Ukraina, czyli jak zdobywa się nowe kolonie

Andrzej Szcześniak https://www.wydawnictwowektory.pl/pl/n/17

Artykuł pochodzi z archiwalnego numeru Opcja na Prawo 1/150 z marca 2018 roku.

Na Ukrainie trwa proces niszczenia starego i budowania nowego państwa i narodu. W najnowszej historii to nic nowego, po II wojnie światowej Amerykanie budowali od nowa Japonię i Niemcy, po 1989 r. – Polskę i środkową Europę, obecnie Irak i Afganistan. Przyjrzyjmy się kilku najważniejszym momentom tego procesu, gdyż warto rozumieć, co się dzieje w kraju, gdzie władzę przejmuje Zachód. Zachodzą w nim dwa procesy: podporządkowanie nowo zdobytego terytorium zachodnim regułom gry oraz opanowanie jego rynków i eksploatacja zasobów. W przypadku Ukrainy dochodzi jeszcze plan B – przygotowanie do wojny. 

Ukraina, czyli jak zdobywa się nowe kolonie

Sukces Ameryki i klęska Rosji  

22 lutego 2014 r. obalono rząd i ukraińskiego prezydenta, a władzę przejęli politycy, wybrani przez Stany Zjednoczone, które przesunęły kontrolowane przez siebie terytorium o ponad tysiąc kilometrów na wschód, zbliżając się do Moskwy na odległość, umożliwiającą błyskawiczne wykonanie salw rakietowych i ataków samolotowych. Był to ogromny sukces, Ukraina stała się tak cennym nabytkiem dla Ameryki, że ta porzuciła politykę odprężenia z Rosją, podniosła wysoko poziom napięcia i wykorzystała wiele narzędzi nacisku wobec Moskwy. Rozmieszczono wzdłuż rosyjskich granic NATO-wskie wojska, wynajdując czy wręcz kreując wciąż nowe konflikty, demonizując Rosję i Putina, podgrzewając atmosferę do poziomu histerii, przypominającej czasy McCarthy’ego. Działania te, łącznie z sankcjami personalnymi i gospodarczymi, mają zapobiec twardszej reakcji Rosji, zablokować jej rozwój gospodarczy i zepchnąć do roli światowego pariasa. A cel jest jasny i komunikowany wprost: „Ukraina jest nasza, wycofajcie poparcie dla rebeliantów na wschodzie i oddajcie Krym”.  

Dla Rosji utrata neutralnej Ukrainy to poważna porażka, zagrażająca Rosji militarnie i niosąca ogromne straty gospodarcze. Ataki walutowe w 2014 roku, sankcje USA i Unii Europejskiej cofnęły Rosję gospodarczo o dobrych kilka lat. Utrata rynku ukraińskiego, konieczność zastąpienia zerwanych więzi kooperacyjnych z Ukrainą – to znaczące koszty. Wykreowanie przez wrogiego sąsiada setek, wręcz tysięcy nowych problemów i konfliktów, angażuje siły, pozbawia Kreml najcenniejszych obszarów rozwoju na terenach dawnego Związku Radzieckiego a dzisiejszego „ruskiego miru”.  

Marionetkowe państwo  

Ukraina jest jawnie i bezceremonialnie zarządzana przez siły zewnętrzne. Tego faktu nikt nie ukrywa, jedynie media takie informacje niezbyt chętnie przekazują. Najlepszym przykładem działania Departamentu Stanu była słynna podsłuchana rozmowa Victorii Nuland, która w czasie Euromajdanu na początku 2014 r. rozdzielała wśród opozycjonistów stanowiska rządowe, nie przejmując się Unią Europejską (słynne „fuck the EU”).  

Europa odgrywa poślednią rolę. Gdy 21 lutego 2014 roku trzech europejskich ministrów spraw zagranicznych zagwarantowało porozumienie między rządem Janukowycza a majdanową opozycją, następnego dnia tłumy ruszyły i obaliły prezydenta. Taka była siła gwarancji unijnej dyplomacji na Ukrainie i taka do dzisiaj jest, widać to choćby po porozumieniach mińskich, które w obecności szefów Rosji, Niemiec i Francji podpisano w lutym 2015 r. Nic z ich ustaleń nie zostało zrealizowane.  

To nie Europa rządzi na Ukrainie. To amerykańska ambasador Marie Yovanovitsh, otwarcie ingeruje, np. krytykując wybór sędziów najwyższej instancji i decydując o ich ponownym wyborze. W pierwszym rządzie po przewrocie kilka ważnych funkcji objęły osoby spoza Ukrainy, a najważniejszą instytucję – bank centralny – przejęła Natalia Jaresko – obywatelka USA, wcześniej pracownica Departamentu Stanu i ambasady amerykańskiej na Ukrainie. To jej Ukraińcy zawdzięczają kuriozalne porozumienie z inwestorami z sierpnia 2015 r., gdzie za „spisanie” 3,6 miliarda dolarów długu, zobowiązano się przez 20 lat płacić kredytodawcom część wzrostu PKB Ukrainy. Jak szacował IMF, z radością witający tak dobre dla banków porozumienie, wierzyciele mogą uzyskać do 19 miliardów dolarów. Świetnie wykorzystano moment słabości państwa, by nałożyć kolonialne podatki na najbliższe dziesięciolecia. Dzisiaj zrezygnowano z obcokrajowców na najważniejszych stanowiskach, lecz całe zespoły zagranicznych doradców (także z Polski) pracują w administracji i przedsiębiorstwach państwowych realnie zarządzając Ukrainą.  

Charakterystyczną postacią jest tu Joe Biden – były wiceprezydent USA. Kiedyś mówił, że z prezydentem Poroszenko „kontaktuje się częściej niż z własną żoną”. I rzeczywiście – ilość rozmów, wizyt i konsultacji była ogromna. To właśnie wiceprezydent Biden zadzwonił do prezydenta Janukowycza i jak opisuje to w swoich pamiętnikach, zmusił go do wyjazdu z kraju, a władzę dzięki temu przejął „młody patriota Arsenij Jaceniuk”. Na zdjęciu z posiedzenia ukraińskich władz z kwietnia 2014 r. widzimy jak Joe Biden siedzi w fotelu przewodniczącego Rady Najwyższej i wydaje polecenia „młodym patriotom”. W tym samym czasie jego syn – Hunter Biden robił naftowe interesy na Ukrainie z oligarchami obalonego „reżimu Janukowycza”. Amerykański wiceprezydent opowiedział pikantne szczegóły zakulisowych wydarzeń, jak tworzono władzę na Ukrainie i jak pozbywano się niewygodnych dla Ameryki ludzi. W 2016 r. Biden zażądał wyrzucenia ze stanowiska Prokuratora Krajowego Wiktora Szokina, szantażując prezydenta Poroszenkę odcięciem miliarda dolarów kredytu. I otrzymał to, czego żądał, a media pisały o usuniętym prokuratorze jako o osobie „kontrowersyjnej”.  

Zagraniczna ingerencja osiągnęła taki pozom, że nawet parlamentarzysta Jurij Sirotiuk – autor określenia „rewolucja godności” – oskarża rząd że „tańczy jak im USA zagra” i pisze najważniejsze ustawy pod dyktando Waszyngtonu. Julia Tymoszenko twierdzi, że „zewnętrzne zarządzanie poprzez marionetkową władzę w Kijowie: prezydenta, premiera, szefa banku centralnego […] prowadzi do pełnej ekonomicznej kolonizacji Ukrainy”. Wiktor Miedwiedczuk, szef opozycyjnej partii Ukraiński Wybór mówi: „Wstyd mi to mówić jako obywatelowi Ukrainy, ale dzisiaj na Ukrainie wszystkim zarządza ambasador Stanów Zjednoczonych, to najwyższa instancja w kraju”.  

Do bieżącego zarządzania „transformacją ustrojową” Ukrainy służy Międzynarodowy Fundusz Walutowy (IMF), kontrolując ukraińskie finanse i wymuszając wprowadzenie rozwiązań korzystnych dla Zachodu. Ukraińska gospodarka zadłużyła się ponad swoje możliwości już za poprzednich rządów, szczególnie Julii Tymoszenko i Azarowa, obecna władza na skutek zniszczenia gospodarki, ucieczki podatników w szarą strefę, a krajowego kapitału za granicę, nie jest w stanie utrzymać płynności finansowej i wypłacalności państwa. Dlatego IMF, który pożyczył 12 miliardów dolarów, otwarcie szantażuje Kijów, że jeśli nie wprowadzi wymaganych przez Zachód „reform” – to nie będzie następnej transzy kredytów. Używanie przy tym słowa „pomoc” jest czystą kpiną, gdyż są to kredyty, i to wysoko oprocentowane. Kijów pożycza na ponad 9 procent rocznie – są to jedne z najdroższych kredytów na świecie, porównywalne z krajami afrykańskimi.  

Europa zdobywa nowe rynki i zasoby  

O ile strategiczne zarządzanie przekształceniem Ukrainy według zachodnich wzorów należy do Waszyngtonu i jego międzynarodowych instytucji, o tyle gospodarcze opanowanie Ukrainy to zadanie Unii Europejskiej.  

Jest ona zainteresowana przede wszystkim narzuceniem Ukrainie europejskich reguł gry i zbudowaniem rynków zbytu dla swoich produktów. Nie służy to rozwojowi krajowej gospodarki czy wzmocnieniu lokalnego przemysłu, wręcz przeciwnie, produkcja przemysłowa kurczy się, przedsiębiorstwa bankrutują. Takie efekty przynosi wymagane przez Brukselę i IMF podniesienie cen energii i gazu, które czynią niekonkurencyjnym ukraiński przemysł, niezwykle energochłonny, gdyż oparty na niskich cenach energii i gazu. Jednym z absurdów jest narzucenie cen gazu, energii i węgla opartych na formule „europejska giełda plus…”, która nie ma nic wspólnego z kosztami surowców czy energii, ani z siłą nabywczą społeczeństwa czy konkurencyjnością przedsiębiorstw. Zastosowano formułę, która zabija resztki przemysłu, a odbiorcom prywatnym drenuje portfele. Żeby dopełnić absurdu – w tak biednym kraju państwo dopłaca do importowanych z Europy urządzeń energii odnawialnej, by kilka tysięcy najbogatszych mogło sobie postawić panele słoneczne, a znajomi królika zarobić na dotacjach do farm wiatrowych.  

Oczywiście absurdem takie postępowanie jest wtedy, gdy zakładamy, że reformy mają przynieść korzyść Ukrainie, ale gdy założymy że celem jest budowa gospodarki uzależnionej od Zachodu – wszystko zaczyna układać się w racjonalny schemat. Zresztą ambasador USA w Kijowie mówi o tym wprost: „powinniście zostać krajem rolniczym”. Przyjęcie europejskich standardów, norm technicznych, dusi nieprzygotowaną na takie wymagania gospodarkę. Warunki te zawarte były w umowach, których nie chciał podpisać prezydent Janukowycz i za co został obalony.  

Ukraina to lukratywny rynek dla zachodnich przedsiębiorstw, gdzie mogą sprzedać swoje produkty, tworząc u siebie dodatkowe miejsca pracy. Amerykański węgiel po 113 dolarów (dwukrotnie droższy od dostaw z Donbasu, który „ekstremiści” odcięli, blokując kolej), został uzgodniony między prezydentami krajów, gdy Petro Poroszenko potrzebował zdjęcia z Donaldem Trumpem. Podobnie amerykański Westinghouse, który zastępuje paliwo jądrowe w wybudowanych przez Rosjan elektrowniach atomowych. Dość ryzykowne, ale bardzo dochodowe przedsięwzięcie. Nie inaczej jest z rosyjskim gazem, który Ukraina kupuje od europejskich traderów, oczywiście znacznie drożej. A że jest to możliwe jedynie dzięki kredytowi europejskiego banku, dostęp do „wolnego ukraińskiego rynku” mają tylko przedsiębiorstwa wyznaczone przez bank.  

Najbardziej łakomym kąskiem dla Zachodu jest kontrola nad strategicznym tranzytem gazu z Rosji. Chodzi tak o dochody z tranzytu jak i możliwość odcięcia dostaw rosyjskiego gazu do Europy, co nieudolnie próbowała robić wcześniej Ukraina. Dla Zachodu ważne jest także opanowanie rynku gazowego, przejęcie infrastruktury i wprowadzenie swoich firm, co w znacznej mierze się już dokonało.  

Efekt tych zabiegów widać w deficycie handlowym Ukrainy, który przyczynia się do narastającego zadłużenia i zmusza do sprzedaży krajowego majątku, żeby spłacać odsetki. Zadłużenie państwa szybko rośnie, na koniec 2016 r. dług budżetu wyniósł 81 procent PKB, co dla tak słabej gospodarki jest bardzo niebezpiecznym wskaźnikiem. Połowa to dług zagraniczny, który szybko urósł od 2013 r. o 10 miliardów dolarów, co skazuje rząd na łaskę i niełaskę zagranicznych inwestorów.  

Europa zdobywa także milionowe zasoby taniej siły roboczej, której pierwsza fala zalała Polskę, ale coraz więcej wyjeżdżających zasila także zachodnią Europę w poszukiwaniu pracy dającej szansę na godne życie, a której na Ukrainie nie ma. Zdegradowano tam bowiem obywateli do poziomu, na którym zarabiają czterokrotnie mniej niż w Polsce (a u nas trzykrotnie mniej niż na zachodzie), a ceny są często wyższe niż u nas. Tak ogromna różnica poziomów życia wysysa aktywnych ludzi i wtłacza ich do zachodniej gospodarki. Emigracja wylewa się więc szeroko z kraju, a oficjalne dane pokazują, że każdego roku ubywa pół miliona mieszkańców.  

Tak więc Zachód osiąga dwa cele – zdobywa rynki dla swoich produktów i po cenach upadłości otrzymuje zasoby Ukrainy (siła robocza, ale także ziemia, lasy, nieruchomości czy przedsiębiorstwa). W sytuacji krachu gospodarki, gdy państwo jest zadłużone, IMF nalega i stawia sprzedaż przedsiębiorstw jako warunek uruchomienia funduszy, bez których Ukraina nie może przeżyć. Wtedy przedsiębiorstwa albo są sprzedawane za grosze, albo nie dochodzi do prywatyzacji i ich sytuacja pogarsza się. Jednak wyprzedaż przebiega opornie – ukraińscy oligarchowie na tyle twardo grają, że nie pozwalają sobie odebrać majątków. Przez kilka lat prywatyzacja prawie nie ruszyła, dopiero w 2017 r. sprzedano majątek za 150 milionów dolarów. Na dodatek w zakupach państwowych przedsiębiorstw prym wiodą Ukraińcy, tacy jak Rinat Achmetow.  

Upadająca Ukraina jest ze wszystkich stron szarpana przez złodziei, majątek jest rozdrapywany na prawo i lewo. Trudno się dziwić politykom ukraińskim, rozumieją, że oni tu nie rządzą i… nie znasz dnia ani godziny…, więc oczywiście trzeba się zabezpieczyć. O ile przez pierwsze 20 lat samodzielnej Ukrainy środki wyprowadzone za granicę oceniano na 165 miliardów dolarów (Tax Justice Network), o tyle dzisiaj „ucieczka kapitału”, czyli grabież majątku narodowego, przybrała potężne rozmiary. Do zachodnich banków płyną strumieniem pieniądze oligarchów, lewe dochody polityków… to przecież także zyski z „przekształceń ustrojowych” podbijanych krajów.  

Regres kraju – gospodarczy i społeczny 

Piękne hasła, takie jak „rządy prawa” czy „klimat inwestycyjny”, zasłaniają istotę rzeczy: ustawienie systemu prawno-gospodarczego Ukrainy pod potrzeby swojego biznesu. Likwidacja zagrożeń, że państwo może zagranicznego inwestora ukarać lub pogorszyć jego warunki działania. I uniemożliwić wspieranie ukraińskiego biznesu. Od wewnątrz ukraińską gospodarkę niszczy odcięcie dopływu kredytu do przedsiębiorstw. Bardzo wysokie stopy procentowe mają tłumić inflację, ale realnie duszą przedsiębiorstwa, które nie mogą sobie pozwolić na tak drogi kredyt, dzisiaj na Ukrainie podstawowa stopa wynosi 16%. Jest to jednoznaczne z odcięciem tlenu i przemysł po prostu upada. Ale jeśli Zachód tak słabej gospodarce nakazuje włączyć się w międzynarodowe rynki finansowe, to dalej działa to już jak samograj. Bank centralny musi podnosić stopy procentowe, by dać zyski zagranicznym inwestorom, a wysoki koszt kredytu rujnuje przedsiębiorstwa. Ten sam mechanizm zastosowano w Polsce lat 90., przyczyniając się do upadku przemysłu i utraty pięciu milionów miejsc pracy.  

Dzięki takim działaniom, regułom wprowadzanym przez nowe rządy, przez dwa lata po 2013 roku, produkt krajowy brutto Ukrainy liczony w dolarach zmniejszył się o połowę – ze 183 miliardów w 2013 do 91 miliardów dolarów w 2015 r. To, że gospodarka ukraińska błyskawicznie się zwija, widać najlepiej po zmniejszającym się zużyciu energii elektrycznej, której zapotrzebowanie zmniejszyło się o 15 procent (2013-2016), a także zużyciu gazu, które z 60 miliardów spadło do 32 mld (2011-2017). Prawie o połowę i to głównie w przemyśle.  

Trudna sytuacja w kraju powoduje dramatyczne obniżenie poziomu dochodów i standardu życia. Przeciętny Ukrainiec boryka się z rosnącymi gwałtownie cenami podstawowych produktów – chleb, mleko, jajka czy popularne ukraińskie sało (rodzaj słoniny), których ceny szybują coraz wyżej a konsumpcja spada. Mięso staje się luksusowym towarem. Rosną koszty usług komunalnych, prądu, ciepła gazu, transportu. Nastroje społeczne są bardzo złe, badania Gallupa pokazały, że Ukraińcy czują się najbardziej nieszczęśliwymi ludźmi świata. Gorzej jest tylko w Sudanie i na Haiti. Dramatycznie wysokie są statystyki samobójstw w armii. Sam Michaił Saakaszwili nazwał Ukrainę – „europejskim Zimbabwe”.  

Budowanie pozorowanego choćby dobrobytu, opartego na zadłużaniu krajów na Ukrainie nie udaje się. Także z tego powodu, że strategicznym priorytetem Ameryki jest rozerwanie silnych związków przemysłowych, gospodarczych, społecznych i kulturowych tego kraju z Rosją. Z tego powodu destrukcja gospodarki, spadek poziomu życia są jeszcze szybsze. Zakazy używania języka rosyjskiego, którym na wschodnich obszarach mówi większość społeczeństwa, odcinanie dostępu do rosyjskiej telewizji, zakaz importu rosyjskich książek czy zakazy występów a nawet wjazdu rosyjskich artystów, pisarzy, którzy zostali wciągnięci na czarne listy – to praktyki w oczywisty sposób łamiące „prawa człowieka”. Nie spotykają się jednak z krytyką Zachodu.  

Armaty zamiast masła, na horyzoncie wojna  

USA natychmiast po przewrocie 2014 roku zaczęły szkolić armię ukraińską, zmieniając format jej działania i dopasowując do swoich potrzeb. Dzisiaj 250 oficerów amerykańskich szkoli ukraińskich podoficerów, by dopasować struktury armii do potrzeb NATO. Pomagają w tym anglosascy sojusznicy – Wielka Brytania i Kanada, gdzie diaspora ukraińska jest bardzo silna. Nad przygotowaniem Ukrainy do wojny oficjalnie pracują doradcy NATO w ukraińskim ministerstwie obrony, a minister podaje nawet ich dokładną liczbę (67). Kraj znajdujący się w tak trudnej sytuacji gospodarczej będący na krawędzi bankructwa co roku zwiększa wydatki zbrojeniowe.  

Początkowo USA dostarczały ukraińskiej armii wyposażenie, nie służące do zabijania (non-lethal), jednak ostatnio przełamano to ograniczenie – uruchomiono dostawy ręcznych wyrzutni broni przeciwpancernej Javelin, gdzie jeden wystrzał kosztuje 80 tysięcy dolarów. Oczywiście prywatna amerykańska i zachodnia broń wartości kilkudziesięciu milionów dolarów rocznie trafia na Ukrainę już od kilku lat, co jest skrupulatnie odnotowywane w statystykach eksportu.  

Jak widać Kijów może zaatakować zbuntowane republiki , co jest nie do przyjęcia dla Rosji. Jak zapowiedział prezydent Putin, „Rosja nigdy nie dopuści do rzezi jak w Srebrenicy”, bo przecież uważa naród ukraiński za „bratni, jeśli w ogóle nie za część narodu rosyjskiego”. Jeśli więc zaatakowany zostanie Donieck i Ługańsk – oznacza to wojnę z Rosją. Wszystko na Ukrainie do takiej wojny jest szykowane, łącznie z przyjętą w lutym ustawą o „terytoriach okupowanych”, oficjalnie uznającą Rosję za „państwo – agresora”.  

Oczywiście Ukraina nie ma najmniejszych szans w starciu z Rosją, która ma 3,5 raza więcej ludności, 13 razy większy PKB i 24 razy większe wydatki wojskowe, już nie mówiąc o wielkości armii, ilości czołgów czy w końcu broni nuklearnej. Jednak sprawnie przeprowadzona prowokacja, ze zrzuceniem winy na Rosję, mogłaby w konflikt wojenny wciągnąć NATO, a przynajmniej najbliższe kraje, takie jak Polska.  

Ukraina chce wejść do NATO, odcięła się ustawowo od neutralnego statusu już w grudniu 2014 r., a ostatnio otrzymała status państwa aspirującego do NATO. Próby te nawet Henry Kissinger uważa za „nie najmądrzejsze … włączać kraj, który przez 400 lat był częścią Rosji”. Protestują europejscy członkowie sojuszu, obawiając się że szykuje im się wojna tuż przy granicy.  

Na przygotowania do wojny wskazuje także pełna tolerancja dla odradzania się nacjonalizmu ukraińskiego, zwanego u nas banderyzmem. Anne Applebaum, krytykująca wszelkie przejawy narodowych idei w Polsce – pisze jasno: „nacjonalizm jest Ukrainie potrzebny”.  

Czy USA zdecydują się na wojnę z Rosją przy pomocy lokalnych sił ukraińskich (tzw. proxy war) – nie wiemy. Dla marionetkowych władz Ukrainy, niepotrafiących nawet utrzymać standardu życia społeczeństwa, wojna może być jedynym wyjściem. Ciśnienie w kotle jest utrzymywane, pytanie czy zapadnie decyzja o jego wysadzeniu, czy może wielkie mocarstwa jakoś się dogadają?  

Andrzej Szczęśniak

Więcej na temat sytuacji na Ukrainie można przeczytać w książce Ukraińska szachownica.

Broń biologiczna istnieje, ale “na pewno nie produkują jej nasi sojusznicy”.

Ku wojnie totalnej. Broń biologiczna istnieje, ale na pewno nie produkują jej nasi sojusznicy.

Stanisław Michalkiewicz http://michalkiewicz.pl/tekst.php?tekst=5145 22 marca 2022

Wprawdzie teorie spiskowe zostały pryncypialnie potępione przez mądrych i roztropnych, co to rozpoznają się po zapachu, ale z drugiej strony historia świata, to niekończąca się opowieść o spiskach, które albo się udały, albo nie. W rezultacie jesteśmy w potężnym dysonansie poznawczym, bo wiadomo, że w spiskowe teorie wierzyć nie wypada, ale jakże wobec tego wyjaśniać rozmaite fenomeny, których w inny sposób wyjaśnić niepodobna? Ta sprawa staje się szczególnie aktualna w czasie wojny, kiedy to strony wojujące posługują się dezinformacją, w skład której wchodzą oczywiście rozmaite teorie spiskowe. Bo teorie spiskowe służą nie tylko do chamskiego i prostackiego wyjaśniania rozmaitych eleganckich fenomenów, ale również do ukrywania ich rzeczywistego charakteru. Jeśli na przykład na temat jakiegoś wydarzenia powstają coraz to nowe i coraz bardziej fantastyczne teorie spiskowe, to nieomylny to znak, że sprawa jest precyzyjnie uszczelniana przez pierwszorzędnych fachowców, którzy w ten sposób doprowadzają opinię publiczną do utraty zainteresowania tematem.

Oto niedawno pojawiła się teoria spiskowa, według której na Ukrainie są laboratoria pracujące nad bronią biologiczną. Oczywiście nie było w niej ani słowa prawdy, tylko od początku do końca została ona wyssana z brudnego palca zimnego ruskiego czekisty, któremu można by przyznać tytuł Ojca Kłamstwa, gdyby nie to, że tradycyjnie przysługuje on Szatanowi.

Z drugiej jednak strony wiadomo, że broń biologiczna istnieje, a skoro tak, to znaczy, że ktoś musi ją produkować. Oczywiście robi to w głębokiej tajemnicy, której na wszelki wypadek nikt nie ma ochoty ujawniać. Ot na przykład niedawno, w związku z epidemią zbrodniczego koronawirusa, pojawiły się fałszywe pogłoski, jakoby wydostał się on na świat na skutek wypadku przy pracy. Takie opinie padały również z otoczenia ludzi dobrze w takich sprawach zorientowanych, którzy nawet wskazywali, że ten wypadek przy pracy miał miejsce w Chinach, ale trudno powiedzieć, czy to prawda, bo w stosunkach między Chinami, a na przykład – Stanami Zjednoczonymi – od pewnego czasu utrzymuje się, a nawet jakby narastało napięcie, w związku z czym moglibyśmy mieć do czynienia z celową dezinformacją, gdyby nie to, że – w odróżnieniu od Rosji – USA żadnej dezinformacji nie uprawiają, tylko zawsze mówią prawdę, całą prawdę i tylko prawdę.

Toteż naukowcy ostatecznie odstąpili od zbadania tej sprawy, bo nigdy nie wiadomo, do czego taka ciekawość, która jest przecież pierwszym stopniem do piekła, może doprowadzić. Pamiętamy, jak to bywało w Polsce, gdzie pewnego generała – jak pisze poeta – „w tropieniu przestępstw gospodarczych tak poniósł go szlachetny zapał, że się dopiero opamiętał, gdy się za własną rękę złapał”.

Toteż nie możemy wykluczyć, że i do wścibskich naukowców przyszli jacyś panowie i wytłumaczyli im, że taka ciekawość, to brzydka sprawa, a wiadomo, że od brzydkich spraw lepiej trzymać się z daleka. Jak tam było, tak tam było, dość, że nagle wszyscy stracili tą sprawą zainteresowanie. Najwyraźniej lepiej jest, gdy wprawdzie wiemy, że broń biologiczna istnieje, ale wiemy też, że nikt jej nie produkuje, a zwłaszcza, że nie produkują jej nasi sojusznicy.

Oczywiście ta prawda podawana jest do wierzenia odbiorcom masowym, żeby się nie martwili, ani nie niepokoili. W przypadku ludzi trzymających władzę, albo przynajmniej jej zewnętrzne znamiona, może być inaczej. Wprawdzie im też można koloryzować, ale jest to ryzykowne, bo gdyby się o tym dowiedzieli, to mieliby do kolorysty pretensje, wskutek czego mógłby on spędzić resztę życia jęcząc i szlochając w jakimś lochu.

Pewnie dlatego w Dzień Kobiet, podsekretarz stanu USA, pani Victoria Nuland, występując przed komisją spraw zagranicznych Senatu USA powiedziała, że na Ukrainie „istnieją ośrodki badań biologicznych”, ale USA „starają się” by nie wpadły one w ręce Rosjan, którzy mogą wykorzystać je do celów propagandowych i prowokacji.

Ale skoro w tych ośrodkach nie pracowano nad bronią biologiczną, tylko na przykład nad postawieniem na wyższym poziomie hodowli trzody chlewnej, to taka troskliwość wydaje się niepotrzebna, chociaż z drugiej strony z Rosjanami nigdy nic nie wiadomo. Kto wie, czy nie potrafiliby cynicznie wykorzystać sprawy trzody chlewnej, by wstrząsnąć sumieniem świata, a zwłaszcza – Wielce Czcigodnej Sylwii Spurek, czy choćby pana Szymona Hołowni, który od dawna martwi się o to, co na Sądzie Ostatecznym powiedzą o nas świnie?

Żeby tedy uniknąć takich niespodzianek, lepiej dmuchać na zimne i wszystkie te „ośrodki badań biologicznych” zawczasu zlikwidować, żeby nie dostarczały żeru ani ruskiej propagandzie, ani prowokacjom. Zresztą każdy duży chłopczyk i każda duża dziewczynka przecież wie, że nawet najszlachetniejszy sojusznik musi jakieś korzyści z sojuszu wyciągać, zwłaszcza, gdy ów sojusz ma charakter egzotyczny, jak np. sojusz Ukrainy z Ameryką, czy sojusz z Ameryką Polski.

Na przykład więzienia CIA, w których amerykańscy fachowcy oprawiali osoby podejrzane o terroryzm, zlokalizowane były w państwach sojuszniczych, żeby przebierańcy z amerykańskiego Sądu Najwyższego nie mogli wściubić tam nosa, a miłośnicy praworządności – podnosić klangoru. W przypadku laboratoriów pracujących nad bronią biologiczną mogłyby być podobnie – oczywiście w przypadku, gdyby ktokolwiek ją produkował, ale przecież wiadomo, że nie produkują jej nawet Chiny.

A skoro jesteśmy już przy sądowych przebierańcach, to warto odnotować, że Trybunał Konstytucyjny w Warszawie, zwany przez salonowców „trybunałem Julii Przyłębskiej”, po długim zwlekaniu wydusił wreszcie z siebie opinię, że przepis konwencji o ochronie praw człowieka, który przyznaje Europejskiemu Trybunałowi Praw Człowieka i sądom krajowym kontrolowanie statusu innych sędziów krajowych jest niezgodny z konstytucją. Ale polską konstytucją mało kto się dzisiaj przejmuje i nawet „Polskie Babcie”, które jeszcze kilka lat temu w obronie konstytucji kicały razem z panem mecenasem Romanem Giertychem, dzisiaj na konstytucję zadzierają kiecę, więc cóż dopiero mówić o europejskich trybunałach, zwłaszcza gdy Parlament Europejski właśnie uchwalił rezolucję, by Unia jak najszybciej wprowadziła „mechanizm warunkujący”, to znaczy – uzależnienie subwencji dla danego bantustanu od oceny stanu panującej tam praworządności? Pani Urszula von der Layen właśnie powiedziała, że praworządność jest źrenicą oka Unii Europejskiej, więc już wiemy, że Niemcy nie tylko nie zakończą wojny hybrydowej, jaką prowadzą przeciwko Polsce od początku 2016 roku, tylko – kto wie – może przekształcą ją nawet w „wojnę totalną”, o której tak porywająco mówił w Pałacu Sportu Józef Goebbels?

Wspólny obowiązek wszystkich mieszkańców Oceanii: Wir gegen Putin! „Europejki i europejczycy” wkroczyli w nową erę.

Tomasz MIANOWICZ Monachium, 26 lI – 5 III 2022

Ze swej natury wszyscy ludzie dążą do wiedzy Arystoteles: Matafizyka

Niewiedza jest siłą Orwell: 1984

[Wowa, Wowa, to jest WRÓG!!

Wowa, Wowa, to jest WRÓG!!

Wowa, Wowa, to jest WRÓG!!

Wowa, Wowa, to jest WRÓG!!

– lud pracujący miast i wsi] (md)

————————————————

Każdy, kto interesuje się politycznymi poczynaniami globalistów, mógł się spodziewać, że po zwycięstwie wyborczym Joe Bidena, od dawna związanego z tymi kręgami, polityka amerykańska, obliczona na rozszerzenie kontroli nad Euro-Azją, nabierze impetu. America is back! – zapewniał Biden uczestników monachijskiej Konferencji bezpieczeństwa w 2021 roku, co było wyraźnym odejściem od America first! – hasła głoszonego przez Donalda Trumpa. USA – wg zapewnień Bidena złożonych przy tej samej okazji – są zdecydowane „odzyskać pozycję przywództwa i zaufania” oraz „ponownie angażować się w Europie”. W celu realizacji tych celów prezydent powierzył główne stanowiska w swej administracji zwolennikom ofensywnej polityki wobec Rosji i Chin (Antony Blinken, Avril Haines, Jake Sullivan, Samantha Power, dołączając do nich – jako ministra obrony – ściągniętego z emerytury generała Lloyda J. Austina, który już wcześniej współpracował blisko z Bidenem, gdy ten pełnił urząd wiceprezydenta; zainteresowanych personaliami odsyłam do publikacji Stephena J. Sniegoskiego, np. Zeit-Fragen nr 11, 18.5.2021).

Zasada, w myśl której ten, kto chce rządzić światem, musi kontrolować Euro-Azję, powinna być znana w Polsce, bowiem jednym z jej propagatorów był Zbigniew Brzezinski, odgrywający niepoślednią rolę w Council on Foreign Relations (CFR) – think tanku globalistycznej polityki. Również amerykańscy ideowi patroni „zjednoczonej Europy” już w latach 1940-tych traktowali ją jako przyczółek do dalszej ekspansji USA. Zastanawiam się, czy polscy „przywódcy partii i rządu” zdają sobie sprawę z tego, jakie czynniki mają decydujący wpływ na sytuację polityczną w świecie a szczególnie w Europie. Sądząc po ich zachowaniach i wypowiedziach wiedza ta jest raczej ograniczona, co może niepokoić, bowiem losy Polski, która nie pełni na arenie międzynarodowej roli podmiotowej, w znacznym stopniu zależne są od zmagań o kontrolę Euro-Azji.

W ostatnich miesiącach środki masowego przekazu w świecie zachodnim (w sensie politycznym, a nie geograficznym) eksponowały „konflikt rosyjsko-ukraiński”. Wyjaśnię w tym miejscu, że niniejsze refleksje opieram głównie – z uwagi na miejsce zamieszkania – na medialnej atmosferze w RFN. Nie sądzę jednak, aby przekaz polskiej prasy na temat rzeczonego konfliktu różnił się zasadniczo od tego, co otrzymuje konsument mediów nad Łabą i Renem. Nie wykluczam nawet, że medialna „narracja” w Polsce – jeśli chodzi o jej poziom i faktograficzną rzetelność – odbiega nawet in minus od niemieckiej. Zdarzało mi się bowiem w czasie pobytów w Ojczyźnie słyszeć, lub widzieć, takie niedorzeczności, że gdybym nie zetknął się z nimi osobiście – nie uwierzyłbym, iż twierdzenia tego typu mogą się pojawić w mediach publicznych. Szczególnie utkwiły mi w pamięci „Wiadomości” prorządowej telewizji, nadane w okresie, gdy nasz strategiczny partner – Izrael, wystąpił pod adresem Polski z żądaniami finansowymi, uzasadnianymi prześladowaniami Żydów w czasie II wojny światowej. Otóż – twierdził elegancki spiker – „jak wiadomo (dosłownie!) stoją za tym służby specjalne Federacji Rosyjskiej”.

Każdy czytelnik antyutopii „1984” wie, że w skutecznej propagandzie potrzebna jest personifikacja zła. Jest nią obecnie – któż by inny – Putin. Pełni on taką samą rolę jak Emanuel Goldstein w powieści George’a Orwella: – jest wrogiem absolutnym a walka z nim to oczywiście wspólny obowiązek wszystkich mieszkańców Oceanii (Wir gegen Putin! [My przeciwko Putinowi!] – wzywał kilka dni temu niemiecki dziennik „Bild” gigantycznymi literami na 1. stronie, kreując w ten sposób jedność czytelników w „walce ze złem”). Killer określił prezydenta Rosji przywódca zachodniego świata, zaś tygodnik „Najwyższy Czas!”, który – w odróżnieniu od innych organów prasowych – charakteryzował się dotychczas sporym poczuciem realizmu, na okładce nr. 9-10 przedstawił Putina jako Hitlera.

„Hitleryzacja” to ulubiony chwyt propagandowy w dobie globalizmu i polityczni manipulatorzy prezentowali w ostatnich latach już kilku „nowych Hitlerów”: Jörg Haider, Slobodan Milosevic, Saddam Hussein, Ahamdineżad, Gaddafi. Wymienionych polityków łączy tylko jedno: nie lubiano ich (to oczywiście eufemizm) w kręgach globalistów i europeistów. Wowa Putin był swego czasu w owych sferach popularny (miał zresztą w zachodnich elitach politycznych wielu przyjaciół), do momentu, gdy nie zaczął – w kontekście rozszerzania NATO i rozbudowy amerykańskich baz wojskowych na obszarach otaczających Rosję – upominać się o interesy bezpieczeństwa własnego kraju. Teraz osiągnął status zbrodniarza. Ale czy uda się z niego wykreować kolejnego „nowego Hitlera”? Otóż Putin jako jeden z celów ataku na Ukrainę deklarował jej „denazyfikację”. O celach Wowy będzie jeszcze mowa, faktem jest jednak, że siły polityczne wywodzące się z tradycji Stefana Bandery i towarzyszy, którzy w czasie II wojny światowej byli sojusznikami hitlerowskich Niemiec, odgrywają obecnie na Ukrainie rolę niepoślednią. Ale – nie oszukujmy się – żyjemy w orwellowskim świecie a zatem fakty historyczne nie odgrywają większej roli. Współprzewodnicząca niemieckiej partii „Die Linke” (dawniej NRD-owska SED) tow. Hennig-Wellsow, określiła Putina jak „faszystę”. Jeśli jednak osiągnie on status „nowego Hitlera” – to palma pierwszeństwa w tej kategoryzacji będzie się chyba należeć „N.Cz!”. Gwoli ścisłości dodam, że labourzystowski poseł Christ Bryant twierdził w brytyjskim parlamencie, iż „Putin to nazista – jak Hitler”. Tę wypowiedź przytoczył John Pilger w „Mint Press” z 17 lutego br., nie podając jednak daty wystąpienia Bryanta.

Narodowo-socjalistyczny minister oświaty i propagandy dr Joseph Goebbels podkreślał: „Tylko ten, kto potrafi sprowadzić problemy do najprostszej formuły […] i ciągle powtarzać je w tej uproszczonej formie, osiągnie trwałe sukcesy w kształtowaniu opinii publicznej”. W myśl tej zasady media od miesięcy prezentowały konflikt rosyjsko-ukraiński, przy czym uproszczenie polegało na tym, że przekaz (shaping the narrative– w anglo-amerkańskim żargonie dziennikarskim) sprowadzał się do prostych twierdzeń: Rosja – (znacznie częściej propaganda posługuje się personifikacją – Putin), grozi Ukrainie, gromadzi wojska, przygotowuje się do ataku. Jednak trudno było dowiedzieć się z tej narracji, co jest przyczyną raptownego zaognienia konfliktu. Obecna co prawa w przestrzeni medialnej była cały czas sprawa zajęcia Krymu przez Rosję, czy też działalność separatystów w Doniecku i Ługańsku, są to jednak problemy istniejące od 8 lat. Jedynie wystąpienie kanclerza Niemiec Scholza na tegorocznej konferencji bezpieczeństwa w Monachium, mogło spowodować dodatkowe pytania a tym samym utrudnić funkcjonowanie „uproszczonej formuły”. Otóż Scholz, odnosząc się do kontaktów pomiędzy Moskwą a państwami zachodnimi (z mediów można się było dowiedzieć jedynie , że dotyczyły one rzeczonego konfliktu), oświadczył, iż żądania Rosji są „absolutnie nie do przyjęcia” i Ukraina ma prawo swobodnego wyboru sojuszu. Ten kto dysponuje pewną „dodatkową wiedzą”, mógł się domyślić, że chodzi o kwestię przyłączenia Ukrainy do Paktu Północnoatlantyckiego.

NATO, swego czasu stworzone w celu obrony Europy Zachodniej przed zagrożeniem komunistycznym, od czasu proklamowania „nowego amerykańskiego stulecia” i no-rival plan (za autora tej koncepcji uważany jest Paul Wolfowitz, por. „New York Times”, 8.3.1992), jest podporządkowane celom globalistów i – jak w wypadku ataku na Jugosławię – wręcz ich instrumentem. Konflikt rosyjsko-ukraiński jest zatem jedynie wynikiem dążeń do kontroli Euro-Azji, natrafiających na przeszkodę w postaci Rosji (a także Chin).

Gdy na szczycie Sojuszu Atlantyckiego w Bukareszcie w 2008 r. zapowiedziano przyłączenie Ukrainy i Gruzji do NATO, Moskwa oświadczyła, że do tego nie dopuści. Uprzednie rundy ekspansji sojuszu takiego sprzeciwu nie wywołały, choć z pewnością nie były dla Rosji powodem do radości. Gwałtowna reakcja na plany włączenia Ukrainy do NATO ma również konkretne przyczyny, o których trudno dowiedzieć się z mediów głównego nurtu. Amerykańskie wyrzutnie rakietowe typu Mk-41 znajdują się już na terytorium Rumunii i – jeśli się nie mylę – mają być rozmieszczone również w Polsce. Są one przystosowane do przenoszenia pocisków „tomahawk”, które w czasie krótszym niż 10 minut mogą osiągnąć Moskwę. Rozmieszczenie tych systemów na terytorium Ukrainy skróciłoby czas ataku na stolicę Federacji Rosyjskiej do 7 minut, zaś w wypadku zastosowania pocisków hipersonicznych – do 5. Rosja nie dysponuje możliwością adekwatnej odpowiedzi w wypadku ataku. Przy pomocy własnej broni rakietowej może co prawda równie szybko trafić Bukareszt, ale nie terytorium Stanów Zjednoczonych. Przyłączenie Ukrainy do NATO oznacza więc ryzyko zwielokrotnienia tej dysproporcji. W 1961 r. Chruszczow skierował na Kubę sowiecką broń rakietową, wyposażoną w głowice atomowe, co było odpowiedzią na rozmieszczenie na terytorium Turcji analogicznej broni amerykańskiej, wycelowanej w główne miasta ZSRS. Ale czasy sowieckie minęły bezpowrotnie. Po rozszerzeniu NATO na Wschód Moskwa nie ma możliwości przywrócenia równowagi w zakresie wzajemnego i ekwiwalentnego ryzyka, wynikającego z możliwości użycia broni rakietowej średniego zasięgu.

Rzecz jasna sytuacja zaostrzyła się po puczu w Kijowie. Do 2014 roku Ukraina, pomimo zapowiedzi włączenia do sojuszu atlantyckiego, była państwem militarnie neutralnym, gwarantującym jednak Rosji możliwość korzystania z najważniejszej bazy morskiej na Morzu Czarnym – Sewastopolu. Bazę tę Moskwa zachowała dzięki przyłączeniu Krymu, jednak sprawa rozszerzenia NATO – zarówno formalnego jak i faktycznego – na obszar Ukrainy, powróciła za rządów Bidena na porządek dzienny, jako jeden z najważniejszych punktów. Aliści już za rządów Donalda Trumpa Stany Zjednoczone podjęły zbrojenie Ukrainy (czego nie praktykowano za Obamy) a do kraju tego przybył amerykański i brytyjski personel wojskowy. Amerykański politolog prof. John J. Mearsheimer w obszernym wywiadzie z 15 lutego tego roku, udzielonym studentom King’s College z Cambridge (istotne fragmenty tej wypowiedzi opublikowała internetowa „Bibuła”), wykazując, że rzeczywistą przyczyną napięć we wschodniej części Europy jest polityka Stanów Zjednoczonych, uważa, iż Ukraina de facto już jest członkiem Sojuszu Atlantyckiego. Co prawda różnica między formalnym a faktycznym udziałem w NATO jest istotna, bowiem atak Rosji na członka sojuszu oznaczałby sytuację, o której mowa w art. 5 Traktatu Północnoatlantyckiego.

Wydarzenia na Ukrainie w 2014 roku stworzyły korzystne warunki do uruchomienia akcji dezinformacyjno-propagandowej, w celu przekonania opinii publicznej, że głównym celem Putina jest „odbudowa ZSRS”. Szczególnie w Polsce twierdzenia tego typu trafiły na podatny grunt. Warto wiedzieć, że w aktualnym do tej pory dokumencie TRADOC 525-3-1 „Win in a Complex World”, sporo miejsca poświęconoinformation warfare. To nic innego jak dezinformacja, jedna z podstawowych metod „działań aktywnych”. TRADOC to Trading and Doctrine Command, zaś publikowane opracowania stanowią kompendium taktycznych zasad przeznaczonych dla wszystkich rodzajów sił zbrojnych Stanów Zjednoczonych. Dokumenty można znaleźć w internecie.

Często cytowana jest wypowiedź wspomnianego już niemieckiego ministra, według której powtarzane wielokrotnie kłamstwo staje się prawdą. Zasada ta sprawdza się przy braku alternatywnych źródeł informacji. John Pilger (Mint Press 17.2.2022) twierdzi, że ze środków masowego przekazu praktycznie wyeliminowano opinie odbiegające od głównego nurtu. Autor opiera swe przekonanie przede wszystkim na prasie brytyjskiej i amerykańskiej, ale sytuacja w Niemczech, a prawdopodobnie w całym politycznym świecie zachodnim, jest taka sama. Obecnie zakazem objęto rosyjskie stacje „Russia Today” i „Sputnik”. Można jeszcze korzystać z internetowych lub drukowanych w niewielkim nakładzie mediów niezależnych, ale do poszukiwań alternatywnych informacji potrzebny jest czas i motywacja, w przeciwieństwie do naciśnięcia guzika na pilocie telewizora.

Kolejna analogia do „1984” to trudność w uchronieniu się przed propagandą, jest ona bowiem wszechobecna: na wszystkich kanałach telewizji i radia, z reguły 24 godziny na dobę. W wielkich miastach dochodzą do tego uliczne bilbordy, ekrany umieszczane w stacjach metra a od paru lat także wewnątrz pojazdów komunikacji publicznej.

Szef moskiewskiej filii Carnegie Endowment for International Peace Dimitri Trenin, opublikował pod koniec ubiegłego roku rzeczową analizę przyczyn i celów polityki Putina. Co ciekawe, artykuł ukazał się w „Foreign Relations”, periodyku wydawanym przez CFR (!); do znalezienia na stronie internetowej pisma pod datą 28.12.2021. Ale publikacji tego typu nie czytają przecież masy, do których kierowana jest propaganda (a polscy przywódcy partii i rządu na pewno też nie).

Pat Buchanan, uznając zasadność oporu Rosji przeciwko dalszej ekspansji NATO na Wschód, określił go jako „Putina doktrynę Monroe”. W celu realizacji tej „doktryny” pod koniec 2021 roku Rosja przedłożyła stronie zachodniej 2 koncepcje porozumień – z NATO i ze Stanami Zjednoczonymi. Art. 5. projektu umowy Rosja – NATO przewidywał zakaz stacjonowania naziemnych rakiet krótkiego i średniego zasięgu na obszarach, z których możliwy byłby atak na terytorium strony przeciwnej. Jednak przede wszystkim Moskwa odwoływała się do ustaleń OSCE, przyjętych w Stambule w 1999 roku i potwierdzonych w Astanie 11 lat później. Przewidują one swobodę przystępowania do sojuszów, ale stanowią równocześnie, że „umacnianie własnego bezpieczeństwa nie może się odbywać kosztem bezpieczeństwa innych państw” (wg Moskwy chodzi o „niepodzielność bezpieczeństwa”, jednakże sformułowanie traktatu pozostawia pewien margines do interpretacji, w zależności od woli politycznej sygnatariuszy). Jak wynika z informacji przekazanych prasie przez ministra Ławrowa 27 stycznia i 1 lutego br., w sprawie „niepodzielności bezpieczeństwa” Rosja otrzymała od strony zachodniej odpowiedź negatywną.

Putin zapowiadał równocześnie, że w wypadku, gdy Rosja nie zrealizuje swoich postulatów na drodze umów, sięgnie do środków militarnych. Koncentracja wojsk przy granicy z Ukrainą miała więc groźbę tę uwiarygodnić. Wowa liczył zapewne na to, że Niemcy faktycznie uczynią „wszystko” – jak zapewniał kanclerz Scholz – aby zapobiec konfrontacji wojennej. Miałoby to oznaczać przede wszystkim polityczną presję na Ukrainę. Jednak o polityce Kijowa decyduje Waszyngton, a nie Berlin czy Paryż. Francja i Niemcy nie potrafiły nawet doprowadzić do respektowania przez rząd ukraiński porozumień zwanych Mińsk II, zawartych w 2015 roku przy ich udziale. Tymczasem groźba została zrealizowana, przy czym nie jest jasne, w jaki sposób interwencja wojskowa na Ukrainie ma zapewnić Rosji bezpieczeństwo w konfrontacji z NATO. Decyzja o przyjęciu Ukrainy do sojuszu została już podjęta, zaś proces rozszerzania NATO na tym się nie skończy.

Od momentu rozpadu Związku Sowieckiego w kręgach globalistów powstawały również długoterminowe koncepcje o charakterze taktycznym, obliczone na osłabianie Rosji poprzez destabilizację państw z nią sąsiadujących i związanych politycznie (Wolfgang Effenberger w „Schwarzbuch EU & NATO”, przytacza wiele amerykańskich dokumentów dotyczących tego tematu). Udział Stanów Zjednoczonych, Wielkiej Brytanii, RFN (i Polski) w organizowaniu „pomarańczowej rewolucji”, nie jest chyba żadną tajemnicą, tym bardziej, że to kandydaci wyznaczeni przez Victorię Nuland, od lat aktywną w realizacji politycznych celów globalistów, obsadzili najważniejsze stanowiska w Kijowie (kandydat Berlina – Witalij Kliczko, którym zastąpiono skompromitowaną na Ukrainie Julię Timoszenko, musiał się zadowolić stanowiskiem mera stolicy).

Nuland, obecnie podsekretarz stanu ds. politycznych w Departamencie Stanu, od 1993 roku pełni odpowiedzialne funkcje w administracji amerykańskiej, niezależnie od tego, czy prezydentem był demokrata czy republikanin (wyjątkiem był okres prezydentury Trumpa). Mąż p. Nuland – Paul Kagan, jest współtwórcą Project for a New American Century.Wspomniany John Mearsheimer uważa ekspansję NATO i UE na Wschód oraz organizowanie tam „kolorowych rewolucji” za podstawowe elementy polityki USA wobec Rosji. Co ciekawe, w opublikowanej w maju 2019 roku a opracowanej przez RAND Corporation koncepcji „Extending Russia. Competing from Advantageous Ground”, znajdujemy elementy, które już weszły w fazę realizacji (RAND jest think tankiem amerykańskiego kompleksu militarno-przemysłowego): m.in. zbrojenie Ukrainy, dążenie do regime change na Białorusi, ograniczenie wpływów Rosji w Azji Centralnej -co tłumaczy rozróbę w Kazachstanie, szybko jednak stłumioną przez Tokajewa. Planowane jest też osłabienie wpływów Rosji w Transnistrii, więc może to być potencjalny kandydat do kolejnej „kolorowej rewolucji” (por. T. Meyssan: Montée des tensions (2), Réseau Voltaire, 11.1.2022, www.voltairenet.org). Krótko po opublikowaniu wspomnianego dokumentu przez RAND Corporation w prasie niemieckiej pojawiły się artykuły, ukazujące Transnistrię jako „otwartą ranę” Europy Wschodniej.

Na koniec warto zastanowić się nad konsekwencjami wojny na Ukrainie, uwzględniając nasze własne interesy, bowiem racjonalna refleksja nad tą kwestią jest w Polsce chyba towarem deficytowym.

Do wojny faktycznie przystąpiła Unia Europejska, udzielając Ukrainie pomocy wojskowej, politycznej, finansowej i propagandowej. Decydujące w tej sprawie było stanowisko RFN, jednak nie zapominajmy, że Berlin, jak cała UE, wpisany jest w polityczne plany globalistów (pomijając Rosję, Białoruś i Transdnistrię na dobrą sprawę żaden rząd w Europie nie może odmówić udziału w realizacji „nowego światowego ładu”). Joe Biden zapowiedział na 16 lutego atak Rosji na Ukrainę. Wg niezależnego portalu „Nachdenkseiten” Biden domagał się wpierw od Olafa Scholza, w czasie wizyty tego ostatniego w Waszyngtonie, zgody na definitywne wstrzymanie budowy Nord-Stream 2 w momencie, gdy na Ukrainie dojdzie do „eskalacji”. Gdyby kanclerz się zgodził – Amerykanie sprowokowaliby konflikt zbrojny na Ukrainie a to oznaczałoby koniec Nord-Stream 2. Wtedy zamiast gazu z Rosji – płynny gaz z Ameryki, którego USA jest największym producentem na świecie. Scholz wił się jak piskorz, ale wymaganej obietnicy nie złożył.

16-ego Joe dzwonił do niego w tej samej sprawie. I chyba też nie uzyskał żądanego zobowiązania. Nie można wykluczyć, że Waszyngton podał tę datę inwazji rosyjskiej, zakładając zgodę Scholza na automatyczną rezygnację z „rury” w momencie „zaostrzenia konfliktu”.

Tymczasem jednak konflikt się zaostrzył. Projekt Nord-Stream 2 rzecz jasna pogrzebany, ale jest to tylko jeden element większej całości. Przemawiając w Bundestagu Scholz określił decyzję UE w sprawie wsparcia Ukrainy jako „nową erę w historii kontynentu”. Równocześnie kanclerz ogłosił przeznaczenie dodatkowych 100 mld euro na zbrojenia. Akcje niemieckich koncernów zbrojeniowych poszybowały w górę. „Możemy pracować 24 godziny na dobę” – oświadczył szef jednego z nich.

Oczywiście RFN – jako „przewodnia siła” UE uzyskuje dodatkową możliwość politycznej ekspansji na Wschód (już pucz w Kijowie otworzył jej drogę do gospodarczej kolonizacji Ukrainy i wykupu ziemi tamże). Oprócz niewielkich enklaw zachodnia i środkowa część kontynentu jest już wcielona do Unii Europejskiej. Zełenskij domaga się natychmiastowego włączenia Ukrainy do Unii. Gruzja właśnie złożyła wniosek akcesyjny. Wszystko to po myśli polskich przywódców, bowiem Warszawa była i jest najbardziej gorliwym sojusznikiem Niemiec w ich ekspansji na Wschód, traktując rozszerzanie UE jako element „wojny z Putinem”. Atmosfera entuzjazmu wywołana sankcjami nałożonymi przez Brukselę na Rosję, przesłoniła fakt, że unia stosuje sankcje również wobec Polski (oczywiście na mniejszą skalę) i akurat odbiera nam resztki legislacyjnej suwerenności.

„Nasi” przywódcy zapewne cieszą się z deklaracji niemieckiej „ministerki” (to moja próba zastosowania się do wymagań ideologicznej poprawności) spraw zagranicznych Annaleny Baerbock: „Jako ‘europejki i europejczycy’ (w języku polskim nazwy mieszkańców kontynentu piszemy wielką literą, ale zwolenników ideologii – małą) nie zgodzimy się na agresję Putina!”. Teraz Baerbock zapowiada „w porozumieniu z naszymi sojusznikami z NATO, EU i G7 uderzenie w centrum władzy w Rosji”.

W centrum władzy w Warszawie Niemcy uderzają już od dłuższego czasu.

Kto zna historię, ten pamięta zapewne, że niemieccy europejczycy już kiedyś wspomagali Ukrainę, czego rezultaty dla Polaków były raczej negatywne, pomimo tego, że owa współpraca kierowała się przeciwko ZSRS. Skomplikowana historia: bo przecież Związek Sowiecki był wówczas „sojusznikiem naszych sojuszników”! Ograniczmy się tedy do przypomnienia faktu, że europeizm był częścią składową ideologii III Rzeszy (jego zwolennikiem był także kanclerz) a niemiecka propaganda obiecywała narodom we wschodniej części kontynentu „wolną Europę”. „Europejską” propagandą posługiwano się również w Francji w czasach Pétaine’a; film Claude’a Chabrola „L’oeil de Vichy” wymownie to ilustruje (aktualnym uzupełnieniem jest tylko nowo-mowa, dostosowana do wymagań genderyzmu).

W czasie II wojny światowej Niemcy popierali ukraińskich nacjonalistów, którzy masowo mordowali Polaków, zamieszkałych na przedwojennych ziemiach II Rzeczpospolitej. Dziś przywódcy OUN i UPA uznani są w Kijowie za bohaterów narodowych. Do ich tradycji nawiązują obecnie ukraińscy nacjonaliści, włącznie z formacjami zbrojnymi, z których najbardziej znaną jest batalion „Azow”. Batalion (chyba tylko z nazwy…) został formalnie zintegrowany z ukraińskimi siłami zbrojnymi.

Postawa prezydenta Zełenskiego wobec zbrojnych formacji nacjonalistycznych wywołała krytykę ze strony żydowskich komentatorów na Zachodzie, publikujących jednak poza „głównym nurtem” (np. A. Rubinstein, M. Blumenthal: How Ukraine’s Jewish President Made Peace With Neo-Nazi Paramilitaries, www.mintpressnews.com 4.3.2022), ale nie ze strony „europejek i europejczyków”. Bojownicy „Azowa”, zdecydowanie przeciwni pokojowemu rozwiązaniu konfliktu w Donbasie, operują głównie w rejonie Mariupolu, gdzie można się spodziewać ciężkich walki z wojskami rosyjskimi. To prawdopodobnie w tamte okolice ruszą ochotnicy z Polski.[por.: Plan „Niebiańska Jerozolima” realizuje się spokojnie w ….Mariupolu. Putin nie przeszkadza. md]

Wołodymyr Zełenskij wygrał wybory prezydenckie obiecując pokój. Nawet jeśli faktycznie myślał o pokojowym uregulowaniu konfliktu na wschodzie Ukrainy, Waszyngton takiego rozwiązania nie mógł zaakceptować, skoro – jak wspomniałem – wywoływanie konfliktów, także zbrojnych, na granicach Rosji należy do taktyki, której stosowanie zaplanowano na okres do roku 2040. Po wyborze Bidena Zełenskij zapowiedział „odbicie” Donbasu, zaś w marcu 2021 roku Narodowa Rada Bezpieczeństwa uchwaliła dokument przewidujący działania na rzecz „zakończenia okupacji Autonomicznej Republiki Krymu i miasta Sewastopol oraz ponownej integracji” tych obszarów z Ukrainą. Równocześnie przedstawiciele rządu w Kijowie już kilkakrotnie zapowiadali, że jeśli Ukraina nie zostanie przyjęta do NATO, uzbroi się w broń atomową. Kilka dni przed rosyjskim atakiem zapowiedź taką ponowił ambasador Ukrainy w Berlinie. Nie spotkała się ona z żadną krytyką, choć „zieloni”, którzy w RFN kierują resortem spraw zagranicznych, konsekwentnie walczą – na koszt przeciętnego obywatela – z pokojowym wykorzystaniem energii atomowej.

Polska uczestniczy w wojnie z Rosją zarówno jako członek Unii Europejskiej, jak i państwo wasalne Stanów Zjednoczonych. Na decyzje, które zapadają w Waszyngtonie i w Berlinie nie ma żadnego wpływu. Może jednak – przynajmniej teoretycznie – przygotować się na różne warianty rozwoju sytuacji na Ukrainie. Niestety, z zachowania naszych przywódców partii i rządu wynika, że często nie zdają sobie sprawy ze skutków własnych decyzji politycznych. Poparcie wyboru Ursuli von der Leyen na stanowisko naczelnej „komisarki” UE, czy też zgoda na mechanizm warunkujący unijne transfery finansowe do państw członkowskich od przestrzegania w nich „zasad praworządności” – to jedynie 2 przykłady (a jest ich legion). Można było uznać za pewnik, że za rządów Uschi wojna hybrydowa UE (czyli Berlina) przeciwko Polsce przybierze na sile. Chodzi tu również o pozbawienie PiS-u władzy, bowiem akcje jego konkurentów stoją w Berlinie zdecydowanie wyżej. Toć przecież jeszcze jako ministerka w niemieckim rządzie p. von der Leyen oświadczyła „popieramy opozycję w Polsce”. Przypomnę też jej dosłowną deklarację „Wir wollen die Welt führen“ [chcemy przewodzić światu].

Co prawda do tej roli aspirują – jak sama nazwa wskazuje – globaliści, ale skoro UE służy realizacji ich celów, to kierownicza rola w unii na pewno jakiś udział w tym przywództwie gwarantuje.

Polska jest najbardziej poniżanym państwem członkowskim Unii Europejskiej. Zdarzało się już parokrotnie, że Berlin nie chciał zaakceptować rządów wyłonionych na drodze wyborów w państwach należących do UE. Pierwszym przypadkiem była Austria, gdzie w 2000 roku powstała koalicja rządowa złożona z partii ludowej (ÖVP) i liberalnej (FPÖ). Już wtedy Bruksela wprowadziła – naruszając tzw. prawo europejskie – sankcje. Również Włochy za rządów Silvio Berlusconiego, Czechy – gdy prezydentem był Vaclav Klaus i oczywiście Węgry Viktora Orbana to sytuacje, które wywoływały gniew Berlina i kampanie propagandowe w mediach głównego nurtu. Jednak żadne z tych państw nie było tak poniewierane jak Polska.

Niestety, ów specjalny – w sensie negatywnym – status jest wynikiem zachowań polskich mężów stanu. Chyba żaden inny rząd nie wykazuje swego serwilizmu w stosunku do Waszyngtonu w sposób tak demonstracyjny, jak Warszawa. Szczyt (względnie dno) osiągnął prof. Jacek Czaputowicz jako minister spraw zagranicznych, publicznie zapewniając, że Polska u boku Stanów Zjednoczonych weźmie udział w wojnie przeciwko Iranowi (od dawna planowanej przez USA i Izrael).

Co prawda nie wątpię, że Polska przyłączy się do tej wojny, gdy wreszcie do niej dojdzie, ale deklaracja złożona przez Czaputowicza a priori była co najmniej żenująca. Groteskowe było natomiast wystąpienie premiera rządu RP w Brukseli, gdzie jednym tchem zapewniał, że będzie bronił suwerenności Polski i przysięgał wierność Unii Europejskiej. Nie pamiętam, kto przewodniczył wówczas obradom, ale jego gesty, mimika i ton uwag wzywających Morawieckiego, aby zakończył swe wystąpienie, w tłumaczeniu na prosty żołnierski język brzmiałyby: „Przestań już pieprzyć!”.

Tego typu zachowania są rzecz jasna odnotowywane i w Berlinie, i w Moskwie, ale i w Kijowie, gdzie Polska nie cieszy się specjalnym poważaniem.

Pomimo tego, przynajmniej w ramach „ograniczonej suwerenności”, wskazana byłaby refleksja nad możliwym rozwojem sytuacji na Wschodzie. Ponieważ jednak nasi przywódcy partii i państwa nie dostrzegli do tej pory, że obecność milionowych rzesz Ukraińców w Polsce jest sporym problemem, w dodatku o charakterze strategicznym, obawiam się, że różne niekorzystne warianty będą dla nas przykrym zaskoczeniem. Jak donosi ukraiński portal internetowy strana, prezydent Zełenskij postanowił otworzyć więzienia, aby ich lokatorzy, włącznie z kryminalistami skazanymi za najcięższe zbrodnie, mogli wziąć udział w obronie ojczyzny.

Ale co będzie, gdy część tych patriotów, zamiast stanąć do walki z Putinem, stanie na polskiej granicy jako tegoż Putina ofiary? Oczywiście Polska – w ramach europejskiej solidarności – będzie musiała zapewnić im dach nad głową, przysłowiowy wikt i opierunek, świadczenia socjalne.

Mogą się też pojawić problemu większego kalibru. Dostawy sprzętu i broni z UE czy też z państw NATO (które na razie oficjalnie nie bierze udziału w wojnie), będę wędrowały przez Polskę, aby dotrzeć do miejsc przeznaczenia na Ukrainie. Ius ad bellum i wszelkie konwencje regulujące prawo wojny zezwalają na atakowanie transportów o charakterze wojskowym. Transportowany będzie natowski sprzęt wojskowy. [por.: Broń zamiast pomocy humanitarnej: Na lotnisku w Pizie, pracownicy odmawiają załadunku samolotów do Rzeszowa, dalej na Ukrainę… md]

Jeśli zatem Rosja takie konwoje zaatakuje, nie można wykluczyć, że Joe wezwie sojuszników do zastosowania art. 5 Paktu Północnoatlantyckiego (Waszyngton uczynił to już przy okazji operacji 9/11). Tydzień temu z baz w Kilonii wyruszyło na Bałtyk 9 jednostek niemieckiej marynarki wojennej, „w związku z sytuacją na Ukrainie”. Marynarka wojenna na Bałtyku żadnego wpływu na walki na terenie Ukrainy mieć nie może. Można natomiast stosunkowo łatwo sprowokować starcie z marynarką rosyjską („przymiarki” do akcji tego typu miały już miejsce w 2021 roku na Morzu Czarnym). Kolejny dobry pretekst, aby USA wezwały sojuszników do ogłoszenia, iż doszło do ataku w rozumieniu art. 5 Traktatu Północnoatlantyckiego. Może warto jednak, nie czekając na zachętę ze strony władz, pomyśleć o zapasach mąki, cukru i papieru toaletowego?

Niezależnie od tego, jak długo wojna będzie trwała, jej wynik, przynajmniej częściowo, jest już znany. Rosja przegrała tę wojnę politycznie, dyplomatycznie (Mikronezja zerwała stosunki dyplomatyczne z Moskwą!), propagandowo, gospodarczo i finansowo. Poprawi się sytuacja mieszkańców wschodnich obwodów Ukrainy, bowiem Rosja jest obecnie zobowiązana na mocy dwustronnej umowy udzielić mi skutecznej pomocy wojskowej. Ok. 14000 ofiar w tym rejonie (zdecydowana większość to rosyjska ludność cywilna), to nie putinowska propaganda, tylko szacunki opublikowane na Zachodzie. Nie jest jednak jasne, dlaczego Moskwa zdecydowała się na dyplomatyczne uznanie separatystycznych obwodów jako samodzielnych republik dopiero 8 lat po ich secesji. Brandon Smith sugeruje, że ta powściągliwość była wynikiem powiązań Wowy z globalistami (Order Out of Chaos. How The Ukraine Conflict Is Designed To Benefit Globalist, https://alt-market.us ).

Bardziej prawdopodobna jest jednak po prostu kalkulacja strat i zysków – z punktu widzenia Moskwy – bowiem jest to elementarne kryterium decyzji politycznych, którym Władimir Putin bez wątpienia się posługuje; raz jeszcze odsyłam do artykułu Trenina.

Wojnę wygrali już globaliści; w tym punkcie trudno się ze Smithem nie zgodzić. Tryumfują specjaliści od information warfare i spin doctors, którym udało się stworzyć na skalę światową atmosferę graniczącą ze zbiorową histerią. Wygrał również amerykański kompleks militarno-przemysłowy i koncerny zbrojeniowe w najważniejszych państwach NATO. Z uwagi na niestabilną sytuację europejski kapitał „odpłynie” w większym stopniu do USA, zmniejszając tam presję inflacyjną, już w tej chwili z trudem hamowaną przez politykę zerowych odsetek. „Europejki i europejczycy” wkroczyli w nową erę; UE staje się czynnikiem, który również militarnie uczestniczy w kształtowaniu sytuacji na kontynencie euro-azjatyckim.

Nasz Najważniejszy Sojusznik chętnie prowadzi wojny metodą by proxy, z dala od własnego terytorium, ale mniej chętnie wysyła tam własnych żołnierzy a już zupełnie niechętnie przyjmuje uchodźców z obszarów wojną objętych. Niemcy, choć nie przewodzą jeszcze całemu światu, wzmacniają swoją pozycję europejskiego hegemona. A jeśli „wojna z Putinem” będzie tego wymagała, to – kto wie – może konieczne będzie stacjonowanie jednostek Bundeswehry na terytorium Polski, aby mogły szybko włączyć się do „obrony europejskich wartości”?

Listę zwycięzców można kontynuować, jednak Polska na tej wojnie nic nie wygra, zaś przeciętny obywatel sporo do niej dopłaci.

Chwała wolontariuszom! Hańba rządzącym faryzeuszom!

„Musimy zachować zdrowy rozsądek” – wywiad Agnieszki Piwar z Grzegorzem Braunem.

Nasz rozmowa zbiegła się w czasie, kiedy padliśmy ofiarą tzw. cenzury prewencyjnej. Operatorzy w Polsce blokują dostęp do strony internetowej „Myśli Polskiej”, a ostatnia konferencja prasowa z Pana udziałem została zbojkotowana przez dziennikarzy akredytowanych w Sejmie.

– Nie po raz pierwszy zbojkotowano naszą konferencję, ale pierwszy raz media głównego ścieku same zareklamowały tę akcję. Mówię nie po raz pierwszy, bo właściwie od początku działania Konfederacji w przestrzeni publicznej na poziomie parlamentarnym my się spotykamy z obstrukcją i bojkotem. Takie demonstracyjne fochy pato-dziennikarzy i ekip telewizyjnych już się zdarzały. To jest oczywiście groteska, bo ich zadaniem w teorii miałoby być relacjonowanie, gdy tymczasem oni zajmują się raczej cenzurowaniem przekazu. I nadymają się poczuciem misji za jaką mają najwyraziściej tępienie wszystkiego co nie mieści się w głównym ścieku, wszystkiego co odbiega od polit-poprawnego standardu.

Co Pan powiedział podczas konferencji, którą zbojkotowały media?

– Bardzo jasny i myślę nieskomplikowany, nietrudny do zrozumienia przekaz: upominamy się o to, by polityka pomocy uchodźcom wojennym nie była prowadzona kosztem obywateli polskich i by ewidentne preferowanie przybyszów z Ukrainy nie przeradzało się w systemową dyskryminację Polaków. O to upominam się osobiście od początku tej wojny. Już pierwszego dnia tej wojny zwracałem uwagę na to niebezpieczeństwo jakim będzie otwieranie granic RP na przestrzał i tworzenie popytu na migrację. Zdanie, które być może najbardziej oburza politycznie poprawnych cenzorów, to jest zdanie, którego zresztą autorstwa sobie nie przypisuję, tylko cytuję pana profesora Jacka Bartyzela, którego diagnozę uważam za trafną i którego obawy w pełni podzielam. A pan profesor stwierdził właśnie, że mamy do czynienia nie z pomocą uchodźcom wojennym ale z operacją masowego przesiedlenia ludności. I ja myślę, że to jest trafna diagnoza.

Na czym dokładnie to polega?

– Jeżeli na dzień w którym rozmawiamy właśnie oficjalna statystyka tej migracji wojennej przekracza dwa miliony; jeżeli od trzech dni ci przybysze zza granicy stoją w kolejkach po nadanie numeru PESEL w Polsce; jeżeli i władze rządowe i samorządowe ogłaszają kolejne przywileje i preferencje dla Ukraińców w Polsce w dostępnie do lecznictwa, szkolnictwa, mieszkalnictwa, komunikacji; jeżeli wreszcie ogłoszono, że te preferencje mają dotyczyć nie tylko Ukraińców przekraczających wschodnią granicę Polski ale także tych, którzy przybędą do nas z innych krajów – no to wszystko to składnia mnie do stwierdzenia, że wojna jest tu wykorzystywana jako pretekst do wprowadzenia operacji radykalnej zmiany struktury ludnościowej Rzeczypospolitej Polskiej w jej obecnych granicach. I oznajmiłem to właśnie na konferencji prasowej. To już w tej chwili jest inny kraj. To jest inny kraj, w którym zasadne staje się zadanie pytania o status Polaków. Czy przypadkiem Polacy – z woli rządu warszawskiego i prezydenta belwederskiego mocą ustawy „Ukrainiec plus” i innych specjalnych rozwiązań – nie spadają do kategorii drugiej obywatelstwa w Rzeczypospolitej, która Polską będzie już coraz bardziej umownie.

Osobiście uważam, że ten odruch Polaków z pomaganiem potrzebującym jest chwalebny. Jak zatem Polska powinna pomagać ludziom uciekającym przed wojną, aby jednocześnie nie sprowadzało to zagrożenia dla funkcjonowania naszego państwa i nas samych?

– Oczywiście skorzystam z okazji i podyktuję do protokołu, że w żadnym wypadku moje stanowisko nie oznacza lekceważenia, czy tym bardziej potępienia tej aktywności pomocowej, filantropii, akcji humanitarnej. Wznoszę hasło, od szeregu dni je powtarzam: „Chwała wolontariuszom!”. Jeśli już komuś chwała, to właśnie wolontariuszom na tym froncie tej wojny. Ale jednym tchem powiadam: hańba rządzącym faryzeuszom, którzy tę filantropię, ten humanitaryzm chcą uprawiać kosztem własnych obywateli.

Powinna tu mieć zastosowanie zwyczajna hierarchia obowiązków stanu, porządek miłosierdzia, ordo caritatis, a więc kolejne zakresy tych obowiązków i troski. Najpierw nakarmić własne dzieci, a potem spieszyć z pomocą w odległych zakątkach galaktyki. I tu praktycznie, proszę zauważyć, w ogóle nie stanęła kwestia pomocy ofiarom wojny i uchodźcom w kraju ich pochodzenia. Nikt nie pytał, czy przypadkiem nie można, nie należy pomagać ofiarom wojny w miejscach nie tak odległych od miejsc ich zamieszkania jak Polska.

Czy ktokolwiek zaproponował akcję: Polaku jeśli chcesz pomóc, to za swoje pieniądze wynajmij mieszkanie u rodaka Polaka we Lwowie z przeznaczeniem dla uchodźców z terenów ogarniętych wojną. Bo przecież zauważmy – Ukraina to duży kraj, znacznie większy od Polski. I jakkolwiek problematyczne są dziś granice tego tworu państwowego, z całą pewnością Ukraina nie płonie od krańca do krańca.

I zauważmy, że nikt nie pyta czy ludzie uciekający z miast i osiedli, w których dochodzi do starć zbrojnych muszą koniecznie jechać aż do Krakowa, Wrocławia czy Warszawy. Nota bene wszystko wskazuje na to, że nie bardzo chcą jechać gdzie indziej. I to nawet oficjalne komunikaty rządowe, wypowiedzi zatroskanych urzędników już od pierwszych dni tej operacji donoszą, że Ukraińcy nie bardzo chcą mieszkać w mniejszych miejscowościach.

A zatem szeroka może być skala tej pomocy. Bądź co bądź jesteśmy co dzień upewniani w przekonaniu, że władze państwa ukraińskiego działają, funkcjonuje rząd, urzęduje prezydent. Ja nie słyszałem, żeby ten rząd i prezydent zajmował się tymi swoimi uchodźcami, żeby organizował dla nich jakieś osiedla czy obozy dla uchodźców przy granicy. I stwierdzam, że to jest co najmniej nadzwyczajna okoliczność, bo nie znam historii operacji o takiej skali, której rozwiązaniem miałoby być rozlokowanie uchodźców po prywatnych mieszkaniach z zaangażowaniem budżetu państwowego i samorządowego oraz budżetów rodzinnych Polaków, którzy szeroko otwierają ramiona na tych przesiedleńców.

Jakie mogą być tego konsekwencje?

– To bardzo prędko doprowadzi do konfliktów. Konflikty i animozje będą skutkować destabilizacją wewnętrzną Polski. A zdestabilizowana wewnętrznie i jednocześnie wciągnięta w konflikt międzynarodowy Polska będzie bezradna, ubezwłasnowolniona i zdana na łaskę i niełaskę nie wiadomo czyją.

I taka Polska z całą pewnością nie pomoże już nikomu z zewnątrz, a może nawet samej sobie nie pomoże. Dlatego od pierwszych dni tej wojny sprzeciwiałem się organizowaniu popytu na migrację. Rozumiem oczywiście, że to jest spełnienie marzeń i realizacja projektu tych ludzi, którzy od lat powtarzali, że bez takiego zastrzyku demograficznego, takiego transferu ludności polski system socjalny, piramida finansowa ZUS zawali się.

I ja znam te wypowiedzi chociażby pana Roberta Gwiazdowskiego sprzed lat. Uważam jednak, że zanim doczekamy się rzekomo zbawiennych skutków transferu ludności, bokiem wyjdą nam problemy, których szybciej niż później się nabawimy. A problemu niewydolności systemu ubezpieczeń społecznych to i tak na dłuższą metę nie rozwiąże. Natomiast nieodwołalnie zmieni polski pejzaż nie tylko socjologiczny ale wręcz kulturowy. I jeśli dzisiaj sprawy idą w tym tempie, to ja logicznie wnioskując przepowiadam, że być może już następne wybory samorządowe wygra w niektórych gminach „partia ukraińska”. Proszę to włożyć oczywiście w cudzysłów, bo ta partia może się inaczej nawyzywać, może ten elektorat będzie inaczej rozparcelowany przez – już jak widzę – cieszące się na tę możliwość partie tworzące i autoryzujące dzisiaj tę operację.

Bo to i ze strony PiS-u i ze strony totalnej opozycji widać radość, że to się właśnie dzieje. Ale polski państwowiec, polski patriota nie może cieszyć się perspektywą znalezienia się w coraz silniej marginalizowanej mniejszości we własnym kraju.

Co Pan sądzi o niedawnej wizycie Jarosława Kaczyńskiego i premiera Mateusza Morawieckiego w Kijowie? Czyż to nie dziwne, że z jednej strony widzimy w przekazach medialnych obrazy strasznej wojny, a z drugiej strony jadą oni pociągiem do stolicy ogarniętej działaniami zbrojnymi Ukrainy? Jednak przede wszystkim chciałam Pana zapytać o komentarz na temat odezwy Kaczyńskiego, który zaproponował, aby NATO weszło z „misją pokojową” na Ukrainę.

– Tutaj kilka kwestii. Jedna taka, że oczywiście ten spektakl medialny, ta wyprawa kijowska, no to jest kolejny przyczynek do tezy, że medialna zasłona dymna nie pozwala nam na zorientowanie się w pełni jaki właściwie jest stan, jaka jest sytuacja i co tam właściwie się dzieje. I to jest ważna konstatacja. Nie możemy polegać na przekazach medialnych, które nie mają na celu ustalania prawdy. One są narzędziem prowadzenia działań wojennych na froncie informacji i dezinformacji. Media są jednym z rodzajów broni, która jest używana na współczesnym polu walki. I w związku z tym, nie przesądzając jak jest rzeczywiście, trudno się nie zadumać nad tym faktem, że w Kijowie najwyraźniej żadne bomby nie groziły Kaczyńskiemu, Morawieckiemu i premierom, których tam przyholowali.

I uwaga, wirus złowrogi też im nie groził. Tam najwyraźniej wirusa nie ma, bo wszyscy goście Wołodymyra Zełenskiego, podobnie jak on sam, nie przejmowali się reżimem sanitarnym, który nota bene na terenie RP w dalszym ciągu obowiązuje.

Druga kwestia. Sam Jarosław Kaczyński – wygląda na to, że do grobowej już deski – niepoprawny socjalista, internacjonalista, żoliborski post-peerelowski inteligent, wzywa dziś do tego, by ustanawiać międzynarodową kuratelę nad Ukrainą i eskalować wojnę wciągając do niej Rzeczpospolitą i kolejne państwa, pod pretekstem misji pokojowej.

Tu nawiasem zauważmy, że we współczesnym świecie już nie jest tak łatwo o prawdziwą wojnę, częstsze są „misje pokojowe”. Nota bene, ten sam Kaczyński był jednym z liderów opinii jako orędownik tworzenia armii europejskiej. Zauważmy, że to jest ten sam człowiek, który wraz ze swoim bratem doprowadził do ustalenia kurateli międzynarodowej nad Polską poprzez wprowadzenie jej do eurokołchozu, co było jedną z głównych ambicji – i zdaje się pozostaje do dzisiaj – tego polityka. Zatem nie dziwmy się temu, że Kaczyński nie staje twardo na gruncie polskiego interesu, polskiej racji stanu i że suwerenność narodowa jest w jego ustach frazesem, nie mającym odniesienia do rzeczywistości, którą usilnie stara się kreować.
No i trzecia kwestia.

Nie tylko Kaczyński, ale też i Andrzej Duda ma najwyraźniej ambicje odgrywania roli ponad własne możliwości. To przecież prezydent Duda szereg razy stwierdzał publicznie, że Polska nie jest neutralna w tej wojnie rosyjsko-ukraińskiej. To jest świadectwo woli uczynienia z Polski strony wojującej. Albo też świadectwo kompletnej ignorancji w kwestiach prawa międzynarodowego. Albo też są to ludzie, którzy słowa «neutralność» i «suwerenność» używają już jako terminu literackiego, a nie terminu z dziadziny prawa międzynarodowego – patrz: konwencja haska. I zdaje się, że te terminy nie są dla nich wiążące. I to jest dramatyczne, dlatego że pozostawanie tych ludzi u władzy jest po prostu niebezpieczne dla zdrowia, życia i mienia Polaków.

Chciałbym zauważyć, że to są – bądź co bądź – ludzie, którzy w ciągu ostatnich dwóch lat swoimi działaniami i zaniechaniami, a przede wszystkim przez blokadę szpitalnictwa i lecznictwa w Polsce, przyprawili o przedwczesną śmieć 150 a może już nawet 200 tysięcy Polaków w kategorii tzw. zgonów namiarowych. To są ludzie, którzy mówią dzisiaj o zbrodniach wojennych, którzy z uwagi na skalę swoich działań przeciwko zdrowiu, życiu i mieniu Polaków w istocie sami w ostatnich latach zapracowali na miano zbrodniarzy. I o tym trzeba pamiętać. I jeżeli ktoś traktuje jako wiarygodne ich stanowisko wobec wojny na Ukrainie, to najwyraźniej pamięć ma tak krótką, że nie pamięta już tego, co ci ludzie nam uczynili w ciągu ostatnich dwóch lat.

I wreszcie, ludzie, którzy gotowi dzisiaj jak widać walczyć do ostatniego Ukraińca i ostatniego Polaka, w ubiegłym sezonie 2021 uczynili bardzo wiele, by zwiększyć prawdopodobieństwo tej wojny poprzez działania na kierunku białoruskim. Przypomnijmy, że Mateusz Morawiecki osobiście, ale także wszyscy inni wyżej wymienieni, przy solidarnym wsparciu całej totalnej opozycji – z odrębnym głosem przeciwnym wyłącznie Konfederacji – w 2021 roku ostatecznie wepchnęli Aleksandra Łukaszenkę w objęcia Włodzimierza Putina. I jeżeli dzisiaj teatr wojny ukraińskiej ma takie ramy, jeśli armia rosyjska może wyprowadzać uderzenia także z rubieży białoruskiej, no to przecież działania rządu warszawskiego i prezydenta belwederskiego w roku 2021 dostarczyły doskonałych pretekstów do tego, by Moskale mogli wyprowadzić swoje wojska także na Białoruś. I to jest zupełnie osobna kwestia, której nie sposób pomijać jeśli mówimy o genezie wojny rosyjsko-ukraińskiej. I w moim prywatnym rankingu to jest sprawa, za którą – pomijając wszystko inne – Morawiecki i jego wspólnicy w tym dziele powinni stawać przed Trybunałem Stanu.

Złowrogie działania polityków z Polski to jedno. Jednak obecna tragedia za naszą wschodnią granicą wydaje się być przede wszystkim konsekwencją pewnych błędów wynikających z nierozliczenia historii zarówno Rosji jak i Ukrainy. Zacznę od Rosji. Obecne władze Federacji Rosyjskiej tkwią z kulcie wielkiej wojny ojczyźnianej i ZSRR. Iskierkę nadziei dawał wyraźny ukłon w stronę Prawosławia. Jednak wraz z przywracaniem w miejsce publiczne chrześcijańskich wartości, nie poszło wyraźnie potępienie zbrodni Józefa Stalina, którego wciąż uważa się tam za wspaniałego przywódcę. Rosjanie mówiący z nostalgią o wielkości Związku Radzieckiego nie kajają się za zbrodnie tamtego systemu, który doprowadził do śmierci milionów niewinnych ludzi, także samych Rosjan. Czy paradoksalnie obecna katastrofa może wywołać lawinę, która w konsekwencji otworzy szansę na oczyszczenie Rosji ze zgniłych pozostałości sowietyzmu?

– I tu pojawia się kwestia prawdziwego końca II wojny światowej jako końca narracji zwycięzców. Tak, w całym tym nieszczęściu mam wrażenie, że otworzyło się jedno przynajmniej okienko możliwości przełamania antypolskiej narracji, która to od czasu zakończenia działań wojennych II wojny światowej, aż do dziś obowiązuje na wschodzie i na zachodzie. Jest to wersja historii podyktowana przez zwycięzców, wersja stalinowsko-rooseveltowska, w której poczesne miejsce przypada Armii Czerwonej. W niektórych przypadkach Armia Czerwona urasta wręcz do roli głównego zwycięzcy w II wojnie światowej, przy jednoczesnym pominięciu roli tej samej armii sowieckiej i osobiście Józefa Stalina w – uwaga – rozpętaniu II wojny światowej. Jeżeli się to pominie, no to zostaje tylko wyzwolicielska Armia Czerwona. A taka wersja jest oczywiście po naszym trupie, po trupie Rzeczypospolitej Polskiej. Tam gdzie Armia Czerwona jest armią bezalternatywnie wyzwolicielską, tam nie ma miejsca na polski interes; tam po prostu nie ma Polski, która może skutecznie aspirować do niepodległości.

I paradoksalnie to, że Włodzimierz Putin, można powiedzieć wygrał casting na „Hitlera XXI wieku”, to jest prawdziwy koniec II wojny światowej. Bo II wojna światowa w swoich konsekwencjach trwa tak długo, jak długo obowiązuje wersja historii podyktowana przez zwycięzców tej wojny. Przypomnijmy, że jeszcze w roku 2008, 2009 spotykali się nad Morzem Czarnym Dmitrij Miedwiediew – wówczas przejściowo prezydent Rosji – i prezydent Izraela Szimon Peres. Ich spotkanie zaowocowało m.in. komunikatem, że obie strony będą wspólnie i stanowczo przeciwstawiać się rewizjonizmowi historii. A tym rewizjonizmem jest oczywiście negowanie holokaustu ale także negowanie wyzwolicielskiej roli Armii Czerwonej w II wojnie światowej. Taka wersja historii obowiązywała jeszcze do wczoraj – zarówno w Moskwie w Muzeum Wielkiej Wojny Ojczyźnianej, w Waszyngtonie w Muzeum Holokaustu jak i w Instytucie Yad Vaszem w Jerozolimie, w którym zaledwie dwa lata temu gościł Włodzimierz Putin wprowadzony tam przez swojego serdecznego kolaboranta Mosze Kantora, prezesa Europejskiego Kongresu Żydowskiego.

I otóż moment, w którym abstrahując od rzetelności przekazu, ale w wymiarze propagandowym Putin zostaje najczarniejszym charakterem, który rozpętał III wojnę światową, tamta wersja historii kończy swoją przydatność. I oczywiście zobaczymy jakie fikołki propagandowe, jakie łamańce logiczne będą stosowanie, kiedy nadejdzie faza rokowań pokojowych, bo w którymś momencie nadejdzie. Ale jak sądzę otwarła się dzięki temu pewna luka, szpara w tym gorsecie polit-poprawnej wersji historii, która dla nas Polaków była oczywiście dewastująca i de facto była dla nas wyrokiem. Teraz może się to zmieni.

Istnieje uzasadniona obawa, że wokół obecnej wojny urośnie nowe kłamstwo. Wystarczy wspomnieć, że już obowiązuje jedyna słuszna narracja, wedle której jedynym winowajcą jest Rosja. A przecież tak nie jest. I tu pozwolę sobie nawiązać do wypowiedzi prof. Johna Mearsheimera, amerykańskiego politologa, twórcy teorii realizmu ofensywnego, który przyznał wprost, że to NATO odpowiada za obecną sytuację – bo sprowokowało Rosję, zaś Amerykanie zmienili retorykę tak, aby całą winę zrzucić na Rosjan. W podobnym tonie wypowiedział się arcybiskup Carlo Maria Viganò. Hierarcha wskazał również na straszne prześladowania jakie od lat stosuje ukraiński reżim względem rosyjskojęzycznych obywateli Ukrainy. Takie głosy są eliminowane z debaty publicznej.

– Dlatego powiedziałem: abstrahując od rzetelności przekazu. Nie ma wątpliwości, że nowa narracja już jest kreowana. Rzecz w tym, że my Polacy mamy szansę nie być spisanymi na straty w tej nowej wersji historii, którą podyktują nowi jej zwycięscy. Tylko żeby ta sytuacja była przez Polskę wykorzystana, to musimy się znaleźć przy stole rokowań. A żeby być przy stole rokowań na konferencji w jakimś Wiedniu czy jakimś Wersalu, to trzeba nie dać się zutylizować w tej wojnie w pierwszej jej fazie. I żeby być przy tym stole, no to trzeba nie znaleźć się wcześniej na stole w charakterze dania, które inni będą konsumować. I to oczywiście jest kwestia niebacznego wprowadzania Polski wojnę przez aktualne władze. Ja oczywiście mówię jaka jest szansa, ja nie mówię, że jest taka jest gwarancja. Pod obecnymi władzami jest raczej gwarancja tego, że po raz kolejny Polska wypuszczona na zająca da przykład światu w pierwszym akcie, po to żeby w ostatnim akcie tego dramatu dziejowego w ogóle nie wystąpić, albo być jakąś postacią drugo-, trzecioplanową, a może i nawet nominowaną na sprawcę nieszczęścia, prowokatora i mąciciela. Na każdą z tych ewentualności należałoby się jakoś przygotować i asekurować. Nie przypuszczam, by były do tego zdolne aktualne władze RP.

Przy okazji, polecam wykłady prof. Mearsheimera, zresztą szereg jego wypowiedzi. Podobnie jak polecam głos odrębny abp. Viganò, który będąc jednym z nielicznych głosów sprzeciwu wobec terroru sanitarystycznego w ostatnich dwóch latach, teraz bardzo szlachetnie podjął próbę zaznaczenia takiego odrębnego stanowiska ws. wojny na Ukrainie. I z całą pewnością głos ten powinien być przynajmniej z uwagą wysłuchany. Tymczasem w Polsce abp Viganò doczekał się niewybrednych napaści, nawet obelg – i to ze strony, z której najmniej można by się tego spodziewać, czyli ze strony ludzi, którzy wcześniej z pietyzmem publikowali jego wcześniejsze wypowiedzi. W amoku, jaki ogarnął masy i elity, każdy taki głos nawet niekoniecznie polemiczny, ale choćby tylko wskazujący szersze konteksty geopolityczne czy historyczne – a nie ograniczający się do obowiązującej retoryki wzmożenia i oburzenia – jest skazany na zamilczenie lub zaszczucie.

Ukraina również ma problem z rozliczeniem swojej historii, w tym setek tysięcy pomordowanych przez OUN-UPA. A przecież odrodzenie kultu banderyzmu pociąga za sobą kolejne zbrodnie, także na narodzie ukraińskim. Dlaczego ten straszny temat jest w Polsce zamiatany pod dywan?

– Zyskał pewną popularność taki mem internetowy parodiujący plakat z epoki stalinowskiej, z hasłem: nie mów o banderyzmie, bo będziesz ruskim agentem. Oczywiście Państwo na tych łamach świetnie rozumienie, że na przypominanie prawdy o ludobójstwie ukraińskim na Polakach nigdy nie było dobrego klimatu, nigdy nie ma dobrej pory. Ale o takich rzeczach trzeba mówić w porę i nie w porę. Kiedy w końcu mamy o tym mówić jeśli nie teraz? Po wojnie będzie już za późno, by cokolwiek renegocjować – niezależnie od tego jaki będzie bilans zamknięcia, kto znajdzie się w obozie zwycięzców, a kto zostanie rzucony na kolana.

Ukraińców należy właśnie teraz pytać, czy na zawsze już chcą pozostać narodem specjalnej troski; narodem, który nie jest zdolny do poważnego odniesienia się do faktów historycznych i do zasad cywilizowanych. Polaków natomiast należy zapytać, czy chcą już zawsze traktować Ukraińców jako ludzi niepełnosprawnych, niezdolnych do tego, żeby konfrontować się z historią własnego narodu. Właśnie z szacunku do Ukraińców należy wreszcie zacząć oczekiwać od nich dojrzałości i powagi. Zresztą to dotyczy nie tylko polityki historycznej. Mówiłem o tym szereg razy w ostatnich tygodniach i ostatnich miesiącach: trzeba wyraźnie artykułować własne oczekiwania i asertywnie stawiać warunki. Warszawa powinna zacząć stawiać warunki i w sprawach gospodarczych, i w sprawach polityki historycznej. Rok Bandery, rok UPA obchodzony we Lwowie, ekshumacje wstrzymane przed laty – nic się nie zmieniło. Kiedy mielibyśmy oczekiwać od Ukraińców, że w tej sprawie wreszcie zaczną się zachowywać jak ludzie cywilizowani, jeśli nie teraz? Dla nas to jest zagadnienie kluczowe: czy Ukraina wyjdzie z tej wojny jako naród, który przyspieszył procesy myślowe i dorasta do swojej roli?

Oprócz rozliczenia z banderyzmem co może pomóc Ukraińcom?

– Już na Majdanie w 2014 roku pojawiły się takie, powiedzmy, światełka w tunelu, takie sygnały ozdrowieńcze. Bo tam na Majdanie nie tylko wznoszono hasła i emblematy nazistów ukraińskich, ale pojawiła się też figura Najświętszej Maryi Panny z Fatimy, pojawił się Michał Archanioł jako adresat żarliwych modlitw o ocalenie i pokój.  Czekamy na dzień 25 marca. Bardzo czekamy, można powiedzieć z zapartym tchem, bo oczywiście diabeł tkwi w szczegółach i do ostatniej chwili będzie dla nas zagadką czy poświęcenie Rosji Niepokalanemu Sercu Najświętszej Maryi Panny będzie spełniało wprost i dosłownie te w końcu nieskomplikowane kryteria sformułowane w orędziu fatimskim.

No właśnie. Czytałam, że papież Franciszek zapowiedział pewne działania w tym zakresie, ale niekoniecznie tak, jak życzyła sobie tego Matka Boża w Fatimie.

– Dlatego dopiero jak usłyszymy co się w istocie wydarzyło, dopiero jak się okaże m.in. czy ten akt został dopełniony przez papieża w łączności z wszystkimi biskupami świata, no to się wtedy dopiero okaże jaki mamy stan faktyczny. Ale najlepsze wiązać z tym nadzieje. Osobiście bardzo chciałbym, żeby ta sprawa została przeprowadzona z największą powagą, starannością i rzetelnością. I żeby przypadkiem nie okazało się, że był to tylko jakiś gest o dominancie propagandowej, nie daj Boże traktowany przez Rosjan jako kolejny wymierzony w nich akt agresji propagandowej. Zawczasu módlmy się o to, żeby te największe świętości jakie mamy nie były tutaj wykorzystane w walce propagandowej z narodem rosyjskim.

A zatem, Michał Archanioł – tak! Matka Boża Fatimska – trzy razy tak! I czas przestać traktować Ukraińców jako dzieci specjalnej troski, z którymi negocjujemy odstawienie do konta zabawki, którymi brzydko się bawią. Bo na razie tak to wgląda. Negocjujemy dyskretne wyprowadzenie z panteonu narodowego ludobójcy Romana Szuchewycza, ale kiwamy głową i mówimy: no, tego Banderę niestety trzeba im zostawić, no bo inaczej nie będą sobą.

Albo traktujemy się poważnie albo nie. Albo liczmy na to, że Ukraińcy wydorośleją i wydoskonalą się duchowo, albo też stawiamy na nich kreskę i wtedy liczmy się z tym, że z tej wojny, z jej dymów wyłoni się kontur niestety nie sąsiedniej bratniej Ukrainy, ale wrogiego nam Banderlandu.
Reasumując.

Jeżeli słusznie oczekujemy od Rosjan, że przestaną być zakutymi Moskalami i przestaną upatrywać w Józefie Stalinie figury zbawcy ojczyzny oraz przestaną używać retoryki i narracji sowieckiej do celów integracji wewnętrznej i ekspansji zewnętrznej, tona tej samej zasadzie nie wahajmy się oczekiwać od Ukraińców, żeby przestali budować swoją przyszłość na fundamencie kultu ludobójców, morderców i oprawców słabszych i bezbronnych.

Oczywiście tak jak do celów polityki wewnętrznej sądzą niektórzy, że masowe przesiedlenie Ukraińców do Polski pozwoli na bezpieczną prolongatę systemu socjalnego, to jest to moim zdaniem urojenie niebezpieczne i szkodliwie. Tak samo oczywiście uważam za urojenie te wyobrażenia – którym wygląda na to, że hołduje dzisiaj znaczna liczba polityków i propagandystów głównego nurtu – ta wizja wielkiej defilady zwycięzców, którą na Palcu Czerwonym stojąc na ruinach Kremla przyjmować będą Kaczyński z Błaszczakiem, a w loży prasowej redaktorzy Sakiewicz, Karnowscy i spółka. To jest urojenie, ponieważ gdyby Rosja w tym planie wielkiej gry mocarstw miała rzeczywiście upaść, to posługując się pewnym skrótem powiem, że Anglosasi pierwsi pospieszą z pomocą, żeby ją podeprzeć, aby nie upadła.

Jak to? Przecież z historii wiemy, że Anglosasi wielokrotnie w swych intrygach geopolitycznych spiskowali przeciwko Rosji.

– Ponieważ tak przyroda jak geopolityka próżni nie znosi. I jeżeli Anglosasi mieliby prowadzić do ostatniego Ukraińca i Polaka skuteczną wojnę z Moskalami aż do upadku państwa rosyjskiego, no to będzie znaczyło, że nie mogą liczyć przynajmniej na neutralność Rosji w konflikcie z Chinami. Amerykanie nie chcą przecież wzmacniać Chin poprzez wydanie na ich łaskę i niełaskę Rosji wycieńczonej i zdegradowanej do roli mocarstwa li tylko regionalnego. Jeśli więc Moskwa ma być kiedykolwiek zniszczona, to nie przez Amerykanów. Pomijam wymiar moralny i religijny takiej koncepcji, ale nawiasem mówiąc warto pamiętać, że w Fatimie Matka Boża wyraziła oczekiwanie nawrócenia, nie zaś anihilacji Rosji.

Więc zachowujmy roztropność, zachowujmy zdrowy rozsądek. Nie gódźmy się na to, by w polityce międzynarodowej główną busolą dla Polaków miałoby być XIX wieczne masońskie, lelewelowskie hasło: za wolność waszą i naszą.

I tak samo nie gódźmy się, by polityka wewnętrzna RP miała realizować model „wielkiej orkiestry świątecznej pomocy” dla wszystkich 365 dni w roku. Opuśćmy tę kolejkę i nie pozwólmy na wprowadzanie Polski do wojny, bo kto pójdzie na wojnę w pierwszym szeregu, ten z niej nie wróci w jednym kawałku.

Dziękuję za rozmowę.

Z Grzegorzem Braunem rozmawiała Agnieszka Piwar

Za: Myśl Polska (21-03-2022) | https://myslpolska.info/2022/03/20/grzegorz-braun-musimy-zachowac-zdrowy-rozsadek/

KILKA FAKTÓW O KTÓRYCH SIĘ NIE MÓWI

 *1. Ukraina jest dwa razy większa od Polski, ma 600 000 km kw.

**2. Obrazy zniszczeń, które widzisz w TV to max 20 km kw

**3. To rząd Ukrainy powinien w pierwszej kolejności zapewnić swoim obywatelom schronienie na dużej części terenów nie objętych działaniami wojennymi

.**4. Na Ukrainie jest ponad ćwierć miliona osób z HIV/AIDS, którym media mówią, że leków retrowirusowych starczy na kilka tygodni.

**5. Mężczyźni którzy mogą opuścić Ukrainę, to ci ze zwolnieniem ze służby. Nie są to tylko ojcowie dzieci 3+, ale również osoby serpozytywne HIV/AIDS, osoby z gruźlicą lekooporną i kiłą wrodzoną.

**6. Na Ukrainie jest 600.000 osób ze zdiagnozowaną gruźlicą lekooporną – czyli śmiertelną ( gruźlica jest nadal w pierwszej 10 chorób śmiertelnych)

**7. Dochodzi wysoko zakaźny wirus żółtaczki typu C

**8. Nikt nie bada osób przekraczających teraz granicę… co powoduje śmiertelne zagrożenie.

**9. Polskie Centrum HIV/AIDS już się uruchomiło – terapia, badania i leki mają być darmowe dla uchodźców.

**10. W Polsce szacuje się, że jest 30 tyś osób zakażonych HIV w tym ok 5000 ze zdiagnozowanym AIDS. – Ukraina natomiast zakażonych zdiagnozowanych ma ćwierć miliona!

**11. Kiła wrodzona jest też bardzo niebezpieczna i występowalność wzrosła w ostatnich latach o ponad 70 procent.

**12. Nikt, nikt nie przestrzega ludzi. Nikt nie uczula polskiego społeczeństwa aby zachować ostrożność, aby rodziny z małymi dziećmi i kobietą w ciąży unikały korzystania np. ze wspólnej toalety, wanny, naczyń z obcymi. kiła i gruźlica to choroby roznoszone również drogą kropelkową.

**13. Nie rozumiem dlaczego jest powszechne przekonanie, że Ukraina jest bezpieczna dla Polski…. jakby historia temu przeczy.

Czy Waszyngton walczy z Rosją do ostatniego ukraińskiego żołnierza? – Ron Paul

Ponieważ mija już trzeci tydzień od rozpoczęcia rosyjskiej inwazji na Ukrainę, są niewielkie nadzieje, że negocjacje między obiema stronami mogą wkrótce doprowadzić do zawieszenia broni. Ale z rozmów waszyngtońskiej elity podżegającej do wojny można wnioskować, że rząd USA nie chciałby, aby tak się stało.

Kongres i administracja USA wydają się być zdeterminowane, by wciągnąć Stany Zjednoczone do wojny z Rosją o Ukrainę. Senator Lindsay Graham otwarcie wzywa, by zabito rosyjskiego prezydenta, a wielu w Izbie Stanów Zjednoczonych domagało się, aby administracja ustanowiła „strefę zakazu lotów” nad Ukrainą.

Czy oni nie są szaleńcami? Strefa zakazu lotów oznacza, że możesz ​​niszczyć wszystko, co uniemożliwiałobyć całkowitą amerykańską dominację w powietrzu. Oznacza to również atak na rosyjskie systemy przeciwrakietowe i przeciwlotnicze w Rosji. Innymi słowy, oznacza III wojnę światową.

Wszyscy możemy czuć wstręt do zniszczeń na Ukrainie, ale czy naprawdę musimy grać z własną nuklearną zagładą?

Niestety, wydaje się, że tak myśli duża, ponadpartyjna grupa w Kongresie.

Wiele z tego, co dzieje się na Ukrainie, można przypisać administracji Obamy. Urzędnicy Departamentu Stanu, tacy jak Victoria Nuland i Antony Blinken, zaplanowali i zrealizowali obalenie rządu ukraińskiego w 2014 roku. To właśnie postawiło nas na drodze do konfliktu, gdy ustanowiony przez przewrót rząd zaczął domagać się członkostwa w NATO.

Blinken, Nuland i inni odpowiedzialni za ten haniebny czyn wrócili do rządu na wyższe stanowiska za prezydenta Bidena i nadal forsują swoją agendę na Ukrainie.

W zeszłym tygodniu sekretarz stanu Blinken – nasz czołowy dyplomata – starał się wysłać na Ukrainę polskie myśliwce z czasów sowieckich, by strzelały do ​​Rosjan. Kiedy Polacy powiedzieli, że z radością wysłaliby samoloty do amerykańskiej bazy w Niemczech i pozwolili Pentagonowi przenieść je na Ukrainę, Pentagon w końcu wkroczył, by stłumić niezwykle ryzykowne posunięcie, którego nawet Pentagon powiedział, że nie będzie miał realnego wpływ na wynik wojny.

Departament Stanu próbuje wciągnąć nas w wojnę, a Pentagon próbuje nas od niej powstrzymać. Jak ironicznie!

Kiedyś, gdy jeździłem po kraju podczas kampanii prezydenckiej, powiedziałem, że w rządzie mamy kilka tysięcy dyplomatów i wykorzystanie ich nie byłoby złym pomysłem. Ale z pewnością nie chodziło mi o to, że powinniśmy ich używać do tego, aby dalej angażować się w wojnę!

Po trzech tygodniach tej strasznej wojny USA nie prowadzą rozmów z Rosją. Jak niedawno doniósł Antiwar.com, zamiast wspierać negocjacje między Ukrainą a Rosją, które mogą doprowadzić do zawieszenia broni i zakończenia rozlewu krwi, rząd USA w rzeczywistości eskaluje sytuację, która może tylko zwiększyć rozlew krwi.

Nieustanny napływ amerykańskiej i sojuszniczej broni na Ukrainę oraz mówienie o wspieraniu przedłużonego powstania nie wydaje się mieć na celu zapewnienia Ukrainie zwycięstwa na polu bitwy, ale raczej wręczenia Rosji tego, co sekretarz stanu Blinken nazwał „strategiczną porażką”.

Brzmi to okropnie, jakby administracja Bidena zamierzała walczyć z Rosją aż do ostatniego Ukraińca. Jedynym rozwiązaniem dla USA jest ucieczka. Niech Rosjanie i Ukraińcy dojdą do porozumienia. Czy to oznaczałoby pozbawienie [aspiracji do członkostwa i wsparcia] NATO dla Ukrainy i usunięcie rakiet amerykańskich na granicach z Rosją? Niech tak będzie! Zakończmy wojnę, a potem rozwiążmy NATO.

Ron Paul

Ron Paul (ur. 1935) – amerykański lekarz i polityk, Republikanin, były członek Izby Reprezentantów, dwukrotny kandydat na prezydenta Stanów Zjednoczonych. Ojciec Randa Paula (amerykański polityk, senator, lekarz).

Za: RonPaulInstitute.org (March 14, 2022) | http://www.ronpaulinstitute.org/archives/featured-articles/2022/march/14/is-washington-fighting-russia-down-to-the-last-ukrainian/ | “Is Washington Fighting Russia Down to the Last Ukrainian?”

Polska mocarstwem światowym

Stanisław Michalkiewicz 20 marca 2022 http://michalkiewicz.pl/tekst.php?tekst=5144

Wojna na Ukrainie toczy się już 20 dzień, chociaż nie wiadomo właściwie dlaczego, bo według komunikatów przekazywanych nam przez niezależne media głównego nurtu, zarówno te rządowe, jak i te nierządne, armia rosyjska od samego początku ucieka w popłochu, porzucając po drodze sprzęt, zresztą wcześniej zniszczony – a nie mogąc dosięgnąć ukraińskich żołnierzy, których kule najwyraźniej się nie imają, specjalnie uwzięła się na dzieci, które tępi bez miłosierdzia.

Mamy tedy dwie możliwości: albo to prawda – ale wtedy nie wiadomo, dlaczego właściwie wojna – jak powiedział doradca prezydenta Zełeńskiego – miałaby trwać aż do maja – albo też niezależne media głównego nurtu mają swoich widzów za idiotów – być może słusznie.

Nawiasem mówiąc, z tymi dziećmi mamy analogię historyczną, bo podczas wojny koreańskiej, ówczesne wcielenie bohaterskiej pani redaktor Danuty Holeckiej, czy Anity Werner z TVN, czyli Wanda Odolska, której towarzyszył Stefan Martyka, z upodobaniem nazywała południowo-koreańskiego prezydenta Li Syn Mana oraz generała MacArthura „mordercą koreańskich dzieci.

Zmieniają się czasy, zmieniają się ustroje, następuje odwrócenie sojuszy wojskowych i politycznych – ale dzieci, po staremu są mordowane, jak nie przez generała MacArthura, to przez Putina. Nie jest to zresztą jedyna analogia, a nawet rodzaj rekonstrukcji historycznej.

Miał swoją wyprawę kijowską Józef Piłsudski, to dlaczego zapatrzony w niego aktualny Naczelnik Państwa Jarosław Kaczyński, nie miałby mieć swojej? Toteż wraz ze swoim pierwszym ministrem Mateuszem Morawieckim, wsiadł w Schnellzug i kiedy to piszę – właśnie jedzie do Kijowa. Niby wojna – ale najwyraźniej ruscy żołnierze, skupiając swoją uwagę na dzieciach – dlaczegoś nie bombardują linii kolejowych, dzięki czemu wyprawa kijowska Naczelnika Państwa, jak dotąd przebiega bezpiecznie, a może nawet komfortowo, jeśli Schnellzug ma salonkę, a przynajmniej – wagon restauracyjny. Samolotem lepiej nie ryzykować, bo kto wie, czy Putin nie wsadziłby tam bomby, albo nawet i dwóch, wskutek czego kolejne miesięcznice musielibyśmy obchodzić nie tylko w kwietniu, ale i w marcu.

Wszystko jest możliwe, bo oto podczas spotkania pani prezydentowej Agaty Dudy z ukraińskimi uchodźcami okazało się, że rozmowę tłumaczy pan Mateusz Piskorski, niedawno wypuszczony z aresztu wydobywczego, gdzie trzymano go aż trzy lata w nadziei uzyskania jakichś dowodów jego szpiegostwa na rzecz Rosji. Widać, że swoje macki zimy ruski czekista wsadził nawet w najbliższe otoczenie pana prezydenta Dudy i to tuż przed odwiedzinami w Warszawie prezydenta Bidena, który będzie u niego zasięgał rady, co ma robić dalej.

Pan prezydent Duda bowiem, razem z całą Polską, – jak to napisała „Gazeta Wyborcza”, czy może „Onet” – co zresztą na jedno wychodzi – „wybija się na niepodległość”, a nawet mocarstwowość, to znaczy – podlizuje się zarówno Naszemu Najważniejszemu Sojusznikowi, jak i Naszemu Sojusznikowi Mniejszemu w Berlinie, ponieważ – jak przytomnie zauważył Leszek Miller – bez protekcji albo jednego, albo drugiego, albo obydwu naraz, pan prezydent Duda nie ma szans na żadną prestiżową synekurę, kiedy już skończy mu się okres dobrego fartu na stanowisku prezydenta naszego bantustanu.

Na razie jednak „cała Europa” powinna się od Polski uczyć, a przede wszystkim Polskę przeprosić, jako że ona pierwsza przejrzała na wylot zimnego ruskiego czekistę Putina. Tak w każdym razie skomplementowała nas pani Żorżeta Mosbacher, co chyba uderzyło panu premierowi Morawieckiemu do głowy, bo właśnie rozstawia po kątach całą Europę, która wyrozumiale mu na to pozwala, chociaż zablokowanych pieniędzy z Unii Europejskiej odblokować nie pozwala.

Tymczasem prezydent Zełeński już nie może wytrzymać, żeby nie wciągnąć do wojny jeśli nie całego NATO, to przynajmniej państw Europy Środkowej, co zwycięskiej Ukrainie trochę by ulżyło. Chodzi oczywiście o zamknięcie przestrzeni powietrznej nad Ukrainą – ale to na początek – bo na przykład The Wall Street Journal” twierdzi, że NATO powinno na Zachodnią Ukrainę wysłać również swoje niezwyciężone armie.

Najwyraźniej nowojorskie Goldmany-Sachsy i inni grandziarze kombinują, by swoją rozgrywkę z Rosją i Chinami prowadzić nie tylko do ostatniego Ukraińca, ale również – do ostatniego Polaka, Rumuna, czy Węgra.

Byłoby to całkowicie zgodne z doktryną elastycznego reagowania, według której Wysokie Strony Wojujące haratają się – ale na przedpolach – taktownie oszczędzając wzajemnie własne terytoria. Z nowojorskiego obserwatorium przy Wall Street Ukraina, podobnie jak Europa Środkowa, świetnie nadają się na takie przedpola, a skoro tak, to dlaczego sobie żałować?

Nalegania prezydenta Zełeńskiego znajdują pozytywny rezonans nie tylko przy Wall Street. Oto grupa wpływowych osobistości amerykańskich właśnie napisała list do prezydenta Bidena, by „jak najszybciej” doprowadził do zamknięcia przestrzeni powietrznej nad Ukrainą, a osobistościom tym wtóruje były prezydent naszego nieszczęśliwego kraju, Bronisław Komorowski. Czyżby stare kiejkuty przewerbowały się teraz do Goldmanów-Sachsów? Nawiasem mówiąc, Bronisław Komorowski chyba cierpi na zaniki pamięci, bo właśnie nieubłaganym palcem wytknął polskiemu duchowieństwu, że kombinowało z patriarchą Moskwy i Wszechrusi Cyrylem, który budzi zgorszenie całego chrześcijańskiego świata, popierając zimnego ruskiego czekistę. Tymczasem wiadomo, że w tym sezonie Pan Bóg stoi na niewzruszonym gruncie poparcia dla prezydenta Zełeńskiego – co zresztą przypomniał papieżowi Franciszkowi prezydent Duda.

A duchowieństwo rzeczywiście kombinowało, zaś ta kombinacja przybrała postać deklaracji o pojednaniu między narodami polskim i rosyjskim, podpisanej na Zamku Królewskim w Warszawie w sierpniu 2012 roku, a więc za kadencji prezydenta Komorowskiego. Oczywiście wtedy był inny sezon, bo 20 listopada 2010 roku na szczycie NATO w Lizbonie proklamowano strategiczne partnerstwo NATO-Rosja, więc i Pan Bóg inaczej na te sprawy patrzył. Czyżby w związku z tym stare kiejkuty wtedy uznały, że nie warto zaprzątać prezydentowi Komorowskiemu głowy takimi głupstwami i niech się spokojnie bawi w prezydenta, czy też prezydent Komorowski taktownie o tym zapomniał?

Tymczasem do Polski przybyły już przeszło 2 miliony uchodźców z Ukrainy, a to dopiero początek, bo w miarę, jak Ukraina zbliża się do ostatecznego zwycięstwa, cały czas napływają nowi w liczbie około 100 tysięcy na dobę. Ale już teraz okazało się, że zaczynamy mieć z nimi zgryzoty, bo 14 marca grupa „aktywistów”, z działaczką fundacji „Otwarty Dialog, której z zagadkowych powodów boi się cała Polska, panią Natalią Panczenko, urządziła na przejściu granicznym w Kukurykach blokadę, nie przepuszczając ciężarówek na Białoruś i do Rosji – aż policja musiała przejście graniczne odblokować. Skoro tak się zaczyna, to jak się skończy, kiedy uchodźców będzie pięć, a może nawet sześć milionów?

Stały komentarz Stanisława Michalkiewicza ukazuje się w każdym numerze tygodnika „Goniec” (Toronto, Kanada).

Plan “Niebiańska Jerozolima” realizuje się spokojnie w ….Mariupolu. Putin nie przeszkadza.

Mam ciekawostkę, która potwierdza moją  tezę ( w międzyczasie teze Brauna i Bartyzela) o planowym i świadomym wysiedlaniu Ukraińców, żeby zrobić miejsce dla etnicznych:

Otóż przyjaciel mojej polskiej młodej znajomej, też Polak pracuje w chwili obecnej jako budowlaniec w ….Mariupolu, gdzie na obrzeżu miasta budowane jest całkowicie nowe osiedle dla żydów z Izraela (plan Niebiańska Jerozolima).

Wydaje się, że Putin współuczestniczy w realizacji tego planu, bo budowlańcom żaden ostrzał nie przeszkadza.

Dobre?

J.

Gorączka ustępuje? Czy to Duch Święty oświecił naszych Umiłowanych Przywódców?!?

Stanisław Michalkiewicz 19 marca 2022 http://michalkiewicz.pl/tekst.php?tekst=5143

Wygląda na to, że ostre objawy gorączki wojennej, na którą przez 14 dniami zapadła spora część, jeśli nawet nie społeczeństwa, to funkcjonariuszy niezależnych mediów głównego nurtu i oczywiście – Umiłowanych Przywódców – powoli zaczynają ustępować. Wprawdzie jedna jaskółka nie czyni wiosny, ale dzięki Bogu i za to, bo to może świadczyć o powolnym i pełnym zasadzek, ale jednak – powrocie do zdrowia psychicznego. Jednak leczenie może być trudne, bo objawy gorączki wojennej mogą być też symulowane z uwagi na konieczność podlizywania się Naszym Najlepszym Sojusznikom, a zwłaszcza – Temu Najważniejszemu – bez którego rekomendacji nawet pan prezydent Andrzej Duda, mimo niewątpliwych zalet, czyniących zeń prawdziwego męża stanu formatu światowego, a w każdym razie – europejskiego – nie może liczyć na żadną prestiżową synekurę, ani w ONZ, ani w NATO, a kto wie – może nawet w Brukseli, w której bezpieczny przytułek, wikt i opierunek znalazło już tylu „byłych ludzi”.

Ale do rzeczy. Wojna na Ukrainie na pewno skończy się, a właściwie już się kończy sromotną porażką Rosji, bo taki właśnie jest rozkaz – ale prezydent Wołodymir Zełeński coraz natarczywiej dąży do umiędzynarodowienia tego konfliktu, by działania wojenne rozlały się również na inne kraje, przede wszystkim – Europy Środkowej – co trochę odciążyłoby Ukrainę i przyspieszyło ostateczne zwycięstwo. Chodzi przede wszystkim o zamkniecie przestrzeni powietrznej nad Ukrainą, co wciągnęłoby do wojny z Rosją państwa Sojuszu Atlantyckiego, bo zadanie zamknięcia tej przestrzeni właśnie spadłoby na nie. Taka kombinacja przynosi ukraińskiemu prezydentowi zaszczyt i pewnie dlatego komentatorzy podkreślają, że z komika przekształcił się on w męża stanu. Ciekawe, czy takie metamorfozy działają również w kierunku odwrotnym, to znaczy – czy osobistości cieszące się reputacją tęgich mężów stanu, nagle okazują się komikami?

Wprawdzie sekretarz generalny NATO, pan Stoltenberg przytomnie zauważył, że takie działania ze strony Sojuszu są wykluczone, bo nie chce on stać się stroną tego konfliktu, co przy takim zaangażowaniu byłoby nieuniknione. Podobne deklaracje złożył również prezydent Biden, ale warto zwrócić uwagę, że nalegania prezydenta Zełeńskiego budzą w USA dość silny rezonans. Niedawno grupa ważnych, a może nawet bardzo ważnych osobistości wystosowała do amerykańskiego prezydenta list, by zamknięcie przestrzeni powietrznej nad Ukrainą nastąpiło możliwie jak najszybciej.

Ciekawe, jak na tę prośbę, a właściwie żądanie, zareaguje prezydent Biden? Prof. Zbigniew Brzeziński, który jeszcze w latach 60-tych ubiegłego wieku sformułował teorię konwergencji, głoszącą, że tkwiące w morderczym uścisku antagonistyczne mocarstwa oraz bardziej się do siebie upodabniają. Warto w związku z tym przypomnieć przełomowy moment tzw. „puczu Janajewa” w ZSRR, kiedy to, uprzednio głuche na desperackie prośby Borysa Jelcyna, dywizje tamańska i kantemirowska, ruszyły do akcji po otrzymaniu listu „grupy intelektualistów i biznesmenów”. Niestety nie udało się, przynajmniej mnie, ustalić nazwisk członków tej grupy, ale musiały to być osoby o dużym ciężarze gatunkowym, skoro ich list uruchamiał motory czołgów obydwu elitarnych dywizji. Czy grupa sygnatariuszy listu do prezydenta Bidena ma podobne właściwości – tego oczywiście nie wiem – ale nie wykluczam niczego, bo – chociaż taka opinia jest uznawana przez Ligę Antydefamacyjną za „antysemicką” – każdy wie, że lobby żydowskie ma na politykę USA i wszystkich tamtejszych prezydentów bardzo duży, jeśli nie olbrzymi wpływ, a te Moce mogły zostać poruszone zaklęciem wypowiedzianym przez prezydenta Zełeńskiego, który przecież nie tylko ma znakomite korzenie, ale w dodatku jest wynalazkiem samego Igora Kolomojskiego, co to legitymuje się nie tylko paszportem ukraińskim, ale również – cypryjskim, no i oczywiście – izraelskim.

