Igrzyska przetestowane

9 lutego, dzień 709. Wpis nr 698 https://dziennikzarazy.pl/9-02-igrzyska-przetestowane/ Jerzy Karwelis

Właściwie to nie lubiłem nigdy zimowych igrzysk olimpijskich. Skoki to dla mnie nuda naciągana pod polski kompleks wielkości. Łyżwiarze figurowi to jakiś balet, nie przepadam. No może tylko curling, bo lubię takie trochę szachy, taki lodowy snooker, za którym – tym letnim – przepadam. Aż tu nagle zimowa olimpiada w… Pekinie. Gdzie Rzym, gdzie Krym? Gdzie tam śnieg, no niech i popada, ale stoki i te rzeczy? Ale Chińczyk potrafi, c ‘nie?

W ogóle widać  jak przeżarty jest korupcją świat obecny. Mundiale w Rosji czy Katarze, zimówka w Pekinie, no po prostu stolice oliwnych gałązek pokoju. Właśnie dzwoniła Elina z Kijowa, że chce kupić kilka telefonów satelitarnych, by mieć jakąś łączność, kiedy Putin ich odłączy od kontaktu ze światem. Oni tam tę Olimpiadę oglądają inaczej. Dla nich to tykający zegar. Odliczają dni do końca igrzysk, bo są przekonani, że chłopaki z obu wschodnich mocarstw uzgodnili pieredyszkę na czas olimpiady i jeden z nich zaatakuje, dopiero jak ten drugi odbębni swój wizerunek piewcy pokoju między Ujgurami… sorry narodami.

Zrobiło się też kowidowo i to w naszym wykonaniu. Z testowej maszyny losującej wypadło kilku sportowców, w tym nasza kandydatka do medalu – łyżwiarka Maliszewska. Smaczku tej sytuacji dodaje fakt, że sportowczyni (ładne słówko, co nie? Ale korekta, ciemnogrodzka wciąż podkreśla, że to błąd) była jedną z twarzy ostatnich prostych do zaszczepienia. A teraz się okazało, że szczepienia nie chronią przed testami, a te wydały z siebie niezrozumiałą sekwencję: +, -, +, +, -, +. Co oznacza, że – jak w rzucie monetą – im więcej razy rzucasz (testujesz, znaczy się) tym bardziej zbliżasz się do układu 50/50. I medale przepadły zgodnie z rachunkiem prawdopodobieństwa, bo ostatni rzut wyszedł nieparzysty.

Jedni (to nie ludzie – to wilki) naśmiewają się z upadku mitu szczepiennego w wykonaniu jego twarzy. Sportowczyni pomstuje, że: „W nic już nie wierzy, w żadne testy, w żadne igrzyska”. TVN wycina z jej oświadczenia słowa „w żadne testy”, bo wciąż trzeba wykonać zapłacone zamówienie na promocję testów i szczepionek. Lewica się przyłącza, że to skandal, bo są „równi i równiejsi”, choć zahacza to o herezję, bo co to oznacza? Że pozytywny zaszczepiony jest jakoś sekowany? Przez kogo? Negatywnego niezaszczepionego? Do chórku przyłączają się nie wiadomo dlaczego i nie wiadomo czym oburzeni dziennikarze. Aż ktoś przytomny w internecie zwraca uwagę: „Novak Djokovic został wykluczony z Australian Open, choć miał negatywny test. Dobrze!!! – bo był niezaszczepiony. Natalia Maliszewska została wykluczona ze startu na Igrzyskach Olimpijskich w Pekinie, bo miała pozytywny test. Skandal!!! – przecież jest zaszczepiona.”  

Ostatecznie dobiła mnie (ze śmiechu bym się popłakał, gdyby nie to, że mam już z setkę wpisów o pandemicznych odjazdach zwanych kowidkami – do sprawdzenia na wyszukiwarce mojego bloga) informacja o zdarzeniach w kobiecym hokeju. Niezastąpiony Piotr D. pisze: „Igrzyska Olimpijskie w Pekinie. Hokej na lodzie kobiet. Kanadyjki nie wyjechały na lód, ponieważ Rosjanki nie przedstawiły wyników testów na COVID-19. Ostatecznie mecz doszedł do skutku, ale zawodniczki obu drużyn zagrały z maseczkami na twarzy.”

