Synod o Synodalności jest jak Inferno u Dantego. Znany amerykański konwertyta i publicysta, ks. Richard John Neuhaus, żartował, że po wejściu do piekła pierwsze usłyszane słowa brzmią: „Podzielcie się na małe grupy, urządźcie dyskusję, a następnie złóżcie raport zgromadzeniu plenarnemu”. Tak właśnie wygląda synodalność, uważa amerykański publicysta, ks. Raymond de Souza.
Zgryźliwy komentarz ks. Raymond de Souza zamieścił na łamach „First Things”. Zwrócił uwagę, że idea Synodu o Synodalności, który w praktyce sprowadzał się do bycia serią „spotkań o spotkaniach”, do dziś pozostaje niewyjaśniona. W ubiegłym roku w październiku zebrało się w Rzymie prawie 400 osób, które przez trzy tygodnie debatowały o Kościele synodalnym. W raporcie finalnym tamtego synodu wezwano do pogłębienia tego, co oznacza synodalność. W efekcie papież zlecił opracowanie tego tematu specjalnej komisji, która ma pracować do czerwca 2025 roku. Oznacza to, że tym razem w Rzymie znowu zbierają się biskupi i świeccy by synodalnie rozmawiać o synodalności, choć nikt nie wie, czym synodalność w ogóle jest.
Kapłan zwrócił też uwagę, że podczas bezprecedensowej liturgii pokutnej poprzedzającej otwarcie finalnej sesji tegorocznego synodu przepraszano za grzechy przeciwko synodalności. Można powiedzieć, że najbardziej pokutować powinien kard. Victor Manuel Fernández. Kiedy jesienią 2023 roku na synodzie omawiano kwestię podejścia do osób LGBT, Fernández potajemnie pracował nad deklaracją o błogosławieniu tych par. „Ta zdrada synodalności, wypuszczona w środku zimy z zamarzniętej otchłani na dnie Inferna, zaszokowała świat katolicki” – napisał kapłan. Tamten dzień był „śmiertelnym ciosem dla synodalności”. „W jednym miejscu odbywały się niekończące się spotkania o spotkaniach, którego do niczego nie prowadziły. W innym miejscu, bez żadnych spotkań, zapadły ważne decyzje” – stwierdził.
Ks. Raymond de Souza zauważył, że liturgia pokutna, jak mówił oficjalny komunikat Stolicy Apostolskiej, miałaby na celu „ukierunkowanie prac synodu na początek nowego sposobu bycia Kościołem”. „Wygląda na to, że zapomniano o <starszym> sposobie bycia Kościołem – ot, takim, który istniał zaledwie dwadzieścia pięć lat temu…” – wskazał.
Wolność, równość, braterstwo – albo śmierć. Znany slogan francuskich rewolucjonistów może wkrótce zostać na trwałe zaimplementowany w Kościele katolickim – nie w sensie czysto deklaratywnego przyjęcia rewolucyjnych ideałów, ale w postaci konkretnych zmian strukturalnych.
2 października rozpocznie się w Rzymie finalna sesja Synodu o Synodalności. 26 października uczestnicy przyjmą końcowy dokument, a dzień później papież Franciszek zamknie całe przedsięwzięcie uroczystą Mszą świętą. W ten sposób dobiegnie końca pierwszy wielki etap „synodalnej odnowy” Kościoła, który rozpoczął się trzy lata temu. Pomimo upływu wielu miesięcy absolutna większość katolików nie ma pojęcia, co się w ogóle dzieje; więcej nawet, z przebiegu spraw i celowości synodu nie zdają sobie sprawy nawet księża i biskupi. Przyczyna jest prosta: Stolica Apostolska używa tak niejasnego języka, że człowiek, który nie śledzi na bieżąco zapisów kolejnych synodalnych dokumentów, a jeszcze bardziej, wypowiedzi różnych jawnych i zakulisowych protagonistów synodu, po prostu nie ma możliwości zorientować się w całej sprawie.
Postawię na początku agresywną tezę, którą postaram się w dalszej części udowodnić. Na podstawie mojej znajomości tematyki synodalnej sądzę, że w całej tej operacji chodzi o zakopanie przepaści dzielącej Kościół katolicki od współczesnego świata uformowanego przez Rewolucję i Oświecenie; w tym sensie celem organizatorów synodu jest przyjęcie przez Kościół za własny sloganu rewolucji francuskiej „Liberté, égalité, fraternité, ou la mort” i stosowna do niego, bardzo gruntowna re-konstrukcja katolicyzmu, to znaczy stworzenie go na nowo.
Czytelnik, być może, będzie w tym miejscu oburzony i zarzuci mi absurdalną, prawicową teorię spiskową. Proszę jednak, by nie był tak pochopny; spieszę z wyjaśnieniem, dlaczego tę, przyznaję, brutalną tezę uważam za trafną. Zacznę od dwóch interesujących cytatów z samego Ojca Świętego, głównego inicjatora Synodu o Synodalności.
Otwierając ten Synod w październiku 2021 roku papież Franciszek odwołał się do znanych słów kardynała Yvesa Congara, jednego z najważniejszych ekspertów teologicznych II Soboru Watykańskiego, zdecydowanego reformisty, zwolennika interpretacji wydarzenia Vaticanum II jako cezury w historii katolicyzmu. „Nie ma potrzeby tworzyć nowego Kościoła. Wystarczy stworzyć odmienny Kościół” – brzmiał dosłownie cytat przytoczony przez Ojca Świętego.
Jaki miałby być ten „odmienny Kościół”, Franciszek powiedział już kilka lat wcześniej, cytując głośną wypowiedź innego wielkiego europejskiego kardynała, Carlo Marii Martiniego, również reformisty, nieformalnego przywódcy grupy z Sankt Gallen, która zrzeszała wielu progresywnie nastawionych purpuratów ze Starego Kontynentu. „Kościół jest opóźniony o 200 lat. Dlaczego się nie otrząśniemy. Czy się boimy?” – powiedział na krótko przed śmiercią w 2012 Martini, cytowany przez Franciszka w roku 2019.
„Odmienny” Kościół ma być zatem Kościołem, który nadrobi dwuwiekową „zaległość”; mowa zatem o zmianach, jakie zaszły w świecie na przełomie XVIII i XIX wieku. Niewątpliwie chodzi tu właśnie o ideały społeczne, filozoficzne i eklezjalne, jakie przyniosły francuska rewolucja i Oświecenie.[No i – praktyki MD]
Sądzę, że drogą do osiągnięcia celu „odmiany” Kościoła prowadzącej do gruntownego „aggiornamento” ma być właśnie proces synodalny. W przemówieniu z 2015 roku papież Franciszek ogłosił, że „synodalność jest konstytutywnym wymiarem Kościoła”, co powtórzył w konstytucji apostolskiej „Episcopalis communio” z 2019 roku. Przy żadnej z tych okazji nie została zaprezentowana jakakolwiek definicja pojęcia „synodalność”. Co ciekawe, nie zmieniło się to aż do teraz; nawet opublikowany latem 2024 roku dokument „Instrumentum laboris”, czyli tekst mający być przedmiotem dyskusji na finalnej sesji synodalnej, nie prezentuje takiej definicji. Mamy zatem do czynienia z sytuacją, w której rzekomy „konstytutywny wymiar” Kościoła pozostaje nie tyle „zadaniem”, co raczej swobodną kreacją – pojęciem wciąż pustym, które dopiero trzeba wypełnić treścią. Biorąc pod uwagę papieskie deklaracje, zgodnie z którymi Kościół ma być „odmienny” i „zaktualizowany o 200 lat”, można sądzić, że „synodalność” – wielokrotnie określana jako droga, która nie będzie mieć końca – jest właśnie sposobem na uzyskanie tej „odmienności” i „aktualizacji”.
Wracam do sloganu rewolucji francuskiej. W czym w ramach procesu synodalnego przejawia się zamiar implementacji „wolności”, „równości” i „braterstwa” oraz wykluczenia tych, którzy nie chcą się z tym zgadzać („albo śmierć”)?
1. Wolność
Zgodnie z duchem naszej epoki, człowiek współczesny potrzebuje „wyzwolenia”. Papież Franciszek wielokrotnie sygnalizował, że w jego ocenie katolicy bywają „zniewoleni” doktryną Kościoła, a raczej – w jego ujęciu – „rygorystycznym” implementowaniem tej doktryny. Tuż przed otwarciem finalnej sesji Synodu o Synodalności odbędzie się w Bazylice św. Piotra specjalna ceremonia pokutna pod przewodnictwem papieża. W jej ramach uczestnicy sesji synodalnej będą przepraszać w imieniu całego Kościoła za różnego rodzaju grzechy osobiste i strukturalne. Jednym z nich – jak poucza oficjalna strona Synodu Biskupów – jest grzech „stosowania doktryny jak kamieni, którymi można obrzucać innych”. Nawiązuje to do wielu wypowiedzi papieskich o praktycznie tej samej treści, wygłaszanych przez niego zwłaszcza w kontekście tradycyjnej katolickiej etyki małżeńskiej i seksualnej. O „rygorystycznej” doktrynie papież mówił między innymi podczas dyskusji wokół kwestii dopuszczenia do Komunii św. rozwodników w powtórnych związkach.
Dlatego w adhortacji apostolskiej „Amoris laetitia” z 2016 roku wyraźnie zasugerował nowatorskie podejście, w myśl którego doktrynę należałoby stosować bardzo elastycznie, aż do uznania, że w pewnych sytuacjach obiektywnie grzeszny sposób życia może podobać się Bogu. „Sumienie może jednak uznać nie tylko to, że dana sytuacja nie odpowiada obiektywnie ogólnym postanowieniom Ewangelii. Może także szczerze i uczciwie uznać to, co w danej chwili jest odpowiedzią wielkoduszną, jaką można dać Bogu i odkryć z jakąś pewnością moralną, że jest to dar, jakiego wymaga sam Bóg pośród konkretnej złożoności ograniczeń, chociaż nie jest to jeszcze w pełni obiektywny ideał” – pisał w punkcie 303 tej adhortacji. Słowa te odnoszono zwykle do sytuacji rozwodników, którzy pomimo życia w powtórnym związku i utrzymywania relacji seksualnych mogliby w pewnej sytuacji (na gruncie własnej decyzji sumienia) przystępować do Komunii świętej. Można je jednak odnieść również do innych sytuacji, na przykład osób homoseksualnych.
W tym kierunku zmierza deklaracja „Fiducia supplicans” z grudnia 2023 roku, która pozwala na błogosławienie par jednopłciowych. Idea błogosławienia takich par zasadza się na przekonaniu, że osoby w związku homoseksualnym nie realizują wprawdzie ideału, ale „pośród konkretnej złożoności ograniczeń”, żyjąc w swoim związku, udzielają jedynej dla nich możliwej „wielkodusznej odpowiedzi”, która jest „darem, jakiego wymaga sam Bóg”. W ten sposób właśnie realizuje się rewolucyjna zasada „wolności” – w tym wypadku „wolności od” doktryny, którą w przeszłości miano by stosować rygorystycznie, a która teraz zostałaby sprowadzona do roli narratywnej sygnalizacji obiektywnego ideału, do którego trzeba dążyć, ale we własnym tempie, nie odrzucając od razu nawet obiektywnie grzesznego sposobu życia. Nie trudno zauważyć, że pozwala to na bliskie pojednanie z jednym z najważniejszym współcześnie prezentowanych celów „wyzwolenia”, jakim jest wyzwolenie seksualne od ograniczeń monogamii, heteroseksualności i tak dalej. Innymi słowy, poprzez „Amoris laetitia” i nowe rozumienie doktryny i sumienia, powstałby „odmienny” Kościół, który zasypał w kwestii etyki seksualnej dwuwiekową przepaść dzielącą go od świata. Proces synodalny jest pełen odniesień do tej problematyki; w wielu dokumentach synodalnych pojawiają się wzmianki o konieczności wypracowania „nowych dróg podejścia” do takich grup osób jak rozwodnicy, homoseksualiści czy nawet – w przypadku Afryki – osoby żyjące w związkach poligamicznych.
2. Równość
Problematyka egalitarna jest na Synodzie o Synodalności obecna w jeszcze większej mierze, niż libertyńska. Głównym obszarem synodalnego zmagania o równość jest kwestia kobiet, popychana naprzód zwłaszcza przez środowiska niemieckie (niem. Frauenfrage), ale obecna w dyskusjach niemal na całym świecie. Dokumenty synodalne z „kwestii kobiet” uczyniły jeden z najważniejszych tematów, a sam papież Franciszek podjął nawet decyzję, by poświęcić jej szereg spotkań elitarnej Rady Kardynałów. Dyskusja na ten temat ma trzy zasadnicze linie: dostęp kobiet do stanowisk kierowniczych w Kościele; dostęp do diakonatu; dostęp do sakramentu kapłaństwa. Nie ma wątpliwości, że rewolucyjnego celu pełnej równości płciowej nie osiągnie się inaczej, jak tylko obsadzając kobietę na urzędzie papieża; jakkolwiek wydaje się to skrajne, jest przecież naturalną konsekwencją postulatów dopuszczenia kobiet do sakramentu kapłaństwa. Z racji na zdecydowany sprzeciw konserwatywnej części Kościoła problem dostępu do kapłaństwa, choć wzmiankowany jako dalekosiężny cel, nie jest bezpośrednio dyskutowany. Inaczej diakonat oraz pozycje władzy. W drugim przypadku – piszę to na podstawie lektury niezliczonych wypowiedzi uczestników procesu synodalnego – istnieje już pełen konsensus; nie spotkałem żadnej wypowiedzi ważnego hierarchy Kościoła, który byłby przeciwny dopuszczaniu kobiet do pełnienia najwyższych nawet urzędów kościelnych niewymagających sakramentu święceń. Wszystko wskazuje na to, że Synod o Synodalności będzie silnym bodźcem do nakłaniania Kościołów lokalnych do zwiększania partycypacji kobiet w strukturach władzy. Problem diakonatu jest nierozstrzygnięty ze względu na bliskość sakramentowi kapłaństwa.
Drugim obszarem synodalnej walki o egalitarne oblicze Kościoła jest kapłaństwo. Dokumenty synodalne czynią z „klerykalizmu” jedną z największych przywar współczesnego katolicyzmu. Walka z klerykalizmem miałaby przebiegać poprzez dopuszczanie ludzi świeckich do kościelnych struktur władzy. Realizuje się to już dzisiaj, na przykład poprzez dopuszczanie świeckich do kierowania urzędami Kurii Rzymskiej. Dokumenty synodalne mówią również o przyszłej „synodalnej formacji” do kapłaństwa, która miałaby zasadzać się na rozwinięciu idei „powszechnego kapłaństwa ochrzczonych”. W praktyce mogłoby to oznaczać przekazywanie świeckim szerszych kompetencji w tria munera kapłana – docendi, sanctificandi, regendi, nauczania, uświęcania, rządzenia, na przykład poprzez dopuszczanie do głoszenia kazań (koncept z poparciem niemieckim), udzielania sakramentów (koncept z poparciem niemieckim i latynoamerykańskim) i zarządzania strukturą parafialną, diecezjalną czy nawet kontynentalną Kościoła (koncept z poparciem globalnym).
Trzecim obszarem osiągania „równości” jest rola i władza biskupa, w tym – biskupa Rzymu. Dokumenty synodalne wskazują, że biskupi w Kościele synodalnym powinni sprawować władzę bardziej synodalnie, to znaczy – biorąc pod uwagę opinię całej społeczności katolickiej, którą zarządzają. W „Instrumentum laboris” z lata tego roku wskazuje się, że biskup powinien mieć władzę samodzielnego decydowania, gdyby jednak podjął decyzję autorytarną, nie uwzględniając konsensusu, postąpiłby „niesynodalnie” i odciąłby się od wspólnoty. Jak łatwo się domyślić, biada temu biskupowi, który w Kościele konstytutywnie synodalnym byłby niesynodalny; do niego, sądzę, można zastosować rewolucyjne „albo śmierć”. Dotyczy to również biskupa Rzymu. W czerwcu Papieska Rada Jedności opublikowała dokument na temat posługi papieskiej, którą omawia w kluczu synodalnym, sugerując, że papież mógłby w wielu obszarach ograniczyć swoje sprawowanie władzy, celem docenienia kompetencji biskupów – zwłaszcza prawosławnych.
3. Braterstwo
Kościół synodalny ma być Kościołem inkluzywnym – dla wszystkich. Dokumenty synodalne od samego początku nie pozostawiają wątpliwości, że jednym z zasadniczych celów procesu synodalnego jest redefinicja tradycyjnej eklezjologii na rzecz nowej, która będzie wychodzić od koncepcji „Ludu Bożego” rozwijanej na II Soborze Watykańskim, ale w interpretacji rozszerzającej. Do synodalnego „Ludu Bożego” przyporządkowani zostają nie tylko praktykujący katolicy, ale także ci, którzy nie praktykują, a nawet nie wierzą (pionierem był Carlo Maria Martini organizujący w Mediolanie stałe forum dyskusji z ateistami); w czasie trwania procesu synodalnego we Włoszech ruszył też programowy dialog Kościoła katolickiego z wolnomularstwem, odbyło się już wiele spotkań z udziałem wpływowych biskupów, zwłaszcza szefa Papieskiej Akademii Teologicznego bp. Antonio Stagliano, a także byłego prefekta Rady ds. Tekstów Prawnych kard. Francesco Coccopalmerio.
Braterstwo oznacza również dialog z członkami innych wspólnot religijnych, przy czym dialog nie jest prowadzony w paradygmacie rozmowy o realizacji ewentualnych wspólnych celów przy zachowaniu własnej tożsamości i roszczenia do prawdy przez własną wspólnotę; chodzi o przyjęcie czysto modernistycznej tezy o religijności jako efekcie pierwotnej ludzkiej emocji, co prowadzi w konsekwencji do uznania wszystkich religii za równe sobie odrębne ścieżki prowadzące do immanentnie ograniczonego kontaktu z boskością. Franciszek dawał wielokrotnie wyraz tym tendencjom, od deklaracji z Abu Zabi, przez encyklikę „Fratelli tutti”, aż po deklarację indyferentyzmu religijnego z Singapuru, by ograniczyć się tylko do trzech najważniejszych przypadków.
Dodatkowym i ważnym elementem implementacji hasła o braterstwie jest „opcja preferencyjna na rzecz imigrantów”, która została na Synodzie o Synodalności wyrażona na przykład poprzez włączenie do katalogu nowych grzechów „grzechu przeciwko imigrantom”, za który przepraszać będą pokutnicy uczestniczący we wspomnianej wyżej ceremonii w Bazylice św. Piotra w przededniu otwarcia finalnej sesji synodalnej.
4. Albo śmierć
Jest oczywiste, że Kościół „odmieniony”, który dokona „aktualizacji” do Rewolucji i Oświecenia i który będzie „konstytutywnie synodalny” nie może tolerować w swoich szeregach ludzi, którzy nie są synodalni. Byłoby to wewnętrzną sprzecznością i groziłoby rozpadem tej nowej-starej wspólnoty eklezjalnej. Stąd zrozumiałe wymaganie, by wszyscy przyjmowali pryncypia synodalności. Na obecnym etapie szybkie tego wymuszenie jest niemożliwe, co pokazał na przykład opór względem „Fiducia supplicans” ze strony biskupów afrykańskich. Papież Franciszek i kard. Victor Manuel Fernández odpowiadając afrykańskim biskupom wyjaśnili jednak, że zostają oni zwolnieni z konieczności implementowania w swoich diecezjach błogosławienia par LGBT, ale wyłącznie ze względów kulturowych; innymi słowy, kiedy kultura afrykańska zostanie przekształcona i osiągnie ten sam stan moralny, który osiągnęła kultura zachodnia, zwolnienie zostanie cofnięte. Dotyczy to, jak można domniemywać na zasadzie analogii, także wszystkich innych synodalnych przemian. Jako że proces globalizacji w ostatnich dziesięcioleciach skutecznie przemienia kolejne społeczeństwa, narzucając wszystkim ten sam paradygmat rewolucyjno-oświeceniowy, można się spodziewać, że Kościół konstytutywnie synodalny przyjmie zasadę wspólnoty „wielu prędkości” – głosząc powszechną inkluzję jako obiektywny cel, który wszyscy muszą osiągnąć, jakkolwiek we własnym tempie.
Tak wygląda w mojej ocenie – w największym możliwym skrócie – rzeczywistość Synodu o Synodalności; można byłoby pisać jeszcze bardzo wiele na temat rozmaitych rozwiązań szczegółowych, takich na przykład, jak plan zacieśniania europejskiej integracji kościelnej poprzez powołania Europejskiego Zgromadzenia Kościelnego; albo jak promowanie nowatorskiej metody dyskusji w postaci „rozmowy w Duchu”, która zasadza się na wysłuchiwaniu bez żadnych komentarzy wielu sprzecznych opinii, by później, pod kierunkiem synodalnego eksperta, wypracować „konsensus” w duchu „jedności w różnorodności”; albo jak powołanie przez Franciszka 10 specjalnych Komisji Synodalnych, które już po zakończeniu synodu w Rzymie będą pracować nad implementacją różnych konkretnych kwestii w życie Kościoła; spodziewam się jednak, że wdając się w te rozważania nadwyrężyłbym cierpliwość Czytelnika. Zainteresowani znajdą zresztą wszystkie te kwestie w poprzednich tekstach publikowanych na łamach PCh24.pl.
Jedno jest pewne: 2 października rozpocznie się finalna faza budowy „odmiennego” Kościoła, a jego kształt w kwestiach zasadniczych opisali już zaczarowani filozofią oświeceniową myśliciele modernistyczni z przełomu XIX i XX wieku, ci sami, których refleksja teologiczna kształtuje dziś teorię i praktykę najważniejszych aktorów procesu nowego kościelnego „udzisiejszania”.
Paweł Chmielewski
=====================
mail;
Nihil novi sub sole:
L’homélie prononcée par Jean-Paul II au Bourget (le 3 juin 1980)
Après avoir retracé l’histoire chrétienne de la France, Jean-Paul Il affirme : ” Que n’ont pas fait les fils et les filles de votre nation pour la connaissance de l’homme, pour exprimer l’homme par la formulation de ses droits inaliénables ! On sait la place que l’idée de liberté, d’égalité et de fraternité tient dans votre culture, dans votre histoire. Au fond, ce sont là des idées chrétiennes. “
Najnowszy dokument Stolicy Apostolskiej o synodalności jest w większości bezbrzeżnym pustosłowiem; ale organizatorzy Synodu ogłosili, że tak po prostu musi być. Prawdziwe decyzje podejmą specjalne Komisje Synodalne, a klucz będzie prosty: Duch (?) objawia się w czasie.
Przeczytałem w życiu wiele dokumentów kościelnych; nigdy dotąd nie odczuwałem jednak tak wielkiego zażenowania, jak podczas lektury najnowszego Instrumentum laboris Synodu o Synodalności. To bardzo bolesne patrzeć, jak nisko upadła w Kościele katolickim dyscyplina intelektualna; jak bardzo Rzym jest zagubiony we współczesności; jak ślepo miota się, zupełnie nie wiedząc, co zrobić i dokąd się skierować. Po lekturze tego przydługiego tekstu – w PDF ma 60 stron – każdy dostrzeże, że w ujęciu jego autorów tego tekstu synodalność nie jest wcale wielkim projektem: ci, którzy stworzyli Instrumentum laboris, nie potrafią wydobyć z synodalności nie tylko szansy na odnowę Kościoła, ale nie są zdolni nawet do tego, by nadać jej jakąkolwiek w ogóle moc reformistyczną.
Nie; Instrumentum laboris jest dziełem po prostu głupim – napisanym przez ludzi, którzy bełkoczą bez sensu, odmieniając przez wszystkie przypadki słowa zasłyszane w demokratycznych nadajnikach inkluzywnych społeczeństw liberalnych, przemieszane z kościelną nowomową. Partycypacja, udział, transparentność, zmiana, przemiana, dynamika, relacja, partnerstwo, włączanie, akceptacja, reforma, synodalne nawrócenie, perspektywa misyjna, perspektywa synodalna, tożsamość chrzcielna każdego i każdej… Na pierwszych 40 stronach tekstu nie ma dosłownie żadnej treści; później pojawia się kilka bardziej konkretnych elementów, jakkolwiek zaczerpniętych głównie z poprzednich dokumentów synodalnych. To w sumie więcej niż żałosne.
Po lekturze byłbym zatem zupełnie załamany, gdyby nie jeden kluczowy fakt: Instrumentum laborisjest głupie, bo może być głupie; jego redakcję można było powierzyć nawet dziecku, jako że dokument nie ma po prostu żadnego znaczenia. Zgodnie z przyjętymi procedurami powinien wprawdzie stanowić fundament dalszej dyskusji, ale… tak nie będzie. Wyjaśnił to sam Sekretarz Generalny instytucji Synodu Biskupów, a zatem formalnie główny organizator Synodu o Synodalności, kardynał Mario Grech. Podczas prezentacji Instrumentum laboris zapowiedział, że wkrótce zostanie opublikowana „pomoc teologiczna”, która zawrze w sobie podsumowanie i omówienie Instrumentum laboris– i to właśnie ona będzie wskazywać, co dalej. Mówiąc krótko: Watykan dobrze wie, że 60-stronicowe Instrumentum laboris nie nadaje się do lektury, dlatego przygotuje krótszy i bardziej konkretny tekst; dopiero ten będzie przedłożony do faktycznej lektury biskupom i świeckim zaangażowanym w proces synodalny.
Na tym jednak nie koniec, bo tak naprawdę… cały Synod o Synodalności nie ma już kompletnie żadnego sensu. Proszę nie myśleć, że ten radykalny osąd jest wynikiem uprzedzeń autora tego tekstu, bynajmniej. Mam na to twarde dowody i spieszę z ich przedstawieniem.
Jak pamiętają Czytelnicy, papież Franciszek ogłosił Synod o Synodalności w roku 2021. Miał składać się zasadniczo z trzech faz: zbierania opinii ludzi w diecezjach (etap krajowy), omawiania ich w ramach kontynentów (etap kontynentalny), przetworzenia ich na zjeździe w Rzymie zakończonym wydaniem dokumentu finalnego (etap powszechny). Później papież, biskupi, księża i świeccy mieli zacząć wdrażać w życie synodalne postanowienia i Kościół miał rozpocząć erę wielkiej szczęśliwości i prosperity. Odzwierciedlało to jeden do jednego metodę przeprowadzania reform, jaką zaproponowali Kościołowi biskupi Niemiec w roku 2020.
