Polityka Polski po kłótni w Gabinecie Owalnym

Polityka Polski po kłótni w Gabinecie Owalnym

Marek Budzisz. wpolityce/polityka-polski-po-klotni-w-gabinecie-owalnym

[Niewielkie odkrycia, niepewne wnioski, ale umieszczam dla jakiejś równowagi. Mirosław Dakowski]


Serhij Sydorenko, redaktor Europejskiej prawdy, napisał, zastanawiając się, czy doprowadzenie do starcia w Owalnym Gabinecie między Zełenskim a Trumpem było świadomą prowokacją gospodarzy, że jego zdaniem nie, bo „Nie powinniśmy przecież przymykać oczu na fakt, że spór zaczął się od zarzutów Zełenskiego pod adresem Vance’a, do których mogło nie dojść”. Podobnie zresztą, jak nie musiało dojść do rzucenia przez Zełenskiego pod adresem amerykańskiego wiceprezydenta sformułowania „bladź”, co najłagodniej można tłumaczyć „suka”, choć częściej w świecie języka rosyjskiego tłumaczy się k[urwa] . „Pojechanie matem” przez prezydenta Ukrainy pod adresem swego rozmówcy z pewnością nie jest świadectwem dyplomatycznej finezji czy zimnej krwi. Nawet jeśli nie zgadzał się on ze stanowiskiem swych rozmówców, do czego miał absolutne prawo, to co chciał w ten sposób osiągnąć?

========

Warto też prześledzić chronologie wydarzeń po publicznej kłótni w Białym Domu. Delegacja ukraińska została poproszona o przejście do innego pomieszczenia, a Trump zwołał pilną naradę w wąskim gronie, w której uczestniczyli oprócz niego i J.D. Vance’a również Rubio i Waltz. Ci ostatni poprosili później Ukraińców o opuszczenie Białego Domu, co uznać należy za decyzję, która zapadła na tej pospiesznie zwołanej naradzie. Jak trzeźwo napisał Serhij Sydorenko, do rozmów można było w tej fazie sporu jeszcze wrócić, bo Trump napisał w serwisie społecznościowym Truth, że Zełenski nie chce jego zdaniem pokoju, ale „będzie mógł wrócić”, jeśli zmieni zdanie. Ukraiński prezydent mógł wykorzystać późniejszą rozmowę w telewizji Fox, aby wykonać gesty o charakterze pojednawczym, ale nie skorzystał z tej okazji, mówiąc, że nie zamierza nikogo przepraszać, bo nie czuje się winny. Brytyjska prasa informuje też, że jeszcze tego samego wieczoru Keir Starmer dzwonił do Zełenskiego i namawiał go, aby ten „wrócił do Białego Domu” i naprawił relacje z Trumpem, co znów zostało odrzucone przez ukraińskiego prezydenta.

Kwestia przeprosin miała też ponoć paść w rozmowie między Rubio a delegacją ukraińską, kiedy ci ostatni usłyszeli amerykańską decyzję o przerwaniu rozmów. Wydaje się zatem, że jeśli kogoś obwiniać o zerwanie negocjacji i doprowadzenie do kryzysowej sytuacji, to nie są to przedstawiciele strony amerykańskiej. Zełenski jest znany z tego, że popełnia błędy w sposób bezceremonialny, dążąc do poprawy własnej pozycji negocjacyjnej w oparciu o budowanie tezy, iż „Ukraina walczy za wszystkich” w tym również za Stany Zjednoczone, a nie tylko Europę, i ma w związku z tym prawo do specjalnego statusu. W Gabinecie Owalnym to przekonanie było przezeń w wyrazisty sposób manifestowane, choćby w stwierdzeniu, pod adresem rozmówców, że „wy też poczujecie” w przyszłości rosyjską presję. To na to stwierdzenie zareagował Trump, mówiąc Zełenskiemu, że ten „nie jest w pozycji, aby mówić, co będziemy czuli”.

„Ukraina nie ugnie się”

Skupmy się jednak na strategicznym wymiarze tego, co się stało, choć oczywistym punktem wyjścia naszych rozważań winna być teza, że to Zełenski nie tylko nie zachował zimnej krwi, ale wręcz dążył do spektakularnego zerwania z Trumpem, publicznego (i dlatego scysja miała miejsce przed kamerami) pokazania, że Ukraina nie ugnie się, nawet wobec presji sojusznika, od którego jest zależna, nie zakończy wojny na każdych warunkach i trzeba jej interesy brać poważnie pod uwagę. Zwłaszcza jeśli chce się myśleć o stabilizowaniu sytuacji i zakończeniu konfliktu.

Z pewnością polityk, taki jak Zełenski, przybywający do sojuszniczego państwa, od którego jest uzależniony, który w wyniku tej wizyty „osiąga” pogorszenie relacji nie może mówić o sukcesie. Chyba że chodzi o działania obliczone na wewnętrzny rynek polityczny i poprawę notowań w wyniku „efektu Trudeau”, czyli o skokowy wzrostu poparcia tego kto przeciwstawia się presji amerykańskiego prezydenta. Gdybyśmy z taką motywacją mieli do czynienia, to byłoby to świadectwo dramatycznej krótkowzroczności.

Na marginesie zgodzić się trzeba z tezami, powszechnymi w amerykańskich komentarzach, że Zełenski mówiąc, iż „Ukraina była sama” w pierwszym okresie wojny, „zapomniał” o tym, że to Trump podjął decyzję o dostawach Javelinów, bez których ta „samotność” mogłaby się skończyć dramatycznie. Warto, abyśmy też pamiętali, że teza o „samotności” dezawuuje polskie dostawy po wybuchu wojny, tak jakby pociągi pełne amunicji i setki czołgów wysłane przez Warszawę nie istniały. Nie jest kwestią przypadku, taką stawiam tezę i postaram się ją udowodnić, iż wypowiedź Zełenskiego kontrastowała celowo z tezami Trumpa, który podkreślał znaczenie Polski jako jednego z najbardziej wiarygodnych sojuszników Stanów Zjednoczonych. Aby zrozumieć, co się stało w Waszyngtonie, ale też w następstwie tego w europejskich stolicach, musimy spojrzeć na scysję przez pryzmat kwestii strategicznych.

„Trump wyznacza limes”

Jestem, i to moja kolejna teza, przekonany, iż Zełenski uważa, że Trump wyznacza obecnie limes, granicę amerykańskiego świata sojuszniczego starając się nie zerwać, ale w sposób zasadniczy zmienić relacje rządzące porozumieniem państw Zachodu. Negocjacjom pokojowym z Rosją (wyznaczanie granicy) towarzyszy równolegle przebiegający proces podporządkowania sobie sojuszników europejskich przez Waszyngton. Problem Kijowa jest w związku z tym oczywisty, Zełenski i ukraińska opinia publiczna chcą, aby limes oddzielający Rosję i kolektywny Zachód biegł na wschodniej granicy Ukrainy, a Trump prowadzi tak negocjacje z Kremlem, iż coraz bardziej trzeba brać pod uwagę inny wariant, czyli że granica przebiegać będzie na zachodzie Ukrainy. Innymi słowy, gra toczy się o to, czy Ukraina będzie w przyszłości państwem buforowym, poddawanym presji (najczęściej z obydwu stron) czy elementem systemu bezpieczeństwa Europy Zachodniej. Kijów chce tego ostatniego i dlatego Zełenski mówił ostatnio w wywiadzie dla NBC o 100 brygadach ukraińskich sił zbrojnych powstrzymujących Rosję i zestawiał ten potencjał z bezsilnością „starej Europy”, która mogłaby wystawić przeciw Moskalom co najwyżej 86 tego rodzaju związków taktycznych.

Ten uproszczony rachunek sił jest też znany w Europie, która między innymi z tego powodu jest żywotnie zainteresowana „wciągnięciem na pokład” Ukrainy, ale nie miejmy złudzeń, iż Amerykanie również nie mają świadomości sytuacji. Jednak z ich perspektywy wygląda to już zupełnie inaczej. Jeśli bowiem Ukraina i Europa, nawet bez skokowego zwiększania wysiłków sojuszniczych już dziś, na poziomie potencjałów sił lądowych, są w stanie skutecznie odstraszać Rosję, to gdzie tu miejsce na wojskowe gwarancje ze strony Stanów Zjednoczonych? Nie mylmy tendencji związanych z deklarowaną koncentracją Ameryki na rejonie Indo-Pacyfiku z dobrowolną rezygnacją z narzędzia umożliwiającego, w związku z uzależnieniem Europy od amerykańskich sił zbrojnych, budowania wpływów politycznych. Innymi słowy, strategicznie Waszyngtonowi zależy, aby Europejczycy nie byli pewni, czy będą mogli liczyć na Ukraińców, bo to buduje ich zależność od Stanów Zjednoczonych. Nawet jeśli założyć, że presja Trumpa, aby państwa starego kontynentu zwiększyły swe wydatki na zbrojenia, odniesie pożądany efekt, to i tak będziemy mieli do czynienia z procesem wspieranym i kontrolowanym przez Amerykanów, bo bez ich zaangażowania odbudowa zdolności europejskich będzie trudniejsza, droższa i skonsumuje znacznie więcej czasu. Biorąc pod uwagę obiektywne interesy strategiczne, Waszyngtonowi, zwłaszcza w scenariuszu porozumienia z Rosją (bo scenariusz drugiej zimnej wojny wymuszałby zupełnie inną politykę) nie zależy na tym, aby Ukraina stała się częścią europejskiego systemu bezpieczeństwa. Ukraina, ale też z oczywistych powodów Europa, mają inne interesy i to wyjaśnia źródła pęknięcia. Trzeba jeszcze napisać o roli Polski, bo tu też mamy do czynienia z interesami natury strategicznej, a nie kwestiami „lubi nie lubi”, które tak lubimy roztrząsać. Jest oczywiste, że jeśli na naszej wschodniej granicy ma przebiegać „limes” amerykańskiego systemu sojuszniczego, a dalej na wschód mają już rozciągać się „dzikie pola”, czyli obszary buforowe, to w interesie Waszyngtonu jest podkreślanie roli Polski (nie mylmy z realnym wsparciem, bo to zależy od naszych umiejętności gry) a w interesie Kijowa deprecjonowanie naszego znaczenia. Nie wynika to z faktu „postawienia na Niemcy” przez Zełenskiego, jak często piszą lubujący się w uproszczonych diagnozach nasi komentatorzy, ale ze strategicznego znaczenia Polski. Polega ono na tym, że mając w naszym kraju silnego sojusznika, Waszyngton może trzymać w szachu najsilniejsze państwo europejskie, jakim są Niemcy, co korzystnie wpływa na politykę Berlina, utrzymywać bezpieczeństwo wschodniej flanki i jednocześnie wspierać, jeśli zajdzie taka potrzeba, Ukrainę. Jest to tradycyjna formuła offshore balancingu, która umożliwia Amerykanom wycofanie się z danego regionu i dbanie o to, aby nie nastąpiło zachwianie relacji sił. Tylko że znów, nie chodzi o to, jak piszą emocjonalnie nastawieni komentatorzy, o „porzucenie Europy”, bo Amerykanie mają świadomość rozpoczynającej się właśnie „bitwy o Eurazję” i nie biorą pod uwagę takiego scenariusza (może on okazać się rzeczywistością, ale nie jako element planu, ale skutek obopólnych błędów) a chcą jedynie odgrywać taką rolę na granicy swego systemu sojuszniczego. Trump uznaje, i dlatego mówi o ryzyku III wojny światowej, że Ukrainą co najwyżej może być państwem buforowym, a Europa boi się, że bez Ukrainy będzie jedynie, co ma związek z jej bezbronnością, narzędziem w rękach kolejnych prezydentów Stanów Zjednoczonych. Paradoks całej sytuacji polega na tym, że Ukraina również ma świadomość roli Polski.

Wzrost naszego znaczenia jako państwa granicznego świata Zachodu blokuje jej drogę do uzyskania takich gwarancji bezpieczeństwa, o jakie zabiega, z drugiej strony, ze względów geograficznych, Kijów wie również, że jeśli zostanie państwem buforowym bez bliskiej współpracy z Warszawą, będzie im trudniej zbudować ścianę przeciw Rosji. To oznacza, że w krótkoterminowym interesie Ukrainy jest umniejszanie roli Polski, w dłuższej perspektywie albo silny sojusz strategiczny, albo uprzedmiotowienie (ale nie w wyniku ich akcji) Warszawy. Jeśli bowiem Polska wzięłaby udział w jakimś europejskim „projekcie bezpieczeństwa”, to wówczas świadomie zrezygnowałaby z roli pomostu i zdolności do suwerennego budowania relacji ze wschodnim sąsiadem, bo o tym, czy wykorzystamy nasze strategiczne położenie względem Ukrainy (które jest też jej słabą stroną) decydowaliby politycy rezydujący w innych stolicach, a nie w Warszawie. Tym motywowany jest „proniemiecki wektor” polityki Kijowa, co oznacza, nie tylko realizm ukraińskiej polityki, ale i to, że Warszawa powinna mieć świadomość własnych możliwości, które może wykorzystać w nowym środkowoeuropejskim układzie sił, ale tylko działając samodzielnie (choć zabiegając o sojuszników z zachodniej części naszego kontynentu), a nie w ramach jakiejś kolektywnej „suwerenności strategicznej” Europy.

Zaognienie sytuacji

Wróćmy jednak do strategii Zełenskiego. Moim zdaniem, i to kolejna teza, świadomie doprowadził on do zaognienia sytuacji, póki ma jeszcze czas na korzystne zmiany. Na czym polega istota jego gry? Według ocen specjalistów wojskowych Ukraina może jeszcze skutecznie walczyć od 6 do nawet 12 miesięcy. To oznacza, że póki co jest jeszcze wystarczająco dużo czasu na pełny „cykl polityczny”. Pierwszy krok to udaremnienie wysiłków pokojowych Trumpa, pokazanie, że bez zgody Kijowa wojna się nie zakończy, kolejnym są decyzje Europejczyków i ich akcja mediacyjna, finałem powrót do negocjacji pokojowych, ale już w innym kształcie i z innymi celami. To oznacza, że nie tylko Waszyngton, ale i Kijów, krótkoterminowo, chcą grać lękami Europejczyków. Konsolidacja państw naszego kontynentu wokół pomocy Ukrainie zwiększa jej odporność, przedłuża opór i minimalizuje szanse Trumpa na szybkie zakończenie wojny, a to z kolei jest warunkiem jakiejś formuły „odwróconego Kissingera”, o czym niedawno mówił choćby Rubio. W Ankarze Zełenski otrzymał wsparcie polityczne Erdogana, co jest równoznaczne z wysłaniem, a adresatem jest w tym wypadku Trump, czytelnego sygnału, iż Ukraina ma opcję przyjęcia rosyjskich warunków i wcale nie musi korzystać z pośrednictwa amerykańskiego. Ewentualne zaangażowanie Ankary otwiera też perspektywę regionalnego sojuszu bezpieczeństwa, który obejmowałby całą wschodnią flankę NATO, a jego powstanie (bez zaangażowania i nadzoru Waszyngtonu) nie jest Amerykanom na rękę, bo po pierwsze nie oni mieliby w tym układzie monopol, a po drugie większe pole manewru uzyskałaby też Ukraina. Krótkoterminowo Zełenski musi pokazać Trumpowi, że bez jego zgody nie będzie żadnego pokoju na wschodzie, podobnym sygnałem jest też zainteresowana Europa, zwłaszcza zachodnia jej część, która potrzebę uczestnictwa w rozmowach pokojowych rozumie (i słusznie) w kategoriach wzmocnienia swojej pozycji w trwających już negocjacjach na temat nowego podziału ról w amerykańskim systemie sojuszniczym. Jest to oczywiście w przypadku Zełenskiego bardzo ryzykowana gra, ale z pewnością lepiej ją podjąć szybko niż biernie czekać, aż Amerykanie zdyscyplinują Europejczyków, bo wówczas pole manewru Kijowa ulegnie dramatycznemu zawężeniu.

Problemem jest oczywiście to, o czym niedawno na łamach The Foreign Affairs pisał Hal Brands, że mamy do czynienia z grą, w której bierze udział wielu zainteresowanych, co oznacza, iż realizacja jakiegokolwiek „planu” ze względu na rozbieżności interesów nie jest prosta, a i sam plan składa się z chaotycznych i często wewnętrznie sprzecznych posunięć. Możemy też w efekcie obserwować katastrofę geostrategiczną, a nie wykluwanie się nowego, zbudowanego na nowych zasadach, porządku.

Oceniając sytuację, trzeba jednak odnosić się do realiów, a nie liczby wpisów w serwisach społecznościowych, w których politycy, o zgrozo często nawet liderzy państw, deklarują poparcie i solidarność, piszą, że „nigdy was nie zostawimy”, ale nie podejmują realnych kroków, nawet takich, które są w zakresie ich możliwości.