Ja tam się duszę i zaparowuje w 10 sekund z maseczką. Jak one to robią? Myślę, że mamy dwa wyjścia: albo się przyszłe pokolenia będę się z nas nabijały jak z wariatów, albo będzie to dla nich normalka, bo to będą kolejne pokolenia przyzwyczajone do masek i odzwyczajone od rozpoznawania emocji z wyrazu twarzy, w związku z tym skończone dla uczuć, również wobec samych siebie.

Jak zwykle, jako upadłe i wciąż aspirujące imperium – w sensie dumy narodowej – cieszymy się z ósmych miejsc, brązowych medali i tego, że kolejny z naszych sportowców przeszedł egzamin… testów i w ogóle wystartował. Jak piszą cynicznie internety, cytując prezesa naszego Komitetu Olimpijskiego: występ Polaków należy ocenić… pozytywnie.  Jerzy Karwelis

O kepełe, amunicji DEFENSYWNEJ – i Lennona „świecie bez nieba i piekła, bez religii, bez krajów, a nawet bez własności”.

J. LENNON, N. MALISZEWSKA, P. SOLOCH, A. HORBAN I INNI

9 lutego 2022 https://moto.media.pl/sroda-09-lutego-2022/

Środa, 09 lutego 2022

OLIMPIJSKIE PRZESŁANIE DLA GOJÓW

Nawet średnio uważni obserwatorzy trwającej aktualnie olimpiady zimowej w Pekinie nie mogli przeoczyć specjalnego wyeksponowania piosenki Johna Lennona pt. „Imagine” podczas uroczystego otwarcia tej imprezy. Kluczowa dla wytłumaczenia takiego wyróżnienia ww. utworu wydaje się jego treść. Otóż Lennon marzy w swoim utworze o świecie bez nieba i piekła, bez religii, bez krajów, a nawet bez własności, po czym kończy apelem: „Mam nadzieję, że pewnego dnia dołączysz do nas i świat będzie jednością”.

Wypisz, wymaluj program Nowego Porządku Świata (NWO) lub – jak kto woli – internacjonalistycznej komuny, w realizacji którego pomóc ma m.in. covidowa depopulacja.

Z wrodzonej ciekawości pozwoliliśmy sobie sprawdzić kwestię rezygnacji z własności na osobistym przykładzie ex-Beatlesa. Otóż w chwili swojej gwałtownej śmierci w 1980 roku ów, muzycznie i poetycko utalentowany – czego nie kwestionujemy – Żyd zostawił majątek warty… 200 mln dolarów, tj. ok. 680 mln dolarów według szacunków obecnych. W sporządzonym wcześniej testamencie nikomu go jednak nie rozdał wyżej stawiając dobro swojej – wyjątkowo szpetnej – drugiej żony (Yoko Ono) i ich wspólnego syna. Jaki z tego morał? Komuna bez wiary, państw i własności ma być Ziemią Obiecaną tylko dla „ciemnego ludu”. Żydów i masonów spod znaku NWO ten wariant absolutnie nie dotyczy. Co polecamy szczególnej uwadze tzw. szabas-gojów, które to określenie talmudyści rezerwują dla „użytecznego bydła o ludzkich twarzach służącego żydowskiej sprawie”.

DYSKRETNY UROK SPORTOWEGO KORYTA I „UMIŁOWANIE PRAWDY” W TVN

A propos olimpiady… Ze zdziwieniem obserwujemy różne – często skrajnie – oceny organizacji tej imprezy, wyrażane z jednej strony przez sportowców, z drugiej zaś – przez towarzyszących im działaczy. Pierwsi nie żałują słów krytyki, zwłaszcza wobec testowego terroru oraz fatalnej gastronomii, drudzy – choć niegdyś też sportowcy i to utytułowani – wprost przeciwnie; nie mogą nachwalić się chińskiej gościnności i organizacyjnej perfekcji. Wystarczyło tylko zamienić dres reprezentanta na garnitur lub żakiet członka ekipy towarzyszącej.

