Tusk kłamie sam sobie.

Afera po słowach Tuska. „Powinien podać się do dymisji” [VIDEO]

21.10.2024 nczas/tusk-do-dymisji

Premier Donald Tusk
Premier Donald Tusk. / foto: PAP

Publicysta „Najwyższego Czas-u!” Radosław Piwowarczyk odniósł się do słów premiera Donalda Tuska, którymi ten zaprzeczył słowom premiera Donalda Tuska. Zapowiedź szefa rządu warszawskiego spotkała się z ostrymi ocenami i ciągle jest żywo komentowana.

Publicysta stwierdził, że trzeba „zacząć od samego premiera rządu warszawskiego, który – jak się okazało – nie zgadza się z premierem rządu warszawskiego”.

Jak to dokładnie między nimi było to nie wiadomo, czy to pamięć zawiodła, czy pojawiły się problemy z prawdomównością – zakpił Piwowarczyk, a następnie przedstawił słowa, jakie padły z ust Tusk, a także znalazły się w strategii migracyjnej.

Był dzień 12 października, kiedy odbywała się konwencja Platformy Obywatelskiej, a premier Donald Tusk wymieniał kolejne sukcesy. Kroczymy od jednego do drugiego, jakby ktoś nie pamiętał, to to wszystko powtórzył raz dwa (…) może nie raz dwa, bo tych sukcesów było tyle, że to sporo czasu zajęło, ale w końcu przeszedł do opowiadania o strategii rządowej, która miała stać się niebawem dokumentem rządowym – powiedział Piwowarczyk.

Zobacz także: Jak premier zajmie się kwestią „inżynierów”? Piwowarczyk: Wypowiedź Tuska trzeba czytać między wierszami [VIDEO]

Przypomnijmy, że 12 października, podczas konwencji Platformy Obywatelskiej, Tusk zapowiedział, że „jednym z elementów strategii migracyjnej będzie czasowe terytorialne zawieszenie prawa do azylu”.

To wywołało spory niepokój, szczególnie wśród lewicowej części sympatyków, posypała się krytyka. Nie do końca także strona prawicowa wiedziała o co chodzi z zawieszeniem prawa do azylu, bo problem migracji, który mamy, to jest problem imigracji masowej, natomiast prawo do azylu jest prawem wyraźnie indywidualnym – skomentował redaktor „Najwyższego Czasu!”.

Kilka dni później, 16 października, ogłosił w Sejmie, że „nikt nie mówi tu o zawieszeniu praw człowieka, nikt nie mówi tu o zawieszeniu prawa do azylu”.

Tymczasem w strategii migracyjnej, której dokładny tekst poznaliśmy 17 października zapisano, iż „możliwe powinno być czasowe i terytorialne zawieszanie prawa do przyjmowania wniosków o azyl”.

Tyle, że ta rządowa strategia była przyjęta 15 października, a więc dzień przed tym, jak premier Tusk występował w Sejmie. Albo premier Donald Tusk nie wiedział, co się znajduje w tym dokumencie, nie pamiętał, zapomniał, co dzień wcześniej przyjęli albo perfidnie skłamał. Niezależnie od tego, jak tam było w obu przypadkach szef rządu warszawskiego powinien podać się do dymisji – podsumował Piwowarczyk.

Rymy może częstochowskie, ale Ryży uśmiechnięty…

https://pch24.pl/alarmowal-o-szabrownikach-zostal-aresztowany-prokuratura-umorzyla-sprawe-mieszkanca-ladka-zdroju

klioes vel pislamista 1 October 2024 

Powodzi nie ma
czyli
Polska uśmiechnięta 

Aresztowano właśnie internautę,
Bo „w błąd wprowadzał na temat powodzi”.
Łajdak fałszywe informacje dał te:
„Brak jest pomocy. Wielu nie wychodzi
Z domów z obawy przed szabrownikami.”
Kłamca się znalazł szybko za kratami.

Ach, przecież żadnej powodzi nie było!
Płemieł zapewniał, że „nie ma obawy”.
A jeśli nawet kogoś przemoczyło,
Więc „czy płemieła zamkną?” jest ciekawy,
Niech internauty areszt zapamięta!
Powodzi… NIE MA. Polska… uśmiechnięta!!!

klioes vel pislamista 1 October 2024 

Sygnaliści w demokracji walczącej

Zły sygnalista to Sebastian T.
Chociaż w wiezieniu drań nie znajdzie się,
To sygnał (fake news!), który wysłał w sieć,
Powinien zakaz bodnarowski mieć!

Bo sygnalista dobry dobry wspiera rząd.
(Nie alarmuje, gdy rząd robi błąd.
A alarmuje w czas powodzi złej,
Gdy krytykuje ktoś rząd.) Zgłasza… hejt.

klioes vel pislamista 1 October 2024 

Wał Tuska
czyli
Demokracja walcząca

Przyszli z bronią, sześciu policjantów…
Czy wystarczy? Ilu rebeliantów

Trzeba zamknąć!? – Jeden!… Zrobił źle:
Skrytykował rząd i TVP!!!

Podkomisarz pan Marcin Zagórski
Informuje, jak redaktor Turski,
O przestępstwie: „Te czynności stąd.
Prokurator potem, w końcu sąd.”

Sprawne państwo!… „Wały wytrzymały-
By… No, ale bobry się dobrały
Do tych wałów… i stąd wody plusk.” –
Informuje premier Donald Tusk.

I rozjaśnia na kształt Peru Słońca:
„Demokracja w Polsce jest walcząca!
Będą wały!…” (JEDEN WIELKI WAŁ.
Bo sam naród polski tego chciał.)

klioes vel pislamista 1 October 2024 

GestaPO
czyli
Gdzie jest Konstytucja?

Biuro Zwalczania Cyberprzestępczości
Ratunkiem wielkim jest już dla ludności!
W czasie powodzi łobuz z Lądka-Zdroju
Nie będzie więcej czynił niepokoju.
Sebastian, łobuz dwudziestodwu-latek
Albo zamilknie, albo świat zza kratek
Będzie oglądać przez długie trzy lata…
Centralne Biuro ma na niego bata!

Sebastian straszył, że „po okolicy
Lądka i Stronia chodzą szabrownicy.
Są uzbrojeni! Ludzie wyjść się boją.
A brak policji, służby z dala stoją.”
Służby nie stały jednak, a… siedziały
Przed komputerem i Facebook czytały!
„Wykryły fake news”. (Już wiesz, Sebastianie,
Że nie popłaca służb krytykowanie.)

Gesta oznacza czyny po łacinie.
PO – Platformę, w której jak w rodzinie…
(No, jak w rodzinie… na przykład Soprano,
Lub Corleone) wszyscy to dostaną,
Co TuSSk nakaże. To obywatele!
Obywatelsko wiecowali wiele…
Wytryskiwało słowo, jak polucja
Z ust: „Kon-sty-tu-cja!” – Gdzie ta Konstytucja?

klioes vel pislamista 1 October 2024 

POwódź

Marek Boroń, nadinspektor,
W sprawie Sebastiana P.
Policyjny chwaląc sektor,
Wypowiedział słowa te:
„Pod zarzutem wprowadzania
Służb państwowych podle w błąd
Doszło dziś do zatrzymania…”
Służby były bierne? – skąd!
Służby czynne w internecie
Były w czas wylewu wód!
Czujnie pomagały przecie…
Organizacyjny cud!
Powódź! Giną w falach ludzie,

Ginie mienie, ginie zwierz…
Lecz nie wątpić nam o cudzie:
Sebastianie w państwo wierz!
Nie wierzyłeś… Twoja wina!
W sieci ujawniłeś strach.
Zawitała więc drużyna
I do pierdla ciebie – trach!
„Ratownictwa utrudnianie” –
Jest w kodeksie na to hak.
I co, panie Sebastianie,
Służby w Lądku są, nie tak?

Na tę POwódź w czas powodzi
Adwokata sobie weź.
Państwo stres Ci wynagrodzi:
Sucha cela czeka gdzieś….

Jak zobaczycie niemieckich żołnierzy, nie wpadać w panikę ! To jest pomoc!

https://www.facebook.com/reel/2666198370208419

Powódź jest bobra na wszystko, czyli powodzianki zamiast kowidków

Powódź jest bobra na wszystko, czyli powodzianki zamiast kowidków

Jerzy Karwelis powodz-jest-bobra-na-wszystko

28 września, wpis nr 1300

Kiedyś, za kowida, z kilku powodów miałem takie cykliczne formy, które nazwałem kowidkami. Tematy zasadniczo pandemiczne były dość posępne, ja siedziałem w kwarantannie bezrobocia i ckniło mi się już za tematami nie tyle błahymi, co raczej pokazującymi przemianę świata jaki znaliśmy w formach mniej ponurych. Było tego sporo, to cały rozdział w moim pisanym (i wciąż gdzie niegdzie do kupienia) „Dzienniku zarazy”. To tam, lapidaria współczesności, czyli kawałki większych całości dawały asumpt do wywiedzenia z okruchów świata większych konstrukcji rzeczywistości, zazwyczaj ukrytych. Może to tylko te kawałki oprą się presji czasu i wbrew pozorom najmniej się zestarzeją, dobitniej niż poprzez „naukawe” tabelki pokazując ludzki, kulturowy i społeczny wymiar „nowej normalności”.

Teraz mamy to samo, można więc po kowidkach wprowadzić… powodzianki. Też kawałki zdarzeń około-powodziowych mogą wskazać w którym kierunku zmierza dziś świat, znaleźć jakąś wypadkową tej szarpaniny. Bo z każdego chaosu wyłania się w końcu jakiś kierunek, czasami uśredniony, czasami ukryty, bo wyznaczony, azymut zmiany. Tak samo i z powodziankami, fragmentami wymytych konstrukcji, odłamkami połamanych pni ideologii – pokazują one nam skąd przyszły, byleby się zatrzymać, popatrzeć i poanalizować. I nie dotyczy to tylko czasów powodziowych, w ich dosłownym znaczeniu.

Powódź trwa od dawna i zalewają nas fale, ale nie wody, tylko głupoty i kłamstwa. Tak – świat zgłupiał, wiedza staniała, od kiedy samo posiadanie, choćby i najgłupszych, poglądów usprawiedliwia ich wygłaszanie.

Tam, wygłaszanie – bez względu na rację, kłamstwo i manipulacje zrównuje się z wiedzą, nauką, a zwłaszcza z rozumem. Stąd ten potop. I wcale nie jest tak, że to proces gwałtowny, jakaś fala, którą można przetrzymać w zbiornikach retencyjnych zdrowego rozsądku. Nie, ta fala rośnie powoli, acz systematycznie, a właściwie rosła już od dawna, tak, że nie zauważyliśmy, że sięga już nam do szyi, do ust…

Prawdziwa powódź

Tak, potoki głupoty zalewają nam usta. Coraz mniej ludzi mówi co myśli. Najbardziej krzykliwi są sprzedawcy prymitywnych ideologii na bazarku chwilowych mód, trendów pozwalających nadać (choćby i chwilowego) sensu rozchwianym tożsamościom. Kiedy możesz być codziennie kimś innym, możesz być wszystkim, a więc i… nikim. Pływać w tych prądach błocka występujących z brzegów egzystencji, udawać, że to piękne chwile, choć dookoła piętrzą się brudne wody potoków kłamstw, półprawd i szaleństw. Spróbujemy dziś sobie nastawić taką sieć na te wylane wody i złapać co tam żywioł przyniesie.

Trzymając się dosłownej powodzi widać państwo z przemoczonej dykty. Zaprawdę rachunek III RP nie przynosi chwały klasie politycznej. Ta, zapatrzona w perspektywę czteroletniej swej kadencji na nachapanie się, ani myśli o projektach infrastruktury krytycznej, ani chce na to przeznaczać, w końcu publiczne, pieniądze. Te, wydane w zapobiegawczy sposób może i kiedyś uratują parę regionów, ale nie przyczynią się do realizacji podstawowego modelu biznesowego polskiej polityki – przekupywania elektoratu jego własnymi pieniędzmi. I tak jest teraz.

Kiedyś był za komuny taki żart: co się zbiera jak są żniwa latem? Odpowiedź brzmiała – plenum KC. I teraz mamy to samo. W Sejmie jeden obwinia drugiego, co daje pewność, że nic z tzw. odporności państwa nie będzie, za to jak jest powódź, to co się robi? Ustawę i tworzy nowe ministerstwo. Uwaga – ministerstwo od powodzi dowodzi… dalekowzroczności rządzących, bo ci wiedzą, że z takim podejściem powodzie będą się zdarzały coraz częściej i dlatego warto taki resort mieć pod ręką, bo będzie co robić. Przypomina to mądrość Rosji, posiadającej ministerstwo do sytuacji nadzwyczajnych. Tak, ruskie wiedzą, że sytuacje nadzwyczajne to u nich standard, pewniejszy niż… standard sytuacji normalnych i może warto się poduczyć od nich tam, skoro nas czeka, przez zaniechania własne, to samo?