Wsparcie Europy dla Ukrainy

Jeśli Europa chce wspierać wysiłek obronny Ukrainy, to nic nie stoi na przeszkodzie, aby podjąć decyzję o konfiskacie rosyjskich aktywów zamrożonych w systemie Euloclear, z siedzibą w Belgii, w którym to państwa naszego kontynentu mają zdecydowaną większość albo zwiększyć restrykcje handlowe wobec Rosji i jej sojuszników. Pierwszy krok, dla przykładu, mogłaby wykonać Holandia i Francja, blokując przyjmowanie w ich portach rosyjskiego gazu LNG. Podobnie szybko i łatwo kanclerz Scholz mógłby zacząć wysyłać Ukraińcom rakiety Taurus, dzięki którym ci byliby w stanie zniszczyć choćby Most Kerczeński, a Bałtowie i Skandynawowie podjęć bardziej zdecydowane kroki, aby blokować rosyjskie statki wchodzące w skład tzw. floty cienia, czym ograniczyliby rosyjskie zdolności do finansowania wojny.

Zakładam, że równie łatwo można byłoby wypracować wspólną, europejską, deklarację o potrzebie wypowiedzenia Aktu Stanowiącego Rosja – NATO, czego nie udało się mimo trzech lat wojny zrobić, a przynajmniej państwa z zachodniej części naszego kontynentu, tak chętnie mówiące o strategicznej suwerenności Europy, mogłyby podjąć negocjacje, których celem byłoby utworzenie stałych baz, czyli zerwanie z rotacyjną obecnością wojskową, na wschodzie. Nic z tego nie ma, póki co, miejsca, co nakazuje, to moja kolejna teza, aby rząd w Warszawie ostrożnie podchodził do aktów strzelistych Europejczyków z Zachodu, deklarujących, że teraz „już na poważnie” wezmą się za bezpieczeństwo. Mają otwartą drogę, niech to robią, a my podejmijmy decyzje o własnym zaangażowaniu zaraz po ich posunięciach.

Nawet taki zwolennik suwerenności strategicznej jak Emmanuel Macron, który w ostatnim czasie (już po scysji w Gabinecie Owalnym) mówił, że Europa musi wykonać ruch do przodu i podjąć decyzję o zwiększeniu o setki miliardów dolarów własnych wydatków na bezpieczeństwo finansowanych wspólnym długiem, a także zadeklarował, iż „jest otwarty” w kwestii rozmów o rozciągnięciu na pozostałe kraje naszego kontynentu francuskiego parasola nuklearnego, jednocześnie podkreśla wagę dbałości o relacje ze Stanami Zjednoczonymi. Jego zdaniem, nawet jeśli w najbliższym tygodniu Europa podejmie stosowne decyzje (szczyt państw UE), co wydaje się optymizmem, bo ostatnio Włochy, Hiszpania i Portugalia, a nie tylko Węgry, zaczęły blokować sankcje nałożone na Rosję, to i tak „potrzebujemy długich lat”, aby zbudować rzeczywiste zdolności wojskowe. To oznacza, że wsparcie Amerykanów w tym procesie jest niezwykle ważne, jeśli chcemy myśleć o odstraszaniu Rosjan. Ryzykowanie, że przyjmie ono chaotyczny wymiar, nie jest dobrym pomysłem. Oczywiście Ukraińcy mogą mieć w tej sprawie inną optykę i muszą działać szybko, ale członkowie NATO, przeciwnie, raczej powinni wykazać się umiarkowaniem i spokojem. Dlatego dobrze byłoby, aby nasi politycy powstrzymali się z antytrumpowskimi deklaracjami, nie mówiąc już o głupich tweetach, w których otwarcie wiążą politykę Stanów Zjednoczonych z Rosją. Jeśli byli ministrowie obecnej koalicji chcą uprawiać tego rodzaju dziecinadę, to mają oczywiście do tego prawo, ale muszą mieć świadomość, że ich wygłupy działają obiektywnie na szkodę Polski. Nie dlatego, że roztropna jest wobec Ameryki postawa w stylu „przy twoim boku staliśmy i będziemy stać Panie”, bo to przejaw podobnie głupiej skrajności, tylko że o innym wektorze, ale z tego względu, że potrzebujemy, na konstrukcję naszego systemu bezpieczeństwa czasu i winniśmy dążyć do rozpoczęcia procesu, którym będziemy współzarządzać, a nie podejmować impulsywnych i chaotycznych działań. To z tego też powodu Keir Starmer zachęca Zełenskiego do pojednania z Białym Domem i nie przyłączył Wielkiej Brytanii do chóru, emocjonalnie zrozumiałych, choć politycznie głupich, antyamerykańskich deklaracji i tweetów, które pojawiły się po kłótni w Białym Domu.

„Sytuacja jest niestabilna”

Sytuacja, najłagodniej rzecz ujmując, jest niestabilna i potoczyć się może w każdym, nawet najmniej pożądanym, kierunku. Amerykańskie media obiegają informacje o wstrzymaniu wszelkiej pomocy wojskowej i ekonomicznej dla Ukrainy, co może oznaczać też decyzję o wycofaniu się wojskowym z Jasionki. Możemy mieć zatem do czynienia z faktyczną redukcją amerykańskiej obecności wojskowej w Polsce (mimo że jeszcze w ubiegłym tygodniu mieliśmy widoki na jej utrzymanie, a nawet zwiększenie, o co zabiegał w Waszyngtonie premier Wielkiej Brytanii). To może być pierwszy, niekorzystny dla nas efekt akcji Zełenskiego. Doradzałbym zatem powściągliwość w aktach strzelistych naszych polityków wyrażających poparcie dla prezydenta Ukrainy. Być może roztropniejszą byłaby misja usług dobrej woli, której celem byłoby łagodzenie napięć. Należy też podjąć wymierne działania w postaci utrzymania, tym razem angażując nasze siły, bazy logistycznej w Jasionce. Jeśli nasi europejscy sojusznicy będą chcieli nas wesprzeć, to dobrze, bo w ten sposób pokarzą w czynach swoją determinację, ale decyzja o tym czy baza będzie pracowała, czy nie musi być w naszych rękach. W Kijowie muszą przyjąć do wiadomości i pogodzić się z tym, że to dzięki postawie Polski w ogóle dostają pomoc i jest wymogiem ich, a nie naszej racji stanu, nie tylko konsultować z Warszawą podejmowane indywidualnie działania, ale również uwzględniać nasze stanowisko. Bravado Zełenskiego w Waszyngtonie może też godzić w nasze interesy strategiczne. Tego rodzaju sygnały, których adresatem, prócz Kijowa winny być stolice państw europejskich, ale również Waszyngton, powinny zostać wzmocnione szeregiem inicjatyw regionalnych. Ich celem powinno być pokazanie zdolności do konstrukcji regionalnych porozumień i aliansów strategicznych, ale nie po to, aby zastąpić istniejące, ale wziąć udział w już trwających negocjacjach na temat nowych ról w zachodnim systemie sojuszniczym. Ukraina powinna dostać sygnał gotowości Polski do pogłębienia współpracy wojskowej, np. w zakresie wspólnej produkcji rakiet balistycznych i manewrujących. Nie chodzi tu o politykę „kija i marchewki”, ale o deklaracje budowy, w przyszłości, sojuszu strategicznego, który obiektywnie wzmacniałby Ukrainę, nawet jeśliby ta została zmuszona do przyjęcia roli „państwa buforowego”. Obecny stan relacji amerykańsko-europejskich i wewnątrzeuropejskich nakazuje nam unikanie dwóch skrajności przedstawicieli naszego świata polityki – naiwnej proeuropejskości i naiwnej proamerykańskości. Musimy zerwać z tą fatalną polityką wyboru orientacji i wybrać opcję stopniowego zwiększania własnych zdolności. Jednym z pierwszych posunięć winna być poprawa relacji z Kijowem i nadanie im transakcyjnego, równoprawnego, charakteru. Kolejne posunięcia powinny koncentrować się na budowie aliansu z Turcją oraz równolegle z państwami „bałtyckiej ósemki”. Szczególnie ten ostatni format jest ważny, choć nie lekceważyłbym w związku z dobrymi relacjami Ankary z Pekinem kierunku tureckiego. Zarówno Europejczycy z Zachodu, jak i Amerykanie muszą w rezultacie zrozumieć, że na wschodzie kształtuje się konfiguracja państw mających realne zdolności wojskowe, których interesy należy poważnie brać pod uwagę. W przeciwnym razie zawsze będą mieli oni pokusę instrumentalizowania nas albo będziemy ponosić koszty strategicznie nierozsądnej, choć dobrze w krótkiej perspektywie skalkulowanej akcji Ukrainy.

Hard truths about the Trump-Zelensky-Vance Oval Office blow-up

Hard truths about the Trump-Zelensky-Vance Oval Office blow-up

The public spectacle doesn’t change the fact that the war needs to end soon

Feb 28, 2025 https://responsiblestatecraft.org/zelensky/

The sort of clash that occurred between President Trump and Vice President Vance and President Zelensky is common enough between leaders in private. As a public spectacle however it is almost unprecedented, and certainly in the surroundings of the White House. There was fault on both sides for the way things got out of hand; but Zelensky was the more foolish participant, because (as Trump pointed out) he is the one in the weak position.

There were multiple reasons for this diplomatic debacle, but the most important was a fundamental divergence of views on how the war began and how to end it.

President Zelensky, like many people in the U.S. and European establishments, puts all the blame for the war on Russia, believes that the Russian government is not only still pursuing not only maximalist aims in Ukraine, but intends to attack the Baltic States and NATO.

Zelensky therefore does not really believe that a negotiated settlement is possible or will last; unless that is NATO European members provide a force to defend Ukraine with the full backing of the United States. Since the Russian government has repeatedly rejected this idea, setting it as a condition in talks would mean that there will be no peace settlement and the war will continue indefinitely.

Based on their own view of the world and international relations (shared in private by a good many tough-minded members of the U.S. establishment) Trump and Vance by contrast believe that Russia had certain legitimate reasons to see Western ambitions in Ukraine as a threat to its security and vital interests. They see this war as part of a broader geopolitical conflict between the West and Russia over NATO expansion and Europe’s security order. Absent diplomacy, they think the spiral of action and reaction in this geopolitical conflict will only escalate, risking, in Trump’s words, “World War III.”

Trump and Vance see Putin as a ruthless but rational actor (much, perhaps, as Trump sees himself) who will make a deal and stick to it if it meets Russia’s essential conditions. They do not believe that Putin has any intention of going on to attack NATO. Above all, they are determined not to make any more U.S. security commitments in Europe beyond NATO’s existing borders.

They were therefore furious when Zelensky at the press conference put public pressure on them to promise a U.S. military “backstop” for a European “peacekeeping” force in Ukraine. And while Trump’s words about Zelensky have been extremely undiplomatic, in another reply to a question he did utter some diplomatic common sense: “You want me to say terrible things about Putin and then tell him, ‘Hey, Vladimir, how about a deal?’” Trump also stated something that should be a truism, but has too often been forgotten by the U.S. foreign and security establishment: that his primary responsibility is to the United States of America.

Zelensky for his part does not seem to have understood the very different character of the Trump administration from that of Biden or the European governments. Zelensky and other Ukrainian officials became used to criticizing Western governments in public for not giving enough aid to Ukraine, and going over their heads with public appeals to Western media, publics and parliaments.

And very often, Biden and his European counterparts then gave in to Ukrainian demands that they had previously rejected. This appeared to condition Zelensky to believe that public pressure and moral blackmail on Washington would still be a path to success when dealing with Trump.

It says little for his Ukrainian advisers that Zelensky went into this meeting so terribly briefed. The Ukrainian ambassador was seen with her head in her hands during the argument, and she had good reason.

Trump and Vance reacted very differently to Zelensky’s public pressure and reproaches. It was, however, unnecessary for them to respond so harshly in public. As one of the authors pointed out in an article for Responsible Statecraft earlier this week (that, alas, none of the principals at this meeting seem to have read) there is an awful lot to be said for public silence in the conduct of international affairs.

Zelensky’s illusions needed to be dispelled by some clear and firm U.S. words; but there was no need to utter them in public. Incidents of this kind do not accord with the dignity of the White House or the image of the United States. Trump should have ended the press conference before the conversation turned contentious and voiced his admonitions to Zelensky in private.

The way in which this argument got out of hand partly reflects Trump’s and Vance’s personal resentments (of which Zelensky should have been aware, and that should have made him more cautious and polite) over Zelensky’s perceived political support for the Democrats, including his role in Trump’s first impeachment and his de facto campaign appearance for Biden in Pennsylvania during the 2024 elections.

This deep public rift, and the collapse of the minerals deal that Trump clearly regarded as central to the U.S.-Ukrainian aspect of the peace process, leave that process in a parlous state. The Russian government has two choices in how to respond. On the one hand, there will doubtless be hardliners who will tell Putin that with Ukraine’s relationship with the U.S. gravely weakened, Russia should harden its negotiating stance and refuse to compromise on its demands.

It is certainly possible, however, that wiser counsel will prevail, and that Putin will see this as an opportunity to portray Russia as the party that is seeking peace. This is what most of Russia’s partners in the Global South (that Russians like to call the “Global Majority”) would wish. This is also of course the greatest opportunity ever to establish a wholly new relationship with the U.S. and achieve the wider agreements on common security that Moscow has been seeking for so many years.

Ukraine’s position is gravely weakened; and if in the next round of negotiations the U.S. and Russian teams can come up with a reasonable compromise, Ukraine would be well advised to accept it in principle and try to negotiate as many advantages as possible over the details of the ceasefire and any changes to the Ukrainian constitution — negotiations in which Ukraine will of course have to be involved, whatever the state of relations between Trump and Zelensky.

For if Ukraine continues to oppose a deal and Trump withdraws U.S. support (including not just weapons but even more importantly Starlink and real-time battlefield intelligence), Ukrainian forces will face huge difficulties in holding their present positions and warding off a catastrophic defeat.

This will be true even if European countries continue their support. The governments of the EU and UK are now facing a critical dilemma, to which they will have to respond at their summit (including Zelensky) this coming Sunday, March 2. They will no doubt pledge to continue supporting Ukraine with aid.

If however they also continue to insist to the Trump administration that they and Ukraine be included in the first rounds of peace talks, to insist on a European peacekeeping force, and to encourage Ukraine to reject a deal, they will lose whatever influence they retain in Washington and may also expose themselves to retaliation in the form of tariffs. They will also vastly increase the risk of a catastrophe for Ukraine.

Finally, this incident raises profound questions about Zelensky’s political future.

It may temporarily create a rally-round-the-flag effect in Ukraine, bolstering his popularity for standing up to U.S. pressure. Before too long however, as Ukrainians confront the dire circumstances they face and the need to mend fences with the Trump administration, challengers to Zelensky may emerge and lead calls for presidential elections.

——————

Anatol Lieven

Anatol Lieven is Director of the Eurasia Program at the Quincy Institute for Responsible Statecraft. He was formerly a professor at Georgetown University in Qatar and in the War Studies Department of King’s College London.

The views expressed by authors on Responsible Statecraft do not necessarily reflect those of the Quincy Institute or its associates.

George Beebe

George Beebe spent more than two decades in government as an intelligence analyst, diplomat, and policy advisor, including as director of the CIA’s Russia analysis and as a staff advisor on Russia matters to Vice President Cheney. He is the author of „The Russia Trap: How Our Shadow War with Russia Could Spiral into Nuclear Catastrophe” (2019).

Skecz “Sługi Narodu” w Białym Domu

Skecz “Sługi Narodu” w Białym Domu

Stanisław Michalkiewicz 2025-03-02 skecz-slugi-narodu-w-bialym-domu

Takiego widowiska nikt chyba się nie spodziewał. Ja na przykład myślałem, że prezydent Zełeński, któremu ukraiński Najwyższy Sowiet dopiero niedawno konwalidował status prezydencki, przyszedłszy po rozum do głowy, podpisze warunki bezwarunkowej kapitulacji Ukrainy przed Stanami Zjednoczonymi.

Prawdopodobnie tak samo myślał i prezydent Trump i wiceprezydent Vance – bo czyż w przeciwnym razie wpadliby na pomysł, żeby dyskutować z prezydentem Zełeńskim przed kamerami telewizyjnymi i w obecności tłumu dziennikarzy?

Tymczasem prezydent Zełeński najwyraźniej postanowił schronić się za murami kabaretowymi – o czym świadczył m.in. kostium “sługi narodu” z “tryzubem” na lewej piersi.

Chyba ani prezydent Trump, ani wiceprezydent Vance z początku nie zorientowali się w tym manewrze i dlatego podjęli dyskusję z operetkowymi, ale i mocarstwowymi deklaracjami prezydenta Zełeńskiego – że on własną piersią broni “wolnego świata” i przestrogami, że jak Ameryka nie będzie go słuchać, to doświadczy wojny na swoich granicach i nic jej nie pomoże nawet Ocean Atlantycki.

Myślę, że w tym momencie prezydent Trump już się zorientował, że został przez prezydenta Zełeńskiego wciągnięty w kabaretowy skecz – bo wiceprezydent Vance chyba skapował to kilka minut później. Toteż, wyłamując się z kabaretowej konwencji, expressis verbis dał do zrozumienia swemu ukraińskiemu rozmówcy, że bez Stanów Zjednoczonych nie ma on w rękach żadnych atutów i że albo zdecyduje się podpisać warunki bezwarunkowej kapitulacji Ukrainy przed USA, albo “się rozejdziemy” – co w domyśle oznaczało, że od tej pory będzie musiał bujać się z Putinem na własną rękę.

Ponieważ prezydent Zełeński miał przygotowany tylko scenariusz kabaretowy, nie było innego wyjścia, jak przerwać przedstawienie. Toteż widowisko przerwano, delegacja ukraińska została skierowana do osobnego pokoju, dokąd po chwili przyszła jakaś funkcjonariuszka, by zakomunikować, że prezydent Trump prosi delegację ukraińską o “jak najszybsze” opuszczenie Białego Domu.

No dobrze – ale dlaczego prezydent Zełeński postanowił odegrać z udziałem prezydenta Trumpa skecz pod tytułem “Sługa narodu”? Żeby odpowiedzieć na to pytanie, musimy uświadomić sobie, jakim naprawdę państwem jest Ukraina. Nie jest to normalne państwo, tylko oligarchia oligarchów.

W odróżnieniu od Rosji, gdzie Putin decyduje, kto może być oligarchą, na Ukrainie to oligarchowie decydują, kto może być prezydentem.

To są ci sami oligarchowie, którzy eksploatują wszystkie bogactwa Ukrainy, bez oglądania się na tamtejsze plebejskie mięso armatnie. A tu nagle amerykański prezydent chciałby położyć na tym wszystkim łapę.

Toteż prezydentu Zełeńskiemu na odjezdnym powiedziano: słuchaj no frędzlu, jak tylko podpiszesz tę umowę, to uriezamy tobie szyję. W tej sytuacji nie było innego wyjścia, jak schronić się za murami kabaretowego widowiska, dzięki czemu żadna umowa z Ameryką nie została podpisana.

No tak – ale prezydent Stanów Zjednoczonych, które rzeczywiście – stanowią jedyną ostoję i nadzieję Ukrainy, na oczach całego świata został przez żydowskiego komika w ukraińskim kostiumie ośmieszony. To ze strony prezydenta Zełeńskiego też wielkie ryzyko – a jednak na to ryzyko poszedł. Dlaczego? Najwyraźniej jemu też przez ostatnie lata musiało przewrócić się w głowie i doszedł do wniosku, że może bezkarnie wytarzać amerykańskiego prezydenta w smole i pierzu, bo ten “i tak” będzie musiał mu pomagać, bo jak nie, to Putin ruszy na Atlantyk – oczywiście po uprzednim zawojowaniu Europy – i okupuje Amerykę.

Taką właśnie propagandową tezę wykoncypowali pierwszorzędni fachowcy ze Sztabu Generalnego niezwyciężonej Ukraińskiej Powstańczej Armii – więc nic dziwnego, że i prezydent Zełeński w końcu w tę własną propagandę uwierzył. Tymczasem to błąd – bo w nasza propagandę, to powinni wierzyć inni – ale nie my, którzy ją wytwarzamy. A dlaczego? A dlatego, ze wiara we wszelką propagandę odbiera człowiekowi poczucie rzeczywistości.

I właśnie taką utratę poczucia rzeczywistości mogliśmy zaobserwować u prezydenta Zełeńskiego. Ja nie przywiązuję specjalnej wagi do tak zwanej “mowy ciała”, w której specjalizują się rozmaici filuci – ale rzeczywiście – kiedy prezydent Trump powiedział ukraińskiemu gościowi, że bez Stanów Zjednoczonych Ukraina “nie ma żadnym atutów”, to chyba dopiero wtedy dotarło do niego, że może zostać z – jak to mówią – fiutem w garści, z którego może oddawać gniewne strzały w stronę zimnego ruskiego czekistę Putina. Dopiero wtedy dotarło do niego, że o ile Stany Zjednoczone jakoś sobie poradzą i bez samostijnej Ukrainy, to samostijna Ukraina bez pomocy Stanów Zjednoczonych może sobie nie poradzić, zwłaszcza w aktualnej sytuacji, w jakiej z powodu głupoty swojego prezydenta właśnie się znalazła.

Na usprawiedliwienie prezydenta Zełeńskiego trzeba jednak dodać, że liczy on na “Europę”, której przywódcami najwyraźniej musiał – o czym pisał mój Honorable Correspondant – podzielić się forsą, którą i Ameryka i poszczególne kraje europejskie pożyczyły mu, albo zagwarantowały w związku z wojną. Oczywiście z wyjątkiem Polski – bo nasi Umiłowani Przywódcy 2 grudnia 2016 roku podpisali umowę, w której zobowiązali się do “nieodpłatnego” udostępniania Ukrainie zasobów całego państwa. Czyż nie dlatego prezydent Zełeński i ukraińscy dygnitarze traktują naszych Umiłowanych Przywódców z nieukrywaną pogardą – no bo na nic innego ci nie zasługują.

Jeśli chodzi o innych europejsów, przede wszystkim “starą łapówkarę”, Reichsfuhrerin Urszulę Wodęleje, czy francuskiego prezydenta Macrona, to jestem pewien, że ci teraz rzeczywiście panikują, że prezydent Zełeński powie, ile komu dał i w ten sposób trzyma ich za krocze.

Toteż jeden przez drugiego mu się nadstawiają z ofertami dozgonnej miłości – w czym uczestniczy nawet obywatel Tusk Donald, chociaż nie wydaje mi się, żeby i jemu coś od prezydenta Zełeńskiego kapnęło, chociaż – w odróżnieniu od pana prezydenta Andrzeja Dudy, który prezydenta Zełeńskiego kocha bezinteresowną, ślepą miłością – w roku 2019, kiedy jeszcze przewodniczył Europejskiemu Najwyższemu Sowietowi, a Zełeński już był prezydentem, to mógł i on coś dostać i dlatego tak się dzisiaj nadstawia.

Wyjątkiem może być Wielka Brytania. Pamiętamy, jak w roku 2022 Turcja oferowała Ukrainie swoje usługi w zakresie pośrednictwa z Putinem – ale ówczesny brytyjski premier Borys Johnson prezydentowi Zełeńskiemu to “odradził”. Co mu tam naobiecywał, razem z amerykańskim prezydentem Józiem Bidenem – tego możemy się tylko domyślać również dlatego, że teraz Wielka Brytania podpisała z Ukrainą pakt aż na całe 100 lat!

Skoro jest już po “brexicie”, to co to szkodzi wciągnąć resztę europejsów w stuletnią wojnę na Ukrainie? Bella gerant alii, tu felix Austria nube (niech inni toczą wojny, ty szczęśliwa Austrio zawieraj małżeństwa) mawiało się w koszmarnych czasach – ale każda słuszna myśl, raz rzucona w przestrzeń, prędzej czy później znajdzie swego amatora.

A ponieważ wszyscy namawiają nas do “myślenia pozytywnego”, to niewątpliwie pozytywnym skutkiem awantury w Białym Domu jest to, że cały świat przekonał się, jacy są Ukraińcy. [Raczej – rządzące tym biednym ludem – mafie. md]

Stanisław Michalkiewicz

Starmer [to jakiś „premier”?] : „Europa potrzebuje gwarancji bezpieczeństwa ze strony USA”. A ja potrzebuję [—-].

tysol/starmer-europa-potrzebuje-gwarancji-bezpieczenstwa-od-usa 3.2025

Europa potrzebuje gwarancji bezpieczeństwa ze strony USA, aby powstrzymać przywódcę Rosji Władimira Putina przed ponowną inwazję na Ukrainę, gdyby doszło do tego po uzgodnieniu wcześniej porozumienia pokojowego – powiedział w niedzielę w rozmowie z BBC brytyjski premier Keir Starmer.

Keir Starmer Starmer: Europa potrzebuje gwarancji bezpieczeństwa od USA

Keir Starmer / PAP/EPA/WILL OLIVER

Szef brytyjskiego rządu przyznał, że nie ufa Putinowi, który, jego zdaniem, może „powrócić, jeśli tylko dostanie szansę”. 

Przypomniał, że podobne działania ze strony rosyjskiego przywódcy miały już miejsce w przeszłości. Polityk podkreślił, jak istotne jest dla niego, aby porozumienie miało charakter trwały, a nie było jedynie tymczasową przerwą. Zaznaczył również, że stąd wynika potrzeba zapewnienia gwarancji bezpieczeństwa ze strony USA.

Starmer: Europa potrzebuje gwarancji bezpieczeństwa od USA

Starmer wyznał, że ufa zarówno prezydentowi Ukrainy Wołodymyrowi Zełenskiemu i prezydentowi USA Donaldowi Trumpowi. [Hi,hi… A to idiota... md]. Dodał, że ukraiński polityk dzielnie służy swojemu krajowi od rozpoczęcia pełnoskalowej inwazji Rosji w lutym 2022 r. [Hi,hi… A to idiota... md]. W opinii premiera Wielkiej Brytanii czas ten jest dla Europy „prawdziwym momentem kruchości”.

Rozmówca BBC stwierdził, że Trump dąży do trwałego pokoju na Ukrainie, pomimo swojej retoryki i postawy wobec Zełenskiego. 

„Wszyscy się z tym zgadzają, oprócz Putina”  – powiedział Starmer.

Polityk wymienił trzy rzeczy, które jego zdaniem są niezbędne do osiągnięcia trwałego pokoju: amerykańskie zabezpieczenie, europejskie gwarancje bezpieczeństwa oraz silna i uzbrojona Ukraina [Hi,hi… A to idiota... md]. Dodał, że kwestia gwarancji bezpieczeństwa ze strony Amerykanów jest przedmiotem „intensywnych” dyskusji

[Resztę tych bezczelnych bredni jakiś ciekawski może se znaleźć w Tysolu, ja szanuję czytelnika. md]

========================

mail: Oto wyjaśnienia:

Viki:

W 2007 roku ożenił się z prawniczką Victorią]. Przodkowie Victorii są żydowskiego pochodzenia i mają polskie korzenie. [Podobne „polskie korzenie” miał Begin, Humer i setki tysięcy im podobnych. md]. Mają dwoje dzieci, córkę i syna.

Jest pescetarianinem [RYBKI SOBIE POZWALA.. ] , a jego żona wegetarianką. W jednym z wywiadów przyznał, że dał swoim dzieciom możliwość jedzenia mięsa dopiero kiedy skończyły 10 lat.

Jest ateistą.

================

Konflikt Zełenski – Trump. Grzegorz Braun komentuje.

Konflikt Zełenski – Trump. Grzegorz Braun komentuje: Ja nie jestem zaskoczony

1.03.2025 konflikt-zelenski-trump-grzegorz-braun-komentuje

Grzegorz Braun. Foto: X/Konfederacja Korony Polskiej
Grzegorz Braun. Foto: X/Konfederacja Korony Polskiej

Nie milkną echa kłótni pomiędzy prezydentem Ukrainy Wołodymyrem Zełenskim a prezydentem USA Donaldem Trumpem i wiceprezydentem USA J.D. Vancem.

Sytuację skomentował także kandydata na prezydenta Polski Grzegorz Braun.

Podczas jednego ze spotkań wyborczych Grzegorz Braun został zapytany przez redaktora z kanału Młodzi Pytają o sytuację, która miała miejsce w piątek w Białym Domu. Doszło tam do ostrego sporu pomiędzy prezydentem Ukrainy w prezydentem i wiceprezydentem USA, po którym Wołodymyr Zełenski został wyrzucony z Białego Domu, a zapowiadana umowa na eksploatację ukraińskich surowców mineralnych nie została podpisana.

Grzegorz Braun odpowiedział:

„Szanowny panie redaktorze, no widać, że wszystkim dookoła się zwoje mózgowe poprzepalały, chorągiewki nie wiedzą w którą stronę się odwrócić na wietrze, a ja przynajmniej się nie dziwię. Ja nie jestem zaskoczony, nie jestem zszokowany ponieważ ja ostrzegałem i mówiłem, że ta wizja jakiegoś wielkiego zwycięstwa Ukrainy nad Moskwą, jeżeli tylko weźmiemy wszystkich Ukraińców na 800 +, jeśli ostatni nasz czołg wyślemy na Ukrainę, to ta wizja się nie spełni. No więc właśnie się nie spełniła” – mówił Braun.

„Pan Zełenski został sprowadzony na ziemię z kosmosu [bezczelności md] przez panów prezydentów Trumpa i Vancea no i pytanie: jaki ciąg dalszy? Widzę, że polityka podżegaczy wojennych nie słabnie, umacnia się, wzmaga w Brukseli i w Warszawie, słyszę to w telewizji, no i trzeba się ratować.

Po to staję do tej kampanii prezydenckiej, żeby to wyraźnie deklarować: nie poślę Polaków na wojnę ukraińską i nie zgodzę się na to, żeby Polacy mieli dłużej na utrzymaniu drugi naród” – zadeklarował Grzegorz Braun.

„Kto stracił najwięcej czołgów na wojnie ukraińskiej? Rosjanie? Ukraińcy? Nie, Polacy. A te czołgi, które tam jeszcze są na chodzie, nasze, to jeżdżą prawdopodobnie pod banderowskimi proporczykami. Czas naprawdę stanąć na własnych nogach i czas przestać okładać Polaków kosztami nie naszych wojen” – powiedział prawicowy kandydat na prezydenta Polski.

Got to Love Those Nazis

Got to Love Those Nazis

Dr. Sircus Mar 1, 2025drsircus/got-to-love-those-nazis

Maybe those Nazis were not so bad; what else could explain the love affair the liberal West is having with the Nazis in the Ukraine? Just because Zelinsky had some Jewish background [is 100% Jew md], that does not make it impossible for him to be one. After all, they said the same about Hitler, though there was much debate about that by historians over the last seven decades.

The Jerusalem Post in 2022 published, “Members of over 35 extremist
groups have been identified in Ukraine; many were Nazis. 20,000
foreign fighters
went to serve in Ukraine at the beginning of the conflict.

There is no denying the fact that Ukraine has a Nazi problem and has Nazi army units. There is no denying that before Russia invaded three years ago, the Ukrainian government went after Russian-speaking people in the Dumbass region and went as far as attempting to ban the Russian language from their schools—something Nazi politicians would do. The Russians in Crimea smelled this fast and voted unanimously to cede back to Russia. Russia knows all about the Nazi horror, having lost 27 million to them in World War Two.

The liberals in Europe are further to the right than any of the right-wing parties because of their love affair with Ukraine. The AFT in Germany and the right-wing party in France are the true liberals for this reason. Ukraine is not a democracy, and even Trump admitted that, and we know how Nazis hate democracy though they were voted in like all the governments in Europe. The Nazis loved war, as do all the governments in Europe today, with only a few exceptions.

Trump and Vance Berate Zelensky During Testy White House Meeting

Doug Mills/The New York Times

President Trump and Vice President JD Vance castigated Ukraine’s President Volodymyr Zelensky in a remarkably fractious meeting that featured raised voices and threats. “You’re gambling with World War III,” Trump told Zelensky. The Ukrainian leader left the White House shortly after Trump shouted at him, showing open disdain.

The White House said the Ukraine delegation was told to leave. It was the best news of the day.

An armed guard who works for the Ukrainian president,
Volodymyr Zelensky was spotted with a Nazi insignia;
a symbol that dates back to Nazi Germany during World War II.

The Germans hate the Nazis so much it seems they have become like them. They will not allow the AFT (20% of the people) to have a say in government. Hate for democracy, which we even see in America, is very Nazi-like. I guess more Nazis are walking around the West than anyone would believe. We just don’t call them Nazis.

The elimination of Jews during the Holocaust in Ukraine started within a few days of the beginning of the Nazi occupation. The Ukrainian Auxiliary Police, which formed in mid-August 1941, assisted by Einsatzgruppen C and Police battalions, rounded up Jews and undesirables for the Babi Yar massacre, as well as other later massacres in cities and towns of modern-day Ukraine, such as Kolky, Stepan, Lviv, Lutsk, and Zhytomyr.

Aktorzyna przegrał konfrontację z mężem stanu

28 lutego 2025 pch24l/zelenski-przegral-konfrontacje

„Zełenski przegrał konfrontację z Trumpem”. Prof. Panfil dla PCh24: prezydent Ukrainy uwierzył we własną propagandę, a Trump sprowadził go na ziemię.

—————-

Zełenski miał do wyboru dwie strategie negocjacyjne z Donaldem Trumpem.

Pierwsza strategia to pokora, druga to bezczelność.

Wołodymyr Zełenski miał do wyboru dwie strategie negocjacyjne z Donaldem Trumpem. Pierwsza strategia to pokora, druga to bezczelnośćmówi w rozmowie z PCh24.pl prof. Tomasz Panfil komentując piątkową awanturę w Białym Domu między Donaldem Trumpem, a Wołodymyrem Zełenskim.

Historyk wyjaśnił, że strategia pokory miała polegać na tym, żeby powiedzieć prezydentowi USA: „bardzo potrzebujemy waszej broni i w związku z tym bardzo przepraszam, że w październiku popierałem twoją konkurentkę Kamalę Harris. To był błąd, który zrozumiałem, i który chcę naprawić”.

Druga strategia, to bezczelność i arogancja, czyli nie przyznać się do winy, nie uderzyć się w pierś, tylko perfidnie krzyczeć, że Ukraina walczy za wolność USA.

Nie wiem, czy była jeszcze jakaś inna strategia. Widzimy, że podczas spotkania w Białym Domu Zelenski, zgodnie ze swoim zwyczajem, wybrał strategię na bezczela, czyli „macie nam dać, bo my walczymy za was” – wyjaśnił.

W ocenie rozmówcy PCh24 Zełenski przegrał. – Ktoś może tutaj powiedzieć: „Ale to przecież Trumpowi bardziej zależało na umowie o minerałach za półtora biliona dolarów”. Fakt – podpisanie umowy zostało odwołane, ale negocjacje nie zostały zerwane podkreślił.

Trump nie jest kimś takim jak na przykład były wicepremier polskiego rządu, niejaki Jacek Sasin.

Tenże Sasin ogłosił przed rozpoczęciem negocjacji, że Polska będzie popierać Ukrainę bezwarunkowo. W tym momencie, po takiej deklaracji nie ma żadnych negocjacji, bo strona polska skapitulowała zanim się zaczęły.

Trump nie jest tak cienki w negocjacjach jak niejaki Sasin. Dlatego postawił warunki i pokazał Zełenskiemu, gdzie jest jego miejsce w światowym porządku.

Zełenski do tej pory tego nie rozumiał, a co gorsza wszyscy go upewniali, że jest wielki, wspaniały, cudowny i jak to wspaniale, że cieszy się stuprocentowym poparciem narodu ukraińskiego, który stoi za nim murem. Zełenski w to uwierzył. Uwierzył, że jest mężem opatrznościowym nie tylko Ukrainy, nie tylko Europy, ale również światowego porządku. No więc właśnie 28 lutego 2025 roku Donald Trump mu powiedział, że jest zupełnie inaczej – podsumował prof. Tomasz Panfil.

Trump szczery i bezwzględny dla Zełenskiego. „Chce nas naciągnąć”.

Trump bezwzględny dla Zełenskiego. „Chce nas naciągnąć”

1.03.2025 nczas/trump-bezwgzledny-dla-zelenskiego-chce-nas-naciagnac

Donald Trump i Wołodymyr Zełenski pod Białym Domem. / Foto: PAP/EPA
Donald Trump i Wołodymyr Zełenski pod Białym Domem. / Foto: PAP/EPA

Wołodymyr Zełenski przelicytował, chce tylko walczyć – powiedział prezydent USA Donald Trump po spotkaniu z prezydentem Ukrainy. Jak dodał, Zełenski powinien przyjść do niego i powiedzieć, że chce pokoju, a nie utyskiwać na Władimira Putina.

„On musi powiedzieć, że chce pokoju, a nie 'Putin to, Putin tamto’, same negatywne rzeczy” – powiedział Trump tuż przed odlotem na Florydę.

Trump dodał, że Zełenski „chce wrócić w tej chwili”, lecz nie może na to pozwolić.

Powiedział, że jego spotkanie poszło źle dla Zełenskiego i że „przelicytował”.

„Nie możesz ośmielać kogoś, kto nie ma kart (…) On nie ma kart do gry!” – mówił.

Trump stwierdził, że Zełenski „nie jest człowiekiem, który chce pokoju” – powiedział. „To jest człowiek, który chce nas naciągnąć i dalej walczyć” – dodał prezydent USA. Zaznaczył przy tym, że pokoju chce Władimir Putin.

Pytany o to, czy chce, by Zełenski ustąpił z urzędu, Trump stwierdził, że „chce kogoś, kto zawrze pokój”, i tym kimś może być Zełenski.

Zaznaczył też, że chce natychmiastowego zawieszenia broni i wyraził frustrację, że tego samego nie chciał ukraiński prezydent.

„Ja chcę zawieszenia broni teraz. A on mówi 'o, ja nie chcę zawieszenia broni’. Cóż, nagle on jest ważniakiem, bo ma po swojej stronie USA” – kontynuował prezydent Trump. „Albo możemy to zakończyć, albo pozwolić mu walczyć. A jeśli będzie walczył, to nie będzie to przyjemne, ponieważ bez nas nie wygra” – dodał.

Dresiarz i awanturnik wlazł do Białego Domu! Wyrzucili go.

Awantura w Białym Domu! Zelenski pokłócił się z Trumpem w obecności dziennikarzy

https://zmianynaziemi.pl/wiadomosc/awantura-w-bialym-domu-zelenski-poklocil-sie-z-trumpem-w-obecnosci-dziennikarzy


Wołodymyr Zełenski przyleciał wczoraj do Waszyngtonu, by podpisać umowę o eksploatacji ukraińskich metali ziem rzadkich z USA, która wydawała się już dogadana.

Zamiast tego wdał się w awanturę przy dziennikarzach, zachowywał się arogancko i starł się z Donaldem Trumpem oraz J.D. Vance’em. Amerykanie nie pozwolili mu wejść sobie na głowę – spotkanie zakończyło się dyplomatycznym skandalem.

Wołodymyr Zełenski zaliczył poważną wpadkę dyplomatyczną podczas wizyty u Donalda Trumpa i jego zastępcy J.D. Vance’a w Białym Domu. Już na wstępie zwrócił uwagę nieodpowiednim strojem – zamiast garnituru wybrał swój zwyczajowy wojskowy dres. Amerykański prezydent nie omieszkał zareagować drwiną. Na powitanie przed Białym Domem Trump wskazał na ubiór ukraińskiego gościa i rzucił w stronę fotoreporterów: „Cały się dziś wystroił” . Był to kąśliwy komentarz pod adresem Zełenskiego, który najwyraźniej zbagatelizował protokół i rangę spotkania, pojawiając się w Gabinecie Owalnym w stylizacji bardziej pasującej na poligon niż do siedziby światowego mocarstwa. Już ten początek zarysował atmosferę – zamiast przyjaznej kurtuazji pojawiło się napięcie i zniesmaczenie gospodarzy wobec lekceważącej postawy przybysza.

Dalszy przebieg rozmów jedynie pogorszył sytuację. Zełenski od początku przyjął konfrontacyjny ton wobec amerykańskich przywódców. Zamiast dyplomatycznej uprzejmości, zaczął publicznie forsować swoje żądania i krytykować brak wystarczających gwarancji bezpieczeństwa dla Ukrainy. W obecności mediów wprost powątpiewał w dobrą wolę Ameryki i sens proponowanej dyplomacji, co było odbierane jako podważanie działań gospodarzy. 

Wiceprezydent Vance zwrócił mu uwagę, że to “niezręczne i nie na miejscu” przenosić swoje pretensje na forum publiczne podczas rozmów w Gabinecie Owalnym. Kiedy Vance zasugerował, że „ścieżką do pokoju może być podjęcie dyplomacji”, Zełenski zareagował impertynencko: „Więc co to za rodzaj dyplomacji, o jakim mówisz, JD?”. Taki przytyk do amerykańskiego wiceprezydenta – po imieniu, z nutą sarkazmu – zabrzmiał jak wyzwanie rzucone gospodarzom na ich własnym terenie.

Trump i Vance nie zamierzali tolerować takiej postawy. W odpowiedzi przeszli do ostrej reprymendy, dając do zrozumienia, że cierpliwość się wyczerpała. Vance wprost zarzucił Zełenskiemu brak elementarnej wdzięczności za ogromne wsparcie, jakie Stany Zjednoczone dotąd udzieliły Ukrainie. „Czy podziękował pan choć raz?” – padło pytanie pod adresem ukraińskiego prezydenta, po czym wiceprezydent przypomniał, że „powinieneś podziękować prezydentowi, że próbuje zakończyć ten konflikt”. 

Wytknął też Zełenskiemu, iż zamiast okazywać sojusznikom szacunek, „prowadzicie pobór i wysyłacie ludzi na front”, sugerując, że Ukraina jest pod ścianą i nie powinna stawiać warunków. Donald Trump również nie przebierał w słowach. Podniesionym głosem przestrzegł ukraińskiego lidera, że „nie jest w pozycji, aby cokolwiek dyktować” i „igra z życiem milionów ludzi, igra z III wojną światową” .

Amerykański prezydent wyraźnie dał do zrozumienia, że dalsze wymuszanie ustępstw na USA jest niedopuszczalne. W pewnym momencie Trump wręcz położył rękę na ramieniu Zełenskiego, patrząc mu prosto w oczy – gestem tym podkreślił, kto tu rozdaje karty. „Nie mów nam, co mamy robić ani czuć” – upomniał stanowczo ukraińskiego przywódcę. Tak ostre publiczne skarcenie głowy innego państwa to rzecz niemal bezprecedensowa w murach Białego Domu, lecz Trump i Vance jasno pokazali, że nie pozwolą, by Zełenski wszedł im na głowę.

Konfrontacja zakończyła się dla Zełenskiego politycznym blamażem. Zamiast oczekiwanego wsparcia czy choćby uprzejmego uścisku dłoni przed kamerami, ukraiński prezydent musiał przełknąć gorzką pigułkę. Trump, rozeźlony arogancją gościa, nagle zerwał ustalone plany – nie doszło do podpisania przygotowanej umowy o eksploatacji ukraińskich metali ziem rzadkich, choć miała ona zapewnić Ukrainie środki na odbudowę, a USA pewne korzyści gospodarcze. 

Odwołano również wspólną konferencję prasową przywódców. Co więcej, po kilkudziesięciu minutach ostrego sporu Zełenski został poproszony o opuszczenie Gabinetu Owalnego, zanim spotkanie dobiegło formalnego końca. Według relacji mediów, prezydent Ukrainy opuścił Biały Dom wcześniej niż planowano, nie czekając nawet na pożegnanie ze strony Trumpa. Wymowne jest to, że amerykański prezydent tuż po zajściu oznajmił publicznie, iż Zełenski „okazał brak szacunku wobec Stanów Zjednoczonych w ich ukochanym Gabinecie Owalnym” i nie otrzyma nic więcej, dopóki nie zmieni nastawienia. Innymi słowy: Drzwi Białego Domu zostały czasowo zatrzaśnięte przed przywódcą Ukrainy. Tak twardej lekcji dobrych manier Zełenski z pewnością się nie spodziewał.

Amerykanie pokazali tym samym stanowczość, jakiej Zełenski nie doświadczył od innych sojuszników – choćby od Polski. W poprzednich sytuacjach, gdy ukraiński prezydent pozwalał sobie na ostrzejsze uwagi czy nieco roszczeniowy ton wobec partnerów, Warszawa zazwyczaj reagowała powściągliwie lub wcale. Polacy – kierowani „solidarnością z walczącą Ukrainą” – często przymykali oko na impertynencję Zełenskiego, rzekomo by nie szkodzić wzajemnym relacjom. Przykładem może być ignorowanie bezczelności  w gestach czy słowach Zełenskiego pod adresem Polski, byle utrzymać jedność wobec rosyjskiej agresji. 

Sam Trump podczas omawianego spotkania podkreślił, jak wiele Polska zrobiła dla NATO i Ukrainy, chwaląc polski rząd za zaangażowanie. Zełenski tymczasem skupił się wyłącznie na straszeniu, że jeśli Rosja nie zostanie powstrzymana na Ukrainie, uderzy potem w kraje bałtyckie i Polskę – ani słowem nie odnosząc się do polskiej pomocy, o której wspomniał Trump. Tego rodzaju pominięcie mogło być odebrane jako niewdzięczność, ale Polacy dotąd starali się nie brać tego do siebie. Jednak w Waszyngtonie podobna taktyka zawiodła – Trump i Vance nie mieli zamiaru być tak pobłażliwi jak wcześniej Polacy. Amerykańscy liderzy wyraźnie zaznaczyli granice, których Zełenski nie mógł przekroczyć bezkarnie.

Niektórzy komentatorzy dopatrują się w zachowaniu Zełenskiego wpływu czynników zewnętrznych – a konkretnie Berlina. Niemcy od dłuższego czasu patrzą krzywym okiem na nową administrację USA. Wiceprezydent J.D. Vance podczas lutowej konferencji bezpieczeństwa w Monachium wprost skrytykował europejskich sojuszników za opieszałość, czym wywołał polityczną burzę. Niemiecki rząd ostro potępił słowa Vance’a jako „nieakceptowalne”  i zarzucił mu ingerowanie w wewnętrzną politykę Niemiec. 

Doszło nawet do dyplomatycznego zgrzytu, gdy wyszło na jaw, że amerykański wiceprezydent spotkał się z liderką skrajnie prawicowej AfD, co Berlin odebrał jako wyzwanie rzucone kanclerzowi Scholzowi. Od tego momentu stosunki między USA a Niemcami przypominają stan cichej wojny politycznej – obie strony szukają sposobów nacisku i rewanżu. Na tym tle pojawiły się spekulacje, że Berlin mógł zachęcić Zełenskiego do przyjęcia twardszej, bardziej zaczepnej postawy wobec Trumpa. 

Dla Niemiec skomplikowanie rozmów amerykańsko-ukraińskich to wygodny scenariusz: Trumpowi trudniej będzie szybko zakończyć wojnę na warunkach USA, a sam Zełenski – podpuszczony obietnicami wsparcia z Europy – staje się narzędziem w rozgrywce Berlina z Waszyngtonem. Oczywiście brak na to twardych dowodów, niemniej zbieżność interesów Berlina i konfrontacyjnej postawy Zełenskiego w Białym Domu jest uderzająca. Niemcy, skonfliktowane z nową administracją amerykańską, z pewnością nie płaczą z powodu dyplomatycznego despektu, jakiego doznał Trump w oczach świata podczas tej awantury. Można wręcz odnieść wrażenie, że ukraiński prezydent stał się mimowolnie pionkiem w większej rozgrywce między Berlinem a Waszyngtonem – rozgrywce, której stawka wykracza poza losy samej Ukrainy.

W efekcie tej niefortunnej wizyty Zełenski wyszedł na osłabionego politycznie i odizolowanego. Zamiast wzmocnienia sojuszu z nową ekipą w Białym Domu, zasiało to ziarno nieufności. Amerykanie pokazali mu drzwi, a prezydent Ukrainy wrócił do Kijowa bez niczego – ani nowych gwarancji bezpieczeństwa, ani obiecanej umowy gospodarczej. Wizerunkowo również poniósł straty: w oczach opinii publicznej pojawił się jako roszczeniowy petent, który przesadził i został sprowadzony do pionu.  [Chyba do poziomu? przecież padł..md]

Ton publicystyczny wielu mediów w USA po tym incydencie nie pozostawia złudzeń: Zełenski przekroczył granicę, a Trump z Vance’em skutecznie wybili mu z głowy pomysł dyktowania warunków największemu mocarstwu świata. To bolesna lekcja dyplomacji dla ukraińskiego przywódcy. Jeżeli sądził, że może traktować wszystkich sojuszników jednakowo pobłażliwie – jak dotąd bywało z europejskimi partnerami – to srodze się pomylił. Amerykańscy przywódcy tym razem nie pozwolili wejść sobie na głowę, jasno artykułując, że wsparcie USA ma swoje granice i cenę: szacunek i realizm ze strony Kijowa.

Być może dopiero tak mocne otrzeźwienie sprawi, że Wołodymyr Zełenski zrozumie, iż w relacjach z Waszyngtonem nie jest niezatapialnym bohaterem, lecz jednym z wielu interesantów zależnych od dobrej woli gospodarza.

Jeszcze nie widziałam, aby jakiegokolwiek polityka tak publicznie zczesano. 
Ale mają rację. Zelenski od trzech lat bierze kasę od różnych krajów Europy, także Polski i USA i w zamian nie ma wdzięczności, ani próby rekompensaty tylko kolejne i kolejne roszczenia. pic.twitter.com/GOtpMkOBBz

— Olga Srokarczuk (@WolnaRadio) February 28, 2025

Po awanturze w Białym Domu. Były deputowany partii Zełenskiego wezwał do impeachmentu „prezydenta” Ukrainy

Zełenski jest bankrutem. Zełenski nie jest Ukrainą!

Po awanturze w Białym Domu. Były deputowany partii Zełenskiego wezwał do impeachmentu prezydenta Ukrainy

1.03.2025 tysol/po-awanturze-w-bialym-domu-wezwal-do-impeachmentu-prezydenta-ukrainy

Żądam natychmiastowego zwołania nadzwyczajnej sesji parlamentu, na której parlament musi wszcząć procedurę impeachmentu wobec Zełenskiego – pisze po awanturze w Białym Domu Ołeksandr Dubinski – były deputowany partii Wołodymyra Zełenskiego Sługa Narodu, obecnie pozostający z nim w ostrym sporze.

Wołodymyr Zełenski Po awanturze w Białym Domu. Były deputowany partii Zełenskiego wezwał do impeachmentu prezydenta Ukrainy

Wołodymyr Zełenski / EPA/SHAWN THEW Dostawca: PAP/EPA

– Wydarzenia ostatnich godzin – publiczne upokorzenie Zełenskiego w Białym Domu, oświadczenie Trumpa o porażce dyplomatycznej Zełenskiego i utrata przez Ukrainę bezwarunkowego poparcia USA – stały się ostatecznym aktem upadku reżimu.

(…)

Żądam natychmiastowego zwołania nadzwyczajnej sesji parlamentu, na której parlament musi wszcząć procedurę impeachmentu wobec Zełenskiego za:

– porażka polityki zagranicznej, która doprowadziła do międzynarodowej izolacji Ukrainy i utraty wsparcia sojuszników.
– przegrana wojna, która jest wynikiem niekompetentnego przywództwa i katastrofalnych decyzji.
– łamanie praw obywatelskich i uzurpacja władzy, przejawiająca się w tłumieniu opozycji, prześladowaniu dysydentów i rządach autorytarnych.

Apeluję do wszystkich członków ukraińskiego parlamentu: przestańcie tracić czas, przestańcie czekać! Zełenski jest bankrutem. Zełenski nie jest Ukrainą! Czas postawić go przed sądem. Jeśli nie może zaoferować prawdziwego wyjścia z kryzysu, to my musimy podjąć brzemienne w skutki decyzje.

Zełenski myślał, że może rządzić Ukrainą siłą. Teraz przegrał.

Ukraina musi podjąć decyzję – czy będzie kontynuować swój upadek w przepaść, czy podejmie walkę o prawdziwą niepodległość? – pisze Dubinski.

Ołeksandr Dubinski

Ołeksandr Dubinski to ukraiński polityk, dziennikarz i bloger, od 2019 roku członek Rady Najwyższej. Jest także prezenterem „Pieniądze” Program telewizyjny na kanale 1+1 . Dubinski był początkowo członkiem partii Sługa Narodu prezydenta Wołodymyra Zełenskiego i został wybrany wiceprzewodniczącym Komitetu Finansów, Polityki Podatkowej i Celnej.

W styczniu 2021 r. wszczęto dochodzenie w sprawie Dubinskiego w sprawie unikania płacenia podatków i nielegalnego nabywania majątku. Następnie został wyrzucony ze swojej partii.

Trump i Zełenski nie podpisali umowy

Planowana wczoraj na godz. 19 konferencja prasowa Donalda Trumpa i Wołodymyra Zełenskiego się nie odbyła. To właśnie wtedy miało dojść do podpisania umowy w sprawie wydobycia metali ziem rzadkich. Chwilę później amerykańskie media poinformowały, że prezydent Ukrainy przedwcześnie opuścił Biały Dom.

Wcześniej, podczas spotkania w Gabinecie Owalnym, pomiędzy prezydentami doszło do ostrej kłótni. – Nie mów nam, co mamy czuć. Próbujemy rozwiązać problem. Nie mów nam, co mamy czuć. Nie jesteś w pozycji, aby dyktować. To właśnie robisz – mówił Donald Trump do Wołodymyra Zełenskiego.

Ekspert komentuje

Dr Adam Eberhardt stwierdził, że prezydent Wołodymyr Zełenski przyleciał do Waszyngtonu, aby „osiągnąć konkretne cele polityczne, a mianowicie wyciszyć napięcia w relacjach ukraińsko-amerykańskich i oswoić ze sobą amerykańską administrację”. Jego zdaniem z punktu widzenia interesów ukraińskich efekt wizyty Zełenskiego jest „potencjalnie koszmarny”.

W momencie, kiedy rozpoczyna się proces pokojowy, wynik wizyty utwierdza administrację Donalda Trumpa w przeświadczeniu, że to rzekomo przywódca Rosji Władimir Putin chce porozumienia i pokoju, a targany emocjami Zełenski nie jest do tego zdolny

To groźny dla przyszłości Ukrainy brak profesjonalizmu (…) Dzisiejsze wydarzenia w Białym Domu nie wykluczają podpisania umowy. Natomiast Zełenski stracił okazję na to, aby znormalizować relacje z administracją Trumpa. Wręcz przeciwnie, doszło do ich zaognienia, co zupełnie nie leży w interesie Ukrainy – dodał Eberhardt.

Wstydliwy zakątek wojny

Wstydliwy zakątek wojny

Stanisław Michalkiewicz 1 marca 2025 http://www.michalkiewicz.pl/tekst.php?tekst=5780

Jak powszechnie wiadomo, dyplomacja, to znaczy – język dyplomatyczny nie służy wyrażaniu żadnych myśli, tylko – ich ukrywaniu. Na przykład, jeśli komunikat po spotkaniu jakichś mężów stanu głosi, że rozmowy toczyły się w atmosferze wzajemnego zrozumienia, to w przełożeniu na język ludzki oznacza, że w żadnej sprawie rozmówcy nie doszli do porozumienia – i tak dalej.

Jeśli chodzi o naszych mężów stanu, to oni niczego ukrywać nie muszą, bo – jak wielokrotnie wspominałem – uprawianie prawdziwej polityki mają od naszych sojuszników surowo zabronione. Jeśli tedy zabierają głos – jak na przykład obywatel Tusk Donald po pierwszym paryskim szczytowaniu z prezydentem Macronem – to nie tylko nie ukrywają żadnych myśli – bo żeby cokolwiek ukrywać, to najpierw musi być coś do ukrywania – a o tym, w przypadku naszych mężów stanu nie ma mowy. Mimo to i z ich wielosłowia to i owo można wydedukować. Jeśli na przykład obywatel Tusk Donald przechwala się, że „cała Europa” z zapartym tchem go słuchała, to już lepiej rozumiemy, dlaczego obydwa paryskie szczytowania nie doprowadziły do żadnego rezultatu. No naturalnie, jakże by inaczej!

Niekiedy jednak wśród mężów stanu dochodzi do nieporozumień angażujących ich emocjonalnie, a wtedy porzucają oni język dyplomatyczny, zaczynają mówić ludzkim głosem, co oczywiście sprzyja ujawnianiu rozmaitych niedyskrecji. Oto na przykład prezydent Donald Trump „rozserdywsia” na ukraińskiego „dyktatora” Zełeńskiego, bo ten próbował się z nim kiwać w sprawie przekazania Ameryce ukraińskich złóż metali ziem rzadkich – ale dzięki temu dowiedzieliśmy się, ile właściwie wyniosła wartość amerykańskiej pomocy dla Ukrainy.

Prezydent Trump, być może wliczając w to pomoc w finansowaniu ukraińskich zbrojeń i szkolenia ukraińskiego wojska przez Amerykanów, poczynając od roku 2014, twierdzi, że chodzi o pół biliona dolarów [pięćset miliardów.. md]. Ciekawe, czy wliczył w to również te 5 miliardów dolarów, które prezydent Obama przekazał na zorganizowanie na Ukrainie „majdanu” – od którego przecież zaczęła się ta cała wojna. W ten sposób bowiem prezydent Obama wysadził w powietrze porządek lizboński z 2010 roku – no i teraz właśnie Ameryka do spółki z Rosją będzie musiała po tym wszystkim posprzątać i jakiś nowy porządek polityczny dla Europy wykoncypować. Europa bowiem, na skutek dwóch wojen domowych w XX wieku, utraciła wiele ze swojego wcześniejszego znaczenia politycznego i w rezultacie już od roku 1919 w kształtowaniu porządku politycznego w Europie uczestniczą Stany Zjednoczone, które w 1945 roku w Jałcie wprost narzuciły jej porządek polityczny do spółki z Rosją, to znaczy – z Sowietami.

Toteż nic dziwnego, że i teraz prowadzą rozmowy z Rosją, a nie np. z Reichsfuhrerin Urszulą „Wodęleje”, nie mówiąc już o naszych mężykach stanu. Jakie karty z tego rozdania dostanie Polska – obawiam się, że jakieś blotki, zwłaszcza, jeśli nasi mężykowie stanu będą nadal uprawiali bezmyślny kult Wołodymira Zełeńskiego i będą nawzajem straszyć się Putinem.

Warto jednak zwrócić uwagę na okoliczność, że swego rodzaju kult prezydenta Zełeńskiego .uprawiają również mężykowie stanu innych krajów europejskich, a prezydent Zełeński w stosunku również do nich, prezentuje postawę mocarstwową, jakby to on kreował europejską politykę. Zachodziłem w głowę, dlaczego tak jest („zachodzim w um z Podgornym Kolą”) – ale poza podejrzeniami o utratę poczucia rzeczywistości ze strony ukraińskiego prezydenta, nic mi nie przychodziło do głowy, aż do momentu, kiedy otrzymałem list od mojego Honorable Correspondanta, który zwrócił moją uwagę na pewien wstydliwy zakątek tej wojny.

Muszę wprawdzie powiedzieć, że i ja jakby krążyłem wokół tego zakątka, przywołując słynne zawołanie militarystów: „korzystajcie z wojny, bo pokój będzie straszny!– ale dopiero ten list otworzył mi oczy na istotę sprawy. Żeby ani niczego nie zniekształcić, ani niczego nie uronić, po prostu przytoczę opinię mego Honorable Correspondanta, bez żadnych retuszy, ani eufemizmów.

Otóż aby polityk ukradł z kasy państwowej jakieś pieniądze, to potrzebuje jakiejś transakcji, do której może wkleić czyjąś prowizję, a ten obdarowany się nią potem podzieli. Prowizja musi mieć transakcję, umowę, fakturę i to ją różni od łapówki pod stołem lub na konto w Szwajcarii, czy na Karaibach. Trzeba się natyrać, znaleźć jakąś transakcję między Polską (własnym krajem), a zagranicą, namówić zarząd spółki (najlepiej państwowej) aby to zrobił, wyszukać pośrednika (taki K…), dotrwać do momentu odbioru towaru i płatności. Słowem – sporo pracy i nawet dla przeciętnego chama w Sejmie jest to zawiłe i ryzykowne.

A tu nagle wojna i wysyła się zrabowane podatnikowi pieniądze bez żadnej kontroli i umiaru do np. Zełeńskiego. Tam forsa jest dzielona, ale wtedy obdarowany ma mniej do gadania; „słuchaj, mogę ci wysłać XX miliardów – ale dla nas jest zwrot 50 % – bierzesz, czy pękasz?”

Z bronią podobnie; wojna wysadziła w powietrze system kontroli nad obrotem bronią i nasz kolega Ż. (zbieżność rasowa) może sprzedawać komu chce i gdzie chce, ale musi podzielić się zyskiem, na co jest wiele dowodów. Słowem – interes kwitnie i to nie na zwyczajowych trzech %, tylko na pewno na 30 – bo towar jest za darmo i poza upierdliwą kontrolą. Dowodem jest próba łapówki dla Fico.

Przychodzi wreszcie moment zmiany orientacji politycznej. Trump wie, że rodzina Bidenów się utuczyła, Ż. też i Demokraci też. (…) Ale zaczyna się inna rozgrywka w UE. Layenowa, to stara łapówkara, ma procesy o wszystko, łącznie z okresem, gdy była ministrem obrony, potem szczepionki.

Pognała w te pędy do Kijowa i pozowała nawet w Buczy. Macron podobnie, pomniejsi podobnie, jak była premier Finlandii. (Ciekawe ile nasi dostali, bo są najgłupsi?). Okazuje się, że Z. zaczyna teraz ich szantażować i wymaga dalszego prowadzenia wojny, bo jakby co, to powie kogo opłacał. Sprawa jest tak pilna, że Macronowi odbiło i organizuje spotkanie za spotkaniem. Grają, jak w orkiestrze. Strach może być powodem, ale może też niechęć do utraty ładnego koryta z dotacji UE, choć panika wskazuje na to pierwsze. To bije po oczach i jeszcze nigdy nie byli tak zestresowani. Ponadto w ogóle nie są zainteresowani żadnymi rozliczeniami i nawet Duda załkał, że nie żąda się rozliczeń od sąsiada, któremu akurat pali się dom. Ż. trzyma ich wyraźnie za uszy, czy jaja i na razie ma się dobrze.

Tyle mój Honorable Correspondant. Czy w związku z tym już lepiej rozumiemy, dlaczego w Polsce, ponad podziałami, szerzy się kult prezydenta Zełeńskiego, który z szybkością płomienia ogarnia też Europę?

Stanisław Michalkiewicz

Tego jeszcze nie było. Ostra kłótnia pomiędzy Zełenskim, Trumpem i Vancem w Białym Domu [VIDEO]

Tego jeszcze nie było. Ostra kłótnia pomiędzy Zełenskim, Trumpem i Vancem w Białym Domu [VIDEO]

28.02.2025 nczas/tego-jeszcze-nie-bylo-ostra-klotnia-pomiedzy-zelenskim-trumpem-i-vancem-w-bialym-domu

Prezydent Ukrainy Wołodymyr Zełenski, prezydent USA Donald Trump i wiceprezydent USA J.D. Vance w Gabinecie Owalnym w Białym Domu. Foto: pront screen X
Prezydent Ukrainy Wołodymyr Zełenski, prezydent USA Donald Trump i wiceprezydent USA J.D. Vance w Gabinecie Owalnym w Białym Domu. Foto: pront screen X

Prezydent Ukrainy Wołodymyr Zełenski przyleciał do Waszyngtonu żeby spotkać się z prezydentem USA Donaldem Trumpem i podpisać umowę pomiędzy oboma krajami ws. eksploatacji ukraińskich zasobów naturalnych. W Gabinecie Owalnym Białego Domu w obecności kamer doszło do ostrego sporu pomiędzy ukraińskim gościem a prezydentem i wiceprezydentem USA.

Prezydent Ukrainy przybył do Białego Domu, by podpisać umowę ramową o partnerstwie w wydobyciu minerałów krytycznych i innych zasobów naturalnych Ukrainy. Według Trumpa ma to być zarówno forma zapłaty za środki zainwestowane we wsparcie Ukrainy, jak i gwarancja bezpieczeństwa i obecności USA w Ukrainie.

Zełenski został powitany przez Trumpa przed Białym Domem w towarzystwie asysty honorowej żołnierzy z flagami wszystkich stanów i terytoriów. Przywódcy nie odpowiedzieli na pytania prasy i skierowali się do Gabinetu Owalnego. Tam czekał już wiceprezydent USA James David Vance i licznie zgromadzeni dziennikarze.

„Mamy coś, co jest bardzo uczciwym układem, i nie możemy się doczekać, by kopać, kopać, kopać i pracować nad tymi ziemiami rzadkimi. To oznacza, że będziemy tam i to jest duże zobowiązanie ze strony Stanów Zjednoczonych” – powiedział Trump na początku spotkania w Gabinecie Owalnym.

Zełenski stwierdził, że liczy, iż podpisanie umowy o surowcach będzie „pierwszym krokiem ku prawdziwym gwarancjom bezpieczeństwa”. Zapowiedział też jednak, że poruszy temat wojsk stabilizacyjnych w Ukrainie, o których mówią Francja i Wielka Brytania, lecz zaznaczył, że potrzebne jest też zaangażowanie USA.

„Wiemy, że Europa jest gotowa, ale bez Stanów Zjednoczonych nie będzie na tyle silna, jak tego potrzebujemy” – powiedział.

„Bardzo liczę na pana silne stanowisko, by powstrzymać Putina. Mówił pan, że wojny już wystarczy. I myślę, że to ważne, by powiedzieć te słowa Putinowi (…), bo jest zabójcą i terrorystą. Ale razem, mam nadzieję, że możemy go powstrzymać” – zadeklarował ukraiński prezydent w Gabinecie Owalnym.

Zełenski mówił przy tym o potrzebie dostaw kolejnych zestawów obrony powietrznej.

„Myślę, że zawsze będzie trzeba iść na kompromis. Nie możesz zawierać żadnych umów bez kompromisów. Więc on (Zełenski) na pewno będzie musiał pójść na pewne kompromisy, ale mam nadzieję, że nie będą tak duże, jak niektórzy myślą (…) Jestem tutaj jako arbiter, jako mediator, do pewnego stopnia, między dwiema stronami, które są bardzo wrogie” – powiedział Trump pytany jak zamierza zakończyć wojnę.

„Jestem bardzo zaangażowany na rzecz Polski. Myślę, że Polska naprawdę stanęła na wysokości zadania i wykonała świetną robotę dla NATO. Jak wiesz, zapłacili więcej, niż musieli. To jedna z najlepszych grup ludzi, jakie kiedykolwiek poznałem. Jestem bardzo zobowiązany wobec Polski” – powiedział Trump, odpowiadając na pytanie dziennikarza Polskiego Radia na temat podtrzymania zobowiązań sojuszniczych w NATO. Trump stwierdził, że podtrzymuje zobowiązanie wobec państw bałtyckich i całego NATO, choć zaznaczył, że NATO musi zwiększyć wydatki na obronność.

Zełenski ostrzegł, że jeśli Ukraina nie powstrzyma Putina, Rosja „pójdzie dalej, do państw bałtyckich i Polski”.

„Ale najpierw ruszy na państwa bałtyckie, bo one były republikami ZSRR i Putin chce je przyłączyć z powrotem do swojego imperium” – powiedział ukraiński prezydent.

Ostra kłótnia prezydentów

Do gorącej wymiany doszło po tym, jak Zełenski powiedział Trumpowi, że nie powinien ufać Putinowi, bo ten 25 razy złamał zawarte porozumienia.

„Powiem ci coś, Putin przeszedł ze mną przez piekło” – powiedział Trump, przekonując, że Putin mógł oszukiwać innych prezydentów, lecz nie jego.

Potem do rozmowy włączył się wiceprezydent JD Vance, który poradził Zełenskiemu, by podziękował Trumpowi. Trump dodał, że Zełenski nie okazuje mu szacunku. Vance mówił, że Zełenski ma problem z pozyskaniem żołnierzy a przyjeżdża do Białego Domu i atakuje rząd USA, który chce zapobiec niszczeniu jego kraju. Zełenski odpowiedział, że każdy w czasie wojny ma problem, i kiedyś nawet USA mogą poczuć co to znaczy, chociaż są za wielkim oceanem.

„Nie mów nam, co będziemy czuć. Czujemy się bardzo dobrze i bardzo silni. Próbujemy rozwiązać problem. Nie mów nam, co mamy czuć. Nie jesteś w dobrej pozycji, aby dyktować. To właśnie robisz. Nie masz teraz żadnych kart w ręku” – powiedział Trump.

„Nie gram w karty” – odpowiedział Zełenski.

„Grasz w karty. Grasz życiem milionów ludzi, grasz z trzecią wojnę światową i to co robisz, jest brakiem szacunku do mojego kraju” – mówił Trump.

„Powiedziałeś kiedyś dziękuję?” – wtrącił Vance.

„Wielokrotnie” – odparł Zełenski.

Vance zarzucił Zełenskiemu, ze przyleciał do USA w październiku wspierać Demokratów.

„Twój kraj jest w wielkim kłopocie” – mówił Trump. „Nie wygrywasz tego. Miałeś szanse wyjść z tego. Nie byłeś sam, poprzednik głupi prezydent (Biden – przyp. red.) dał ci 350 miliardów dolarów, daliśmy ci sprzęt wojskowy, gdybyś go nie miał, ta wojna skończyłaby się w dwa tygodnie” – powiedział Trump.

„W trzy dni, słyszałem to już od Putina” – odparł Zełenski.

„Musisz być wdzięczny, ludzie umierają, nie masz żołnierzy, a mówisz 'nie chcę zawieszenia broni’. Możesz mieć zawieszenie broni zaraz. Musisz być wdzięczny. Z nami masz kary, bez nas nie masz żadnych kart” – mówił Trump.

Cała wymiana zdań w nagraniu poniżej:

tutaj z tli

Tłumaczenie:

Pomnik Mickiewicza zabezpieczony przed Ukraińcami! Sympatycy Brauna wpadli na oryginalny pomysł

Pomnik Mickiewicza zabezpieczony przed Ukraińcami! Sympatycy Brauna wpadli na oryginalny pomysł [FOTO]

28.02.2025 https://nczas.info/2025/02/28/pomnik-mickiewicza-zabezpieczony-przed-ukraincami-sympatycy-brauna-wpadli-na-oryginalny-pomysl-foto/

Ukraińska ekspansja w Polsce.
Ukraińcy na rynku w Krakowie – zdj. ilustracyjne. / Fot. Gabriela/Unsplash

Od wielu miesięcy spokój mieszkańców Krakowa zaburzają nocne manifestacje pod pomnikiem Adama Mickiewicza. Krakowianie początkowo ze zrozumieniem patrzyli na tak niecodzienną inicjatywę solidarnościową [solidarni sami z sobą? w Obcym państwie? md] organizowaną przez Ukraińców, jednak poziom hałasu i częstotliwość tych wystąpień dały się we znaki nawet najbardziej tolerancyjnym gospodarzom miasta Kraka.

Sympatycy Grzegorza Brauna wpadli na oryginalny pomysł. Początkowo organizowali w tym miejscu zbiórki podpisów pod rejestracją swojego kandydata. Obecnie zamiast żółto-niebieskich barw pomnik szczelnie spowijają polskie barwy narodowe.

Pomnik Mickiewicza w Krakowie, źródło: screen X
Pomnik Mickiewicza w Krakowie, źródło: screen X

Taka forma zabezpieczenia pomnika wieszcza narodowego bardzo spodobała się internautom:

Piękne. Czyli są jakieś granice. – pisze jeden z nich. To już kolejna inicjatywa oddolna, obywatelska, mająca przywrócić  należne miejsce barwom państwa polskiego w jego najbardziej newralgicznych lokacjach.

Wojna na Ukrainie. Michalkiewicz przypomina najważniejsze fakty.

Wojna na Ukrainie. Michalkiewicz przypomniał najważniejsze fakty. „Ruscy szachiści natychmiast zmienili cele wojenne”

27.02.2025 nczas/wojna-na-ukrainie-michalkiewicz-przypomnial-najwazniejsze-fakty

Stanisław Michalkiewicz.
Stanisław Michalkiewicz.

Stanisław Michalkiewicz, w związku z trzecią rocznicą pełno-skalowej agresji Rosji na Ukrainę, przypomniał, od czego się zaczęło. Wskazał, że sprawa sięga już 2014 roku, ale od tamtej pory wiele się zmieniło.

———————-

– Tymczasem minęła również trzecia rocznica rozpoczęcia pełno-skalowej wojny na Ukrainie. Z tą rocznicą to niezupełnie tak jest, dlatego że wszyscy pamiętamy, iż wszystko zaczęło się w roku 2014, kiedy to laureat pokojowej Nagrody Nobla, prezydent Barack Obama, wysadził w powietrze porządek lizboński – powiedział Stanisław Michalkiewicz.

W ogóle warto tu przypomnieć, że prezydent Barack Obama został laureatem pokojowej Nagrody Nobla, mimo że w tym czasie Stany Zjednoczone prowadziły dwie – chciałem powiedzieć wojny, ale w ostatniej chwili ugryzłem się w język, ponieważ Stany Zjednoczone nie prowadziły żadnych wojen w czasach prezydentury Baracka Obamy. Jedną to prowadziły operację pokojową, a drugą – misję stabilizacyjną, więc to nie są żadne wojny i dlatego nic nie stało na przeszkodzie, żeby prezydent Barack Obama dostał pokojową Nagrodę Nobla – dodał.

Michalkiewicz przypomniał, że w 2014 roku Obama „wyłożył 5 mld dolarów na zorganizowanie na Ukrainie Majdanu, którego celem było wyłuskanie Ukrainy z rosyjskiej strefy w Europie”. Podkreślił, że „tym samym (…) Obama wysadził w powietrze porządek lizboński, proklamowany na szczycie NATO w Lizbonie 20 listopada 2010 roku”.

– Od tego się wszystko zaczęło, bo już w 2014 roku Rosjanie, przy pomocy zielonych ludzików, zajęli Krym. Tyle tylko, że wtedy w 2014 roku armia ukraińska w ogóle nie stawiała oporu i Krym został zajęty, o ile pamiętam, bez nawet jednego wystrzału – dodał.

Michalkiewicz zwrócił uwagę, że w 2022 roku było „całkiem inaczej, bo Stany Zjednoczone, a zwłaszcza Wielka Brytania, dozbroiły Ukrainę (…), uzbroiły ją po zęby i przeszkoliły znaczną część ukraińskiego wojska”. – I okazało się, że pierwotny plan rosyjski, który zakładał taki blitzkrieg – błyskawiczne zajęcie Ukrainy, zajęcie Kijowa, ustanowienie tam jakiegoś rządu prorosyjskiego – że to się nie udało. Blitzkrieg się nie udał – zaznaczył.

– W związku z tym ruscy szachiści natychmiast zmienili cele wojenne i prowadzili już operację z ograniczonym celem, tzn. uzyskać lądowy korytarz z Rosji do Krymu i ten cel właściwe został osiągnięty ocenił.

– Teraz sytuacja Ukrainy jest dosyć skomplikowana, dlatego że prezydent Trump nie zaprosił Ukrainy, podobnie zresztą jak Europy, do rozmów na temat zakończenia wojny, jakie rozpoczęły się Rijadzie w Arabii Saudyjskiej. No i w związku z tym prezydent Zełeński tam się kotłował – skwitował.

– W ogóle prezydent Trump uznał go (Zełeńskiego – przyp. red.) za dyktatora, bo rzeczywiście jego kadencja prezydencka zakończyła się w maju ubiegłego roku. No ale skoro już prezydent Trump nazwał go dyktatorem, a to w ustach demokratycznych przywódców musi być obelga najwyższego stopnia, no to prezydent Zełeński podkręcił Radę Najwyższą Ukrainy, żeby stwierdziła, że w czasie wojny to nie wolno urządzać wyborów. W związku z tym, ale dopiero teraz Rada Najwyższa stwierdziła ponad wszelką wątpliwość, że Wołodymyr Zełeński jest prezydentem Ukrainy – dodał.

Prezydent Trump „rozserdywsia”

Prezydent Trump „rozserdywsia”

Stanisław Michalkiewicz  27 lutego 2025 http://www.michalkiewicz.pl/tekst.php?tekst=5779

Kto by pomyślał, że aż tak zaiskrzy w stosunkach między Stanami Zjednoczonymi i Ukrainą? To znaczy – nie tyle może między Stanami Zjednoczonymi i Ukrainą, co między prezydentem Trumpem, a prezydentem – „dyktatorem” – Zełeńskim.

Myślę, że większość Amerykanów, z wyjątkiem oczywiście amerykańskich i kanadyjskich Ukraińców, Ukrainą specjalnie się nie interesuje, a jeśli już, to myśli o niej z niechęcią, jako o worku bez dna, w którym forsa amerykańskich podatników znika bez śladu, niczym w kosmicznej czarnej dziurze. To oczywiście ułatwia sprawę prezydentowi Trumpowi, który najwyraźniej „rozserdywsia” na prezydenta Zełeńskiego. Nawiasem mówiąc – forsa amerykańska i inna tak całkiem bez śladu na Ukrainie nie znika. Kiedy jesienią ub. roku byłem w Toskanii, z wiarygodnego źródła dowiedziałem się, że prezydent Zełeński ma tam posiadłość, że daj Boże każdemu. Nie tylko zresztą on, bo ostatnio pojawiły się fałszywe pogłoski, że młodzi Ukraińcy, którzy schronili się przez straszliwym Putinem w Polsce, przesiadują po dobrych knajpach, a jeśli z nich wychodzą, to przeważnie po to, żeby wypasioną bryką podjechać do następnej.

Najwyraźniej sporo racji mają militaryści nawołujący, by korzystać z wojny, bo pokój będzie straszny. Zresztą – cóż to jest, ten cały „pokój”? Pruski teoretyk wojny Karol von Clausewitz twierdził, że to tylko takie chwilowe zawieszenie broni, między dwiema wojnami. Coś może być na rzeczy, bo pruski, a potem niemiecki kanclerz Otto Bismarck twierdził – czego nie mogą zrozumieć nasi mężykowie stanu – że zagadnień dziejowych nie rozstrzyga się deklamacjami, tylko „krwią i żelazem”.

No dobrze – ale dlaczego właściwie prezydent Trump tak „rozserdywsia” na prezydenta Zełeńskiego, że aż nazwał go „dyktatorem” – co w stosunkach między przywódcami demokratycznymi musi być niesłychaną obelgą? Pretekstem – ale raczej pretekstem – są ustalenia między prezydentem Trumpem, a prezydentem Putinem, że zakończenie wojny na Ukrainie powinno być poprzedzone wyborami prezydenckimi w tym kraju. Nie jest to warunek bez znaczenia, bo rzeczywiście – Układające się Strony muszą wiedzieć, że ten, z którym się układają, rzeczywiście rządzi Ukrainą na podstawie jakiejś legitymacji, niechby nawet demokratycznej, a nie prawem kaduka – jak to ma miejsce w przypadku prezydenta Zełeńskiego, którego kadencja zakończyła się w maju ubiegłego roku.

Myślę jednak, że ta okoliczność, chociaż oczywiście ważna, jest raczej pretekstem, bo prawdziwą przyczyną była nieoczekiwana deklaracja prezydenta Zełeńskiego, że „nie uznaje” on porozumienia z prezydentem Trumpem, co do odstąpienia Ameryce ukraińskich złóż metali ziem rzadkich. Cały świat słyszał, że prezydent Zełeński się na to zgodził – ale potem, jak tylko okazało się, że Ukraina nie została zaproszona do amerykańsko-rosyjskich rozmów w Rijadzie – wycofał swoją zgodę.

Obiecałem? No to odwołuję!” – mawiał prof. Kazimierz Kąkol – ale tak można było sobie gadać ze studentami i to tylko za komuny, kiedy dyscyplina była znacznie większa, niż dzisiejsze rozprzężenie i pajdokracja – natomiast w stosunkach z Ameryką, która – powiedzmy sobie szczerze – była dotychczas jedyną nadzieją Ukrainy, takich rzeczy nie robi się bezkarnie. W ogóle prezydent Zełeński, najwyraźniej przypierany do ściany, zaczyna tracić poczucie rzeczywistości. Chwilami wydaje mu się nawet, że kręci całą światową, a w każdym razie – europejską polityką.

W przeciwnym razie nigdy by nie wysuwał takich operetkowych „koncepcji”, żeby wobec tego „Europa” – również pominięta w rokowaniach w Rijadzie – utworzyła europejskie siły zbrojne niezależne od NATO, w których „rolę przewodnią” odgrywałaby niezwyciężona armia ukraińska. O ile mi wiadomo, „koncepcja” ta nie została nawet skomentowana przez uczestników obydwu paryskich szczytowań: 17 i 19 lutego – ale bo też nie ma co takich fantasmagorii komentować. Nawiasem mówiąc, po oskarżeniu prezydenta Zełeńskiego o „dyktaturę” odezwały się nożyce w osobie generała Załużnego. Był on w swoim czasie głównodowodzącym niezwyciężonej ukraińskiej armii, ale po jakichś niepowodzeniach prezydent Zełeński, w ramach wyrzucania z pirogi na pożarcie krokodylom murzyńskich chłopców – spuścił generała Załużnego z wodą na stanowisko ambasadora w Wielkiej Brytanii.

No i teraz generał Załużny, zapytany, czy będzie kandydował na prezydenta Ukrainy, ani nie potwierdził, ani nie zaprzeczył, oświadczając, że swoją decyzję zakomunikuje „w odpowiednim czasie”. W jakim? – Tajemnica to wielka, ale przypuszczam, że wtedy, gdy uzyska zapewnienie, że prezydent Trump uznał go za swoją duszeńkę, a i prezydent Putin nie będzie miał nic przeciwko temu. A kiedy prezydent Trump uzna go za swoją duszeńkę? Ano myślę, że nie wcześniej, aż uzyska gwarancje, że leżące na Ukrainie złoża metali ziem rzadkich otrzymają Amerykanie.

W końcu jakieś wnioski z chwiejności prezydenta Zełeńskiego prezydent Trump musi wyciągnąć. Bo prezydent Trump musiał „rozserdywsie” na prezydenta Zełeńskiego naprawdę, skoro nawet oskarżył go o wywołanie tej wojny. To oczywiście nieprawda, bo żyją ludzie pamiętający, że wojnę wywołał laureat Pokojowej Nagrody Nobla, amerykański prezydent Obama, wykładając w 2014 roku 5 mld dolarów na zorganizowanie na Ukrainie „majdanu” i wysadzając w ten sposób w powietrze „porządek lizboński”, proklamowany 20 listopada 2010 roku na szczycie NATO w Lizbonie.

Jak pamiętamy – od tego wszystko się zaczęło, a potem oliwy do ognia dolał prezydent Józio Biden, który najprawdopodobniej naobiecywał prezydentowi Zełeńskiemu złote góry, żeby tylko wkręcił Ukrainę w maszynę do mięsa – no ale tego prezydent Trump oczywiście głośno nie może powiedzieć, bo wiadomo, że nic tak nie gorszy, jak prawda. No a prawda jest taka, że Ukraina zostanie wydymana – i dobrze – bo cały świat, a zwłaszcza nasi mężykowie stanu, powinni zobaczyć, jak dotkliwie karane są narody i państwa za głupotę i lekkomyślność swoich Umiłowanych Przywódców.

Na razie jednak o tym nie ma mowy i wszyscy wyznawcy Ukrainy zapluwają się z oburzenia na prezydenta Trumpa. Ataku wścieklizny doznał przed telewizyjnymi kamerami zwłaszcza pan prof. Roman Kuźniar, który strasznie prezydentowi Trumpowi nawymyślał. Ciekawe, że PSL, w odróżnieniu od swego koalicyjnego partnera, „ojczyka” Hołowni, ocenia prezydenta Trumpa nader powściągliwie. Skrupiło się to na Wielce Czcigodnym wicemarszałku Zgorzelskim, któremu resortowa „Stokrotka”, czyli pani red. Monika Olejnik, w audycji „Kropka nad „i””, omal nie wydrapała pazurami oczu. A przecież prezydent Zełeński chyba się z nią nie dzielił szmalcem uzbieranym na wojnie?

Skoro tak, to wiele racji jest w ostrzeżeniu wypowiedzianym przez jedynego rozumnego generała wśród naszej – pożal się Boże! – generalicji, czyli pana gen. Leona Komornickiego. Ostrzegł on, że dalsze pogrążanie się naszych i europejskich mężyków stanu w ukraińskim amoku może doprowadzić do poważnego kryzysu w NATO.

O ile Ameryka bez NATO jakoś tam sobie poradzi, a być może również poradzą sobie niektóre państwa europejskie – to Polska z pewnością do nich nie należy.

Stanisław Michalkiewicz

Czy będziemy ginąć za Ukropolin?

Czy będziemy ginąć za Ukropolin?

Autor: AlterCabrio , 26 lutego 2025

Wszyscy dotychczasowi rzecznicy Ukrainy mają teraz nie lada problem. Dotąd każdego, kto nie zgadzał się z oficjalną narracją triumfująco wyzywali od ruskich onuc i agentów Putina. Teraz musieliby powiedzieć to samo o prezydencie USA, „przywódcy wolnego świata”. Tymczasem prezydent Ameryki zaczął dogadywać się z prezydentem Rosji na temat pokoju. Obydwaj przywódcy deklarują, że pragną zakończenia konfliktu, i właśnie przystąpili do omawiania jego warunków.

−∗−

Obraz tytułowy: pomnik Bogdana Chmielnickiego w Kijowie LINK

Czy będziemy ginąć za Ukropolin?

Przez ponad trzy lata w mediach nadających w Polsce obowiązywał konsekwentny przekaz. Mówiono i pisano, że zagraża nam bezpośrednie niebezpieczeństwo ataku militarnego ze strony Federacji Rosyjskiej.