Przy okazji tej kwestii nie sposób zbyć milczeniem przypadku Natalii Maliszewskiej, naszej łyżwiarki szybkiej wykluczonej po wielokrotnych testach z wyścigów eliminacyjnych na 500 m, gdzie była faworytką nawet do złotego medalu. Następnego dnia TVN w wieczornych „Faktach” (cudzysłów niezbędny) wykorzystała tylko wytłuszczone fragmenty wypowiedzi łyżwiarki:

Jest mi tak cholernie ciężko odezwać się i cokolwiek powiedzieć. Daję znak, że żyję, choć uważam, że coś we mnie wczoraj umarło. Od ponad tygodnia żyję w strachu… a te wahania nastrojów płacz, który pozbawia mnie tchu sprawiają, że nie tylko ludzie wokół mnie się o mnie martwią… Ale ja sama… Ja tego też nie rozumiem. W nic już nie wierzę. W żadne testy. W żadne igrzyska. Jest to dla mnie jeden wielki ŻART. Mam nadzieję, że ten, kto tym steruje nieźle się przy tym bawi…”

Czujnych widzów szczególnie zdenerwowało wycięcie przez tele-cenzora fagmentu o braku wiary Natalii Maliszewskiej w testy. Podzielamy ten pogląd, chociaż uważamy, że nie warto zapominać także o „wygumkowaniu” pozostałych z wyżej zacytowanych kwestii. Gorzka to wprawdzie satysfakcja lecz „Pomorki” już kilkanaście lat temu pozycjonowały TVN jako żydowską telewizję dla polskich gojów. Trudno zatem wyobrazić sobie, aby w takim „środku przykazu” upowszechniono opinię szkodliwą dla geszeftu z koronawirusem w roli głównej.

SOLOCH DEFENSYWNIE TRAFIONY W KIEPEŁĘ?

W poniedziałek, 31 stycznia br. Paweł Soloch, szef Biura Bezpieczeństwa Narodowego raczył poinformować media, że w ramach wsparcia dla Ukrainy „jesteśmy gotowi dostarczyć w każdej chwili kilkadziesiąt tysięcy sztuk amunicji DEFENSYWNEJ (podkreślenie nasze)„.

Redaktor „Pomorków” zasadniczą służbę wojskową w Marynarce Wojennej zakończył w 1973 roku, więc ma prawo nie wiedzieć o aktualnych osiągnięciach techniki militarnej lecz pojęcie amunicji defensywnej przekracza nawet możliwości jego bogatej wyobraźni, a i sam minister Soloch nie raczył zaspokoić naszej obywatelskiej ciekawości.

Zakładamy zatem, że amunicja defensywna to jest np. taki nabój, który po wylocie z kałasznikowa robi nawrót, gdy okaże się, iż ma trafić w naszego ukraińskiego/banderowskiego przyjaciela. Co ważne, nie wraca do lufy lecz z nieco mniejszą siłą (straconą na nawrocie) wali w kiepełę tego, kto go wypuścił. Tym sposobem kałasznikow też staje się defensywny i nikomu już krzywdy nie zrobi, a jego dotychczasowy użytkownik zapada na chwilową pomroczność jasną. I takiej doświadczył zapewne prezydencki minister od obrony, choć nie wystrzał był tu przyczyną.

LICZĄ NA ZAPOMNIENIE?

Motywy styczniowej rezygnacji 13 z 17 członków tzw. Rady Medycznej przy premierze tłumaczone są na dwa sposoby. Zwolennicy szprycowania mówią o zniechęceniu dezerterów z powodu braku zrozumienia i – przede wszystkim – nie uwzględniania przez stronę rządową ich ostrzejszych, restrykcyjnych propozycji w kwestiach covidowych. „To nie brak motywacji do dalszej pracy lecz mniejsza lub wręcz zerowa kasa za usługi akwizycyjne świadczone przez dyspozycyjnych pseudo-lekarzy” – twierdzą z kolei przeciwnicy pandemicznego przekrętu, przypominając przy tej okazji niejasne związki wielu członków Rady z koncernami farmaceutycznymi.

