Warszawska policja poinformowała, że zatrzymała 12 imigrantów z Chin i Rosji. Sprawa ma związek z sierpniowym morderstwem, którego dokonano w podwarszawskiej Wólce Kosowskiej, w związku z niespłaconymi długami.
Gangsterskie porachunki imigrantów pod Warszawą. 12 sierpnia br. przed jednym z barów na terenie Centrum Handlowego w Wólce Kosowskiej doszło do strzelaniny, w której ranny został 42-letni Litwin. Dwóch towarzyszących mu obywateli Rosji zabrało go do samochodu, aby przewieźć go do szpitala w Nadarzynie. W trakcie jazdy jego stan pogorszył się, w związku z czym mężczyźni wezwali pogotowie ratunkowe. Mimo reanimacji postrzelony zmarł. Sprawca uciekł z miejsca napaści.
Policjanci dość szybko ustalili, że napastnikiem był 37-letni Chińczyk, znany w gangsterskim środowisku imigranckim pod pseudonimem „Afu”. Człowiek ten [bandyta md] jak dotąd notowany był za rozbój, posługiwanie się bronią lub innym niebezpiecznym przedmiotem, kradzieże z włamaniem i posiadanie środków odurzających. Z nieznanych powodów jednak, nie został deportowany.
“Wstępne ustalenia pozwalały na przypuszczenie, że zatrzymani obywatele Rosji, którzy przyjechali razem z pokrzywdzonym, znają się ze sprawcą. Analiza zabezpieczonych nagrań monitoringu oraz treść zeznań potwierdziły ich związek z opisywanym wydarzeniem, więc zostali oni zatrzymani w związku z uzasadnionym podejrzeniem o współudział, co zostało wykluczone na dalszym etapie postępowania”– przekazał podkom. Jacek Wiśniewski ze stołecznej policji.
Stołeczni policjanci, współpracując z kolegami z Poznania zatrzymali agresywnego Chińczyka. Mężczyźnie przedstawiono zarzuty morderstwa Litwina. Łącznie do sprawy policjanci zatrzymano jednak aż 12 osób. Trzej mężczyźni – w tym śmiertelnie postrzelony – pojechali do jednego z barów w Wólce Kosowskiej. Tam próbowali wymusić odzyskanie skradzionych przez Chińczyka 100 tys. zł. Nie udało się, a rezultatem spotkania było śmiertelne postrzelenie Litwina.
“Wyklucza się, aby powodem całego zajścia były jakiekolwiek porachunki grup przestępczych działających na terenie Wólki Kosowskiej” – stwierdził ewidentnie przecząc prawdzie, podkom. Wiśniewski.
Podejrzanemu o zabójstwo Chińczykowi, grozi od 8 do 25 lat więzienia, a nawet dożywocie.
Przypomnijmy: kilak dni temu policjanci zorganizowali protest, domagając się m.in. usprawnień dla służb, w celu skuteczniejszego zwalczania narastającej, imigranckiej przestępczości zorganizowanej.
Policjanci wskazują, że gangi cudzoziemców rosną w siłę, a mundurowi nie mają adekwatnych sił do ochrony Polaków. Związkowcy z policyjnej „Solidarności” poinformowali, że w związku z brakiem odpowiedzi na ich postulaty, rozpoczęli w poniedziałek strajk włoski.
Przewodniczący Krajowej Sekcji policji NSZZ „Solidarność” sierż. sztab. Jacek Łukasik na środowej konferencji przed Sejmem przekazał, że w piątek ogłoszona została akcja protestacyjna. Natomiast w niedzielę pisma informujące o rozpoczęciu akcji protestacyjnej wysłano do szefa KGP i szefa MSWiA.
Rosnące w siłę gangi cudzoziemców i jeden patrol policji zamiast potrzebnych czterech, czy pięciu – na te czynniki wskazywał sierż. szt. Łukasik w rozmowie z Wirtualną Polską. – To upadek, służba leży na łopatkach i przeciwko temu protestujemy – wskazał.
– Przestępczość naprawdę rośnie. Zwłaszcza rozbestwiły się grupy przestępcze złożone z obcokrajowców, co widać już w dużych miastach. Jeśli teraz nie zaczniemy inwestować w policję, to za rok obudzimy się w trakcie wojny gangów o wpływy w Polsce – dodał.
– Policja leży na łopatkach, zwykły obywatel, dopóki nie będzie potrzebował pomocy, może nie zdawać sobie z tego sprawy. Teraz już tylko zarządza się statystykami, aby rubryki o liczbie wystawionych mandatów i liczbie podjętych interwencji świeciły się na zielono jako zgodne z normami. Już nikt nie pyta, czy my jeszcze zapobiegamy przestępczości, czy my komuś pomagamy – wskazał.
– Dochodzą do mnie sygnały, że dla polepszenia obrazu dopisuje się jako patrole np. kierownika i osobno jego zastępcę, a w rzeczywistości pełnią oni służbę w komendzie. Takich sytuacji nie było od wielu lat – mówił szef policyjnej „Solidarności”.
Ogłoszenie akcji protestacyjnej to odpowiedź związkowców na brak reakcji na petycję i postulaty związkowców z policyjnej „Solidarności” do premiera Donalda Tuska. Policjanci i pracownicy policji czują się pokrzywdzeni i zlekceważeni postawą rządu. Związkowców nie zadowala zaproponowana przez rząd 5 proc. podwyżka uposażeń.
Policjanci domagają się stworzenia warunków, które umożliwią zapełnienie wakatów. Obecnie brakuje ok. 14 tys. funkcjonariuszy. Tylko w Warszawie brakuje 2,5 tys. policjantów.
Łukasik podkreślił, że od poniedziałku, kiedy oficjalnie ogłoszono pismami akcję protestacyjną prowadzone są trzy etapy akcji. Po pierwsze, protestujący policjanci zamiast karania mandatami wobec sprawców wykroczeń stosują pouczenia. Prowadzony jest również tzw. strajk włoski, polegający na przestrzeganiu zasad, postanowień i wytycznych m.in. przy sporządzaniu dokumentacji.
– Chodzi o to, aby policjanci skrupulatnie przeprowadzali legitymowania, interwencje, przesłuchania i wszystkie czynności przy wykroczeniach, aby nie narazić się na zarzut niedopełnienia obowiązków – zaznaczył Łukasik i przyznał, że akcja może być uciążliwa dla obywateli.
Kolejne działania w ramach akcji to nieużywanie telefonów prywatnych do celów służbowych. Jak mówią związkowcy, wielu policjantów do celów służbowych używa prywatnych telefonów, aby łączyć się z przełożonymi i odwrotnie.
– Jeżeli nasza firma nie potrafi nas wyposażyć w telefony komórkowe służbowe lub dać ryczałtu na abonament, to dlaczego my, policjanci mamy dokładać do tego nasze prywatne pieniądze – mówił związkowiec. Dodał, że NSZZ „Solidarność” zwróciła się do szefa KGP o to, aby zezwolił policjantom i pracownikom na swobodne uczestniczenie w akcji protestacyjnej.
Na przyszły tydzień policjanci zapowiadają wzięcie udziału w policyjnym tygodniu krwiodawstwa. – Liczymy na to, że policjanci grupowo udadzą się do punktów regionalnych krwiodawstwa i krwiolecznictwa w celu oddania krwi lub osocza – mówił Łukasik.
Policjanci zwrócili uwagę, że protest prawdopodobnie będzie trwał do momentu uchwalenia ustawy budżetowej. – Nie jesteśmy w stanie dziś powiedzieć, jakie to będzie miało rozmiary. „Solidarność” ma na dzień dzisiejszy 10 tys. członków – powiedział związkowiec.
Pytany o to, czy NSZZ „Solidarność” połączy siły z NSZZ Policjantów zaznaczył, że 5 września związkowcy z „Solidarności” wystąpili do wszystkich związków zawodowych działających w policji z apelem o pilne spotkanie z uwagi na nastroje panujące wśród pracowników i funkcjonariuszy. – Niestety to pismo pozostało bez odzewu ze strony wszystkich związków zawodowych – powiedział Łukasik.
Policjanci z NSZZ „Solidarność” 25 września poinformowali o złożeniu petycji do premiera Donalda Tuska i do wiadomości prezydenta Andrzeja Dudy. Pismo przekazano również do wiadomości szefa MSWiA i do sejmowej Komisji Administracji i Spraw Wewnętrznych.
Związkowcy chcą powiązania budżetu policji z PKB; 15 proc. podwyżki dla funkcjonariuszy i pracowników policji; zmiany ustawy o zaopatrzeniu emerytalnym tak, aby policjanci przyjęci do służby po 1 stycznia 2013 r. mogli uzyskać prawo do zaopatrzenia emerytalnego po 18 latach służby; zmiany naliczenia emerytury dla policjantów przyjętych po 1 stycznia 2013 r. – z ostatniej pensji, a nie z 10 lat, wpisania pracowników policji do ustawy o policji; podwyżki w wysokości 1500 zł dla pracowników policji niezależnie od formy zatrudnienia; podniesienia świadczeń socjalnych do poziomu analogicznego jak w Wojsku Polskim; wprowadzenia dodatku metropolitalnego.
Prace nad projektem ustawy budżetowej na 2025 r. będą głównym punktem trwającego posiedzenia Sejmu. Zgodnie z projektem dochody budżetu mają wynieść prawie 633 mld zł, wydatki prawie 922 mld zł, a deficyt ma wynieść maksymalnie 288,77 mld zł.
[to jest skandal!!Rabują jawnie przyszłe pokolenia. MD]
Projekt przyszłorocznego budżetu uwzględnia też podwyżkę wynagrodzeń, w tym kwot bazowych o 5 proc. dla pracowników państwowej sfery budżetowej, w tym funkcjonariuszy i żołnierzy.
Policja rozpoczęła najścia na naszych wolontariuszy, chce od razu przesłuchiwać w domach, innych wzywa na przesłuchania na komendę. Chodzi o kontrę do parady LGBT w Kielcach, gdzie lobby LGBT planowało swój ohydny występ tuż koło placu zabaw dla dzieci.
Być może pamięta Pan ten szczególny marsz równości kilka tygodni temu? Na kieleckim Skwerze Ireny Sendlerowej znajduje się duży, świeżo wyremontowany plac zabaw dla dzieci. Przychodzą tam dzieci w każdym wieku – od kilkumiesięcznych niemowlaków w wózkach z rodzicami po nastolatki, które chcą posiedzieć w cieniu i porozmawiać. Właśnie naprzeciw tego miejsca aktywiści LGBT ustawili scenę i chcieli gromadzić się, aby wyruszyć na paradę równości ulicami Kielc.
Na paradach zawsze pojawiają się osoby z zaburzeniami płciowości, mężczyźni przebrani za wulgarne kobiety (drag queens), tzw. „pracownicy seksualni”, czyli po prostu prostytutki, pary homoseksualne symulujące kopulację.
Czy to jest odpowiedni widok dla dzieci?
W wyniku zorganizowanej przez ŻiR kontry, cała ta menażeria musiała przesunąć się na drugą stronę placu.
Gorszyli, ale już nie w bezpośrednim sąsiedztwie dzieci.
Teraz policjanci nachodzą naszych wolontariuszy i wnoszą do sądu o ukaranie. Stawiają następujące zarzuty:
– przedstawiania na banerze geja-pedofila z PO, Krzysztofa F., który wykorzystał nieletniego chłopca, a ofiara popełniła samobójstwo,
– pokazywania uczestnikom marszu równości Różańca i wypowiadania na głos słów modlitwy,
– odmowy rozejścia się, gdy lobby LGBT naciskało, że chcą rozłożyć się koło placu zabaw.
W tej chwili wiem o 7 osobach z Fundacji, które już są ścigane, codziennie dochodzi informacja o kimś kolejnym.
Czeka nas poważna przeprawa w sądzie, bo – jak sam Pan widzi – cała ta sprawa jest zemstą. Rząd chce uciszyć prawdę o LGBT, bo szykuje ustawę o związkach partnerskich. Chce też, abyśmy nie pokazywali, jak bardzo aktywne jest lobby LGBT w szeregach Platformy Obywatelskiej.
Potrzeba środków finansowych, aby zabezpieczyć pomoc prawną dla wszystkich, którzy w Kielcach bronili dzieci przed widokiem obnażonych homoseksualistów.
Chciałabym prosić Pana o tę pomoc, bo wiem, że rozumie Pan, jak ważne jest bronić dzieci przed sześciokolorowym zgorszeniem. Odważni ludzie odsunęli działaczy LGBT od dzieci. Teraz mogą zostać skazani.
Potrzeba 16 tysięcy złotych, aby zabezpieczyć ich proces w pierwszej instancji. Na koszty te złoży się pomoc prawna już teraz na etapie przesłuchań, a następnie pisma procesowe, obecność prawników na rozprawach, zbieranie materiału dowodowego i wszelkie inne czynności w sprawie.
Czy może Pan pomóc w pokryciu tego kosztu?
Czy może Pan przekazać 40, 70, 130 złotych lub inną kwotę, o której Pan zdecyduje na obronę działaczy przed represjami ze strony wymiaru sprawiedliwości? Czy może Pan pomóc ratować ludzi, którzy wiedzą, że lobby LGBT to nie jest towarzystwo dla kilkuletnich maluchów?
Bardzo proszę o wpłatę na konto Fundacji Życie i Rodzina z dopiskiem „KIELCE”, numer konta:
Bardzo proszę o pomoc w obronie ludzi, którzy ją organizowali.
WSPIERAM
NUMER RACHUNKU BANKOWEGO: 47 1160 2202 0000 0004 7838 2230 NAZWA ODBIORCY: FUNDACJA ŻYCIE I RODZINA TYTUŁEM: DAROWIZNA NA CELE STATUTOWE DLA PRZELEWÓW Z ZAGRANICY: IBAN:PL 47 1160 2202 0000 0004 7838 2230 KOD SWIFT: BIGBPLPW
MOŻNA TEŻ SKORZYSTAĆ Z SYSTEMÓW DO SZYBKICH PRZELEWÓW, BLIKA LUB PŁATNOŚCI KARTAMI POD LINKIEM: https://ratujzycie.pl/wesprzyj/
Ruszyła analiza możliwości zatrudniania w polskiej policji osób, które nie są polskimi obywatelami – dowiedział się reporter RMF FM Krzysztof Zasada.
Decyzje jeszcze nie zapadły
Jak tłumaczy zajmująca się tą sprawą Komenda Główna Policji, chodzi z jednej strony o działania, mające pomóc w pokonaniu zapaści kadrowej, w której znalazła się ta największa służba mundurowa w Polsce, ale nie tylko.
Jaki mógłby być inny cel przyjmowania do policji cudzoziemców? W związku z napływem do Polski obywateli innych państw, chodzić ma o pomoc w rozpoznaniu między innymi uwarunkowań kulturowych tych migrantów przebywających w naszym kraju.
Kolejna sprawa to rozpoznanie specyfiki przestępczości wśród tych osób.
Komenda Główna przewiduje, że w związku z wojną w Ukrainie zmieni się struktura świata przestępczego w Polsce. Jak się dowiedział nasz dziennikarz, w kręgu zainteresowania polskiej policji są przede wszystkim obywatele Ukrainy, Białorusi czy Gruzji, ale chodzi także o obywateli innych państw.
Mowa jest o zatrudnianiu na etaty w policji, ale także na kontrakty w charakterze na przykład konsultantów.
Jak zastrzegają rozmówcy reportera RMF FM, na razie żadne decyzje w tej sprawie nie zapadły, trwa analiza możliwości, chociażby rozwiązań przyjętych w innych krajach.
Policyjne kursy on-line
Policja szuka też innych sposobów na rozwiązanie potężnego kryzysu kadrowego. Jak się dowiedział reporter RMF FM, ruszyły policyjne kursy on-line dla aspirantów i podoficerów. W Polsce mamy najmniej funkcjonariuszy od ponad 10 lat.
Rezygnacja ze stacjonarnych kursów aspiranckich zwalnia miejsca w szkołach policji dla kandydatów do służby, którzy mają odbywać szkolenie podstawowe. Komenda Główna kładzie nacisk na nabór nowych ludzi. W tegorocznych planach jest przyjęcie ponad 10 tysięcy funkcjonariuszy, gdy “wydolność” tych uczelni przekracza jedynie 6 tysięcy.
Jak zapewnia szefostwo policji, kursy on-line nie powinny wpłynąć na jakość szkolenia. Dotyczą tylko tych zajęć, które mogą być prowadzone w tej formie – chodzi o teorię, między inymi zajęcia z przepisów prawa. Zajęcia z techniki i taktyki mają się odbywać tradycyjnie. Także egzaminy będą prowadzone w dotychczasowej formie.
Portal dla kandydatów
Lada dzień policja uruchamia także portal dla kandydatów do tej największej w Polsce służby mundurowej. To kolejny element, który ma wpłynąć na poprawę liczebności formacji, w której braki kadrowe są największe od ponad 10 lat.
Portal to przede wszystkim zebrany w jednym miejscu komplet wiedzy dla osób, które swoją przyszłość chcą związać ze służbą w policji. Chodzi o strukturę formacji, możliwości służby w poszczególnych pionach, zadania przez nie wykonywane.
Kolejna część ma obejmować kwestie płacowe i socjalne. Kandydat dowie się między innymi, że policja płaci z góry, na początek miesiąca. Dowie się też o warunkach emerytalnych, a także o wszelkich dodatkach, które na niego czekają. Poza tym chcący wstąpić do policji dowiedzą się, jakie są wobec nich wymagania i jakie warunki muszą spełnić, by rekrutacja się powiodła. Autorzy zamieścili też na stronie numer infolinii dla kandydatów. Portal ma być wysoko pozycjonowany w internetowych wyszukiwarkach.
To krótka wiadomość, pilna sprawa, bo stało się to wszystko dosłownie kilkanaście godzin temu.
W Raciborzu policja bezprawnie zakończyła naszą pikietę i aresztowała baner antyaborcyjny. Dodatkowo funkcjonariusze zabrali nam stelaż, wszystko spakowali do radiowozu i na sygnale wywieźli na komendę.
Jestem w szoku. Policja tyle razy nie reaguje, gdy feministki reklamują aborcję, ignoruje sygnały, że namawiają do zabijania i prowadzą regularny instruktaż, jak mordować dziecko w domu tabletkami poronnymi. Tymczasem gdy obrońcy życia przestrzegają przed aborcją – Policja sama z siebie kończy pikietę i rekwiruje nasze wyposażenie. Dlaczego???
Baner wyglądał tak:
Nie rozumiem, dlaczego funkcjonariusze nam go ukradli. Potraktowali naszych wolontariuszy jak przestępców, spisali koordynatora, a resztę uczestników pikiety zastraszali.
Nie wiemy kiedy i czy w ogóle odzyskamy nasz sprzęt.
Jestem w tej chwili w kontakcie z organizatorem akcji w Raciborzu oraz z prawnikami Fundacji, którzy analizują zajście. Jeszcze w tym tygodniu złożymy skargę na bezprawie, jakiego dopuścili się policjanci oraz zawiadomienie do Prokuratury o możliwości popełnienia przestępstwa.
Wydarzenia w Raciborzu to jedna z wielu sytuacji, którym musimy stawiać czoła prowadząc edukację o tym, czym naprawdę jest aborcja. Czasem wydaje mi się, że gdybyśmy wyszli na rynek i krzyczeli, że aborcja jest OK, nikt by nas nie nękał. Bo właśnie o to chodzi zwolennikom zabijania – żeby ludzie nie dowiedzieli się, jak strasznie cierpią mordowane dzieci i co kryje się pod kłamliwą narracją aborterów.
Nie poddamy się i nie zrezygnujemy z pokazywania prawdy. Stoimy po stronie ofiar i w ich imieniu wołamy: PRECZ Z MORDOWANIEM DZIECI.
PS – Wiem, po co są te wszystkie ataki: aborcjoniści chcą nas zniechęcić, pozbawić zaplecza materialnego, narazić na kolejne koszty. To stała metoda ich działania, a my możemy polegać tylko na Dobrych Ludziach – takich jak Pan.
WSPIERAM
NUMER RACHUNKU BANKOWEGO: 47 1160 2202 0000 0004 7838 2230 NAZWA ODBIORCY: FUNDACJA ŻYCIE I RODZINA TYTUŁEM: DAROWIZNA NA CELE STATUTOWE DLA PRZELEWÓW Z ZAGRANICY: IBAN:PL 47 1160 2202 0000 0004 7838 2230 KOD SWIFT: BIGBPLPW
MOŻNA TEŻ SKORZYSTAĆ Z SYSTEMÓW DO SZYBKICH PRZELEWÓW, BLIKA LUB PŁATNOŚCI KARTAMI POD LINKIEM: https://ratujzycie.pl/wesprzyj/
Polska Policja pochwaliła się uczestnictwem w szkoleniu, które odbyło się w Muzeum Historii Żydów Polskich POLIN. Dotyczyło zwalczania tzw. antysemityzmu i „mowy nienawiści”.
Na stronie Policji opublikowano notatkę, z której wynika, że 1 marca funkcjonariusze wzięli udział w zorganizowanym dla nich szkoleniu „z zakresu zwalczania antysemityzmu i mowy nienawiści”.
Jak podano, uczestniczył w nim m.in. Zastępca Komendanta Głównego Policji nadinsp. Roman Kuster oraz funkcjonariusze Zespołu Antykonfliktowego z Komendy Wojewódzkiej Policji w Poznaniu, a także Zastępca Dyrektora ds. Edukacji i Sprzedaży oraz Kierownik Działu Programów Strategicznych Muzeum POLIN Łucja Koch.
Samo szkolenie prowadziła Dagmara Mańka-Wizor, Główna Specjalistka ds. Projektów Naukowych Działu Naukowego Muzeum POLIN. Jak zaznaczono, szkolenie to miało zwrócić uwagę policjantów na „szczególny charakter ofiar przestępstw na tle narodowościowym, rasowym, światopoglądowym czy ze względu na orientację seksualną”.
„Celem spotkania było omówienie zagadnień związanych ze zwalczaniem przestępstw z nienawiści, w szczególności antysemityzmu, przedstawienie zagrożeń wynikających z mowy nienawiści oraz zaprezentowanie specyfiki zwalczania tego typu przestępstw. Szkolenia realizowane przez Muzeum POLIN mają na celu podniesienie kwalifikacji funkcjonariuszy, którzy na co dzień spotykają się z symboliką nienawiści. Uczestnicy warsztatów poprzez dyskusję i wymianę doświadczeń pogłębili swoją wiedzę na temat specyfiki tego rodzaju przestępczości” – czytamy na stronie Policji.
„Zwalczanie przestępstw z nienawiści jest jednym z priorytetów Komendanta Głównego Policji” – zaznaczono.
„Policjanci cyklicznie odbywają tego typu szkolenia, by zdobyć jak najlepsze kompetencje, które wykorzystają w codziennej służbie do przeciwdziałania eskalacji konfliktów, promowania zrozumienia i współpracy między różnymi grupami społecznymi, których podłożem między innymi są narodowość czy wyznanie. Przestępstwa z nienawiści są szczególnym rodzajem czynów, które bezpośrednio uderzają w godność człowieka i wymagają wyjątkowej wrażliwości i zrozumienia w kontakcie policjantów z osobami dotkniętymi tego typu przestępstwami”
Oto wiadomość Caroline: Ten e-mail będzie dość długi – piszę, aby poinformować o pewnych ważnych aktualizacjach dotyczących postępowania prawnego, które przeszłam w ostatnich miesiącach. Chciałam jednak zacząć od podziękowań i wyrazić moją wdzięczność za Państwa niezwykłe wsparcie w tym ostatnim trudnym roku. Byłoby mi bardzo ciężko bez Państwa słów otuchy, modlitw oraz oczywiście hojnych darowizn.Jak zapewne Państwo pamiętacie, mój ostatni koszmar zaczął się 13 miesięcy temu, w październiku 2022 roku. Gotowałam kolację dla mojej rodziny, kiedy do mojego domu przyszli dwaj policjanci, wtargnęli bez nakazu i skonfiskowali moje oraz urządzenia elektroniczne mojej rodziny, w tym iPad należący do mojego 10-letniego syna z autyzmem. Wszystko to pod pretekstem złośliwej komunikacji i nękania, po czym zabrali mnie i spędziłam resztę wieczoru w celi policyjnej.
Mój koszmar nie skończył się wtedy – sześć miesięcy później, czterech policjantów przyszło do mojego domu, aby aresztować mnie po raz drugi (tym razem byłam pod prysznicem), ponieważ nie przyszłam na spotkanie, które miało się zacząć trzydzieści minut wcześniej. Poinformowałam już policję, że nie będę mogła przyjść, ponieważ muszę odwieźć moją córkę na spotkanie grupy wsparcia dla dzieci z autyzmem i poprosiłam o przełożenie spotkania, ale na próżno.
Wróciłam do domu, wskoczyłam pod prysznic i nagle, stuk, stuk, stuk, pod moimi drzwiami byli policjanci, szarpiąc moje drzwi, aby wejść, podczas gdy ja byłam dosłownie tylko w ręczniku. Na szczęście dali mi 10 minut, abym mogła się ubrać, zanim zabrali mnie do więzienia po raz drugi. Policja domagała się rejestracji każdego urządzenia elektronicznego w moim domu i instalacji oprogramowania monitorującego, a ja musiałabym uzyskać pozwolenie przed wysłaniem jakiejkolwiek wiadomości elektronicznej. Nie mogłabym wysyłać SMS-ów do mojego męża, rodziców czy dorastających dzieci bez wcześniejszej wyraźnej zgody. Co więcej, policja chciała, abym podała hasła do moich kont e-mail i społecznościowych oraz dali sobie prawo do wejścia do mojego domu bez żadnego ostrzeżenia między godziną 8:00 a 20:00, aby monitorować, czy przestrzegam zakazu. To oznaczało, że policja mogłaby wejść do mojego domu w dowolnym momencie, który wybrałaby za stosowny i mogła domagać się zobaczenia moich urządzeń elektronicznych, a jeśli bym się nie dostosowała, albo gdyby podejrzewali, że komunikowałam się bez pozwolenia, natychmiast zostałabym aresztowana i wrzucona do więzienia. Jak mogą sobie Państwo wyobrazić, było to przerażające. Chcieli mnie traktować jak pedofila czy terrorystę, tylko dlatego, że byłam “najnowszą” ofiarą notorycznie procesującego się transpłciowego mężczyzny.
Chcę jeszcze raz podziękować za wsparcie, gdyż dzięki Państwa hojności, CitizenGO mogła zapłacić za niektórych ekspertów prawników, którzy byli w stanie rozwikłać i obalić złośliwe i sfabrykowane oskarżenia. Po pierwsze, wniosek o zakaz prześladowania został wycofany.Następnie, kilka tygodni temu, otrzymałam powiadomienie, że Policja z Surrey przekazała moją sprawę do Crown Prosecution Service *, które stwierdziło, że nie będę stawiana przed sądem, ponieważ nie ma dowodów na poparcie zarzutów przeciwko mnie. (* to główna agencja publiczna odpowiedzialna za prowadzenie postępowań karnych w Anglii i Walii)To oczywiście wspaniałe wiadomości i nie ma słów, które mogłyby wyrazić moją ulgę.To zdecydowanie by się nie stało, gdyby CitizenGO nie było w stanie zapewnić mi najlepszej obrony prawnej.Jednak to nie koniec.Prowadzę swój trzeci cywilny proces sądowy w ciągu czterech lat, wytoczony przez tego samego człowieka za rzekome „niewłaściwe użycie prywatnych informacji” za obronę przed jego wielokrotnymi próbami odsunięcia mnie od mediów.Sprawa prawdopodobnie zostanie rozpatrzona w 2024 roku.Planuję również podjąć działania prawne przeciwko Policji z Surrey.Policja z Surrey ma prawny obowiązek zwrócić moje koszty. Nie chodzi tylko o to, że ich wniosek nie powiódł się; ich własny zespół prawniczy doradził im, że nigdy nie powinien być on przedstawiony i zostanie odrzucony przez sąd.W dniu rozprawy, prawnicy Policji z Surrey spojrzeli na moją obronę i zrozumieli, że wniosek nie może być dalej prowadzony. Ich zaniedbanie i brak właściwego śledztwa sprawiły, że musiałam płacić prawnikom za niepotrzebną obronę. Policja z Surrey ma prawny obowiązek zwrócić moje koszty.Planuję również dochodzić od Policji z Surrey odszkodowania za niesłuszne aresztowanie oraz szkody i cierpienia, które spowodowali całej mojej rodzinie. Zostałam aresztowana na oczach moich dzieci; dwoje z nich ma autyzm.Moja córka w wyniku konfiskaty jej iPada zaczęła chować swoje cenne rzeczy pod łóżkiem lub w szafie, na wypadek, gdyby policja wróciła, aby zabrać jej więcej rzeczy. Mój młody syn również potrzebował pocieszenia i wsparcia ze strony swoich nauczycieli, widząc, jak zabierają mnie policjanci. Wszystkie moje dzieci żyją w strachu przed kolejnym pukaniem do drzwi i są straumatyzowane przez policjantów.Wszystko to miało miejsce dlatego, że nazwałam kogoś na internecie inaczej niż zgodnie z płcią, z którą ta osoba transpłciowa się identyfikowała…Ta cała nagonka na mnie miała miejsce, ponieważ Policja z Surrey została zindoktrynowana ideologią LGBT i od samego początku była do mnie uprzedzona. Przyjęto stronnicze podejście i ich śledztwo polegało na uwierzeniu drugiej stronie, ze względu na jej transpłciowy status. Nie wzięto pod uwagę mojej strony w tej historii. Policja była gotowa podeptać moje prawa zapisane w artykułach 8, 9 i 10 Praw Człowieka, ponieważ twierdzili, że jestem zagrożeniem.Gdy dowody zostały niezależnie zbadane, zarówno w przypadku porzuconego przez nich zakazu prześladowania, jak i potencjalnego przestępstwa „złośliwej komunikacji”, było absolutnie jasne, że nie popełniłam żadnego przestępstwa. To jest niewiarygodna ulga po stresie z ostatniego roku, dowiedzieć się, że nie będę stawiana przed sądem, a Państwo odegrali w tym ogromną rolę, czy to poprzez hojne darowizny, czy słowa otuchy i wsparcia.Z wdzięcznością,Caroline Farrow i cały zespół CitizenGO PS Mój drogi kolega Eduard Pröls z Niemiec teraz przechodzi przez identyczne doświadczenie. Wiedząc, że nie mogą nas zwolnić z pracy, lobby LGBT rzuca się na nas, bo wiedzą, jak skuteczni jesteśmy i chcą nas zastraszyć i zmusić do milczenia. Jeśli chciałbyś złożyć jednorazową darowiznę, aby pomóc nam chronić naszych działaczy, proszę kliknij tutaj. Serdecznie dziękuję za Państwa niezłomne wsparcie dla Caroline i CitizenGO Sylwia Mleczko z całym zespołem CitizenGO–
CitizenGO to społeczność aktywnych obywateli, która stara się, aby ludzkie życie, rodzina i wolność były darzone szacunkiem na całym świecie. Członkowie CitizenGO zamieszkują wszystkie kraje świata. Nasz zespół pracuje w 16 państwach na 5 kontynentach i działa w 12 językach.
W niedzielę 1 października br. w samo południe na rynku w Kępnie doszło do incydentu z udziałem obywatela Gruzji oraz Ukrainki – informuje portal radiosud.pl.
Gruzin i Ukrainka pobili komendanta policji. Podczas gdy trwały przygotowania do pikniku policyjnego pod nazwą „Za mundurem Kępno sznurem” doszło do awantury. Zapoczątkował ją obywatel Gruzji, który przystąpił do rękoczynów w stosunku do strażaka z PSP. Widząc zdarzenie jednej z policjantów podjął interwencję, aby obezwładnić nachodźcę.
Z pomocą strażakowi pośpieszył osobiście zastępca komendanta Komendy Powiatowej Policji Kępno. Po chwili udało się obezwładnić agresywnego mężczyznę, ale wówczas z pobliskiej kamienicy wybiegła obywatelka Ukrainy, która zaczęła kopać i bić czym popadnie funkcjonariuszy.
Na pomoc przybyło więcej policjantów. Chwilę później zarówno Gruzin, jak i Ukrainka zostali zatrzymani przez dodatkowe posiłki policji. Jak się nieoficjalnie udało dowiedzieć, kobieta wcześniej dała już o sobie znać, zakłócając poprzednią imprezę w tym miejscu – Festiwal Trzech Kultur. [a co to za ‘kultury”, kotek? MD]
Jak wskazuje autor artykułu: Aż trudno w to uwierzyć, że do takich zajść dochodzi w centrum miasta, w niedzielę, w samo południe i to jeszcze przed piknikiem policyjnym.
NASZ KOMENTARZ: Wcale nie trudno w to uwierzyć. Na Zachodzie ataki nachodźców na cywilów i funkcjonariuszy państwowych są już normą. W Polsce to rzeczywiście nowość, ale równamy przecież do “najlepszych”. Nasprowadzano nam masy imigrantów i pseudo-uchodźców wojennych więc skończyły się już czasy, gdy w Polsce panował względny ład i porządek. Takich “incydentów” jest coraz więcej.
Ciało Pawła znaleziono w sadzie, niedaleko domu. Funkcjonariusz CBŚP wisiał na drzewie, na smyczy swojego psa. Jego rodzina i koledzy z pracy nie wierzą, że mógł sam targnąć się na życie. Policja i prokuratura od razu uznały jednak, że to samobójstwo. Ciało skremowano, nie przeprowadzając sekcji zwłok. Jak ustaliliśmy nieoficjalnie, Paweł pracował m.in. przy sprawie karuzeli vatowskiej, w którą zamieszany jest brat komendanta głównego policji. Ostatnio policjant czegoś się bał, a napisany w jego telefonie pożegnalny SMS do żony nigdy nie został do niej wysłany.
Jak mówią nasi informatorzy, policjant żalił się, że sprawa, w której występuje brat komendanta Szymczyka, miała być “ukręcana”
— Nigdy nie uwierzę w to, że on to sobie sam zrobił. To był bardzo dobry chłopak – mówi Onetowi matka zmarłego funkcjonariusza
Po śmierci mężczyzny jego ciało zostało szybko skremowane, bez przeprowadzenia sekcji zwłok. Choć stało się to za zgodą rodziny, ten wątek budzi duże kontrowersje
Pożegnalny SMS napisany rzekomo przez policjanta miał zostać zapisany jako wiadomość robocza w jego telefonie
Według naszych rozmówców nikt jej jednak nie widział w jego telefonie tuż po tym, gdy odnaleziono ciało mężczyzny i stwierdzono jego zgon
Tragiczna Wielkanoc
Niedziela, 9 kwietnia 2023 r. To miał być radosny, świąteczny dzień. W jednej z podkraśnickich miejscowości podobnie, jak w wielu domach w Polsce, trwały przygotowania do wielkanocnego śniadania. Paweł wstał wcześnie rano, by pomóc swojej matce. Napalił w piecu i chciał rozłożyć stół. Kobieta upierała się, że posiłek zjedzą w kuchni, ponieważ część rodziny i tak będzie nieobecna. Brat, który na co dzień mieszka za granicą, nie przyjechał, a teściowa się rozchorowała.
Paweł uznał, że w kuchni będzie im za ciasno. Przeniósł stół do salonu i go rozłożył, by wszyscy mogli wygodnie usiąść. Barszcz był już gotowy, ale Paweł chciał jeszcze wyjść z psem na spacer. Zrobił żonie kawę, założył kurtkę, wziął smycz i wyszedł z domu. Na odchodne rzucił, że zdąży wrócić przed śniadaniem.
Kilkadziesiąt minut później jednego z sąsiadów przeraził makabryczny widok. W sadzie, nieopodal domu Pawła, na ostatnim drzewie, wisiał człowiek. Kiedy chciał sprawdzić, co się stało, pies nie pozwolił mu podejść. Bronił dostępu do swojego pana. Mężczyzna rozpoznał w nim swego sąsiada. Od razu zadzwonił do jego rodziny. Na miejsce przybiegli najbliżsi, w tym matka. Natychmiast po odcięciu smyczy, na której wisiał, zaczęli reanimację. Ciało było jeszcze ciepłe, ale Paweł już nie żył. Na miejsce wezwano karetkę, jednak nie udało się go uratować.
Służba w “polskim FBI”
Paweł służył w policji od 2011 r. Od początku kariery był bardzo zaangażowany w swoją pracę. Uwielbiał swoje zajęcie — najpierw w Warszawie, potem w wydziale kryminalnym Komendy Powiatowej Policji w Kraśniku, a na końcu w Centralnym Biurze Śledczym Policji (CBŚP). W sieci można znaleźć zdjęcia oraz artykuły z uroczystości, podczas których otrzymywał awans. Reprezentował też komendę m.in. podczas zawodów sportowych. Wyróżniał się, miał wyniki i dlatego go nagradzano.
We wrześniu 2022 r., już jako młodszy aspirant, rozpoczął pracę w Wydziale do Zwalczania Zorganizowanej Przestępczości Ekonomicznej CBŚP w Lublinie. Był bardzo z tego zadowolony, bo ta formacja to elita, określana często mianem “polskiego FBI”.
— Cieszył się z pracy w CBŚP. Mówił, że pracują tam fajni ludzie. Narzekał tylko, że musi siedzieć przy komputerze. A on lubił pracę w terenie — mówi nam żona Pawła.
Po pewnym czasie zaczęły pojawiać się pierwsze problemy. Nie jest tajemnicą, że w CBŚP brakuje rąk do pracy. Roboty jest wiele, ale chętnych już niekoniecznie. Dlatego szybko nadeszły nadgodziny i praca do późna. Po kilku miesiącach entuzjazm zaczął się ulatniać. Jak się okazało, nie tylko z powodu nadmiaru zajęć.
Brat komendanta nie trafia za kratki
22 listopada 2022 r. grupa lubelskich funkcjonariuszy CBŚP dokonała zatrzymania trzech osób podejrzanych o udział w zorganizowanej grupie przestępczej wyłudzającej ze Skarbu Państwa miliony złotych na tzw. karuzeli vatowskiej. W ręce policjantów wpadli Arkadiusz K., Grzegorz K. i 49-letni Łukasz S. Jak się później okazało, trzeci z zatrzymanych jest bratem komendanta głównego policji gen. Jarosława Szymczyka.
W kilku niezależnych od siebie źródłach ustaliliśmy, że Paweł pracował przy tej sprawie. Był w grupie, która dokonała m.in. zatrzymania jednego z podejrzanych. Jego imię i nazwisko przewija się w aktach sprawy, którą prowadzi Prokuratura Regionalna w Lublinie.
Nasze źródła w policji przekazały nam, że po kilku miesiącach Paweł zauważył, że w CBŚP jest coś nie tak. Jak mówią nasi informatorzy, mężczyzna żalił się, że sprawa, w której występował wspomniany brat komendanta, miała być “ukręcana”. Dlatego Paweł zaczął myśleć o powrocie do swojej poprzedniej pracy. — Opowiadał, że po kilku miesiącach miał już dosyć pracy w CBŚP. Mówił, że tam jest jedno wielkie matactwo. Dlatego chciał wracać do swojej poprzedniej komendy — słyszymy od osoby, która rozmawiała z nim na ten temat.
O sprawie Łukasza S. głośno zrobiło się w styczniu br., kiedy “Gazeta Wyborcza” opisała, że kompani 49-latka zostali tymczasowo aresztowani. Tylko brat komendanta głównego policji nie trafił za kraty. Według doniesień miał się za nim osobiście wstawić Jerzy Ziarkiewicz, szef Prokuratury Regionalnej z Lublina, który nakazał podwładnemu wycofać wniosek o areszt. Ziarkiewicz to jeden z najbardziej zaufanych ludzi Zbigniewa Ziobry. To właśnie do niego trafiają trudne dla obozu rządzącego sprawy dotyczące m.in. afery hejterskiej oraz mec. Romana Giertycha.
— Wspominał, że przy sprawie brata Szymczyka działy się dziwne rzeczy, np. nagle doszło do zamiany sędziów. Musiał podpisywać pewne dokumenty i miał z tego powodu dyskomfort — mówi nam osoba, która dobrze znała Pawła. — Czegoś się bał. Nie chciał powiedzieć czego, ale to było po nim widać — dodaje kolejna.
Tajemnicza śmierć
O śmierci Pawła dowiadujemy się pod koniec kwietnia br. Nasze źródło w policji, które chce zachować anonimowość, przekazało nam, że funkcjonariusz CBŚP, który pracował przy sprawie brata komendanta policji, prawdopodobnie targnął się na swoje życie, ale wokół tego zdarzenia pojawia się wiele wątpliwości.
Nic nie wskazywało na to, że policjant może mieć myśli samobójcze. Przez kilka ostatnich tygodni przeprowadziliśmy wiele rozmów z osobami, które go dobrze znały i spędzały z nim mnóstwo czasu. Wszyscy zgodnie wskazują, że to był dla nich szok. Paweł miał dobrą pracę, dom, rodzinę i plany na przyszłość.
Żona wspomina: — Jesteśmy w trakcie remontu. Dzień wcześniej kładł gładź na ścianach, przygotowywał sałatkę i jajka na święta. Mieliśmy już zaplanowane wakacje. Znałam go. To była ostatnia osoba, po której mogłabym się spodziewać takiego ruchu. Kilka miesięcy temu nie chciał być na pogrzebie osoby, która popełniła samobójstwo, bo nie mógł patrzeć na cierpienie jego dzieci — mówi Onetowi.
Matka funkcjonariusza wzdycha ze łzami w oczach: — Nigdy nie uwierzę w to, że on to sam sobie zrobił. To był bardzo dobry chłopak. Wszystkim pomagał. Nikt nigdy źle o nim nic nie powiedział. Mam w sobie wielki ból, że nie zdążyłam mu powiedzieć, jak bardzo byłam dumna, że mam takiego syna.
SMS, który nigdy nie został wysłany
Z nieoficjalnych rozmów z funkcjonariuszami służb dowiadujemy się, że Paweł miał zostawić “list pożegnalny”, w którym wyjaśnił motywy swojego czynu. Miał powoływać się w nim na rzekomą chorobę. Policjant nie chciał podobno, by jego dzieci patrzyły na to, jak cierpi. List miał być zaadresowany do żony.
Jak ustaliliśmy, w rzeczywistości to nie był list, tylko SMS, który w dodatku nigdy nie został wysłany. Miał zostać zapisany jako wiadomość robocza w telefonie funkcjonariusza. Problem w tym, że — według naszych rozmówców — nikt tej wiadomości nie widział w jego telefonie tuż po tym, jak znaleziono Pawła i stwierdzono jego zgon.
Dziwne jest również to, że komórka była jedyną prywatną rzeczą zmarłego, którą zabrała policja. W domu została m.in. kurtka, w której Paweł tego dnia wyszedł z psem na spacer. Sam aparat znajdował się w rękach policji przez kilka tygodni. Rodzina nieoficjalnie dowiedziała się, jaka była treść SMS-a.
Wątpliwości budzi sama jego treść, która miała zostać napisana ogólnikowo i oschle, co było niepodobne do charakteru zmarłego. Są w nim zwroty, których nigdy nie używał.
Rodzina i najbliżsi podkreślają też, że nie widzieli żadnej dokumentacji medycznej potwierdzającej rzekomą chorobę zmarłego. Przypominają, że w pracy wciąż przechodził testy. Gdyby coś było nie tak, nie zostałby dopuszczony do służby.
— Nic nie wiem o żadnej chorobie. Nie widziałam żadnych dokumentów, nie brał żadnych leków. Wiedziałabym, gdyby coś takiego było — podkreśla żona Pawła.
Kremacja bez sekcji zwłok
Po śmierci Pawła jego ciało zostało szybko skremowane, bez przeprowadzenia sekcji zwłok. Wszystko odbyło się za zgodą rodziny, jednak — w przypadku śmierci funkcjonariusza CBŚP — prokuratura powinna zlecić sekcję, by wykluczyć wszystkie ewentualne wątpliwości. Tak się jednak nie stało.
Potwierdza nam to ekspert, z którym rozmawialiśmy. Nie przekazaliśmy mu szczegółów sprawy, tylko informację o śmierci funkcjonariusza CBŚP.
— Procedury nie regulują tego szczegółowo, nie ma ścisłego przepisu w kodeksie postępowania karnego, ale ze względów pragmatycznych, kiedy śmiercią samobójczą ginie policjant, zwłaszcza śledczy, to autopsja jest wymagana — mówi Onetowi sędzia Dariusz Mazur, karnista z krakowskiego Sądu Okręgowego.
— To się wydaje oczywiste. Tym bardziej kiedy okoliczności śmierci są podejrzane. A w przypadku policjanta w grę może wchodzić zarówno kwestia podporządkowania służbowego i jakiegoś potencjalnego mobbingu, jednak nie tylko — wskazuje. — Poza tym policjant zajmuje się sprawami karnymi i potencjalnie wielu osobom może zależeć, żeby przestał prowadzić ich sprawę. Śmierć policjanta, zwłaszcza śledczego, zawsze będzie podejrzana — zaznacza sędzia.
O opinię poprosiliśmy również Krzysztofa Parchimowicza, prezesa Stowarzyszenia Prokuratorów “Lex Super Omnia”, od ponad 30 lat wykonującego zawód prokuratora. Jemu również nie przekazaliśmy szczegółów sprawy.
— Standardowa praktyka w prokuraturze jest taka, że wykonuje się sekcję zwłok również tych osób, które nie są związane z policją czy organami ścigania. Robi się to nawet w sytuacji, gdy wszystko wskazuje na to, że śmierć była samobójcza. Prowadzi się wówczas postępowanie z art. 151 kodeksu karnego, czyli doprowadzenia człowieka do targnięcia się na własne życie, by ustalić, czy do śmierci mogły przyczynić się osoby trzecie. Efektem takiego postępowania może być wykluczenie udziału tych osób — mówi nam Krzysztof Parchimowicz.
— Formalnie dyspozycję o sekcji zwłok wydaje prokurator, który powołuje biegłego i potem bierze w niej udział. W sytuacji, kiedy rodzina tuż po zdarzeniu ma wątpliwości, że ktoś mógł targnąć się na życie, tym bardziej taką sekcję powinno się wykonać ze względu na hipotezę, że samobójcza śmierć może zostać upozorowana i że może to być efekt czyjejś zemsty, a w przypadku policjantów takie prawdopodobieństwo jest dużo większe. Opierając się na swoim doświadczenie, mogę stwierdzić, że prokuratury w przypadku nagłej śmierci są bardzo ostrożne i często zarządzają sekcję zwłok w takich przypadkach. Postępowanie, w którym odstąpiono od niej, jest niestandardowe — dodaje prokurator.
Śledztwo trwało zaledwie kilka dni
O wyjaśnienia w tej sprawie poprosiliśmy Komendę Główną Policji, Centralne Biuro Śledcze Policji oraz Prokuraturę Okręgową w Lublinie. Chcieliśmy się m.in. dowiedzieć, jakie czynności zostały wykonane, by wyjaśnić przyczyny śmierci funkcjonariusza i rozwiać wątpliwości, jakie ma jego rodzina i znajomi oraz dlaczego nie została wykonana sekcja zwłok. Zapytaliśmy też o pożegnalnego SMS-a i czy w ramach wyjaśniania sprawy badany był wątek pracy funkcjonariusza przy sprawie karuzeli vatowskiej z udziałem brata komendanta.
“Informujemy, że czynności w związku ze śmiercią funkcjonariusza wykonywała Prokuratura Rejonowa w Kraśniku. Jednocześnie informuję, że z naszych informacji wynika, że do śmierci nie przyczyniły się osoby trzecie, natomiast m.in. ze względu na dobro rodziny nie będziemy udzielać żadnych informacji dotyczących spraw prywatnych ani szczegółów postępowania” — czytamy w odpowiedzi przesłanej nam przez zespół prasowy CBŚP.
“Czynności w tej sprawie wykonuje Prokuratura Rejonowa w Kraśniku i zgodnie z przepisami (art. 156 kpk) tylko prokurator może informować o podejmowanych czynnościach procesowych. Jednocześnie z szacunku do zmarłego jak i Jego rodziny, mając na względzie dobro rodziny, nie komentujemy jak i nie udzielamy informacji odnoszących się do tej sprawy, zwłaszcza mających charakter prywatny” — pisze z kolei Biuro Komunikacji Społecznej Komendy Głównej Policji.
“Z posiadanych przez nas informacji wynika, że rodzinie udzielono wszelkiej możliwej pomocy, jak również posiada ona możliwość czynnego uczestniczenia w postępowaniu prowadzonym przez Prokuraturę. Nieprawdą jest, że wskazany funkcjonariusz prowadził postępowanie przygotowawcze lub był członkiem grupy śledczej w sprawie, o którą Pan pyta” — dodaje KGP.
Policyjna centrala prostuje to, czego nie napisaliśmy. Powtórzmy — według naszych informacji nazwisko zmarłego tragicznie policjanta przewija się w aktach sprawy brata Szymczyka, bo wykonywał w niej czynności. Np. brał udział w zatrzymaniu jednego z podejrzanych o udział w tym przestępstwie. Nie znaczy to, że prowadził postępowanie przygotowawcze lub był w grupie śledczej rozpracowującej interesy brata Szymczyka i jego wspólników.
Prokuratura Rejonowa w Kraśniku przyznaje, że było prowadzone postępowanie w sprawie wydarzeń z 9 kwietnia br., ale trwało ono niezwykle krótko.— Postępowanie było prowadzone do dnia 14 kwietnia br. Tego dnia zostało umorzone — informuje zastępca Prokuratora Rejonowego w Kraśniku Mirosław Węcławski.
— Przypuszczam, że prokurator, który brał udział w oględzinach na miejscu zdarzenia, stwierdził, że nie ma przesłanek uzasadniających podejrzenie, że doszło do popełnienia przestępstwa. Gdyby takie podejrzenie istniało, to ciało zostałoby skierowane na sekcję zwłok. Nie powiem panu, czym się kierował prokurator — dodaje zastępca prokuratora rejonowego w Kraśniku. Jak przyznaje Węcławski, nie było szans, by w tak krótkim czasie przeprowadzono sekcję zwłok oraz zbadano wszelkie okoliczności, w tym przedmioty zmarłego.
Z kolei Prokuratura Okręgowa w Lublinie tłumaczy, że to policja badała zawartość telefonu. Potwierdza nam, że znalazła się tam wiadomość mająca związek ze śmiercią policjanta.— Z okoliczności ustalonych w trakcie śledztwa nie wynikało, aby śmierć mogła mieć jakikolwiek związek z pracą funkcjonariusza — zapewnia z kolei prokurator Agnieszka Kępka, rzecznik prasowy Prokuratury Okręgowej w Lublinie.
Parasol ochronny nad bratem komendanta policji
Przypomnijmy, sprawa udziału w tzw. karuzeli vatowskiej 49-letniego Łukasza S., brata komendanta głównego policji gen. Jarosława Szymczyka, wyszła na jaw na początku roku. Prowadzi on biznesy na Śląsku i w Warszawie. Jedna z firm, której jest głównym udziałowcem, zajmuje się handlem międzynarodowym, druga — sprzętem informatycznym i komputerowym. Służby zainteresowały się nimi dwa lata temu, kiedy zatrzymany został znajomy Łukasza S. — Arkadiusz K., przedsiębiorca ze Śląska, powiązany z blisko 20 firmami.
Oficjalnie sprowadzały towar z Chin, który miał następnie trafiać m.in. na Białoruś, Ukrainę i do Kazachstanu. Okazało się jednak, że to klasyczna karuzela vatowska. Elektronika, ubrania, sprzęt AGD i RTV formalnie opuszczały nasz kraj, a kupujący otrzymywał zwrot podatku VAT. Tyle że w rzeczywistości odbywało się to pomiędzy tymi spółkami. Arkadiusz K. okazał się mózgiem tej operacji, a po jego aresztowaniu Prokuratura Regionalna w Lublinie i agenci z lubelskiego CBŚP zatrzymywali kolejnych członków tej grupy przestępczej.
Tak dotarli do Łukasza S. W listopadzie ub.r. Prokuratura Regionalna w Lublinie postawiła mu pięć zarzutów, m.in. za udział w grupie przestępczej, pranie brudnych pieniędzy, fałszowanie faktur vatowskich i oszustwa dotyczące mienia znacznej wartości. Wraz z nim zatrzymano dwóch jego kompanów. Jeden ma cztery zarzuty, drugi trzy.
Ostatecznie za kratami pozostali jednak tylko oni, choć prokuratura wystąpiła do sądu o aresztowanie całej trójki. Najpierw sędzia Wojciech Smoluchowski z Sądu Rejonowego w Lublinie nie wyraził na to zgody, a kiedy prokurator prowadzący sprawę odwołał się, za bratem Szymczyka miał się wstawić Jerzy Ziarkiewicz, prokuratur regionalny w Lublinie, który został nim za czasów PiS i nakazał prowadzącemu sprawę prokuratorowi wycofać wniosek aresztowy wobec niego.
Jak ustalił Onet, kilka tygodni temu sąd zdecydował, że wszyscy podejrzani o udział w grupie przestępczej pozostaną w areszcie. Jedyną osobą, która cieszy się wolnością, jest nadal Łukasz S. Jednak śledczy chcą od niego 1 mln zł poręczenia majątkowego. Podejrzany przelał na konto prokuratury jedynie część tej kwoty.
— Prokurator prowadzący postępowanie musi ocenić sposób zachowania się podejrzanego. Na pewno należy traktować to jako wyraz chęci wykonania postanowienia, ale to też zależy od tego, jakie są jego możliwości finansowe — podkreślał prok. Andrzej Jeżyński, rzecznik prasowy Prokuratury Regionalnej w Lublinie.
Łukaszowi S. groził ponowny wniosek o tymczasowy areszt, ale wszystko wskazuje na to, że i tym razem mu się upiecze. Śledczy uznali, że wpłacenie 400 tys. zł i ustalenie hipoteki na majątku podejrzanego na kwotę 600 tys. zł w zupełności wystarczy. Brat komendanta policji dalej będzie mógł przebywać na wolności.
Z uwagi na charakter sprawy nie podajemy prawdziwych personaliów zmarłego policjanta oraz nazwy jego rodzinnej miejscowości.
Przedsiębiorcy z Nordstadt w Dortmundzie wyrazili na łamach BILDa swoje niezadowolenie z aktualnie panującej tam sytuacji: otwarty handel narkotykami, przemoc, brutalne ataki na mieszkańców – i brak pomocy ze strony policji. Po raporcie BILDa na temat warunków panujących między Borsigplatz i Nordmarkt, głos zabrali teraz sfrustrowani policjanci z odpowiedzialnego „Wache Nord” (północny posterunek policji).
Ich relacja jest szokująca i zarazem alarmująca.
Coraz mniej policjantów w Dortmundzie Nordstadt
„Mamy coraz mniej kolegów, niektóre zmiany zostały zredukowane o dziesięciu policjantów. Rano i w nocy dostępne są często tylko dwa samochody patrolowe na całe Nordstadt. Tak naprawdę lubimy ministra spraw wewnętrznych Reula, który obiecuje więcej policjantów. Zawsze mówimy, że on nie może nic o tym wiedzieć, bo w przeciwnym razie zrobiłby coś i nie pozwolił na to”.
Inny funkcjonariusz powiedział redaktorom BILDa: „Bez względu na to, jak wykonujemy swoją pracę, nasze kierownictwo w komendzie głównej policji jest niezadowolone. Wszyscy chcą po prostu iść gdzie indziej, piszą wnioski o przeniesienie. Aktualnie 41 z 61 kolegów chce odejść. Jeśli pojawiają się oskarżenia, czy to ze strony notorycznych przestępców, czy ze strony lewicowych ekstremistów, pozostajemy bez wsparcia. W stosunku do nas nie istnieje już domniemanie niewinności. Mamy raczej do czynienia z celową kryminalizacją kolegów”.
Problemy nasiliły się po śmiertelnym postrzeleniu młodego Senegalczyka
Najwyraźniej problemy funkcjonariuszy nasiliły się po śmiertelnym postrzeleniu młodego mężczyzny z Senegalu. „Otrzymaliśmy wyraźne polecenie z prezydium, aby kontrolować jak najmniejszą liczbę migrantów, sytuacja jest już wystarczająco napięta z powodu martwego Senegalczyka. Kogo mamy więc kontrolować w Nordstadt, gdzie mieszkają prawie wyłącznie migranci? Ponadto, grupy zadaniowe zostały zredukowane, nie możemy już monitorować hotspotów, po prostu pędzimy od jednego zgłoszenia do drugiego”.
Policjanci z północnego posterunku policji wysuwają konkretne oskarżenia przeciwko kierownictwu policji w Dortmundzie: „Podczas demonstracji po śmiertelnej strzelaninie Afrykanin zarejestrował demonstrację przeciwko policyjnej przemocy. Był on jednak poszukiwany nakazem aresztowania. Niemniej jednak komenda główna policji zabroniła nam aresztowania mężczyzny podczas demonstracji. To odbiłoby się szerokim echem, a tego teraz nie potrzebujemy”.
Absurdalne praktyki w komisariatach
Nie jest to jedyny powód, dla którego funkcjonariusze stracili zaufanie. „Nie ma już uznania, szacunku dla naszej trudnej pracy. Pewnego razu szef policji przyszedł na komisariat i każdy miał otwarcie powiedzieć, gdzie go uwiera but. Kolega wykorzystał to i bardzo obiektywnie skrytykował wewnętrzne postępowanie. Natychmiast musiał udać się do komendy głównej policji w celu złożenia raportu i został poinformowany o przeniesieniu”.
Podobno niemal codziennie wywierana jest ogromna presja na funkcjonariuszy policji. „Przeszukano nawet nasze pokoje socjalne, sprzeciwiono się prywatnym albumom ze zdjęciami i powiedziano, że mamy prawicowe tendencje ekstremistyczne. Szef policji chce tylko dobrze wyglądać, my go nie interesujemy. Organizowane są tak zwane festyny dialogu, musimy ustawić koło fortuny przed komisariatem i pić kawę z obywatelami znanymi policji – to naprawdę absurdalne”.
Policjanci nie wychylają się
Policjanci twierdzą, że takie działania powodują, że nie są już traktowani poważnie przez przestępców w Nordstadt. „Wśród kolegów panuje całkowita niepewność. A to tworzy błędne koło, ponieważ wielu wykonuje tylko tak zwane obowiązki zgodnie z przepisami. Ponieważ jeśli kogoś zatrzymasz, a on stawi opór i musisz podjąć odpowiednie działania, to i tak potem to ty jesteś tym winnym. Więc lepiej tego nie robić”.
8 lutego br. o godz. 11.00, policjanci ze starachowickiej komendy zaskoczyli 84-letniego mężczyznę, który zaglądał do pojemnika ze śmieciami za budynkiem sklepu w Dolnych Starachowicach. Koniecznie chcieli go wylegitymować. Starzec nie rozumiał dlaczego, mocno się wystraszył i chciał odejść. Według jego relacji był szarpany przez policjantów. Zemdlał. Pogotowie zabrało go do szpitala…
Obrona warzyw ze śmietnika
Pan Kazimierz ma 84 lata (imię zmienione na potrzeby tej publikacji). Ze względu na stan zdrowia ma zalecenie, by dużo spacerować. Tak zapamiętał zdarzenie z 8 lutego br.
– Nie lubię chodzić bez celu. Kiedy spaceruję, rozglądam się dookoła, czasem coś podniosę z ziemi, wrzucę do kosza. Czasem zabiorę ze sobą. Bardzo rzadko zaglądam do koszy na śmieci. Gdy na wierzchu znajdę coś, co jednym jest niepotrzebne, a innym może się przydać, zabieram. 8 lutego zajrzałem do kontenera śmietnikowego na tyłach sklepu na Dolnych Starachowicach. Wziąłem kilka wyrzuconych warzyw, które wg mnie można dać zwierzętom. Nagle zaskoczyli mnie policjanci. Żądali dokumentów, coś mówili. Nie bardzo rozumiałem o co im chodzi. Wyrzuciłem te warzywa z powrotem do śmietnika i chciałem odejść. Szarpali mnie. Byłem bardzo przestraszony. Upadłem i straciłem przytomność. Trafiłem do szpitala.
Omdlenie i zapaść
Jak wynika z treści szpitalnej Karty Informacyjnej, u pacjenta lat 84 stwierdzono: F43.0. Reakcja na ciężki stres i zaburzenia adaptacyjne – Ostra reakcja na stres. R55. Omdlenie i zapaść.
Przywieziony na SOR z powodu zasłabnięcia w przebiegu sytuacji stresowej. Pacjent był szarpany przez policję ponieważ nie chciał się wylegitymować.
Po serii badań i podaniu leków został wypisany ze szpitala ze skierowaniem do dalszego leczenia w lecznictwie ambulatoryjnym.
Tydzień później pan Kazimierz przyszedł do redakcji. Był przygnębiony i bezradny. Mówił, że nie rozumie, co złego zrobił i dlaczego został tak potraktowany przez policjantów.
Pytania do policji
16 lutego 2023 r. skierowaliśmy pismo do rzecznika prasowego Komendy Powiatowej Policji w Starachowicach, mł. asp. Pawła Kusiaka, zawierające pięć prostych pytań dotyczących zdarzenia z 8 lutego:
1. Czego chcą starachowiccy policjanci od staruszka zachodzącego w biały dzień do śmietnika?
2. Dlaczego używają siły wobec bezbronnego, starego człowieka?
3. Jak zachowali się funkcjonariusze wobec utraty przytomności obywatela?
4. Czy i kiedy policja zainteresowała się późniejszym losem zabranego przez pogotowie człowieka?
5. Czy zdarzenie zostało zarejestrowane przez kamery przymocowane do mundurów funkcjonariuszy? Jeśli tak, to proszę o pokazanie nagrania, ewentualnie jego dokładny opis. Od pierwszej do ostatniej minuty.
Ze względu na bulwersujący charakter zdarzenia bardzo proszę Pana Rzecznika o pilne przedstawienie stanowiska policji.
Odpowiedź
Gdyby ktoś myślał, że przeczyta odpowiedzi tak proste i klarowne jakie były zadane pytania, byłby w błędzie. Trzeba cierpliwości i wytężonej uwagi, by z powodzi słów wydobyć jakąś istotną treść. Zatem czytajmy pismo podpisane przez pana Rzecznika 22.02.2023:
W odpowiedzi na zapytanie prasowe informuję, iż w dniu 8 lutego 2023 roku po godzinie 11 na ulicy Hutniczej policjanci z Komendy Powiatowej Policji w Starachowicach zauważyli mężczyznę, który zaglądał do koszy na śmieci na rampie rozładunkowej sklepu spożywczego. Tym samym mężczyzna znajdował się w okolicznościach i miejscu, które uzasadniały podjęcie interwencji przez policjantów.
Zgodnie z ustawą o Policji interwencja oznacza włączenie się policjanta lub policjantów w tok zdarzenia mogącego naruszać normy prawne i podjęcie działań zmierzających do ustalenia charakteru, rodzaju i okoliczności powstałego zdarzenia.
Zadania i uprawnienia Policji reguluje Ustawa z dnia6 kwietnia 1990 r. o Policji (tj. Dz. U. z 2021 r. poz. 1882 ze zm.). Zgodnie z art. 1 ust. 2 ww. ustawy do podstawowych zadań Policji należą min: ochrona życia i zdrowia ludzi oraz mienia przed bezprawnymi zamachami naruszającymi te dobra oraz wykrywanie przestępstw i wykroczeń oraz ściganie ich sprawców.
Policjanci podczas wykonywania czynności służbowych zgodnie z art. 14 ust. 1 pkt 1 Ustawy z dnia 6 kwietnia 1990 r. o Policji wykonują czynności administracyjno-porządkowe w celu rozpoznawania, zapobiegania i wykrywania przestępstw, przestępstw skarbowych i wykroczeń. Zgodnie z art. 15 ust. 1. Policjanci wykonując czynności, o których mowa w art. 14, mają prawo: 1) legitymowania osób w celu ustalenia ich tożsamości; 10) wydawania osobom poleceń określonego zachowania się w granicach niezbędnych do wykonywania czynności określonych w pkt 1–5 lub 9 lub wykonywania innych czynności służbowych podejmowanych w zakresie i w celu realizacji ustawowych zadań Policji lub w granicach niezbędnych do ochrony przed zatarciem śladów przy zabezpieczaniu miejsca zdarzenia lub w celu uniknięcia bezpośredniego zagrożenia bezpieczeństwa osób lub mienia, gdy jest to niezbędne do sprawnej realizacji zadań Policji albo uniknięcia zatarcia śladów przestępstwa lub wykroczenia.
Policjant, który podjął interwencję wobec mężczyzny podał przyczynę podjęcia czynności służbowej. Mężczyzna przyznał, że z kosza znajdującego się na rampie rozładunkowej przeznaczonego tylko do użytku sklepu wyjął kilka warzyw będąc przekonanym, że może je zabrać, potwierdzając że nie ma zgody sklepu na ich wyjęcie. W trakcie interwencji mężczyzna wyjął z torby warzywa i wrzucił je do kosza na śmieci. Policjanci podczas legitymowania kilkukrotnie próbowali uzyskać od mężczyzny dane osobowe, których ten konsekwentnie nie podawał. W pewnym momencie zaczął on oddalać się pieszo z miejsca interwencji, nie reagując na polecenia policjantów. Po kilkunastu metrach mężczyzna zatrzymał się, a następnie po chwili rozmowy osunął się na ziemię nie reagując na słowa policjantów. Jeden z funkcjonariuszy wezwał na miejsce załogę pogotowia ratunkowego. Po chwili policjanci pomogli mężczyźnie wstać i podtrzymywali go aż do przyjazdu załogi pogotowia.
Przebieg interwencji z dnia 8 lutego 2023 r. został zarejestrowany przez kamery nasobne interweniujących funkcjonariuszy. W związku z przesłanym zapytaniem prasowym w ramach nadzoru przeanalizowano całość nagrania i stwierdzono, że zarówno czynności policjantów w trakcie interwencji oraz sposób jej przeprowadzenia były prawidłowe.
Jeżeli osoba legitymowana ma wątpliwości co do zasadności podjętej interwencji jak również zasadności stwierdzonego wykroczenia oraz zastosowanego środka oddziaływania wychowawczego to wówczas winna poinformować o tym Policję, co będzie skutkowało przeprowadzeniem czynności wyjaśniających w sprawie o wykroczenie w celu ustalenia czy istnieją podstawy do skierowania do sądu wniosku o ukaranie. Zastosowanie środka oddziaływania wychowawczego nie zamyka drogi do przeprowadzenia czynności wyjaśniających niezbędnych do skierowania wniosku o ukaranie do sądu.
Wobec mężczyzny na podstawie art. 41 Kodeksu wykroczeń został zastosowany środek oddziaływania wychowawczego w postaci pouczenia za popełnione wykroczenie z art. 65 par 2 Kodeksu wykroczeń tj. za nieudzielenie właściwemu organowi do legitymowania swoich danych.
Jednocześnie informuję, że na sposób przeprowadzenia czynności legitymowania zgodnie z art. 15 ust 7 Ustawy z dnia 6 kwietnia 1990 r. o Policji osobie wobec której została przeprowadzona interwencja przysługuje zażalenie do właściwego miejscowo prokuratora.
Ponadto informuję, że ze względu na okoliczności interwencji, które wskazywały na możliwą trudną sytuację materialną legitymowanej osoby o powyższym poinformowano Centrum Usług Społecznych w Starachowicach.
Bez odpowiedzi
Lektura policyjnego elaboratu da się streścić jednym zdaniem: Zagrożenie przestępstwem lub wykroczeniem dokonane przez omdlewającego staruszka było potężne, ale policjanci dali sobie z nim radę i działali zgodnie z przepisami. A na dodatek zajęli się wychowaniem seniora formalnie pouczając go!
Choć wypowiedź policji zawiera ponad 600 słów, nie znajdujemy w niej ani słowa odpowiedzi na pytanie nr 2.Dlaczego policjanci używają siły wobec bezbronnego, starego człowieka?
czyli:
Liczyliśmy na obejrzenie filmiku z kamer instalowanych na mundurach funkcjonariuszy, lub dokładnego, minutowego jego opisu z cytatami. Wtedy wiele wątpliwości zostałoby rozwianych. Niestety, policja uważa, że podatnikom musi wystarczyć policyjne zapewnienie, że czynności policjantów w trakcie interwencji oraz sposób jej przeprowadzenia były prawidłowe. Według nas nie wystarczy. Dlaczego?
– Ponieważ od policji obywatele oczekują otwartości i jawności, które są warunkiem zaufania.
– Ponieważ wg przepisów prawa, policja powinna chronić obywateli, szczególnie w starszym wieku, a nie legitymować ich i szarpać, bo ratują gnijące marchewki!
– Ponieważ jest mnóstwo poważnych przestępstw i zagrożeń, którymi opłacani przez obywateli funkcjonariusze powinni się obecnie zajmować, a nie pilnowaniem sklepowych śmieci!
Policjanci powinni też znać wyrok sądu z Białegostoku w bardzo podobnej sprawie. W listopadzie minionego roku sąd ten prawomocnie orzekł, że zabranie z wolno stojącego, sklepowego śmietnika skrzynki warzyw nie było wykroczeniem i nie było podstawy prawnej do ukarania kobiety, która te warzywa sobie wzięła.
I na koniec: Niech starachowicka policja dziękuje Panu Bogu, że pan Kazimierz przeżył to ich “zgodne z ustawą” spotkanie z nieustraszonymi obrońcami śmietników.
Niezatapialny padł przez granatnik. Wkrótce nie będzie już komendantem.
Przede wszystkim jak się otrzymuje tego typu prezenty, to się je zgłasza na granicy. Należało też sprawdzić sprzęt pirotechnicznie. Nie ma co zrzucać czegoś na Rosjan, czy kogokolwiek innego, skoro po prostu widać, że w sposób rażący nie dopełniono procedur – mówi Salonowi 24 nadkomisarz Dariusz Loranty, były oficer policji, negocjator, dowódca zespołu negocjatorów policyjnych.
Nie milkną echa wybuchu w Komendzie Głównej Policji. Po strzale z granatnika ranny został Komendant Główny. Co się stało, kto jest odpowiedzialny?
Nadkom. Dariusz Loranty: Ten incydent w Komendzie Głównej Policji jednoznacznie świadczy o niezastosowaniu procedur, zlekceważeniu sytuacyjnym i niedopełnieniu zasad bezpieczeństwa. Całkowitym zlekceważeniu tych zasad.
MSWiA po zdarzeniu informowało, że eksplodował prezent od strony ukraińskiej. Jak to jest, że najważniejszy człowiek w polskiej policji otrzymuje broń od szefa innych służb, a potem okazuje się, że broń nie jest repliką?
Żeby państwo mieli świadomość – dawanie sobie nawzajem broni przez policjantów jest dość częstą praktyką. Komendant policji daje swojemu odpowiednikowi takie prezenty, sam je dostaje. Zazwyczaj są to repliki broni, także hełmy, kamizelki, pałki, czasem i oryginalna broń. Jeśli jest to replika, to jest zewnętrznie identyczna, ale w środku nie posiada żadnego mechanizmu broni. W przypadku oryginału to prawdziwa broń, ale zagwożdżona. Czyli niemogąca wystrzelić. Zapewne nasz komendant pomyślał sobie, że skoro dostał taki sprzęt, to prawdopodobnie dostał sprzęt niedziałający. Nie wziął pod uwagę, że był to oryginał niezagwożdżony. W jaki sposób – trzymając się tezy, że był to prezent – taki sprzęt wjechał w ogóle do Polski?
Tu były oczywiste błędy proceduralne. Wjazd bez stosownej dokumentacji, która powinna być wykonana przez służbę celną. Ale także sam sposób obchodzenia się. Oczywiście nie wiemy jak dokładnie to było, ale wg mojej wersji kryminalistycznej, komendant w swoim gabinecie po prostu nacisnął na spust. Całe szczęście, że broń skierowana była w dół, więc przebiła „tylko” strop.
Proszę państwa! Ten strop miał 40 centymetrów grubości, jest to solidna żelbetonowa konstrukcja. A mimo to są uszkodzenia, zrobił się otwór. Proszę sobie wyobrazić, co by się stało, gdyby to wystrzeliło w okno. Przebiłoby szybę, trafiło w sąsiedni budynek, niszcząc pomieszczenie w w nim się znajdujące. Tego typu granatnik przebija bez problemu pancerz czołgowy! A więc i tak szczęśliwie wszystko się skończyło.
Co do przyczyn pojawiły się doniesienia medialne mówiące, że to robota Rosji, nawet zamach na komendanta?Gdyby wierzyć, że tu było działanie jakichś służb rosyjskich, czy mafii, to musiałby zadziałać mechanizm czasowy, nastawiony na konkretną godzinę wybuchu, na przykład 72 godziny po wręczeniu. Ewentualnie musiałby ten ładunek zostać odpalony zdalnie, przy pomocy specjalistycznego sprzętu. Ale o żadnych śladach tego typu mechanizmów nie słyszymy. Jeśli zaś był to zwyczajny ładunek działający na skutek wstrząsu, to przekazywanie go byłoby niezasadne z punktu widzenia zamachowca.
Proszę zwrócić uwagę, że ten granatnik był wieziony luzem samochodem zza granicy do Warszawy. Mógłby eksplodować gdziekolwiek po drodze. Nie, nie ma sensu mnożyć teorii spiskowych. Tu widzimy raczej rażący przykład niedochowania procedur. Przede wszystkim jak się otrzymuje tego typu prezenty, to się zgłasza je na granicy. Należało też sprawdzić sprzęt pirotechnicznie. Policja ma najlepszych pirotechników w kraju na Szczęśliwicach. Ale jeśli nawet im komendant nie ufał, mógł poprosić o sprawdzenie granatnika specjalistów ze Służby Ochrony Państwa.
Oni są dostępni 24 godziny na dobę. I wykorzystywani właśnie do sprawdzania tego typu zagrożeń. Więc nie ma co zrzucać czegoś na Rosjan, skoro po prostu widać, że w sposób rażący nie dopełniono procedur.
Czy będą jakieś konsekwencje dyscyplinarne tego wydarzenia?
No cóż, pan komendant był niezatapialnym szefem policji. Bo nie było chyba drugiego komendanta głównego, który przetrwałby dwóch ministrów spraw wewnętrznych. W czasie swojej kadencji był pod ostrzałem i frakcji rządowych i opozycji, po protestach feministek. Przeciwko niemu protestowało też wielu policjantów. Mimo to komendant był niezatapialny. Do tej pory, bo teraz chyba padnie w wyniku strzału z granatnika. Pamiętajmy, że i tak może mówić o wielkim szczęściu. Broń, która wystrzeliła nie może być używana w pomieszczeniach zamkniętych. Siła jej rażenia jest ogromna. I nim na pewno rzuciło o ścianę, zdemolowało wszystkie meble, na pewno jest solidnie poobijany, może i poparzony.
Złamanie procedur jest jednak rażące, spowodowanie zagrożenia olbrzymie. Natomiast na pewno politycznie, z punktu widzenia władzy nie byłoby zasadne wyciąganie konsekwencji teraz. Sądzę, że w najbliższych dniach powstaną kolejne teorie spiskowe, mówiące o zamachu.
Potem będą święta, sprawa troszkę przycichnie. A na początku roku komendant sam poda się do dymisji. Jeżeli opozycja będzie w tej sprawie mocna i aktywna, a temat będzie głośny, przejdzie na emeryturę. Jeśli zaś sprawa trochę przycichnie, trafi gdzieś na oficera łącznikowego. Ale szefem policji już nie będzie.
Rozmawiał Przemysław Harczuk
=========================
Zniszczenia po wybuchu są na trzech kondygnacjach budynku – od parteru do drugiego piętra, a wyrwy w podłogach „mają okrągły kształt” i „wielkość talerza”.
=========================
20. XII. Służba ds. Sytuacji Nadzwyczajnych [Ukrainy md] wyraziła nadzieję, że ten incydent nie będzie miał negatywnego wpływu na wysoki poziom współpracy między organami ścigania Ukrainy i Polski, a wręcz przeciwnie – jeszcze bardziej wzmocni współpracę w celu przybliżenia wspólnego zwycięstwa nad Rosją i ustanowienia pokoju w Ukrainie zgodnie z prawem międzynarodowym.
W Komendzie Głównej Policji eksplodował prezent [z granatnika-panc…] od jednego z szefów ukraińskich służb. Komendant Główny Policji w szpitalu [na obserwacji].
Jak już informowaliśmy, w budynku Komendy Głównej Policji miała miejsce eksplozja. Ranny został Komendant Głównej Policji gen. insp. Jarosław Szymczyk, który przebywa na obserwacji w szpitalu. Komunikat w tej sprawie wydało Ministerstwo Spraw Wewnętrznych i Administracji:
Wczoraj o godz. 7:50 w pomieszczeniu sąsiadującym z gabinetem Komendanta Głównego Policji doszło do eksplozji. Eksplodował jeden z prezentów, które Komendant otrzymał podczas swojej roboczej wizyty na Ukrainie w dn. 11-12 grudnia br., gdzie spotkał się z kierownictwami ukraińskiej Policji i Służby ds. sytuacji nadzwyczajnych. Prezent był podarunkiem od jednego z szefów ukraińskich służb. W wyniku eksplozji Komendant doznał lekkich obrażeń i od wczoraj przebywa na obserwacji w szpitalu. Lekkich obrażeń nie wymagających hospitalizacji doznał też pracownik cywilny Komendy Głównej Policji. Strona polska zwróciła się do strony ukraińskiej o złożenie stosownych wyjaśnień. Sprawą od początku zajmuje się prokuratura i odpowiednie służby.
W czwartek Radio ZET podało, że w budynku Komendy Głównej Policji w Warszawie doszło do eksplozji. Rzecznik Komendanta Głównego Policji insp. Mariusz Ciarka przekazał, że do uszkodzenia stropu doszło w „pomieszczeniu służby ochronnej”. Później radio RMF podało, że w wyniku zdarzenia do szpitala trafił Komendant Główny Policji gen. insp. Jarosław Szymczyk.
====================
Nieoficjalna informacja głosi, że przyczyną wybuchu na komendzie było wystrzelenie pocisku z granatnika, który trafił do Polski z Ukrainy. Pocisk miał uderzyć w ścianę gabinetu komendanta.
—————————
O tej samej porze, o której doszło do wybuchu (ok. godz. 8 w środę), przed gmachem komendy interweniowało pogotowie. 50-letni robotnik, który prowadził tam prace remontowe, trafił do Szpitala Południowego. „Prawdopodobnie coś spadło mu na głowę” –
[ Komendant Główny] Szymczyk doznał zadrapań i skaleczeń, był opatrywany. Bezpośrednio po wybuchu miał też stracić słuch, były podejrzenia, że na stałe. Ale po kilku godzinach odzyskał go.
=================================
“Prezent” przywiózł z Ukrainy sam komendant
========================
Rosyjski portal obiektywnie to relacjonuj, tu wyjątki:
В Штаб-квартире польской полиции в Варшаве взорвался подарок, полученный комендантом от украинских спецслужб
Bзрывоопасным подарком оказался боевой гранатомет, подаренный коменданту польской полиции на Украине. Именно его поместили в “секретное помещении, где находятся устройства, связанные с обеспечением охраны объектов главной комендатуры полиции”.
========================
Mail. Od oficera.
Nigdy nie przewozi się, nie przekazuje broni naładowanej [ani się jej nie „darowuje”]. Pierwszym przykazaniem każdego myśliwego jest rozładowanie broni po użyciu. Gdzieś sugerowano, że oficerowie w tym tajnym pomieszczeniu Komendy Główniej Policji „bawili się granatnikiem”. Nie jest to możliwe, bo ponieważ zawalił się duży fragment sufitu, to odpalenie granatnika i wybuch granatu w takim pomieszczeniu musiałby ich zabić. Ponieważ nie mamy doniesień o ofiarach śmiertelnych, a na pewno nie odważyliby się ich zataić, wskazuje to, że było to odpalenie albo sterowane z zewnątrz, albo na skutek zadziałania mechanizmu zegarowego. “Argument nie do odrzucenia”?
RGW 90 – uniwersalny w każdej sytuacji. Koncern Dynamit Nobel Defence [DND]: Broń stworzono w wyniku kooperacji DND, a także izraelskiego koncernu Rafael i singapurskich sił zbrojnych.
==============================
To sam Jarosław Szymczyk, komendant główny policji, miał odpalić granatnik w swoim gabinecie – dowiedział się nieoficjalnie Onet z kilku niezależnych od siebie źródeł w służbach. Z naszych ustaleń wynika, że nie spodziewał się, iż broń jest załadowana. Granat miał przebić podłogę w pomieszczeniu socjalnym obok gabinetu, dlatego posypał się strop w pokoju ochrony znajdującym się pod nim.
Znaczy to oczywiście, że nie tylko samemu nie wolno być zbójem, ale ani innym na zbójnictwo pozwalać; co więcej, jest obowiązkiem państwa zbójnictwu przeszkadzać. Policja jest od tego, by chronić społeczeństwo, by chronić społeczeństwo od zbrodniarzy; bezpieczeństwo życia i mienia stanowi jej jedyny obowiązek, a nie jakiś dodatek do służby polityczno-policyjnej. Jeżeli nie starczy funduszów na wszystkie rodzaje policji, wszystkie dostępne fundusze powinno się obracać na policję bezpieczeństwa. Wartość policji mierzy się ilością zbrodniarzy nie wykrytych. Gdy tego za dużo, widocznie państwo nie spełnia należycie swych obowiązków.
Mówiąc ściśle, zwiększająca się bezkarność zła staje się hańbą państwa. Państwo takie przysługuje się zbrodniarzom, ulepsza warunki zbójeckiego fachu, powiększa szanse powodzenia zbójom, a zatem staje się współwinnym ich zbrodni. Takie państwo dopomaga zabijać, a więc -zabija.
Państwowość zbójecka?! Gdzie państwo zbrodniarzy nawet nie wykrywa, jeżeli policja jest w tym zaniedbana, niezdatna czy niedbała, skutek jest taki sam, jak gdyby roztaczano opiekę nad zbrodniarzami. Policja nie gwarantująca nam bezpieczeństwa, staje się sprzętem nieużytecznym, niepotrzebnym.
Policja jest od tego, żeby człowiek porządny czuł się zupełnie bezpiecznym; a tymczasem zdarza się przeciwnie… Na polityczną policję jest pieniędzy w bród i skutkiem tego brakuje na służbę bezpieczeństwa. Choćby się musiało obcinać budżet na wszystkie strony, należy to zrobić, a sumy obcięte przekazać na pomnożenie i wydoskonalenie straży bezpieczeństwa. Na pewno jednak wystarczy obcinać wydatki na pozycje zbędne, ażeby nie brakowało na niezbędne; najniezbędniejszą zaś jest policja bezpieczeństwa. W miarę, jak bezpieczeństwo życia i mienia zwiększa się lub spada, nabiera też wartości państwo lub traci ją. Nie ma lepszego kryterium do oceny państwa, jak statystyka zbrodniarzy nie ściganych.
Państwowość, w której zbrodniarze mogą obywatela okraść, obrabować, nawet zabijać, a z urzędowego komunikatu policji dowiadujemy się tyle tylko, że „zbiegli w niewiadomym kierunku” – państwowość taka traci rację bytu i najlepiej by było unicestwić ją od razu, zanim ona sama mocą swej głupoty, niezdamości i lekkomyślności nie zaprowadzi państwa do zguby. Tacy rządziciele są niezdatni do rządów; na stolicach rządowych są uzurpatorami i trzeba ich przegonić, póki nie jest za późno!
Zabić zbója jest zasługą Gdyby wybić wszystkich zbójów i w ogóle zbrodniarzy, jakżeż zwiększyłaby się wydatność pracy takiego szczęśliwego pokolenia.
Różne są rodzaje zbójectwa, niektóre bywają natury „delikatnej”. Np. propaganda wyludniania kraju, zabijania dzieci w łonie matki. Istnieją od tego jawne „poradnie”, działające publicznie. Gdyby agitacja ta była subwencjonowana z funduszów publicznych, czyż państwo nie byłoby współwinnym zbójectwa?
Do działu bezpieczeństwa życia należy także oczywiście pielęgnowanie zdrowia. W cywilizacji łacińskiej stanowi to bezwarunkowo obowiązek, podczas gdy w bizantyjskiej kwestii, zdrowia nie dopuszczono zgoła do zakresu etyki. W Bizancjum istniał nawet przesąd, jakoby cnota nie mogła mieścić się w pięknym, zdrowym ciele; wyrazem jej miały być ciała znękane, schorowane, brzydkie. Wyniknęły z tego rozmaite następstwa, z których najgorszym było to, że obowiązek doskonalenia się ograniczono do mnichów; w ostatecznej konsekwencji usunięto etykę całkiem z życia publicznego.
W cywilizacji łacińskiej i według etyki katolickiej dbałość o zdrowie jest obowiązkiem tak dalece, iż rozciąga się na nieuleczalnych, nakazując pielęgnować ich starannie, aż do ostatniej chwili. Zwolennicy etyki sztucznej areligijnej (tzw. autonomicznej) mają to za złe chrześcijańskiej miłości bliźniego, że utrzymuje przy życiu trędowatych, paralityków, itp. Zarzucają nam, że niepotrzebnie przedłużamy im cierpienia i dostarczamy ochrony nieszczęściu ludzkiemu. Jak dotychczas, przeciw pielęgnowaniu nieuleczalnych oświadczyły się tylko rządy bolszewickie i hitlerowskie. Słyszało się na każdym kroku zasadę wojsk niemieckich, wypowiedzianą tonem największej przechwałki, jako w Niemczech i pod rządami niemieckimi w ogóle nie ma chorych, chyba tylko chwilowo; w zasadzie są tylko zdrowi i umarli. Jest to oczywiście przekroczenie piątego przykazania.
Ten sam zarzut tyczy się niedostatecznej pieczy o chorych. Jak wiadomo, oficjalnie „ubezpieczalnie społeczne” (popularnie zwane dokuczalniami) szwankują wielce pod tym względem i nie spisałoby się na wołowej skórze zarzutów, jakie wysuwają ubezpieczeni, a wysuwają bez końca i bez skutku. Instytucje te nabrały w Polsce cech kiepskich urzędów socjalistycznych, urządzonych arcybiurokratycznie.
Wszelkiego rodzaju ubezpieczalnie należy zasadniczo popierać, a przymus ubezpieczenia jest całkiem słuszny; lecz niesłusznym jest robienie z tego monopolu. Niechaj społeczeństwu będzie wolno tworzyć ubezpieczalnie stosownie do potrzeb społecznych i niechaj się każdy ubezpiecza, gdzie mu się podoba. Szpitalnictwo nie domaga ilościowo i jakościowo. Ile razy zabraknie w publicznym szpitalu łóżka, a w aptece szpitalnej środka leczniczego (bo zbyt drogi), tyle razy popełnia się przestępstwo przeciwko piątemu przykazaniu. Pomiędzy przysporzeniem zdrowia a wzrostem zalet społecznych zachodzi stosunek prosty kwadratowy. Osadźmy w okolicy zacofanej sumiennego lekarza, przystępnego dla wszystkich; gdy stan zdrowia ludności poprawi się dwukrotnie, wydajność jej pracy i pozytywne zajęcie się życiem zbiorowym rozwiną się w czwómasób. Zorganizowanie lecznictwa publicznego w całym kraju stanowi drugą po służbie bezpieczeństwa naglącą potrzebę.
Nie dość jest leczyć, trzeba zapobiegać chorobom. Np. higiena publiczna wymaga energicznej walki z malarią, a więc komarami wszelkiego rodzaju. Dzięki zimnicy wyludniała się Azja Mniejsza trzy razy w czasach historycznych, a znaczna część ziemi zamknięta jest wciąż dla osadnictwa; nie ma zaś ani w Europie kraju, w którym jakaś okolica nie stanowiłaby ogniska zarazy. Przez długi czas tylko władze Stanów Zjednoczonych spełniały swój obowiązek; w Europie naśladował ten dobry przykład sam tylko Mussolini (suum cuique). Nietrudno wskazać cały szereg podobnych obowiązków, żeby tępić szkodniki rozmaitego rodzaju na wsi i w mieście. Najgorsze z chorób są nerwowe, a Polska ma ich u siebie najwięcej. Władze zachowują się, jakby nie wiedziały o tym, że zdrowe nerwy stanowią wartość sprawności życiowej tego i następnego pokolenia, albowiem dzieci neurasteników bywają niezdarami. Władze np. udzielają przywilejów handlarzom radioodbiorników na wyprawianie hałasów przez cały dzień. Uznaje się też w Polsce nieograniczone prawo psiej swawoli. Jak Polska długa i szeroka, psy ujadają bez ustanku i obszczekują (nawet w Warszawie) każdego przechodnia. Sławne komisje do zwalczania hałasów miejskich zajmowały się tylko klaksonami automobilów. Jako antidotum na neurastenię, propagują władze sport. Owszem! w ten sposób zwiększa się prawdopodobieństwo, że będzie „w zdrowym ciele zdrowy duch”. Lecz przesadzono! Sportu tyle, że młodzież niemal nie ma już czasu uczyć się i robi się w zdrowym ciele niezupełnie zdrowy duch. Jakżeż niekompletne byłyby te roztrząsania, gdyby uwzględnić tylko zabijanie ciała! Przykazanie zakazuje tym bardziej zabijać bliźniego na duchu. Zbrodniczymi wręcz są wszelkie urządzenia państwowe, które przyczyniają się do zabijania charakterów lub talentów. Nad wszelką państwowością unosi się piąte przykazanie, wołając: Nie wytwarzaj służalstwa, pochlebstwa, nie zachęcaj do kariery w zakłamaniu, bo zabijasz ducha, gdy popierasz fałsz i fałszywców. Przykład idzie z góry. Gdzie przez dwa tylko pokolenia wiedzie do wyższych stanowisk niższość charakteru, w kraju takim ogół wyzbędzie się charakteru, tam ludzie z charakterem staną się przedmiotem pośmiewiska, jakoby skądś zabłąkane cudaki. Spodleje społeczeństwo, które nie potrafi strząsnąć z siebie rządów niemoralnych.
Jak dalece metoda rządów może wpływać na charakter ludności, mieliśmy do niedawna przykład we Włoszech. Z kondotierstwa wpadło się z czasem w bandytyzm, który jeszcze za moich czasów zorganizowany był na Sycylii, jakby państwo w państwie. Rząd amoralny stanowi truciznę dla narodu, dla społeczeństwa, jako też dla państwa. Niemożebnym jest, żeby nie umniejszał mu zalet, a nie przysparzał wad. Jeżeli takie rządy trwają czas dłuższy, czekają naród losy opłakane. Gdy wady wezmą górę nad stłumionymi, ubitymi zaletami, musi się wszystko popsuć, bo z wad cóż da się wytworzyć? Społeczeństwa dziczeją, państwa tracą siłę, naród cofa się w rozwoju, wreszcie poczucie narodowe przestaje działać. Złe rządy są jak zbójce.
===================
teksty Feliksa Konecznego z książki „Państwo i prawo”
Poszczególne przykazania z tego cyklu były już tu publikowane – ale zniszczyła je agresja na twarde dyski w mych serwerach w październiku 2021.