W trakcie 2023 roku zapadła jednak decyzja, by w sposób zasadniczy zmienić ten modus operandi. Przyczyn, dla których tak było, jest wiele i nie mam tu miejsca, by je wszystkie wymienić. Dość powiedzieć, że papież Franciszek i jego najbliższe otoczenie doszli do wniosku, że ten trójstopniowy program po prostu się nie sprawdzi. W tym momencie Synod o Synodalności stał się żywym trupem. Biskupi i świeccy zebrali się w Rzymie jesienią ubiegłego roku, ale nie postanowili zupełnie niczego. Ich dokument końcowy był pozbawiony treści. Co więcej, papież kompletnie zlekceważył ich debaty: choć na rzymskim spotkaniu bardzo wiele uwagi poświęcono moralności seksualnej, już dwa miesiące później Franciszek i kard. Victor Manuel Fernández ogłosili deklarację Fiducia supplicans, której nie omówili nawet z Kurią Rzymską. Deklaracja wprowadziła radykalną reformę w postaci zgody na błogosławienie par LGBT, co wywołało w Kościele prawdziwe trzęsienie ziemi, a biskupi na całym świecie nie mogli zrozumieć, dlaczego papież to zrobił i jak to połączyć z „synodalnym wsłuchiwaniem się” w głos innych.
W lutym tego roku Franciszek ogłosił powołanie 10 Komisji Synodalnych. Taki twór nie był przewidziany w procesie synodalnym. Komisje mają zająć się różnymi tematami szczegółowymi, które „pojawiły się” w debatach synodalnych. Diakonat i kapłaństwo kobiet, celibat, relacje władzy w Kościele, rola biskupa, rola papieża, moralność seksualna, różnorodność doktrynalna, ekumenizm – słowem, wszystko. Opisywałem te komisje w PCh24.pl wskazując, że ich powołanie może być przygotowaniem do quasi-soborowej reformy Kościoła: albo do zwołania faktycznego III Soboru Watykańskiego, albo do przeprowadzenia gruntownej przebudowy katolicyzmu bez formalnego zwoływania soboru. Powołanie tych Komisji zostało w większości mediów kompletnie zignorowane, tak, jakby nie chodziło o nic ważnego; część publicystów liberalnych uznała nawet, że to triumf konserwatystów, bo papież „wyjmuje” gorące tematy z procesu synodalnego i chce je „utopić” w tych komisjach. Bynajmniej.
Razem z Instrumentum laborispojawiła się lista członków wszystkich z dziesięciu komisji. Lista pokazuje, że mowa jest o niezwykle poważnym przedsięwzięciu, które jest ewidentne nakierowane na to, by doprowadzić do konkretnych rezultatów. W każdej z dziesięciu komisji zasiadają kardynałowie Kurii Rzymskiej oraz eksperci teologiczni. Przewijają się tu bardzo znane liberalne nazwiska: Jean-Claude Hollerich, Michael Czerny, Jose Cobo Cano, Joseph Tobin, Luis Antonio Tagle, Joao Braz de Aviz, Felix Genn, Ulrich Steiner, Oswald Gracias, Filippo Iannone, Nathalie Becquart, Maurizio Chiodi, Piero Coda… Gdyby 10 Komisji Synodalnych miało służyć do „utopienia” progresywnych postulatów, nie byłoby tak silnie nasycone ludźmi, którzy – jak Hollerich, Steiner czy Chiodi – są rewolucjonistami pełną gębą. Organizatorzy Synodu o Synodalności poinformowali, że 10 Komisji Synodalnych przygotuje swoje analizy „wychodząc” od tego, co mówiono na synodzie, a następnie do czerwca 2025 roku przedłoży konkretne propozycje reform papieżowi. Na tym nie koniec: pracy 10 Komisji Synodalnych będzie towarzyszyć praca specjalnego zespołu ds. reformy prawa kanonicznego, tak, by przygotowane przez Komisje reformy miały umocowanie formalnoprawne. Propozycje reformy KPK zostaną przedstawione w październiku 2025 roku.
Oznacza to wszystko, że Synod o Synodalności zakończy się jesienią 2024 roku – i trafi na śmietnik historii. Kościół, owszem, zostanie gruntownie przebudowany, ale tak żmudnie zbierany głos zwykłych świeckich, księży czy nawet biskupów nie będzie mieć w tym wszystkim żadnego znaczenia.
O reformach zdecydują tylko i wyłącznie najbliżsi Franciszkowi kardynałowie Kurii Rzymskiej i skrzętnie dobrani eksperci teologiczni – oraz oczywiście sam papież, który z kardynałami Fernándezem i Parolinem u boku będzie w trakcie 2025 roku decydować o konkretnym kształcie reform.
Wrócę teraz do samego Instrumentum laboris. Tak jak pisałem na wstępie, 2/3 tego tekstu jest po prostu bełkotliwe. Jeżeli dokument ma jakąkolwiek wartość, to tylko taką, że przewija się w nim kilka absolutnie kluczowych „synodalnych” wątków, to znaczy punktów, które są ważne dla agendy reformistycznej od samego początku całego Synodu o Synodalności. Jakich? Mówiąc krótko: to po prostu niemiecka Droga Synodalna, ze wszystkimi jej tematami (- Zeitgeist jako źródło Objawienia; – nowa moralność seksualna; – nowa rola kobiet; – demokratyzacja władzy w Kościele; – radykalny ekumenizm; – agnostycyzm i relatywizm jako szczyt rozwoju chrześcijaństwa).
Jak to wygląda w praktyce? W Instrumentum laboris wielokrotnie pojawia się bezpośrednie lub częściej pośrednie odniesienie do koncepcji sensus fidei fidelium, czyli zmysłu wiary wierzących. Od 2021 roku na gruncie synodalnym funkcjonuje nowe rozumienie tej starej katolickiej nauki. Kościół głosił, że wierzący mają swoisty zmysł odróżniania tego, co katolickie, o ile tylko żyją w zgodzie z nauką Kościoła, przyjmują sakramenty, żyją modlitwą etc. Nowa koncepcja rozumienia sensus fidei fidelium przekreśla wszystkie te warunki: zdolność do wyróżniania tego, co katolickie, nabywa się jakoby na gruncie samego chrztu. To właśnie radykalna demokratyzacja: wszyscy są równi, nawet jeżeli żyją w stanie grzechu ciężkiego. Jako że Instrumentum laboris nieustannie mówi o „podróży” z chrześcijanami niekatolickimi oraz wyznawcami innych religii, przechodzi to w praktyce na jeszcze wyższy poziom: w istocie wszyscy ludzie nabywają zdolność do współkształtowania teraźniejszości i przyszłości Kościoła, na gruncie tego tylko, że są ludźmi. W ten sposób to właśnie Zeitgeist staje się nowym nauczycielem Kościoła. W punkcie 98 Instrumentum laboris mówi na przykład, że należy podejmować w Kościele decyzje wsłuchując się w głos absolutnie wszystkich, w tym społeczeństwa w ogóle oraz świeckich instytucji (sic).
Z tym wiąże się w sposób konieczny postawienie na piedestale agnostycyzmu i relatywizmu. Jeżeli Kościół katolicki ma odbywać wspólną podróż w odkrywaniu „prawdy” razem z niekatolikami i niechrześcijanami, a nawet z ateistami, to oznacza to po prostu, że „prawda” jest różnorodna i złożona, a zatem – że nie ogranicza się do tego, co zawarte w Objawieniu. Deus in fieri – Boga nie ma, Bóg się staje; wraz z Bogiem stają się dogmaty, doktryny i moralność, a synodalna podróż ze wszystkimi ludźmi (Fratelli tutti) jest narzędziem uświadamiania sobie przez człowieka tego stawania się. W tym procesie Kościół przechodzi głębokie przemiany, odrzucając coraz więcej ze swoich tradycji, które „martwieją” i tracą „życie”, o ile nie są podatne na wewnętrzną transformację. Uniwersalną etykę chrześcijańską zastępuje ostatecznie świecki Weltethos: to, co za słuszne uznaje hic et nunc ludzkość. W każdej epoce może to być coś innego.
Papież Franciszek w Laudato si’ pisał o swoich marzeniach dla Kościoła. O tym, jaki Kościół powinien być. Der Mythus des 21. Jahrhunderts? Chyba tak, bo tak jak u Rosenberga prawdą było to, co wyznawał u progu XX stulecia niemiecki Volk, tak dziś prawdą jest to, co wyznaje Volk synodalny, zwany Ludem Bożym prowadzonym przez Ducha (People of God led by the Spirit).
O nowej moralności seksualnej Instrumentum laboris nie mówi wprost; ten ważny dla niemieckiej Drogi Synodalnej wątek jest jednak implicite zawarty w postulacie wsłuchiwania się w Zeitgeist, czemu zresztą Franciszek już dał wyraz, ogłaszając Fiducia supplicans: błogosławienie par LGBT nie ma żadnego uzasadnienia w Piśmie ani Tradycji, a wyłącznie w duchu czasu. O ekumenizmie, demokratyzacji władzy – już owszem, tu pojawiają się konkrety. Na koniec zwrócę uwagę na ten ostatni aspekt, bo ostatecznie przecież zawsze chodzi o to samo: o to kto podejmuje decyzje i jak to robi.
W Kościele synodalnym, jak mówi punkt 67, władza ma należeć do ludu. Nie w tym sensie, by usuwać biskupa; bynajmniej, na to nie pozwala hierarchiczna „konstytucja” Kościoła. Biskup dalej ma mieć pełnię władzy, tyle, że nie powinien jej używać. Według punktu 68 biskup winien skonsultować każdą ważniejszą decyzję z kolektywem wiernych, który to kolektyw wybiorą zresztą sami wierni; jeżeli pojawi się konsensus – powinien postąpić w zgodzie z nim. Gdyby uczynił inaczej, zerwałby relację ze wspólnotą, a to oznaczałoby, że przestałby być synodalny. Niesynodalny biskup w synodalnym Kościele jest, można rzec, schizmą bytu; można się domyślić, że zostanie więc wypluty.
Jako że mottem synodalności jest „jedność w różnorodności”, ma być mniej jedności, a więcej różnorodności. Punkt 97 mówi, że trzeba obdarzyć konferencje episkopatu nowym autorytetem doktrynalnym, tak, aby mogły podejmować swoje własne decyzje bazując na swojej własnej kulturze.
Synodalny Volk nie jest globalny; jest plemienny, dlatego wiara i moralność również będą plemienne. Należy „uznać konferencje episkopaty za podmioty eklezjalne obdarzone autorytetem doktrynalnym, przyjmujące społeczno-kulturową różnorodność w ramach Kościoła o wielu twarzach, preferujące takie formy wyrazu w liturgii, dyscyplinie, teologii i duchowości, jakie są właściwe dla różnych kontekstów społeczno-kulturowych”.
W Instrumentum laboris pojawia się też oczywiście wiele odniesień do nowej roli kobiet, zwłaszcza gdy idzie o święcenia diakonatu; mówi się również o tworzeniu kontynentalnych zgromadzeń biskupów, które byłyby kolejnym ograniczeniem władzy pasterza – już nie oddolnym poprzez synodalno-demokratyczny Volk, ale i odgórnym, poprzez kolektywy eklezjalne pozostające w dialogu ze społeczeństwem i świeckimi instytucjami (pkt. 98).
Pamiętajmy jednak, że te wszystkie zapisy Instrumentum laboris ostatecznie i tak nie mają znaczenia. Prawdziwym wyrazem woli ludu nie jest przecież lud, nawet Lud Boży: w naszym wypadku autentyczną wolę ludu wyraża 10 Komisji Synodalnych.
Swoje wnioski Komisje przedstawią w czerwcu 2025; i wtedy zacznie się prawdziwa Rewolucja.
Czy Kościół katolicki słucha się Żydów, zamiast podążać drogą Jezusa Chrystusa? O tym Bartosz Kopczyński z Towarzystwa Wiedzy Społecznej w Toruniu rozmawia z arcybiskupem Janem Pawłem Lengą, emerytowanym biskupem Karagandy w Kazachstanie.
Bartosz Kopczyński: Ksiądz Arcybiskup opublikował cztery tytuły. W tych książkach Szanowny Autor porusza tematykę, która dla wielu ludzi jest niewygodna. Dlaczego powinniśmy przeczytać te książki?
Arcybiskup Jan Paweł Lenga: Po prostu napisałem o wszystkim, o co mnie pytano. Ludzie w dzisiejszym świecie szukają gałązek i liści na gałązkach, a nie szukają korzeni. Liście szumią, gałązki chwieją się, a korzenie stoją mocno. Kościół katolicki to Chrystus – na nim powinien być pobudowany. Nie zbiorowo, nie grupowo, nie jakoś narodowo, a indywidualnie każdy musi się zanurzyć w Chrystusie na tyle, na ile mu się odda. Chrystus oddał się nam całkowicie, aż do śmierci na krzyżu, i zaprasza nas do tej samej jedności. Nie może nas ani zmusić, ani przywabiać czymkolwiek – On tylko zachęca nas, aby pójść za Nim. Ochotnego dawcę Bóg miłuje. Jeżeli się za Nim idzie, to widzi się owoce tego pójścia. Kiedy tylko są zachcianki, że Panie Boże, ja bym poszedłem za Tobą, ale najpierw daj mi pogrzebać moich zmarłych – jest taka scenka w Piśmie Świętym – to Chrystus mówi, że idź grzebać swoich umarłych. Powołanie do pójścia za Nim może być bardzo delikatne, a Chrystus mówi do nas w swoim konkretnym momencie. Musimy być w stanie łaski, aby to wyczuwać. Jeśli przegapimy ten stan łaski, to może on przejść bezpowrotnie, do jakiegoś oddalonego czasu, kiedy ktoś znowu będzie się za nas modlił albo jakieś wydarzenia życiowe nas pobudzą do tego, aby się nawrócić i stanąć na właściwej drodze.
– W tej chwili trwa proces synodalny w Kościele katolickim, zainicjowany przez papieża Franciszka. Ten proces ma według założeń doprowadzić do bardzo wielkich, radykalnych zmian w Kościele, ma całkowicie odmienić Kościół. Jak Wasza Ekscelencja sądzi – jaka jest świadomość polskiego kleru dotycząca projektowanych zmian?
– Synodalność jest najgorszą rzeczą, jaka może być. Ma w sobie to zło, że Kościół katolicki zaczyna się radzić muzułmanów, Żydów i różnych innych ugrupowań czy religii. Kościół radzi się LGBT+, ateistów, masonów i wszystkich, a przez to nie radzi się Jezusa Chrystusa. I to jest najgorsza zdrada Jezusa Chrystusa, bo kiedy On zakładał Swój Kościół, to nie pytał się ani faryzeuszy, ani saduceuszy, ani arcykapłanów, czy ma to robić. On mówił swoim uczniom – zostawcie ich ślepych. Stworzył swój Kościół, ale przede wszystkim po prostu wrócił do tego, co naród izraelski, niegdyś wybrany, stracił przez lata i wieki, nie wykonując w pełni tej nauki, która była głoszona przez Mojżesza i proroków. Mojżesz im mówił, że mamy przymierze z Bogiem. Jeżeli wy będziecie wszystko wykonywać, do czego bierzecie obowiązek, to Pan Bóg będzie wam błogosławił, będziecie się mnożyć wy, wasze bydło i wszystko inne – będziecie świętym narodem. Ale jeżeli wy zaczniecie w swojej działalności popełniać wszystkie błędy tych ludzi i narodów, które zostały przed wami wypędzone jako grzeszne i zabijane mieczem, to wy popełnicie jeszcze większe zbrodnie niż oni.
Dzisiaj widzimy, że niestety następcy narodu izraelskiego, Chabad Lubawicz itd., nie mają nic wspólnego z tradycyjnym żydostwem z tamtego czasu. Izrael ma dziesięć przykazań Bożych i powinien je wykonywać tak jak katolicy. Chabad Lubawicz to okrutna sekta, która oddzieliła się od Pięcioksięgu i w ogóle Starego Testamentu, żyjąc w swojej strefie poznania i głoszenia nie Boga, a raczej Szatana i jego postulatów. Kiedy Kościół katolicki w dzisiejszej fazie swojego rozwoju tak samo prawie uniżył się, zniszczył w sobie prymat Jezusa Chrystusa, jest godzien większej chłosty niż naród izraelski. W Żydach tylko kształciła się wiara nadchodząca w Chrystusie, a Kościół katolicki już dwa tysiące lat rozwijał się w poznaniu Jezusa Chrystusa. Skoro na Soborze watykańskim II zaczął się aktywnie degradować i odrzucił Jezusa Chrystusa jako swojego Zbawiciela, to czeka go bardzo prędka chłosta.
Dlatego diabelstwo wchodzi na areny świata – czeluści są już widoczne. Agenda 2030 zniszczy wszystkie resztki tego Kościoła, które jeszcze są. Diabeł będzie ogonem zrzucał nawet te gwiazdy, które jeszcze nie zagnieździły się na niebie do końca. To jest wielkie niebezpieczeństwo. Synodalność to jest najgorsze, co może być, bo oni chcą potwierdzić swoje diabelskie postulaty głosem całego Kościoła, nie biorąc jednocześnie pod uwagę krytycznych uwag i prawdziwej wiary. Zniszczą Kościół katolicki doszczętnie oraz podporządkują go diabłu i masonerii, która go przedstawia.
– Gdyby okazało się, że urzędujący papież jest czynnym lucyferystą, to co by to oznaczało dla Kościoła?
– Sumienia ludzkiego nikt nigdy nie zbada, bo człowiek może się nawrócić w ostatniej chwili – łaska Boża nikomu nie jest odmawiana. My nie możemy wejść w sumienie dzisiejszego Bergoglio, który siedzi na krześle św. Piotra. Nie ulega jednak wątpliwości, że on nic nie robi, żeby wykonać to, co w Piotrze, pierwszym papieżu, pozostawił Jezus Chrystus. Bergoglio nie utwierdza braci w wierze. On wykonuje agendę, która nie należy do Jezusa Chrystusa, i to widać gołym okiem. Gdyby się okazało, że jest lucyferystą, to może to tylko utwierdzić najgorsze obawy wierzących. Mnie się wydaje, że on jest w jakiś sposób wykorzystany, przez swoją naiwność lub poddaństwo, może wciągnięty na jakimś etapie życia w gry i zabawy masońskie, diabelskie.
Trudno w to wejść, ale wydaje mi się, że on jest tym, który przygotowuje miejsce dla Antychrysta – ten już jest bardzo blisko z tego względu, że czas się kurczy. W moich oczach on jest bardzo podobny do Jana Chrzciciela, tylko na odwrót. Jan Chrzciciel przygotował drogę dla Chrystusa i rozpoznał go, gdy ten przyszedł. A ten robi wszystko, aby Chrystusa nie rozpoznano.
Kościół katolicki w Polsce jest w większości opanowany przez modernistów, zielonoświątkowców i progresistów, którzy nie mają nic wspólnego z Kościołem katolickim. To sekciarstwo, który wtargnęło do Kościoła. Większość biskupów, nawet ci, którzy chcieliby coś powiedzieć, żyje w strachu przed hierarchią. Oni się nie boją Jezusa Chrystusa, przed którym staną na Sądzie Ostatecznym. Oni boją się biskupa Bergoglio. Proboszcz boi się biskupa, a wikary boi się proboszcza. Generał zakonu nie chce konfrontacji z Bergoglio, bo zostanie wyrzucony i w jego miejsce wejdzie ktoś inny. Przyzwyczaił się do bycia generałem i przez takiego głupiego generała cały klasztor natychmiast głupieje. Porozstawiał wszystkich, jak chce, a ci biedacy, którzy tam przychodzą, żeby się zbawić, w końcu dostrzegają, że nie ma tam nic wspólnego z duchem założycielskim, który był dawany przez najlepszych przedstawicieli Kościoła. Nie ma nic u jezuitów z Ignacego Loyoli. We franciszkańskich klasztorach jest mało co od św. Franciszka. Mało co jest w mariańskich kościołach od św. Stanisława Papczyńskiego i błogosławionego biskupa Jerzego Matulewicza. Ci ludzie są przysposobieni do tego, aby być na widoku i wszystkich zadowolić.
Chrystus szedł i nauczał pod prąd. Kiedy Żydzi mu się sprzeciwiali, On mówił im, że mają Diabła za ojca. Dlatego Go ukrzyżowali, myśląc, że wygrali. W ten sposób naród izraelski pozbawił się swojego pierwszeństwa i został rozproszony po całym świecie. Żydzi próbują do tego wrócić – chcą zająć Wzgórze Świątynne i odbudować Świątynię. W niej jednak nie będzie mieszkał Duch Boży i Bóg, jak to było w pierwszej Świątyni Salomona, ale będzie mieszkał duch Antychrysta. A on ludziom z tego narodu, do których należy bogactwo, złoto i władza, a którzy niestety nie rozpoznali swojego Zbawiciela, gotuje bardzo przykry los. Kiedy zobaczą, kogo mają, za kim szli i kogo ogłosili swoim Mesjaszem, dla niektórych może być już za późno.
– W październiku 2024 roku ma nastąpić finalny etap procesu synodalnego. Poznaliśmy założenia w dokumencie synodalnym, który zamknął pierwszy etap w październiku 2023 roku, więc wiemy, co jest planowane. Jeśli to zostanie dokończone i w związku z tym zostaną zniesione sakramenty oraz dogmaty, to powstanie zupełnie nowy twór, który wciąż będzie nazywany Kościołem katolickim, ale tylko z nazwy. Jak mają się do tego ustosunkować wierni i kapłani?
– Droga synodalna skończy się tym, co zamierzali jej autorzy – wprowadzeniem kobiet do kapłaństwa, a LGBT do Kościoła. Ksiądz Augustyn Pelanowski mówił o tym: módlcie się za kapłanów, żeby z kościołów nie zrobili burdeli. To będzie ohyda spustoszenia, która już dzisiaj bardzo mocno prowokuje Boga, żeby wymierzał jak najgorsze kary. Być może Pan Bóg jeszcze zwleka ze względu na jakieś niewielkie grupki, które usilnie błagają, aby jednak powstrzymał swój prawdziwy gniew na ludzkość. Zuchwalcy poszli tak daleko, że oni czują się bogami i nikogo się nie boją. Serwują nam najgorsze obrzydliwości, których świat nie widział. Nawet poganie przedchrześcijańscy nie byli tak wyuzdani i perfidni jak dzisiejsi katolicy, którzy zapomnieli o Panu Bogu i poddali się najgorszemu zepsuciu. Naprawdę nasz naród jest w rozterce, zmanipulowany i biedny – nie wie, do jakiej przystani zmierza. Statek, na którym płyniemy, dryfuje bez sternika.
Kardynał Müller, który był bezpośrednim uczestnikiem październikowego Synodu, skomentował, że cały Synod w zasadzie służył jedynie promowaniu legalizacji LGBTQ w Kościele. Synod pod przewodnictwem pseudopapieża Bergoglio wprowadza tę legalizację poprzez grzechy przeciwko Duchowi Świętemu. Kardynał skomentował:
„Twierdzą, że dzisiaj mamy nową wiedzę, objawioną przez Ducha Świętego, dlatego odtąd akty homoseksualne lub błogosławienie aktów homoseksualnych są dobrą rzeczą. To jest nadużywanie Ducha Świętego w celu wprowadzenia doktryn otwarcie sprzeciwnych z Pismem Świętym… Nie możemy pogodzić nauk Chrystusa i antychrysta. Ta homoseksualna ideologia LGBT jest ideologią otwarcie antychrześcijańską. To duch antychrysta przemawia poprzez agendę LGBTQ. Jest to całkowicie sprzeczne z Bogiem”.
Pismo Święte ukazuje istotę grzechu przeciwko Duchowi Świętemu: „Przyprowadzili do Jezusa człowieka opętanego, ślepego i niemego. (Jezus wyrzucił demona) i uzdrowił go, tak że niemy mógł mówić i widzieć…. Faryzeusze powiedzieli: «On tylko przez Belzebuba, władcę złych duchów, wyrzuca złe duchy»… Jezus rzekł: «Powiadam wam, że każdy grzech i bluźnierstwo będą odpuszczone ludziom, ale bluźnierstwo przeciwko Duchowi nie będzie odpuszczone…. ani w tym wieku, ani w przyszłym»” (Mt 12:22-32).
Istota grzechu przeciwko Duchowi Świętemu polega na tym, że przejaw Bożej mocy przypisuje się diabłu lub odwrotnie, to, za czym stoi diabeł, przypisuje się Bogu i woli Bożej. Synod Bergoglio promuje swój bluźnierczy program błogosławienia związków LGBTQ pod hasłami, że tak dynamicznie dziś sam Bóg, Duch Święty, oświeca i prowadzi Kościół:
„…sam Bóg podtrzymuje, kieruje i oświeca swoją misję”.
„…chodzi o autentyczne słuchanie i rozeznawanie tego, co Duch mówi do Kościołów”.
Na zakończenie tego bluźnierczego synodu Bergoglio powiedział: „Z uwagą słuchaliśmy Ducha Świętego”.
Jest całkowicie jasne, że za promocją sodomii nigdy nie może stać Duch Święty. W katechizmie Duch Święty nazywa homoseksualizm grzechem wzywającym do nieba, a Pismo Święte potępia go jako obrzydliwość lub wstyd (gr. Atimia – Rz 1) i ostrzega, że Bóg karze go ogniem doczesnym i wiecznym (2 Piotra 2:6, Judy 7). Bergoglio i jego zwolennicy na Synodzie odważyli się na najbardziej bluźniercze kłamstwo, twierdząc, że dzisiaj rzekomo sam Duch Święty promuje sodomię.
Podobnie, niszcząc depozyt wiary, bluźnierczo twierdzą, że czyni to Duch Święty. Bergogliowy Synod manipuluje tak, jakby Bóg teraz legalizował grzech, tj. w rezultacie prowadził ludzi do piekła. I to jest największe oszustwo Bergoglio i całego tzw. Synodu, który nazywa swoją niszczycielską działalność, mającą na celu zniszczenie chrześcijaństwa, „natchnieniem Ducha Świętego”.
Do tych zbrodni wykorzystują przywłaszczoną władzę tzw. następcy apostoła Piotra i namiestnika Chrystusa na ziemi. Dzieje się tak, aby mogli oszukać jak największą liczbę osób poprzez żądanie fałszywego posłuszeństwa. Nie głoszą pokuty, nie mówią o istocie zbawienia czy podstawowych prawdach, a jedynie słuchają nieczystego ducha LGBTQ.
Ponownie pojawia się pytanie: Czy człowiek, który intronizował demona Pachamamę i poświęcił się szatanowi w Kanadzie, może twierdzić, że jest namiestnikiem Chrystusa na ziemi i że przez niego przemawia Duch Święty? Nie! On rozpowszechnia ducha nieczystego i buntuje się przeciwko Bogu. Publicznie wyrzekł się Chrystusa i przyjął ducha antychrysta. Największą tragedią jest to, że ani katolicy, ani księża, ani biskupi nie są w stanie dostrzec tej rażącej rzeczywistości i w porę oddzielić się od zgubnego systemu, który okupuje papiestwo i prowadzi cały Kościół do samozagłady. Konwulsyjnie trzymają się satanisty w papieskich szatach, który bezczelnie śmieje im się w twarz i pozwala nazywać się namiestnikiem Chrystusa na ziemi.
Bergoglio przez całą swoją działalność i synodem w centrum umieścił diabła, któremu się poświęcił i którego intronizował w bazylice św. Piotra. Wypełnia wolę tego ducha kłamstwa i śmierci, precyzyjnie realizuje jego program, oszukując katolików, jak gdyby sam Bóg, sam Duch Święty, teraz zmieniał wszystkie paradygmaty Kościoła i wykorzenił depozyt wiary. Bergoglio zamienił drogę zbawienia na drogę zagłady i wszyscy mają wierzyć, że w ten sposób Duch Święty prowadzi obecnie Kościół, że jest to rzekomo „pomoc Opatrzności Bożej”. Takiego oszustwa i tak prowokacyjnego samobójstwa Kościoła katolickiego na tak wysokim poziomie bluźnierstwa nikt w historii nie miał odwagi dokonać.
Nie mieści się w głowie, że temu duchowi kłamstwa i śmierci katolicy poddają się, a biskupi nie są w stanie ocalić ani siebie, a tym bardziej swoich diecezji, i oddzielić się. Ani jedna konferencja episkopatu, ani żadna diecezja nie jest w stanie się oddzielić, chociaż Bóg pozwolił, żeby w sprawie tak istotnej jak sodomia Bergoglio ujawnił, że ma ducha antychrysta. Być może nawet stali pacjęci psychiatrii mają więcej rozsądku i osądu, aby rozróżnić tak prymitywne i bezczelne kłamstwo, którym Bergogliowi obecnie w absurdalny sposób udało się zmanipulować cały Kościół katolicki i wywrócić go do góry nogami.
Cytat Overbecka: „Wiele osób pytało mnie: czy nadal jesteście katolikami i częścią Kościoła katolickiego? A ja odpowiedziałem: Tak, oczywiście, jesteśmy katolikami i jesteśmy tu, żeby pozostać nimi”.
Overbeck może śmiało twierdzić, że uczestniki niemieckiej drogi synodalnej są katolicy. Dlaczego? Ponieważ kierownictwo Kościoła katolickiego okupuje Jorge Bergoglio, który według Ga 1:8-9 publicznie wykluczył się z Kościoła Chrystusowego za propagowanie sodomii i publiczne poświęcenie się szatanowi w Kanadzie. Takim katolikiem jak Bergoglio, jest i Overbeck i wszyscy, którzy są im posłuszni. Ale tacy pseudo-katolicy trafiają do piekła.
Gdyby niemiecką pseudo-ewangelię głosili misjonarze w Meksyku, Aztekowie nadal składaliby publiczne ofiary z ludzi, a kanibale w Afryce ze swoich szamanów nadal czerpaliby zyski, przekonująco twierdząc: jesteśmy katolikami i jesteśmy tu, aby pozostać nimi.
Cytat z mediów: „W obronie niemieckiejdrogi synodalnej Overbeck stwierdził, że proces ten jest odpowiedzią na wyjątkowy «post-sekularny» kontekst niemieckiej kultury, w którym «ludzie nie mają już pojęcia» o transcendencji, Kościele czy Jezusie Chrystusie”.
Jaki jest sens istnienia takiego postsekularnego Kościoła, który w pełni podporządkował się postsekularnemu kontekstowi niemieckiej kultury? Taki pseudo-kościół nie ma pojęcia o ewangelii Chrystusowej i nie prowadzi ludzi do zbawienia. Można go postawić na poziomie stowarzyszenia hodowców gołębi czy stowarzyszenia przyjaciół piwa i sodomii. Owocem tego kościoła jest, jak przyznał Overbeck, że w Esseni w ciągu 13 lat wyświęcił zaledwie 15 księży, podczas gdy 300 zmarło, a teraz ma całkowicie puste seminarium. W ciągu jednego roku z Kościoła katolickiego w Niemczech wyszło pół miliona katolików. Ten program grabarzów kościelnych ma za pośrednictwem Synodu stać się wiążącym dla całego świata katolickiego.
Cytat z mediów: „Jednak zdaniem Overbecka sytuacja w Niemczech jest nadzwyczajna izmienia całe ramy pytań, które realizujemy”.
Overbeck twierdzi, że sytuacja w Niemczech jest nadzwyczajna irzekomo ma być powodem do zmiany całego układu pytań. Oznacza to, że zmienia w swej istocie całą naukę katolicką. Overbeck sam prezentował nam owoce. Jego diecezja w Essen ma już puste seminarium i jest w pełni otwarta droga do islamizacji. Ale ona szybko radzi sobie z problemem małżeństw homoseksualnych – tacy pseudomężowie wkrótce wiszą na pętli na dźwigu jako przestroga dla wszystkich.
Cytat z mediów: „Overbeck skomentował, że kiedy nauczanie katolickie stoi w sprzeczności ze «znakami czasu», to pod przywództwem Kościoła «nikogo nie przekonamy»”.
Ewangelia Chrystusa jest zawsze w konflikcie z duchem tego świata. Zdaniem Overbecka to znak czasów, że w dekadenckim społeczeństwie sodomia nie jest już grzechem, ale przywilejem. Aby nie było sprzeczności, musi to być przywilej także w Kościele. Jeśli nie, rzekomo nikogo nie przekonamy. Przy takim nastawieniu Overbeck zostałby nazwany przez apostoła Pawła fałszywym pracownikiem, sługą szatana, udającym sługę sprawiedliwości (2 Kor 11:13-15).
Cytat z mediów: „Overbeck powiedział dalej, że chociaż Kościół musi utrzymywać Chrystusa w centrum uwagi, jednak musi odłożyć na bok swoje «zwyczaje i tradycję», aby sprostać współczesnym potrzebom”.
To tak, jakby ktoś twierdził, że choć w centrum uwagi musi znajdować się ochrona życia, to jednak ze względu na zmiany klimatyczne należy odłożyć na bok tradycję wdychania CO2 oraz zwyczaj jedzenia i picia. Ale końcem takiego zaspokojenia współczesnych potrzeb jest śmierć. Taka jest wizja Overbecka w odniesieniu do Kościoła. W ten sposób Overbeck ujawnił, że jego Chrystus jest w rzeczywistości antychrystem, którego trzyma w centrum uwagi.
Cytat z mediów: „Overbeck już przed Synodem otwarcie powiedział, że Synod musi zaakceptować propozycje przedstawione przez Niemiecką Drogę synodalną od roli kobiet do kwestii seksualności i kwestii ludzi, którzy się kochają”.
Te propozycje dotyczące tzw. roli kobiet, kwestii seksualności i tzw. sodomitów, którzy tzw. się kochają, są propozycjami masowej samozagłady całego Kościoła i wzywają ogień z nieba na całą ludzkość za bunt przeciwko Bogu i za nadużycie najwyższej władzy kościelnej do duchowego samobójstwa Kościoła.
Cytat z mediów: „Overbeck wyraził nadzieję, że «być może zabierze coś z Synodu o synodalności z powrotem do Niemiec»”.
To najwyraźniej oznacza, że Synod w Rzymie wyciągnie tak samobójcze wnioski, że nawet odstępczy katolicy w Niemczech będą mogli się z niego pouczyć i jeszcze szybciej rzucić się w przepaść. W żadnym wypadku ci odstępcy nie mogą być normą dla prawdziwej odnowy Kościoła! Overbeck ujawnił charakter i ducha Synodu Watykańskiego za zamkniętymi drzwiami. Przez cały miesiąc prali mózgi uczestnikom, aby zmienić ich sposób myślenia i zalegalizować sodomię. Wiadomo, że podobne metody stosują destrukcyjne sekty.
Z wypowiedzi Overbecka dla mediów wynika, że taki pseudokatolicki kościół, który dostosowuje się do postsekularnego kontekstu niemieckiej kultury, nie jest kościołem Chrystusa, ale synagogą szatana. On oczywiście nie głosi pokuty i ewangelii zbawienia, ale głosi sodomicką i klimatyczną antyewangelię oraz intronizuje w Watykanie demona Pachamamę.
Kiedy święty pustelnik Agathon został niesprawiedliwie oczerniony za wielkie grzechy, on pokornie padł na kolana i powiedział: „Widzę na sobie wszelkie niegodziwości. Módlcie się, bracia, aby Pan Jezus mi przebaczył”. Następnie dodał: „Ale ja nie jestem heretykiem. Heretyk oddzielił się od Boga i taki zginie”.Zarówno synodalna droga sekty Bergoglio, jak i droga niemieckich heretyków, którzy oddzielili się od Boga, kończy się piekłem.
Co konkretnie w czasie głębokiego kryzysu powinni robić katolicy? Mamy przykład milionów męczenników i świętych, którzy pozostali wierni Chrystusowi i nie zgięli kolan przed Baalem świata. Skąd wzięli siłę? W modlitwie. Dlatego każdego dnia wyznaczamy stały czas na modlitwę. Niech rodzina modli się wspólnie codziennie od 20:00 do 21:00. Niech na początku w modlitwie pokutnej uświadomi sobie rzeczywistość grzechu i rzeczywistość odkupieńczej śmierci Chrystusa na krzyżu. Zostaliśmy zanurzeni w śmierć Chrystusa na chrzcie świętym i otrzymaliśmy nowe życie (Rz 6:3). Musimy go rozwijać poprzez modlitwę wiary i przestrzeganie przykazań Bożych. Nie jest to możliwe bez pokuty. Jezus powiedział: „Głoszone będzie nawrócenie i odpuszczenie grzechów wszystkim narodom począwszy od Jerozolimy” i dodał: „Kto uwierzy i przyjmie chrzest, będzie zbawiony, a kto nie uwierzy, będzie potępiony”.
Cytat z portalu Watykan News: „Afrykański kardynał (Besungu) nawoływał do odważnej walki ze Złym, używając w szczególności broni synodalności, która wymaga jedności, wspólnego kroczenia, rozeznania, wzajemnego słuchania”.
Besungu już wcześniej ujawnił, że słuchanie na Synodzie jest zarówno metodą, jak i bronią.
W rzeczywistości ta broń synodalności nie jest bronią przeciwko Złemu, ale są to cztery oręże Złego służące do samozagłady Kościoła.
Besungu jako pierwszą broń wymienia jedność. Pytamy: Jedność kogo i z czym? To nie jest jedność z Jezusem i Jego naukami, ale odwrotnie! Jest to zjednoczenie ludzi, którzy odrzucili Boże przykazania, z duchem nieczystym.
Drugą bronią, zdaniem Besungu, jest wspólne kroczenie. Jest to synodalna wspólna LGBTQ droga nieskruszonych ludzi ku zagładzie.
Trzecią bronią jest tak zwane rozeznanie. Oznacza to, że zgodnie z nową, synodalną koncepcją, przykazania Boże nie są nam już dane w sposób ostateczny, ale każdy może je rozeznać indywidualnie, tak jak mu odpowiada. Najwyższym standardem nie jest już Bóg i Jego słowo, ale ludzkie ego i ludzka pycha.
Czwarta broń to słuchanie. Uświadommy, że jest to szczególnie skuteczna metoda spowodowania zmiany w myśleniu. Używają jej sekty, uwodziciele i zawodowi kłamcy. Pismo Święte mówi: „Złe towarzystwo psuje dobre obyczaje”. Ewa w raju posłuchała węża, a rezultatem tego była katastrofa. I tak to się zawsze kończy, gdy nie słucha się Boga, Jego słowa i przykazań, ale słucha się sług Złego, zawodowych oszustów, kłamców i ludzi niemoralnych.
Na Synod przybyli przedstawiciele konferencji biskupów, a także wybrani zwolennicy LGBTQ. Biskupi przez cały miesiąc są narażeni na manipulację, podobnie jak to ma miejsce w przypadku destrukcyjnychsekt. Dzień biskupa, który przybył na Synod, ale jeszcze nie konwertował zgodnie z planem Bergoglio na osobę, witającą osoby LGBTQ, programuje się mniej więcej w następujący sposób: je śniadanie z homoseksualistami, następnie przy wyznaczonym stole wysłuchuje grupowo homoseksualistów, następnie je lunch z homoseksualistami, po południu kolejny etap słuchania homoseksualistów, kolację z homoseksualistami. Osobiste rozmowy trzeba głównie prowadzić z homoseksualistami i niektóre takie rozmowy kończą się zaproszeniem do wspólnej sauny.
Czy po miesiącu tak intensywnego prania mózgu i nacisków ze strony nieczystego demona biskup może wytrwać? Przynajmniej jego psychika jest zainfekowana, jego życie duchowe jest skażone, a podstawowe prawdy wiary i moralności są kwestionowane. Celem tej metody jest zmiana zdania i przyjęcie ducha niemoralności LGBTQ. Święty Bazyli ostrzega w swoich przepisach i wyjaśnia, jak niebezpieczne jest przebywanie w towarzystwie ludzi niemoralnych. Zwraca uwagę, że jeśli są także heretykami, kontakt z nimi niszczy całe zdrowie duchowe człowieka. Apostoł Jan przestrzegł, że nie powinniśmy nawet pozdrawiać takich osób, nie mówiąc już o spędzaniu z nimi miesiąca w wymuszonej jedności i słuchaniu ich.
Przy każdym stole Synodu zasiada 11 osób i jeden facylitator – moderator. Zgromadzeni w grupach wysłuchują szczególnie sugestywnych świadectw osób homoseksualnych. Stopniowo następuje zmiana myślenia z chrześcijańskiego na amoralne. Nie ma żadnej tolerancji dla Ducha Bożego, Ducha prawdy. „Rozmowy w duchu”, czyli kolejna metoda synodalna, kontrolowana jest przez moderatora według ściśle określonych zasad. Jeśli ktoś nadal odpowiada w Duchu Prawdy i broni przykazań Bożych, jest to natychmiast rozpoznawane. Taka osoba musi konwertować, aby nie zakłócać jedności i nauczyć się prowadzić rozmowy wyłącznie w duchu synodalności LGBTQ, czyli legalizacji niemoralności.
Członkowie grup nie zmieniają się według własnego uznania ani losowo, ale moderator wnikliwie obserwujący stopień zmiany myślenia, odpowiednio przydziela ich do stosownej grupy. Uczestnicy są monitorowani, a ich manipulacje moderowane. Tak naprawdę jest to metoda destrukcyjnych sekt, która zmienia myślenie według z góry ustalonego założenia i celu. Celem zaś tego synodu jest przekształcenie biskupów w osoby akceptujące LGBTQ i jednoczesne dyskretne nakłanianie ich do zostania sodomitami na wzór większości głównych moderatorów tego bergogliańskiego sekciarskiego synodu LGBTQ.
Plan jest taki, żeby po powrocie z synodu biskupi i inni delegaci skopiowali tę metodę i zgodnie z nią zmienili sposób myślenia i ducha pozostałych biskupów, księży, osób zakonnych i aktywistów świeckich, którzy następnie będą wpływać na innych. Doprowadzi to do praktycznej transformacji od Kościoła Chrystusowego do kościoła antychrysta, czyli do antykościoła New Age.
Jeśli chodzi o zatwierdzenie innych punktów synodu, takich jak wyświęcanie kobiet na diakonisy i kapłanki, a także eliminacja Sakramentu Ołtarza poprzez wprowadzenie elementów bałwochwalczych oraz likwidacja Sakramentu Pokuty – wszystko to będzie wynikiem zmienionego sposobu myślenia, w którym nie ma miejsca na Ducha Świętego, prawdę i Boże prawa.
Diabeł, ojciec kłamstwa i śmierci (por. J 8:44), działa na naszą naturę, zepsutą grzechem pierworodnym. Daje fałszywe inspiracje poprzez myśli lub poprzez słuchanie ludzi, którzy są jego środkami przekazu. Ten duch kłamstw wpływa zarówno na uczucia, jak i na wyobraźnię. Działa zewnętrznie na uszy i oczy poprzez propagowanie niemoralności, pornografię, czytanie niemoralnych książek, oglądanie niemoralnych filmów… Jezus nie słuchał duchów nieczystych, ale mocą Bożą je wypędzał. Apostoł Paweł stanowczo przestrzegłby biskupów przed dzisiejszym synodem: „Nie miejcie udziału w bezowocnych czynach ciemności, a raczej piętnując, nawracajcie tamtych! O tym bowiem, co u nich się dzieje po kryjomu, wstyd nawet mówić” (Ef 5:11-12).
W sieci ducha kłamstwa wpada się przede wszystkim poprzez słuchanie ludzi, którzy już znajdują się pod władzą tego niegdyś anioła światłości.
Jeśli student teologii bezkrytycznie słucha profesora, który jest heretykiem, sam stanie się heretykiem. Jeśli młody człowiek słucha osobę, która jest medium ducha nieczystego, duch ten przejmie jego myśli i uczucia, wzbudzi w nim sympatię i przejdzie na niego. Najpotężniejszym kanałem przyjęcia ducha jest słuchanie. Każdy uwodziciel przemawia sugestywnie, bo za nim stoi duch. Potrafi uwodzić półprawdami, fałszywą dobrocią i iluzją sukcesu.
Psalmista wyraża to słowami: „Jestem jak bukłak wśród dymu” (Ps 119:83). Po wyjęciu bukłaka z dymu jeszcze przez długi czas ten dym czuć. Biskup spędził miesiąc w środowisku sodomickiej antyewangelii, która zmienia sposób myślenia i przyciąga przekleństwo. Niech teraz publicznie wyrzeknie się ducha niemoralnej i heretyckiej synodalności, a potem także przez miesiąc niech odprawi odpowiednią pokutę, aby uwolnić się od tego przekleństwa. Przede wszystkim trzeba się w tym czasie modlić, czytać Pismo Święte i żywoty świętych męczenników.
Rzeczywiście, prawdziwy synod powinien dzisiaj przede wszystkim odpowiadać na potrzeby czasu i mieć na celu odnowę duchową. Powinien podkreślić sens i cel życia człowieka, jakim jest zbawienie nieśmiertelnej duszy. Ukazać, co w dzisiejszych czasach uniemożliwia człowiekowi poznanie najbardziej podstawowych prawd wiary, a następnie wskazać, jak te prawdy chronić i realizować. Obecnie szczególnie młodzież jest zagrożona homoseksualizmem, dlatego powinna dogłębnie, gruntownie zapoznać się ze Słowem Bożym, które odkrywa korzenie homoseksualizmu. Młodzieży trzeba przedstawić ideał czystości, związany z życiem moralnym i przestrzeganiem przykazań Bożych. Nieczystość moralna prowadzi do cynizmu i wszelkiego rodzaju uzależnień, do niezdolności do życia małżeńskiego i do przestępczości.
Dziś katolik powinien ustalić codzienny plan modlitwy i świętować niedzielę, aby w istocie cały ten dzień poświęcić Bogu, swojej duszy, duchowemu dobru swojej rodziny zachowując też czas dla braterskiej wspólnoty. Duch Boży działa przez osobę, która to czyni. Kiedy inni słuchają takiego Bożego mężczyzny lub kobiety, ich oczy zostaną otwarte i oni również otrzymają Ducha Bożego. Wtedy będą mogli oddzielić się od ducha świata, od ducha kłamstwa i śmierci. Przeciwieństwem jest synod LGBTQ i jego moderatorzy na czele z Bergogliem i jego lokajem Besungu z Kongo (Kinszasa) oraz innymi oprawcami kościoła i gwałcicielami praw Bożych.
Drodzy prawowierni biskupi, póki jeszcze jest czas, oddzielcie się wraz ze swoimi diecezjami od posłuszeństwa pseudopapieżowi. Jest to człowiek, poświęcony szatanowi, który promuje autodestrukcyjną niemoralność LGBTQ. Jorge Bergoglio otwarcie buntuje się przeciwko Bogu, Jego prawom i przykazaniom. Jako poświęcony szatanowi on nie jest i nie może być namiestnikiem Jezusa Chrystusa. On zaraża Kościół duchem antychrysta i wypędza Ducha Świętego, Ducha Prawdy. Dlatego, drodzy biskupi, wydostańcie się z bergogliańskiego Babilonu, zanim będzie za późno. Przyjmijcie w imię zbawienia prawowiernego papieża, aby mógł powstrzymać nadchodzącą katastrofę.
Franciszek konsekwentnie przebudowuje Kościół, gruntując go na zasadzie „jedności w różnorodności”. Świadczy o tym nie tylko przebieg rzymskiego etapu Synodu Synodalności, ale przede wszystkim kilka najnowszych dokumentów papieskich.
To, co wyłania się na Franciszkowym placu budowy, przypomina raczej luźną wspólnotę różnowierców poddanych administracyjnej władzy papieża; daje jednak szansę na przetrwanie autentycznej katolickiej wierze i przyszłą odnowę Kościoła po epoce synodalnego chaosu.
Synodalna paplanina
Pierwszy rzymski etap „Synodu o Synodalności” zakończył się 29 października bez żadnych wiążących konkluzji. Zgromadzeni w Watykanie uczestnicy Synodu wyprodukowali kilkudziesięciostronicowy tekst, który pozbawiony jest jakiejkolwiek interesującej treści. W dokumencie zapisano po prostu najrozmaitsze idee, które pojawiały się podczas debat synodalnych, ujmując je w dyplomatycznym tonie tak, by z jednej strony dokument mogli zaakceptować wierzący w obowiązywalność Tradycji katolicy, a z drugiej by skrajni rewolucjoniści mieli podkładkę do dalszych działań. Dlatego w synodalnym tekście mówi się o celibacie, diakonacie kobiet, reformie liturgii, demokratyzacji władzy w Kościele, ograniczeniu władzy biskupów, moralności seksualnej – ale we wszystkich przypadkach tak, by pozostawić tematy do dalszej dyskusji, nie mówiąc jeszcze nic konkretnego. Baczny obserwatorów zwróci jednak uwagę na kilka punktów tekstu synodalnego, które pomimo zewnętrznej łagodności zawierają w istocie głęboko wybuchowy ładunek.
To na przykład punkt 15 g. Czytamy tam: „Niektóre kwestie, takie jak te związane z tożsamością płciową i orientacją seksualną, końcem życia, trudnymi sytuacjami małżeńskimi i kwestiami etycznymi związanymi ze sztuczną inteligencją, są kontrowersyjne nie tylko w społeczeństwie, ale także w Kościele, ponieważ rodzą nowe pytania. Niekiedy wypracowane przez nas kategorie antropologiczne nie są wystarczające do ogarnięcia złożoności elementów wynikających z doświadczenia lub wiedzy naukowej i wymagają dopracowania oraz dalszych badań”.
Z tych zdań wynika jednoznacznie, że zgromadzeni na synodzie uznali, iż potrzebna jest de facto nowa antropologia, bo dotychczasowe nauczanie Kościoła na przykład na temat seksualności czy w kwestiach bioetycznych jest po prostu przestarzałe i wymaga „uaktualnienia” przez współczesną naukę. Co konkretnie z tego wynika jest dla Czytelnika niewątpliwie jasne; do tego tematu wrócę jeszcze dalej, omawiając najnowsze dokumenty papieża.
Innym silnie rewolucyjnym punktem jest 19 m. Zapisano tam: „Należy opracować kanoniczną organizację Zgromadzeń Kontynentalnych, która, respektując specyfikę każdego kontynentu, należycie uwzględnia udział Konferencji Biskupów oraz Kościołów, z ich własnymi delegatami, reprezentującymi różnorodność wiernego Ludu Bożego”. Odkąd w lutym tego roku zakończyło się kontynentalne europejskie zgromadzenie w Pradze ostrzegałem, że wszystko wskazuje na rychłą realizację planu, jaki biskupi z Niemiec zaprezentowali na początku 2020 roku: stworzenia stałej europejskiej struktury „synodalnej”, która będzie kreować życie Kościele na całym kontynencie. Zgodnie z tymi przewidywaniami, sprawa przeszła na rzymskim synodzie i niewątpliwie zostanie konkluzywnie przeforsowana na zgromadzeniu w przyszłym roku. To oznacza, że powołany do życia zostanie format Synodu Europejskiego z udziałem biskupów i świeckich; biorąc pod uwagę charakter Kościołów lokalnych w bogatszej od Polski zachodniej Europie można przewidywać, że ten format stanie się pasem transmisyjnym dla deprawacji i ideologii.
W dokumencie można byłoby znaleźć jeszcze kilka innych analogicznie twardych passusów, ale czytelnik portalu PCh24.pl dobrze zna nurty dyskusji synodalnych i wie, w jaką stronę wszystko zmierza. Można śmiało powiedzieć, że na podstawie ogłoszonego teraz tekstu słowo „synodalność” da się zastąpić przez „inkluzywność”. Innymi słowy, „synodalność” jest kościelną wersją świeckiej ideologii wokismu; niczym więcej.
Twarde decyzje Franciszka
Od Synodu o Synodalności o wiele ciekawsze i nieporównywalnie ważniejsze są dokumenty, jakie w ostatnich tygodniach publikował Franciszek i jego zaplecze. Na czoło wysuwają się trzy: papieskie odpowiedzi na dubia; wyjaśnienia kard. Fernándeza dotyczące Amoris laetitia; papieskie motu proprio Ad theologiam promovendam. Nie jest przypadkiem, że pierwsze dwa dokumenty zostały opublikowane około otwarcia synodu, a trzeci – kilka dni po zamknięciu. Wygląda to trochę tak, jakby papież chciał powiedzieć obradującym: gadajcie sobie, gadajcie, a decyzje o tym, jak pchnąć naprzód Rewolucję zostawcie mnie.
O papieskiej odpowiedzi na dubia oraz wyjaśnieniu kard. Fernándeza pisaliśmy już dość obszernie. W największym możliwym skrócie: papież Franciszek zgodził się, by na poziomie lokalnym, bez szczególnego nagłaśniania, duszpasterze błogosławili pary homoseksualne. Już od września 2022 roku było oczywiste, że Ojciec Święty jest przychylny takim błogosławieństwom: wtedy wprowadzili je w swoim kraju biskupi z Belgii, a papież, pomimo prowadzonych z nimi rozmów, nie zareagował. W tym roku sprawy poszły naprzód dalej. Na krótko przed publikacją dubiów arcybiskup Berlina Heiner Koch opublikował list, w którym dał duszpasterzom zielone światło na błogosławienie par LGBT. Ewidentnie znał treść nieujawnionej jeszcze odpowiedzi Franciszka, bo posługiwał się podobnymi do papieża argumentami. Kilka dni temu praktycznie taki sam list ogłosił biskup Spiry, Karl-Heinz Wiesemann. Nie ulega wątpliwości, że praktyka błogosławienia par homoseksualnych wkrótce w wielu diecezjach świata w pełni się znormalizuje; krytykę będzie łatwo uciszać po prostu cytując Franciszka. Z kolei kard. Fernández w swoich wyjaśnieniach dotyczących Amoris laetitia czarno na białym napisał, że rozwodnicy mogą przyjmować Komunię świętą nawet wtedy, jeżeli są w nowym związku aktywni seksualnie. To, co uchodziło dotąd za grzech ciężki, nagle ma już nim nie być. Fernández podkreślił też, że najważniejsza jest „decyzja sumienia” danej osoby i to ona ma być rozstrzygająca na przykład w kwestii uzyskania rozgrzeszenia.