Nam bliższa prawdy wydaje się wersja trzecia; ucieczka od odpowiedzialności za wygłaszane opinie i decyzje, do których rząd został przekonany oraz wiara, że w miarę upływu czasu ludzie zapomną, kto zaaplikował im dwa lata wyrwane z życia przez lockdowny, izolacje, kwarantanny, zmuszanie do noszenia kagańców i próby – póki co, nieskuteczne – obowiązkowego wyszprycowania wszystkich obywateli preparatami, które przed zakażeniem wirusem C-19 nie chronią, a niosą ryzyko powikłań trudnych do przwidzenia w dalszej przyszłości. Do rozstrzygnięcia pozostaje jeszcze dramat około 140 tysięcy Polaków, którzy zmarli na inne choroby tylko dlatego, że priorytetem dla wielu lekarzy, pielęgniarek, ratowników itp. „służb medycznych” stało się zarabianie na covidowym geszefcie.

My postaramy się nie zapomnieć o jego współtwórcach i propagatorach. Zacznijmy od listy uciekinierów z Rady Medycznej. Są to, w kolejności alfabetycznej, niekoniecznie tożsamej z eksponowaniem w mediach głównego ścieku: prof. Robert Flisiak, prof. Magdalena Marczyńska, prof. Agnieszka Mastalerz-Migas, prof. Radosław Owczuk, prof. Iwona Paradowska, prof. Miłosz Parczewski, prof. Małgorzata Pawłowska, prof. Anna Piekarska, prof. Krzysztof Pyrć, prof. Krzysztof Simon, dr Konstanty Szułdrzyński, prof. Krzysztof Tomasiewicz i prof. Jacek Wysocki. I jeszcze czwórka, która pozostała na swoich funkcjach: prof. Andrzej Horban (przewodniczący byłej Rady), prof. Piotr Czauderna, prof. Tomasz Laskus, dr Artur Zaczyński.

W środę, 9 lutego br. dotychczasową Radę Medyczną zastąpiono Radą ds. Covid-19. W jej składzie znalazło się również 17 lekarzy, „wzmocnionych” dodatkowo przez 5 specjalistów nauk sowieckich zwanych społecznymi, tj. dwóch socjologów, psychologa, ekonomistę i prawnika. Jest jeszcze „statystyk, prognosta” czyli ktoś w rodzaju wróżbity. My nie mamy takich zdolności ale czarno widzimy przydatność tego teamu dla dobra Polaków.

Redagują: Henryk Jezierski + Czytelnicy, Kontakt: redakcja@polskawolna.pl

Dyskwalifikacja za brak dopingu – chińskie igrzyska

Postaram się spojrzeć z odpowiednim dystansem, chociaż to nie będzie łatwe, na te wszystkie absurdy, jakie nam zafundowano od dwóch lat. Zmęczenie narodu jest tak wielkie, że pozostaje tylko śmiech i właśnie odpowiedni dystans. Jestem na tyle stary, że pamiętam pierwsze igrzyska olimpijskie w Pekinie, gdy nagle nastąpiła zwyżka formy chińskich sportowców niemal w każdej dziedzinie. Największe wrażenie robiły biegi długodystansowe, gdy nagle Chinki i Chińczycy zaczęli o pół okrążenia wyprzedzać biegaczy afrykańskich, od lat pozostających poza konkurencją. Czym to tłumaczono? Zupą z żółwia! Nie, to nie był kiepski żart, w każdym razie nie mój, ale oficjalne stanowisko władz chińskich.

Matka Kurka https://www.kontrowersje.net/dyskwalifikacja-za-brak-dopingu-chinskie-igrzyska/

———————–

Działo się to wszystko na parę miesięcy przez olimpiadą w Pekinie i wywołało naprawdę wielkie zamieszanie. W efekcie doszło do paru dyskwalifikacji, a reszta chińskich sportowców została objęta wyjątkowo reżimowym systemem kontroli. Niewiele to jednak pomogło i bodaj pierwszy raz w historii letnich igrzysk Chiny wygrały klasyfikację medalową. Potem prawie wszystko wróciło na swoje miejsce, w sporcie nadal królował doping, ale taki ciężej wykrywalny niż zupa z żółwia. Opisany stan rzeczy jest jednak niczym wielkim, przy tym, co się dzieje na drugiej chińskiej olimpiadzie w Pekinie, gdzie dyskwalifikuje się zawodników za brak dopingu. Jedną z ofiar tej „nowej normalności” jest polska zawodniczka Natalia Maliszewska, uziemiona na kwarantannie zaraz po przyjeździe do Chin. Warto w tym miejscu dodać, że Maliszewskiej nie da się porównać do polskiej reprezentacji piłkarskiej, która najpierw modli się o wyjście z grupy, a potem gra mecz o honor. Polska łyżwiarka, była jedną z faworytek do zdobycia medalu, ponieważ w swojej dyscyplinie osiąga regularne sukcesy.