Jak tam będzie, tak tam będzie i tylko miejmy nadzieję, że zostanie to objawione również i nam, zanim jeszcze wyparujemy w atomowym ogniu, żebyśmy przynajmniej wiedzieli, o co walczymy i za co giniemy.

Wydaje się jednak, że prezydent Biden trochę się miga, bo przed podjęciem przezeń ostatecznej decyzji, Polska nagle zaczęła być gorąco zachęcana do przekazania Ukrainie swoich samolotów MIG29. Departament Stanu USA „pozwolił” nam je przekazać, wielkodusznie oświadczając, że będzie to „suwerenna decyzja” Polski.

Gdyby tak się właśnie stało, to USA byłyby niczemu niewinne, a wszelkie konsekwencje obciążyłyby nasz nieszczęśliwy kraj. Warto w związku z tym przypomnieć, że przyznanie Polsce prawa do podejmowania „suwerennych decyzji” ma charakter wyjątkowy, bo w przypadku nowelizacji ustawy o Instytucie Pamięci Narodowej, czy „lex TVN”, o żadnej „suwerenności” nie było mowy. Jak pisał Adam Mickiewicz w balladzieŚwitezianka” – „słowicze dźwięki w mężczyzny głosie, a w sercu lisie zamiary”.

Widocznie jednak Duch Święty – bo któżby inny? – oświecił któregoś z naszych Umiłowanych Przywódców, który przypomniał sobie ten fragment ballady i niby to wyszedł naprzeciw oczekiwaniom Naszego Najważniejszego Sojusznika, ale tak naprawdę przyczynił mu tylko dodatkowych zgryzot. Oto pan minister Rau zaproponował, że Polska – a jakże – wyśle te samoloty, oczywiście za darmo, ale nie na Ukrainę, tylko do bazy lotniczej w Ramstein w Niemczech, gdzie podaruje je Stanom Zjednoczonym i niech to one robią potem z nimi, co tylko chcą.

Gdyby tak się stało, to wtedy Polska byłaby niczemu niewinna, bo o przeznaczeniu tych samolotów decydowałyby suwerennie Stany Zjednoczone. Timeo Danaos et dona ferentes – musiał pomyśleć sobie na takie dictum Nasz Najważniejszy Sojusznik – co się wykłada, że boję się Greków nawet jak przychodzą z darami. Toteż Pentagon uznał polską propozycję za „nierozsądną”, mimo, że pan minister Rau zadeklarował, iż po darmowym przekazaniu Stanom Zjednoczonym polskich myśliwców, Polska przystąpi do negocjowania zakupu amerykańskich samolotów F-16. Widać wyraźnie, że nie o forsę tu chodzi, tylko o coś innego. O co? Wyjaśnia to deklaracja brytyjskiego ministra obrony Bena Wallace, że jak tylko Polska przekaże samoloty Ukrainie, to Wielka Brytania Polskę „poprze”, a w przypadku odwetu rosyjskiego brytyjskie wojsko nie pozostanie „bezczynne.

Co to konkretnie znaczy – nie wiadomo, bo gdyby nawet rozjechało się na urlopy, to przecież jakieś czynności jednak musiałoby podjąć. Ale Polska pozostała głucha na te umizgi, toteż amerykańscy senatorowie ogłosili, że chcą Ukrainie i innym krajom „wschodniej flanki”, m.in. Polsce, przyznać forsę w kwocie „między 12 a 14 miliardów dolarów”. Najwyraźniej liczą, że „nie ma takiej bramy, której nie przeszedłby osioł obładowany złotem”, nawet gdyby miała do być brama piekielna.

Wojna na Ukrainie i „huragan głodu”

AlterCabrio 19 marca https://www.ekspedyt.org/2022/03/19/wojna-na-ukrainie-i-huragan-glodu/

Wszystko wskazuje na to, że potrzebne są regionalne i lokalne systemy żywnościowe oparte na krótkich (lub przynajmniej krótszych) łańcuchach dostaw żywności, które będą w stanie poradzić sobie z przyszłymi wstrząsami. Sposób, w jaki uprawiamy żywność, również musi się zmienić.

−∗−

W menu na dziś danie… głodowe. Artykuł Colina Todhuntera na temat zapowiadanej perspektywy gwałtownego kryzysu żywnościowego, któremu może dać początek konflikt rosyjsko-ukraiński. Czy zagrożenie jest realne, czy można temu jeszcze zaradzić i czy czekają nas dogłębne zmiany w systemie produkcji żywności? O tym w materiale poniżej.

Zapraszam do lektury.

_____________***_____________

Wojna na Ukrainie i „huragan głodu”. Przekształcanie systemów żywnościowych

W poniedziałek 14 marca sekretarz generalny ONZ Antonio Guterres ostrzegł przed „huraganem głodu i załamaniem się światowego systemu żywnościowego” w następstwie kryzysu na Ukrainie.

Guterres powiedział:

„Ceny żywności, paliw i nawozów gwałtownie rosną. Łańcuchy dostaw ulegają zakłóceniom. A koszty i opóźnienia transportu importowanych towarów – jeśli są dostępne – są na rekordowym poziomie”

.

Dodał, że to najmocniej uderza w najbiedniejszych i sieje ziarno politycznej niestabilności i niepokojów na całym świecie.

Biedniejsze kraje już wcześniej zmagały się lockdownami i przymknięciem znacznej części światowej gospodarki. Obecnie rośnie inflacja i stopy procentowe oraz zwiększa się zadłużenie.

Ukraina jest największym na świecie eksporterem oleju słonecznikowego, czwartym co do wielkości eksporterem kukurydzy i piątym co do wielkości eksporterem pszenicy. Rosja i Ukraina wspólnie produkują ponad połowę światowych dostaw oleju słonecznikowego i 30% światowej pszenicy.

Około 45 krajów afrykańskich i najmniej rozwiniętych importuje co najmniej jedną trzecią swojej pszenicy z Ukrainy lub Rosji, a 18 z nich importuje co najmniej 50%.

Przed obecnym kryzysem rosły ceny paliw i nawozów. Przed COVIDem i wojną na Ukrainie było jasne, że długie globalne łańcuchy dostaw oraz zależność od (importowanych) surowców i paliw kopalnych sprawiają, że dominujący system żywnościowy jest podatny na wstrząsy regionalne i globalne.

Lockdowny z powodu koronawirusa zakłóciły działalność transportową i produkcyjną, ujawniając słabości systemu. Teraz, z powodu nałożenia się zakłóceń w dostawach, sankcji i ograniczenia przez Rosję eksportu nawozów nieorganicznych, światowy system żywnościowy ponownie stoi w obliczu potencjalnych zawirowań, powodujących wzrost cen żywności i możliwe niedobory.

Oprócz tego, że jest głównym producentem i eksporterem gazu ziemnego (niezbędnego do produkcji niektórych nawozów), Rosja jest trzecim co do wielkości producentem ropy naftowej i największym eksporterem ropy crude na świecie.

Kruchość zależnego od ropy zglobalizowanego systemu żywnościowego jest wyraźnie widoczna w tym szczególnym czasie, gdy zagrożone są dostawy rosyjskiej energii z paliw kopalnych.

Pisząc w 2005 roku, Norman J Church stwierdził:

„Ogromne ilości ropy i gazu wykorzystywane są jako surowce i energia w produkcji nawozów i pestycydów oraz jako tania i łatwo dostępna energia na wszystkich etapach produkcji żywności: od sadzenia, nawadniania, karmienia i zbioru, po przetwarzanie, dystrybucję i pakowanie.

Ponadto paliwa kopalne są niezbędne w budowie i naprawie sprzętu i infrastruktury potrzebnej do usprawnienia tego przemysłu, w tym maszyn rolniczych, zakładów przetwórczych, magazynów, statków, ciężarówek i dróg”.

Konflikt rosyjsko-ukraiński wpłynął również na światowe łańcuchy dostaw nawozów, ponieważ oba kraje zamierzają zawiesić ich eksport. Główne rynki zbytu nawozów z Rosji to Brazylia oraz UE i USA.

W 2021 roku Rosja była największym eksporterem mocznika, nawozów NPK, amoniaku, roztworu saletrzano-mocznikowego i saletry amonowej oraz trzecim co do wielkości eksporterem potasu. Ceny nawozów dla rolników wzrosły i mogą prowadzić do wzrostu kosztów żywności.

Wszystko wskazuje na to, że potrzebne są regionalne i lokalne systemy żywnościowe oparte na krótkich (lub przynajmniej krótszych) łańcuchach dostaw żywności, które będą w stanie poradzić sobie z przyszłymi wstrząsami. Sposób, w jaki uprawiamy żywność, również musi się zmienić.

Niedawny artykuł na stronie internetowej Konwencji Rolniczej i Wiejskiej (ACR2020) stwierdza:

„To, w co teraz musimy pilnie zainwestować, to nowa lokalna i terytorialna infrastruktura do produkcji i przetwarzania żywności, która przekształca rolno-przemysłowy system żywnościowy w odporny, zdecentralizowany system zaopatrzenia w żywność. Wojna na Ukrainie ujawnia skrajną wrażliwość dostaw żywności, daleką od bezpieczeństwa rzeczywistej niezależności żywnościowej”.

Rolno-spożywczy i ogólnie światowy system handlu są w dużym stopniu uzależnione od nawozów syntetycznych i paliw kopalnych. Jednak agroekologiczne i silne regionalne podejście skutkowałoby mniejszą zależnością od takich towarów.

Raport z 2017r. Towards a Food Revolution: Food Hubs and Cooperatives in the US and Italy [Ku rewolucji żywnościowej: centra żywnościowe i spółdzielnie w USA i we Włoszech] zawiera wskazówki dotyczące tworzenia zrównoważonych systemów wsparcia dla małych producentów oraz dystrybucji żywności. Systemy te opierałyby się na krótkich łańcuchach dostaw i rolnictwie wspieranym przez społeczność.

Wiąże się to ze zmianą paradygmatu polityki, która przedkłada lokalne nad globalne: małe gospodarstwa, lokalne rynki, odnawialne zasoby w gospodarstwie, różnorodne uprawy agroekologiczne i suwerenność żywnościową.

Podejście oparte na lokalnej i regionalnej samowystarczalności żywnościowej, a nie na uzależnieniu od kosztownych dostaw z dalekiego importu i produktów spoza gospodarstwa (własnościowego).

Artykuł z 2020r. Reshaping the European Agro-food System and Closing its Nitrogen Cycle [Przekształcenie europejskiego systemu rolno-spożywczego i zamknięcie jego cyklu azotowego] mówi, że wdrożenie w Europie ekologicznego systemu rolno-spożywczego wzmocniłoby autonomię kontynentu, wyżywiłoby przewidywaną w 2050r. populację i pozwoliłoby kontynentowi dalej eksportować zboża do krajów, które potrzebują ich do wyżywienia swojej ludności.

Pytanie brzmi, jak to osiągnąć, zwłaszcza gdy wpływowe konglomeraty agrobiznesu i handlu detalicznego traktują takie podejście jako zagrożenie dla swoich modeli biznesowych.

Raport z 2021r. A Long Food Movement: Transforming Food Systems by 2045 zawiera przydatne informacje.

Dokument opracowany przez Grupę ETC i Międzynarodowy Panel Ekspertów ds. Zrównoważonych Systemów Żywnościowych (IPES) mówi, że organizacje obywatelskie, międzynarodowe organizacje pozarządowe, grupy rolników i rybaków, spółdzielnie i związki muszą ściślej współpracować, aby przekształcić przepływy finansowe, struktury zarządzania i systemy żywnościowe od podstaw.

W czasie wojny, sankcji czy katastrofy ekologicznej systemy produkcji i konsumpcji często ulegają radykalnym przeobrażeniom. Jeśli ostatnie dwa lata nam coś powiedziały, to to, że transformacja systemów żywnościowych jest teraz potrzebna bardziej niż kiedykolwiek.

Colin Todhunter specjalizuje się w rozwoju, żywności i rolnictwie i jest pracownikiem naukowym Centrum Badań nad Globalizacją w Montrealu. Możesz przeczytać jego „mini e-book”, Food, Dependency and Dispossession: Cultivating Resistance, tutaj.

________________________

Ukraine War & “Hurricane of Hunger” Transforming Food Systems, Colin Todhunter, Mar 17, 2022

Uzupełnienia:

Nowy Koszmarny Świat. Etap II – pandemia głodu
Wspólność, identyczność, stabilność “Nowy Wspaniały Świat”. Aldous Huxley. Niektórzy zapewne błyskawicznie skojarzyli tytuł z „Nowym Wspaniałym Światem” Aldousa Huxleya, odczytywanym przez niektórych jako antyutopia. Dziś wiele rzeczy wskazuje, że poddawana […]

__________

Nasza Nowa Normalność: inflacja, ubóstwo, głód, faszyzm, marksizm, komunizm, morderstwa…
Tylko naród żałosnych tchórzliwych głupców pozwoliłby, aby taki odrażający los dotknął ich własne bezbronne potomstwo. Tego typu zachowanie wskazuje na całkowity brak intelektu i masową nieznajomość rzeczywistości. Wskazuje również na […]

W związku z uprzywilejowaniem uchodźców, konflikty społeczne są nieuchronne.

Matka Kurka 19 marca https://www.kontrowersje.net/w-zwiazku-z-uprzywilejowaniem-uchodzcow-konflikty-spoleczne-sa-nieuchronne/

Wczoraj a na Twitterze opublikowałem krótki i wbrew wszelkim pozorom autentyczny dialog, jaki miał miejsce w leszczyńskim sklepie spożywczym. Dwie Ukrainki, które przebywają w Polsce od wielu lat, rozmawiały o swojej rodaczce i jej zachowaniu. Wala przyjechała do Polski na gotowe, wszystko dostała za darmo i meble jej się w pokoju nie spodobały. Ukrainki utrzymujące się w Polsce z własnej pracy, musiały w trzy rodziny wynająć dom i mogły sobie na to pozwolić dopiero po dwóch latach pracy w Polsce.

„Przedwojenna” diaspora ukraińska nie otrzymała żadnych przywilejów, co więcej oni naprawdę nie mieli lekko, podobnie jak polscy robotnicy w Niemczech przy kolejnych falach migracji. Ich motywacja była bardzo prosta, dostać się do Polski zacząć pracę, żyć tak skromnie jak się da, a zaoszczędzone pieniądze przesłać do rodzinny na Ukrainie. Jeśli nawet ktoś uzna, że ta historia jest klasyczną „kuzynką” z czasu pomoru, co nie jest prawdą, to nie sposób zlekceważyć samego zjawiska, które jest nieuchronne.

Mamy do czynienia z zupełnie inną falą napływową, dwa miliony Ukraińców nie przyjechało do Polski po pracę, ale po darmowy wikt i opierunek.

Całą tę grupę można podzielić na podgrupy. W pierwszej, najmniej groźnej dla Polski, znajdują się rodziny pracujących w Polsce Ukraińców. Kobiety i dzieci z tej grupy pozostałby na utrzymaniu pracujących mężów, gdyby nie otrzymali od polskiego rządu pełnej opieki socjalnej. Druga i najmniej liczna grupa to rzeczywiste ofiary rosyjskiej agresji, oni stracili domy i swój dobytek. Takimi ludźmi rzeczywiście Polska mogła się zaopiekować. W trzeciej grupie znajdują się średnio zamożni i bogaci Ukraińcy, którzy przyjechali do Polski ze strachu przed bombami i rakietami. Nie sposób nie zauważyć ukraińskiej floty samochodów w klasie SUV i limuzyna, co naturalnie nie jest żadnym grzechem, a człowiek dobrze sytuowany też ma prawo chronić swoje życie, jak każdy inny. Pytanie tylko, dlaczego polski ślusarz, robotnik budowlany, nauczyciel, czy przedsiębiorca ma na zamożnych Ukraińców łożyć? W czwartej grupie znajdziemy cwaniaków, nierobów, przestępców, którzy uciekli do lepszego darmowego życia albo po to, żeby kraść w Polsce. W dwumilionowej populacji nie sposób uniknąć takich patologii, ale nikt w Polsce nie wie, jak liczna jest to „reprezentacja”.

Opisana powyżej struktura fali uchodźców, w zderzeniu ze starą diasporę ukraińską, która przybyła do Polski za chlebem i przede wszystkim z Polakami fundującymi lepsze życie dwóm milionom Ukraińców, wcześniej niż później doprowadzi do konfliktów społecznych. Emocje „wojenne” już się wyczerpują, wystarczy popatrzeć na kosze w dyskontach z darami dla Ukrainy, dwa tygodnie temu wsypywały się z nich konserwy i makarony, od kilku dni widać dno. Takich rozmów, jak ta w leszczyńskim „spożywczaku” będzie słychać coraz więcej i coraz głośnej, ale nie tylko wśród Ukraińców ze starej emigracji. Polacy mają pełne prawo pytać, choćby o to dlaczego po dwóch latach blokady świadczeń medycznych, znów zostali odesłani na koniec kolejki, bo na początku ustawiono Ukraińców. Nikt w tej chwili nie wie, jak długo potrwa zadyma na Ukrainie i co za tym idzie ile jeszcze uchodźców Polska przyjmie i na jak długo? Polski rząd ma w tym obszarze jeden plan sprowadzony do jednego hasła: „wszystkich przyjmiemy, wszystkich wyżywimy i wszystkim damy dach nad głową”.

Jakim cudownym i bezkosztowym sposobem dla polskich rodzin ma się to odbyć, nie mówi nikt.

Jakiekolwiek próby zwracania uwagi na nieuchronne konflikty społeczne, które są naturalną konsekwencją niesprawiedliwych przywilejów nadawanych uchodźcom, kończą się histerią i epitetami: „szczucie”, „putinowska propaganda”. Tymczasem to, co się dzieje jest krzywdzące dla ciężko pracujących Polaków i Ukraińców, utrzymujących grupę uprzywilejowaną i jeszcze zamyka się im usta szantażami emocjonalnymi oraz publicznym linczowaniem. Siedzimy na beczce prochu, dopóki „wojenne” paliwo działa, jak kiedyś działały obrazy z Bergamo, to beczka nie wybuchnie. Widomym jednak jest, że wzruszenie i strach miną, gdy w garnkach i portfelach będzie widać dno.

Nie ma pytania, czy beczka wybuchnie, jest pytanie kiedy. Moja odpowiedź, to najbliższe tygodnie.

Russia Pipeline Gas Flows to China Have Increased Since the Ukraine War. Power of Siberia.

by Tyler Durden Mar 19, 2022 https://www.zerohedge.com/economics/russia-pipeline-gas-flows-china-have-increased-ukraine-war

Russia has increased gas supply to China via its Power of Siberia pipeline after its invasion of Ukraine began, ENN Energy CFO Liu Jianfeng said on the company’s earnings call.  ENN is one of China’s largest city gas utlities and purchases gas from oil majors including China National Petroleum Corp, which operates the import pipeline on its side of the border.

The Power of Siberia pipeline ships gas from eastern Russia into northern China, and is ramping up over several years to maximum capacity of 38 bcm/year. The Power of Siberia pipeline began pumping supplies in 2019; Russia is also shipping liquefied natural gas (LNG) to China. It exported 16.5 billion cubic metres (bcm) of gas to China in 2021.

The Power of Siberia network is not connected to pipelines that send gas to Europe, which has faced surging gas prices due to tight supplies, one of several points of tension with Moscow. Under plans previously drawn up, Russia aimed to supply China with 38 bcm of gas by pipeline by 2025.

Meanwhile, Gazprom, which has a monopoly on Russian gas exports by pipeline and which operates the Russian side of the pipeline, said Tuesday that exports to China continue to grow under its bilateral long-term agreement with CNPC. Flows had been increasing before the invasion, as well, with Gazprom saying in mid-February it had just set a daily record for exports to China on the pipeline.

One month ago, Russia agreed a 30-year contract to supply gas to China via a new pipeline and will settle the new gas sales in euros, bolstering an energy alliance with Beijing amid Moscow’s strained ties with the West over Ukraine and other issues. Gazprom agreed to supply Chinese state energy major CNPC with 10 billion cubic metres of gas a year, the Russian firm and a Beijing-based industry official said.

First flows through the pipeline, which will connect Russia’s Far East region with northeast China, were due to start in two to three years, the source said in comments that were later followed by an announcement of the deal by Gazprom.  The new deal, which coincided with a visit by Russian President Vladimir Putin to the Beijing Winter Olympics, would add a further 10 bcm, increasing Russian pipeline sales under long-term contracts to China.

Russian gas from its Far East island of Sakhalin will be transported via pipeline across the Japan Sea to northeast China’s Heilongjiang province, reaching up to 10 bcm a year around 2026, said the Beijing source, who asked not to be identified. The deal would be settled in euros, the source added, in line with efforts by the two states to diversify away from U.S. dollars.

Discussions between the two firms began several years ago after the start-up of Power of Siberia, a 4,000-km (2,500-mile)pipeline sending gas to China. Talks accelerated more recently after Beijing set its 2060 carbon neutral goal, the source said.

“China’s coal shortage last year served as another wake-up call that natural gas has its special value, that’s why CNPC decided to top up with the new pipeline deal,” the source said.

The pricing of the new gas deal will be similar to that of Power of Siberia, the source said, adding that both were “fairly satisfied” with that arrangement.

The deal is expected to weigh on China’s LNG import outlook. “Piped gas from Russia can be supplied to northern China at prices that are competitive when compared with LNG,” said Ken Kiat Lee, analyst at consultancy FGE.

Meanwhile, as Russian gas exports to China increase, those headed for Europe have slowed, and in some cases such as the Yamal-Europe pieline, been largely shut for much of 2022.

10 Signs the War in Ukraine is Part of the Great Reset. [Czterej jeźdźcy pre-Apokalipsy NWO: Zaraza, Wojna, Głód – i Śmierć]

[Czterej jeźdźcy pre-Apokalipsy NWO: Zaraza, Wojna, Głód – i Śmierć. MD]

by Tyler Durden Mar 15, 2022 Via WinterOak.org.uk, https://www.zerohedge.com/geopolitical/10-signs-war-ukraine-part-great-reset

Welcome to the second phase of the Great Reset: WAR.

While the pandemic acclimatised the world to lockdowns, normalised the acceptance of experimental medications, precipitated the greatest transfer of wealth to corporations by decimating SMEs and adjusted the muscle memory of workforce operations in preparation for a cybernetic future, an additional vector was required to accelerate the economic collapse before nations can ‘Build Back Better.’

I present below several ways in which the current conflict between Russia and Ukraine is the next catalyst for the World Economic Forum’s Great Reset agenda, facilitated by an interconnected web of global stakeholders and a diffuse network of public-private partnerships.

1. The war between Russia and Ukraine is already causing unprecedented disruption to global supply chains, exacerbating fuel shortages and inducing chronic levels of inflation.

As geopolitical tensions morph into a protracted conflict between NATO and the Sino-Russia axis, a second contraction may plunge the economy into stagflation.

In the years ahead, the combination of subpar growth and runaway inflation will force a global economic underclass into micro-work contracts and low-wage jobs in an emerging gig economy.

Another recession will compound global resource thirst, narrow the scope for self-sufficiency and significantly increase dependence on government subsidies.

With the immiseration of a significant portion of the world’s labour force looming on the horizon, this may well be a prelude to the introduction of a Universal Basic Income, leading to a highly stratified neo-feudal order.

Therefore, the World Economic Forum’s ominous prediction that we will ‘own nothing and be happy’ by 2030 seems to be unfolding with horrifying rapidity.

2. The war’s economic fallout will lead to a dramatic downsizing of the global workforce

The architects of the Great Reset have anticipated this trend for a number of years and will exploit this economic turbulence by propelling the role of disruptive technologies to meet global challenges and fundamentally alter traditional business patterns to keep pace with rapid changes in technology.

Like the pandemic, disaster preparedness in the age of conflict will rest significantly on the willingness to embrace specific technological innovations in the public and private spheres so that future generations can supply the labour demands of the Great Reset.

A recurring theme in Klaus Schwab’s Shaping the Future of the Fourth Industrial Revolution is that groundbreaking technological and scientific innovations will no longer be relegated to the physical world around us but become extensions of ourselves.

He emphasises the primacy of emerging technologies in a next generation workforce and highlights the urgency to push ahead with plans to digitise several aspects of the global labour force through scalable technology based solutions.

Those spearheading the Great Reset seek to manage geopolitical risk by creating new markets which revolve around digital innovations, e-strategies, telepresence labour, Artificial Intelligence, robotics, nanotechnology, the Internet of Things and the Internet of Bodies.

The breakneck speed in which AI technologies are being deployed suggest that the optimization of such technologies will initially bear on traditional industries and professions which offer a safety net for hundreds of millions of workers, such as farming, retail, catering, manufacturing and the courier industries.

However, automation in the form of robots, smart software and machine learning will not be limited to jobs which are routine, repetitive and predictable.

AI systems are on the verge of wholesale automation of various white collar jobs, particularly in areas which involve information processing and pattern recognition such as accounting, HR and middle management positions.

Although anticipating future employment trends is no easy task, it’s safe to say that the combined threat of pandemics and wars means the labour force is on the brink of an unprecedented reshuffle with technology reshaping logistics, potentially threatening hundreds of millions of blue and white collar jobs, resulting in the greatest and fastest displacement of jobs in history and foreshadowing a labour market shift which was previously inconceivable.

While it has long been anticipated that the increased use of technology in the private sector would result in massive job losses, pandemic lockdowns and the coming disruption caused by a war will speed up this process, and many companies will be left with no other option but to lay off staff and replace them with creative technological solutions merely for the survival of their businesses.

In other words, many of the jobs which will be lost in the years ahead were already moving towards redundancy and are unlikely to be recovered once the dust is settled.

3. The war has significantly reduced Europe’s reliance on the Russian energy sector and reinforced the centrality of the UN Sustainable Development Goals and ‘net zero‘ emissions which lies at the heart of the Great Reset.

Policymakers marching lockstep with the Great Reset have capitalised on the tough sanctions against Russia by accelerating the shift towards ‘green’ energy and reiterating the importance of decarbonisation as part of the ‘fight against climate change’.

However, it would be very short-sighted to assume that the Great Reset is ultimately geared towards the equitable distribution of ‘green’ hydrogen and carbon-neutral synthetic fuels replacing petrol & diesel.

While UN SDGs are crucial to post-pandemic recovery, more importantly, they are fundamental to the makeover of shareholder capitalism which is now being vaunted by the Davos elites as ‘stakeholder capitalism’.

In economic terms, this refers to a system where governments are no longer the final arbiters of state policies as unelected private corporations become the de facto trustees of society, taking on the direct responsibility to address the world’s social, economic and environmental challenges through macroeconomic cooperation and a multi-stakeholder model of global governance.

Under such an economic construct, asset holding conglomerates can redirect the flow of global capital by aligning investments with the UN’s SDGs and configuring them as Environmental, Social, and Corporate Governance (ESG) compliant so that new international markets can be built on the disaster and misery of potentially hundreds of millions of people reeling from the economic collapse caused by war.

Therefore, the war offers a huge impetus for the governments pushing the reset to actively pursue energy independence, shape markets towards ‘green and inclusive growth’ and eventually move populations towards a cap-and-trade system, otherwise known as a carbon credit economy.

This will centralise power in the hands of stakeholder capitalists under the benevolent guise of reinventing capitalism through fairer and greener means, using deceptive slogans like ‘Build Back Better’ without sacrificing the perpetual growth imperative of capitalism.

4. Food shortages created by the war will offer a major boon to the synthetic biology industry as the convergence of digital technologies with materials science and biology will radically transform the agricultural sector and encourage the adoption of plant-based and lab-grown alternatives on a global scale. 

Russia and Ukraine are both breadbaskets of the world and critical shortages in grains, fertilisers, vegetable oils and essential foodstuffs will catapult the importance of biotechnology to food security and sustainability and give birth to several imitation meat start-ups similar to ‘Impossible Foods’ which was co-funded by Bill Gates.

One can therefore expect more government regulation to usher a dramatic overhaul to industrial food production and cultivation, ultimately benefiting agribusiness and biotech investors, since food systems will be redesigned through emerging technologies to grow ‘sustainable’ proteins and CRISPR gene-edited patented crops.

5. Russia’s exclusion from SWIFT (The Society for Worldwide Interbank Financial Telecommunication) foreshadows an economic reset which will generate precisely the kind of blowback necessary for corralling large swathes of the global population into a technocratic control grid.

As several economists have opined, weaponizing SWIFT, CHIPS (The Clearing House Interbank Payments System) and the US Dollar against Russia will only spur geopolitical rivals like China to accelerate the process of de-dollarisation.

The main benefactor of economic sanctions against Russia appears to be China which can reshape the Eurasian market by encouraging member states of the Shanghai Cooperation Organisation (SCO) and BRICS to bypass the SWIFT ecosystem and settle cross-border international payments in the Digital Yuan.

While the demand for cryptocurrencies will see a massive spike, this is likely to encourage many governments to increasingly regulate the sector through public blockchains and enforce a multilateral ban on decentralised cryptocurrencies.

The shift to crypto could be the dress rehearsal to eventually expedite plans for programmable money overseen by a federal regulator, leading to the greater accretion of power in the hands of a powerful global technocracy and thus sealing our enslavement to financial institutions.

I believe this war will bring currencies to parity, therefore heralding a new Bretton Woods moment which promises to transform the operation of international banking and macroeconomic cooperation through the future adoption of central bank digital currencies.

6.  This war marks a major inflection point in the globalist aspiration for a new international rules-based order anchored in Eurasia.

As the ‘father of geopolitics’ Halford Mackinder opined over a century ago, the rise of every global hegemon in the past 500 years has been possible because of dominance over Eurasia. Similarly, their decline has been associated with losing control over that pivotal landmass.

This causal connection between geography and power has not gone unnoticed by the global network of stakeholders representing the WEF, many of whom have anticipated the transition to a multipolar era and return to great power competition amid America’s receding political and economic influence and a pressing need for what technocrats call smart globalisation.

While America tries desperately to cling to its superpower status, China’s economic ascent and Russia’s regional ambitions threaten to upend the strategic axial points of Eurasia (Western Europe and Asia Pacific).

The region in which America previously enjoyed uncontested hegemony is no longer impervious to cracks and we may be witnessing a changing of the guard which dramatically alters the calculus of global force projection.

Although China’s ambitious Belt and Road Initiative (BRI) has the potential to unify the world-island (Asia, Africa and Europe) and cause a tectonic shift in the locus of global power, the recent invasion of Ukraine will have far-reaching consequences for China-Europe rail freight.

The Ukrainian President Zelensky claimed that Ukraine could function as the BRI’s gateway to Europe. Therefore, we cannot ignore China’s huge stake in the recent tensions over Ukraine, nor can we ignore NATO’s underlying ambition to check China’s rise in the region by limiting the sale of Ukrainian assets to China and doing everything in its capacity to thwart The Modern Silk Road.

As sanctions push Russia towards consolidating bilateral ties with China and fully integrating with the BRI, a Pan-Eurasian trading bloc may be the realignment which forces a shared governance of the global commons and a reset to the age of US exceptionalism.

7. With speculation mounting over the war’s long term impact on bilateral trade flows between China and Europe, the Russia-Ukraine conflict will catapult Israel – a leading advocate of the Great Reset – to even greater international prominence. 

Israel is a highly attractive BRI market for China and the CCP is acutely aware of Israel’s importance as a strategic outpost connecting the Indian Ocean and the Mediterranean Sea through the Gulf of Suez.

Furthermore, the Chinese government has for many years acknowledged the primacy of Israel as a global technology hub and capitalised on Israel’s innovation capabilities to help meet its own strategic challenges.

Therefore, Naftali Bennet’s mediation between Moscow and Kiev is likely to factor the instrumental role of the Belt and Road Initiative (BRI) in expanding both China and Israel’s regional and global strategic footprint.

Israel’s status as among the leading tech hubs of the future and gateway connecting Europe and the Middle East is inextricably tied to the web of physical infrastructures, such as roads, railways, ports and energy pipelines which China has been building over the past decade.

Already a powerhouse in auto-technologies, robotics and cybersecurity, Israel aspires to be the central nation in the millennial Kingdom and the country’s tech startups are predicted to play a key role in the fourth industrial revolution.

Strengthening its evolving relationship with China amid the Russia-Ukraine crisis could help propel Israel into a regional hegemon par excellence with a large share of centralised economic and technological power converging in Jerusalem.

As Israel embarks on efforts to diversify its export markets and investments away from the United States, it begs an important question.

Is Israel in the formative stages of outsourcing its security interests away from the US and hedging its bets on the Sino-Russia axis?

8. It is now common knowledge that Digital IDs are a central plank in the World Economic Forum’s Great Reset agenda and are to be streamlined across industries, supply chains and markets as a way of advancing the UN 2030 SDGs and delivering individualised and integrated services in future smart cities.

Many have cottoned on to how such a platform can be used to usher in a global system of technocratic population control and compliance by incorporating humanity into a new corporate value chain where citizens are mined as data commodities for ESG investors and human capital bond markets and assigned a social and climate score based on how well they measure up against the UN SDGs.

This seamless verification of people and connected devices in smart environments can only take place once our biometrics, health records, finances, education transcripts, consumer habits, carbon footprint and the entire sum of human experiences is stored on an interoperable database to determine our conformity with the UN SDGs, thus forcing a monumental change to our social contract.

Vaccine passports were initially touted by public-private partnerships as an entry point for Digital IDs. Now that such a logic has run its course, how might the present geopolitical tensions contribute to scaling what is the key node in a new digital ecosystem?

Ukraine has traditionally been called Europe’s breadbasket and alongside Russia, both nations are major global suppliers of staple grains. Therefore, the war has all the makings of a black swan for commodities and inflation.

With an economy teetering on the brink of collapse due to a global supply crunch, I believe the resulting economic tremors will trigger wartime emergencies across the world and the public will be told to brace themselves for rationing.

Once this takes place, the multilateral adoption of Digital IDs which interface with Central Bank Digital Currencies can be touted as the solution to efficiently manage and distribute household rations under an unprecedented state of emergency and exception.

The Bank of England has already floated the prospect of programmable cash which can only be spent on essentials or goods which an employer or government deem sensible.

Once the issuer is granted control over how it is spent by the recipient, it will become nigh impossible to function adequately without a Digital ID, which will be required to receive food parcels and obtain a basic means of subsistence. Think UBI (Universal Basic Income).

If food inflation continues on an upward trajectory with no signs of abating, governments may institute price controls in the form of rationing and ration entries could be logged on blockchain ledgers on the Digital ID to track our carbon footprint and consumptive habits during a national emergency.

9. Europe is directly in the line of fire once a hybrid war between NATO and the Sino-Russia axis is underway.

It would be remiss to ignore the clear and present danger posed by a cyber attack on banks and critical infrastructure or even a tentative and tactical nuclear exchange with intercontinental ballistic missiles (ICBMs).

I can’t see how any warring party will not be limited by the doctrine of mutually assured destruction so a thermonuclear fallout is unlikely.

However, the use of remote access technologies to erase system memory from the SWIFT banking apparatus or Cross-Border Interbank Payment System can potentially render much of the international economy non-operational and send the dollar into a tailspin.

If an event of such cataclysmic proportions was to occur, it will undoubtedly lead to increasing demands to overhaul cyber security.

The fallout from such an event could very well establish a new global security protocol according to which citizens must possess a Digital ID as a necessary national security measure.

One can imagine how accessing the internet or public services in the aftermath of a nationwide cyberattack may require citizens to use a Digital ID to authenticate that their online activities and transactions are from a legitimate and non-malicious source.

There are few coincidences in politics.

10. The economic implications of this war will be so disastrous that governments and the public sector will require a significant injection of private capital to address the financing shortfall. 

This will effectively render the traditional separation of powers between central banking institutions and governments obsolete, as the former will be positioned to disproportionately influence the fiscal trajectory of nation states, whose sovereignty will be hollowed out by the wholesale capture of governments by the central banks and hedge funds.

Therefore, the nation-state model is gradually being upended by a global technocracy, consisting of an unelected consortium of leaders of industry, central banking oligarchs and private financial institutions, most of which are predominantly non-state corporate actors attempting to restructure global governance and enlist themselves in the global decision-making process.

Therefore, the future of international relations and the social, economic and political transformation which the world is presently undergoing in light of the pandemic and Russia-Ukraine conflict will not be decided through multilateralism and elected representatives of sovereign states.

Rather, it will be decided through a network of multi-stakeholder partnerships which are motivated by the politics of expediency and not accountable to any electorate or beholden to any state and for whom concepts like sovereignty and international law are meaningless.

Bundeswehra miała oddać szrot z NRD na Ukrainę, ale i tak się z tego nie wywiązała

Ukraina otrzymała z Niemiec tylko część z obiecanych pocisków przeciwlotniczych Strieła; dostarczono jedynie 500 sztuk – pisze „Welt am Sonntag”, powołując się na ukraińskie źródła rządowe. Na początku marca rząd RFN obiecał dostawę 2700 takich pocisków.

Niemcy_Bundeswehra_wojsko_armia_trans
https://nczas.com/2022/03/18/bundeswehra-miala-oddac-szrot-na-ukraine-ale-i-tak-sie-z-tego-nie-wywiazala/

Według ukraińskich kręgów rządowych nie planuje się kolejnych dostaw pocisków Strieła. Zapytane o to ministerstwo obrony Niemiec potwierdziło jedynie, że dostawy na Ukrainę „zostały zrealizowane”.

Wiadomo, że około 700 pocisków Strieła, które pochodzą jeszcze z zapasów armii NRD, wykazuje uszkodzenia wynikające ze starości. Bundeswehra wycofała ten system broni z użycia już wiele lat temu – pisze „Welt”.

Bp Athanasius Schneider o poświęceniu Rosji i Ukrainy Niepokalanemu Sercu Maryi. Zaprasza do NOWENNY

W czasie, w którym Kościół i świat przechodzą przez bezprecedensowy kryzys duchowy, kolegialny akt poświęcenia Niepokalanemu Sercu Maryi, przeprowadzony przez papieża z biskupami świata, będzie potężnym narzędziem Opatrzności Bożej, by wylać te szczególne łaski, których Kościół i świat tak pilnie potrzebują – pisze bp Athanasius Schneider. Biskup zaprosił też wszystkich katolików do odmawiania nowenny przygotowawczej przed aktem poświęcenia.

https://pch24.pl/bp-athanasius-schneider-o-poswieceniu-rosji-i-ukrainy-niepokalanemu-sercu-maryi-zaprasza-do-nowenny/

———————————

Bp Athanasius Schneider w specjalnym komunikacie odniósł się do zaplanowanego na 25 marca poświęcenia Rosji i Ukrainy Niepokalanemu Sercu Maryi. Zaprosił też wszystkich katolików do odmawiania nowenny przygotowawczej przed aktem konsekracji. Portal PCh24.pl publikuje całość przesłania biskupa.

***

Stolica Apostolska ogłosiła, że papież Franciszek poświęci Rosję i Ukrainę Niepokalanemu Sercu Maryi w piątek 25 marca, w uroczystość Zwiastowania Pańskiego, o godzinie 5. popołudniu podczas celebracji pokutnej w Bazylice św. Piotra. Ta wiadomość powinna napełnić wszystkich katolików głęboką radością, otuchą i odwagą. Mamy nadzieję, że przyniesie pokój i wytchnienie również naszym drogim prawosławnym braciom i siostrom w Rosji i na Ukrainie.

Jak wiemy z prośby Naszej Pani wobec siostry Łucji, papież powinien zaprosić wszystkich biskupów do zjednoczenia się wokół niego w akcie konsekracji. Mamy nadzieję, że nawet w obliczu braku formalnego zaproszenia ze strony papieża, wielu biskupów zjednoczy się w akcie poświęcenia. W czasie, w którym Kościół i świat przechodzą przez bezprecedensowy kryzys duchowy, kolegialny akt poświęcenia Niepokalanemu Sercu, przeprowadzony przez papieża z biskupami świata, będzie potężnym narzędziem Opatrzności Bożej, by wylać te szczególne łaski, których Kościół i świat tak pilnie potrzebują.

+ Athanasius Schneider

***

Nowenna przygotowująca do poświęcenia Rosji i Ukrainy Niepokalanemu Sercu Maryi

Niepokalane Serce Maryi, Święta Boża Rodzicielko i nasza najdroższa Matko. Spójrz na udrękę, w jakiej znajduje się Kościół i cała ludzkość wskutek rozpowszechnienia bezbożności, materializmu i prześladowania wiary katolickiej, błędów, przed jakimi ostrzegałaś w Fatimie.

Ty jesteś Pośredniczką wszelkich łask. Wyproś dla nas łaskę, by wszyscy biskupi na świecie, w jedności z papieżem, mogli 25 marca 2022 roku poświęcić Rosję i Ukrainę Twojemu Niepokalanemu Sercu.

Mamy nadzieję, że poprzez tę konsekrację – tak jak powiedziałaś nam w Fatimie – w czasie wyznaczonym przez Boga, Rosja się nawróci, a ludzkości zostanie podarowana epoka pokoju. Mamy nadzieję, że poprzez tę konsekrację przybliży się triumf Twojego Niepokalanego Serca, a Kościół zostanie autentycznie odnowiony w chwale czystości wiary katolickiej, świętości liturgii i świętości chrześcijańskiego życia.

Królowo Różańca Świętego i nasza najdroższa Matko, zwróć swoje miłosierne oczy na papieża, biskupów i każdego z nas i wysłuchaj łaskawie naszej gorliwej i ufnej modlitwy. Amen.  

Jeśli chcesz pobrać treść nowenny kliknij TUTAJ

Na lotnisku w Pyrzowicach powstanie hub humanitarny ONZ. A ludziki dyskutują..

Przedstawiciele Organizacji Narodów Zjednoczonych wizytowali trzy lotniska na południu Polski. Ostatecznie wybrali Katowice Airport, gdzie z całego świata będzie trafiała pomoc humanitarna dla Ukrainy.

https://www.wykop.pl/link/6570809/na-lotnisku-w-pyrzowicach-powstanie-hub-humanitarny-onz-co-to-oznacza/

—————————-

ObserwatorZamieszania

@fujiyama: Tam pewnie spadną pierwsze ruskie rakiety, gdy się misio wkurzy za dostawy broni. Broń jest priorytetowa więc ląduje bliżej granicy.

@dedik:
Nowa płyta, Katowice mają zapas logistyczny który aktualnie nie jest wykorzystywany i jest to duży port Cargo.

masz_fajne_donice @dedik: Oznacza że przez Katowice przez tydzień przejdzie więcej broni niż przez ostatnie 50 lat.

vash78 @masz_fajne_donice: Broń przechodzi przez Rzeszów, który obecnie jest najlepiej strzeżonym lotniskiem w tej części Europy. Katowice będę odbierać pomoc dla cywili.

vash78 @barman84: To nie jest jakaś tajemnica wojskowa, bo o tym media trąbią. Jak podaje portal onet.pl Prezes Polskiej Agencji Żeglugi Powietrznej uważa, ze najważniejsze miejsce w tej części Europy to w tej chwili lotnisko Rzeszów-Jasionka. Nie ma wątpliwości, że m.in. za pośrednictwem tego portu lotniczego odbywa się przerzut zachodniej pomocy dla Ukrainy. Rzeszów jest więc oczkiem w głowie NATO i solą w oku Rosjan. Dlatego nad tym rejonem został rozciągnięty wojskowy parasol ochronny.

Ławrow grozi NATO: Wasze transporty broni na Ukrainę staną się celem.[Informuje więc Polskę]

Szef rosyjskiego MSZ, Siergiej Ławrow, zagroził w piątek, że Rosja może ostrzelać natowskiego transporty broni na Ukrainę.[Informuje więc Polskę. MD]

https://nczas.com/2022/03/18/lawrow-grozi-nato-wasze-transporty-broni-na-ukraine-stana-sie-celem/

————

– Wszelkie transporty wwożone na Ukrainę, które Rosja uzna za wojskowe, staną się prawomocnie celem – oświadczy w piątek szef moskiewskiej dyplomacji.

– Bardzo wyraźnie daliśmy do zrozumienia, że każdy ładunek wwożony na Ukrainę, co do którego będziemy uważać, że przewozi broń, stanie się prawomocnym celem. Jest to całkowicie jasne, ponieważ prowadzimy operację, która ma na celu wyeliminowanie wszelkich zagrożeń dla Federacji Rosyjskiej, które pochodzą z terytorium Ukrainy – oświadczył Ławrow na antenie prokremlowskiej państwowej telewizji RT (dawniej Russia Today).

Minister moskiewskiego rządu zwrócił się także do państw, które chcą wysłać na Ukrainę systemy obrony przeciwrakietowej z czasów Związku Radzieckiego (systemy rakietowe ziemia-powietrze dalekiego zasięgu S-300).

–Chciałbym przypomnieć wszystkim krajom, które rozważają ten pomysł, że systemu produkcji radzieckiej i rosyjskiej, systemu obrony przeciwrakietowej znajdują się tam na mocy porozumień i umów międzynarodowych oraz kontaktów, w ramach których nadany został im certyfikat użytkowania – mówił Ławrow.

A umowa z użytkującymi nie zezwala na wysyłanie ich (systemów przeciwlotniczych – red.) do krajów trzecich. Jest na to podstawa prawna – stwierdził putinowski minister.

Źródło: RT

WPŁYWY MASONERII W ROSJI. SIŁA GRU.

Z książki: Stanisław Krajski Wojna masonów na Ukrainie. Reperkusje dla Polski.

[wydana w 2014 !!] Wydawnictwo św. Tomasza z Akwinu

02-764 Warszawa ul. Egejska 5/24 tel. 22 651 88 17; 601 519 847

e-mail: savoir@savoir-vivre.com.pl www.krajski.com.pl

————————————

ROZDZIAŁ V

WPŁYWY MASONERII W ROSJI

GRU jest dziś wielka polityczną, i zapewne gospodarczą, siłą W Rosji, konkurencyjną wobec ośrodka Putina. Putin próbuje zmienić tę sytuację, ale nie odnotowuje sukcesów.

SIŁA GRU

Opowiada o tym Wiktor Suworow (były oficer GRU), autor słynnej książki pt. „Akwarium”, w swoim wywiadzie dla „Rzeczpospolitej” w grudniu 2011 roku: „jedyną siłą, która może zagrozić władzy Putina, jest GRU. Dlatego stara się on sparaliżować wywiad wojskowy. Przez 12 lat swoich rządów Putin sekuje rosyjską armię. Niszczy jej struktury, zwalcza wybijających się generałów i upokarza wojsko na każdym kroku. Widzi bowiem w nim jedyną siłę w Rosji, która może zagrozić jego panowaniu. jego ruchy wywołują oczywiście niezadowolenie w siłach zbrojnych. A najsilniejszą organizacja w ramach tych sił zbrojnych, organizacją, która mogłaby nawet dokonać zamachu stanu, jest GRU. Dlatego właśnie Putin cały czas wymienia jej szefów, aby nie mogła sprawnie działać. (. . .) GRU to najwięksi specjaliści od takich operacji. Wiedzą, w jaki sposób otruć, zastrzelić czy przekupić człowieka. Wiedzą też, jak obala się rządy, destabilizuje i rozbija państwa. GRU zna wszystkie brudne chwyty stosowane w tej branży.

Suworow uważa, że starcie armii rosyjskiej i ukraińskiej doprowadziłoby do upadku rządu Putina. Zapytany pod koniec lutego 2014 roku przez Gabriela Kayzera z „Frondy” o to czy rosyjska armia jest w stanie przeprowadzić interwencję na Ukrainie stwierdza: „Nie, gdyż rosyjska armia jest w rozsypce. Powiem nawet, że nie istnieje. Wiele lat bylem oficerem radzieckiej armii. Począwszy od 11 roku życia spędziłem W niej dwadzieścia lat. Wtedy ją kochałem. Widziałem od środka, jak ona funkcjonuje i co się z nią dzieje. Teraz jest jednak jeszcze gorzej. jeżeli Putin wysłałby rosyjską armię przeciwko Ukraińcom, to powtórzy się sytuacja z 1991 r., kiedy to wysłano sowiecką armię przeciwko mieszkańcom Moskwy Trzy dni po tym wydarzeniu ZSRR upadło”.

W tych samych dniach Suworow stwierdza w wywiadzie dla „Gazety Polskiej Codziennie”: „Rosja nie jest w stanie wysłać na Ukrainę swojej armii, ponieważ ona nie istnieje.

Ponadto na Ukrainie Żyją miliony ludzi, którzy są W połowie Ukraińcami, a W połowie Rosjanami. Rosjanie i Ukraińcy są braćmi. Jeżeli rosyjska armia wejdzie na teren Ukrainy, będzie pila wódkę i bawiła się z ukraińskimi kobietami. Dodatkowo należy podkreślić, że rosyjska armia jest nastawiona bardzo nieprzychylnie do Putina. Jeżeli wysłano by Więc ją na Ukrainę, bardzo szybko stałaby się armią antyputinowską.

A może Putin nie wyśle armii przeciwko Ukraińcom, ale armia rosyjska ruszy przeciwko Ukraińcom na rozkaz rosyjskiej masonerii rytu francuskiego? Czy skutkiem tego będzie przejęcie w Rosji władzy przez antypolską aż do bólu masonerię rosyjską rytu francuskiego?

Czy Putin i sama Rosja, wbrew temu, co głosi się w polskich mediach, są bardzo słabi?

Rosja Putina czy Maryi? Roberto de Mattei: Putin to fałszywa alternatywa. Prawdziwą jest Fatima

Roberto de Mattei: Putin to fałszywa alternatywa. Prawdziwą jest Fatima

Przesłanie z Fatimy jest kluczem do interpretacji dramatycznych wydarzeń z ostatnich dwóch lat. W szczególności zaś tego, co dzieje się obecnie na Ukrainie.

Zrozumiałe, że to doświadczenie powinno być obce współczesnemu człowiekowi zanurzonemu w relatywizmie. Najbardziej jednak uderza ślepota tak wielu katolików niezdolnych, by wznieść się na poziom, który pozwala pojąć te wydarzenia mające miejsce w dramatycznych godzinach historii. A po pandemii Covid doświadczamy dramatycznej godziny wojny.

Fakty są następujące: 21 lutego 2022 roku Władimir Putin w przemówieniu do narodu ogłosił uznanie niepodległości separatystycznych republik Doniecka i Ługańska, a następnie zlecił, by oddziały weszły w do rejonu Donbasu w celu zapewnienia pokoju. 24 lutego Putin ogłosił w kolejnym przemówieniu, że autoryzował specjalną operację militarną nie tylko w Donbasie, ale także na wschodniej Ukrainie. Rosyjska inwazja na Ukrainę wkrótce okazała się dużo większa i bardziej tragiczna niż tego oczekiwano, wywołując na całym świecie atmosferę głębokiego lęku.

Jak zareagowały Włochy i Zachód w obliczu rosyjskiej agresji wymierzonej w Ukrainę? Z jednej strony był to wybuch uczuć oburzenia i solidarności z narodem ukraińskim. Jednakże z drugiej strony pojawiło się poczucie sympatii do inicjatywy Putina, co spowodowało powstanie frontu, który nazwę kolaboranckim. Określenie kolaboracjonizm wskazuje w języku politycznym na ideologiczne wsparcie dla obcego państwa, które dokonuje inwazji. Termin ten został ukuty w czasie II wojny światowej, by określić współpracę z hitlerowcami na okupowanych przez nich terytoriach.

Kolaboracjonizm nie jest jedynie aktem kolaboracji, lecz ideologią – jednoznacznie lub w pewien sposób domniemaną. To zjawisko wskazuje, że inwazja Rosji na Ukrainę zasługuje na analizę pod względem trzech różnych ekspresji, jakie przybrała do tej pory.

Pierwsze stanowisko należy do tych, którzy mówią lub myślą, że Putin całkowicie nie ma racji, ale że wygrywa i że stawianie mu oporu doprowadzi Europę i Ukrainę do większego zła niż zło inwazji. Na przykład według włoskiego dziennikarza Vittoria Feltriego, Zełeński jest gorszy od Putina, któremu wydał na rzeź swój nieprzygotowany naród. Cytuję: „Ukraiński lider powinien był się poddać i nie stawiać oporu. W rzeczywistości lepiej być pokonanym niż martwym”. Otóż „lepiej być pokonanym niż martwym” to slogan, który zawiera filozofię życia tych, którzy stawiają swój partykularny interes ponad wszelkie inne względy wyższego porządku. Nie ma wartości czy dóbr jakkolwiek wysokich, dla których warto się poświęcić i umrzeć.

Jeśliby preferować rosyjską inwazję nad oporem, to oznacza, że życie – życie materialne – tak spokojne i długie, jak to możliwe, jest najwyższym i podstawowym dobrem. Jest to filozofia życia pacyfisty, który w latach 90. XX wieku, kiedy sowieci instalowali swoje pociski SS przeciwko Europie, sprzeciwiał się pociskom NATO sloganem: „Lepiej być czerwonym niż martwym”. To filozofia życia tych, którzy w 1939 roku zastanawiali się, czy słuszne było umierać za Gdańsk, według sloganu zainicjowanego przez socjalistycznego deputowanego Marcela Déata. Argumentowano, że nie było warto ryzykować wojny dla obrony miasta Gdańska, którego podbiciem ambicja Hitlera prawdopodobnie byłaby zaspokojona. A socjalista Déat będzie znany z założenia partii z inspiracji narodowo-socjalistycznych reprezentując typowy przykład kolaboracjonizmu.

Jeśli jest to stanowisko, które zająć trzeba w obliczu agresora, to żądania Putina należy zaspokoić, by uniknąć śmierci i cierpienia ludzi. Nawet jeśli po Ukrainie miałby najechać kraje bałtyckie, a stosując szantaż nuklearny również Europę Zachodnią. Taka jest ta logika. Ukraińscy mężczyźni, którzy nie opuszczają swojego kraju albo wracają, by walczyć po zapewnieniu bezpieczeństwa swoich rodzin na Zachodzie – porzuceni przez relatywistyczną i bezwzględną Europę – wyrażają swoim wyborem przeciwną filozofię życia. To filozofia ludzi gotowych by poświęcić własne życie dla swojej wiary, z miłości do wolności i niepodległości swojej ojczyzny, z miłości do honoru i osobistej godności. Prawdziwy postęp, prawdziwy rozwój życia narodów jest silnie związany z tym duchem poświęcenia. To tutaj rodzą się uosobienia świętości i heroizmu.

Drugie stanowisko kolaboracjonizmu można sformułować następująco: Putin nie ma racji, ale nie dotyczy to tylko jego. Albo – co sprowadza się do tego samego – Putin także ma swoje powody. Jakie są te powody? Na przykład fakt, że po upadku Muru Berlińskiego Zachód rzekomo upokorzył Rosję otaczając jej terytorium oddziałami NATO. Wydaje się to być rozsądny argument. Jednak, jeśli chcemy być całkowicie rozsądni, musimy pamiętać, że NATO zrodziło się jako system obrony przeciwko wojskom Paktu Warszawskiego; że Rosja nie wygrała, ale przegrała zimną wojnę i że zimna wojna pomiędzy dwiema superpotęgami wynikła z niefortunnego pokojowego Traktatu Jałtańskiego z lutego 1945 roku. Wówczas za zgodą zachodnich rządów Europę podzielono na dwie strefy wpływów. A komunizm sowiecki stał się absolutnym panem Europy Wschodniej.

Pokój jałtański, który redefiniował granice Europy po II wojnie światowej, był z kolei owocem Traktatu Wersalskiego, który obarczył Niemcy całkowitą odpowiedzialnością za I wojnę światową. Narzucił też ciężkie sankcje na Niemcy i przekazał Polsce korytarz gdański. Czy powinniśmy powiedzieć, że Hitler miał swoje powody najechać Polskę, ponieważ miasto Gdańsk nie było mniej niemieckie niż Donbas rosyjski? Jakiekolwiek były jego powody, Hitler miał plan, który był równie ekspansyjny, jak plan Putina. A dzisiejszy historyk, tak jak wczorajszy polityk, nie zgadza się z Nevillem Chamberlainem, który 30 września 1938 r. wrócił triumfalnie z Monachium z kruchym pokojem w ręku. Ale zgadzamy się z Winstonem Churchillem, który powiedział: Otrzymaliście wybór pomiędzy wojną a hańbą, my wybraliśmy hańbę a i tak będziemy mieli wojnę.

Być może po to, by uniknąć tego łatwego zastrzeżenia, kolaboracjonizm popada w trzecią formułę, bardziej spójną, ale jednocześnie bardziej zaskakującą niż pierwsze dwie. Przedstawiając prosto: wojna Putina jest wojną sprawiedliwą, a jeśli jest to wojna sprawiedliwa, opór ukraińskiego narodu jest niesprawiedliwy, a zachodnie sankcje na Rosję są niesprawiedliwe, ponieważ sankcje stosuje się wobec tych, którzy nie mają racji. A nie wobec tych, którzy mają rację.

A dlaczego Putin miałby mieć rację, dlaczego jego wojna miałaby być sprawiedliwa? Nie tylko dlatego, że broni interesów narodowych swojego kraju zawstydzonego przez Zachód, jak mówią, ale ponieważ jego wojna ma wymiar etyczny. Jak Cerkiew prawosławna nas zapewnia słowami moskiewskiego patriarchy Cyryla, Putin walczy przeciwko zdeprawowanemu Zachodowi, który autoryzuje parady dumy gejowskiej. Ponadto sam Putin często przedstawia się jako obrońca rodziny i wartości tradycyjnych porzuconych przez Zachód.

Jednakże w przemówieniu dla Klubu Wałdajskiego 22 października 2021 roku, w którym Putin zaatakował teorię gender i cancel culture, przyznał, że Rosja doświadczyła na długo przed Zachodem moralnej degradacji, którą on teraz potępia. 7 grudnia 1917 roku, kilka tygodni po przejęciu władzy przez bolszewików wprowadzono rozwody w Rosji. A aborcję zalegalizowano w roku 1920. I był to pierwszy raz na świecie, że zrobiono to bez żadnych ograniczeń. I to w Rosji wprowadzono przejście od rewolucji politycznej do rewolucji seksualnej, z np. eksperymentalnym przedszkolem Very Schmidt.

Był to eksperyment stworzony w 1921 r. w centrum Moskwy, gdzie dzieci wprowadzano w przedwczesną seksualność. Hamulce dla aborcji i rewolucji seksualnej wprowadził jednak nie Putin, ale Stalin w 1936 roku. Uświadomił sobie bowiem, że jego polityka siły będzie podminowana przez upadek moralności w Rosji. I Putin kontynuuje w podobnym duchu. Rosja jest dzisiaj krajem charakteryzującym się aborcjami i rozwodami, mając największy wskaźnik rozwodów na świecie. Nawet jeśli zakazuje parad gejowskich.

A jakie są tradycyjne wartości, z których Putin czerpie swą inspirację? Są to wartości moskiewskiego patriarchatu, który dzisiaj polega na Putinie, tak jak wczoraj polegał na Stalinie. Putin z kolei, podobnie jak Stalin, polega na patriarchacie moskiewskim. Patriarchat moskiewski wykorzystuje władzę polityczną, by bronić prymatu prawosławia. A państwo korzysta z Cerkwi, by skonsolidować poczucie tożsamości i patriotyzmu rosyjskiego narodu.

Rosyjska misja imperialna nie koresponduje jedynie z geopolitycznymi ambicjami Putina, ale także z wymogami patriarchy Cyryla, który powierzył Putinowi misję stworzenia euroazjatyckiego III Rzymu na ruinach II katolickiego Rzymu, którego przeznaczeniem jest zniknąć, jak całego Zachodu. Jednak czy katolik może zaakceptować tę perspektywę? To ogromnie godne pożałowania, że katolicki arcybiskup taki jak Carlo Maria Viganò przedstawia wojnę Putina jako wojnę sprawiedliwą w celu pokonania Zachodu.

Otóż Zachód jest pierworodnym synem Kościoła, dzisiaj coraz bardziej oszpeconym przez rewolucję, ale wciąż pierworodnym. Europejczyk, który się tego wypiera pod pretekstem walki z Nowym Ładem Światowym jest jak syn, który wypiera się swojej matki. Ponadto Nowy Ład Światowy jest starą utopią, która została zastąpiona nowym światowym nieładem. Władimir Putin jest jak George Soros agentem światowego nieładu. Putin, jak zauważa międzynarodowy ekspert Bruno Maçães, jest przekonany, że chaos jest fundamentalną energią władzy i że z dobrego powodu może on być uważany za Yaldabaotha, gnostyckiego demiurga, syna chaosu i lidera duchów świata podziemnego. A nowy nieporządek światowy przypomina nam o nieporządku doświadczonym przez zachodnie cesarstwo rzymskie pod wpływem inwazji barbarzyńców. 

Wśród dat, które przeszły do historii, zapisał się 31 grudnia 406 r., kiedy masy ludów germańskich przekroczyły skuty lodem Ren i wtargnęły w granice imperium. Jeden z tych ludów, Wandalowie, wtargnęli do Galii, przeszli Pireneje, przekroczyli Cieśninę Gibraltarską, podzielili prowincje rzymskiej Afryki. Imperium rzymskie było pogrążone w relatywizmie i hedonizmie, tak jak Zachód jest dzisiaj. Jednym z wiodących centrów zepsucia była Kartagina. Stolica rzymskiej Afryki cieszyła się reputacją raju dla homoseksualistów.

Ówczesny chrześcijański autor Salwian z Marsylii pisze, że barbarzyńskie armie potykały się wokół murów Kartaginy, kiedy chrześcijańscy wierni z miasta bawili się w cyrkach i szli do teatrów. Niektórym z nich podcinano gardła poza murami, gdy inni wciąż cudzołożyli w murach – pisze Salwian. Wandalowie zamiast tego, jak ludy germańskie opisane przez Tacyta, żyli w ascezie, niezepsuci przez pokusę publicznych widowisk, nie pobudzani bankietami. Ponieważ, jak pisze Tacyt, nie sprzyjają przywarom, a bycie zepsutym nie jest nazywane modą.

Co powinni byli zrobić chrześcijanie? Otworzyć bramy Wandalom? Kilka kilometrów od Kartaginy w mieście Hippona, gdzie był biskupem, św. Augustyn medytował właśnie nad inwazją barbarzyńców, gdy skomponował swoje arcydzieło „Państwo Boże”. Prefektem rzymskiej Afryki był Bonifacjusz, wierny przyjaciel św. Augustyna, którego Prokopiusz z Cezarei, wraz z Flawiuszem Aecjuszem, nazwał „ostatnim prawdziwym Rzymianinem”.

Biskup Hippony, św. Augustyn, nie wzywał do poddania, ale do stawiania oporu barbarzyńcom. I napisał do Bonifacjusza: „Pokoju nie szuka się, by wywołać wojnę, ale wojnę prowadzi się, by uzyskać pokój. A zatem pielęgnuj ducha pokoju, aby w zwycięstwie móc poprowadzić do dobra pokoju tych, których pokonasz”.

Bonifacjusz zawarował się w Hipponie, oblegany przez Wandalów. A podczas oblężenia, które trwało 14 miesięcy, św. Augustyn zmarł w sierpniu 430 r. w wieku 76 lat. Dopiero, kiedy zamilkł jego głos, Wandalowie zdobyli miasto. Opór Bonifacjusza pozwolił wschodnim wojskom wylądować w Afryce i połączyć swoje siły z siłami Bonifacjusza.

W ciągu tych samych lat inni biskupi zachęcali do oporu przeciwko barbarzyńcom. Św. Nikazy udał się na śmierć w katedrze w Reims. Św. Eksuperiusz, biskup Tuluzy, stawiał opór Wandalom, aż do swojej deportacji. Święty Lupus bronił Troyes, którego był biskupem. Święty Anian, biskup Orleanu, zorganizował obronę swojego miasta przeciwko Hunom, pozwalając rzymskim legionom dopaść Attylę i pokonać go. Katoliccy biskupi nie powiedzieli: Lepsi barbarzyńcy niż śmierć.

Jeśli chcemy pozbyć się wojny, musimy pozbyć się przyczyn wojny. A prawdziwą i głęboką przyczyną wojny, pandemii i kryzysu gospodarczego, który nabiera kształtu na horyzoncie, są grzechy ludzkości, która odwróciła się plecami do Boga i Jego prawa.

Podczas objawień fatimskich w 1917 roku Matka Boża powiedziała, że odejście narodów Europy od Boga prowadzi do Bożej kary w postaci wojny.

Cytuję: „Bóg (…) ukarze świat za jego zbrodnie poprzez wojnę, głód i prześladowania Kościoła i Ojca Świętego. Żeby temu zapobiec, przyjdę, by żądać poświęcenia Rosji mojemu Niepokalanemu Sercu i ofiarowania Komunii świętej w pierwsze soboty na zadośćuczynienie. Jeżeli ludzie me życzenia spełnią, Rosja nawróci się i zapanuje pokój, jeżeli nie, Rosja rozszerzy swoje błędne nauki po świecie, wywołując wojny i prześladowania Kościoła. Sprawiedliwi będą męczeni, Ojciec Święty będzie bardzo cierpieć, wiele narodów zostanie zniszczonych, na koniec zatriumfuje moje Niepokalane Serce zatriumfuje. Ojciec Święty poświęci mi Rosję, która się nawróci, a dla świata nastanie okres pokoju”.

Przesłanie z Fatimy nie jest ogólnym zaproszeniem do modlitwy i pokuty. Jest to ponad wszystko obwieszczenie kary i ostatecznego triumfu Bożego miłosierdzia w historii. Są tacy, którzy myślą, że poświęcenia Rosji już dokonał Jan Paweł II. Kiedy w 25 marca 1984 na Placu św. Piotra poświęcił świat Niepokalanemu Sercu Maryi w odniesieniu do narodów, „których poświęcenia i powierzenia przez nas oczekujecie”.

Siostra Łucja początkowo powiedziała, że była niezadowolona z tej konsekracji, w której Rosja nie była wprost wspomniana. Ale później „zmieniła zdanie”, uważając akt Jana Pawła II za ważny [podobno zmuszona do tego „nakazem posłuszeństwa”.. MD] . Opinia siostry Łucji z pewnością jest autorytatywna, ale jest ona w sprzeczności z bardziej autorytatywnymi słowami Matki Bożej, które ta sama siostra Łucja nam przekazuje. 29 sierpnia 1931 r. w rzeczywistości siostra Łucja wysłała biskupowi Leirii straszne proroctwo naszego Pana. Otrzymała bezpośredni przekaz, według którego: „Oni nie chcą usłuchać mojej prośby. Jak król Francji, będą żałować i zrobią to, ale będzie to późno. Rosja już rozszerzy swoje błędne nauki po świecie, wywołując wojny i prześladowania przeciwko Kościołowi, Ojciec Święty wiele wycierpi”.

Cóż, upłynęło 38 lat od 25 marca 1984 roku. Spektakularne rozwiązanie sowieckiego reżymu bez powstania czy wojen w roku 1991 wydaje się być i być może było częściowym wynikiem tego poświęcenia. Jednakże Rosja się nie nawróciła, a komunizm nie umarł. Władimir Putin jest narodowym komunistą, który nie wyparł się błędów komunizmu. A Chiny to oficjalnie kraj komunistyczny, który w marcu 2022 ogłosił, że jego przyjaźń z Rosją jest solidna jak skała. Jednak nawet wśród katolików są ci, którzy uważają Putina za przeszkodę do realizacji Nowego Ładu Światowego, tarczę przeciwko Antychrystowi, którym jest Zachód, którym jest Rzym Piotra.

Mówi się, że wojna jest przedłużeniem stanu pogotowia pandemicznego i to nie może być zbieg okoliczności. Odpowiadamy: To prawda, przyjście wojny tuż po pandemii z jej skutkiem w postaci reżimu sanitarnego nie może być zbiegiem okoliczności. Ponieważ nie ma czegoś takiego, jak zbieg okoliczności. Ale Ten, który trzyma w dłoniach wątki wszechświata, nie jest Wielkim Bratem Orwella, jakimś bogiem wszechwiedzącym i wszechpotężnym, jak zły bóg gnostyków.

To, co rządzi wszechświatem i prowadzi wszystko ku chwale Boga to Boża Opatrzność.

Stąd wynikają kary, które chłoszczą nieskruszoną ludzkość dzisiaj. Epidemie, wojny, a jutro być może globalny kryzys gospodarczy, to wszystko nie jest przygotowaniem na przyjście Antychrysta, ale jest realizacją zlekceważonego proroctwa z Fatimy. Ukraińscy biskupi poprosili papieża Franciszka o poświęcenie Rosji Niepokalanemu Sercu Maryi. Gorliwie przyłączamy się do tego apelu, który nadchodzi z Kijowa. Z bombardowanego Kijowa.

Z Moskwy nie przychodzi światło nadziei. Czy światło mogłoby przyjść z Kijowa? W Fatimie Matka Boża prorokowała nawrócenie Rosji. Ale nawrócenie oznacza powrót do źródeł, a źródła Rosji sięgają wstecz do nawrócenia świętego Włodzimierza, księcia Kijowa [to był zdobywca, wiking. MD] .

Ruś kijowska była jednym z pierwszych narodów, które weszły w świat średniowiecznego chrześcijaństwa przed popadnięciem pod dominację Mongołów, a potem książąt Moskwy, którzy przejęli antyrzymskie dziedzictwo Bizancjum. Część narodu ukraińskiego zachowała katolicką wiarę i wówczas Sobór Florencki w roku 1439, a następnie Unia Brzeska w 1595 r. odnalazły dla nich drogą do Rzymu. Encyklika Orientales omnes ecclesias z 23 grudnia 1945 zachęca Ukraińców do trwania w ich wierności Rzymowi. I stwierdza tutaj: „Wyjawiajcie przebiegłe drogi tych, co obiecują ludziom ziemskie korzyści i większe szczęście w tym życiu, ale niszczą ich dusze. Bo kto chce zachować swoje życie, straci je, a kto straci swoje życie z mego powodu, znajdzie je”.

W V wieku Goci, Wandale i Hunowie najechali imperium rzymskie, by podzielić się jego łupami. Dzisiaj Rosja, Chiny, Turcja, świat arabski chcą przejąć bogate dziedzictwo Zachodu, który uważają, jak powiedziano, za śmiertelnie chory.

Ktoś może powiedzieć: Gdzie jesteś Bonifacjuszu, który broniłeś Afrykę przed Wandalami? Gdzie jesteś Aecjuszu, który pokonałeś Hunów? Gdzie jesteście chrześcijańscy wojownicy, którzy chwyciliście za broń, by bronić świata, który umierał?

Odpowiadamy, że przeciwko atakującym wrogom mamy potężne bronie. Przeciwko bombie nuklearnej grzechu Matka Boża włożyła w ręce papieża poświęcenie Rosji Niepokalanemu Sercu Maryi. I włożyła w nasze ręce Różaniec oraz nabożeństwo pierwszych sobót miesiąca. Ale nade wszystko włożyła w nasze serca pragnienie triumfu Niepokalanego Serca nad ruinami reżymu Putina, reżymu chińskiego komunizmu, reżymu islamu i reżymów zepsutego Zachodu. Tylko Ona może tego dokonać. Nas poprosiła o niewzruszoną ufność, że tak się stanie, ponieważ nieomylnie to obiecała. To dlatego nasz opór trwa.

Roberto de Mattei

Tłum. Jan J. Franczak

Artykuł stanowi tłumaczenie spisanego materiału video „Russia’s War and the Message of Fatima” zamieszczonego przez Fondazione Lepanto na platformie YouTube.