Ale nie można wszystkiego zwalać na polityków. Ci to przecież zwierciadło duszy demokratycznej narodu naszego. No, bo ktoś toto wybiera, c’nie? Sami oni z kosmosu nie zlecieli. Ktoś to wynalazł i wypromował, bo przypadki samorodnych społeczników na poziomie polityków to widok rzadki. Nawet jak taki się gdzieś na kamieniu narodzi, to i tak musi przejść przez sito wodzowskiego systemu i ugiąć karku. Wielu też wyskakuje jak diabeł z pudełka, bo są depozytariuszami interesów nie naszych i ich nagłe wzrosty w górę to nie są przypadki. I w tym maglu siedzi suweren i wybiera „mniejsze zło”.

W dodatku elektorat zaciśniętych zębów coraz mniej je zaciska, uważając stan dwójpolowki, który sam prokuruje – za normalny. Sam go prokuruje, bo jak się takim uświadomi, że poza wojną polsko-polską jest cały kosmos politycznych wizji i możliwości, to pytają się – to gdzie oni są? Łapią za łeb i ściągają z powrotem do gara zero-jedynkowych swar. Nie rozumiejąc, że pytanie o alternatywę to pytanie do nich samych. Lepiej narzekać, wybierać między kaczorem a potworem niż wziąć się do roboty, założyć coś ciekawego, zdobyć sprawczość, choćby i w radzie osiedla. Ale nie – na tym lenistwie bazuje mizeria politycznych propozycji polskiej „klasy” politycznej. Klient jest mało wymagający, w krawacie ciągłego nieawanturowania się, a więc można mu opchnąć wszystko na bazarku, gdzie do wyboru są tylko niby-prawicowe gruszki i niby-liberalne jabłuszka. Wszystko zaś lewicowe, gdyż wedle przepowiedni ojców-założycieli każda demokracja kończy się (co najmniej) socjalizmem.

Bóbr to zawsze bóbr jest – nigdy nie zawiedzie

A więc cała powódź utonie w potokach gadulstwa, jakim było „sprawozdanie” z powodzi rządu uczynione przed ławami posłów. Obejdzie się ze wszystkim na poziomie PR-u i obrzucaniu się winą, a to charakterystyczne dla tego typu demokracji sondażowej, gdzie słupki poziomu wody są szybko zamieniane na słupki poparcia. I naród to kupił i kupi. Poparcie drgnie nieznacznie, gruszki potanieją o parę groszy, zaś w koalicji jabłek to premierowe pójdzie w górę, ale kosztem kolegów z rządu. I tak się skończy ten test na państwo, którym w pewnym sensie była powódź. Tak, państwo teoretyczne, służby w gotowości na kryzys zbijające z nudów bąki, tak bardzo, że jak przyjdą termina, na które mają być gotowe, ba – takie termina, które w ogóle uzasadniają ich tych służb istnienie, to jak nadejdą to okazuje się, że państwa nie ma, co najwyżej w przeddzień powodzi, w kilka dni po ostrzeżeniu o fali, bawią się, tak jak w Jeleniej Górze, zaraz potem zalanej, w (nomen omen) Dziki Zachód. Żeby tam Zachód! – wychodzi, że to celebra Dzikiego Wschodu, ale… bez bonusa posiadania ministerstwa do spraw nadzwyczajnych.

Na koniec wyszło, że winni wszystkiemu, oprócz PiS-u rzecz jasna, są… bobry. Czyli teraz gwiazdek będzie nie osiem, ale dziesięć, bo tyle wychodzi z hasła „jebać bobra”. (Przepraszam za seksualny podtekst, ale co się tam komu kojarzy, to nie moja wina). Ten nowy winny, bóbr znaczy się, to może być przyczynek do końca kruchej koalicji rządzącej. Nie dość, że zieloni mianowani przez Tuska, jako opiekuni klimatycznej histerii, obsiedli „powodziowe” resorty i są nawet przez szefa rządu z lekka podgryzani za powodziowe zaniedbania, to jeszcze teraz trzeba się będzie zająć bobrami. A jak się zająć? Co z nimi zrobić? Ja wiem, że lewica, co to ich uważa za gatunkowych uchodźców i zastanawia się nad tym, by je traktować jak migrantów, to by pewnie z nimi poprowadziła dialog pt.: „wiecie, Bóbr, sprawa jest, wicie-rozumicie… Donek się wściekł i odpuśćcie sobie te mierzeje, zaś wały to jednak specjalność polityki a nie bobrowatych”.

No, bo co – teraz już na poważnie – co z bobrami zrobić? Za okropnego, gnębiącego zwierzaki PiS-u (wide przecięta piłą przez ministra Szyszkę wiewiórka padła w pniu ściętego drzewa) populacja bobra wzrosła ponad dziesięciokrotnie i co teraz? Lewica, siedząca na klimatycznych stołkach ma się zwrócić do znienawidzonych myśliwych celem zorganizowania bobrów odstrzału? Będzie z tego kłopot.

Lewica się wykrzaczyła na powodzi z 1997 roku na słowach ówczesnego premiera, że „trzeba było się ubezpieczyć”. Tuskom zaszkodził sam on, lekceważąc prognozy a dołożyła jeszcze klimatyczna minister bredząc coś o pożyczkach dla powodzian. PR-owsko się z tego jakoś wykręcają, ale już dołożył minister od finansów, gwarantując dotację na kasy fiskalne dla powodzian. Ja to przeżyłem w 1997 roku, kiedy prowadziłem we Wrocławiu magazyn komputerowy CHIP. Byliśmy w sporze podatkowym z aparatem zdzierczym w stolicy Dolnego Śląska. Mieliśmy pecha, bo się osiedliliśmy gospodarczo na Starym Mieście, a okazało się, że wrocławska Izba Skarbowa, a zwłaszcza nasza dzielnica to podatkowy poligon eksperymentalny, gdzie lokalnie testowano na jakie sposoby można pognębić polskiego przedsiębiorcę, by wyniki takich eksperymentów móc implementować na poziomie ogólnopolskim. I w trakcie takiego wieloletniego eksperymentu pismo z decyzją, by się nie przeterminowało, przywieziono do nas w trakcie powodzi… łódką. Tak, ze skarbówki. Nas zalewało, ale młyny podatkowe (nawet zalane) mielą konsekwentnie.

Tak i teraz – ludzie dziś potracili dorobek całego życia, łącznie z tzw. warsztatami pracy, ale pierwsze co dostaną, to dopłaty do odtworzenia narzędzia do zbierania od nich danin. Aparat zdzierczy działa z całą bezwzględnością. Roboty nie będziesz miał, ale w zrujnowanym sklepie, na zalanej ladzie pierwsze co stanie, to kasa fiskalna. Za którą zapłaci państwo do… kieszeni producenta takiej kasy. Składki na siebie i pracownika zapłacisz, co najwyżej rozłożą ci to na raty. ZUS, to samo. I nie ma tak, żeby nowy rząd sięgnął jedną ręką do gotowych przecież mechanizmów tarczowych za czasów nieszczęsnego kowida. To, że te tarcze to była bzdura, bo po co było robić lockdowny, skoro epidemiologicznie nie miały one żadnego znaczenia, ale PiS-owcy wtedy, a zwłaszcza zaplątany w to wszystko nieszczęsny równie PFR zrobili dofinansowanie na nieporównywalną skalę i to w sposób interwencyjny. Żadnych spowiedzi, kontroli, weryfikacji – na oświadczenie. Pomoc głównie bezzwrotna i w kilku falach. A tu, dzisiaj i skala mniejsza i – jeżeli już – to płatności odroczą. Tak, płatności od nieistniejących interesów.

Powodziowa mowa nienawiści do labilnego LGBT

Mamy pierwsze powodziowe ofiary dezinformacji. Gościa co się skarżył na socjal mediach na niedowład władz chłopaki od Tuska przymknęli. Powód był jasny, jak woda z pękniętej tamy: jest zagrożenie, a ten tu wprowadza dezinformację. No, przecież ćwiczyliśmy to za kowida, kiedy takie typki jak nie przymierzając ja, swymi wpisami siały wątpliwość wśród ludu ciemnego, który się przez takich nie szczepił, umierał masowo, ku uciesze depopulacyjnego Putina.

Od tego czasu zrobiliśmy postępy, tak bowiem wygląda ta „nowa normalność”, że przed jej nastaniem to za takie kłamstwa niebu obrzydłe miałeś wytykanie palcem i stymulowany medialnie ostracyzm zaszczepionych. Dziś dostaniesz areszt, co pokazuje, że w ramach postępów w walce z „mową – tu powodziowej – nienawiści” doszlusowaliśmy do Europy, która szykuje wiele jeszcze w tym temacie.

No, Mumia Europejska przygotowuje, skoro jesteśmy już przy niej, elektroniczny portfel. To taki poszerzony eObywatel. Oczywiście dobrowolny, tak pewnie, jak kiedyś szczepionki. I zaraz się przypadkiem i nagle okaże, że bez niego nie wejdziesz, nie kupisz, nie polecisz. Też trenowane za kowida, teraz – jak i wszystko inne – rozwinięte na nowy poziom. Po prostu potestowaliśmy na ile w rozmiękczone paniką masło społeczne wejdzie rozpalony nóż obostrzeń (ale mi się grafomańska metafora przyplątała…) i wyszło, że można pociągnąć toto na różne obszary. A więc będzie taki portfelik. I wyszło, że Unia przy robieniu identyfikacji płci takiego posiadacza wykoncypowała płci siedem: dla nauki podaję jakie nas czekają, otóż pcie: męska, żeńska, nieznana, inna, między, zróżnicowana i otwarta. Proszę się tylko nie przejmować i nie wkuwać tego na blachę. Zaraz przecież stawią się niedoszacowane jednorożce-cis i trzeba będzie listę pci rozszerzać w nieskończoność.

Człek się gubi, gdyż jednocześnie taka np. Gruzja, poszła w inną stronę, ale oni tam walą ruską onucą, a więc, to jasne, że tam wszystko na odwrót niż postępowe hasła Unii naszej. W Gruzji oto ogłoszono, że nie będzie żadnych związków LGBT, żadnych adopcji z ich strony i żadnych tam zmian płci. Widać wyraźnie, że Gruzja tym samym odcięła sobie bezpowrotnie jakąkolwiek szansę na członkostwo w Unii, nie wiadomo tylko czy tak naprawdę o nie zabiega. Jest to też drogowskaz dla wszystkich aspirujących do członkostwa, zwłaszcza Ukraińców. Nie wiem, czy oni tam, jak my kiedyś, naiwnie myślą, że starają się o przyjęcie do grona cywilizowanego Zachodu. Jak w zamian otrzymają pigułę polit-poprawności, unurzaną w zielono-tęczowej brei, to mogą im się tam nagle priorytety pozmieniać. Myśmy kiedyś byli tak naiwni i teraz nie ma co płakać, że „nie do take Unie żeśmy wchodzily”. Z Ukrainą to myślę, że ta będzie przez Berlin trzymana w wiecznym przedpokoju, co dla nas wróży jak najgorzej. Będziemy bowiem mieli quasi-członka, z przywilejami, ale bez obowiązków. Bez regulacji unijnych szybko nas zaleją swymi produktami, zabijając nasze rolnictwo, transport i co tam jeszcze z rozmontowywanej Polski zostanie.

Koniec z atomem

Jeszcze resztką wątku zahaczymy o powódź. Klimatyczni rozlewacze wód umoszczeni w ministerstwach klimatycznych dają po zaworach. W biały dzień opadały maski. Pamiętacie państwo jak toto się zarzekało, że elektrownie atomowe w Polsce będą, się zrobi, ale nie tak jak pisiory, co na atomie podkraść (jak zwykle) chciały. Zrobimy porządnie, ale trzeba przeprowadzić ponowne analizy, jakieś raporty, studia wykonalności, no po prostu na świętego nigdy. Coś jak z CPK – zrobiła się awanturka, a więc PR-owsko się będzie mówiło, że i owszem, tak-tak, policzymy jeszcze raz, a tu już Austriacy lotnisko zaczynają, zaś Orban zbuduje swoje CPK z Chińczykami. I tak będzie z atomem. Ostatnio prowadziłem panel z rządowym ekspertem od atomu a chwilę po tym się dowiedziałem, że minister klimatu 19 września rozwiązał zespół ds. rozwoju energetyki jądrowej w Polsce. A więc mamy już po makale. Zostaną ulubieńcy kilmatystycznej religii – wiatraki, fotowoltaika, grzanie gnojem i takie tam. Już nie muszą udawać, przynajmniej idą na szczerość, co jest smutnym wyjątkiem w czasach hipokryzji.

Smutne równie wieści z Rafako. Ta niegdyś perełka polskiego rodzimego biznesu właśnie ogłosiła upadłość. Specjalizowała się w instalacjach energetycznych, na nieszczęście „poważnych”, czyli wielkoskalowych modułach energetycznych, a taka energetyka, w świetle biblii klimatyzmu, idzie na zatracenie, łącznie z prawie tysięczną załogą. Nie ma i nie będzie zamówień. Wiatraki – z Niemiec, fotowoltaika – z Chin. Nie załapiemy się. Ale ostatnio, jak wspomniałem, prowadziłem panel na kongresie budownictwa. Mówiliśmy o tym, czy polskie budownictwo zarobi na miliardach przeznaczonych na transformację energetyczną. Na panelu, i sali byli wszyscy: wykonawcy, dostawcy, dystrybutorzy, ale nie było żadnego przedstawiciela państwa. Czyli i inwestora, i regulatora zarazem. Wróży to „powtórkę z rozrywki”.

Zaszczepione bankructwo inwestycyjne

Pamiętacie państwo inne, oprócz klimatycznego, koło zamachowe gospodarki za „pierwszego Tuska”? Program budowy autostrad? Tak żeby zdążyć na Euro 2012? Też było kasy w opór, ale się zrobił taki dziwny układ, że przetargi na drogi wygrywały wielkie firmy zagraniczne, które zbudowały je za pomocą polskich podwykonawców, którym w większości… nie zapłaciły. A więc zagraniczni dali takie ceny – wiedząc, że pod-wykonawcom nie zapłacą –, że wygrali przetargi, kasę zwinęli, zaś polska branża drogowa, która miała urosnąć na tych inwestycjach – zbankrutowała.

Grozi nam teraz to samo, na zieloną transformację rząd wybierze zagranicznych wykonawców, bo ci będą mieli akurat „pożądane” technologie, ci wezmą polskich podwykonawców, podwykonawcy Ukraińców, marża popłynie na Zachód, nic nie zostanie w kraju, nawet płace pracowników. Upadek Rafako pokazuje jak to będzie szło – koniec z własną produkcją, wszystko (nawet i ich stare technologie) kupimy u „starszych i mądrzejszych”, nawet pieniądz dotacyjny przepłynie przez Polskę jak woda przez gęś i wróci na Zachód. Zainwestujemy w wymuszane przez Unię technologie energetyczne, zostanie u nas niestabilne barachło, pieniądze z funduszy, pożyczek i podatków oddamy z powrotem, nawet nie zarabiając u siebie na inicjującej inwestycji.       

Jak już tu pisałem, powódź przykrywa medialnie wiele innych rzeczy, co to ich tak na żywca wprowadzać może byłby i strach, a tak – pod falami medialnego błocka – dzieje się wiele. To, że na świecie dużo się dzieje, to już dla nas nie ma znaczenia, bo kto się tam polską powodzią na świecie przejmuje? Ale u nas, jak za kowida, dzieją się rzeczy równoległe, ba – nawet przyspieszają pod medialną osłoną powodzi.

Zastanawia akcja obrony rodziców przed szemranymi szczepieniami dzieci w szkołach, głównie na HPV, czyli mające zapobiegać (w sposób medycznie wysoce wątpliwy) rakowi macicy. Mają szczepić głównie dzieci, i to płci obojga i zobaczymy jak to będzie. Czy będzie egzekwowane prawo rodzica do decydowania o terapii, jakim poddane jest jego dziecko, czy systemowo, albo gorzej – na pół-legalu niepytania się rodziców, sprawa przejdzie jak w kowidzie: na poziomie przymusowej dobrowolności? Czy rodzice to oleją, tak jak olewali bezsensowne i wręcz zbrodnicze szczepienie dzieciaków szczepionką mRNA? W sieci wiele instrukcji, opinii prawnych co do uprawnień rodziców w stosunku do szkół w tym względzie, ale wszystko może się odbyć na rympał: szczepną ci dziecko i dowiesz się post factum.

Tak wyglądają rozsypane odłamki nowej, tym razem powodziowej, normalności. Są jak kawałki rozbitej butelki na barykadzie. Kształtu butelki nie zobaczysz, ale odbijają światło słoneczne. Słońca nowego, które już zaczyna razić rezolutne oko ale i cieszyć oczy naiwne, otwarte na patrzenie prosto w słońce nowego. Tuż przed oślepieniem. 

Napisał Jerzy Karwelis

Wszystkie wpisy na moim blogu „Dziennik zarazy”.

Nowe wały: Chyży – opinia o życiu pozagrobowym bobrów…

Tusk powiedział, że poprzednia ekipa rządowa “na tamten świat” wysłała ponad 8 tys. bobrów. “Sprawa jest poważna”

– no rzeczywiście, jeśli ten Chyży R. wierzy w Niebo i piekło – dla bobrów…

=================

mail:

Fakt, że chyży. I jaki czujny…:

Premier Tusk zlecił monitoring sytuacji na Podkarpaciu w związku z prognozowanym deszczem

Panie, u nas też się zachmurzyło!! Przyślij ze dwie skrzynki piwa. Ale żeby był ŻUBR, schłodzony!!

TAK państwo chce „pomóc” przedsiębiorcom z terenów objętych powodzią. – “Nuże !! odprowadzajcie podatki!!” Więcej kas fiskalnych

To jest hit! TAK państwo chce „pomóc” przedsiębiorcom z terenów objętych powodzią

21.09.2024 jak-panstwo-chce-pomoc-przedsiebiorcom-z-terenow-objetych-powodzia

Budżet , Kancelaria Prezesa Rady Ministrów , konferencja , KPRM , posiedzenie , prasowa , rząd , rządu
Andrzej Domański

Minister finansów Andrzej Domański ogłosił za pośrednictwem mediów społecznościowych nowy program pomocowy dla przedsiębiorców, którzy ucierpieli z powodu powodzi.

Jak państwo może pomóc przedsiębiorcom, których dotknęła powódź? Tworząc dla nich ulgi podatkowe? Zwalniając ich, przynajmniej czasowo, z opłacania różnej maści składek?

Otóż nie. Polskie państwo chce pomóc polskim biznesmenom, pilnując, by pomimo tragedii, która ich dotknęła, dalej byli w stanie odprowadzać podatki.

Ruszyliśmy z projektem wsparcia zakupu kas fiskalnych przez przedsiębiorców, którzy przez powódź stracili możliwość prowadzenia biznesu. Wsparcie wyniesie do 2000 zł” – poinformował za pośrednictwem mediów społecznościowych minister finansów Andrzej Domański.

Internauci nie pozostawiają na nim suchej nitki. Pod wpisem można przeczytać:

„Super robota! Wsparcie przedsiębiorców, aby móc ich dalej okradać z owoców ich pracy. Kapitan państwo w formie!”; „To konto satyryczne, prawda?”; „Sklep splądrowany, maszyny zalane, samochody szlag trafił, ale przedsiębiorcy na pewno mają teraz w głowie jak by tu na szybkości zorganizować kasę fiskalną.

Brawo za refleks; „Jak Pan widzi tragedię powodzian, to pierwsza rzeczą o jakiej Pan myśli, to żeby ich móc jak najszybciej opodatkować?”.

O klimatystach i Tusku. To już nie jest śmieszne, to jest po prostu groźne.

Braun nie zostawił suchej nitki na Tusku. „To już nie jest śmieszne, to jest po prostu groźne” [VIDEO]

18.09.2024 braun-nie-zostawil-suchej-nitki-na-tusku-to-juz-nie-jest-smieszne-to-jest-po-prostu-grozne

Tomasz Sommer oraz Grzegorz Braun.
Tomasz Sommer oraz Grzegorz Braun. / foto: screen Rumble

Europoseł Konfederacji Grzegorz Braun był gościem Tomasza Sommera. W programie redaktora naczelnego portalu nczas.info mówił między innymi o klimatystach, ale także o tym, jak premier Donald Tusk został wystawiony przez swych doradców.

Braun przekazał, że od rana podczas sesji Parlamentu Europejskiego „pod pretekstem powodzi, która pustoszy południową Polskę, ze szczególnym uwzględnieniem Śląska, także inne kraje, że pod tym pretekstem tutaj się odbyło czarne nabożeństwo, ponieważ wygłaszane były akty strzeliste wiary klimatystycznej”.

Rozmaici szamani, zaklinacze deszczu, wygłaszali te akty wiary w to, że ta powódź właśnie dlatego, że za słabo, za mało jeszcze Zielonego Ładu, za mało Niebieskiego Ładu, jeszcze doładujemy i wtedy będzie nas deszcz słuchał i wody się rozstąpią, nawałnice ustaną – zrelacjonował.

To naprawdę są groźni ludzie, ci, którzy tu urzędują – podkreślił.

Redaktor naczelny „Najwyższego Czasu!” przypomniał natomiast, że powódź przewidział prof. Piotr Kowalczak. W rozmowie z Sommerem autor książki „Zmiany klimatu” wyjaśnił, że „to po prostu wynika z tej zasady, że jeżeli minęło 30 lat, to trzeba poszukać tych fatalnych okresów, wtedy nam to wychodzi”.

Natomiast nie kierowałem się tu żadną metodą naukową i po prostu to jest mój reumatyzm. Bardzo skuteczna rzecz, jak stary góral – powiedział prof. Kowalczak.

Czytaj więcej: Człowiek, który przewidział powódź gościem Sommera. Teraz wyjaśnia, co będzie dalej [VIDEO]

Nieco ponad tydzień temu, jak go nagrywałem, to powiedział [prof. Kowalczak], że będzie ta powódź. Ja szczerze powiedziawszy nawet w to nie wierzyłem, a tu się okazało, że przepowiedział. Za to specjaliści obecni z IMGW, bo profesor Kowalczak też pracował w IMGW, nie przepowiedzieli i teraz nasz Tusk podobno jest zdenerwowany na nich, że mu nie przepowiedzieli – powiedział Sommer.

Wystawili go! 13 w piątek mówił, że prognozy nie są określone, alarmujące. No i proszę Państwa, oczywiście można to potraktować jako dobry pretekst do beki z Donalda Tuska. I warto, ale jak się już pośmiejemy, to powinniśmy spoważnieć, dlatego że jeżeli premiera otaczają ludzie, którzy go wystawili do wiatru, a nawet do nawałnicy burzowej (…), skoro tutaj go zbriefowali w sposób tak całkowicie oderwany od rzeczywistości, no to co robią służby i jaka jest wiedza i wyobrażenia premiera o innych zagadnieniach odnoszących się do naszego bezpieczeństwa. I to już nie jest śmieszne, to jest po prostu groźne, to jest niebezpieczne – ocenił Braun.

https://nczas.info/2024/09/16/powodziowa-katastrofa-winni-w-oku-parszywej-propagandy/embed/#?secret=p5XL9fLSrZ#?secret=FmyjNhGEEC

W dalszej części programu europoseł Konfederacji odniósł się do wszechobecnej narracji, jakoby powódź, a przynajmniej jej skala, była spowodowana przez zmiany klimatu. – To jest wszystko brednia, to jest wszystko groźna, ponura brednia. Dawniej odbierano ludziom własność, odbierano ludziom wolność i wprowadzano cenzurę zamordyzm, wprowadzano ludobójcze praktyki pod pretekstem sprawiedliwości społecznej. To sprawiedliwość społeczna była tym króliczkiem, którego goniąc po drodze budowało się gułag, budowało się obóz socjalistyczny z naszym rzekomo najweselszym barakiem w tym obozie – powiedział Braun.

Dzisiaj tym króliczkiem, którego się goni jest właśnie dogmat klimatyzmu, zeroemisyjność, redukowanie kwot dwutlenku węgla, handel tymi kwotami, czyli jak to pięknie definiuje przewielebny pan redaktor Stanisław Michalkiewicz, destylowanie pieniędzy z powietrza odbywa się właśnie pod takim pretekstem – dodał polityk.

W Poznaniu aborterzy napadli na Publiczny Różaniec. Policja – bierna…

RatujŻycie.pl

Szanowny Panie, Drogi Obrońco Życia Dzieci!

Wczoraj w godzinach wczesno-popołudniowych aborterzy napadli na Publiczny Różaniec o zatrzymanie aborcji. Wydarzenie miało miejsce na ul. Półwiejskiej w Poznaniu, a lewacka agresja wybiła z niewyobrażalną siłą.

Z pewnością pomyśli Pan teraz: jak to możliwe, kto się tak zachowuje? Już odpowiadam. Poznański oddział ŻiR-u regularnie doświadcza ataków ze strony konkretnej grupy zwolenników aborcji. Nieformalna grupa przyjęła nazwę „Kolektyw Pyra”, a w jej skład wchodzą znani w mieście lewaccy awanturnicy. Właściwie za każdym razem próbują przeszkodzić w modlitwach, pikietach antyaborcyjnych, wszelkiego typu zgromadzeniach prolife.

– Czy macie pozwolenie na pokazywanie tych zdjęć??? – rozdarła się wczoraj jedna z aborterek. Inna kładła się na ziemi, wierzgała nogami i krzyczała do megafonu.

Naoczni świadkowie zdarzenia opowiadali mi, że wyglądało to wszystko jak egzorcyzm nad opętanym. Kobieta leżała na ziemi jakby w konwulsjach, a wokół chodzili ludzie z różańcami i zdjęciami dzieci po aborcji…

W całej sprawie najbardziej martwi mnie postawa poznańskiej policji. Od dłuższego czasu funkcjonariusze pozwalają, aby aborcyjni agresorzy nękali naszych wolontariuszy – słownie, a nawet fizycznie. Dochodzi do sytuacji, gdy niszczony jest nasz sprzęt, musimy potem ponosić wydatki, by odkupić banery, stelaże, oddawać do serwisu nagłośnienie. Koordynatorka wielkopolska za każdym razem zgłasza akcję z adnotacją, że wnosi o asystę policji.

Jednak asysta polega głównie na tym, że mundurowi kręcą się wokół i nie reagują na ewidentne łamanie prawa.

Bierność policji wobec środowiska aborcyjnego niestety się nasila. Z pewnością jest to efekt odgórnych instrukcji z rządu

Jednak nie zatrzymają nas, nie sprawią, że zamkniemy się w domach i zawstydzimy.

Byłam wczoraj wzruszona, gdy usłyszałam, że nawet w rejonach, gdzie w tej chwili mocno pada, Publiczne Różańce o zatrzymanie aborcji i tak się odbyły. Ludzie modlili się m.in. w Częstochowie, gdzie lało jak z cebra. A dziś – jak w każdą trzecią niedzielę miesiąca w samo południe – wybierają się na wrocławski Rynek i nie chcą słyszeć o odwołaniu modlitwy. We Wrocławiu także mocno pada…

– Jeśli to pomoże jakiemuś dziecku (a wierzę, że tak!), to warto poświęcić godzinę swojego komfortu na ratowanie życia – powiedziała wczoraj jedna z wolontariuszek ŻiR-u, stojąc pod parasolem na Placu Biegańskiego w Częstochowie.

Szanowny Panie,

Wobec histerii aborcjonistów, wobec ich przewagi w rządzie, wielkich mediach, instytucjach ponadnarodowych – mamy Prawdę, Dobro, Modlitwę i gotowość do poświęceń.

Mamy też Przyjaciół – takich jak Pan. I wiem, że to wsparcie niesie nas przez wszystkie trudności, aby ratować dzieci przed śmiercią z rąk bezdusznych morderców. Dziękuję Panu, że jesteśmy razem.

Serdecznie Pana pozdrawiam,

Kaja Godek
Kaja GodekKaja Godek
Fundacja Życie i Rodzina
www.RatujZycie.pl

PS – Atak w Poznaniu to dla nas dowód, że działamy skutecznie. Wiem, że obrazy z aborcji i wytrwała modlitwa zmieniają niejedno serce. Ufam, że kiedyś nawrócą na obronę życia nawet najbardziej zatwardziałych aborcjonistów.

WSPIERAM

NUMER RACHUNKU BANKOWEGO: 47 1160 2202 0000 0004 7838 2230
NAZWA ODBIORCY: FUNDACJA ŻYCIE I RODZINA
TYTUŁEM: DAROWIZNA NA CELE STATUTOWE
DLA PRZELEWÓW Z ZAGRANICY:
IBAN:PL 47 1160 2202 0000 0004 7838 2230
KOD SWIFT: BIGBPLPW

MOŻNA TEŻ SKORZYSTAĆ Z SYSTEMÓW DO SZYBKICH PRZELEWÓW, BLIKA LUB PŁATNOŚCI KARTAMI POD LINKIEM: https://ratujzycie.pl/wesprzyj/

RatujŻycie.pl

Nie wolno żartować z Jurka Owsiaka. Barbara Piela skazana na pięć miesięcy ograniczenia wolności za satyrę z szefa WOŚP, wyemitowaną w TVP !

Nie wolno żartować z Jurka Owsiaka. Barbara Piela skazana na pięć miesięcy ograniczenia wolności za satyrę z szefa WOŚP

7.09.2024 nie-wolno-zartowac-z-jurka-owsiaka-barbara-piela-skazana

Barbara Piela skazana za satyrę z Jurka Owsiaka. Obrazek ilustracyjny autorstwa Barbary Pieli. Źródło: X/@baspiela
Barbara Piela skazana za satyrę z Jurka Owsiaka. Obrazek ilustracyjny autorstwa Barbary Pieli. Źródło: X/@baspiela

W uśmiechniętej Polsce Tuska i Bodnara obowiązkowo trzeba się uśmiechać, ale najwyraźniej nie wolno śmiać się ze „świętych ludzi” obecnego reżimu. Znana i lubiana autorka plastelinowych animacji Barbara Piela została skazana za satyrę z Jurka Owsiaka.

„Uśmiechnięta Polska. Zostałam skazana na 5 mies. OGRANICZENIA WOLNOŚCI i 25 tys. na WOŚP – za SATYRĘ – animację z HGW (Hanna Gronkiewicz-Waltz – przyp. red.) i J. Owsiakiem” – poinformowała Barbara Piela na portalu X.

„Wyrok nie jest prawomocny, ale to, że w ogóle taki zapadł, po 5 latach i po 2 wcześniejszych umorzeniach, jest KURIOZALNE! Totalitaryzm?” – dodała.

Skandaliczny jest nie tylko wyrok, ale także to, że Piela nie miała możliwości obronić się podczas decydującej rozprawy ponieważ w ogóle nie wiedziała, że takowa się odbędzie.

„O rozprawie, na której został ogłoszony wyrok, w ogóle nie zostałam powiadomiona… Sędzia – Krzysztof Ptasiewicz – proszę sobie wygooglać. Bez komentarza” – dodała w kolejnym wpisie Barbara Piela.

Wyrok skomentował krótko redaktor naczelny „Najwyższego CZASu!” Tomasz Sommer.

„Uśmiechnięci skazują za żarty ze Świętego Jurasa!” – napisał Sommer. W uśmiechniętej Polsce są świętości, z których nie wolno się śmiać. Ciężko nie odnieść wrażenia, że to także forma cenzury, która ma ustawić do pionu wszystkich, którym przez myśl przejdzie robienie sobie żartów z orszaku świętych postaci uśmiechniętej Polski Tuska.

Absurdalności całej sytuacji dodaje fakt, że materiał za który skazano Pielę, zamówiła i wyprodukowała Telewizja Polska, a w takich przypadkach odpowiedzialność za publikację ponosi także wydawca, na co zwrócił uwagę niezależny publicysta Rafał Otoka Frąckiewicz.

„Materiał zamówiło, wyprodukowało, wyemitowało i zarobiło na nim TVP. Jak rozumiem powinni się teraz bać aktorzy występujący w nieprzychylnym komuś rolach?” – napisał Frąckiewicz na portalu X.

„Fajne to państwo prawa. Oby tak dalej panowie Donald Tusk i Adam Bodnar. Radość Owsiaka i tłumu jego klakierów na jego Buniu (Facebooku – przyp. red.) i rolę w tym cyrku Hanny Gronkiewicz-Waltz pominę chwilowo milczeniem” – dodał Rafał Otoka Frąckiewicz.

“Nieoficjalne nazwy” w Breslau AD 24

“Nieoficjalne nazwy” w Breslau AD 24

Dokąd dalej zaprowadzi nas po-polactwo III RP!?

DR IGNACY NOWOPOLSKI SEP 6
 
READ IN APP
 

Transformacja III RP w generalną gubernię, pod rządami gauleitera tuska, nabiera coraz większego rozpędu i coraz bardziej szokujących zawirowań. 

Jednym z architektonicznych perełek Wrocławia, jest Wzgórze Partyzantów, z odnowionym niedawno kompleksem architektonicznym.

Thanks for reading Dr’s Substack! Subscribe for free to receive new posts and support my work.

Pledge your support

Na zdjęciu Bastion Sakwowy po wyremontowaniu z dodatkowym widokiem na fontannę. Sprawdź, jakie atrakcje znajdziesz na Wzgórzu Partyzantów!

Ku memu zaskoczeniu, według OFICJALNYCH informacji, Wzgórze Partyzantów zmieniło nazwę na “bastion sakwowy”:

Bastion Sakwowy (niem. Taschenbastion) – fragment dawnych fortyfikacji miasta Wrocławia, w południowo-wschodnim ich narożniku. W latach 1948–2024 wzgórze nosiło nazwę Wzgórze Partyzantów. Jednak była to nazwa nieoficjalna i w 2024 roku urzędowo zmieniono ją na Bastion Sakwowy.

Według powyższego OFICJALNEGO obwieszczenia, Wzgórze Partyzantów, po 76 LATACH zmieniło nazwę na swą dawną hitlerowską! W okresie Festung Breslau, mieściły się tu bunkry dowództwa jego obrony.

Co najciekawsze dopiero teraz dowiedziałem się, że używaliśmy tej nazwy “bezprawnie”! Na szczęście gauleiter Tusk i jego kohorty z Breslau , skorygowali ten karygodny błąd!

Teraz, wypływa jednak poważny problem. 

Jeśli Taschenbastion, był bezprawnie zastąpiony nazwą Wzgórze Partyzantów, to co będzie z setkami polskich “nieoficjalnych” nazw ulic?!

Mało tego, co będzie z “nieoficjalną nazwą miasta Breslau: “Wrocław” ?!

To retoryczne pytanie zadaję milionom volksdeutsch-ów, którzy głosowali na Tuska i resztę koalicyjnego gangu w ostatnich wyborach!

Silni razem

Kasa Misiu, kasa !! Odżyła Pędząca Glizda.  Życie na linie 22

Życie na linie 22

Odżyła Pędząca Glizda. 

Kasa Misiu, kasa !!

Głównym tematem rozmów pracowników spółdzielni robót wysokościowych „ Okienko” była kasa. We wspomnieniach publikowanych w prasie, a także w poświęconej im książce wszyscy „ Okienni” ( jak ich nazywano) oczywiście twierdzą, że rozmawiali wyłącznie o tym jak naprawić nasz nieszczęsny kraj. Podobnie wspomina „ Okienko” znany polski socjolog nazywany złośliwie Ciotką Irenką. Podpierając się w swoich dywagacjach rozważaniami Hannah Arendt na temat szlachetnej solidarności młodych mężczyzn połączonych jakimś trudnym zadaniem oraz doszukując się w „ Okiennych” niezwykłego uczucia „ szczęścia publicznego” związanego z knuciem przeciw władzy ludowej, wprowadzał do relacji z ich rozmów całkowicie nierealistyczny, tromtadracki ton.

To wszystko bujda – łatwo się domyślić o czym mogą rozmawiać młodzi, dość prymitywni mężczyźni należący do hermetycznej grupy. Wbrew pozorom nad rozmowami o dupie Maryni ( jest to w sensie logiki forma zdaniowa – zamiast przysłowiowej Maryni można podstawiać różne imiona) przeważały rozmowy o kasie. Ile dostaną za konkretne zlecenie, ile przepili w ostatnim tygodniu, z kim przepili i co z tego mieli.

Chłopcy zarabiali bardzo dużo, przepijali równie wiele w lokalnych knajpach szastając napiwkami, ale pozostał w nich plebejski obyczaj ciągłego rozmawiania o pieniądzach. Z całą pewnością nie byli dżentelmenami. Dla ich obserwatorów i wielbicieli pewne tematy finansowe też były ciekawe i pozostały do dziś niewyjaśnione.

Jak już wcześniej wspominałam, jeden z nich zwany Drogą miał w bankach kilka milionów niespłacanych kredytów. Jak te kredyty uzyskiwał, dlaczego nie znalazł się w rejestrze niesolidnych kredytobiorców, skąd dyrekcje konkretnych banków wiedziały, że nie należy od niego tych spłat się domagać pozostaje zagadką. Gdyby Ciotka Irenka nie był tak zafiksowany na ich uroku osobistym, może sformułowałby jakąś adekwatną hipotezę. Zamiast tego wolał ich podziwiać ze szkodą dla swojej socjologicznej rzetelności.

Łatwa kasa na starcie, zagraniczna kasa w wieku dojrzałym i sposoby spłacania tej kasy – to tematy do wzięcia dla historyków i dziennikarzy śledzących niezwykłą karierę Chyżego. Jakoś jednak nie mają na to ochoty.

C D N

Zbieżność nazwisk i sytuacji jest przypadkowa. W kolejnych odcinkach mojej opowieści poznają państwo losy innych osób pracujących w spółdzielni „Okienko”

„Donald matole, twój rząd obalą kibole”. Teraz Bodnar…

Teraz Bodnar będzie walczył z „kibolami”, bo Tusk unika pewnej porażki

Matka Kurka 23 lipca 2024 kontrowersje/teraz-bodnar-bedzie-walczyl-z-kibolami

Komentowanie tego, co się dzieje w polskiej polityce, to naprawdę ciężki kawałek chleba i trzeba się wspiąć na wyżyny formy, żeby nie zanudzić powtarzającą się treścią. Wszystko już ? Lepiej nie kusić losu takimi stwierdzeniami, ale pewne jest, że większość się powtarza, chociażby walka z chuligaństwem i przestępczością. Pamiętna kastracja pedofilów, czym zajmował się Tuska, no może nie dosłownie, ale chemicznie, zakończyła się… niczym

Jeszcze gorzej wyszedł Tusk na walce z „kibolami”, bo w ocenie wielu analityków miała to być jedna z przyczyn obalenia jego rządu, co zresztą wieszczyli sami kibice: „Donald matole, twój rząd obalą kibole”. W tamtym czasie Internet nie był jeszcze taką potęgą, jaką jest dziś, ale i tak bardzo szybko wypomniano hipokrycie Tuskowi, że sam stał na czele „kiboli” Lechii Gdańsk i to był dopiero początek kompromitacji.

Potem mieliśmy cała serię wpadek i działań, które doprowadziły Tuska na skraj śmieszności. Prokuratorskie ściganie za przyśpiewki, akcja „widelec” w wykonaniu Schetyny, wieloletnie aresztowania. Wszystko to razem wzięte jest do dziś pamiętane i pewnie dlatego Tusk taktycznie nie odniósł się do ostatniej oprawy Legii Warszawa i baneru Polonii Warszawa, za to do boju ruszył lub został wysłany Adam Bodnar.

Dla porządku wypada napisać o co w ogóle chodzi, przeciw jakiemu antysemityzmowi i homofobii tym razem będą prowadzone walki o tolerancję? W jednym przypadku homofobia chyba naprawdę ma zastosowanie, bo kibice Polonii Warszawa wywiesili baner z napisem: „Strefa wolna od LGBT”. Nie jest to całkowicie nowa inicjatywa i dużo wcześniej było sporo szumu wokół postulowanej strefy, a ponieważ Bodnar ma nieustanne kłopoty wizerunkowe, to sięgnął po ten odgrzewany kotlet, żeby się trochę za nim schować. Drugiej sprawy raczej takimi prostymi zabiegami pozamiatać się nie da i chociaż kibice Legii wykazali się pełną ksenofobią, to Polacy w większości podpisują się pod zakazem wjazdu do Polski dla „uchodźców”

Tak zwana oprawa stadionowa, w wykonaniu kibiców Legii nie należała do łagodnych. Na wielkim plakacie stała Słowianka z łbem świni na tacy, a obok niej dwóch dżentelmenów, jeden wyposażony w młotek, drugi w kij bejzbolowy, pod spodem widniał napis: „Refugees Welcome”.

Lewicowo-liberlane środowisko się zagotowało i kwestią czasu było, kiedy politycy „koalicji 13 grudnia” wyrażą swoje oburzenie. Kilku z nich oburzyło się natychmiast, no i dziś dołączył Adam Bodnar strasząc ustawą o mowie nienawiści. I tylko Donald Tusk po tramie sprzed lat milczy jak zaklęty. W tym miejscu pojawiają się dwie mądrości ludowe: „presja ma sens” i „Tusk się boi tylko silniejszych od siebie”.

Nie ma żadnego przypadku w tej milczącej dyplomacji i asekuracji Donalda Tuska, on wie, że brać kibicowska to niemała siła, a co jeszcze ważniejsze w tej sprawie zdecydowana większość Polaków mówi stanowcze „NIE”. Rzecz jasna nie wszyscy w tej grupie będą bić brawo kibicom Legii, cześć pewnie skrytykuje tę oprawę, jednak to nie jest ta sama kategoria, którą wcześniej nazywano „nie kibicami, tylko chuliganami”. Takie nastroje społeczne ocenzurowały Tuska i jeśli nawet w końcu napisze jakiś mało śmieszny komentarz na portalu „X”, czy powie coś na okrągło, przyciskany przez dziennikarzy, to porównać się tego nie da z dawnym zapałem i stanowczością.

Kolejny raz się potwierdziło, że Tusk nie pcha się tam, gdzie może zebrać baty, tak było z prezydenturą w 2020 roku i tak jest z kibicami. Z kolei Bodnar to lubi , a poza tym nie ma wyjścia i to tłumaczy jego aktywność medialną w tej sprawie. Tak, czy siak mimo wszystko zmienia nam się monotonna scena polityczna, co kiedyś było modne, dziś staje się niebezpieczne. Dlatego warto wywierać presję w wszystkich istotnych obszarach, od CPK, przez wymiar sprawiedliwości, aż po niemieckie reparacje.

=================

Warianty:

Polska jako nieporozumienie

Jerzy Karwelis 16 lipca, 2024 dziennikzarazy/polska-jako-nieporozumienie

16.07. Polska jako nieporozumienie


No i nawiedził nas prezydent Ukrainy. Obiekt nieodwzajemnionej miłości naszej, pomieszanej ze zromantyzowaną racją stanu. Też naszą. Wyłącznie naszą.
Odbyło się teatrum, media zadęły w trąbę, zobaczyliśmy rytualne tańce i zaśpiewy. Wielu komentatorów rozsypało na stole morze interpretacji, zwłaszcza Porozumienia, które podpisaliśmy z Ukrainą. Mamy tu wiele wariantów: od detekcji zdrady narodowej, poprzez wypominanie po raz kolejny niezauważenia problemu Wołynia, aż po lekceważącą bekę, w końcu – postulaty postawienia Tuska przed Trybunałem Stanu.
Trzeba więc ten dokument obejrzeć porządnie, by zweryfikować te różne podejścia. Może nie po to, by wyrobić sobie inne, acz własne, zdanie, ale by chociażby ustalić poziom wiedzy, aby samemu osądzić czy i co się w ogóle stało.

Żenua

No, trzeba przyznać, że to żenujące było. Po pierwsze – żadne to tam porozumienie, czy umowa: dokument ma jednoznacznie jednostronny charakter, to znaczy my deklarujemy co damy Ukrainie. I najbardziej żenujące jest chyba to, że nasze władze ustami premiera podziękowały Zełeńskiemu, że łaskawie, w drodze do Waszyngtonu, raczył się zatrzymać w Warszawie i przyjąć ten hołd.
Fakt, relacje z Kijowem są dalekie od swych początków, kiedy to my jako pierwsi, jeszcze w tym strasznym PiS-ie pojechaliśmy do nich tam pociągiem jako pierwsi. Wiele się zmieniło od tej pory – choć upłynęły miliony ton ropy, odleciały myśliwce i nasz socjal – Kijów wcale nie lgnie do nas z wdzięcznością. I to nie tylko dlatego, że mu się (kiedyś) postawiliśmy na granicy z żywnością i transportem, tylko z całkiem innego powodu.
Ukraina zobaczyła, że nic od nas nie zależy. Bo po pierwsze i tak damy im wszystko, bez względu na ich reakcję; po drugie – zwłaszcza po tym jak czekaliśmy dzień aż się obudzi Biden po rakietach w Przewozowie, by się dowiedzieć co o tym myślimy i jak możemy zareagować. Kijów widzi, że aby z nami coś załatwić to trzeba załatwiać z Amerykanami. A już po Tuskowej zmianie – trzeba gadać z Berlinem. I to już wystarczy. Stosując wyświechtane porównanie Michnika z okresu Okrągłego Stołu – po co gadać z lokajem, jak można gadać z panem? I takie porozumienie podpisaliśmy. Z nami jako lokajami.
A więc my im wszystko, a oni nam nic.
Przypomnę, że cały czas mamy gadane, że być może kiedyś pogadamy o Wołyniu, ale na razie nie ma czasu. Z tym, że takie obietnice serwują Polakom tylko polscy politycy, bo od ukraińskich nic takiego nie słyszałem. Ale nawet – to kiedy będzie TEN CZAS? Przed wojną 2014 roku nie było czasu, potem przyszła pierwsza wojna ukraińska to też nie, w przerwie – jeśli taka w ogóle była – też nie. Teraz tym bardziej nie czas i nie ma co puszczać oka Tusk, że jak przyjdzie czas to o tym pogadamy. Taaaa…., jak z Niemcami o reparacjach.
No, bo popatrzmy – my się zadeklarowaliśmy, że damy im jeszcze więcej niż Macierewicz w umowie z grudnia 2016 roku. Ci, biedaki, nic nam przecież dać nie mogą, bo są w wojnie, na finansowo-organizacyjnym pograniczu państwa upadłego. Ale uznanie pamięci ofiar Wołynia poprzez administracyjne odblokowanie własnego zakazu ekshumacji ofiar, to by ich nic nie kosztowało. A, że wojna jest i nie ma na to kasy? Ależ to się ma odbyć za naszą kasę, nie za ukraińską, tak jak to ma miejsce w swobodnych ekshumacjach na Ukrainie niemieckich poległych czy ofiar. Tu wojna nie przeszkadza, a w naszym przypadku przeszkadza. Czyli nie chodzi o sam proceder ekshumacji, ale o jego obiekt.
No, ale jak się w przypadku Kijowa nabudowało na wołyńskim kłamstwie takie konstrukcje, to się tego teraz trzymają. Nie było przecież żadnych okrutnych mordów, był co najmniej rewanż na polskich panach. Nie ma co więc grzebać w dołach śmierci, bo się można dogrzebać do niewygodnej prawdy. Oj, nie mamyż szczęścia do tych ekshumacji, coś jak z tym Jedwabnem, gdzie też nie można kopać w ziemi, bo można się dogrzebać do prawdy.
A więc Ukraińcy nawet nie są w stanie naszych szczodrych obietnic zrównoważyć nic nie kosztującym gestem. Czyli jednak to by ich kosztowało. Z drugiej strony to pokazuje, że nawet w sferze symbolicznej nie mamy co się spodziewać wdzięczności, co dopiero za konkretną pomoc, która się należy Ukrainie jak psu zupa.
Tyle, że spośród narodów to tylko my tę zupę stawiamy za friko.

Umowa jako taka
Umowa jest bałaganiarska. Doktor Szewko nie pozostawił na niej suchej nitki . Tam jest pomieszanie z poplątaniem na tyle gęste, że trudno to Porozumienie nazwać umową międzynarodową. Obok mętnych zobowiązań stoi tam remanent naszej pomocy, i to i tak nie wyrażony w liczbach. Z jednej strony pokazujemy co daliśmy, z drugiej zobowiązujemy się wysoce ogólnikowo, że będziemy kontynuować. A i tak w sosie „się rozważy”, „się pogłębi” i „się zintensyfikuje”. Nie ma to żadnych walorów ewentualnego egzekwowania tak rozmydlonych zobowiązań, a właściwie deklaracji.
Doktor Szewko postuluje więc, żeby ten papier wyrzucić a autora (-ów) ujawnić i ukarać.

Z formalnego punktu widzenia to może i słuszne, ale jest jeden szkopuł. Żyjemy w państwie, w którym nie przestrzega się żadnych reguł. Widać to było w czasie drugiej wojny ukraińskiej – nie trzeba było wielkich traktatów byśmy się i tak wypruli z większości naszego uzbrojenia, przyjęli ze dwa miliony uciekinierów nie przed wojną, ale jak wychodzi – raczej przed poborem.
Sponsorowaliśmy ich na socjalu, w dodatku bez żadnych wymogów asymilacyjnych.Tu skrupulanci przypominają umowę, którą w grudniu 2016 roku podpisał Macierewicz. Stało w niej właściwie w tylko jednym paragrafie, że udzielimy Ukrainie wszelkiej pomocy za pomocą zasobów całego państwa polskiego. I to wystarczyło.
Tym bardziej teraz wystarczy, skoro w umowie Tuska mimo wszystko jest więcej konkretów. Redaktor Michalkiewicz kpi, że te ogólniki to cwany wybieg Tuska, by nie tak łatwo było go pociągnąć ze strony Ukrainy za konkrety. Oj, żeby to tak było! Żeby nasze państwo przejawiało w tej sprawie cokolwiek innego niż emanację interesów USA, a ostatnio, po przejściu Polski na uśmiech – Niemców.
Obawiam się, że jest gorzej, czyli jak u Macierewicza. Jest mało konkretnie właśnie po to, by nie drażnić polskiego ludu, a jednocześnie, by móc dać Ukrainie o wiele więcej w ramach tak niekonkretnie nadętej umowy.
Inni domagają się Trybunału Stanu. A to już całkowicie inne podejście. Bierze ono bowiem tę umowę na serio. Nie patrzy się tu na formalne wymogi umów, by je móc nazwać międzynarodowymi. Jak to zwał tak zwał – czy to umowa, czy porozumienie, czy karta, czy traktat – rodzi jednak pewne zobowiązania państwa i podlega konstytucyjnemu wymogowi ratyfikacji przez parlament i podpisu prezydenta, wszystko poprzedzone publiczną dyskusją. No, tego wymogu nie dopełniono, porozumienie Tuska wyskoczyło jak diabeł z pudełka, bez konsultacji, nawet rządowych. A więc miało swój trzeciorzeczpospolito ćwiczony charakter. Co to wiadomo jak jest, po co gardłować w sprawach niewygodnych również wewnętrznie, kiedy się uzgodni z Ukraińcami, napisze i podpisze? I tak to poszło.
Szczegóły umowne – te oficjalne i te ukryte
Teraz sama umowa. Najpierw omówiona na konferencji Zełeńskiego i Tuska, dopiero potem pokazana. Panowie na konferencji dokonali podziału – Tusk kokietował solidarnością i wartościami, zaś prezydent Ukrainy sprzedawał nieczęste konkrety zaczerpnięte z tej umowy. Ja sobie ją obejrzałem, za co należy się szkodliwe od Państwa w postaci postawienia kawy. Robię to po to – przypominam – byście państwo się nie denerwowali, albo nie popadali w depresyjny stupor. No, bełkot, zaiste. Zajmę się więc kilkoma tylko aspektami: odmitologizuję te publicznie rozważane, ale wyciągnę te pominięte. W związku z tym będzie to jakaś medialna wartość dodana.Wiadomo, że Ukraina podpisała już kilkanaście takich bilateralnych umów. Jest to pewien wybieg, bo pośrednio związuje się z krajami NATO, ale nie z organizacją, co – formalnie – czyni unik wobec antynatowskich żądań Rosji. W ten sposób współpracuje z krajami NATO, ale pojedynczo, nie wciągając – tu trzeba to mocno zaznaczyć – NATO w wojnę. Czy wciąganie takie po kawału spełnia znamiona artykułu piątego traktatu NATO – nie wiadomo. No, bo powiedzmy, że my strzelamy z Polski do ruskich rakiet nad Ukrainą, zaś Ruscy strzelają do naszych instalacji rakietowych na terenie Polski. Czy taka sytuacja to atak na członka NATO? Czy jednak wyjdzie, że to Polacy się sami zaczepili w ramach swej umowy z Kijowem i jest to traktowane jako atak członka NATO na inny kraj, co wyłącza nawet solidarystyczne gesty w ramach artykułu piątego? Taka rozdrobniona architektura bezpieczeństwa jest w sumie niebezpieczna. Z jednej strony NATO unika instytucjonalnego zaangażowania się w wojnę, ale z drugiej może pozostawić każdego z jej członków na pastwę samodzielnego starcia z Rosją. To podstawowa kwestia z Porozumienia nie będąca obiektem dyskusji publicznej.
Kolejną systemową i pominiętą sprawą jest charakter pomocy. Wszystko będzie podarowane. Przez nas. A tak nie jest w przypadku relacji Ukrainy z innymi krajami. Wystarczy tylko przypomnieć, że w przypadku 40 miliardów euro zajumanych z oprocentowania zablokowanych rosyjskich kont na Zachodzie Ukraina dostaje wszystko w ramach pożyczki. Tak, Zachód wziął sobie oprocentowanie ruskich kont i pożyczył je Ukrainie. Oczywiście by ta wydała to na zakup broni w USA czy ogólnie – na Zachodzie. Jest to zysk potrójny: 1) pożyczamy nie swoje, 2) muszą NAM oddać, 3) mają wydać tylko u nas. To samo z 60 miliardami kongresowej pomocy z USA na Ukrainę – ta dostanie netto nie więcej niż 16 miliardów – większość pójdzie na uzupełnienie… amerykańskich magazynów broni, przetrzepanych na pomoc Ukrainie. Te dolary nawet nie opuszczą Stanów. Taka to pomoc. My zaś na żywca i na friko dajemy wszystko. No, ale medialnie przebiło się kilka szczegółów, które należy wyjaśnić. Po pierwsze trzeba się zwrócić do umowy. Pierwszy temat to kwestia omawiana jako nasze zobowiązanie do strzelania do rosyjskich rakiet. I tu narracja opowiadaczy się rozjeżdża. Jedni mówią, że będziemy strzelać od nas do ruskich rakiet, ale tylko takich, które MOGĄ lecieć w naszą stronę. Czyli będziemy się bronić wcześniej, zanim rakieta przekroczy naszą granicę. Inni mówią, że będziemy strzelać do wszystkiego co tam lata, bez względu na cel. Również ukraiński. Inni znowu przekonują, że to będziemy strzelać z terytorium Ukrainy, tyle, że naszym sprzętem. Bierzemy więc umowę i czytamy odpowiedni fragment:„Uczestnicy zgadzają się, że konieczna jest kontynuacja dialogu dwustronnego oraz z innymi partnerami w celu oceny zasadności i wykonalności ewentualnego przechwytywania w przestrzeni powietrznej Ukrainy pocisków rakietowych i bezzałogowych statków powietrznych wystrzelonych w kierunku terytorium Polski, z zachowaniem niezbędnych procedur uzgodnionych przez zaangażowane państwa i organizacje”. (rozdział III, Zdolności wojskowe Ukrainy, pkt. 20).
Rodzą się pytania. Jak będziemy rozpoznawać, że taka rakieta leci w naszym kierunku? Przecież może lecieć 300 km od naszej granicy i to na zachód, zaś być wycelowana w cel na terenie Ukrainy. Zapis wskazuje, że za każdym razem trzeba się przed odpaleniem zapytać Amerykańczyków.
A nie było tak do tej pory? Może było, tylko co zrobić – jak w Przewozowie, kiedy rakieta leci na nas, Biden zaś śpi na Florydzie? Co zrobić jak Ruscy strzelą do naszej rakiety? Nad terytorium Ukrainy? A może nad terytorium Polski, jak my – uprzedzająco – nad terytorium Ukrainy?
No, rodzą się pytania. Ale wszystkie rozwiązuje to, że tak właściwie to … nie mamy rakiet i gadamy o pszczołach. Jest to tak, jak w starym kawale z PRL-u: „gdybyśmy mieli blachę, to byśmy produkowali konserwy. Ale nie mamy mięsa…”
Legiony to żołnierska nuta
Kolejny grzany temat to legion ukraiński formowany na terenie Polski. Tu jest już kompletnie mętnie. Mówił na konferencji o tym wyłącznie Zełeński. W Porozumieniu jest tu na okrągło i stąd morze interpretacji. W umowie jest o tym tylko w pkt 6 rodz. III – Szkolenia i ćwiczenia i w pkt. 17 rozdz. III – Zdolności wojskowe Ukrainy. Nie ma tam o legionach wprost, jest o szkoleniach i naborze oraz odwołania się do rozszerzania formatu brygady litewsko-polsko-ukraińskiej.
Więcej dowiadujemy się tylko z opowieści: a to, że będziemy rekrutować Ukraińców u nas przebywających, a to, że będziemy ten legion rotować, czyli, chłopaki po „daniu zmiany” na froncie będą wracać do Polski by odsapnąć, uzupełnić skład i się podszkolić. Ciekawy jest też pkt. 14 rozdz. III – Zdolności wojskowe Ukrainy, gdzie zobowiązujemy się – na prośbę strony ukraińskiej – do „zachęcania” obywateli Ukrainy przebywających na naszym terytorium do powrotu do Ojczyzny i do zaciągu.Cała kwestia „legionu” wzbudza nie tylko polityczne wątpliwości. W Polsce rekrutacja do obcych wojsk jest zabroniona na mocy artykułu 142 Kodeksy Karnego. Ciężko to będzie pogodzić z naborem, o którym się mówi w Porozumieniu. Ale nie z takimi rzeczami sobie radziliśmy. Na mocy bowiem art. 141 kk zabronione jest, będąc Polakiem, służenie w wojsku obcym, a do takiego niewątpliwie należy (jeszcze) Ukraina. Teraz w tej kwestii mamy jasność pomroczną, charakterystyczną dla III RP – nie wolno, ale nasi najemnicy czy też ochotnicy tam walczący nie wychodzą z mediów, opowiadając jak to się walczy na froncie.W legionowym rozwiązaniu czai się pewien oksymoron logiczny. Robimy tu nabór dla tych, co chcą walczyć za Ukrainę. Ale oni właśnie do nas uciekli przed tą wojną. Zadekowali się, bo nie chcą walczyć w tej wojnie. Jest tu tego narybku na kilka armii. Skąd więc to przeświadczenie, że jak nabór będzie u nas, to ci, którzy uciekli przed nim z Ukrainy do Polski, to się właśnie u nas zaciągną, by wrócić na Ukrainę, skąd uciekli i zacząć walczyć w wojnie przed którą właśnie zrejterowali? Absurd logiczny. Ale minister Sikorski przekonuje, że mamy już kilka tysięcy ochotników do legionu (którego powstanie ogłoszono trzy dni temu), zaś motywacją jest to, że oni tu u nas będą lepiej przeszkoleni niż tam na Ukrainie. Ale skąd ta pewność, skoro – wedle tekstu Porozumienia, dowidzieliśmy się, że my w Polsce przeszkodziliśmy już ponad 1/3 ukraińskiej armii?
Co ciekawe – trudno znaleźć ślady tego legionu w umowie. Jakieś tam wyimki o współpracy nad formatem litewsko-polsko-ukraińskim. Więcej dowiedzieliśmy się z opowieści o sprawie z ust Zełeńskiego, bo to on wrzucił temat na konferencji.
Wszystko więc odbywa się poza Porozumieniem, jest podstawą do wzajemnych ostrożnych deklaracji, z których wyziera nie tyle coś groźnego, ale chaos. No, bo jedni mówią, że ten legion to będzie rotował u nas i odpoczywał po zmianie. Inni, że to nikt nie wie kto tym będzie dowodził, bo zestaw pt. my zaopatrujemy, szkolimy ale komendę mają Ukraińcy, to jakiś dziwny twór na ziemi polskiej. Nieśmiało też należy przypomnieć, że jakeśmy my wojowali w takiej angielskiej armii, to nam Angole po wojnie kazali zapłacić za sprzęt i szkolenie jakieś ponad 100 milionów funtów. Ale tam sytuacja była jeszcze inna: Anglia była w wojnie z Hitlerem, myśmy walczyli również w jej obronie, wspierając rekrutem i krwią ich wojsko. I oni nam kazali za to zapłacić. Tak, za benzynę słynnego Dywizjonu 303 spaloną w obronie angielskich wybrzeży. Co prawda, po wojnie większość nam z tego „długu” Anglicy odpuścili, ale umowa była i zrezygnowano z niej bo i tak komunistyczny PRL by nic nie zapłacił. Teraz jest inaczej – nie jesteśmy w stanie wojny z Rosją, choć niektórzy – jak widać – mocno chcieliby. Ukraina walczy o siebie, my zaś dajemy im wszystko, w ramach Porozumienia, będziemy szkolić dalej, wyposażać i utrzymywać ich wojska na naszym terytorium – za friko.
Polska umowna
Całe to zapętlenie pokazuje Polskę w pełnej jej rozciągłości, szczególnie jej pozycyjkę międzynarodową. Aż śmieszno tak przypomnieć sobie te kalkulacje z początków wojny na Ukrainie. Mieliśmy się wybudować jako kieszonkowe mocarstwo środkowoeuropejskie. Wielka Polska, połączona z waleczną Ukrainą miała pokazać światu, a zwłaszcza Europie, nową jakość polityki. Ze świeżości zaś została się jedynie świeża krew ukraińskiego żołnierza i nasze pogarszające się stosunki z Kijowem. Mimo wyprucia się z militariów, środków pomocy i dętego socjalu. Znowu Polska koczuje w zapomnianym rogu składziku europejskich odpadków, znowu bardziej problem, niż rozwiązanie. W dodatku zostajemy coraz bardziej frontowo przyciskani do pierwszej linii, z niemałym zaangażowaniem własnej klasy politycznej i ogłupiałym narodem, który głosuje w sumie na wojennych podżegaczy.I Porozumienie także pokazuje nasze wewnętrzne spozycjonowanie. Niepotrzebnie niektórzy się obruszają, że trzeba za nie stawiać Tuska pod Trybunał. A co, za Macierewicza było podpisane o wiele mniej w 2016 roku, a wypruliśmy się ze wszystkiego.
Tak samo i teraz – podam przykład.
W porozumieniu nie ma nic wprost o jakimś legionie ukraińskim, że będzie, że będziemy zaopatrywać, szkolić, utrzymywać.
A z tego, że Zełeński coś chlapnąłto się dowiedzieliśmy, że tak będzie.

A więc nie ma co traktować takich ustaleń na piśmie poważnie. To, czy mają walor umowy międzynarodowej, której realizacji ustaleń można dochodzić sądownie, czy też nie mają takich atrybutów jest tu bez znaczenia. Jak będzie wola polityczna to się da i to co tam ogólnikami napisane i jeszcze więcej. Albo nic.Z tym Porozumieniem, to tak jak z całością rządów Tuska. To nie rządzenie, to slalom pomiędzy przykrywkami. Sprawy państwowe mają walor żółtego paska w TVN i takąż, krótką, żywotność. Porozumienie wyprodukowało dwu-trzydniowy pakiet takich niby-newsów. Zresztą strasznie zweryfikowanych. Strzelamy do ruskich rakiet z naszego terenu? Bzdura – i tak musimy się zapytać NATO, a te po szczycie w Waszyngtonie wyraźnie spuściło z użycia broni w kierunku Rosji. Prąd na Ukrainę bez opłat środowiskowych? Unia powiedziała, że pierwsze o tym słyszy. Legion? Ależ tam w tym porozumieniu nie jest to napisane, choć większość z tych ważnych „ustaleń” ma w swym zapisie wcale nie decyzje, tylko, że się „rozważy”, „przedyskutuje” i „skonsultuje możliwość”.
Tusk ma nałóg codziennych produkcji takich niby-newsów. A co ma biedaczek zrobić jak rządzić nie umie, za co się zaś weźmie, to sknoci? Dostarcza się ultrasom codziennej dawki tarzanych pisowców, ale nie ma co dać mniej wyrywnym ze swego elektoratu. A więc produkuje się dymy działalności, kolorowe fajerwerki, codziennie inny kolor, inne miejsce. Że się staramy, dowozimy, gdyż jak w reklamie – wymyślamy jakiś problem, by dać na to remedium. I świat ma się cieszyć, jak w 30-sekundowej reklamie.
Ale tak się nie da rządzić. Znaczy się – da, ale odroczone rachunki narosną niespłaconym oprocentowaniem. Tak jak te, które właśnie – za prąd – wyciągną Polacy ze skrzynek. Również ci z Jagodna.   
Już zapominamy o CPK. A był taki ruch. I co? I Tusk załatwił to jedną konferencyjką, że będzie jakieś Megalo-polis, zamiast zarzucanej PiS-owi megalo-manii. Ważny projekt został zbyty PR-owskim trickiem i wszyscy wiedzą, że nic z tego nie będzie. I tak jest z tą Polską naszą dzisiejszą. I z Ukrainą, i wszystkim, na czym można nabudować siłę państwa. Załatwi się to jakąś kokietliwą konferencyjką, Tusk uda, że coś tam mówi z głowy, czyli z niczego. Narodek to kupi, że kolejną sprawę „załatwił” Donek.

Taaa…, załatwił, zaiste, jak całą Polskę.  
  Napisał Jerzy Karwelis

Orzeł z OLT Express, Amber Gold – Michał Tusk – znów wzleciał… Też chyży

Ekspresowy awans syna Tuska dorzeczy/ekspresowy-awans-syna-donalda-tuska

Michał Tusk, syn premiera i szefa PO Donalda Tuska
Michał Tusk, syn premiera i szefa PO Donalda Tuska Źródło: PAP / Marcin Obara

Po zaledwie trzech miesiącach pracy w Urzędzie Marszałkowskim Województwa Pomorskiego Michał Tusk awansował na stanowisko zastępcy dyrektora.

Ledwie w kwietniu informowaliśmy o nowej pracy syna premiera. Michał Tusk objął wówczas stanowisko głównego specjalisty w Departamencie Infrastruktury Urzędu Marszałkowskiego Województwa Pomorskiego. Teraz pojawiają nowe informacje.

Michał Tusk awansował po 3 miesiącach pracy

Jak podaje portal Trójmiasto.pl, po zaledwie trzech miesiącach pracy syn Donalda Tuska awansował na stanowisko zastępcy dyrektora departamentu infrastruktury ds. rozwoju i integracji transportu.

“Po tym, jak Eugeniusz Manikowski został tymczasowym prezesem spółki PKP SKM Trójmiasto, przestał pełnić funkcję zastępcy dyrektora departamentu infrastruktury ds. transportu. Jego miejsce zajął Jakub Cichosz, a departament poszerzono o nowe stanowiska zastępców dyrektora. Obecnie jest ich w sumie czworo. Jednym z nich został Michał Tusk” – czytamy.

ZTM, “Gazeta Wyborcza”, OLT Express. Kariera syna Tuska

Poczynania zawodowe Michała Tuska są niemal zawsze odnotowywane przez media. Na początku roku 2021 roku syn lidera PO został wybrany na stanowisko głównego specjalisty ds. inwestycji w Zarządzie Transportu Miejskiego w Gdańsku. Wtedy to dziennikarze Wirtualnej Polski zwrócili uwagę, że pracę w ZTM łączy z prowadzeniem własnej firmy transportowej. Pojawiły się pytania o możliwy konflikt interesów.

– Kwestie te reguluje dokładnie ustawa, co do zasady urzędnik samorządowy może prowadzić działalność gospodarczą. Moja spółka nigdy w żadnej sprawie nie miała i nie ma relacji z ZTM Gdańsk w zakresie prowadzonej działalności – odpierał zarzuty Michał Tusk.

Pytany wówczas o pracę w urzędzie, tłumaczył, że komunikacją publiczną zajmuje się zawodowo od 2005 r. – Pojawiła się okazja, żeby zaangażować się w pracę nad zwiększeniem atrakcyjności komunikacji miejskiej w Gdańsku, więc z niej skorzystałem – stwierdził.

W przeszłości Michał Tusk pracował także jako dziennikarz w “Gazecie Wyborczej”. Później był zatrudniony w Porcie Lotniczym w Gdańsku. Następnie zaś związał się z firmą lotniczą OLT Express, powiązaną z Amber Gold.

Pinokio. Trudne dzieciństwo deprawuje. Życie na linie 21.

Życie na linie 21 PG

Pinokio

Charakterystyczną cechą Chyżego była obok mściwości kłamliwość. Dlatego nosił przydomek Pinokio. Oczywiście nikt nie odważyłby się go tak nazwać publicznie, ani tym bardziej odezwać się do niego w ten sposób, ze względu właśnie na jego słynną mściwość. Ale za jego plecami tak o nim mówiono.

Gdy Chyży obiecał, że będzie na jakiejś imprezie było pewne, że nie będzie. Gdy Chyży obiecał komuś pracę należało szukać sobie natychmiast innej. We wszystkich okolicznościach Chyży zachowywał się jak kukułcze pisklę, które wyrzuca z gniazda prawowitych lokatorów. Niszczył wszystkich lepszych od siebie i bezwzględnie dążąc do władzy otaczał się jeszcze od siebie głupszymi i bardziej podłymi.

Jego akolitów, jego drużynę nazywano gangiem Olsena, bo był to gang bezwzględnych ludzi potykających się o własne sznurówki. Chyba właśnie dlatego darowywano mu różne podłości. „ On już taki jest, tak musi”- mawiano lekceważąco. Lekceważenie człowieka głupiego i podłego to poważny błąd o czym mieli się wszyscy wkrótce przekonać.

Chyży miał czasem momenty szczerości. „ Gdybym nie wszedł do polityki uczyłbym historii w szkole podstawowej w Kaczych Dołkach Mniejszych” – mawiał. Wszystko co złe kojarzyło mu się- nie wiadomo dlaczego – z kaczką.

Istnieje pogląd, że trudne dzieciństwo hartuje. Jest wręcz przeciwnie – trudne dzieciństwo deprawuje. Trudne dzieciństwo owocuje często pretensją do świata i mściwością, skłonnością do odpłacania ludziom za przeżyte w dzieciństwie upokorzenia. Nie należy lekceważyć również efektu imprintingu czyli wdrukowania. Jak pokazał Konrad Lorentz gęś gęgawa wychowywana przez człowieka nie potrafi prowadzić gęsiąt. Dzieciak obserwujący awantury rodziców, nie czujący się bezpiecznie w rodzinnym domu nie potrafi się z nikim zaprzyjaźnić, nie potrafi być lojalny czy wielkoduszny.

Wyrasta często na podłego mściwego i kłamliwego – jak Chyży – człowieka.

C D N

Zbieżność nazwisk i sytuacji jest przypadkowa. W kolejnych odcinkach mojej opowieści poznają państwo losy innych osób pracujących w spółdzielni „Okienko”

Tusk, jego krąg, wybory i reszta “białych ekranów” do projekcji

Tusk, jego krąg, wybory i reszta białych ekranów do projekcji

Autor: wawel , 7 czerwca 2024 ekspedyt/tusk-jego-krag-wybory

CZĘŚĆ I

KIM TRZEBA BYĆ, BY GŁOSOWAĆ NA TUSKA i jego środowisko?

Trzeba być nowoczesnym, europejskim, otwartym umysłem, tolerancyjnym, niebinarnym, normalnym, obywatelem świata, samodzielnie myślącym, kochającym różnorodność, wolnomyślicielem, niezakompleksionym i realistą. 

Żartowałem, oczywiście ;).

Oczywiście nie chodzi tu tylko o Tuska. Ale to jest pytanie ciekawsze od pytania kim trzeba być, by głosować na MarszałkaPopa chazarskiego, Tygryska Pseudowitoska czy też na Plewicę. Na te trzy grupy głosują po prostu osoby godne politowania, niesplamione myślą, to oczywiste. Tu nie ma potrzeby zgłębiać “istoty” elektoratu.

Kto głosuje na PIS? To też już przebadane jest na nice. Łatwowierni, naiwni, dobroduszni, dobrze chcący, religijni i wierzący w gruszki na wierzbie. Żadna tajemnica.

Ciekawszym poznawczo przypadkiem jest Tusek-Chytrusek. I jego elektorat.

Zagadki zafascynowanych Tuskiem można doświadczyć też na S24 i innych portalach. Ludzie wykształceni i inteligentni przez kilkanaście lat (sic!) są wierni Donaldowi. Ba, nie tylko są wierni kibicowskim przywiązaniem, lecz idą dalej – uznają go inteligentnym, mądrym, błyskotliwym, myślącym, utalentowanym politycznie. Jest to tajemnica wszechświata :). Jak jest możliwe, że ktoś, kto w życiu nie miał ani jednej myśli, jest przez miliony uważany za myślącego? Nie mówię, że nie miał ani jednej swojej myśli – mówię, że nie miał W OGÓLE żadnej myśli. Nigdy.

Znam kilka osób oczytanych, wykształconych, które całkiem na serio gotowe są wchodzić w spory i udowadniać, że Tusk jest niezwykle inteligentny i mądry!

To są rzeczy, które się filozofom nie śniły…

Tusk to próżnia doskonała. Głowa Tuska nie jest stworzona do myśli. Nigdy nie była. Gdyby nie to, że kiedyś porównałem J. Kaczyńskiego do Zeliga (film Woody Allena) i do pustego, białego ekranu na którym każdy wyświetla swój emocjonalny film – to użyłbym identycznego porównania w stosunku do Tuska. Na Tusku miliony wyświetlają swoje niedowarzone projekcje. Na Kaczyńskim inne miliony wyświetlają swoje niedowarzone projekcje. Tusk jest odbiciem Kaczyńskiego w krzywym zwierciadle, Kaczyński jest odbiciem Tuska w krzywym zwierciadle. Tylko dwa odbicia w lustrach bez odbijających się przedmiotów. Bez podmiotów. Tylko dwa lustra i żabi skrzek pomnażających się odbić. Iście Borgesowska gra luster…

Skoro Tusk to próżnia doskonała, to kim są członkowie KO, którzy tego nie widzą i wpatrują się z autentycznym zachwytem w swojego Wodza?! Zagadka stulecia…

Tusk niczego nie mówi. To biały (szary) szum. Wypychanie powietrza i CO2 otworem gębowym i to z jąkaniem się, zacinaniem, kretyńskimi, budującymi rzekome napięcie pauzami. Tusk niczego nigdy nie powiedział i nigdy nie powie. Jak można oczekiwać co on powie?! Kim trzeba być, by czekać na jego przemówienia a potem wysłuchiwać szum powietrza?! Kim są ci ludzie? Czy oni w ogóle istnieją?

Na kogo więc głosować? No cóż, pozostaje tylko Konfederacja. Mimo Mentzena i Wiplera.