Pozytywny test, jak w 99% innych przypadkach, nie niesie za sobą żadnych objawów chorobowych, o czym szczegółowo opowiedziała polska łyżwiarka, ale to żaden argument. Maliszewska została zamknięta w pokoju na wiele dni i będzie mogła sobie w telewizji obejrzeć otwarcie igrzysk, a potem eliminacje, w których nie wystąpi. Nikt w Pekinie nie testuje zawodników pod kątem jakichkolwiek innych chorób zakaźnych, to znaczy, że w teorii i praktyce może w zawodach brać udział: prątkujący gruźlik, nosiciel HIV, zarażony malarią, odrą, gronkowcem i inną cholerą.

Najbardziej niebezpieczna jest, nawet nie najmodniejsza choroba na świecie, ale test, który stygmatyzuje człowieka i w tym przypadku dodatkowo dyskwalifikuje sportowca. Kto obserwuje tę paranoję choćby jednym okiem, ten wie, że z testowaniem sportowców dzieją się cuda. Bez końca można wymieniać choćby przykłady polskich skoczków i piłkarzy, którzy rano mieli pozytywny wynik, wieczorem negatywny, by następnego ranka znów mieć pozytywny. Nie zapominajmy też, że testy są dziełem chińsko-niemieckim, co oznacza, że tylko producent tak naprawdę wie, czym ten wynalazek jest i ma pod kontrolą całą produkcję. Nie koniec nad tym, prawdę mówiąc nie wiem, jak to wygląda w Chinach, ale przypuszczam, że bardzo podobnie, jak w Niemczech, gdzie to tamtejszy sanepid, a nie federacje sportowe zajmowały się testowaniem.

Reszty można się tylko domyślać, jednak nie radzę głośno powtarzać, bo natychmiast można się narazić na szereg przykrych konsekwencji, z czego klasyczny zbiór wyzwisk, to najmniejszy problem. W historii sportu zdarzały się i zdarzają różne cuda, na przykład „rywalizacja” mężczyzn udających kobiety, z kobietami nie udającymi kobiet, ale takich cudów jeszcze nie było. Dziś dyskwalifikuje się sportowców za brak dopingu, mało tego, powodem dyskwalifikacji jest de facto przeziębienie, czyli naturalne osłabienie organizmu, zamiast sztucznego wzmocnienia.

Światowa paranoja, w połączeniu z chińskim komunizmem kapitalistycznym, daje naprawdę „ciekawe” efekty. W zasadzie można powiedzieć, że ostatecznej klasyfikację medalową ustawi chiński Pinkas albo Horban i coś czuję, że tylko chińscy sportowcy w prawie wszystkich testach wypadną negatywnie.

To Chiny powstrzymały Putina od ataku na Ukrainę

Dotychczasowymi rezultatami pomachiwań wirtualną szabelką przez UE, USA i NATO i mnożenia pogróżek o przewidywanych rzekomo strasznych sankcjach było zwiększanie ilości ruskich żołnierzy w pobliżu granic Ukrainy i stanowcze noty dyplomatyczne Kremla skierowane do NATO, USA i UE

https://www.prokapitalizm.pl/chiny-powstrzymaly-putina-od-ataku-na-ukraine/ Rajmund Pollak

———————

Od dwóch miesięcy media całej Europy trąbią o nadchodzącej ponoć nieuchronnie inwazji Moskwy na Ukrainę. Telewizje wszystkich nacji przepełnione są obrazkami ruskich czołgów, dział i rakiet zbliżających się do granic naszego wschodniego sąsiada.

Emitowane są filmiki o potężnych manewrach armii rosyjskiej z użyciem broni ciężkiej i koncentracji już ponad 120 tysięcy sołdatów nowego cara, zasiadającego obecnie na Kremlu.

Nasi politycy od posłów na Sejm po Premiera Rządu RP, machają wirtualnymi szabelkami grożąc Putinowi „poważnymi konsekwencjami” w przypadku ataku na Ukrainę.

Większość decydentów Unii Europejskiej prześciga się oświadczeniami o „solidarności z narodem ukraińskim”.

Organizowane są nawet międzynarodowe konferencje, które obfitują nie tylko sutymi posiłkami, okraszanymi syberyjskim kawiorem i wnoszeniem toastów za zdrowie prezydenta Zełenskiego z Kijowa, ale przede wszystkim wysyłaniem w świat rezolucji ostrzegawczych jakie to straszne larum podniesie cała Unia Europejska w przypadku, gdyby armia Moskali zaatakowała Ukrainę.

Do chóru euro-krzykaczy dołączył Premier Wielkiej Brytanii, który spektakularnie pogroził Putinowi palcem wskazującym swojej prawej ręki.

Z kolei Prezydent USA Biden zamiast zająć stanowcze stanowisko w tej samej sprawie, to wyraźnie się wygłupił, bo zaczął bredzić na temat małej agresji dokonanej ewentualnie na małym narodzie i chociaż stwierdził, że Ameryka odpowie na ewentualną agresję poważnymi restrykcja, to zaraz potem odwołał jakiekolwiek sankcje wobec firm niemieckich, które wspierają kładzenie drugiego już rosyjskiego rurociągu pod Bałtykiem.

Dotychczasowymi rezultatami tych pomachiwań wirtualną szabelką i mnożenia pogróżek o przewidywanych rzekomo strasznych sankcjach było zwiększanie ilości ruskich żołnierzy w pobliżu granic Ukrainy i stanowcze noty dyplomatyczne Kremla skierowane do NATO, USA i UE.

Nie wiadomo jak mogłaby się zakończyć ta wymiana pogróżek, gdyby nie wkroczyło do akcji Państwo Środka. Prezydent Chin przywołał do porządku Władimira Putina w sposób znany z nauk Konfucjusza. Nie zagroził Rosji żadnymi sankcjami, ale wysłał tak stanowczą notę dyplomatyczną, że nowy car na Krymie raczej nie odważy się zaryzykować prawdziwego konfliktu z póltoramiliardowym narodem.

Prezydent ChRL napisał, że nie życzy sobie żadnych działań wojennych aż do zakończenia Olimpiady w Pekinie i przypomina Putinowi starogrecką zasadę, że gdy trwa święto sportu, to ustają wszelkie walki zbrojne i agresje.

Nie mam żadnych wątpliwości, że do końca olimpiady Putin nie uderzy na Ukrainę, ale nasze telewizje od TVP1, TVP Info, poprzez TVN, Polsat, Cyfra+ itp. nie przestaną nas straszyć wojną możliwą już od jutra, bo medialne pogróżki podwyższają przecież oglądalność!

Droga super-maska nie pomogła. Szwedzki biegacz z pozytywnym wynikiem testu, mimo sześciu negatywnych w poprzednich dniach

Szwedzki biegacz narciarski Leo Johansson, który przechorował niedawno COVID-19 i miał negatywne wyniki testów przed wylotem do Pekinu, tuż po przylocie do stolicy Chin otrzymał pozytywny wynik testu na koronawirusa. By uchronić się przed zakażeniem kupił sobie specjalistyczną maskę której cena wynosi 5500 koron szwedzkich, czyli ok. 2400 złotych.

O dwukrotnym pozytywnym wyniku testu biegacza poinformował Szwedzki Komitet Olimpijski. W komunikacie dodano, że żaden inny sportowiec z grupy biegaczy nie jest zakażony.

22-latek miał pozytywny wynik testu na koronawirusa ledwie dwa tygodnie wcześniej, podczas zgrupowania reprezentacji narciarskiej we Włoszech.

Następnie izolował się w domu, a przed wylotem do Pekinu uzyskał sześć kolejnych negatywnych wyników testów na obecność w organizmie SARS-CoV-2.

Nasz zespół medyczny ocenił, że jego pozytywne testy w Pekinie są wynikiem wcześniejszej infekcji. Uważamy, że obecnie nie może ona zarażać, ale stosujemy się oczywiście do zasad w protokole zdrowotnym. Leo może wrócić z izolacji, gdy kolejne dwa testy wykonane w odstępach 24 godzin będą negatywne” – powiedział Peter Reinebo ze Szwedzkiego Komitetu Olimpijskiego.

Specjalistyczne maski produkowane przez szwedzką firmę są wyposażone w system wentylacyjny i zasilane przez baterie.

Chińska analna Olimpiada. Sportowcy mogą być testowani z… odbytu. Śledzenie na każdym kroku.

https://nczas.com/2022/01/29/io-2022-chiny-testy-analne-z-odbytu/

Kilka dni dzieli nas od inauguracji zimowych Igrzysk Olimpijskich w Pekinie. Chińczycy wprowadzili surowe zasady sanitarne, każą się testować nawet dwa razy dziennie. Możliwe są także testy z odbytu.

O analnych testach na koronawirusa przeprowadzanych w Chinach media informowały już na początku 2021 roku. Potem podobno ta osobliwa metoda testowania zniknęła, ale w ostatnich tygodniach znów wróciła do łask.

Sportowcy, trenerzy, działacze, związkowi delegaci z całego świata dopiero zlatują się do Chin. Kraj ten przygotował dla świata sportu specjalne procedury sanitarne.

Żeby w ogóle wlecieć do Chin, sportowcy i wszyscy inni oficjele muszą pobrać specjalną aplikację, w której uzupełniają wymagane dane. Nie tylko zdrowotne, ale nawet o zajmowanym w samolocie fotelu czy miejscach pobytu i wykonywanych ruchach już na miejscu. To w celu tzw. śledzenia kontaktu.

Przed wylotem trzeba oczywiście przedstawić negatywny test na koronawirusa. Po wylądowaniu w Chinach już na lotnisku czekają kolejne testy. W ten sposób wykryto już ponad 100 przypadków covidu. W tym u kilku Polaków – m.in. łyżwiarek szybkich Natalii Czerwonki i Magdaleny Czyszczoń, trenera Arkadiusza Skonecznego i lekarza PKOl Huberta Krysztofiaka.

Dzięki aplikacji chińskie służby sanitarne wiedzą, kto siedział obok nich w samolocie i stosują specjalne procedury. W ten oto sposób narciarka Hanna Zięba, choć covida nie ma, trafiła na izolację noclegową, na treningi będzie dojeżdżać dedykowanym transportem i musi testować się co 12 godzin.

Testy dwa razy dziennie dotyczą wszystkich, którzy mieli kontakt z osobą z pozytywnym wynikiem testu na koronawirusa. Co 12 godzin muszą testować się przez cały tydzień. Jeśli w tym okresie nie „ustrzelą” pozytywnego wyniku, to wówczas – tak jak wszyscy pozostali – muszą testować się już „tylko” raz dziennie.

Testy potrafią wychodzić przeróżnie – znamy to chociażby z Polski. W Chinach pecha miał łyżwiarz szybki Marek Kania.

„Świetne. Przypadek Marka Kani: 2 razy negatywny w Polsce. Później w Chinach: pozytywny, negatywny, pozytywny i na izolacji” – napisał Konrad Niedźwiedzki, szef polskiej misji olimpijskiej.

Testy analne w Chinach

W tzw. niepewnych przypadkach, gdy nawet dedykowane do igrzysk służby sanitarne nie wiedzą, jaki werdykt wydać (czy sportowiec może wystartować, trenować, jaki rodzaj izolacji zastosować, którym autobusem ma jechać itp.), przygotowano nawet testy z odbytu.

„Forbes” podaje, że testy analne na koronawirusa zyskały na nowo popularność w Chinach w związku z wariantem Omikron. Wszystko dlatego, że są bardziej czułe, tzn. częściej wykrywają wirusa niż testy, które polegają na pobraniu wymazu z nosa lub gardła.

A jak wygląda taki test z odbytu? Oficjalna instrukcja głosi tak: „jest wykonywany za pomocą sterylnego wacika, który wygląda jak bardzo długi patyczek do uszu, który wprowadza się na głębokość od 3 cm do 5 cm do odbytu, a następnie delikatnie się go wyciąga”.

Chińczycy przygotowali nawet specjalną wizualizację analnego testu: