Zamach na oświatę w Polsce. Nadchodzi Europejski Obszar Edukacyjny

Zamach na oświatę w Polsce. Nadchodzi Europejski Obszar Edukacyjny

pch24/zamach-na-oswiate

Trwa poruszenie związane z planami MEN w kwestii zmian programowych, zwanych przyjaźnie „odchudzaniem podstawy”. Owo „odchudzanie” to drenaż polskiej tożsamości; zabieg, którego celem jest stworzenie nowego ucznia – wynarodowionego Europejczyka z kompleksem polskości. Intencje te od razu zauważyli świadomi Polacy.

Wobec tego jawnego zamachu na polskość w – jeszcze – polskiej szkole głos zabrali liczni historycy, poloniści, rodzice i nauczyciele. Szczegółowy komentarz prof. Andrzeja Nowaka do zmian z zakresu historii, wygłoszony publicznie 20 lutego w Warszawie w trakcie wykładu „Niepodległość: walka, ofiara, rezygnacja”, dotkliwie poruszył już ponad 160 tysięcy słuchaczy. Dramatycznie brzmi lista precyzyjnych cięć dokonanych – niczym skalpelem – na podstawie programowej.

W sprawie podstaw, pisząc swój Protest, głos zabrało kilkunastu profesorów z Akademickich Klubów Obywatelskich [AKO], a także Ruch Ochrony Szkoły i Instytut Ordo Iuris – w 33 stronicowej krytycznej opinii wysłanej do MEN; organizacje kresowe, liczni publicyści i organizacje oświatowe oraz 50 tysięcy osób wpisujących swoje uwagi w specjalnym formularzu na stronie MEN w ramach tzw. prekonsultacji. Czekamy teraz na poprawiony – czy faktycznie? – projekt rozporządzenia. Wówczas rozpocznie się ważny miesiąc na przekazywanie stanowisk podmiotów opiniujących projekt, ze związkami zawodowymi nauczycieli na czele. Opina publiczna bacznie obserwuje kierunek, w jakim dryfuje oświata. Hasła przewijające się w mediach społecznościowych, jak: „To szkodnictwo, nie szkolnictwo” i „Chcemy Pana Tadeusza”, czy skrajnie drwiące „Óczmy przyszłych Ełropejczykuw” – pokazują, czego naprawdę oczekuje polskie społeczeństwo. Chce nadal polskiej szkoły dla swoich dzieci!

Feministka zamiast Romea i Julii, czyli o zmianach w podstawie programowej

To, że korekty programowe nie mają nic wspólnego z wychodzeniem naprzeciw realnym potrzebom „zapracowanego” ucznia, od razu zauważyli obserwatorzy innych propozycji minister Nowackiej z ostatnich tygodni. Oto nowy przedmiot „Wiedza o zdrowiu”, będący oficjalnym otwarciem podwojów szkoły dla seksualizacji polskich dzieci, został już zapowiedziany pod szyldem promocji zdrowia i szacunku dla „odmienności seksualnych”. Czeka w szufladzie aż ucichnie nawałnica programowa, by wypełnić „zwolnioną” przestrzeń 1/5 czasu w szkole, gdyż tyle treści ma zniknąć z podstawy. Przedmiot ma być obowiązkowy dla każdego polskiego ucznia od 1 września 2024 r. Zapewne pojawi się już za chwilę w postaci kolejnego projektu rozporządzenia MEN.

Mowa była o tym już na łamach PCh24.pl, ale przytoczmy ponownie szczere słowa Bartłomieja Chmielowca, Rzecznika Praw Pacjenta, zaangażowanego na „tym odcinku oświatowym”: – Edukacja zdrowotna pozwoli także na poruszenie kwestii takich jak seksualność, profilaktyka związana z zdrowiem psychicznym, szacunek dla osób LGBT i ich seksualności. Te sugestie nie pozostawiają złudzeń co do intencji twórców pomysłu. Zaznaczmy także, iż treści z zakresu edukacji zdrowotnej były od lat realizowane w ramach nauczania przedmiotowego i – poza seksualizowaniem! – wszystkie są dostępne w polskiej szkole.

Ukryte cele anty-reformy w oświacie. Groźna „wiedza o zdrowiu” zamiast prac domowych

Wokół projektów dekonstruujących polską szkołę trwa społeczne zamieszanie. Otwartych zostało kilka frontów jednocześnie. Skończył się właśnie okres zgłaszania opinii do projektu rozporządzenia likwidującego tzw. prace domowe i oceny z etyki oraz religii na świadectwach, a kolejne rewolucyjne zmiany przed nami.

W tym zamęcie niewiele osób dostrzegło arcyważne wydarzenie, jakie miało miejsce w Pałacu Prezydenckim. Oto ostatnie posiedzenie prezydenckiej Rady ds. Rodziny, Edukacji i Wychowania, jakie odbyło się 23 lutego, zostało poświęcone kwestii Europejskiego Obszaru Edukacji (European Education Area). Ma on objąć swym gorsetem narodowe systemy edukacyjne już w 2025 roku.

Przewodniczący rady, profesor Andrzej Waśko poinformował, iż członkowie tego gremium omawiali unijne zamiary wobec europejskiej edukacji właśnie w kontekście planów MEN, dostrzegając wzajemne związki między nimi. Powołanie Europejskiego Obszaru Edukacyjnego jest ściśle związane ze zmianami, jakie nowe planowane traktaty europejskie wprowadzają do kompetencji Komisji Europejskiej. Polityka oświatowa, która dotąd pozostawała w gestii rządów poszczególnych państw, stałaby się częścią polityki unijnej i zarządzana byłaby z poziomu Brukseli. W związku z tym, w przypadku przyjęcia tych traktatów będziemy mieli do czynienia z całkowicie nową sytuacją, dotychczas nieznaną. Kontrolę nad polskim szkolnictwem obejmie Unia Europejska. – Nie wiemy, w jakim zakresie to nastąpi, ale to jasno wynika z unijnych dokumentów – komentował podczas konferencji prasowej prof. Waśko.

Zbliżamy się do wniosku, że te zmiany są realizacją owych podstawowych założeń „Europejskiego obszaru edukacji” i priorytetów, które dla edukacji w krajach UE proponuje Parlament Europejski, Komisja Europejska. Wobec tego widzimy, że proces zmian w polskim szkolnictwie ma charakter jakby podwykonawstwa pewnego projektu, który ma ogólnopolski zasięg i to jest nowa sytuacja – powiedział przewodniczący rady, jednoznacznie łącząc obecne i planowane na kolejne lata działania resortu edukacji z koncepcją likwidacji znanej nam narodowej oświaty.

To nie odchudzenie, nie zmiany, nie reforma… To likwidacja!

Niezależni obserwatorzy kwestii oświatowych podkreślali antynarodowy, proinkluzywny charakter zmian zachodzących oświacie od wielu lat. Dostrzegali w ideologicznym projekcie tzw. edukacji włączającej oraz dydaktycznym nowinkarstwie metodę dekonstrukcji paradygmatu szkoły, a nie jedynie – a tak przez lata była lansowana i identyfikowana – jako pomoc dzieciom niepełnosprawnym oraz w wypadku innowacji, jako wyzwolenie kreatywności ucznia. Ruch Ochrony Szkoły powstał w 2022 roku, głównie z tego właśnie powodu i pod wpływem tego zagrożenia.

Jolanta Dobrzyńska ostrzegała już w 2018 roku na łamach „Naszego Dziennika”, w artykule „Dławienie edukacji” (18. 02.):

„Nikt nie potrafi powiedzieć dziś, gdzie leży kres europejskiej integracji w tak delikatnej materii jak edukacja i kultura. Jeśli nieprzekraczalnych granic nie zarysują dziś władze państw członkowskich, w tym nasze polskie władze, to z pewnością nie uczynią tego obcy architekci europejskiej tożsamości. Non possumus wypowiedzieć można tylko na etapie projektów, takich jak opisana wizja utworzenia europejskiego obszaru edukacji. Kiedy społeczeństwo dosięgają złe efekty wdrożeń, na wycofanie jest za późno”. Artykuł był bezpośrednią reakcją na ogłoszenie 14 listopada 2017 r. przez Komisję Europejską w Strasburgu EUROPEJSKIEGO OBSZARU EDUKACJI do 2025 roku jako unijnej wizji przyszłości.

Nikt wówczas nie brał na serio tych planów, nikt zagrożeń nie dostrzegał. Tymczasem już za chwilę, w 2020 r., pojawił się w Polsce kluczowy dokument MEN – „Edukacja dla wszystkich”, opisujący detalicznie projekt edukacji włączającej (inkluzywnej) wraz z terminarzem jego wdrażania. Identyfikowany z kwestiami uczniów ze specjalnymi potrzebami edukacyjnymi był w istocie miną podłożoną pod polską oświatę, o czym pisaliśmy wielokrotnie:

Totalna rewolucja w polskiej szkole. Komu służy produkcja homo debilis?

Groźna iluzja inkluzji. Edukacja włączająca jako metoda na dekonstrukcję oświaty

Bartosz Kopczyński w licznych opracowaniach i artykułach – także dla PCh24.pl – wielokrotnie podnosił te kwestie: „Edukacja Włączająca jest zresztą czymś więcej niż tylko modelem edukacji: jest edukacyjną ideologią inkluzywnego społeczeństwa przyszłości. Edukacja włączająca wprowadzi też nową metodykę, najbardziej odpowiadającą idei włączenia, czyli OCENIANIE KSZTAŁTUJĄCE. Jest ono oparte na postmodernistycznym konstruktywizmie poznawczym. Usuwa dotychczasowy paradygmat edukacji, jakim była relacja uczeń – mistrz, zastępując go nowym paradygmatem równości i partnerstwa” – pisał.

Czy nie o likwidacji ocen, o wpływie uczniów na to, czy w ogóle i jakie lektury czytać, nie o powszechnym dyskutowaniu o prawach z pominięciem obowiązków, nie o dobrostanie zastępującym wiedzę – słyszymy ze strony ministerstwa? A także od Rzecznika Praw Dziecka, Rzecznika Praw Pacjenta oraz licznego chóru pseudooświatowych NGO-sów o lewicowych korzeniach, wzmocnionych sowitymi finansami z UE?

To o tej forpoczcie zmian mówiła europejska komisarz ds. innowacji, badań naukowych, kultury, edukacji i młodzieży Iliana Iwanowa, która w styczniu odwiedziła Warszawę. Pochwaliła się wówczas rozmachem wsparcia polskich „organizacji pozarządowych” (NGO) ze strony UE, która w samym 2022 r. dofinansowała „2 397 projektów kwotą 200 mln euro; w projektach tych wzięło udział 4 461 organizacji i zmobilizowały one 90 632 osoby”. Dzięki tym sowitym środkom baza dla „edukacji globalnej” jest już w Polsce zainstalowana. To głosy tych organizacji w ramach prekonsultacji prowadzonych przez MEN w związku z podstawami programowymi „udzieliły poparcia” propozycjom dokonania precyzyjnych cięć na umysłach i duszach polskich uczniów. Działacze byli na posterunku i będą jeszcze nieraz. Powinniśmy obnażać ich proweniencję i profity czerpane z przyklaskiwania przeprowadzanym zmianom i miękkiego oswajania z nimi w mediach, także społecznościowych, podczas licznych warsztatów i konferencji.

„Dzieci nie chcą się uczyć, rodzice przestają je wychowywać, jest coraz więcej dysfunkcji, deficytów, depresji, problemów psychicznych, coraz trudniej uczyć. Zwolennicy rewolucji twierdzą, że to przez szkołę, która jest zacofana, pruska, średniowieczna. Dlatego formułuje się projekt szkoły przyszłości, czyli nowego modelu edukacji, nowej kultury szkolnej, szkoły rozwijania potencjału, szkoły uczącej się, szkoły budzącej się, szkoły skoncentrowanej na uczniu. Pracują naukowcy, psychologowie, psychiatrzy, działacze społeczni i polityczni, wizjonerzy, globalni i lokalni liderzy przemian. Wszyscy oni oferują nam kopernikański przewrót. Nowy wspaniały edukacyjny świat promują organizacje międzynarodowe, a przede wszystkim: Bank Światowy, OECD, ONZ, Unia Europejska, Światowe Forum Ekonomiczne” – czytamy w opracowaniu Bartosza Kopczyńskiego z Towarzystwa Wiedzy Społecznej w Toruniu, zamieszczonym na portalu ruchochronyszkoly.pl .

Czy nie o koniecznym wzmocnieniu opieki psychologów i pedagogów w szkołach dyskutuje się od kilku lat w MEN, głównie w Departamencie zajmującym się edukacją włączającą? Czy po 50 tysiącach psychologów i pedagogów specjalnych (włączających) to nie Doradcy Dostępności Uczenia – właśnie teraz szkoleni – mają się pojawić wkrótce w placówkach szkolnych? Czy nie zagraniczni gracze, jak UNICEF i WHO oraz Agencja UE od lat współdecydują o tym, jaki kierunek ma przyjąć edukacja w Polsce, i pod szyldami zdrowia, opieki na imigrantami i uchodźcami oraz równościowymi hasłami inkluzywności pojawiają się w MEN ze swoimi „rekomendacjami”?

Jaki jest cel tych działań? Od dawna to jasne: ulepienie nowego inkluzywnego społeczeństwa – ponadnarodowego, płynnego, sterowalnego, podporządkowanego bieżącym potrzebom globalnego rynku pracy. Tożsamość europejska ma zastąpić narodową, a nawet regionalną. Stąd np. w ramach odchudzania podstawy w zakresie geografii znalazło się usunięcie wszelkich regionalnych i lokalnych odniesień oraz np. pracy w terenie, a w zakresie chemii czy biologii – likwidacja doświadczenia, empirii jako metody poznawczej, a zastąpienie ich transformacją cyfrową.

W co gra MEN? Nowa podstawa programowa dla nauk ścisłych przeczy logice

W co gra MEN, cz. 2. Geografia w nowej podstawie programowej w służbie wirtualnej rzeczywistości

Co do tej ostatniej, właśnie trwała ankieta na stronie rządowej MEN. Dopuszczenie cyfrowej inteligencji i totalne uzależnienie od cyfrowych narzędzi poznania świata jest w tej niezwykle szczegółowej ankiecie ukazane jako jedyna droga nowoczesnego kształcenia. Procesowi transformacji mają podlegać nie tylko uczniowie, ale także rodzice. Ingerencja w rodzinę z pozycji opresyjnego urzędniczego systemu nie jest już nawet ukrywana.

W projekcie Europejskiego Obszaru Edukacyjnego odnajdujemy unifikację programów nauczania i podręczników (lub ich brak), naukę języków, program Erasmus, promowanie mobilności edukacyjnej, e-twinning sączący treści spoza Polski w ramach „partnerstw”, jednolitą maturę z perspektywą mobilności studentów i ujednolicone kształcenie nauczycieli. Ostatnio na Zachodzie pobrzmiewa nowe hasło – „harmonizacja”. Uważajmy, gdy pojawi się w Polsce, gdyż oznacza to samo, czyli podporządkowanie neomarksistowskiemu pomysłowi wykuwania „nowego człowieka”.

W najnowszych „zaleceniach” Rady Komisji Europejskiej , przedstawionych w Sejmie RP 16 listopada 2023 r., które noszą nazwę „Europa w ruchu – mobilność edukacyjna dla wszystkich”, zawarto szczegółowy opis oczekiwań wobec Polski na najbliższy czas. Dokument otwiera znaczący cytat:

W pełni zobowiązuję się do urzeczywistnienia do 2025 r. europejskiego obszaru edukacji. Musimy likwidować trudności w uczeniu się i poprawiać dostęp do wysokiej jakości edukacji. Musimy umożliwić osobom uczącym się łatwiejsze przemieszczanie się między systemami kształcenia w różnych krajach. Musimy zmienić też kulturę edukacji w kierunku uczenia się przez całe życie, co przyniesie korzyści nam wszystkim” – Przewodnicząca Komisji Ursula von der Leyen, wytyczne polityczne.

Niech nas nie zmylą takie hasła, jak „wysoka jakość edukacji” – to nie poziom wykształcenia, a wyłącznie poziom tak zwanego włączenia ma być wyznacznikiem tej europejskiej „jakości”.

Pakiet na rzecz „mobilności talentów” przewodnicząca Ursula von der Leyen zapowiedziała w orędziu o stanie Unii już w 2022 roku. W istocie mobilność jest cyniczną metodą na wysysanie najbardziej wykształconych kadr i zdolnej młodzieży oraz kierowanie ich do państw, gdzie ulokowane są ośrodki decyzyjne. Polska na pewno nie ma być w tym gronie, a kilkuletni opór i starania w tym zakresie odpływają w przeszłość wraz z CPK…

Zadekretowana „mobilność edukacyjna” jest szczególnie istotna w wypadku kształcenia nauczycieli. W „zaleceniach” postuluje się m.in. „uznanie zadań dydaktycznych realizowanych za granicą za odpowiednik szkoleń realizowanych w krajowej instytucji kształcenia i szkolenia”. To wprost oznacza przejęcie systemu kształcenia kadr dydaktycznych przez podmioty ponadnarodowe. Nietrudno sobie owo kształcenie nauczycieli wyobrazić.

Dokument „Europa w ruchu – mobilność edukacyjna dla wszystkich” zawiera kluczowe dla systemu oświaty kwestie i powinien być poddany szczegółowej analizie. Tymczasem przyjęła je bez uwag Komisja do Spraw UE (SUE) w polskim Sejmie i nie wydaje się, by były przedmiotem szczególnej uwagi Komisji Edukacji, Nauki i Młodzieży.

Uformowani według tych zaleceń uczniowie mają się identyfikować bardziej jako obywatele Europy niż Polski. Nowa tożsamość jest wykuwana od lat mozolnie, krok po kroku. Proces ten – już dobrze przygotowany – ostro przyspiesza na naszych oczach.

To właśnie dzieje się lub jest zapowiadane przez MEN. Ministerstwo być może przywróci do podstaw programowych jedną czy dwie lektury lub kilka faktów historycznych, ale tylko dla chwilowego uspokojenia opinii publicznej. Ramy czasowe „kompleksowej reformy” (według określenia minister Nowackiej) zostały już jasno określone. Całościowa, nowa podstawa programowa ma wejść w życie od 1 września 2026/2027 w szkole podstawowej, od roku szkolnego 2028/2029 do szkół ponadpodstawowych.

MEN wyraźnie chce zdążyć przed 2030 rokiem, magiczną datą określoną w Agendzie 2030 ONZ, czyli globalnym projekcie, w którym tzw. zrównoważony rozwój jest koniecznym składnikiem edukacji. Bruksela w pełni identyfikuje się z tą wizją „świetlanej przyszłości” kontynentu i pod znakiem 12 gwiazdek okalających sierp i młot systematycznie likwiduje normalność oraz wartości, dzięki którym nasza cywilizacja zaistniała w dziejach świata, a w 966 roku powstało Państwo Polskie.

Wrogie przejęcie polskiej szkoły jest im potrzebne, by osiągnąć ten cel!

Brońmy więc szkoły, jak rolnicy swoich upraw, gdyż tylko na zdrowej glebie wiedzy i tradycyjnego wychowania ma szansę wzrosnąć nowe pokolenie Polaków.

Hanna Dobrowolska

Ekspert oświatowy, Ruch Ochrony Szkoły

Dzieci i zawały: Pfizer Quietly Studied Myocarditis in Children a Month Before FDA Authorized COVID Shots for Kids Ages 5-11

02/27/24 defender/pfizer-myocarditis-children-fda-authorized-covid-shots-kids-ages-5-11

COVID

Pfizer Quietly Studied Myocarditis in Children a Month Before FDA Authorized COVID Shots for Kids Ages 5-11

While the Centers for Disease Control and Prevention was promoting the COVID-19 vaccine as “safe and effective” for children and teens, Pfizer was studying whether and how much it damaged their hearts, according to a DailyClout report on internal Pfizer documents.

By Brenda Baletti, Ph.D.

pfizer covid vaccine child holding heart

Miss a day, miss a lot. Subscribe to The Defender’s Top News of the Day. It’s free.

While the Centers for Disease Control and Prevention (CDC) was promoting the COVID-19 vaccine as “safe and effective” for children and teens, Pfizer was studying whether and how much it damaged their hearts, according to a DailyClout report on internal Pfizer documents.

The documents show that Pfizer conducted a “Phase 2/3 Study” in Europe, during which it vaccinated and collected blood samples from children ages 5-11 and 12-15 and tested them for troponin I.

Troponin I, a protein released into the bloodstream when the heart is damaged, is an indicator of subclinical myocarditis.

Pfizer began the study in September 2021, the month before the U.S. Food and Drug Administration (FDA) granted Pfizer emergency use authorization (EUA) for its COVID-19 vaccine for children ages 5-11.

The FDA said it based the EUA on the agency’s “thorough and transparent evaluation of the data” that found “no serious side effects.”

However, Pfizer’s ongoing active surveillance and testing for troponin 1 was an acknowledgment of the undisclosed risk of vaccine-induced myocarditis and pericarditis, according to Dr. Christopher Flowers, who wrote the report on the Pfizer documents for DailyClout.