W ten sposób „zaczął się” Synod o Synodalności; skończył się niejako wydaniem motu proprio Ad theologiam promovendam. Na portalu PCh24.pl wielokrotnie przewidywaliśmy wydanie takiego dokumentu. Papież powtórzył w nim wielokrotnie swoją krytykę wobec „teologii uprawianej przy biurku”, którą zrównał z jakąś formą ideologii. Wezwał też do głębokiej zmiany teologii tak, by wprowadzić nowy „paradygmat” teologiczny. Uzasadnił to „zmianą epoki”, jaką dzisiaj przeżywamy, a także rozwojem współczesnych nauk. Franciszek ogłosił konieczność przeprowadzenia w teologii „rewolucji kulturowej”, tak, by teologia stała się głęboko naznaczona „duszpasterstwem” oraz „konkretem życia” ludzi. Papież surowo podkreślił, że jeżeli są jakieś inne wypowiedzi Kościoła, które wydawałyby się przeciwne jego nakazom z motu proprio, to mają zostać uznane za niebyłe.
Nowy paradygmat w teologii
Ad theologiam promovendam nie odnosi się do żadnego partykularnego problemu; traktuje w końcu o zmianie paradygmatu. Na czym ma w praktyce polegać nowy paradygmat? To oczywiste: na trwałym rozdzieleniu „normy ogólnej” od „konkretu życia”. Norma ogólna mówi, że małżeństwo to związek kobiety i mężczyzny otwarty na potomstwo. Jednak w tym konkretnym przypadku teologia duszpasterska może zaakceptować brak takiego otwarcia i używanie antykoncepcji. W tamtym przypadku teologia „konkretu życia” zgodzi się na związek jednopłciowy. W jeszcze innym – na powtórny związek po rozwodzie. Jednak to nie tylko seksualność. Co na przykład z eutanazją? Norma ogólna mówi, że nie można odbierać sobie życia. Jednak teologia „konkretu” powie, że w tym konkretnym przypadku nieuleczalnego cierpienia należy duszpastersko podejść do pragnienia chorego dotyczącego zakończenia życia. Liturgia? Proszę bardzo. Norma ogólna powiada, że protestanci i muzułmanie nie mogą przystępować do Komunii świętej. Jednak w przypadku tej konkretnej wspólnoty lokalnej teologia duszpasterska zawiesi te kryteria i w pełnej gościnności eucharystycznej dostrzeże synodalnego znak czasu zwiastujący chciane przez Boga braterstwo międzyludzkie. Norma ogólna mówi, że sakramentów udziela kapłan, ale w tej konkretnej sytuacji teologia nie sprzeciwi się kreatywnym rozwiązaniom duszpasterskim, lepiej włączającym świeckich a zwłaszcza kobiety, co przełamie zastałe struktury klerykalne i pomoże Ludowi Bożemu na głębszą integrację z rzeczywistością uczniów-misjonarzy w synodalnym Kościele misyjnym. Możemy tak wymieniać dalej w nieskończoność.
Kościół w nowym paradygmacie ma być oparty o zasadę „jedności w różnorodności”. Niewątpliwie zostaną utrzymane wspólnoty tradycyjne, przypominające nieco anglikański „high church”. Będą kłaść duży nacisk na liturgię, gromadzić wiernych przywiązanych do tradycyjnej teologii. Kościół masowy będzie jednak w coraz większej mierze zanurzać się w lokalności, ze wszystkimi tego konsekwencjami. Rewolucjoniści oczekują wprawdzie takich kroków jak instytucjonalizacja kapłaństwa kobiet, ale to mogłoby naruszyć zasadę jedności; dlatego będą musieli zadowolić się możliwością wprowadzania różnych lokalnych nowinek. Franciszek robi wszystko, co może, by w jednym Kościele pomieścić „nowoczesnych” katolików z Monachium i „zacofanych” z Ugandy. W Monachium chrztu będą udzielać kobiety; kazania będą głosić świeccy; parafią i diecezją będą współrządzić synodalne komitety; Komunia święta będzie dla każdego, podobnie jak błogosławieństwa. W Ugandzie będzie inaczej, w związku z lokalną wrażliwością. Wszyscy mają podlegać tej samej władzy papieża, scalającego różnorodność. Nie będzie to zatem luźna kongregacja quasi-protestanckich wspólnot, ale coś innego. Czy nadal Kościół katolicki? Tylko pod warunkiem nowej definicji jedności, która przestanie obejmować niektóre zagadnienia doktrynalne, moralne i duszpasterskie. W Kościele synodalnym warunki brzegowe katolickości zostaną po prostu głęboko okrojone, tak, by pozostawić tylko kilka elementów: wiarę w boskość Chrystusa, sakramenty, posłuszeństwo papieżowi. Reszta zostanie poddana plastycznej twórczości, oczywiście pod nieustannym naciskiem z Rzymu, by – pomimo lokalnych uwarunkowań – wybierać jednak to, co bardziej liberalne, jako mniej „skostniałe i rygorystyczne”.
Jedność Kościoła powróci
Struktura kościelna budowana przez Franciszka daje szansę lokalnym środowiskom na zachowanie wiary katolickiej w stanie nienaruszonym. Nie będzie to proste zadanie; wymaga pracy zarówno biskupa jak i wiernych; wymaga też umiejętnego postępowania z Watykanem, tak, by nie narazić się na szybką interwencję urzędników Kurii Rzymskiej chcących rozbić jakiś „bastion” rzekomego rygoryzmu. Konieczna jest też dbałość o to, by nie popaść w sekciarstwo, to znaczy nie zatracić kontaktu z katolikami spoza określonego „bastionu”, pamiętając, że Chrystus czeka na wszystkich, nawet tych, którzy zostali zwiedzeni przez synodalną inkluzję i przyjęli różne błędne zapatrywania antropologiczne czy eklezjologiczne. Bóg dopuścił tę sytuację; Bóg ją oczyści. Musimy pozostać w gotowości, wytrwale przechowując skarb nauki Kościoła – i przekazując go dalej. Chrystus jest na zawsze ze swoim Kościołem. Papieże przyszłości będą ze smutkiem spoglądać na nasze czasy pełne chaosu i rozkładu; podejmą jednak dzieło ponownego scalania jedności Kościoła – jedności prawdziwej, obejmującej nie tylko instytucje i administrację, ale również wiarę i moralność. Jestem przekonany, że członków odnowionego Kościoła nie zabraknie – jest ich wciąż wielu w wielu krajach całego świata. Niemieccy, belgijscy czy amerykańscy katolicy synodalni reprezentują zmierzchającą kulturę; nie ma sensu się na nich orientować. Nie wiem, czy Polska jako taka będzie mieć w odnowionym Kościele swoje miejsce. Związana z unijną wspólnotą deprawacji, wprzężona w synodalne gremia kontynentalne, wystawiona na zalew islamskich uchodźców, zwalczająca rodzinę i uboga w dzieci – może z Bożą pomocą przetrwa. Na pewno jednak przetrwa prawdziwy Kościół – w nim jest przyszłość świata; w odniesieniu do niej budujmy życie i wiarę tam, gdzie to tylko możliwe. Synodalny koszmar przeminie wraz z tymi, którzy go śnią: to ludzie przeszłości.
Papież Franciszek “skandalizował wiernych” od samego początku Synodu.
Współzałożyciel i redaktor naczelny LifeSiteNews, John-Henry Westen, poprowadził koalicję znanych katolickich świeckich potępiających skandale ostatniego Synodu na temat synodalności na konferencji prasowej w Rzymie dziś rano (30.10.2023).
RZYM (LifeSiteNews) – Znani katoliccy świeccy odnieśli się do skandali ostatniego Synodu o Synodalności na konferencji prasowej w Rzymie. Katoliccy świeccy, którzy przemawiali do mediów w Rzymie, to m.in. współzałożyciel i redaktor naczelny LifeSiteNews John-Henry Westen, Michael Matt z gazety The Remnant, ugandyjska posłanka Lucy Akello, Kenijka Alice Muchiri, francuska dziennikarka Jeanne Smits, obrończyni dzieci Liz Yore i brytyjski adwokat (prawnik procesowy) James Bogle. Dostarczyli oni LifeSiteNews i innym mediom oświadczenia, które posłużyły jako przewodnik po ich uwagach.
Odczuwając ulgę, że raport opublikowany przez Watykan 28.10. nie zawierał żadnej jawnej próby obalenia odwiecznej doktryny, John-Henry Westen zauważył, że papież Franciszek “zgorszył wiernych”, sugerując, że biblijny zakaz stosunków homoseksualnych może zostać zniesiony.
“Podczas całego Synodu na temat synodalności papież Franciszek uczynił swoje osobiste nauczanie sprzeczne z wiarą bardziej wyraźnym niż kiedykolwiek wcześniej” – powiedział Westen w komunikacie prasowym.
“Od samego początku skandalizował wiernych, wybierając na przywódców synodu biskupów, którzy sprzeciwiają się nauczaniu wiary na temat rodziny” – kontynuował.
Jednym z takich prałatów był relator generalny kardynał Jean-Claude Hollerich, który otwarcie oświadczył, że nauczanie Kościoła przeciwko seksowi między osobami tej samej płci jest “fałszywe”. Inni to otwarcie pro-LGBT amerykańscy biskupi.
“…Kiedy biskupi USA wybrali konserwatywnych biskupów na swoich przedstawicieli na synodzie, papież Franciszek dokonał osobistej selekcji wśród biskupów USA, wybierając tych, którzy forsują program homoseksualny” – zauważył Westen.
“Należeli do nich Blase Cupich, Wilton Gregory, Robert McElroy, Joseph Tobin, z których wszystkich mianował kardynałami pomimo – a może właśnie z powodu – odrzucenia przez nich nauczania Kościoła”, kontynuował.
“Aby zademonstrować ponad wszelką wątpliwość swój program synodu, papież Franciszek mianował najbardziej znanego propagatora homoseksualizmu w Kościele katolickim w Ameryce, jezuitę o. Jamesa Martina, jako delegata do głosowania na synodzie”.
Westen zauważył również, że tuż przed oficjalnym rozpoczęciem synodu papież Franciszek zasugerował, że księża mogą sami decydować o udzielaniu “błogosławieństw parom homoseksualnym”.
Podczas synodu papież Franciszek znalazł czas na spotkanie z Whoopi Goldberg; według Vatican News, aktorka wychwalała papieża za jego otwartość na homoseksualizm. Papież Franciszek spotkał się również i pochwalił znaną działaczkę LGBT, siostrę Jeannine Grammick, “która została potępiona za lekceważenie nauczania Kościoła na temat homoseksualizmu przez poprzednich dwóch papieży”, przypomniał Westen. Dodał, że w zeszłym tygodniu papież Franciszek rozmawiał ze współprzewodniczącymi “Globalnej Sieci Tęczowych Katolików” (GNRC), koalicji dysydenckich, pro-LGBT, samozwańczych grup katolickich z całego świata.
Westen zakończył swoją wypowiedź zapewniając słuchaczy, że LifeSiteNews kocha i modli się za błądzącego papieża.
Amerykański tradycjonalista i redaktor gazety Michael Matt również sprzeciwił się pozornej otwartości na homoseksualizm sygnalizowanej przez “Kościół synodalny” w ostatnich tygodniach. Powiedział, że to “dopiero początek” i próba wprowadzenia “nowej rzeczywistości moralnej”.
“Przepraszam więc tych, którzy dziś rano odetchnęli z ulgą na swoich kanałach YouTube, ale nie macie pojęcia, o czym mówicie” – powiedział.
“Plan jest taki, aby wykorzystać proces synodalny do nawrócenia świata katolickiego w ciągu najbliższych 12 miesięcy, aby zaakceptować ogromne zmiany” – kontynuował.
“Dlaczego? Ponieważ przezwyciężenie 2000 lat katolickiej teologii moralnej opartej na Biblii zajmie trochę czasu” – stwierdził Matt: “W kwestii homoseksualizmu Katechizm jest jasny: “… akty homoseksualne są wewnętrznie nieuporządkowane. Są sprzeczne z prawem naturalnym (…) W żadnym wypadku nie mogą być aprobowane” (KKK 2357).
“W jaki sposób Kościół może udzielić Bożego błogosławieństwa związkom homoseksualnym bez bluźnierczego proszenia Boga o błogosławieństwo dla aktów wewnętrznie nieuporządkowanych i moralnie grzesznych? To niemożliwe”. Chociaż błogosławienie “małżeństw” homoseksualnych nie zostało wspomniane w oświadczeniu synodalnym, Matt oświadczył, że kwestia ta jest “nadal na wokandzie”.
Przypomniał, że w swojej odpowiedzi z 2 października na najnowsze dubia, papież Franciszek zauważył, “że Kościół katolicki, dążąc do ‘duszpasterskiej roztropności’, powinien rozeznać, czy istnieją sposoby udzielania błogosławieństw osobom homoseksualnym, które nie zmieniają nauczania Kościoła na temat małżeństwa”. “Nie ma to jednak nic wspólnego z małżeństwem” – oświadczył Matt.
“Chodzi o błogosławienie osób zaangażowanych w stosunki seksualne poza małżeństwem, ponieważ Kościół nie zezwala na “małżeństwa” osób tej samej płci. Jak więc księża mogą błogosławić tych, których styl życia obejmuje akty pozamałżeńskie, które “w żadnym wypadku nie mogą być zatwierdzone”?” – zapytał. “Jak Kościół może błogosławić związki, które angażują się w ‘akty poważnej deprawacji’ i są ‘wewnętrznie nieuporządkowane’ i ‘sprzeczne z prawem naturalnym’?”
Zwrócił uwagę, że młodzi ludzie mogliby postrzegać błogosławienie przez Kościół związków homoseksualnych jako “przymykanie oczu na cudzołóstwo w ogóle”.
“Błogosławienie związków homoseksualnych byłoby co najmniej sygnałem, że Kościół katolicki nie traktuje już poważnie własnego nauczania moralnego na temat konkubinatu, seksu pozamałżeńskiego i cudzołóstwa” – podsumował Matt.
Dwie afrykańskie delegatki, Lucy Akello, ugandyjska posłanka i Alice Muchiri z kenijskiej Inicjatywy Duchowego Wsparcia Katolickich Parlamentarzystów, przeciwstawiły tradycyjne afrykańskie wartości rodzinne, historycznie wspierane przez Kościół katolicki, neokolonialnej próbie zmuszenia afrykańskich katolików do zaakceptowania homoseksualizmu i jego promocji w ich krajach.
Lucy Akello powiedziała za pośrednictwem komunikatu prasowego: “Przebyłam dziś całą drogę do Rzymu, aby zostać policzoną i być może stać się misjonarzem świata zachodniego, ponieważ zapomnieliście, że przynieśliście Ewangelię do Afryki, a my tylko bronimy tego, co nam przynieśliście i co współbrzmi z naszymi wartościami i praktykami”.
“To taki odpowiedni moment, aby wyobrazić sobie, że te same instytucje, które przyniosły chrześcijaństwo z całym jego pięknem do Afryki i reszty świata, mogą być wykorzystywane w ten sam sposób do szerzenia fałszywych nauk pod pozorem akceptacji, inkluzywności i innych tego typu terminów” – stwierdziła Alice Muchiri w swoim komunikacie prasowym. “Te same instytucje, które potępiają poligamię wśród Afrykanów, teraz przyzwalają na obrzydliwość”.
Doświadczona dziennikarka Jeanne Smits zwróciła uwagę, że tak zwany “Synod na temat synodalności” wcale nie był synodem. “Z samego faktu, że głos oddano osobom świeckim, nie może on pretendować do posiadania jakiejkolwiek formy autorytetu lub znaczenia” – zauważyła. “Nie odpowiada on ‘synodowi biskupów’. Więc nawet jeśli poprosi o rewolucyjne zarzuty w doktrynie lub moralności, nie będzie to oznaczać dokładnie nic: tylko światową presję na instytucję, która została ustanowiona przez samego Chrystusa jako hierarchiczna komunia”.
Niemniej jednak zauważa, że proces ten “zaszczepił (…) ideę, że nauki Kościoła mogą się zmieniać i dostosowywać do świata, czyniąc życie chrześcijańskie o wiele łatwiejszym, ponieważ zapomina o rzeczywistości prostej i wąskiej ścieżki”.
Smits podkreślił również ironię faktu, że świeccy “są proszeni o udział w rozwoju doktryny Kościoła”, podczas gdy “ignorancja religijna i błędna katecheza” są obecnie tak widoczne w sondażach.
“Jednym ze słów kluczowych tego synodu (który nie jest synodem) jest ‘duszpasterstwo'” – zauważyła. “Ale jak nasi duszpasterze mogą być ‘duszpasterzami’, skoro (nagle) jest tak wiele niejasności co do tego, czego nauczał nas i czego chce od nas nasz Pan?”.
Synod nie zaproponował jeszcze “spektakularnych zmian”, ale Smits wierzy, że przyniesie “głęboką rewolucję w postrzeganiu tego, czym jest Kościół i jak funkcjonuje… ‘nowy sposób bycia Kościołem'”.
“Synod przedstawił całemu światu obraz egalitarnej instytucji, w której wszyscy – nawet niekatolicy lub ci, którzy otwarcie sprzeciwiają się moralności nauczanej przez Kościół, ale chcą być “wewnątrz” bez nawrócenia – mają równe prawo do zabrania głosu, wizualnie na tym samym poziomie co nasi kardynałowie, biskupi i księża” – powiedziała.
“Ta rewolucja już się dokonała”.
Smits uważa, że rewolucja ta odrzuca definicję Kościoła jako Mistycznego Ciała Chrystusa, na rzecz pojęcia “Ludu Bożego, nowego Kościoła bardziej zainteresowanego sprawiedliwością społeczną, ekologizmem i “włączeniem” (“inkluzywnością”) niż zbawieniem dusz”. Postrzega to jako “teologię ludu”, “argentyńską odmianę teologii wyzwolenia” promowaną przez papieża Franciszka.
Adwokat Liz Yore, która przez 25 lat prowadziła dochodzenie w sprawie wykorzystywania seksualnego duchownych, oskarżyła papieża Franciszka o prowadzenie “rakiety ochronnej dla drapieżników”. Odniosła się do pontyfikatu Franciszka wraz z pojawieniem się osławionego kardynała Daneelsa na loggii z nowo wybranym papieżem i sobotnim “obłudnym” dokumentem synodalnym.
“Synod na temat synodalności, zarówno w Instrumentum laboris, jak i w sobotnim oświadczeniu, nieustannie mówi o słuchaniu i dialogu ze światem. Niemniej jednak papiestwo to wielokrotnie obrażało i ignorowało ofiary nadużyć duchownych” – powiedziała Yore.
Zacytowała ostatnie oświadczenie synodu: “Kościół musi słuchać ze szczególną uwagą i wrażliwością głosów ofiar nadużyć seksualnych, duchowych, ekonomicznych i instytucjonalnych ze strony duchownych. Autentyczne słuchanie jest podstawowym elementem podróży w kierunku uzdrowienia, skruchy, sprawiedliwości i pojednania” i zapytała: “Czy ten pontyfikat autentycznie słuchał ze szczególną uwagą głosów ofiar nadużyć seksualnych duchownych? Odpowiedź brzmi NIE”.
“Krótka analiza punktów synodalnych dotyczących nadużyć ze strony duchowieństwa uwypukli hipokryzję stosowaną przez ojców synodalnych” – stwierdził Yore. “Jako ci z nas, którzy dostrzegają i odróżniają język od wydajności i którzy rozpoznają przepaść między niejednoznacznymi pojęciami, takimi jak” duch słuchania i dialogu “a rzeczywistością, raport synodalny jest powierzchowny i kłamliwy”.
W raporcie końcowym czytamy: “Podobnie jak w Liście do Ludu Bożego, zgromadzenie synodalne potwierdza “otwartość na słuchanie i towarzyszenie wszystkim, w tym także tym, którzy doświadczyli nadużyć i krzywd w Kościele”. Stwierdza również, że “zajęcie się warunkami strukturalnymi, które sprzyjały takim nadużyciom, pozostaje przed nami i wymaga konkretnych gestów skruchy”.
“Szczerze mówiąc,” strukturalnym warunkiem “, który sprzyja ukrywaniu nadużyć, jest sam Franciszek” – oświadczyła Yore w swoim oświadczeniu prasowym. “Po 50 latach badań, raportów, skandali, to poniżające i obraźliwe, że ojcowie synodalni rozpowszechniają mit o potrzebie dalszego badania problemu nadużyć duchowieństwa”.
“Podczas gdy Franciszek wyraźnie słyszy wołanie Matki Ziemi, jest głuchy na krzyki ofiar nadużyć ze strony duchowieństwa. Podczas gdy rzekomo podnoszące się oceany chwytają go za serce, jego bezduszne odrzucenie molestowanych konsekrowanych zakonnic jest mrożące krew w żyłach”.
Londyński prawnik James Bogle, historyk i autor, stwierdził, że “jesteśmy świadkami bezpośredniej infiltracji Kościoła przez obcego ducha i to na najwyższych szczeblach. Chociaż Kościół nigdy nie może zostać pokonany, zło może spowodować ogromne zamieszanie wśród wiernych i utratę dusz, i właśnie tego jesteśmy świadkami w naszych czasach”.
Odniósł się do niedawnego zgromadzenia biskupów, księży i świeckich jako “fatalnie nieudanego synodu” i “bezwartościowego oszustwa”.
“Synod na temat synodalności nie jest wykonaniem autentycznego Magisterium Kościoła ani Magisterium w ogóle” – powiedział Bogle.
“Jest to nieudana próba naśladowania tego sprytnego urządzenia, zapożyczonego od marksistowskich agitatorów politycznych, w którym porządek obrad, spotkania, przemówienia i ostateczny wynik są starannie zarządzane, aby osiągnąć wcześniej ustalony i zmanipulowany wynik” – kontynuował.
Bogle, konwertyta, powiedział, że “tego rodzaju manipulacja” była próbowana w Kościele Anglii, aby wprowadzić świecką kontrolę i “kapłanki”, i chociaż osiągnęła te cele, zawiodła na poziomie duszpasterskim.
“Większość anglikańskich kościołów jest teraz praktycznie pusta” – zauważył.
Uważa on jednak, że rzymska próba nie powiodła się w osiągnięciu swoich celach, a jednocześnie przyniosła takie same (zerowe) skutki duszpasterskie.
“Uczestnicy szybko znudzili się bezcelową i bezsensowną rundą dyskusji” – powiedział. “Nic nie zostało konkretnie postanowione. To były 4 tygodnie marnowania czasu, ale to nie powstrzyma manipulatorów przed dalszymi próbami narzucenia nam błędu”.
Bogle uważa, że Rzym powinien uczyć się od Canterbury: oszustwo “prowadzi tylko do pustych kościołów”. Uważa on, że obecny papież prowadzi katolików w jednym z dwóch kierunków: apostazji lub przyjęcia tradycyjnej łacińskiej mszy.
“Im bardziej oszustwo i fałsz są narzucane, tym bardziej wierni albo całkowicie opuszczają Kościół, albo, jeśli odkryją to na czas, zaczynają chodzić na tradycyjną mszę w rycie rzymskim, gdzie usłyszą i przyswoją sobie pełną wiarę katolicką, a nie synodalne oszustwo” – powiedział.
============================
mail:
“Papież Franciszek spotkał się również i pochwalił znaną działaczkę LGBT, siostrę Jeannine Grammick, “która została potępiona za lekceważenie nauczania Kościoła na temat homoseksualizmu przez poprzednich dwóch papieży”,
====================== Szkoda, że nie mianował jej kardynałą…
Komentarze Eleison Jego Ekscelencji Księdza Biskupa Ryszarda Williamsona
SYNOD PRZECIWKO KOŚCIOŁOWI – I
Kościół katolicki zawsze nauczał, że zarówno jego doktryna, jak i ustrój mają pochodzenie boskie, ponieważ zostały ustanowione przez Jezusa Chrystusa, aby stanowiły fundament Jego Kościoła i nigdy nie mogły być zmieniane przez ludzi, nawet najwyższych dostojników w Jego Kościele. Jednak na podstawie tego wszystkiego, co wiemy o obecnym synodzie biskupów, który obraduje w Rzymie w październiku, można stwierdzić, że papież Bergoglio ma zamiar wprowadzić rewolucyjne zmiany w nauczaniu i ustroju Kościoła za pośrednictwem tego właśnie synodu. Na przykład, uczestnikami wszystkich poprzednich synodów byli przede wszystkim biskupi, ale zgodnie z ideą demokratyzacji Kościoła wyrażoną przez Sobór Watykański II (1962-1965), tym razem dużą część będą stanowić ludzie świeccy, w tym kobiety.
W obliczu zagrożenia, jakie dla samego przetrwania Kościoła niesie ten synod, pięciu rzymskich kardynałów z całego świata – Brandmüller (Niemcy), Burke (USA), Sandoval (Meksyk), Sarah (Gwinea) i Zen (Chiny) – skierowało do Bergoglio w dniu 10 lipca tego roku „dubia”, czyli listę poważnych wątpliwości doktrynalnych, z prośbą o wyjaśnienie, całkowicie zgodnie z prawem kanonicznym, co miał on na myśli, wypowiadając się przy różnych okazjach na temat: 1 Bożego Objawienia, 2 związków osób tej samej płci, 3 synodalności, 4 kobietach księżach i 5 żalu grzeszników. Oto, co Kościół naucza w tych kwestiach:
1 Boskie Objawienie: cokolwiek Kościół podał do wierzenia jako doktrynę pochodzącą od Boga, nigdy nie może być zmienione;
2 Związki osób tej samej płci: obiektywnie grzeszne sytuacje, np. związki osób tej samej płci, nie mogą być naprawione przez dobre intencje grzeszników, ale pozostają one niewiernością wobec Bożego Objawienia, które je potępia.
3 Synodalność: każde spotkanie biskupów, takie jak synod, abstrahując od udziału świeckich i kobiet, pozostaje grupą, z którą papież może się konsultować, ale nie może ono współrządzić Kościołem;
4 Kobiety księża: z samej natury sakramentu święceń wynika, że kobieta nigdy nie będzie mogła ważnie przyjąć święceń kapłańskich;
5 Żal grzesznika: Spowiedź jest nieważna, jeśli penitent nie ma wystarczającego żalu za grzechy.
W dniu 11 lipca tego roku Bergoglio odpowiedział na każde z pięciu „dubiów” własnymi rozważaniami. Jego pełne odpowiedzi zawarte w liście z 11 lipca można znaleźć w Internecie, np. na stronie edwardpentin.co.uk. [w języku polskim: https://pch24.pl/tylko-u-nas-cala-odpowiedz-franciszka-na-dubia/%5D.
1 Boskie objawienie jest wiążące na zawsze, ale to, co wiąże na zawsze, może wymagać reinterpretacji w celu dopasowania do nowych okoliczności nowych czasów.
2 Odwieczna treść nie jest tym samym, co kulturowe uwarunkowania. Zawsze musi istnieć duszpasterska miłość do owiec Kościoła. Ich zachowanie nie zawsze jest zgodne z normami kościelnymi.
3 Lud katolicki musi współpracować w rządzeniu Kościołem przez papieża. Każdą taką współpracę można nazwać „synodalną”. Ale aby pasowała do Kościoła powszechnego, musi być zawsze szeroko otwarta.
4 Kościół zawsze nauczał, że kobiety nie mogą być kapłanami, ale mają równe prawa z mężczyznami.
5 Oczywiście Kościół zawsze wymagał pokuty do rozgrzeszenia, ale w naszych czasach sprawy posunęły się tak daleko, że sam fakt, że grzesznik przychodzi do spowiedzi, może być wystarczający, aby zasłużyć na rozgrzeszenie.
Pięciu kardynałów nie mogło być usatysfakcjonowanych takimi wyjaśnieniami, bez względu na to, jak pobożne i pełne dobrych intencji mogłyby się one wydawać. Dlatego też w dniu 21 sierpnia ponownie napisali do papieża z pięcioma „wątpliwościami”, przeformułowanymi tak, aby prosić o jasną i doktrynalną odpowiedź „tak” lub „nie” na każdą z ich wątpliwości. Oto jak przeformułowali te same wątpliwości, aby uzyskać od papieża dokładną odpowiedź, której wymagały pytania.
1 Tak czy nie, jeśli jakiś dokument został raz zdefiniowany jako Boża doktryna, to czy można go później zmienić?
2 Tak czy nie, czy katolicki ksiądz może pobłogosławić związek osób tej samej płci? Czy seks pozamałżeński jest nadal grzeszny?
3 Tak czy nie, czy obecny synod biskupów będzie sprawował najwyższą władzę w Kościele?
4 Tak czy nie, czy sakramentalne święcenia kapłańskie kobiety mogą być kiedykolwiek ważne?
5 Tak czy nie, czy penitent wyznający grzech, ale nie żałujący za niego, może ważnie otrzymać rozgrzeszenie?
Jeśli Synod będzie usiłował zmienić katolicką doktrynę w którymkolwiek z tych punktów, nie będzie to synod katolicki, a normalną konsekwencją będzie schizma w Kościele.
Pope Francis has convoked a “Synod on Synodality” in Rome during October. Many faithful Catholics have expressed concern as the Synod’s promoters have proposed severe and potentially destructive changes to the Church’s structures and teachings.
The following article, adapted from the recently published book, The Synodal Process Is a Pandora’s Box, discusses changes to Catholic Moral Teaching by Germany’s Synodal Way.
Synodaler Weg means Synodal Way. It is the particular way the Catholic Church in Germany has chosen to adapt to synodality, independently of the universal Synod, anticipating it and even surpassing Rome’s orientations.
Its call for radical change can be found in a preparatory document for the Weg that states: “We are convinced that the reorientation of pastoral ministry will not be possible without a substantial reshuffle of the Church’s sexual doctrine…In particular, the doctrine that considers sexual intercourse ethically legitimate only in the context of a lawful marriage and only in permanent openness to procreating offspring has led to a widespread rupture between the magisterium and the faithful.”1
Likewise, another Weg document states,
Same-sex sexuality—also realized in sexual acts—is therefore not a sin that is punished by God and is not to be deemed intrinsically evil…
In the course of this re-evaluation of homosexuality, among other things, passages 2357—2359 as well as 2396 (homosexuality and chastity) of the Catechism[of the Catholic Church] should be revised…“Homosexual acts” must be removed from the list of “grave sins against chastity.”2
Yet another document is very clear: “One of the tasks of the Synod would be to develop a new view of homosexuality and same-sex relationships and to work toward an opening.”3
Others Support the German Position
Luxembourg Cardinal Jean-Claude Hollerich, relator general of the October Synod, agrees. He declared that the Church’s doctrine on homosexual relations is “false” and must, therefore, be changed because “the sociological-scientific foundation of such teaching is no longer correct.”4
Other bishops’ conferences share this opinion. For example, some French bishops recently asked the pope to have the Catechism of the Catholic Church modified to not condemn homosexual acts as “intrinsically disordered” and “contrary to the natural law.” The French Bishops’ Conference has designated a commission of theologians to study reformulating the doctrine on this subject.5
Weg Promoters Propose Replacing Church Moral Doctrine
Weg promoters propose a new approach to sexual morality. It should be based no longer on divine and natural law but on the self-perception of one’s responsibility toward others.
Prof. Thomas Söding, vice president of the Synodaler Weg, writes: “The solution to the problem lies in redefining the relationship between personality and sexuality in Church teaching…Individual responsibility increases, combined with social tolerance and acceptance by the Church, which clearly defines when there is abuse [invasive behavior] and when human rights and dignity are attacked. But the Church also defines sexual self-determination and responsibility concerning others and oneself without spying on [people’s] sexual practices.”6
Other Calls for “Including” Homosexuals?
Almost all concluding documents of the synodal journey’s continental stages (Continental Syntheses) explicitly mention the need to include LGBT persons.
Moreover, high-ranking prelates have taken a similar line. For example, as already mentioned, Cardinal Jean-Claude Hollerich, relator general of the Synod, believes that changing the Church’s teaching on homosexuality is necessary.
For his part, Cardinal Robert McElroy, bishop of San Diego, argues that the universal Synod is the right occasion to examine some Church doctrines, including the question of women’s ordination to the priesthood. However, his main focus is on the “radical inclusion of LGBT people.”
For the Californian cardinal, the Church’s distinction between persons of homosexual orientation who abstain from sinning and those who sin by committing homosexual acts is pastorally inconvenient as it divides the community about receiving Holy Communion and actively participating in Church life. All LGBT persons should be included based on the “dignity of every person as a child of God” without making the distinctions the Church makes.7
“I believe that this is false. But I also believe that here we are thinking further about the teaching. So, as the Pope has said in the past, this can lead to a change in teaching. “So I believe that the sociological-scientific foundation of this teaching is no longer correct.” (Simon Caldwell, “Cardinal Hollerich: Church Teaching on Gay Sex Is ‘False’ and Can Be Changed,” The Catholic Herald, Feb. 3, 2022, https://catholicherald.co.uk/cardinal-hollerich-church-teaching-on-gay-sex-is-false-and-can-be-changed/)
Jeżeli ktoś jeszcze nie wie, informuję uprzejmie, że właśnie zakończył się I zjazd zwołany z inicjatywy prof. Diabelskiego nazwany „Synodem o synodalności”. Uczestniczyli w nim, w większości, jak można wywnioskować po zatwierdzonych konkluzjach, „wierzący inaczej”. Jest to nowa silna denominacja w Kościele katolickim pod wezwaniem wymienionego przewodnika duchowego. Tak przynajmniej wynika z wyników głosowania nad zatwierdzeniem tego antykatolickiego bełkotu w formie dokumentu końcowego. Jak się wydaje uczestnictwo honorowego eksperta miało początkowo charakter wirtualny, lecz z biegiem czasu objawiło się wyraźnie w formie użytego języka.
Na początku zwracam uwagę na tytuł. „Synod o synodalności” . Sens podobny jak w przypadku „Soboru o soborowości”. Zgodnie z zapowiedzią hucpa ma być kontynuowana podczas drugiej i finalnej sesji w październiku 2024 roku.
Dokument końcowy na podstawie dostępnego streszczenia
Już na samym wstępie do dokumentu pojawiło się wyznanie wiary w współczesne bałwany… Moją uwagę przykuło sformułowanie: słuchanie wszystkich i pogłębianie nawet najbardziej kontrowersyjnych kwestii. Tak się składa, że w kwestii pogłębiania najbardziej istotnych aspektów ludzkiej egzystencji ostatecznie wypowiedział się Jezus Chrystus i Jego Apostołowie. Mamy to zapisane w Ewangelii i ostatecznie – słowo nielubiane przez modernistów – ostatecznie zatwierdzone przez Kościół katolicki w formie tradycyjnego nauczania. Rację ma redaktor Paweł Lisicki mówiąc o dyskutowanych na synodzie kwestiach.
“Ja cały ten synod traktuję wyłącznie jako zasłonę dymną, potrzebną do tego, żeby tak zamącić ludziom w głowach, że wyda im się, że te rzeczy podlegają dyskusji. Otóż one dyskusji nie podlegają. Kto uczestniczy w dyskusji sam już przez to popełnia błąd. (…) synody czy te zgromadzenia służą jako forma racjonalizacji czy zasłony dymnej, żeby Kościół katolicki, katolicyzm stał się instrumentem światowego globalizmu. Tak naprawdę tym jest zainteresowany Franciszek, a nie jest kompletnie zainteresowany kwestiami doktrynalnymi, kwestiami Trójcy Świętej, Zbawienia, grzechu itd. To go w ogóle nie interesuje. Jego interesuje to, żeby katolicy w swojej masie mogli stać się użytecznym narzędziem wprowadzenia ogólnego porządku światowego i żeby przeciwko temu nie oponowali, żeby się przeciwko temu nie sprzeciwiali, więc rozmiękcza się związku z tym ich doktrynę, ich przywiązanie do depozytu wiary”. /Co dzieje się za murami Watykanu/
prof. Diabelski angażuje wszystkich
W streszczeniu dokumentu wiele razy nawiązywano do seksu, pisząc m.in. o: kwestiach związanych z tożsamością płciową i orientacją seksualną. Zwracam uwagę, że sformułowanie „orientacja seksualna” jest terminem ideologicznym lewicy. W Biblii homoseksualizm określony jest jako: grzech, zboczenie i obrzydliwość.
Ewidentnym lewackim bełkotem jest fragment zatytułowany „Zwalczanie rasizmu i ksenofobii”
Równe zaangażowanie i troska są wymagane od Kościoła w wychowaniu do kultury dialogu i spotkania, zwalczaniu rasizmu i ksenofobii, zwłaszcza w programach formacji duszpasterskiej (5 p). Należy również pilnie zidentyfikować systemy, które tworzą lub utrzymują niesprawiedliwość rasową w Kościele i zwalczać je (5 q).
Pojawiły się wzmianki o „braterstwie” i „zmianach klimatycznych” . Modernistyczną brednią jest fragment o liturgii: język liturgiczny był bardziej dostępny dla wiernych i bardziej ucieleśniony w różnorodności kultur. W dostępnym materiale nic nie znalazłem o celu najważniejszym jakim jest zbawienie duszy. Dowiedzieliśmy się za to, że migranci cierpią z powodu niszczących konsekwencji zmian klimatycznych. O samych „migrantach” czyli w praktyce często o przestępcach, włamywaczach, złodziejach, gwałcicielach, mordercach napisano: stają się oni źródłem odnowy i wzbogacenia dla wspólnot, które ich przyjmują…
Synod zachęca do praktykowania otwartego przyjęcia, towarzyszenia im w budowaniu nowego projektu życia i prawdziwej międzykulturowej komunii między narodami. Jak widzimy znowu szkodliwa lewacka brednia, wkomponowana w dokument ”synodu”.
Jak na to reagować? Uważam, że nie powinniśmy już puszczać płazem tych ewidentnych wynaturzeń, trwać przy normalnych kapłanach i tradycyjnej nauce Kościoła. Osobiście polecam uwadze refleksję wspomnianego wyżej redaktora Pawła Lisickiego.
Oni to robią po to, bo oni nie chcą Kościoła, nie chcą Kościoła jako osobnej siły, która to siła mogłaby przeciwstawiać się tym globalistycznym prądom w których oni chcą uczestniczyć…
Nie chodzi tylko o antykatolickiego biskupa Rzymu, Franciszka, lecz również o mówiącego po polsku kardynała, świeżego nominata, Grzegorza Rysia. Non possumus, modernisto.
Dokument końcowy Synodu: Wszyscy obecni wyjeżdżają szczęśliwi refleksją poświęconą „przywództwu kobiet w Kościele”, orientacji seksualnej, migracji, klimatowi, czy ekumenizmowi.
Inkluzywny język, przywództwo kobiet, otwarta furtka do akceptacji LGBT
Jak relacjonował kard. Mario Grech, delegaci na Synod przyjęli wszystkie proponowane punkty dokumentu końcowego. Podczas głosowania żaden z głosowanych ustępów nie napotkał na opór więcej, niż jednej trzeciej delegatów. – Wszyscy obecni wyjeżdżają szczęśliwi, z sercem pełnym nadziei – przekonywał kard. Jean Claude Hollerich. Ustalenia uczestników zgromadzenia odzwierciedlają podejście akceptacji i „robienia miejsca” dla wszystkich w Kościele, wyjaśniali hierarchowie obecni na konferencji prasowej.
Dokument końcowy zawiera, jak informują watykańskie media, refleksję poświęconą „przywództwu kobiet w Kościele”, orientacji seksualnej, migracji, klimatowi, czy ekumenizmowi. – Myślę, że było jasne, że pewne tematy napotkają na większy sprzeciw. Jestem pełen zadumy, że tyle osób zagłosowało za. To znak, że opór nie jest tak duży– mówił kard. Hollerich komentując rezultat głosowania.
Pierwszym z podjętych w dokumencie zagadnień jest zauważenie oporu części hierarchów i wiernych względem kategorii synodalności, jako grożącej odejściu od apostolskiej tradycji i podważającej hierarchiczną strukturę Kościoła. Według autorów dokumentu takie obawy są niesłuszne, ponieważ „synodalność” oznacza „sposób bycia Kościołem, który zawiera komunię, misję i uczestnictwo”. Chodzi więc o rozpatrywanie różnych opinii i poglądów i rozwijanie aktywnego zaangażowania wszystkich, czytamy w podsumowującym obrady piśmie.
Jak dowiadujemy się od autorów dokumentu, „synodalność” implikuje również podejście do innowierców obliczone na wzajemną współpracę. W myśl tej zasady nawołują oni do uczynienia języka liturgicznego „bardziej zrozumiałym dla wiernych” i osadzonym w konkretnych, współczesnych kulturach.
Obszerny fragment „syntezy” obrad poświęcony jest „ubogim” i tym znajdującym się na „marginesach”. Chodzi o „ludy pierwotne, ofiary przemocy, rasizmu, uzależnionych, mniejszości, starszych i wykorzystywanych pracowników”. Wśród ignorowanych współcześnie osób zwrócono uwagę także na nienarodzonych. Autorzy dokumentu zobowiązują Kościół do aktywnego „obnażania niesprawiedliwości popełnianych przez jednostki, rządy (…)” i inne podmioty.
W tekście zwrócono także uwagę na migrantów – „jesteśmy zobowiązani zaoferować im otwarte przyjęcie”, twierdzą autorzy, zachęcając do „budowania międzykulturowych więzi” oraz walki z tzw. rasizmem i rzekomo powszechną ksenofobią. Kościół ma aktywnie zaangażować się w „zwalczanie” tych postaw, przede wszystkim w sferze edukacji i formacji katolickiej.
Ustęp poświęcony zaangażowaniu świeckich podkreśla „równą godność” kapłanów i laikatu. Ten wniosek, jak podają watykańskie media, wielokrotnie powraca w dokumencie. Zwrócono uwagę na coraz większe zaangażowanie świeckich i poparto zmiany w tym nurcie.
Ósmy rozdział dokumentu poświęcony jest roli pań w Kościele. „Kobiety wołają o sprawiedliwość w społeczeństwach wciąż naznaczonych seksualna przemocą, nierównościami ekonomicznymi i tendencją do ich przedmiotowego traktowania”, przekonują autorzy. Kościół jest więc ich zdaniem wezwany do silnego zaangażowania na ich rzecz płci pięknej, również w sferze duszpasterskiej i sakramentalnej. Kobiety obecne podczas obrad mówiły, że współczesny Kościół rani „klerykalizmem, szowinistyczną mentalnością i błędnym wyrazem autorytetu”, mówi litera dokumentu.
Wnioski dotyczące diakonatu kobiet mają zostać przedstawione podczas obrad w przyszłym roku – zwrócono uwagę na kontrowersje w tym zakresie i podkreślono, że kwestia powinna być dalej „rozeznawana”. Wedle ustaleń delegatów, prawo kanoniczne ma zostać dostosowane tak, by nadać kobietom większe kompetencje w zakresie duszpasterstwa i posługi. Ich dyskryminacji ma przeciwdziałać przyjęcie w Kościele „inkluzywnego języka”.
Dalsza refleksja ma zostać poświęcona zagadnieniu kapłańskiego celibatu. Jak czytamy w dokumencie, wszyscy delegaci dostrzegają ogromną wartość bezżeństwa w posłudze kapłańskiej, nie ma jednak jednomyślności, względem tego, czy powinna ona w konsekwencji być stanem obligatoryjnym.
Dokument zaleca, by „synodalne podejście” na trwałe uczynić zasadą kościelnej formacji. W taki sposób miano by m.in. podchodzić do „związków i edukacji seksualnej, by towarzyszyć młodym ludziom w dorastaniu w ich osobistych i seksualnych orientacjach (…)”. W tekście wskazano, że należy pogłębić „dialog” z naukami humanistycznymi, by „ostrożnie rozważyć kwestie najbardziej kontrowersyjne w Kościele”. Chodzi m.in. o zagadnienia tożsamości płciowej i seksualności, końca życia, skomplikowanych sytuacji małżeńskich i zagadnień etycznych dotyczących sztucznej inteligencji. Autorzy przestrzegali, by w odniesieniu do tych zagadnień nie kierować się „uproszczonym” myśleniem i dotychczasowe nauczanie Kościoła traktować jako „wskazówkę”, wymagającą „przemyślanego” przełożenia na duszpasterską praktykę.
W podsumowującym dokumencie wezwano, by z uwagę „wsłuchać” się w żądania „ludzi, którzy czują się marginalizowani lub wykluczeni z Kościoła z powodu ich stanu cywilnego, tożsamości bądź seksualności”. „Było głębokie poczucie miłości, litości i współczucia w Zgromadzeniu, dla tych, którzy są, lub czują się zranieni, lub zaniedbani przez Kościół”, czytamy w tekście. Otwarta refleksja ma dotyczyć również praktyki duszpasterskiej i myśli teologicznej dotyczącej poligamii.
Źródło: vatican.va FA
=====================
mail:
Przykład wodolejstwa: “Zarówno teologiczne, jak i duszpasterskie badania nad dostępem do diakonatu dla kobiet powinny trwać nadal i korzystać z wyników komisji ustanowionych przez Ojca Świętego oraz teologicznych, historycznych i egzegetycznych badań, które zostały już przeprowadzone”.
Rzymski Synod o Synodalności wkroczył w ostatnią fazę. Papież obłożył obrady tajemnicą, ale głosy docierające z obrad wskazują jasno: cała rewolucyjna agenda została położona na stole i jest przedmiotem dyskusji. Rzymski synod nie zakończy się przyjęciem twardych, konkluzywnych [po polsku: rozstrzygających] wniosków; końcowy dokument będzie jednak bez wątpienia zawierać tak dobrane słowa-klucze, żeby pozwolić na kontynuację “progresywnej pracy” i wyciąganie odpowiednich wniosków, zgodnych z liberalnym duchem czasu.
Relatorem generalnym Synodu o Synodalności jest przecież kard. Jean-Claude Hollerich, admirator niemieckiej Drogi Synodalnej. Uwagę przykuwają też sekretarze specjalni synodu, o. Giacomo Costa SJ, Włoch, który przygotowywał już syntezę etapu kontynentalnego Synodu o Synodalności oraz ks. Riccardo Battocchio, prezes Włoskiego Stowarzyszenia Teologicznego. W 2021 roku o. Costa poparł włoskie ustawodawstwo wymierzone w „dyskryminację” środowisk homoseksualnych, choć biskupi kraju stali na innym stanowisku. Ks. Battocchio brał w 2015 roku udział w prezentacji książki „Miłość homoseksualna” aspirującej do przedstawienia „nowej syntezy” psychoanalizy, teologii i duszpasterstwa w obszarze homoseksualizmu. Co ciekawe nie wiadomo, kto dokładnie napisze syntezę. Wprawdzie znane są nazwiska 13-osobowego komitetu ds. syntezy pracującego pod kierunkiem kard. Hollericha, ale właściwymi autorami tekstu mają być „eksperci”. Nie wiemy, kto to – Watykan utajnił ich nazwiska.
Same tematy podejmowane na rzymskim zgromadzeniu są znane, bo zostały opisane w Instrumentum laboris – dokumencie roboczym na synod opublikowanym przez Stolicę Apostolską w czerwcu tego roku. Na portalu PCh24.pl omawialiśmy ten tekst, wskazując na fakt, że zawiera bardzo wiele elementów typowych dla progresywnej narracji. To między innymi zniesienie obowiązku celibatu, święcenia diakonatu dla kobiet, zwiększenie udziału świeckich we władzy w Kościele, inkluzywność sakramentalna – dopuszczanie do Komunii świętej takich „wykluczonych” grup jak rozwodnicy w powtórnych związkach, homoseksualiści czy poligamiści (problem Afryki). W dokumencie wiele miejsca poświęcono też przełamywaniu władzy biskupów przez różnego rodzaju kolektywy synodalne, zwłaszcza kontynentalne. Z wypowiedzi uczestników trwającego synodu wiemy, że wszystkie te tematy – władza, rola kobiet, moralność seksualna – rzeczywiście były i są podejmowane, rodząc ożywioną dyskusję. Nie wiadomo jednak ani kto reprezentuje jakie stanowisko ani gdzie jest ewentualna większość. Rzymski etap Synodu o Synodalności jest bezprecedensowy pod względem tajemnicy przebiegu obrad. Wcześniejszym synodom Franciszka towarzyszyły media i prowadzone debaty były dość transparentne. Teraz jest inaczej i z woli papieża z synodu nie wypływają niemal żadne informacje. Tak naprawdę o wyniku prac synodalnych zostaniemy poinformowani dopiero na zakończenie zgromadzenia, kiedy zostanie przyjęty tekst finalny.
Strategiczny brak konkluzywności
Nie należy sądzić, że znajdą się w nim jakieś konkluzywne passusy dotyczące tak kluczowych dla Kościoła kwestii jak struktura sprawowania władzy, rola kobiet czy moralność seksualna. Tegoroczny synod jest dopiero pierwszym etapem; drugi nastąpi jesienią 2024 roku. Trzeba jednak spodziewać się, że środowisko progresywne zdoła zamieścić w dokumencie odpowiednie słowa-wytrychy, które pozwolą później na łatwiejsze procedowanie własnej agendy.
To właśnie te słowa-wytrychy są najważniejsze. Proces synodalny nie będzie wprowadzać żadnych konkretnych rozstrzygnięć. Mówił o tym litewski arcybiskup Gintaras Grusas, obecnie przewodniczący Rady Konferencji Episkopatów Europy (CCEE). Według Grusasa tematem Synodu o Synodalności jest sama synodalność; chociaż trwają dyskusje nad szczegółowymi kwestiami, nie będzie rozstrzygnięć „ani teraz, ani w fazie do roku 2024; nie jestem nawet pewien, czy [rozstrzygnięcia] będziemy mieć w 2024” – powiedział. – Jeżeli będziemy jako Kościół bardziej synodalni, to synod przyniesie swoje owoce – dodał enigmatycznie.
Ważniejsze od tego, co ustali synod, o wiele ważniejsze są decyzje podejmowane osobiście przez papieża Franciszka i jego prefekta Dykasterii Nauki Wiary, kard. Victora Manuela Fernándeza. W ostatnich tygodniach ukazały się najpierw odpowiedzi Franciszka na dubia pięciu kardynałów, a później odpowiedź Fernándeza na pytania kard. Duki. Z dokumentów wynika, że papież i prefekt pozwalają błogosławić związki homoseksualne oraz udzielać Komunii świętej rozwodnikom, wszystko na zasadzie „indywidualnych przypadków”. W pierwszym wypadku powinno temu towarzyszyć nieco „skryte” duszpasterstwo, papież sprzeciwił się wydawaniu jakichś wytycznych przez episkopaty; w drugim, wprost przeciwnie, wytyczne powinny się pojawiać – kard. Fernández wyraźnie do tego zachęcał. To właśnie te decyzje w o dalece większej mierze niż jakiekolwiek synody kształtują codzienność duszpasterską Kościoła. Franciszek i Fernández dali zielone światło środowiskom progresywnym, które mogą teraz bez obaw budować parafie inkluzywne wobec wszystkich „wykluczonych” ze względu na życie w obiektywnym grzechu.
Synodalne aggiornamento
Czemu zatem służy cała ta niekonkluzywność Synodu o Synodalności? Czy to naprawdę jedynie wielkie zgromadzenie, które debatuje o tym, jak debatować? Według oficjalnych deklaracji organizatorów – papieża, kard. Hollericha i innych – synodalność służy do tworzenia w Kościele nowej kultury dyskusji, opartej o wzajemne wysłuchiwanie się, otwartość na argumentację, na rezygnacji z apodyktycznego podawania ustalonej nauki. Temu służy przede wszystkim tak zwana metoda „rozmowy w Duchu Świętym”, nowatorska koncepcja rozmów w niewielkich grupach, polegająca na naprzemiennym wypowiadaniu się, refleksji i modlitwie.
Sądzę jednak, że w ostateczności konsekwencje procesu synodalnego mogą być równie głębokie, co konsekwencje II Soboru Watykańskiego, z założenia również przecież duszpasterskiego, a nie doktrynalnego. Sobór nie musiał wprost przekształcać żadnego elementu nauki Kościoła, żeby przygotować grunt pod głębokie zmiany. Wystarczyło stworzenie mglistego klimatu rewolucji, który pozwalał wpływowym środowiskom podpiąć się pod hasło „udzisiejszenia” (aggiornamento). Związek pomiędzy niemiecką Drogą Synodalną czy patologicznymi formami liturgii a Soborem jest wyraźny, ale po stronie Soborowej wychodzi nie tyle z samych dokumentów, co raczej z ich progresywnej interpretacji. Podobnie może być z Synodem o Synodalności. Zamieszczenie w dokumentach końcowych haseł o powszechnej inkluzji „dyskryminowanych i wyłączonych”, partycypacji świeckich, docenieniu roli kobiet, podmiotowości Ludu Bożego, „włączeniu” niekatolików w obszar „misji Kościoła” – to wszystko nie ma i nie będzie mieć znaczenia doktrynalnego per se. Będzie jednak tworzyć zasłonę dymną potrzebną rewolucjonistom. Odwołując się do kilku wybranych zdań z dokumentów synodalnych, włączanych w ogólny klimat „zmiany” i „inkluzji” – będą mogły z większą swobodą forsować upragnione zmiany duszpasterskie i doktrynalne.
Synod o Synodalności nie musi zadekretować błogosławienia par LGBT. Wystarczy, że w jego dokumentach zostaną zawarte długie wywody o „otwartości na wykluczonych”, żeby każdy chętny do tego biskup wprowadził w swojej diecezji rewolucyjne duszpasterstwo, powołując się jeszcze na „magisterium Franciszka”. To samo dotyczy rozwodników, poligamistów i wszystkich, którzy zostaną uznani za dyskryminowanych seksualnie.