CZĘŚĆ II

Fenomen Tuska i polskie dziedzictwo jego misji

image

Nie ma gorszego błędu w próbach zrozumienia polskiej rzeczywistości, niż bagatelizowanie postaci i roli Donalda Tuska. Możliwe też, że jego rola w Brukseli była i…będzie większa, niż się nam wydaje. Określanie go jako kogoś, kto niczego nie robił, przeczekiwał, chował się – to tylko połowa prawdy. Podobnie termin „popychadło” i „figurant” – to bagatelizacja nowych metod zarządzania kolonialnego. Zerem był, jest i będzie po kres swych dni – to oczywiste. Ale jest to zero idealnie wpasowujące się w rachunki kręcących nim operatorów. Zero wieloma swoimi działaniami, posunięciami unicestwiające pewne wartości i mechanizmy obronne ludzi, państwa i społeczeństwa w sposób niezwykle skuteczny i długotrwały.  Jego tupetu i bezczelności w wygłaszaniu całkowicie fikcyjnych deklaracji, prowadzących do skutków dokładnie o 180 stopni przeciwnych temu, co z posągowym czołem obiecywał i ogłaszał – nikt nie prześcignął. Wystarczyło żeby zapowiedział ze cos zniszczy – aby to coś zwyciężyło.

Donald Tusk to fenomen. Nigdy po 1989 r. ktoś tak mierny, nie zrobił takiej kariery w Polsce i Europie. Nigdy nikt nie zdewastował w takim stopniu i w każdym wymiarze Polski, jak ten chłopak ze spółdzielni „Świetlik” i jego „krąg”. [Autentyczne: “Nie, Marek, ty się nie nadajesz na ministra. Jesteś za uczciwy” MD]

Jedyną historyczną analogią z dziejów Polski pomagającą pojąć istotę i rolę „siatki sopockiego mesjasza” zdaje się być samozwańczy, opętany mesjasz Jakub Frank, programowo zwalczający wszystkie zasady etyczne i zarazem udający chrześcijanina oraz jego fanatyczni czciciele łączący się w antypolskie i antychrześcijańskie sekty niszczące duszę polskości. Frankiści popierali i wchodzili w jawne i półjawne alianse z każdą zewnętrzną potęgą zainteresowaną w starciu Polski z mapy Europy.

O ile czarcia gwiazda Michnika wypala się już, o tyle Tusk, Golem ulepiony przez Adama M. z papierowych egzemplarzy Gazety Wyborczej i utworzona przez Tuska “pseudo-frankistowska sekta” oblepiły Polskę i mentalność Polaków błotem, z którego długo jeszcze będzie się otrząsać i oczyszczać… Golem i jego wyznawcy zaczęli żyć własnym życiem. Tęczowe ludziki rozbiegły się po naszej rzeczywistości, każdy na swoim miejscu knując hybrydowe ataki. Bywa, że Golem i jego stworki przewyższają długością życia i trwałością skutków swoich działań rabina, który ich powołał do istnienia. Tego nas uczy teratologia.  

Dużo racji miała prof.Staniszkis w swych alarmach anty-tuskowych. Zacytujmy je:Tusk to bezwzględny super-ambitny przeciętniak (…) To pod rządami Tuska stworzono sieci redystrybucji i zawłaszczania pieniędzy zanim dotrą do realnych wykonawców: od ustawy o zamówieniach publicznych do różnych, nie kontrolowanych, agend i fundacji rozprowadzających środki europejskie (…)

Za rządów Tuska strach i niepewność (oraz demoralizowanie pracowników ukrywających stan rzeczy) są narzędziami władzy. (…) do historii Tusk przejdzie jako wzór (…) demoralizacji , oportunizmu i karierowiczostwa! (…) Tusk istnieje jako zwornik zgniłego układu, słabego państwa i słabego społeczeństwa (…) Tusk… kolonizuje nasz kraj. Rząd Tuska, kolonizując własne społeczeństwo, bo wysysając jego zasoby aż do poziomu, gdy oddolne inicjatywy rozwojowe już nie będą możliwe (…)”, [jego partia stała się] „przykrywką dla środowisk powiązanych na innych zasadach” [niestety, pani profesor nie doprecyzowała, czy miała tu na myśli obce wywiady, czy mafie, czy interesy obcych państw, czy… wszystkie te 3 rzeczy naraz…].

Gamoniowaty, złotousty, zakompleksiony piłkarzyk chowający się w szafie? Nie, to pozór, mała, mniej istotna część prawdy i błędna ocena wydawana przez miałkich dziennikarzy i półgłówkowatych kabareciarzy „robertów uchoidalnych” drenujących głowy widzów plenerowych spędów (zły kabaret przyczynia się do większych strat w społecznej świadomości niż zły teatr, lub zły podręcznik).

Tusk to cyniczny, hiper-bezwzględny oszust rozbijający w pył wszystkie detektory kłamstw i wychodzący naprzeciw nie wypowiedzianym, lecz już tylko pomyślanym wszelkim posunięciom osłabiającym i niszczącym Polskę.

Tusk zniszczył Polskę i polskość do szczętu. Nie tylko z państwa – uczynił państwo teoretyczne (czyli nieistniejące). Z prawdy zrobił prawdę teoretyczną. Z przyzwoitości zrobił przyzwoitość teoretyczną czyli najwulgarniejsze chamstwo. Ze złodziejstwa zrobił cnotę. Z patriotyzmu zrobił patriotyzm teoretyczny, czyli zdradę. Wyśmiewał i deptał wszystko. Podstawowe wartości chrześcijańskiej Europy wydrwiwał i unicestwiał z pasją najzacieklejszego ich wroga. Moralność i etyka życia publicznego zmieniła się za dotykiem jego nihilistycznej czarodziejskiej różdżki w kamieni kupę. To on wychował, wytresował, namaścił, posłał na misję z błogosławieństwem hańbę polskiej polityki obyczaju, czyli Biłgorajczyka i całą jego palikociarnię. Wpuszczenie żulii na salony, dozwolenie na knajactwo i styl więziennych zachowań – to jedno z głównych jego dziedzictw. To, co działo się w sejmie w grudniu  i cały krąg więzienny, krąg szpiclowski Ajwajteli RP zasypujący łajnem nasze zmysły i umysły co kilka dni – nie byłyby możliwe bez określonych d o z w o l e ń  naszego z pozoru niewinnego piłkarzyka. Zostawił nam ten spadek zoologicznego, stepowego, azjatyckiego, bolszewickiego, anty-łacińskiego brudu i łajna. Nienawiść i dzicz – tym zalał naszą przestrzeń głupkowato się uśmiechając i błogosławiąc nazwą „Hyde park”.

Diabeł nie musi być widowiskowym destruktorem, apokaliptyczną bestią – może być też (i bywa wtedy najbardziej skuteczny społecznie w destrukcji) po prostu  lokalnym heretykiem, malutkim człowieczkiem pozbawionym śladu wyższych uczuć, który dla swoich ciemnych, przeszłych sprawek i gminnych ambicji (poczucia misji) nawet sam nie wie, co niszczy. A nie wie, bo „Takie widzi świata koło, Jakie tępymi zakreśla oczy”. A co jest w tym świata kole? Dwie rzeczy: hołd wobec każdej siły i poniżanie wszelkiej bezbronności. Jak to powiedział ś.p. M.Płażyński: gdyby Tusk żył kilkaset lat wcześniej, trup by się słał gęsto…

Toteż trup słał się gęsto. Nie tylko smoleński. Pozabijał dusze ludzi wierzących w sens uczciwości, moralności, etyki, prawdomówności. Wściekle unicestwiał chrześcijańskie korzenie polskości. Wyrwał z Polaków duszę, a z Polski wszelkie ślady własności i szybkiej szansy na jakiś dobrobyt. Całkiem nieźle jak na tchórzliwego piłkarzyka. A może to nie był tchórzliwy piłkarzyk, tylko czarny Anty-Mesjasz?  Otwierający bramy RP dla wyciągających się z zewnątrz rąk? Niech nas nie dziwi, że S. Nowak powiedział o Tusku, że jest “dotknięty przez Boga wielkim geniuszem” albo, że w kręgach kibicowskich powszechne było nazywanie Tuska „mesjaszem”. Taka była logika rozwoju tej sekty i umiejętnego nadzoru skrytych w cieniu jej animatorów.

Jak to powiedział kiedyś Natan z Gazy o Sabbataju Cwi (mistrzu duchowym Jakuba Franka): „Sabbataj odbiera wolę Boga bezpośrednio z nieba”. Z naszego punktu widzenia jest pewien szkopuł w tych kosmopolitycznych herezjach, a mianowicie „według sabbatajskiej soteriologii działanie zbawcze musiało być kontynuowane przez kolejno wysyłanych mesjaszów (najczęściej wymieniano dwóch), by ostatecznie po nadejściu „mesjasza dawidowego” zakończyć cały proces.” Pozostaje nam tylko mieć nadzieję, że to właśnie dotknięty boskim geniuszem Donald był owym ostatnim z rzędu „mesjaszem dawidowym”. Nazwiska kilku wcześniejszych, tzw. mesjaszy wprowadzających znaleźć możemy w każdej encyklopedii pod hasłem „polska transformacja ustrojowa”… Jeśli to nie jest ostatni mesjasz, to musimy przerwać tę linię nihilistycznej sukcesji.

Jakuba Franka nazwano „politycznym mesjaszem upadającej Polski”. Określenie idealnie pasujące do Tuska… Wypowiedzi Tuska i Franka o księżach katolickich brzmią jakby wyszły z jednych i tych samych ust, obydwaj niezwykłą wagę przywiązywali do zemsty (Frank, gdy był sam na sam z najzaufańszymi, odzywała się w jego słowach nuta nienawiści i żądza zemsty. “Dzień mściwy jest ukryty w  sercu mojem ”).

 (Oczywiście analogie historyczne można by ciągnąć dalej: strategiczny chrzest Franka i wyborczy ślub kościelny Tuska, przychylność biskupów pożytecznych, czyli biskup kamieniecki Mikołaj Dębowski i biskup gdański Gocłowski etc.).

Jak magnes przyciąga opiłki, tak Tusk gromadził wokół siebie ludzi o określonej mentalności. Mentalności pogardzania polskością i Polakami, mentalności, która do dziś jest wciąż widoczna i jest ciągłym problemem dla Polski. Ludzi, którzy celowo utrudniają i uniemożliwiają proces odradzania się państwa ze stanu, w jaki rządy kamaryli Tuska je wprowadziły. Mentalność bezwzględnego wykorzystywania słabych, dobrodusznych i nie potrafiących się bronić. Mentalność specyficzna – nazwijmy to tak. Mentalność sępa, uśmiechniętej, eksponującej garnitur zębów i dworującej hieny. Mentalność eksploatatora. Mentalność, która dopiero czeka na swoich Linneuszów, by ją ponazywać, poklasyfikować i stworzyć swoiste bestiariusze wrogów wspólnoty, zawodowych destruktorów, niszczycieli polskości. Dopóki nie nauczymy się rozpoznawać tego typu ludzi i nazywać ich adekwatnymi, analitycznymi terminami po to, by zabezpieczać się przed włączaniem ich do aparatu władzy, do struktur oświatowych i w obręb szeroko pojętej kultury – będziemy ciągle przeżywać deja-vu i nie zdołamy zrozumieć natury swych problemów, problemów jakie pojawiają się przed Polską – na dobrą sprawę – już od kilku wieków.

A dziennikarze, jak opowiadali, tak będą za nasze pieniądze do końca świata opowiadać nam swoje bajki o wojnie Polaków z Polakami, albo o narastającym zdziczeniu obyczajów Polaków.

Primo: To nie są obyczaje Polaków. Secundo: Nikt tu nagle nie zaczął dziczeć. Oni od zawsze byli tacy. Tacy sami. Kłamiący z miedzianym czołem i zdzierający skórę z naiwnych. Eksploatujący nasz kraj, jak powierniczą własność. Niszczący z pasją każdą wartość, bo każda wartość jest dla nich zagrożeniem. Swoje błoto próbują przykleić nam a na nasze wartości robią to, co robili na znicze na Krakowskim Przedmieściu. Nie mieszajmy w to Polaków. Nie powtarzajmy suflowanych przez Nich kretynizmów o wojnie polsko-polskiej.

Tak jak, analogicznie, nie mieszajmy Szwedów i Francuzów w zamiłowanie do wjeżdżania ciężarówkami w tłum. To przyszło do nich z zewnątrz… Przyszło to do nich tak, jak do nas przyszli (czy też „zostali skierowani”) samozwańczy mesjasze antypolonizmu mający za zadanie zniszczyć wszelkie zasady etyczne i swoimi ekstatycznymi omamami unicestwić zdrowe myślenie narodu. Czas najwyższy zacząć rozróżniać „ludzi zewnętrznych”. Obcych nosicieli specyficznej mentalności. To kwestia naszego przetrwania.