jest, bo wcześniej telewizją W Realu24 zainteresowała się Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego pod pretekstem zimnego ruskiego czekisty Putina, który jest dobry na wszystko, nawet “na ładną niewinna panienkę” – więc tak całkiem nie musimy błądzić.

Nawiasem mówiąc, jest to taki sam mechanizm jak w Stanach Zjednoczonych, przez które rewolucja komunistyczna przewala się w pełnym natarciu. Całkiem niedawno tamtejsza bezpieka, czyli FBI, została wykorzystana przez tamtejszą komunę do wyeliminowania z życia publicznego byłego prezydenta Donalda Trumpa. Za komuny bywało tak samo, a nawet jeszcze gorzej, bo taki delikwent z reguły nie przeżywał takiego eksperymentu, ale nie możemy zapominać, że Stany Zjednoczone znajdują się dopiero na początku drogi. Cenzurowanie mediów społecznościowych przez cukerbergów i ich tubylczych kolaborantów staje się standardem, mimo konstytucji – na co jej płomienni obrońcy, te wszystkie Rzeplińskie i inne Kukuńki – boją się zwrócić uwagę, podobnie, jak rząd “dobrej zmiany”. Nietrudno to zrozumieć. Niechby tak który zwrócił uwagę, to “dałaby świekra ruletkę mu!” Ponieważ nie wiadomo, kto konkretnie to robi na zlecenie cukerbergów, to wszystkie supliki trafiały w próżnię.

Wydarzył sie atoli wypadek przy pracy, który pozwala na zidentyfikowanie organizacji przestępczej, która inspiruje krajowych kolaborantów cukerbergów. Oto pewien obywatel chciał w tubylczym oddziale międzynarodowej firmy OLX zamieścić ogłoszenie o mojej książce “Herrenvolk po żydowsku”. Niestety firma odmówiła, ale ów obywatel niezrażony odmową, zaczął tubylczych kolaborantów tej firmy molestować co do przyczyn odmowy. I oto odpisali mu, że “nie można oferować książek o takiej tematyce w serwisie”. Jak wskazuje tytuł, jest to książka o żydowskim szowinizmie.

Ale na tym korespondencja się nie zakończyła, bo “zespół OLX” poinformował swego korespondenta, że “więcej szczegółów, dlaczego owa książka nie może być zamieszczana w serwisie, znajdzie pan po kontakcie z Fudacją “Nigdy Więcej”. Wynika z tego, że owa fundacja jest inspiratorką, podżegaczem do przestępstw przeciwko wolności słowa i swobody wypowiedzi i to nie z upoważnienia jakieś państwowej władzy, tylko z własnej uzurpacji. Mamy więc do czynienia ze spiskiem przeciwko porządkowi prawnemu Rzeczypospolitej Polskiej, którego uczestnikiem – jak wynika z zacytowanego fragmentu korespondencji – jest wspomniana fundacja.

Czy rząd “dobrej zmiany” a zwłaszcza Prokurator Generalny i Minister Sprawiedliwości Zbigniew Ziobro odważy się podjąć w tej sprawie stosowne kroki prawne, czy też okoliczność, że fundacja ta, podobnie jak, kierowane przez pana Rafała Pankowskiego, stowarzyszenie o tej samej nazwie, znajduje się pod żydowską protekcją, podziała na niego paraliżująco?

WRealu24 skasowane przez YouTube! CO DALEJ? Liczba ludzi, którzy podejmują walkę ze „światowym systemem” – cały czas rośnie!!

Liczba ludzi, którzy podejmują walkę ze „światowym systemem” – cały czas rośnie!!

https://banbye.com/watch/v_hSUD8uek3P14

20 mocnych minut

wRealu24 skasowane przez YouTube! CO DALEJ? Rola, Plewa, Braun, Winnicki, Korczarowski i Wilk OSTRO odpowiadają w Sejmie RP!