Nie należy się też spodziewać, aby dokumenty synodalne wprost przewidywały diakonat czy kapłaństwo kobiet. Wystarczy, że będą pełne frazesów o „kobiecej twarzy” Kościoła. Na tej podstawie Franciszek powoła niejawną posynodalną komisję, która opracuje konkretne rozwiązania, a on ogłosi na tej podstawie motu proprio, wprowadzając albo żeński diakonat, albo nowe posługi i urzędy. Będzie mógł wskazać na „wyraźną wolę” zgromadzeń synodalnych, które pragnęły przejęcia przez kobiety „większej odpowiedzialności”.
To samo dotyczy sprawowania władzy. Rzymski synod nie musi wprost opowiadać się przeciwko biskupom; wystarczy, że – wskazując swój własny przykład – dokumenty będą mówić o „konieczności” partycypacji „całego Ludu Bożego” w sprawowaniu władzy. Papież korzystając ze swoich prerogatyw ustanowi konkretne gremia synodalne, które przejmą część kompetencji krajowych episkopatów, a poszczególnych biskupów zobowiąże do „synodalnego” sprawowania władzy, polegającego na konieczności „konsultowania” ciał synodalnych, bez których podjęcie jakiejś decyzji będzie możliwe tylko w teorii, ale nie w praktyce – bo stanowiłoby pogwałcenie „paradygmatu synodalnego”.
Kto zwycięży w bitwie o przyszłość Kościoła?
Póki co cieszyć się będą ci, co zawsze: progresiści z Europy, Stanów Zjednoczonych i Ameryki Łacińskiej. Współczesna „twarz” wewnątrzkościelnej Rewolucji bp Georg Bätzing nie kryje zresztą zadowolenia z dotychczasowego przebiegu Synodu o Synodalności. – Wszystkie ważne tematy forów naszej niemieckiej Drogi Synodalnej odgrywają w Rzymie rolę. Leżą na stole Kościoła powszechnego – powiedział hierarcha. Jak dodał, można mówić o „dużym kroku naprzód”.
Radość biskupa Bätzinga nie powinna oczywiście nikogo zaskakiwać. Wprawdzie w rzymskim synodzie uczestniczy wielu konserwatystów bardzo krytycznie patrzących na proces synodalny, ale papież skrupulatnie zadbał o to, by narzędzia realnej władzy kształtowania przebiegu całego procesu leżały w rękach jego zaufanych ludzi, bliskich ideowo niemieckim środowiskom. Na to nic nie da się już po ludzku poradzić. Jedyną nadzieją pozostaje czasowe rozciągnięcie całego procesu: nawet jeżeli to papież Franciszek zakończy w 2024 roku drugi rzymski etap Synodu o Synodalności, być może wdrażać synodalność w życie będzie już jego następca. Nie musi to bynajmniej oznaczać, że rewolucyjny kurs zostanie zatrzymany i odwrócony; a jednak tak może być.
Patrzmy w przyszłość powtarzając słowa modlitwy za synod ułożonej przez bp. Athanasiusa Schneidera: „Panie, z pokornym duchem i ze skruszonym sercem prosimy Cię, nie dopuść, aby wrogowie Kościoła mogli radować się ze zwycięstwa nad autentycznym Kościołem katolickim”.
Papież Franciszek napisał chyba najbardziej ideologiczny dokument swojego pontyfikatu. Proponuje szereg działań, które mogą mieć katastrofalne skutki. Interesuje go wyłącznie obniżanie średniej światowej temperatury, tak, jakby na ludzkość nie czyhały dziś inne, o wiele poważniejsze zagrożenia. Dla tego celu papież jest gotów wesprzeć nawet powołanie rządu światowego; a wiemy przecież, jak bezbożny charakter miałaby dzisiaj taka struktura.
W swojej najnowszej adhortacji apostolskiej Laudate Deum papież Franciszek zawarł cały szereg kontrowersyjnych albo zgoła niebezpiecznych elementów i postulatów. Dziwi zwłaszcza pierwsza część dokumentu, w której Ojciec Święty wypowiada się na temat zjawiska globalnego ocieplenia. Przytacza liczby i dane, twierdzi, że klimat ociepla się wskutek działalności człowieka, a utrzymywanie, że jest inaczej, krytykuje jako nieledwie głupotę.
To jeden z nielicznych przypadków w dziejach, gdy papież wydaje dokument nauczycielski, w którym wypowiada się z taką pewnością siebie bynajmniej nie w dziedzinie doktryny i moralności, ale w sprawach, które ze swojej natury nie leżą w kompetencjach rzymskiego Urzędu Nauczycielskiego. Niestety, to nie arbitralność wypowiedzi o antropogenicznej naturze globalnego ocieplenia jest największym problemem Laudate Deum.
Wzorowe Chiny? Wielkie wątpliwości wywołuje na przykład wyraźna pochwała Chin, które papież przeciwstawia Ameryce. Papież pisze: „Jeśli weźmiemy pod uwagę, że emisje na osobę w Stanach Zjednoczonych są około dwukrotnie wyższe niż w przypadku mieszkańca Chin, i około siedmiokrotnie wyższe niż średnia w najbiedniejszych krajach, możemy stwierdzić, że powszechna zmiana nieodpowiedzialnego stylu życia związanego z modelem zachodnim, miałaby znaczący długoterminowy skutek”. Jest niewątpliwie słuszne napiętnować hedonistyczny i konsumpcyjny styl życia większości społeczeństw zachodnich; można też skrótowo sprowadzić rzecz do modelu amerykańskiego. Jednak przeciwstawienie mu modelu Państwa Środka budzi głęboki sprzeciw, choćby dlatego, że obecny status rerum w Chinach został osiągnięty za pomocą niezwykle brutalnych środków, choćby ludobójczej polityki jednego dziecka. W punkcie 9 Laudate Deum papież Franciszek przeciwstawia się koncepcji, według której w walce z globalnym ociepleniem należy zmniejszyć globalną liczbę ludności; skoro tak, to nie sposób zrozumieć, dlaczego podaje za wzór Chiny, które swój rozwój oparły właśnie o takie zmniejszanie. Warto zauważyć, że to nie pierwszy raz, gdy Watykan wychwala Państwo Środka. Kilka lat temu kardynał Peter Turkson, dziś Wielki Kanclerz Papieskiej Akademii Nauk oraz Papieskiej Akademii Nauk Społecznych, podawał Chiny jako wzór realizacji katolickiej nauki społecznej.
Nawiasem mówiąc, papieskich pochwał w Laudate Deum doczekały się też… Zjednoczone Emiraty Arabskie. Można byłoby to odbierać w kontekście nadchodzącego szczytu klimatycznego w Dubaju (to dlatego Franciszek wydał adhortację właśnie teraz – to konkretny apel do uczestników tego szczytu!); ale trzeba pamiętać, że Watykan od dłuższego czasu ściśle współpracuje z Emiratami. Papież przecież właśnie tam wzniósł we współpracy z emirackim rządem multi-religijny kompleks Domu Rodziny Abrahamowej. Pewnie nie bez związku z tą współpracą pozostaje fakt, że rządząca Emiratami rodzina ma warte grube miliardy dolarów interesy na całym świecie. Taki sojusznik bez wątpienie bardzo Stolicy Apostolskiej „pomaga”.
Śmiercionośne protesty Całkowicie niepoważne wydaje się tez poparcie przez Ojca Świętego radykalnych protestów ekologów. W punkcie 58 Franciszek pisze, że przy okazji różnych konferencji klimatycznych uwagę przyciągają działania grup „zradykalizowanych”; następnie odrzuca stosowanie przez nich przemocy, ale uznaje, że ich działalność może być „konieczna” aby „wywierać zdrową presję” na społeczeństwo. Trzeba pamiętać, jak w praktyce wygląda działalność radykalnych grup ekologicznych. W Europie to dziś przede wszystkim Letzte Generation (Last Generation, Ostatnie Pokolenie). Aktywiści zwykle przyklejają się do dróg, niszczą zabytki albo zakłócają imprezy sportowe. Być może w związku z papieskim odrzuceniem stosowania przemocy należy skrytykować niszczenie zabytków, ale wydaje się, że dwie pozostałe formy – już nie. Tymczasem choćby przyklejanie się do dróg powoduje ogromne straty i szkody; bywa, że prowadzi też do śmierci, gdy wskutek nagłego zatrzymania ruchu rozbijają się samochody albo karetki pogotowania nie są w stanie przyjechać na czas do chorego. Popieranie przez Franciszka w bardzo ogólnych słowach radykalnych protestów jest w tym kontekście skrajną nieodpowiedzialnością.
Nadchodzi koniec Wreszcie, jak sądzę, należy zdecydowanie skrytykować tonację tekstu papieża. W pierwszych kilkunastu akapitach Ojciec Święty sięga po niezwykle dramatyczną stylistykę, co kulminuje w punkcie 17, gdzie pisze: „Niektóre diagnozy apokaliptyczne często wydają się nierozsądne lub niewystarczająco uzasadnione. Nie powinno nas to skłaniać do ignorowania faktu, że realna jest możliwość osiągnięcia punktu zwrotnego. Niewielkie zmiany mogą wywołać poważne, nieprzewidziane i być może już nieodwracalne zmiany z powodu czynników inercyjnych. Uruchomiłoby to ostatecznie lawinową kaskadę zdarzeń. W takim przypadku zawsze jest już za późno, ponieważ żadna interwencja nie może zatrzymać już rozpoczętego procesu. Stamtąd nie ma już odwrotu”.
Czytelnik słyszał na pewno o coraz poważniejszym problemie zwłaszcza wśród dzieci, młodzieży i młodych dorosłych. Ludzie bywają ogarniani swoistą paniką ekologiczną i odczuwają autentyczny strach związany z nadchodzącą rzekomo katastrofą. Wiele osób decyduje się przy tym na rezygnację z posiadania rodziny – nie chcą mieć dzieci, uznając, że, po pierwsze, istoty ludzkie obciążają środowisko, a po drugie – że jest niemoralne wydawać dzieci na świat mający ulec rychłej zagładzie. Papieski alarmistyczny ton, niestroniący nawet od apokaliptycznych obrazów, może tylko nasilić te negatywne zjawiska. Znowu mamy zatem do czynienia ze skrajną nieodpowiedzialnością.
Jeden światowy rząd? Do tego dochodzi sprawa globalnego rządu. Franciszek uznaje w Laudate Deum, że nie da się rozwiązać problemu klimatycznego bez utworzenia struktur międzynarodowych, które zostaną obdarzone autentyczną władzą. W tym sensie promuje wprost i bezpośrednio ideę powoływania rządu światowego. W punkcie 35 napisał: „Nie należy mylić multilateralizmu ze światową władzą skoncentrowaną w jednej osobie lub elicie z nadmierną władzą: «Kiedy mówimy o możliwości istnienia jakiejś formy globalnego autorytetu, regulowanego przez prawo, niekoniecznie należy myśleć o autorytecie osobowym». Mówimy przede wszystkim o «organizacjach światowych, obdarzonych autorytetem, aby zapewnić globalne dobro wspólne, eliminację głodu i ubóstwa oraz pewną obronę podstawowych praw człowieka». Chodzi o to, że muszą one być wyposażone w rzeczywistą władzę, aby «zapewnić» realizację pewnych niezbywalnych celów. W ten sposób powstałby multilateralizm, który nie zależałby od zmieniających się okoliczności politycznych lub interesów nielicznych kręgów, i który miałby stabilną skuteczność”.
Idea nie jest nowa; Franciszek o rządzie światowym pisał już w swojej encyklice Fratelli tutti z 2020 roku. Nie wsparł tam stworzenia rządu światowego wprost, ale snuł wizję tworzenia międzynarodowych struktur kierowniczych i wskazywał, że powinny one mieć możliwość karania państw przekraczających ustalone przez kolektyw światowy normy. Karanie jest tymczasem prerogatywą suwerena. Ojciec Święty wskazywał: „Wiek XXI jest świadkiem osłabienia władzy państw narodowych, przede wszystkim dlatego, że wymiar ekonomiczno-finansowy o charakterze ponadnarodowym dąży do dominacji nad polityką. W tym kontekście niezbędne staje się dojrzewanie silniejszych i sprawnie zorganizowanych instytucji międzynarodowych, których władze byłyby desygnowane sprawiedliwie, na podstawie porozumień między rządami krajowymi, i wyposażone w możliwość sankcjonowania. Kiedy mówimy o możliwości istnienia jakiejś formy globalnego autorytetu, regulowanego przez prawo, niekoniecznie należy myśleć o autorytecie osobowym. Powinno się jednak przynajmniej przewidywać możliwość powołania do życia skuteczniejszych organizacji światowych, obdarzonych autorytetem, aby zapewnić globalne dobro wspólne, eliminację głodu i ubóstwa oraz pewną obronę podstawowych praw człowieka” (Fratelli tutti, 172).
Idea św. Jana XXIII Franciszek kontynuował tutaj myśl niektórych ze swoich poprzedników, a zwłaszcza św. Jana XXIII. Papież ten w encyklice Pacem in terris trzeźwo zauważył, że istniejące stosunki międzynarodowe są niewystarczające dla zapewnienia pokoju powszechnego; uznając, że trzeba osiągnąć pokój powszechny, stwierdził – logicznie w perspektywie doczesnej – że konieczne jest ustanowienie światowego rządu. Papież pisał:
„A ponieważ obecnie ze wspólnym dobrem wszystkich narodów wiążą się zagadnienia dotyczące wszystkich narodów, i ponieważ zagadnienia te może rozwiązać jedynie jakaś władza publiczna, posiadająca i moc, i organizację, i środki o równie wielkim zasięgu oraz obejmująca zakresem swego działania cały świat – wynika z tego, że nawet z nakazu samego porządku moralnego trzeba ustanowić jakąś powszechną władzę publiczną” (Pacem in terris, 137).
Wskazywał dalej, że „zasięg tej władzy powinien rozciągać się na cały świat” i powinna ona „dysponować odpowiednimi środkami, wiodącymi do powszechnego dobra wspólnego” (tamże, 138). Z drugiej strony św. Jan XXIII postulował postawienie takiej powszechnej władzy publicznej szeregu ograniczeń. Wskazywał: „Jak w poszczególnych państwach stosunki między władzą publiczną i obywatelami, rodzinami oraz zrzeszeniami trzeba regulować i kierować według zasady pomocniczości, tak i stosunki między powszechną władzą publiczną a władzami publicznymi poszczególnych państw należy oprzeć na tej samej zasadzie. Właściwym bowiem zadaniem tej powszechnej władzy jest rozpatrywanie i rozstrzyganie spraw, mających powiązanie z powszechnym dobrem wspólnym w dziedzinie gospodarczej, społecznej i politycznej oraz w rozwoju nauki. Sprawy te posiadają wielkie znaczenie, mają bardzo szeroki zasięg i są szczególnie palące; dlatego nasuwają zbyt wiele trudności, aby mogły je pomyślnie rozwiązać rządy poszczególnych państw” (tamże, 140). I dalej: „Zadaniem tej władzy powszechnej nie jest korygowanie czy kontrolowanie działań z zakresu kompetencji władz publicznych poszczególnych państw. Ma ona natomiast starać się o wytworzenie na całym świecie takich warunków, w których nie tylko władza publiczna każdego państwa, lecz również poszczególni ludzie oraz zrzeszenia będą mogły bezpieczniej wykonywać swe zadania, wypełniać obowiązki i domagać się poszanowania dla swych praw” (tamże, 141). Jest tu więc silna idea powołania rządu światowego, tyle, że o ograniczonych kompetencjach.
Rząd bezbożnej dyktatury Nie chcę tu wyrokować nad intencjami św. Jana XXIII. To, co można obiektywnie stwierdzić, to fakt, że w chwili publikacji encykliki Pacem in terris w świecie Zachodu panowała jeszcze powszechna wiara w możliwość budowy autentycznie cywilizowanego porządku globalnego. W Europie zachodniej swoje rządy konstytuowała na ogół chadecja; w Stanach Zjednoczonych polityka była prowadzona w dużej mierze w ramach szeroko pojętych idei chrześcijańskich. Te nadzieje zostały skutecznie zdruzgotane dopiero kilka lat później, najpierw przez rewoltę seksualną 1968 roku, później przez wyrok amerykańskiego Sądu Najwyższego w sprawie Roe przeciw Wade w 1973 roku. Dzisiaj wiemy dobrze, że globalne elity nie są zainteresowane budową zdrowej cywilizacji; dążą raczej do utworzenia ładu światowego jako swoistego analogonu Królestwa Antychrysta: z powszechną swobodą do mordowania dzieci nienarodzonych; z możliwością zabijania w ramach eutanazji osób uznanych za społecznie zbędne; z kompletnym gwałceniem prawa do wychowania dzieci, które przechodzą de facto pod kuratelę bezbożnych urzędników, gwałcących ich niewinność i aprobujących okaleczenia ich ciał w związku z genderyzmem. Do tego dochodzi oczywiście elitarystyczna i antyludzka wizja przyszłego świata takich ideologów jak Yuval Noah Harari. Wspieranie w takim kontekście budowy globalnego rządu, który będzie przejmować kompetencje państw suwerennych, jest – świadomie lub nie – przykładaniem ręki do konstytuowania antychrystycznej dyktatury.
Integracja Watykanu z globalnymi „elitami” Laudate Deum to w sumie dokument bardzo groźny. Nawet jeżeli tematyka ochrony środowiska może i powinna być przedmiotem zainteresowania Kościoła, nie powinno podejmować się jej przez pryzmat ideologii klimatyzmu. Tymczasem Laudate Deum jest dokumentem głęboko ideologicznym: tak należy ocenić opisane wyżej postulaty Franciszka, których praktyczna realizacja może prowadzić wyłącznie do poważnych szkód. Jest dla mnie ponadto głęboko zasmucające, że spośród wszystkich globalnych problemów papież wybiera na najważniejszą kwestię właśnie globalne ocieplenie. Nie mam kompetencji, by wypowiadać się na temat realności tego zjawiska i jego powiązania z działalnością człowieka; jestem jednak pewien, że nawet jeżeli na skutek zmian klimatycznych duże ludzkie społeczności byłyby zagrożone różnego rodzaju problemami – to jeszcze większa grupa ludzi jest nieustannie zagrożona przez postępującą cywilizację śmierci. Aborcja i eutanazja zbierają każdego dnia wielkie krwawe żniwo, ideologia gender niszczy życie setkom tysięcy młodych ludzi na świecie. Te tematy, które, zdawałoby się, powinny najbardziej zajmować Stolicę Apostolską, są jednak zepchnięte na margines. Dlaczego? Obawiam się, że tylko z jednego powodu – bo takie są oczekiwania globalnych elit, z którymi Watykan z miesiąca na miesiąc jest coraz silniej powiązany. Wizja Stolicy Apostolskiej jako duchowej agendy powszechnego rządu, jakkolwiek wydawałaby się fantastyczna i nierealna, w istocie stopniowo się materializuje.
Dr Darrick Taylor w komentarzu przesłanym na stronę One Peter Five 21 września br. sugeruje, że Synod o synodalności jest skazany na porażkę. Dlaczego? Słusznie zauważa, że zgromadzenie, które rozpocznie się 4 października w Watykanie – zgodnie z zamiarem jego organizatorów – skupia się na władzy politycznej. Wierzą oni w instytucje i dlatego są tak bardzo zdeterminowani, by dokonać „zamachu stanu”, i wdrożyć postępowy projekt. Zapominają jednak, że władza to nie tylko instytucja polityczna. Na ten aspekt zwraca uwagę wielu krytyków synodu.
„Synod o synodalności i postępowy projekt katolicki, który ucieleśnia, jest skazany na porażkę. Nie jest to jedynie spełnienie moich życzeń ani wyraz nienawiści czy złej woli wobec osób zaangażowanych w Synod na temat synodalności. To jest fakt. To się nie uda, ponieważ organizatorzy tego niezdarnego zamachu stanu rozumieją jedynie władzę polityczną, jedynie władzę instytucji”- czytamy.
Dr Taylor, historyk skupiający się na trudnych okresach w dziejach Kościoła, przywołał konstatację pewnego „bardzo bystrego obserwatora”, który zauważył kiedyś, że „wszelka władza polityczna jest mechaniczna”. Chodziło mu o to, że „wszelki sukces polityczny jest wynikiem ludzkiego wysiłku (…). Władzę polityczną można zdobyć lub sprawować wyłącznie dzięki ludzkiemu wysiłkowi. Nie wspomniał jednak, że istnieją inne rodzaje władzy: poza oczywistą władzą natury, jest też moc Boża, która z pewnością nie jest mechaniczna. Można nawet powiedzieć, że wszelka władza czysto ludzka jest w rzeczywistości mechaniczna, jeśli chodzi o nią” – wyjaśnił.
Odnosząc się do wydarzeń z ostatnich tygodni, autor komentarza prognozuje, że „Synod o synodalności” będzie „kryzysem” w pierwotnym greckim znaczeniu tego słowa”. Wspomniał o zmianie szefa Kongregacji Nauki Wiary na Victora Fernándeza, o próbie zmuszenia bp Stricklanda z Teksasu do rezygnacji i ostrzeżeniach kard. Gerharda Müllera, który podkreślił, że żaden katolik nie może słuchać żadnego urzędnika kościelnego, który zezwala na błogosławienie par tej samej płci lub diakonat kobiet. Taylor uważa, że gdyby doszło do faktycznej zmiany doktryny w sprawie udzielania błogosławieństwa związkom homoseksualnym lub diakonis, to byłoby „katastrofalne”. „Cierpienia, jakie musieliby znosić wierni katolicy, byłyby niewyobrażalne. Nikt nie powinien mieć złudzeń co do tego, jak szkodliwe byłoby dla Kościoła, gdyby Synod faktycznie to zrobił” – pisze.
Nawet gdyby tak się stało historyk uważa, że „Synod o synodalności” i „postępowy” projekt katolicki, który ucieleśnia, jest skazany na porażkę. Wynika to między innymi z … „dynamiki pokoleniowej”. Organizatorzy synodu i jego „aktywiści” wywodzą się z pokolenia, które już „w dużej mierze” porzuciło wiarę katolicką, ale głęboko wierzy w Kościół jako „instytucję”, ponieważ „zapewnia fundusze, zasoby, prestiż i dostęp (tj. mechanizmy władzy politycznej) i wierzą, że można go ocalić, zmieniając wiarę tak, aby pasowała do etosu obecnej epoki”.
Tym osobom autor przeciwstawia ludzi głęboko wierzących, którzy nie zrozumieli, że „Kościół zawsze będzie w pewnym stopniu instytucją na tym świecie”. Pisze: „Wierni katolicy tego nie zrozumieli, bo nie zależy im na władzy politycznej i byli zajęci próbą sprostania twardym wymaganiom Ewangelii, podczas gdy postępowi działacze ją obalali”.
Postępowi „aktywiści” – według autora – „ani nie są wierni, ani dobrzy w rządzeniu, ale bardzo dobrze radzą sobie z obalaniem i/lub przejmowaniem instytucji”. Zwolennicy synodu to jest także ostatnie pokolenie, które w taki sposób wierzy w „instytucje”. Wielu „wiernych katolików” kocha Kościół nie ze względu na jego prestiż czy siłę polityczną, ale głoszoną Prawdę.
Porównał nawet sytuację do tego, co się dzieje w świecie akademickim, gdzie przykładowo w jego miejscu pracy – SantaFe College w Gainesville na Florydzie – adiunkci zatrudnieni w niepełnym wymiarze godzin stanowią około 75% lub więcej kadry akademickiej. Zarabiają niewiele i nie otrzymują żadnych świadczeń. Łatwo ich można zwolnić w przeciwieństwie do wykładowców zatrudnionych na stałe. Większość to idealiści, których wykorzystują menadżerowie uczelni, dzięki którym mogą zapewnić sobie wysokie pensje, a zatrudnieni na stałe wykładowcy mogą uniknąć żmudnej pracy związanej z prowadzeniem zajęć dydaktycznych.
Podobnie ma się sytuacja z „Synodem o synodalności”. Jest grupa teologów-aktywistów i biurokratów liczących na fundusze kościelne, którzy „całym sercem wierzą, iż jeśli tylko uda im się zmienić podstawowe przekonania Kościoła, stanie się on w końcu religijną Organizacją Narodów Zjednoczonych, o jakiej zawsze marzyli”. Odpowiadając na oczekiwania zdemoralizowanych młodych ludzi, odrzucających nauczanie Kościoła w sprawach „gorących”, autor ostrzega, że „nie poświęcą oni lat swojego życia Kościołowi w nadziei, że uzyskają od niego to, co z łatwością mogą uzyskać gdzie indziej. Innymi słowy, ci młodsi ochrzczeni katolicy po prostu opuszczą Kościół, tak jak to ma miejsce już od jakiegoś czasu”. Dlatego „Synod jest skazany na porażkę, nawet jeśli pozostawi po sobie wiele zniszczeń”
Uczony dodał, że „skłonność organizatorów Synodu do władzy politycznej jest odwrotnie proporcjonalna do ich ślepoty na moc Bożą. To, co ich skazuje na porażkę, to niezdolność dostrzeżenia, jak moc Boża może wpłynąć na odrodzenie Kościoła, mimo że zmuszony jest funkcjonować w technokratycznym społeczeństwie. Dostrzegają jedynie najbardziej widoczne aspekty historii i ignorują głębsze prądy, które w przyszłości spowodują odnowę Kościoła”. Wierzą w konformizm lub śmierć i gardzą swoimi „zacofanymi” współkatolikami do tego stopnia, że wolą, aby opuścili tenże Kościół.
Prof. Roberto de Mattei: synod to wydarzenie polityczne
Inny komentator prof. Roberto de Mattei odwołał się do metafory katolickiego kontrrewolucjonisty Juana Donoso Corteza, który wskazał, że w każdej kwestii politycznej zawarta jest kwestia religijna.
Zestawiając śmierć byłego prezydenta Włoch, komunisty-ateisty Giorgio Napolitano i wpływowego szefa mafii, również ateisty Matteo Messina Denaro we wpisie z 27/28 września 2023 r. wyjaśnia kwestię synodu również przez pryzmat pojmowania władzy.
„Wielki Juan Donoso Cortés (1809-1853) powiedział, że za każdym problemem politycznym kryje się problem teologiczny i metafizyczny. Czasami jednak za problemem teologicznym kryje się problem polityczny, który go wyjaśnia. O tym należy pamiętać, aby przewidzieć, co wydarzy się na następnym Synodzie: zgromadzeniu religijnym, pożądanym i zorganizowanym przez papieża, dla którego polityka przeważa nad doktryną teologiczną i moralną” – czytamy we wpisie zamieszczonym na stronie Rorate Caeli.
Autor zwrócił uwagę na śmierć dwóch wpływowych osób we Włoszech w ostatnich dniach. Pierwszą z nich był Giorgio Napolitano, czołowa postać włoskiego życia politycznego od wielu dziesięcioleci.
Napolitano był zagorzałym komunistą i masonem. Popierał sowiecką inwazję na Węgry w 1956 r. i jak ojciec Giovanni (1883-1895) – główna postać Wielkiej Loży Włoch – należał do masonerii. „10 maja 2006 roku, po wyborze Napolitano na prezydenta Republiki, prawnik Gustavo Raffi, Wielki Mistrz Wielkiej Loży, określił ten wybór jako jeden z najważniejszych momentów w życiu demokratycznego kraju, a w dniu śmierci byłego prezydenta Wielka Loża w ramach kondolencji wywiesiła flagi opuszczone do połowy masztu przed swoją siedzibą krajową na wzgórzu Janiculum”.
Giorgio – w przeciwieństwie do Enrico Berlinguera (1922-1984) z Włoskiej Partii Komunistycznej, który stał na czele skrzydła „kato-komunistów”, „starających się pogodzić monstrancję z sierpem i młotem”, był – po Giorgio Amendoli (1907-1980) – głównym przedstawicielem „ateo-komunistów”. Opowiadał się za połączeniem komunizmu z super-kapitalizmem, odrzucając transcendentny wymiar życia.
Poruszając ciekawe wątki z życia zmarłego prezydenta, jego związki z lożą londyńską, okoliczności spotkania z Henrym Kissingerem, de Mattei nawiązał do świeckiego pogrzebu i hołdu złożonemu przez papieża Franciszka politykowi, który służył nie „ojczyźnie”, ale interesom „silnych mocarstw”. Profesor nie rozumie „jak polityczny szacunek, jaki Franciszek okazuje potężnym, można pogodzić z wezwaniem do witania najmniejszych, które stanowi jeden z kamieni węgielnych jego pontyfikatu”. Komentator zwrócił uwagę na inne polityczne zdarzenia, w tym wizytę papieża w Marsylii i wiec Rifondazione Comunista w Bolonii z udziałem kardynała Matteo Zuppi, a także na działania wspólnoty Sant’Egidio, która prowadzi równoległą dyplomację kościelną z pominięciem arcybiskupa Richarda Gallaghera, ministra spraw zagranicznych Stolicy Apostolskiej, co zostało zauważone i skrytykowane przez biskupów chińskich, ukraińskich i polskich, kwestionujących Ostpolitik papieża Franciszka. „Na tym burzliwym tle – pisze de Mattei – odbędzie się synod o synodalności, wydarzenie polityczne, po którym nie należy spodziewać się żadnych nowinek teologicznych, a raczej przesłania duszpasterskiego, które wprowadzi innowacje, a raczej zrewolucjonizuje Kościół na poziomie praktyki”.
Wskazuje na to tematyka imigracji, pracy, środowiska, ubóstwa i inkluzji, która ma być częścią debaty synodalnej. Takie też było nauczanie Jana XXIII zawarte w przemówieniu Gaudet mater Ecclesia, które otworzyło Sobór Watykański II 11 października 1962 r.
Profesor podziela opinię innych krytyków synodu, zauważając, że rewolucja w Kościele dokonuje się poprzez praktykę polityczną i duszpasterską, rozbijającą starożytną doktrynę.
„Jednak Donoso Cortés nie mylił się, gdy mówił, że nawet będąc pogrążonym w dyskusjach politycznych nie można nigdy przestać wznosić oczu ku wymiarowi nadprzyrodzonemu, do którego wszystko ostatecznie zmierza, ponieważ ostateczny cel człowieka nie znajduje się na tej ziemi”.
24 września, dwa dni po śmierci Giorgio Napolitano, w więzieniu w L’Aquila zmarł Matteo Messina Denaro, szef Cosa Nostra, który podobnie jak Napolitano odmówił pogrzebu religijnego. „Żadnego pogrzebu ze strony Kościoła katolickiego” – powiedział. „Bóg będzie moją sprawiedliwością”.
„Gangster i ateista-komunista stanęli w tych dniach przed Bogiem, Najwyższym Sędzią każdego naszego słowa, czynu i zaniechania. Ich ziemskie życie było odmienne. Czy jednak ich wieczny los będzie inny?” – pyta retorycznie prof. Roberto de Mattei.
Life Site News o promocji przez organizatorów synodu „dzieł” skandalisty o. Rupnika i pilnej potrzebie zajęcia się reputacją Kościoła
Synod, który rozpocznie się w październiku jest krytykowany nie tylko za upolitycznienie i próby przejęcia władzy w celu czerpania korzyści osobistych. Wskazuje się, iż promuje między innymi prace słoweńskiego jezuity Marko Rupnika, winnego licznych nadużyć seksualnych, na co zwraca uwagę portal Life Site News. Człowieka, który miał „obsesję seksualną, głęboko połączoną z jego koncepcją sztuki i myśleniem teologicznym”.
Portal szczegółowo przypominając skandale homoseksualne z udziałem jezuity zauważył, że „po niedawnej sesji plenarnej Papieska Komisja ds. Ochrony Nieletnich wezwała uczestników Synodu na temat Synodalności, aby zajęli się problemem wykorzystywania seksualnego. W oświadczeniu opublikowanym tego samego dnia, w którym strona internetowa Synodu po cichu usunęła jedno ze zdjęć Rupnika, wezwano Synod do kompleksowego zajęcia się zagrożeniem, jakie stwarza kwestia wykorzystywania seksualnego, dla wiarygodności Kościoła w głoszeniu Ewangelii”.
„Catholic Herald”: synod wprowadza nowy porządek kulturowy do Kościoła
Z kolei „Catholic Herald” w artykule z 28 września 2023 r. autorstwa Gavina Ashendena wyeksponował problem ekumenizmu i spotkania międzyreligijnego. Synod poprzedza ekumeniczne czuwanie i rekolekcje z udziałem wyznawców islamu i buddyzmu, aby sprawdzić, czego katolicy mogą się od nich nauczyć. „W naszej szybko rozwijającej się współczesnej kulturze zachodniej istnieją oczywiście dwa różne poglądy filozoficzne, a ekumenizm wygląda inaczej w zależności od tego, jaki światopogląd się przyjmie” – zauważa autor.
Wymienia on starszy pogląd, który „preferuje język obiektywnej prawdy”, co doprowadziło do zerwania z protestantami z powodu częściowego protestanckiego odrzucenia nadprzyrodzoności.
„Doświadczenie tego, co nadprzyrodzone, zawsze było cechą charakterystyczną Kościoła katolickiego. Napędzało dynamikę ewangelizacji, a także wiarę i praktykę Kościoła. Przynajmniej tak było, dopóki nie nadeszło Oświecenie z nowym pragmatycznym materializmem, który głęboko nie ufał cudom, wbił większy klin między materią a duchem i stworzył protestantyzm”. Nie udało się go przezwyciężyć.
„Nowszy pogląd, preferujący to, co subiektywne i względne, stara się rozwiązać ekumeniczny węzeł gordyjski, próbując rozpuścić go w balsamie uprzejmości”. Jest jednak oczywiste, że droga kompromisu nie przyczyni się do „uzdrowienia ekumenicznego impasu”.
Autor zasugerował, że obawa wielu obserwatorów polega na tym, iż „dokument roboczy sceny kontynentalnej i Instrumentum laboris wskazuje na przedkładanie starej integralności spotkania nad ciężką pracę polegającą na rozeznaniu, które wartości są prawdziwie katolickie i chrześcijańskie, a które nie”.
Dodaje, że obecnie sytuacja jest nawet bardziej złożona, bo „znajdujemy się w szczególnym punkcie historii, w którym relatywizm zostaje zastąpiony nowym, odmiennym dogmatyzmem. To, co jest powszechnie określane jako przebudzenie, nie ma w sobie nic z pokory relatywizmu (…)” – zauważa.
Jego zdaniem synod proponuje nowy porządek kulturowy, „prawdę o różnorodności, włączeniu i równości”, tak jak zrobiły to wszystkie liberalne wyznania protestanckie, pragnące stworzyć niebo na ziemi poprzez „dążenie do globalnej sprawiedliwości, czystości ekologicznej i reedukacji dla wszystkich”.
Pyta, „czy w zamierzeniu nowy porządek kulturowy ma stanowić spoiwo zdolne do załatania starych podziałów historycznych i uzdrowienia wzajemnych nieporozumień z przeszłości? Czy powszechne oddanie religijne jednemu poglądowi marksistowskiemu ma zastąpić liczne, historycznie rozbieżne pociągi do różnych wersji Jezusa?”. Wnioskuje, że prawdopodobnie od islamu mamy nauczyć się zamiłowania do mistycyzmu, a od buddyzmu inkluzywności i niechęci do dogmatyzmu. I znowu kolejny komentator zwraca uwagę na kwestię władzy, autorytetu i epistemologii. „W cyklu wzajemnych spotkań przedstawicieli konserwatywnego katolicyzmu ze zwolennikami inkluzji seksualnej, między tymi, którzy cenią hierarchię i tymi, którzy chcą ją zniszczyć, między tymi, którzy cenią to, co nadprzyrodzone, a tymi, którzy czują się bardziej komfortowo w polityce, pomiędzy tymi, którzy są oddani Najświętszemu Sercu Jezusa, a tymi, których pociąga alternatywne bicie serca, który system wartości zwycięży?” – pyta.
„Kiedy tajemnica zostanie zniesiona – a włączone osoby zostaną przyjęte (ale nie zmienione), marginalizowani zostaną przesunięci do nowego centrum (marginalizując innych), a bezsilni zyskają pożądaną przyczepność (prawdopodobnie wyrzucając swoich poprzedników) – odkryjemy, czy katolicyzm przetrwał czy też nie przejście do hiperseksualnego utopizmu. Pozostaje pytanie, jak zawsze: kto kogo nawróci?”
Arcybiskup Gądecki: Kościół nie może „przygarniać grzechu”
Także arcybiskup Stanisław Gądecki w obszernym wywiadzie udzielonym agencji KAI, który ukazał się przed kilkoma dniami przyznał „ze zdumieniem” jak „różnorodny jest obraz Kościoła, który wyłonił się z dotychczasowych etapów pracy synodu”. – Dla jednych regionów świata problemem jest bieda, a nawet głód, wojny i olbrzymia skala niesprawiedliwości społecznych. Gdzie indziej propozycje kulturowe sprzeczne z tradycją chrześcijańską bądź kryzys rodziny i małżeństwa. Chyba najtrudniejszą sytuację mamy w Europie, gdzie Kościół jest mocno spolaryzowany i panują w nim głębokie napięcia. Obecne są tutaj postulaty reform, które budzą niepokój, bo nie pozostają w zgodzie z Tradycją i dotychczasowym nauczaniem Kościoła. W szczególny sposób zaznaczyło się to na kontynentalnym spotkaniu synodu w Pradze – mówił.
Hierarcha podkreślił, że w polskiej syntezie synodalnej nie domagano się zmian doktrynalnych, lecz zmian w relacji duchowieństwa do świeckich i odwrotnie. Spośród kwestii, które go szczególnie zaniepokoiły wskazał na „wizję Kościoła zainteresowanego zbytnim dopasowaniem się do istniejących demokratycznych struktur, jakie istnieją w społeczeństwie, a znacznie mniej realizacją swojej misji, która powinna być znakiem sprzeciwu wobec tego, co zewnętrzny świat proponuje. – Do niedawna myśleliśmy, że tylko niemiecka Droga Synodalna budzi wątpliwości, i że to jest główny motor rozsadzania Kościoła od środka, ale teraz widzę, że jest to problem znacznie szerszy – konstatował ze smutkiem.
Dodał: – Jeśli chodzi o niemiecką Drogę Synodalną, to chodzi o stworzenie dwuwładzy w Kościele. Pada tam propozycja ustanowienia gremiów, które miałyby być ośrodkami podejmowania decyzji w Kościele, równolegle do władzy biskupów. Jest to sprzeczne z tradycją i z tym co postanowił Jezus, przekazując władzę apostołom wraz z Piotrem. Żadnych takich gremiów, o kompetencjach równoległych do władzy biskupiej, nie ma ani w Kościołach wschodnich, ani do tej pory w Kościele zachodnim. A druga rzecz, która mocno wybrzmiewa w niemieckiej Drodze Synodalnej to oczekiwania, aby Kościół wprowadził kapłaństwo kobiet. Jest to rozumowanie, które z pragnień niektórych kobiet chce uczynić wyznacznik teologii.
Arcybiskup zauważył, że „niemieckie postulaty są głośne i w naturalny sposób oddziałują na inne środowiska”, co było zauważalne w lutym tego roku w Pradze na europejskim, kontynentalnym zebraniu synodu o synodalności, gdzie mocno wybrzmiała kwestia diakonatu kobiet. Opowiadają się za nią także biskupi z Portugalii. Duchowny obawia się, że na razie będzie postulat diakonatu, a potem pojawią się i tak postulaty, by wyświęcać kobiety na kapłanów. To tylko kwestia czasu. Nie podoba mu się również słowo „inkluzja”. – Jest to rodzaj wytrychu, bo w istocie pod słowo „inkluzja” kryją się całkiem odmienne treści. Choć słowo to pojawia się w dokumentach przygotowawczych do synodu, jak i w ustach samego Papieża Franciszka, to nikt go dokładnie nie zdefiniował. W pozytywnym znaczeniu pod pojęciem „inkluzji” można rozumieć postawę włączenia i przygarnięcia do wspólnoty Kościoła osób znajdujących się na marginesie, co jest wyrazem miłosierdzia. Taka była postawa Pana Jezusa.
Ale inkluzja może też znaczyć Komunię św. dla osób rozwiedzionych, żyjących w nowych związkach, czy też osób LGBT+, w duchu nowych, modnych ideologii lewicowo-liberalnych. Mówi się też np. o tym, że wykluczone czują się osoby żyjące w związkach poligamicznych. Tutaj nie padają jakieś jasne propozycje, zaznacza się, iż należałoby wszystkich włączać do Kościoła, żeby się nikt nie czuł wykluczony.
Trzeba jednak rozróżnić pomiędzy przygarnianiem człowieka, a akceptowaniem grzechu. Wierność nauczaniu Kościoła w niczym nie przekreśla szanowania godności osób homoseksualnych, w taki sposób jaki należy się każdemu człowiekowi. Natomiast „przygarnianie” grzechu nie może być tym, czym Kościół jest zainteresowany. A tym bardziej nie można dopuścić błogosławienia związków homoseksualnych, czego domagają się środowiska LGBT+. Potrzebne jest nawrócenie i łaska a nie afirmacja grzechu. Zamiast uspokajających sumienie słów o tak rozumianej „inkluzji”, lepiej byłoby studiować Słowo Boże, Objawienie i naukę Kościoła a także skorzystać z sakramentu pokuty. Nie możemy zgodzić się na tak daleko idącą redefinicję małżeństwa i rodziny. Małżeństwo istnieje wyłącznie między kobietą, a mężczyzną i nie ma innej możliwości – podkreślił hierarcha.
Zaznaczył, że „Kościół pełni swoją misję od 2000 lat i nie może się jej wyrzec. Istnieje jednak w różnych środowiskach taka moda, żeby słuchać tych, którzy do Kościoła nie chodzą i nie są związani z Kościołem, ale z jakiejś racji chcieliby Kościół zmieniać”.
– Kościół jest hierarchiczny ze swej natury. Fakt, że Kościół ma strukturę hierarchiczną nie oznacza, że jedni stoją wyżej niż inni. Wszyscy, przez chrzest, są powołani do misji przybliżania ludzi i świata do Boga. Ta misja pochodzi bezpośrednio od Boga i nikt nie potrzebuje zgody drugiego człowieka na jej realizację. Jednakże, aby ją spełnić, potrzebna jest łaska, gdyż bez Chrystusa nic nie możemy uczynić (por. J 15,5). Dlatego konieczne jest, aby jedni – zwierzchnicy – uobecniali sakramentalnie Chrystusa innym, aby wszyscy mogli realizować misję ewangelizacyjną. Służba na rzecz misji wszystkich jest powodem istnienia funkcji hierarchicznej w Kościele. Relacja między wiernymi a hierarchią ma charakter misyjny i jest kontynuacją misji Syna w mocy Ducha Świętego. Z tego powodu hierarchia w Kościele nie jest owocem historycznych okoliczności, w których jedna grupa górowała nad drugą narzucając swoją wolę (Miguel de Salis) – tłumaczył.
Duchowny podkreślił znaczenie udziału świeckich we współodpowiedzialności za Kościół, co jest „czymś absolutnie niezbędnym”. Wspominają o tym wszystkie dokumenty Kościoła i to nie tylko te wyrosłe z ducha Soboru Watykańskiego II.
Chciałby ożywić różne kolegialne ciała skupiające świeckich, zwłaszcza rady duszpasterskie, co jednak nie jest łatwe.
Przyznał, że problemem jest sposób zarządzania w Kościele: – Nadmiar centralizmu paraliżuje aktywność diecezji, a jego niedomiar sprzyja temu, aby rodziły się odrębne Kościoły, na tyle odmienne, że jeden ma taką teologie a drugi inną. Tak nie może być w Kościele, który – jak wyznajemy – w istocie jest „jeden”, choć posługuje się różnymi rytami.
Wskazał również, że nawet w katolickich Kościołach wschodnich, gdzie eksponuje się synodalność, jest pewien element pozytywny, czyli niezwykła częstotliwości spotkań synodalnych. – Powtarzam jednak, że w synodach Kościołów wschodnich nie uczestniczą świeccy. Tak np. przed kilkoma dniami zakończyło się ogólnoświatowe spotkanie wszystkich biskupów Ukraińskiego Kościoła Greckokatolickiego. Na chrześcijańskim Wschodzie ograniczono właściwie rozumienie pojęcia „synod” jedynie do organu kolegialnego biskupów zgromadzonego pod przewodnictwem patriarchy lub niższej rangi zwierzchnika Kościoła autokefalicznego. Tego rodzaju idea synodalności z jednej strony podkreśla doniosłą rolę i znaczenie kolegialności biskupów wraz ze swoim patriarchą, arcybiskupem większym lub metropolitą „sui iuris”, z drugiej zaś traktuje biskupa Rzymu jako najwyższą instancję odwoławczą.
Tymczasem u nas – na październikowy synod o synodalności do Rzymu – zostali zaproszeni także ludzie świeccy w roli delegatów. To jest novum, wcześniej świeccy mogli być najwyżej konsultorami.
Arcybiskup mówił, że polski episkopat będzie chciał wnieść coś pozytywnego do październikowego spotkania, starając się odkryć dziedzictwo Soboru Watykańskiego II.
– Oznacza to wcielanie i rozwijanie nauczania soboru w taki sposób, by nie ulegało ono wynaturzeniom. Mam nadzieję, że owocem rozeznania będzie przyjęcie jako wniosków końcowych tylko tego, co jest jednomyślną opinią wszystkich. Ufam, że Papieżowi Franciszkowi chodzi o to samo.
Jednocześnie zauważył, że obecnie wielu świeckich zaangażowanych w działalność wspólnot chrześcijańskich tak naprawdę nie jest zainteresowanych i chętnych do podjęcia drogi wiary. – Osoby te rzadko i niechętnie uczestniczą w chwilach modlitwy i formacji, a jeśli to robią, to raczej po to, by zapłacić pewien „podatek”, który pozwala im pozostać w środowisku, w jakim czują się mile widziani. Marzę o tym, by wierni zaczęli bardziej kochać swój Kościół. By przejmowali za niego większą współodpowiedzialność – konkludował.
Źródło: onepeterfive.com, rorate-caeli.blogspot.com, catholicherald.co.uk, lifesite.com, KAI
Rosnące zakłopotanie i pytania, które zostały sprowokowane przez dyskusje dotyczące “Synodu o synodalności” w jego różnych fazach i dokumentach przygotowawczych, pogłębione przez niektóre skandaliczne propozycje niemieckiej drogi synodalnej (synodaler weg) i wysokich prałatów w różnych miejscach, wywołały wielkie zaniepokojenie wśród tych, którzy widzą w realizacji tych pomysłów głębokie odejście od zadania ewangelizacji powierzonego przez Naszego Pana Jego Kościołowi.
Nasza rodzina stowarzyszeń zjednoczona pod nazwą Tradition Family Property (Tradycja Rodzina Własność) dała wyraz tym obawom, publikując w ośmiu językach książkę “Proces synodalny: puszka Pandory” autorstwa J. A. Urety i J. Loredo. Jest to studium dokumentujące, jakie doktryny katolickie są kwestionowane przez innowatorów, którym towarzyszą opinie prałatów, teologów, historyków i wyspecjalizowanych dziennikarzy. Tekst ujawnia również gadatliwy, ale niejasny i biurokratyczny sposób, w jaki przeprowadzono ten proces synodalny.
Pomimo bezprecedensowej reperkusji na całym świecie – zwykle niekorzystnej w przypadku dużych mediów świeckiego i katolickiego “establishmentu” – żaden z krytycznych komentarzy lub opinii nie obalił treści książki “Proces synodalny: puszka Pandory”, wskazując, kiedy i jak doktrynalnie błędne byłby jej doniesienia lub informacje podane na temat faktów fałszywe. Książka zawiera znaczącą przedmowę kardynała Raymonda Leo Burke’a, która jak dotąd, potwierdzając wspomnianą praktykę niektórych stronniczych mediów, nigdy nie została obalona poważnymi argumentami. Przeciwnicy prawie zawsze ograniczają się do komentowania drugorzędnych aspektów, często powtarzając w sposób autoreferencyjny slogany oparte na wcześniejszych doniesieniach prasowych w tym samym tonie i z tej samej “szkoły” informacyjnej.
Możemy jednak powiedzieć, że “Proces synodalny: puszka Pandory”, z błyskotliwą i odważną przedmową kard. Burke’a, osiągnęła cel ostrzeżenia katolickiej opinii publicznej – zarówno duchowieństwa, jak i wiernych świeckich – o prawdziwej stawce tego długiego procesu, wskazując na realne prawdopodobieństwo, że błędy, niejasności i dyscyplinarne nieposłuszeństwa, przejawiające się przed, w trakcie i po niemieckim synodaler weg, rozleją się na cały Kościół powszechny podczas sesji synodów rzymskich w latach 2023-24. Od czasu opublikowania 22 sierpnia tego roku tej zwinnej broszury, nastąpiło godne pochwały mnożenie artykułów, stanowisk i inicjatyw mających na celu informowanie katolickiej opinii publicznej, która jest nieświadoma lub zdezorientowana.
W tym kontekście i w następstwie tak wielu cennych źródeł informacji, nasze stowarzyszenia mają teraz przyjemność zaprezentować swoim przyjaciołom i czytelnikom dokumentację o ogromnej skali, która potwierdza, że nasze obawy nie były nierealne. Chodzi o inicjatywę podjętą przez pięciu członków Świętego Kolegium Kardynalskiego, aby wypełnić swój obowiązek “pomagania Ojcu Świętemu (…) też pojedynczo (…) zwłaszcza w codziennej trosce o Kościół powszechny” (kanon 349), formułując mu po synowsku i na podstawie sprawdzonej praktyki kościelnej pięć pytań (dubia) dotyczących kwestii, które leżą w sercu kontrowersji procesu synodalnego i które spowodowały poważne wątpliwości, o których mowa powyżej. Biorąc pod uwagę wysokie kwalifikacje prałatów-sygnatariuszy, mamy do czynienia z wydarzeniem, które wyznacza kamień milowy w toczącej się debacie na temat ogromnego kryzysu w Kościele.
Uważamy, że lektura tej korespondencji między czcigodnymi członkami Świętego Kolegium a Najwyższym Pasterzem jest niezwykle ważna dla wszystkich katolików, dlatego przytaczamy ją poniżej.
Składa się ona z trzech dokumentów: 1). powiadomienie, które kardynałowie-sygnatariusze kierują do wiernych w związku z wyżej wspomnianą korespondencją (poniżej); 2). pierwsze sformułowane dubia (poniżej); 3). przeformułowane dubia w odpowiedzi na prywatny list, który kardynałowie-sygnatariusze otrzymali od papieża (poniżej).
Miłej lektury!
Jędrzej Stępkowski
Członek zarządu Fundacji
Instytut Ks. Piotra Skargi (polskie TFP)
PS. Nie sposób nie wspomnieć w tym miejscu z hołdem postaci bohaterskiego kardynała George’a Pella, który zmarł nagle przed opracowaniem niniejszych dubiów, ale który od dawna był odważnym krytykiem inicjatyw, które pod pretekstem nowego Kościoła synodalnego zostały podjęte w celu promowania daleko idących zmian w jego magisterium i dyscyplinie.
Powiadomienie skierowane do Chrystusowych wiernych (kan. 212 § 3)
odnośnie do dubiów przesłanych papieżowi Franciszkowi
Bracia i Siostry w Chrystusie!
My, członkowie Świętego Kolegium Kardynalskiego, kierując się spoczywającym na wszystkich wiernych obowiązkiem „wyjawiania swojego zdania świętym pasterzom w sprawach dotyczących dobra Kościoła” (kan. 212 § 3), a przede wszystkim spoczywającym na kardynałach obowiązkiem „świadcz[enia] pomoc[y] Biskupowi Rzymskiemu (…) też pojedynczo (…) zwłaszcza w codziennej trosce o Kościół powszechny” (kan. 349), zważywszy na różne deklaracje wysoko postawionych duchownych, dotyczące przebiegu najbliższego Synodu Biskupów, które pozostają w jawnej sprzeczności ze stałą doktryną Kościoła i dyscypliną kościelną, i które doprowadziły oraz wciąż prowadzą do wielkiego zamieszania i popadania w błędy przez wiernych i inne osoby dobrej woli, wyraziliśmy nasze najgłębsze zaniepokojenie wobec Biskupa Rzymskiego. W naszym liście z 10 lipca 2023 r., posługując się sprawdzoną praktyką przedkładania dubiów [pytań] zwierzchnikowi, aby dać mu okazję do wyjaśnienia, poprzez jego responsa [odpowiedzi], doktryny i dyscypliny Kościoła, przedłożyliśmy papieżowi Franciszkowi pięć dubiów, których kopię załączamy. W piśmie z 11 lipca 2023 r. papież Franciszek odpowiedział na nasz list.
Zapoznawszy się z jego listem, który nie odpowiadał praktyce responsa ad dubia [odpowiedzi na pytania], przeformułowaliśmy dubia, aby uzyskać jasną odpowiedź opartą na odwiecznej doktrynie i dyscyplinie Kościoła. W naszym liście z 21 sierpnia 2023 r. przedłożyliśmy Biskupowi Rzymskiemu przeformułowane dubia, których kopię załączamy. Jak dotąd nie otrzymaliśmy odpowiedzi na przeformułowane dubia.
Mając na uwadze powagę materii dubiów, zwłaszcza w obliczu zbliżającej się sesji Synodu Biskupów, uważamy za swój obowiązek powiadomić [o tym] Was, wiernych (kan. 212 § 3), tak abyście nie ulegali zamieszaniu, błędom i zniechęceniu, ale raczej modlili się za Kościół powszechny, a w szczególności za Biskupa Rzymskiego, by Ewangelia była głoszona coraz jaśniej i przestrzegana w sposób coraz bardziej wierny.
Wasi w Chrystusie
Kardynał Walter Brandmüller
Kardynał Raymond Leo Burke
Kardynał Juan Sandoval Íñiguez
Kardynał Robert Sarah
Kardynał Joseph Zen Ze-kiun
Rzym, 2 października 2023 r.
Załączniki: 2 Tłum. Izabella Parowicz
================================
D U B I A
Dubium 1. odnośnie do twierdzenia, że powinniśmy dokonywać reinterpretacji Objawienia Bożego zgodnie z modnymi zmianami kulturowymi i antropologicznymi.
Po wypowiedziach niektórych biskupów, które nie zostały ani skorygowane, ani wycofane, zadaje się pytanie, czy Objawienie Boże w Kościele powinno podlegać reinterpretacji zgodnie ze zmianami kulturowymi naszych czasów i zgodnie z nową wizją antropologiczną, którą owe zmiany promują; czy też Objawienie Boże jest wiążące na zawsze, niezmienne i dlatego nie można mu zaprzeczyć, zgodnie z nakazem Soboru Watykańskiego II, że Bogu, który objawia, należy się „posłuszeństwo wiary” (Dei Verbum 5); że to, co zostało objawione dla zbawienia wszystkich, musi pozostać „na zawsze zachowane w całości” i żywe, i musi być „przekazywane wszystkim pokoleniom” (7); i że postęp zrozumienia nie pociąga za sobą żadnej zmiany w prawdzie rzeczy i słów, ponieważ wiara została przekazana „raz na zawsze” (8), a Urząd Nauczycielski nie jest ponad Słowem Bożym, ale naucza tylko tego, co zostało przekazane (10).
Dubium 2. odnośnie do twierdzenia, że powszechna praktyka błogosławienia związków osób tej samej płci byłaby zgodna z Objawieniem i Urzędem Nauczycielskim (KKK 2357).
Zgodnie z Objawieniem Bożym, potwierdzonym w Piśmie Świętym, którego Kościół „z rozkazu Bożego i przy pomocy Ducha Świętego słucha (…) pobożnie (…), święcie go strzeże i wiernie wyjaśnia” (Dei Verbum 10): „Na początku” Bóg stworzył człowieka na swój obraz, stworzył mężczyznę i niewiastę, po czym błogosławił im, aby byli płodni (por. Rdz 1, 27-28), przy czym Apostoł Paweł naucza, że negowanie odmienności płci jest konsekwencją negowania Stwórcy (Rz 1, 24-32). Zadaje się pytanie: Czy Kościół może odstąpić od tej „zasady”, uznając ją, wbrew nauczaniu Veritatis Splendor 103, za zwykły ideał i akceptując jako „możliwe dobro” obiektywnie grzeszne sytuacje, takie jak związki osób tej samej płci, nie dopuszczając się przy tym zdrady doktryny objawionej?
Dubium 3. odnośnie do stwierdzenia, że synodalność jest „konstytutywnym wymiarem Kościoła” (Konstytucja apostolska Episcopalis Communio 6), co oznaczałoby, że Kościół ze swej natury jest synodalny.
Zważywszy, że Synod Biskupów nie reprezentuje Kolegium Biskupów, ale jest jedynie organem doradczym papieża, ponieważ biskupi, jako świadkowie wiary, nie mogą delegować wyznawania przez siebie prawdy, zadaje się pytanie, czy synodalność może stanowić najwyższe kryterium regulacyjne stałego rządu Kościoła bez zniekształcania ustanowionego przez jego Założyciela porządku konstytutywnego, zgodnie z którym najwyższa i pełna władza Kościoła jest sprawowana zarówno przez papieża na mocy jego urzędu, jak i przez Kolegium Biskupów wraz z jego głową, Biskupem Rzymskim (Lumen Gentium 22).
Dubium 4. odnośnie do popierania przez duchowieństwo i teologów teorii, zgodnie z którą „teologia Kościoła uległa zmianie”, a zatem święcenia kapłańskie mogą być udzielane kobietom.
Po wypowiedziach niektórych dostojników kościelnych, które nie zostały ani skorygowane, ani wycofane, zgodnie z którymi wraz z Soborem Watykańskim II zmieniła się teologia Kościoła i znaczenie Mszy świętej, zadaje się pytanie, czy nadal obowiązuje dictum Soboru Watykańskiego II, zgodnie z którym „[kapłaństwo powszechne wiernych i kapłaństwo urzędowe lub hierarchiczne] różnią się istotą, a nie stopniem tylko” (Lumen gentium 10) oraz że prezbiterzy na mocy „święt[ej] władz[y] kapłańsk[iej] składania ofiary i odpuszczania grzechów” (Presbyterorum ordinis 2) działają w imieniu i w osobie Chrystusa Pośrednika, przez którego duchowa ofiara wiernych staje się doskonała. Ponadto zadaje się pytanie, czy nauczanie zawarte w liście apostolskim św. Jana Pawła II Ordinatio Sacerdotalis, który głosi jako ostateczną prawdę niemożność udzielania święceń kapłańskich kobietom, zachowuje ważność, przez co nauczanie to nie podlega już zmianom ani swobodnej dyskusji duchownych czy teologów.
Dubium 5 odnośnie do stwierdzenia „przebaczenie jest prawem człowieka” i nalegania Ojca Świętego na obowiązek rozgrzeszania wszystkich i zawsze, tak aby skrucha nie była niezbędnym warunkiem sakramentalnego rozgrzeszenia.
Zadaje się pytanie, czy wciąż obowiązuje nauczanie Soboru Trydenckiego, zgodnie z którym żal penitenta, który polega na wstręcie do popełnionego grzechu z zamiarem niegrzeszenia więcej (Sesja XIV, Rozdział IV: DZ 1676), jest niezbędny z punktu widzenia ważności spowiedzi sakramentalnej, wobec czego kapłan musi odłożyć w czasie rozgrzeszenie, gdy oczywiste jest, że warunek ten nie został spełniony.
Watykan, 10 lipca 2023 r.
Kardynał Walter Brandmüller
Kardynał Raymond Leo Burke
Kardynał Juan Sandoval Íñiguez
Kardynał Robert Sarah
Kardynał Joseph Zen Ze-kiun
Tłum. Izabella Parowicz
TAJNE
Do Jego Świątobliwości
Papieża
FRANCISZKA
Ojcze Święty!
Jesteśmy bardzo wdzięczni za odpowiedzi, których zechciałeś nam udzielić. Na wstępie chcielibyśmy wyjaśnić, że postawiliśmy te pytania nie ze strachu przed dialogiem z ludźmi naszych czasów ani przed pytaniami o Chrystusową Ewangelię, które mogliby nam oni zadać. W rzeczywistości, podobnie jak Wasza Świątobliwość, jesteśmy przekonani, że Ewangelia nadaje pełnię ludzkiemu życiu i odpowiada na każde nasze pytanie. Troska, która nas porusza, jest innej natury: Niepokoi nas, że istnieją duszpasterze, którzy wątpią w to, że Ewangelia jest w stanie przemienić ludzkie serca i nie proponują im już zdrowej doktryny, ale „nauki według własnych pożądań” (por. 2 Tm 4, 3). Zależy nam również na tym, aby rozumiano, że Boże miłosierdzie nie polega na tuszowaniu naszych grzechów, ale jest o wiele większe, ponieważ pozwala nam odpowiedzieć na Jego miłość poprzez przestrzeganie Jego przykazań, to znaczy poprzez nawrócenie i przyjęcie wiary w Ewangelię (por. Mk 1, 15).
Zachowując tę samą szczerość, z jaką udzieliłeś nam swoich odpowiedzi, zmuszeni jesteśmy dodać, że Twoje odpowiedzi nie rozwiały podniesionych przez nas wątpliwości, a wręcz je pogłębiły. Dlatego czujemy się zobowiązani do ponownego postawienia tych pytań Waszej Świątobliwości, któremu – jako następcy Piotra – Pan powierzył zadanie utwierdzania braci w wierze. Jest to sprawa szczególnie nagląca w obliczu zbliżającego się Synodu, który wielu chce wykorzystać do zanegowania katolickiej doktryny właśnie w tych kwestiach, których dotyczą nasze dubia. Dlatego ponawiamy nasze pytania do Ciebie, aby można było na nie odpowiedzieć prostym „tak” lub „nie”.
1. Wasza Świątobliwość utrzymuje, że Kościół może pogłębić swoje rozumienie depozytu wiary. Właśnie tego naucza Dei Verbum 8 i stanowi to część doktryny katolickiej. Odpowiedź Waszej Świątobliwości nie uwzględnia jednak naszych obaw. Wielu chrześcijan, w tym duszpasterzy i teologów, argumentuje dziś, że kulturowe i antropologiczne zmiany naszych czasów powinny popchnąć Kościół do nauczania czegoś przeciwnego do tego, czego zawsze nauczał. Dotyczy to kwestii nie drugorzędnych, ale zasadniczych dla naszego zbawienia, takich jak wyznanie wiary, subiektywne warunki dopuszczenia do sakramentów i przestrzeganie prawa moralnego. Dlatego chcemy przeformułować nasze dubium: czy Kościół może dziś nauczać doktryn sprzecznych z tymi, których nauczał wcześniej w kwestiach wiary i moralności, czy to przez papieża [przemawiającego] ex cathedra, czy w ramach definicji soboru ekumenicznego, czy też w ramach zwykłego powszechnego magisterium biskupów rozproszonych po całym świecie (por. Lumen gentium 25)?
2. Wasza Świątobliwość położył nacisk na fakt, że nie można mylić małżeństwa z innymi rodzajami związków o charakterze płciowym, a zatem należy unikać wszelkich obrzędów lub sakramentalnego błogosławieństwa par tej samej płci, które mogłyby prowadzić do tego rodzaju dezorientacji. Jednak nasz niepokój dotyczy czegoś innego: obawiamy się, że błogosławienie par jednopłciowych może rodzić zamieszanie w każdym przypadku, nie tylko dlatego, że może sprawić, iż będą się one wydawać czymś analogicznym do małżeństwa, ale także dlatego, że akty homoseksualne byłyby praktycznie przedstawiane jako dobro, a przynajmniej jako możliwe dobro, o które Bóg prosi ludzi podążających ku Niemu. Przeformułujmy więc nasze dubium: Czy jest możliwe, że w pewnych okolicznościach kapłan mógłby pobłogosławić związki między osobami homoseksualnymi, sugerując w ten sposób, że zachowanie homoseksualne jako takie nie byłoby sprzeczne z prawem Bożym i z podążaniem danej osoby ku Bogu? Z powyższym dubium wiąże się konieczność podniesienia kolejnego: czy nauczanie podtrzymywane przez powszechne magisterium zwyczajne, zgodnie z którym każdy pozamałżeński akt płciowy, a w szczególności akty homoseksualne, stanowi obiektywnie ciężki grzech przeciwko prawu Bożemu, niezależnie od okoliczności, w jakich ma miejsce i od intencji, z jaką jest realizowany, jest nadal aktualne?
3. Podkreśliłeś, że Kościół ma wymiar synodalny, w którym wszyscy, w tym wierni świeccy, są wezwani do uczestnictwa i wyrażenia swojego głosu. Nasza trudność polega jednak na czymś innym: przyszły Synod o „synodalności” przedstawiany jest obecnie tak, jak gdyby w komunii z papieżem stanowił najwyższą władzę w Kościele. Synod Biskupów jest jednak organem doradczym papieża; nie stanowi reprezentacji Kolegium Biskupów i nie może rozstrzygać kwestii, którymi się zajmuje, ani wydawać dekretów w tych sprawach, chyba że w pewnych przypadkach Biskup Rzymski, którego obowiązkiem jest ratyfikowanie decyzji Synodu, wyraźnie przyzna mu głos decydujący (por. kan. 343 KPK). Jest to o tyle kluczowy punkt, że niezaangażowanie Kolegium Biskupów w takie sprawy, jak te, które zamierza poruszyć następny Synod, a które dotykają samej struktury Kościoła, byłoby dokładnie sprzeczne z korzeniami owej synodalności, którą ten Synod rzekomo chce promować. Przeformułujmy zatem nasze dubium: czy Synod Biskupów, który ma się zebrać w Rzymie i w którego skład wejdzie jedynie wybrana reprezentacja duszpasterzy oraz wiernych, będzie sprawował w kwestiach doktrynalnych lub duszpasterskich, odnośnie do których ma się wypowiedzieć, najwyższą władzę w Kościele, która należy wyłącznie do Biskupa Rzymskiego i, una cum capite suo, do Kolegium Biskupów (por. kan. 336 KPK)?
4. W swojej odpowiedzi Wasza Świątobliwość wyjaśnił, że decyzja św. Jana Pawła II wyrażona w Ordinatio Sacerdotalis powinna być ostatecznie podtrzymana i słusznie dodał, że konieczne jest rozumienie kapłaństwa nie w kategoriach władzy, lecz w kategoriach służby, tak aby prawidłowo zrozumieć decyzję naszego Pana o zarezerwowaniu święceń kapłańskich wyłącznie dla mężczyzn. Z drugiej strony, w ostatnim punkcie swojej odpowiedzi dodałeś, że kwestia ta wciąż może być przedmiotem dalszych badań. Obawiamy się, że niektórzy mogą zinterpretować to stwierdzenie jako równoznaczne z tym, iż kwestia ta nie została jeszcze rozstrzygnięta w sposób ostateczny. W istocie św. Jan Paweł II potwierdza w Ordinatio Sacerdotalis, że doktryna ta była nauczana w sposób nieomylny w ramach zwyczajnego i powszechnego magisterium, a zatem należy do depozytu wiary. Takiej odpowiedzi udzieliła Kongregacja Nauki Wiary na wątpliwość dotyczącą tego listu apostolskiego, a odpowiedź ta została zatwierdzona przez samego Jana Pawła II. Musimy zatem przeformułować nasze dubium: czy Kościół w przyszłości mógłby mieć zdolność udzielania święceń kapłańskich kobietom, zaprzeczając w ten sposób, że wyłączne zastrzeżenie tego sakramentu dla ochrzczonych mężczyzn stanowi samą istotę sakramentu święceń, której Kościół zmienić nie może?
5. Na koniec Wasza Świątobliwość potwierdził nauczanie Soboru Trydenckiego, zgodnie z którym ważność sakramentalnego rozgrzeszenia wymaga żalu grzesznika, co wiąże się z postanowieniem niegrzeszenia po raz kolejny. Wasza Świątobliwość zachęcił nas, abyśmy nie wątpili w nieskończone miłosierdzie Boże. Chcielibyśmy powtórzyć, że nasze pytanie nie wynika z powątpiewania w wielkość Bożego miłosierdzia, ale wręcz przeciwnie, wynika ze świadomości, że to miłosierdzie jest tak wielkie, iż jesteśmy w stanie nawrócić się do Niego, wyznać nasze winy i żyć tak, jak On nas nauczył. Z kolei niektórzy mogliby zinterpretować odpowiedź Waszej Świątobliwości jako oznaczającą, że samo przystąpienie do spowiedzi jest wystarczającym warunkiem otrzymania rozgrzeszenia, ponieważ domyślnie mogłoby ono obejmować wyznanie grzechów i skruchę. Chcielibyśmy zatem przeformułować nasze dubium: Czy penitent, który przyznając się do grzechu, odmawia powzięcia w jakikolwiek sposób zamiaru niepopełniania go ponownie, może w sposób ważny otrzymać sakramentalne rozgrzeszenie?
Watykan, 21 sierpnia 2023
Kardynał Walter Brandmüller
Kardynał Raymond Leo Burke
Kardynał Juan Sandoval Íñiguez
Kardynał Robert Sarah
Kardynał Joseph Zen Ze-kiun
d.w.: Jego Eminencja Kardynał Luis Francisco LADARIA FERRER S.I.
One of the most effective idioms in the English language is the simple phrase “the blind leading the blind.” Surely, no act could be more foolish.
The phrase has its basis in scripture. In Matthew 15:14, Our Lord tells us, “Let them alone: they are blind, and leaders of the blind. And if the blind lead the blind, both will fall into the pit.”
No idiom could better describe the danger along the way of the coming Synod of Synodality.
Synodality is not new. Others have tried it before and suffered from its “blind leading the blind” outcome. This scenario was especially played out before in the Anglican communion.
In the book The Synodal Process Is a Pandora’s Box, authors Jose Antonio Ureta and Julio Loredo de Izcue quote former Anglican bishop Gavin Ashenden, ex-chaplain to H.M. Queen Elizabeth II.
Now a Catholic convert, he points out that the Church of England embarked on its particular “Synodical Way” in the fifties. His testimony is noteworthy:
“Ex-Anglicans believe they can offer some help” because they have witnessed the “ploy” of synodality used in the Church of England “to such divisive and destructive effect.”
“The fact is that the ex-Anglicans have seen this trick played on the Church before. It is part of the spirituality of the progressives. Very simply put, they wrap up quasi-Marxist content in a spiritual comfort blanket and then talk a lot about the Holy Spirit.”
A Road Already Taken
Anglicanism is difficult to explain. In Great Britain, it is called the Church of England—the fruit of King Henry VIII’s apostasy. In the United States, it is known as the Episcopal Church. In the rest of the world, especially those places once part of the British Empire, the adjective more inclusive term Anglican is common.
In my youth, I was an Episcopalian. The parish to which I belonged was full of old wood, old stained glass, old words and old music. The liturgy and vestments appeared magnificent.
However, the antique surroundings concealed a radical spirit. The clergymen—and later clergywomen – who wore those vestments were often admitted socialists. They proclaimed the eternal verities through the liturgy but were quite willing to campaign in favor of abortion and the Equal Rights Amendment. Indeed, they thought these activities were quite virtuous.
In 1986, I could no longer stomach the Episcopalians’ failure to take a stand against abortion. (Later, they did—of course, on the other side.) I leaped over the Tiber and became a Catholic. I thank God for the Grace He gave me to make that decision. Many other Episcopalians did the same thing over other issues. There were plenty to choose from.
A Rapidly Dying Organization
Beliefnet crunched the numbers. From 1992 to 2002, the number of Episcopalians plunged 32%, from 3.4 to 2.3 million. That was not a fluke. As of 2021, the Episcopal Church claims 1.62 million members in the United States. What could account for the loss of over half of its membership in three decades?
To answer that question, Beliefnet turned to Charlotte Allen, a frequent contributor to many publications, including First Things, the Weekly Standard, and the Wall Street Journal.
“The accelerating fragmentation of the strife-torn Episcopal Church USA, in which large parishes and entire dioceses are opting out of the church, isn’t simply about gay bishops, the blessing of same-sex unions or the election of a woman as presiding bishop. It is about the meltdown of liberal Christianity…. [A]s all but a few die-hards now admit, the mainline churches that have blurred doctrine and softened moral precepts are declining and, in the case of the Episcopal Church, disintegrating.”
When People and Ideology Clashed, the People Lost… and Then Left
The article pointed to New Hampshire’s retired Anglican Bishop V. Gene Robinson. Before he took that office, Mr. Robinson had deserted his wife and children in favor of living openly in a homosexual relationship. Even the New York Times spoke of the resulting rift in 2006.
“Bishop Robinson’s consecration drew a virulent response from primates of fast-growing Anglican provinces in the developing world, where homosexuality is taboo. Many in Africa, Asia and Latin America have curtailed their interaction with the American church. A few traditionalist congregations in this country have placed themselves under the oversight of foreign bishops.”
The following year, the Times revisited the issue.
“Traditionalists at home and abroad assert that the Bible describes homosexuality as an abomination, and they consider the Episcopal Church’s ordination of Bishop Robinson as the latest and most galling proof of its rejection of biblical authority.”
Despite the controversy, Mr. Robinson continued in his office until retiring in 2013.
A Museum With Few Visitors
In many places, the beautiful outward shell remains, a relic in a liturgical museum. However, disconnected from the breath of life, it slowly disintegrates.
British conservative Melanie Phillips quotes a study of 1,200 Church of England Clergy. Fully three-quarters of them believe that Britain is no longer a Christian country. Celia Walden of The Telegraph quotes the same survey, saying that most clergy are quite willing to use their empty church buildings for yoga classes, exhibitions, concerts, cafés and post offices.
She continues, “It’s ironic that, as a secular society, we’ve thrown ourselves into the cult of self, precisely because we’re flailing, with no basic spiritual scaffold to keep us steady. The idea of being handed out nourishment in the form of the “blood and body of Christ” is ridiculed, but we’ll guzzle down our green juices and “superfoods” in the hope they’ll give us what our empty souls are lacking—and ensure an eternal, if spiritually devoid, life…. It’s all about wellness in the church of ‘me.’”
Vanishing by 2040
The Canadian situation is even worse. In 2020, the Anglican Journal carried an article that should have spread panic throughout the communion. In a report to the “House of Bishops,” Anglican clergyman Neil Eliot made a startling prediction based on statistical analysis. “We’ve got simple projections from our data that suggest that there will be no members, attenders or givers in the Anglican Church of Canada by approximately 2040.”
Canadian Anglican primate Linda Nicholls was nonplussed. “Anybody who’s been in the church in the pews, or as a priest, or as a deacon or a bishop has known that this decline has been happening. We see it every Sunday, we see it in lots of ways.”
Primate Nicholls is sanguine in the presence of a condition that should shake her to her bones. “At the end of the day, when we stand before the great judgment seat and have to answer for how we lived our lives as Christians, I think the question that will be asked is, ‘Were you faithful with what you were given?’”
Correcting Liberalism’s Errors with More Liberalism?
So, what is the liberal solution? Like the Marxist who refuses to acknowledge the failure of Communism, the answer never changes. Do more of the same; just do it better. They want more food banks, more social action, more criticism of the wealthy, more liberal activism, more, more, more.
That is the same direction that appears along the Synodol path. Progressives seem to see the Modern Church’s depopulation as a “growing pain” that more liberalism, more accompaniment and more acceptance will correct in good time. They think that they can convince the Catholic laity with their sweet words.
Indeed, the warning of Gavin Ashenden is prophetic. The Anglican “synodal way” led to self-destruction. Catholics should pay attention.
Blinded by their ideology, progressives claim that those who stand for eternal truths are the ideologues. They seem willing to sacrifice eternal truths for the evolving norms of modernist social justice.
Synod Franciszka nie nauczył się niczego od synodów Kościołów wschodnich – uważa Sandro Magister, wskazując na sprzeciw jednego z grekokatolickich biskupów wobec promowanej przez urzędującego papieża agendzie tzw. „synodalności”.
Znany watykanista odnosi się do słów Franciszka, który w drodze powrotnej z Mongolii mówił: Synod nie jest moim wynalazkiem. To Paweł VI pod koniec Soboru zdał sobie sprawę, że Kościół zachodni utracił synodalność, podczas gdy wschodni ją zyskał.
Jak wskazuje Magister, jest to całkowicie fałszywa argumentacja, gdy spojrzymy na to, jak faktycznie funkcjonuje Kościół na wschodzie. Autor omówienia przywołuje świadectwo bp Manuela Nina, który jako apostolski egzarcha dla katolików obrządku bizantyjskiego w Grecji z siedzibą w Atenach ma wziąć udział w Synodzie.
– Jeśli w istocie Zachód rozumie synodalność jako miejsce lub moment, w którym wszyscy, świeccy i duchowni, wspólnie działają, aby dojść do jakiejś kościelnej, doktrynalnej, kanonicznej lub dyscyplinarnej decyzji, jakakolwiek by ona nie była, jasne jest, że taka synodalność nie istnieje na Wschodzie – podkreśla bp Nin.
Hierarcha wprost stwierdza, że papieskie rozumienie tzw. synodalności jest „nieporozumieniem”, gdyż taka synodalność nigdy nie istniała w Kościele, również na wschodzie. Przyznaje on, że biskupi wschodni spotykają się na synodach, ale zastrzega ta synodalność nie ma nic wspólnego z modelem „nowoczesnej republiki parlamentarnej, w której każdy może powiedzieć wszystko i porozmawiać o wszystkim”.
– Życie Kościołów chrześcijańskich nigdy nie było formą demokracji, w której wszyscy decydują o wszystkim w oparciu o zasady większości – dodaje bp Nin.
Wątek ten rozwija Sandro Magister, pisząc: Oczywiście papież Franciszek również wielokrotnie upierał się, że „Synod nie jest parlamentem”, a tym bardziej „programem telewizyjnym, w którym mówi się o wszystkim”. Jednocześnie jednak rozszerzył udział w Synodzie nie tylko na osoby posiadające władzę biskupią, ale także na księży, osoby zakonne i świeckie, mężczyzn i kobiety, zgodnie z przeważnie horyzontalną interpretacją greckiego słowa „Synod” rozumianego jako „wspólne kroczenie”.
Tymczasem Magister wskazuje, powołując się na bp Nina, że „Synod” to nie „chodzenie razem ze wszystkimi”, ale „chodzenie wszystkich razem z Chrystusem”.
W środowiskach „synodalnych” widzimy jednak coraz więcej przykładów duchownych, którzy nawet nie mówią o Chrystusie i Jego nauce, ale powołują się na bliżej nieokreślone działanie Ducha Świętego, rozumiejąc synodalność jako „rozmawianie w Duchu”, choćby to rozmawianie miało prowadzić do wniosków sprzecznych z nauczaniem Chrystusa, co z perspektywy logiki jest niemożliwe, a jednak – nie powstrzymuje to piewców synodalności przed brnięciem w coraz większe sprzeczności.
Because heretical voices within the Catholic Church will use the upcoming Synod on Synodality to distort doctrine, subvert tradition, and destroy the divinely instituted hierarchical nature of the Church.
With refreshing clarity, authors Jose Antonio Ureta and Julio Loredo explain the present crisis in The Synodal Process Is A Pandora’s Box.
Every page offers wisdom, insight, and truth.
Every answer unmasks the sophistry, deliberate confusion, and heresy at work in the Synod on Synodality.
“Synodality and its adjective, synodal, have become slogans behind which a revolution is at work to change radically the Church’s self-understanding, in accord with a contemporary ideology which denies much of what the Church has always taught and practiced.”
Faithful Catholics must be alerted, informed and articulated to resist this grievous new attack on the Catholic Church.
That is why The Synodal Process Is A Pandora’s Box is also a cry of alarm.
It explains why faithful Catholics have a moral duty to stand fast and resist the normalization of unnatural sin, women’s ordination, the reception of Holy Communion by adulterous “remarried” divorcees, and the egalitarian, democratic leveling within the Catholic Church.
If you love the Catholic Church and its hierarchical form of government as established for all time by Our Lord Jesus Christ, this book is for you.
Here’s Your Copy — for FREE Until next time, I remain Sincerely yours, Gary J. Isbell Tradition Family Property www.tfp.orgP.S. Please forward this email to your friends so that they, too, can be alerted against the heretical voices within the Catholic Church who work to distort doctrine, subvert tradition, and destroy the divinely instituted hierarchical nature of the Church.
With the aim of making this book more accessible, I have posted a free e-book version on several internet platforms, including: