Afery XXI wieku

Afery XXI wieku

Stanisław Michalkiewicz: Afery XXI wieku michalkiewicz-afery-xxi-wieku

“Z wszystkiego można szmal wydostać, tak, jak za okupacji z Żyda” – twierdził Janusz Szpotański w nieśmiertelnym poemacie “Towarzysz Szmaciak”.  Rzeczywiście, nasze człowieki akurat do tego mają dryg – podobnie jak inne uzdolnione środowiska, a nawet całe narody. Ten ostatni pogląd jest uważany za antysemicki, przynajmniej przez Żydowską Ligę Antydefamacyjną, która z zagadkowych przyczyn pragnęłaby ukryć przed światem, że Żydzi w Ameryce mają nieproporcjonalny do swojej liczebności wpływ na sektor finansowy, na media i na przemysł rozrywkowy.

Wydawałoby się na pierwszy rzut oka, że to powód do dumy, ale skoro Liga chciałaby to ukryć, to znaczy, że musi być coś do ukrycia. A co? Tego oczywiście nie wiemy, ale powiadają, że jak nie wiadomo, o co chodzi, to chodzi o pieniądze. Najwyraźniej środowiska żydowskie muszą z tych wpływów czerpać rozmaite korzyści, nie tylko finansowe, ale i każde inne, no a korzyści – jak to korzyści – przekładają się na sumę korzyści, którą nazywamy władzą.

To już jest powód do stosowania minimum konspiracyjnego, bo jeśli by się to rozniosło, to szerokie masy ludowe mogłyby zwątpić w demokrację, nie mówię, że naszą – bo tę naszą, to kto tylko wcześniej wstanie, to bezlitośnie chłoszcze – tylko tę eksportową, amerykańską. Tymczasem z eksportu demokracji Nasz Najważniejszy Sojusznik też potrafi wydostać szmalec – no i wszystko się zazębia. Liga Antydefamacyjna stara się ukryć i napiętnować oczywiste oczywistości, żeby Nasz Najważniejszy Sojusznik mógł bez przeszkód eksportować demokrację i wydostawał z tego szmal – “tak, jak za okupacji z Żyda”.

Rozgadałem się na temat sytuacji u Naszego Najważniejszego Sojusznika, bo wygląda na to, że tamtejsza bezpieka stała się przyczyną afery, którą Donald Tusk nazwał “największą” w XXI wieku.  To nie do końca prawda, bo w XXI wieku wydarzyła się też afera hazardowa, w ramach której Wielce Czcigodny Zbigniew Chlebowski (“walczę, Rysiu!”) wytapiał z siebie tłuszcz na oczach całej Polski, spłoszony premier Tusk wyrzucał z rządu jednego po drugim murzyńskich chłopców w rodzaju Wielce Czcigodnego Grzegorza Schetyny, no a stare kiejkuty wzięły w obroty samego Donalda Tuska, któremu dały szlaban na wybory prezydenckie.

I kto wie, czym by się to wszystko skończyło, gdyby nie Nasza Złota Pani z Berlina. Ta załatwiła Donaldu Tusku nagrodę im. Karola Wielkiego, co było sygnałem, że jeśli odtąd ktoś podniesie na niego  rękę, to będzie miał z nią do czynienia – ale na wszelki wypadek (“bo na tym świecie pełnym złości, nigdy nie dość jest przezorności”) przeniosła go na brukselskie salony i w ogóle – zrobiła z niego człowieka. Na taki widok stare kiejkuty aluzję zrozumiały do tego stopnia, że w końcu się okazało, że żadnej afery hazardowej “nie było”.

My jednak wiemy, że oficjalna nieobecność jest tylko wyższą formą obecności, jak to ma miejsce w przypadku Wojskowych Służb Informacyjnych, czy izraelskiej broni jądrowej.

A w ogóle “nieistnienie jest atrybutem zaszczytnym, bo przysługuje także Bogu i sprawiedliwości” – napisał prof. Tadeusz Kotarbiński w liście do Antoniego Słonimskiego, kiedy w publikacji wydanej w 1968 roku na temat Związku Literatów Polskich okazało się, że w latach 1957-1959 nikt nie był prezesem tej organizacji.

Wróćmy jednak do afery.

Chodzi oczywiście o aferę wizową, która ma charakter rozwojowy, chociaż pociągnęła już za sobą pierwsze ofiary, a właściwie jedną w osobie Wielce Czcigodnego Piotra Wawrzyka, który został dosłownie zdmuchnięty ze stanowiska wiceministra spraw zagranicznych. Wiele wskazuje na to, że pana ministra zgubiło nawet nie to, że zaczął dawać polskie wizy Hindusom, ale – że zaczął eksportować ich do Ameryki i to w dodatku w charakterze filmowców.

Szkoda, że nie był jakimś porządnym antysemitą, bo w przeciwny razie wiedziałby, że amerykański przemysł filmowy jest zazdrośnie strzeżonym monopolem starszych i mądrzejszych, więc kiedy wylądował tam desant filmowców hinduskich, w dodatku wyposażonych w wizy wystawione im przez polskie konsulaty, to amerykańscy bezpieczniacy zostali poderwani na równe nogi. Tymi nogami musieli tupnąć naszym mężykom stanu, dając do zrozumienia, że przegięli.

Taka reprymenda jest jeszcze groźniejsza, niż obsztorcowanie przez pana ambasadora Brzezińskiego, toteż pan wiceminister Wawrzyk został – jak wspomniałem – zdmuchnięty ze stanowiska w jednej chwili i to na pięć tygodni przed wyborami!

Wprawdzie pan Żaryn, rzecznik naszej tubylczej bezpieki zaprzecza, by amerykańscy bezpieczniacy tupnęli nogą na naszych mężyków stanu, bo nasza bezpieka miała wszystko pod kontrolą jeszcze od lata ubiegłego roku – ale kto by mu tam wierzył!

Gdyby nasza bezpieka miała wszystko pod kontrolą, to pan wiceminister Wawrzyk zostałby ze stanowiska spławiony  dyskretnie, na przykład – ze względu na stan zdrowia lub z przyczyn natury rodzinnej – jeszcze w ubiegłym roku, a nie teraz, kiedy Tusk stoi ante portas głównej jaskini PiS na Nowogrodzkiej. Jeśli nasza bezpieka w ogóle cokolwiek kontrolowała, to najprędzej w ramach kontroli wewnętrzej – czy wszystkie łapówki są dzielone “po czinu” – czyli według rangi – jak mawiają Rosjanie, co to, jak wiadomo, ”wpływają” na naszą – pożal się Boże! – politykę.

A skoro już o Rosjanach mowa, to przypomnę zasadę ruskiego ministra spraw zagranicznych, księcia Gorczakowa, który nie wierzył nie zdementowanym informacjom. Ponieważ podana przez “Onet” informacja o udziale amerykańskiej bezpieki w położeniu kresu aferze wizowej została przez pana Stanisława Żaryna energicznie zdementowana, to wygląda na stuprocentowo wiarygodną.

Oczywiście odpowiednie organa wszczęły tak zwane “energiczne kroki” i podobno już siedem osób zostało w tej sprawie zatrzymanych – ale nie ma wśród nich żadnego urzędnika  państwowego. To może być akurat prawda, bo przecież pan Wawrzyk wiceministrem spraw zagranicznych już być przestał, a poza tym nie wiadomo, czy jest on wśród zatrzymanych.

Jego sytuacja przypomina mi sytuację Władysława Gomułki po tzw. “wydarzeniach grudniowych” w roku 1970, w następstwie których utracił on stanowisko pierwszego sekretarza KC PZPR na rzecz Edwarda Gierka. Opinia publiczna gubiła się w domysłach, co się stało z Władysławem Gomułką, więc partia po dłuższym namyśle wydała komunikat,  że “Władysław Gomułka mieszka w Warszawie, pisze pamiętniki, poza tym – leczy się”. W sprawie pana Wawrzyka partia jeszcze się nie wypowiedziała, no, ale mamy wybory, więc i partia ma większe zmartwienia.

Stanisław Michalkiewicz

Jarosław Lindenberg wiceministrem Polin

Jarosław Lindenberg wiceministrem Polin

CzarnaLimuzyna

O tym, że na terenach dawnej Rzeczypospolitej istnieje twór nazywający się Polin obwieścił w 2021 roku podczas zapalenia świec chanukowych sam Andrzej Duda piastujący urząd określany przez niektórych mianem prezydenta belwederskiego. O tym, że społeczność żydowska, według słów Dudy powołującego się na Lecha Kaczyńskiego,  jest “elementem współtworzącym dzisiejszą Rzeczpospolitą także w jej elementach kulturowych” nikt nie powinien mieć wątpliwości. Szczególnie dziś, a najbardziej w tych elementach, które są najistotniejsze dla postępu w aspekcie „praw człowieka” i „tolerancji”. Te jakże pozytywne zmiany wspierał „blok żydowski” na paradzie Lgbtq+p-f w Warszawie, a z pewnej odległości cały czas uważnie obserwuje ambasada Izraela w Polsce.

[por.: zmiany-w-msz-powolano-nowego-wiceministra md]

Po tym, mam nadzieję, niezbyt nużącym wstępie…

…Czego można spodziewać się po tej zmianie, pytają niektórzy.

Po pierwsze: nie po zmianie, bo Jarosław Lindenberg to dobry znajomy Czaputowicza, stary sprawdzony wieloletni funkcjonariusz MSZ, który potrafi utrzymać odpowiedni kurs pomimo niepomyślnych wiatrów. Z resztą co to za wiaterek nazywany wyborczym? Powieje i przestanie. Złośliwi już ironizują, że nowy kandydat tanio wiz nie sprzeda.

A ja przypominam, że brat Jarosława, Grzegorz Lindenberg nie tylko zakładał przyjazną Polsce “Gazetę Wyborczą” ale również  portal Euroislam.pl – „krytyczny wobec islamu i muzułmanów”. Myślę, że tuż po wyborach „legalna imigracja” ruszy jak z bicza strzelił, a mam przede wszystkim na myśli wypełnienie nowym nawozem historii starej legendy, która z wersji Lech, Czech i Rus przepoczwarzyła się w Lech, Żyd i Ukr.

Aż strach pomyśleć co napisze specjalizujący się w tej materii ambasador Krzysztof Baliński. Czy równie optymistycznie nakreśli perspektywę ostatecznego przekształcenia polskiego kondominium w najnowocześniejsze osiągnięcie obcej myśli socjotechnicznej, a w perspektywach dożywotnich, które chciałby zapisać Duda do konstytucji – geopolitycznej?

A teraz, na koniec, pocieszenie dla elektoratu PiS. Nie martwcie się. Nowy wiceminister jest podobno związany z klubem „półinteligencji katolickiej”. Środowisko wam bliskie i ewoluujące w stronę katolików palących ogarek i Chanukę, śmiało zaciągających się oparami „zrównoważonego rozwoju”.

Pali się pod zadkiem PiS. Jak reagują na aferę wizową. Bosak zadaje cztery ważne pytania.

Pali się pod zadkiem PiS. Jak reagują na aferę wizową. Bosak zadaje cztery ważne pytania.

pali-sie-w-pis

Prawo i Sprawiedliwość po wielu dniach bezczynności reaguje na aferę wizową. Najwyraźniej w szeregach władzy się pali – postanowili wypowiedzieć umowę wszystkim wszystkim firmom outsourcingowym, którym od 2011 r. powierzono zadania związane z przyjmowaniem wniosków wizowych.

Ponadto szef MSZ Zbigniew Rau zdecydował o przeprowadzeniu kontroli i audytu w Departamencie Konsularnym MSZ oraz wszystkich placówkach konsularnych RP oraz o zwolnieniu ze stanowiska i rozwiązaniu umowy o pracę z dyrektorem Biura Prawnego i Zarządzania Zgodnością w MSZ Jakubem Osajdą.

Przed tygodniem wyszło na jaw, że za rządów PiS dosłownie każdy mógł sobie kupić na boku wizę i tym samym wjechać do Polski. Część z tych osób zostawała nad Wisłą, większa część jechała dalej – na Zachód, do Skandynawii lub Stanów Zjednoczonych.

Polskie służby nie miały o tym pojęcia – lub miały, ale ze względu na korzyści nie chciały niczego ujawniać – co jest kompromitujące dla PiS-u. Cały proceder wykryły obce służby i dopiero wtedy nasze zaczęły działać. Dotychczas ze stołka poleciał jedynie wiceminister Piotr Wawrzyk.

Dopiero, gdy afera zaczęła nabierać rozpędu, szef MSZ Rau zdecydował się podjąć drastyczne kroki. Jeszcze kilka dni temu ten sam minister w rozmowie z red. Ziemcem w RMF FM ignorował nieprawidłowości przy wydawaniu wiz.

„W związku z trwającymi ustaleniami w sprawie nieprawidłowości w procesie wydawania wiz minister Spraw Zagranicznych zdecydował co następuje: zwolnić ze stanowiska i rozwiązać umowę o pracę z dyrektorem Biura Prawnego i Zarządzania Zgodnością MSZ Jakubem Osajdą” – poinformował resort dyplomacji. Podjęto także decyzję, by wypowiedzieć umowy „wszystkim firmom outsourcingowym, którym od 2011 r. powierzone zostały zadania związane z przyjmowaniem wniosków wizowych w wyniku zamknięcia 31 placówek decyzją ówczesnego szefa resortu Radosława Sikorskiego”.

Najnowszy ruch PiS-u komentuje Krzysztof Bosak. Dziwi się podejmowanym akurat takim działaniom. Zadał rządowi cztery pytania.

  1. Dlaczego MSZ zwalnia dyrektora biura prawnego, a nie szefostwo departamentu konsularnego?
  2. Dlaczego MSZ audyt robi dopiero teraz skoro pierwszy współpracownik Piotra Wawrzyka do aresztu trafił w kwietniu?
  3. Co realizacja polityki Mateusza Morawieckiego z 2019 roku ma wspólnego z decyzjami Radosława Sikorskiego?
  4. Jak MSZ zamierza obsługiwać dalej ruch wizowy po wypowiedzeniu wszystkich umów i nie mając personelu do tego???

GDZIE JEST Ministerstwo Spraw Zagranicznych?

Krzysztof Baliński 2 lipca 2022

Sytuacja geopolityczna Polski niezwykle trudna. Ważą się losy naszego kraju. Potrzebna jest finezyjna dyplomacja. Potrzebni są profesjonalni dyplomaci. Tymczasem ostatnie dni przynoszą przykłady dyplomatycznych posunięć, wręcz absurdalnie sprzecznych z fundamentalnymi interesami Polski. Sankcje wobec Rosji, które najbardziej uderzają w Polskę. Oddanie wszystkich zasobów dyplomatycznych i politycznych (nie mówiąc o wojskowych i finansowych) do dyspozycji Ukrainy. Kłótnie ze wszystkimi sojusznikami, partnerami i sąsiadami w Europie, w tym narażanie wielowiekowych tradycji przyjaźni i współpracy z Węgrami. Retoryka obelg i inwektyw, publiczne obrażanie głów obcych państw, z których najłagodniejsze to knajacka odzywka 1-szego dyplomaty RP pod adresem Putina („Nie strasz, nie strasz, bo się zesrasz”) i przyrównanie Macrona do Hitlera.

Gdzie jest Ministerstwo Spraw Zagranicznych? Czy zasadnym jest nazwanie go „ministerstwem spraw obcych i przegranych” i czy to w ogóle ministerstwo czy jego atrapa?Raz po raz zapytujemy też: Dlaczego polska dyplomacja daje się wikłać w obce kombinacje dyplomatyczne? Czy jest suwerenna? Kto nią kieruje? Czy Zbigniew Rau jest sternikiem dyplomacji, czy tylko podwykonawcą? Dlaczego tak się dzieje? Poza tym, że w urzędzie powołanym do prowadzenia polityki zagranicznej głos ma V kolumna i poza profesjonalną nędzą zatrudnionych tam urzędników, powód jest prosty – Polityką zagraniczną zajmują się wszyscy, tylko nie MSZ. Wszyscy tylko nie minister spraw zagranicznych.

Jak do tego doszło? MSZ rozparcelowano, i to oficjalnie. Sprawy Unii Europejskiej przeniesiono do Kancelarii Premiera. Sprawy atlantyckie i stosunki z USA, w tym stosunki z diasporą żydowską przejęła Kancelaria Dudy. Ministrowi spraw zagranicznych pozostawiono stosunki z III światem. Ale też nie całkiem. Bo i do nich „skutecznie” wtrynia nos słynący z wszelakich talentów dyplomatycznych prezydent. Podczas wizyty Dudy w Kairze, nie dość, że już na płycie kairskiego lotniska złożył deklaracjęPrzyjechałem tu z misję zleconą mi przez Zełenskiego”, że rozmawiał wyłącznie o interesach Ukrainy, sankcjach na Rosję oraz wspieraniu ukraińskiego eksportu zboża, to osłupiałemu prezydentowi Egiptu zapowiedział: Polska rusza Egiptowi z odsieczą, bo głodujący przez Putina Egipcjanie wkrótce dokonają inwazji na kontynent europejski i skutecznie go zdewastują.

Pomińmy przy tym dyplomatyczne faux pas takie jak to, że zlecający Dudzie misję Zełenski, to skrajnie proizraelski sowiecki Żyd i że do Kairu Duda wybrał się w towarzystwie żydowskiej żony oraz żydowskich doradców. No i to nazwisko! Duda w języku arabskich znaczy tyle, co… pospolity pasożyt „tasiemiec”.

20 czerwca 2022, na spotkaniu z ambasadorami RP, Duda wymienił priorytety polskiej dyplomacji. Poza udzieleniem schronienia uchodźcom (których nazwał „gośćmi z Ukrainy”) do priorytetów zaliczył wsparcie dla europejskich aspiracji Ukrainy, sankcje wobec Rosji (które „powinny być utrzymane dotąd, aż Ukraina nie powie, że można je zdjąć, a dopóki nie powie, to te sankcje trzeba zwiększać”). Wszystkie bzdury przebił mówiąc o dostawach broni dla Ukrainy. Odchodząc od tekstu napisanego mu przez doradców, z głowy (czyli z niczego) wygłosił następującą myśl: „To się może w głowie nie mieści, że Polska wysłała taką pomoc – ale faktycznie wysłaliśmy (…) wysłaliśmy prawie że bez zastanowienia. Żeby tego było mało, mówiąc o ogołoceniu polskiej armii z broni, zaznaczył: Polska wzmacnia też znacznie swój potencjał militarny.

Innymi słowy – Idiota szkodzi Polsce i jeszcze się głupotą chwali.

Ale to nie wszystko. W dyplomatycznych wyczynach wspomaga go Jakub Kumoch, szef Biura Polityki Międzynarodowej prezydenckiej kancelarii. Gdy był ambasadorem RP w Szwajcarii (a faktycznie ambasadorem RP przy tamtejszej gminie żydowskiej) zajmował się nie stosunkami polsko-szwajcarskimi, ale pracą historyczno-archiwistyczną – odkrył istnienie grupy dyplomatów polskich, którzy podczas wojny uratowali 800 Żydów, dzięki wydawaniu fałszywych paszportów. Kumoch doprowadził też do tego, że to strona polska, a nie żydowska zakupiła za 400 tysięcy dolarów kolekcję archiwalną dokumentującą tę akcję. Ale to nie wszystko – na placówce w Ankarze, już pierwszego dnia urzędowania złożył deklarację: „Polska popiera przystąpienie Turcji do UE. Absolutnie chcemy, aby Turcja była członkiem UE i to powinno pozostać naszym celem”. Zabrakło elementarnej refleksji: Czy członkostwo Turcji w UE nie prowadzi w prostej linii do kolejnych milionów imigrantów w Europie? Czy wprowadzenie Turcji do tak osłabionego organizmu nie oznacza, pogłębienia kryzysu tożsamości i zupełnego rozkładu kulturowego Europy oraz, że partia Erdoğana byłaby najsilniejszą partią w Parlamencie Europejskim? Bajdurzenie Kumocha miało miejsce w dniach, gdy zaogniał się spór między Turcją i UE, gdy Erdoğan przerzucał islamistów do Syrii (a także na Synaj i do Libii), gdzie walczą u boku Państwa Islamskiego, gdy w interesie NATO leżało odejście Erdoğana, zanim nie doprowadzi do katastrofy na całym Bliskim Wschodzie. I wreszcie, gdy decyzją Erdoğana bazylika Hagia Sophia w Konstantynopolu zamieniona została w meczet. Ale na tym nie koniec – w tych dniach Kumoch przystąpił do finezyjnej rozgrywki – udał się z tajną misją do Turcji, by spotkań się z pewnym pohańcem (tak nazywano u Sienkiewicza Tatarów). Żeby, chociaż, jak otumaniony przez kabalistów Mickiewicz, chciał montować Legion Żydowski do walki z Rosją. Ale gdzie tam – chodzi o islamistów z Krymu.

W lutym 2020 roku doszło do napięć w stosunkach między Turcją i Rosją. Przewodniczący działającej przy Dudzie Rady ds. Bezpieczeństwa i Obronności (i szef Rady Politycznej PiS) Przemysław Żurawski vel Grajewski wpadł w euforię: „Stworzyć przeciw Rosji koalicję z Turcją. Proste narzędzia jak zamknięcie wszystkich cieśnin czarnomorskich i bałtyckich dla rosyjskich statków. Ułatwiliby też sytuację Czeczeni i Tatarzy, a może Syberia głośniej domagałaby się autonomii (…) przypuszczalnie już wejście w granice Ukrainy pierwszych uzbrojonych międzynarodowych ochotników skłoniłoby zbrodniarza Putina do rozmów”. Wszystko to byłoby śmieszne, gdyby nie to, że ten doradca Dudy i autor tekstów jego wystąpień, jest rozważany jako kandydat na stanowisko ministra spraw zagranicznych.

No i jeszcze jeden: Zastanawiam się, czy koncepcja jakiejś unii polsko-ukraińskiej albo Rzeczypospolitej wielu narodów nie mogłaby być wspaniałą przygodą dla pokolenia młodych ludzi – zapowiedział w wywiadzie dla „Gazety Pomorskiej prezydencki doradca od wszystkiego Andrzej Zybertowicz. Na prawdziwą uwagę zasługują tu wygłoszone przy innej okazji jego słowa, w których wyłożył jasno filozofię polityczną Dudy: „Prawda bardzo często w polityce przegrywa. Aby polityk mógł zabiegać o prawdę, musi zachować władzę, ażeby zachować władzę, często musi ulegać siłom zewnętrznym, które na to pozwolą i w tym pomagają”. Czyli, dokonując przekładu z ichniego żargonu na polski, najważniejsze jest zachowanie władzy, nawet za cenę zdrady interesów własnego państwa.

Polityką zagraniczną w rządzie zajmuje się, kto chce. Grażyna Bandych (szef kancelarii prezydenta): „Ukraina dostaje od Polski to, o co prosi”.  Michał Dworczyk (szef kancelarii premiera): „Gdy otrzymamy środki z KPO powinniśmy pewną częścią wspomóc Ukrainę”. Zbigniew Kuźmiuk (europoseł PiS): „Należy zwiększyć składki członkowskiej w UE, by stworzyć specjalny fundusz pomocowy dla Ukrainy”. Paweł Jabłoński (urzędniczyna z MSZ): „My jesteśmy gotowi do tego, żeby w tej sprawie działać w każdy możliwy sposób, który będzie przede wszystkim uzgodniony z Ukrainą. Jeżeli Kijów będzie chciał, my będziemy gotowi. Najważniejsze będą oczekiwania samej Ukrainy”.

Podczas polsko-ukraińskich konsultacji międzyrządowych w Kijowie, Jarosław Kaczyński ujawnił doktrynę polityki zagranicznej rządu: „W ten sposób realizuje się marzenie śp. prezydenta Lecha Kaczyńskiego”. Przy okazji wylansował nową doktrynę gospodarczą – „Lepiej być trochę zadłużonym niż okupowanym. Wtórował mu wicepremier Henryk Kowalczyk: „Lepiej być zadłużonym, więcej płacić za żywność, niż na własnej skórze przeżywać to, co teraz Ukraińcy”. Innymi słowy – im bardziej Polska w ruinie, im większa inflacja, im droższa benzyna, tym mniej ruskich bomb spadnie na nasze głowy. No i z gruntu chory inny gospodarczy zamysł – członkostwo Ukrainy w UE i to szybkie, bez oglądania się na zagrożenia i katastrofalne konsekwencje dla naszego rolnictwa.

Politykę zagraniczną, zamiast warszawskiego MSZ, prowadzi MSZ i ambasador Ukrainy. Przy czym ukraińscy dyplomaci są, w przeciwieństwie do „naszych”, bardzo asertywni, by nie powiedzieć wręcz agresywni. Pozwalają sobie na protekcjonalne zachowania, aroganckie pouczania, wydawanie polskim politykom instrukcji, rozkazów, a nawet traktowanie ich, jak chłopców na posyłki. Krótko mówiąc – zachowują się jak kierownik polityczny Polski.

Przy tym, co jest kuriozum na skalę światową, Ukraina nie jest żadnym podmiotem politycznym w regionie, jest krajem przegranym (już przed wojną upadłym), rządzonym przez osobnika, którego ugrupowanie wzięło nazwę z telewizyjnego programu satyrycznego. No i mamy to, co mamy: „Robicie dobrą robotę. Róbcie tak dalej”; „Polski rząd powinien być ambasadorem interesów Ukrainy na świecie”; „Doceniamy przywództwo polski w rezygnowaniu z rosyjskich nośników energii i zablokowania handlu między Rosją, a innymi państwami, który przechodzi przez terytorium Polski”;  „Bardzo dużo zostało już zrobione przez stronę polską w sferze wzmocnienia zdolności obronnych Ukrainy, ale konieczne są kolejne wysiłki, kolejne kroki”; „Musimy zamknąć granicę rosyjską i białoruską”.

Wszyscy kierują się w stosunkach międzynarodowych własnym interesem, definiują go i bronią. A „naszemu” MSZ ukraińscy przyjaciele narzucili motto: „Jesteśmy sługami narodu ukraińskiego”.

O roli bezpieki w dyplomacji dużo powiedziano. Dużo też pisano o tym, że polski MSZ jest opanowany przez dwie szajki – żydowską i bezpieczniacką oraz że są rozliczne i namacalne dowody świadczące o tym, że  Bronisław Geremek kompletują swój „zespół”, kierował się regułą: żydowskie pochodzenie, bezpieczniackie przeszkolenie i rekomendacja Michnika.

Wiele też napisano o szkodliwych dla polskiej racji stanu dyplomatycznych wyczynach Kamińskiego z Wąsikiem. Na przypominanie roli wywiadu brytyjskiego w dyplomacji Radka Sikorskiego szkoda czasu. Dzisiaj powiedzmy coś o bezpiece ukraińskiej. Bo jest rzeczą oczywistą, że Amerykanie i Brytyjczycy wykorzystują ją do formatowania polityki zagranicznej Polski. Jak i rzeczą oczywistą jest, że preferują Ukraińców, bo są bardziej profesjonalni, tańsi i bardziej bezwzględni.

Afera z nagraniem z podkarpackiego lupanaru z udziałem Marka Kuchcińskiego (dziś przewodniczącego sejmowej Komisji Spraw Zagranicznych!) i medal dla redaktora naczelnego „Gazety Polskiej” to tylko wierzchołek góry lodowej.

Pisano dużo o zbirach z OUN/UPA pozyskanych przez CIA do „pracy operacyjnej” na terenie b. ZSRR, a nic nie mówi się, że Amerykanie wciągnęli na listy „swych sukinsynów” także członków i sympatyków UPA, którzy po wojnie pozostali w PRL. Zadziwia jak wielu Ukraińców zrobiło po 1989 r. kariery polityczne (i wielkie majątki). Czy do tego nie zostali wcześniej przygotowani? Czy czystym przypadkiem jest, że w MON i polskiej armii etniczny komponent ukraiński jest b. silny, że ministrem obrony był Tomasz Siemoniak, członek władz Związku Ukraińców w Polsce, a wiceministrem Mychajło Dworczuk? Jeżeli dodamy do tego to, że 40 procent oficerów Policji to Ukraińcy z okolic Wyższej Szkoły Policyjnej w Szczytnie oraz zamieszczony na łamach „Wyborczej” postulat b. rzecznika praw obywatelskich, aby ukraińscy przesiedleńcy mieli prawo głosu w wyborach samorządowych (czyli pewność, jak Amen w pacierzu, że zwyciężą w tych wyborach, a Polacy pójdą do rezerwatu), to wyłaniający się obraz sytuacji jest przerażający.

Przypomnijmy, że Dworczuk/Dworczyk w ubiegłym roku złowieszczo zapowiedział „uproszczenie procedur i możliwości związanych z osiedleniem się w Polsce wszystkich potomków mieszkańców I i II Rzeczypospolitej, którzy deklarują związek z Polską”, co jednoznacznie oznaczało, że rząd chce ułatwić, pod pretekstem „deklarowania związku z Polską”, masowe osiedlanie się w Polsce niepolskich nacji.

Gdy przyjrzymy się ludziom majstrującym przy polskiej dyplomacji na odcinku wschodnim i dyplomatom zatrudnionym w „polskich” placówkach dyplomatycznych na Wschodzie, to nie sposób nie zauważyć, że Polaków tam nie ma. Tymczasem pochodzenie etniczne dyplomaty ma znaczenie i trzeba o nim głośno mówić, a także pytać: Czy u Ukraińca nie dojdzie do konfliktu lojalności? Czy daje gwarancję obrony polskiego interesu narodowego? Czy powinien działać w MSZ na odcinku ukraińskim lub pracować w komórce wschodniej Agencji Wywiadu? Czy powodem tego, że pion śledczy IPN nie osądził ani jednego zbrodniarza UPA, a nawet wszystkich skazanych rezunów zrehabilitował i zaliczył w poczet osób „represjonowanych przez PRL ze względów politycznych” nie jest to, że wiele stanowisk w obsadzonych jest tam Ukraińcami? Czy nie z tego powodu padają plackiem przez Ukraińcami?

I czy nie przydatna byłaby tu rada Władysława Gomułki z Marca ‘68: „Z racji swych kosmopolitycznych uczuć ludzie tacy powinni unikać dziedzin pracy, w których afirmacja narodowa staje się rzeczą niezbędną”? À propos Dudy – zachodzimy w głowę, jak można łączyć skrajny filosemityzm ze skrajną pro-ukraińskością. Bo to przecież nikt inny jak jego jedna ulubiona nacja – Ukraińcy, wymordowała podczas wojny 450 tysięcy przedstawicieli jego drugiej ulubionej nacji – Żydów. Wytłumaczeniem może być tu legendarna już inteligencja „prezydenta Polin”, która nie pozwala mu na skojarzenie dwóch prostych faktów? W tym kontekście nie sposób nie przypomnieć, że za przyzwoleniem Dudy quasi monopol na stosunki z diasporą żydowską i Izraelem ma Muzeum Polin, przy którym, też za przyzwoleniem Dudy, akredytowane jest przedstawicielstwo dyplomatyczne Amerykańskiego Komitetu Żydów, i w którym, tym razem z inicjatywy ministra Zbigniewa Rau, odbyła się w ramach polskiej prezydencji w OBWE konferencja poświęcona walce z antysemityzmem.

Nie mniej sprawy gmatwa to, że w MSZ żaden zastępca ministra nie ma doświadczenia w dyplomacji. No i mamy to, co mamy – toczy się wielka geopolityczna rozgrywka i zakulisowe gry dyplomatyczne, w których polska dyplomacja stoi z góry na przegranej pozycji. Zamiast finezyjnej i profesjonalnych dyplomatów, mamy bezmyślne, pozbawione głowy i własnej strategii, ślepo wykonujące polecenia z zewnątrz, notorycznie przegrywające miernoty, zakompleksionych nieudaczników, którzy nigdy nie walczyli, a jeśli walczyli, to o „certyfikat koszerności” wystawiany przez media żydowskie w Ameryce. Zamiast trzymać się z daleka od konfliktów, które Polski nie dotyczą, wsadzają palce między drzwi i futrynę, wdają się w gry, których zasad nie znają i w których są pionkami. Nawet nie udają, że chodzi im o interes Polski. Ostentacyjnie pokazują, że w ich interesie jest, żeby wojna trwała jak najdłużej, żeby przypadkiem nie zakończyło za wcześnie, że Polska będzie miejscem prowadzenia działań wojennych. „Nie jest dopuszczalny żaden zgniły kompromis” – tak to podsumował Bartosz Cichocki, wysłannik ministra w Kijowie.

Co robić? Najprościej byłoby wymieść to towarzystwo żelazną miotłą z gmachu MSZ przy alei Szucha i zbudować elity dyplomatyczne zdolne do prowadzenia suwerennej polityki zagranicznej. Ale nie oszukujmy się – na to koniunktury nie ma. Jak i nie ma na powołanie Trybunału Narodowego dla osądzenia zaprzańców. Pozostaje jedynie sporządzanie listy z nazwiskami tych, którzy przyczyniają się do upodlenia Polski. No i artykuł 231 KK jednoznacznie mówiący, że jeśli funkcjonariusz publiczny nie dopełni obowiązków i naraża przez to państwo na szkodę, wówczas w grę wchodzi czyn karalny ścigany z urzędu.