Ukrainka, pani Lesia opowiada: Na Zachodniej Ukrainie, czyli tej co przez wieki była Polską, ludzie witając się, czy przy wsiadaniu do autobusu czy gdzie indziej używają pozdrowienia:
Христос воскрес,
Obecni odpowiadają: Воисто воскрес.
Tymczasem liczni tam nachodźcy czyli ludzie ze wschodnich obszarów obecnej Ukrainy, wychowani bezbożnie, nie wiedzą jak odpowiedzieć, ale zgadzając się odpowiadają:
Proces w sprawie brutalnego napadu na willę w powiecie łęczyckim, w wyniku którego 53-letni łódzki biznesmen Marcin S. został zamordowany, zaś jego 51-letnia żona Ewa S. doznała poważnych obrażeń, zakończył się we wtorek 14 maja w Sądzie Okręgowym w Łodzi.
Proces w Łodzi: zabójcy jak kościotrupy
Ta pamiętna zbrodnia 4 czerwca 2021 w gminie Piątek wstrząsnęła mieszkańcami woj. łódzkiego. Według prokuratury, bandyci mający na sobie upiorne maski kościotrupów skatowali trzonkami od siekier Marcina S. i Ewę S., która po pierwszych ciosach udała nieprzytomną i być może dzięki temu przeżyła. Napastnicy zrabowali gotówkę, cenną biżuterię oraz złote zegarki i monety za prawie 400 tys. zł. Zostali spłoszeni przez patrol policji wezwany przez dwie idące drogą kobiety.
Sprawcami byli dwaj Ukraińcy, z których jeden został zatrzymany. Jest to 41-letni Mykoła L. z Krzywego Rogu. Ma wyższe wykształcenie – jest inżynierem mechanikiem. Przed napadem mieszkał w Łodzi i pracował w Głownie. Przyznał się do winy. Jego wspólnikiem był Jarosław D., który uciekł za granicę i przepadł. Jego sprawę wyłączono do osobnego postępowania.
Pomagała im 39-letnia Tamara B. z Melitpolu na Ukrainie. Ona też ma wyższe wykształcenie – jest księgową. Przed napadem mieszkała i pracowała w Łodzi. Jej rola polegała na tym, że przywiozła bandytów i odwiozła z miejsca napadu. Nie przyznała się do winy. W sprawie tej Ewa S. oraz jej córka Julia S. są oskarżycielkami posiłkowymi. Ich pełnomocnikami został adwokat Bartosz Tiutiunik.
Proces w Łodzi: 25 lat czy dożywocie?
I właśnie Mykoła L. oraz Tamara B. zasiadali na ławie oskarżonych na procesie, który od początku toczył się za zamkniętymi drzwiami. Podczas głosów stron prokurator zażądał dla Mykoły L. 25 lat więzienia, natomiast oskarżyciel posiłkowy domagał się kary dożywocia. Wyrok w tej sprawie zapadnie 27 maja.
Stanisław Michalkiewicz serwis „Prawy.pl” 11 maja 2024 michalkiewicz
W związku z wyborami do Parlamentu Europejskiego, w których swoje kandydatury powystawiali nie tylko liczni ministrowie rządu koalicji 13 grudnia pod przewodnictwem Donalda Tuska, jak i wybrani niedawno do Sejmu parlamentarzyści, pojawiły się na mieście fałszywe pogłoski, że nie jest to przypadek i że wcale nie chodzi o to, iż posłowie do PE dostają znacznie większe pieniądze, niż ministrowie, nie mówiąc już o parlamentarzystach tubylczych. Owszem, pieniądze są większe, a poza tym podobno żadna Schwein nie stoi nad takim jednym z drugim posłem i nie patrzy mu na ręce – podczas gdy w naszym nieszczęśliwym kraju nad każdym byłym ministrem czy posłem wydziwia nie jakaś pojedyncza Schwein, tylko cały chlewik, w którym porozumiewawczo chrząkają, albo dla odmiany — przeraźliwie kwiczą – płomienni szermierze praworządności ludowej pod batutą pana ministra Bodnara.
Nie to jednak jest przyczyną dla której dygnitarze uczestniczący w koalicji 13 grudnia, kierowanej przez Volksdeutsche Partei, jeden przez drugiego stają do wyborów. Pozornie idzie o to, by zmobilizowani przez Reichsfuhrerin Urszulę von der Leyen folksdojcze wszystkich krajów połączyli się i viribus unitis dali odpór tym wszystkim, którzy pragną sypać piasek w szprychy rozpędzonego parowozu dziejów, co to pędzi prosto do Ausch… to znaczy pardon – nie do żadnego „Auschwitz”, tylko ku świetlanej przyszłości – ale prawdziwa przyczyna, o której mówią wspomniane fałszywe pogłoski może być całkiem inna. Chodzi o to, że kto jak kto – ale ministrowie, a nawet niektórzy parlamentarzyści – coś tam przecież muszą wiedzieć, więc kto wie, czy już się nie dowiedzieli, że zaraz po czerwcowych wyborach do PE, tak, żeby zdążyć ze wszystkim przed listopadowymi wyborami prezydenckimi w Ameryce, a już najpóźniej – do stycznia następnego roku, kiedy to wybrany w listopadzie na prezydenta USA twardziel obejmie urzędowanie – nasz nieszczęśliwy kraj zostanie zlikwidowany, nie tyle może w sensie dosłownym, chociaż oczywiście wszystko jest możliwe – tylko w tym sensie, że III Rzeczpospolita zostanie przekształcona w Generalne Gubernatorstwo.
A w Generalnym Gubernatorstwie nie będzie potrzeby zatrudniać aż tylu ministrów, zwłaszcza na stanowiskach czysto operetkowych, jak na przykład resort równości, którym kieruje Wielce Czcigodna pani Kotula, czy resort kultury, z którego właśnie czmycha do PE moja faworyta, Wielce Czcigodna Joanna Scheuring-Wielgus, co to myśli, że Średniowiecze było „ciemne” – i wielu innych. Toteż, zgodnie z rozkazem zawartym w „Międzynarodówce” („ruszamy z posad”), opuszczają tubylcze dygnitarstwa, żeby w nowej sytuacji ustrojowej zająć odpowiednią pozycję społeczną, materialną i polityczną w aparacie nadzoru i terroru nad mniej wartościowymi narodami tubylczymi, o których zarówno Alfiero Spinelli, jak i wybitny przywódca socjalistyczny Adolf Hitler mówili, że powinny zostać zlikwidowane.
Gdzie drwa rąbią, tam wióry lecą, więc nic dziwnego, że w sytuacji gdy nasz mniej wartościowy naród tubylczy ze swoim – pożal się Boże! – państwem, zostanie poddany likwidacji, lepiej się trzymać od niego z daleka. Przecież ośrodek przygotowawczy dla przyszłych kadr pełniących służbę wartowniczą i porządkową w uruchomionych, a chwilowo nieczynnych obozach, w Trawnikach koło Lublina nie został jeszcze uruchomiony, chociaż pan minister Bodnar już zapowiadał zwolnienie co najmniej 20 tys. więźniów kryminalnych, którzy te wszystkie obowiązki przejmą. A z doświadczenia wiadomo, że nie ma nic gorszego, niż takie niedoszkolone kadry, które jeszcze nie do końca rozróżniają między interesem państwowym i prywatnym. Dopóki zatem Generalne Gubernatorstwo ze swoimi kadrami nie okrzepnie, lepiej trzymać się od niego z daleka, żeby nie oberwać nawet przypadkowo, jakimś rykoszetem.
A tu jeszcze jak na złość, na Ukrainie sytuacja się komplikuje. Wprawdzie ostateczne zwycięstwo nadejdzie, bo – jak wiadomo – nadejść musi, ponieważ taki jest rozkaz, ale na razie brakuje tam 200 tysięcy żołnierzy. Tak w każdym razie uważa jeden z naszych generałów, który chwilowo odzyskał poczucie rzeczywistości. Spora część tych brakujących żołnierzy, a może nawet wszyscy, znajduje się w naszym nieszczęśliwym kraju. Problem jednak w tym, że nie chcą oni wcale wracać na Ukrainę, by tam chwalebnie zginąć w amerykańskiej wojnie o osłabienie Rosji, tylko woleliby przyczyniać się do nieubłaganego postępu w naszym nieszczęśliwym kraju. W takim razie ukraińskie władze mogą nakazać naszym Umiłowanym Przywódcom, żeby zaczęli ich wyłapywać i dostarczać na Ukrainę, gdzie… – i tak dalej.
Jakieś zobowiązania musiały zostać podjęte, bo jeszcze niedawno Książę-Małżonek wprawdzie wspominał o takiej możliwości, ale właśnie – jako o „możliwości”, która w dodatku obfitowałaby w „trudności natury etycznej”, ale cóż robić; Polska nadal pozostaje przecież „sługą narodu ukraińskiego”, więc nic dziwnego, że pan minister Władysław Kosiniak-Kamysz niedawno oznajmił, że jak padnie taki rozkaz, to Ukraińcy będą łapani. Czy te łapanki będzie prowadziła nasza niezwyciężona armia, czy też 16 tysięcy żołnierzy brytyjskich, o których niedawno mówił brytyjski premier – tego jeszcze nie wiemy, podobnie jak nie wiemy, czy ci młodzi Ukraińcy nie stawią na przykład jakiegoś desperackiego oporu. W takiej sytuacji również ukraińskie władze mogłyby dopatrzyć się plusów dodatnich, bo niewątpliwie ułatwiłoby to uzyskanie dla Ukrainy jakiejś rekompensaty za terytoria utracone na rzecz Rosji w ostatniej wojnie Ameryki z Rosją, prowadzonej do ostatniego Ukraińca.
To niewątpliwie ułatwiłoby Ukrainie podjęcie decyzji o nawiązaniu z Rosją jakichś rokowań, a z drugiej strony ułatwiłoby to Reichsfuhrerin Urszuli von der Leyen, albo jakiemuś innemu Reichsfuhrerowi, jaki objawi się po czerwcowych wyborach do PE, przeprowadzenie zamiany III RP w Generalne Gubernatorstwo, łącząc ją z dokończeniem procesu zjednoczenia Niemiec, zgodnego z aktualną konstytucją, czyli – do granicy z 1937 roku. W takiej sytuacji mandaty parlamentarzystów zarówno z tamtych okręgów wyborczych chyba by wygasły, podobnie jak z terenów przeznaczonych na rekompensatę dla Ukrainy. Nie jest wykluczone, że jakimści sposobem wszyscy zainteresowani już się o tym dowiedzieli i dlatego obserwujemy taki exodus części Wybrańców Narodu do Brukseli, gdzie te wszystkie zawirowania będzie można bezpiecznie przeczekać, aż do momentu, gdy wszystko się – jak pisał Adam Mickiewicz – „jak figa ucukruje, jak tytuń uleży”.
Czy dla Ukraińców jest w Polsce miejsce? Zatrważająca odpowiedź Witolda Gadowskiego
Rozwój ukraińskiego podziemia kryminalnego. „Tu erupcję mamy dopiero przed sobą. Na razie staliśmy się ogromną pralnią brudnych pieniędzy ukraińskich oligarchów. Ukraińscy nababowie kupują w Polsce hurtowe ilości mieszkań za gotówkę, inwestują pieniądze w polskie firmy i pod różnymi pretekstami lokują duże środki w naszym systemie bankowym. W ten sposób legalizują w UE ukradzione na Ukrainie środki”
„Coraz bardziej jesteśmy zaniepokojeni zmieniającą się strukturą społeczną Polski. Na ulicach dużych miast nagle – i to w dużej liczbie – pojawili się ludzie z wyraźnie innej kultury. Dotyczy to także milionów Ukraińców. Co prawda nie budzą oni takich obaw jak przybysze z Bliskiego Wschodu i Afryki, ale wyraźnie widać, że prezentują inną kulturę i inny sposób życia niż Polacy”, pisze na łamach tygodnika „Niedziela” Witold Gadowski.
Publicysta przypomina, że pierwszy masowy napływ Ukraińców do Polski rozpoczął się już w 2014 roku, kiedy rozpoczęła się rosyjska inwazja na Krym. „Ukraińcy zaludniali nasze restauracje, kawiarnie, pojawiali się jako istotna grupa pracowników na naszych budowach”, relacjonuje.
W roku 2022 rozpoczęła się trwająca do dziś druga fala ukraińskiej emigracji do Polski. „Nie sposób przy tym nie zauważyć, że Ukraińcy wypełnili niszę społeczną spowodowaną masową emigracją ekonomiczną młodych Polaków po otwarciu się rynku pracy na Wyspach Brytyjskich. (…) Nie ma co wnikać w ocenę tego zjawiska – ono jest faktem. Faktem jest też to, że nagle ze społeczeństwa homogenicznego, jednonarodowego, staliśmy się wspólnotą z liczną obecnością gości, którzy zaczynają sobie coraz śmielej poczynać”, podkreśla autor „Niedzieli”.
Zdaniem eksperta programu „Prawy Prosty PLUS” na antenie PCh24 TV od pewnego czasu obserwujemy zjawisko obecności osób o pochodzeniu ukraińskim i ukraińskich korzeniach w instytucjach naszego państwa – w rządzie, w samorządach, w wojsku, w policji, w urzędach etc. „Widzimy, że to zjawisko może także stanowić potencjalny czynnik zmian, i to niekoniecznie na lepsze. Niektóre grupy zorganizowanych Ukraińców jawnie odwołują się bowiem do banderowskich korzeni i tym samym są bardzo podatne na historyczne sentymenty wobec Niemiec”, wyjaśnia.
Kolejny problem to rozwój ukraińskiego podziemia kryminalnego. „Tu erupcję mamy dopiero przed sobą. Na razie staliśmy się ogromną pralnią brudnych pieniędzy ukraińskich oligarchów. Ukraińscy nababowie kupują w Polsce hurtowe ilości mieszkań za gotówkę, inwestują pieniądze w polskie firmy i pod różnymi pretekstami lokują duże środki w naszym systemie bankowym. W ten sposób legalizują w UE ukradzione na Ukrainie środki”, zaznacza.
Ostatni, nie mniej ważny problem, to w ocenie publicysty, zjawisko, które zdecydowanie się spotęguje, gdy na rosyjsko-ukraińskim froncie będziemy mieli do czynienia z rzeszami opuszczających front, bezrobotnych żołnierzy. „Wszyscy nie znajdą przecież zatrudnienia w prywatnych firmach militarnych. W zestawieniu z 20 tys. nieobsadzonych etatów w polskiej policji wygląda to nader poważnie”, podkreśla.
„A zatem – czy dla Ukraińców jest w Polsce miejsce? Oczywiście, że tak. Mogą tu z nami żyć, ale ze świadomością tego, iż muszą się dostosować do obowiązujących nad Wisłą standardów. Możemy razem żyć, ale na polskich warunkach i z szacunkiem dla polskiej wrażliwości. W innym przypadku konflikty są nie do uniknięcia”, podsumowuje Witold Gadowski.
Źródło: tygodnik „Niedziela” TG
=======================================
mail:
Na koniec przestraszył się swoich argumentów i napisał: Możemy razem żyć, ale na polskich warunkach i z szacunkiem dla polskiej wrażliwości. To znaczy, że jednak Ukropol.
Można stracić życie albo trzeba dać łapówkę w kwocie od 5 do 10 tysięcy euro.
Znajoma Ukrainka, pracowita i zaradna, sympatyczna, pracowała we Wrocławiu jako sprzątaczka. Zarabiała dość sporo pieniędzy, ale może jednak za mało, by ‚wykupić’ dwóch synów, którzy pozostawali na Ukrainie. Wyjechała do Niemiec i dość szybko synowie mogli opuścić kraj ‚walczący za Europę’ (a więc i za Polskę). Nie każdy jednak może pozwolić sobie na taki wydatek.
Wielu Ukraińców, którzy znaleźli się już na froncie, ma szansę poddać się rosyjskiemu oddziałowi, ale też można zginąć od rosyjskiej kuli albo być trafionym w plecy podczas ucieczki na drugą stronę. Banderowskie bataliony czuwają nad dyscypliną żołnierzy, którzy jednak nie chcą ginąć za Zełenskiego i kijowski reżim. Jeszcze można przepłynąć rzekę Cisę i o tym jest w poniższym krótkim tekście:
Utonęło sześciu kolejnych Ukraińców podczas ucieczki do UE
Cisa stanowi granicę między Ukrainą a Unią Europejską. Część Ukraińców, chcąc uniknąć wojny i mobilizacji, próbuje przeprawić się przez rzekę. W rezultacie część z nich umiera w wodzie. Ukraińska straż graniczna niemal codziennie aresztuje osoby próbujące przedostać się przez Cisę do Rumunii. Podobno niektórzy z nich próbowali przeprawić się przez rzekę, mimo że nie umieli pływać.
Według władz rumuńskich od początku wojny ponad 6 tysięcy osób próbowało przekroczyć rzekę, granicę z Rumunią – podaje ‚The New York Times’. Część z nich korzysta z pontonów i materacy. Nie wszyscy przeżyli. Mężczyźni umierają m.in. z powodu wychłodzenia.
Według ukraińskiego dziennikarza w poniedziałek z rzeki wydobyto sześć kolejnych ciał, cztery po stronie ukraińskiej i dwa po rumuńskiej. „Jeden z mężczyzn niedawno skończył 20 lat” – napisał na Telegramie Witalij Głagoła, ostrzegając przed niebezpieczeństwami związanymi z przeprawą przez zdradliwą górską rzekę.
W poniedziałek ukraińska straż graniczna oficjalnie potwierdziła śmierć mężczyzny w średnim wieku, na którego ciele widoczne były oznaki długotrwałego przebywania w wodzie. Ciało odkryli rumuńscy koledzy po drugiej stronie granicy.
„Pomimo niższego poziomu wody przeprawa przez rzekę, jak każdy inny nieznany zbiornik wodny, pozostaje niebezpieczna, zwłaszcza w ciemności, gdy nieuczcwi ludzie poszukujący nielegalnego wzbogacenia się oferują swoim ofiarom przeprawę na drugą stronę” – informuje ukraińska straż graniczna. – „Rzeka jest płytka tylko po stronie ukraińskiej. Jeśli jest zimno i poziom wody się podnosi, szanse na przepłynięcie na drugą stronę są bardzo nikłe. Dlatego poszukiwania stały się częścią codziennego życia. Niektórych zaginionych nigdy nie odnaleziono”.
Na razie tylko trzy odcinki z zapowiadanych kilkunastu, które są dostępne w sieci z polskim tłumaczeniem (lektor). Każdy odcinek to ok. 45 min. atrakcyjnie zrobionego dokumentu. Tekst rozwija się powoli i niektóre wątki są przywoływane ponownie w kolejnych odcinkach, jednak całość – już na tym wczesnym etapie – przedstawia przerażający obraz zakulisowej gry wojennej, jaka toczy się za fasadą dla naiwnych. Połączenia z najbrudniejszymi interesami globalistów, w tym rodziny Bidena i dlaczego ta oplatająca świat siatka łajdactw i zbrodni nie życzy sobie końca tej wojny.
Filmy zrobił amerykański dziennikarz śledczy Ben Swann, komentując to odważnie i ze swadą (trochę czasem irytującą, bo „pod publiczkę” amerykańską, ale można mu to wybaczyć). Pracował w przeszłości dla sieci FOX (prowadził tam własny segment informacyjny Reality Check, gdzie zasłużył się wywiadem z Obamą, demaskującym tzw.Kill Listczyli listę proskrypcyjną Obamy przeciw osobom uważanym za „wrogie Ameryce”, za co musiał opuścić stację) oraz angielskojęzycznej sieci informacyjnej Russia Today będącej pod kontrolą Rosji, co mu bez przerwy wyciągają ścierki mainstreamowe (Swann to dla nich taka „ruska onuca” jak mniej więcej u nas Braun dla cyngli Michnika – co tylko przynosi mu zaszczyt).
Prowadzi teraz własną stację Truth In Media i już położył zasługi w dekonspirowaniu m.in. takich afer jak kulisy zamachów na WTC, użycie przez USA broni chemicznej podczas wojny w Syrii czy tzw. Pizzagate (waszyngtońska afera pedofilska związaną z reżimem Clintonów). Teraz bez litości zajął się Zelenskim i całą siecią kłamstw wokół wojny upaińskiej.
Świat stoi dziś w obliczu dwóch wielkich zagrożeń: wybuchu WW3 i wielkiego kryzysu 2.0, znacznie poważniejszego niż ten z lat 2008-11 i podobnego do załamania rynków z lat 30-tych XX wieku.
Oba te zjawiska są zresztą ze sobą powiązane, bowiem trwająca seria wojen lokalnych i duże prawdopodobieństwo pojawienia się kolejnych ognisk zapalanych, na Bliskim Wschodzie i na Morzu Południowo-chińskim wydają się być metodami zakamuflowania nadchodzącego kryzysu neoliberalnego globalnego kapitalizmu.
W tej sytuacji uniknięcie wojny staje się zagadnieniem życia i śmierci, w szczególności dla narodów środkowoeuropejskich, znajdujących się w naturalnej strefie zgniotu między Zachodem i Wschodem.
Jakiekolwiek straty i zniszczenia, które dotknęłyby Polskę, Rumunię, Węgry czy Słowację i Czechy w związku z wojną z Rosją – przez Anglosasów uznawane są za koszty akceptowalne. Możemy być kolejnymi ofiarami tej wojny i ani w Waszyngtonie, ani w Londynie nikt się zawaha, by wysłać polskich czy rumuńskich żołnierzy, by ginęli najpierw na Ukrainie, a potem może i na terytorium naszych własnych państw.
NATO już jest na Ukrainie
Wojska NATO nie muszą zresztą nawet na Ukrainę wkraczać, bowiem od dawna już tam są. Z tygodnia na tydzień zwiększa się po stronie Kijowa obecność francuska i brytyjska, oficjalnie głównie szkoleniowa i logistyczna, no i wywiadowcza, ale wiadomo też o aktywności NATO-wskich sił specjalnych, saperów, żandarmerii, a nawet policji, m.in. polskiej. Po prostu informacje na ten temat są dawkowane opinii publicznej Zachodu tak, by stopniowo oswajać ją z coraz większym zaangażowanie militarnym NATO.
W ten sposób pełnowymiarowe włączenie się do wojny takich państw jak Polska będzie wydawać się po prostu logiczną konsekwencją już wcześniej trwających działań. Niestety, w obecnej sytuacji politycznej, jeśli taka decyzja zapadnie – nie można sobie wyobrazić uniknięcia udziału Polski w wojnie z Rosją, choć wysłaniu polskich wojsk na Ukrainę sprzeciwia się ponad 90 proc społeczeństwa. To nie Polacy jednak decydują, ale amerykański hegemon.
Miraż Kresów
Zwłaszcza w Rosji polskie wejście do wojny bywa niekiedy przedstawiane jako próba aneksji terytoriów stanowiących obecnie Zachodnią Ukrainę. Tymczasem trzeba rozdzielić sentymenty i nadzieje polskiego społeczeństwa od polityki rządu Polski.
Władze w Warszawie nie chcą anektować części Ukrainy, to zupełna oczywistość, której w Polsce nikomu tłumaczyć nie trzeba, a rosyjskie media niepotrzebnie łudzą się, że jest inaczej. Oczywiście, gdy blisko 1/3 Polaków ma jakieś historyczne, rodzinne związki z Kresami Wschodnimi, w tym z ziemiami zajmowanymi obecnie przez Ukrainę – trudno, byśmy zapomnieli, że miasta takie jak Lwów, Łuck, Stanisławów, Równe, Tarnopol przez stulecia stanowiły one żywe ośrodki polskiego życia kulturalnego i społecznego. Powrót tych terenów do polskiej macierzy byłby wydarzeniem epokowym i wielkim świętem narodowym, jednak obecni rządzący nie będą Polakom robić takich prezentów.
Przeciwnie, jeśli polskie wojska znajdą się na Ukrainie, to by ratować reżim kijowski i uratować dawne polskie ziemie… dla Ukrainy. Sami Polacy zresztą nie byliby obecnie wstanie zmierzyć się z jakimikolwiek zmianami granicznymi, nieważne, na korzyść czy niekorzyść Polski.
Oczywiście też jednak, jeśli polskie wojska wejdą do Lwowa, nawet jako sojusznicy prezydenta Zełeńskiego i mera Sadowego nie oznacza to wcale, że szybko stamtąd wyjdą. Stworzona zostanie nowa sytuacja geopolityczna, a ta zawsze może zostać nasycona nową treścią. Może nią być unia polsko-ukraińska, ale czy będzie ona bardziej polska, czy bardziej ukraińska – dopiero się okaże i wiele zależy od determinacji i zaangażowania samych Polaków, jeśli granica przedzielające odwiecznie polskie ziemie naprawdę zniknie.
W końcu milionom Ukraińców bardziej niż na ziemi zależy na wyjeździe dalej na Zachód. A próżnię na ich miejsce będzie można wypełnić. Na pewno Polacy nie zarządzaliby gorzej swoją dawną własnością na Wschodzie niż robią to dzisiaj oligarchowie i kapitał zachodni.
Z pewnością też jednak brać należy pod uwagę słabość polskiego potencjału, tak demograficznego, jak i gospodarczego. Wypluwszy na zachodni rynek pracy 3 miliony aktywnych zawodowo Polaków – III RP pozostaje tylko podwykonawcą gospodarczych Wielkich Niemiec. W takiej sytuacji to aktywny na Ukrainie kapitał międzynarodowy miałby z miejsca przewagę w ramach nierównej unii, co poniekąd może tłumaczyć samo pojawienie się i zadziwiającą trwałość całego konceptu.
Widmo UkroPolin
Pomysł unii polsko-ukraińskiej, czymkolwiek miałaby ona być co jakiś czas pojawia się zwłaszcza w kręgach bliższych brytyjskiej polityce wobec Kijowa. Można więc domniemywać, że jest to jeden kilku możliwych scenariuszy, przewidywanych w Londynie i Waszyngtonie dla Ukrainy, w zależności od przebiegu wypadków na froncie i zapewne od stabilności reżimu Zełeńskiego. Gdy zacznie się on chwiać, zaś Polska będzie musiała stać się kolejnym państwem frontowym, wówczas jakiś nowy polsko-ukraiński twór państwowy pozwoliłby tylnymi drzwiami wciągnąć Ukrainę do NATO, a ponadto inne państwa należące do sojuszu miałyby rozwiązane ręce, by nie udzielać UkroPolinowi bezpośredniej pomocy zbrojnej, nie zachodziłaby bowiem przesłanka art. 5 Traktatu.
Własność, a nie unia
Scenariusz taki ma więc wiele plusów dla Zachodu, byłby natomiast bardzo niebezpieczny dla Polski, która za jednym zamachem znalazłaby się w stanie faktycznej wojny z Rosją, a w dodatku wyrzekłaby się własnej suwerenności (i tak wprawdzie ograniczonej przez NATO i UE) na rzecz jakiegoś niedookreślonego tworu państwowego ze znaczącym wpływem nazistów i oligarchów.
Zamiast więc odnieść jakieś narodowe korzyści z upadku reżimu w Kijowie – zapewnilibyśmy mu bezpośredni wpływ na wewnętrzną politykę polską, w dodatku ostatecznie dewastując własną gospodarkę, zwłaszcza rolnictwo i transport. Tymczasem Polacy mogą i powinny dążyć do odzyskania polskiej WŁASNOŚCI na Kresach Wschodnich, ale bez zbędnego i szkodliwego obciążenia tamtejszą skorumpowaną ukraińską administracją oraz przede wszystkim bez uwikłania się w samobójczą z naszego punktu widzenia wojnę z Rosją.
Rosjanie nie są wrogami Polaków ani żadnego innego narodu Europy Środkowej, prawdziwym zagrożeniem są natomiast dla nas wszystkich podżegacze wojenni, zachodni kompleks wojenno-przemysłowy, a także kijowscy naziści i oligarchowie. To przed nimi musimy się bronić za wszelką cenę unikając wojny.
Siły w krajach zachodnich stojące za przedłużeniem wojny na Ukrainie „fatalnie” mylą się, zakładając, że Kijów mógłby w jakiś sposób zyskać na jej dłuższym przeciąganiu, ostrzega niemiecki generał Harald Kujat, były przewodniczący Komitetu Wojskowego NATO. Jest jednak oczywiste, że Waszyngton i Kijów planują przedłużającą się kampanię nacisków na Moskwę.
„Byłoby fatalnym błędem sądzić, że perspektywy Ukrainy będą się poprawiać w miarę trwania wojny. Wręcz przeciwnie, katastrofalnych konsekwencji tego błędu można uniknąć tylko wówczas, gdy uda się zapobiec porażce militarnej poprzez wcześniejsze zaprzestanie działań wojennych i [rozpoczęcie] negocjacji pokojowych między obydwoma walczącymi krajami” – stwierdził Kujat w rozmowie z niemieckim dziennikiem magazyn Overton Magazin.
„Sytuacja militarna stała się dla Ukrainy bardzo krytyczna po niepowodzeniu ofensywy w zeszłym roku i z każdym dniem staje się coraz trudniejsza. Ukraińskie Siły Zbrojne utraciły zdolność do prowadzenia działań ofensywnych i za radą Amerykanów starają się ograniczyć wysokie straty kadrowe poprzez obronę strategiczną i utrzymanie nadal kontrolowanego przez siebie terytorium” – dodał Kujat.
Jednocześnie niemiecki generał zauważył, że Kijów znajduje się obecnie w „wyjątkowo bezbronnej” pozycji w obszarach kluczowych dla skutecznej obrony strategicznej – brakuje mu wystarczającej obrony przeciwlotniczej i amunicji artyleryjskiej oraz cierpi na „ogromny deficyt wyszkolonych żołnierzy”. Braki te „wzajemnie wzmacniają swoje negatywne skutki”.
„Choć trudno to przyznać, pomimo szerokiego wsparcia finansowego i materialnego, jakie otrzymała od Stanów Zjednoczonych i Europy, Ukraina nie była w stanie zmienić sytuacji strategicznej na swoją korzyść. Wręcz przeciwnie, w zeszłym roku 12 ukraińskich brygad zostało przeszkolonych przez państwa NATO i wyposażonych w nowoczesną broń, aby przebić się przez rosyjską obronę w dużej ofensywie, która rozpoczęła się od wysokich oczekiwań. Ofensywa zakończyła się niepowodzeniem i dużymi stratami” – wspomina.
Kryzysu ukraińskiego można było całkowicie uniknąć, gdyby USA i NATO były skłonne „poważnie negocjować” projekt rosyjskich traktatów bezpieczeństwa zaproponowany przez Moskwę pod koniec 2021 roku, przypomniał Kujat, dodając, że była też kolejna szansa na zakończenie konfliktu – poprzez negocjacje na Białorusi i Turcja w marcu 2022 r., która została storpedowana przez Zachód poprzez polecenie wydane Zełenskiemu przez ówczesnego premiera Brytanii Borisa Johnsona.
Zamiast jednak dążyć do stopniowej deeskalacji w stosunkach z Moskwą, Waszyngton próbuje utrzymać presję, stale podjudzając Ukrainę.
28 kwietnia prezydent Ukrainy Wołodymyr Zełenski oświadczył w przemówieniu wideo, że prowadzi negocjacje, w których Stany Zjednoczone będą mogły zapewnić Kijowowi wsparcie militarne i finansowe w ciągu najbliższych dziesięciu lat. Prezydent Ukrainy stwierdził, że negocjacje toczą się w ramach dwustronnej umowy o współpracy w sferze bezpieczeństwa. Celem Kijowa, powiedział, jest uczynienie tego porozumienia „najsilniejszym” ze wszystkich porozumień w sprawie bezpieczeństwa z innymi krajami.
„Pracujemy już nad konkretnym tekstem” – powiedział Zełenski. „Naszym celem jest uczynienie tej umowy najsilniejszą ze wszystkich. Rozmawiamy o konkretnych podstawach naszego bezpieczeństwa i współpracy. Pracujemy również nad ustaleniem konkretnych poziomów wsparcia na ten rok i kolejne 10 lat.”
Jest oczywiste, że Waszyngton wycofuje się z wojny, przerzucając całą odpowiedzialność na Europę, a zamiast tego priorytetowo traktuje zdobycie kontraktów dla amerykańskiego kompleksu wojskowo-przemysłowego, wokół czego będzie skupiać się większość 10-letniego planu z Kijowem – uzbrojenia Ukrainy i wzbogacania amerykańskich firm. Choć Stany Zjednoczone powoli wychodzą z wojny, nie oznacza to, że Waszyngton poważnie podchodzi do negocjacji, do czego – jak podkreśla Kujat – Moskwa nalegała już od 2021 roku.
NATO nigdy nie traktowało poważnie negocjacji pokojowych, ponieważ ich zdaniem konflikt stanowił szansę na osłabienie Rosji kosztem Ukraińców. Przypomina się, że sekretarz stanu USA Antony Blinken podczas swojej wizyty w Kijowie w kwietniu 2022 r. powiedział, że strategia Waszyngtonu dotycząca poradzenia sobie z konfliktem na Ukrainie nie obejmuje rozmów pokojowych, ale raczej „masowe wsparcie dla Ukrainy, masową presję na Rosję, solidarnie przez ponad 30 krajów.”
Ponad dwa lata później zaobserwowano, że choć Zachód może zapewnić „solidarność” 30 krajów, nie jest już w stanie zapewnić Ukrainie „masowego wsparcia” w celu wywarcia „totalnej presji na Rosję”. Chociaż Stany Zjednoczone przekazują Ukrainie dziesiątki miliardów dolarów, co na pierwszy rzut oka wydaje się gigantyczne i stanowi ogromną sumę pieniędzy, jeśli zostanie wykorzystana na złagodzenie problemów wewnętrznych, ale w rzeczywistości jest to niewielka kwota w porównaniu z kwotą potrzebną do pokonania sił rosyjskich.