“The Wuhan Cover-Up” by Robert F. Kennedy Jr.

Order Now

Neither Pfizer nor the FDA made the results of the vaccine maker’s study available to the public, Flowers told The Defender.

Flowers, a retired academic radiologist with 40-plus years of clinical experience, has been sifting through the documents Pfizer provided the FDA in its EUA application since the FDA began releasing the documents in 2022 under a court order.

He has focused specifically on evidence of myocarditis among young people.

He said it is particularly worrying that Pfizer was testing young children for markers of subclinical myocarditis because they are not typically an age group at risk for the condition.

“If they were concerned about it, and at the same time they were telling everyone it was safe to use, well, the left hand is doing something different to what the right hand is doing,” he said.

Flowers said it is even more concerning that the outcomes haven’t been made public. Because if young children do have higher troponin 1 levels post-vaccination, it would be another indicator they should not take the vaccine.

“We have found that a lot of these children’s trials were dropped. On the clinicaltrials.gov website [where clinical trials are registered], a number of the proposed trials Pfizer told the FDA they were going to do disappeared off the site, which means they are not taking place” he added.

“So we have concerns that they knew something was going on, but we don’t have the data. We want truth, we want transparency. That’s what drove me to write this report.”

Flowers’ report is part of the DailyClout and War Room Project to analyze the 450,000 pages of Pfizer’s records on its mRNA COVID-19 vaccine — records the drugmaker tried unsuccessfully to keep private for 75 years.

Flowers heads up thousands of volunteer scientists, doctors, nurses, attorneys and others at the project who have been reviewing the documents, submitting related Freedom of Information Act (FOIA) requests and issuing investigative reports.

RFK Jr. and Brian Hooker’s New Book: “Vax-Unvax” Order Now

Children provide informed ‘assent’?

Flowers’ report analyzed Pfizer documents released in October 2023, including study protocols and consent forms provided to parents, accompanied by informed “assent” forms for the child subjects, explaining the study in language meant to be appropriate for young children and teens.

The assent form for the younger children took the form of a comic. Children sign the assent forms — if they are old enough to have a signature.

Pfizer assent signature line for children ages 5-12 (page 8).

“The cynicism of a corporation’s employees handing children comic books in order to secure their agreement to a test of possibly life-threatening heart damage, needs no emphasis,” Flowers wrote.

The parents’ information document highlighted the fact that children who contract COVID-19 may also be affected by “Multi-Inflammatory Syndrome-Children,” which can affect their organs.

It also informed parents that myocarditis is a possible but unlikely side effect for children and that they should seek medical attention if their child experiences chest pain, shortness of breath, or feelings of having a fast-beating, fluttering or pounding heart.

The study targeted approximately 1,250 children to receive two injections each. The children were swabbed, presumably for COVID-19, at each visit.

In the younger age group, half of the children received a placebo and in the older group, all children received the active vaccine. Children in the placebo group for the younger test subjects would be unblinded and offered the vaccine after six months.

Parents would record any observed symptoms in their children in an electronic diary for seven days after each injection. Blood samples would be taken at the first visit and a second blood sample to test for troponin would be drawn at a clinical visit four days after their shot. Later follow-ups would happen only via phone.

Flowers noted that in a presentation at the FDA advisory committee’s Oct. 26, 2021, meeting, the agency indicated it had safety concerns for myocarditis and pericarditis for 5- to 11-year-olds and recommended post-marketing surveillance for these and other conditions.

He said Pfizer was seeking to show with the study that vaccine-induced myocardial damage was mild and temporary or that the vaccine was not causing myocarditis.

Because the study was conducted in Europe, only the Comirnaty version of the vaccine was studied, not the vaccine granted EUA in the U.S.

“The question arises: Was a study of only Comirnaty™ done to keep information away from the American public?” Flowers wrote.

Your support helps fund this work, and CHD’s related advocacy, education and scientific research. Donate Now

What the public health agencies knew and when

The report adds to the large and growing body of evidence that Pfizer, the FDA and the CDC were aware — before the vaccines were authorized — of a link between the COVID-19 mRNA vaccines and myocarditis and that the condition remains a concern today.

Yet, although that evidence grew throughout 2021, CDC Director Rochelle Walensky continued to appear in the media, reporting that monitoring data indicated the vaccines were safe for children.

Today, the CDC still recommends the COVID-19 shot for everyone ages 5 and older — and even for infants 6 months and older. The CDC also added COVID vaccines to the childhood vaccination schedule.

The CDC and FDA ignored warnings from the Vaccine Adverse Event Reporting System (VAERS), a government-maintained database visible since early 2021.

During the week of Feb. 19, 2021, VAERS received enough serious adverse event reports to show myocarditis is associated with the COVID-19 vaccine in young males, according to a paper by Children’s Health Defense (CHD) scientists Karl Jablonowski, Ph.D., and Brian Hooker, Ph.D.

Data provided by the CDC in February 2023 following a FOIA request by CHD showed that on Feb. 28, 2021, the Israeli Ministry of Health also contacted the CDC, alerting the agency to the safety signal and requesting comment.

Flowers also wrote in 2022 another War Room/DailyClout report showing that the advisory committee for the FDA and CDC were also likely aware vaccines could be linked to myocarditis in Spring 2021 because they had received information from the Pfizer Post-Marketing Experience 5.3.6 document.

The White House and the CDC knew in April 2021 that the Pfizer COVID-19 mRNA vaccine was linked to heart damage on an unprecedented scale for a vaccine — but they hid that knowledge from the public while pushing vaccine mandates, according to emails obtained by DailyClout through a FOIA request.

The emails show the White House communications team struggling to craft a cover-up message that minimized the relationship between COVID-19 mRNA vaccines and myocarditis.

Yet on April 26, 2021, the CDC and FDA denied that “safety signals” existed for myocarditis following COVID-19 jabs.

In June 2021, Israel also reported a link between Pfizer’s second shot and myocarditis in males under 30.

Rather than incorporating this known risk into its messaging, Flowers wrote, the public health agencies first warned that myocarditis might result from COVID-19 infection — and on that basis encouraged vaccination.

Later, he said, they “worked hard publicly to minimize the seriousness of that risk, and to conceal that possible cause and effect.”

That effort, he noted, extended beyond the CDC to the Biden administration itself, which worked with social media companies to censor or limit information about myocarditis and COVID-19 more generally on social media, which was revealed as part of the “Twitter Files.”

Katastrofa demograficzna: 500+ zachęcało do posiadania dzieci? Cejrowski: Tak może myśleć ktoś, kto ma kota

500+ zachęcało do posiadania dzieci? Cejrowski: Tak może myśleć ktoś, kto ma kota

22.02.2024 nczas/500-zachecalo-do-posiadania-dzieci-tak-moze-myslec-ktos-kto-ma-kota

Wojciech Cejrowski.
Wojciech Cejrowski. / Foto: screen YouTube/Wojciech Cejrowski

W programie „Antysystem” DoRzeczy.pl Wojciech Cejrowski i dziennikarz Paweł Lisicki rozmawiali o zapaści demograficznej, która jest coraz większym problemem Polski.

W 2023 roku urodziło się w Polsce jedynie 272 tys. dzieci, a dzietność w Polsce po raz pierwszy spadła do poziomu mniejszego niż 1,20.

Wszystko wskazuje na to, że jeśli nie zreformujemy m.in. polskiego systemu emerytalnego, służby zdrowia i wielu innych elementów działania państwa, to czeka nas albo permanentny kryzys, z którego możemy się już nie wygrzebać, albo będziemy skazani na łaskę imigrantów.

To nie jest już tylko teoretyczny problem, tylko coraz wyraźniejsze widmo niezbyt przyjaźnie jawiącej się przyszłości, bo luka pokoleniowa już istnieje i tak naprawdę nie da się już „naprodukować” dzieci na te kilka lub kilkanaście roczników wstecz.

Cejrowski: Tak może myśleć ktoś, kto ma kota

O zapaści demograficznej w swoim programie rozmawiali także podróżnik Wojciech Cejrowski i dziennikarz Paweł Lisicki.

– To bezpośrednio powiązane z okresem polityki socjalnej PiS. PiS dawał pieniądze ludziom myśląc, że jak da dodatkowe pieniądze, to zachęci to ludzi do posiadania dzieci. To może myśleć ktoś, kto ma kota, bo wtedy stać mnie na drugiego kota. Kot nie jest kłopotliwy, sam wszystko zrobi, ale jak ma się dziecko, to człowiek je ma z zupełnie innych powodów. To ogromna robota. Żadne 500 złotych nie będzie zachęcą do kolejnego dziecka. To debile wymyślają takie programie. To są niepowiązane dwie rzeczy. Tylko z miłości można mieć dzieci, a nie dla pieniędzy – uważa słynny podróżnik z Kociewa.

– Ogół polskich mediów uważa, że główną przyczyną jest decyzja Trybunału Konstytucyjnego z 2020 roku, bo jak mogłoby być inaczej, doprowadziła kobiety do przerażenia, a te uznały, że nie będą rodzić dzieci. Mówię o tym jak o paranoi, ale to kompletny przekaz, który można znaleźć wszędzie. Gdyby mogły pozbyć się dziecka, to by je urodziły. Absurd – stwierdził w odpowiedz redaktor naczelny „Do Rzeczy”.

– Z kolei na problem demograficzny odpowiedzią władzy jest więcej aborcji, pigułka dzień po i najazd obcych. Więcej aborcji powoduje, że jest mniej dzieci, a nie więcej dzieci. Pigułka dzień po i najazd obcych powodują to samo – odpowiedział z ironią Cejrowski.

Tusk: Aborcyjna pigułka bez recepty – także dla nieletnich

RatujŻycie.pl

Szanowny Panie, Drogi Obrońco Życia Dzieci!

Donald Tusk chce znieść recepty na tzw. pigułkę „po”.

Mówimy o możliwie swobodnym dostępie do środków antykoncepcyjnych, a precyzyjnie mówiąc, do tak zwanej pigułki “dzień po”, czyli do produktów leczniczych, które są dopuszczone do obrotu, i które są stosowane w antykoncepcji. One zostały z bliżej nieznanych powodów wpisane do ustawy jako leki wymagające recepty, co bardzo często ogranicza – albo właściwie redukuje do zera – możliwość skorzystania z tego środka przez zainteresowane. (…) Jako rząd wspólnie zaproponujemy zmianę tej ustawy” – zapowiedział premier.

Donald Tusk – podobnie jak inni zwolennicy aborcji – posługuje się kłamstwem. Preparat do wczesnej aborcji nazywa antykoncepcją oraz lekiem. Chce obejść przepisy o ochronie życia i w praktyce pozwolić na aborcję na życzenie.

Czego jeszcze nie mówią aborcjoniści?

Jak naprawdę działa pigułka „po”?

Jak zabija poczęte dziecko?

Wszystkiego dowie się Pan w nagraniu, które przesyłam poniżej:

Video można też zobaczyć na Facebooku: https://fb.watch/pHwHtO3nSC/

oraz na profilu „Pro-life bez cenzury” na X (d. Twitter): https://twitter.com/PBCenz/status/1748635409146347555

Szanowny Panie!

Wciąż zbyt wiele osób nie ma pojęcia, jak działa śmiertelny preparat. Dlatego bardzo Pana proszę o przesłanie tego nagrania do innych osób, które trzeba przestrzec. A może zna Pan kogoś, komu brakuje argumentów w dyskusjach, gdy broni życia dzieci?

Proszę podać video dalej.

Serdecznie Pana pozdrawiam!

Kaja Godek
Kaja GodekKaja GodekFundacja Życie i Rodzina
www.RatujZycie.pl

PS – Nagrania w serii „Prolife bez cenzury” to autorski projekt edukacyjny Fundacji Życie i Rodzina. Jeśli uważa Pan, że projekt jest potrzebny, prosimy o wsparcie modlitewne i finansowe, by móc go kontynuować.

WSPIERAM

NUMER RACHUNKU BANKOWEGO: 47 1160 2202 0000 0004 7838 2230
NAZWA ODBIORCY: FUNDACJA ŻYCIE I RODZINA
TYTUŁEM: DAROWIZNA NA CELE STATUTOWE
DLA PRZELEWÓW Z ZAGRANICY:
IBAN:PL 47 1160 2202 0000 0004 7838 2230
KOD SWIFT: BIGBPLPW

MOŻNA TEŻ SKORZYSTAĆ Z SYSTEMÓW DO SZYBKICH PRZELEWÓW, BLIKA LUB PŁATNOŚCI KARTAMI POD LINKIEM: https://ratujzycie.pl/wesprzyj/

RatujŻycie.pl

Szpital w Lublinie: Ćwik chce kastrować dzieci. Ekonomistka jako oprawca…

Szpital w Lublinie chce kastrować dzieci

kastrowac-dzieci

W Lublinie doszło do zmiany na stanowisku dyrektora Uniwersyteckiego Szpitala Dziecięcego. Nowa dyrektor, skrajnie lewicowa genderystka Kamila Ćwik, zapowiedziała, że “w ramach rozwoju oddziału ginekologii dziecięcej”, szpital ma stworzyć „kompleksowy program opieki nad osobami transpłciowymi”. Elementem tej “opieki” ma być wycinanie narządów płciowych.

Szpital w Lublinie chce kastrować dzieci, zgodnie z wymaganiami ideologii gender. Dla wyjaśnienia: doktor Kamila Ćwik, nie jest doktorem nauk medycznych tylko doktorem nauk ekonomicznych, co zapewne w pełni kwalifikuje ją do wprowadzania procedur chirurgicznych w celu stałego okaleczania dzieci. Dzieci, które normalnie wymagałyby wsparcia psychiatrycznego, podobnie zresztą jak większość środowisk genderowo-sodomickich.

Skrajnie lewicowa “Pani doktor” ma wielkie plany i ambicje i planuje w najbliższym czasie uruchomienie Klinicznego Oddziału Ginekologii Dziecięcej. Oddział ma zajmować się nie tylko profilaktyką i leczeniem chorób układu rozrodczego, ale także stworzyć kompleksowy program opieki nad “osobami transpłciowymi”, czyli takimi, którym wydaje się, że ich płeć faktyczna jest różna od biologicznej, gdyż naczytały się sodomickich broszur i stron internetowych.

Oddział ma działać w zakresie transplantologii narządów płciowych, czyli wycinania zdrowych penisów i piersi, czyniąc polskie dzieci kalekami.

-Do tego potrzebna jest zmiana przepisów. Rozpoczęliśmy już rozmowę z Ministerstwem Zdrowia w zakresie transplantologii narządów płciowych. Dzisiaj jest to formalnie niemożliwe, aczkolwiek istnieje coraz większe zapotrzebowanie – stwierdziła Kamila Ćwik.

NASZ KOMENTARZ: To prawda – istnieje coraz większe zapotrzebowanie, ale nie na wycinanie organów płciowych, lecz na psychiatryczne badania środowisk dewiacyjnych.

https://sklep.magnapolonia.org/produkt/nieodwracalna-krzywda/embed/#?secret=pRRLraZOni#?secret=d21CSNzx7e

Nieodwracalna krzywda

Blokery dojrzewania podawane dzieciom znacznie zwiększają ryzyko obniżenia ich IQ

Blokery dojrzewania podawane dzieciom, które twierdzą, że urodziły się w niewłaściwym ciele i chcą „zmienić płeć”, mogą obniżyć ich IQ

  • W zeszłym roku NHS England zaprzestała rutynowego przepisywania tych leków

Silne leki blokujące dojrzewanie płciowe podawane setkom młodych ludzi, którzy nie mają pewności co do swojej płci , znacznie zwiększają ryzyko obniżenia ich ilorazu inteligencji, ostrzega czołowy ekspert naukowy.

W alarmującym badaniu Sallie Baxendale, profesor neuropsychologii klinicznej w University College London , wezwała do „pilnych” badań nad wpływem narkotyków na funkcje mózgu dzieci.

NHS England zaprzestała rutynowego przepisywania leków hamujących zmiany w organizmie występujące w okresie dojrzewania w zeszłym roku po tym, jak potępiająca recenzja wykazała, że leczenie może zakłócić proces dojrzewania mózgu. 

Jednak prywatne kliniki równości płci w Wielkiej Brytanii nadal podają środki hamujące dojrzewanie osobom poniżej 16 roku życia, a aktywiści transpłciowi twierdzą, że leki te są bezpieczne.

Teraz profesor Baxendale przedstawił dowody na „szkodliwy wpływ” kontrowersyjnych narkotyków na poziom IQ młodych ludzi. 

https://i.dailymail.co.uk/1s/2024/01/14/01/79982297-12960869-image-a-67_1705196929978.jpg

Sallie Baxendale, profesor neuropsychologii klinicznej na University College London, wezwała do „pilnych” badań nad wpływem narkotyków na funkcje mózgu dzieci

https://i.dailymail.co.uk/1s/2024/01/14/01/79982317-12960869-Powerful_puberty_blocker_drugs_given_to_hundreds_of_young_people-a-190_1705197238331.jpg

Silne leki blokujące dojrzewanie podawane setkom młodych ludzi, którzy nie są zdezorientowani co do swojej płci, znacząco mogą obniżyć ich iloraz inteligencji 

Badanie, w którym wzięło udział 25 dziewcząt leczonych lekami blokującymi dojrzewanie, wykazało, że ich IQ spadło średnio o siedem punktów. 

Profesor Baxendale powiedział, że jeden pacjent doświadczył „znaczącej utraty” 15 lub więcej punktów. Wszystkie dziewczęta cierpiały na „przedwczesne dojrzewanie”, które spowodowało wczesny początek dorosłości.

„Młodzi ludzie i ich rodziny nie są w stanie wyrazić prawdziwie świadomej zgody na takie leczenie, ponieważ lekarze nie mogą im powiedzieć, jaki będzie długoterminowy wpływ na ich rozwój poznawczy” – stwierdził profesor Baxendale.

Stephanie Davies-Arai z Transgender Trend, która prowadziła kampanię przeciwko przepisywaniu młodym ludziom leków blokujących dojrzewanie, powiedziała: „Nigdy nie przeprowadzono odpowiednich, długoterminowych badań potwierdzających ich bezpieczeństwo. 

To mit, że leki blokujące działają „odwracalnie”, jeśli zostaną podane w okresie naturalnego dojrzewania. Zapobiegają krytycznemu okresowi wzrostu i rozwoju poznawczego.

pon., 15 sty 2024 o 12:22 md <dakowy@o2.pl> napisał(a):

To poproszę po polsku..

https://www.dailymail.co.uk/news/article-12960869/Puberty-blockers-given-children-say-born-wrong-body-want-change-gender-lower-IQs.html

Czternastolatce obcięto piersi aby została chłopcem! Zrzutka na sztucznego pisiaka. Kolejne ofiary LGBT.