Podawano też casus belli – oto Putin, niczym nowy Stalin chce odbudować sowieckie imperium w swoich dawnych granicach, odzyskać utracone ziemie – Ukrainę, państwa bałtyckie i Polskę, a potem – spełnić marzenie Lenina i ruszyć na Europę Zachodnią, po trupie pańskiej Polski. Po 24 lutego 2022 roku przekaz ten wzmocniony został tysięcznymi głosy i najsilniejszymi emocjami, jakie udało się rozbudzić. Natychmiast na polskiej granicy pojawiły się tłumy ludzi, nazywanych wtedy uchodźcami. Równie błyskawicznie rząd warszawski otworzył granicę i wpuścił wszystkich, którzy chcieli do nas wejść. Następnie przekazał na Ukrainę wszystko, czym dysponowali Polacy – uzbrojenie, wyposażenie, zaopatrzenie, pieniądze. Przybysze w ilości kilku milionów zostali wyposażeni w przywileje, jakich w swoim własnym kraju nie mają Polacy.

Następnie aby ratować Ukrainę rząd warszawski odciął Polskę od rynku rosyjskiego i białoruskiego, czego najbardziej jaskrawym przykładem było sprowadzanie drogiego węgla z Kolumbii i innych egzotycznych miejsc, zamiast tańszego z Rosji. To swoją drogą ukazało jeszcze jedną patologię – kraj, leżący na węglu, na skutek podpisywanych przez rządy warszawskie zobowiązań zamyka swoje własne kopalnie, aby sprowadzać węgiel z innych krajów, żeby ratować klimat.

————————

Czytaj też: [Ale po skończeniu tego tekstu. md]

Dlaczego wybuchła wojna na Ukrainie

Kto nami rządzi

——————–

Nie dość na tym, liczni politycy, reprezentujący państwo polskie poczuli gwałtowny przypływ miłosnych uczuć i zaczęli się przytulać do ukraińskiego prezydenta Wołodymira Żeleńskiego. Padły miłosne słowa o unii polsko – ukraińskiej, o nowej, wspaniałej przyszłości, jaka czeka dwa bratnie kraje po pokonaniu Rosji. Dla pogłębienia wrażenia byliśmy raczeni „wieściami”, jak to Rosja przegrywa tą wojnę, ponosi wielkie straty, nie radzi sobie z własną armią, rozpada się od wewnątrz, staje na krawędzi bankructwa. Co ciekawe, jakoś mało mówiono o stratach ukraińskich. Poza pomocą polską państwo to zostało wzmocnione przez koalicję państw Zachodu, głównie USA i Wielką Brytanię. Bardzo mocno po stronie Ukrainy, przynajmniej werbalnie zaangażowała się Unia Europejska.

Jednak poza Polską i Wielką Brytanią pozostałe państwa europejskie nie były szczególnie hojne w wysyłaniu własnego wyposażenia. Pieniądze, owszem, szły, chociaż w stosunku do potencjału znacznie mniej, niż zaoferowała Polska. Do polskich inwestycji należy jeszcze doliczyć udostępnienie infrastruktury dla transportów zaopatrzenia, co uczyniło Polskę państwem praktycznie zaangażowanym w konflikt po stronie Ukrainy, co z kolei naraziło nasze terytorium i ludność na atak ze strony drugiego belligerenta – Rosji, największego państwa świata i nuklearnego mocarstwa.

Jednak większość polityków i dyżurnych „ekspertów” twierdziła z wielką pewnością, że Ukraina dzielnie walczy za Polskę, że trzyma rosyjskie wojska daleko od polskich granic, że gdy Ukraina się podda, wtedy taran rosyjskich wojsk runie na Polskę. W krajowych mediach zapanowała cenzura, każdy, kto podważał oficjalną narrację, krytykował zaangażowanie na rzecz Ukrainy, a nawet zadawał pytania o zasadność, natychmiast zostawał wyklęty, obrzucony stekiem wyzwisk, mianowany „ruską onucą” i wyrzucany z oficjalnego towarzystwa. Tu zadziwiająco zgodne były zarówno media głównego nurtu, jak i wiodące partie, niezależnie od strony politycznego sporu.

Wszyscy stronnicy Ukrainy postawili Rosji ultimatum – ma natychmiast się poddać, oddać Ukrainie zdobyte ziemie i zniknąć, inaczej „wolny świat” będzie walczył do końca świata i jeden dzień dłużej, a przynajmniej dopóki Ukraińcom starczy żołnierzy, a Polakom pieniędzy. Minął jednak jakiś czas i zmienił się prezydent Stanów Zjednoczonych, głównego sponsora ukraińskiej wojny. I nagle oniemiały świat, a Polska w szczególności dowiedzieli się czegoś zdumiewającego.

Oto prezydent amerykański, zwany też „przywódcą wolnego świata” oznajmił światu bardzo wyraźnie i jednoznacznie, co sądzi o ukraińskiej wojnie. Według prezydenta Donalda Trumpa sprawcą wojny jest sama Ukraina i prezydent Żeleński, „kiepski komik”, który oszukał prezydenta Bidena, wciągnął Stany Zjednoczone w „wojnę, której nie można wygrać”, wyłudził wielką pomoc, której część została zdefraudowana. Dalej prezydent Trump sugeruje, że to nie Rosja ponosi odpowiedzialność za rozpoczęcie wojny, ale prezydent Żeleński, i przekonuje, że dawno już mógł zakończyć wojnę, ale woli trzymać się swojego stołka. Tymczasem zginęło mnóstwo ludzi, a kraj został zniszczony. Co więcej, okazuje się, że prezydent Żeleński nie jest nawet prawowitym prezydentem, bo skończyła mu się kadencja w maju 2024 roku, a on sam cieszy się poparciem zaledwie 4% Ukraińców.

Wszyscy dotychczasowi rzecznicy Ukrainy mają teraz nie lada problem. Dotąd każdego, kto nie zgadzał się z oficjalną narracją triumfująco wyzywali od ruskich onuc i agentów Putina. Teraz musieliby powiedzieć to samo o prezydencie USA, „przywódcy wolnego świata”. Tymczasem prezydent Ameryki zaczął dogadywać się z prezydentem Rosji na temat pokoju. Obydwaj przywódcy deklarują, że pragną zakończenia konfliktu, i właśnie przystąpili do omawiania jego warunków. Na pewno wiadomo, że Ukraina nie przystąpi do NATO i nie odzyska ziem, zajętych przez Rosję.

Wtedy odezwali się ci, którzy najwięcej krzyczeli o pokoju, demokracji i prawach człowieka – liderzy „kolektywnego Zachodu”, czyli dziś Unii Europejskiej i Wielkiej Brytanii. Europa nie zgodziła się na warunki pokoju i wezwała Ukrainę, aby się nie poddawała, jednak USA oświadczyły jasno, że swoich żołnierzy nie wyślą. Liderzy Europy zwołali szybkie spotkanie w Paryżu, po którym francuska prasa doniosła, że Francja, Wielka Brytania i Polska zadeklarowały wysłanie na Ukrainę sił rozjemczych w ilości 25000 żołnierzy. Oficjalnie jednak premier Donald Tusk oświadczył, że Polska nie wyśle swoich żołnierzy.

Pojawił się więc pomysł dalszego finansowania ukraińskiej armii ogromną kwotą 700 mld euro. Aktualnie, w najbliższych dniach i tygodniach będą więc ważyć się dalsze losy wojny, Ukrainy, Bliskiego Wschodu, nowej architektury światowego bezpieczeństwa, i również Polski.

Sytuacja pełna zawiłości, nagłych zmian, dezinformacji, nie wiadomo, co o tym sądzić. Z pewnością nie można wyrobić sobie zdania na podstawie mediów głównego nurtu, nie ujawniają bowiem głównych wątków. Najistotniejszy polega na rewolucyjnej zmianie polityki USA po objęciu władzy przez Trumpa. Dotąd, pod Bidenem Ameryka realizowała projekt globalizacji, mający dwa główne motory – Stany Zjednoczone z doczepioną Wielką Brytanią i Unię Europejską.

Teraz jednak Ameryka wycofała się z projektu globalnego i realizuje swój własny, imperialny interes amerykański, natomiast kamaryla europejska pozostała wierna globalizacji, do tego bowiem została powołana, inaczej więc nie potrafi działać, co tyczy się również Wielkiej Brytanii. W ten sposób jednak UE i UK stały się z dnia na dzień rywalami imperialnej Ameryki, co dla europejskich liderów jest szokiem, zaskakującą sytuacją, w której nie wiedzą, jak się poruszać.

Od II Wojny Światowej to Ameryka zapewniała Europie bezpieczeństwo, dzięki czemu Unia mogła wciągać kolejne państwa i rozwijać swoją politykę, która ma trzy warstwy: oficjalną, nieoficjalną i ukrytą. Warstwa pierwsza, oficjalna, fikcyjna głosi, że Unia to dobrowolny związek suwerennych państw dla lepszej współpracy.

Warstwa druga – nieoficjalna, zawarta jest w Manifeście z Ventotene, w którym zjednoczona Europa bez państw narodowych staje się komunistycznym więzieniem narodów. Warstwa trzecia ukryta jest w projekcie Paneuropy, polegającym na likwidacji nie tylko państw, ale też narodów, czego skutkiem ma być nowy, sztucznie wyhodowany naród europejski, złożony z genetycznego wymieszania ludzi z Afryki, Azji i Europy.

Wymogi realizacji warstwy drugiej i trzeciej narzuciły na narody europejskie takie polityki, jak wspólną walutę, zrównoważony rozwój, zielony ład, dezorganizację gospodarki, zadłużenie rządów, gender, imigrację wielokulturową, likwidację chrześcijaństwa, Europejski Obszar Edukacyjny. Gdy Europejczycy zaczęli doświadczać dobrodziejstw eurokomunizmu, zaczęli się buntować. Odpowiedź europejskich elit, tak samo w UE, jak i w UK jest charakterystyczna dla wszystkich totalitaryzmów – ograniczanie wolności słowa i prześladowanie własnych obywateli. Zaczęło jednak europejskiej kamaryli brakować argumentów dla uzasadnienia własnej tyranii.

Wojna ukraińska spadła im jak z nieba – strach to bardzo dobry sposób spacyfikowania ludności, tym bardziej, że Europejczycy stali się generalnie ludźmi gnuśnymi i strachliwymi. Tego paliwa starczyłoby jeszcze na jakiś czas, bezcenny dla unijnych elit, w którym domykaliby projekt Paneuropy. Zakończenie wojny ukraińskiej zabiera unijnym elitom uzasadnienie ich polityki. Na domiar złego ekipa Trumpa wyraźnie dąży do ujawnienia przeróżnych nieczystych spraw globalnej polityki, między innymi prawdziwych okoliczności przyczyn wojny, rzeczywistych strat ukraińskich, poziomu defraudacji pomocy międzynarodowej, działalności służb i fundacji w finansowaniu „kolorowych rewolucji”. Innymi słowy, za krótki czas zapewne okaże się, że jeden z głównych filarów polityki europejskiej przestanie istnieć, a po nim runą pozostałe. UE utraci uzasadnienie swojego istnienia, a UK swojej polityki, dlatego przedłużanie konfliktu jest dla nich kwestią przetrwania.

To uzasadnia tak wielkie zaangażowanie prezydenta Macrona i premiera Stramera. Kanclerz Scholz przed wyborami w Niemczech nie mógł się wychylać, nowy kanclerz Merz jeszcze nie okrzepł, choć zapewne rychło zobaczymy także niemiecką aktywność. Europejskie elity znalazły się w bardzo kłopotliwym położeniu, które za chwilę może być rozpaczliwe. Postanowili więc użyć jednej z ostatnich mocnych kart – Polski, zarządzanej przez osadzoną w Warszawie, posłuszną Unii ekipę.

Wepchnięcie Polski do konfliktu na Ukrainie, obojętnie w jakiej konfiguracji byłoby bardzo korzystne dla UE i UK. Obydwie ekipy prowadzą politykę zabójczą dla własnych mieszkańców, którzy coraz głośniej się buntują. Dopóki na Ukrainie giną ludzie, te dwie ekipy mogą jawić się jako moralni mocarze, walczący ze złem w obronie kobiet, dzieci, zwierzątek i planety. Gdyby dodatkowo zaczęli ginąć ludzie w Polsce, europejska tyrania odniosłaby dwie korzyści. Po pierwsze, wykazałaby, że jest potrzebna, bo trzeba bronić Polski. Po drugie, pozbyłaby się jednego ze swoich głównych problemów – etnosu polskiego. Dlatego można się spodziewać, że będą bardzo duże naciski na rząd warszawski, aby w jakiejś formie zaangażować Polaków w ukraiński konflikt, a następnie, aby go rozszerzyć.

Kluczowa jest tu rola aktualnych zarządców Polski. Są oni zależni od trzech wpływów. Wpływ pierwszy to USA, które mają dużą praktykę w obalaniu i ustanawianiu rządów i dyktowaniu im polityki. Wpływ drugi to powiązanie europejskie, bliższe terytorialnie, ale słabsze globalnie. Należy oczekiwać, że te dwa wpływy będą rywalizować zarówno w Europie, jak i w Polsce, co będzie się objawiać zaskakującymi wypowiedziami i decyzjami, a być może zmianami personalnymi i nagłymi woltami. Jest też wpływ trzeci – wola narodu polskiego. Jak dotąd, wpływ ten był w polityce kolejnych ekip uwzględniany niewiele lub wcale.

Wytłumaczenie jest proste – Polacy są obcy dla Paneuropejskiego Rządu Ukropolińskiego (PRUk), składa się on bowiem z poliniaków, którzy od Polaków różnią się zasadniczo tożsamością i celami działania. Poliniacy są lojalni wobec sił globalno – unijnych, nigdy wobec Polski. PRUk wykona każde polecenia i sugestię swoich panów, i robił tak zawsze, rzadko natomiast uwzględniał interesy Polaków, i tylko wtedy, gdy zabiegał o ich poparcie. Teraz sytuacja ma jednak szansę się odmienić, z dwóch powodów. Powód pierwszy to rozdźwięk pomiędzy z jednej strony USA, a z drugiej – UE i UK. Powód drugi to rosnąca świadomość Polaków, których coraz większy odsetek przekonuje się, jakie są faktyczne cele tyranii europejskiej i PRUk. Aby jednak Polacy mogli wywrzeć jakikolwiek wpływ na decyzje poliniaków z PRUk muszą ich zapewnić, że tym razem zapadną surowe kary, jeśli nadal będą dopuszczać się zdrady i narażać naród. Ci ludzie muszą bać się osobistej odpowiedzialności, inaczej możemy spodziewać się wszystkiego.

Na końcu warto podsumować, co powinien zrobić rząd w kwestii ukraińskiej, aby nie narazić się na surową odpowiedzialność.

Poszczególne metamorfozy ukraińskiej państwowości, począwszy od rewolucji Chmielnickiego, poprzez powstanie hajdamaków, czyli koliszczyznę, ukraiński ruch nacjonalny XIX wieku, próby budowy ukraińskiego państwa po I Wojnie Światowej, banderyzm, aż po tzw. „niepodległą Ukrainę”, powstałą po rozpadzie ZSRR nigdy nie były skutkiem oddolnych inicjatyw świadomego swej tożsamości narodu ukraińskiego, lecz efektem złożonych, zakulisowych zabiegów skrywanych sił. Najwięcej możemy tam dostrzec knowań niemieckich, anglosaskich, rosyjskich i syjonistycznych. Wszystkie te inicjatywy od Chmielnickiego począwszy miały wspólny wektor – opozycja wobec narodu i państwa polskiego. Przeciw Polakom buntowano zaporoskich Kozaków i rusińską czerń, hajdamaków, ukraińskich nacjonalistów, banderowców. Podstawiano przywódców, inicjowano oddolne wrzenie. Buntowano też Ukraińców przeciw własnym rządom, co niedawno stało się jasne po odkryciu zaangażowania służb amerykańskich i niemieckich oraz globalnych funduszy w „pomarańczową rewolucję”, która skierowała państwo ukraińskie do miejsca, gdzie dziś się znajduje. Jednocześnie w polskiej infosferze ukrywano te zabiegi, wmawiając Polakom, że Ukraińcy pragną wolności od Rosji, więc Polska powinna zawsze bezwarunkowo popierać każde ukraińskie roszczenia. Jeśli dziś dla polityków na Ukrainie to Polska jest głównym i stałym adresatem pretensji, nie dziwmy się, tak jest nieprzerwanie od czasów Chmielnickiego, tylko my sami nie pamiętamy własnej historii. Najnowsze wcielenie polsko – ukraińskiego złudzenia objawiło się niedawno pod postacią mirażu unii polsko – ukraińskiej w postaci Ukropolu, który w rzeczywistości jest ledwo skrywanym Ukropolinem.

Wielką rolę w budowaniu tego mitu odegrały środowiska w Polsce, które profesor Adam Wielomski trafnie określa „elitką infantylno – agenturalną”. Ten miraż jak dotąd spowodował po polskiej stronie poważne wydatki na finansowanie wojny ukraińskiej, rozbrojenie polskiej armii, skierowanie polskiej polityki na tory dla Polski wprost zgubne. Wystarczy, że po zawarciu pokoju amerykańsko – rosyjskiego ukraińskie państwo i siły społeczne skierują ostrze swej goryczy przeciwko polskim sąsiadom. Ich siły, zbyt słabe, aby zagrozić Rosji będą jednak wystarczająco silne, aby poważnie zagrozić rozbrojonej Polsce.

Rozbrojonej pod każdym względem – nie tylko wojskowym i finansowym, ale przede wszystkim mentalnym. Nasza elitka wraz z mediami wciąż bowiem karmią się złudzeniami „kolektywnego Zachodu”, wartości europejskich, demokracji, praw człowieka, przyjaźni polsko – ukraińskiej. Z tych haseł w sposób realny nie istnieje nic, jest natomiast twarda gra cynicznych interesów, prowadzona przez wyrachowanych graczy. W tej grze Polska może zasiąść do stołu jako pełnoprawny gracz i uzyskać dla siebie korzystne koncesje, jednak do tego potrzebna jest trzeźwa ocena rzeczywistości i gracze z charakterem. Ani jednego, ani drugiego nie uświadczysz po stronie „elitki infantylno – agenturalnej”. Tym większa odpowiedzialność spoczywa na tych, którzy taką refleksję są w stanie przeprowadzić, nawet, jeśli dziś nie mają możliwości przebić się do głównego nurtu mediów i polityki. Potrzeba ze wszystkich sił wywrzeć wpływ na opinię publiczną, aby ta wymusiła na poszczególnych politykach „elitki”, aby chociaż raz stali się elitą i zachowali się zgodnie z polskim interesem narodowym, a nie według emocji, suflowanych przez polskojęzyczne media.

Koncepcja geopolityczna dla Polski:

Polska mostem i strażnicą Eurazji

Być może Paneuropejski Rząd Ukropoliński (PRUk) zgodzi się dalej finansować Ukrainę i wysłać tam nasze wojska. Trzeba więc głosić, jak bardzo będzie to złe dla Polaków. Jednocześnie należy wywierać informacyjny wpływ na obecną opozycję, aby, gdy zostanie wywindowana do władzy kierowała się interesem narodowym, inaczej kolejny obrót spraw może także ich postawić pod ścianą odpowiedzialności. Wiele teraz zależy od tego, czy w kręgach PiS pojawi się świadomość o rewolucyjnej zmianie polityki amerykańskiej, co pociąga zmianę sił w Europie, ewentualnie czy wyłoni się jakaś alternatywna siła polityczna, mogąca poprowadzić nawę państwową.

Trzeba już teraz tłumaczyć wszem i wobec, że Trump będzie dążył do porozumienia z Rosją, a UE i UK będą próbowały temu przeszkadzać, przedłużając wojnę i starając się wciągnąć do konfliktu Polskę. Przekazać im myśl, że Polska powinna wyciągnąć korzyści z porozumienia na linii USA – Rosja, odbudowując zburzone relacje ze Wschodem i flankując ewentualne nastroje antypolskie na Rusi. Wszystkim, zakochanym w Ukraińcach należy też uświadomić, że bezwarunkowe wspieranie obecnej ekipy kijowskiej i spełnianie wszystkich jej zachcianek fatalnie odbija się nie tylko na Polsce, ale również na samej Ukrainie.

To bowiem wymiernie osłabi Polskę, a jeśli Ukraina ma kiedykolwiek wybić się na niepodległość, dobrobyt i bezpieczeństwo, potrzebuje silnej, niezależnej Polski. Tej nie zbudujemy nigdy, jeśli będziemy wciąż ulegać roszczeniom unijnym i kijowskim. Musimy więc prowadzić politykę niezależną zarówno od europejskiej kamaryli, jak i od uzależnionej od obcych potęg Ukrainy. Dopiero wtedy, gdy sami się wzmocnimy, będziemy mogli właściwie wspierać Ukrainę, jako część polskiej strefy wpływów. Na razie daleko do tego i wielką musimy wykonać pracę, najpierw nad odbudową własnego państwa, narodu, gospodarki i armii.

Czytaj też:

Zachód, jakiego nie znacie

Wschód, i czego o nim nie wiecie

Tymczasem zaś powinniśmy nie wysyłać żadnych wojsk w ramach obecnego konfliktu ukraińskiego; nie wspierać tej wojny w żaden sposób; wystąpić do władz Ukrainy o rekompensaty z tytułu kosztów, jakie państwo i społeczeństwo polskie poniosły na rzecz państwa ukraińskiego i jego obywateli; zażądać ekshumacji polskich ofiar rzezi wołyńskich i małopolskich oraz potępienia banderyzmu; wydalać z Polski wszystkich obywateli obcych państw, którzy złamią polskie prawo; uszczelnić granice.

Żołnierze polscy muszą zaś pozostać w Polsce, nie tylko po to, aby nie wciągnąć naszego narodu w obcą wojnę. Również po to, aby zapewnić obywatelom polskim ochronę przed ewentualnymi czystkami etnicznymi ze strony licznych obcych przybyszów, jacy już u nas są, i jacy mogą jeszcze do nas przybyć. Pamiętajmy bunt Chmielnickiego w XVII w., koliszczyznę w XVIII w., Wołyń w XX w. Nie dopuśćmy, aby znowu ktoś poróżnił Polaków i Rusinów i rzucił do bratobójczej walki, a do tego musimy wpierw zadbać o bezpieczeństwo własne, dopiero potem o cudze. Wszyscy świadomi Polacy powinni jak najszybciej zjednoczyć się mentalnie i zażądać, aby rząd w Polsce był rzeczywiście polski. A będzie taki wtedy, gdy konsekwentnie przyjmie zasadę „PO PIERWSZE POLSKA”.

__________________

Czy będziemy ginąć za Ukropolin?, Bartosz Kopczyński, 26 lutego 2025

−∗−

Warto porównać:

Co nam pozostanie po Ukrainie?
Ukraina, jako państwo upada. I nie chodzi tu jedynie o wojnę, którą bez wsparcia Zachodu nasi wschodni sąsiedzi ewidentnie przegrają. Nawet nie w tym rzecz, że po 3 latach konfliktu […]

__________________

Czy my jesteśmy głupi?
Czy skala oraz mnogość zdarzeń na naszej scenie politycznej naprawdę nie są już w stanie nikim wstrząsnąć? Czy na dobre i na stałe z aktywnych, partycypujących obywateli zmieniliśmy się w […]

__________________

Dzisiejszy naród, dzisiejsza polskość
Bierność, postępujący brak empatii dla rodaków i jednocześnie krwiożerczy „wyścig szczurów” z jakimi mamy do czynienia od czasów przewrotu Solidarności i to w obliczu postępującej utraty suwerenności, grabieży, wyprzedawania majątku […]

Węgry: „Tylko rosyjsko-amerykańskie porozumienie może przywrócić pokój w sercu Europy”

„Tylko rosyjsko-amerykańskie porozumienie może przywrócić pokój w sercu Europy”

25.02.2025 nczas/tylko-rosyjsko-amerykanskie-porozumienie-moze-przywrocic-pokoj

Szef węgierskiej dyplomacji Peter Szijjarto. Foto: PAP/EPA
Szef węgierskiej dyplomacji Peter Szijjarto. Foto: PAP/EPA

Szef dyplomacji Węgier Peter Szijjarto wyraził przekonanie, że tylko amerykańsko-rosyjskie porozumienie może przywrócić pokój w Europie i być filarem światowego bezpieczeństwa. Z obawami wypowiedział się o broni, którą zachodni sojusznicy wysyłają na Ukrainę.

Przemawiając we wtorek na konferencji rozbrojeniowej ONZ w Genewie, Szijjarto oświadczył, że drogą do zakończenia rosyjsko-ukraińskiego konfliktu może być jedynie porozumienie Moskwy i Waszyngtonu. „Tylko rosyjsko-amerykańskie porozumienie może przywrócić pokój w sercu Europy” – oświadczył szef węgierskiej dyplomacji, przekonując, że jego kraj od pierwszego dnia rosyjskiej agresji na Ukrainę „walczył o pokój”.

Jego zdaniem rozmowy, jakie Biały Dom rozpoczął z Kremlem po objęciu urzędu przez Donalda Trumpa, są bardzo obiecujące.

„Dla nas w Europie Środkowej jest absolutnie oczywiste, że dobre stosunki amerykańsko-rosyjskie mogą być podstawą globalnego pokoju. Dlatego mamy nadzieję, że nadchodzące porozumienie amerykańsko-rosyjskie nie będzie ograniczone do tego, jak przywrócić pokój w sercu Europy, ale będzie rodzajem bardziej wszechstronnego porozumienia, które może służyć jako kamień węgielny pod budowę przyszłego globalnego bezpieczeństwa” – powiedział.

Szef węgierskiej dyplomacji zaapelował też do Organizacji Narodów Zjednoczonych, by ta opracowała mechanizm kontroli nad bronią, jaka została przekazana do Kijowa.

„W ciągu ostatnich trzech lat na Ukrainę wysłano broń o wartości setek miliardów euro, a jej los można określić jako co najmniej niepewny. Nie chcemy żyć z ryzykiem niekontrolowanego gromadzenia ogromnych zapasów broni w naszym bezpośrednim sąsiedztwie” – stwierdził Szijjarto.

Szijjarto po raz kolejny skrytykował ukraiński opór wobec rosyjskiej agresji, a także postawę zachodnich sojuszników Kijowa, którzy – jak zauważył – ani dostawami broni, ani sankcje na Rosję nie przybliżyli pokoju.

Minister tłumaczył też, że dlatego Budapeszt nadal utrzymuje bliskie relacje z Moskwą. „Utrzymywaliśmy otwarte kanały komunikacji z Rosją, ponieważ wierzymy, że zamykając je, stracilibyśmy również nadzieję na pokój” – wyjaśnił.

Trump zapowiada wielkie relacje gospodarcze z Rosją. „Prowadzę poważne rozmowy z Putinem”

Trump zapowiada wielkie relacje gospodarcze z Rosją. „Prowadzę poważne rozmowy z Putinem”


2025-02-24 bankier/Trump-zapowiada-wielkie-relacje-gospodarcze-z-Rosja

Prowadzę poważne rozmowy z Władimirem Putinem o końcu wojny rosyjsko-ukraińskiej i wielkim rozwoju w relacjach gospodarczych USA z Rosją, w tym o transakcjach, które nastąpią – powiadomił w poniedziałek na platformie Truth Social prezydent USA Donald Trump po telekonferencji przywódców państw grupy G7.

Trump łączył się z Waszyngtonu wraz z prezydentem Francji Emmanuelem Macronem, który w poniedziałek rozpoczął swoją wizytę w USA. Telekonferencja państw grupy G7 została zorganizowana z okazji trzeciej rocznicy rosyjskiej pełnowymiarowej agresji na Ukrainę.

Zdaniem Trumpa wszyscy uczestnicy spotkania wyrazili chęć zakończenia tej wojny.

Prezydent USA oznajmił, że podkreślał podczas poniedziałkowych rozmów, jak istotna jest umowa z Ukrainą o surowcach mineralnych. Określił ją mianem partnerstwa gospodarczego, które pozwoli Amerykanom odzyskać pieniądze przeznaczone na dostawy uzbrojenia i sprzętu wojskowego dla Kijowa. Dodał, że na umowie skorzysta też Ukraina, która po zakończeniu tej „brutalnej i bestialskiej wojny” zyska na tym gospodarczo.

Szef Rosyjskiego Funduszu Inwestycji Bezpośrednich (RFPI) Kiriłł Dmitrijew zapewnił po wypowiedzi Trumpa, że Rosja jest otwarta na współpracę z USA, która – jak podkreślił – ma kluczowe znaczenie dla dobra globalnej gospodarki.

Wcześniej prezydent Ukrainy Wołodymyr Zełenski poinformował, że przeprowadził „dobrą rozmowę” z prezydentem USA i wyraził nadzieję, że Stany Zjednoczone będą kontynuować wsparcie dla Kijowa. Ponadto Zełenski ocenił, że prawdziwy pokój możliwy będzie jedynie wtedy, jeśli za jednym stołem usiądą, naprzeciw Rosji, „Ameryka, Europa i Ukraina”. (PAP)

awm/ szm/

Warzecha po trzech latach wojny na Ukrainie. „Obłędna, obowiązkowa pro-ukraińskość i niedbanie o własny interes”

Warzecha OSTRO po trzech latach wojny na Ukrainie. „Obłędna, obowiązkowa proukraińskość i niedbanie o własny interes”

24.02.2025

Łukasz Warzecha.
Łukasz Warzecha. / fot. screen YouTube: Łukasz Warzecha

24 lutego mijają trzy lata od rozpoczęcia przez Rosję pełnoskalowej inwazji na Ukrainę. W krótkim acz dosadnym wpisie Łukasz Warzecha podsumował to, co do tej pory się wydarzyło.

„Trzy lata wojny, setki tysięcy ofiar, większość oczywiście po stronie ukraińskiej, zniszczony kraj całkowicie zależny od zagranicznej pomocy, setki miliardów euro pomocy także w polskich kieszeni, tysiące całkowicie błędnych prognoz (Rosjanie za moment się zbuntują, Rosji kończy się amunicja, Putin umiera, Ukraińcy za tydzień odbiją Krym, Rosjanie wsadzają do rakiet czipy z pralek, Rosja finansowo robi bokami itd., itd.), dziesiątki sankcji bez wpływu, których skuteczności nikt nie weryfikuje, a które uderzają w nas bardziej niż w Rosję” – wskazał publicysta na portalu X.

„Na Ukrainie korupcja, brak demokratycznych wyborów, ludzie kryjący się przed poborem i kult UPA, Bandery i Szuchewycza. W Rosji niezachwiana pozycja Putina” – dodał.

„Na świecie konsolidacja nowego, odrębnego wobec Zachodu układu politycznego” – wskazał.

„W Polsce obłędna, obowiązkowa pro-ukraińskość i niedbanie o własny interes.
Dość i wystarczy” – skwitował.

Ukraina kupuje dwa rosyjskie reaktory jądrowe. Wojna nie jest przeszkodą. Ani anty-rosyjskie sankcje „przyjaciół”

Ukraina kupuje dwa rosyjskie reaktory jądrowe. Wojna nie jest przeszkodą. Ani sankcje „przyjaciół”

magnapolonia/ukraina-kupuje-od-rosji-reaktory-jadrowe

11 lutego br. parlament Ukrainy przyjął ustawę dającą operatorowi elektrowni atomowych Energoatom prawo zakupu dwóch reaktorów wyprodukowanych przez Atomstrojeksport – spółkę zależną rosyjskiego Rosatomu. Mają one zostać wykorzystane w powstającym właśnie, trzecim i czwartym bloku Chmielnickiej Elektrowni Atomowej.

Ukraina kupuje dwa rosyjskie reaktory jądrowe. „Decyzja o zezwoleniu na zakup wywołała bardzo duży rezonans w ukraińskich środowiskach eksperckich i wśród części deputowanych opozycji (…) Krytyka dotyczyła przede wszystkim zasadności wydania co najmniej 600mln euro w obecnej trudnej sytuacji, szczególnie na rosyjskie reaktory. Biorąc jednak pod uwagę, że inicjatywę jednoznacznie poparł prezydent Wołodymyr Zełenski, najprawdopodobniej w ciągu kilku miesięcy należy się spodziewać zawarcia transakcji”czytamy na stronie Ośrodka Studiów Wschodnich (OSW).

W swoim komentarzu, OSW stwierdził, że „decyzja ta stała w sprzeczności z dotychczasowymi zapowiedziami władz o budowie rozproszonej generacji energii elektrycznej, odpornej na rosyjskie uderzenia rakietowe”. Zakwestionował też wydanie tak dużej sumy pieniędzy, jak również podniósł szereg poważnych zastrzeżeń prawnych.

Przede wszystkim, decyzja podważa ukraińskie starania o objęcie zachodnimi restrykcjami rosyjskiego sektora atomowego. Warto też przypomnieć, że jeszcze w lutym 2023 roku, ukraińska Rada Bezpieczeństwa Narodowego i Obrony nałożyła sankcje, zarówno na Atomstrojeksport, jak i Rosatom.

NASZ KOMENTARZ [magnapolonia] : Jak widzimy, Ukraina z jednej strony domaga się pomocy Zachodu i nakładania na Rosję sankcji gospodarczych. Z drugiej sama omija nawet własne sankcje i kupuje różne produkty i urządzenia, wymagające rosyjskich komponentów i części zamiennych.

Biorąc to wszystko pod uwagę, niewykluczone jest finalne odwrócenie sojuszy i stanięcie przez Ukrainę po stronie Rosji, zwłaszcza, jeśli Zachód (głównie USA) nałoży na ten kraj obowiązek spłaty dostarczonego sprzętu wojskowego oraz innej pomocy.

Prezydent Stanów Zjednoczonych zażądał od Ukrainy dokładnego rozliczenia się z przekazanych jej środków finansowych. Mowa jest nawet o 500 mld dolarów.

Na Ukrainie co jakiś czas wybuchają afery korupcyjne. Dotyczą one nie tylko kradzieży pomocy humanitarnej, ale i środków, które przeznaczone były na zakup uzbrojenia i wyposażenia.

Polska przekazała Ukrainie pomoc w wysokości co najmniej trzech miliardów dolarów, głównie w sprzęcie wojskowym, ale i wsparciu finansowym. Niestety,  rząd warszawski nie przedstawił szczegółowych kwot. Co więcej, nie ma też woli politycznej, by zażądać od Kijowa rozliczenia ofiarowanych środków.

====================

Por.:

Polska najhojniej wsparła Kijów. 90 miliardów złotych.