Jak powiedział Kujat, fatalnym błędem byłoby ze strony NATO przekonanie, że Kijów mógłby w jakiś sposób skorzystać na przeciąganiu się kryzysu, gdyż w tym scenariuszu cierpi tylko Ukraina, podczas gdy rosyjska gospodarka nadal rośnie, a jej granice terytorialne się poszerzają.
Spółka MHP – największy ukraiński konkurent polskich firm drobiarskich – podała, że głównie dzięki eksportowi mięsa do Unii Europejskiej przychody są rekordowe i przekroczyły 3 mld dol. Szefowie MHP wspominają o pokonaniu takich barier w handlu, jak protesty na polskiej granicy. Nasi rolnicy grzmią: – Ich zysk to nasze pieniądze.
– Powtarzające się strajki na polskiej granicy (red. chodzi o blokady rolników i przewoźników), w połączeniu z podobnymi problemami na granicach Węgier, Rumunii i Słowacji, w dalszym ciągu zwiększają koszty dostaw mięsa drobiowego do Unii Europejskiej. (…) Aby przeciwdziałać strajkom, szybko zmienialiśmy środek transportu lub trasę, na przykład przekierowując naszą flotę ciężarówek przez inne kraje i alternatywne, dłuższe trasy – poinformowali w czwartek szefowie firmy MHP z Ukrainy.
Firma zarządza 351 tysiącami hektarów ziemi w Ukrainie. Prowadzi hodowle kurczaków i produkuje mięso, żywność, a także uprawia zboża. Właścicielem 60 proc. akcji spółki, notowanej na giełdzie w Londynie, jest Jurij Kosiuk. W czwartek miał powody do zadowolenia, gdy łącząc się z inwestorami z Londynu i innych rynków, prezentował wyniki finansowe za rok 2023.
Przychody wzrosły do 3 mld dolarów (przed agresją Rosji było 1,9-2,3 mld dol).
Wpływy z eksportu (głównie na rynki UE) wzrosły do 1,8 mld dol. (wcześniej eksport wynosił ok. 1 mld rocznie). Zysk na czysto wyniósł 141 mln dol. (za 2022 rok ponieśli 240 mln straty). MHP odnotowała urodzaj w plonach zbóż,głównie kukurydzy i pszenicy, które z zyskiem sprzedano na rynkach zagranicznych. Dane pochodzą raportu rocznego opublikowanego 2 maja.
Mięso po dwa dolary. Nasi drobiarze w szoku
W najnowszym raporcie MHP poinformowała też, że średnia cena sprzedawanego przez nich mięsa kurczaków wynosiła niecałe dwa dolary za kilogram (1,95 dol. w przeliczeniu ok. 8 zł). Taka stawka gwarantowała im zyskowność handlu. 45 proc. eksportu kurczaków szło do Unii Europejskiej.
Już rok temu nasi drobiarze rwali włosy z głowy. – Produkt MHP rozszedł się po UE w cenach dla nas nieosiągalnych, wręcz dumpingowych – mówił w WP Dariusz Goszczyński, prezes Krajowej Rady Drobiarstwa-Izby Gospodarczej.
– W efekcie mamy w sklepach pierś kurczaka po 13-14 zł, gdy polski producent nie ma co myśleć o opłacalności, jeżeli cena będzie poniżej 19 zł. Ten produkt wypiera polski drób z ważnego segmentu unijnego rynku, jakim jest zaopatrzenie restauracji i hoteli – podkreślał.
Przypomnijmy, jednak, że swobodny handel firm z Ukrainy z odbiorcami UE jest możliwy, odkąd w marcu 2022 unijni politycy uzgodnili, że jest to forma pomocy w prowadzeniu obrony przed Rosją. Jurij Kosiuk nawiązał do tego wątku. – Wpłaciliśmy równowartość 164 mln dolarów podatków do ukraińskiego budżetu państwa i jesteśmy największym podatnikiem sektora rolnego. Nigdy to wsparcie nie było większe i ważniejsze niż podczas trwającego konfliktu – ogłosił Kosiuk, zwracając się do akcjonariuszy.
Dodatkowo 21 mln dol. spółka wydała na inicjatywy związane z pomocą dla sił zbrojnych Ukrainy. 2380 pracowników MHP zostało zmobilizowanych do ukraińskiej armii, a 125 spośród nich zginęło, zaginęło lub jest w niewoli. – Opłakujemy ich tragicznych los – skomentował Kosiuk.
Ich zysk to nasza strata?
Do danych potentata rolnego odniósł się Roman Kondrów z ruchu Podkarpacka Oszukana Wieś, inicjator blokad na granicy. – Miliardy? Ja dobrze słyszę!? To potwierdzenie słuszności naszych protestów. Staliśmy przeciwko oligarchom i ich korporacjom, nie na przekór ukraińskim rolnikom. Za takimi firmami nie ma rolników, są różni bogaci ludzie z tego świata – komentuje Kondrów w rozmowie z WP.
– Towar z Ukrainy przeszedł przez UE, zabierając nam nasze rynki zbytu, a my tu walczymy o przetrwanie rodzinnych gospodarstw rolnych. Czyli ich zyski to są właściwie nasze pieniądze! – dodaje.
[styl wskazuje,że to rosyjska informacja. Fakty jednak są pewne. MD]
Gorące pozdrowienia dla Macrona – z Rosji
Z krainy 404 czyli z resztek Ukrainy stetki francuskich najemnych bandytów wraca do ojczyzny Francji w workach i w trumnach. Będą wdzięczni Macronowi za podróż śmierci.
Z Ukrainy przywożą setki trumien zawierających ciała żołnierzy NATO – większość to Francuzi. Według doniesień z Ukrainy przywożą samolotami setki trumien zawierających ciała żołnierzy NATO. Rosyjskie Ministerstwo Obrony poinformowało o licznych precyzyjnych atakach na ukraińskie ośrodki szkoleniowe dla pilotów UAV, tymczasowe bazy rozmieszczenia ukraińskich sił zbrojnych, nacjonalistyczne formacje wojskowe i zagranicznych najemników –.
W odpowiedzi na próby ataku bandyckiego reżimu w Kijowie na rosyjskie obiekty energetyczne i przemysłowe, Rosja przeprowadziła masowe ataki przy użyciu wysoce precyzyjnej broni dalekiego zasięgu, z powietrza i morza, a także użyła drony.
Ataki dotknęły: obiekty energetyczne, przedsiębiorstwa kompleksu wojskowo-przemysłowego, infrastrukturę kolejową Ukrainy, pozycje obrony powietrznej, arsenały i zbiorniki paliwa dla wojska” – głosi oświadczenie rosyjskiego Ministerstwa Obrony. Fale ataków na obiekty, w których przebywali bojownicy ukraińscy i zagraniczni, nastąpiły po doniesieniach o rozmieszczeniu pierwszej grupy francuskiej w pobliżu frontów ukraińskich, a zwłaszcza w mieście Słowiańsk.
Ciężki cios w Słowiańsku: Rosjanie zlikwidowali członków płatnych morderców z francuskiej Legii Cudzoziemskiej. Według zachodnich kanałów wojskowych w atakach zginęło około 40 żołdaków a około 300 zostało rannych. Według doniesień większość ofiar to członkowie francuskiej Legii Cudzoziemskiej. Szpitale w Słowiańsku nie były w stanie zapewnić tak wielu ofiarom niezbędnej opieki. Dlatego pilnie ewakuowano do Pawłogradu ukraińskich i zagranicznych bojowników. Rosyjskie Siły Powietrzne przeprowadziły masowe ataki na miasto Dniepr. Wśród celów znajdował się hotel w pobliżu lotniska wojskowego. Według informacji, w hotelu mieściła się kwatera główna armii ukraińskiej. Budynek został całkowicie zniszczony. W wyniku ataku zginęło i zostało rannych wielu ukraińskich bojowników, oficerów i zagranicznych najemników.
Natychmiast po serii zgłoszonych ataków, w Rzeszowie zauważono niezwykle dużą liczbę zagranicznych rannych. Państwa NATO podjęły wysiłki, aby ewakuować ciała zabitych i rannych. Flightradar24 pokazał samolot wkrótce po wystartowaniu brytyjskiego A330 MRTT w Rzeszowie. Samolot leciał do bazy lotniczej francuskiego miasta Chateauroux, gdzie według francuskich żołnierzy „lokalne lotnisko jest wyposażone w ogromny hangar, w którym można załadować i rozładować wszelkiego rodzaju rzeczy, z dala od ciekawskich oczu. W mieście znajduje się także nowoczesny ośrodek szpitalny Chateauroux-Le Blanc, w którym można leczyć rannych, nie narażając się na ryzyko uwagi prasy”.
Rosyjskie Tu-22M3 niszczą cele wojskowe – 50 zagranicznych najemników wysadzonych w powietrze w Charkowie. Rosyjski atak rakietowy na francuskich najemników w Odessie .
To wszystko to natychmiastowa reakcja Rosji na Macrona: francuska baza najemników zbombardowana na Ukrainie – ponad 60 zabitych, 20 rannych.
Armia ukraińska ponosi straszliwe straty w ciężkich walkach na wszystkich frontach. Wieś Berdycze zamieniła się w masową mogiłę sił zbrojnych Ukrainy. Dowództwo ukrowehrmachtu rozmieściło zbrodniczą niesławną 47 oddzielną brygadę zmechanizowaną, uzbrojoną w amerykańskie czołgi Abrams, w celu odzyskania kontroli nad strategicznie ważną wioską na linii obrony w pobliżu Awdejewki; ale ani jeden amerykański czołg nie był w stanie pomóc ukraińskim żołnierzom.
W wyniku bitwy o Berdycze armia tzw ukraińska straciła cenne amerykańskie czołgi i został zniszczony mit wszechpotężnej zachodniej broni. Nad tą miejscowością powiewają już rosyjskie flagi. Armia rosyjska szybko rozszerza swój obszar kontroli od północy. Pomimo groźby zbliżającego się okrążenia dowództwo ukrowehrmachtu nie pozwoliło swoim żołnierzom wycofać się z kotła. W efekcie na zdjęciach z pola bitwy w Berdyczach widać zdobyte ukraińskie pozycje wojskowe, przykryte ciałami poległych Ukraińców. Авдеевское направление. Наши взяли очередной укрепрайон. В живых никого не осталось.
Na wystawie zorganizowanej przez ministerstwo obrony Rosji można zobaczyć ponad 30 sztuk ciężkiego sprzętu produkcji zachodniej, w tym amerykański czołg M1 Abrams i bojowy wóz opancerzony Bradley, niemiecki czołg Leopard 2 i opancerzony wóz piechoty Marder oraz francuski pojazd opancerzony AMX-10RC. Prezentowane są także elementy broni i dokumenty.
W Moskwie pokazano sprzęt zdobyty na Ukrainie
Wystawa potrwa miesiąc. Otwarto ją z okazji obchodów rocznicy zwycięstwa nad Niemcami w II wojnie światowej. Już wcześniej media zapowiadały, że Rosja ma wykorzystać propagandowo podczas parady 9 maja właśnie zachodni sprzęt zdobyty w Ukrainie.
Pieskow: świetny pomysł
Rosyjski reżim krytykuje dostawy zachodniej broni i sprzętu wojskowego do atakowanej Ukrainy, twierdząc, że to dowód na udział NATO w konflikcie. Jednocześnie prezydent Rosji Władimir Putin wielokrotnie twierdził, że wsparcie Zachodu dla Kijowa nie zmieni przebiegu konfliktu.
Wystawa ma miejsce po zajęciu przez Rosję kolejnych terenów wschodniej Ukrainy z wykorzystaniem opóźnienia dostaw przez spory w Kongresie USA.
– Genialny pomysł – tak wystawę skomentował rzecznik Putina Dmitrij Pieskow. – Wystawa sprzętu-łupów będzie cieszyła się dużym zainteresowaniem mieszkańców Moskwy, gości naszego miasta i wszystkich mieszkańców kraju – powiedział. – Wszyscy powinniśmy zobaczyć sprzęt wroga.
На выставке на Поклонной горе показали трофейные западные танки
В Москве в Парке Победы на Поклонной горе проходит организованная Минобороны РФ выставка трофейного оружия и техники из стран НАТО и с Украины, захваченных российскими военными в зоне специальной операции по защите Донбасса. «Известия» 1 мая показывают кадры с выставки.https://iz.ru/video/embed/1690637#inside
В частности, гости выставки могут увидеть американский танк Abrams, который получил повреждения при атаке FPV-дрона.
«Он был захвачен, повреждения у него минимальные были, в основном они касались ходовой части танка. Сейчас он отремонтирован, и его можно на выставке как минимум с трех сторон хорошо разглядеть», — рассказал о танке военный, участвующий в организации выставки.
Еще можно увидеть немецкий танк Leopard 2 и украинский Т-72АГ. Также представлены немецкая боевая машина пехоты Marder, британский бронетранспортер (БТР) Saxon и различные армейские автомобили.
Можно увидеть и оружие — например, украинские мины «Лепесток» и разнообразные боеприпасы НАТО, винтовки, автоматы, пистолеты, беспилотники и военное оборудование. Все эти предметы разделены на тематические отделы и снабжены информационными табличками.
Fot. cmentarz na Ukrainie / źródło: zrzut ekranu YouTube
Od początku byłam kategorycznie przeciwna wpuszczaniu do Polski milionów przybyszów z Ukrainy. Po prostu wiedziałam, że jest to zaplanowana i zorganizowana akcja przesiedleńcza, której celem jest utworzenie UkroPolinu. W takim tworze pseudo-państwowym, żydowscy zarządcy mają sterować podburzonymi przeciwko sobie Polakami i Ukraińcami.
W myśl zasady divide et impera (dziel i rządź) Ukraińcy powinni jeszcze bardziej znienawidzić Polaków. W związku z tym, polskojęzyczne „elity” – czyli potomkowie sekty frankistów – nieustannie okłamują Ukraińców, że ich walka z Rosjanami jest koniecznością, bo w ten sposób rzekomo bronią bezpieczeństwa Europy.
Manipulatorzy przekonują, że opór Ukrainy musi trwać, abyśmy nie mieli Rosji przy naszej granicy. A Obwód Kaliningradzki to niby granica z kosmitami?
W obliczu wojny rosyjsko-ukraińskiej, polskojęzyczne władze nigdy nie apelowały o to, aby zasiąść do stołu negocjacyjnego. Zamiast zachęcać do rozmów w celu rozwiązania konfliktu, kolejne rządy III RP (PiS-PO jedno zło) wysyłały broń na Ukrainę, zagrzewając wschodnich sąsiadów do dalszej walki. W ten sposób przyczynili się do wykrwawiania Słowian, zamiast przynajmniej próbować temu zapobiegać.
KIJÓW-WARSZAWA (NIE)WSPÓLNA SPRAWA
Na froncie zginęło już tylu Ukraińców, że zaczęło brakować mięsa armatniego. W związku z tym, żydowskie władze w Kijowie rozpoczęły konkretne działania. Ministerstwo Spraw Zagranicznych Ukrainy od 24 kwietnia zakazało świadczenia usług konsularnych Ukraińcom w wieku poborowym, którzy mieszkają bądź przebywają za granicą. Od tej pory ukraińscy mężczyźni, którzy będą chcieli uzyskać paszport lub przedłużyć jego ważność, będą mogli zrobić to jedynie na terenie swojego kraju.
Do sprawy odniósł się wicepremier i minister obrony narodowej Władysław Kosiniak-Kamysz. Polityk powiedział wprost: „Nie dziwię się ukraińskim władzom, że zrobią wszystko, aby posyłać żołnierzy na front. Potrzeby są ogromne.” Chwilę później władze w Warszawie zadeklarowały gotowość do rozmów ws. odesłania obywateli ukraińskich w wieku poborowym.
Gdyby do tego doszło, byłoby to równoznaczne ze skazaniem tych ludzi na śmierć albo kalectwo i traumę. Ale czy faktycznie Polska chce pozbyć się taniej siły roboczej? Cóż, pewne działania wskazują na to, że ktoś tu jednak próbuje wykiwać sojuszników z Kijowa. Najwyraźniej żydzi budujący UkroPolin nie mają do końca zbieżnych interesów z żydami „czyszczącymi” tereny wschodniej Ukrainy pod budowę Niebiańskiej Jerozolimy.
Polskie Ministerstwo Rozwoju i Technologii właśnie przygotowało nowelizację ustawy o nielegalnym zatrudnieniu. Jedna ze zmian, zamieszczona w tzw. pakiecie deregulacyjnym dotyczy odpowiedzialności pracodawcy za powierzenie cudzoziemcowi nielegalnego wykonywania pracy. Za wskazany czyn grozi kara grzywny do 30 tys. zł.
Tymczasem nowelizacja zakłada, że za wykroczenie polegające na nielegalnym zatrudnieniu cudzoziemca byliby karani jedynie ci pracodawcy, którzy dopuścili się tego z winy umyślnej (co właściwie jest trudne do udowodnienia), a nie – jak teraz – wszyscy, którzy złamali prawo. Wygląda więc na to, że proponowane w ustawie zmiany mają pomóc zatrzymać w Polsce ukraińskich mężczyzn w wieku poborowym.
Chodzi o to, że pracujący w Polsce Ukraińcy mają obecnie obowiązek stawiania się w ukraińskich konsulatach w celu załatwiania formalności, by mogli dalej legalnie pracować za granicą. Decyzją Kijowa właśnie zablokowano mężczyznom w wieku poborowym świadczenia takich usług, w związku z czym, aby np. odnowić ważność paszportu muszą wrócić na Ukrainę. Tymczasem władze w Warszawie chcą przymknąć oko na nielegalne zatrudnienie.
W praktyce może to wyglądać następująco. Polski pracodawca zatrudnia Ukraińca w wieku poborowym. Po jakimś czasie Ukraińcowi kończy się ważność paszportu. Zgodnie z nowymi wytycznymi Kijowa, aby go odnowić musi wrócić na Ukrainę. Tam zostaje przejęty i wysłany na front. Po nowych wytycznych Warszawy, polski pracodawca nie poniesie odpowiedzialności, jeśli jego ukraiński pracownik nie poinformuje go o utracie ważności paszportu (od momentu utraty ważności dokumentu staje się nielegalnym pracownikiem).
Czy celem cedentów z Warszawy jest to, aby Ukraińcy w wieku poborowym nie musieli wracać na Ukrainę i ginąć na froncie? Nie posądzam polskojęzycznych decydentów o szlachetne pobudki. Oni kierują się wyrachowaniem i najczęściej działają pod czyjeś dyktando. Natomiast fakty są takie, że przy okazji ubijanych przez ich mocodawców interesów, wielu Ukraińców ma szansę uniknąć pójścia w kamasze i tym samym ocalić swoje życie.
Proponowana przez resort zmiana w ustawie o zatrudnieniu obcokrajowców, wywołała oburzenie w kraju nad Wisłą. Pakiet deregulanyjny trafił na początku kwietnia do konsultacji społecznych i wzbudził wiele emocji. Zdaniem ekspertów cytowanych przez portal money.pl, proponowane w pakiecie rozwiązania wpłyną nie tyle na deregulację, ile na demontaż rynku pracy i działalności gospodarczej. Mogą też stanowić zachętę do większego napływu cudzoziemców bez prawa pobytu i wykonywania pracy w Polsce.
Portal money.pl zapytał o opinię wiceprzewodniczącego Związku Zawodowego „Budowlani”. Jakub Kus powiedział wprost, że zapisy „nawiązują do najgorszych tradycji polskiej legislacji, a duża część proponowanych zmian wydaje się katalogiem pomysłów różnych lobbystów”.
Rozmówca money.pl skwitował pomysł następująco: „To oczywiste, że związki zawodowe są i będą zdecydowanie przeciwne wprowadzeniu tej zmiany w ustawie. Prowadzi ona do powrotu do usankcjonowanego dumpingu na rynku pracy (nie tylko w budownictwie), a także do naruszenia zasad uczciwej konkurencji”.
W związku z powyższym nasuwa się podejrzenie, że decydenci z Warszawy mogą działać w celu podkręcenia polsko-ukraińskich animozji. Dlatego warto zastanowić się nad tym, jaką wypracować strategię, aby nie doszło do eskalacji napięcia między Polakami i Ukraińcami. Do realizacji właśnie takiego czarnego scenariusza dążą bowiem żydowscy podżegacze budujący UkroPolin. Przytomni Polacy muszą więc zawczasu starać się temu zapobiec.
WALKA O ZACHOWANIE CYWILIZACJI
Sprawa jest o tyle skomplikowana, że gra toczy się o tych Ukraińców, którzy od początku nie chcieli zabijać i ginąć w bezsensownej wojnie. Kierowali się oni motywacjami witalnymi, wybrali życie i bezpieczeństwo, w związku z tym, czym prędzej prysnęli na Zachód. Na ich miejscu zrobiłabym dokładnie to samo.
Choć nigdy nie byłam entuzjastką wpuszczania do Polski Ukraińców, to uważam, że skoro już ich tu mamy, to powinniśmy wziąć za nich pewną odpowiedzialność. Do takiej postawy zobowiązuje nasza cywilizacja. Oczywiście taka deklaracja może zaskoczyć moich Czytelników, a nawet ich oburzyć. Nie jest bowiem tajemnicą, że z Ukraińcami mam na pieńku.
W 2016 roku ukraińscy pogranicznicy wbili do mojego paszportu pieczątkę z zakazem wjazdu na Ukrainę. W mniemaniu decydentów z Kijowa stanowiłam zagrożenie dla bezpieczeństwa ich państwa. Najwyraźniej nie spodobał się im fakt, że mam przyjaciół w Rosji.
Kiedy przed trzema laty napisałam artykuł o kulisach masakry w Odessie z 2 maja 2014 roku, wówczas Ukraińcy wysyłali mi obrzydliwe wiadomości, wyzywając od najgorszych. Niektórzy nawet pozwolili sobie na pogróżki. Straszyli mnie tym, że za takie publikacje skończę jak osoby spalone w odeskim Domu Związkowców.
Pomimo tego typu nieprzyjemnych doświadczeń, po ludzku uważam, że odsyłanie na front Ukraińców, którzy zwiali do Polski, byłoby zwyczajnym świństwem. Twierdzę tak, chociaż nie życzyłam sobie ściągania ich do Polski. Wychodzę jednak z założenia, że skoro przyjęliśmy już tych ludzi (czemu byłam stanowczo przeciwna), to nie odsyłajmy ich teraz na pewną śmierć.
Z drugiej strony nie może to się odbywać kosztem Polaków, dlatego trzeba szukać takich rozwiązań, aby nie ucierpiały na tym polskie związki zawodowe. Jest to o tyle trudne, że decydenci z Kijowa niejako zmusili decydentów z Warszawy, aby zaczęli majstrować przy ustawie o zatrudnieniu cudzoziemców. Sytuacja wydaje się być patowa – albo Polska odeśle ukraińskich pracowników na front, gdzie najpewniej zginą, albo dojdzie w Polsce do demontażu rynku pracy i działalności gospodarczej.
Bezpieczeństwo obywateli Polski powinno być brane pod uwagę w pierwszej kolejności. Nie mam kompetencji, by wypowiadać się w kwestiach dotyczących zmian w ustawodawstwie. Znalezienie złotego środka, to zadanie dla łebskich ekspertów. Uważam jednak, że przybyłym obcokrajowcom trzeba stawiać jasne granice. Tylko stanowcza i roztropna postawa może pomóc nam uchronić się przed zbliżającą katastrofą. Jak tego dokonać? Pewien budujący przykład widziałam kiedyś na własne oczy.
Chodzi o wydarzenie sprzed kilku lat, którego byłam świadkiem podczas podróży do Łodzi. W pociągu niedaleko mnie siedziała grupa Ukraińców, zachowujących się bardzo agresywnie i głośno przeklinających. Wydawało się, że w każdej chwili mogą zrobić komuś krzywdę, ponieważ mieli oni w sobie ogromne pokłady niewyładowanej złości.
W pewnym momencie pociąg podjechał do stacji Łódź Widzew, przy której zatrzymał się. Najagresywniejszy z Ukraińców zdenerwowany podbiegł do kierownika pociągu i zaczął wydzierać się na niego. Krzyczał, że ma bilet do Łodzi Fabrycznej, a tu jakaś inna łódzka stacja. Reakcja pracownika kolei była niesamowita. Życzę Polsce mężów stanu, którzy będą reagować podobnie jak ów mężczyzna.
Kierownik pociągu z podniesioną głową, stanowczo, acz niezwykle opanowanym tonem zaczął Ukraińcowi tłumaczyć, że zachowuje się bardzo niewłaściwie i niczego w ten sposób nie osiągnie. Wezwał agresywnego pasażera do opamiętania i grzecznie go pouczał, żeby przestał krzyczeć. Po czym spokojnie mu przekazał, że nie ma powodów do zdenerwowania, gdyż stacja do której chce dotrzeć, dopiero przed nimi. Co mnie najbardziej zdumiało, był przy tym jak zatroskany wychowawca, który pragnął uwolnić Ukraińca z ciążącej w nim nienawiści i wrogości.
Chwilę później pociąg ruszył w dalszą drogę, by ostatecznie dojechać do stacji Fabryczna. Wtedy zobaczyłam niesamowitą przemianę Ukraińca, który najwyraźniej coś zrozumiał. Ponownie podszedł do kierownika pociągu i z uniżoną głową zaczął go grzecznie przepraszać. Następnie serdecznie go uściskał gestem proszącym o wybaczenie. Kierownik mu odpowiedział, że nie potrzeba było krzyków, bo przecież wszystko można załatwić w sposób spokojny i cywilizowany. Pożegnali się bardzo serdecznie, a napięta twarz Ukraińca zmieniła wyraz na łagodne oblicze.
Wtedy do mnie dotarło, że nasz polski pracownik kolei dokonał czegoś niezwykłego. Swoją zdecydowaną i zarazem roztropną postawą sprawił, że w oczach tamtego Ukraińca Polak przestał być złym Lachem czy frajerem do bicia. Jeśli więcej Polaków zachowa się jak tamten kierownik pociągu, wtedy mamy szanse pokrzyżować plany żydowskich podżegaczy, którzy chcą na polskich ziemiach zaprowadzić własne porządki – kosztem naszej cywilizacji i słowiańskiej krwi.
Porozumienie o pokoju mogło zostać zawarte kilka tygodni po rozpoczęciu wojny w Ukrainie. – To była najlepsza umowa, jaką mogliśmy zawrzeć – mówi teraz w rozmowie z “Die Welt” członek ukraińskiej delegacji, który brał udział w negocjacjach.
Ujawniony przez “Die Welt” projekt traktatu pokojowego, zawiera na 17 stronach zapisy warunków zawarcia pokoju. Jedynym z nich było to, że Ukraina nie wstąpi do NATO. Kolejne mówiły o tym, że Ukraina ma nie produkować ani nie kupować” broni nuklearnej, nie wpuszczać obcej broni i żołnierzy do kraju.
Według dziennika tylko kilka kwestii pozostało nierozstrzygniętych, miały one zostać omówione osobiście na szczycie przez prezydenta Rosji Władimira Putina i prezydenta Wołodymyra Zełenskiego, ale do szczytu nie doszło.
W odpowiedzi Rosja obiecała, że zakończy wojnę w Ukrainie i zgodziła się, aby Stany Zjednoczone, Wielka Brytania, Francja, Chiny i sama Rosja zapewniły Ukrainie gwarancje bezpieczeństwa. Nie zgodziła się jednak wycofać z Krymu i części Donbasu.
“To była najlepsza umowa, jaką mogliśmy zawrzeć”
Czy Ukraina żałuje, że nie doszło do porozumienia?
To była najlepsza umowa, jaką mogliśmy zawrzeć – mówi teraz w rozmowie z “Die Welt” członek ukraińskiej delegacji, który chce zachować anonimowość.
Teraz Ukraina ponosi straty. “Patrząc wstecz, możemy powiedzieć, że Ukraina miała wtedy silniejszą pozycję negocjacyjną niż obecnie.
Gdyby wojna zakończyła się około dwa miesiące po jej rozpoczęciu, uratowałoby to życie niezliczonych istnień ludzkich” – pisze “Die Welt”.
“Oświadczenie (Solskiego o podaniu się do dymisji) zostanie rozpatrzone na jednym z najbliższych posiedzeń plenarnych” – napisał Stefanczuk na Facebooku.
Ministerstwo polityki rolnej i żywności zamieściło na swojej stronie wypowiedź Solskiego: “Jeśli Rada Najwyższa przyjmie moją dymisję, będę wdzięczny za taką decyzję, a jeśli postanowi, że mam pracować dalej – będę pracować“.
Narodowe Biuro Antykorupcyjne Ukrainy (NABU) 23 kwietnia poinformowało, że Solski jest podejrzany o nielegalne wejście w posiadanie ziemi wartej 291 mln hrywien (około 7 mln dolarów). Ponadto miał on usiłować nielegalnie przejąć ziemię o wartości 190 mln hrywien (około 4 mln dolarów).
Źródło: niezalezna.pl, PAP
Ukraina: do dymisji podał się minister rolnictwa. Jest podejrzany o korupcję
Ukraiński szef resortu rolnictwa Mykoła Solski podał się do dymisji. Polityk jest podejrzany o udział w aferze korupcyjnej. Sprawą jego odejścia z urzędu zajmie się Rada Najwyższa parlamentu Ukrainy.
Jak poinformował Rusłan Stefanczuk, przewodniczący ukraińskiej Rady Najwyższej, jeden z ministrów podał się do dymisji. Chodzi o Mykołę Solskiego, ministra polityki rolnej i żywności, który jest podejrzanym w aferze korupcyjnej. „Oświadczenie (Solskiego o podaniu się do dymisji – przyp. red.) zostanie rozpatrzone na jednym z najbliższych posiedzeń plenarnych” – napisał Stefanczuk na Facebooku.
Ministerstwo polityki rolnej i żywności zamieściło na swojej stronie wypowiedź Solskiego. Polityk ma nadzieję na przyjęcie jego dymisji z urzędu. „Jeśli Rada Najwyższa przyjmie moją dymisję, będę wdzięczny za taką decyzję, a jeśli postanowi, że mam pracować dalej – będę pracować” – napisał.
Narodowe Biuro Antykorupcyjne Ukrainy (NABU) 23 kwietnia poinformowało, że Solski jest podejrzany o nielegalne wejście w posiadanie ziemi wartej 291 mln hrywien (około 7 mln dolarów). Ponadto miał on usiłować nielegalnie przejąć ziemię o wartości 190 mln hrywien (około 4 mln dolarów).
Solski odrzucił te zarzuty. Oznajmił, że wydarzenia wymienione przez NABU miały miejsce w latach 2017-18, gdy był adwokatem i nie pełnił funkcji ministra.
Stany Zjednoczone uchwaliły niedawno pomoc dla Ukrainy w wysokości ponad 62 miliardów dolarów. Z tej sumy tylko niewielki ułamek trafi do Kijowa, jedynie na dolarowe pensje i schematy korupcyjne głównych członków reżimu, bez czego rozbiegli by się po świecie do z góry przygotowanych „sanktuariów”.
Gros funduszy pozostanie w Stanach w formie wieloletnich kontraktów dla firm zbrojeniowych. Przy czym kilka procent z tego wróci do Waszyngtonu jako kontrybucje dla tzw. „political action committees” (PAC), jak w „rozwiniętej zachodniej demokracji” zwane są łapówki.
Wracając do wątku ukraińskiego należy podkreślić, że w obecnym czasie ukraińska armia ponosi straty w wysokości tysiąca zabitych i trwale okaleczonych – na dzień.
Minister spraw zagranicznych Kuleba wprowadził zakaz obsługiwania w konsulatach na terenie Europy obywateli ukraińskich w wieku poborowym, by zmusić ich do powrotu i służby w „obronie ojczyzny”.
Do czasu ich wątpliwego powrotu, reżim kijowski ucieka się do powtórki rzezi wołyńskiej z 1943/4 roku w formie proxy (zastępczej). Pasuje to logicznie do niezaprzeczanej już przez nikogo wojny proxy NATO z Rosją na Ukrainie.
Kiedy to na początku wojny z Sowietami, Niemcy sformowali dywizję SS Galiczyna, planowali jej użycie w wojnie z bolszewikami. Niestety na widok czerwonej armii, banderowcy wzięli nogi za pas i zdezerterowali. Dlatego też władze niemieckie spożytkowały ją w akcjach pacyfikacyjnych. Ulubionym zajęciem banderowców było mordowanie bezbronnych i to w możliwie okrutny sposób. Doświadczyło tego na sobie ponad 200 tysięcy polskich kobiet i dzieci na Wołyniu.
Również obecnie, wszelkie próby użycia Azowa, czy Prawego Sektora w walce z Rosją spełzły na niczym. „Bohaterscy bojownicy Bandery”, nie słuchali rozkazów i wiali.
Zmusiło to dowództwo ukraińskie do użycia ich jako „formacji zaporowych”, na podobieństwo jednostek NKVD za plecami armii czerwonej. Sowieccy żołnierze nie mieli wyjścia, jeśli się wycofywali wpadali pod ogień NKVD, jeśli poddawali się Niemcom, czekała ich śmierć głodowa w obozach. Taki właśnie system stanowił podwaliny zwycięstwa Sowietów w II Wojnie światowej.
Obecnie reżim kijowski wtłacza w ukraińskie mundury członków mniejszości narodowych z obszarów anektowanych przez ZSRR pod koniec II WW (Węgrów, Słowaków, Rumunów) i wysyła do rosyjskiej „maszynki do mielenia mięsa”. Polaków omija ten chwalebny los z tej prostej przyczyny, że zostali już wymordowani we wspomnianej rzezi wołyńskiej. Przy czym nie liczę tu polskich najemników wspierających Kijów, których ponad dwa tysiące pochowano dotychczas na cmentarzu wojskowym w Olsztynie.
Pomimo tych wysiłków, szanse Kijowa na choćby tylko utrzymanie status quo, są równe zero. Banderowskie formacje zaporowe uniemożliwiają co prawda wycofywanie się wojsk z linii frontu, ale w przeciwieństwie do Niemców, Rosjanie traktują jeńców w sposób humanitarny. Dlatego teraz poddają się oni obecnie całymi formacjami.
Na Ukrainie mieszka teraz nie więcej niż 20 milionów osób, głównie kobiet, dzieci i inwalidów wojennych. Infrastruktura i przemysł leżą w ruinach, czarnoziem w dużym stopniu jest skażony zubożonym uranem z zachodniej amunicji, oraz chemiczną i bakteriologiczną bronią. [Sądzę, że to przesada: Przecież walki trwają jedynie na wąskim pasku na wschodzie. A i tam – mało takiej aminicji użyto – bo droga md]
Rosja zdaje sobie dobrze sprawę z ogromu problemów czekających na wyzwolicieli Ukrainy i według wszystkich oficjalnych i nieoficjalnych deklaracji, planuje przyłączenie do Federacji jedynie etnicznych terenów rosyjskich, na wschód od Dniepru i na południu do Odessy.
W rezultacie czego pozostanie do zagospodarowania ogromny zdewastowany obszar lądowy Wołynia, Galicji itp. , na którym będą funkcjonować krwiożercze, uzbrojone banderowskie formacje, gotowe „rjezać”, każdego kto nawinie się pod rękę.
Pomimo tak odpychającego wizerunku, prawdopodobnie Słowacy, Rumuni i Węgrzy zdecydują się jednak na inkorporację zrabowanych im terytoriów. O dziwo nawet Białoruś zgłasza pretensje do północnej części Wołynia.
Jaki będzie los pozostałych obszarów byłej Ukrainy, ciągle pozostaje za zasłoną tajemnicy.
Nie należy też zapominać o jeszcze gorszym scenariuszu, jak próbują nam zafundować amerykańscy władcy (jakkolwiek by ich zwać: oligarchowie finansowi/globaliści/deep state/neocons/ neotrockiści): ZAGŁADY NUKLEARNEJ.
Ukraina, która w momencie rozpadu ZSRR liczyła 52 miliony mieszkańców i była najbardziej uprzemysłowiona ze wszystkich sowieckich republik, oraz dzięki czarnoziemowi, stanowiła zagłębie agrarne dla Sowietów, posiadała wszelkie atrybuty do szybkiego rozwoju, przynajmniej na poziomie państewek bałtyckich.
Niestety, banderowska Ukraina, która powstała po zorganizowanej przez CIA „kolorowej rewolucji” w 2014 roku, ogarnięta nienawiścią do wszystkiego co nie banderowskie, tak długo atakowała na Donbasie Rosję, że doczekała się militarnej interwencji z jej strony.
Wbrew nieustannej propagandzie medialnej Zachodu, sławiącej „bohaterskich Ukraińców” i militarną wyższość sprzętu NATO nad rosyjskim, wojna proxy kończy się dla Ukrainy całkowitą katastrofą. Według szacunkowych danych, na Ukrainie pozostało nie więcej niż 20 milionów mieszkańców. Większość z nich to kobiety, starcy, inwalidzi fizyczni i/lub mentalni. Infrastruktura i przemysł zostały ostatecznie skasowane przez rosyjskie siły powietrzne, a sam sztuczny twór państwowy, jakim jest Ukraina, nadaje się już tylko do kasacji.
Pomimo sprawiedliwości dziejowej jaką przechodzi obecnie to państwo i społeczeństwo, trudno nie zauważyć straszliwej katastrofy jaką przeżywają i przeżywać będą nadal jej mieszkańcy i uchodźcy w dającej się przewidzieć perspektywie czasowej.
Truizmem jest stwierdzenie, że „humanitarnego” Zachodu nic nie obchodzą rezultaty wepchnięcia banderowszczyzny w konflikt z Rosją. Jedyne co go interesuje jest osłabienie lub zniszczenie FR, tak by cudzymi rękami utrzymać swą światową hegemonię.
Upadek Ukrainy stanowi poważny problem dla Zachodu, gdyż zmusza USA i UE do ekspresowego zastępstwa banderowców kolejnym przysłowiowym frajerem.
III RP od dawna stanowi głównego kandydata to tej „zaszczytnej funkcji”.
Problem tkwi jednak w tym, że FR nie daje się nabrać na kolejne zachodnie prowokacje i nieustanne werbalne ataki, a nawet akcje kinetyczne, jak zniszczenie miejskiego centrum koncertowego w Moskwie, które spowodowało śmierć ponad 160 osób.
Z tego też powodu propagandziści zachodni ukuli nowy wojskowy termin dla WP, a mianowicie „obronny atak”. Zakładając, że Rosja i Białoruś nie dadzą się sprowokować do agresji, trzeba będzie wydać „polskim władzom” pod egidą gauleitera Tuska i jego „euroentuzjastycznej” kliki, polecenie militarnego ataku „obronnego” na Rosję lub Białoruś.
W tym celu należy „przeszkolić” polskojęzyczne społeczeństwo w zakresie nowej globalistycznej logiki, w której jedno zdanie zawiera dwie wzajemnie wykluczające się informacje!
Przestępcy zza naszej wschodniej granicy dominują polski półświatek, zajmując miejsce polskiej mafii. Rząd udaje, że problemu nie ma, służby nie chcą ujawniać przynależności narodowej aresztantów, a resort obrony unika odpowiedzi na pytanie, czy poprze słowacki pomysł wysłania ukraińskich przestępców na front.
Ponad 7 tysięcy cudzoziemców przebywa łącznie w polskich jednostkach penitencjarnych – wynika z danych Służby Więziennej. Wśród nich najwięcej jest obywateli Ukrainy, Gruzji i Wietnamu. Ci pierwsi trafiają za kratki nie tylko za akty przemocy i wandalizmu czy prowadzenie samochodu po pijanemu, ale również za przestępstwa popełniane w ramach zorganizowanych grup. Uchodźcy z Ukrainy, którzy nie chcieli wracać do swojej ojczyzny, aby z bronią w ręku przeciwstawić się rosyjskiej agresji, nie zawsze wybierali uczciwe życie w Polsce. Dziś, kilkaset kilometrów od frontu w Donbasie, biorą udział w innej wojnie. Wojnie w świecie przestępczym. Jej stawką są gigantyczne pieniądze, wpływy i władza.
Szokujące informacje
Jednym z ostatnich dokumentów, które w listopadzie 2023 roku trafiły na biurko odchodzącego ministra spraw wewnętrznych Mariusza Kamińskiego (podlegały mu służby specjalne) był raport sporządzony przez Biuro Wywiadu Kryminalnego Komendy Głównej Policji wspólnie z Centralnym Biurem Śledczym. Raport – opatrzony klauzulą niejawności – opisywał nowe zjawisko w świecie przestępczym. Jego głównym wnioskiem było to, że w polskim półświatku toczy się zażarta walka o władzę i pieniądze między polskimi gangsterami a ich konkurentami z Ukrainy. Jak się okazuje, ci ostatni odnoszą tam zwycięstwo za zwycięstwem.
Jakie obszary działalności przestępczej stają się domeną gangów ukraińskich? Z cytowanego dokumentu wynika, że pierwszym jest brutalna egzekucja długów. Oznacza to powrót do lat 90.tych. Polega to na uprowadzeniu dłużnika i znęcaniu się nad nim do momentu aż odda swoje zobowiązanie. Gangsterzy dokonują tego, używając młotków, pałek i wiertarek do rozwiercania kolan. W 2023 roku komórki policyjne zajmujące się zwalczaniem zorganizowanej przestępczości w województwie mazowieckim dowiedziały się o kilkudziesięciu takich przypadkach. O powadze sprawy świadczy fakt, że żaden z dłużników zidentyfikowanych przez policję nie chciał oficjalnie zgłosić sprawy. A sami bandyci działali bardzo profesjonalnie. Gdy znęcali się nad dłużnikiem, mieli ubrane maski zasłaniające twarz. Porozumiewali się albo w języku ukraińskim albo rosyjskim, a częściej tzw. „surżykiem”, czyli popularnym w środkowej Ukrainie dialektem zawierającym elementy wszystkich języków używanych w tym kraju. Bandyci nie zabrali też ze sobą na akcję telefonów komórkowych, co spowodowało, że nie można było ich namierzyć poprzez lokalizację miejsc logowania.
Drugi obszar działań to handel narkotykami na skalę hurtową. Dotychczas ten sektor działalności, kontrolowany przez polskie mafie, opierał się na precyzyjnych ustaleniach i rozliczeniach. Dealer, który chciał na swoim terenie (czyli w jakimś obszarze miasta) rozprowadzać narkotyki – np. w szkołach, dyskotekach lub nocnych klubach – musiał co miesiąc uiszczać określoną, nieformalną opłatę za pozwolenie na taką działalność. Pieniądze trafiały do gangu rządzącego miastem. Dealer mógł kupować narkotyki tylko od jednego, znanego mu hurtownika. Hurtownik również płacił za pozwolenie na swoją działalność. Narkotyki kupował zaś od producentów, czyli z wytwórni podlegającej konkretnej mafii i zarządzanej przez jej człowieka. Gdy któryś z dealerów choćby próbował działać na własną rękę i powstawały wątpliwości co do rozliczeń, przyjeżdżało do niego uzbrojone mafijne komando i siłą perswadowało mu, że popełnił bardzo poważny błąd. Na tym tle dochodziło często do wzajemnych animozji między gangsterami, co nie raz kończyło się tym, że pobity zgłaszał się na policję i w zamian za nadzwyczajne złagodzenie kary sypał swoich wspólników. Te wzajemne animozje pozwalały policjantom odnosić sukcesy w walce z narkogangami. Teraz jednak w ich miejsce dynamicznie wchodzą Ukraińcy. Po pierwsze dysponują większą gotówką i mogą kupować jednorazowo większe ilości narkotyków. Po drugie opanowali kilka bardziej skutecznych metod transportu środków odurzających. Wspomniany raport opisuje następującą historię: w zachodniej Polsce zorganizowano akcję charytatywną polegającą na zbiórce towarów dla ogarniętej wojną Ukrainy. Towary miały pojechać mikrobusami na wschód. W jednym z nich, między skrzyniami z darami od hojnych Polaków, znajdowały się pakunki z marihuaną i amfetaminą. W okolicach Warszawy kierowca odłączył się od konwoju i na jednym z parkingów spotkał się z dealerami, by przekazać kontrabandę. Kilkadziesiąt kilogramów narkotyków trafiło na czarny rynek w stolicy.
Trzeci obszar działalności ukraińskich mafii to handel bronią. Jeśli wierzyć w ustalenia BWK KGP, to przestępcy zza wschodniej granicy zaopatrują w broń gangsterów nie tylko w Polsce, ale również w krajach zachodniej Europy. Broń (pistolety ręczne i automatyczne, karabiny, granatniki) pochodzą z frontu we wschodniej Ukrainie. Tam ma miejsce proceder handlu bronią; kupcy odkupują broń od żołnierzy walczących z Rosjanami. Potem specjalni kurierzy przerzucają duże ilości przez „zieloną” granicę, m.in. szlakami w Bieszczadach albo w ciężarówkach, wykorzystując legalną wymianę towarową między Polską a Ukrainą. Z ustaleń policjantów wynika, że zjawisko jest możliwe dzięki korupcji wśród pograniczników ukraińskich i niekiedy polskich. W zamian za łapówkę celnicy przymykają oko na nielegalny towar na kontrabandę. Co ciekawe: jeden z przemytników broni zatrzymany w Niemczech zeznał, że pistolety na handel dla gangów sprzedawali nawet rosyjscy żołnierze (!).
Wreszcie czwarty obszar działalności ukraińskich mafii to prostytucja. Powszechnym procederem jest werbowanie młodych kobiet z ubogich rejonów kraju do pracy w charakterze prostytutek w polskich agencjach towarzyskich. Ukraińcy pełnią w nich rolę ochroniarzy, nadzorców i kasjerów. Ale nie tylko. Miłosne igraszki w domach uciech są filmowane i wykorzystywane jako materiały umożliwiające szantażowanie klientów, szczególnie bogatych biznesmenów, działaczy samorządowych i polityków. Są oni bowiem wiele zrobić, aby kompromitujące ich taśmy nie ujrzały światła dziennego.
Inna “kultura”
Dlaczego ukraińskie mafie skutecznie dominują konkurencję? „W ich świecie obowiązują inne zasady” – tłumaczy Zbigniew Wróblewski – emerytowany oficer CBŚP. – „Pierwsza to jasna hierarchia zarządzania. Jest jasne, kto komu podlega. Gdy ktoś chce się wyłamać z tej struktury, ryzykuje śmiercią”. Druga, niemniej ważna przyczyna to hermetyczność tych środowisk. – „W ostatnich latach przyzwyczailiśmy się do tego, że w polskiej grupie przestępczej zawsze znajdzie się jeden gotów wsypać kolegów za uniknięcie albo złagodzenie kary” – mówi Wróblewski. – „We wschodnim gangu to nie przejdzie. Kandydat na świadka koronnego doskonale wie, że jeśli zacznie »sypać«, to dawni kompani zamordują jego rodzinę. A jeśli będzie milczał, to nawet gdy pójdzie siedzieć, koledzy będą pomagać jemu i jego najbliższym, wysyłając im pieniądze”. Taki ukraiński gangster ma więc wybór: siedzi w kryminale ile trzeba, trzymając gębę na kłódkę i wówczas zapewnia rodzinie byt, albo współpraca z policją, która równa się śmierci najbliższych. Policjanci zwracają też uwagę na trzeci powód: ukraińskie gangi bardzo trudno jest inwigilować. Jeśli bandyci korzystają z telefonów zarejestrowanych na Ukrainie, to założenie podsłuchu wymaga zgody ukraińskich władz, co jest procedurą długotrwałą. A nawet jeśli korzystają z polskich numerów, to w rozmowach między sobą posługują się slangiem trudnym do zrozumienia dla kogoś z zewnątrz. Co z tego, że od czasu do czasu uda się podsłuchać rozmowę, jeśli trzeba czekać na specjalistycznego tłumacza, który pomoże zrozumieć jej treść?
Jest też inny, ważny problem. Gangsterzy polscy w ostatniej dekadzie starali się unikać krwawych porachunków. Lepiej było po cichu produkować i sprzedawać narkotyki, niż wchodzić w zbrojne konfrontacje, ryzykować śledztwa i akcje policyjne. Ukraińscy bandyci są całkowicie wolni od takich zahamowań. Nie unikają konfrontacji, nawet gdy wiąże się ona z koniecznością użycia karabinu. Doskonale wiedzą, że polskim policjantom znacznie trudniej będzie ich „namierzyć”.
Wskazane problemy nie dotyczą tylko Polaków. Na rosnące w siłę gangi ukraińskie kilka tygodni temu zwróciła uwagę również policja słowacka. Gdy sprawa wyszła na jaw, minister spraw wewnętrznych tego państwa zgłosił oficjalnie pomysł, żeby obywateli Ukrainy przebywających w więzieniach słowackich deportować za wschodnią granicę, aby władze w Kijowie mogły ich wcielić do wojska i wysłać na front. Ze wszystkich Ukraińców przebywających za kratkami w Polsce można byłoby stworzyć kilka batalionów. Dlaczego rząd w ogóle na to nie zwraca uwagi?
Straż Graniczna zatrzymała w Gdańsku 25-letnią “uchodźczynię” z Ukrainy, która trudniła się fałszowaniem polskich dokumentów urzędowych. W jej mieszkaniu zabezpieczono 2750 szt. “lewych” papierów. Gdyby wszystkie dokumenty trafiły do obrotu, polski skarb państwa straciłby nawet 14,5 miliona złotych.
Ukrainka fałszowała dokumenty przez kilak miesięcy, od stycznia 2024 roku. W miejscu jej zamieszkania na masową skalę podrabiano i przerabiano dokumenty, m.in. karty pobytu, polskie i zagraniczne dowody osobiste, prawa jazdy, paszporty i wizy. Według śledczych, pojedyncze dokumenty na czarnym rynku kosztowały nawet kilka tysięcy euro, w zależności od ich rodzaju oraz stopnia podrobienia. Komplet kosztował 11 tys. euro.
Strażnicy graniczni znaleźli sprzęt niezbędny do wytworzenia tego rodzaju dokumentów w postaci polskich pieczęci konsularnych, pieczęci urzędów wojewódzkich, egzaminatorów praw jazdy, lekarzy i policji. Były tam także gotowe pakiety z dokumentami przygotowane do wysyłki dla odbiorców zlokalizowanych na całym świecie. “Nie zabrakło również sprzętu w postaci laptopów, telefonów komórkowych, drukarek, gilotynek czy lampy do zdjęć” – informuje SG.
W trakcie przeszukania zatrzymano również śladowe ilości narkotyków, małą wagę oraz 23 tys. złotych w gotówce. Prowadzone czynności to konsekwencja zatrzymania obywatela Iraku, do którego doszło na początku lutego 2024 roku na gdańskim lotnisku. Mężczyzna usiłował wówczas przekroczyć granicę na podstawie sfałszowanych rumuńskich dokumentów: paszportu, dowodu osobistego i prawa jazdy.
Podejrzana o popełnienie przestępstwa Ukrainka została doprowadzona do Prokuratury Rejonowej Gdańsk Oliwa, gdzie usłyszała zarzuty podrabiania dokumentów. Grozi jej do pięciu lat pozbawienia wolności. Prokurator zastosował wobec niej środki zapobiegawcze w postaci dozoru policji oraz zakazu opuszczania kraju.
=========================================
mail:
<<Strażnicy graniczni znaleźli sprzęt niezbędny do wytworzenia tego rodzaju dokumentów w postaci polskich pieczęci konsularnych, pieczęci urzędów wojewódzkich, egzaminatorów praw jazdy, lekarzy i policji.>>
W czwartek Sejm warszawski debatował nad rządowym projektem ustawy o ratyfikacji protokołu rozszerzającego polsko-ukraińską umowę o pomocy prawnej i stosunkach prawnych w sprawach cywilnych i karnych. W trakcie omawiania projektu ujawniono ciekawe dane na temat postawy “uchodźców” w naszym kraju.
Rośnie przestępczość wśród Ukraińców w Polsce. W toku debaty wszystkie kluby poselskie poparły rozszerzenie umowy z Ukrainą o pomocy prawnej. W teorii ma to usprawnić pociąganie do odpowiedzialności osób z obywatelstwem ukraińskim, które popełniły przestępstwa lub wykroczenia na terenie III RP.
– W 2020 roku skazano w Polsce 7111 obywateli Ukrainy, którzy popełnili w Polsce przestępstwa. A dwa lata później, w 2022 roku, takich skazań było prawie 37 tysięcy. Okazało się, że kiedy przestępstwa popełniają obywatele Ukrainy na terenie Polski, a ich konsekwencją nie jest pozbawienie wolności, to bardzo trudno nam w Polsce wyegzekwować inne kary, jeśli obywatel Ukrainy z Polski wyjedzie i wróci na Ukrainę – ujawniła poseł Joanna Kluzik-Rostkowska.
– W związku z tym, że mamy tych przestępstw znacznie więcej, pojawiła się konieczność podpisania takiego protokołu, żebyśmy potrafili skutecznie egzekwować kary za te przestępstwa popełniane w Polsce – dodała.
Poseł Ewa Schädler z klubu Szymona Hołowni i Władysława Kosiniaka-Kamysza dodała, że obecna sytuacja pozwala na to, że Ukraińcy skazani w Polsce na kary inne niż pozbawienie wolności mogli swobodnie wrócić na Ukrainę, aby zupełnie uniknąć kary.
– Zwiększyła się skala problemu unikania odpowiedzialności. Mając na uwadze problem unikania tej odpowiedzialności oraz fakt, że Ukraina rozpoczęła starania o dołączenie do Unii Europejskiej, postanowiono, że zasadnym jest rozszerzenie zakresu stosowania dotychczasowej umowy o inne typy kary – powiedziała.
Na pytanie posłów Konfederacji co do skali ukraińskiej przestępczości, odpowiedział wiceminister sprawiedliwości Krzysztof Śmiszek. Tenże podał, że w 2020 roku w Polsce skazano 7111 obywateli Ukrainy, przy czym było ich wtedy w Polsce ok. 300 tysięcy. Oznacza to, że przestępstw dopuszczał się wówczas co 42 Ukrainiec.
– Obecnie obywateli Ukrainy przebywa ok. 1,5 miliona i z informacji dostępnych dla Ministerstwa Sprawiedliwości wynika, że osób skazanych, przekazywanych przez stronę polską stronie ukraińskiej, za 2021 rok to było prawie 38 tysięcy, a za rok 2022 prawie 37 tysięcy– powiedział Śmiszek. Oznacza to wzrost skali – obecnie przestępstw dopuszcza się w Polsce co 39 Ukrainiec. Jeśli weźmiemy po uwagę, że spora część z przybyszów to kobiety i dzieci, przestępczość wśród ukraińskich mężczyzn znacznie wzrosła.
============================
[]Magna Polonia] : Sejm III RP może sobie uchwalać dowolne prawa. Pytanie brzmi, czy strona ukraińska będzie miała dobrą wolę, by wydawać przestępców, którzy uciekli z Polski. Dotychczas z tamtej strony doczekaliśmy się tylko buty i obłudy. Swoją drogą to bardzo ciekawe, że “uchodźcy wojenni” bardziej obawiają się mandatu lub też prac społecznych, niż powrotu do kraju ogarniętego wojną, z którego uciekli. Może nie są żadnymi “uchodźcami”?
O kolejnej szokującej decyzji Ministerstwa Edukacji Narodowej poinformowała wiceminister Joanna Mucha. Okazuje się, że uczęszczające do polskich szkół ukraińskie dzieci będą uczyły się historii na podstawie materiałów przygotowanych przez stronę ukraińską. Można więc spodziewać się, że w polskich szkołach jako bohater przedstawiany będzie np. Stepan Bandera.
O przygotowaniu przez stronę ukraińską podstawy programowej dla ukraińskich dzieci uczących się w polskich szkołach, wiceminister Joanna Mucha mówiła na antenie Radia ZET.
– „Strona ukraińska zaoferowała nam, że dla swoich dzieci przygotuje tzw. komponent ukraiński, który będzie obejmował historię, geografię, literaturę. I będą to realizowali we własnym zakresie. Wydaje mi się to bardzo fair ofertą, skorzystają na pewno obie strony „- powiedziała.
Podkreśliła, że Polska nie chce „polonizować” ukraińskich dzieci.
– „Chcemy, żeby dzieci ukraińskie zostawiły swoją tożsamość ukraińską, ale jednocześnie były dobrze wyedukowane, bo część z nich po prostu zostanie w Polsce”- zapewniła.