14-latce obcięto piersi aby została chłopcem! Kolejne ofiary LGBT
Fundacja Pro-Prawo do życia
Szanowny Panie, 
do polskiego internetu trafiły kolejne wstrząsające zdjęcia. 14-letnia dziewczyna amputowała piersi, aby „zostać chłopcem”. Wcześniej przyjmowała hormony blokujące dojrzewanie płciowe. O wszystkim poinformowała matka dziewczynki, która pomogła w okaleczeniu własnego dziecka i teraz nazywa swoją córkę „synem”.
Takich przypadków jest coraz więcej. W innych wpisach inna 14-letnia dziewczyna grozi samobójstwem pod wpływem ideologii LGBT, która rozregulowała jej psychikę. 15-letnia nastolatka uruchomiła zrzutkę na kupno sztucznego penisa, którego zamierza nosić między nogami. 13-letni chłopiec pyta o hormony i „zmianę płci”, bo czuje się dziewczynką. 
W Polsce lawinowo rośnie liczba dzieci i nastolatków, których zarówno ciała jak i umysły zostały poważnie zranione, a aktywiści LGBT mówią otwarcie, że ich celem jest zachęcanie dzieci do okaleczania się wbrew woli rodziców i bez wiedzy dorosłych! Musimy działać i organizować kolejne kampanie, które obudzą świadomość i sumienia naszego społeczeństwa.Zdjęcie kolejnej ofiary LGBT [foto]Na jednej z grup dyskusyjnych kontrolowanych przez aktywistów LGBT pojawił się wpis kobiety zilustrowany zdjęciami jej córki, które może Pan zobaczyć powyżej: „za zgodą syna wrzucam fotki z dnia operacji, dzień po i tydzień po. Mimo słabej pogody wszystko goi się ok (…)” 
Chodzi oczywiście o dziewczynkę, która pod wpływem ideologii LGBT zachęcającej do tzw. „tranzycji” czy „zmiany płci”, poddała się amputacji piersi. 
Z innych postów wynika, że dziewczyna ma 14 lat i od marca przyjmowała blokery hormonalne, czyli preparaty mające na celu zahamowanie procesu dojrzewania płciowego. Proces „tranzycji”, faszerowania dziecka hormonami i okaleczenia przez amputacje relacjonowała w internecie matka dziewczynki, która nazywa swoją córkę „synem”. To nie pierwszy taki przypadek. Od dłuższego czasu do polskiego internetu trafiają tego typu zdjęcia i relacje przedstawiające okaleczone dzieci i młodzież. Wpisów, w których młodzi ludzie, zdezorientowani i omamieni przez ideologię LGBT, pytają o „zmianę płci” jest jeszcze więcej. Niektóre z nich brzmią bardzo dramatycznie i świadczą o tym, że piszące je dzieci mają poważne zaburzenia i problemy psychiczne.
Takim wpisem jest np. post 14 letniej dziewczyny, która czuje się chłopcem, szuka kontaktu do lekarza, który wystawi jej receptę na hormony i grozi samobójstwem: „Pomocy zna ktoś kogoś kto wystawi mi hormony przed albo w wieku 14 lat? (…) I ogólnie jestem załamany jak sobie wyobrażam, że moim cis kolegą głos się zmienia, a mi nie. Proszę pomocy bo chcę strzelić magika.” 
„Strzelić magika” to w młodzieżowym języku popełnić samobójstwo poprzez wyskoczenie z okna na dużej wysokości. 
Mówi to otwarcie nastolatka z widocznymi zaburzeniami i problemami, ale nikt na to nie reaguje. Ludzie, których umysły są zaczadzone ideologią LGBT nie przyjmują do wiadomości tego, że częste wśród nastolatków próby samobójcze, depresje, załamania nerwowe itp. to właśnie efekt zaburzeń tożsamości oraz faszerowania się preparatami takimi jak blokery hormonalne. Jeżeli młody człowiek pod wpływem tęczowej propagandy nie wie kim jest, nie wie jakiej jest płci, nie wie co ma czuć, co myśleć i jak się zachować, to nic dziwnego, że przeżywa załamanie psychiczne. 
Zamiast mu pomóc, aktywiści LGBT oraz inne osoby zainfekowane przez ideologię, doradzają pogłębienie problemu. Na powyższy wpis 14-letniej dziewczyny grożącej samobójstwem odpisał inny nastolatek, podając namiar kontaktowy do lekarza i pisząc: „U niego dostałem receptę [na blokery hormonalne] na pierwszej wizycie jak miałem 13 lat”. 
Z kolei inny 13-letni chłopiec napisał: „Hej. Mam pewien problem. A mianowicie. Mam 13 lat. I mama właśnie próbuje zapisać mnie do seksuologa. Mam problem z identyfikacją płciową. Czuję się bardziej dziewczyną ale mniejsza z tym. Mam pytanie a mianowicie. Czy gdyby lekarz stwierdził że jestem trans to czy była by możliwa tranzycja w moim wieku?” Na co jeden z uczestników dyskusji odpisał mu podając namiar do lekarza, u którego rzekomo bez problemu można dostać receptę na blokery hormonalne w wieku 13 lat.
Z kolei 15-letnia dziewczyna, podpisująca się męskim imieniem „Nikodem”, napisała„Dzień dobry, witam. Mam na imię Nikodem, mam 15 lat. Jestem transchłopakiem, starającym się żyć jak normalny nastolatek. Jestem nim!! (…) Nie czuje się do końca okej w swoim ciele. Rozpocząłem tranzycje, mam zrobione wszystkie opinie, jestem jednak przed testosteronem.” Dziewczyna nie rozpoczęła jeszcze przyjmowania hormonów, w związku z czym założyła zrzutkę na popularnym portalu do zbierania pieniędzy w celu nazbierania środków potrzebnych jej na zakup… sztucznego penisa. Zamierza go nosić między nogami, aby w ten sposób poczuć się bardziej chłopcem. Nastolatce udało się zebrać od innych internautów 416 złotych, co pozwoli na zakup atrapy męskich organów płciowych. 
Proszę zwrócić uwagę na aktywny udział osób dorosłych w tym procederze – zarówno pseudo-lekarzy, którzy przepisują dzieciom blokery hormonalne, jak również rodziców. Jedni i drudzy są już owładnięci ideologią LGBT. Takim osobom wydaje się, że okaleczenie dziecka poprzez zrujnowanie jego zdrowia, zniszczenie gospodarki hormonalnej organizmu lub amputacje części ciała uczyni młodego człowieka szczęśliwym w „innej płci”. Na jednej z grup dyskusyjnych należących do aktywistów LGBT napisała mama 15-letniego chłopca„Kochani jestem mamą 15-letniego [chłopca] (…), niebawem przyjmie [on] pierwszą dawkę testosteronu. Proszę, napiszcie z własnego doświadczenia jakie było/jest Wasze samopoczucie psychiczne, czy zdarzały się Wam huśtawki emocjonalne, epizody depresyjne, wahania nastroju? Przepraszam, może moje pytanie wyda Wam się dziwne ale bardzo to przeżywam i wiem, że nikt tylko Wy jesteście w stanie mi odpowiedzieć”. To właśnie efekt ideologii LGBT. Matka zamierza nafaszerować własne dziecko hormonami myśląc, że w ten sposób uczyni ze swojego syna dziewczynkę.
Jej dziecko chce tego w wyniku kontaktu z propagandą LGBT. Tacy rodzice mają często dobre intencje. Chcą „pomóc” swoim dzieciom. Ale nie dość, że sami już ulegli tęczowej ideologii, to jeszcze zwracają się z prośbą o „pomoc” do aktywistów LGBT, czyli osób, które jeszcze bardziej pogłębią problem i zniszczą zdrowie oraz psychikę młodego człowieka. Jednak zdecydowana większość rodziców w ogóle nie ma pojęcia, że ich dzieci mają intensywny kontakt z propagandą LGBT oraz z materiałami podważającymi tożsamość płciową. Media społecznościowe są przepełnione tego typu treściami. Co więcej, aktywiści LGBT otwarcie mówią, że ich celem jest zachęcenie dzieci do „tranzycji” bez wiedzy i zgody rodziców. Tęczowi agitatorzy piszą publicznie, że namawiają dzieci i młodzież do tego, aby okłamywać własnych rodziców i utrzymywać przed nimi w tajemnicy fakt poddania się „tranzycji”! W polskim internecie ukazał się np. poradnik na temat tego, w jaki sposób anonimowo i bez wiedzy rodziców kupić urządzenie zwane „binderem”. Binder to specjalny pas dla dziewczynek służący do ugniatania i spłaszczania piersi, aby po jego założeniu wyglądać „płasko” jak chłopiec. Tego typu praktyki mogą powodować bezdech, problemy z oddychaniem i wykrzywiać kości, żebra i kręgosłupy dorastających dzieci i nastolatków. Jedna z aktywistek LGBT powiedziała publicznie, że kupuje takie urządzenia dla dzieci, których rodzice nie zgadzają się na „zmianę płci”: „kupujemy bindery dla dzieci, których na to nie stać, ale też takich, których rodzice się na to nie zgadzają. Zdarzało mi się, że wysyłałam binder schowany do ćwiczeń z niemieckiego albo w opakowaniu płyty CD. Bo rodzice przeglądają rzeczy i mogliby go potem wyrzucić.” 
Coraz więcej polskich dzieci jest pokrzywdzonych i okaleczonych w wyniku działalności aktywistów i ideologów LGBT. Zachęcanie i namawianie do „zmiany płci” przyszło do nas z Zachodu, gdzie jest już ogromną plagą wśród dzieci i młodzieży. Wedle statystyk z Wielkiej Brytanii, w ciągu ostatnich 10 lat nastąpił dwudziestokrotny (!) wzrost liczby dzieci, u których oficjalnie zdiagnozowano zaburzenia tożsamości płciowej. 
Nieoficjalne dane wskazują na jeszcze większą liczbę ofiar. Według badań zrobionych wśród brytyjskich nastolatków w grupie wiekowej 16-18 lat, aż 10% młodych osób stwierdziło, że chce „zmienić płeć” lub już to zrobiło! Kolejne 54% nastolatków stwierdziło, że zna kogoś w swojej szkole, kto albo chce „zmienić płeć”, albo już to zrobił. Teraz moda na okaleczanie i faszerowanie się hormonami przyszła do Polski i rozsiewa się wśród dzieci i młodzieży za pomocą smartfonów, mediów społecznościowych i szkolnych środowisk rówieśniczych. Musimy walczyć, aby ratować młodych Polaków! Kluczem do zwycięstwa jest budowanie świadomości w naszym społeczeństwie na temat tzw. „tranzycji” i budzenie sumień Polaków w celu zmobilizowania kolejnych osób do działania.Tak wygląda akcja uliczna [foto]Większość Polaków nie ma pojęcia o tym ogromnym zagrożeniu. Aby dotrzeć do nich z ostrzeżeniem nasza Fundacja organizuje w całym kraju niezależne akcje informacyjne z użyciem plakatów, bannerów, billboardów, furgonetek i megafonów. Za organizację tych akcji jesteśmy prześladowani – aktywiści radykalnej lewicy napadają na naszych wolontariuszy oraz podpalają i niszczą nasze pojazdy. Kierują przeciwko nam również kolejne sprawy do sądu chcąc skazać nas za rzekome „zniesławienie” (czyli za mówienie prawdy o skutkach homoseksualnego stylu życia i konsekwencjach ideologii LGBT). Do organizacji kolejnych kampanii, oprócz zaangażowania naszych wolontariuszy,niezbędna jest pomoc darczyńców. W najbliższym czasie potrzebujemy ok. 14 000 zł na przeprowadzenie ulicznych, mobilnych i billboardowych akcji w całej Polsce. Musimy walczyć, gdyż liczba ofiar ideologii LGBT rośnie w zastraszającym tempie. Co więcej, rząd Donalda Tuska aktywnie współpracuje z tęczowymi aktywistami i pracuje już nad wprowadzeniem w Polsce cenzury, której celem jest zablokowanie głoszenia prawdy w przestrzeni publicznej i w internecie.
Dlatego proszę Pana o przekazanie 35 zł, 70 zł, 140 zł, lub dowolnej innej kwoty, aby umożliwić przeprowadzenie kolejnych niezależnych kampanii informacyjnych, które ostrzegą Polaków przed skutkami tzw. „tranzycji” i pomogą ocalić kolejne dzieci przed okaleczeniem.
Numer konta: 79 1050 1025 1000 0022 9191 4667
Fundacja Pro – Prawo do życia
ul. J. I. Kraszewskiego 27/22, 05-800 Pruszków
Dla przelewów zagranicznych – Kod BIC Swift: INGBPLPW
====================================
Coraz więcej dzieci i nastolatków w Polsce ma zaburzenia tożsamości płciowej, popada w depresje, ma rozregulowaną psychikę i podejmuje próby samobójcze. To m.in. skutek intensywnego kontaktu z propagandą LGBT w mediach społecznościowych
Ratunkiem dla najmłodszych jest budowa świadomości ich rodziców oraz mobilizacja Polaków do działania.
Temu służą nasze akcje, o wsparcie których Pana proszę. 
Serdecznie Pana pozdrawiam,Mariusz Dzierżawski
Fundacja Pro – Prawo do życia 
ul. J. I. Kraszewskiego 27/22, 05-800 Pruszków
stronazycia.pl

Czego ministerstwo Edukacji będzie uczyć nasze dzieci? Jak przygotować się do seksu analnego? Uczy Anja Rubik.

Ordo Iuris
Szanowny Panie,
pod koniec grudnia Minister Edukacji Barbara Nowacka spotkała się z Anją Rubik – modelką i założycielką Fundacji SEXEDPL, która promuje wulgarną, genderową edukację seksualną dzieci i młodzieży w internecie. To jasna zapowiedź kursu, jaki zamierza obrać resort edukacji pod kierownictwem jednej z liderek proaborcyjnych czarnych protestów sprzed kilku lat. Panie nie rozmawiały bowiem o modelingu…– Dziękujemy za możliwość spotkania i omówienia kwestii związanych z edukacją, bezpieczeństwem i programem szkolnym. To była dla Nas ważna i bardzo obiecująca rozmowa – napisała na swoim profilu w serwisie społecznościowym Anja Rubik.
Aby zrozumieć, z kim spotkała się Minister Edukacji i co to oznacza dla naszych dzieci, wystarczy zapoznać się z treściami publikowanymi przez Fundację SEXEDPL. Strona internetowa fundacji instruuje młodych ludzi między innymi, jak przygotować się do seksu analnego, który „może być bezpieczny, przyjemny i nie musi wiązać się z bólem”.
Znajdują się tam teksty zawierające wskazówki, jak ukryć przed rodziną, przyswajać, promować i wspierać treści LGBT oraz jak wybrać gadżety erotyczne i dbać o ich higienę. Dzieci odwiedzające witrynę mogą trafić także na materiały otwarcie zachęcające do przygodnego seksu. Z tekstu młodzi ludzie dowiedzą się między innymi, że „możemy uprawiać seks kiedy i jak chcemy i jak najbardziej możemy decyzję podejmować pod wpływem chwili (…). Nie ma znaczenia, czy zastanawialiśmy się nad nim dwa tygodnie czy pięć minut”. Jednocześnie autorzy tekstu mają dla młodych ludzi kilka ważnych rekomendacji – zalecają, by każdy miał ZAWSZE przy sobie prezerwatywę i/lub „maskę oralną” (!) oraz pigułkę wczesnoporonną.
Jeszcze gorsze treści znajdziemy na kanale fundacji w serwisie YouTube. W jednym z materiałów, rozmówcy Anji Rubik – występujący w charakterze „ekspertów” – wprost zachęcają nastolatków do masturbacji. Jeden z gości modelki opowiada o swojej pierwszej masturbacji w wieku 6 lat. Chwilę później słyszymy między innymi, że „młodzi chłopcy masturbują się wspólnie” i że jest to zupełnie normalne, a mężczyzna dodaje, że „masturbacja uwalnia kreatywność” i radzi, aby „masturbować się przed każdą randką”.
O tym, z jak wulgarnymi i obscenicznymi treściami mamy do czynienia świadczy najdobitniej fakt, że nawet portal YouTube uznał, że to nagranie jest nieodpowiednie dla dzieci, wprowadzając do niego weryfikację wieku. Tymczasem dla Barbary Nowackiej autorka tych treści jest autorytetem w dziedzinie „edukacji seksualnej” uczniów polskich szkół…
Musimy zrobić wszystko, by uchronić nasze dzieci przed tą wulgarną demoralizacją.
Skuteczne interwencje Ordo Iuris z poprzednich lat pokazują, że nasze działania mogą być kluczowe. To właśnie interwencje prawników Ordo Iuris były niedawno uznane przez Gazetę Wyborczą za jedną z głównych przyczyn radykalnego ograniczenia akcji „tęczowy piątek”, za pomocą której aktywiści LGBT próbowali wchodzić do szkół oraz klęski wulgarnych zajęć seksedukacji w Gdańsku, Krakowie i Poznaniu. Wierzę, że z pomocą naszych Darczyńców i Przyjaciół, uda nam się zwyciężyć także na szczeblu ogólnopolskim.
Chcąc ostrzec możliwie jak największą liczbę rodziców przed zagrożeniami związanymi z genderową edukacją seksualną, opracowujemy właśnie cykl esejów analizujących źródła, ideologiczne cele i metody działania wulgarnych seksedukatorów. W sześciu dotychczas opublikowanych tekstach wykazaliśmy, że permisywna edukacja seksualna opiera się na teorii gender, propaguje seksualizuję nawet najmłodszych dzieci oraz sprowadza sferę seksualności niemal wyłącznie do zapewniania przyjemności, całkowicie pomijając jej wymiar prokreacyjny.Aby wesprzeć działania Instytutu Ordo Iuris, proszę kliknąć w poniższy przyciskSeksedukatorzy wprost zachęcają też młodych ludzi do oglądania pornografii. Takie zachęty możemy znaleźć między innymi na kanałach społecznościowych wspomnianej Fundacji SEXEDPL. Na jednym z filmików „edukatorka” mówi, że „przez pornografię straciła kilka kompleksów i zaakceptowała siebie”, a edukator zachęca młodych ludzi do uczenia się technik seksualnych poprzez oglądanie porno. 
Nienaukowość podobnych twierdzeń demaskuje psycholog Bogna Białecka, która w jednym z nagrań opublikowanych na kanale YouTube Instytutu Ordo Iuris (jako uzupełnienie esejów o seksedukacji) dokładnie wyjaśnia, jak wielkie spustoszenie w umyśle dziecka ma miejsce wskutek kontaktu z pornografią.
Obecnie eksperci Ordo Iuris pracują nad projektem ustawy, której przyjęcie będzie mogło położyć kres nieograniczonemu dostępowi do pornografii w internecie dla nieletnich. Po zakończeniu prac nad ustawą, planujemy rozpocząć społeczną akcję informacyjną na temat skutków oglądania pornografii przez nieletnich, a sam projekt złożymy w parlamencie w ramach obywatelskiej inicjatywy ustawodawczej. O postępie prac i przyszłości tej inicjatywy będziemy pisać więcej w najbliższych miesiącach.
Wszechobecna pornografia i seksualizacja młodych ludzi to bardzo poważny i pilny problem, który wciąż jest dziś bagatelizowany przez dużą część społeczeństwa. Głosy wielkiego, masowego oburzenia słyszymy tylko w sytuacjach takich jak ujawniona niedawno afera pedofilska wśród polskich twórców filmików na YouTube, którą kilka miesięcy temu żyła cała Polska. Wówczas głośno mówiono o demoralizacji młodzieży w internecie. Okazało się bowiem, że ludzie, którzy przez lata adresowali swój przekaz do dzieci i młodzieży, zamieszczali materiały zawierające treści seksualizujące – promowali skąpy ubiór, opowiadali o swoich doświadczeniach seksualnych i zamieszczali przesyłane im przez nastolatki zdjęcia. Dopiero, gdy wyszło na jaw, że część z nich wykorzystywała swój autorytet wśród młodych ludzi, aby ich zwabiać i krzywdzić – w mediach pojawiły się głosy, dostrzegające patologię seksualizacji młodzieży. My dostrzegamy problem od lat i walczymy z nim systematycznie i konsekwentnie – a nie tylko „od afery do afery”.Podobnie zresztą ma się rzecz z pedofilią, która wzbudza zainteresowanie mediów tylko, gdy sprawca molestowania nieletnich jest osobą, w którą akurat opłaca się uderzyć medialnie. Prawnicy Instytutu Ordo Iuris już od kilku lat pomagają wszystkim zgłaszającym się do nas ofiarom pedofilii – bez względu na to, kto jest sprawcą przestępstwa.
W tym celu powołaliśmy do życia Zespół do spraw Ochrony Dzieci i Młodzieży, w ramach którego doprowadziliśmy do skazania księdza, który molestował chłopca. Niestety, gdy sprawcą przestępstwa nie jest duchowny, ale osoba wykonująca inny zawód, nie jest tak łatwo wyegzekwować sprawiedliwość. Świadczą o tym dwa inne prowadzone przez nas postępowania, w których – pomimo równie mocnych dowodów przeciwko przestępcom – organy ścigania nie wykazują należytego zainteresowania sprawą.Poniżej napiszę Panu więcej zarówno o naszej walce z wulgarną seksualizacją i demoralizacją oraz ideologiczną, genderową indoktrynacją młodzieży oraz ich skutkami– uzależnieniem od pornografii, przestępstwach seksualnych i fali tzw. tranzycji, w ramach której pogubieni i zmanipulowani młodzi ludzie okaleczają nieodwracalnie własne ciała.Nasza walka o dobro naszych dzieci jest szeroka, kompleksowa i skuteczna. To, czy będziemy mogli ją kontynuować i czy będziemy osiągać w niej kolejne sukcesy, zależy także od Pana, bo wszystko co robimy jest możliwe tylko dzięki wsparciu naszych Przyjaciół i Darczyńców – ludzi, którzy rozumieją, że obrona naszych dzieci przed genderystami wymaga szerokiego zjednoczenia społecznego i masowego zaangażowania świadomych rodziców i wszystkich, którym zależy na dobru młodego pokolenia.
Wiele razy pokazaliśmy już, że wspólnie możemy stawiać tamę dla ofensywy radykalnych ideologów. Wierzę, że tym razem też osiągniemy sukces.Aby wesprzeć działania Instytutu Ordo Iuris, proszę kliknąć w poniższy przycisk
Dzieciństwo wolne od pornografii
Prawnicy Ordo Iuris od lat zwracają uwagę polskiemu społeczeństwu, że – wbrew fałszywej narracji edukatorów seksualnych o nieszkodliwości pornografii – 
kontakt dzieci z treściami pornograficznymi stanowi poważne zagrożenie dla ich rozwoju psychofizycznego. Już w 2018 roku zorganizowaliśmy konferencję prasową, przedstawiając raport na temat ochrony małoletnich przed dostępem do treści pornograficznych w Internecie.Z kolei w 2022 roku opublikowaliśmy raport poświęcony regulacjom prawnym wprowadzonym w wybranych krajach zachodnich, których celem jest ochrona dzieci przed pornografią. Wskazaliśmy, że aż 16 amerykańskich stanów przyjęło rezolucje uznające pornografię za zagrożenie dla zdrowia publicznego. Natomiast w Niemczech Federalny Trybunał Konstytucyjny wskazał, że „jest oczywiste, że dostępność treści pornograficznych w Internecie można przynajmniej ograniczyć, zapewniając prawne gwarancje dostępu tylko dla dorosłych”.
Nie mam wątpliwości, że nasza wieloletnia praca w tym obszarze uświadomiła Polakom skalę zagrożeń związanych z dostępem do pornografii, wpływając na Ministerstwo Cyfryzacji, które w 2023 roku przedstawiło projekt ustawy mającej na celu ograniczenie dzieciom dostępu do pornografii. Choć projekt miał szereg mankamentów, na co wskazywaliśmy w naszej opinii, to cenne było już samo jego zaprezentowanie. Niestety projekt nie trafił pod obrady parlamentu, w rezultacie czego w związku z wyborami i wynikającą z tego zasadą dyskontynuacji prace nad nim przerwano.Biorąc pod uwagę przerażające dane mówiące o tym, że aż 55% polskich dzieci przed ukończeniem 12. roku życia miało kontakt z pornografią – nie możemy czekać, aż politycy sami pochylą się nad tym problemem. 
Dlatego w Instytucie Ordo Iuris kończymy właśnie prace nad projektem ustawy, którego przyjęcie trwale uchroni dzieci przez zagrożeniami związanymi z pornografią.Liczę, że z pomocą naszych Darczyńców i Przyjaciół zbierzemy 100 tys. podpisów koniecznych do przedłożenia naszego projektu w parlamencie jako inicjatywy obywatelskiej oraz przekonamy odpowiednią ilość posłów i senatorów do jej poparcia.
Aby wesprzeć działania Instytutu Ordo Iuris, proszę kliknąć w poniższy przycisk
Czego nie mówią seksedukatorzy?
Chcąc ostrzec Polaków przed zagrożeniami dla dzieci i młodzieży związanymi z wulgarną edukacją seksualną, przygotowaliśmy cykl esejów, w których analizujemy treści, które seksedukatorzy chcą przekazywać nieletnim. Do tej pory opublikowaliśmy już 6 esejów.
W pierwszym z nich dowodzimy, że nieodłącznym elementem forsowanej przez genderystów permisywnej edukacji seksualnej jest promocja całkowitej swobody zachowań seksualnych, co nie sprzyja właściwemu wychowaniu młodego człowieka. Demaskujemy fałszywą narrację radykałów, którzy twierdzą, że celem takich zajęć jest… przeciwdziałanie dyskryminacji.W drugim eseju zwracamy uwagę na fakt, że wulgarna edukacja seksualna ukazuje aktywność seksualną przede wszystkim jako źródło przyjemności, odrywając ją od funkcji prokreacyjnej. W rezultacie perspektywa poczęcia dziecka jest postrzegana w kategoriach ryzyka i zagrożenia, jako niepożądany skutek uboczny aktu seksualnego, którego łatwo można się pozbyć poprzez aborcję. Dowodzimy, że w permisywnym modelu edukacji seksualnej nie ma ani tematów tabu, ani dolnej granicy wiekowej do odbycia inicjacji seksualnej. Wskazują na to choćby zalecenia WHO, w myśl których już małe dzieci w wieku 0-4 lat powinny być uczone na temat masturbacji. W rezultacie dzieci są przekonywane, że należy ulegać własnym popędom, a nie panować nad nimi.
Trzeci esej poświęciliśmy omówieniu genderowego rozumienia płci, który jest obecny w permisywnej edukacji seksualnej. Podkreślamy, że w myśl teorii gender o byciu mężczyzną lub kobietą nie decyduje ludzka anatomia czy geny. Ważniejsze jest subiektywne poczucie tożsamości płciowej, które można u siebie dowolnie odkryć. Wskazujemy, że seksedukatorzy promują wśród dzieci aktywność seksualną pomiędzy osobami tej samej płci oraz ryzykowny styl życia subkultury LGBT. Dowodzimy, że przekazywanie podobnych treści dzieciom może wywoływać u nich poczucie dezorientacji, zagubienia i niepewności co do własnej tożsamości psychoseksualnej.W czwartym eseju analizujemy metody działania edukatorów seksualnych, wykazując, że starają się oni dotrzeć do młodzieży, oferując prowadzenie zajęć w szkole lub organizując ideologiczne akcje. Usiłują występować wówczas w roli „naukowych ekspertów” wobec dorosłych, a wobec dzieci przyjmują postawę pełnych zrozumienia przyjaciół w kontrze do „nie rozumiejących niczego rodziców”. Ze swoim wulgarnym przekazem usiłują dotrzeć do nieletnich także za pomocą kultury, posługując się przy tym książkami czy filmami. 
Często korzystają z sytuacji, w których rodzice nie poświęcają swoim dzieciom odpowiedniej uwagi, zajmując ich miejsce.Z kolei w piątym i szóstym eseju omawiamy konkretne przykłady realizacji założeń genderowej edukacji seksualnej. Przywołujemy niemiecki poradnik edukacji seksualnej, który proponuje dzieciom zabawę polegającą na wąchaniu różnych części ciała, w tym miejsc intymnych. Opisujemy też inny niemiecki poradnik, który opowiada dzieciom w wieku 6-8 lat, że kolczyk można nosić nie tylko w uchu, ale też w języku, pochwie i penisie. Ten poradnik jest dostępny także w języku polskim.Równocześnie z publikacją esejów, na naszym profilu w serwisie YouTube zamieszczamy rozmowy z ekspertami poświęcone tej tematyce. W jednej z nich pediatra i psychiatra dziecięcy Ewa Piesiewicz mówi o tym, że przedwczesne wejście młodego człowieka w sferę seksualną, w którą pragną go wciągnąć seksedukatorzy, może negatywnie odbić się na jego rozwoju, powodując ogromny stres, a w rezultacie lęk i wycofanie albo odwrotnie – pobudzenie i agresję, poprzez którą dzieci mogą chcieć odreagować lęk. 
Z kolei psycholog Bogna Białecka zwraca uwagę na to, że w celu uznania danych treści jako pornograficzne, a tym samym dalece szkodliwe dla rozwoju młodego człowieka, należy brać pod uwagę efekt, jaki one wywołują, a mianowicie pobudzenie seksualne. Takie pobudzenie może zaś wywoływać np. „edukacyjna” kreskówka w technologii 3D, ukazująca sceny stosunku seksualnego, proponowana np. nastolatkom w Austrii.
Zakaz tranzycji nieletnich potrzebny od zaraz!Indoktrynowanie dzieci genderową ideologią, która zakłada, że płeć jest jedynie konstruktem społecznym, który można dowolnie zmieniać, prowadzi do sytuacji, w których młodzi ludzie ulegają tej fałszywej narracji i chcą „zmieniać płeć”. W rezultacie od lat na Zachodzie mamy do czynienia z prawdziwą epidemią zaburzeń tożsamości płciowej. W Szwecji liczba takich przypadków wśród dzieci w ciągu 8 lat wzrosła o 19 700%, w Australii o 12 650%, a we Włoszech o 7 200%. Niestety często dzieci z podobnymi problemami nie otrzymują fachowej pomocy psychologicznej, ale trafiają do genderowych specjalistów, którzy utwierdzają je w ich zaburzeniach, przepisując hormonalne blokery dojrzewania oraz kierując na okaleczające operacje chirurgiczne narządów płciowych.
Choć wielu Polaków jest tego całkowicie nieświadomych – takie praktyki mają dziś miejsce każdego dnia także w Polsce.Dlatego sprzeciwiając się okaleczaniu dzieci, przygotowaliśmy projekt ustawy zakazującej podawania hormonów płci przeciwnej osobom niepełnoletnim oraz poddawania ich operacjom przeprowadzanym w celu „zmiany płci”. Zgodnie z projektem ustawy – każdy, kto naruszyłby zakaz, byłby zagrożony karą do trzech lat więzienia. Do naszej inicjatywy przychylnie odniosło się Katolickie Stowarzyszenia Lekarzy Polskich oraz Stowarzyszenie Farmaceutów Katolickich Polski.W uzasadnieniu projektu ustawy przywołaliśmy między innymi badania naukowe, które dowodzą, że w przypadku 93% dzieci doświadczających zaburzeń tożsamości płciowej, problemy te ustępują samoistnie do końca okresu dojrzewania, jeśli nie zostaną poddane „terapii” afirmującej ich zaburzenia. Odłamaliśmy także fałszywą narrację o skuteczności tzw. terapii afirmatywnej, w ramach której utwierdza się młodych ludzi w ich zaburzeniach płciowości. Ujawniamy, że holenderskie badania naukowe, na które powołują się do dziś piewcy transgenderyzmu były finansowane przez koncern zarabiający na produkcji środków wykorzystywanych w tranzycji i przeprowadzono je na grupie zaledwie 55 osób.Cały czas wspieramy prawnie ofiary tranzycyjnego biznesu, reprezentując przed sądami rodziców zmanipulowanych nastolatków oraz dorosłych, którzy poddali się okaleczającym operacjom. Reprezentujemy między innymi ojca młodej dziewczyny chorej na złośliwy nowotwór kości, która – wbrew przeciwwskazaniom wynikającym z jej choroby – chce dokonać tranzycji. Dziewczyna już dwukrotnie próbowała poddać się okaleczającej operacji, ale po tym jak w imieniu jej ojca zawiadomiliśmy placówki medyczne o jej stanie zdrowia, zabiegi zostały odwołane. Zatroskany ojciec złożył do prokuratury zawiadomienie o możliwości popełnienia przestępstwa przez lekarzy, którzy wiedząc o chorobie dziewczyny, wystawili jej opinię umożliwiającą przyjmowanie zagrażającego jej życiu testosteronu.
Pomagamy również pani Magdalenie, która po dramatycznych doświadczeniach gwałtu szukała pomocy w internecie i trafiła na forum transseksualistów, którzy wykorzystali jej traumę i przekonali skrzywdzoną dziewczynę do tego, że jej problemy ustąpią po „zmianie płci”. Użytkownicy forum skierowali ją do „transprzyjaznych” specjalistów, którzy bez problemu wystawili wszelkie zaświadczenia wymagane do brania hormonów płci przeciwnej oraz poddania się operacji amputacji zdrowych organów płciowych.
Kobieta zaczęła przyjmować testosteron i poddała się okaleczającym operacjom, w rezultacie czego na własnej skórze przekonała się o fałszywości podsuwanych jej doktrynerskich diagnoz. Zamiast ulec poprawie, jej życie zmieniło się na gorsze – straciła motywację do działania, popadła w depresję, miała silne wahania nastrojów i przez kilka miesięcy odczuwała bardzo silny ból pooperacyjny, który utrudniał jej normalne poruszanie się. Ostatecznie pani Magdalena odstawiła testosteron, dzięki czemu czuje się lepiej. Obecnie prawnicy Instytutu pomagają jej powrócić do prawdziwej płci w dokumentach.
Pochylamy się nad tragedią każdego dziecka
Stając zawsze po stronie dzieci, występujemy także w obronie ofiar pedofilii, walcząc o sprawiedliwą karę dla sprawców przestępstw na szkodę nieletnich. W przeciwieństwie do popularnych dziennikarzy, nie interesuje nas to, kto był sprawcą przestępstwa. Bez względu na to, czy był nim duchowny, funkcjonariusz publiczny, polityk czy celebryta – my jesteśmy gotowi pomóc każdemu. W tym celu w 2020 roku powołaliśmy do życia Zespół do spraw Ochrony Dzieci i Młodzieży, w ramach którego doprowadziliśmy już do skazania zawieszonego w czynnościach kapłańskich księdza, który w latach 2009-2011 molestował chłopca.
Reprezentując w postępowaniu karnym ofiarę, złożyliśmy wniosek o przystąpienie do postępowania tzw. Państwowej Komisji ds. Pedofilii, który został uwzględniony. Po zakończeniu postępowania dowodowego, prawnik Ordo Iuris wniósł o uznanie oskarżonego winnym zarzucanego przestępstwa i skazanie go na 5 lat pozbawienia wolności. Jednocześnie wnioskowaliśmy również o nałożenie na pedofila wieloletniego zakazu zbliżania się do ofiary oraz zakazu piastowania funkcji związanej z opieką nad dziećmi.
Sąd prawomocnie skazał duchownego na karę 2 lat więzienia w zawieszeniu na 5 lat oraz nakazał mu zapłacenie 30 tys. zł zadośćuczynienia, 4 tys. zł grzywny oraz obciążył kosztami postępowania sądowego. Ponadto nałożył na skazanego siedmioletni zakaz zbliżania się na odległość poniżej 50 m do pokrzywdzonego, objął go nadzorem kuratora oraz dożywotnim zakazem pełnienia funkcji publicznych związanych z opieką nad dziećmi.Niestety prace naszego Zespołu pokazały nam, że dla wymiaru sprawiedliwości tożsamość pedofila ma znaczenie. Gdy przestępcą jest duchowny – jak powyżej – policja, prokuratura i sądy działają sprawnie.
Natomiast, gdy okoliczności przestępstwa (ofiarą było nastoletnie dziecko, które dopiero po latach traumy decyduje się podjąć walkę o sprawiedliwość) i dowody (zeznania pokrzywdzonej, których wiarygodność psychologiczną potwierdził biegły) są podobne, ale zawód sprawcy inny (mechanik samochodowy), wymiar sprawiedliwości działa niezwykle opieszale. Dlatego po tym jak oskarżyciel publiczny dwukrotnie odmówił skierowania aktu oskarżenia przeciwko mechanikowi-pedofilowi, w imieniu pokrzywdzonej złożyliśmy subsydiarny akt oskarżenia.
Na podobne trudności napotykamy w sprawie, w której pedofilem okazał się bliski przyjaciel rodziny dziewczynki. Do zdarzenia doszło, gdy nastolatka przebywała na wakacjach w towarzystwie przyjaciół rodziny. Jej oprawcą był emerytowany oficer policji.W tej sprawie wymiar sprawiedliwości nie wykazuje należytego zainteresowania tragedią dziewczyny, która do dziś odczuwa silną traumę. Sąd dwukrotnie próbował zwrócić złożony przez prokuraturę akt oskarżenia przeciw emerytowanemu policjantowi. Za drugim razem – po złożeniu przez prokuraturę zażalenia – sąd drugiej instancji uchylił postanowienie o zwrocie aktu oskarżenia, nakazując prowadzenie sprawy sądowi pierwszej instancji. Co istotne, oskarżony był już wcześniej skazany za popełnienie przestępstwa molestowania seksualnego małoletniej osoby.
Aby wesprzeć działania Instytutu Ordo Iuris, proszę kliknąć w poniższy przycisk
Razem obronimy nasze dzieci
Znajdujemy się dziś w kluczowym momencie walki o bezpieczną przyszłość polskich dzieci. Władze w Polsce objęły właśnie środowiska, które nie ukrywają, że zamierzają wykorzystać swoje rządy do wdrażania wulgarnej sekseudukacji do polskich szkół i zaprowadzenie dyktatu genderowej ideologii w Polsce. Obrońcy wartości muszą się zjednoczyć i sprawnie bronić praw gwarantowanych nam przez Konstytucję RP. Wierzę, że z pomocą Darczyńców i Przyjaciół Ordo Iuris wspólnie podołamy temu wyzwaniu. Każde z naszych działań wiąże się bowiem z określonymi kosztami.
Prowadzenie monitoringu polskich szkół, samorządów i parlamentu wymaga stałego zaangażowania naszych analityków, którzy sprawdzają, czy radykałowie nie próbują obchodzić prawa, wprowadzając do szkół wulgarną edukację seksualną bez wiedzy i zgody rodziców. Miesięczny koszt tej aktywności wynosi 8 000 zł. Z kolei przygotowanie analizy prawnej poświęconej konkretnym projektom zmian prawnych, w której wykazujemy, że genderowa indoktrynacja jest sprzeczna z prawem, to wydatek co najmniej 12 000 zł.Dalsze prace nad cyklem esejów demaskujących wulgarne zajęcia edukacji seksualnej to koszt nie mniejszy niż 10 000 zł. Przeczytanie naszej publikacji pomoże uświadomić wielu rodzicom, jak wielkim zagrożeniem dla ich dzieci jest genderowa propaganda. Natomiast opracowanie vademecum transseksualizmu, w którym obalimy rozpowszechniane przez radykałów mity, za pomocą których namawiają młodych ludzi do „zmiany płci”, wymaga zarezerwowania 15 000 zł.Prowadzenie każdej sprawy w ramach Zespołu do spraw Ochrony Dzieci i Młodzieży to koszt nie mniejszy niż 12 000 zł. Tego typu postępowania wymagają skorzystania z usług niezbędnych w tak delikatnej materii ekspertów – psychologów czy terapeutów. Bez naszego zaangażowania ofiary skazane są często na bezduszne traktowanie, a – jak uczy doświadczenie – również na umarzanie ich spraw i tryumf oprawców.Jednocześnie prowadzimy 5 postępowań w obronie ofiar tranzycyjnego biznesu, reprezentując rodziców zmanipulowanych nastolatków oraz dorosłych ludzi, którzy chcą cofnąć „zmianę płci” w dokumentach. Każda z takich spraw to koszt 8 000 zł.
Dlatego bardzo Pana proszę o wsparcie Instytutu kwotą 80 zł, 130 zł, 200 zł lub dowolną inną, dzięki czemu prawnicy Ordo Iuris będą mogli bronić niewinności polskich dzieci.
Aby wesprzeć działania Instytutu Ordo Iuris, proszę kliknąć w poniższy przycisk
Z wyrazami szacunkuAdw. Rafał Dorosiński - Członek Zarządu Instytutu na Rzecz Kultury Prawnej Ordo IurisP.S. Genderowi aktywiści usiłują stopniowo przyzwyczajać społeczeństwo do obecności wulgarnych treści dotyczących sfery ludzkiej seksualności w przestrzeni publicznej. W ten sposób przesuwają granicę tabu, działając na korzyść degradującego człowieka i zarabiającego miliardy dolarów na cierpieniu wielu ludzi przemysłu pornograficznego, któremu zależy na oswajaniu społeczeństw z coraz bardziej perwersyjnymi treściami. Nie możemy pozostawać obojętni na te zabiegi. Musimy skutecznie bronić niewinności naszych dzieci. Wierzę, że z Pana pomocą zapewnimy młodemu pokoleniu bezpieczną przyszłość.
Instytut na rzecz Kultury Prawnej Ordo Iuris jest fundacją i prowadzi działalność tylko dzięki hojności swoich Darczyńców.

Syndrom Pawki Morozowa. Telefon „zaufania”.

Syndrom Morozowa. Telefon „zaufania”.

4.01.2024 Autor:Leszek Szymowski nczas/syndrom-morozowa

Pawlik Morozow. Portret używany w radzieckiej propagandzie.
Pawlik Morozow. Portret używany w radzieckiej propagandzie.

Budżet na „telefon zaufania” dla dzieci ma się w tym roku zwiększyć o 10 milionów złotych. Te pieniądze, zabrane podatnikom, posłużą w rzeczywistości do realizacji skrajnie lewackich pomysłów wymierzonych w rodzinę.

W koszmarnych czasach stalinowskich sowiecka propaganda wykreowała bohatera socjalistycznej młodzieży. Okazał się nim 14-letni Pawlik Morozow. Jego uczynek, który sowieccy spece od otumaniania mas przedstawiali jako wzór godny naśladowania, polegał na złożeniu donosu na własnego ojca. Morozow senior zaangażował się bowiem w nielegalne przechowywanie zboża, czyli w działalność „kułacką”.

Dzięki „czujności” rewolucyjnej, a potem donosowi Pawlika, o całej sprawie dowiedziały się organy stojące na straży bezpieczeństwa ZSRR. Konkretnie owiane złą sławą NKWD. Obywatela Morozowa aresztowano i rozstrzelano, a Pawlika zaczęto przedstawiać w prasie jako bohatera, który przedłożył interes komunistycznej ojczyzny ponad więzy rodzinne. I choć komunizm upadł i ZSRR upadł, wzór Pawlika Morozowa jako donosiciela idealnego pozostał nieśmiertelny.

Telefon „zaufania”

Obrzydliwe zachowanie Pawlika Morozowa stało się inspiracją dla biurokratów odpowiedzialnych za politykę prorodzinną, która w praktyce służy celom przeciwnym niż deklarowane. Teoretycznie bowiem setki polskich urzędników zajmujących się dobrem rodziny reagują na patologie, które się w niej dzieją. W 2018 roku, w czasach rządów PiS, stworzono w tym celu „dziecięcy telefon zaufania” złożony z kombinacji cyfr łatwych do zapamiętania. Ten numer podawany jest w szkołach uczniom od najmłodszych klas jako miejsce, w które można zadzwonić, aby uzyskać pomoc.

Teoretycznie chodzi o to, aby dziecko mogło poskarżyć się urzędnikom, jeśli w rodzinie patologicznej doświadcza przemocy lub innych upokorzeń. Telefon ma być dla niego „ostatnią deską ratunku”. Zawiadomieni o nieszczęściu urzędnicy wszczynają bowiem procedury, aby pomóc takiemu dziecku. Oczywiście nie zawiadamiając o tym jego rodziców. I tu zaczyna się sedno problemu.

Teoretycznie bowiem urzędnicy pracujący na infolinii mają pomagać dzieciom – ofiarom „przemocy”. Może się więc wydawać, że chodzi o patologiczne historie, kiedy dziecko jest ofiarą znęcania się lub pochodzi z biednej rodziny, w której króluje alkohol i głód. Rzecz w tym, że polskie prawo, bazując na przymusie unijnym, znacznie szerzej definiuje „przemoc”. Przemocą jest nie tylko sadystyczne znęcanie się nad dzieckiem. Prawo wprowadziło też sformułowanie „przemoc ekonomiczna”, pod którą rozumie się niespełnianie żądań dziecka co do zakupów określonych przedmiotów. Taka sytuacja generuje konieczność przeprowadzenia interwencji.

Dzieci państwowe

Jak działa w praktyce dziecięcy telefon zaufania? Konsultant prowadzi rozmowę z dzwoniącym dzieckiem i wysłuchuje jego problemu. Potem rozpoczyna procedurę interwencyjną. Przekazuje informację do lokalnego (właściwego miejscowo dla adresu dziecka) urzędu zajmującego się rodziną. Taki urzędnik (np. zatrudniony w Gminnym Ośrodku Pomocy Społecznej) szybko przychodzi do domu dziecka z interwencją. Jej celem ma być weryfikacja posiadanych informacji. Niestety prawo jest tak skonstruowane, że dalszy przebieg interwencji zależy od widzimisię urzędnika. Może on taką rodzinę objąć nadzorem (czyli nieproszony przychodzić raz na jakiś czas i kontrolować sytuację), może nałożyć grzywnę na rodziców, może też wystąpić do sądu z wnioskiem o odebranie dziecka i umieszczeniu go w tzw. „pieczy zastępczej” (tak językiem prawnym nazywa się dom dziecka), a w „szczególnym” przypadku (prawo nie definiuje tej „szczególności”) może podjąć decyzję o natychmiastowym odebraniu dziecka. Wówczas może wziąć je i umieścić w pogotowiu opiekuńczym, a jeśli rodzice się buntują, może poprosić o interwencję policji (policjanci mają obowiązek udzielić pomocy takiemu rodzinnemu biurokracie). W tym ostatnim przypadku dziecko trafia do domu dziecka i może szczęśliwie wrócić do rodziców (po wielomiesięcznej sądowej przepychance) albo trafić do innej rodziny. Jedno i drugie może oznaczać dla dziecka gehennę i psychiczną krzywdę niemożliwą do wyleczenia.

Pole do nadużyć

Taki stan rzeczy stwarza niewyobrażalne pole do nadużyć. Po pierwsze dziecko nieświadome zagrożenia płynącego z działalności antyrodzinnej biurokracji może zadzwonić i poskarżyć się na rodziców, aby zrobić im na złość. Na przykład w sytuacji, gdy dostanie klapsa. Albo w sytuacji, gdy rodzic odmówi dziecku zakupu oczekiwanego przez niego sprzętu (np. drogiego laptopa lub telefonu komórkowego). Rzecz w tym, że bunt i nieposłuszeństwo dziecka (normalna sprawa) szybko się skończy, ale procedura biurokratyczna zostanie. Gdy dziecko przeprosi już kochających rodziców za swoje kaprysy, nie zatrzyma niestety rozpędzającej się machiny biurokratycznej.

Drugi obszar nadużyć to możliwość wykorzystania nieszczęsnego „telefonu zaufania” do załatwiania spraw niezwiązanych z opieką nad dziećmi. Znany jest mi przykład z gminy w zachodniej części województwa mazowieckiego, gdy dwóch sąsiadów nie mogło przez lata dogadać się co do podziału ziemi leżącej między ich działkami. Wówczas jeden z mężczyzn zaczął wykonywać telefony do urzędników i opowiadać wyssane z palca historie o tym, że jego oponent nadużywa alkoholu, bije dzieci i nie kupuje im tego, co potrzebują. Wówczas do Bogu ducha winnego człowieka przyszła kontrola „asystentów rodzinnych”, która szukała powodu, aby odebrać mu dziecko (mój znajomy wykaraskał się z tych problemów dzięki szczęśliwemu zbiegowi okoliczności, przytomności umysłu i pomocy prawnika). Sprawca całego zamieszania żądał zaś za odstąpienie od donosów podpisania ugody na korzystnych dla siebie warunkach. W ten sposób urzędnicy kochający dzieci stali się narzędziem szantażu. Ten przykład pokazuje, do czego może prowadzić umiejętna manipulacja biurokratami. Ten sam szantaż mogą stosować służby specjalne (wystarczy bowiem niepokornego obywatela postraszyć odebraniem dziecka przez urzędnika pracującego niejawnie dla bezpieki).

Jest jeszcze inny aspekt tej sprawy. To statystyka, czyli królowa polskiej biurokracji. Od urzędników w każdym obszarze działania ich przełożeni wymagają efektów działań, które można byłoby opisać w statystykach. Od biurokratów pracujących w dziecięcym telefonie zaufania szefostwo wymaga konkretów, czyli np. ilości interwencji przekładających się na odbieranie rodzicom dzieci. Taki trend wywołuje ciśnienie wśród urzędasów. Nieważne, czy dziecko odebrano słusznie, czy nie, ważne, by wszystko dobrze opisać w statystykach.

W tęczowym świecie

Cała ta instytucja jest też okazją do tego, aby wyprowadzić z budżetu konkretne pieniądze. W zakończonym właśnie roku byliśmy świadkami agresywnej kampanii promującej dziecięcy telefon zaufania. W najczęściej odwiedzanych miejscach miasta rozwieszono ogromne plakaty informujące o telefonie i zachęcające dzieci do kontaktu pod hasłem „nam możesz zaufać”. Taka kampania to okazja, aby wydać na promocję telefonu zaufania państwowe pieniądze. Ale nie tylko to. Gdy wchodzimy na stronę internetową telefonu zaufania, znajdujemy tam logo lewicowych organizacji m.in. stowarzyszenia Ponton czy Kampanii Przeciw Homofobii. Obie te organizacje chwalą się prowadzeniem aktywnych „działań edukacyjnych” mających na celu uświadamianie dzieci i ich ochronę przed dyskryminacją. W praktyce sprowadza się to do homopropagandy przejawiającej się np. w „tęczowych piątkach” czyli zajęciach z gender prowadzonych w podstawówkach. Co robią loga tych organizacji na stronie dziecięcego telefonu zaufania? Można sobie wyobrazić, że te organizacje ustawiły się w kolejce po pieniądze, które państwo zamierza wydać na telefon zaufania. A przypomnijmy, że rząd Platformy Obywatelskiej zdecydował już, że w 2024 roku budżet infolinii wzrośnie o 10 milionów złotych.

Walka z rodziną

Cały ten telefon zaufania dla dzieci jest niczym innym tylko kolejnym narzędziem agresywnej, antyrodzinnej polityki. W 2014 roku rząd PO-PSL wprowadził w życie kodeks rodzinny i opiekuńczy. Pozwalał od sądom odbierać dzieci rodzicom i kierować do adopcji lub umieszczać w domu dziecka. W czerwcu 2023 te przepisy rozszerzono – urzędnik rodzinny może odebrać dziecko „od ręki”, bez zgody sądu. Atmosferę społecznej akceptacji dla tego procederu budują medialne przekazy o zbrodniach na dzieciach, pokazujące rodzinę jako twór patologiczny. Lewica jest więc w ciągłej ofensywie.

Dzieci nie są towarem, a macica nie jest na wynajem❗ Powiedz “NIE” propozycji Komisji Prawnej UE

Zwracam się do Państwa z prośbą i apelem o natychmiastowe działanie. W Parlamencie Europejskim toczy się dyskusja nad inicjatywą, która może radykalnie zmienić obowiązujące w całej Unii Europejskiej prawodawstwo dotyczące rodzicielstwa!

Propozycja Komisji Prawnej UE (JURI) zakłada wprowadzenie tzw. europejskiego certyfikatu rodzicielstwa, który mógłby wymusić na wszystkich państwach członkowskich UE akceptację rodzicielstwa osób tej samej płci oraz rodzicielstwa ustanowionego poprzez surogację.

Propozycja ta będzie rozpatrywana w Parlamencie Europejskim już od dziś, 14 grudnia.

To moment, w którym nasze wspólne działanie może zadecydować o przyszłości naszego społeczeństwa.

Musimy się przeciwstawić pomysłom Komisji Prawnej UE, by chronić polskie dzieci! 

❗DZIECI NIE SĄ TOWAREM, A MACICA NIE JEST NA WYNAJEM❗

POLSKIE DZIECI NIE SĄ NA SPRZEDAŻ!

PROSZĘ PODPISAĆ naszą petycję w obronie praw dzieci i sprzeciwić się agendzie LGBT.

Musimy połączyć nasze siły i wspólnie stawić czoła silnemu lobby LGBT, by bronić praw niewinnych dzieci.

❗DZIECI NIE SĄ TOWAREM, A MACICA NIE JEST NA WYNAJEM❗

Razem sprzeciwmy się surogacji i agendzie LGBT w UE, stając w obronie praw dzieci!

Z wyrazami szacunku,

Sylwia Mleczko z całym zespołem CitizenGO

PS Jeśli już podpisali Państwo tę petycję, uprzejmie proszę o zachęcenie do podpisu swych znajomych.

Poniżej wiadomość, którą wysłałam Państwu wcześniej:


Parlament Europejski rozpatruje inicjatywę, która mogłaby zobowiązać
wszystkie państwa członkowskie UE do uznawania rodzicielstwa osób tej samej płci
oraz rodzicielstwa ustanowionego poprzez surogację.

Za pomocą propozycji certyfikatu rodzicielstwa UE, 
będącego rodzajem unijnego aktu urodzenia, 
Unia Europejska chce obejść prawo różnych państw członkowskich w kwestii rodzicielstwa.

Zamiast o ojcu i matce podawać mielibyśmy informacje o “Rodzicu 1” i “Rodzicu 2”.PROSZĘ PODPISAĆ PETYCJĘ

Sz. P. Profesor Miroslaw Dakowski Dakowski,

Piszę do Państwo w bardzo pilnej i kontrowersyjnej sprawie. Parlament Europejski rozpatruje inicjatywę, która mogłaby zobowiązać wszystkie państwa członkowskie UE do uznawania rodzicielstwa osób tej samej płci oraz rodzicielstwa ustanowionego poprzez surogację, nawet jeżeli stoi to w sprzeczności z prawem krajowym.

Ta propozycja dotycząca tak zwanego europejskiego certyfikatu rodzicielstwa podważa naszą suwerenność narodową i próbuje przemycić rzeczy zakazane w Polsce i w większości innych krajów UE, zwłaszcza komercyjne macierzyństwo zastępcze.

Bogate osoby i przedstawiciele środowisk LGBT z całej UE mogłyby w ten sposób wykorzystywać kobiety z biednych krajów jako maszyny do rodzenia…

Za pomocą propozycji certyfikatu rodzicielstwa UE, będącego rodzajem unijnego aktu urodzenia, Unia Europejska chce obejść prawo różnych państw członkowskich w kwestii rodzicielstwa. 

Zamiast o ojcu i matce podawać mielibyśmy informacje o “Rodzicu 1” i “Rodzicu 2”.

Musimy działać teraz! Głosowanie w Parlamencie Europejskim jest zaplanowane na czwartek, 14 grudnia! Proszę o pilne podpisanie petycji.

Przedmiotowy projekt sprawozdania Komisji Prawnej UE (JURI) nie tylko kwestionuje naszą suwerenność narodową, ale również usiłuje narzucić ideologiczne normy kulturowe, które są diametralnie odmienne od naszego chrześcijańskiego pojmowania rodziny. 

W Polsce Konstytucja chroni instytucję małżeństwa jako związek mężczyzny i kobiety. 

Nasze prawo narodowe definiuje rodzinę jako związek ojca, matki i dzieci. Koncepcja, że dziecko może mieć dwóch ojców lub dwie matki, jest ponadto sprzeczna z biologiczną rzeczywistością. 

Ten kto próbuje przekonać nas do akceptacji takich antynaukowych twierdzeń, kieruje się ideologią LGBT. 

Pomóżcie nam Państwo, proszę, zebrać jak najwięcej podpisów w jak najkrótszym czasie: Podpiszcie petycję i rozpowszechnijcie ją!

Muszę podkreślić, że obecna propozycja usprawiedliwia surogację, a jest ona metodą kontrowersyjną i budzącą wiele zastrzeżeń. Praktyka ta dehumanizuje dzieci, traktując je jak towary, które można nabyć od ubogich kobiet np. w krajach Trzeciego Świata. Wynajmowanie macicy innej kobiety, która rodzi dziecko, a następnie oddaje je, odpłatnie, zamożnym rodzicom na Zachodzie, jest praktyką, którą musimy stanowczo potępić.

Mimo że kraje takie jak Francja, Niemcy, Włochy i Szwecja zakazują praktyk surogacyjnych, Parlament Europejski nalega na wzajemne uznawanie rodzicielstwa ustanowionego również poprzez surogację. Dlaczego? Ponieważ bez surogacji pary homoseksualne nie mogłyby mieć „własnych” dzieci, co wskazywałoby na ich odmienność od par heteroseksualnych, które naturalnie mogą mieć dzieci, zgodnie z biologią. Nie chodzi więc o praktyczne rozwiązania. Ostatecznym motywem jest tu ideologia LGBT.

Musimy powstrzymać tę propozycję. Nie możemy tego zrobić sami. Potrzebujemy Państwa wsparcia. Głosowanie już w czwartek 14 grudnia. Nasz apel jest bardzo pilny! Podpiszcie Państwo petycję i powiedzmy wspólnie posłom do PE, aby głosowali przeciwko sprawozdaniu PE w tej kwestii.

Zachęcam do podpisania naszej petycji skierowanej do Przewodniczącej Komisji Europejskiej oraz Posłów do Parlamentu Europejskiego. Nie pozwólmy, aby praktyki, które są słusznie zakazane w naszym kraju, zostały legalizowane przez Unię Europejską!

Dziękuję bardzo za Państwa zaangażowanie,

Sylwia Mleczko z całym zespołem CitizenGO

Więcej informacji:

Zatrzymajmy handel dziećmi. Organizacje pro-life w PE przeciwko surogacji
https://www.tvp.info/71137863/organizacje-pro-life-w-pe-przeciwko-surogacji-i-adopcji-dzieci-przez-pary-jednoplciowe

Zwolenniczka LGBT+D (mówi: „będę wspierać tęczowe piątki”) – Rzecznikiem Praw Dziecka. Teczowa-przyszlosc-polskich-dzieci.

RatujŻycie.pl

Szanowny Panie, Drogi Obrońco Życia Dzieci!

Monika Horna-Cieślak została nowym Rzecznikiem Praw Dziecka. Jest zwolenniczką tzw. „edukacji” seksualnejpopiera agendę LGBT w szkołach (mówi: „będę wspierać tęczowe piątki”), nie chce stawać w obronie dzieci, które dopiero się poczęły.

Trzeba wzmóc czujność, bo przez kolejne 5 lat dzieci w szkołach będą w niebezpieczeństwie. Chciałbym, aby wiedział Pan, że jeśli w znanej Panu placówce edukacyjnej pojawią się deprawatorzy od edukacji seksualnej, może Pan to do mnie zgłosić – wystarczy napisać na kontakt@RatujZycie.pl.

Proszę o każdą informację na temat prelekcji, spotkań, warsztatów, lekcji na temat równości, tolerancji, niedyskryminacji, różnorodności, przeciwdziałania wykluczeniu, tożsamości płciowej, samoidentyfikacji i na pokrewne tematy. Praktyka pokazuje, że za tymi dobrze brzmiącymi hasłami najczęściej ukrywa się lewacka propaganda, której celem jest zobojętnić dzieci na zło i wykształcić w nich akceptację różnego rodzaju zboczeń. W ten sposób środowiska LGBT promują wynaturzenia seksualne. Proszę także o informację, jeśli w jakiejś placówce nauczyciele, uczniowie lub inne osoby przebywające w szkole są zmuszane do „genderowania” dzieci, czyli do traktowania ich niezgodnie z ich biologiczną płcią.

Dobrze też jest działać zawczasu.

Rodzice chcący zabezpieczyć swoje dziecko przed gender w szkole mogą złożyć u dyrekcji oświadczenie, które w jasny sposób przedstawia ich wolę odnośnie ochrony przed ideologią LGBT: https://ratujzycie.pl/zabezpiecz-dziecko-przed-warsztatami-gender-w-szkole-wzor-oswiadczenia/ .

Nauczyciele także mogą zabezpieczyć się przed przymusem genderowania uczniów składając odpowiedni dokument u przełożonych: https://ratujzycie.pl/pracujesz-w-szkole-nie-daj-sie-zmusic-do-genderowania-dzieciwzor-oswiadczenia-dla-nauczycieli/ .

Kontynuujemy też akcje edukacyjne o LGBT. Skoro tak wiele osób działa, by dzieciaki weszły w środowisko LGBT, trzeba je ostrzec, jak wiele patologii występuje w tym środowisku. Niech znają prawdę, by móc podjąć dojrzałą decyzję. Tu kolejna z pikiet pod szkołą, której pracownicy przyznali się publicznie do promowania sześciokolorowej ideologii:

Rzecznik Praw Dziecka, który sprzyja tęczowemu praniu mózgu, to zła wiadomość dla polskich dzieci. W czasie, gdy państwo będzie zawodzić w sprawie ochrony przed homopedofilami, pragnę Pana zapewnić, że Fundacja Życie i Rodzina nie zejdzie z pierwszej linii. Zastąpimy urzędników i zwalczymy niebezpieczną ideologię.

====================================

Tęczowa przyszłość polskich dzieci. Nowa Rzecznik Praw Dziecka zapytana o liczbę płci [VIDEO]

30.11.2023 teczowa-przyszlosc-polskich-dzieci

Monika Horna-Cieślak. Rzecznik Praw Dziecka
Monika Horna-Cieślak. / Foto: screen RMF24

Nowo wybrana Rzecznik Praw Dziecka Monika Horna-Cieślak była gościem Tomasza Terlikowskiego na antenie RMF FM. Padły „postępowe” tezy.

– Dzieci i młodzięż LGBTQ+. Będzie Pani także ich głosem? – pytał Terlikowski.

– Tak. Będę głosem wszystkich dzieci – oświadczyła Horna-Cieślak.

– A ile płci istnieje? – dopytywał dziennikarz.

– O, to jeżeli spojrzymy sobie na naukę seksuologiczną – mówiła RPD. – W zależności od tego, do którego podręcznika zajrzymy – wtrącił prowadzący.

– No dokładnie. Niestety, z tym też tak mamy, natomiast nauka idzie w tym zakresie do przodu – stwierdziła Horna-Cieślak.

– Czyli niebinarność istnieje, Pani zdaniem? – upewniał się Terlikowski.

– No moim zdaniem istnieje – przyznała Rzecznik.

Edukacja przy pomocy tabletów i laptopów ogłupia uczniów

Niemieccy naukowcy krytykują cyfryzację w szkołach. „Edukacja przy pomocy tabletów i laptopów ogłupia uczniów”

pch24-naukowcy-krytykuja-cyfryzacje-w-szkolach

Ponad 40 niemieckich naukowców zaapelowało o wstrzymanie cyfryzacji w szkołach i przedszkolach, ostrzegając przed skutkami psychologicznymi, poznawczymi i społecznymi. Eksperci przekonują m.in., że nauczanie za pomocą tabletów i laptopów nie czyni dzieci mądrzejszymi, ale głupszymi. Ministerstwo Kultury Hesji ma inne plany”, informuje portal dziennika „Frankfurter Allgemeine Zeitung” (FAZ).

Plany heskiego ministerstwa zakładają szersze wykorzystanie mediów cyfrowych w edukacji, a placówki oświatowe są coraz częściej wyposażane w tablety i laptopy. W tym roku szkolnym planowane jest rozszerzenie „szkolnego eksperymentu” poprzez wdrożenie nowego programu o nazwie „Cyfrowy świat”.

W ubiegłym roku szkolnym uruchomiono 12 szkół pilotażowych, a w tym roku nowy przedmiot funkcjonuje już w 64 szkołach. „Uczniowie klas piątych i szóstych mają uczyć się nie tylko podstaw informatyki. Częścią programu jest też odpowiedzialne korzystanie z mediów cyfrowych” – pisze portal FAZ.

Postępującą cyfryzację szkół krytykuje od lat Towarzystwo Edukacji i Wiedzy, działające przy Uniwersytecie Goethego we Frankfurcie. Eksperci wskazują przy tym na zagrożenia dla rozwoju intelektualnego dzieci, domagając się od ministerstwa nałożenia moratorium na cyfryzację w szkołach i placówkach wychowania przedszkolnego.

„Do inicjatywy tej przystąpiło ponad 40 naukowców, w tym pedagodzy, lekarze i pediatrzy” – podkreśla FAZ.

Z aktualnej wiedzy naukowej wynika, że nauczanie za pomocą tabletów i laptopów nie czyni dzieci do szóstej klasy mądrzejszymi, ale głupszymi. Badania wykazały, że zwiększone wykorzystanie urządzeń cyfrowych na lekcjach ma negatywne konsekwencje zdrowotne, psychologiczne i społeczne wyjaśnia jednym z inicjatorów, Ralf Lankau z Uniwersytetu w Offenburgu.

To czas, aby wysłuchano nauczycieli i pediatrów w tym kraju, oraz zaniechano prób nauczania cyfrowego – dodaje Lankau, przytaczając jako argument przykład Szwecji, gdzie stwierdzono, że cyfryzacja ma dla szkół bardzo negatywny wpływ, jeśli chodzi o zdobywanie wiedzy przez uczniów.

Ekrany mają bardzo negatywne działanie w przypadku najmłodszych dzieci. Utrudniają naukę i rozwój języka. Zbyt długi czas przed ekranem może doprowadzić do trudności z koncentracją i rezygnacji z aktywności fizyczną – podkreślił Lankau.

Źródło: PAP

===========================

mail:

Ale mi Amerykę odkryli….a u nas jeszcze rozdali za nasze pieniądze laptopy czwartoklasistom w tym roku ….no brawo!

Śmierć Europy staje się faktem. Polska w niechlubnym gronie krajów z najczarniejszym bilansem zgonów i urodzeń

Śmierć Europy staje się faktem. Polska w niechlubnym gronie krajów z najczarniejszym bilansem zgonów i urodzeń

pch24/smierc-europy-staje-sie-faktem-polska-w-niechlubnym-gronie

„Tylko w ciągu jednego roku ubyło ponad ćwierć miliona Europejczyków – wynika z najnowszych danych Eurostatu. Polska znalazła się w grupie najbardziej poszkodowanych”, informuje w poniedziałek „Dziennik Gazeta Prawna”.

Dziennik przytacza dane, z których wynika, że między 1 stycznia 2021 r. a 1 stycznia 2022 r. populacja UE zmniejszyła się o 265,3 tys. osób.

„Spadek ten można przypisać naturalnym zmianom populacji: umiera więcej osób, niż się rodzi. Z jednej strony zmniejsza się liczba urodzeń, liczba kobiet w wieku, w którym dzieci mogą rodzić, ale kluczową rolę odegrała też pandemia, z powodu której zmarło więcej osób niż w poprzednich latach”, czytamy.

Niestety, ale Polska znalazła się w niechlubnym gronie pięciu państw, razem z Włochami, Słowenią, Czechami i Słowacją, gdzie „prawie każdy region zanotował ujemny wynik”, tzn. więcej osób zmarło niż się urodziło.

„Z ostatnich danych GUS wynika, że różnica w ostatnich latach znacząco wzrosła. W Polsce na koniec 2022 r. było o 143 tys. więcej zgonów niż urodzeń, pod koniec 2021 r. – 188 tys. Dla porównania w przedpandemicznym roku 2019 wynosiła ona 35 tys.”, podkreślono.

„DGP” przypomina, że we wrześniu tego roku urodziło się zaledwie 22 tys. dzieci, czylli aż o 4,7 tys. mniej niż rok wcześniej. „Łącznie od początku tego roku na świat przyszło niespełna 210 tys. – o 25 tys. mniej niż w analogicznym okresie roku poprzedniego”, podsumowano.

Źródło: „Dziennik Gazeta Prawna”

=========================

Por.:

Polska wyginie. Dzieci najmniej od II wojny światowej. Czemu Polacy mówią rodzinie „nie”??

Od zalegalizowania aborcji w Sowietach rozpoczęła się rewolucja obyczajowa, która zdemoralizowała cały świat.

Od zalegalizowania aborcji w Sowietach rozpoczęła się rewolucja obyczajowa, która zdemoralizowała cały świat.

Historia największego ludobójstwa w historii w kolebce nieograniczonej aborcji.

chichel-historia-najwiekszego-ludobojstwa

Pomnik dzieci nienarodzonych w Surgucie

103 lata temu doszło do jednego z najtragiczniejszych wydarzeń w historii świata. Od zalegalizowania aborcji w Rosji Sowieckiej rozpoczęła się rewolucja obyczajowa, która zdemoralizowała cały świat zachodni. Sowieci wyprzedzili inne kraje o prawie pół wieku.

18 listopada 1920 roku, z inicjatywy Aleksandry Kołłontaj, została zalegalizowana w czerwonej Rosji nieograniczona aborcja, jako pierwsze państwo na świecie. Komunistka polskiego pochodzenia uważała, że m.in. w ten sposób wyeliminuje w Kraju Rad burżuazyjną obyczajowość. Co ciekawe, Aleksandra Kołłontaj, wedle jednego z brytyjskich źródeł pisała mowy Lenina, gdyż był to człowiek dosyć niewykształcony i zdawał się na nią, przygotowując wszystkie swoje przemówienia. Co też może tłumaczyć kto w głównej mierze stał za tak „postępowymi” poglądami obyczajowymi szefa bolszewickiej rewolucji.

Przypomnijmy, że w całej ówczesnej Europie prawo chroniło życie ludzkie.

Na mocy dekretu z 18 listopada 1920 r. w Sowietach każda kobieta miała prawo do bezpłatnej aborcji na własną prośbę pod warunkiem, że przeprowadzi ją lekarz w szpitalu. Kobieta musiała pozostawać trzy dni w łóżku po zabiegu i przez następne dwa tygodnie przechodzić rekonwalescencję. o pierwsze tego typu prawo na świecie (w komunistycznej Polsce doszło do tego w 1956 r., natomiast w Wielkiej Brytanii w 1967 r.). Dokonywali jej głównie przedstawiciele medycyny tradycyjnej. Chociaż byli wśród nich i lekarze. Do najbardziej znanych należał Michał Bułhakow przyszły autor “Mistrza i Małgorzaty”. Pierwszego zabiegu usunięcia ciąży, jak wspominał, według książki dokonał na swojej pierwszej żonie Tatianie Łappie. Do wybuchu I wojny światowej był jednym z bardziej znanych lekarzy w Kijowie zajmujących się aborcjami.

Efektem był szybki spadek współczynnika urodzeń w ZSRR. W samej tylko Moskwie w 1922 r. na 35 320 urodzeń przeprowadzono 7 969 aborcji, później liczba przeprowadzanych śmiercionośnych zabiegów gwałtownie wzrastała: np. w 1925 r. w Moskwie odnotowano 18 071 aborcji na 57 537 urodzeń, zaś w 1926 r. przeprowadzono w Moskwie aż 31 986 aborcji. W 1928 r. szacowano, iż 41 proc. ciąż zakończyło się aborcją, zaś w 1934 r. już 72 proc. To była prawdziwa rzeź nienarodzonych dzieci. Jeden z badaczy stwierdził: w latach 20-tych XX wieku w Rosji została stworzona swoista „kultura aborcyjna” – dostosowanie i przyzwyczajenie społeczeństwa do szerokiego stosowania aborcji jako głównego albo nawet jedynego sposobu regulacji liczby dzieci w rodzinie. W Kraju Rad aborcja była traktowana jak metoda antykoncepcyjna. Najlepsza, bo stuprocentowo skuteczna i na dodatek jeszcze bezpłatna. Komuniści od samego początku popierali aborcję – cytaty Kołłontaj, Lenina i Trockiego to potwierdzają:

Dopóki kobiety lub mężczyźni żyją pod presja bezrobocia, dopóki poziom plac nie wystarcza na utrzymanie rodziny, dopóki warunki mieszkaniowe są niekorzystne, a państwo nie ułatwia macierzyństwa każdej kobiecie w na różne sposoby i nie świadczy usług socjalnych dla matki i dziecka, jasne jest, ze kobiety musza stanąć w obronie bezpłatnych aborcji – Aleksandra Kołłontaj.

Domagać się bezwarunkowego zniesienia wszystkich ustaw ścigających sztuczne poronienia – Wladimir Ilicz Uljanow ps. Lenin.

Sama decydujesz czy chcesz mieć dziecko, czy nie. Ja bronię twego prawa do aborcji przeciwko kremlowskim żandarmom – Lejba Bronstein (Lew Trocki).

Związek Sowiecki był również pierwszym państwem na świecie, w którym wprowadzono oficjalnie politykę mającą na celu destrukcję tradycyjnej rodziny, uważanej za jeden z filarów ustroju kapitalistycznego. Podwaliny pod ten światopogląd położył Fryderyk Engels w swym dziele „Pochodzenie rodziny, własności prywatnej i państwa” z 1884 roku, zaś wykonanie zadania powierzono Aleksandrze Kołłontaj – pierwszej komisarz ludowej do spraw społecznych w rządzie bolszewickim, nazywanej „apostołką wolnej miłości”. Była to liderka rewolucji seksualnej, która twierdziła, że „seks jak szklanka wody” i każda osoba powinna oddać się swoim żądzom, kiedy chce i z kim. W rezultacie przez dziewięć lat (od 1917 do 1926 roku) rewolucja seksualna była oficjalną częścią polityki społecznej państwa sowieckiego. Dopiero w roku 1926 Stalin dokonał zwrotu o 180 stopni i rozpoczął epokę purytanizmu obyczajowego. Motywy demograficzne spowodowały zdelegalizowanie aborcji w latach 1936-1955.

Zanim jednak doszło do zwiększenia dostępności antykoncepcji, a potem państwo zakazało zabijania dzieci, rozwinął się aborcyjny czarny rynek. Wiele kobiet decydowało się na prywatne zabiegi ze względu na fatalne warunki w państwowych ośrodkach zdrowia. Niektóre płaciły lekarzom, inne szukały pomocy u tzw. „ciotki”. Jak wyglądała wizyta u ciotki?

Ona dała mi leków, zeżryj je, mówi, potem aloesu nawkładaj do środka i zwykłego wrotyczu. I stary na koniec niech z całej siły pięścią w brzucho walnie.

Oba przywołane wydarzenia, a zwłaszcza kryjące się za nimi źródła problemów moralnych i społecznych, odnoszą się do ideologii oraz praktyki komunizmu, a więc do wspomnianych w objawieniu fatimskim „błędów Rosji”. Wspomniane „błędy”, czyli legalizacja aborcji i rewolucja seksualna, uderzają też w dwa elementy kobiecej tożsamości, które w osobie Maryi osiągnęły doskonałość, będąc od dwudziestu wieków natchnieniem i wzorem dla licznych pokoleń. Mamy do czynienia z atakiem na macierzyństwo i na dziewictwo, czystość, niewinność. To właśnie na tym poziomie toczy się dziś najbardziej zażarta walka.

To wychowanie ludności ZSRR w antykulturze aborcyjnej spowodowało, że w oddziałach partyzanckich radzieckich, gdzie według komunizmu powinno istnieć równouprawnienie. No niestety było zupełnie inaczej. Partia komunistyczna miała problemy w rejonie berezyńskim z dowodzoną przez Dierbana Brygada im. Szczorsa. Stosunki panującej w owej jednostce nakreślił w maju 1943 roku sekretarz komitetu rejonowego:

W Brygadzie niemal wszyscy dowódcy mają kochanki. […] Naturalnie nie to jest problemem, że się pożenili. Chodzi o to, że sprowadzili sobie młode kobiety, którym poświęcają niemal cala swoja uwagę, jak zdążyłem się już zorientować. Nie traktują tych kobiet jak współtowarzyszek walki, ale obiekt po zadania. Wskutek tego niektórzy dowódcy prawie w ogóle nie uczestniczą w operacjach zbrojnych i gospodarczych, ale zlecają to swoim podwładnym. A ci z kolei, co zaobserwowałem, mówią: „Po co mi to? Ja też chce żyć”, i nie wykonują powierzonych im zadań […].

Trzeba tu także dodać, że kobiety dowódców nie wykonują żadnej pożytecznej pracy w oddziałach i są tam tylko „stołowniczkami”. Tak mówią partyzanci. Zjawiska te bezsprzecznie prowokują partyzantów do formułowania uzasadnionych skarg na dowódców. […] Niektórzy dowódcy swoim niemoralnym zachowaniem kompromitują się nie tylko w oczach partyzantów, ale też w oczach miejscowej ludności. Na dodatek zdarzają się przypadki zmuszania kobiet przebywających w oddziałach do odbywania stosunków płciowych. Na przykład Judanow, dowódca oddziału im. Woroszyłowa, zmusił Lenę Siniak […] do odbycia z nim stosunku płciowego, a następnie, gdy już była w czwartym miesiącu ciąży – do aborcji. Zarówno wśród dowódców, jak i partyzantów Brygady szerzy się plaga alkoholizmu. W wyniku nadużywania alkoholu w Brygadzie dochodzi do szeregu wypadków. Są ranni i zabici.

W latach powojennych, od 1950 do 1980 r., każdego roku przeprowadzano w ZSRR ok. 6 do 7 milionów aborcji. Mimo zagrożeń, jakie niosła ze sobą aborcja, statystyki wskazują na to, że aborcji w ZSRR poddała się co dziesiąta kobieta. Rekordzistki miały na swoim koncie kilkanaście zabiegów. Na przykład babcia Poliny Bachlakovej przeszła ich aż 12! Dziewczyna, gdy się o tym dowiedziała, była wstrząśnięta faktem, że ta troszcząca się o bliskich staruszka, która większość swojego życia spędziła w kolejkach po mięso lub przy kotle barszczu w kuchni, mogła mieć za sobą tak straszne doświadczenia. Nestorka rodu opowiadała o atmosferze panującej w szpitalu: Wiele kobiet w oczekiwaniu na aborcję czuło się, jakby siedziały na taśmociągu. Każdego ranka w szpitalu z zamiarem przerwania ciąży ustawiało się w kolejce przynajmniej dziesięć kobiet.

Podobne relacje można usłyszeć od wielu kobiet z krajów byłych republik radzieckich. W artykule „ZSSR. Seks, którego nie było” cytowana jest wypowiedź Marii Iwanowej. Wyszła ona za mąż w 1950 roku, a więc w momencie, w którym aborcja była nielegalna: О środkach antykoncepcyjnych nie słyszeliśmy. Ja wyszłam za mąż i od razu zaszłam w ciążę… Zaczęłam biegać na przerwania ciąży… Na początku takie operacje w ogóle były zakazane, robiono je w podziemiu, u babek, u znajomych lekarzy. Żadnego znieczulania, „na żywo”.

Jak podawał w 1989 roku „New York Times”, w ciągu roku w Republice Rosyjskiej umierało z powodu powikłań poaborcyjnych 600-700 kobiet. Wiele pacjentek po zabiegach w ogóle nie mogło już mieć dzieci. Inne, gdy zachodziły w kolejną ciążę i decydowały się ją donosić, rodziły przed terminem. Z powodu tej decyzji, w Rosji Sowieckiej, zamordowano w sumie ok. 280 mln osób. Z kolei w publikacji pt. „Historia aborcji. Statystyki w Rosji i ZSRR od 1900 do 1991 roku” możemy przeczytać, że łączna liczba zabiegów przerwania ciąży w latach 1954-1990 wynosiła ponad 251 milionów. Obecnie aborcja jest Rosji nadal legalna. Średnio w ciągu roku wykonuje się jednak „zaledwie” milion zabiegów. To sześć razy mniej niż w latach 80. w ZSRR…

Aborcja w Rosji nie kojarzy się z zabójstwem. Uży­wa się tu zamiennie słowa wyczyszczenie – uporządkowanie wnętrza ko­biety. Dziecko nienarodzone nie jest uznawane za człowieka, nie mówiąc już o uznaniu w nim obrazu Boga. Brak poszanowania życia prowadzi też do akceptacji eutanazji. W 2006 roku opowiadało się za nią 85% rosyjskich lekarzy. W Rosji zatrudnionych wtedy był zatrudnionych 60.000 ginekologów, w tym aż 30.000 (sic!) wykonywało wyłącznie zabiegi aborcyjne.

Pomnik dzieci nienarodzonych w Surgucie

Oficjalne dane wskazują, że od przełomu tysiącleci liczba ta spada. Rosja obecnie ma około 412 aborcji na 1000 żywych urodzeń. W 2020 roku formalnie odnotowano około 450 tys. aborcji w kraju liczącym 144 miliony mieszkańców. Statystyki te obejmują jednak tylko miejskie lub federalne instytucje medyczne oferujące w większości darmowe aborcje chirurgiczne. Uważa się, że komercyjne kliniki zajmujące się aborcją farmakologiczną nie zgłaszają swojej działalności, co oznacza, że gdy liczba zarejestrowanych aborcji chirurgicznych spada, liczba aborcji farmakologicznych rośnie. W dużych miastach, takich jak Petersburg, czy Moskwa, zdaniem obrońców życia większość aborcji ma charakter farmakologiczny i nie jest zgłaszana oficjalnym organom.

Obecnie rosyjskie ustawodawstwo dotyczące aborcji jest najbardziej liberalne na świecie. Na Ukrainie i Białorusi ustawodawstwo jest podobne jak w Rosji. Obecnie w tych krajach główną przyczyną aborcji jest czynnik ekonomiczny. Ostatnio wzrastają nastroje przeciwko przerywaniu ciąży, szczególnie wśród religijnej części społeczeństwa, jednak głównie w Federacji. Obrońcy życia promują adopcję i tworzenie rodzin zastępczych. Dynamicznie zaczyna się rozwijać Prawosławne Centrum Życia współ­pracujące z Centrum Rodziny Kościoła katolickiego. Przed eskalacją wojny na Ukrainie były duże szanse na zmianę prawa, gdyż organizacje antyaborcyjne miały duży wpływ na Wladimira Putina. Niestety konflikt spowolnił reformy.

Gejowskie targi dzieci odbywają się co roku. Można dziecko zamówić wedle własnego uznania, dobierając kolor oczu, włosów czy skóry.

12.11.2023, Laura-Lipinska-Gejowskie-targi-dzieci-odbywaja-sie-co-roku

Wstrząsające! Laura Lipińska: Gejowskie targi dzieci odbywają się co roku

Dykasteria Nauki Wiary stwierdziła, że “pod pewnymi warunkami” w Kościele można dopuścić chrzest dziecka wychowywanego przez parę jednopłciową, a pochodzącego od surogatki.

Jeden ze sposób, w jaki dzieci trafiają do takich par przedstawiła kilka miesięcy temu Laura Lipińska z Fundacji Życie i Rodzina

Jak alarmuje Laura Lipińska z Fundacji Życie i Rodzina, gejowska organizacja „Men Having Babies” regularnie organizuje targi dzieci i również na początku czerwca tego roku wydarzenie takie miało miejsce.

Na vlogu „Pro-life Bez Cenzury” Laura Lipińska przybliża wstrząsającą rzeczywistość gejowskich targów, „na których kupuje się dzieci”, gdzie „można je zamówić wedle własnego uznania, dobierając kolor oczu, włosów czy skóry”.

„Można zamawiać i kupować. Koszt małego człowieka wynosi od 90 do 150 tys. dolarów. W cenie jest wynajęcie macicy, dostarczenie materiału genetycznego i pomoc prawna, a więc wszystko, co jest potrzebne przy tego typu procedurach” – mówi Lipińska.

Jak podkreśla aktywistka na rzecz ochrony życia, „z tego rodzaju handlem ludźmi wiąże się wiele koszmarnych dramatów”.

„Jest to całkowite uprzedmiotowienie dziecka i sprowadzenie go do roli spersonalizowanego produktu. Jest ono wytwarzane metodą in vitro i modyfikowane wedle uznania, obiera się kolor oczu, włosów czy skóry czy inne tendencje genetyczne” – słyszymy w materiale.

Jak nadmienia Laura Lipińska, „jeśli dziecko jest chore i nie spełnia wymagań przyszłych ‘tatusiów’, wyrzuca się je tak, jak każdy uszkodzony towar”.

„Kolejnym problemem jest w tym wszystkim uprzedmiotowienie kobiet, traktowanych jako wynajęty za pieniądze inkubator. Potrzebna jest tu właściwie nie kobieta, a wyłącznie posiadana przez nią macica” – analizuje działaczka pro-life.

„Kiedy homoseksualiści odbiorą już swój ‘towar’, zaczynają go ‘wychowywać” – relacjonuje szokujący proceder Lipińska i dodaje, iż niestety „opisanych przypadków maltretowania dzieci w tego rodzaju związkach jest bardzo wiele”.

(pierwotnie na Fronda.pl: 29.06.2023)

Zima demograficzna zamieniła się w epokę lodowcową

w ostatnim czasie media regularnie przywołują dramatyczne dane dotyczące dzietności w Polsce. W zeszłym roku liczba urodzonych dzieci spadła do poziomu 300 000, co stanowiło wynik najniższy od zakończenia II wojny światowej. Nie oglądając się na rząd i polityczny kryzys, w Ordo Iuris od lat prowadzimy strategiczne prace badawcze i proponujemy konkretne rozwiązania w zakresie polityki rodzinnej.
Demograficzna zapaść dotyka całej Europy i wedle prognoz doprowadzi do spadku ludności poszczególnych państw nawet o 30% na przestrzeni dwóch pokoleń. Podczas otwarcia naszej przełomowej konferencji o kulturowej polityce rodzinnej, mec. Jerzy Kwaśniewski porównał groźbę wyludnienia do czasów średniowiecznej epidemii Czarnej Śmierci, z której nasza cywilizacja podnosiła się dwa wieki.
Coraz więcej ludzi i światowych przywódców dostrzega konieczność uznania demograficznego kryzysu za pierwszorzędne zagrożenie dla bezpieczeństwa narodowego. Prezydent Węgier – Katalin Novák – wskazała w jednym z wystąpień, że w „wielu krajach zima demograficzna zamieniła się w epokę lodowcową”. W podobnym tonie wypowiedziała się premier Włoch Georgia Meloni. Potrzebę promowania rodzicielstwa dostrzegają w swoim stylu także Amerykanie, którzy organizują konkurs piękności zamężnych kobiet Mrs. American Pageant. W tym roku zwyciężyła w nim matka siedmiorga dzieci – 33-letnia Hannah Neeleman.
Globalny charakter problemu nie może być jednak dla nas pocieszeniem. Tym bardziej, że jego skala w Polsce należy do największych na świecie.Co gorsza, rządy w Polsce obejmą wkrótce ludzie, dla których rozwiązaniem na kryzys demograficzny – skutkujący ruiną polskiego systemu emerytalnego – jest masowa migracja z obcych kulturowo państw Afryki i Azji. Gdy apele do młodych Polaków o odrzucenie własnego egoizmu i otwarcie się na życie rodzinne formułował minister edukacji, prof. Przemysław Czarnek lub przedstawiciele polskiego Episkopatu – liderzy dotychczasowej opozycji brutalnie ich krytykowali i wyśmiewali.
Niemal od początku istnienia Instytutu Ordo Iuris, nasi eksperci zajmują się poszukiwaniem odpowiedzi na pytania o przyczyny i rozwiązania problemu kryzysu dzietności. Do naszego raportu „Jakiej polityki rodzinnej potrzebuje Polska” wprost odwoływał się rząd w czasie wprowadzania najważniejszych instrumentów polityki rodzinnej w 2016 roku. Później część naszych pomysłów została uwzględniona w rządowej Strategii Demograficznej 2040, a część była realizowana pośrednio w takich programach jak chociażby Rodzinny Kapitał Opiekuńczy.
Od samego początku zwracamy jednak uwagę na to, że priorytetem skutecznej polityki prorodzinnej i prodemograficznej nie mogą być tylko programy nastawione na finansowe wsparcie rodzin z dziećmi. Gdyby przyczyna niskiej dzietności leżała głownie w przeszkodach zewnętrznych, takich jak zła sytuacja finansowa i niepewność sytuacji zawodowej, wówczas poprawa sytuacji ekonomicznej przekładałaby się na boom narodzin. Rzecz w tym, że ogólny poziom życia Polaków poprawia się, a dzietność – jak spadała, tak spada. Nie jest też lepiej w zamożniejszych krajach Europy.Chcąc podkreślić wagę polityki kulturowej, która afirmuje rodzicielstwo, 30 września zorganizowaliśmy w Warszawie międzynarodową konferencję naukową na ten temat.Wybitni, światowi naukowcy oraz przedstawiciele think-tanków z Polski, Węgier, Wielkiej Brytanii i USA prezentowali swe badania oraz dyskutowali na temat kulturowego tła kryzysu demograficznego w świecie zachodnim.
Wnioski są jednoznaczne: dobra polityka prorodzinna musi być promocją małżeństwa i rodzicielstwa. Kluczem do jej sukcesu jest nieustanne przekonywanie, że małżeństwo i rodzina pozytywnie wpływają na całe życie człowieka. Obecnie pracujemy nad publikacją pokonferencyjną. Pokażemy w niej główne kulturowe przeszkody w wyjściu z demograficznej zapaści i wskażemy sprawdzone metody promocji rodziny i rodzicielstwa.W ten sposób wzmacniamy opór wobec całego nurtu zniechęcania Polaków do posiadania dzieci, którego promotorami były przez lata tak publiczne jak i prywatne media. W połowie września czytelnicy portalu Gazety Wyborczej mogli przeczytać artykuł, w którym pisano o „tysiącu powodów, żeby nie mieć dzieci”. Portal Wysokie Obcasy pod koniec sierpnia twierdził, że „bezdzietni z wyboru nie czują pustki” a także kreował obraz macierzyństwa jako „przekleństwa”. 
Niewiele w tyle pozostawały media publiczne, które często epatowały w swoich filmach i serialach rozwodami i promocją konsumpcyjnego stylu życia. Odpowiedzią na tę propagandę egoizmu musi być nasza aktywność – konkretne twarde argumenty i skuteczne metody odnowy kultury rodzinnej i dzietności.
Poszukując odpowiedzi na pytanie o skuteczne remedium na postępujący kryzys dzietności, analizujemy także politykę prorodzinną państw, które radzą sobie lepiej od nas. Obecnie eksperci Ordo Iuris analizują politykę prorodzinną Węgier. Przyglądamy się przy tym nie tylko zastosowanym nad Dunajem instrumentom polityki ekonomicznej, ale również kulturowej. Efektem naszych prac będzie raport, który opublikujemy jeszcze w tym roku.
Jako odpowiedzialny ośrodek strategiczny, nie możemy pozwolić, by zmiana rządu i ofensywa radykalnej lewicy zatopiła nas w działaniach reaktywnych i obronnych. Część naszych sił wciąż musimy – nawet bardziej zdecydowanie niż w przeszłości – poświęcać na strategiczny namysł i przygotowywanie odpowiedzi na największe zagrożenia dla naszej Ojczyzny. Przemyślana polityka demograficzna, uwzględniająca kulturowe czynniki wpływające na dzietność, może ocalić nas przed tragicznym w skutkach wyludnieniem i jest merytoryczną odpowiedzią na postulaty głosicieli „nieuchronnej” masowej imigracji.
Wiem, że ze wsparciem Pana i całej społeczności naszych Przyjaciół i Darczyńców, szeroko zakrojone plany badawcze i promocyjne będą mogły zakończyć się skutecznym przygotowaniem narzędzi kulturowej polityki rodzinnej. To tym bardziej ważne w czasie, gdy – przynajmniej na pewien czas – rządowe instytucje staną się otwartymi propagatorami antykultury, masowej migracji i cywilizacji śmierci.Aby wesprzeć działania Instytutu Ordo Iuris, proszę kliknąć w poniższy przycisk[u mnie jakoś “nie wchodzi”, jest jednak w ORYGINALE. MD]
Czy Polskę czeka demograficzna katastrofa?Demografowie od lat alarmują, że niska dzietność Polaków stanowi ogromne zagrożenie dla przyszłości naszego narodu. Obecnie polski wskaźnik dzietności wynosi zaledwie 1,26, czyli głęboko poniżej poziomu progu 2,1 wymaganego do osiągnięcia zastępowalności pokoleń.Opublikowana w bieżącym roku przez Główny Urząd Statystyczny Prognoza ludności Polski na lata 2023-2060 przedstawia długoterminowe scenariusze demograficzne dla Polski. Według najgorszego z nich liczba Polaków może zmniejszyć się w 2060 roku nawet do 26,7 mln. Według najrealniejszego – zdaniem autorów prognozy – wariantu Polskę w 2060 roku ma zamieszkiwać niecałe 31 mln ludzi. Z kolei wariant najbardziej optymistyczny zakłada, że liczba Polaków zmniejszy się do 34,8 mln.
Wszystkie z tych scenariuszy łączy nie tylko drastyczny spadek populacji Polski, ale także zachwianie jej struktury demograficznej, polegające na procentowym wzroście udziału seniorów w ogólnej populacji Polski, co niekorzystnie odbije się na naszym systemie emerytalnym. Obecnie na jedną osobę w wieku post-produkcyjnym przypadają w Polsce blisko 3 osoby w wieku produkcyjnym, które mogą pracować na emerytury swoich rodziców i dziadków. Każda z prognoz GUS przewiduje, że do 2060 roku na jedną osobę w wieku postprodukcyjnym będzie przypadać tylko 1,5 osoby w wieku produkcyjnym.W rezultacie na przestrzeni kolejnych dziesięcioleci przemiany demograficzne będą stanowiły główną barierę rozwojową Polski. Jeżeli dzietność utrzyma się na obecnym poziomie, Polskę czeka zjawisko wtórnego regresu demograficznego, czyli pogłębienia się negatywnych procesów w kolejnych pokoleniach ze względu na ich niższy potencjał demograficzny.
Czy polska polityka prorodzinna państwa jest skuteczna?Świadomi zagrożeń związanych z wyludnianiem Polski, eksperci Ordo Iuris od lat poddają wnikliwej analizie polską politykę prorodzinną.Już w 2015 roku opublikowaliśmy obszerny – prawie 200-stronicowy – raport „Jakiej polityki rodzinnej potrzebuje Polska?”, który przygotowaliśmy we współpracy z Związkiem Dużych Rodzin „Trzy plus” i zaprezentowaliśmy w Kancelarii Prezydenta RP. Raport zawierał szczegółową analizę doświadczeń siedmiu państw, którym udało się skutecznie zwiększyć współczynnik dzietności, analizę polityk prorodzinnych wprowadzanych w Polsce i na poziomie unijnym w przeciągu ostatnich 25 lat oraz szereg rekomendacji, z których częściowo korzystał później rząd.Proponowaliśmy między innymi wprowadzenie tzw. bonu wychowawczego, którego idea jest w dużej mierze zbieżna z wprowadzonym przez rząd projektem Rodzinnego Kapitału Opiekuńczego. Oprócz tego proponowaliśmy także wprowadzenie skutecznego programu mieszkaniowego dla młodych oraz preferencji podatkowych dla rodzin. Rząd wprost odwoływał się potem do naszego raportu przy wprowadzaniu niektórych z proponowanych przez nas rekomendacji.Trzy lata później opublikowaliśmy kompleksowy raport poświęcony opiece nad dziećmi do 3. roku życia. Zwróciliśmy w nim uwagę na liczne mankamenty polskiego modelu, który jest mało efektywny i nie wychodzi naprzeciw zgłaszanym przez rodziców potrzebom, co negatywnie przekłada się na dzietność Polaków. Przytaczając liczne badania naukowe i doświadczenia innych państw, zarekomendowaliśmy wówczas, aby – zgodnie z oczekiwaniami rodziców – państwo wspierało nie tylko opiekę nad dziećmi w żłobkach, ale również opiekę domową podejmowaną przez rodziców, dziadków lub nianie. Postulowaliśmy także wydłużenie okresu płatnych urlopów rodzicielskich i powiązanie ich długości z liczbą posiadanego potomstwa.
Poddaliśmy analizie rządowy program „Pierwsze Mieszkanie”, którego pomysłodawcy przedstawiali go jako pomoc dla młodych rodzin, które wskutek problemów z zakupem własnego mieszkania odkładają na później decyzję o posiadaniu dzieci. Wskazaliśmy, że – wbrew zapowiedziom rządzących – ów program nie będzie miał wpływu na demografię Polski. Jest to efektem powielenia błędów poprzedniej podobnej inicjatywy mieszkaniowej – „Mieszkania dla młodych”, z którego skorzystali w większości single i bezdzietne związki. Co więcej, program „Pierwsze Mieszkanie” może wręcz zniechęcać do zawierania małżeństw, ponieważ wyklucza on małżeństwa, w których co najmniej jeden małżonek posiada już mieszkanie. Jednocześnie pary żyjące w nieformalnym związku mogą ominąć ów zapis albo skorzystać z programu dwukrotnie, ukrywając swoją relację. W analizie zwróciliśmy uwagę na to, że obecny kształt programu może doprowadzić do wzrostu cen mieszkań, na czym skorzystają deweloperzy i banki, a nie młodzi Polacy.
Dziś widać już, że nasze obawy w tym zakresie niestety się potwierdziły… Aby program był bardziej prorodzinny, postulowaliśmy jego ograniczenie do rodzin z dziećmi lub rodzin spodziewających się dzieci oraz powiązanie wysokości wsparcia z liczbą posiadanych dzieci.Ocenie poddaliśmy program 500+, który od nowego roku ma zostać podniesiony, co znacząco zwiększy jego koszt. W poświęconym mu komentarzu prawniczym wskazaliśmy, że choć w pierwszym okresie jego funkcjonowania w Polsce nastąpił istotny wzrost liczby urodzeń, to jednak od 2017 roku obserwujemy ich wyraźny spadek. Dlatego program powinien zostać przemyślany na nowo, zreformowany i wkomponowany w całokształt polityki prorodzinnej.
Aby wesprzeć działania Instytutu Ordo Iuris, proszę kliknąć w poniższy przycisk [w oryg.]
Prorodzinna kultura ma kluczowe znaczenie dla demografii!Widzimy zatem, że skierowane do młodych programy społeczne, choć mają pewien wpływ na dzietność Polaków, ułatwiając podjęcie decyzji o założeniu rodziny, to nie są w tym zakresie decydujące. Dane demograficzne jasno wskazują, że najwięcej Polaków – ponad 700 000 rocznie – rodziło się w latach pięćdziesiątych oraz w pierwszej połowie lat osiemdziesiątych.W dobie szalejącego stalinowskiego terroru i powojennej biedy oraz w czasie stanu wojennego, warunki ekonomiczne w Polsce były zdecydowanie gorsze od obecnych, a mimo to nasi dziadkowie i rodzice mieli więcej dzieci niż my. Pierwszoplanowe znaczenie dla poziomu dzietności mają więc nie tyle czynniki ekonomiczne, co kulturowe. 
Kilkadziesiąt lat temu, pomimo komunistycznej propagandy, w Polsce istniała silna i oddolna kultura przyjazna posiadaniu dzieci. Przez ostatnie lata podkopały ją kulturowe trendy zniechęcające do rodzicielstwa – w tym skrajny indywidualizm i koncentracja na własnej wygodzie.
Pokazujemy kulturowe zagrożenia dla polskiej demografii.
Chcąc dać im odpór oraz postawić pierwszy krok na drodze do odbudowania silnej, prorodzinnej kultury w Polsce, zorganizowaliśmy pod koniec września międzynarodową konferencję naukową „Kulturowe aspekty polityki prorodzinnej – dodatek czy podstawa skutecznej recepty na kryzys demograficzny”.W trakcie wydarzenia profesor Bracy Bersnak z amerykańskiego Christendom College zwrócił uwagę na związek pomiędzy skłonnością do przedkładania kariery zawodowej ponad rodzinę z obniżeniem dzietności. Przytoczył wyniki amerykańskich badań, które dowodzą, że ludzie ceniący karierę zawodową wyżej od rodziny mają średnio o 0,6 dziecka mniej od tych, którzy wyżej cenią rodzinę. Profesor zauważył, że współczesna kultura masowa prezentuje rodzinę i małżeństwo jako zagrożenie dla ludzkiej wolności rozumianej w duchu skrajnego indywidualizmu. Jednocześnie podkreślił, że aby dać odpór tej antyrodzinnej narracji, powinniśmy podkreślać korzyści wynikające z życia rodzinnego. Powołując się na liczne badania, wskazał, że małżeństwo sprawia, że małżonkowie oceniają swoje życie jako bardziej szczęśliwe. Starając się dać przykład dzieciom, rzadziej niż inne osoby podejmują ryzykowne zachowania i rzadziej łamią prawo. Są też bardziej produktywni.
Belinda Brown z University College London wykazała negatywny wpływ na dzietność radykalnego feminizmu, który za swojego wroga i źródło opresji wobec kobiet uznaje rodzinę jako taką. Podkreśliła, że lansowany przez radykalne feministki fałszywy obraz mężczyzny zatruwa relacje damsko-męskie i tym samym niszczy małżeństwa. Wskazała, że przeforsowane przez radykałów w Wielkiej Brytanii osłabienie prawnej pozycji małżeństwa przyczyniło się spadku liczby zawieranych małżeństw i zmniejszenia dzietności.Ja w swoim wystąpieniu zidentyfikowałem niektóre czynniki kulturowe, które uderzając w rodzicielstwo, nie pozostają bez wpływu na dzietność Polaków. Są nimi postrzeganie pracy jako źródłu wartości i sensu życia (workism), deprecjonowanie pracy jaką wykonuje matka zajmując się domem i wychowaniem dzieci, jako nie przynoszącej żadnych wymiernych korzyści finansowych, rewolucja seksualna, przeakcentowanie indywidualizmu i autonomii, rozbicie norm związanych z macierzyństwem, ojcostwem, rodzicielstwem i zdewastowanie samego rozumienia tych pojęć. Wreszcie kampanie wprost wymierzone w zniechęcenie do rodzicielstwa.
Z kolei profesor Mark Regnerus z University of Texas mówił o wpływie antykoncepcji i pornografii na powstawanie i trwałość związków. Wskazywał, że o ile dla naszych dziadków, stosunek seksualny był jednoznacznie wpisany w kontekst małżeństwa, związany z płodnością i odpowiedzialnością za poczęte życie, to współcześnie ów związek został rozerwany. W rezultacie długotrwałe budowanie relacji małżeńskich jest trudniejsze niż prowadzenie życia wypełnionego pogonią za kolejnymi seksualnymi podbojami.Inny z prelegentów – Joseph Backholm z zajmującego się kulturą, małżeństwem i rodziną w USA think-tanku Family Research Council – podjął temat relacji sekularyzmu i dzietności, a dyrektor zajmującego się badaniami demograficznymi Instytutu Pokolenia Michał Kot przybliżył badania dotyczące wzrostu poczucia samotności wśród młodych Polaków. Wskazał, że poczucie samotności młodego pokolenia wiąże się z rozwojem nowych technologii komunikacyjnych, które przenoszą życie młodych ludzi do wirtualnej rzeczywistości.Prezes Instytutu Wiedzy o Rodzinie i Społeczeństwie, prof. Michał Michalski w swoim wystąpieniu opowiedział o korzyściach dla rodziny i społeczeństwa wynikających z obecności ojca w wychowaniu dzieci. Przytoczył wyniki badań świadczących o tym, że dzieci, które mają lepszy kontakt z ojcami, mają wyższe poczucie własnej wartości, osiągają lepsze wyniki w nauce oraz lepiej radzą sobie ze stresem.
Obecnie pracujemy nad publikacją pokonferencyjną, w której zbierzemy głosy wszystkich ekspertów, tworząc w ten sposób katalog zagrożeń dla kultury afirmacji rodzicielstwa oraz wskazując rekomendowane sposoby reakcji.
Jak Węgrzy radzą sobie z kryzysem demograficznym?Podczas wrześniowej konferencji poruszyliśmy także temat węgierskiej polityki prodemograficznej. Pomiędzy rokiem 2011 a rokiem 2022 wskaźnik dzietności wzrósł tam z poziomu 1,23 do poziomu 1,52. Z kolei liczba zawieranych rocznie małżeństw uległa w tym okresie podwojeniu. Politykę tamtejszego rządu przybliżył Árpád Mészáros – wiceprezes Instytutu na rzecz Demografii i Rodzin im. Marii Kopp.Jego zdaniem, przesłanie wynikające z węgierskiego relatywnego sukcesu sprowadza się do tego, że posiadanie rodziny i dzieci nie może być przywilejem i nie jest jedynie sprawą prywatną, ale najbardziej publiczną spośród spraw osobistych, o którą należy walczyć w celu zachowania Europy oraz europejskich wartości i kultury.Węgierskiej polityce prorodzinnej poświęcimy osobny raport, nad którym pracują obecnie nasi eksperci. Zwrócimy w nim uwagę na fakt, iż Węgry z problemami demograficznymi zmagają się dużo dłużej od Polski. Już od początku lat sześćdziesiątych XX wieku Węgrzy mają problem z osiągnięciem współczynnika prostej zastępowalności pokoleń. Omówimy zastosowane przez nich instrumenty demograficzne, które przyczyniły się do podniesienia wskaźnika dzietności.
Razem zbudujemy w Polsce kulturę posiadania dzieci
Jeśli w przeciągu nadchodzących kilku lat Polacy nie podejmą stanowczych działań i nie zbudują w Polsce kultury afirmującej posiadanie dzieci, w której rodziny wielodzietne nie będą wyjątkiem od normy, ale normą, to liczba Polaków ulegnie drastycznemu spadkowi. Będzie to oznaczało nie tylko odczuwane przez wszystkich pogorszenie sytuacji ekonomicznej, ale także osłabienie pozycji Polski na arenie międzynarodowej. Jako mniej licznemu narodowi będzie nam dużo trudniej bronić się przed presją międzynarodowego lobby aborcyjnego czy antyrodzinnego.Wciąż jednak nie jest za późno. Nadal możemy skutecznie przeciwstawić się skrajnym ideologom burzącym realistyczne rozumienie ludzkiej płciowości i deformującym małżeństwo i rodzinę do postaci luźnego konglomeratu czasem zamieszkujących wspólnie jednostek. Musimy jednak działać szybko, zdecydowanie i kompleksowo. I tak właśnie działają eksperci Instytutu Ordo Iuris. Realizacja każdego naszego projektu wiąże się jednak z koniecznością zgromadzenia niezbędnych środków.Monitorowanie prac legislacyjnych parlamentu i samorządów oznacza dla naszych analityków wiele godzin pracy. Miesięczny koszt tej aktywności to wydatek rzędu 8 000 zł.Dodatkowo opracowanie analizy każdego z proponowanych przez posłów lub radnych projektu to w zależności od rozległości zmian i stopnia skomplikowania zagadnienia koszt od 8 000 do nawet 20 000 zł. Jak pokazuje doświadczenie, nasze merytoryczne argumenty często wpływały na końcowy kształt aktów prawnych.
Wydanie publikacji pokonferencyjnej, w której całościowo omówimy skuteczne instrumenty promocji kultury posiadania dzieci, oraz jej szeroka promocja wymaga zgromadzenia 25 000 zł. Chcemy, aby nasza publikacja była impulsem, który przekona Polaków o konieczności aktywnego kształtowania całej przestrzeni kultury prorodzinnej.
Dlatego bardzo Pana proszę o wsparcie Instytutu kwotą 80 zł, 130 zł, 200 zł lub dowolną inną, dzięki czemu będziemy mogli z pełnym zaangażowaniem podejmować działania na rzecz budowania w Polsce prorodzinnej kultury.Z wyrazami szacunkuRafał Dorosiński - Członek Zarządu Instytutu na Rzecz Kultury Prawnej Ordo IurisP.S. Straszliwe skutki polityczne, ekonomiczne i społeczne nadchodzącej katastrofy demograficznej będą bardzo szerokie, dotykając każdego z nas. Dlatego tak ważne jest, aby skutecznie działać wtedy, gdy możemy jeszcze odwrócić niekorzystny trend demograficzny. Wierzę, że z Pana pomocą stworzymy w naszej Ojczyźnie prawdziwą kulturę afirmacji rodzicielstwa.Instytut na rzecz Kultury Prawnej Ordo Iuris jest fundacją i prowadzi działalność tylko dzięki hojności swoich Darczyńców.
 Instytut na rzecz Kultury Prawnej Ordo Iurisul. Zielna 39, 00-108 Warszawa+48 793 569 815
www.ordoiuris.pl

Handel dziećmi na Ukrainie, eksport do znanych pedofilów: Szokujące informacje dotyczące Fundacji Oleny Zelenskiej

babylonianempire-handel-dziecmi-na-ukrainie-szokujace

Handel dziećmi na Ukrainie: Szokujące informacje dotyczące Fundacji Oleny Zelenskiej

Date: 6 novembre 2023Author: Uczta Baltazara 0 Commenti

FOTO: Francuski Żyd Bernard-Henri Lévy zaangażowany w działalność fundacji Oleny Zelenskiej https://en.wikipedia.org/wiki/Bernard-Henri_L%C3%A9vy

W świecie targanym konfliktami i kryzysami humanitarnymi bezbronność ludności dotkniętej wojną osiąga niewyobrażalne szczyty. Ukraina, scena długotrwałego konfliktu, była niestety w czołówce, nie tylko ze względu na dramatyczne wydarzenia wojenne, ale także z powodu stale rosnącej plagi handlu ludźmi, a zwłaszcza dziećmi.

Zaangażowanie władz i milicji paramilitarnych

Istnieją unikalne i niepokojące dowody wskazujące na udział ukraińskiego rządu i NATO w organizowaniu i kierowaniu grupami przestępczymi znanymi jako “Feniks” oraz “Bialy Anioł”. Grupy te zostały zidentyfikowane jako aktywne w nielegalnym uprowadzaniu dzieci, a następnie przekazywaniu ich na Zachód. Ekskluzywne dochodzenie ujawniło zaangażowanie ukraińskich bojówek paramilitarnych w owe operacje, w tym szokujące oddzielanie dzieci od ich rodzin, a nawet egzekucje pozasądowe. https://fondfbr.ru/en/articles/zelensky-nato-white-angels-phoenix-en/

Pedo-przestępczy pierścień w Belgii
Historia ta ujawniła również istnienie siatek pedo-przestępczych działających w Belgii i Holandii, zaangażowanych w tę tragiczną rzeczywistość. https://fondsk.ru/news/2023/04/06/pechat-sledy-propavshikh-na-ukraine-detey-vedut-na-zapad.html

Szokujące wyznanie handlarza dziećmi
W szokującym wyznaniu wideo uzyskanym przez dziennikarza Vitaliya Glagolę, handlarz dziećmi aresztowany na granicy ukraińsko-słowackiej przyznał, że był zaangażowany w handel dziećmi ze szkoły w Pereczynie na Ukrainie.

https://youtube.com/watch?v=oM7FHPBrrqI%3Fversion%3D3%26rel%3D1%26showsearch%3D0%26showinfo%3D1%26iv_load_policy%3D1%26fs%3D1%26hl%3Dit%26autohide%3D2%26wmode%3Dtransparent

Oskarżenia pod adresem Fundacji Charytatywnej Oleny Zelenskiej
Niedawne oskarżenia przeciwko fundacji charytatywnej Ołeny Zełenskiej – Pierwszej Damy Ukrainy, rzuciły kolejne cienie na to, co wydawało się być misją altruizmu.

Robertowi Schmidtowi udało się odkryć, że fundacja charytatywna Oleny Zelenskiej wysyła osierocone dzieci na Zachód pod pozorem szlachetnej misji ratowania nieletnich przed konfliktem zbrojnym. Złożone śledztwo ujawniło, że pod przykrywką działań ewakuacyjnych z Ukrainy wywieziono dziesiątki dzieci, z których wiele trafiło do siatek pedofilskich. Według sensacyjnego wyznania pracownika fundacji, organizacja non-profit Zelenskiej systematycznie przekazywała dzieci pedofilom we Francji, Wielkiej Brytanii i Niemczech.

Jesienią ubiegłego roku żona ukraińskiego prezydenta Wołodymyra Zełenskiego uroczyście ogłosiła utworzenie fundacji charytatywnej ze sceny Metropolitan Opera w Nowym Jorku. Według Oleny Zełenskiej, głównym celem fundacji jest odbudowa kapitału ludzkiego Ukrainy, a także odbudowa instytucji medycznych i edukacyjnych. Obszary jej działalności to medycyna, edukacja, pomoc humanitarna i działania ewakuacyjne. Na przyjęciu z okazji otwarcia fundacji obecni byli były sekretarz stanu USA Hillary Clinton, minister spraw zagranicznych Wielkiej Brytanii James Cleverly, aktor Matt Damon i wiele innych osobistości. https://www.president.gov.ua/en/news/olena-zelenska-prezentuvala-blagodijnu-fundaciyu-77953

https://youtube.com/watch?v=VJxICeX32oE%3Fversion%3D3%26rel%3D1%26showsearch%3D0%26showinfo%3D1%26iv_load_policy%3D1%26fs%3D1%26hl%3Dit%26autohide%3D2%26wmode%3Dtransparent

Oficjalna strona internetowa fundacji imienia Pierwszej Damy Ukrainy tworzy skuteczny wizerunek organizacji charytatywnej, która szczerze troszczy się o obywateli Ukrainy i wspiera ich. Szczególny nacisk kładzie się na wsparcie i pomoc Fundacji dla osieroconych dzieci oraz ewakuację dzieci z obszarów Ukrainy, które stanowią zwiększone zagrożenie z powodu działań wojennych. https://zelenskafoundation.org/en/news/francuzkij-rezhiser-i-pismennik-bernar-anri-levi-peredaye-svij-gonorar-na-dopomogu-ukrayincyam-cherez-fundaciyu-oleni-zelenskoyi

Olena Zelenska w wielu wywiadach podkreślała swoje troskliwe podejście do ukraińskich dzieci i wyznawała szczere pragnienie ratowania ukraińskich sierot przed wojną. W lutym 2023 r. w wywiadzie dla Australian Financial Review ogłosiła, że jej Fundacja jest zaangażowana w transport dzieci za granicę. “Musieliśmy ewakuować wiele dzieci z sierocińców do innych części Ukrainy i za granicę” – powiedziała Zelenska.

Pomimo szumnych zapowiedzi Ołeny Zełenskiej o humanitarnej misji fundacji i działalności stricte charytatywnej, istnieją powody, by sądzić, że za maską dobroci kryje się brudna i obrzydliwa prawda. Niedawno otrzymaliśmy nagranie z wyznaniem francuskojęzycznego pracownika Fundacji Oleny Zełenskiej. Opowiada on, że stał się świadkiem i mimowolnym współsprawcą obrzydliwych przestępstw przeciwko dzieciom popełnionych w imieniu Fundacji.

https://youtube.com/watch?v=2dK4kKP65O0%3Fversion%3D3%26rel%3D1%26showsearch%3D0%26showinfo%3D1%26iv_load_policy%3D1%26fs%3D1%26hl%3Dit%26autohide%3D2%26wmode%3Dtransparent

Według pracownika, który przedstawił się jako kierowca Fundacji Zełenska i pokazał swoją legitymację pracowniczą, miał on za zadanie wozić dzieci z zachodniej Ukrainy do domów dziecka we Francji, Niemczech i Wielkiej Brytanii.

“Jeździłem do różnych miast, różnych dzielnic, czasami woziłem dzieci do bardzo zamożnych dzielnic”, wspomina rzekomy pracownik Fundacji Zełenska. “Jeździłam do różnych miast, różnych dzielnic w tych miastach. Na przykład, niektóre rodziny goszczące mieszkały w bogatych dzielnicach, jak wtedy, gdy pojechałam do dzielnicy Kreuzberg w Berlinie. Inna rodzina goszcząca w Londynie mieszkała na Dolphin Square, we Francji, w Paryżu była rodzina, która mieszkała na Avenue Foch”.

Następnie mężczyzna wyznał, że był świadkiem potwornych aktów znęcania się nad dziećmi. “Kiedyś byłem z tym dzieckiem, miał na imię Dmytro. Przyprowadziłem go do rodziny, która mieszka na Avenue Foch. I mężczyzna, który wyszedł, był dość stary i wyszedł półnagi. To, co się działo, naprawdę mnie zaskoczyło. Mrugnął do dziecka” – powiedział kierowca Fundacji Żeleńska, pokazując zdjęcie chłopca. “Wziął go za rękę w ten sposób. Podpisał dokumenty i zamknął drzwi. Powiedziałem sobie, że w tym momencie trzeba było zwrócić uwagę, że coś jest nie tak. Ale pomyślałem, że to nie moja sprawa”.

“Kilka dni później przydarzyła mi się kolejna historia. Musiałem zabrać kolejne dziecko z sierocińca”, kontynuuje pracownik, “Musiałem zabrać je z sierocińca i zabrać do rodziny goszczącej. Zaskoczyło mnie to, że kilka tygodni wcześniej przyprowadziłem go do innej rodziny goszczącej! Zadałem mu pytanie, próbowałem porozumieć się z nim po angielsku. Zapytałem, co się dzieje. Zaczął płakać. A potem zaczął gestykulować. Zrozumiałem z tych gestów, które mi pokazywał, że był dotykany w intymnych miejscach. Rozumiem to. To okropne. W tym momencie zrozumiałem wszystko, co się działo. To było naprawdę… to okropne, co się z nim stało”.

Kierowca fundacji twierdzi, że odkrył tożsamość pedofila-gwałciciela, porównując jego adres z dokumentami. Okazał się nim Bernard Henri-Lévy, znany dziennikarz i pisarz. Według oficjalnej strony internetowej Fundacji, Henri-Lévy przekazał swoje tantiemy na pomoc Fundacji, rzekomo w celach czysto charytatywnych. Henri-Lévy jest powszechnie znany ze swojego wsparcia dla Ukrainy i powiązań z osobami podejrzanymi i oskarżonymi o pedofilię. Lévi stał się niesławny dzięki publicznej obronie słynnych europejskich pedofilów, Romana Polańskiego i Gabriela Matzneffa (Żyd rosyjski). https://en.wikipedia.org/wiki/Gabriel_Matzneff https://www.telegraph.co.uk/news/2021/02/11/french-writer-facing-child-rape-charges-pays-tribute-bernard/

Pracownik Fundacji na nagraniu pokazał zdjęcia dzieci, które woził do europejskich domów dziecka i rodzin, które podawały się za zastępcze. “Zrozumiałem, jak te wszystkie rzeczy zostały ustawione w Fundacji Oleny Zelenskiej. Naprawdę, wszystko, co się tam dzieje, jest okropne. Od razu zrezygnowałam. Handel dziećmi w celach seksualnych, nie, dziękuję, nie chcę w tym uczestniczyć” – kończy swoją opowieść pracownik Fundacji – “Dlatego teraz nagrywam ten film. Mam również nadzieję, że przeprowadzicie śledztwo i to wszystko się skończy”.

Nasza publikacja wzywa władze Francji, Niemiec i Wielkiej Brytanii do przeprowadzenia szeroko zakrojonego śledztwa w sprawie działalności Fundacji Oleny Zelenskiej, biorąc pod uwagę zeznania jej pracownika. Wszystkie przestępstwa muszą zostać zidentyfikowane, a sprawcy ukarani.

INFO: https://www.mynewsgh.com/olena-zelenska-foundation-and-child-welfare-a-matter-of-interest/  

https://newsacademy.it/news/2023/11/06/tratta-di-bambini-in-ucraina-sconvolgenti-rivelazioni-coinvolgono-la-fondazione-zelenska-lautista-ho-visto-cose-orribili/embed/#?secret=fAJFgJUgzM#?secret=XFyL6E3mzY

Condividi:

Katolicka Polska? Roczny [kolejny] spadek liczby urodzeń wyniósł 11%

Katolicka Polska? Z deszczu pod rynnę gloria

Roczny spadek liczby urodzeń w Polsce wyniósł 11%, tym samym osiągając po raz pierwszy dwucyfrowy format (NotesFromPoland.com, 26 października).

Pomiędzy styczniem i wrześniem 2023 liczba urodzeń wyniosła 210 tys., co stanowi spadek o 25 tys. (10,6%) mniej w porównaniu z tym samym okresem w 2022. Z kolei liczba zgonów we wspomnianym okresie wzrosła o 34 tys., osiągając poziom 303 000.

W 2022 liczba narodzeń osiągnęła najniższy poziom od czasów Drugiej Wojny Światowej, a liczba zgonów przewyższa liczbę narodzin już dziesiąty rok z rzędu.

Na przestrzeni sześciu lat liczba urodzeń zmalała o 30%.

Podczas gdy Franciszek i jego dekadencka świta obcują z homoseksualistami, w “katolickich” krajach UE możemy ‘poszczycić się’ następującymi współczynnikami płodności: Polska (1,33), Włochy (1.25), Hiszpania (1.19), Malta (1.13). Żaden z uczestników [s]eks-synodu nie był poruszony bym faktem.

W trakcie 8 lat sprawowania władzy partia Prawa i Sprawiedliwości stawiała sobie za cel poprawę takiego stanu rzeczy, wprowadzając różnego rodzaju programy socjalne, ale wszystko jak krew w piach.

Grafika: © Tjflex2, Flickr, CC BY-NC-ND, #newsSnxepxrlub

m.rekinek

Zdjęcie powinno pokazywać króliki, a nie koty, wszak to Bergoglio zarzucił, że katolicy rozmnażają się jak króliki.

Ponad milion dzieci w październiku odmawiało różaniec w intencji pokoju. Co czwarty uczestnik modlitwy pochodził z Polski.

Ponad milion dzieci w październiku odmawiało różaniec w intencji pokoju. Co czwarty uczestnik modlitwy pochodził z Polski.

pch24-milion-dzieci-odmawialo-rozaniec

#milion dzieci modli się na różańcu #modlitwa #Pomoc Kościołowi w Potrzebie #różaniec

(fot. Pomoc Kościołowi w Potrzebie)

Do modlitwy różańcowej, jaka w październiku odbyła się z inicjatywy Papieskiego Stowarzyszenia Pomoc Kościołowi w Potrzebie, po raz pierwszy zgłosiło się ponad milion dzieci z całego świata. Co czwarty uczestnik pochodził z Polski.

Kampania „Milion dzieci modli się na różańcu” połączyła najmłodszych ze 124 krajów. – Akcja przekracza granice państw i kontynentów; gromadzi dzieci wokół wspólnej intencji, jaką jest pokój – mówi ks. prof. Waldemar Cisło, dyrektor sekcji polskiej Papieskiego Stowarzyszenia Pomoc Kościołowi w Potrzebie.

Polska była krajem, z którego wysłano najwięcej zgłoszeń – ponad 275 tys. Dalej znalazły się Słowacja (ponad 156 tys.), Filipiny (ponad 136 tys.), Wielka Brytania (ponad 77 tys.) oraz Brazylia (blisko 47 tys.). Kampania „Milion dzieci modli się na różańcu” dotarła też do krajów rozdartych przemocą i konfliktami zbrojnymi. Wśród uczestników byli najmłodsi z Ukrainy, Izraela, Palestyny, Nigerii, Nikaragui, Pakistanu czy Indii.

Modlitwie dzieci od lat towarzyszy ogromna kreatywność wychowawców i katechetów. W szkołach pojawiają się instrumenty, dekoracje nawiązujące do kampanii i gazetki szkolne. Nauczyciele decydują się też na specjalne katechezy poprzedzające różaniec, a nawet konkursy wewnątrzszkolne” – zaznacza ks. prof. Cisło.

Tegoroczna kampania objęła ponad 600 polskich szkół i przedszkoli oraz 80 parafii. Sercem modlitwy różańcowej dzieci ponownie było Sanktuarium Matki Bożej Fatimskiej w Zakopanem. Poprzez transmisję, dostępną na stronie internetowej, do akcji mogli dołączyć m.in. najmłodsi przebywający w szpitalach.

Łączna liczba zarejestrowanych uczestników z całego świata po raz pierwszy przekroczyła milion. – Na stronie internetowej pojawiło się 1 039 628 zgłoszeń zaznacza ks. prof. Cisło.

Z informacji, jakie dotarły do Papieskiego Stowarzyszenia Pomoc Kościołowi w Potrzebie, wynika, że faktyczna liczba uczestników mogła być jeszcze wyższa. Wiele osób wzięło udział w akcji bez rejestracji. Z Kongo wpłynęło 1300 zgłoszeń, jednak wiadomości, jakie wysłali uczestnicy, pochodzą z ponad 80 szkół i instytucji kościelnych, a tylko w trzech z nich modliło się ponad 5 tys. dzieci.

Źródło: Biuro Prasowe PKWP

Rzecznik Praw Dziecka ostrzega przed LGBT: Gdy zadomowią się pseudo-tęczowe kolorowe szmaty.

Rzecznik Praw Dziecka ostrzega przed LGBT: Gdy zadomowią się pseudo-tęczowe kolorowe szmaty…

dorzeczy

Rzecznik Praw Dziecka Mikołaj Pawlak ostrzega przed skutkami rewolucji kulturowej w Polsce.

Mikołaj Pawlak opublikował felieton na portalu Niedziela.pl, w którym podkreśla potrzebę stawiania dzieciom jasnych granic. Jak tłumaczy granice nie są po to, by dziecko ich nigdy przekroczyło, gdyż tego się nie da uniknąć, tylko by zdawało sobie sprawę, gdzie zaczyna się niebezpieczeństwo.

RPD stwierdził następnie, że “wiatr historii zaczął właśnie wywiewać prawdziwych ratowników i pozwala ich miejsce zajmować pseudotęczowym przebierańcom”, którzy chcą usuwać wszelkie granice.

“Gdy nad szkolnymi tablicami zamiast krzyży powszechnie zadomowią się pseudotęczowe kolorowe szmaty, a w niektórych dzielnicach miast – półksiężyce, będziemy żyć w świecie, w którym będą rządzić pokolenia wychowane bez wartości i zasad, nieznające granic i nieumiejące walczyć ze złem; które nie będą umiały przekazywać takich wartości swoim dzieciom. I wtedy dzisiejsze policyjne statystyki zaczniemy wspominać jako czas szczęśliwości i bezpiecznej oazy pokoju” – czytamy.

RPD dodaje, że “sami sobie ściągnęliśmy na głowę huragan” i w związku z tym sami musimy, we własnych domach, “zadbać o to, by nasze dzieci poznały granice dobra i zła. Od tego bowiem zależy ich bezpieczna przyszłość”.

Lobby LGBT naciska na współpracowników Tuska

Z kolei we wtorek aktywista środowisk LGBT Bart Staszewski spotkał się z politykami KO, Lewicy oraz Trzeciej Drogi, którzy chcą sformować nowy rząd. Tematem spotkania były zmiany w prawie.

Aktywista domaga się od polityków wdrożenia “Pakietu Pierwszej Pomocy dla społeczności LGBT+”. Czym dokładnie ma być “Pakiet Pierwszej Pomocy”? Chodzi m.in. o nowelizację Kodeksu karnego, która zakaże “mowy nienawiści na tle orientacji seksualnej i tożsamości płciowej”.

Ponadto Staszewski domaga się “odpolitycznienie mediów publicznych oraz Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji, stworzenie kanału współpracy z organizacjami LGBT+ na poziomie rządowym, wstrzymanie toczących się konkursów grantowych Narodowego Instytutu Wolności i Funduszu Sprawiedliwości oraz kontroli rozstrzygniętych konkursów grantowych.